▼
środa, 25 września 2019
niedziela, 22 września 2019
Programy gospodarcze i socjaliści
Dziwne w naszym kraju się rzeczy dzieją od historii do gospodarki. Dyskusje socjalistów, którzy tworzą rzeczy, nigdzie wcześniej nie spotykane. Czy tak jest do końca. Można mieć co do tego wątpliwości.
Aby nie przytaczać dużej ilości programów, które mają wpływ na naszą historię możemy skupić się chociaż na jednym - o płacy minimalnej.
Nigdzie w co bardziej poważniejszych krajach jak np. Szwajcaria takie pojęcia co wymyślają socjaliści trudno znaleźć. A wiedzie im się całkiem nieźle.
No dobrze, ale skąd tym osobnikom przychodzą takie pomysły, albo kto im takie pomysły podsuwa.
Dziwne podobieństwa możemy znaleźć w ''spiskowych teoriach'', w których jest osławiona publikacja Protokoły Mędrców Syjonu;
http://wojtek.pp.org.pl/pliki/notki/2019-02-12_protokoly-medrcow-syjonu-skladnica/Protoko%C5%82y%20Medrc%C3%B3w%20Syjonu%20z%201919%20roku%20w%20formacie%20PDF.pdf
paragraf 6
Podniesienie pracy zarobkowej i podrożenie artykułów pierwszej potrzeby
Podniesiemy płacę zarobkową, co jednak nie przyniesie żadnej korzyści robotnikom, bowiem jednocześnie wywołamy drożyznę artykułów pierwszej potrzeby, spowodowaną rzekomo upadkiem rolnictwa i hodowli. Oprócz tego podkopiemy zręcznie i głęboko źródła wytwórczości, przyzwyczaiwszy robotników do anarchii i nadużywania napojów wyskokowych, jednocześnie zaś zarządzimy wszelkie środki do wyzucia z ziemi wszystkich gojów inteligentnych.
Jakie te podobieństwa są zbliżone?
https://www.infor.pl/prawo/zarobki/wysokosc-zarobkow/3052555,Placa-minimalna-z-2250-zl-w-2019-r-do-4000-zl-w-2024-r.html
Skutki jak pisza co bardziej rozgarnięci ludzie będą opłakane
https://dwagrosze.com/2019/09/bedzie-wesele/
Poglądy socjalistyczne głosił już jeden kretyn w naszej historii - Selman - Piłsudski naczelnikiem zwany, co na kasztance jeździł.
Dziś mamy oszołoma z kotem Kaczyńskiego, co mu listonosz wypłatę przynosi, też naczelnikiem zwanym ze swoim pomocnikiem Mateuszem Morawieckim, co swoje dzieci w żydowskiej szkole kształci, a o polskości prawi.
Idą wybory, niniejszy rysunek zwolenikom PISU dedykuję.
Rozsądne program znajdziemy tutaj.
https://niss.org.pl/wp-content/uploads/2016/05/Program-KoRReUs-a.pdf
No dobrze, ale skąd tym osobnikom przychodzą takie pomysły, albo kto im takie pomysły podsuwa.
Dziwne podobieństwa możemy znaleźć w ''spiskowych teoriach'', w których jest osławiona publikacja Protokoły Mędrców Syjonu;
http://wojtek.pp.org.pl/pliki/notki/2019-02-12_protokoly-medrcow-syjonu-skladnica/Protoko%C5%82y%20Medrc%C3%B3w%20Syjonu%20z%201919%20roku%20w%20formacie%20PDF.pdf
paragraf 6
Podniesienie pracy zarobkowej i podrożenie artykułów pierwszej potrzeby
Podniesiemy płacę zarobkową, co jednak nie przyniesie żadnej korzyści robotnikom, bowiem jednocześnie wywołamy drożyznę artykułów pierwszej potrzeby, spowodowaną rzekomo upadkiem rolnictwa i hodowli. Oprócz tego podkopiemy zręcznie i głęboko źródła wytwórczości, przyzwyczaiwszy robotników do anarchii i nadużywania napojów wyskokowych, jednocześnie zaś zarządzimy wszelkie środki do wyzucia z ziemi wszystkich gojów inteligentnych.
Jakie te podobieństwa są zbliżone?
https://www.infor.pl/prawo/zarobki/wysokosc-zarobkow/3052555,Placa-minimalna-z-2250-zl-w-2019-r-do-4000-zl-w-2024-r.html
Skutki jak pisza co bardziej rozgarnięci ludzie będą opłakane
https://dwagrosze.com/2019/09/bedzie-wesele/
Poglądy socjalistyczne głosił już jeden kretyn w naszej historii - Selman - Piłsudski naczelnikiem zwany, co na kasztance jeździł.
Dziś mamy oszołoma z kotem Kaczyńskiego, co mu listonosz wypłatę przynosi, też naczelnikiem zwanym ze swoim pomocnikiem Mateuszem Morawieckim, co swoje dzieci w żydowskiej szkole kształci, a o polskości prawi.
Idą wybory, niniejszy rysunek zwolenikom PISU dedykuję.
Rozsądne program znajdziemy tutaj.
https://niss.org.pl/wp-content/uploads/2016/05/Program-KoRReUs-a.pdf
piątek, 20 września 2019
Mavro Orbini - Królestwo Słowian, czyli wszyscy jesteśmy WANDALAMI
Dziwna jest ta nasza historia. Na uniwersytetach siedzą ludzie, którzy nie mają pojęcia o historii, a szczególnie co z czego wynika jest rzeczą, która przekracza ich zdolności umysłowe. Od kiedy nam wprowadzono centralne nauczanie z Citi do której należałoby dodać spółkę niemiecko - żydowską to trudno się dziwić, że się do dziś pozbierać nie możemy.
Poniżej przetłumaczony fragment pozycji Mavro Orbiniego - Królestwo Słowian ( nie dziw się czytelniku dlaczego te jak i inne pozycje nie są tłumaczone, skoro masz do czynienia z półgłówkami i agentami) wydanej w Zagrzebiu w 1999 r.. Będzie to mały krok dalej w odkłamaniu naszej historii.
Rękopis
https://digitalna.nsk.hr/pb/?object=view&id=11811&tify={"pages":[13],"panX":0.325,"panY":0.466,"view":"scan","zoom":0.444}&tify={"pages":[1],"view":"scan"}
Mavro Orbini - Królestwo Słowian
https://archive.org/details/KraljevstvoSlavenaMavroOrbini
str.
110-117
(...) Te dwa rodzaje pisma opracowali, (jak zostało
powiedziane) święty Hieronim i Cyryl, których w wiecznej pamięci zachowują
Słowianie, a szczególnie Czesi i Polacy. Te dwa królestwa pochodziły z zaszczytnego
ludu słowiańskiego, który zapanowując nad Ilirią wyrusza zakładać swoje osady
również na północy, względnie w dzisiejszych Czechach i w Polsce. Dzieje się
to, (według zapisów Jana Dubrawskiego w 1. księdze) w następujący sposób. Czech
Chorwat był mężem szlachetnym i wśród swoich wielce szanowanym. Niechcący lub na
odwrót - umyślnie, zabija jednego ze swoich, człowieka o dużym autorytecie. Gdy
z tego powodu oskarżono go i chciano osądzić, on w żadnym wypadku nie chciał
pojawić się w sądzie, zaś jego przeciwnicy tak samo nie zaniechali codziennych
prześladowań. Dlatego największa część Chorwacji staje do broni w celu obrony i
ochrony swoich praw przeciwko niestawiennictwu Czecha. Zrozumiawszy jak duży
jest gniew ludu, Czech nie czeka dłużej ani chwili i by uniknąć zagłady, za
radą przyjaciela wyjeżdża na czas, decydując się poszukać nowego miejsca pobytu
zamiast swej pierwotnej ojczyzny. Wyruszają tak na poszukiwanie bezpiecznego
schronienia i wygodnego miejsca do osiedlenia się, a przyłącza się do niego
jego brat Lech z rodziną, przyjaciółmi, sługami i wieloma innymi ludźmi. Udali
się tą drogą, która ich przez Valerię położoną między Dunajem i Sawą i wówczas
pod władzą Chorwatów, doprowadziła do górnej Panonii w pobliżu Moraw. Skręciwszy
następnie do Moraw i odkrywszy, że one, jak i duża część Saksonii znajdują się
w posiadaniu Słowian, zatrzymują się tam na pewien czas. Dowiedziawszy się o
przyczynie ich podróży, mieszkańcy Moraw pouczyli ich co mają czynić i
objaśnili że niedaleko znajduje się ziemia, którą Germanie zowią Bohemią i
którą oni niegdyś zamieszkiwali, a która chwilowo jest wyludniona i w
całkowitym osamotnieniu, nie licząc garstki Wandalów, także słowiańskiego rodu,
który rozproszony przebywa w paru miejscach w nędznych domostwach i że wydaje
się ona być odpowiednim miejscem na nowy dom towarzystwa Czecha. Czech
przyjmuje to tym chętniej, że było dla niego jasne, iż znajduje się takim
położeniu, że nie ma żadnej korzyści z dyskutowania o podsuniętych mu propozycjach.
Udawszy się zatem ponownie w drogę i skierowawszy się prosto przełęczą pogórza hercyńskiego,
idąc wszędzie pokojowo i nie tykając nikogo, schodzi Czech do Bohemii. Gdziekolwiek
nie wyruszył, na własne oczy mógł zobaczyć to co było mu opowiedziane, czyli że
Bohemia jest leżąca odłogiem, pusta i zaludniona bardziej przez stada owiec i tabuny
bydła niż przez ludzi, których było bardzo mało, zwięrząt zaś było bez liku. Ludzie,
których tam zastał nie byli ani trochę ucywilizowani, lecz długowłosi i głównie
pasterze. Początkowo, gdy zobaczyli ludzi Czecha nigdy wcześniej nie
widzianych, przestraszyli się, ale zrozumiawszy, że są oni ich narodowości i
ich przyjaciółmi, od razu wymienili pozdrowienia, przytulając się i przynosząc
podarki, które mieli zwyczaj dawać przyjaciele i goście, a były to mleko, ser i
mięso. Dali potem towarzyszom Czecha przewodnika, aby zaprowadził ich do dolnej
Bohemii. Dotarli tak do góry wznoszącej się między rzekami Łabą i Wełtawą, a
którą tamtejsi ludzie nazywają Rzip, co oznacza widok, gdyż widać stamtąd duże
i rozległe pola. Czech wspiął się na górę i spoglądawszy wszędzie wokół siebie
zdumiony obserwował teraz niebo i czyste powietrze, żyzną teraz glebę, lasy i
gaje odpowiednie pod wypas i rzucał spojrzenie na bystre wody i rzeki bogate w
ryby. Nie mogąc dalej kryć radości w duszy, z wyciągniętymi do nieba rękoma
zaczyna dziękować bogom za tak liczne dobrodziejstwa. Zabija wtedy ofiary,
które był zabrał ze sobą i składa ofiarę bogom, jako że był to obyczaj tego
ludu. Wracając do swoich, w dół do równiny, wnosi we wszystko nową radość, obwieszczając
im, że nadszedł kres ich długiej i bezcelowej tułaczki i zachęcając ich do
zbudowania w tym miejscu domów i w szczególności do uprawiania ziemi, by nie
byli zmuszeni żyć tylko z łowów i z mięsa niczym zwierzęta. Chorwaci byli
biegli zarówno w budowie, jak i w rolnictwie, stąd każdy z nich radośnie i z
gotowością obiecał, że tak uczyni. Ale Czech nadal dodaje im odwagi i zachęca
do tego przedsięwzięcia. Ludność tej okolicy powiększa się i mocno rozmnaża z
przybyciem zarówno Wandali jak i Dalmatyńczyków, którzy przybywają do Bohemii
jako do spokojnego miejsca i oddalonego od wszystkich buntów i ciągłych wojen.
Lech wtedy, zapragnąwszy również on stać się założycielem jakiegoś narodu i
królestwa, udaje się do swojego brata Czecha z prośbą, by puścił go na
poszukiwanie nowych miejsc i nowych krain, razem z tymi wszystkimi, którzy chcą
za nim pójść. Obiecuje bratu, że jeśli przypadkiem nie znajdzie tego, czego
szuka, wróci do niego. Załatwiając to z łatwością u brata, przechodzi przez
góry na północy i dociera do krain, które chwilowo znajdują się częściowo w
posiadaniu śląskim, a częściowo polskim. Lech, właśnie tak jak jego brat Czech,
miał w każdym przedsięwzięciu szczęście i zasiedla te krainy nowym ludem, okazując
się wszędzie skrajnie skromnym wobec całej swojej czeladzi, a nigdy żądnym
sławy czy pysznym, właśnie tak czynił to też jego brat Czech. Dlatego lud jego
zachował w pamięci ich obu, rozpoznając w nich swoich założycieli i nazwał się
po nich, tak że aż do dziś mieszkańcy Bohemii zwią się Czechami, a Polacy po
Lechu - Lechami. Do tych dwóch narodów przynależą sławetni pisarze i ludzie
uczeni, wśród nich Wienczesław Czech, Maria Miechowita, Jan Dubravski i Marcin
Kromer oraz wielu innych, którzy obszernie pisali o czeskich i polskich wojnach
i zwycięstwach. Kto chciałby poznać rozwój tych dwóch królestw, może się
odwołać do wymienionych pisarzy, ja bowiem zadowolę się stwierdzeniem, że -
podając za uczonym Giambullarim - Czechy i Polska zawsze były naturalnie
przywiązane do broni i bogate w ludzi,
którymi można było śmiało posłużyć się nawet w największych
przedsięwzięciach. Czesi często to udowadniali i zadawali męki nie tylko sąsiadom,
ale i najbardziej odległym i najsilniejszym władcom, jak donosi Paolo Emili. W
3. księdze, opowiadając o wojnach cesarza Karola Otyłego, mówi tak: Karol syn, wdaje
się w to przedsięwzięcie na rzecz Hunów z tym samym zrywem, z którym przedtem walczył
był przeciwko nim, jednak jego nadzieje go zdradzają. Odkrywa bowiem, że Czesi to
ludzie ogromnie odważni, ani trochę ducha łotrowskiego, ale uparci niczym prawdziwi
przeciwnicy, a konflikt pomiędzy Czechami i Frankami, którzy byli ukrócili pychę
Hunów, był przedsięwzięciem bardziej niepewnym i niebezpiecznym od wcześniejszego
konfliktu pomiędzy Hunami i Frankami. Najbardziej znanym i najsłynniejszym
czeskim królem był Ottokar V. Według opowieści Jakoba Wimpfelinga w Germanii, był on w istocie oddany
ciągłemu wojowaniu oraz mężem serca żądnym trudnych i słynnych przedsięwzięć. Rozszerza
swoje cesarstwo od Morza Bałtyckiego aż do Dunaju i Adriatyku. Nazarije Mamertinski
pisze, że Czesi od zawsze byli doskonałymi strzelcami, a kapłan Helmold w Rozdziale
5. Kroniki Słowian nazywa ich
wojowniczym ludem. Ale cóż mówić o mężczyznach, kiedy również kobiety i
dziewczęta z tych krain były z natury tak samo wojownicze, a miały też w
zwyczaju, (jak pisze [papież] Pius II w swojej Historii Bohemice) jeździć konno i ujeżdżać konie, zawracać na
koniu, walczyć kopią, nosić zbroje i łuk, wypuszczać strzały i rzucać kopie,
chodzić na polowanie, nie zaniedbując ani jednej rzeczy praktykowanej przez
dobrego wojownika czy rycerza. Właśnie to było przyczyną tego, że swego czasu kobiety
zawładnęły tym królestwem (według doniesień opata Regino w 2. księdze, Piusa II
i Jana Dubravskiego). Walaszka bowiem, drużka Libuszy, żony czeskiego króla Przemysława,
niemal niczym nowa Pentezylea, Amazonka, wystrzegając się z towarzyszkami
męskiej drużyny, na koniec zabija mężczyzn w kraju i przez siedem lat pozostaje
przy władzy w Czechach, zaś jednego dnia zabija siedmiu przeciwników. Była
kobietą bardzo mądrą i sprytną, która tam gdzie nie było siły, uciekała się do podstępu.
Uczy tej umiejętności również inne kobiety z drużyny, a w szczególności Sarkę -
kobietę o wyjątkowej urodzie, a jeszcze większej przebiegłości i okrucieństwie.
By uśmiercić Stirada, mocnego młodzieńca i największego prześladowcę tych
Czeszek, posłuży się tą przebiegłością i podstępem. Daje się przywiązać do
pewnego drzewa za ręce i nogi i ustawia obok róg łowiecki i naczynie z
zaczarowanym napojem, po którym ten, który by go wypił, traci pamięć. Nakazuje
potem innym ukryć się niedaleko w lesie. Dopiero po tym jak kobiety odchodzą,
przybywa oto Stirad do miejsca, gdzie była związana przebiegła Sarka. Zobaczywszy
ją tak związaną, lituje się nad nią i pyta
dlaczego została skazana na takie męki? Sprytna dziewczyna odpowiada mu:
Walaszka tak postanowiła, bo mszcząc się za zbrodnie, które byłam uczyniłam
razem z nią przeciwko mężczyznom, zdecydowałam od razu zerwać z takim życiem i
odejść od niej. Dowiedziawszy się tego, dałam się związać, by umrzeć w tysiącu
mąk. Ale usłyszawszy szczekanie twoich psów i rżenie konii, uciekła by się ratować,
z zamiarem powrotu i zobaczenia mojej śmierci. Proszę cię i zaklinam w imię
twej szlachetności, uwolnij mnie lub uśmierć swoimi rękoma, byle bym nie wpadła
z powrotem w jej ręce. Stirad ogarnięty nie tyle litością, co jej urodą,
rozwiązuje ją. Podpytowując ją o przeznaczenie naczynia i rogu, ona mu
odpowiada: Napój przygotowano, abym dłużej pożyła i aby moje męki trwały
dłużej, a róg chcieli zawiesić mi wokół szyi na znak, że byłam łowczynią. Wypowiedziawszy
to, upija z naczynia część napoju, która nie mogła jej zaszkodzić, a resztę
daje Stiradowi, który traci od niego pamięć. Następnie przykłada róg do ust ze
słowami: Chcę na nim zagrać na złość, a dźwięk rozlegnie się w powietrzu i
lesie. Usłyszawszy dźwięk rogu, Walaszka wychodzi z innymi z zasadzki oraz
łapie i związuje nieszczęsnego młodzieńca. Zaprowadziły go do miejskiej
twierdzy i straciły w obecności króla Przemysława i całego ludu. O tym
powstaniu czeskich kobiet Pius II opowiada w swojej Historii Bohemicy, jak również Jan Dubravski, który w księdze
drugiej mówi: Gdyby ktoś pomyślał, że wojna kobiet przeciwko mężczyznom w
Czechach to czysty wymysł, powinien wiedzieć, że w Sarmatii był dawny obyczaj,
że kobiety walczą przeciwko mężczyznom, jak donosi Pomponiusz Mela, kiedy mówi,
że obowiązkiem sarmackich dziewcząt było mierzenie z łuku i strzałami, jazda
konna i polowanie, a dorosłych kobiet zadawanie ran wrogom, i gdyby
kiedykolwiek tego nie uczyniły karą byłaby utrata dziewictwa. Taką śmiałość
pokazuje także Matylda, która jak mówi [papież] Pius II była czeskiego rodu.
Podarowała ona rzymskiemu
Kościołowi całą ziemię rozciągającą się od miejsca Radicofano Castel [Bandeno
di Roncone] do Ceparan, którą dzisiaj nazywa się spuścizną świętego Piotra. Żona
pewnego szlacheckiego księcia rodzi mu syna, który żyje krótko, a z powodu
strasznych bólów przy porodzie decyduje się nie kłaść się dalej z mężem. Wstrząśnięty
tym, mąż rusza z bronią na żonę, która odważnie mu się przeciwstawia i z pomocą
dobrego wojska wypędza go od siebie i jemu, jako pokonanemu daje odrąbać głowę.
I więcej nigdy nie wychodzi za mąż. Alessandro Durante, usprawiedliwiając postępowania
Matyldy, w księdze drugiej mówi: Dwie rzeczy usprawiedliwiają okrutny czyn
Matyldy - jedna to wielka zuchwałość jej męża i jego nieroztropność, zaś drugą
jest jej pochodzenie wywodzące się z wojowniczego i dumnego czeskiego ludu.
Ani
trochę w tyle nie pozostaje za nimi, zarówno
jeśli chodzi o sławę, jak i śmiałość, lud polski. Przemilczając ich niezliczone
zwycięstwa, wspomnę tylko Zygmunta, króla polskiego, który wielokrotnie doprowadza
do zgładzenia silnego wojska pod przywództwem Tamerlana i Batu-chana jako
donosi Vinko z Beauvaisa, archidiakon ze Splitu Tomo i Miechowita. Był lud ten
upadkiem rodu ludzkiego i zmusza do ucieczki również mocne wojsko wojewody
moskiewskiego, wyżynając osiemdziesiąt tysięcy ludzi. Wychodząc w wojny z gospodarzami
Liwonii i Pomeranii jako zwycięzcy, staje się bardzo pyszny i zmusza ich w
następnych latach do płacenia daniny. Obok tego wszystkiego Turcy, z pomocą swoich
sprzymierzeńców Wołochów, ośmielili się wypowiedzieć wojnę Polakom, lecz oni
nie tylko zmusili ich do opuszczenia granic Polski przy stracie większej części
swoich ludzi, ale co więcej wpadają na ziemie Wołochów, wybijając i paląc
wszystko wokół siebie. Do tak wielkiej siły wielkiego księcia, jakim był
Zygmund warto dodać wyjątkową śmiałość Polaków w wojnie, ponieważ dla nich -
wskazuje na to dawny przykład zacnych ich praprzodków Słowian - krwała zagłada
jest droższa od haniebnej ucieczki. Z powodu ciągłych wojen, stali się hardzi i
okrutni i bardzo późno przyjęli chrześcijaństwo. Ponad wszelką miarę byli
oddani bałwochwalstwu i czczeniu kilku swoich szczególnych bożków, a byli to: Jowisz,
Mars, Pluton, Ceres, Wenus i Diana. Jowisza nazywali w swoim słowiańskim języku
Jez [MU1] i uważali
za wszechmogącego. Marsowi nadali imię Leda,
a był to bóg wojny i przynosiciel zwycięstwa. Pluton mial imię Nija, a modlono się do niego o
najlepsze miejsce
w
jego królestwie po śmierci. Wenus nazywano Ciciliją[MU2] , a modlono się do niej
o płodność, rozkosze i mnóstwo dzieci. Dianie dano imię Dziewanna lub Ziewonia i
błagano ją o podarowanie umiarkowania i dobrych łowów.
{0>
Cererę
zwano Marzanną, prosząc ją o
płodność pól i upraw. Czczili wiatr świszczący nad kłosami zbóż i konarami
drzew, a zwano go Pogodą lub Pochwistem. Marcin Kromer opisuje Pogodę jako pogodny wiatr, Pochwist lub
Pochwiściel zaś, jak mówi Miechowita, u Masovca oznacza niepogodę. Tak samo wielbili
Ładę,
matkę Kastora i Poluksa. Pamięć tego zostaje zachowana aż do czasów Miechowity,
mówi on bowiem, że śpiewają oni pradawne pieśni, powtarzając słowa łada łada, lel lel, polel polel. Kastora
bowiem nazywano Lelem, a Poluksa Polelem. Pisze Jan Długosz, iż w jego czasach
w Czechach i Polsce ozdabiali plecionymi wieńcami rzeźby Marzanny i Ziewonii i nosili
w uroczystym pochodzie z żałobnym śpiewem, aby potem wrzucić je do mokradeł lub
rzeki. Urządzali to w czwartą niedzielę Wielkiego Postu na pamiątkę siódmego dnia
marca, kiedy to król Mieszko [MU3] w publicznej odezwie nakazuje,
aby rozbito wszystkie bożki. Nim Polacy poświęcali kościoły i miejsca
szczególne, następnie rzeźby, kapłanów również, na ich cześć urządzali świąteczne
dni z tańcami, świętowaniem, pieśniami i różnymi zabawami. Taki obrzęd w świąteczne
dni, mówi Długosz, stale odbywano w Polsce aż po jego dni, kilka stuleci po
przyjęciu chrześcijaństwa. Wszyscy razem, bowiem, mężczyźni i kobiety, starzy i
młodzi, mieli zwyczaj zbierania się w dni, które my nazywamy Zielonymi
Świątkami i świętować przy zabawie i tańcu. To swoje zbieranie się nazywali stadem, z tym samym znaczeniem, które
słowo to ma dzisiaj u nas. Rosjanie i Litwini, szczególnie na wsi, również
dzisiaj mają obyczaj, gdy tańczą i klaszczą rękoma, powtarzania śpiewając
imienia Ladona. Czesi porzucili grzech bałwochwalstwa (to opinia Wienczesława
Czecha i Jana Dubravskiego) i przyjęli wiarę chrześcijańską dzięki królowi
morawskiemu Świętopełkowi, za rządów czeskiego króla Boriwoja i jego żony
Ludmiły około roku 900. Polacy tymczasem, trwali w swoim pogaństwie i wyrzekli
się go dopiero w 965 roku, za zasługą ich króla Mieszka[MU4] . On zaś do nawrócenia
się został tknięty powodem, który teraz wyjaśnimy. Przyjąwszy po śmierci ojca
władzę w Polsce, bierze on, jak mieli to w zwyczaju poganie, siedem żon, lecz
pomimo tego nie otrzymuje ani jednego jedynego następcy, któremu zostawiłby
królestwo. W tym samym czasie, wielu Polaków w drodze powrotnej do domu z Czech
i Moraw przynosiło ze sobą wiarę chrześcijańską, a byli też chrześcijanie w
Polsce, z których niektórzy w służbie rządzących, zaś inni zajmowali się
handlem. Byli tu też ci, którzy mogli spokojnie poświęcić się sprawom duchowym,
żyli powściągliwie w osamotnionych miejscach. Doradzili i zachęcili oni Mieszka
do porzucenia błędu pogaństwa i przyjęcia Chrystusa, który jest przynosicielem
potomstwa i pocieszycielem wszystkich dusz. Namówili go do związania się z
jedną jedyną kobietą, chrześcijanką w prawdziwym i prawowitym małżeństwie, na
co on wysyła do Czech prosić o córkę wojewody Bolesława, a to był ten, który wściekle zabił swojego brata, później ogłoszonego
świętym. Bolesław nie odmawia mu ręki swojej córki, pod warunkiem, że proszący
porzuci pogaństwo i zostanie chrześcicjaninem. Mieszko z przyjemnością przystaje
by to uczynić. Jednego dnia, a było to w roku 965, Mieszko przyjmuje w Gnieźnie
chrzest święty i żeni się z dziewicą Dobrawą. Wydaje potem odezwę, w której
nakazuje by we wszystkich miastach i innych miejscach w jego królewstwie
zostały rozbite bożki i aby każdy został ochrzczony. Tak długo dopóki pozostaje
przy życiu, ze wszystkich sił stara się wprowadzić, a potem utrzymać wiarę
chrześcijańską w całym swoim królestwie. Litwini, choć słowiańskiego rodu i
jednocześnie zjednoczeni z polskim królestwem, byli bardzo wytrwali i pozostawali
przy swoich pustych przesądach w fałszywych bogów dłużej nawet od samych
Polaków. Wielbili boga ognia, którego nazywali w swoim języku Zniczem i w niektórych miejscach i w
największych miastach utrzymywali ciągły i wieczny płomień, nigdy go nie
gasząc. Oddawali cześć gromom, które zwali perkunami,
jako bóstwom. Święty płomień, przedmiot ich uwielbienia, kapłani ze świątymi nieprzerwanie
utrzymywali, aby nie zagasł nawet na chwilę. Przyjaciele chorych przychodzili
do kapłanów po radę, a ci nocą podchodzili do świętego płomienia i rankiem
dawali odpowiedź, mówiąc, że w ogniu widzieli byli cień chorego. Do tego, były
tam dąbrowy i wybrane drzewa w lasach poświęcone ich bogom i nikomu nie było
wolno dotknąć ich mieczem, a jeśli przypadkowo ktoś by to uczynił, nie uniknąłby
bez kary. Bowiem, wywoławszy tym gniew demonów albo padłby w miejscu martwy,
albo zostałby okaleczony, gubiąc którąś z kości.(...)
(...)
Cóż my tutaj mamy:
- Lech wtedy, zapragnąwszy również on stać się założycielem jakiegoś narodu i królestwa, udaje się do swojego brata Czecha z prośbą, by puścił go na poszukiwanie nowych miejsc i nowych krain, razem z tymi wszystkimi, którzy chcą za nim pójść. Obiecuje bratu, że jeśli przypadkiem nie znajdzie tego, czego szuka, wróci do niego. Załatwiając to z łatwością u brata, przechodzi przez góry na północy i dociera do krain, które chwilowo znajdują się częściowo w posiadaniu śląskim, a częściowo polskim. Lech, właśnie tak jak jego brat Czech, miał w każdym przedsięwzięciu szczęście i zasiedla te krainy nowym ludem, okazując się wszędzie skrajnie skromnym wobec całej swojej czeladzi, a nigdy żądnym sławy czy pysznym, właśnie tak czynił to też jego brat Czech. Dlatego lud jego zachował w pamięci ich obu, rozpoznając w nich swoich założycieli i nazwał się po nich, tak że aż do dziś mieszkańcy Bohemii zwią się Czechami, a Polacy po Lechu - Lechami
CZY WIDZISZ TU CZYTELNIKU DZIEJE BAJECZNE JA NIE
Cofnijmy się teraz do czasów wcześniejszych przed podziałem na Wielkim Sejmie Wandalskim
str. 160
(...) Tu zatrzymuje się opowieść
Suffridija. Albert Krantz, aby pokazać, że Słowianie i Wandalowie to ten sam
naród, nie nazywa ich innym imieniem niż Wandalowie, co widać w jego Wandalii i Saskiej. Jasny dowód na to daje też Sigismund [Siegmund)
Herberstein w swojej Moskowiji[MU5] , gdy opowiada poniższe
zdarzenie, które znajduje się też w Kronice
rosyjskiej. Nie mogąc w żaden
sposób zgodzić się co do wyboru nowego księcia, Rosjanie wysłali po namiestnika
do Wagrii, wandalskiego miasta i należącej do niego prowincji w przeszłości bardzo
znanej, a która znajduje się w pobliżu Lübecka i województwa holsztyńskiego. Wandalowie,
w tym czasie bardzo silni, a do tego o tym samym języku, obyczajach i wierze co
Rosjanie, wysłali tym ostatnim trzech braci wybranych spośród najlepszych i
najsilniejszych mężów wandalskich. Byli to Ruryk, Syneus i Truwor; Ruryk
otrzymał w posiadanie Nowogród, Syneys zasiadł na tronie w Biełoozierze, a
Truworowi przypadło księstwo Pleskowia z siedzibą w mieście Svortceh. Nawet
Peter Artopaeus Pomeranas w żaden sposób nie oddziela Wandalów od Słowian i tak
pisze do Münstera: Jak powiedzieliśmy, w rejonie Meklenburga, wzdłuż wybrzeża
na odcinku od Holzacji do Liwonii, mieszkał jeden jedyny wandalski albo
słowiański naród. Autorytet tak poważnych i słynnych pisarzy pozwala nam na
swobodne wyciągnięcie wniosku, że Goci, Wizygoci, Gepidowie, Wandalowie i
Dakowie należeli do jednego narodu słowiańskiego. W celu dalszego uzasadnienia
tego, wymienię tutaj niektóre z wyrazów, które znajdują się w 2. księdze Karla z
Wagrii i w 11. księdze Latzowej, a które
(jak relacjonują wspomnieni autorzy), były w użyciu w dawnych Wandalów. (...)
[MU1]raczej
jest on znany pod nazwą Perun
[MU2]a
Wenus pod nazwą Lela...
[MU3]w
oryginale jest Mjecislav, ale myślę, że chodzi o Mieszka
[MU4]j.w.
Co tutaj mamy:
- która znajduje się w pobliżu Lübecka i województwa holsztyńskiego. Wandalowie, w tym czasie bardzo silni, a do tego o tym samym języku, obyczajach i wierze co Rosjanie, wysłali tym ostatnim trzech braci wybranych spośród najlepszych i najsilniejszych mężów wandalskich. Byli to Ruryk, Syneus i Truwor; Ruryk otrzymał w posiadanie Nowogród, Syneys zasiadł na tronie w Biełoozierze, a Truworowi przypadło księstwo Pleskowia z siedzibą w mieście Svortceh. Nawet Peter Artopaeus Pomeranas w żaden sposób nie oddziela Wandalów od Słowian i tak pisze do Münstera: Jak powiedzieliśmy, w rejonie Meklenburga, wzdłuż wybrzeża na odcinku od Holzacji do Liwonii, mieszkał jeden jedyny wandalski albo słowiański naród. Autorytet tak poważnych i słynnych pisarzy pozwala nam na swobodne wyciągnięcie wniosku, że Goci, Wizygoci, Gepidowie, Wandalowie i Dakowie należeli do jednego narodu słowiańskiego.
Dzisiejsza część Rosji stanowiła część Królestwa Gotów, Wandali i Słowian, czyli dzisiejszej Polski tylko w innym wydaniu.Sfałszowano po rozbiorach kronik Długosza, Kadłubka i Galla Anonima i deprecjonując Kronikę Prokosza, która nie przeszła w ich łapy.
Należy sobie zadać pytanie w jaki sposób zakłamano naszą historię i nie tylko naszą.
W sposób bardzo prosty nam wstawiono wymyślonych Germanów, a Rosjanom wieśniaków z ich dłubankami zwanych wikingami. Sfałszowano pozycje historyczne, praktycznie wszystko wymyślając i promując swoją narrację.
Sfałszowano mapy zmieniając i przekręcając wszystko a nas rozgrywać między sobą.
Jeżeli chcemy prawidłowo czytać mapy najpierw powinniśmy podnieść poziom wód na symulacjach i wtedy historia zacznie wyglądać zupełnie inaczej. A bajki i legendy stają się prawdą.
Przeszłości nie zmienimy, historię mamy tak opowiedzianą, aby skłócać cały czas wymyślając narodowości i napuszczając jednych na drugich wzniecając wojny. A wszystko po to aby nasrać nam w głowach, oj.....ć z kasy i zamieszać abyśmy się nie obcieli.
Czas zmienić historię
czwartek, 19 września 2019
środa, 18 września 2019
Piłsudski, Ukraina i Niemcy
Cały czas trwa propaganda, aby tylko Polacy nie przejrzeli na oczy.
Wspomnienia tego kapłana (nie mylic z klerem) zasługują na niezły film, ale ponieważ mamy albo durniów albo agentów to mamy to co mamy.
Historia lubi się powtarzać.
Ks Marjan Tokarzewski
r. XIII Zdobycie Baru:
Wspomnienia tego kapłana (nie mylic z klerem) zasługują na niezły film, ale ponieważ mamy albo durniów albo agentów to mamy to co mamy.
Historia lubi się powtarzać.
Ks Marjan Tokarzewski
r. XIII Zdobycie Baru:
" Społeczeństwo rosyjskie, kilku świeżo upieczonych, ideowych Ukraińców, duchowieństwo prawosławne i nawet inteligencja żydowska, byli pełni nadziei, że wszystko pójdzie pomyślnie i wojska polskie zostaną na miejscu, na stałe. Pobór, nakazany przez Petlurę zapowiadał się świetnie - Dosłownie tysiące zgłaszały się do urzędów.
Ale kiedy rozklejono w mieście historyczną odezwę do ludu za wspólnym podpisem Piłsudskiego i Petlury, kandydaci na żołnierzy ukraińskich, zabrawszy buty, które im wydawano. odeszli do domu, a my wszyscy bez różnicy narodowości i przekonań politycznych od razu powiedzieliśmy, że sprawa przegrana! Dlaczego?
Jak już w innem miejscu mówiłem, idea ukraińska nie miała podatnego gruntu w mieszkańcach Podola - Petlurę uważano za awanturnika i karierowicza, w szczerości jego sympatji politycznych i sojuszu z Piłsudskim literalnie nikt na prowincji nie wierzył i ciągle zapytywano, kiedy Petlura oszuka Piłsudskiego i rozpocznie z nim walkę.
- A że tych walk o władzę było bez liku, nadzieja na tak pożądany i oczekiwany pokój, który jak wierzono mieli przynieść Polacy, prysła, a chłop ukraiński nie chciał iść służyć Petlurze.
W czasie narady, która się odbyła u mnie na probostwie, gdzie byli zebrani przedstawiciele Żydów, Ukraińców i Moskali, wszyscy powiedzieli to samo przedstawicielowi sztabu polskiego. "
Tą sama sytuację mamy dziś na Ukrainie. CIA kombinuje swoje prawosławie, żydek wystrugany z kartofla udaje prezydenta. Plus propaganda moskiewska, zydowska, niemiecka i warszawskich półgłówków nie orientującym się w niczym.
We "Wspomnieniach z Belwederu" ks. Marian Tokarzewski pisze jak wół:
" ...Dużo o tym mógłby powiedzieć gen. Zagórski, ale go sprzątnięto zawczasu, zanim mógł skorzystać z bogatego materiału dowodowego, skąd Piłsudski czerpał pieniądze. Ja z całą odpowiedzialnością za to co piszę stwierdzam, że niczego tak nie boi się Piłsudski jak prawdy historycznej. Dlatego to swoimi ludźmi obsadzał biura historyczne i wszystkie instytucje. Fałszowano dokumenty na poczekaniu. A kiedy nie zdążyli sprzątnąć wszystkich swoich szelmostw z kancelarii wojskowej z Belwederu, to po przyjściu Wojciechowskiego wmówili w niego, że dla uporządkowania spraw muszą osobno złożyć dokumenty dawne. Złożone je koło mego mieszkania w Pałacyku w Łazienkach. Tam Kazimierz Świtoń, pani Hubicka, całymi dniami siedzieli i wynosili rozmaite papiery ze sobą. Zacierano ślady łotrostw wyrafinowanych. Mówiłem o tym Wojciechowskiemu, ale on tak wierzył w uczciwość Piłsudskiego, że ani przypuszczał, że to się dzieje z jego nakazu. Jak otoczenie drwiło z tego nieszczęśliwego człowieka najlepszy dowód miałem, kiedy do Belwederu przyniesiono Piłsudskiemu do podpisu kilka tysięcy legitymacji ich ludzi. Bardzo prędko oddano wszystkie podpisane. Dumni pierwszo brygadziści, peowiacy i inni szczycili się, że mają podpisane przez samego komendanta. Ani przypuszczali, że wszystkie podpisał jego adiutant rotmistrz , czy porucznik Sołtan, który doskonale podrabiał podpis Marszałka. Jeżeli historyk będzie badał powody usuwania najuczciwszych ludzi z biura, z generalnego sztabu, zdziwi się dlaczego zamieniono ich miernotą, ale swoimi ludźmi to niech wie, że zrobiono to celowo, by fałszować dokumenty. Ale trafił frant na franta. Sikorski będący szefem sztabu historycznego zrobił tak samo jak Haller Stanisław. Najważniejsze dokumenty panu Piłsudskiemu skopiowali i dobrze schowali. Kiedy to wykryło się Piłsudski użył zwykłego łajdackiego ośrodka takich typów. To samo ze swoimi ludźmi robił, zarzucił innym. Zrobił zarzuty fałszowania dokumentów historycznych, w mowie swojej do Legionistów wygłoszonej 9 sierpnia 1925 roku, a potem w liście otwartym do generała Stanisława Hallera. Potem sponiewierał świetnego historyka generałą Kukiela. Był to manewr strategiczny, by odwrócić uwagę społeczeństwa skierować w inną, ale nie w swoja stronę..."
Dziś taka sama sytuacja ma miejsce.
Te ruchy LGBT, ekologów, europejskie sponsorowane przez fryców mają zawsze na celu odwrócenie uwagi do realizacji swoich planów. Niemcy nawet do kibla nie idą bez planu.
https://www.deutsche-finanzagentur.de
Można sobie jeszcze o Kochach poczytać i poskładać fakty.
Najpierw musimy sie sami pozbierać z prawda historyczną.
poniedziałek, 16 września 2019
ŚPIJ SPOKOJNIE, MOSAD CZUWA, czyli tajniacy, sekrety i hucpa
ŚPIJ SPOKOJNIE, MOSAD CZUWA, czyli tajniacy, sekrety i hucpa
W Polsce toczy się wojna, wojna domowa w sferze komunikacji, a jej instrumenty mają jeden mianownik – ukrycie prawdy. Prawdy o rzeczywistej sytuacji Polski, jej zwasalizowaniu, o tym że kolejne pokolenia Polaków zmuszane są do emigracji, a na ich miejsce osiedlane miliony obcych. Ostrzegają przed cyberatakami Rosji, tymczasem wojnę przeciwko Polakom prowadzą oni sami, a jej podstawową bronią jest konspirowanie. Przypomnijmy: u zarania III RP Jaruzelski udzielił utajnionej pomocy w przerzuceniu Żydów sowieckich do Izraela. Sprowadzało to ogromne zagrożenia dla Polski, tymczasem Jaruzelski wolał zostać bohaterem świata żydowskiego, a nie bohaterem Polaków zagrożonych odwetem Arabów. A propos – Bagsik, który finansował operację z ukradzionych przez Art-B pieniędzy, w swych zapiskach utrzymuje, że akcja była prowadzona w tajemnicy nie dlatego, że lękano się reakcji Palestyńczyków, ale dlatego, że obawiano się ciągle żywych antysemickich nastrojów. Przypomnijmy: w apogeum kryzysu, po zgodzie Kopacz na przyjęcie 7 tysięcy uchodźców, anonimowe źródło w ABW zdradziło: „służby chcą mieć pewność, że nie trafi do naszego kraju nikt związany z Państwem Islamskim; każdy przybysz będzie weryfikowany pod względem bezpieczeństwa; każdego arabskiego przybysza przesłucha Mosad, który w tych sprawach ma wyjątkową intuicję i wyjątkowe doświadczenie”. I jeszcze jedno – premier Netanyahu w tym samym czasie zapowiedział, że nie przyjmie żadnych uchodźców. A najciekawsze było uzasadnienie: „służby Izraela nie będą w stanie oddzielić uchodźców od terrorystów”. Czyli u siebie nie potrafią, ale Polsce pomogą, i to z ochotą. Jedynym, który zachowała się trzeźwo był Macierewicz – informacje, że Polsce bezpieczeństwo zapewni Mosad, określił jako szaleństwo, które powinno skutkować dymisją osoby, która głosi takie tezy.
W Jerozolimie, na zamkniętym spotkaniu z byłymi żołnierzami, a właściwie z byłymi dezerterami Armii Andersa, Lech Kaczyński powiedział: […] dlatego, aby pokazać, że nam na stosunkach z Izraelem, na sojuszu, zależy w sposób szczególny, armia polska jest obecna w Iraku w dużym stopniu ze względu na nasze związki z waszym krajem. Nasza armia jest obecna, ale będzie obecna w znacznie większej liczbie w Libanie, z tych samych względów. Nasze odpowiednie służby, współpracują na licznych odcinkach z waszymi, też ze względu na to, o czym przed chwilą mówiłem”. Dyskretnym nie był nigdy, chociaż akurat wtedy powinien był być, chociażby przez wzgląd na bezpieczeństwo polskich żołnierzy. Wypowiedź odnotował Hezbollah. I miał powody podejrzewać Polskę o stronniczość w konflikcie z Izraelem. W listopadzie do Libanu wraca polski kontyngent wojskowy w ramach misji pokojowej ONZ. Wraca, bo do 2009 r. był jej częścią. Przypomnijmy, że „misją pokojową” była także inwazja na Irak, że w 2006 r. Izrael dokonał zbrojnej inwazji na południowy Liban i że przez miesiąc toczył wojnę z Hezbollah, którą zresztą przegrał. Czy polskim żołnierzom w Libanie, tak jak w przypadku uchodźców, pomoże Mosad? Czy i do tego odnosi się ocena: „Mosad w tych sprawach ma wyjątkową intuicję i wyjątkowe doświadczenie”? Czy wśród niosących Libańczykom „pokój” będą agenci Mosadu? Bo jest rzeczą oczywistą, że korzystając z żydolubności ekipy rządzącej i jedynej doktryny polityki bezpieczeństwa Polski, jaką jest „Testament Lecha”, Mosad ulokuje w polskim kontyngencie swoich agentów. Co do Iraku – na zaangażowaniu polskich wojsk w tym kraju Polska poniosła gigantyczne straty. Zginęło 17 polskich żołnierzy, koszty wyniosły kilka miliardów złotych.
Premier Marek Belka
Na wojnie, czyli inwazji dokonanej w interesie Izraela, zarobili jedynie towarzysze z SLD – za organizację ośrodka tortur w Starych Kiejkutach od CIA dostali w kartonach 15 milionów dolarów; na intratną fuchę we władzach okupacyjnych Iraku załapał się ówczesny premier Marek Belka. Udział Polski w „pokojowej misji” zadekretował Aleksander Kwaśniewski, któremu w zamian obiecano stanowisko sekretarza generalnego ONZ, a tajemnicą po dziś pozostaje, dlaczego Lech oświadczył: „polski rząd przyjąłby z radością sukces A. Kwaśniewskiego w wyborach na sekretarza ONZ”. Tajemnicą pozostaje także, dlaczego Jarosław poparł kandydaturę Belki na stanowisko szefa banku EBOR. Co do Belki to przypomnijmy, że był wiernym sługą światowej finansjery, że niejednokrotnie zachowywał się wbrew polski interesom. Dwa wymowne przykłady: gdy w 2004 r. Sejm przyjął ustawę zobowiązującą rząd do starań o odszkodowania od Niemiec, Belka uznał ją za „niebezpieczną dla Polski”, a odszkodowania za „nie istniejące”; gdy proszony był o pomoc w odzyskaniu pożyczonego władzom okupacyjnym Iraku miliarda dolarów, odpowiedział „nie”. Przypomnijmy również, że był bohaterem afery taśmowej – z Bartłomiejem Sienkiewiczem spiskował ws. zmiany ustawy o NBP i zmiany ministra finansów. Nawiasem mówiąc, emocjonujemy się taśmami z knajpy „Sowa i Przyjaciele”, a co z taśmami z szabasowych kolacji? Bo co do tego, że są nie ma wątpliwości. Tak jak nie ma wątpliwości, że gospodarz kolacji jest agentem Mosadu. Na koniec postawmy pytanie – dlaczego w tajemnicy przed Polakami utrzymywana jest decyzja o udziale w wojnie perskiej, czyli w drugim Iraku?
A propos „Testamentu Lecha” – Izrael bezceremonialnie zdradza najlepszych sojuszników. Jonathana Pollarda, obywatela amerykańskiego, który dorastał w żydowskiej rodzinie w Teksasie „w poczuciu rasowej odpowiedzialności” wobec Izraela, skazano na dożywocie za przekazywanie Mosadowi tajemnic państwowych, w tym procedur zbierania elektronicznych informacji wywiadowczych oraz nazwisk tysięcy współpracowników wywiadu (które trafiły nie tylko do Tel Awiwu, ale także do Moskwy). Problem w tym, że agenci Mosadu, którzy działali przy nim, działają także w Polsce. Oficerem prowadzącym Pollarda był Rafi Eitan, późniejszy szef Mosadu, który po przejściu na emeryturę zajął się inną wojną – zdobywaniem pieniędzy dla „klepiących biedę ofiar holokaustu”. W 2011 r. ruszył z projektem HEART i odbył, jak ujawnił „Times of Israel”, serię tajnych spotkań z polskimi ministrami oraz liderami opozycji. Coś z nimi uradził, bo rozmowy określił jako „przełomowe”. Tymczasem Radek Sikorski oficjalnie uspokajał opinię publiczną, mówiąc, że Polska po wykonaniu układów indemnizacyjnych wywiązała się ze wszystkich zobowiązań wobec amerykańskich Żydów. A propos układów – stalinowscy władcy Polski zataili je przed Polakami w kraju i przed polską emigracją na Zachodzie, którzy umowami nie byli objęci. Objęci za to byli dekretami nacjonalizacyjnymi Minca i Bermana.
Gdy doszło do izraelskiego blitzkriegu w Sejmie, było oczywiste, że coś się wydarzyło za zamkniętymi drzwiami. Pilnie strzeżoną tajemnicę ujawniły media izraelskie – do żydowskiego zwycięstwa nad ustawą o IPN doszło po tajnych negocjacjach w siedzibie Mosadu. Co więcej, nie były to negocjacje, ale zwykła kapitulacja, i czarno na białym dowód, że za stanowionym w Polsce prawem stoją tajne izraelskie służby. „Nie poszliśmy na kompromis, doprowadziliśmy do uchylenia ich prawa, rola polskich negocjatorów sprowadziła się do wysłuchania, co do przekazania miał Netanjahu, polska delegacja nie stawiała żadnych warunków” – pochwalił się w „Haaretz” jeden z negocjatorów. Potwierdził to Jossi Ciechanover: „Oto kraj, który szczyci się tym, że uchwalił ustawę, która przywróci narodowi honor, a pół roku później anuluje ją z podkulonym ogonem. Pozbyliśmy się tego prawa bez dawania im niczego w zamian”. Przy okazji wyszła na jaw inna skrywana tajemnica – projekt nowelizacji ustawy był nie tylko „już od dwóch lat” konsultowany z Izraelem i organizacjami żydowskimi, ale był przez nie zatwierdzony. „Wyborcza” nieprzerwanie piętnuje polskich antysemitów, którzy wszędzie, zawsze, za wszystkim widzi Mosad. Tymczasem taką teorię spiskową wsparł sam prezes PIS. A propos – rozmowy utajnia się przed wrogami. Tym razem nie chodziło jednak o Rosjan, Niemców i totalną opozycję, ale o kolegów z rządu i partii, którzy naiwnie uwierzyli w hasło „Nie oddamy ani guzika”.
Prowadzili nieustanne zakulisowe rozmowy. „To są kontakty bardzo intensywne, mówimy nawet o kilkunastu rozmowach dziennie” – zdradził prezydencki minister Krzysztof Szczerski (co wywołało zapytanie: co jeszcze sobie z Żydami potajemnie konsultują). Na prawdziwą uwagę zasługują tajemnicze słowa prezydenckiego doradcy Andrzeja Zybertowicza, który sprawę wyłożył tak: „Prawda bardzo często w polityce przegrywa. Aby polityk mógł zabiegać o prawdę, musi zachować władzę, ażeby zachować władzę, często musi ulegać siłom zewnętrznym, które na to pozwolą i w tym pomagają”. Czyli, dokonując przekładu z ichniego na polski: zachować władzę, nawet za cenę zdrady interesów własnego państwa. Żeby było jeszcze śmieszniej lub jeszcze żałośniej, szef polskiego MSZ ogłosił, że jedynym powodem napięć w stosunkach z Izraelem jest „problem w komunikacji” (i dziw się człowieku, dlaczego pracownicy MSZ obdarzyli go ksywą „Ciaputowicz”). Władze ujawniły to, co dotąd skrzętnie skrywały, dopiero przyparte do muru, gdy erupcja żydowskiej buty wywołała wśród Polaków szok. Nic też dziwnego, że portal Forum Polskich Żydów, czyli forum młodego Wildsteina, zdradził tajemnicę: „Działania Izraela były tak nieprofesjonalne, że trudno wprost uwierzyć, że ten brak profesjonalizmu nie został zaplanowany i zainscenizowany”. I tak, zamiast ustawy zwalczającej „polskie obozy”, dostaliśmy ustawę o zwalczaniu antysemityzmu, a zamiast ustawy broniącej przed antypolonizmem, ustawę broniącą Grossa. Można też przewidzieć przyszłość – po krótkich, tajnych rokowaniach w siedzibie Mosadu rząd ogłasza sukces: Żydzi zgodzili się, abyśmy zapłacili za mienie bezspadkowe. Bohaterami zakulisowych rozmów byli eurodeputowani PiS. Wiemy już, że ich rola polegała na wysłuchaniu wytycznych Mosadu. Gdy domagaliśmy się wyjaśnień i ukarania winnych, nastała cisza, a propagandyści PiS podsumowali: dzięki nim uniknęliśmy wielkiego zła – pogorszenia, a nawet zerwania stosunków z Izraelem. Tymczasem jeden z negocjatorów, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, zamiast infamii i oburzenia ze strony kolegów profesorów został europosłem, a drugi szefem kampanii wyborczej PiS. A propos wypowiedzi Zybertowicza – podzielenie się z amerykańskimi Żydami majątkiem gmin żydowskich, obok udziału Polski w operacji „Most” oraz przeproszenia za Jedwabne było częścią strategii uzyskanie legitymacji do rządzenia Polską. O co chodzi dziś? O pomoc w utrzymaniu się przy władzy? Przypomnijmy też inną myśl doradcy prezydenta: „Izraelski Mosad dlatego jest jedną z najlepszych tajnych służb, gdyż w swoich międzynarodowych akcjach może liczyć na współpracę osób pochodzenia żydowskiego na całym świecie”. Dorzućmy do tego znaczący szczegół – okazuje się, że z Kancelarii Prezydenta błyskawicznie przeciekają poufne informacje do „Gazety Wyborczej”. Dobrze poinformowani zauważyli, że istnieje swego rodzaju „gorąca linia” z gazetą, jak i to, że w Kancelarii wszyscy są z „Wyborczej” lub byli członkami UW, czyli partii Geremka.
Meir Dagan, były szef Mossad, otrzymał honorowe obywatelstwo Polski (za polskieradio.pl). Zmarł w 2016 w wieku 71 lat. Fot. Miriam Alster / Flasz90, The Time of Israel, 17.03.2016
Tak się jakoś składa, że Eitan puka dziś do resortów cyfryzacji i technologii, nad którymi bezpośredni nadzór przejął sam Morawiecki, a jego kierownictwo obsadził menadżerami kultury. Jadwiga Emilewicz-Szyler z impetem rzuciła się do podpisywania porozumień z Izraelem, oznajmiając przy okazji: „Polska jest największym sojusznikiem Izraela w Europie”. Obserwując regularne pielgrzymki Netanjahu do Putina, musimy zadać pytanie: jak bezpieczna jest Polska w rękach takiego sojusznika? A propos – w czerwcu 2015 r. Eitan brał udział w konferencji MOST, i wydaje się, że od tego czasu pertraktacje na temat restytucji pożydowskiego mienia są prowadzone na poziomie tajniaków. Podejrzenia co do penetracji naszego kraju przez tajne służby Izraela wzmogło przyznanie honorowego obywatelstwa b. szefowi Mosadu Meirowi Daganowi. Nie wiadomo za jakie zasługi, bo gdy kierował Mosadem, zajmował się głównie programem atomowym Iranu i wojną cybernetyczną. Obywatelstwo nadano w tajemnicy, a ujawnił to izraelski portal Walla, co skłania do niecnych podejrzeń, że coś ważnego dla kogoś w Polsce dokonał skoro trzeba było to trzymać w tajemnicy, a przecież wszyscy Polacy cieszyliby się, że otrzymał je esbek z bratniego Izraela. A propos Mosadu – ani na moment z ekranu TVN nie znika gęba Michała Kamińskiego, b. szefa aparatu propagandy PO (a wcześnie b. szefa aparatu propagandy PiS). Problem w tym, że pracował dla izraelskiej firmy wywiadowczej. Do czego był firmie potrzebny? Podejrzenie, że pracuje dla izraelskiego wywiadu obrócił w żart minister-koordynator, bo ABW sprawą się nie zajęła.
Michał Kamiński, b. szef aparatu propagandy PO (a wcześnie b. szef aparatu propagandy PiS).
Jarosław Selin
Piotr Wawrzyk
Tymczasem doświadczenie wskazuje, że gdy dochodziło do spotkań przedstawicieli Netanjahu z przedstawicielami Morawieckiego, interes Polski był brutalnie sprzedawany, a bezpieczeństwo państwa naruszane. Przykład – tajne rozmowy w ośrodku Mosadu pod Tel Awiwem i wycofanie się rządu z nowelizacji ustawy o IPN. Nawiasem mówiąc, jeżeli jakaś grupa osób – bez względu na to, jakiej narodowości – „dogaduje się” zakulisowo, aby pozbawić innych prawa do decydowania o swym państwie, to czy nie mamy do czynienia ze spiskiem, czyli z przestępstwem?
Adam Bielan
W styczniu 2009 WikiLeaks ujawniło niejawną depeszę ambasadora USA, relacjonującą spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim na temat restytucji mienia żydowskiego. „Prawo będzie przyjęte. Decyzja już zapadła. Nikt wpływowy w polskiej polityce nie będzie tego kwestionował. To jedynie kwestia czasu” – powiedział. Głośno powątpiewał też, czy przewidziana w ustawie 20-procentowa rekompensata będzie „satysfakcjonująca”. Poparł też plany prywatyzacji polskich przedsiębiorstw dla spłaty roszczeń i otwarcie deklarował zgodę na dostosowanie polskiego prawa do oczekiwań środowisk żydowskich. Z innej ujawnionej depeszy wynika, że kilka dni później Bronisław Komorowski stwierdził: „premier Tusk zmusi niepokornych ministrów, m.in. rolnictwa i ochrony środowiska, by ‘dołożyli się do rekompensat’, sprzedając państwowe lasy i nieruchomości”. I jeszcze jedno – jeśli zamiar sprzedaży państwowych lasów nie jest zdradą stanu, to co nią jest? Co innego mówią publicznie, a co innego za zamkniętymi drzwiami. Na spotkaniu z organizacjami żydowskimi Tusk podjął zobowiązanie do wypłaty odszkodowań z pieniędzy pochodzących ze sprzedaży lasów. „Sam poruszył problem, był bardzo otwarty” – zdradził Kalman Sultanik. Nawiasem mówiąc, na jawnie izraelskie zakusy na polskie mienie rząd Tuska zareagował próbą zachowania wszystkiego w tajemnicy, poprzez uchwalenie na ostatnim posiedzeniu Sejmu w 2011 r., ustawy o tajemnicy państwowej, z zapisami umożliwiającymi utajnienie umów i porozumień z Izraelem poprzez klauzulę, że nie będą publikowane.
Jesienią 2016 r. przybył do Warszawy prezydent Izraela. Przed wizytą udzielił wypowiedzi o tym, że pamięta o żydowskich roszczeniach oraz o „złożonych obietnicach i podpisanych umowach”. I nikt z polityków nie przeegzaminował gospodarza wizyty, co na ten temat wie. O roszczeniach Duda milczał także, po tajnych rozmowach w Nowym Jorku. Tajnych, bo opinia publiczna nie została o ich treści poinformowana, a jedyna informacja, że rozmawiano głównie o „roszczeniach”, pochodziła z wypowiedzi Abrahama Foxmana dla nowojorskich gazet. Podobne postąpił Morawiecki. O treści rozmów ze swego spotkania też nie poinformował. Milczał niczym kamienny posąg. Dyskrecją owiana została również wizyta całego rządu PiS w Izraelu. Co tam uzgodniono i do czego się zobowiązano ma dla polskiej opinii publicznej pozostać tajemnicą po wsze czasy. W sierpniu 2017 z przedstawicielami środowisk żydowskich spotkał się Jarosław Kaczyński. Oficjalny, natrętnie nagłaśniany komunikat mówił o spotkaniu „pełnym wzajemnego zrozumienia”, i o uczestnikach, którzy „byli pod wrażeniem głębokiego rozumienia historii, zwyczajów i religii żydowskiej przez prezesa PiS”. Sednem spotkania było jednak coś innego. Dowiedzieliśmy się o tym z łam „Washington Post”. „Jesteśmy przerażeni najnowszymi wydarzeniami i obawiamy się o nasze bezpieczeństwo, jako że sytuacja w naszym kraju staje się coraz bardziej niebezpieczna” – alarmowali. I tylko głupiec nie kojarzył spotkania z kombinacją mającą na celu utrącenie właśnie przygotowywanej ustawy i uchwalenie nowej „sprawiedliwej wobec polskich Żydów”. W ślad za tym PiS wycofało się chybcikiem z prac nad „kontrowersyjną i antysemicką” ustawą. „To była decyzja premiera Morawieckiego, który był przeciwny uchwalaniu ustawy w takim kształcie. Projekt trafił do kosza” – z satysfakcją ujawnił portalowi Wirtualna Polska Jacek Czaputowicz (przez współpracowników, nie bez kozery, zwany „Kaputowicz”). Ustawa została potajemnie zmieniona. Prokuratoria generalna potwierdziła istnienie dokumentu, przyznając jednocześnie, że nałożono na niego klauzulę niejawności. Trudno zatem oprzeć się wrażeniu, że temat żydowskich roszczeń stał się przedmiotem zakulisowych rozmów prowadzonych w konspiracji przed Polakami, że są kwestie, w których władza i totalna opozycja działają tak, jakby się umówili, że są sprawy, o których nie będziemy ciemny lud informować, i są takie, w których będziemy dezinformować.
Trzeba było dopiero rabina, żeby do Polaków dotarła skrywana tajemnica. Stając w obronie Morawieckiego rabin Schudrich ujawnił: dzieci premiera uczyły się w szkole Laudera. Szkoła Lauder-Morasha w Warszawie to pierwszy żydowski zespół szkół w Polsce. W jego skład wchodzą szkoła podstawowa, gimnazjum, a także przedszkole. Naucza się w nich tradycji żydowskiej, języka hebrajskiego, uczniowie obchodzą żydowskie święta. Inny rabin uchylił rąbka innej tajemnicy: Morawieckiego, ówczesnego ministra finansów do mojego domu przyprowadził mój przyjaciel Jonny Daniels. To właśnie on przekonywał Morawieckiego o konieczności zmiany ustawy o IPN. A Polacy pytają: dlaczego nikomu nieznany sierżant sztabowy izraelskiej armii, człowiek znikąd, od którego na kilometr czuć Mosadem, bryluje na salonach politycznych, stroi w jarmułki ministrów, organizuje premierowi spotkania z nowojorskimi banksterami, żąda delegalizacji polskich partii, a o wznowieniu ekshumacji w Jedwabnem mówi: „nawet jeśli pod tą inicjatywą podpisze się 40 milionów, ekshumacji nie będzie”? W ślad za tym pytają też: Czy przypadkowo w zrekonstruowanym rządzie stołki zachowali tylko miłośnicy koszernych smakołyków serwowanych na szabasowych kolacjach? A tak w ogóle – czy jest normalnym, że największe rządowe tajemnice zna każdy co pomniejszy Żyd, a nie polski poseł? Gdy w lutym 2018 r. Polska padła ofiarą zaplanowanej agresji, i gdy od samego początku wiadomo było, że jej celem bynajmniej nie jest „prawda historyczna”, lecz grabież polskiego mienia, co zrobił genialny strateg z Żoliborza? Jednym manewrem „restrukturyzacji rządu” oddał władzę stronie żydowskiej. Bez wyborów, drogą cichego zamachu stanu przekazał władzę partii, której formalnie, ani w Sejmie, ani w Polsce nie ma, a Sejmowi kazał działać pod dyktando Netanyahu. A propos Jedwabnego – z jakiego tajemniczego powodu ekshumację przerwał Lech Kaczyński? Czy nie było w tym drugiego dna? Prezes IPN Leon Kieres oświadczył wówczas, że zna tajemnicę Jedwabnego, ale zabierze ją do grobu. Czyli urzędnik państwowy wysokiego szczebla, który nadzorował śledztwo na wielką skalę, podważa wszystko, co na temat tego śledztwa opublikował kierowany przez niego IPN!
Radka Sikorskiego na scenę polityczną wprowadził pupilek Kaczyńskich Jan Parys, powierzając 28-latkowi z brytyjskim paszportem tekę wiceministra obrony. Do dziś powody tej nominacji pozostają tajemnicą. Musiał być w czymś bezkonkurencyjny w stosunku do tubylców. Potem został wiceministrem u Geremka, i wreszcie ministrem w rządzie PiS. Wkrótce okazało się, że to agent brytyjski i że jego wuj działał razem z Baumanem w stalinowskim KBW. Osobnik przeciętny, kiepsko wykształcony, o szemranej przeszłości, raz po raz zdradzający swych partyjnych patronów, ciągle piął się w górę. Jego awans wynikał wyraźnie z czego innego – roztropnego ożenku, dzięki któremu zaczął obracać się w żydowskich kręgach Wschodniego Wybrzeża. Śledząc jego „sukcesy” można zatem pytać, czy aby ministrem nie został dzięki instytucji Esterki? Instytucja ta, w połączeniu z formułą, że Żydem jest każda osoba urodzona z matki Żydówki, skrywa wiele tajemnic polskiej sceny politycznej i mocno komplikuje nasze stosunki wewnętrzne. Już w Starym Testamencie mamy przykłady bohaterskich Żydówek, które żeniły się z gojami tylko po to, aby ich zjednać. Nawiasem mówiąc, podobny do takiej instytucji mechanizm stosowali w podbitych krajach Sowieci. Krótko mówiąc, Radka (i tym samym jego żonę) wylansował, czyli antypolską żmiję na własnej piersi wyhodował, „znany z niezależnych decyzji” Kaczyński, a dziś oglądamy cyrk, w którym Jarek bohatersko odpiera ataki Radka i jego żony.
Nie tylko żenujące, ale tajemnicze było skwitowanie przez rządzących nad Wisłą ustawy JUST 447 zdaniem: nic „nam” nie grozi. Tym bardziej podejrzane, że w ustach mającego zażyłe stosunki z Żydami prezesa PiS słowa: „nam”, „nasz,” „nasi” mają częstokroć zaskakujące znaczenie. Dla przykładu – „naszych” z paszportami wydawanymi w „naszej” ambasadzie w Tel Awiwie przybywa na potęgę. Inkryminowany Radek Sikorski wygadał się niegdyś w Senacie: „Ja uważam – i wiem, że w marginalnej prasie to, co w tej chwili mówię, będzie odsądzone od czci i wiary, że jeżeli dzisiaj na przykład amerykańscy Żydzi zaczynają się starać o polskie paszporty – wydajemy 25 tysięcy polskich paszportów w Stanach Zjednoczonych – to to jest dobrze, a nie źle”. Dopiero niedawno wyszło na jaw, że Polska podpisała Deklarację z Marrakeszu, w której „nasi” zobowiązują się przyjmować imigrantów z Afryki. Przed polską opinią publiczną zatajono także liczbę „2700”, tj. liczbę imigrantów przyjętych przez rząd z Niemiec. Ujawnił ją nieopatrznie Jacek Czaputowicz.
2018.02.05 Warszawa . Minister Jacek Czaputowicz . Spotkanie z ambasador Izrael Anna Azari . Fot. Tymon Markowski / MSZ
W stosunkach polsko-żydowskich jest wiele tajemnic. Nie tylko nie wiemy, jaką wartość mają nieruchomości zwrócone gminom żydowskim i o jaki majątek jeszcze zabiegają. Nie wiemy, czy poza lasami nie obiecali sprzedaży Wawelu, i czy nie zapadła decyzja o zaspokojeniu roszczeń żydowskich, a utrzymywana jest w tajemnicy, zanim wymyślona zostanie formuła, że to dla Polaków „dobra zmiana”. Niepokoi sekwencja wydarzeń i konsekwencja działań: Kwaśniewski zwraca mienie gminom wyznaniowym żydowskim; nie Niemcy a Polska wypłaca renty ofiarom holokaustu; rząd odbywa tajemniczą sesję wyjazdową w Jerozolimie; „dobra zmiana” nie przeprowadza audytu, do czego poprzedni reżim się zobowiązał i jakie umowy podpisał; premierem zostaje bankier, który zapowiada patriotyzm gospodarczy i wraca z Waszyngtonu z dobrą nowiną: rząd zaciąga kredyty w Banku Światowym; zaklęcia premiera o „polonizacji banków” i sprowadzenie J.P.Morgan oraz wypłacenie mu „na dzień dobry” 20 milionów.
Blisko 120-osobowa delegacja przedstawicieli izraelskiej policji gościła w Kielcach w niedzielę, 27 maja 2018 – info za: kielce.naszemiasto.pl
Tajemnicą pozostaje, dlaczego kraj, z którym nie mamy wspólnych interesów ani wspólnych wrogów jest „naszym strategicznym partnerem”. Próbujemy rozwikłać tajemnicę: Dlaczego udostępniono Wawel na obrady Knesetu, i dlaczego do Kielc, „stolicy polskiego antysemityzmu” przyjechało 150 izraelskich milicjantów w pełnym umundurowaniu, i dlaczego premierem w trybie nadzwyczajnym, ocierającym się o groteskę, zrobiono bankiera, a izraelskie gazety powitały go nagłówkiem – „świetny bankier o żydowskich korzeniach na czele rządu”? Gdzie jest ośrodek, w którym podejmowane są ważne decyzje? Na Nowogrodzkiej, na szabasowych kolacjach, czy w siedzibie Mosadu? Żydzi wrócą, wytną polskie lasy, a na wykarczowanych terenach zbudują kibuce. Buntujmy się przeciwko temu. Będą tego miliony. Nie damy rady. Jak dziś nie dajemy rady z tymi z „Wyborczej”. Nie naśmiewajmy się z blogera, bo może mieć rację.
Krzysztof Baliński