wtorek, 30 czerwca 2020

Izraelski historyk w piśmie Haaretz: Liczba 6 mln ofiar holokaustu wymyślona w 1944 na Konferencji Syjonistycznej

Izraelski historyk w piśmie Haaretz: Liczba 6 mln ofiar holokaustu wymyślona w 1944 na Konferencji Syjonistycznej


Dyrektor Archiwum Elie Wiesela na Boston University, historyk Joel Rappel z Bar-Ilan Uni-versity Institute of Holocaust Research odkrył pochodzenie / origin niesławnej liczby „6 mln”: spotkanie w 1944 syjonistycznych pionierskich organizacji w tym co teraz jest znane jako państwo Izrael.
Od lat zwolennicy narracji holokaustycznej utrzymywali, że liczba ta pojawiła się po raz pierwszy na procesach norymberskich wykorzystując bardzo zdyskredytowane zeznanie / highly discredited testimony komendanta Auschwitz, Rudolfa Hossa. Liczbę 6 mln ponownie powtórzył Adolf Eichmann, którego Mosad porwał i zmusił do udziału w międzynarodowo stelewizowanym procesie pokazowym w 1962 w Izraelu.
Według dokumentów z Central Zionist Archive, pierwsza wzmianka o 6 mln miała miejsce na spotkaniu wysokiego szczebla syjonistycznych postaci politycznych w Palestynie 19.01.1944 – ponad rok przed zakończeniem wojny w Europie i mógoł być zorganizowany spis, i rok przed wejściem Armii Czerwonej do Auschwitz.
Rappel wymienia Eliezera Ungera, polskiego Żyda, który pomógł prowadzić Hashomer Hadati , syjonistyczną organizację młodzieżową, jako główną postać w powstaniu liczby Żydów zabitych przez nazistów. Ulger stwierdził, że uciekł z polskiego getta przez Europę wschodnią. Po dotarciu do Palestyny, określił swój zamiar „by wstrząsnąć całym światem, całą ludzkością i naszymi braćmi Dziećmi Izraela w szczególności”. Unger nie miał żadnych dowodów na to co mówił, ale nie wierzył iż opinie rabina Stephena Wise’a w mediach międzynarodowych w 1943 o 2 mln zabitych Żydach miały wystarczający wpływ.
Po spotkaniu Ungera z żydowskimi grupami i zdobyciu ich na swoją stronę, Haaretz opublikował krótki artykuł kilka dni później, który po raz pierwszy napisał liczbę 6 mln, poprzedzając torturowanie niemieckich liderów wojskowych do przyznania się po wojnie. Nie wydaje się żeby Unger wspomniał cokolwiek o komorach gazowych.
Artykuł Haaretz kończy się ujawnieniem cytującym głównego oskarżyciela Eichmanna, Gideona Hausnera, który o liczbie 6 mln stwierdził: „W świadomości narodu liczba 6 mln została uświęcona. To nie jest proste do wykazania. Nie używaliśmy tej liczby w żadnym oficjalnym dokumencie, ale stała się uświęcona”. Inaczej mówiąc, to jest kłamstwo.
Po dekadach zabijania, więzienia, zamachów bombowych i bankructwa rewizjonistów holokaustu, wydaje się, że społeczność żydowska teraz musi ponownie skalibrować swoją narrację i pokazać coraz więcej dowodów. Oni teraz zaczynają zgadzać się, że „6 mln” to tylko syjonistyczna propaganda, i jest głównym ciosem dla mitu.
Israeli Historian Discovers ‚6 Million’ Holocaust Figure Was Invented at Zionist Conference In 1944
Eric Striker • 30.04.2020

poniedziałek, 29 czerwca 2020

HISTORIĘ ZACZĘLI NAM DORABIAĆ

Dla tych co wierzą jeszcze w wybory, że coś zmienią. To zwykła ustawka.
Jeżeli jedenastolatkowi zajmuje zmiana wyników podczas zjazdu hakerów 10 minut, a wybory fałszuje się po 1990 roku w celu okradania ludzi poprzez zaciąganie nielegalnych kredytów.
https://www.google.pl/amp/s/www.pbs.org/newshour/amp/nation/an-11-year-old-changed-election-results-on-a-replica-florida-state-website-in-under-10-minutes


KATYŃ 1940: Izraelska gazeta „Maariv” z 21 lipca 1971 r. wyjawia końcowy sekret katyńskiej masakry.

Izraelska gazeta „Maariv” z 21 lipca 1971 r. wyjawia końcowy sekret katyńskiej masakry.
Wydra powiedział izraelskiej gazecie „Maariv” jak trzech sowiecko-żydowskich oficerów, którzy też byli świadkami zabójstw, powiedziało mu o mordowaniu. Zaznaczył, że dochowa tajemnicy przez cały czas, ale teraz chce ją wyjawić, nim umrze.
Nazwał swojego informatora sowieckim majorem Joshua Sorokin, który przyznał się, że brał udział w masowych egzekucjach na początku wojny. Gazeta przytoczyła wypowiedź Vidry: „Żydowski major w tajnej sowieckiej służbie i inni oficerowie przyznali mi się, że okrutnie zamordowali 12 tys. polskich oficerów w lesie katyńskim po wybuchu II wojny światowej”.
W drugim obozie pracy dwa lata później dwóch innych oficerów powiedziało, że brali udział w mordach. Wydra powiedział, że wierzyli w niego, ponieważ był Żydem.
Jeden z oficerów, utożsamiany jako porucznik Aleksander Susłow, powiedział mu: „Chcę ci opowiedzieć historię mojego życia”. Tichonow (drugi oficer) i ja jesteśmy dwoma najbardziej nieszczęśliwymi ludźmi na całym świecie. Mordowałem »polaczków« moimi własnymi rękami. Zastrzeliłem ich.”
dr Ed Fields
Stalin wybrał Żydów do mordowania Polaków w Katyniu
Zgodnie z paktem Ribbentrop-Mołotow, w 1939 r. Sowietom przypadła wschodnia część Polski, a Niemcom zachodnia. Tajna policja Stalina NKWD (dziś KGB) systematycznie ujarzmiała miasta pod jego kontrolę. Mieli rozkaz zgarniać wszystkich, którzy mogliby stanowić w przyszłości potencjalne zagrożenie dla komunizmu. Aresztowano więc około 15 tys. Polaków. 10 tys. stanowili oficerowie Wojska Polskiego, 5 tys. to cywile, wśród nich lekarze, prawnicy, dziennikarze, pisarze, przemysłowcy, biznesmeni, profesorowie uniwersytetów i nauczyciele szkół średnich. Wszyscy byli odtransportowani do trzech obozów koncentracyjnych w Rosji. My wiemy tylko o losie więźniów z obozu Kozielsk, ponieważ ich ciała zostały odkryte w Katyniu przez Niemców w 1943 r. Sowieci po 46 latach (wreszcie) przyznali się do odpowiedzialności za zbrodnię, którą zrzucili na Niemców. Stalin wierzył, że wykształceni polscy dowódcy mogą któregoś dnia unicestwić jego plany skomunizowania okupowanego kraju. Oni byli utalentowaną elitą narodu. To automatycznie czyniło ich niebezpiecznymi wobec planu Stalina podboju drugich narodów.
Kto mógł mordować Polaków?
Zamordować 15 tys. niewinnych to potworne zadanie, nawet dla najbardziej zatwardziałych oprawców. Stalin zwrócił się do szefa Sowieckiej Tajnej Policji, Żyda Ławrientija Berii. Oni dyskutowali o masowym mordzie i zdecydowali, że to zadanie wykona dominująca grupa żydowskiego aparatu bezpieczeństwa. Dawna nienawiść do Polaków katolików była notorycznie wiadoma.
Polakom w Kozielsku powiedziano, że jako wolni ludzie wrócą do domów. Pozwolono im uroczyście świętować noc przed załadowaniem na pociągi. Uściski i okrzyki „do zobaczenia w Warszawie!” wypełniały powietrze. Uciecha i radość wkrótce wygasły, kiedy odkryli, że pociągi jechały nie na zachód, ale na wschód, i były obstawione podwójną strażą.
Gdy pociąg wjechał i zatrzymał się na stacji Gniezdowo w pobliżu lasu katyńskiego, polskich jeńców ogarnęło przerażenie. Zaczęło się wyładowanie, bagaże rzucano na ciężarówkę, a jeńców zamykano w zakratowanych przyczepach ciężarówek. Stąd byli zawożeni do baraków robotników leśnych. Skazańców brano po trzech do baraków. Tam ograbiono ich z reszty posiadanych rzeczy, takich jak zegarki, pierścionki itp. Wreszcie zagnano ich nad ogromne doły i to, co zobaczyli, było horrorem nad horrory: na dnie tych dołów zobaczyli ciała swoich kolegów, którzy odjechali pociągiem przed nimi. Ciała były ułożone jedno na drugim, jak sardynki – wspak. Układała je grupa Żydów brodzących w głębokich kałużach krwi, czekając na nowe porcje zwłok walących się w głęboką otchłań dołów, które miały spocząć na innych ciałach, żeby było miejsce na ściśnięcie więcej i więcej. Rzędy były wysokie na 12 ciał.
Niektórzy jeńcy stawiali opór Żydom wiążącym im ręce z tyłu. Wówczas ci zarzucali im płaszcze na głowy i wiązali ręce z przodu. Niektórym jeńcom pchano w usta trociny, co NKWD uznało za właściwy środek na uspokojenie. Obawiali się, że krzyki mogą wywołać opór czekających na swoją kolej w więźniarkach. Wielu było zabitych jednym strzałem w tył głowy i szyję, wielu kilkoma strzałami, wielu było przebitych bagnetem w plecy, piersi, co oznaczało, że jeńcy stawiali opór. 4253 było pochowanych w Katyniu. Dziś Polacy domagają się poinformowania, gdzie pochowane są ciała pozostałych 10 tysięcy jeńców. Ostatni rozdział tego straszliwego epizodu jeszcze będzie opowiedziany.

Żydzi, którzy mordowali Polaków w Katyniu
Dziennik Izraela „Maariv” ogłosił światu imiona sowieckich oficerów NKWD uczestniczących w mordzie katyńskim. Polski Żyd Abraham Vidro (Wydra), który mieszka teraz w Tel Awiwie, 21 lipca 1971 r. poprosił pismo o wywiad, bo chciałby, zanim umrze, wyjawić sekret o Katyniu. On opisał spotkanie z trzema Żydami, oficerami NKWD, w wojskowym obozie wypoczynkowym Rosji. Oni powiedzieli mu, jak uczestniczyli w mordzie Polaków w Katyniu.
Byli to: sowiecki mjr Joshua Sorokin, por. Aleksander Susłow, por. Samyun Tichonow. Susłow zażądał od Vidro zapewnienia, że nie wyjawi tego sekretu do 30 lat po jego śmierci, ale Vidro obawiając się, że tak długo nie pożyje, zdecydował się wyjawić go wcześniej. Mjr Sorokin, ufając Vidro, powiedział: „świat nie uwierzy czego ja byłem świadkiem”. Vidro mówił dziennikowi „Maariv”:
Żydowski mjr w sowieckiej tajnej służbie (NKWD) i dwóch innych oficerów bezpieczeństwa przyznali mi się, jak okrutnie mordowali tysiące polskich oficerów w lesie katyńskim. Susłow mówi do Vidro: „Chcę ci opowiedzieć o moim życiu. Tylko tobie, ponieważ jesteś Żydem, czy możemy mówić o wszystkim? To nie robi żadnej różnicy dla nas… Mordowałem polaczków własnymi rękami! I do nich sam strzelałem.”
Część tych opowieści jest reprodukowana na tej samej stronie wraz ze zdjęciem Vidro. Jest również interesujące, że w Katyniu było również mordowanych trochę Żydów. NKWD była ostrożna, selektywnie wybierała kogo „aresztować” spośród 15 tysięcy ofiar. Dziś wiadomo, że 80% polskich Żydów popierało żydowski Bund, który stał się komunistyczną partią Polski. 20% tych, którzy nie popierali Bundu, było traktowanych jak reszta Polaków. Polityką Stalina było: „śmierć wszystkim, którzy mogliby sprzeciwiać się komunizmowi”.

Stalin mianował Żydów komendantami gułagów
Aleksander Sołżenicyn, światowej sławy rosyjski autor 712-stronicowej książki „Archipelag Gułag”, na 79 stronie zamieścił 6 zdjęć ludzi, którzy zarządzali najbardziej morderczymi obozami więziennymi w Rosji. Wszyscy byli Żydami: Aron Solts, Naftaly Frenkel, Yakow Rappoport, Matvei Berman, Lazar Kogan i Genrikh Yagoda.
Sołżenicyn opisuje jak Frenkel najbardziej pasował do wszystkich profesjonalnych mordów: „Frenkel ma oczy badacza i prześladowcy, z wargami sceptyka… człowiek z niezwykłą miłością władzy, nieograniczonej władzy, pragnący, by się go bano!” Jest to opis Khazara żydowskiej rasy, który dziś jest komendantem (zarządcą obozów koncentracyjnych, w których trzyma się tysiące Palestyńczyków). Módlmy się za te biedne ofiary.

Więcej szokujących wieści
Katyńska masakra w Trzebusce
Została odkryta nowa, nieznana masakra Polaków przez Sowietów. Organizacja „Wiejska Solidarność” doniosła, że sowiecka tajna policja zamordowała 600 Polaków między 24 sierpnia a listopadem 1944 roku w lesie w Trzebusce, w pobliżu miasta Rzeszów. Zamordowani byli znów członkami inteligencji polskiej, włącznie z oficerami AK, przywódcami organizacji i księżmi. Wszystkie ofiary miały podcięte gardła od ucha do ucha. Ich groby odkryto w 1980 r., ale rząd komunistyczny PRL zdławił wiadomość o tym „Drugim Katyniu”. W 1945 r. polski oficer napisał raport o powyższej masakrze, ale został aresztowany przez bezpiekę i ślad po nim zaginął.
Polski tygodnik wychodzący w Londynie donosił, że masową masakrę zarządził dowódca I Armii marszałek Iwan Koniew. Tygodnik londyński miał naocznego świadka, który zeznał, że więźniowie byli trzymani w sowieckich obozach koncentracyjnych w brutalnych i nieludzkich warunkach zanim zostali zamordowani.
Ta sprawa jest szczególnie bolesna, ponieważ mordu dokonali ci, którzy głosili (w tym czasie), że są „wyzwolicielami Polski”.
Tłumaczył W.N.
Wreszcie Prawda
Czasopismo USA „The truth at last” nr 336/1989

Historia kontroli bankowej w USA

Dyktatura banków i ich system zadłużający, nie są ograniczone do jednego kraju, ale istnieją w każdym kraju na świecie. Bankierzy robią wszystko, żeby utrzymać ścisłą kontrolę nad tym systemem, gdyż uwolnienie się jednego kraju spod tej dyktatury i emitowanie własnego, krajowego pieniądza bez procentu i pogłębiającego się zadłużenia, byłoby przykładem dla innych krajów, jak mógłby wyglądać uczciwy system finansowy. Mogłoby to spowodować ogólnoświatowe załamanie obecnego lichwiarskiego, pogłębiającego zadłużenie, systemu finansowego.
Szczególnie zawzięta walka o zainstalowanie tego oszukańczego, zadłużającego systemu finansowego, toczona była w USA przez Międzynarodową Finansjerę, prawie od początku powstania USA. Fakty historyczne pokazują, że wielu Amerykanów we władzach rządowych doskonale znało ten nieuczciwy system monetarny, który finansiści chcieli wcielić w życie w Ameryce, i rozumiało jego niszczące działanie. Ci rządzący byli prawdziwymi patriotami, którzy robili wszystko, co w ich mocy dla utrzymania w USA uczciwego systemu finansowego, wolnego od kontroli Finansistów. Finansiści z kolei robili wszystko co w ich mocy, żeby te fakty z historii Stanów Zjednoczonych nie ujrzały światła dziennego, obawiając się, że przykład tych patriotów mógłby być kontynuowany i dzisiaj. Wielka Finansjera chciałaby, żeby ludność ignoro­wała następujące fakty.

Najszczęśliwsza populacja

Benjamin Franklin
Jest rok 1750. Nie ma jeszcze Stanów Zjednoczonych Ameryki; jest 13 kolonii na kontynencie amerykańskim, tworzących „Nową Anglię”, własność macierzy – Anglii. Benjamin Franklin napisał o populacji tego okresu: „Nie sposób znaleźć szczęśliwszej i lepiej prosperującej populacji na całej powierzchni kuli ziemskiej”. Kiedy pojechał do Anglii jako reprezentant interesów kolonii, został zapytany, jak może wyjaśnić rozwój warunków dobrobytu w koloniach, podczas gdy w kraju macierzystym szerzy się nędza.
„To proste”, odpowiedział Franklin. „W koloniach emitujemy własne pieniądze. Nazywa się je Świadectwem Kolonialnym. Emitujemy je w odpowiedniej proporcji, żeby produkty mogły łatwo trafić od producentów do konsumentów. W ten sposób emitując dla nas nasze własne pieniądze, kontrolujemy ich siłę nabywczą i nikomu nie musimy płacić procentu.”
Gdy tylko bankierzy angielscy dowiedzieli się o tym, wprowadzili prawo zatwierdzone przez Parlament Brytyjski, zabraniające koloniom emitowania własnego pieniądza i nakazali im użycie jedynie pieniądza ze złota i srebra pożyczonego na procent przez nich – bankierów angielskich, w ograni­czonej ilości. Obieg tego pieniądza został w ten sposób zredukowany o połowę.
„W ciągu jednego roku”, stwierdził Franklin „warunki życia tak się pogorszyły, iż era prosperity się skończyła i rozpoczęła się depresja do tego stopnia, że ulice kolonii pełne były bezrobotnych.”
Po czym nastąpił zryw rewolucyjny przeciw Anglii, po którym wydano Deklarację Niepodległości w 1776 roku. Podręczniki do historii natomiast błędnie uczą, że to wprowadzenie podatku na herbatę, spowodowało Rewolucję Amerykańską. Ale Franklin jasno stwierdził:
„Kolonie chętnie zaakceptowałyby nałożenie pewnego podatku na herbatę i inne rzeczy, żeby nie bieda spowodowana złym wpływem angielskich bankierów na Parlament, co spowodowało nienawiść kolonii do Anglii i zryw rewolucyjny”.
Założyciele Stanów Zjednoczonych, mając te fakty na uwadze i żeby zabezpieczyć kraj przed wyzyskiem Bankierów Międzynarodowych, z wielką mocą podkreślili w Amerykańskiej Konstytucji, podpisanej w Filadelfii w roku 1787, Artykuł 1, część 8, paragraf 5:
„Kongres jest upoważniony do emisji pieniądza i do regulacji jego wartości”.

Bank bankierów

Aleksander Hamilton
Lecz bankierzy nie ustąpili. Ich agent, Aleksander Hamilton został mianowany Sekretarzem Skarbu (obecnie minister finansów) w gabinecie George’a Washingtona i przekonywał o emitowaniu pieniądza na procent i o tym, że Bank Federalny powinien znajdować się w rękach prywatnych. Jego fałszywy argument brzmiał, że: „Jeśli dług narodowy nie będzie zbyt duży, będzie dla nas narodowym błogosławieństwem... Mądrość rządu powinna się uwidaczniać w tym, żeby nie wierzyć takim ponętnym i niebezpiecznym środkom jak emisja swoich własnych pieniędzy”. Hamilton wmawiał także rządowi, że tylko pieniądze pożyczone na procent od banków prywatnych będą akceptowane w operacjach zagranicznych. Sekretarz Stanu Tomasz Jefferson był bardzo przeciwny temu projektowi, lecz w końcu prezydent Waszyngton uległ argumentom Hamiltona. W 1791 roku został założony bank federalny – „Bank of the United States” – na okres 20 lat. Jednak mimo nazwy: „Bank Stanów Zjednoczonych”, był to naprawdę „bank bankierów”, ponieważ nie należał do narodu, lecz do osób prywatnych, mających kapitał bankowy w swoich rękach. Nazwa „Bank Stanów Zjednoczonych” użyta została celowo, żeby wprowadzić w błąd ludność amerykańską, która miała wierzyć, że jest właścicielem banku, co oczywiście było kłamstwem. Termin podpisanej na 20 lat umowy funkcjonowania tego banku upływał w 1811 roku i Kongres Stanów Zjednoczonych głosował przeciwko odnowieniu tej umowy, dzięki wpływowi Tomasza Jeffersona i Andrzeja Jacksona:
„Jeżeli Kongres”, powiedział Jackson, „ma konstytucyjne prawo emitowania papierowych pieniędzy, prawo to upoważnia Kongres do przestrzegania go, a nie do oddawania go po­szczególnym ludziom lub korporacjom”.
Tak zakończyła się historia pierwszego Banku Stanów Zjednoczonych. Lecz to nie była ostatnia karta bankierów.

Bankierzy puszczają w ruch machinę wojenną

Nathan Rothschild z Banku Angielskiego wydał ultimatum: „Albo podanie o odnowienie umowy będzie zatwierdzone, albo Stany Zjednoczone zostaną wciągnięte w najbardziej destrukcyjną wojnę”. Jackson i inni patrioci amerykańscy nie wierzyli, że wpływ Międzynarodowej Finansjery może sięgać tak daleko. „Jesteście złodziejską jaskinią żmij”, odpowiedział na to Jackson. „Mam zamiar was rozpędzić i przy pomocy Boga Wszechmogącego rozpędzę was!” Nathan Rothschild wydał rozkazy: „Dajcie lekcję tym zuchwałym Amerykanom. Wprowadźcie na nowo status Kolonii”.
Rząd brytyjski rozpętał wojnę 1812 roku przeciwko Stanom Zjednoczonym. Zamiarem Rothschilda było doprowadzenie Stanów Zjednoczonych do takiej biedy, że władze ustawodawcze byłyby zmuszone prosić o pomoc finansową, która oczywiście nadeszłaby tylko pod warunkiem wznowienia umowy, wprowadzającej na nowo działanie Banku Stanów Zjednoczonych. Tysiące ludzi zginęło, ale co to obchodziło Rothschilda? Osiągnął to, co chciał. Kongres Stanów Zjedno­czonych wznowił umowę w 1816 roku.

Zamach na Abrahama Lincolna

Abraham Lincoln
W 1860 roku na stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych wybrano Abrahama Lincolna, w zamian za zniesienie niewolnictwa czarnych. Jedenaście stanów południowych, które popierały niewolnictwo czarnej rasy, zdecydowało odłączyć się od Unii, oderwać od Stanów Zjednoczonych Ameryki. Był to początek wojny domowej (1861-1865).
Lincoln nie mając pieniędzy na finansowanie działań wojennych Północy, zwrócił się do bankierów Nowego Jorku, którzy zgodzili się pożyczyć mu pieniądze na procent – od 24 do 36 procent. Lincoln odmówił, wiedząc doskonale, że ten lichwiarski procent doprowadzi Stany Zjednoczone do ruiny. Lecz jego problem finansowy pozostał nadal nierozwiązany!
„Zwróć się do Kongresu o przyjęcie ustawy, pozwalającej na wydrukowanie legalnych papierów wartościowych, opłać przy ich pomocy żołnierzy i wygraj razem z nimi wojnę.”
Tak właśnie uczynił Lincoln i wygrał wojnę. Między 1862 i 1863 rokiem, opierając się na konstytucji Stanów Zjednoczonych, Lincoln doprowadził do wyemitowania 450 milionów niezadłużonych, „zielonych dolarów” (Greenbacks), potrzebnych do prowadzenia wojny domowej. (Ludzie nazywali te banknoty „zielonymi dolarami”, ponieważ rewers ich był wydrukowany zielonym kolorem.)
Greenbacks
Lincoln powiedział: “Rząd posiadający władzę tworzenia i emisji waluty i kredytu jako pieniędzy i cieszący się prawem wycofywania zarówno waluty jak i kredytu z obiegu za pomocą podatków i w inny sposób, nie powinien i nie może pożyczać kapitału na procent jako środka finansowania prac rządowych i przedsięwzięć publicznych... Przywilej tworzenia i emitowania pieniędzy jest nie tylko najwyższym przywilejem rządu, ale jest jego najwyższą twórczą możliwością.”
Lincoln mówił o tych zielonych dolarach, jako o „największym błogosławieństwie, jakie Amerykanie kiedykolwiek mieli”. Błogosławieństwo dla wszystkich, ale nie dla bankierów, ponieważ kończyło to ich machinacje, kradzież kredytu narodowego i pożyczki pieniędzy na procent. Robili więc wszystko, co możliwe, żeby zniszczyć te „zielone dolary” i przeszkadzać Lincolnowi w rządzeniu. Lord Goschen, rzecznik finansistów, napisał w London Times (cytat wzięty z Kto rządzi Ameryką [Who Rules America] – autorstwa C. K. Howe’a i przedrukowany w pracy Martyrologia Pieniędzy Lincolna [Lincoln Money Martyred] – autorstwa doktora R. E. Searcha):
„Jeżeli ta szkodliwa polityka finansowa, która ma swoje źródło w Ameryce Północnej umocni się na stałe, wtedy taki rząd będzie dostarczał swoje własne pieniądze, bez żadnych kosztów, będzie spłacał długi i będzie bez długów. Będzie miał wszystkie potrzebne pieniądze niezbędne do utrzymania się. Będzie prosperował bez precedensu w historii świata. Taki rząd musi być zniszczony, albo zniszczy każdą monarchię na świecie.” (Monarchię bankierów pożyczających pieniądze z procentem.)
Po pierwsze, w celu zdyskredytowania „zielonych” dolarów bankierzy namówili Kongres, żeby głosował w lutym 1862 roku za „Klauzulą Wyjątkową” (Exception Clause), która mówiła, że zielonymi dolarami nie będzie można spłacać odsetek od długu narodowego, ani płacić podatków, akcyzy, czy opłat importowych. Następnie w 1863 roku sfinansowawszy wybór odpowiedniej liczby senatorów i przedstawicieli parlamentu, bankierzy uzyskali anulowanie przez Kongres prawa „zielonych dolarów” (Greenback Law) i wprowadzenie na jego miejsce Narodowej Ustawy Bankowej (National Banking Act). (Pieniądze miały być następnie emitowane jako obciążone odsetkami przez banki prywatne.)
Ustawa ta zapewniała też wycofanie „zielonych dolarów” z obiegu, gdy tylko znajdą się w Ministerstwie Skarbu jako opłaty podatkowe. Lincoln ze złością protestował, ale najpilniejszą sprawą dla niego było wygranie wojny i ocalenie Stanów Zjednoczonych jako całości. Odłożył więc na okres powojenny swoje veto, które miał zamiar złożyć przeciwko tej ustawie i działania, które miał podjąć przeciwko bankierom. Niemniej złożył deklarację:
„Mam dwóch wielkich wrogów: armię Południa przed sobą i bankierów z tyłu. Z tych dwóch największym wrogiem są bankierzy.”
Lincoln został powtórnie wybrany na prezydenta w 1864 roku i było jasne, że po wojnie zaatakuje silną pozycję bankierów. Wojna skończyła się 9 kwietnia 1865 roku, a pięć dni później, 14 kwietnia, Lincoln zginął w zamachu. Nastąpiła ogromna redukcja kredytu, zorganizowana przez banki. Wielkość pieniądza w obiegu wynosiła w 1866 roku 1907 milionów dolarów, co na głowę każdego Amerykanina dawało 50,46 dolara, a w 1876 roku suma ta została zredukowana do 605 milionów dolarów, co dało 14,60 dolara na głowę. Rezultat: po 10 latach upadek 56 446 przedsiębiorstw, reprezentujących stratę 2 miliardów dolarów. I jakby tego jeszcze było mało, bankierzy zredukowali ilość pieniądza w obiegu do 6,67 dolara na głowę w 1887 r.!

William Jennings Bryan: „Banki powinny odejść”

William Jennings Bryan
Niemniej przykład Lincolna pozostał w pamięci wielu osób, aż do 1896 roku. Tego roku kandydatem demokratów na prezydenta został William Jen­nings Bryan. Raz jeszcze podręczniki historii mówią, że dobrze się stało, iż jego kandydatura na prezydenta nie odniosła sukcesu, ponieważ był on przeciwko „zdrowym pieniądzom” bankierów, pieniądzom emitowanym jako dług oraz przeciwko standardowi złota. Bryan powiedział:
„Głosimy w naszym programie, że wierzymy, iż prawo do bicia monety i emisji pieniędzy jest funkcją rządu. Wierzymy w to. Opozycja mówi, że emisja pieniędzy papierowych to funkcja banku i że rząd nie powinien wtrącać się do działalności banków. Ja mówię im, że emisja pieniędzy jest funkcją rządu i że banki powinny wycofać się z tej rządowej funkcji... Jedynie wtedy, gdy zgodnie z Konstytucją pieniądze będą emitowane przez rząd, możliwe będą wszystkie inne, potrzebne reformy, ale dopóki tego się nie osiągnie, żadnej innej reformy nie będzie można przeprowadzić.”
 

Rezerwa Federalna – gigantyczny koncern

Charles A. Lindbergh
Ostatecznie 23 grudnia 1913 roku Kongres Stanów Zjednoczonych głosował za przyjęciem Ustawy o Rezerwie Federalnej (the Federal Reserve Act), co spowodowało oddanie przez Kongres prawa do emisji pieniędzy w ręce korporacji Rezerwy Federalnej (Federal Reserve Corporation). Jeden z nielicznych kongresmanów, którzy rozumieli ryzyko zawarte w tej ustawie, Charles A. Lindbergh (reprezentujący stan Minnesota), ojciec znanego lotnika powiedział:
„Ustawa ta tworzy największy gigantyczny koncern na ziemi. Z chwilą podpisania przez prezydenta (Wilsona) tej ustawy, zostanie zalegalizowany niewidzialny rząd „Władzy Monetarnej”... Przy pomocy tej ustawy bankowej popełnione zostało największe przestępstwo legislacyjne wszechczasów.”

Edukacja ludzi

Co ostatecznie pozwoliło bankierom na uzy­skanie całkowitego monopolu na kontrolę kredytu w Stanach Zjednoczonych? Ignorancja wśród ludności odnośnie problemów pieniężnych. John Adams pisał do Tomasza Jeffersona w 1787 roku:
„Całe zamieszanie, nieład i nieszczęście w Ameryce powstało nie przez błędy w konstytucji, nie przez zanik honoru i zasad, ale na skutek kompletnej niewiedzy, dotyczącej natury pieniądza, kredytu i obrotu pieniężnego”.
Sekretarz Skarbu w gabinecie prezydenta Lincolna, Salmon P. Chase, ogłosił publicznie krótko po uchwaleniu Narodowej Ustawy Bankowej w 1863 roku:
”Promowanie przeze mnie przyjęcia Narodowej Ustawy Bankowej było największym finansowym błędem mojego życia. Spowodowało to powstanie monopolu, który wpływa na wszystkie sprawy kraju. Ustawa ta powinna zostać uchylona, ale zanim to nastąpi, ludzie z jednej strony a banki z przeciwnej będą prowa­dziły taką walkę, jakiej nigdy nie oglądaliśmy w tym kraju.”
Producent samochodów Henry Ford powie­dział:
„Jeżeli ludzie w kraju rozumieliby naszą bankowość i system monetarny, wierzę, że przed jutrzejszym rankiem wybuchłaby rewolucja”.
Edukacja ludzi – to jest rozwiązanie! To jest dokładnie metoda, za którą opowiada się dwumiesięcznik MICHAEL: przez edukację, zbudować siłę ludzką, żeby suwerenny rząd każdego kraju miał odwagę przeciwstawić się bankierom i emitować własne pieniądze, tak, jak prezydent Lincoln. Gdyby tylko ludzie popierający uczciwy system monetarny zrozumieli swoją odpowiedzialność w rozpowszechnianiu MICHAELA! Kredyt Społeczny, który ustanowiłby system ekonomiczny, gdzie wszystko byłoby zorganizowane dla służby człowiekowi, skupia się na rozwoju odpowiedzialności osobistej i kształtowaniu odpowiedzialnych ludzi. Każdy umysł zdobyty dla Kredytu Społecznego jest osiągnięciem. Każda osoba ukształtowana przez Kredyt Społeczny jest siłą, a każda pozyskana siła jest krokiem w kierunku zwycięstwa. I przez 70 lat jak wiele sił zostało pozyskanych!... Jeżeli wszystkie siły byłyby aktywne, naprawdę przed jutrzejszym rankiem uzyskalibyśmy wprowadzenie w życie propozycji Kredytu Społecznego!
Jak napisał Louis Even w 1960 roku: „Przeszkodą nie są ani finansiści, ani politycy, ani jakiś notoryczny wróg. Przeszkoda leży w pasywności zbyt wielu Kredytowców Społecznych, którzy mają nadzieję na zwycięstwo sprawy, ale pozostawiają innym jej promowanie.”
Krótko mówiąc, jest to nasza odmowa wzięcia odpowiedzialności, opóźniająca wprowadzenie Kredytu Społecznego jako uczciwego systemu pieniężnego. „Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie” (Łk 12,48). Przeegzaminujcie wasze sumienia, drodzy Kredytowcy Społeczni. Konieczne jest nawrócenie osobiste, idźmy i kontynuujmy naszą odpowiedzialność: zwycięstwo nigdy nie było tak blisko! Naszą odpowiedzialnością jest przekazanie wiedzy o Kredycie Społecznym innym ludziom, przez promowanie prenumeraty dwumiesięcznika MICHAEL, jedynej publikacji, która pokazuje to sprawiedliwe rozwiązanie.

Ustawa o Kredycie Społecznym przyjęta przez Kongres USA w 1932 r.

Konieczna jest edukacja ludzi. Kiedy nacisk społeczeństwa jest wystarczająco mocny, wszystkie partie zgodzą się z nim. Dobry tego przykład możemy znaleźć w ustawie Goldsborough z 1932 r., która została przez jej autora określona jako „ustawa o Kredycie Społecznym” i „najbliższa celu reforma monetarna dla ustanowienia realnego zdrowego systemu monetarnego w Stanach Zjed­noczonych”.
„Przeważająca większość Kongresu USA (289 do 60) sprzyjała temu już w 1932 r. i odtąd w takiej czy innej formie obstawała przy tym. Tylko daremna nadzieja, że cieszący się zaufaniem nowy prezydent (Roosevelt) mógłby odnowić dobrą koniunkturę bez porzucenia systemu pieniądza kredytowego, który Ameryka odziedziczyła, uniemożliwiła przyjęcie Kredytu Społecznego jako prawa obowiązującego w kraju. W 1936 r., kiedy New Deal (rozwiązanie Roosevelta) udowodniło niezdolność skutecznego uporania się z Depresją, zwolennicy Kredytu Społecznego znowu odzyskali siłę. Ostatni znaczący wysiłek, by uzyskać jego wprowadzenie miał miejsce w 1938 r.” (W. E. Turner, Stabilne pieniądze [Stable Money], s. 167)
Nawet dywidenda i dyskonto skompensowane, dwa zasadnicze elementy Kredytu Społecznego, zostały wymienione w tej ustawie, zwanej „ustawą Goldsborough”, po tym, jak kongresman Partii Demokratycznej z Maryland, T. Allan Goldsbo­rough, przedstawił ją w Izbie po raz pierwszy 2 maja 1932 r.
Dwie osoby, które wspierały ustawę zasługują na naszą szczególną uwagę: Robert L. Owen, senator z Oklahomy od 1907 do 1925 r. (dyrektor banku narodowego przez 46 lat) i Charles G. Binderup, przedstawiciel z Nebraski. W marcu 1936 r. Owen opublikował artykuł w piśmie J. J. Harpella The Instructor (Instruktor), w którym zastępcą redaktora naczelnego był Louis Even. Binderup natomiast wygłosił wiele przemówień radiowych w USA w okresie Depresji, wyjaśniając niszczycielskie efekty kontroli kredytu przez prywatne inte­resy.
Robert Owen
Robert Owen oświadczył w Izbie Reprezentantów 28 kwietnia 1936 r.: „... ustawa, którą on (Goldsborough) potem przedstawił, z aprobatą Komitetu Bankowości i Waluty Izby Reprezentantów – i sądzę, że był to praktycznie jednomyślny raport. Debatowano nad nią w Izbie przez dwa dni, bardzo prostą ustawą, oznajmiając, że polityką Stanów Zjednoczonych ma być przywrócenie i utrzymanie wartości pieniędzy oraz wyznaczenie ministra skarbu, członków Zarządu Rezerwy Federalnej i banków Rezerwy do wprowadzenia w życie tej polityki. To było wszystko, ale wystarczyło, żeby ustawa została przyjęta nie głosami zwolenników. 117 republikanów głosowało za ustawą (która była prezentowana przez demokratę) i przeszła ona w stosunku 289 do 60 i spośród 60, którzy głosowali przeciwko, tylko 12, z woli ludzi, pozostało w Kongresie.
Została ona odrzucona przez Senat, ponieważ nie została faktycznie zrozumiana. Nie było odpowiedniej publicznej dyskusji na jej temat. Nie istniała zorganizowana opinia publiczna, która by ją wspierała.”
Jeszcze raz, edukacja jest podstawowym zagadnieniem. Republikanie i demokraci jednakowo ją popierali, tak więc nie było potrzeby żadnej trzeciej partii, czy jakiegoś rodzaju partii „Kredytu Społecznego”. Co więcej, Owen uznał, że jedyną rzeczą, której brakowało była edukacja społeczeństwa, siła wśród ludzi. Potwierdza to metody używane przez MICHAELA, zalecane przez Clifforda H. Douglasa i Louisa Evena.
Ustawa Goldsborough była zatytułowana: „Ustawa przywracająca Kongresowi jego konstytucyjną władzę emisji pieniędzy a stąd regulowania ich wartości, żeby zapewnić mieszkańcom Stanów Zjednoczonych dochód pieniężny o ustalonej i sprawiedliwej sile nabywczej dolara, umożliwiającej w każdym czasie zakup przez społeczeństwo potrzebnych dóbr i usług przy pełnej zdolności produkcyjnej infrastruktury przemysłowej i handlowej Stanów Zjednoczonych... Obecny system emisji pieniądza dla zysku przez prywatne instytucje, którego rezultatem są powracające katastrofalne inflacje i deflacje, powinien zostać zaprze­stany.”
Ustawa umożliwiała także zapewnienie rabatu cenowego, który miał być rekompensowany kupcowi, oraz emisję dywidendy narodowej, zaczynając od 5 dolarów (w 1932 r.) miesięcznie dla każdego obywatela kraju. Wiele grup zaświadczało o poparciu dla ustawy, podkreślając, że dostarcza ona środków do kontroli inflacji.

Niewiedza społeczeństwa

Najzacieklejszym przeciwnikiem w senacie był Carter Glass, zagorzały zwolennik Rezerwy Federalnej (prywatna kontrola pieniędzy) i były Sekretarz Skarbu. Poza tym, Henry Morgenthau, późniejszy Sekretarz Skarbu Roosevelta, mocno sprzeciwiający się każdej reformie monetarnej, stwierdził, że New Deal Roosevelta powinien najpierw przejść okres próbny.
To, co najbardziej pomogło przeciwnikom ustawy, to niewiedza społeczeństwa dotycząca kwestii pieniędzy... a nawet niewiedza w senacie.
Niektórzy senatorzy, nie wiedząc nic na temat tworzenia pieniędzy (kredytu) przez banki, krzyczeli: „Rząd nie może tak sobie tworzyć pieniędzy! To spowoduje galopującą inflację!” A inni, uznając konieczność pieniędzy wolnych od długu, kwestionowali potrzebę dywidendy czy dyskonta skompensowanego. Lecz wszystkie te zastrzeżenia faktycznie znikły po poważnym przestudiowaniu Kredytu Społecznego.

Temat: pieniądze. Słynne cytaty

„Pozwólcie mi emitować i kontrolować pie­niądze kraju, a ja nie dbam o to, kto tworzy jego prawa”
– Mayer Amschel Rothschild (1744-1812), założyciel międzynarodowej finansjery.

„Historia odnotowuje, że lichwiarze używali wszelkich możliwych form nadużyć, pod­tępu, oszustwa i środków przemocy do utrzymania swojej kontroli nad rządami poprzez kontrolę pieniędzy i ich emisji.”
– prezydent USA, James Madison.

„Władza pieniądza potępia, jako wrogów publicznych, wszystkich, którzy kwestionują jej metody lub rzucają światło na jej zbrodnie.”
– William Jennings Bryan.

„Ktoś, kto kontroluje ilość pieniędzy w kraju jest absolutnym panem całego przemysłu i handlu.”
– prezydent USA James A. Garfield

Josiah Stamp
„Bankowość została poczęta w niegodziwości i zrodzona w grzechu....... Bankierzy są właścicielami Ziemi. Zabierzcie im ją, ale zostawcie im władzę tworzenia pieniędzy, a przy pomocy pociągnięcia pióra stworzą oni wystarczającą ich ilość, żeby kupić Ziemię z powrotem... Zabierzcie im tę olbrzymią władzę, a wszystkie wielkie fortuny, takie jak moja, znikną (Josiah Stamp był drugą osobą na liście najbogatszych ludzi w Wielkiej Brytanii) i one powinny zniknąć, a wtedy życie na świecie stałoby się lepsze i szczęśliwsze... Ale jeżeli chcecie dalej być niewolnikami bankierów i płacić koszty swojego własnego niewolnictwa, pozwalajcie im nadal tworzyć pieniądze i kontrolować kredyt.”
– Sir Josiah Stamp, prezes Banku Anglii, 1940 r.

„Proces tworzenia pieniędzy przez banki jest tak prosty, że aż budzi odrazę.”
– John K. Galbraith w książce „Pieniądz. Skąd się pojawił, dokąd doszedł”, strona 29.

„Banki tworzą pieniądze. Robią to od długiego czasu, ale one nie całkiem zdają sobie z tego sprawę i nie przyjmują tego do wiadomoci. Bardzo niewiele z nich. Dowody na to znajdziemy w wielu różnych dokumentach, podręcznikach do nauki finansów itd. Ale w tym czasie, i wszyscy musimy być całkiem szczerzy, jeśli chodzi o te sprawy, nastąpił rozwój myślenia i bardzo mocno wątpię, czy dziś znajdziemy wielu prominentnych bankierów, którzy próbowaliby zaprzeczyć, że banki nie tworzą kredytu.”
– H. W. White, prezes Stowarzyszenia Banków Nowej Zelandii do Nowozelandzkiej Komisji Monetarnej, 1955 r.

Thomas Edison i Henry Ford

Zakończmy ten wykład cytatami dwóch wielkich Amerykanów.
Thomas Edison i Henry Ford
Thomas Edison: „W naszej historii kilku największych Amerykanów szukało sposobu na przełamanie piętna Hamiltona (polityki zadłużonego pieniądza wprowadzonej przez Aleksandra Hamiltona) i przejście na naszą politykę monetarną, która zastąpi tamtą, stałą podażą pieniądza, mierzoną fizycznymi potrzebami narodu. Brak społecznego i oficjalnego zrozu­ienia, połączony z siłą interesów bankowych, które wzbudziły ukierunkowane interesy w obecnym chaotycznym systemie, udaremniły wszelkie wysiłki.
Nie pozwólcie im zmylić was ich wołaniem o ‘papierowe pieniądze’. Niebezpieczeństwo papierowych pieniędzy jest dokładnie tym, czym jest niebezpieczeństwo złota – nie jest dobrze, jeśli będziecie ich mieli za dużo. Istnieje tylko jedna zasada dotycząca pieniędzy i jest nią: mieć ich wystar­czającą ilość do prowadzenia całego uzasadnionego handlu czekającego na realizację. Za dużo i za mało – oba rozwiązania są złe. Właściwą proporcją jest wystarczająca ilość pieniędzy do prowadzenia handlu i wystarczająca ilość do zapobiegania stagnacji z jednej strony oraz niewystarczająca ilość, by zezwolić na spekulację z drugiej strony.
Jeżeli rząd Stanów Zjednoczonych przyjmie politykę wzrostu swego narodowego bogactwa bez wspierania poborców odsetek – ponieważ cały dług narodowy składa się z naliczanych odsetek – wtedy zobaczycie erę postępu i do­brobytu w tym kraju, jaka inaczej nigdy nie mo­głaby nadejść.”
I wołanie Henry’ego Forda: „Młodzi, którzy mogą rozwiązać kwestię pieniędzy, zrobią więcej dla świata, niż wszyscy zawodowi żołnierze w historii”.
Młodzi ludzie, czy rozumiecie? Włączcie się w szeregi apostołów MICHAELA dla dobra naszego kraju i jego obywateli. Pielgrzymi św. Michała potrzebują was, oni na was czekają!

piątek, 19 czerwca 2020

Nawet w Szwajcarii, czyli reset globalny


Czytelniku teraz wiesz po co jest ta pandemia i te łamanie praw



Stories are coming from Switzerland that a doctor, Thomas Binder, who has spoken out against the coronavirus fraud was arrested. It has been reported that he was brutally attacked by a Swiss SWAT team in his medical practice. He was arrested and taken to a psychiatric institution. Anyone who speaks out against the coronavirus is simply being arrested in some places in Europe. This is a shocking result that is unfolding across Europe. The question is WHY? This is not only Stalinistic, but crushing dissent must mean there is a hidden agenda. That appears to be the preparation for a new monetary system because they know this is collapsing. That is what the REPO Crisis was all about. 

środa, 17 czerwca 2020

Skąd mamy swoje Westerplatte?

Skąd mamy swoje Westerplatte?

Archwium
Być może Jan Paweł II nie wypowiedziałby słynnych słów: "Każdy z Was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte", gdyby nie Mieczysław Jałowiecki. Historię człowieka, który wykupił dla Rzeczypospolitej słynny półwysep, opisuje Barbara Madajczyk-Krasowska
Gdyby nie ta transakcja prawdopodobnie zupełnie inaczej potoczyłby się początek II wojny światowej. Ale skupowanie nieruchomości dla Polski było niejako uboczną działalnością pierwszego delegata rządu RP. Mieczysława Jałowieckiego posłano do Gdańska przede wszystkim po to, by zorganizował wyładunek amerykańskiej żywności w porcie i jej transport do kraju.
Książka ze wspomnieniami Jałowieckiego z tego okresu, "Wolne miasto", była ostatnią lekturą Papieża-Polaka. Ujawniła to jego wieloletnia przyjaciółka Wanda Półtawska, czuwała przy umierającym Papieżu.
"Ojciec Święty zainteresował się tą książką napisaną świetnie, żywo i obejmującą czasy znane naszemu pokoleniu, znane osoby. Chciał tego słuchać i czytałam mu to dosłownie do końca życia. Nie zdołałam skończyć, ale zabrakło tylko jednej strony. Czytałam do środy (30 marca), potem przeszkodzili nam lekarze i nie udało mi się tej ostatniej kartki przeczytać.
Był cały czas zainteresowany treścią i jakkolwiek pod koniec życia słuchał głównie tekstów modlitewnych, to jednak upominał się o dalsze czytanie o losach Gdańska. Wszystko, co dotyczyło Polski, jej historii, zawsze go interesowało" - wspomina w wydanej niedawno książce: "Beskidzkie rekolekcje. Dzieje przyjaźni ks. Karola Wojtyły z rodziną Półtawskich".

Delegat rządowy, ale tajny

Jeden z paragrafów rozejmu nakładał na Niemców obowiązek ułatwienia aliantom dostaw do Polski - dostarczenia taboru kolejowego i korzystania z urządzeń portowych. Władze Rzeszy nie zgodziły się jednak na wpuszczenie na teren Niemiec (do którego wciąż zaliczał się Gdańsk) żadnej polskiej organizacji, nawet biura przeładunkowego Ministerstwa Aprowizacji. Niemcy przystali jedynie na obecność trzech tylko Polaków i wyłącznie w charakterze członków misji amerykańskiej.
Organizował ją republikański polityk Herbert Hoover, późniejszy 31 prezydent USA (1929-33). Minister aprowizacji Antoni Minkiewicz, w porozumieniu z naczelnikiem państwa Józefem Piłsudskim, 11 stycznia 1919 r. mianował Jałowieckiego delegatem ministerstwa na miasto Gdańsk. Premier Ignacy Paderewski 28 stycznia poszerzył mu obowiązki i mianował go delegatem całego rządu. Jednak do czasu zakończenia konferencji pokojowej w Wersalu nominacja była tajna i trzymana w tajemnicy przed Niemcami. W związku z tym początki misji Mieczysława Jałowieckiego w Gdańsku polegały bardziej na konspirowaniu niż oficjalnej działalności.

Litewskie trio

- Będę szczery, pańska misja jest karkołomna, więc i pańscy współpracownicy muszą być właściwi (...), na tej placówce może pan sobie łatwo kark skręcić - przestrzegał Jałowieckiego minister aprowizacji Antoni Minkiewicz. Jeszcze dobitniej ujął to naczelnik państwa Józef Piłsudski, prywatnie wujek Jałowieckiego. - Nie dogodzisz nam - czeka cię kula w łeb. Nie dogodzisz Niemcom, dostaniesz od nich kulę, staraj się, aby ciebie jedno i drugie ominęło. To są moje instrukcje.
Jałowiecki, kniaź litewski, właściciel ziemski w majątkach Syłgudyszki i Otulany, był spokrewniony z większością rodów ziemiańskich na Wileńszczyźnie, między innymi z Wańkowiczami. Jego wujkiem był także przyszły prezydent, Gabriel Narutowicz. Z wykształcenia był rolnikiem z tytułem doktora. Znał kilka języków. Miał także doświadczenia organizacyjne, był m.in. dyrektorem oddziału Towarzystwa Braci Nobel. W czasie I wojny światowej służył w sztabie generalnym Rosji w randze pułkownika.
Świadomy trudności czekających go zadań misji, postanowił poszukać odpowiednich współpracowników. Trochę dopomógł mu w tym przypadek. W Hotelu Europejskim, gdzie Jałowiecki się zatrzymał, natknął się na Witolda Wańkowicza ze Szczypian, brata słynnego Melchiora. Ukończył on wydział rolny na uniwersytecie w Cambridge, był zaręczony z kuzynką Jałowieckiego Jolantą Romerówną. Wańkowicz zgodził się pojechać do Gdańska. W tymże hotelu Jałowiecki spotkał generała marynarki Michała Borowskiego - miał morskie wykształcenie, praktykę morską i znał języki. Uznał, że lepszego kandydata nie mógł trafić.

Dziki Zachód pod Malborkiem

Gdy Jałowiecki wraz ze współpracownikami przyjechał 30 stycznia 1919 r. do Gdańska, w mieście panował niemiecki terror. A pod oknami hotelu Danziger Hof, gdzie mieszkała delegacja amerykańska z Polakami, odbywały się wrogie demonstracje. Przedstawiciele Rady Ludowej, polscy gdańszczanie: dr Wybicki, dr Kierski i dr Kręcki, w obawie przed aresztowaniami ukrywali się, nie nocując w domach.
Jałowiecki spotkał się z Kręckim, który był w stałym kontakcie z ludnością kaszubską, by ten pomógł mu w zwerbowaniu personelu portowego i biurowego. Kręcki polecił też Garlickiego - Kaszubę, fachowca, który szkolił kontrolerów w porcie. Wcześniej pracował w portach w Bremie, Hamburgu i Szczecinie. Jałowieckiemu udało się także obłaskawić wrogość burmistrza Heinricha Sahma i mieszkańców Gdańska. Podczas poufnej kolacji z burmistrzem polski delegat obiecał przydzielić ludności gdańska część artykułów żywnościowych, pod warunkiem że napisze o tym miejscowa prasa. I rzeczywiście, po artykule w dzienniku "Danziger Zeitung" odbyła się demonstracja, ale przyjazna.
Mimo pierwszych sukcesów w ułożeniu relacji z Niemcami, Jałowiecki zachował przezorność i osobiście wyruszył do Warszawy z pierwszym transportem mąki. Okazało się, że była to bardzo niebezpieczna podróż.
"Gdy ruszyliśmy po dłuższym postoju w Tczewie i odjechali jakieś kilkanaście kilometrów, zauważyłem, że pociąg nasz zwolnił bieg. Nie zwróciłbym na to uwagi, gdyby nie niemieccy kolejarze, którzy nic nie mówiąc zaczęli zeskakiwać z brankardu. Zostałem sam. Pociąg prawie stawał. Właśnie była to chwila, kiedy maszynista i palacz sami zbierali się do zeskoczenia. Nie było czasu do stracenia. Wyjąłem z kieszeni brauning.
- Los - zawołałem, chwytając za dźwignię regulatora - zostać na miejscu, bo będę strzelał.
Maszynista się cofnął. Trzymałem nadal rączkę regulatora, zanim parowóz nie nabrał pędu.
Na tle bieli śniegu zobaczyłem postacie koło toru kolejowego. Po chwili rozległ się z końca pociągu wybuch i trzask. Trzymałem rewolwer skierowany to na maszynistę, to na palacza, który pospiesznie dosypywał węgla do paleniska".
O incydencie Jałowiecki zaalarmował niemieckie władze, a w Malborku wymusił spisanie protokołu o uszkodzonych workach. W efekcie po długich targach Niemcy wypłacili Amerykanom odszkodowania, dalsze napady na pociągi się nie powtórzyły. Oprócz transportów żywności do gdańskiego portu przypływały transporty sanitarne, a później materiały woskowe.

Chrapka na kurort

Po pierwszej wojnie światowej półwysep Westerplatte był kurortem nadmorskim z parkiem, paroma willami i domem kuracyjnym z restauracją. Jałowieckiego ciągnęło na ten półwysep, spędzał tam wolne chwile. Ale nieruchomość wpadła mu w oko bynajmniej nie z powodu uzdrowiskowych, czy turystycznych walorów. Wąski półwysep przy ujściu Martwej Wisły do morza zainteresował go z powodów strategicznych.
"Kto ma Westerplatte, ten panuje nad wejściem do portu gdańskiego" - napisał.
W 1919 roku Gdańsk nie miał jeszcze statusu prawnego. Uzyskał go dopiero po 15 listopada 1920 r. na mocy traktatu wersalskiego. Niemcy czuli się niepewnie i zaczęli sprzedawać nieruchomości. Ich cena spadała. Jałowiecki uznał, że ten spadek nie będzie trwał długo. Ponadto nabywaniem nieruchomości w Gdańsku zainteresowali się agenci angielscy i bolszewiccy.
"Przez naszych agentów starałem się wybadać sytuację i poczynić kroki do nabycia tego terenu (Westerplatte), ale właściciel Niemiec nie okazywał chęci sprzedaży, milczał dyskretnie. Zaniepokojony zainteresowaniem bolszewików tym obiektem niezwłocznie pojechałem do Warszawy" - wspomina Jałowiecki.
Sprawę zakupów przedstawił ministrowi Antoniemu Minkiewiczowi i premierowi Ignacemu Paderewskiemu. Wszyscy przyklasnęli tej inicjatywie, tylko brakowało pieniędzy. Minister Minkiewicz, chociaż bardzo przychylny zakupowi nieruchomości, polecił jedynie:
- Niech pan sam postara się na własną odpowiedzialność o pieniądze. Na tej transakcji pan nie straci, bo z chwilą objęcia przez Rzeczpospolitą prawnego statusu w Gdańsku, rząd zwróci panu pieniądze i przejmie nieruchomości po tej cenie, co pan zapłacił.

"Dopiero potem uderzał do głowy"

Po bezsennej nocy Jałowiecki razem z inżynierem architektem Kazimierzem Krzyżanowskim, który przyjechał z Wilna do Warszawy, pojechał do dyrektora Banku Spółek Zarobkowych w Poznaniu, Englicha i księdza prałata Adamskiego. Przyjęli jego projekt entuzjastycznie. Kredytu miał udzielać gdański oddział banku. Ustalono, że nieruchomości powinny być nabywane na nazwisko Jałowieckiego. Specjalna klauzula określała warunki przejęcia nabytych nieruchomości przez rząd Rzeczypospolitej. I tak w razie odmowy przejęcia nieruchomości przez rząd w terminie dwóch tygodni od uzyskania przez rząd polski statusu prawnego w Gdańsku, nieruchomości przeszłyby na własność Banku Spółek Zarobkowych w Poznaniu.
Architekt Krzyżanowski zorganizował biuro, które zajęło się się rejestrem i zakupem nieruchomości. Agenci donieśli Jałowieckiemu, że właściciel Westerplatte zaczął się wahać i gotów sprzedać nieruchomość, ale był warunek: nabywcą będzie Niemiec. Znaleziono Kaszubę o niemieckim nazwisku, który za pokaźną opłatą zgodził się kupić nieruchomość na swoje nazwisko i po paru dniach odsprzedać Jałowieckiemu. Przeprowadzeniem całej transakcji zajął się mecenas Bielewicz.
"Był piękny poranek wczesnej kaszubskiej jesieni, gdym w kancelarii mecenasa Bielewicza podpisał na moje imię akt kupna Westerplatte" - opisał to niezwykłe wydarzenie Jałowiecki.
Zakup uczczono uroczystą kolacją, zwieńczoną toastem wzniesionym trunkiem o nazwie "Bursztyn Gdański". "Miał dziwny, tajemniczy smak, coś co pachniało jednocześnie winem, kwiatem lipowym, miodem i starą Hanzą, był przy tym łagodny; dopiero potem uderzał do głowy".
Dzięki Jałowieckiemu nabyto także m.in. obiekty przy ujściu Wisły, składy koło Weichsel Bahnhof, stocznię położoną w rozwidleniu Wisły z Motławą, kilka starych spichlerzy naprzeciwko historycznego Żurawia nad Motławą.

Pokąsany po łydkach

Niekonwencjonalna i często ryzykowna, aczkolwiek niezwykle korzystna dla odradzającego się państwa polskiego działalność Jałowieckiego wzbudzała kontrowersje wśród warszawskich polityków, szczególnie socjalistów. Pisano na niego donosy, wytykano mu rodzinne powiązania. Mimo że kontrole nie wykazały żadnych uchybień, socjaliści nie ustawali - jak to określił - "w kąsaniu znienacka po łydkach".
W efekcie pierwszym oficjalnym komisarzem generalnym RP w Wolnym Mieście Gdańsku został Maciej Biesiadecki, starosta z Bielska- Białej. Jałowiecki musiał zadowolić się funkcją jego zastępcy. Trudno mu jednak było pogodzić się z uległością swojego szefa wobec komisarza Ligi Narodów i Niemców. Dymisję złożył pod koniec roku 1920 i zamieszkał w majątku swojej żony pod Kaliszem.
Wanda Półtawska nie zdążyła przeczytać Papieżowi ostatniej kartki gdańskich wspomnień Jałowieckiego. Opisuje tam swoją rozmowę z socjalistycznym wicepremierem Ignacym Daszyńskim, już po złożeniu dymisji. Zły na wicepremiera za nasyłanie na niego "szpicli", wygarnia mu, co o nim myśli: "Zawsze podziwiałem pańską zręczność, z jaką pan jadąc na wiec robotniczy, rozparty w pierwszej klasie, potrafił podjeżdżając do miejsca, gdzie miał się odbyć wiec, przeskoczyć w porę do wagonu trzeciej klasy, wciągnąć na głowę zapasowy, spłowiały kapelusz i występować jako proletariusz i obrońca ludu".
Historyk Zbigniew Machaliński w V tomie "Studiów Gdańskich" wysoko ocenia działalność pierwszego, "tajnego" komisarza rządu RP: "Ekipa litewska Mieczysława Jałowieckiego działająca w latach 1919-1920, on sam zaś w szczególności, wykazała wielką ofiarność, patriotyzm w walce o przyczółek polski nad Bałtykiem (...). Byli oni autentycznymi pionierami w walce o polski Gdańsk, po zakończeniu pierwszej wojny światowej".

sobota, 6 czerwca 2020

Reformy polskojęzycznej hołoty, czyli i ty będziesz palestyńczykiem

Tarcza 4.0 – aresztują Cię przez internet, ale siedzieć będziesz naprawdę

Rzeczpospolita Kaczyńskiego zaczyna niepokojąco coraz bardziej przypominać antyutopie Orwella czy Huxleya. Obywatel ma coraz mniej praw, a w tle słychać gromkie zapewnienia władz, że to w celu obrony tych praw.

W projekcie Tarczy 4.0 proponuje się zmiany dotyczące tymczasowego aresztowania. To poważna, bo najbardziej dotkliwa forma środków zabezpieczenia wobec podejrzanego lub oskarżonego w toku procesu sądowego. Przypomnieć należy, że w świetle prawa człowiek jest niewinny do momentu, kiedy zapadnie prawomocny wyrok sądu. Zatem areszt, stosowany wobec człowieka formalnie niewinnego jest sprawą, do której należy podchodzić poważnie, bo dotyczy wolności jednostki.
Wspomniana zmiana polegać ma na tym, że o tymczasowym aresztowaniu decydować miałby sędzia podczas posiedzenia sądu przeprowadzonego on-line.
W praktyce miałoby to wyglądać tak, że sędzia połączy się przez internet z podejrzanym, któremu towarzyszyć będzie asystent prokuratora lub przedstawiciel służby więziennej. Obrońca, owszem, jest przewidziany, ale również zdalnie, chyba, że sędzia uzna za stosowne wezwać go na salę rozpraw. Wtedy będą rozmawiać z podejrzanym wspólnie, z jednego łącza.
Obrońca, który chciałby porozmawiać ze swoim klientem na osobności, będzie mógł do niego zadzwonić i rozmawiać podczas przerwy, orzeczonej przez sędziego. Projekt nie mówi nic, co będzie, jeżeli sędzia tej zgody na kontakt nie udzieli, lub jeśli rozmowa adwokata z podejrzanym nie będzie miała gwarancji dyskrecji. Co będzie, jeżeli łącze internetowe będzie słabe lub nastąpi uszkodzenie?
Można by zrozumieć tę formę, gdyby miała charakter tymczasowy i dotyczyła np. wyłącznie podejrzanego przebywającego na kwarantannie lub z potwierdzoną chorobą COVID-19. Jednak wiele wskazuje na to, że projekt tych zmian miałby być wprowadzony na stałe.
„Ten sposób, jeżeli miałby zostać na stałe, jest głupi, krzywdzący i nieodpowiedzialny – powiedział dla Portalu Strajk znany warszawski adwokat. – To się może obrócić przeciwko każdemu obywatelowi. Jeżeli sędzia mając do wyboru podjąć nieco wysiłku albo nie podjąć go wcale tylko biernie przyklepać to, co znajduje się we wniosku o areszt, to proszę zgadnąć, co sędzia wybierze? Oprócz tego, co to znaczy, że obrońca będzie dzwonił do podejrzanego? Co z prawem do prywatności? To jest rozwiązanie, które się nie mieści w standardach jakiegokolwiek demokratycznego państwa i jakiegokolwiek rzetelnego procesu karnego”


TO SIĘ NAZYWA DOBRA ZMIANA

Można też tak
skutek