Problem zaczyna się tam, gdzie musimy odróżnić politykę polską od polityki tych, którzy działają przeciw nam skrycie, dla których los Polski jest zupełnie obojętny. Polsce nie zagraża Rosja, nie zagrażają Niemcy, nie zagraża Izrael. Polsce zagraża brak poczucia narodowego krajowych elit i ich przekupność. Żydzi sami nie ograbią nas z mienia. Niemcy nie odbiorą nam Ziem Odzyskanych, Ukraińcy Nie jest sztuką odróżnić politykę polską od niepolskiej polityki prowadzonej przez jawnych wrogów. nie zagarną Przemyśla. Są natomiast tacy, którzy to mienie i te ziemie są gotowi oddać obcym. I w tym temacie trzeba powiedzieć Polakom, że coś jest w powietrzu, że coś się czai, że coś się święci.
Uderza, że nikt z wypowiadających
się na temat polityków nie wymienia czynnika narodowościowego. Mówi się i pisze
niemal o wszystkim, o wykształceniu, o preferencjach seksualnych, o kolorze
włosów, ale nie ma słowa o narodowości delikwenta. Sitwa, która swymi mackami
opanowała całe państwo wmawia nam, że zwartość i jednorodność etniczna państwa
to szkodliwy anachronizm, słabość, ułomność, zacofanie, a wszelkie pytania i
rozważania o etnicznych i rodzinnych korzeniach to „ohydne grzebanie w
życiorysach”. A wszystko po to, aby nie wyszła na jaw porażająca prawda o tym,
kto w Polsce rządzi i kto rozdaje karty.
Śledząc „sukcesy” naszego państwa
na Wschodzie, stawiamy pytanie: Kto dba o interesy Rzeczypospolitej? Na pewno
nie są to Polacy. Z inspiracji syna rabina i przy błogosławieństwie jego
następców, sprawy wzięła w łapy jednorodna etnicznie ekipa dzieci i wnuków
działaczy Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. W słynnym notesie Geremka znalazły
się też inne mniejszości. W rezultacie placówki dyplomatyczne na Wschodzie
zamieniły się w etniczne enklawy, a tamtejsza ekipa „polskich dyplomatów”
zajmuje się wszystkim tylko nie sprawami Polski, a „polska dyplomacja” polega
na porzucaniu na pastwę losu żyjących tam Polaków.
Dlaczego tak się dzieje? Powód
jest prosty – w urzędach do tego powołanych głos mają mniejszości narodowe. I
dlatego trzeba mówić: Narodowość ma znaczenie. I dlatego należy pytać: Czy u
minister borykającego się z kryzysem tożsamości etnicznej nie dojdzie do
konfliktu lojalności i czy daje gwarancję obrony polskiego interesu narodowego?
Czy Niemiec powinien działać na odcinku niemieckim, na czeskim – Czech, na
rosyjskim – Rosjanin, na chińskim – Chińczyk? Czy Ukrainiec powinien działać w
MSZ na odcinku ukraińskim, a syn banderowca kierować wydziałem wschodnim
Agencji Wywiadu? Czy Żyd w polskim urzędzie powinien zajmować się stosunkami z
Izraelem, a członek diaspory żydowskiej być pełnomocnikiem ds. kontaktów z
diasporą żydowską? Czy Agencją Wywiadu musiał kierować Krzysztof Bondaryk, a
CBA Paweł Wojtunik? I wreszcie – czy nad stosunkami z Polonią amerykańską i nad
repatriacją Polaków z Kazachstanu pieczę sprawować muszą obcoplemieńcy,
potomkowie tych, którzy przyczynili się do Jałty, czyli do tego, że miliony
Polaków zostało poza granicami ojczyzny?
Dlaczego poświęcają rodaków na
obczyźnie na rzecz niepolskich interesów i popierają żywioły im nieprzyjazne?
Dlaczego Polacy na Ukrainie są dla nich kulą u nogi? Czy nie dlatego, że wadzą
im w „pojednaniu” z Ukraińcami i przeszkadzają w podejrzanych kombinacjach
geopolitycznych? Dlaczego blokują powrót etnicznych Polaków z Kazachstanu, a
rozdają paszporty Żydom? Dlaczego polskim obywatelem jest dziś łatwiej zostać
potomkowi rezuna i Tatarowi z Krymu, niż Polakowi? Dlaczego polski repatriant
musi spełnić wiele warunków, a pogrobowiec Bandery nie musi żadnego? Kto stawia
zdecydowany opór staraniom potomków zesłańców o powrót do Ojczyzny i
jednoznacznie wykazuje, że repatriacji etnicznych Polaków nie będzie? Kto
wyznaje i wprowadza w życie doktrynę – Polacy mają z Polski uciekać, a nie do
niej wracać? I czy racji nie mają ci, którzy twierdzą, że wielu pośród tych, co
rządzą dziś Polską są świadomi, że Polacy w Kazachstanie są bardziej Polakami
niż oni sami? Sprzeciwiając się repatriacji Polaków z Kazachstanu, używają
argumentu: „to zrusyfikowani agenci Moskwy”. Ci sami, gdy organizowali i
finansowali akcję repatriację sowieckich Żydów nie dostrzegli, że wśród nich
były tysiące byłych funkcjonariuszy KGB. Bardzo sprawnie przywrócili też
polskie obywatelstwa tzw. marcowym emigrantom, którzy w większości wywodzili
się ze stalinowskiego, czyli sowieckiego aparatu Urzędu Bezpieczeństwa.
25 maja 2021 policja rozpędziła
Łowicką Pieszą Pielgrzymkę na Jasną Górę. „Rząd zdecydował się na otwarcie
galerii handlowych, a pątnicy są szykanowani” – wyraził zdziwienie ksiądz,
przewodnik pielgrzymki. „Dziwne jest to, że ani zaborcy, ani okupanci nie
zatrzymali nigdy pielgrzymki” – oburzał się emerytowany biskup diecezji
łowickiej. W pielgrzymce uczestniczyć można od 1656 roku, szła do Częstochowy w
czasach rozbiorów, niemieckiej okupacji i Bermana. Minister spraw wewnętrznych
sprawy nie rozliczył. Tak jak nie wyjaśnił, czy prawdą jest, iż 40 procent
oficerów Policji, adeptów Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie to Ukraińcy z
okolic Szczytna, Elbląga i Giżycka. Jak i nie wyjaśnił, że Ukraińcy
nieproporcjonalnie do ich liczby obsadzili także stanowiska w sądach,
prokuraturze, straży granicznej, służbach celnych, że na Mazurach działa mafia
ukraińska, która obsadza stanowiska leśniczych, nadleśniczych, gajowych i
urzędy pocztowe oraz gminne, że w wielu miejscowościach Ukraińcy wieszają sobie
wstążeczki niebiesko-żółte, bo policjant, jak zobaczy swojego rodaka mandatu nie
da, a sędzia nie wsadzi do więzienia. Nie wyjaśnił też, dlaczego kapelani
Straży Granicznej Miron Michaliszyn i Jan Tarapacki biorą w polskich mundurach
udział w uroczystościach ku czci upowców, co – gdy weźmiemy pod uwagę, że ta
formacja dziedziczy tradycje KOP, szczególnie znienawidzonego przez
nacjonalistów ukraińskich – wywołuje ciarki po plecach.
Ukraińscy nacjonaliści mają
wpływy we wszystkich partiach politycznych. Praktycznie nie ma partii, która
nie działałaby na ich korzyść. W każdym mieście Warmii i Mazur członkami tych
partii są w większości Ukraińcy, a od Braniewa na wschód obsadzają te partie
wyłącznie ukraińskie rodzinne klany. Przeniknęli nawet do jedynej partii, która
troszczy się o upamiętnienie rodzin chłopskich pomordowanych na Wołyniu – Miron
Sycz, wicemarszałkiem województwa Warmińsko-Mazurskiego został dzięki poparciu
PSL. Ci sami polscy chłopi burzą się, że Niemcy wykupują ziemię na tzw. słupy.
A kim są te „słupy”? To Ukraińcy przesiedleni po operacji „Wisła” na Ziemie
Odzyskane, które Niemców interesują najbardziej.
Czy powodem tego, że pion śledczy
IPN nie osądził ani jednego zbrodniarza UPA, a nawet wszystkich skazanych
rezunów zrehabilitował i zaliczył w poczet osób „represjonowanych przez PRL ze
względów politycznych” nie jest to, że za czasów Kieresa, Żaryna i Kurtyki
Żydzi z Unii Wolności obsadzili wiele stanowisk w IPN Ukraińcami? Czy powodem
tego, że można fabrykować kłamstwa o „bohaterskim” UPA nie jest to, że Ukraińcy
przeniknęli do „Ośrodka Karta” i zniszczyli polskie archiwa dokumentujące
zbrodnie UPA na Polakach? Czy nie dziwi, że pion śledczy IPN nie osądził ani
jednego zbrodniarza z UPA, a nawet wszystkich bandytów skazanych przez sądy PRL
zrehabilitował i zaliczył w poczet osób „represjonowanych przez PRL ze względów
politycznych”? No i mamy to, co mamy: W „Indeksie represjonowanych w PRL z
powodów politycznych” są nazwiska „bojców” UPA, członków sotni grasujących w
Bieszczadach, zabijających polskich żołnierzy i palących polskie wsie,
schwytanych w roku 1947 przez polskich i czechosłowackich żołnierzy. A wiedzieć
trzeba, że znalezienie się na tej liście to nobilitacja, wyróżnienie i hołd. Ci
sami bojcy UPA w IPN, razem z polskimi „pożytecznymi idiotami”, opracowali
„Atlas podziemia niepodległościowego”, w którym straty UPA w walce z Wojskiem
Polskim wliczono do strat polskiego podziemia.
Wszystko zaczęło się od braci
Kaczyńskich, a właściwi od ich kosmopolitycznej choroby, która zaowocowała tym,
że w Belwederze prym wodziła Bogumiła Berdychowska, inicjatorka zbierania
podpisów pod apelem do Rady Miasta Warszawy ws. niedopuszczenia do budowy
pomnika ku czci ofiar zbrodni ukraińskich nacjonalistów. Wielu Ukraińców
przeniknęło do Porozumienia Centrum, a wiceprezesem PiS został Ukrainiec z
Przemyśla, który szczególną aktywność wykazał w załatwianiu pochówku na
cmentarzu wojennym strzelców siczowych w Przemyślu dla ludobójców z UPA
zabitych podczas napadu na Birczę. Ten sam, który będąc wicewojewodą
podkarpackim, dopuścił do wzniesienia kilkunastu pomników UPA. W skład jaczejki
sympatyków Bandery wchodzili także: Joanna Kluzik-Rostkowska (szefowa kampanii
wyborczej Jarosława Kaczyńskiego); Paweł Kowal (eurodeputowany PiS, który
głosował przeciw rezolucji PE potępiającej uhonorowanie Bandery tytułem
Bohatera Ukrainy); Michał Kamiński (bronił ulotkę wyborczą Juszczenki,
zapowiadającą wygonienie Moskali, Przeków, tj. Polaków i Żydów); Adam Bielan
(eurodeputowany PiS, który był za odrzuceniem projektu uchwały PE uznającej
zbrodnie UPA za akt ludobójstwa). Wszyscy inkryminowani utworzyli później
ugrupowanie pod przewrotną nazwą „Polska Jest Najważniejsza”.
Zdecydowanie najwięcej
orędowników idei głoszonych przez ukraińskich nacjonalistów znalazło się w
ławach parlamentarnych PiS, ale sympatycy banderowców znaleźli się także w PO.
Na Majdan jeździli Kaczyński, Komorowski, Tusk, Sikorski, Wałęsa i Kwaśniewski
(ten ostatni zawiózł tam 30 tysięcy egzemplarzy „Wyborczej” z wybielającym
banderowców artykułem Michnika). A wszystko pod hasłami: „Sława Ukrainie!”,
„Sława hierojom” i w czasie, gdy powiewały tam banderowskie flagi, a zwolennicy
bandytów z UPA wrzeszczeli: „Smert Lachom” „Lachy za San” „Riazy Lachiw”
„Lachow budut rizaty i wiszaty”. Zarówno PiS jak i PO w sprawach Ukrainy
przemawiają jednym głosem, manifestując jednomyślność nieznaną od czasów
Okrągłego Stołu. Drobne animozje wynikają jedynie z licytowania się, kto jest
bardziej proukraiński i prześcigania w deklaracjach o wielkości pomocy, jaką
Polska powinna udzielić. À propos – zachodzimy w głowę, dlaczego Dawid
Wildstein nadając z Majdanu w otoczeniu czerwono-czarnych flag, pisał pełen
egzaltacji, że panuje tam wspaniała atmosfera i że czuje się jak w obozie
kozackim. Zapomniał, że gdyby to był obóz kozacki, to nie wyszedłby stamtąd
żywy? Bo Kozacy, szczególnie w czasie powstania Chmielnickiego, wprost wyżywali
się w pogromach na Żydach i zgładzili prawie wszystkich wyznawców religii
mojżeszowej, których napotkali na swojej drodze, a na całej Rusi uratowało się
tylko kilkuset Żydów, ocalonych przez księcia Jeremiego Wiśniowieckiego (dziś
przez historyków żydowskich przedstawianego, jako prekursora ciemiężycieli
Ukraińców).
Z kieszeni polskiego podatnika
płyną miliony dla Związku Ukraińców w Polsce. W tym 2 miliony dla „Naszego
Słowa”, które zamieszcza banderowską symbolikę, popiera ukraińskie pretensje
terytorialne i zaprzecza, by UPA dokonała ludobójstwa na Polakach. Ale do
takiej roboty nie potrzeba „Naszego Słowa”, bo w Polsce są inne gazety
ukraińskie dla Polaków, „Sieci”, „Kurier Wnet”, „Gazeta Polska”, które zawsze
stoją po stronie Ukraińców i zawsze upatrują dobro Polski w czynieniu dobra Ukrainie.
Trudno nie zgodzić się z poglądem S. Michalkiewicza, że od roku 1944
historyczny naród polski musi dzielić terytorium państwowe z polskojęzyczną
wspólnotą rozbójniczą. Jednym z dowodów to tłumnie zgromadzeni na wiecach
„solidarności z Ukrainą”, gromadzących kilkadziesiąt razy więcej osób niż
obchody rocznicy rzezi wołyńskiej, zgodnie wykrzykujący „Herojam sława”, czyli
ostatnie słowa, jakie słyszeli Polacy paleni żywcem lub rzezani siekierami
przez „bojców” z UPA.
Kilka dni temu na szefa
kancelarii premiera zaprzysiężony został Marek Kuchciński. To, że jest tylko
absolwentem technikum ogrodniczego byłemu marszałkowi Sejmu i wiceprezesowi PiS
nie przeszkadza w politycznej karierze. Co do kwalifikacji dodajmy, że w tej
kadencji ani razu nie zabrał głosu z sejmowej mównicy. Wielki powrót
„latającego” marszałka! – tak powitały go media. Dlaczego? Bo jako marszałek
Sejmu odbył 98 lotów samolotem rządowym, wożąc siebie, członków rodziny i
Ukraińców dorabiających w Warszawie na rządowych posadach do chutorów koło
Przemyśla. Kuchciński jest także bohaterem nagrań z podkarpackiego lupanaru
prowadzonego przez Ukraińców, którym wcześniej pomógł w pospiesznym uzyskaniu
polskiego obywatelstwa. Media spekulowały, że nominacja ta ma na celu „ręczne
sterowanie” Morawieckim przez zaufanego człowieka Jarosława Kaczyńskiego. A nam
się wydaje, że w tej sprawie Kaczyński nie miał nic do powiedzenia i że to
Kuchciński będzie „ręcznie sterował” Kaczyńskim w sprawach ukraińskich.
O roli bezpieki w dyplomacji dużo
powiedziano. Dzisiaj coś o bezpiece ukraińskiej. Bo jest rzeczą oczywistą, że
Amerykanie wykorzystują ją do formatowania polityki kadrowej w Polsce. Jak i
rzeczą oczywistą jest, że preferują Ukraińców, bo są bardziej profesjonalni,
tańsi i bardziej bezwzględni. Nagrania z podkarpackiego lupanaru z udziałem
obecnego szefa kancelarii premiera i przewodniczącego sejmowej Komisji Spraw
Zagranicznych Sejmu (jak i medal dla redaktora naczelnego „Gazety Polskiej”) to
tylko wierzchołek góry lodowej. Zadziwia jak wielu Ukraińców zrobiło w
posierpniowej Polsce polityczne kariery i wielkie majątki. Kuchciński,
Siemoniak, Onyszkiewicz, Bodnar, Frasyniuk, Dworczyk, Hołownia i „najbogatszy
Polak” Michał Sołowiew nie ukrywają, że są Ukraińcami. Czy czystym przypadkiem
jest, że ministrem obrony został Tomasz Siemoniak, członek władz Związku
Ukraińców w Polsce, a wiceministrem obrony Mychajło Dworczuk i że wśród
generalicji polskiej armii etniczny komponent ukraiński jest dominujący? Czy
przypadkiem jest, że gołodupiec Wołodymyr Frasyniuk, z dnia na dzień miał firmę
transportową i 300 tirów?
Czy do takich karier nie zostali wcześniej
przygotowywani? Dużo pisano o zbirach z OUN/UPA pozyskanych w okresie „zimnej
wojny” przez CIA do „pracy operacyjnej” na terenie b. ZSRR, a nic nie mówi się,
że na listy „swych sukinsynów” wciągnęli także członków i sympatyków UPA,
którzy po wojnie pozostali w PRL. Dziś nie za bardzo wiadomo, na jakiej
właściwie zasadzie „w ciemno” popieramy Ukrainę; bierzemy udział w jej wojnie;
znosimy nieprzyjazne gesty i prowokacje z jej strony; bierzemy Ukrainę na
„kroplówkę” finansową; zawieramy skrajnie niekorzystne dla Polski umowy;
pozwalamy zalewać kraj nieprzerwanym strumieniem przesiedleńców, wpuszczanych
bez żadnej kontroli granicznej; wprowadzamy dla nich niesłychane przywileje,
potęgując chaos oraz katastrofę finansów Polski. No i nie za bardzo wiadomo
skąd się wzięli „polscy” prokuratorzy ścigający, pod płaszczykiem „mowy
nienawiści”, Polaków za mówienie prawdy o zbrodniach UPA.
Weźmy takiego Szymona Hołownię, który
wypowiadając się na temat odszkodowań od Niemiec, rzekł: „Ja dzisiaj w ramach
domagania się reparacji dla Polski domagałbym się uzbrojenia Ukrainy.
Strategicznym interesem Polski byłoby oczekiwanie, że jeżeli Niemcy mają
rzeczywiście pójść do przodu i jakoś rozliczyć się moralnie, ale też i
finansowo […], to powinni zbroić Ukrainę”. W takiej sytuacji nie można
wykluczyć, że już wkrótce Morawiecki powoła Hołownię na urząd pełnomocnika ds.
narodowego programu zwrotu mienia Ukraińcom. Polityką wschodnią w rządzie (tj.
padaniem plackiem przez Ukraińcami) zajmuje się, kto chce, pod warunkiem, że ma
odpowiednie pochodzenie. I czy nie stąd wzięła się wypowiedź Grażyny Bandych
(szefowej kancelarii prezydenta): „Ukraina dostaje od Polski to, o co prosi” i
Zbigniewa Kuźmiuka (europosła PiS): „Należy zwiększyć składki członkowskiej w
UE, by stworzyć specjalny fundusz pomocowy dla Ukrainy”. Odbierając w Getyndze
niemiecką nagrodę, Adam Bodnar poinformował, że urodził się w Gryficach (które
przed wojną nazywały się Greiffenberg), że jego ojciec trafił tam w wyniku
Akcji Wisła, a jego cała rodzina, podobnie jak ponad 100 tysięcy innych osób,
została wysiedlona z okolic Bieszczad. Jeszcze jako urzędujący RPO, oświadczył,
że „naród polski uczestniczył w realizowaniu Holokaustu”. Dodamy do tego jego
postulat, aby ukraińscy przesiedleńcy mieli prawo głosu w wyborach
samorządowych. Podziękowania skierował do osoby, która go nominowała do nagrody
– narodowościowo pokręconego na wszystkie sposoby iracko-polsko-niemiecko-kurdyjskiego
publicysty Basila Kerskiego, dyrektora Europejskiego Centrum Solidarności w
Gdańsku. À propos – ci którzy niedawno wybrali go, już po raz drugi na to
stanowsko, nie posłuchali ostrzeżenia płynącego z Jasnej Góry z ust Prymasa
Tysiąclecia: „Uważajcie, by nie przyplątali się ludzie, którzy mają obce
interesy na myśli, pamiętajcie, że Solidarność musi być polska”!
Czy znaczenia nie miało to, że
córka Ewy Kopacz ma za męża Ukraińca z Kanady, a Leszek Miller wnuczkę po synu
ożenionym z Ukrainką? Dlaczego Maciej Maleńczuk deklarując, że jest pochodzenia
ukraińskiego, że jest satanistą, że ma wiele punktów stycznych z Lucyferem,
wrzeszczy: „W Polsce jest faszyzm – ten faszyzm jest w nas głęboko, jak choroba
weneryczna” oraz „Wszystkie polskie kobiety to kurwy”. Wg informacji zawartych
w Wikipedii ojciec Czesława Mozila z Zabrza jest Ukraińcem. Syn po dwóch
dekadach emigracji w Niemczech, kaleczący polszczyznę do granic możliwości,
śpiewa po polsku: „Nienawidze cie Polsko – na to nic nie poradze. Nienawidze cie
Polsko, bo nade mną masz władze”! Janusz Onyszkiewicz, jako polski minister
obrony, w czasie gdy polski przemysł zbrojeniowy skazano na zagładę, a jego
produkcję zastępowano miliardowym importem z USA i Izraela, zabiegał o siłę
ukraińskiej armii i głosił tezę: Nie jestem ministrem obrony przemysłu
zbrojeniowego. Jego doktryna obronna i troska o polską armię ograniczała się
do: „Gwarantem bezpieczeństwa Polski jest Bundeswehra”. Czy związku z
pochodzeniem etnicznym nie mają haniebne wypowiedzi Władysława Frasyniuka,
który nazwał broniących granic polskich żołnierzy „watahą psów” i „śmieciami”,
i wzywał do przyjmowania do Polski każdej liczby Ukraińców, których na polską
granicę podrzucał Zełenski?
Niby odszedł, a jest – tak pisali
osłupiali komentatorzy. Zrezygnował ze stanowiska szefa Kancelarii Prezesa Rady
Ministrów, a w rządzie pozostał. Morawiecki podpisał specjalne rozporządzenie
określające nowe obowiązki ministra bez teki Michała Dworczyka: „Realizacja
zadań w ramach projektów dotyczących udzielenia wsparcia państwom sąsiednim”.
Czyli – tłumacząc z urzędowego na nasze – stanął na czele utworzonego
specjalnie dla niego resortu do spraw wspierania Ukrainy i ukrainizacji Polski.
Na specjalnie zwołanej w tym celu konferencji, chełpił się: Czas, w którym
pełniłem obowiązki szefa kancelarii premiera obfitował w wiele ważnych zdarzeń
i procesów, które do dziś wpływają na naszą rzeczywistość. Nic natomiast nie
powiedział, że to on przewodził pandemicznej histerii rządu, która kosztowała
polskiego podatnika 200 miliardów, i że jako pełnomocnik ds. Narodowego
Programu Szczepień, szczepionek kupił tyle, że powinien w mediach być
opisywany, jako „Michał D”. Nic nie powiedział, że to on kierował akcją
przesiedlenia kilku milionów Ukraińców do Polski, że w ciągu niespełna pół roku
rozdał na ten cel 40 miliardów i drugie tyle na pomoc gospodarczą i wojskową,
które okazały się prawdziwym gwoździem do trumny naszej gospodarki. To Dworczyk
zapowiedział: „Gdy otrzymamy środki z KPO powinniśmy pewną częścią wspomóc Ukrainę”.
A mówił o wielkich pieniądzach, bo w ramach KPO Polska ma mieć do dyspozycji 76
miliardów euro. Ale na tym nie koniec, niedawno oświadczył: „Sami
zadeklarowaliśmy chęć odbudowy obwodu charkowskiego”. Przy okazji
dowiedzieliśmy się, że to on przeprowadził proces uchwalenia w
ekstraordynaryjnym tempie poprawionej ustawy o IPN, z której usunięto paragraf
penalizujący gloryfikowanie ukraińskich zbrodniarzy z UPA.
„Trwa przygotowanie ustawy
powołującej Polską Fundację Dobroczynną im. bł. Klemensa Szeptyckiego, w ramach
której 2 tysiące dzieci oraz 52 kobiety ukraińskie uwolnione z rosyjskiej
niewoli otrzymają finansowe, lekarskie oraz psychologiczne wsparcie. Partnerem
Fundacji będzie Fundacja Pomoc Polakom na Wschodzie”. Profilem działania tej
ostatniej jest niesienie pomocy i wspieranie Polaków zamieszkałych w krajach b.
ZSRR. Prezesem zarządu jest Mikołaj Falkowski. Członkiem zarządu Eliza
Dzwonkiewicz, konsul generalny we Lwowie i Robert Czyżewski dyrektor Instytutu
Kultury Polskiej w Kijowie, chwalący się ukraińskimi korzeniami, autor
wypowiedzi: Jak się Ukraińcy uparli stawić Banderze pomniki, to może my
powinniśmy odpuścić. […] Może niech przez polskie gardło przejdzie, że ten cel
ukraiński jednak był słuszny”. Pierwsze skrzypce w Fundacji gra Michał Dworczyk,
który po sprawach kresowych porusza się jak po prywatnym folwarku lub raczej
własnym chutorze – zasiada we wszystkich możliwych gremiach zajmujących się
Polakami za granicą, zmonopolizował dyplomację wschodnią, rozdaje karty w
sprawach personalnych. Gdy przyjrzymy się ludziom majstrującym przy polskiej
dyplomacji na odcinku wschodnim, to nie sposób nie zauważyć, że Polaków tam nie
ma. Dworczyk bierze udział w dystrybucji środków finansowych przeznaczanych dla
Polaków na Wschodzie, które – dziwnym trafem – trafiają do Ukraińców, w tym
zwolenników Bandery. Nic też dziwnego, że Polacy żyjący na Ukrainie pytają: Czy
Fundacja nie powinna nosić nazwę „Nękanie Polaków na Wschodzie”?
Co do innych wyczynów Mychajło
Dworczuka, to przypomnijmy: w ubiegłym roku złowieszczo zapowiedział
„uproszczenie procedur i możliwości związanych z osiedleniem się w Polsce
wszystkich potomków mieszkańców I i II Rzeczypospolitej, którzy deklarują
związek z Polską”. Wyraźnie mówił o „potomkach obywateli”, a nie potomkach obywateli
narodowości polskiej, co jednoznacznie oznaczało, że rząd chce ułatwić, pod
pretekstem „deklarowania związku z Polską”, masowe osiedlanie się w Polsce
niepolskich nacji, głównie Ukraińców. Nawiasem mówiąc, gdy Orbán nadał
obywatelstwo wszystkim Węgrom żyjącym na Ukrainie, „nasi patrioci” nadali
obywatelstwo dziesiątkom tysięcy Żydów pochodzącym z Ukrainy, a zamiast Polaków
wygnanych na nieludzką ziemię do Kazachstanu sprowadzili do Polski 4 miliony
Ukraińców.
Po 1945 r. nie tylko żydokomuna
podjęła się u Stalina roli pośrednika w trzymaniu za gardło polskiego żywiołu.
Po stanie wojennym i po Magdalence wszystko poszło jak z płatka – ci sami
„pośredniczą” do dziś. Najpierw, jako komunistyczna bezpiek torturowali
polskich patriotów. Potem konspirowali. W 1989 r. raptem ogłosili, że komunizm
to największa podłość, a „Akcja Wisła” to najbardziej haniebny rozdział w
historii PRL. Bronią przy tym uporczywie i zawzięcie wyłączności i monopolu na
wszelkie kontakty z Kijowem, i to bez względu na to, kto w Polsce jest przy
władzy. Są przy tym niezwykle elastyczni – dzisiaj są za PiS, jutro za PO,
pojutrze mogą być frakcją kaszubską. Ukraińcy w Polsce mają prawo do tego, żeby
posiadać własne, odrębne interesy, żeby o nie zabiegać. Tylko gdzie kto kiedy w
„Gazecie Wyborczej” czyli w żydowskiej gazecie dla Polaków” lub w „Gazecie
Polskiej” czyli w ukraińskiej gazecie dla Polaków czytał artykuł domagający
się, aby wyszli z ukrycia, zaczęli działać jawnie, przestali wypierać się swego
pochodzenia, stworzyli swoje odrębne lobby i nazywali je lobby ukraińskim,
wystawili swoich kandydatów w wyborach i, ilekroć reprezentują interesy
ukraińskie, czynili to z otwartą przyłbicą. Oni nie chcą mieć własnej
reprezentacji w Sejmie, bo to by wprowadziło w stosunki z Polakami jasne reguły
gry, a oni jasnych reguł boją się jak ognia. Bo tylko w atmosferze konspiracji
możliwa jest sytuacja, że warszawski polityk w Kijowie podaje się za Ukraińca,
a w Warszawie za Polaka, i twierdzi że reprezentuje i lewicę i prawicę i
centrum, całą Polskę, od Tatr aż po Bałtyk.
Mimo twierdzeń, że są na
najwyższym poziomie, relacje między Polską i Ukrainą są zafałszowane. Dlaczego?
Bo po stronie polskiej określają je Ukraińcy. Bo biorą w nich udział zawsze
wyznaczeni przez obcych, zawsze podejmujący tematy narzucone przez stronę
ukraińską. Dialog wymaga dwóch stron, ale gdy weźmiemy do ręki listę
uczestników tego „dialogu” i wysmażonych w jego wyniku uzgodnień, to nie sposób
doszukać się tam strony polskiej. Dialogują sami z sobą. Z Ukraińcami „ścierają
się” niemal zawsze krajowi adwokaci ukraińskiego nacjonalizmu, a stosunki z
Ukrainą stały się jawnie stosunkami ukraińsko-ukraińskimi. Doszło do tego, że
nawet żebrający „uchodźca” i każda inna ukraińska łajza poczuwa się uprawniony
do wtrącania się w polskie sprawy, napominania, pouczania i szantażowania.
Jasnym stało się, że tak jak stosunki polsko-amerykańskie KTOŚ podmienił na
stosunki z diasporą żydowską, tak dziś stosunki polsko-ukraińskie KTOŚ
podmienił na stosunki ukraińsko-ukraińskie. Kim jest ten „KTOŚ”, o
współdziałaniu mniejszości ukraińskiej z żydowską i niemiecką i o tym, że
uchwałę Krajowego Prowodu OUN’ z 1990 r. czyta się jak „Protokoły Mędrców
Syjonu” – w innym tekście.
Krzysztof Baliński
z: A gdzie tu Polak? A gdzie tu Polska? – Krzysztof Baliński – Bibula – pismo niezalezne
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz