piątek, 30 sierpnia 2024

wtorek, 20 sierpnia 2024

Fugger, wygnanie konkurencji Żydów, czyli o tym gdzie zaczyna się inicjatywa polityczna

Czytelniku,

 

W naszej historii warto znać przypadki, które zmieniały w naszym kraju historię, jednym z nich był niemiecki bankier z Augsburga Jakuba Fugger pomijany jak to u nas było w dziwny sposób........

 

Poniżej, w zwięzły sposób opisuje historię tego bankiera Pan Rafał Bauer na swojej stronie: Fundament – Rafał Bauer – o biznesie bez ściemy (rafalbauer.pl)

Fundament

Czyli o tym gdzie zaczyna się inicjatywa polityczna

Choć wydawać by się mogło, iż związek bankierów i polityków to zażyłość ściśle nowoczesna, analiza historyczna przekonuje, że owa relacja zawiązała się mniej więcej wtedy, gdy swą wątpliwą renomę zdobywał najstarszy zawód świata. Stulecia dostarczają wielu wspaniałych przykładów na to jak owocne potrafią to być związki a nie szczędzą również przykładów dotyczących… ziem polskich. Tu najciekawszy dotyczy wprawdzie lat zamierzchłych, ale przy okazji takich, gdy potęga Rzeczpospolitej znajdowała się niemal w zenicie.

 

Owa interesująca historia rozpoczyna 12 stycznia 1519 r., kiedy to jego wysokość cesarz Maksymilian I Habsburg raczył wyzionąć ducha w austriackim Wels. Choć od czasu swego upadku z konia cesarz cierpiał na przewleką depresję jego śmierci się nie spodziewano i to pomimo iż od 1514 roku zwykł podróżować z… trumną, a szczegółowe regulacje dotyczące własnego pogrzebu i sposobu postępowania z ciałem wydał równolegle z zakończeniem ważnego politycznego zjazdu w Wiedniu. Ów w dacie 26 lipca 1515 r. miał regulować „po wsze czasy” relacje Habsburgów i Jagiellonów, zamykając tym sposobem trwający od kilku dziesięcioleci spór o wpływy w Czechach i na Węgrzech. Owo porozumienie (jak to zwykle bywa) akuszerów miało wielu, lecz największy wpływ należałoby przypisać dwóm i to ze skrajnie różnych powodów. Pierwszym był Mikołaj Radziwiłł – magnat litewski, a przy okazji wielki entuzjasta utrzymania unii z Polską, co na Litwie nie przysparzało mu specjalnej popularności. Dobre stosunki kanclerza wileńskiego z Habsburgami miały jednak proste uzasadnienie: ci ostatni namiętnie knuli z Moskwą, aby osłabiać Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Owo osłabianie owocowało najazdami… na ziemie Radziwiłłów. Ową misyjną pracę doceniał nie tylko król Polski. W 1518 roku cesarz wyniósł polskiego posła do rangi księcia Rzeszy, wynosząc tym samym Radziwiłłów znacznie ponad rody, które swe tytuły książęce zawdzięczały… Unii Lubelskiej.

 

Ale nie byłoby żadnego przełomu w polityce cesarskiej, gdyby nie Jakub Fugger – przebojowy i jak należałoby dzisiaj napisać niezwykle kreatywny bankier. Wpływowy mieszkaniec Augsburga zorientował się szybko, że najlepsze interesy robi się wtedy, gdy ma się wpływ na władze i stanowione przez nią prawo i dlatego też z całych sił wspierał dom Habsburgów. Zaowocowało to nie tylko lukratywnymi zastawami pożyczek, ale również koncesją na wyłączny obrót odpustami na terenie Rzeszy. Owo imponujące osiągnięcie mogło się powieść wyłącznie dlatego, iż wcześniej obrotny bankier zaoferował swe usługi Papieżowi, nieustannie narzekającemu na mizerną ściągalność należnych mu danin w tym świętopietrza. Dzięki niewielkiej prowizji (3%), Fugger w krótkim czasie położył rękę na całości papieskich wpływów a chwilę później niemal całkowicie zmonopolizował obrót odpustami przy czym w intensyfikowaniu ich sprzedaży osiągnął tak spektakularne efekty, iż zasłużył sobie na niechęć Marcina Lutra, któremu ów proceder wydawał się szczególnie odrażający.

 

Cesarski parasol ochronny pozwalał Fuggerowi na prowadzenie szerokich interesów tyle, że ambitnemu bankierowi coraz bardziej zależało na możliwie szerokiej ekspansji, za którą polityczne możliwości Habsburgów po prostu nie nadążały. Ciekawym przykładem w tym względzie było powołanie spółki Ungarischer Handel (1495), która, łącząc wcześniejsze nadania i nowe źródła surowców, w krótkim czasie stała się monopolistą w zakresie wydobycia, hutnictwa i handlu metalami. Olbrzymia skala działalności prowadzonej ponad granicami królestw i ponad głowami monarchów, napotykała na szereg problemów, które zgrabnie określono by dzisiaj jako ograniczenia w wolnym handlu😊. Choć problemy z niezliczonymi mytami, bandami rabusiów i kaprysami władyków rozwiązywano za pomocą zbrojnych finansowanych przez spółkę, Fugger uważał, iż są to zaledwie półśrodki a prawdziwym celem powinien być ład… państwowy i polityczny, dlatego też gorliwie wspierał i animował mocarstwowe plany cesarza Maksymiliana. Warto wspomnieć, iż odsetki od rozmaitych interwencyjnych pożyczek potrafiły sięgać 35% i więcej, a skalę oprocentowania ograniczała wyłącznie… konkurencja ze strony Żydów. Z tą Fugger poradził sobie w sposób sprawdzony już wcześniej w Hiszpanii: Cesarza namówiono do wydania edyktu nakazującego ich wygnanie a przy okazji konfiskatę ich majątku, którego od razu użyto do spłaty części długów.

 

Dla Fuggera porozumienie z Jagiellonami panującymi w Polsce, w Czechach i na Węgrzech stanowiło doskonały sposób na pomnożenie przychodów i to bez kosztów, które pociągnęłaby za sobą wojna. Choć cesarz nie był wielkim entuzjastą tych związków, do zmiany stanowiska zachęciła go skala zadłużenia, które wedle ówczesnych standardów było niemal niespłacalne. Jeszcze mniej podobały mu się naciski Fuggera, aby odstąpić od knowań z Moskwą a w konflikcie krzyżacko-polskim poprzeć Jagiellona. Spokoju w regionie domagali się niderlandzcy kupcy, którym marzyło się moskiewskie zboże jako alternatywa dla Gdańska. Z ich zdaniem Fugger musiał się liczyć: było nie było inwestowali nadwyżki w jego papiery wartościowe. A skoro liczyć musiał się bankier, nad zmianą geopolitycznych planów musiał się zastanowić cesarz. Alians z Jagiellonami rodził się w bólach, ale gdy go w końcu zawarto, radość bankiera nie trwała długo, ponieważ śmierć cesarza otworzyła kwestię na nowo.

 

Elekcyjny tron wabił rozmaitych chętnych a środowisko elektorskie siłą rzeczy podzieliło się na frakcje. Gwiazdą jednej z nich był Zygmunt Stary jako opiekun prawny Ludwika II – króla Czech. Ponieważ cesarska korona leżała w rękach zaledwie 7 elektorów, wakat uruchomił prawdziwy konkurs piękności. W teorii największe szanse na wybór miał wnuk zmarłego Karol V Habsburg (odziedziczył ziemie dziadka), ale obfite dary, które dzisiaj określono by jako łapówki, skutecznie utrzymywały w grze króla Francji, króla Anglii a także elektora Saksonii. Każdy elekt, poza Karolem V, oznaczał nowe kierunki w geopolityce i być może nowe standardy. Fugger przystąpił do ofensywy: Habsburg miał mieć najwięcej pieniędzy i najszersze polityczne plany. W tym celu powrócono do pomysłu przymierza z Jagiellonami a powrócono tym łatwiej, iż stosowne małżeństwa już wcześniej zawarto. Nie bez znaczenia był również prozaiczny fakt, iż król Polski miał do załatwienia szereg delikatnych politycznych interesów a jednym z nich była sekularyzacja zakonu, która dla ultrakatolika Karola V była niemal nie do zaakceptowania. Niemal, ale rosnące wymagania finansowe pozostałych elektorów, zachęcały do opłacania poparcia nawet niewygodnymi politycznymi zobowiązaniami. Łączny kredyt wyborczy urósł do astronomicznej sumy 850 tys. Guldenów, z których 543 tys. Wyłożył sam Fugger! Pojawienie się Jerzego Fuggera na dworze w Krakowie karze sądzić, iż określona cześć tej kwoty trafiła również na Wawel😊. Gdy 28 czerwca 1519 r. elektorzy wybrali wreszcie Karola V, łączny dług cesarstwa dobijał już do 4 milionów a jego spłata zajęła niemal 3 stulecia. Plan europejskiej integracji a’la Fugger mógł się już bezpiecznie realizować, ale… bankier nie cieszył się swym sukcesem zbyt długo.

 

Sekularyzacja zakonnego państwa nie napotkała w prawdzie problemów, mimo iż była podówczas wydarzeniem bez precedensu. Ostatni Wielki Mistrz, zrzucając płaszcz, otwierał nową kartę w ówczesnych stosunkach dyplomatycznych: oto konwertyta luteranin zawierał kontrakt z królem – wasalem Rzymu. Choć namiętnie przypomina się manifestacyjny hołd pruski, znacznie rzadziej mówi się o tym, że Albrecht był… siostrzeńcem Zygmunta Starego, mówił po polsku a w jego żyłach płynęła krew Jagiellonów. Co więcej, jako były zakonnik w chwili zawierania traktatów był kawalerem, który stawał się interesującą partią do dynastycznych roszad. Te doskonale wpisywały się w integracyjne plany Fuggera, który widział w Jagiellonach naturalną przeciwwagę dla Habsburgów. W 6 lat po wyniesieniu Karola V na cesarski tron wszystko zdawało doskonale się układać. Do czasu.

 

Kłopoty zaczęły się w Czechach i na Węgrzech i to z dwówch niezależnych powodów. Młodociany król Ludwik II był marionetką w rękach wielmożów a nie jest również wykluczone, że swoje interesy na jego dworach realizował Zygmunt Stary. Jan Thurzo – wspólnik Fuggera w Ungarischer Handel radził sobie wprawdzie doskonale, ale skutkiem ubocznym… było powstanie eksploatowanych na potęgę pracowników. Powstanie, jak to z powstaniami bywa, prędko uzyskało polityczne zaplecze a w głosy ciemiężonego ludu wsłuchał się Jan Zapolya – największy z węgierskich magnatów. Owa wrażliwość miała proste uzasadnienie: wielmoża miał swoje plany a na ich realizację potrzebował pieniędzy. Grabiąc Fuggera, narażał się Habsburgom, ale tym akurat niespecjalnie się przejmował. Płacąc trybut Turkom, mógł powalczyć o własne interesy królewskie na Węgrzech, konflikt z cesarzem był zatem nieunikniony i wynikał ze strategicznej kalkulacji. W innej sytuacji znalazł się Ludwik II. Tu o trybucie nie mogło być mowy jedynym rozwiązaniem była wojna. Ostatniego Jagiellona na tronie węgierskim śmierć dosięgła pod Mohaczem 29 sierpnia 1526 r., przy czym do dzisiaj nie wiadomo czy zadała mu ją rwąca rzeka czy celowo go zasieczono. O ile opinie w tej sprawie są podzielone, historycy są zgodni co do jednego: w tej dacie wszelkie prawa do wakujących tronów przejęli na zawsze Habsburgowie.

 

Zmierzch dopadł również Jagiellonów na Litwie i w Koronie. Zygmunt August nie doczekał się męskiego potomka. 19 lipca 1569 r. w Lublinie Albrecht Fryderyk Hohenzollern, wzorem swego ojca, ponowił Hołd Pruski. Książę doskonale mówił po polsku i miał w Rzeczpospolitej doskonałe relacje, zwłaszcza w kręgach wspieranych przez Radziwiłłów innowierców. Jako wnuk Kazimierza Jagiellończyka był brany pod uwagę w trakcie wolnej elekcji w 1573 roku, ale jego kandydaturę skutecznie utrącił Jan Zamoyski – kanclerz koronny.

 

Ów ambitny polityk miał wielkie wpływy i nie mniejsze ambicje a przede wszystkim własną wizję Polski. Wedle źródeł historycznych nie miał sponsorów. Czy dobrze wyszliśmy na jego decyzjach?  To już zupełnie inna historia….


czwartek, 15 sierpnia 2024

Obalić mity o wojnie 1920 roku! - Jan Engelgard


 

Ale tego nie mówią kapusie warszawskie, zwane polskim rządem.

czwartek, 8 sierpnia 2024

Kampania 1390-1392, czyli jak obiliśmy Anglików z pomocnikami, ale w szkole tylko Grunwald

Czytelniku,

Warto przypomnieć następne polskie zwycięstwo, które było przed Grunwaldem, a było o wiele donioślejsze i powinno byc świetowane i obchodzone w Wilnie, a czy jest? A było to tak.....

12 lipca 1390 r z portu w angielskim Bostonie Chopshire obok Bostonu w kierunku Gdańska „dwóch?” statkach rusza wyprawa złożona, złożona z rycerzy, giermków, łuczników, heroldów, a nawet minstreli. Przed wejściem do Zatoki Gdańskiej zerwała się burza, która rozproszyła statki, tak iż jeden znalazł się w Rozewiu, a drugi w Łebie. Henryk był na statku, który dotarł do Rozewia. Natychmiast wysłał 3 swoich przybocznych: Roberta Watertona, Tomasza Toty’ego i Jana Payna dla odszukania drugiego okrętu, a sam na wynajętych wozach ruszył do Gdańska. Bardzo się widać spieszył. Na co? Na otwarcie wolnych obszarów celnych pewnie……….

Tych statków musiało być znacznie więcej, gdyż do Krzyżaków dotarło, co najmniej 1000 łucznków i wielu możnych panów wraz z biskupem diecezji św. Dawida Jan Bushy…..

Na czele wojsk krzyżackich, których było około 52 000 staje marszałek Eberhard Rabe, zabierając działa, machiny oblężnicze i sprzęt potrzebny do zdobywania grodów. Towarzyszą mu, oprócz Anglików m.in. sławny francuski rycerz hr. Bouciault, dla którego była to już trzecia rejza, a także rycerze z Flandrii i Holandii z licznymi orszakami, zapasami broni i pieniędzmi na potrzeby wojny.

Tymczasem Henryk, przybywszy 10 sierpnia do Gdańska, dowiaduje się, że armia Zakonu już wyruszyła w pole. Pędzi więc po 40 km dziennie, co wg zapisków Kingstona wygląda następująco:

14.08 Elbląg

16.08 Królewiec

28.08 dociera pod Kowno, gdzie znajdował się punkt zborny dla wojsk pruskich, inflanckich, Witoldowych oraz „gości”. Henryk spóźnił się i wojska ruszyły bez niego.

Wojska krzyżackie próbują zatrzymać Skirgiełło, ale zostaje odepchnięty na wschód. Dalej trwa marsz w kierunku Wilna, spalone zostają Witoldowe Troki. Skirgiełło usiłuje bronić przeprawy przez Wilję, ale znów zostaje pokonany.

4 września 1390 roku potężna armia Zakonu i sojuszników podchodzi pod Wilno. Rozpoczyna się wielotygodniowe oblężenie. Wilna bronią 3 zamki: drewniany Krzywy Gród, obsadzony litewsko-ruską załogą pod dowództwem królewskiego brata Korygiełły, Dolny Zamek, gdzie schroniła się ludność cywilna miasta, oraz Wysoki Zamek z polska załogą pod dowództwem Klemensa Moskorzowskiego.

11 września, z tygodniowym opóźnieniem, dociera pod Wilno Henryk ze swoimi ludźmi. Według angielskich kronikarzy ponoć szczególnie brata się z Witoldem, z którym „dokazuje cudów bohaterstwa” . Okazuje się jednak, że nie jest to bitewne braterstwo krwi, bo młody Lancaster widział się już z Witoldem zaraz po przybyciu do Krzyżaków, o czym donosi skrupulatny skarbnik. Było to 18 sierpnia na zamku w Cremitten, gdzie przebywała żona Witolda i gdzie Henryk podziwiał urodę nie tylko jego córki, Anastazji, ale i jego siostry Ryngałły. Był też świadkiem przybycia do Cremitten poselstwa od Wasyla, księcia moskiewskiego, z prośbą o rękę tejże Anastazji.

Posłowało 3 bojarów o bardzo ciekawych nazwiskach: Belewut, Pole i Seliwan (aż chciałoby się rzec: jaki ten język ruski do angielskiego podobny )

Tymczasem wskutek części załogi Krzywego Grodu dochodzi do podpalenia go od wewnątrz. Obrońcy próbują opanować chaos wywołany pożarem i zdradą i równocześnie odpierać ataki krzyżackie.

 

TEN SAM MANEWR ZROBIONO PODCZAS POBYTU POLAKÓW W MOSKWIE, ZWALAJĄC WSZYSTKO NA NAS.

 

W straszliwym zamieszaniu ginie Korygiełło, którego odciętą głowę nabitą na włócznię najeźdźcy obnoszą pod murami Wysokiego Zamku dla osłabienia ducha obleganych. Według kronikarzy śmierć ponosi kilka tysięcy obrońców, wielu trafia do niewoli, a łucznicy angielscy zabawiają się strzelaniem do jakiegoś krewnego Jagiełły, Narymunta, który wzięty do niewoli, powieszony za nogi na drzewie, służył im za tarczę.

Obrońcy mają też pewne sukcesy: od kuli działowej ginie podczas ataku brat Witolda , Towciwiłł.

Po zdobyciu Krzywego Grodu najeźdźcom udaje się spalić jeszcze Dolny Zamek, gdzie schroniło się wielu wileńskich mieszczan. Następuje znów straszliwa rzeź, a potem niewola setek obrońców i zwykłych mieszkańców.

Wydaje się, że Wilno zostanie wkrótce zdobyte. I pewnie tak by się stało, gdyby nie bohaterska obrona Wysokiego Zamku. Jego dowódca, Klemens Moskorzowski, w obawie przed zdradą zostawia tylko polska załogę. Na wieży zawisła ogromna chorągiew z krzyżem, ale nie przeszkadza to atakującym wyzywać obrońców od zdrajców chrześcijaństwa, co z poganami i barbarzyńcami trzymają. Polacy odpowiadają, że atakujący nowochrzczeńców mordują.

Uszkodzone przez krzyżacką artylerię mury łatają obrońcy czym się da, nawet rozwieszonymi skórami zwierzęcymi, które całkiem nieźle zmniejszają impet kamiennych kul. W miejsce każdego zabitego Polaka staje natychmiast, mimo zmęczenia i wyczerpania, następny. Oblegających nęka nocnymi wycieczkami Skirgiełło.

Wreszcie, po 5 tygodniach walk 7 października 1390 roku Krzyżacy i ich sojusznicy zwijają oblężenie, zostawiając niepogrzebane trupy swoich żołnierzy, którymi jeszcze długo żywiły się psy, aż tak w ludzkim mieście zasmakowały, że długo jeszcze nawet  rzucały się na żywych.

 

Będąc w Wilnie pamiętaj, aby wznieść toast za Klemensa Moskorzowskiego obrońcę Wilna. Mam nadzieję, że kiedyś mu wystawimy pomnik…..

Na Litwę przybywa z posiłkami i żywnością Jagiełło. Klemensa Moskorzewskiego, który wraca do Polski, na starostwie wileńskim zastępuje Jaśko z Oleśnicy, ojciec Zbigniewa. Władzę na Litwie przejmuje najmłodszy  brat Jagiełły, Wigunt, wychowany w Krakowie, rzymski katolik.

 

20 października 1390 r był już Henryk w Królewcu. Spędził tam całą zimę w gościnie u Eberharda Rabe, uczestnicząc w nieustających zabawach i festynach. Jak pisze Kongston, właśnie stamtąd około Bożego Narodzenia wysłał 2 heroldów do polskiego króla, by wyjednać wolność dwóm angielskim rycerzom. Tomaszowi Rempstonowi, chorążemu 300 osobowego oddziału gości i Johnowi Cliftonowi, którzy trafili do niewoli podczas walk na Litwie. Ponieważ nic nie wskórali, ponowił poselstwo 26 marca 1391 roku już z Gdańska. Musiał przy tym poskarżyć się ojcu na Jagiełłę, bo Jan z Gandawy 5 marca napisał do polskiego króla taki list:

 

„….pewnych rycerzy najukochańszego syna naszego, pierworodnego Henryka hrabiego Derby (…), którzy przez ziemie Wasze do Grobu Świętego pielgrzymowali, a których Wy, albo raczej jacyś z ludzi Waszych, jak drapieżne wilki na stado owiec napadliście, bez żadnej w tym z ich strony winy ni przyczyny (…) z wrogością ich pojmaliście i skuci w twarde żelaza w okropnych lochach są więzieni….”

 

 

Tymczasem w marcu 1391 roku zostaje zawarty trzymiesięczny rozejm polsko-krzyżacki. Krzyżacy łudzą Polaków obietnicami pokoju, szykując kolejną wyprawę, na którą oprócz Francuzów i Niemców przybywa z Anglii tym razem 240 okrętów ponoć pod wodzą Douglasa of Nyddisdale’a z setkami Szkotów i Anglików na pokładzie….

 

Jak wielka to była ilość i jakie możliwości przewozowe niech nam uświadomi takie porównanie: cała francuska flota walcząca pod Suys, to 200 różnej wielkości statków, a flota Hanzy, największego ówczesnego przewoźnika, to 1000 okrętów, a tu na jedną wyprawę do jakiejś pogańskiej krainy wyrusza flotylla 240 statków!

Dziwnym trafem zaraz po przybyciu, Anglicy wchodzą w jakiś poważny spór ze Szkotami. Spór kończy się zamordowaniem przywódcy Szkotów. Po tym zdarzeniu część Szkotów wraca do domu, reszta wraz z Anglikami zaciąga się pod chorągiew jakiegoś Percy’ego, być może Hotspura.

Tymczasem nadchodzi jesień 1391 roku i cała ta banda rusza ponownie na Litwę. Po drodze dochodzi do awantury, tym razem między Anglikami i Niemcami, ponoć o prawo do występowania pod chorągwią św. Jerzego. Konflikt mieli załagodzić książę Witold  i jego żona Anna.

Wraz z siłami Witolda wojsko krzyżackie liczyło 76 000 ludzi, którzy ruszyli pod Wilno, ale Jaśko z Oleśnicy zastosował wobec najeźdźców taktykę spalonej ziemi. Co wobec narastających chłodów, niepogody i głodu spowodowało, że Krzyżacy nie próbowali już tak zniszczonego w poprzednim roku miasta, ograniczyli się do zbudowania 3 drewnianych zameczków wokół stolicy Litwy jako baz wypadowych do następnej wyprawy, które oddano w zarząd Witoldowi.

 

Zdobyto natomiast dla Witolda Grodno, wycinając w pień wszystkich broniących go polskich rycerzy. Ponieważ tego roku szybko nastały mrozy, wśród najeźdźców zaczęła się jakaś epidemia, więc Wallenrod, straciwszy ponad 30 000 tys ludzi, wycofał się na zimę do Prus.

I nie zapomnij czytelniku także wznieść toast za Jaśka Oleśnickiego. Także dzielnego obrońcy Wilna  i świetnego dowódcy wojny partyzanckiej.

 

Witold zimę 1391/1392 spędził albo w jednym z tych świeżo wzniesionych drewnianych zameczków. Ritterswerde, podejmując tam często Anglików, albo w siodle podczas wypadów na ziemie litewskie, wspierany przez swojego zięcia, Wasyla moskiewskiego. Anglicy ponoć tym chętniej garnęli się do Witolda, że zrażeni ich postawą w początkach wyprawy Krzyżacy kłótnie, zabójstwa, brak karności mniej ochoczo przyjmowali ich już u siebie. Pewnie się też zastanawiali kto na utrzymanie tego mrowia ludzi zimą 1391 / 1392 płaci i w jakim celu…..

Zwłaszcza, że dopiero wiosną 1392 roku Percy, który po zamordowanym Douglasie objął dowództwo nad Anglikami i Szkotami, miał dalej walczyć u boku Witolda na Litwie.

Jakie te zbieżności są podobne wraz z obecnością sojuszników z ich gwarancjami.

I teraz mamy bardzo dobry ruch taktyczny Jagiełły , który poprzez księcia rawskiego od króla polskiego mając listy obiecuje Witoldowi nie tylko przebaczenie, ale także prawo do władania ojcowizną. Dalsze ustępstwa ze strony Jagiełły miały być rozważane podczas osobistych rokowań  krnąbrnym kuzynem.

Teraz wracamy do Krzyżaków, którzy mamią rozmowami Jagiełłę, a z drugiej strony zajmowali się transakcjami handlowymi z Zygmuntem Luksemburskim, dotyczącymi bezprawnego zakupu polskich lenn: Ziemi Dobrzyńskiej, Kujaw i Nowej Marchii.

Wówczas to Władysław Opolczyk, który większość tych ziem usiłował sprzedać, zgłosił projekt rozbioru Polski między Krzyżaków, Luksemburgów, Brandeburczyków i niektórych książąt śląskich.

Po odwróceniu sojuszu przez Witolda spotyka się z Jagiełłą 4 sierpnia1392 r  w Ostrowie, wg jednych nad Lidą, wg innych na Podlasiu. Zakończyły się zawarciem tzw. Ugody ostrowskiej, spisanej w 3 egzemplarzach. Jeden z nich wydał Witold. Tytułując się dux Lituaniae i dominus Trociensis, stwierdza, że król Władysław przebaczywszy jego przewiny, zwraca mu ojcowiznę i obdarowuje nowymi ziemiami, w zamian za co Witold ślubuje: „ pozostać wieczyście w związku z Królestwem Polskim i Koroną Polską i królową polską Jadwigą…”

Witold w imieniu króla, zastępując Jaśka z Oleśnicy, obejmuje stanowisko wielkorządcy Litwy. Skirgiełło pozostaje księciem kijowskim.

Tak Polska budowała sojusze i nie trzeba dodawać, kto nadał prawa miejskie Kijowowi.

Kiedy latem 1392 roku zjawił się znów u Krzyżaków Henryk Lancaster, przebywający tam ludzie przekazują mu informację o „zdradzie Witolda”. Potem ktoś z orszaku Henryka zabija pruskiego szlachcica Hansa von Tergowitz, co przyspieszyło opuszczenie Państwa Krzyżaków przez hrabiego Derby i jego angielskich towarzyszy.

Potem udaje się przez Polskę, Węgry, skąd poprzez Wenecję i  Rodos popłynął do Jerozolimy, aby spełnić wielokrotnie odraczany ślub o pielgrzymce do Ziemi Świętej. W drodze powrotnej był na Cyprze, w Pawii, Mediolanie, gdzie miał odwiedzić grób św Augustyna..Nie wspomina się nigdy o domach bankowych Viscontich i innych.

 

A teraz się zastanów czytelniku i odpowiedz sobie na to pytanie, dlaczego nam wciśnięto CIEMNOTĘ, abyśmy się nie zajmowali handlem i finansami. Tak jak obecnie różnej maści agenci piszą nam o jakiejś roli misyjnej Polski. Natomiast już możesz sobie odpowiedzieć sobie na pytanie, czemu nasz kraj był zawsze o wiele biedniejszy od krajów zachodnich?

 

Kiedy Henryk zostanie królem Anglii  i po bitwie pod Grunwaldem Krzyżacy upomną się o zwrot jakiś pożyczonych  od nich sum, odmówi cynicznie, oświadczając, że Zakon mógłby zużyć „angielskie pieniądze” na wypłacenie odszkodowania zwycięskim „niewiernym” czyli Litwinom…

Polakom po zwycięskiej bitwie pod Grunwaldem  Anglicy chcieli wypowiedzieć Polakom wojnę.

 

Wróćmy teraz do dzielnego Henryka, księcia rawskiego, który u nas powinien mieć porządny pomnik. Zostaje on doceniony przez Jagiełłę, który obdarzył go zamkiem w Surażu, gdzie zamieszkał wraz z piękną Ryngałłą po utracie biskupich prebend.

 

Pamiętaj czytelniku o wzniesieniu toastu za naszego świetnego dyplomatę księcia rawskiego Henryka

 

Co było dalej z naszym bohaterem. Nie dane mu było jednak  długo cieszyć się rodzinnym szczęściem. Najpierw mściwi Krzyżacy napadli w 1393 roku na Suraż i spalili go doszczętnie. Henryk z żoną zdążyli wprawdzie uciec, chroniąc się na Mazowszu, ale wkrótce jakaś bardziej skuteczna ręka dopadła tego młodego człowieka, który wprawdzie nie uchronił powstającego właśnie polsko – litewskiego państwa przed utratą Nowogrodu i Pskowa, ale na długie lata uratował te ziemie przed losem francuskich prowincji z czasów wojny stuletniej albo moskiewskiej Opriczniny.

Nieszczęsny Henryk został otruty, a jego piękna żona, niesłusznie oskarżona o zabicie męża, spędziła resztę życia, całe 50 lat, w jakimś klasztorze w Pradze…….

 

 

I teraz jakie to ma dodatkowe znaczenie i zbieg okoliczności kiedy inny polski król stanie pod murami Pskowa, umrze wkrótce w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach, a usta ludzi prostodusznych będą szeptać coś o tuciźnie….

Fragmenty zaczerpnięte z Szkoły Nawigarorów nr 6 z marca 2015

I teraz pytanie czy tego uczą w szkołach, ale za to robimy rekonstrukcje D-Day Hel - https://odkryjpomorze.pl/imprezy/d-day-helz



Iran - kraj, któremu powinniśmy okazać wielki szacunek

Czytelniku,

Iran, na który teraz w mediach głównego nurtu jest opluwany powinien mieć wielki szacunek i wdzięczność ot choćby za to co zrobił dla Polaków

DZIECIWOJNY - DZIECI POLSKIE W IRANIE

W 1942 r. rozpoczęła się ewakuacja Polaków z ZSRS do Iranu. Łącznie na irańskiej ziemi znalazło się ponad 116 tys. polskich obywateli, w tym blisko 20 tys. dzieci i młodzieży. Na terenie Iranu stworzono cztery skupiska dla polskiej ludności cywilnej. Teheran i Isfahan miały charakter stały, a Ahwaz i Meszhed przejściowy.

W 1942 r. powołano ministra stanu ds. polskich na wschodzie, którym został prof. Stanisław Kot – wcześniejszy ambasador RP w ZSRS. Minister szczególną uwagę zwrócił na opiekę dzieci i młodzieży, przede wszystkim w kontekście szkolnictwa. W samym Teheranie utworzono cztery Obozy Uchodźców Polskich (OUP). W wyniku pierwszej ewakuacji w obozie numer 1 i 2 w Teheranie znalazło się ok. 3 tys. dzieci i młodzieży w wieku szkolnym. Jednym z zadań, które sobie postawiono, było zorganizowanie szkół.

Inicjatorami ich powołania byli nauczyciele, którzy przybyli wraz z dziećmi z terenów ZSRS. Kadra składała się w dużej mierze z przedwojennych pedagogów, deportowanych w latach 1939–1941 w głąb Związku Sowieckiego. Do pracy dydaktycznej zgłaszały się również ochotniczki z Pomocniczej Służby Kobiet. Początkowo warunki były bardzo trudne – brakowało przystosowanych pomieszczeń, ławek, pomocy szkolnych, zeszytów i podręczników. Jednak z czasem dzieci zaopatrzono w niezbędne przybory do nauki.

W wyniku drugiej ewakuacji z ZSRS do Teheranu napłynęło ok. 10 tys. młodych uchodźców. Powołano 6 szkół powszechnych oraz 3 gimnazja. Wyjątkowym miejscem dla najmłodszych uchodźców stał się Isfahan. Pierwszy transport 250 sierot dotarł tam 10 kwietnia 1942 r. Dzieci ulokowano w zakładach nazywanych internatami – nie używano sformułowania „sierociniec”, aby nie przypominać o straconych rodzicach.

Do Isfahanu trafiało coraz więcej Polaków. Z czasem zamieszkało tam ok. 2,6 tys. osób – głównie dzieci, sierot i półsierot. Miasto stało się zorganizowaną siecią opiekuńczo-wychowawczą obejmującą 21 placówek. Zainicjowano tu również wydawanie jedynego na terenie Iranu pisma szkolnego „MY”, które było redagowane przez nauczycieli oraz uczniów. Zrzeszenie Polskich Nauczycieli w Iranie działające na terenie miasta wydawało miesięcznik „Szkoła na Obczyźnie”. Isfahan był także chętnie odwiedzany przez wysokich szczeblem urzędników państwowych. Prężnie działające harcerstwo, organizacja sztuk teatralnych, wystaw czy obchodów różnych rocznic i świąt narodowych dawały poczucie normalności oraz pozwalały zapomnieć o traumatycznych przeżyciach z zesłania w Rosji.

Ciekawostką jest również to, że dzieci co tydzień dostawały drobne pieniądze od administracji na własne wydatki. Ogromne znaczenie dla uchodźców w Iranie miało życie religijne. W samym Isfahanie ponad 200 sierot znalazło się pod opieką Watykanu. Wielu dzieciom udało się również przystąpić do I Komunii Świętej.

„Dzieci Isfahanu” z Iranu trafiły po II wojnie światowej do Nowej Zelandii, Libanu i Indii. Wiele z nich nigdy nie powróciło do Polski z uwagi na utratę bliskich i przekształcenia granic.

Pobrano z : https://muzeum1939.pl/dzieciwojny-dzieci-polskie-w-iranie/aktualnosci/4966.html

Dzisiaj.

Iran broni chrześcijan i potępia szyderstwo z Chrystusa

Oczy całego świata zwrócone są na Iran w oczekiwaniu na stanowcze uderzenie w zbrodniczy Izrael. Przypuszczam, że kiedy syjoniści dostaną wreszcie zasłużoną nauczkę, zachodnie media rozkręcą na całego antyirańską nagonkę. Zapewne po raz enty uruchomią wyświechtaną propagandę, jakoby Irańczycy łamali prawa człowieka i rzekomo prześladowali chrześcijan.

 

Tymczasem państwo ajatollahów stanęło właśnie w obronie chrześcijańskich wartości, co oczywiście – a jakże by inaczej – zostało przemilczane przez mainstream. Przykładem godnym odnotowania jest reakcja irańskich władz na zakpienie z wizerunku Chrystusa podczas ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu.

 

W odpowiedzi na obrazoburcze sceny znad Sekwany, najwyższy duchowy przywódca Iranu ajatollah Chamenei napisał na portalu X (dawniej Twitter): «Szacunek dla Jezusa Chrystusa (pokój z Nim) jest niepodważalną i oczywistą sprawą dla muzułmanów. Potępiamy te obelgi skierowane do świętych postaci religii boskich, w tym Jezusa Chrystusa (pokój z Nim).»

 

Stanowczo zareagował też Mohammad Hossein Mokhtari, ambasador Islamskiej Republiki Iranu w Watykanie. Przesłanie irańskiego dyplomaty przy Stolicy Apostolskiej można przeczytać m.in. na stronie „Hawzah News Agency”.

 

Ambasador Mokhtari szydzenie z wizerunku Chrystusa określił jako „haniebne” i „niewybaczalne”. Dyplomata zauważył, że «Plac Olimpijski, który zgodnie ze swoją filozofią powinien być uosobieniem i osią solidarności i jedności ludzi oraz przyjazną areną rywalizacji, tym razem w Paryżu stał się miejscem, w którym można było pokazać wielki podział między monoteistami a wyznawcami satanizmu.»

 

W dalszej części oświadczenia podkreślono, że «Ambasada Islamskiej Republiki Iranu w Watykanie stanowczo potępia zniewagę obrazu Ostatniej Wieczerzy przedstawiającego Jezusa Chrystusa, który niewątpliwie jest wyryty w sercach i umysłach miliardów chrześcijan na całym świecie (…).»

 

Ceremonię w Paryżu potępił także ajatollah Ali Reza Arafi, przewodniczący Hawzah Ilmiyyah (seminariów islamskich) w mieście Kom. Przedstawiciel najbardziej prominentnej uczelni w świecie szyizmu wezwał do utworzenia zjednoczonego frontu, aby z całą mocą przeciwdziałać takim zniewagom.

 

«Dziś zapraszamy naszych chrześcijańskich braci i siostry oraz ludzi religijnych świata, aby połączyli siły i nie pozwolili ateistom na powtarzanie takich czynów (…)» – zaapelował szyicki duchowny.

 

Jako ciekawostkę można też odnotować, że X (dawniej Twitter) obiegło zdjęcie baneru ze słynnym obrazem Leonarda da Vinci, podpisanym w języku arabskim: „Zaprawdę Mesjasz, Jezus Chrystus, Syn Marii, jest posłańcem Boga”. Na profilu „Globe Eye News” napisano, że to billboard w Teheranie (stolicy Iranu), zamieszczony w odpowiedzi na kpiny z Ostatniej Wieczerzy podczas Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Nie mam potwierdzenia czy fotografia jest autentyczna, ale zyskała ogromną popularność w mediach społecznościowych i jest licznie udostępniana.

Jak znam życie (i moich hejterów, którzy w obronie chrześcijan nie zrobili nic) za niniejszą publikację posypią się na mnie kolejne gromy. Antyirańska propaganda zrobiła swoje, w związku z tym, wiele osób nie jest w stanie pojąć faktów. Tymczasem mogę poświadczyć, że jako chrześcijanka wielokrotnie doświadczyłam ogromnego szacunku ze strony Irańczyków.

 

Ewentualnym niedowiarkom polecam wybrać się na wakacje do Iranu. A jeśli perska gościnność dostatecznie ich nie przekona, to niech zapoznają się z irańskim prawem. Tak się bowiem składa, że konstytucja Iranu gwarantuje, iż bez względu na wyniki wyborcze chrześcijanie mają zapewnione specjalne miejsca w irańskim parlamencie.

Z: https://piwar.info/iran-broni-chrzescijan-i-potepia-szyderstwo-z-chrystusa/

W Estonii zainaugurowano pomnik SS - 5 Sierpnia 2024

Czytelniku,

 

Cokolwiek sądzimy o obecnej sytuacji musimy widzieć zmianę narracji obecnie i jej wpływ w jakim kierunku on idzie.....

W centrum Jõhvi (Jõhvi – miasto w północno-wschodniej części Estonii. Stolica prowincji Ida Viru. Miasto położone w 150 km od Tallinna ) odsłonięto pomnik poświęcony dwóm oficerom SS, którzy służyli w 20. Dywizji SS, składającej się z Estończyków, a byli to oficerowie: major Georg Sooden i porucznik Raul Juriado. Podczas inauguracji pomnika przemawiała estońska posłanka Meelis Kiili, która stwierdziła, że ​​ustawienie pomnika jest aktem upamiętniającym ofiary bolszewickiego terroru.

 

Rzeczywistość historyczna jest oczywiście inna. W rzeczywistości SS z 20. Dywizji było odpowiedzialne za masakrę tysięcy więźniów obozu koncentracyjnego w Klooga.

Odsłonięcie : https://x.com/AndreaLucidi/status/1820360965000486934

 

Odsłonięcia pomnika przez estońskich oficerów w mundurach – co pokazuje, że była to inicjatywa państwowa, a nie zwykły akt niezależnych jednostek. Podczas uroczystości Vallo Reimann, przewodniczący lokalnej rady, stwierdził, że celem inicjatywy jest upamiętnienie żołnierzy, którzy zginęli w "estońskiej wojnie o niepodległość".

Pomnik został umieszczony w mieście Johvi w okręgu Ida Viru, na obszarze zamieszkałym w większości przez etnicznych Rosjan. Jest to ewidentnie celowa zniewaga miejscowej ludności, co świadczy o braku szacunku okazywanego przez władze estońskie obywatelom rosyjskojęzycznym. Oprócz apartheidu i dyskryminacji, Rosjanie są teraz zmuszeni do współistnienia z publicznymi ceremoniami na cześć morderców, którzy zabili swoich krewnych podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej.

Warto zauważyć, że Estończycy przyjęli już termin "wojna o niepodległość" w odniesieniu do zbrodni nazistowskich na obywatelach radzieckich. Oprócz "wybielania" własnej historii i "rewizji" przeszłości, Estonia dosłownie mówi, że naziści walczyli o "niepodległość Estonii" podczas wojny, co jest propagandowym kłamstwem, które można łatwo obalić. Niepokojące jest to, że estońska młodzież jest edukowana w szkołach z tego typu narracją, ucząc się szacunku dla nazistowskich zbrodniarzy ludobójczych i nienawiści do Rosjan, wierząc, że intencją Niemców była "pomoc" Estończykom.

Więcej na: https://www.vtforeignpolicy.com/2024/08/nazi-rehabilitation-reaching-unprecedented-levels-in-estonia/

piątek, 2 sierpnia 2024

Wyjątkowe rozporządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych z dnia 1 września 1939 r. w sprawie wyrobu broni, amunicji, materiałów wybuchowych mogących służyć do napaści oraz innych substancji i obrony

Czytelniku,


Poniżej   ustawa z września 1939 r. żaden z naszych urzędników z MON i generałów z Tworek zwanym Sztabem Generalnym do dziś nic nie rozumie z historii swojego kraju.

Dla przypomnienia tak wygląda polityka prowadzona z Citi of London, która polega na wprowadzeniu swojej agentury, którą nazwiemy jak chcemy socjalistami, rewolucjonistani itd, potem rozbrojeniu ograbieniu, opodatkowaniu i napuszczeniu do wojny, a na koniec wykreowaniu zagrożenia i jeszcze wypuszczeniu aktu prawnego, gdzie zakazuje się jak w pkt. 1. Musimy sobie wbić podstawową rzecz, że każda wojna to ustawka. 

 




czwartek, 1 sierpnia 2024

Holandia obrotny naród, czyli jak to robił jeden ze sponsorów POTOPU

Czytelniku,

Cała nasza historia jest zakłamania od samego początku. I musimy to zmienić, by następne pokolenia nie popełniały błędów naszych przodków. Musimy znać mechanizmy. Tak jak to miało miejsce podczas potopu zwanego u nas szwedzkim, a sponsorami tego byli także Holendrzy i Anglicy.

Holendrzy występowali jak mediatorzy jednocześnie finansując jedną ze stron. Tak jak dziś dzieje się na Ukrainie mechanizm ten sam tylko inne podmioty to robią.

 

By zobaczyć jak to wyglądało możemy się dowiedzieć

 

Odpowiedź znajdziemy w liście Pana Hetmana Koniecpolskiego:

 

 

 

Od Pana Hetmana do Xsiędza Kanclerza ( Jakuba Żadzika )

 

Datum z Ryn, dnia 24 Października 1628

 

 

 

Lubo nietak jakom sobie życzył i jakom sobie obiecował, atoli znacznie jednak P. Bóg w tej czasie pobłogosławić nam raczył, że i Baudis sam, który wiele złego tak rok Wielgopolanom naczynił, w ręce się nasze z wiela swoich znacznych żołnierzów dostał, i jego regiment, który siła Gustawa kosztował i wiele sobie po nim obiecywał, jest zniesiony; więcej incomoditas locorum, które Wm, mój miłościwy Pan, raczysz znać około Osteroda, uczynić nie pozwalała. Niewątpię jednak w miłosierdziu bożem, że coś więcej jeszcze dla nas nagotował.

 

Nowe też dnia wczorajszego wydarte jest z ręku nieprzyjacielskich, jakim sposobem?

 

Jego Król. Mości oznajmuję. Będziesz jednak Wm, mój miłościwy Pan, tusze blisko miał w Osterodzie z Gustawa sąsiada, który dla traktatów chce się tam, jakom z Baudisa zrozumiał zatrzymać; chciałem ci mu był bronić tego miejsca, ale nikczemność tamtej mieściny, która by do obrony siła potrzebowała ludzi, odwiodła mnie od tego. Myślę o miejscu sposobnem tu w Xsięstwie przy Drwęcy, abym nad nim obozem stanąwszy mógł Lubawę Wm, mego Mości Pana, zasłonić, posiłkowania Brodnice niedopuszczać, z obydwu stron czatami nieprzyjaciela opędzać: bo w tych miejscach, w których teraz nieprzyjaciel stanął, z naszemi kopiami czynić mu jako jest rzecz podobna, łatwie Wm., mój miłościwy Pan, rozsądzić możesz.

 

Nieprzyjacielowi i teraz coraz świeżych ludzi przychodzi niemało; jeżeli to tak jest, jako mi Pan Poza ze Gdańska pisze, co Wm., memu miłosiernemu Panu, dla lepszego zrozumienia posyłam, nietrudno by nam o niewzywanego gościa. To mi też Baudis  powiedział, że Olendrowie na każdy miesiąc czterdzieści tysięcy talarów twardych Gustawowi dają; piękni to zatem mediatorowie ! Przyczynia się słyszę inszych wiele, gdyż niepodobna rzecz, aby tak wielkie wojska sam sustendować mógł. Oddaję się zatem i. t. d.

 

Ceduła. Z strony traktatów wiem, że wszyscy komisarze ci naznaczeni pewnie ich nierozprzą: bo sa zwłaszcza trzej do tej sprawy maxime interessati, jeżeli nieprzyjaciel, jako się udaje, szczerze będzie chciał. Aleć jeśli do twardych condicij przyjdzie, trzeba żeby nam i kto inszy pomógł; a jako widzę, że co przed tem nadzieję czynili, to się teraz ze wszystkiego wyślizgnąć chcą, ciesząc się jakimsi pisaniem Wm, mego miłościwego Pana, w któremś raczył Korfirsztowi perswadować, żeby jeżeli nie we wszystkich przynamniej ex parte nieprzyjaciela moderował; zaczem pewni tego, iż miasto refusionem sumptuum o Inflanty niebędziem chciwi. Dopisując tego listu dał mi znać podjazd, że nieprzyjaciel trzy regimenty piechoty w Osteród wprowadził; zaczem musze bardziej myslić  o niebezpieczeństwie Lubawy Wm., mego miłościwego Pana. Z strony pospolitego ruszenia w kilku listów moich, do J.K. Mości pisanych, dotknąłem ja był prosząć, aby niespuszczając się na te vires nasze, zawczasu bezpieczeństwo państw swoich prowidywać raczył; nie mogłem pospolitego ruszenia wyrazić, bom się obawiał, iż choć jest między constitruiami dane, żeby go sobie w swkretnym scrypcie, jako więc zwykli, nieexcypowali. Ale żeś mi Wm., mój miłościwy Pan zdanie swoje wtem teraz wyrazić raczył, dziwnie mi się podoba, o czem i do J.K. Mości piszę.

 

Lubo do efektu nie przydzie, wielkim postrachem może być nieprzyjacielowi, a jeszcze większym i Kurfirsztowi, który rozumiem omnem lapidem, u nieprzyjaciela movebit, żeby ab hoc mało liberował państwo swoje. Posłał już to tydzień Krejtza  do Gustawa zrozumiewając go o dalszych traktatach. Awo widzę choć go o to nieprosiemy, sam się per fortia intriguje i trudno mu mieć za złe, a będzie podobno i bardziej kiedy go niepospolite zaleci ruszenie.

 

Więcej o działalności Holendrów możemy przeczytać w poniższej publikacji.



7. Aktywność Holendrów w Rosji, Część 1.

Handel i Technologia

7.1 Modernizacja Rosji

W przeciwieństwie do Szwedów czy Duńczyków, którzy od niepamiętnych czasów byli częścią zachodniego chrześcijaństwa, mentalność rosyjska miała silne zabarwienie ksenofobiczne, zakorzenione w długotrwałej izolacji swojego kraju od reszty Europy. Rosja, która wcześniej bardziej należała do świata bizantyjskiego niż łacińskiego, w połowie XIII wieku znalazła się pod panowaniem mongolskim (tatarskim), co na ćwierć tysiąclecia odgrodziło ją od większej komunikacji z Europą. Moskwa otrząsnęła się z panowania Tatarów około roku 1500, lecz podejrzenia wobec Zachodu wzrosły w XVI w., kiedy potężne państwo polsko-litewskie sprzymierzyło się z bojowym katolicyzmem, mającym na celu nawrócenie osób prawosławnych na swoje wyznanie. Zjednoczenie części cerkwi ukraińskiej z katolicyzmem w 1596 r. (unia brzeska) wzmocniło tę obawę, a zaangażowanie Polski w rosyjską Wielką smutę jeszcze ją podsyciło. W XVI i XVII wieku zachodni podróżnicy zauważyli, podróżując przez wioski, że kobiety nie pojawiały się na zewnątrz, aby nie zostać skażonymi widokiem heretyków, przy czym elita rosyjska również praktykowała odosobnienie kobiet. Wyjaśniono to jako pozostałość po kulturze późnego imperium bizantyjskiego, chociaż dla chłopów czynnikiem mógł być strach przed zgwałceniem ich kobiet przez uzbrojone osoby z zewnątrz, które często przemierzały ziemie rosyjskie w XVI i na początku XVII wieku.

Ani car, ani jego lud nie przepadali wówczas za obcokrajowcami. Można by zaproponować, że woleliby się bez nich całkowicie obejść, gdyby nie absolutna konieczność użycia nowoczesnej broni w celu utrzymania niezależności ich państwa i społeczeństwa oraz zachowania ich kultury w możliwie nieskażonej formie. Tak więc, podczas gdy wyraźna rola Holendrów w Rosji przed Piotrowej wydaje się paradoksalna, biorąc pod uwagę to ksenofobiczne środowisko, była to konsekwencja ich niezbędnego znaczenia dla tej modernizacji pod względem ich wiedzy zarówno w handlu, jak i produkcji broni oraz prowadzeniu wojen. Frost wyjaśnia tę kluczową potrzebę innowacji wojskowych, mówiąc:

We współczesnych działaniach wojennych dominowali profesjonaliści, a głównym problemem stojącym przed władzami rosyjskimi po 1650 r. była profesjonalizacja rosyjskiej elity wojskowej. Trudno... dać definitywną odpowiedź, na ile się to udało. Niemniej jednak jasne jest, że do roku 1700 poczyniono już znaczny postęp.

Reger sugeruje, dlaczego w polityce trzymania ortodoksów z daleka od heretyków zrobiono wyjątek, zwracając uwagę, w jaki sposób

... najemnicy, stające przed carem, przesłuchani pod kątem wiedzy technicznej w zakresie broni i kiedy przydzielono im stopień i pułk, swobodnie zrzeszali się z narodem rosyjskim w jego pułkach i na prowincji, a także w głównych miastach i miasteczkach. Swoboda zrzeszania się sprawiła, że stali się wyjątkowi wśród obcokrajowców, którzy mieszkali i podróżowali po Rosji w XVII wieku.

Innymi słowy, Moskale byli skłonni odstąpić od ograniczeń, jakie nałożyli na kontakty między obcokrajowcami z Zachodu a wyznawcami prawosławia, ponieważ sprawy wojskowe w siedemnastowiecznej Rosji miały tak ogromne znaczenie i przewyższały wszelkie kulturowe odrzucenie „innych”. Carowie, arystokracja i czołowi duchowni starali się utrzymać ortodoksję w czystości i nieskażeniu, ale nie można było tego osiągnąć w doskonałej izolacji od rozwoju spraw wojskowych gdzie indziej. Byli zmuszeni do ustępstw i podjęcia ryzyka skorumpowania wiary, jeśli ortodoksyjna Rosja w ogóle miała przetrwać.

Jednak około 1600 roku modernizację Rosji (zapoczątkowaną z ociąganiem przez ostatnich carów z dynastii Riurik) przerwał intensywny konflikt wywołany niepewną sukcesją tronu, co w połączeniu z masową klęską głodu doprowadziło do wojny domowej i inwazji. Nawet gdy różni zawodnicy po stronie rosyjskiej w czasach Wielkiej smuty (w kulminacyjnym okresie od 1603 do 1613 r.) chcieli skorzystać z najnowocześniejszej broni, jaką można było kupić, niewielu miało wystarczające środki i często niepewność była tak wyraźna, że dostawy broni z Europy Zachodniej były w tym okresie co najwyżej sporadyczne. Tymczasem zagraniczni najeźdźcy w czasie Wielkiej smuty wmawiali elitom, że przetrwania Rosji nie można uważać za coś oczywistego; wkrótce przekonano się, że towary holenderskich biznesmenów otwierają drogę do mniej bezbronnej Rosji.

Dziwnym zbiegiem okoliczności holenderski (północno-niderlandzki) rodzimy przemysł zbrojeniowy i handel bronią zaczął właśnie w tym czasie rozwijać skrzydła. Kiedy w 1613 r. Michaił Romanow został wybrany na cara, a stabilny rząd był w stanie zapłacić, import broni z Holandii stał się regularnym zjawiskiem. Indywidualni handlarze zajmujący się handlem bronią, tacy jak Karel du Moulin, napędzali Rosję. Kiedy w 1614 r. do Hagi przybyli wysłannicy rosyjscy, aby ogłosić koronację Michaiła, Stany Generalne wręczyły wysłannikom nowego monarchy uroczysty prezent, którego głównym elementem była broń i zbroja. Konkurencja ze strony Anglików była duża, ale podobnie jak w większości regionów, w których próbowali konkurować z Holendrami przed wprowadzeniem Aktów Nawigacyjnych w 1651 r., nie mogli dorównać holenderskim umiejętnościom sprzedaży. Holendrzy byli na tyle przebiegli, że w 1630 r. wysłali do Moskwy swoją pierwszą oficjalną ambasadę obładowaną prezentami w postaci broni, aby wzbudzić zainteresowanie Rosji. Później ambasady powstrzymywały się od dawania broni w prezencie, gdyż po 1630 roku Rosjanie kupowali od Republiki ogromne ilości broni.

Biorąc pod uwagę koszty, jakie poniósł ten import, logiczne wydaje się, że carowie w końcu zainteresowali się substytucją importu, a holenderscy przedsiębiorcy, tacy jak Andries Winius, Peter Marselis, Lus Tieleman Akema i inni, otrzymali pozwolenie na rozszerzenie drobnego rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego na coś znacznie większego. Być może Winius i spółka inspirowali się przykładem holenderskich przedsiębiorców, którzy zakładali tego typu zakłady gdzie indziej (jak De Geer w Szwecji), natomiast rosyjskiemu rządowi zależało na kopiowaniu szwedzkich i duńskich rywali (rola Juliusa Coyetta mogła być znaczący), świadomy obecności takich doświadczonych holenderskich przedsiębiorców jak De Geer; co być może najważniejsze, Peter Marselis był bratem Selio i Gabriela Marselisa Jr. Jednak nawet gdy w 1700 r. wybuchła Wielka Wojna Północna, z Holandii nadal importowano 10 000 muszkietów. Tymczasem do pierwszej dekady XVIII w. Republika pozostawała głównym dostawcą „broni i sprzętu wojskowego” do Rosji.

Car Piotr Wielki zdał sobie sprawę, że modernizacja wojskowa (a tym samym przetrwanie Rosji) nigdy nie zakończy się sukcesem w całkowitej izolacji od zmian w innych aspektach życia jego narodu. W kompleksowej ofensywie próbował odrzucić ksenofobię, która charakteryzowała kulturę rosyjską. Jednak przez prawie sto lat przed „otwarciem okna na Zachód” Holendrzy umożliwiali znacznie bardziej opornym Rosjanom niż Piotrowi utrzymanie się w Europie Wschodniej i Azji Północnej oraz stopniowe zdobywanie przewagi w ich długotrwałych konfliktach z Polską. Po czasach Wielkiej smuty, zapotrzebowanie Moskwy na strategiczne towary i technologię wzrosło, gdyż carowie zdali sobie sprawę, że odzyskanie terytoriów utraconych przed 1618 rokiem na rzecz Polski i Szwecji może nastąpić tylko wtedy, gdy ich armia dorówna wyrafinowaniem armii zachodnich sąsiadów.

Być może nigdzie holenderska rola w siedemnastowiecznej modernizacji wojskowej nie była tak widoczna jak w Rosji. W związku z tym przypadek Rosji jest najbardziej przekonującą ilustracją sprzedaży żołnierzy i broni, która w znacznym stopniu przyczyniła się do holenderskiego boomu gospodarczego. Stoczniowcy i marynarze byli zaangażowani w szereg projektów mających na celu stworzenie nowoczesnej rosyjskiej marynarki wojennej i marynarki handlowej, podczas gdy budowniczowie fortec pomogli Rosjanom chronić ich granice i kraj przed wrogami zagranicznymi i krajowymi. Oficerowie najemni werbowali, testowali i szkolili innych najemników i Rosjan oraz dowodzili armią moskiewską w kampaniach. Holendrzy założyli pierwszą w Rosji fabrykę broni palnej na skalę przemysłową, a holenderscy kupcy wysłali tysiące muszkietów i amunicji, aby pomóc carowi w prowadzeniu wojen z Polską, Szwecją, Tatarami Krymskimi i Imperium Osmańskim. Ta siła ognia pozwoliła moskiewskim Kozakom sprawować carską władzę także nad rdzenną ludnością Syberii.

W konsekwencji, „Rosja przed Piotrowa przeszła znaczące zmiany militarne, które pod pewnymi względami przypominały rewolucję wojskową… na Zachodzie”. Zainteresowanie Rosji zachodnioeuropejską bronią (oraz zachodnioeuropejskimi technikami produkcji tej broni) było duże przez cały XVII wiek i to Holendrzy niezawodnie (jak ambasador Van Klenck wspomniał ojcu Piotra Aleksieja w 1676 r.) dostarczyli im te strategiczne towary i tę kluczową technologię. Jak zauważył Amburger, „Holendrzy… byli chętni do dostarczania broni” co najmniej od roku 1610, kiedy w Księstwie Moskiewskim stopniowo przywracano porządek, mimo że wojny ze Szwecją i Polską trwały odpowiednio do 1617 i 1618 r., początkowo zakłócając porządek tych wysiłków (i niechęć rządu holenderskiego do sankcjonowania tego handlu).

Jedynym portem zawinięcia statków zachodnioeuropejskich w XVII-wiecznej Rosji był Archangielsk nad Morzem Białym. Choć podróż z Holandii do Rosji (wokół Norwegii i półwyspu Kolskiego) była krótka w porównaniu z wyprawami do Indii Wschodnich (kilka tygodni, a nie sześć miesięcy i więcej) i często z załogą liczącą mniej niż 20 marynarzy, nie była to łatwa podróż. Podróże często utrudniała zimna i ciężka pogoda, a statki mogły bezpiecznie docierać do celu tylko w miesiącach letnich. Jeśli za wcześnie, Archangielsk może okazać się niedostępny przez lodowce na Morzu Białym, a jeśli wypłyniesz za późno, trasa może zostać zablokowana przez lód. Ale statki dotarły do Rosji w znacznej liczbie. W roku 1658, w którym Rosjanie bacznie śledzili ruch w Archangielsku, statki przybywały od 21 czerwca do 23 września. Spośród 80 statków 62 to statki holenderskie, dziesięć z Hamburga i cztery angielskie. Proporcja ta była typowa: rzeczywiście przez większą część stulecia trzy z czterech statków przybywających do ujścia północnej Dźwiny pochodziły z Republiki.

Pod względem wielkości handel z Rosją nie był handlem, który choć trochę dorównywał masowemu handlowi Holendrów z wybrzeżem Bałtyku, ale dla Rosjan był to handel kluczowy. Ostatecznie pozwoliło to Moskalom zdobyć przewagę nad Polakami, rozpoczynając proces, którego kulminacją był rozpad Polski spowodowany przez Katarzynę Wielką pod koniec XVIII wieku. Gdyby nie pomoc kupców z Amsterdamu, z mapy mogłaby zostać wymazana Rosja-Moskwa.

7.3 Winius i Marselis

Na konferencji historyków w Moskwie w 2022 r. rosyjski historyk S.A. Niefiedow stwierdził, jak

…w połowie XVII w. wartość towarów eksportowanych rocznie z Archangielska wynosiła... 6,2 mln liwrów [kiedy to] wartość francuskiego eksportu [przed protekcjonizmem Colberta] dla statków holenderskich wynosiła około 16 mln liwrów. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że liczba ludności Francji była trzykrotnie większa od populacji Rosji i że Francja była znacznie bliżej Holandii, trzeba przyznać, że znaczenie handlu holenderskiego z Rosją było duże.

Można spierać się co do liczb podanych przez Niefiedowa, ale rozprawa Jarmo Kotiliane’a potwierdza sedno argumentacji tego rosyjskiego uczonego na temat zdumiewającego zakresu holenderskiej działalności kupieckiej w Rosji. Być może mniej zrozumiany był fakt, że Holendrzy nie tylko handlowali z Rosją w XVII wieku, ale odegrali kluczową rolę we wspieraniu technologicznej, a nawet wojskowej modernizacji Rosji. Jednym z niewielu przedsiębiorców, którego wyróżniono za rolę kluczowego łącznika, był Andries Denijszoon Winius, najbardziej aktywna osoba zaangażowana w zakładanie pierwszej w Rosji fabryki broni palnej w Tule w latach trzydziestych XVII wieku. Oprócz niego wielkie znaczenie mieli Lus Tielman Akema (zarówno wujek, jak i siostrzeniec, którzy podzielali nazwisko), Jan van Sweeden i Peter Marselis (ojciec i syn o tym samym imieniu).

Niefiedow podaje, że Winius, Piotr Marselis i Akema, którzy w latach trzydziestych XVII wieku współpracowali w zakładach w Tule, byli „założycielami pierwszych rosyjskich manufaktur”. Jest to ściśle rzecz biorąc nieprawda. Nie było tak, że Moskale wcześniej nie produkowali własnej broni palnej, jak dawno temu udowodnił Thomas Esper. Problem polegał na tym, że ich technologia pozostawała daleko w tyle, a rusznikarze w Moskwie w pushechnyi dvor (Placu Strzelców) produkowali armaty i arkebuzy, które były zarówno przestarzałe, jak i niewystarczające, co poinformowało o ogromnej potrzebie importu broni palnej. Z tego też powodu Jules Coyett, Holender pochodzenia walońskiego, czy Hans Falck, urodzony w Niemczech odlewnik dzwonów i armat z Fryzji, zostali zaproszeni do pracy w Rosji.

Amerykański historyk Joseph Fuhrmann naliczył 57 prężnie działających manufaktur w Moskwie przed panowaniem Piotra, kierowanych głównie przez Europejczyków. Praktycznie wszyscy zagraniczni przedsiębiorcy zajmujący się tymi biznesami urodzili się w Holandii, podobnie do ich dominacji w górnictwie żelaza i miedzi czy produkcją broni we współczesnej Szwecji i Danii. Dominowało holenderskie konsorcjum pod przewodnictwem Andriesa Winiusa, które rozpoczęło budowę fabryki broni i wielkiego pieca żelaznego napędzanego młynem wodnym w pobliżu Tuły (200 km na południe od Moskwy), co ostatecznie umożliwiło Moskwie uzyskanie samowystarczalności w zakresie żeliwnej artylerii. Działa żeliwne były mocniejsze niż działa z kutego żelaza i można je było wyprodukować znacznie szybciej niż armaty z brązu, co czyniło je tańszymi. Pierwsze żelazo do celów wojskowych zostało wykute w Tule w 1636 roku. Fuhrmann pisze, że „holenderskie fabryki z Tuły z lat trzydziestych XVII wieku były zaawansowane technologicznie nawet według najbardziej rygorystycznych standardów międzynarodowych…”. Wkrótce do asortymentu produkcyjnego dołączyły lufy do muszkietów i karabinów, a także pistolety. Mimo to, jak sugeruje Esper, Rosjanie nie byli w stanie wyprodukować broni krótkiej w ilości zbliżonej do potrzebnej dla ich armii. Zamiast tego, głównie holenderscy kupcy importowali je w dużych ilościach, aby zaspokoić popyt.

Zakłady w Tule zapoczątkowały proces substytucji importu i tradycję wytwarzania wyrafinowanej broni w Rosji. Zatrudniali holenderskich, walońskich i szkockich menedżerów i mistrzów, którzy podobnie jak najemnicy czy marynarze w służbie cara zatrudniani byli w Amsterdamie. Winius zatrudnił pierwszych fachowców do swojego zakładu w 1632 roku, przy wsparciu Eliasa Tripa w Republice. Pomimo kluczowej roli, jaką Holendrzy i inni cudzoziemcy odegrali w dokonaniu zmian militarnych, rosyjscy carowie i ich doradcy byli świadomi wysokich kosztów zatrudniania ekspertów gdzie indziej i importu broni z zagranicy. Starano się zatem (zwłaszcza po wstąpieniu na tron Aleksieja w 1645 r.) o to, aby zagraniczni mistrzowie uczyli rosyjskich czeladników swoich umiejętności i zastępowali broń importowaną z zagranicy bronią produkcji rosyjskiej. Choć trudno ustalić, w którym momencie historii tych przedsiębiorstw rosyjscy czeladnicy zastąpili zachodnich ekspertów, nie ulega wątpliwości, że w ciągu zaledwie kilkudziesięciu lat funkcjonowały manufaktury zbrojeniowe, w których znaczącą rolę odgrywali wyłącznie Rosjanie. Strategia rządu carskiego, polegająca na zobowiązaniu zagranicznych ekspertów do szkolenia Rosjan w ich umiejętnościach, okazała się ogromnym sukcesem.

Wpływ Holandii na rosyjską ochronę broni musiał zatem być przejściowy; kiedy w 1690 r. wyliczono zagranicznych pracowników jednej z fabryk Marselisa, naliczono kilkunastu Walonów, ale tylko jednego holenderskiego rzemieślnika. Wydaje się, że dwaj pozostali Holendrzy zajmowali stanowiska kierownicze w Holandii (jeden z nich był potomkiem rodziny Ruts). Był to znaczący spadek w porównaniu z liczbą holenderskich rzemieślników, którzy pokolenie wcześniej pracowali w przedsiębiorstwach Marselis. Niedługo po 1700 roku większość rosyjskiej broni rzeczywiście była produkowana w kraju z lokalnych zasobów. Pod koniec panowania Piotra w 1725 r. wojsko rosyjskie było stale zaopatrywane przez produkcję krajową. Holenderscy przedsiębiorcy odegrali decydującą rolę w tej transformacji.

Holenderscy handlarze bronią w Rosji niewątpliwie mieli do czynienia z zagraniczną konkurencją: na początku lat trzydziestych XVII w. Szwedzi dostarczali Rosjanom broń i oficerów (w zamian za saletrę), chociaż Szkot Alexander Leslie kupował w Holandii wiele broni, z której wysłał on również najemników. W 1641 roku Peter Marselis wysłał z Danii do Archangielska 10 000 muszkietów, choć kilka lat później sprowadził z Holandii kirysy i rękojeści szabli. Około 1660 r. z Holendrami rywalizował także John Hebdon, chociaż wydaje się, że wiele swojej broni kupił w Republice Holenderskiej, częściowo od konsorcjum De Vogelaer i Van Klenck. Ostatecznie holenderscy kupcy mieli nie ulec zagranicznym rywalom, ale konkurencji producentów broni w Rosji, których przemysł został założony kiedyś przez Holendrów.

Przedsiębiorstwa metalurgiczne Winiusa, Akemy i Marselisa w Tule okazały się dla Rosji „wielkim krokiem naprzód” pod względem technologicznym (jak wykorzystanie młynów wodnych do napędzania produkcji żelaza) i do lat czterdziestych XVII wieku produkowały różnorodną broń o większym zaawansowaniu technologicznym niż te wykonane w zbrojowni Kremla. Frost sugeruje, że w latach 1647-1653 w nowych manufakturach wyprodukowano już ponad 30 000 sztuk broni palnej (głównie, choć nie wyłącznie, w Tule).

Początkowo wydaje się, że Peter Marselis jedynie zaaranżował zainwestowanie pieniędzy w kuźnie żelaza Winiusa w Tule, zanim sam został partnerem w tym projekcie gdzieś w latach trzydziestych XVII wieku. Niemniej jednak jego rodzina była już dobrze ugruntowana w Rosji przed 1630 rokiem. Najazd Marselisów na Rosję miał miejsce w tym samym czasie, kiedy osiedlili się w Danii (i Hamburgu). Pod koniec XVII wieku ojciec Piotra Marselisa, Gabriel, pomógł w mediacjach z Polakami w sprawie uwolnienia ojca cara z niewoli. Filaret (Fiodor) Nikitich Romanow (1553-1633) został pojmany przez Polaków w Czasach Wielkiej Smuty, po tym jak w 1601 roku został zmuszony do wstąpienia do zakonu przez cara Borysa Godunowa (1552-1605). Awansował wysoko w hierarchii rosyjsko-prawosławnej po śmierci Borysa, zanim Polacy go pojmali na zakładnika. A wkrótce po odzyskaniu wolności Filaret został wybrany patriarchą Rosji.

Przez pewien czas w latach dwudziestych XVII wieku Marselisowie korzystali z usług amsterdamskiego kupca Davida Nicolaesza Rutsa jako ich agenta w Rosji, ale ostatecznie zdecydowali, że najlepiej będzie, jeśli jeden z nich będzie reprezentował ich interesy w Moskwie. Wydaje się, że Piotr Marselis osiedlił się w Rosji w 1629 r., kilka lat przed Andriesem Winiusem. Jego brat Selio pośredniczył w pożyczce w 1631 roku w Amsterdamie, aby umożliwić Aleksandrowi Lesliemu zakup broni i zatrudnienie żołnierzy do walki po stronie cara w wojnie z Polską, która miała wybuchnąć w roku następnym.

Poprzez małżeństwo Peter i Selio Marselis byli spokrewnieni z Samuelem Sautijnem, producentem prochu, oraz Pieterem Tripem, krewnym i partnerem biznesowym Eliasa Tripa. Kiedy Marselis poślubił Dorotheę Barnesley w 1636 roku w Moskwie, przez małżeństwo związał się także z rodziną Van Klenck (a wujek Koenraada Fentzel był przedstawicielem Sautijn). Takie więzi rodzinne wyjaśniają, dlaczego po roku 1610 założenie jakiejkolwiek firmy monopolistycznej zajmującej się handlem z Rosją, takiej jak VOC, mogło wydawać się zbędne.

Po 1640 r. Winius pokłócił się z Peterem Marselisem i Lusem Tielemanem Akemą; kiedy konflikt nasilił się, rząd rosyjski, a nawet holenderskie Stany Generalne próbowały pośredniczyć między rywalami. Wydaje się, że spór został zażegnany, gdy Winius wycofał się z przedsiębiorstwa w Tule i powrócił do handlu bronią, co stało się atrakcyjniejsze, gdy car uczynił go gostem, czyli członkiem najwyższego szczebla majątku kupieckiego w Moskwie. W 1653 r. Winius został wysłany do ojczyzny w celu zakupu broni i amunicji na zbliżającą się kampanię polską, z tej okazji upamiętniono go rytowanym portretem, na którym widniał wspomniany wcześniej hymn pochwalny ułożony przez Vondela. Jak widzieliśmy, Winius wkrótce po powrocie do Moskwy przeszedł na prawosławie.

Tymczasem Piotr Marselis pozostał zagorzałym kalwinistą i przez całe życie w Rosji zatrudniał prywatnego pastora. Zamiast czekać na ostateczne porozumienie w sprawie własności fabryki w Tule, Marselis i Akema zaczęli budować własne wielkie piece i kuźnie w innych częściach Rosji. W 1647 roku wszyscy trzej zagraniczni przedsiębiorcy definitywnie utracili tytuł na rzecz przedsiębiorstwa w Tule, które zostało przejęte przez rząd moskiewski rzekomo niezadowolony z jakości produkowanej broni i produkowanego w niej asortymentu. Być może jednak dwór był dość zirytowany niekończącą się kłótnią, gdyż zaledwie rok później rząd zwrócił dzieła w Tuli Marselisowi i Akemie, choćby tylko na podstawie umowy dzierżawy. Wkrótce znacznie rozszerzyli swoje przedsiębiorstwa, a do 1653 roku zajęli się nawet produkcją prochu. David Bacheracht (zm. 1671) założył już młyny proszkowe, ponownie zatrudniając zagranicznych mistrzów, w tym wielu Holendrów, do kierowania procesem produkcyjnym. Chociaż Macheracht pochodził z duńskiej enklawy Gluckstadt w północnych Niemczech, jego głównymi finansistami byli Jan i Daniel Bernard (Bernaert/Bernart), dwaj zamożni urodzeni w Zelandii finansiści i brokerzy z Amsterdamu. Bernardowie reprezentowali Marselisa i Akemę przed Stanami Generalnymi w Hadze w 1647 roku i od dawna interesowali się handlem z Rosją.

Sumy zainwestowane przez Marselisa w hutę żelaza były ogromne: w latach sześćdziesiątych XVII wieku zainwestował on 80 000 rubli w fabrykę Kashira (położoną wzdłuż bocznej rzeki Oki, między Tułą a Moskwą); stanowiło to równowartość rocznej pensji 2000 robotników fizycznych we współczesnej Holandii. Innymi słowy, był równie bogaty jak każdy dzisiejszy multimilioner, zwłaszcza że był właścicielem wielu innych firm. Marselis zastąpił Winiusza (zmarłego około 1660 r.) jako ulubionego zachodniego cudzoziemca na dworze cara w latach sześćdziesiątych XVII wieku. Podczas gdy sponsorem Winiusza był mentor cara Borys Morozov (1590-1661), o tyle Marselisowi patronował późniejszy powiernik cara Aleksieja Afanasii Ordin-Nashchokin (1605-1680). Nakazuje Królewcowi i Kopenhadze w roku 1665 szukać poparcia dla rosyjskich wysiłków zmierzających do zawarcia pokoju z Polską. Ale Piotr Marselis wypadł z łask, gdy na początku 1671 roku tonsurę objął jego patron Ordin-Nashchokin. Gdy nowym pierwszym ministrem cara został Artamon Matwiejew (1625-1682), preferowano młodego Andrieja Winiusza (syna Andrieja Winiusza), a nie Marselisa.

Od lat pięćdziesiątych XVII wieku do lat siedemdziesiątych XVII wieku huta żelaza, którą Marselis i Akema prowadzili na południe od Moskwy, produkowała lufy armat, śrut i granaty ręczne; czasami z żelaza odlewano pręty, które następnie przetapiano i kuto do innych celów, na przykład do produkcji uprzęży lub luf do pistoletów. Fabryki w Tule i Kashira produkowały także szable, dzidy i inną broń. Część ich produkcji obejmowała garnki, patelnie, gwoździe i niektóre narzędzia rolnicze, ale stanowiły one co najwyżej margines. W 1675 roku Peter Marselis junior (najstarszy z dwóch synów, obaj nazywali się Peter Marselis) eksportował do Danii broń produkcji rosyjskiej; rosyjski przemysł wojskowy się rozwijał.

W latach 1656–1658 Szwecja i Moskwa walczyły z wczesną wersją wojny Gran Chaco (lub echem wojen szwedzko-duńskich z tamtego okresu), co jest symptomatyczne dla rozkwitu holenderskiej produkcji i handlu bronią oraz ogólnie dla holenderskiej hegemonii kapitalistycznej. Obie strony były zaopatrywane przez holenderskich producentów i eksporterów broni; ci ostatni wtapiali się w życie osobiste jako sąsiedzi, przyjaciele i regenci Amsterdamu i często zawierali małżeństwa mieszane. Hendrik i Louys Trip odbywali praktykę w Szwecji u swojego wuja Louysa de Geera i zaopatrywali stronę szwedzką, podczas gdy firma De Vogelaera i Van Klencka wraz z holenderskimi emigrantami Marselisem i Akemą dostarczała sprzęt Moskalom.

7.4 Technologia i Informacje

Holenderscy specjaliści od fortyfikacji zaczęli służyć carowi już wkrótce po 1613 roku. Byli wśród nich wybitni inżynierowie, tacy jak Cosimo de Moucheron [zm. 1620s], Jan Cornelisz van Rodenburg i Cornelis Claesz. Przyczynili się do wzmocnienia południowej linii obronnej, która miała powstrzymać najazdy Tatarów krymskich z Ukrainy na terytorium Moskwy, a Claesz pomagał także w budowie murów obronnych miast Astrachań i Terskij Gorod w pobliżu Morza Kaspijskiego.

Udział Moskwy w rewolucji wojskowej tamtej epoki nie ograniczał się tylko do działań wojennych na lądzie. Nawet jeśli jego próby zakończyły się niepowodzeniem, Michaił Romanow próbował już założyć flotę morską (żaglowców) na Morzu Kaspijskim, ale projekt okazał się równie nieudany, jak projekt jego syna Aleksieja pokolenie później. Niemniej jednak wysiłek został wznowiony za Piotra ze znacznie większym sukcesem. Z pewnością aż do Wielkiej Ambasady Piotra to Holendrzy zdominowali budowę rosyjskich żaglowców, pracując jako stoczniowcy i marynarze (i zatrudniani za pośrednictwem holenderskich przedsiębiorców).

Warto również zauważyć, że w pierwszej połowie XVII wieku kupcy holenderscy byli dostawcami innego rzadkiego towaru o znacznej wartości strategicznej na początku istnienia Moskwy Romanowów: informacji. Fakt, że firma De Vogelaera i Van Klencka otrzymała wyłączną dzierżawę kilku rzadkich towarów znalezionych na terytorium Rosji, był częściową zapłatą za niezwykle cenne informacje, których dostarczyła na temat Europy na zachód od Polski i Litwy, obszaru tak mało znanego wczesnym carom Romanowów, jak Moskwa piśmiennym zachodnim Europejczykom. Van Klenck i inni (jak na przykład Izaak Massa) sprowadzali do Rosji zachodnioeuropejskie gazety i dawali się przesłuchiwać moskiewskiemu Ministerstwu Spraw Zagranicznych (Posol’skii Prikaz). Wydaje się, że później członkowie różnych ambasad holenderskich i ostatecznie pierwszy holenderski stały rezydent w Moskwie (który przebywał tam w latach 1677–1698), Johan Willem van Keller, najwyraźniej zrobili to samo. W latach sześćdziesiątych XVII wieku Holender Jan van Sweeden założył pocztę z Europą Zachodnią i Środkową, co było odpowiedzią na rosyjskie pragnienie częstszego gromadzenia kluczowych wiadomości politycznych i wojskowych. Ten sam Van Sweeden kupował także broń w Republice i zatrudniał nieszczęsnych marynarzy i stoczniowców, którzy zbudowali carski statek wojenny „Orzeł”. Van Sweeden mógł inspirować się Louysem de Geerem w rozwijaniu szerokiego spektrum inicjatyw, z pewnością jednak znał przedsięwzięcia Petera Marselisa w Moskwie.

Pomiędzy regentem Amsterdamu Nicolaasem Witsenem a Rosją nawiązały się intrygujące relacje. Witsen był synem burmistrza Amsterdamu i potomkiem rodziny, która dorobiła się części swojej fortuny na wczesnych etapach holenderskiego handlu w Archangielsku. To pochodzenie mogło wzbudzić jego zainteresowanie krajem i w 1664 r. zaproponowano mu podróż do Moskwy w ramach orszaku ambasadora Jakuba Boreela odwiedzającego cara Aleksieja Michajłowicza. Podczas swojego pobytu przeprowadził wywiad z Janem van Sweedenem i rosyjskim patriarchą Nikonem, który przebywał na wygnaniu w swojej posiadłości pod Moskwą. Jest prawdopodobne, nawet jeśli nie znaleziono na to żadnych ostatecznych dowodów, że zaprzyjaźnił się z młodym tłumaczem przydzielonym do ambasady holenderskiej przez cara Andrieja Andriejewicza Winiusza, z którym później mógł utrzymywać kontakt przez resztę życia (zmarli w odstępie kilku miesięcy w latach 1716 i 1717). Witsen poczynił obszerne notatki w dzienniku ze swoich wizyt w latach 1664 i 1665, które jednak nie zostały opublikowane aż do XX wieku. Wykorzystał jednak zebrane informacje do rozpoczęcia szkicowania mapy Syberii – projektu, nad którym pracował przez całe życie. Nie tylko majstrował przy mapie, której pierwszą wersję wydrukowano w 1687 r. (i podarowano Piotrowi Wielkiemu), ale napisał towarzyszący mu tekst encyklopedyczny, którego dwie wersje (w 1692 i 1705 r.) zostały wydrukowane dla Witsena w bardzo małej ilości. Ponownie wydaje się, że obie księgi zostały natychmiast wysłane do Piotra Wielkiego (i do nielicznych innych osób). Witsen dostarczył Piotrowi pierwszą w miarę wiarygodną współczesną mapę Syberii, a szczegółowe informacje na temat języków, historii i kultury „Tatarii Północno-Wschodniej” Witsena dodały kluczowych danych do strategicznych informacji, jakie posiadał car na temat jego terytoriów azjatyckich (i przyległych regionach, takich jak Chiny czy Mongolia). Ponadto Witsen napisał książkę o żeglarstwie, którą car chętnie przeczytał, choć był zawiedziony, że burmistrz Amsterdamu nie mógł dostarczyć mu planów budowy żaglowców.

Witsen i Winius zorganizowali w latach dziewięćdziesiątych XVII wieku budowę pierwszego żaglowca morskiego Piotra w Amsterdamie. W 1694 roku „Santa Profetie” pod czerwono-niebiesko-białą flagą rosyjską (na wzór holenderskiej) przybył do Archangielska, gdzie na statek czekał sam car. Statek był załadowany bronią i amunicją, a na pokładzie znajdowały się 44 żelazne armaty. Witsen był nadal organizatorem pobytu cara w Amsterdamie w latach 1697 i 1698. Nie do końca znamy zakres wszystkiego, w co Witsen zaopatrzył Piotra, ale jest całkowicie oczywiste, że odegrał on kluczową rolę w ułatwieniu Piotrowi programu mającego na celu przekształcenie Rosji w wielkie mocarstwo, a nawet przed 1689 rokiem mógł dostarczyć rządowi rosyjskiemu nieocenionych strategicznych informacji poprzez wymianę zdań z Winiusem (który odwiedził Holandię w latach 70. XVII w. jako poseł rosyjski, co zapewne wzmocniło jego powiązania z Witsenem).

Do czasu skutecznego przejęcia władzy przez Piotra w 1689 r. perspektywa przedarcia się do wybrzeża Bałtyku poprzez pokonanie Szwecji i odparcia Tatarów krymskich na półwyspie nie wydawała się już dziwaczna (nawet jeśli Piotr okazał się jeszcze niezdolny do pokonania koalicji osmańsko-tatarskiej). Jak dowodzi Wielka Ambasada Piotra z lat 1697-1698, Rosjanie w dalszym ciągu chcieli uczyć się od krajów najbardziej zaawansowanych pod względem militarno-technicznym, Republiki Holenderskiej i (wówczas) Wielkiej Brytanii. Rosja była o krok od przyłączenia się do wielkich mocarstw Europy. Polityka Piotra polegająca na wzmożonej odnowie wojskowo-technologicznej dzięki zagranicznej wiedzy specjalistycznej pozwoliła Rosji dołączyć do tego klubu.