piątek, 30 sierpnia 2024
piątek, 23 sierpnia 2024
środa, 21 sierpnia 2024
wtorek, 20 sierpnia 2024
Fugger, wygnanie konkurencji Żydów, czyli o tym gdzie zaczyna się inicjatywa polityczna
Czytelniku,
W naszej historii warto znać przypadki, które zmieniały w
naszym kraju historię, jednym z nich był niemiecki bankier z Augsburga Jakuba Fugger
pomijany jak to u nas było w dziwny sposób........
Poniżej, w zwięzły sposób opisuje historię tego bankiera Pan
Rafał Bauer na swojej stronie: Fundament – Rafał Bauer – o biznesie bez ściemy
(rafalbauer.pl)
Fundament
Czyli o tym gdzie zaczyna się inicjatywa polityczna
Choć wydawać by się mogło, iż związek bankierów i polityków
to zażyłość ściśle nowoczesna, analiza historyczna przekonuje, że owa relacja
zawiązała się mniej więcej wtedy, gdy swą wątpliwą renomę zdobywał najstarszy
zawód świata. Stulecia dostarczają wielu wspaniałych przykładów na to jak
owocne potrafią to być związki a nie szczędzą również przykładów dotyczących…
ziem polskich. Tu najciekawszy dotyczy wprawdzie lat zamierzchłych, ale przy
okazji takich, gdy potęga Rzeczpospolitej znajdowała się niemal w zenicie.
Owa interesująca historia rozpoczyna 12 stycznia 1519 r.,
kiedy to jego wysokość cesarz Maksymilian I Habsburg raczył wyzionąć ducha w
austriackim Wels. Choć od czasu swego upadku z konia cesarz cierpiał na
przewleką depresję jego śmierci się nie spodziewano i to pomimo iż od 1514 roku
zwykł podróżować z… trumną, a szczegółowe regulacje dotyczące własnego pogrzebu
i sposobu postępowania z ciałem wydał równolegle z zakończeniem ważnego
politycznego zjazdu w Wiedniu. Ów w dacie 26 lipca 1515 r. miał regulować „po
wsze czasy” relacje Habsburgów i Jagiellonów, zamykając tym sposobem trwający
od kilku dziesięcioleci spór o wpływy w Czechach i na Węgrzech. Owo
porozumienie (jak to zwykle bywa) akuszerów miało wielu, lecz największy wpływ
należałoby przypisać dwóm i to ze skrajnie różnych powodów. Pierwszym był
Mikołaj Radziwiłł – magnat litewski, a przy okazji wielki entuzjasta utrzymania
unii z Polską, co na Litwie nie przysparzało mu specjalnej popularności. Dobre
stosunki kanclerza wileńskiego z Habsburgami miały jednak proste uzasadnienie:
ci ostatni namiętnie knuli z Moskwą, aby osłabiać Rzeczpospolitą Obojga
Narodów. Owo osłabianie owocowało najazdami… na ziemie Radziwiłłów. Ową
misyjną pracę doceniał nie tylko król Polski. W 1518 roku cesarz wyniósł
polskiego posła do rangi księcia Rzeszy, wynosząc tym samym Radziwiłłów
znacznie ponad rody, które swe tytuły książęce zawdzięczały… Unii Lubelskiej.
Ale nie byłoby żadnego przełomu w polityce cesarskiej, gdyby
nie Jakub Fugger – przebojowy i jak należałoby dzisiaj napisać niezwykle
kreatywny bankier. Wpływowy mieszkaniec Augsburga zorientował się szybko, że
najlepsze interesy robi się wtedy, gdy ma się wpływ na władze i stanowione
przez nią prawo i dlatego też z całych sił wspierał dom Habsburgów. Zaowocowało
to nie tylko lukratywnymi zastawami pożyczek, ale również koncesją na wyłączny
obrót odpustami na terenie Rzeszy. Owo imponujące osiągnięcie mogło się powieść
wyłącznie dlatego, iż wcześniej obrotny bankier zaoferował swe usługi
Papieżowi, nieustannie narzekającemu na mizerną ściągalność należnych mu danin
w tym świętopietrza. Dzięki niewielkiej prowizji (3%), Fugger w krótkim czasie
położył rękę na całości papieskich wpływów a chwilę później niemal całkowicie
zmonopolizował obrót odpustami przy czym w intensyfikowaniu ich sprzedaży
osiągnął tak spektakularne efekty, iż zasłużył sobie na niechęć Marcina Lutra,
któremu ów proceder wydawał się szczególnie odrażający.
Cesarski parasol ochronny pozwalał Fuggerowi na prowadzenie
szerokich interesów tyle, że ambitnemu bankierowi coraz bardziej zależało na
możliwie szerokiej ekspansji, za którą polityczne możliwości Habsburgów po
prostu nie nadążały. Ciekawym przykładem w tym względzie było powołanie spółki
Ungarischer Handel (1495), która, łącząc wcześniejsze nadania i nowe źródła
surowców, w krótkim czasie stała się monopolistą w zakresie wydobycia,
hutnictwa i handlu metalami. Olbrzymia skala działalności prowadzonej ponad
granicami królestw i ponad głowami monarchów, napotykała na szereg problemów,
które zgrabnie określono by dzisiaj jako ograniczenia w wolnym handlu😊. Choć problemy z niezliczonymi mytami, bandami
rabusiów i kaprysami władyków rozwiązywano za pomocą zbrojnych finansowanych
przez spółkę, Fugger uważał, iż są to zaledwie półśrodki a prawdziwym celem
powinien być ład… państwowy i polityczny, dlatego też gorliwie wspierał i
animował mocarstwowe plany cesarza Maksymiliana. Warto wspomnieć, iż odsetki od
rozmaitych interwencyjnych pożyczek potrafiły sięgać 35% i więcej, a skalę
oprocentowania ograniczała wyłącznie… konkurencja ze strony Żydów. Z tą Fugger poradził
sobie w sposób sprawdzony już wcześniej w Hiszpanii: Cesarza namówiono do
wydania edyktu nakazującego ich wygnanie a przy okazji konfiskatę ich majątku,
którego od razu użyto do spłaty części długów.
Dla Fuggera porozumienie z Jagiellonami panującymi w Polsce,
w Czechach i na Węgrzech stanowiło doskonały sposób na pomnożenie przychodów i
to bez kosztów, które pociągnęłaby za sobą wojna. Choć cesarz nie był wielkim
entuzjastą tych związków, do zmiany stanowiska zachęciła go skala zadłużenia,
które wedle ówczesnych standardów było niemal niespłacalne. Jeszcze mniej
podobały mu się naciski Fuggera, aby odstąpić od knowań z Moskwą a w konflikcie
krzyżacko-polskim poprzeć Jagiellona. Spokoju w regionie domagali się
niderlandzcy kupcy, którym marzyło się moskiewskie zboże jako alternatywa dla
Gdańska. Z ich zdaniem Fugger musiał się liczyć: było nie było inwestowali
nadwyżki w jego papiery wartościowe. A skoro liczyć musiał się bankier, nad
zmianą geopolitycznych planów musiał się zastanowić cesarz. Alians z
Jagiellonami rodził się w bólach, ale gdy go w końcu zawarto, radość bankiera
nie trwała długo, ponieważ śmierć cesarza otworzyła kwestię na nowo.
Elekcyjny tron wabił rozmaitych chętnych a środowisko
elektorskie siłą rzeczy podzieliło się na frakcje. Gwiazdą jednej z nich był
Zygmunt Stary jako opiekun prawny Ludwika II – króla Czech. Ponieważ cesarska
korona leżała w rękach zaledwie 7 elektorów, wakat uruchomił prawdziwy konkurs
piękności. W teorii największe szanse na wybór miał wnuk zmarłego Karol V
Habsburg (odziedziczył ziemie dziadka), ale obfite dary, które dzisiaj
określono by jako łapówki, skutecznie utrzymywały w grze króla Francji, króla Anglii
a także elektora Saksonii. Każdy elekt, poza Karolem V, oznaczał nowe kierunki
w geopolityce i być może nowe standardy. Fugger przystąpił do ofensywy:
Habsburg miał mieć najwięcej pieniędzy i najszersze polityczne plany. W tym
celu powrócono do pomysłu przymierza z Jagiellonami a powrócono tym łatwiej, iż
stosowne małżeństwa już wcześniej zawarto. Nie bez znaczenia był również
prozaiczny fakt, iż król Polski miał do załatwienia szereg delikatnych
politycznych interesów a jednym z nich była sekularyzacja zakonu, która dla
ultrakatolika Karola V była niemal nie do zaakceptowania. Niemal, ale rosnące
wymagania finansowe pozostałych elektorów, zachęcały do opłacania poparcia
nawet niewygodnymi politycznymi zobowiązaniami. Łączny kredyt wyborczy urósł do
astronomicznej sumy 850 tys. Guldenów, z których 543 tys. Wyłożył sam Fugger!
Pojawienie się Jerzego Fuggera na dworze w Krakowie karze sądzić, iż określona
cześć tej kwoty trafiła również na Wawel😊. Gdy 28 czerwca 1519 r. elektorzy wybrali wreszcie Karola V, łączny dług
cesarstwa dobijał już do 4 milionów a jego spłata zajęła niemal 3 stulecia.
Plan europejskiej integracji a’la Fugger mógł się już bezpiecznie realizować,
ale… bankier nie cieszył się swym sukcesem zbyt długo.
Sekularyzacja zakonnego państwa nie napotkała w prawdzie
problemów, mimo iż była podówczas wydarzeniem bez precedensu. Ostatni Wielki
Mistrz, zrzucając płaszcz, otwierał nową kartę w ówczesnych stosunkach
dyplomatycznych: oto konwertyta luteranin zawierał kontrakt z królem – wasalem
Rzymu. Choć namiętnie przypomina się manifestacyjny hołd pruski, znacznie
rzadziej mówi się o tym, że Albrecht był… siostrzeńcem Zygmunta Starego, mówił
po polsku a w jego żyłach płynęła krew Jagiellonów. Co więcej, jako były zakonnik
w chwili zawierania traktatów był kawalerem, który stawał się interesującą
partią do dynastycznych roszad. Te doskonale wpisywały się w integracyjne plany
Fuggera, który widział w Jagiellonach naturalną przeciwwagę dla Habsburgów. W 6
lat po wyniesieniu Karola V na cesarski tron wszystko zdawało doskonale się
układać. Do czasu.
Kłopoty zaczęły się w Czechach i na Węgrzech i to z dwówch
niezależnych powodów. Młodociany król Ludwik II był marionetką w rękach
wielmożów a nie jest również wykluczone, że swoje interesy na jego dworach
realizował Zygmunt Stary. Jan Thurzo – wspólnik Fuggera w Ungarischer Handel
radził sobie wprawdzie doskonale, ale skutkiem ubocznym… było powstanie
eksploatowanych na potęgę pracowników. Powstanie, jak to z powstaniami bywa,
prędko uzyskało polityczne zaplecze a w głosy ciemiężonego ludu wsłuchał się
Jan Zapolya – największy z węgierskich magnatów. Owa wrażliwość miała proste
uzasadnienie: wielmoża miał swoje plany a na ich realizację potrzebował
pieniędzy. Grabiąc Fuggera, narażał się Habsburgom, ale tym akurat
niespecjalnie się przejmował. Płacąc trybut Turkom, mógł powalczyć o własne
interesy królewskie na Węgrzech, konflikt z cesarzem był zatem nieunikniony i
wynikał ze strategicznej kalkulacji. W innej sytuacji znalazł się Ludwik II. Tu
o trybucie nie mogło być mowy jedynym rozwiązaniem była wojna. Ostatniego
Jagiellona na tronie węgierskim śmierć dosięgła pod Mohaczem 29 sierpnia 1526
r., przy czym do dzisiaj nie wiadomo czy zadała mu ją rwąca rzeka czy celowo go
zasieczono. O ile opinie w tej sprawie są podzielone, historycy są zgodni co do
jednego: w tej dacie wszelkie prawa do wakujących tronów przejęli na zawsze
Habsburgowie.
Zmierzch dopadł również Jagiellonów na Litwie i w Koronie.
Zygmunt August nie doczekał się męskiego potomka. 19 lipca 1569 r. w Lublinie
Albrecht Fryderyk Hohenzollern, wzorem swego ojca, ponowił Hołd Pruski. Książę
doskonale mówił po polsku i miał w Rzeczpospolitej doskonałe relacje, zwłaszcza
w kręgach wspieranych przez Radziwiłłów innowierców. Jako wnuk Kazimierza
Jagiellończyka był brany pod uwagę w trakcie wolnej elekcji w 1573 roku, ale
jego kandydaturę skutecznie utrącił Jan Zamoyski – kanclerz koronny.
Ów ambitny polityk miał wielkie wpływy i nie mniejsze ambicje
a przede wszystkim własną wizję Polski. Wedle źródeł historycznych nie miał
sponsorów. Czy dobrze wyszliśmy na jego decyzjach? To już zupełnie inna historia….
piątek, 16 sierpnia 2024
czwartek, 15 sierpnia 2024
Obalić mity o wojnie 1920 roku! - Jan Engelgard
Ale tego nie mówią kapusie warszawskie, zwane polskim rządem.
wtorek, 13 sierpnia 2024
To pieniądzie z Fundacji z USA wspierają obecne problemy jakie mamy na granicy wschodniej
Dla przypomnienia Pan Kramek był promowany jako rosyjski agent.
Tymczasem współpracuje z Fundacja Otwarty dialog
Bartosz Kramek - Fundacja Otwarty Dialog (odfoundation.eu)
Fundacja Pana Sorosa jest zarejestrowana w USA.
czwartek, 8 sierpnia 2024
Kampania 1390-1392, czyli jak obiliśmy Anglików z pomocnikami, ale w szkole tylko Grunwald
Czytelniku,
Warto przypomnieć następne polskie zwycięstwo, które było przed Grunwaldem, a było o wiele donioślejsze i powinno byc świetowane i obchodzone w Wilnie, a czy jest? A było to tak.....
12 lipca 1390 r z portu w angielskim Bostonie Chopshire obok
Bostonu w kierunku
Gdańska „dwóch?” statkach rusza wyprawa złożona, złożona z rycerzy, giermków,
łuczników, heroldów, a nawet minstreli. Przed wejściem do Zatoki Gdańskiej
zerwała się burza, która rozproszyła statki, tak iż jeden znalazł się w
Rozewiu, a drugi w Łebie. Henryk był na statku, który dotarł do Rozewia.
Natychmiast wysłał 3 swoich przybocznych: Roberta Watertona, Tomasza Toty’ego i
Jana Payna dla odszukania drugiego okrętu, a sam na wynajętych wozach ruszył do
Gdańska. Bardzo się widać spieszył. Na co? Na otwarcie wolnych obszarów celnych
pewnie……….
Tych statków musiało być znacznie więcej, gdyż do Krzyżaków
dotarło, co najmniej 1000 łucznków i wielu możnych panów wraz z biskupem
diecezji św. Dawida Jan Bushy…..
Na czele wojsk krzyżackich, których było około 52 000
staje marszałek Eberhard Rabe, zabierając działa, machiny oblężnicze i sprzęt
potrzebny do zdobywania grodów. Towarzyszą mu, oprócz Anglików m.in. sławny
francuski rycerz hr. Bouciault, dla którego była to już trzecia rejza, a także
rycerze z Flandrii i Holandii z licznymi orszakami, zapasami broni i pieniędzmi
na potrzeby wojny.
Tymczasem Henryk, przybywszy 10 sierpnia do Gdańska,
dowiaduje się, że armia Zakonu już wyruszyła w pole. Pędzi więc po 40 km
dziennie, co wg zapisków Kingstona wygląda następująco:
14.08 Elbląg
16.08 Królewiec
28.08 dociera pod Kowno, gdzie znajdował się punkt zborny dla
wojsk pruskich, inflanckich, Witoldowych oraz „gości”. Henryk spóźnił się i
wojska ruszyły bez niego.
Wojska krzyżackie próbują zatrzymać Skirgiełło, ale zostaje
odepchnięty na wschód. Dalej trwa marsz w kierunku Wilna, spalone zostają
Witoldowe Troki. Skirgiełło usiłuje bronić przeprawy przez Wilję, ale znów
zostaje pokonany.
4 września 1390 roku potężna armia Zakonu i sojuszników
podchodzi pod Wilno. Rozpoczyna się wielotygodniowe oblężenie. Wilna bronią 3
zamki: drewniany Krzywy Gród, obsadzony litewsko-ruską załogą pod dowództwem
królewskiego brata Korygiełły, Dolny Zamek, gdzie schroniła się ludność cywilna
miasta, oraz Wysoki Zamek z polska załogą pod dowództwem Klemensa
Moskorzowskiego.
11 września, z tygodniowym opóźnieniem, dociera pod Wilno
Henryk ze swoimi ludźmi. Według angielskich kronikarzy ponoć szczególnie brata
się z Witoldem, z którym „dokazuje cudów bohaterstwa” . Okazuje się jednak, że
nie jest to bitewne braterstwo krwi, bo młody Lancaster widział się już z
Witoldem zaraz po przybyciu do Krzyżaków, o czym donosi skrupulatny skarbnik.
Było to 18 sierpnia na zamku w Cremitten, gdzie przebywała żona Witolda i gdzie
Henryk podziwiał urodę nie tylko jego córki, Anastazji, ale i jego siostry
Ryngałły. Był też świadkiem przybycia do Cremitten poselstwa od Wasyla, księcia
moskiewskiego, z prośbą o rękę tejże Anastazji.
Posłowało 3 bojarów o bardzo ciekawych nazwiskach: Belewut,
Pole i Seliwan (aż chciałoby się rzec: jaki ten język ruski do angielskiego
podobny )
Tymczasem wskutek części załogi Krzywego Grodu dochodzi do
podpalenia go od wewnątrz. Obrońcy próbują opanować chaos wywołany pożarem i
zdradą i równocześnie odpierać ataki krzyżackie.
TEN SAM
MANEWR ZROBIONO PODCZAS POBYTU POLAKÓW W MOSKWIE, ZWALAJĄC WSZYSTKO NA NAS.
W straszliwym zamieszaniu ginie Korygiełło, którego odciętą
głowę nabitą na włócznię najeźdźcy obnoszą pod murami Wysokiego Zamku dla
osłabienia ducha obleganych. Według kronikarzy śmierć ponosi kilka tysięcy
obrońców, wielu trafia do niewoli, a łucznicy angielscy zabawiają się
strzelaniem do jakiegoś krewnego Jagiełły, Narymunta, który wzięty do niewoli,
powieszony za nogi na drzewie, służył im za tarczę.
Obrońcy mają też pewne sukcesy: od kuli działowej ginie
podczas ataku brat Witolda , Towciwiłł.
Po zdobyciu Krzywego Grodu najeźdźcom udaje się spalić
jeszcze Dolny Zamek, gdzie schroniło się wielu wileńskich mieszczan. Następuje
znów straszliwa rzeź, a potem niewola setek obrońców i zwykłych mieszkańców.
Wydaje się, że Wilno zostanie wkrótce zdobyte. I pewnie tak
by się stało, gdyby nie bohaterska obrona Wysokiego Zamku. Jego dowódca,
Klemens Moskorzowski, w obawie przed zdradą zostawia tylko polska załogę. Na wieży zawisła ogromna chorągiew
z krzyżem, ale nie przeszkadza to atakującym wyzywać obrońców od zdrajców
chrześcijaństwa, co z poganami i barbarzyńcami trzymają. Polacy odpowiadają, że
atakujący nowochrzczeńców mordują.
Uszkodzone przez krzyżacką artylerię mury łatają obrońcy czym
się da, nawet rozwieszonymi skórami zwierzęcymi, które całkiem nieźle
zmniejszają impet kamiennych kul. W miejsce każdego zabitego Polaka staje
natychmiast, mimo zmęczenia i wyczerpania, następny. Oblegających nęka nocnymi
wycieczkami Skirgiełło.
Wreszcie, po 5 tygodniach walk 7 października 1390 roku
Krzyżacy i ich sojusznicy zwijają oblężenie, zostawiając niepogrzebane trupy
swoich żołnierzy, którymi jeszcze długo żywiły się psy, aż tak w ludzkim
mieście zasmakowały, że długo jeszcze nawet
rzucały się na żywych.
Będąc w Wilnie pamiętaj, aby wznieść toast za Klemensa
Moskorzowskiego obrońcę Wilna. Mam nadzieję, że kiedyś mu wystawimy pomnik…..
Na Litwę przybywa z posiłkami i żywnością Jagiełło. Klemensa
Moskorzewskiego, który wraca do Polski, na starostwie wileńskim zastępuje Jaśko
z Oleśnicy, ojciec Zbigniewa. Władzę na Litwie przejmuje najmłodszy brat Jagiełły, Wigunt, wychowany w Krakowie,
rzymski katolik.
20 października 1390 r był już Henryk w Królewcu. Spędził tam
całą zimę w gościnie u Eberharda Rabe, uczestnicząc w nieustających zabawach i
festynach. Jak pisze Kongston, właśnie stamtąd około Bożego Narodzenia wysłał 2
heroldów do polskiego króla, by wyjednać wolność dwóm angielskim rycerzom.
Tomaszowi Rempstonowi, chorążemu 300 osobowego oddziału gości i Johnowi
Cliftonowi, którzy trafili do niewoli podczas walk na Litwie. Ponieważ nic nie
wskórali, ponowił poselstwo 26 marca 1391 roku już z Gdańska. Musiał przy tym
poskarżyć się ojcu na Jagiełłę, bo Jan z Gandawy 5 marca napisał do polskiego
króla taki list:
„….pewnych rycerzy najukochańszego syna naszego,
pierworodnego Henryka hrabiego Derby (…), którzy przez ziemie Wasze do Grobu
Świętego pielgrzymowali, a których Wy, albo raczej jacyś z ludzi Waszych, jak
drapieżne wilki na stado owiec napadliście, bez żadnej w tym z ich strony winy
ni przyczyny (…) z wrogością ich pojmaliście i skuci w twarde żelaza w
okropnych lochach są więzieni….”
Tymczasem w marcu 1391 roku zostaje zawarty trzymiesięczny
rozejm polsko-krzyżacki. Krzyżacy łudzą Polaków obietnicami pokoju, szykując
kolejną wyprawę, na którą oprócz Francuzów i Niemców przybywa z Anglii tym
razem 240 okrętów ponoć pod wodzą Douglasa of
Nyddisdale’a z setkami Szkotów i Anglików na pokładzie….
Jak wielka to była ilość i jakie możliwości przewozowe niech
nam uświadomi takie porównanie: cała francuska flota walcząca pod Suys, to 200 różnej
wielkości statków, a flota Hanzy, największego ówczesnego przewoźnika, to 1000
okrętów, a tu na jedną wyprawę do jakiejś pogańskiej krainy wyrusza flotylla
240 statków!
Dziwnym trafem zaraz po przybyciu, Anglicy wchodzą w jakiś
poważny spór ze Szkotami. Spór kończy się zamordowaniem przywódcy Szkotów. Po
tym zdarzeniu część Szkotów wraca do domu, reszta wraz z Anglikami zaciąga się
pod chorągiew jakiegoś Percy’ego, być może Hotspura.
Tymczasem nadchodzi jesień 1391 roku i cała ta banda rusza
ponownie na Litwę. Po drodze dochodzi do awantury, tym razem między Anglikami i
Niemcami, ponoć o prawo do występowania pod chorągwią św. Jerzego. Konflikt
mieli załagodzić książę Witold i jego
żona Anna.
Wraz z siłami Witolda wojsko krzyżackie liczyło 76 000
ludzi, którzy ruszyli pod Wilno, ale Jaśko z Oleśnicy zastosował wobec
najeźdźców taktykę spalonej ziemi. Co wobec narastających chłodów, niepogody i
głodu spowodowało, że Krzyżacy nie próbowali już tak zniszczonego w poprzednim
roku miasta, ograniczyli się do zbudowania 3 drewnianych zameczków wokół
stolicy Litwy jako baz wypadowych do następnej wyprawy, które oddano w zarząd
Witoldowi.
Zdobyto natomiast dla Witolda Grodno, wycinając w pień
wszystkich broniących go polskich rycerzy. Ponieważ tego roku szybko nastały
mrozy, wśród najeźdźców zaczęła się jakaś epidemia, więc Wallenrod, straciwszy
ponad 30 000 tys ludzi, wycofał się na zimę do Prus.
I nie
zapomnij czytelniku także wznieść toast za Jaśka Oleśnickiego. Także dzielnego
obrońcy Wilna i świetnego dowódcy wojny
partyzanckiej.
Witold zimę 1391/1392 spędził albo w jednym z tych świeżo
wzniesionych drewnianych zameczków. Ritterswerde, podejmując tam często
Anglików, albo w siodle podczas wypadów na ziemie litewskie, wspierany przez
swojego zięcia, Wasyla moskiewskiego. Anglicy ponoć tym chętniej garnęli się do
Witolda, że zrażeni ich postawą w początkach wyprawy Krzyżacy kłótnie,
zabójstwa, brak karności mniej ochoczo przyjmowali ich już u siebie. Pewnie się
też zastanawiali kto na utrzymanie tego mrowia ludzi zimą 1391 / 1392 płaci i w
jakim celu…..
Zwłaszcza, że dopiero wiosną 1392 roku Percy, który po
zamordowanym Douglasie objął dowództwo nad Anglikami i Szkotami, miał dalej
walczyć u boku Witolda na Litwie.
Jakie te zbieżności są podobne wraz z obecnością sojuszników
z ich gwarancjami.
I teraz mamy bardzo dobry ruch taktyczny Jagiełły , który
poprzez księcia rawskiego od króla polskiego mając listy obiecuje Witoldowi nie
tylko przebaczenie, ale także prawo do władania ojcowizną. Dalsze ustępstwa ze
strony Jagiełły miały być rozważane podczas osobistych rokowań krnąbrnym kuzynem.
Teraz wracamy do Krzyżaków, którzy mamią rozmowami Jagiełłę,
a z drugiej strony zajmowali się transakcjami handlowymi z Zygmuntem
Luksemburskim, dotyczącymi bezprawnego zakupu polskich lenn: Ziemi
Dobrzyńskiej, Kujaw i Nowej Marchii.
Wówczas to Władysław Opolczyk, który większość tych ziem
usiłował sprzedać, zgłosił projekt rozbioru Polski między Krzyżaków,
Luksemburgów, Brandeburczyków i niektórych książąt śląskich.
Po odwróceniu sojuszu przez Witolda spotyka się z Jagiełłą 4
sierpnia1392 r w Ostrowie, wg jednych
nad Lidą, wg innych na Podlasiu. Zakończyły się zawarciem tzw. Ugody
ostrowskiej, spisanej w 3 egzemplarzach. Jeden z nich wydał Witold. Tytułując
się dux Lituaniae i dominus Trociensis, stwierdza, że król Władysław
przebaczywszy jego przewiny, zwraca mu ojcowiznę i obdarowuje nowymi ziemiami,
w zamian za co Witold ślubuje: „ pozostać wieczyście w związku z Królestwem
Polskim i Koroną Polską i królową polską Jadwigą…”
Witold w imieniu króla, zastępując Jaśka z Oleśnicy, obejmuje
stanowisko wielkorządcy Litwy. Skirgiełło pozostaje księciem kijowskim.
Tak Polska budowała sojusze i nie trzeba dodawać, kto nadał
prawa miejskie Kijowowi.
Kiedy latem 1392 roku zjawił się znów u Krzyżaków Henryk
Lancaster, przebywający tam ludzie przekazują mu informację o „zdradzie
Witolda”. Potem ktoś z orszaku Henryka zabija pruskiego szlachcica Hansa von
Tergowitz, co przyspieszyło opuszczenie Państwa Krzyżaków przez hrabiego Derby
i jego angielskich towarzyszy.
Potem udaje się przez Polskę, Węgry, skąd poprzez Wenecję
i Rodos popłynął do Jerozolimy, aby
spełnić wielokrotnie odraczany ślub o pielgrzymce do Ziemi Świętej. W drodze
powrotnej był na Cyprze, w Pawii, Mediolanie, gdzie miał odwiedzić grób św
Augustyna..Nie wspomina się nigdy o domach bankowych Viscontich i innych.
A teraz się zastanów czytelniku i odpowiedz sobie na to
pytanie, dlaczego nam wciśnięto CIEMNOTĘ, abyśmy się nie zajmowali handlem i
finansami. Tak jak obecnie różnej maści agenci piszą nam o jakiejś roli
misyjnej Polski. Natomiast już możesz sobie odpowiedzieć sobie na pytanie,
czemu nasz kraj był zawsze o wiele biedniejszy od krajów zachodnich?
Kiedy Henryk
zostanie królem Anglii i po bitwie pod
Grunwaldem Krzyżacy upomną się o zwrot jakiś pożyczonych od nich sum, odmówi cynicznie, oświadczając,
że Zakon mógłby zużyć „angielskie pieniądze” na wypłacenie odszkodowania
zwycięskim „niewiernym” czyli Litwinom…
Polakom po zwycięskiej bitwie pod Grunwaldem Anglicy chcieli wypowiedzieć Polakom wojnę.
Wróćmy teraz do dzielnego Henryka, księcia rawskiego, który u
nas powinien mieć porządny pomnik. Zostaje on doceniony przez Jagiełłę, który
obdarzył go zamkiem w Surażu, gdzie zamieszkał wraz z piękną Ryngałłą po
utracie biskupich prebend.
Pamiętaj
czytelniku o wzniesieniu toastu za naszego świetnego dyplomatę księcia
rawskiego Henryka
Co było dalej z naszym bohaterem. Nie dane mu było
jednak długo cieszyć się rodzinnym
szczęściem. Najpierw mściwi Krzyżacy napadli w 1393 roku na Suraż i spalili go
doszczętnie. Henryk z żoną zdążyli wprawdzie uciec, chroniąc się na Mazowszu,
ale wkrótce jakaś bardziej skuteczna ręka dopadła tego młodego człowieka, który
wprawdzie nie uchronił powstającego właśnie polsko – litewskiego państwa przed
utratą Nowogrodu i Pskowa, ale na długie lata uratował te ziemie przed losem
francuskich prowincji z czasów wojny stuletniej albo moskiewskiej Opriczniny.
Nieszczęsny Henryk został otruty, a jego piękna żona,
niesłusznie oskarżona o zabicie męża, spędziła resztę życia, całe 50 lat, w
jakimś klasztorze w Pradze…….
I teraz jakie to ma dodatkowe znaczenie i zbieg okoliczności
kiedy inny polski król stanie pod murami Pskowa, umrze wkrótce w
niewyjaśnionych do dziś okolicznościach, a usta ludzi prostodusznych będą
szeptać coś o tuciźnie….
Fragmenty zaczerpnięte z Szkoły Nawigarorów nr 6 z marca 2015
I teraz pytanie czy tego uczą w szkołach, ale za to robimy
rekonstrukcje D-Day Hel - https://odkryjpomorze.pl/imprezy/d-day-helz
Iran - kraj, któremu powinniśmy okazać wielki szacunek
Czytelniku,
Iran, na który teraz w mediach głównego nurtu jest opluwany
powinien mieć wielki szacunek i wdzięczność ot choćby za to co zrobił dla Polaków
DZIECIWOJNY - DZIECI POLSKIE W IRANIE
W 1942 r. rozpoczęła się ewakuacja Polaków z ZSRS do Iranu.
Łącznie na irańskiej ziemi znalazło się ponad 116 tys. polskich obywateli, w
tym blisko 20 tys. dzieci i młodzieży. Na terenie Iranu stworzono cztery
skupiska dla polskiej ludności cywilnej. Teheran i Isfahan miały charakter
stały, a Ahwaz i Meszhed przejściowy.
W 1942 r. powołano ministra stanu ds. polskich na wschodzie,
którym został prof. Stanisław Kot – wcześniejszy ambasador RP w ZSRS. Minister
szczególną uwagę zwrócił na opiekę dzieci i młodzieży, przede wszystkim w
kontekście szkolnictwa. W samym Teheranie utworzono cztery Obozy Uchodźców
Polskich (OUP). W wyniku pierwszej ewakuacji w obozie numer 1 i 2 w Teheranie
znalazło się ok. 3 tys. dzieci i młodzieży w wieku szkolnym. Jednym z zadań,
które sobie postawiono, było zorganizowanie szkół.
Inicjatorami ich powołania byli nauczyciele, którzy przybyli
wraz z dziećmi z terenów ZSRS. Kadra składała się w dużej mierze z
przedwojennych pedagogów, deportowanych w latach 1939–1941 w głąb Związku
Sowieckiego. Do pracy dydaktycznej zgłaszały się również ochotniczki z
Pomocniczej Służby Kobiet. Początkowo warunki były bardzo trudne – brakowało
przystosowanych pomieszczeń, ławek, pomocy szkolnych, zeszytów i podręczników.
Jednak z czasem dzieci zaopatrzono w niezbędne przybory do nauki.
W wyniku drugiej ewakuacji z ZSRS do Teheranu napłynęło ok.
10 tys. młodych uchodźców. Powołano 6 szkół powszechnych oraz 3 gimnazja.
Wyjątkowym miejscem dla najmłodszych uchodźców stał się Isfahan. Pierwszy
transport 250 sierot dotarł tam 10 kwietnia 1942 r. Dzieci ulokowano w
zakładach nazywanych internatami – nie używano sformułowania „sierociniec”, aby
nie przypominać o straconych rodzicach.
Do Isfahanu trafiało coraz więcej Polaków. Z czasem
zamieszkało tam ok. 2,6 tys. osób – głównie dzieci, sierot i półsierot. Miasto
stało się zorganizowaną siecią opiekuńczo-wychowawczą obejmującą 21 placówek.
Zainicjowano tu również wydawanie jedynego na terenie Iranu pisma szkolnego
„MY”, które było redagowane przez nauczycieli oraz uczniów. Zrzeszenie Polskich
Nauczycieli w Iranie działające na terenie miasta wydawało miesięcznik „Szkoła
na Obczyźnie”. Isfahan był także chętnie odwiedzany przez wysokich szczeblem
urzędników państwowych. Prężnie działające harcerstwo, organizacja sztuk
teatralnych, wystaw czy obchodów różnych rocznic i świąt narodowych dawały
poczucie normalności oraz pozwalały zapomnieć o traumatycznych przeżyciach z
zesłania w Rosji.
Ciekawostką jest również to, że dzieci co tydzień dostawały
drobne pieniądze od administracji na własne wydatki. Ogromne znaczenie dla
uchodźców w Iranie miało życie religijne. W samym Isfahanie ponad 200 sierot
znalazło się pod opieką Watykanu. Wielu dzieciom udało się również przystąpić
do I Komunii Świętej.
„Dzieci Isfahanu” z Iranu trafiły po II wojnie światowej do
Nowej Zelandii, Libanu i Indii. Wiele z nich nigdy nie powróciło do Polski z
uwagi na utratę bliskich i przekształcenia granic.
Pobrano z : https://muzeum1939.pl/dzieciwojny-dzieci-polskie-w-iranie/aktualnosci/4966.html
Dzisiaj.
Iran broni chrześcijan i potępia szyderstwo z Chrystusa
Oczy całego świata zwrócone są na Iran w oczekiwaniu na
stanowcze uderzenie w zbrodniczy Izrael. Przypuszczam, że kiedy syjoniści
dostaną wreszcie zasłużoną nauczkę, zachodnie media rozkręcą na całego
antyirańską nagonkę. Zapewne po raz enty uruchomią wyświechtaną propagandę,
jakoby Irańczycy łamali prawa człowieka i rzekomo prześladowali chrześcijan.
Tymczasem państwo ajatollahów stanęło właśnie w obronie
chrześcijańskich wartości, co oczywiście – a jakże by inaczej – zostało
przemilczane przez mainstream. Przykładem godnym odnotowania jest reakcja
irańskich władz na zakpienie z wizerunku Chrystusa podczas ceremonii otwarcia
Igrzysk Olimpijskich w Paryżu.
W odpowiedzi na obrazoburcze sceny znad Sekwany, najwyższy
duchowy przywódca Iranu ajatollah Chamenei napisał na portalu X (dawniej
Twitter): «Szacunek dla Jezusa Chrystusa (pokój z Nim) jest niepodważalną i
oczywistą sprawą dla muzułmanów. Potępiamy te obelgi skierowane do świętych
postaci religii boskich, w tym Jezusa Chrystusa (pokój z Nim).»
Stanowczo zareagował też Mohammad Hossein Mokhtari, ambasador
Islamskiej Republiki Iranu w Watykanie. Przesłanie irańskiego dyplomaty przy
Stolicy Apostolskiej można przeczytać m.in. na stronie „Hawzah News Agency”.
Ambasador Mokhtari szydzenie z wizerunku Chrystusa określił
jako „haniebne” i „niewybaczalne”. Dyplomata zauważył, że «Plac Olimpijski,
który zgodnie ze swoją filozofią powinien być uosobieniem i osią solidarności i
jedności ludzi oraz przyjazną areną rywalizacji, tym razem w Paryżu stał się
miejscem, w którym można było pokazać wielki podział między monoteistami a
wyznawcami satanizmu.»
W dalszej części oświadczenia podkreślono, że «Ambasada
Islamskiej Republiki Iranu w Watykanie stanowczo potępia zniewagę obrazu
Ostatniej Wieczerzy przedstawiającego Jezusa Chrystusa, który niewątpliwie jest
wyryty w sercach i umysłach miliardów chrześcijan na całym świecie (…).»
Ceremonię w Paryżu potępił także ajatollah Ali Reza Arafi,
przewodniczący Hawzah Ilmiyyah (seminariów islamskich) w mieście Kom.
Przedstawiciel najbardziej prominentnej uczelni w świecie szyizmu wezwał do
utworzenia zjednoczonego frontu, aby z całą mocą przeciwdziałać takim
zniewagom.
«Dziś zapraszamy naszych chrześcijańskich braci i siostry
oraz ludzi religijnych świata, aby połączyli siły i nie pozwolili ateistom na
powtarzanie takich czynów (…)» – zaapelował szyicki duchowny.
Jako ciekawostkę można też odnotować, że X (dawniej Twitter)
obiegło zdjęcie baneru ze słynnym obrazem Leonarda da Vinci, podpisanym w
języku arabskim: „Zaprawdę Mesjasz, Jezus Chrystus, Syn Marii, jest posłańcem
Boga”. Na profilu „Globe Eye News” napisano, że to billboard w Teheranie
(stolicy Iranu), zamieszczony w odpowiedzi na kpiny z Ostatniej Wieczerzy
podczas Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Nie mam potwierdzenia czy fotografia
jest autentyczna, ale zyskała ogromną popularność w mediach społecznościowych i
jest licznie udostępniana.
Jak znam życie (i moich hejterów, którzy w obronie
chrześcijan nie zrobili nic) za niniejszą publikację posypią się na mnie
kolejne gromy. Antyirańska propaganda zrobiła swoje, w związku z tym, wiele
osób nie jest w stanie pojąć faktów. Tymczasem mogę poświadczyć, że jako
chrześcijanka wielokrotnie doświadczyłam ogromnego szacunku ze strony
Irańczyków.
Ewentualnym niedowiarkom polecam wybrać się na wakacje do
Iranu. A jeśli perska gościnność dostatecznie ich nie przekona, to niech
zapoznają się z irańskim prawem. Tak się bowiem składa, że konstytucja Iranu
gwarantuje, iż bez względu na wyniki wyborcze chrześcijanie mają zapewnione
specjalne miejsca w irańskim parlamencie.
Z: https://piwar.info/iran-broni-chrzescijan-i-potepia-szyderstwo-z-chrystusa/
W Estonii zainaugurowano pomnik SS - 5 Sierpnia 2024
Czytelniku,
Cokolwiek
sądzimy o obecnej sytuacji musimy widzieć zmianę narracji obecnie i jej wpływ w jakim kierunku on idzie.....
W centrum Jõhvi (Jõhvi – miasto w północno-wschodniej części
Estonii. Stolica prowincji Ida Viru. Miasto położone w 150 km od Tallinna )
odsłonięto pomnik poświęcony dwóm oficerom SS, którzy służyli w 20. Dywizji SS,
składającej się z Estończyków, a byli to oficerowie: major Georg Sooden i
porucznik Raul Juriado. Podczas inauguracji pomnika przemawiała estońska
posłanka Meelis Kiili, która stwierdziła, że ustawienie pomnika jest „aktem upamiętniającym ofiary bolszewickiego terroru”.
Rzeczywistość historyczna jest oczywiście inna. W
rzeczywistości SS z 20. Dywizji było odpowiedzialne za masakrę tysięcy więźniów
obozu koncentracyjnego w Klooga.
Odsłonięcie : https://x.com/AndreaLucidi/status/1820360965000486934
Odsłonięcia pomnika przez estońskich oficerów w mundurach –
co pokazuje, że była to inicjatywa państwowa, a nie zwykły akt niezależnych
jednostek. Podczas uroczystości Vallo Reimann, przewodniczący lokalnej rady,
stwierdził, że celem inicjatywy jest upamiętnienie żołnierzy, którzy zginęli w
"estońskiej wojnie o niepodległość".
Pomnik został umieszczony w mieście Johvi w okręgu Ida Viru,
na obszarze zamieszkałym w większości przez etnicznych Rosjan. Jest to
ewidentnie celowa zniewaga miejscowej ludności, co świadczy o braku szacunku
okazywanego przez władze estońskie obywatelom rosyjskojęzycznym. Oprócz
apartheidu i dyskryminacji, Rosjanie są teraz zmuszeni do współistnienia z
publicznymi ceremoniami na cześć morderców, którzy zabili swoich krewnych
podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej.
Warto zauważyć, że Estończycy przyjęli już termin "wojna
o niepodległość" w odniesieniu do zbrodni nazistowskich na obywatelach
radzieckich. Oprócz "wybielania" własnej historii i
"rewizji" przeszłości, Estonia dosłownie mówi, że naziści walczyli o
"niepodległość Estonii" podczas wojny, co jest propagandowym
kłamstwem, które można łatwo obalić. Niepokojące jest to, że estońska młodzież
jest edukowana w szkołach z tego typu narracją, ucząc się szacunku dla nazistowskich
zbrodniarzy ludobójczych i nienawiści do Rosjan, wierząc, że intencją Niemców
była "pomoc" Estończykom.
Więcej na: https://www.vtforeignpolicy.com/2024/08/nazi-rehabilitation-reaching-unprecedented-levels-in-estonia/
wtorek, 6 sierpnia 2024
piątek, 2 sierpnia 2024
Wyjątkowe rozporządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych z dnia 1 września 1939 r. w sprawie wyrobu broni, amunicji, materiałów wybuchowych mogących służyć do napaści oraz innych substancji i obrony
Czytelniku,
Poniżej ustawa z września 1939 r. żaden z naszych urzędników z MON i generałów z Tworek zwanym Sztabem Generalnym do dziś nic nie rozumie z historii swojego kraju.
Dla przypomnienia tak wygląda polityka prowadzona z Citi of London, która polega na wprowadzeniu swojej agentury, którą nazwiemy jak chcemy socjalistami, rewolucjonistani itd, potem rozbrojeniu ograbieniu, opodatkowaniu i napuszczeniu do wojny, a na koniec wykreowaniu zagrożenia i jeszcze wypuszczeniu aktu prawnego, gdzie zakazuje się jak w pkt. 1. Musimy sobie wbić podstawową rzecz, że każda wojna to ustawka.
czwartek, 1 sierpnia 2024
Holandia obrotny naród, czyli jak to robił jeden ze sponsorów POTOPU
Czytelniku,
Cała nasza historia jest zakłamania od samego początku. I
musimy to zmienić, by następne pokolenia nie popełniały błędów naszych
przodków. Musimy znać mechanizmy. Tak jak to miało miejsce podczas potopu
zwanego u nas szwedzkim, a sponsorami tego byli także Holendrzy i Anglicy.
Holendrzy występowali jak mediatorzy jednocześnie finansując
jedną ze stron. Tak jak dziś dzieje się na Ukrainie mechanizm ten sam tylko
inne podmioty to robią.
By zobaczyć jak to wyglądało możemy się dowiedzieć
Odpowiedź znajdziemy w liście Pana Hetmana Koniecpolskiego:
Od Pana Hetmana do Xsiędza Kanclerza ( Jakuba Żadzika )
Datum z Ryn, dnia 24 Października 1628
Lubo nietak jakom sobie życzył i jakom sobie obiecował, atoli
znacznie jednak P. Bóg w tej czasie pobłogosławić nam raczył, że i Baudis sam,
który wiele złego tak rok Wielgopolanom naczynił, w ręce się nasze z wiela
swoich znacznych żołnierzów dostał, i jego regiment, który siła Gustawa
kosztował i wiele sobie po nim obiecywał, jest zniesiony; więcej incomoditas
locorum, które Wm, mój miłościwy Pan, raczysz znać około Osteroda, uczynić nie
pozwalała. Niewątpię jednak w miłosierdziu bożem, że coś więcej jeszcze dla nas
nagotował.
Nowe też dnia wczorajszego wydarte jest z ręku
nieprzyjacielskich, jakim sposobem?
Jego Król. Mości oznajmuję. Będziesz jednak Wm, mój miłościwy
Pan, tusze blisko miał w Osterodzie z Gustawa sąsiada, który dla traktatów chce
się tam, jakom z Baudisa zrozumiał zatrzymać; chciałem ci mu był bronić tego
miejsca, ale nikczemność tamtej mieściny, która by do obrony siła potrzebowała
ludzi, odwiodła mnie od tego. Myślę o miejscu sposobnem tu w Xsięstwie przy
Drwęcy, abym nad nim obozem stanąwszy mógł Lubawę Wm, mego Mości Pana,
zasłonić, posiłkowania Brodnice niedopuszczać, z obydwu stron czatami
nieprzyjaciela opędzać: bo w tych miejscach, w których teraz nieprzyjaciel
stanął, z naszemi kopiami czynić mu jako jest rzecz podobna, łatwie Wm., mój
miłościwy Pan, rozsądzić możesz.
Nieprzyjacielowi i teraz coraz świeżych ludzi przychodzi
niemało; jeżeli to tak jest, jako mi Pan Poza ze Gdańska pisze, co Wm., memu
miłosiernemu Panu, dla lepszego zrozumienia posyłam, nietrudno by nam o
niewzywanego gościa. To mi też Baudis
powiedział, że Olendrowie na każdy miesiąc czterdzieści tysięcy talarów
twardych Gustawowi dają; piękni to zatem mediatorowie ! Przyczynia się słyszę
inszych wiele, gdyż niepodobna rzecz, aby tak wielkie wojska sam sustendować
mógł. Oddaję się zatem i. t. d.
Ceduła. Z strony traktatów wiem, że wszyscy komisarze ci
naznaczeni pewnie ich nierozprzą: bo sa zwłaszcza trzej do tej sprawy maxime
interessati, jeżeli nieprzyjaciel, jako się udaje, szczerze będzie chciał. Aleć
jeśli do twardych condicij przyjdzie, trzeba żeby nam i kto inszy pomógł; a
jako widzę, że co przed tem nadzieję czynili, to się teraz ze wszystkiego
wyślizgnąć chcą, ciesząc się jakimsi pisaniem Wm, mego miłościwego Pana, w
któremś raczył Korfirsztowi perswadować, żeby jeżeli nie we wszystkich przynamniej
ex parte nieprzyjaciela moderował; zaczem pewni tego, iż miasto refusionem
sumptuum o Inflanty niebędziem chciwi. Dopisując tego listu dał mi znać
podjazd, że nieprzyjaciel trzy regimenty piechoty w Osteród wprowadził; zaczem
musze bardziej myslić o
niebezpieczeństwie Lubawy Wm., mego miłościwego Pana. Z strony pospolitego
ruszenia w kilku listów moich, do J.K. Mości pisanych, dotknąłem ja był
prosząć, aby niespuszczając się na te vires nasze, zawczasu bezpieczeństwo
państw swoich prowidywać raczył; nie mogłem pospolitego ruszenia wyrazić, bom
się obawiał, iż choć jest między constitruiami dane, żeby go sobie w swkretnym
scrypcie, jako więc zwykli, nieexcypowali. Ale żeś mi Wm., mój miłościwy Pan
zdanie swoje wtem teraz wyrazić raczył, dziwnie mi się podoba, o czem i do J.K.
Mości piszę.
Lubo do efektu nie przydzie, wielkim postrachem może być
nieprzyjacielowi, a jeszcze większym i Kurfirsztowi, który rozumiem omnem
lapidem, u nieprzyjaciela movebit, żeby ab hoc mało liberował państwo swoje.
Posłał już to tydzień Krejtza do Gustawa
zrozumiewając go o dalszych traktatach. Awo widzę choć go o to nieprosiemy, sam
się per fortia intriguje i trudno mu mieć za złe, a będzie podobno i bardziej
kiedy go niepospolite zaleci ruszenie.
7. Aktywność Holendrów w Rosji, Część 1.
Handel i Technologia
7.1 Modernizacja Rosji
W przeciwieństwie do Szwedów czy Duńczyków, którzy od
niepamiętnych czasów byli częścią zachodniego chrześcijaństwa, mentalność
rosyjska miała silne zabarwienie ksenofobiczne, zakorzenione w długotrwałej
izolacji swojego kraju od reszty Europy. Rosja, która wcześniej bardziej
należała do świata bizantyjskiego niż łacińskiego, w połowie XIII wieku
znalazła się pod panowaniem mongolskim (tatarskim), co na ćwierć tysiąclecia
odgrodziło ją od większej komunikacji z Europą. Moskwa otrząsnęła się z
panowania Tatarów około roku 1500, lecz podejrzenia wobec Zachodu wzrosły w XVI
w., kiedy potężne państwo polsko-litewskie sprzymierzyło się z bojowym
katolicyzmem, mającym na celu nawrócenie osób prawosławnych na swoje wyznanie.
Zjednoczenie części cerkwi ukraińskiej z katolicyzmem w 1596 r. (unia brzeska)
wzmocniło tę obawę, a zaangażowanie Polski w rosyjską Wielką smutę jeszcze ją
podsyciło. W XVI i XVII wieku zachodni podróżnicy zauważyli, podróżując przez
wioski, że kobiety nie pojawiały się na zewnątrz, aby nie zostać skażonymi
widokiem heretyków, przy czym elita rosyjska również praktykowała odosobnienie
kobiet. Wyjaśniono to jako pozostałość po kulturze późnego imperium
bizantyjskiego, chociaż dla chłopów czynnikiem mógł być strach przed
zgwałceniem ich kobiet przez uzbrojone osoby z zewnątrz, które często
przemierzały ziemie rosyjskie w XVI i na początku XVII wieku.
Ani car, ani jego lud nie przepadali wówczas za
obcokrajowcami. Można by zaproponować, że woleliby się bez nich całkowicie
obejść, gdyby nie absolutna konieczność użycia nowoczesnej broni w celu
utrzymania niezależności ich państwa i społeczeństwa oraz zachowania ich
kultury w możliwie nieskażonej formie. Tak więc, podczas gdy wyraźna rola
Holendrów w Rosji przed Piotrowej wydaje się paradoksalna, biorąc pod uwagę to
ksenofobiczne środowisko, była to konsekwencja ich niezbędnego znaczenia dla
tej modernizacji pod względem ich wiedzy zarówno w handlu, jak i produkcji
broni oraz prowadzeniu wojen. Frost wyjaśnia tę kluczową potrzebę innowacji
wojskowych, mówiąc:
We współczesnych działaniach wojennych dominowali
profesjonaliści, a głównym problemem stojącym przed władzami rosyjskimi po 1650
r. była profesjonalizacja rosyjskiej elity wojskowej. Trudno... dać definitywną
odpowiedź, na ile się to udało. Niemniej jednak jasne jest, że do roku 1700
poczyniono już znaczny postęp.
Reger sugeruje, dlaczego w polityce trzymania ortodoksów z
daleka od heretyków zrobiono wyjątek, zwracając uwagę, w jaki sposób
... najemnicy, stające przed carem, przesłuchani pod kątem
wiedzy technicznej w zakresie broni i kiedy przydzielono im stopień i pułk,
swobodnie zrzeszali się z narodem rosyjskim w jego pułkach i na prowincji, a
także w głównych miastach i miasteczkach. Swoboda zrzeszania się sprawiła, że
stali się wyjątkowi wśród obcokrajowców, którzy mieszkali i podróżowali po
Rosji w XVII wieku.
Innymi słowy, Moskale byli skłonni odstąpić od ograniczeń,
jakie nałożyli na kontakty między obcokrajowcami z Zachodu a wyznawcami
prawosławia, ponieważ sprawy wojskowe w siedemnastowiecznej Rosji miały tak
ogromne znaczenie i przewyższały wszelkie kulturowe odrzucenie „innych”.
Carowie, arystokracja i czołowi duchowni starali się utrzymać ortodoksję w
czystości i nieskażeniu, ale nie można było tego osiągnąć w doskonałej izolacji
od rozwoju spraw wojskowych gdzie indziej. Byli zmuszeni do ustępstw i podjęcia
ryzyka skorumpowania wiary, jeśli ortodoksyjna Rosja w ogóle miała przetrwać.
Jednak około 1600 roku modernizację Rosji (zapoczątkowaną z
ociąganiem przez ostatnich carów z dynastii Riurik) przerwał intensywny
konflikt wywołany niepewną sukcesją tronu, co w połączeniu z masową klęską
głodu doprowadziło do wojny domowej i inwazji. Nawet gdy różni zawodnicy po
stronie rosyjskiej w czasach Wielkiej smuty (w kulminacyjnym okresie od 1603 do
1613 r.) chcieli skorzystać z najnowocześniejszej broni, jaką można było kupić,
niewielu miało wystarczające środki i często niepewność była tak wyraźna, że
dostawy broni z Europy Zachodniej były w tym okresie co najwyżej sporadyczne.
Tymczasem zagraniczni najeźdźcy w czasie Wielkiej smuty wmawiali elitom, że
przetrwania Rosji nie można uważać za coś oczywistego; wkrótce przekonano się,
że towary holenderskich biznesmenów otwierają drogę do mniej bezbronnej Rosji.
Dziwnym zbiegiem okoliczności holenderski
(północno-niderlandzki) rodzimy przemysł zbrojeniowy i handel bronią zaczął
właśnie w tym czasie rozwijać skrzydła. Kiedy w 1613 r. Michaił Romanow został
wybrany na cara, a stabilny rząd był w stanie zapłacić, import broni z Holandii
stał się regularnym zjawiskiem. Indywidualni handlarze zajmujący się handlem
bronią, tacy jak Karel du Moulin, napędzali Rosję. Kiedy w 1614 r. do Hagi
przybyli wysłannicy rosyjscy, aby ogłosić koronację Michaiła, Stany Generalne wręczyły
wysłannikom nowego monarchy uroczysty prezent, którego głównym elementem była
broń i zbroja. Konkurencja ze strony Anglików była duża, ale podobnie jak w
większości regionów, w których próbowali konkurować z Holendrami przed
wprowadzeniem Aktów Nawigacyjnych w 1651 r., nie mogli dorównać holenderskim
umiejętnościom sprzedaży. Holendrzy byli na tyle przebiegli, że w 1630 r.
wysłali do Moskwy swoją pierwszą oficjalną ambasadę obładowaną prezentami w
postaci broni, aby wzbudzić zainteresowanie Rosji. Później ambasady
powstrzymywały się od dawania broni w prezencie, gdyż po 1630 roku Rosjanie
kupowali od Republiki ogromne ilości broni.
Biorąc pod uwagę koszty, jakie poniósł ten import, logiczne
wydaje się, że carowie w końcu zainteresowali się substytucją importu, a
holenderscy przedsiębiorcy, tacy jak Andries Winius, Peter Marselis, Lus
Tieleman Akema i inni, otrzymali pozwolenie na rozszerzenie drobnego
rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego na coś znacznie większego. Być może Winius
i spółka inspirowali się przykładem holenderskich przedsiębiorców, którzy
zakładali tego typu zakłady gdzie indziej (jak De Geer w Szwecji), natomiast
rosyjskiemu rządowi zależało na kopiowaniu szwedzkich i duńskich rywali (rola
Juliusa Coyetta mogła być znaczący), świadomy obecności takich doświadczonych
holenderskich przedsiębiorców jak De Geer; co być może najważniejsze, Peter
Marselis był bratem Selio i Gabriela Marselisa Jr. Jednak nawet gdy w 1700 r.
wybuchła Wielka Wojna Północna, z Holandii nadal importowano 10 000 muszkietów.
Tymczasem do pierwszej dekady XVIII w. Republika pozostawała głównym dostawcą
„broni i sprzętu wojskowego” do Rosji.
Car Piotr Wielki zdał sobie sprawę, że modernizacja wojskowa
(a tym samym przetrwanie Rosji) nigdy nie zakończy się sukcesem w całkowitej
izolacji od zmian w innych aspektach życia jego narodu. W kompleksowej
ofensywie próbował odrzucić ksenofobię, która charakteryzowała kulturę
rosyjską. Jednak przez prawie sto lat przed „otwarciem okna na Zachód”
Holendrzy umożliwiali znacznie bardziej opornym Rosjanom niż Piotrowi
utrzymanie się w Europie Wschodniej i Azji Północnej oraz stopniowe zdobywanie
przewagi w ich długotrwałych konfliktach z Polską. Po czasach Wielkiej smuty,
zapotrzebowanie Moskwy na strategiczne towary i technologię wzrosło, gdyż
carowie zdali sobie sprawę, że odzyskanie terytoriów utraconych przed 1618
rokiem na rzecz Polski i Szwecji może nastąpić tylko wtedy, gdy ich armia
dorówna wyrafinowaniem armii zachodnich sąsiadów.
Być może nigdzie holenderska rola w siedemnastowiecznej
modernizacji wojskowej nie była tak widoczna jak w Rosji. W związku z tym
przypadek Rosji jest najbardziej przekonującą ilustracją sprzedaży żołnierzy i
broni, która w znacznym stopniu przyczyniła się do holenderskiego boomu
gospodarczego. Stoczniowcy i marynarze byli zaangażowani w szereg projektów
mających na celu stworzenie nowoczesnej rosyjskiej marynarki wojennej i
marynarki handlowej, podczas gdy budowniczowie fortec pomogli Rosjanom chronić ich
granice i kraj przed wrogami zagranicznymi i krajowymi. Oficerowie najemni
werbowali, testowali i szkolili innych najemników i Rosjan oraz dowodzili armią
moskiewską w kampaniach. Holendrzy założyli pierwszą w Rosji fabrykę broni
palnej na skalę przemysłową, a holenderscy kupcy wysłali tysiące muszkietów i
amunicji, aby pomóc carowi w prowadzeniu wojen z Polską, Szwecją, Tatarami
Krymskimi i Imperium Osmańskim. Ta siła ognia pozwoliła moskiewskim Kozakom
sprawować carską władzę także nad rdzenną ludnością Syberii.
W konsekwencji, „Rosja przed Piotrowa przeszła znaczące
zmiany militarne, które pod pewnymi względami przypominały rewolucję wojskową…
na Zachodzie”. Zainteresowanie Rosji zachodnioeuropejską bronią (oraz
zachodnioeuropejskimi technikami produkcji tej broni) było duże przez cały XVII
wiek i to Holendrzy niezawodnie (jak ambasador Van Klenck wspomniał ojcu Piotra
Aleksieja w 1676 r.) dostarczyli im te strategiczne towary i tę kluczową
technologię. Jak zauważył Amburger, „Holendrzy… byli chętni do dostarczania
broni” co najmniej od roku 1610, kiedy w Księstwie Moskiewskim stopniowo
przywracano porządek, mimo że wojny ze Szwecją i Polską trwały odpowiednio do
1617 i 1618 r., początkowo zakłócając porządek tych wysiłków (i niechęć rządu
holenderskiego do sankcjonowania tego handlu).
Jedynym portem zawinięcia statków zachodnioeuropejskich w
XVII-wiecznej Rosji był Archangielsk nad Morzem Białym. Choć podróż z Holandii
do Rosji (wokół Norwegii i półwyspu Kolskiego) była krótka w porównaniu z
wyprawami do Indii Wschodnich (kilka tygodni, a nie sześć miesięcy i więcej) i
często z załogą liczącą mniej niż 20 marynarzy, nie była to łatwa podróż.
Podróże często utrudniała zimna i ciężka pogoda, a statki mogły bezpiecznie
docierać do celu tylko w miesiącach letnich. Jeśli za wcześnie, Archangielsk
może okazać się niedostępny przez lodowce na Morzu Białym, a jeśli wypłyniesz
za późno, trasa może zostać zablokowana przez lód. Ale statki dotarły do Rosji
w znacznej liczbie. W roku 1658, w którym Rosjanie bacznie śledzili ruch w
Archangielsku, statki przybywały od 21 czerwca do 23 września. Spośród 80
statków 62 to statki holenderskie, dziesięć z Hamburga i cztery angielskie.
Proporcja ta była typowa: rzeczywiście przez większą część stulecia trzy z
czterech statków przybywających do ujścia północnej Dźwiny pochodziły z
Republiki.
Pod względem wielkości handel z Rosją nie był handlem, który
choć trochę dorównywał masowemu handlowi Holendrów z wybrzeżem Bałtyku, ale dla
Rosjan był to handel kluczowy. Ostatecznie pozwoliło to Moskalom zdobyć
przewagę nad Polakami, rozpoczynając proces, którego kulminacją był rozpad
Polski spowodowany przez Katarzynę Wielką pod koniec XVIII wieku. Gdyby nie
pomoc kupców z Amsterdamu, z mapy mogłaby zostać wymazana Rosja-Moskwa.
7.3 Winius i Marselis
Na konferencji historyków w Moskwie w 2022 r. rosyjski
historyk S.A. Niefiedow stwierdził, jak
…w połowie XVII w. wartość towarów eksportowanych rocznie z
Archangielska wynosiła... 6,2 mln liwrów [kiedy to] wartość francuskiego
eksportu [przed protekcjonizmem Colberta] dla statków holenderskich wynosiła
około 16 mln liwrów. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że liczba ludności Francji była
trzykrotnie większa od populacji Rosji i że Francja była znacznie bliżej
Holandii, trzeba przyznać, że znaczenie handlu holenderskiego z Rosją było
duże.
Można spierać się co do liczb podanych przez Niefiedowa, ale
rozprawa Jarmo Kotiliane’a potwierdza sedno argumentacji tego rosyjskiego
uczonego na temat zdumiewającego zakresu holenderskiej działalności kupieckiej
w Rosji. Być może mniej zrozumiany był fakt, że Holendrzy nie tylko handlowali
z Rosją w XVII wieku, ale odegrali kluczową rolę we wspieraniu technologicznej,
a nawet wojskowej modernizacji Rosji. Jednym z niewielu przedsiębiorców,
którego wyróżniono za rolę kluczowego łącznika, był Andries Denijszoon Winius,
najbardziej aktywna osoba zaangażowana w zakładanie pierwszej w Rosji fabryki
broni palnej w Tule w latach trzydziestych XVII wieku. Oprócz niego wielkie
znaczenie mieli Lus Tielman Akema (zarówno wujek, jak i siostrzeniec, którzy
podzielali nazwisko), Jan van Sweeden i Peter Marselis (ojciec i syn o tym
samym imieniu).
Niefiedow podaje, że Winius, Piotr Marselis i Akema, którzy w
latach trzydziestych XVII wieku współpracowali w zakładach w Tule, byli
„założycielami pierwszych rosyjskich manufaktur”. Jest to ściśle rzecz biorąc
nieprawda. Nie było tak, że Moskale wcześniej nie produkowali własnej broni
palnej, jak dawno temu udowodnił Thomas Esper. Problem polegał na tym, że ich
technologia pozostawała daleko w tyle, a rusznikarze w Moskwie w pushechnyi
dvor (Placu Strzelców) produkowali armaty i arkebuzy, które były zarówno
przestarzałe, jak i niewystarczające, co poinformowało o ogromnej potrzebie
importu broni palnej. Z tego też powodu Jules Coyett, Holender pochodzenia
walońskiego, czy Hans Falck, urodzony w Niemczech odlewnik dzwonów i armat z
Fryzji, zostali zaproszeni do pracy w Rosji.
Amerykański historyk Joseph Fuhrmann naliczył 57 prężnie
działających manufaktur w Moskwie przed panowaniem Piotra, kierowanych głównie
przez Europejczyków. Praktycznie wszyscy zagraniczni przedsiębiorcy zajmujący
się tymi biznesami urodzili się w Holandii, podobnie do ich dominacji w
górnictwie żelaza i miedzi czy produkcją broni we współczesnej Szwecji i Danii.
Dominowało holenderskie konsorcjum pod przewodnictwem Andriesa Winiusa, które
rozpoczęło budowę fabryki broni i wielkiego pieca żelaznego napędzanego młynem
wodnym w pobliżu Tuły (200 km na południe od Moskwy), co ostatecznie umożliwiło
Moskwie uzyskanie samowystarczalności w zakresie żeliwnej artylerii. Działa
żeliwne były mocniejsze niż działa z kutego żelaza i można je było wyprodukować
znacznie szybciej niż armaty z brązu, co czyniło je tańszymi. Pierwsze żelazo
do celów wojskowych zostało wykute w Tule w 1636 roku. Fuhrmann pisze, że
„holenderskie fabryki z Tuły z lat trzydziestych XVII wieku były zaawansowane
technologicznie nawet według najbardziej rygorystycznych standardów
międzynarodowych…”. Wkrótce do asortymentu produkcyjnego dołączyły lufy do
muszkietów i karabinów, a także pistolety. Mimo to, jak sugeruje Esper,
Rosjanie nie byli w stanie wyprodukować broni krótkiej w ilości zbliżonej do
potrzebnej dla ich armii. Zamiast tego, głównie holenderscy kupcy importowali
je w dużych ilościach, aby zaspokoić popyt.
Zakłady w Tule zapoczątkowały proces substytucji importu i
tradycję wytwarzania wyrafinowanej broni w Rosji. Zatrudniali holenderskich,
walońskich i szkockich menedżerów i mistrzów, którzy podobnie jak najemnicy czy
marynarze w służbie cara zatrudniani byli w Amsterdamie. Winius zatrudnił
pierwszych fachowców do swojego zakładu w 1632 roku, przy wsparciu Eliasa Tripa
w Republice. Pomimo kluczowej roli, jaką Holendrzy i inni cudzoziemcy odegrali
w dokonaniu zmian militarnych, rosyjscy carowie i ich doradcy byli świadomi
wysokich kosztów zatrudniania ekspertów gdzie indziej i importu broni z
zagranicy. Starano się zatem (zwłaszcza po wstąpieniu na tron Aleksieja w 1645
r.) o to, aby zagraniczni mistrzowie uczyli rosyjskich czeladników swoich
umiejętności i zastępowali broń importowaną z zagranicy bronią produkcji
rosyjskiej. Choć trudno ustalić, w którym momencie historii tych
przedsiębiorstw rosyjscy czeladnicy zastąpili zachodnich ekspertów, nie ulega
wątpliwości, że w ciągu zaledwie kilkudziesięciu lat funkcjonowały manufaktury
zbrojeniowe, w których znaczącą rolę odgrywali wyłącznie Rosjanie. Strategia
rządu carskiego, polegająca na zobowiązaniu zagranicznych ekspertów do
szkolenia Rosjan w ich umiejętnościach, okazała się ogromnym sukcesem.
Wpływ Holandii na rosyjską ochronę broni musiał zatem być
przejściowy; kiedy w 1690 r. wyliczono zagranicznych pracowników jednej z
fabryk Marselisa, naliczono kilkunastu Walonów, ale tylko jednego
holenderskiego rzemieślnika. Wydaje się, że dwaj pozostali Holendrzy zajmowali
stanowiska kierownicze w Holandii (jeden z nich był potomkiem rodziny Ruts).
Był to znaczący spadek w porównaniu z liczbą holenderskich rzemieślników,
którzy pokolenie wcześniej pracowali w przedsiębiorstwach Marselis. Niedługo po
1700 roku większość rosyjskiej broni rzeczywiście była produkowana w kraju z
lokalnych zasobów. Pod koniec panowania Piotra w 1725 r. wojsko rosyjskie było
stale zaopatrywane przez produkcję krajową. Holenderscy przedsiębiorcy odegrali
decydującą rolę w tej transformacji.
Holenderscy handlarze bronią w Rosji niewątpliwie mieli do
czynienia z zagraniczną konkurencją: na początku lat trzydziestych XVII w.
Szwedzi dostarczali Rosjanom broń i oficerów (w zamian za saletrę), chociaż
Szkot Alexander Leslie kupował w Holandii wiele broni, z której wysłał on
również najemników. W 1641 roku Peter Marselis wysłał z Danii do Archangielska
10 000 muszkietów, choć kilka lat później sprowadził z Holandii kirysy i
rękojeści szabli. Około 1660 r. z Holendrami rywalizował także John Hebdon, chociaż
wydaje się, że wiele swojej broni kupił w Republice Holenderskiej, częściowo od
konsorcjum De Vogelaer i Van Klenck. Ostatecznie holenderscy kupcy mieli nie
ulec zagranicznym rywalom, ale konkurencji producentów broni w Rosji, których
przemysł został założony kiedyś przez Holendrów.
Przedsiębiorstwa metalurgiczne Winiusa, Akemy i Marselisa w
Tule okazały się dla Rosji „wielkim krokiem naprzód” pod względem
technologicznym (jak wykorzystanie młynów wodnych do napędzania produkcji
żelaza) i do lat czterdziestych XVII wieku produkowały różnorodną broń o
większym zaawansowaniu technologicznym niż te wykonane w zbrojowni Kremla.
Frost sugeruje, że w latach 1647-1653 w nowych manufakturach wyprodukowano już
ponad 30 000 sztuk broni palnej (głównie, choć nie wyłącznie, w Tule).
Początkowo wydaje się, że Peter Marselis jedynie zaaranżował
zainwestowanie pieniędzy w kuźnie żelaza Winiusa w Tule, zanim sam został
partnerem w tym projekcie gdzieś w latach trzydziestych XVII wieku. Niemniej
jednak jego rodzina była już dobrze ugruntowana w Rosji przed 1630 rokiem.
Najazd Marselisów na Rosję miał miejsce w tym samym czasie, kiedy osiedlili się
w Danii (i Hamburgu). Pod koniec XVII wieku ojciec Piotra Marselisa, Gabriel,
pomógł w mediacjach z Polakami w sprawie uwolnienia ojca cara z niewoli.
Filaret (Fiodor) Nikitich Romanow (1553-1633) został pojmany przez Polaków w
Czasach Wielkiej Smuty, po tym jak w 1601 roku został zmuszony do wstąpienia do
zakonu przez cara Borysa Godunowa (1552-1605). Awansował wysoko w hierarchii
rosyjsko-prawosławnej po śmierci Borysa, zanim Polacy go pojmali na zakładnika.
A wkrótce po odzyskaniu wolności Filaret został wybrany patriarchą Rosji.
Przez pewien czas w latach dwudziestych XVII wieku
Marselisowie korzystali z usług amsterdamskiego kupca Davida Nicolaesza Rutsa
jako ich agenta w Rosji, ale ostatecznie zdecydowali, że najlepiej będzie,
jeśli jeden z nich będzie reprezentował ich interesy w Moskwie. Wydaje się, że
Piotr Marselis osiedlił się w Rosji w 1629 r., kilka lat przed Andriesem
Winiusem. Jego brat Selio pośredniczył w pożyczce w 1631 roku w Amsterdamie,
aby umożliwić Aleksandrowi Lesliemu zakup broni i zatrudnienie żołnierzy do walki
po stronie cara w wojnie z Polską, która miała wybuchnąć w roku następnym.
Poprzez małżeństwo Peter i Selio Marselis byli spokrewnieni z
Samuelem Sautijnem, producentem prochu, oraz Pieterem Tripem, krewnym i
partnerem biznesowym Eliasa Tripa. Kiedy Marselis poślubił Dorotheę Barnesley w
1636 roku w Moskwie, przez małżeństwo związał się także z rodziną Van Klenck (a
wujek Koenraada Fentzel był przedstawicielem Sautijn). Takie więzi rodzinne
wyjaśniają, dlaczego po roku 1610 założenie jakiejkolwiek firmy
monopolistycznej zajmującej się handlem z Rosją, takiej jak VOC, mogło wydawać
się zbędne.
Po 1640 r. Winius pokłócił się z Peterem Marselisem i Lusem
Tielemanem Akemą; kiedy konflikt nasilił się, rząd rosyjski, a nawet
holenderskie Stany Generalne próbowały pośredniczyć między rywalami. Wydaje
się, że spór został zażegnany, gdy Winius wycofał się z przedsiębiorstwa w Tule
i powrócił do handlu bronią, co stało się atrakcyjniejsze, gdy car uczynił go
gostem, czyli członkiem najwyższego szczebla majątku kupieckiego w Moskwie. W
1653 r. Winius został wysłany do ojczyzny w celu zakupu broni i amunicji na
zbliżającą się kampanię polską, z tej okazji upamiętniono go rytowanym
portretem, na którym widniał wspomniany wcześniej hymn pochwalny ułożony przez
Vondela. Jak widzieliśmy, Winius wkrótce po powrocie do Moskwy przeszedł na
prawosławie.
Tymczasem Piotr Marselis pozostał zagorzałym kalwinistą i
przez całe życie w Rosji zatrudniał prywatnego pastora. Zamiast czekać na
ostateczne porozumienie w sprawie własności fabryki w Tule, Marselis i Akema
zaczęli budować własne wielkie piece i kuźnie w innych częściach Rosji. W 1647
roku wszyscy trzej zagraniczni przedsiębiorcy definitywnie utracili tytuł na
rzecz przedsiębiorstwa w Tule, które zostało przejęte przez rząd moskiewski
rzekomo niezadowolony z jakości produkowanej broni i produkowanego w niej
asortymentu. Być może jednak dwór był dość zirytowany niekończącą się kłótnią,
gdyż zaledwie rok później rząd zwrócił dzieła w Tuli Marselisowi i Akemie,
choćby tylko na podstawie umowy dzierżawy. Wkrótce znacznie rozszerzyli swoje
przedsiębiorstwa, a do 1653 roku zajęli się nawet produkcją prochu. David
Bacheracht (zm. 1671) założył już młyny proszkowe, ponownie zatrudniając
zagranicznych mistrzów, w tym wielu Holendrów, do kierowania procesem
produkcyjnym. Chociaż Macheracht pochodził z duńskiej enklawy Gluckstadt w
północnych Niemczech, jego głównymi finansistami byli Jan i Daniel Bernard
(Bernaert/Bernart), dwaj zamożni urodzeni w Zelandii finansiści i brokerzy z
Amsterdamu. Bernardowie reprezentowali Marselisa i Akemę przed Stanami
Generalnymi w Hadze w 1647 roku i od dawna interesowali się handlem z Rosją.
Sumy zainwestowane przez Marselisa w hutę żelaza były
ogromne: w latach sześćdziesiątych XVII wieku zainwestował on 80 000 rubli w
fabrykę Kashira (położoną wzdłuż bocznej rzeki Oki, między Tułą a Moskwą);
stanowiło to równowartość rocznej pensji 2000 robotników fizycznych we
współczesnej Holandii. Innymi słowy, był równie bogaty jak każdy dzisiejszy
multimilioner, zwłaszcza że był właścicielem wielu innych firm. Marselis
zastąpił Winiusza (zmarłego około 1660 r.) jako ulubionego zachodniego
cudzoziemca na dworze cara w latach sześćdziesiątych XVII wieku. Podczas gdy
sponsorem Winiusza był mentor cara Borys Morozov (1590-1661), o tyle
Marselisowi patronował późniejszy powiernik cara Aleksieja Afanasii
Ordin-Nashchokin (1605-1680). Nakazuje Królewcowi i Kopenhadze w roku 1665
szukać poparcia dla rosyjskich wysiłków zmierzających do zawarcia pokoju z
Polską. Ale Piotr Marselis wypadł z łask, gdy na początku 1671 roku tonsurę
objął jego patron Ordin-Nashchokin. Gdy nowym pierwszym ministrem cara został
Artamon Matwiejew (1625-1682), preferowano młodego Andrieja Winiusza (syna
Andrieja Winiusza), a nie Marselisa.
Od lat pięćdziesiątych XVII wieku do lat siedemdziesiątych
XVII wieku huta żelaza, którą Marselis i Akema prowadzili na południe od
Moskwy, produkowała lufy armat, śrut i granaty ręczne; czasami z żelaza
odlewano pręty, które następnie przetapiano i kuto do innych celów, na przykład
do produkcji uprzęży lub luf do pistoletów. Fabryki w Tule i Kashira
produkowały także szable, dzidy i inną broń. Część ich produkcji obejmowała
garnki, patelnie, gwoździe i niektóre narzędzia rolnicze, ale stanowiły one co najwyżej
margines. W 1675 roku Peter Marselis junior (najstarszy z dwóch synów, obaj
nazywali się Peter Marselis) eksportował do Danii broń produkcji rosyjskiej;
rosyjski przemysł wojskowy się rozwijał.
W latach 1656–1658 Szwecja i Moskwa walczyły z wczesną wersją
wojny Gran Chaco (lub echem wojen szwedzko-duńskich z tamtego okresu), co jest
symptomatyczne dla rozkwitu holenderskiej produkcji i handlu bronią oraz
ogólnie dla holenderskiej hegemonii kapitalistycznej. Obie strony były
zaopatrywane przez holenderskich producentów i eksporterów broni; ci ostatni
wtapiali się w życie osobiste jako sąsiedzi, przyjaciele i regenci Amsterdamu i
często zawierali małżeństwa mieszane. Hendrik i Louys Trip odbywali praktykę w
Szwecji u swojego wuja Louysa de Geera i zaopatrywali stronę szwedzką, podczas
gdy firma De Vogelaera i Van Klencka wraz z holenderskimi emigrantami
Marselisem i Akemą dostarczała sprzęt Moskalom.
7.4 Technologia i Informacje
Holenderscy specjaliści od fortyfikacji zaczęli służyć carowi
już wkrótce po 1613 roku. Byli wśród nich wybitni inżynierowie, tacy jak Cosimo
de Moucheron [zm. 1620s], Jan Cornelisz van Rodenburg i Cornelis Claesz.
Przyczynili się do wzmocnienia południowej linii obronnej, która miała
powstrzymać najazdy Tatarów krymskich z Ukrainy na terytorium Moskwy, a Claesz
pomagał także w budowie murów obronnych miast Astrachań i Terskij Gorod w
pobliżu Morza Kaspijskiego.
Udział Moskwy w rewolucji wojskowej tamtej epoki nie
ograniczał się tylko do działań wojennych na lądzie. Nawet jeśli jego próby
zakończyły się niepowodzeniem, Michaił Romanow próbował już założyć flotę
morską (żaglowców) na Morzu Kaspijskim, ale projekt okazał się równie nieudany,
jak projekt jego syna Aleksieja pokolenie później. Niemniej jednak wysiłek
został wznowiony za Piotra ze znacznie większym sukcesem. Z pewnością aż do
Wielkiej Ambasady Piotra to Holendrzy zdominowali budowę rosyjskich żaglowców,
pracując jako stoczniowcy i marynarze (i zatrudniani za pośrednictwem
holenderskich przedsiębiorców).
Warto również zauważyć, że w pierwszej połowie XVII wieku
kupcy holenderscy byli dostawcami innego rzadkiego towaru o znacznej wartości
strategicznej na początku istnienia Moskwy Romanowów: informacji. Fakt, że
firma De Vogelaera i Van Klencka otrzymała wyłączną dzierżawę kilku rzadkich
towarów znalezionych na terytorium Rosji, był częściową zapłatą za niezwykle
cenne informacje, których dostarczyła na temat Europy na zachód od Polski i
Litwy, obszaru tak mało znanego wczesnym carom Romanowów, jak Moskwa piśmiennym
zachodnim Europejczykom. Van Klenck i inni (jak na przykład Izaak Massa)
sprowadzali do Rosji zachodnioeuropejskie gazety i dawali się przesłuchiwać
moskiewskiemu Ministerstwu Spraw Zagranicznych (Posol’skii Prikaz). Wydaje się,
że później członkowie różnych ambasad holenderskich i ostatecznie pierwszy
holenderski stały rezydent w Moskwie (który przebywał tam w latach 1677–1698),
Johan Willem van Keller, najwyraźniej zrobili to samo. W latach
sześćdziesiątych XVII wieku Holender Jan van Sweeden założył pocztę z Europą
Zachodnią i Środkową, co było odpowiedzią na rosyjskie pragnienie częstszego
gromadzenia kluczowych wiadomości politycznych i wojskowych. Ten sam Van
Sweeden kupował także broń w Republice i zatrudniał nieszczęsnych marynarzy i
stoczniowców, którzy zbudowali carski statek wojenny „Orzeł”. Van Sweeden mógł
inspirować się Louysem de Geerem w rozwijaniu szerokiego spektrum inicjatyw, z
pewnością jednak znał przedsięwzięcia Petera Marselisa w Moskwie.
Pomiędzy regentem Amsterdamu Nicolaasem Witsenem a Rosją
nawiązały się intrygujące relacje. Witsen był synem burmistrza Amsterdamu i
potomkiem rodziny, która dorobiła się części swojej fortuny na wczesnych
etapach holenderskiego handlu w Archangielsku. To pochodzenie mogło wzbudzić
jego zainteresowanie krajem i w 1664 r. zaproponowano mu podróż do Moskwy w
ramach orszaku ambasadora Jakuba Boreela odwiedzającego cara Aleksieja
Michajłowicza. Podczas swojego pobytu przeprowadził wywiad z Janem van Sweedenem
i rosyjskim patriarchą Nikonem, który przebywał na wygnaniu w swojej
posiadłości pod Moskwą. Jest prawdopodobne, nawet jeśli nie znaleziono na to
żadnych ostatecznych dowodów, że zaprzyjaźnił się z młodym tłumaczem
przydzielonym do ambasady holenderskiej przez cara Andrieja Andriejewicza
Winiusza, z którym później mógł utrzymywać kontakt przez resztę życia (zmarli w
odstępie kilku miesięcy w latach 1716 i 1717). Witsen poczynił obszerne notatki
w dzienniku ze swoich wizyt w latach 1664 i 1665, które jednak nie zostały
opublikowane aż do XX wieku. Wykorzystał jednak zebrane informacje do
rozpoczęcia szkicowania mapy Syberii – projektu, nad którym pracował przez całe
życie. Nie tylko majstrował przy mapie, której pierwszą wersję wydrukowano w
1687 r. (i podarowano Piotrowi Wielkiemu), ale napisał towarzyszący mu tekst
encyklopedyczny, którego dwie wersje (w 1692 i 1705 r.) zostały wydrukowane dla
Witsena w bardzo małej ilości. Ponownie wydaje się, że obie księgi zostały
natychmiast wysłane do Piotra Wielkiego (i do nielicznych innych osób). Witsen
dostarczył Piotrowi pierwszą w miarę wiarygodną współczesną mapę Syberii, a
szczegółowe informacje na temat języków, historii i kultury „Tatarii
Północno-Wschodniej” Witsena dodały kluczowych danych do strategicznych informacji,
jakie posiadał car na temat jego terytoriów azjatyckich (i przyległych
regionach, takich jak Chiny czy Mongolia). Ponadto Witsen napisał książkę o
żeglarstwie, którą car chętnie przeczytał, choć był zawiedziony, że burmistrz
Amsterdamu nie mógł dostarczyć mu planów budowy żaglowców.
Witsen i Winius zorganizowali w latach dziewięćdziesiątych
XVII wieku budowę pierwszego żaglowca morskiego Piotra w Amsterdamie. W 1694
roku „Santa Profetie” pod czerwono-niebiesko-białą flagą rosyjską (na wzór
holenderskiej) przybył do Archangielska, gdzie na statek czekał sam car. Statek
był załadowany bronią i amunicją, a na pokładzie znajdowały się 44 żelazne
armaty. Witsen był nadal organizatorem pobytu cara w Amsterdamie w latach 1697
i 1698. Nie do końca znamy zakres wszystkiego, w co Witsen zaopatrzył Piotra,
ale jest całkowicie oczywiste, że odegrał on kluczową rolę w ułatwieniu
Piotrowi programu mającego na celu przekształcenie Rosji w wielkie mocarstwo, a
nawet przed 1689 rokiem mógł dostarczyć rządowi rosyjskiemu nieocenionych
strategicznych informacji poprzez wymianę zdań z Winiusem (który odwiedził
Holandię w latach 70. XVII w. jako poseł rosyjski, co zapewne wzmocniło jego
powiązania z Witsenem).
Do czasu skutecznego przejęcia władzy przez Piotra w 1689 r.
perspektywa przedarcia się do wybrzeża Bałtyku poprzez pokonanie Szwecji i
odparcia Tatarów krymskich na półwyspie nie wydawała się już dziwaczna (nawet
jeśli Piotr okazał się jeszcze niezdolny do pokonania koalicji
osmańsko-tatarskiej). Jak dowodzi Wielka Ambasada Piotra z lat 1697-1698,
Rosjanie w dalszym ciągu chcieli uczyć się od krajów najbardziej zaawansowanych
pod względem militarno-technicznym, Republiki Holenderskiej i (wówczas) Wielkiej
Brytanii. Rosja była o krok od przyłączenia się do wielkich mocarstw Europy.
Polityka Piotra polegająca na wzmożonej odnowie wojskowo-technologicznej dzięki
zagranicznej wiedzy specjalistycznej pozwoliła Rosji dołączyć do tego klubu.