piątek, 20 grudnia 2024

Anglia przeciwko Królestwu Obojga Sycylii

Do tajnych służb Jej Królewskiej Mości: lądowanie Tysiąca Fragmentów książki: "Anglia przeciwko Królestwu Obojga Sycylii" Erminio De Biase

 

Palaczy, czyli tych, którzy musieli podpalać proch, z pewnością nie brakowało: wystarczyło ich znaleźć wśród uciekinierów, wśród zesłańców i niezadowolonych, jakie zawsze rodził każdy reżim. Ci więc, że tak powiem, do ideologicznych satysfakcji dodaliby później także korzyści materialne, takie jak np. kariera polityczna, stanowiska dowodzenia, bogactwo gospodarcze i byliby w tej chwili wspierani w swojej pracy przez agentów angielskich, którzy na wyspie się wśród licznych pracowników przemysłu siarkowego i winiarskiego, którego Anglicy, od pokoleń, w praktyce posiadali monopol; jak już wspomniano, port w Marsali, ten odległy i na wpół barbarzyński zakątek Sycylii, w którym roiło się od brytyjskich poddanych, został wybrany na miejsce lądowania wojsk Garibaldiego.

Jeden z tych płatnych, którego zadaniem było sprzyjanie misji Garibaldiego, nazywał się Giacomo Lacaita, były prokurator brytyjskiego poselstwa w Neapolu, który później, naturalizując Anglika, stał się sir Jamesem Lacaitą, prywatnym sekretarzem lorda Landsdowne'a a następnie samego Gladstone'a, za usługi, jakie mu oddano w czasie pisania słynnych listów, przy których redagowaniu brał czynny udział. Latem 1860 roku działał jako mediator z lordem Russellem, aby przekonać go do wywarcia nacisku na Napoleona III, aby zrezygnował z projektu siłowego uniemożliwienia Garibaldiemu przekroczenia Cieśniny Mesyńskiej. Aż do 26 lipca nie było wiadomo, czy rząd brytyjski odmówi przyłączenia się do Francji i Piemontu we wspólnym planie powstrzymania Garibaldiego i zmuszenia Burbonów do zaakceptowania utraty Sycylii. Do tego czasu Ludwik Napoleon miał nadzieję, że Cavour zawrze sojusz z Neapolem i że wielkie mocarstwa zainterweniują, aby powstrzymać Garibaldiego, gotowego przekroczyć Cieśninę i skierować się na Neapol. Ponieważ wszystko zostało rozstrzygnięte w Londynie i tylko w Londynie (w imię już więcej niż sprawdzonej neutralności w sprawach włoskich), interwencja Lacaity (który za szczególne zasługi, powróciwszy do Włoch, został w 1876 r. mianowany senatorem) praktycznie utorowała generałowi drogę do Neapolu, przyspieszając jego przejście przez cieśninę.

 

Inny znakomity wygnańc, latem 1859 roku, opuścił Londyn i udał się na Sycylię; Posiadał paszport na nazwisko Manuel Pareda, sklepikarz, miał gęste wąsy, duże bokobrody i parę ciemnych okularów. Naprawdę nazywał się Francesco Crispi i 26 lipca wylądował w Messynie, odpowiednio przemieniony w wygląd, aby wyglądać jak argentyński turysta, ale w rzeczywistości pochodzący z kraju, w którym tylko organizacja na pewnym poziomie, a na pewno nie Mazzini i jego zdezelowany Giovine Italia, mogła zorganizować tak starannie przemyślany potajemny powrót: Masoneria, w której programie politycznym przeważał plan zniszczenia monarchii katolickich, a także sam rząd angielski, w każdym razie dwie głowy tej samej hydry. Powiedzieliśmy, że był to Francesco Crispi, przy tej okazji samozwańczy bojownik o wolność; W przyszłości będzie to najwyższy wyraz najbardziej aroganckiego autorytaryzmu reżimu. Pod koniec stulecia, po powrocie do władzy jako premier, będzie propagatorem najbardziej represyjnych i antylibertariańskich praw, jakie kiedykolwiek zostały uchwalone od czasu zjednoczenia Włoch.

 

Masoneria, z definicji stowarzyszenie, częściowo tajne, ludzi połączonych wspólnymi interesami, zawsze towarzyszyła historii Anglii, kraju, w którym oficjalnie się narodziła, w swoim współczesnym znaczeniu, 24 czerwca 1717 roku. Cofając się jednak znacznie dalej w czasie, jego początki sięgałyby nawet czasów budowy Świątyni Salomona w Jerozolimie. Członkami założycielami byli murarze, którzy tam pracowali i od tego wzięła się nazwa "Bracia murarze". Ta sama symbolika sekty odnosi się zresztą do narzędzi używanych do budowy konstrukcji, takich jak kwadrat, cyrkiel, poziomica i pion. Innym alegorycznym emblematem orderu jest ścięta ceglana piramida, zwieńczona wszystkowidzącym okiem Wielkiego Architekta Wszechświata: tym samym, który widnieje na odwrocie banknotu dolarowego i który jest reprodukowany w Sali Medytacyjnej budynku ONZ w Nowym Jorku. Masoneria, kapitalizm i syjonizm łączą się zatem w jedną symbolikę władzy; ta sama siła, która zawsze panowała nad światem i która w swej istocie jest zawsze arogancka, ponieważ rości sobie prawo do tego, czego nikt jej nigdy nie dał; zawsze apodyktyczna, ponieważ sprawuje władzę przed korzystaniem z wolności przez jednostkę; Zawsze zadziwiająca w tym, że kamufluje miażdżenie ludzi, którymi rządzi, jako autorytatywną służbę dla dobra obywateli, pozbawiając ich samorządności, niezbywalnego prawa człowieka.

 

Oficjalnie celem Zakonu jest "Uniwersalne Braterstwo" poprzez duchową ewolucję bytu, która ma być osiągnięta nie tylko poprzez inicjatywy filantropijne, ale także poprzez zaangażowanie na rzecz prawdziwej, zdrowej i niesekciarskiej sprawiedliwości dla dobra całej ludzkości. Szlachetne intencje, bez wątpienia, ale które jednak nie są w stanie rozproszyć tej mgły tajemniczości i tajemnicy, która spowija wszystkie jego rytuały, jego inicjacje, jego symbolikę. Nie wspominając już o tak zwanych tajnych lożach czy, jak wielu określa, wypaczonych. Kto nie pamięta afery "P2"? Jest to nazwa loży założonej w 1877 roku (w akronimie litera "P" oznacza Propaganda), która natychmiast wyróżniła się poddaniem się interesom o wyjątkowo bluźnierczym charakterze swoich wyznawców, z których wielu było zamieszanych w skandal Banca Romana w 1892 roku. Po upadku faszyzmu, który zmiotł masonerię, Loża została reaktywowana poprzez dodanie liczby 2 do swojego starego akronimu, a w odniesieniu do starożytnych tradycji, całkiem niedawno dała z siebie to, co najlepsze, dzięki wielokrotnemu zaangażowaniu jednego ze swoich czcigodnych mistrzów, kilkakrotnie pojawiając się na pierwszych stronach gazet. Być może to zbieg okoliczności, ale była to ta sama loża, do której oprócz Francesco Crispiego należał sam Garibaldi.

 

Wróćmy jednak do zbliżającej się wyprawy Tysiąca: wszystko musiało być zorganizowane z najwyższą starannością, aby zagwarantować absolutny sukces przedsięwzięcia: Garibaldi nie chciał powtórzyć swoich tragicznych niepowodzeń. Był gotów podjąć pewne ryzyko, ale tylko wtedy, gdy była szansa, nawet jedna na sto. Podjął więc decyzję dopiero po upewnieniu się, że powstanie zostało na nowo rozpętane w górach wokół Palermo. Zamieszki, które wybuchły od 3 do 18 kwietnia w Boccadifalco, Palermo, Monreale i Carini, spełniły jego prośbę. Crispi, który zawsze był jednym z najbardziej agresywnych mazzińczyków, a tym razem pod każdym względem angielskim agentem, dobrze sobie radził. Bunt został natychmiast stłumiony, ale nie dał to pretekstu do jakichkolwiek wątpliwości generała. Dla przypomnienia, Garibaldi, czytając depeszę od swojego korespondenta z Malty, Nicoli Fabriziego, który poinformował go o niepowodzeniu powstania, wykrzyknąłby ze łzami w oczach: "Byłoby szaleństwem jechać", a w Genui, gdzie – w międzyczasie – zaczęli gromadzić się liczni ochotnicy, zaczęła się rozchodzić pogłoska, że już nie wyjadą; Podczas gdy niektórzy zaczynali się już demobilizować, słychać było, jak partyzanci Mazziniego wykrzykują: "Garibaldi się boi".

 

W Turynie, mniej więcej w tym samym czasie, co te wydarzenia, Garibaldi, o którym mówiono, że rozważa wypad do Nicei, aby sprowadzić z powrotem do Piemontu swoje rodzinne miasto (niedawno odstąpione Francji zgodnie z porozumieniami z Plombières), gdzie z dwustoma ludźmi rozbiłby urny wyborcze, w których złożono karty do głosowania na "tak" w plebiscycie aneksyjnym i rozrzucił kartki, aby konieczne było przeprowadzenie nowej karty do głosowania, Był kilkakrotnie przyjmowany przez brytyjskiego ambasadora Sir Jamesa Hudsona, który, zapewniając go o sympatii Anglii, gwarantował mu wystarczającą ochronę dla powodzenia misji na Sycylii.

To właśnie w tym momencie historii nagle pojawia się niejednoznaczna postać postaci, która miałaby zachęcić nierealistycznego Garibaldiego do wiary w powodzenie jego naciąganego planu. Nieznany, tajemniczy, ekscentryczny i zabawny awanturnik w kwietniu 1860 roku będzie towarzyszył Garibaldiemu w każdym jego ruchu, podróżując w tych samych przedziałach, zatrzymując się w tych samych hotelach i zawsze siedząc obok niego na bankietach; Przedstawiany jako angielski dziennikarz i uważany przez Garibaldiego i jego zwolenników za eksperta w procedurach konstytucyjnych nawet w obcych krajach z innymi instytucjami, w rzeczywistości był tajnym agentem w służbie Jej Brytyjskiej Mości i nazywał się Oliphant, Laurence Oliphant, dziewiętnastowieczny odpowiednik Jamesa Bonda. Podobnie jak mityczna postać z powieści Lan Fleminga, podróżował po świecie wzdłuż i wszerz i, o dziwo, jego obecność była zawsze sygnalizowana tam, gdzie zbliżała się wojna lub zamieszki, które szczególnie dotknęły jego ojczyznę. Nie był to pierwszy raz (i nie ostatni) jego podróży do Włoch: był tam już jako młody człowiek, na początku 1848 roku, dziwnym zbiegiem okoliczności, akurat w związku z pierwszymi zamieszkami tego roku...

 

Wieczorem 13 kwietnia 1860 roku, gdy jadł kolację z Garibaldim w pokoju Albergo della Felicità w Genui wraz z około dwudziestoma innymi gośćmi, generał powiedział mu, że jest mu przykro, że musi porzucić projekt nicejski, ponieważ w garnku gotują się o wiele ważniejsze rzeczy. Wyjaśnił, że wszyscy panowie przy stole to Sycylijczycy, którzy przyszli się z nim spotkać, aby mu powiedzieć, że nadszedł czas na inwazję na Sycylię. Garibaldi, choć zakochany w rodzinnym mieście, nie mógł poświęcić dla niego tych największych nadziei, jakie wiązały z Włochami.

Ślady tajemniczego charakteru znikają równie nagle w przeddzień odejścia Tysiąca. Laurence Oliphant, o którym pisze Encyclopaedia Britannica jako brytyjski pisarz (18291888), pozostanie jednak we Włoszech lub wróci tam po kilku latach, w imieniu Służby Wywiadowczej, aby utrzymać rozwój rozbójnictwa pod kontrolą i śledzić wydarzenia, jeśli nie je wspierać, to które uniemożliwiły powrót Franciszka II na jego prawowity tron. Wśród różnych poufnych raportów, które wysłał do Londynu, jest jeden wysłany z Foggii 19 kwietnia 1862 roku, w którym, meldując się hrabiemu Russellowi o stanie rozbójnictwa w prowincjach Abruzzi i Capitanata, opisuje sytuację w Neapolu, Avellino, Ascoli di Puglia, Candeli aż po Sycylię, Chieti i Rionero. Odnotowuje fakty i wydarzenia w południowych Włoszech, dzień po ich przyłączenia do Piemontu, dokładnie w tym samym czasie, gdy oficjalnie przebywał w Japonii jako pierwszy sekretarz ambasady.

 

Na niecałe trzy tygodnie przed wylotem z Quarto nikt nie mógł realistycznie uwierzyć w nagłą i zaimprowizowaną wyprawę do Nicei: w rzeczywistości wszystko było już przygotowane i zorganizowane na przygodę w południowych Włoszech. Już wieczorem 16 lutego, a właściwie prawie trzy miesiące przed lądowaniem, kawaler Martini, minister pełnomocny cesarza Austrii w Neapolu, otrzymał depeszę telegraficzną: "Ekspedycja wkrótce opuści Genuę i Livorno do Neapolu". Duże postępy i precyzja, z jaką austriacki kontrwywiad informował Neapol o tym, co planowano na jego niekorzyść, poddały w wątpliwość prawdziwość hipotetycznego lądowania na Lazurowym Wybrzeżu. Co więcej, nikt, nawet Anglia, nie może ryzykować starcia, choćby tylko dyplomatycznego, z Francją, zachęcając – za pośrednictwem swoich tajnych agentów – do misji w sposób oczywisty niewykonalnej. Gdyby jakakolwiek akcja przeciwko Francji była tylko hipotetyczna, bystre, sępie oczy Cavoura już dawno wzięłyby się na celownik Korsykę, wyspę, która politycznie należy do Francji, ale geograficznie jest włoska, jak jeszcze kilkadziesiąt lat temu czytaliśmy w podręcznikach szkolnych.

 

Sprawy musiały potoczyć się inaczej, niż chciałoby się nam wmówić: brytyjski agent, co jest o wiele bardziej prawdopodobne, przybył, aby dać zielone światło swojego rządu dla jedynej, prawdziwej inwazji planowanej od jakiegoś czasu, inwazji na Sycylię. Facet taki jak Garibaldi, cały Sturm und Drang, jak przedstawiają go historycy, nigdy nie porzuciłby śmiałego projektu wyzwolenia rodzinnego miasta (nawet jeśli był niewykonalny) tylko dlatego, że niektórzy zwolennicy sycylijskiej inwazji przekonali go do zmiany zdania. Miał wykonywać rozkazy: od masonerii lub rządu angielskiego; w każdym razie zamówienia z Londynu i w towarzystwie miliona tureckich piastrów (dziś ponad piętnaście milionów dolarów!), więcej niż pokaźnej sumy, którą mu dostarczono podczas krótkiego pobytu w Genui...

Dziewiętnastowieczny poprzednik 007 przybył więc, oprócz dostarczenia srebra, aby dokonać przeglądu ostatnich szczegółów i przekazać ostateczne postanowienia; Najprawdopodobniej przybył on w celu dostarczenia broni i przekazania kodów łączności z brytyjskimi okrętami, które przy ich nieprzerwanej obecności gwarantowałyby powodzenie misji. Już... Ponieważ, aby mieć pewność sukcesu, całkowicie neutralny rząd angielski już dawno wysłał na wody Morza Tyrreńskiego imponującą eskadrę morską, około połowy całej Floty Śródziemnomorskiej, floty angielskiej na Morzu Śródziemnym, pod rozkazami Wielkiego Rycerza George'a Rodneya Mundy'ego, admirała Jego Królewskiej Mości.

 

Pobrano z:

https://unpopolodistrutto.com/page/3