poniedziałek, 7 kwietnia 2025

Co by było gdyby po wojnie władzę przejęła prawica oraz Anglia i Niemcy przed 1939 r. Inne spojrzenie Albina Siwaka, który był związany z tzw. frakcją „moczarowców’

Czytelniku,

W naszej historii warto znać inne spojrzenia, ponieważ tylko znając ją ze wszystkich stron będziemy w stanie budować lepszą przyszłość. Ma to szczególe znaczenie zwłaszcza dziś, gdzie banda matołów zwana prawicą, nie mająca pojęcia o ekonomii i historii swoim bredzeniem narobi nam kłopotów. Warto zadać sobie pytanie co zrobiliśmy złego i co byłoby gdyby…..

Co by było gdyby po wojnie władzę przejęła prawica oraz Anglia i Niemcy przed 1939 r

Albin Siwak -Trwałe Ślady ( tę książkę powinien przeczytać każdy z naszych durniów wojskowych)

Fragment

„Wyobraźmy sobie przez chwilę, co by to było, gdyby po drugiej wojnie światowej. władzę w Polsce przejęła prawica. Wówczas Stalin, czyli Związek Radziecki, zająłby Polskę, tak jak zajął nasze wschodnie ziemie. Nikt z Zachodu złego słowa nie powiedziałby mu i nie stanął w obronie Polski. Już dużo wcześniej, nie pytając Polaków o zdanie, Zachód ułożył się ze Stalinem i oficjalnie zaakceptował jego pozycję podziału. Gdyby władzę w Polsce przejęła prawica, to ZSRR byłby zainteresowany, żeby państwo polskie było słabe i małe, a historycy dobrze wiedzą dlaczego. Na zachodzie, Polska miałaby granice po staremu i byłaby wtedy nie państwem, ale księstwem kadłubkowym. Są na to dokumenty, że nasi zachodni przyjaciele, bez sprzeciwu zaakceptowali wschodnią granicę i wcale nie walczyli o posunięcie Polski na zachód. Prawda jest taka, że to Stalin wymusił na zachodnich przywódcach, obecną zachodnią granicę Polski. A ze względów militarnych. Tego, co zabrali nam na wschodzie, nigdy nie bylibyśmy w stanie im odebrać. Ale to nie wszystko. Jeszcze w latach 1981 -1986, gdy byłem członkiem Biura Politycznego, usłyszałem z ust marszałka Kulikowa wręcz nieprawdopodobną historię, w którą wtedy nie uwierzyłem i nikomu z tego ani słowa nie powiedziałem. Bałem się, że ci, którym bym to opowiedział, potraktowaliby mnie jak chorego umysłowo, a i bez tego dorabiano mi niesamowite historie. Rok później, będąc na wczasach na Krymie w Związku Radzieckim, usłyszałem tę samą historię, ale w innym towarzystwie. Na tych samych wczasach, przebywał z nami ówczesny  ambasador ZSRR w USA Dobrynin. Miesiąc wspólnego pobytu, to dość długo na zdobycie zaufania, a liczne wycieczki, plażowanie i długie kolacje, zbliżały ludzi. Jednego dnia Marian Woźniak, który wtedy był pierwszym sekretarz Warszawy i członkiem Biura Politycznego, wyciągnął mnie na ryby w towarzystwie Dobrynina. Po dwóch godzinach łowienia, odszukał nas i dołączył generał Tadeusz Dziekan, wtedy pracownik KC PZPR. Kiedy panowie wypili pół litra pszenicznej, to rozmowa zeszła na okres wybuchu wojny w 1939 roku. W pewnym  momencie Dobrynin zaczął nam mówić to samo, co rok wcześniej, podczas kolacji w Gdańsku, powiedział mi Kulików.  Tak Kulików, jak i Dobrynin mówili o dowodach na to, że Związek Radziecki miał w sztabie  Hitlera dwoje swoich ludzi. Jeden był Szwajcarem, a drugi Niemcem. Na tego typu ludzi, Rosjanie nigdy nie żałowali złota i dolarów, bo uważali, że byli oni więcej warci, niż kilka dobrych dywizji wojska. Wiktor Kulików i Dobrynin podkreślali, że wojny wygrywa ten, kto ma lepiej i wyżej umieszczonych szpiegów. Z opowiadania obu Rosjan wynikało jasno, że Kreml posiada wiedzę, iż na długo przed wybuchem wojny, Anglicy prowadzili liczne rozmowy z rządem Hitlera, w których sugerowali ratowanie pokoju w Europie kosztem Polski. Według wywiadu radzieckiego, Anglikom przyświecał tylko jeden cel, a mianowicie umocnienie swoich imperialnych celów kosztem Polski. Przy okazji, chcieli też umocnić swoją pozycją w Europie. Mówiąc jasno, rozmawiano o takim samym pakcie jak Ribbentrop zawarł z Mołotowem. Różnica polegała na tym, że Stalinowi udało się, a Anglikom nie. W miejscowości Hosum w Szlezwik-Holsztynie, w pobliżu granicy duńsko-niemieckiej, w posiadłości Birgera Dahlerusa, w sierpniu 1939 roku, doszło do spotkania z Hermanem Goeringiem, generałem Bodensohatzem, Sekretarzem Stanu Kornerem i Radcą Ministerialnym Gertnerem. Generał Bodenschatz, 30 lipca 1939 roku, towarzyszył Goebbelsowi podczas jego wizyty w Warszawie i stal na czele misji, która przybyła do Gdańska w celu dokonania dyskretnej inspekcji i oceny fortyfikacji granicznych. Niemcy chcieli dobrze wiedzieć, jakie trudności napotkają ich oddziały, w pierwszym okresie zaatakowania Polski. Już wtedy w Szelzwiku-Holsztynie, Anglicy proponowali zwołanie konferencji czterech mocarstw w monachijskiej obsadzie, oczywiście z wyłączeniem Polski. W całkowitej dyskrecji przed ministrem Józefem Beckiem, zastanawiano się, jak usunąć przeszkodę pod tytułem „Polska”. Od lata 1939 roku do lata 1941 roku, odbyło się kilka spotkań na szczycie, na których Anglicy i Niemcy omawiali sprawy polskie, ale o sprawie niepodległości Polski, w ogóle nie było mowy. Sprawę tę starannie ukrywano przed rządem Polski w Londynie, a szczególnie przed generałem Sikorskim.  Według relacji naszych radzieckich rozmówców, kiedy dowiedział się o tej sprawie Sikorski, to szykował się do męskiej rozmowy z lordem Halifaksem, ale zanim do niej doszło, Sikorski zginął w katastrofie na Gibraltarze. Radzieccy szpiedzy stwierdzali, że w ścisłym otoczeniu  Sikorskiego był zamachowiec. O tym fakcie dobrze wiedziało kilka osób. Według Dobrynina, na podstawie faktów, można śmiało stwierdzić, że polskie sprawy omawiane były jeszcze przed Jałtą, Ku rozczarowaniu Brytyjczyków, Hitler nie okazał zainteresowania propozycjom Anglików, gdyż pod naciskiem Goeringa stwierdził: „Po co mamy dzielić się Polską z Brytyjczykami, jak całą sami weźmiemy?”. On wtedy już wiedział, że sam całą Polskę zdobędzie. Kolejną propozycję spotkania w sprawie Polski, w dniu 5 września 1939 roku, złożyły Hitlerowi Włochy, Anglia i Francja. Oficjalnym celem spotkania miało być omówienie postanowień wersalskich, które są przyczyną poważnych napięć w Europie. Szczyty angielskiej władzy widząc bezskuteczność zabiegów swoich przedstawicieli w sprawie Polski zdecydowały, że na te rozmowy pojedzie sam lord Halifax. Tenże Anglik powiedział na tym spotkaniu, że: „Doszliśmy do przekonania, iż pięćdziesięcioletni pokój światowy można by oprzeć na następujących fundamentach: Niemcy są panującą siłą na kontynencie europejskim, ze szczególnymi w południowo[1]wschodniej Europie prawami”.„ Sam Dirksen, który udał się w tajnej misji do Berlina, był zaskoczony i rozczarowany brakiem zainteresowania Hitlera i Ribbentropa tym tematem. Zastępca Ribbentropa, Ernst von Wejzaecker sporządził własnoręcznie taką notatkę: „Gdybyśmy tylko chcieli, to w sprawie podziału Polski moglibyśmy podjąć z Brytyjczykami rozmowy i układy”.„ Taka jest obiektywna prawda, mówił Dobrynin i kiedyś zostaną odtajnione archiwa brytyjskie i niemieckie. A wymowa tych faktów jest aż nazbyt czytelna, by nie zauważyć, że Brytyjczykom chodziło o taki sam układ, jaki w sprawie Polski zawarł  Stalin z Hitlerem, podpisany przez Ribbentropa i Mołotowa. Nie mylili się Kulików i Dobrynin, gdy mówili, że fakty te i tak wyjdą na jaw. Coraz częściej w Niemczech i Anglii spotkać można na ten temat publikacje książkowe. Szczególnie niemieccy autorzy opublikowali liczne fotokopie protokołów z rozmów i dokumentów. Anglicy, jakby wstydząc się tej części własnej historii trochę piszą, ale raczej ostrożnie.  Hitler uważał, że nie ma potrzeby kontynuowania rozmów z Anglikami, gdyż sam, bez ich pomocy zdobędzie wszystko. Z ich zachowania wysunął jednak wnioski i oświadczył, jak pisze Ernst von Waizaecker, że „Brytyjczycy nawet palcem niekiwną, gdy napadniemy na Polskę”. Jak wspomniałem, na zachodzie ukazało się już sporo publikacji na ten temat, ale widać, że obecnej formacji w Polsce niezbyt zależy na polskich tłumaczeniach, tak ważnych dla Polski spraw. Myślę, że najtrafniejszą ocenę tych zdarzeń zawarli sami Niemcy w swych dokumentach, cytuję: „Tak się ułożyły losy Polski, że dwie żywotne dla narodowego bytowania decyzje zawdzięczają Polacy dwóm dyktatorom: Arogancji Hitlera, bo zignorował fiasko monachijskich zabiegów i propozycji Brytyjczyków wobec Polski. A Stalinowi granice na Odrze i Nysie”  Gdy wybuchła wojna w 1939 roku, państwa zachodnie dały niepodważalne dowody, że chociaż usta miały pełne zapewnień o gwarancji dla Polski i chociaż miały z Polską zawarte traktaty to, gdy Hitler napadł na Polskę, to żadne z nich nie stanęło w obronie Polski. I dziś jest podobnie, bo nikt na Zachodzie nie chciałby za Polskę, ani ginąć, ani nawet palca skaleczyć. Ktoś w tym miejscu powie mi, że przecież są traktaty pokojowe, które Polska podpisała, aby zagwarantować sobie pokój i bezpieczeństwo. A ja, na podstawie faktów historycznych twierdzę, że w przeszłości podpisywano mnóstwo traktatów i gwarancji pokojowych, ale tylko po to, żeby lepiej przygotować się do wojny i napaść z zaskoczenia. „