piątek, 20 października 2023

Trzy miasta, trzy wyzwolenia Kraków, Warszawa i Budapeszt, czyli które decyzje były prawidłowe?

Czytelniku,

Nasi głupawi historycy i półdebilowaci wojskowi potrafią tylko bekać swoim pustym pustosłowiem.

Gdy patrzymy w przeszłość musimy starać zestawiać decyzje, by nie popełniać swych błędów, gdy w grze politycznej liczą się zwykłe kalkulacje, a nie wizje i obietnice.

Prostym przykładem powinna być chwila zadumy i analizy, gdy patrzymy na końcówkę drugiej wojny światowej. Weźmy trzy miasta Kraków, Warszawę i Budapeszt. Jak skończył Kraków i Warszawa wiemy, ale warto przypomnieć, jak wyglądało wyzwalanie Budapesztu. Trzy miasta i trzy różne historie. Wnioski musimy wyciągnąc sami.

Wyzwolenie Budapesztu – 13 lutego 1945 ?

Była to jedna z najkrwawszych bitew II wojny światowej, porównywalna w zaciekłości walk i liczbie ofiar ze Stalingradem. Obrona, a raczej zagłada Budapesztu w 1945 r. nie przyszła do historii jak budujący naszą tożsamość mit Powstania Warszawskiego. Pozostała jak skrywana trauma…Trudno nam dziś ogarnąć myślą skalę strat: blisko 200 tys. zabitych żołnierzy po obu stronach, ponad 300 tys. zabitych wśród ludności cywilnej, zniszczonych 80 proc. budynków Budapesztu.W połowie grudnia na Budapeszt spadł huragan ognia artyleryjskiego. Potem nastąpiły bombardowania lotnicze. W mieście było ponad 800 tys. ludności cywilnej; mieszkańców i uciekinierów przed zbliżającym się frontem. Większość ludzi nie wierzyło, że Budapeszt będzie się bronił. Nie zarządzono ewakuacji, nie zapewniono zapasów pożywienia i leków dla cywili. 22 grudnia 15 sowieckich dywizji dysponujących 3 tys. czołgów uderzyło na Budapeszt. 24 grudnia zamknięty został pierścień oblężenia. Gen. Wildenbruch ogłosił drakońskie prawa „wojenne”, grożąc rozstrzeliwaniem każdego, kto poddaje się panice lub w ten czy inny sposób pomaga wrogowi. 29 grudnia gen. Malinowski wysłał parlamentarzystów z propozycją kapitulacji. Oferta ta został odrzucona; osobiście Hitler żądał możliwie długiej obrony naddunajskiego miasta. Nieszczęsny traf albo świadoma prowokacja SS spowodowała zabicie parlamentarzystów, gdy wracali do swoich. Od tej chwili obrońcy Festung Budapeszt wiedzieli, że wróg nie będzie miał dla nich litości.Sześć tygodni trwały zacięte walki o każdy dom, każdą ulicę. Ostania próba przebicia się przez pierścień oblężenia przez odsiecz niemiecką nastąpiła 1 stycznia. Potem obrońcy liczyć mogli tylko na zrzuty powietrzne. Z wojskowego punktu widzenia ta rozpaczliwa walka nie miała sensu. Sowieci mogli zablokować garnizon budapesztański i kontynuować ofensywę na Wiedeń. Dla Niemców, po 12 stycznia, gdy ruszyła ofensywa sowiecka w Polsce, wiadomym było, że wojna jest już przegrana. Ich śmierć w Budapeszcie nikomu już nie była potrzebna. Mimo to walczono, nie licząc się z nikim i z niczym. 15 stycznia gen Wildenbruch informował sztab generalny: „… brakuje amunicji artyleryjskiej, paliwo jest na wyczerpaniu, sytuacja zaopatrzeniowa jest krytyczny, stan rannych katastrofalny…”. Mimo tego Hitler nakazał kontynuować obronę. 17 stycznia wojska niemieckie wycofały się z Pesztu do Budy. Mimo sprzeciwu Węgrów wsadzono zabytkowe mosty na Dunaju; zginęło przy tym ponad 300 cywili. 11 lutego resztki wojsk niemieckich broniły się już tylko na Górze Zamkowej. Obszar 1 km kw., zasiedlony przez 70 tys. mieszkańców, zasypywany był lawiną pocisków artyleryjskich i lotniczych. To już nie była walka, to była rzeźnia. 13 lutego Wildenbrucht zdecydował się wywiesić białe flagi. Zginęło w czasie tych walk blisko 100 tys. żołnierzy niemieckich i węgierskich. Straty po stronie sowieckiej szacowano na 80 tys. zabitych, 250 tys. rannych.Dla ludności cywilnej kapitulacja nie oznaczała końca piekła. Zwyczajem wzorowanym na Dżingis- Chanie, Rodion Malinowski pozwolił swoim żołnierzom przez dwa dni hulać po zdobytym mieście. W tym szale zamordowano blisko 40 tys. mieszkańców, zgwałcono ponad 50 tys. kobiet. Rabowano wszystko, co miało jakąś wartość.

 

O tym nie wolno było pamiętać. Stalinizm na Węgrzech był bez porównania bardziej okrutny niż w Polsce. Pierwszymi ofiarami „nowej władzy” byli oficerowie z armii gen. Horthego. Uwięziony przez Szalasiego szef sztabu węgierskiej armii Ferenc Szambathelyi, wydany został jugosłowiańskim komunistom; zginął męczeńską śmiercią na palu. Szeregowych żołnierzy wywożono na Sybir, do sowieckich łagrów. Do 1990 r. pamięć o ich losie, tak jak i pamięć o zagładzie Budapesztu, nie istniała w oficjalnym życiu publicznym.

Nie było sprawą przypadku, że w listopadzie 1956 r. do tłumienia węgierskiego powstania wysłano żołnierzy z Ukrainy. Łatwo ich było przekonać, że powtarza się rok 1945, że kontrrewolucja doprowadzi do walk równie krwawych jak 11 lat wcześniej. Stąd okrucieństwo sowieckich żołnierzy…

Pobrano z: http://orbanviktor.pl/147-2/

sobota, 14 października 2023

Zapomniana próba impeachmentu w Niemczech i Londyn, czyli dlaczego w 1938 roku nie było rewolucji przeciwko Hitlerowi

Recenzja Petera Haisenko książki Reinhard Leube książki "Rewolucja wrześniowa – Londyn i Niemcy 1938". „Septemberrevolution – London und Deutschland 1938“.

W swojej biografii Hitlera Joachim Fest twierdzi, że dyktator prawdopodobnie przeszedłby do historii jako największy mąż stanu wszech czasów, gdyby jego rządy zakończyły się w 1938 roku. Kto dziś wie, czy dokładnie tak zaplanowała najwyższa władza Wehrmachtu? We wrześniu 1938 r. Dlaczego ta "rewolucja wrześniowa" nie została przeprowadzona? – Zdumiewających, nieoczekiwanych i pouczających odpowiedzi udziela Reinhard Leube w swojej najnowszej książce "Rewolucja wrześniowa – Londyn i Niemcy 1938".

 

W naszej świadomości historycznej powstania przeciwko Hitlerowi rozpoczynają się od zamachu dokonanego przez Georga Elsera 8 listopada 1939 r. w Bürgerbräukeller w Monachium, a kończą się "Białą Różą" i Stauffenbergiem. Fakt, że już w 1938 r. istniał bardzo zaawansowany plan impeachmentu, trudno znaleźć w oficjalnej historiografii w Niemczech. W planowanie zaangażowani byli wysocy rangą oficerowie wojskowi, a także nie mniej prominentni urzędnicy cywilni. Plan był radykalny i nie wykluczał egzekucji Hitlera.

 

Powodem planowanego powstania wojska była promowana przez Hitlera inwazja na Czechy. W tym czasie Wehrmacht nie widział siebie w stanie prowadzić wojny. Niektórzy generałowie obawiali się ostatecznego upadku Rzeszy Niemieckiej, gdyby zwycięskie mocarstwa odpowiedziały zbrojnie na plany ekspansji Hitlera. Nie chcieli więc kwestionować powojennego porządku, aby uniknąć wojny. Posunęli się nawet do tego, że potajemnie wysłali emisariuszy do Londynu, aby prosić o jasne słowa na wypadek, gdyby Hitler chciał ponownie podbić byłe niemieckie terytoria wschodnie. Gdyby kanclerz Rzeszy chciał zrealizować swoje plany, potraktowałby to jako okazję do przeprowadzenia zamachu stanu we wrześniu 1938 roku. Tylko "rewolucja wrześniowa".

 

Zupełnie nieoczekiwane reakcje w Londynie

 

Rozczarowanie było nieskończone dla generałów, gdy Londyn zareagował zupełnie inaczej, niż się spodziewano. Z wyspy nie nadeszły żadne ostateczne ostrzeżenia dla Hitlera. Wręcz przeciwnie, Berlin został zachęcony do kontynuowania planowania. Brytyjski premier Chamberlin zachowywał się niemal służalczo wobec Hitlera, kiedy pozwolił się wezwać do Obersalzbergu, niemal upokorzony. Rezultatem był "układ monachijski" z 30 września 1938 r., w którym Hitler otrzymał wszystko, czemu przeciwstawili się Brytyjczycy. To wyrwało dywan spod nóg powstania w Niemczech. Rewolucja wrześniowa musiała zostać odwołana, ponieważ Brytyjczycy poparli plany Hitlera.

 

Tak jak niewiele wiadomo o tej rewolucji wrześniowej, tak nasze podręczniki historii mówią nam o roli Polski w tym procesie. Również Warszawa zgadzała się z Hitlerem w sprawie podziału ziem czeskich. W tym samym czasie, co zajęcie Czech, Polska zajęła dużą część północno-wschodniej Czechosłowacji. Również w tej sprawie nie było weta ze strony Londynu, a proces był tak perfidny, że podczas poprzednich negocjacji Londyn nie konsultował się nawet z rządem w Pradze. Tym bardziej niezrozumiałe musi się więc wydawać, że po upadku Czechosłowacji rząd na uchodźstwie zamieszkał w Londynie, podobnie jak później rząd polski.

 

Archiwa, które to wszystko potwierdzają, zostały otwarte. Niestety, mało który uznany historyk zadaje sobie trud, aby na podstawie tych dokumentów sprawdzić swoje wcześniejsze wypowiedzi na temat tej części historii. Wszyscy musieliby się poprawić. Jak wykazał już Reinhard Leube w pierwszych dwóch tomach "London Foreign Policy and Adolf Hitler" i "Breathtakeing" na podstawie łącznie 1 źródeł, dojście Hitlera do władzy zostało sfinansowane z kapitału anglosaskiego. W trzecim tomie – czwartym ukaże się wkrótce – korzysta z kolejnych 000 źródeł, aby udowodnić, że Londyn nie tylko został poinformowany o planach generałów dotyczących zamachu stanu, ale nawet je storpedował. Z tych źródeł wynika również, dlaczego tak się stało i dlaczego Londyn był bardzo dogodny dla planów Hitlera.

 

Przekazywanie historii – zabawne i ekscytujące

 

 

Trzeci tom dzieła historycznego Reinharda Leubego dotyczy tylko roku 1938. To pokazuje, jak złożone były wydarzenia tego pamiętnego roku dla Niemiec i Europy. Kilka szkiców, które tu przedstawiłem, powinno zachęcić zainteresowanego czytelnika do sięgnięcia po książkę i wzięcia sobie do serca tego dzieła w całości. Jedno mogę obiecać: nie będzie nudno. Czytając, przechodzisz od jednego "aha" do drugiego "nie wiedziałem o tym" i zdajesz sobie sprawę, jak niewiele tak naprawdę wiadomo o tym czasie, który ostatecznie doprowadził do II wojny światowej. W końcu jesteś mądrzejszy i masz przynajmniej pierwsze pojęcie, dlaczego rząd w Londynie nie chciał obalenia Hitlera we wrześniu 1938 roku.

 

Jak zwykle u Reinharda Leubego pisze jak neutralny obserwator. Z dowcipem i wiedzą. Podobnie jak w pierwszych dwóch tomach, czytelnik przeżywa ten czas niemal tak, jakby znajdował się w samym jego środku. Niemal wiwatuje się na cześć generałów, którzy oczywiście wszyscy narażają swoje życie na największe niebezpieczeństwo, tylko po to, by ponieść sromotną porażkę. Z każdym tomem historii Leubego staje się coraz bardziej jasne, że nie wszyscy Niemcy byli przekonanymi nazistami, ale myślące umysły od samego początku chciały położyć kres szaleństwu. Chciałbym też nadmienić, że opis chronologii pogromów żydowskich Leubego pokazuje inny obraz niż ten powszechnie znany, co oczywiście potwierdzają liczne źródła. Autor wie, jak przekazać historię w zabawny sposób, a jego prace są zawsze ekscytujące, ponieważ ujawniają rzeczy, o których inaczej byś nie wiedział.

pobrano z: Anderweltonline.com: Warum es 1938 nicht zu einer Revolution gegen Hitler kam

Generałowie podają się do dymisji i pisowska hołota


 

poniedziałek, 9 października 2023

Polacy w Moskwie, Dymitriady, czyli odpowiedź dlaczego nie mogło dojść nigdy podczas rozmów z Moskwą do porozumienia cz. 2

Czytelniku,

 

Nasi historycy nie umieją naszej historii wyjasnić NIC z naszej historii. Potrafią coś tylko bezmyślnie coś przepisać, zadbać o przypisy, ale nie umieją samodzielnie mysleć zestawiać faktów, poszukać odniesień by zestawić fakty i przekazać ją w taki sposób, by można było wyciągnąc wnioski dla przyszłych pokoleń. I tak do dziś Anglicy wcisnęli nam centralne nauczanie narzucając nam określone narracje. Ta cała smuta, która została nam wciśnięta zamiast dotyczyć, okresu, w którym podstawieni przez Anglików ich agenci mordowali i grabili bojarów, okres ten przypisali pobytowi Polaków w Moskwie. Cała ta narracja u Rosjan sprowadza się do tego, że wygnali Polaków, a Polacy moga sie poszczycić, że zdobyli Moskwę. A tą całą awanturę wygrała Kompania Moskiewska. Gdzie dwóch się kłóci zawsze korzysta trzecia strona.

 

Poniżej jest odpowiedź na proste pytanie dlaczego praktycznie nie mogło dojść do porozumień podczas rozmów Moskwy z Rzeczypospolitą, gdzie stroną dla przykładu był Borys Godunow, o którym teraz wystawia się opery. Wystarczy wziąć poniższą pozycję Stanisława Żółkiewskiego.



s. 44

„Moskiewskiej ziemie taki natenczas był status (stan). Borys Fedorowicz Hodunow (Godunow ok 1551-1605) rebus potiebator (władze sprawował ). Człowiek ten nie z carskiego plemienia i nie z przedniej familii\, które mają w państwie tym precedencje swe i pilnie ich przestrzegają. Jednakże niepodło się był urodził, bo i siostrę jego rodzoną z osobliwości też jej wielkiej za żonę wziął był sobie Fedor, syn cara Iwana, co Borysowi niemały przystęp uczyniło to państwa. Ale nade wszystko dowcip jego, który był in omni actione humanarum rerum ( we wszystkich działaniach ludzkich) wielki przedziwny. Ten i cara Iwanaz świata  zgładził przenająwszy doktora jego Anglika, który cara Iwana kurował; bo też na tym rzecz była, by go był nie poprzedził (gdyby był wcześniej nie umarł), że sam i z wielą  inszych przednich ludzi miał gardło dać , jako to nie nowina była carowi Iwanowi ludzi tracić, gdyż od początku świata tyrana okrutnika podobnego sobie Iwan car nie miał.

Gdy car Fedor na państwo po ojcu usiadł, człowiek był ingenio miti (łagodnego usposobienia), modlitwami i nabożeństwem się bawił, do sprawowania tak wielkiego państwa eksperyjencyjej i zmysłu nie miał. Borys przez siostrę swoją, a żonę jego, koniuszym i namiestnikiem włodzimierskim (który  urząd  najprzedniejszy w tym państwie jest), a potem prawicielem (tzn. zarządca) wszystkiej ziemie, to jest gubernatorem ostał.

Kniazia Mścisławskiego Mikitę Romanowycza, kniazia Iwana Piotrowicza Szujskiego, których ojciec był car Iwan, widząc swego syna niedostatki, jakoby za opiekuny mu naznaczył, tych Borys per varias artes ( rozmaitymi sztukami ) odraził z samym tylko Szczełkanowym, który był kanclerzem (człowiek to był mądry, opiekun od cara Iwana mianowany czwarty ), z tym Borys zdał się na jedno, a imieniem cara Fedora, szwagra swego, kierował wszystkim carstwem po swej woli, wszystkie drogi ad potentiam (do władzy) i do carstwa sobie uścielając.

A iż mu miał być na przeszkodzie carewicz Dymitr, którego był car Iwan spłodził z Marfy  Nagiej ( ten chował się w Uchleczu, dziecię w dziewięci  lat0 przez wielką, a chytrą niecnotę postrał się Borys, że go zgubił. A iż rzecz jest godna pamięci, krótko wspomnę, jako się to stało. Byli dwaj synowie bojarscy, których zwano Mikita Koczałow i Daniłka Bitachowski, którzy byli klientes ( klienci tj. byli bliscy wspópracownicy)  Borysowi. Tym powiedział Borys tajemnie, że wola jest hospodarska, aby jechali do Uhlecza i zarzezali Dymitra carewicza, dając przyczynę , że ludzie niektórzy niespokojni, buntują się i chcą podnieść (na imię ) Dymitra carewicza wojnę, rozruch i zamieszanie w ziemi (moskiewskiej uczynić, czemu aby się zabiegło ), potrzeba żeby carewicz Dymitr nie był żyw.

Przecie oni synowie bojarscy ( jako to u tego narodu carska krew jest in summa veneratione ( w najwyższym poważaniu), chociaż byli intimit (zaufanymi) Borysowi, trwożyli się. Rzekł im po tym Borys: „Przywiodę was do hospodara, że to sami usłyszycie z ust jego (iż to jest wola jego carska), i wprowadził ich do pokoju carskiego. Tamże po cichu  coś innego  z carem Fedorem mówił podobnym fortelem, jako była Messalina onus terrae (ciężar ziemi) oszukała Klaudiusza cesarza męża swego.

Tych przykładów Borys nie wiedział, bo ni czytać, ni pisać nie umiał, ale zmysłu miał dosyć, ile na złe.

Kazawszy inszym z pokoju wyniść, gdy oni tylko dwaj synowie bojarscy zostali, (głosem) począł mówić do cara Fedora: „Nie chcą mi wierzyć, com im twoim imieniem hospodarskim rozkazał, powiedz im sam, że to jest wola twoja.” Car Fedor rozumiejąc, iż o to szło, co Borys z nim cicho mówił ( na zabicie brata nigdy to był konsensusu nie dał i bardzo go po tym żałował), na onę instancję  Borysową rzekł do tych dwóch (synów bojarskich):” Uczyńcie, jako wam Borys rozkazał” Jakoż jechali i uczynili.

Borys przed carem Fedorem powiedział i tak głos rozpuścił, że go kaduk popadł i nożem, który w ręku miał, sam się zarzezał. Wielkie jednak kłótnie powstały były o zabicie Dymitra. Tamże zaraz w Uhleczu  onych dwóch synów bojarskich  i trzeciego kuratora, który przy Dymitrze był, pospólstwo zabiło i na Moskwie tumult  był wielki, lecz Borys rozumem swym, potencją i pieniędzmi carskimi uspokoił to i uciszył ( wszystko).

A gdy już tak wszystkie rzeczy, których potrzebował do osiągnięcia państwa, sobie sposobił, i samego cara Fedora, szwagra swego, otruł, rzekomo nie chcąc, specie recusantis (jakby się wymawiając) jakoby przymuszony prośbami ludzkimi, na carstwie usiadł. Wiedziało wielu ich, ile z ludzi przednich, te jego fortele i niecnoty, ale potencyji jego nie mogli się sprzeciwić, jeśli gdzie kto się ozwał, tracił, gubił. Na dom książąt Szujskich, który też w tym państwie  najmożniejszy i najrodowitszy był, szukał rady i sposobów, ale mu to nie poszło, bo Borys i za cara Fedora, i po tym za swego panowania skukłał ( pogłębił ) i potłumił ich, kniazia Piotrowicza Szujskiego, który Pskowa królowi Stefanowi bronił zgładził.

Człowiek to był przedni z domu Szujskich i u wszystkiego narodu moskiewskiego wielkiej powagi.

Kniazia Wasyla Szujskiego, który po tym carem był, i kniazia Iwana, brata jego rodzonego, do więzienia posadził. Kniazia Aleksandra, tychże rodzonego brata, zabił. I uczyniłby to wszystkim, atoli tych dwóch protexit  affinitas ( chroniło powinowadztwo ), którą miał  z kniaziem Dymitrem Szujskim. Mimo kniazie Szujskie wiele inszych ludzi zacnych pogubił, potracił, rozmaite przyczyny na nich wymyślając, a za tym dla tego tyraństwa, u wielu ludzi był w nienawiści, a przez starość i zdrowie  złe ( bo był hydropicus cirpiący na wodną puchlinę) w kontempcie.

Cóż mamy:

- ...Ten i cara Iwana z świata  zgładził przenająwszy doktora jego Anglika, który cara Iwana kurował.

Mamy angielskiego lekarza, który pomógł zejść z tego świata dwóm carom. Prawdziwemu Iwanowi, który został otruty i na jego miejsce został wstawiony taki, który mordował bojarów rękoma innych Rosjan napuszczonych, którzy nic nie rozumieli. A za nim poszedł car Fedor, który już przestał byc potrzebny.

- Mamy opisaną dokładnie intrygę, jak używa się innych bojarów by mordować osoby, które mogłyby zagrozić przejęciem władzy.

Borys Godunow, który brał udział w mordowaniu elity bojarskiej, prowadził rozmowy z poselstwem Rzeczypospolitej w taki sposób, o czym się nie mówi, że do rozmów były dopuszczane tylko osoby, które były ścisle związane z Godunowem, a starano się odwlekać rozmowy z resztą bojarów.

Wszelkie rozmowy, które poniosły fiasko podczas spotkań z naszym poselstwem były z góry skazane na klęske, gdyż rozmawialiśmy z agentami Kompanii Moskiewskiej z Londynu, którzy najpierw wysadzilie Niemców w Nowogrodzie, a potem Włochów, którzy z Litwinami chcieli zrobić szlak handlowy.

Znając już schemat łatwiej nam będzie zrozumieć słynne słowa, które w wiadomości do Bowesa przesłał Kanclerz Szczękałow (Shalkan rózna jest pisownia), że Angielski Car umarł.

Czy jakikolwiek historyk powiązął te fakty. Nie.

Wtedy wkracza Rzeczypospolita .....................

Ale jaki jeszcze Anglicy zrobili nam numer podsyłając swoich agentów to dodamy później.




sobota, 7 października 2023

Henryk Siodmok firma Atlas i nowelizacja pisowskiej hołoty ustawy antyszpiegowskiej

 


Paragraf za domniemane szpiegostwo

1 października 2023 roku, na dwa tygodnie przed wyborami, weszła w życie reforma Kodeksu karnego. Nie ukrywam, że temat szczególnie mnie zainteresował, ze względu na nowelizację ustawy antyszpiegowskiej. Wszystko na to wskazuje, iż „Proces” Franza Kafki, to już nie jest tylko fikcja literacka czy senny koszmar, ale też polska rzeczywistość.

Nowe przepisy zaostrzają sankcje za szpiegostwo, za które grozi teraz bardzo długa odsiadka. Kontrowersje budzi fakt, że znowelizowana ustawa pozostawia tak szerokie pole do interpretacji, że na podstawie domniemania i widzimisię będzie można wsadzić do pierdla każdego, kto nie spodoba się władzy.

Poseł PiS Jarosław Krajewski, przedstawiając w Sejmie projekt ustawy mówił, że zmiana przepisów jest związana z sytuacją geopolityczną i większą aktywnością wywiadów Rosji oraz Białorusi. Szkoda, że o wywiadzie amerykańskim, ukraińskim i izraelskim nawet się nie zająknął.

Bezczelne prowokacje

Dziwnym zbiegiem okoliczności, w przededniu wejścia w życie reformy Kodeksu karnego, wykonano wokół mnie niepokojące działania.

Pod koniec września zadzwonił do mnie telefon z numeru kierunkowego Białorusi. Pani ze wschodnim akcentem, uprzejmym głosem powiedziała, że jest pracownikiem białoruskiego MSZ. Po czym w imieniu resortu zaprosiła mnie na wycieczkę po Białorusi połączaną ze spotkaniami z tamtejszymi władzami. Bywałam zapraszana do różnych krajów (choć nigdy w takiej formie), mam kontakty na Białorusi, więc teoretycznie nie powinnam być jakoś specjalnie zdziwiona. Jednak telefon zadzwonił o godzinie 18:24 czasu mińskiego, a więc po godzinach urzędowej pracy. Intuicja podpowiadała mi, że coś tu nie pasuje, więc odruchowo poprosiłam moją rozmówczynię, aby powtórzyła mi te informacje w formie pisemnej na komunikatorze WhatsApp. Przesłana chwilę później wiadomość wyglądała następująco:

«Dzień dobry. Nazywam się Karolina Kamińska. Jestem przedstawicielem służby protokołu państwowego Ministerstwa Spraw Zagranicznych Republiki Białoruś. Wyrażamy głęboki szacunek i wdzięczność. Na początku października zapraszam do odwiedzenia Białorusi. Zorganizujemy dla was wycieczki po miejscach Białorusi, zaproponujemy spotkanie z władzami i urzędnikami naszego kraju. Ministerstwo prosi o potwierdzenie wizyty w Białorusi i udzielenie odpowiedzi w jak najkrótszym terminie.»

Skąd to ponaglenie? Zbiegło się to w czasie z wejściem w życie wspomnianej ustawy i przedwyborczym napięciem. Komuś zatem najwyraźniej się spieszy.

Jak się okazało niniejsza wiadomość nie pochodziła z Białorusi lecz była prowokacją. Skąd to wiem? Zweryfikowałam to u pracownika ambasady Białorusi w Warszawie (przypominam: nie jesteśmy w stanie wojny i placówki dyplomatyczne działają po obu stronach). I cóż się dowiedziałam? Kobieta o takich personaliach nie pracuje w białoruskim MSZ.

Było tego więcej. Kilka miesięcy temu odezwał się do mnie człowiek, który twierdził, że jest z Rosji. Określił się jako przedstawiciel organizacji społecznej „Dialog Wschodnioeuropejski”. Wyjaśniał, że jest to nowa rosyjska struktura społeczna. Facet napisał do mnie esej o tym jakie mają szczytne idee. Oto fragment:

«Naszą misją jest przywrócenie pragmatycznych stosunków pomiędzy Federacją Rosyjską a krajami sąsiadującymi (Polska, kraje bałtyckie, Skandynawia). Obecnie w wyniku pewnych procesów geopolitycznych wszelkie interakcje w sferze biznesu, nauki i kultury pomiędzy Rosją a krajami Europy zostały zniszczone. Wy i ja, jako ludzie, którym nie jest to obojętne, musimy wspólnie podjąć pierwsze kroki w kierunku przywrócenia dobrosąsiedzkich stosunków między naszymi państwami. (…) Na początek wydaje nam się, że ważne jest, aby po prostu rozpocząć dialog na nowo!»

Biorąc pod uwagę fakt, że w swoich publikacjach wielokrotnie podkreślałam potrzebę dialogu między naszymi państwami, komunikat był przygotowany jakby pode mnie. A wraz z nim otrzymałam zaproszenie na międzynarodową konferencję do Kaliningradu w ramach projektu „Platforma Bałtycka”.

W tej sytuacji również postanowiłam sprawę zweryfikować. Skontaktowałam się z ambasadą Federacji Rosyjskiej w Warszawie (przypominam: nie jesteśmy w stanie wojny i placówki dyplomatyczne działają po obu stronach) i opisałam ową wiadomość. Pracownicy ambasady to sprawdzili i okazało się, że nikt w Rosji nie przygotowuje takiej konferencji, ani nawet nie ma tam takiej organizacji.

Dziwnym przypadkiem tak się złożyło, że tajemniczą wiadomość o rzekomo planowanej przez Rosjan konferencji otrzymałam w kwietniu, a więc w miesiącu, kiedy zaczęto grzać w Polsce temat tzw. ustawy do spraw badania wpływów rosyjskich.

O innych prowokacjach nie będę się tutaj teraz rozpisywać. Resztę przelewam do pamiętnika. Jest tego tak dużo, że życia mi może nie starczyć, aby to wszystko dokładnie opisać. A taki mam plan, by żyć długo (co wolę publicznie odnotować).

Nieudolni desperaci

Dlaczego urządzają takie prowokacje właśnie wobec mnie? Przecież nie jestem wpływowa, mam niszowe zasięgi, nie zajmuję żadnego stanowiska, a w ostatnich miesiącach zawiesiłam dziennikarską aktywność (bo tak wyszło).

Tymczasem z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu moje nazwisko jest „klikalne”. Świadczy o tym chociażby fakt, że „Gazeta Wyborcza” i jej podobne gadzinówki nieustannie na mnie polują, przypisując mi wpływy i możliwości na poziomie Maty Hari i Jamesa Bonda razem wziętych. No dobra, Maksym Maksymowicz Isajew / Max Otto von Stirlitz – chyba bardziej tu pasuje.

A mówiąc zupełnie poważnie, polskojęzyczna bezpieka – oraz prowadzeni na ich smyczy dziennikarze – doskonale wiedzą, że nie jestem żadną agentką obecnego wpływu. Po co więc te prowokacje? Mam pewne przypuszczenia.

Bezpieczniacy nie dbają, nomen omen, o bezpieczeństwo państwa polskiego, które przerobiono na amerykańską kolonię wystawioną na odstrzał w strefie zgniotu. Ponadto, wypływają różne afery, np. z wizami. Polacy zaczynają być zaniepokojeni widząc kraj zalany imigrantami. A przecież obecnie rządzący dorwali się przed laty do władzy, bo zrobili kampanię na anty-imigranckich hasłach.

Dlatego przypuszczam, że polskojęzyczny reżim potrzebuje przed wyborami medialnego sukcesu, w stylu: „złapaliśmy agenta na gorącym uczynku”. Zapewne po to wymyślili fikcyjnego pracownika białoruskiego MSZ i zaproponowali spotkania z władzami tego kraju oraz wymyślili rosyjską organizację, która deklarowała przygotowanie międzynarodowej konferencji.

Swoją drogą strasznie to wszystko nieudolne. Brakuje mi w tych działaniach finezji. Dlatego funkcjonariuszom bezpieki polecam obejrzeć radziecki serial „Siedemnaście mgnień wiosny” albo przynajmniej nasze polskie „Pogranicze w ogniu”. Na podstawie tych produkcji telewizyjnych można nieźle się wyedukować w temacie modus operandi rozmaitych akcji wywiadowczych.

I jeszcze dla jasności. Rozmowy z władzami państw ościennych czy udział w konferencjach międzynarodowych, to oczywiście nic nielegalnego. Jednak nowelizacja ustawy antyszpiegowskiej tak jest napisania, żeby interpretować to sobie w myśl słynnego powiedzenia z czasów stalinowskich: «dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie».

Więzienie za „dezinformację”

Dlaczego właśnie ja? Po prostu jestem łatwym celem. Wielokrotnie wyjeżdżałam do różnych państw, skąd przywoziłam reportaże. Brałam udział w międzynarodowych konferencjach czy wydarzeniach. Przeprowadzałam wywiady z dyplomatami. Szukałam przestrzeni do dialogu w Rosji, na Białorusi, w Iranie czy Iraku. Otrzymywałam wizę prasową do tych państw i mogłam sobie po nich podróżować. Oczywiście wszystko w granicach prawa. Nigdy nie robiłam z tego tajemnicy, wyprawy opisywałam w swoich artykułach i mediach społecznościowych, gdzie zamieściłam setki zdjęć.

Skoro prawdziwych szpiegów i agentów polskojęzyczni bezpieczniacy nie wyłapują (o czym świadczy fakt, że jesteśmy amerykańską kolonią i „sługą narodu ukraińskiego”), to pozostaje im zajmować się mną – dziennikarką, która wrzuca na Fecebooku fotki z Moskwy czy Mińska.

Co prawda każdy myślący wie, że prawdziwi szpiedzy czy agenci działają po cichu. Ale kto by się przejmował takimi oczywistościami. Wypatrzyli na odstrzał mnie, gdyż nie stoi za mną żadne środowisko polityczne, więc nikt w mediach nie będzie się upominał o moje prawa i stawał w mojej obronie.

A cóż mi mogą zrobić po wejściu w życie nowelizacji ustawy antyszpiegowskiej? Wsadzić do więzienia na przykład za to, że kogoś zacytuję lub zrelacjonuję jakieś wydarzenie. Ustawa ta przewiduje bowiem karanie za rozpowszechnianie informacji, które nie spodobają się władzy, a nawet sojusznikom.

W języku prawniczym brzmi to następująco:

«Art. 1. § 9. Kto, biorąc udział w działalności obcego wywiadu albo działając na jego rzecz, prowadzi dezinformację, polegającą na rozpowszechnianiu nieprawdziwych lub wprowadzających w błąd informacji, mając na celu wywołanie poważnych zakłóceń w ustroju lub gospodarce Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska albo skłonienie organu władzy publicznej Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska, do podjęcia lub zaniechania określonych czynności, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 8.»

Oczywiście nie współpracuję z żadnym wywiadem. Jeśli jednak w jakiejś publikacji zacytuję np. rzecznika resortu spraw zagranicznych Białorusi, którzy wypowie się na temat Polski, a strona polska uzna jego wypowiedź za dezinformację, to w myśl nowej ustawy antyszpiegowskiej popełniam przestępstwo, za które grozi mi więzienie.

Podobne reperkusje grożą mi za reportaż jak ten z Iraku, w którym stanowczo skrytykowałam państwa sojusznicze NATO za inwazję na ten kraj. W swoim reportażu wykazywałam, że udział Polski w inwazji na Irak był sprzeczny ze strategicznymi interesami państwa polskiego. Jednak władze III RP uważają (przynajmniej oficjalnie), że jest wprost przeciwnie, dlatego tego typu moją wypowiedź mogą uznać za dezinformację i tym samym pociągnąć do odpowiedzialności jak za działalność szpiegowską.

Jeśli przeprowadzę wywiady z dyplomatami, których władza III RP i amerykańsko-żydowsko-ukraińscy sojusznicy uznają za kłamców siejących dezinformację, to również mogę za to dopowiadać jak za działalność szpiegowską.

I co z tego, że dowiodę potem przed Sądem swojej niewinności i wykażę, że nikogo nie wprowadzałam w błąd, a już na pewno nie szkodziłam państwu polskiemu, a jedynie wykonywałam swoją dziennikarską robotę, czyli przytaczałam czyjeś wypowiedzi, relacjonowałam wydarzenia i opisywałam to co zobaczyłam. Przecież wtedy nikt już mi nie zwróci lat spędzonych w areszcie wydobywczym.

Reasumując: w nowej ustawie antyszpiegowskiej chodzi m.in. o to, by uciszyć oraz wyeliminować takich dziennikarzy jak ja.

A na koniec ciekawostka. Mikołaj Małecki, prezes Krakowskiego Instytutu Prawa Karnego zauważył, że przepis mówiący o dniu wejścia w życie ustawy dot. nowelizacji Kodeksu karnego został uchwalony w niekonstytucyjnym trybie. A zatem – zdaniem autora blogu Dogmaty Karnisty – zmiany w Kodeksie karnym NIE doszły do skutku.

Agnieszka Piwar

Zdjęcie zrobione w muzeum im. Andrieja Sacharowa w Niżnym Nowogrodzie (archiwum prywatne)

z: Paragraf za domniemane szpiegostwo – Agnieszka Piwar

wtorek, 3 października 2023

Odszkodowania od Niemiec i pisowskie tumany

 Czytelniku,

Pięć dni po zakończeniu konferencji poczdamskiej do Moskwy wyruszyła delegacja polska z Bolesławem Bierutem na czele. Mało precyzyjny język uchwał poczdamskich należało przekuć w konkretne bilateralne ustalenia. Wszak poza wspomnianymi wyżej reparacjami z radzieckiej strefy okupacyjnej Rosjanom przysługiwało także prawo do 25 proc. sprzętu przemysłowego z zachodnich stref okupacyjnych (z czego 15 proc. miało być przekazane ZSRR w zamian za dostawy żywności i innych produktów). Było więc o co zabiegać. Niestety, rozumiał to również towarzysz Józef Stalin, który wymógł na Polsce połączenie kwestii reparacji z dostawami węgla z Polski do ZSRR. W efekcie w podpisanej 16 sierpnia 1945 r. umowie w sprawie wynagrodzenia szkód wyrządzonych przez okupację niemiecką Polska zobowiązała się – poczynając od 1946 r. – dostarczać Związkowi Radzieckiemu węgiel po specjalnej cenie umownej. W pierwszym roku dostaw miało to być 8 mln ton, w ciągu następnych czterech lat – po 13 mln, a w następnych latach po 12 mln ton. Owa specjalna cena została określona w tajnym protokole i wynosiła średnio 1,22 dol. za tonę. Stanowiła mniej niż 10 proc. ceny rynkowej i nie pokrywała nawet kosztów wydobycia i transportu.

W umowie ZSRR zrzekł się „wszelkich pretensji do mienia niemieckiego na całym terytorium Polski, łącznie z tą częścią terytorium Niemiec, która przechodzi do Polski”. Stalin nie miał większych oporów, aby przystać na takie rozwiązanie. Wszak konferencja w Poczdamie zadecydowała, że przedwojenne ziemie niemieckie „będą pod administracją Państwa Polskiego i w tym celu nie powinny być uważane za część sowieckiej strefy okupacyjnej w Niemczech”. Stalin zrzekał się więc pretensji do mienia niemieckiego, do którego zgodnie z podpisanym przez siebie dwa tygodnie wcześniej porozumieniem nie miał żadnych praw. W zamian ZSRR miał otrzymywać niemalże za darmo olbrzymie ilości polskiego węgla. Warto dodać, że Armia Czerwona zajmując stopniowo tereny polskie, a następnie niemieckie, od miesięcy sprawowała kontrolę nad owym mieniem. Miała wystarczająco dużo czasu, by wywieźć do ZSRR bardziej wartościowe zakłady oraz urządzenia, i skwapliwie czas ten wykorzystała.

art bardzo dobry z Jak wyglądało przekazywanie reparacji wojennych przez Niemcy? (polityka.pl)


Na dzisiaj mamy konflikt z Białorusią. Przypomnijmy, bo amnezję mamy POLSKA firma ATLAS, która zainwestwała na Białorusi i  rząd w Mińsku poprzez swoich urzędników unał WYROBY ATLASU za produkty Narodowe Białorusi. Więc można. Polskie kapusie zrobiły mu majdan i teraz się Białoruś odwdzięcza. Jedyny temat, by załatwić, sprawy związane z tymi odszkodowaniami jest strona rosyjska. Ale "Polska (pejsata)" dyplomacja za co się weźmie to spierdoli. Niemiecke sieci handlowe w dużym stopniu wypierają i tak już nas nieduży wolumen detaliczny. I aby nałożyć podatek obrotowy, tu już nie potrafią zrobić. W zakresie uzbrojenia to brakuje jeszcze chińskich czołgów i izraelskich merkaw. To co robi świniopas z Kijowa nie trzeba powtarzać. PO lubi robić laskę, a PIS jest sługą narodu. Teraz weszli jeszcze amerykanie ze swimi butami.