poniedziałek, 22 kwietnia 2024

DZIADEK W WEHRMACHCIE, DZIADEK W UPA, a z Polski kamieni kupa. Krzysztof Baliński.

DZIADEK W WEHRMACHCIE, DZIADEK W UPA, a z Polski kamieni kupa. Krzysztof Baliński.

DZIADEK W WEHRMACHCIE, DZIADEK W UPA, a z Polski kamieni kupa

 

Krzysztof Baliński

 

Niby odszedł, a jest – tak pisali osłupiali komentatorzy. Chodziło o Michała Dworczyka – który 13 października 2022 stracił stanowisko szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, a w rządzie pozostał. Gdy Morawiecki w specjalnym rozporządzeniu określił obowiązki nowego ministra bez teki na: „Realizacja zadań w ramach projektów dotyczących udzielenia wsparcia państwom sąsiednim”, stało się jasne, że Dworczyk stanął na czele utworzonego specjalnie dla niego resortu do spraw ukrainizacji Polski. Na zwołanej z tej okazji konferencji, chełpił się: „Czas, w którym pełniłem obowiązki szefa kancelarii obfitował w wiele ważnych zdarzeń i procesów, które do dziś wpływają na naszą rzeczywistość”. I tu nie łgał, bo (oprócz przewodzenia pandemicznej histerii rządu, która kosztowała 200 miliardów oraz zakontraktowania tylu szczepionek, że wystarczały na wyszczepienie stu milionów) to on kierował akcją przesiedlenia kilku milionów Ukraińców i w ciągu pół roku rozdał na ten cel 40 miliardów oraz dwa razy tyle na pomoc dla Ukrainy.

 

Jeszcze inne wyczyny Mychajło Dworczuka (bo tak się pierwotne, czyli właściwie nazywał) na polu ukrainizacji Polski: W 2022 r. złowieszczo zapowiedział „rząd rozpoczyna pracę nad rozwiązaniami, które pozwolą na uproszczenie procedur i możliwości związanych z osiedleniem się w Polsce wszystkich potomków mieszkańców I i II Rzeczypospolitej, którzy deklarują związek z Polską”. Wyraźnie mówił o „potomkach mieszkańców”, a nie potomkach Polaków, co jednoznacznie oznacza, że miał zamiar osiedlić w Polsce Ukraińców.

 

Tak więc, gdy Orbán nadawał obywatelstwo wszystkim Węgrom żyjącym na Ukrainie, Mychajło nadawał obywatelstwo ściąganym do Polski Ukraińcom. Po sprawach kresowych poruszał się jak po prywatnymfolwarku. Zmonopolizował politykę wschodnią, rozdawał kadrowe karty na polskich placówkach konsularnych na Wschodzie. Zasiadał we wszystkich możliwych gremiach zajmujących się Polakami za Granicą. I jeszcze jedno – w Wałbrzychu osiągnął bardzo dobry wynik w ostatnich wyborach do Sejmu.

 

„Nie mogę już dłużej milczeć. Z miłości do własnej Ojczyzny. Nie mogę udawać, że nie widzę tych hańbiących Polskę działań na granicy polsko-ukraińskiej. Przepraszam Was, drodzy ukraińscy Przyjaciele. To, co się dzieje, nie może być dziełem moich rodaków. Hańba i wstyd. przepraszam walczącą Ukrainę, przepraszam” – takimi szokującymi, pogardliwymi słowami obsobaczyła rolników, którzy przybyli Polsce na odsiecz, Eliza Dzwonkiewicz, konsul generalna RP we Lwowie. Ale to nie wszystko – przywołała wspomnienia ze swojej młodości, gdy dowiedziała się, że podczas powstania warszawskiego Rosjanie nie zgodzili się na lądowanie alianckich samolotów, przewożących pomoc dla Warszawy: Myślałam, że tak haniebnie mogą się zachować tylko ruscy. Byłam wówczas, jako nastolatka, przekonana, że tylko ruscy mogą spokojnie patrzeć, jak inny naród się wykrwawia. Że my, Polacy, nigdy byśmy czegoś podobnego nie zrobili. Podsumujmy zatem: porównała polskich rolników do Sowietów, oskarżyła o zadawanie ciosu w plecy Ukrainie i stwierdził, że nie są prawdziwymi Polakami. Tu przypomnienie – gdy 3 lata temu Ukraina zablokowała tranzyt pociągów towarowych jadących do Polski z Chin, Dzwonkiewicz milczała.

 

Kim jestkonsul, która „nie może bez obrzydzenia patrzeć na polskich rolników i choć przez jeden dzień być lojalnym funkcjonariuszem państwa polskiego? To bliska współpracowniczka Michała Dworczyka. To absolwentka ukrainistyki i (tak, jak Dworczyk) podyplomowego Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. I tak, jak Dworczyk, wywodzi się z grupy tzw. harcerzy, którzy porobili kariery w strukturach państwa (podharcmistrz , członek Wydziału Wschodniego Naczelnictwa ZHR, kierownik Wydziału Polaków Poza Granicami Kraju). Od 2006 r., wraz z Dworczykiem członek zarządu Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie. W latach 2010-2016 stała na czele zarządu fundacji Banku Zachodniego WBK, tego samego, którego prezesem był Mateusz Morawiecki. A potem poszło jak z płatka – po objęciu władzy przez PiS została dyrektorem w Narodowym Centrum Kultury, potem tworzyła Fundację Polskiej Grupy Zbrojeniowej, aby w roku 2019 pojawić się w MSZ i (z rekomendacji Dworczyka) wyjechać do Lwowa. I jeszcze jedno – w latach 2002–2005 pracowała w Fundacji Ośrodka KARTA, wówczas gdy przeniknęli do niej Ukraińcy i zniszczyli archiwa dokumentujące zbrodnie UPA na Polakach.

 

Dlaczego na placówkę, wymagającą najwyższych kompetencji dyplomatycznych, wysłano dyletantkę? Bo posiadła podstawową kwalifikację – była znajomą Dworczyka. Humorystyczne było jej przesłuchanie w sejmowej Komisji ds. Łączności z Polakami za Granicą. Gdy okazało się, że jest absolwentem filologii ukraińskiej i zapytano, dlaczego wybrała takie studia, beztrosko odpowiedziała: aplikowałam na inny kierunek, ale zabrakło mi dwóch punktów. A o Lwowie miała do powiedzenia tylko to, że przed wojną był wielokulturowy, z ludźmi o poczuciu humoru. O innych sprawach i zadaniach konsula musieli przypominać posłowie. A i tak wszyscy zachwycali się, jaką to Rzeczpospolita będzie miała konsul.

 

Bulwersowała informacja – apologeta banderowców został dyrektorem Instytutu Kultury Polskiej w Kijowie. Robert Czyżewski, chwalący się ukraińskimi korzeniami, to wnuk Hryhorija Czyżewskiego, ministra spraw wewnętrznych Ukraińskiej Republiki Ludowej. Wikipedia pisze: doradca prezydenta RP, członek NZS i Federacji Młodzieży Walczącej, jeden z założycieli Ligi Republikańskiej. Co (poza chwaleniem się ukraińskimi korzeniami) głosił? „Może my, Polacy, powinniśmy zgrzytnąć zębami, niech im ten Bandera stoi, skoro się uparli. Bandera, człowiek, który walczył o wolną Ukrainę, zabijał polskich polityków. Przykro nam, Polakom? No przykro, ale w ostateczności nie on bezpośrednio mordował, ale wydawał rozkazy tak jak Hitler […] Jak się Ukraińcy uparli stawić mu pomniki, to może my powinniśmy odpuścić. Może niech przez polskie gardło przejdzie, że ten cel ukraiński jednak był słuszny. Strona polska również nie jest bez winy, bo reakcja polska w latach 1944/45 była brutalna i również naznaczona akcjami o charakterze zbrodni wojennych”.

 

Odnosząc się do narastającego sceptycyzmu ws. bezwarunkowego wspierania Ukrainy i postawy „sojusznika za darmo”, przywołał słowa Piotra Skwiecińskiego, dyrektora Instytutu Polskiego w Moskwie: Dla Polski lepiej jest, żeby w Kijowie rządzili nie tylko banderowcy, ale nawet sam Bandera, niż odbudowa imperium. I tak, jakoś dziwnie się składa, że Instytutem w Kijowie kierują wyłącznie Ukraińcy. Przykładem Jerzy Onuch, który wcześniej, w latach 1997-2005 był dyrektorem Centrum George’a Sorosa na rzecz Sztuki Współczesnej w Kijowie. W tym miejscu przypomnijmy, że instytuty są misją dyplomatyczną ministerstwa spraw zagranicznych, a ich zadaniem jest promocja Polski i jej kultury.

 

Robert Czyżewski to były prezes Fundacji Wolność i Demokracja (z poręczenia Dworczyka, który fundację założył i gra w niej pierwsze skrzypce). Fundacja ma możnych mecenasów: Orlen, KGHM, MSZ. Jak sama się reklamuje, jest organizacją pozarządową działającą w obszarze „pomoc Polakom na Wschodzie”. Jej partnerem jest Fundacja Pomoc Polakom na Wschodzie, też zasilana pieniędzmi rządowymi i też mająca statutowy zapis: Niesienie pomocy i wspieranie Polaków zamieszkałych w krajach byłego ZSRR. Okazuje się jednak, że obie zajmują się wyłącznie pomocą dla Ukraińców, że środki finansowe przeznaczane dla Polaków dziwnym trafem trafiają tylko do Ukraińców. Fundacja powołała Wschodni Fundusz Dobroczynności,  w ramach którego prowadzi zbiórkę pieniędzy „na rzecz ofiar wojny w Ukrainie, dla potrzebujących zarówno po polskiej jak i ukraińskiej stronie granicy uchodźców oraz osób w potrzebie, które przebywają w Ukrainie”. Na swojej internetowej witrynie epatuje: wyekspediowaniem 100 TIR-ów z pomocą humanitarną dla Ukrainy; ewakuacją 7,2 tys. ukraińskich rodzin z kompleksowym wsparciem rzeczowym i finansowym; pomocą dla kilkunastu ukraińskich szpitali wojskowych.

 

Ale to nie wszystko – Fundacja szczyci się: „Przy dystrybucji pomocy korzystamy z rozgałęzionej sieci kontaktów z organizacjami polskiej mniejszości narodowej, polskimi szkółkami i parafiami rzymskokatolickimi”. Tak więc, zamiast służyć Polakom na Wschodzie, przerabiają tamtejszych Polaków na sługi narodu ukraińskiego. A zamiast Polakom, pomagają ciemiężycielom Polaków. Nic też dziwnego, że żyjący na Ukrainie Polacy pytają, czy nie powinna nosić nazwę „Fundacja Nękania Polaków na Wschodzie”. Prezesem jej zarządu jest Mikołaj Falkowski (też pupilek Dworczyka, też absolwent Studium Europy Wschodniej), członkiem zarządu Robert Czyżewski i… Eliza Dzwonkiewicz.

 

Kiedy pojawiła się informacja, że nasz „strategiczny partner” wykonał wiekopomny gest – zezwolił na ekshumację mogił Polaków wymordowanych na Wołyniu, szybko okazało się, że zgoda dotyczy tylko jednej wsi i otrzymał ją nie IPN, czyli instytucja do tego powołana, ale Fundacja Wolność i Demokracja, i że jak nie było, tak nie ma zgody na ekshumację szczątków dzieci, kobiet i starców, leżących w tysiącach dołów śmierci. Okazało się też, że nie chodzi o ekshumację, ale jedynie o propagandowy gest mający na celu wypromowanie związanej z Dworczykiem inkryminowanej Fundacji, umocnienie lobby ukraińskiego w rządzie oraz o przyzwolenie Ukraińcom na wysuwanie kolejnych żądań, „w zamian za Puźniki”.

 

Do fundacji płynie rzeka rządowych pieniędzy. Tylko w latach 2017-2021 z różnych ministerstw i z Senatu otrzymała 64 mln zł dotacji, w tym tylko w 2021 r. 11 mln z kancelarii premiera, którą kierował… Michał Dworczyk. Jej prezes oficjalnie opisuje się jako „ekspert ds. oświaty na Ukrainie”. Członkiem rady programowej jest Rafał Dzięciołowski (b. działacz NZS i Federacji Młodzieży Walczącej), który jednocześnie pełni funkcję prezesa innej fundacji o identycznym profilu (Solidarności Międzynarodowej). To równocześnie wiceprezes Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie”. W radzie fundacji zasiada Tadeusz Płużański, który milczy, że fundusze fundacji, zamiast na pomordowanych na Wschodzie, idą na potomków tych, którzy mordowali Polaków na Wschodzie.

 

RafałDzięciołowski, członek sitwy wyznającej tezę, że przeszkodą w budowaniu dobrych relacji z sąsiadami są Polacy, wraz z Marią Przełomiec brał udział w bitwie z polskością na Litwie. Nie protestowali, gdy mer Wilna nie zgodził się na odprawianie w wileńskiej katedrze mszy w j. polskim. Tolerowali politykę historyczną Litwy o „zbrodniach polskich okupantów”. Uznali reprezentację Polaków na Litwie za „ruską agenturę”. Sekundowała im ambasador Urszula Doroszewska, współpracowniczka Kuronia (tego od deklaracji: „Ja Polak ze Lwowa dumny jestem z tego, że Lwów jest miastem ukraińskim”). Nawiasem mówiąc, Radek Sikorski nadał Przełomiec odznakę Bene Merito („za działalność wzmacniającą znaczenie Polski na arenie międzynarodowej”). Takie samo odznaczenie wręczył prezesowi ukraińskiego IPN, gdy placówka ta właśnie zainicjowała program ustanawiania świętami narodowymi rocznic „zwycięstw zbrojnej formacji OUN-UPA nad okupantem polskim”.

 

W skład Rady Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie wchodzi Ukrainka Bogumiła Berdychowska, niegdyś wodząca rej w Kancelarii Lecha Kaczyńskiego, od którego zaczęło się to całe nieszczęście. W skład jaczejki sympatyków Bandery w Belwederze wchodził także Paweł Kowal, później zastępca Anny Fotygi w MSZ i eurodeputowany z ramienia PiS (głosował przeciw rezolucji potępiającej uhonorowanie Bandery tytułem „Bohatera Ukrainy”). Dziś jest posłem KO, dla którego liczy się tylko interes Ukrainy, który ostentacyjnie i bezczelnie reprezentuje ukraiński punkt widzenia. Ta zakała Sejmu na pierwszy rzut oka wydaje się kimś na kształt wioskowego głupka. Tu coś ugotuje, tam wspomni ciotkę z „Gazety Wyborczej” (Helenę Łuczywo). Ale kiedy przyjrzeć mu się bliżej, widzimy obrzydliwą proukraińskość, konsekwencję w antypolskiej podłości i nazwisko, które pojawia się wszędzie tam, gdzie pojawia się interes Ukrainy i naruszany interes Polski.

 

Najbardziej przeraża to, że Kowal został przewodniczącym sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Kreuje więc polską politykę, a konkretnie politykę proukraiński. I nie ważne z ramienia jakiej partii zasiada dziś w Sejmie. Bo zarówno PiS jak i PO, w sprawach Ukrainy przemawiają jednym głosem, manifestując jednomyślność nieznaną od czasów Okrągłego Stołu. Drobne animozje wynikają jedynie z licytowania się, kto jest bardziej proukraiński i prześcigania w deklaracjach o wielkości pomocy, jaką Polska powinna udzielić.

 

Najmocniej atakowały media pisowskie. „Bulwersujące! Konsul RP we Lwowie gani polskich rolników!” – grzmiał portal wPolityce.pl., ten sam, który Polaków ganiących pomoc dla Ukrainy wyzywał od „ruskich onuc”. Dla ludu pisowskiego Dzwonkiewicz to „platformerski urzędnik i dyplomata”. Rzecz w tym, że z PO ma mało wspólnego, bo konsulem została w październiku 2019. W MSZ spekulują: Zostanie dyscyplinarnie odwołana, bo Radek Sikorski przymierza się do mocnego kadrowego zamieszania na ukraińskich placówkach. Tymczasem to jedna wielka bzdura – Sikorski jej nie odwoła, bo boi się mera Lwowa, bo Dzwonkiewicz dla ukraińskich mediów to bohaterka i „sprawiedliwa Polka”. Ale najtragiczniejsza w tym wszystkim jest świadomość, że nawet jeśli odejdzie ze Lwowa to żadnej pozytywnej zmiany nie będzie. Po prostu, miejsce protegowanej Dworczyka zajmie protegowana Kowala, i będzie Ukraińcom służyła i wchodziła w tyłek tak samo głęboko. Albo jeszcze głębiej.

 

Miała być „dobra zmiana”. A były dziwne roszady kadrowe. Wydawało się, że rząd PiS wypełni swe wzniosłe deklaracje. Rzeczywistość okazała się inna – los Polaków na Wschodzie złożyli na ołtarzu (lub raczej na stosie) relacji z Ukrainą. Ministrem został Jacek Czaputowicz, a wiceministrem Andrzej Papierz, obaj z anarchistycznej organizacji „Wolność i Pokój”, którzy wraz z Mychajło Dworczukiem dokonywali „finezyjnej” selekcji kadr w placówkach na Wschodzie i wcielali w życie doktrynę – walka o prawa dla mniejszości polskiej to przejaw konfliktowego i archaicznego nacjonalizmu. Zgotowali Polakom piekło, bo w Kijowie ambasadorem zrobili Jana Piekło, który bajdurzył o „epizodzie bratobójczej walki między Ukraińcami a Polakami”. A co do ministra, który Piekło wynalazł, to od ukraińskiego Czaputiwycz, dzieli go ledwie jedna literka. I nic dziwnego, że dziś wtóruje Dzwonkiewicz: „Rolnicy pomagają Rosji. Blokada granicy stawia Polskę po stronie Rosji”.

 

Po ’89, w MSZ sprawy wzięły w łapy dzieci i wnuki działaczy Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, polskie placówki dyplomatyczne na Wschodzie zamieniły się w etniczne enklawy, a ich obsada zajmowała się wszystkim tylko nie sprawami Polski.Geremka, co prawda, już nie ma, ale jego duch ciągle unosi się lub (jak, kto woli) straszy w ponurym gmaszysku MSZ. Kaczyński w ciągu ośmiu lat rządów niczego nie zmienił, nie tylko nie oczyścił MSZ ze złogów po synu rabina, ale dołożył własne w postaci Elizy Dzwonkiewicz. I Radek Sikorski może być mu wdzięczny za to, że przekazał mu MSZ w nienaruszonym stanie, takim, w jakim zostawił je w 2015 roku i że nic nie musi zmieniać.

 

Czy jest rzeczą normalną, że duża część konsulów na Wschodzie jest – jak mówił kresowy poeta – „nie z Ojczyzny mojej”?

 

Uderza, że nikt z wypowiadających się na ten temat, czy to ze strony szczeropolskiej (licencja ks. Cz. Bartnika), czy to z obozu kominternowców nie wymienia czynnika etnicznego. Mówi się o wszystkim, nawet o kolorze włosów i o preferencjach seksualnych, a nic o narodowości delikwenta. Równocześnie sitwa, która swymi mackami opanowała państwo wmawia nam, że jednorodność etniczna to anachronizm, a wszelkie rozważania o etnicznych korzeniach to „ohydne grzebanie w życiorysach”. A wszystko po to, aby nie wyszła na jaw porażająca prawda, kto rozdaje karty w dyplomacji. Temat można też drążyć refleksją: Dwa najwyższe stanowiska w Polsce obsadzają: wnuk żołnierza Wehrmachcie i wnuk bojca UPA. Nie mówiąc o innej, niespotykanej sytuacji – i prezydent i premier rekrutują się z jednej partii, której przewodził niegdyś Bronisław Geremek.

 

Relacje między Polską i Ukrainą są zafałszowane, bo po stronie polskiej określają je Ukraińcy. Gdy weźmiemy do ręki listę uczestników „dialogu”, to nie sposób doszukać się tam strony polskiej. Dialogują sami z sobą. Z Ukraińcami „ścierają się” krajowi adwokaci ukraińskiego nacjonalizmu. I jasnym stało się, że stosunki polsko-ukraińskie ktoś podmienił na stosunki ukraińsko-ukraińskie. Doszło do tego, że każda ukraińska łajza i uchodźczy żebrak czuje się uprawniony do wtrącania w polskie sprawy, napominania, pouczania, szantażowania, domagania się kolejnych przywilejów. Bronią przy tym zawzięcie monopolu na wszelkie kontakty z Kijowem. Są przy tym niezwykle elastyczni – przedwczoraj byli za partią Geremka, wczoraj za PiS, dziś są frakcją kaszubską. Nie chcą przy tym działać z otwartą przyłbicą. Bo tylko w atmosferze konspiracji możliwa jest sytuacja, że polski konsul we Lwowie podaje się za Ukraińca, a w Warszawie za Polaka.

 

W co grają polskie rządy? Dlaczego poświęcają polskie interesy na rzecz interesów ukraińskich i popierają żywioły nieprzyjazne Polakom? Dlaczego polskim obywatelem jest dziś łatwiej zostać potomkowi rezuna, niż Polakowi? Czy jest prawdą, że Polacy na Wschodzie są bardziej Polakami niż ci, co rządzą Polską? Dlaczego są dla rządzących kulą u nogi? Czy nie dlatego, że wadzą w „pojednaniu” z potomkami rezunów i przeszkadzają w podejrzanej kombinacji geopolitycznej z Ukropolin? Dla Polaka, po 17 września 1939, ostatnią osobą widzianą przed wywózką w bydlęcym wagonie był ukraiński sąsiad i żydowski funkcjonariusz NKWD. Dziś jest nią „przyjazna” twarz polskiego konsula nakazującego pogodzenie się z pomnikiem Bandery.

 

Krzysztof Baliński

pobrano z : DZIADEK W WEHRMACHCIE, DZIADEK W UPA, a z Polski kamieni kupa. Krzysztof Baliński. | Strona Mirosława Dakowskiego

sobota, 20 kwietnia 2024

Federalny Urząd Policji Kryminalnej: Dzieci rzekomo porwane do Rosji mieszkają z rodzicami w Niemczech

 Czytelniku,


Nasze kapusie warszawskie o mało jajka nie zniosą, by wprowadzić Polskę w tą awanturę z bandą kijowską wystruganą z banana. Poniżej kolejny dowód potwierdzony i obalający kolejne propagandowe oskarżenia porywaniu dzieci przez Rosję, które odnalazły się w Niemczech......

Federalny Urząd Policji Kryminalnej: Dzieci rzekomo porwane do Rosji mieszkają z rodzicami w Niemczech

Federalny Urząd Policji Kryminalnej odnalazł w Niemczech część dzieci, które według Kijowa zostały porwane przez Rosję. Potwierdził to rzecznik władz na wniosek RT DE.

Część dzieci i nieletnich "porwanych" przez Rosję, według ukraińskiej relacji, regularnie przebywa w Niemczech z rodzicami. Tylko nieliczne z nich mają jakikolwiek związek z terenami kontrolowanymi dawniej lub obecnie przez Rosję. Potwierdził to w czwartek Federalny Urząd Policji Kryminalnej na wniosek RT DE.

 

Wcześniej szef ukraińskiej policji Iwan Wygowski spotkał się we wtorek z szefem Federalnego Urzędu Policji Kryminalnej Holgerem Münchem. Po spotkaniu Wygowski stwierdził, że ukraińscy policjanci we współpracy ze swoimi niemieckimi odpowiednikami znaleźli w Niemczech 161 ukraińskich dzieci, które wcześniej uważano za wywiezione do Rosji.

 

W odpowiedzi na odnoszące się do tego zapytanie RT DE rzecznik BKA powiedział, że Ukraina zwróciła się do działających na arenie międzynarodowej centralnych biur policji, w tym BKA, o wsparcie w ustaleniu miejsca pobytu zaginionych dzieci i nieletnich, którzy "rzekomo zostali uprowadzeni w wyniku konfliktu rosyjsko-ukraińskiego". W ubiegłym roku ukraińskie władze przedstawiły listy danych osobowych "zaginionych ukraińskich dzieci/nieletnich", które były przetwarzane w tym kraju. Federalny Urząd Policji Kryminalnej, jako centralny urząd niemieckiej policji kryminalnej, przejął koordynację poszukiwań osób zaginionych w Niemczech.

 

Wszystkie dane osobowe zostały sprawdzone w systemach informatycznych i rejestrach dostępnych dla policji, aby móc uzyskać informacje o pobycie w Niemczech. Po zebraniu możliwych adresów kontaktowych wysłano wnioski do właściwych lokalnie wydziałów policji krajów związkowych z prośbą o sprawdzenie adresów i przesłuchanie zainteresowanych osób i osób im towarzyszących.

 

Rzecznik urzędu podsumowuje wynik śledztwa w następujący sposób:

 

"Następnie udało się wyjaśnić dużą część spraw dotyczących osób zaginionych, które można przypisać Niemcom i ustalono, że zdecydowana większość osób poszukiwanych wjechała do Niemiec w towarzystwie opiekunów prawnych / osób towarzyszących i na własną prośbę w ramach wspólnej ucieczki ze strefy działań wojennych".

 

Tylko w kilku pojedynczych przypadkach można by wskazać na "możliwy bezprawny transfer dzieci/nieletnich z okupowanych terytoriów Ukrainy na terytorium Rosji lub tzw. republik ludowych DRL/ŁRL". Szczegóły tych "kilku indywidualnych przypadków" nie zostały ujawnione, podobnie jak okoliczności, w jakich ci nieletni ostatecznie dotarli do Niemiec.

 

Komentując zaskakujący obrót wydarzeń, Komisarz ds. Praw Dziecka Federacji Rosyjskiej Maria Lwowa - Biełowa powiedziała:

 

"Od dawna zwracamy uwagę społeczności światowej na to, że Ukraina tworzy i rozpowszechnia mity dotyczące dzieci, które rzekomo zostały "deportowane" do Rosji. Wymieniane są dziesiątki tysięcy nazwisk i podawane są okoliczności, które nie są prawdziwe. Kiedy analizujemy listy nieletnich, które otrzymaliśmy różnymi kanałami, okazuje się, że niektóre z nich mieszkają z rodzicami lub w innych krajach od dłuższego czasu i nie zostały oddzielone od swoich najbliższych krewnych, nawet tymczasowo.

 

Pobrano: z https://dert.site/inland/203069-bundeskriminalamt-angeblich-nach-russland-entfuehrte/


piątek, 5 kwietnia 2024

Polska: jedyny kraj z grupy Alianckiej, który przegrał II wojnę światową autorstwa Davida Kilbera

 Polska: jedyny kraj z grupy Alianckiej, który przegrał II wojnę światową

autorstwa Davida Kilbera

Zapomniany Holokaust: Polacy pod okupacją niemiecką 1939-1944, Richard C. Lukas, Prasa Uniwersytecka w Kentucky, styczeń 1986 r., $24 w twardej oprawie, 300 stron.

Polska – 1939-1947, John Coutouvidis i Jaime Reynolds, Wydawnictwo Holmes & Meier, Nowy Jork, 1986 r., Prasa Uniwersytecka w Leicester, 1986 r., $59,50 w twardej oprawie, 393 strony.

Polska pojawiała się ostatnio sporo w wiadomościach, ponieważ zubożenie spowodowane połączoną grabieżą krajów Europy Wschodniej przez radziecką mobilizację wojenną, pieriestrojkę, oraz lichwiarskie zachodnie centra finansowe doprowadziło do wybuchu buntów w tych zniewolonych narodach dochodzących do poziomów z roku 1956 r. Czy oszustwo głasnostu Gorbaczowa teraz upadnie, kiedy to czołgi radzieckie ponownie wkraczają, aby stłumić bunt? W Polsce widoczny jest duch wolności, który nigdy nie został stłumiony przez Rosję na przestrzeni wieków ucisku ani połączonych ludobójczych ataków Hitlera i Stalina podczas II wojny światowej.

Richard C. Lukas, w Zapomnianym Holokauście, obszernie udowadnia swoją tezę, że nazistowski Holokaust w Polsce w roku 1939 był ukierunkowany nie tylko na populację żydowską, jakie to wnioski można wyciągać z obecnej histografii, ale również na cały naród polski. Jako fałszywe demaskuje on także oskarżenia wobec polskiego rządu emigracyjnego w Londynie i podziemnej Armii Krajowej o współudział w antysemityzmie. W rzeczywistości polski rząd często działał sam przeciwko mordowaniu polskich Żydów, podczas gdy Stany Zjednoczone i Wielka Brytania nie robiły nic.

Tym, co czyni tę książkę bardziej użyteczną w obliczu obecnego kryzysu światowego, jest jednak dokumentacja sowieckiej roli w „zapomnianym holokauście”. Nazistowska inwazja na Polskę we wrześniu 1939 r., a następnie dwa tygodnie później sowiecka inwazja ze Wschodu, zmiażdżyła polską armię, podzieliła Polskę wzdłuż linii Curzona paktu Hitler-Stalin i zapoczątkowała partnerstwo mające na celu trwałe zniszczenie narodu polskiego i eksterminację jego przywództwa i kultury narodowej. Autor częściowo dokumentuje, ale nie wyciąga wniosków, że to partnerstwo w wymordowaniu Polski było podstawowym wspólnym interesem Rosji i nazistowskich Niemiec, który trwał nawet po niemieckiej inwazji na Rosję w czerwcu 1941 roku. Nie jest to zaskakujące, biorąc pod uwagę wspólne korzenie ruchów nazistowskich i bolszewickich, wyniesionych do władzy w celu zniszczenia zachodniej cywilizacji judeochrześcijańskiej przez barbarzyńskie oligarchie rosyjskie i zachodnie.

Od końca XIV w., przez renesans i później, Polska stanowiła bastion w obronie zachodniej kultury judeochrześcijańskiej przed barbarzyństwem ze Wschodu. Jako jeden z najbardziej rozwiniętych kulturowo narodów świata, Polska odegrała rolę ważnego sojusznika wielkiego planu kardynała Mikołaja z Kuzy, mającego na celu chrystianizację Wschodu poprzez Sobór Florencki. Wspólna nienawiść nazistów i bolszewików do Polski znalazła wyraz w szatańskiej wściekłości wobec chrześcijaństwa i renesansu ze strony XIX-wiecznych idoli tych ruchów totalitarnych, Fryderyka Nietzschego i Fiodora Dostojewskiego. Na drodze Hitlerowi i Stalinowi przeszkodziła nie tylko egzystencja geograficzna Polski, ale również jej egzystencja kulturowa, która musiała zostać zrównana z ziemią, jeśli III Rzesza lub moskiewski „Trzeci Rzym” miały rządzić światem.

Zamordowanie Polski

Jak relacjonuje Lukas, nazistowska polityka zniszczenia Polski polegała na „eliminowaniu każdego, kto miał choćby najmniejsze znaczenie polityczne i kulturalne. Hitler dał zielone światło, zrzucając odpowiedzialność za tę kampanię na siły SS i policję Himmlera. Nazistowski przywódca w okularach powiedział swoim funkcjonariuszom: „Powinniście to usłyszeć, ale też o tym zapomnieć – rozstrzelać tysiące czołowych Polaków”. To samo Frank powiedział swoim współpracownikom: „Führer mi powiedział: To, trzeba zlikwidować to, co obecnie w Polsce uznajemy za elitę; trzeba uważać na nasiona, które znów zaczną kiełkować, żeby je na nowo wykorzenić na czas”. „Świadectwem sukcesu tej kampanii” jest fakt, że w czasie wojny Polska straciła 45% swoich lekarzy i dentystów, 57% swoich prawników, ponad 15% swoich nauczycieli, 40% swoich profesorów, 30% jej techników i ponad 18% jej duchowieństwa”.

W międzyczasie Sowieci wzięli do niewoli 200 000 polskich żołnierzy podczas inwazji Paktu Hitler-Stalin. Spośród nich wydzielono ponad 15 000 polskich oficerów i wybitnych obywateli, osadzono w specjalnych obozach jenieckich, a później na rozkaz sowieckiego gestapo (NKWD) rozstrzelano w głowę i wrzucono do masowych grobów. Jeden z tych grobów został odkryty w kwietniu 1943 roku przez Niemców w Lesie Katyńskim. Nie był to jednorazowy incydent, ale konsekwentna polityka Sowietów przez całą wojnę, a także po jej zakończeniu.

Jedną z najbardziej bolesnych tragedii w książce Zapomniany Holokaust jest rozdział poświęcony powstaniu warszawskiemu polskiej armii podziemnej przeciwko Niemcom pod koniec 1944 roku. Gdy w lipcu 1944 r. Armia Czerwona zbliżała się do Warszawy, szybko posuwając się przeciwko Niemcom, generał Bor-Komorowski, dowódca polskiej armii podziemnej (AK), wydał rozkaz przygotowania do rozpoczęcia powstania wojskowego przeciwko nazistom, które wyzwoliłoby Warszawę kiedy to wkroczyli Rosjanie, ustanawiając w ten sposób władzę rządu polskiego nad stolicą Polski. AK słusznie obawiała się, że jeśli wówczas nie ruszy, jedna armia okupacyjna zostanie po prostu zastąpiona inną. Niewielu Polaków miało złudzenia co do sowieckich zamiarów.

AK wykonała swój ruch 1 sierpnia, a Sowieci zatrzymali natarcie. Lukas relacjonuje: „Niemiecką odpowiedzią na długi, udany atak Sowietów był kontratak, który doprowadził do chwilowej porażki Sowietów pod Warszawą. Następnie rząd radziecki w dalszym ciągu utrzymywał, nieprzekonująco, że nie jest w stanie udzielić Polakom żadnej pomocy wojskowej, a nawet odmówił Stanom Zjednoczonym zezwolenia na wykorzystanie sowieckich lotnisk do pomocy oblężonym Polakom”. Sowieci czekali dwa miesiące, podczas gdy od ulicy do ulicy i od domu do domu toczyła się jedna z najbardziej bohaterskich i desperackich bitew II wojny światowej. Himmler kazał SS unicestwić Polaków i „wymazać” Warszawę, a oni próbowali tego dokonać z niewiarygodną brutalnością. Gdy było już pewne, że AK zostanie rozbita, Sowieci zezwolili aliantom na loty zaopatrzeniowe, a nawet sami zrzucili trochę żywności; były one jednak niewystarczające i za późno.

Wreszcie, wygłodzone i wyczerpane pozostałości z warszawskiej AK się poddały. Wkrótce potem naziści zostali wypędzeni przez Armię Czerwoną, jak relacjonuje Lukas, „zniszczyli serce instytucji politycznych i wojskowych polskiego podziemia, co Stalin musiał osiągnąć, zanim jego armie zajęły Warszawę i ulokowały własnych protegowanych politycznych jako władców Polski”.

Zdrada

Kolejną najnowszą książką o Polsce w latach wojny jest Polska – 1939-1945 autorstwa Johna Coutouvidisa i Jaime’a Reynoldsa. Chociaż książka jest próbą przeprosin za zdradzieckie sprzedanie Polski przez Churchilla i brytyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, da się zauważyć znaczącą ilość prawdy, aby móc pozwolić sobie na wyśmianie bezsensownych i zmyślonych wnioski autorów. Odzwierciedlając podejście Ministerstwa Spraw Zagranicznych, mają tendencję do utrzymywania, że polski rząd na uchodźstwie był „jedynym krajem z grupy Alianckiej, który przegrał drugą wojnę światową”, ponieważ Polacy, choć pełni pasji i oddani swemu narodowi, zostali przerzedzeni i przez to nierealnie, i mogli lepiej rozegrać „grę”.  Stwierdzają oni: „Być może poza krótkim okresem, gdy Polska była głównym sojusznikiem Wielkiej Brytanii, od klęski Francji w połowie 1940 r. do niemieckiej inwazji na Związek Radziecki w połowie 1941 r., wpływ londyńskich Polaków na mocarstwa alianckie nie opierał się na prawdziwej wspólnocie interesów. Poza bezpośrednim nadrzędnym celem, jakim było pokonanie Hitlera, postrzegany interes mocarstw sprzymierzonych polegał raczej na osiągnięciu stabilnych i pokojowych powojennych stosunków z ZSRR, niż na zaspokojeniu narodowych aspiracji Polski. Wpływy Polski polegały zatem krytycznie na ograniczeniu jej własnych roszczeń do tych, które były zgodne z interesami mocarstw zachodnich i w pełni wykorzystywania długu honorowego, jaki Churchill w szczególności miał wobec Polaków”.

W tym stwierdzeniu jest oczywiście sporo prawdy. Brakowało „prawdziwej wspólnoty interesów”, ponieważ konferencje w Teheranie, Jałcie i Poczdamie sprzedały narody Europy Wschodniej w niewolę. Lepiej, gdyby autorzy oskarżyli Polaków o „głupotę i brak realizmu” nie dostrzegania kontroli „Anglo-Sowieckiego Trustu” nad Churchillem i Rooseveltem oraz związanej z tym zdrady. Pytanie jednak brzmi: co mieli z tym zrobić Polacy, nawet jeśli to dostrzegali? Mieli sojusznika w osobie Charlesa de Gaulle’a, ale jego także w dużej mierze wykluczano z procesu decyzyjnego.

Książka rzeczywiście zawiera interesujący materiał ilustrujący tę zdradę. Od samego początku Wielka Brytania odmawiała wykonania tego traktatu z Polską i ataku na nazistów, gdy Hitler najechał Polskę. Następnie, po najeździe przez Sowietów, Wielka Brytania nawoływała do zaakceptowania przez Polskę nowych sowieckich granic w środku Polski. „Nie udzielono wówczas odpowiedzi na pytanie, jakie obszary Rząd Jego Królewskiej Mości zamierzał uznać za granicę Polski. Jednakże w przemówieniu z 26 października [1939 r.] Halifax stwierdził, że „granica radziecka z Polską pokrywa się teraz z linią Curzona”. Polski rząd był tym zaskoczony. Jako sojusznik oczekiwali konsultacji i to musiało być dla Sikorskiego najważniejsze, gdy 14 listopada wyjeżdżał z Zaleskim do Londynu”. Brytyjczycy upierali się, że sowiecka inwazja na Polskę nie naruszyła brytyjskiego zobowiązania traktatowego dotyczącego obrony Polski przed agresją. Na domiar złego, w londyńskim Sunday Express z 24 września 1939 r. Lloyd George „napisał artykuł pod nagłówkiem „Co planuje Stalin?”, w którym krytykował „klasowy rząd polski” i wychwalał rząd sowiecki za „wyzwolenie swoich rodaków spod jarzma polskiego”. Następnie „Podobne wypowiedzi pojawiły się ponownie w prasie w połowie 1941 r. Teraz także i rząd polski był przedstawiany w niekorzystnym świetle w kwestii antysemityzmu”.

Często powtarzane przez konserwatystów zdanie głosi, że Roosevelt zaprzedał się Rosjanom, a Churchill zrobił wszystko, co mógł, aby ocalić Polskę. Polska – 1939-1947 zawiera szereg interesujących odkryć, że Churchill i Brytyjczycy od samego początku byli gotowi dać Stalinowi wszystko, czego chciał. Na przykład Churchill 7 marca 1942 r. napisał do Roosevelta list, w którym zasugerował, że Karta Atlantycka nie ma zastosowania do Polski. „Rosnąca powaga wojny wzbudziła we mnie poczucie, że zasad Karty Atlantyckiej nie należy interpretować w sposób uniemożliwiający Rosji korzystanie z granic, które zajmowała, gdy Niemcy ją zaatakowały. Mam zatem nadzieję, że będziesz w stanie dać nam wolną rękę do podpisania traktatu, którego pragnie Stalin tak szybko, jak to możliwe”. Następnie zacytowano Churchilla: „Jeśli chodzi o problemy graniczne, muszę w imieniu rządu brytyjskiego oświadczyć, że ofiary poniesione przez Związek Radziecki w trakcie wojny z Niemcami oraz jego wysiłki na rzecz wyzwolenia Polski uprawniają go, naszym zdaniem, do zachodniej granicy wzdłuż linii Curzona”. Polska wschodnia miała więc trafić do Sowietów.

W 1943 roku Brytyjczycy zmusili Polskę do ponownego podjęcia rozmów traktatowych ze Stalinem, w wyniku których, jak mieli nadzieję, Polska zgodzi się na linię Curzona. Rozmowy zostały zerwane po odkryciu grobu w Lesie Katyńskim. Polski premier Sikorski zwrócił się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża o zbadanie tej sprawy, a Stalin natychmiast zerwał stosunki. Kilka miesięcy później, w lipcu, Sikorski zginął w katastrofie lotniczej na Gibraltarze, gdy zacięły się stery jego samolotu. Autorzy przyznają: „Sprawa jest na tyle głośna, że wymaga komentarza w tym miejscu na temat zarzutu, że za śmierć Sikorskiego odpowiadają Brytyjczycy. Czy zrobiono to w ramach przysługi dla Stalina? Niemożliwe – twierdzą. Churchill „lubił” Sikorskiego. Wcześniej w książce autorzy zamieścili interesującą wzmiankę o piśmie brytyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych z 30 lipca 1940 r., w którym wspomniano o bliskim współpracowniku Sikorskiego, Kocie, twierdząc, że sprawia on wiele kłopotów i może najlepiej będzie „się go pozbyć”.

Najwyraźniej Churchillowi nie spodobał się następca Sikorskiego, który upierał się, że Polacy nie zgodzą się na oddanie Stalinowi żądanego przez niego terytorium Polski. W końcu „Churchill wybuchnął: „Nie jesteście rządem, jeśli nie jesteście w stanie podjąć żadnej decyzji. Jesteście bezdusznym narodem, który chce zniszczyć Europę. Zostawię was z waszymi problemami… Będę musiał apelować do innych Polaków, a ten rząd lubelski będzie mógł bardzo dobrze funkcjonować. To on będzie rządem.” Rząd lubelski był starannie wybranym przez Stalina pionkiem, utworzonym w styczniu 1944 roku i zaakceptowanym przez Churchilla i Roosevelta. Polski rząd w Londynie został pozostawiony sam sobie, odcięty od wsparcia, a Quislingowy rząd, którego nazistom nigdy nie udało się utworzyć w Polsce, został teraz doprowadzony do władzy przez Armię Czerwoną przy wsparciu Londynu i Waszyngtonu. Tym samym był to koniec jedynego kraju Alianckiego, który przegrał wojnę.

Pokonanie Nowej Jałty

Po tym wszystkim autorzy zadają sobie pytanie: „Dlaczego Rząd na Uchodźstwie nie był w stanie uratować czegoś z trudnej sytuacji, w której się znalazł? I co go skłoniło do tak upartej bezkompromisowości, że stał się politycznie bezsilny?” Oczywiście, Polska została wyprzedana od samego początku.

Polska – 1939-1947, będąca częścią serii badań Europy Wschodniej opublikowanej przez Uniwersytet w Leicester w Wielkiej Brytanii, nie przedstawia w swoich wnioskach niczego użytecznego. Pytaniem nie jest, co było nie tak z Polską, ale jaki był straszliwy defekt w polityce strategicznej i myśleniu Aliantów, który skierował Polskę i inne narody Europy Wschodniej w niewolę rosyjską. Zdradziliśmy bohaterski naród polski. Dlaczego? Należy wyciągnąć pożyteczne wnioski, ponieważ sojusz NATO jest bliski zdradzenia tego, co pozostało z zachodniej cywilizacji w „Nowej Jałcie”, chyba że na Zachodzie pojawi się teraz frakcja patriotyczna posiadająca władzę, aby temu zapobiec. Wymaga to wyraźnego rozróżnienia między geopolityką imperiów Churchilla, której poświęcono Polskę, a polityką państwową opartą na wspólnocie suwerennych republik, gdzie wolność narodu do postępu jest święta i nigdy nie może zostać sprzedana.

pobrano i przetłumaczono z : https://larouchepub.com/eiw/public/1988/eirv15n32-19880812/eirv15n32-19880812_058-poland_the_only_ally_to_lose_wor.pdf