poniedziałek, 25 listopada 2019

ETYKA WIELKICH CYWILIZACJI - DR JAN CIECHANOWICZ cz.3


              CYWILIZACJA GRECKA


Antropolog Jan Czekanowski w swym dziele „Człowiek w czasie i przestrzeni” zauważa: „Starożytni Hellenowie byli narodem o przewadze rasy nordycznej, który wskutek izolowania się od podbitej ludności tubylczej, długo zachowywał w czystości krew ludności ziem położonych na północ od Półwyspu Bałkańskiego. Najstarszych dowodów dostarczył już Homer. Jego bogowie i bohaterowie są przeważnie jasnowłosi i jasnoocy”. Przodkami Hellenów byli Achajowie, którzy zburzyli Troję i dopóki zachowywali czystość rasową, tworzyli niezwykłą, feeryczną cywilizację. W późniejszym okresie nastąpiło jednak przemieszanie się tego typu nordyckiego ze śródziemnomorskim. Współcześni zaś Grecy niewiele mają wspólnego z Hellenami i należą w większości do typu armenoidalnego oraz śródziemnomorskiego.
Leopoldo Zea, historyk i socjolog meksykański, w pracy „Filozofia historii amerykańskiej” (1984) odnotowuje: „To, co moglibyśmy nazwać właściwymi dziejami Europy, zaczyna się w Grecji. Grecja – to młodość świata, który osiągnął swój rozkwit we współczesnej Europie... Właśnie w Grecji odbyło się uświadomienie ducha jako wolności, które osiągnęło pełny rozwój w Europie. To okres młodości, początek samowiedzy. Jeśli chodzi o dzieciństwo, o okres, gdy człowiek jeszcze nie mówi, nie wyraża siebie, ponieważ nie posiada jeszcze wiedzy o sobie, to ono, odpowiada, widocznie, przeszłości, uosobionej w starych narodach Wschodu”... Grecja właśnie dlatego przeciwstawiła się Wschodowi, że jest on infantylnym, irracjonalnym „barbarzyńskim niemową”. „Swą ideę człowieka Europejczyk zaczerpnął właśnie od Greków. Właśnie tę ideę usiłował Europejczyk zrealizować w swych nowożytnych dziejach. A Rewolucja Francuska 1789 roku była kulminacją tego dążenia. Wychodząc z tego ideału i jego realizacji człowiek osiąga uniwersalną wszechświatowość... Zadanie Europy polega na tym, aby sprzyjać rozpowszechnianiu ducha jako wolności po całej planecie, wśród wszystkich ludzi i narodów”.
Prawdziwą wolność Hellenowie rozumieli jednak nie jako możliwość czynienia wszystkiego, co się komu żywnie podoba (to byłaby wolność zwierzęca), lecz jako życie zgodne z naturą i kulturą, z nakazami rozumu, sumienia i dobrego wychowania, życie zbożne czyli uładzone, ale też nie przesadnie dyscyplinowane. (Wyraz „bóg”, po grecku „theos”, pochodzi od rdzenia „the” – ład, porządek, zgoda, uładzanie, jednoczenie, porządkowanie; „diabolos” zaś to ten, co rozdziela, poróżnia, powoduje rozdwojenie, zamęt, nienawiść i walkę). Cywilizacja grecka przywiązywała do wartości duchowych taką wagę, że w jej ujęciu nie można było sobie wyobrazić szczęścia większego niż w postaci życia uczonego, pisarza lub artysty, to jest życia, w którym dominuje pierwiastek twórczości intelektualnej. (W Helladzie za godnych pogardy ciemniaków uważano osobników nie umiejących czytać, pisać i pływać; ceniono zaś wszechstronną sprawność). Epoka owa stworzyła sobie uszlachetniony obraz życia wiekuiście szczęśliwego, którym się radują dusze herosów na Polach Elizejskich, czyli w greckim „raju”. Ukazuje ich w trakcie uczestniczenia w najwyższym szczęściu, jakim jest twórczość w zakresie myśli i sztuki. Jak głosi pewien anonimowy dialog z pierwszego wieku p.n.e., „filozofowie mogą tam rozprawiać, poeci mają teatry (…); prowadzą rozmowy ujęte w piękny ład przy stołach zastawionych do uczty”. Otacza ich wieczna wiosna na ukwieconych łąkach, zraszanych przez bieżące strumienie.
Tak więc życie twórcze i rozumne wydawało się jakby odblaskiem życia niebiańskiego, spadającym na ziemię przedsmakiem szczęśliwego życia dusz, którym została dana łaska nieśmiertelności. Nawet więcej: takie życie zapewniało otrzymanie owego daru wiecznej szczęśliwości! A może nawet było jej początkiem, błogosławieństwem udzielonym jeszcze podczas ziemskiej wędrówki. W dawnej Helladzie „pracę umysłową, uprawianie nauk ścisłych i sztuk pięknych, uważano za niezawodne narzędzie ascezy, która oczyszcza duszę z plam ziemskich namiętności i wyzwala ją powoli z obezwładniających więzów materii. Kto poświęcił całe życie służbie Muzom, mógł z pełnym zaufaniem liczyć na opiekę tych bogiń, które go przywołają do siebie i wprowadzą w kręgi gwiaździste dzięki kulturze dojrzałe, by stać się godnymi takiej chwały” (H.–J. Marrou, „Historia wychowania w starożytności”). Wierzono wówczas i miano przeświadczenie, że poprzez kulturę („uprawę duszy”) dostępuje człowiek nieśmiertelności, zyskuje rozum – przywilej bogów. Po śmierci wielkich filozofów (Pitagorasa, Platona i in.) czczono ich jak świętych, a ich domostwa przekształcano w świątynie, uważano bowiem, że dostąpili mądrości nie tylko dzięki własnemu wysiłkowi, ale i przez szczególną dla siebie łaskawość bogów.
„Historia filozofii pokazuje z całą jasnością połączenie twórczej ewolucji i ekspansji. Filozofia grecka zaczęła się od prób zastąpienia znanych greckim myślicielom rozbieżnych, sprzecznych ze sobą, doktryn teologicznych – greckich, egipskich, fenickich, babilońskich i perskich – przez logicznie spójny system wiedzy ogólnej, której przedmiotem miał być „kosmos”. Od samego jednak początku każdemu systemowi filozoficznemu wcześniej czy później zaprzeczał całkowicie lub częściowo jakiś inny system bądź jakieś inne systemy. Najlepiej są znane dwie skłócone ze sobą teorie metafizyczne, które powstały w Grecji, i rozwijają się do dzisiaj – idealizm i materializm. Ale grecka filozofia nie ograniczyła się w swej ewolucji twórczej do metafizyki wszechświata. Filozofowie stworzyli szczególne gałęzie systematycznej wiedzy – logikę, epistemologię, metodologię, etykę, politykę i estetykę” (Florian Znaniecki, „Społeczne role uczonych”). Głęboki, bogaty w odniesienia związek religii, sztuki i filozofii, którym żyły narody Wschodu, rozpadł się u Greków na zróżnicowane wytwory tych trzech form duchowej twórczości. Klarowny, świadomy samego siebie duch uwolnił filozofię od zależności wobec fantazyjnych rojeń różnego rodzaju, od wizjonerskiej symboliki poematów spokrewnionych z religijnością. „Jej obrazowa siła naocznego oddziaływania doprowadziła do wykształcenia wyróżnionych odmian wytworów duchowych. W ten sposób powstała u Greków zarówno filozofia, jak jej pojęcie i samo wyrażenie „filozofia”. (...) W słowie tym umieszcza Grek poszukiwanie prawdy ze względu na samą prawdę – wartości niezależnej od jakiegokolwiek praktycznego zastosowania. (...) Greckiemu porządkowaniu nauk szczególnych filozofii odpowiada organizacja szkół filozoficznych. Szkoły te były nie tylko ośrodkami dyskusji nad zasadami, lecz także warsztatami pozytywnego badania. W ciągu kilku pokoleń doszło w tych szkołach do ukonstytuowania całej pełni nauk przyrodniczych i humanistycznych” (Wilhelm Dilthey, „O istocie filozofii”). A także do ufundowania szeregu gałęzi techniki, od budowlanej do wojskowej. Wyrafinowani do skrajności dygnitarze i bogacze greccy trzymali w domu arabskich chłopców, żeby o ich kędzierzawe i twarde włosy na głowie wycierać palce rąk podczas posiłku.
W piątym wieku przed nową erą Herodot w swych dziewięciu księgach historycznych po raz pierwszy wspomina o ośmiu cudach świata. W okresie późniejszym lista ta była nieraz modyfikowana; nie mogła ze znanych względów brać pod uwagę „cudów” Chin, Indii czy tym bardziej Inków, Majów czy Azteków, lecz przede wszystkim uwzględniała osiągnięcia greckie. Była to więc m.in. 13-metrowa statua Zeusa w miejscowości Olimpia, położonej około 150 km na zachód od Aten, która uległa zniszczeniu w 462 roku p.n.e. (W tej miejscowości w okresie od 776 p.n.e. do 393 nowej ery odbywały się co cztery lata słynne Igrzyska Olimpijskie, zakazane później przez duchowieństwo chrześcijańskie, a wznowione dopiero w 1896, zimowe zaś w 1924). Dziełem Greków była też 160-metrowej wysokości wieża latarni morskiej w Aleksandrii; wspaniała świątynia Artemidy w Efezie; mauzoleum w Helikarnasie z rzeźbami przedstawiającymi Mauzolosa i Artemizję; rzeźba Heliosa na wyspie Rodos. Byli więc Grecy pierwszymi twórcami sztuki europejskiej o najwyższym stopniu doskonałości, a miłość piękna nazywali: „filokalia”. F.W.J. Schelling w swej „Filozofii sztuki” notował: „Każdy, kto zastanawia się nad idealnymi dziełami artystów greckich, musi w ich obecności poddać się bezpośrednio wrażeniu nierzeczywistości, musi pojąć, że przedstawiono tu coś, co wyższe jest ponad wszelką rzeczywistość, choć w tym wyniesieniu dzięki sztuce zostało uczynione rzeczywistym”.
Nie ma żadnej dziedziny życia ludzkiego, w której Grecy nie byliby w swoim czasie pionierami i najznakomitszymi twórcami. Nie przypadkiem J. W. von Goethe zauważył: „Wśród wszystkich ludów Grecy byli tymi, którzy najpiękniej prześnili sen życia”... Nawet ich melodie ze świąt dionizyjskich zostały w XX wieku „reanimowane” przez Theodora Wiesengrunda Adorno i podbiły świat dzięki „Beatlesom”!

* * *

A w 212 roku p.n.e. Archimedes skonstruował, jako pionier w skali globalnej, broń laserową (laser = light amplification by stimulated emission of radiation), mianowicie złożony układ luster, który tak koncentrował odbite promienie Słońca, że drewniane okręty floty rzymskiej, zbliżającej się do greckich Syrakuz, wybuchały płomieniem jak pochodnie, rozpadając się na kawałki, a opancerzeni żołnierze, jak kamienie, opadali na dno.
W roku 1901 niedaleko od greckiej wyspy Antikithira na głębokości 60 metrów natrafiono na szczątki starożytnego statku handlowego z około 150-100 p.n.e., zmierzającego ongiś prawdopodobnie z Hellady do Rzymu. Wskazywały na to znalezione na pokładzie liczne posążki z brązu i marmuru oraz srebrne monety pochodzące z Pergamonu. Wszystkie znalezione pod wodą rzeczy umieszczono w Muzeum Archeologicznym w Atenach. Uwagę naukowców zwrócił na siebie i przez dłuższy czas (sto lat!) przyprawiał o przysłowiowy ból głowy niezwykły, wykonany z brązu przyrząd, pierwotnie zamknięty w drewnianej obudowie wielkości pudełka na buty. Opisywano go jako „najbardziej skomplikowany mechanizm świata starożytnego, jaki kiedykolwiek odkryto”. Znajdował się wtedy w kilku kawałkach: były to koła zębate różnych rozmiarów o dokładnie wyciętych trójkątnych trybach, zespolone w skomplikowane przekładnie, zdolne przenosić ruch z jednego walu na drugi. Wielu uważało, że jest to jakiś falsyfikat czy nieporozumienie, gdyż ludzkość ponad dwa tysiące lat temu nie była w stanie ani konstruować ani produkować aż tak złożonych urządzeń technicznych. Główne bowiem koło zębate posiadało 235 zębów (tyle księżycowych miesięcy składa się na cykl 19 lat słonecznych), drugie 127, trzecie 223 (każde 223 miesiące następuje zaćmienie Księżyca).
W 1958 roku naukowiec (fizyk i historyk) Derek de Solla Price doszedł do wniosku, że to urządzenie umożliwiało obliczenie czasu występowania przeszłych i przyszłych zjawisk astronomicznych, jak fazy Księżyca, zaćmienia Słońca, koniunkcje planet itp. Trzy różne tarcze służyć miały do oznaczania lat, miesięcy i dni odnośnych zjawisk, jak też obrazowały pozycje Słońca i Księżyca w określonym momencie.
W 1971 roku Price wykonał zdjęcia rentgenowskie mechanizmu oraz doszedł do wniosku, że był to skomplikowany kalkulator astronomiczny i pisał: „Nigdzie nie zachowało się nic podobnego do tego przyrządu... Z tego, co wiemy o nauce i technice epoki hellenistycznej, wynika, że takie urządzenie nie mogło wtedy powstać”. A przecież powstało. W 2006 roku grupa naukowców ponownie zbadała ten starogrecki przyrząd, lecz tym razem z pomocą nowoczesnego tomografa komputerowego, tworzącego trójwymiarowe obrazy rentgenowskie o wysokiej rozdzielczości. Okazało się, że mechanizm składał się z ponad trzydziestu zazębiających się kół i rzeczywiście służył do rachuby czasu i przewidywania różnych zjawisk astronomicznych. Był to techniczny model Układu Słonecznego, pozwalający ustalić miejsce i ruch Słońca, Księżyca, Merkurego, Wenus, Marsa, Jowisza i Saturna w dowolnym punkcie czasoprzestrzeni zarówno w przeszłości, jaki w przyszłości. Mechanizm mógł też dokonywać rozstrzygania dowolnych zadań matematycznych! Ustalono też, że nie było na nim żadnych oznak stosowania „metody prób i błędów”, z czego wynika, iż takie aparaty były produkowane seryjnie na podstawie wyjątkowo zaawansowanej i precyzyjnej wiedzy matematycznej, astronomicznej i technicznej. Wysunięto również hipotezę, że tego rodzaju przyrządy zostały zaprojektowane przez wybitnych uczonych greckich Posydoniusza, Hipparchosa (wynalazcy astrolabium) lub jeszcze za czasów Archimedesa, genialnego fizyka, matematyka i konstruktora; a później były coraz bardziej doskonalone. Niezbicie stwierdzono jednak tylko, że konstrukcję wykonali na wyspie Rodos co najmniej dwaj genialni mechanicy. Na kołach zębatych odczytano teksty naukowe w języku greckim, wskazujące dokładnie nie tylko na wielkość Słońca i Księżyca, ale i na ich zabarwienie. Mechanizm pozwalał na precyzyjne przepowiadanie kataklizmów kosmicznych oraz warunkowanych przez nie anomalii klimatycznych oraz na determinowane przez siły Kosmosu losy państw i jednostek ludzkich.
Europa „chrześcijańska” zdobyła umiejętność konstruowania i budowy tego rodzaju mechanizmów dopiero 1500 lat później. To jest jeden z dowodów na niesamowitość twórczego geniuszu Hellenów, najbardziej utalentowanego narodu w dziejach powszechnych.

* * *

Słynne Muzeum Aleksandryjskie było przez całe stulecia olbrzymim instytutem naukowym, utrzymującym na koszt państwa liczne rzesze uczonych, posiadającym wspaniałą bibliotekę (która na początku nowej ery osiągnęła 700 tysięcy tomów), zbiory zoologiczne, ogrody botaniczne, obserwatoria astronomiczne itd. Pracowali tam m.in. słynni uczeni: matematyk Euklides, astronom Ptolemeusz, geograf Eratostenes. To Grecy odkryli, że Ziemia jest globem szybującym w bezkresie kosmicznym oraz obliczyli jej ciężar i rozmiary.
Grecy byli autorami jednego z pierwszych alfabetów. Giambattista Vico (1668-1744) w dziele „Nauka nowa” powiada: „Nie przedstawia istotnej wartości twierdzenie niektórych uczonych, którzy dowodzą, że litery pospolite Grecy zapożyczyli od Hebrajczyków, gdyż nazwy liter u jednych i u drugich są te same; daleko właściwiej jest przypuszczać, że raczej Hebrajczycy naśladowali nazwy greckie niż odwrotnie... U Hebrajczyków bardzo późno powstała gramatyka, było więc rzeczą konieczną, że literaci hebrajscy nazwali litery hebrajskie imionami greckimi”... Robert Graves zaś w swych „Mitach greckich” dodaje: „Alfabet grecki był uproszczeniem hieroglifów kreteńskich. Uczeni w zasadzie zgadzają się obecnie, że alfabet pisany powstał w Egipcie w XVIII wieku przed Chrystusem na skutek wpływów kreteńskich. Odpowiada to tradycji zachowanej u Arystydesa i przekazanej przez Pliniusza, że Egipcjanin imieniem Menos („Księżyc”) wynalazł alfabet „na piętnaście lat przed panowaniem Foroneusa, króla Argos”. Istnieją jednak dowody, że zanim wprowadzono w Grecji zmodyfikowany alfabet przechowywany jako tajemnica religijna przez kapłanki księżyca – Io, względnie kapłanki Trzech Mojr”... Na ogół uznaje się jednak, że nie jest wiadomo, jakiej narodowości byli wynalazcy tzw. alfabetu „protosemickiego” (?). Przyjmuje się po prostu, że w procesie tym uczestniczyli Huryci, Hetyci i Indoirańczycy. Hipoteza ta nie wyklucza wpływu starszych systemów pisma niealfabetycznego: egipskiego, kreteńskiego, chińskiego i in. „Wynalazcy alfabetu musieli mieć poprzedników, a wynaleziony w Palestynie lub Syrii w drugim tysiącleciu p.n.e. alfabet musiał znajdować się pod wpływem pism Egiptu, Babilonii czy Krety” (Dawid Diringer, „Alfabet”). Powinno się więc rozróżniać między wynalazkiem pisma, które znane było wielu mniej lub bardziej cywilizowanym ludom Egiptu, Mezopotamii, Krety, Azji Mniejszej, Indii, Chin, Ameryki Środkowej, Cypru, Japonii, a wynalazkiem alfabetu, t.j. takiego pisma, gdy każdemu dźwiękowi odpowiada konkretna litera. A to był już wynalazek późniejszy, który stał się możliwy tylko na podstawie wcześniejszych osiągnięć. I wielu uczonych jest zdania, że tego kroku jako pierwsi dokonali właśnie Grecy.

* * *

Swoiste świadectwo mentalności, usposobieniu i hierarchii wartości etycznych Greków dają ich wyobrażenia sprzed 3 tysięcy lat, jak też ówczesne normy obyczajowe, polityczne i prawne (pisane i niepisane). Legendarną postacią jest w tej dziedzinie żyjący w IX wieku przed Chrystusem Likurg. Urodzony w Sparcie, w młodości wziął udział w szeregu wypraw wojennych oraz odbył podróże do Egiptu, Indii, prawdopodobnie też do Persji i Chin, jak również na Kretę, do Hiszpanii i innych stron, a wszędzie skwapliwie przyglądał się ustrojowi państwowemu, badał przepisy prawa i księgi mądrości. Po przemyśleniu mnóstwa poczynionych przez siebie obserwacji doszedł w końcu do głębokiego przekonania, iż pomyślność zarówno poszczególnej jednostki ludzkiej, jak i całych państw stanowi skutek czystości moralnej, powagi, rozumu, wewnętrznej jedności i zgody obywateli. Udało mu się też gros swych idei wprowadzić w życie.
I tak np. do rady starszyzny nakazał wybierać mężczyzn, którzy przekroczyli sześćdziesiąty rok życia i wyróżniali się stałościa usposobienia, chłodnym namysłem i rozwagą. Cały zaś ustrój Sparty za Likurga nabrał charakteru wybitnie arystokratyczno-wojskowego. Każdy znał w nim swe miejsce i swój obowiązek. W normach zaś prawa i w ich bezwzględnym egzekwowaniu widział najważniejszy środek wychowania obywateli, dlatego często się mówi, iż był ten władca pierwszym w dziejach Europy twórcą „państwa prawa”. Z definicji było to państwo totalitarne. I tak np. Likurg zakazał obywatelom Lacedemonu wyjazdów poza granice kraju i podróży na obczyznę, aby czasem nie zarazili się tam obcymi szkodliwymi obyczajami i nie przywlekli je ze soba powracając do Sparty, siejąc tu zgorszenie, nieuporządkowany tryb życia i niewłaściwe metody kierowania państwem. Co więcej, kazał wypędzać obcokrajowców, aby nie stali się tu nauczycielami zepsucia i krzewicielami głupoty. Uważał za jeszcze bardziej konieczne bronienie kraju przed złymi obyczajami niż przed przynoszoną z zewnatrz zarazą morową.
Surowo zakazano okazywania bogactwa i wszelkiego przepychu, noszenia wykwintnych szat i drogich ozdób, z tym, aby obywatele nie stali się wrogami względem siebie nawzajem z powodu zawiści i nie ulegli demoralizacji goniąc za złotem i srebrem. Wszelkie dążenie do nabycia i posiadania majątku uważano za przejaw niewybaczalnego prostactwa, amoralizmu i braku kultury. Nikt nie mógł tu żyć i postępować według swego widzimisię. Cały proces społeczny został oparty na zasadach obozu wojskowego, każdy czynił to, co mu czynić nakazano, czyli przede wszystkim ćwiczył w sztuce wojennej. Natomiast kategorycznie zakazano – jako hańbiących – wykonywania jakichkolwiek prac fizycznych, rolniczych czy rzemieślniczych, rezerwowanych wyłącznie dla ilotów, niewolników. Każdy wolny obywatel był w Sparcie zawodowym żołnierzem, a czas wolny od przygotowań do kolejnej kampanii wypełniało wspólne biesiadowanie i ucztowanie, korowody, tańce, chóralne śpiewy, myślistwo, uprawiania sportów.
Likurg wprowadził eugeniczne przepisy prawa, na których mocy nie tylko chłopcy, ale też dziewczyny spartańskie mogły, a nawet powinne były, uprawiać sporty w rodzaju biegów, zapasów, rzucania dyskiem i oszczepem, a to w celu, by były zdrowe, sprawne, silne – aby zarodek nowego życia w ich ciele, gdy przyjdzie na to czas, od samego początku rozwijał się sprawnie i aby same panie, rodząc dzieci, łatwo sobie z tym radziły. Udział zarówno zupełnie nagich chłopców i dziewczyn w uroczystych paradach pod muzykę ulicami miasta miał w nich budzić wzajemny zachwyt, przyciąganie i miłość, jak też chęć do zawarcia związków małżeńskich. Mało tego, ustawodawca zastosował, z jednej strony, szereg przepisów dyskryminujących zatwardziałych kawalerów, niechętnych małżeństwu, a z drugiej, promujących zakładanie rodziny i płodzenie dzieci – jako po prostu obowiązek obywatelski. Mężczyzna po trzydziestce, który nie założył rodziny, był pozbawiany prawa do udziału we wspólnych sympozjach i zabawach obywateli, często okazywano mu, jako przysłowiowemu trutniu, publiczne lekceważenie. Młode panie miały zachodzić w stan odmienny w wieku kwitnącym, nie za młodym, dojrzałym, ale nie „przejrzałym”. Kategorycznie zakazywano uprawiania seksu po zażyciu alkoholu, w stanie podenerwowania i przemęczenia. Pan młody miał być trzeźwy, wypoczęty, pełny sił, energii i miłosnego zapału. Zakazem objęto seks wyuzdany, grupowy, oralny i analny; uprawiać go dozwalano tylko nocą, pod przykryciem ciemności i nie za często. Dzięki tym przepisom miało nie dochodzić „przemęczenia nasienia”, do przesytu miłosnego i wzajemnego zniechęcenia partnerów. Powściągliwość, samodyscyplina, święte poczucie wstydu miały stale być obecne w sferze seksu.
Odrażającą cechę tradycji spartańskiej w pewnym okresie stanowiło jednak nie tylko, po cichu nieraz pochwalane, uprawianie homoseksualizmu, ale i dopuszczanie pedofilii, maskowanej pod „przyjaźń”… Co więcej, także adulter uznano za „nic złego”… Ustawodawca ogłaszał uczucie zazdrości, często towarzyszące miłości, za przestarzały zabobon i jak najbardziej dopuszczał stosunki pozamałżeńskie, o ile miały na celu spłodzenie zdrowego potomstwa. Jeśli zaś zdradzany mąż mścił się na kochanku swej połowicy, wyśmiewano go jako ciemniaka i głupca, a przy tym egoistę. Pochwalano natomiast sytuację, gdy np. starszy wiekiem mąż, widząc, że jego młoda żona puszcza oko do jakiegoś „przyzwoitego” młodzieńca, sam go do alkowy małżonki wprowadzał, a spłodzone w ten sposób dziecko uznawał za swoje. Z drugiej strony, jeśli jakiemuś „porządnemu” obywatelowi wpadła w oko cudza, „piękna i cnotliwa” żona, mógł po prostu poprosić męża o jej „udostępnienie” i zapłodnić ją swym nasieniem, jak się zapładnia żyzną glebę ziarnem – w celu zrodzenia dzieci, stanowiących „wspólny dorobek” tychże trojga osób. Przepisy te budziły drwiny i odrazę nie tylko cudzoziemców, ale też wielu Greków.
[Nie tylko zresztą w Sparcie państwo nakazywało obywatelom posiadanie licznego potomstwa, które uważano za główny cel rodziny. Także w niektórych innych miastach obywatele bezżenni doznawali szykan, natomiast ojcowie trzech, czterech i więcej synów byli publicznie nagradzani. Demostenes miał powiedzieć: „Hetery mamy dla przyjemności, dziewki dla posługi codziennej, żony zaś po to, aby rodziły nam prawe potomstwo i dobrze dom prowadziły”. Mimo łagodnych obyczajów dbano o honor rodziny. Kiedy ktoś powiedział filozofowi Stilponowi (ok. 320 p.n.e.), że jego córka swoim rozwiązłym trybem życia przynosi mu wstyd, odparł: „Na pewno wstyd mniejszy od zaszczytu, jaki ja jej przynoszę”. Eratostenes Scholastyk, myśliciel i poeta, pisał: „Dziewiczość – skarb drogocenny. Lecz gdyby wszyscy chcieli ją zachować, z oblicza ziemi zniknęłoby życie. Nie unikaj więc związku prawnego, załóż rodzinę, daj światu innego miast siebie śmiertelnika. Lecz od rozpusty uciekaj”... ].
Likurg jako pierwszy wprowadził w życie eugeniczną zasadę, iż płodzić potomstwo powinien nie byle kto, lecz tylko osoby zdrowe, bez obciążeń fizycznych i psychicznych. Postanowił również, iż dzieci nie są własnością rodziców, ale należą do totalności państwowej. Jakże bowiem można kwestie rozrodu pozostawiać ich własnemu biegowi, skoro nawet suki i kobyły kojarzy się z najlepszymi samcami w celu pozyskania najbardziej rasowego potomstwa, a żony ludzkie otacza się płotem i trzyma w zamknięciu, wymuszając, by rodziły dzieci tylko od swych mężów, nawet gdy są oni istotami bez mózgu, bez mocy, obciążeni wieloma latami? Dobre dzieci rodzą się tylko z dobrego nasienia, a ze złego – złe. Dlatego rasowe kobiety mają prawo uprawiać seks i rodzić potomstwo z każdym zdrowym, doborowym i „chętnym” mężczyzną… Schorowane natomiast, zdegenerowane, ułomne i niedołężne w ogóle prawa do prokreacji nie posiadają.
Po urodzeniu się dziecka ojciec nie decydował o jego wychowaniu; starszyzna klanu poddawała noworodka uważnym oględzinom i jeśli znajdowała go harmonijnie zbudowanym, zdrowym, krzepkim – nakazywała dalsze jego chowanie. Jeśli zaś noworodek okazywał się wątłym, mizernym, szpetnym, kalekim, niezdolnym do dalszego samodzielnego życia – kazano odnieść go na górskie urwisko Apotetów i wrzucić do przepasci, ponieważ takie jego życie nie byłoby potrzebne ani jemu samemu, ani rodzinie, ani społeczeństwu, skoro już na samym początku Los odmówił mu zdrowia i sił do kontynuowania żywota. Z tegoż względu położnica obmywała maleństwo nie wodą, lecz winem, przez co wystawiała je na próbę: ponoć dziecko chore na padaczkę i inne powazne dolegliwości takiej kąpieli nie wytrzymywało, a zdrowe tylko się hartowało i stawało się jeszcze mocniejsze.
Noworodków nie zawijano w pieluchy, aby nie krępować swobody ich ruchów, aby zasmakowali w wolności od pierwszych dni życia. Przyuczano jednak także od początku do tego, by dziecko nie było wybredne w jedzeniu, nie bało się ciemności ani samotności, by potrafiło powstrzymać płacz, swe uczucia, w szczególności gniew, by było odporne na ból. Wytrzymałość na niedogodności, trudy i cierpienie chłopców spartańskich stały się legendą. Opowiada się, że gdy pewien 11-letni chłopczyk złapał młodego liska i schował go pod płaszczem, a zwierzątko rozdzierało mu brzuch zębami i pazurami, nie dawał po sobie poznać, że coś go boli, okazując niezwykły hart ducha, aż ociekając krwią padł bez życia na ziemię.
Małymi dziećmi opiekowały się w specjalnych „żłobkach” karmicielki, sprowadzane często z Lakonii, słynącej z powściągliwości i samodyscypliny swych mieszkańców; niekiedy także rodzicom powierzano pełnienie tej doniosłej z państwowego punktu widzenia funkcji. Lecz gdy chłopcy osiągali siódmy rok, odbierano ich rodzicom, segregowano na oddziały i umieszczano w swego rodzaju koszarach, gdzie wdrażano do wojskowego trybu życia. Na czele oddziału stawiano chłopca wyróżniającego się inteligencją, enegią, siłą fizyczną, a pozostali winni byli okazywać mu bezwarunkowe posłuszeństwo. Dorośli nieustannie obserwowali, co się dzieje w obozie, zachęcali chłopców do bójek i wymyślali różne sposoby, by wyrobić w młodzieńcach wytrwałość, nieujarzmione dążenie do zwycięstwa, upór, odwagę i nawyk do posłuszeństwa dowódcy bez słowa sprzeciwu. Gdy któryś z malców coś nabroił, dowódca karał go ukąszeniem w duży palec.
Od 12-go roku życia chłopców zmuszano, by gołymi rękami zbierali sobie sitowie, na którym potem spali. Chowano ich bardzo surowo, pozwalano na umycie się tylko kilka razy w ciągu roku, zmuszano do chodzenia na bosaka w zimno. Pokarm musiały te dzieci sami dla siebie zdobywać w nocy, okradając ogrody, sady i spiżarnie nieopatrznych obywateli i niewolników. Siłą rzeczy musiała to być żywność bardzo marna i uboga, a chłopcy wychudzeni. Uważano zresztą, iż chudzizna sprzyja „wyciąganiu” się młodego ciała, jego intensywnemu wzrostowi, czyni sylwetkę piękniejszą, a mięśnie sprawniejszymi.
[Na marginesie należy zaznaczyć, że etyczną kulturę Hellenów cechowało zdrowe umiarkowanie i samodyscyplina, nigdy jednak nie posuwane do zgoła szaleńczych restrykcji. Ale też unikano wsechdozwoloności, opierając się zresztą na argumentach racjonalnych, naukowych, a nie na domniemanej woli bóstwa. Tak np. uczeni starogreccy (m.in. Arystoteles) dostrzegli zaskakujące (nawiasem mówiąc do dziś niewyjaśnione do końca) zjawisko tzw. telegonii, czyli występującej w przyrodzie prawidłowości, polegającej na tym, iż samce (od much zaczynając, a na reprezentantach gatunku ludzkiego kończąc) wpływają nie tylko na cechy dziedziczne swego genetycznego potomstwa, lecz także na cechy ewentualnych potomków tej samej samicy pochodzących od innych, późniejszych samców. Gdy np. rasowa suka odbędzie kopulację z przygodnym kundlem, to psuje swą krew na zawsze: dalsze jej potomstwo, rodzone z rasowymi psami, nigdy nie będzie czyste rasowo, lecz pozostanie skundlone, nienadające się do hodowli. Podobnież gdy rasową klacz pokryje zwykły koń, to samo będzie się działo z jej późniejszym potomstwem – nie będzie ono rasowe, ani nie będzie się nadawało do hodowli. Gdy zaś klacz skrzyżuje się z samcem zebry, to także jej źrebaki rodzone później od ogierów będą miały po bokach nieliczne paski. Będą to mieszańce, dziedziczace z reguły najgorsze cechy swych rodziców i „współrodziców”.
Starożytni Grecy zauważyli również, iż gdy np. pierwszy partner seksualny kobiety był odmiennej rasy, to jej późniejsze dzieci z partnerem tej samej rasy co ona, będą miały ślady rasy pierwszego partnera, nawet jeśli nie zaszła ona była z nim w ciążę. W jakiś nieznany sposób informacja molekularna zawarta w spermie pierwszego partnera przenika i wbudowuje się do kodu genetycznego samicy, pozostając w nim na zawsze, jest przekazywana później jej potomstwu, płodzonemu z innymi mężczyznami. Znane z „braku kompleksów”, czyli z rozwiązłości, studentki Moskwy nagminnie uprawiają seks z Murzynami, studiującymi w tym uniwersyteckim mieście, a potem wychodzą za mąż za rodaków jako „uczciwe dziewice”, lecz rodzą często dla swoich prawowitych białych mężów czarne, lub lekko podczernione, „pasiaste” dzieci. Dochodzi więc tam na tym tle do licznych rozwodów, skandali, nieporozumień. Każdy bowiem młody człowiek, który się ożenił z kobietą, która miała dzieci lub tylko uprawiała seks z jego „poprzednikami”, będzie nie więcej niż „współautorem”, współojcem swych dzieci, którym płocha matka przekaże informację genetyczną także każdego mężczyzny, któremu się oddawała przedtem. Jest to zjawisko dziedziczenia epigenetycznego, zwane też telegonią, a polegające na tym, że materiał biologiczny samca, który dostaje się do krwiobiegu samicy w trakcie kopulacji i w ciągu kilku tygodni po niej, wywiera wpływ na tejże samicy późniejsze potomstwo.
Wiedzieli o tym starożytni mędrcy arabscy, perscy, helleńscy, chińscy, hebrajscy, którzy kategorycznie zakazywali uprawiania seksu przed- i pozamałżeńskiego, akcentując zachowanie dziewictwa aż do ślubu jako chlubną cnotę i szlachetną wartość. W kulturze islamu poślubienie dziewczyny „używanej” uchodzi za rzecz niezwykle haniebną i młoda pani, która w ten sposób okłamała i nadużyła zaufania oraz miłości swego przyszłego męża, bywa karana pozbawieniem życia przez kamienowanie, powieszenie lub ścięcie. Okazuje się tedy w świetle nauki, że dbanie o zachowanie dziewictwa oraz czci małżeńskiej i przedmałżeńskiej to wcale nie jakiś „średniowieczny przesąd”, jak to zwykły nazywać wszetecznicy płci obojga, lecz oparte na rozumie, racjonalne i odpowiedzialne postępowanie].
Takie to własnie normy wprowadził Likurg do spartańskiej codzienności. Zresztą i sam nie tylko żył, ale i żywota dokonał zgodnie ze swymi zasadami. Gdy osiągnął wiek, w którym można było jeszcze żyć, ale i można było już umrzeć, postanowił z życiem dobrowolnie się rozstać, a nie go kurczowo i małodusznie się trzymać. Zaprzestał tedy przyjmowania pokarmów, twardo decydując, że śmierć prawdziwego męża stanu nie powinna pozostać bezużyteczna dla ojczyzny, czyli że nawet samo odejście z tego świata musi być nie bezwolnym poddaniem się losowi, lecz aktem postanowienia etycznego, godnego naśladowania. Przed śmiercią miał poprosić, by jego spopielone szczątki rozwiać nad morzem. Co tez uczyniono.
W ciągu kilku stuleci po śmierci Likurga Sparta dzięki ustanowionym przez niego prawom pozostawała najlepiej rządzonym, najbardziej stabilnym, silnym i dynamicznym państwem greckim.
Nie zabrakło zresztą i kontynuatorów dzieła Likurga. I to nie tylko w Sparcie. W VII wieku p.n.e. formułował swe twarde prawa pierwszy kodyfikator ustaw greckich Drakon. Za każdą przewinę, nawet drobną kradzież, nie mówiąc o poważnych zbrodniach, ten surowy mąż przewidywał tylko jedną karę: śmierć. Gdy go pytano, dlaczego tak postępuje, odpowiadał, że nie może wymyślić żadnej innej sankcji, ani surowszej, ani łagodniejszej. Było to logiczne w sytuacji przejścia od próżni prawnej do społeczeństwa ustawowo regulowanego. Drakon uważał, że zarówno prawa pisane, jak i rozkazy starszych, powinny być wykonywane bezwzględnie, ponieważ jeśli ktoś nie słucha poleceń rodziców lub przełożonych, nie będzie też słuchał praw stanowionych. Gdy więc np. lekarz zalecał pacjentowi abstynencję, a chory pił i wyzdrowiał, był karany śmiercią – za nieposłuszeństwo lekarzowi. To samo groziło nastolatkom, nie słuchającym poleceń rodziców. W ten sposób zaprowadzono w Grecji niemal idealny ład i porządek; stała się ona swego rodzaju „państwem prawa”, co z kolei umożliwiło racjonalne zarządzanie krajem, jego dynamiczny i wszechstronny rozwój, a następnie złagodzenie obyczajów i ustaw. W razie potrzeby jednak i później okresowo wprowadzano przepisy drakońskie, o ile stawało się to koniecznością.
Z kolei prawodawca Charon kazał żołnierzy, którzy uciekli z pola walki, przebierać na trzy dni w stroje kobiece i wystawiać ich do oglądu na plac miejski.
Król Sparty Teopomp, gdy mówiono mu, że kraj jego kwitnie ze względu na to, że umie dobrze rozkazywać, odpierał, iż raczej dlatego, że lud umie dobrze słuchać i wykonywać rozkazy.

* * *

Od czasów Likurga męstwo zawsze uchodziło w Helladzie za największą cnotę. Swego czasu (ok. 460 p.n.e.) wybitny filozof Zenon z Elei zawiązał spisek w celu obalenia tyrana Nearchosa. Sprzysiężenie wykryto i został uwięziony. Gdy wypytywano go o wspólników, wymienił wszystkich przyjaciół tyrana, aby mu dowieść, że nie ma sprzymierzeńców i wszyscy go opuścili. A na pytanie, czy ktoś jeszcze do spisku należał, odpowiedział Nearchosowi: „Ty sam, będąc przekleństwem państwa”... Gdy zaś go zbyt okrutnie torturowano, odgryzł sobie język i wypluł go w twarz kata. W ten sposób niejako potwierdził słuszność własnych nauk, mówiących m.in. o tym, że „filozofia uczy, jak gardzić śmiercią”.
Pewien historyk donosi, że Filip Macedoński założył podczas swego panowania nowe miasto i osiedliwszy tam najgorszych, tchórzliwych i najbardziej gburowatych ludzi nadał mu nazwę „Złygród”.
Profesor Henryk Skolimowski w „Medytacjach” słusznie zauważał: „Między wartościami, które Grecy szczególnie sobie cenili, był honor. Honor jako walor indywidualnego charakteru i honor jako walor spraw wielkich. Odwaga i bohaterstwo były niekiedy konsekwencjami honoru widzianego jako jedna z definiujących cech esencji człowieka. Aby okazać się prawdziwym człowiekiem, trzeba wykazać się honorem. Postawa honoru wymaga poświęceń, a niekiedy bohaterstwa. Ta cecha charakteru greckiego jest nam bliska”... Znajdowała różne wyrażenie. Ateńczycy i Spartanie np. nie prześladowali i nie zabijali uciekających z pola bitwy przeciwników; uważali za haniebne mordowanie tych, którzy już nie stawiają oporu. [Jakiż kontrast w stosunku choćby do Rosjan i Niemców, mordujących tysiące i tysiące wziętych do niewoli polskich oficerów w okresie 1939-1945!].
Poeta Dioskorid opiewał postawę Spartanki o imieniu Demenenta, której ośmiu synów pochowano jednocześnie po jednym z bojów. Matka nie wylewała łez i nie skarżyła się na los, miała tylko rzec: „Tobie dzieci swe urodziłam, ojczyzno”... Jedna z tzw. „dziewięciu poetek” starogreckich o imieniu Anita opiewała z kolei samobójczą śmierć trzech młodych dziewczyn z Miletu, które – aby nie dostać się w ręce szturmujących miasto Galatów – odebrały sobie życie... Także Antypater z Sydonu sławił w swym wierszu dwie mieszkanki Koryntu, matkę o imieniu Boiska i córkę jej Rodopę za to, że wybrały śmierć, aby nie dostać się w ręce wrogów oblegających miasto: matka przebiła córkę mieczem, a następnie sama udusiła się sznurkiem. Bo „lżejsza jest śmierć swobodna, niż los niewolniczy”... Cel wychowania moralnego w Helladzie polegał na tym, aby, mówiąc słowami Izokratesa, sprawić, by dobro stało się dla dzieci czymś przyjemnym, a zło czymś obrzydliwym.


* * *


W każdej kulturze współtwórcami wartości etycznych i intelektualnych są poeci, nie tylko zaś zawodowi filozofowie i uczeni, a tworzona przez nich mądrość nosi na sobie piętno natchnienia i swoistej „wysokości”. Nie dziwmy się więc słowom Fr. Nietzschego o tym, że „właściwymi filozofami Grecji są poprzednicy Sokratesa... Są to wszystko osobistości wytworne, stojące zdala od ludu i obyczaju, obyte ze zwyczajami różnych krajów, poważne aż do posępności, ze spojrzeniem nieśpiesznym, nie obce sprawom państwowym i dyplomacji... Nic nie daje tak wysokiego wyobrażenia o duchu greckim, jak ta nagła obfitość typów, jak ta mimowolna zupełność w postawieniu wielkich możliwości filozoficznego ideału”...
Najpierwszymi zaś spośród nich byli znakomici poeci Linos, Musajos, Eumolpos i Orfeusz, żyjący prawdopodobnie w X stuleciu p.n.e., oraz Hezjod i Homer, dwaj geniusze z IX wieku przed Chrystusem. Ojciec Hezjoda pochodził z miasta Kemy w Azji Mniejszej, gdzie należał do biedniejszych warstw społeczności greckiej. Następnie w poszukiwaniu chleba przeniósł się do Beocji i osiadł we wsi Askra, w której też przyszedł na świat jego genialny syn. Tu na zboczach legendarnego Helikonu (góry wieszczów greckich) chłopczyk pasał gęsi i kozy, wsłuchując się uważnie w eolskie melodie, płynące z pobliskiej szkoły śpiewaczej. Gdy wydoroślał, zaczął tworzyć jako poeta i filozof w jednej osobie. Jego „Prace i dnie” oraz „Teogonia” są wielkimi dziełami kultury światowej. Od początku był i zawsze pozostał twórcą ludowym, piszącym z pozycji tzw. „człowieka prostego” dla takichże „ludzi prostych”.
U niego Minerwa, bogini mądrości, uważa za swe ulubione zajęcie rzemiosło rękodzielnicze, tkactwo. To daje wiele do myślenia: prawdziwie boska wytworność polega na tym, aby uczciwie pracować w swym zawodzie, żyć cicho i spokojnie, stroniąc od przepychu, hałasu i złości tego świata. Hezjod uważał za należące do tego samego syndromu charakterologicznego wyniosłość i pychę, skłonność do szyderstw i pochlebstw, zakłamanie i chciwość, perfidię i rozpustę. Doradzał w stosunkach z silnymi tego świata daleko posuniętą ostrożność:
„Głupi, przeciw silnemu kto okoniem staje:
Nie zwycięży, a biedy i wstydu się naje”.
Droga wiodąca do cnoty, na pierwszy rzut oka jest przykrą, trudną i przepaścistą, przedstawia ona poty, znoje i różne trudy; dla tej też przykrości nie każdy jest w stanie wstąpić na nią i wedrzeć się aż na sam jej szczyt. Lecz kto się raz tam dostanie, ten stamtąd postrzega, iż przebyta droga jest piękna, równa, gładka i daleko przyjemniejsza, aniżeli druga, prowadząca do występku i grzechu. „Znój położyli i pot nieśmiertelni przed cnotą bogowie, i długo stromą piąć musisz się ścieżką i kamienistą z początku; lecz kiedy dosięgniesz jej szczytu, łatwo idziesz wtedy tą drogą, tak trudną.”

Cnoty i rozumu trzeba się jednak uczyć. A z tym bywa różnie:

„Ten najlepszy wśród ludzi, kto wszystko sam wyrozumie.
Dobry i ten, kto rady mądrej chętnie słuchać umie.
Lecz kto ani sam, co dobre, a co złe, nie widzi,
Ani ojcowskich słów nie słucha, jest najgorszym z ludzi”.

– „Pierwsi po Bogu są rodzice.
– Młodzież na rówieśników lubi zwracać oczy.
– Najlepiej trzymać miarę, strzec właściwych granic.

– Dobra żona to męża ozdoba prawdziwa,
Lecz złem największym ladacznica chciwa...
Żądna uciech, co męża, choćby był ze stali,
Wcześnie uczyni starcem i bez ognia spali.

– Pracuj w pocie czoła, pracuj, bracie miły,
Pracę bóstwa za dolę ludziom przeznaczyły.

– Smutki, niepokoje i przygnębienie wkradają się do komnat kobiecych dzięki zazdrości, zabobonom, ambicji oraz niewypowiedzianemu mnóstwu próżnych myśli.

– Gdy czas marnie upływa, zarobek upada,
Z dnia na dzień więc robota niech się nie odkłada:
Leniwi, opieszali nie napełnią zbożem
Swych stodół. Życie tylko pilnością utrzymywać możem,
Lecz w nędzy się starzeje człowiek opieszały.

– Złego zysku unikaj, zły zysk nie wzbogaca.
Szczęścia źródłem są tylko uczciwość i praca.

– Wyrodne dzieci rodziców się wstydzą.
– Tym prędzej człek się starzeje, im dręczon boleśniej.
– Zbyt dobre zdrowie jest często niebezpieczne, tak jak zbyt wielkie bogactwo.
– Do występku i do szubienicy wiedzie droga gładka i krótka”.

W świetle powyższych wypowiedzi Hezjoda widzimy, że niewątpliwie w dużym stopniu mylił się Max Scheler, gdy w tekście pt. „Duch pragmatyzmu i filozoficzne pojęcie istoty człowieka” zauważał: „Grekom brakowało ducha pracy, właściwego człowiekowi nowożytnemu. Ich uniwersum stabilnych, obiektywnych idei i form stanowiło w swej plastycznej, artystycznej harmonii treść światopoglądu, który z istoty swej wręcz wykluczał czynne, techniczne przekształcanie i ulepszanie świata. Przecież już sam w sobie rozumny i harmonijny świat nie potrzebuje żadnego rozumnego przekształcania! Kontemplowanie go i podziwianie ze czcią musiałoby być ostatecznym celem życia... W rzeczywistości przetransportowali oni jedynie na wszechświat sposób życia swego niepracującego stanu ludzi wolnych. To więc, co „prezentuje się” nam bez związku z możliwą pracą, nie może oznaczać dla nas „kosmosu” przenikniętego rozumem, podlegającego panowaniu idei i wieczystych form, lecz będący jego przeciwieństwem „chaos”, który niejako czeka na to, byśmy go wciąż na nowo poprzez naszą pracę określali i formowali”. Nie trzeba jednak zapominać, że Grecy nie oddzielali – w przeciwieństwie np. do mahometan – kontemplacji ładu kosmicznego od jego pozytywnego poznawania i dlatego dokonali imponującego postępu w rozwoju nauk przyrodniczych i matematycznych. Praca natomiast – w najszerszym znaczeniu tego słowa, także jako walka – była ich sposobem życia, ich żywiołem. Widać to zresztą w utworach Hezjoda i innych poetów helleńskich.

* * *

Jednocześnie z Hezjodem żył w Grecji wielki Homer, uważany za poetę wszechczasów, przedstawiany we wszystkich podręcznikach jako rzekomo ociemniały od urodzenia. Wydaje się jednak, że tak nie było, gdyż dwa wielkie jego dzieła, które przetrwały do naszych czasów, „Iliada” i „Odyseja”, pełne są tak barwnych, realistycznych opisów przyrody, pól, lasów, mórz, rozgwieżdżonego nieba, oddziałów wojskowych, rodzajów broni, szat żołnierzy, okrętów, że człowiek ślepy od urodzenia nigdy by nie mógł zauważyć tylu plastycznych szczegółów, linii, form i kolorów. Inna rzecz, że poeta mógł stracić wzrok w starości.
„Iliada” była ulubionym dziełem literackim Aleksandra Macedońskiego, który nie rozstawał się z tym poematem podczas swych dalekich wypraw wojennych i czerpał z niego dumę z kultury swego narodu, siłę ducha, wiarę w siebie i w wielkość swej ojczyzny. W dziełach Homera znajdujemy szereg trafnych i mądrych obserwacji psychologicznych i moralnych, z których garść przytaczamy poniżej:

„Bóg wojny dla wszystkich jednaki.
– Jedyna wróżba najlepsza – walczyć w obronie ojczyzny.
– Źle, gdy rządzi wielu, jeden musi być pan.
– Wstawaj rano; ranek ułatwia pracę.
– Kobietę zdobi milczenie.
– Tylko człowiek zły wciąż zmienia przyjaciół.
– O jednym należy mówić, o drugim milczeć.
– Nie kłam lekkomyślnie.
– Ze złymi się nie wdawaj, a z dobrymi nie wadź.
– Gdy ktoś zacznie cię złym słowem lub czynem krzywdzić, odpłać mu w dwójnasób.
– Siła człowieka – w winie.
– Nadmiar snu męczy.
– Świetnym skarbem człowieka jest umiar jego języka.
– Nie lżyj nikogo, bo wraz gorsze usłyszysz obelgi.
– Pilnie strzeż się na bliźnich nieść potwarzy brzemię.

– Nigdy potwarz, jeżeli ją uprawia mnóstwo,
Nie ginie całkiem; to też w swym rodzaju bóstwo.

– Gdy dom postawisz, zważaj, by dach nieczyszczony
Nie stał się siedliskiem krakającej wrony.

– Do jadła czy kąpieli nie użyj naczynia
Bez opłukania przedtem: złego to przyczynia.

– Mężczyzna niech się nie myje w łaźni niewieściej,
Bo z czasem może mu to przyczynić niemało boleści.

– Próżniak, co na nadzieję czczą jedynie liczy,
Bez środków do życia naje się goryczy.
Nadzieja nie wyżywi ubogiego człeka,
W pustym gadaniu tylko czas ucieka”.

W „Iliadzie” Homer m.in. opowiada: „Żona Projtosa, boska Antea, pragnęła namiętnie połączyć się z Bellerofontem w skrytej miłości. Jednak nie udało się jej namówić szlachetnego i rozsądnego młodzieńca. Uciekła się zatem do kłamstwa i powiedziała do króla Projtosa: – Zgiń, Projtosie, lub zabij Bellerofonta; zachciało mu się bowiem obcować ze mną miłośnie wbrew mojej woli.
Tak rzekła, króla zaś ogarnął gniew, gdy to usłyszał. Wolał go nie zabijać – obawiał się bowiem zemsty bogów – lecz wyprawił do Licji, wręczywszy mu składaną tabliczkę; napisał na niej wiele zgubnych znaków, śmierć przynoszących. Polecił Bellerofontowi, aby je przekazał jego teściowi; temu zaś polecił, aby zgładził młodzieńca”. Miała to być ilustracja do tego, jak perfidne, zepsute i niebezpieczne bywają niektóre panie.
Sława Homera była tak olbrzymia, że po jego zgonie siedem miast greckich walczyło o prawo do bycia jego ojczyzną: Argos, Ateny, Itaka, Keos, Kolofon, Pilos, Smyrna.

* * *

Wybitnym poetą i myślicielem był żyjący w VI wieku p.n.e. Teognis z Megary, autor „Elegii” i „Dystychów”. Wydany w Niemczech „Corpus Theognidem” zawiera prawie 1400 wierszy i fragmentów. Większość utworów poeta poświęcił swemu młodemu przyjacielowi o imieniu Kyrnos i w ten sposób uwiecznił jego imię. Najsłynniejszym bodaj porzekadłem Teognisa było zdanie: „Unikaj nadmiaru, to jest ze wszystkiego najlepsze.”

[Trzeba przyznać, że umiarkowanie było w oczach Greków jedną z najwartościowszych cnót, którą sławili nie tylko filozofowie, ale i poeci, w tym także ów anonimowy ze znanego zbiory epigramatów Planuda, który napisał:

„Wszystko, co ponad miarę – bezpożyteczne.
Gdyż ponad miarę i miód staje się żółcią”.]

A oto dalsze gnomy Teognisa:
„Szczęście czy nieszczęście, rozważaj je i znoś cierpliwie.

– Tylko od zacnych nauczyć się możesz zacności; a gdybyś z ludźmi podłymi chciał żyć,
Zdrowy zatracisz wnet sąd i się w bagno pogrążysz podłości.

– Szybko przy wina kielichu puszczam swe troski w niepamięć.
I nie targają już mną plotki złośliwe i fałsz.
Lecz smuci się serce, że młodość powoli odchodzi.
Płaczę, bo starość schylona powoli do mnie podchodzi.

– Byłoby dla cię najlepsze, w ogóle nie przyjść na świat, śmiertelniku,
I nie oglądać promieni dnia słonecznego.
Aleś się skoro urodził, przejdź jak najprędzej przez bramę Hadesu
I pochowany pod ziemią głęboko na wieki spoczywaj.”

[2700 lat później jak echo tej smutnej prawdy odbiją się słowa Lwa Tołstoja ze „Spowiedzi”: „Nie ma co się oszukiwać. Wszystko jest marnością. Szczęsliwy, kto się nie urodził, śmierć lepsza od życia”.].

Szczęśliwy, kto schodzi do Hadesu,
Zanim podjął beznadziejną walkę ze światem,
Kto nie drżał przed wrogiem, nie popełnił wymuszonej zbrodni,
I nie zaznał zdrady ze strony przyjaciół.

– Dobrze jest umrzeć młodo,
Lepiej – zaraz po urodzeniu,
Najlepiej zaś w ogóle się nie narodzić
I nie przychodzić na ten okrutny świat”.

[Reminiscencje tego filozoficznego pesymizmu znajdujemy co rusz w późniejszej myśli europejskiej, i nieraz w miejscach dość nieoczekiwanych, jak np. u neofity Soerena Kierkegaarda w książce „Albo – albo”: „Szczęśliwy jest ten, kto umiera. Szczęśliwy, kto umiera w starości; szczęśliwy ten, kto umiera w młodości; a jeszcze szczęśliwszy ten, kto umarł w chwili urodzenia; a najszczęśliwszy taki, który się wcale nie urodził”. – I nie musiał pokutować na tym świecie wpośród beznadziejnych trudów, nieskończonych łajdactw, niezasłużonych cierpień. Podobnie czuł Wacław Potocki, gdy kreślił słowa:

„Kto się rodzi na ten świat, ten umiera pewnie,
Więc się rodzących ludzi płakać trzeba rzewnie,
Nie dopiero, gdy pomrą.”

Teognis zaś dalej powiada:

„To, co było złem u dobrych, stało się „dobrym” u niskich.
Rządzą przemocą. Nie ma już wstydu.
Niesprawiedliwość i bezczelność triumfują nad prawem
I rozciągają swą władzę szeroko nad ziemią.

– Gdyby to można rozum sporządzić i włożyć do głowy,
Nigdy by z ojców cnych marny nie rodził się syn.
Słuchałby bowiem zbawiennych pouczeń. Niestety, nauki
Nic nie poradzą tu: dobrych nie zrobisz ze złych.

– Nie smuć się za bardzo i nie raduj nadmiernie,
Znoś wszystko spokojnie.
Mąż znakomity wie,
Że wszystko przeminie jak wiatr.”

* * *

Postacie półlegendarnych, choć przecież historycznych, siedmiu mędrców greckich stoją niejako u samych źródeł całej filozofii europejskiej. Wśród ich imion wymienia się najczęściej Talesa z Miletu, Pittakosa z Mityleny, Biasa z Priene, Solona z Salaminy (zwanego Ateńczykiem), Kleobulosa z Lindos, Chilona ze Sparty, Periandra z Koryntu, ale też Anacharsisa, Epimenidesa i in. Mieli oni być autorami niezwykle trafnych lapidarnych wypowiedzi, zwanych „gnomami”, a ujmujących świat, życie i ludzi w celny i mądry sposób.

Solon z Salaminy (ok. 635-560 p.n.e.) był wybitnym mężem stanu, poetą, prawodawcą i myślicielem, który zreformował i skodyfikował wcześniejsze ustawodawstwo ateńskie, wprowadzając do kodeksu i praktyki wiele mądrych rozstrzygnięć. Jest uważany za ojca europejskiej demokracji i kultury politycznej. Jego przepisy zabraniały m.in. pożyczek na procent czyli lichwy, tym samym broniąc ludność przed nędzą i przed wyzyskiem ze strony pasożytniczych „bankowców”. [Później tę zasadę przejęła doktryna chrześcijańska i islamska]. Solon wprowadził też prawa, na mocy których np. ten, kto wybił w bójce oko innemu, był karany wyłupieniem obydwu oczu; urzędnik państwowy przyłapany na pijaństwie, był karany śmiercią, gdyż pozbawiał siebie rozumu, tego największego daru bogów, niezbędnego do prowadzenia spraw społecznych; za kradzież – kara śmierci; państwo powinno żywić i wychowywać dzieci tych, którzy polegli na wojnie; jawni rozpustnicy nie mają prawa przemawiać do ludu i piastować stanowisk państwowych; kto nie łożył na utrzymanie rodziców, był pozbawiany wszystkich praw obywatelskich i albo wypędzany z państwa, albo przekształcany w niewolnika; kto próżnował, był powoływany przed sąd i zmuszany do robót publicznych. [W III Rzeszy Niemieckiej obowiązywał przepis o odpowiedzialności karnej za „wstręt do pracy” („Arbeitshass”)].
Solon również nakazywał, aby każdy mąż nie rzadziej niż trzy razy na miesiąc miał stosunek seksualny ze swą żoną; nie dla przyjemności wszelako, lecz po to, by w ten niezawodny sposób małżeńska więź odnawiała się przez czułość wbrew nagromadzającym się z biegiem czasu nieporozumieniom i pretensjom... I wreszcie jemu się przypisuje wprowadzenie tak zwanego prawa „amnezji”, zakazującego – pod groźbą kary śmierci – po zakończeniu wojny domowej wypominać komukolwiek spośród współobywateli jakieś grzechy i czyny z przeszłości; gdy wojna skończona, wszyscy powinni solidarnie i zgodnie budować wspólne dobro – Ojczyznę.
Legenda donosi, że gdy Solon po utracie syna opłakiwał jego śmierć, a ktoś powiedział mu, że to nie pomoże, odparł: „Właśnie dlatego płaczę, że to nic nie pomoże”.
Politykowi, który skarżył mu się w liście na to, że ma wielu wrogów, odpisał: „Najłatwiej byś się pozbył trwogi, gdybyś się zrzekł władzy”.
Przypisuje mu się następne wypowiedzi:
„Czcij Boga, szanuj rodziców.
– Uważaj cnotę za bardziej godną zaufania niż przysięgę.
– Nie kłam i nie przysięgaj krzywo.
– Uważać kogoś za szczęśliwego, zanim nie umarł, to to samo, co uważać za zwycięzcę kogoś, kto toczy z niebezpiecznym wrogiem bój na śmierć i życie, a wynik walki nie jest jeszcze przesądzony.
– Dąż do tego, co warte jest dążenia.
– Nie doradzaj tego, co najprzyjemniejsze, lecz to, co najlepsze.
– Kieruj się rozumem.
– Tylko ten może rządzić innymi, kto potrafi kierować sobą.
– Nic ponad miarę.
– Nie przestawaj ze złymi, oni nie mogą być przyjaciółmi.
– Nie opowiadaj o tym, czegoś nie widział.
– Zamilcz o tym, co wiesz.
– Prawa są podobne do pajęczyny: jeżeli dostanie się do niej stworzenie małe i słabe, nie może się wydostać, ale większe i silniejsze rozerwie ją i poleci dalej; małych złodziei się karze, wielkim się kłania.
– Nie bądź sędzią; w przeciwnym bowiem razie znienawidzi cię człowiek schwytany na występku.
– Unikaj takiej rozkoszy, która rodzi smutek lub wstyd.
– Nie pozyskuj zbyt szybko przyjaciół, a tych, których pozyskasz, nie odtrącaj szybko.
– Naucz się sztuki rządzenia, ucząc się być posłusznym.”

* * *

Chilon (zm. ok. 560 p.n.e.) był także wybitnym politykiem. Na pytanie „co jest trudne?” odparł: „Zamilczeć to, co powierzono w tajemnicy; wykorzystać dobrze wolny czas; umieć znosić krzywdy”. Miał też być autorem następujących maksym:
„Szanuj podeszły wiek.
– Strzeż się samego siebie.
– Nie śmiej się z cudzego nieszczęścia.
– Nikomu nie groź, bo to cecha kobiet.
– Naucz się być dobrym gospodarzem we własnym domu.
– Powściągaj gniew.
– Pijąc, nie mów wiele, bo powiesz głupstwo.
– Nie obmawiaj bliźnich, tylko wtedy usłyszysz, kto ciebie obmawia.
– Uważaj za szczęśliwego tego, kto już umarł.
– Nienawidź człowieka, zajmującego się niepotrzebnie cudzymi sprawami.
– Wybieraj raczej stratę niż haniebny zysk; strata raz ci sprawi przykrość, a taki zysk zawsze.
– Nawet najrozumniejszemu filozofowi trudno odpowiadać na głupie pytania.
– Niech twój język nie wyprzedza myśli.
– Panuj nad namiętnością.
– Nie podejmuj się rzeczy niemożliwych.
– Nie wymachuj ręką, jest to bowiem rzecz nierozumna.
– Nie mów źle o zmarłych.
– Dla jedynowładców nawet ich własny dom jest niepewny i szczęście ma tyran, który umiera we własnym domu naturalną śmiercią.
– Urządzaj skromną ucztę weselną.
– Bądź posłuszny prawom.
– Staraj się żyć spokojnie.”
Zmarł Chilon z radości, uściskając syna z powodu zwycięstwa odniesionego w walce na pięści; był wówczas w podeszłym wieku.

* * *

Kleobulos z Lindos (ok. 600), mędrzec, wyróżniał się siłą i urodą; miał córkę poetkę. Jego sentencje to:
– „Ze wszystkiego najlepszy jest umiar.
– Miej cnotę za swą towarzyszkę, a zło za wroga.
– Unikaj wyrządzania ludziom krzywdy.
– Nie stosuj nigdy przemocy.
– Starannie wychowuj swe dzieci.
– Raczej się wiele uczyć niż być nieukiem.
– Panować nad rozkoszą.
– Nic nie robić na siłę.
– Wroga ludu uważać za nieprzyjaciela.
– W obecności innych ani nie kłócić się z żoną, ani jej zbytnio schlebiać; pierwsze jest gorsze, ale drugie może doprowadzić do utraty rozumu.
– Nie karać domowników po pijanemu; w przeciwnym bowiem razie będziesz uchodził za awanturnika.
– Bierz za żonę dziewczynę z równych sobie; jeśli bowiem poślubisz znakomitszą, będziesz miał panów, nie krewnych.
– Nie śmiej się z mowy kogoś, kto wyszydza innych; znienawidzą cię bowiem ci, którzy są wyszydzani.
– W powodzeniu nie bądź wyniosły, w niedostatku nie poniżaj się.
– Córki należy wydawać za mąż we właściwej porze, kiedy mają wiek dziewczyny, a umysł kobiety.
– Przyjaciołom należy dobrze czynić, aby stali się jeszcze lepszymi przyjaciółmi, a nieprzyjaciołom należy także dobrze czynić, aby pozyskać ich przyjaźń”.

* * *

Bias z Priene (ok. 570 p.n.e.) był mówcą i politykiem. Zmarł w sądzie, gdy pewnego dnia, będąc już w sędziwym wieku, bronił kogoś i po wygłoszeniu mowy skłonił głowę na piersi swego wnuka, który siedział obok. Werdykt padł na jego korzyść, ale stwierdzono, że obrońca już nie żyje. Państwo wyprawiło mu wspaniały pogrzeb. Przypisuje mu się następujące spostrzeżenia i maksymy:
„Nie mów szybko, bo to dowodzi braku rozumu.
– Od młodości do starości staraj się zachować mądrość, bo jest najniezbędniejszym i najpewniejszym spośród wszystkich innych dóbr.
– Ludzie w większości są źli.
– Człowiek przeglądający się w lustrze, o ile wyda się piękny, powinien czynić to, co jest piękne; a jeśli wyda się brzydki, powinien naprawić braki urody dążeniem do ideału piękności w postępowaniu.
– Strzeż się głupoty.
– Zanim coś zaczniesz, zastanów się.
– Myśl o tym, co masz czynić.
– Człowieka zasługującego na wzgardę nie chwal dla jego bogactwa.
– Nieszczęśliwy jest ten, kto nie umie znosić nieszczęścia.
– Lepiej rozstrzygać spór między nieprzyjaciółmi niż między przyjaciółmi, bo rozsądzając na rzecz jednego przyjaciela, traci się drugiego, rozsądzając zaś swych nieprzyjaciół zyskuje się jednego przyjaciela.
– Kiedy człowiek pracuje z przyjemnością? – Gdy ma z tego korzyść.”

* * *

Pittakos z Mityleny żył około roku 600 p.n.e. Był dowódcą wojskowym i politykiem. Przez dziesięć lat rządził w Mitylenie; zaprowadził ład, spokój i porządek; po czym złożył rezygnację, zrzekł się władzy i zaszczytów, żyjąc przez dalsze dziesięć lat jako zwykły obywatel. Gdy miał pełnię władzy nad życiem współobywateli, przyprowadzono do niego skrępowanego powrozami miedziorytnika, który przed chwilą zabił toporem jego syna, Pittakos – po wysłuchaniu – kazał go uwolnić z więzów, mówiąc: „Lepiej teraz przebaczyć niż później żałować... Przebaczenie jest lepsze niż zemsta”... Jego nauki są następujące:
„Dbaj o prawdę, wierność, wiedzę, zręczność, przyjaźń, staranność.
– Sam nie czyń tego, co potępiasz u innych.
– Kochaj wstrzemięźliwość.
– Nie szydź z nikogo w jego nieszczęściu.
– Znaj odpowiednią chwilę.
– Nie mów, co zamierzasz uczynić, w przypadku bowiem niepowodzenia zostaniesz wyśmiany.
– Znoś cierpliwie drobne przykrości od innych.
– Nie mów źle o przyjacielu, ani dobrze o wrogu.
– Zysk nie zna miary.
– Człowiekowi, który po pijanemu dopuścił się przestępstwa, należy wymierzyć podwójną karę.
– Nie mów źle o przyjacielu, ani też o nieprzyjacielu.
– Chwal także i wroga, jeżeli na to zasługuje.”

* * *

Periander z Koryntu (ok. 625-585 p.n.e.) pochodził z arystokratycznego rodu Herakleitów. Był politykiem i władcą ojczystego miasta. Wrogowie rozpowszechniali o nim m.in. – prawdopodobnie fałszywą – pogłoskę, że jego matka zakochała się w nim i oddawała się miłości cielesnej z własnym synem, a i on miał znajdować w tym przyjemność. Gdy wyszło to na jaw, stał się srogi dla wszystkich z tego właśnie powodu. Opowiadano również, że gdy mu fałszywie doniesiono o rzekomej zdradzie żony, zabił ją kopnięciem nogi w brzuch, gdy była w ciąży. A gdy syn płakał nad matką, kazał go wysłać na wygnanie. Kiedy zaś fałsz wyszedł na jaw, rozkazał spalić żywcem tych, którzy przynieśli mu to potworne oszczerstwo. Syna mu zabito, gdy czując zbliżającą się śmierć, posłał po niego na wyspę, na której odbywał samotne zesłanie. Podobno na pytanie, dlaczego trzyma się urzędu tyrana, odpowiedział, że niebezpiecznie jest zarówno dobrowolnie ustąpić, jak i wbrew woli utracić władzę.
W „Dziejach” Herodota z Halikarnasu czytamy: „GdyPeriander zabił swą małżonkę Melissę, zdarzyło się, że prócz tego nieszczęścia spadło na niego jeszcze inne. Miał on z Melissą dwóch synów [Kypselosa i Lykofrona], z których jeden liczył siedemnaście, drugi osiemnaście lat. Tych wezwał do siebie dziadek ze strony matki, Prokles, władca Epidauros, i uprzejmie ich podejmował, co było naturalną rzeczą wobec dzieci jego córki. Lecz kiedy ich z powrotem odsyłał, rzekł do nich na odchodnym: – Czy wiecie, wy, chłopcy, kto zabił waszą matkę? – Na to powiedzenie starszy z nich wcale nie zwrócił uwagi, młodszego jednak, imieniem Lykofron, tak boleśnie ono dotknęło, że po przybyciu do Koryntu ani nie przemówił do ojca, jako do domniemanego mordercy matki, ani nie wdawał się z nim w rozmowę, gdy ten ją wszczynał, a na jego pytania nie odpowiadał. Wreszcie uniesiony gniewem Periander wygnał go z domu.
Wygnawszy go zapytał starszego syna, o czym właściwie dziadek z nimi rozmawiał. Ten opowiadał tylko, jak uprzejmie ich przyjął, ale owych słów, które Prokles wyrzekł na pożegnanie, nie pamiętał, lub udawał, że nie pamięta, ponieważ nie zwrócił na nie uwagi. Periander jednak utrzymywał, że niemożliwe, by dziadek im czegoś nie podszepnął, i nie przestawał go dalej badać, aż syn wyznał, o czym dziadek mówił. Periander, nie chcąc wykazać pobłażliwości, którą obywatele uważali by za słabość, posłał gońca do ludzi, u których wygnany syn przebywał, i zabronił im przyjmować go w domu. Ilekroć więc przepędzany do innego zawitał domu, także stamtąd go wyganiano, gdyż Periander zagroził tym, którzy by go przyjęli, i kazał go trzymać z dala. Tak więc tropiony szedł od jednego do drugiego domu swych przyjaciół, którzy mimo wszelkich obaw niekiedy przyjmowali go, ponieważ był synem Periandra.
Wreszcie wydał Periander publiczne ogłoszenie: kto by jego syna podjął w swym domu albo doń przemówił, ten musi uiścić wysoką grzywnę. Wobec takiego ogłoszenia nikt nie chciał już z młodzieńcem rozmawiać ani go w domu przyjmować; on sam zresztą nie uważał za słuszne, żeby zakaz przekraczać, i stale włóczył się po krużgankach. Któregoś dnia ujrzał go Periander, całkiem zmarniałego od głodu, chłodu i brudu, wtedy zlitował się nad nim i rzekł: – Mój synu, jakiż wybór jest lepszy: czy żyć w obecnym twym stanie, czy jako posłuszny ojcu syn przejąć panowanie i wszystkie te dobra, które ja teraz posiadam? Jak mogłeś ty, mój syn i książę bogatego Koryntu, obrać życie włóczęgi, przeciwstawiając się w gniewie temu, wobec kogo najmniej się to godziło? Wszak jeśli w tym wypadku zdarzyło się nieszczęście, które skierowało twoje podejrzenie przeciwko mnie, to mnie właśnie to nieszczęście dotknęło najbardziej... Ale ty teraz doświadczyłeś, o ile lepiej być godnym zazdrości niż politowania, a zarazem, co to gniewać się na rodziców i na potężniejszych. Chodź więc z powrotem do domu. – Tymi słowy chciał go Periander ująć, ale on nic ojcu nie odpowiedział, jak tylko, że winien Bogu grzywnę za to, że wdał się z nim w rozmowę. Wtedy poznał Periander, że zło, które opanowało jego syna, jest nieuleczalne i nie do przezwyciężenia, wysłał więc go precz ze swych oczu na okręcie do Kerkyry, która także należała do jego państwa. Potem wyruszył w pole przeciw swemu teściowi Proklesowi, jako głównemu winowajcy tego nieszczęścia, zdobył Epidauros i wziął samego Proklesa do niewoli.
Kiedy z biegiem lat Periander zestarzał się i doszedł do przekonania, że nie może już doglądać spraw państwa, posłał do Kerkyry i powołał Lykofrona do objęcia rządów (w starszym synu nie widział po temu zdolności, bo wydawał mu się nieco tępy). Ale Lykofron nie uznał nawet godnym odpowiedzi na słowa gońca. Wtedy Periander, który przywiązany jednak był do młodzieńca, wysłał doń za drugim razem siostrę, swą córkę, sądząc, że jej usłucha. Ona przybyła i powiedziała: – Drogi bracie, czy wolisz, żeby rządy innym przypadły, a majątek ojca rozdrapano niż żebyś wrócił i sam wszystko posiadł? Wracaj do domu i przestań sam siebie karać. Duma jest złą właściwością. Nie lecz zła złem, bo to nic nie da... Panowanie to rzecz zwodnicza, a jednak wielu ma zwolenników, ojciec zaś już jest starcem i życie ma poza sobą; nie oddawaj obcym swej własności. – Tak ona w poruszających słowach do niego mówiła, jak ojciec ją pouczył. A on odpowiedział, że nigdy do Koryntu nie powróci, jak długo będzie słyszał, że ojciec jeszcze żyje. Gdy siostra wróciła z tą wiadomością, wysłał Periander za trzecim razem herolda i był gotów sam pójść do Kerkyry, a za to miał Lykofron przybyć do Koryntu i zostać jego następcą”... Niebawem król jednak w strapieniu i smutku żywota dokonał, a powracającego z zesłania Lykofrona skrytobójczo zamordowali po drodze zdradzieccy dworacy.
Maksymy Periandra są następujące:
– „Dobrą sprawą jest spokój, niebezpieczną porywczość.
– Zysk jest rzeczą szpetną.
– Karz nie tylko tych, którzy popełnili występek, ale i tych, którzy dopiero noszą się z tym zamiarem.
– Ukrywaj swoje niepowodzenie, abyś nie sprawił radości wrogom.
– Lekkomyślność bywa niebezpieczna.
– Rozkosze szybko mijają, cześć i cnota trwają wiecznie.
– Uczyń siebie godnym rodziców.
– Bądź taki sam dla przyjaciół zarówno w ich szczęściu, jak i w nieszczęściu.
– Dotrzymaj tego, co dobrowolnie przyrzekłeś; podłą jest rzeczą wykroczyć przeciwko tej zasadzie.
– Karć, poprawiaj, skoro tylko zostaniesz przyjacielem.
– Prawa przyjmuj stare, ale pokarmy świeże.
– Nic nie czyń dla pieniędzy.
– Wiadomości powierzonych w tajemnicy nie ujawniaj.”
Tradycja głosi, że bliskim przyjacielem Periandra był słynny tyran Trazybulos, do którego on pewnego razu wysłał gońca z zapytaniem, jak ma rządzić Koryntem. I rzeczywiście, zachował się wymowny list tyrana do filozofa, w którym czytamy: „Posłańcowi twojemu nie dałem żadnej odpowiedzi: zaprowadziłem go na pole zasiane zbożem i ścinałem kijem zbyt wysokie kłosy, a on szedł za mną...(...) Ty także tak czyń, jeżeli chcesz się utrzymać przy władzy. Wybijających się obywateli niszcz, czy ci się wydają wrogami czy nie. Bo dla władcy podejrzanymi stają się często i przyjaciele”... Wiadomo, przecież zdradzają nas tylko ci, którym ufamy, czyli przyjaciele.

* * *

Epicharm z Kos (ok. 550-460 p.n.e.) był poetą i filozofem. Miał powiedzieć:
„Tylko rozum widzi i tylko rozum słyszy; wszystko inne jest głuche i ślepe.
– Ręka rękę myje: daj coś, a zaraz też coś dostaniesz.
– W słowie ci wszystko wychodzi dobrze, w czynie nie bardzo.
– Człowiek przezorny powinien myśleć nie potem, lecz przedtem.”

* * *

Heraklit z Efezu (ok. 544-484 p.n.e.) już w dzieciństwie wzbudzał podziw swymi zdolnościami. Nie chciał uczęszczać do jakiejkolwiek szkoły, gdy zaś mu czyniono z tego zarzut, odpierał: „Wielka uczoność nie daje rozumu”. Kształcił się jednak samodzielnie dużo czytając i przysłuchując się rozmowom starszych ludzi, stając się wreszcie jednym z najświatlejszych obywateli Hellady. Gardził mieszkańcami Efezu, w oczy nazywał ich świńmi za chciwość i pogoń za przyjemnościami fizjologicznymi: „Świnie rozkoszują się raczej błotem niż czystą wodą”. Istotnie, cóż tym zwierzętom po czystej wodzie? Już jako dorosły Heraklit ostentacyjnie wolał przebywać z małymi dziećmi, od których – jak mawiał – nie oczekiwał głupstwa i podłości. Lubił samotność, być może właśnie dlatego, że się świetnie znał na ludziach. Nawet o lekarzach mówił tylko tyle, że „chorych krajają, przypiekają i na różne sposoby torturują, jeszcze nagrody za to żądają, choć przecież nie zasługują na żadne wynagrodzenie, bo robią to samo, co choroby”, czyli wpędzają pacjentów do grobu. Nie dziw więc, że medycy, gdy zwrócił się do nich o pomoc po zapadnięciu na puchlinę wodną, odpowiedzieli, że tego leczyć nie potrafią; a wtedy będąc sam sobie lekarzem, umarł zakopany w oborze w ciepłym nawozie, który miał mu wypocić chorobę. Klemens z Aleksandrii podaje natomiast w „Kobiercach”, że wygnał z domu lekarzy, którzy przyszli do niego, by mu pomóc; położył się goły w słonecznym miejscu, by wyzbyć się w ten sposób wody z organizmu. Rozszarpały go jednak własne psy, które nie poznały swego pana w tym spuchniętym stanie.
W rozprawie „Typy światopoglądów” Wilhelm Dilthey pisał o Heraklicie: „Filozof czyni przedmiotem swej refleksji to, co jest mu bliskie, co stale i na co dzień otacza go, co jest zawsze takie samo. Być świadomym tego, co nam się zdarza: tak właśnie przedstawiony zostaje głęboki spokój umysłu, w którym oczywiste dla przeciętnych ludzi zjawiska biegu świata stają się dla prawdziwego filozofa przedmiotem zdumienia i namysłu. Za pomocą tej metody kontemplacyjnej ujmował Heraklit bieg wszechświata jako wszędzie jednakowy – jako nieustanną płynność i nietrwałość wszystkich rzeczy, w każdym zaś jego momencie ład odpowiadający myśli. Tak oto tragiczne poczucie nieustannego przepływu czasu, w którym teraźniejszość jest i jednocześnie już nie jest, zanika wobec poczucia, że pośród tej ciągłej płynności biegu świata mają w nim miejsce trwałe prawidłowości”. Zupełnie słuszne to spostrzeżenie niemieckiego filozofa.
Heraklit mianowicie twierdził, że wszystko powstaje z oparów ziemi i morza; z czystych i jasnych oparów rodzi się ogień, który jest zasadą, substancjalną energią i dynamicznym pratworzywem świata. Jest on też źródłem powszechnej zmienności, nieustającego ruchu, stawania się i przemijania. „Tego świata – pisał – jednego i tego samego świata wszechrzeczy, nie stworzył ani żaden z bogów, ani żaden z ludzi, lecz był on, jest i będzie wiecznie żywym ogniem, zapalającym się według miary i według miary gasnącym”... [Wydaje się, że to wyobrażenie Heraklita w jakiś sposób koresponduje ze zdaniem z chińskiej „Księgi Świadomości i Życia”: „Kształty, jakie przybiera duch-ogień, to tylko puste barwy i formy”, powstające i niebawem znikające bez śladu].
– „Wszystko płynie, wszystko się zmienia, i nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki.
– Wszystko się dzieje według przeznaczenia.
– Nie mnie, lecz głosu rozumu słuchając, mądrze jest przyznać, że wszystkie rzeczy stanowią jedność.
– Należy wiedzieć, że walka jest czymś powszechnym, a czymś sprawiedliwym niezgoda i że wszystko powstaje z walki i konieczności.
– Walka jest ojcem wszechrzeczy, wszystkich rzeczy królem. Jednych przeznaczyła na bogów, innych na ludzi; jednych uczyniła niewolnikami, innych zaś ludźmi wolnymi.
– Dusza jest iskrą z gwiezdnej substancji czyli z eterycznego ognia.
– Jeden człowiek jest wart dla mnie tyle, ile dziesięć tysięcy, jeśli jest najlepszy.
– Większość ludzi jest złych, a tylko niewielu jest dobrych.
– Złymi świadkami są oczy i uszy dla tych, którzy mają dusze barbarzyńców.
– Nawet najładniejsza małpa jest tylko odrażającą małpą.
– Lud powinien walczyć o swoje prawa jak o mury ojczystego miasta.
– Psy na tych szczekają, kogo nie znają.
– Nie znano by imienia sprawiedliwości, gdyby nie istniała niesprawiedliwość.
– Bogiem człowieka jest jego charakter.
– Być rozumnym to największa cnota, a mądrość polega na tym, by mówić prawdę i postępować zgodnie z naturą, słuchając jej głosu.
– Nie wystarczy dużo wiedzieć, aby być mędrcem.
– Zuchwalstwo należy tłumić bardziej niż pożar.
– Dla Boga wszystko jest piękne, dobre i sprawiedliwe; to ludzie uważają coś za niesprawiedliwe, a coś za sprawiedliwe.
– Zadufanie w sobie jest czymś w rodzaju padaczki.
– Wszyscy ludzie żyjący na ziemi trzymają się z dala od prawdy i sprawiedliwości i z powodu haniebnej niewiedzy kierują się chciwością i żądzą rozgłosu.
– Choćbyś wszystkie przeszedł drogi, nie dotrzesz do granic duszy, taka w niej głębia.
– Kto chce rozpoznać mędrca, sam musi być mądry”. [Tę wypowiedź przypisuje się niekiedy także Ksenofanesowi].

* * *

Kultura starogrecka była niesłychanie bogata. Historia zna trzech Sokratesów, pięciu Platonów, ośmiu Arystotelesów, siedmiu Ksenofontów itd. I choć w wielu przypadkach zachowały się tylko drobne urywki z dzieł mędrców helleńskich, to nawet one dają świadectwo ich niezrównanemu geniuszowi. I to do tego stopnia, że niektórzy przypuszczają, że ich imponujące osiągnięcia koniecznie musiały mieć poprzedników, być może w postaci Atlantów, twórców wielkiej, zaginionej cywilizacji. „Problem Atlantydy jest jeszcze od czasów starożytnych przedmiotem ożywionych polemik. Poważne próby wyjaśnienia sprawy idą w parze z niesamowitymi teoriami, będącymi płodem czystej fantazji” (C. W. Ceram, „Pierwszy Amerykanin”). Opowieści o Atlantydzie wywodzą się z dwóch dialogów filozofa greckiego Platona „Timajos” i „Kritiasz”. Jest w nich mowa o tym, że prawodawca Solon, który żył przeszło dwieście lat przed Platonem (ok. 640-560 p.n.e.), posłyszał od kapłanów egipskich o Atlantydzie, wyspie położonej za Słupami Herkulesa i zamieszkanej przez lud wysoce ucywilizowany i wojowniczy, który stworzył potężne i bogate państwo. Nie ma jednak dowodów na to, że jakiś inny naród „pomógł” Grekom w dokonaniu tego, czego dokonali oni sami.
Greccy myśliciele o tysiące lat wyprzedzali nieraz swój czas, dokonując olśniewających intuicji naukowych. Tak np. Alkmaion z Krotony (ok. 500 p.n.e.), autor trafnej uwagi o tym, że „łatwiej ustrzec się przed wrogiem, niż przed przyjacielem”, uważał mózg za siedzibę podstawowej części duszy, a powstawanie i przebieg wrażeń uzależniał od organów zmysłowych. Dusza – według niego – jest samoporuszalna z natury i posiadająca wieczny ruch, jest bogopodobna i nieśmiertelna. Człowiek różni się od zwierząt tym, że tylko on myśli, a reszta zwierząt tylko czuje.
Anaksagoras z Klazomenu (ok. 500-428 p.n.e.) był zdania, że rozum kosmiczny tworzy z materialnych cząstek-nasion (tzw. „homeomerii”, nieskończenie małych drobinek) wszechrzeczywistość; twierdził, iż „Bóg jest mądrością”, że słońce, księżyc i gwiazdy są rozżarzonymi bryłami kamiennymi; pisał też, że „rzeczy widzialne są podstawą do poznania niewidzialnych”, że świat jest takim, jakim go postrzegamy, a również nieskończenie podzielnym pod względem ilościowym i jakościowym. Gdy Anaksagorasa zapytano, po co warto się urodzić, odparł, iż choćby po to, aby oglądać rozgwieżdżone niebo i odbijający się w nim boski ład panujący we wszechświecie.
Uczeń Anaksagorasa Archelaos (ok. 450 p.n.e.) kontynuował myśl swego mistrza i doszedł m.in. do wniosku, że dźwięk powstaje wskutek drgania powietrza, że Słońce jest największą z gwiazd i że wszechświat jest nieskończony. Inny znów filozof grecki Arystarchos z Samos (320-250 p.n.e.) twierdził, że Ziemia porusza się wokół Słońca, był więc autorem pomysłu o heliocentryzmie naszego układu słonecznego.
Te i wiele innych idei myślicieli greckich „odżyły” po paru tysiącach lat i w kształcie zmodyfikowanym stały się podstawowymi twierdzeniami i zasadami metodologicznymi nauki współczesnej. Diogenes z Apolonii np. pisał w 440 roku p.n.e.: „Wydaje mi się, że przy rozpoczynaniu wszelkiej pracy naukowej koniecznie należy przyjąć jak najbardziej niewątpliwą pierwszą zasadę i posługiwać się prostym i poważnym językiem”. Obecnie, 2500 lat po jej wypowiedzeniu, ta zasada obowiązuje w każdej naukowej dyskusji. Pyrron z Elidy (360-270 p.n.e.) był z kolei protagonistą sceptycyzmu, subiektywizmu, relatywizmu, a nawet solipsyzmu, tak dobrze znanych z historii nauki nowych czasów. Pisał: „Nic nie dzieje się z konieczności... (...) Że miód jest słodki, tego nie twierdzę, że słodkim się wydaje, na to się zgadzam... Z różnic w organach zmysłowych wynikają też różnice w odbiorze wrażeń. Dla kozy liście oliwki są poszukiwanym pożywieniem, dla człowieka natomiast są gorzkie; dla przepiórki cykuta jest pokarmem, dla człowieka – śmiertelną trucizną; dla świni ekskrementy są jadalne, dla konia nie.
Nic nie jest też dobre ani złe obiektywnie. Bo gdyby cokolwiek było obiektywnie dobre albo złe, musiałoby dla wszystkich być dobre lub złe, tak jak śnieg dla wszystkich jest zimny... To samo może być uważane zarówno za dobro, jak i za zło przez różnych ludzi”...
Należący do tegoż nurtu Metrodor z Chios pisał w dziele „O przyrodzie”: „Zaprzeczam, abyśmy wiedzieli, czy wiemy coś, czy nie wiemy; nie wiemy nawet, czy i to, o czym mowa w zdaniu poprzednim, jest nam wiadome; nie wiemy w ogóle, czy coś istnieje, czy nie istnieje”. Zbliżył się jednak do odkrycia, że Ziemia i cały nasz układ planetarny nie stanowią – być może – zjawiska naturalnego, lecz dzieło sztuczne o nieznanym pochodzeniu i przeznaczeniu, skomponowane przez istoty obdarzone niezwykłą mocą i mądrością według (łatwo w przyrodzie rozpoznawalnych) zasad rozumu. Co więcej, uważał, iż myśleć, że tylko Ziemię zamieszkują istoty obdarzone inteligencją, to taki sam absurd, jak twierdzić, że na zasianym prosem dużym polu wykiełkuje tylko jedno ziarenko. Światów podobnych do ziemskiego, zamieszkałych przez istoty myślące prawdopodobnie jest we Wszechświecie całe mnóstwo, przypuszczał Metrodor. A mądrość została zjawiskom przyrody nadana dokładnie tak, jak nadana ona została ludziom, aby żyli w harmonii i zgodzie z boskimi nakazami Kosmicznej Mądrości czyli Boga.
Wielką umysłowością Hellady był Euklides (ok. 365-300 p.n.e.), autor „Elementów geometrii” w 12 księgach, jak też dzieła z zakresu astronomii „Phaenomena”, z zakresu optyki – „Optica” i „Catoptrica” oraz z zakresu muzykologii „Sectio canonis”. Jego teoria geometrii, zwana „euklidesową”, obowiązywała niepodzielnie przez ponad 2 000 lat, zanim Mikołaj Łobaczewski w połowie XIX wieku nie opracował geometrii hiperbolicznej (zwanej też geometrią Łobaczewskiego), a w okresie późniejszym nie powstały liczne dalsze geometrie o niewątpliwych walorach eurystycznych i estetycznych: algebraiczna, różniczkowa, rzutowa, wykreślna, eliptyczna (Riemanna), absolutna (Hilberta), czterowymiarowa (Minkowskiego) i inne. Jak wielu współczesnych uczonych, Euklides musiał zarabiać na utrzymanie udzielając korepetycji prywatnych co bogatszym młodzieńcom. Stobajos przekazuje, że gdy jeden z arystokratycznych uczniów po zapoznaniu się na pierwszej lekcji z twierdzeniem o nieprzecinających się liniach równoległych zrobił kwaśną minę i rzekł do nauczyciela: „po co mi taka wiedza, co ja będę z niej miał?”, ten przywołał do siebie niewolnika i kazał mu: „daj temu młodzieńcowi obola!”… [Obol to drobna moneta, stanowiaca wówczas około 1/6 dziennego zarobku niewolnika]. Miał to być przytyk dla prostaka, który ze wszystkiego chce ciągnąć jakis zysk, coś z tego „mieć”, a jest zupełnie slepy na piękno bezinteresownej nauki, ukazującej boska wzniosłośc wszechświata jako dzieła Stwórcy.

* * *

Badając świat Grecy poszukiwali m. in. jego początku, pratworzywa, pierwszego impulsu, praelementu, pierwotnego budulca. Przy tym stwierdzali rzecz ewidentną: świat otaczający człowieka składa się z niezliczonej mnogości nieskończenie różnorodnych przedmiotów i zjawisk o niewyobrażalnie odmiennych właściwościach. I stawiali pytania: Czy istnieje coś, co łączy je wszystkie? Czy istnieje wspólna dla całego wszechbytu podstawa, istota, substancja? – Odpowiedzi na te pytania były i są różne, łącznie z tą, że nie istnieje nic prócz naszych własnych wyobrażeń, jak to twierdzili greccy relatywiści, a za nimi George Berkeley.
Dawni greccy (i chińscy) filozofowie podejmowali jednak wielokrotnie próby określenia owego pierwiastka, który stanowiłby podstawę wszechrzeczy. Szczególnie charakterystyczna pod tym względem była jońska (milezyjska) filozofia przyrody, której czołowym reprezentantem był jeden z legendarnych „siedmiu mędrców greckich” Tales z Miletu (ok. 620-540 p.n.e.), co prawda rodowity Fenicjanin szlachetnego rodu, ale od początku do końca związany z kulturą Hellady. Dzieła jego uległy w ciągu czasu zaginięciu, ale wiadomo, że był też astronomem (obserwował gwiazdy, przewidywał zaćmienia Słońca, ułożył kalendarz z 365 dniami), geografem, filozofem. W zakresie geometrii dotychczas obowiązuje tzw. „twierdzenie Talesa”: „Jeśli ramiona kąta płaskiego przeciąć dwiema równoległymi prostymi, to odcinki wyznaczone przez te proste równoległe na jednym z ramion kąta są proporcjonalne do odpowiednich odcinków na drugim ramieniu kąta”. Tak zwane zaś „odwrotne twierdzenie Talesa” głosi: „Jeśli odcinki wyznaczone przez dwie proste na jednym ramieniu kąta są proporcjonalne do odpowiednich odcinków wyznaczonych na drugim ramieniu kąta, to te proste są równoległe”.
Ten znakomity uczony twierdził, że początkiem i podstawą wszystkiego jest woda, i uzasadniał tę tezę argumentem, że wszystko żyje z wilgoci, a tam, gdzie jej nie ma, nie ma też życia. Powietrze to woda rozrzedzona, a ziemia to woda stwardniała. Uważał, że przyroda na pozór nieożywiona również jest żywa (magnes, bursztyn). Był przekonany, że wiatry powstają na skutek rozrzedzania się powietrza pod działaniem słońca; że grzmot jest wynikiem zderzania się chmur, a błyskawica – ich ocierania się o siebie nawzajem.
Tradycja głosi, że Tales w życiu osobistym pozostał bezżenny. Bardzo jednak kochał dzieci. Kiedy zaś go pytano, dlaczego nie ma własnych dzieci, odpowiadał, że właśnie dlatego, iż kocha dzieci. Ta odpowiedź prawdopodobnie dawała do zrozumienia, że uważał, iż kto mnoży życie, mnoży cierpienie; tak więc kto kocha swe „potencjalne” dzieci, nie będzie ich rodził, aby nie przyszły na ten świat, by cierpieć i umierać. Gdy matka namawiała go do ożenku, póki był młody odpierał, że „jeszcze nie pora”, a później, że „już nie pora”...
Miał za trzy rzeczy składać dzięki losowi: po pierwsze, za to, że się urodził człowiekiem, a nie zwierzęciem; po drugie, że się urodził mężczyzną, a nie kobietą; po trzecie, że się urodził Grekiem, a nie barbarzyńcą. [Ta przypowiastka prowadzi do wniosku, że albo nie był Fenicjaninem, albo że ta wypowiedź jest mu przypisywana błędnie].
Opowiada się, że kiedy Tales w asyście starej służącej wyszedł po ciemku z domu, aby obserwować gwiazdy, wpadł do dołu i uskarżał się na to. Niewiasta zaś miała mu na to powiedzieć: „Ty, Talesie, nie mogąc dostrzec tego, co jest pod nogami, chciałbyś poznać to, co jest na niebie”. W tej odpowiedzi znajdujemy, z jednej strony, sugestię, że wielki wszechświat nigdy nie otworzy swych tajemnic przed człowiekiem, a z drugiej strony – wskazówkę na znaną niepraktyczność uczonych i filozofów, często gubiących się nawet w dość prostych sytuacjach życiowych. Ta anegdota koresponduje ze znaną fraszką „Na matematyka” Jana Kochanowskiego:

„Przemierzył ziemię i głębokie morze,
Wie jako wstają i zachodzą zorze,
Wiatrom rozumie, praktykuje komu,
A sam nie widzi, że ma kurwę w domu”.

[Jeden z niemieckich poetów przedstawił krańcowy przypadek roztargnienia, kiedy to pewien pan profesor przyprowadził do siebie studentkę, ale rozbierając się położył kolo niej swe spodnie na łóżko, sam zaś przewiesił się na krześle].
Gdy Talesa pytano, czy ukryje się przed Bogiem człowiek, który źle czyni, odparł, że nie ukryje się nawet ten, kto tylko zamierza źle czynić.
Powiadał, że śmierć niczym się nie różni od życia, a gdy go pytano, dlaczego więc nie umiera, odpierał, iż właśnie dlatego, że śmierć niczym się nie różni od życia.
Na pytanie „co jest trudne?”, odparł: „poznać samego siebie”; a na pytanie „co jest łatwe?” powiedział: „udzielać rad bliźnim”.
Gdy cudzołożnik zapytał go, czy wolno mu złożyć przysięgę, że nie cudzołożył, odpowiedział, że krzywoprzysięstwo nie jest gorsze od cudzołóstwa.
Na pytanie, co jest widokiem najbardziej niezwykłym, odpowiedział: „Tyran, który dożył późnego wieku”.
Gdy go pytano, w jaki sposób żyje się najlepiej i najsprawiedliwiej, odpowiedział: „Nie czyniąc tego, co się gani w innych”.
Na pytanie, kto jest szczęśliwy, mówił: „Ten, kto ma zdrowe ciało, bogatą duszę i naturę podatną na kształcenie”.
Pradawne źródła przypisują Talesowi następujące wypowiedzi:

– „Nie twarz należy upiększać, ale być pięknym przez swe postępowanie.
– Trzeba pamiętać o przyjaciołach, zarówno obecnych, jak i nieobecnych.
– Jaką opiekę zapewnisz rodzicom, taką sam w starości otrzymasz od dzieci.
– Nie bogać się w nieuczciwy sposób, żebyś nie ściągnął na siebie złej sławy obmową tych, którzy ci zaufali.
– Nadzieja stanowi jedyne dobro, które posiadają wszyscy ludzie.
– Wszechświat jest rzeczą najpiękniejszą, ponieważ jest dziełem Boga.
– Lenistwo jest rzeczą uciążliwą.
– Pomyślność ukrywaj w domu, aby nie budzić zawiści.
– Używaj z umiarem.
– Nie wszystkim wierz.
– Prawdziwym panem jest ten, kto panuje nad samym sobą.
– Gadulstwo nigdy nie zwiastuje rozumnej myśli.
– Nie chodzić drogami utartymi ani też krętymi.
– Ręcz za kogo, a nieszczęście pewne.
– Nie przejmuj od ojca tego, co marne.
– Ucz się tego, co najlepsze.
– Kropla drąży skałę.
– Nagana jest naprawą.
– Własnego serca nie zjadać, nie przejmować się zmartwieniami i niepowodzeniem.”

* * *

Uczniem Talesa był inny wybitny reprezentant szkoły milezyjskiej Anaksymander (ok. 610-547 p.n.e.), matematyk, astronom, konstruktor zegara słonecznego, autor zagubionego dzieła pt. „O przyrodzie” i pierwszej w Europie mapy geograficznej. Usiłował dowieść tezy, że „zmienne zjawiska posiadają trwałą naturę”, a za podstawę wszystkiego co istnieje, uważał tzw. „apejron” czyli trudny bliżej do określenia „bezkres”, coś, co nie ma początku, ale samo jest początkiem wszystkiego, coś, w czym zachodzą nieustające zmiany, wytwarzające to, co powstaje, istnieje i zanika. Uważał, że świat jest bezkresny, a ruch wieczny; że „wszystko, co powstaje, musi też mieć swój kres”. Odkryte przez intelekt prawo nieuchronnej destrukcji wszystkiego, co powstaje, jest niejako wrodzoną cechą samego istnienia. Jest to prawo sensu stricte filozoficzne, a po raz pierwszy sformułowane przez Anaksymandra w następujący sposób: „Skąd rzeczy biorą swój początek, tam muszą też przepadać, zgodnie z koniecznością; muszą bowiem płacić karę i zostać osądzone za swą nieprawość, w zgodzie z porządkiem czasu”. Tenże filozof opracował pierwszą w dziejach kultury europejskiej kosmogonię czyli teorię powstania wszechświata. Twierdził, że pierwsze zwierzęta powstały w wilgoci (wodzie) i były pokryte ostrymi, kłującymi łuskami, zanim wyszły na ląd, a łuski im popękały i pospadały; że człowiek pierwotny pochodził od zwierząt innych gatunków.

* * *

I wreszcie uczniem Anaksymandra był Anaksymenes (ok. 585-525 p.n.e.), trzeci wybitny przedstawiciel szkoły jońskiej w filozofii. Przypisuje mu się dokonanie szeregu odkryć w dziedzinie fizyki, geografii, meteorologii. Twierdził, że podstawą, substancją wszystkiego jest powietrze [„aer”], stanowiące w różnej koncentracji i zagęszczeniu osnowę bytu; także bogowie mieli ukształtować się w naturalny sposób z tego pratworzywa. Opowiada się o nim, że gdy pewnego razu przechadzał się cienistym gajem z jednym ze swych młodych słuchaczy, tamten zapytał sędziwego filozofa: „Mistrzu, posiadasz rozległą wiedzę, pobierałeś nauki u najmądrzejszych Hellenów, przestudiowałeś mnóstwo rozmaitych ksiąg, a i sam niejedną ułożyłeś, dlaczego jednak wciąż cię nurtują wątpliwości i wydajesz się robić wrażenie, jakbyś wielu rzeczy nie byłeś pewien?” Pogrążony w myślach Anaksymenes powstrzymał krok i narysował na piasku swym starczym kijem dwa koła, jedno małe, drugie duże, i rzekł: „Twoja wiedza to jest to oto małe koło, a moja – duże. Wszystko, co leży poza nimi, jest niewiadome. Małe koło ma niewiele punktów stycznych z tym, co niewiadome, a duże – wiele. To znaczy, że im większą ktoś posiada wiedzę, tym bardziej styka się z tym, co jest jeszcze niepoznane i tym więcej ma wątpliwości; i odwrotnie, im mniejszą ktoś ma wiedzę, tym mniej ma wątpliwości, i tym bardziej jest pewny swej rzekomo wielkiej mądrości. Jest jednak tak, że im szerszy będzie krag twej wiedzy, tym większa jego wspólna granica z tym, co niepoznane. W przyszłości, gdy będziesz dowiadywał się wiele nowego, wiele też będzie w twym umyśle powstawać różnych pytań”...

* * *

Od samego początku kultura grecka asymilowała dorobek szeregu wybitnych ludzi także „barbarzyńskiego” pochodzenia. Anacharsis Scyta (ok. 600 p.n.e.) [Scytowie mieszkali wówczas na Przyczarnomorzu i są przodkami Ukraińców] był np. bratankiem króla scytyjskiego Kaduidasa, ale matka jego była Greczynką. Był poetą, a przy tym człowiekiem szczerym i prostolinijnym; jego otwarty sposób mówienia stał się przysłowiowy – w języku greckim powstał idiom „mówić jak Scyta” czyli nie owijając w bawełnę. Do Anacharsisa należy kilka trafnych spostrzeżeń nad ludzkim życiem, które zachowały się do dziś dzięki temu, że cytowali je w swych tekstach inni pisarze. – Na pytanie, w jaki sposób można uchronić się przed pijaństwem, odparł: „Mając przed oczyma obrzydliwych opilców”... – Na pytanie, jaki okręt jest najbezpieczniejszy, odpowiedział: „Ten, który już wyciągnięto na ląd”... – Gdy pewien Ateńczyk szydził z jego scytyjskiego pochodzenia, zareagował: „Dla mnie hańbą jest moja ojczyzna, ty natomiast jesteś hańbą swojej ojczyzny”... – Na pytanie, co w człowieku jest złego, a co dobrego, odrzekł: „Język”... – Mówił też, że lepiej jest mieć jednego przyjaciela wartościowego, niż wielu nic nie wartych.
Anacharsis miał zginąć rażony przypadkową (?) strzałą podczas polowania już po powrocie do Scytii, i to przez rodzonego brata, który był zawistny i nie mógł mu wybaczyć jego sławy. W Grecji ustanowiono ku jego czci kilka posągów, na jednym z których zaś umieszczono zdanie: „Panuj nad językiem, nad żołądkiem i nad zmysłami”...

* * *

Ksenofanes z Kolofonu (ok. 580-480 p.n.e.), wojownik i filozof, za zasadę wszechrzeczy uważał ziemię i wodę. Dowodził, że świat jest niejako zamknięty w sobie, nieruchomy i niepoznawalny; był więc inicjatorem agnostycyzmu filozoficznego. Przypisuje się mu następujące m.in. wypowiedzi:

– „Wszystko jest Jednym i Bóg jest identyczny ze światem.
– Gdyby woły, konie i lwy miały ręce i potrafiły nimi malować, konie przedstawiałyby wizerunki bogów w postaci koni, woły – wołów, a lwy – lwów, to jest nadawałyby bogom takie formy, jaki jest ich własny kształt. Etiopowie uważają, ze ich bogowie mają płaskie nosy i są czarni; Trakowie mniemają, ze bogowie mają niebieskie oczy i rude włosy”.

* * *

Żyjący w V wieku p.n.e. Leukippos z Abdery w dziele „O wielkim porządku świata”, przyjmował jako zasadę dla wyjaśnienia istoty bytu przeciwieństwa: pełnię i pustkę, ciepło i zimno, byt i niebyt, nazywając byt „atomem”, czyli niepodzielną cząstką, będącą składnikiem wszystkich rzeczy materialnych i duchowych. Zbliżone poglądy miał też nieco później żyjący Demokryt.

* * *

Grecki filozof Stilpon z Megary, straciwszy w pożarze żonę, dzieci i wszystko, co posiadał, stojąc na pogorzelisku, rzekł: „wszystko, co moje, mam przy sobie”, powiedzenie znane szczególnie w wersji łacińskiej: „meum omnium mecum porte”. To znaczy, że wiedział zawsze i pogodził się z faktem, że każdy człowiek w końcu traci wszystko, co ma, a od wyroku tego nie ma ani odwołania ani wyjątku dla kogokolwiek.

* * *

Interesującym myślicielem był Parmenides (ok. 540-470 p.n.e.), który utożsamiał byt i duch. Być znaczy myśleć. Byt jest myślący, a myślenie jest bytem. [Później podobne idee sformułowali m.in. Cyceron („vivere est cogitare”) i Descartes („cogito ergo sum”). Uważał, że byt jest wieczny, ciągły, nieruchomy, niezmienny, stały i jedyny. Zjawiska nie są bytem, bo nie może być bytem to, co może przestać istnieć. Dopiero duch, rozum kosmiczny stanowi byt prawdziwy, a nie incydentalny.

* * *

Filolaos z Krotony (ok. 500-420 p.n.e.) pisał: „Świadczą o tym również starożytni teologowie i wróżbici, że dusza na skutek pewnego wykroczenia została sprzęgnięta z ciałem i jest w nim pogrzebana jak gdyby w grobie.” Uwalnia się zaś z tej niewoli dopiero w chwili śmierci ciała.
„Nie można by było w ogóle niczego poznać, gdyby wszystko było nieskończone”.

* * *

Empedokles z Agrygentu (ok. 495-435 p.n.e.), myśliciel, prorok, cudotwórca, uważał, iż u podłoża wszechrzeczy znajdują się cztery elementy: ziemia, woda, powietrze i ogień. Materia z natury jest nieruchoma, ale ożywia ją duch. Ewolucja polega na tym, że różne elementy łączą się w różnych proporcjach ze sobą wytwarzając w ten sposób całe bogactwo zjawisk i przedmiotów. Uważał, iż dusza nie umiera, lecz wędruje z ciała do ciała, wchodząc kolejno w rozmaite postacie zwierząt i roślin: „Byłem już raz chłopcem, dziewczynką, krzakiem, ptakiem i nurkującą niemą rybą”. Jest to doktryna metemsomatozy. [O tym, że dusza jest wieczna, wywodził jeszcze w VII wieku p.n.e. filozof Ferecydes Syryjczyk]. Empedokles też twierdził, iż nic nie ginie, lecz tylko zmienia swój sposób istnienia: „Jest niemożliwe, aby coś powstało z tego, co nie istnieje; i jest rzeczą niemożliwą i niesłychaną, aby zginęło to, co istnieje”. Był tak szczerze przekonany, że ma boską naturę, iż – aby obalić ironiczne niedowiarstwo słuchaczy – rzekł, że wobec obecności tak licznego tłumu ludzi, skoczy do krateru wulkanu Etna i wróci stamtąd żywy i zdrowy. Skoczył. I rzeczywiście wrócił – w postaci chmurki.
Niekiedy uczeni mężowie padali ofiarą własnych teorii. Poeta grecki Lucyliusz drwił ongiś z astrologa o imieniu Aweł, który wywróżył był sobie, że umrze za cztery godziny. „W rozpaczy czeka on swej godziny. Lecz leci czas, a śmierci nie widać. Patrzy – już piąta godzina nadchodzi”. Nie chcąc pohańbienia swej nauki, zapomniany przez śmierć, „Aweł powiesił się sam ku chwale własnej nauki”...

* * *

Według poglądów greckich – jak to ujął w tekście „O istocie filozofii” Wilhelm Dilthey – „Eros filozoficzny rozwija się poprzez różne stopnie od miłości do pięknych form aż po wiedzę o ideach. Nasza wiedza, także na tym wyższym etapie, pozostaje jednak tylko pewną hipotezą, mianowicie dotyczącą istot niezmiennych, urzeczywistnionych w świecie realnym, nigdy jednak nie dochodzi do związku przyczynowego, który rozciąga się od najwyższego dobra aż po jednostkowe rzeczy, w których oglądamy to, co wieczne. W tej wielkiej tęsknocie, której nigdy nie zaspokaja nasza wiedza, tkwi punkt wyjścia wewnętrznego związku filozofii i religijności, która żyje pełnią tego, co boskie”. Duch grecki połączył w organiczną całość mądrość filozofii i mądrość wiary, nie negując żadnej z nich, lecz tworząc z nich organiczną całość. Tak Klemens Aleksandryjski (ok. 150-215) w „Kobiercach” wyznawał: „Nie jest mi rzeczą nieznaną to, co szumnie głoszą lękliwi ignoranci, że mianowicie trzeba się tylko zajmować rzeczami najbardziej koniecznymi, takimi, które służą do utwierdzenia wiary, a pomijając rzeczy świeckie... Sądzą oni, że filozofia jest czymś złym i że wkradła się w nasze życie na zgubę ludzi za sprawą jakiegoś złego jej wynalazcy. Ja zaś (...) dam poznać, że filozofia jest w pewnym sensie dziełem boskiej Opatrzności... Jeśli nawet filozofia grecka nie ogarnia całości prawdy, jeśli nie jest zdolna wypełniać przykazań Pańskich, niemniej jednak przygotowuje drogę najbardziej królewskiej nauce, ucząc roztropności, kształtując charakter i przygotowując na przyjęcie prawdy tego, kto uznaje Opatrzność.
Przed przyjściem Pana filozofia była konieczna dla Greków, aby ich prowadzić do sprawiedliwości. Obecnie stała się pożyteczna do tego, aby doprowadzić do czci Boga. Stanowi ona konieczne przygotowanie dla tych, którzy czerpią wiarę z dowodzeń rozumowych... Także i ty, kiedy umocnisz wiarę murem filozofii, na pewno potrafisz ją ustrzec przed sofistami”... Jakby odgłosem, echem tych zdań były słowa Georga Friedricha Wilhelma Hegla wypowiedziane ponad dwa tysiące lat później: „W filozofii religia znajduje swoje usprawiedliwienie. Myśl jest sędzią absolutnym, przed którym treść religii musi się wytłumaczyć i usprawiedliwić”. – Chyba że chce funkcjonować na poziomie prymitywnego zabobonu... Grecka filozofia i grecka religijność (a to zarówno „pogańska”, jak i późniejsza chrześcijańska) zasadniczo afirmują świat, jego istnienie i uposażenie jakościowe, jako królestwo żywych, szlachetnych form-mocy, które należy kontemplować i miłować.

* * *

Grecy byli rozmiłowani w pluralizmie intelektualnym („jeśli nie zostaną wypowiedziane przeciwstawne zdania, z czego się wybierze najlepsze?” – zapytywał retorycznie znany historyk Herodot), w rozmaitego rodzaju ćwiczeniach umysłowych, w ekwilibrystyce teoretycznej, która zresztą nieraz prowadziła ich na manowce. Twierdząc np. że nie ma różnicy między życiem a śmiercią Hegezjasz nakłaniał swych słuchaczy do odbierania sobie życia, przez co zyskał miano Peisithanatosa. Max Stirner zauważał: „Całkowite zerwanie ze światem było dziełem sceptyków. Cały Mój związek ze światem jest „bezwartościowy i fałszywy”. Tymon powiada: „Uczucia i myśli, które czerpiemy ze świata, nie zawierają w sobie żadnej prawdy”... „Cóż to jest Prawda!” – wykrzykuje Piłat. Zgodnie z nauką Pirrona, świat nie jest ani dobry, ani zły, ani piękny, ani brzydki itd. Są to jedynie predykaty, które Ja mu nadaję. Tymon mówi: „Żadna rzecz jako taka nie jest ani dobra, ani zła; to człowiek wyobraża ją sobie tak albo siak”; wobec świata pozostaje tylko ataraksja (niewzruszoność) i afazja (niezabieranie głosu lub, innymi słowy, wyizolowane życie wewnętrzne). W świecie tym nie można już więcej rozpoznać Prawdy, rzeczy przeczą sobie nawzajem, wyobrażenia rzeczy są nie do rozróżnienia (dobro i zło stają się tym samym, tak że to, co jeden nazywa dobrem, drugi uważa za zło). Tu kończy się poznanie „Prawdy” i pozostaje jedynie człowiek pozbawiony wiedzy, człowiek, który w tym świecie nie widzi nic, co warto by poznać, pozwala istnieć temu światu pozbawionemu Prawdy i nic sobie zeń nie robi”...
Twórca sofistyki Protagoras z Abdery (ok. 480-410 p.n.e.) pisał: „Człowiek jest miarą wszystkich rzeczy, istniejących, że istnieją, i nie istniejących, że nie istnieją. (...) O bogach nie mogę wiedzieć ani czy istnieją, ani czy nie istnieją, ani też jaka jest ich istota i jak się pojawiają. Wiele bowiem rzeczy stoi na przeszkodzie, aby można było coś o tym wiedzieć: niemożliwość odpowiedniego doświadczenia zmysłowego i krótkość życia ludzkiego. (...) Prawa są ustanawiane przez wolę ludu, rozporządzenie rządzących lub wyrok sędziów, uzyskują sankcję przez głosowanie lub uchwałę zgromadzenia. Tak wielką moc posiada wyrok czy uchwała, że stosownie do wyniku głosowania zmienia się natura rzeczy. Prawo może uczynić niesprawiedliwe – sprawiedliwym. Twierdzimy, że jedynie od opinii zależy, co uznaje się za szlachetne, a co za haniebne... Dobro samo polega na opinii, opinie zas są bardzo różne i wielka jest rozbieżność mniemań ludzkich”. Twierdził, że o każdej rzeczy z jednakowym prawem można wypowiedzieć dwa przeciwstawne zdania, a każde z nich będzie słuszne i niesłuszne w jednakowym stopniu.

* * *

Z kolei Gorgiasz z Leontinoi, który żył lat 108, (ok. 483-375 p.n.e.), powiadał, że, po pierwsze, nic nie istnieje; po drugie, że gdyby nawet coś istniało, byłoby niepoznawalne (ponieważ między poznawanym obiektem a poznającym subiektem istniałaby nieprzekraczalna granica); po trzecie, nawet gdyby coś można byłoby poznać, nie sposób byłoby przekazać tej wiedzy komuś innemu, gdyż osoby ludzkie – o ile w ogóle istnieją, co wcale nie jest takie pewne – to autonomiczne mikrokosmosy o nieprzekraczalnych granicach mentalnych. Gorgiasz miał też ponoć mówić: „Dzielność mężczyzny polega na tym, aby być zdolnym do zajmowania się sprawami państwa. Kobieta powinna dobrze gospodarować, dbać o wszystko w domu i być poddaną mężowi, aby nie ulegała swym szaleńczym i zmiennym zachciankom”...
W łonie sofistyki greckiej istniały różne poglądy i o ile jedni posunęli się do solipsyzmu i negacji istnienia czegokolwiek, to Libanios z Antiochii jednak mawiał, iż „z tego, że ślepi nie widzą, nie wynika, że słońce nie świeci”. Świat istnieje obiektywnie, niezależnie od ludzkiej woli i jest poznawalny.

* * *

Przed 2,5 tysiącami lat powstała w Grecji zabawna przypowiastka sofistyczna. Otóż młodzieniec o imieniu Euatlos, pragnący wybić się w zyskownym sądownictwie, pobierał lekcje elokwencji u znanego filozofa Protagorasa z Abdery. [Różne przekazy wymieniają w tym względzie różne imiona, jak np. Eubulidesa]. Umowa, którą poprzednio ze sobą zawarli, głosiła, że opłatę za naukę uczeń uiści po pierwszym swym wygranym procesie sądowym. Ale po ukończeniu studiów młodzieniec zmienił zdanie i ani myślał występować w żadnym procesie; uważał też, że jest to wystarczającą podstawą, by nie płacić ani grosza swemu nauczycielowi.
Protagoras, zniecierpliwiony zwłoką w spłaceniu należności przez ucznia, zdybał go na ulicy i zagroził procesem, w następujący sposób przedstawiając beznadziejną sytuację, w jakiej rzekomo postawił swego ucznia: – „Jeżeli proces przegrasz, będziesz musiał mi zapłacić na mocy wyroku sędziego; ale gdybyś nawet proces wygrał, będziesz musiał mi zapłacić na mocy naszej umowy, według której zapłata ma być uiszczona po pierwszym wygranym przez ciebie procesie. Więc tak czy owak będziesz musiał mi zapłacić. Czyż nie lepiej oddać należność bez kosztów sądowych”?
Na to sprytny uczeń, wykazując, że nauka u mistrza nie poszła w las, odparł: „Mylisz się, nauczycielu! To twoja sprawa jest beznadziejnie przegrana. Bo jeżeli proces wygram, to nie zapłacę ci na mocy orzeczenia sądowego. A gdybym nawet proces przegrał, to nie musiałbym ci płacić w myśl naszej umowy, która nakazuje mi płacić tylko po pierwszym wygranym procesie. Więc lepiej nie wszczynaj hałasu, szkoda twoich kosztów sądowych”...

Powszechnie znany w różnych wersjach był w starożytności sofizmat „Kłamca”: Czy ktoś, kto twierdzi, że zawsze kłamie, mówi prawdę czy kłamie? Gdy, mówiąc prawdę, mówisz, że kłamiesz, to kłamiesz; gdy zaś kłamiesz, mówiąc, że kłamiesz, to mówisz prawdę! Pewien młody filozof nawet postradał rozum, usiłując w dzień i w nocy rozwikłać tę antynomię, a drugi popełnił z rozpaczy samobójstwo...
A oto jak sofiści dowodzili, że oczy nie są potrzebne, by widzieć: Czy możemy widzieć bez prawego oka? – Tak. – Czy możemy widzieć bez lewego oka? – Tak. – A więc możemy widzieć bez prawego i bez lewego oka? – Tak. – A więc możemy widzieć bez oczu!

Z kolei Menedemos z Eretrii (ok. 350-276 p.n.e.), wybitny polemista, wywodził: „Jeżeli dwie rzeczy różnią się od siebie, to jedna nie jest tym, czym druga? – Tak. – A czy różnią się od siebie czynienie dobra i dobro? – Tak. – A zatem czynienie dobra nie jest dobrem. Skoro zaś nie jest dobrem, to jest złem. A więc – czynienie dobra jest złem”...
Albo inaczej: Kija, od którego wciąż odcinać połowę, i tak nigdy nie da się pociąć do końca, ponieważ zawsze pozostanie owa, niech nawet nieskończenie mała, druga połowa...
Tego rodzaju karkołomne ćwiczenia wyostrzały umysły i uczyły myślenia twórczego, paradoksalnego, nieszablonowego, odkrywczego, owocującego szeregiem doniosłych odkryć naukowych i filozoficznych.

* * *

Fundamentalną cechą każdego narodu jest jego stosunek do norm prawa stanowionego i zwyczajowego. Poznać z niego, czy się ma do czynienia ze społecznością poważną, dojrzałą, odpowiedzialną i rozumną, czy też z masą prymitywnej, półdzikiej hołoty bez króla w głowie. Antyfon Sofista w V wieku p.n.e. pisał: „Sprawiedliwość polega na tym, aby nie wykraczać przeciw temu, co za godziwe uważa państwo, którego się jest obywatelem. Toteż człowiek będzie postępował sprawiedliwie, a zarazem z największą korzyścią dla siebie, jeżeli w obecności innych będzie się kierować prawem ustanowionym, a bez świadków – prawem natury. (...) Jeżeli człowiek wykroczy przeciw prawom ustanowionym, będzie wolny od hańby i kary, pod warunkiem, że uda mu się to ukryć przed tymi, którzy owe prawa ustanowili; lecz jeżeli mu się nie uda, będzie potępiony i ukarany. Jeżeli natomiast bardziej niż to dopuszczalne, wykracza przeciw normom nakazywanym przez samą naturę, ponosi szkodę niezależnie od tego, czy zdołał swoje wykroczenie ukryć przed wszystkimi ludźmi, czy też nie zdołał, albowiem jest to wykroczenie nie przeciw ludzkiemu mniemaniu, a przeciw prawdzie. Rzeczy zaś te należy rozważyć dlatego, że to, co uchodzi za sprawiedliwe według prawa, bardzo często jest przeciwne naturze człowieka. Prawo ustanawia bowiem: dla oczu – co mają widzieć, a czego nie; i dla uszu – co mają słyszeć, a czego nie; i dla języka – co ma mówić, a czego nie; i dla nóg – dokąd mają iść, a dokąd nie; i dla umysłu – czego ma pragnąć, a czego nie. A tymczasem dla człowieka nie jest ani trochę milsze i bliższe to, od czego prawa odwodzą, niż to, do czego zachęcają. (...)” W sumie jednak „nic nie jest gorsze dla człowieka niż nie być poddanym żadnej zwierzchności. Dlatego starsi przyzwyczajają chłopców od najmłodszych lat do poddania i posłuszeństwa. W przeciwnym razie, jak tylko osiągnęliby wiek męski, byliby przyczyną potwornych zmian i zamieszania...(...) Kogo nigdy nie wabiło i nie pociągało to, co podłe i niskie, ten nie posiada samodyscypliny, gdyż tylko w zwycięskiej walce z kuszącą siłą zła rodzi się w człowieku etyczność”.
Wiadomo, że w czasach antycznych istniała w Grecji swoista demokracja, która się jednak radykalnie różniła od demokracji i pseudodemokracji późniejszych. Była to demokracja tylko dla niektórych, dla najlepszych. Platon pisał: „Niewolnicy to własność sprawiająca wiele kłopotów, gdyż oni nigdy nie zostaną przyjaciółmi swych panów”. Jakże mieliby nimi zostać? Nikt nie kocha swych ciemiężycieli, nawet niewolnik dobrowolny. A przecież według praw społeczeństwa niewolniczego członek klasy niższej nie był czymś więcej jak zwykła rzecz: gliniany dzban, łuk czy koń. Jeśli ktoś źle traktował swego niewolnika, była to tylko jego prywatna sprawa, jak prywatną sprawą jest np. to, co gospodarz robi ze swym ogrodem. Marek Terencjusz Warron w pierwszym wieku p.n.e. pisał: „Narzędzia pracy składają się z trzech odmian: narzędzia mówiące, nieme i półnieme; do mówiących należą niewolnicy, do półniemych woły, do niemych powozy”... W roku 494 p.n.e wybuchło jedno z pierwszych wielkich powstań niewolników w Grecji antycznej. Areną walk stało się miasto Argos. Powstańcy dość długo utrzymywali władzę, lecz ostatecznie brak umiejętności rządzenia i organizowania życia państwowego doprowadził do restauracji dawnego ustroju.
Mimo swej ograniczoności demokracja antyczna wpłynęła decydująco na późniejszą polityczną myśl Europy. Stanisław Majewski w dziele „Duch wśród materii” pisał: „Pomiędzy dwoma krańcami – arystokracją a ochlokracją – stoi „demokracja”, tj. rządy narodu, a więc rządy tych, którzy w danym momencie historycznym stanowią naród. A czynną i dodatnią siłę narodu mają tylko ci, co mają poczucie ojczyzny, co kochają swój naród, co rozumieją, że wypełnienie obowiązku i praca są warunkiem bytu narodu, co gotowi egoizm poświęcić patriotyzmowi, co dobro narodu stawiają wyżej od dobra osobistego, co gotowi są nawet umrzeć dla szczęścia i życia swego narodu.
Tylko tacy ludzie stanowią naród, tylko tacy są prawowitymi „demokratami”; a znajdują się oni rozsiani wszędzie wśród dusz obojętnych, zaczynając od najwyższych, najmądrzejszych lub najbogatszych warstw narodu, przechodząc przez wszystkie warstwy średnie i dochodząc do najniższych – ludowych”. W tej wypowiedzi czuć niewątpliwy wpływ mentalności europejskiej ukształtowanej na podstawie kultury greckiej. Jednak Vifredo Pareto w tekście „Systemy socjalistyczne” zauważał: „Demokracja ateńska z pewnością bardzo różniła się od nowoczesnych systemów, które także nazywa się demokracjami. Przede wszystkim istnienie niewolnictwa sprawiało to, że, jeśli można się tak wyrazić, system ateński był niczym innym, jak demokracją arystokracji. Co więcej, moralne, intelektualne i materialne warunki życia Ateńczyków były dość odmienne od tych, w jakich żyje człowiek współczesny. Jednakże mimo wielkiej różnicy środowiska społecznego podobieństwa charakterów i uczuć są naprawdę frapujące. Zresztą urok antycznych greckich i rzymskich autorów polega na tym, że wyrażają oni te same uczucia, które przeżywamy my sami”.

* * *

Gdy nastała era chrześcijańska, grecka myśl antyczna w sposób naturalny zmieniła się zgodnie z duchem nowej epoki. I już Walentyn około 160 roku notował: „Prawo połączone z niesprawiedliwością zostało ustanowione w celach odwetu i zemsty przeciwko tym ludziom, którzy pierwsi popełnili niesprawiedliwość. Nakazuje zatem wyrywać ząb za ząb, oko za oko, za mord zaś odpłacać się mordem. Kto jednak jako drugi z kolei popełnia niesprawiedliwość, popełnia ją wcale w nie mniejszym stopniu, różni się tylko kolejnością popełnienia występku... W gruncie rzeczy przykazanie to jest sprzeczne z naturą i dobrocią Ojca wszechrzeczy... Bo jeśli kto chciał, by zgodnie z przykazaniem sformułowanym w słowach „Nie zabijaj!” – nie popełniono ani jednego morderstwa, następnie zaś mimo wszystko przykazał, aby mordercę karano śmiercią, tym samym ustanowił prawo przeciwne i czyniąc się sędzią orzekającym w przedmiocie dwóch różnych morderstw, nie zdawał sobie widocznie sprawy, że zakazując wszelkiego morderstwa, pod naporem konieczności usankcjonował morderstwo na wywrót”. – Tak, jak uczynił to Mojżesz w „Starym Testamencie” (Exodus).
Wybitny historyk filozofii Heinrich Gomperz w książce „Die Lebensauffassung der griechischen Philosophen” (Jena 1927) twierdził, że podstawowym ideałem filozofii greckiej był ideał wewnętrznej wolności, samodeterminacji i godności osoby ludzkiej w jej uczuciach, myślach i czynach. A przede wszystkim – ideał bezwzględnej wierności samemu sobie w każdej sytuacji i w każdych okolicznościach. „Nicht nur Mut und Treue, nicht nur Reinheit, Demut und Liebe, sondern auch Würde fordern wir voneinander. Unter dieser Würde verstehen wir vor allem die Treue gegen sich selbst: gegen die eigene Einsicht und gegen das eigene Gefühl. Als verächtlich gilt uns, wer sich verkauft: Mund und Hand ohne Űberzeugung, den eigenen Leib ohne Liebe... Die sittliche Forderung besteht darin: unter keinen Umständen der eigenen Űberzeugung zuwider zu handeln”. Powyżej wyłuszczone idee i fakty, jak np. postępowanie Zenona z Elei, a później Sokratesa i wielu innych szlachetnych mężów greckich, potwierdzają słuszność tej uwagi. Potwierdzają ją zresztą także liczne piękne wypowiedzi i sentencje uczonych Greków, spośród których garść przypomnijmy poniżej.

„Tym samym jest myślenie, co i przedmiot myślenia” (Parmenides).
– „Czy długo ty, nędzna, za próżnymi nadziejami ulatywać będziesz, o duszo, w cieniu chmur śnieżnych, sny o bogactwie, o szczęściu zmieniając kolejno? Darmo żadnego nie daje się nam z dóbr. Ku Muzom podążaj za darami. A widma te, sercu kłamiące, porzuć – niech gonią za nimi głupcy” (Krinagoras).
„Bogowie tym, których kochają najbardziej, zsyłają wczesną śmierć” (Prodikos z Kos).
– „Życie, jak bez śmierci odejść z ciebie? Przynosisz wszędzie tysiące bied. Trudno ich uniknąć, ciężko i dźwigać. Co z natury swej jest piękne, tylko to w tobie cieszy: słońce, księżyca obieg, gwiazdy, ziemia i morze. Reszta – cierpienie i lęk. A jeśli zdarzy się komuś szczęścia skosztować – w ślady już Zemsta nadchodzi” (Ezop).
– „Po pierwsze, czcij Boga należycie. Szanuj też króla, gdyż jego władza też od bogów pochodzi. Szanuj nauczyciela na równi z rodzicami: ich dała tobie natura, a on dba o ciebie z własnej woli. I za to powinieneś mu być wdzięczny w dwójnasób” (Ezop).
– „Jeśli komuś dopisze szczęście, nie zazdrość mu, a ciesz się razem z nim; kto zaś ci zazdrości, szkodzi sam sobie” (Ezop).
„Przy winie nie okazuj swej uczoności; twe gadanie będzie bowiem nie na miejscu i zostaniesz wyśmiany. Trzymaj język na uwięzi” (Ezop).
„Nie wstydź się uczyć w podeszłym wieku: lepiej nauczyć się późno niż wcale się nie nauczyć” (Ezop).
„Przyjaźń nie istnieje ani u ludzi głupich, ani u mądrych; dla głupca kończy się ona z chwilą, gdy przestaje dawać mu korzyści, a mędrzec – jako człowiek, który sam sobie wystarcza – nie potrzebuje przyjaciół” (Theodor Ateista).
– „Nam, którzy gromadnie nawiedzamy dom, gdzie ktoś się narodził, należy płakać, ogarniając myślą różne nieszczęścia ludzkiego życia. A gdy ktoś zakończył ciężkie trudy śmiercią, o tym niech przyjaciele mówią z uznaniem i radością” (Eurypides).
– „Dobro i zło zawsze ze sobą graniczą” (Eurypides).
– „Ranę zadałeś, ranę otrzymasz” (Ajschylos).
– „Bogowie wiedzą: śmierć jest nieszczęściem, inaczej chętnie umieraliby sami” (Safona).
– „Uroda cieszy tylko oczy, dobroć jest wartością trwałą” (Safona).
– „Kiedy gniew zawładnie tobą, trzymaj język za zębami” (Safona).
– „Złym sąsiadem bogactwo bez dobroci; kto jedno i drugie posiada, do szczęśliwych należy” (Safona).
– „Przede wszystkim ci, którym pomagam, krzywdzą mnie, jak mogą; dobrze o tym wiem” (Safona).
– „Przyjaźń jest subtelną rozkoszą szlachetnych dusz” (Safona).
– Największym dziełem człowieka jest czynienie dobra innym ludziom (Sophokles).
– „Zaiste, niemało jest dziwów; lecz i tak bywa, iż ponad prawdę ludzką wieść sięga – i krasą pstrych przyozdobione kłamstw błędem tumanią baśnie” (Pindar).
– „Pięknie jeno mówić o bogach śmiertelnikowi godzi się: tak mniejszy będzie grzech” (Pindar).
– „Daremnie chciałby człowiek czynić coś tak, by nie widział Bóg” (Pindar).
– „A to rodzaj ludzki najmarniejszy, który swoim gardzi i za nowym goni, złudne żywiąc nadzieje” (Pindar).
– „Lecz chęć zysku pęta nawet mądrość” (Pindar).
– „Na jedną rzecz dobrą dwa nieszczęścia zsyłają ludziom Nieśmiertelni; głupcy nie potrafią tego znieść z godnością, ale zacni okazują światu pogodne oblicze” (Pindar).
– „Jeśli rozum jakiegoś śmiertelnika zna drogę prawdy, wie, że cieszyć się tym trzeba, co dają życzliwi bogowie. Wiatry wiejące z nieba nieustannie zmieniają kierunek. Szczęście nie na długo przychodzi” (Pindar).
– „Będę mały w małym, wielki w wielkim losie; będę szanować dolę, którą mam” (Pindar).
– „Nigdy nie ujmuj czci rodzicom, póki cieszą się życiem z łaski losu” (Pindar).
– „Zawiść ściga piękne czyny” (Pindar).
– „To, co dalej, niedostępne jest i mądrym i niemądrym. Nie będę tego ścigał. Byłbym nierozumny” (Pindar).
– „Każdy z nas ma swój własny charakter – i ten jest naszym bogiem, sprawcą szczęścia lub nieszczęścia” (Menander).
– „Złe rozmowy psują dobre obyczaje” (Menander).
– „W przymusowych okolicznościach niepotrzebne jest rozumowanie, lecz możliwie szybka decyzja” (Tukidydes).
– „Przestaniesz bać się, jeśli porzucisz swe oczekiwania” (Hekaton).
– „Jeśli chcesz być kochany, kochaj!” (Hekaton).
– „Ja nie płaczę nad tymi, którzy utracili radości życia; płaczę nad tymi, którzy żyją, wiecznie lękając się końca” (Anonim).
– „Z czasu korzystaj. Wszystko niepostrzeżenie i szybko się starzeje. Z koźlątka kozła czyni jedno lato” (Anonim).
– „Ogień i morze – zło, a trzecie zło – kobieta. I jest to zło najgorsze. Lecz nie ma nic lepszego niż wierna żona” (Anonim).
– „Kobieta kocha mocniej niż mężczyzna, lecz wstyd zmusza ją nawet w szaleństwie miłości ukrywać źródło uczucia” (Anonim).
– „Nic słodszego nad miłość; wszystkie pozostałe radości życia są drugorzędne” (Nossida).

– „Nie, Filenido! Łzami ty mnie nie uwiedziesz!
Wiem, nikt ci nie jest milszy niż ja –
Póki w ramionach ty moich. Lecz
Gdy obejmie cię inny, widocznie,
Będziesz go kochać bardziej niż mnie” (Posidippos).

– „Kłamią na cię, jakoby ty włosy farbujesz,
Nikiłła, – czarnymi kupiłaś je na rynku” (Lucyliusz).

– „Miód ty kupujesz z woskiem, puder, warkocze i zęby.
Byłoby taniej kupić od razu całą gębę” (Lucyliusz).

– „Tylko w krzywe patrzy się Demostenida zwierciadło
Gdyby zajrzała w proste, rozpacz by ją opadła” (Lucyliusz).

– „Kiedyś była dumna z swej piękności
Fale włosów tylko wiatru pieścić pozwalała,
I śmiała się z nas. Zanim ręka starości
Ręce jej, piersi i twarz zmarszczkami usłała.
A teraz oczy wyblakły, brwi wyłysiały,
Usta zwiędłe mamroczą starcze komunały
Siwizna zbieliła włos
Tak na wyniosłych mści się kobietach los” (Agateusz).

„Cóż tak lękacie się śmierci? To przecież spokoju początek.
Wszelkie choroby i biedy, troski zmywa jak wrzątek.
I nigdy nikogo nie zwiedza raz drugi
Raz tylko wchodzi przez drzwi
I prowadzi nas z sobą na zawsze.
Różni to ją jak najkorzystniej od zmartwień,
Które tłumami bez przerwy dokuczają nam, zmieniając swe maski” (Agateusz).

„Szczęśliwi są mędrcy, o których pamięć zachowuje się w księgach” (Agateusz).

– „Gawron nocny na ludzi krakaniem swym śmierć przywołuje.
Ale, gdy śpiewa Demobil, zdycha sam gawron złowieszczy” (Nikarch).

„Przyśniło się leniwemu Markowi, że biegał on długo.
Po tym on nie śpi, aby nie biegać i nie męczyć się we śnie” (Lucyliusz).

– „O Menelaosie, Parysie, o obyczajach ty sądzisz poza domem.
A u Heleny twej pełen dom Parysów” (Lucyliusz).

– „Pijmy już! Może znajdziemy w tym winie jakąś nową, jakąś miłą,
Pełną słodkiego uroku pieśń.
Winem zatop mnie i wtedy powiedz: „Baw się Hedylu!”
Wstrętna to rzecz – tak w bezruchu, trzeźwo, jałowo żyć” (Hedylos).

„Prodiko! Wykąpmy się najpierw i uwieńczmy swe skronie,
A potem pijmy mocne wino, nalewając je w duże kielichy.
Krótka jest pora radości. Weselmy się, póki czas!
Potem przeszkodzi nam starość. A potem przyjdzie śmierć „(Rufinus).

– „Wino to szpieg miłości. Tak zaklinał się Nikagoras, że nie kocha!
Lecz nagle się zdradził po którymś tam kieliszku.
Zaszlochał, pochylił czoło, spojrzał tak jakoś smutnie,
Wieniec zsunął mu się z głowy”... (Asklepiades).

„Zazdrośnie strzeżesz dziewictwa. Cóż dalej?
Gdy będziesz w Hadesie, nikogo tam nie znajdziesz,
Kto by cię pokochał, piękna dziewczyno.
Rozkosze są dla żywych.
Gdy poniesie nas mroczna rzeka,
Zostaną na jej brzegu nagie kości, popiołu garstka” (Asklepiades).

– „Pijmy wino! Już późna noc.
Może dziś raz ostatni ta lampa zaświeci naszemu czuwaniu.
Smutny jesteś? Pijmy dobre wino!
Już niedługo wszyscy odpoczniemy wśród nieskończonej nocy” (Asklepiades).

* * *

Wielkim uczonym był Pitagoras z Samos (ok. 570-497 p.n.e.), myśliciel i matematyk, twórca pojęcia „filozofia”, uczeń egipskich kapłanów, który w swych koncepcjach połaczył w harmonijną całość religię, filozofię i naukę. Twierdził, że Ziemia jest kulista i porusza się w próżni, obracając się wokół idealnego centrum planetarnego oraz dokoła swej osi, że wszechświat jest harmonijnym ładem („kosmosem”). Zapytany, czy uważa się za mędrca, Pitagoras nie zgodził się tak siebie nazwać i odparł, że nie jest mędrcem, lecz kims miłującym madrość czyli filozofem. (Musiał poddać się zabiegowi obrzezania na żądanie egipskich nauczycieli, którzy w przeciwnym razie odmówiliby mu dostępu do swych świątyń i nauk). Po powrocie z Egiptu założył w Krotonie tajny, elitarny związek mistyczno – polityczny, którego członkowie „aristoi” („najlepsi”) posiadali przez długi czas ogromne wpływy w Italii. Trzymali się z dala od demosu czyli plebsu; ćwiczyli w doskonaleniu umysłu i serca, szczególnie w zakresie samodyscypliny. Uczniowie Pitagorasa, starannie dobierani według najsurowszych kryteriów także genetycznych, słuchając wykładów mistrza, musieli przez pięć lat zachowywać absolutne milczenie. Obowiązywała zasada: „Trzeba milczeć, albo mówić rzeczy lepsze od milczenia”. Fryderyk Nietzsche w 25 wieków po śmierci Greka pisał: „Kto rok milczy, ten oducza się gadania, a uczy się mówienia. Pitagorejczycy byli najprzedniejszymi mężami stanu swej epoki”. Grecy doskonale zdawali sobie sprawę z dyscyplinującej i charakterotwórczej roli milczenia. Ksenokrates (ok. 396-314 p.n.e.) jedną godzinę każdego dnia poświęcał na milczenie, aby wyćwiczyć pełną samokontrolę. Eurypides zaś zauważał zjadliwie: „Nieumiarkowane gadanie jest cechą dzieci niewolników”. A Lion Feuchtwanger – choć nie był ani Grekiem, ani tym bardziej pitagorejczykiem – celnie odnotował: „Człowiek potrzebuje dwu lat, aby się nauczyć mówić, i lat sześćdziesięciu, aby się nauczyć trzymać język za zębami”.
Szkole pitagorejskiej przypisuje się m.in. maksymy:
– „Nikogo nie wyręczać w dźwiganiu ciężaru, aby nie być winowajcą tego, że uczyni się go próżniakiem.
– Powinno się mieć dzieci, aby pozostawić po sobie tych, którzy będą oddawać cześć Bogu”.
Pitagoras uważał, że zasadą wszechrzeczy i życia ludzkiego jest liczba jako wzorzec-model, wszelkie istnienie bowiem sprowadza się do harmonii liczb stanowiących duchową prazasadę materii, duszy i myśli. Uczony albo sformułował samodzielnie, albo przywiózł z Egiptu znany aksjomat, noszący do dziś nazwę „twierdzenia Pitagorasa” [pole kwadratu zbudowanego na przeciwprostokątnej trójkąta prostokątnego równe jest sumie pól kwadratów zbudowanych na przyprostokątnych].
Litera „Υ” jest nazywana „literą Pitagorasa” i ma wskazywać na rozdroża życia ludzkiego, kiedy człowiek w wieku młodzieńczym staje wobec alternatywy i musi wybrać między dobrem (trud i praca nad sobą, sposobiące młodzieńca do tego, co szlachetne, prawe i wzniosłe) i złem (to, co jest łatwe i nie wymaga wysiłku, samowola, pospolita sytość ciała i zmysłów). W obydwu kierunkach droga jest otwarta, a wybrać trzeba jedną z nich. Pitagorejczycy uważali, że zawsze powinno się wybierać dobro, bo ono jest ładem i uporządkowaniem, a człowiek stanowi przecież cząstkę wszechładu kosmicznego i boskiej harmonii wszechrzeczy. Kto wkracza na drogę dobra i cnoty, musi być we wszystkim rozumny i umiarkowany, powinien powstrzymywać się od spożywania mięsa zwierząt, ryb, ptaków, jaj, bobu i innych potraw zakazanych przez kapłanów. Wymagając umiarkowania od swych uczniów Pitagoras potępiał wszelką namiętność i uczuciowość, a w szczególności związaną ze sprawami seksu; broniąc tego, co nazywał zdrową milością, zdecydowanie odrzucał homoseksualizm jak najobrzydliwsze ze zboczeń, świadczące o biologicznym zwyrodnieniu.
Twierdził, że dusza nie umiera po śmierci ciała, że istnieje od ciała osobno i że może się łączyć po pewnym czasie z dowolnym innym ciałem po śmierci poprzedniego. Była to nauka o metempsychozie czyli wędrówce dusz. (Aż do 553 roku także liczni chrześcijanie wyznawali doktrynę reinkarnacji, która została potępiona dopiero przez Sobór Konstantynopolski. Tysiąc lat później wielki uczony Giordano Bruno został żywcem spalony na stosie za to, że nie wykluczał możliwości istnienia wędrówki dusz i uwazał, iż wszechświat może być nieskończony, i że może w nim istnieć wiele takich układów słonecznych jak nasz, zamieszkanych przez istoty rozumne). Do kompleksu twierdzeń w zakresie teorii metempsychozy należało przekonanie o tym, iż dusza jest trwalsza od ciała, które z kolei stanowi dla duszy więzienie, w którym została zamknięta za grzechy popełnione w poprzedzających wcieleniach. Niejasne jednak, czy grzechy są popełniane przez ciało czy przez duszę. W każdym bądź razie Pitagoras uważał, że życie cielesne ma za cel wyzwolenie duszy, a zostanie ona wyzwolona z ciała, gdy się oczyści, a się oczyści – gdy odpokutuje, odcierpi za przewiny. Pokuta zaś jest urzeczywistniana m.in. przez doznawanie cierpień, chorób, życiowe niedogodności, losowe przypadłości (w tym także przez męczący proces umierania, straszliwą i długą agonię), które należy pokornie, godnie i po męsku znosić aż do naturalnego zgonu, nie uciekając się do środków łagodzących cierpienie, ani do samobójstwa. Chrześcijański punkt widzenia na to zagadnienie wyraził m.in. Arnold Geulincx w swej „Etyce”: „Mniemanie Pitagorasa bardzo prawdopodobne wśród poglądów filozoficznych, że mianowicie kiedy umieramy, zostajemy przeniesieni w inne ciało. Lecz to tylko mniemanie lub podejrzenie, żadna wiedza, ponieważ głębokie jest tu milczenie rozumu; a w Piśmie Świętym jest jedynie objawienie Boga, które tu coś nam mogłoby powiedzieć. Ponieważ zaś jest to mniemanie, stąd także niegodne filozofa; albowiem „przypuszczać” (czyli mniemać, mniemania wyobrażać sobie i podsycać) nie przynależy „mądremu” (nie odnosi się do mędrca, czyli filozofa – czyli miłośnika madrości), jak głosi stare powiedzenie. Takie więc mniemania, podejrzenia, sny, chociaż może byłyby prawdziwe, ponieważ jednak my nie możemy być co do ich prawdziwości pewni, filozof powinien odrzucic i pozostawić pospólstwu, które bardzo się nimi delektuje i z ochotą je przyjmuje”. Słabe to, oczywiście, „obalenie”, gdyż w ten sposób da się obalić wszystkie twierdzenia filozoficzne i teologiczne, ponieważ są one zawsze jedynie „mniemaniami” lub domniemaniami z punktu widzenia krytycznego rozumu.

Pitagoras uważał, że ludzkie życie składa się z czterech podstawowych okresów po dwadzieścia lat każdy: dzieciństwo, młodość, dojrzałość, starość. A jest ono „podobne do święta ludowego: jedni idą na nie, żeby wziąć udział w igrzyskach, inni – żeby handlować, a jeszcze inni, i to najlepsi, jako widzowie. Podobnie w życiu, jedni są niewolnikami sławy, inni władzy, inni natomiast są filozofami i szukają prawdy”. Powiadano, że na pierścieniu Pitagorasa było wygrawerowane zdanie: „Krótkotrwałe niepowodzenie jest lepsze niż krótkotrwałe powodzenie”.
W łacińskim przekazie zachował się do naszych czasów tekst, który daje pojęcie o poglądach tego wielkiego geniusza; nazywa się on „Aureum Pythagoreum Carmen” – „Złota pieśń Pitagorasa”, w której zwraca się on do swego młodego przyjaciela z wzniosłymi pouczeniami: „Przede wszystkim czcij Boga... Miej w swiętym poszanowaniu przysięgę. Czcij również sławnych herosów oddając im należną cześć. Szanuj rodziców i najbliższych swych krewnych, a spośród nich wybieraj na przyjaciół tych, którzy są cnotami najznakomitsi. Słuchaj ich głosu, kiedy ci radzą życzliwie lub wyświadczają ci dobre przysługi. Nie zrażaj się do przyjaciół z powodu ich drobnych uchybień... Nad tym zaś staraj się zapanować: przede wszystkim nad żołądkiem i snem, następnie nad rozkoszą i gniewem. Nie czyń nic haniebnego ani z kim innym, ani sam w tajemnicy. Najbardziej z wszystkich wstydź się samego siebie. Następnie przestrzegaj sprawiedliwości, tak w słowach, jak i w uczynkach. Staraj się przyzwyczaić do tego, abyś we wszystkim postępował rozważnie. Wiedz, że przeznaczeniem wszystkich jest umrzeć. Bogactwo niekiedy chętnie zdobywaj, niekiedy znowu rad się go zrzeknij. Z nieszczęść jakie z woli Boga nawiedzają śmiertelnych, część przeznaczoną ci losem znoś ze spokojem i bez szemrania. Wolno ci także, o ile możesz, używać środków zaradczych. Wiedz jednak przy tym, że nie za wiele ich daje los dobrym.
Wiele ci przyjdzie słuchać mów ludzkich, dobrych i złych. Ty ich jednak nie słuchaj z podziwem, ani nie dozwól, by cię odwiodły od celu. Jeżeli ktoś będzie mówił coś fałszywego, słuchaj wyrozumiale.
To zaś, co teraz ci powiem, zachowaj w każdej sprawie: Niech nikt, czy to przez słowa, czy to przez czyny, nie nakłoni cię do tego, byś miał coś mówić lub czynić, co by nie było dla ciebie najlepsze. Zastanów się najpierw, zanim coś masz uczynić, abyś się nie naraził na śmieszność. Mówić bowiem lub czynić bez uprzedniego namysłu jest właściwością nierozważnego człowieka. Czyń to, czego później nie będziesz musiał żałować. Ale nie czyń niczego, na czym się nie znasz. Ucz się najpierw wszystkiego, co może ci być pożyteczne. W ten sposób spędzisz życie w największej radości.
Nie zaniedbuj jednak troski o zdrowie. Zachowaj umiarkowanie w jedzeniu, piciu, ćwiczeniach cielesnych. Mówiąc o umiarkowaniu, mam na myśli to wszystko, co ci później nie sprawi cierpienia. Przyzwyczajaj się do prostego, niewystawnego sposobu życia. Unikaj wszystkiego, co budzi zazdrość. Nie bądź hojny tam, gdzie nie trzeba, jak ktoś nieświadomy tego, co dobre i przyzwoite, ale też nie bądź skąpcem. We wszystkim najlepszy jest umiar. Czyń to, co ci nie wyjdzie na szkode, lecz zanim cokolwiek uczynisz, najpierw się namyśl.
Niech sen nie spocznie na twych zmęczonych powiekach, zanim nie przejdziesz w myślach poszczególnych uczynków dnia poprzedniego: W czym źle postąpiłem? Co wykonałem, a co opuściłem z mych powinności? I tak od początku do końca badaj kolejno wszystkie uczynki, a złych żałuj ze skruchą, z dobrych zaś się raduj. W tych rzeczach musisz usilnie się ćwiczyć, o tych rozmyślać, te musisz pokochać. One zaś cię utwierdzą na drodze do boskiej cnoty – świadkiem Ten, który wszczepił w naszą duszę ideę czwórki, będącej źródłem wiecznotrwałej natury.
Ale i rąk przykładaj do dzieła, lecz najpierw módl się do Boga, aby je doprowadził do skutku. (...) Poznasz boskie prawa w naturze. I ani nie będziesz spodziewał się tego, co nie jest możliwe, ani nie będzie przed tobą ukryte, co spełnić się może. Poznasz, jak ludzie doznają nieszczęść, których sprawcami są sami. Biedni! Skoro ani nie widzą dobra, ani nie słyszą, choć blisko jest przy nich! A niewielu jest takich, którzy potrafią wybawić się z nieszczęść. Taki jest los śmiertelnych, który zaślepia ich myśli, że podobnie jak krążki toczą się to w tym, to w tamtym kierunku i niezliczone znoszą cierpienia. Groźnym towarzyszem jest tkwiący w nich od urodzenia duch sprzeciwu, który im szkodzi z ukrycia. Nie należy go budzić, lecz z dala unikać.
(...) Bądź dobrej myśli. Boski jest rodowód śmiertelnych. Święta natura odsłania i ukazuje im wszystko. I jeśli coś i ty z tego zrozumiesz, zachowasz moje nauki. I uleczysz swą duszę, i uwolnisz od męki.
Wystrzegaj się zakazanych potraw. Wiedz, że jest to część oczyszczalnych obrzędów i wyzwolenia duszy od złego. Rozważ to wszystko. Za najwyższego przewodnika obierz sobie rozum, dar Boga. Kiedy zaś rozłączysz się z ciałem i ulecisz w przestwór eteru, staniesz się nieśmiertelny, nieskazitelny jak Bóg i nie podlegający już śmierci”.
Pitagorasowi przypisuje się też zdania:
„Najkrótsze słowa „tak” i „nie” wymagają najwięcej zastanowienia.
– Nie bądź niczyją małpą.
– Nie głoś prawdy na ludnych zgromadzeniach: lud uczyni z niej zły użytek.
– Wstrzymaj się od zabijania zwierząt: przelewanie ich krwi doprowadziło ludzi do zabijania sobie podobnych.
– Nie wybieraj na przyjaciela kogoś, kto żyje w niezgodzie ze swą żoną.
– Uprawiaj pole własnymi rękoma: nie powierzaj tego niewolnikom; uprawa ziemi bowiem potrzebuje rąk człowieka wolnego.
– Naucz się poznawać ludzi; poznanie ludzi jest poręczniejsze i potrzebniejsze niż poznanie bogów.
– Nie czyń wymówek żonie w obecności dzieci.
– Jeśli możesz być orłem, nie staraj się być pierwszym wśród kawek.
– Jeśli chcesz przeżyć samego siebie, pozostaw po sobie cnotliwe potomstwo i dobrą książkę”.

Wielki uczony miał mądrą i szlachetną żonę (co rzadko się zdarza) o imieniu Teano, o której podanie głosi, że zapytana, w ile dni po stosunku z mężczyzną kobieta powinna być uważana za czystą, odparła, że po stosunku ze swoim mężem od razu, po stosunku z obcym nigdy.
Pitagoras był w tak wielkim poważaniu u swych rodaków, że po jego śmierci (został skrytobójczo zamordowany w nocy przez zbirów nasłanych przez Kilona z Krotony, mściwego bogacza, którego Pitagoras ongiś wygnał ze swego domu) w Metaponcie uczyniono z jego domu świątynię.

* * *

Demokryt z Abdery (ok. 460-350 p.n.e.) w młodości, jak wielu uczonych greckich w starożytności, pobierał nauki u mędrców Wschodu: u Medów, Chaldejczyków, Egipcjan, Etiopczyków i Indów. Być może jednak, że jest to po prostu stereotyp ówczesnej biografistyki. W każdym bądź razie wiemy, iż był to umysł potężny; uprawiał nie tylko filozofię, ale też fizykę, architekturę, medycynę, teorię muzyki, biologię. Żył lat 110.
Jeśli chodzi o filozofię przyrody, to Demokryt uważał m.in., że wszystko składa się z niepodzielnych, wiecznych, niezmiennych, lecz różniących się między sobą cząsteczek, które nazywał, tak jak Leukippos, „atomami”. „Wszechświat to atomy i próżnia, cała zaś reszta istnieje tylko w mniemaniu”. On też stworzył filozoficzne pojęcie „materii” jako pierwiastka, jako tworzywa wszystkiego. Kiedy chciał udowodnić, że nie wszystko powstało, a są też rzeczy istotowo wieczne, posługiwał się jako oczywistym przykładem, twierdzeniem, że czas nie powstał, a przecież istnieje. Pisał: „Nic nie powstaje z przypadku, ale zawsze istnieje określona przyczyna tego, o czym mówimy, że powstało samo z siebie albo z przypadku... Ludzie uczynili sobie z pojęcia przypadku zasłonę dla własnej niezaradności.” Twierdził, że rośliny mają rozum i są zdolne do poznania; że pierwsi ludzie powstali w wodzie i błocie.
Demokryt był przekonany o tym, że dusza jest ogniem (światłem) i mieszka w mózgu, a w chwili śmierci ulega rozproszeniu i rozpada się razem z ciałem, choć nie do końca. Zachowały się liczne drobne fragmenty jego dzieł, dające nawet w takiej postaci świadectwo jego wielkiemu geniuszowi.

„Człowiek jest małym światem (mikrokosmosem).
– Słowo jest cieniem czynu.
– Ludzie w odległych czasach, patrząc na zjawiska niebieskie, takie jak gromy, błyskawice, pioruny, spotykanie się gwiazd, zaćmienia słońca i księżyca, bali się, sądząc, że sprawcami tego są bogowie.
– Sława i bogactwo bez rozumu są niepewnym nabytkiem.
– Kto nikogo nie kocha, przez nikogo nie jest kochany.
– Przed mądrym człowiekiem stoi otworem cała ziemia. Ojczyzną szlachetnej duszy jest cały świat.
– Wojna domowa jest nieszczęściem dla obu stron, ponieważ i dla zwycięzców i dla zwyciężonych wynikają te same straty.
– Zazdrośnik sam siebie dręczy jak najgorszy wróg.
– Kto chce żyć w pokoju ducha, nie powinien wykonywać zbyt wielu zajęc ani w sprawach prywatnych, ani w publicznych, a we wszystkim, co czyni, nie powinien podejmowac się rzeczy przekraczających jego siły i zdolności.
– Natura i wychowanie są do siebie podobne. Wychowanie bowiem zmienia człowieka, a zmieniając go tworzy jakby jego drugą naturę.
– Nie z obawy przed karą, lecz z poczucia obowiązku należy wystrzegać się złych uczynków.
– Przyjaźń jednego roztropnego człowieka jest bardziej wartościowa niż przyjaźń wszystkich głupców.
– Nie warto by żyć, gdyby się nie miało ani jednego dobrego przyjaciela.
– Kto szuka dobra, z trudem je znajdzie, ale zło znajdzie, choć go nie szuka.
– Dzielny jest nie tylko ten, kto pokonuje swych wrogów, ale i ten, kto przezwycięża swe namiętności. Niektórzy zaś panują nad całymi krajami, a jednoczesnie są niewolnikami kobiety.
– Lepszym nauczycielem cnoty okaże się ten, kto stosuje zachętę i przekonywające słowa niż kto stosuje prawo i przymus. W ukryciu bowiem będzie grzeszył ten, kogo tylko prawo powstrzymuje od spełnienia niegodziwego uczynku.
– Prawa nie przeszkadzałyby żyć każdemu, jak mu się podoba, gdyby jeden drugiemu nie chciał szkodzić.
– Ubóstwo i bogactwo to nazwy braku i nadmiaru. Tak już jest, że ten, kto odczuwa brak, nie jest bogaty, a ten, kto nie odczuwa braku, nie jest ubogi.
– Chętnie podjęte trudy dają się znieść lżej niż podjęte niechętnie.
– Istnieje wszystko, co ktokolwiek pomyśli.
– Otwarta mowa to cecha wolnego ducha, lecz trudno wybrać dla niej odpowiedni moment.
– Ten, kto chce panować nad innymi, musi najpierw nauczyć się panowania nad sobą samym.
– Niech kobieta nie filozofuje; to jest nieznośne.
– Ci, którzy się cieszą z nieszczęścia bliźnich, nie rozumieją, że zmienność fortuny może dotknąć każdego.”

* * *

Sokrates Ateńczyk (ok. 469-399 p.n.e.), zwany ojcem etyki europejskiej, żył lat 70. Był jednym z największych filozofów w dziejach ludzkości. Z pochodzenia był synem rzeźbiarza (lub kamieniarza) i położnej. Przez pewien czas, tak jak w XX wieku Karol Wojtyła, także pracował w kamieniołomach. W młodości słuchał wykładów Anaksagorasa i Archelaosa. Interesował się początkowo filozofią przyrody, lecz później od niej odszedł, ponieważ doszedł do wniosku, że w jej zakresie i tak niczego nie da się ustalić z pewnością. Poświęcił więc swe życie rozmyślaniom nad życiem ludzkim, nad dobrem i złem, nad cnotą i występkiem. Był bodaj pierwszym filozofem, wobec którego władze polityczne zastosowały zakaz uprawiania zawodu nauczyciela ze względu na nieprawomyślne – ich zdaniem – poglądy myśliciela. Był też pierwszym, lecz nie ostatnim, a jednym z wielu uczonych, których za poglądy skazano na karę śmierci i stracono. Tekst oskarżenia przed sądem ludowym Aten brzmiał: „Występku dopuszcza się Sokrates, nie uznając bogów uznanych przez państwo, inne zaś nieznane bóstwa wprowadzając. Występku też dopuszcza się, psując w ten sposób młodzież. Kara: śmierć”. W mowie obronnej Sokrates wydrwił wszystkie wydumane zarzuty i nie prosił o litość, lecz stwierdził, że sąd powinien wyrazić mu wdzięczność za tyle lat pracy wychowawczej dla młodzieży ateńskiej. Odpowiedzią było wtrącenie za kraty i nakaz wypicia kubka trucizny.
Po pewnym okresie przebywania w więzieniu wypił przyniesioną mu cykutę. Przedtem mógł z miejsca odosobnienia uciec, gdyż nie był czujnie pilnowany, a uczniowie, mający do niego swobodny dostep, nakłaniali go do ucieczki i gwarantowali bezpieczeństwo. Sokrates odmówił, mówiąc: „Jakbym wyglądał, gdybym tak postąpił. Przez całe życie nauczałem, że powinno się szanować prawa. Ponieważ zaś skazany zostałem na mocy legalnego wyroku współobywateli, muszę być mu posłuszny”. Imię tego filozofa pozostało po wsze czasy symbolem niezachwianej prawości i wierności swoim przekonaniom. Arthur Schopenhauer nazywał Sokratesa „den weisesten der Menschen” – „najmądrzejszym z ludzi”. Lew Szestow zaś w XX wieku wyznał: „Nikt nigdy nie usłyszał narzekającego Sokratesa, a niewątpliwie miał on powód do narzekań. Wypił truciznę przyniesioną mu przez strażnika więziennego tak, jakby to był uzdrawiający napój... Powiedział spokojnie: Skoro to podoba się bogom, niech zatem tak się stanie”...

Za życia i po śmierci zawistnicy nienawidzili Sokratesa i zawzięcie go atakowali. Zarzucano mu m.in., że jakoby był pederastą i alfonsem, że „wypożyczał” swoją żonę przyjaciołom itp. Szczególnie wyróżniali się zjadliwością późniejsi autorzy chrześcijańscy, usiłujący z błotem mieszać całą poprzednią kulturę „pogańską”. Tertulian np. pisał z przekąsem: „Sokrates i Katon użyczali swoich żon przyjaciołom. Nie wiem tylko, czy żony owe były temu przeciwne – bo dlaczego miałyby się tak bardzo troszczyć o swą uczciwość, którą mężowie tak chętnie odstępowali innym? Cóż to za przykład mądrości attyckiej, cóż za wzór rzymskiej godności?!” Zarzut „wypożyczania” swej żony osobom trzecim to jednak po prostu „temat wędrowny”, doczepiany (bezpodstawnie najczęściej) różnym wybitnym ludziom. Tak np. o Demostenesie plotkowano, że wypożyczał swą połowicę Ktesionowi, a o Eurypidesie, że – Kefizofontowi. Były to jednak wierutne kłamstwa, podobnie jak zarzut pederastii.
Zaznaczmy na marginesie, że homoseksualizm to sprawa nie tylko erotyczna, jest on jednym z przejawów głębokiej psycho-fizycznej degeneracji całego organizmu i całej osobowości tych ludzi, którzy z reguły bywają ogromnie brutalni wobec swych przeciwników. Nieraz perfidnie usiłują nawet uczynić z nich swych rzekomych promotorów. Chociaż Sokrates w swych wypowiedziach o homoseksualistach wyrażał jednoznaczne obrzydzenie, to już za jego życia Arystofanes w komedii „Chmury” sportretował go jako domniemanego nauczyciela sodomii. Pomimo odnotowanych przez Ksenofonta (w „Uczcie” i „Wspomnieniach o Sokratesie”) upomnień, skierowanych pod adresem Likona, Kaliasza i Kritiasza za ich zaangażowanie w pederastyczny proceder, już w starożytnym podręczniku historii filozofii Diogenesa Laertiosa są przywołane oszczerstwa Arystoksenosa z Tarentu, mówiące o tym, że rzekomo młody Sokrates „wypłacał się w naturze” za naukę swemu nauczycielowi.
To szkalowanie Sokratesa trwa zresztą do dziś pod postacią wciąż na nowo powtarzanego kłamstwa, iż on rzekomo uprawiał sodomię z Alkibiadesem. Prawda była zupełnie inna. To właśnie pederaści i pedofile Likon i Anytos zjawili się w 399 roku p.n.e. przed sądem ateńskim, by pomówić Sokratesa o demoralizację i doprowadzić do jego skazania na śmierć (za antypederastyczne wypowiedzi). Zgładzić filozofa usiłował zresztą jeszcze przedtem tyran Kritiasz, nazwany przez Sokratesa „brudnym wieprzem” ze względu właśnie na jego skłonności homoseksualne. W końcu, jak wiadomo, dopięli swego. Na brutalność i bezwzględność homoseksualistów zwracał uwagę później Arystoteles w swej „Polityce”, odnotowując szereg dokonanych przez tych degeneratów skrytobójstw i jawnych morderstw, jak np. mord na człowieku, który żartobliwie zapytał pewną pasywną „ciotę”, czy nie jest czasem w ciąży. Ponieważ Arystoteles w „Etyce Nikomachejskiej” określił homoseksualizm jako „chorobliwe zboczenie”, został przez ówczesnych „obrońców mniejszości seksualnych” okrzyknięty za „homoseksualistę”...
Niewątpliwie więc miał rację Karol Wojtyła, gdy pisał, że „w ciągu całej historii ludzkiej toczy się ciężka walka przeciw mocom ciemności; walka ta, zaczęta ongiś u początku świata, trwać będzie do ostatniego dnia, według słowa Pana. Wplątany w nią człowiek wciąż musi się trudzić, aby trwać w dobrem, i nie będzie mu dane bez wielkiej pracy oraz pomocy łaski Bożej osiągnąć jedność w samym sobie”. Ta walka trwa także na terenie filozofii, którą Sokrates uważał nie tyle za mądrość samą, ile za jej umiłowanie i poszukiwanie. Samą bowiem prawdziwą mądrość Bóg zastrzegł wyłącznie dla siebie. Nie przypadkiem tedy Cesare Lombroso zauważył, iż Sokrates „niemalże odgadł etykę chrześcijańską i monoteizm żydowski”. Natomiast Dietrich von Hildebrand poczytywał za jedną z największych zasług Ateńczyka to, że w pełni uchwycił on fundamentalne znaczenie i absolutnie niezbędną rolę poznania wartości w moralności. „Niestety rolę tę nadmiernie uwypuklił, twierdząc, że samo rzeczywiste poznanie dobra przez jakiegoś człowieka gwarantuje już jego moralność. Nie twierdził jednak, że już sama znajomość wartości moralnych jako taka nadaje człowiekowi wartość moralną. Uważał raczej, że jedynie poznanie pewne i niepodważalne mogłoby wykluczyć wszelki błąd woli. Takie poznanie motywowałoby naszą wolę nieodparcie we właściwym kierunku. Platon koncepcję tę zmodyfikował i ulepszył. Arystoteles ją krytykował, a Owidiusz kwestionował ją mówiąc: „Video meliora proboque; deteriora sequor” („widzę i pochwalam to, co lepsze, ale idę za tym, co gorsze”). Przede wszystkim jednak odpierał ją św. Paweł, mówiąc: „Bo dobra, którego pragnę, nie czynię; natomiast zło, którego nie pragnę, czynię”.
Chociaż więc Sokrates, uwypuklając nadmiernie rolę prawdziwego poznania w moralności, był w błędzie, to jednak – odkrywając fundamentalną rolę poznania w etyce – w sposób nieoceniony wzbogacił filozofię. Widział on wyraźnie, że poznanie stanowi niezbędną podstawę wszelkiego rzeczywistego uczestniczenia w wartościach po stronie przedmiotowej oraz równie niezbędną podstawę moralnie dobrej woli”.
Sądzono jednak o wielkim uczonym i w najwyższym stopniu złośliwie. „Sokrates jest momentem najgłębszej perwersji w dziejach wartości” – twierdził Fr. Nietzsche i nawiązywał do faktu jego organicznego upośledzenia, które warunkowalo zjawienie się degeneratywnej koncepcji teoretycznej. – „Akustyczne halucynacje Sokratesa: pierwiastek chorobliwy. Zajmowanie się moralnością budzi największy wstręt tam, gdzie duch jest bogaty i niezależny”. Oczywista bzdura: Nietzsche, bywalec domów publicznych, rozchorowany psychicznie na tle syfilisa mózgu, i dlatego mający wstręt do moralności, czyli normalności, tylko w chwilach powrotu do zdrowia wypowiadał myśli zdrowe.
Otwórzmy jednak stronice książki Maxa Stirnera „Jedyny i jego własność”, na łamach której zabiera on głos w sprawie nas tu interesującej. „Cóż czyni Sokrates? Jeśli mianowicie serce nie byłoby wolne od swych naturalnych skłonności, lecz pozostawałoby wypełnione przypadkową treścią i niczym bezkrytyczna pożądliwość tkwiłoby całkiem we władzy rzeczy, tzn. byłoby wyłącznie naczyniem pełnym rozmaitych zachcianek, to wtedy wolny rozum nieuchronnie musiałby służyć „złemu sercu” i być gotów usprawiedliwić wszystko to, czego ono zapragnie.
Toteż Sokrates powiada, iż nie wystarcza jedynie używać umysłu w jakiejkolwiek sprawie, lecz chodzi o to, dla jakiej sprawy się go wytęża. My dzisiaj powiedzielibyśmy, iż należy służyć „słusznej sprawie”, a służyć słusznej sprawie oznacza – być moralnym. Dlatego Sokrates jest twórcą etyki.
Naturalnie zasada sofistyki musiała doprowadzić do tego, że najbardziej zaślepiony i najbardziej uzależniony niewolnik swoich żądz mógł stać się przecież wybornym sofistą i bystrością umysłu naginać i interpretować wszystko na korzyść swego barbarzyńskiego serca. Cóż takiego bowiem mogłoby być, do czego nie dałoby się znaleźć „stosownego uzasadnienia” i czego nie dałoby się przeforsować?
Toteż Sokrates powiada: Musicie „być czystego serca”, jeśli ma się poważac waszą mądrość. Odtąd zaczyna się drugi okres greckiego uwolnienia Ducha – okres czystości serca. Okres pierwszy zakończyli sofiści, proklamując wszechwładne panowanie Rozumu. Ale serce, usposobione docześnie, pozostało niewolnikiem tego świata, wciąż dręczone doczesnymi pragnieniami. To barbarzyńskie serce miało być od teraz cywilizowane – nastała era cywilizowania serc. Lecz jakże cywilizować serce? To, co osiągnął rozum, jeden aspekt Ducha, a mianowicie umiejętność swobodnego żonglowania wszelką treścią, czeka teraz także serce – wszystko, co doczesne, musi wobec niego popaść w niełaskę, by w końcu dla serca, tj. dla zbawienia, zbawienia serc, zostały porzucone: rodzina, wspólnota, ojczyzna, itd. (...) Wraz z Sokratesem przychodzi era doświadczenia serca i przesiewa się wszelką jego treść. Ostatnim wysiłkiem ze strony starożytnych było wyrzucenie z serca wszelkiej treści i nakaz, by nie biło już więcej dla Niczego! (...)” [To właśnie postulował azjatycki buddyzm, a przed nim hinduizm!]
„Wolność narodu nie jest moją wolnością! (...) Naród może być wolny jedynie kosztem jednostki, gdyż w tej wolności chodzi nie o jednostkę, ale o naród. Im wieksza wolność narodu, tym bardziej zniewolona jednostka: ostracyzm panował w Atenach właśnie w okresie największej wolności, gdy skazywano ateistów na banicję i otruto najuczciwszego z myślicieli.
Jakże się chwali Sokratesa za jego sumienność, która nie pozwoliła mu skorzystać z rady, aby ratował się ucieczką! Był głupcem, przyznając Ateńczykom prawo, by go sądzili. Wszelako sam na to zasłużył: po cóż pozwalał się mierzyć ich własną miarą! Dlaczego ich się nie wyrzekł? Gdyby był w pełni świadom swej wartości, to nie pozwoliłby, ażeby sądził go taki trybunał. Fakt, iż nie uciekł, świadczy o jego słabości i urojeniu, że łączy go coś z Ateńczykami, że jest członkiem, tylko członkiem tego ludu. A to raczej on sam był tym ludem i tylko on sam mógł być swoim sędzią. Nie było żadnego innego sędziego ponad nim... Na tym winien był poprzestać, i jako że sam nie wydał na siebie wyroku śmierci, mógł wzgardzić wyrokiem Ateńczyków i uciec. On zaś się podporządkował, uznając lud za swego sędziego i wierząc, iż jest niczym wobec jego majestatu. To, że poddał się jako „prawu” – sile, z którą mógł był walczyć, choćby nadaremnie – było zdradą samego siebie, było – cnotą. Chrystusowi, który ponoć sam wyrzekł się władzy nad swoimi niebiańskimi legionami, przypisywano podobne skrupuły. (...) Sokrates powinien był wiedzieć, że Ateńczycy są jego wrogami i tylko on może być swym sędzią. Mamienie samego siebie w kwestii „stanu prawnego ustaw”, itd. nie pozwolilo mu pojąć, iż ten stosunek jest stosunkiem siły... Sokrates uznał prawo, ustawę, więc odtąd Grecy szanowali autorytet prawa i ustaw. Jeśli przy tym pragnęli własnej korzyści, jeśli każdy z nich obstawał przy swoim, to musieli uciekać się do krętactwa lub intryg”...

Światopogląd Sokratejski miał jaskrawo wyrażony charakter arystokratyczny i niedemokratyczny. Uważał, że nauka jest zajęciem wyłącznie dla mocnych głów, a one są zjawiskiem rzadkim. Słaby zaś rozum, biorąc się do filozofii, tylko szkodzi jej godności jako „królowej nauk”. Zwracając się do sfery polityki, twierdził, iż władze państwowe nie powinny być obieralne, tj. kształtowane jakby na podstawie losowania. „W istocie jest to tak, jak gdyby na zawodników obierano ludzi losem, a nie tych, którzy są w stanie walczyć o zwycięstwo, lub gdyby należało wybierać na sternika okrętu nie tego, który potrafi sterować, lecz tego, na którego padnie los”.
Sokratesowi przypisuje się szereg trafnych maksym moralnych i sentencji filozoficznych, jako to:

„Jedynym dobrem jest wiedza (mądrość), a jedynym złem niewiedza (głupota).
– Nie wiem nic poza tym, ze nic ni wiem.
– Ludzie czynią zło, ponieważ nie wiedzą, czym jest dobro. Są więc dwie rzeczy najpoważniejsze: rozum, który potrafi odróżnić dobro od zła, i siła woli, która pomoże wybrać i urzeczywistnić to, co dobre.
– Człowiek mający najmniejsze potrzeby podobny jest do Boga.
– Głód jest najlepszym kucharzem.
– Inni żyją po to, aby jeść, ja zaś jem po to, by żyć.
– Precyzyjne logiczne określenie pojęć jest najważniejszym warunkiem prawdziwej wiedzy.
– Największą cnotą jest umiarkowanie.
– Dobry początek jest niemałym osiągnięciem, a zaczynać trzeba od małego.
– Sprawiedliwe jest oddawanie każdemu tego, co mu się należy.
– Od czego ktoś jest dobry stróż, od tego i złodziej nie najgorszy.
– Dla cierpiących najmniejsza radość jest wielkim szczęściem.
– Mądrość jest królową nieba i ziemi.
– Cnota nie potrzebuje opłaty; nie należy upodabniać się do parobków, którzy służą swemu panu za pieniądze.
– Ludzie, którzy mają o sobie wygórowane mniemanie, są w rzeczywistości głupcami”.
Gdy ktoś go pytał, czy ma się żenić, odpowiedział, że cokolwiek uczyni, będzie żałował.
O oszczercach mówił, że nic go ich slowa nie obchodzą, ponieważ nie widzi żadnego związku miedzy ich słowami a sobą.

* * *

Platon (427-347 p.n.e.). Uczeń Sokratesa. Geniusz. Pochodził ze zbiedniałej rodziny arystokratycznej, a rodzice nazwali go Arystoklesem; później Sokrates nazwał go żartobliwie „Platanem” ze względu na mocną budowę, szerokie czoło i takież barki. Dzieła: „Sofista”,Timajos”, „Kritiasz”, „Fedon”, „Teajtet”, „Gorgiasz”, „Uczta”, „Parmenides”, „Fajdros”, „Prawa”, „Państwo”, „Obrona Sokratesa”, „Listy” i in. Twierdził, że realne istnienie przysługuje tylko rzeczywistości duchowej, podczas gdy świat materialny jest incydentalny, przypadkowy, ulotny, przemijający, złudny. Rzeczy tego świata, które postrzegamy za pośrednictwem zmysłów, nigdy nie są – lecz znajdują się w procesie stawania się i przemijania. „Nie istnieje nigdy nic, a zawsze się tylko staje i przemija.” Poznanie odbywa się jako „przypominanie” przez duszę swego bytu sprzed uwięzienia w ciele. Społeczne poglądy Platona – a szczególnie jego doktryna o państwie – wywarły przemożny wpływ na doktryny socjalne (socjalistyczne) m.in. judaizmu i katolicyzmu.
Według Platona świat duchowy jest istotą, swiat zaś materialny tylko emanacją, „odbiciem” tego, co duchowe. Ta doktryna wpłynęła na rozważania teologiczne św. Augustyna i św. Tomasza de Aquino. Platon był autorem doktryny o czterech cnotach podstawowych, przejętej później i rozwiniętej przez filozofię chrześcijańską.
W ateńskim gaju imienia herosa Akademosa Platon prowadził przez szereg lat zajęcia z filozofii, a jego uczniami byli liczni wybitni myśliciele i działacze polityczni Grecji. Autor „Praw” rozróżniał cztery podstawowe typy ustroju państwowego (monarchia, arystokracja, ochlokracja, demokracja) i pozostawił w różnych dziełach mnóstwo trafnych spostrzeżeń na ten temat. Główna reguła w idealnym państwie Platona polega na tym, że na każdego obywatela nakłada się tylko obowiązki odpowiadające jego naturze.
„W państwach muszą być tacy, którzy rządzą, i tacy, którzy słuchają.
– Wszystkie państwa wciąż, przez cały czas swego istnienia, toczą nieustannie wojnę z wszystkimi państwami... To bowiem, co większość ludzi nazywa pokojem, jest pustym słowem, w rzeczywistości zaś każde państwo na mocy prawa natury prowadzi wciąż wojnę z każdym innym państwem, choćby jej nawet nie wypowiadało... Ani bogactwa, ani jakiekolwiek urządzenia nie przynoszą żadnej korzyści temu, kto nie zwycięża w wojnie, lecz odwrotnie, wszystkie skarby zwyciężonych stają się własnością zwycięzców... Powinno więc państwo być tak urządzone i tak rządzone, żeby mogło inne państwa zwyciężać w wojnie...
– Prawodawca ma na celu wyrobienie w obywatelach cnoty w jej wszystkich odmianach, cnoty pełnej.
– Zwycięstwo sprowadza niekiedy obniżenie poziomu kultury. Wielu już było takich, którzy z powodu zwycięstw wojennych stawali się zbyt butni i przez tę butę w niezliczone inne popadali nieprawości.
– Żadną miarą wychowania lekceważyć nie wolno, ponieważ jest ono pierwszym i najpiękniejszym darem wśród tych błogosławieństw, które najprzedniejszym mężom przypadają w udziale.
– Nie powinna Sycylia ani żadne państwo – głosi moje przekonanie – ulegać wszechwładztwu jakiegokolwiek człowieka, prawom jedynie winno podlegać. Nie wychodzi to bowiem na dobre ani ciemiężycielom, ani ciemiężonym, ani im, ani ich dzieciom, ani tych dzieci potomnym, lecz zgubne jest wszelkie tego rodzaju poczynanie. Mizerne tylko i podłe charaktery zwykły na takie porywać się zyski, ludzie, którzy nie wiedzą zgoła, co na przyszłość i w chwili obecnej dobre jest i sprawiedliwe w dziedzinie spraw boskich i ludzkich...
Bo jeśli po najszczytniejsze się sięga wartości dla siebie i dla swego państwa, nawet cierpienie wszelkie, które przyjdzie wycierpieć, jest czymś dobrym i chlubnym. Nikt z nas przecie nieśmiertelnym się nie narodził, ani, gdyby to stało się nawet jego udziałem, nie byłby przez to szczęśliwym, jak się wydaje większości ludzi. Żadna bowiem rzecz nie jest właściwie ani zła, ani dobra, tak żeby warto było o tym mówić, tam gdzie nie ma duszy...
Trzeba naprawdę wierzyć owym odwiecznym i świętym podaniom, które obwieszczają, że dusza nasza jest nieśmiertelna, i że musi stanąć przed sądem i najsroższe ponieść kary, gdy się już uwolni od ciała. Dlatego też za mniejsze zło poczytywać należy znoszenie wielkich uchybień i krzywd niż ich wyrządzanie.
Słuchać tego nie chce człowiek chciwy bogactw a ubogi duszą, a jeżeli słucha, to zbywa drwiącym, jak mu się zdaje, śmiechem. Bezwstydnie rzuca się na wszystko, porywając zewsząd, co tylko może, niby bydlę, żeby zjeść albo wypić, albo dostarczyć sobie do syta owej uciechy ordynarnej i prostackiej, niesłusznie miłosną rozkoszą nazywanej.
Ślepy jest i nie widzi, jakie nieszczęście, jeśli brak wszelkich skrupułów towarzyszy tej zachłanności, pociąga za sobą każdy czyn krzywdzący i że grzech wlecze się z konieczności za tym, który krzywdzi, czy tuła się jeszcze po ziemi, czy już schodzi pod ziemię u kresu swej niesławnej ze wszech miar i wszędy, i żałosnej wędrówki...
Szczęśliwe nie może być nigdy żadne państwo ani żadna jednostka, jeżeli nie będzie żyć rozumnie i zgodnie z nakazami sprawiedliwości...
– Zechciejcie przede wszystkim, Syrakuzańczycy, uznać takie prawa, które by nie wydawały się Wam zwracać Waszych myśli w stronę zysku i bogactw, pożądliwość w nich budząc, ale które by, wobec tego, że są oto trzy rzeczy: dusza, ciało i prócz tego pieniądze, przymioty duszy oceniały najwyżej, na drugim miejscu stawiały przymioty ciała podporządkowane przymiotom duszy, a na trzecim i ostatnim wartość pieniędzy mającą służyć ciału i duszy. Ustanawiając tego rodzaju zasadę postępowania dobre byście sobie uchwalili prawo. Darzy bowiem istotnie pełnią szczęśliwości tych, którzy się nią rządzą, podczas gdy pogląd uznający, że bogactwo szczęście przynosi, bezmyślna gadanina niewiast i dzieci, nędzny jest sam w sobie i takimi też czyni tych, którzy mu zawierzą...
– Tych, którzy do tyranii zmierzaja, wzywam, aby zawrócili z drogi i z całym pędem mknąc umykali przed owym szczęściem ludzi głodnych nienasycenie i z rozumu wyzutych, i aby próbowali do królewskiego przerzucić się stanu i prawom królewskim hołdować, z dobrej woli ludzi i z praw przyzwoleniem do najwyższych wzniesieni godności.
A tych, którzy dążą do życia opartego na zasadach swobody i przed jarzmem niewoli jako przed hańbą uciekają, upominam, aby przez swobody jakiejś, nie na miejscu i nie na czasie, nienasyconą żądzę nie popadli czasem w praojców chorobę, która z powodu zbytniej niechęci do władzy gnębiła ówczesne pokolenie ogarnięte niepomiernym pragnieniem swobody”. Ponieważ jednak Grecy chcieli „być we wszystkim swobodni i wszędzie”, „nie chcieli podlegać żadnemu panu ani w ramach słuszności, ani w ramach prawa” – „dlatego też powstały u nich rządy tyrańskie. Albowiem jedno i drugie, poddaństwo i swoboda, o ile przekraczają pewne granice, złem są nad wszelkie zło, jeżeli zaś zachowują należną miarę, dobrem nad wszelkie dobro. Właściwą zaś ową zachowuje miarę poddawanie się Bogu, nie zachowuje jej korzenie się przed ludźmi. A Bóg to dla ludzi rozsądnych prawo, dla nierozsądnych zaś tym prawem jest przyjemność... Powinny i rządy królewskie być odpowiedzialne przed narodem i podległe prawu, sprawującemu swą władczą moc nie tylko nad obywatelami, lecz także i nad królami, jeżeli dopuszcza się jakiegoś bezprawia.”
Platon uważał, że wiedza o tym, co jest dobre z natury, rodzi się tylko w tym, kto jest sam dobry z natury. „O ile zaś ktoś marnie został wyposażony przez naturę, jak to wskazuje przyrodzona postawa duchowa większości ludzi, zarówno w sprawie przyswajania nauk, jak i w zakresie tego, co nazywamy obyczajami, gdy przy tym jeszcze i one uległy zepsuciu, takim ludziom nawet sam Lynkeus nie zdołałby oczu otworzyć na światło. Jednym słowem: ten, kogo nie łączy z przedmiotem więź pokrewieństwa, nie uczyni widzącym ani łatwość przyswajania wiadomości, ani dobra pamięć; zasadniczo bowiem nie przymuje się ten przedmiot na gruncie obcej sobie natury.
– Najmilsze jest w życiu móc się poświęcać swoim własnym sprawom. Ale trzeba, żebyś sobie także pomyślał i o tym, że nie tylko dla siebie samego urodził się każdy z nas. Do części naszego życia rości sobie prawa ojczyzna, części swojej żądają rodzice, a również i inni drodzy nam ludzie domagają się swojej. Wiele także czasu pochłaniają takie czy inne okoliczności przypadające na okres naszego życia. Gdy więc ojczyzna sama wzywa nas do służby dla dobra ogółu, nieprzyzwoitością byłoby chyba jej nie posłuchać. Może się bowiem zdarzyć przy tym jeszcze i to, że się miejsca ustępuje mało wartym jednostkom, które nie z najszlachetniejszych pobudek przystępują do działalności publicznej.
– Dobro czyni nie ten, kto wzbogaca siebie, swych towarzyszy i państwo drogą podstępnych knowań i spisków, nędzarz prawdziwy i nad samym sobą pozbawiony mocy, a w obliczu pokus tchórzliwy haniebnie i słaby, i kto następnie zabija ludzi majętnych pod pozorem, że są wrogami, i grabi ich mienie i poleca robić to samo swym pomocnikom i towarzyszom, byleby tylko nikt nie mógł mu robić zarzutów i skarżyć się, że jest ubogi. I także nie ten, kto państwu swemu w ten sposób świadczy dobrodziejstwa i w zamian za to doznaje zaszczytów, że szerokim warstwom, na mocy przeprowadzonych przez siebie ustaw, rozdaje majętności zamożnych jednostek, ani ten, kto stojąc na czele wielkiego państwa, które nad szeregiem mniejszych sprawuje zwierzchnictwo, to, co owym mniejszym państwom należy, swemu własnemu przydziela wbrew wszelkiej słuszności.
– Słuchając (o pożytkach i trudach uprawiania mądrości) ten, kto naprawdę urodził się filozofem, kto nadaje się do uprawiania tych studiów i jest tego godnym Boże mając w sobie dziedzictwo, sądzi, że o przedziwnej mu mówią drodze żywota, i że należy teraz wytężyć wszystkie siły w tym kierunku, i że żyć nie warto, jeżeliby się miało postępować inaczej. Po czym natęża w sobie całą moc ducha wraz z tym, który mu jest przewodnikiem, i nie zwalnia napięcia, zanim albo nie osiągnie swego celu we wszystkim, lub też nie stanie się zdolny, aby samego siebie, już bez przewodnika, wieść zdołał drogą właściwą. W ten sposób i w myśl tych oto zasad żyje taki człowiek; spełnia, cokolwiek ma do spełnienia w życiu, wszędzie jednak i zawsze filozofii wierny pozostaje i trzyma się takiego trybu dnia codziennego, który darząc trzeźwością umysłu, sprzyja w możliwie najwyższym stopniu rozwojowi zdolności, pamięci i umiejętności rozumowania. Odwrotny sposób postępowania stale w nim budzi odrazę.
Ci natomiast, którzy nie są naprawdę filozofami, lecz tylko z zewnątrz powlekli się pokostem filozoficznych teorii, na podobieństwo tych, co w promieniach słońca przyciemnili sobie skórę, gdy zdadzą sobie sprawę, ile rzeczy muszą się nauczyć i jak wielki tu potrzebny jest wysiłek i że, jeżeli chodzi o codzienny tryb życia, to jedynie taki, którym ład rządzi i umiar, nadaje się tutaj, dochodzą do przekonania, że za trudne to dla nich i że przewyższa ich możliwości, i nie znajdują w sobie mocy, aby te studia uprawiać. Niektórzy z nich usiłują wmówić sami sobie, że dostatecznie już nasłuchali się w ogóle wszystkiego, i że zbędne są wszelkie dalsze starania. Taka więc jest ta próba dająca jasne wyniki i zupełne bezpieczeństwo w zastosowaniu do ludzi rozleniwionych i niezdolnych do przebijania się przez jakiekolwiek trudności”. Człowiek taki uznaje, iż nauka ta nie jest na jego miarę, że przekracza jego siły, i że naprawdę nie jest zdolny żyć w ten sposób, aby baczyć wciąż na to, co jest rozumne i dostojne.
„Jeżeli będziemy uczciwi, unikniemy kary boskiej, ale odepchniemy zyski z nieuczciwości” – powiada Platon w dialogu „Państwo” i kontynuuje – „chyba kto dostał boską naturę i dlatego nie znosi nieuczciwości, albo się nauką zajął i dlatego trzyma się od nieuczciwości z daleka – ale poza tym nikt nie jest z dobrej woli uczciwy, tylko albo odwagi nie ma, albo jest za stary, albo pod wpływem jakiejś innej niemocy gani nieuczciwe postępowanie, bo go na nieuczciwość nie stać.
– Jeżeli w ogóle ktokolwiek, to rządzący w państwie mają prawo kłamać; albo w stosunku do wrogów, albo do własnych obywateli, dla dobra państwa. A inny nikt niech czegoś takiego nie próbuje.
– Trudno jest istotnie zaprowadzić w państwie dobre obyczaje i dobre prawa.
– Władca trudzić się nie musi nadmiernie ani zbyt długiego nie potrzebuje czasu, żeby urzeczywistnić swój zamiar przetworzenia obyczajów w państwie. Wystarczy, że sam pójdzie drogą, na którą pragnie skierować obywateli, ku cnotliwym poczynaniom czy też odwrotnie, kreśląc im jak gdyby wzór postępowania; następnie pochwałą i uznaniem darzyć będzie jedne czyny, a innym nie będzie szczędzić nagany i niesławą będzie piętnować każdego, kto by się uchylał od posłuszeństwa w jakiejkolwiek sprawie.
– Nie ma istoty ludzkiej, która, jeżeliby dane jej było rządzić samowładnie wszystkimi sprawami, zdolna by była uchronić się od tego, żeby nie popaść w bezmiar pychy i nieprawości.
– Państwo, w którym prawo jest panem zwierzchników, a zwierzchnicy sługami praw, cieszy się bezpieczeństwem i pełnią błogosławieństw.
– Najgorszych przestępców, którzy uleczyć się nie dają i stanowią największą zakałę państwa, usuwa się po prostu.
– Urzędnik, który by się okazał niesprawiedliwy w ocenianiu straty, skazany zostanie na zapłacenie poszkodowanemu sumy przewyższającej ją dwukrotnie.
– Kara wymierzona przez prawo nigdy nikomu nie wychodzi na złe, sprawia zawsze jedno lub drugie: albo lepszym czyni tego, którego karze, albo zapobiega, ażeby stał się jeszcze gorszy.
– Dla każdego jasne jest z pewnością, że chociaż wielkim osiągnięciem jest ustanowienie praw, to jednak, jeżeli dobrze urządzone państwo nieodpowiednim ludziom powierzy pieczę nad dobrze ustanowionymi prawami, nie tylko żadnej korzyści nie będzie z tych dobrych praw, lecz staną się one przedmiotem drwin i szyderstw i największą bodaj szkodę i hańbę ściągną jeszcze na takie państwo.
– Państwo musi dać wszystkim równie pomyślne warunki życia.
– O ubóstwie stanowią nie zmniejszone zasoby, ale wzrastający niedosyt.
– Trzeba bezwzględnie doprowadzić do tego, żeby stan posiadania nie wywoływał wśród obywateli wzajemnych żalów.
– Własne prawa i obyczaje podobają się każdemu, a prawa i obyczaje innych gdzieś już na dalszym stawia się miejscu.
– Czy w ogóle jakakolwiek władza została kiedy rozbita przez kogoś innego niż przez tych, którzy ją piastują?
– Wszystkim ludziom jest wspólne jedno pragnienie: ażeby po naszej myśli działo się wszystko.
– Nie ma człowieka, który by był zdolny, gdy jest młody i przed nikim nie odpowiedzialny, wytrzymać brzemię najwyższej władzy nad ludźmi tak, iżby nie dać najcięższej chorobie, głupocie, opanować swych myśli i odstręczyć przez to od siebie najbliższych przyjaciół, doprowadzając w ten sposób do zguby swą duszę i niszcząc wszystkie jej siły żywotne.
– Godne uznania jest to, co jest najlepsze, nie to, co jest najkrótsze, a na podstawie długości czy krótkości nie można w ogóle oceniać niczego.
– Jeżeli powiadamy, że pragniemy jakiegoś rodzaju życia dla czegoś innego, a nie ze względu na to, że posiada przewagę przyjemności, to mówimy tak z powodu nieznajomości tego, co rzeczywiście dzieje się w życiu.
– Rządzić w sposób godny pochwały nie potrafi nikt, kto nie nauczył się służyć.
– Chlubić się należy nie tyle tym, że się umie pięknie rządzić, ile raczej tym, że służyć się umie pięknie przede wszystkim prawom, bo to jest właśnie służba Boża.
– Nie ma nic zdrowego w duszy niewolniczej i człowiek rozumny źdźbła zaufania żywić nie może do tego rodzaju istot.
– To wszystko, co w państwie ujęte jest w ramy porządku i prawa, przynosi zawsze dobre owoce, podczas gdy rzeczy nieuporządkowane albo uporządkowane nie należycie, psują często również to, co wykazuje właściwy porządek.
– Plemię niewieście z powodu swej słabości bardziej jest skryte i chytre z natury; natura niewieścia mniej niż męska nadaje się do uprawiania cnoty.
– Daremnie kołatać do muz przybytku na trzeźwo.
– Pragniemy zażywać przyjemności, przykrości zaś nie wybieramy i mieć nie chcemy, nie chcemy też zamienić przyjemności na taki stan, w którym nie doznaje się ani przyjemności, ani przykrości, przykrość zaś na taki stan zamieniamy chętnie. Godzimy się dalej na mniejszą przykrość, gdy się z nią łączy większa przyjemność, ale nie godzimy się na mniejszą przyjemność, gdy się z nią wiąże większa przykrość.
– Każdy nade wszystko dbać powinien o to, żeby wobec nikogo nigdy nie okazać się fałszywym, lecz żeby uczciwie zawsze postępować i rzetelnie, a z drugiej znowu strony musi się mieć na baczności, ażeby nie dać się zwieść fałszywemu człowiekowi.
– Każdy czcić powinien swą ziemię ojczystą i szanować ją bardziej, niż dzieci czczą rodzoną matkę.
– Niech słucha ten, kto nie posiada wiedzy, a rozumny niech przewodzi i rządzi.
– Zgodna jest z naturą władza rozumnych praw, którym ludzie poddają się z dobrej woli nie ulegając żadnej przemocy.
– Czymś lepszym jest to, co jest w miarę, niż to, co przekracza miarę.
– Państwo powinno być wolne, rozumne i związane przyjaźnią. Wolność i przyjaźń kierowana rozumem ma w nim panować.
– Wrogami są wszyscy dla wszystkich w życiu publicznym, a w prywatnym każdy dla siebie samego.
– W każdym z nas przeciwko samemu sobie toczy się wojna.
– Zwycięstwo nad samym sobą jest pierwszym ze wszystkich zwycięstw i najszczytniejszym zwycięstwem; dać się pokonać samemu sobie to porażka najhaniebniejsza ze wszystkich i najgorsza.
– Dzielnymi ludźmi są ci, którzy umieją panować nad sobą, marnymi zaś ci, którzy nie umieją.
– Rozum i zgodne z prawdą stałe przekonania dobrze jeśli przysługują komuś choćby w starości.
– Wspólne przepędzanie czasu przy kielichu, jeżeli odbywa się jak należy, sięga w wielkiej mierze w dziedzinę wychowania obywatelskiego.
– Musi z pewnością ten, kto się czymś cieszy, upodobnić się do tego, z czego się cieszy, chociażby nawet chwalić to się wstydził.
– Młodym wszystko można wmówić, co się wmówić pragnie.
– Dusze młodych niezdolne są znosić nastroju powagi.
– Ganienie rzeczy nie dających się naprawić i w których zabrnęło się daleko w błędy, nie jest przyjemne, jakkolwiek niekiedy konieczne.
– Również i nauce towarzyszy pewien urok, uczucie przyjemności, tym zaś, co stanowi o doskonałości wiedzy, o jej pożytku, wartości i pięknie, jest prawda.
– Myślący człowiek powinien się więcej bać kilku mądrych ludzi aniżeli tłumu durniów.
– Gdy niewiasta i mężczyzna dla spłodzenia potomstwa obcują ze sobą, towarzysząca temu rozkosz darem natury jest niewątpliwie; natomiast jest niezgodne z naturą miłosne obcowanie mężczyzn z mężczyznami i niewiast z niewiastami.
– Człowiek jest stworzeniem, z którym współżyć nie jest łatwo.
– Ciągłe niezadowolenie i to, że się nie jest nigdy w pogodnym, dobrym nastroju, wyrabia skłonność do płaczu i zwyczaj żalenia się i narzekania bardziej niż przystoi dzielnemu człowiekowi.
– Marionetkami są ludzie w większości wypadków i rzadko kiedy tylko mają coś wspólnego z prawdą.
– Przeciwstawiać się poglądom głoszonym przez tysiące i tysiące ust bynajmniej nie jest łatwo.
– Kto zwalcza pokusy uciech zmysłowych i nad nimi panuje, żyje szczęśliwie, a nędznie żyje każdy, kto im ulega.
– Niech nikt nie rusza i nie zabiera nigdy niczego, co jest cudze, ani nie używa żadnej rzeczy należącej do kogoś innego, nie uzyskawszy zgody właściciela. Takie bowiem postępowanie było, jest i będzie przyczyną powstawania wszystkich przestępstw.
– Prostak jest pozbawiony godności osobistej i szlachetniejszych uczuć.
– Śmierć nie jest czymś najstraszniejszym; straszliwsze są udręki, które wycierpieć muszą grzesznicy w Hadesie.
– Piękne jest wszystko, co wiąże się ze sprawiedliwością.
– Każdy, kto się dopuszcza niesprawiedliwości, jest złym człowiekiem.
– Zapalczywość, zawsze gotowa do zwady i nie łatwo dająca się zwalczyć, ślepą przemocą często w proch i pył rozbija wszystko, co spotka na swej drodze.
– Zazwyczaj arcyzgubna niewiedza przybiera pozory największej mądrości.
– Nikt, kto w młodości przeczył istnieniu Boga, nie przetrwał w tym przekonaniu aż do starości.
– Należałoby się spodziewać, że mądrzy ludzie mówić powinni to, co jest zgodne z prawdą.
– Każdy, kto jest gnuśny, niedbały i leniwy, należy do tych, o których poeta powiedział, że podobni są najbardziej do bezżądłych trutni.
– Z tchórzostwa rodzi się w ludziach lenistwo, a z lenistwa znowu i z gnuśności rodzi się lekkomyślność.
– Cokolwiek cię spotyka, jest najlepsze dla całego swiata, a zarazem najlepsze i dla ciebie na mocy twego wspólnego z nim pochodzenia.
– Wszystkie czyny powstają zawsze za sprawą duszy i zawierają zarówno wiele szlachetności jak i wiele podłości.
– Do zguby prowadzi nas niesprawiedliwość, pycha i głupota, a od zguby ratuje sprawiedliwość i połączone z rozumem poczucie zdrowego umiaru, cnoty, bytującej w żywych mocach boskich dusz.
– Ale my powiadamy, że ten grzech zachłanności, o którym mowa, gdy mamy z nim do czynienia w ciałach ludzkich i zwierzęcych, nazywa się chorobą, gdy w porach roku się zdarza i w ciągu całych lat morowym powietrzem, a gdy w państwach występuje i w różnych formach ludzkiego współżycia, nosi inne znowu miano i określany bywa jako niesprawiedliwość.
– Niesprawiedliwie zdobyte bogactwo nie przynosi szczęścia potomnym.
– Bogowie słyszą i spełniają klątwy rodziców.
– Większość ludzi darzy chytrość i podstęp pewnym uznaniem, twierdząc opacznie, że w odpowiednich okolicznościach użycie ich jest często słuszne i wskazane. Jakie są jednak te odpowiednie okoliczności i gdzie się one zdarzają i kiedy, nie uważają za właściwe ustalić i określić i przez taką pustą gadaninę wiele szkody wyrządzają sobie i innym.
– Kradzież jest czynem nikczemnej duszy, a porywanie gwałtem czyjejś własności świadczy o braku wszelkiego poczucia wstydu.
– Złego człowieka należy karać, aby stał się lepszy.
– Konieczne jest, żeby mężowie sprawujący kontrolę nad państwem odznaczali się niezwykłą cnotą.
– Za wykonywanie usług dla ojczyzny nie wolno przyjmować darów.
– Wcale niełatwo jest rozpoznać zawsze, co jest dobre, i gdy się nawet rozpozna, trzymać się tego niewzruszenie.
– Nie złoto, lecz największą przyzwoitość powinno się zostawiać dzieciom w spadku.
– Dusza jest nieśmiertelna i niezniszczalna.
– Skrajna fascynacja filozofią jest szkodliwa.
– Obawiać się śmierci to nic innego, jak przypisywać sobie mądrość, której się nie posiada, to znaczy, wyobrażać sobie, jakoby się wie, czego się nie wie. Przecież nikt nie wie ani tego, czym jest śmierć, ani tego, czy ona czasem nie jest dla człowieka największym z dóbr; a przecież jej się boją, jakby wiedzieli, że jest ona czymś zgoła najgorszym. Lecz czyż nie jest to najhaniebniejszą ignorancją – wyobrażać, że się wie, czego się nie wie?”

Platon pisywał także poezje, lecz pewnego razu spalił je (jak później uczynił to z drugim tomem poematu „Martwych dusz” Mikołaj Gogol). W latach 389-387 p.n.e. filozof przebywał na Sycylii, gdzie doszło do jakiegoś zatargu między nim a Dionem, krewnym tyrana Syrakuz Dionizosa. Platon został schwytany i sprzedany do niewoli, skąd wykupił go Archites, pitagorejczyk. Po powrocie do Aten autor „Uczty” założył na terenie ogrodu noszącego imię ateńskiego herosa Akademosa, własną szkołę filozoficzną, zwaną powszechnie „Akademią”. Nauczał tutaj przede wszystkim tego, że zarówno w życiu prywatnym, jak i państwowym najważniejsza jest cnota, szeroko pojmowana jako mądrość i przyzwoitość.
W swych późniejszych utworach Platon już twierdził, że nie tylko sama cnota i pilność w jej praktykowaniu są do szczęścia potrzebne i wystarczające, lecz także zdrowie, zaspokojenie naturalnych potrzeb, wynikających z wrodzonych instynktów, oraz pewien poziom dobrobytu. Speuzippos, który objął po Platonie kierownictwo Akademią, uważał, że prócz cnoty, a raczej za cnotą, w takiej właśnie kolejności, nie bez znaczenia są: zdrowie, przyjemność (ten filozof zmarł w objęciach kobiety podczas spółkowania) i bogactwo. Akademia Platońska funkcjonowała aż do roku 529, kiedy to zniosły ją władze chrześcijańskie.
Brytyjski matematyk i filozof Alfred North Whitehead (1861-1947) pisał, iż cała filozofia europejska od czasów antyku aż po dzień dzisiejszy to jedynie notatki na marginesie ksiąg Platona, tak bowiem wysoko cenił dorobek naukowy wielkiego Greka.

* * *

Arystoteles ze Stagiry (ok. 384-322 p.n.e.) był przez 20 lat (od 17 do 37 roku swego życia) uczniem Platona, a później nauczycielem imperatora Aleksandra Wielkiego (Macedońskiego). Platon nazywał go „pożeraczem książek” – tak wielce był rozmiłowany w ich czytaniu. Inni nazywają go „Aleksandrem Macedońskim greckiej filozofii”. Założył w Atenach własną szkołę filozofii, zwaną Likejon (Lyceum), (położoną na przeciwległym krańcu Aten w stosunku do Akademii Platona), w której nauczał przez dwanaście lat. Legenda głosi, że wykład prowadził przechadzając się z uczniami alejami parku wokół Likejonu, stąd zwolenników jego filozofii nazywano „perypatetykami” (od łacińskiego „peripateo” – „przechadzam się”, albo też „pohulanka”, miejsce spacerów). Zajmował się badaniem zagadnień etyki, estetyki, logiki, metafizyki, przyrodoznawstwa, psychologii, poetyki, fizjognomiki, polityki, astronomii, teologii. Napisał klasyczne dla światowej kultury filozoficznej dzieła: „Fizyka”, „Poetyka”, „Retoryka”, „Fizjognomika”, „Analityki”, „O niebie”, „O duszy”, „Topiki”, „Ustrój polityczny Aten”, „Etyka Nikomachejska”, „Etyka Eudemejska”, „Etyka Wielka” i in. Jego myśl wywarła przemożny wpływ na filozofię i naukę świata judaizmu, islamu i chrześcijaństwa, a wielkość powodowała burzę zawiści i grad pomówień: pisano, że miał małe złośliwe oczy i brzydkie chude nogi, że seplenił i ślinił się podczas mówienia, że przehulał spuściznę po ojcu, a podczas pijackich orgii młodziutka, 19-letnia hetera Philis jeździła na nim okrakiem, on zaś całował jej nóżki. Wydaje się wszelako, że gdyby istotnie był tak marnym człekiem, jak o nim pisał m.in. Epikur, to nie mógłby przecież ani stworzyć tylu genialnych dzieł, ani zostać wychowawcą Aleksandra Macedońskiego, który to wielki monarcha – nawiasem mówiąc – po latach ufundował swemu nauczycielowi i przyjacielowi pomnik z inskrypcją: „Aleksander postawił ten pomnik synowi Nikomacha, mądremu boskiemu Arystotelesowi”. A i same teksty filozofa świadczą, że pisał je intelektualista wielkiego formatu, mędrzec z prawdziwego zdarzenia, niezrównany erudyta i prawy, mocny człowiek. Choć był dwukrotnie żonaty (a może dlatego właśnie) napisał był swego czasu: „Kobieta to tylko ułomny z natury niedorozwinięty mężczyzna”...
Arystoteles był prześladowany za swe poglądy i nonkonformizm, mało brakowało, aby tłum ateński skazał go, jak Sokratesa, na karę śmierci. Musiał salwować się ucieczką i zmarł na wygnaniu w dalece nie starym wieku, mając 63 lata. Jedna z legend donosi, że nie mogąc rozwikłać zagadki morskich przypływów i odpływów, w akcie intelektualnej rozpaczy rzucił się ze skały w tonie morskie i utonął. Prawdopodobnie jest to jednak zwykła bajka.
Nie ulega natomiast wątpliwości, iż Stagiryta położył szereg zasług przed medycyną europejską; to na jego wniosek Aleksander Macedoński podjął specjalną wyprawę wojenną na położoną w Oceanie Indyjskim wyspę Sokotę, której mieszkańcy uprawiali roślinę sabur (aloes), słynącą z niemal cudotwórczych właściwości leczniczych. Aleksander zadośćuczynił prośbie swego nauczyciela i od tego czasu uprawa aloesu stała się jednym z najważniejszych monopoli Greków. Trochę później leczniczymi właściwościami liści i soku aloesu zachwycali się Pliniusz, Celsus, Galen. Niezależnie od Europy aloes hodowano i wykorzystywano w medycynie arabskiej, indyjskiej, chińskiej.

Arystoteles podejmował zagadnienia nieraz zaskakujące. Zadawał np. pytanie, czy powinno się bardziej kochać samego siebie, czy kogoś innego, i nastepnie to rozważał: Tych, którzy kochają siebie bardziej, potępia się i nazywa samolubami w najgorszym znaczeniu tego słowa. Z drugiej jednak strony powiada się, że trzeba najbardziej kochać tych, którzy są nam najbliżsi, a przecież każdy człowiek jest sam dla siebie najbliższy, i już dlatego musi kochać najbardziej samego siebie...
Filozofię Arystotelesa nazywa się często eudajmonizmem realistycznym, ponieważ najwyższą wartość w jego systemie aksjologicznym stanowi eudajmonia czyli doskonałość osoby ludzkiej. Na tę zaś doskonałość składają się: po pierwsze, zalety intelektualne, zwane cnotami dianoetycznymi, oraz, po drugie, cnoty ściśle etyczne. Jedne i drugie, jako swego rodzaju sprawności charakterologiczne i umysłowe, rozwijają się w jednostce ludzkiej w ciągu życia. Ponieważ człowiek to „zoon politikon” – „zwierzę polityczne”, aktywizm socjalny stanowi warunek jego doskonałości. Z biegiem lat zaczynają go w coraz większym stopniu cechować umiarkowanie i rozwaga, a również i dzielność zarówno duszy, jak i ciała. Najważniejsza rzecz w życiu polega na tym, by człowiek nauczył się poskramiać w sobie zwierzę.
Stagiryta pisał w dziele „Metafizyka” [Arystoteles nie znał takiego wyrazu, gdyż on w języku greckim wówczas nie istniał, a powstał przez przypadek dopiero w I wieku p.n.e., kiedy to Rzymianie sprowadzili do swego kraju po zwycięstwie nad Grekami jako jedno z najcenniejszych trofeów odpisy dzieł Stagiryty, kustosz Biblioteki Aleksandryjskiej Andronik z Rodosu, rozkładając na półki rękopisy Arystotelesa, ułożył początkowo dzieła traktujące o przyrodzie, czyli „fizyce”, następnie zaś poświęcone zagadnieniom ogólnofilozoficznym, i powiesił tabliczkę „meta physica” – „za fizyką”; tak – przez czysty przypadek – powstało jedno z najważniejszych pojęć kultury filozoficznej], że wszyscy ludzie z natury pragną wiedzy. Widocznym tego znakiem jest radość z wrażeń zmysłowych. Cieszymy się bowiem z nich samych nawet kiedy nam nie dają żadnej korzyści, a najbardziej z wrażeń wzrokowych. Zdziwienie jest tą przyczyną, dla której niegdyś zaczęli ludzie filozofować. Kto jednak ma niejasności, kto się dziwi, ten uświadamia sobie własną niewiedzę. Skoro więc ludzie zajęli się filozofią, czyli poszukiwaniem prawdy, to uczynili to po to, by się pozbyć niewiedzy. Chcieli pojąć mianowicie przyczyny istnienia świata i jego harmonii, istotę człowieka, sens jego życia i śmierci oraz inne tego rodzaju rzeczy. Kiedy już bowiem pozyskali nieomal wszystkie środki potrzebne do życia, kiedy mieli zapewnione podstawowe wygody i przyjemności, wtedy zaczęli dążyć do takiej wiedzy. Podobnie jak tylko ten człowiek jest wolny, który żyje dla siebie, a nie dla innych, tak samo i bezinteresowna wiedza filozoficzna jest wolna, gdyż istnieje tylko dla samej siebie. „Człowiekowi jednak godzi się starać tylko o taką wiedzę, która jest na miarę jego zdolności... Każdy, kto się za bardzo zagłębia w te sprawy, z konieczności jest nieszczęśliwy”. Staje bowiem twarzą w twarz z tajemną i chłodną potęgą Boskiego Kosmosu, którego istotę przeniknąć rozum ludzki nie jest i nigdy nie będzie w stanie.
Jednym z zagadnień, które stale i wciąż na nowo powraca na strony dzieł Arystotelesa, jest temat ludzkiego szczęścia w powiązaniu z kwestiami sensu życia, cnoty i przeznaczenia człowieka. W „Etyce Nikomachejskiej” (X, 1179a) czytamy: „To, jak ma się rzecz naprawdę w sprawach praktycznych, osądza się zawsze na podstawie naszych czynów i naszego sposobu życia; one są bowiem rozstrzygające”. A nie abstrakcyjne – i nieraz kłamliwe – deklaracje werbalne. „Szczęście to działanie duszy zgodne z wymogami jej dzielności”. Ale przecież dusze i ich „właściciele” są bardzo różne, jak też rózne są style życia ludzi. „Istnieją trzy rodzaje życia, które wszyscy ludzie, według możności, wybierają, aby je przeżyć: życie polityka, filozofa i życie oddane rozkoszy. Spośród nich filozof pragnie tego, co dotyczy rozsądku i kontemplacji prawdy, polityk pragnie pięknych czynów, a człowiek oddany rozkoszy pragnie przyjemności cielesnych. Dlatego każdego nazywa się szczęśliwym z innego powodu” (Arystoteles, Etyka Eudemejska).
Trzeba zaznaczyć, że w kwestii szczęścia zabierali głos, mniej lub bardziej fortunnie, liczni myśliciele, wypowiadając w tym względzie wiele najrozmaitszych zdań. Fr. Nietzsche np. w ogóle kategorycznie i bardzo po męsku odrzucal ten temat. Szczęście, jak pisał, należy pozostawić „wielkiej liczbie” – czyli duchowo ograniczonemu motłochowi. Jest ono bowiem „kramarstwem angielsko – anielskim”. Człowiek dostojny szuka dla siebie nie szczęścia, lecz „ciężkich odpowiedzialności”, wszędzie „umie wrogów sobie robić”, przeciwstawiając się „wielkiej liczbie” durniów nie słowami, lecz postępkami.
Według barona de Holbacha „szczęście stanowi nic innego jak tylko długo trwającą przyjemność”. Ale na długo przed nim, w XVI jeszcze wieku, Polak Sebastian Klonowic ostrzegał:

„Pomału tedy do szczęścia przystępuj,
A szukając go z granic nie występuj.
Wszak powiadają, iż kto najpomalej,
Ten zajdzie najdalej”.

W okresie późniejszym różni pisarze różnie o tym pisali. I tak Blaise Pascal wywodził dość pesymistycznie: „Jesteśmy tak nieszczęśliwi, iż możemy znajdować przyjemność w jakiejś rzeczy jedynie pod warunkiem, że strapimy się, jeśli ta rzecz się nie uda, co mogą sprawić tysiące przyczyn i sprawiają na każdym kroku. Kto by odkrył tę tajemnicę, aby się cieszyć dobrem nie martwiąc się przeciwnym mu złem, ten trafiłby w sedno”... Aleksander Świętochowski zaś ironicznie zauważał: „Miarą szczęścia człowieka jest ilość jego urojeń”. Aldous Huxley powiadał: „Tajemnica szczęścia i cnoty tkwi w tym, by lubić to, co musi się robić”. Pierre Teilhard de Chardin z kolei notował: „Aby być szczęsliwym, trzeba przede wszystkim przeciwstawić się tendencji do obierania drogi najmniejszego oporu, która jest obecna w każdym z nas i która skłania do pozostawania w miejscu”. Mając lat 57 Albert Schweitzer wyznał: „Do rzeczy dobrych, które się stały moim udziałem, zaliczam to, że wolno mi stać w służbie miłosierdzia, że moja działalność daje wyniki, że zaznaję od ludzi wiele milości i dobroci, że mam wiernych pomocników, którzy solidarnie ze mną współpracują, że obdarzony jestem równowagą ducha i energią, spokojem i rozwagą, i że wszystko, co mnie w życiu spotyka jako szczęście, za szczęście uznaję, traktując je jako dar, za który powinienem składać Bogu dowody wdzięczności”...
Bardzo często spotyka się twierdzenie, iż szczęście polega na tym, by służyć innym ludziom, co Seneka wyraził w zdaniu „trzeba żyć dla innych, jeśli się chce żyć dla siebie”, a co Frank Wedekind (w „Lulu”) cynicznie wyśmiał we fragmencie, gdy właścicielka domu publicznego poucza początkującą prostytutkę: „Es gibt eben nur einen Weg in dieser Welt, um glücklich zu sein, das ist, dass man alles tut, um andere so glücklich wie möglich zu machen.” – „Istnieje tylko jedna droga ku szczęściu na tym swiecie: należy mianowicie robić wszystko, aby uczynić szczęśliwymi innych”...
Arystoteles opracował własną wizję szczęścia, które – jego głęboko osobistym zdaniem – polegałoby na tym, aby posiadać mądrość. W dziele „Zachęta do filozofii” notował: „Ci, którzy wybrali życie rozumne, cieszą się życiem jak najbardziej przyjemnym... Dla każdego jest jak najbardziej oczywiste, że nikt nie chciałby wybrać życia dostatniego i w pełni siły, ale bezmyślnego i szalonego, nawet gdyby oddawał się z upodobaniem najbardziej swawolnym przyjemnościom, jak to czynią niektórzy pozbawieni rozumu. Wszyscy przeto ludzie, jak się zdaje, unikają ponad wszystko utraty rozumu. Otóż przeciwieństwem głupoty jest mądrość; z tych dwóch przeciwieństw pierwszego trzeba unikać, a to drugie wybrać.
A zatem, jak choroby trzeba unikać, tak trzeba wybierać zdrowie... Bo gdyby nawet człowiek miał wszystko, ale był wyniszczony i miał utrudnioną zdolność myślenia, życie jego nie byłoby godne wyboru, gdyż inne dobra nie przyniosłyby mu pożytku.
Dlatego wszyscy, o ile mogą osiągnąć mądrość i zakosztować jej smaku, mają inne rzeczy za nic; z tej też racji nikt z nas nie chciałby pozostawać do końca życia pijanym ani być dzieckiem”. Mądrość to największy dar Boga dla człowieka, dar, który sam ma moc uszczęśliwiania. Inne dobra też mogą człowiekowi dobrze służyć, ale jedynie pod warunkiem umiejętnego, czyli mądrego, z nich korzystania.

Arystoteles twierdził, ogólnie rzecz ujmując, że do życia szczęśliwego należą trzy podstawowe rzeczy: cnota, aktywność intelektualna i doznawanie rozkoszy. Odpowiednio do tego każdy, kto ma władzę nad samym sobą, wybiera jedną z tych trzech dróg: działacza państwowego, filozofa lub hedonisty. Życie filozofa jest ukierunkowane na poznawanie i podziwianie tajemnicy bytu; życie męża stanu polega na dążeniu ku dokonywaniu dzieł wielkich a opartych na zasadach etyki; i wreszcie trzeci sposób życia polega na gonitwie za przyjemnościami. Oto dlaczego ktoś nazwie szczęśliwym jednego człowieka, ktoś – drugiego, a jeszcze ktoś – trzeciego, a wszystko w zależności od swej własnej natury i swych własnych wyobrażeń o tym, co to jest szczęście. Dla kogoś najbardziej piękna i pożądana wydaje się aktywność umysłowa (phronesis), dla innego cnota (areten), a jeszcze dla kogoś przyjemność (hedonen). Każdy – odpowiednio do swej własnej natury i usposobienia – uzna za najważniejsze w życiu i najbardziej szczęściodajne coś innego. Jedni uważają czynności intelektualne za dobro wyższe niż życie cnotliwe, dla innych cnota stoi ponad aktywnością umysłową, a dla jeszcze innych przyjemności zmysłowe wydają się cenniejsze ponad wszystko. Niektórym się zaś wydaje, że życie szczęśliwe powinno składać się z tych wszystkich trzech rzeczy. W każdym bądź razie każdy, kto może żyć według swego własnego wyboru, usiłuje osiągnąć wyobrażony cel, czy to będzie majątek, sława, cześć, wykształcenie lub mądrość. Jeśli zaś ktoś żyje bez postulowania jakiegokolwiek supercelu, świadczy to o zupełnej bezwartościowości tego człowieka. Dlatego też powinniśmy uważnie zbadać sami siebie i ustalić, co może albo powinno być naszym celem i szczęściem, drogą naszego życia. Przyroda tworzy ludzi o określonych właściwościach (predyspozycjach) i już od samej chwili przyjścia na swiat są oni rózni: jedni np. mają oczy jasne, a inni ciemne, ponieważ właśnie takimi, a nie innymi, muszą one być na mocy tego, jakimi one są. Dokładnie tak ktoś bywa szczęsliwy, a ktoś nie. Te rzeczy nie zależą od osobistego postanowienia i starania, dokładnie tak, jak w kartach wygrywa nie najmądrzejszy, lecz ten, komu sprzyja szczęście, które niejako przychodzi z zewnątrz. To nie my wybieramy drogę, to droga wybiera nas. Jak wiadomo, jasne oczy widzą gorzej, taka jest ich natura; a więc komu jest sądzone mieć jasne oczy, ten widzi gorzej, a komu sądzone być nieszczęśliwym, będzie nim mimo wszystko. To nie jest też kwestia rozumu i uzdolnień. Szczęście sprzyja przeważnie tym, którzy idąc za porywem i bez jakiegokolwiek mędrkowania mkną do przodu, niczego nie rozważając idą za jakimś natchnieniem, jakby za swoim przeznaczeniem, i odnoszą zwycięstwo.
Jest jednak rzeczą właściwą rozważyć te sprawy dokładniej. Jeśli przyjąć, idąc za Platonem, podział duszy na trzy części, wówczas – twierdzi Arystoteles – cnotą części rozumnej (logistikoy) będzie rozsądność (phronesis), części gniewliwej (thymoeidoys) – łagodność (praotes) i męstwo (andreia), części pożądliwej (epithimetikoy) – rozważność (sophrosyne) i wstrzemięźliwość (enkrateia), a cnotą duszy w ogóle – sprawiedliwość (dikaiosyne), szczodrobliwość (eleytheriotes) i wielkodusznośc (megalopsychia). Przywarą zaś rozumnej części duszy jest nierozsądność (aphrosyne), gniewliwej części – gniewliwość (orgilotes) i tchórzostwo (delia), pożądliwej części – rozwiązłość (akolasia) i niepowściągliwość (actasia); przywary zaś duszy w całości to niesprawiedliwość (adikaiosyne), skąpstwo (aneleyteria) oraz małoduszność (mikropsychia).
Rozsądność to cnota rozumnej (rozumowej) części duszy, torująca drogę do szczęścia. Łagodność stanowi cnotę gniewliwej części duszy, czyniącą ludzi niepodatnymi na gniew. Męstwo zaś to cnota gniewliwej części duszy, chroniąca człowieka przed poddaniem się lękowi śmierci.
Rozważność jest cnotą pożądliwej części duszy, dzięki której nie dążymy do konsumowania nikczemnych przyjemności, a wstrzemięźliwość – cnotą tejże części duszy umożliwiającą za pomocą rozwagi (logismoi) powściąganie dążenia do brzydkich przyjemności. Rozwagę cechuje rezerwa i brak zachwytu dla przyjemności cielesnych; przechodzi ona obojętnie obok sromotnych chuci nie odczuwając żadnego do nich pociągu; cechuje ją także strach przed ściągnięciem na siebie niesławy, jako też umiejętność nadania swemu życiu pięknego kształtu w tym co małe i w tym co wielkie. Rozwadze towarzyszy rygorystyczne uporządkowanie (eytaxio), przyzwoitość (kosmiotes), wstydliwość (aidos) i oględność (eylabeia). Sprawiedliwość to cnota duszy, która oddaje każdemu to, co mu się należy; a szczodrobliwość nakazuje nie skąpić wydatków na dobre i piękne dzieła (ta kala); wielkoduszność z kolei umożliwia godne znoszenie szczęścia i nieszczęścia, czci i hańby. Brakowi rozwagi (nierozsądkowi) właściwe jest sądzić niesłusznie o rzeczach, podejmować złe decyzje, postępować niewłaściwie z ludźmi, robić fatalny użytek z posiadanych dóbr, mieć fałszywe zdanie o tym, co jest w życiu dobre i piękne. Nierozsądkowi towarzyszy ignorancja, płytkość umysłowa, niepouczalność, niedbalstwo, brak pamięci.
Rozsądkowość nacechowana jest zdolnością do podejmowania rozumnych decyzji (ey boyleysasthai), do sądzenia o tym, jakie rzeczy są dobre, jakie złe, a także o tym, co się powinno w życiu wybierać, a czego unikać; do właściwego korzystania z będących do dyspozycji dóbr, do poprawnego zachowania się w obcowaniu z ludźmi, do działania i mówienia we właściwym czasie i we właściwy sposób, do przejawiania przenikliwości w tym, co jest pożyteczne, a co nie. Pamięć, doświadczenie, wiedza o tym, co się należy albo rodzą się z rozsądzania, albo mu towarzyszą. Brak rozsądku jako wada rozumowej części duszy stanowi przyczynę zepsutego, zdeprawowanego, zdrożnego trybu życia. Gniewliwość to przywara gniewliwej części duszy przez którą to przywarę ludzie stają się podatni na ataki gniewu. Tchórzostwo stanowi wadę gniewliwej części duszy ze względu na którą człowiekiem wstrząsają stany lękowe, szczególnie zaś lęk śmierci. Jest mu właściwe łatwe poddawanie się wszelkim lękom, jak np. lękowi przed kalectwem; wybiera ono każdy sposób ratowania siebie i nie akceptuje godnego kresu. Tchórzostwu towarzyszy zniewieściałość, brak męstwa, wstręt do pracy, bojaźń o własne życie; u podstaw zaś tego wszystkiego tkwi jakaś ostrożność i ustępliwość.
Wyuzdanie jest przywarą gniewliwej części duszy popychającą do pogoni za brzydkimi przyjemnościami, nie licząc się z tym, że rozsądek tym impulsom się sprzeciwia. W parze z nim idą zawsze rozwiązłość, zepsucie, nieład, bezwstyd, niechlujstwo, zaniedbanie, zamiłowanie do przepychu, niedbalstwo, beztroska, lekkomyślność. Przeciwstawna wyuzdaniu wstrzemięźliwość jest nacechowana zdolnością do powściągania – na drodze rozumowania – żądz, chuci i niewłaściwych emocji, skłaniających do używania sromotnych przyjemności; jest jej własciwa także wytrzymałość i cierpliwe znoszenie braków lub zmartwień. Z kolei niewstrzemięźliwości jest właściwa pogoń za przyjemnościami, podczas gdy rozsądek nakazuje ich omijanie; rozumiejąc, że lepiej nie brać udziału w tych przyjemnościach, niewstrzemięźliwość tym nie mniej w nich uczestniczy; wiedząc, że powinno się uczynić coś dobrego i pożytecznego, unika tego, a preferuje pogoń za sromotnymi przyjemnościami. Niewstrzemięźliwości towarzyszy zniewieściałość, beztroska i prawie to wszystko, co idzie w parze z rozwiązłością.
Sprawiedliwość wszystko rozdziela według godności, szanuje prawa i urządzenia ustanowione przez przodków, stosuje się do ustaw pisanych; są jej również właściwe prawdziwość (prawdomówność) w ważnych kwestiach oraz wierność zawartym umowom. Sprawiedliwości towarzyszy szacunek do starszych, szczerość, zaufanie (pistis) i nienawiść do zła. Niesprawiedliwość dzieli się na trzy odmiany: niegodziwość (aesebeia), zachłanne wyrachowanie (pleonexia), znieważająca złośliwość (hybris). Niegodziwość manifestuje się w braku szacunku do Boga, sacrum, zmarłych, rodziców, ojczyzny. Niesprawiedliwość to wada duszy sprawiająca, iż jesteśmy nadmiernie zachłanni i egoistyczni. Zachłanność występuje wówczas, gdy się pobiera od kogoś pieniądze ponad miarę nakazywaną przez przyzwoitość. Skąpstwo powoduje, że na oślep dążymy do ciągnienia zysków ze wszystkiego. Skąpstwo dzieli się na trzy odmiany: haniebne bogacenie się (aischro kerdeia), chciwość (pheidolia), sknerstwo (kimbikia). Z haniebnym sposobem zdobywania majątku mamy do czyniena, gdy we wszystkim szukamy korzyści i ze względu na nią tracimy wszelki wstyd. Z chciwością i skąpstwem stykamy się wówczas, gdy nie wydajemy pieniędzy nawet na rzeczy konieczne. Sknerstwo zaś to, i owszem, zbyt małe wydawanie pieniędzy, i nie na to, na co się należy, i nie w czasie, gdy się powinno. Skąpstwo ceni pieniądze ponad wszystko i nie uważa za haniebne czegokolwiek, co przynosi zysk; właściwy mu jest tryb życia nikczemny, niewolniczy, niechlujny, obcy poczuciu czci i wolności. Towarzyszą tej cesze małostkowość, niezadowolenie, małoduszność, przyziemność (tapeinotes), brak poczucia miary, nikczemność (mierność, małość) (ageneia), wrogość do ludzi. Przeciwieństwem jej jest szczodrobliwość, której towarzyszy miękkość (hygrotes), ustępliwość (cyagogia), humanitaryzm (philanthropia), współczucie (eleetikon), życzliwość, gościnność względem pątników i podróżnych, zamiłowanie do tego, co piękne. I wreszcie znieważanie polega na znajdowaniu przyjemności w cudzym poniżeniu, kiedy to nie szuka się korzyści, lecz czerpie satysfakcję wyłącznie z dręczenia innego człowieka. Niesprawiedliwość nie szanuje obyczajów i ustanowień przodków, nie słucha ustaw i władców, kłamie, łamie przysięgi, nie dotrzymuje zobowiązań i poręczycielstw. Towarzyszy jej donosicielstwo, udawanie przyjaźni, fałszywa wiara, złość, perfidia, chełpliwość, przewrotność.
Małoduszność stanowi przywarę duszy, utrudniającą lub wcale uniemożliwiającą zarówno znoszenie szczęścia, jak i nieszczęścia, zarówno czci, jak i hańby. Napotykając honory pyszni się, od niewielkiego szczęścia nadyma się, nie znosi nawet najmniejszej bezecności, wszelkie niepowodzenie uważa za katastrofę, z byle powodu utyskuje i się oburza. Człowiek małoduszny uważa wszelkie lekceważenie swej osoby za obrazę i dyshonor, nawet gdyby pochodziło ono z niewiedzy czy zapomnienia. Małoduszności towarzyszy małostkowośc, narzekanie (mempsimoiria), beznadzieja, przyniżoność, zawistność.

[Zawiść – zło wielkie i dzikie, lecz tkwi w niej i dobro ukryte –
Wysusza wzrok zawistników i dusze ich dręczy niemyte].

Wielkoduszność, będąca przeciwieństwem małoduszności, dobrze znosi szczęście i nieszczęście, honor i hańbę, nie podziwia przepychu, bogactwa ani siły, nie zwraca uwagi na otoczenie i jego mniemania, ani na zwycięstwa w rywalizacjach sportowych i innych, lecz posiada jakąs głębię i wrodzoną wzniosłość duszy. Człowiek wielkoduszny niewysoko ceni życie i nie trzyma się go kurczowo, jest prostolinijny, szlachetny, umie znieść niesprawiedliwość i nie jest mściwy. Towarzyszy mu bezpośredniość, prostota (haplotes), prawdziwość (aletheia), olimpijskie samoopanowanie.
Łagodność umie spokojnie znosić zarzuty i pogardę, o ile nie wykraczają one poza określone granice; cechuje ją daleko posunieta powściągliwość, jeśli idzie o pomstę, o wybuchy gniewu; w jej usposobieniu nie ma zgorzknienia i nieustępliwości; towarzyszy jej spokój i stałość. Gniewliwości towarzyszy drażliwość usposobienia (paroxyntikon toy ethoys), niestałość, małostkowość, skłonność do martwienia się z byle powodu. Męstwu jest właściwe niepoddawanie się lękowi śmierci, bycie odważnym w sytuacji zagrożenia i w obliczu niebezpieczeństwa. Męstwo preferuje śmierć a nie haniebne ratowanie swego życia i bywa przyczyną zwycięstwa. Trudzi się też ciągle, jest wytrwałe i manifestuje godność i dostojeństwo. Męstwu towarzyszy odwaga, zdecydowanie, śmiałość jako też umiłowanie pracy i wytrwałość.
Piękno etyczne Arystoteles nazywał „kalokagathian”. Cnotę – jak twierdził – cechuje zbawienna zdolność do wprowadzania duszy w ów znakomity stan, kiedy to wszelkie jej odruchy są spokojne, uładzone i harmonijne we wszystkich swych częściach, i stanowia jakby wzór dobrze rządzonego państwa. Cnota jest życzliwa w stosunku do tych, którzy są tego godni, kocha dobrych a nienawidzi złych, nie karze, nie mści się, lecz miłuje, jest opiekuńcza i wyrozumiała. Towarzyszy jej dobroć (chestotes), przyzwoitość (epieikia), sumienność (eygnomosyne), ufność, nadzieja na to co dobre, wdzięczność, a także miłość do rodziny, przyjaciół, towarzyszy, obcokrajowców, do wszystkiego co piękne i wzniosłe. Taka jest podstawowa treść nauk moralnych Arystotelesa.

Przypomnijmy garść obserwacji i uwag autora trzech „Etyk”:
– „Człowieka różni od zwierząt zdolność rozróżniania dobra i zła, sprawiedliwości i niesprawiedliwości.
– W sprawiedliwości wszystkich cnót zawarty jest kwiat.
– Gdyby na ziemi panowala miłość, wszystkie przepisy prawa stałyby się niepotrzebne.
– Nic w życiu nie jest tak konieczne jak przyjaźń.
– Tylko człowiek mądry należy do siebie i jest wolny... Człowiek zaś, który z natury nie należy do siebie, lecz do drugiego, jest z natury niewolnikiem.
– Jest brakiem wiedzy filozoficznej, jeżeli ktoś nie wie, co wymaga dowodu, a co nie wymaga.
– Cnoty nie stają się naszym udziałem ani dzięki naturze, ani wbrew naturze, lecz z natury jesteśmy tylko zdolni do ich nabywania, a rozwijamy je w sobie dzięki przyzwyczajeniu.
– Muzyka łagodzi obyczaje.
– To jest dobrem, czego przeciwieństwo jest złem.
– Postępowanie zgodne z nakazami dzielności etycznej jest chyba samo w sobie przyjemne.
– Nie podoba mi się powiedzenie „nic ponad miarę”, bo przynajmniej ludzi złych należy nienawidzić bez miary”. [To zdanie niejako przeczy Arystotelesowskiej koncepcji „złotego środka”, która nakazuje unikać krańcowości we wszystkim: „Idzie tu o średnią miarę pomiędzy dwoma błędami, to jest między nadmiarem a niedostatkiem”. Dobrze jest nie przesadzać ani w dobrem, ani w złem, gdyż wszelka krańcowość może prowadzić nie tylko do błędu, ale i do szaleństwa].
„Smakoszami i żarłokami, i pijakami nazywamy tych, którzy wbrew rozumowi posiadają namiętność do korzystania z jednego, bądź też z drugiego sposobu spożywania.
– Nie ma nic gorszego nad złego sąsiada.
– Kto pozwala rządzić prawu, ten pozwala rządzić samemu Bogu i rozumowi; kto zaś człowiekowi, ten dopuszcza jeszcze zwierzę.
– Zarówno w demokracji i oligarchii, jak i w każdym innym ustroju, należy się trzymać ogólnej zasady, aby nikomu nie pozwolić na nadmierne wyniesienie, przeciwnie, należy czynić starania w tym kierunku, aby raczej nadawać godności nieznaczne a długotrwałe, aniżeli w krótkim czasie wysokie, psuje to bowiem ludzi, a nie każdy człowiek umie znosić szczęście... Przynajmniej nie powinno się nadawać wszystkich godności naraz, ani naraz ich odejmować, lecz tylko z wolna.
– Państwo należy do tworów natury, człowiek zaś jest z natury stworzony do życia w państwie.
– Dobrem w państwie jest sprawiedliwość, sprawiedliwością zaś jest to, co jest pożyteczne dla ogółu.
– Państwo jest społecznością ludzi wolnych.
– Najlepszym ustrojem jest taki, w którego ramach każdy bez wyjątku najlepiej się czuje i szczęśliwie żyje.
– Jeżeli nie poczyni się żadnych ograniczeń urodzin, jak to się przeważnie dzieje w państwach, to z konieczności pociągnie to za sobą zubożenie obywateli, ubóstwo zaś wywołuje zaburzenia i zbrodnie.”

Starożytni Grecy byli wyznawcami kultu rozumu, uważali mądrość za największy dar Boga dla ludzi. Stąd wynikał ich jednoznacznie ujemny stosunek do różnych „brzydkich” uczuć, takich jak np. gniew, zaciemniający rozsądek i prowadzący na manowce ślepej złości i agresji. Już Safona ostrzegała: „Kiedy gniew zawładnie tobą, trzymaj język za zębami”. Chryzyp zaś zupełnie słusznie zauważał: „Ślepy jest gniew i częstokroć nie pozwala widzieć rzeczy jawnych, przesłania i zaciemnia pojmowanie rzeczy... Namiętności, kiedy się zrodzą, wypierają rozumowanie i to wszystko, co się okazuje inne niż im dogadza, przemocą pchając do czynów wręcz przeciwnych rozumowi”...
Platon, nauczyciel Arystotelesa, w pierwszej księdze „Praw” retorycznie zapytywał: „Tym, co nas pobudza do zuchwalstwa i buty, czyż nie jest gniew, żądza miłosna, pycha, głupota, chciwość, poczucie bezkarności, i dalej bogactwo, uroda, siła i wszystko to, co upajając nas radością, pozbawia zdrowego rozsądku?” W jedenastej natomiast księdze tegoż dzieła opisał gniewliwość w nader ostrych słowach i zaproponował ustawodawcze rozwiązania zapobiegawcze: „Są wypadki, gdy przyczyny szaleństwa szukać trzeba we wrodzonej nieszczęsnej gwałtowności charakteru, którą wzmogło jeszcze złe wychowanie. Tacy ludzie czują się urażeni z najbłahszego powodu i krzyczą zaraz na całe gardło, wymyślają i złorzeczą. Coś podobnego żadną miarą i w żaden sposób nie może nigdy i nigdzie zdarzyć się w państwie, którego obywatele wychowali się w dobrych prawach. Jedno z nich zakazywać będzie lżyć kogokolwiek. Brzmi ono tak: Nie wolno nikomu ubliżać komukolwiek. Jeżeli w rozmowie powstanie między ludźmi różnica zdań w jakiejś sprawie, powinien jeden uzasadnić drugiemu oraz obecnym swój punkt widzenia i wysłuchać argumentów przeciwnika, nie pozwalając sobie na żadne obelżywe słowo. Gdy dochodzi do kłótni, w której ludzie złorzeczą i przeklinają się wzajemnie, miotają na siebie haniebne wyzwiska i jak przekupki wymyślają jedni drugim, z ich słów, przelotnych słów, rodzi się nienawiść i wrogość, przytłaczająca ich brzemieniem rzeczywistych nieszczęść. Ten, kto dla rzeczy niełaskawej zgoła, dla gniewu, zbyt jest łaskawy i swej wściekłości sycić nie przestaje podniecającym ją jadem takich słów, aż to, co w jego duszy złagodziło wychowanie, zdziczeje na nowo, żyjąc w ciągłym podrażnieniu, zamieni się w koncu w rozjuszone zwierzę. Taką oto gorzką od gniewu otrzyma podziękę. Zwykłą też jest rzeczą, że w kłótniach tego rodzaju ludzie przerzucają się często do przekleństw i wymysłów, do ośmieszania i wyszydzania przeciwnika. Każdy, kto się przyzwyczaił wciąż drwić i kpić z innych, musi albo zupełnie oduczyć się z czasem zachowywania się z należytą powagą i godnością, albo stracić przez to w każdym razie niemało tych cech charakteru, które się składają na tak zwaną wielkoduszność”...
Ludzie gniewliwi często są zuchwali, skłonni do oburzania się i w ogóle do przekraczania granic tego, co dozwolone. Nieraz gniewliwość idzie w parze ze skłonnością do rozkoszy, do wyuzdania, do gonitwy za niedającymi się zaspokoić pragnieniami posiadania i używania. Z tych zaś wynikają rozwiązłość i chciwość, rujnujące ludzkie życie. Temu wszystkiemu powinno się przeciwstawić łagodność i elastyczność. Arystoteles uważał, że gniew niekiedy może służyć cnocie i męstwu (np. na wojnie), ale też przyznawał, iż jest to oręż niezwykły: nie my nim władamy, lecz on nami; nie my go trzymamy, lecz on nas. „Gdy jesteśmy owładnięci gniewem, stajemy się bardziej przekorni, i umacniamy się w woli nieustępowania nigdy w niczym, gotowi użyć przemocy i zrobić to, do czego nas gniew popycha”. W „Fizjognomice” filozof nawet opisywał znamiona gniewliwca: „cialo wyprostowane; co do budowy ciała barczysty; żwawy; rumiany; barki rozprostowane, duże i szerokie; kończyny duże i mocne; gładki na piersiach i w okolicy pachwin; obdarzony gęstą brodą; bujna czupryna włosów, spadająca ku dołowi”.
We fragmencie „O łagodności” w „Etyce Nikomachejskiej” (ks. IV, 1126a – 1126b) Stagiryta wywodzi: „Łagodność jest umiarem w odniesieniu do gniewu, a raczej wobec tego, że umiar, właściwie zaś i żadna z obu skrajności, nie posiada tu nazwy, przesuwamy ku środkowi łagodność, która zbliża się ku niedostatku, nie posiadającemu nazwy. Nadmiarowi zaś można by nadać nazwę porywczości albo gniewliwości. Odnośną namiętnością bowiem jest gniew, a przyczyny jego są liczne i rozmaite.
Otóż chwali się tego, kto się gniewa z właściwych powodów i na właściwe osoby, a tekże wtedy kiedy i tam gdzie trzeba, i dopóty dopóki trzeba; takiego więc nazwać wypadnie człowiekiem łagodnym, skoro przecież chwali się właśnie łagodność. Człowiek bowiem łagodny chce zachować równowagę i nie unosić się namiętnością, lecz żywić w sercu gniew w sposób zgodny z nakazami rozumu i dlatego dlaczego, i dopóty dopóki rozum każe; zdaje się jednak, że człowiek łagodny grzeszy raczej niedostatkiem niż nadmiarem, jako że nie jest mściwy, lecz raczej skłonny do wybaczania.
Niedostatek zaś, czy się go nazwie niezdolnością do gniewu, czy też inaczej, jest przedmiotem nagany. Bo ci, którzy się nie gniewają dlatego, dlaczego gniewać się należy, zdają się być głupi, a podobnie i ci, co się gniewają w niewłaściwy sposób, w niewłaściwym czasie i na niewłaściwe osoby; zdaje się bowiem, że człowiek taki jest niewrażliwy i nieobraźliwy, a nie umiejąc się gniewać jest też niezdolny do obrony; niewolniczą zaś rzeczą jest znosić spokojnie zniewagi i nie ujmować się za swymi przyjaciółmi.
Co się tyczy nadmiaru, to jest on tu możliwy we wszystkich kierunkach (bo można gniewać się na niewłaściwe osoby i z niewłaściwych przyczyn, i bardziej, i dłużej, niż trzeba, i szybciej popadać w gniew), tylko że nie wszystkie te rodzaje porywczości zdarzają się u jednego i tego samego osobnika. To bowiem nie byłoby nawet możliwe. Bo to, co złe, samo siebie niszczy i jeśli osiągnie swą pełnię, staje się nie do zniesienia. Ludzie więc porywczy wpadają w gniew szybko i z niewłaściwych przyczyn, i przeciw niewłaściwym osobom, i w gniew silniejszy, niż trzeba – lecz gniew ich szybko ostyga; i to jest ich największą zaletą. Pochodzi zaś to u nich stąd, że nie powstrzymują swego gniewu, lecz z właściwą swej pobudliwości otwartością odpłacają pięknym za nadobne, po czym gniew ich ostyga. Cholerycy grzeszą silnie nadmiarem porywczości i wpadają w gniew przy każdej okazji i o byle co; stąd też ich nazwa. Ludzie natomiast zacięci niełatwi są do przejednania i długo pałają gniewem, gdyż tłumią w sobie swój gniew, który się uśmierza, kiedy odpłacą pięknym za nadobne; bo zemsta kładzie kres gniewowi, wywołując uczucie przyjemne zamiast przykrego. Póki zaś to się nie stanie, przygniata ich ciężar gniewu; nie może go im bowiem nikt wyperswadować, ponieważ go nie okazują, na strawienie zaś go w sobie trzeba długiego czasu. Tacy ludzie są bardzo niemili i dla siebie samych, i dla swych najbliższych przyjaciół. Trudny zaś charakter przypisujemy tym, co gniewają się za to, za co gniewać się nie należy, i dłużej niż trzeba, i nie dają się ubłagać, póki nie pomszczą swej krzywdy lub nie wymierzą kary.
Ten to nadmiar przeciwstawia się bardziej łagodności aniżeli inne rodzaje porywczości; i częstszy jest bowiem (jako że mściwość jest czymś głęboko w naturze ludzkiej tkwiącym), i przykrzejsi są we współżyciu ludzie o trudnym charakterze. (...) Gdyż niełatwo określić, w jaki sposób i na kogo, i z jakich powodów, i jak długo należy się gniewać, oraz wytyczyć granicę między postępowaniem słusznym a niesłusznym. Bo nie gani się tego, kto nieznacznie tylko przekracza właściwą miarę, czy to w kierunku nadmiaru, czy też w kierunku niedostatku: czasem zaś nawet chwalimy tych zarówno, którzy pozostają poniżej średniej miary, i zwiemy ich łagodnymi, jak też tych, co skorzy są do gniewu, i nazywamy ich sposób postępowania prawdziwie męskim, ponieważ tacy właśnie ludzie nadają się do rządzenia.
W jakiej tedy mierze i w jaki sposób odbiec trzeba od właściwego środka, zanim zasłuży się na naganę, to niełatwo jest ująć w słowa; ocena tego bowiem zależy od okoliczności jednostkowych i od wyczucia. Ale tyle jest jasne, że pochwały jest godna dyspozycja znajdująca się w środku, która każe nam gniewać się na właściwe osoby i z właściwych przyczyn, i we właściwy sposób itp.; że natomiast nagany godne są: przesada i niedociągnięcie, i to słabej nagany, jeśli występują w słabym stopniu, ostrzejszej – kiedy występują w silniejszym; bardzo zaś ostrej, kiedy osiągają bardzo silny stopień. Jasne więc, że należy trzymać się dyspozycji środkowej”.

Późniejszy filozof grecki Plutarch, arcykapłan w Delfach, do którego wrócimy w dalszym ciągu niniejszych rozważań, wskazywał na fakt, że gniew bywa zaraźliwy i że cieszą się z niego i go podsycają nasi wrogowie: „Gdy ktoś gniewa się i kłóci z bratem, to najzłośliwsi z nieprzyjaciół udają, że podzielają ich oburzenie i gniew”... Remedium na gniew może być szczere przebaczenie i przeproszenie. Uważano, że przepraszanie za własne przewinienia budzi nie mniej życzliwości i serdeczności niż przebaczanie przewinień drugiej stronie. Dlatego nie należy lekceważyć cudzego gniewu ani też odrzucać przeprosin, tylko nawet zapobiec nieraz gniewowi, przepraszając od razu; a kiedy to my jesteśmy pokrzywdzeni, przebaczać nie czekając na przeprosiny.
Doktryna etyczna Arystotelesa wywarła przemożny wpływ na kształtowanie się teorii moralnej zarówno chrześcijaństwa, jak i islamu.

* * *

Teofrast z Eresos (ok. 370-286 p.n.e.) był znakomitym uczonym przyrodnikiem i filozofem, uczniem Arystotelesa, który objął po zmarłym mistrzu kierownictwo ateńskim Likejonem. Można go uważać za ojca botaniki europejskiej, ponieważ bardzo dokładnie opisał ponad 500 gatunków roślin, ich morfologię, fizjologię, geografię, sposoby rozmnażania się, systematykę, obowiązującą aż do XVI wieku. Późniejszy rozwój nauki zmodyfikował szereg jego ustaleń, ale ich nie zniósł. Był też Teofrast jednym z założycieli naukowej psychologii i charakterologii w Europie, autorem słynnych, wydanych w dziesiątkach języków, „Charakterów”.
Także i jego nie ominęła złośliwa plotka, podająca, że jakoby utrzymywał stosunki „miłosne” z młodszym synem Arystotelesa Nikomachem, którego był nauczycielem. Nie ma jednak żadnych na to dowodów. Jest natomiast faktem udokumentowanym, iż był wyjątkowo utalentowanym nauczycielem, a na jego wykłady przychodziło razowo do 2 tysięcy słuchaczy.
Oto garść sentencji tego wielkiego męża nauki europejskiej:
„Nieobliczalny jest los i potrafi odebrać to, co przedtem z trudem się przygotowało, i przeinaczyć to, co uchodzi za szczęście.
– Ledwie zaczynamy żyć, już zaczynamy umierać.
– Wódz powinien umrzeć śmiercią wodza, a nie pierwszego lepszego żołnierza.
– Człowiekowi jeszcze młodemu i ambitnemu należy pozwolić, aby przez dokonywanie dzielnych czynów znajdował pewne upodobanie w sławie i nią się chełpił: bo cnoty, które w takich młodych ludziach rodzą się i prowadzą do pomyślnych wyników, nie tylko doznają utwierdzenia przez pochwały, ale i w przyszłości wzmagają się i potęgują wraz z pewnością siebie.
– Nic nie opłaca się tak mało jak umiłowanie sławy.
– Grzech popełniony na wesoło jest bardziej godny kary, niż grzech popełniony na smutno.
– Szanuj sam siebie, a nie będziesz się wstydzić przed innymi.
– Źli ludzie nie tyle się cieszą z własnego powodzenia, ile z cudzych niepowodzeń.
– Kobieta, i to pięknie wystrojona, nie powinna innych widzieć, ani sama być widziana, gdyż jedno i drugie prowadzi do tego, czego być nie powinno.
– Kobieta powinna być biegła nie w polityce, ale w sprawach gospodarstwa domowego.
– Trudno jest przepowiadać coś o młodzieńcach, charakter ich bowiem jest nieobliczalny i często ulega zmianom.
– Gdyby bogactwo obdarzone było życiem, garnęłoby się tylko do ludzi dobrych; każdy bowiem dąży do właściwego sobie dobra; takim zaś dobrem dla bogactwa byłoby stać się narzędziem w ręku ludzi dobrych; ponieważ jednak bogactwo nie jest obdarzone życiem, przeto przypada w udziale także ludziom złym.
– Ten, kto składa należne podziękowanie za dobrodziejstwo i odpłatę za dobroczynność, nie powinien tego robić przez wyrządzanie komuś krzywdy.
– Wino łagodzi nawet starcze przygnębienie.”

W „Charakterach” Teofrast opisuje w plastyczny i trafny sposób szereg moralnych ułomności człowieka. Mówiąc o porównywaniu występków ludzkich, takim, które byłoby dla wszystkich bardziej zrozumiałe, powiada, że cięższe są te, które popełnia się pod wpływem żądzy, niż te, co w gniewie. Bo kto się gniewa, jak gdyby odwraca się od zdrowego rozumu w swoim zmartwieniu i ograniczeniu władz umysłowych, którego nawet nie zauważa, natomiast ten, kto błądzi z powodu żądzy, ulegając rozkoszy, wydaje się bardziej jakoś niepowściągliwym i rozwiązłym w swoich uchybieniach. „Doprawdy, ludzie rozsądni nie powinni niczego czynić w gniewie, gdyż gniew pozbawiony jest rozumu i nigdy nie może działać z rozwagą, ale, upojony chęcią uporu, ulega na oślep swemu pędowi. Wobec tego nie należy natychmiast wymierzać kary za przestępstwa ani domownikom, ani innym ludziom, aby zawsze czynić to, co jest najbardziej zgodne z rozumem, a nie to, co dogadza gniewowi. Wrogom zaś nie wymierzaj takiej kary, z której byś sam miał ponieść szkodę, a nie oni. Gdyż karanie kogoś, gdy się samemu doznaje szkody, jest nie mniej ponoszeniem kary niż jej wymierzaniem. Wobec tego trzeba raczej powoli szukać sposobności do odwetu, aniżeli szybko i bez korzyści dla siebie samego karać wroga”. W zasadzie powinno się unikać wrogości w stosunkach z ludźmi, gdyż nawet bracia, raz zerwawszy więzy naturalne, niełatwo pojednają się ze sobą, a jeżeli nawet to uczynią, pojednanie będzie nosiło na sobie jakby bliznę brudnych podejrzeń. Wszelka bowiem wrogość człowieka do człowieka wkrada się do serca w towarzystwie najbardziej przykrych i posępnych uczuć: zawziętości, zawiści, gniewu, mściwości, i jest czymś bolesnym i wnoszącym niepokój.

Natomiast uniżoność Teofrast określa jako sposób obcowania z drugimi, zmierzający do przypodobania się bez względu na to, co stosowne, a co nie. „Otóż uniżony to na pewno ktoś taki, kto np. dostrzegłszy kogoś z daleka, śpieszy z powitaniem, mężem znakomitym nazywa, wyraża odpowiedni zachwyt, chwyta za obie ręce i nie puszcza; odprowadza kawałek i dopytuje się, kiedy znów go zobaczy, w końcu, wciąż chwaląc, odchodzi. Jeśli np. był rzecznikiem w czyjejś sprawie, stara się przypodobać nie tylko stronie, którą zastępuje, ale i stronie przeciwnej. Aby się wydawało, że jest bezstronny. Cudzoziemców zapewnia, że w tym, co mówią, mają więcej słuszności niż jego współobywatele. Zaproszony na obiad, prosi, by przyprowadzono dzieci gospodarza, i stwierdza, że kubek w kubek podobne są do ojca. Pieści je, sadza koło siebie. Z jednymi bawi się mówiąc: „worek”, „siekiera”, a pozostałym pozwala, by usnęły na jego łonie i gniotły mu żołądek”.

„Gadulstwo to zwyczaj mówienia wiele a bez zastanowienia. A gaduła to ktoś taki, kto przysiadłszy się do nieznajomego, najpierw wychwala swą żonę, potem opowiada, co mu się w nocy śniło, potem szczegółowo wyłuszcza, co było na obiad. A dalej rzecz wiodąc oświadcza, że dzisiaj ludzie są o wiele gorsi niż dawniej, że ceny na rynku nie są niskie, że w mieście roi się od cudzoziemców (...) i że zdałoby się to na zbiory, gdyby Zeus zesłał trochę deszczu. I że swe pole będzie uprawiać na przyszły rok, i jak kosztowne jest życie... A jeszcze: „Wczoraj miałem wymioty” albo „jaki dzień mamy dzisiaj”. Jeszcze i to doda, ze misteria przypadają na miesiąc Boedromion, a Araturie na Pyanepsion, Dionizje zaś Wiejskie na Poseideon. A jeśli ktoś to wszystko cierpliwie znosi, to nie prędko mu da spokój”.

Z kolei schlebianie Teofrast określa jako taki nikczemny sposób obcowania z ludźmi, który jest korzystny dla pochlebcy, schlebiamy bowiem wyłącznie po to, aby coś dla siebie osiągnąć. „Pochlebca to ktoś taki, kto tak przemawia do tego, z kim idzie: „Zważ, z jakim podziwem patrzą na ciebie ludzie. Na nikogo w mieście w ten sposób, tylko na ciebie. Wczoraj wychwalali cię pod portykiem. Siedziało tam z górą trzydzieści osób, a kiedy padło pytanie, kto jest najdzielniejszy w mieście, wszyscy za moim przewodem jednomyślnie zgodzili się na twoje imię”. Mówiąc tak, jednocześnie usuwa jakąś nitkę z płaszcza albo źdźbło ze swej brody, jeśli je tam powiew wiatru przyniósł. I dodaje z uśmiechem: „No widzisz, przez te dwa dni, com cię nie widział, pełno siwych włosów przybyło ci w brodzie; chociaż, jak na pana w twoim wieku, dobrze czarny masz zarost”. Kiedy ten zacznie mówić, wszystkim dokoła każe być cicho, a kiedy śpiewa, wyraża swój podziw i w pauzach wykrzykuje „brawo!” Kiedy ów robi jakieś głupie kawały, pęka ze śmiechu i zatyka sobie usta płaszczem, niby to nie może opanować wesołości. (...) Dzieciom jego kupuje i rozdaje jabłka i gruszki, tak, aby on to widział, i pieszcząc je mówi: „Niedaleko pada jabłko od jabłoni”. Jeśli towarzyszy tamtemu przy kupnie butów, nie omieszka zauważyć, że noga jego lepsze ma proporcje niż obuwie. (...) Na przyjęciu pierwszy zachwyca się winem i mówi: „Jakiż z ciebie smakosz!”. A nabierając jakiejś potrawy: „Patrz, co za frykasy!” – powiada. Dopytuje się, czy mu nie zimno i czy nie chce włożyć płaszcza, i już go okrywa. Nachyliwszy się szepce mu coś do ucha i wpatruje się weń jak w tęczę, nawet gdy rozmawia z innymi. W teatrze wyrywa z rąk chłopca poduszki i sam je podściela towarzyszowi. Rozwodzi się nad piękną architekturą jego domu i nad właściwą uprawą pola, i nad podobieństwem jego portretu.”

Z dalszego ciągu „Charakterów” dowiadujemy się, że obmierzłość to zaniedbanie ciała budzące wstręt. „A obmierzły to ktoś taki, kto np. spaceruje wśród ludzi z krostami i plamami na skórze i z czarnymi od brudu paznokciami i mowi, że są to dolegliwości dziedziczne. Miał je ojciec jego i dziadek, tak że trudno byłoby kogoś obcego podstępem podstawić jako członka rodziny. Oczywiście, kiedy ma rany na goleniach czy poobijane palce, nie leczy tego, tylko dopuszcza do jątrzenia się. I jak zwierzę zarośnięte ma pachy gęstymi kudłami, które mu do połowy żeber sięgają, a zęby ma czarne i poszczerbione, tak iż przykro z nim się zetknąć. Inne jeszcze rzeczy w tym rodzaju: jedząc wyciera nos; (...) pluje podczas rozmowy; pije i wymiotuje równoczesnie; w brudnym łóżku kładzie się spać obok żony; w kąpieli naciera się zjełczałą oliwą... (...) Chcąc splunąć przez stół, opluwa niewolnika roznoszącego wino”...

Niedaleko od obmierzłości znajduje się prostactwo jako sposób bycia nieszkodliwy wprawdzie dla drugich, ale nieznośny. „Taki prostak gotów jest przyjść do kogoś, kto właśnie zasnął, i budzić go, aby z nim gawędzić. Ludzi, którzy już mają wsiadać na statek, zatrzymuje. Przychodzącemu go odwiedzić każe czekać, aż ukończy podwieczorek. Odbiera piastunce dziecko i sam je karmi, żując dlań pokarm, przemawia do niego zdrobniale, głośno cmokając, i nazywa je „radością ojczulka”. Podczas posiłku opowiada, jak po zażyciu ciemierzycy czyściło go górą i dołem, i że żółć w jego odchodach była czarniejsza od tego oto sosu na stole. (...) A zachęcając do picia oświadcza, że wszystko przygotował, czym by się można cieszyć. Jeśli chcą, to zaraz posle chłopca do lupanaru po flecistkę, aby – powiada – „każdy mógł się do woli nasłuchać i nacieszyć”.

Istnieje też coś takiego, jak pyszałkowate blagierstwo, polegające na chełpieniu się dobrami, których się nie posiada, i zasług, których się nie osiągnęło. „A blagier-pyszałek to ktoś taki, kto stojąc na molo w porcie, opowiada cudzoziemcom, jakie to on kapitały ma na morzu, i rozwodzi się szeroko o tym, jaki to interes owe pożyczki morskie i ile on sam już na tym zyskał i stracił. A podczas gdy tak buja, posyła chłopca do banku, gdzie zresztą ani drachmy nie ma na rachunku. Gotów jest oblamowywać przygodnego towarzysza podróży, opowiadając, jak to on na wyprawy chodził z Aleksandrem, jak ów z nim obcował i jakie to wówczas puchary drogimi kamieniami wysadzane do domu przywiózł. (...) A mówi to, choć nigdy nie opuszczał miasta. (...) A na przednówku wydał na rzecz niezamożnych obywateli ponad pięć talentów, bo nie umie odmawiać. (...) Na targu podchodzi do tych, którzy handlują luksusowymi końmi, i udaje, że ma zamiar kupować... Chociaż mieszka jako lokator, zapewnia tego, kto nie zna stosunków, że ten dom to spuścizna po ojcu, ale że ma zamiar go sprzedać, bo za mało w nim miejsca na przyjęcia dla gości”.

Do przywar należy według Teofrasta także spóźniona pilność, jako gorliwość w uczeniu się, gdy młodość minęła. „A uczeń poniewczasie to np. ktoś taki, co ma sześćdziesiąt lat, a wkuwa wyjątki z tragedii i kiedy je recytuje podczas biesiad, zacina się i nie wie, co dalej. (...) Ćwiczy się w zapasach, odwiedzając różne palestry. Wytrzymuje trzy lub cztery razy to samo przedstawienie, chcąc wyuczyć się przebojów. Kiedy się zakocha w heterze i taranem szturmuje do jej drzwi, bierze razy od rywala, i gotowa rozprawa sądowa. Wyprawia się na cudzym koniu na wieś, ćwiczy się w sztuce jeździeckiej, spada i rozbija sobie głowę... Strzela z łuku i rzuca oszczepem z pedagogiem swoich chłopców, któremu radzi, by uczył się od niego jak ktoś, kto nie ma o rzeczy pojęcia. Podczas zapasów w zakładach kąpielowych kołysze się w biodrach, ażeby pokazać, że nie byle jaką ma za sobą szkołę. A kiedy słucha „chórów” tanecznic, usiłuje tańczyć i sam sobie nuci do tańca”. Efekt tego rodzaju zachowań może być oczywiście tylko komiczny i budzący politowanie, jak wiadomo bowiem, znane przysłowie powiada: „Nie pomoże puder, róż, jeśli dupa stara już”...

Niewątpliwie podobne analizy naukowo – literackie jak Teofrasta „Charaktery” sprzyjały rozwojowi subtelnej kultury nie tylko estetycznej, ale i moralnej.

* * *

Także i dziejopisowie Hellady miewali zacięcie filozoficzne. W „Dziejach” Herodota np. czytamy: „Nie ma nic bardziej nierozumnego i butnego nad bezmyślną rzeszę”. Buta nieposkromionego ludu stanowi źródło najdzikszego despotyzmu. „Wszak jeśli tyran coś czyni, czyni to ze świadomością, a lud nawet świadomości nie ma, bo jakżeż mógłby ją mieć, skoro nic dobrego ani się nie nauczył, ani sam z siebie nie poznał? Zbywa więc pospiesznie sprawy państwowe, rzucając się na nie bez rozwagi, podobny do rwącej rzeki górskiej”. Czyli demokracja (jako ludowładztwo) jest czymś fatalnym. „Gdy lud panuje, niemożliwą jest rzeczą, aby nie zakradła się przewrotność. Otóż gdy ona zakradnie się do spraw publicznych, wtedy między przewrotnymi nie rodzą się nieprzyjaźnie, lecz silne przyjaźnie, bo ci, którzy państwu źle czynią, robią to pod wspólną pokrywką. To dzieje się dopóty, aż ktoś stanie na czele ludu i położy kres działaniu owych ludzi”.
Zła jest też oligarchiczna forma władzy, kiedy jakaś grupa społeczna stawia na czele państwa swego uzurpatora. „Jakżeż mogłoby jedynowładztwo być dobrą instytucją, skoro mu wolno bez odpowiedzialności czynić, co zechce? Wszak nawet najlepszego ze wszystkich ludzi, jeżeli osiągnie takie panowanie, odwiodłoby ono od zwyczajnego mu sposobu myślenia. Albowiem rodzi się w nim buta z powodu posiadanych dóbr, a zawiść jest z natury człowiekowi wrodzona. Kto ma obie wady, ten ma w sobie wszelaką przewrotność; bo popełnia wiele zbrodni, albo butą przesycony, albo zawiścią. Co prawda, mąż, który panuje, powinien by być wolny od zawiści, ponieważ wszystkie dobra posiada. Tymczasem coś zgoła przeciwnego wykazuje on w stosunku do współziomków, zazdrości bowiem najlepszym, że jeszcze istnieją i żyją, raduje się najgorszymi wśród obywateli i najłatwiej wierzy oszczerstwom. Nie ma żadnej istoty bardziej niekonsekwentnej: jeśli go umiarkowanie wielbisz, jest oburzony, że się go specjalnie nie czci, a jeśli kto bardzo czci, obraża się nań jako na pochlebcę. A co najważniejsze, narusza ojczyste prawa, gwałci kobiety i zabija ludzi bez sądu”… Arystokratyczna tedy monarchia byłaby – według Herodota – ustrojem najlepszym. „Monarchii należy się bezsprzeczne pierwszeństwo. Wszak nic nie mogłoby okazać się lepsze niż panowanie jednego, i to najlepszego, męża: posługując się bowiem właściwymi mu zasadami, będzie on nienagannie rządził ludem, a postanowienia przeciw wrogom wtedy najłatwiej będą utrzymane w tajemnicy. Przy oligarchii zaś wśród wielu, którzy chcą zaznaczyć swe zasługi dla dobra ogółu, zwykły powstawać gwałtowne osobiste zatargi, skoro bowiem każdy sam chce być pierwszym i pragnie, by jego zdanie zwyciężyło, dochodzi między nimi do wielkich nieprzyjaźni, z których rodzą się spory, ze sporów mordy, a mordy zwyczajnie kończą się jedynowładztwem. Pokazuje się stąd, że ono jest najlepsze”. Grecka filozofia polityki znalazła swe zastosowanie praktyczne w wielu krajach Europy w okresie dwu kolejnych tysiącleci.

* * *

Jedną z wyrazistych szkół etycznych starożytnej Grecji stanowił cynizm, który głosił, iż życie zgodne z naturą stanowi najwyższą mądrość, iż normy i instytucje religijne, moralne, państwowe, prawne, polityczne, obyczajowe są czymś sztucznym i zbytecznym. Nie powinno się więc nimi przejmować, a żyć zgodnie z duchem swego czasu, korzystając w miarę możności z tych czy innych dóbr tego świata. Szkołę cynizmu (kinizmu) cechuje ideał spokojnego, skromnego, aczkolwiek nie stroniącego od pewnych radości, życia oraz odraza do przyjemności sprzecznych z nakazami rozumu i etyki. Centralne kategorie tego nurtu filozoficznego to „sokratejska moc ducha”, „kształcenie” i „wychowanie” rozumiane jako „ćwiczenie”, „wysiłek”, „praca nad sobą”, mające na celu opanowanie – na ile to możliwe – biologicznych procesów, odruchów, popędów i osiągnięcie w ten sposób cnoty. Ta ostatnia zaś ma na celu wyrobienie takiej mocy ducha, która zapewnia skuteczne unikanie zła w postępowaniu, wewnętrzną wolność i daleko posuniętą niezależność od zmiennych kolei losu. Swe nauki głosili w Gimnazjum Cynosarges.
Tacy cynicy jak Antystenes Ateńczyk, Diogenes z Synopy, Krates z Teb byli pod względem mentalnym i charakterologicznym dość bliscy Sokratesowi. Jedyną wartością przez nich uznawaną była doskonałość moralna człowieka, zwana przez nich również cnotą lub mądrością. Cynicy odrzucali wartość majątku, stanowisk publicznych, sławy; dążenie bowiem do tych wartości – jak uważali – uniemożliwia osiągnięcie doskonałości etycznej. Ich ideałem był „mędrzec”, pojmowany jako człowiek samowystarczalny, niezależny od społeczeństwa i okoliczności zewnętrznych. Taki ktoś ogranicza swe potrzeby do minimum, nie angażuje się w sprawy polityczne, jest zawsze opanowany, niczym się nie przejmuje. Tylko bowiem subiektywna, indywidualna sztuka życia umożliwia osiągnięcie szczęścia, pojmowanego jako spokój serca i umysłu, jako wewnętrzny pokój i równowaga w każdych okolicznościach.
Wyraz „cynizm” nabrał negatywnej konotacji prawdopodobnie dlatego, że jedna z jego symbolicznych postaci, mianowicie Diogenes z Synopy, uważał, iż „kobiety muszą być wspólne”, a mężczyzna ma prawo spółkować z każdą z nich, o ile ona da się ku temu skłonić. Antystenes zaś przechwalał się, iż zadaje z takimi niewiastami, które innym wydają się nie wartymi zachodu, i które (dlatego właśnie, że są pod tym względem „wygłodniałe”), miewają z obcowania z nim ogromną radość, która z kolei i mu się udziela. Na domiar złego Diogenes powiadał, że aby osiągnąć satysfakcję, mężczyzna nie potrzebuje nawet kobiety, onanizował się publicznie na placu, a gdy na niego się z tego powodu oburzano, odpierał, iż żałuje, że głodu nie można zaspokoić przez pocieranie sobie brzucha. W ten sposób, sprzeniewierzając się niejako własnym zasadom teoretycznym, cynicy wpadli w krańcowy bezwstyd i zboczyli z drogi rozumu, przeciwstawiając się już nie tyle bigoteryjnym obyczajom, ile zdrowej moralności i koniecznej powściągliwości jako fundamentom ludzkiej cywilizacji.
Władysław Tatarkiewicz przypuszczał, że minimalistyczna teoria cyników wynikała z ich sytuacji materialnej i pisał: „Twórcy cynizmu należeli do proletariatu, pozbawionego wszystkiego, majątku, stanowiska. Antystenes był synem niewolnicy, nie posiadającym praw obywatelskich, a najsławniejszy jego uczeń, Diogenes, był synem bankruta, pozbawionym środków do życia. Nic nie posiadali, pozostawała im tylko – natura. I pozostawało tylko to, co mieli w sobie samych, a więc – cnota. Jeśli cynicy sławili cnotę, to nie dlatego, by nie dbali o zadowolenie. Przeciwnie, sławili ją, a potępiali dobra zewnętrzne z intencją hedonistyczną. Dobra te nie dały im zadowolenia, bo ich nie mieli. I tłumaczyli sobie, że nie dałyby, gdyby je mieli. Temu, czego nie posiadali, odmówili wartości. Ich filozofia wyrosła nie z rozważań teoretycznych, lecz z warunków życiowych”. Niekoniecznie jest to interpretacja do końca słuszna, choć oczywiście bywa i tak, że ktoś staje się cnotliwy tylko dlatego, że brakuje mu sił i srodków, by grzeszyć. Ale tak nie jest zawsze. Decydującym może tu być także wewnętrzne ukierunkowanie osobowości, jej wewnętrzny nastrój, jak to było np. w przypadku cesarza-filozofa Marka Aureliusza. Niekoniecznie też nasze dobre czyny wynikają z intencji egoistycznych; mogą być skutkiem po prostu szlachetnego usposobienia.
Postawa „cyniczna” często cechuje człowieka nowoczesnego. Oscar Wilde uważał, iż cynizm to „zdolność znać wartość wszystkiego i nie nadawać wartości niczemu”. Profesor Schlamm zaś napisze: „Cynizm cechuje tych, którzy są niezdolni mieć nadzieję, i dlatego nie są zdolni nawet do rozczarowań. Cynicy nigdy nie oddają się iluzjom. Zjawiają się tam, gdzie panuje Nic”. Być może swego rodzaju „cynizm” manifestuje też goethowski Mefistofeles, gdy powiada:

„Jam tej siły cząstką drobną,
Co zawsze złego chce
I zawsze sprawia dobro…
…………………………………
Ja jestem duch, co zawsze mówi: nie.
I słusznie, wszystko bowiem, co powstaje,
Do wytępienia tylko się nadaje,
Więc lepiej niech się nic nie tworzy w tym świecie.
Toteż to wszystko razem, co wy zwiecie
Grzechem, zniszczeniem, krótko – zła zespołem,
Najistotniejszym moim jest żywiołem”…

Antystenes z Aten (ok. 440-366 p.n.e.) był uczniem Sokratesa i głównym rywalem Platona, człowiekiem o niezaprzeczalnych walorach intelektualnych. Twierdził, że cnoty można się nauczyć; że jedynym szlachectwem jest właśnie ona; że cnota wystarcza do szczęścia i nie potrzebuje nagród, ponieważ jej posiadanie jest najwyższym wyróżnieniem, jakie może spotkać człowieka; że manifestuje się ona w czynach, nie słowach; że mędrzec zawsze postępuje tak, jak nakazuje cnota. Zachowały się we fragmentach liczne jego wypowiedzi:

– „Losowi przeciwstawiam męstwo, namiętnościom – rozsądek.
– Wiedza jest twierdzą najpewniejszą, której nie można zburzyć ani wziąć podstępem.
– Lepiej wpaść między kruki, niż między pochlebców.
– Państwa giną wtedy, gdy rządzący nie umieją odróżnić ludzi dobrych od złych.
– Żenić się trzeba z najpiękniejszą kobietą i jedynie po to, by mieć potomstwo.
– Przyjaciół trzeba szukać wśród ludzi uczciwych.
– Lepiej z niewieloma dobrymi być przeciwko wszystkim złym, niż z wieloma złymi przeciw niewielu dobrym.
– Należy liczyć się z opinią nieprzyjaciół, ponieważ oni pierwsi dostrzegają nasze błędy.
– Sprawiedliwego powinno się cenić wyżej niż krewnych.
– To, co jest dobre, jest piekne, a to, co złe, jest brzydkie.
Jak rdza zjada żelazo, tak zazdrosnych zjada ich własne usposobienie.
– Jaką brać żonę? – Jeżeli weźmiesz piękną, będziesz miał innych do spółki; jeżeli weźmiesz brzydką, nie zechcesz sam na nią patrzeć.
– Jest przywilejem królów, że gdy czynią dobrze, mówi się o nich źle.
– Gdy ktoś mu powiedział, że wielu ludzi go chwali, odparł: „A coż ja złego zrobiłem?”
Doradzał Ateńczykom, aby uchwalili przez głosowanie, że osły mają być końmi, a kiedy mu mówiono, że jest to niedorzeczne, odpowiedział: „A przecież i wasi przywódcy, choć zupełnie niekompetentni, są przywódcami na mocy waszego głosowania”.
– Kto boi się innych, jest niewolnikiem, choć może nawet tego nie wiedzieć.
– Trzeba mieć albo rozum, aby przetrwać, albo sznur, aby się powiesić”.

Na pytanie, o czym powinno się marzyć, Antystenes odparł: „O tym, aby umrzeć szczęśliwym”. – Gdy mu zarzucono, że obcuje ze złymi ludźmi, odpowiedział: „I lekarze kontaktują się z chorymi, choć niekoniecznie się od nich zarażają chorobami”. – Zapytany, jaka nauka jest najważniejsza, odparł, iż ta, która uczy unikać (nienawidzić) zła. – Gdy ktoś złośliwie zajrzał do dziur w jego płaszczu, mówiąc kąsliwie, że wyziera z nich mądrość, odparł: „A do nich zagląda głupota”...

Filozofem był także wnuk Antystenesa, mający takie samo imię, który twierdził, że ostatecznym celem wszelkiej działalności ludzkiej jest osiągnięcie bezpośredniej rozkoszy cielesnej. Pisał: „I cóż w tym zdrożnego, że prześpię się z dziewczyną, którą przede mną miało wielu? Bo czy to na przykład coś gorszącego, jeśli zamieszkam w domu, przez który przewinęło się już wielu lokatorów? Albo pożegluję na okręcie, którym już rozmaici pływali podróżni?”

* * *

Diogenes z Synopy (ok. 412-323 p.n.e.) był synem bardzo zamożnego bankiera, który się wzbogacił na lichwie i podrabianiu pieniędzy. Gdy się jednak to wydało, został skazany razem z synem na wygnanie. Ojciec niebawem zmarł z głodu i chłodu, a małoletni chłopak zawędrował do Aten, gdzie uczył się u jednego z nauczycieli jako wolny słuchacz, gdyż nie miał grosza na spłacenie nauki. Proletariuszem pozostał przez całe życie. Wciąż był bardzo biedny, a w końcu, gdy pewnego wieczoru obserwował mysz, która ani łakoci, ani kryjówki nie szukała, – doszedł do wniosku, że przecież można żyć jak ta mysz, niczego nie szukając i niczego nie potrzebując. Odtąd jedyną jego własnością stał się sfatygowany płaszcz, żebracza torba na chleb i kij. Zawsze chodził boso, spał wprost na ziemi, a zimą – w pustej starej beczce, która leżała pod mostem. Z wielką pogardą odnosił się do innych ludzi; nauki Platona nazywał marnowaniem czasu, konkursy dramatyczne – wielkim widowiskiem dla głupców. Robił wyjątek jedynie dla lekarzy i filozofów. Gdy widział osoby chełpiące się bogactwem lub sławą, mawiał, że wtedy nic mu się nie wydaje głupsze od ludzi. Uważał, że ludzkie mięso nadaje się do spożycia...
Diogenes jest do dziś symbolem człowieka, który gardzi majątkiem i potrafi zadowalać się w życiu bardzo skromnymi warunkami – nie goni za zyskiem, rozgłosem, ładnymi rzeczami. Opowiada się o nim mnóstwo anegdot, których morałem jest myśl o tym, że majątek, wytworne ubiory, wyszukane jadło wcale nie należą do rzeczy godnych wszelkiego pożądania i starań. Gdy cesarz Aleksander Wielki – po wysłuchaniu wielu intrygujących wiadomości o mądrości Diogenesa – przyszedł do niego pewnego słonecznego poranka w asyście swych żołnierzy, stanął nad jego beczką i po krótkiej rozmowie powiedział, że, jeśli Diogenes chce, on, monarcha, spełni każde jego życzenie, filozof nie poprosił go o pieniądze czy dom, lecz odparł: „Nie zasłaniaj mi słońca!” Obraził tym władcę, ale zyskał jeszcze większą sławę jako ktoś, kto naprawdę gardzi bogactwem i władzą, i umie ograniczyć swe potrzeby wyłącznie do tego, co jest naprawdę konieczne. Na odchodnym cesarz powiedział: „Gdybym nie był Aleksandrem, chciałbym być Diogenesem”.
Filozof mieszkający w beczce uważał, iż najważniejsze jest życie uczciwe, nie zaś zamożne. Twierdził, że wszystko jest w ręku Boga, a ludzie mądrzy powinni spokojnie, godnie i z wdzięcznością przyjmować wszystko, co im niesie los. Za bezbożników uważał nie tych, którzy nie chodzą do świątyń, lecz tych, którzy żyją nieuczciwie; za najgorszych zaś potępieńców miał owych, którzy modlą się do Boga, a sami popełniają bezeceństwa.
Opowiada się o nim mnóstwo najrozmaitszych anegdot sytuacyjnych, zawierających w sobie te czy inne przekazy dydaktyczne. I tak np. gdy Diogenesa pytano, co jest w człowieku najpiękniejsze, odpowiadał: „Szczerość w mówieniu”... O aktorach, jako o zawodowych błaznach, mawiał, że są to małpy... A jaka przyjemność najlepsza? Ano taka, która nie pociąga za sobą ani cierpienia, ani hańby... Gdy doniesiono mu, że pewien marny i głupi człek źle o nim mówił, bardzo się ucieszył, mówiąc, że gdyby tamten go chwalił, to by dopiero musiałby się wstydzić... Gdy pewien bogacz oprowadzał Diogenesa po wystrojonych komnatach swego domu, filozof w pewnej chwili chrząknął i splunął gospodarzowi w twarz, mówiąc, że było to najbrudniejsze miejsce w tym domu... Zaproszony w gościnę do Platona, powiedział chodząc po kosztownych dywanach: „Depczę oto pychę Platona”. Na co tamten: „Ale inną pychą”... Gdy raz mówił o rzeczach poważnych, a nikt go nie słuchał, zaczął gwizdać, a gdy się ludzie zgromadzili dokoła niego, zbeształ ich, że oto głupi żart ich zgromadził, a mowy poważnej słuchać nie chcieli... Gdy uwięzionego wystawiono go na sprzedaż, zwrócił się do herolda: „Zapytaj, czy ktoś nie chce kupić sobie pana”... Raz zawołał: „Chodźcie tu, ludzie!” A gdy ci się zbiegli, opędzał się kijem mówiąc: „Ludzi wołałem, nie śmieci!”... Zaproszony na przyjęcie odparł, że nie przyjdzie, ponieważ poprzedniego razu gospodarz nie podziękował mu za przybycie... Gdy raz zobaczył, jak dziecko piło wodę z ręki, wyrzucił z torby kubek, mówiąc: „Dziecko prześcignęło mnie w sztuce ograniczania potrzeb życiowych”... Gdy pewien nikczemny osobnik napisał na drzwiach swego domu „Niechaj nic złego tutaj nie wchodzi” – zapytał: „A którędy ma wchodzić gospodarz tego domu?”... [Inna wersja tej anegdoty powiada: Pewien bogacz poczynił na drzwiach swego domu napis: „Niech nic złego tu nie wchodzi”. „A jak będzie przechodziła przez te drzwi twoja żona?” – miał zapytać bogacza Diogenes]... Za dnia chodził po mieście z zapaloną lampką, wołając: „Szukam człowieka!”... Zobaczywszy raz strażników, prowadzących złodzieja, powiedział: „Wielcy złodzieje prowadzą małego złodzieja”... Do kobiety skarżącej się na to, że wielu mężczyzn ją zaczepia, rzekł: „Przestań i ty dawać oznaki zachęty”... Zapytany, dlaczego sportowcy są tak tępi, odparł, iż dlatego, że są zbudowani z mięsa świń i wołów... Na pytanie, co jest przykre w życiu, odpowiedział, że starość bez środków do życia... Chciwość pieniędzy uważał za źródło wszelkiego zła... Słowa wypowiadane dla przypodobania się komuś nazywał stryczkiem posmarowanym miodem... Na widok wiszących na drzewie oliwnym kobiet zawołał: „Oby wszystkie drzewa rodziły takie owoce!”... Do wystrojonego młodzieńca rzekł: „Jeśli to robisz dla mężczyzn, jesteś nieszczęśnikiem, jeżeli dla kobiet – niewolnikiem”... Jakie wino najchętniej jest spijane? – Cudze... Do kogoś, kto wyrzucał mu niechlubną przeszłość, powiedział: „Był czas, kiedy ja byłem taki, jakim ty jesteś teraz, ale jakim ja jestem teraz, ty nie będziesz nigdy”... Widząc, jak syn hetery rzuca kamieniem w tłum, zawołał: „Uważaj, bo możesz trafić w swego ojca!”... Na pytanie, skąd pochodzi, odpowiedział, że jest obywatelem świata... Kogoś, kto się zalecał do hetery, zapytał: „Po cóż, biedaku, chcesz osiągnąć to, czego lepiej nie osiągać?”... Obserwując wysiłki marnego łucznika, usiadł obok celu, mówiąc: „Aby być pewnym, że mnie nie trafi”... Gdy się go pytano, kiedy trzeba się żenić, odpowiadał, że nigdy; ponieważ póki się jest młodym, na to za wcześnie; gdy starym – za późno... Gdy powiedziano mu, że pewien przyjaciel go obmawia, odparł, iż łatwiej się ustrzec przed wrogiem niż przed przyjacielem... Gdy na weselu posadzono go na najgorszym miejscu, powiedział siadając: „Oto jest sposób, aby najgorsze miejsce przekształcić w najlepsze”... Gdy go pytano, co jest najtrudniejsze w życiu, mawiał, ze panowanie nad samym sobą...

Diogenesowi przypisuje się również następujące maksymy:
„Piękne kobiety to trucizna zaprawiona miodem.
– Rumieniec jest kolorem cnoty.
– Mędrcy są przyjaciółmi bogów.
– Większość ludzi jest pozbawiona rozumu.
– Pijaństwo to dobrowolne szaleństwo.[Także Arystoteles to twierdził].
Łatwiej jest potępiać innych, niż poprawiać samego siebie.
– Najpewniej czuje się ten, kto nie popełnia niczego złego.
– Bogactwo i cnota nigdy nie mieszkają pod jednym dachem.
– Największym darem Boga dla ludzi jest rozum.
– Złymi świadkami są oczy i uszy tych, którzy mają dusze barbarzyńców.
– Kto jest zdolny i ma dobre usposobienie, nie potrzebuje nauczycieli.
– Niewolnicy służą swym panom, źli ludzie – swoim żądzom.
– Ci, którzy trzymają zwierzęta w domu, muszą przyznać, że to raczej oni służą zwierzętom, niż zwierzęta im.
– Prawo stanowi podstawę państwa.
– Niektórzy tak się boją niebezpieczeństw, że sami wybiegają im naprzeciw.
– Jedynym państwem dobrze urządzonym byłoby takie, które obejmowałoby cały świat.
– Nigdy nie trzeba się martwić, lecz raczej cieszyć się i korzystać z tych dóbr, jakie aktualnie ofiarowuje nam los.
– Dzieci pijaków rodzą się pozbawione rozumu.
– Głupcy zawsze mają o sobie wygórowane mniemanie.
– Nie powinno się czynić tego, co się potępia u innych.
– Nie bieda hańbi człowieka, lecz nieuczciwie zdobyte bogactwo”.

Gdy Diogenes poczuł, że życie jego dobiega końca, prosił, aby jego ciało po śmierci wyrzucić na pożarcie psom. Umarł zresztą na skutek zakażenia krwi, spowodowanego ugryzieniem psa. Postawiono mu po śmierci obelisk, a na nim rzeźbę psa, jako symbol umiejętności zadowalania się w życiu małymi potrzebami i wierności własnym przekonaniom, a także dlatego, że za życia przezywano go „psem” („kynos”) ze względu na jego dziwny tryb życia.

Jak zauważyliśmy, szkoła cynizmu miała bardzo powściągliwy stosunek do dóbr materialnych, która to orientacja cechowała i szerzej postawę moralną Greków. Krates z Teb (ok. 330 p.n.e.) złożył swoje oszczędności w banku i polecił, aby wydano je po jego śmierci jego dzieciom, o ile będą ludźmi niewykształconymi, jeśli zaś się poświęcą studiom filozoficznym, aby rozdzielono je między pospólstwo, bo ci, którzy filozofują, nie potrzebują pieniędzy. Legenda głosi, że gdy Aleksander Wielki go pytał, czy chciałby, aby zostało odbudowane jego miasto ojczyste, odparł: „I po co? Żeby jakiś inny Aleksander znowu je zburzył?”...
Gdy Heryles napisał w epigramacie „wiedząc, że śmiertelnikiem się urodziłeś, staraj się cieszyć swą duszę słodką radością uczt – po śmierci nie mamy pociechy”, Krates zareagował parodią:

„Wiedząc, że śmiertelnikiem się urodziłeś,
Staraj się cieszyć swą duszę słodyczą mądrej rozmowy –
Nie w jedzeniu pociecha dla duszy.
Nędzny jestem, którym jadł tak wiele
I gonił, jak wieprz, za przyjemnościami!”

Ze sobą zabiera człowiek z tego świata nie gnój zjedzonych potraw i wypitych trunków, lecz nabytą mądrość i piękną sławę szlachetnych czynów.
Żona Kratesa, młodsza od niego o około 25 lat Hipparchia, także była filozofką. Legenda podaje, iż ujęły ją mowy Kratesa i tryb jego życia, tak że ani bogactwo, ani szlachetne pochodzenie, ani uroda innych zalotników nie mogły oderwać ją od Kratesa. Stał się dla niej wszystkim. Groziła rodzicom, że odbierze sobie życie, jeżeli nie zostanie jego żoną. Na prośbę rodziców sam Krates próbował odwieść ją od tego zamiaru. Lecz dopięła swego. Przywdziała taki sam strój jak mąż, wszędzie zawsze przebywała z nim... Na jednej z uczt zakpiła z Teodora Ateisty: „To, co nie jest niesprawiedliwe, jeżeli to czyni Teodor, nie może być nazwane niesprawiedliwym, jeżeli to uczyni Hipparchia. Teodor nie postępuje niesprawiedliwie, bijąc sam siebie, więc i Hipparchia, bijąc Teodora, nie postępuje niesprawiedliwie”. Teodor nie potrafił natychmiast znaleźć odpowiedzi, tylko zerwał z niej suknię.

Metrokles, brat Hipparchii, w trakcie wykładu Teofrasta „nie zdołał opanować odezwania się żołądka” i puścił głośnego bąka. Ze wstydu zamknął się w domu i zamierzał się zagłodzić. Krates odwiódł jednak go od tego zamiaru, sam podczas wykładu puściwszy wiatr. Metroklesowi przypisywane są zdania:
„Bogactwo jest szkodliwe, jeżeli się go nie używa godziwie.
– Jedne rzeczy, jak np. dom, można nabyć za pieniądze; inne, jak np. wykształcenie, tylko po długiej pracy.”

Pogarda majątku uchodziła wśród intelektualistów helleńskich za oznakę swego rodzaju arystokratyzmu duchowego, a jego żądza za cechę prostackiego plebsu.
Lucyliusz, poeta, napisał w swoim czasie cykl epigramatów pt. „O skąpcach”, wśród których były m.in. następujące:

„Sknerze Hermonowi przyśniło się, że wydał dużo pieniędzy,
Z żalu na ranku powiesił się”.

– „Leżąc na łożu śmierci, Hermokrates mianował dziedzicem swych bogactw samego siebie”.
Inny znów ciężko chory sknera obliczył, że leczenie będzie go kosztowało aż całą drachmę, aby więc uniknąć tego wydatku, zmarł. Zwracał się więc poeta do skąpca:

„Według majątku – jesteś bogaczem,
A według życia – nędzarzem.
I bogaty jesteś nie dla siebie,
Lecz dla tych, którzy wszystko odziedziczą”.

Z kolei Pozydoniusz twierdził, iż bogactwa są przyczyną nieszczęść nie dlatego, że same czynią coś złego, ale dlatego, że pobudzają ludzi do złych uczynków, wzbijają dusze w dumę, rodzą pychę, wzbudzają zawiść i mącą umysł... „Kogo Bóg czyni zasobnym w pieniądz, lecz biednym w rozum, temu, odmawiając tego, odmawia też i owego” – trafnie zauważał Antyfon Sofista, mając na myśli, że majatek bez rozumu jest niepewnym nabytkiem. Chciwcom los zabiera ich własne życie.
Ten styl myślenia przetrwał wieki i przeniósł się łagodnie z kultury Grecji antycznej do chrześcijańskiej. Czytamy oto bowiem u św. Jana Chryzostoma (354-407): „Kto sam sobie nie szkodzi, nikt mu zaszkodzić nie może... Żądza bogactwa hańbi i karze niezliczonymi niebezpieczeństwami tych, którzy wybrali służbę u niej. I jak świnia z radością i rozkoszą tarza się w nieczystościach i błocie, a żuki wciąż toczą kulki gnoju, tak schwytani przez chciwość są nędzniejsi od tych zwierząt, gdyż i ohyda tu większa, i błoto bardziej cuchnące; pozostając bowiem w chorobie, sądzą, że zbierają tam wielką rozkosz... A gorsze to jest od nierozumu zwierząt. Jak tedy przy błocie i gnoju, wina nie leży po stronie błota i gnoju, lecz po stronie nierozumności zwierząt, tam się nurzających, tak o tym trzeba myśleć i przy tych ludziach”...

* * *

W starożytnej Grecji powstał też nurt światopoglądowo-etyczny zwany hedonizmem, a mający także dziś miliony świadomych i nieświadomych zwolenników na całej ziemi. Ponieważ założycielem tego nurtu był Arystyp z Cyreny, całą tę szkołę filozoficzną nazywano początkowo cyrenaicką, a jej zwolenników cyrenaikami. Jeden z cyrenaików o imieniu Bion pisał: „Żeglarz zmienia nie kierunek wiatru, lecz ustawienie żagli. Chwycisz żmiję pośrodku – ukąsi cię, a chwycisz za głowę – w żaden sposób ci nie zagrozi. Tak więc i w innych sprawach najważniejsze są relacje między „chwytaniem” a „kąsaniem”. Na tym polega sztuka mądrego życia”. Czyli na umiejętnym i dość sprytnym przystosowywaniu się do zmieniających się okoliczności zewnętrznych, których opanować nie możemy, ale wykorzystać zgodnie z naszym interesem – i owszem.
W przeświadczeniu cyrenaików przyjemność fizyczna stanowiła dobro najwyższe i naturalne. Należy przecież unikać przykrości i osiągać rozkosz. Mądrość musi przeto służyć osiąganiu tego dwujedynego celu. I to jest naczelna teza hedonizmu. Arystyp z Cyreny (ok. 435-350 p.n.e.) sądził, że wyłącznie przyjemność, jako najdoskonalszy bodziec działający na naturę człowieka, stanowi miarę i cel słusznego postępowania. Szczęściem zatem jest doraźna, aktualna przyjemność fizyczna. Arystyp doradzał: „Nie powinno się smucić z powodu przeszłości, ani przejmować się przyszłością; wypada raczej skierować umysł na dzień dzisiejszy, w którym się własnie żyje i działa; tak powinien postępować dzielny mąż, zachowujący stale radosne serce i umysł pogodny”... Na pytanie, co mu dała filozofia, Arystyp odparł: „To, że mogę czuć się swobodnie w każdym otoczeniu”... Uważał, że przyjemności cielesne są o wiele cenniejsze od duchowych, a cierpienia fizyczne bardziej dotkliwe niż moralne; nie przypadkiem karze się przestępców przede wszystkim fizycznie. [Nie koniecznie miał Grek rację, w średniowiecznej, już chrześcijańskiej, Europie bardzo często dochodziło do zaciętych walk między książętami, feudałami i królami, a zwyciężonych spotykały tak straszliwe kary, że zdrowy psychicznie człowiek nie może tego sobie nawet wyobrazić. Często na oczach skrępowanych sznurami rodziców poddawano bestialskiemu zabijaniu ich dzieci. We Włoszech w przytomności pokonanego księcia i jego żony krajano na części kolejno siedmiu ich małoletnich synów i córkę. W Irlandii Anglicy jeszcze w XVIII i XIX wieku odbierali irlandzkim rodzicom małe dzieci, rozdzierali je trzymając za nóżki i tutajże rzucali na pożarcie psom. Nie brakło tego rodzaju bestialstw, mających na celu zadanie okropnego bólu moralnego rodzicom mordowanych dzieci, na terenie Francji, gdzie katolicy krwawo pastwili się nad innowiercami, czy w Rzeczypospolitej na terenach ruskich, gdy wzajemnie katolicy i prawosławni prześcigali się w wynajdywaniu najbardziej wyszukanych tortur fizycznych i moralnych dla swych – chrześcijańskich przecież! – rywali. Cierpienia moralne mogą być bardziej dotkliwe niż fizyczne].
Arystypowi przypisuje się szereg wypowiedzi, które są przypisywane także Diogenesowi z Synopy, a które przytoczyliśmy powyżej w odpowiednim miejscu. Wchodząc do mieszkania kurtyzany Arystyp miał powiedzieć: „Nie jest hańbą tu wchodzić, ale byłoby hańbą nie umieć stąd wyjść”... Gdy mu dowodzono, że musi kochać swe dzieci choćby dlatego, że są to jego dzieci, splunął na ziemię, mówiąc, że te plwociny też są jego, z czego przecież nie wynika, że musi je kochać... Gdy zaś mu mówiono, że powinien kochać swego brata, odparł, iż nie przywiązuje większej wagi do okoliczności, że obaj „wyszli z tej samej dziury”... Ludzi, którzy otrzymali wykształcenie zawodowe, ale nie studiowali filozofii, przyrównywał do zalotników, którzy posiedli wszystkie służebnice, ale pozostali w oddaleniu od samej królowej...
Arystyp miał też powiedzieć:
„Mądrzy nie są ci, którzy czytają wiele, lecz ci, którzy czytają rzeczy użyteczne.
– Ludzie mądrzy są szczęśliwsi od głupich, ponieważ umieją zadowalać się przyjemnością, która się właśnie nadarza.
– Przyjaciół kochamy dlatego, że mamy z nich pożytek.
– Ćwiczenia fizyczne pomagają w nabywaniu cnoty”.

Twórca teorii hedonizmu postulował ucieczkę przed cierpieniem. Ale akurat tu się mylił. „Istnieją rzeczy – pisał Max Scheler w rozprawie „O sensie cierpienia” – które nie pojawiają się właśnie wtedy, kiedy czyni się je świadomym celem woli i działania, oraz rzeczy, które tym pewniej przychodzą, im bardziej chce się ich uniknąć. Do takiego rodzaju rzeczy należy szczęście i cierpienie. Szczęście umyka przed swoim myśliwym coraz dalej. Cierpienie przybliza się do uciekiniera tym bardziej, im szybciej on ucieka. Dotyczy to zwłaszcza uczuć „głębszych”. Arystyp zaczyna od stwierdzenia, że nie pragnie dążyć do posiadania bogactwa, koni, przyjaciół, kobiet, lecz do swojej przyjemności, jakiej dostarczają; tylko głupiec zabiega o rzeczy i dobra, mędrzec zaś dąży jedynie do swojej przyjemności wywołanej tymi rzeczami i dobrami. W ten sposób pełnię świata i zawartych w nim wartości, których ożywione miłością oglądanie i których rzeczowe uformowanie pozwala zakwitnąć temu, co nazywamy „szczęściem”, jako łaskawemu zjawisku towarzyszącemu i reakcji – Arystyp przekształca w nędzne, nagie rusztowanie pomocnicze służące pojawieniu się przelotnych wrażeń przyjemności w jego osamotnionym ciele, w „źródło bodźców” wywołujących przyjemność w ciele. Nie chce pytać, czy jego ukochana przyjaciółka odwzajemnia mu milość; jeśli bowiem zjada rybę, nie pyta, czy on smakuje rybie, lecz tylko, czy ryba smakuje jemu! Sam Arystyp jest jednak „głupcem”. Usuwa grunt – nie zauważając tego – na którym zakwita kwiat szczęścia: swobodne, czułe i aktywne oddanie się światu, względnie ukochanej osobie. Nie zauważa, że nawet przyjemność – im głębsze przynosi zadowolenie – pojawia się tylko wtedy, gdy praktycznie intencję zwraca się nie na nią, lecz na jej przedmiot i jego wewnętrzną wartość; nie dostrzega też, że zatracenie się – przy którym następuje odwrócenie się od własnego Ja – w podmiocie miłości wzajemnej, wyrastającej na podłożu naszej miłości, stanowi właśnie rdzeń szczęścia miłości. Nie zauważa, iż ścisłym prawem życia jest to, że praktyczna możność wywołania uczucia szczęścia przez bezpośrednio skierowaną na nie samo intencję chcenia i działania maleje wraz z głębią i trwałością tego uczucia, i że, ściśle biorąc, można praktycznie wywołać jedynie uczucia przyjemności zmysłowej. Nie zwraca uwagi na to, że bólu można umyślnie unikać jedynie w tej mierze i o tyle, o ile jest on bliski peryferycznej sferze zmysłowej. Nie rozumie też tego, iż praktyka unikania przyczyn bólu powoduje tak znaczny wzrost cierpienia wywołanego przez bóle o tym samym natężeniu, że efektem końcowym, spowodowanym zwiększeniem wrażliwości na ból, koniecznie przecież spotykający człowieka, może być jedynie większe cierpienie. Nie widzi podstawowego faktu, że uczucie może być tylko źródłem, zjawiskiem towarzyszącym i darem, ale nie celem chcenia. Toteż technika ucieczki przed cierpieniem musiała się skończyć tęsknotą za śmiercią”.

Już sam fakt, że najpoważniejsi filozofowie europejscy podejmują z nim polemikę w 2,5 tysięcy lat po jego zgonie, daje świadectwo niepodważalnej wielkości tego myśliciela. Choć może też być tak, że Arystyp wyraził w filozoficznej formie straszliwy ciężar antykulturowy dominującego nastroju mas ludzkich (nastroju zawsze tego samego), prymitywnego, namacalnie (dosłownie) „prawdziwego” w każdej epoce i pod każdą szerokością geograficzną; a z tym plebejsko-destrukcyjnym stanem duszy zawsze podejmowali rozpaczliwą polemikę – aczkolwiek bezskutecznie – najszlachetniejsze umysły ludzkości, widząc w nim zupełnie słusznie śmiertelne niebezpieczeństwo dla istnienia cywilizacji.
Wątki hedonistyczne przewijają się np. praktycznie rzecz biorąc w twórczości wszystkich filozofów i poetów greckich, szczególnie gdy zabierają głos w temacie ucztowania. Tak ateński mówca Hiperejdes mawiał, iż „kto chce żyć pięknie, musi poznać wszelkie piękno, jakie ofiarowuje życie”, a do tego należy przecież nie w ostatniej kolejności piękno rzeczy przyjemnych.
Paweł Silenciariusz, poeta grecki z VI wieku, autor cudnych wierszy erotycznych, zauważał, że ludziom zazwyczaj pieszczoty miłości zakazanej wydają się bardziej słodkie niż dozwolonej. Zależy to, być może, od nastawienia psychicznego. Zamierzając uczynić coś niedozwolonego (kradzież, cudzołóstwo itp.) już na samą myśl o tym doznajemy nerwowego podniecenia (dochodzą tu strach, wstyd, złośliwość, lubieżność itp.), podczas gdy to, co możemy robić ze spokojnym sumieniem wzbudza mniejsze pożądanie, nawet gdy znacznie przerasta to, co jest „niezwykłe”, czyli nieobyczajne. Ten sam mechanizm psychiczny powoduje, że „dobrze jest tam, gdzie nas nie ma”, że „owoc zakazany jest słodki”. Choć faktycznie ani tam, gdzie nas nie ma, nie jest aż tak dobrze, ani owoc zakazany wcale nie jest słodki, lecz nawet trąci padliną (co rozumiemy wszelako dopiero po jego spożyciu)...
„Zatem do czego dążyli starożytni? – zapytuje Max Stirner i odpowiada: – „Do prawdziwego rozkoszowania się życiem, do używania życia! W końcu na tym polega „prawdziwe życie”.
Grecki poeta Simonides głosił, że „zdrowie to najszlachetniejsze dobro śmiertelnego człowieka, zaraz po nim uroda, potem uczciwie zdobyte bogactwo, a wreszcie radosne używanie w towarzystwie młodych kompanów”. To wszystko są życiowe dobra, radości życia. Czegoż innego szukał Diogenes z Synopy, jak nie prawdziwego używania życia, które odkrył w najskrajniejszym niedostatku? Czegoż innego Arystyp, który, bez względu na okoliczności, znajdował je w pogodnym nastroju? Szukali oni radosnej, niezmąconej energii życiowej, wesołości – pragnęli być „w dobrym humorze”.
W wierszu Anakreonta „Eros w winie” czytamy:

„Erosa w letnią porę
Znalazłem w róż krzewinie,
Więc za skrzydełka biorę
I topię chłopca w winie.

Ty nie dziw się, dziewczyno!
Wszak słodka winna rosa...
Połknąłem z czary wino,
A z winem wraz Erosa.

I odtąd śnię daremnie...
Nic z pęt mnie nie wybawi –
Bo Eros żyje we mnie
I skrzydłem serce krwawi”...

Miłość, mądrość i wino to remedia na przemijanie, smutek i rozpacz ludzkiego losu na ziemi. Zachował się pewien piękny starogrecki epigramat anonimowy pt. „Pytania bez odpowiedzi”, w którym w postaci skondensowanej odbiły się rozterki ówczesnych mieszkańców ziemi:

„Jak znalazłem się tu? Skąd przybyłem?
Po com przyszedł? Dokąd zdążam?
Jakże mogę wiedzieć cokolwiek,
Jeżeli tego nie wiem?

Nie było mnie, zanim się stałem.
Znowu będę kiedyś tym, czym byłem.
Niczym.
Nicością jest cały ród ludzi śmiertelnych.

Przynieś mi więc – w kielichu –
Dionizosa płyn, serce krzepiący!
To jedyne lekarstwo,
Jakie mamy na wszystkie niedole”.

Natomiast Nikenetos napisał: „Dla duszy poety wino – jak koń szybkonogi; kto wodę pije, nie powie nic mądrego”...
Antypater z Sydonu zwracał się zaś do swego przyjaciela w wierszu „Do Seleukosa”:

Śmierć rychłą przepowiadają mi astrologowie
I, widocznie, nie mylą się.
Lecz nie to mnie smuci...
Wszyscy przecież idziemy tą samą drogą –
Do Hadesu.
Jeśli odejdę wcześniej, to cóż?

Pijmy więc!
Mówią, że wino to koń dla podróżnych.
A drogę do Hadesu
Pieszo musimy przejść”.

Lecz nie na tym polega wybór właściwy i Antypater kończy swą twórczość wnioskiem, iż „do gwiazd szlak jedyny – mądrości skromnej ścieżka”.
Eratostenes Scholastyk wskazywał na niedopuszczalność nieumiarkowania podczas uczty: „Siłę wina porównam do ognia. Gdy wstępuje w człowieka, wstrząsa nim jak wiatry północne Morzem Libijskim. To, co było ukryte w głębinach, czyni jawnym dla wszystkich, rażąc rozum człowieka”.
Sofokles ganił Ajschylosa za to, że ów pisał swe utwory po pijanemu; bo jeśli tworzy to, co trzeba – powiadał – to czyni to nieświadomie.
„Wino – zdrajcą miłości” – zauważał tajemniczo poeta antyczny Kallimach w III wieku p.n.e. A w „Epitafium pijaka” dodawał: „Do dna on pijał, Erasiksenos! I toast go sprzątnął ze świata, kiedy za jednym zamachem opróżnił dwa kielichy”. W jednym ze swych wierszy Kallimach zaprzecza zresztą moralności hedonistycznej i dochodzi do wniosku, że mądrość i nauka są „najlepszym lekiem” na wszystkie utrapienia tego świata, nie zaś kielich wypełniony winem.

Pallados, wybitny poeta grecki z przełomu III – IV wieku, pesymista, autor wierszy wypowiadanych „jakby przez zaciśnięte zęby”, napisał niejeden przesiąknięty zadumą i smutkiem utwór.
„Żeglugą niepewną jest życie. Wśród burz, które nami miotają, nieraz cierpimy bardziej niż żeglarze w rozbitym okręcie.
U steru stoi Fortuna. Taką mając przewodniczkę żywota, płyniemy – jak to na morzu – wśród różnych kaprysów losu.
Jednym zdarzy się podróż szczęśliwa. Inni żeglują wśród niedoli. Lecz wszyscy do jednego portu. Płyniemy w śmierć”...
Koresponduje z tymi słowy epigramat „Wyrok”: „Wszyscyśmy hodowani i karmieni na łup dla śmierci: niby stado wieprzów – zabijanych bezładnie, bez sensu”.
A skoro nie ma na to rady i człowiek nie może odmienić kolei swego losu, Pallados woła: „Podaj mi kielich! Może jeszcze rozgrzeje swym żarem to stygnące serce”. W wierszu zaś pod pięknym tytułem „Wino, kwiaty, dziewczęta” ten przykładny mąż i ojciec, który ciężko pracował całe swe życie, by utrzymać rodzinę, zanotował:

„Radość ciała – tylko w niej jest życie.
Precz ode mnie, utrapienia!
Krótka pora dana ludziom na ziemi.
Teraz wino, teraz pląsy, wieńce kwietne i dziewczęta.
Teraz – dziś – łapiemy szczęście.
Bo jutro... Któż jest pewien jutra?”

Pallados był autorem cyklu wierszy zastolnych, poświęconych Bachusowi i nawołujących bóżka winoróbstwa, aby odpędził troski i ogrzał serce człowieka chmielnym nektarem.

„W tym jest życie. W przyjemnościach.
Odlećcie kłopoty. Los śmiertelnika niedługi.
Dziś dary Dionizosa – pieśni, kwiaty i kobiety – z nami.
Dziś korzystajmy z dóbr wszystkich.
Bo dzień jutrzejszy jest nieznany”.

„Wszystkim sądzone jest umrzeć i nikt
Nie potrafi powiedzieć, czy nawet jutro żyć będziemy.
Zdaj sobie sprawę z tego i wesel się beztrosko.
Kochaj, póki czas, bo życie twe to dzień jeden.”

„Pij wino i wesel się dziś! Czym jutro będzie,
Czym przyszłość – nikt tego nie wie.
Więc nie trudź się i nie krzątaj za bardzo.
Rozdawaj, co możesz, i sam używaj,
A rzeczy ostateczne rozważaj.
Między życiem a nieistnieniem
Nie ma zbyt wielkiej różnicy”.

„Takie życie jest, właśnie takie.
Tylko chwila.
Co masz w dłoniach, to twoje.
Ale i ono spływa przez palce jak woda.
Gdy umrzesz – już wszystko dla innych,
A ty nie masz nic”.

Pallados nie stacza się jednak do krańcowego hedonizmu; jako intelektualista i nauczyciel młodzieży zdaje sobie sprawę zarówno z ułudności pocieszenia, jakie daje wino, jak i z ulotności przeżyć erotycznych. W końcu zaleca jako srodek na utrapienia ziemskiego życia zachowanie godności i postawy mędrca, z olimpijskim spokojem stojącego w obliczu wiecznego przemijania.

„Milcząc przejdź przez ten świat nieubłagany,
Naśladując swym milczeniem jego milczenie.
I żyj w ukryciu.
Śmierć i tak zatrze twe ślady”.

W duchu łagodnego hedonizmu tworzyli też liczni dalsi poeci greccy. I tak np. Diodoras Zonas napisze:

„Daj mi wina –
I niechaj z ziemi będzie ulepiony kielich!
Z niej się zrodziłem do życia.
I w niej spocznę na wieki, umarły”.

Także Posejdippos (III wiek p.n.e.) nawoływał:

„Pokrop nas, dzbanie ateński!
Pokrop nas rosą Dionizosa!
Niech jego deszcz rzęsisty
Spłynie w kielichy przyjaciół!”

Posejdippos był autorem jednego bodaj z najpiękniejszych wierszy Grecji antycznej pt. „Gorzkie rozmyślanie”, a picie wina stanowiło dla niego realizację nakazu korzystania z dóbr tego świata, póki się ma taką możliwość, to znaczy – póki się żyje:

„Jakąż tu wybrać drogę żywota?
Na agorze – intrygi i spory zażarte.
W domu – trosk co niemiara.
W polu – trud nieskończony.

Pojmiesz żonę – nie wyzwolisz się już od troski.
Nie ożenisz się – jeszcze smutniej tak żyć w samotności.
Dzieci masz – masz kłopotów bez miary.
Lecz bez dzieci – cóż za życie bez dzieci?
Młody jesteś – toś zielony i głupi.
A znów siwa starość –
Zawsze bolesna i niedołężna.

Tylko spośród dwóch rzeczy
Byłoby warto wybierać:
Albo nie rodzić się wcale,
Albo odejść jak najszybciej ze świata”.

Anonimowy utwór starogrecki pt. „O marności spraw ziemskich” brzmi podobnie:

„Gdzie, ty mnie powiedz, jest „wczoraj” i „jutro”?
Skąd sam ty przyszedłeś i dokąd kierujesz swój krok?
Cóż ci z życia długiego, jeśli i tak wkrótce umrzesz,
A czas jest taki szybkolotny?
Z liśćmi na wietrze porównam ludzi.
Wszystko jest prochem. Woda i ziemia,
Wszystko, co z nich się zrodziło,
Do nich powróci,
A życie – co ni rób – jest puste”.

Jeszcze w V wieku p.n.e. Simonides z Keos pisał:
„Ludzie nie mają niczego, co trwałe... Tak jak liścia na drzewach zmieniają się pokolenia. Mało kto jednak słów tych słuchając bierze je do serca, bo w każdym kiełkuje nadzieja, od młodu zasiana. Każdy, dopóki jeszcze nie uwiądł kwiat jego miłej młodości, wiele nieziszczalnych dum nosi w naiwnym umyśle. Myśl o starości i śmierci grożącej jego nie trwoży. I o chorobie niepomny, póki zdrów. Żałosny jednak jest człek nierozumny, gdy nie pamięta, że nie na długo mu młodość i życie są dane”...

W tej beznadziejnej sytuacji egzystencjalnej hedonizm proponuje jako pocieszenie czerpanie pełną garścią z przyjemności i radości życie ziemskiego, przede wszystkim – z przyjemności brzucha i podbrzusza, które w jakiś sposób powinny się też przełożyć na poczucie szczęścia. Nie przypadkiem Rufinus, poeta grecki zamieszkały w Rzymie, zwracał się do pewnej nieprzystępnej pani z następującymi słowy:

„A mówiłem ci przecież, Prodiko: „Starzejemy się, starzejemy”.
Uprzedzałem: „Zaraz przyjdą zmarszczki-rozłączki”.
A oto masz już i siwiznę, i zmarszczki, i ciało zwiotczałe.
Usta twe utraciły dawny powab.
Któż teraz do ciebie się zbliży, wyniosła, kogo skusisz?
Nie, jak mogiłę, obejdziemy cię stroną”...

Podobnie parę tysiącleci później napisze Jan Kochanowski:
„Teraz byś ze mną zigrywać się chciała,
Kiedyś, niebogo, sobie podstarzała.
Daj pokój, przecie sama baczysz snadnie,
Że nic po cierniu, kiedy róża spadnie”...

* * *

Epikur z Samos (ok. 341-270 p.n.e.), jak donoszą ówczesne źródła, napisał ponad 300 dzieł, z których jednak do dziś przetrwały tylko trzy krótkie listy: do Herodota o fizyce, do Pytoklesa o meteorologii, do Menojkeusa o etyce; reszta jego utworów jest znana jedynie z nazwy i garści zachowanych drobnych fragmentów. Od roku 310 prowadził szkołę filozoficzną w Mitylenie na wyspie Lesbos, następnie zaś, od 306 aż do śmierci, nauczał w swych słynnych „Ogrodach” w Atenach. Z usposobienia był nieco zgryźliwy, gdyż nader zjadliwie odzywał się o Platonie, Demokrycie i Fedonie, a istnienie Leukipposa w ogóle negował. Być może ta złośliwość wynikała po części z faktu, że przez 14 ostatnich lat życia cierpiał na dokuczliwą kamicę nerek, powodującą wiele kłopotu. Zgodnie z legendą Epikur zmarł właśnie podczas ostrego ataku choroby: wypił dużą czarę mocnego wina (absolutnie niewskazanego przy tej diagnozie), zanurzył się w gorącej wannie, poprosił przyjaciół, aby go nie zapominali, pożegnał umilowaną heterę Leoncję – i wyzionął ducha. Jeszcze przedtem przekazał swój jedyny majatek – przebogatą bibliotekę – do dyspozycji Hermacha z Mityleny, którego mianował na swego następcę w „Ogrodach”. Był bezżenny i potomstwa biologicznego nie zostawił, zgodnie zresztą ze swym przekonaniem, z którym się nie krył, że „człowiek mądry ani się nie ożeni, ani dzieci mieć nie będzie”, ponieważ zarówno żona, jak i ewentualne potomstwo, są przeszkodą w zdobywaniu madrości; a prócz tego – co jeszcze ważniejsze – kto mnoży życie, mnoży cierpienie. Po co więc je mnożyć?
Epikureizm stanowił złagodzoną, uszlachetnioną, bardziej umiarkowaną i zintelektualizowaną odmianę hedonizmu. Celem życia według tej doktryny jest szczęście (eudajmonia), pojmowane jako spokój człowieka rozumnie zrównoważonego, jako wewnętrzny ład serca okupiony rzetelnym wysiłkiem samowychowawczym, jako rozumne, elastyczne panowanie kultury nad naturą w człowieku. Eudajmonia w zakresie życia moralnego jest odpowiednikiem, jakby kopią, pankosmicznego ładu i harmonii, panujących we wszechświecie. W dziedzinie społecznej tę harmonię zapewnia ustawodawstwo: „Prawa, nawet gdyby były najgorsze, są dla ludzi konieczne, gdyż w przeciwnym razie oni by się nawzajem pozabijali”.
Zwolennicy Epikura, w odróżnieniu od cyrenaików, bardzo mocno wyakcentowywali doniosłość wartości duchowych: przyjaźni, ludzkiej lojalności, cichego i spokojnego życia wolnego w miarę możności zarówno od żądz, jak i od cierpień. Zresztą przyjemności fizyczne też mają swą wartość i można się nimi cieszyć, o ile nie prowadzą do upodlenia, nikczemności, szaleństwa i cierpienia. Często jednak powinno się tego rodzaju przyjemnościami gardzić i ich unikać. Wydaje się, że miał rację Max Stirner, gdy notował: „Epikurejczycy pragnęli bujnego życia. (...) Rozkosz (hedone) epikurejczyków różni się od mądrości życiowej stoików tylko tym, że jest bardziej chytra i podstępna. Nauczają oni jedynie innego stosunku do świata i upominają, aby przybrać wobec niego mądrą postawę: świat należy oszukać, gdyż jest on naszym wrogiem”... Epikur i jego zwolennicy tak naprawdę jednak uważali, że powołaniem człowieka jest życie rozumne i odpowiedzialne, wyrastające z nawyku rozważania spraw tego świata, czyli z filozofowania, prowadzącego do mądrości życiowej od wieku młodzieńczego aż do starości i kresu wędrówki ziemskiej. „Kto raz został mędrcem, nie może już nigdy zmienić swego usposobienia, ani z rozmysłem przekształcić charakter. Namiętności mogą go trapić nawet mocniej niż innych ludzi, lecz nie przyniesie to jednak jego mądrości żadnego uszczerbku... Mędrzec nie powinien się w nikim rozkochiwać, nie będzie się żenił, ani płodził dzieci, nie będzie dążył do władzy i nie będzie pisał panegiryków... Będzie się też cieszył z niepowodzenia bliźniego, o ile uzna, że może się ono przyczynić do jego poprawy. (...) Nie każdy wszelako ustrój cielesny i nie każdy naród może wydać mędrca”...
We wspomnianym powyżej liście do Menojkeusa wyłuszczał Epikur swoją koncepcję etyczną w następujący sposób: „Niechaj młodzieniec nie zaniedbuje filozofii, a i starzec niech się nie czuje już niezdolnym do jej dalszego uprawiania. Dla nikogo bowiem nie jest ani za wcześnie, ani za późno zacząć troszczyć się o zdrowie swojej duszy. Kto zatem twierdzi, że pora do filozofowania jeszcze nie nadeszła, albo, że już minęła, podobny jest do tego, co twierdzi, że pora do szczęścia jeszcze nie nadeszła, albo, że już przeminęła. Powinni przeto filozofować zarówno młodzi, jak i starzy; ci, ażeby starzejąc się czuli się młodymi, przywodząc na pamięć dobra, którymi ich obdarzył w przeszłości los, tamci znów, ażeby pomimo swej młodości czuli się nieustraszeni wobec przyszłości, jak ludzie w dojrzałym wieku. A zatem bezustannie zabiegać o to, co nam może przysporzyć szczęścia. Kto bowiem posiadł szczęście, ma wszystko, co w ogóle mieć można, kogo zaś ono ominęło, ten robi wszystko, aby je zdobyć.
(...) Przede wszystkim uważaj Boga za istotę niezniszczalną i nie przypisuj mu cech, które by się sprzeciwiały jego nieśmiertelności... Bóg istnieje, a jego rozpoznanie jest faktem oczywistym. Nie istnieje jednak w ten sposób, jak to sobie tłum wyobraża. Wyobrażenia tłumu są zmienne. Bezbożnym nie jest ten, kto odrzuca bogów czczonych przez tłum, lecz ten, kto podziela mniemanie tłumu o Bogu. Wszak sądy tłumu nie opierają się bynajmniej na wyobrażeniach pojęciowych, lecz na fałszywych domysłach. Stąd też wywodzi się przekonanie, że Bóg zsyła na złych największe nieszczęścia, a dobrym świadczy największe dobrodziejstwa. Zapatrzeni bez reszty w siebie, uważają Boga za podobnego do nich...
Staraj się oswoić z myślą, że śmierć jest dla nas niczym, albowiem wszelkie dobro i zło wiąże się z czuciem; a śmierć jest niczym innym jak właśnie całkowitym pozbawieniem czucia. Przeto owo niezbite przeświadczenie, że śmierć jest dla nas niczym, sprawia, że lepiej doceniamy śmiertelny żywot, a przy tym nie dodaje bezkresnego czasu, lecz wybija nam z głowy pragnienie nieśmiertelności. W istocie bowiem nie ma nic strasznego w życiu dla tego, kto sobie dobrze uświadomił, że przestać żyć nie jest niczym strasznym. Głupcem jest atoli ten, kto mówi, że lękamy się śmierci nie dlatego, że sprawia nam ból, gdy nadejdzie, lecz że trapi nas jej oczekiwanie. Bo zaiste, jeśli jakaś rzecz nie mąci nam spokoju swoją obecnością, to niepokój wywołany jej oczekiwaniem jest zupełnie bezpodstawny. A zatem śmierć, najstraszniejsze z nieszczęść, wcale nas nie dotyczy, skoro bowiem my istniejemy, śmierć jest nieobecna, a skoro tylko śmierć się pojawi, nas wtedy już nie ma.
Wobec tego śmierć nie ma żadnego związku ani z żywymi, ani z umarłymi; tamtych nie dotyczy, a ci nie istnieją. Jednakże tłum raz stroni od śmierci jako największego zła, to znowu pragnie jej jako kresu nędzy życia”. [Antoine de Saint-Exupery napisze: „Nie. Śmierć już nie istnieje, kiedy się ją spotyka”. W pewnych zaś okolicznościach szczególnych ludzie miewają okazję i szansę umrzeć radośnie, w stanie zachwytu i poetyckiego uniesienia – gdy się ginie w uczciwej i bohaterskiej walce: „W obliczu niebezpieczeństwa ciało traci swą wartość i zarazem znika jego kult. Człowiek przestaje interesować się sobą. Ważne jest tylko to, czemu służy. Jeżeli umrze, nie oddzieli się, lecz połączy. Nie zagubi, lecz odnajdzie. I nie jest to bynajmniej pobożne życzenie moralisty... Kto odrzuca śmierć, odrzuca życie”...].
Epikur zaś dalej wywodzi: „Atoli mędrzec ani się życia nie wyrzeka, ani się śmierci nie boi, albowiem życie nie jest mu ciężarem, a nieistnienia zgoła nie uważa za zło. Podobnie jak nie wybiera pożywienia obfitszego, lecz smaczniejsze, tak też nie chodzi mu bynajmniej o trwanie najdłuższe, lecz najlepsze. A ten, kto nawołuje do tego, by młodzieniec żył pięknie, a starzec pięknie życie zakończył, jest naiwny nie tylko dlatego, że życie jest zawsze pożądane zarówno przez jednych, jak i przez drugich, lecz raczej dlatego, że troska o życie piękne nie różni się niczym od troski o jego piękny koniec. O wiele jest jednak gorszy ten, co powiedział, że „lepiej jest się nie rodzić albo zaraz po urodzeniu jak najśpieszniej przekroczyć bramę Hadesu” [jak to pisał Teognis]. „Skoro bowiem mówi to poważnie, to dlaczego sam z życia nie odchodzi? A przyszłoby mu to łatwo, gdyby stanowczo powziął taki zamiar. Jeżeli jednak chce zażartować, to zaiste żart jest nie na miejscu, gdyż z tego się nie żartuje”.
[W jakimś stopniu podobne do Epikurejskich poglądy na śmierć i życie głosił o kilkaset lat późniejszy myśliciel chrześcijański św. Hieronim, który w jednym z listów pisał: „Winniśmy i my zastanowić się nad tym, czym kiedyś będziemy, bo tego się nie odsunie, czy chcemy, czy nie chcemy. Chociażby żylibyśmy dziewięćset lat, jak ludzie przed potopem, i chociażbyśmy osiągnęli wiek Matuzali, minione lata byłyby niczym chwilą, gdyby przestały istnieć. Otóż bowiem nie ma różnicy między tym, który żył lat dziesięć, a tym, który przeżył tysiąc – skoro przyszedł taki koniec życia i nieodwołalna konieczność śmierci – chyba tylko ta różnica istnieje, że starzec rusza w drogę (na tamten świat) obarczony większym ciężarem grzechów”].
„Należy o tym pamiętać, – kontynuuje Epikur – że przyszłość nie jest całkowicie w naszej mocy, ani też nie jest bynajmniej zupełnie od nas niezależna; mając to na uwadze nie będziemy oczekiwać ani jej niezawodnego ziszczenia, ani też nie stracimy nadziei co do możliwości jej ziszczenia się.
Trzeba sobie również zdawać sprawę z tego, że wśród naszych pragnień jedne są naturalne, a inne urojone, a wśród naturalnych jedne są ponadto konieczne, a inne tylko naturalne. Wśród koniecznych można wyróżnić takie, które są konieczne do szczęścia, następnie takie, które są konieczne dla spokoju ciała i wreszcie konieczne dla samego życia. Jasno sprecyzowany pogląd na te sprawy pozwoli skierować wszelki wybór i unikanie na zdrowie ciała i spokój duszy, a to właśnie jest celem szczęśliwego życia. Wszak cała nasza działalność zdąża do tego, ażeby się uwolnić od cierpienia i niepokoju. A gdy raz zdołamy to wszystko osiągnąć, znika niebawem niepokój duszy; albowiem istota żywa nie odczuwa już więcej potrzeby zabiegania o cokolwiek, co by jej brakowało, ani też nie będzie szukać czegoś innego do dopełnienia dobra duszy i ciała. Bo zaiste wtedy tylko odczuwamy potrzebę przyjemności, gdy wskutek jej braku doznajemy bólu; gdy jednak ból nam nie dokucza, nie potrzebujemy wtedy żadnej przyjemności.
Otóż właśnie dlatego twierdzimy, że przyjemność jest początkiem i celem życia szczęśliwego. Ona to bowiem, według nas, stanowi pierwsze i przyrodzone dobro oraz punkt wyjścia wszelkiego wyboru i unikania. Do niej w końcu powracamy, gdy odwołujemy się do czucia jako kryterium wszelkiego dobra. I właśnie dlatego, że jest dobrem pierwszym i przyrodzonym, nie uganiamy się bynajmniej za wszelką przyjemnością, lecz nieraz rezygnujemy z wielu; postępujemy tak zwłaszcza wtedy, gdy spodziewamy się z ich powodu doznać więcej przykrości. A bywa i tak, że wiele przykrości stawiamy wyżej od przyjemności, co ma miejsce wówczas, gdy po przeżyciu długotrwałych boleści spodziewamy się doznać większej przyjemności. Dlatego też wszelka przyjemność ze względu na swą własną naturę jest dobra, ale nie każda jest godna wyboru. I podobnie każdy ból jest złem, ale nie każdego należy unikać. W każdym wypadku trzeba dokładnie badać pod kątem pożyteczności i szkodliwości, bo zdarza się czasem, że dobro bierzemy za zło, i na odwrót zło za dobro.
Umiarkowanie uważamy za największe dobro nie dlatego, żebyśmy w ogóle mieli poprzestawać na małym, ale dlatego, żebyśmy się nauczyli obywać byle czym, gdy nas bieda nawiedzi, w przeświadczeniu, że najlepiej korzystają z obfitości dobra ci, którzy jej najmniej pożądają, i że to, co jest naturalne, jest też łatwe do zdobycia, a to, co urojone, z trudem trzeba zdobywać. Proste potrawy sprawiają nam tyle przyjemności, co kosztowne uczty, gdy tylko poczujemy dojmujące uczucie głodu. Jęczmienny chleb i woda sprawiają największą rozkosz, jeśli je spożył głodny. Z tego więc względu nawyknienie do życia prostego i mało kosztownego zapewnia dobre zdrowie i uaktywnia wobec różnych potrzeb życiowych, a kiedy się po dłuższej przerwie zasiądzie przy zastawionym stole, wówczas się lepiej korzysta z tych przyjemności; wreszcie czyni nas nieustraszonymi wobec igraszek losu.
Gdy przeto twierdzimy, że przyjemność jest nasym celem najwyższym, to bynajmniej nie mamy na myśli przyjemności rozpusty, ani przyjemności zmysłowych, jak twierdzą ci, którzy nie znają naszej nauki albo się z nią nie zgadzają, czy wreszcie źle ją interpretują. Przyjemność, którą mamy na myśli, charakteryzuje się nieobecnością cierpień fizycznych i brakiem niepokojów duszy. Ani bowiem pijatyki i związane z nimi hulanki, ani obcowanie z pięknymi chłopcami i kobietami, ani ryby i inne smakołyki, jakich dostarcza zbytkowny stół, nie rodzą przyjemnego życia, ale czyni to trzeźwy rozum, dociekający przyczyn wszelkiego wyboru i unikania, i odrzucający czcze domysły, będące źródłem największych utrapień duszy. Z tego wszystkiego mądrość jest największym dobrem, a wskutek tego jest cenniejsza nawet od filozofii; jest bowiem źródłem wszystkich cnót. Ona nas uczy, że nie można żyć przyjemnie, jeśli się nie żyje mądrze, pięknie i sprawiedliwie; i na odwrót, nie można żyć mąrdze, pięknie i sprawiedliwie, jeśli się nie żyje przyjemnie. Wszak cnoty tworzą wraz z przyjemnościami naturalną jedność i życie przyjemne jest od nich nieodłączne.
Bo kogo mógłbyś wyżej cenić od mędrca, co zbożnie wielbi Boga i w ogóle śmierci się nie lęka, i pojął, jaki jest cel ostateczny przyrody, i zrozumiał, że najwyższe dobro można łatwo osiągnąć i bez trudu zdobyć, a największe zło albo trwa krótko, albo sprawia tylko lekki ból. Z wszechmocnego przeznaczenia, które pewni filozofowie wprowadzają jako władzę naczelną nad wszystkim, śmieje się, mówiąc, że pewne rzeczy powstały z konieczności, inne przez przypadek, a jeszcze inne dzięki nim samym, ponieważ konieczność wyklucza wszelką odpowiedzialność, a przypadek jest zmienny, nasza zaś wola nie zależy od żadnego autorytetu zewnętrznego, wobec tego postępkom jej towarzyszą zarówno pochwały, jak i nagany. Zaiste, lepiej by było uznać bajki mitologiczne o bogach, niż stać się niewolnikiem przeznaczenia przyrodników. (...)
Lepiej być nieszczęśliwym z rozumem, niż szczęśliwym bez rozumu.
Przemyśl więc dokładnie te sprawy, a także zagadnienia pokrewne. Rozmyślaj dzień i noc. Sam i z kimś, kto podobnie myśli, a nie zaznasz niepokoju ani we śnie, ani na jawie i będziesz żył wśród ludzi jak bóg. Albowiem człowiek żyjący wśród dóbr niezniszczalnych jest zgoła niepodobny do żadnej śmiertelnej istoty”.

Epikurowi przypisuje się również następujące maksymy:
„Mędrzec zadowala się sam sobą i nie potrzebuje przyjaciół.
– Nigdy nie chciałem podobać się pospólstwu; bo to, co umiem, pospólstwu nie odpowiada, a tego, co mu odpowiada, nie umiem.
– Zanim zobaczysz, co jesz i pijesz, należy zobaczyć, z kim jesz i pijesz.
– Przestępcy może się udać, że się ukryje, lecz nigdy nie będzie on pewien, że i nadal pozostanie w ukryciu.
– Ludzie przyzwoici żyją nie tak, jak się im chce, lecz tak, jak nakazuje obowiązek.
– Żadnej drogi wiodącej do zdrowia nie poważyłbym się nazwać zbyt trudną, ani zbyt drogo kosztującą...
– Choroby trzeba zwalczać rozsądnym trybem życia”...

Późniejsi filozofowie róznie oceniali myśl Epikurejską. Np. Titus Lucretius Carus w pierwszej księdze swego wielkiego dzieła „O naturze rzeczy” pisał z uwielbieniem o swym ideowym protagoniście i nauczycielu:

– „Kiedy w naocznej sromocie życie człowiecze na świecie
W prochu leżało, dławione ciężkim brzemieniem religii,
Która z okolic niebieskich głowę ku nam wychylała,
Z wysoka strasznym spojrzeniem godząc w śmiertelnych zajadle,
Pierwszy ośmielił się grecki mąż oczy podnieść śmiertelne
Przeciw potędze i pierwszy ośmielił się przeciwstawić;
Jego odwagi ni sława bogów, ni gromy, ni niebios
Groźne pomruki nie zmogły, przeciwnie, tym zacieklejsze
Rośnie w nim męstwo i zapał, by jako pierwszy wyłamać
Mocno zawarte zapory bram do tajemnic natury.
Za czym ożywcza moc ducha odniosła walne zwycięstwo,
Mąż ów daleko przestąpił płomienne rubieże świata,
Przemierzył cały bezmiaru ogrom umysłem i duchem;
Stamtąd, zwycięzca, przemawia do nas, co może
Istnieć, co powstać nie może, jaka w ogóle zasada
Określa granice mocy, tkwiące głęboko we wszystkim”...

Inni nie widzieli w Epikurze zbyt wielkiego tytana myśli; np. Wilhelm Dilthey twierdził: „Historyczne oddziaływanie Epikura, który intelektualnie nie dorównywał wielkim myślicielom, polega na niezmąconej jasności, z jaką wyraził on pewną formację duchową. Polega ona na pełnym opanowaniu, radosnym podporządkowaniu się wszystkim prawom natury i na pełnym zmysłowego zadowolenia, a jednocześnie rozważnym zażywaniu jej darów”. Na jakiej podstawie jednak można dziś wnioskować o formacie intelektualnym filozofa, z którego trzystu dzieł pozostało zaledwie kilka kartek? Przy tym kartek, które wchodzą do wszystkich szanujących się antologii myśli filozoficznej...

* * *

Jednocześnie z epikureizmem powstała w Grecji filozoficzna szkoła stoicyzmu, naszym zdaniem, najszczytniejszego nurtu europejskiej myśli starożytnej; a może i nie tylko starożytnej. Założycielem tej szkoły był Zenon z Kition (ok. 336-261 p.n.e.), prowadzący przez szereg lat szkołę mądrości w Atenach. W 314 p.n.e. przybył on do Aten i przez prawie dwadzieścia lat przygotowywał się do zawodu filozofa: początkowo u kynika Kratesa, następnie u platoników Ksenokratesa i Polemona. Około roku 300 p.n.e. otworzył własną szkołę, która początkowo nie miała stałego lokalu; mistrz i uczniowie spotykali się w galerii kolumnowej zwanej Stoą, a zbudowanej w celach dekoracyjnych, dla ozdoby miasta. Pod jej pulpitowym, malowanym sklepieniem chroniącym zarówno przed deszczem, jak i przed palącymi promieniami południowego słońca, gromadzili się i dyskutowali mlodzi filozofowie, nazywani żartobliwie przez Ateńczyków „stoikami”. Zenon nauczał przez 58 lat, dożył bardzo sędziwego wieku i zmarł dobrowolnie w wieku stu lat przez odmowę przyjmowania pokarmu. Po jego zgonie mieszkańcy Aten podjęli uchwałę, która głosiła: „Zenon, syn Mnaseasa, przez wiele lat zajmował się filozofią w naszym mieście, a również w innych sprawach okazywał się zawsze mężem zacnym. Młodych, którzy chodzili do jego szkoły, nakłaniał do cnoty i mądrości, ale najwyższą zachętą do dobra był widoczny dla wszystkich przykład jego własnego życia, całkowicie zgodnego z nauką, jaką wykładał. Dlatego też lud postanowił uczcić Zenona i przyznać mu zgodnie z prawem złoty wieniec dla jego cnoty i mądrości, a także na koszt publiczny zbudować mu grobowiec na Keramejku”.
Wielki filozof nie napisał ani jednego dzieła, lecz zachowały się jego liczne wypowiedzi, cytowane lub referowane przez innych autorów. Tak więc Zenon uważał, że na tym polega cnotliwość szczęśliwego i pogodnego życia, że wszystko czyni się zgodnie z własnym głosem wewnętrznym i z wolą wszechświata. Cnota jest po prostu doskonałością w swoim rodzaju i pod konkretnym względem, jakby właściwościa danej rzeczy; tak można np. mówić o doskonałości posągu lub żołnierza. Doskonałość pod jakimś względem może być bezwiedna, jak np. zdrowie, albo świadomie osiągnięta, jak np. mądrość. Człowiek dzielny jest swiadomy tego, co należy wybierać, a czego się wystrzegać, oraz tego, czego nie należy ani wybierać, ani wystrzegać. Z fałszu rodzi się zamieszanie umysłu, a z zamieszania umysłu powstają liczne namiętności, które są przyczyną rozstroju, manifestującego się w bezrozumnych, przeciwnych naturze i nadmiernych żądzach. Zenon uważał, że miłość jest niegodna ludzi cnotliwych, że to uczucie jest poniżej ich godności. Z kolei przyjemność to też uczucie nierozumnej radości z powodu rzeczy na pozór godnej pożądania. Mędrzec nie dopuszcza też do siebie smutku, ponieważ również to uczucie nie zgadza się z rozumem. Nie jest także miłosierny ani litościwy, nigdy nie kłamie i nikomu nic nie wybacza – byłoby bowiem to wszystko sprzeczne ze sprawiedliwością, która przystoi rozumnej duszy.

„Nauczyciele, którzy stale przebywają z dziećmi, z biegiem czasu stają się równie głupi jak one.
– Nawet wśród filozofów większość nie posiada mądrości, a na sprawach powszednich w ogóle się nie zna.
– Nie wielkość stanowi o doskonałości, lecz doskonałość o wielkości.
– Najgorszą ze wszystkich wad jest próżność, zwłaszcza u ludzi młodych.
– Natura dała nam jeden język i dwoje uszu, abyśmy słuchali dwa razy więcej niż mówimy.
– Dobro osiąga się zaczynając od małego, ale ono samo nie jest rzeczą małą.
– Lepiej jest potknąć się nogami niż językiem.
– Ludzie, którzy nie są cnotliwi, są sami sobie wrogami, są niewolnikami własnej nikczemności i stają się obcy nawet osobom najbliższym, ponieważ brak cnoty niszczy więzi rodzinne.
– Tylko ludzie cnotliwi mogą być dobrymi obywatelami, przyjaciółmi, krewnymi, i tylko oni są naprawdę wolni; a zatem rodzice i dzieci są wrogami, jeżeli nie są mędrcami.
– Głos to kolor urody.”

Do jednego z rozgadanych uczniów Zenon miał się odezwać: „Twój ojciec spłodził cię chyba po pijanemu”. – Gdy ktoś zadawał mu nieprzyzwoite pytania, kazał mu obejrzeć się w lustrze, a potem zapytał: „Czy twoje pytania harmonizują z twoją twarzą?”

Na swego następcę w kierownictwie szkoły stoickiej Zenon upatrzył sobie Kleantesa z Assos, zawodowego pięściarza, autora znanej maksymy filozoficznej: „Chętnego los prowadzi, niechętnego wlecze” (kto chętnie czyni to, co musi, jest mniej utrudzony niż ten, co niechętnie). Kleantes później także umarł śmiercią samobójczą. Chodzi bowiem o to, że filozofia stoicka akceptowała takie „męskie” odejście z życia.
Później ten punkt widzenia podzielał Plutarch, piszący co następuje: „Postawa człowieka rozumnego przeważnie sprawia spokój i uciszenie w zaburzeniach cielesnych, zapobiega przez opanowanie, wstrzemięźliwy tryb życia i umiarkowany wysiłek fizyczny powstawaniu chorób... A gdy runie nań niespodzianka i zbyt silna nawałnica, toż przystań blisko i można odpłynąć od ciała jak od przepuszczającej łódki... Głupiec wszelako ze strachu przed śmiercią, nie z żądzy życia, trzyma się ciała oburącz się go uczepiwszy, bo mu i życie się nie podoba, i przed śmiercią drży. Ale ten, kto choć trochę rozumie naturę duszy i rozważy, że śmierć stanowi dla niej zmianę na lepsze, a w każdym razie nie na gorsze, niemały zdobywa środek do osiągnięcia pogody ducha przez pozbycie się trwogi przed śmiercią”.
Spośród myślicieli nowożytnych stoicki pogląd na to zagadnienie podzielał Arthur Schopenhauer, który w dziele „O podstawie moralności” dokładnie wyłuszczał swój czysto stoicki sposób rozumowania. „To – pisał – co zwykle rozumiemy przez pojęcie „obowiązki względem samego siebie”, jest to pełne przesądów i oparte na najpłytszych w świecie argumentach dowodzenie przeciwko samobójstwu. W całej przyrodzie człowiek jedynie – i to właśnie odróżnia go od zwierzęcia – jest narażony na cierpienia nie tylko fizyczne, zamknięte całkowicie w teraźniejszości, lecz i na bez porównania dotkliwsze cierpienia moralne, które z istoty swej obejmują przeszłość i wkraczają do przyszłości. W zamian za to natura dała mu przywilej dowolnego skracania sobie życia, jeszcze zanim dosięgło przez nią postawionego kresu, i w ten sposób pozwoliła mu żyć nie tak jak zwierzę, dopóki może, lecz tylko dopóki chce. Czy posiadając ten przywilej, człowiek ma się go zrzekać dla pewnych względów etycznych? – jest to kwestia bardzo trudna do rozstrzygnięcia; w każdym zaś razie nie da się ona rozwiązać za pomocą tych płytkich argumentów, jakimi ludzie zwykle posługują się w tym celu”... Wydaje się, że bliski temu paradygmatowi myślowemu był również filozof duńsko-żydowski Soeren Kierkegaard, zmarły śmiercią samobójczą, który w dziele „Albo-albo” zauważał: „Walka o byt ma tę w wysokim stopniu kształcącą właściwość, że nagroda jest tak mała albo raczej, że walczący nie otrzymuje żadnej nagrody. Walczy on tylko o możliwość działania, o to, aby móc ciągle na nowo podejmować walkę... Po długiej męce zdobywa sobie to, co najkonieczniejsze i znowu męczyć się musi i nie wolno mu żadnym zrażać się trudem... Jeżeli w walce tej nie widzi nic wyższego, jest ona marna; i słusznie wydaje się mu nędzną walka o to, aby mógł spożywać chleb swój w pocie czoła”... Bohater tegoż tekstu Kierkegaarda tuż przed śmiercią samobójczą wysyła do brata list, w którym pisze: „Nie widzę w samobójstwie czegoś koniecznie godnego pochwały. Nie zdecydowałem się na to z próżności. Natomiast wierzę w prawdziwość twierdzenia, że nikt nie może znieść widoku nieskończoności, a wyrazem tego jest niewiedza. Niewiedza jest mianowicie negatywnym wyrazem nieskończonej wiedzy. Samobójstwo jest nieskończonym wyrazem nieskończonej wolności. Jest ono formą nieskończonej wolności, ale negatywną. Dobrze temu, kto znajduje pozytywną”. A kto nie znajduje, i tak jak Kierkegaard, pozostaje przez lata samotnie twarzą w twarz z nieskończoną rozpaczą bycia, ten, tak jak on, odchodzi z życia na mocy własnej „wolnej” decyzji.
Wśród Greków do najznakomitszych stoików należeli: Kleantes z Assos, Chryzyp z Soloi, Panaitios z Rodos, Poseidonios z Apamei; wśród Rzymian zaś w dużym stopniu: Marcus Tullius Cicero, a w całości Lucius Anneus Seneca, Marcus Aurelius, Epictetus. Stoicyzm w ciągu sześciu wieków wywierał przemożny wpływ na życie umysłowe Europy; jest żywy zresztą także obecnie. Alasdaire MacIntyre w dziele „Dziedzictwo cnoty” zauważa: „Stoicyzm nie jest tylko krótkotrwałym epizodem kultury greckiej i rzymskiej; doktryna ta bowiem ustala pewien wzór dla wszystkich późniejszych europejskich koncepcji moralności, które posługują się pojęciem prawa po to, aby wyprzeć koncepcję cnót”... Przez Heinricha Gomperza, autora fundamentalnej monografii „Die Lebensauffassung der griechischen Philosophen” (Jena 1927) stoicyzm był słusznie uważany za szczytowe osiągnięcie filozofii starogreckiej, a więc i powszechnej. Rzeczywiście, jest to nurt myślowy o ogromnym bogactwie idei, mających charakter w najwyższym stopniu dojrzały, trafny i wzniosły. Filozoficzna i życiowa postawa stoicka charakteryzuje się przede wszystkim kultem samoopanowania (stąd idiom w językach europejskich: znosić coś ze stoickim spokojem), godności, mężnego stawiania czoła przeciwnościom losu, osobistej niezależności, samokontroli i samodyscypliny. Zważywszy zaś, że wszelka kultura zaczyna się od ograniczeń, w tym od samoograniczeń, jest naturalne, iż stoicyzm odegrał w Europie ogromnie doniosłą rolę kulturotwórczą, torując tu drogę światopoglądowi chrześcijańskiemu.
Wszechświat stoików został stworzony przez kosmicznego artystę, przez demiurga, który przeniknął świat „wszechpneumą”, czyli wszechtchnieniem, wszechduchem, i wprawił go w niekończący się proces zmian. Ów Stwórca Kosmiczny utożsamiany był przez nich z Logosem (Mądrością Kosmiczną), Rozumem (Nous, Ratio), a także z Pneumą (Sanctus Spiritus, Tchnienie Boskie) i Przeznaczeniem (Ananke, Fatum, Heimarmene). Bóg – zdaniem stoików – był Stwórcą i niejako Ojcem wszystkich rzeczy, przenikającym wszystko zarówno w całości, jak i w poszczególnych częściach, które się nazywa stosownie do sił, jakie On w nich objawia.
Natura ludzka, będąc cząstką wszechświata, jest jednoczesnie u wszystkich taka sama; lecz tkwią w niej obok dobrych także złe namiętności: zawiść, złośliwość, lękliwość, nienawiść, fałsz, litość. Zadaniem etycznego wychowania byłoby więc uaktywnienie szlachetnych pierwiastków w człowieku i wyeliminowanie złych.
Świat rządzi się swoimi własnymi prawami, silniejszymi od rozumu i woli ludzi, poznanie więc naturalnych konieczności jest warunkiem wolnego życia. Niewiedza skazuje nas na żywot po omacku, na błądzenie. A przecież człowiek wolny powinien być „wolny do czegoś”, a nie tylko „od czegoś”. Powinien stawiać przed sobą i osiągać określone cele.
Ideałem stoików jest mędrzec, który żyje zgodnie z naturą, mężnie znosi wszystkie wyroki opatrzności, ponieważ z rzeczywistością nie da się walczyć, nie da się jej naprawić. Gdy człowiek to zrozumie, przestaje szamotać się z losem; cokolwiek się dzieje – zachowuje stałość, niewzruszoność, apatię, kontrolę nad uczuciami, odporność psychiczną. I w ten sposób zachowuje wewnętrzną wolność w obliczu nieubłaganych konieczności. Przy tym nie chodzi stoikom o zwykłą bierność, lecz o świadomy, pełen wyrzeczeń wysiłek woli i intelektu. Dzięki niemu możemy przestać pragnąć przelotnych, marnych dóbr tego świata, a podążyć w kierunku doskonałości moralnej, siły ducha i męstwa. Trzeba odważnie spozierać w oblicze losu, nikogo i niczego się nie bać – nawet śmierci. Jeśli poczucie obowiązku moralnego nakazuje umrzeć, powinno się to zrobić bez wahania, nie samo bowiem życie jako takie, lecz dopiero życie godziwe, mądre, sprawiedliwe – stanowi wartość. Powinno się zachować moc ducha i godność zawsze i niezależnie od tego, czy się jest młodym czy starym, bogatym czy biednym, szczęśliwym czy nieszczęśliwym, zdrowym czy chorym, silnym czy słabym, mężczyzną czy kobietą.
Stoicy opracowali całościowy system zaleceń i sposobów moralnego samodoskonalenia się, które cechuje głębokie rozumienie duszy ludzkiej. Ten nurt filozofii był skierowany przede wszystkim na praktykę życiową, na to, by uczynić naprawdę dobrymi pod względem etycznym nie tylko jednostki ludzkie, ale i całokształt stosunków społecznych. Zgodnie z zasadami stoicyzmu „wola słusznie postępująca musi być w zgodzie z prawem rządzącym samą naturą, porządkiem kosmicznym. Cnota zatem jest zgodnością z prawem kosmicznym zarówno w dyspozycji wewnętrznej, jak i w zewnętrznym czynie. Prawo to jest jedno dla wszystkich racjonalnych istot, nie ma nic wspólnego z konkretnymi okolicznościami. Dobry człowiek jest obywatelem wszechświata; jego związek z innymi zbiorowościami, z miastem, królestwem czy cesarstwem jest wtórny i przypadkowy. Stoicyzm skłania nas do tego, abyśmy stawali przeciwko światu fizycznemu i okolicznościom politycznym, a zarazem wymaga, abyśmy postępowali zgodnie z naturą (...).
Dobre życie nie oznacza realizacji własnych prywatnych celów, lecz życie zgodne z porządkiem kosmicznym; jednakże w każdym poszczególnym przypadku postępować słusznie znaczy postępować nie zważając na jakiekolwiek własne dalsze cele, znaczy czynić to, co jest słuszne dla niego samego. Wielość cnót oraz ich teleologiczne uporządkowanie w dobrym życiu zanika, miejsce wielości cnót zajmuje prosty monizm” (Alasdaire MacIntyre, „Dziedzictwo cnoty”).

W III wieku p.n.e. żył stoik Bion, któremu tradycja przypisuje następujące wyznania: „Mój ojciec był wyzwoleńcem, takim, co to sobie nos rękawem wycierał... Matka zaś moja z takiej się wywodziła sfery, że mógł ją poślubić tylko taki człowiek, jak mój ojciec – to znaczy z domu publicznego. Za oszukiwanie urzędu skarbowego ojciec mój został wraz z całą rodziną sprzedany w niewolę... Takim to rodem i taką krwią mogę się szczycić. Oto moja historia. Wydaj o mnie sąd, ale tylko na podstawie znajomości mnie”... Tenże filozof miał rzec:

– „Wysokie mniemanie o sobie jest hamulcem rozwoju.
– Największej trwogi doznaje ten, kto usilnie pragnie być szczęśliwym.
– Nieszczęśliwym jest ten, kto nie umie znosić nieszczęścia.
– Droga do piekła jest wygodna, skoro można tam dojść z zamkniętymi oczyma.
O bogatym skąpcu: „To nie on posiada majątek, to majątek posiada jego”.
Gdy zobaczył zmartwioną minę złośliwca, rzekł: „Nie wiem doprawdy, czy ciebie coś złego spotkało, czy kogoś innego coś dobrego”...

Stoicy przyrównywali filozofię do istoty żywej, a więc logikę do kości i ścięgien, etykę do mięśni, metafizykę (filozofię przyrody) do duszy. Albo do jaja, w którym logika była skorupką, etyka – białkiem, filozofia przyrody – żółtkiem. Albo do urodzajnej roli, gdzie ustawione dokoła ogrodzenie to logika, ziemia i drzewa to filozofia przyrody, owoce to etyka. Stoicy uważali, że dialektyka, jako sztuka rozumowania i prowadzenia dyskusji, jest rzeczą niezbędną, obejmującą rozwagę, czyli wiedzę o tym, kiedy trzeba się zgadzać, a kiedy nie; ostrożność, która pozwala odróżnić mocny argument od argumentu tylko prawdopodobnego i nie ulec temu ostatniemu; niezachwianą pewność rozumu, aby się nie dać sprowadzić na pozycje przeciwne; wreszcie zdolność unikania błahych argumentów, czyli zdolność przytaczania dowodów zgodnych ze słusznym osądem. Bez dialektyki nawet mędrzec nie osiągnie dzielności i bystrości w rozumowaniu. Stoicy uważali również, że kategorię dobra można stosować jedynie w odniesieniu do cnoty i jej przeciwieństwa; wszelkie inne rzeczy i zjawiska są z moralnego punktu widzenia obojętne i pod dychotomię „dobro – zło” nie podpadają.
Wszelkie dobra w życiu zależą od przypadku, jeśli więc jego moc nam te dobra odbiera lub ich nie daje, jesteśmy nieszczęśliwi, skoro w ich posiadaniu pokładaliśmy nasze wyobrażenia o szczęściu. Od tak niegodnego losu ma nas uwolnić właściwy użytek rozumu, dzięki któremu nie traktujemy nigdy jakichkolwiek dóbr jako naszej własności, lecz tylko jako pożyczkę na czas nieokreślony; właściwie tylko w ten sposób zachowujemy swoje szczęście. Te i inne koncepcje stoicyzmu bardzo wysoko cenił Arthur Schopenhauer, który w drugim tomie dzieła „Świat jako wola i przedstawienie” pisał: „Jeśli z bliska i poważnie rozpatrzymy cel stoicyzmu (...), to znajdziemy w nim tylko osiągnięcie pewnego hartu i pewnej niewrażliwości na wybryki losu dzięki temu, że człowiek uprzytamnia sobie stale krótkość życia, nędzę przyjemności, nietrwałość szczęścia, a także pojmuje, iż różnica między szczęściem a nieszczęściem jest znacznie mniejsza niż ukazuje nam ją zazwyczaj antycypacja obu ich przez nas. Nie jest to jednak jeszcze stan szczęścia, lecz tylko spokojne znoszenie przewidywanych i nieuchronnych cierpień. Niemniej jest wielkość ducha i godność w tym, że znosi się w milczeniu i z opanowaniem to, co nieuchronne, pozostając w melancholijnym spokoju niezmiennie sobą, podczas gdy inni przechodzą od żywej radości do rozpaczy i na odwrót.
Stoicyzm można więc uznać także za dietetykę duchową, zgodnie z którą trzeba zahartować duszę również przeciw nieszczęściu, niebezpieczeństwu, stracie, niesprawiedliwości, podstępowi, zdradzie, wyniosłości i głupocie ludzkiej, tak jak hartuje się ciało na działanie wiatru i niepogody, na niewygodę i wysiłek”...
W pierwszym tomie swego dzieła A. Schopenhauer zauważał: „Zenon, założyciel szkoły, poszedł chyba pierwotnie nieco inną drogą. Jego punkt wyjścia był następujący: dla uzyskania najwyższego dobra, tj. szczęścia przez spokój ducha, trzeba żyć w zgodzie z samym sobą... Jest to jednak możliwe tylko wtedy, kiedy człowiek określa siebie na wskroś rozumnie, zgodnie z pojęciami, a nie wedle zmiennych wrażeń i nastrojów. Ale ponieważ w naszej mocy leży tylko maksyma naszego działania, a nie sukces ani okoliczności zewnętrzne, zatem aby zawsze pozostać konsekwentnym, należało ją tylko, a nie tamte stawiać sobie za cel, przez co wprowadza się znów naukę o cnocie. (...) Najdoskonalszy rozwój rozumu praktycznego w prawdziwym i szczerym sensie słowa, najwyższy szczyt, do którego dotrzeć może człowiek przez samo zastosowanie swego rozumu i na którym najwyraźniej widać różnicę między nim a zwierzęciem, ukazany został jako ideał w osobie mędrca-stoika. Albowiem etyka stoików nie jest pierwotnie i zasadniczo nauką o cnocie, lecz tylko wskazówką do rozumnego życia, którego celem i zamierzeniem jest osiągnięcie szczęścia przez spokój ducha. (...)”
Stoicy dostrzegli, że życie jest tak pełne plag i przykrości, że trzeba albo wznieść się ponad nie za pomocą słuszniejszych myśli, albo je opuścić. Schopenhauer notuje: „Dostrzeżono, że brak, cierpienie nie wynika bezpośrednio i koniecznie z nieposiadania, lecz dopiero z chęci posiadania, a mimo to nieposiadania; że zatem owa chęć posiadania jest koniecznym warunkiem i wyłącznie pod nim nieposiadanie staje się brakiem i sprawia ból. (...) Trzeba żyć z należytą znajomością biegu spraw na świecie. Ilekroć bowiem jakiś człowiek traci zimną krew, ilekroć jakieś nieszczęście zwala go z nóg, albo ilekroć popada w gniew lub traci nadzieję, dzieje się tak właśnie przez to, że rzeczy są inne niż oczekiwał, a zatem że był w błędzie, nie znał świata ani życia, nie wiedział, jak przyroda nieożywiona przez przypadek, a ożywiona przez przeciwstawne cele, a również powodowana złośliwością, może na każdym kroku pokrzyżować wolę jednostki. Albo więc nie posłużył się swoim rozumem, aby dojść do ogólnej wiedzy o tych właściwościach życia, albo nie dostaje mu władzy sądzenia, skoro nie rozpoznaje w pojedynczym przypadku tego, co zna ogólnie, i dlatego jest tym zaskoczony i wytrącony z równowagi. Podobnie każda gwałtowna radość jest błędem, ułudą, gdyż żadne spełnione życzenie nie może dać trwałego zadowolenia, miedzy innymi dlatego, że każdego posiadania i każdego szczęścia przypadek użycza tylko na czas nieokreślony i dlatego może w każdej chwili zażądać ich zwrotu (...) W całości etyka stoicka jest bardzo cenną i godną uwagi próbą wykorzystania wielkiego przywileju człowieka, rozumu, do ważnego i zbawiennego celu, mianowicie do wyniesienia go ponad cierpienie i ból, którym podlega wszelkie życie (...) i zapewnienia mu właśnie udziału w najwyższym dostojeństwie, jakie mu przysługuje jako istocie rozumnej, w przeciwieństwie do zwierzęcia”...

* * *

Twórczym kontynuatorem etyki stoickiej był Epiktet z Hierapolis (ok. 50-130 n.e.), początkowo niewolnik, potem wyzwoleniec; założył swą szkołę filozoficzną w Nikropolis w Epirze. Był autorem klasycznych dla myśli europejskiej dzieł „Diatryby”, „Enecheiridion”, „Podręcznik etyki stoickiej”. Miał na celu wskazanie człowiekowi drogi do szczęścia poprzez umiejętne przystosowanie się do życia i przez duchowe uniezależnienie się zarówno od dobrodziejstw, jak i od przykrości świata zewnętrznego; głosił wiarę w przeznaczenie (predestynację), a cnotę uważał za dobro najwyższe i jedynie godne dążenia. W „Diatrybach” pisał: „Za wszystko, co się dzieje na świecie, łatwo jest wielbić Opatrzność, jeżeli ma ktoś w sobie te dwie zalety: zdolność spostrzegania dobrodziejstw, które mu przypadły w udziale, i wdzięczność losowi za nie”... Nie same rzeczy bynajmniej, ale mniemania o rzeczach budzą w ludziach niepokój. Ilekroć więc borykamy się z trudnościami albo wpadamy w niepokój lub smutek, nikogo nigdy nie obwiniajmy o to, lecz siebie samych, to znaczy – nasze własne mniemania. Właściwością bowiem człowieka całkiem nie obznajomionego z filozofią jest obwiniać innych o rzeczy, które on sam źle czyni; po części obznajomionego – obwiniać siebie samego; w pełni obznajomionego – nie obwiniać ni siebie, ni innych... Skoro przy naszym poczęciu owe dwie części – ciało wspólne ze zwierzętami, a rozum i wola wspólne z bogami – zostały zmieszane, jedni skłaniają się do tego nieszczęsnego i śmiertelnego pokrewieństwa, drudzy, i to nieliczni – do boskiego i szczęsliwego. Niech tedy człowiek patrząc na świat nie zapomina o własnej ograniczoności, a nawet znikomości, niech nie upiera się przy swych mniemaniach i zwraca raczej uwagę na to, ile zła go omija niż na przykrości, które go dotykają. Niepowodzenie zresztą jest cenne jako ćwiczenie w cnocie, która łatwo słabnie w spoczynku. Nieszczęściem jest nigdy nie doznać nieszczęścia. Bogini pomyślności zwykła swą łaską obdarowywać natury pospolite, którym brak większych zalet umysłu, człowiek wielki zaś jest powołany do pokonywania wielkich niebezpieczeństw i sprzeciwu potężnego losu. Dlatego nie powinien ustawać w walce, śmiertelnym wrogiem jego szczęścia byłoby bierne zachowanie się wobec świata. Wewnętrzna odwaga powinna stanowić główną cechę dzielnego człowieka. Nie warto też zapominać o względności i ulotności naszych wyobrażeń intelektualnych. „Co jest przyczyną, że coś uznajemy za prawdę? To, iż coś nam wydaje się prawdą. Jeżeli zatem coś nie wydaje się komuś prawdą, jest rzeczą niemożliwą, żeby to uznał za prawdę... Taka jest natura rozumu, iż lgnie do prawdy, przed fałszem się wzdryga, a w rzeczach niejasnych swój sąd zawiesza”...
W „Encheidrionie” czytamy: „Z wszystkich rzeczy jedne są od nas zależne, drugie są niezależne. Zależne są od nas: sądy, popędy, pragnienia, odrazy i jednym słowem – to wszystko, co jest naszym dziełem. Niezależne natomiast są od nas: ciało, mienie, sława, godności i jednym słowem – to wszystko, co nie jest naszym dziełem. I dlatego te rzeczy, które od nas zależą, z natury są wolne i nie podlegają żadnym zakazom ani przeszkodom, te natomiast, które od nas nie zależa, nie przedstawiają żadnej wartości, spełniają służebną rolę i stanowią cudzą własność. Pamiętaj zatem, że jeśli rzeczy służebne z natury zaczynasz uważać za wolne, a cudze za własne, sam się zaprzęgniesz w niewolę, będziesz rozwodził skargi i żale, doznawał niepokoju, miotał złorzeczenia zarówno na bogów, jak i na ludzi. Jeżeli jednak to tylko, co twoje, uważać będziesz za swoją własność, i przeciwnie – to, co jest cudzą własnością – za przynależne, jak jest w rzeczywistości, do kogoś innego, wtedy nikt nigdy nie będzie na ciebie wywierał przymusu, nikt nie będzie ci sprawiał przeszkód, ani ty sam nie będziesz nikomu złorzeczył, nikogo oskarżał, niczego zgoła czynił wbrew swojej woli, nikt nie wyrządzi ci krzywdy, w nikim nie będziesz miał wroga, bo też i niczego nie doznasz, co by rzeczywiście było szkodliwe dla ciebie.
A zatem jeżeli dążysz do osiągnięcia tak wielkich dóbr, pamiętaj o tym, że nie jest ci wolno z miernym nakładem wysiłku brać się do tak wzniosłego dzieła, ale że musisz jednych rzeczy raz na zawsze się wyrzec, drugich chwilowo poniechać. Jeżeli jednak zechcesz posiąść te wielkie dobra, a jednocześnie i godności piastować, i opływać w bogactwa, bardzo możliwe, że nie zdobędziesz ni godności, ni bogactw, a to dla tej przyczyny, że dążysz do osiągnięcia dóbr wyższego rzędu, a już z całą pewnością nie dopniesz tego, przez co jedynie rodzi się wolność i szczęście.
Starajże się tedy każdemu gwałtownemu wyobrażeniu natychmiast przeciwdziałać, tak mówiąc: „Jesteś tylko wyobrażeniem, czczą marą rzeczy, którą przedstawiasz”. Następnie zbadaj owe wyobrażenie i oceń jego wartość wedle takich prawideł, jakie posiadasz, a przede wszystkim i nade wszystko wedle tego prawidła, czy przedstawia ono rzeczy od nas zależne, czy niezależne. I jeśli przedstawia rzecz jakąś, która nie jest od nas zależna, z miejsca wypowiadaj swe zdanie: „Nic a nic to mnie nie obchodzi”.
Pamiętaj o tym, że pragnienie mami cię obietnicą zdobycia dobra, którego pożądasz, a odraza mami cię obietnicą uniknięcia zła, przed którym się wzdrygasz, oraz że ten, kto doznaje zawodu w pragnieniu, jest nieszczęśliwy, a ten, kto w odrazie ponosi porażkę – godny politowania. Jeżeli zatem tego tylko unikasz, co zgodnie ze swą naturą jest w twojej mocy, nie doświadczysz zgoła niczego, do czego czujesz odrazę. Jeżeli jednak unikasz choroby, śmierci albo ubóstwa, doznasz bolesnego zawodu. A zatem wypleń ze siebie odrazę do wszelkich rzeczy, które z natury nie są od nas zależne, a skieruj ją ku tym jedynie, które z natury są od nas zależne. Pragnienie natomiast zdław na początek w sobie doszczętnie. Jeżeli bowiem pragnąć będziesz rzeczy, które nie są od nas zależne, z konieczności musisz się czuć nieszczęśliwy. Co się znów tyczy rzeczy, które są od nas zależne, to na razie nie jest to dość dobrze wiadomo, jakich to spośród nich godzi się tobie pożądać. Wolno ci tylko do jednych rzeczy dążyć, a drugich unikać, ze spokojem jednak, z oględną rozwagą, z opanowaniem.
Nie same rzeczy bynajmniej, ale mniemania o rzeczach budzą w ludziach niepokój. I tak np. śmierć nie jest żadnym postrachem, (...) ale mniemanie o śmierci jako o czymś strasznym, ono to dopiero postrachem się staje...
Podobnie jak w czasie podróży morskiej, kiedy okręt przybije do brzegu, możesz sobie wprawdzie na ląd wysiąść, by zaopatrzyć się w wodę, a po drodze, tak dla rozrywki, to i piękną muszelkę, i mątwę podnieść, wszelako musisz na pamięci mieć okręt, słuch bezustannie natężać, czy przypadkiem nie woła sternik, a kiedy zawoła – musisz to wszystko porzucić, aby cię związanego nie wrzucono jak owcę na okręt. Tak samo rzecz ma się i w życiu: Jeżeli zamiast pięknej muszli i mątwy obdarzyły cię niebiosa uroczą żoną i ślicznym dziecięciem, nic nie przeszkadza ci wprawdzie radować się nimi, ale kiedy zawoła sternik, biegnij czym prędzej na okręt, pozostawiając to wszystko i więcej nie troszcząc się o nie. A jeśliś jest nadto starcem, nie odchodź nigdy od okrętu zbyt daleko, żebyś mimo wołania sternika nie pozostał na lądzie... Nie usiłuj naginać biegu wydarzeń do swojej woli, ale nagnij wolę do biegu wydarzeń, a życie upłynie ci w pomyślności... Śmierć, wygnanie i wszelkie inne nieszczęścia, których już samo wyobrażenie grozą przejmuje, niech zawsze stoją ci przed oczyma, a już najbardziej z wszystkiego – godzina śmierci. W ten bowiem sposób ani nie będziesz snuł w mysli nikczemnych zamierzeń, ani też niczego nie będziesz zbyt gorąco pożądał...
Ilekroć podejmiesz się jakiejś roli, która przerasta twoje siły, to nie tylko źle ją odegrasz, lecz nadto zaniechasz innej, którą z powodzeniem mógłbyś dobrze odegrać...
Pamiętaj, że jesteś aktorem grającym rolę w widowisku scenicznym, a do tego w takim widowisku, jakie spodobało się Dramaturgowi ułożyć: w krótkim – jeżeli krótkie, w długim – jeżeli długie. Jeżeli chciał, żebyś grał rolę żebraka, staraj się i tę rolę odegrać po mistrzowsku. I tak samo się staraj, kiedy ci powierzy rolę chromego, monarchy albo szarego obywatela. Twoją bowiem jedynie jest rzeczą powierzoną ci rolę odegrać pięknie, sam wybór roli jest sprawą kogo innego...
Nie będziesz nigdy się skarżył ani narzekał na Boga, że nie otacza cię opieką. Nie ma jednak żadnego innego sposobu wyrobienia w sobie takiego ducha, niżeli ten tylko, żebyś dobro i zło wyodrębnił z rzeczy, które nie są od nas zależne, a wyłącznie zasadzał je na tych, które są od nas zależne. Albowiem jeśli bodaj jedną z tych rzeczy, które nie są od nas zależne, zaczniesz uważać za zło lub dobro, to jeśli bądź nie osiągniesz tego, o coś zabiegał, bądź też doświadczysz tego, czegoś unikał, z konieczności musisz oskarżać i nienawidzić ich sprawców. Taka już bowiem jest natura wszelkiego stworzenia, że ucieka i że się z odrazą odwraca od wszystkiego, co mu się szkodliwym wydaje, jak również od przyczyn tegoż; a z drugiej strony, że rwie się ku wszystkiemu, co pożyteczne, jak również ku przyczynom tegoż, i uwielbieniem te rzeczy otacza. Jest zatem niepodobieństwem, aby ktoś, kto się leka, żeby nie doznał szkody, radował się z czegoś, co w jego mniemaniu przynosi mu szkodę, podobnie jak wręcz jest niemożliwością, by się radował z rzeczywistej owej szkody. I tu leży przyczyna, dlaczego nawet syn znieważa ojca, jeżeli ojciec odmawia synowi rzeczy, które wydają się mu być dobre.
Możesz stać się niezwyciężony, jeżeli nie będziesz stawał do żadnej walki, w której zwycięstwo przerasta twe siły. Widząc tedy kogoś bądź to piastującego wysokie godności, bądź mającego wielkie znaczenie i wpływy, bądź z jakiegoś innego powodu szanowanego, strzeż się, żebyś go nigdy sam olśniony wyobrażeniem, nie mienił szczęsliwym. Bo jeśli te tylko dobra są prawdziwe, które są od nas zależne, to nie ma miejsca ani na żadną zazdrość, ani na żadne współzawodnictwo. Ty zaś sam winieneś chcieć zostać nie wodzem naczelnym, ani senatorem, ani konsulem, lecz wolnym człowiekiem, a jedyną drogą wiodącą ku wolności jest lekceważenie rzeczy, które nie są od nas zależne.
Podobnie jak przy chodzeniu zwracasz uwagę, żebyś na gwóźdź nie nastąpił albo nie wywichnął nogi, tak samo i na to zwracaj uwagę, żebyś również nie wyrządził szkody swej duszy. Jeżeli tej zasady będziemy przestrzegać w naszym działaniu, z większą pewnością siebie brać się będziemy do dzieła. (...)
– Co raz bodaj przekroczy miarę, dla tego już nie ma żadnej bariery. (...)
– Nie idź za niewiastą, aby nie ukradła serca twego.
– Kłamiemy, ale dowody na to, że kłamać nie wolno, mamy zawsze pod ręką. (...)
– Na jak długo myślisz odwlekać tę chwilę, kiedy siebie samego uznasz za godnego dobra większego od wszystkich dóbr, i w niczym nie będziesz wykraczać przeciw nakazom rozumu? (...) Nie jesteś już przecież nieletnim chłopięciem, ale człowiekiem w pełni dorosłym. Jeżeli jeszcze w obecnym czasie jesteś niedbały i lekkomyślny, jeżeli bezustannie podejmujesz jedno postanowienie za drugim i jeżeli coraz to inny dzień wyznaczasz sobie, po upływie którego chciałbyś się poświęcić pracy nad sobą, to ani się nie spostrzeżesz, jak nie poczynisz żadnych postepów, ale do końca spędzisz swe lata żyjąc i umierając prostakiem. A zatem już teraz uznaj się za godnego prowadzić życie jak człowiek doskonały i czyniący postępy, a wszystko, co ci się wyda dobrem prawdziwym, niech będzie dla ciebie prawem, którego nie wolno przekroczyć. I jeśli cię czeka trud lub przyjemność, sława lub hańba, przywiedź to sobie na pamięć, że oto teraz nadchodzi pora zapasów, że oto właśnie nastają igrzyska olimpijskie, że nie ma już czasu na żadną zwłokę oraz że nawet jeden dzień, jeden uczynek rozstrzyga o tym, czy szansę czynienia postępów zachowasz czy też utracisz.” Może bowiem przyjść chwila, kiedy już będzie za późno na stanie się prawdziwym człowiekiem i przyjdzie umrzeć głupcem lub łajdakiem.

* * *

Plutarch z Cheronei (ok. 50-125), znakomity pisarz, historyk i filozof, autor m.in. „Moraliów” oraz „Żywotów równoległych”, przetłumaczonych na wszystkie języki europejskie, zajmuje poczesne miejsce w panteonie mędrców greckich. O jego naukach Michele de Montaigne powiedział, że jest to „śmietanka filozofii, podana w prostej i przystępnej formie”.
Plutarch pochwalał Likurga za to, że ów wydał prawa przeciwko bezżennym i zbyt późno żeniącym się mężczyznom, a cesarza Augusta za nadanie przywilejów i nagród rodzicom, mającym troje i więcej dzieci. Uważał rodzinę za podstawę narodu i państwa, a troskę o jej zdrowie i dobrobyt za pierwszorzędne zadanie mądrych rządów. O miłości rodzicielskiej mówił, że jest to instynkt wrodzony i całkowicie bezinteresowny. Walczył przeciwko bezwstydowi, homoseksualizmowi i rozpuście, które już wówczas usiłowały gwałtem wdzierać się w życie ludzi, nadając najhaniebniejszym postępkom i namiętnościom najpiękniejsze i najczcigodniejsze nazwy. Nawoływał do rozumu i cnoty tych, którzy byli tego warci i dawali jeszcze jakieś oznaki nadziei na poprawę. Wszystko to spowodowało, iż ściągnął na siebie obelgi uczonego motłochu i ciemnego pospólstwa, skorego do robienia wszystkiego z większym zapałem niż rozumem. Ale filozof nie dał za wygraną, nie cofał się przed argumentem siły i nie szedł na kompromis z własnym sumieniem lub cudzym tegoż sumienia brakiem. Uważał, że tak zwany „fałszywy wstyd” czyli nieumiejętność odmówienia akceptacji lub uczynienia czegoś niewłaściwego lub zgoła występnego, bywa powodowany róznymi względami: lękiem lub uszanowaniem wobec nalegającego, próżnością, nie pozwalającą przyznać się do niemożności, chęcią dogodzenia wszystkim lub popisania się przed nimi, zbytnią miękkością charakteru i obawą, że odmawiając obrazi się proszącego itd. Jest to zatem wada dość powszechna, nie rzucająca się w oczy, ale przykra w skutkach, mogąca doprowadzić do tych samych wpadek, co bezwstyd. Ponieważ wada fałszywego wstydu, tj. wstydu, który nie powinien istnieć, bo nie ma do niego powodu, wynika z nadmiernej delikatności i wrażliwości duszy, wymaga ona wykorzenienia i leczenia ostrożnego, kulturalnego, a nie ostrego i surowego, jak wady jaskrawe i brutalne, żeby nie zniszczyć przy tym zalet, związanych z takim charakterem. Trzeba więc unaocznić osobie, która ma tę słabość, do jak szkodliwych i kompromitujących postępków może prowadzić taka nieumiejętność odmowy, taka zbytnia elastyczność i delikatność. Istnieją różne sposoby pokonywania tej przywary, jak np. wstrzymywanie się od chwalenia kogoś wbrew przekonaniu, dążenie ku temu, aby w swych słowach i postępkach zawsze kierować się słusznością, a nie względami osobistymi czy „dyplomatycznymi”.
Oto garść trafnych i mądrych sentencji Plutarcha, zaczerpniętych z różnych jego dzieł:
„Bóg jest nadzieją męstwa, a nie wymówką dla tchórza.
– Powinno się nie oburzać na ludzką niewiedzę, lecz śmiać się z niej.
– Straszny jest mrok zabobonu, który, padłszy na umysł człowieka, mąci go i zaciemnia rozumowanie w sprawach, które właśnie rozumowania najbardziej potrzebują.
– Młodzi niełatwo zżywają się ze sobą, nie zachowują umiaru i ledwie po dłuższym czasie pozbywają się hardości i samowoli, w początkach zaś burzą się, stawiają opór we wspólnym jarzmie, a jeszcze bardziej, jeżeli pojawi się miłość, bo ona jak silny wiatr na morzu w braku sternika gotowa zakłócić i rozbić małżeństwo, kiedy żadne z dwojga rządzić nie umie, a słuchać nie chce.
– Na wyspie Lemnos pewnej nocy kobiety – po uprzedniej zmowie – wymordowały wszystkich swoich mężów; ale długo same nie wytrwały; toteż chętnie przyjęły przybyłych Argonautów.
– Dla prawej małżonki stosunek płciowy jest początkiem przyjaźni, jakby współuczestnictwa w wielkich misteriach. Rozkosz jest rzeczą chwilową, ale z niej wykiełkowuje i rozrasta się codziennie szacunek, czułość, wzajemne przywiązanie i zaufanie.
– Strzelanie okiem i podglądanie skrzywiające duszę jest rzeczą brzydką i zwyczajem sromotnym.
– A wzrok nie powinien, tak mi się zdaje, błąkać się stronami, jak służebnica źle przyuczona. Zmysły nie wychowane i nie wyćwiczone we właściwy sposób wyrywają się przed siebie, pociągają za sobą umysł i często go pogrążają w to, co się nie godzi.
– Najmniej posługują się zmysłami ci, co najwięcej myślą.
– Tak słodko-gorzkie i nie do powściągnięcia jest swędzenie ciekawości, jak wrzodu, który krwawi, gdy go podrapać.
– Dobrze zrobione obuwie pokazuje, jak zgrabna jest stopa.
– Uczciwym kobietom nie przystoi ani samym żywić żądze miłosne, ani być ich przedmiotem.
– Kobietą, która oświadcza się sama z miłością, każdy powinien się brzydzić i unikać jej, nie mówiąc już o jej poślubieniu na podstawie takiej nieskromności.
– Kto od Wenus ucieka i cienia, i kto za nią goni – równie są szaleni.
– I w przyjemnościach trzeba hamować zbytnie pożądanie, i w odwecie zbytnią nienawiść zła.
– Szczęśliwość powstaje wtedy, kiedy rozumowanie nie unicestwia namiętności, tylko ją formuje i porządkuje w duszy osób powściągliwych.
– Niemało wzmagają się cierpienia przez to, że są nieprzewidziane: nieszczęście niespodziewane jest boleśniejsze od prawdopodobnego.
– Zło zawsze atakuje takiego, co się opuszcza w wysiłku, i ciągnie go wstecz, w przeciwnym kierunku.
– Ci, co tropią występki możniejszych od siebie, giną, zanim zdążą czegoś się dowiedzieć.
– Wścibscy zaniedbują i marnują własne interesy, zajęci cudzymi.
– Człowiek wścibski więcej pożytku przynosi wrogom niż sobie samemu, ponieważ wykazuje i wyjawia ich błędy, a przez to pokazuje im, czego trzeba się strzec i co poprawiać, a większość swoich przewinień przegapia z powodu podniecenia cudzymi sprawami.
– Ci, którzy nie stosują teorii do faktów, tylko naciągają fakty do swoich założeń, mimo że te nie mogą się z nimi zgadzać, napełnili filozofię mnóstwem trudności.
– Władcy usiłują za pomocą trąb i fletów pobudzać i podsycać zapał i waleczność obywateli w chwili zagrożenia.
– Lenistwo jest złym lekarstwem na dolegliwości ciała.
– Opieszałość w dobrem nie mniej od złych postępków sprawia zmartwień i zamieszania.
– A ludzi nieroztropnych i nie umiejących dać sobie rady z życiem – zupełnie jak chorowitych, którzy nie mogą znieść ani mrozu, ani upału – pomyślność wytrąca z równowagi, niepowodzenie trwoży, a jedno i drugie wprawia w niepokój... Roztropni zaś – na podobieństwo pszczół, którym tak cierpka i sucha roślina jak tymianek daje miód – z najgorszych rzeczy nieraz potrafią wyciągnąć dla siebie coś dobrego i zbawiennego.
– Zbytniej obawy nagany oraz lękliwości trzeba się pozbywać, jako że nieraz ludzie bojący się złej opinii tchórzą i uchybiają honorowi, nie mogąc znieść pozorów niesławy.
– Najpierw trzeba takiego, co zbyt ulega nieśmiałości, przekonać, że to wada szkodliwa, a nic, co jest szkodliwe, nie może być szlachetne; nie powinien zatem dać się oczarować pochwałami, kiedy go nazywają miłym i uprzejmym, zamiast poważnym, wielkim i sprawiedliwym”. [Pamiętać trzeba, że najczęściej pochlebcy chwalą nas po to, aby zapanować nad nami udając uległość, sympatię i podziw. Dlatego według legendy greckiej Herakles najusilniej zalecał swoim synom: aby nikomu i nigdy nie czuli się wdzięczni za pochwały].
„Zawiść to zielsko nikczemne i trudne do poskromienia”. [Przez zawiść obniża się własną powagę i zalety; człowiek szanujący się i rozumny, a pewny swej godności, nie poniża własnej wartości przez żywienie tego nikczemnego uczucia].
– „Głupcy nie dostrzegają obecnego dobra i zaniedbują je, gdyż wyrywają się ustawicznie myślą ku przyszłości; rozumni natomiast nawet minione dobra potrafią sobie przez wspomnienie znów jasno postawić przed oczyma.
– Ani wspaniały dom, ani masy złota, ani dostojny ród, ani wysoki urząd, ani potęga lub wdzięk wymowy nie mogą dać w życiu takiej pogody i jasnego spokoju, jak dusza wolna od złych myśli i uczynków, której moralność – owo źródło życia – nie zamącona jest niczym i nie skalana.
– Jak choroby w ciałach, odtrącających zwykłe pożywienie, powodują ochotę do rzeczy bezsensownych i szkodliwych, tak oszczerstwa i podejrzenia w stosunku do krewnych powodują nawiązywanie stosunków niedobrych i zgubnych z osobami napływającymi z zewnątrz, by wypełnić powstałą pustkę.
– Hardo przeciwstawić się ludziom niejeden potrafi w gniewie albo w obłędzie; ale zlekceważyc rzeczy, które w ludziach budzą podziw, nie sposób bez prawdziwej i ugruntowanej mądrości.
– Oznaką doskonalenia się jest stosowanie swych przekonań w postępowaniu i nie pozostawianie słów słowami, tylko przemiana ich w czyny. Pierwszym zaś tego objawem jest zapał do czynienia tego, co pochwalamy, ochota do tego, co podziwiamy, a niechęć do popełniania, czy choćby ścierpienia tego, co ganimy.
– Nie uważać żadnego swego wykroczenia za drobne, tylko wystrzegać się i zważać na wszystkie.
– Gdy ktoś wyprasza się od zbyt wielkich chwalb, zawiść dość chętnie przyznaje mu skromniejsze i nie odmawia prawdziwego panegiryku tym, którzy się zrzekają próznych i fałszywych.
– Nie powinniśmy poniżać i upokarzać naszej natury, jakoby nie miała w sobie nic trwałego, nic silnego, nic wyższego nad ciosy losu. Przeciwnie, zdajmy sobie sprawę, że mała tylko cząsteczka istoty ludzkiej jest krucha, podległa śmierci i losowi, a lepszej cząstki panami sami jesteśmy. W niej zaś mieszczą się największe dobra: zdrowe przekonania, wiedza, myśli wiodące do cnoty, i te są niezniszczalne w istocie swej i nie do postradania. To więc zważywszy, śmiało, nieustraszenie patrzmy w przyszłość...
Bo los może nas dotknąć niemocą, odebrać majątek, oczernić przed ludem lub przed władcą, ale uczynić nikczemnym lub tchórzliwym, niskim, nieszlachetnym, zawistnym męża dzielnego, odważnego, wielkodusznego nie może, tak jak nie może mu odjąć zasad, które, jeśli już ma, są dlań czymś ważniejszym w życiu niż sternik na okręcie”...

* * *

Lukian z Samosat (ok. 120-180), znakomity pisarz i mówca, notował:
„Lampę głupiec zgasił, dręczony pcheł legionem, i rzekł do nich: „Teraz wy mnie nie ujrzycie”.
– Tylko bogactwo duszy jest prawdziwym naszym bogactwem, wszystko inne przynosi więcej smutków niż pożytku. Tylko ten nazwany może być bogatym, kto z dóbr swych potrafi robić dobry użytek.
– Wydatków rozumnych nie unikaj – pamiętaj o śmierci. Bądź jednak oszczędny – pamiętaj, że trzeba żyć”. [Inny poeta grecki Nikarchos w następujący sposób nasmiewał się ze sknerstwa: „Powiesić się postanowił Dinarch. Lecz drobnostka – kilka miedzianych monetek sknerę zmusiły do życia. Tyle proszono za sznurek, lecz on postanowił tej ceny nie płacić, a później śmierci tańszej poszukać”...]. Dalej zaś Lukian:
„Póki pomyślność ci sprzyja, bogowie życzliwie wysłuchują twych modlitw. Gdy los twój zmieni się na gorsze – każdy będzie twym nieprzyjacielem – wraz z pierwszym ciosem fortuny.
– Pochlebcę uważamy nie za wroga, lecz za przyjaciela i duszę swą przed nim otwierając, ponosimy dotkliwy uszczerbek.
– Każdy zły człek do beczki dziurawej podobny, ile w nią nie wlewaj – pozostaje pusta.
– Bardziej niż bogactwa oszczędzać trzeba słowa.
– Głupstwem wydaje się ludziom nieraz i mądrość sama. Ludzie nie mają żadnej pewnej i bez zarzutu myśli. Co wprawia ciebie w zachwyt, bzdurą jest dla innego.
– Czyniąc zło możesz od ludzi się ukryć, lecz bogowie widzą nie tylko twe czyny, ale i myśli.
– Życie całe dla ludzi szczęsliwych wydaje się krótkie, a dla nieszczęsnych i noc jedna trwa za długo.
– To nie los szkodzi ludziom, to niewolnicy własnych żądz wiecznie mu przypisują swe winy”.
W tymże okresie rozbłysła gwiazda Ptolemeusza Klaudiusza (ok. 100-168), genialnego astronoma, matematyka, geografa, astrologa, muzykologa, fizyka. W 13-tomowym dziele „Mathematike syntaxis”, zwanym też „Almagest”, przedstawił całokształt wiedzy naukowej swego czasu, wykładając m.in. swą oryginalną teorię geocentryczną wszechświata, która dominowała aż do XVI wieku, do Kopernikańskiego przewrotu w astronomii. W dziele „Nauka geografii” zamieścił mapę świata z 8 000 nazw miejscowości (w tym „Calisia”, czyli Kalisz) i wyłuszczył naukowe zasady kartografii. Jego cztery księgi pt. „Tetrabiblion”, do dziś stanowia klasyczne dzieło w zakresie astrologii, popularne szczególnie w krajach islamu (dopiero 12-tomowa „Astrologia klasyczna” Aleksego Wrońskiego w XX wieku zdystansowała niejako opracowanie wielkiego Greka). Ptolemeusz był również autorem dzieła z zakresu teorii muzyki „Harmonika”.

* * *

Wielkim myślicielem greckim był Plotyn (204-270), autor dzieła „Enneady”, którym utorował sobie drogę do nieśmiertelności. Deprecjonując świat zewnętrzno-materialny skupiał swą myśl przede wszystkim na tym, co wewnętrzne i duchowe. Usuwał się raczej od poznania empirycznego, a drogą wglądu intuicyjnego dążył do zgłębienia doskonałej nieskończoności czyli nieskończonej doskonałości, w której można przezwyciężyć ludzką ograniczoność i małość – przez ekstatyczne, pełne i trwałe połączenie z Absolutem. Wyrazem tego zjednoczenia, jakby jego kształtem, jest miłość jako najwyższy stan życia duchowego, skupionego w niezmąconej kontemplacji Jedni-Bytu. W ten sposób człowiek niejako uwalnia się od cielesnego nie-bytu, wychodzi poza świat zmysłowy i odnajduje własną samoistność ontologiczną w bycie Jestestwa Absolutnego („siedzi obok Boga Ojca Wszechmogącego”!). Środkiem do osiągnięcia tego jednoczącego poznania jest intuicja, umożliwiająca bezpośredni ogląd „Zarodni Życie, Źródła Rozumu, Początku Bytu, Podstawy Dobra, Korzenia Duszy”. Nie wszystkim jednak jest to wyższe poznanie dostępne, lecz jedynie nielicznym wybranym, wyróżnionym przez Wszechbyt, obdarzonych najpotężniejszą duchowością. Stąd też podobieństwo filozofii do objawienia, w którym człowiek może odnaleźć drogę zbawienia, uświadomić sobie ogrom zła, które go otacza, uczy się odróżniać niezachwianą prawdę od fałszu. Filozofia daje poznanie drogi, jaką przebywa dusza emanując z Boga, a dzięki niewerbalizowanej pamięci o Nim wskazuje szlak, którym powraca ona znowu do swego źródła i prapoczątku. W tym momencie zachodzi proces wzajemnego zlania się prawdziwej filozofii i prawdziwej religii, stanowiących odtąd jedność.
Według Plotyna Bóg jest bytem czystym i jedynie prawdziwym, jest „wszystkim we wszystkim”. Jest pięknem uosobionym. „Brzydota jest obca i wroga Bogu, jako też i przyrodzie”. Przyroda zresztą stanowi pierwszy, najniższy stopień życia wewnętrznego. „Wszystko pełne jest znaków, a mądry jest, kto z jednego uczy się drugiego”. Wieczność to nieruchoma teraźniejszość trwająca w nieskończoność. Powinno się odnaleźć Boga w sobie, ale jednak nie ograniczać życia do modlitwy, lecz czynnie walczyć o zwycięstwo dobra we wszechświecie. Jeśli dobrzy będą unikali walki, to zwyciężą źli. Wszędzie hasłem mądrości jest: wrogie siły w każdy sposób odpierać, odważnie i nieustępliwie o szczytne cele walczyć.
Ogromne pragnienie nieśmiertelności świadczy o mocy akceptacji życia, ujawnia niezniszczalne przywiązanie do bytu, które jest niejako reminiscencją, świadectwem i przeczuciem jednoczesnie nieprzemijalności życia i wiecznego istnienia duszy. Wszystko jest wyrazem rozumnej konieczności i zmierza ku doskonałości. – „Ubolewać nad niedoskonałością bytu znaczy ubolewać nad jego obecnym istnieniem i szkodzić jego przyszłej doskonałości”.

– „Śmierć to nic strasznego, to tylko zmiana formy istnienia.
– Dla dobrego nie ma zła, a dla złego nie ma dobra.”

* * *

Pierwsze wieki nowej ery w Grecji to epoka owocnej koegzystencji, walki i wzajemnego przenikania się mądrości klasycznej ze światopoglądem rodzącej się filozofii chrześcijańskiej, będącej zresztą wytworem kultury antycznej. Znajdziemy w tej epoce interesujące próby syntezy, jak np. intencję zaszczepienia na drzewo chrystianizmu doktryny o wędrówce dusz i in.
Szymon Czarnoksiężnik, mag i cudotwórca, mistrz lewitacji, autor zaginionego, jak się wydaje, dzieła „Wielkie Zwiastowanie” wówczas, na przełomie I – II wieku zanotował:
„Nie ma żadnej różnicy między siłą a myślą.
– Jeśli siła przybiera sobie w dodatku sztukę, staje się światłem tworzących się rzeczy, lecz jeśli nie przybiera, staje się nieświadomością i mrokiem, i w ten sposób, jak gdyby jej nigdy nie było, wraz z umierającym człowiekiem obraca się wniwecz.
– Wszelkie ciało trawa, a wszelka chwała jego jako kwiat polny. Uschła trawa i opadł kwiat, lecz słowo Pana naszego trwa na wieki.”

U Klemensa Aleksandryjskiego (ok. 150-215), pisarza chrześcijańskiego, czytamy w „Kobiercach” następujące zdania:
„A znowu dialektyka, wokół której tak wiele szumu robi się w szkołach, jest dla filozofa ćwiczeniem się w rzeczach prawdopodobnych – dla zdobycia wprawy w stawianiu zarzutów. W tych wszystkich sztukach nie ma ani krzty prawdy. A pochodzą z nich zazdrości, swary, bluźnierstwa, złe podejrzenia, spieranie się ludzi na umyśle skażonych i tych, którzy utracili prawdę.

– Niektórzy uważają siebie za takich uzdolnionych z natury, że nie chcą mieć nic wspólnego z filozofią, ani nie chcą się uczyć teorii z zakresu przyrody. Twierdzą, że wystarczy im sama wiara. Jest to tak samo jak gdyby ktoś wcale nie chciał uprawiać winnego krzewu, ale od razu chciałby zbierać gotowe grona. A przecież o Panu mówimy w znaczeniu przenośnym, że jest winnym szczepem i że wolno zbierać zeń grona za cenę pracy i umiejętności uprawy według wskazań Logosu” [czyli Mądrości].

* * *

Pochodzący z Syrii Bazylides wykładał filozofię w Aleksandrii w II wieku nowej ery. Wyprowadzał postulat o wędrówce dusz (metemsomatozie) ze słów św. Pawła Apostoła w piątym liście do Rzymian „Ja – byłem umarły”, to znaczy, że już grzech mnie począł obarczać. Również słowa Apostoła „Ja niegdyś żyłem bez prawa” tłumaczył: „Ja, zanim wszedłem w to ciało, żyłem w takiej postaci ciała, które nie jest pod prawem, a mianowicie w postaci bydlęcia lub ptaka”.
Nieraz człowiek, który jeszcze nie zgrzeszył, cierpi: „Jest w nim zarzewie do grzechu. A jeśli nie zgrzeszył, tylko dlatego nie zgrzeszył, że nie otrzymał podniety do grzechu, tak że samego niedopuszczania się grzechu nie trzeba mu poczytywać za zasługę. Podobnie bowiem jak ktoś, kto pragnie cudzołożyć, już jest cudzołóżcą, nawet jeśli nie uda się mu popełnić cudzołóstwa, i podobnie jak ktoś, kto chce dokonać mordu, już jest mordercą, nawet jeśli nie ma możności dokonać mordu... Wszak nawet jeśli nie popełnił niczego złego, nazwę go złym, ponieważ drzemie w nim wola grzechu. W ogólności zaś powiem: Gorsze od czynu złego jest samo knowanie złego.” Nie koniecznie jest to prawdą psychologiczną, czy tym bardziej etyczną lub ontologiczną, ale można i tak myśleć.
Bazylides twierdził, że ukrzyżowany został nie Jezus, lecz Szymon z Cyreny, któremu Chrystus nadał swe oblicze, a przyjął jego, i stojąc obok, z katów się naśmiewał. „Nie należy więc wierzyć w Ukrzyżowanego, lecz w tego, który przyszedł w postaci człowieka i pozornie został ukrzyżowany i nazywał się Jezus, i był posłany przez Ojca”... Pisał też, że „wszelkie jestestwo kocha to wszystko, co jest mu właściwe, i żadna rzecz nie wydaje się zła sama w sobie”.

* * *

U Grzegorza z Nazjanzu (329-374) z kolei znajdziemy szereg ciekawych stwierdzeń:
„Dwie rzeczy umie filozofia: umiarkowanie zażywać powodzenia, a dostojnie – porażki.
– Jednego się tylko bójmy: niefilozoficznego nastroju duszy.
– Dobrowolna przykrość jest cenniejsza od mimowolnej radości.
– Jedyny znać smutek: grzech; jedyną radość: cnotę.
– Najlepiej zachowywać w weselu wstrzemięźliwość, a w utrapieniu – wytrzymałość; zapominać dawnego dostatku; pragnąć wystarczalności; zadowalać się tym, co się ma; znosić cicho słabości ciała; na nic nie narzekać; na nic nie jęczeć; i nie zapominać godności, na którą bacząc, rozważać, nim wypowiesz słowo, nim wykonasz czyn.
– Wytworności upatruj nie w szatach, za prawdziwe i trwałe bogactwo uważaj poprzestawanie na małym.
– Nastrój swe obyczaje na łagodność, wnętrze na niezamącony spokój, język na małomówność.
– Ozdoba właściwa, jaka niewieście przystoi, to powaga, stałość, stateczność.”

* * *

Pierwsi greccy myśliciele chrześcijańscy byli wnikliwymi obserwatorami życia ludzkiego i wielkimi moralistami.

„Sromotna to rzecz obecny czas marnować, aby potem upłynnionego żałować, kiedy już wszelkie żale będą nadaremne” (św. Bazyli Wielki).
„Zbyt dobre zdrowie jest często niebezpieczne” (św. Bazyli Wielki).
„Wejdź, człowiecze, w siebie i trzymaj się swego rozumowania” (św. Bazyli Wielki).
„Niech tylko bojaźń będzie stróżem niewinności, by jak w umysły nasze z pobłażliwością niebieską łaskawie Pan wpłynął, w gościnie uradowanego umysłu przez sprawiedliwe jego postępowanie pozostał, by odzyskane bezpieczeństwo nie zdradziło opieszałości, i stary wróg na nowo się nie przyczołgał” (św. Cyprian).
„Zgiełk smutniejszy niż wszelka samotność” (św. Cyprian).
– „Nikt niech nie wyrokuje o dniu jutrzejszym: Nemezydzie nie ujdzie żadne ze słów lekkomyślnych” (Antyfilos Bizantyjski).
„Każdy, kto patrzy na rozkład ciała, przyjmuje to boleśnie, a koniec życia, jaki następuje przez śmierć, uważa za nieszczęście. Niech jednak rozważy związane z tym cierpieniem wielkie dobrodziejstwo Boże, może wtedy będzie podziwiał opiekę Boga nad człowiekiem. Ci, co żyją, pragną żyć dla korzystania z przyjemności. Kto tedy musi pędzić życie w cierpieniu, wolałby raczej nie istnieć i nie cierpieć. Zapytajmy jednak, czy Dawca życia chce dla nas czego innego, niż największego szczęścia. Ale skoro sami wybraliśmy zło, mieszając ze swą naturą jakby miodem zaprawioną truciznę pożądliwości i tym samym tracąc szczęśliwość, pojmowaną jako wolność od namiętności, ulegliśmy zmianie w kierunku grzechu. Niby gliniane naczynie, obraca się człowiek w proch, by oczyścić się z brudów i przez zmartwychwstanie odzyskać pierwotne piękno.
(...) Gdy pierwsi ludzie przekroczyli przykazanie i stracili pierwotną szczęśliwość, dał im Pan ubranie ze skóry. Z jakich bowiem zwierząt mieli otrzymać te szaty? Martwa skóra ze zwierzęcia oznacza, że lekarz naszej zepsutej natury ludziom przeznaczył śmierć; uczynił to jednak nie po to, aby trwała ona na zawsze. Szata bowiem jest czymś zewnętrznym i służy ciału tylko przez pewien czas, nie jest jednak zrośnieta z naturą. Śmiertelność zatem wzięta została z natury nierozumnych zwierząt i w mądrym celu dana stworzonej do nieśmiertelności istocie, i to okrywa, co należy do niej zewnętrznie, tylko jej zmysłowej części dotykając, nie naruszając natomiast samego boskiego obrazu. A nawet choć i ta zmysłowa część ulega rozkładowi, wcale jednak nie znika. Zniknięciem natomiast byłoby przejście do nicości, tymczasem rozkład jest przejściem do kosmicznych pierwiastków, z których rzecz zmysłowa się składa. A to, co w nie przechodzi, nie ginie, choćby uchodziło spostrzeżeniu naszych zmysłów. (...) Nasza natura cielesna przez wybór zła spadłszy ze swej godności, musi ulec rozkładowi. (...) Jednak śmierć (...) nie dotyczy duszy. Jak mogłoby ulec rozkładowi to, co nie jest złożone? Ponieważ jednak i jej czepiają się grzechowe plamy, które trzeba zmazać, przeto ćwiczenie się w cnocie jest dla niej w tym życiu środkiem uzdrowienia z ran. Jeśli się nie wyleczy, nastąpi leczenie w życiu przyszłym” (Grzegorz z Nysy, IV wiek).

* * *

Jak przyznaje żydowski historyk Salomon Dubnow, „w życiu dawnych Hellenów, rdzennych mieszkańców Grecji, obok złych dało się zaobserwować takie dobre strony, jak np. zamiłowanie do swobód obywatelskich, do nauk, do sztuk pięknych”. To pod wpływem tradycji greckiej świątynie judaistyczne, a potem chrześcijańskie, projektowano jako budowle złożone z trzech, a nie z dwóch segmentów. Wyraz „synagoga” też jest grecki, znaczy dosłownie „miejsce zgromadzeń”, (podobnie jak „sanhedrin” czy „synhedrion” oznaczający „zgromadzenie”); po hebrajsku świątynia musiałaby się nazywać „bet-haknesset”.
W 146 roku przed nową erą Grecja została ostatecznie podbita przez Rzym na kilkaset lat. Zwycięzcy jednak okazali się najlepszymi uczniami zwyciężonych. Hellenistyczne miasta stawały się ośrodkami najwspanialszego rozkwitu sztuk i nauk. Tak np. położona na terenie Egiptu Aleksandria była drugim pod względem poziomu kultury intelektualnej miastem Imperium Romanum, które stanowiło ówcześną Unię Europejską. Tam bowiem znajdowała się największa biblioteka świata starożytnego, zawierająca prawdopodobnie setki tysięcy zwojów papirusowych, spisanych w różnych językach, z zakresu filozofii, teologii, astronomii, matematyki, psychologii, agronomii i innych nauk, których to tekstów autorami byli wybitni reprezentanci nauki egipskiej, greckiej, rzymskiej, syryjskiej, perskiej, hebrajskiej. Król Ptolemeusz III zarządził, by każdy, kto przybywał do tego portowego miasta, a był w posiadaniu jakiegokolwiek tekstu naukowego czy literackiego, udostępniał go tutejszym skrybom do przepisania i do następnego przekazania do zbiorów bibliotecznych.
Rozległy budynek Biblioteki Aleksandryjskiej stanowił cześć tzw. Muzejonu, czyli instytucji, którą dziś by nazwano akademią nauk. Tutaj prowadzili swe rozległe badania naukowcy z różnych państw i prowincji ówczesnego świata, dokonując mnóstwa odkryć i wynalazków. Wybitnym uczonym i ostatnim dyrektorem Biblioteki był Theon, filozof, matematyk i astronom. To jego córką była słynna Hypatia, wybitna reprezentantka nauki antycznej, wyznawczyni wiary helleńskiej, która skupiła wokół siebie szereg znakomitych umysłów ówczesnej epoki, owocnie pracujących w zakresie wielu gałęzi wiedzy. W 380 roku cesarz Teodozjusz na pewien czas uczynił chrześcijaństwo jedynym urzędowym wyznaniem państwa. Wielu fanatykom przewróciło to w głowie. Rozpoczęto w całym olbrzymim kraju zamykanie, palenie, niszczenie dawnych świątyń i ich księgozbiorów. W 391 roku ofiarą tego szału padła świątynia Serapisa oraz należąca do niej Biblioteka Aleksandryjska, a część zbiorów została zniszczona przez fanatyczny i ciemny motłoch. W 415 roku profesor Hypatia, która w lektyce wracała z wykładu, została zaatakowana przez tłum podszczuty przez chrześcijańskich mnichów. Z wytwornej pani zdarto suknie, następnie ją zbeszczeszczono i w bestialski sposób zamordowano wprost na ulicy. Z Biblioteki zaś wciąż wycofywano i niszczono „nieprawomyślne” rękopisy, należące nieraz do genialnych uczonych, dziś znanych zaledwie z imienia: Eratostenes, Apollodor, Timajos, Kreophylos, Aristokrates, Hermippos, Eschines i wielu innych. Aż zupełny mrok zapadł nad niedawno jeszcze jaśniejącym światłem kultury i nauki państwem. Minęło dziesięć pokoleń, a Aleksandria wpadła w ręce innych barbarzyńców; resztki Biblioteki zostały spalone na rozkaz arabskiego zdobywcy miasta, kalifa Omara, ponieważ on uwazał, że „w „Koranie” jest wszystko”, tak iż inne ksiegi są nikomu niepotrzebne...
Mijały stulecia. Wielka tradycja Grecji antycznej była po upadku Cesarstwa Zachodniego kontynuowana w Imperium Bizantyńskim, które z kolei musiało paść pod ciosami barbarzyńców w 1461 roku. Król Prus Fryderyk II Wielki później napisze: „Cesarze greccy póty mordowali się wzajemnie, aż Turcy wyzyskali ich zbrodnie i pozbawili ich resztek władzy”. Zbyt głęboka stała się też demoralizacja kraju, aby mógł ustać na własnych sparaliżowanych przez rozpustę nogach. Oto Prokopiusz z Cezarei opowiada w swej „Historii sekretnej”, że Theodora, żona cesarza Justyniana (VI wiek), bedąc jeszcze młodziutką aktoreczką, „była zupełnie pozbawiona wstydu i nikt nigdy nie widział w niej odrobiny zmieszania – przeciwnie, bez najmniejszego wahania zgadzała się wyświadczać najbardziej bezwstydne usługi... Nieraz zjawiała się na składkowych biesiadach w towarzystwie dziesięciu czy kilkunastu doskonale zbudowanych młodzieńców, których jedynym zajęciem była rozpusta, i całą noc spędzała ze współbiesiadnikami w łóżku, a kiedy już wszyscy mieli tego dosyć, szła do ich niewolników – a było ich ze trzydziestu. I tak zresztą nie była syta tego bezeceństwa”... Innym znów razem na forum teatralnym Theodora, naga i rozrumieniona, „rzucała się na ziemię i leżała z rozstawionymi nogami na wznak, a przeznaczeni do tego służący sypali jej na srom jęczmień, który ziarenko po ziarenku wydziobywały stamtąd gęsi, specjalnie do tego celu trzymane”. Cesarz Justynian, który przecież „mógł wybierać wśród wszystkich kobiet Cesarstwa”, choć wiedział lepiej od Prokopiusza o wszystkich bezecnych praktykach (i może własnie dlatego) Theodory, tej „zakały rodu niewieściego i całej ludzkości, zapałał do niej wprost szaleńczą miłością i najpierw żył z nią jak z kochanką”... Później, po sprzątnięciu z tego swiata prawowitej żony, zmienił ustawodawstwo kraju tak, że legalne stały się mezalianse szlachty i arystokracji z prostytutkami, poślubił ją i wprowadził na tron cesarski. Prokopiusz notuje tedy: „Justynian, nie zrażony tym wszystkim, nie zawahał się wziąć sobie kobiety powszechnie znienawidzonej, która nie tylko splamila się różnymi występkami, lecz przez liczne aborcje stała się winną dzieciobójstwa”... Osiągnęła zresztą przemożny wpływ na męża, a przez niego na sprawy państwowe i – jak zwykle w takich przypadkach – wszystko pogmatwała (miała przecież pogmatwano w głowie), sprawiła zamęt i wiele nieszczęść w kraju pozbawionym dobrego i rozumnego pasterza. Upadek cnót etycznych powoduje bowiem upadek charakterów i wiary w Boga wśród ludności, co się nieuchronnie kończy śmiercią narodu i państwa, jak to miało miejsce także w przypadku Bizancjum.

Nowożytna Grecja stanowi zaledwie drobny odprysk owego gigantycznego imperium duchowego i intelektualnego, owego wielkiego „cudu świata”, stworzonego przez ongisiejsze pokolenia tego genialnego narodu, który założył fundamenty kultury europejskiej.
Cywilizacja grecka była ogromnie różnorodna, lecz po zetknięciu się z jej wytworami pozostaje jednoznaczne uczucie młodzieńczej werwy, radości życia, szerokiego oddechu. Wydaje się, że najdokładniej zsyntetyzował jej ducha Metrodor, słynny autor prac z dziedziny geometrii, astronomii i gramatyki, który w wierszu pt. „O życiu” napisał:

„W życiu każda dogodna jest droga.
W miejscu publicznym – sława i mądrość w spraw prowadzeniu;
W domu – odetchnienie od trudów.
We wsi – przyrody dary cudowne;
W żegludze – dochód, w kraju obcym – honor,
Jeżeli coś mamy, a jeśli nie mamy, tylko my o tym wiemy.
Ożenek upiększa życie, stan kawalerski ułatwia je.
Dzieci – radość, życie bezdzietne – bez kłopotów.
Młodość ma siłę, starość cnotliwą duszę.
Wcale nie mamy wybierać jednego z dwóch:
Wcale się nie rodzić lub jak najrychlej umrzeć.
Każdy los jest dobrem”.

Większego młodzieńczego optymizmu raczej nie spotka się w kulturze powszechnej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz