poniedziałek, 25 listopada 2019

ETYKA WIELKICH CYWILIZACJI - DR JAN CIECHANOWICZ cz.2


            CYWILIZACJA CHIŃSKA


Archeolodzy prowadzący prace wykopaliskowe na terenie współczesnych Chin stwierdzili, że Neandertalczycy zamieszkiwali tu przed 110 tysiącami lat; często też bywają zaskakiwani znaleziskami w postaci grobów sprzed 6-7 tysięcy lat, w których spoczywają szczątki książąt i księżniczek – nieraz młodo zmarłych – należących do zupełnie innego typu antropologicznego niż obecni mieszkańcy tego wielkiego kraju. Zmarli przed tysiącami lat reprezentanci ówczesnej elity mieli włosy blond lub rude, szare lub niebieskie oczy i byli dolichocefaliczni (długogłowi), czyli że należeli do rasy aryjskiej. Ta i szereg innych okoliczności pozwoliły pewnemu profesorowi Uniwersytetu Leningradzkiego na wysunięcie hipotezy, iż pierwotnymi twórcami tej wspaniałej starożytnej kultury byli nie skośnoocy i żółtoskórzy mieszkańcy obecnych Chin, lecz jakaś tajemnicza rasa o cechach nordyckich (m.in. wpływowy ongiś lud „Do”), która dopiero około III wieku p.n.e. zmieszała się z azjanickimi góralami tybetańskimi, tworząc nowy etnos, zwany chińskim, który jednak został spadkobiercą i kontynuował kulturę okresu wcześniejszego. Nie wszyscy badacze podzielają ten punkt widzenia, lecz na korzyść koncepcji Lwa Gumilowa może świadczyć fakt zadziwiającej zbieżności paradygmatów myślenia etycznego mędrców starożytnych Chin ze schematami aksjologicznymi filozofów aryjskich Ariany, Sumeru, Indii, Hellady, Cesarstwa Rzymskiego czy późniejszej Europy chrześcijańskiej. Niektórzy badacze wskazują na uderzające podobieństwo hieroglifów chińskich do znacznie starszych piktogramów sumeryjskich. Twierdzą oni, że pewna liczba aryjskich Sumerów dostała się na teren obecnych Chin po zagładzie swego państwa i dała impuls do raptownego dynamicznego rozwoju kultury na tym terenie. To Sumerowie mieli ponoć przynieść tu mnóstwo gotowej wiedzy w zakresie filozofii, astronomii, medycyny, muzyki, architektury, jak też piśmiennictwo. Nie jest to jednak teza udowodniona, w przeciwieństwie do niepodważalnego faktu, iż w obrębie gigantycznej cywilizacji Chin dokonano właściwie wszystkich odkryć naukowych, stworzono literaturę, malarstwo (początkowo w postaci kaligrafii), muzykę, sport.
W III wieku nowej ery do Chin przenieśli się Hunowie i Mongołowie (Siańbijowie), uchodzący z północnych stepów przed wieloletnią posuchą. Przez kolejne trzy wieki trwała w Kraju Środka potworna rzeź wzajemna, w której ponoć się rozproszyło 27 etnosów, w tym hański, starochiński. Dopiero po kilku stuleciach z tego straszliwego zamętu powoli wyłonił się ukształtowany z owej mieszaniny średniowieczny „naród chiński” (tabhaczski), który w postaci wciąż modyfikowanej istnieje do dziś, jest najpotężniejszym, doskonale zorganizowanym narodem świata o najbogatszej kulturze, przodującym także w zakresie technologii, gospodarki i wojskowości.
Na terenie Chin dokonano w przeszłości mnóstwa genialnych wynalazków i odkryć, że wspomnimy tu koło, proch, cegły, szkło kolorowe, młyny wodne i wiatraki, druk, alfabet hieroglificzny (około 50000 znaków, z czego około 3-4 tysięcy w użyciu powszechnym; wynaleziony przez pewnego czworookiego filozofa), naukową medycynę, artylerię, muzykę (nuty), rakiety wielostopniowe, pieniądze papierowe, kalendarz, tkaniny jedwabne, kompas (około 1030 roku p.n.e.), zapałki, taczkę, rozmaite farby i laki. Wał przegubowy – znany jako wał Kardana, nazywany tak od imienia włoskiego inżyniera Girolamo Cardano (1501-1576), który w książce „De subtilitate rerum” (1550) opisał ten mechanizm, lecz wcale nie pretendował do autorstwa tego wynalazku – został skonstruowany w Chinach w II wieku przed nową erą, a do Europy trafił w wieku IX. Wielkie piece do wytopu żeliwa znane były w Chinach w VII wieku, pierwsze europejskie w Skandynawii w VIII. Pług z odkładnicą, siew rzędami, pług żelazny, miękkie chomąto, postronki – te ważne wynalazki również przyszły do Europy z Chin. Gaz naturalny już w IV tysiącleciu przed nową erą był w Państwie Środka wykorzystywany w celu ogrzewania i oświetlania pomieszczeń. W I wieku przed n.e. Chińczycy drążyli odwierty na ponad sto metrów w głąb ziemi, wydobywali, destylowali i wykorzystywali ropę naftową. Europejczycy zaś (Brytyjczycy) po raz pierwszy potrafili to zrobić dopiero w 1859 roku, przedtem wykorzystując tylko ropę samorzutnie wytryskującą ze źródeł naturalnych.
Według oficjalnej wersji papier został wynaleziony tutaj w 105 roku przez niejakiego Caj-luna (dosłownie „Człowieka bez Jaj”, czyli kastrata lub hermafrodytę), a pierwsza książka drukowana ukazała się w wieku IX.
Przed siedmioma tysiącami lat w Chinach, Egipcie i Indiach znano różdżkarstwo, a specjaliści w tym zakresie odkrywali pokłady cennych metali oraz innych kopalin, wykrywali żyły wodne (miejsca do lokalizacji studni), tereny optymalne do wznoszenia świątyń, pałaców i mieszkań. Chińscy astronomowie jako pierwsi w skali powszechnej podali pisemny opis zaćmienia Słońca w 2697 roku przed nową erą. Cesarscy astronomowie uważali, że zaćmienie następuje, „gdy Słońce i Księżyc łączą się w sprzecznym z naturą związku miłosnym”, a cały świat pokrywa mrok, aby tej obrzydliwości nie oglądać. W 2137 roku p.n.e. astronomowie przegapili moment i nie przewidzieli kolejnego zaćmienia, którego skutkiem, na zasadzie zaskoczenia, stały się masowe rozruchy; cesarz zaś załatwił sprawę tradycyjnie – kazał astronomów Hi i Ho uśmiercić za niewywiązanie się z umowy o zatrudnieniu.
Chiński matematyk Szan-Hao w XII wieku przed nową erą, na 600 lat przed uczonym greckim, sformułował prawo dotyczące trójkąta prostokątnego, zwane dziś „prawem Pitagorasa”. W XI wieku p.n.e. filozof Iń-Yan nie tylko opracował teorię praelementów (woda, powietrze, ogień, ziemia, metal, drewno) znajdujących się we wzajemnej więzi i rozwoju, ale i sformułował prawa dialektyki na długo przed Heraklitem i Demokrytem, nie mówiąc o G.W.F. Heglu i Karolu Marksie. Pisał on o jedności procesów zachodzących w kosmosie i na ziemi, o wzajemnej zależności procesów przyrodniczych, o niebezpieczeństwach płynących z zakłócania naturalnej równowagi ekologicznej przez nieprzemyślaną aktywność gospodarczą człowieka. W 549 roku przed nową erą gubernator Li Wan powziął był zamiar podjęcia zakrojonych na szeroką skalę robót irygacyjnych na dwu burzliwych rzekach, których prąd zagrażał murom pałacu królewskiego. Wtem królewicz Ts’in zakazał mu tego, a kronikarze skrzętnie zanotowali zdanie młodego władcy: „Słyszałem, że ci w starożytności, którzy prowadzili naród do rozkwitu, nie naruszali gór, nie podnosili nizin, nie zatrzymywali rzek, nie pogłębiali jezior”... Królewicz zdawał więc sobie sprawę z tego, iż dobrobyt ludu i spokój w państwie zależą od zachowania naturalnej, harmonijnej równowagi w przyrodzie. Do Europejczyków i Amerykanów ta prawda z oporami zaczęła docierać dopiero 2,5 tysięcy lat później.
Przez ponad trzy tysiące lat szlagierem eksportowym Chin był jedwab, produkowany tutaj z pomocą jedwabnika morwowego od roku mniej więcej 2800 roku przed nową erą, a stanowiący zarówno obfite źródło dochodu, jak i ściśle chronioną tajemnicę państwową. Za ewentualną kradzież technologii przewidywano karę śmierci i wiele osób straciło życie, usiłując wykraść sekrety produkcji jedwabiu. Dopiero w VI wieku paru mnichom wędrownym udało się przemycić do Bizancjum w rękawach habitów kilka prządkówek i monopol Chin na produkcję tej tkaniny został złamany. Ale odtąd każdy chrześcijanin był tu uważany za złodzieja i natychmiast mordowany, jeśli poważył się przekroczyć rubieże Państwa Środka. Obecnie jedwab jest masowo produkowany m.in. także w Korei, Japonii, Francji, Rosji, Włoszech.
Z Chin pochodzi też tak powszechnie używany wynalazek cywilizacyjny jak papier toaletowy. Oczywiście, ludzie wszędzie i zawsze dokonywali odnośnego zabiegu higienicznego. Starożytni Rzymianie używali w tym celu wilgotnej gąbki umocowanej na kijku, którą po zastosowaniu ponownie opuszczano do pojemnika ze słoną wodą. Francois Rable twierdził, że najprzyjemniej podcierać się żywym kaczątkiem. Wikingowie używali w tym celu kłaków sierści, Amerindowie – liści i wiech kukurydzy, francuska arystokracja – wyszywanych lnianych szmatek, którymi także podcierano nos. Prosci ludzie nie byli w tym względzie zbyt wybredni i zadowalali się garścią liści, trawy, słomy czy siana. Natomiast jako pierwsi specjalnego papieru toaletowego używali cesarze chińscy jeszcze przed nową erą, potem tamtejsza arystokracja i wreszcie cały kraj. Znamienny jednak szczegół: po załatwieniu się podmywano wodą, a dopiero potem używano papieru toaletowego w celu osuszenia odnośnej części ciała, nie zaś rozmazywano na sucho brud po tejże części. Chińczycy do dziś twierdzą, że Europejczycy „śmierdzą”, ponieważ nie umieją korzystać z papieru toaletowego w sposób prawidłowy. W Stanach Zjednoczonych i Europie zresztą zaczęto używać tego wynalazku dopiero w 1857 roku, idąc za przykładem Chińczyków.
Skoro mowa o kontaktach Chin z Europą, wypada zaznaczyć, że po zetknięciu się w XV wieku z ludźmi tak zwanego Zachodu (Marco Polo i piraci) mieszkańcy Kraju Środka byli wstrząśnięci obyczajami tych „dzikich ludzi”, ich prostactwem, gburowatością, chciwością, nieokrzesaniem umysłowym i moralnym, a władze kategorycznie zakazały obcokrajowcom pod groźbą kary śmierci wstępu do kraju, wydzielając tylko dla handlu kilka osobnych miejsc, jak Macao czy Hongkong. Nawiasem mówiąc w Chinach wówczas już od kilkunastu stuleci używano papierowych pieniędzy i posiadano znakomicie rozwinięty system bankowy, świadczący dla ludności usługi na cywilizowanych, nielichwiarskich warunkach.

* * *

Z kolei medycyna chińska, w przeciwieństwie do bardziej prymitywnej zachodniej, zawsze traktowała organizm ludzki jako całość i nie dzieliła go na osobne układy. Opracowała też szereg specjalnych gimnastyk, które pozwalają cały organizm utrzymywać w stanie idealnej równowagi wewnętrznej, jak też w naturalnej jedności ze środowiskiem przyrodniczym. Co zaś wydaje się szczególnie intrygujące, to fakt, iż autorzy pradawnych rozpraw filozoficznych, etycznych, medycznych, politycznych, matematycznych, astronomicznych tego kraju ostentacyjnie wręcz podkreślali, że zawarta w ich traktatach wiedza stanowi zaledwie ułamek owej mądrości, którą posiadali przed nimi jeszcze dawniejsi uczeni.
Jednym z prawdziwych „cudów świata” i perłą architektury jest niewątpliwie znany powszechnie Mur Chiński (długość wszystkich, wzniesionych w różnych epokach i w różnych miejscach, a dziś odkrytych fragmentów wynosi około 48 000 km, wysokość od 4 do 16 metrów, grubość od 5 do 8 metrów) zbudowany w okresie od 800 do około 300 roku przed nową erą. Tak cyklopicznej budowli nie zna żadna inna cywilizacja świata, a jest ona świadectwem nie tylko mrówczej pracowitości ludu chińskiego, ale też geniuszu chińskich inżynierów i organizatorów państwa. Można jeszcze dodać, że w tym kraju istnieje szereg wspaniałych pałaców cesarskich; najsłynniejszy z nich, podczas którego budowy zużyto 100 mln cegieł i 200 mln dachówek, liczy 9 999,5 pokoi, urządzonych z wyjątkowym wyrafinowanym gustem.
Papier został wynaleziony w Chinach na samym początku II wieku p.n.e. przez Ts’ai Luna, który później zmarł śmiercią samobójczą. Najstarsze pieniadze papierowe wydrukowano w Chinach w 116 roku p.n.e. w prowincji Sze-Tochman. (W Europie one się pojawiły w Szwecji podczas Wojny Trzydziestoletniej (1618-1648), kiedy to wojowniczy król Gustaw Adolf, aby pokryć wydatki wojenne założył Królewski Bank Wymiany.)
W 1974 roku niedaleko miasta Xi’an rolnicy kopali studnię, lecz zamiast wody natknęli się na fragmenty glinianych figurek, na groty strzał i mechanizmy kusz zrobione z brązu. Okazało się, że natrafili na mającą około 2100 lat armię żołnierzy i koni z terakoty, i to większych rozmiarów niż w rzeczywistości, stojącą w idealnym szyku bojowym od czasów cesarza Szy Huang-ti, który w 221 p.n.e. ponownie zjednoczył zwaśnione państewka chińskie, a po jego śmierci i widocznie ku jego czci urządzono wspaniałe mauzoleum, które raczej zasługiwałoby na nazwę muzeum sztuki rzeźbiarskiej. Jak obliczono, prace przy budowie tego mauzoleum trwały 38 lat, a zatrudnionych przy tym było ponad 700 tysięcy architektów, rzemieślników, robotników i artystów rzeźbiarzy z całych Chin.
Piśmiennictwo chińskie jest ogromne i bodaj przewyższa pod każdym względem piśmiennictwo reszty świata razem wzięte. Gdy w XVIII wieku ułożono antologię literatury chińskiej, okazało się, że liczy ona 36 tysięcy tomów.

* * *

Okres od VI do III wieku przed nową erą charakteryzował się – tak jak w Grecji! – wspaniałym rozkwitem myśli filozoficznej. Sami mieszkańcy Państwa Środka zwykli mówić o istniejących i rywalizujących ze sobą wówczas „stu szkołach”. I choć liczebnik „100” należy w tym kontekście rozumieć symbolicznie, jako wskaźnik liczby mnogiej, to jednak dość trafnie i obrazowo wyraża on rzeczywiste bogactwo i różnorodność myśli chińskiej we wspomnianym okresie, do którego – jak zauważyliśmy powyżej – może być przyrównany jedynie odpowiedni okres rozwoju (zbieżny w czasie) myśli greckiej. Podobnie jak w antycznej Helladzie wrzało wówczas w Chinach od nowych idei i pomysłów, od polemik, dyskusji, sporów naukowych i filozoficznych, które niekiedy przeradzały się w walkę ideologiczną, a nawet polityczną, kończącą się prześladowaniami, gdy jednej ze stron brakło argumentów intelektualnych, ale za to nie zbywało na wpływach czy wręcz władzy realnej.
Nie tylko medycyna, ale też filozofia chińska usiłowała ujmować świat jako organiczną całość. Słusznie tedy Carl Gustaw Jung powiada: „W przeciwieństwie do wychowanego na myśli greckiej umysłu zachodniego, umysł chiński nie zmierza do chwytania szczegółów dla nich samych, lecz do uzyskania poglądu, który widzi szczegół jako część całości. (...) „I Cing” (Księga Przemian), którą możemy nazwać eksperymentalną podstawą klasycznej filozofii chińskiej, jest jedną z najstarszych metod ujmowania dowolnej sytuacji jako całości i w ten sposób umieszczania szczegółów na tle kosmicznym – wzajemnego oddziaływania „in” i „jang”.
Filozof Wan Czun (ok. 27-98) pisał: „Człowiek się rodzi z duchowego eteru i w chwili śmierci znów do niego powraca”. Nic nie ginie i nikt nie umiera; wszystko jest tylko nieustannym przechodzenim w siebie nawzajem na pozór przeciwstawnych pierwiastków i stanów. Wszystkim rządzi Niebo. Ale poniżej są trzy wielkie bóstwa, które przeżyły też swój żywot ziemski wcielone jako Konfucjusz, Lao-ce i Budda. Na przełomie pierwszego i drugiego tysiąclecia nowej ery dołączył do tej trójcy Wielki Cesarz Nefrytu Jujhan Czandi, zwierzchnik wszelkich duchów, bohaterów i demonów. To właśnie on przez tysiąc ostatnich lat funkcjonował w zbiorowej wyobraźni Chińczyków jako Syn Nieba, chociaż nieraz usiłowano ten kult zakazać.

* * *

Chińska filozofia moralności jest nacechowana daleko posuniętym rygoryzmem i bezprecedensowym wyrafinowaniem. „Specyficznie chińskie religie wolne są od jakichkolwiek niemoralnych wyobrażeń czy praktyk... Religie występujące w Chinach określane są jako wrogie nieprzyzwoitości... Nie ma w nich żadnych obrzędów przypominających niemoralne ryty, jakie spotykamy w innych religiach. O chińskiej poezji lirycznej mówi się również, że jest nieskalana” (William Graham Sumner, „Naturalne sposoby postępowania w gromadzie”).
Inna cecha tej mentalności to doskonałe rozumienie hierarchiczności bytów. W starożytnych Chinach np. dzieci były zobowiązane do traktowania rodziców z bezwzględną uległością, ale za to dzieci przez rodziców – z ogromną troską i miłością. Ktoś nie szanujący rodziców jest jak pies, gdyż właśnie to różni człowieka od zwierzęcia, że dba on o swoich rodziców. W dawnym rękopisie chińskim znajdujemy czułą opowieść o ośmioletnim chłopcu, który, leżąc w swoim łóżeczku, potajemnie się rozbierał do naga i tak leżał przez całą noc, aby zwabić do siebie komarów, które w przeciwnym razie mogłyby kłuć jego śpiących rodziców. Jeszcze w XXI wieku zdarzają się przypadki, gdy młodzi Chińczycy rzucają się w dół do przepasci z jednej ze świetych gór, gdyż – według pradawnego podania – mogą w ten sposób uchronić swych rodziców przed starością. Przypomnijmy, idąc za profesorem Sorbony Marcelem Granetem („Cywilizacja chińska”) garść szczegółów dotyczących stosunków między pokoleniami: „W obecności rodziców obowiązuje dzieci powaga: unika się więc czkania, kichania, kaszlania, ziewania, wycierania nosa i plucia... Aby udowodnić ojcu, że się go traktuje jako zwierzchnika, trzeba zawsze w jego obecności stać, patrzeć prosto, być wyprostowanym, nie ważąc się nigdy oprzeć się ani pochylić, ani też stać na jednej nodze. W ten oto sposób, głosem pokornym i łagodnym, jaki przystoi poddanemu, trzeba rano i wieczorem złożyć hołd. Następnie oczekuje się na rozkazy.” Nie wolno uchylać się od ich wykonania, lecz można wyrazić swe zdanie. Syn, podobnie jak wasal, powinien udzielać rad z całą szczerością i nie powinien wahać się przy formułowaniu zastrzeżeń, a nawet napomnień. Winien jednakże zachować ton łagodny, wyraz twarzy przyjazny, postawę skromną, cokolwiek by się stało. „Jeżeli rodzice upierają się przy swej decyzji, dzieci mogą tylko podwoić łagodność, aby w ten sposób powrócić do łask, gdyż wówczas będą mogły ponowić swe ostrzeżenia. Pobici aż do krwi nie oburzają się, ani nie czują zniewagi.
Posłuszeństwo obowiązuje zarówno w drobnych, jak i w wielkich sprawach. Podobnie też usługiwanie ojcu polega przede wszystkim na oddawaniu mu drobnych usług, gdyż przez nie właśnie okazać można swój szacunek. Synowie proszą więc o pozwolenie naprawienia szat rodziców, gdy tylko spostrzegą w nich dziurę. Proszą o pozwolenie zmycia popiołem rozpuszczonym w wodzie plam na czepcu, pasie, tunice czy spodniej szacie. Co pięć dni grzeją wodę i zapraszają rodziców do wzięcia kąpieli. Myją nogi rodziców... Syn przygotowuje rodzicom potrawy, które, właściwie przyprawione, są odpowiednie w różnych porach roku i dla różnego wieku rodziców. Im rodzice są starsi, tym wykwintniejsze musi być podawane im jedzenie. W wieku lat siedemdziesięciu potrzebuje się bowiem stale potraw delikatnych, a po osiemdziesiątce – samych łakoci. Każdy syn winien się nauczyć przygotowywania ośmiu wybranych potraw, a przede wszystkim bogatego zestawu mięs i aromatycznego wina, które podtrzymują starców.
Według starochińskich podręczników etyki i etykiety musi też syn dbać o „dobrą” śmierć ojca. Zawczasu troszczy się o nabycie luksusowej trumny („żadna trumna nie będzie jednak dostatecznie wspaniała dla ojca”). Byłoby nieszczęściem, gdyby zmarł on niespodziewanie i nie u siebie. Powinien oddać się śmierci zgodnie z rytuałem, w pokoju zastrzeżonym dla pana domu... Byłoby nieszczęściem, gdyby śmierć nadeszła zbyt szybko, i syn nie zdążyłby wziąć umierającego ojca na ręce i złożyć go na ziemi, gdzie winien on wydać ostatnie tchnienie, podobnie jak na tej samej ziemi jako noworodek musiał wydać ongiś swój pierwszy krzyk.
Trzeba też przygotować watę. Będzie ona służyła do „zebrania ostatniego tchnienia” konającego. Trzeba wezwać wszystkich krewnych, by byli gotowi wydać krzyk, pozdrawiający odejście duszy ojca... Najstarszy syn wydaje rozkaz do wezwania duszy-tchnienia, co odbywa się w ten sposób, że z wysokości dachu powiewa się szatami zmarłego wykrzykując jego imię. Skoro jednak dusza ta nie da się schwytać w znane sobie szaty, skoro zmarły nie odżywa, gdy się je rzuci na ciało, syn każe napełnić ryżem zmieszanym z nefrytem usta zmarłego, które do tego momentu trzyma się rozwarte za pomocą kościanej łyżeczki...
Wreszcie umyte ciało zostaje z powrotem złożone na śmiertelnym łożu, po czym przykrywa się je szatami zmarłego, zamknąwszy uprzednio wszystkie otwory ciała kawałkami nefrytu. Żadna obca dusza nie będzie teraz mogła wstąpić w szczelnie zamknięte ciało i nie uczyni zeń wampira...
Lekko pochowane ciało musi być przechowywane w domu przez wiele miesięcy (trzy w przypadku zwykłego szlachcica, jeszcze dłużej, jeśli zmarły miał wyższą rangę). Jest grzechem zarozumiałości, gdy się zbyt długo opóźnia lub chce całkowicie zapobiec rozkładowi ciała. Lecz byłoby jeszcze większą zbrodnią, gdyby goście, przybywający z daniną kondolencyjną, dostrzegli wychodzące ze źle pielęgnowanego ciała czerwie, które przekraczają drzwi domostwa pozbawiając ziemię domową tej substancji, która winna do niej powrócić”... Gdy nadchodzi rytualna godzina wyrażania żalu, rodzina zbiera się w kupę, lamentuje i tupie nogami w porządku i na rozkaz dany przez kierownika chóru. Przy czym dalsi krewni nie mają prawa wydawania zbyt żałosnych jęków. Wszystko ma przebiegać zgodnie z obowiązującym, uświęconym przez tysiąclecia rytuałem. Po miesiącach następował ostateczny pochówek; zwłoki grzebano głęboko w ziemi na rodzinnym cmentarzu. Groby rodziców i dalszych przodków otaczano religijną czcią.

* * *

W życiu Chińczyków, szczególnie z okresu taoistycznego, dużą rolę odgrywały rozmaite magiczne wyobrażenia, zabobony i fantastyczne przesądy, które nieraz przybierały kształty niebezpieczne dla społeczeństwa jako organicznej całości. Jeszcze w pierwszych wiekach nowej ery bezwzględnie zabijano wszystkie dzieci urodzone w pierwszym lub piątym miesiącu chińskiego kalendarza (a już, nie daj Boże, w „dniu sowy”, czyli w piątym dniu piątego miesiąca!). Mniemano, że syn urodzony wtedy, gdy dzień jest najdłuższy, musi nad miarę wyrosnąć. A skoro tylko osiągnie wysokość drzwi, jego Przeznaczenie każe mu zabić swego ojca, gdyż ma w duszy coś z ojcobójczego usposobienia sów, które – jak wiadomo – uprawiają kanibalizm. Tak nieszczęśliwie urodzone dzieci porzucano w zaroślach. Zdarzało się przy tym, jak donoszą niezliczone dawne teksty, że odnajdywały je i wykarmiały dzikie bestie, tak dalece bowiem oczywisty był ich zwierzęcy charakter, który odkryto dzięki zbadaniu dnia ich narodzin. Matki same żądały porzucenia noworodków naznaczonych tak fatalnym znamieniem przez siły wyższe. Nawet w przypadku „normalnych” narodzin dziecko musiało przeżyć bez pożywienia pierwsze trzy dni swego życia złożone na gołej ziemi, gdyż wierzono, że duch witalny i tchnienie dziecka same w sobie są bezsilne i niezdolne do życia, a dopiero kontakt z matką-ziemią może w nim utwierdzić moc istnienia. W Państwie Środka, mającym już wówczas ogromny dorobek w zakresie cywilizacji, techniki, filozofii, poezji, muzyki, malarstwa, wciąż uważano m.in., że „mężczyzna może zdobyć imię dla swego syna, jeśli zabije wroga, którego odciętą głowę zakopie następnie pod drzwiami swego domu”... Imię nie może być, i nie bywa, sprawą przypadku, determinuje bowiem cały los swego właściciela. Dodajmy, że mężczyzna ze stanu szlacheckiego w Chinach starożytnych miał prawo (i musiał) wstępować w związki małżeńskie między 30 a 70 rokiem życia.

* * *

Również chińska filozofia człowieka nacechowana była daleko posuniętą swoistością. Np. Sun-Czang-Chi mówił o swej radości z trzech powodów: ponieważ jest człowiekiem, a nie bydlęciem; ponieważ jest mężczyzną, a nie kobietą, oraz ponieważ jest 95-letnim starcem, a nie dzieckiem.
We wczesnym dzieciństwie i w późnej starości człowiek jest bezsilny i musi poddawać się przeznaczeniu. Miedzy tymi krańcami żywota leży okres czynny, gdy każdy w znacznym stopniu jest zdolny do wybierania i determinowania swego losu. Choć przecież nadal jest poddawany uwarunkowaniom, których żadną miarą pokonać nie może, jak np. ciężka choroba, kalectwo, zło bliźnich, wojny, kataklizmy przyrodnicze i społeczne.
Uczciwość, sprawiedliwość, prawość, szczerość, szlachetność, przyzwoitość są w mentalności chińskiej spostrzegane nie jako rzekoma „naiwność’, „brak praktycyzmu” lub cwana poza, lecz jako rzeczywisty kapitał, wrodzona zdolność i siła życiowa, jako bardzo rzadki dar Nieba. Są więc Chińczycy nader podejrzliwi i nieufni, zanim się przekonają, iż rzeczywiście mają do czynienia z kimś godnym szacunku i zaufania, a nie z „normalną” chytrą miernotą. Za największą mądrość uchodzi w tamtejszej tradycji zdolność do pójścia za odruchem swego serca, nie łamiąc prawa, czyli za wrodzoną cnotą. Starochińska „Księga Przemian” poucza:

– „Nieokrzesanych z łagodnością znosić.
– Nie wiązać się z tym, co szkodliwe.
– Lepiej zapalić małe światełko niż się uskarżać na wielką ciemność.
– Ci, którzy mówią kwieciście, kunsztownie i w sposób ujmujący, tak naprawdę rzadko posiadają cnotę miłości do człowieka.
– Niewinny sposób bycia przynosi pomyślny los.
– Kto swemu charakterowi nie dodaje stałości, tego udziałem jest wstyd.
– Wyzbywszy się błędów, osiąga się radość.
– Szczerość wobec tego, co złe, jest niebezpieczna.
– Ukryte zamiary bywają źródłem niepokoju.
– Nie szukaj zaszczytów, lecz dokonań”...

Cywilizację chińską cechowała przez szereg tysiącleci potężna stabilność, która wynikała z konsekwentnego praktykowania w życiu milionowych mas niewzruszonych zasad tradycyjnej etyki i opartego na nich prawa. Cywilizacja chińska od początku do dnia dzisiejszego miała i ma charakter hierarchiczny, oparty na żelaznej dyscyplinie pionowej, a nie na gorszącym demokratyzmie, jak u Greków. Stolica Chin Pekin przez bardzo długi okres czasu miała przeciętnie nader niską zabudowę, a to z powodu, iż prawo kategorycznie zabraniało wznoszenia w tym mieście budowli wyższych niż pałac cesarski. Uniemożliwiło to powstanie arcydzieł architektury urbanistycznej, ale jednak zachowało poczucie, że władza cesarza jest ponad wszystkim i powinno się przy niej trwać i jej słuchać. W połączeniu z wielką mądrością filozoficzną i pracowitością to poddanie się hierarchicznemu prawu przyniosło wynik wcale imponujący: trwające przez siedem tysięcy lat mocarstwo.
Przysłowie chińskie – dokładnie tak, jak żydowskie! – powiada: „Kto mnoży wiedzę, mnoży cierpienie”. W ciągu kilku tysięcy lat cywilizacja tego gigantycznego i „wiecznego” kraju nagromadziła ogrom „cierpienia” takiego właśnie rodzaju, cierpienia jakże wzniosłego, płynącego z mądrości. Wydaje się, że do myśli etycznej Chin dokładnie pasują słowa niemieckiego filozofa Maxa Stirnera, który w dziele „Jedyny i jego własność” notował: „Moralność, w swej pierwotnej i niejasnej postaci, jawi się jako przyzwyczajenie. Postępować zgodnie z obyczajami i zwyczajami swego kraju – oto co oznacza być moralnym. Dlatego prawdziwie moralne postępowanie, czystą niezafałszowaną moralność najzwyczajniej praktykują Chińczycy. Trzymają się oni starych zwyczajów i obyczajów i z nienawiścią odnoszą się do wszelkich nowości, traktując je jako karygodne przestępstwo. Albowiem nowość jest śmiertelnym wrogiem starego, wrogiem przyzwyczajenia i stałości. Nie ulega też w istocie wątpliwości, iż człowiek, wskutek przyzwyczajenia, zabezpiecza się przed natarczywością rzeczy i świata, tworząc własny świat, w którym sam czuje się swojsko i pewnie, tzn., buduje dla siebie niebo, choć przecież tak pojmowane „niebo” nie oznacza nic innego jak tylko właściwe miejsce człowieka, gdzie nic obcego dłużej go nie określa, nic nie ma już go w swej mocy; gdzie doczesność nie wywiera nań żadnego wpływu i nie alienuje go; słowem, gdzie odrzucono ziemskie marności, a walka ze światem dobiega końca, człowiekowi zaś niczego się już nie odmawia. (...) Zaszczepione Chińczykom przyzwyczajenie pozwalało im „przewidzieć” wszystko i być przygotowanym na każdą ewentualność. Chińczyk zawsze wie, co mu się może przydarzyć i jak ma się w danej sytuacji zachować, toteż nie musi podejmować decyzji stosownie do okoliczności; z nieba jego spokoju nie spadnie nań nagle niespodziewany cios. Temu wyrosłemu i wychowanemu w duchu moralności Chińczykowi obce jest zdziwienie czy zaskoczenie – względem wszystkiego zachowuje się obojętnie, to znaczy z jednakowym nastawieniem, gdyż prastare zwyczaje stoją na straży duchowego spokoju w jego relacjach ze światem”... I choć Chińczykowi także, jak powiada Sy-ma Cien, „kłopoty dnia codziennego przeszkadzają wielkim sprawom świata”, wie on na podstawie liczącej tysiące lat mądrości narodowej (bardzo podobnie, ale też zupełnie inaczej niż Żyd !), czego ma oczekiwać od innych ludzi i jak ma się wobec tego zachować.

* * *

Jednym z najbardziej wpływowych nurtów myśli chińskiej jest konfucjanizm, zwany tak od imienia swego założyciela. Ta szkoła filozoficzna, ukształtowana w VI wieku p.n.e., wchłonęła dużą część gigantycznej mądrości tego narodu i ukształtowała uniwersalną teorię etyczno-prawną o nieprzemijającym znaczeniu i sensie. Uważa się, że Konfucjusz (Kung-Kju) – obok Buddy, Mojżesza, Sokratesa, Jezusa i Mahometa – należy do wąskiego grona owych wielkich ludzi, którzy wywarli najgłębszy wpływ na moralny i umysłowy rozwój ludzkości. Opracował on w postaci „Pięcioksiągu” wielkie dzieło syntetyczne, zawierające ogrom informacji historycznej i mądrości filozoficznej. Pozostawił przyszłym pokoleniom system norm etycznych: uczciwość, oszczędność, pracowitość, kult nauki, wierność obowiązkowi, miłosierdzie, szacunek dla starszych, kompromisowość, samodyscyplina, odrzucenie wszelkich form donosicielstwa – które złożyły się na fundament tak zwanych „wartości azjatyckich”. „Ucz się tak – powiadał – jakby ci wciąż brakło wiedzy”. Właśnie w nieprzerwanym samokształceniu widział ten mędrzec drogę ku rozwinięciu i zrealizowaniu wszystkich ludzkich uzdolnień. Tak jak uczeni żydowscy – tyle że setki lat przed nimi – zobowiązywał wszystkich rodziców do dbania o jak najstaranniejszy rozwój intelektualny dzieci i nakazywał im co tydzień dawać synowi jakąś sumę pieniędzy przeznaczoną na zakup ksiązki, którą chłopiec musiał sam wybrać i nabyć u wędrownego księgarza. Który ojciec nie nauczy syna zawodu, czyni z niego złodzieja.
Urodził się Konfucjusz w 552 roku przed nową erą w niewielkiej miejscowości Tsou, położonej w księstwie Lu (w późniejszej prowincji Szantung). Żył w czasach niespokojnych, a ponieważ piastował urzędy państwowe, dzielił wszystkie dole i niedole władców, którym doradzał. Według tradycji miał się wywodzić z rodu królewskiego, należał w piętnastym pokoleniu do dawnej dynastii Szang. Nie jest to jednak pewne. Wiadomo natomiast dokładnie, iż ojciec Konfucjusza był zawodowym żołnierzem, oficerem pochodzącym ze szlachty, który wsławił się szeregiem mężnych czynów. Życie osobiste tego wojaka układało się jednak – według ówczesnych wyobrażeń – raczej niepomyślnie: urodziło mu się kolejno dziewięć córek, a z utęsknieniem oczekiwanego syna. Niebo jednak wciąż go nie przysyłało. W tej sytuacji Szulan Che wziął na utrzymanie inną kobietę i ta powiła mu syna, ale chłopczyk okazał się ciężko upośledzony i słaby. Wówczas 66-letni żołnierz poślubił 19-letnią dziewczynę, co było rzeczą podwójnie „barbarzyńską”, po pierwsze dlatego, że w Chinach uważano wówczas, że ożenek po 64 roku życia stanowi coś wysoce niewłaściwego (jako że dziedziczność jest już mocno „zmęczona”); a po drugie, dlatego, że za dopuszczalną różnicę wieku między potencjalnymi małżonkami miano lat 10, a nie 45. Było to więc małżeństwo ze wszech miar gorszące dla otoczenia, lecz nie dla państwa „młodych” i nie dla ludzkości, gdyż 27 sierpnia 552 roku p.n.e. urodził się w tym „niedobranym” rzekomo stadle zdrowy i krzepki chłopczyk, któremu nadano imię Ciu (Kju) oraz przezwisko Czżun-ni. Sądzone mu było później zasłynąć na całej ziemi. Filozof, stawiający ponad wszystko rytuał, został poczęty i urodzony wbrew wszelkim przepisom rytuału, tak wysoko w Państwie Środka cenionego.
Dzieciństwo chłopca – z woli Nieba – okazało się niełatwe. Gdy miał zaledwie dwie wiosny, zmarła jego matka, a gdy 17 – ojciec; ten zresztą miał w dniu odejścia skończonych i chwalebnych lat 84. Ze względu na niedostatek osierocony chłopczyk musiał wynajmować się sąsiadom jako pastuszek do gęsi, owiec, krów; jako służący do noszenia wody itp. Nie odziedziczył po ojcu żadnego majątku materialnego, ale za to – dobre imię, rzetelne usposobienie, upór i konsekwencję charakteru oraz krzepę fizyczną. Był mocno zbudowany, barczysty i mierzył aż 191 cm. Prawdziwy chiński Platon. Odpowiednio do swych predyspozycji obrał też drogę „uczonego”, co wówczas znaczyło, że musiał umieć czytać, pisać, rachować, strzelać z łuku, rozumieć (a nawet komponować) muzykę, kierować powozem wojskowym, walczyć wręcz oraz znać się na rytuałach i się do nich stosować. W wieku 30 lat opanował to wszystko doskonale i założył własną szkołę, w której uprawiano etykę, rytuał oraz badania nad starożytnymi tekstami (wówczas Chiny miały już za sobą około trzech tysięcy lat kultury pisanej i udokumentowanej). Bardzo wcześnie – jak każdy prawdziwy geniusz – zaskakiwał otoczenie przebłyskami znakomitego intelektualizmu.
Może to zabrzmieć zaskakująco, ale w wieku dziewięciu lat Konfucjusz został zaręczony z kobietą o wiele lat starszą od niego, która urodziła mu po latach syna i córkę, ich zaś potomkowie żyją do dziś.
W późniejszych latach – niepoprawny idealista – wmieszał się do polityki, powodowany chęcią poprawiania świata i służenia dobru ludzi, próbował skłonić władcę, któremu służył, do wcielania w życie swoich zasad i ideałów. Skutek był do przewidzenia. Zamiast powszechnego szczęścia i dobrobytu doszło do ciężkich zaburzeń spokoju społecznego, a reformator poszedł z uczniami na sześcioletnie wygnanie. Pod tym względem jego los był nieco szczęśliwszy niż los działającego mniej więcej w tymże czasie w Grecji Platona (427-347 p.n.e.), którego po prostu sprzedano w niewolę.
Gdy Konfucjusz po niełatwych peregrynacjach, przejściach i doświadczeniach powrócił do stron ojczystych, został – rzecz zaskakująca – uroczyście powitany z honorami należnymi prawdziwemu mędrcowi; lecz na dworze książęcym żadnego urzędu mu nie powierzono. Prowadził więc żywot wędrownego nauczyciela i mędrca. Cieszył się ogromnym szacunkiem i miał liczne grono uczniów. Według tradycji, zmarł w wieku 72 lat; miał wówczas około trzech tysięcy „studentów”, z których 70 zostało wybitnymi uczonymi. Obecnie nauki tego wielkiego Mistrza Mądrości wyznaje około półtora miliarda ludzi na wszystkich kontynentach.

* * *

Konfucjusz dogłębnie przemyślał wewnętrzną istotę człowieka, motywy jego postępowania, specyfikę jego położenia we wszechświecie oraz rozmaite sposoby bytowania na ziemi. Decydującym we wszystkim ma być „żeń” czyli człowieczeństwo (życzliwość, dobroduszność, humanitaryzm), które stanowi zarówno rdzeń osoby ludzkiej, jak i, jednocześnie, niejako jej zadanie życiowe. „Pokonywać samego siebie i zachowywać dobre obyczaje to właśnie znaczy być humanitarnym (...). Stałość, odwaga, prostota, powściągliwość w słowach – oto cechy, które wiodą do humanitaryzmu”... Gdy mędrca zapytano, w jakiej maksymie można by ująć całą madrość życiową, powiedział: „Bądź wyrozumiały i nie czyń nikomu tego, czego nie życzysz sobie”. Powołaniem człowieka jest uczynienie samego siebie ludzkim. „Być ludzkim znaczy kochać ludzi”, dbać o harmonię i sprawiedliwość w stosunkach z innymi na zasadzie wzajemności: „Nie czyń innym tego, czego nie życzysz sobie”. Czyli że Konfucjusz samodzielnie opisał tzw. „złotą regułę moralności”, zwaną także „zasadą wzajemności” („czego nie pragniesz dla siebie, tego nie czyń innym”), którą formułowali niezależnie od siebie mędrcy Egiptu, Grecji, Judei, Rzymu, Indii, Persji, Chin.
Obok człowieczeństwa („żeń”) dobrego człowieka powinien cechować rytualizm (etykieta, obrzędowość, prawidło, ceremonia, czyli – „li”) będący materializacją lub manifestacją „żeń” w postępowaniu opartym na samokontroli, samodyscyplinie, trzymaniu samego siebie i swych uczuć w ramach rozumu i przyzwoitości; postępowanie ujęte w konkretne normy i stereotypy zachowań uznane za właściwe. Rytuał zabezpiecza harmonię i pozwala na uniknięcie konfliktów. Podstawą zaś rytuału jest szacunek dla przeszłości i do ludzi starszych. „Szacunek do rodziców stanowi podstawę miłości do ludzi”. Uszanowanie syna dla ojca i troska ojca o syna stanowią jądro, fundament, sedno, ostoję moralności jako takiej. Bez tego moralność nie istnieje jako system cywilizowanych norm współżycia społecznego. Nawet ustawodawstwo chińskie z przełomu starej i nowej ery przewidywało, że dzieci mają obowiązek ukrywania rodziców nawet przed władzami państwa; za donoś zaś na ojca, matkę, dziadka czy babcię prawo przewidywało karę śmierci. Szacunek syna do ojca, a obywatela do legalnej władzy to kamień węgielny chińskiej etyki i cywilizacji.
Inny aspekt rytuału to zasada zobowiązująca do tego, by każdy człowiek odpowiadał swej funkcji społecznej i możliwie najlepiej ją pełnił, to znaczy, aby każdy znajdował się na swoim miejscu i czynił to, co do niego należy. „Król powinien być królem, dygnitarz – dygnitarzem, ojciec – ojcem, syn – synem, rolnik – rolnikiem”. Wszelkie państwo, ażeby mogło trwać, musi być rządzone przez jakąś mądrą władzę, przez osoby merytorycznie do tego przygotowane i się nadające, a nie przez przypadkowo wyłonionych spośród motłochu awanturników. Mieszanie się i dowolna zmiana ról społecznych, tak charakterystyczne dla tzw. „demokracji” europejskich, są niedopuszczalne. Prostak nie powinien zostać prezydentem, a nieuk posłem czy ministrem.
Stąd wynika „weń” – zasada dobrego wychowania, jako synteza dobrych predyspozycji wrodzonych ze zbawiennymi naukami nabytymi i właściwym wykształceniem. Człowiek dobrze wychowany to przede wszystkim człowiek odpowiedzialny, postępujący zawsze tak, jak się należy.
I wreszcie zasada „cziuń-czy” („człowiek szlachetny”) postuluje, iż każda osoba ludzka powinna dążyć do doskonałości. Samo „wysokie” pochodzenie niewiele znaczy i niczego nie przesądza, podobnie zresztą jak i „niskie”. Dopiero bowiem właściwe wychowanie czyni „człowieka szlachetnego”. Konfucjusz unikał nazywania kogokolwiek, w tym też samego siebie, człowiekiem szlachetnym. Ale wymieniał poszczególne jego cechy i właściwości. A więc „człowiek szlachetny” zawsze jest ludzki, dobroduszny, prawdomówny, samodzielny, uczciwy, skromny; nieustannie się kształci i czyta mądre księgi; wszystkich traktuje jednakowo, ani przed nikim się nie poniża, ani nie poniża nikogo; przyjaźni się tylko z ludźmi wartościowymi i poważnymi; przyjmuje od innych wyłącznie to, co dobre; sądzi i poprawia tylko siebie samego; jego czyny są zgodne z jego myślami i słowami. Przeciwieństwem szlachetnego jest człowiek niski („siao-żeń”), który spogląda nie w górę, a w dół; myśli o zysku, a nie o doskonałości; nie umie znosić przeciwności i trudów losu; wysuwa pretensje do innych ludzi, a nie dba o własny rozwój moralny i umysłowy; jest skłonny do siania niezgody, do plotek i oczerniania, a nawet do kradzieży i grabieży. Jest to człek nieokrzesany, którego serce wypełnia zawiść, złośliwość, nieprzyjaźń, chuć, fizjologizm wszelkiego rodzaju, nieumiarkowanie we wszystkim.
Konfucjańska koncepcja człowieka wychodziła z założenia, że natura ludzka jest nieprzenikniona i dwoista, otwarta zarówno na dobro, jak i na zło. Powinno się więc nauczyć dokładnego rozróżniania między tym, co dobre, a tym, co złe, i zupełnie świadomie czynić zawsze dobro, a przeciwstawiać się złu. Powinno się konsekwentnie szanować godność cudzą i własną oraz być odpowiedzialnym za każde swe posunięcie. Słuchać innych, tylko bowiem oczyma drugich możemy dostrzec własne błędy. Trzymać się jednak z dala od ludzi małych i nic nie wartych, oni bowiem zarażają swą małością także tych, którzy noszą w sobie górne marzenia i mają wysokiego ducha. Nieustanne moralne czuwanie nad tym, aby wciąż być dobrym, stanowi niejako patos bycia człowiekiem.

* * *

Konfucjusz uważał, że w zasadzie nie ma większego znaczenia, czy w Boga wierzymy, czy nie; czy On jest, czy Go nie ma; czy wiemy, jak jest zbudowany świat i jak on funkcjonuje, czy nie; czy jest wieczna dusza, czy jej nie ma. A to dlatego, że człowiek absolutnie nic o tych sprawach nie wie i wiedzieć nie może, a skazany jest na, przeważnie jałową, grę wyobraźni i puste słowotwórstwo. Ale choć nie wiemy, czy Bóg jest, czy Go nie ma, warto oddać Mu cześć. Najważniejsza wszelako jest wiedza o tym, jak powinno się na tym świecie żyć i jak się praktycznie zachowywać we wszelkich możliwych do pomyślenia sytuacjach.
Mistrz Kung, zgodnie z odwieczną tradycją chińską, uważał, że Niebo jest źródłem wzniosłych zasad moralnych. Pisał: „Niebo zrodziło cnotę, która jest we mnie”. „Niebo”, czyli bliżej nie dająca się określić Potęga i Mądrość kosmiczno-duchowa, która wszystkie rzeczy tworzy, ustala, utrzymuje i porządkuje (jest to pojęcie intuicyjnie bliskie chrześcijańskiej kategorii „Duch Święty”). Człowiek powinien wyrobić w sobie umiejętność słyszenia głosu Nieba we własnym sercu, a głos ów poprowadzi go do mądrości, dobra i cnoty. Gdy osoba odnajdzie swą drogę prawdy, spełni wówczas obowiązek względem siebie, rodziny, państwa; potrafi przeciwstawić się złym skłonnościom, szkodliwym nawykom, zgubnym popędom, podstępnym wpływom.
W dobrze rządzonym społeczeństwie każdy obywatel robi to, co należy do niego, i nie wtrąca się do cudzych spraw, a tym bardziej – kompetencji. Władca jest władcą, poddany – poddanym, nauczyciel – nauczycielem, uczeń – uczniem itd. Każdy zajmuje ściśle określone położenie i musi sumiennie spełniać odpowiednie do niego, dokładnie określone obowiązki. Gdy wszyscy będą pilnie baczyli na swój obowiązek człowieka i obywatela, wtedy wszyscy będą dobrzy, a w kraju zapanuje spokój, ład i dobrobyt. Gdy np. w rodzinie syn okazuje ojcu bezgraniczne posłuszeństwo, a ojciec miłuje syna i dba o jego los, wówczas wszystkim sprzyja szczęście, a rodzina osiągnie swoje cele. Jeśli ktoś zboczy ze swego „tao”, wpada na błotniste bezdroża, schodzi na manowce i nigdy do niczego nie dojdzie.
Wszyscy jednak nie mogą ciągle postępować zgodnie z zasadami prawości. Ludzie nawykli mierzyć różnymi miarkami postępki swoje a cudze. Jeżeli uważają coś za korzystne dla siebie, czynią bez zastanowienia zło innym ludziom, zręcznie i przebiegle usprawiedliwiając podłość przed innymi i przed sobą. Tylko człowiek oświecony i z natury szlachetny postępuje według zasady wzajemności. On się po prostu organicznie brzydzi niskimi uczynkami, nawet gdyby miały mu przynieść wymierne korzyści materialne. Już samo szlachetne postępowanie sprawia mu tyle radości, że żadnej innej nagrody nie potrzebuje. Ale prostak nie jest w stanie tego pojąć.
Ogromne znaczenie wychowawcze Konfucjusz przypisywał muzyce; mawiał, że dobra muzyka wygładza stosunki moralne i społeczne między ludźmi, wprowadza spokój do ludzkich zachowań, zaprowadza ład w sercach, czyni dusze lepszymi, bardziej harmonijnymi. Natomiast muzyka zła wnosi do duszy i do życia pierwiastek niepokoju, nieładu i zepsucia, chaotyzuje procesy psychiczne, zamiast je harmonizować. Mędrcy i władcy powinni dbać o to, aby muzyka zła – w szczególności muzyka obca – nie miała dostępu do ludu, aby go nie psuła i nie demoralizowała.

* * *

W kulturze europejskiej tradycja ta została potraktowana z daleko posuniętą rezerwą. Johann Gottfried Herder w „Myślach o filozofii dziejów” notował: „Tak jak Chińczycy niezmiernie lubią pozłacany papier i lakier, wyciągnięte zawijasy ich znaków graficznych i pusty dźwięk pięknych sentencji, tak też kultura ich ducha zupełnie podobna jest do tego pozłacanego papieru i lakieru, do znaków ich pisma i dzwoneczkowatego brzmienia ich zgłosek. Zdaje się, że przyroda odmówiła im, jak wielu narodom tego zakątka ziemi, daru swobodnej, wielkiej wynalazczości w naukach, szczodrą natomiast ręką udzieliła ich małym oczom owego ducha obojętności, chytrej zapobiegliwości i przemyślności, mistrzostwa i talentu do naśladowania wszystkiego, co ich chciwość uważa za pożyteczne. Wiecznie ruchliwi, wiecznie zaaferowani, odchodzą i przychodzą w poszukiwaniu zarobków lub służby, tak że pomimo wysoko rozwiniętej formy ich ustroju politycznego można by ich zawsze uważać za wędrujących Mongołów... Ich sztuka lekarska, podobnie jak ich handel, to jakieś subtelne, zwodnicze macanie pulsu, które dobrze oddaje cały ich charakter w jego zmysłowej subtelności i pozbawionej wynalazczości niewiedzy (...). Mogli oni poszczególne wiadomości zaczerpnąć, skąd im się podobało – cały gmach ich mowy i ustroju, urządzeń i sposobu myślenia jest czymś ich własnym. Tak jak Chińczycy nie lubią szczepienia drzew, tak też sami nie wchłonęli w siebie nawet obecnie niczego od innych ludów; mimo pewnych z nimi kontaktów pozostali w swym zakątku świata mongolskim plemieniem wynaturzonym w chińską kulturę niewolniczą.
Wszelkie sztuczne kształtowanie ludzi dokonuje się przez wychowanie; sposób wychowania Chińczyków przyczynił się, obok ich charakteru narodowego, do tego, że stali się tym, czym są, a nie czymś więcej. Skoro bowiem zgodnie z mongolskim, koczowniczym zwyczajem posłuszeństwo dzieci miało stać się teraz podstawą wszelkich cnót nie tylko w obrębie rodziny, ale także w państwie, musiała oczywiście z czasem wytworzyć się owa pozorna etyczność, owa uprzedzająca dworska uprzejmość, sławione nawet przez nieprzyjaznych im świadków jako charakterystyczny rys Chińczyków. Jakie jednak były następstwa tej dobrej dla nomadów zasady w warunkach wielkiego państwa? Skoro w państwie tym nie ustanowiono żadnych granic dla zasady dziecięcego posłuszeństwa, nakładając na dorosłego mężczyznę, który sam ma dzieci i oddaje się męskim zajęciom, takie same obowiązki, jakie przystoją tylko nie wychowanemu jeszcze dziecku; co więcej, skoro obowiązki te wprowadzono wobec każdej zwierzchności, która przecież tylko w przenośnym znaczeniu, bo pod przymusem i z konieczności, a nie wskutek naturalnego popędu, nazywana jest ojcem – cóż innego mogło, cóż musiało powstać w takich warunkach, jeśli nie to, że chcąc wbrew naturze stworzyć nowe ludzkie serce, przyzwyczajono prawdziwe serce do obłudy?
Jeśli dorosły mężczyzna ma być ciągle dziecięco posłuszny, to musi wyrzec się samorzutnej energii działania, do którego w tym wieku zobowiązała go przyroda. Miejsce serdecznej prawdy zajmują puste ceremonie, a syn, który za życia ojca rozpływał się wręcz w dziecięcej uległości wobec swej matki, zaniedbuje ją po jego śmierci, skoro tylko ustawa nazwie ją konkubiną. Tak samo ma się rzecz z dziecięcymi obowiązkami wobec mandarynów. To nie dzieło natury, to nakaz; to przyzwyczajenia, a jeśli są przeciwne naturze, stają się fałszywymi, osłabiającymi przyzwyczajeniami. Stąd rozdźwięk między chińską doktryną polityczną i etyczną, a jej rzeczywistymi dziejami. Jakże często dzieci państwa strącały ojców z tronu! Jakże często ojcowie wściekle rozprawiali się z dziećmi! Skąpi mandaryni pozwalają ginąć z głodu tysiącom ludzi, a kiedy ich zbrodnie dochodzą uszu „wyższego” ojca, zostają bezskutecznie karani pospolitą chłostą, jak chłopcy. Stąd ów brak męskiej siły i poczucia czci rzucający się w oczy nawet w malowidłach przedstawiających chińskich bohaterów i wielkich ludzi. Cześć stała się jedynie dziecięcym obowiązkiem, a siła wyrodziła się w konwencjonalne uszanowanie wobec państwa; służbę pełni nie szlachetny rumak, lecz oswojony muł, który, jeśli chodzi o zwyczaje wykonywane od rana do wieczora, odgrywa bardzo często rolę lisa.
Ta dziecięca niewola ludzkiego rozumu, siły i uczucia musiała z konieczności wywrzeć osłabiający wpływ na całą strukturę państwa. Jeśli całe wychowanie nie jest już niczym innym jak manierą, jeśli maniery i zwyczaje nie tylko nakładają więzy na wszystkie stosunki życiowe, ale je wręcz gwałcą, to jakież sumy energii, i to najszlachetniejszej energii ludzkiego serca i ducha, traci państwo (...). Narodowi, który śpi na ciepłym piecu i od rana do wieczora pije ciepłą wodę, obcy jest zarówno duch wojowniczości, jak i myślenia”. Te zdania, wypowiedziane na przełomie XVIII a XIX wieku, w XXI zupełnie straciły na aktualności, gdyż w mentalności chińskiej nastąpiły radykalne zmiany, czyniące z tego narodu pioniera światowego rozwoju umysłowego i technologicznego – tak, jak to było przed pięcioma tysiącami lat..

* * *

Konfucjusz nie zostawił dzieł pisanych przez siebie osobiście; jego myśli zostały jednak utrwalone przez uczniów i słuchaczy mistrza. Tradycja przypisuje mu jednak zredagowanie czterech podstawowych dzieł: „Księgi Przemian”, „Księgi Dokumentów”, „Księgi Pieśni”, jak też utworu o charakterze kroniki „Wiosny i jesienie”. Dzieła te jednak nie zachowały się w całości, lecz tylko we fragmentach, przytaczanych przez późniejszych autorów. Urywki te, poświęcone najrozmaitszym kwestiom państwowym, moralnym, politycznym, psychologicznym, religijnym, estetycznym, zebrano ostatecznie w tomie, który został nazwany „Lun-ju” czyli „Rozprawy i powiedzenia”, a który na języki europejskie tłumaczy się zwyczajowo jako „Dialogi Konfucjańskie” lub „Dialogi” Konfucjusza. Jest to książka należąca do skarbnicy najwartościowszych dzieł filozoficzno – literackich, jakie kiedykolwiek stworzyła ludzkość. Znajdziemy w niej wiele myśli i spostrzeżeń nacechowanych głębokim rozumieniem serca i spraw ludzkich, świata jako takiego.

„Szlachetny podnosi zalety ludzi, a nie podkreśla ich przywar; prostak czyni przeciwnie.
– Szlachetny wymaga od siebie; prostak stawia żądania innym.
– A gdy najpierw mierzysz w swoje własne winy, nie zaś w błędy innych, czyż nie jest to właśnie zwalczaniem zła?
– Tsy-Kung lubił oceniać innych ludzi. Mistrz powiedział: „Tsy-kungu, czy uważasz to za godne mędrca? Doprawdy, nie znajduję na to dość wolnego czasu”...
– Nie boleję nad tym, iż ludzie mych zalet nie poznali. Ubolewam tylko, że nie dość wiele ich posiadam.
– Gdy ktoś bez umiaru szafuje przyrzeczeniami, spełnienie ich przysporzy mu wiele kłopotów.
– Trudno mieć do czynienia z kobietami i nikczemnikami. Jeśli do nich się zbliżysz, przestają cię słuchać. Jeśli zaś od nich się oddalasz, nieuchronnie zaczynają cię nienawidzić.”
Konfucjusz twierdził, że dziewczynki są dla swych rodziców „wodą rozlaną”, gdyż po wyjściu za mąż odchodzą do domu małżonka.
Przykazanie czci dzieci w stosunku do rodziców jest w kulturze konfucjańskiej przestrzegane rygorystycznie. Nauczyciel bowiem mówił: „Pełnieniu synowskiego obowiązku w stosunku do rodziców nie przeczy, że może on im coś proponować. Ale gdy zobaczy, że oni jego propozycji nie akceptują, staje przed nimi znów pełen szacunku, i stara się dla nich, na nic się nie skarżąc”. W jednej z przypowiastek starochińskich jest mowa o 60-letnim mężczyźnie Lao Laj-cy, który ubierał się i nosił jak dziecko, gaworzył jak noworodek, aby zapobiec temu, że starzy jego rodzice będą przerażeni, gdy dostrzegą, iż ich syn również nie jest już młody, oni zaś sędziwi i bliscy kresu swego życia.
„Nie można nie pamiętać o wieku swych rodziców. Radować się bowiem należy z długiego ich żywota, a lękać się nieustannie, że ich kres się zbliża.
– Szlachetny nigdy nie zaniedbuje swoich krewnych.
– Czyż nie daje to radości, gdy człowiek się uczy i czas swój ćwiczeniem w nauce wypełnia?
– Człowiek rozumny winien miłować wszystkich, lecz bliskie stosunki utrzymywać tylko z tymi, którzy posiedli cnotę.
– Przyjaciela powinno się miłować dozgonnie.
– Przyjaźń z prawymi, przyjaźń ze szczerymi, przyjaźń z tymi, którzy wiele widzieli – przynosi pożytek. Przyjaźń z obłudnymi, przyjaźń z fałszywymi, przyjaźń z pochlebcami – przynosi jedynie szkodę.
– Utrzymujcie kontakty z tymi, którzy są tego godni; trzymajcie się z dala od tych, którzy godni nie są.
– Kto będąc szlachetnym powagi nie zachowa, ten nie będzie szanowany; ten uczyć się będzie, lecz nie będzie wytrwały. Niechaj więc każdy wierność i szczerość na pierwszym miejscu stawia. Niechaj nie ma przyjaciół od siebie gorszych. I niechaj błąd popełniwszy nie cofnie się przed naprawieniem go.
– Nie smucę się, iż się na mnie ludzie nie poznali. Boleję jeno nad tym, iż sam ludzi poznać nie zdołałem.
– Jeśli jednostka jest w porządku, to i rodzina jest w porządku; jeśli rodzina jest w porządku, to i państwo jest w porządku; jeśli państwo jest w porządku, to i cały świat jest w porządku.”
Życie społeczne opiera się na systemie zależności, zwanych w starożytnych Chinach „wielkimi zasadami współżycia ludzi”. Są to: zależność poddanego od władcy; zależność syna od ojca; zależność żony od męża; zależność młodszego rodzeństwa od starszego i zależność przyjaciół od siebie nawzajem. W społeczeństwie „harmonijnym” każdy obywatel spokojnie i sumiennie robi to, co umie i potrafi, a nie – jak w demokracji – każdy sądzi i decyduje o sprawach, w których nie ma najmniejszego rozeznania. „Kto w dzieciństwie sprzeciwia się rodzicom, ten w wieku dojrzałym sprzeciwia się zwierzchnikom i wywołuje zamęt w państwie”. O jednym jednak ze swych rozmówców Konfucjusz powiedział, iż „nie sprzeciwia się on niczemu, jakby był głupcem”. O jeszcze innym nieco inaczej: „Jen Juan nie jest uczniem, który pobudza do rozpraw, z każdym bowiem moim słowem skwapliwie się zgadza”. Z tych słów wynika, że krytycyzm był uważany przez tego mędrca za cechę dającą świadectwo rozumowi. Wiedzący zawsze stoi nad prostakiem i ma naturalne prawo do rozkazywania mu, co zresztą przekłada się na harmonię socjalną. Gdy prostak jest stawiany ponad wiedzącym, państwo się demoralizuje, dezorganizuje i rozkłada.
Aktywność człowieka stanowi część życia wszechświata i jest współodpowiedzialna za harmonię w całym kosmosie. Tak jak fale się rozchodzą, gdy się rzuci kamień do wody, tak też czynności każdej jednostki ludzkiej zataczają coraz to szersze kręgi, powodując wibracje i obrót swoistych energii. I kiedyś nadchodzi nieuchronnie chwila, gdy to, cośmy uczynili, wraca do nas. Żadna myśl i żaden czyn nie ginie bez śladu, lecz wszystkie na zawsze pozostają częścią wiecznego procesu kosmicznego. Jeśli echa naszych czynów nie zdążą za naszego życia wrócić do nas, wrócą jednak do naszych dzieci, wnuków lub prawnuków, powodując w ich życiu te czy inne perturbacje.

„Człowiek rodzi się do pracy.
– Błędy człowieka szlachetnego są jak zaćmienie słońca lub księżyca; wszyscy je widzą.
– Człowiek szlachetny stara się, by inni byli dobrzy; prostak czyni odwrotnie.
– Czy nauczyć cię prawdziwej wiedzy? Otóż jeśli coś wiesz, przyznaj, że wiesz. Gdy zaś czegoś nie wiesz, przyznaj, że nie wiesz. Oto prawdziwa wiedza.
– Uczyć się, lecz nie myśleć, to rzecz bezużyteczna; ale myśleć, i nie uczyć się, to rzecz niebezpieczna.
– Nie widziałem jeszcze takiego, kto by umiejąc dostrzec swoje błędy sam się przed sobą nie obwiniał.
– Gniewu swego na innych nie rozciągaj, ani dwakroć tego samego błędu nie popełniaj.
– Dawniej ludzie uczyli się dla samych siebie, dziś robią to na pokaz.
– Najwyżej cenię tych, którzy od samego urodzenia wiedzę posiadają. Niżej stawiam tych, którzy wiedzę przez naukę zdobyli. Po nich idą ci, którzy z trudem ucząc się, w końcu wiedzę zdobywają. Najniżej zaś stawiam tych, którzy, mimo wysiłków, wiedzy zdobyć nie są w stanie.
– Człowiekowi szlachetnemu chodzi o wartości duchowe, podczas gdy prostak zabiega o wartości materialne.
– Jedynie największy mędrzec i największy głupiec nigdy się nie zmieniają.
– Ogłada jest równie ważna jak przymioty wewnętrzne, przymioty wewnętrzne zaś są równie ważne jak ogłada. Jeśli bowiem pozbawić włosów skórę tygrysa czy lamparta, nie będzie się różniła od skóry psiej albo baraniej.
– Kto rozszerza swą wiedzę przez znajomość pism, a z obyczajności więzy sobie czyni, ten tylko nie zboczy z właściwej drogi.
– Mąż uczony, który się zadowala życiem jeno w zaciszu domowym, nie jest wart tego miana.
– Kto dzień w dzień uświadamia sobie, czego jeszcze nie osiągnął, a w ciągu miesiąca nie zapomina tego, czego się nauczył, o tym rzec można, iż naukę umiłował.
– Nie nauczaj tego, komu brak zdolności.
– Nie pomagaj wypowiedzieć się temu, kto się sam wysłowić nie stara.
– Gdy komuś jeden kąt ukażę, a on sam trzech pozostałych nie odgadnie, wówczas więcej takiego człowieka nie uczę.
– Ucz się tak, jakbyś jeszcze niczego nie osiągnął; a prócz tego lękaj się, byś nie stracił tego, co już osiągnąłeś.
– Mąż uczony winien być silny i wytrwały. Obowiązki jego są bowiem ciężkie, a droga przed nim daleka.
– Są powody, aby z szacunkiem spoglądać na młodych. Któż wie, jak dalece mogą nas przewyższyć? Gdy kto jednak doszedł lat pięćdziesięciu i nie zasłynął, ten nie jest już szacunku godzien.
– Bądź uczonym szlachetnym, a nie uczonym prostakiem.
– Nie ma innej różnicy między ludźmi, jak tylko w naukach, które przyswoili.
– Popełnić błąd i nie naprawić go, oto co można nazwać prawdziwym błędem.
– Kto tylko cnotę poznał, ten nie dorównuje temu, kto ją umiłował. Kto zaś ją tylko umiłował, ten nie dorównuje temu, kto w niej radość znalazł.
– Nie można rozmawiać o sprawach wyższych z człowiekiem poniżej poziomu średniego.
– Człowiek mądry i cnotliwy trwa w spokoju i jest zadowolony.
– Cnota trwająca w umiarze jest cnotą najwyższą.
– Gdy wszyscy kogoś nienawidzą, należy to zbadać; gdy zaś wszyscy kogoś miłują, to również trzeba zbadać.
– Szlachetny nie musi się znać na sprawach drobnych, lecz można mu wielkie zadania powierzać; prostakowi spraw wielkiej wagi powierzać nie wolno, lecz winien on się znać na sprawach drobnych.
– Szlachetny winien być wierny zasadom, lecz wystrzegać się zaślepienia.
– Zręczne słowa mogą zachwiać cnotą. Drobna niecierpliwość może zniweczyć wielkie zamierzenie.
– Szlachetny boleje nad tym, iż sam czegoś dokonać nie umie. Nie martwi się zaś tym, że go ludzie nie doceniają.
– Szlachetny winien tym się martwić, że życie jego dobiega kresu, a nie zyskał jeszcze należytego rozgłosu.
– Szlachetny jest opanowany i obce mu są swary; nie unika on ludzi, lecz z żadną grupą się nie łączy.
– Słowa powinny jasno myśli wyrażać.
– Na nic, co nieobyczajne, nie spoglądaj; niczego, co nieobyczajne, nie słuchaj; o niczym, co nieobyczajne, nie mów; niczego, co nieobyczajne, nie czyń.
– Szlachetny wolny jest od przygnębienia i od lęku. Jeśli człowiek w swoim sercu strzeże się nieprawości, czym miałby się dręczyć, czego obawiać?
– Nie czyń innym, czego sobie nie pragniesz. Wówczas ani w rodzinie, ani w całym kraju nikt ci nie będzie niechętny.
– Pomnażać cnotę – to najwyżej cenić wierność i szczerość oraz dążyć zawsze do sprawiedliwości.
– Trzeba wpierw chcieć zrozumieć samego siebie, a następnie zrozumieć innych ludzi. Taka jest droga do cnoty i rozumu.
– Martwi mnie tylko, żem cnoty nie dość kultywował; żem starożytnych naśladując nie umiał do końca mej nauki wyjaśnić; żem nie zdołał postępować zawsze wedle tego, co wiem, iż jest prawe; żem nie potrafił naprawić tego, co jest we mnie niedobre.
– Przekazuję jeno nauki starożytnych, lecz sam niczego nie tworzę.
– Szlachetny odznacza się godnością, lecz nie dumą; prostak bywa dumny, choć brak mu godności.
– Pokonaj w sobie chęć wywyższania się, chełpliwość, gniew i chciwość.
– Czy naprawdę wierny może nie upominać tego, komu wierność winien?
– Trudno nie skarżyć się w nieszczęściu.
– Za doskonałego można uważać człowieka, który widząc korzyść – pamięta o prawości; widząc bliźnich w niebezpieczeństwie – naraża własne życie; i który nigdy, nawet po wielu latach, nie zapomina o danym przyrzeczeniu.
– Szlachetny nie wejdzie do domostwa człowieka, który z własnej woli zły czyn popełnił.
– Są trzy rzeczy, których człowiek szlachetny powinien się wystrzegać: 1. W wieku młodym, kiedy krew wre, a duchy żywotne są w największym natężeniu, niechaj się wystrzega lekkomyślności; 2. W wieku średnim, gdy krew i duchy żywotne osiągają największą moc, niechaj się wystrzega rozwiązłości; 3. W wieku podeszłym, gdy krew stygnie, a duchy żywotne słabną, niechaj się chciwości wystrzega.
– Nie martwcie się tym, że nie piastujecie stanowisk; dbajcie o to, by być stanowisk godnymi. Nie martwcie się, że nikt was nie zna; dbajcie o to, byście byli godni tego, by was znano.
– Szlachetny stara się być w swych słowach powolny, a szybki w czynach.
– Cnota nie pozostaje samotna; z pewnością mieć będzie naśladowców.
– Istnieje pięć cnót składających się na humanitaryzm: powaga, szczodrość, szczerość, gorliwość, łagodność. Kto bowiem poważny, tego wszyscy poważają; kto szczodry, ten wszystkich sobie pozyska; kto szczery, temu ludzie ufają; kto gorliwy, ten zasługi zdobędzie; kto łagodny, ten ludźmi powodować może.
– Przyglądanie się cudzym błędom wiedzie ku poznaniu cnoty.
– Kto rankiem cnotę pojął, ten o zmierzchu w spokoju umrzeć może.
– Czy daleko jest od nas cnota? – Wystarczy, bym jej tylko pragnął, a już zjawia się we mnie.
– Nie poddawaj się pokusie wina; dbaj o to, aby zachować w tej dziedzinie rozsądek i miarę.
– Choćbym miał lichym żywić się jadłem, pić tylko wodę i zgięte ramię mieć w nocy za poduszkę, to i tak w tym stanie radość znajdę. Nieprawym zaś sposobem zdobyte bogactwa i zaszczyty wydają mi się jak płynące po niebie chmury.
– Kto panu służąc często go upomina, w niełaskę popada; kto z przyjacielem przestając często go napomina, przyjaźń traci.
– Kto ludzi stara się usidlić zręcznymi słowami, często bywa znienawidzony.
– Wyszukane słowa, przesadny wygląd i okazywanie nadmiernego szacunku – oto czego wstydzi się mędrzec.
– Hańbą jest kogoś nienawidzić, lecz udawać przyjaźń.
– Kto wciąż szuka własnej wygody i korzyści, wpada w tarapaty.
– Nawet gdy kogoś długo znasz, odnoś się do niego z szacunkiem.
– Prawdziwa wiedza polega na tym, abyśmy wiedzieli, żeśmy wiemy to, co wiemy, i nie wiemy tego, czego nie wiemy.”

Jak zaznaczyliśmy powyżej, stosunki międzyludzkie są najważniejszym tematem filozofii Konfucjusza: szacunek młodszego do starszego, poddanego do władcy, syna do ojca, żony do męża, kobiety do mężczyzny – to, według niego, szkieletowa konstrukcja społeczeństwa. „Cnota panującego jest cnotą wiatru, cnota poddanego jest cnotą trawy. Gdy pierwszy dmucha, drugi musi się pochylić”. Jeśli któregoś z tych rodzajów szacunku zabraknie, zostanie zachwiana hierarchia, czyli ład i porządek socjalny, a do stosunków między ludźmi zakradną się dowolność, zamęt, nieład i chaos. Jeśli bowiem młodzi nie szanują starszych, to młodzi nie otrzymują należnych nauk, a starzy nie są zabezpieczeni w podeszłym wieku. Jeśli syn nie szanuje ojca, to wnuk wyrasta na gbura i durnia, ponieważ jego ojciec niczego się nie nauczył od starszego pokolenia i nie mógł niczego dobrego przekazać swemu synowi. Jeśli poddani nie szanują władzy, to władzę w państwie przejmują bandyci i złodzieje. Jeśli żona nie szanuje męża, cudzołożnicy powodują, że niszczona jest rodzina, a dzieci czują się sierotami przy żyjących rodzicach.

– „Gdy ład w kraju panuje, wówczas lud prosty o losach kraju nie rozprawia.
– Mędrzec w obliczu grożącego niebezpieczeństwa, gotów jest życie poświęcić. Gdy zysk widzi, najpierw zwraca się myślami ku prawości.
– Szlachetny podlega trzem przemianom: Widziany z daleka, wydaje się surowy; gdy się do niego zbliżymy, wydaje się łagodny; gdy zaś usłyszymy jego głos, wydaje się stanowczy.
– Trzy są rzeczy, które w mężu szlachetnym budzą trwogę: Odczuwa lęk wobec woli Niebios, cześć wobec wielkich ludzi i bojaźń wobec słów mędrców. Prostak nie zdoła pojąć woli Niebios, nie czuje więc przed nią lęku; nie okazuje też należnego szacunku ludziom wielkim i drwi ze słów mędrców.
– Mąż szlachetny zachowuje należyty dystans nawet w stosunku do własnego syna.”

* * *

Konfucjusz był bliski zdania, że sens życia polega na poszukiwaniu sensu życia. Mówił: „Jeśli nie wiesz, jak służyć ludziom, po co zajmujesz się służeniem Bogu? Jeśli nie wiesz, jak żyć, po co rozmyślasz o śmierci? Bóg powinien być czczony, ale z zachowaniem należnego dystansu. Sens świata nie leży poza człowiekiem; kto próbuje budować sens świata poza człowiekiem, nie może sprawić, by był to sens prawdziwy. Nie jestem kimś, kto doznał niezwykłego olśnienia. Jestem tylko człowiekiem, który dużo studiował i długo starał się uczyć innych”. Gdy go ktoś zapytał, czy należy odpłacać dobrem za nienawiść, rzekł: „Czymże wtedy odpłacić za dobro? Raczej prawością odpowiadać na nienawiść, a dobrem odpłacać za dobro”. (...)

– „Człowiek szlachetny umie biedę znosić; prostak daje upust narzekaniom.
– Ani mąż wytrwały, ani ten, kto do ludzi właściwy ma stosunek, nie zabiega o zachowanie życia kosztem uchybienia zasadom humanitaryzmu.
– Niestety, nie napotkałem dotychczas takiego, kto by tak umiłował cnotę, jak się uciechy miłuje.
– Kto wiele wymaga od siebie, a mało od innych, ten się uchroni przed gniewem ludzi.
– Gdy człowiek czuje, że śmierć się zbliża, jego słowa stają się dobre.
– Kto posiadł mądrość, tego niepewność nie nęka.
– Człowiek szlachetny nienawidzi tych, którzy zamiast swe pragnienia wyjawić, zmyślają powody dla ich usprawiedliwienia.
– Szlachetny na dziewięć rzeczy zwraca szczególną uwagę:
Patrząc, stara się widzieć jasno.
Słuchając, stara się dokładnie słyszeć.
Stara się zachować łagodny wyraz twarzy.
W postawie wyraża szacunek.
W słowach jest lojalny.
W czynach jest rozważny.
Gdy ma wątpliwości, pyta innych.
W gniewie pamięta o jego skutkach.
Gdy zysk dostrzeże, pamięta o prawości.
Życie pędzi w ukryciu, by cel swój [doskonałość] osiągnąć.
– Nie wiemy, czy jest Bóg, czy Go nie ma – złóżmy więc Mu ofiarę.”

* * *

Ci, którzy są potężni, powinni być sprawiedliwi, życzliwi, wielkoduszni i nie dbający o własną kieszeń. W takim jedynie razie mają szansę na zachowanie na dłużej swej pozycji. Jeśli w państwie dominuje rozum i sprawiedliwość, hańbą w nim są bieda i niedola; jeśli w państwie dominuje nieprawość i przekupstwo, hańbą jest mieć w nim zaszczyty, stanowiska i majątek. Dobry obywatel myśli o obowiązku, zły – o własnej kieszeni. Jeden z chińskich mędrców pisał, iż „trudno jest kierować ludem, który posiada znaczną wiedzę”. [Nawiasem mówiąc, także rzymski mąż stanu Warron zanotował swego czasu: „Lud nie musi wiedzieć wiele z tego, co jest prawdą, i musi wierzyć w wiele takiego, co jest fałszem”. I to dla własnego dobra]. Niekoniecznie musi to być prawdą. Lepiej rządzić narodem rozumnym i przewidywalnym, niż ciemnym, głupim i bez ładu w głowie, od którego niewiadomo, czego można się w każdej chwili spodziewać, a który swoje intelektualne schaotyzowanie nazywa „umiłowaniem wolności”. Konfucjusz zostawił szereg trafnych spostrzeżeń na temat sztuki i psychologii rządzenia państwem.

„Władca powinien obyczajnością dawać przykład poddanym, a poddani powinni wiernie mu służyć.
– Co czynić, by lud był uległy? – Gdy się na urzędy wynosi prawych, a oddala od nich wszystkich nieprawych, wówczas lud staje się uległy. Gdy się zaś wynosi na urzędy nieprawych, a oddala od nich prawych, wówczas lud uległy nie będzie.
– Gdy szlachetny państwem kieruje, niczego z uporem się nie trzyma, ani niczego z góry nie odrzuca; i zawsze stoi po stronie tego, co prawe.
– Mówić to, co prawe, lecz tego nie czynić, to brak odwagi.
– Każdy występek człowieka zależy od jego środowiska.
– Kto cnotą rządy sprawuje, jest jako gwiazda polarna, co sama w miejscu pozostaje, a wszystkie gwiazdy wokół niej krążą.
– Niechaj myśli władcy stronią od zła.
– Szlachetny każdą rzecz z różnych stron widzi i nie ma uprzedzeń; prostak rzecz z jednej strony widzi i uprzedzeniem się kieruje.
– Kto pragnie szybko działać, nie osiąga celu; kto zważa na drobne korzyści, nie osiąga rzeczy wielkich.
– Szlachetny kocha zgodę, lecz nie jest bezkrytyczny; prostak jest bezkrytyczny, lecz bynajmniej nie jest zgodliwy.
– Lud od zła stroni; ale nie wie, co to jest wstyd, gdy się nim rozkazami kieruje, a karami zdusić go się stara. Wie jednak, co to jest wstyd, i prawym się staje, gdy się nim cnotą kieruje, a obyczajnością pozyskać się stara.
– Kto mądrością władzę zdobył, lecz humanitaryzmem utrzymać jej nie zdoła, ten choćby już władzę posiadł, utracić ją musi. Kto mądrością zdobył władzę i humanitaryzmem ją utrzymał, lecz jej z godnością nie sprawuje, tego lud szanować nie będzie. Kto mądrością zdobył władzę, humanitaryzmem ją utrzymał i z godnością ją sprawuje, wzbudzając szacunek u ludu, lecz kieruje ludem wbrew obyczajom, ten nie jest dobrym władcą.
– Aby posiąść tzw. „pięć zalet”, władca powinien: 1. być szczodrym, lecz nie rozrzutnym; 2. potrafić zachęcić lud do pracy, nie wywołując jego gniewu; 3. być dostojnym, lecz nie zarozumiałym; 4. potrafić budzić szacunek, lecz wystrzegać się okrucieństwa; 5. może mieć pragnienia, lecz nie powinien być chciwy.”

Konfucjusz wyszczególnia też cztery najgorsze wady władców. Są to: 1. zabijanie ludzi zamiast ich nauczania (okrucieństwo); 2. domaganie się owoców pracy bez uprzedzenia i poważnych powodów (ucisk); 3. niedbałe wydawanie poleceń i wymaganie ich ścisłego i terminowego wykonania (tyrania); 4. sknerstwo w wynagradzaniu ludzi za ich korzystne dla państwa czyny.

„Szlachetny zdobywa wpierw zaufanie ludu, a dopiero potem obarcza go pracą. Dopóki nie zdobędzie zaufania, lud będzie uważał, iż jest gnębiony. Szlachetny wpierw zdobywa zaufanie ludu, a dopiero potem udziela mu napomnień. Dopóki zaufania nie zdobędzie, lud uważa, że jest prześladowany.
– Czyż godzi się służyć księciu razem z nędznikami? – Zanim dostaną się na służbę do księcia, jedyną ich troską jest to, aby się tam dostać. Gdy tylko osiągną swój cel, jedyną ich troską jest to, by otrzymanego stanowiska nie utracić. A skoro troska przed utratą stanowiska tak ich zaprząta, nie ma nic, przed czym by się cofnęli, dążąc do jego utrzymania.
– Czy istnieją słowa, które mogą przynieść zgubę krajowi? – Nie można oczekiwać, by same słowa miały taką wagę. Istnieją jednak słowa o zbliżonej mocy. Mawiają bowiem ludzie: Nie to mnie cieszy, że jestem władcą, lecz to, że moim słowom nikt sprzeciwić się nie śmie. – Nic w tym złego, gdy nikt się nie sprzeciwi słusznym słowom władcy, ale gdy słowa władcy nie są słuszne, a nikt się im nie przeciwstawi, to czyż owo powiedzenie nie jest bliskie takiemu, co zgubę na kraj ściąga?
– W celu utrwalania władzy należy czynić trzy rzeczy: zapewnić dostatek żywności i wojska oraz pozyskać zaufanie ludu... Trzeba też, by władca postępował jak władca, minister – jak przystoi ministrowi, ojciec – jak ojcu należy, a syn – po synowsku... Jeśli władca nie postępuje bowiem, jak się godzi władcy, minister – jak przystoi ministrowi, ojciec – jak ojcu należy, a syn – po synowsku, to choćbyś miał przed sobą miskę ryżu, nie wiesz, czy zdołasz ją spożyć w spokoju.
– Kiedy lud jest zasobny, czyż może czego zabraknąć władcy? Gdy jednak ludowi zabraknie chleba, jakże mógłby władca żyć dostatnio?”

Jedno z księstw trapiły bandy rozbójników. Gdy jego władca zwrócił się o radę do Konfucjusza, mędrzec miał rzec: „Gdybyś ty sam, Panie, nie był chciwy, nie byłoby rozbójników, choćby nawet za rozbój dawano nagrody”... Konfucjusz wprowadził trzy rodzaje obowiązku: najwyższy – w stosunku do rodziny; drugi, nieco niższy, – w stosunku do społeczności, oraz trzeci, jeszcze niższy – w stosunku do państwa.

„Są trzy rodzaje uchybień, których należy unikać w czasie rozmowy z władcą szlachetnym: zabierać głos, zanim zostało się o to poproszonym (to błąd niecierpliwości); milczeć, gdy się zostało do zabrania głosu wezwanym (to błąd skrytości); mówić, nie spojrzawszy uprzednio na wyraz twarzy swego rozmówcy (to błąd mówienia na oślep).
– Szlachetny wstrzymuje się od mówienia o sprawach, których nie rozumie.
– Jeśli odważny jest człowiek szlachetny, lecz brak mu prawości, zostaje buntownikiem; jeśli prostak jest odważny, lecz brak mu prawości, staje się złoczyńcą.
– Są rzeczy, które winny szlachetnego napawać nienawiścią. Powinien on nienawidzić rozgłaszania błędów innych ludzi. Powinien nienawidzić ludzi niskiego stanu zniesławiających swoich zwierzchników. Powinien nienawidzić odważnych, którzy nie znają obyczajności. Powinien nienawidzić śmiałych, którzy nie przestrzegają zasad moralności.” Jeden zaś z uczniów Konfucjusza, o imieniu Tsy-kung miał rzec: „Nienawidzę tych, którzy są wścibscy, i uważają, że na tym polega mądrość. Nienawidzę nieustępliwych, którzy uważają, że na tym polega odwaga. Nienawidzę i tych, którzy ujawniają cudze tajemnice i uważają, że na tym polega prawość”...

Konfucjusz zaś mówił:
„Nawet władcy nie wolno przekraczać bariery, gdy chodzi o wielkie nakazy moralne;. tylko w mniejszych można „wchodzić i wychodzić”...
– Trzy są rodzaje przyjemności pożytecznej i trzy rodzaje przyjemności szkodliwej. Do pierwszych należą: przyjemność płynąca z właściwego przestrzegania obrzędów i zasad muzyki; przyjemność rozmowy o cnotliwych czynach innych ludzi; przyjemność posiadania wielu mądrych przyjaciół. Do grupy drugiej należą: przyjemność zaspokajania próżności; przyjemność bezcelowych wędrówek; przyjemność rozwiązłych biesiad.
– Kiedy władca miłuje obyczajność, lud daje mu się kierować z łatwością.
– Komu nie powierzono stanowisk, nie powinien się troszczyć o to, jak je należy sprawować... Ambicje człowieka szlachetnego nie powinny wykraczać poza jego pozycję... Szlachetny jest powściągliwy w wydawaniu sądów.
– Gdy ład panuje w kraju, można mówić śmiało i działać śmiało. Gdy w kraju nie ma ładu, trzeba działać śmiało, lecz mówić ostrożnie.
– Jak należy służyć władcy? – Najważniejsze, to w niczym go nie oszukiwać i umieć mu się otwarcie w razie konieczności przeciwstawić.” Państwo, które nie pozwala obywatelom na otwarte wyrażanie krytyki, zmusza ich do ukrytego spiskowania, a ponieważ i to uważa (poniekąd słusznie) za przestępstwo, zmuszone jest ich surowo karcić. Wychodzi więc na to, że wolność myśli i słowa leży zarówno w interesie władzy, jak i poddanych, a jej brak wykopuje między nimi przepaść, do której wszyscy wpadają w razie wojny domowej.

„Władca tak winien ludowi przewodzić, by ów pracując w pocie czoła nie odczuwał trudu.
– Gdy kary i grzywny nie są sprawiedliwe, lud nie ma dla siebie pewnego schronienia.
– Gdy władca miłuje obyczajność, lud nigdy nie odmówi mu szacunku. Gdy miłuje sprawiedliwość, lud mu nigdy nie odmówi posłuszeństwa. Kiedy zaś miłuje prawdomówność, lud go zawsze będzie kochał.
– Gdy władca zachowuje właściwą postawę, lud pełni swoje obowiązki bez jego rozkazu. Kiedy jednak władca nie odznacza się należytą postawą, to – choćby rozkazywał – lud nie będzie mu posłuszny.
– Jeśli samego siebie potrafisz uczynić wzorowym, jakie możesz napotkać trudności w sprawowaniu rządów? Jeśli jednak samego siebie wzorowym uczynić nie potrafisz, jakże ci myśleć o naprawianiu innych?
– O sprawach dokonanych nie należy mówić; nie należy też udzielać rad w tych sprawach, które już zaszły zbyt daleko; ani wyrzutów czynić w tym, co już minęło.
– Zwycięzca staje się cesarzem, zwyciężony staje się przestępcą.”

Władza musi być skrytna, tajemnicza, jednocześnie wszechobecna i nieprzystępna, odgrodzona od zwykłych ludzi, a jej posunięcia nieprzewidywalne jak wyroki losu – dopiero taka władza budzi szacunek, strach, zgrozę, pokorę i entuzjazm. W Chinach przez tysiąclecia opracowano magiczny teatr sprawowania władzy; były tam całe dzielnice a nawet miasta, do których żaden zwykły śmiertelnik wstępu nie miał; były to tereny przeznaczone wyłącznie dla cesarza i jego dworu. Państwo chińskie to najdłużej żyjące i najskuteczniej rządzone państwo w dziejach ludzkości, a jego elita polityczna nie ma i nie będzie miała sobie równych pod względem posiadanej wiedzy, kultury, wyrafinowania i konsekwencji.
W „Wielkiej księdze Tao” [zwanej też „Księgą Cnoty i Drogi”] Lao Tse (Lao-ce, Laocy), spisanej przez uczniów mędrca, czytamy godne zastanowienia słowa o psychologii rządzenia: „Ten, kto władcy służy dobrą radą, radą zgodną z Tao, nie ucieka się do przemocy. Przemoc często rodzi przemoc. Cierniste tylko krzaki wyrosną tam, gdzie stały wojska. Po wielkiej wojnie, chude nastają lata. Kto mądry, osiąga swój cel i na tym poprzestaje; nie śmie dalej rosnąć w siłę. Osiąga swój cel, ale się nim nie pyszni; osiąga swój cel, ale nie idzie po trupach; osiąga swój cel, ale obca mu duma. (...) Kto ma mocną pozycję, znaczy, że jest stary, a to kłóci się z Tao. Kto się zaś kłóci z Tao, tego koniec bliski”.
Praworządność powinno się jednak utwierdzać w państwie zdecydowanie. I to stosując różne metody. „Sprawcie, aby uczciwość popłacała bardziej niż kradzież, a nie będzie kradzieży”. [Wystarczy – tak jak było w Chinach – za pierwszą kradzież uciąć prawą rękę, za drugą – lewą, a kradzieże ustaną kompletnie; tak, jak w Chinach].
Starochińska zasada psychologicznego przygotowania żołnierzy do walki polegała na doniesieniu do świadomości jednego zdania: „Pogardzać wszelkimi trudnościami i cierpieniami, patrzeć na śmierć jako na powrót do stanu pierwotnego”.
Konfucjusz uważał, że jednym ze sposobów właściwego przygotowania do pełnienia funkcji kierowniczych w państwie jest „doskonalenie cnoty przez słuchanie i uprawianie muzyki”. Lecz muzyki wyłącznie narodowej, stanowiącej emanację ducha narodu, jego własnej tradycji i stylu myślenia; słuchanie muzyki obcej lub dziwacznej wywiera wpływ ogłupiający i niszczący duszę (jak obecnie amerykańska kakofonia negrosemicka – dodajmy od siebie).

* * *

Mędrzec krytycznie oceniał swoje czasy, gdy pisał: „Gwałtowność w dawnych czasach manifestowała się w zuchwalstwie, obecnie zaś znajduje swój wyraz w bezgranicznym rozpasaniu. Pycha w starożytności przejawiała się w nieprzystępności, obecnie zaś wyraża się w gniewie i kłótliwości. W dawnych czasach głupota przejawiała się w prostactwie, dziś znajduje ujście w krętactwie. Już wiele lat minęło, jak władcy utracili cnotę, a lud popadł w bezprawie”. Zadziwiająco aktualne słowa.
W pewnej rozmowie, gdy był już w podeszłym wieku, Konfucjusz tak mówił o sobie: „Jest to człowiek, który z takim zapałem oddaje się uprawianiu cnót, że zapomina o jedzeniu; który cnotę osiągnąwszy taką radość czuje, że o smutkach zapomina; i tak jest zajęty, iż nie wie, że starość się zbliża”... W innym miejscu dodawał: „Gdy miałem lat piętnaście, skupiłem swe wysiłki na nauce. Gdy osiągnąłem lat trzydzieści, ustaliły się moje zasady; w wieku zaś lat czterdziestu nie znałem już wahań. W wieku lat pięćdziesięciu pojąłem wolę Niebios. Gdy osiągnąłem wiek lat sześćdziesięciu, rozumiałem wszystko, co się kryło za tym, co mi mówiono. Dopiero gdy dożyłem lat siedemdziesięciu, mogłem pójść za pragnieniem mojego serca, nie przekraczając przy tym żadnej z reguł etycznych”.

* * *

Myśl konfucjańska stanowiła jeden z najwspanialszych szczytów kultury chińskiej i powszechnej, ale jej losy były dramatyczne. W III wieku p.n.e. cesarz Cyn Szy-huandi kazał spalić wszystkie dzieła należące do tradycji konfucjańskiej, a ich autorów, o ile jeszcze żyli, wymordować. W tym bowiem czasie jedną z nowych i najbardziej wpływowych szkół filozoficznych założyli w Państwie Środka tak zwani legiści. Na ich czele stał Hań-fej (ok. 288-233 p.n.e.), arystokrata z pochodzenia, który głosił, że człowiek z natury swej jest zły. Dlatego posłuszeństwo w państwie można zagwarantować wyłącznie przez stosowanie bezwzględnego okrucieństwa w tępieniu najnieznaczniejszych nawet przejawów opozycyjności. Legiści najzacieklej zwalczali przede wszystkim naukę konfucjanizmu, zawierającą, jak wiadomo, łagodne wątki humanistyczne. Hań-fej miał od urodzenia wadę wymowy, co spowodowało, że był wyśmiewany przez rówieśników, a zatem stronił od nich i widocznie nabawił się dość głębokiego resentymentu przeciwko ludziom jako takim. Jego podstawowe dzieła „Pięć pasożytów” oraz „Narzekania samotnego” odegrały ważną rolę w kształtowaniu się chińskiego sposobu myślenia o sprawach państwowych. Oto kilka próbek jego stylu:
„Tao” zrodziło się razem z niebem i ziemią, lecz nie przeminie nawet wówczas, gdy niebo i ziemia przeminą.
– Jeśli komuś przydarzyło się nieszczęście, jego serce wypełniają lęk i bojaźń; a gdy serce wypełniają lęk i bojaźń, postępowanie staje się słusznym, myśli – dojrzałymi i rozumnymi. Gdy postępowanie staje się słuszne, nie powstają klęski i szkody, gdy zaś nie ma klęsk i szkód, człowiek spokojnie żyje w pomyślności i długoleciu przeznaczone mu lata żywota. Gdy osiąga się sukces w sprawach, prowadzi to do zamożności i znakomitości. Pomyślność, zamożność, długie lata życia i znakomitość są zwane szczęściem. Lecz korzeń szczęścia tkwi w nieszczęściu, i dlatego powiedziano: „O nieszczęście! Jesteś oporą szczęścia!”
Jeśli ktoś ma szczęście, przychodzą do niego bogactwo i znakomitość. Gdy przychodzą bogactwo i znakomitość, jego szaty i potrawy stają się wyśmienite. Piękne szaty i wyborne potrawy wywołują pychę. Gdy zjawia się pycha, nasze czyny stają się wadliwe, a w postępowaniu zanika cnota („tao”). Gdy zaś czyny stają się wadliwe i grzeszne, człowiekowi grozi przedwczesna śmierć, a gdy zaniedbuje się „tao”, nie ma skutecznych dokonań. Gdy zaś człowiekowi z powodu jego samego grozi przedwczesna śmierć i nie może on osiągnąć sławy skutecznymi działaniami, jest to wielkie nieszczęście, lecz jego korzenie tkwią w szczęściu.
– Natura człowieka jest samolubna, naznaczona zamiłowaniem do zysku i nienawiścią do biedy.
– Mądry władca ukrywa swe ślady, utajnia powody swych decyzji, chowa swą mądrość, maskuje swe intencje i możliwości – tak, aby nikt nie mógł się zorientować i je wykorzystać w swoim celu.
– Władca powinien być otoczony aureolą tajemniczości.
– Władca w żadnym razie nie może dzielić się swą władzą z kimkolwiek. Jeśli odstąpi dostojnikom choćby cząstkę swej władzy, oni niebawem pozbawią go reszty.
– Zawijaste i tajemnicze przemowy kapłanów na nic się ludowi nie nadają.
– Wśród urzędników trzeba utrzymywać klimat podejrzliwości i wzajemnego braku zaufania, celowo dzielić ich na zwalczające się frakcje, skrycie je wspierając – aby przez to osłabić wpływ tej warstwy na władzę.
– Rządząc narodem w niebezpiecznych czasach, nie wolno postępować łagodnie i wyrozumiale.
– Żyjącym obecnie pokoleniem nie da się rządzić metodami zmarłych władców z przeszłości.
– Gdy wre walka, nie wolno iść na ustępstwa.
– W każdym państwie są ludzie-pasożyci. Jest ich pięć kategorii i jeśli władca ich nie wykorzeni i nie zajmie się wychowaniem narodu w duchu przyzwoitości, państwo legnie w gruzachi, a dynastia upadnie. Oto ci ludzie:
1. Uczeni, którzy wychwalają postępowanie dawnych i obcych władców za ich domniemany humanitaryzm; ćwiczą w demagogicznych przemowach, budząc w obywatelach wątpliwości co do słuszności obowiązujących praw, a we władcach – rozdwojenie i zwątpienie.
2. Gaduły, które pieprzą rozmaite bzdury, opierają się na obce siły, byle tylko pozałatwiać swe własne prywatne interesy – i to kosztem ojczystego kraju.
3. Ci, co to noszą miecze, gromadzą się w zbiegowiska, manifestują swe rzekome zalety, aby zdobyć rozgłos i łamać przepisy prawa.
4. Ci, którzy unikają płacenia podatków, gromadzą się skrycie po prywatnych domach, używają swego majątku na łapówki i uchylają się od wszelkich powinności oraz od służby wojskowej.
5. Handlarze i rzemieślnicy, którzy podrabiają rozmaite wyroby i dobrą monetę, skupują tanio i gromadzą nieprzebrane zapasy produktów rolnych, aby je następnie sprzedawać po wygórowanej cenie w dogodnym momencie, w okresie zimy lub głodu.”
Hań-fej nie miał żadnych wątpliwości co do tego, jak należy postępować z tego rodzaju „pięcioma pasożytami”.
Zdaniem legistycznej szkoły myślenia, władza może bez skrupułów wydawać ustawy i rozporządzenia dotyczące regulacji życia obywateli w każdym, najmniejszym nawet i najprywatniejszym szczególe. Nie musi też przebierać w środkach, dążąc do realizacji swej polityki. Władza nie musi liczyć się z moralnością, ani dotrzymywać obietnic złożonych wcześniej ludowi. Dobre jest to, i tylko to, co służy utrzymaniu władzy w swym ręku, reszta to sentymentalne ględzenie, niegodne mężczyzny. Władca ma prawo, a nawet obowiązek, stanowienia o wszystkim i utrzymywania ładu i spokoju w państwie wszelkimi dostępnymi środkami, z których każdy jest chwalebny, o ile prowadzi do celu i jest skuteczny. W kraju nie wolno dopuszczać do żadnej wolności w czymkolwiek, w tym do żadnej samodzielności intelektualnej, do żadnego wolnomyślicielstwa, które zawsze jest zarodkiem buntu i zamieszania. Ludność musi ślepo podporządkowywać się prawu i stojącej za nim władzy.
Hań-fej mawiał, że „ludzie zajmujący się mądrością nie są przydatni do czegokolwiek, bo jeśli się ich chce do czegoś wykorzystać, wnoszą zaraz zamieszanie do prawa”. W kraju nie powinno być żadnych uczonych ksiąg, ani samych ludzi uczonych, badaczy czy artystów, ponieważ „działalność reprezentantów nauki i sztuki jest szkodliwa”.
Jeden z legistów Li Sy (280-208 p.n.e.) namawiał cesarza, aby ten kazał spalić wszystkie księgi w państwie, prócz wróżebnych, a także aby zakazał rozprawiania o dawnych czasach, o innych krajach (także wyjazdów do nich), o filozofii klasycznej. „Kto będzie powoływał się na dawne czasy, aby przyganiać obecnym, zostanie skazany na śmierć wraz z całą swoją rodziną”. Kto zaś chce się uczyć, niech bierze sobie za nauczyciela urzędnika, a najlepiej wojskowego, w ten sposób nauczy się karności i właściwego postępowania. Nawroty takiego myślenia następowały później też w innych krajach. Adolf Hitler np. pisał w swoim dziele „Mein Kampf”: „Nie każdy nauczyciel może być feldfeblem, ale każdy feldfebel może być nauczycielem”...

* * *

Kolejny nawrót przeciwkonfucjańskiej reakcji antyintelektualnej nastąpił podczas tzw. „rewolucji kulturalnej” w Chinach komunistycznych w okresie około 1960-1980, kiedy to dyktator Mao Tse-tung kazał hunwejbinom „bić Konfucjusza jak szczura przebiegającego ulicę”. Ponownie palono na stosach księgi wielkiego mędrca i jego uczniów, a ludność Chińskiej Republiki Ludowej pogrążona została w zamęcie moralnym i umysłowym, w demoralizacji i barbarzyństwie. Ale przetrwała. Teng Siao-ping, następca Mao na stanowisku przewodniczącego KPCh, nakazał zaprzestanie kampanii skierowanej przeciwko najlepszym tradycjom narodu, ponownie zdecydowanie postawił kraj na szyny mądrości konfucjańskiej, aby odzyskał godne miejsce w świecie.
Chodziło o sprawy zupełnie konkretne. Np. we wczesnym okresie sprawowania władzy byli chińscy komuniści przeciwnikami regulacji urodzin, a dyktator Mao w 1950 roku pisał: „Im więcej dzieci, tym lepiej. Człowiek zawsze więcej wytwarza niż spożywa. Więcej ludzi to więcej idei, więcej entuzjazmu i więcej energii... Tylko ten, kto nie lubi swego narodu, może domagać się od niego zrzeczenia się własnych dzieci”... [Były to słowa jak najbardziej zgodne z postawą Konfucjusza, który pisał: „Im więcej w rodzinie synów, tym więcej szczęścia”.] Aborcję uważano wówczas w Chinach Ludowych za niegodziwość. Gdy jednak kraj się przeludnił, gdy „zjadano” wszystko, co produkowano, i nie było środków na inwestycje, na rozwój i modernizację kraju, nadeszła nie tylko stagnacja, ale i czas na zmianę poglądów. Ustawodawczo narzucono krajowi przymusową regulację urodzin pod hasłem: „Jedna rodzina – jedno dziecko”. Tradycyjnej mądrości komuniści (50 mln członków partii) przeciwstawili własne „sześć zasad”:
1. Zauważać, akceptować i rozumieć zalety innych ludzi.
2. Szczerze i otwarcie radzić się innych ludzi; nikogo nie potępiać za potknięcia.
3. Pomagać innym, jeśli zetknęli się oni z trudnościami, i znajdować w tym radość.
4. Szczerze sprzyjać tym, którzy wskazują na niedociągnięcia, i prowadzić z nimi wymianę zdań.
5. Tych, którzy nie chcą się poprawić, poddawać ostrej krytyce; nie powinno się ukrywać czyichkolwiek błędów ze względu na osobę czy urząd.
6. Umacniać dążenie do brania na siebie odpowiedzialności za jedność partii i narodu, kierując się ideą wspólnego dobra i wspólnego interesu.
A jednak od początku XXI wieku konfucjanizm przeżywa w Chinach, Wietnamie, Korei swój wielki renesans. Tak jak Niemcy zakładają w wielu krajach filie Instytutu Goethego, tak Chińczycy tworzą na całym świecie filie of Konfuzius Institute, a jego księgi dydaktyczne są wydawane w wielomilionowych nakładach w wielu językach.

* * *

Potężnym nurtem myśli chińskiej był i pozostaje taoizm, którego jednym z największych reprezentantów był wspomniany już powyżej filozof Lao-cy (Lao-Tse, Lao-ce), żyjący na przełomie VI i V wieku przed nową erą. Temu mędrcowi przypisuje się tradycyjnie autorstwo 81 aforyzmów składających się na ułożoną przez jego słuchaczy księgę „Tao Te King”.
„Tao” („dao” – dosłownie: „droga”) to symbol „ścieżki pośredniej”, biegnącej między przeciwieństwami, jak rzeka między brzegami. Lao-cy porównuje „tao” z wodą: „Błogosławieństwo wody ukazuje się w tym, że wszystkim czyni dobrze, a przy tym bez oporu szuka zawsze najniższego miejsca, którego unikają ludzie”. „Tao” bywa interpretowane jako droga, metoda, zasada, siła natury lub życia, jako przyczyna wszystkich zjawisk, prawo, dobro, moralny ład świata i wreszcie jako Bóg, gdyż stanowi niepojętą istotę wszystkiego, bezimienną prazasadę determinującą i określającą bieg istnienia. „Tao” rozpada się na zasadniczą parę przeciwieństw: „jang” i „in”. „Jang” to ciepło, światło, męskość. „In” to zimno, ciemność, kobiecość. „Jang” jest Niebem, „in” – ziemią.
„Tao” może być tłumaczone także jako „energia” lub „cnota”, czyli że jest to „droga”, którą energia cnoty prowadzi człowieka. W gruncie rzeczy „tao” stanowi szyfr na oznaczenie wszystko ogarniającej, lecz trudnej do ogarnięcia i werbalnego ujęcia siły kosmicznej. Aby się z nią połączyć, człowiek nie może uczynić nic lepszego, jak tylko poddać się jej bez najmniejszego sprzeciwu. Wszystko odbywa się na mocy Wyższej Woli; wszystko, co się dzieje, jest nieuchronne, konieczne, nieuniknione i jedynie możliwe. Powinno się po prostu pozwolić się unieść i nieść przez ten potok zdarzeń, które następują pomimo i ponad naszą wolą, chęcią, planami, staraniami i marzeniami.
Tylko wówczas, gdy człowiek jest wolny całkowicie od osobistych uczuć, żądz, dążeń, zaczyna tak naprawdę żyć zgodnie z rytmem wszechświata i natury, wstępuje na jedynie słuszną drogę czyli „tao”. Spokój, ukojenie, panowanie nad sobą, pokora, rezygnacja, obojętność względem wartości materialnych i stosunków socjalnych, dystans do tego, co się dzieje wokół nas – to są cechy osoby, która wkroczyła na właściwą i słuszną drogę życia. Wszystko, co się naturalnie dzieje, jest słuszne i właściwe dlatego, że się właśnie dzieje, – także wówczas, gdy powoduje nasze cierpienia, jak np. w przypadku śmierci ukochanej osoby. Chodzi jednak nie o to, że się jest niewrażliwym na ból i ciężar istnienia, lecz o to, że się wszystko (także największe cierpienie) rozumie, odbiera i uznaje jako część wielkiej całości, która istnieje, żyje i zmienia się według odwiecznych postanowień Wyższej Konieczności zwanej Losem czyli „Tao”.
U Lao-cy, jak powiada Carl Gustaw Jung w dziele „Typy psychologiczne”, „Tao” to „właściwa droga”, prawidłowe rządzenie”, droga pośrednia między przeciwieństwami, wolna od nich, a jednak łącząca je w sobie. Sens życia polega na tym, by pójść tą pośrednią drogą i nigdy z niej nie zboczyć. U Lao-cy’ego całkowicie brak momentu ekstazy; jego miejsce zajmuje pełna wyższości filozoficzna jasność, nie przesłonięta żadną mistyczną mgłą intelektualna i intuicyjna mądrość, która przedstawia najwyższy z dających się osiągnąć stopni duchowego spokoju, i dlatego też – obca wszelkiemu chaosowi – przebywa wśród gwiazd, z dala od nieładu tego świata. Poskramia ona wszelką dzikość, nie opanowuje jej wszakże przez oczyszczenie i nie podnosi wzwyż przez przekształcenie”. O ile konfucjanizm głosił aktywność, o tyle taoizm – raczej bierność jako świadome poddanie się nieubłaganemu Losowi. Lao-cy powiada tedy: „Życie człowieka między niebem a ziemią jest jak biały koń, którego widzimy przez szpaltę drzwi: momentalnie przemyka i już go nie ma”...

„Tao” jest też drogą wyodrębniania się świata uładzonego z pierwotnego chaosu. „Oto rzecz w chaosie powstająca, która zrodziła się przed niebem i ziemią. Od wszystkiego niezależna, niezmienna, zawsze aktywna... Nie znamy jej prawdziwej nazwy, zwiemy ją „tao”... Jest to zasada absolutna, kosmiczna, działająca także w życiu moralnym rodzaju ludzkiego. Chodzi o to, by tej zasadzie się poddać i niejako na jej fali płynąć, nie narzucając ani sobie, ani innym ludziom żadnych norm, nakazów i zakazów. „Niech państwo będzie małe, a jego lud nieliczny. Choćby były w nim dziesiątki i setki narzędzi – niech pozostaną bez użytku. Niech lud boi się śmierci i unika dalekich podróży... Choćby mieli zbroję i broń – niech ich nie wystawiają do boju. Niech sąsiednie państwa spoglądają ku sobie nawzajem, niech wzajemnie słuchają piania swych kogutów i szczekania psów. Lecz niech ich mieszkańcy dożyją starości i śmierci nie ruszając się z miejsca... (...) Trzeba wypędzić mądrość, odrzucić wiedzę, a ludzie będą szczęśliwsi; trzeba wygnać humanitaryzm i moralizatorstwo, a ludzie będą obowiązkowi i litościwi”... Najlepsza jest „pustka serca”: brak ambicji, celów, ekspansywnych dążeń, zawiści, pragnień, chęci. „Kto staje na palcach, ten nie postoi długo. Kto idzie dużymi krokami, ten nie będzie szedł długo. Kto wystawia siebie na pokaz, nie osiągnie swego celu. Kto siebie chwali, nie zdobędzie sławy. Kto wywyższa sam siebie, niczego nie osiągnie. Kto napada na innych, nie zazna powodzenia. (...) Kiedy rząd jest bezczynny, lud jest szczęśliwy i zadowolony. Kiedy rząd jest czynny, to lud staje się nieszczęśliwy. (...) Mądry władca powiada: jeżeli ja nic nie czynię, to lud sam będzie się przekształcał; jeżeli jestem spokojny, to lud sam będzie się poprawiał; jeżeli jestem bierny, to lud stanie się zamożny”...
Rzecz podstawowa to zachowywać spokój, a w przypadku zwycięskiej wojny nie gonić za sławą. Gonienie bowiem za sławą jest radowaniem się z powodu zabójstwa mnóstwa ludzi. Ten, kto się cieszy z zabijania ludzi, nie może zdobyć współczucia. Pomyślność wynika z poszanowania ludzi, a klęski pochodzą ze stosowania przemocy. Jeśli podczas wojny giną liczni ludzie, powinno się z tego powodu smucić i płakać. Zwycięstwo trzeba celebrować idąc w kondukcie żałobnym. Usprawiedliwione mogą być tylko wojny obronne, ale i wówczas powinno się ograniczyć tylko do wypędzenia wroga z kraju z możliwie najmniejszymi dla niego i dla siebie stratami. Trzeba zwyciężyć, gdy wróg zmusza do tego, ale nie należy na nikogo napadać. Ta sama filozofia walki obowiązuje w niektórych chińskich sportach bojowych: działać przez niedziałanie, uderzać przez unikanie uderzania, zwyciężać przez cofanie się.
Oto garść autentycznych zdań spisanych przez Lao-cy:
„Nie ma nieszczęścia cięższego, niż niedocenienie przeciwnika.
– Jak ryba nie może wynurzać się z głębokich toni, tak i państwo nie powinno wystawiać na pokaz swe doskonałe metody rządzenia.
– Najlepszym władcą jest taki, o którym lud tylko wie, że on istnieje. Nieco gorszym jest taki, który domaga się od ludu, aby go lubiano i wywyższano. Jeszcze gorszym jest taki, który boi się ludu; a najgorszymi są tacy władcy, którymi lud gardzi.
– Jeśli elity nie są dla ludu przykładem szlachetności, zostaną obalone.
– Kto nie pogardza ludem, nie będzie przez lud pogardzany.
– Gdy są mnożone przepisy prawa i dekrety, mnożą się też naruszyciele i przestępcy.
– Trudno rządzić krajem, gdy ma on dużą wiedzę. Dlatego kierowanie ludem za pomocą mędrców przynosi krajowi nieszczęście, a bez ich pomocy prowadzi kraj do pomyślności. Gdy zostanie wykorzeniona uczoność, wówczas nie będzie też smutku.
– Kto umie kierować ludźmi, nie stawia się poniżej ich. Lecz z drugiej strony, gdy mądry wzniesie się ponad lud, powinien stawiać siebie jakby poniżej innych. Gdy dąży do tego, by być ponad ludźmi, powinien stawiać się jakby za ludźmi. Dlatego gdy on stoi ponad ludem, nie ciąży ludowi; choć jest na przedzie, lud mu nie usiłuje szkodzić. Dlatego ludzie chętnie go wysuwają przed siebie i nie odwracają się od niego.
– Kto jest odważny bez humanitaryzmu, szczodry bez oszczędności, znajdując się na przedzie odpycha tych, którzy są za nim – ten zginie.
– Prawdziwe słowa nie są piękne. Słowa piękne nie zasługują na zaufanie. Kto dobry, ten nie jest wymowny. Wymowny nie może być dobry. Kto wie, nie przekonuje; kto przekonuje, nie wie.
– Kto wiele obiecuje, nie zasługuje na zaufanie.
– Pokonanie tego, co trudne, zaczyna się od tego, co łatwe; dokonanie tego, co wielkie, zaczyna się od tego, co małe; ponieważ to, co trudne, pochodzi z tego, co łatwe, a to, co wielkie, z tego, co małe. Dlatego człowiek mądry zaczynając nie od tego, co wielkie, dokonuje tego, co wielkie... Gdzie wiele łatwizny, tam też wiele trudów.
– Zyskuje się życzliwość albo stawiając się niżej, albo będąc niżej.
– Czyja wiara słaba, ten nie obudzi wiary w innych.
– Na nienawiść trzeba odpowiadać życzliwością, na zło – dobrem.
– Brak pożądań prowadzi ku wewnętrznemu ukojeniu.
– Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego małego kroku.
– Ci, którzy działając, śpieszą do sukcesu, ponoszą porażki. Kto ostrożnie kończy swe dzieło, podobnie jak je zaczął, wieńczy je sukcesem.
– Mądry nikogo nie potępia.
– Nieskończona cnota jest podobna do jej niedostatku; człowiek najwyższej cnoty podobny jest do prostaka... Wielka doskonałość podobna jest do niedoskonałości. Wielka prosta podobna do krzywej; wielki dowcip – do głupoty; wielki mówca – do jąkały.
– Gdy mnie mało znają, jestem szczególnie drogi. Dlatego mądry podobny jest do tego, kto się ubiera w grube szaty.
– Nie wychodząc ze swej zagrody można poznać cały świat.
– Kto wie, nie mówi; kto mówi, ten nie wie.
– Kto zna umiar, unika niebezpieczeństw.
– Nie ma większego nieszczęścia niż nierozpoznanie granic swoich możliwości i nie ma większego niebezpieczeństwa niż dążenie do nabywania bogactw... Kto wiele zgromadzi, wiele straci... Kto wiele zaoszczędzi, poniesie wielkie straty.
– Patrzę na Boga i nie widzę; dlatego też nazywam Go niewidzialnym. Słucham Go i nie słyszę; dlatego nazywam Go niesłyszalnym... Spotykam się z Nim, a nie widzę Jego twarzy; podążam za Nim, a nie widzę Jego pleców.
– Kto zna innych, jest mądry, a kto zna siebie, jest bystry. Kto wygrywa z innymi, jest silny, a kto wygrywa sam z sobą, jest potężny. Kto wie, ile mu potrzeba, jest bogaty. Kto dzielnie trwa w swym zamiarze, ma siłę woli. Kto zna swoje miejsce, będzie żył długo, a kto umrze, lecz nie wszystek, będzie żył na wieki.
– Kiedy ustąpią pragnienia, zapanuje spokój i ład sam się zaprowadzi na świecie.
– Wiedza prorocza to tylko złuda, prowadząca do ogłupienia.
– Poważanie zaczyna się od pogardy, a na szczyt wchodzi się od dołu.
– Kto pożąda, ten drogo zapłaci, a kto wielkie posiada bogactwa, wielkie poniesie straty. Kto zna umiar, ten się wstydził nie będzie, kto wie, kiedy przestać, uniknie zguby i żył będzie długo.
– Nie ma większego nieszczęścia niż brak umiaru.
– Mędrcy nie mają własnych zmartwień, lecz zmartwieniami innych się przejmują. Jeśli ktoś jest dobry, uważam go za dobrego; jeśli ktoś nie jest dobry, to też uważam go za dobrego i osiągam dobroć. Jeśli ktoś jest wierny, wierzę mu; jeśli ktoś nie jest wierny, to też mu wierzę i osiągam wierność. Mędrcy mogą rządzić światem, bo prosty jest ich umysł. Wszyscy mędrcy są dziećmi.
– Kto przemoc stosuje, nie umrze spokojnie.
– Każdy wie, że to, co jest piękne, to jest piękne. Dzięki temu wiadomo, co jest brzydkie. Każdy też wie, że dobre jest to, co jest dobre. Stąd wiadomo, co nie jest dobre.
– Tam się jest w domu, gdzie się dobrze czuje.
– Można zmienić koryta rzek i kształty gór, lecz nie usposobienie człowieka.
– Niebo i ziemia nie są miłosierne: nie martwią się o los tego, co istnieje.
– Zaszczyt i hańba taką samą napełniają trwogą; nieszczęścia należy cenić tak samo jak szczęście.
– Kto zmarł, lecz nie został zapomniany, ten żyje”.
Wedle tradycji Lao-cy, po tym jak przekazał ludziom swe boskie nauki. został zabrany do Nieba.

* * *

Jednym z geniuszy filozoficznej etyki chińskiej był Mo-cy (Mo-Ti, Mo-tsi), który żył w latach 479-400 przed nową erą. Oto parę jego idei:

„Jeśli szlachetni i rozumni kierują głupimi i nikczemnymi, panuje ład. Jeśli zaś głupi i nikczemni panują nad szlachetnymi i rozumnymi, powstaje zamieszanie. Szacunek dla mądrości stanowi podstawę kierowania państwem.
– Wszyscy władcy tego świata pragną, by ich kraj był bogaty, lud liczny, a rządy i sądy sprawiedliwe; nie rozumieją jednak tego, że rządzić trzeba wywyższając ludzi uczciwych.
– Niewielu jest władców, którzy zaniedbując cnotliwych i lekceważąc uczonych zdołaliby zachować władzę.
– Kiedy głupcy sprawują rządy, nadchodzi czas zamętu.
– Trzeba potomnym przekazywać to, co w przeszłości dobre, i wprowadzać rzeczy nowe, jeśli są korzystne w nowych czasach.
– Bogactwo kraju zależy od pracy; gdy tylko lud pracą wzgardzi, bogactwo zniknie.
– Jeśli sam sobą kierować nie potrafisz, jakże pokierujesz całym krajem?
– Bezcelowe jest zabieganie o przyjaźń tych, którzy są daleko, jeśli się nie pozostaje w przyjaźni z tymi, którzy są blisko.
– Nieskuteczne są czyny tego, kto nie dotrzymuje przyrzeczeń.
– Mówiąc trzeba dbać nie o słowa, lecz o myśli, i nie o piękno mowy, lecz o wnikliwość.
– Niebo nie czyni żadnej różnicy między biednym a bogatym, szlachetnym a prostakiem.
– Kto innych kocha, sam będzie kochany; kto innych popiera, sam będzie popierany. Kto innych nienawidzi, sam będzie nienawidzony; kto innych krzywdzi, sam będzie krzywdzony.
– Pilność prowadzi do bogactwa, lenistwo do nędzy.
– Głosić sprawiedliwość, samemu jej nie czyniąc, to tyle co popełniać nieprawość.
– Głośna muzyka służy temu, by uwodzić głupich ludzi”.

* * *

Warto się zatrzymać przy myślach filozofa Men-cy, zwanego z łacińska w Europie Mencjuszem (372-289 p.n.e.). Pisał on m.in.:

„Jeśli władca stawia korzyść na pierwszym, a sprawiedliwość na drugim miejscu, wówczas jego poddani zapragną wszystko jemu odebrać.
– Liczni są, którzy coś czynią, lecz nie wiedzą, dlaczego.
– Jeśli ten, kto na górze, nie dba o zasady, wówczas ci, którzy są niżej od niego, praw przestrzegać nie będą.
– Pod władzą cnotliwego króla wszyscy stają się cnotliwi; pod władzą sprawiedliwego wszyscy są sprawiedliwi.
– Jeśli rozważając swe czyny uznam, że nie jestem dobry, wówczas nawet wobec zwykłego człowieka odczuwam lęk. Jeśli zaś uznam, że dobrze czyniłem, wówczas nawet przeciw tysiącom wystąpić się nie lękam.
– Kto ludzi miłuje, sam jest miłowany; kto ich szanuje, sam jest szanowany.
– Nie słyszałem, by ktoś sam będąc garbaty, innych zdołał wyprostować.
– Miłuję życie, ponieważ jednak jest coś, co miłuję bardziej niż życie, nie będę się starał zachować życia za wszelką cenę. Nienawidzę śmierci, ponieważ jednak jest coś, czego nienawidzę bardziej niż śmierci, nie będę się starał unikać śmierci za każdą cenę.
– Jeśli ten, kto na górze, nie dba o zasady, wówczas ci, którzy są niżej od niego, praw przestrzegać nie będą.
– Prawdziwie szanuje władcę ten, kto mu mówi o tym, co trudne.
– Kto się z wolą Nieba nie zgadza, sam ku zgubie zmierza; kto się z wolą Nieba zgadza, żyć będzie.
– Kto w sercu swym nie znajduje współczucia dla drugiego człowieka, ten nie jest godzien miana człowieka. Kto w swym sercu nie znajduje wstydu za własne złe czyny i nienawiści do cudzych złych czynów, ten nie jest godzien miana człowieka. Kto w swym sercu nie znajduje chęci wyrzeczenia się wszystkiego i dania wszystkiego bliźniemu, ten nie jest godzien miana człowieka. Kto nie odróżnia tego, co złe, od tego, co dobre, ten nie jest godzien miana człowieka.
– Liczni są ci, którzy coś czynią, lecz nie wiedzą, dlaczego.
– Wielkim jest człowiek, który nie zagubił swego serca z dzieciństwa.
– Stan, w którym żyjemy, zmienia ducha, jak pożywienie zmienia ciało.
– Nie ma ani w szczęściu ani w nieszczęściu niczego takiego, czego sami sobie nie zgotowaliśmy.”

Zauważalne miejsce w filozofii Mencjusza zajmują rozważania o śmierci. Chiński myśliciel – podobnie jak w tymże mniej więcej czasie Rzymianin Marcus Tullius Cicero – uważał, że „tota philosophorum vita commentatio mortis est” – „całe życie filozofów jest przygotowywaniem się do śmierci”. O tej ostatecznej sprawie powinno się zawsze pamiętać. Jak ostrzegał bowiem Andreas Fulvius: „Czart pragnie nam odjąć pamięć o śmierci, aby nas nieopatrznych w złym żywocie zdybała”. Ale nie powinno się też nią ciągle zamartwiać. Póki się żyje, należy myśleć o życiu, a śmierć sama wszystko załatwi, gdy nadejdzie jej godzina. Czekać zaś długo nie przyjdzie, gdyż „śmierć to pocisk wystrzelony w ciebie, a życie to chwila zanim ten pocisk cię dosięgnie” (al-Chusri). Mencjusz, podobnie jak Montaigne, doszedł do wniosku, iż nie warto zamartwiać się tym, co nieuchronne i znane od samego początku: „Nie martwcie się, iż nie potraficie umrzeć, gdy nastanie czas, śmierć sama nauczy was tego gruntownie. Od myśli o śmierci uciążliwe staje się życie, od myśli o życiu – śmierć”. Także w starożytnych Chinach żartowano (jak Antoni Czechow), iż „żyć wiecznie byłoby tak samo uciążliwie, jak nie spać przez całe życie”. I tam (jak w Europie za sprawą Plutarcha) uważano, że „o zmarłych należy mówić albo dobrze, albo wcale” – „de mortuis aut bene, aut nihil”. Wiedziano również, że mądrość chroni przed rozpaczą, ponieważ z góry wie, że wszystko, co człowiek ma na tym świecie – jego życia nie wyłączając – ma na zasadzie pożyczki, a nie daru czy stałej własności, wszystko więc będzie musiał wcześniej czy później oddać. To Bóg (Niebo) pożycza człowiekowi na krótko jego żałosne istnienie, a potem je bezwzględnie ściąga i zabiera, nie zważając na rozpaczliwe prośby i starania.
W Chinach też żywiono przekonanie, że skoro się żyje tylko raz, powinno się żyć rozumnie, uczciwie, dostojnie i twórczo. W jednym z dzieł Mencjusza czytamy: „Kto umarł, lecz nie został zapomniany, jest nieśmiertelny”. Nie zostają zapomniani zaś ci, którzy pozostawili wdzięczność za dobre czyny. Bo fakt, że ktoś umarł, wcale nie jest dowodem na to, że on żył, czyli, jak to ironicznie sformułował Stanisław Jerzy Lec:

„Zaczął życie w pieluszce,
Zakończył na poduszce.
W przerwie mu się zdawało,
Że dniało i zmierzchało”.

Takie życie jest pustką, nieporozumieniem, przysłowiowym wrzaskiem idioty, głośnym i bezsensownym. Śmierć staje się warunkiem nieśmiertelności dopiero po przeżyciu życia sensownego, twórczego i pięknego – takiego, jakimi były żywoty wielkich mędrców Państwa Środka.

* * *

Dawni chińscy filozofowie w IV – III wieku p.n.e., dokładnie tak, jak w tymże czasie greccy sofiści (czy to sprawa przypadku?), byli rozmiłowani w ekwilibrystyce intelektualnej, w rozmaitych paradoksach, aporiach i antynomiach. Mistrzem tego rodzaju sztuczek był m.in. Chuj-szi (ok. 350-250 p.n.e.), autor jednej ksiązki, złożonej z jednego rozdziału pt. „Chuj-cy”. Był on autorem paradoksów: „W jajku są pióra”; „Kura ma trzy nogi”; „Pies może zostać baranem”; „Koń znosi jajka”; „Oczy nie widzą” itp. Paradoks „2 razy 2 = 6” wyjaśnia się np. dość prosto: aby „2” wziąć 2 razy, trzeba te „2” już przedtem mieć, a potem wziąć to jeszcze dwa razy, co w sumie daje „6”. Np. są dwie zapałki, 2 razy 2 znaczy: do tych dwu zapałek dodajemy jeszcze dwa razy dwie i mamy w wyniku sześć. A więc okazuje się, że „dwa razy dwa równa się sześć.” Analogicznie np. dwa razy jeden równa się trzy, a jeden razy jeden równa się dwa itd.

* * *

Filozof Siuń-cy (ok. 313-235 p.n.e.) urodził się w królestwie Czao; w młodości odbył podróż do wielu prowincji Chin, słuchając wykładów szeregu mędrców. W wieku dojrzałym pełnił funkcje doradcy książąt, krótko był gubernatorem, nie dorobił się jednak ani stałej i wysokiej pozycji społecznej, ani majątku, ponieważ ciągle się narażał dygnitarzom swą prawdomównością. Mówił książętom prawdę prosto w oczy, a potem znów musiał salwować się ucieczką w najdalsze zakątki imperium, aby uniknąć nienawiści możnowładców. Zmarł niedoceniony przez swe pokolenie. Jego dzieło pt. „Siuń-cy”, złożone z 32 rozdziałów, przetrwało jednak do dziś i jest chętnie czytywane. Oto kilka sentencji z niego:
„Człowiek z natury jest zły; rodzi się wyposażony w instynkt chciwości; od początku jest wypełniony zawiścią i złośliwością.
– Gdy człowiek jest uprzejmy i ustępliwy, przeczy to jego naturze.
– Wrodzone właściwości pochodzą od Nieba; jest niepodobieństwem wyrobić je w sobie przez wychowanie lub przez samokształcenie.
– Nie pochylaj głowy nad tym, co było, i nie obawiaj się tego, co będzie. Nie oddawaj się niespokojnym myślom. Gdy nadejdzie właściwa chwila, trzeba działać.
– Jeśli człowiek starannie uprawia rolę i strzeże swego dobra, nawet Niebo nie jest w stanie pogrążyć go w nędzy.
– Orchidea sama w sobie jest aromatyczna i miła, lecz jeśli ją opuścic do moczu, człowiek doskonały do niej się nie zbliży, a prości ludzie nie będą jej nosili przy pasie. Wynika to jednak nie z tego, że orchidea ma złe właściwości, lecz z tego, że ohydny jest mocz, do którego ją opuszczono. Dlatego człowiek doskonały woli żyć w dobrym otoczeniu, a przyjaźnie nawiązuje tylko z ludźmi wykształconymi. Postępuje tak po to, aby się odgrodzić od fałszu i podłości, a zbliżyć się z ludźmi uczciwymi i prostolinijnymi.
– To, co było przed tysiącem lat, będzie znowu.
– Początek jest kresem, a kres jest początkiem; wszystko zaś tworzy krąg, który nie ma ani początku, ani końca.
– Wszystkie rzeczy dążą do sobie podobnych.
– Jeśli będziesz postępował zbyt okrutnie, poniesiesz klęskę; jeśli zbyt łagodnie – obudzisz się z łańcuchami na ręcach.
– Ludzie własnymi słowy przywołują na siebie nieszczęścia.
– Kto nie poświęca się bez reszty swej sprawie, nie odnosi sukcesu.
– Uczyć się trzeba całe życie – do ostatniego tchnienia; kto się nie uczy – jest zwierzęciem.
– Gdy ktoś zadaje niestosowne pytanie, trzeba zbyć je milczeniem.
– Nie spieraj się z tymi, którzy lubią się spierać.
– Gdy się dba tylko o korzyść własną i zapomina o obowiązku, to się nazywa największą podłością.
– Muzyka, jej dźwięki głęboko przenikają w świadomość człowieka i szybko go zmieniają; dlatego nasi przodkowie komponowali piękną muzykę, która – będąc harmonijną i spokojną – krzewiła w kraju zgodę, łagodność i dobre obyczaje.
– Śmierć następuje tylko raz, człowiek nie rodzi się ponownie.”

* * *

Europejczycy rzadko potrafili trafnie interpretować paradygmaty myślenia chińskiego. Tak np. G.F.W. Hegel pisał: „Dla Chińczyków prawidła moralne są jak prawa przyrody, zewnętrznymi pozytywnymi nakazami, prawami przymusowymi i przymusowymi obowiązkami albo wskazówkami wzajemnej grzeczności. Brak wolności, dzięki której substancjalne wyznaczniki rozumu stają się dopiero zamysłem moralnym; etyka to rzecz państwa i jest w rękach urzędników administracji i sądów. Dzieła chińskie o etyce, które nie są księgami praw państwowych, czyta się jak etyczne pisma stoików, jak szereg przykazań, niezbędnych w celu osiągnięcia szczęśliwości”... Znakomity niemiecki filozof nie potrafił dostrzec szczegółu o fundamentalnym znaczeniu, mianowicie okoliczności, iż w kulturze chińskiej nakazy etyki stawiano tak wysoko, że cały aparat państwowy został postawiony im na służbę, aby, po pierwsze, nauczać całą ludność tego, co jest dobre, i po drugie, nie ufając każdemu indywidualnemu usposobieniu, wymusić na wszystkich posłuszeństwo tym normom moralnym, które zostały wypracowane i uświęcone przez tysiąclecia pracy kulturotwórczej tego wielkiego narodu. Czyli że: należy zmusić każdego, aby żył uczciwie, a gdy już będzie tak czynił, sam się nauczy odróżniać dobro od zła i zawsze wybierac dobro. Wolność bowiem polega nie na tym, aby każdy czynił to, co mu się żywnie podoba, lecz na tym, aby poznał prawdę jako konieczność i postępował zgodnie z jej nakazami, które nie są czym innym, jak nakazami rozumu. Wolność to nie dowolnośc, to uległość wobec mądrości, narzucanej w sposób konieczny przez rozwój Ducha. Nawiasem mówiąc, sam Hegel doszedł do tego wniosku w końcu swej drogi twórczej, ale chyba niezależnie od filozofii chińskiej, starszej o trzy tysiąclecia, której on nie potrafił adekwatnie zinterpretować..
Mądrość chińska, choć rzadko tu rozumiana, od wielu stuleci jest obecna w kulturze narodów Europy, nawet tych, które były przez stulecia hermetycznie zamknięte w obrębie katolicyzmu. „Ex oriente lux” przeniknął m.in. do literatury polskiej, o czym świadczy chociażby opowiadanie biskupa Ignacego Krasickiego „Tay-tsong, cesarz chiński” w jego książce „Życia zacnych ludzi”: „Pewnego czasu ten władca rozmawiając poufale z tymi, którzy go otaczali, rzekł: „Monarcha jedno ma serce, a na nie czatują zewsząd jego poddani. Jedni chcą go podejść próżnej chwały powabem, drudzy ponętą grzeczności i rozkoszy pieszczotą, inni czołganiem pochlebstwa. Najwięcej zaś takich się znajduje, którym fałsz i zdrada dodaje broni. Im więc usilniej do celu swego zmierzają, tym bardziej rozdawcy urzędów strzec się należy, iżby złym wyborem nie zgrzeszył”.
Czuły o dobro poddanych monarcha oraz przykładny małżonek nie zaniedbywał obowiązków prawego ojca. Nie spuszczał się na mistrze i nauczyciele, lubo ich jak najdoświadczeńszych dobierał, a z każdej okoliczności biorąc wstęp i pochop ku zbawiennym przestrogom, gdy razu jednego płynął z nimi po rzece, rzekł: „Widzicie, dzieci, jak woda nasz czołn unosi, ale go i pogrążyć może. Miejcież to na pamięci, iż lud jest podobny do wody, a władca do czołna”.
Na rok przed śmiercią temu z synów, którego po sobie następcą tronu wyznaczył, zostawił na piśmie przestróg dwanaście następujących:
– „Bądź panem serca twojego i wszystkimi jego wzruszeniami umiej rozrządzać.
– Zasłużonych, zdatnych i cnotliwych na stopniach urzędniczych rozsadzaj.
– Skąd możesz, zgromadzaj uczonych ludzi i nimi się otaczaj.
– Pilne miej oko na sprawy namiestników twoich, ażebyś się na nich nie zawiódł.
– Brzydź się potwarzą: którzy cudzą sławę szarpią, od siebie oddalaj.
– Bądź nieprzyjacielem zbytku i niepotrzebnej okazałości.
– Żyj, ile się z stanem twoim zgodzić może, jak najoszczędniej.
– Według miary zasług lub bezprawia nagradzaj i karz.
– Kunszt rolniczy najpotrzebniejszy, a wojenny przydatny, wzmagaj i wspieraj; nauki pomnażaj, uczonych szanuj.
– Bierz przykłady z dawnych rządców, jak sam rządzić masz...
– Staw sobie za cel jak największą doskonałość; czyniąc inaczej nie dojdziesz do niej, poczciwy twój zamiar uczyni cię godnym naśladowania.
– A na koniec miej to na baczności, iżby cię najwyższej władzy okazałość nie zaślepiła: naówczas staniesz się dumnym, poddasz się rozkoszy i zbytkom, a to czyniąc i siebie, i państwo zgubisz”.
W rok potem zakończył życie, w pięćdziesiątym trzecim roku swego wieku, panowania dwudziestym trzecim.”

Nauki Państwa Środka zostały z wdzięcznością przyjęte i „nostryfikowane” w wielu krajach Azji, m.in. w Japonii, Korei, Wietnamie.


CYWILIZACJA INDYJSKA



Już w siódmym tysiącleciu przed nową erą – jak twierdzą liczni indolodzy – na półwyspie Hindustanu istniała zaawansowana i wyrafinowana kultura duchowa i materialna, tworzona przez kilkanaście ludów należących do różnych ras. W piątym i czwartym zaś tysiącleciu p.n.e. w dolinie Indu kwitły wielkie cywilizacje m.in. Harappy i Mohendżo-Daro, kiedy to na terenie dzisiejszego Pakistanu, Indii i Bangladeszu rozwijały się setki dużych miast, liczących po 200 i więcej tysięcy mieszkańców. Powstały wówczas liczne księgi w języku, którego do dziś nie udało się odczytać, ponieważ wszyscy jego użytkownicy zostali w krótkim okresie czasu wybici co do jednego. W trzecim tysiącleciu p.n.e. nastąpiło wygaśnięcie tej wielkiej cywilizacji, prawdopodobnie na skutek jakichś katastrofalnych zmian klimatycznych, kataklizmów i trzęsień ziemi, choć niektórzy znawcy „Ramajany” i „Mahabharaty” są zdania, że ta cywilizacja (właśnie według owych źródeł pisanych) została zmiażdżona przez aryjskich najeźdźców. „Ramajana” opisuje zlikwidowanie przez rasę aryjską dwu rdzennych ras tutejszych z użyciem – jakoby – broni jądrowej (tekst staroindyjski opisuje z porażającą dokładnościa symptomy choroby popromiennej, takie jak poparzenia, wrzody, wypadanie włosów, męczarnie, bezpłodność kobiet, mutacje potomstwa i in.). Kopalne resztki ludzkie na terenie Mohendżo-Daro są dziś ponoć tak radioaktywne, jak kości ofiar Hiroszimy i Nagasaki z 1945 roku. Jedną z broni Ariów miała być zwana w języku sanskryckim „suszka”, przekształcająca momentalnie żołnierzy przeciwnika w mumie; inną „andra”, powodująca zwalenie się olbrzymich mas wody na przeciwnika (może chodzi o tzw. broń tektoniczną, czyli sztuczne powodowanie trzęsień ziemi i straszliwych tsunami, opracowywaną dopiero dziś w USA). Z licznych tekstów staroindyjskich niektórzy wnioskują, iż Ariowie posiadali także broń chemiczną, bakteriologiczną, elektroniczną (wymazującą pamięć i świadomość), jak też inne rodzaje, nawet obecnie nieznane ludzkości, a ich nauka operowała np. taką jednostką czasu, jak „kaszpa”, czyli jedna trzystomilionowa część sekundy!
Jak wynika z odnośnych fragmentów „Mahabharaty” i traktatu „Vivanika Szastra” autorstwa Macharyszy Bhardwaji, aryjscy kapłani potrafili sterować grawitacją, a siły zbrojne posługiwały się niewidocznymi dla przeciwnika bojowymi aparatami latającymi różnych modyfikacji. Z kolei aryjscy lekarze dokonywali trepanacji czaszki, po których pacjenci wracali do zdrowia; stosowali sztuczne zapłodnienie, zwane dziś „in vitro” („w szkle”) i w jakiś znany tylko sobie sposób bez aparatury UKG szczegółowo kontrolowali na podstawie dokładnej wiedzy przebieg ciąży, co w najdrobniejszych szczegółach opisują pradawne traktaty medyczne.
W mieście Delhi obok meczetu Kutb – Minar znajduje się zagadkowy „słup Indii” – olbrzymia nierdzewna kolumna nieznanego pochodzenia; składa się ona w 99,7% z żelaza i zawiera tylko nieznaczną domieszkę fosforu, węgla i siarki; szkopuł polega na tym, że nawet dziś, stosując najnowocześniejsze technologie, pozyskanie tak czystego żelaza jest niemożliwe! Dzieje tego wielkiego kraju kryją też dalsze tajemnice, co z kolei otwiera drogę rozmaitym domysłom i intrygującym hipotezom. Warto zaznaczyć, iż obecnie używane liczby zwane „arabskimi” są faktycznie indyjskimi. Na gruzach Mohendźo-Daro powstała w Hindustanie nowa cywilizacja indyjska, istniejąca do dziś. Jej twórcami byli właśnie Ariowie, wojownicza rasa, która podbiła te tereny i narzuciła niedobitkom ludności tubylczej tych terenów nową wiarę i nowy język – sanskryt, bardzo bliski m.in. do dzisiejszego litewskiego, łotewskiego i białoruskiego. „Aryja” znaczy w tym języku „szlachetny”, „cywilizowany”, „pan”, „władca”, ale także „jasnowłosy”. Ośrodkiem nowego państwa stał się rejon dzisiejszego Peszawaru w Pakistanie. [Na samym dole drabiny socjalnej w Indiach Południowych znajdował się prymitywny typ aborygena, należącego do rasy australoidów]. Po dotarciu do Indii Ariowie zatrzymali się i obwarowali w Pendżabie na północy półwyspu. Wypalając i wykarczowując dżunglę uprawiali zaawansowane rolnictwo i powoli posuwali się w głąb terenu na południe i południowy wschód. Opór autochtonów był łamany bezwzględnie, a Ariowie nazywali ich pogardliwie „amanuszja” czyli „nie-ludzie”, „podludzie”. Mimo iż ludność lokalna była znacznie bardziej liczna niż przybysze i usiłowała stawiać rozpaczliwy opór, nie potrafiła nic przeciwstawić totalnemu terrorowi Ariów. Wykopaliska z tamtego okresu na terenie Pendżabu są wypełnione czaszkami pierwotnych mieszkańców z dużymi dziurami spowodowanymi przez ciosy bojowych toporów; przy tym są to czaszki nie tylko męskie, ale również należące do kobiet i dzieci. Ariowie prowadzili więc wojnę totalną, świadomie zmierzającą do pełnej likwidacji fizycznej przeciwnika.
Lecz z drugiej strony to właśnie Ariowie podarowali Indom księgę pt. „Pradniaparamita”, dzieło głębokiej mądrości, którego lektura była dozwolona tylko wybitnym mędrcom, osobom z czystą duszą, gdyż zawarte w tym tekście myśli i prawdy nie mogą być dostępne rozumowi zwykłych śmiertelników.
Powracając na chwilę do tematu omówionego w rozdziale pierwszym tej książki, zaznaczmy, że część uczonych niemieckich uważa, iż pierwotną siedzibą rasy aryjskiej (nordyckiej) były tereny Szwecji, i szerzej – Skandynawii. Obok tej teorii istnieją też poglądy, że rasa aryjska zamieszkiwała pierwotnie tereny Ukrainy i Rosji Południowej czy Wielkiego Księstwa Litewskiego, albo Ałtaju, Iranu lub Tybetu. W każdym bądź razie pozostawiła na tych ziemiach istotne ślady genetyczne. Obecnie istnieją liczne dowody na to, że jednak Ariowie zamieszkiwali pierwotnie, żyzne wówczas i kwitnące, tereny obecnej pustyni Kara-Kum i okolice Aszchabadu, stolicy Turkmenistanu. Przed czterema tysiącami lat istniała tam wysoko rozwinięta cywilizacja. Ariowie oddawali cześć ogniowi jako prazasadzie i symbolowi Mądrego Kosmosu (Ryta), wznosili okazałe świątynie, składali ofiary z koni, uchodzących w ich oczach za coś najcenniejszego. Zresztą to właśnie oni konia udomowili i wynaleźli wóz czterokołowy. Stąd, z terenu Turkmenii, który zresztą mógł być tylko przejściowym obozowiskiem ich długiej wędrówki, ekspandowali w II tysiącleciu p.n.e. do Iranu i Indii, niosąc ze sobą wyższą cywilizację i kulturę. Na skutek zaś niekorzystnych zmian klimatycznych ich kolebka niebawem się wyludniła, choć resztki ludności pozostały. Gdy się spojrzy na monumentalną architekturę i rzeźbę współczesnej Turkmenii, uderza jej zupełne podobieństwo do zrekonstruowanych świątyń i pałaców aryjskich sprzed czterech i pięciu tysięcy lat – gust estetyczny jest determinowany rasowo i genetycznie. Zadziwia też absolutna przyzwoitość tych ludzi, dla których – tak jak dla Hindusów – niedotrzymanie danego słowa, zdrada, oszustwo, tchórzostwo czy kradzież równają się kompletnemu odczłowieczeniu, upodleniu i utracie szacunku. A jedyną karą za nie – śmierć.
Niemiecki filolog Hans F.K. Günther w książce „Rassenkunde des deutschen Volkes” pisał: „Przedstawiciele rasy nordyckiej są szczupli i wysocy, między innymi z powodu długich nóg. Mężczyzna mierzy przeciętnie 1,74 m. Zarówno całe ciało, jak i wszystkie kończyny, a także kark, dłonie i stopy cechują się jednocześnie siłą i delikatnością. Przedstawiciele tej rasy mają wydłużone głowy i pociągłe twarze, wąskie usta i często wydatny podbródek. Rasę nordycką cechuje jasna, zaróżowiona karnacja, przez co skóra jest żywa, często jaśniejąca i zawsze sprawia wrażenie młodej – tak jak mleko zmieszane z krwią. Przez skórę prześwitują naczynia krwionośne (przynajmniej u młodych przedstawicieli tej rasy), ukazując „błękitną krew”. Gładkie włosy są proste lub lekko falowane, a dzieci mogą mieć włosy kręcone. Włosy, cienkie i delikatne – często „jak jedwab” – są jasne, a niezależnie od tego, czy są jasno- czy ciemnoblond, zawsze mają odcień złotawy lub rudawy... Tęczówki przedstawicieli rasy nordyckiej są błękitne, niebieskoszare lub szare... W oczach często można dostrzec blask, jest w nich coś jaśniejącego”... Do cech psychomoralnych rasy aryjskiej Günther policzył odwagę i rozwagę, wrodzoną zdolność do podejmowania poważnych przedsięwzięć, pewność siebie, umiłowanie sprawiedliwości, uczciwość, olbrzymią energię twórczą, rozległe zainteresowania umysłowe, uduchowienie, idealizm, bezinteresowność, dar narracji i uzdolnienia muzyczne, talent organizacyjny i wojskowy. Adolf Hitler w „Mein Kampf” notował: „Cała kultura, wszystkie osiągnięcia artystyczne, naukowe i techniczne, jakie możemy teraz oglądać, są niemal wyłącznie wytworem Aryjczyka. Upoważnia to do uzasadnionego wniosku, że wyłącznie on był twórcą wyższego człowieczeństwa, a więc wzorem tego, co rozumiemy pod pojęciem „człowiek”. To Prometeusz ludzkości. Z jego jasnego czoła niezmiennie błyskała boska iskra geniuszu, nieustannie rozpalając płomień wiedzy oswiecającej mrok milczących tajemnic i powodując, że człowiek wspinał się coraz bardziej po drodze prowadzącej do dominacji nad innymi istotami żyjącymi na Ziemi. Gdyby go usunięto, przypuszczalnie po kilku tysiącach lat ciemność znów zapanowałaby nad ziemia, kultura ludzka by przeminęła, a świat zmieniłby się w pustynię”. Na długo zresztą przed autorem „Mein Kampf” znakomity filozof i uczony Friedrich Schlegel w dziele „Űber die Sprache und Weisheit der Indier” (1808) twierdził: „Wszystko, absolutnie wszystko, pochodzi z Indii”, a za praojczyznę rasy indogermańskiej uważał Himalaje. Jego poglądy podzielał żydowski uczony Theodor Benfey i szereg innych badaczy.
Być może warto w tym miejscu napomknąć, że zdaniem m.in. doktora Marka Głogoczowskiego, imię hebrajskiego bóstwa „Jahwe”, podobnie jak imię „Abraham”, są pochodne od indyjskiego imienia „Brahma” – Boga Stwórcy Wszechświata, a imię „Abram” od „aman” czyli „stręczyciel, sutener”. Z kolei imię „Sara” ma być pochodne od „Saraswati”, żony i siostry Brahmy w jednej osobie, która jednak nie świadczyła – w przeciwieństwie do żony-siostry Abrahama – publicznych usług seksualnych i nie zarażała swych klientów rzeżączką, jak to podaje „Pięcioksiąg Mojżeszowy”. Hebrajczycy od zarania swych dziejów mieli ścisłe kontakty ze światem hinduizmu i jego systemem kastowym; w pewnym okresie też uroili sobie, że powinni na swym etnicznie mieszanym terenie odgrywać rolę kasty braminów, czyli „narodu wybranego” przez Boga, by przewodzić innym „niedotykalnym” narodom i nad nimi panować...
Połowę II tysiąclecia p.n.e. uważa się najczęściej za okres, w którym zaistniało w Indii myślenie sensu stricto filozoficzne i naukowe, choć niektórzy przenoi się tę cezurę o dalsze parę tysiącleci wstecz. W każdym bądź razie nawet w starożytnych Chinach uważano Indie za pradawną „ojczyznę mądrości”, za „wielkie światło Azji” i twierdzono, iż właśnie stamtąd spłynęły na Państwo Środka pierwsze orzeźwiające podmuchy prawdziwego oświecenia. Nie tylko zresztą na Państwo Środka, ale i na inne narody. Oto z bramińskiego mitu o stworzeniu dowiadujemy się, że Bóg (Brahma) stworzył pierwszego człowieka o imieniu Adima oraz jego towarzyszką Hewę, po czym przeznaczył im jako ojczyznę kwitnącą wyspę Cejlon (Formozę). W sanskrycie wyraz „adima” znaczy „jedyny, pierwszy”, podczas gdy w języku hebrajskim wyraz „Adam” takiego znaczenia nie ma. Inne dawne dzieło pt. „Bhawisjat-Purana” zawiera właściwie cały początek „Starego Testamentu” od pierwszego człowieka w raju aż do potopu, z którego Bóg ratuje tylko osobnika o imieniu Njuha, który się w późniejszym tekście hebrajskim przepoczwarzył w Noego
Duchowość indyjska znacząco wpłynęła na rozwój kultury wielu krajów i narodów. Jeden z uczonych chińskich pisał w 1924 roku: „Indie nauczyły nas wyznawać ideę absolutnej wolności, tej podstawowej wolności umysłu, która mu umożliwia zerwanie wszelkich więzów dawnej tradycji i zwyczaju oraz obyczajów właściwych poszczególnej epoce – wolności duchowej, która zrzuca z siebie krępujące ją siły materialnej egzystencji... Indie nauczyły nas również idei absolutnego umiłowania, czystego umiłowania skierowanego ku wszystkim stworzeniom żywym, wykluczającego wszelkie obsesje zazdrości, gniewu, niecierpliwości, odrazy i współzawodnictwa, a wyrażającego się w głębokiej litości i współczuciu dla pozbawionych rozsądku, złych i grzesznych – absolutnego umiłowania, świadomego nierozdzielności wszystkich istot”.
W przeciwieństwie do szeregu innych kultur (nie do wszystkich) mentalność indyjska była jakby pozaczasową, gigantyczne dzieła jej kultury były anonimowe, grupowe; kształtowały się i uzupełniały w ciągu wielu stuleci, a nawet tysiącleci, gdy każde kolejne pokolenie dodawało do wersji zastanej coś z własnego doświadczenia, tak iż poszczególni badacze określają wiek tego czy innego utworu epickiego czy filozoficznego od np. ośmiuset do ośmiu tysięcy lat. Tak mocno przemieszane tu są warstwy semantyczno-czasowe. Stąd też, jeśli kroniki egipskie operują setkami i tysiącami konkretnych autentycznych imion, nazw, zdarzeń, faktów, – to źródła indyjskie mają charakter na wpół mitologiczny, gdzie obok osób historycznych aż się roi od stworów fantastycznych, „wirtualnych”, różnych duchów, bogów, demonów itp.
Jednocześnie, jak pisze S. Randhakrishnan, „od zarania swoich dziejów Indie w pierwszej kolejności czciły i podziwiały nie żołnierzy ani mężów stanu, nie ludzi nauki ani ludzi interesu, nawet nie poetów i filozofów, lecz owe rzadkie istoty, których wielkość zasadza się na tym, jacy sami są, a nie w dokonywanych czynach”, czyli po prostu ludzie prawi pod względem etycznym. Etyczność to cecha specyficzna cywilizacji indyjskiej. Narody półwyspu Hindustanu ciągle toczyły ze sobą wojny, z tą wszelako specyfiką, że podczas działań wojennych wszystkie wojska uważały za niegodne sprawiać jakiekolwiek kłopoty ludności cywilnej. Żołnierze walczyli na polu boju, a w tymże czasie rolnicy nieopodal spokojnie uprawiali rolę i wypasali stada rogacizny, rzemieślnicy praktykowali swój zawód, kapłani odprawiali nabożeństwa itd. Przez całe tysiąclecia ludność tego wielkiego lądu żywiła ogromne zainteresowanie dla zagadnień filozofii i teologii, powszechnie zaś obowiązywała wolność poszukiwań i przekonań światopoglądowych. Żaden władca nie ważył się prześladować kogokolwiek za wyznawanie tych czy innych wierzeń religijnych lub zapatrywań filozoficznych. Stanowiło to jaskrawy kontrast w stosunku do barbarzyńskiej Europy, w której przez ponad dwa tysiąclecia wyrzynano w pień ludnośc cywilną podczas wojen religijnych, palono ludzi na stosach, wieszano i rozstrzeliwano, likwidowano całe narody z powodów ideologicznych.
W drugim tysiącleciu przed nową erą Indie – jak zaznaczyliśmy powyżej – zostały najechane i podbite przez potężny etnos aryjski obdarzony subtelnym zmysłem estetycznym, moralnym i kulturotwórczym. Ariowie w bardzo krótkim okresie historycznym potrafili wytworzyć na półwyspie Hindustańskim oryginalną i wyrafinowaną kulturę intelektualną i polityczną, której produktem i kwintesencją został później buddyzm – światopogląd o niebotycznej mądrości i wytworności, posiadający olbrzymie piśmiennictwo, lecz z Indii w okresie późniejszym – całkowicie wyparty! Ariowie utworzyli w Indiach trzy wyższe kasty (warstwy, klasy) socjalne: braminów (kapłanów), kszatrijów (rycerzy, szlachciców) oraz wajsjów (kupców i wolnych rolników). Stanowili mniejszość wśród ogromnego morza ludności Indii, lecz właśnie oni, ze względu na swą wyższość duchową, stanowili ostoję życia państwowego i umysłowego tego kraju. Ta elitarna mniejszość dbała o czystość swej krwi i obwarowała swą odrębność szeregiem rygorystycznych przepisów, przewidujących przeważnie karę śmierci za zmieszanie krwi z reprezentantami ras (kast) niższych. Później nazwę „Aryjczyk” zarezerwowano dla osób o poważnych walorach umysłowych, intelektualnych, charakterologicznych, moralnych – dla „ludzi wyższych”. [Gotama Sidharta podczas Nocy Olśnienia odkrył słynne „prawdy aryjskie”: 1. wszelkie istnienie jest niezadowalające, uciążliwe przez swą ciągłość, szczęśliwe przez swą przemijalność; 2. przyczyna uciążliwości istnienia tkwi w nienasyconych egocentrycznych pożądaniach; 3. te pożądania mogą być raz i na zawsze definitywnie wyciszone, a razem z nimi zniknie też niezadowolenie; 4. istnieje metoda ich wygaszania, zwana ośmioczłonową (ośmiotorową) drogą; 5. osoba, która odbierze te prawdy nie jako postulaty ogólne, lecz jako prawdę osobistą, staje się Aryjczykiem, czyli człowiekiem czyniącym kroki ku uwolnieniu się od uciążliwości tego świata].
Właściwy hinduizm jednak inaczej rozstawia akcenty, choć przecież wywodzi się dokładnie z tegoż podłoża kulturowego, co buddyzm. Najważniejsze cnoty w pierwotnym braminizmie to ascetyzm (odpowiednik umiarkowania), czystość, miłosierdzie i prawdziwość. Kładzie on ogromny nacisk na praktyki ascetyczne i umartwienia. „Każda powściągliwość, nieważne, czego dotyczy, wychodzi człowiekowi na korzyść. Każde wyrzeczenie działa pożytecznie na ludzką duszę. Powściągliwość, zarówno gdy chodzi o ilość i jakość pożywienia, jak i o myśli, uczucia, słowa – jest dobra” (Gandhi).
„W etyce Hindusów, której najbogatszy i najsilniejszy wyraz znajdujemy w „Wedach”, „Puranach”, utworach poetyckich, mitach, legendach dotyczących świętych, znajdują się w sentencjach i regułach życia, zawierają nakazy: miłości bliźniego z całkowitym odrzuceniem wszelkiego egoizmu; miłości w ogóle nie ograniczonej tylko do rodzaju ludzkiego, lecz ogarniającej wszystko, co żyje; dobroczynności aż do oddawania rzeczy zdobytych codziennym ciężkim trudem; bezgranicznej cierpliwości wobec każdego, kto nas znieważa; odpłacania za wszelkie, choćby największe, zło dobrem i miłością; dobrowolnego znoszenia z radością wszelkiego poniżenia; powstrzymania się od wszelkiego zwierzęcego pożywienia; całkowitej czystości i wyrzeczenia się wszelkiej rozkoszy przez kogoś, kto dąży do właściwej świętości; odrzucenie wszelkiej własności, opuszczenia każdej siedziby, wszystkich bliskich; najgłębszej, całkowitej samotności, spędzonej na milczącej obserwacji, połączonej z dobrowolną pokutą i strasznym, powolnym samoudręczeniem w celu całkowitego umartwienia woli, co prowadzi w końcu do dobrowolnej śmierci głodowej; a także na oddawaniu się na pastwę krokodylom, rzucaniem się w dół z uświęconych szczytów w Himalajach, grzebaniu żywcem, również rzucaniu się pod koła ogromnego wozu, który obwozi bogów przy wtórze śpiewów, okrzyków radości i tańca bajader. A według przepisów tych, których początki sięgają przeszło czterech tysięcy lat, mimo że naród ten pod wieloma względami tak się wyrodził, żyją wciąż jeszcze jednostki posłuszne im aż do ostatnich granic. Coś, co zachowało się w praktyce u ludu obejmującego tak wiele milionów, mimo że nakłada największe ofiary, nie może być dowolnie wymyślonym kaprysem, lecz musi mieć podstawę w samej istocie ludzkości. Do tego dochodzi jednak, że nie można się dość nadziwić jednomyślności, jaką odnajduje się, porównując życie chrześcijańskiego i hinduskiego pokutnika lub świętego. Przy tak zasadniczo odmiennych dogmatach, obyczajach i okolicznościach zewnętrznych dążenia i życie wewnętrzne obu są zupełnie jednakowe... Mistycy chrześcijańscy i nauczyciele filozofii wedanty zgodni są co do tego, że uważają wszelkie dzieła zewnętrzne i ćwiczenia religijne za zbędne dla kogoś, kto osiągnął doskonałość. – Tyle zgodności w tak odmiennych czasach i u tak różnych ludów jest namacalnym dowodem, że nie wyraża się tu, jak z upodobaniem twierdzi optymistyczny banał, dziwaczne i obłędne podejście, lecz istotna strona natury ludzkiej, która tylko rzadko się ukazuje na skutek swej doskonałości” (Arthur Schopenhauer, „Świat jako wola i przedstawienie”, t. 1). Z jednej strony np. w filozofii Indii znajdujemy nakaz posłuszeństwa: „Nie idź za własnym głosem, słuchaj mistrza”. Z drugiej jednak strony natykamy się na ostrzeżenie głoszące, iż bywają ludzie, którzy funkcje własnego sumienia zdają na drugich, czyniąc z nich swoich przewodników moralnych. Może to być ojciec, matka, starsze rodzeństwo, nauczyciel, spowiednik, sąsiad, przyjaciel, ktoś po prostu szanowany. – Co on powie, to niepodważalne, co potępi, to złe, co pochwali, to dobre. A przecież jest wielkim i ciężkim grzechem pozbawianie siebie samego własnego rozumu, sumienia i wolnej woli. Człowiek dojrzały sam ponosi osobistą odpowiedzialność za siebie, swe życie, czyny, myśli, uczucia, błędy, grzechy i potknięcia; jak też za swą ew. prawość, mądrość i sprawiedliwość.
Aby jego kroki podążały we właściwym kierunku, wyznawcę hinduizmu obowiązują „10 Zasad Życiowych”:
1. Utrzymywać czystość.
2. Być dobrej myśli.
3. Być uprzejmym i cierpliwym.
4. Uczyć się.
5. Naśladować bogów.
6. Nie niszczyć i nie ranić.
7. Nie kłamać.
8. Nie kraść.
9. Nie zazdrościć.
10. Nie być nieopanowanym i chciwym.”


* * *

Około VII – VI wieku p.n.e. pierwsi Europejczycy zaczęli docierać do Indii i czerpać z jej kultury nie tylko wiedzę w zakresie nauk matematycznych czy filozoficznych, ale też impulsy do samodzielnych przemyśleń w zakresie szeregu innych gałęzi wiedzy. Max Scheler, filozof niemiecki, w dziele pt. „Człowiek w epoce zacierania się przeciwieństw” w pierwszej połowie XX wieku proroczo pisał: „Dalszym odnoszącym się do kształtowania się człowieka procesem zacierania się przeciwieństw w wielkiej skali jest zaawansowane już również zacieranie się przeciwieństw pomiędzy Europą oraz – za pośrednictwem świata islamu – wielkimi centrami azjatyckimi, Indiami, Chinami, Japonią – proces, który w przyszłości jeszcze znacznie się pogłębi. Także tutaj Europa dawno przestała być stroną dającą. Ponieważ przekazała ona tym ludom i przekazuje im nadal swe techniczne i ekonomiczne metody produkcji oraz warunkujące ich rozwój osiągnięcia nauk, ludy te – dzięki stworzeniu własnych przemysłów w swych krajach – będą stawały się w coraz większym stopniu niezależne od Europy.
Natomiast Europa ze swej strony (...) wchłania wciąż głębiej, w coraz większej skali i za pośrednictwem niezliczonej ilości kanałów w swe duchowe ciało starą mądrość Wschodu, np. prastarą azjatycką technikę życia i cierpienia, aby może nawet kiedyś żywotnie objąć ją w posiadanie. Prawdziwie kosmopolityczna filozofia powszechna powstaje na naszych oczach – co najmniej zaś powstaje podstawa dla ruchu, który nie tylko rejestruje w sensie historycznym tak długo całkowicie obce nam naczelne aksjomaty istnienia i życia indyjskiej filozofii, buddyjskich form religii, mądrości chińskiej i japońskiej, lecz jednocześnie sprawdza je rzeczowo oraz przekształca w żywotny element własnego myślenia. Obraz dzisiejszego człowieka, chociaż nie wyzbywa się form duchowości ugruntowanych przez antyk, chrześcijaństwo i współczesną naukę – tam, gdzie się tego próbuje, schodzi się na manowce – zostaje jednak przez to zmodyfikowany w znacznym stopniu i pod bardzo istotnym względem.
Również tutaj dochodzi do zacierania się przeciwieństw pomiędzy ideami człowieka oraz kształtującymi go wzorami. Zacieranie to dotyczyć będzie przede wszystkim różnic pomiędzy podstawowym zachodnim ideałem aktywnego w świecie zewnętrznym „bohatera” a rozpowszechnionym głównie w Azji, występującym najdobitniej w południowym, pierwotnym buddyzmie ideałem „mędrca” znoszącego cierpienia i zło istnienia oraz przeciwstawiającego się im dzięki sztuce znoszenia, „niestawienia oporu”, a lepiej to ujmując – duchowego oporu wobec kierującej się na zewnątrz, powstającej automatycznie reakcji przeciwko złu. Do sfery istotowej człowieka przynależy bowiem zasadniczo możność likwidowania każdego cierpienia i zła, począwszy od najprostszych cielesnych bólów po najgłębsze cierpienia duchowej osoby, zarówno od zewnątrz, poprzez przekształcanie wywołujących je zewnętrznych bodźców, jak i od wewnątrz, poprzez likwidację naszego popędowego oporu przeciwko bodźcowi, krótko mówiąc – poprzez sztukę znoszenia. (...)
Ludziom Zachodu brakuje w ogóle systematycznej techniki przezwyciężania cierpień od wewnątrz, tudzież wiary w nią oraz w możliwość jej nieograniczonego postępu. Do niedawna brakowało nam przecież także psychotechniki, zarówno w sensie systematycznej psychoterapii, jak i w sensie sztuki wewnętrznej techniki życia i kierowania psychiką, ponieważ wykluczała ją medycyna XIX wieku o głównie naturalistycznym charakterze, nastawiona na leczenie poszczególnych narządów i kompleksów komórek. Ponieważ jednak ciało i psychika są w procesie życia strukturalnie rzecz biorąc jednością, cały proces życiowy musi więc być również z technicznego punktu widzenia z zasady podatny na obustronne zmiany, czyli poprzez bodźce fizyko-chemiczne oraz poprzez korytarz świadomości – pytanie o to, czy i jak dalece ma to miejsce, jest kwestią pozytywnej nauki i techniki – i to nie tylko w przypadku chorób systemu nerwowego, lecz także w przypadku organicznych i wewnętrznych schorzeń organizmu”.
Myśl indyjska początkowo świadomie odrzucała ideę opanowania świata zewnętrznego przez podbój, badanie i pracę, co nieuchronnie spowodowało – w pewnym sensie zamierzoną – nędzę materialną ogromnych mas ludności tego półwyspu, a jednocześnie nadzwyczajną subtelność tutejszej filozofii. Dało to asumpt pisarzom Europy do niejako paternalistycznego traktowania tej kultury. Tak np. G.F.W. Hegel zauważał bardzo błędnie: „W indyjskiej nauce o wyrzeczeniu się zmysłowości, żądz i potrzeb ziemskich celem i kresem jest nie moralna wolność, lecz nicość świadomości, duchowa a nawet fizyczna martwota”... Feliks Koneczny z kolei w dziele „Polskie Logos a Ethos” (t. 1) z niezupełnie na miejscu będącą ironią notował: „Najbardziej uduchowione Indie zdobyły się w swej myśli filozoficznej tylko na prymitywne odrzucenie wszelkiej walki o byt, na podniesienie nędzy do godności zasady”. To odrzucenie nie było prymitywne, gdyż i w obrębie duchowości chrześcijańskiej mieliśmy do czynienia z zakonami ascetycznymi. Świat zachodni zaś coraz lepiej zaczyna zdawać sobie sprawę z marności swej zadyszanej pogoni za pieniędzmi, rzeczami i przyjemnościami.
Współcześnie w Indiach znaczny wpływ zyskali myśliciele, którzy postulują m.in. uniezależnienie się od wszelkich autorytetów, a jednym z tych filozofów jest J. Krishnamurti, który w jednym ze swych kazań mówił: „Nie oddajemy się swobodnej twórczości, ponieważ żyjemy krępowani przez autorytet... Kto uznał nad sobą autorytet, ma umysł zniewolony, nie jest w stanie rozwinąc swych twórczych możliwości. Kto uznał nad sobą autorytet, boi się myśleć; pragnie być pouczany, co ma czynić, i posłusznie spełnia obce nakazy... Lękamy się samodzielności – oto dlaczego istnieje tak olbrzymia ilość rozmaitych guru w naszym kraju. Oni wiedzą, ale wy nie wiecie. Oni wam dyktują, co winniście czynić – zawsze, w każdej sytuacji, nawet jako ludzie nauki: aż tak uzależnieni jesteście od autorytetu... Najbardziej destrukcyjnie działa autorytet religii z jej rozmaitymi sankcjami, akceptowany na ślepo, choć może wam się zdawać, żeście samodzielnie dokonali wyboru. Autorytet uczynił z was istoty posłuszne – nie badacie, nie poszukujecie, nie odkrywacie prawdy na własną rękę. A przecież prawda nie jest czymś, co może być człowiekowi dane. Trzeba się do niej dopracować własnym wysiłkiem. Aby ją dla siebie znaleźć, trzeba się stać swoim własnym prawodawcą, swoim własnym przewodnikiem – każdy sam dla siebie, każdy z nas sam... Ani wódz, ani kapłan, ani święty asceta, ani żadne święte księgi nie mogą nas uwolnić od tego, co jest naszym własnym zadaniem. Musimy nauczyć się żyć samodzielnie, nie w zewnętrznej izolacji, lecz w pełnej niezależności duchowej, to zaś wymaga wyzbycia się strachu... Mieć umysł czujny, aktywny i spokojny zarazem... Sami jesteśmy odpowiedzialni za to, jak żyjemy, jak spędzamy swoje dni”. Skutkiem tego nowoczesnego stylu myślenia stał się zawrotny postęp społeczny, techniczny, kulturalny i technologiczny w Indiach, które ponownie stają się jednym z wielkich zbiorowych przewodników ludzkości.

* * *

Mentalność, a więc i ustrój społeczny, Indii były od początku nacechowane arystokratyzmem i duchem rygorystycznej hierarchiczności. Około 1500 roku p.n.e. ukształtował się tam – jak już napomknęliśmy poprzednio – system społeczny oparty na rozróżnieniu czterech warn: 1. bramini (kapłani, nauczyciele, odpowiednik hebrajskich „cohenów”, „koganów” czy też rabinów); 2. kszatrijowie (władcy, wojownicy); 3. wajsjowie (rolnicy, robotnicy, handlarze); 4. siudrowie (słudzy wszystkich; rasa niższa, której zabraniano m.in. czytania świętych tekstów). Jak się wydaje, zaznaczmy to jeszcze raz, początkowo podział na warny miał pochodzenie etniczne, kiedy to coraz to nowi zaborcy ogłaszali sami siebie za panów; a potem o pozycji społecznej decydowały przywileje stanowe i walory osobiste, aż wreszcie system uległ skostnieniu i przepływ informacji genetycznej miedzy warnami (później nazwanymi kastami) został radykalnie przecięty. Odtąd raz i na zawsze definitywnie ustalono, że członek kasty niższej nie może zasiadać przy jednym stole z członkiem kasty wyższej; że członek kasty wyższej nie może przyjąć z rąk członka kasty niższej nawet kubka wody; że członek żadnej kasty nie może zbliżyć się do bramina na mniejszą niż obowiązująca odległość; że sprzątanie ulic i mieszkań stanowi zajęcie wyłącznie kast najniższych. Kastom wyższym groziło skalanie, powodujące degradację, nawet jeśli cień członka kasty niższej padł na reprezentanta wyższej przez przypadek. Dlatego każde uchybienie przeciwko rygorystycznym przepisom było z reguły karane śmiercią.
Z biegiem czasu drakońskie przepisy nieco zliberalizowano i kontakty między członkami sąsiadujących ze sobą kast stały się normą, ale wciąż stosunek erotyczny mężczyzny z kasty niższej z kobietą z kasty wyższej był karany wrzuceniem obojga do głębokiego dołu, na którego dnie wiło się mnóstwo jadowitych wężów.
Filozoficzną podstawą systemu kastowego jest idea transmigracji dusz (metempsychozy, reinkarnacji, metemsomatozy), przekonanie, że miejsce zajmowane w hierarchii jest określone przez uczynki popełnione w poprzednim wcieleniu (karman) i nie może być zmienione. Odrodzenie w wyższej kaście, a więc nieprzedłużanie drogi do zespolenia z Bogiem, wymaga uczynków dobrych, rozumianych jako akceptacja stanu rzeczy i postępowanie według właściwej dharmy (drogi).
Wszystko w społeczeństwie indyjskim jest zhierarchizowane, w tym język, postępowanie, potrawy, wypowiedzi itd. Pożywienie np. dzieli się na wegetariańskie i niewegetariańskie, w obrębie zaś tego drugiego na najniższym szczeblu znajduje się mięso wołowe i wieprzowe. Spośród napojów do najpodlejszych zalicza się alkohole, spożywać które (podobnie jak wołowinę i wieprzowinę) mają prawo tylko członkowie niższych warstw społecznych. Reprezentanci kast wyższych muszą być wegetarianami i abstynentami, aby zachować czystość rytualną i karmiczną (losową). Ważne też jest, kto posiłek przygotował, jakiego opału użyto podczas gotowania, kto pokarm podaje do stołu. Na północy Indii cała żywność jest dzielona na dwie klasy: „kaccha”, do gotowania której użyto wody, oraz „pakka”, gotowaną na topionym maśle. Pierwszy rodzaj żywności może być przyjęty wyłącznie z rąk członka własnej kasty, natomiast należąca do klasy drugiej – tylko z rąk ściśle przepisami określonych kast. Zasadniczo obowiązuje norma, że nie powinno się przyjmować pożywienia z rąk warstwy niższej, wolno natomiast z rąk reprezentantów klas wyższych. Na południu Indii bramin nigdy nie przyjmie wody, a tym bardziej żywności, z rąk przedstawiciela kasty niższej.
Przynależność do tej czy innej kasty w kolejnych ponownych narodzinach zależy właśnie od postępowania w tym życiu zgodnego lub nie z przepisami rytualnymi, dotyczącymi spożywania pokarmów, od stylu życia, poziomu moralnego, uduchowienia i usposobienia. Kasty są zależne od charakteru ludzi. „Przez własne uczynki staje się braminem, kszatrią, wajsją, siudrą czy też pariasem”. Dusza wędruje z ciała do ciała, dopóki nie osiągnie stanu doskonałości, przerwie pasmo wcieleń i wreszcie się połączy z boską Duszą Wszechświata i w niej się roztopi. Arystokratyczne idee hierarchii oddziałują także na instytucję małżeństwa i rodziny. Kasty są podzielone na podgrupy, z których każda zabrania swym członkom zawierać związki małżeńskie z osobami spoza danej grupy. Obowiązuje w tym względzie ścisła endogamia. W niektórych regionach Indii są dopuszczalne związki międzykastowe, ale nigdy dziewczyna nie może poślubić członka kasty niższej niż ta, do której ona sama należy; wolno natomiast wyjść za mąż za reprezentanta kasty wyższej, dokonując w ten sposób hipergamii czyli awansu społecznego dzięki zawarciu związku małżeńskiego. W zasadzie obowiązuje jednak prymcypium zawierania małżeństw w obrębie własnej kasty i podkasty; kto się z tej reguły wyłamuje, zostaje wydalony ze swej społeczności i spada do niższej lub w ogóle do kasty pariasów.
Dokładne wykonywanie wszystkich przepisów, obowiązujących w danej kaście, to obowiązek nie tylko społeczny, ale i religijny, podobnie jak naruszenie któregokolwiek z licznych obowiązków kastowych, to nie tylko wykroczenie prawne, ale i grzech z punktu widzenia religii.

* * *

Z zasadą hierarchiczności w mentalności indyjskiej łączy się organicznie wyobrażenie o uporządkowanej wszechjedności wszystkiego co istnieje (Ryta), i wynikający z niego etyczny obowiązek powszechnej życzliwości. „Jako lud leśny, Hindusi – w przeciwieństwie do miejskiego świata antycznego i chrześcijańskiego – nie żyją w pierwotnym północnoeuropejskim nastawieniu woli na opanowanie i kierowanie przyrodą; nie żyją również, jak Grecy, w pełnym dystansu podziwie i miłości do jej plastycznych form i postaci, lecz żyją „w” niej, to znaczy w witalnym odczuciu jedności z nią i z jej widzianym jako uniwersalne wszechżyciem. Dlatego też nie stawiają człowieka, jeśli chodzi o metafizyczną rangę i byt, wyżej od zwierzęcia i rośliny – bądź jak Platon i Arystoteles, jako błyszczącego wierzchołka arystokracji przyrody, bądź jak Żydzi, jako jej „pana” i stworzonego na podobieństwo Boga jej „króla”, w którego zgodnej z wolą bożą służbie pozostaje wszelkie inne życie, a nawet istnienie – lecz przestawają ze stworzeniami żywymi, a także z wyrazem życia ukrytym jeszcze dla nich w świecie nieorganicznym, jak ze swymi „braćmi”, „towarzyszami”, „przyjaciółmi”, w każdym razie jak równy z równym, nie w miłości spoglądającej z góry, litościwej (jak choćby w starotestamentowym „sprawiedliwy lituje się nad swoim bydlęciem”), lecz prosto, oko w oko. Nie istnieje tutaj metafizyczne oddzielenie – bądź substancjalne, bądź tylko funkcjonalne – ducha od życia, „osoby” od „cielesnej istoty witalnej”... (Max Scheler, „Istota i formy sympatii”).

* * *

W myśleniu indyjskim od zarania obecna była idea, że mądrość jest potrzebna człowiekowi nie do szczęścia, bo ona szczęścia nie daje, lecz – dla niej samej, gdyż jest ona czymś więcej niż tzw. „szczęście” i wszystkie dobra tego świata. Jest wartością samą w sobie i samą dla siebie.
Uważano tu też, iż złe mówienie lub choćby tylko myślenie o rodzicach powoduje, że zachorujesz lub umrzesz przed nimi ty sam, albo twoje dzieci. Gdy zaś rodzice źle mówią lub myślą o swych dzieciach, te zaczynają chorować i również często umierają przed rodzicami. Myśl bowiem jest potężną energią, która potrafi wskrzeszać zmarłych i zabijać żyjących.
Mimo swej odrębności religijność indyjska w niczym nie jest ani mniej subtelna, ani mniej głęboka i wyrafinowana niż żydowska czy chrześcijańska. Wręcz przeciwnie. Jeden z staroindyjskich traktatów teologicznych mówi o wierze i niewierze jak następuje: „Jaką nadzieję mieć mogą ci, którzy opuszczają Boga, choćby nawet przebiegli całą ziemię? O szaleńcy! Sprawiedliwi, którzy rozmyślali nad tym przedmiotem, mówią nam: Porzućcie wszystko, oprócz Boga, gdyż wszystko jest cierpieniem. Nie potępiajcie niczego, co Bóg stworzył. Bóg jest naszym skarbem, pokarmem i podporą. Jego substancja duchowa zasila wszystkie członki. On naszym władcą, duszą i ciałem. Bóg tak się opiekuje stworzeniami swymi, jak matka swym dzieckiem. O Boże! Tyś jest prawdą: daj mi ukojenie, miłość, pobożność i wiarę!” Filozofia indyjska uważała widzialny świat materialny za „maję”, czyli majak, rojenie, majaczenie na jawie, za rzeczywistość rzekomą, iluzoryczną, nierzeczywistą. Każde przecież ciało jest zanikającą, przemijającą chimerą, której los jest zależny od szeregu poprzednich wcieleń, podlega determinacji karmicznej i, jeśli dręczy je jakaś choroba czy boleść, byłoby grzechem, wykroczeniem przeciwko Wyższej Przyczynowości usiłowanie uwolnić ciało od cierpień, czyli leczenie go. Jeśli Los zesłał na kogoś schorzenie, trzeba je odcierpieć i w ten sposób odkupić przewiny przodków lub własnych poprzednich wcieleń. W ten sposób, poprzez pokorne, a nawet radosne, znoszenie cierpień, dusza jest leczona, „wyprostowywana” i ratowana dla dalszego rozwoju i nowych, coraz szlachetniejszych narodzin.
Innymi drogami chadza myślenie ludzi Zachodu, dla których to raczej dusza jest czymś ulotnym, nieuchwytnym, a nawet niewiadomo, czy w ogóle istniejącym, ciało zaś czymś jak najbardziej realnym. Trzeba więc dbać o nie, leczyć każdego człowieka i każdą chorobę, co sprzyja także uzdrowieniu duszy, gdyż „mens sana in corpore sano”. Obecnie jest jasne, że te dwa style myślenia o świecie są komplementarne i nawzajem się uzupełniają. Ludzie Zachodu „idą na Wschód”, poszukują nowych prawd filozoficznych i etycznych, odchodzą nieraz od własnych wielowiekowych stereotypów intelektualnych i moralnych zarówno w teorii, jak i w praktyce, dążąc m.in. „do nałożenia zdrowych ograniczeń na nieograniczoną żądzę grabieży, właściwą białemu człowiekowi”. Ludzie Wschodu zaś modyfikują idealistyczne paradygmaty swej mentalności i przejmują z Zachodu zainteresowanie pozytywnym badaniem świata w zakresie nauk, praktycyzm i realizm.
Ciało i dusza stanowią jedność psychofizyczną. Ciało staje się duszą, a dusza ciałem. Gdy uprawiamy ćwiczenia fizyczne, pościmy, nie grzeszymy obżarstwem i pijaństwem – pozytywne zmiany zachodzą nie tylko w ciele, ale i w duszy. Oddalają się z niej szaleństwa, żądze, lęki, smutki. Bywa też tak, że gdy wyrzucamy z duszy śmieci brudnych uczuć, wyobrażeń, myśli, zamiarów – także nasze ciało staje się jakby „uduchowione”, jest sprawniejsze, czystsze, ładniejsze, zaczyna promieniować wewnętrznym światłem rozumu i godności. Być może więc harmonia rozwoju polega na tym, by jednocześnie medycyna dbała o ciało, nauka o ducha, a religia o duszę człowieka, i aby wszystkie te warstwy osobowości współpracowały ze sobą, wspierając się nawzajem, a nie sobie się przeciwstawiając, jak to często bywało przedtem zarówno w cywilizacjach zachodnich, jak i wschodnich. Zważywszy jednak, że dusza (w pojęciu metafizyki wieczna, z punktu widzenia fizyki pola energetycznego znacznie trwalsza niż ciało) ma pozycję priorytetową, trzeba widocznie dbać przede wszystkim o nią, tak jak czyniła to od tysiącleci cywilizacja indyjska. Jeśli bowiem człowiek nie będzie leczył swego ciała, lecz odcierpi i odkupi swe przewinienia, może to odbić się pozytywnie na jego potomstwie, na dzieciach i wnukach. Ale jeśli – poprzez ból fizyczny – nie uleczy, nie wyprostuje i nie oczyści swej chorej i wykoślawionej duszy, niczego dobrego nie może spodziewać się dla swych potomków, którzy będą musieli odcierpieć za to, za co nie odcierpiał ich przodek. W świetle więc wschodniej mądrości leczenie ciała zawsze i za wszelką cenę nie jest ani dobre, ani celowe, ani usprawiedliwione. Pomagać i leczyć trzeba, ale czynić to powinno się tak, aby nie zaszkodzić duszy, która potrzebuje cierpienia dla swego uleczenia.
Jeśli dusza stanowi swoistą niezniszczalną strukturę emocjonalno-energetyczno-informacyjną („na początku było Słowo”), leżącą u podstaw bytu osobowego, a ciało jest niejako „naroślą” na niej, jej „ubraniem” (zwlekanym w akcie umierania), to okazuje się, że właśnie ona jest najważniejszą i właśnie o nią należy dbać przede wszystkim (nie ignorując zdrowych i naturalnych potrzeb ciała).
Skrajnością Wschodu jest wszelako dążenie do uczynienia duchowych podstaw istnienia absolutnie czystymi i nietykalnymi, gotowość do zniszczenia wszystkiego i wszystkich (w tym całych narodów i ludzkości), o ile przeczą one modelowi idealnemu. Normalny człowiek Wschodu gotów jest bez namysłu np. do zlikwidowania jako rażącej anomalii nie tylko homoseksualisty, ale też kogoś, kto po prostu ma inne zapatrywania polityczne czy filozoficzne. Wschód jest zawsze gotowy do zabijania ciała w imię ducha. Z drugiej strony skrajnością Zachodu jest ubóstwianie dóbr materialnych, swych pożądań, chuci, chęci. Owo chutliwe potakiwanie za wszelką cenę swym apetytom i zachciankom (nawet ewidentnie patologicznym, jak perwersje seksualne, narkomania i alkoholizm) prowadzi nieuchronnie do rozpasania, demoralizacji, rozbicia rodzin, narodów, kultur i państw. Zachód gotów jest zabijać ludzi – a to zarówno ich dusze, jak i ciała – byle tylko zadośćuczynić swym niepohamowanym żądzom. To zaś jest droga do nikąd. Być może więc powoli dojrzewa czas do syntezy tych dwu filozofii życia, do tego, by ludzkość, odrzucając skrajności, uniknęła śmiercionośnego konfliktu jednostronności i potrafiła wejść na drogę, wiodącą do syntezy tego, co dobre we wszystkich cywilizacjach świata.
Na marginesie wypada zaznaczyć, że cywilizacje powstają, rozwijają się, żyją, a następnie gasną i powoli zanikają lub ulegają gwałtownej zagładzie na skutek podboju lub straszliwej klęski żywiołowej. Wyjątek stanowią cywilizacje indyjska i chińska, które przetrwały po około osiem tysięcy lat, niejednokrotnie przeżywając długotrwałe okresy rozkwitu i zmieniające je dziesięciolecia zastoju, po których ponownie następowało odrodzenie, wzrost i rozwój.

* * *

Myślenie religijne kapłanów indyjskich jest inne niż chrześcijańskich. Hinduscy bramini np. twierdzą, że piekło, o którym wspominają „Wedy”, miało raczej jedynie odgrywać rolę straszaka dla wymuszenia na ludziach wykonywania obowiązków moralności. Piekło to nie jest według nich nic innego jak tylko świadomość zła oraz tych niedobrych następstw, które nieuchronnie po grzesznych czynach następują. Pisarz starożytny Tymeusz przeprowadzał paralelę między filozofią a medycyną: „Jak czasami leczymy ciało niezdrowymi lekarstwami, kiedy najzdrowsze nie wywołują pożądanego skutku, tak też powstrzymujemy złe umysły fałszywymi twierdzeniami”. Skoro rozum i mądrość nie potrafią kierować kobietami i szarym tłumem – jak to określa K. Graves w „Biografii Szatana” – to trzeba im napędzić obaw sugerując wyobrażenia o straszliwych karach dla grzeszników po śmierci, „poszczuć” ich, jak nie panem Bogiem, to Szatanem. Najdawniejsze księgi religijne różnych narodów zawierają te elementy straszenia, (raz Belzebubem, to znów Haszemem), kapłani bowiem dochodzili do wniosku, że w ten tylko sposób można pokierować ciemnogrodem. A jednak już w epoce przedchrześcijańskiej wielu myślicieli otwarcie wskazywało na bezpodstawność i amoralizm tego rodzaju pogróżek. Dla Cycerona teorie o karach ścigających zbrodniarza na tamtym świecie były „głupimi bajkami”, dla Plutarcha – „baśniowymi opowieściami”. Seneka zaś pisał: „Rzeczy, czyniące okolice piekielne strasznymi, jak to: ciemności, rzeka płonącego ognia, wreszcie sąd Boży, są bajkami, którymi bawią się poeci, napawając nas tylko próżnym strachem”. W hinduizmie ta prawda była od początku znana wszystkim ludziom.
Bóg Indów jest bezosobowy jako rozlany we Wszechświecie wszechobecny i stwórczy Rozum – Brahman. To bezosobowy Absolut, któremu odpowiada jednostkowa nieśmiertelna jaźń człowieka zwana „atmanem”. Deussen wyprowadza słowo „Brahman” od „barh” – „wezbranie”, to jest modlitewne uniesienie pojmowane jako „wola człowieka dążąca wzwyż do tego, co święte i boskie”. W sanskrycie istnieje tysiąc „świętych imion Boga”, który się manifestuje w postaci różnych żywiołów i sił. (Dyplomowani ignoranci z Europy i Ameryki uważają, że to imiona różnych „bóstw”!). Według tradycji hinduskiej dusza ludzka nie umiera wraz z ciałem, lecz przebywa kolejne wcielenia zwane „sansarą”. O tym, w jaką istotę wcieli się nasza dusza po śmierci, decyduje bilans wcześniejszych uczynków, czyli – „karman”. Jeśli prowadziło się życie zgodne z regułami zawartymi w świętych księgach hinduizmu, dusza zmarłego przesiedla się o jeden stopień wyżej i tak – jeśli nie obniży lotu – aż do zatracenia osobowego (i osobnego) istnienia, do zlania się z Absolutem, co jest wymarzonym ideałem.
Tak więc po śmierci dusza wychodzi z ciała, jak więzień z celi, ale nie wyrusza do nieba, jak to sobie wyobrażają żydzi, muzułmanie i chrześcijanie, lecz niebawem wsiedla się w dopiero co rodzącą się istotę; nie koniecznie ludzką. Dusza mordercy wchodzi w ciało psa, dzika, osła, wielbłąda, byka, kozła; dusza pijaka – w ciało dżdżownicy, owada, ptaka odżywiającego się nieczystościami, świni; dusza okrutnika – w ciało zwierząt łaknących zakrwawionego mięsa, np. kotów, tygrysów. Po milionach lat wędrówki dusza może trafić do Boga, połączyć się z nim i zakończyć cykl metemsomatozy w chwili zatracenia bytu indywidualnego.
W Indii uważano, że dzieci biorą na siebie, przejmują karmiczne (losowe) uwarunkowania (obciążenia lub osiągnięcia) rodziców, podpadając pod te same grzechy, nieszczęścia i choroby, ale w specyficzny sposób. Jeśli np. jakaś żona złośliwie zdradzała swego męża, to jej ukochany syn będzie złośliwie zdradzany przez swą żonę. Praktyka życiowa wykazuje, że te wyobrażenia nie są pozbawione podstaw. Rodzice mogą jednak ratować swe dzieci, obdarzając je najszczerszą miłością i otaczając modlitwą. Stąd przekonanie o tym, że matczyna modlitwa (również jeśli matka jest grzeszna) ratuje dzieci nawet z piekła. Od pewnego momentu grzeszni rodzice powinni też zupełnie i definitywnie zerwać ze swą niechlubną przeszłością. Jeśli jednak to nie zachodzi, to dzieci, obciążone przeklętą karmą rodziców, mogą pomóc sami sobie pielęgnując w swoim życiu głęboką wiarę i cześć dla Boga, jak też życzliwość dla ludzi, łagodność, uczciwość, dobroduszność, absolutne niepotępianie kogokolwiek za cokolwiek. Dzieci muszą zrewidować rodzicielski stosunek do życia, przejąć od nich tylko to, co dobre, i wysiłkiem woli wypełnić swe serce życzliwością, dobrocią i wiarą.
W Indii podstawowym tematem rozmyślań był dylemat życia i śmierci oraz drogi ratowania duszy przed zatraceniem. Znaleziono ją: przez nieprzerwane i żmudne samodoskonalenie się – do „nirwany”, czyli stanu pełnego spokoju i świętości. W dawnej kulturze hinduskiej istniała triada podstawowych celów życiowych, do których warto dążyć. Na pierwszym miejscu stała „dharma” czyli żywot cnotliwy, godny i bogobojny; na drugim „artha” – dobrobyt materialny, osiągany uczciwie; na trzecim „kama” – szczęście osiągane przez miłość rozumianą szeroko jako rodzaj świadomego, opartego na niezmiennej życzliwości, stosunku do wszystkiego, co człowieka otacza.

* * *

Czas dla Hindusa nie ma charakteru linearnego, nie biegnie od „było” poprzez „jest” do „będzie”, lecz stanowi rodzaj kołowrotu, wiecznego powrotu tego samego, a postęp jest ułudą. Jest to światopogląd subtelny i wyrafinowany, tylko incydentalnie niektórzy myśliciele Zachodu zbliżają się do wyobrażeń tego rodzaju (Arthur Schopenhauer, Friedrich Nietzsche, Rudolf Steiner, Wincenty Lutosławski, Mikołaj Roerich). „Zachodnia postawa wyższości, jaką przybieramy wobec poglądów hinduskich, cechuje naszą barbarzyńską istotę, która daleka jest jeszcze od tego, żeby choć przeczuwać niezwykłą głębię zawartych w nich myśli i ich zdumiewającą słuszność psychologiczną. Ciągle jeszcze jesteśmy tak niewychowani, że potrzebujemy praw z zewnątrz, a ponadto tresera lub ojca, aby wskazał nam, co jest dobre, i abyśmy, dzięki temu, mogli czynić, co należy” (Carl Gustav Jung, „Rebis czyli kamień filozofów”).
Podstawowy wymóg etyki hinduskiej to zachowanie równowagi ducha, samoopanowania i olimpijskiego spokoju w każdej sytuacji. Powinno się umieć rozumnie przystosowywać do zmiennych i przemagających okoliczności zewnętrznych. Mit indyjski przekazuje dzieje młodego boga Kriszny, który tocząc w rzece daremną walkę z oplatającym go kosmicznym wężem, symbolem uniwersalnego związku przyczynowego, na okrzyk swego boskiego ojca, by pamiętał o swej boskiej naturze, wyzwala się z wrogich splotów węża – tak lekko, jak kobieta wyciągająca dłoń z rękawiczki – dzięki temu właśnie, że każdą cząstką swego ciała zaczął elastycznie dopasowywać się do ruchów potwora; poddając się im całkowicie pozostał sobą i zachował autonomię swego istnienia. Gdyby się nadal borykał, przegrałby haniebnie, gdyż nikt nigdy nie wygrywa walki ze swoim losem; ale każdy może z godnością poddawać się jego wyrokom i go z honorem znosić.
Ideał wyzwolenia się od zewnętrznych uwarunkowań nie musiał koniecznie być sprzeczny z życiem w społeczeństwie. Nie sposób jednak żyć w ludzkiej społeczności i być całkowicie od niej wolnym, powinno się po prostu ściśle stosować do zasad dotyczących swej klasy socjalnej. Na przykład rycerz żyje w zgodzie ze swą „dharmą”, jeśli zabija tylko na wojnie (ale i na niej stosuje się do surowych przepisów prowadzenia walki, dąży do postępowania szlachetnego, do minimalizowania cierpień także przeciwnika). Cnotliwy rybak nie krzywdzi innych istot prócz ryb, do łowienia których zobowiązuje go jego pozycja społeczna. W tradycyjnej etyce indyjskiej obowiązywały nakazy niekrzywdzenia (także w stosunku człowieka do zwierząt), bezwarunkowej życzliwości, prawdomówności, uczciwości, nieuzależniania się od bogactwa, panowania nad zmysłowością. Czandra Dasgupta, myśliciel indyjski, pisze, iż ten, kto dąży do mądrości: „Jest jednakowy dla tych, którzy czynią mu dobro, i do tych, którzy czynią mu zło. Okazuje życzliwe zainteresowanie każdą osobą na właściwy jej sposób: z dziećmi się bawi, z dorosłymi jest poważny, wesołym kompanem – dla młodzieży, współczujący w smutku – dla człowieka cierpiącego. Jest rozumny, miły i kochający wszystko, z czym się zetknie”.
W słynnym dziele Maharishi Patandżali’ego „Jogasutra” (II wiek p.n.e.) czytamy charakterystyczne zdania: „Kto zachowuje równowagę ducha w życiu i umieraniu, w szczęściu i nieszczęściu, w zysku i w stracie, w miłości i w nienawiści, ten będzie zbawiony. Kto do niczego nie dąży i niczym nie gardzi, kto wolny jest od przeciwieństw, czyja dusza nie zna namiętności, ten jest zbawiony bez reszty.
Kto nie czyni ani słusznie, ani niesłusznie, i porzuca nagromadzony w poprzednim istnieniu skarb (dobrych i złych) czynów, czyja dusza uspokaja się, kiedy zanikają pierwiastki cielesne, kto wolny jest od przeciwieństw, ten będzie zbawiony.
Pełne tysiąc lat rozkoszowałem się rzeczami zmysłowymi, a jednak ciągle od nowa budzi się we mnie ich pożądanie. Dlatego chcę się ich wyrzec i mego ducha skierować ku Brahmie; obojętny na przeciwieństwa i wolny od poczucia „ja”, chcę błąkać się wraz z dzikimi zwierzętami.
Dzięki czci dla wszystkich istot, dzięki życiu ascetycznemu, dzięki opanowaniu siebie i brakowi pragnień, dzięki ślubowaniu i nienagannemu życiu, dzięki równowadze ducha i znoszeniu przeciwieństw udziałem człowieka stanie się rozkosz w pozbawionym właściwości Brahmie.
Kto wolny jest od pychy i zaślepienia, i przezwyciężył błąd związania się z czymkolwiek, kto pozostaje wierny najwyższemu atmanowi, czyje pragnienia wygasły, kto pozostaje nietknięty przez przeciwieństwa przyjemności i bólu, ten, wolny od zaślepienia, dotrze do owego nieprzemijającego miejsca.
Bóg, Stwórca wszelkich rzeczy, wielka jaźń, co zawsze zamieszkuje w sercach ludzi, jest postrzegany przez serce, duszę, ducha; kto o tym wie, osiąga nieśmiertelność. Kiedy światło zgaśnie, wtedy nie ma dnia i nocy, ani bytu, ani niebytu...
A to światło, które świeci nad tym niebem, wyżej niż wszystko, wyżej niż cokolwiek w najwyższym świecie, ponad którym nie ma żadnych innych światów, jest tym samym światłem, które jest we wnętrzu człowieka... (...) Jak ziarnko ryżu, lub jęczmienia, lub prosa, czy też jądro ziarnka prosa, taki jest ten duch we wnętrzu jaźni, złocisty jak płomień bez dymu; i jest on większy niż niebo, większy niż przestrzeń, większy niż ta Ziemia, większy niż wszystkie istoty. Jest on duszą życia, jest on moją duszą; stąd do niego, do tej duszy pójdę umierając”...
Zdawanie sobie sprawy z powyższych prawd stanowi rdzeń mądrości. Natomiast według Patandżali’ego niewiedza (avidya) polega na tym, że to, co przemijające, nieczyste, bolesne i bezduszne, uważa się za wieczne, czyste, szczęśliwe i duchowe – i w ten sposób schodzi się na manowce życia doczesnego, na jego miraze, iluzje i złudzenia. Asceza i medytacja połączone z uprawianiem ćwiczeń jogi umożliwiaja uwolnienie się z tych błędów. [Wypada w tym miejscu zaznaczyć, iż systemy fizycznych ćwiczeń jogistycznych są w dużym stopniu rasowo zdeterminowane, ponieważ to właśnie mieszkańców półwyspu Hindustanu i terenów przyległych cechuje tzw. hipergiętkość stawów, umożliwiająca przyjmowanie najbardziej złożonych konfiguracji członków ciała, podczas gdy u innych ras ta cecha stanowi rzadką anomalię i uprawianie jogi jest dla nich raczej niewskazane, a w każdym razie bardzo trudne].

* * *

Wielkim zwolennikiem filozofii indyjskiej był genialny Europejczyk Arthur Schopenhauer, który też zapożyczył z myśli Indii ideę doktryny o świecie jako o woli i przedstawieniu. On też pisał w swym podstawowym dziele: „Teoretycznie można przyjąć trzy skrajności w życiu ludzkim i traktować je jako elementy rzeczywistego życia człowieka. Po pierwsze, potężne pragnienia, wielkie namiętności (Radża-Guna). Występują one u wielkich charakterów historycznych, pokazują je epopeja i dramat; ale mogą się też pokazać na małą skalę, bowiem miarą wielkości ich przedmiotów jest tu tylko stopień, w jakim poruszają wolę, a nie stosunki zewnętrzne. Następnie, po drugie, czyste poznanie, ujmowanie idei, uwarunkowane przez uwolnienie poznania od służby woli: życie geniusza (Satwa-Guna). Wreszcie, po trzecie, całkowity letarg woli, a zarazem związanego z nią poznania, pusta tęsknota, nuda, która życie zamienia w kamień (Tama-Guna). Życie jednostki, któremu daleko do tego, by trwało w jednej z tych skrajności, rzadko tylko ich dotyka, a przeważnie zbliża się tylko nieco i z wahaniem, skłaniając się w tę lub ową stronę – biedne, ubogie pragnienie małych przedmiotów, stale powracające i w ten sposób unikające nudy” (Arthur Schopenhauer, „Świat jako wola i przedstawienie”, t. 1) Nawiasem mówiąc, jak napomknęliśmy powyżej, u niektórych filozofów Europy da się zauważyć przebłyski myślenia „indyjskiego”, jak np. w owych zdaniach z drugiego tomu dzieła „O Państwie Bożym” Św. Augustyna: „Wola jest w nich wszystkich, a raczej wszystkie one są niczym innym jak przejawami woli. Bo i czymże jest pożądanie i radość, jeśli nie wolą zostającą w zgodności z tym, czego chcemy? A czymże jest bojaźń i smutek, jeżeli nie wolą zostającą w niezgodzie z tym, czego chcemy?”. Tych zdań wielkiego filozofa chrześcijańskiego nie powstydziłby się żaden poważny mędrzec Indii... Przeważnie jednak jest tak, iż umysł indyjski na bardzo swoistych drogach uzyskuje tak niespodziewane intuicje, że są one zupełnie niepojęte dla europejskiego stylu myślenia, który dopiero po mozolnym wysiłku zaczyna pojmować te czy inne niuanse filozofii znad Gangesu.

* * *

Oczywiście, niektóre elementy wyobrażeń i zwyczajów indyjskich zawsze wydadzą się Europejczykowi czymś dziwnym, a nawet dziwacznym. W starożytnej Indii np. dowódca wojsk, zanim udał się na czele swych oddziałów na wyprawę wojenną, musiał pójść do świątyni i odbyć (w najbardziej wymyślnych pozach) stosunek płciowy z czterema kapłankami, uosabiającymi cztery żywioły, z którymi będzie walczył: ogień, wodę, ziemię i powietrze. Uważano, że „pieprząc” je, symbolicznie je profanuje, pokonuje i poddaje sobie. Choć przecież jasne, że „wyjałowienie” fizyczne i psychiczne po takich harcach bywało raczej przeszkodą w późniejszej walce i wcale nie potęgowało potencjału intelektualnego, tak przydatnego u dowódcy na polu walki.
Z drugiej strony jednak, w wielu księgach dydaktycznych Indii spotykamy mnóstwo idei, myśli, spostrzeżeń, „olśnień” absolutnie zrozumiałych i bliskich każdemu człowiekowi, niezależnie od tego, na jakim kontynencie mieszka, do jakiej kultury należy i jakim językiem mówi. Bierzemy oto poemat „Kirata” i znajdujemy w nim następujące sformułowania:
„Uważaj na uprzejmą mowę wrogów. Jeleń idzie na śmierć, nie znając sensu nawołujących krzyków myśliwego.
– Uprzejmość w obejściu z kobietą, szacunek dla ludzi godnych uszanowania, męstwo przed wrogiem, uszanowanie dla starszych, szacunek do obrzędu przed ludźmi pobożnymi, ustępliwość wobec znających nasze słabości, wszelka uprzejmość przed dumnymi, chytrość w stosunku do łotrów – oto wszystkie osiem cnót mężczyzny.
– Nie ufaj temu, kto tobie nie ufa; nie ufaj i temu, kto tobie ufa. Niebezpieczeństwo, wynikające z ufności, podcina ludzi w samym korzeniu. Coś powinien mąż ukrywać przed żoną, coś przed krewnymi i dziećmi. Mądry niech mówi z wielką ostrożnością, po namyśle, czy warto, czy nie warto w ogóle coś powiedzieć.
– Idą na zgubę ci głupcy, którzy nie są chytrzy z chytrymi; takich łotry do zguby prowadzą...
– Nie wolno być łatwowiernym, nie powinno się wierzyć temu, czego się nie widziało na własne oczy.
– W towarzystwie ludzi niskich nie ujrzy człowiek nic dobrego.
– Łajdak i przed najlepszym przyjacielem ukazuje siebie nie takim, jakim jest.
– Osobnik nikczemny potrafi tylko psuć, nie zaś załatwiać cudze sprawy. Mysz przegryzie kosz z żywnością, ale go nie naprawi”.

* * *

Klasyczne i najstarsze dzieło pisane kultury indyjskiej ma nazwę „Weda” (albo „Wedy”) czyli „wiedza” w liczbie mnogiej (tak jak w archaicznym języku białoruskim: „wieda”, „wiedy”). Stanowią one jeden z najstarszych pomników literackich ludzkości, w postaci skończonej wystąpiły około 2000 roku przed narodzeniem Chrystusa i objętościowo są sześciokrotnie obszerniejsze niż „Biblia” chrześcijan. Zawierają też nieprzebrane skarby wielkiej mądrości. Historycy indyjscy twierdzą, że pierwsze redakcje tego dzieła istniały już w szóstym tysiącleciu p.n.e., czemu trudno byłoby się dziwić, ponieważ wówczas już od tysiąca lat istniała w dolinie Indusu zaawansowana cywilizacja i dwanaście świętych miast, zachowanych do dziś. Celem „Wedy” – jak pisze A. Ch. Bhaktiwedanta Swami Prabhupada – jest poznanie osobowości Boga, „obudzenie boskiej świadomości w skłonnych do zapominania żywych istotach. Ten sam cel w różny sposób jest wyrażony we wszystkich Pismach świata, żeby głupcy mogli rozumieć. Okazuje się, że ostatecznym celem wszystkich religii świata jest niesienie ludziom pomocy, aby wrócili z powrotem do Boga”...
Jeśli wierzyć „Wedom”, to zmysłowość, lubieżność, chuć stanowi najgorszą przeszkodę dla rozumu poszukującego prawdy, jest też podstawową przyczyną materialistycznego zniewolenia ludzi. Przypomnijmy garść myśli z tej wielkiej księgi mądrości.
„Pewna jest śmierć dla narodzonych i pewne są narodziny dla zmarłych.
– Kto nie ma własnego poznania, a jest tylko wielce uczony, „osłuchany”, ten nie zna sensu nauk duchowych, tak jak łyżka nie zna smaku zupy.
– To, co złe, nie jest jeszcze złe, wszyscy widzą jego ohydę; obojętność – oto co złe, posiada ona bowiem pozory dobra.
– Bogactwa tego, który daje, nie pomniejszają się.”

Złem jest twarde serce wobec człowieka głodnego; złem – zażywanie przyjemności, gdy inni cierpią; złem z definicji – cudzołóstwo, kłamstwo, gry hazardowe, gniew, zawiść, nienawiść, chciwość.

„Nigdy mędrzec się nie gniewa, ani trwoży się, ni nudzi,
Nienawiścią nie zapłonie, ni radością się nie łudzi.
Choć fortuny cios weń wali, mędrzec nigdy się nie żali.
Zawsze w cnocie mocno wryty, żyje wedle praw natury,
Niewzruszony jako szczyty Himalajów święte góry
(...)
Razem z złota rozrostem miłość złota w nas rośnie,
Jak bykowi, co rośnie, rosną rogi o wiośnie”.

Natomiast o kobiecie jeden z tekstów wedyjskich wyraża się w sposób następujący:

„Niczego – nawet w głębi swego domu –
Nie powinna czynić z własnej woli.
W dzieciństwie poddana ojcu,
W młodości – mężowi,
A gdy mąż umrze – swoim synom.
Niechże nigdy nie ma woli własnej,
Aby sama siebie nie zgubiła.
Niech zawsze będzie pogodna
I zręczna w domowej swej pracy.
Niech naczynia jej błyszczą czystością,
Ręka niech sakiewkę mocno ściska.
Jej pan, który ją pojął według świętego obrzędu,
Błogosławieństwem zawsze jest dla swojej żony
Zarówno na tym, jak i na tamtym świecie.
Choćby nieokrzesany był, choćby lubieżny,
Chociażby nie miał zgoła żadnych cnót,
Rozumna żona niechaj w każdej chwili
Czci swego męża.”

O powszechnej zaś pladze wszystkich cywilizacji, o pijaństwie, w jednym z wierszy indyjskich czytamy następujące słowa:

– „Pijaka sam diabeł judzi,
By na umór pił
I zakałą był wśród ludzi,
Pijaka sam diabeł judzi.

Choć się w nim sumienie budzi,
Brak do walki sił. –
Pijaka sam diabeł judzi,
By na umór pił”.

* * *

Warto podkreślić, że w ciągu kilku tysiącleci swego rozwoju filozofia indyjska wytworzyła szereg koncepcji i teorii polemicznych do siebie nawzajem, co stanowi jedną z najcenniejszych cech tej niezmierzonej kultury, na której przykładzie widzimy, ze myśl ludzka porusza się jakby wahadłowo, od skrajności do skrajności, od idealizmu do materializmu, od perfekcjonizmu do hedonizmu, od autorytaryzmu do liberalizmu i odwrotnie. Między rozwojem gospodarczym (materialnym) a duchowym istnieje pewna przestrzeń swobodna. O ile w pierwszej sferze w normalnych warunkach, nie zakłócanych jakimikolwiek kataklizmami przyrodniczymi lub socjalnymi, rozwój ma charakter linearny, przebiegający od stanów mniej skomplikowanych i mniej doskonałych, czyli niższych, ku coraz to bardziej złożonym, wyrafinowanym i wyższym, o tyle w sferze ducha, a także w dziedzinie wyobrażeń i instytucji politycznych działa prawo, które można byłoby nazwać „prawem euforii i zmęczenia”. Każde bowiem społeczeństwo w każdym okresie swego istnienia oscyluje między stanem dynamicznym a apatycznym, miedzy uniesieniem a rozczarowaniem, entuzjazmem a obojętnością, podobnie jak między liberalizmem a autorytaryzmem. Gdy po pewnym czasie jeden stan zaczyna ludziom ciążyć, zaczynają dążyć do przeciwstawnego i wówczas powracają, są reanimowane idee, tej zmianie służące. W długotrwałych dziejach Indii daje się zaobserwować wielokrotny ruch wahadła filozoficznego, politycznego, religijnego, kiedy to stan świadomości społecznej przechodził w swe przeciwieństwo.
Tak np. w VI wieku p.n.e. powstał w tym kraju filozoficzny system lokajaty, zdecydowanie przeciwstawiający się sakralnej myśli „Wedy”. Była to doktryna na wskroś materialistyczna, w której za jedynie realne uważano cztery pierwiastki (żywioły): wodę, powietrze, ogień oraz ziemię. Z połączenia tych pierwiastków w różnych proporcjach miało powstawać wszystko, co istnieje. Zwolennicy lokajaty uważali, iż nie istnieje żaden inny świat poza materialnym, widzialnym; że nie ma ani Boga, ani życia pozagrobowego, ani wędrówki dusz, ani nawet samej nieśmiertelnej duszy, ani nagrody za czyny dobre, ani kary za złe. Czarwaki, założyciel tego ruchu umysłowego, człowiek niewątpliwie wielkiej uczoności i rozumu, twierdził, że materia stanowi jedyną formę istnienia świata, że śmierć stanowi definitywny kres ludzkiej egzystencji, a poza życiem ziemskim nie ma żadnego innego. Żyje się raz i dlatego powinno się żyć dobrze, czyli godnie i szczęśliwie. Warto przeżyć wszystko, co jest cenne i warte doświadczenia, tylko w życiu bowiem można być szczęśliwym. Po śmierci nie ma ani radości, ani szczęścia, ani przyjemności. Czarwaki pisał: „Żyjcie radośnie, dopóki dane jest wam żyć: nikt nie ujdzie badawczemu oku śmierci”. Największymi wartościami dostępnymi człowiekowi są: radość, szczęście i miłość. Trzeba więc je zdobywać. I nie musi się przy tym obawiać przykrości, gdyż choć po przyjemności może nastąpić cierpienie, to jednak natężenie przyjemności przewyższa na ogół natężenie przykrości. Powinno się brać życie takim, jakim ono jest, i mężnie znosić nieuniknione cierpienia; jeśli zaś idzie o przyjemności, należy je z radością przyjmować i się nimi cieszyć. „Jedynym celem życia jest rozkoszowanie się przyjemnościami. I nie należy twierdzić, że jest to pogląd niesłuszny, bo przyjemności rzekomo są zmieszane z przykrościami. Przykrości i tak są w życiu obecne. Należy więc korzystać z przyjemności, które są nam dostępne, i unikać w miarę możności towarzyszących im cierpień”. Źródłami przyjemności mogą być: stosunki rodzinne, przyjaźń, praca. „Dobra robota” daje wręcz szczęście. Powinniśmy pracować, abyśmy osiągnęli pełnię zadowolenia z życia; nie pracują tylko głupcy i niedołęgi.
Lokajata – uderzająco podobna do europejskiego epikureizmu filozoficznego – była ostro zwalczana przez wszystkie kierunki idealistycznej myśli indyjskiej, a jej zwolennicy byli nieraz prześladowani przez władze świeckie.

* * *

Jednym z wielkich wytworów umysłowości indyjskiej jest „Mahabharata”, dzieło ośmiokrotnie obszerniejsze niż „Iliada” i „Odyseja” razem wzięte, w jakimś sensie jednak podobne pod względem treści do tych słynnych eposów Homera. Ostatecznie ten tekst ukształtował się prawdopodobnie około X wieku przed nową erą; jedni widzą w nim zlepek różnych tematów, koncepcji i stylów, inni – dzieło jednolite, harmonijne i doskonałe. W każdym bądź razie jest to dzieło gigantyczne, największe w pisarstwie powszechnym, liczące ponad 100 tysięcy dwuwierszy, ujętych w 18 ksiąg. Podobnie jak „Biblię”, „Talmud” czy środkowoazjatycki „Monas”, aryjską „Mahabharatę” („Księgę dla królów”) tworzyły liczne pokolenia mędrców, poetów, uczonych, mistyków, pisarzy, nauczycieli. Treścią zewnętrzną, historyczną tego dzieła jest walka dwóch pokrewnych rodów książęcych – Kuru i Pandu – o panowanie nad północno-wschodnią częścią Indii. Wojna ta, często krwawa i bezwzględna, kończy się klęską rodu Kuru i triumfem rodu Pandu. Nie to jednak stanowi o istotnej treści „Mahabharaty”, lecz wielka w niej ilość pięknych, nadzwyczaj głębokich wątków filozoficznych, etycznych, teologicznych, naukowych, historiozoficznych, psychologicznych, składających się na nieprzebraną skarbnicę mądrości tego wielkiego narodu. Ten epos jest wykwitem ducha braminizmu, którego wyznawcy zgromadzili i usystematyzowali bezmiar treści duchowych i moralnych. Obok „Ramajany” stanowi „Mahabharata” nie tylko najpiękniejszą perłę literatury indyjskiej, ale i jedno ze szczytowych osiągnięć duchowych całej ludzkości. Oto garść idei zawartych w tym wiekopomnym dziele:

„Człowiekowi, którego Bóg skazał na zatracenie, odejmuje On rozum, aby nie pojmował, gdzie jest dobro.
– Kogo starzy ludzie uczą, a on nimi gardzi, jest skazany na zagładę.
– Kto nie cieszy się w szczęściu, nie smuci się w biedzie i twardy jest w walce – ten jest ozdobą świata.
– Gdzie i kto widział czy słyszał o skłonności do czystej żywności u kruka, o uczciwości u gracza, o miłosierdziu u żmii, o zadowoleniu u kobiety, o męstwie u eunuchów, o rozsądku u pijanic, o życzliwości ze strony władzy?”
Człowieka wścibskiego, żądnego bogactw i natrętnego często spotyka los owej przysłowiowej myszki, która całą noc trudziła się, aby przegryźć dno koszyka, a gdy wreszcie dopięła swego i dostała się wewnątrz, została pożarta przez znajdującą się tam głodną żmiję, która z kolei umknęła przez tenże otwór na wolność. W „Mahabharacie” znajdziemy również klasyczną maksymę etyczną, głoszącą: „Nie czyń, drugiemu człowiekowi, co tobie niemiłe”. Pochwala się w niej prawość, umiarkowanie jako unikanie krańcowości, łagodność. Także człowiek sprawiedliwy zyska wszelkie nagrody, podczas gdy niesprawiedliwy zostanie ukarany. Jednakże, jak zauważają autorzy dzieła, los ma pewną niezgłębioną tajemnicę: nieraz zły bywa szczęśliwy i żyje długo, a dobrego trapią nieszczęścia i umiera przedwcześnie. Lecz trzeba czekać i patrzeć końca; zamysły Opatrzności Bożej są dla ludzi wielką tajemnicą.

– „Jak śpiewak nie chce śpiewać dla głuchych słuchaczy,
Tak mędrzec słów dla głupców marnować nie raczy.

Nienawiści nie czuj do nikogo, nie oczekuj swych działań wyniku,
Nie pożądaj niczego na ziemi: te trzy prawdy miej w sercu, pątniku.

Kochamy, co nam miłe, chociaż klęsk udziela,
Czcimy ogień, choć dom nasz nieraz w pył spopiela.

Burza nie dotknie błahej trzciny, co wciąż się chwieje wśród równiny,
Lecz w dąb wysoki wciąż uderza i ciosy w szczyty gór wymierza”.

Siła idzie przed prawem, albowiem prawo jest siłą, ale gdy silny siłę utraci, wszystkie siły i wszystkie prawa zwrócą się przeciw niemu.

„Los to nic innego jak suma naszych czynów.
– Żądze nasze nie mogą w istocie być zaspokojone, ale jeśli je zdeptać, to staniemy ponad ich treścią i zyskujemy spokój ducha.
– Kto duszę swoją oddaje podszeptom zmysłów, tego rozum zostaje przez nie porwany, jak okręt na wzburzonych falach oceanu.
– Opanuj na drodze rozmyślań trzepocące się żądze; w spokoju pogrążony nie zwracaj na nie uwagi.
– Mędrzec pilnie zbiera, jako żniwiarz kłosy, na wszystkich polach świata – wielkich myśli głosy.”

* * *

„Upaniszady” to kolejny gigantyczny zbiór ponad 200 dzieł filozoficznych, zredagowanych w formie rozmów nauczyciela z uczniami (jak dialogi Platona czy Fontenelle’a). Sama nazwa „upaniszada” znaczyła pierwotnie „siedzenie (ślęczenie) u stóp pana (nauczyciela)”, czyli uważne wsłuchiwanie się w głoszoną przez osoby natchnione mądrość. Powstały one prawdopodobnie w okresie około VIII – III wieku p.n.e. i należą do najgłębszych dzieł filozofii powszechnej. Czytamy w tych świętych tekstach głębokie rozważania o pierwiastku boskim („Brahmanie” i „Atmanie”) następujące zdania: „Nie ogarniesz Go ani myślą, ani wzrokiem, ani mową... „On jest!” – tylko tym wyrazem, a nie inaczej, ogarnąć Go możesz. „On jest!” – kto Go tak ogarnia, temu istota jego będzie jasna...
Wszystko jest Brahmanem. Niechaj człowiek rozważa świat widzialny jako poczęty, skończony i oddychający w Brachmanie. Istota rozumna, której ciało jest duchem, którego kształtem jest światło, którego myśli są prawdziwe, którego natura podobna eterowi wszechobecnemu a niewidzialnemu, z którego powstały wszystkie twory i wszystkie energie pragnień, z którego pochodzą wszystkie słodkie zapachy i smaki – Ten, który ogarnia wszystko, który nigdy nie mówi i nigdy nie był zaskoczony, On jest moim „ja” we wnętrzu serca, mniejszy od ziarna ryżu, mniejszy od ziarna orkiszu, mniejszy od ziarnka gorczycznego, mniejszy od nasienia kanaru. Lecz On także jest moim „ja” we wnętrzu serca, większy od ziemi, większy od sklepienia niebios, większy od wszystkich światów. To jest Brahman; wyszedłszy z Niego, osiągnę Go” („Czandagya” III, 14). „Byt powszechny – Brahman – choć niewidzialny, tak mieszka w nas, jak sól w wodzie”, – obecna, lecz niewidoczna.
W upaniszadzie „Talawkara” (I, 1-9) uczeń pyta:
„Za czyją to wolą myśl powstaje? Za czyim nakazem oddech działa? Za czyją sprawą język mówi? Jaki to Bóg kieruje okiem lub uchem?”
„Ten, który jest uchem ucha i okiem oka.
– Ależ oko tam nie sięga, ani myśl, ani mowa. Nie pojmuję, jak można uczyć takich rzeczy!
– On jest różny od wszystkiego, co nam jest znane, On stoi ponad wszelką wiedzą. Ten, którego nie można wyrazić mową, a mowa przez Niego istnieje... Ten, który nie myśli umysłem, a przez Niego myśl się wyłania... Ten, który nie patrzy okiem, a przez którego oko widzi... Ten, który nie słyszy uchem, a przez Niego ucho jest słuchem... Ten, który nie oddycha tchnieniem, a przez Niego oddech istnieje – ten jest Jedynym Brahmanem”...

* * *

W upaniszadzie „Maitrayaniya” głęboko został ujęty los człowieka: „W tym rozpadającym się ciele, stworzonym z kości, skóry, ścięgien, członków, mięśni, krwi i śliny, pełnym zgnilizny i brudu, jaka może być pobudka do radości prawdziwej? [Meister Eckhart także nazywał człowieka „śmierdzącym skórzanym workiem wypełnionym kośćmi i gównem”]. W tym ciele słabym, wiecznie podległym szaleństwu, pysze, chciwości, złudzeniu, trwodze, smutkom, zawiści, rozłące z istotami najdroższymi, a obcowaniu z wrogami; w tym ciele narażonym nieustannie na głód, pragnienie, choroby, bezsilność, nędzę, wzrost, upadek i śmierć – jakaż może być pobudka do radości prawdziwej?
Wszechświat jest zapłodniony upadkiem: trawy, drzewa i zwierzęta rodzą się, aby umierać. Czym one są? Ludzie potężni znikają, pozostawiając radości swoje i sławę swoją, przechodzą z tego świata do krainy duchów. Czym oni są? (...) Jeszcze więksi od nich przemijali, oceany olbrzymie wysychały, góry zapadały, gwiazda polarna niknęła; więzy, którymi planety były związane, pękały; świat wszystek ginął w potopie.
I w takim świecie cóż być może pobudką do radości prawdziwej? Ty jeden, o Panie święty, jesteś uciechą naszą; racz się zlitować nad nami!”
„Upaniszady” wysoko stawiają cnotę sprawiedliwości i podają, że człowiek nią obdarzony, to ten, kto wypełnia obowiązki wobec Boga, przodków, ludzi i otoczenia, w tym wobec zwierząt. Wielkimi cnotami są też pobożność i humanitaryzm (altruizm), najobrzydliwszym zaś grzechem – cudzołóstwo, za które karano śmiercią, smażąc oboje winowajców uwiązanych na żelaznym łóżku umieszczonym nad ogniskiem. Według autorów tych ksiąg, wyznanie zła i wyrażenie skruchy w sumieniu pomniejszają winę.

* * *

Wyrafinowana kultura indyjska – wbrew obiegowym w sferach „wykształconych” Europy wyobrażeniom – wykazywała daleko posuniętą surowość w sferze moralnej. Nawet „Kamasutra”, staroindyjski „Traktat o miłowaniu”, dzieło Mallanagi Watsjajany z IV wieku, zawierający niezliczone szczegółowe pouczenia o zbliżeniu erotycznym, czyli seksie, sugeruje daleko idącą lojalność np. w postępowaniu żon i mężów, czy też tych, którzy dzierżą ster władzy: „Wierna żona, którą mąż głębokim zaufaniem obdarza, powinna odpowiednio się prowadzić. Z jego przyzwolenia niechaj na siebie troskę o rodzinę przyjmie. Niechaj dom schludnym uczyni i obejście dobrze wysprząta, niechaj go różnym kwieciem przystroi, podłogom niechaj połysk nada i to, co serce raduje, w widocznych umieści miejscach... Obcym żona nie powinna opowiadać ani o własnym bogactwie, ani o tym, co mąż jej rzekł... Okazuje mężowi pełne uwielbienia oddanie; ma niezłomny charakter i mądrość”... Symbolem wierności małżeńskiej i szczęścia rodzinnego jest w Indii szary żuraw indyjski, zawierający – tak jak m.in. łabędzie – monogamiczne małżeństwo na całe życie i – jak one – popełniający samobójstwo w razie śmierci partnerki.
O zachowaniu się sprawujących władzę „Kamasutra” pisze: „Królowie i dostojnicy nie odwiedzają domostw zwykłych ludzi, lud bowiem ich postępowanie ogląda i naśladuje... Nie powinni dopuszczać się żadnych czynów frywolnych, ponieważ nie jest to ani celowe, ani stosowne”...
Przytoczmy kilka dalszych fragmentów tej intrygującej księgi miłości, ponieważ także dziś, mimo upływu siedemnastu stuleci, wiele jej obserwacji z zakresu psychologii stosunków moralnych da się sprawdzić praktycznie.
Oto co musi czynić pani, która chce pozbyć się partnera miłosnego: „Należy ganić i wyśmiewać jego przyzwyczajenia i wady, śmiejąc mu się w nos i wymierzając razy. Mówić na tematy, które są mu obce; pomniejszać jego wiedzę, obrażać miłość własną, szukać towarzystwa mężczyzn, którym nie dorównuje pod względem wiedzy i inteligencji. Lekceważyć go przy każdej okazji, krytykować mężczyzn, którzy mają te same wady. Okazywać niezadowolenie ze sposobów, jakimi się posługuje, by osiągnąć rozkosz zmysłową. Nie dawać mu ust do pocałowania. Nie pozwalać dotykać cipki. Nie czynić żadnego ruchu podczas zespolenia cielesnego. Domagać się seksu, kiedy jest zmęczony. Wyśmiewać jego przywiązanie do niej. Nie odwzajemniać uścisków, odwracać się, gdy całuje. Udawać senną lub zajętą, gdy nalega na zbliżeniu cielesnym. Parodiować i wyśmiewać jego słowa i gesty. Nie śmiać się, kiedy żartuje. Przerywać mu w połowie zdania i mówić o czym innym. Wyliczać jego wady, dziwactwa i słabości, powtarzając, że jest nic nie warty”...
Według autora „Kamasutry” cechą charakterystyczną kobiety jest okoliczność, że kiedy ona kocha, absolutnie nie dba o to, co jest dobrem, a co złem. Jest też w swym uczuciu zupełnie zaślepiona i bezinteresowna. Na początku, kiedy mężczyzna do niej się zaleca, jej pierwszym odruchem jest odepchnięcie go, nawet jeśli go pragnie. Ustępuje dopiero po wielu usilnych naleganiach. Ale gdy się już to stanie, zapomina o domu, o mężu, o rodzicach, o wstydzie i honorze. Upada na dno niegodziwości i nie poruszają jej nawet łzy jej własnych zasmuconych dzieci. Gotowa jest razem z kochankiem nawet je pozabijać, jak też zgładzić ich ojca, byle tylko nikt nie przeszkadzał w uprawianiu występnej miłości, której poświęca cały majątek, całe ciało i duszę. Aby bronić gacha, gotowa ryzykować życie własne, rodziny i całego świata.
Watsjajana uważa, że miłość mężczyzny ma zupełnie inny charakter. Zakochany stara się panować nad swoją namiętnością, powoduje się skrupułami moralnymi lub rozumem, i chociaż nie potrafi nie myśleć o przedmiocie swego pożądania, to jednak usiłuje tłumić swoje uczucie. Niekiedy robi na nią zakusy, ale szybko je porzuca, gdy mu się nie powiedzie. Gdy jednak mężczyzna nie kocha kobiety, a chodzi mu jedynie o jej wykorzystanie lub dopieczenie jej mężowi, wówczas nastaje na jej cnotę długo i ostentacyjnie, aż mu ulegnie i pogrąży w hańbie siebie i całą swą rodzinę w oczach sąsiadów i całego miasta.
„Kamasutra” poświęca wiele miejsca temu, jak pozyskać względy dziewczyny lub kobiety. Aby się jej przypodobać, powinno się trzymać określonych reguł, jak np. trzeba być zawsze czystym i schludnie ubranym, robić drobne prezenty w postaci kwiatów, błyskotek, słodyczy. Po poznaniu jej upodobań i słabości – usiłować zadowalać je. Być zawsze miłym, kobiety bowiem, im głupsze, tym bardziej przepadają za mężczyznami ułożonymi, „miłymi”, bezbarwnymi, „bez jaj” i bez „ostrych kantów”. W trakcie „subtelnej” rozmowy na odosobnieniu można pozwolić sobie na pewne dwuznaczne sformułowania. Nigdy nie powinno się w towarzystwie kobiety, o której względy się zabiega, upijać, ponieważ w tym stanie stajemy się głupi, wulgarni, zatracamy ostrożność i rozsądek, a tego panie nie lubią. Dobrze jest popisać się przed kobietami jakimś talentem, a jak go nie mamy, to przynajmniej opowiadaniem jakichś historyjek i kawałów. Najważniejsze jednak – to schlebianie i mówienie komplementów, szczególnie zaś wychwalanie urody i zalet usposobienia, szczegółów eleganckiego ubioru czy rzekomej mądrości naszej pani. Kobiety bowiem są tak zbudowane, że nawet najbrzydsza uważa się za ładną, a najgłupsza – za mądrą. Potwierdzając te ich miłe złudzenia można znaleźć łatwą drogę do ich serc, i nie tylko serc. I nie trzeba w tym względzie mieć żadnych zahamowań: kłamać trzeba odważnie i bezczelnie. „Oszukujcie te, które was oszukują, w większości bowiem stanowią one rodzaj bezbożny i bezwstydny. Niech same wpadają w pułapki, które na nas zastawiają”. A gdy komplementami i obietnicami owładniemy ich duszą, bez skrupułów i zahamowań musimy korzystać z tego, co nam same będą chętnie ofiarować. Kobiety nie lubią mężczyzn wstydliwych i mających wyrzuty sumienia, wolą mieć do czynienia z takimi, jakimi są one same.
Wielu mężczyzn uważa, że zdobyć kobietę jest bardzo trudno. Nic bardziej mylnego, uważa autor „Kamasutry” i wyszczególnia cały szereg pań, które są najłatwiejsze do zdobycia. A są to jego zdaniem m.in. kobiety, które stale tkwią w drzwiach swego domu i gapią się na ulicę, które patrzą z uporem na mężczyzn, które przepadają za życiem towarzyskim i rozrywką, które są dumne ze swych talentów i domniemanej mądrości, które są lekceważone przez swe koleżanki, które afiszują się przesadną miłością do swego męża, które mają zazdrosnego męża, które się starzeją, których mąż często wyjeżdża i jest nieobecny, które są chciwe.
Takie kobiety są też z natury niewierne i nic nie powstrzyma je przed zdradą małżeńską, żaden stróż, ani żadna pogróżka. Jeśli żona nie pilnuje sama siebie, nikt jej nie upilnuje. Jeśli dotrzyma wierności, to tylko ze względu na samą siebie, lecz nie ze względu na strach. Nic więc jej nie zabraniaj; jeśli zobaczy, że wolno jej grzeszyć, będzie grzeszyć mniej; zakazy tylko popychają ją na złą drogę, a strach przed mężem tylko podnieca chorobliwą chuć. A i gachowie bardziej lgną do takiej, która chce umknąć mężowi, niż do takiej, której mąż nie pilnuje. Każda piękna kobieta jest niewierna i zdradza na okrągło nie tylko swego męża, ale i po kolei wszystkich swoich kochanków. Zazdrość zaś ich jeszcze bardziej ją podnieca i popycha do dalszych wykroczeń bez względu na niebezpieczeństwa, które mogą stąd wynikać. Honor – o ile go ma – jest jedynym stróżem kobiety; ta, która nie daje, nie potrzebuje żadnej straży; ta zaś, która ciągle chce, – zgrzeszy i przez dziurkę od klucza.
Tak więc staroindyjska nauka o miłości w redakcji Watsjajany jest raczej realistyczna niż romantyczna, choć w kastach wyższych obowiązywał przez tysiąclecia istnienia tej wielkiej cywilizacji daleko posunięty rygoryzm etyczny, według zasady: im kto lepszy, tym na mniej sobie pozwala.
W „Kamasutrze” znajdziemy też rozdziały, których treść nie może nie budzić wstrętu i odrazy w psychicznie zdrowym człowieku, poświęcone m.in. „miłości” między mężczyznami, w tym między kastratami (eunuchami) a mężczyznami niewytrzebionymi. Obecność tych opisów może być racjonalnie zinterpretowana wyłącznie pod warunkiem, że zrozumiemy, iż ta księga był adresowana do kast niższych, których energię witalną trzeba było kanalizować i neutralizować, tak jak to dziś czyni się z pomocą pornografii i wytworów kultury masowej: niech plebs raczej wyżywa się w seksie niż – co nie daj Boże! – w aktywności politycznej.

* * *

Fascynującym nurtem filozoficznej kultury Indii był dżininizm, którego podstawy w IX wieku przed nową erą stworzył mędrzec Wardhamana. Mając lat trzydzieści opuścił on dom ojcowski i rozpoczął żywot wędrownego żebraka. W ciągu kolejnych trzynastu lat na drodze rozmyślań, wyrzeczeń i samoudręki usiłował uwolnić się od żądz i pożądań. Ostatnie 30 lat swego życia poświęcił głoszeniu i popularyzacji swych nauk religijno – etycznych wśród kasty kszatrijów (rycerzy). Sama nazwa tego nurtu pochodzi prawdopodobnie od imienia Dżiny, który w VI wieku nowej ery zreformował i ustalił ostateczny kształt tego światopoglądu.
Według dżinizmu prawdziwym celem życia ludzkiego jest osiągnięcie nirwany, czyli wyzwolenia duszy od czasu, ruchu i przemian, kiedy to osiąga ona stan najwyższej szczęśliwości, gdy panuje w niej absolutne ukojenie i wolność od wzruszeń, uczuć, namiętności, pożądań i cierpień. Podstawową cnotą jest „ahinsa” czyli nieczynienie zła i poszanowanie życia w każdej postaci. Dżiniści (mnisi) kategorycznie powstrzymują się od zabijania, nawet przez nieuwagę; delikatnymi miotełkami zmiatają idąc przed sobą drogę, aby odmieść wszystkie drobne stworzenia, przecedzają wodę i nie piją miodu, zasłaniają nos i usta chustami, podczas oddychania, aby jakaś muszka, robaczek czy komar nie padły ofiarą ich nieuwagi. Potępiają składanie ofiar ze zwierząt i ubój rytualny. [Identyczną postawę moralną reprezentują niektóre nurty buddyzmu, wydaje się jednak, że trudna byłaby ona do zachowania w zetknięciu z praktyką życia cywilizowanego. Jeżeli bowiem nie wolno zabijać żadnej istoty żyjącej, to nie wolno stosować antybiotyków, zabijających zarazki chorobotwórcze, nie wolno używać w rolnictwie preparatów owadobójczych, a w ochronie zdrowia insektycydów uśmiercających komary, pluskwy, pchły i wszy, przenoszące malarię, dżumę, cholerę itp.] Dżiniści jednak wierzą, że żywa dusza może się wcielać nie tylko w nowe ciało ludzkie, ale też w dowolną istotę ożywioną, jak np. w komara, muchę, żabę, mysz czy dżdżownicę. Pozbawienie życia jakiejkolwiek istoty ożywionej uniemożliwia winowajcy przerwanie cyklu narodzin i wciąż nowych wcieleń.
W dżinizmie podstawowymi zasadami godnego życia są: niewinność, prawdomówność, miłosierdzie, skromność, samoograniczenie i asceza. Grzechem zaś jest zadawanie cierpienia, kłamstwo, nieuczciwość, pożądliwość, nieczystość, gniew, zarozumiałość, skąpstwo i chciwość. Pożądanie przyjemności stanowi źródło grzechu, a cierpliwość (bardzo bliska chrześcijańskiej pokorze) to dobro najwyższe. Kto starannie ukształtuje swe usposobienie, będzie człowiekiem wartościowym, opanowanym, odpowiedzialnym, ani wesołym ani smutnym, zawsze rozważnym, przewidującym i życzliwym. Dżiniści poddają swe ciało drastycznym umartwieniom, a ideałem i celem jest dla nich dobrowolna śmierć głodowa. Uważają również, iż kobiety mogą przerwać koło sansary wyłącznie po reinkarnacji w ciało mężczyzny, czyli że odmawia się im niejako bezpośredniego „zbawienia”.

* * *

Na półwyspie Hindustanu obowiązuje subtelna kultura kulinarii, kategorycznie zakazująca konsumowania mięsa i ściśle wskazująca, kiedy i co należy spożywać. Śniadanie np. powinno się zjadać między godziną 6 a 8, i najlepiej, jeśli składają się na nie potrawy dające poczucie optymizmu i radości, jak wszelakie owoce, jagody, orzechy, konfitury, gryka, cukier, masło i inne wyroby mleczne. Słodycze tworzą nastrój szczęścia i lekkości bytu, lecz spożywanie ich po godzinie dziewiątej i później w ciągu dnia może być brzemienne w bardzo poważne skutki. Na ranku bardzo pożyteczne jest dodać do potraw nieco miodu gryczanego, wielokwiatowego lub spadziowego, lecz w żadnym razie lipowego.
W hinduizmie krowy są uważane za święty symbol bogini Aditi, matki – ziemi, karmicielki ludzi. Zabójca krowy trafia do piekła, przy czym „mordercom krów przyjdzie gnić w piekle tyle lat, ile było włosków na ciele krowy”. Uważano i uważa się dziś, że świeże mleko krowie posiada olbrzymią moc leczniczą i energetyczną, lecz osoby w wieku dojrzałym mogą je spożywać wyłącznie z samego rana, w przeciwnym razie zamiast kuracji wystąpi intoksykacja i ciężkie zatrucie organizmu. W przypadku ludzi dorosłych zresztą świeże mleko źle się trawi i może być przyczyną szeregu chorób; w żadnym razie nie należy je pić w większych ilościach po godzinie osiemnastej wieczór. Zawsze trzeba mleko przegotować, aby zabić zarazki chorobotwórcze, i pić tylko w postaci gorącej, dodając nieco cukru lub miodu. W takiej postaci mleko wywiera bardzo korzystny wpływ na stan fizyczny i umysłowy. Kefiru nie należy spożywać ani przed snem, ani zbyt często.
Kultury ziarniste i bobowe są wyjątkowo korzystne dla funkcji umysłu i psychiki, lecz wyłącznie gdy są spożywane między godziną 10 rano a 14 po południu; w innym czasie szkodzą. Wieczorem nie należy jeść chleba, aby uniknąć kamicy fosfatowej nerek. Do kolacji można skonsumować nieco owoców, orzechów, odrobinę masła, soli, przypraw, kabaczków, kapusty, patissonów, ogórków, pietruszki, koperku. Za godzinę lub dwie przed pójściem do snu dobrze jest wypić trochę przegotowanego mleka krowiego z dodaniem miodu.
W kulturze Indii funkcjonuje zasada, że nie powinno się zmuszać siebie do spożywania jakichkolwiek potraw kierując się abstrakcyjnymi zasadami dietetycznymi, które gdzieś sobie wyczytaliśmy, a organizm nie chce tego przyjmować. Instynkt wie lepiej, co jest dla nas korzystne, niż autor przypadkowego tekstu napisany nie wiadomo przez kogo i w jakim celu. Bywa, iż przez jakiś czas organizm domaga się zwiększonych dawek soli, cukru lub innych składników pożywienia – należy to zapotrzebowanie zaspokoić, a po jakimś czasie owo „pożądanie” minie. O szkodliwości zaś dla nas jakiejś potrawy świadczy m.in. zjawienie się po jej spożyciu negatywnych stanów emocjonalnych, drażliwości, złości, gniewu, przygnębienia. O tymże świadczy po posiłku przykre uczucie w ustach, żoładku, czy np. wzmożony meteoryzm. Po wystąpieniu tych objawów należy ze spożywania odnośnych potraw zrezygnować etc.

* * *

Około 400 roku przed narodzeniem Chrystusa uczony gramatyk Panini ostatecznie skodyfikował i usystematyzował klasyczny język Indii używany do dziś w dziedzinie literatury, nauki i religii. Sanskryt uważany jest za język „święty”, którym przed około 15 tysiacami lat posługiwała się cała ludzkość, i z którego wywodzą się – zdaniem szeregu wybitnych uczonych indyjskich – wszystkie bez wyjątku języki świata, łącznie z greką i łaciną, dialektami chińskimi, 350 językami Indian meksykańskich, 830 językami archipelagu Papua – Nowa Gwinea, językiem hebrajskim i językami aborygenów australijskich czy małych ludów Kaukazu i Tybetu, ponad tysiącem języków Afryki. Sanskryt nie jest językiem martwym, w Indiach posługuje się nim jako ojczystym na co dzień około 20 tysięcy osób. Jest to język kultury i nauki; ukazują się w nim gazety i czasopisma, ksiązki i audycje radiowe; w nim też są odprawiane nabożeństwa.
Zainteresowanie sanskrytem w Europie datuje się wiekiem XVIII. W 1786 roku orientalista brytyjski sir William Jones w jednej ze swych publikacji wywodził: „Niezależnie od tego, jak stary to język, sanskryt ma wspaniałą strukturę. Jest doskonalszy od greki, bardziej rozbudowany od łaciny i bardziej wyrafinowany od obu. Wykazuje przy tym większe podobieństwo do obu tych języków, zarówno pod względem rdzeni czasowników, jak i zasad gramatycznych, niż byłoby to możliwe, gdyby miało to być sprawą przypadku. Podobieństwa między tymi trzema językami są tak oczywiste, że każdy badający je filolog musiałby dojść do wniosku, iż wszystkie pochodzą ze wspólnego źródła, które być może już nie istnieje. W. Jones jako pierwszy przeniósł na teren Europy termin „arya”, w ciągu zaś XIX wieku nauka ustaliła, że około 50 najważniejszych języków współczesnych wykazuje znaczne podobieństwo do sanskrytu, w tym: włoski, hiszpański, niemiecki, angielski, irlandzki, walijski, duński, szwedzki, cygański, jidysz, wszystkie słowiańskie i bałtyckie, bengalski, perski. Na przykład wyraz „trzy” brzmi identycznie po irlandzku, bengalsku, rosyjsku, walijsku jako „tri”, po ukraińsku i białorusku jako „try”, po duńsku i szwedzku jako „tre”, po grecku „treis”, po łacińsku „tres”, po litewsku „trys”, po niemiecku „drei”, po angielsku „thry”. Niektórzy badacze twierdzą, że imię „Abraham” także pochodzi z sanskrytu i znaczy w tym języku „nienarodzony ojciec” albo „pierwszy ojciec”. Spośród języków nowożytnych litewski i białoruski są najbardziej zbliżone do prajęzyka sanskryckiego.
Przed około 2,5 tysiącami lat powstała ułożona w tym języku „Księga Praw Manu” („Manama Dharma Szastra”), należąca do najciekawszych zabytków literatury sanskryckiej. Zawiera ona mnóstwo głębokich idei i obserwacji o istocie i losie człowieka.

„Miłość samego siebie nie jest chwalebna, na tym wszelako świecie nikt nie jest wolny od jej wpływu.
– Nauczyciel, ojciec, matka i brat starszy nie powinni być nigdy traktowani z lekceważeniem.
– Setki lat nie mogłyby nagrodzić trudów, które znoszą matka i ojciec przy urodzeniu i wychowaniu swych dzieci.
– Natura płci żeńskiej dąży do zepsucia mężczyzn i dlatego też mędrcy nie ulegali nigdy powabom niewiast.
– Przyznać trzeba, że kobieta może sprowadzić z drogi prawej nie tylko szaleńca, lecz nawet człowieka doświadczonego i ujarzmić go swoją namiętnością.
– Unikaj stosunków z wrogiem, z przyjacielem wroga, z człowiekiem przewrotnym, ze złodziejem lub z żoną cudzą”.
[24 wieki później Polak Tadeusz Kościuszko doradzał podobnie: „Nie poniżaj się nigdy zawieraniem znajomości z ludźmi złymi, zaznajamiaj się tylko z osobami o dobrych obyczajach i godnymi szacunku”].
– „Z gniewu wypływa osiem występków: pochopność do rozgłaszania rzeczy złych, szkodzenie komuś tajemne, zawiść, obmowa, przywłaszczanie sobie cudzej własności, znieważanie i bicie ludzi.
– Żona cnotliwa, która pragnie znaleźć się w raju, nie powinna czynić niczego takiego, co by mężowi było niemiłe, czy to za jego życia, czy po jego śmierci”.
„Prawa Manu” podają rady dotyczące wyboru żony: „Unikaj wzięcia żony z dziesięciu rodzin następujących, gdyby były nawet znane i bogate, a mianowicie: z rodziny, w której zaniedbuje się sakramentów; która nie wydaje potomków męskich; która nie zgłębia pism świętych; której członkowie mają ciało pokryte długimi włosami; są smutni, hemoroidalni, suchotnicy; podlegają chorobom żołądkowym, trądom i padaczce. Nie poślubiaj żony o włosach czerwonych lub takiej, która ma o jeden członek za wiele, chorowitej, wcale nie obrosłej włosem lub też zanadto, gadatliwej albo mającej oczy i cerę czerwone. Żeń się z dziewczyną dobrze zbudowaną, która ma głos przyjemny, chód wdzięczny łabędzia lub młodego słonia; której ciało pokryte puchem nieznacznym, która ma włosy delikatne, ząbki małe, a członki zachwycające.
– Wszędzie, gdzie kobiety cześć odbierają, bóstwa są zadowolone; gdzie się ich nie czci – wszystkie wysiłki są bezpłodne. Każda rodzina, której kapłanka żyje w smutku, wygasnąć musi; lecz gdzie kobiety są szczęśliwe – tam rodzina kwitnie pod każdym względem”.
Cudzołożnik w dawnych Indiach często był karany spaleniem na rozżarzonym żelaznym łożu; wierzono też, że po śmierci wpada on w objęcia takiejże rozżarzonej do biała żelaznej kobiety i wiecznie wije się jak robak w jej „płomiennym” uścisku. O ile dołom społecznym zezwalano na pewien relatywizm moralny, o tyle kastę wyższą, czyli braminów, obowiązywały surowe i niewzruszone – stojące na straży zdrowia moralnego, fizycznego i umysłowego – nakazy i zakazy etyczne.

– „Bramin, który nie poślubia dziewicy z kasty własnej, lecz wprowadza takową z niższej kasty do swego łoża – pójdzie do piekła, a syn jego ma być pozbawiony braminizmu i spada w dół hierarchii społecznej.
– Nie ma nic w świecie, co by się tak sprzeciwiało przedłużaniu życia, jak stosunek z cudzą żoną.
– Niechaj król, ukarawszy cudzołóżców haniebnym okaleczeniem, wypędzi ich z państwa, gdyż cudzołóstwo sprowadza w świecie mieszanie się klas, z którego pochodzi gwałcenie obowiązków, będące przyczyną upadku rasy ludzkiej i zguby wszechświata.
– Kto rozmawia z cudzą żoną w miejscu ustronnym, podlega karze jako cudzołożnik.
– Kto zabiega o względy niewiasty, przesyła jej kwiaty i wonności, umizga się do niej, dotyka jej ozdób i odzieży, siada obok niej na jednym łóżku – jest uważany przez mędrców za cudzołóżcę.
– Przepisy te nie dotyczą żon tancerzy, śpiewaków, ani tych, którzy się utrzymują z hańby swych niewiast, gdyż ludzie ci sprowadzają gości, ułatwiają im stosunek z żonami lub też kryją się, ażeby wywołać spotkanie miłosne.
– Jeżeli żona, dumna ze swej rodziny i swych przymiotów, okaże się niewierna mężowi, niechaj król odda ją psom na pożarcie w miejscu najbardziej uczęszczanym.
– Trzeba czuwać nad złymi skłonnościami kobiet, choćby najsłabszymi... Zamknięte w mieszkaniu i strzeżone żony nie są wszelako bezpieczne; te tylko za bezpieczne uważać można, które sami się strzegą od złej woli własnej.
– Z powodu swej namiętności do mężczyzn, niestałości usposobienia, braku poczucia honoru, który to brak jest u nich naturalnym, są one, pomimo nadzoru, niewierne mężom. Bóg dał im w udziale żądzę, gniew, dążność do zła i przewrotność, umiłowanie swego łoża, swego ciała i swoich strojów”.

„Prawa Manu” określają wierność małżeńską jako jedną z odmian wielkiej cnoty sprawiedliwości, a niewierność jako jej niedopuszczalne złamanie. „Sprawiedliwość jest jedynym przyjacielem, który towarzyszy ludziom poza grób, gdyż wszelkie inne uczucia podlegają zniszczeniu razem z ciałem. Sprawiedliwość zakazuje również znieważania kalek, prostaczków, starców, ludzi brzydkich, biednych lub nisko urodzonych”.
„Prawa Manu” opisują też szlak wędrówki duszy grzesznika po śmierci: „Po wielu szeregach lat w strasznych siedzibach piekła wielcy zbrodniarze podlegli będą dla dokończenia pokuty za grzechy następującym wędrówkom: Morderca bramina przechodzi w ciało psa, dzika, osła, wielbłąda, byka, kozła, zwierzęcia dzikiego, ptaka, zgodnie z ciężkością winy. Bramin, który używał napojów wyskokowych, niech się odrodzi pod postacią owada, robaka, ptaka żywiącego się nieczystościami lub zwierzęcia dzikiego. Ci, którzy zgrzeszyli okrucieństwem, staną się zwierzętami chciwymi mięsa okrwawionego, jak koty, tygrysy” itp. Po milionach lat pokuty i po dokonanym oczyszczeniu dusza człowieka łączy się z Bogiem, czyli z Boską Duszą Wszechświata, i zatraca byt indywidualny, przez co kończy się też definitywnie pasmo cierpień, udręk i bólu istnienia.

* * *

Najsłynniejszym wszelako systemem filozoficznym Indii, znanym i praktykowanym w skali globalnej, jest „joga” (yoga), system fizycznych i duchowych ćwiczeń, prowadzących ku doskonałości ciała i umysłu. Te nauki były znane i praktykowane w Indii od czasów najdawniejszych (zostały ponoć podyktowane ludziom przez boga Sziwę w trzecim tysiącleciu p.n.e.), choć za ich głównego kodyfikatora uchodzi żyjący na przełomie starej i nowej ery Patandżali, autor klasycznego dzieła pt. „Jogasutra”. Z Indii ten system został przeniesiony do Chin, Japonii, Korei, Rosji, Ukrainy i wielu innych krajów, gdzie cieszy się także dziś ogromną popularnością. (Niektóre ciemniaki w Polsce klasyfikują jogę jako „odmianę satanizmu”). Mircea Eliade natomiast stwierdza: „Joga stanowi charakterystyczny wymiar ducha indyjskiego, i to w takim stopniu, że wszędzie, gdzie wniknie się w religię i kulturę Indii, napotyka się bardziej lub mniej czyste formy jogi”.
Podstawowym celem jogi jest osiągnięcie „przebudzenia”, zwanego „drugimi narodzinami”, kiedy to dusza osiąga jedność z boskimi energiami Kosmosu, stan zupełnego samoopanowania i samokontroli, a przez to doskonałego sposobu istnienia. Główna zaś metoda to wstrzemięźliwość, samodyscyplina, powstrzymywanie się od tego, ku czemu popycha nie tylko ciało, ale i rozum. Jogini ćwiczą umiejętność skupienia psychicznego, regulację oddechu i innych procesów fizjologicznych poprzez specjalne postawy ciała, które pozwalają osiągać określone stany psychiczne, jak np. spokój, trzeźwość, niewrażliwość na ból, chłód i głód. Wyniki tych ćwiczeń mogą być imponujące, jak np. niewrażliwość na ból (umiejętność m.in. spania na łóżku nabijanym gwoździami czy chodzenia po rozżarzonych węglach); zatrzymanie oddechu czy pracy serca na wiele godzin, a nawet dni (w 1863 roku naukowo opisano wskrzeszenie jogina po 40 dniach przebywania w zakopanym grobie); pokonanie siły ciążenia i lewitacja; życie przez wiele miesięcy i lat całkowicie bez jedzenia i picia (najdłuższy dokładnie zarejestrowany okres – 57 lat), czerpiąc energię witalną bezpośrednio z Kosmosu i od Słońca; leczenie najgroźniejszych schorzeń onkologicznych i innych (w tym ślepoty i głuchoty) przez zwykłe dotknięcie ręki; odczytywanie myśli i zamiarów (bezpośrednio lub na odległość) i in.
Jogini uważają, że myśli posiadają ogromną energię, która oddziałuje na odległość; dlatego powinno się zawsze starać, aby promieniowały one życzliwością i dobrocią. W jednym z dzieł filozoficznych Indii czytamy: „Posyłam innym takie myśli, jakie sam chciałbym od nich otrzymywać. Każdy otrzymuje to, co daje. Fale myślowe ludzi szerzą się znacznie dalej od aury widzialnej; dotykaja innych ludzi i sprowadzają na człowieka, który je wysyła, myśli identyczne pod względem właściwości tym, które płyną z niego. Myśl to siła żywa, korzystajcie z niej mądrze. (...) Posyłajcie drugim tylko takie myśli, jakie sami chcielibyście otrzymywać od nich. (...) Człowiek posiada specjalny fizyczny zmysł szósty (dla którego Europejczycy nie mają nazwy), dzięki któremu otrzymuje wieści o myslach wychodzących z umysłów innych ludzi, choćby umysły te znajdowały się w wielkiej odległości”. Organem zczytującym myśli innych ludzi jest tzw. „gruczoł szyszkowaty” („glandula pincalis”), znajdujący się w mózgu. Jogini już przed wieloma setkami lat mieli wiedzieć, że jest to organ, przy pomocy którego mózg odbiera wrażenia falowań, jakie wywołują myśli emanowane przez inne mózgi. Organ ten nie potrzebuje otworu na zewnątrz, jak ucho, oko czy nos, gdyż fale myśli przenikają bez trudu materię naszego ciała fizycznego. Gdy ktoś „myśli”, znaczy to, że wysyła do otoczenia silne drgania, promieniujące z niego we wszystkich kierunkach zupełnie tak samo, jak np. świeci słonce, czy wysyła fale radiowe telefon komórkowy. Uderzając w „gruczoł szyszkowaty” innych ludzi te fale powodują, iż mózg przyjmujący odtwarza i odczytuje ich treść, która może pozostać niejako zmagazynowana w podświadomości, ale może też być zwerbalizowana przez świadomość, choćby w postaci „wyczucia”, że ktoś ma do nas taki, a nie inny stosunek. Fale myśli bywają bardzo różne co do siły i napięcia. Mogą też być przyjazne, albo niszczące. Aby odbić od siebie fale złowieszcze, wystarczy uświadomić sobie, że wszyscy ludzie są braćmi i wszystkich ich kochać, łącznie z tymi, którzy nas nienawidzą. Jest to jedyny sposób pokonania zła. Ramachakara w dziele „Filozofia jogi” wywodzi: „Rozmaite fale mysli, wysyłane przez ludzi, przyciągają ku sobie myśli podobnego typu i bywają przez nie przyciągane. (...) Każdy człowiek przyciąga ku sobie myśli odpowiadające tym, co powstają w jego umyśle, i z kolei on podpada pod wpływ myśli cudzych, zgodnych z jego własnymi pojęciami. Jeżeli ktoś w ciągu dłuższego czasu zataja w sobie myśli gniewu lub nienawiści, to w jego umysł wpłynie tak występny strumień myśli, że zgroza by go ogarnęła, gdyby pojął, co czyni sam sobie. I im dłużej będzie się upierał w tym kierunku, tym gorsze będą skutki. Każdą myślą człowiek otwiera się temu lub owemu wpływowi. I jeżeli będzie je przechowywał aż do czasu, gdy staną się w nim przyzwyczajeniem, wówczas zacznie on przyciągać ku sobie okoliczności i warunki, które mu dadzą możność ujawnić myśli w czynach. Ten lub inny stan umysłu nie tylko przyciąga ku sobie, ale prowadzi do okoliczności i warunków, które dają mozność zużytkować myśli i skłonności, które w sobie taił i pieścił. (...) Każdy też człowiek będzie przyciągał ku sobie ludzi podobnego doń rodzaju i stylu myśli, i z kolei sam będzie przyciągany przez ludzi podobnego pokroju”. Stąd madrość nakazuje, abyśmy jak najczęściej rozmyslali o sprawach wzniosłych, mądrych i szlachetnych, a nigdy nie dopuszczali do siebie myśli złośliwych, wrogich, podstępnych. Dlatego też „joga – jak powiada Carl Gustaw Jung – jest systemem ćwiczeń, mających na celu osiągnięcie wyższych stanów soterycznych”.
Jest też na wskroś indywidualistyczna i nie przywiązuje wagi do cnót społecznych. Inni ludzie jogina mało obchodzą, prawie nie istnieją dla niego. Każdy dba o własną doskonałość, gdyż w tej sprawie i tak nikt nie jest w stanie komukolwiek pomóc, a tylko przeszkadza. Wszelkie uspołecznienie, wszelki kolektywizm obniża poziom jednostki; dokładnie tak, jak wyraził to Fryderyk Nietzsche, twierdząc, że wszelka wspólnota pospolityzuje, a nawet upodla („jede Gemeinschaft macht gemein”). Samodyscyplina, samokontrola, samoopanowanie prowadzą do spokoju, a więc do harmonii z Bogiem i do stanu szczęśliwości. Przy tym wiara w Boga stanowi integralną i konieczną cechę człowieka rozumnego.
„Jogasutry” Patandżali’ego są traktatem naukowym, którego cel można określić jako dążenie do najgłębszego samopoznania człowieka i osiągnięcie w końcu mądrej samoregulacji i autodeterminacji we wszystkim. Zawierają one zarówno teorię ogólnofilozoficzną, jak i etyczną. Ziemia, woda, ogień, powietrze i przestrzeń – tworzą wszystko. „Jogasutry” zawierają koncepcję o czterech popędach stanowiących sedno psychiki człowieka:
1. Popęd poznawczy występuje powszechnie, zarówno u zwierząt, u wścibskiej sąsiadki, jak i u filozofa; różnica leży w przedmiocie i w metodach poznania.
2. Popęd mocy (moco-wolności) polega na tym, że chcemy nad czymś panować lub uwolnić się od tego, co nas krępuje. Ktoś chce być panem innych (choćby swego psa), drugi pragnie zapanować nad swą psychiką i postępkami. Ktoś uwalnia się spod manipulacji politycznej lub światopoglądowej, ktoś od więzów prawa czy moralności, a jeszcze ktoś od dominacji małżonka.
3. Popęd szczęścia polega na unikaniu przykrości lub zabieganiu o przyjemność, komfort, spokój itp. Ktoś znajduje szczęście w radościach zmysłowych, ktoś w intelektualnych, ktoś w pracy, ktoś w zwodzeniu, ktoś w kradzieży i rabunku, a ktoś w służeniu ludziom lub Bogu, ktoś w samodyscyplinie, a ktoś w rozpuście.
4. Popęd piękna polega na potrzebie przeżywania uczuć estetycznych i etycznych, filozoficznych i naukowych (w filozofii i nauce pierwiastek estetyczny odgrywa ogromną rolę), na potrzebie słuchania muzyki, oglądania piękna przyrody i człowieka, na snuciu wątków literackich. [ W sposób zadziwiający pradawne teorie jogi zazębiły się z nowoczesną koncepcją psychologiczną o podstawowych potrzebach osoby ludzkiej: hiperdominacji (władza, moc, siła); hiperakceptacji (sława, podziw, pochwały); hipergratyfikacji (wielki majątek, pieniądze, rzeczy). ]

Ćwiczenia jogów mogą polegać na praktykowaniu długotrwałych wyrzeczeń (odmawianie sobie jedzenia i picia), na wystawianiu się na upał lub chłód, na wpatrywaniu się bez mrugania w dysk Słońca, na staniu na jednej nodze przez wiele godzin, dni i tygodni; na długim staniu z jedną podniesioną ręką, na zachowaniu absolutnej kontroli nad swą mową, emocjami, ruchami – aż do osiągnięcia stanu absolutnej obojętności na ból oraz wszelkie bodźce zewnętrzne i wewnętrzne. Joga proponuje m.in. tzw. „post księżycowy” jako dietę odchudzającą. Zaczyna się go od pełni księżyca, gdy w pierwszym dniu spożywa się 14 kęsów potrawy; każdego zaś następnego dnia o jeden kęs mniej, tak iż przy nowiu jest się na zeru. A potem z każdym dniem zwiększa się porcję jedzenia o jeden kęs aż do 14 przy następnej pełni. Wodę się pije bez ograniczeń; a jada się raz dziennie. Po pewnym czasie post można powtórzyć, a wyniki są znakomite. Przy okazji osoba poszcząca nabywa siły woli, zdolności samokontroli i samosterowania.
Jeśli chodzi o etykę jogi, jest ona równie prosta, co mądra i piękna, czemu dają świadectwo przytoczone poniżej aforyzmy:

– „I cóż wart rodowód sławny, gdy puste głowy spichlerze?
Toż wiedzy nikt nie dziedziczy, a bez niej człowiek – to zwierzę.

– Dzieci kobiety rozpustnej godności swojej nie strzegą,
Nie ufaj nigdy tym ludziom, co wyszli z łona brudnego.

– Klejnot nauki jest największym bogactwem.
– Mało nauki – dużo pychy.
– Mały rozum – duży apetyt. [Por. polskie przysłowie: Brzuch tłusty, łeb pusty].
Lękaj się nawet łaskawości człowieka złego.
– Kto śledzi błędy cudze, nie zna własnych.
– Myśl o sprawach własnych, a cudze pozostaw ludziom.
– Człowiek jest niewolnikiem pieniędzy.
– Złoto zmienia we wrogów matkę i syna.
– Bogacz jest królem, choćby był synem niewolnicy.
– Ten jest mądry, kto gniew swój miarkuje do siły swojej.
– Człowiek dobry szuka honoru; średni – majątku i honoru; niski – majątku; sam honor jest majątkiem człowieka wielkiego.
– Wytrwałość czyni człowiekiem.
– Los sprzyja wielkodusznym i konsekwentnym.
– W człowieku dobrym gniew trwa przez chwilę; w średnim – przez dwie godziny; w niskim – przez dzień i noc; a w grzeszniku wielkim – aż do śmierci.
– Choćbyś czynił dobrze człowiekowi niskiemu – złym będzie; wąż karmiony mlekiem nabiera więcej jadu.
– Możesz zobaczyć kwiaty drzewa figowego, kruka białego, nogi u ryb w wodzie, lecz nie ujrzysz tego, co jest w umyśle kobiety.
– Skromność jest ozdobą kobiety.
– Głupiec błyszczy tak długo, dopóki nie przemówi.
– Milczenie jest ozdobą głupca.
– Nie osiągniesz przyjemności bez przykrości.
– Kłamstwo jest grzechem największym.
– Ojciec zadłużony jest wrogiem syna; matka niemoralna jest wrogiem dzieci; żona piękna jest wrogiem męża; syn głupi jest wrogiem rodziców.
– Cnota i występek płyną z towarzystwa.
– Bez cnoty nie ma czci.
– Bądź cnotliwy i nie myśl o reszcie.
– Zrób dziś to, co masz zrobić jutro.
– Prawda jest córką czasu.
– Kto umiera bezżenny, idzie do piekła.
– Biedak, który odmawia od razu, jest lepszy od bogacza, który daje niechętnie.
– Uczciwe współzawodnictwo jest lepsze od zawiści.
– Jeśli chcesz utrzymać swój honor, nie proś nawet o kroplę wody.
– Jaki ojciec, taki syn; jaki król, taki naród.
– Człowiek prawdomówny jest wrogiem świata.
– Jeśli serce nieczyste, wszystkie czyny będą złe.
– Ten żyje naprawdę, przez którego ludzie żyją”.
Integralną część zarówno ontologii, jak i etyki jogi stanowi doktryna o tym, że człowiek jest duszą, „iskrą Bożą”, istotą wieczną i niezniszczalną. „Człowiek zawsze żył i zawsze żyć będzie... To, co nazywamy śmiercią, jest to sen, który się kończy przebudzeniem. Śmierć to tylko czasowa utrata świadomości, życie jest nieprzerwane, a cel jego polega na rozwoju, na rozwarciu sił i uzdolnień wewnętrznych. Znajdujemy się w wieczności i nigdy z tej wieczności wydostać się nie możemy. Człowiek realny to jego dusza, która bynajmniej nie jest wynikiem działania ciała fizycznego, ale jest to istota rzeczywista, która na swój obraz i podobieństwo tworzy ciało fizyczne... Dusza może istnieć poza ciałem, choć są pewne strony doświadczenia i poznania, które może ona osiągnąć tylko za pośrednictwem istnienia fizycznego; dlatego też i zjawia się to istnienie. Mamy obecnie ciało tylko dlatego, że jest ono nam potrzebne. Skoro wejdziemy w takie stadium rozwoju, gdy ciała nie będą nam potrzebne, przestaniemy się nimi osnuwać, przestaniemy z nich korzystać, wyzwolimy się od nich. Po nabyciu doświadczenia życia ziemskiego przechodzimy w stan pokoju, po którym na nowo się budzimy w nowych warunkach. Realne życie to długi łańcuch kolejnych żywotów, tj. wcieleń, a życie obecne to jedno z ogniw tego łańcucha”.
Dusza istniała niezliczone wieki, torując sobie drogę poprzez rozmaite formy od niższych do wyższych, ale zawsze wznosząc się do góry i nigdy nie spadając w dół. Będzie też żyła przez dalsze niezliczone wieki w najrozmaitszych kształtach, ponieważ jest niezniszczalna. Wszechświat jest wielki i rozległy, zawiera w sobie nieskończone światy i niezliczone sfery istnienia, zasiedlone przez rozmaite formy życia. I choć nie pamiętamy o naszych poprzednich wcieleniach, to doświadczenie, madrość i wiedza w nich zdobyte odbijają się w naszych zamiłowaniach, skłonnościach, uzdolnieniach, sympatiach i antypatiach. „Dzieci, rodząc się, przychodzą na świat jako muzycy, artyści, pisarze, rzemieślnicy od najmłodszych lat, chociaż ich rodzice nie mają tych rysów, jakie się objawiają w dzieciach. Szekspir pochodził z rodziny, której członkowie nie mieli żadnych talentów. Abraham Lincoln był takiegoż pochodzenia. Ludzie tacy ukazują się jakby nagle, nie wiadomo skad, nagle objawiają wielki geniusz i znikają, nie pozostawiając śladów, gdyż dzieci wielkich ludzi prawie nigdy nie dziedziczą ich talentów. Fakty takie, jak i wiele im podobnych, mogą być wyjaśnione jedynie na gruncie teorii istnień poprzednich. Napotykamy ludzi po raz pierwszy i z pierwszego rzutu oka budzi się w nas poczucie, żeśmy ich kiedyś znali, że oni byli obecni w naszych żywotach poprzednich, ale nie możemy powiedzieć, gdzie i kiedy to było” (Ramachakara, „Filozofia jogi”).
Wiedza o tym zupełnie uwalnia nas od trwogi i lęku przed śmiercią, wznosi na wyższy stopień uduchowienia i rozwoju. Nawet gdybyśmy chcieli ostatecznie umrzeć, to i tak jest to niemożliwe, a każda śmierć to tylko przejście na nowy, wyższy etap istnienia. Kto to zrozumiał, oduczył się bać; a kto oduczył się czegokolwiek bać, jest człowiekiem wolnym, należy do rasy wyższej i nigdy nie będzie zdolny do popełniania jakichkolwiek czynów nikczemnych, jak zdrada, ucieczka z pola walki, kłamstwo, zawiść czy podłość. Nigdy też nie jesteśmy nikim innym, jak tylko tym, kim być powinniśmy i możemy; a skoro i to zrozumieliśmy, nigdy nie będziemy narzekali na nasz los i utyskiwali na niego, ponieważ jest on koniecznym i nieuniknionym (jednym z niezliczonych) etapem naszego wielowiekowego, wiecznego istnienia. Niczego więc nie lękamy się, przed niczym nie uciekamy, na nic się nie skarżymy, wszystko akceptujemy z olimpijskim spokojem i godnością, spoglądając nawet na własny los i los naszych bliskich „sub speciae eternitatis”. „Nie ma nic straszniejszego od strachu... Tę prawdę znają wszyscy okultyści. Unicestwienie strachu daje człowiekowi taką moc oporu i taką władzę nad sobą, że staje się on wręcz niezwyciężony”... Staje się mężny i bez zarzutu pod względem etycznym.

* * *

Jedną ze słynnych, przetłumaczonych na dziesiątki języków, ksiąg dydaktycznych Indii stanowi średniowieczna „Hitopadesja”, zbiór pouczających baśni, przypowieści i opowiadań, którego autorem był prawdopodobnie Narajana. Znajdujemy w nim m.in. następujące spostrzeżenia etyczne:

– „Przemija młodość, uroda, życie, bogactwo, władza, obcowanie z ludźmi bliskimi naszemu sercu – mędrzec nie musi się przywiązywać do tego wszystkiego.
– Pijany, szalony, zmęczony, gniewny, głodny, chciwy, tchórzliwy, nieroztropny, śpieszący i zakochany – nie znają prawa moralnego.
– Obcowanie z ludźmi dobrymi jest lekiem dla duszy.
– Chciwego ugłaskasz pieniędzmi, pyszałka – pokorną prośbą, głupca – dogadzaniem, mędrca – postawą odpowiadającą prawdzie.
– Gdziekolwiek padnie bohater otoczony wrogami – znajdzie on wieczne życie – jeśli nie okazał słabości.
– Głupiec traci wszystko ze strachu utracenia czegoś nieistotnego.
– Pouczać głupiego jest to to samo, co młócić pustą słomę; wspomagać nikczemnika – to to samo, co polewać piasek.
– Nędznika nigdy nie wolno wynosić na wysokie stanowisko, gdyż kiedy je osiągnie, szkodzić będzie także samemu dobroczyńcy.
– Kto ufa pochlebcy lub przynoszącemu dary wrogowi, ten upodabnia się śpiącemu na wierzchołku drzewa – zbudzi się po złamaniu karku.
– Człowiek roztropny myśląc o środkach osiągnięcia celu, powinien też myśleć o konsekwencjach.
– Trzeba się bać niebezpieczeństwa dopóki nie nadeszło; lecz widząc, że nadeszło, trzeba stawić mu czoło bez najmniejszego lęku.
– Prawdziwie szlachetny nie postępuje nieszlachetnie, nawet gdy mu grozi śmierć.
– Człowiek o zmiennych myślach i zamiarach bywa pogardzany i nienawidzony przez współobywateli”.

Wysoce popularna jest „Hitopadesja” w Niemczech, w których ukazał się szereg jej różnych przekładów. Oto dwa wiersze, zaczerpnięte z tego dzieła, w bardzo dokładnym i trafnym brzmieniu niemieckim.

„Wer auch im Unglück noch besonnen bleibt,
Wen Wohlergehn zum Űbermut nicht treibt,
Wem in Gefahr der Mut nicht wird entrungen:
Der ist ein weiser Mann und hat die Welt bezwungen.

Die Armut wird durch Klugheit ausgeglichen,
Durch Sauberkeit die Kleidung, die geblichen,
Durch ihre Wärme, dass gering die Speise,
Die Hässlichkeit durch hohe Denkungsweise.”


* * *

Światową sławą cieszy się również „Sjukasaptati” („70 opowiadań papugi”) z XV wieku. Oto niektóre nie wymagające komentarza spostrzeżenia z tego znakomitego dzieła:

– „Na dobro odpowiadaj dobrem, na zło – złem.
– Gdy zdarza się nieszczęście, źli ludzie zawsze szukają w nim czegoś dla siebie.
– Proszący o jałmużnę nie proszą, lecz ogłaszają na każdym kroku: „Proszącym zawsze trzeba dawać; los niedającego podobny będzie do naszego”.
– Odjazd w deszcz, nędza w dniach młodości, rozłąka przy pierwszej miłości – oto trzy wielkie utrapienia.
– Niedorzeczne gadanie, śpiewanie pieśni, gdy nie ma się głosu, miłosne igraszki z tą, która mówi „nie, nie trzeba” – oto trzy wielkie przykrości.
– Kto mądry, nie znając przyczyny czegoś, a nawet ją znając, nie powinien mówić pochopnie. Wyroki losu są niepojęte.
– Ci ludzie są twardzi, którzy są umiarkowani w jedzeniu i mowie.
– Kto naprawdę chce osiągnąć to, co pożąda, nie ma dla niego przeszkód.
– Rozum jest potrzebny tym, którzy szukają bogactw, honorów, szczęścia. Kto nie ma rozumu, zdobywa sobie ciernie. Z siły nierozumnego korzystają inni...
– Jaki jest pożytek z tego, kto jest ci oddany, lecz pozbawiony rozumu i tchórzliwy? Ale też jaki pożytek odniesiesz z człowieka rozumnego i odważnego, skoro nie jest ci wierny?
– Niedobrze jest opowiadać o złych uczynkach, ponieważ już samo opowiadanie może spowodować zło.
– Ile głów, tyle rozumów; ile kubków, tyle napojów; ile domów, tyle żon. Komu mądrość otworzyła oczy, od tego uciekają nieszczęścia, podobnie jak mrok ucieka od tych, którzy mają w ręku lampę.
– Ludzie dobrzy zmieniają się w złych pod wpływem obcowania ze złymi.
– Najlepszych sławi się za ich własne cnoty, gorszych – za zasługi ich ojców.
– Widząc ludzi szlachetnych proszących o rzeczy marne, smuci się człowiek myślący.
– Jakaż w tym mądrość, oszukać tego, kto ci zaufał? Jakież w tym bohaterstwo, zabić tego, kto śpi na twej piersi?
– Szlachetnemu nie do twarzy upór ani w dobrem, ani w złem.
– O swych stratach finansowych, o cierpieniach duszy, o przykrościach rodzinnych, o fałszu i poniżeniu nie powinien mądry mówić innym.
– Tego chwalą, kto zna swój czas.
– Któż się nie poniża wchodząc do domu cudzej żony?
– Ludzie skłonni do dobra widzą tylko to, co dobre; źli widzą tylko złe; ludzie bezstronni widzą zarówno to, co złe, jak i to, co dobre.
– Nawet rozumny mężczyzna, gdy się zakocha w kobiecie, nie dba o siebie. A dla kobiet mężczyźni są jak woda w ręku.
– Kobiety mają podobne usta, ręce, policzki, piersi, pępki, biodra, lecz serce u każdej – inne.
– Kobietom podobają się tylko tacy mężczyźni, którzy nie robią z siebie wielkich panów, lecz jako niewolnicy służą im, gdy są one rozgniewane; wszystkich innych nienawidzą.
– Kto kocha niekochającą i znosi niekończące się ataki gniewu, ten jest kochankiem najniższego gatunku. Kogo zawsze kochają udręczone swą miłością kobiety, a on ich, pokornych, nie kocha, ten jest średnim kochankiem. Kto stale kocha oddaną mu piękną kobietę, która go kocha, ten jest kochankiem najwyższego gatunku.
– Chciwa i skąpa, lekkomyślna, w mowie oschła, wiedząca, jak ci zaszkodzić – to najniższy rodzaj kochanki. Ta, co bez powodu się gniewa i niechętnie godzi się, i bywa raz dumna a raz dostępna, ta jest kochanką średniego poziomu. Ta zaś, co nie gniewa się bez powodu, a gdy gniew minie, znów dobra jest z ukochanym, ma wyrafinowane uczucia i umiejętności, uważana jest za kochankę najlepszą.
– Korzeń kobiety – stosunek; szczęście bywa wtenczas, gdy z niego rezygnujemy.
– Daremno być wobec kobiety życzliwym, daremna jest z nią także wyniosłość.
– Mężczyzna tylko dopóty stoi na właściwej drodze, tylko dotąd kieruje swymi uczuciami, zachowuje wstyd i trzyma się skromnie, póki w jego serce nie trafiły strzały z wielkich, rozciągniętych aż do skroni oczu piękności...
– Gdy się powiada, że kobiety są niestałe, niezdolne do miłości, pozbawione cnoty, oddające się perwersyjnym marzeniom, mają krótki rozum – wszystko to jest prawdą. Odwracając się od męża i od dzieci, kobieta ma za nic cnotę; kochająca i czuła na początku, staje się okrutna po osiągnięciu swego celu. Piękne panie dotąd tylko bywają z mężczyzną miłe, póki nie spostrzegą, że już go w sobie rozkochały; a gdy widzą, że zaplątał się już w ich sieci, wloką go i poniewierają, jak rybę, która połknęła przynętę. Kobiety z natury są ruchliwe i zmienne, jak fale morskie; ich miłość krótkotrwała jak złocisty pasek na skraju wieczornego obłoku. Dopną swego – i mężczyzna nie jest im potrzebny; porzucają go bez skrupułów”... [W mądrościach indyjskich, jak też innych, zwraca na siebie uwagę ostentacyjny krytycyzm w stosunku do rzekomej szczególnej lekkomyślności i niegodziwości kobiet, a przecież każdy swój czyn lekkomyślny czy niegodziwy popełniają one wspólnie z podłymi mężczyznami].
„Miłość zaczyna się od oglądania przedmiotu miłości, potem pojawia się zaduma razem z grą wyobraźni, potem bezsenność, chudnięcie, niedbalstwo, otępienie, utrata wstydu, szał, zanik przytomności, śmierć. Te dziesięć stadiów przechodzą zakochani.
– Ludzie są przyjaciółmi pieniędzy. Kto ma pieniądze, ten ma krewnych i przyjaciół; kto ma pieniądze, ten jest wielkim człowiekiem, choćby był karzełkiem; kto ma pieniądze, ten jest uczony, choćby był skończonym durniem.
– Łatwo znaleźć ludzi zawsze mówiących to, co przyjemne, lecz trudno znaleźć takich, którzy potrafią wypowiedzieć lub wysłuchać przykrą prawdę.
– Gdy los jest przeciwko człowiekowi, wszelkie środki zaradcze są bezużyteczne.
– Ludzie szlachetni są cierpliwi, nie biorą do serca ani spraw dobrych, ani błędów, które są popełniane przez głupców, pijaków, kobiety, chorych, znękanych miłością.
– Zmarłymi za życia uważa się pięciu: biednego, chorego, głupiego, wygnańca, służącego.
– Jakiegoż grzechu nie dopuści się głodny? Ludzie w nędzy są bezlitośni. Działają, żeby wyżyć; co nie jest akceptowane u ludzi dobrych, oni akceptują.
– Od przyjaciół trzeba wysłuchiwać i to, co przyjemne, i to, co niemiłe.
– Dawać i brać, opowiadać tajemnice i samemu o nie rozpytywać, jeść u kogoś i samemu częstować – oto sześć cech przyjaźni.
– Przyjaciel droższy od własnego życia.
– Mądrzy mówią, że między ludźmi dobrymi przyjaźń rodzi się zanim zdążą jeszcze przejść razem siedem kroków.
– Trudno znaleźć takich, którzy by mówili i chętnie słuchali prawdę.
– Ludzie czyści wszędzie są spokojni i dumni ze względu na swe piękne postępowanie. Postępujący zaś niewłaściwie chowają się lękliwie po uczynieniu zła.
– Kto słucha dobrego słowa i za nim idzie, ten bywa szczęśliwy na tym i na tamtym świecie.
– Mądrze postępuje, kto przepędza od siebie lekarza pijanicę; aktora, źle znającego swą rolę; pustelnika, który okazał się głupcem; wojaka tchórzliwego, babiarza starego...
– Człowiek uczony, choć w biedzie, powinien stać z wysoko podniesionym czołem.
– Ostatni staje się pierwszym, gdy służy władcy. Pierwszy staje się ostatnim, gdy służbę porzuca. Władca lubi tego, kto trwa przy nim, nawet jeśli jest bez wiedzy i jakichkolwiek zalet. Królowie, kobiety i liany obejmują najczęściej to, co znajduje się obok nich.
– Dla uczonych, dla tych, którzy mają wielkie zalety, dla mocnych w jakiejś sztuce, dla wiedzących, jak należy służyć – nie ma innego przytuliska jak tylko władca. Tylko zwróciwszy się do władcy człowiek wykształcony może osiągnąć wysokie stanowisko.
– Jakiż może być sen u tych, których trapią choroby, przykrości, drańska żona i którzy mają długi?”
W 54-tym opowiadaniu ze zbioru „Siedemdziesiąt opowieści papugi” znajdujemy następującą kanwę: We wsi Czamakuta mieszkał bramin Sridhara. Tamże przemieszkiwał i szewc Gandana. Bramin zamówił u szewca sandały, powiadając, że majster będzie zadowolony, i otrzymał je. Szewc domagał się zapłaty, lecz bramin tylko mówił: „Później będziesz zadowolony”. Minęło wiele czasu. Pewnego dnia szewc schwytał bramina na ulicy. A był to dzień, w którym u właściciela wsi urodził się syn. Cwany bramin w obecności świadków przemówił do mistrza od sandałów: „Szewc, czy ja ci nie mówiłem, że będziesz zadowolony? Powiedz, czy ty jesteś zadowolony, czy też nie, że u naszego pana urodził się syn?” Gdyby szewc powiedział, że nie jest zadowolony, właściciel wsi kazałby go uwięzić; a gdyby powiedział „jestem zadowolony”, przepadłyby pieniądze. Odparł więc, wybierając niejako mniejsze zło: „Jestem zadowolony”.
Tego rodzaju opowieści przypominają raczej ducha „Talmudu” niż „Wedy” i „Mahabharaty”.

* * *

W zbiorze aforyzmów wedyjskich Szri Czanakja Niti Szastry zebrano nieprzebrane bogactwo „złotych myśli”:
– „Najwspanialszy jest ten człowiek, który studiując mądre księgi nabywa wiedzy o najbardziej chwalebnych zasadach obowiązku i rozumu, co należy, a czego nie należy czynić, co jest dobre, a co złe.
– Nawet mędrzec się smuci udzielając nauk głupiemu uczniowi, żyjąc z nikczemną żoną lub nadmiernie spoufalając się z nędznikiem.
– Człowiek rodzi się sam i sam umiera; sam też udaje się do piekła.
– Ziemia utrzymywana jest przez tych, którzy miłują prawdę; to siła prawdy sprawia, że świeci słońce i wieje wiatr.
– Czas trwania życia jest niepewny i niepewne jest miejsce zamieszkania; wśród tych wszystkich niestałych rzeczy niewzruszone są jedynie pobożne uczynki.
– Los czyni żebraka królem, a króla żebrakiem. On to sprawia, że bogacz staje się biedakiem, a biedak bogaczem.
– Pięć rzeczy: długość życia, rodzaj pracy, bogactwo, wykształcenie i czas śmierci są określone już wtedy, kiedy ktoś przebywa jeszcze w łonie matki.
– Opatrzność kontroluje nasze myśli i postępki, i to z jej wyroków nadchodzi ratunek w potrzebie.
– Jakież zło może być gorsze od pożądania lub chciwości? Cóż jest bardziej grzesznego od rzucania oszczerstw? Czy osoba o czystym sercu musi odbywać pielgrzymki do miejsc świętych? Jakiej to cnoty potrzebuje ktoś, kto postępuje właściwie? Cóż jest lepszą ozdobą od dobrej sławy? A jeśli człowiek okryje się hańbą, to cóż gorszego może być w chwili śmierci?
– Przebywanie z niegodziwą żoną, fałszywym przyjacielem, zuchwałym synem i jadowitym wężem oznacza niechybną śmierć.
– Należy oszczędzać pieniądze na ciężkie czasy, ratować żonę kosztem bogactw, lecz bez wątpienia należy ratować duszę nawet kosztem żony i bogactw.
– Oszczędzaj pieniądze na wypadek mogących nastąpić nieszczęść. Nie mów: „Czegoż może się obawiać człowiek bogaty?” Kiedy przychodzi nieszczęście, wtedy i bogactwo zaczyna opuszczać swego pana.
– Kto traci swe pieniądze, tego porzucają przyjaciele, żona, służący i krewni. Kiedy jednak ponownie stanie się zamożny, to ci, którzy go opuścili, przyjdą do niego z powrotem. Najlepszym pokrewieństwem są pieniądze.
– Bogactwo osiągnięte w grzeszny sposób może pozostać z tobą przez dziesięć lat, jednakże w jedenastym roku zniknie nawet początkowy wkład.
– Nie warto starać się o bogactwo, którego zdobycie wymaga wielu cierpień, łamania zasad etyki lub też oszukiwania ludzi.
– Czyjeś piękno znika, kiedy ktoś obdarzony tym pięknem postępuje niemoralnie; szlachetny rodowód traci znaczenie pod wpływem złego zachowania; wiedza, kiedy nie jest doskonalona, i bogactwo, kiedy jest niewłaściwie zdobywane i niewłaściwie wykorzystywane, są nic nie warte.
– Jakąż wartość ma wzniosłe pochodzenie, jeśli ktoś nie jest wykształcony; nawet nisko urodzony człowiek jest szanowany z powodu swej uczoności.
– Nie zamieszkuj w kraju, gdzie cię nie szanują; gdzie nie możesz zdobyć środków do życia; gdzie nie masz przyjaciół i gdzie nie możesz zdobyć wiedzy; gdzie ludzie nie mają poczucia wstydu i nikogo się nie obawiają.
– Ten tylko jest naszym prawdziwym przyjacielem, kto nie opuszcza nas w potrzebie.
– Od człowieka złośliwego trzymaj się tak daleko, jak to tylko możliwe.
– Unikaj osoby, która mówi przyjemnie przy tobie, lecz próbuje cię zniszczyć za plecami, ponieważ jest ona jak dzban trucizny z mlekiem na wierzchu.
– Szybko jest niszczony ten, kto przyjaźni się z człowiekiem, który się źle prowadzi, ma nieczyste poglądy i jest nieuczciwy.
– Mędrzec nie powinien ujawniać tego, że stracił bogactwo; że jego umysł jest poruszony; że jego żona źle się prowadzi; że go obrażono i że został zniesławiony.
– Nie ulegaj złemu przyjacielowi, ani też nie wierz zwykłemu koledze, gdyż jeśli będzie zły na ciebie, może wyjawić wszystkie twoje tajemnice.
– Nie wyjawiaj tego, co zamierzasz zrobić, lecz trzymaj to w tajemnicy, będąc zdeterminowanym, aby to wykonać.
– Rodzice, którzy nie kształcą swoich dzieci, są ich wrogami, gdyż głupi synowie są wśród innych ludzi jak wrony wśród łabędzi.
– Osoba wykształcona może nie posiadać bogactw, ale tak naprawdę jest zamożna; lecz człowiek, który nie jest wykształcony, jest biedakiem pod każdym względem.
– Wiele złych nawyków nabywa ktoś, kiedy jest zbyt swobodnie wychowywany, a wiele dobrych, gdy jest karany; dlatego bij swego syna, jeśli go kochasz, i nigdy mu nie folguj, aby potem cię nie przeklinał.
– Pieść syna do lat pięciu, używaj na nim kija przez następne dziesięć lat, a gdy osiągnie lat szesnaście, traktuj go jak przyjaciela.
– Mądrość zachowywana jest dzięki temu, że stosuje się ją w praktyce.
– Kto ma czyste ręce, ten nie lubi być u władzy.
– Głupcy zazdroszczą uczonym; biedacy – bogatym; kobiety niewierne – cnotliwym, a brzydkie – pięknym.
– Ślepcy od urodzenia nie mogą widzieć i podobnie ślepi są ci, którzy się znajdują w uścisku pożądania. Osoby dumne nie postrzegają zła, które czynią; zaś ci, którzy mają skłonność do gromadzenia bogactw, nie dostrzegają grzechu w swoich poczynaniach.
– Człowieka chciwego zjednasz sobie ofiarowując mu podarunek; człowieka zawziętego – uprzejmością; głupca – kiedy go rozweselisz; a człowieka wykształconego – kiedy będziesz prawdomówny.
– Jedną wspaniałą rzeczą, której należy nauczyć się od lwa, jest to, że wszystko, co zamierza uczynić, robi z całego serca, z pełną determinacją i ze wszystkich sił.
– Człowiek szlachetny jest szczęśliwy, kiedy widzi, jak dobrze się innym powodzi; nikczemnik cieszy się z nieszczęść innych.
– Nigdy nie bądź za nadto prostolinijny w swoim postępowaniu, gdyż w lesie ścinane są te drzewa, które są proste, natomiast pozostawia się te, które są pokrętne.
– Ludzie niskiej klasy pragną bogactw; ludzie klasy średniej pragną bogactw i szacunku; lecz ludzie najbardziej wzniośli pragną jedynie honoru, gdyż jest on prawdziwym bogactwem szlachetnego człowieka.
– Odrzuć jednego członka rodziny, aby ratować całą rodzinę, rodzinę – aby ratować wioskę, wioskę – aby ratować kraj, kraj – aby ratować swą duszę.
– Człowiek pracowity nie zazna biedy, a grzech nie dotknie tego, kto czuwa przy Bogu.
– Kto pragnie zadowalania zmysłów, ten musi porzucić wszelkie myśli o zdobywaniu wiedzy, a kto potrzebuje wiedzy, nie może mieć nadziei na zadowalanie zmysłów. Jak bowiem osoba ciesząca się zmysłową przyjemnością może posiąść wiedzę, a osoba posiadająca wiedzę zadowalać zmysły?
– Ludzie piękni, młodzi i pochodzący ze szlachetnych rodzin są bezwartościowi, kiedy nie są wykształceni.
– Pijacy i głupcy to są zwierzęta w ludzkiej postaci.
– Czegoż to pijak nie rozpowie i czego wrona nie zje?
– Nikczemnicy, którzy mówią o ukrytych wadach innych, niszczą siebie samych, tak jak węże, które pełzają po kopcach mrówek.
– Zawsze powinniśmy mówić w taki sposób, aby zadowolić człowieka, od którego spodziewamy się jakiejś łaski; tak jak myśliwy słodko śpiewa, kiedy chce zwabić i zastrzelić jelenia.
– Zawsze powinniśmy uważnie obchodzić się z ogniem, wodą, kobietami, głupcami i żmijami.
– Zdobywaj cnotę dniami i nocami; zawsze rozmyślaj o tym, co wieczne, i zapomnij o tym, co tymczasowe.
– Nie ma żadnego skarbu na ziemi, którym mógłby się odwdzięczyć uczeń swemu nauczycielowi nawet za to, że nauczył go tylko jednej litery.
– Lepiej umrzeć, niż żyć w hańbie. Utrata życia jest przyczyną chwilowego smutku, hańba zaś jest źródłem smutku dzień po dniu.
– Trucizna znajduje się w zębach jadowitej żmii i w żądle skorpiona, lecz osoba zawistna jest cała nią przesiąknięta.
– Człowiek chciwy nigdy nie będzie prawdomówny, a czystości nie ujrzysz u mężczyzny uganiającego się za kobietami.
– Są tylko dwa sposoby unikania cierni i zawistnych osób. W pierwszym przypadku należy używać obuwia, a w drugim tak je upokorzyć, aby nie mogły ponownie unieść twarzy, i w ten sposób trzymać je z daleka.
– Człowiek staje się wielki dzięki swoim zasługom, a nie z powodu zajmowania wyniosłej pozycji. Czy można nazwać wronę orłem jedynie dlatego, że siedzi na wierzchołku wysokiego drzewa?”

* * *

Kultura indyjska wydała szereg wielkich poetów, którzy byli jednocześnie znakomitymi filozofami, jak np. Kabir (1440-1518), autor obszernych zbiorów poetyckich pt. „Bani” i „Bidżak”. Czytamy więc tam następujące słowa:

„W świętych sadzawkach jest tylko woda.
Wiem, bo kąpałem się w nich.

Bogowie, rzeźbieni w drzewie i kości słoniowej nie odzywają się.
Wiem, bo błagałem ich.

W świętych księgach Wschodu nie ma nic prócz słów.
Wiem, gdyż zaglądałem do nich.”

*

„Przyjacielu, na Niego czekaj póki żyjesz, Jego poznawaj, póki żyjesz.
Jego chciej pojąć, póki żyjesz. Bo za życia czas na wyzwolenie.

Jeżeli nie rozerwiesz swoich pęt za życia, jakaż nadzieja na wyzwolenie w śmierci?
Ułudą jest wierzyć, że dusza zjednoczy się z Nim, kiedy wyjdzie z ciała.

Jeżeli może być znaleziony teraz, będzie znaleziony i wtedy.
Jeżeli nie, zamieszkamy w Mieście Śmierci.

Jeżeli jesteś z Nim teraz, będziesz z Nim i później.

Zanurz się w Prawdzie, rozpoznaj Mistrza, uwierz w Prawdę!”

*

„Wędrowałem przez ocean życia nie znającego śmierci
I piękno tej podróży uwolniło mnie od stawiania pytań.

Jak drzewo jest zawarte w nasieniu,
Tak wszelkie choroby w tym stawianiu pytań”.

*

„Wewnątrz tego glinianego garnka są altany i gaje
I wewnątrz mieszka Stwórca.
Wewnątrz tego garnka jest siedem oceanów i niepoliczone gwiazdy.
Kwas do próbowania złota jest tam,
Jak i znawca oceniający drogie kamienie.
Wewnątrz tego garnka rozlega się muzyka wieczności
I bije źródło wszelkiej wody.
Wsłuchaj się! Pan mieszka wszędzie.”

* * *

Hinduizm jest wyznawany w różnych krajach Azji i wszędzie wytworzył subtelną, wyrafinowaną, urozmaiconą obrzędowość. W średniowiecznej Kampuczy np. przywiązywano wielką wagę do socjotechnicznych możliwości obrzędów religijnych. Ceremonie rytualne były skomplikowane i trwały długo, a dokonywali ich kapłani odpowiednio do swej rangi. Bramini w długich białych płaszczach lamowanych złocistym brokatem dęli w muszle w czasie przerw. Wszystkich kapłanów obowiązywała, co prawda, pokora, zdawali jednak sobie sprawę (jak wszystkie ich odpowiedniki na całym świecie) z tego, że prymitywne pospólstwo ma ich nieomal za bogów; a w każdym razie jako domniemani pośrednicy Wielkiego Boga budzili zgrozę wśród wiernych klęczących przed nimi. Byli posłusznymi i zdyscyplinowanymi członkami potężnej mafii (rodziny), sprzedającej profanom przepustki do raju. Najwyższy kapłan (swego rodzaju papież) pilnował tego, by starszyźnie okazywano należny respekt. Kapłani mieli do pomocy muzyków, kantorów intonujących rozmaite hymny i dodających splendoru wyrafinowanym metodom manipulacji. Chórzystów dobierano starannie, a ich szkolenie traktowano nad wyraz poważnie. Musieli śpiewać melodyjnie i donośnie, tak, aby śpiew rozlegał się potężnie w rozległej świątyni, przyprawiając wiernych o drżenie serca i przypływ uczuć metafizycznych. Chórowi wtórowały trąby, brązowe konchy, olbrzymie bębny, gongi i pomniejsze bębenki. Niekiedy śpiewacy milkli, a procesja wolno obchodziła świątynię przy akompaniamencie muzyki. Posągi bóstw niesiono na złotych tarczach pod złocistymi parasolami. Tancerki świątynne wiły się i falowały, jakby były istotami bezcielesnymi... A potem nadchodziła kolej na wiernych – zbliżali się niosąc kwiaty, które składali w świętym przybytku. Zarówno kapłani, jak i profani mieli nadzieję, że w ten sposób wkupią się w łaski bóstw, które – zadowolone z hołdów i uwielbienia – obdarzą ich jakimiś łaskami. W tym wszystkim chodziło o to, aby, z jednej strony, przekazać bogom na niebiosach uwielbienie i miłość wiernych; z drugiej zaś – by wiernym uświadomić wielkość bogów. I króla. Był on wszak także ucieleśnieniem pierwiastka boskiego...
„Wszyscy królowie khmerscy dokładali starań, by zapewnić sobie szczęśliwe życie pozagrobowe. Dlatego usiłowali zyskać przychylność bogów, licząc na ich pomoc w osiągnięciu nieśmiertelności. Budowali coraz więcej świątyń i klasztorów, w których mnisi mieli zanosić modły. Inskrypcja znaleziona w pobliżu jednej ze świątyń głosi: „Król umieścił tu swój lingam (penis), jako obietnicę łask boskich”. Świątyni, w której władca celebrował uroczystości, jego następca z reguły nie używał, ponieważ wznosił sobie nową. Wierzono, że zmarły król żyje nadal, odprawiano też specjalne modły i obrzędy mające zapewnić mu przychylność bogów, szczęście i nieśmiertelność.” (...)
Hinduizm khmerski lubował się w obrzędowości barwnej i niezwykłej. Ceremonie odbywające się w świątyni były imponujące i przerażające zarazem. Czczono Sziwę, Wisznu i Brahmę, ślepo wierzono w ich straszliwą potęgę i najwyższą wszechmoc, a ludzie padając przed nimi na twarz uświadamiali sobie własną nicość. Wszyscy też wierzyli, że król jest ucieleśnieniem Boga, modlono się więc i do niego, co miało swe niebagatelne konsekwencje polityczne... „Obrzędy odbywały się z wielką pompą, uroczyście i w niezwykłej scenerii. Mroczne wnętrza wielkich posępnych świątyń rozświetlały setki palących się świec. Była to, co prawda, ogromna rozrzutność, nie pozbawiona jednak wielkości i splendoru, a także dowód wielkiej żarliwości religijnej. Królowie-bogowie i kler zawsze doceniali w pełni znaczenie religii państwowej dla jedności narodu.
Lud był najwyraźniej głęboko religijny, o czym świadczą liczne świątynie i wiele bogów, jednakże zbytnią moralnością nie grzeszył. Nie mogła też wchodzić w grę pruderia, bo zwyczajowo mężczyźni i kobiety rozebrani do naga kąpali się razem. W tej dziedzinie nie pozwalano zresztą na publiczną obrazę moralności. Tolerowano swobodę seksualną, ale nie na widoku publicznym. W obrębie świątyń urządzano często orgie seksualne pod płaszczykiem obrzędów religijnych, ale zwracano uwagę na to, by wieść o nich nie przedostała się na zewnątrz” (John Audric, „Anghor. Imperium Khmerów”).

* * *

W Indii, podobnie jak w Europie, w czasach nowożytnych trwało dramatyczne poszukiwanie nowych, bardziej godnych człowieka, rozwiązań w zakresie teorii i praktyki społeczno-politycznej. Tak Akbar Wielki, król Indii z dynastii Wielkich Mogołów, założył w XVI wieku fundamenty pod liberalizm, zrównując w prawach wyznawców hinduizmu i islamu. W swej stolicy Fatehpur Sikri wprowadził nawet dziwną religię synkretyczną. Na rozkaz tego władcy Abulfazl, ulubiony poeta i minister Akbara, ogłosił następujące wyznanie wiary: „O Boże, w każdej świątyni widzę ludzi, którzy Ciebie szukają. I w każdym języku, jak słyszałem, ludzie Cię wychwalają. Poszukują Cię politeiści i muzułmanie. Każda religia mówi: „Ty jesteś jeden, nie ma równego Tobie”. W meczecie ludzie szepczą święte modlitwy, w kościele chrześcijańskim ludzie biją w dzwony z miłości do Ciebie. Czasem odwiedzam chrześcijański klasztor, a czasem meczet. Ale w każdej świątyni szukam tylko Ciebie. Twoi wybrani nie mają nic wspólnego ani z herezją, ani z ortodoksją, bo żaden z nich nie znajduje się poza zasłoną Twej prawdy”.
Książę Dara Szikoh, prawnuk cesarza Akbara Wielkiego, był także wolnomyślicielem. Podobnie jak w obrębie chrześcijaństwa święty Jan od Krzyża i Meister Eckhart, uważał, iż w poznaniu Absolutu najważniejszą rolę odgrywa mistyczne doświadczenie intuicyjne, że dla duszy poszukującej Boga stereotypowe dogmaty formalne są raczej przeszkodą niż pomocą w poszukiwaniu prawdy (choć potrzebne są dla prymitywnej masy ludzkiej jako busola światopoglądowa). Wewnętrzne objawienie, olśnienie nie nawiedza jednak każdej duszy, lecz tylko wybrane, wysoko rozwinięte, zdolne do osobistych intymnych rozmyślań. Z tego przekonania filozoficznego wynikały logicznie zarówno pluralizm światopoglądowy, jak i liberalizm oraz tolerancja polityczna. Umiłowanie wolności słowa i tolerancja światopoglądowa były nieuchronnym postulatem takiego stylu myślenia. I jest fatalną ironią losu, że te właśnie dążenia zamiast budowania pokoju przyczyniły się do zaognienia konfliktów religijnych. Dara Szikoh budził w ortodoksyjnych muzułmanach gwałtowną wrogość. Kroniki dworskie, pisane przez gorliwych wyznawców islamu, dyszą zjadliwymi epitetami, odsądzającymi Darę od czci i wiary: „heretyk”, „nikczemnik”, „lekkoduch”. Jak pisze Waldemar Hansen w książce „Pawi tron”, nawet w XX wieku nieugięci historycy muzułmańscy utrzymywali, że wyrok na księcia był słuszny i nadal kategorycznie odmawiają jego rewizji. Także jezuita Francois Bernier, francuski lekarz i podróżnik, powodowany fanatycznym zaślepieniem, nie potrafił odróżnić wysokiej kultury politycznej księcia od oportunizmu ideowego i w swym pamiętniku z podróży oskarżał Darę Szikoha o to, że ów „dla pogan był poganinem, a dla chrześcijan chrześcijaninem”. Idąc za fanatykami islamskimi pisał Bernier, że książę Dara „miał zbyt wygórowaną opinię o sobie” [obiegowy zarzut miernot względem osób wybitnych]; uważał, że własnym rozumem osiągnie wszystko, czego zapragnie, i uroił sobie, że nie ma na świecie człowieka, który potrafiłby udzielić mu zbawiennej rady. Był też ponoć bardzo drażliwy, skory do pogróżek, pochopny do obelg i wyzwisk nawet w stosunku do najznamienitszych dostojników. Twierdzenia te są jednak pospolitym kłamstwem.
Ostatnie dni życia liberalnego księcia były wstrząsającym świadectwem całej ohydy fanatyzmu i nietolerancji. Dara został aresztowany na rozkaz swego brata Aurangzeba, który mianował się tymczasowym królem Indii. Naoczny świadek opisuje, co działo się w Delhi 28 sierpnia 1659 roku: „Nieszczęsny więzień został pod dobrą strażą ulokowany na grzbiecie słonia, jego młody syn, Sipehr Szikoh umieszczony obok niego... Zwierzę to nie było jednak jednym z tych pełnych majestatu słoni z kraju Pegu lub Cejlonu, których Dara zwykł był dosiadać, przystrojony w przepyszny czaprak, złoconą uprząż i rząd pięknie rzeźbiony... Dara siedział teraz na marnym i wynędzniałym zwierzęciu, pokrytym brudem... On i jego syn byli ubrani w brudny przyodziewek z najgorszego materiału”... Słonia z więźniami prowadzono przez bazary i wszystkie dzielnice miasta. To niegodne widowisko zgromadziło nieprzebrane tłumy. Na każdym kroku spostrzegano ludzi płaczących lub w najbardziej żałobliwych słowach biadających nad losem księcia i jego syna, którzy cieszyli się dotąd wielką popularnością wśród prostego ludu. Ale nikt nie ruszył z miejsca, nikt nie sięgnął po broń, by uwolnić ukochanego przecież władcę i jego syna. Nikt nie ma sprzymierzeńców w chwili niebezpieczeństwa, jeśli sam nie ma dość siły, by się bronić.
W palącym słońcu sierpniowym nałożono księciu kajdany na nogi, dla większego zaś upokorzenia orszak, złożony z kawalerzystów w kolczugach i z obnażonymi szablami, ruszył największą arterią miasta, ulicą Czandni Czauk – „najbogatszą ulicą świata”. Publicznemu poniżeniu wczorajszego władcy i jego syna miało się stać zadość. W ten sposób jakby tracił właściwą sobie aureolę. Po kilku godzinach odstawiono więźniów do ich podmiejskiego więzienia, w którym miał wkrótce być odegrany akt końcowy tej makabrycznej tragedii.
Wbrew oczekiwaniom Aurangzeba próba poniżenia Dary nie osiągnęła zamierzonego celu. Szlachetny i ufny książę nie został ośmieszony i poniżony; wręcz przeciwnie, jego smutny los wzbudził powszechne współczucie, żal i oburzenie. W Delhi omal nie doszło do masowych rozruchów i wybuchu powstania ludowego. W tej sytuacji Aurangzeb, nakłaniany do tego przez swą (i Dary) rodzoną siostrę, uznał, że brata należy natychmiast zgładzić „dla dobra wiary i państwa”. Fanatyczni muzułmanie, przebywający na dworze króla, z entuzjazmem powitali to postanowienie, nie mogli bowiem wybaczyć obalonemu monarsze wypowiedzianego ongiś przez siebie ironicznego zdania: „Raj jest tam, gdzie nie ma ani jednego mułły”.
Trudno dziś powiedzieć, co bardziej powodowało Aurangzebem, gdy podejmował straszliwą decyzję bratobójstwa: fanatyzm religijny czy żądza nieograniczonej władzy. Był to przecież człowiek, który już przedtem wtrącił do więzienia własnego ojca, jak i jednego ze swych synów. Następny dzień, 29 sierpnia, miał być ostatnim dniem życia Dary Szikoha. Wszystkie relacje o śmierci tego władcy, mimo iż różnią się w drobnych szczegółach, są jednakowo ponure. – Do celi więziennej weszło kilku oprawców, którzy otrzymali przedtem znany sobie rozkaz od Aurangzeba. Zastali Darę i Sipehra Szikoha gotujących soczewicę, gdyż w obawie przed otruciem sami przyrządzali sobie posiłki. Książę cofnął się gwałtownie na widok siepaczy. Przeczuł złe. „Przyszliście mnie zabić!” – zawołał. Jego mały synek rozpłakał się i uchwycił ojca oburącz za nogi, tuląc się do niego z całych sił. Chłopczyka oderwano siłą od ojca i wyprowadzono do sąsiedniej sali, skąd dobiegło niebawem spazmatyczne łkanie przedśmiertne. Dara rzucił się z nożem na morderców, wbijając broń jednemu z nich z taką siłą w bok, że utkwił w kości żebrowej, z której nie mógł go wyrwać. Sługusi z różnych stron otoczyli broniącego się księcia, kilka sztyletów pogrążyło się w jego gardle, szyi i brzuchu. Następnie siepacze oddzielili głowę od reszty zwłok i pośpieszyli z tym „darem” do Aurangzeba. Władca kazał uciętą głowę brata obmyć z krwi w miednicy i rzekł: „Skoro za życia tego niewiernego zawsze odwracałem się od tej twarzy, nie chcę patrzeć na nią i teraz”. Jeden ze świadków podał inaczej, że mianowicie po dostarczeniu trofeum Aurangzeb stanął nogą na ściętej głowie, która wtedy „zaniosła się przeciągłym chichotem: „cha, cha, cha!”, co przyprawiło wszystkich obecnych o niekłamane przerażenie”. Włoski podróżnik Niccolo Manucci podał jeszcze inny opis zdarzenia: „Aurangzeb dowiedziawszy się, że dostarczono głowę Dary, rozkazał przynieść ją sobie do ogrodu na tacy, obmytą z krwi i w turbanie. Zażądał także pochodni, aby mógł zobaczyć znamię, które książę miał na czole, i dzięki temu upewnić się, że to naprawdę głowa brata, a nie jakiejś innej osoby. Kiedy przekonał się o tym, rozkazał położyć na ziemi i zadał jej trzy ciosy w twarz szablą”. Następnie wydał rozkaz umieszczenia głowy w skrzyni i dostarczenia jej ojcu, zdetronizowanemu cesarzowi, gdy ten będzie posilał się przy stole. Ułożył sobie to wszystko pełen radości, że wreszcie zemści się na ojcu za miłość okazywaną Darze i lekceważenie jego własnej osoby. Tak też uczyniono. Gdy stary cesarz, ojciec zarówno Dary, jak i Aurangzeba, zabrał się do więziennego posiłku, wszedł specjalny poseł ze skrzynką i postawił ją przed sędziwym człowiekiem, mówiąc: „Król Aurangzeb przesyła ten dar Waszej Cesarskiej Mości na dowód swej synowskiej pamięci”. Stary cesarz rzekł na to: „Niechaj Bóg będzie pochwalony, że mój syn jeszcze o mnie nie zapomniał”. Skrzynka stała przed nim na stole i skwapliwie kazał ją otworzyć. Nagle, gdy podniesiono wieczko, rozpoznał twarz syna. Zdjęty zgrozą wydał dziki jęk i padł twarzą na stół i leżał jak nieżywy... Ciało Dary kazał Aurangzeb dla postrachu ludności Delhi obwozić po mieście przywiązane do słonia. Następnie pogrzebano je bez żadnych honorów w grobowcu cesarza Humajuna. Tego samego dnia wieczorem Rauszanora, siostra Dary i Aurangzeba, wydała wystawne przyjęcie. Głowę Dary pochowano w odległym o 200 km słynnym Tadż Mahalu, grobowcu mauzoleum jego matki.
Okrucieństwa i moralny upadek Aurangzeba były pierwszą oznaką tego, że dynastia Wielkich Mogołów wyczerpała się genetycznie i zaczyna ulegać zwyrodnieniu. Jego następcy i potomkowie konsekwentnie prowadzili gigantyczne imperium do katastrofy. Żaden z nich już nigdy nie potrafił zdobyć się na czyny wzniosłe i wielkie. Potężna dynastia zdegenerowała się i upadła do poziomu przeciętnych, nikczemnych, barbarzyńskich uzurpatorów. Gdy król Aurangzeb zmarł, zerwała się straszliwa trąba powietrzna, tak gwałtowna, że zniszczyła wszystkie namioty w obozowisku. Wiele osób i zwierząt zginęło, udławiwszy się straszliwym kurzem. Zapadły takie ciemności, że ludzie wpadali na siebie nie widząc, gdzie idą. Huragan zmiótł szereg wsi i powalił tysiące potężnych drzew. Tak rozpoczął się w Indiach wiek XVIII, okres wielkiej anarchii, dzikich fanatyzmów, wojen religijnych, utraty niepodległości i obcego panowania. O światłym i tolerancyjnym księciu, który padł ofiarą swego tępego i żądnego władzy brata indyjski historyk Kanungo później napisał, że „był to męczennik miłości do wszystkiego, co ludzkie i boskie, człowiek heroicznego ducha, który występował w obronie pokoju i zgody między ludźmi oraz dążył do wyzwolenia umysłów z więzów ślepego autorytetu i dogmatów”. Za to właśnie został srogo ukarany przez muzułmańskich fanatyków.
Jak więc widzimy, los człowieka, jego rozpaczliwe poszukiwanie dróg prowadzących do dobra i prawdy, są podobne na Wschodzie i Zachodzie, w Azji i w Europie, Afryce i Ameryce. Ludzkość – co przed tysiącami lat niezbicie ustaliła filozofia indyjska – stanowi organiczną całość, żyjącą i rozwijającą się według tych samych prawidłowości pod każdą szerokością geograficzną.

* * *

Także obecnie myśl indyjska kontynuuje swą żmudną i twórczą pracę nad rozszyfrowaniem fundamentalnych tajemnic bytu. Tak Jinarajadasa Czandra w dziele „Człowiek we Wszechświecie” (Madras 1957, t. I) pisze: „Mistrzowie Mądrości, pomocnicy i wykonawcy Logosu, kierują procesem ewolucyjnym we wszystkich jego fazach i okresach; każdy czuwa nad jednym z wielkich działów ewolucji życia i formy...
Można by powiedzieć, że teozofia jest, przynajmniej pod pewnym względem, objawiona, ale jest to objawienie wiedzy przez Tych, którzy ją w pełni posiedli, tym, którzy jej jeszcze nie zdobyli... Jesteśmy bowiem jak piana na fali morskiej, pojawiamy się bez udziału naszej własnej woli, a przestajemy istnieć po dokonaniu się procesu, nad którym nie mamy żadnej władzy. Jesteśmy utkani z mglistej jako sny materii, a nasze drobne, nieznaczne żywoty otacza również sen...
Mądrość odwieczna mówi nam, że wszechświat z jego miriadami gwiazd jest wyrazem Świadomości i Życia, zwanego przez ludzi różnymi imionami – Bogiem, Iszwarą, Ahura Mazdą, Allachem albo też Logosem. To Życie Jedyne jest Postacią, – „Osobą” – jednak nieskończenie wyższą ponad wszelkie ograniczenia, jakie się łączą z naszym pojęciem Postaci (Osoby). Logos, owo Słowo Kosmiczne, stanowi zawsze Jednię. Jest „Jedynym bez wtórego”; jednak w procesie ożywiania swą energią wszechświata działa jako Trójca, przejawiając się w trzech zasadniczych postaciach. Bóg jako Trójca nazywa się w hinduizmie: Brahma – Stwórcą; Wisznu – Utrzymującym i Chroniącym Życie; Sziwą – Niszczycielem Form, Wyzwolicielem Życia. A chrześcijańska Trójca to: Bóg Ojciec, Bóg Syn i Bóg Duch Święty. W innych religiach mamy również imiona dla tych trzech postaci boskiego działania...
Pomocnikami Logosu Kosmicznego w jego pracy we wszechświecie są siedem Wielkich Duchów, które są jakby wcieleniami jego własnej natury...
To, co my nazywamy życiem i śmiercią, stanowi dla duszy tylko wysyłanie części swej energii i świadomości w niższe sfery, a potem ponowne wciąganie jej i skupianie we własnej, wyższej... Śmierć jako rozproszenie się w nicość nie istnieje w przyrodzie. Życie oddala się od formy przechodząc, na pewien czas, w ponad-fizyczne otoczenie, zachowując tam wszystkie zdobyte doświadczenia, jako nowe zdolności do budowania świeżych form... Choć jeden kształt za drugim rodzi się i umiera, kolejne żywoty tych form to tylko wchodzenie i odchodzenie tego samego życia na scenę działania, w wielkim dramacie ewolucji. Nie ginie nigdy ani jedna cząstka raz zdobytego doświadczenia, jak nie ginie żadna drobina materii... Wszystkie cząstki „dusz-grup” roślinnego i zwierzęcego królestwa są w ciągłej ze sobą wojnie, w walce o przeżycie najzdatniejszego organizmu. Jednak w tej walce ani jedna, choćby najmniejsza „jednostka życia” nie bywa nigdy unicestwiona; zwycięstwo jednego typu lub gatunku nie należy wyłącznie do niego, lecz do całości życia, które usiłowało znaleźć tę najlepszą, najzdatniejszą formę, aby móc wyrazić drzemiące i utajone energie...
Dusze bywają według swojego wyrobienia starsze i młodsze... Najmłodsze są te, które nie są w stanie kierować sobą, swą żądzą i całą gwałtowną i prymitywną naturą, a zdolności umysłowych prawie nie posiadają. W dzisiejszym okresie ewolucji dusze te przebywają tylko w ciałach dzikich plemion Afryki i Australii oraz w najniższych, tak zwanych zbrodniczych, typach najnędzniejszych nor miejskich w cywilizowanych społeczeństwach... Znacznie wyższym typem są dusze nieco „starsze”, które wyszły już ze stadium dzikiego, ale są jeszcze bardzo prymitywne, o ciasnej myśli i zakresie zainteresowań, niezdolne do żadnej inicjatywy, posiadające mało rozsądku, wyobraźni i inteligencji. Do tego typu należy dziś jeszcze duża część ludzkości... Jeszcze „starsze” dusze tworzą tzw. kulturalne warstwy różnych narodów i ras, o horyzoncie myślowym znacznie szerszym, niż zamykającym się już tylko w kręgu rodziny ani nawet jednego narodu, o pewnych wyraźnych ideałach i tęsknocie do doskonałości i do pewnego stopnia świadomym dążeniu do niej. Znacznie mniej liczne są te, które odkryły już, iż treścią życia jest ofiara i oddanie się czemuś wyższemu, które się zbliżają, lub już są na „drodze” [por. chińskie „tao” i chrześcijańskie „jam jest drogą”] i świadomie kształtują swą przyszłość. A na samym szczycie, jako najwyższy wykwit ludzkości, stoją nadludzie, tak zwani Mistrzowie Mądrości. I ci przemożni Starsi Bracia ludzkości, którzy są przedstawicielami Boga na ziemi, pomagają i kierują nią wedle Jego boskiego zamysłu...
Wedle powszechnego prawa, po śmierci ciała fizycznego dusza spędza pewien czas w sferze astralnej, a potem, zrzuciwszy swą astralną powłokę, przechodzi w sferę tzw. niższo-mentalną, gdzie pozostaje parę stuleci. Sfera ta, to „niższe niebo”, zwane najczęściej w literaturze teozoficznej „Dewachanem” (dosłownie: miejscem bogów) i tam raz jeszcze przeżywa wszystkie tęsknoty, pragnienia i aspiracje, jakie żywiła podczas życia na ziemi, ale tym razem w pełni ich zrealizowania i szczęścia. Całe stulecia spędza w takim czynnym szczęściu, aż się wyczerpią wszystkie nagromadzone za życia energie jej pragnień. Wówczas odrzuca i ciało mentalne, i można powiedzieć, że kończy swój cykl, czy też „krąg”, inkarnacyjny, i znajduje się znów „u siebie”, w swej własnej „ojczyźnie”, w swoim przyczynowym ciele, ze wszystkimi swoimi doświadczeniami, które zostały już teraz przetworzone w ideały, cechy charakteru i zdolności. Ale że wiele jej jeszcze pozostaje do dokonania na tej drodze do doskonałości, znów się inkarnuje, przybierając kolejno trzy nowe przewodniki, to jest ciało mentalne, potem astralne, a wreszcie fizyczne...
Godzina śmierci jest zazwyczaj wyznaczona z góry przez Władców Karmy, tj. Wielkie Anioły Boga, które spełniają w Jego planie rolę zarządców Karmicznym Przeznaczeniem poszczególnych ludzi...
Samobójstwo nie leży nigdy i w żadnym przypadku w przeznaczeniu człowieka. Za ten czyn dusza zawsze ponosi sama odpowiedzialność, choć nieraz i inni mogą w niej w dużej mierze brać udział. Oczywiście, istnieje wiele odmian samobójstwa, jeśli chodzi o jego pobudki: czasem jest to ucieczka od skutków jakiegoś przestępstwa, innym razem jest to wynikiem nerwowego załamania lub choroby umysłowej, a czasem pobudki są szlachetne i wcale nie egoistyczne; a skutki karmiczne będą zależały od tych właśnie pobudek”...
Reinkarnacja – to jest wyobrażenie, iż życie wciela się kolejno w różne kształty, by wznosić się w coraz to wyższe stany – szerszych myśli, szlachetniejszych uczuć, wspanialszych zdolności; oraz Ewolucja – tj. wyobrażenie, iż każda forma rozwija się, stając się coraz bardziej złożonym w swej budowie i doskonalszym organizmem – te dwie idee dopełniają się, są jako prawa i lewa ręka Wielkiego Architekta, który kształtuje i buduje wszechświat... Choć reinkarnację uważa się zwykle za dotyczącą tylko duszy człowieka, jest to w istocie proces powszechny, stosujący się do każdego życia, obecnego we wszystkich organizmach. Życie róży, która więdnie i usycha, powraca do jej „duszy-grupy”, a potem wciela się znów w nową różę. Życie szczeniaka, który umiera od jakiejś choroby, wraca do swej psiej „duszy-grupy”, a potem znów inkarnuje się jako szczenię innej suki.
Co do człowieka, jedyną różnicą jest to, że po śmierci ciała dusza jego nie powraca do żadnej „duszy-grupy”, gdyż przedstawia ona indywidualną i odrębną jednostkę świadomości, jakby gatunek sam dla siebie. A gdy się wciela powtórnie, powraca z cechami i zdolnościami, które rozwinął w swych poprzednich żywotach na ziemi, a które się nie umniejszają bynajmniej, jeśli je dzieli z inną jednostką.
Ogólnie przyjęło się używać terminu „reinkarnacja” wyłącznie w zastosowaniu do procesu dotyczącego dusz ludzkich, i to głównie w trzech następujących koncepcjach:
1.  W pojęciu, iż przy urodzeniu dziecka Bóg nie stwarza dlań wówczas specjalnej duszy, bowiem dusza ta istniała już wpierw od wieków jako indywidualna jednostka, pozostająca w jakimś stanie duchowym, a teraz po raz pierwszy i po raz ostatni wciela się w kształt ludzki. Teorię tę nazywamy nauką o preegzystencji duszy.
2.  W pojęciu drugim dusza ludzka wciela się niejednokrotnie w różne kształty na Ziemi, czasem w ludzkie, czasem w zwierzęce, a nawet roślinne. Podobnie i po śmierci obecnego ciała będzie mogła znów użyć jakiegoś zwierzęcego lub roślinnego kształtu, zanim powróci raz jeszcze w swe ludzkie mieszkanie. Ta teoria jest głównie znana pod imieniem metempsychozy lub transmigracji.
3.  Teoria trzecia mówi, iż dusza ludzka przed urodzeniem dziecka, które ożywia, przebywała już wielokrotnie na Ziemi, używając ciał kobiet lub mężczyzn, ale ani zwierząt, ani roślin, z wyjątkiem pradawnych czasów, przed tak zwaną indywidualizacją, to jest zanim nie została odrębną, samo-świadomą i wieczną indywidualnością; i że po śmierci fizycznego ciała, po upływie pewnego okresu czasu spędzonego w stanie o wiele wyższym, tj. nie w materii w zwykłym pojęciu, a w znacznie subtelniejszej, dusza znów powraca na Ziemię, aby ożywić ciało kobiety lub mężczyzny, ale już nigdy rośliny czy zwierzęcia. I właśnie ta doktryna jest, ściśle rzecz ujmując, indyjską nauką o Reinkarnacji.
Dusza ludzka wędruje w kolejnych inkarnacjach po całej ziemi, wsiedla się w przedstawicieli różnych ras i narodów. Oto jak teozof Jinarajadasa w powyżej cytowanej książce „Człowiek we Wszechświecie” opisuje liczący wiele tysięcy lat proces wędrówki duszy: „Wyobraźmy sobie duszę, która rodzi się po kolei w jednej pod-rasie po drugiej, aż przejdzie wszystkie. Rozpoczyna w pierwszej, Atlantyckiej, i jako olbrzym prymitywny jakże dziwnych doznaje doświadczeń. A potem znów całkiem innych jako góral, dzielny, śmiały, hardy i nieco ponury, a wrażliwy na zmiany pogody, górskie burze i nawałnice, ulewy i słońce. A wśród Tolteków w Meksyku, czy też w Peru, będzie miała doświadczenie zarządcy, kierownika jakiegoś pięknego patriarchalnego plemienia czy osady (rozumne rządy były chwałą Tolteków); tu odpowiedzialność za dobrobyt i bezpieczeństwo wioski, a może i większej połaci kraju, spocznie na barkach kierownika i dusza będzie się uczyć dbania o innych i jakiejś pracy szerszej, zapominając w znacznej mierze o sobie... A jako kolonista turański pozna trudy wędrówek,rozwinie zmysł przygody i przedsiębiorczości w poszukiwaniu nowych ziem do osiedlenia; wyrobi odwagę w walce z przeciwnościami, siłę w przezwyciężaniu przeszkód... Wśród pierwotnych Semitów pozna, co to znaczy być bojownikiem o szybkiej decyzji, nieugiętym męstwie i zdolności do oddawania własnego życia dla dobra czy w obronie swego plemienia... A w podrasie Akkadyjskiej pozna coś z przedziwnej magii morza, rozwinie zdolności psychologiczne, które pomogą jej orientować się w najodpowiedniejszych momentach dla puszczenia w ruch danych towarów, wyrobi spryt i inteligencję w handlowym współzawodnictwie... A potem jako Chińczyk-rolnik, stale zamieszkały na jednym miejscu, nie opuszczający nigdy swej ojcowskiej zagrody, jakże dokładnie pozna potrzeby swej wsi, zbliży się z sąsiadami, rozumiejąc i dzieląc z nimi troski, radości i udręki trudów rolnika. Zbliży się do przyrody, pozna rytm ziemi i pór roku, zrozumie wiele z czaru i znaczenia życia wiejskiego w ciszy, z dala od zgiełku i gwaru wojennych i handlowych wysiłków.
Wyobraźmy teraz tę samą duszę w rasie Aryjskiej. Jakież to nowe doświadczenie będzie tu zbierać? Życie w Indiach pozostawi na pewno niezatarty ślad, rozwijając jej filozoficzne zdolności i coś z czysto hinduskiego bezosobowego spojrzenia na świat i życie. A potem Egipt starożytny, trzeźwy i praktyczny, pogodny i rozumny, a bynajmniej nie marzycielski, dostarczy nowych przeżyć. A jako Arab, urodzony w głębi pustyni, która niezawodnie wywrze głęboki wpływ na wrażliwość duszy, na jej odczuwanie bezmiaru przestrzeni i surowości przyrody, a samotności człowieka... A w Iranie, gdzie rozwój cywilizacji zmusi do życia w dobrobycie, do zdobywania powodzenia w przemyśle i handlu, a więc rozwijania inicjatywy, przedsiębiorczości, pracowitej obrotności, uczciwej wymiany, jakże inne będzie tu miała doświadczenia! Myśl nieraz przyjmowała tam formy poetycko subtelne, wyszukane w wyrazie, tak iż choćby jednostka sama nie miała zdolności artystycznych, całe życie ówczesnego Iranu przygotowywało ją do następnej inkarnacji w rasie Celtyckiej – może jako Ateńczyka w Grecji – a tu ileż nowych pojęć o życiu... Wiara w istnienie bogów otaczających nas wszędzie, na ziemi, na morzach, w powietrzu; wiara, że sami od nich pochodzimy... A widząc przed sobą jako cel życia stworzenie zeń dzieła sztuki, postawienie sobie ideału, by znać coś z każdej nauki i sztuki, rozwijało całą naturę wszechstronnie i dawało równowagę i ogromne bogactwo wzruszeń... A jako Rzymianin, ze swoją wiarą, że rodzina, religia i państwo stanowią jedność, z jego głębokim rozumieniem i szacunkiem dla prawa, z gotowością poddania się mu, aby nauczyć się samemu sztuki rządzenia. Albo jako Francuz czy Włoch, wrażliwy, szybki w emocjonalnych reakcjach, urzeczony przez idee same w sobie, bez względu na materialne ich zastosowanie... Albo jako Irlandczyk, z jego marzycielską, romantyczną, a intuicyjną naturą, przechodzący z łatwością od zapałów do przygnębień... A potem w Teutońskiej rasie, urodzony w Skandynawii czy Anglii, jakież nowe cechy tu zdobędzie, jakie świeże przeżyje doznania? Praktyczność, trzeźwość, sumienność w interesach, a bezosobistość w badaniach naukowych, niezależność indywidualną itp. A arcydzieła Beethovena, Wagnera, Shakespeare’a, czyż nie pokażą jej nowych stron życia?”

* * *

Odgłosy i echa indyjskiego stylu myślenia o świecie z jego ideami Wielkiego Przemijania i Wiecznego Powrotu Tego Samego, z jego pesymizmem i rezygnacją, łatwo znaleźć we współczesnych literaturach rasy nordyckiej. Oto Wacław Potocki zanotował:

„Wszystko było na ziemi, co się dzieje znowu,
Osoby tylko mienią...

I wam, i wam, żebyście wiedziały, panienki,
Zbieżą lata, podrą się czerwone sukienki,
Spadnie krasa, młodziańskich w której oczu wabie,
Aż marski a bielidło nie pomoże babie”.

Z kolei Alfred Tennyson pisał:

„Pan ludzkiej duszy zwierzęcego ciała za mieszkanie użyczył.
A człowiek spytał: „Czyżem jest Twym dłużnikiem, Panie?”
A Pan mu na to: „Jeszcze nie, najczystszym je uczyń i najdoskonalszym,
A wówczas nowe ode Mnie, stokroć lepsze, dostaniesz mieszkanie”...

Także u Iwana Bunina w „Snach Czandra” znajdujemy podobny nastrój; nie mówiąc już o filozoficznych dziełach Arthura Schopenhauera, Rudolfa Steinera, Mikołaja Roericha czy Heleny Bławackiej.
Wracając do książki Jinarajadasa, przypomnijmy kilka dalszych jego myśli z zakresu etyki filozoficznej. Człowiek ma bardzo mało użytecznych i twórczych myśli. Dlaczego? Po pierwsze, dlatego, że „elemental myślowy aż nazbyt często przywiera do dawnych, już zwietrzałych i nieaktualnych myśli, i wciąż je przeżuwa, pomimo naszych usiłowań, by się wyrwać spod ich władzy. Po drugie, dlatego, że znaczna część naszych myśli nie stanowi wcale naszej oryginalnej własności, a jest nam podawana przez innych. Do pierwszej kategorii należą wszelkie przesądy, będące niczym innym, jak pojęciami, które niegdyś były nam w życiu użyteczne, choć mogły nie być prawdziwe, ale dziś utraciły swój sens, stały się przeżytkiem i lepiej byłoby się ich pozbyć ... Do tej kategorii należą przesądy o wyższości jakiejś rasy, kasty, narodu, religii czy płci.
Drugi typ stanowią myśli innych ludzi, od których wciąż roi się w atmosferze, a które wywierają nieustanny nacisk na naszą duszę... Gdy takie obce myśli usiłują się wcisnąć w obręb naszych, należy baczyć, aby dopuszczać do siebie tylko te, które mogą być użyteczne dla pracy naszej duszy, a inne energicznie odrzucać (...).
Nasze Ja to nie owe namiętności i nałogi sfery psychicznej, nie musimy się z nimi utożsamiać (...). Nie należy wyobrażać, iż ów „los”, ułożony na jedno życie człowieka, jest czymś zupełnie niezmiennym i zakrzepłym... Zadaniem, wpisanym zawsze w los człowieka, jest nieugięcie walczyć, zmagać się z przeciwnościami, przeciwstawiać klęskom, nieszczęściom, bólom i własnym słabościom; a nie poddawać się biernie fali, nie uginać pod brzemieniem, nie ślepnąć od chwilowej, choćby czarnej, mgły...
Prawdziwy związek miłości łączy zawsze dusze, a nie tylko ich ziemskie powłoki; jakkolwiek różne będą te ostatnie, miłość przeniknie zawsze jak błyskawica od duszy do duszy wprost... Drogi prawdziwej miłości nie zawsze są łatwe”...
Służenie pomocą innym, a nie tylko życie dla siebie, nazywała staroindyjska filozofia „rozkwitem duszy”, a człowieka, który wyszedł poza ramy zwierzęcego egoizmu – „Mistrzem Mądrości i Współczucia”. „Celem człowieka nie jest być szczęśliwym lub nieszczęśliwym, lecz uczynić chociażby krok w kierunku urzeczywistnienia swego wewnętrznego Logosu”.

* * *

A. Ch. Bhaktiwedanta Swami Prabhupada w swym znanym, wiele razy wydawanym w różnych językach dziele pt. „Księga myślenia indyjskiego” mówi o czterech wadach ludzkiego umysłu: człowiek skazany jest na popełnianie błędów; człowiek ulega iluzjom; zmysły człowieka są zwodnicze; człowieka cechuje wrodzona skłonność do kłamstwa. „Każdy skłania się ku temu, by zwodzić innych. Ktoś może być zdeklarowanym głupcem, lecz udaje osobę wykształconą i mądrą. Chociaż wszystko będzie wskazywało, że on się myli i błądzi, będzie twierdził: „Myślę, że to jest tak, a to tak”. On nawet nie rozumie swej własnej sytuacji; pisze księgi o filozofii, chociaż sam daleki jest od doskonałości. Na tym polega jego choroba”. Wypada, być może, w tym miejscu zauważyć, że gdyby ksiązki o filozofii, lub o innych tematach, pisali tylko ci, którzy są doskonali, to w ogóle nie istniałoby żadne piśmiennictwo i żadna filozofia, ponieważ każdy człowiek – i to nawet najbardziej dobry – daleki jest od doskonałości; ta cecha jest atrybutem Boga, a nie ułomnego i słabego rodzaju ludzkiego. Dlatego wolno nam przypuszczać, że autor „Księgi myślenia indyjskiego” także nie był wcieleniem doskonałości, lecz mimo to spod jego pióra wyszło dzieło wcale wartościowe i godne uwagi, o czym niech poświadczą poniżej przytaczane urywki z niego.

„Ludzkie życie różni się od życia zwierzęcego wielką odpowiedzialnością... Każda władza nadana jest przez Boga, dlatego wszelka częściowa władza powinna być wykorzystana dla wykonania woli Pana, nie inaczej. Pan może być poznany przez tych, którzy wybierają pokorne zachowanie się...
Kto wszystko widzi w stosunku do Najwyższego Pana, kto widzi wszystkie istoty jako Jego organiczne cząstki, i kto widzi Najwyższego Pana wewnątrz wszystkiego, ten nigdy nie nienawidzi niczego i nikogo... Tylko ten może zostać błogosławionym, kto uważa każdą żywą istotę za swego brata... [Według tejże księgi na Ziemi żyje 8 400 000 gatunków istot ożywionych]. Kto zawsze bez różnicy widzi wszystkie żywe istoty jako duchowe iskry jednojakościowe z Panem, ten staje się prawdziwym znawcą rzeczy. Cóż wówczas może być dla niego iluzją lub trwogą?
Żywe istoty pod względem jakościowym tworzą jedność z Najwyższym Panem, zupełnie tak, jak iskry od ognia są jakościowo identyczne z naturą ognia. Tym nie mniej iskry dalece nie są samym ogniem”...
Mędrzec widzi wszystko jako „energię Najwyższego Boga”, jako jego emanację. Każda żywa istota jest drobniutką cząstką Boga, jak kropelka wody jest cząstką globalnego oceanu. Każda istota ożywiona jest dzieckiem Istoty Wyższej. Ludzie, ptaki, płazy, robaki, ryby, ssaki, mikroorganizmy są „emanacją pogranicznej energii Najwyższego Boga”. O ile na poziomie materialnym, powierzchownym obecne są istotne między nimi przeciwieństwa, o tyle „w życiu duchowym nie ma sprzeczności interesów”.
Najwyższy Duch, Parabrahman, jest osobą podobnie jak inne indywidualne istoty. „Jeśli chcemy się uwolnić od wszystkich form iluzji lub trwóg i stworzyć jedność poza wszelkimi różnicami interesów, powinniśmy postawić Boga w centrum wszystkich naszych działań... Prawdziwy cel życia to powrót do Boga” na drodze etycznego postępowania i przez przekroczenie progu śmierci.
„Bóg na tyle jest dobry, że pozwala żywym istotom wybierać i kontynuować swą drogę. Jeśli żywa istota chce iść do piekła, Pan przystaje na jej plan i nie ingeruje; a jeśli ona zechce zawrócić do domu, z powrotem do Boga, Bóg pomoże jej w realizacji tego zamiaru... Prawdziwa wolność polega na powrocie do Boga...
Niewiedza, niewątpliwie, jest niebezpieczna, lecz wiedza jest jeszcze niebezpieczniejsza, jeśli jest mylna lub wprowadza w błąd... Cywilizacja współczesna poczyniła znaczne postępy w sferze masowej oświaty, lecz wynikiem tego było, że ludzie stali się jeszcze bardziej nieszczęśliwi niż byli kiedykolwiek przedtem: ze względu na orientację tylko na postęp materialny wyłączona została najważniejsza część życia – życie duchowe”.
Ateizm, bezbożnictwo to zło i głupota. Wykształcony bezbożnik to trup pokryty ozdobami. Celem prawdziwej oświaty powinna być samorealizacja, aktualizacja wartości duszy. Każda inna oświata jest nieuctwem, a oddawanie się jej pogrąża człowieka w najmroczniejszych odmętach ciemnoty.
Etnocentryzm także stanowi odmianę ciemnoty. „Nacjonalizm i szowinizm rozpowszechniły się w różnych krajach świata dlatego, że pospólstwo kultywuje nieuctwo. Nikt nie rozumie, że ta mała Ziemia to tylko jeden z niezliczenie wielu zgęstków materii, pływających w bezkresnej przestrzeni wszechświata. W porównaniu z bezkresem przestrzeni te materialne baryłeczki podobne są do cząsteczek pyłu w powietrzu. Ponieważ Bóg jest tak dobry, zaopatrzył te grudki materii we wszystko, co jest konieczne do żeglowania w przestworzach”. Lecz na Ziemi nikt nie zawraca sobie głowy rozmyślaniem o tych rzeczach, wszyscy są zajęci sprawami materialnymi, zabieganiem o bogactwo, siłę, przyjemności, wpływy. „Każdy naród stał się źródłem trwogi dla innych”.

W mantrze dziewiątej „Księgi myślenia indyjskiego” znajdujemy następujące spostrzeżenia:
– „Każdy powinien zostać człowiekiem bez zarzutu i nauczyć się jednocześnie okazywać innym należny szacunek.
– Nie stawać się źródłem trwogi dla innych ani przez działania swego ciała, ani przez myśli swego rozumu, ani przez swe słowa.
– Nauczyć się cierpliwości, nawet w obliczu czyjejś prowokacji.
– Nauczyć się unikania dwoistości w stosunkach z ludźmi.
– Nie utożsamiać siebie z grubym ciałem materialnym i nie uważać za własnych krewnych fizycznych.
– Nie czuć się szczęśliwym lub nieszczęśliwym w zależności od tego, co wydaje się pożądane lub niepożądane.
– Próbować żyć w samotnym zakątku, w cichej i spokojnej atmosferze, ponieważ sprzyja to życiu duchowemu, a unikać miejsc ludnych, gdzie kręcą się bezbożnicy, materialiści i złe duchy.
– Zostać uczonym lub filozofem i uprawiać badania wiedzy duchowej; dowodzić, że wiedza materialna kończy się razem ze śmiercią ciała, a wiedza duchowa jest wieczna i niezmienna.
– W celu osiągnięcia życia wiecznego każdy musi dążyć do powrotu do Boga. (...) Aby zostać szczęśliwym w tym życiu i osiągnąć wieczne, pełne błogości życie po rozstaniu się z ciałem materialnym, każdy powinien przyjąć świętą literaturę Wed jako wiedzę transcendentalną. Uwarunkowana żywa istota zapomniała o swych wiecznych stosunkach z Bogiem i błędnie bierze swe prowizoryczne urodziny za rzeczywiste. Pan Bóg z łaski swej zostawił Pismo Wedanty w Indii oraz inne Pisma w innych krajach, żeby w ten sposób przypomnieć ludziom, że ich prawdziwym domem nie jest ten świat materialny. Żywa istota jest esencją duchową i może być szczęśliwa tylko po powrocie do swego duchowego mieszkania.
Osoba Boska posyła swych sumiennych sług ze swego królestwa, aby krzewili Jej przesłanie, dzięki któremu każdy może wrócić do Boga. Niekiedy sam Bóg przychodzi, by wykonać tę pracę, ponieważ wszystkie istoty ożywione są Jego ulubionymi dziećmi, Jego organicznymi cząsteczkami. Pan Bóg martwi się bardziej niż my sami, ponieważ widzi nasze cierpienia, którym jesteśmy ciągle wydani na pastwę... Cierpienia tego świata materialnego służą pośrednio temu, by przypomnieć nam o naszej niezgodności z martwą materią. Istoty rozumne zauważają z reguły te przypomnienia i zaczynają kultywować wiedzę transcendentalną. Życie ludzkie jest najbardziej sprzyjającą okazją kultywowania wiedzy transcendentalnej”. Nie wolno więc tej okazji przegapić. „Istota ożywiona posiada istnienie duchowe, dlatego nie rodzi się i nie umiera. Narodziny i śmierć dotyczą zewnętrznej powłoki istoty duchowej – ciała.” Śmierć porównuje się ze zrzuceniem, a narodziny z przywdziewaniem szat.
„Nieograniczone uciechy zmysłowe są drogą ku nieuctwu i śmierci.” Nie powinny więc być celem życia ludzkiego. „Nigdzie, w żadnym autorytatywnym Piśmie nie powiedziane, że każdy, niezależnie od tego, co on robi i komu oddaje cześć, osiągnie jeden i ten sam cel.” Styl naszego życia to jakby bilet, kupiony na pociąg podążający do określonego celu. Jaki bilet i pociąg (to znaczy, jaką filozofię życiową, etykę i tryb postępowania) wybierzemy, do takiego też celu dotrzemy. „Tylko ten, kto oczyszczony jest od wszystkich konsekwencji grzechów może mieć nieodstępną wiarę w Pana Najwyższego. Reszta pozostanie na podstawie materialnej i będzie coraz dalej zbaczać z drogi prawdy. Niewierzący zasługują na miano osłów i głupców... Opanowuje ich bez reszty żądza i nieuctwo. Człowiek pożądliwy nie może się pozbyć swych materialnych żądz, a nieuk nic nie wie ani o sobie, ani o Panu”... Gdy człowiek zaczyna wierzyć, wypełnia go entuzjazm, radość życia i szczęście z powodu tego, iż może służyć Bogu. Wówczas nauka o Bogu sama się przed nim otwiera i powoli, krok po kroku uwalnia go od uzależnień materialnych, a jego wątpiący umysł staje się kryształowo czysty dzięki łasce Pana. Staje się teraz wolną duszą i dostrzega Pana w każdym przejawie życia. Dzięki przebudzeniu świadomości Bożej zaczyna człowiek panować nad prawami i uwarunkowaniami świata materialnego.
Ardżuna zwracając się do Kriszny powiada, że umysł człowieka jest niespokojny, zepsuty, uparty i bardzo silny, tak iż zapanować nad nim jest trudniej niż rękoma ujarzmić wiatr. Jedyny sposób kontrolowania własnego umysłu to skierować całą jego uwagę na Boga, jak to czynią prawdziwi jogini. Są jednak i fałszywi wierzący, tylko udający wiarę na pokaz. Otóż oni „nie osiągają ani wiedzy, ani wyrzeczenia się spraw materialnych, ponieważ większość z nich chce żyć w złotych łańcuchach materialnej niewoli pod pretekstem altruistycznej i filantropijnej aktywności pod pozorem zasad religijnych. Fałszywą i dwulicową manifestacją uczuć religijnych robią cyrk z oddanego służenia, uprawiając jednocześnie wszystkie gatunki niemoralności i grzechu”. Nie mają szacunku dla autorytetu i mnożą dookoła demoralizację. „Te łotry – powiada indyjski filozof – są kimś najbardziej niebezpiecznym w społeczeństwie ludzkim. Fałszywi krzewiciele religii znajdują się po śmierci w najwstrętniejszych rewirach wszechświata”...
Praca jest pierwszym krokiem i drogą prowadzącą do świętości. „Powinno się zawsze znajdować jakieś obowiązki i zajęcia. Ani przez chwilę nie wolno pozostawać bezczynnym. Możemy bowiem rozwijać się tylko wówczas, gdy jesteśmy zupełnie zajęci i pochłonięci pracą”. Przy czym trzeba mieć świadomość, że pracujemy dla Boga, współpracujemy z Nim w dziele ulepszania tego świata. Lecz przede wszystkim: pracując doskonalimy sami siebie; unikając pracy – cofamy się i gnuśniejemy. Jak to wyraził poeta staropolski:

„Dlaczego owoc życia gorzkim jest dla wielu?
Bo chcą zbierać bez pracy i żyją bez celu”.

W sumie jednak filozofia indyjska doradza zachowanie powściągliwego dystansu do spraw tego świata, są one bowiem ulotne, złudne i przemijające. Napis na ścianie jednej ze skalnych świątyń w Indii powiada: „Świat jest jak wielki most: przejdź go, ale nie buduj na nim domu... Świat jest tylko na jedną godzinę – spędź ją szlachetnie i pobożnie. Reszta jest nie do poznania”...

* * *

Jedną z żywych pozostałości po cywilizacji indyjskiej na całym świecie jest… gra w szachy. Jest to gra planszowa, rozgrywana przez 2 graczy na 64-polowej szachownicy. Ukształtowała się w obecnej postaci z pewnością w ciągu długich wieków rozwoju, lecz według jednej z legend została wymyślona przez pewnego mędrca i przedstawiona jednemu z władców indyjskich, któremu bardzo się spodobała i który spytał wynalazcę, jaką by chciał nagrodę za swe dzieło. Ów odparł, że chce tyle ziarenek ryżu, ile by się zmieściło na szachownicy, gdyby na jej kratkach umieszczać kolejno ziarna w takiej kolejności: na pierwszym z 64 pól – 1 ziarnko, na drugim – 2, na trecim – 4, na czwartym 8, na piątym – 16, na szóstym – 32, na siódmym – 64, na ósmym – 128, na dziewiątym – 256 itd. Doradcy radży szybko się poznali na pułapce i władca się zgodził pod warunkiem, że wynalazca szachów sam sobie odliczy owe ziarna ryżu. A w sumie byłaby to liczba wręcz monstrualna: biliony i biliony ziaren złożyłyby się na setki, jeśli nie tysiące, ton ryżu. Jedna z wersji powiada, że wynalazca szachów zrezygnował tedy ze swej prośby; inna, że kilkadziesiąt lat życia, zanim zmarł, spędził na liczeniu ziarnek ryżu; trzecia – że na tym zajęciu postradał zmysły i się powiesił…
Rzeczywistość jednak widocznie była inna. Podobne do szachów gry planszowe znane były od tysięcy lat na terenie nie tylko Indii, ale też Chin i Persji. W pierwszych wiekach nowej ery szachy stały się ulubioną grą właśnie na dworze perskich królów, zwanych przecie „szachami”. Tam też przybrały kształt zbliżony do obecnego. Z Persji modę na tę grę przejęli Arabowie i rozpowszechnili ją nie tylko w swych krajach, ale też ponieśli dalej, do Hiszpanii, Włoch, Francji, Niemiec, Anglii, Rusi. Na ziemiach ruskich grywano w szachy już w IX wieku, a obecnie w Rosji są one nadal bardzo popularne (choć Rosjanie niekiedy żartobliwie zwą tę grę „żydowskim boksem”, jako że prym w niej w skali światowej wiodą rosyjscy Żydzi). W Polsce szachy się zadomowiły w ciągu XI – XII wieku, a pierwszy polski podręcznik gry szachowej ułożony przez Kazimierza Krupskiego ukazał się w Wilnie w roku 1835. W ciągu XV – XVI st. Europejczycy (przede wszystkim Włosi i Hiszpanie) udoskonalili tę grę i nadali jej obecny kształt, a pierwszy turniej międzynarodowy odbył się w Madrycie w roku 1575.

CYWILIZACJA BUDDYJSKA



Buddyzm powstał w VI wieku przed Chrystusem jako potężny ruch odnowy moralnej i intelektualnej w Indiach. Wyrastał z najgłębszych tradycji półwyspu Hindustanu, liczących już wówczas nie jeden tysiąc lat. W kolejnych wiekach rozlał się po Chinach, Tybecie, Nepalu, Japonii, Egipcie, Persji, Afganistanie, Palestynie, Mongolii, Syberii, Tajlandii, Birmie, dając impuls rozkwitowi subtelnej duchowości, filozofii, sztuk plastycznych, muzyki, literatury, medycyny. W tych krajach wzniesiono dziesiątki tysięcy klasztorów, w których mnisi rozmyślali nad sensem świata i życia, spisywali niezliczone księgi filozoficzne, teologiczne, lekarskie, matematyczne, botaniczne, prawnicze; kompletowali niezwykle zasobne biblioteki. Miano „Budda”, nadawane najmądrzejszym spośród ludzi, jest pochodne od indoeuropejskiego „budditi”, czyli „budzić”, i znaczy dosłownie: „Obudzony”, ten, czyj rozum się przebudził, pojął istotę rzeczy i czuwa. Buddyzm więc to religia ludzi myślących, rozumnych.
Inicjator tego wielkiego ruchu urodził się w 563 roku p.n.e. w miejscowości Kapilawastu jako syn Mayi i Suiddhodany, księcia ze znakomitego rodu rycerskiego, do którego należały ziemie, położone obecnie na pograniczu Indii i Nepalu. Królowa Maya miała ponoć przed poczęciem tego syna dziwny sen. Śniło się jej, że „mknęła po przestworzu nieba rozdarta gwiazda, która raptem zaczęła spadać; a była wspaniała, sześciopromienna, różowoperłowej barwy, a na niej widniał wizerunek słonia o kłach sześciu, białego jak mleko. Gwiazda ta, oświeciwszy królową, wdarła się w jej łono po prawej stronie. Maya zbudziwszy się doznała w sercu błogiego uczucia nieznanego śmiertelnikom. A gdy ranek zawitał i królowa mężowi i dworzanom sen opowiedziała, tłumacze snów i astrologowie orzekli: Sen to pomyślny; Słońce w konstelację raka weszło; królowa syna powije, świętobliwe dziecię o cudownej wiedzy, pomocnej wszelkiemu stworzeniu; dziecię, co ludzkość wybawi z niewiedzy lub nad światem zapanuje, jeśli się do panowania zechce poniżyć”... Tyle pradawna kronika nepalska. Istotnie, po dziewięciu miesiącach przyszedł na swiat chłopczyk, nazwany przez rodziców Siddharthą Gautamą (Gotamą) na cześć jednego z mędrców starożytnych Indii. Siedem dni po porodzie jego matka zmarła, a chłopiec wychowywał się do siódmego roku życia u boku swej ciotki (siostry matki) Mehapradżapati.
Później lata upływały młodemu księciu w dostatkach bogatego dworu. Ojciec gorąco kochał syna, pragnął, aby potomek wyrósł na wielkiego zdobywcę i króla, a przede wszystkim, aby był szczęśliwy; odgrodził tedy go od świata sztucznym przepychem, blichtrem i radością wspaniałego dworu książęcego, tak, aby życie wydawało mu się nieskończonym pasmem szczęścia, przyjemności i rozrywki. Tak też upłynęło wiele lat. Młody książę ożenił się z piękną i dobrą, kochającą go kobietą, spłodził z nią syna. Wydawało się, że idylla będzie trwała aż do starości. Stało się jednak inaczej.
Pewnego razu 29-letni wówczas książę wybrał się na przejażdżkę po rozległym parku okalającym pałac. Gdy się zapuścił w odleglejsze jego zakątki, ujrzał niespodziewanie starca, zgarbionego wiekiem i chorobą, który opierając się na laskę z trudem posuwał się po ścieżce. Siddhartha spytał swego woźnicę Czannę: „Kim jest ten niezwykły człowiek? Czy on takim się urodził?” – „Nie, panie, był on kiedyś młody i tryskał zdrowiem, jak ty” – odparł sługa. – „A w jaki sposób doszedł do takiego nędznego stanu?” – pytał dalej zakłopotany książę. – „Jest to nieuchronnym losem wszystkich ludzi, że się starzeją i umierają” – odparł Czanna. – „Czy mnie też oczekuje ten los?” – dopytywał się dalej Siddhartha. – „Tak, panie”...
To spotkanie i słowa woźnicy wstrząsnęły młodym człowiekiem, tak iż stracił wszelkie zainteresowanie otaczającymi pięknymi widokami, sposępniał i kazał zawrócić powóz.
Jeszcze innym razem książę zobaczył człowieka dotkniętego trądem. Gdy sługa wytłumaczył mu istotę tej choroby, Gautama tak się wzruszył, że natychmiast porzucił wszelkie rozrywki i w stanie głębokiego przygnębienia pogrążył się na osobności w smutnych rozmyślaniach o cierpieniach życia ludzkiego.
Niedługo potem zobaczył zabitego człowieka leżącego na drodze. Natychmiast się odwrócił i przerażony zawołał: „Biada wszystkim ludzkim istotom! Czyż nie ma sposobu unicestwienia tych wszystkich cierpień i śmierci, przychodzących po każdych nowych narodzinach?!”
I wreszcie pewnego razu, gdy przyszłego proroka, jak zawsze, cieszyły muzyką i tańcem piękne młode dziewczyny, Gautama niepostrzeżenie zasnął. Aby nie obudzić drzemiącego, panie zaprzestały muzykowania, i po chwili też posnęły. Po ocknięciu się książę spojrzał na śpiące kobiety i był wstrząśnięty ich odrażającym widokiem: jedna z pań chrapała, druga miała niechlujnie zadartą suknię, u trzeciej z otwartych ust spływała nić śliny... Młodzieniec powstał z łoża i z poczuciem odrazy rzucił się do ucieczki ze swego sztucznego raju, stworzonego dlań przez bezgranicznie go kochającego ojca. Od tej pory pożądanie prawdy i dążenie do odgadnięcia tajemnicy Bytu zdominowały jego duszę. Po długich rozmyślaniach postanowił opuścić pałac, kochającego ojca, umiłowaną żonę Bhagadaccę i maleńkiego synka.
W tajemnicy opuścił miasto. Zdjął i oddał słudze, aby przekazał rodzicowi, broń, drogocenne ozdoby i szaty oraz odciął duży kosmyk swych jasnych włosów – na pamiątkę i jako prośbę o przebaczenie dla ojca. Rzekł też: „Ziemia na mocy prawa miłości będzie moją. Człowiek tylko w sobie może mieć nadzieję, a nikt drugi zbawienia tak jak ja nie szukał, bo własnego małego świata się wyrzekam, aby całemu wielkiemu światu ocalenie przynieść”... Odtąd zaczęła się misja proroka. Profetyczny ton tej wypowiedzi zaskoczył sługę, dziwił też potem innych ludzi, do których młody mnich wędrowny się zwracał ze swymi słowy. Niektórzy – jak później z Jezusa i Mahometa – śmieli się i drwili z nowo upieczonego proroka, po pierwszym zaś kazaniu poszedł za nim i jego naukami tylko jeden człowiek, niejaki pustelnik Kaundinja; po drugim – czterech dalszych. Wkrótce gmina urosła do 60 osób. Wszyscy oni rozchodzą się niebawem jako apostołowie po wsiach i miastach, głosząc dobrą nowinę o zbawiennych naukach Mistrza. Po pewnym czasie do ruchu przyłączają się wybitni uczeni i myśliciele, książęta i królowie oraz tysiące prostych ludzi.
Te pierwsze lata wędrowne były też okresem surowej ascezy pod kierunkiem doświadczonych ascetów, kiedy to zbiegły książę zapoznawał się z tradycjami filozofii indyjskiej, uczył się rozmaitych technik medytacyjnych oraz panowania nad własnym ciałem. W wieku 35 lat został nazwany Szakjamuni (mędrcem z rodu Muni) oraz Buddą, gdy olśniło go przeświadczenie, że ratunek od cierpień i odkupienie polega na tym, aby pozbyć się wszelkich żądz, chęci, ambicji i dążeń. Początkowo Gautama praktykował skrajną ascezę i umartwienia; później jednak porzucił tę metodę, przekonawszy się, iż nie prowadzi ona do „oświecenia”. Obrał „drogę środka” – wstrzemięźliwość, lecz nie umartwienia.
Pewnego dnia młody prorok zawędrował w pobliże wioski Gaya, usiadł w cieniu drzewa i postanowił nie opuszczać tego miejsca dopóty, dopóki nie spłynie nań Oświecenie. Stało się zaś to po tym, jak patrzał nocą na gwiazdy i potrafił uwolnić swój umysł od wszystkich uczuć i żądz, nawracając go do stanu pierwotnej beztroski i jasności. Budda zrozumiał, że kontrola nad błądzącym umysłem stanowi punkt wyjścia na drodze do Olśnienia i doskonałości. Człowiek bowiem tak beznadziejnie zaplątał się w swych fałszywych myślach, wnioskach, rozumowaniach, że trudno mu jest pozbyć się ich i w ten sposób uwolnić spod ich jarzma. Aby odkryć swą wrodzoną, nadaną przez Niebo absolutną mądrość, trzeba oczyścić umysł i serce od emocjonalno – intelektualnych śmieci, w tym od próżności. Pewnego dnia Prorok podróżując z kilkoma swoimi uczniami spotkał wychudzonego joga siedzącego samotnie w głębi lasu. Zatrzymał więc swój krok i spytał, jak długo anachoreta ten mieszkał w lesie prowadząc żywot pustelnika. „Dwadzieścia pięć lat”, brzmiała odpowiedź. – „A jaką moc osiągnąłeś dzięki swym długim gorliwym wysiłkom?” – „Mogę przejść przez rzekę po powierzchni wody”, odparł dumnie pustelnik. – „Mój przyjacielu – rzekł Budda ze współczuciem – po cóż straciłeś aż tyle czasu dla takiego głupstwa? Przecież przewoźnik mógłby cię odstawić na drugi brzeg za niewielką opłatą”...
Prze kolejne 45 lat Gautama nauczał ludzi, jak pokonać samego siebie, a przez to i uciążliwość istnienia. Jego naukę nazwano „dharmą” czyli prawdą przynoszącą ratunek i zbawienie. Była ona skierowana swym ostrzem na przecięcie ludzkich niesnasek, moralnego i społecznego nieładu przez wewnętrzne doskonalenie osoby. Wszystko jest uciążliwością, a to zarówno cierpienie, jak i przeżywanie przyjemności cielesnych, a nawet duchowych. Źródłami zaś uciążliwości są trzy dążenia: do posiadania, do bycia, do pozbycia się. „Ludzie, gonieni przez życzenia, biegają w kółko jak przestraszony zając, wciąż powracając do cierpienia. Aby ten ruch przeciąć, trzeba bez reszty pozbyć się wszelkich życzeń, chęci, dążeń; wybrać wycofanie się, odejście, pozostawienie, wolność”... W ten sposób osiąga się „nirwanę” czyli „wystygnięcie”, „wygaszenie”, samowystarczalność, szczęście polegające na uwolnieniu się od trosk i radości tego świata.
Gautama krok po kroku zyskiwał uczniów i zwolenników dla swych idei. Miały one charakter egalitarny i podważały tradycyjnie arystokratyczne, kastowe zapatrywania hinduizmu: „dharma” przecież dostępna jest każdemu. Cztery podstawowe prawdy buddyzmu wiążą się z przeświadczeniem, że: 1. wszelka egzystencja jest uciążliwa (życie we wszystkich swych postaciach jest cierpieniem); 2. cierpienie prowadzi do chęci pozbycia się go, a źródłem cierpienia jest fałszywe myślenie ludzi o sobie i świecie; 3. położyć kres tej uciążliwości można przez wkroczenie na drogę prawdy, czyli pozbywając się wszelkich uczuć, namiętności i dążeń; 4. aby to osiągnąć, trzeba uprawiać rygorystyczne samodoskonalenie i samodyscyplinę, żyć według słusznych norm etycznych, czyli myśleć i postępować prawidłowo. I owszem, celem życia jest szczęście, a polega ono na spokoju ducha. Ten zaś spokój z kolei jest skutkiem wyrzeczenia się pogoni za dobrami materialnymi, wyzbycia się chęci i dążeń. Nie ma lepszych i gorszych ludzi. Wszystkie narody, klasy społeczne, rasy, wyznawcy różnych religii, kobiety i mężczyźni, dzieci i dorośli – są równi. Jednak ludziom starym i już nieżyjącym należy się szczególny szacunek. Buddyzm nigdy nie walczył przeciwko innym wyznaniom i religiom, uważając, że wszystkie one są po prostu rozmaitymi wyobrażeniami o tych samych prawdach istnienia. Nie głosił – w przeciwieństwie do judaizmu, islamu i katolicyzmu – że jest jedyną prawdziwą wiarą, a pozostałe są fałszywe. Przeciwnie, uważał, iż wszystkie one są prawdziwe, ponieważ w różnych słowach mówią to samo: że jest Bóg, stwórca świata i ludzi; że człowiek powinien wierzyć w Boga, jeśli nie chce się przekształcić w dziką bestię; że należy dążyć do moralnego dobra, a unikać zła; że kobieta nie jest mniej wartościowa niż mężczyzna. Głoszenie tych prawd zyskało dla buddyzmu w bardzo szybkim czasie liczne rzesze zwolenników. W jednym z kazań Budda mówił zupełnie w duchu miłości „chrześcijańskiej”: „Zawsze tak było na świecie że wrogość nie zwycięży wrogości; tylko miłość gasi zawiść – takie jest odwieczne prawo”.
Wypada w tym miejscu z całą jasnością podkreślić, iż w dzisiejszym buddyzmie dominuje skromny i naturalny, obcy wszelkiej egzaltacji, wyolbrzymieniu, manipulacji i megalomanii punkt widzenia, zgodnie z którym Gautama nie był ani bogiem, ani wysłannikiem Boga czy prorokiem, ani też żadnym wcieleniem bóstwa, lecz zwykłym (i niezwykłym!) człowiekiem, który dzięki swym własnym wysiłkom osiągnął ostateczne wyzwolenie, czyli odkupienie, doskonałą mądrość i dzięki tylko własnej pracy został „nauczycielem bogów i ludzi”. Jest zbawicielem tylko w tym znaczeniu, że wskazał człowiekowi, jak zbawić samego siebie przez kroczenie drogą dobra do końca. Dzięki harmonijnemu zespoleniu w swej osobie i w swym życiu wzniosłej mądrości i miłosierdzia względem wszystkiego, co żyje, Budda Gautama uosobił uniwersalny, ponadczasowy i pozaprzestrzenny ideał Człowieka Doskonałego. Ze wszystkimi, kto się do niego zwracał, rozmawiał ponoć natychmiast w ich ojczystej mowie, w sumie bowiem znał 150 języków.

* * *

Przez 25 lat Szakiamuniemu towarzyszył jego kuzyn Ananda, będący jego najbliższym współpracownikiem. Drugi kuzyn Dewadatta trzykrotnie porywał się na jego życie, czynił mu wiele zła i doprowadził do rozbicia społeczności buddyjskiej. Prorok żył jako asceta – ubrany w szaty mnisie, z nieodłączną misą jałmużniczą, brzytwą, igłą i sitem. Zarówno on, jak i jego uczniowie, żyli z jałmużny, a posiłek przyjmowali tylko raz na dobę – w okresie między wschodem słońca a południem. Profesorował w ten sposób przez 44 lata, przy czym o ostatnich 24 z nich prawie nic nie wiadomo. Niektóre źródła donoszą, że posiadał rozmaite nadludzkie uzdolnienia, potrafił np. w okamgnieniu przenosić się z jednego brzegu Gangesu na drugi, chodził – jak później Chrystus – po wodzie, uzdrawiał chorych, przywracał wzrok ociemniałym, a nawet wskrzeszał umarłych itp. Zmarł Budda w 477 roku przed n.e. w miejscowości Kusinagara w wieku 80 lat, a jego ostatnimi zdaniami miały być: „Szczęśliwy nie potrzebuje żadnego istnienia... Życie podlega starzeniu, gotujcie się pilnie do odkupienia”... W ten sposób osiągnął nirwanę, czyli dynamiczny stan ponadświadomości, w którym człowiek wolny od niewiedzy, namiętności, cierpień i czynów – już jako czysta moc duchowa – stara się bezustannie czynić dobro wszystkim istotom ożywionym.
Niektóre źródła podają, że Prorok został otruty. Wiejski pastuch o imieniu Czunda poczęstował Mistrza i jego uczniów daniem o nazwie „sukramaddawa” (prawdopodobnie była to mieszanka wieprzowiny i grzybów). Przenikliwy mędrzec coś przeczuł i kazał słuchaczom nie ruszać potrawy, sam zaś nieco jej zakosztował i po chwili poczuł, że w daniu jest trucizna. Zachował spokój, nie próbował ratować się, był zadowolony, że uratował grono swych studentów.
Zwolennicy Buddy szerzyli naukę mistrza w różnych językach, narzeczach i gwarach, jednocześnie po swojemu interpretując myśl nauczyciela, tak iż powstała rozległa literatura tego nurtu, w niczym nie ustępująca późniejszym kulturom intelektualnym chrześcijaństwa i islamu. Aż wreszcie powstał jednak kanon buddyzmu w języku pali (chyba na przełomie II i I wieku p.n.e.), złożony z trzech „koszy” czyli rozdziałów. Praktyczną drogę do zbawienia przedstawiono w postaci „ośmiorakiej ścieżki”:
1.  Należyty światopogląd – doktryna o czterech szlachetnych prawdach dotyczących uciążliwości istnienia (przedstawiona powyżej).
2.  Należyte usposobienie, wolne od pożądania, nieżyczliwości, gwałtowności i stosowania przemocy.
3.  Należyta mowa, wolna od fałszu, oszczerstwa, potępiania, łajania i gadulstwa; nie kalająca się obmową i plotką.
4.  Należyte postępowanie, polegające na unikaniu zabijania (także zwierząt), kradzieży, cudzołóstwa, każdej nieobyczajności.
5.  Należyte życie, wykonywanie zawodu, który nie powoduje śmierci lub krzywdy istot żyjących.
6.  Należyte dążenie, czyli wysiłki zmierzające do ujarzmienia i wykorzenienia uczuć zgubnych, a z drugiej strony rozwijanie uczuć łagodnych, życzliwych i przyjaznych..
7.  Należyte kształtowanie rozsądnego stosunku do własnych (i cudzych) myśli, uczuć, wrażeń cielesnych; dbanie o czystość duszy i ciała.
8.  Należyte rozmyślanie, zastanowienie, medytacja.
W swym słynnym „Kazaniu Benareskim”, mającym dla buddyzmu takie samo znaczenie, jak Chrystusowe „Kazanie na Górze” dla chrześcijaństwa, Gautama mówił o wielkich prawdach, które zostały mu objawione. A więc o tym, że wszyscy jesteśmy istotami przemijalnymi, że życie składa się głównie z przykrości, że cierpienie ludzkie wynika przeważnie z nieuświadamiania sobie okoliczności, iż każdy człowiek domaga się zaspokojenia czegoś, co nazywa jaźnią, a co nią nie jest. „Pragnienie zaspokojenia namiętności, pragnienie przyszłego życia, pragnienie powodzenia w tym życiu – to wszystko pociąga za sobą niedolę”. Trzeba więc wyzwolić umysł z przesądów przez ćwiczenie woli; przez miłość stopić się ze światem i stać się cichą jego cząstką. W ten sposób można osiągnąć prawdziwe szczęście, to jest spokój, świadomość zlania się i rozpłynięcia we wszechświecie, czyli w Bogu. W benareskim kazaniu Budda ostrzegał: „Są dwie krańcowości, których powinno się unikać: pobłażanie przyjemnościom zmysłowym – to jest niskie, wulgarne, przyziemne, nieszlachetne i bezużyteczne; skłonność do skrajnego ascetyzmu – to powoduje ból, jest nieszlachetne i bezcelowe”. Odrzucając obydwie te skrajności mędrzec wybiera drogę środkową, która sprzyja widzeniu i wiedzy, prowadzi ku swiatu i światłu, ku wyższej mądrości. Ta „droga środkowa” to właśnie owe „osiem ścieżek”: 1. właściwe rozumienie; 2. właściwa myśl; 3. właściwa mowa; 4. właściwe działanie; 5. właściwy styl życia; 6. właściwe zamiary; 7. właściwy wysiłek; 8. właściwa koncentracja. Jak już zaznaczyliśmy powyżej, kroczenie tą „ośmioraką ścieżką” pozwala unikać trzech pożądań, albo dążeń, mącących całe ludzkie życie: dążenia do uciech zmysłowych; dążenia do istnienia (tęsknota za nieśmiertelnością); dążenia do nieistnienia (instynkt śmierci, tanatos). Jeśli człowiek nie uwolni się od tych dążeń, nieuchronnie pada ofiarą nie tylko własnej głupoty, ale i obcej przebiegłości i chytrości.
Niektóre księgi buddyjskie podają liczbę pięciu imperatywów moralnych: 1. nie zabijaj; 2. nie kradnij; 3. nie cudzołóż; 4. nie mów nieprawdy; 5. nie pij alkoholu. Według innych źródeł Siddharta ujął swe nauki etyczne w dziesięciorgu przykazaniach i w tej formie przedstawiał je słuchaczom podczas swej kilkudziesięcioletniej wędrówki.
Przykazanie pierwsze: Nie zabijaj, chroń życie wszystkiego, co żyje.
Przykazanie drugie: Nie kradnij, nie grab, nie zabieraj ludziom owoców ich pracy.
Przykazanie trzecie: Bądź nieskazitelny w myślach i postępkach.
Przykazanie czwarte: Nie kłam, mów prawdę, gdy trzeba, bez ogródek, lecz życzliwie.
Przykazanie piąte: Nie mów nic złego o ludziach i nie powtarzaj tego złego, co jest o kimś mówione.
Przykazanie szóste: Nie przysięgaj i nie klnij.
Przykazanie siódme: Nie trać czasu na puste gadanie, mów do rzeczy albo milcz.
Przykazanie ósme: Nie bądź wyrachowany i nie zazdrość, lecz ciesz się z pomyślności bliźniego.
Przykazanie dziewiąte: Oczyść serce ze złości, nikogo nie nienawidź, a miłuj wszystkich.
Przykazanie dziesiąte: Usiłuj poznać i zrozumieć prawdę; korzeń zła tkwi w nieznajomości prawdy.
Rainer Maria Rilke w wierszu „Budda” trafnie oddał nastrój tej filozofii:

„Als ob er horchte. Stille: eine Ferne...
Wir halten ein und hören sie nicht mehr.
Und er ist Stern. Und andre grosse Sterne,
Die wir nicht sehen, stehen um ihn her.

O, er ist Alles. Wirklich, warten wir,
Dass er uns sähe? Sollte er bedürfen?
Und wenn wir hier uns vor ihm niederwürfen,
Er bliebe tief und träge wie ein Tier.

Denn das, was uns zu seinen Füssen reist,
Das kreist in ihm seit Millionen Jahren.
Er, der vergisst, was wir erfahren
Und der erfährt, was uns verweist”.

Nawet metafizyka i ontologia buddyzmu mają charakter niejako etyczno-moralny. Według nich w bezkresnej przestrzeni znajduje się nieskończenie wiele nieskończenie różnorodnych światów i istot. Każdy świat dzieli się na trzy sfery, leżące jedna nad drugą: sfera rozkoszy zmysłowych, sfera czystych form i sfera bezpostaciowa. W tej pierwszej, najniższej, sferze znajdują się zimne i gorące piekła; jest to świat ludzi, zwierząt, demonów i pomniejszych bóstw. W sferze czystych form żyją wolne od pożądania bóstwa; a w sferze bezpostaciowej – istoty, które nie mają zewnętrznych form materialnych i przez całą wieczność są pogrążone w cichej, szczęśliwej medytacji.
Każdy świat przechodzi kolejno cykl powstawania, rozwoju, trwania, przemijania i odejścia w nieistnienie. Początkiem wszelkiego nowego świata jest powstanie wiatru kosmicznego, którego zawirowania wytwarzają nowe byty. W nowo powstających światach wcielają się w nowe kształty wyłaniające się z otchłani dusze (istoty, jaźnie), które kontynuują właściwy sobie cykl wcieleń, zależny od charakteru poprzednich żywotów.
Buddyzm w swym pierwotnym kształcie nie pretendował do ujęcia wszystkich zjawisk świata w ramy objawionego systemu kosmologicznego i historiozoficznego. W jednej z publikacji tego nurtu filozofii czytamy: „Budda był istotą ludzką. Urodził się jako człowiek, żył jako człowiek, dokonał życia jako człowiek”. W „Pierwszym Kazaniu z Sarnath”, które wygłosił wkrótce po „olśnieniu” („bodhi”), a które jest uważane za jeden z kamieni węgielnych jego nauki, nie ma ani słowa o rzeczach nadprzyrodzonych, o kulcie, składaniu ofiar. Gdy Siddhartę pytano, czy jest Bóg, odpowiadał, że nie wie; gdy zaś pytano o sens ludzkiego istnienia, radził po prostu czynić dobro, aby życie stało się usensowione i szczęśliwe. Niektórzy teoretycy buddyzmu zaprzeczyli istnieniu jakichkolwiek bogów czy Boga Stwórcy, określając teistyczną wizję jako zabobon ciemnoty. Przekonanie, że świat jest realny, również uznali za przesąd, podobnie jak tezę o istnieniu duszy, a tym bardziej duszy nieśmiertelnej.
Później buddyzm rozdzielił się na dwa podstawowe nurty: „wielki wóz” („mahajana”) i „mały wóz” („hinajana”). I właśnie ten pierwszy „wóz”, ostatecznie ukształtowany w pierwszych wiekach nowej ery, zawiera naukę o Bogu i panteonie „bodhisatwów” (odpowiednik chrześcijańskich „świętych”), jak też koncepcję zbawienia poprzez sam kult i adorację; co przyciągało do tej doktryny i jej kapłanów milionowe masy osób świeckich, zdolnych do okazywania zewnętrznych pozorów wiary, lecz niezdolnych do moralnego samodoskonalenia i etycznego perfekcjonizmu, tak charakterystycznego dla „hinajany”. Przy okazji liczni kapłani zyskali możliwość tanim kosztem zdobywać dzięki „ofiarom wiernych” ogromne fortuny i władzę. Nawiasem mówiąc, wprowadzaniu buddyzmu (tak, jak np. katolicyzmu) do różnych krajów towarzyszyło makabryczne okrucieństwo; w Tybecie, zwalczając tradycyjny kult bon po jako odmianę szamanizmu, przybyli z Chin mnisi buddyjscy mordowali tutejszych kapłanów, stosując zdzieranie skóry z ciał żywych ludzi, w tym starców i dzieci, a mnóstwo ludności wypędzili z kraju. Zdarte ludzkie skóry wywieszano na wietrze i słońcu, aby się publicznie suszyły – ku postrachowi „pogan”. Dziś te wysuszone makabryczne „eksponaty” można zobaczyć w różnych muzeach świata.

* * *

Buddzie przypisuje się sformułowanie m.in. następujących spostrzeżeń:
„Rodziłem się wiele razy na ten świat, poszukując Budowniczego Domu, lecz Go nie znajdując; wciąż ponowne wcielanie się jakże jest rozpaczliwe.
– Są na świecie rzeczy trudne, a oto one: będąc biednym być miłosiernym; będąc bogatym i znamienitym być etycznym; zdławić chucie i żądze cielesne; widzieć przyjemny przedmiot i nie chcieć go nabyć; znosić obrazę bez złości; zgłębiać nauki aż do najgłębszych ich podstaw; nie potępiać ignoranta; unikać sporów; zupełnie się uwolnić od miłości własnej i być jednakowo życzliwym do wszystkich ludzi w swym sercu i w postępowaniu.
– Ciemnota stanowi największe zło; w niej tkwi przyczyna cierpień i nieszczęść; pierwszym tedy środkiem do doskonalenia życia będzie zdobywanie wiedzy i mądrości.
– Zawsze pamiętaj, że nic nie jest stałe prócz niestałości.
– Zwyciężaj wściekłość miłością, odpowiadaj dobrem na zło, przezwyciężaj chciwość szczodrobliwością, kłamstwo zaś słowem prawdy.
– Nie poniżaj nikogo nawet w myślach.
– Nie bądź z nikim szorstki i surowy, ponieważ z łatwością i ktoś inny może do ciebie tak się odezwać; wściekłość pociąga za sobą cierpienie, na cios odpowiada się ciosem.
– Dwie rzeczy są niezmienne: dobre uczynki powodują wewnętrzny spokój i szczęście; złe uczynki powodują zamieszanie w sercu i rozpacz.
– Nie wolno mówić, że tej czy innej rzeczy nie ma tylko dlatego, że głupcy jej nie dostrzegają; ślepcy – tylko dlatego, że nie widzą np. koloru niebieskiego czy żółtego – nie mają prawa twierdzić, że różnice w kolorach nie istnieją, a są wymysłem bez sensu.
– Wystrzegaj się niewiedzy, lecz jeszcze bardziej wystrzegaj się wiedzy fałszywej.
– Co dziś myślisz, tym jutro będziesz.
– Trwanie w gniewie to jak trzymanie w ręku rozżarzonego węgla, by go za kimś rzucić: oparzysz się raczej ty sam.
– Najwyższego pokoju, szczęścia i radości zazna na ziemi ten, kto strzeże wszystkiego, co żyje i oddycha.
– Chociażby ojciec i matka najtroskliwiej dbali o twoją dzielność, chociażby nawet krewni wielorakie o to czynili starania, największe szczęście zdobędziesz sam przez ćwiczenia twojego ducha.
– Kapłanem jest nie ten, co to powiesił sobie na szyję kapłański łańcuch, lecz ten, kto potrafił pokonać swe namiętności.
– Człowiek, który mało się uczy, starzeje się na wzór i podobieństwo wołu; porasta, co prawda, w mięso, nie zyskuje jednak rozumu.
– Wszyscy ludzie są jednakowi; różni ich tylko imię, które im nadano.
– Podobnie jak deszcz wpada obficie do środka domu, którego dach jest wadliwie pokryty, tak namiętności zalewają ducha, który nie ma nad sobą pana.
– Jedno słowo prawdy, darzące nas spokojem, jest więcej warte niż setki zdań bezsensownego gadulstwa.
– Nie przypatruj się błędom i potknięciom bliźnich; przyglądaj się sobie i własnym niedopatrzeniom.
– Jeśli potrafisz powstrzymać gniew, który cię opanowuje, jesteś dobrym sterowniczym swego własnego życia.
– Kto niszczy życie, kto przywłaszcza to, co do niego nie należy, kto pożąda cudzej żony, kto oddaje się upojeniu sławą i wódką, ten już na tym świecie podkopuje korzenie swego istnienia.
– Mój czyn jest moją własnością; mój czyn jest moim dziedzictwem; mój czyn jest łonem, które mnie rodzi; mój czyn jest rodem, z którego się wywodzę; mój czyn jest moją ostoją.
– Nie dawaj wiary jedynie autorytetowi swoich mistrzów i kapłanów. Wierz tylko w to, co sam sprawdziłeś i uznałeś za rozumne, i dostosuj do tego swoje postępowanie. Bądź dla siebie samego przewodnikiem i pochodnią.
– Ten, kto swe złe postępki z przeszłości pokrył później czynami dobrymi, błyszczy w tym mrocznym świecie jak księżyc w pochmurną noc.
– Kto rozumnie spogląda na rzeczy, ten czuje odrazę do zła. Człowiekowi dobremu łatwo czynić dobro, trudno zas złemu; człowiekowi złemu łatwo czynić zło, trudno zaś dobremu.
– Zły człowiek czuje się szczęśliwy, dopóki zrodzone przezeń zło nie dojrzało, lecz gdy ono dojrzeje, zły człowiek doznaje zła, które powraca do tego, kto go dokonał, tak jak suchy piasek rzucony przeciwko wiatru.
– Ten, czyja złość nie zna granic, kto owinięty jest nią jak bluszczem, ten niebawem zaprowadzi siebie tam, dokąd chciałby go wtrącić najgorszy jego wróg.
– Dobrze jest płacić dobrem za dobro, lecz jeszcze lepiej płacić dobrem za zło.
– Wystrzegaj się spoglądania na kobiety. Jeśli widzisz niewiastę, patrz na nią tak, jakbyś jej nie widział, jakbyś nie widział w niej kobiety. Jeśli musisz z kobietą rozmawiać, to mów z czystym sercem i z czystymi myślami. Jeśli kobieta jest stara, dostrzegaj w niej matkę; jeśli młoda – siostrę, jeśli zupełni młodziutka – córkę.
– Kto rozkłada życie innych ludzi i łże, kto chwyta to, co do niego na tym świecie nie należy, i chadza do żony drugiego mężczyzny, oddającego się pijaństwu, – ten podcina korzenie własnego zycia.
– Kto powoduje zgubę istot żyjących, kłamie, zawłaszcza cudzymi dobrami, uwodzi cudzą żonę oraz owładnięty pragnieniem upicia się oddaje spożywaniu napojów chmielnych, ten podkopuje swe własne życie.
– Nasze życie stanowi skutek naszych mysli: rodzi się ono w naszym sercu, jest niejako wypromieniowywane z naszych stanów wewnętrznych. Jeśli ktoś mówi lub postępuje powodowany złą myślą – cierpienie nieodstępnie postępuje za nim, jak koło za podkową konia ciągnącego wóz... Jeśli zaś ktoś mówi i postępuje z dobrą myślą – radość kroczy za nim, jak cień nieodłączny. „On mnie obraził, poniżył, upokorzył, zniewolił” – w sercu trwożonym takimi myślami nigdy nie zgaśnie nienawiść... Kto zaś nie pozwala takim odczuciom zamieszkać w swym sercu, ten na zawsze zgasi w sobie nienawiść. Gdyż nie nienawiścią zwycięża się to, co z nienawiści pochodzi, lecz tylko miłością. Takie jest odwieczne prawo.
– Łatwo się żyje temu, kto bezczelny jak wrona, natrętny, bezwstydny, pozbawiony rozsądku i zepsuty. Lecz trudno żyć temu, kto jest skromny, kto zawsze szuka tego, co czyste, kto jest bezstronny, przewidujący, kto zachowuje zimną krew i czyje sumienie czyste.
– Kto nie wstaje, gdy trzeba wstawać; kogo wypełnia lenistwo mimo młodości i siły; czyje mysli i dążenia są ociężałe, ten – beztroski i leniwy – nie znajdzie drogi ku mądrości.
– Niech człowiek śpieszy się czyniś dobro, niech powstrzymuje swój umysł przed złem, ponieważ rozum tego, kto nie śpieszy się czynić dobro, znajduje satysfakcję w czynieniu zła.
– Powoli, krok po kroku, od czasu do czasu powinien mądry człowiek zmazywać brud ze swej duszy, tak jak jubiler zmazuje brud ze sreber.
– Ludzie w rzeczy samej potrzebują pomocy, lecz mogą na cię napaść, jeśli im pomożesz. A jednak pomagaj!
– Jeśli będziesz czynić dobro, ludzie obwinią cię o egoistyczne i nikczemne intencje. A jednak czyń dobro!
– Ludzie są nierozumni, nielogiczni i egocentryczni. A jednak kochaj ich!
– Jeśli osiągniesz sukces, pozyskasz fałszywych przyjaciół i prawdziwych wrogów. A jednak dąż do sukcesu!
– Dobro, które dziś uczynisz, będzie jutro zapomniane. A jednak czyń dobro!
– To, co budowałeś przez wiele lat, może być zniszczone w ciągu jednej nocy. A jednak buduj!
– Ludzie lubią pokonanych, lecz idą tylko za zwycięzcami. A jednak broń tych, którzy zostali pokonani!
– Szczerość i uczciwość uczynią cię bezbronnym. A jednak bądź szczery i uczciwy!
– Oddasz światu to, co w tobie najlepsze, świat zaś uderzy cię w twarz. A jednak oddawaj światu to, co w tobie najlepsze!
– Ludzie szukają dla siebie obrońców i nauczycieli poza sobą i tak wpadają w tarapaty. Bądź światłem dla siebie samego. Bądź ratunkiem dla siebie samego. Nie szukaj obrońców w nikim poza samym sobą. Obudź siebie samego, a ochroniony przez siebie samego i czujnie wsłuchujący się w głos Boga, będziesz niezmienny i wieczny. Jak miasto graniczne, chronione od wewnątrz i z zewnątrz, tak chroń siebie. Nie marnuj czasu, ponieważ kto przegapił swój czas, ulega smutkowi i jest skazany na piekło. Prawda każdego człowieka zawarta jest w jego własnej duszy. W każdym człowieku świeci światło jego duszy. Ono może być zamglone, jego można przesłonić naszą ignorancją i grzechem, lecz ono nigdy nie umiera i stale jaskrawo świeci dla nas, gdy tylko chcemy je znaleźć... Świeć sam sobie, sam siebie chroń, tylko w samym sobie bowiem znajdziesz ukojenie. Niech przystanią twoją będzie tylko prawda. Nie szukaj oparcie w niczym, jak tylko w samym sobie. Idź do przodu i nie patrz pod nogi. Niczego się nie lękaj i o niczym nie myśl. Krocz sam i nie spoglądaj na innych. Krocz sam, jak nosorożec. Jeśli coś należy uczynić, czyń to i trwaj twardo przy swoim!
– Jak rdza, która zjawiła się na żelazie, pożera je, choć z niego powstała, tak też własne postępowanie prowadzi do nieszczęścia tego, kto przekracza złote reguły”.

* * *

Budda odwoływał się raczej nie do Boga osobowego, którego ewentualne istnienie – według niego – jest nie do udowodnienia i nie do obalenia [w kulturze chrześcijańskiej to samo powiadali Bazyli Wielki i Blaise Pascal!], lecz do odwiecznego ładu kosmiczno-moralnego. Mówił uczniom, że każdy dobry uczynek przynosi zasługę, a każdy zły – karę (choć wiecznego potępienia nie ma); że nie warto oczekiwać ani przebaczenia, ani odkupienia; że dusza człowieka wciela się po śmierci ciała w inną rodzącą się istotę i właśnie w tych kolejnych wcieleniach może nas spotkać kara za złe lub nagroda za dobre czyny, popełnione w poprzednich żywotach; że los człowieka znajduje się w jego własnych rękach, może on stworzyć sobie lepszą przyszłość wystrzegając się zła, czyniąc dobro i oczyszczając swe serce z pragnień, złej woli i złudzeń, co prowadzi w końcu do wyzwolenia duszy z więzów bytu jednostkowego i do zlania się jej z Absolutem. Czyny złe prowadzą nieuchronnie do powstania złego losu (karmanu) czyli fatalnego programu życiowego, przynoszącego cierpienia i opóźniającego wyzwolenie z Kręgu Wcieleń. „Żądze bezmyślnie żyjącego człowieka rosną jak liany w lesie; rzuca się on z istnienia w istnienie, jak małpa w lesie, szukająca owoców”... Ludzie są istotami podniecanymi przez własne żądze; wypełnia ich niewiedza i egoizm, płyną więc z potokiem zachcianek, które sami sobie wymyślili. Oswobodzenie się od cierpień, osiągnięcie stanu nirwany jest możliwe wyłącznie na drodze wyrzeczenia się swego rzekomego „Ja”, swych emocji, uczuć, woli, dążeń, ambicji. Natomiast człowiek ogarnięty jakąś żądzą – jak mówił Szakiamuni – „trafia do potoku, jak pająk w przez niego samego utkaną pajęczynę”. Jeden z późniejszych komentatorów tak interpretował te słowa Nauczyciela: „Jak pająk, po tym gdy utka pajęczynę, siedzi w jej środku i, zabijając w nagłym ataku motylka lub muchę, które wpadły do sieci, pije ich krew, a potem znów wraca i znów siedzi na tym samym miejscu, podobnież i istoty, oddane żądzom, zdeprawowane nienawiścią i oszalałe z gniewu, płyną z potokiem swych chuci, który to potok sami wytworzyli, lecz którego nie są w stanie powstrzymać”. Przy tym zatracają zmysł realności, nie rozumieją już względności spraw tego świata, wyolbrzymiają i absolutyzują to, co z natury swej jest względne i marne. „Synowie – moi, majątek – mój! – Tak zadręcza się głupiec. A przecież nawet on sam do siebie nie należy. Skąd więc majątek? Cóż po bogactwie?”
Wszelka działalność poza ramami dobroci i życzliwości, dążenie do wiedzy z pominięciem doskonalenia się moralnego jest absolutnie bezpłodne. Poddając swe życie zasadom etyki człowiek tym samym przystosowuje je do ładu i harmonii wszechświata. Symbol buddyzmu – lew – znamionuje „ryk prawdy”, czyli ostatecznej mądrości objawionej swiatu. Dziesiątki tysięcy kamiennych, misternie rzeźbionych głów tego króla zwierząt spotykamy dziś w Indii, Birmie, Kampuczy, Wietnamie, Tajlandii, w innych krajach o starodawnej i wysokiej kulturze. Jednocześnie i równolegle symbolem tej pradawnej nauki jest „baranek”, uosobienie łagodnej życzliwości i pokory wobec wyroków Losu..
Według profesora Luang Suriyabongsa myślą przewodnią i podstawową przyczyną triumfu buddyzmu była tolerancja. Nie wolno przeszkadzać człowiekowi na jego drodze do ostatecznego kresu; każdy powinien mieć prawo do swobodnego wyboru religii i osobistej drogi do własnego wybawienia. Siddharta ostrzegał, iż nie należy bezmyślnie przyjmować wszystkiego, co mówią nauczyciele lub kapłani. To, co zgadza się z twoim wewnętrznym przeświadczeniem i doświadczeniem, co po starannym rozważeniu okazuje się zgodne z twoim usposobieniem, odpowiada twoim racjom, sprzyja dobru twemu i dobru wszystkich istot żyjących – dopiero to przyjmij jako prawdę i żyj w zgodzie z nią i samym sobą. Wystarczy zresztą realizować w praktyce pięć przykazań, aby odmienić swój los na lepsze: nie zabijaj, nie kłam, nie kradnij, nie cudzołóż, nie używaj środków odurzających.

* * *

Jak zaznaczyliśmy w poprzednim rozdziale, kulturę Indii przez całe tysiąclecia cechowała tolerancja i pluralizm ideowy. W pewnym jednak momencie rozwoju historycznego bramini narzucili narodom olbrzymiego półwyspu jarzmo, twierdząc, że tylko poprzez nich można poznać prawdę i nawiązać komunię z Bogiem; zawłaszczyli absolutną władzę duchowną i świecką. Ustanowili prawo, według którego kapłanom należało oddawać cześć boską, bramin zaś, gdyby nawet zabił człowieka, pozostawał bezkarny. Stan kapłański stawał się coraz bardziej cyniczny i bezczelny. W ten sposób wtrącono olbrzymi superetnos w zupełną ciemnotę, zabobonność i marazm intelektualny. Buta kapłanów posunęła się do tego, że ogłosili starożytne księgi „Wed” za teksty tajemne, zakazując ich czytania wszystkim nie należącym do stanu duchownego, a motywowali ten krok demagogiczną tezą, iż twarde orzechy nie są dla byle jakiej gęby. Odcięli w ten sposób miliony ludzi od życiodajnego źródła mądrości i wielkich prawd odkrytych przed wiekami przez plejadę starożytnych myślicieli, uczonych, proroków i poetów. W tym też czasie w Hindustanie obowiązywał sztywny podział społeczeństwa na cztery kasty: 1. bramini (brahmani, „ludzie Boga”), osoby uczone nauczające naród religii i nauk; 2. rycerze, wojownicy, ludzie szlachetni, broniący kraju przed wrogami; 3. rolnicy i rzemieślnicy; 4. niewolnicy. Był to układ uświęcony przez tysiącletnią tradycję, uchodzący za nienaruszalny.
I oto Budda Gautama z otwartą przyłbicą występuje przeciwko zastanemu stanowi rzeczy, nazywa kapłanów oszustami, siewcami zabobonów, głupstw i kłamstw. Co prawda, nikogo nie atakuje osobiście, ani nawet nie krytykuje żadnej doktryny religijnej czy teologicznej, po prostu głosi swe poglądy, propagujące równość i braterstwo wszystkich ludzi, niezależnie od przynależności rasowej, wyznaniowej czy sytuacji majątkowej. Egalitarystyczne, humanistyczne nauki Buddy stanęły w jaskrawej, antagonistycznej sprzeczności w stosunku zarówno do powszechnie obowiązującej ideologii urzędowego braminizmucymi, jak i do tradycyjnego układu społecznego. Prorok nie widział różnicy także między osobami należącymi do różnych kast. Jego nauki wzburzyły całe Indie, lecz nie ściągnęły na niego prześladowań. Nadal głosił wszem i wobec swe „herezjarskie” nauki, przemierzając kraj w skromnym ubiorze wędrownego mnicha, występując zawsze na czele kilkudziesięciu uczniów i zwolenników. A grono jego wyznawców rosło z niespotykaną dynamiką. Stało się tak ze względu na olbrzymią energię miłości i humanitaryzmu, promieniującą zarówno z charyzmatycznej osobowości Proroka, jak i z jego szlachetnych nauk. Przedtem człowiek w imię Boga mógł poświęcić życie jak własne, tak i innego człowieka, swego brata; Gautama zaś stwierdził, iż każda osoba ludzka ma wartość absolutną i nie może być zabijana w imię czegokolwiek. Co więcej, postulował zakaz zabijania zwierząt w celu ich zjadania oraz zakaz spożywania potraw mięsnych.
W ten sposób naraził się zarówno braminom, królom, wojskowym, myśliwym, jak i zwykłym rolnikom, uprawiającym hodowlę trzody chlewnej na ubój. Co jednak najgroźniejsze, Siddharta wysunął tezę, że każdy człowiek jest zbawicielem siebie samego poprzez swe życie, ma osobisty kontakt z Absolutem i nie potrzebuje pośredników w osobach chciwych kapłanów, staszących ludzi piekłem i sprzedającym przepustki do raju, choć przecież żaden bramin aż takiej (zaiste boskiej) mocy nie posiada i posiadać nie może. Twierdził, że branie udziału w napuszonych nabożeństwach i innych pustych, obliczonych na prostaczków rytuałach jest kompletnie pozbawione sensu i nie ma nic wspólnego z prawdziwą wiarą i pobożnością, polegającą wyłącznie na zacnym i życzliwym postępowaniu w stosunkach z ludźmi. Doskonałości nie osiąga się, praktykując wiarę zewnętrzną; zawijaste słowa są nic nie warte, nawet papuga może powtarzać kwieciste frazesy. Doskonałość wewnętrzną, a więc zbawienie, osiąga się wyłącznie na drodze bezinteresownego służenia ludziom, które też stanowi najpiękniejszą – obok modlitwy – odmianę oddawania czci Bogu, o ile On istnieje. Dopóty jednak, dopóki w świecie istnieje śmierć, dopóki serca ludzkie są zatrwożone i zasmucone Nieubłaganym Przemijaniem, doputy człowiek będzie się zwracał z rozpaczliwym zapytaniem do Nieba o sens swego życia i dopóty będzie wierzył w Boga.

* * *

Buddyzm stanowi swoistą filozofię życia i z założenia jest systemem raczej agnostycznym, czyli uznającym, że umysł ludzki w żaden sposób nie może przeniknąć tajemnicy istnienia, nie może pojąć tego, czym jest świat, Bóg, Niebo, życie, śmierć itd. Może natomiast pojąć, iż życie każdej osoby ludzkiej to samodzielna droga ku doskonałości. Celem człowieka jest perfekcjonizm moralny, który jest tożsamy z wyzwoleniem się od cierpień, ze stanięciem ponad nimi i w końcu wyzwolenie się z Kręgu Wcieleń oraz osiągnięcie całkowitego ukojenia (spokoju). Najłatwiej postępuje się tą drogą w izolacji od świata, w klasztorach i gminach zakonnych, w których starannie się ćwiczy trzy cnoty: majtri – uczucie przyjaźni do wszystkich stworzeń; ahinsę – nieszkodzenie nikomu; karunę – miłosierdzie; jak też umiejętność panowania nad własnymi zmysłami. W nauce buddyzmu tylko i wyłącznie sposób postępowania, czyli czyny, dają świadectwo człowiekowi i zapewniają lub uniemożliwiają mu życie wieczne. Deklaracje słowne lub uczestnictwo w nabożeństwach [„grobów pobielanych”] – bez zacnego życia – są nic nie warte.
Starobuddyjska „Dharmapada” („Droga cnoty”), spisana w języku pali na Cejlonie w VI wieku przed nową erą, zawiera liczne piękne i głębokie obserwacje nad życiem ludzkim:
„Cnoty wynikają z mądrości, ich najlepszą część stanowi mądrość, one są stworzone z mądrości. Jeśli ktoś coś mowi lub czyni z nieczystym umysłem (w złej intencji), to za nim podąża nieszczęście jak koło za śladami tego, kto ciągnie wóz.
– Jeśli ktoś mówi lub czyni coś z czystym umysłem (w dobrej intencji), szczęście kroczy za nim jak nieodstępny cień.
– „On mnie obraził, on mnie uderzył, on mnie pokonał, on mnie okradł”. W tych, którzy tają w sobie tego rodzaju myśli, nienawiść nigdy się nie kończy. W tych, którzy nie hołubią w sercu takich odczuć, nienawiść zanika...
– Na tym świecie nienawiści nigdy nie da się pokonać nienawiścią, a zła złem, lecz tylko dobrocią da się je pokonać. Oto odwieczna mądrość i cnota.
– Ani w niebie, ani wśród oceanu, ani w czeluści skalnej nie znajdzie się takiego miejsca na ziemi, gdzie by żyjącego nie dopadła i nie pokonała śmierć.
– Ciało ludzkie to gniazdo chorób, to coś przemijającego, nieustannie gnijącego i rozkładającego się, ponieważ kresem każdego życia jest śmierć. Z kości zbudowana ta twierdza, krwią i skórą otynkowana; starość i śmierć, złudzenie i fałsz są w niej umieszczone.
– Niektórzy nie wiedzą, że wszystkim nam przeznaczona jest śmierć; ci zaś, którzy to wiedzą, zaraz kończą swe utarczki.
– Kto widzi prawdę w fałszu, a fałsz w prawdzie, ten nigdy nie osiągnie rozumu i będzie niewolnikiem żądz próżnych.
– Zwycięstwo rodzi nienawiść; zwyciężony żyje w smutku; w szczęściu żyje człowiek spokojny, który zrezygnował ze zwycięstw i z porażek.
– Nie ma gorętszego ognia niż namiętność; nie ma większej biedy niż nienawiść; nie ma większego nieszczęścia niż ciało; nie ma szczęścia równego spokojowi nirwany.
– Kto żyje, szukając tylko rozkoszy, kto nie panuje nad zmysłami, kto jest żarłokiem, próżniakiem i ospalcem, tego zło niewątpliwie wywróci, jak wicher wywraca drzewo słabiutkie.
– Kto przyobleka się w złociste szaty, a się nie oczyścił z brudu (grzechu) i nie zna ani prawdy, ani samoograniczenia – ten nie jest wart złocistych szat. Lecz ten, kto pozbył się brudu (grzechu), kto kocha prawdę i potrafi się samoograniczać, ten jest godzien szat złocistych.
– Jeśli ktoś stale powołuje się na Pismo,a jest niedbały w tym, by postępować tak, jak ono nakazuje, jest podobny do pasterza, liczącego cudze krowy; on nie ma nic wspólnego ze świętością.
– Jeśli ktoś nawet prawie wcale nie cytuje Pisma, lecz w życiu idzie za cnotą, kto uwolnił się z pęt nienawiści, namiętności i ciemnoty, kto posiadł prawdziwą wiedzę, ma swobodny umysł i nie jest przywiązany do czegokolwiek na tym i tamtym świecie – ten ma udział w świętości.
– Ci, którzy ujarzmią swą myśl błądzącą w dali po bezdrożach, idącą samotnie, potykającą się o byle co, ulotną, chowającą się w sercu – ci uwolnią się od Przeznaczenia.
– Jak w dom ze złym dachem przenikają krople deszczu, tak do słabo rozwiniętego umysłu przenikają chucie i pożądania.
– Jeśli podróżnik nie spotka takiego jak on sam lub lepszego, niech raczej umocni się w samotności: z głupcami przyjaźń jest niemożliwa.
– Niech nikt nie łączy się ze złymi przyjaciółmi i ludźmi niskimi; przywiązuj się do towarzystwa ludzi dobrych i szlachetnych.
– Jeśli ktoś zobaczy człowieka mądrego, który dostrzega wady i je potępia, niech idzie za nim jak za tym, który prowadzi do skarbu; lepiej, nie gorzej, będzie mu z nim.
– Niech mędrzec doradza, poucza i powściąga przed złem; jest przyjacielem dobra i przeciwnikiem zła.
– Kto idzie za cnotą, żyje szczęsliwie.
– Stwórz sobie wyspę, walcz energicznie, bądź mądry i nie poddawaj się!
– Nie czyń tego, czego później będziesz musiał żałować.
– Głupiec, który zna swoją głupotę, jest już rozumnym do pewnego stopnia; ale gdy się ma za mądrego, jest głupcem skończonym.
– Jeśli głupiec nawet przez całe swe życie styka się z kimś mądrym, to i tak wie o cnocie tyle, ile łyżka o smaku potrawy.
– Nie mając rozumu głupcy postępują ze sobą nawzajem jak z wrogami, czynią zło, które przynosi im samym gorzkie owoce.
– Gdy głupiec na swe nieszczęście opanuje wiedzę, niszczy ona jego pomyślność, rozbijając mu głowę.
– Jak nie od razu kwaśnieje mleko, tak poczynione zło nie od razu daje owoce; tlejąc się, jak żar pokryty popiołem, podąża za głupcem, który zło uczynił.
– Jeżeli jeden człowiek zwyciężył w walce tysiąc razy po tysiąc ludzi, a inny zwyciężył samego siebie, ten drugi jest większym zwycięzcą.
– Ten jest mądry, kto uśmierza samego siebie.
– Jak potężna skała nie może być wywrócona przez wiatr, tak człowiek madry jest niewrażliwy zarówno na oszczerstwa, jak i na pochwały.
– Człowiek cnotliwy podąża swoją drogą w każdych okolicznościach i nie dopuszcza, aby uwiodły go z niej ani szczęście, ani jego brak.
– Zło nie ima się tego, kto je odtrąca.
– Każdy człowiek lęka się kary i drży przed śmiercią – pamiętaj o tym i nie zabijaj nikogo.
– Kto, szukając szczęścia własnego, zabija istoty również pragnące szczęścia, ten go nie znajdzie po swojej śmierci.
– Człowiek, który się nie kształci, obrasta, jak wół, mięsem i sadłem.
– Dopóki człowiek nie zabije w sobie wszelkiej skłonności do kobiet, dopóty jego umysł będzie w takiej niewoli, jak cielę, które pije mleko swojej matki.
– Śpiesz się czynić dobro, powściągaj swój umysł przed złem, ponieważ umysł tego, kto nie śpieszy czynić dobro, znajduje w końcu upodobanie w tym, co złe.
– Niech każdy unika zła, jak bogaty kupiec unika niebezpiecznej drogi, a ten, kto chce żyć – trucizny.
– Jeśli nawet ktoś popełnił zło, niech nie popełnia go wciąż na nowo, niech nie buduje na nim swych zamiarów; gromadzenie zła czyni nieszczęśliwym.
– Jeśli ktoś uczynił to, co dobre, niech czyni to wciąż na nowo, niech buduje na nim swe zamiary; gromadzenie dobra prowadzi do radości.
– Kto sam nie czyni zła, tego zło nie dotyka”. [Jest to oczywiście bardzo ryzykowne twierdzenie, gdyż wielu nie czyniących zła dotyka ono w najdotkliwszy sposób, ale jest to twierdzenie piekne pod względem etyczno-dydaktycznym].
„Ku temu, kto krzywdzi człowieka niewinnego, człowieka czystego i bez zarzutu, właśnie ku takiemu głupcu wraca zło jako drobniusieńki pył, rzucony przeciw wiatru.
– Czyniący zło idą do piekła, święci – do nieba, pozbawieni życzeń osiągają nirwanę.
– O, żyjemy szczęsliwi, niewrodzy wśród wrogich; wśród wrogich ludzi żyjemy my, niewrodzy!
– O, żyjemy szczęśliwi my, niechorzy wśród chorych; wśród chorych żyjemy my, niechorzy!
– O, szczęsliwi żyjemy my, którzy niczego nie posiadamy; żywimy się radością, jak promieniści bogowie!”

* * *

W księgach buddyjskich (podobnie jak w żydowskich, chrześcijańskich, konfucjańskich, mahometańskich) znajdujemy liczne krytyczne uwagi o płci pięknej:
„Kobieta jest fałszem...
– Kobieta jest zepsuciem...
– Niezgłębiona, jak droga ryby w wodzie, jest istota kobiet, rozbójniczek wielce przebiegłych, u których prawdy doszukać się próżno, bo dla nich kłamstwo jest prawdą, a prawda kłamstwem.
– „Jak więc mamy postępować względem kobiet?” – pyta uczeń mędrca. „Unikać ich widoku” – odpowiada Budda. „A jeśli je ujrzymy, co czynić?” – „Nie mówić z nimi”. – „A gdyby mówić wypadło, cóż wtedy?” – „Wówczas powinieneś się mieć na baczności”...
James George Frazer w „Złotej gałęzi” odnotowuje, że panie lekkich obyczajów były niekiedy traktowane przez społeczeństwo buddyjskie jako uosobienie wszelkiego zła i czyniono z nich często kozłów (koźlic?) ofiarnych: „W Syjamie istniał zwyczaj nakazujący co roku wybierać jedną kobietę zniszczoną rozpustą i nieść ją na noszach przez ulice waląc przy tym w bębny i dmąc w oboje. Gawiedź obrzucała ją przezwiskami i błotem; gdy już obeszli całe miasto, rzucali ją na kupę gnoju lub na żywopłot z cierni za wałami i zabraniali powrotu w mury miasta. Uważali, że zepsuta niewiasta wciągnęła w siebie wszystkie złe moce i złe duchy przebywające w powietrzu”. Podobnież inkwizycja europejska paląc tysiące zbłądzonych (najczęściej nie z własnej winy) pań na stosach, była przekonana, że postępuje bardzo po bożemu i mądrze. Ale z pewnością złudna to była nadzieja, że mordowanie ludzi nieszczęśliwych może uczynić morderców szczęśliwymi.

* * *

Jak wiemy, Budda zmarł w wieku lat 80. Umierając miał się zwrócić do swych uczniów z następującymi słowy: „Gdy porzucę to życie i gdy nie będziecie więcej mnie widzieć, nie myślcie, że już z wami nie przebywam. Jestem z wami, pozostawiłem wam prawa, które odkryłem. Macie moje nauki, a przez nie zawsze będę z wami. Dlatego więc nie myślcie, iż zostawiłem was na zawsze. Pamiętajcie, że życie i śmierć są tym samym. Nigdy o tym nie zapominajcie”. Szczątki doczesne Nauczyciela pochowano – zgodnie z jego ostatnią wolą – pod wielkim kurhanem na rozstaju dróg.
W tym czasie prawie całe Indie zostały już podbite przez jego naukę. 200 lat później przyłączyły się do tej cywilizacji liczne dalsze kraje: Chiny, Cejlon, Laos, Wietnam, Filipiny, Malezja, Indonezja, Kambodża, Syjam, Korea i in. Ten proces zaowocował ogromnym rozwojem sztuki i nauki w tych krajach. Jeśli wnioskować ze słów historyków chińskich, w III wieku nowej ery buddyzm odnosił największe triumfy, miał ogromne wpływy, prowadził głębokie poszukiwania naukowe w formie licznych oryginalnych szkół filozoficznych, inspirował fundamentalne dzieła w zakresie mistyki, etyki, filozofii, medycyny, matematyki, astronomii, architektury, rzeźbiarstwa, muzykoterapii. Najstarsze malowidła olejne należą również do tej kultury, a powstały na terenie Afganistanu w VII wieku. [Nawiasem mówiąc, Budda dotychczas – zgodnie z niewzruszonym od kilkunastu stuleci kanonem – jest przedstawiany jako mężczyzna o niebieskich (Indowie powiadają „aryjskich”) oczach, jasnych włosach i takąż karnacją; w Nepalu stoi kolumna wzniesiona przed wieloma wiekami z wyrzeźbioną inskrypcją, informującą, że ród założyciela buddyzmu przybył na te ziemie „z Północy”]. Z biegiem lat buddyzm wytworzył też rozbudowany, subtelny, szczegółowo przemyślany i wspaniały kult, przebogatą i różnorodną obrzędowość, którą mnisi po mistrzowsku wykorzystywali w celu duchowego panowania nad masami, dążąc do umocnienia i obrony struktur swej organizacji kościelnej, która zapewniała im uprzywilejowaną pozycję społeczną, wygody życiowe, bogactwo i władzę. Było to jednak sprzeczne z pierwotnymi naukami Mistrza. Budda Gautama, tak jak później Jezus Chrystus, siał gigantów, lecz plon żniwny przyniósł im karzełków.
W VIII wieku bramin Kumarilla wyjaśnił chrobrym Radżputom, że Bóg stworzył świat i nadał swemu dziełu nieśmiertelną duszę „atman”, do której wracają po śmierci ciała dusze indywidualne ludzi. I nakazał spopielić na stosach wszystkich będących w Indiach mnichów buddyjskich wraz z ich księgami. Co też gorliwie i chętnie uczyniono. Buddyzm znikł w swej ojczyźnie. Ale nadal żył i żyje gdzie indziej.

* * *

Centralne miejsce w doktrynie buddyjskiej zajmuje temat istnienia, przemijania i śmierci. Nauczyciel miał bowiem powiedzieć: „Wszystko jest przemijające jak jesienne chmury. Narodziny i śmierć żyjących istot są jak sceny w sztuce teatralnej. Życie ludzkie jest jak błyskawica na niebie albo mknąca woda górskiego potoku”...
Dla ludu indyjskiego przed wystąpieniem Buddy pewnikiem było wyobrażenie dalszego życia jako nie kończącej się wędrówki duszy i jej coraz to nowych narodzin (wcieleń). „Wielka innowacja Buddy i jego kontynuatorów polegała na tym, iż ośmielił się on wygłosić twierdzenie, na owe czasy niesłychane, że istnieje śmierć, tzn. jakiś kres, jakieś zakończenie, przynajmniej ostateczne zaprzestanie owej ciągłej wędrówki duszy, że istnieje jakieś „wybawienie” z tego nie kończącego się ruchu, dotychczas obecnego w wyobraźni ludu, jakieś wejście duszy w „nirwanę”. W trakcie indyjskiej historii coraz pełniejsze stawało się odkrycie i unaocznienie nie nieśmiertelności, lecz śmierci. Potrzeba dowodu była tam zupełnie inna niż w Europie. W buddyjskiej idei nirwany utorowała wreszcie sobie drogę, wobec „oczywistego” dalszego życia i wędrówki, tęsknota za śmiercią, coraz bardziej dojmujące pragnienie jakiegoś końca” (Max Scheler, „Śmierć i dalsze życie”). Sam zaś Przebudzony mówi: „Jest taka dziedzina, gdzie nie ma ani ziemi, ani wody, ani ognia, ani powietrza…Nie ma tam ani tego świata, ani innego, słońca ani księżyca. Nie nazywam tego przychodzeniem ani odchodzeniem, ani znieruchomieniem, ani śmiercią, ani narodzinami. Jest to bez podstaw, przemiany czy stałości…Oto kres bólu i troski”…
W ciągu tysiącleci kultura prebuddyjska i buddyjska wytworzyła sztukę eksterioryzacji, czyli świadomego wychodzenia duszy poza ciało i powrotu do niego, którym to tematem nauka europejska zaczęła się nieśmiało zajmować dopiero pod koniec XX wieku. Z publikacji fachowych dowiadujemy się o interesujących spostrzeżeniach osób, których eksterioryzacja była związana z otarciem się o śmierć, a więc np. te osoby, które opuściły swe ciało podczas zabiegu chirurgicznego, na skutek gwałtownej utraty zdrowia lub wypadku. Osoby, które przeżyły śmierć kliniczną, potem jednak wróciły do zdrowia, opisują swe przeżycia w bardzo podobny sposób: W momencie największego cierpienia dociera do chorego, jakby z innego wymiaru przestrzennego, głos lekarza stwierdzającego zgon. Następnie się słyszy coś w rodzaju brzęczenia, świstu, szumu wiatru, dzwonienia. Niektórzy słyszą jakby majestatyczną muzykę, inni głośne stuki i uderzenia. Umierający czują, że są wciągani czy wsysani w jakąś ciemną przestrzeń czy otchłań (w kształcie czegoś w rodzaju cylindra, kanału, studni czy jaskini) i mają poczucie znajdowania się w drodze między dwoma rzeczywistościami... Innego rodzaju przeżycia mają osoby, które świadomie, z własnej niewymuszonej woli, dzięki znajomości odpowiednich metod opuszczają swoje ciało. Odczuwają siebie jako „obłok” czy „pole” energetyczne, które jednak zachowuje osobową świadomość swego istnienia i zdolności poznawcze... O ile naukowe badania europejskie nad zagadnieniem eksterioryzacji znajdują się w powijakach, o tyle od dawna ci z mnichów buddyjskich, którzy osiągnęli najwyższy poziom doskonałości i samokontroli, potrafią wyprowadzić swą duszę z ciała (umrzeć), a następnie też ewentualnie ją do ciała z powrotem wprowadzić (zmartwychwstać). W lochach górskiego Tybetu do dziś siedzą w stanie „szemati” mnisi buddyjscy, którzy „zakonserwowali”, to jest zabezpieczyli przed rozkładem, swe przykucnięte ciała za pośrednictwem medytacji przed tysiącami lat, a w każdej chwili mogą się „obudzić”.
Wypada w tym miejscu postawić pytanie: Jakże i czy w ogóle są możliwe godne zaufania sądy w tak niezwykłym temacie? Anagarika Govinda pisał: „Można dowodzić, że ten, kto nie umarł, nie jest w stanie wypowiadać się na temat śmierci autorytatywnie, a skoro nikt, jak się zdaje, ze stanu śmierci nie powrócił, to jak ktokolwiek może wiedzieć, czym jest śmierć i co po niej następuje?
Tybetańczyk odpowie na to: „Nie istnieje ani jedna osoba, ani jedna istota żyjąca, która by nie powróciła już ze śmierci. Tak naprawdę to umieraliśmy wiele razy, zanim osiągnęliśmy obecne wcielenie. To, co nazywamy narodzinami, jest jedynie odwrotnością śmierci, jak gdyby jedną z dwu stron tej samej monety. Drzwiami, które zwiemy wejściem lub wyjściem, w zależności od tego, z której strony na nie patrzymy”.
Znacznie bardziej zastanawiające jest to, że nie wszyscy pamiętają swoją poprzednią śmierć, co sprawia, że większość ludzi nie wierzy, że się to zdarzyło. Jednakże nie pamiętają oni również swoich narodzin, a nawet przez chwilę nie wątpią w fakt swego przyjścia na świat. Ludzie zazwyczaj zapominają, że czynna pamięć jest zaledwie małą częścią naszej normalnej świadomości, oraz że nasza podświadoma pamięć rejestruje i przechowuje wszystkie minione wrażenia i doświadczenia, których nie przypomina sobie nasz czuwający umysł.
Są także tacy, którzy mocą koncentracji i innych praktyk jogicznych potrafią przywieść do obszaru rozróżniającej świadomości to, co podświadome, i dzięki temu czerpać z nieprzebranych skarbów podświadomej pamięci, gdzie zgromadzone są nie tylko wspomnienia naszych minionych żywotów, ale i wspomnienia przeszłości naszej rasy, ludzkości i wszelkich przedludzkich form życia, jak i samej świadomości, która sprawia, że życie w tym wszechświecie jest możliwe”...

* * *

Buddyzm, tak, jak chrześcijaństwo, samookreśla się m.in. jako religia wolności i godności ludzkiej. W jednej z ksiąg tybetańskich odczytujemy zdania: „Ci, którzy są zaawansowani w praktyce duchowej, nie są przywiązani do wskazań, ani też ich nie łamią, by udowodnić, jacy to są wolni... Pamiętajcie, że wskazania nie są przykazaniami moralnymi podanymi przez jakąś wszystko wiedzącą lub boską istotę. Raczej ujawniają one, w jaki sposób zachowuje się osoba głęboko oświecona, w pełni duchowo rozwinięta... Taka jednostka nie bierze sobie wskazań za wzór, to one biorą ją sobie za wzór. Jednakże póki nie osiągnie się takiego stopnia rozwoju, dobrze jest przestrzegać wskazań; jeżeli twój umysł nie będzie wolny od zakłóceń wywoływanych przez nieuważne zachowanie, to nigdy nie dojdziesz do przebudzenia. Dlatego właśnie wskazania to fundament duchowej praktyki”.
A więc jednym z najbardziej twórczych i wspaniałych ośrodków kultury buddyjskiej od dawna był Tybet. Ale i tam nauki Gautamy zostały przeszczepione na pradawną kulturę filozoficzną. Według starotybetańskich wierzeń świat powstał z pierwotnego jaja. Dotychczas mit o pierwotnym jaju wciąż się pojawia w obowiązujących recytacjach obrzędowych. Jest w nich ono symbolem początku świata fizycznego, pierwotnych ludzi, demonów i bogów. Oto słowa z kosmologicznego tekstu tybetańskiego: „Jajo rozerwało się i jego zewnętrzna skorupa stała się królestwem duchów i pasożytów. Jego wewnętrzna błona stała się osiemdziesięcioma i jednym złowieszczym znakiem i trzystoma sześćdziesięcioma krzywdami. Białko jaja rozlało się po ziemi, stając się czterystoma czterema rodzajami chorób. Środek jaja stał się trzystoma sześćdziesięcioma odmianami złych duchów”... W tym fragmencie (podobnie jak w wielu innych tybetańskich tekstach sakralnych) zwraca na siebie uwagę duch zgrozy i pesymizmu, przeświadczenie o tym, że ludzkie życie nie jest żadnym darem, mającym być źródłem radości. Ale pesymizm nie jest jednoznaczny z wycofaniem się z pola walki i księgi tybetańskie zawierają mnóstwo mądrych rad i obserwacji, dotyczących właściwego postępowania. Choć nieprawe życie i przebywanie w barbarzyńskim otoczeniu zniekształca duszę, czyni ją ślepą na zło i dobro, powoduje długotrwałą patologię w zachowaniach milionów ludzi, to przecież i tak powinno się zachować godność w każdych okolicznościach. W „Pouczeniu o samowyzwoleniu” czytamy: „Długowieczne są zakorzenione złe skłonności i nawyki”. Tym zdecydowaniej powinno się iść drogą dobra, mimo iż „wielkie osiągnięcia i zaangażowanie idą w parze z wielkim ryzykiem”.
„Trzymaj się z dala od małych ludzi, bo przy nich wszystko staje się małe; wybieraj towarzystwo ludzi wielkich, z nimi i ty będziesz wielki.
– Nie idź za fałszywą pogłoską.
– Nie odpowiadaj na kłamliwe słowa.
– Nie ukrywaj swych słów przed tym, kto mówi szczerze.
– Gdy masz wiernego przyjaciela, to po każdej plotce uśmiech staje się szerszy.
– Chociaż zajmujesz wysoką pozycję, broń prostych ludzi.
– Chociaż jesteś mądry, kieruj tymi, którzy są nieświadomi.
– Chociaż jesteś doświadczony, pamiętaj o własnej mierze.
– Niepozorne błękitne wody zdrojów tworzą ocean”...

W literaturze starotybetańskiej częstą formę dyskursu filozoficznego i etycznego stanowi przypowieść, podająca w przystępnej, ale też nieraz alegorycznej, formie modele właściwego postępowania w tej czy innej sytuacji. Jak wiadomo, Tybet musiał w ciągu wielu stuleci opierać się ekspansjonizmowi swego chińskiego sąsiada. Oto fragmenty jednego z cyklu takich opowiadań z VII wieku, opartych widocznie na wydarzeniach realnych.
„Minister tybetański (Kri) i minister chiński taki prowadzili ze sobą spór. Generał Wang wiódł potężną armię chińską, a kiedy jego wojska osiągnęły cel, wysłał poselstwo do Kri... „Posłałem ładunek prosa i ładunek gorczycy, jako że mam tak liczną armię, podczas gdy liczebność twoich wojsk można ustalić jak liczbę tygrysów i jaków. Zmierz, proszę, głowy twoich żołnierzy i zrób im czapki. Zmierz ich nogi i zrób im buty. Oddziały tybetańskie osiągnęły już ostateczną granicę liczebności, a moje wojska są niezliczone. Jeśli ktoś raz już się przedostanie przez wąskie gardło, może liczyć na to, że wejdzie do wielkiego żołądka. Kiedy uderzy nasz piorun, nikt nie umknie”.
Kri odpowiedział: „Nie ma sporu co do liczebności. Jednakże liczne drobne ptactwo stanowi pożywienie pojedynczego jastrzębia, a liczne małe rybki są pokarmem jednej wydry. Jeleń ma wiele rogów, lecz czy są one silne? Jak ma tylko dwa krótkie rogi, a przecież wiemy, jak są mocne. Sosna rosła przez setki lat, lecz pokona ją pojedynczy topór... Chociaż jęczmień i ryż rosną na całej równinie, to są mlewem dla pojedynczego młyna. Chociaż niebo jest usiane gwiazdami, to są one niczym w świetle jednego słońca... Wojska twoje są jak komary nad powierzchnią jeziora. Nie zdałyby się nawet do uprawy naszych pól. Podobnie jak mgły w górach, nie przygniotą one naszych ludzi. Moja armia przetnie sobie przez nie drogę, tak jak pojedyncza kosa przecina drogę wśród mnogich ździebeł trawy”...
Wang odpowiedział: „Jeśli ciężka góra zgniecie małe jajko, to można je uważać za rozbite. Jeśli fale wielkiego jeziora zaleją płonący ogień, to można go uznać za zgaszony”.
Kri odpowiedział: „Na wielkiej górze jest skała. Na skale jest drzewo. Na drzewie jest gniazdo. W gnieździe jest jajko. Jeśli góra się nie osunie, to skała nie pęknie. Jeśli skała nie pęknie, drzewo się nie złamie. Jeśli drzewo się nie złamie, gniazdo nie zostanie zniszczone. A jeśli gniazdo nie zostanie zniszczone, to nie rozbije się jajko. Właśnie z tego powodu góra nie może rozbić jajka. Jeśli ogień płonie na górze, a woda spływa doliną, to nie może go dosięgnąć i ugasić”...
Chińczykom dopiero po 2 tysiącach lat wysiłków, w 1950 roku, udało się podbić mężny Tybet, dla którego zaczął się wówczas okres zewnętrznego zniewolenia i prześladowania jego pradawnej, bogatej i wyrafinowanej tradycji etycznej i intelektualnej, szczególnie w okresie osławionej „rewolucji kulturalnej”, kiedy to na zawsze zburzono setki klasztorów i bibliotek, spalono na stosach dziesiątki tysięcy rękopisów i dawnych ksiąg mądrości, wymordowano tysiące osób duchownych.

* * *

Z kolei bohaterski i waleczny naród mongolski, siedzący nad swym świętym jeziorem Bajkał, dziś oderwanym od swego prawowitego gospodarza, który nieraz pokonywał w wojnach najbitniejsze wojska przeciwnika, także wypracował własny etos, oparty – że tak powiemy – na wielkich wartościach azjatyckich, takich jak samodyscyplina, wierność, bezinteresowność, dbałość o wspólne dobro, patriotyzm, rygorystyczna etyczność, godność. Kanon mądrości mongolskiej, który kształtował się ponad tysiąc lat, a ostatecznie skodyfikowany został dopiero w XVIII wieku, „Kandżur” liczy 108 tomów, a komentarze do niego „Tandżur” – 225 tomów! W tym stepowym kraju o surowym klimacie, kształtującym twarde i prawe charaktery, zakorzenił się lamaizm, jedna ze specyficznych odmian buddyzmu. „Lama” znaczy „mistrz”, przewodnik życia, wiedzący, co to jest dobro, i potrafiący do niego prowadzić innych ludzi. W pewnym zakresie widać tu podobieństwo do rabinicznej kultury Żydów, uważających swych kapłanów także przede wszystkim za nauczycieli życia i mądrości, a nie za wodzirejów na teatralizowanych obrzędach kultowych. Lamaizm naucza uczciwego i czystego życia, posuwając swe surowe wymagania aż do postulatu całkowitego wyrzeczenia się wszelkich uciech cielesnych i przyjemności fizycznych, uważanych z definicji za wulgarne, prymitywne i niegodne człowieka myślącego. Ale nawet sami mnisi nie koniecznie bez reszty byli, czy są, oddani tego rodzaju rygorom. Praktyka życiowa z reguły łagodzi surowość nakazów i zakazów etycznych.
Etyka dawnych Mongołów była oparta na zasadach humanitaryzmu i rycerskości, lecz bardzo swoiście rozumianych. Najgorszym przewinieniem moralnym w kodeksie etyki mongolskiej było nieudzielenie pomocy potrzebującemu, i to niezależnie od tego, czy współplemieńcowi czy obcemu. Jeśli Mongoł np. spotykał na pustyni czy w stepie kogoś umierającego z głodu czy pragnienia i nie udzielił mu pomocy, był karany w ten sposób, że kładziono go na plecy w poprzek konia, wiążąc pod brzuchem zwierzęcia ręce i nogi skazańca, a następnie wypędzano konia i tak skrępowanego winowajcę wskazywano na powolną śmierć w stepach. Gdyby ktoś poważył się ofiarę uwolnić, poniósłby taką samą karę.
Straszliwi „czyściciele ziemi” tylko w okresie chana Czyngisa wymordowali – według ewidentnie niedokładnych obliczeń różnych autorów – od 2 do 40 milionów „grzeszników” różnych narodowości na eurazyjskich terenach od Japonii i Korei aż do Polski i Węgier. Tutaj też co 200 kobieta ma w swoim genotypie geny tego wielkiego wodza, jego synów i wnuków.
Według nakazów „jasy” czyli kodeksu moralnego Mongołów, podyktowanego przez Czyngis-chana (1155-1227), jeśli Mongoł jechał stepem i spotkał kogoś spragnionego, a nie dał mu wody – kara śmierci. Jeśli jadąc w szeregu widział, że jadący na przedzie kolega zgubił łuk czy strzały, a nie podniósł ich i nie zwrócił mu – kara śmierci. W wyjątkowych tylko przypadkach karę śmierci zastępowano zesłaniem na Syberię. W oczach wojowniczych i szlachetnych rycerzy odmowa pomocy w nagłym przypadku cudzego nieszczęścia uchodziła za krańcową niegodziwość i bestialstwo; wychodzili z założenia, że jeśli ktoś potrafi być aż do takiego stopnia bezduszny i niemiłosierny, będzie też zdolny do popełnienia każdej innej nieprawości; poddawano więc go eutanazji. Aby nie zaśmiecał parszywymi genami funduszu genetycznego wspólnoty narodowej. Antidotum na agresywny egoizm i brak serca widziano w budzeniu, a nawet narzucaniu, solidarności ogólnoludzkiej i ducha pomocy wzajemnej bez względu na narodowość. [W tym względzie buddyjska etyka Mongołów okazywała się nieskończenie wyższa i doskonalsza niż etyka Żydów, oddająca pierwszeństwo solidarności plemiennej przed ogólnoludzką].
Artur Lundkvist w dziele „Wola nieba” usiłował zrekonstruować styl myślenia i system wartości moralnych średniowiecznych Mongołów poprzez opis hipotetycznych zachowań Czyngis-chana, rozpoczynając od stosunku wielkiego wodza do różnoplemiennych kobiet, sprowadzanych na jego dwór z różnych stron świata. Przy tym warto na wstępie zaznaczyć, że jest to obraz nie tylko domniemany, ale też nacechowany wulgarnym europejskim freudyzmem XX wieku i literacką banalnością, lecz mimo to godny przypomnienia w tym miejscu. A więc Czyngis-chan – według Lundkvista –: „Pozwala tym paniom na próbowanie z nim różnych swoich sztuczek, on, co zawsze pogardzał tym i potępiał coś takiego, co prowadzi tylko do połowicznych osiągnięć, które nie zaspokajają jego żądzy i kiepsko tylko pokrywają porażkę, może go wtedy ogarnąć nierozsądna niechęć do kobiety, która go upokorzyła podnietami, na jakie sam udzielił zezwolenia, odpycha ją brutalnie od siebie i bywa, że każe ją wygnać z Karakorum na zawsze.
Zdarza się, że przychodzi mu do głowy, iż powinien był kazać ją zabić albo sam ją uśmiercić za to, że przekroczyła jego spisane prawo, ale powstrzymuje się w porę, byłoby to posunięciem się za daleko i stanowiłoby wewnętrzną sprzeczność; jest Chanem i nie powinien tracić głowy.
Nie staje się ofiarą tego opętania, nie jest tym, który by pozwolił własnej żądzy zapanować nad sobą, nie godzi się na to, by dać się doprowadzić do szaleństw i stawać się pośmiewiskiem, przeciwstawia się z całą siłą woli temu pożądaniu bez potencji, przezwycięża je i wypiera.
I wtedy, po jakimś czasie, okazuje się, że jego słabość była chwilowa, że już przeszła, żądza i potencja znowu połączyły się w jedno, znów może znaleźć rozkosz u swoich kobiet, ale uświadomił sobie ostrzeżenie, za każdym razem jest to teraz dar zamiast oczywistości, skarb, którego nie wolno trwonić.
O stosunku między mężczyznami i kobietami każe Chan napisać: Naczelnym zadaniem mężczyzny według Woli Nieba jest prowadzenie wojny, zadaniem kobiety jest rodzenie synów, którzy mają stać się wojownikami, i córek, które mają rodzić nowych synów.
Ponadto zadaniem kobiety jest praca dla rodziny, doglądanie jurt i stada, sporządzanie wojłoku, skóry i innych potrzebnych rzeczy, tak, aby na wszelki sposób mogła pomagać i wspierać mężczyznę w prowadzeniu wojny. Jest rzeczą słuszną i rozsądną, by mężczyzna brał sobie kobiety, do których czuje żądzę i których potrzebuje, tak aby mógł je zapładniać i wydawać na świat wielu synów i przyszłych wojowników.
Kobieta nie ma analogicznego prawa, by brać sobie innych mężczyzn, dopóki ten, którego ma, zdolny jest ją zapładniać, ale jeśli tak nie jest, powinna mieć swobodę szukania innych mężczyzn.
Jest czymś naturalnym, że syn pożąda kobiet ojca, ale tylko gdyby ojciec umarł i zostawił swoje kobiety, synowi wolno je przejąć, z wyjątkiem jednak tej kobiety, która go urodziła i jest jego własną matką. Jeśli jest wielu synów, prawo do przejęcia kobiet ojca przechodzi przede wszystkim na syna najstarszego, ale może on z dobrej woli zrezygnować z którejś, albo z kilku lub ze wszystkich kobiet ojca na rzecz młodszych braci.
Słusznie panuje taki stosunek równowagi między mężczyznami i kobietami, że całkiem młodych mężczyzn ciągnie często do nieco starszych i dojrzalszych kobiet, podczas gdy starsi i dojrzalsi mężczyźni wolą całkiem młode i niedoświadczone kobiety.
Kiedy kobieta stała się za stara, by rodzić dzieci, jest rzeczą naganną, by mężczyzna nadal trwonił w niej swoje nasienie; to samo odnosi się do dziewczyny tak młodej, że jest jeszcze niezdatna do zapłodnienia. Piękne kobiety, choćby nie wiadomo jak godne pożądania z powierzchowności, często są zimniejsze niż mniej piękne, dają nierzadko mało rozkoszy i przynoszą zawód, z którym może być trudno się pogodzić. (...)
Ta sama kobieta nie daje jednak tej samej rozkoszy różnym mężczyznom, wprost przeciwnie, jest to tak mądrze urządzone, że kobieta, która wygląda na mało albo wcale nie ponętną dla jednego mężczyzny, może dawać najwyższą rozkosz innemu.
Rozkoszą mężczyzny jest w końcu nie tyle kobieta, co jego własne wyobrażenie i własna siła; jeśli jego wyobraźnia jest dostatecznie żywa, a siła dostatecznie wielka, każda kobieta daje mu rozkosz.
Jest rzeczą naganną, by mężczyzna używał innych otworów w kobiecie niż ten, przez który może ona zostać zapłodniona, oznacza to bowiem tylko rozlane bez żadnego pożytku nasienie i świadczy o zmęczonej żądzy, która wymaga odpoczynku.
Nie tylko naganne, ale pod karą śmierci zakazane jest, by mężczyzna używał innego mężczyzny zamiast kobiety.
Wojownikom nie wolno przywiązywać się do swoich koni i ulegać pokusie, by używać ich zamiast kobiet, trwonią oni wtedy swoją siłę bez żadnego pożytku i tracą właściwą furię w walkach.
Wojna przynosi prawo do gwałcenia kobiet w zdobytych miejscowościach, stanowi to wartościową pokusę i siłę napędową w prowadzeniu wojny, ale takie gwałty nie powinny być popełniane w nadmiarze i stawać się stałym zwyczajem, gdyż wtedy podkopują one siłę i żądzę wojownika”. [W XIX wieku socjolog żydowski Ludwik Gumplowicz wysunął teorię, że podstawową pobudkę do wojen stanowi „neofilia seksualna” mężczyzn, pragnących nieskrępowanego prawa do gwałcenia kobiet, które jest możliwe tylko podczas wojny na podbitym terenie. – J.C.]
Trzeba przyznać, że ogólny obraz przedstawiony przez Lundkvista jest mocno zafałszowany; mongolska kobieta jest w nim przedstawiona wyłącznie jako przedmiot pożądania mężczyzn (zgodnie z prymitywnym schematem przyjętym w permisywnych, tępych i moralnie zgniłych społeczeństwach skandynawskich), podczas gdy faktycznie była ona w państwie Mongołów absolutnie równouprawniona: kończyła akademie wojskowe i polityczne, dowodziła oddziałami wojskowymi, awansowała do stopni generalskich, pełniła funkcje polityczne, administracyjne i dyplomatyczne. Inna rzecz, że tym godnym i rozumnym paniom nie przychodziło do głowy, iż wolność polega na tym – jak bohaterkom powieści skandynawskich – by gardzić własnymi dziećmi i mężem, uprawiać miłość z cudzymi mężami, z psami i Murzynami, pić, ćpać i kompletnie nie mieć wstydu...
W dalszym ciągu swej powieści „Wola nieba” szwedzki pisarz usiłuje, już nieco ściślej, zreferować swoje wyobrażenia o innych aspektach mongolskiej etyki buddyjskiej i notuje: „Prawdziwi wojownicy walczą do końca, męski honor nie dopuszcza nawet myśli o poddaniu się. Ale jedne narody rodzą się, by walczyć, inne, by spokojnie pracować na roli lub handlować.
Je-lu Cz’u-c’aj: Wszyscy ludzie nie muszą żyć w taki sam sposób, wielu z nich nie umie żyć tak jak Mongołowie, nie są oni nomadami i nie są tacy wojowniczy, chcą żyć w miastach i wsiach, osiadli na roli, którą uprawiają, i wierni swoim zadaniom jako rzemieślnicy, urzędnicy, uczeni, kupcy, a zadaniem Mongołów pośród nich mogłoby być prowadzenie nieuniknionych wojen dla utrzymania pokoju, zachowywania jedności w wielkim mocarstwie za pomocą sprawiedliwych praw i mądrych rządów, tak aby była w nim praca dla wszystkich i właściwy dobrobyt, jak również pewna miara rozumu i sztuki życia”.
Chan: „Twoja mądrość jest jak zawsze godna pochwały, Je-lu Cz’u-c’aju, i chętnie bym widział, aby moi potomkowie mogli osiągnąć to, co ty przedstawiasz, mój czas już wkrótce upłynie i mogę tylko położyć fundament przyszłego państwa, czyniłem to na swój sposób i muszę to robić dalej. Teraz przychodzi wojna z Tangutami i żadne wątpliwości czy skrupuły nie powstrzymają mnie od doprowadzenia jej do końca, ale za państwem Si-sia leżą wielkie państwa kitajskie, Kin wciąż jeszcze nie jest ostatecznie pokonane, a jeśli Sung walczy dziś przeciw Kin, podobnie jak nasi wojownicy pod Boru, nie przeszkadza to temu, że musimy wkrótce zaatakować Sung, żeby je podbić i włączyć do naszego mocarstwa, zgodnie z naszą myślą, że tylko jedna wola może panować na ziemi jak i w niebie, ale to już będzie sprawa moich potomków i tego dnia ja już nie ujrzę”.
Chan pogrąża się w myślach, daje znak Je-lu Cz’u-c’ajowi, że rozmowa skończona, że chce zostać sam. Dla swoich potomków Chan każe zapisać:
„To się odnosi do moich synów, wnuków i ich potomków, jak długo istnieć będzie mocarstwo Mongołów:
Nie zapominajcie nigdy, że jesteście z mojej krwi, waszym obowiązkiem wobec mnie jest przynosić samym sobie chwałę.
Nie dopuśćcie nigdy do tego, by rozlała się między wami krew, by wdarło się rozdarcie i rozdźwięk.
Mocarstwo musi pozostać jedno i niepodzielne, ażeby nie popadło w walkę między różnymi swoimi częściami i nie stało się łupem wrogów.
Tylko jedna wola może panować, ale wielu może ją wykonywać, którzy w jasnym zrozumieniu jej celu podporządkują się jej.
Wojna jest i pozostanie naczelnym zadaniem, by państwo mogło ostać się przeciw zewnętrznym i wewnętrznym wrogom, rozszerzyć się i umocnić.
Granice nie są nigdy pewne i ostateczne, dopóki istnieje świat poza nimi.
Zadaniem ludów podległych jest stosowanie się do woli władcy i wykonywanie wszelkich prac oraz krzewienie umiejętności, które są pożyteczne dla państwa.
Przy tym założeniu mają one korzystać z pełnej sprawiedliwości i wszelkich przywilejów, jakie daje państwo.
Wojna ma zatroszczyć się o to, aby żaden lud nie urósł w zbytnią siłę i nie stał się niebezpieczny dla siebie samego i dla innych.
Wojna ma także zadbać o to, aby mężczyźni pozostali mężczyznami, a kobiety kobietami.
Brak umiarkowania w rozkoszach i trybie życia karze się sam, i człowiek mądry ich unika. Idźcie za pokusami i próbujcie rozkoszy do pewnej granicy, ale nie pozwólcie im uzyskać władzy nad wami.
Rozkosze dążą do pozbawienia człowieka jego wolności, nie poddawajcie się ich niewolnictwu, lecz wyłamujcie się z niego w porę.
Ale nie pozwólcie też, by pokusy gromadziły się i stawały przemożne, żadnej rzeki nie można zatamować, by nie szukała sobie ujścia.
Także opór przeciw rozkoszom może stać się niewolnictwem, człowiek silny nie musi mu się podporządkowywać.
Istnieje pewna równowaga między przeciwieństwami, której nie można zbyt naruszyć, by nie upaść.
Gniew ma swoje zadanie u mężczyzny, ale równie wielkie zadanie ma opanowywanie gniewu.
Jeśli jest pod dostatkiem czasu, pozwólcie każdej decyzji dojrzeć i przejaśnić się, żadna wielka burza nie powstaje od razu.
Mężczyzna nie powinien płakać nad tym, co zrobił, czyni go to tylko słabszym i nie przydaje się na nic, ale może on zwrócić swoje niezadowolenie jako oczyszczający gniew przeciw samemu sobie, za to, że nie widział dostatecznie jasno.
Prawdziwy mężczyzna pozostaje skromny i sprawiedliwy w duszy, patrzy na siebie tak, jakby był kimś innym.
Władca musi być nieprzenikniony jak skała i wszystko obejmujący jak woda”...
Dynastia Czyngisidów narzuciła Mongołom i innym ludom swego olbrzymiego imperium kult wojny, żołnierskiej pychy, przemocy, okrucieństwa i horroru. Kara śmierci stanowiła u nich podstawową, najczęściej stosowaną karę nie tylko za morderstwo, ale i za kradzież, paserstwo, cudzołóstwo, czarownictwo, łapówkarstwo, przekroczenie swych uprawnień przez urzędnika lub oficera, jak również – za dotknięcie progu namiotu chana lub za oddanie moczu na terenie jego obozu. Karze śmierci podlegał także ten, kto zakrztusił się kawałkiem baraniny, kto zabił źrebię lub owcę na mięso nie według przepisów, a przepis nakazywał otworzyć pierś zwierzęcia nożem, wprowadzić rękę do otworu, znaleźć tam po omacku bijące serce, chwycić je i ściskać w pięści aż zwierzę zdechnie. Kara śmierci należała się również tym, którzy ważyli się wykąpać w rzece lub wyprać w niej swój ubiór.
Wbrew pozorom nie było to okrucieństwo bezsensowne, kryła się za nim zupełnie racjonalna tendencja do zachowania przez członków hordy ciągłej pełnej gotowości bojowej (kąpiący się żołnierz nie jest w tej chwili zdolny do podjęcia natychmiastowej walki, a przy tym może się przeziębić i zachorować, co było niedopuszczalne), w tym do zadawania bezlitosnej śmierci komukolwiek, nie wyłączając dzieci zwierząt i ludzi. Arystokracja Mongołów stanowiła kastę „płowych bestii”, stojących ponad wszelką moralnością i ponad wszelkimi konwenansami. Jeśli któryś z mongolskich dowódców ważył się choć w najmniejszym stopniu uchybić rozkazowi głównodowodzącego chana i np. cofnąć swe oddziały ze względów taktycznych, nawet gdy należał do rodu książęcego, był zaszywany żywcem do wora ze skór owczych, w którym powoli, przez wiele dni dusił się i był za życia zżerany przez robactwo. Jeśli wzięto do niewoli obcego księcia, który się był poważył przedtem stawiać opór Mongołom, wyrywano mu obcęgami kawałki ciała, które musiał natychmiast zjadać. Tak postąpiono m.in. z jednym z wnuków sułtana Saladyna.
Za najmniejszy wyraz niezadowolenia, za jedno jedyne nieopatrznie wypowiedziane zdanie najwyżsi dowódcy i dygnitarze, nie mówiąc o podrzędnych, byli skazywani na „wbijanie kamieni do ust”, a członkowie rodu panującego, o ile zdarzyło się im uchybić żelaznej dyscyplinie, byli karani bez przelewu krwi, czyli: topieni, truci, duszeni jedwabnymi sznurami, zawijani do dywanów i tłuczeni kijami do śmierci. Śmierć nie budziła w Mongołach takiego poczucia zgrozy, jak w innych, mniej twardych, ludziach. Zadawano ją i przyjmowano z dużą łatwością – przez rozcięcie klatki piersiowej i wyrwanie z niej trzepocącego, jak złapany dziki ptak, serca; przez złamanie karku lub grzbietu. Obcym chętnie zdzierano skalpy, obcinano palce, ręce, nogi, nosy, uszy, języki, genitalia; wykłuwano oczy, palono żywcem – bardzo powoli – nad ogniskiem. I śmiano się zarówno z konającej ofiary, jak i z samej „pani Śmierci”…
To okrucieństwo, z jednej strony, hartowało i umacniało Mongołów w nadludzkiej odwadze. To byli żołnierze, którzy nie wiedzieli, co to jest ucieczka z pola walki czy poddanie się wrogowi. Obcych zaś zastraszało i demoralizowało do kompletnej utraty godności, woli walki i chęci samoobrony – groźna fama biegła przed końmi Mongołów i torowała im drogę do kolejnych zwycięstw. A zwycięstwo u tego narodu było – tak jak w sporcie – celem samym w sobie, a nie środkiem do zdobywania jakichś materialnych gratyfikacji. Od około 1210 roku oficjalnym celem Imperium ogłoszono panowanie nad całym światem! A wszelkie środki temu celowi służące uznano za dobre. Mongołowie nie przywiązywali najmniejszej wagi do układów, do podpisywania umów, do dotrzymywania uroczystego przyrzeczenia. I owszem, układy i dyplomatyczne umowy zawierali, lecz tylko po to, by zmylić, uśpić czujność przeciwnika, zyskać na czasie, osiągnąć swe cele. Elita Mongołów gardziła wszystkimi i nikogo nie uważała za równego sobie partnera, w stosunkach z którym należałoby dotrzymywać układów.
Nie można wykluczyć, że wyniosła pogarda chanów zarówno w stosunku do „swoich”, jak i do obcych, po części przynajmniej wynikała z niezbicie ustalonego faktu, że najwyższa elita tego imperium należała do rasy aryjskiej, a więc obcej w stosunku do reszty, do poddanych, którymi zresztą gardzono i posługiwano się jako narzędziem do rozciągnięcia swego panowania nad światem. Ta arystokracja potrafiła świetnie zorganizować państwo i wojsko, dobrać i wyszkolić najzdolniejszą kadrę w akademiach wojskowych i dyplomatycznych. O ile we własnym obozie najmniejsze podejrzenie o korupcję i przekupstwo natychmiast karano złamaniem karku, o tyle obcą „wierchuszkę” skutecznie demoralizowano i przekupywano, wykorzystywano, a następnie likwidowano. [Bardzo podobne metody stosowało później i stosuje dziś Imperium Brytyjskie i Stany Zjednoczone, czyli rasa anglosaska]. Krótko mówiąc, cesarstwo Czyngis-chana stanowiło jakby jedno z ucieleśnień świata „płowych bestii”, którego wizję u progu XX wieku nakreślił Fryderyk Nietzsche, niemiecki filozof, poeta i kompozytor polsko-szlacheckiego pochodzenia, w dziele „Der Wille zur Macht”.
Jedna z legend podaje, że pewnego razu starzejący się Czyngis-chan (nawiasem mówiąc bohater narodowy nie tylko Mongołów, ale też Kazachów, Kirgizów, Uzbeków, Chińczyków, Turków, Ujgurów, Turkmenów, Baszkirów, Tatarów) zapytał podczas uczty otaczających go potomków i dowódców wojskowych, na czym polega prawdziwe szczęście mężczyzny. Ci zgodnie odparli, że na uczestniczeniu w sokolnictwie, czyli polowaniu z sokołami. „Zła jest wasza odpowiedź, – rzekł tedy wielki chan – największa rozkosz i przyjemność prawdziwego męża polega na tym, by żelazną ręką zdławić opór zbuntowanego i zwyciężyć wroga, by wydrzeć go z korzeniem i zagarnąć wszystko, co on ma, by zmusić do zachodzenia od płaczu i oblewania się łzami jego kobiety; na tym, by przekształcić jego piękne żony w rodzaj dodatku do bielizny, by ścielić je przed siebie idąc do snu, oglądać ich cudne usta i policzki, całować je i ssać do woli”… Inny przekaz podaje nieco odmienną wersję:: „Szczęście polega na tym, by pokonać swych wrogów, by ich gnać i zabijać, by gwałcić ich żony i córki”...]. W tych słowach wielkiego wodza czuć już zresztą starcze niedołęstwo, manifestujące się często w skłonności do rozpusty i hedonizmu. To nie są słowa dzielnego żołnierza, lecz raczej starzejącego się, łasego na pokusy seksualne wszetecznika. Ten dekadencki duch, będący zaprzeczeniem straszliwego męstwa nordyckich „prawdziwych Mongołów”, po śmierci Czyngisa powoli opanował jego potomków i jego arystokrację, tak iż coraz bardziej ulegali swym ludzkim słabościom, zatracali poczucie wyższej rasy i zdolność do wielkich czynów na skutek mieszania swej niebieskiej krwi z kobietami obcego pochodzenia. Imperium bastardyzowało się i hybrydyzowało. Ten proces rozpadu genotypu i ducha skończył się po kilku stuleciach zupełnym spróchnieniem potężnego ongiś państwa i jego rozkładem na pierwiastki.
Mongołowie, gdy zarzucano im okrucieństwo i przelew krwi, odpowiadali, iż są Biczem Bożym, zsyłanym przez Niebo, aby karać ludy nieprawe i niesprawiedliwe. Zadziwiające, że w starotestamentowej „Księdze Powtórzonego Prawa” (9, 1-6) naród Izraela też nazywa sam siebie swoistym „Biczem Bożym”, nasyłanym przez Boga na różne narody jako kara za ich grzechy i głupotę. Czytamy więc tam znamienne słowa: „Słuchaj Izraelu! Teraz przeprawisz się przez Jordan, by pójść zawładnąć narodami większymi i silniejszymi od ciebie, miastami rozległymi i opasanymi bardzo wysokimi murami, ludem licznym i rosłym (...). Dowiedzże się teraz, że twój Bóg, Jahwe, pójdzie sam przed tobą jak niszczycielski ogień. On ich wytępi i powali przed tobą, tak że ich wypędzisz i wygubisz szybko... Gdy już twój Bóg, Jahwe, wyrzuci ich przed tobą, nie pomyśl jednak sobie: „To dla mojej sprawiedliwości wywiódł mnie Jahwe, abym posiadł tę ziemię” – gdyż dla niegodziwości tych narodów wypędza je Jahwe przed tobą. Nie dla twej sprawiedliwości, nie dla prawości serca twego wkraczasz, by posiąść ich kraj, ale z powodu niegodziwości tych narodów wypędza je przed tobą Jahwe, twój Bóg (...). Wiedzże zatem, iż twój Bóg, Jahwe, oddaje ci w posiadanie tę żyzną ziemię nie ze względu na twoją sprawiedliwość, boś ty jest ludem twardego karku!”...
Aby Izraelici i Mongołowie mogli spełniać rolę „Bicza Bożego”, spadającego na grzbiety narodów tępych, głupich i nikczemnych, nie potrafiących żyć i pracować uczciwie, nie mających ani rozumu, ani własnej religii, ani umiejętności rządzenia państwem, Bóg obdarzył owe „narody wybrane” szczególnie dokuczliwym usposobieniem (choć przecież różnym od siebie), aby byli ciężką plagą dla pozbawionych rozsądku i dzielności. Tak przynajmniej twierdzą autorzy „Starego Testamentu” i średniowiecznych kronik mongolskich.

* * *

Powracając do uniwersalnych zasad etyki buddyjskiej przypomnijmy jeszcze raz okoliczność, że w buddyzmie za dobre uchodzą wszystkie akty, które prowadzą do przezwyciężenia namiętności, uzależnień (przede wszystkim od seksu, bogactwa i alkoholu), żądz i złudzeń. Jest to więc moralność pańska, oparta na samodyscyplinie, arystokratyzmie etycznym, samoopanowaniu. „Etyka buddyjska i jej etos, jak również formy religii istniejące jeszcze przed Buddą, rozwijają wprawdzie wolę panowania, która bynajmniej nie jest mniejsza niż wola panowania na Zachodzie. Atoli ta wola panowania nie jest skierowana na zewnątrz, ku produkcji materialnej i możliwemu dzięki niej zwiększeniu liczby ludności i potrzeb materialnych, a nawet nie na ich ciągłą ponowną reprodukcję, lecz do wewnątrz, ku panowaniu nad automatycznym działaniem psychiki i wszelkich procesów życiowych, które tłumiłoby zmysłowe pożądanie. Dlatego też, na przykład, odwrotnie niż u nas, występuje tam dostosowywanie liczby dzieci do stabilnych stosunków produkcji, choćby przez uśmiercanie dziewcząt, istnieje nadzwyczaj rozwinięta technika opanowywania procesów psychicznych i życiowych, lecz nie ma godnej wzmianki techniki produkcyjnej i wojskowej” (Max Scheler, „Problemy socjologii wiedzy). A to dlatego, że te ostatnie uważano za absolutnie bez znaczenia. Choć przyznać trzeba, że buddyzm przybierał – dokładnie tak, jak chrześcijaństwo, znacznie odmienną postać w różnych krajach, zamieszkiwanych przez narody o odmiennych cechach charakterologicznych. Buddyzm kambodżański tak się różnił od japońskiego, jak Kambodżyjczyk od Japończyka; a katolicyzm polski od niemieckiego jak Polak od Niemca. Zresztą któż dziś dorówna pod względem technologicznym takim krajom tradycyjnie buddyjskim, jak Japonia i Korea?
„Nieskończone cnoty” buddyzmu, skierowane na wszystkie istoty świata (właśnie dlatego są one „nieskończone” czyli „nieograniczone”) to: 1. życzliwość i pragnienie szczęścia dla wszystkich; 2. miłosierdzie, czyli współczucie z cudzym cierpieniem; 3. współradowanie się, czyli radość z cudzego szczęścia i powodzenia; 4. niezachwiane samoopanowanie i olimpijski spokój w każdej sytuacji. Ćwiczenie w tych cnotach otwiera drogę do Nieba Brahmana. Sam twórca doktryny o „prawdach” nazywał je „aryjskimi”, a pojęcia „Aryjczyk” używał na określenie osoby kroczącej ścieżką duchowego i moralnego samodoskonalenia, kogoś zupełnie innego niż ludzie z tłumu, niż „człowiek masowy”. „Aryjski” znaczy „szlachetny” (choć pierwotnie ta nazwa przysługiwała po prostu jasnowłosym mieszkańcom Ałtaju oraz Indii Północnych). I szczegół: godność jest niezbywalną cechą człowieka rozumnego. „Człowiek mądry zawsze będzie pełen gorliwości w gromadzeniu godnych czynów... Nie powinno się uważać siebie za grzesznego lub bezwartościowego, wręcz przeciwnie: powinno się widzieć czystym i doskonałym” (Chogyam Trungpa). I być takim.

* * *

Powiada się, że gdy wyznawca buddyzmu lub braminizmu chce coś uroczyście i radośnie świętować i obchodzić, to udaje się na bazar, kupuje jedną lub parę klatek ze złowionymi ptakami, wyjeżdża poza miasto i wypuszcza „więźniów” na wolność; gdy nie ma w sprzedaży ptaków, można to samo uczynić ze sprzedawanymi świeżymi rybami, wypuszczając je do rzeki lub jeziora. Dla szlachetnej duszy jest to przeżycie prawdziwej radości i szczęścia.
Andrzej Szyszko – Bohusz, orientalista polski, w swej monografii o buddyzmie (1984) w następujący sposób streszcza zawartość nauk moralnych buddyzmu: „Etyka buddyjska opiera się na immanentnym moralnym prawie świata. Praktyczna moralność wymaga przestrzegania pięciu przykazań (panczaszila): 1. Nie zabijać. 2. Nie kraść. 3. Nie kłamać. 4. Nie dopuszczać się niedozwolonych stosunków płciowych. 5. Nie używać żadnych napojów odurzających. (Narzuca się tu nieodparcie olbrzymia zbieżność tych przykazań z dekalogiem chrześcijańskim). Drogę zbawienia określają ogniwa „szlachetnej ośmiorakiej ścieżki”: 1. Właściwe spostrzeżenie (słuszny pogląd). 2. Właściwe myślenie (słuszne postanowienie). 3. Właściwa (słuszna) mowa. 4. Właściwe (słuszne) postępowanie. 5. Właściwe (słuszne) życie. 6. Właściwe (słuszne) dążenia. 7. Właściwa rozwaga (słuszne skupienie). 8. Właściwe zatopienie się w sobie (słuszna medytacja). Szczególne znaczenie przypisuje się medytacji; jej różne stopnie są w literaturze szczegółowo opisane i zalecane.
Celem „hinajany”, który poza nielicznymi wyjątkami może być osiągnięty tylko przez mnichów, jest stan „arhata”: stopniowo wznosząc się, po unicestwieniu nienawiści, żądzy i błędnych mniemań, osiąga się stan świętego, który przezwyciężył świat i który z chwilą śmierci przechodzi do nirwany.
W „mahajanie” etyka przybiera formę aktywną, bardziej odpowiadającą również ludziom świeckim. Celem każdego wiernego nie jest już stanie się świętym, który odwrócił się od świata, ale stanie się przyszłym Buddą, Bodhisatwą, który przez ofiarowanie i wyrzeczenie się samego siebie przynosi zbawienie ogromnej liczbie istot żywych. Do stanu tego wznosi się poprzez 10 stopni odpowiadających praktykowaniu dziesięciu doskonałości („paramita”, to jest cnót zasadniczych); są nimi: jałmużna, skromność, cierpliwość, energia, medytacja, poznanie, umiejętność przekazywania prawdy, postanowienie, cudowna moc i wiedza.”
Istnieją różne wykładnie i interpretacje etyki buddyjskiej; jedną z nich podał w 2008 roku Tenzin Gjatso Dalaj Lama XIV podczas jednego z publicznych spotkań z młodzieżą europejską; streścił wówczas całą etykę buddyzmu w dwu zdaniach: „Pomagaj innym. Jeśli nie możesz pomóc, przynajmniej nie szkodź”... Jakże bliskie to jest nakazowi etyki rzymskiej: „Omnes, quantum potes, juva!” – „Wszystkim, ile mocy, pomagaj!”…

* * *

Wpływ buddyzmu na kulturę europejską jest od paru tysiącleci dość znaczący, choć nie zawsze przez Europejczyków uświadamiany. Platon, Pyrrhon, Teognis, Apollonios, Pantainos, Orygenes – to dalece nie wszyscy mędrcy helleńscy, których myśl doznała wpływu kultury buddyjskiej. Choć możliwe jest przecież także twierdzenie, że po prostu myśl tych filozofów biegła torem rozumowań bardzo zbliżonych do paradygmatów mentalności buddyjskiej. Także chrześcijaństwo ma liczne „koligacje”, lub po prostu paralelizmy myślowe z tym wielkim nurtem moralno-religijnym. Niektórzy filozofowie, jak np. Arthur Schopenhauer, twierdzili, że „chrystianizm jest jedynie buddyzmem zaszczepionym na drzewie judaizmu”. Trudno się temu dziwić, wszystkie te wielkie kulturu są dziełem rasy aryjskiej. Badacze dostrzegają podobieństwa także między życiem Buddy a życiem Jezusa z Nazaretu w następujących zdarzeniach: Mędrzec Asita ubolewający, że nie doczeka „przebudzenia” Buddy po jego wtajemniczeniu jest prototypem kuszenia Chrystusa przez szatana; chodzenie Jezusa po morzu, cudowne nakarmienie tłumów, wdowi grosz i matka Chrystusa mają swe odpowiedniki w o pół tysiąca lat wcześniejszych pismach buddyjskich.
W zupełnie buddyjskim duchu wypowiadała się też nieraz wybitna filozofka żydokatolicka Simone Weil, jak np.: „Wiary trzeba bronić jedynie niewinnością i miłością”... Wywarł też buddyzm wpływ na twórczość takich europejskich pisarzy i myślicieli (na ile o tym może wnioskować autor tego tekstu na podstawie swego ograniczonego doświadczenia lekturowego), jak August Wilhelm Schlegel, Friedrich Schlegel, Arthur Schopenhauer, Friedrich Nietzsche, Aldous Huxley, Hermann Hesse, Karl Gjellerup, Emil Cioran. Ten ostatni przecież m.in. pisał: „Nie biegniemy ku śmierci, uciekamy przed katastrofą narodzin. Udało się nam jakoś ujść, miotamy się tu i tam, próbujemy zapomnieć. Strach przed śmiercią jest tylko projekcją w przyszłość lęku datującego się od pierwszych naszych chwil.
Rzecz jasna, wzdragamy się przed traktowaniem narodzin jako klęski; czyż nie wpajano nam, że jest to najwyższe dobro, i że to, co najgorsze, znajduje się u kresu, nie zaś na początku naszej drogi. A jednak zło, prawdziwe zło, jest za nami, nie zaś przed nami. Nie uświadomił sobie tego Chrystus, pojął zaś to Budda, mówiąc: „Gdyby, o mnisi, nie istniały na świecie te trzy rzeczy, Doskonały nie pojawiłby się na świecie”... I narodzinom przyznał miejsce przed starością i śmiercią, są one bowiem źródłem wszelkich ułomności i klęsk”... A czyż nie brzmią zupełnie z buddyjska słowa wybitnego matematyka i filozofa, przekonanego zresztą materialisty, Bertranda Russela: „Tajemnica szczęścia tkwi w pogodzeniu się z faktem, że świat jest okropny, okropny, okropny?”...

* * *

Jak nieraz zaznaczyliśmy powyżej, buddyzm w sposób szczególny fascynował intelektualistów niemieckich, jako po prostu najbardziej mądrych ludzi Europy; być może zresztą także z powodu aryjskości tej szlachetnej doktryny.
Jak się wydaje, głęboka więź nieomal mistyczna istnieje między myślą buddyzmu a twórczością genialnego filozofa, poety i kompozytora Fryderyka Nietzschego (1844-1900), który pisał o sobie: „Jestem z natury wojowniczy. Atakowanie właściwe jest moim instynktom. Móc być nieprzyjacielem – to wymaga silnej natury. Potrzebuje ona oporu, przeto szuka oporu: patos zaczepny z tą samą koniecznością jest właściwy sile, jak uczucie zemsty i urazy – słabości. Kobieta, na przykład, jest mściwa: to wynika z jej słabości, podobnie jak jej wrażliwość na cudzą niedolę. – Siła atakującego ma pewnego rodzaju miarę w przeciwieństwie, którego mu trzeba. Każde wzrastanie ujawnia się wyszukiwaniem mocniejszego przeciwnika – lub problemu: bo filozof, który jest wojowniczy, wzywa też problemy do walki. Nie w tym zadanie, by w ogóle stać się panem oporów, lecz pokonywanie takich oporów, gdzie w grę wciągnąć trzeba całą swą siłę, sprawność i mistrzostwo” (Friedrich Nietzsche, „Ecce homo”). A jednak wiemy, że chęć do ataku wynika nieraz po prostu z subtelności, z niegodzenia się na prostactwo, chamstwo, niegodziwość i wulgarność świata. Na co zresztą tenże autor również wskazywał, gdy pisał: „Wstręt do ludzi, do „motłochu” był zawsze największym moim niebezpieczeństwem... Bo nasza to wyżyna i nasza ojczyzna: wysoko zbyt i stromo zbyt tutaj mieszkamy wszystkim nieczystym i ich pragnieniom... Zaprawdę, żadnych kryjówek dla nieczystych tu chować nie będziemy! Jaskinią lodową zdałoby się nasze szczęście ich ciałom i duchom! I jako wichry potężne będziemy żyć ponad nimi, sąsiady orłom, sąsiady śniegom, sąsiady słońcu: tak żyją wichry potężne. I niby wicher zadmę kiedyś jeszcze pomiędzy nich i duchem swym zaprę ich duchowi dech: tak chce ma przyszłość”... F. Nietzsche pisał o dwóch wielkich ruchach nihilistycznych, buddyzmie i chrześcijaństwie. W rozdziale „Budda przeciwko „Ukrzyżowanemu” dzieła „Wola mocy” wywodził: „W ruchu nihilistycznym zawsze jeszcze godzi się ściśle odróżniać ruch chrześcijański od buddystycznego. Ruch buddystyczny oznacza piękny wieczór, skończoną łagodność i słodycz, – jest to wdzięczność względem wszystkiego, co się ma poza sobą; licząc już i to, czego brak: gorycz, rozczarowanie, złość zatajoną; ostatecznie: wysoka miłość duchowa; wyrafinowanie filozoficznej sprzeczności jest poza nim, wypoczywa on sobie także i po niej: ale od niej zachowuje jeszcze duchową glorię i żarzenie się zachodzącego słońca. (Pochodzenie od kast najwyższych). Ruch chrześcijański jest ruchem degeneratywnym, powstałym z najrozmaitszych żywiołów, składających się z odpadków i wydzielin: nie jest on wyrazem chylenia się jakiejś rasy do upadku; od samego początku jest tworem złożonym ze skupiających się i poszukujących się okazów chorobliwych... Dlatego nie jest on narodowy, nie jest uwarunkowany przez rasę: zwraca się do wydziedziczonych zewsząd; zatajony przeciwko wszystkiemu, co jest udane i co panuje; potrzeba mu symbolu, przedstawiającego przekleństwo rzucone na tych, którzy się udali i którzy panują... Jest on przeciwieństwem wszelkiego ruchu umysłowego, wszelkiej filozofii: bierze stronę idiotów i rzuca klątwę na rozum. Złość zatajona przeciwko zdolnym, uczonym, umysłowo niezależnym: odgaduje on w nich to, co jest udane, pańskie...
„Nieprzyjaźń nieprzyjaźni kresu nie położy, przyjaźń kres nieprzyjaźni położy”: to rozpoczyna naukę Buddy – tak mówi nie moralność, – tak mówi fizjologia”...
W nadmiernym przeczeniu i zaprzeczaniu kryje się często i manifestuje nagromadzona a ukryta żądza samopotwierdzenia, milości własnej, samouwielbienia. W „Woli mocy” Fryderyk Nietzsche pisał: „Nihilizm: brak celu; brak odpowiedzi na pytanie „dlaczego?” – Co znaczy nihilizm? To, że najwyższe wartości tracą wartość. Może on być oznaką siły; moc ducha mogła tak wzróść, że cele dotychczasowe („przekonania”, artykuły wiary) są dla niej nieodpowiednie (wiara mianowicie wyraża w ogólności przymus, wynikający z warunków egzystencji, poddanie się autorytetowi stosunków, w których jakaś istota rozwija się, rośnie, zyskuje moc...); z drugiej strony może on być oznaką niedostatecznej siły, by produktywnie znowu postawić sobie jakiś cel, jakieś „dlaczego”, jakąś wiarę.
Maksimum swojej siły względnej osiąga on jako gwałtowna siła burzenia: jako nihilizm czynny. Przeciwieństwem jego byłby nihilizm znużony, który już nie atakuje: jego najsławniejsza forma to buddyzm: jako nihilizm bierny, jako oznaka słabości: moc ducha mogła była się znużyć, wyczerpać, tak iż dotychczasowe cele i wartości są nieodpowiednie i żadnej wiary już nie znajdują – synteza wartości i celów (na której polega każda silna kultura) już się roztapia, wartości poszczególne bój z sobą toczą: rozkład – czyli że wszystko, co orzeźwia, uzdrawia – uspokaja, odurza, występuje na czoło w różnym przebraniu, religijnym lub moralnym, politycznym lub estetycznym itd. Nihilizm przedstawia patologiczny stan”... Patologia ta polega na wniosku, że „nic – czyli wszystko – nie ma sensu”. Albo inaczej i dokładniej: „Założeniem tej hipotezy jest: iż nie ma żadnej prawdy, iż nie ma żadnej absolutnej jakości przedmiotów, żadnej „rzeczy samej w sobie”... Wartość rzeczy wszelkich widzi on właśnie w tym, iż wartościom tym nie odpowiada żadna rzeczywistość... W końcu zaprzeczenie samo jako „po co” życia; życie jako coś, co pojmuje się jako rzecz bez wartości i w końcu unicestwia...
Wszystko, co zostaje zrobione w słabości, nie udaje się... Nigdy nie reaguje się prędzej i bardziej na ślepo, niż wtedy, kiedyby należało wcale nie reagować... Znamieniem natury silnej jest wyczekiwanie i opóźnianie reakcji: pewnego rodzaju powściągliwość jest jej tak właściwą, jak słabości właściwym jest przymus odruchu, nagłość, niemożność wstrzymania „czynu”... Wola jest słabą; a receptą do zapobieżenia rzeczom głupim byłoby mieć wcale silną i nic nie czynić... Contradictio. Pewien rodzaj samozniszczenia, instynkt zachowawczy jest skompromitowany... Słaby sam sobie szkodzi... To jest typ dekadentyzmu...
Faktycznie znajdujemy olbrzymie rozmyślanie nad praktykami do wywołania niewzruszoności. Instynkt jest o tyle na tropie, że nie robić nic jest pożyteczniej, niż robić cokolwiek... Wszystkie praktyki zakonów, filozofów samotników, fakirów wynikły z trafnej miary wartości, że pewien gatunek człowieka jeszcze największą korzyść sobie przynosi, jeśli o ile możności zapobiega działaniu ze swej strony”... Nie mówimy, że istnieje też inny typ człowieka – do którego należy przyszłość, przynajmniej tu, na ziemi.

* * *

W ciekawy sposób interpretował charakter buddyzmu inny filozof niemiecki. Według Maxa Schelera celem buddyzmu jest głęboka cisza umysłu, w której zanika i ugasa pożądanie, indywidualność i cierpienie; cisza, w której wszechświat i indywiduum zostają odrzeczywistnione, stają się niejako obrazem, wyobrażeniem, przedstawieniem. Zarazem jednak poczucie włączenia własnego cierpienia w wielkie cierpienie świata i w konieczność cierpienia ma nastrajać do łagodnej rezygnacji. Buddyzm twierdzi, że „istnienie jest cierpieniem; powstanie i przemijanie, zmiana i przemiana jako taka – bez względu na jej charakter, bez względu na to, czy budzi znowu przyjemność, czy ból – jest cierpieniem”. Kategoria „cierpienia” („uciążliwości”) wszelako nie może tu być interpretowana jako synonim „bólu” fizjologicznego czy psychicznego, lecz raczej jako bierność w sensie gramatycznym, jako „bycie-poddanym-oddziaływaniom”. I nic więcej. Max Scheler wydaje się potwierdzać tę interpretację, gdy pisze o kategorii „cierpienia” w buddyzmie: „Rdzeń ów obejmuje raczej wszystko, co człowieka – na pozór z nieodpartą siłą – pobudza z zewnątrz, co go tylko pociąga, wszystko, co w etymologicznym znaczeniu słowa jest „afektem” człowieka; obejmuje jego „zniewolenie” przez bytowo autonomiczne i wykazujące własne wzajemne uwarunkowanie przyczynowe postaci i rzeczy w ogóle. Jest to raczej „doznawanie” jako przeciwieństwo „czynności” i „działania”, aniżeli jako przeciwieństwo przyjemności”... Niby więc nasuwa się tu pokusa określenia buddyzmu jako swego rodzaju wyczerpanej w samogwałcie postawy onanistycznej, zniechęconej, bezwładnej, osłabionej, bezpłodnej. Nic bardziej mylnego wszelako.
Cywilizacja buddyjska od dawna nacechowana jest gorącym kultem nauki i oświaty oraz aktywizmu społecznego. Jeszcze w III wieku p.n.e. genialny król Asioka wybudował kilkaset uniwersytetów, jak też całkowicie bezpłatnych bibliotek, hoteli, szpitali i mieszkań dla obywateli swego państwa. Założył również „Towarzystwo Dziewięciu Nieznanych”, które poszukiwało, badało i utajniało (ale nie niszczyło!) dawne tajemne księgi, zawierające m.in. opisy sztuki pokonywania grawitacji, wskrzeszania zmarłych, zabijania myślą na odległość, sterowania świadomością etc., etc. Musiano je schować, uważał król Asioka, aby przez przypadek ludzie niewłaściwi nie zrobili z nich złego użytku. Prawdopodobnie tysiące tych ksiąg nadal są przechowywane w klasztorach buddyjskich na terenie Azji.

Obecnie wyznawcy buddyzmu stanowią około 15 proc. mieszkańców ziemi, lecz ten udział w ciągu ostatnich dziesięcioleci stale wzrasta. Mnóstwo ludów syberyjskich, pustynnych, górskich i leśnych wypracowało własne swoiste odmiany obyczajowości buddyjskiej. Tak np. jeszcze w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku lud Nanajców (Samarów), pochodzący z Tybetu, liczący obecnie około 150 tysięcy osób, a mieszkający na obu brzegach Amuru w Rosji i Chinach, stosował naturalną eugenikę w następującej postaci: kobieta, która czuła, że już niedługo urodzi dziecko, zgodnie z pradawnym obyczajem udawała się sama (przy mrozach w przedziale minus 20-60 stopni) do tajgi, gdzie budowała z gałęzi szałas i samotnie rodziła. Jeśli po kilku dniach matka wracała z dzieckiem do męża, znaczyło to, że potomek był zdrowy i zdolny do życia; jeśli nie, uważano, iż taka była wola Nieba, że słaby niedorobek nie powinien kopcić nieba... Okazuje się tedy, że najgłębszy humanitaryzm może się przepoczwarzać w daleko posuniętą bezwzględność.




2 komentarze:

  1. Szanowny Panie doktorze,
    jak się Pan rozpędzi to trudno pana zatrzymać. Czy mógłby Pan podać źródło tego swojego chyba jeszcze nie sławnego stwierdzenia:
    "Nawiasem mówiąc, wprowadzaniu buddyzmu (tak, jak np. katolicyzmu) do różnych krajów towarzyszyło makabryczne okrucieństwo; w Tybecie, zwalczając tradycyjny kult bon po jako odmianę szamanizmu, przybyli z Chin mnisi buddyjscy mordowali tutejszych kapłanów, stosując zdzieranie skóry z ciał żywych ludzi, w tym starców i dzieci, a mnóstwo ludności wypędzili z kraju. Zdarte ludzkie skóry wywieszano na wietrze i słońcu, aby się publicznie suszyły – ku postrachowi „pogan”. Dziś te wysuszone makabryczne „eksponaty” można zobaczyć w różnych muzeach świata."
    Krótki komentarz:
    1) W Tybecie w VIII wieku faktycznie zaczęli pojawiać się chińscy mnisi, aby wprowadzać jedną ze słynniejszych wersji praktyki buddyzmu, znaną pod późniejszym, japońskim tłumaczeniem terminu 'dhjana', czyli 'zen'(ch'an,ć-han). A więc nauczali medytacji (dhjana) w stylu zen (ch'an).
    2) Ale ta chińska tradycja nie za bardzo zyskała popularność w Tybecie, głównie z powodów kulturowych i politycznych.
    3) Ostatecznie buddyzm w Tybecie (król odegrał tu aktywną rolę) przyjęto w wersji indyjskiej (czyli tantrycznej, najpierw niższej a potem wyższej tantry) poprzez zaproszenie mistrza (mistrzów) a także przez wyprawy adeptów tybetańskich do Indii.
    4) Nie wiem skąd mogło przyjść Panu do głowy, że mnich buddyjski może kogoś mordować czy obdzierać ze skóry. Pomijając już to, że w tym czasie Tybet był jeszcze całkiem potężnym mocarstwem z królem na czele i nie jest do pomyślenia, aby jacyś obcy przybysze mogli kogoś mordować czy obdzierać ze skóry (chyba że jakieś bandy?).
    5) Najogólniej można podzielić buddyzm na wersję sutr (mały pojazd i duży pojazd czy wóz, hina-jana i maha-jana) oraz buddyzm tantryczny (niższa i wyższa tantra).
    Buddyzm zen należy do sutr mahajany. Jeśli chodzi o sutry, nauki mogą być rozpowszechniane i nauczane publicznie czyli misje. Natomiast w tantrach misjonowanie uważa się za negatywne czy szkodliwe. Wszak tantry (mówimy o buddyjskich nie indyjskich, gdzie może być inaczej?) są to nauki i praktyki tajemne do których potrzebny jest bezpośredni przekaz lub inicjacja od mistrza. Można zapytać, jak to możliwe, że tylu mnichów w klasztorach praktykuje nauki tajemne. Otóż nie jest tak (przeważnie praktykują oni nauki w stylu sutr jako przygotowanie do nauk tantry).
    Tantra (gdzie ideałem jest przekształcenie nieczystej wizji i energii w czystą) nie jest przeciwstawna sutrze (gdzie ideałem jest wyrzeczenie, czyli np. stan mnicha). Otóż w tym przypadku przeważnie jest tak, że sutra stanowi część część tantry i niejako przygotowanie do niej.
    6) Ostatecznie chiński styl i metoda miały być wyparte z Tybetu po tym, jak chiński mistrz Hashang Mahayana został pokonany w słynnej debacie filozoficznej (później nieco zmitologizowanej) przez indyjskiego mistrza Kamalaszilę (Kamalashila).
    7) Oczywiście znane są napięcia pomiędzy wprowadzanym w Tybecie w VIII wieku buddyzmem a tamtejszą starą tradycją zwaną później jako bon. Jednak w tym czasie nie była tak dokładnie zorganizowana i dopiero w dużej mierze pod wpływem buddyzmu zaczęła stopniowo przybierać własne ramy organizacyjne, Odkrywać lub odnajdywać swoje pisma, tworzyć własne szkoły i klasztory.
    8) I na koniec, czy może sobie Pan wyobrazić, że tradycja bon (religia i filozofia) nigdy nie została zniszczona (nie znaczy że broniła się mieczem) a w XX wieku Dalajlama uznał oficjalnie bon za piątą szkołę buddyzmu tybetańskiego. Wszak faktycznie, nie tylko istotowo nie ma specjalnej różnicy między bon i buddyzmem, ale też zewnętrzne rytuały, praktyki (klasztory) są bardzo podobne.

    Czy możemy sobie wyobrazić, ażeby gdzieś w Europie pozostały jakieś tradycje (szkoły czy kapłani) jakiejś starszej religii???

    OdpowiedzUsuń
  2. Szanowny Panie doktorze,
    jak się Pan rozpędzi to trudno pana zatrzymać. Czy mógłby Pan podać źródło tego swojego chyba jeszcze nie sławnego stwierdzenia:
    "Nawiasem mówiąc, wprowadzaniu buddyzmu (tak, jak np. katolicyzmu) do różnych krajów towarzyszyło makabryczne okrucieństwo; w Tybecie, zwalczając tradycyjny kult bon po jako odmianę szamanizmu, przybyli z Chin mnisi buddyjscy mordowali tutejszych kapłanów, stosując zdzieranie skóry z ciał żywych ludzi, w tym starców i dzieci, a mnóstwo ludności wypędzili z kraju. Zdarte ludzkie skóry wywieszano na wietrze i słońcu, aby się publicznie suszyły – ku postrachowi „pogan”. Dziś te wysuszone makabryczne „eksponaty” można zobaczyć w różnych muzeach świata."
    Krótki komentarz:
    1) W Tybecie w VIII wieku faktycznie zaczęli pojawiać się chińscy mnisi, aby wprowadzać jedną ze słynniejszych wersji praktyki buddyzmu, znaną pod późniejszym, japońskim tłumaczeniem terminu 'dhjana', czyli 'zen'(ch'an,ć-han). A więc nauczali medytacji (dhjana) w stylu zen (ch'an).
    2) Ale ta chińska tradycja nie za bardzo zyskała popularność w Tybecie, głównie z powodów kulturowych i politycznych.
    3) Ostatecznie buddyzm w Tybecie (król odegrał tu aktywną rolę) przyjęto w wersji indyjskiej (czyli tantrycznej, najpierw niższej a potem wyższej tantry) poprzez zaproszenie mistrza (mistrzów) a także przez wyprawy adeptów tybetańskich do Indii.
    4) Nie wiem skąd mogło przyjść Panu do głowy, że mnich buddyjski może kogoś mordować czy obdzierać ze skóry. Pomijając już to, że w tym czasie Tybet był jeszcze całkiem potężnym mocarstwem z królem na czele i nie jest do pomyślenia, aby jacyś obcy przybysze mogli kogoś mordować czy obdzierać ze skóry (chyba że jakieś bandy?).
    5) Najogólniej można podzielić buddyzm na wersję sutr (mały pojazd i duży pojazd czy wóz, hina-jana i maha-jana) oraz buddyzm tantryczny (niższa i wyższa tantra).
    Buddyzm zen należy do sutr mahajany. Jeśli chodzi o sutry, nauki mogą być rozpowszechniane i nauczane publicznie czyli misje. Natomiast w tantrach misjonowanie uważa się za negatywne czy szkodliwe. Wszak tantry (mówimy o buddyjskich nie indyjskich, gdzie może być inaczej?) są to nauki i praktyki tajemne do których potrzebny jest bezpośredni przekaz lub inicjacja od mistrza. Można zapytać, jak to możliwe, że tylu mnichów w klasztorach praktykuje nauki tajemne. Otóż nie jest tak (przeważnie praktykują oni nauki w stylu sutr jako przygotowanie do nauk tantry).
    Tantra (gdzie ideałem jest przekształcenie nieczystej wizji i energii w czystą) nie jest przeciwstawna sutrze (gdzie ideałem jest wyrzeczenie, czyli np. stan mnicha). Otóż w tym przypadku przeważnie jest tak, że sutra stanowi część część tantry i niejako przygotowanie do niej.
    6) Ostatecznie chiński styl i metoda miały być wyparte z Tybetu po tym, jak chiński mistrz Hashang Mahayana został pokonany w słynnej debacie filozoficznej (później nieco zmitologizowanej) przez indyjskiego mistrza Kamalaszilę (Kamalashila).
    7) Oczywiście znane są napięcia pomiędzy wprowadzanym w Tybecie w VIII wieku buddyzmem a tamtejszą starą tradycją zwaną później jako bon. Jednak w tym czasie nie była tak dokładnie zorganizowana i dopiero w dużej mierze pod wpływem buddyzmu zaczęła stopniowo przybierać własne ramy organizacyjne, Odkrywać lub odnajdywać swoje pisma, tworzyć własne szkoły i klasztory.
    8) I na koniec, czy może sobie Pan wyobrazić, że tradycja bon (religia i filozofia) nigdy nie została zniszczona (nie znaczy że broniła się mieczem) a w XX wieku Dalajlama uznał oficjalnie bon za piątą szkołę buddyzmu tybetańskiego. Wszak faktycznie, nie tylko istotowo nie ma specjalnej różnicy między bon i buddyzmem, ale też zewnętrzne rytuały, praktyki (klasztory) są bardzo podobne.

    Czy możemy sobie wyobrazić, ażeby gdzieś w Europie pozostały jakieś tradycje (szkoły czy kapłani) jakiejś starszej religii???

    OdpowiedzUsuń