Czytelniku,
Poniżej ciekawy mały fragment Pana Zygmuta Karwackiego jak to
wyglądało w Lublinie zawierający ciekawy fragment o handlu. Pozostaje pytanie
jak to dziś u nas wygląda. W całym PISIE jest tam sporo osób pochodzenia żydowskiego
- socjalistycznego. I teraz pytanie jak to się ma do nas na dziś. Ano ma, bo my
w tym naszym interesie mamy chyba tych
głupszych.
Żydzi w Lublinie - Zygmunt Karwacki - fragment relacji
świadka historii z 25 marca 1999
Żydów trzeba rozgraniczyć na tych, którzy są bogatsi, średni
i biedni. W większości w tym mieście żydowskim, czyli dzielnicy żydowskiej to
mieszkali w zasadzie średni Żydzi i biedni Żydzi.
Stosunki bardzo dobrze się układały, między ludnością aryjską
- po-niemiecką, polską i ludnością żydowską, aczkolwiek hasło było cały czas
głoszone przez falangowców, że Żydzi to mówią, że: „ wasi ulicy, nasi
kamienicy”, co powiedz-my sobie powodowało napięcia. Jeżeli już chodzi o
ludność żydowską, to proszę to sobie wyobrazić, że Lublin był nazywany
Jeruzalem Europy Wschodniej. W Lublinie znajdował się wyższa szkoła, nazwijmy
to tak jak u nas, Wyższe Seminarium Duchowne, tak się nazywała Szkoła Rabinów,
Wyższa Szkoła, znajduje się tam Akademia Medyczna dzisiejsza, tam wyżej, na
Lubartowskiej Kolegium Majus to było właśnie żydowskie, uniwersytet żydowski.
Ten szpitalik obok, który do dzisiejszego dnia spełnia tę funkcję, jest jednym
z najbardziej cenionych przez kobiety rodzące szpitali, to był szpital
żydowski, a targ, ten cały dookoła Zamku lubelskiego, to była dzielnica żydowska,
tam było bardzo dużo uliczek. No normalnie rzecz biorąc ono to znikło jak
Niemcy stwarzali tam getto.
Proszę sobie wyobrazić, że granica między częścią aryjską
miasta przebiegała przez ulicę Furmańską, Furmańską w dół i była zamknięta
tutaj, bo dalej po drugiej stronie już nie było miasta, jak już jest tam
kościół, zaraz na Starym Mieście, tam na dole ten kościół, tam już nie było tej
dzielnicy, tylko dookoła Zamku w tę stronę przez Nadstawną. Przy Nadstawnej,
przy Targowej i tym podobne, te uliczki nie zmieniały nigdy nazwy, tam aż do
Łąk Kraussego, tam była dzielnica żydowska i tam mieszkali Żydzi, pracowali.
Ulica Nowa i na ulicy Lubartowskiej to w większości handel był prowadzony też
przez Żydów, były malutkie zakładziki, stanowiło to wielki folklor, zresztą to
chciałbym to zobaczyć jeszcze raz w życiu, zobaczyć to, że wszystkie towary
wyłożone przed sklepem i nikt nie bał się, że to ktoś kradnie. Normalnie panowało
prawo, byłem głodny, siadłem, wziąłem bułkę i od razu ją do buzi, nikt mnie za
to nie miał prawa karać.
Takie prawo, powiedzmy sobie, że głodnego nakarmić. To
były sklepy żydowskie, z których można było tak korzystać, bo z polskiego
sklepu Polak jak wziął, to można było od razu kilka koziołków wywrócić.
Dlaczego? Polski handel nie szedł, zresztą normalnie - Polak był straszliwie
zachłanny na pieniądz. On nie umiał prowadzić interesu. Wyznaczył cenę, tak
wysoko, że to nie szło. Na przykład u Żyda, a bazujmy na chlebie - świeży
kosztował powiedzmy sobie pięć groszy, dziesięć groszy, a po południu, czerstwy
u Żyda, on kosztował już powiedzmy sobie jeden czy dwa grosze taniej, natomiast
u polskiego handlowca ta sama cena. Co najważniejsze, z czego, nazwijmy sobie
biedota korzystała, to był borg, czyli kredytowanie, czego polscy handlowcy,
handlarze, bo to nie można nazwać handlowcy, sklepikarze nie uznawali w ogóle.
Żyd zawsze tak, bo był mądry, bo wiedział o jednej, jednej rzeczy, jak dał na
borg, to towar mu poszedł i tak normalnie pieniądze mu się zwróciły, bo ta
gospodyni domowa, czy ten ktoś, w końcu jakąś pracę dostał, bo to ciężko o
pracę i słabe zarobki były, te grosze, to poszedł i pierwsza rzecz, oddał dług
i u Żyda był ruch, a Polak płacił, wyrzucał, a nie dał. Z dziećmi
żydowskimi wspólnie to myśmy się normalnie bawili non stop. Aczkolwiek rodziny
nas straszyły: „że nie chodźcie tam, bo Żydzi was na mace wezmą”. Tak, jakie
opowieści były straszne, no, że tam beczka nabijana gwoździami, że w sklepie
żydow-skim jest zapadnia, jak się stanie na tym to oni otwierają, czy dziecko
czy człowiek wpada, i już normalnie rzecz biorąc obrabiają, no i później z tego
mace robią. Czyli to mi się później skojarzyło z tym to tak zwano teorią mordów
rytualnych, nie? Takich rzeczy nie było, przecież wiemy o jednej, jednej
rzeczy, że jednym z kanonów prawa judaistycznego, to jest, że zresztą tak jak
nasze przykazanie, „nie zabijaj” i tym nas stra-szono. A jakby się przyznał
człowiek matce, że mace jadł, to była bieda, myśmy jedli ta mace, a przecież
Żydzi w okresie przed świętami Paschy, to oni w ogóle nic innego, prawdziwi
Żydzi nic innego nie jedzą, tylko są mace. To te teraz czasami też spotyka się
jeszcze, tylko oni nieco inaczej piekli. Oni jak przygotowywali to jedzenie, brały
to te Żydowki, łamały to wszystko, gotowały z tego wszystka zupę, chleba nie
wolno im było jeść, nic, tylko właśnie to. I oni z tego i zupę i tego, i
wszystko to jedli. Bo oni tyl-ko tą macę jedli w tym czasie, takie myśmy też
podjadali te mace, to była smaczna, tyle tylko, że ani słoma, ale z mąki takiej
samej była jak powiedzmy sobie nasze komuni-kanty, najczystsza mąka. Ja
pamiętam przecież osobne sklepy żydowskie były – koszerne, ja początkowo nie
wie-działem, co to znaczy koszerne, że na przykład mięso, to musiało
całkowicie, nie tylko wykrwawione, ale z tego zwierzęcia kropelka krwi nie
miała prawa spaść na ziemię, już to było, już to mięso nie nadawało się do
użytku. Później mieszkałem w kamienicy po wojnie, gdzie bardzo dużo Żydów
mieszkało, rodziny żydowskie prosiły mnie, na przy-kład, żeby im zabić, bo
prawdziwemu, prawowiernemu Żydowi nie wolno zabić zwierzęcia.
Prosili, żeby zabijać, no to przyszła pani i mówi, żeby syn
przyszedł i zabij jej kurczaka. No to przynosiła, szło się tu na podwórko,
miednice, no trzeba było tak zabić, żeby krew, spadła do miski, żeby tam trochę
krwi spadło na ziemię i wtedy jak zauważyli, aj, aj, ach, to ona już tego nie
chce, to drugi przyniesie, to nie, to trefne, trefne, ona nie chce tego zabrać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz