piątek, 20 września 2019

Mavro Orbini - Królestwo Słowian, czyli wszyscy jesteśmy WANDALAMI

Dziwna jest ta nasza historia. Na uniwersytetach siedzą ludzie, którzy nie mają pojęcia o historii, a szczególnie co z czego wynika jest rzeczą, która przekracza ich zdolności umysłowe. Od kiedy nam wprowadzono centralne nauczanie z Citi do której należałoby dodać spółkę niemiecko - żydowską to trudno się dziwić, że się do dziś pozbierać nie możemy.

Poniżej przetłumaczony fragment pozycji Mavro Orbiniego - Królestwo Słowian ( nie dziw się czytelniku dlaczego te jak i inne pozycje nie są tłumaczone, skoro masz do czynienia z półgłówkami i agentami) wydanej w Zagrzebiu w 1999 r.. Będzie to mały krok dalej w odkłamaniu naszej historii.

Rękopis
https://digitalna.nsk.hr/pb/?object=view&id=11811&tify={"pages":[13],"panX":0.325,"panY":0.466,"view":"scan","zoom":0.444}&tify={"pages":[1],"view":"scan"}

Mavro Orbini - Królestwo Słowian
https://archive.org/details/KraljevstvoSlavenaMavroOrbini



str. 110-117

            (...) Te dwa rodzaje pisma opracowali, (jak zostało powiedziane) święty Hieronim i Cyryl, których w wiecznej pamięci zachowują Słowianie, a szczególnie Czesi i Polacy. Te dwa królestwa pochodziły z zaszczytnego ludu słowiańskiego, który zapanowując nad Ilirią wyrusza zakładać swoje osady również na północy, względnie w dzisiejszych Czechach i w Polsce. Dzieje się to, (według zapisów Jana Dubrawskiego w 1. księdze) w następujący sposób. Czech Chorwat był mężem szlachetnym i wśród swoich wielce szanowanym. Niechcący lub na odwrót - umyślnie, zabija jednego ze swoich, człowieka o dużym autorytecie. Gdy z tego powodu oskarżono go i chciano osądzić, on w żadnym wypadku nie chciał pojawić się w sądzie, zaś jego przeciwnicy tak samo nie zaniechali codziennych prześladowań. Dlatego największa część Chorwacji staje do broni w celu obrony i ochrony swoich praw przeciwko niestawiennictwu Czecha. Zrozumiawszy jak duży jest gniew ludu, Czech nie czeka dłużej ani chwili i by uniknąć zagłady, za radą przyjaciela wyjeżdża na czas, decydując się poszukać nowego miejsca pobytu zamiast swej pierwotnej ojczyzny. Wyruszają tak na poszukiwanie bezpiecznego schronienia i wygodnego miejsca do osiedlenia się, a przyłącza się do niego jego brat Lech z rodziną, przyjaciółmi, sługami i wieloma innymi ludźmi. Udali się tą drogą, która ich przez Valerię położoną między Dunajem i Sawą i wówczas pod władzą Chorwatów, doprowadziła do górnej Panonii w pobliżu Moraw. Skręciwszy następnie do Moraw i odkrywszy, że one, jak i duża część Saksonii znajdują się w posiadaniu Słowian, zatrzymują się tam na pewien czas. Dowiedziawszy się o przyczynie ich podróży, mieszkańcy Moraw pouczyli ich co mają czynić i objaśnili że niedaleko znajduje się ziemia, którą Germanie zowią Bohemią i którą oni niegdyś zamieszkiwali, a która chwilowo jest wyludniona i w całkowitym osamotnieniu, nie licząc garstki Wandalów, także słowiańskiego rodu, który rozproszony przebywa w paru miejscach w nędznych domostwach i że wydaje się ona być odpowiednim miejscem na nowy dom towarzystwa Czecha. Czech przyjmuje to tym chętniej, że było dla niego jasne, iż znajduje się takim położeniu, że nie ma żadnej korzyści z dyskutowania o podsuniętych mu propozycjach. Udawszy się zatem ponownie w drogę i skierowawszy się prosto przełęczą pogórza hercyńskiego, idąc wszędzie pokojowo i nie tykając nikogo, schodzi Czech do Bohemii. Gdziekolwiek nie wyruszył, na własne oczy mógł zobaczyć to co było mu opowiedziane, czyli że Bohemia jest leżąca odłogiem, pusta i zaludniona bardziej przez stada owiec i tabuny bydła niż przez ludzi, których było bardzo mało, zwięrząt zaś było bez liku. Ludzie, których tam zastał nie byli ani trochę ucywilizowani, lecz długowłosi i głównie pasterze. Początkowo, gdy zobaczyli ludzi Czecha nigdy wcześniej nie widzianych, przestraszyli się, ale zrozumiawszy, że są oni ich narodowości i ich przyjaciółmi, od razu wymienili pozdrowienia, przytulając się i przynosząc podarki, które mieli zwyczaj dawać przyjaciele i goście, a były to mleko, ser i mięso. Dali potem towarzyszom Czecha przewodnika, aby zaprowadził ich do dolnej Bohemii. Dotarli tak do góry wznoszącej się między rzekami Łabą i Wełtawą, a którą tamtejsi ludzie nazywają Rzip, co oznacza widok, gdyż widać stamtąd duże i rozległe pola. Czech wspiął się na górę i spoglądawszy wszędzie wokół siebie zdumiony obserwował teraz niebo i czyste powietrze, żyzną teraz glebę, lasy i gaje odpowiednie pod wypas i rzucał spojrzenie na bystre wody i rzeki bogate w ryby. Nie mogąc dalej kryć radości w duszy, z wyciągniętymi do nieba rękoma zaczyna dziękować bogom za tak liczne dobrodziejstwa. Zabija wtedy ofiary, które był zabrał ze sobą i składa ofiarę bogom, jako że był to obyczaj tego ludu. Wracając do swoich, w dół do równiny, wnosi we wszystko nową radość, obwieszczając im, że nadszedł kres ich długiej i bezcelowej tułaczki i zachęcając ich do zbudowania w tym miejscu domów i w szczególności do uprawiania ziemi, by nie byli zmuszeni żyć tylko z łowów i z mięsa niczym zwierzęta. Chorwaci byli biegli zarówno w budowie, jak i w rolnictwie, stąd każdy z nich radośnie i z gotowością obiecał, że tak uczyni. Ale Czech nadal dodaje im odwagi i zachęca do tego przedsięwzięcia. Ludność tej okolicy powiększa się i mocno rozmnaża z przybyciem zarówno Wandali jak i Dalmatyńczyków, którzy przybywają do Bohemii jako do spokojnego miejsca i oddalonego od wszystkich buntów i ciągłych wojen. Lech wtedy, zapragnąwszy również on stać się założycielem jakiegoś narodu i królestwa, udaje się do swojego brata Czecha z prośbą, by puścił go na poszukiwanie nowych miejsc i nowych krain, razem z tymi wszystkimi, którzy chcą za nim pójść. Obiecuje bratu, że jeśli przypadkiem nie znajdzie tego, czego szuka, wróci do niego. Załatwiając to z łatwością u brata, przechodzi przez góry na północy i dociera do krain, które chwilowo znajdują się częściowo w posiadaniu śląskim, a częściowo polskim. Lech, właśnie tak jak jego brat Czech, miał w każdym przedsięwzięciu szczęście i zasiedla te krainy nowym ludem, okazując się wszędzie skrajnie skromnym wobec całej swojej czeladzi, a nigdy żądnym sławy czy pysznym, właśnie tak czynił to też jego brat Czech. Dlatego lud jego zachował w pamięci ich obu, rozpoznając w nich swoich założycieli i nazwał się po nich, tak że aż do dziś mieszkańcy Bohemii zwią się Czechami, a Polacy po Lechu - Lechami. Do tych dwóch narodów przynależą sławetni pisarze i ludzie uczeni, wśród nich Wienczesław Czech, Maria Miechowita, Jan Dubravski i Marcin Kromer oraz wielu innych, którzy obszernie pisali o czeskich i polskich wojnach i zwycięstwach. Kto chciałby poznać rozwój tych dwóch królestw, może się odwołać do wymienionych pisarzy, ja bowiem zadowolę się stwierdzeniem, że - podając za uczonym Giambullarim - Czechy i Polska zawsze były naturalnie przywiązane do broni i bogate w ludzi,  którymi można było śmiało posłużyć się nawet w największych przedsięwzięciach. Czesi często to udowadniali i zadawali męki nie tylko sąsiadom, ale i najbardziej odległym i najsilniejszym władcom, jak donosi Paolo Emili. W 3. księdze, opowiadając o wojnach cesarza Karola Otyłego, mówi tak: Karol syn, wdaje się w to przedsięwzięcie na rzecz Hunów z tym samym zrywem, z którym przedtem walczył był przeciwko nim, jednak jego nadzieje go zdradzają. Odkrywa bowiem, że Czesi to ludzie ogromnie odważni, ani trochę ducha łotrowskiego, ale uparci niczym prawdziwi przeciwnicy, a konflikt pomiędzy Czechami i Frankami, którzy byli ukrócili pychę Hunów, był przedsięwzięciem bardziej niepewnym i niebezpiecznym od wcześniejszego konfliktu pomiędzy Hunami i Frankami. Najbardziej znanym i najsłynniejszym czeskim królem był Ottokar V. Według opowieści Jakoba Wimpfelinga w Germanii, był on w istocie oddany ciągłemu wojowaniu oraz mężem serca żądnym trudnych i słynnych przedsięwzięć. Rozszerza swoje cesarstwo od Morza Bałtyckiego aż do Dunaju i Adriatyku. Nazarije Mamertinski pisze, że Czesi od zawsze byli doskonałymi strzelcami, a kapłan Helmold w Rozdziale 5. Kroniki Słowian nazywa ich wojowniczym ludem. Ale cóż mówić o mężczyznach, kiedy również kobiety i dziewczęta z tych krain były z natury tak samo wojownicze, a miały też w zwyczaju, (jak pisze [papież] Pius II w swojej Historii Bohemice) jeździć konno i ujeżdżać konie, zawracać na koniu, walczyć kopią, nosić zbroje i łuk, wypuszczać strzały i rzucać kopie, chodzić na polowanie, nie zaniedbując ani jednej rzeczy praktykowanej przez dobrego wojownika czy rycerza. Właśnie to było przyczyną tego, że swego czasu kobiety zawładnęły tym królestwem (według doniesień opata Regino w 2. księdze, Piusa II i Jana Dubravskiego). Walaszka bowiem, drużka Libuszy, żony czeskiego króla Przemysława, niemal niczym nowa Pentezylea, Amazonka, wystrzegając się z towarzyszkami męskiej drużyny, na koniec zabija mężczyzn w kraju i przez siedem lat pozostaje przy władzy w Czechach, zaś jednego dnia zabija siedmiu przeciwników. Była kobietą bardzo mądrą i sprytną, która tam gdzie nie było siły, uciekała się do podstępu. Uczy tej umiejętności również inne kobiety z drużyny, a w szczególności Sarkę - kobietę o wyjątkowej urodzie, a jeszcze większej przebiegłości i okrucieństwie. By uśmiercić Stirada, mocnego młodzieńca i największego prześladowcę tych Czeszek, posłuży się tą przebiegłością i podstępem. Daje się przywiązać do pewnego drzewa za ręce i nogi i ustawia obok róg łowiecki i naczynie z zaczarowanym napojem, po którym ten, który by go wypił, traci pamięć. Nakazuje potem innym ukryć się niedaleko w lesie. Dopiero po tym jak kobiety odchodzą, przybywa oto Stirad do miejsca, gdzie była związana przebiegła Sarka. Zobaczywszy ją tak związaną, lituje się nad nią i pyta  dlaczego została skazana na takie męki? Sprytna dziewczyna odpowiada mu: Walaszka tak postanowiła, bo mszcząc się za zbrodnie, które byłam uczyniłam razem z nią przeciwko mężczyznom, zdecydowałam od razu zerwać z takim życiem i odejść od niej. Dowiedziawszy się tego, dałam się związać, by umrzeć w tysiącu mąk. Ale usłyszawszy szczekanie twoich psów i rżenie konii, uciekła by się ratować, z zamiarem powrotu i zobaczenia mojej śmierci. Proszę cię i zaklinam w imię twej szlachetności, uwolnij mnie lub uśmierć swoimi rękoma, byle bym nie wpadła z powrotem w jej ręce. Stirad ogarnięty nie tyle litością, co jej urodą, rozwiązuje ją. Podpytowując ją o przeznaczenie naczynia i rogu, ona mu odpowiada: Napój przygotowano, abym dłużej pożyła i aby moje męki trwały dłużej, a róg chcieli zawiesić mi wokół szyi na znak, że byłam łowczynią. Wypowiedziawszy to, upija z naczynia część napoju, która nie mogła jej zaszkodzić, a resztę daje Stiradowi, który traci od niego pamięć. Następnie przykłada róg do ust ze słowami: Chcę na nim zagrać na złość, a dźwięk rozlegnie się w powietrzu i lesie. Usłyszawszy dźwięk rogu, Walaszka wychodzi z innymi z zasadzki oraz łapie i związuje nieszczęsnego młodzieńca. Zaprowadziły go do miejskiej twierdzy i straciły w obecności króla Przemysława i całego ludu. O tym powstaniu czeskich kobiet Pius II opowiada w swojej Historii Bohemicy, jak również Jan Dubravski, który w księdze drugiej mówi: Gdyby ktoś pomyślał, że wojna kobiet przeciwko mężczyznom w Czechach to czysty wymysł, powinien wiedzieć, że w Sarmatii był dawny obyczaj, że kobiety walczą przeciwko mężczyznom, jak donosi Pomponiusz Mela, kiedy mówi, że obowiązkiem sarmackich dziewcząt było mierzenie z łuku i strzałami, jazda konna i polowanie, a dorosłych kobiet zadawanie ran wrogom, i gdyby kiedykolwiek tego nie uczyniły karą byłaby utrata dziewictwa. Taką śmiałość pokazuje także Matylda, która jak mówi [papież] Pius II była czeskiego rodu.
Podarowała ona rzymskiemu Kościołowi całą ziemię rozciągającą się od miejsca Radicofano Castel [Bandeno di Roncone] do Ceparan, którą dzisiaj nazywa się spuścizną świętego Piotra. Żona pewnego szlacheckiego księcia rodzi mu syna, który żyje krótko, a z powodu strasznych bólów przy porodzie decyduje się nie kłaść się dalej z mężem. Wstrząśnięty tym, mąż rusza z bronią na żonę, która odważnie mu się przeciwstawia i z pomocą dobrego wojska wypędza go od siebie i jemu, jako pokonanemu daje odrąbać głowę. I więcej nigdy nie wychodzi za mąż. Alessandro Durante, usprawiedliwiając postępowania Matyldy, w księdze drugiej mówi: Dwie rzeczy usprawiedliwiają okrutny czyn Matyldy - jedna to wielka zuchwałość jej męża i jego nieroztropność, zaś drugą jest jej pochodzenie wywodzące się z wojowniczego i dumnego czeskiego ludu.
Ani trochę w tyle nie pozostaje za nimi,  zarówno jeśli chodzi o sławę, jak i śmiałość, lud polski. Przemilczając ich niezliczone zwycięstwa, wspomnę tylko Zygmunta, króla polskiego, który wielokrotnie doprowadza do zgładzenia silnego wojska pod przywództwem Tamerlana i Batu-chana jako donosi Vinko z Beauvaisa, archidiakon ze Splitu Tomo i Miechowita. Był lud ten upadkiem rodu ludzkiego i zmusza do ucieczki również mocne wojsko wojewody moskiewskiego, wyżynając osiemdziesiąt tysięcy ludzi. Wychodząc w wojny z gospodarzami Liwonii i Pomeranii jako zwycięzcy, staje się bardzo pyszny i zmusza ich w następnych latach do płacenia daniny. Obok tego wszystkiego Turcy, z pomocą swoich sprzymierzeńców Wołochów, ośmielili się wypowiedzieć wojnę Polakom, lecz oni nie tylko zmusili ich do opuszczenia granic Polski przy stracie większej części swoich ludzi, ale co więcej wpadają na ziemie Wołochów, wybijając i paląc wszystko wokół siebie. Do tak wielkiej siły wielkiego księcia, jakim był Zygmund warto dodać wyjątkową śmiałość Polaków w wojnie, ponieważ dla nich - wskazuje na to dawny przykład zacnych ich praprzodków Słowian - krwała zagłada jest droższa od haniebnej ucieczki. Z powodu ciągłych wojen, stali się hardzi i okrutni i bardzo późno przyjęli chrześcijaństwo. Ponad wszelką miarę byli oddani bałwochwalstwu i czczeniu kilku swoich szczególnych bożków, a byli to: Jowisz, Mars, Pluton, Ceres, Wenus i Diana. Jowisza nazywali w swoim słowiańskim języku Jez [MU1] i uważali za wszechmogącego. Marsowi nadali imię Leda, a był to bóg wojny i przynosiciel zwycięstwa. Pluton mial imię Nija, a modlono się do niego o najlepsze miejsce
w jego królestwie po śmierci. Wenus nazywano Ciciliją[MU2] , a modlono się do niej o płodność, rozkosze i mnóstwo dzieci. Dianie dano imię Dziewanna lub Ziewonia i błagano ją o podarowanie umiarkowania i dobrych łowów.
{0>

Cererę zwano Marzanną, prosząc ją o płodność pól i upraw. Czczili wiatr świszczący nad kłosami zbóż i konarami drzew, a zwano go Pogodą lub Pochwistem. Marcin Kromer opisuje Pogodę jako pogodny wiatr, Pochwist lub Pochwiściel zaś, jak mówi Miechowita, u Masovca oznacza niepogodę. Tak samo wielbili  Ładę, matkę Kastora i Poluksa. Pamięć tego zostaje zachowana aż do czasów Miechowity, mówi on bowiem, że śpiewają oni pradawne pieśni, powtarzając słowa łada łada, lel lel, polel polel. Kastora bowiem nazywano Lelem, a Poluksa Polelem. Pisze Jan Długosz, iż w jego czasach w Czechach i Polsce ozdabiali plecionymi wieńcami rzeźby Marzanny i Ziewonii i nosili w uroczystym pochodzie z żałobnym śpiewem, aby potem wrzucić je do mokradeł lub rzeki. Urządzali to w czwartą niedzielę Wielkiego Postu na pamiątkę siódmego dnia marca, kiedy to król Mieszko  [MU3] w publicznej odezwie nakazuje, aby rozbito wszystkie bożki. Nim Polacy poświęcali kościoły i miejsca szczególne, następnie rzeźby, kapłanów również, na ich cześć urządzali świąteczne dni z tańcami, świętowaniem, pieśniami i różnymi zabawami. Taki obrzęd w świąteczne dni, mówi Długosz, stale odbywano w Polsce aż po jego dni, kilka stuleci po przyjęciu chrześcijaństwa. Wszyscy razem, bowiem, mężczyźni i kobiety, starzy i młodzi, mieli zwyczaj zbierania się w dni, które my nazywamy Zielonymi Świątkami i świętować przy zabawie i tańcu. To swoje zbieranie się nazywali stadem, z tym samym znaczeniem, które słowo to ma dzisiaj u nas. Rosjanie i Litwini, szczególnie na wsi, również dzisiaj mają obyczaj, gdy tańczą i klaszczą rękoma, powtarzania śpiewając imienia Ladona. Czesi porzucili grzech bałwochwalstwa (to opinia Wienczesława Czecha i Jana Dubravskiego) i przyjęli wiarę chrześcijańską dzięki królowi morawskiemu Świętopełkowi, za rządów czeskiego króla Boriwoja i jego żony Ludmiły około roku 900. Polacy tymczasem, trwali w swoim pogaństwie i wyrzekli się go dopiero w 965 roku, za zasługą ich króla Mieszka[MU4] . On zaś do nawrócenia się został tknięty powodem, który teraz wyjaśnimy. Przyjąwszy po śmierci ojca władzę w Polsce, bierze on, jak mieli to w zwyczaju poganie, siedem żon, lecz pomimo tego nie otrzymuje ani jednego jedynego następcy, któremu zostawiłby królestwo. W tym samym czasie, wielu Polaków w drodze powrotnej do domu z Czech i Moraw przynosiło ze sobą wiarę chrześcijańską, a byli też chrześcijanie w Polsce, z których niektórzy w służbie rządzących, zaś inni zajmowali się handlem. Byli tu też ci, którzy mogli spokojnie poświęcić się sprawom duchowym, żyli powściągliwie w osamotnionych miejscach. Doradzili i zachęcili oni Mieszka do porzucenia błędu pogaństwa i przyjęcia Chrystusa, który jest przynosicielem potomstwa i pocieszycielem wszystkich dusz. Namówili go do związania się z jedną jedyną kobietą, chrześcijanką w prawdziwym i prawowitym małżeństwie, na co on wysyła do Czech prosić o córkę wojewody Bolesława, a to był ten, który wściekle  zabił swojego brata, później ogłoszonego świętym. Bolesław nie odmawia mu ręki swojej córki, pod warunkiem, że proszący porzuci pogaństwo i zostanie chrześcicjaninem. Mieszko z przyjemnością przystaje by to uczynić. Jednego dnia, a było to w roku 965, Mieszko przyjmuje w Gnieźnie chrzest święty i żeni się z dziewicą Dobrawą. Wydaje potem odezwę, w której nakazuje by we wszystkich miastach i innych miejscach w jego królewstwie zostały rozbite bożki i aby każdy został ochrzczony. Tak długo dopóki pozostaje przy życiu, ze wszystkich sił stara się wprowadzić, a potem utrzymać wiarę chrześcijańską w całym swoim królestwie. Litwini, choć słowiańskiego rodu i jednocześnie zjednoczeni z polskim królestwem, byli bardzo wytrwali i pozostawali przy swoich pustych przesądach w fałszywych bogów dłużej nawet od samych Polaków. Wielbili boga ognia, którego nazywali w swoim języku Zniczem i w niektórych miejscach i w największych miastach utrzymywali ciągły i wieczny płomień, nigdy go nie gasząc. Oddawali cześć gromom, które zwali perkunami, jako bóstwom. Święty płomień, przedmiot ich uwielbienia, kapłani ze świątymi nieprzerwanie utrzymywali, aby nie zagasł nawet na chwilę. Przyjaciele chorych przychodzili do kapłanów po radę, a ci nocą podchodzili do świętego płomienia i rankiem dawali odpowiedź, mówiąc, że w ogniu widzieli byli cień chorego. Do tego, były tam dąbrowy i wybrane drzewa w lasach poświęcone ich bogom i nikomu nie było wolno dotknąć ich mieczem, a jeśli przypadkowo ktoś by to uczynił, nie uniknąłby bez kary. Bowiem, wywoławszy tym gniew demonów albo padłby w miejscu martwy, albo zostałby okaleczony, gubiąc którąś z kości.(...)
(...)


Cóż my tutaj mamy:

Lech wtedy, zapragnąwszy również on stać się założycielem jakiegoś narodu i królestwa, udaje się do swojego brata Czecha z prośbą, by puścił go na poszukiwanie nowych miejsc i nowych krain, razem z tymi wszystkimi, którzy chcą za nim pójść. Obiecuje bratu, że jeśli przypadkiem nie znajdzie tego, czego szuka, wróci do niego. Załatwiając to z łatwością u brata, przechodzi przez góry na północy i dociera do krain, które chwilowo znajdują się częściowo w posiadaniu śląskim, a częściowo polskim. Lech, właśnie tak jak jego brat Czech, miał w każdym przedsięwzięciu szczęście i zasiedla te krainy nowym ludem, okazując się wszędzie skrajnie skromnym wobec całej swojej czeladzi, a nigdy żądnym sławy czy pysznym, właśnie tak czynił to też jego brat Czech. Dlatego lud jego zachował w pamięci ich obu, rozpoznając w nich swoich założycieli i nazwał się po nich, tak że aż do dziś mieszkańcy Bohemii zwią się Czechami, a Polacy po Lechu - Lechami

CZY WIDZISZ TU CZYTELNIKU DZIEJE BAJECZNE JA NIE

Cofnijmy się teraz do czasów wcześniejszych przed podziałem na Wielkim Sejmie Wandalskim






str. 160
(...) Tu zatrzymuje się opowieść Suffridija. Albert Krantz, aby pokazać, że Słowianie i Wandalowie to ten sam naród, nie nazywa ich innym imieniem niż Wandalowie, co widać w jego Wandalii i Saskiej. Jasny dowód na to daje też Sigismund [Siegmund) Herberstein w swojej Moskowiji[MU5] , gdy opowiada poniższe zdarzenie, które znajduje się też w Kronice rosyjskiej. Nie mogąc w żaden sposób zgodzić się co do wyboru nowego księcia, Rosjanie wysłali po namiestnika do Wagrii, wandalskiego miasta i należącej do niego prowincji w przeszłości bardzo znanej, a która znajduje się w pobliżu Lübecka i województwa holsztyńskiego. Wandalowie, w tym czasie bardzo silni, a do tego o tym samym języku, obyczajach i wierze co Rosjanie, wysłali tym ostatnim trzech braci wybranych spośród najlepszych i najsilniejszych mężów wandalskich. Byli to Ruryk, Syneus i Truwor; Ruryk otrzymał w posiadanie Nowogród, Syneys zasiadł na tronie w Biełoozierze, a Truworowi przypadło księstwo Pleskowia z siedzibą w mieście Svortceh. Nawet Peter Artopaeus Pomeranas w żaden sposób nie oddziela Wandalów od Słowian i tak pisze do Münstera: Jak powiedzieliśmy, w rejonie Meklenburga, wzdłuż wybrzeża na odcinku od Holzacji do Liwonii, mieszkał jeden jedyny wandalski albo słowiański naród. Autorytet tak poważnych i słynnych pisarzy pozwala nam na swobodne wyciągnięcie wniosku, że Goci, Wizygoci, Gepidowie, Wandalowie i Dakowie należeli do jednego narodu słowiańskiego. W celu dalszego uzasadnienia tego, wymienię tutaj niektóre z wyrazów, które znajdują się  w 2. księdze Karla z Wagrii i w  11. księdze Latzowej, a które (jak relacjonują wspomnieni autorzy), były w użyciu w dawnych Wandalów. (...)

 [MU1]raczej jest on znany pod nazwą Perun
 [MU2]a Wenus pod nazwą Lela...
 [MU3]w oryginale jest Mjecislav, ale myślę, że chodzi o Mieszka
 [MU4]j.w.
 [MU5]Chodzi zapewne o dzieło „Rerum moscoviticarum commentarii”

Co tutaj mamy:

która znajduje się w pobliżu Lübecka i województwa holsztyńskiego. Wandalowie, w tym czasie bardzo silni, a do tego o tym samym języku, obyczajach i wierze co Rosjanie, wysłali tym ostatnim trzech braci wybranych spośród najlepszych i najsilniejszych mężów wandalskich. Byli to Ruryk, Syneus i Truwor; Ruryk otrzymał w posiadanie Nowogród, Syneys zasiadł na tronie w Biełoozierze, a Truworowi przypadło księstwo Pleskowia z siedzibą w mieście Svortceh. Nawet Peter Artopaeus Pomeranas w żaden sposób nie oddziela Wandalów od Słowian i tak pisze do Münstera: Jak powiedzieliśmy, w rejonie Meklenburga, wzdłuż wybrzeża na odcinku od Holzacji do Liwonii, mieszkał jeden jedyny wandalski albo słowiański naród. Autorytet tak poważnych i słynnych pisarzy pozwala nam na swobodne wyciągnięcie wniosku, że Goci, Wizygoci, Gepidowie, Wandalowie i Dakowie należeli do jednego narodu słowiańskiego.

Dzisiejsza część Rosji stanowiła część Królestwa Gotów, Wandali i Słowian, czyli dzisiejszej Polski tylko w innym wydaniu.Sfałszowano po rozbiorach kronik Długosza, Kadłubka i Galla Anonima i deprecjonując Kronikę Prokosza, która nie przeszła w ich łapy.
Należy sobie zadać pytanie w jaki sposób zakłamano naszą historię i nie tylko naszą.
W sposób bardzo prosty nam wstawiono wymyślonych Germanów, a Rosjanom wieśniaków z ich dłubankami zwanych wikingami. Sfałszowano pozycje historyczne, praktycznie wszystko wymyślając i promując swoją narrację.
Sfałszowano mapy zmieniając i przekręcając wszystko a nas rozgrywać między sobą.

Jeżeli chcemy prawidłowo czytać mapy najpierw powinniśmy podnieść poziom wód na symulacjach  i wtedy historia zacznie wyglądać zupełnie inaczej. A bajki i legendy stają się prawdą.



Przeszłości nie zmienimy, historię mamy tak opowiedzianą, aby skłócać cały czas wymyślając narodowości i napuszczając jednych na drugich wzniecając wojny. A wszystko po to aby nasrać nam w głowach, oj.....ć z kasy i zamieszać abyśmy się nie obcieli.

Czas zmienić historię


3 komentarze:

  1. Siedemnastowieczna książka "historyczna". Faktycznie niezbity dowód na starożytność Słowian. Piszesz o ludziach niemających pojęcia o historii a sam łykasz jak pelikan jakieś bajania 😀

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dowód, a źródło. Jak Pan nie rozumie tak prostych rzeczy to nic nie poradzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziekuje za dawke (innej) wiedzy.Gdzies gleboko w sercu, wiem,ze
    to,czego uczymy sie w szkolach,to stek bzdur.
    Wglebiajac sie w historie, nic sie nie zgadza.

    OdpowiedzUsuń