Informacja o relacjach Józefa Becka
z marsz. Rydzem-Śmigłym, 9 listopada 1940 r.
Dokument poniższy pokazuje, co się działo w obozie władzy i jak
ona funkcjonowała. Rzuca też pewne światło na postać Józefa Becka. Autor w ani jednym fragmencie tekstu nie stwierdza wprost, dlaczego Beck
i jego otoczenie zachowywali się tak, jakby wykonywano jakąś robotę
dla Niemców. Ale może to tylko wrażenie wynikające na przykład z tego, że Beck miał pretensje, iż Rydz jest marszałkiem, a on tylko pułkownikiem. A może dlatego, że był on cichym zwolennikiem przedstawionej
przez Studnickiego koncepcji „neutralności” Rzeczypospolitej i wiedział,
że to wszystko tylko gra Francuzów i Anglików, by Polskę poróżnić tak
mocno z Niemcami, aby Hitler rozpoczął wojnę. To z kolei pozwoliłoby
im w efekcie na podyktowanie warunków pokoju wyczerpanym wojną
Niemcom i Polsce. A Beck to wszystko wiedział, bo rozumiał politykę i to
on miał uratować Polskę. A może, mając przeciw sobie wszystkich w Polsce i na Zachodzie, starał się obłaskawić Hitlera, by Polskę ratować? Nie
wiemy i może przedstawione wątpliwości są tylko próbą dania mu szansy obrony, gdyż f a k t y s ą d l a n i e g o n i e u b ł a g a n e. Do Becka
dokumenty z tej książki poprowadzą jeszcze kilka razy.
Sam autor musiał być dobrym znajomym Rydza-Śmigłego i kimś
z kręgu władzy. Dyplomatą? Dziennikarzem? Nie udało się ustalić.
W czerwcu 1936 r. – wezwany do Warszawy na rozkaz gen.
Śmigłego-Rydza – stwierdziłem, że minister spraw zagranicznych
Józef Beck stara się – wszelkiemi sposobami – odwieść generała
Śmigłego-Rydza od zamiaru wyjazdu do Francji. – I tak, najpierw
płk dypl. Leon STRZELECKI, a później rotmistrz Edward MANKOWSKI starają się przeze mnie wpłynąć na generała, aby nie wyjeżdżał do Paryża – uważając, że będzie o wiele lepiej, kiedy przyjedzie do Warszawy marszałek PETAIN ... celem udekorowania
generała Śmigłego-Rydza „Wielką Wstęgą Legii Honorowej”.
Grę przejrzałem i stwierdziłem, że obaj wymienieni byli inspirowani przez płk. Janusza ALBRECHTA zaufanego na terenie G.I.S.Z.
ministra BECKA i płk. ŚCIEŻYŃSKIEGO, jednak zameldowałem
o tym fakcie generałowi Śmigłemu-Rydzowi, którego bardzo oburzyła gra ministra Becka.
Po powrocie do Paryża z Warszawy stwierdziłem jeszcze w pierwszej połowie lipca 1936 r., że Ambasada RP w Paryżu – w tym wypadku ambasador [Juliusz] ŁUKASIEWICZ i sekretarz LIBRACH
oraz attaché woskowy płk Wojciech Fyda – posiadają polecenie od
ministra BECKA uniemożliwienie wyjazdu generała GAMELIN do
Warszawy. Stwierdziłem również, że zupełnie tendencyjnie twierdzono w kołach inspirowanych przez ministra Becka i jego przyjaciół, że Francja nie ma zamiaru udzielenia pożyczki Polsce oraz kredytów wojskowych.
A kiedy po powrocie gen. Gamelin z Warszawy sprawa udzielenia Polsce pożyczki i kredytów została pozytywnie załatwiona przez Rząd Francji, wówczas ambasador Łukasiewicz na terenie
Quai d’Orsay i radca finansowy Ambasady Wacław MOHL postanowili pożyczkę i kredyty storpedować, żądając w Ministerstwie Spraw
Zagranicznych i w Ministerstwie Finansów podwyższenia pożyczki o 700.000.000 fr.fr. Działo się to na trzy dni przed przyjazdem gen.
Śmigłego-Rydza do Paryża. I jedynie dzięki stanowisku gen. Gamelin i p. Gaboriaud akcja ministra Becka nie została uwieńczona powodzeniem, co pozwoliło generałowi Śmigłemu-Rydzowi na podpisanie pożyczki i kredytów w dniu 6.IX.1936 r.
Po wyjeździe gen. Śmigłego-Rydza z Francji, celem załatwienia
strony technicznej pożyczki i kredytów, pozostał w Paryżu dyrektor Departamentu Obrotu Pieniężnego M. Skarbu – BACZYŃSKI –
który z jednej strony starał się przewlekać załatwienie spraw, z drugiej oddzielił sprawę pożyczki od kredytów – co znów pozwalało na
gmatwanie spraw, a z trzeciej dążył do zniechęcenia Francuzów –
przez niewypłacanie obiecanej prowizji – by tym sposobem utracić
zaufanie Francuzów do gen. Śmigłego-Rydza, tym samym, by zanulować wyniki podróży gen. Gamelin do Warszawy i gen. Śmigłego-
-Rydza do Paryża.
Kiedy mimo wszystko strona techniczna pożyczki została pozytywnie załatwiona dnia 7 grudnia 1936 r., to sprawa kredytów wojskowych poczęła wchodzić na tory realne ... dopiero w pierwszej połowie kwietnia 1938 r. I faktem jest, że płk LOJKO-RADZIEJEWSKI
skarżył się wielokrotnie u mnie na wysoce szkodliwą działalność
płk. FYDY na odcinku załatwiania kredytów wojskowych.
II.
W wyniku zaistniałej sytuacji międzynarodowej, zdając sobie
sprawę z nieprzewidującej polityki ministra Becka i z tendencji Hitlera względem Polski, w czasie mojego pobytu w Warszawie w lutym
1937 r. inspiruję marszałkowi Śmigłemu-Rydzowi konieczność nawiązania ścisłej współpracy z Anglią na terenie politycznym, wojskowym
i ekonomicznym – właśnie przez marszałka Śmigłego-Rydza.
Marszałek polecił mi wybadać teren i odpowiednio przygotować
w ramach moich możliwości, nie wyjawiając przeprowadzanej roboty.
Przy pomocy moich przyjaciół francuskich, a specjalnie przy
pomocy p. Alberta DURIEZ, przemysłowca i finansisty, nawiązuję potrzebne kontakty. I już w sierpniu 1937 r. zaistniała możliwość uzyskania dla POLSKI pożyczki na terenie banków angielskich. Ale
Ministerstwo Spraw Zagranicznych Anglii w pierwszych dniach października 1937 r. kategorycznie sprzeciwiło się udzieleniu Polsce pożyczki ... ze względu na niejasność polityki zagranicznej ministra
Becka. Przed wyjazdem do Rumunii i po przyjeździe z Bukaresztu
melduję o tej sprawie marszałkowi Śmigłemu-Rydzowi w czasie mojego pobytu w Warszawie, podkreślając, że marszałek sam musi wystąpić na terenie Anglii oraz musi w krótkim czasie odsunąć ministra
Becka. Niestety spotkałem się z silną kontrakcją zakulisową prowadzoną przez płk. Adama KOCA i ppłk. Bogusława MIEDZIŃSKEGO, będących doradcami marszałka i przyjaciółmi ministra BECKA.
Stanowisko Polski w momencie anektowania Austrii przez Hitlera, stanowisko Polski względem LITWY i później Czechosłowacji,
wytwarza coraz bardziej nieprzychylną sytuację dla Polski na terenie
Francji i Anglii. Mimo wszystko w styczniu 1939 r. wchodzę w ścisły kontakt z ludźmi posiadającymi wpływy i znaczenie na terenie
Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Wojskowych w Anglii, w wyniku czego już dnia 13 marca 1939 r. mam konferencję w Hotelu
Deux Monds w Paryżu przy avenue de l’Opera z dwoma Anglikami półoficjalnymi, którzy oświadczają, że Anglia jest gotową udzielić Polsce pożyczkę w wysokości Ł.27.500.000, z czego 17.500.000 na
budowę kanału łączącego Bałtyk z Morzem Czarnym. Nad to organizuje się towarzystwo w Londynie, „Maurice Augsbourg & Comp.
London”, mające zakupić w Polsce broń za kwotę Ł.6.000.000 celem umożliwienia Polsce podniesienia produkcji w P.W.U.
Państwowe Wytwórnie Uzbrojenia. Przedsiębiorstwo utworzone w 1927 r. z przewagą kapitału państwowego. Tworzyły je: Państwowa Wytwórnia Karabinów w Warszawie, Państwowa Fabryka Broni w Radomiu, Państwowa Fabryka Amunicji w Skarżysku-Kamiennej,
Państwowa Fabryka Sprawdzianów w Warszawie. W 1937 r. dołączono jeszcze Fabrykę
Amunicji nr 2 w Dąbrowie-Bór k. Kraśnika i Fabrykę Amunicji nr 5 w Jadwidze k. Lubartowa. Ich moc produkcyjna nie była wykorzystywana, stąd poszukiwanie chętnych na broń.
o jakieś
200%. Anglia prosi o:
1) jasność polskiej polityki zagranicznej,
2) poprawienia stosunków z Francją,
3) przysyłanie do Londynu dla prowadzenia pertraktacyj Polaków rdzennego pochodzenia polskiego.
Rząd angielski z chęcią wielką i radością przyjąłby marszałka Śmigłego-Rydza w Londynie, a przyjazdowi jego nadałby odpowiedni
rozgłos. Prosi o odsunięcie od pertraktacyj ambasadora Raczyńskiego (dobrze ułożony i dobrze wychowany, ale...) i konsula generalnego w Londynie – Karola Poznańskiego. Minister Beck posiada opinię jednego z najsprytniejszych polskich ministrów, ale Anglia nie
posiada do niego zaufania.
Anektowanie Czechosłowacji stwarza sytuację bardziej przychylną dla Polski, następuje deklaracja premiera angielskiego i wyjazd ministra Becka do Londynu. W czasie swojego pobytu w Anglii minister Beck poprawia swoją opinię, jednak Anglicy chcieliby
widzieć marszałka Śmigłego-Rydza u siebie. I już w czasie dalszego sondowania uzyskuję zapewnienia, że Anglia – w czasie pobytu marszałka Śmigłego-Rydza w Londynie – będzie gotową mówić
o wielkiej pożyczce dla Polski, wielkich kredytach, budowie 2 fabryk
samochodów w Polsce, zawarciu bardzo korzystnego dla Polski traktatu handlowego.
Melduję o całości marszałkowi Śmigłemu-Rydzowi – listownie –
a w kilka dni później ukazuje się w prasie międzynarodowej wiadomość, „że marszałek Śmigły-Rydz – razem z marszałkiem WOROSZYŁOWEM – ma być zaproszony przez Rząd Anglii na manewry jesienne”. W kilka dni później następuje sprostowanie i wyjazd marszałka Śmigłego-Rydza do Anglii zostaje storpedowany. Jak stwierdziłem wiadomość tą – drogą okrężną – puściło Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, t.j. minister BECK, celem storpedowania
ewentualnego wyjazdu marszałka Śmigłego-Rydza do Londynu.
W czerwcu 1939 r. do Londynu wyjeżdża w towarzystwie falangi
kombinatorów żydowskich – Adam KOC – pożyczki Polska nie uzyskuje, w Polsce – celem uspokojenia opinii publicznej puszcza się fałszywe wieści, polityka ministra Józefa BECKA i jego przyjaciół jeszcze raz „święci tryumfy”, a w wyniku czego POLSKA w przededniu
wojny z Hitlerem - jest prawie nieprzygotowana.
Władysław Guzek [? – podpis odręczny]
Londyn, dnia 9 listopada 1940 r.
PROSZĘ SIĘ DOBRZE ZASTANOWIĆ I SOBIE WYOBRAZIĆ JAK TO MUSIAŁO WYGLĄDAĆ SKORO RZĄD ANGLII PROSI DO PROWADZENIA ROZMÓW O :
przysyłanie do Londynu dla
prowadzenia pertraktacyj Polaków rdzennego pochodzenia polskiego.
Rządy Anglii i Francji polskiemu sanacyjnemu nierządowi zwracały uwagę na to że poważne pertraktacje będą prowadzić tylko z Polakami rdzennego pochodzenia polskiego, co warszawscy złodzieje lekceważyli z ogólnie wiadomym skutkiem.
OD FOLKZDOJCZ ZMIANY DO SANACYNO- SOCJALISTYCZNEJ ŻYDO ZMIANY
JAK TO WYGLĄDA DZISIAJ
1 października 2017 r. weszła w życie tzw. ustawa dezubekizacyjna, na jej mocy emerytury i renty byłych funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa zostały radykalnie obniżone, ale nie objęła pobierających polskie emerytury i renty żyjących w Izraelu. W tym kontekście należy przypomnieć, że bardzo sprawnie obywatelstwo polskie przywrócono emigrantom z marca’68, w większości wywodzącym się z aparatu Urzędu Bezpieczeństwa, że najwięcej obywatelstw przywrócił marcowym kombatantom Lech Kaczyński (bo 15 300), że w 2007 r. osobiście i ostentacyjnie wręczył akt przywrócenia obywatelstwa synom Oskara Szyji Karlinera, szefa Zarządu Najwyższego Sądu Wojskowego, z którego udziałem ferowane były niemal wszystkie wyroki śmierci na polskich oficerach i żołnierzach oraz że na cmentarzu żydowskim w Warszawie dokonywana jest za pieniądze Ministerstwa Kultury, tj. za pieniądze rodzin ofiar zamęczonych i pomordowanych Polaków, renowacja grobu oficera NKWD, a później szefa zbrodniczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego płk. Józefa Różańskiego vel Josefa Goldberga, który w ubeckich katowniach zamordował tysiące polskich patriotów, w tym Witolda Pileckiego i Emila Fieldorfa.
Dziś mamy żydowskiego premiera, następnego kreatywnego księgowego i doradców z czapki.
Jak to wyglądało w 1939 r
Fragment listu P. Pomorskiego nt. sytuacji
we wrześniu 1939 r., ucieczki władz i ludności
cywilnej przed Niemcami na wschód
WYJĄTEK Z LISTU P. POMORSKIEGO
b. urzędnika Z.U.S.
….. Warszawę opuściłem 7 września w południe, w chwili największego popłochu. Za to, co się działo wówczas w Warszawie, ktoś powinien zawisnąć na szubienicy. Już 4 IX ewakuowano
wprawdzie częściowo ministerstwa i ważniejsze urzędy, jednakże
ogół społeczeństwa nic o tym nie wiedział. 5 IX wypłacono w ZUS
dwumiesięczne pobory i nakazano opuścić Warszawę w kierunku
na Wschód (Brześć nad Bugiem), dając każdemu wolną rękę. Ja tego dnia nie wyjechałem, gdyż musiałem zlikwidować niektóre swoje sprawy, zresztą zastanawiałem się, czy w ogóle wyjeżdżać z Warszawy, po co i gdzie. Następnego dnia poszedłem do biura. Naczelny
Dyrektor miał przemówienie do wszystkich, że to niesłychane, żeby siać taki niepokój jak wczoraj, że wszyscy mają zostać na swoich
miejscach, że on wyciągnie wobec tych, którzy już wyjechali, nieoczekiwane konsekwencje itd., itd. Byłem zadowolony z tego stanu rzeczy, gdyż nie miałem ochoty wyjeżdżać z Warszawy. W radio nie mówiło się w ogóle o ewakuacji Warszawy, zapewniało się ludność o zupełnym bezpieczeństwie. Naraz w nocy z 6 na 7 września,
jak grom z jasnego nieba spadła na Warszawę wiadomość ogłoszona
przez radio, że front jeszcze przedwczoraj tzn. 4 IX został koło Piotrkowa przerwany i Warszawie grozi niebezpieczeństwo. Wzywa się
zatem ludność męską natychmiast do kopania rowów pod Warszawą. Ogłoszono również, że Prezydent i Rząd opuścił Warszawę. Radio przestało działać. W mieście tramwaje stanęły, taksówek nie było. Sznury ludzi z tobołami, dziećmi małymi na rękach szło ulicami
Warszawy na prawy brzeg Wisły, na wschód siać dalej panikę. Policja chodziła po domach i nakazywała mężczyznom w wieku poborowym opuszczać Warszawę. Rankiem 7 IX rozmieszczone już były gniazda karabinów maszynowych na ulicach Warszawy. Wszyscy
stracili głowy, nie wiedząc, co robić, gdzie się podziać. Zdawałem
sobie sprawę, że piechotą na włóczęgę iść nie mogę, bo przy swym
zdrowiu temu nie podołam. Wziąłem do teczki 2 koszule i coś tam
jeszcze i wyszedłem z domu, kierując się w stronę biura. Trafiłem na
moment wywożenia skarbca, to zn. papierów wartościowych. Znajomi koledzy zabrali mnie jako konwojenta kilkunastu skrzyń bezwartościowych właściwie papierów. Nie wiem jeszcze dziś, czy to
było dla mnie szczęściem, czy nieszczęściem. Zaczęła się więc dla
mnie tułaczka na ciężarowym odkrytym samochodzie, na skrzyniach trzęsących się w towarzystwie trzydziestu paru uczestników
tej samej niedoli. Skierowaliśmy się w stronę Lublina. Możecie sobie wyobrazić, co się działo na tym szlaku. Była to bezładna ucieczka
całego narodu, pieszo, samochodami, wozami, rowerami itd. Droga
była kompletnie zatarasowana. Nad nami często krążyły niemieckie
bombowce. Gdyby zechciały bombardować wówczas szosę – byłaby to jedna wspólna mogiła kilkudziesięciu tysięcy ludzi. Jechaliśmy
więc przez Lublin, Chełm, Hrubieszów, Włodzimierz, Łuck, Dubno, Równe. W drodze przeziębiłem się, jadąc we dnie i w nocy w odkrytym samochodzie; na sobie miałem letnie ubranie i letni płaszcz.
Wiele nocy nie spałem lub spałem na słomie, na ławach, na barłogu.
Cierpieliśmy nieraz głód, bo trudno było dostać jedzenie. Koszule,
które wziąłem, zginęły mi w drodze, o nowe było trudno. Słowem
głód, brud i nędza. W gronie mych towarzyszy nie miałem przyjaciół. Każdy myślał tylko o sobie i był drugiemu wrogiem. Tu można
było się przypatrzyć, jak mało współżycia, solidarności jest u Polaków. Rzadko kiedy jeden drugiemu przyszedł z pomocą. Kto mógł,
ten uciekał na wschód, tak że zrobiło się tam w końcu ciasno, drogo i wszystkiego zabrakło. Wszystkie niemal miasta były zbombardowane, i to wielokrotnie. Niemcy nie liczyli się z niczym. Bombardowali poza tym pociągi ewakuacyjne, ostrzeliwując je z karabinów
maszynowych. Z tychże karabinów strzelali do pasących się krów
i koni, zabijali młodocianych pastuchów. Nie potrafię Wam wszystkiego wyliczyć i wymienić. Ja sam miałem szczęście uniknąć bomb
niemieckich, ale jakże często musiałem wyskakiwać z samochodu
przed nadlatującymi samolotami. Z naszym transportem jechaliśmy
dość wolno. Pod wpływem rozmaitych wiadomości z frontu kierownictwo nie mogło się zdecydować na złożenie tego balastu w którymkolwiek z kresowych miast.
Wiadomość o przyłączeniu się Sowietów do akcji rozbioru Polski zastała nas 17 IX w Równem. Stąd zdecydowaliśmy się jechać
do granicy polsko-węgierskiej, przez Dubno, Radziwiłłów, Brody,
Złoczów, Przemyślany, Rohatyn, Dolinę. W czasie przejazdu przez
Złoczów zmieniliśmy początkowy plan i skierowaliśmy się w stronę Lwowa, ale później (6 kilometrów od Lwowa) zawróciliśmy. Na
ostatnim odcinku Przemyślany – Dolina musieliśmy się nocą przebijać poprzez uzbrojone bandy dywersyjne Ukraińców. Pod wpływem
rozwijających się warunków w armii, w policji panowało kompletne
rozprzężenie. Na drodze między Złoczowem a Lwowem spotkaliśmy
oddział 2-ch batalionów policji z Rzeszowa, oczywiście bez oficerów
uciekających w bezładzie na wschód. Woleli się oddać bolszewikom
niż Niemcom, płakali, mówiąc, że otrzymali rozkaz ucieczki na własną rękę, gdzie kto chce. Zawróciliśmy tę bandę płaczących niedołęgów do Lwowa, wiedząc, że Lwów się broni. Widzieliśmy, jak policja i wojsko rzucało broń po lasach, w kartofle, i dobrowolnie rozbrajało
się. Broń tę zabierali skrzętnie Ukraińcy. Słowem działały się rzeczy
nieprawdopodobne, do których wstyd się Polakowi przyznać. Początek jednak tej anarchii dała sławetna „góra”. Oficerowi nasi, począwszy od majorów, w nogi, wszyscy niemal porzucili samowolnie swoje
posterunki; oni uciekli pierwsi ze swymi żonami i kochankami, siejąc panikę i dezorganizując armię. Widziałem sam pułkownika, który skonfiskował samochód, transportujący majątek państwowy, po
to ażeby móc uciekać wraz ze swoją rodziną. Mówię Wam, działy się
skandaliczne, potworne rzeczy, o których myśleć nie mogę, bo mam
łzy w oczach.
To, co się stało, to wina całego systemu, który w Polsce panował od 1926 r. To są skutki łamania charakterów i systemu protekcji.
W ten sposób narodu się nie wychowuje. To jest następstwo tego, że
nieodpowiedni ludzie byli na stanowiskach, które zajmowali. Twierdzę stanowczo, że Naród został oszukany, bo nigdy nie było większego zjednoczenia Narodu niż teraz przed wojną……
Trudno właściwie o lepszą puentę:
Twierdzę
stanowczo, że Naród został oszukany, bo nigdy nie było większego zjednoczenia
Narodu niż teraz przed wojną……
powyższe fragmenty były publikowane w kilku wydaniach, ale zostały zaczerpnięte z publikacji:
"Kto odpowiada za klęskę wrześniową. Próby rozliczeń 1939 - 1964" Pod redakcją Pawłą Dybicza. Wybór i opracowanie - Józef Stepień wydanej w Warszawie w 2019 r
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz