ALFRED ZAUBERMAN
Anglik o gospodarce polskiej w XVI w.
Rękopis, o którym mowa, wydobył z wielowiekowego zapomnienia prof. Rudolf Kesselring, sygnalizując jego istnienie na łamach „Głosu Ewangielickiego” w r. 1932. Pisała o nim w rok później Irena Hoffman jako o „sensacyjnym” dokumencie, stwierdzającym prawa polskie do pobrzeża bałtyckiego, a następnie – w „Kurjerze Warszawskim” – Władysław Tarnawski. Zajęli się nim z kolei Stanisław Kot i Wacław Borowy.
Wielka to jednak szkoda, iż dokument ten dotąd w piśmiennictwie naszym znany jest tylko z ułamkowych omówień. Szkoda tym większa, że pełniejsze streszczenie ukazało się w opracowaniu Niemca, Siegfrieda Mewsa (Lipsk 1936), z odpowiednio tendencyjną – zgadnąć nie trudno jaką – przyprawą.
Dokument przynosi nad wyraz interesujący i wnikliwy opis struktury społecznej, politycznej i gospodarczej oraz obyczajów Rzeczypospolitej z końca XVI w.; napisany jest ładną wczesno-angielską prozą, której przekład dałby wdzięczne pole do popisu dobremu tłumaczowi.
Rękopis (224 strony), przechowywany w British Muzeum, jest anonimowy. To tylko pewne, iż ma on bliski związek z wspomnianą przeze mnie w „Wiadomościach” (nr 82) misją dyplomatyczną w Polsce Sir George Carew (1598). Na ogół temu właśnie dyplomacie przypisuje się jego autorstwo. Przemawia za tym – jak mniemamy – m.in. i to że współczesny de Thou (Tuanus) wskazuje Carew jako autora „Relacji”, czerpiąc z niej polonica dla swych klasycznych „Dziejów”. Również – że niespornie spod pióra Carew pochodzi podobna „Relacja”, spisana z jego późniejszej ambasady do Francji. Autorstwo „Relacji” o Polsce zakwestionował prof. Kot, przyznając je raczej Williamowi Bruce (Bruse, Brussius), Szkotowi, postaci niewątpliwie bardzo pociągającej, prawnikowi, publicyście, żołnierzowi i włóczędze, który jako profesor Akademii Zamoyskiej, a później angielski agent dyplomatyczny, miał na pewno okazję co nieco o Polsce zauważyć; wedle hipotezy prof. Kota „Relacja” przygotowana została przezeń jako materiał orientujący ambasadora Carew w terenie polskim.
Do dotychczasowych omówień fragmentarycznych pragnąłbym dorzucić garść spostrzeżeń o obrazie gospodarstwa polskiego i polskiej polityki gospodarczej, jaki nam „Relacja” przekazała.
*
„Dziwne musi się wydać – zaczyna się rozdział o ekonomice polskiej – iż nie jest bogate to Królestwo, które obfituje w najważniejsze zasoby a ponadto jest śpichlerzem i arsenałem całej Europy”… Wiele miejsca poświęcono w „Relacji” bogactwu owych zasobów; czytamy więc o żywności wywożonej wołami do Niemiec, Węgier i Włoch, o soli dobywanej w Bochni, Wieliczce i z jezior, o budulcu okrętowym idącym w dużych ilościach na Zachód. Cały niemal rozdział poświęcony jest kopalinom polskim – soli, rtęci, miedzi, saletrze, srebru (i złotu).
Dociekając więc dlaczego bogactwo tych wszystkich zasobów nie daje Polsce zamożności – autor „Relacji” wykłada nam przy okazji swą doktrynę gospodarczą, którą moglibyśmy określić jako wczesnomerkantylistyczną a której zmodernizowane wersje czytelnik z pewnością znajdzie dzisiaj w praktycznych politykach gospodarczych.
„We wszystkich państwach – pisze – pilność narodu w sztukach mechanicznych i ludność są podstawami bogactwa”; świadczy o tym zamożność niemieckich i włoskich społeczeństw miejskich, jak Norymbergi, „stojącej na ziemi jałowej”, Augsburga, „żadnego nie posiadającego terytorium”, Wenecji i Mediolanu. Dlatego – objaśnia nas dalej – mądre prawa zakazują wywozu surowca albo przynajmniej utrudniają go wysokimi cłami, a sprzyjają wywozowi przetworu („artificiall”); tak postępuje np. Anglia, której wielkie zyski przynosi tkanina, o wiele większe aniżeli te, jakie dawniej, nim Flamandowie nauczyli ją sztuki tkania, czerpała z wywozu wełny. Podobna polityka gospodarcza „czyni kraj ludnym, za czym idą bogactwo gleby pomnożone wysiłkiem rolnika, zysk dla szlachty przez ulepszenie jej ziemi, a zysk dla księcia ze zwiększonych danin”.
Podmalowawszy w ten sposób tło doktrynalne, obserwator cudzoziemski krytykuje politykę polską, która pozwala by cały zysk z handlu koncentrował się w miastach pruskich i inflanckich i powoduje bogacenie się obcego „przemysłu” polskim kosztem. Wytyka zjawisko bogacenia się zagranicy na uszlachetnianiu surowca polskiego. „Prosta materia, jako to popiół (?), wełna, len, konopie, skóry, wraca do Królestwa, po cenie znacznie wyższej aniżeli ta po jakiej ją sprzedano za granicę”; tak wraca po wygórowanej cenie do Rygi len przetkany za granicą. Co gorsza – twierdzi (i tu mamy pewne świeże reminiscencje), że wraca do Polski (na przednówku?) za droższą cenę polskie zboże, wywiezione za granicę.
Skutek tej polityki, to podrywanie równowagi gospodarstwa, „overballancing”, jak mówi „Relacja”. Podcina się bilans płatniczy: „z powodu opisanych defektów towary polskie nie przynoszą pieniądza”. Równowagę bilansu tego podcina zresztą także pozycja turystyki, skoro „znaczna część uzdolnionej szlachty („gentlemen of abllity”), jadąc do obcych ziem i żyjąc tam na wysokiej stopie, zabiera dla siebie zaopatrzenie i zasilana jest wielkimi sumami pieniądza”, wysyłanymi z Polski. Ten dewizowy aspekt naszych związków duchowych z Zachodem kłopotał – jak widać – równie przodków co i współczesnych ministrów skarbu. Nieobcy im był także i inny jeszcze kłopot „dewizowy”, – przemyt pieniądza z Polski, – „rzecz -czytamy – nietrudna w kraju, którego granice otwarte są na ścieżaj”; uwaga zrozumiała u Carew (czy Bruce’a), pamiętającego o szczelnej morskiej granicy jego ojczyzny.
Kształtowanie się polskiego bilansu handlowego i płatniczego sprawiało najwidoczniej, że kraj był zalewany pieniądzem zepsutym („adulterated”). Jego, jakbyśmy powiedzieli dzisiaj, inflacja musiała mocno dokuczyć w obrocie; na sejmie w r. 1534 nakazano mennicom przerwanie bicia pieniądza w nadziei, że przerwa emisji da pewną reprecjację pieniądza (problematyka znana doskonale współczesnym!); mennica królewska – stwierdza nieco melancholijnie „Relacja” – usłuchała nakazu sejmowego, ale inne (mennice miast pruskich) – nic.
Kreśląc projekt naprawy gospodarstwa polskiego, Carew (Bruce?) opowiada się za ustanowieniem zakazów szkodliwego wywozu. Uważa za konieczne „życie surowe”, propagując „leges sumptuariae”, skoro najważniejsze towary polskie „wymienia się za granicą przeważnie… na zbędne, służące pompie, ostentacji i zbytkowi”. Zaleca zyskanie możliwości, jakie daje „morze Sarmackie”, oraz opanowanie a przynajmniej wolny handel na linii Dniepr-Dźwina, których połączenie uważa za konieczne. Jest zdania, że Polacy mają „równie dobre warunki dla zbogacenia swego kraju” – jak każdy inny naród, ale mogliby osiągnąć to pod warunkiem, iż „zreformowaliby swe nieporządne państwo” przez „ukrócenie zuchwalstwa szlachty i zapewnienie plebejuszom przywilejów właściwych ich rodzajowi życia”, najpewniejsza jest bowiem reguła, iż „no state can be riche where traders and artisans are wronged and troden on”.
Dziś zaliczylibyśmy autora do wyznawców poglądu o konieczności forsownej urbanizacji i uprzemysłowienia Polski, ekspansji morskiej, intensywniejszej kapitalizacji (ograniczenie zbędnego spożycia), intensyfikacji rolnictwa i t.d. Widzimy zresztą, iż naprawę gospodarczą Rzeczypospolitej ściśle łączył, na pewno trafnie, ze współzależną naprawą jej budowy społecznej.
Alfred Zauberman.
Co dziś z tego mamy z tamtych czasów
....najpewniejsza jest bowiem reguła, iż „no state can be riche where traders and artisans are wronged and troden on”.....
- żadne Państwo nie może być bogate, gdy handlowcy i rzemieślnicy są pokrzywdzeni i podeptani -
Dopóki nie wypierdoli się tego geriatrycznego pokrągłowatego pejsatego dziadostwa z folkzdojczami nic się nie zmieni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz