Motto:
Repetito et mater studiorum,
co w wolnym tłumaczeniu przekłada się:
Powtórka jest konieczna i niezbędna do zapamiętania,
aby nie popełniać tych samych błędów.
„Upadek narodu może nastąpić tylko dzięki pomocy zdrajców i renegatów”.
– jj
Repetito et mater studiorum,
co w wolnym tłumaczeniu przekłada się:
Powtórka jest konieczna i niezbędna do zapamiętania,
aby nie popełniać tych samych błędów.
„Upadek narodu może nastąpić tylko dzięki pomocy zdrajców i renegatów”.
– jj
Od kilku już lat obserwujemy dziwną ciszę medialną nad jedną z największych tragedii naszych czasów, czyli tragedią czarnobylską.
Journaliści z polskojęzycznych mass mediów wkładają wiele wysiłku, aby otumanić społeczeństwo zamieszkujące jeszcze obszar pomiędzy Odrą i Bugiem. Uwidacznia się także bezsporny fakt, że działają na polecenie odgórne. Proszę zauważyć, jeszcze w ubiegłym roku, każda taka gazetka zaśliniała się smogiem i straszyli nas, że ponad 50 000 ludzi umiera z tego powodu, czyli prawie 160 osób dzienne.
Podobnie straszyli nas odrą, jaka to groźna choroba, jak to musimy się szczepić MMR szczepionką, chociaż do tej pory nie wyizolowano tego wirusa odry. Mało tego, badania jak najbardziej uniwersyteckie z 2018 roku przeprowadzone we Włoszech wykazały, że w szczepionce oprócz ok. 60 rozmaitego rodzaju toksyn nic innego nie znaleziono, to krajowi fanatycy szczepień np. taki inspektor GIS p. Pinkas, czy minister od Zdrowia, cały czas dezinformowali opinię publiczną o konieczności szczepienia.
Pomimo, że biegli zaangażowani przez sądy udowodnili bezspornie związek tej szczepionki z autyzmem, ani urzędnicy Izb Lekarskich, nie wspomnę o prezydium NIL, ani ministerstwo nie wiadomo dlaczego zwane Zdrowia nic w tej sprawie nie zrobiło, tylko dalej oszukiwało mniej wartościowe społeczeństwo w kraju, strasząc odrą.
Nie jest to nic nowego.
Jak do tej pory, Minister Zdrowia przyznał się publicznie, poprzez pismo wystosowane do Sejmu, że nie posiada żadnych prac naukowych uzasadniających wykonywanie szczepień, ani żadnych prac naukowych potwierdzających ich bezpieczeństwo [słynne wystąpienie posła Wilka].
Jest to dokładnie to samo, co za czasów hunty i podania jodu ludziom, bez żadnego uzasadnienia medycznego.
Jest to kolejne przeprowadzanie eksperymentów medycznych na niezorientowanej ludności, podobnie jak w krajach afrykańskich. A niektórzy z nas szczycą się 1000 letnią tradycją państwowości.
Za to podanie jodu zapłaciliśmy olbrzymią epidemią chorób tarczycy. Szacuje się, że z tego powodu, ponad milion ludzi cierpi i musi zażywać leki. Stworzono jednak, poprzez to, dodatkowe źródło podatków w postaci Vat za te zakupywane leki.
To samo Ministerstwo, działając na szkodę mniej wartościowego lokalnego społeczeństwa, dezinformowało ludność o szkodliwości opalania się, o konieczności smarowania się kremami itd. Prawda jest dokładnie odwrotna.
Nie chcesz mieć raka, to się opalaj. Czym wyższy poziom witaminy D, tym mniejsze prawdopodobieństwo zachorowania.
Nie chcesz mieć raka, to nie smaruj się kremami z filtrami itd..
Nauka zna pojęcie współczynnika „psi”. Współczynnik ten określa czy dana teoria, lek, wynalazek, przynosi korzyść dla społeczeństwa czy przeciwnie, straty.
Mass media głównego nurtu dezinformacji takie jak Polityka, Rzeczpospolita, czy Wprost, specjalnie dezinformują i wymazują skutki Katastrofy w Czarnobylu w związku z faktem, że mamy w Polsce zbudować elektrownię atomową.
Amerykański monopolista Westinghause, od lat nie ma nowych zamówień i musi oskubać kolejny kraj.
Jako, że byłem kilkakrotnie w tzw. zonie, poznałem Czarnobylców, nawet dowódcę 5 zmiany gen. GRU, zresztą chorego na białaczkę. Byłem wraz z arcybiskupem Świątkiem, organizatorem wypoczynku ok. 700 dzieci ze strefy skażonej oraz kierownikiem zespołu opracowującego jedyny po katastrofie Raport o skutkach tej katastrofy dla Polski. Byłem członkiem Komisji Wierusza PAA, rozwiązanym po moim liście otwartym o machlojkach tej komisji. Posiadam więc pewną wiedzę, którą, tak uważam, powinienem się podzielić, dopóki jeszcze można. Nasz raport wydany przez Gdańskie Towarzystwo naukowe znika z bibliotek w tempie błyskawicznym.
Sami musicie sobie odpowiedzieć Sz. Czytelnicy dlaczego?
Ale od początku.
Przypomnijmy więc.
W nocy z 26/27 kwietnia 1986 roku, doszło do najpoważniejszej awarii w energetyce jądrowej, Katastrofa w elektrowni atomowej w Czarnobylu.
26 kwietnia 1986 roku wybuchł jeden z reaktorów w wyniku czego doszło do skażenia radioaktywnego na ogromną skalę. [Fot. za: Inter.]do stopienia rdzenia reaktora w elektrowni jądrowej w Czarnobylu.Katastrofa w elektrowni atomowej w Czarnobylu. 26 kwietnia 1986 roku wybuchł jeden z reaktorów w wyniku czego doszło do skażenia radioaktywnego na ogromną skalę. [Fot. za: Inter.]
Oficjalna wersja mówi, że przyczyną był błąd prowadzących eksperyment. Niestety, prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy jak było naprawdę.
*Po pierwsze: atomistom nigdy nie będzie zależało na ujawnieniu prawdy.
*Po drugie: rządy krajów postkomunistycznych są obsadzone przez starą kadrę, która nie przyzna się do błędów.
*Po trzecie: MAEA jest zainteresowana rozszerzaniem przemysłu jądrowego i liczeniem zysków, tak jak każdy sprzedawca, a nie wyjaśnianiem i dochodzeniem do prawdy [vide 2 art. statutu MAEA].
*Po czwarte; jest to temat produkcji broni atomowej, a więc tabu dla cywilów.
*Po piąte, nie wspomina się o zasilaniu przez tę elektrownię największego radaru typu HARRP, znajdującego się w odległości ok. 30 km od reaktora.
*Po drugie: rządy krajów postkomunistycznych są obsadzone przez starą kadrę, która nie przyzna się do błędów.
*Po trzecie: MAEA jest zainteresowana rozszerzaniem przemysłu jądrowego i liczeniem zysków, tak jak każdy sprzedawca, a nie wyjaśnianiem i dochodzeniem do prawdy [vide 2 art. statutu MAEA].
*Po czwarte; jest to temat produkcji broni atomowej, a więc tabu dla cywilów.
*Po piąte, nie wspomina się o zasilaniu przez tę elektrownię największego radaru typu HARRP, znajdującego się w odległości ok. 30 km od reaktora.
Od samego początku akcja ratunkowa w Czarnobylu przebiegała niezgodnie z zasadami ratunkowymi. Strażaków nie powiadomiono o rodzaju awarii i ci biedni ludzie myśleli, że gaszą zwykły pożar. Dopiero jak im po kilku godzinach zaczęły wypadać włosy, to się zorientowali, że coś jest nie tak.
Wbrew oficjalnie głoszonej wersji, ewakuacja rozpoczęła się z 3 dniowym opóźnieniem.
Początkowo próbowano ją prowadzić poprzez zalew Prypeci, ale awaria promu unieruchomiła tę drogę. Biedni ludzie stali przez prawie całą dobę na wodzie, w opadzie radioaktywnym i nawet bez wody do picia [transport miał trwać ok. godziny], zanim ich odholowano na brzeg.
Z samego miasta atomistów, ewakuowano w ciągu tygodnia 49 000 ludzi, a ze strefy skażonej 139 000 ofiar.
Wybudowano w ciągu kilku miesięcy miasteczko Sławitucze, kilkadziesiąt km od reaktora. Zupełna ignorancja decydentów i ich ekspertów spowodowała, że domki dla 24 000 osób wybudowano na terenie jeszcze bardziej skażonym.
Moskwa, nie chcąc dopuścić obłoku radioaktywnego do stolicy, wydała rozkaz ostrzelania chmur, w celu wywołania deszczu. Deszcz spadł właśnie na region, w którym później wybudowano miasteczko. Wyrzucono w błoto setki milionów rubli.
Układ z MAEA spowodował, że rozpoczęto testowanie sprzętu, rzekomo ratunkowego, firmy Simens.
Promieniowanie było jednak tak silne, że sprzęt unieruchamiał się, [zawodziła elektronika], a ratować i wynosić go ze skażonego miejsca musieli rosyjscy przymusowi ochotnicy [sprzęt był produkcji Simensa i bardzo drogi].
Podobnie lekarze, przysłani przez MAEA, pobierali próbki krwi do badań, zarówno ewakuowanych mieszkańców jak i ludności z pozostałych terenów, ale jak opisał to prof. Wołkow: ŻADEN wynik nie dotarł do rąk chorych i przez pierwsze kilka lat nie otrzymali oni żadnej pomocy..
[ informacje własne uzyskane od prof. Wołkowa w Pińsku w 1992 roku – jj ].
Kolejną, utajnianą do dnia dzisiejszego informacją, jest fakt wykorzystania w charakterze likwidatorów ok. 1 000 000 ludzi z różnych stron Sojuza, przymusowo powołanych do wojska. Odbywało się to w sposób urągający wszelkim ludzkim odruchom.
W porze normalnego wychodzenia do pracy, o godzinie 4-6 rano, na ulicy stały ciężarówki i zatrzymywały idących mężczyzn. Bez pożegnania i powiedzenia rodzinom do widzenia, wyjeżdżali do Czarnobyla, nie wiedząc gdzie jadą i po co.
„Ochotnicy” ci, pracowali w systemie zmianowym, w grupach po ok. 30 000. Okres takiej pracy trwał ok. 2 – 3 miesięcy. Organizacja pracy była prosta. Obóz mieszkalny był oddalony o około 28 km od punktu zero. Partiami, po 2 000 ludzi podjeżdżali do miejsca oddalonego od reaktora o 2 km. Tutaj czekali, nieraz kilka godzin na swoją kolejkę. Następnie, w grupach po 600 osób dochodzili na linię 500 m i po 100 osób rzucali się biegiem do odgruzowywania. Niestety, czas pracy określony na 5 minut był tylko teorią. W przypadku wizyty dziennikarzy, czy też innych wizytujących, mieli rozkaz ukrywania się i czekania na gwizdek.
Jedyny dozymetr na rotę [kompanię, około 150 osób] był u sierżanta, schowany w odległości 28 km od punktu zero, w kasie pancernej, bo był drogi i jednostkowy.
Tak więc wszelkie dane podawane oficjalnie jako odczytane z dozymetrów są fałszywe i nie oddają prawdy. Wiadomo, że wraz ze wzrostem odległości od punktu zero skażenie malało.
Tych żołnierzy-ochotników-robotników pilnowało ok. milion żołnierzy KGB, którzy także nic nie wiedzieli, że byli narażeni na promieniowanie i nawet jednego dozymetru na rotę nie mieli.
Do dnia dzisiejszego, istnieje zakaz umieszczania w historiach choroby informacji, o pobycie pacjenta w Czarnobylu.
Gwoli wyjaśnienia trzeba podkreślić, że była to trzecia tego typu katastrofa na przestrzeni 30 lat.
Pierwsza miała miejsce 10 października, w 1957 roku w brytyjskim Windscale. [ pl.wikipedia.org ].
Reaktor grafitowy, taki jak w Czarnobylu, przeznaczony do produkcji plutonu na potrzeby wojska. Pożar ten zmusił Anglię do zmiany nazwy miejscowości Windscale [wymazanie z mapy] na Selafield. Ciekawy jest fakt, że po wpisaniu do wyszukiwarki Google, pojawia się tylko kilka odnośników i żaden nie wspomina o ofiarach tej katastrofy, a przecież obecnie wiadomo, zarówno o wzroście zachorowań na białaczki jak i nowotwory tarczycy w tym regionie. Faktem bezspornym jest natomiast niszczenie mleka w bezpośrednim okresie po awarii, z obszaru 500 km2 i zamknięcie reaktorów.
Druga katastrofa, która spowodowała stopienie się rdzenia reaktora miała miejsce w USA, w 28 marca 1979 roku w Tree Miles Island. [ en.wikipedia.org ].
Akcja usuwania skutków katastrofy trwała 12 lat i kosztowała miliard dolarów. [ Three Mile Island plant, site of nuclear accident, to close , apnews.com , 8.05.2019. ].
Od tego czasu nie wybudowano w USA żadnej nowej elektrowni jądrowej.
Także po tej katastrofie zaobserwowano wzrost zachorowań na białaczkę, nowotwory tarczycy oraz występowanie poronień u kobiet ciężarnych [Dr Bertell]. Ciekawym jest również fakt, że wyszukiwarka Google na pierwszym miejscu zamieszcza tzw. oficjalne artykuły atomistów, a stwierdzić należy zupełny brak publikacji naukowych.
Jak wiadomo, do dnia dzisiejszego żaden z kolejnych rządów w Polsce, nie miał czasu przedstawić bilansu strat, jakie poniosła Polska w czasie budowy Żarnowca. Jednoznacznie świadczy to o ciągłości władzy od 1944 roku.
Nie wyjaśniono także do dnia dzisiejszego katastrofy, której przyczyną był eksperyment dr Strupczewskiego w 1979 roku. Nadal akta są tajne, czyli przez okres dłuższy, aniżeli tajemnice państwowe. To świadczy o pozycji tych ludzików w strukturach.
Pamiętam ogromne zdziwienie p. prof. Niewodniczańskiego, kiedy w czasie spotkania na Kruczej, chyba w 1991 roku, przedstawiłem ten egzemplarz Postępów Techniki Jądrowej z artykułem dr Strupczewskiego, negującym reaktory sowieckie. Okazało się, że z całego zespołu „ekspertów”, a było to ponad 20 osób, nikt nie znał treści biuletynów i zawartych w nich prac PAA, ale wszyscy dyskutowali o atomie.
Podobno państwo stworzyło instytucje, mające chronić ludzi przed skażeniem np. stacje Sanepidu, Agencje Atomowe itd. Nie znam w okresie minionych 50 lat, aby chociaż raz, którakolwiek z tych instytucji ostrzegała w Polsce społeczeństwo, by nie wychodzić na „świeże“ powietrze, z powodu skażenia radioaktywnego, np. po wybuchu min atomowych po drugiej stronie Bugu, w latach 1967/8.
Wręcz przeciwnie, tacy specjaliści jak prof. Bożykowa, pediatra z Warszawy, czy prof. Zb. Jaworowicz lub Hrynkiewicz – odznaczony Orderem Czerwonego Sztandaru, Liniecki z Łodzi, zachęcali w mass mediach, społeczeństwo do spacerów na świeżym powietrzu w maju, pamiętnego roku 1986 . “ Najwyżej dzieci będą się częściej myły, twierdzono w telewizorach”. Zapomniano tylko pokazać, jak będą myły te pęcherzyki płucne? Nota bene, prof. Zb. Jaworowicz, ekspert hunty, był potem ekspertem zapraszanym do Radia Maryja. Ciekawe nieprawdaż?
Obecnie, nawet już taki dr A. Strupczewski, jak najbardziej jeden z głównych celebrytów od atomu pisze, że wszystkie pierwsze reaktory były budowane na potrzeby wojska.
Ciekawe jest natomiast to, że pomimo licznych wpadek tego PT Pana, nadal go drukują wiadome mass media. Musi mocno siedzieć w ….
Przypomnę, 1979 rok – awaria reaktora Maria spowodowana przez dr A. Strupczewskiego. Raport o awarii tajny. Co ten Facet takiego robił w tym rzekomo badawczym reaktorze, „rzekomo” co najwyżej naświetlającym coś tam dla potrzeb medycyny, że musieli to wszystko utajnić?
Do dzisiaj musimy leczyć skutki tego bezmyślnego podania jodu. Bardzo dużo osób tamtego rocznika choruje na niedoczynność tarczycy.
Dopiero w poniedziałek, a więc 3 dni po dojściu chmury radioaktywnej do Polski, rozpoczęły się działania pokazowe. Jak twierdzi prof. Jaworowski [ stały ekspert wszystkich rządów [ czarnobyl.c10.pl/aneksy ], to on był autorem tej największej głupoty, czyli podania jodu 18 milionom Polaków.
Jak to wiadomo z licznych publikacji przed czarnobylskich, podanie jodu jest uzasadnione tylko i wyłącznie na 24 godziny przed dojściem chmury radioaktywnej do danego regionu, albo 12 po jej dojściu. Jod wolno podać tylko i wyłącznie wówczas, gdy spodziewana dawka promieniowania przekracza wg Amerykańskiego Stowarzyszenia Chorób Tarczycy – 50 remów. Jak wiadomo, w Polsce dawki te, wg oficjalnego raportu tzw. Raportu Szałajdy były o 1000 razy mniejsze. Jaworowski wymusił podawanie jodu w miesiąc po katastrofie np. w Łodzi jeszcze w połowie maja podawano jod. Był to niczym nie uzasadniony eksperyment na ludziach. Do dnia dzisiejszego nikt także nie pociągnął go za to do odpowiedzialności, a Jaworowski nadal się chwalił w mass mediach jaki to on patriota.
W dniu największego opadu radioaktywnego, pierwszego maja zmuszano ludzi do pochodu pierwszomajowego np. we Wrocławiu opad wynosił ponad 23 000 Bq na m2.
Pełny i jedyny raport o skutkach katastrofy w Czarnobylu opublikowany przez zespół Gdańskiego Towarzystwa Naukowego, dziwnym trafem został wykradziony przez nieznanych sprawców, a kilkaset egzemplarzy, które dotarły do bibliotek, znika z nich systematycznie. Nigdy także Raport ten nie został przez oficjalne media nagłośniony. Świadczy to jednoznacznie, że jesteśmy kolonią.
W raporcie tym udowodniono wzrost, zarówno występowania wad wrodzonych u dzieci o 300 – 500 % w latach 1987 – 1990, jak również wzrost umieralności na raka po 1990r. Dziwnie także się składa, że badania rządowe prowadzono tylko w regionie białostockim, chociaż region ten otrzymał stosunkowo małą dawkę promieniowania, a nie wykonano w regionie gdańskim, ani wrocławskim, które miały znacznie większe napromieniowanie.
W województwie gdańskim badania były zakazane, np. prof. J. Terlecki z AMG przekazać musiał wszelkie dozymetry do „kontroli” i przez pierwszy rok po katastrofie nie można było niczego oficjalnie mierzyć, a następnie wszelkie wystąpienia do władz o granty, zostawały bez odpowiedzi, albo z adnotacją braku pieniędzy. Było to wynikiem bezpośrednich nacisków PAA i dyrekcji Żarnowca.
Także do dnia dzisiejszego nie wyjaśniono sprawy tragicznej śmierci dr. Zbigniewa Wołoszyna z Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej, który to naukowiec w niewyjaśnionych okolicznościach został znaleziony pod 12 piętrowym wieżowcem. W sejmowym raporcie o ofiarach PRL, jego nazwisko znajduje się na setnej pozycji [ Milczący świadkowie – Zbigniew Wołoszyn, 13grudnia.pl ].
Również w tej sprawie, prof. Jaworowski publicznie znieważał zmarłego i podawał nieprawdę o jego samobójczej śmierci, o której miał mu rzekomo powiedzieć spowiednik doktora Zb. Wołoszyna [ widoczny w tej wypowiedzi jest stosunek do Kościoła].
I co ciekawe, ten pupilek hunty wojskowej, nadal brylował jako ekspert w mass mediach, także rzekomo katolickich. Nie należy zapominać, że wszelkie dokumenty, wyniki badań i pomiarów w dziwny sposób zniknęły z CLOR już w kilka tygodni po katastrofie. Także wyniki pomiarów z sanepidów nigdy nie były publikowane, a podawano tylko tzw. wartości średnie, jak je tworzono, nie wiadomo. Z własnego doświadczenia wiem, z terenów województwa gdańskiego, że różniły się od pomiarów wykonywanych przez nas, nawet o 100 razy. [Czarnobyl. Katastrofa – wyszukiwarka Google.]
Nie należy także zapominać, że już na początku maja 1986 roku gen. Baryła, Główny Inspektor Sanitarny, zmienił weekendowej nocy tzw. dopuszczalne dawki substancji promieniotwórczych zawyżając je o 100 %.
Tak więc uśrednianie w/g nowych norm, szczególnie dla całych regionów, praktycznie uniemożliwiało wyciąganie jakichkolwiek wniosków.
Jak zwykle w takich sytuacjach bywa, aby ”wyjść na swoje”, należy rozmyć odpowiedzialność.
Fizycy jądrowi pracujący dla określonych grup polityczno – militarnych, stworzyli organizacje międzynarodowe. Najczęściej wymienianą organizacją międzynarodową jest UNSCEAR, agenda ONZ. Należy wyjaśnić, że ONZ jest organizacją administracyjną, tak jakby super rządem, a nie naukową!!! Wypada przypomnieć, że 28 maja 1959 roku MAEA -Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej zawarła dziwną umowę z WHO – Światową Organizacją Zdrowia [czyjego?] Obie agendy rzekomo podlegają ONZ. Brzmiała ona:
”W każdym wypadku , gdy któraś ze stron zamierza wszcząć program lub działalność w temacie, który w znacznym stopniu może interesować lub interesuje drugą stronę, pierwsza strona MUSI porozumieć się z drugą stroną, w celu uregulowania sprawy wzajemnych uzgodnień” . [ The United Nations Scientific Committee on the Effects of Atomic Radiation (UNSCEAR)].
Także wiem to z informacji bezpośrednich od Burmistrza Hiroshimy, przekazanych w Berlinie, w obecności sekretarza generalnego BSVBA pani Sheilly Grey – mieszkańcy Japonii nigdy nie poznali prawdziwych danych, dotyczących skażenia ich terenu. Do lat 1970. tylko i wyłącznie armia USA dysponowała zarówno aparaturą jak i archiwami dotyczącymi skażeń. Leczeniem chorych także zajmowali się Amerykanie i tylko oni posiadali i testowali rozmaite leki.
Podobnie prof. Wołkow z Pińska i prof. Lutskoj, rektor Uniwersytetu w Mińsku jednogłośnie potwierdzili fakt, nie tylko ukrywania danych pomiarowych, ale w ogóle niedopuszczania lekarzy z Białorusi do wyników pomiarów skażeń terenu, aż do 1990 roku. Czyli, przez 5 lat wszelkie informacje mogące ratować życie, były ukrywane i praktycznie oficjalnie nie istnieją. Tzw. zespoły MAEA, po przybyciu na Białoruś pobrały duże ilości próbek materiału biologicznego i błyskawicznie się ulotniły, obiecując co prawda, przesłać wyniki analiz. Nigdy nie wywiązały się z tej obietnicy!!!!! Nigdy nie ujawniły także wyników analiz!!!!! [Materiały Konferencji Bałtyckiego Forum Ekologicznego, Darłowo1994 i Gdańsk 1995].
Więcej w książce pt.: „Katastrofy atomowe„.
Pracę poświęcam tysiącom ofiar bezmyślności i pazerności tzw. atomistów od reaktorów.
CZEŚĆ ICH PAMIĘCI!
CZEŚĆ ICH PAMIĘCI!
dan w dniu św. Floriana z Lorch, tj. 4 maja 2020 r.
Według żywotu z VIII w., Florian z Lauriacum urodził się ok. 250 roku w Zeiselmauer (Dolna Austria). W młodym wieku został dowódcą wojsk rzymskich, stacjonujących w Mantem, w pobliżu Krems (obecnie w północno-wschodniej Austrii). Podczas prześladowania chrześcijan przez Dioklecjana został aresztowany wraz z 40 żołnierzami i przymuszony do złożenia ofiary bogom. Wobec stanowczej odmowy wychłostano go i poddano torturom. Przywiedziono go do obozu rzymskiego w Lorch koło Wiednia. Namiestnik prowincji, Akwilin, starał się groźbami i obietnicami zmusić oficera rzymskiego do odstępstwa od wiary. Kiedy jednak te zawiodły, kazał go biczować, potem szarpać jego ciało żelaznymi hakami, wreszcie uwiązano kamień u jego szyi i zatopiono go w rzece Enns. Miało się to stać 4 maja 304 roku. Jego ciało odnalazła Waleria i ze czcią je pochowała. Nad jego grobem wystawiono z czasem klasztor i kościół benedyktynów, objęty potem przez kanoników laterańskich. Do dnia dzisiejszego St. Florian jest ośrodkiem życia religijnego w Górnej Austrii. Św. Florian jest patronem archidiecezji wiedeńskiej.W roku 1184 na prośbę księcia Kazimierza Sprawiedliwego, syna Bolesława Krzywoustego, Kraków otrzymał znaczną część relikwii św. Floriana. W delegacji odbierającej relikwie miał się znajdować także bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski. Ku ich czci wystawiono w dzielnicy miasta, zwanej Kleparzem, okazałą świątynię. Kiedy w 1528 r. pożar strawił tę część Krakowa, ocalała jedynie ta świątynia. Odtąd zaczęto św. Floriana czcić w całej Polsce jako patrona podczas klęsk pożaru, powodzi i sztormów. Kraków jeszcze dzisiaj obchodzi pamiątkę św. Floriana jako święto. Florian jest patronem Austrii i Bolonii oraz Chorzowa; ponadto hutników, strażaków i kominiarzy, a także garncarzy i piekarzy. W Warszawie pod wezwaniem św. Floriana jest katedra warszawsko-praska. [ Za: Brewiarz.pl ]
Dr Jerzy Jaśkowski
Gdańsk, 4 maja 2020 r.
Gdańsk, 4 maja 2020 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz