sobota, 2 lutego 2019

Dr Jan Ciechanowicz Kresy Wschodnie w labiryncie wielkiej polityki


Dr  Jan  Ciechanowicz

Kresy Wschodnie w labiryncie wielkiej polityki
                    

           Jan  Ciechanowicz,  był (razem z Henrykiem  Mażulem i Janem Sienkiewiczem)   inicjatorem założenia  Związku Polaków na Litwie i, jako prodziekan Wydziału Języków Obcych  Wileńskiego Instytutu Pedagogicznego, docent Katedry Filozofii tejże uczelni  i   publicysta o ukierunkowaniu polsko-narodowym na Litwie, zorganizował i prowadził w auli Instytutu pierwsze (1988) , założycielskie zgromadzenie  Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego Polaków na Litwie (później przemianowanego na  ZPL),  a potem założył w terenie kilkadziesiąt (37)   lokalnych ogniw tejże organizacji. Był też wśród współzałożycieli Polskiego Uniwersytetu w Wilnie, Fundacji Kultury Polskiej na Litwie, innych organizacji polonijnych w tym kraju. Jest nauczycielem akademickim o 44-letnim stażu,  autorem 62 książęk z zakresu germanistyki, historii, filozofii, etyki, genealogii, aforystyki oraz około 1200 artykułów naukowych i popularnonaukowych w języku angielskim, białoruskim, litewskim, niemieckim, polskim, rosyjskim, opublikowanych w kilkunastu krajach.           
                                                                     ***

         Tytułem wstępu warto zaznaczyć, że   rzekoma  „demokratyzacja” bloku wschodniego, czyli transformacja ustrojowa socjalizmu w kapitalizm,  nie była zjawiskiem zdeterminowanym oddolnie przez jakiekolwiek ruchy wolnościowe. Stanowiła ona ciąg dalszy i przeprowadzony odgórnie przez sowiecką bezpiekę i jej prowokatorów (z inicatywy   M6,   CIA, George’a Sorosa et consortes) drugi etap rewolucji bolszewickiej.  (Profesor Steven Cohen i wybitna obrończyni praw człowieka,   zmarła w maju 2011 roku Jelena Boner niezależnie od siebie nazwali ten przekręt  „rewolucją kryminalną”).   Jej plan został opracowany i skutecznie zrealizowany przez złodziejską wierchuszkę komunistyczną ZSRR (przede wszystkim skrzydło liberalne Biura Politycznego KC KPZR, KGB, GRU) i młode, bezideowe pokolenie komsomolców, aktywistów Komunistycznego Sojuszu Młodzieży ZSRR) w porozumieniu z kapitałem oligarchicznym i służbami specjalnymi Zachodu, światem przestępczym,   skorumpowanymi władcami krajów „demokracji ludowej,”  jak też agenturalnymi  bufonami  pretendującymi do roli „autorytetów moralnych”.  Zadbano też na drodze korupcji o życzliwość i „duchową opiekę” ze strony wszystkich konfesji. Postępowano wedle zasady: „Jeśli chcemy, by wszystko pozostało tak, jak jest, wszystko musi się zmienić”  (Giuseppe Tomassi di Lampedusa).
            Jeśli wierzyć współautorom dwuseryjnego filmu A. Kondraszowa pt. „Putin” (2018), to już w 1988 roku została ukształtowana w sztabie przywódcy komunistów rosyjskich Borysa Jelcyna specjalna rada do spraw reformy ZSRR, złożona ze 160 osób, wśród których 70 to byli „eksperci” amerykańscy, zaproszeni przez swych moskiewskich rodaków do „reformowania” tego kraju, które skończyło się – jak wiadomo – jego likwidacją, zniszczeniem armii, nauki, kultury, przemysłu, rolnictwa. Agresywna, ogłupiająca propaganda w mediach czyniła z ludzi baranów. Milionowe tłumy Rosjan na Placu Czerwonym w Moskwie wyły z zachwytu, gdy ich pijany prezydent Jelcyn ze sceny wrzeszczał do nich: „Nam niepotrzebne imperium! Dosyć karmienia Kaukazu i Nadbałtyki rosyjskim chlebem!” I ogłosił natychmiastowe wyjście Federacji Rosyjskiej ze składu ZSRR!
         Gdy zaś część elity rosyjskiej podjęła nieśmiałą próbę ratowania kraju, Biały Dom w Moskwie otoczyły oddziały izraelskiego specnazu i obrońców parlamentu wystrzelano jak kaczki; całością zaś tej operacji dowodzono z ambasady Izraela – o ile można wierzyć publikacjom w rosyjskiej prasie narodowej.
           Masy otumanionych przez propagandę Rosjan, Litwinów, Ukraińców i innych „radzieckich narodów”  oczekiwały dobrobytu, wolności, praworządności, a w olbrzymim kraju natychmiast rozpanoszył się chaos, głód, bandytyzm, bezrobocie. Upadły tysiące wielkich, nowoczesnych zakładów przemysłowych, rozpadły się instytucje naukowe i oświatowe. Setki ton najtajniejszej nowatorskiej dokumentacji naukowej, technicznej, technologicznej ze sfery kosmonautyki, lotnictwa, wojskowości, okrętownictwa, transportu etc. w ciągu szybkiego czasu zostało wyekspediowanych z tajnych radzieckich ośrodków badawczych do USA, Belgii,  Izraela. Żaden oficjalny dokument rządu sowieckiego i potem rosyjskiego w tym okresie (1990 – 2000) nie mógł powstać, być uchwalony i opublikowany bez udziału, aprobacji i podpisu amerykańskich doradców, złożonych z oficerów wywiadu cywilnego i wojskowego USA! Nawet sowiecka agentura w dziesiątkach krajów świata, w tym w Polsce, została przekazana do dyspozycji CIA i poznać ją dziś po tym, jak – obrażona i zawiedziona – wściekle ujada na Federację Rosyjską i Putina. Wiadomo, takiej zdrady się nie  wybacza. Wielka Brytania i USA zorganizowały, wyszkoliły i uzbroiły 100 000 armię islamskich rzeźników (przeważnie Arabów) , którym powierzono zadanie tworzenia na terenie Rosji tak zwanego Kalifatu Kaukaz, co miało być pierwszym krokiem ku ostatecznemu zniesieniu państwa rosyjskiego jako takiego. Niepojęte, jakim cudem udało się Władimirowi Putinowi, obranemu na urząd prezydenta w 2000 roku, wygrać tzw. „wojnę czeczeńską” i ten proces odwrócić, a swój kraj uratować.
             Sprawa miała także inny wymiar. W ten sposób zakończyła się wieloletnia szczurza rywalizacja między partiami komunistycznymi a bezpiekami i policjami komunistycznymi: kompletną klęską i likwidacją partii oraz  absolutnym zwycięstwem „towarzyszy oficerów”, którzy powierzyli rzekomą „likwidację” (zmianę szyldu!)  bolszewickich służb specjalnych zarówno na Litwie, jak i w Polsce tajnym współpracownikom („osobom zaufanym”) tychże służb! Komunistyczna bezpieka (pisałem w 1991 roku) zlikwidowała komunizm i partie komunistyczne, a  jeśli kierownictwo tych ostatnich nie sprzeciwiało się (a się nie sprzeciwiało, zwabione perspektywą zawłaszczenia majątkiem narodowym pod sztandarem „reform” i „prywatyzacji”), proces przebiegał gładko. Trochę „partyjnego sumienia” przez pewien czas zachowywało przywództwo NRD, ale i ono rychło zostało spacyfikowane przez wspólne wysiłki moskiewskiego KGB oraz służb Londynu i Waszyngtonu.  Majstersztyk socjotechniki! 
           Przy okazji, np. w Polsce, stłamszono moralnie i zlikwidowano autentyczną lewicę polityczną, stojącą na straży praw obywatelskich ludzi pracy, i zastąpiono ją pederastyczną pseudolewicą milionerów, nie mającą żadnego poparcia społecznego. Do podziału, czyli rozkradania,  majątku narodowego zostali dopuszczeni tylko ci reprezentanci nomenklatury partyjnej, którzy jednocześnie byli tajnymi współpracownikami aparatu terroru państwowego. Co uczciwsze osoby  ogłoszono za „komuchów”. Ale też „wyborczo”. Odtąd bandyci z bezpieki i milicji w krajach obozu postsowieckiego (z częściowym wyjątkiem Czech, Estonii, Białorusi, Kazachstanu i Węgier) rządzą się, jak im się żywnie podoba, kontrolują wszystkie partie, media, służby specjalne, a wojsko (jedyną siłę, która mogłaby powściągnąć ich zapędy)  ogołocili, ośmieszyli i niemal zlikwidowali. Co wskazuje na olbrzymią siłę niszczycielską tej globalnej formacji wolnomularskiej, sterowanej z USA i UK.
                                                                   ***
       Do demontażu ustroju socjalistycznego dążył już Ławrentij Beria, ale został zdemaskowany przez Chruszczowa i zastrzelony przez  marszałka Żukowa. Sama idea jednak „nie umarła”, a decyzja o jej realizacji zapadła w 1975 roku w sztabie Jehudy Fajnsztejna, bardziej znanego pod pseudonimem politycznym jako Jurij Andropow, szef sowieckiego KGB. Do akcji szykowano się długo, świadomie zohydzając ustrój socjalistyczny jako z natury „nieefektywny”(a co z Chińską Republiką Ludową czy socjalistycznymi jakże skutecznym  Wietnamem?), „niereformowalny”  i „opresyjny”; podjęto szykany wobec tzw. dysydentów, ze sklepów poznikały niewiadomo dlaczego rozmaite towary i żywność, choć przedsiębiorstwa przemysłowe i rolnicze pracowały pełną parą, jeszcze w latach 1960 – 1969 zapewniając zaspokojenie  normalnych potrzeb ludności. Od 1975 roku jednak w krajach, za przeproszeniem, „demokracji ludowej” zaczęło braknąć wszystkiego prócz  przysłowiowego octu, zalegającego   półki w sklepach spożywczych. Olbrzymia produkcja przemysłowa i rolnicza była przez nomenklaturę policyjno – wojskowo – partyjną zbywana za bezcen za granicą, a miliardy dolarów osiadały na kontach prywatnych tejże nomenklatury, która – jak się okazało już po „zmianach demokratycznych”– w międzyczasie zgromadziła miliony,  kształciła swe dzieci w renomowanych zachodnich uniwersytetach, płacąc duże pieniądze, ukradzione własnym obywatelom, skazanym na picie wódki i popijanie jej octem. Wreszcie gdy „socjalizm” dostatecznie w oczach ludności zohydzono, założono fikcyjne organizacje „antykomunistyczne”, na których czele usadowiono agenturalną „rezerwę demokratyczną” i przystąpiono do realizacji „transformacji ustrojowej”.   
         Celem zaś tych zmian wcale nie było zdobycie wolności (chyba że chodziło o „wolność” bezrobocia i odbierania sobie życia z rozpaczy) przez  narody obozu socjalistycznego, lecz zalegalizowanie nielegalnie nabytych fortun   nomenklatury komunistycznej,  dalsza grabież majątku narodowego przez elementy kryptokryminalne oraz geopolityczna  afrykanizacja, kolonizacja i marginalizacja świata wschodnioeuropejskiego, w szczególności słowiańskiego (m.in. „kowentryzacja” Jugosławii przez bombowce RFN, USA i UK, podział Czechosłowacji, utopienie we krwi Ukrainy, pełzające wyniszczanie Polski przez finansowy imperializm anglosaski i niemiecki. Co  też  się  stało. [Czy ktoś zwrócił uwagę na wiele mówiący „szczegół”, że wszyscy „nasi” kolejni prezydenci, premierzy, ministrowie gospodarki, „wybitni” specjaliści od usraelskiej dywersji ekonomicznej w rodzaju  Balcerowicza czy   Bieleckiego,  i sprzedajni dziennikarze zawłaszczonych przez Niemcy mediów w Polsce przez ostatnie ćwierćwiecze notorycznie powtarzali mantrę, że „należy rozwijać w kraju mały i średni biznes, jako podstawę gospodarki narodowej”? A jednocześnie pod tę melodyjkę świadomie doprowadzano do upadku, ćwiartowano i likwidowano potężny przemysł wielki, olbrzymie zakłady m.in. zbrojeniowe, przetwórcze, motoryzacyjne, stoczniowe! Nie, nie w USA, W. Brytanii, Francji czy w Niemczech – w Polsce, Litwie, innych neokolonialnych krajach Europy Wschodniej, ogłaszając w agresywnej propagandzie wspaniałe, nowoczesne przedsiębiorstwa za „monstra komunistyczne”! Ten przestępczy proceder, spychający narody krajów postkomunistycznych wprost do poziomu wspólnoty pierwotnej, wciąż trwa, a ten teren geopolityczny już stanowi kondominium niemiecko – amerykańskie, zagłębie taniej siły roboczej i śmietnik do utylizacji samochodów używanych. W państwach Zachodu zaś czy Azji nadal prosperują, rozwijają się i powstają olbrzymie „monstra kapitalistyczne”. Bo i czyż mogą „małe i średnie przedsiębiorstwa” produkować boeingi, mistrale, mercedesy, tomahawki, komputery, lotniskowce, drony i inne nowoczesne cacka, stanowiące podstawę potęgi gospodarczej i militarnej, umożliwiającej z kolei kolonizowanie i „hybrydowy  podbój” ludów bardziej „prymitywnych” i „niewolniczych”, takich jak Polacy, Ukraińcy, Białorusini, Rosjanie, podatnych na manipulację, gdyż nie posiadających rodzimych elit narodowych? Minimalistyczną filozofię gospodarki państwa imperialistyczne zawsze serwowały dla swych afrykańskich kolonii, obecnie zaś narzuciły ją przez „ekspertów” także krajom wschodnioeuropejskim, które słono płaciły i płacą tym, którzy ich uczą, jak popełnić na samych sobie gospodarcze harakiri]. 
            Na ruinach obozu socjalistycznego powstało kilkanaście sprzedajnych, kompradorskich, kleptokratycznych  [i co najważniejsze z geopolitycznego punktu widzenia naszych nowych panów  – rusofobicznych] reżimów złodziejsko – bandycko – policyjnych, stojących na straży obcych  interesów.(Tylko na terenie byłego ZSRR pederastyczni panowie demokraci, jako kryminaliści dużego formatu,  spowodowali „wyparowanie” z kont obywateli około 670 miliardów USD oszczędności, które szczęśliwie wylądowały na kontach Berezowskiego, Połońskiego, Wekselberga, Usmanowa, Gusinskiego, Chodorkowskiego, Poroszenki, Kołomyjskiego, Taruty i innych przestępców, bez wyjątku należących do rodzin od trzech pokoleń bezpieczniackich!).  Na skutek tej „transformacji”   władzę formalnie przejęła   kieszonkowa „rezerwa demokratyczna”, wyselekcjonowana i wyhodowana przez komunistyczną bezpiekę, od dawna zresztą sterowaną przez obce ośrodki,  a  dziesiątki milionów   zwykłych (i niezwykłych) ludzi stało się  pozbawionymi pracy, a więc  środków do życia  i  jakichkolwiek  perspektyw  życiowych,  a nawet samej nadziei, bezrobotnymi i bezdomnymi.  
 Na drugim zaś biegunie zjawiła się względnie nieliczna grupa świeżo upieczonych multimilionerów  o łatwo  rozpoznawalnym rodowodzie  (jak np. Vytautas Landsbergis, Przewodniczący Rady Najwyższej Litewskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, a potem „malowany demokrata”),    dziś zmuszająca swe ofiary do świętowania rocznic przeprowadzenia owego perfidnego  przekrętu. Szczególnie wiele na  rujnującym oszustwie rzekomej „demokratyzacji” zyskali autorzy tego tricku, czyli oficerowie, generałowie i denuncjanci komunistycznych organów terroru państwowego, jak też członkowie cywilnej nomenklatury sowieckiej, którzy podzielili się wielomiliardowym dorobkiem  znojnej pracy kilku pokoleń robotników i chłopów, stali się „nową arystokracją” (faktycznie kleptokracją!) i usiłują przekazać nagrabione majątki swemu potomstwu.   Dziś ich zdobyczy i dominującej pozycji broni cała armia speców od propagandy i tumanienia ludzi   oraz mnóstwo rozbuchanych służb tajnych.   [  Dokładnie tak chwalili się ongiś swym „bohaterstwem i zasługami”  z okazji  ich rocznic komunistyczni bandyci, czyli ojcowie obecnych władców  Europy Wschodniej]. Kto  do dziś nie zrozumiał istoty owego gigantycznego oszustwa,  niech najlepiej nie zabiera głosu w tym temacie. Jeśli ktoś mniema, że tzw. „problemy” (identyczne w Polsce, Rosji, Litwie, Białorusi, Czechach itd.) ze służbą zdrowia, straszliwą demoralizacją młodzieży, na gwałt seksualizowanym szkolnictwem, rujnowaną oświatą, nauką, zatrudnieniem są wynikiem zwykłej nieporadności władz, ten się bardzo mocno myli. Te problemy to skutek celowej strategii tzw. Zachodu, mającej na celu wyniszczenie większości tych narodów, a ich resztek spędzenie do rezerwatów i przekształcenie w niewolników z zastosowaniem tym razem nie militarnych, lecz ekonomicznych metod, realizowanych przez najemną agenturę w postaci „demokratycznie obranych władz”, którym w tym niszczycielskim  dziele skutecznie „doradzają” – i to za olbrzymie pieniądze! –  „eksperci” z USA czy Wielkiej Brytanii. Szczególnie wyraziście ten przestępczy, śmiercionośny  proceder uwidacznia się dziś na terenie Ukrainy.  
                                                              ***
              Gazeta Wyborcza”, „Tygodnik Powszechny”, „Rzeczpospolita”, „Cazeta Polska”, „Nie” , inne antypolskie „organa” przez wiele lat nagłaśniały dywersyjną, doktrynę o „skomunizowanych” Polakach na Litwie.  (Tzw. „demokraci” nie wiedzieli, co począć z patriotyzmem części Kresowiaków, więc „etos solidarności” podpowiedział im   „genialne” pod  względem nikczemności  rozwiązanie: ogłosić rodaków  za „promoskiewskich komunistów” i tak pozbyć się kłopotu). Po co jednak  szukać   „skomunizowanych Polaków”  aż na Wileńszczyźnie?  Tam oni byli też, i owszem.  Ale przecież   w samej RP  do dziś żyje  około  trzech  milionów byłych członków PZPR oraz – według danych IPN – kilka dalszych  milionów (!) konfidentów SB PRL, zajmujących wszystkie ważne stanowiska we wszystkich sferach życia społecznego, stojących na czele wszystkich partii i ugrupowań politycznych, a wśród nich był    jeden z autorów  kłamliwego propagandowego sloganu o  „promoskiewskich” Polakach w Wilnie, komunistyczny profesor historii, sekretarz podstawowej organizacji partyjnej Uniwersytetu Warszawskiego, konfident  SB donoszący na  swych rodaków z Żydowskiego Instytutu Historycznego Bronisław Geremek. To on wespół z Adamem Michnikiem, pochodzącym z rodziny bolszewickich  bandytów,    przez  wiele lat robił  „naiwnym”  Polakom z mózgu zupełnie inną substancję, tysiące razy powielając kłamstwa o Polakach na Ziemiach Zabranych.   Za tymi dwoma goliatami kłamstwa ujadała  liczna  sfora  pomniejszych agenturalnych szczekaczek oraz  dyplomowanych durniów, czyli rzekomych „znawców tematu”, niekiedy przebranych dla kamuflażu w sutanny. Obłuda warszawskich „ełyt” i załganie  „wiernego ludu”, wybierającego na prezydentów „wolnej i niepodległej” to agenta SB „Bolka”, to dwukrotnie (!) byłego komunistycznego ministra przy jednoczesnym szukaniu rzekomych „komunistów polskich” na Litwie robi piorunujące wrażenie.    Ba, te kanalie posunęły się nawet do tego, że wydelegowały (1992) do Wilna ze specjalną misją tzw. egzekutora, by ew. fizycznie „unieszkodliwił” jednego z tamtejszych polskich patriotów. Icek W. (zmarł dopiero w listopadzie 2018 roku) był zawodowym mordercą w AK (jak wiadomo, ściśle współpracującej podczas WW2 z NKWD)  i zastrzelił zza węgła strzałem w plecy podczas wojny mnóstwo Polaków na podstawie kapturowych „wyroków sądowych”, których lista przeważnie Bogu ducha winnych  ofiar dotychczas nie została ustalona i opublikowana.
           Ci „ludzie sprzedajnego pióra” zabijali moralnie, szelmowali i piętnowali  patriotycznych „Polaków wyklętych” z Wileńszczyzny, a wynosili na piedestał osoby reprezentujące otwarcie lub skrycie antypolski punkt widzenia, jak Tomas Venclova, Vytatutas Landsbergis, Virgilijus Czepaitis. Oto niektóre „dumne imiona” agenturalnych, antypolskich naganiaczy prasowych:  Borkowicz Icek, Chmielowska Jadwiga, Dobroński Jan, Gargas Anita, Geremek Bronisław, Hennelowa Józefa, Hlebowicz Adam, Hlebowicz Piotr, Holland Agnieszka, Iwaniak Olga, Jagielski Wojciech, Jagiełło Michał, Kalinowski Icek, Karp Marek, Kijak Ryszard, Kłopotowski, Kostrzewa –Zorbas Grzegorz, Kuchejda Michał (USA), Kurkus Alicja, Lipiec Józef, Maszkiewicz Mariusz, Maziarski Wojciech (o tym redaktor Leszek Bubel w  Liście najbardziej wpływowych Żydów w Polsce” bardzo trafnie (2016) napisze:  „Wojciech Maziarski, pisarczyk m.in. w szechterowskim zoo; najczęściej podaje cudowne recepty na to, jak zrobić z gówna kulę), Michnik Adam, Mickiewicz Robert, Mieczkowski Romuald, Narbut Maja, Niemczyński Czesław, Nowakowski Marek, Polak Grzegorz, agentka litewskiego wywiadu Maria Przełomiec, Rokita Jan Maria, Romaszewski Icek , Sariusz-Wolski Marek, Sakiewicz Tomasz, Sawicka Anna, Skubiszewski Krzysztof, Starzak Grażyna, Surdykowski Jerzy, Świdnicki Wojciech, Widacki Jan, Wojszczuk Jerzy. Należy jednak przyznać, że temu „chórowi przechrztów” przeciwstawiła się plejada mądrych, szlachetnych, przyzwoitych i patriotycznych ludzi pióra, że wymienimy tu imiona tylko niektórych z nich: Andrzejewska Teresa, Basta Alicja, Bendykowski Jacek, Berłowicz Grzegorz, Biedulska Teresa, Boratyński Marian, Brazewicz Maria, Bubel Leszek,  Bugaj Maria, Bujnicka Agata, Butrym Stanisław,  Byliński Wincenty, Chapinski Benjamin (USA), Chajewski Adam, Cywińscy Ewa i Jan, Czerwiński Zygmunt (USA), Dawidowicz Aleksander, Deręgowski Jan B., ks. Dogiel Edmund, Fiedercowa Helena, Gawin Tadeusz, Gawlik Paweł, Grabowski Chester (USA), Hall Lizabeth (USA), Iwanow Mikołaj, Iwanowicz Romuald, Jabłonowski Zbigniew, Jakowicz Jan, Jakubowski hr. Theodor, Janas Aleksandra, Januszkiewicz Stanisław, Jastrzębska Iga (USA), Jaśkiewicz Bronisław, Konopka Wiesław,  Koprowski Marek, Korab-Żebryk Roman,  Kosman Marceli, Kurzawa Eugeniusz, Leśniewska  , Lewiński Jerzy, Lipniewicz Maria i Jan, Łossowski Piotr, Łukaszewicz Tadeusz, Mackiewicz Michał, Magdoń Andrzej, Magiera Wiesław (Kanada), Makarewicz Andrzej, Makowiecki Józef, Matejczuk Stanisław, Miller Władysław, Minkowska Grażyna, Mossakowski Rafał, Nawrocki Aleksander, ks. Obrembski Józef, Oplustil Paweł (USA), Oszerow Borys, Palmer Barclay (USA), Paradowska Janina, Pasierbska Helena, Pieczara Izabela, Pochroń Stanisław (USA), Podgórski Wojciech, Podmostko Jadwiga, Pruszyński hr. Alexander (Kanada), Rafalska Bożena, Rapacki Marek, Reszko Mirosław, Rosiński Kazimierz, Rozpłochowski Andrzej, Różański Zbigniew, Rurarz Zdzisław (USA), Rydzewski Włodzimierz, Rzytka Jan, Sadowscy Regina i Stanisław, Sellin Jarosław, Siekierski Maciej, Sienkiewicz Jan, Słowiński Wacław, Sokołowska Halina, Strumiło Władysław, ks. Szakniewicz Edmund, Szawłowski Ryszard, Szeremietiew Romuald, Szot Edmund, Szpecht Paweł, Śnieżko Ryszard, Tchórzewski Andrzej, Urban Mariusz, Urbańczyk Adam K. (USA), Uścinowicz Jerzy, Wajda Jerzy, Walendziak Wiesław, Wierciński Adam, Wójcik Henryk (Kanada), Zawiejski Bruno, Zdanowicz Zygmunt, Zieliński Jerzy (USA).  Cześć i chwała tym ludziom honoru, mimo iż ich głosu mainstreamowe media nie nagłaśniały. Przeciwnie, także na nich wszczęto nagonkę i w końcu niektórych zakrzyczano, zmuszono do milczenia albo do „zmiany zdania”. Stąd i dziś polska opinia publiczna jest skazana na wysłuchiwanie ogłupiających  michnikowskich bzdur , firmowanych przez nieprzerwanie zakatarzonego Landsbergisa i im podobnych kreatur.
         Proporcjonalne  „komuchów”  wśród Polaków wileńskich było kilkanaście razy mniej niż wśród Litwinów, Rosjan, nie mówiąc o Żydach, którzy prawie w komplecie należeli do partii Lenina, ale czemuś prasowe  skunksy w Warszawie, Lublinie  czy Krakowie  wciąż bębnią   o  domniemanym  „skomunizowaniu” właśnie Polaków.   Dlaczego? Komu to ma  służyć?  Od kogo odwracać uwagę? Że   wytrawni politycy talmudyczni  i generałowie sowiecko-litewskiej bezpieki sfabrykowali propagandową bajkę o  „skomunizowanych Polakach Wileńszczyzny”, którzy jakoby byli przeciwko niepodległości Litwy, nie dziwi, zaskakuje jednak, że    - mówiąc w kategoriach Józefa Piłsudskiego  -  „stado baranów” nad Wisłą przez długie lata brało to  fałszerstwo  za dobrą monetę. Zresztą w  tym biednym  kraju   nawet Żydzi są  durniami (mimikra do otoczenia!).   Mają tu od kilku stuleci swój    siermiężny  „paradisus iudeorum”, a jednocześnie histerycznie  ujadają    na   wszystko, co polskie,  nie  stroniąc  od  kłamstw  i  oszczerstw (vide „dzieła” J.T. Grossa, w których pisze o Polakach jeszcze podlej niż Adolf Hitler w  Mein Kampf” o Żydach, dostaje od władz warszawskich  za to Order Orła Białego i coraz to kolejne olbrzymie honoraria i granty na tworzenie dalszych antypolskich elaboratów!). Co prawda w tym haniebnym  procederze coraz częściej  głupawych  warszawskich parchów  wyręczają szczwane  gojskie  hieny, które wywęszyły, że na  publicznym atakowaniu domniemanego  „polskiego antysemityzmu” można kapitalnie (dosłownie!) się załapać, a które  za szczelnie zamkniętymi drzwiami swego domu syczą , że to  „Żydzi są wszystkiemu winni” .  I jednym i drugim warto więc   przypomnieć złotą myśl z   Talmudu”: „Kto pluje w górę, temu plwociny spadają  na jego własną twarz”.
     
       A że część Polaków litewskich z rezerwą i raczej obojętnie zachowała się w czasach „pierestrojki”, wynikało, po pierwsze, stąd, że od początku deklaracje Sajudisu nacechowane były rażącym antypolonizmem, po drugie, zastanawiało, że w roli najaktywniejszych „demokratów” raptem – ni z gruszki, ni z pietruszki – zaczęły występować osoby znane jako konfidenci KGB, i po trzecie, od roku 1939 zaczynając, przez cały okres okupacji niemieckiej i dwa okresy okupacji sowieckiej niektórzy Litwini byli przez Berlin i Moskwę wykorzystywani jako narzędzie do gnębienia, wynaradawiania i mordowania Polaków Wileńszczyzny. To zaś zmuszało podejrzewać, że cała heca z rzekomą „demokratyzacją” jest jedną wielką prowokacją sowieckich służb specjalnych.  A bywało i tak, że kogo się bardziej bało, za tym się opowiadano! Strach stawał się przekonaniem; przy tym niekiedy sam człowiek do końca nie wiedział – szczerym, czy udawanym było to przekonanie i ta nieraz ostentacyjnie okazywana postawa.
                                                                  
                                                                        ***

                  W  czasach radzieckich w Wilnie funkcjonowała  olbrzymia centrala KGB ZSRR, odpowiedzialna za teren krajów bałtyckich i Polski, kierowana przez kilkunastu litewskich i żydowskich generałów.  To tutaj prawdopodobnie zapadła decyzja dotycząca fizycznego zlikwidowania  księdza Jerzego Popiełuszki. W każdym bądź razie we wrześniu 1984 roku w litewskim środowisku dziennikarskim przekazywano z ust do ust wiadomość, że w „konserwatorium” [tak ironicznie zwano gmach bezpieki w Wilnie], zapadła decyzja o zgładzeniu  niepokornego  kapłana. Opowiedziałem wówczas o tym pewnemu księdzu profesorowi z KUL-u, który bywał stałym gościem w ZSRR, prosząc o ostrzeżenie episkopatu i osobiście księdza Jerzego o grożącym niebezpieczeństwie. Nie wiem, czy i jaki  zrobił z tego użytek. Po miesiącu dotarła do nas wstrząsająca wieść o bestialskim mordzie na zacnym kapłanie. Z wileńską centralą KGB w Wilnie   ściśle współpracowały i jej bezpośrednio  podlegały setki dziś  „pozytywnie zweryfikowanych” (przez samych siebie) oficerów warszawskiej SB oraz agenturalnych „naukowców”, księży i dziennikarzy z Polski,   rozpracowujących  dla  „radzieckich  towarzyszy”   polskie środowisko   Wileńszczyzny. (Z podania ówczesnego prezydenta Akademii Nauk Litwy informowałem  wówczas dyskretnie także o tym, że KGB ZSRR ma w Polsce około 24 tysięcy agentów, w tym 3 tysiące przebranych za księży i biskupów katolickich).  Ci agenci albo są nadal czynni, albo  do czasu „uśpieni”  czekają  na dyspozycje  zza granicy, aby się ponownie  „obudzić”, lub od czasu do czasu, gdy „trzeba”, wyszczekują to, co im każe centrala. A centrala wileńska, i poprzez nią moskiewska, ma multum swych „osób zaufanych” w RP i na Litwie [czytaj: polskojęzycznych mendoweszek], nadal pieprzących brednie o tym, że „Moskwa wykorzystywała Polaków w Wilnie do zwalczania Litwinów”, podczas gdy było i jest dokładnie odwrotnie –  zawsze wykorzystywała ona Litwinów do zwalczania Polaków. I to już od ponad stu lat! 
                                                                         ***
                    Ciekawym tematem do zbadania jest kwestia współudziału warszawskiej bezpieki w zwalczaniu polskiego nurtu  patriotycznego na terenach zagrabionych w 1939 roku przez ZSRR  w ostatnich dwu dekadach XX wieku oraz na początku XXI. Ostatnio nakładem Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku  ukazało się obszerne opracowanie zbiorowe  pt. „Czas przełomu. Solidarność  1980 – 1981 , jak dwie krople wody podobne do niedawnych komunistycznych opracowań tego rodzaju,  gloryfikujących domniemane „zasługi i męstwo”  w grabieniu cudzego majątku przez „bohaterskich” zbirów bolszewickich.    Na stronach 631 – 632 tego propagandowego gniotu znalazł się pewien fragment, dotyczący mojej skromnej osoby, a najwidoczniej spisany ze słów kapitana    Mariana  Charukiewicza  (prawdopodobnie czyjejś  „wtyczki”   w SB).    Niejaki Jerzy Kordas  w owym tomie ze słów swego zaprzyjaźnionego esbeka m.in. pisze: „Charukiewicz, mieszkając we Wrocławiu utrzymywał kontakt z Wileńszczyzną. Jeździł tam i starał się pomagać Polakom i Litwinom w utrzymaniu niezależności od Rosji”. [Koń by się uśmiał: oficer peerelowskiej bezpieki prześlizguje się niezauważony do skoszarowanego i totalnie kontrolowanego ZSRR i nie ma tam nic do roboty, jak tylko wspomagać antykomunistyczną opozycję! Jakże trzeba być głupim, żeby myśleć, iż ludzie są na tyle głupi, by dać wiarę takim bujdom!– J.C.]  Gdy w 1976 roku przybył tam z Białorusi Jan Ciechanowicz, wyznaczony na nowego redaktora   „Czerwonego Sztandaru”, Charukiewicz spotkał się z nim pod zmienionymi personaliami. Przypuszczał początkowo, że skoro przysłano Ciechanowicza z Białorusi, to może on być wtyczką KGB, ale mylił się. Nakłaniał go do wspierania Polaków, by ich nie wynarodowić i nie zrusyfikować, lecz hamować bliższe kontakty polsko-rosyjskie. Wspominał: „Ryzykowałem. Nie wiedziałem, jak Ciechanowicz zareaguje, bo mógł rzeczywiście pracować dla KGB. Okazało się jednak, że mimo początkowych wątpliwości, działał zgodnie z moimi sugestiami”… Tyle cytat z tekstu  Jerzego Kordasa, w którym autor ze słów oficera SB idealnie wymieszał prawdę z kłamstwem i wynikiem stało się kłamstwo podobne do prawdy.
            [Aby ostrzec czytelników przed manipulacją, pozwolę sobie na kilka zdań w tej materii.  Otóż ja się urodziłem w ośrodku gminnym  Worniany  byłego powiatu wileńsko-trockiego (obecnie ostrowieckiego), niecałe 50 km od Wilna,  w rodzinie zarządcy gospodarstwa  eksperymentalnego Uniwersytetu Stefana Batorego,  znajdującego się w tejże miejscowości, Stanisława i Zofii z Mosiejków Ciechanowiczów. Po ukończeniu szkoły średniej (1964) podjąłem studia germanistyczne w Mińsku. Odbyłem 2-letnią służbę wojskową. Mając 23 lata założyłem rodzinę i zamieszkałem u siostry w Wilnie, a następnie od 1970 roku pracowałem w charakterze nauczyciela języka niemieckiego w polskiej szkole w miejscowości Mejszagoła pod Wilnem, mieszkając tamże (na wynajmowanym poddaszu!) z żoną i maluśką  córeczką.    W roku 1974 opublikowałem na łamach polskojęzycznego dziennika    Czerwony Sztandar” kilka artykułów na tematy pedagogiczne, które znalazły żywy oddźwięk wśród czytelników.  Byłem zaskoczony, gdy w 1975 roku pani  Eliszewa Kancedik, kierowniczka działu szkół tejże gazety (niezwykle szlachetna, kulturalna i nad wyraz inteligentna osoba, nawiasem mówiąc    ideowa  i  zasadnicza  syjonistka;  wyjechała potem, niestety, do Izraela)  zaprosiła mnie do objęcia etatu korespondenta w „Czerwonym Sztandarze”. Zgodziłem się i na okres 9 lat zostałem zawodowym dziennikarzem (nadal jednak na pół etatu nauczałem języków obcych w polskich szkołach Wileńszczyzny) – zawsze na najniższym etacie i z najniższym wynagrodzeniem  (dokładnie tak, jak od 1993 roku w Polsce, mimo 44-letniego stażu pracy w polskim szkolnictwie na Litwie i w Kraju!)!   Widocznie  z  powodu  niepoprawności  politycznej , jak też niezgody na współpracę z jakimkolwiek  „gestapo”,     nie  byłem  awansowany, ale na łamach wileńskiego dziennika  Cz. Sz.” opublikowałem (w okresie 1975 – 1985) ponad 300 artykułów, z których 284 o historycznej tematyce polsko-patriotycznej, miewając z tego powodu regularne przykrości, ale i szacunek czytelników.  Kto   więc mnie, wówczas młodego człowieka, nie członka   KPZR,   który rozpaczliwie szukał pracy, potem był zwykłym nauczycielem w podwileńskiej szkole, a jednocześnie studiował zaocznie języki obce,  miał  „przysłać z Białorusi” do Wilna? I to w sytuacji, gdy zarówno Litwa, jak i Białoruś stanowiły identyczne części jednego państwa – ZSRR. Gdzie się kończy ta piramidalna ciemnota i  głupota, a zaczyna się takaż podłość?].      
               Co prawda, Charukiewicz  nieraz wypowiadał się w jaskrawo antyrosyjskim tonie, wiedząc, że w redakcji jest podsłuch, a to budziło we mnie podejrzenie, iż jest prowokatorem; nigdy do końca nie ufałem temu panu o powierzchowności pasywnego pedała, ale obdarzonemu nie lada inteligencją  i wiedzą, co budziło sympatię ku niemu mimo   dwuznacznych zachowań. Zresztą za coś tam jestem mu winny wdzięczność. Pouczał mnie m.in., że ponieważ wszystkie moje listy, jak powiadał, są perlustrowane i kopiowane przez KGB, powinienem  je wszystkie zaprawiać „czerwonym sosem”, a szczególnie listy do tych osób, co do których istnieje podejrzenie, że są agentami KGB. Sugerował też, iż warto od czasu do czasu napisać coś z odcieniem antyżydowskim, bo to będzie mile widziane przez litewskich i rosyjskich perlustratorów; jak też dać do zrozumienia, iż ma się wśród swych przodków np. Ukraińców, Rosjan, Serbów  czy inne niepolskie narodowości, co pozwoli w pewnym  stopniu uniknąć notorycznego wówczas obwiniania mnie o  polski nacjonalizm. Radził również wstąpić do KPZR, co miało umożliwić  skuteczniejsze działania  na rzecz polskości w ówczesnych warunkach,  i  głośno  deklarować  się  jako  „ideowy  komunista” w obecności  denuncjantów KGB.  Z wielu jego rad skorzystałem, ale co ciekawe,   że np. moje „komunistyczne” listy  (jak się okazało, pisane nieraz rzeczywiście do zamaskowanych agentów KGB w Polsce) i ich kopie robione przez bezpiekę,  później, w latach 1991 – 2011,  były wykorzystywane do lansowania tezy, że  Ciechanowicz to  „ nacjonalista, komunista, ateista, szowinista, antysemita,   faszysta”, a nawet „antypolski żyd” (?!).  Przypomina mi się w tej chwili cięte  i złośliwe spostrzeżenie W. Lenina, że   do  policji    politycznych wszystkich krajów, wszędzie i zawsze idą służyć  najpodlejsze elementy,   spędzające swe jałowe życie na podglądaniu, podsłuchiwaniu i perfidnym niszczeniu ludzi. Rzeczywistość   wszelako jest bardziej złożona. Policja, wojsko i służby specjalne są filarami każdego dobrze zorganizowanego państwa, o ile są w ręku ludzi prawych, dobrze wykształconych, kulturalnych, patriotycznych i mądrych; stanowią jednak   hańbę i wręcz zagrożenie dla bytu narodowego, jeśli napcha się do nich ciżba ciemniaków i chamów,   obrośniętych świńskim sadłem  płaskich, azjatyckich, końskich mord, w których znajdują    się dwa miligramy mózgu i trzy kilogramy zupełnie innej substancji…  
               Dla zupełnej jasności dodam, że nigdy nie byłem pod względem ideowym ani rusofobem, ani antysemitą, ani germanofobem, ani komunistą, ani faszystą, choć niekiedy  w swych publikacjach wypowiadałem się – jako naukowiec i  jako publicysta – w tonie krytycznym, lecz nigdy wrogim, o różnych reprezentantach tych trzech wielkich nacji  kulturotwórczych, jak zresztą i o Polakach czy Litwinach.   Naukowiec ma obowiązek odkrywać prawdę i mówić prawdę. Mój nacjonalizm zaś – tak często mi zarzucany w epoce poprzedniej - polegał  nie na tym, aby kogoś  (rzekomo  „dla Polski”)  nienawidzić, lecz na tym, aby dla Polski uczciwie  i rzetelnie pracować…
              Co do notorycznego wyzywania mnie przez  prasowych śmierdzieli bezpieki od  „Białorusina”   [prawdopodobnie miało to mnie dyskredytować i dyskwalifikować w oczach zapyziałego  gojskiego ciemnogrodu], to się nie obrażam, przecież Białorusinami (czyli dawnymi Słowiańskimi Litwinami, twórcami i gospodarzami WKL) byli: król Stanisław August Poniatowski, Franciszek Skoryna, Konstanty Ostrogski, Tadeusz Kościuszko, marszałek Francji Józef Poniatowski, Stanisław Moniuszko, Adam Mickiewicz, Michał Kleofas i Michał Kazimierz  Ogińscy, Antoni Gołubiew, Tadeusz Rejtan, Ignacy Domeyko, Ferdynand Antoni Ossendowski, Józef Piłsudski (tak podawał w ankietach policji carskiej), Lucjan  Żeligowski, Ignacy Jan Paderewski, Napoleon Orda, Leon Petrażycki, Ludwik Kondratowicz, Czesław Miłosz, Melchior Wańkowicz, Józef Mackiewicz, Władysław Tatarkiewicz, Jerzy Popiełuszko, Czesław Niemen, Teodor Dostojewski etc., etc. ; nie mówiąc o znanych Żydach białoruskich jak Mojsza Segal (Marc Chagall) czy „książę” (czemu nie „cesarz”?) Jerzy Giedrojć, którego paryską „Kulturę” finansował wywiad „największej demokracji świata”.  Gdybym był Białorusinem – a tym bardzie Żydem -  znalazłbym się  w naprawdę doborowym towarzystwie…
                                                             ***
                 Oficer  Wrocławskiej Delegatury SB (potem UOP)  Marian Charukiewicz     wpadł do mnie do wileńskiej  redakcji w 1976 roku ubrany  po cywilnemu  i   przedstawił  się   jako rzekomy nauczyciel  z Wrocławia, patriota i piłsudczyk, zaangażowany w antysowiecki  ruch niepodległościowy. Natychmiast kupił tym moje naiwne  młode serce.   A po każdej z nim rozmowie w Wilnie, tak, jak po  rozmowach  ze     wspomnianym powyżej księdzem profesorem z Lublina, miałem przykre szykany  w pracy i w życiu. Obaj panowie kwaterowali się  zresztą w Wilnie u osób, znanych tu jako tajni współpracownicy KGB ZSRR  Byłem o tym nieraz  ostrzegany przez dobrych znajomych. Ale w głowie mi się nie mieściło wówczas, że rodacy z Polski mogą naprawdę być na usługach KGB i nas, Polaków kresowych, na zlecenie „towarzyszy radzieckich” rozpracowywać!  Dopiero w 1990 roku Marian Charukiewicz  wyznał mi, że jest oficerem SB-UOP-u. Klapnąłem się w łeb  – mądry Polak po szkodzie! I natychmiast kontakty z  nim zerwałem. Ale było za późno. Towarzysz Marian na pożegnanie rzekł do mnie: „My pana zniszczymy!”, postraszył Adamem Michnikiem, innymi „działaczami” z „rezerwy demokratycznej”, później przekazał spreparowane przez bezpiekę materiały, kompromitujące mnie jako domniemanego „komunistę”, „ateistę”, „antysemitę” i szowinistę  do  Gazety Wyborczej”, do innych polskojęzycznych gadzinówek w kraju i za granicą, a propagandowa machina zniesławiania i nienawiści ruszyła. Gojskie świnie, wspólnie z syjonofaszystowskimi i żydokatolickimi chamidłami atakowali pod hasłem: „Warszawskie śmieci idą w bój!”… Charukiewicz był delegowany  służbowo z  takimże  kompromatem do Nowego Jorku, Chicago, Toronto,   ponieważ od lat Ciechanowicz współpracował  (jako publicysta i naukowiec) z polskimi pismami i środowiskami patriotycznymi w Kanadzie i USA oraz z  Instytutem Hoovera w Stanford (jako naukowiec),   trzeba więc było go tam skompromitować, dorabiając  mu   gębę  „promoskiewskiego komunisty”. Ileż to pieniędzy zmarnowali towarzysze z  warszawskiego postkomunistycznego gestapo w ciągu 25 lat nagonki na mnie, byle tylko mnie ochlapać błotem i zdyskredytować w oczach rodaków!  Bakchanalia! Orgia chamstwa i głupoty!  Cała czereda   parchatych i gojskich epibiontów karmiła się koło mnie, niby  koło papieża! Zakładali nawet specjalne periodyki, by mnie zwalczać! Jestem dumny, że tak wysoko mnie cenili. I chyba się bali, choć do dziś nie rozumiem, dlaczego. Lecz  jednak  szkoda takiego szmalu z kieszeni polskiego podatnika na tak błahą sprawę ,   doprawdy szkoda!  Ale cóż, głupota zawsze kosztuje, a „organiczna głupota polska” w wykonaniu „żydowskich pachołków” (jak się zwie koroniarzy na Litwie) - szczególnie. 
           Czego są warte wielokrotne deklaracje niejakiej Jadwigi Chmielowskiej z tzw. „Solidarności Walczącej”, że gdyby na Wileńszczyźnie doszło do konfrontacji siłowej między Polakami a Litwinami, to Polska wysłałaby tam swe wojska, by zabijać i pacyfikować Polaków. I taka smrodliwa kreatura wciąż w „tym kraju” ogłaszana jest za autorytet moralny, a nawet intelektualny! Gdyby jakiś Litwin rzekł  na Litwie, iż w razie konfliktu Polaków i Litwinów na Suwalszczyźnie, Litwa wyśle swe wojska do Polski, by zabijać tamtejszych Litwinów, byłby natychmiast trupem, i to nie tylko politycznym. Głupota i podłość nadwiślańskiej hołoty jest bezprecedensowa.  
                                                                        ***
          Mogę na marginesie dodać, że w ciągu 30 lat dorosłego życia w systemie sowieckim autor tych słów był „niewyjezdnoj”, czyli miał zakaz wyjazdu poza granice ZSRR, w szczególności na Zachód - ze względu na tzw. „język”, czyli krytyczne wypowiedzi o sowieckim reżymie. Podczas narady pedagogicznej w szkole średniej podwileńskiego miasteczka Mejszagoła w roku 1974 nauczycielka rusycystyki głośno, nie kryjąc się ze świętym oburzeniem,  rzuciła mi w twarz: „U was, Ciechanowicz, daże lico nie sowietskoje!” Cóz dopiero mówić o pglądach. Gdy zostałem zaproszony na gościnne wykłady w charakterze „visiting profesor”  do uniwersytetu w Aberdeen, a później do Stanford (i to w już „demokratycznym” roku 1989!), nie tylko zakazano mi wyjazdu, lecz zagrożono natychmiastowym zwolnieniem z pracy w Instytucie Pedagogicznym i represjami wobec  rodziny, gdybym się poważył coś w tej mierze przedsiębrać.  Nawet do okupowanej PRL z trudem puszczono na kilka dni tylko w 1978, 1986  i w 1989 roku. Koniec! Klapa! A dziś oficerowie KGB w Polsce i inne prostytutki polityczne głoszą, że Ciechanowicz to Polak, który – po Feliksie Dzierżyńskim! – zrobił w ZSRR największą karierę. Co za brudna i podła gojska swołocz!

            Jerzy Kordas pisze, że M. Charukiewicz  to „polski nacjonalista”. Wolno mi jednak co do tego wyrazić wątpliwość, bo mnie się w 1989 roku chwalił, że jego matka to żydowska komunistka i rewolucjonistka,  ojciec trocki  Karaim, a dwie kolejne żony  - też Żydówki. Mówił mi, że Polacy to najgłupszy naród Europy, że portret Jana Pawła II powinienem powiesić nie w salonie, gdzie wisiał, a w ubikacji, i że najlepiej by było, gdyby wileńscy Polacy jak najrychlej się litwinizowali, bo   być Polakiem to wstyd. Wystawiłem go po tym za drzwi, ale po pewnym czasie znów się w Wilnie pojawił, przywiózł mi poszarpany drugi tom trylogii Pawła Jasienicy (jedyny jego „prezent”  dla mnie, nawiasem mówiąc)   i ponownie prowokował do rozmaitych antysowieckich wypowiedzi, które nagrywał i odnosił do „konserwatorium”. W okresie zaś „transformacji ustrojowej”  razem z agenturalnym ścierwem   ogłaszał mnie  w szemranej  propagandzie    („moci szem ra”  po hebrajsku znaczy  „szerzyć oszczerstwa”)   za „komunistę” i „ateistę”, co chętnie pochwycili moskiewscy agenci na KUL-u i UMCS, i też o tym „szemrali”.  Na tym właśnie polega perfidia postkomunistycznej bezpieki , że uczciwym osobom, które nie poszły na współpracę z KGB, dorabia się do dziś  gęby „komunistów”, „ateistów”, „faszystów”, „antysemitów”  itp. To właśnie zowie się  niszczeniem moralnym ludzi.
           [Nawiasem mówiąc, najbardziej na „komunę” wybrzydzają dziś najwięksi złodzieje, ci, którzy najwięcej się nakradli podczas „transformacji ustrojowej”, bo przecie nie wszyscy mogą być  kapitalistami   – nie wszyscy potrafią okradać bliźnich  i żyć cudzym kosztem – musi ktoś pozostać  nie posiadającym majątku „komunistą” – tego nie rozumiała zapita solidarnościowa   hołota, której się wydawało, że w kapitalizmie wszyscy będą kapitalistami, a gdy kapitalizm w Polsce zadomowił się na dobre, „robole” , którzy najgłośniej jego się domagali, zostali jako pierwsi wyrzuceni na bruk, aby nie pieprzyli bzdur i nie robili dalej zamętu. Na marginesie: po odgórnym zdemontowaniu europejskiego systemu socjalistycznego kapitaliści na całym świecie przypuścili szturm generalny na prawa ludzi pracy.                                                                                           
                                                                      ***
                Litewscy politycy  (m.in. Landsbergis, zwany przez opozycję ludową na Litwie „zacerowanym kondomem”), dziennikarze, księża, oficerowie służb specjalnych  doskonale znają się na polskiej bezmyślności, „organicznej głupocie” i „kundlizmie”    i po mistrzowsku te cechy wykorzystują we własnym interesie  narodowym,  o czym świadczy m.in. notoryczne dotychczas gderanie (z podania  prowokatorów!) rozmaitych kurzych móżdżków   w Polsce o   rzekomo „antylitewskich”  i „promoskiewskich” Polakach w Wilnie (którzy to Polacy są tam równie różni jak w Kraju). [Na marginesie: każdy głupiec jest przekonany o swojej niezrównanej inteligencji. Czy ktoś kiedyś pofatyguje się np. obliczyć, ile jest w Polsce ulic, popiersi i innych obiektów noszących imię Winstona Churchilla, który w swych pięciotomowych  Wspomnieniach”, wyróżnionych w roku 1955 literacką nagrodą  Nobla, napisał: „Polska to nędzny kraj ludzi głupich, rządzonych przez ludzi podłych”?   Nawet Hitler czy Stalin z taką nienawistną  pogardą o Polsce się nie wypowiadali, a ów perfidny  Anglik jest w  RP  ogłaszany przez niedouczonych dziennikarzy i „naukowców” za „wielkiego przyjaciela Polski”!].  A o jakże niespotykanej gdzie  indziej „inteligencji”  świadczą deklaracje kolejnych „naszych” szefów MSZ i prezydentów, że Stany Zjednoczone (które jako jedyny kraj na świecie na mocy strategicznej „doktryny Brzezińskiego”  planowały [a może i dziś planują, kto wie?] jako pierwszy krok w wypadku wybuchu wojny z Rosją zrzucenie na Polskę kilkudziesięciu  bomb wodorowych, czyli wymazanie wszystkich Polaków na zawsze spośród narodów Europy), są gwarantem bezpieczeństwa Polski! I czemuż  to ta ukochana Ameryka pozwala bez wiz przyjeżdżać do siebie obywatelom ponad 40 państw, wśród których jednak nie ma jej „strategicznego partnera”  (politycznej prostytutki) z Europy Wschodniej? Niestety, gwarantem   bezpieczeństwa każdego państwa może być wyłącznie jego własna siła moralna, intelektualna, gospodarcza, militarna. – Żadnej z nich dzisiejsza Polska (rządzona przez śmieci genetyczne) nie posiada. 
        Jest nie do pojęcia, jak w ciągu zaledwie kilkudziesięciu lat szajce łajdaków i sprzedajnych kanalii udało się tak ogłupić, zszargać, upodlić, sponiewierać wielki naród kulturotwórczy i przerobić go na  bezkształtną, ubezwłasnowolnioną, zatomizowaną, bezmyślną, amorficzną   masę, z której agenci obcego wpływu na gwałt lepią debilnych  „prawdziwych europejczyków”, a bezmyślny motłoch „protestuje” przeciwko nadużyciom władz – blokując ulice i drogi (!), czyli uprzykrzając życie innym, Bogu ducha winnym współobywatelom.
                                                                      ***
         Gdy w 1993 roku  przyjechałem do pracy w Rzeszowie, już na drugi dzień zetknąłem się na ulicy  przypadkowo  „nos w nos” z szefem ówczesnej bezpieki litewskiej   i jego zastępcą. Pomyślałem: przyjechały szuje     rozwadniać mózgi pracownikom polskich służb spreparowanymi przez się przeciwko mnie fałszywkami. I się nie pomyliłem. Umundurowani durnie połknęli haczyk i się zaczęło: nocne nękania telefoniczne z użyciem systemu inwigilacyjno-podsłuchowego „Finezja”,  pocięcia opon samochodu, prowokacje w miejscu zatrudnienia, kontrolowane wejścia do mieszkania połączone z jego okradaniem.  (Szczególny  popis  tego   „odważni” i  „honorowi” polscy  oficerowie z rzeszowskich  „organów” (prawdopodobnie  zamaskowani  banderowscy  bandyci, udający Polaków i ubrani w uniformy polskie, choć nie wykluczone, że  po prostu owe pospolite „barany”, o których z pogardą mówił  Józef Piłsudski, że „potrafią tylko kury szczać wodzić”), dali w kwietniu  2005 (w okresie rządów Święczkowskiego i Pis-dy), wykradając wśród białego dnia rękopisy, 170 nowych książek naukowych z mojej biblioteki domowej oraz zbiór numizmatyczny warty wówczas około 12 – 14  tysięcy Euro, jedyne rodzinne  oszczędności, nawiasem mówiąc… Ciekaw jestem, czy skradzione dobra   panowie  oficerowie („elita narodu polskiego”, za przeproszeniem!) przekazali do rządowych schronów, czy też zachowali (według tradycji funkcjonariuszy  NKWD) dla siebie i swego   potomstwa, które powinno się wstydzić takich ojców).
            Dojść sprawiedliwości i prawdy nie udało się ani w policji, ani w prokuraturze, ani w sądzie , ani w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, ani u rzecznika praw obywatelskich RP, ani w Senacie czy Sejmie RP, ani w NIK, ani w CBA, ani w CBŚ, ani w ABW.  I pomyśleć, że taka moralna dzicz , jadowita grzybica żrąca Polskę, waży się jeszcze pouczać   inne państwa, co to jest  demokracja , kultura polityczna  i „prawa człowieka”.    Kraj opanowany, otumaniony i do cna zdeprawowany przez mafię sprzedawczyków, bandytów, złodziei,  różnej maści oszustów, półgłówków i degeneratów nie może w żadnej mierze występować w roli ani „Prometeusza”, ani tym bardziej „Chrystusa” narodów.   Zresztą ciągłość specyficznej odmiany „kultury”  politycznej jest ewidentna. Nota bene: casus gen. Rozwadowskiego, casus ks. Popiełuszki, casus ks. Suchowolca, casus gen. Papały, casus posłanki Blidy, casus posła Leppera, casus  seryjnych powieszeń świadków w aresztach śledczych, casus tygodnika „Wprost”,  czy codzienne informacje w prasie o kolejnych morderstwach na polskich dzieciach, popełnianych przez, za przeproszeniem, „matki Polki”, o współżyciu seksualnym ojców z własnymi dziećmi (10 000 zgłoszeń rocznie na policję!),  o seryjnym już mordowaniu rodziców przez własne dzieci i odwrotnie, o 4 000 dzieci rocznie bez śladu w Polsce znikających, 10 000 rocznie prób samobójstwa z rozpaczy etc, etc . I takie bydło, taka płaskomorda dzicz okupująca naszą Ojczyznę jeszcze się wypina – w naszym imieniu - na „Wschód”?!... I nie tylko się wypina, lecz aranżuje tam – jak na Ukrainie - krwawe burdy (cóż za „piękny” widok na ekranie telewizora: na kijowskim majdanie rozbrzmiewa banderowska pieśń w wykonaniu chóru „polskiego” w składzie: Icek Sariusz-Wolski, Jarosław Kaczyński, Donald Tusk, Bronisław Komorowski, Aleksander Kwaśniewski, Lech Wałęsa, a oklaskuje ich wielotysięczna ciżba otumanionych studentów z Krakowa, Rzeszowa i Przemyśla zwieziona tam specjalnymi pociągami, by zademonstrować „poparcie dla zmian demokratycznych” , czyli uczynić zamęt, w domu sasiada!]. Azuchełwej!
          Wracając do perfidnych szefów wileńskiej   bezpieki   -   co za zawziętość: renomowani dygnitarze państwowi pofatygowali się za ponad 800 kilometrów  z Wilna aż do Rzeszowa, byle tylko dopiec komuś, kto nie upadł przed nimi na kolana, zachował godność i niezależność,  nie zeszmacił się donosami i serwilizmem, zachował   honor i wierność. 
                                                                                  ***
                 Jan Ciechanowicz w latach osiemdziesiątych XX wieku stał się powszechnie na Litwie znanym „kontrowersyjnym” publicystą dzięki temu, że raz po raz rzucała na niego  grzmoty i błyskawice prasa partyjna za artykuły, w których wiele czytano „między wierszami” - został   pod koniec roku 1989 wybrany przez ludność  polską i inne mniejszości narodowe Republiki na posła do Rady Najwyższej ZSRR i tam przez nieco ponad dwa lata reprezentował i bronił, najlepiej jak mógł, ludzkich i obywatelskich   praw swych wyborców.  Oto co o tym okresie powie w wywiadzie dla prasy krajowej  w 2016 roku wybitny publicysta i  polityk polsko-wileński Jan Sienkiewicz: „Co do redakcji „Czerwonego Sztandaru”, to chciałbym podkreślić zasługi Jana Ciechanowicza. Pracując w redakcji napisał do pół tysiąca artykułów, które nie przeszłyby nawet w PRL. Na rocznicę 400-lecia Uniwersytetu Wileńskiego napisał o Filomatach, Filaretach, Promienistych, pojawił się w tych tekstach cały szereg profesorów. A władze nic nie mogły powiedzieć, bo w każdym artykule było o walce z caratem i idee humanistyczne. Raz, co prawda, artykuły Ciechanowicza były omawiane oraz krytykowane i potępiane co tydzień na tzw. „letuczkach”, czyli cotygodniowym poniedziałkowym podsumowaniu ubiegłego tygodnia, przy czym szczególna zjadliwością i donosicielskim charakterem systematycznie wyróżniały się wypowiedzi 2 polek, Krystyny Adamowicz i Łucji Brzozowskiej, notorycznie i zupełnie słusznie zarzucających autorowi antysowietyzm, antyrosyjskość i antykomunizm, nawet na posiedzeniu biura organizacji partyjnej. Ale to dopiero po tym, jak jego artykuły zostały przedrukowane w Polsce m.in. przez krakowskie „Życie Literackie”…Głównym zarzutem było, dlaczego Ciechanowicz nie napisał o współczesnym litewskim uniwersytecie. Żadnych poważnych konsekwencji jednak nie było. Ciechanowicz pisał potem o obu powstaniach – 1830 i 1863 r. To były materiały, które się czytało z zapartym tchem. Potrafił napisać w „Czerwonym Sztandarze” pięć odcinków dzień po dniu. To było coś, co miało nieocenioną wartość. Walka z caratem… Oczywiście każdy rozumiał, że to walka z Rosjanami. Ale rosyjski komunista nie mógł tego ugryźć, bo była podbudowa ideologiczna w postaci walki z samodzierżawiem. To miało kapitalne znaczenie i dzięki temu Janek stał się znany i potem bez problemu został wybrany do ostatniej Rady Najwyższej ZSRR”…  
             [Osoby niewtajemniczone uprzejmie informuję, że „deputowani ludowi” parlamentu ZSRR to było coś zupełnie innego niż obecni „demokratyczni” panowie posłowie: po wyborze nadal pracowali w swoim zawodzie w miejscu zamieszkania, nie mieli ani biur poselskich, ani pomocników, a ich dodatkowe uposażenie wynosiło miesięcznie raptem równowartość  aż 50 (pięćdziesięciu!) dolarów. Jedynym przywilejem było prawo gratisowego przejazdu w środkach lokomocji publicznej, czyli autobusach, tramwajach, pociągach i trolejbusach; obowiązkiem zaś  - zjawić się kilka razy do roku na parlamentarnej sali posiedzeń w stolicy kraju, aby wziąć udział w tej czy innej dyskusji i głosowaniu. Deputowani nie mieli żadnej realnej władzy, ponieważ wszystkim wówczas, w totalitarnej przeszłości, podobnie jak teraz, w „demokratycznej” teraźniejszości, rządziły  służby specjalne]. Nie otrzymują też żadnych z tego powodu emerytur.
                                                                          
         Na marginesie warto zaznaczyć, że w Radzie Najwyższej ZSRR w tym czasie około połowy składu osobowego stanowiły same znakomitości: wybitni poeci i pisarze, naukowcy, kompozytorzy, architekci, duchowni chrześcijańscy, islamscy i buddyjscy, artyści malarze, rzeźbiarze, medycy, nauczyciele akademiccy, wojskowi, piosenkarze, sportowcy – osoby w różnym wieku, należący do kilkudziesięciu różnych narodowości, posiadający imponujący potencjał i dorobek twórczy, nieskazitelną i wyrafinowaną kulturę. Poszczęściło mi osobiście poznać i nieraz porozmawiać z takimi luminarzami kultury powszechnej, jak Wasil Bykau, Czyngiz Ajtmatow, Ion Druce, Jewgienij Jewtuszenko, Rasuł Gamzatow, Jakow Kanowicz, Oleś Honczar, Borys Olejnik, Fazil Iskander, Justinas Martinkeviczius, Eduardas Mieżelaitis, Wiktor Astafjew. Nie mniej inspirująca była wymiana zdań na różne tematy ze sławami ze świata sztuki, takimi jak Zurab Cereteli, Eldar Szengełaja, Tichon Chrennikow, Machmud Esambajew, Andrej Eszpaj, Michaił Sawicki, Rajmond Pauls, Iosif Kobzon, nie mówiąc o znanych całemu cywilizowanemu światu uczonych i inżynierach, jak laureaci nagrody Nobla Jaures Ałfierow i Andrej Sacharow, sławne kosmonautki i nosicielki tytułu doktorów habilitowanych nauk technicznych Walentyna Tiereszkowa i Swietłana Sawicka, konstruktor samolotów Aleksiej Tupolew i Roald Sagdiejew, Michaił Bronstein i Witalij Ginzburg, rektor Uniwersytetu Wileńskiego Jonas Kubilius i profesor Uniwersytetu Moskiewskiego Jurij Afanasjew, Stanisław Szuszkiewicz i Wiktor Ambarcumian, Siergiej Awierincew i Nikołaj Amosow czy Roj Miedwiediew. A także wielokrotny szachowy mistrz świata Anatolij Karpow, wielokrotny mistrz świata w podnoszeniu ciężarów i świetny mistrz pióra w jednej osobie Jurij Własow, marszałkowie ZSRR, nosiciele tytułu Bohatera Związku Radzieckiego Iwan Kożedub,  Siergiej Achromiejew. [Ten drugi zresztą, wówczas szef Sztabu Generalnego Radzieckich Sił Zbrojnych, osobowość pod każdym względem bez zarzutu, po bardzo dramatycznym przemówieniu na zjeździe deputowanych ludowych, został nazajutrz 24 sierpnia 1991 roku znaleziony powieszonym w swym gabinecie służbowym w Moskwie, jak mówiono wśród posłów, ze skrępowanymi do tyłu rękami, choć oficjalnie prokuratura ogłosiła, że popełnił samobójstwo. Widocznie zamierzał S. Achromiejew ratować swój kraj przed zagładą i komuś bardzo silnemu mocno się przez to naraził. Komu – niewiadomo, może temu samemu, któremu się później naraził polski wicepremier i poseł Andrzej Lepper, także w Warszawie powieszony na sznurku w swym gabinecie służbowym. I o którym Radio Polskie podało pośpiesznie w kilkunaście minut po dokonaniu morderstwa, że się powiesił dlatego, iż narobił długów i że miał syna alkoholika – oszczercza wersja przygotowana zawczasu]. Niezwykle inteligentni byli w wymianie zdań m.in.  słynni politycy Borys Jelcyn, Michaił Gorbaczow, Algirdas Brazauskas, Jewgienij Primakow, Anatolij Sobczak. Wszyscy oni dążyli do odgórnego demontażu ZSRR i parcelacji majątku narodowego wśród „swoich”. Co też się dokonało.

                                                                 ***
           Koncepcja rozwiązania kwestii polskiej w ZSRR  (wysunięta w 1989 roku) przez autora tych słów  polegała na 3-etapowym gambicie: a) stworzenie w składzie tego mocarstwa  autonomicznej Republiki Wschodniej Polski, złożonej ze wszystkich ziem polskich zagarniętych przez Sowiety w 1939 roku; b) ściągnięcie do niej Polaków z Syberii, Kazachstanu i innych regionów; c)  ogłoszenie niepodległości tejże republiki. (Było to możliwe wyłącznie w okresie odgórnego demontażu ZSRR przez ekipę M.Gorbaczowa, czyli w latach 1990-91). Dotarłem  z tą koncepcją  osobiście nie tylko do M.Gorbaczowa, B. Jelcyna, A. Sacharowa, ale i do R. Nixona, M. Dukakisa, do Kongresu USA (Dingell, Konjorski).  KGB ZSRR natychmiast zresztą zdemaskował    prowokację polskich faszystów” ,   a jej zwalczaniem i dyskredytacją w Polsce, jako rzekomej „prowokacji  Moskwy” (!),  zajęła  się właśnie   moskiewska  agentura  (jak zaznaczyliśmy powyżej, około 24 tysięcy osób,   nie licząc jawnych  najemników  Moskwy w postaci funkcjonariuszy WSI , w tym 3 tysiące  sowieckich agentów  przebranych za   księży i biskupów, m.in. na  KUL-u) w  całej Polsce.
               Nikczemnym wszelako sykofantom, którzy do dziś nazywają mnie złośliwie  jedynym polskim  deputowanym w Radzie Najwyższej ZSRR” [byłem jednym z ośmiu Polaków w ostatnim i jedynym demokratycznie wybranym parlamencie ZSRR: 2 – z Litwy, 3 – z Białorusi, 1 – z Estonii, 2 – z Ukrainy, nie licząc „Rosjan” o takich nazwiskach, jak Opaliński, Jaroszewska, Tymiński, Sandurski, Dobrowolski, Szczepanowski itp.] odpowiadam: wówczas, gdy  wy (jeszcze w 1989 i 1990 roku!) w Warszawie uniżenie całowaliście „gdzieś”  sowieckiego  ambasadora  i sprzedawaliście    Polskę  Moskwie, Jan Ciechanowicz w sercu supermocarstwa nazwanego przez R. Reagana  „imperium zła” [„przyganiał kocioł garnkowi, że czarny, a san kopci!”] walczył o sprawę polską, domagał się przeprosin i rekompensaty dla Polski za zbrodnię katyńską, za grabież polskiego terytorium i majątku narodowego, postulował powrót rodaków z Syberii, spod bieguna północnego i z pustyń Kazachstanu na byłe tereny Polski Wschodniej. Wówczas to jeszcze  wasz  potworkowaty  premier i głupiuteńki prezydent expressis verbis domagali się od nas, abyśmy byli  dobrymi obywatelami waszej radzieckiej ojczyzny”.
                                                                              ***
               Jan Ciechanowicz został w końcu wygryziony   nawet ze Związku Polaków na Litwie, który, jak się okazało, współtworzył po prostu dla  przefarbowanych lisów  partyjnej nomenklatury ,   oficerów sowieckiej milicji i bezpieki, czyli chciwych kołchoźników,    którzy  „poczuli się Polakami”, dopiero gdy z Polski popłynął      szeroki strumień  pomocy finansowej, a na założycielskie spotkanie ZPL (1988)   nawet nie przyszli, choć zostali na nie  zaproszeni jako prominenci ówczesnych władz komunistycznych na Litwie.
               Prawie wszyscy polscy „działacze” w Wilnie po 1990 roku nałożyli do portek i rzucili się, „jak jedna szmata”, w kierunku  mianowanego „ojca narodu litewskiego”, a gdy dobiegli, przez dłuższy czas przepychali się i bili  o pierwszeństwo pocałowania go w   dupę.   Prześcigało się zaś z nimi w tym haniebnym procederze warszawsko-gdańsko-lubelsko-krakowskie  ścierwo prasowe, na czele z konfidentami „Gazety Wyborczej” , „Gazety Polskiej”  i  Tygodnika Powszechnego” w rodzaju patentowanego imbecyla Grzegorza Kostrzewy-Zorbasa, konsula RP w Wilnie Mariusza (Mojszy) Maszkiewicza, Adama Hlebowicza, Wojciecha Maziarskiego  itp. zer].  Warto też zastanowić się nad tym, czy było sprawą przypadku, czy raczej skutkiem knowań warszawskiej i litewskiej bezpieki intryganckie wygryzienie z gremiów kierowniczych Polonii litewskiej jedynych obdarzonych talentem, wiedzą i doświadczeniem politycznym działaczy, jak Anicet Brodawski, Ryszard Maciejkianiec, Henryk Mażul i usadowienie tam jawnych agentów, sprzedawczyków i zaślepionych miłością własną „charyzmatycznych” ciemniaków i pospolitych złodziei wyspecjalizowanych w wyłudzaniu z Polski pieniędzy, a potrafiących  tylko „kury szczać wodzić”…                          
                                                                    ***
           Poszukując pracy (byle jakiej), wstąpiłem do dokładnie 56 polskich organizacji i instytucji w Wilnie  w roku 1992, lecz zawsze dostawałem „ot worot poworot”. Z trudem wiązaliśmy koniec z końcem, sprzedając najcenniejsze książki z biblioteki rodzinnej, dostając skromne honoraria z USA od redaktorów  Chapinskiego,   Jakubowskiego,  Urbaniaka (któremu agenci UOP  w 1992 roku spalili gmach redakcyjny tygodnika „Biały Orzeł” w Ware), Zielińskiego, Czerwińskiego, którzy publikowali moje artykuły na łamach swoich periodyków polonijnych.  Postanowiliśmy też z żoną sprzedać obrączki, gdyż nie było chleba dla dziecka. Wbijając mi nóż w plecy ropuchowata „elita” ZPL, złożona z sekretarzy KPZR i tajnych współpracowników KGB,   chciała w ten sposób wybielić własne buraczkowe oblicze, i wykazać się lojalnością wobec postsowieckiej bezpieki. Potem rozgłaszali, że Ciechanowicz  rzekomo narobił bigosu na Litwie, a sam „uciekł” do Polski,  oni   zaś, biedacy, pozostali „na posterunku”  -  z nakradzionymi milionami i przy korycie pełnym    forsy płynącej obficie z Warszawy do ich bezdennych kieszeni. 
           Warto dodać, że  przez nie lada szykany  ze strony  tego bydła  musiał przejść  także „autonomista”  Anicet Brodawski, człowiek absolutnie prawy i rzetelny, którego przed    polskimi siepaczami pułkownika   milicji Popławskiego w 1991 roku ukrywali w swych mieszkaniach przez kilka miesięcy… Litwini!    Trudno o równie podłą niegodziwość i     serwilizm. Ale „Polak potrafi” wbijać nóż w plecy.
             Nawiasem mówiąc, gdyby   wileńskim Polakom przed 25 laty  noża w plecy nie wbito, gdyby utworzona w 1990 roku  przez Brodawskiego i Wysockiego autonomia polska w Litwie nie została przez Warszawę napiętnowana, gdyby służby specjalne RP, prezydent Wałęsa, ambasador Widacki, minister Geremek, redaktor Michnik, konsul Maszkiewicz  nie wzięli czynnego udziału w jej likwidacji (władze litewskie  nadały  wszystkim tym  panom  za to ordery)     to dziś w stosunkach polsko-litewskich nie byłoby prawdopodobnie żadnych zgrzytów. Zresztą nie była to żadna „inicjatywa Moskwy”, jak dotychczas uparcie bębnią prasowi i naukowi durnie w Polsce, lecz właśnie inicjatywa czysto lokalna, polsko-wileńska. Na marginesie warto się zastanowić nad poziomem warszawskiej kadry dyplomatycznej, sformowanej ongiś przez antypolską Unię Wolności i do dziś w niezmienionej postaci czynnej: konsul Maszkiewicz „w pijanom  widie” urządził bijatykę w Mińsku, sprawę wyciszono i zatuszowano tylko dzięki powściągliwości władz Białorusi. Innym razem pan konsul rozrabiał po pijaku w Wilnie, a Litwini tak nabuzowali mu mordę, że długo leczył się w szpitalu. Został odwołany do Warszawy i niebawem „ukarany”, czyli  – jak podają media -  mianowany na posadę ambasadora RP w Gruzji!...          
           A jeszcze inny pan konsul RP i tytularny profesor rusycystyki (od lat zarejestrowany w wileńskiej centrali KGB jako etatowy współpracownik!) był wielokrotnie skierowywany na kosztowne delegacje służbowe do miejsc rodzinnych J. Ciechanowicza, by gromadzić tam plotkarskie, oszczercze łgarstwa, mające kompromitować i dyskredytować  jego rodzinę! Z zadania, jak na raz Polaka, raz Litwina, raz Białorusina, wywiązywał się wzorcowo! W Wilnie zaś dotychczas opowiada się, jak to pan konsul wyróżnił wysokim orderem polskim pewną wileńską pannę za świadczone mu intymne usługi. Bagno, gdzie tylko spojrzeć, cuchnące, śmierdzące bagno. Europa po polsku.

                                                                       ***


              Agenturalne  media  w Polsce i Litwie oraz   ich odmóżdżona  klientela dotychczas trelą  o tym, że jakoby Jan Ciechanowicz i duża część innych Polaków wileńskich  w 1990 roku występowali przeciwko niepodległości Litwy. To też jest  cyniczne kłamstwo, mogące jednak stać się  „prawdą” w  rozcieńczonych wódką  móżdżkach   durnego ciemnogrodu na skutek notorycznego powtarzania. Otóż faktem jest, że jeszcze w czasach  sowieckich Ciechanowicz łatwo znajdował wspólny język z inteligencją litewską, z litewskimi działaczami niepodległościowymi i od początku wspierał ich dążenia; nigdy też nie powiedział ani słowa przeciwko suwerennym prawom tego narodu.   (Naraził się Litwinom  dopiero wówczas, gdy  wystąpił w obronie  praw  ludności  polskiej na tamtym terenie).  Gdyby  istotnie był  „wrogiem Litwy”, jak to wmawiają  prowokatorzy, na pewno nie byłby dziś obywatelem niepodległego Państwa Litewskiego.
                                                                  ***

                  Związek Polaków na Litwie powstał jako autentyczna oddolna inicjatywa patriotyczna tamtejszej Polonii, ale   został z czasem opanowany przez agenturę bezpieki i przekształcony w ciepłą synekurę dla byłych sekretarzy KPZR, przewodniczących sowieckich kołchozów,  tajnych współpracowników KGB ZSRR i innych „patriotów    własnej kieszeni”, dbających tylko o swe stołki i po mistrzowsku wyciągających z RP grubą forsę (poproszajki!) , czyli osób dla których sprawa polska faktycznie nie istnieje, i które nie posiadają ani zdolności do konceptualnego myślenia, ani umiejętności konstruktywnego załatwiania ze stroną  litewską tak np. banalnych spraw, jak pisownia nazwisk, dwujęzyczne nazwy ulic  czy funkcjonowanie szkół polskich na Litwie, których liczba w ostatnich 25  „demokratycznych” latach skurczyła się z ponad 250 do 55.  Wciągają oni do tego lokalnego i drobnego konfliktu Państwo Polskie, gdyż sami nic nie potrafią, a w tym czasie zapomniana społeczność Polaków na tamtym terenie degraduje i wymiera na skutek alkoholizmu i marginalizacji socjalnej, która  wszelako jest skutkiem nie   dyskryminacji ze strony rządu  litewskiego, a  rezultatem  kompletnej bezradności i obojętności na sprawy zwykłych ludzi   tamtejszych polskich – pożal się Boże! – „liderów”.  Umieralność na alkoholizm (skutek rozpaczy egzystencjalnej) wśród wileńskiej  populacji polskiej jest sześciokrotnie wyższa niż  wśród populacji litewskiej. Kilku  wileńskich  „liderów”, byłych  posłów na sejm  Litwy, - jak informowała ongiś  Nasza Gazeta  - zbiło nawet pokaźne fortuny na imporcie z Niemiec do Wileńszczyzny toksycznego spirytusu technicznego i produkcji z niego  rzekomych  „gatunkowych wódek”  (metodą mieszania tegoż spirytusu z wodą i kolorowymi lakami oraz  innymi syntetycznymi barwnikami), którymi przez szereg  lat truli  rodaków.   -   Takich to  „działaczy” wylansowało warszawskie postkomunistyczne gestapo. Funkcjonariusze MSZ  zresztą nieraz otwarcie, na łamach „Gazety Wyborczej”, czy  Rzeczypospolitej”, deklarowali    ustami      konsula RP w Wilnie M. Maszkiewicza (syna sowieckiego pułkownika  NKWD!), patentowanego durnia i pedała Grzegorza Kostrzewy – Zorbasa : „złożymy w ofierze Polaków wileńskich w imię dobrych stosunków z Litwinami”.  I przez 30 lat „składali”. Składają zresztą dotychczas.
             [Niektórzy „nasi” politycy sprzedają Polskę za znacznie niższą cenę niż ona jest warta:  za kieliszek wybornej  litewskiej wódki, za kęs takiejże kiełbasy, za darmowy pobyt i takąż kurwę w hotelu, za błyszczącą  blaszkę przypiętą do piersi. W ten dość prosty sposób działacze litewscy  bez trudu korumpują polskich, rosyjskich, białoruskich  (ale już nie zachodnich!)  dziennikarzy, intelektualistów, polityków, funkcjonariuszy państwowych, księży, choć sami, posiadając świetne walory charakterologiczne i przygotowanie merytoryczne są absolutnie nieprzekupni i zawsze  myślą w kategoriach Państwa i Narodu Litewskiego].       Za takie deklaracje w szanujących się państwach stawia się odnośne osoby za zdradę stanu  przed plutonami egzekucyjnymi, a co najmniej ogłasza się za osoby bez czci i wiary.  U nas chodzą  w glorii „autorytetów”, piastują najbardziej ważne i intratne urzędy państwowe, notorycznie i codziennie pieprzą bzdury w telewizji! Co by to było, gdyby któryś z izraelskich polityków rzekł, iż złoży  w ofierze Żydów Jordanii w imię dobrych stosunków z Palestyńczykami!?  Nikt nie szanuje tych, którzy sami siebie nie szanują.  Jeśli w samej  Polsce seryjnie, z paranoicznym uporem  w wydawnictwach państwowych (?) i  „katolickich” („Więź”, „Znak”)  ukazują się podłe antypolskie elaboraty, jak możemy się oburzać, że, za przeproszeniem, „Litwini nas nie lubią”?… Nas „lubią” tylko ci, którzy się z nami nie zetknęli.
                                                                     ***
                Diaspora żydowska każdego roku  wpompowuje do Izraela dziesiątki miliardów dolarów, przy czym datki na historyczną ojczyznę składają także niezamożni członkowie wspólnoty narodowej. Żydowskie lobby w USA, Kanadzie, Rosji, Zjednoczonym Królestwie i innych krajach wymusza  dodatkowo na odnośnych rządach dalsze wielomiliardowe injekcje  na finansowanie m.in. armii izraelskiej (trzeciej potęgi militarnej świata po USA i Rosji, jeśli idzie o potencjał nuklearny!)  i gospodarki tego kraju. Polska zaś diaspora    wschodnia, jak i zachodnia, wyspecjalizowała się w sztuce zręcznego wyzyskiwania swej historycznej ojczyzny, wyciągania z niej olbrzymich środków  finansowych rzekomo na utrzymanie polskości.  „Działacze”  (bardziej właściwe byłoby miano „krętacze”) polonijni ze Wschodu potrafią pojechać np. do Londynu, Warszawy czy Nowego Jorku i pokazywać tam zdjęcia z powojennego 1951 roku, mówiąc: „Polskie dzieci na Litwie nie mają  butów i chodzą do szkoły bose!”… Taki chwyt marketingowy z reguły skutkuje i spryciarz lub spryciarka wraca do domu z pokaźną sumą pieniędzy, które oczywiście nigdy nie docierają do naprawdę potrzebujących, lecz osiadają na kontach bankowych prosperujących kombinatorów. Wileńskie  męty   osiągnęły szczyty perfekcji w wyciąganiu grosza z Polski, potrafią np. zaplanować kilkodniowy bal, (na którym do upadłego hulają cudzym kosztem byli funkcjonariusze sowieckiego aparatu przemocy, prezesi kołchozów, sekretarze KPZR i ich  „przyjaciółki”)  jako  „europejski projekt integracyjny” i wyciągnąć na tę imprezkę  pieniądze z Senatu RP. Zręcznie też udają  ludzi  „biednych”,  „prześladowanych”, niemal męczenników sprawy narodowej i… każą sobie za swój rzekomy patriotyzm słono płacić. (Jeśli są tak patriotyczni, to dlaczego nie chcą utrzymać we własnym zakresie choćby jednego  periodyku, a za wszystko musi płacić podatnik krajowy?  Przecież w Wilnie mieszka kilkaset dolarowych  milionerów polskich!)     A jak podleją swe kłamstwa sosem religijnym, jak się powołają  na rany Matki Boskiej Ostrobramskiej i przekażą  rodakom od Niej pozdrowienia, jak to puszczając perskie oko szepną, iż są szczęśliwi, że wreszcie przyjechali do państwa „prawdziwie europejskiego”, to zaraz i uzbierają na nowy „BMW” czy „Mercedes”. Dla siebie, nie dla „bosych polskich dzieci”.
       Nauczyli się też, biorąc przykład z siedmiu tysięcy złodziejsko-kombinatorskich fundacji krajowych, których jedyną funkcją jest tuczenie swych leniwych  „działaczy”, sprytnie zakładać rozmaite stowarzyszenia (koniecznie imienia jakichś świętych, jak św. Zyta, św. Kazimierz, św. Jan Paweł II, czy królów – Batorego i in.; co za kundli spryt!)  „pozarządowe”, ale dostające    olbrzymie dotacje właśnie od władz RP!  I prosperują z tego! A jak chcą na darmochę polecieć np. do Brazylii czy na Cypr,  to ogłaszają, że owa seksualna  wycieczka jest  „pielgrzymką” i zaraz mają finanse z Senatu  RP na ten  jakże  „zbożny” cel! Postępują wedle „zasady Okińczyca: „Jak chcą, żebyśmy byli Polakami, niechaj płacą!”… Boże, ty widzisz cynizm tych chamów  i nie grzmisz!...
        W ten sposób na Wschodzie ukształtowała się wielotysięczna rzesza pasożytniczych darmozjadów, sprytnie  okradających skarb Państwa Polskiego metodą  wymuszania m.in. rozmaitych grantów i datków na kraju, w którym brak pieniędzy na stypendia dla studentów, na szklankę  mleka w szkole  dla naprawdę biednych dzieci, na budowę dróg i wałów przeciwpowodziowych, a nawet na zakup kilku nowoczesnych samolotów dla najwyższych władz państwowych. Wyciągać  w tej sytuacji pieniądze z Polski  potrafią tylko zdeklarowane kanalie.    Multum zaś wybudowanych na Wschodzie ogromnym wysiłkiem Państwa Polskiego tzw. „polskich domów” i szkół już teraz służy dalece nie tylko społecznościom  polonijnym,   za kilkanaście lat zostanie przejęte za darmo  przez odnośne kraje ościenne. 
              To też stanowi jedną  z oznak kompletnej klapy tzw. „polskiej polityki wschodniej”.  Ukryć tej klęski  nie potrafi nawet chorobliwie  agresywna, prowokatorska, perfidna, „wielkopańska” polityka  RP w stosunku do Białorusi i do spływającej krwią Ukrainy, która to  „polityka” , wspomagająca  finansowo i propagandowo rosyjską agenturę na Białorusi   (maskowaną pod „obrońców praw człowieka”), ostatecznie wpędziła ten kraj w żelazny uścisk Polarnego Niedźwiedzia, a Ukrainę pogrążyła w krwawej, bratobójczej wojnie domowej.   Zresztą   Litwini, a chyba nie tylko oni, bardzo uważnie obserwujący  to, co się dzieje w ich sąsiedztwie,  w naturalny sposób wnioskują  z awantur warszawskiego  MSZ w Mińsku i Kijowie, że Warszawa    w określonych warunkach może  być  skłonna  do wykorzystywania  Polonii  jako dywersyjnej  „piątej  kolumny”, służącej  do destabilizacji ładu prawnego w kraju zamieszkania i do zmuszania odnośnych rządów do „demokratycznych  reform”, czyli do przekazania  majątku narodowego w ręce wędrownych oligarchów i globalnej mafii, wprowadzenia ustawodawstwa antynarodowego  itp. Stąd    m.in.  głęboka       nieufność władz  (i nie tylko władz) Litwy, Białorusi i Ukrainy do swej mniejszości polskiej, jak też w ogóle do Polaków.
          
                                                                              Dr  Jan  Ciechanowicz
         

         
        ANEKS  II. O   AUTORZE

    Dr  Ciechanowicz  Jan  

Ur. 02.07.1946 na Ziemiach Zabranych, w miasteczku  Worniany powiatu wileńsko-trockiego (po II wojnie światowej - ostrowieckiego) dawnego Województwa  Wileńskiego. Badania w zakresie nauk humanistycznych: historia, filozofia, filologia germańska, socjologia, relogioznawstwo, etyka, politologia, historia idei; aforysta, tłumacz literatury litewskiej na język polski
            Studia: Miński Państwowy Instytut Języków Obcych (1971); Społeczny Uniwersytet Nauk Politycznych (Wilno 1973); doktorat z zakresu najnowszej filozofii niemieckiej „Człowiek i kultura w filozofii Theodora Wiesengrunda Adorno”:   Instytut Filozofii i Prawa Akademii Nauk Białorusi w Mińsku (1983).
            Wiedza języków: angielski, białoruski, litewski, niemiecki, polski, rosyjski, ukraiński i in. 
            Praca:   tłumacz-referent w Instytucie Filozofii i Prawa AN Białorusi w Mińsku (1969); tłumacz w Naukowo-Metodycznej Bibliotece Kultury Fizycznej i Sportu w Mińsku (1970); nauczyciel języka niemieckiego w Mejszagolskiej i Duksztańskiej polskich szkołach średnich  rejonu wileńskiego (1970 – 1975); korespondent dziennika „Czerwony Sztandar” w Wilnie (1975 – 1983); wykładowca filozofii, etyki i religioznawstwa w Wileńskim Państwowym Instytucie Pedagogicznym (pół etatu 1975 – 1983); wykładowca filozofii w Wileńskim Państwowym Uniwersytecie (pół etatu 1975 – 1976); docent w Litewskiej Filii Moskiewskiej Akademii Nauk Społecznych w Wilnie (1983 – 1986); docent Katedry Filozofii Wileńskiego Państwowego Instytutu Pedagogicznego (1986 – 1991); nauczyciel języka niemieckiego w Szkole Średniej imienia Mścisława Dobużyńskiego w Wilnie (pół etatu  1992); lektor języka niemieckiego, rosyjskiego i litewskiego w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Bydgoszczy (1993 – 1994); starszy wykładowca Instytutu Filologii Germańskiej Uniwersytetu Rzeszowskiego (wykłady i zajęcia praktyczne z zakresu filozofii, etyki, historii filozofii niemieckiej, filozofii kultury, leksykologii języka niemieckiego; wypromowanie 78 prac magisterskich;  1994 – 2013);  nauczyciel języka niemieckiego w Zespole Szkół imienia króla Władysława Jagiełły w Niechobrzu koło Rzeszowa (2000 – 2008); wykładowca języka niemieckiego w Zespole Kolegiów Nauczycielskich w Tarnobrzegu (pół etatu 2001 – 2011); wykładowca etyki biznesu w Wyższej Szkole Biznesu w Sanoku (pół etatu 2005 – 2006).  
           Publikacje: 60 książek oraz około 1200 artykułów naukowych, publicystycznych i popularnonaukowych w  periodykach ukazujących się w Polsce oraz w (przeważnie polonijnych) pismach na Litwie, Białorusi, Ukrainie, Kanadzie, Francji, USA, Niemczech, Australii, Rosji w języku angielskim, białoruskim, litewskim, niemieckim, polskim, rosyjskim.

  
    Książki i skrypty dra Jana Ciechanowicza opublikowane w okresie 1978  -  2015:

  1. K voprosu o kritike filosofsko-metodologičeskich osnov kulturno-estetičeskoj koncepcii Theodora Wiesengrunda Adorno (skrypt).   24 s.  Perm, Isdatelstvo Permskogo Universiteta     1978.
  2. Problema čeloveka v filosofii Theodora Wiesengrunda Adorno i Herberta Marcuse (skrypt).  24 s. Perm, Isdatelstvo Permskogo Universiteta    1978.
  3. Mirovozzrenie Theodora Wiesengrunda Adorno: čelovek i kultura (skrypt).   16 s.  Vilnius,  Leidykla  „Mokslas  ir  Technika”      1982.
  4. Borba  za mir  i  sovremennyj  katolicizm (skrypt). 22 s. Minsk, Isdatelstvo „Znanije”  1985.
  5. Vatikanas laisvinasi nuo  „išsivadavimo teologijos” (skrypt). 24 s. Vilnius, Leidykla „Żinija” 1985.
  6. W kręgu postępowych tradycji.  150 s.  Kaunas,  Leidykla  „Šviesa”      1987.
  7. Na wileńskiej Rossie (wspólnie z B.& M. Kosman).  184 s.  Poznań, Krajowa Agencja Wydawnicza  1990.
  8. Na wschód od Bugu.  120 s.  Wilno – Chicago,  Panorama  Publishing   1990.
  9. Trzynastu  sprawiedliwych.  221 s.  Wilno,  Polskie Wydawnictwo w Wilnie   1993.
  10. Droga geniusza  (O Adamie Mickiewiczu).  157 s. Wilno, Wydawnictwo  Znicz,  1995;  (wydanie drugie:  131 s. Wrocław,  Wydawnictwo  Nortom.  1998).   
  11. Pod skrzydłami porannej zorzy.  176 s.  Rzeszów,  Wydawnictwo Oświatowe  FOSZE   1996. 
  12. Twórcy cudzego światła.   401 s.  Toronto – Wilno,  Polski Fundusz Wydawniczy w Kanadzie   1996.
  13. Na styku cywilizacji.  541 s.  Wilno – Rzeszów,  Wydawnictwo  Naukowo-Literackie  Znicz  &  Wydawnictwo Oświatowe  FOSZE   1997. 
  14. W bezkresach Eurazji.  371  s.  Rzeszów,  Wydawnictwo  Wyższej  Szkoły Pedagogicznej    1997.
  15. Minima. Aphorismen.     61 s.  Berlin,  Mordelius Press    1997. 
  16. Filozofia  kosmizmu.  (vol. 1 – 3 ,  280 s. + 303 s. + 370 s.).  Rzeszów,  Wydawnictwo  Oświatowe FOSZE    1999.
  17. Z rodu polskiego  (vol. 1 - 2,  294 s. + 288 s.),  Rzeszów,  Wydawnictwo  Wyższej Szkoły Pedagogicznej   1999.
  18. Rody rycerskie Wielkiego Księstwa Litewskiego  (vol. 1 – 6,  368 s. + 480 s. + 548 s. + 610 s. + 598 s. + 490 s.).  Rzeszów – Wilno,  Wydawnictwo Oświatowe FOSZE  &  Wydawnictwo  Naukowo – Literackie  Znicz   2001 – 2006.
  19. Syjon, Olimp i Golgota.  355 s.  Molodečno,  Isdatelstvo  Pobeda   2001.
  20. Myśl i czyn.  320 s.  Molodečno,  Isdatelstvo  Pobeda    2001.
  21. Sprichwort, Wahrwort. Kleines  deutsch-polnisches Spruch-  und  Sprichwörterbuch. 114 s.  Tarnobrzeg,  Wydawnictwo  Kolegium Nauczycielskiego   2002. 
  22. Gońcy Ikara. Osoby pochodzące z Litwy i Polski w dziejach lotnictwa i kosmonautyki światowej.  320 s.  Molodečno,  Isdatelstvo  Pobeda   2002.
  23. Zdobywca  Azji. Mikołaj Przewalski.  315 s.  Molodečno,  Isdatelstvo  Pobeda   2002. 
  24. Etyka czterech  umiejętności.  232 s.  Molodečno,  Isdatelstvo  Pobeda, 2002;  (2. edition  280 p.  New York  2009; 3.Edition Siemianowice Śląskie 2014).    
  25. Weisheit der Bibel. Wörterbuch der biblischen Aphorismen.  154 s.  Rzeszów,  Wydawnictwo Uniwersytetu Rzeszowskiego   2002. 
  26. Musica peregrina.  Artyści pochodzący z Litwy i Polski w obcej sztuce muzycznej i teatralnej.  576 s.   Molodečno,  Isdatelstvo  Pobeda   2002. 
  27. Ludzie wśród gwiazd. Homo sapiens  w perspektywie kosmologicznej.  371 s.  Rzeszów,  Wydawnictwo  Oświatowe  FOSZE   2005. 
  28. Dzieci żelaznego wilka.  608 s.  Rzeszów,  Wydawnictwo Oświatowe  FOSZE    2005. 
  29. Spassvogel. Witze und Schwänke  aus  Gegenwart und  Vergangenheit.  108 s.   Tarnobrzeg,  Wydawnictwo   Zespołu Kolegiów Nauczycielskich    2005. 
  30. Lies  und  denk’! Ein Lesebuch für Freunde der deutschen Sprache.  168 s.  Rzeszów,  Wydawnictwo Uniwersytetu  Rzeszowskiego   2005. 
  31. Witze und Scherze.  Żarty i kawały w języku niemieckim.  132 s.  Niechobrz,  Wydawnictwo  Zespołu  Szkół im. króla  Władysława Jagiełły    2006. 
  32. Herbarz polsko-rosyjski. Rody szlacheckie Imperium Rosyjskiego pochodzące z Polski.  (vol. 1 – 2,  651 s. + 575 s.)  Warszawa,  Wydawnictwo  Stowarzyszenia Dom Polski Sarmacja    2006.
  33. Niemieckie idiomy, zwroty, porzekadła, skrzydlate słowa, przysłowia.  -  Deutsche Idiome, Redewendungen, Sprüche, geflügelte Worte, Sprichwörter.  602 s.  (2. Edition,  408 s.) .  New York,  Polish  Guide  Publishing  2008.
  34. Rozpacz a filozofia. Myśliciele Europy wobec Boga, życia i  śmierci. 528 s. New York,  Polish  Guide  Publishing   2009.
  35. Etyka życia i śmierci.  464 s.   New York,  Polish  Guide  Publishing    2009.  (2.Edition Siemianowice Śląskie 2014).
  36. Herbarz Polesia.  232 s.  Boguchwała,  Wydawnictwo  Duet    2009. 
  37. Niemiecko-polski słownik frazeologiczny.  380 s.  Tarnobrzeg, Wydawnictwo Zespołu Kolegiów Nauczycielskich 2009.
  38. Etyka wielkich cywilizacji.  624 s.  New York,  Polish  Guide  Publishing   2010. (2. Edition Warszawa Warszawa 2013; 3. Edition Siemianowice Śląskie 2014). 
  39. Antropologia  władzy.  200 s.  Wilno,  Wydawnictwo  Znicz  2010. 
  40. Polonobolszewia.  Siedmiu mędrców  sowieckich  czyli  jak  polska  szlachta  komunizowała  Rosję.  288 s.    Boguchwała,  Wydawnictwo  Duet  2010; 2. Edition     Warszawa  2015,  455 str.). 
  41. Antysemityzm (analiza konfrontatywna)”   616 s.  New York,  Astra   Publishing   2010; 2. Edition vol. 1 – 2. Warszawa 2015, 800 str.). 
  42. Z dziejów kultury W. Ks. Litwy. 544 s. Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb”  2012.
  43. Poczet profesorów wileńskich.  476 s. Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb”  2012.
  44. Synowie księcia Gedymina.  545 s. Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb”  2012.
  45.  W królestwie Uranii. Astronomowie i podróżnicy pochodzący z Litwy i Polski. 414 s. Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb” 2012.
  46. Dobroczyńcy  ludzkości. (Wybitni działacze medycyny pochodzący z ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego i Polski w krajach obcych).  (vol. 1-2, 462 s. + 456 s.). Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb” 2013.
  47. Geniusze wojny. (Wybitni teoretycy wojny i dowódcy wojskowi polskiego pochodzenia w armiach obcych). (vol. 1-2, 387 s. + 300 s.). Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb” 2013.
  48. Wysłannicy Słowa. (Poeci i pisarze polskiego pochodzenia w kulturach obcych). (vol. 1-2, 500 s. + 488 s.).  Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb” 2013. 
  49. Urok prowincjonalizmu. (Z dziejów sztuk  pięknych na Kresach Wschodnich). 336 s. Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb”. 2013.
  50. Etiudy etognomiczne. ( wydanie drugie, poszerzone, vol. 1 – 3, 575 s. + 567 s. + 600 s.). Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb”.  2013.
  51. Księga herbowa Białej, Czarnej, Czerwonej i Zielonej Rusi, Inflant, Litwy, Moskwy, Polski, Ukrainy i Żmudzi. 316 s.   Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb” 2013; wydanie drugie Warszawa 2015.
  52. W cieniu rajskich jabłoni. Wybitni reprezentanci nauk ścisłych i technicznych pochodzący z ziem dawnej Rzeczypospolitej w obcych krajach. 398 str. Warszawa    2015.
  53. Klug durch Lesen. 183 str. Warszawa  2015.
  54. Nauczyciele. Oblicza humanizmów. 328 str. Warszawa 2015.
  55. Niemiecko – polski słownik frazeologiczno – paremiologiczny, 620 str. Warszawa 2015.
  56. Kosmofilozofia. 575 str. Warszawa 2015.
  57. Scorpionomachia. Polemiki o „kwestii polskiej” w Wilnie, 1985 – 2005, 2015”. 571 str. Warszawa 2015.
58. Na łąkach Stworzyciela. Ludzie wielkiej nauki. 300 str.  Warszawa 2016. 59.Reminiscencje. Aforyzmy.    100 str. Warszawa 2016.  
     60. W poszukiwaniu straconego Piękna, str. 368.  Warszawa 2018.
     61. Zrozumieć lot dwugłowego orła. (Nad rozdrożami Rosji), str. 224. Warszawa 2018.
     62. Geniusze i wariaci, str. 368. Warszawa 2018.
63. Polskie gwiazdy nad Niemcami, str. 580.  Warszawa 2019.

                                                               ***                                             

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz