niedziela, 6 października 2024

Po co nam Marynarka Wojenna? Czyli wycinek z naszej historii jak król Władysław cła zaprowadzał w Gdańsku i jak to się skończyło R.P. 1637

 Czytelniku,

 

Obserwując wypowiedzi naszych generałów, a szczególnie ich sposób myślenia można dojść do wniosku, że oni nie myślą, a w szczególności nie mają zielonego pojęcia o historii swojego kraju.

Poniżej nie wiem czy znana w szczegółach w naszej Marynarce Wojennej historia, która jest ciekawym przykładem dającym nam odpowiedź. Po co nam potrzebna jest marynarka wojenna i jaką rolę powinna pełnić, by nasze cele były realizowane, a nie służyły interesom innych krajów.

 

Jest on opisany w książce Ludwika Kubali – „Jerzy Ossoliński”

 

„Ossoliński zaprowadza cło w Gdańsku

Zaledwie więc przebrzmiały królewskie uroczystości weselne, wyruszył z Warszawy Ossoliński z Denhofem, ekonomem malborskim, i stanąwszy w Prusach, proklamowali cła, ogłaszając braci Spiringów ich królewskimi poborcami 5 października znalazł się Ossoliński we wsi Redłów za Gdańskiem. Tam zaprosiwszy na naradę opata oliwskiego, Spiringów i mieszczanina gdańskiego Jerzego Nowela, udał się na wybrzeże morskie i kazał wznieść maszt z białą flagą, na znak, że bierze w morze w posiadanie w imieniu króla i Rzpolitej. Królewskie okręty stojące tam na kotwicy pozdrowiły flagę potrójną salwą armatnią. Dwa okręty skierowały się ku miastu, stanęły przed portem , a jedna łódź zarzuciła kotwicę u jego wejścia tak, że żaden okręt bez opłacenia cła nie mógł ani wpłynąć, ani wypłynąć z portu.

Do  miasta wysłano uniwersał królewski, który nakazywał wszystkim okrętom opłacać nie cło, tylko tak zwaną morską zulagę. Pod tym tytułem chciano cło morskie w Gdańsku zaprowadzić, aby się ościenne mocarstwa do tej sprawy nie mieszały i aby król nie łamał danego  Gdańszczanom przyrzeczenia.

Nazajutrz, tj. 6 pażdziernika, opłacił cło pierwszy okręt – przybywający z Goteborga. Z pełnym ładunkiem wpłyną do portu, ale zastał komorę gdańską zamkniętą. Musiał zawrócić. Okazało się, że miasto zamknęło handel morski, nie pozwalało, ani swoim, ani obcym okrętom wpływac i wypływać. Oprócz tego miasto wysłało listy do króla, oświadczając, że od swoich przywilejów, które odziedziczyło po przodkach, nie może odstąpić i że uważa za szlachetniejsza rzecz zginąć uczciwie, niż żyć w haniebnej niewoli.

Równocześnie z zamknięciem swojego portu zaczęli gdańszczanie zbierać żołnierzy, głowę Wisły wzmocnili, a twierdze na górze Biskupiej i Oliwskiej kazali restaurować. Wysłali też natychmiast posłów do Francji, Anglii, Danii, Holandii, miast hanzeatyckich, Hamburga, Lubeki, Szczecina, Stralsundu, donosząc o tym, co się stało  i prosząc o wstawienie się za nimi do króla polskiego, szczególnie Francję, Anglie i Holendrów, jako pośredników przy traktacie sztumdorfskim. Rozesłali też listy do senatorów, a księcia pruskiego uprosili, aby nie przyjmował w swoich portach okrętów, które by opłaciły zulagę.

9 pażdziernika stanął Ossoliński pod Piławą, portem księcia pruskiego, lennika Polski, aby i tam zaprowadzić cło. Wpłynął do portu na wojennym okręcie polskim jako kupiec pod flagą holenderską i dopiero przed komorą książęcą kazał wywiesić flagę królewską oraz odsłonić 20 armat. Komendant Piławy, otrzymawszy rozkazy księcia, oświadczył, że nie uważa tego okrętu za królewski, ale za korsarski dwóch magnatów polskich, którzy przybyli na własną rękę cło wybierać. Kazał wymierzyć w okręt działa, odciął załodze dowóz żywności, polecił też uwięzić każdego, kto by z okrętu na ląd nogę postawił; przejmował listy; uzbroił statki kupieckie, aby cła nie płaciły, a wreszcie zamknął handel, podobnie jak gdańszczanie. Nadradcy Księstwa pruskiego, których Ossoliński zaprosił na konferencje do Drunsbergu, oskarżając księcia o felonię, posłali swego sekretarza z wyrazami ubolewania nad zuchwałością komendanta, ale sami przybyć i królewskiego wysłannika wesprzeć nie chcieli.

Opór Gdańszczan

W ten sposób starli się gdańszczanie i książę pruski od samego początku zapobiec złu, które im groziło, ośmieleni, że nie z Rzpolitą, ale z królem tylko mieli do czynienia. W odpowiedzi Dwór poruszył  wszystkie sprężyny, aby miasto upokorzyć. I tak 16 pażdziernika Ossoliński ogłosił edykt królewski pozwalający angielskim okrętom, które opłaciły cło pod Gdańskiem, zawijać do Elbląga przez port Piławski, i z Elbląga rozwozić  sukno po całej Polsce. Miastu zagroził, że Rzplita skieruje główny brzeg Wisły Nogatem do Elbląga i tam przeniesie handel. W dodatku ponieważ obywatele ziemscy z powodu zamknięcia portu nie mogli sprzedawać zboża, rozpuszczono wieść, że król hiszpański obiecał przysłać kupców do Polski i zakupić wszystkie zboże – hurtowo. Król wysłał także posłów do mocarstw morskich, które pośredniczyły w pokoju szturndorfskim: w Holandii tłumaczył się potrzebą zebrania pieniędzy na wojnę turecką, w Danii skarżył się na buntowniczych  gdańszczan. Retorsje nie ominęły też księcia pruskiego – polski władca pociągnął go do odpowiedzialności.

Zamysły Szwedów

W Szwecji sądzono, że ustanowienie ceł to prowokacja w nią właśnie wymierzona. W Warszawie bowiem znajdowało się wielu cudzoziemskich oficerów, a między nimi osławiony Spaar, zajętych werbowaniem ludzi i przygotowaniami do najazdu na Inflanty, gdyby Szwedzi chcieli wystąpić przeciwko cłom. Twierdzono, że to wszystko dzieje się za wiedzą i zgodą cesarza.

„I rzeczywiście – pisze Putendorf – niedługo potem dowiedziano się, że ten plan od Austriaków i Hiszpanów wyszedł, którzy nie zaniechali myśli prowadzenia wojny na Bałtyku i w tym celu namawiali króla polskiego, aby cła zaprowadził. Zebrawszy pieniądze, będzie mógł flotę wybudować i z czasem zająć port gdański w posiadanie, a gdyby gdańszczanie opierali się oddać swój port dobrowolnie, mógłby ich zmusić i jako buntowników traktować.

Obiecywali też Austriacy, z pierwszą zmianą szczęścia w Niemczech, pomagać w tem królowi pieniędzmi i wojskiem, aby koniecznie zajął ten ważny dla nich punkt, z którego mogli by poskromić potęgę Holendrów, Danii i Szwecji. W tym celu starali się za pomocą swoich klientów w Polsce poróżnić króla i stany z gdańszczanami  i użyli do tego Ossolińskiego, który z wdzięczności dla cesarza i małżeństwo, i cła najbardziej popierał. On to królowi radził wybierać cła, przedstawiając, że tem powagę królewska w Polsce podniesie i dziedziczność zaprowadzi; dopóki zaś nie będzie miał portu i floty, nigdy Szwecji nie odzyska. On radził zająć port gdański, wystawić flotę i wolność szlachecka poskromić, do czego pomoc austriacką obiecywał. Poseł królewski do Anglii, Rej, opowiadał Salwiuszowi,  pełnomocnikowi szwedzkiemu w Hamburgu, że nie kto inny, tylko cesarz namówił króla do ustanowienia ceł, chcąc go tem  w wojnę z Szwecja uwikłać”

„Ale Szwedzi postanowili patrzeć na wszystko przez szpary i czekać, co z tego wyniknie. W razie wojny z Gdańskiem mieli ochotę pomagać miastu, a gdyby kiedy wojna między Rzpolitą a Turcją lub Moskwą wybuchła, postanowili wówczas wystąpić z zapytaniem, dlaczego traktat sztumdorfski pogwałcono. Na razie sprawa ta więcej Duńczyków, Anglików i Holendrów obchodziła, im więc zostawili obronę wolnego handlu na Bałtyku”.

Katastrofa

Tymczasem zbliżała się katastrofa. Król duński, widząc, że przez zamknięcia portu gdańskiego ma blisko 80 000 talentów ubytku w dochodach z komory celnej na Sundzie, postanowił go oswobodzić. W nocy z 1 na 2 grudnia napadło więc 8 okrętów wojennych duńskich na 4 okręty królewskie, a raczej Springów, którzy wybierali cła.

Dwa okręty zostały zabrane, dwa uciekły. Na drugi dzień rano wprowadził admirał duński 40 okrętów kupieckich z towarami po Mindę, bez żadnego cła; miasto go uhonorowało, co dowodziło, że było w zmowie z królem duńskim. Gdańsk był wolny, cło zostało zniesione, a na domiar zniewago królewskiej, te dwa schwytane okręty postanowiono w porcie gdańskim dla jego obrony , zdarłszy z nich flagi i herby królewskie, zastępując je duńskimi.

Król przyjął  wiadomość o tym haniebnym wypadku z pogodnym obliczem. Stłumił swój gniew, widząc, że nie może się zemścić. Na dworze nie poruszano tego tematu, dworacy nawet w prywatnych rozmowach bali się o tym wspominać…

Natomiast w kraju mówiono aż nadto, ale niestety, mało kto brał obrazę królewską za obraze Rzpolitej, i owszem, wypadek ten uważano za słuszną karę za bezprawie, samowole i lekkomyślność. Ganili je najpoważniejsi ludzie.

„Że zaś – tak pisał hetman Koniecpolski do podkanclerzego koronnego – ze stanowieniem ceł morskich król i Rzpolita do tej zniewagi przychodzi, nie tylko ja, ale każdy dobry obywatel żałować tego musi. Tak zawsze zbyt skwapliwie i tragiczny maja koniec porywcze rady  tragiczny mają koniec. Jako ten błąd bez uszczerbku powagi Pana i Rzplitej naprawić i jako tę plame zmazać, niełatwy znajdzie się sposób.

Zaczem wszystkim nam wspólnie na przyszłym sejmie, poznieważeśmy  tak daleko zabrnęli, przyjdzie pracować i sposobów szukać, żeby ta zniewaga na Panu  i Rzeplicie nie przyschnęła”

 

 

Taka historia miała miejsce. Pozostaje pytanie czy wyciągnęliśmy wnioski. Obserwując tego dzisiejszego  ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego widać, że nie.

Należy sobie wprost postawić pytanie czy I Rzeczypospolita była mocarstwem? Obawiam się, że kraj który nie radzi sobie z takim wypadkami jak powyżej trudno takim go nazwać.

Kraj, który nie umie liczyć swoich pieniędzy, zawsze będzie podatny na inne kraje, które to będą za niego robiły. W czasie potopu szwedziego po wkroczeniu Szwedzi, Prusy cła wprowadzili, przez co za nasze pieniądze mieli za co finansować zaciągi i prowadzić nimi wojnę.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz