niedziela, 13 października 2024

Królestwo Tonga - zapomniany sojusznik Polski

 Czytelniku,

Rzecz mało znana i warta przypomnienia.

Królestwo Tonga - zapomniany sojusznik Polski

We wrześniu 1939 r., po agresji Niemiec na Polskę, Królestwo Tonga było jednym z pierwszych państw, które wypowiedziało wojnę III Rzeszy – i nie poprzestało na tym! W momencie, gdy światowe mocarstwa „skuliły ogon” – za wszelką cenę unikając konfrontacji z Hitlerem, niezwykły gest nadszedł z tej oddalonej o ponad szesnaście tysięcy kilometrów wyspy. W ramach publicznej zbiórki pieniędzy społeczeństwo Tonga kupiło dla Polski trzy myśliwce Spitfire.

We wrześniu 1939 r., po agresji Niemiec na Polskę, Królestwo Tonga było jednym z pierwszych państw, które wypowiedziało wojnę III Rzeszy – i nie poprzestało na tym! W momencie, gdy światowe mocarstwa „skuliły ogon” – za wszelką cenę unikając konfrontacji z Hitlerem, niezwykły gest nadszedł z tej oddalonej o ponad szesnaście tysięcy kilometrów wyspy. W ramach publicznej zbiórki pieniędzy społeczeństwo Tonga kupiło dla Polski trzy myśliwce Spitfire.

 

Królestwo Tonga jest malutkim krajem leżącym na południowym Pacyfiku, stanowiącym część Polinezji. Jego obszar łącznie liczy 748 km². Łącznie – gdyż państewko zajmuje 170 wysp będących częścią trzech atoli: Tongatapu, Haapai, Wawau, rozrzuconych od Nowej Zelandii aż po Hawaje. Ludność to około 106 000 mieszkańców – czyli tyle ile nasz rodzimy Koszalin. Co ciekawe, kraj ten nie został nigdy skolonizowany. Ustrój polityczny to monarchia konstytucyjna z silnym autorytetem króla i ministrami – często mianowanymi dożywotnio. Przeważająca większość mieszkańców Tonga to chrześcijanie (głównie metodyści i katolicy). Od 1970 roku jest członkiem brytyjskiej Wspólnoty Narodów.

Jesienią 1939 roku, władająca od 21 lat wyspiarskim państwem królowa Salote Tupou III, postanowiła na znak solidarności z Polską wypowiedzieć wojnę III Rzeszy oraz przystąpić do obozu Aliantów. Był to wielki gest ze strony tego małego kraju. Społeczeństwo zszokowane brakiem jakiejkolwiek wymiernej reakcji ze strony sojuszników Warszawy, w ramach zbiórki, notabene przypominającej polską przedwojenną zbiórkę Funduszu Obrony Narodowej na ORP „Orzeł”, uzbierało łączną kwotę 15 000 funtów (obecnie około 3 miliony USD). Suma ta pozwoliła na zakup trzech myśliwców Supermarine Spitfire, nazwanych: Queen Sālote, Prince Tungi i King Tupou I, które zostały przekazane Aliantom.

 

Znane są losy dwóch pierwszych samolotów. Queen Sālote znalazła się na wyposażeniu 602 Dywizjonu RAF, a latał na niej irlandzki as myśliwski Paddy Finucane. W czasie jednego z lotów na niemieckie pozycje we Francji 15 lipca 1942 roku, samolot został trafiony w chłodnicę i wskutek nieudanego wodowania zatonął wraz z pilotem. Prince Tungi, trafił do 485. Eskadry, którą w 1944 roku przeniesiono w rejon Morza Śródziemnego. Służbę zakończył w momencie, gdy zabrakło mu paliwa i rozbił się na Sycylii.

 

W 2016 roku nasz kraj nawiązał oficjalne stosunki dyplomatyczne z Królestwem Tonga.

pobrane z : Królestwo Tonga - zapomniany sojusznik Polski (tvp.pl)

Mistrz odwracania uwagi | Pogodne Szorty


 

piątek, 11 października 2024

niedziela, 6 października 2024

Jak Francja potajemnie repatriowała całe swoje złoto przed dewaluacją dolara Nixona

 Czytelniku,


Warto czasami przypomnieć sobie sobie historie, które są przykładem jak spryt i mądrość polityków pozwala dbać o interes swojego kraju. W poniższym przypadku była to Francja

artykuł pobrany z :  

https://www.moneymetals.com/news/2024/10/05/why-france-repatriated-3313-tonnes-from-new-york-and-london-in-the-1960s-003516?utm_source=241005-MMX-PN&keycode=241005-MMX-PN&utm_medium=email&utm_campaign=content

 

Prezydent Francji de Gaulle zainicjował tajną operację "Vide-Gousset" i w latach 1963-1966 sprowadził do kraju 3313 ton rezerw złota ze skarbców Rezerwy Federalnej w Nowym Jorku i Banku Anglii w Londynie. De Gaulle obawiał się, że deficyt w bilansie płatniczym Ameryki doprowadzi do pęknięcia Bretton Woods i dewaluacji dolara w stosunku do złota.

 

Wszystkie francuskie dolary zostały zamienione na złoto i aby uniknąć zdrady, metal został repatriowany w ciągu trzech lat. Potrzeba było 44 rejsów statkiem i 129 lotów, aby przywieźć do Banque de France w Paryżu ponad trzy tysiące ton złota.

 

Decyzja Francji okazała się bardzo korzystna. Zgodnie z przewidywaniami Francuzów, cena złota w dolarach gwałtownie wzrosła, z 35 do 800 dolarów za uncję, od 1968 do 1980 roku – dolar stracił 96% swojej wartości w stosunku do złota. Kraje, które trzymały się swoich dolarów, miały mniej szczęścia.

 

Niedawno, po Wielkim Kryzysie Finansowym, Banque de France sprowadził do kraju 211 ton, zmodernizował wszystkie swoje sztabki do obecnych standardów hurtowych, wyremontował swoje skarbce, ożywił Paryż jako centrum handlowe dla inwestorów instytucjonalnych, a historia się powtarza, ponieważ obecnie znajdujemy się w okresie hossy na rynku złota.

 

Wprowadzenie do Bretton Woods

Na konferencji w Bretton Woods w stanie New Hampshire w 1944 roku delegaci z 44 państw sprzymierzonych stworzyli nowy międzynarodowy system monetarny. Zawarto porozumienie w sprawie systemu stałych kursów walutowych i wolnego handlu. Waluty były powiązane ze złotem za pośrednictwem dolara, ponieważ Rezerwa Federalna obiecała kupować i sprzedawać złoto po ustalonej cenie 35 dolarów za uncję, a zagraniczne banki centralne miały obowiązek utrzymania swoich walut w "wartościach nominalnych" w stosunku do dolara1.

 

Dolar był postrzegany jako "dobry jak złoto", ponieważ dolary zawsze można było zamienić na złoto w Rezerwie Federalnej (Fed). W ten sposób, obok złota, zagraniczne banki centralne trzymałyby dolary jako rezerwy międzynarodowe, co sprawiało, że system z Bretton Woods był porównywalny do "standardu wymiany złota" sprzed II wojny światowej.

 

Nowo utworzony Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) miał nadzorować Bretton Woods i wspierać kraje z krótkoterminowymi deficytami bilansu płatniczego poprzez udzielanie rezerw. Za zgodą MFW kraje mogłyby zdewaluować (przeszacować) swoją walutę w przypadku utrzymujących się deficytów (nadwyżek) bilansu płatniczego, aby przywrócić równowagę.

 

Francuska krytyka Bretton Woods

W 1959 roku były generał francuskiej armii Charles de Gaulle został prezydentem Francji i stanął po stronie swojego najbardziej wpływowego doradcy ekonomicznego, Jaquesa Rueffa. Rueff i de Gaulle byli głośnymi krytykami Bretton Woods i amerykańskiego "wygórowanego przywileju".

 

Traktat z Bretton Woods pozwolił Stanom Zjednoczonym płacić za import dolarami, które stworzyły z powietrza, ponieważ system ten z natury sprawiał, że obcokrajowcy potrzebowali dolarów jako waluty handlowej, interwencyjnej i rezerwowej. Tylko zagraniczne banki centralne mogłyby wymieniać dolary na złoto w Fed, jeśli Fed im na to pozwolił. Ponadto eksportowane dolary powodowały inflację za granicą, ponieważ banki centralne były zobowiązane do obrony swoich kursów walutowych, a tym samym musiały drukować walutę, aby kupić dolary.

 

Stany Zjednoczone od lat pięćdziesiątych XX wieku miały deficyt bilansu płatniczego (więcej pieniędzy eksportowano niż importowano), co spowodowało spadek oficjalnych rezerw złota w USA – zagraniczne banki centralne wykupywały część importowanych dolarów w Fed. Punkt krytyczny został osiągnięty w 1960 roku, kiedy zagraniczne zobowiązania dolarowe Ameryki przekroczyły zasoby złota, co wywołało globalne zaniepokojenie wymienialnością.

Wzrost rezerw złota Francji w Fed

W dekadzie od 1958 do 1968 roku Francja doświadczyła silnego wzrostu gospodarczego i miała nadwyżkę w bilansie płatniczym, co spowodowało wzrost jej rezerw międzynarodowych. W 1961 roku Rueff, a także inni doradcy De Gaulle'a, wysunęli teorię, że Bretton Woods nie przetrwa, ponieważ banki centralne w końcu nie będą chciały gromadzić dolarów, gdy Stanom Zjednoczonym zaczyna brakować złota. Stany Zjednoczone byłyby zmuszone albo zdewaluować dolara w stosunku do złota, albo zawiesić wymienialność złota.

 

De Gaulle i jego zespół boleśnie przypomnieli sobie, co wydarzyło się w 1931 roku, kiedy Wielka Brytania zdewaluowała funta szterlinga w stosunku do złota w podobny sposób, powodując, że Banque de France (BdF) poniósł stratę w wysokości 2,35 miliarda franków francuskich, czyli dwa razy więcej niż jego kapitał. Francuski Skarb Państwa (podatnik) musiał interweniować, aby ratować BdF.

Francja stała się bardziej niechętna do akumulacji dolarów pomimo odsetek, jakie zarabiali posiadacze dolarów.

W listopadzie 1961 r., po tym, jak cena złota w Londynie na krótko wzrosła, prezes Fed Alfred Hayes przedstawił w Banku Rozrachunków Międzynarodowych (BIS) w Bazel w Szwajcarii plan wspólnego ustabilizowania ceny złota na wolnym rynku (Bordo i in. 2017). Europejskie banki centralne zgodziły się na utworzenie "Puli Złota" z USA, aby kupować i sprzedawać złoto na londyńskim rynku kruszców w celu utrzymania ceny na poziomie 35 dolarów. Francja zgodziła się przystąpić pod warunkiem, że USA naprawią jej deficyt bilansu płatniczego (Avaro, 2022).

Podczas gdy Francja zobowiązała się do współpracy z operacjami Pool w Londynie, BdF wymieniał nowo nabyte dolary na złoto w Fed w Nowym Jorku. W związku z tym jego zasoby złota w Nowym Jorku wzrosły w stosunku do tych w Londynie i Paryżu.

 

Francja repatriuje swoje złoto

De Gaulle wyraził opinię, że amerykański imperializm wspierał eksport kapitału. W styczniu 1963 roku powiedział swojemu rzecznikowi:

 

Europa Zachodnia stała się amerykańskim protektoratem, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Musimy teraz pozbyć się ich dominacji. Trudność polega jednak na tym, że skolonizowani tak naprawdę nie chcą się emancypować. Od zakończenia wojny Amerykanie podporządkowywali nas sobie bezboleśnie i bez większego oporu.

Dla generała złoto było również narzędziem do odepchnięcia amerykańskich dążeń do dominacji, w których dolar odgrywał kluczową rolę. Niedługo potem, w marcu 1963 roku, De Gaulle zaczął martwić się geografią francuskiego złota i zażądał, aby całość została sprowadzona do Paryża (Avaro, 2022). Każde złoto przechowywane za granicą mogło zostać wykorzystane jako dźwignia przeciwko Francji.

 

Pracownicy BdF odradzali repatriację, biorąc pod uwagę koszty transportu i ubezpieczenia. W ramach kompromisu we wrześniu 1963 r. rozpoczęto tajną operację "Vide-Gousset" w celu repatriacji 400 ton złota z Nowego Jorku (Avaro, 2022; Bruneel, 2012).

 

Początkowo transfery z Nowego Jorku odbywały się drogą morską, gdyż trudno było zapewnić transport drogą lotniczą. Rozważano zaangażowanie francuskiej marynarki wojennej, ale to zdmuchnęłoby przykrywkę operacji. Zamiast tego BdF korzystało z transatlantyków Compagnie Générale Transatlantique, które były w stanie przewieźć 25 ton w tempie dwóch rejsów miesięcznie. Warto zauważyć, że nie całe repatriowane złoto trafiało do Paryża, część trafiała na konto BIS w Banku Anglii (BOE). Możliwe, że BdF współpracował z BIS w sprawie zamiany lokalizacji.

Nieufność de Gaulle'a wobec Stanów Zjednoczonych w kwestii przechowywania francuskiego złota szła w parze z trwającym deficytem bilansu płatniczego Ameryki. Wielka Brytania, którą de Gaulle postrzegał jako przedłużenie USA, również doświadczała deficytu bilansu płatniczego. Przed dolarem funt szterling został zaatakowany przez spekulantów w 1964 roku.

Gdy funt szterling znalazł się na skraju dewaluacji, degradacja dolara stała się jeszcze bardziej prawdopodobna. Oceniając finanse zarówno Ameryki, jak i Wielkiej Brytanii, Francuzi podjęli decyzję o zwiększeniu konwersji dolara, przyspieszeniu repatriacji złota z Nowego Jorku, a także repatriacji złota z Londynu. Od grudnia 1964 roku Banque de France był w stanie czarterować samoloty pasażerskie z Air France w celu transportu złota z Londynu do Paryża (Bruneel, 2012).

 

Plan komunikacji zakładał najpierw ogłoszenie jednej nietypowej konwersji dolarów; Wtedy francuski urzędnik wyraziłby zaniepokojenie międzynarodowymi problemami monetarnymi i zażądałby od Ameryki reform. Zgodnie z planem, w styczniu 1965 r. BdF publicznie ogłosiło konwersję 300 milionów dolarów na złoto (267 ton), po czym 4 lutego generał zorganizował niesławną konferencję prasową w Pałacu Elizejskim, na której opowiedział się za powrotem do standardu złota. Z De Gaulle'a:

W obecnym systemie Stany Zjednoczone mogą zadłużać się za darmo, kosztem innych krajów, ponieważ to, co Stany Zjednoczone są im winne z handlu, jest spłacane, przynajmniej częściowo, dolarami, które tylko one mogą stworzyć3. Biorąc pod uwagę poważne konsekwencje i kryzys, które mogą wyniknąć z tej sytuacji, uważamy, że należy podjąć środki, aby tego uniknąć. Uważamy za konieczne, aby handel międzynarodowy był regulowany, tak jak to miało miejsce przed wielkimi nieszczęściami świata [pierwsza i druga wojna światowa], na niepodważalnej podstawie monetarnej. Taki, który nie nosi znamion żadnego konkretnego kraju. Na jakiej podstawie? Prawdę mówiąc, nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie innego standardu niż złoto.

Najwyższym prawem, złotą regułą, która powinna być ponownie zastosowana w międzynarodowych stosunkach gospodarczych, jest obowiązek uregulowania bilansu płatniczego między jedną strefą monetarną a drugą poprzez dostawy i wycofanie metali szlachetnych.

 

Zaraz po swoim przemówieniu De Gaulle zasugerował swoim kolegom, aby wysłali do Nowego Jorku krążownik rakietowy "Colbert" i odebrali francuskie złoto wielkości 4. Jego minister finansów przekonał go, aby zrezygnował z tego pomysłu, ponieważ może to nieumyślnie zaszkodzić stosunkom dyplomatycznym (Avaro, 2022).

Bank centralny Francji przystąpił do większej wymiany dolarów i zaplanował loty pasażerskie, a następnie towarowe samolotów Air France, zdolnych do przewiezienia około 30 ton każdy, aby latać między Nowym Jorkiem a Paryżem oprócz liniowców oceanicznych. Repatriacje były wówczas relacjonowane przez media, ale rozmiar i szczegóły operacji nie były znane, o ile zostało to ujawnione w archiwach gazet (źródło, źródło).

W ciągu roku prawie całe francuskie złoto zostało sprowadzone do domu. Chociaż, w miarę pozyskiwania nowych dolarów, działalność Vide-Gousset rozszerzała się. W latach 1965 i 1966 zorganizowano nie mniej niż 94 loty lotnicze, które pozwoliły na repatriację z Londynu 1 175 ton złota. Łącznie 1638 ton zostało odzyskanych z USA, podzielonych na 24 rejsy statkiem i 35 lotów lotniczych. W sumie repatriowano 3313 ton, jak podaje honorowy dyrektor generalny Banque de France, Didier Bruneel, w książce "The Secrets of Gold" (Les Secrets de l'Or).

Upadek puli złota i dewaluacja dolara

Ponieważ nierównowaga w światowym systemie finansowym wciąż rosła, Francja nie widziała innego wyjścia, jak tylko wycofać się z londyńskiej puli złota w czerwcu 1967 roku. Jeszcze w tym samym roku Wielka Brytania została zmuszona do dewaluacji funta szterlinga, a rynki zaczęły przyglądać się dolarowi.

 

Powoli, ale pewnie, sytuacja zaczęła się pogarszać, a Pool został skonfrontowany ze znacznymi stratami. Od 8 do 14 marca 1968 roku syndykat złota musiał sprzedać prawie 1000 ton złota, aby ograniczyć cenę złota w dolarach. "Samoloty amerykańskich sił powietrznych przylatywały do Londynu coraz więcej złota z Fort Knox, a w sali ważenia Banku Anglii gromadziło się tak dużo, że podłoga się zawaliła" — pisze Timothy Green w książce "The New World of Gold".

 

15 marca 1968 roku Stany Zjednoczone nakazały zamknięcie londyńskiego rynku kruszców na dwa tygodnie, a działalność Pool została zakończona. Następnie pojawił się dwupoziomowy system złota: cena złota mogła unosić się na wolnym rynku, ale oficjalna cena złota pozostała niezmieniona i wynosiła 35 dolarów. Podmioty prywatne mogły handlować złotem po cenie wolnorynkowej, a banki centralne mogły dokonywać transakcji między nimi po oficjalnej cenie, nie mogąc jednak sprzedawać na wolnym rynku. Oczywiście żaden bank centralny nie sprzedałby złota innemu bankowi centralnemu za 35 dolarów, wiedząc, że rzeczywista cena jest wyższa.

 

Jak na ironię, frank francuski znalazł się pod presją pod koniec 1968 r., a BdF sprzedawało złoto głównie w celu obrony swojej waluty, ponieważ wymieniło większość swoich dolarów (patrz wykres 1). Następca de Gaulle'a, Georges Pompidou, zdewaluował franka w 1969 roku.

 

Chociaż europejskie banki centralne nadal mogły wymieniać dolary na złoto w Fed w ramach dwupoziomowego systemu, Amerykanie zastraszali je lub szantażowali, aby tego nie robiły. Ostatecznie prezydent Nixon zamknął okno na złoto 15 sierpnia 1971 r. z powodu próśb Francji i Wielkiej Brytanii o wymianę dolarów na metale szlachetne.

 

Bretton Woods de facto zakończył się w 1968 roku, ale potknął się aż do 1971 roku. Poza formalnymi zmianami w statucie MFW, które zostały wprowadzone w życie, era płynnych kursów walutowych rozpoczęła się w 1971 roku.

 

Z powodu szalejącej inflacji w latach 70. cena złota wzrosła z 35 dolarów za uncję w 1968 roku do 800 dolarów w 1980 roku. To wzrost ceny złota w dolarach o 2200% lub dewaluacja dolara o 96%, w zależności od tego, jak na to patrzeć.

 

Francja nie tylko trafnie przewidziała dewaluację dolara w stosunku do złota, ale także podjęła odpowiednie działania, wymieniając jak najwięcej dolarów, kiedy tylko mogła. Repatriacja złota miała nie tylko wywrzeć presję na Amerykę, aby zreformowała się, ale także zapobiec niekorzystnym wynikom. Praktycznie całe francuskie złoto monetarne jest nadal przechowywane w La Souterraine, skarbcu BdF w Paryżu.

Francja po raz kolejny przygotowała się na hossę na rynku złota

W 2018 r. druga zastępczyni gubernatora BdF, Sylvie Goulard, opublikowała w "Alchemiku" niezwykły artykuł: "Banque de France and Gold: Past and Future". Po pierwsze, Goulard przypomina swoim czytelnikom o fakcie, że Paryż był ważnym ośrodkiem handlu złotem obok Londynu i Nowego Jorku w czasach klasycznego standardu złota w XIX wieku. Kontynuuje, stwierdzając, że "kryzys finansowy [w 2008 r.] zadziałał jak sygnał alarmowy dla złota", które "okazało się szansą dla złota i dla Banque de France".

 

Ten "dzwonek alarmowy" skłonił Banque de France do modernizacji całego swojego złota monetarnego do obecnych standardów branżowych w latach 2009-2018, upewniając się, że wszystkie sztabki mogą być w razie potrzeby rozmieszczone na rynkach hurtowych.

Ponadto La Souterraine został odnowiony: podłogi zostały wzmocnione, aby utrzymać ciężkie wózki widłowe, dodano nowe schowki skarbcowe w różnych rozmiarach do przechowywania pojedynczych prętów lub zaplombowanych palet, istnieją skarbce do przeładunku, transportu i audytu, a także zintegrowany jest nowoczesny system informatyczny.

Oprócz przechowywania francuskiego złota monetarnego BdF oferuje usługi powiernicze i rozwiązania handlowe (spot i swap) dla klientów instytucjonalnych, a także w celu zdobycia udziału w rynku z Londynu. Goulard wspomina: "W 2012 roku Banque de France zaczął rozszerzać swoją ofertę usług związanych ze złotem dla zarządzających rezerwami". Nie wspomniała jednak, że Francja repatriowała kolejne 221 ton z Londynu około 2015 roku.

 

Po dziesięcioleciach prób demonetyzacji złota przez Stany Zjednoczone, Wielki Kryzys Finansowy ożywił rolę złota w międzynarodowym systemie finansowym jako aktywa rezerwowego bez ryzyka kontrahenta. Cena idzie w górę, a coraz więcej banków centralnych kupuje złoto (i to coraz więcej).

Tymczasem istnieje tendencja do repatriacji złota przez narody, w tym roku złoto wyprzedziło euro, stając się drugą co do wielkości walutą rezerwową na świecie, podczas gdy Wschód coraz bardziej rozstaje się z dolarem jako walutą handlową i rezerwową.

 

W mojej ocenie Francuzi po raz kolejny trafnie przewidzieli rozwój sytuacji na rynku złota.


Jak Sanacja schrony budowała i fragment relacji Komendanta Głównego Policji Państwowej gen. bryg. Józefa Kordiana-Zamorskiego jak to wygladało w 1939 roku

 Czytelniku,

Rozporządzenie w sprawie urządzania schronów przeciwlotniczych zostało ogłoszone 26 sierpnia 1939 roku na 4 dni przed wojną. Warto takie przypominać, bo nie ucza tego w szkołach, ani na historii.










Ministerstwo Spraw Wewnętrznych  w dniu 1 września 1939 r zakazuje osobom prywatnym i prywatnym podmiotom wyrobu broni palnej i amunicji . W dniu wkroczenia wojsk niemieckich.




Warto też zapoznać się z fragmentem relacji Komendanta Głównego Policji Państwowej gen. bryg. Józefa Kordiana-Zamorskiego jak wyglądała inna relacja od wojskowej by patrzeć na nasze klęski z różnych perspektyw z pozycji:

Kraśnicka-Zajdler, Urszula Wrzesień 1939 roku widziany oczami Komendanta Głównego Policji Państwowej gen. bryg. Józefa Kordiana-Zamorskiego

22.VIII.

W czasie raportu Ministra Spraw Wewn. poruszyłem sprawę podróżowania bezcelowego po wschodniej Małopolsce 5 kompanii i 4 szwadronów rezerwy policyjnej, które powróciwszy do sta~ch miejsc postoju, mogłoby być ośrodkami czynnej obrony przeciwlotniczej i stanowić ośrodki mob. dla jakiejś jednej lub 2 jednostek wielkich piechoty. Wydawało mi się to łatwe i konieczne, skoro policja po powołaniu 30 000 rezerwistów osiągała stan 57000 starego żołnierza, wśród którego 13 kompanii pieszych rezerwy i 8 szwadronów były niezaprzeczenie elitą wojska. Równocześnie poruszyłem sprawę wydania rozporządzenia wykonawczego do ustawo policji państwowej o wcieleniu jej w chwili wybuchu wojny do sił zbrojnych. Czyniłem to corocznie i corocznie dyrektor Hausner, Szef Gabinetu Ministra utrącał tę sprawę· Obecnie Pan Premier i jedną i drugą sprawę utrącił na skutek sprzeciwu dyrektora Żyborskiego. Moim zdaniem należało to rozporządzenie mieć gotowe, a w każdym razie policję poddać zawczasu sądownictwu wojskowemu, by ten błąd, co błąd, wstrząs organizacyjny, nie przeżywała w czasie samej już wojny. Ponieważ widziałem przygotowanie do ewakuacji Ministerstwa, wyrażające się w paleniu aktów, zapytałem o policję, podkreślając, że jeśli by jakieś zarządzenia wydane, to o policji zapomniano. Proponowałem, by mnie powierzono tę pracę proponując równocześnie, by rodziny, broń, amunicję, sukno z magazynów i archiwa, a szczególnie kartoteki wymieść pomału, bez zwracania niczyjej uwagi na prawy brzeg Wisły teraz. Pan Premier nie zgodził się na to i oświadczył mi, że jeśli chodzi o Komendę Główną PP to załatwi to p. Olpiński z Prezydium Rady Ministrów, jeśli zaś chodzi o PP w terenie, to jej ewakuacja należy do starostów i wojewodów. Na moje przedstawienie, że w ten sposób zrobimy ewakuację dziką, której nie tylko nie potrafimy kierować, ale nie zdążymy opanować, nie dał mi Pan Premier żadnej odpowiedzi. Usiłowałem rozmówić się z p. Ołpińskim, ale ten był szalenie tajemniczy i w ogóle przestraszony tym, że pragnę wejść w te sprawy. Oczywiście żadnych wytycznych nie otrzymałem. 23 VIII Płk Wiatr zawiadamia mnie, że 24 VIII będzie ogłoszona mob. kartkowa wszystkich kolorów w reszcie korpusów jeszcze nie zmobilizowanych. Wydałem rozporządzenie mające na celu wzmocnienie służby policyjnej w Warszawie. Powołanie wzmocnienia policji wyznaczono na termin o 24 godziny późniejszy. Uważałem to za zasadniczy błąd, co płk. Wiatrowi powiedziałem, uważając, że z chwilą przejazdu transportów rezerwistów trasy kolejowe powinny być już strzeżone. Poza tym zawiadomiłem go, że niestety Sztab Główny dla mobilizowanej rezerwy policyjnej mimo moich wielokrotnych przedstawień nie przydzielił spodni. Dla rezerwy województwa pomorskiego i łódzkiego uszyłem spodnie z własnego budżetu bieżącego i we własnym zakresie i spodnie te już na punkty mobilizujące rozesłałem. Dla innych województw spodni nie ma i proszę o ich przydział. Uważałem, bowiem, że nie wolno wystawić na posterunku rezerwisty w cywilnych spodniach, zwłaszcza na terenie województw zachodnich, ponieważ fakt ten dałby asumpt do wrogiej nam propagandy stacji radiowych niemieckich.

24.VIII

Powołanie rezerwistów do PP na terenie województw pomorskiego i łódzkiego. Byłem w czasie mob. załogi policyjnej i komp. ochrony linii kolejowej w Łowiczu. Stawiennictwo było doskonałe, duch wśród rezerwistów znakomity, element ludzki inteligentny i ideowy. Umundurowanie bez zarzutu. W czasie mego pobytu tu przybyło kilkadziesiąt taksówek z uciekinierami z Gdańska.

26.VIII

W czasie raportu u P. Premiera melduję o przebiegu mob. policji. Podkreślam, że uciekinierzy z Gdańska przeważnie pojechali do Warszawy, wydaje mi się, że należałoby ostatecznie te sprawę bardzo silnie ująć i dać odpowiednie wytyczne władzom administracyjnym. Poza tym melduj, że kadra kompanii rezerwy polic. w Herbach donosi o zgwałceniu granicy polskiej przez kompanię wojska niemieckiego, która w rejonie m. Kamieńsko pow. Rybnickiego przekroczyła rzekę Liswartę i osłania budowany przez pionierów most. Pan Premier pominął te meldunki milczeniem, podobnie jak i następny o znalezieniu przez policję w m. Sierakowo pow. Września u właściciela majątku Tschneka 5 rkm + 3000 naboi, 15 pistoletów "Walther" + 600 naboi i 80 puszek z konserwami prawdopodobnie zawierającymi materiał wybuchowy. Prawdziwe piekło wybuchło dopiero o deski, nie tak przybite, jak chciał P. Premier, na sklepie jakiegoś paskarza przy ul. Grójeckiej. Dzięki zajęciu się Pana Premiera tą sprawę, upadł też projekt militaryzacji policji. Wobec tego, że policja pozostawała nadal organizacją cywilną, a powołano do niej oficerów rezerwy i rezerwistów armil, miałem cały szereg trudności. Oficerowie, powodowani ambicją służenia w armii i opierając się zresztą na ustawie o powszechnym obowiązku służby wojskowej, odmawiali wdziania mundurów policyjnych, uważając się za oficerów armii a nie policji. Poza tym powstały 2 rodzaje policji. Jedni podlegali sądownictwu cywilnemu, drudzy wojskowemu. Jedni byli płatni lepiej, drudzy gorzej. Jedni mile prawo pomocy lekarskiej wojskowej, drudzy nie, itp. Żadne jednak argumenty nie trafiały do głów Panów z MSWewn., którzy jak się tego dnia z prawdziwym przerażeniem przekonałem, w wybuch wojny nie wierzyli i w jak najlepsze pokojowe czasy interesowali się w pierwszym rzędzie Witosem. Kiedy po raporcie u Premiera w rozmowie z Wiceministrem Nakoniecznikoffem i Podsekretarzem Stanu panem Brzozowskim wskazywałem na nieudolną i mało inteligentną naszą propagandę i zaproponowałem, by wezwano do tej akcji Zygmunta Nowakowskiego, wywołałem tym wybuch prawdziwego oburzenia. Tego dnia prosiłem płk. Wiatra, by przedstawił Szefowi Sztabu Głównego nonsens sytuacji, kiedy mając zmobilizowaną policję w 2 województwach, nie wystawia się posterunków na liniach kolejowych i obiektach. Wydawało mi się, że należy już wzmocnić policję w całym kraju. Po rozmowie z Szefem Sztabu Głównego zawiadomił mnie płk Wiatr, że Pan Szef Sztabu zgodził się na wystawienie posterunków ochronnych przy obiektach użyteczności publicznej, jak np. elektrowniach, gazowniach, wodociągach, i to tylko tam, gdzie nie będzie to zwracać uwagi! Na liniach kolejowych stanowczo nie wystawiać, bo zrobiłoby to złe wrażenie i publiczność jadąca koleją płoszyłaby się! Poruszam przy tej sposobności, jeszcze raz sprawę nieszczęsnych spodni dla reszty województw. Dostaję te spodnie. Mam je odbierać w miarę wyprodukowania ich. Pierwszą partię wysyłam pospiesznymi przesyłkami kolejowymi do Poznania, Krakowa i Lwowa (tylko dla powiatów wzdłuż Karpat leżących).

27. VIII

Niemcy wysadzili most pod Grybowem. Wreszcie Szef Sztabu Głównego uwierzył w dywersję niemiecką i wreszcie nie tylko zgodził się, ale zażądał wzmocnienia policji w województwie poznańskim i krakowskim, oraz tych powiatach wojew. lwowskiego, które dotykają Karpat. Pan Premier wezwał mnie, bym natychmiast przeniósł na wschód kom. Rymbarczyka z Warszawy za to, że na terenie jego komisariatu sklep jakiegoś paskarza był zabity zanadto cienkimi deskami i za małymi gwoźdźmi. W międzyczasie zacząłem mobilizację policji w województwie warszawskim w 2 powiatach wojew. kieleckiego, 4 powiatach wojew. poznańskiego, do których spodnie dostarczyłem samochodami policyjnymi. Noc spędziłem w Garwolinie, Rykach i Mińsku Mazowieckim w ośrodkach mobilizacyjnych policji. Mobilizacja ta idzie bardzo sprawnie. Lud tu gorszy fizycznie, niż w łowickim, ale ochotny i pełen fantazji. Nowe piękne umundurowanie i uzbrojenie podnoszą tego ducha. / W Garwolinie zastaję już dwie rodziny uchodźców z Grudziądza, które koczują w świetlicy policyjnej.

28.VIII

Transporty spodni wysłane do Poznania, Lwowa i Krakowa przepadły. Melduję o tym Premierowi z tym, że wysyłam ponownie już moimi samochodami i ponadto dla województwa białostockiego. Referuję jeszcze raz nieszczęsną sprawę mobilizacji policji, bez czego nie wyobrażam sobie możliwości interwencji policji w stosunku do osób wojskowych na etapach i wewnątrz kraju. Chodzi ponadto o zrównanie korpusu oficerskiego, który wzrósł do 1500 ludzi i wreszcie nadanie policji, która niewątpliwie weźmie udział w walkach praw kombatantów. To ostatnie trafia wreszcie Panu premierowi do przekonania i wreszcie zgadza się na wcielenie PP do sił zbrojnych Państwa, jednak nie zgadza się na poddanie jej sądownictwu wojskowemu i nadanie stopni oficerskich "czasu wojny" oficerom policji, co wszystko określa jako gówniarstwo. Wykonanie tej sprawy poleca p. Nakoniecznnikoff, u którego p. Żyborski znów protestuje przeciwko militaryzacji policji nawet w zakresie ustalonym przez Premiera.

Wieczór dzwonię do płk. Wiatra, zawiadamiając go, że Warszawa-miasto już otrzymało spodnie, i wobec tego proponuję, by ją mobilizować. Zgadza się i wobec tego o godz. 9.00 wieczór ogłaszam mobilizację policji m. stoł. Warszawy. Noc spędzam w koszarach policyjnych przy ul. Ciepłej, gdzie odbywa się mobilizacja. Wszystko odbywa się nieporównanie gorzej niż na prowincji. Z trudem na godzinę 10 rano stają kompanie i posterunki do przeglądu, a o godz. na wyznaczonych posterunkach.

29.VIII, Raport u Premiera. Melduję mu, że spodnie wysłane koleją jeszcze nigdzie nie doszły co gorsza, transportów tych z powodu bezhołowia panującego na kolejach, oszukać nie można. Węzeł warszawski zablokowany. Ponadto melduję mu, że 7 komp. rezerwy została na G. Śląsku rozdzielona pomiędzy strażnice straży granicznej. Wydaje mi się, że jednostkę tę stracimy niepotrzebnie i proszę o pozwolenie ściągnięcia jej do Warszawy, gdzie moim zdaniem rząd w chwili wybuchu wojny powinien mieć silny i zwarty duży oddział policji. Dzwonię do Gen. Sawickiego, by polecił związkom przysposobienia wojskowego zabrać broń z posterunków policji państwowej. Do mnie dzwoni Pan Marszałek Śmigły-Rydz, by zrobić na gwałt i za wszelką cenę mobilizację PP Krakowa, Poznania i powiatów wzdłuż karpackich. Melduję o stanie rzeczy. Wtedy Pan Marszałek poleca mi dzwonić do WMinistra Komunikacji Piaseckiego, by ten odszukał te transporty. WMinister ich szuka i wieczór zawiadamia mnie, że ich nie znalazł. Znalazła je policja. Jeden był jeszcze w węźle warszawskim, drugi w Dęblinie. Oba wyładowuję i wysyłam autami do Golendzinowa. Zarządzam mobilizację województw Kieleckiego i Białostockiego. O godz. 14.00 zwołuje odprawę Szefów wydziałów i samodz. Referatu Komendy Głównej, których zawiadamiam, że w każdej chwili należy oczekiwać ogłoszenia mobilizacji powszechnej. Polecam zakończy, wzgl. przerwać wszelkie prace pokojowe i nastawić aparat na tor wojenny. Ustalam nocne dyżury w każdym wydziale, oficerowie mają wychodząc z domu zawiadomić dyżurnego, gdzie należy ich szukać. Dzwonię do gen. Stachiewicza, którego proszę, by ze względu na dobro służby zgodził się na to, że mobilizacja policji chodź o godzinę wyprzedzi mobilizację wojska. Zgadza się na szczęście na to o godz. 14.22 i wobec tego daję niezwłocznie rozkaz mobilizacji policji w całym państwie. Daję rozkaz wycofania z Górnego Śląska samochodów 7 kompanii i wysyłam inspektora Patkiewicza do Krakowa do dyspozycji tamtejszego Komendanta Wojewódzkiego dla zorganizowania tam specjalnej drużyny dla walki z dywersją niemiecką. Melduję o tym Premierowi, jak również o tym, że dca 7 komp. jest zdania, że oddziały dywersyjne na pograniczu Śląska nie są to żadne bandy, tylko regularne oddziały armii niemieckiej, doskonale uzbrojone i wyćwiczone, przebrane w ubrania cywilne. O godz. 17 przynosi podkom. Krzciuk z mojego wydziału wojskowego pismo Sztabu Głównego z zawiadomieniem o ogłoszeniu mobilizacji powszechnej z oznaczeniem 1 dnia mobilizacji na dzień 30 sierpnia godzina 0.01. W godzinę póiniej dzwoni gen. Roguiski z prośbą o wydanie zarządzeń, zapewniających spokój na ulicach Warszawy, zmniejszenie tempa jazdy samochodów i zakazu wyszynku alkoholu. Wyjaśniam mu, że sam widzę potrzebę wydania takich rozkazów, niestety, mnie ich wydać nie wolno. Może to zrobić w 1 rzędzie Komisarz Rządu m. Warszawy lub Wiceminister Nakoniecznikoff. W każdym razie zadzwoniłem o tym do inspektora Kosielewskiego, kmdta policji państw. w Warszawie. Wysyłam oficera kasowego po odbiór pieniędzy na kredyt wojenny. O godz. 20.07 przychodzi odwołanie powszechnej mobilizacji.]a mobilizacji policji nie odwołuję, uważając, że niemożliwe jest odwołanie takiego rozkazu.

30.VIII

Wydałem rozkaz wzmocnienia oficerami, powołanymi z rezerwy Wydziału Komendy Głównej II, III i V (gospodarczego, personalnego i ogólnego dowodzenia) oraz utworzenia Oddziału Kurierów z samochodami i motocyklami dla Łączności z komendami wojewódzkimi w kraju, bowiem jak ostatnie doświadczenia wykazały, na komunikację kolejową liczyć nie można. Powołałem przy Zarządzie Głównym i poszczególnych Kołach Rodziny Policyjnej do życia Koła Opieki nad rodzinami rezerwistów, powołanych do PP. Referując Panu Premierowi sprawę masek pgazowych dla rezerwistów, którym Sztab Główny masek nie przyznał. Reakcji żadnej, natomiast otrzymałem polecenie wypłacić tym, których rodziny dobrowolnie się ewakuują trzymiesięczne pobory. Dzwoni insp. Kosielewski, komendant policji m. Warszawy, że Komisarz Rządu Jaroszewicz zabronił mu wykonywać jakichkolwiek moich rozkazów. O godz. 17.00 robię przegląd 3 i 16 kompanii Ochrony linii kolejowej. Kompanie te mają wyjechać na linię dopiero na specjalny rozkaz inspektora armii. O godz. 18.00 zawieszam w czynnościach insp. Izydorczyka, komendanta wojew. z Lublina, za nadanie radiotelegraficznego meldunku o przebiegu mobilizacji PP w Lublinie elairem. Przedstawiam wniosek na mianowanie komendanta wojew. pinsp. Brożyńskiego, który to wniosek Premier aprobuję i podpisuję dekret nominacyjny.

31.VIII

Całe przedpołudnie upływa na konferencji w MSWojsk. na temat militaryzacji PP. Dyr. Zyborski i tutaj sprzeciwia się militaryzacji policji, co oczywiście uniemożliwia wystawienie jednej, a nawet dwóch wielkich jednostek i pozbawia kraj wojskowej służby bezpieczeństwa na etapach. Sama konferencja upłynęła na bezpłodnej gadaninie i spełzła na niczym. Po południu rozmowa z płk. Wiatrem, którego prosiłem o 52 ckm dla zorganizowania gniazd obrony przeciwlotniczej w miejscach postoju kompanii rezerwy policji (Lwów, Łuck, Białystok, Warszawa - 3 kompanie, Gdynia, Poznań, Herby Wlk., Jaworzno, Stanisławów, Jarosław, Mikulińce i Żyrardów). Obsługę mam. Chodzi tylko o sprzęt i amunicję. Oświadcza mi, że nowych nie ma, ale daje mi 30 Hotchkissów i po 2 jednostki ognia do każdego.

1.lX

Jesteśmy w całym kraju w pełni działań wojennych. W ministerstwie konsternacja i nadrabianie miną. Wiceminister Nakoniecznikoff oświadcza gen. Pasławskiemu, że to nie będzie żadna wojna, tylko coś w rodzaju awantury rosyjsko-japońskiej w Mandżurii. Meldunek z komend. wojew. Poznań donosi o śmierci mego kuriera porucznika Edwarda Stańczyka, którego dziś rano o godz. 4.00 zastrzelił żołnierz polski w Ostrowie Wkp., jadącego autem służbowym z pocztą. Posterunki policyjne meldują o zbombardowaniu Grodna, Chojnic, Torunia, Krakowa, Katowic, Herbów, Częstochowy, Nowo-Radomska, Kowla, Rymanowa. Wojska niemieckie zajęły Chochołki, Jabłonkę, Suchą Górę. Pragnę przekazać posiadanie wiadomości do Sztabu Głównego. Niestety Sztab Główny rozleciał się na cztery wiatry, zrywając wszelkie za sobą połączenia. To samo GISZ i DOK. Na telefonach wojskowych siadły telefonistki, powariowane z emocji i połączenia z nikim nie ma. G. 12.00 komendanci wojewódzcy meldują wycofanie z terenu OK IV i OK V. W tym leży zalążek klęski. Ludność opanuje panika. Zatłoczą wszystkie drogi, przeznaczone dla wojska, gdyż żadnych szczegółowych wytycznych nie ma, a niestety dopuszczano do tego, że teraz dopiero jadą rodziny policjantów. Oczywiście każdy z nich pilnuje baby i dzieci, a nie służby. Zaczynają się pogłoski o wysadzanych desantach. Daję rozkaz dywizjonowi konnemu wyjechać z Warszawy na prawy brzeg Wisły i patrolować w rejonie mostów warszawskich na przestrzeni Jabłonna-Wilanów. G. 12.30 dzwoni z Torunia płk. Trabszo o maski gazowe dla kompanii ochrony linii kolejowej. Wysyłam je niezwłocznie. G. 13.00 melduję insp. Nowotworskiemu z Torunia, podając sytuację na Pomorzu. Ma łączność z wszystkimi komendami powiatowymi z wyjątkiem Tczewa. G. 15.00 melduje insp. Gozdziewski ze Lwowa, że Lwów był bombardowany. Od g. 16-18 nalot na Warszawę. Straty stosunkowo nieznaczne. Był bombardowany mój dywizjon konny w czasie marszu do Gocławia. Folwark Gocław spalony, 12 koni z dywizjonu zbiegło, z których 4 schwytano, za resztą poszukiwania trwają. Popołudniowy meldunek z Torunia donosi, że starosta z Kościerzyny uciekł wraz ze wszystkimi urzędnikami. Komendant powiatowy, komisarz Rozmuszek, zniszczył pozostawione akta starościńskie i wraz z sędzią Górnym uzbraja ludność cywilną i tworzy oddział dla obrony Kościerzyny. Łączność ani z Nacz. Dow., ani Szt. Gl. nie ma. Nawiązuję ją dopiero za pośrednictwem prywatnego telefonu gen. Głuchowskiego o godz. 22.30 w ten sposób, że płk Mtinnich przysyła po mnie auto, które zawozi mnie do m.p. Nacz. Dow. Powiedziałem płk. Mtinnichowi, że zmiana Kwat. Gł. N.W. jest robiona w sposób równy popłochowi, za co oczywiście ktoś powinien odpowiadać. P. Marszałek Śmigły-Rydz, u którego się melduję daje mi polecenie obsadzenia policją linii rzeki Pilicy na odcinku od Tomaszowa do Warki dla ewentualnego zatrzymania zmotoryzowanych jednostek niemieckich, gdyby te przez lukę, utworzona między gen. Dąbem-Biernackim, a Rommlem zdołały się przedostać w kierunku Warszawy. Po powrocie daję rozkaz majorowi Zdanowiczowi, komendantowi grupy rezerwy polic. w Golendzinowie zorganizowania obsad k.m. już pobranych z magazynów w Śremie i z batalionem wzmocnionym patrolami saperskimi obsadzić odcinek.

2.IX

Wszystko co czynimy spóźnione. We wszystkim ubiegają nas Niemcy i wypadki. Nawet w stosunku do własnej sytuacji nie maja nasze władze inicjatywy. Ewakuacja robi się sama, zmienia się w bezmyślny popłoch. Wszystko ucieka w straszliwych warunkach. Starosta z Lublina uciekł, zostawiwszy w rękach Niemców szyfry i tajne akta. To samo starosta z Grajewa. Meldunek z Krakowa o zajęciu Zakopanego, w którym Niemcy wzięli niezniszczoną radiostację policyjną. Natychmiast wstrzymuję korespondencję radiotelegraficzną, unieważniam poprzedni szyfr i wysyłam nowy kurierami do wszystkich województw. Wydaję rozkaz zbierania baloników, wyrzucanych przez lotników Niemców i odsyłanie ich z zachowaniem wszelkiej ostrożności do komendy Głównej. Melduję M.S.Wewn. o dzielnym zachowaniu się nkom. Żmudz-Florki, kmdt. Powiatowego w Ostrołęce, i proszę o spowodowanie rozkazu M.S.Wojs., by placówki sanitarne Armii Polskiej udzielały pomocy sanitarnej policjantom oraz by policjanci cofający się razem z wojskiem, mogli otrzymywać żywność w naturze od wojska. Pan Nakoniecznikoff jest zdania, że żywność policjantowi niepotrzebna, bo on i tak rekwiruje. W ten sposób przybyła jeszcze jedna plaga mianowicie samowolnych rekwizycji. Równocześnie poruszam sprawę odebrania broni lojalnym obywatelom, co doprowadziło do rozbrojenia związków kombatanckich na zachodzie i lojalnej ludności polskiej. Wydawało mi się, że raczej należałoby tę broń zostawić, skoro ma się bronić każdy próg, niż zgromadziwszy ją na posterunkach PP, przygotować dla Niemców, bo policja żadnych środków na wywiezienie tej broni mieć nie będzie. Więc raczej nie ogłaszać tego rozporządzenia. Stanowisko to wzburzyło p. Nakoniecznikoffa, który przekonał Premiera, że należy rozporządzenie o złożeniu broni ogłosić i niestety zrobiono to głupstwo. G. 14.00 wyjechałem na odcinek Pilicy, obsadzony przez bataliony majora Zdanowicza. Odcinek dobrze obsadzony. Żołnierze nasi mają doskonałego ducha. W nocy melduje komisarz Przygoda z Rawy Mazowieckiej, że kilka niemieckich wozów pancernych stoi przed Przedborzem. Są bez benzyny. Wysyłam na "łazika" patrol do Przedborza i dzwonię do płk. Obertyńskieg, Szefa Sztabu armii gen. Dęba-Biernackiego, który dowodzi armią "Prusy" i któremu mój batalion podlega. Proponuję zlikwidowanie tych czołgów przy pomocy jednej mojej kompanii. Nie zgadza się. G. 24.00 powrót do Warszawy.

 

I tak to czytelniku wyglądało. Można jeszcze wiele rzeczy dodać. Pozostaje pytanie czym różni się dzisiejsza banda imbecyli czy to z wojska czy to z rządu od tych z 1939 roku





Po co nam Marynarka Wojenna? Czyli wycinek z naszej historii jak król Władysław cła zaprowadzał w Gdańsku i jak to się skończyło R.P. 1637

 Czytelniku,

 

Obserwując wypowiedzi naszych generałów, a szczególnie ich sposób myślenia można dojść do wniosku, że oni nie myślą, a w szczególności nie mają zielonego pojęcia o historii swojego kraju.

Poniżej nie wiem czy znana w szczegółach w naszej Marynarce Wojennej historia, która jest ciekawym przykładem dającym nam odpowiedź. Po co nam potrzebna jest marynarka wojenna i jaką rolę powinna pełnić, by nasze cele były realizowane, a nie służyły interesom innych krajów.

 

Jest on opisany w książce Ludwika Kubali – „Jerzy Ossoliński”

 

„Ossoliński zaprowadza cło w Gdańsku

Zaledwie więc przebrzmiały królewskie uroczystości weselne, wyruszył z Warszawy Ossoliński z Denhofem, ekonomem malborskim, i stanąwszy w Prusach, proklamowali cła, ogłaszając braci Spiringów ich królewskimi poborcami 5 października znalazł się Ossoliński we wsi Redłów za Gdańskiem. Tam zaprosiwszy na naradę opata oliwskiego, Spiringów i mieszczanina gdańskiego Jerzego Nowela, udał się na wybrzeże morskie i kazał wznieść maszt z białą flagą, na znak, że bierze w morze w posiadanie w imieniu króla i Rzpolitej. Królewskie okręty stojące tam na kotwicy pozdrowiły flagę potrójną salwą armatnią. Dwa okręty skierowały się ku miastu, stanęły przed portem , a jedna łódź zarzuciła kotwicę u jego wejścia tak, że żaden okręt bez opłacenia cła nie mógł ani wpłynąć, ani wypłynąć z portu.

Do  miasta wysłano uniwersał królewski, który nakazywał wszystkim okrętom opłacać nie cło, tylko tak zwaną morską zulagę. Pod tym tytułem chciano cło morskie w Gdańsku zaprowadzić, aby się ościenne mocarstwa do tej sprawy nie mieszały i aby król nie łamał danego  Gdańszczanom przyrzeczenia.

Nazajutrz, tj. 6 pażdziernika, opłacił cło pierwszy okręt – przybywający z Goteborga. Z pełnym ładunkiem wpłyną do portu, ale zastał komorę gdańską zamkniętą. Musiał zawrócić. Okazało się, że miasto zamknęło handel morski, nie pozwalało, ani swoim, ani obcym okrętom wpływac i wypływać. Oprócz tego miasto wysłało listy do króla, oświadczając, że od swoich przywilejów, które odziedziczyło po przodkach, nie może odstąpić i że uważa za szlachetniejsza rzecz zginąć uczciwie, niż żyć w haniebnej niewoli.

Równocześnie z zamknięciem swojego portu zaczęli gdańszczanie zbierać żołnierzy, głowę Wisły wzmocnili, a twierdze na górze Biskupiej i Oliwskiej kazali restaurować. Wysłali też natychmiast posłów do Francji, Anglii, Danii, Holandii, miast hanzeatyckich, Hamburga, Lubeki, Szczecina, Stralsundu, donosząc o tym, co się stało  i prosząc o wstawienie się za nimi do króla polskiego, szczególnie Francję, Anglie i Holendrów, jako pośredników przy traktacie sztumdorfskim. Rozesłali też listy do senatorów, a księcia pruskiego uprosili, aby nie przyjmował w swoich portach okrętów, które by opłaciły zulagę.

9 pażdziernika stanął Ossoliński pod Piławą, portem księcia pruskiego, lennika Polski, aby i tam zaprowadzić cło. Wpłynął do portu na wojennym okręcie polskim jako kupiec pod flagą holenderską i dopiero przed komorą książęcą kazał wywiesić flagę królewską oraz odsłonić 20 armat. Komendant Piławy, otrzymawszy rozkazy księcia, oświadczył, że nie uważa tego okrętu za królewski, ale za korsarski dwóch magnatów polskich, którzy przybyli na własną rękę cło wybierać. Kazał wymierzyć w okręt działa, odciął załodze dowóz żywności, polecił też uwięzić każdego, kto by z okrętu na ląd nogę postawił; przejmował listy; uzbroił statki kupieckie, aby cła nie płaciły, a wreszcie zamknął handel, podobnie jak gdańszczanie. Nadradcy Księstwa pruskiego, których Ossoliński zaprosił na konferencje do Drunsbergu, oskarżając księcia o felonię, posłali swego sekretarza z wyrazami ubolewania nad zuchwałością komendanta, ale sami przybyć i królewskiego wysłannika wesprzeć nie chcieli.

Opór Gdańszczan

W ten sposób starli się gdańszczanie i książę pruski od samego początku zapobiec złu, które im groziło, ośmieleni, że nie z Rzpolitą, ale z królem tylko mieli do czynienia. W odpowiedzi Dwór poruszył  wszystkie sprężyny, aby miasto upokorzyć. I tak 16 pażdziernika Ossoliński ogłosił edykt królewski pozwalający angielskim okrętom, które opłaciły cło pod Gdańskiem, zawijać do Elbląga przez port Piławski, i z Elbląga rozwozić  sukno po całej Polsce. Miastu zagroził, że Rzplita skieruje główny brzeg Wisły Nogatem do Elbląga i tam przeniesie handel. W dodatku ponieważ obywatele ziemscy z powodu zamknięcia portu nie mogli sprzedawać zboża, rozpuszczono wieść, że król hiszpański obiecał przysłać kupców do Polski i zakupić wszystkie zboże – hurtowo. Król wysłał także posłów do mocarstw morskich, które pośredniczyły w pokoju szturndorfskim: w Holandii tłumaczył się potrzebą zebrania pieniędzy na wojnę turecką, w Danii skarżył się na buntowniczych  gdańszczan. Retorsje nie ominęły też księcia pruskiego – polski władca pociągnął go do odpowiedzialności.

Zamysły Szwedów

W Szwecji sądzono, że ustanowienie ceł to prowokacja w nią właśnie wymierzona. W Warszawie bowiem znajdowało się wielu cudzoziemskich oficerów, a między nimi osławiony Spaar, zajętych werbowaniem ludzi i przygotowaniami do najazdu na Inflanty, gdyby Szwedzi chcieli wystąpić przeciwko cłom. Twierdzono, że to wszystko dzieje się za wiedzą i zgodą cesarza.

„I rzeczywiście – pisze Putendorf – niedługo potem dowiedziano się, że ten plan od Austriaków i Hiszpanów wyszedł, którzy nie zaniechali myśli prowadzenia wojny na Bałtyku i w tym celu namawiali króla polskiego, aby cła zaprowadził. Zebrawszy pieniądze, będzie mógł flotę wybudować i z czasem zająć port gdański w posiadanie, a gdyby gdańszczanie opierali się oddać swój port dobrowolnie, mógłby ich zmusić i jako buntowników traktować.

Obiecywali też Austriacy, z pierwszą zmianą szczęścia w Niemczech, pomagać w tem królowi pieniędzmi i wojskiem, aby koniecznie zajął ten ważny dla nich punkt, z którego mogli by poskromić potęgę Holendrów, Danii i Szwecji. W tym celu starali się za pomocą swoich klientów w Polsce poróżnić króla i stany z gdańszczanami  i użyli do tego Ossolińskiego, który z wdzięczności dla cesarza i małżeństwo, i cła najbardziej popierał. On to królowi radził wybierać cła, przedstawiając, że tem powagę królewska w Polsce podniesie i dziedziczność zaprowadzi; dopóki zaś nie będzie miał portu i floty, nigdy Szwecji nie odzyska. On radził zająć port gdański, wystawić flotę i wolność szlachecka poskromić, do czego pomoc austriacką obiecywał. Poseł królewski do Anglii, Rej, opowiadał Salwiuszowi,  pełnomocnikowi szwedzkiemu w Hamburgu, że nie kto inny, tylko cesarz namówił króla do ustanowienia ceł, chcąc go tem  w wojnę z Szwecja uwikłać”

„Ale Szwedzi postanowili patrzeć na wszystko przez szpary i czekać, co z tego wyniknie. W razie wojny z Gdańskiem mieli ochotę pomagać miastu, a gdyby kiedy wojna między Rzpolitą a Turcją lub Moskwą wybuchła, postanowili wówczas wystąpić z zapytaniem, dlaczego traktat sztumdorfski pogwałcono. Na razie sprawa ta więcej Duńczyków, Anglików i Holendrów obchodziła, im więc zostawili obronę wolnego handlu na Bałtyku”.

Katastrofa

Tymczasem zbliżała się katastrofa. Król duński, widząc, że przez zamknięcia portu gdańskiego ma blisko 80 000 talentów ubytku w dochodach z komory celnej na Sundzie, postanowił go oswobodzić. W nocy z 1 na 2 grudnia napadło więc 8 okrętów wojennych duńskich na 4 okręty królewskie, a raczej Springów, którzy wybierali cła.

Dwa okręty zostały zabrane, dwa uciekły. Na drugi dzień rano wprowadził admirał duński 40 okrętów kupieckich z towarami po Mindę, bez żadnego cła; miasto go uhonorowało, co dowodziło, że było w zmowie z królem duńskim. Gdańsk był wolny, cło zostało zniesione, a na domiar zniewago królewskiej, te dwa schwytane okręty postanowiono w porcie gdańskim dla jego obrony , zdarłszy z nich flagi i herby królewskie, zastępując je duńskimi.

Król przyjął  wiadomość o tym haniebnym wypadku z pogodnym obliczem. Stłumił swój gniew, widząc, że nie może się zemścić. Na dworze nie poruszano tego tematu, dworacy nawet w prywatnych rozmowach bali się o tym wspominać…

Natomiast w kraju mówiono aż nadto, ale niestety, mało kto brał obrazę królewską za obraze Rzpolitej, i owszem, wypadek ten uważano za słuszną karę za bezprawie, samowole i lekkomyślność. Ganili je najpoważniejsi ludzie.

„Że zaś – tak pisał hetman Koniecpolski do podkanclerzego koronnego – ze stanowieniem ceł morskich król i Rzpolita do tej zniewagi przychodzi, nie tylko ja, ale każdy dobry obywatel żałować tego musi. Tak zawsze zbyt skwapliwie i tragiczny maja koniec porywcze rady  tragiczny mają koniec. Jako ten błąd bez uszczerbku powagi Pana i Rzplitej naprawić i jako tę plame zmazać, niełatwy znajdzie się sposób.

Zaczem wszystkim nam wspólnie na przyszłym sejmie, poznieważeśmy  tak daleko zabrnęli, przyjdzie pracować i sposobów szukać, żeby ta zniewaga na Panu  i Rzeplicie nie przyschnęła”

 

 

Taka historia miała miejsce. Pozostaje pytanie czy wyciągnęliśmy wnioski. Obserwując tego dzisiejszego  ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego widać, że nie.

Należy sobie wprost postawić pytanie czy I Rzeczypospolita była mocarstwem? Obawiam się, że kraj który nie radzi sobie z takim wypadkami jak powyżej trudno takim go nazwać.

Kraj, który nie umie liczyć swoich pieniędzy, zawsze będzie podatny na inne kraje, które to będą za niego robiły. W czasie potopu szwedziego po wkroczeniu Szwedzi, Prusy cła wprowadzili, przez co za nasze pieniądze mieli za co finansować zaciągi i prowadzić nimi wojnę.