Czy stać nas było na tą wojnę?
Mówią Wieki, 08/2005
Problemy polskiej gospodarki w
przededniu bitwy warszawskiej.
Odradzające się w 1918 roku
państwo polskie musiało się zmierzyć z wieloma problemami gospodarczymi. Ich
rozwiązaniu nie sprzyjał brak politycznej stabilizacji oraz zaangażowanie
państwa w proces kształtowania granic. Na początku istnienia odrodzonego
państwa Ministerstwo Skarbu musiało się zmagać z inflacją będącą efektem wojny.
Problem ten dotyczył zresztą większości państw europejskich. Do końca 1920 roku
inflacja w Polsce była nieuchronna. Jej narastaniu sprzyjał nieustanny deficyt
budżetowy. Niewspółmierność między dochodami i wydatkami państwa spowodowana
była nadmiarem ciężarów finansowych, jakie spadły na Polskę w pierwszych latach
niepodległości (odbudowa ze zniszczeń wojennych, organizacja administracji
państwa, zobowiązania finansowe wynikające z traktatów pokojowych, a przede
wszystkim wyczerpujące skarb walki o granice – zwłaszcza wschodnią), przy
zupełnym braku środków na ich pokrycie.
Państwo na kredyt
Źródeł finansowania stale rosnących
wydatków szukano głównie w kredytach. Państwo zaciągało je w przejętej po
okupantach Polskiej Krajowej Kasie Pożyczkowej emitującej marki polskie. Nie
był to jednak typowy bank emisyjny. Nie odpowiadał m.in. za dostosowanie podaży
pieniądza do potrzeb gospodarki czy stabilizację kursów walutowych. Wzrastające
potrzeby skarbu zaspokajano najczęściej dodatkową emisją pieniędzy papierowych.
Odrodzone państwo wkraczało na drogę inflacyjnego pokrywania wydatków
budżetowych. Od grudnia 1918 roku do grudnia 1920 roku obieg pieniądza wzrósł
ponad sześciokrotnie. W przełomowym 1920 roku emisja marek polskich wzrosła z
5,8 do 49,4 mld, powodując zwiększenie długu skarbu państwa w PKKP z 6,8 do
59,6 mld marek polskich.
Dodatkowym utrudnieniem był chaos
w stosunkach walutowych. W pierwszym okresie niepodległości na ziemiach
polskich było w obiegu kilka walut. Każda miała inną wartość nabywczą, a ich
kurs nieustannie się wahał. W zasadzie dopiero w pierwszej połowie 1920 roku
nastąpiła unifikacja pieniądza na korzyść marki polskiej. Ale dopiero w 1924
roku powołano Bank Polski i wprowadzono na obszarze całego państwa nową walutę
– złotego polskiego.
Drugim źródłem dochodów były
pożyczki zaciągane przez państwo u obywateli. Trudna sytuacja w kraju nie
pozwalała jednak na uzyskanie tą drogą znacznych środków. Rząd polski, planując
wojnę 1920 roku, brał pod uwagę nadzwyczajne źródła jej finansowania, którymi
miały być kredyty zagraniczne. Realizatorem tej koncepcji został minister
skarbu w rządzie Leopolda Skulskiego Władysław Grabski. Uważał on, że wydatki
zwyczajne państwa powinny być pokrywane dochodami z podatków, opłat, dochodów z
przedsiębiorstw państwowych, a wydatki nadzwyczajne – np. wojenne, powinny być
finansowane ze źródeł pozabudżetowych (kredyty zagraniczne i wewnętrzne). Mimo
zwiększenia obciążeń podatkowych i próby organizacji monopoli skarbowych nie
udało się nawet częściowo rozwiązać problemu samych wydatków zwyczajnych.
Problemy polskiej gospodarki w
przededniu bitwy warszawskiej.
Wojenne pożyczki
Koszty wojny na wschodzie rosły
lawinowo. Stanowiły około połowy wydatków budżetu państwa. Zarówno jeśli chodzi
o uzbrojenie, jak i umundurowanie żołnierzy, sytuacja była krytyczna.
Podejmowano więc starania o kredyty zagraniczne. Głównym dostawcą wyposażenia
wojskowego dla Polski była Francja. Rząd francuski przyznał Polsce w
listopadzie 1919 roku kredyt na cele wojskowe w wysokości 375 mln franków.
Zakupami zajmowały się państwowe misje organizowane przez Oddział IV Sztabu
Ministerstwa Spraw Wojskowych. Powstały one w Paryżu, Wiedniu, Rzymie,
Niemczech i Gdańsku. Początkowo Polacy musieli płacić za cały dostarczony
sprzęt według aktualnych cenników. Dopiero z czasem uzgodniono 50-proc. rabat.
Rząd amerykański przyznał Polsce kredyt 56 mln dolarów na zakup sprzętu
pozostawionego we Francji przez armię amerykańską. W październiku 1919 roku
polską prośbę o kredyt (w postaci umundurowania i taboru kolejowego) odrzucili
Brytyjczycy, tłumacząc to przyjętą przez gabinet Lloyda George’a zasadą, że
obowiązek niesienia pomocy armii polskiej spoczywa głównie na aliantach, a
zatem tylko w niewielkim stopniu na Wielkiej Brytanii. Twierdzili również, że
pomagają Denikinowi w Rosji – dlatego cały ciężar wyposażenia Polaków powinni
wziąć na siebie Francuzi. Z tą opinią nie zgadzał się minister wojny Winston
Churchill, który w listopadzie 1919 roku podarował Polsce 50 samolotów, zaś w
lutym następnego roku umożliwił Polakom zakupienie nadwyżek niemieckich
karabinów ręcznych. Była to jednak kropla w morzu potrzeb. W czerwcu 1920 roku
wyczerpał się francuski kredyt na dostawy wojskowe. Wbrew przewidywaniom
polskiego rządu ciężar utrzymania wojska spadł więc na budżet. Władysław
Grabski żalił się w Sejmie: Co do znacznych kredytów na zaopatrzenie armii
uchwalonych w Sejmie dn. 9 marca [chodziło o kredyt w wysokości 13 750 mln mp,
którego uchwalenie podwajało preliminowane wydatki budżetu – A.P-M.], o których
wówczas przy uchwalaniu myśleliśmy, że udzieli ich zagranica, okazało się przy
zetknięciu z rzeczywistością [...], że trzeba będzie poprzestać na własnych
siłach.
Gwałtowny wzrost wydatków
rozpoczął się w lipcu 1920 roku. Rada Obrony Państwa przyjęła wówczas uchwałę
nadającą wojsku uprawnienia do korzystania z kasy państwowej na podstawie
miesięcznych preliminarzy Ministerstwa Spraw Wojskowych, niezależnie od
preliminarza budżetowego. Oznaczało to przekazywanie wojsku każdej deklarowanej
kwoty. Polityka ta, choć zabójcza dla finansów państwa, w sytuacji zagrożenia
zewnętrznego była całkowicie zrozumiała.
Polska starała się też o kredyty
na cele inne niż wojskowe. Generalnie, w latach 1919–1921 udało się uzyskać
kredyty towarowe na 265,2 mln dolarów. Niemal 95 proc. tej sumy pożyczyły nam
Stany Zjednoczone, Francja i Anglia. 59 proc. przeznaczono na cele aprowizacyjne,
28 proc. na uzbrojenie, 17 proc. na inwestycje krajowe, a resztę na ochronę
zdrowia, pomoc dla przemysłu prywatnego i potrzeby opieki społecznej. Skutkiem
tych pożyczek były obciążenia gospodarki polskiej w następnych latach.
Bieda i głód
Nakłady na wojsko, niewielki w
stosunku do potrzeb udział kredytów zagranicznych oraz duża ostrożność
kolejnych rządów w zwiększaniu obciążeń podatkowych nie sprzyjały stabilizacji
budżetowej. Ciężar wojny nie sprowadzał się jednak wyłącznie do wydatków budżetowych.
Polska nie dysponowała dostatecznymi zasobami materiałowymi. Trudna sytuacja
polityczna nie ułatwiała odbudowy gospodarki ze zniszczeń wojennych. Bardzo
dotkliwe dla społeczeństwa były trudności aprowizacyjne. Brakowało przede
wszystkim żywności. Jej pozyskiwaniem i dystrybucją zajmował się rozbudowany
aparat Ministerstwa Aprowizacji. Problem wymagał szybkiego rozwiązania,
ponieważ w wielu rejonach kraju panował głód. Pracownik Oddziału II MSW w
komunikacie informacyjnym z 23 stycznia 1920 roku tak charakteryzował sytuację
społeczno-gospodarczą Białostocczyzny: Uboższa ludność oraz pracująca
inteligencja przy dalszym stanie aprowizacji prowadzonej w ten sposób skazana
jest prawie że na śmierć głodową. Generalny delegat Ministerstwa Aprowizacji
Mieczysław Jałowiecki tak zanotował swoje wrażenia z podróży po Polsce, w
której towarzyszył przedstawicielom amerykańskiej misji aprowizacyjnej: Stan
aprowizacyjny Zagłębia był rzeczywiście rozpaczliwy. Tragiczna była chwila, gdy
przyprowadzono nam grupę kilkanaściorga dzieci oślepłych z powodu braku
odpowiedniego pożywienia.
Brak żywności groził wybuchem
niepokojów społecznych i stanowił pożywkę dla radykalnych agitatorów. Mimo
zaangażowania w walki o granice rząd starał się zapobiec zaostrzaniu się
sytuacji wewnętrznej. W lipcu 1919 roku wprowadzono państwowy monopol zbożowy
(z wyjątkiem dzielnicy pruskiej, gdzie zastąpiono go sekwestrem zbóż). System
nie sprawdził się, ponieważ wymagał sprawnie funkcjonującej administracji, a ta
była dopiero w stadium organizacji. Ustawa z listopada 1919 roku zobowiązała
ludność wiejską do przymusowych dostaw, czyli kontyngentów. Wolny handel
artykułami rolnymi możliwy był jedynie po wywiązaniu się z tego obowiązku. Do
ściągania kontyngentów używano oddziałów wojska i policji. Olbrzymie kłopoty
aprowizacyjne spowodowały, że od grudnia 1919 roku do marca roku następnego
wyłączono z aprowizacji bezrolną ludność wiejską i ludność miast do 5 tys.
mieszkańców. Na początku 1920 roku rząd był w stanie pokryć zaledwie 1/3
ogólnego zapotrzebowania na żywność!
W lutym zniesiono wolny handel
nadwyżkami ziemiopłodów: wyłączne prawo do ich zakupów miało państwo. Skutkiem
tego była reglamentacja. Systemem kartkowym objęto m.in. chleb, cukier i sól.
Aprowizacją specjalną objęto również niektóre kategorie pracowników. Do lepiej
zaopatrywanych należeli robotnicy miejscy, którzy dodatkowo otrzymywali mąkę,
kaszę, groch, ryż, mydło, herbatę, zapałki, ziemniaki czy węgiel.
Brak towarów na rynku sprzyjał
spekulacji. Szczególne znaczenie dla rządu miał handel artykułami pierwszej
potrzeby. Już w grudniu 1918 roku wydano dekret dotyczący obrony ludności przed
lichwą wojenną i przewidujący kary pozbawienia wolności i grzywny dla osób
zawyżających ceny żywności. Zwalczanie niekorzystnych zjawisk w handlu
powierzono utworzonemu w styczniu 1919 roku Urzędowi Walki z Lichwą i
Spekulacją. W jego ramach powołano komisje kontroli cen, które na podstawie
gromadzonych danych ogłaszały tzw. ceny maksymalne dla 14 grup towarów, takich
jak: artykuły objęte sprzedażą w ramach monopolu państwa, mięso, tłuszcze,
wędliny, ryby i drewno opałowe. Urząd wydawał rozporządzenia dotyczące
ograniczenia konsumpcji niektórych artykułów pierwszej potrzeby (np. w grudniu
1919 roku dotyczyło to m.in. mąki, pieczywa, cukru, mleka i masła). Pomimo
działań państwa spekulacja wciąż się nasilała. Nowe prawo o zwalczaniu lichwy
wojennej uchwalono w lipcu 1920 roku, kilka dni przed atakiem oddziałów
Tuchaczewskiego i przełamaniem frontu polskiego na północy. Zaostrzało ono
sankcje za działania spekulacyjne, wprowadzając nawet karę śmierci.
Najdotkliwiej wojnę odczuła wieś.
Musiała dostarczyć rekruta, zapewnić wyżywienie armii, dać jej podwody,
kwatery, paszę dla koni. Przesuwająca się linia frontu, przemieszczanie się
oddziałów polskich i radzieckich często oznaczało dla mieszkańców wsi rabunek
żywności i mienia. Szwankująca aprowizacja armii powodowała, że głodowali
również żołnierze. Walczący na froncie wschodnim Stanisław Rembek pod datą 13
lipca 1920 roku zapisał w swoim dzienniku: Dzisiaj w nocy przywieźli nam chleb,
po raz pierwszy od przełamania frontu. Zjedliśmy go natychmiast co do
okruszyny, że nawet nie zdążyliśmy po dniu zobaczyć, jak wyglądał. Dwa dni
później zanotował: Paru z nas poszło szukać trochę ziemniaków na jaki posiłek,
ale wszystko już zostało wybrane przez idące przed nami wojska. 3 sierpnia 1920
roku pisarz i komisarz z Konarmii Budionnego, Izaak Babel zanotował w
dzienniku: Pasieka, dłubiemy w ulach, cztery chałupy w lesie – nic w nich nie
ma, wszystko zrabowane [...] wjeżdżamy do Koniuszkowa, kradniemy jęczmień,
mówią mi – a szukaj, a bierz sam, wszystko bierz [...], ukradłem dowódcy pułku
kubek mleka, wyrwałem synowi chłopki podpłomyk z ręki.
Problemy polskiej gospodarki w
przededniu bitwy warszawskiej.
Ku reformie rolnej
Wiosną 1920 roku na szeroką skalę
zaczęła się dezercja z wojska, a poborowi nie zgłaszali się do służby. Chłopi
odmawiali płacenia podatków i ostro protestowali przeciwko rekwizycjom
wojskowym. Nastroje antywojenne najsilniejsze były tam, gdzie przeważała
ludność małorolna, której sytuacja była najtrudniejsza.
W lipcu 1920 roku Sejm ponownie
wprowadził system kontyngentowy. Warunki, w których miał być realizowany, były
bardzo ciężkie. Wojna doprowadziła do całkowitej jego dezorganizacji. Zarówno
oddziały polskie, jak i radzieckie zużyły lub zniszczyły dużą część zbiorów na
terenach objętych walkami. Sytuację pogorszył nieurodzaj. Niezbędny stał się
import artykułów zbożowych z zagranicy. Jednak trudności aprowizacyjne
przeżywała prawie cała Europa. Niepowodzeniem zakończyły się próby zakupu zboża
w Jugosławii i Rumunii. Właściwie poza dostawami z USA Polska nie mogła liczyć
na inne państwa. Żywnościowa pomoc amerykańska po pierwszej wojnie światowej
miała zatrzymać falę rewolucyjną w środkowej Europie, a także była świetnym
sposobem upłynnienia nadwyżek żywnościowych. Dostawy do Polski były w dużej
części odpłatne, a wobec braku możliwości dokonywania przez Polskę zakupów za
gotówkę ogromna ich większość była kredytowana. Do marca 1920 roku na kredyt
zakupiono w USA 150 tys. t artykułów spożywczych. Zapotrzebowanie było jednak
dużo większe. Żeby je zaspokoić, potrzeba było ok. 400 tys. t żywności. Palącą
potrzebą stała się reforma rolna.
Na przeważającym obszarze państwa
problem głodu ziemi miał zasadnicze znaczenie dla ludności wiejskiej. Struktura
agrarna Polski odznaczała się z jednej strony dużej liczbą drobnych gospodarstw
chłopskich, a z drugiej – wielkich majątków ziemskich. Najmniejsze gospodarstwa
nie mogły stanowić jedynego źródła utrzymania. Ich właściciele musieli dorabiać
jako robotnicy najemni lub wyjeżdżać do prac sezonowych. Działki gruntu były
niewielkie, a rodziny chłopskie liczne. Przeludnienie agrarne na wsi
powodowało, że więcej było osób zdolnych do pracy, niż wymagały tego potrzeby
gospodarstw. Chłopi żądali likwidacji folwarków. Szczególnie ciężka sytuacja
była na ziemiach białoruskich i ukraińskich.
Pod naporem żądań latem 1919 roku
Sejm przegłosował uchwałę dotyczącą zasad reformy rolnej. Maksymalną wielkość
gospodarstw (w zależności od warunków miejscowych) ustalono na 60–180 ha. W
województwach zachodnich i wschodnich istniała możliwość przejściowego
podniesienia tej granicy do 400 ha. Ziemię przejętą za odszkodowaniem od
właścicieli prywatnych oraz grunty państwowe zamierzano rozparcelować między
chłopów. Pierwszeństwo mieli robotnicy rolni, chłopi małorolni oraz byli
żołnierze. Wprowadzenie tej ostatniej kategorii zachęcało chłopów do
wstępowania do wojska.
Aby jednak zasady reformy można
było wcielić w życie, potrzebna była ustawa. Bez niej nic na wsi nie mogło się
zmienić. Należało sprawę rozstrzygnąć jak najszybciej, ponieważ wraz z
przesuwaniem się frontu wkraczające oddziały radzieckie witane były przez
ludność białoruską i ukraińską, a czasem także polską, z zadowoleniem.
Zmobilizowało to Sejm do
uchwalenia 15 lipca 1920 roku ustawy o wykonaniu reformy rolnej. Znaczna część
posłów traktowała ją jako środek propagandowy, mający zachęcić chłopów do
wstępowania do wojska. Na cele reformy przeznaczono dobra państwowe, instytucji
publicznych i kościelne. Rozporządzanie tymi ostatnimi wymagało porozumienia z
władzami kościelnymi. Przymusowemu wykupowi podlegały źle zagospodarowane
majątki prywatne oraz nadwyżki majątków ziemskich o powierzchni przekraczającej
60–180 ha. Za wywłaszczoną ziemię przysługiwało odszkodowanie w wysokości
połowy przeciętnej jej wartości. 80 proc. ziemi z reformy zamierzano
rozparcelować między bezrolnych i małorolnych chłopów. Specjalnymi przywilejami
obdarzono żołnierzy i inwalidów wojennych. Gwarancję nadziału ziemi otrzymali
robotnicy rolni i małorolni chłopi, którzy utracili pracę z powodu parcelacji
majątku. Przewidziano również pomoc finansową w postaci długoterminowych
pożyczek na zakup ziemi dla żołnierzy, inwalidów i małorolnych. Zamożni chłopi
otrzymali gwarancję przydziału 20 proc. przeznaczonej do parcelacji ziemi.
Obszar nowych gospodarstw nie mógł przekraczać 15 ha. Prawa do nabycia ziemi
pozbawiono tych mieszkańców wsi, którzy bezprawnie zajmowali ziemię dworską,
odmówili udziału w wojnie lub występowali przeciwko władzy państwowej.
Problemy polskiej gospodarki w
przededniu bitwy warszawskiej.
30 lipca premier Rządu Obrony
Narodowej, ludowiec Wincenty Witos wydał specjalną odezwę wzywającą chłopów do
poparcia rządu. Silny akcent położył na konieczność wstępowania do wojska i
walkę z dezerterami. Na początku sierpnia, po odrzuceniu przez Rosjan propozycji
rozejmu i wydaniu odezwy do narodu „Ojczyzna w niebezpieczeństwie”, premier
jeszcze raz zaapelował do wszystkich chłopów w Polsce. 6 sierpnia wydano w
kilkumilionowym nakładzie odezwę „Bracia Włościanie na wszystkich ziemiach
polskich”, w której Witos wzywał ich do walki: Od Was, Bracia Włościanie,
zależeć będzie, czy Polska będzie wolnym państwem ludowym, w którym lud będzie
rządził i żył szczęśliwie, czy też stanie się niewolnikiem Moskwy [...] Za to,
czy państwo nasze obronimy od zagłady, siebie od jarzma niewoli, rodziny nasze
od nędzy, a całe pokolenie nasze od hańby, za to my, Bracia Włościanie,
odpowiedzialność poniesiemy i ponieść musimy.
Reforma rolna oraz intensywnie
prowadzona na wsi działalność propagandowa odniosły skutek. O zjednoczeniu i
mobilizacji całego narodu do walki z najeźdźcą tak pisała kilka dni po bitwie
warszawskiej Maria Dąbrowska: Najważniejsze, że ludność cywilna współdziałała
potężnie z wojskiem. Chłopi z kosami, cepami i widłami rzucają się na bandy
bolszewickie. Dzięki tej dopiero wojnie staliśmy się naprawdę narodem,
zdobyliśmy polskiego chłopa.
Realizacja ustawy o reformie
rolnej tylko pozornie postępowała naprzód. Zasady w niej ustalone były dość
radykalne jak na warunki polskie. Skomplikowana procedura wywłaszczeniowa
umożliwiała odwlekanie wykonania orzeczeń komisji ziemskich przez długie lata.
Ostro krytykowana, sprawa reformy rolnej doczekała się ostatecznego rozwiązania
w nowej ustawie z 1925 roku.
Kosztowny rachunek
Wojna 1920 roku oznaczała dla
państwa olbrzymi wysiłek finansowy, który przypadł na czas trudnej sytuacji
gospodarczej. Nie uporano się jeszcze z wieloma problemami wynikającymi z
dopiero co zakończonej pierwszej wojny światowej. Działania na froncie
wschodnim wymuszały w zasadzie dalsze funkcjonowanie gospodarki wojennej, ze
wszystkimi jej niedogodnościami dla społeczeństwa. Nie sprzyjało to
stabilizacji scalającego się państwa na różnych polach jego funkcjonowania.
Gospodarczo pozytywną stroną wojny była dobra koniunktura dla odbudowującego się
przemysłu, zwłaszcza gałęzi realizujących zamówienia rządowe dla wojska.
Poniesione przez państwo straty materialne szacowano na 10 mld franków w
złocie. Wojna oznaczała więc przekreślenie podejmowanych wcześniej prób
stabilizacji i zepchnęła Polskę do grona państw hiperinflacyjnych. Rachunek za
rok 1920 był więc duży, ale i stawka była wysoka – chodziło przecież o
ratowanie odzyskanej tak niedawno niepodległości.
Autor: Adona Podolska-Meducka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz