piątek, 1 stycznia 2021

Czy stać nas było na tą wojnę?

 

Czy stać nas było na tą wojnę?

Mówią Wieki, 08/2005

 

Problemy polskiej gospodarki w przededniu bitwy warszawskiej.

 

Odradzające się w 1918 roku państwo polskie musiało się zmierzyć z wieloma problemami gospodarczymi. Ich rozwiązaniu nie sprzyjał brak politycznej stabilizacji oraz zaangażowanie państwa w proces kształtowania granic. Na początku istnienia odrodzonego państwa Ministerstwo Skarbu musiało się zmagać z inflacją będącą efektem wojny. Problem ten dotyczył zresztą większości państw europejskich. Do końca 1920 roku inflacja w Polsce była nieuchronna. Jej narastaniu sprzyjał nieustanny deficyt budżetowy. Niewspółmierność między dochodami i wydatkami państwa spowodowana była nadmiarem ciężarów finansowych, jakie spadły na Polskę w pierwszych latach niepodległości (odbudowa ze zniszczeń wojennych, organizacja administracji państwa, zobowiązania finansowe wynikające z traktatów pokojowych, a przede wszystkim wyczerpujące skarb walki o granice – zwłaszcza wschodnią), przy zupełnym braku środków na ich pokrycie.

 

Państwo na kredyt

 

Źródeł finansowania stale rosnących wydatków szukano głównie w kredytach. Państwo zaciągało je w przejętej po okupantach Polskiej Krajowej Kasie Pożyczkowej emitującej marki polskie. Nie był to jednak typowy bank emisyjny. Nie odpowiadał m.in. za dostosowanie podaży pieniądza do potrzeb gospodarki czy stabilizację kursów walutowych. Wzrastające potrzeby skarbu zaspokajano najczęściej dodatkową emisją pieniędzy papierowych. Odrodzone państwo wkraczało na drogę inflacyjnego pokrywania wydatków budżetowych. Od grudnia 1918 roku do grudnia 1920 roku obieg pieniądza wzrósł ponad sześciokrotnie. W przełomowym 1920 roku emisja marek polskich wzrosła z 5,8 do 49,4 mld, powodując zwiększenie długu skarbu państwa w PKKP z 6,8 do 59,6 mld marek polskich.

 

Dodatkowym utrudnieniem był chaos w stosunkach walutowych. W pierwszym okresie niepodległości na ziemiach polskich było w obiegu kilka walut. Każda miała inną wartość nabywczą, a ich kurs nieustannie się wahał. W zasadzie dopiero w pierwszej połowie 1920 roku nastąpiła unifikacja pieniądza na korzyść marki polskiej. Ale dopiero w 1924 roku powołano Bank Polski i wprowadzono na obszarze całego państwa nową walutę – złotego polskiego.

 

Drugim źródłem dochodów były pożyczki zaciągane przez państwo u obywateli. Trudna sytuacja w kraju nie pozwalała jednak na uzyskanie tą drogą znacznych środków. Rząd polski, planując wojnę 1920 roku, brał pod uwagę nadzwyczajne źródła jej finansowania, którymi miały być kredyty zagraniczne. Realizatorem tej koncepcji został minister skarbu w rządzie Leopolda Skulskiego Władysław Grabski. Uważał on, że wydatki zwyczajne państwa powinny być pokrywane dochodami z podatków, opłat, dochodów z przedsiębiorstw państwowych, a wydatki nadzwyczajne – np. wojenne, powinny być finansowane ze źródeł pozabudżetowych (kredyty zagraniczne i wewnętrzne). Mimo zwiększenia obciążeń podatkowych i próby organizacji monopoli skarbowych nie udało się nawet częściowo rozwiązać problemu samych wydatków zwyczajnych.

 

Problemy polskiej gospodarki w przededniu bitwy warszawskiej.

 

Wojenne pożyczki

 

Koszty wojny na wschodzie rosły lawinowo. Stanowiły około połowy wydatków budżetu państwa. Zarówno jeśli chodzi o uzbrojenie, jak i umundurowanie żołnierzy, sytuacja była krytyczna. Podejmowano więc starania o kredyty zagraniczne. Głównym dostawcą wyposażenia wojskowego dla Polski była Francja. Rząd francuski przyznał Polsce w listopadzie 1919 roku kredyt na cele wojskowe w wysokości 375 mln franków. Zakupami zajmowały się państwowe misje organizowane przez Oddział IV Sztabu Ministerstwa Spraw Wojskowych. Powstały one w Paryżu, Wiedniu, Rzymie, Niemczech i Gdańsku. Początkowo Polacy musieli płacić za cały dostarczony sprzęt według aktualnych cenników. Dopiero z czasem uzgodniono 50-proc. rabat. Rząd amerykański przyznał Polsce kredyt 56 mln dolarów na zakup sprzętu pozostawionego we Francji przez armię amerykańską. W październiku 1919 roku polską prośbę o kredyt (w postaci umundurowania i taboru kolejowego) odrzucili Brytyjczycy, tłumacząc to przyjętą przez gabinet Lloyda George’a zasadą, że obowiązek niesienia pomocy armii polskiej spoczywa głównie na aliantach, a zatem tylko w niewielkim stopniu na Wielkiej Brytanii. Twierdzili również, że pomagają Denikinowi w Rosji – dlatego cały ciężar wyposażenia Polaków powinni wziąć na siebie Francuzi. Z tą opinią nie zgadzał się minister wojny Winston Churchill, który w listopadzie 1919 roku podarował Polsce 50 samolotów, zaś w lutym następnego roku umożliwił Polakom zakupienie nadwyżek niemieckich karabinów ręcznych. Była to jednak kropla w morzu potrzeb. W czerwcu 1920 roku wyczerpał się francuski kredyt na dostawy wojskowe. Wbrew przewidywaniom polskiego rządu ciężar utrzymania wojska spadł więc na budżet. Władysław Grabski żalił się w Sejmie: Co do znacznych kredytów na zaopatrzenie armii uchwalonych w Sejmie dn. 9 marca [chodziło o kredyt w wysokości 13 750 mln mp, którego uchwalenie podwajało preliminowane wydatki budżetu – A.P-M.], o których wówczas przy uchwalaniu myśleliśmy, że udzieli ich zagranica, okazało się przy zetknięciu z rzeczywistością [...], że trzeba będzie poprzestać na własnych siłach.

 

Gwałtowny wzrost wydatków rozpoczął się w lipcu 1920 roku. Rada Obrony Państwa przyjęła wówczas uchwałę nadającą wojsku uprawnienia do korzystania z kasy państwowej na podstawie miesięcznych preliminarzy Ministerstwa Spraw Wojskowych, niezależnie od preliminarza budżetowego. Oznaczało to przekazywanie wojsku każdej deklarowanej kwoty. Polityka ta, choć zabójcza dla finansów państwa, w sytuacji zagrożenia zewnętrznego była całkowicie zrozumiała.

 

Polska starała się też o kredyty na cele inne niż wojskowe. Generalnie, w latach 1919–1921 udało się uzyskać kredyty towarowe na 265,2 mln dolarów. Niemal 95 proc. tej sumy pożyczyły nam Stany Zjednoczone, Francja i Anglia. 59 proc. przeznaczono na cele aprowizacyjne, 28 proc. na uzbrojenie, 17 proc. na inwestycje krajowe, a resztę na ochronę zdrowia, pomoc dla przemysłu prywatnego i potrzeby opieki społecznej. Skutkiem tych pożyczek były obciążenia gospodarki polskiej w następnych latach.

 

Bieda i głód

 

Nakłady na wojsko, niewielki w stosunku do potrzeb udział kredytów zagranicznych oraz duża ostrożność kolejnych rządów w zwiększaniu obciążeń podatkowych nie sprzyjały stabilizacji budżetowej. Ciężar wojny nie sprowadzał się jednak wyłącznie do wydatków budżetowych. Polska nie dysponowała dostatecznymi zasobami materiałowymi. Trudna sytuacja polityczna nie ułatwiała odbudowy gospodarki ze zniszczeń wojennych. Bardzo dotkliwe dla społeczeństwa były trudności aprowizacyjne. Brakowało przede wszystkim żywności. Jej pozyskiwaniem i dystrybucją zajmował się rozbudowany aparat Ministerstwa Aprowizacji. Problem wymagał szybkiego rozwiązania, ponieważ w wielu rejonach kraju panował głód. Pracownik Oddziału II MSW w komunikacie informacyjnym z 23 stycznia 1920 roku tak charakteryzował sytuację społeczno-gospodarczą Białostocczyzny: Uboższa ludność oraz pracująca inteligencja przy dalszym stanie aprowizacji prowadzonej w ten sposób skazana jest prawie że na śmierć głodową. Generalny delegat Ministerstwa Aprowizacji Mieczysław Jałowiecki tak zanotował swoje wrażenia z podróży po Polsce, w której towarzyszył przedstawicielom amerykańskiej misji aprowizacyjnej: Stan aprowizacyjny Zagłębia był rzeczywiście rozpaczliwy. Tragiczna była chwila, gdy przyprowadzono nam grupę kilkanaściorga dzieci oślepłych z powodu braku odpowiedniego pożywienia.

 

Brak żywności groził wybuchem niepokojów społecznych i stanowił pożywkę dla radykalnych agitatorów. Mimo zaangażowania w walki o granice rząd starał się zapobiec zaostrzaniu się sytuacji wewnętrznej. W lipcu 1919 roku wprowadzono państwowy monopol zbożowy (z wyjątkiem dzielnicy pruskiej, gdzie zastąpiono go sekwestrem zbóż). System nie sprawdził się, ponieważ wymagał sprawnie funkcjonującej administracji, a ta była dopiero w stadium organizacji. Ustawa z listopada 1919 roku zobowiązała ludność wiejską do przymusowych dostaw, czyli kontyngentów. Wolny handel artykułami rolnymi możliwy był jedynie po wywiązaniu się z tego obowiązku. Do ściągania kontyngentów używano oddziałów wojska i policji. Olbrzymie kłopoty aprowizacyjne spowodowały, że od grudnia 1919 roku do marca roku następnego wyłączono z aprowizacji bezrolną ludność wiejską i ludność miast do 5 tys. mieszkańców. Na początku 1920 roku rząd był w stanie pokryć zaledwie 1/3 ogólnego zapotrzebowania na żywność!

 

W lutym zniesiono wolny handel nadwyżkami ziemiopłodów: wyłączne prawo do ich zakupów miało państwo. Skutkiem tego była reglamentacja. Systemem kartkowym objęto m.in. chleb, cukier i sól. Aprowizacją specjalną objęto również niektóre kategorie pracowników. Do lepiej zaopatrywanych należeli robotnicy miejscy, którzy dodatkowo otrzymywali mąkę, kaszę, groch, ryż, mydło, herbatę, zapałki, ziemniaki czy węgiel.

 

Brak towarów na rynku sprzyjał spekulacji. Szczególne znaczenie dla rządu miał handel artykułami pierwszej potrzeby. Już w grudniu 1918 roku wydano dekret dotyczący obrony ludności przed lichwą wojenną i przewidujący kary pozbawienia wolności i grzywny dla osób zawyżających ceny żywności. Zwalczanie niekorzystnych zjawisk w handlu powierzono utworzonemu w styczniu 1919 roku Urzędowi Walki z Lichwą i Spekulacją. W jego ramach powołano komisje kontroli cen, które na podstawie gromadzonych danych ogłaszały tzw. ceny maksymalne dla 14 grup towarów, takich jak: artykuły objęte sprzedażą w ramach monopolu państwa, mięso, tłuszcze, wędliny, ryby i drewno opałowe. Urząd wydawał rozporządzenia dotyczące ograniczenia konsumpcji niektórych artykułów pierwszej potrzeby (np. w grudniu 1919 roku dotyczyło to m.in. mąki, pieczywa, cukru, mleka i masła). Pomimo działań państwa spekulacja wciąż się nasilała. Nowe prawo o zwalczaniu lichwy wojennej uchwalono w lipcu 1920 roku, kilka dni przed atakiem oddziałów Tuchaczewskiego i przełamaniem frontu polskiego na północy. Zaostrzało ono sankcje za działania spekulacyjne, wprowadzając nawet karę śmierci.

 

Najdotkliwiej wojnę odczuła wieś. Musiała dostarczyć rekruta, zapewnić wyżywienie armii, dać jej podwody, kwatery, paszę dla koni. Przesuwająca się linia frontu, przemieszczanie się oddziałów polskich i radzieckich często oznaczało dla mieszkańców wsi rabunek żywności i mienia. Szwankująca aprowizacja armii powodowała, że głodowali również żołnierze. Walczący na froncie wschodnim Stanisław Rembek pod datą 13 lipca 1920 roku zapisał w swoim dzienniku: Dzisiaj w nocy przywieźli nam chleb, po raz pierwszy od przełamania frontu. Zjedliśmy go natychmiast co do okruszyny, że nawet nie zdążyliśmy po dniu zobaczyć, jak wyglądał. Dwa dni później zanotował: Paru z nas poszło szukać trochę ziemniaków na jaki posiłek, ale wszystko już zostało wybrane przez idące przed nami wojska. 3 sierpnia 1920 roku pisarz i komisarz z Konarmii Budionnego, Izaak Babel zanotował w dzienniku: Pasieka, dłubiemy w ulach, cztery chałupy w lesie – nic w nich nie ma, wszystko zrabowane [...] wjeżdżamy do Koniuszkowa, kradniemy jęczmień, mówią mi – a szukaj, a bierz sam, wszystko bierz [...], ukradłem dowódcy pułku kubek mleka, wyrwałem synowi chłopki podpłomyk z ręki.

 

Problemy polskiej gospodarki w przededniu bitwy warszawskiej.

 

Ku reformie rolnej

 

Wiosną 1920 roku na szeroką skalę zaczęła się dezercja z wojska, a poborowi nie zgłaszali się do służby. Chłopi odmawiali płacenia podatków i ostro protestowali przeciwko rekwizycjom wojskowym. Nastroje antywojenne najsilniejsze były tam, gdzie przeważała ludność małorolna, której sytuacja była najtrudniejsza.

 

W lipcu 1920 roku Sejm ponownie wprowadził system kontyngentowy. Warunki, w których miał być realizowany, były bardzo ciężkie. Wojna doprowadziła do całkowitej jego dezorganizacji. Zarówno oddziały polskie, jak i radzieckie zużyły lub zniszczyły dużą część zbiorów na terenach objętych walkami. Sytuację pogorszył nieurodzaj. Niezbędny stał się import artykułów zbożowych z zagranicy. Jednak trudności aprowizacyjne przeżywała prawie cała Europa. Niepowodzeniem zakończyły się próby zakupu zboża w Jugosławii i Rumunii. Właściwie poza dostawami z USA Polska nie mogła liczyć na inne państwa. Żywnościowa pomoc amerykańska po pierwszej wojnie światowej miała zatrzymać falę rewolucyjną w środkowej Europie, a także była świetnym sposobem upłynnienia nadwyżek żywnościowych. Dostawy do Polski były w dużej części odpłatne, a wobec braku możliwości dokonywania przez Polskę zakupów za gotówkę ogromna ich większość była kredytowana. Do marca 1920 roku na kredyt zakupiono w USA 150 tys. t artykułów spożywczych. Zapotrzebowanie było jednak dużo większe. Żeby je zaspokoić, potrzeba było ok. 400 tys. t żywności. Palącą potrzebą stała się reforma rolna.

 

Na przeważającym obszarze państwa problem głodu ziemi miał zasadnicze znaczenie dla ludności wiejskiej. Struktura agrarna Polski odznaczała się z jednej strony dużej liczbą drobnych gospodarstw chłopskich, a z drugiej – wielkich majątków ziemskich. Najmniejsze gospodarstwa nie mogły stanowić jedynego źródła utrzymania. Ich właściciele musieli dorabiać jako robotnicy najemni lub wyjeżdżać do prac sezonowych. Działki gruntu były niewielkie, a rodziny chłopskie liczne. Przeludnienie agrarne na wsi powodowało, że więcej było osób zdolnych do pracy, niż wymagały tego potrzeby gospodarstw. Chłopi żądali likwidacji folwarków. Szczególnie ciężka sytuacja była na ziemiach białoruskich i ukraińskich.

 

Pod naporem żądań latem 1919 roku Sejm przegłosował uchwałę dotyczącą zasad reformy rolnej. Maksymalną wielkość gospodarstw (w zależności od warunków miejscowych) ustalono na 60–180 ha. W województwach zachodnich i wschodnich istniała możliwość przejściowego podniesienia tej granicy do 400 ha. Ziemię przejętą za odszkodowaniem od właścicieli prywatnych oraz grunty państwowe zamierzano rozparcelować między chłopów. Pierwszeństwo mieli robotnicy rolni, chłopi małorolni oraz byli żołnierze. Wprowadzenie tej ostatniej kategorii zachęcało chłopów do wstępowania do wojska.

 

Aby jednak zasady reformy można było wcielić w życie, potrzebna była ustawa. Bez niej nic na wsi nie mogło się zmienić. Należało sprawę rozstrzygnąć jak najszybciej, ponieważ wraz z przesuwaniem się frontu wkraczające oddziały radzieckie witane były przez ludność białoruską i ukraińską, a czasem także polską, z zadowoleniem.

 

Zmobilizowało to Sejm do uchwalenia 15 lipca 1920 roku ustawy o wykonaniu reformy rolnej. Znaczna część posłów traktowała ją jako środek propagandowy, mający zachęcić chłopów do wstępowania do wojska. Na cele reformy przeznaczono dobra państwowe, instytucji publicznych i kościelne. Rozporządzanie tymi ostatnimi wymagało porozumienia z władzami kościelnymi. Przymusowemu wykupowi podlegały źle zagospodarowane majątki prywatne oraz nadwyżki majątków ziemskich o powierzchni przekraczającej 60–180 ha. Za wywłaszczoną ziemię przysługiwało odszkodowanie w wysokości połowy przeciętnej jej wartości. 80 proc. ziemi z reformy zamierzano rozparcelować między bezrolnych i małorolnych chłopów. Specjalnymi przywilejami obdarzono żołnierzy i inwalidów wojennych. Gwarancję nadziału ziemi otrzymali robotnicy rolni i małorolni chłopi, którzy utracili pracę z powodu parcelacji majątku. Przewidziano również pomoc finansową w postaci długoterminowych pożyczek na zakup ziemi dla żołnierzy, inwalidów i małorolnych. Zamożni chłopi otrzymali gwarancję przydziału 20 proc. przeznaczonej do parcelacji ziemi. Obszar nowych gospodarstw nie mógł przekraczać 15 ha. Prawa do nabycia ziemi pozbawiono tych mieszkańców wsi, którzy bezprawnie zajmowali ziemię dworską, odmówili udziału w wojnie lub występowali przeciwko władzy państwowej.

 

Problemy polskiej gospodarki w przededniu bitwy warszawskiej.

 

30 lipca premier Rządu Obrony Narodowej, ludowiec Wincenty Witos wydał specjalną odezwę wzywającą chłopów do poparcia rządu. Silny akcent położył na konieczność wstępowania do wojska i walkę z dezerterami. Na początku sierpnia, po odrzuceniu przez Rosjan propozycji rozejmu i wydaniu odezwy do narodu „Ojczyzna w niebezpieczeństwie”, premier jeszcze raz zaapelował do wszystkich chłopów w Polsce. 6 sierpnia wydano w kilkumilionowym nakładzie odezwę „Bracia Włościanie na wszystkich ziemiach polskich”, w której Witos wzywał ich do walki: Od Was, Bracia Włościanie, zależeć będzie, czy Polska będzie wolnym państwem ludowym, w którym lud będzie rządził i żył szczęśliwie, czy też stanie się niewolnikiem Moskwy [...] Za to, czy państwo nasze obronimy od zagłady, siebie od jarzma niewoli, rodziny nasze od nędzy, a całe pokolenie nasze od hańby, za to my, Bracia Włościanie, odpowiedzialność poniesiemy i ponieść musimy.

 

Reforma rolna oraz intensywnie prowadzona na wsi działalność propagandowa odniosły skutek. O zjednoczeniu i mobilizacji całego narodu do walki z najeźdźcą tak pisała kilka dni po bitwie warszawskiej Maria Dąbrowska: Najważniejsze, że ludność cywilna współdziałała potężnie z wojskiem. Chłopi z kosami, cepami i widłami rzucają się na bandy bolszewickie. Dzięki tej dopiero wojnie staliśmy się naprawdę narodem, zdobyliśmy polskiego chłopa.

 

Realizacja ustawy o reformie rolnej tylko pozornie postępowała naprzód. Zasady w niej ustalone były dość radykalne jak na warunki polskie. Skomplikowana procedura wywłaszczeniowa umożliwiała odwlekanie wykonania orzeczeń komisji ziemskich przez długie lata. Ostro krytykowana, sprawa reformy rolnej doczekała się ostatecznego rozwiązania w nowej ustawie z 1925 roku.

 

Kosztowny rachunek

 

Wojna 1920 roku oznaczała dla państwa olbrzymi wysiłek finansowy, który przypadł na czas trudnej sytuacji gospodarczej. Nie uporano się jeszcze z wieloma problemami wynikającymi z dopiero co zakończonej pierwszej wojny światowej. Działania na froncie wschodnim wymuszały w zasadzie dalsze funkcjonowanie gospodarki wojennej, ze wszystkimi jej niedogodnościami dla społeczeństwa. Nie sprzyjało to stabilizacji scalającego się państwa na różnych polach jego funkcjonowania. Gospodarczo pozytywną stroną wojny była dobra koniunktura dla odbudowującego się przemysłu, zwłaszcza gałęzi realizujących zamówienia rządowe dla wojska. Poniesione przez państwo straty materialne szacowano na 10 mld franków w złocie. Wojna oznaczała więc przekreślenie podejmowanych wcześniej prób stabilizacji i zepchnęła Polskę do grona państw hiperinflacyjnych. Rachunek za rok 1920 był więc duży, ale i stawka była wysoka – chodziło przecież o ratowanie odzyskanej tak niedawno niepodległości.

 

Autor: Adona Podolska-Meducka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz