piątek, 20 grudnia 2024

Anglia przeciwko Królestwu Obojga Sycylii

Do tajnych służb Jej Królewskiej Mości: lądowanie Tysiąca Fragmentów książki: "Anglia przeciwko Królestwu Obojga Sycylii" Erminio De Biase

 

Palaczy, czyli tych, którzy musieli podpalać proch, z pewnością nie brakowało: wystarczyło ich znaleźć wśród uciekinierów, wśród zesłańców i niezadowolonych, jakie zawsze rodził każdy reżim. Ci więc, że tak powiem, do ideologicznych satysfakcji dodaliby później także korzyści materialne, takie jak np. kariera polityczna, stanowiska dowodzenia, bogactwo gospodarcze i byliby w tej chwili wspierani w swojej pracy przez agentów angielskich, którzy na wyspie się wśród licznych pracowników przemysłu siarkowego i winiarskiego, którego Anglicy, od pokoleń, w praktyce posiadali monopol; jak już wspomniano, port w Marsali, ten odległy i na wpół barbarzyński zakątek Sycylii, w którym roiło się od brytyjskich poddanych, został wybrany na miejsce lądowania wojsk Garibaldiego.

Jeden z tych płatnych, którego zadaniem było sprzyjanie misji Garibaldiego, nazywał się Giacomo Lacaita, były prokurator brytyjskiego poselstwa w Neapolu, który później, naturalizując Anglika, stał się sir Jamesem Lacaitą, prywatnym sekretarzem lorda Landsdowne'a a następnie samego Gladstone'a, za usługi, jakie mu oddano w czasie pisania słynnych listów, przy których redagowaniu brał czynny udział. Latem 1860 roku działał jako mediator z lordem Russellem, aby przekonać go do wywarcia nacisku na Napoleona III, aby zrezygnował z projektu siłowego uniemożliwienia Garibaldiemu przekroczenia Cieśniny Mesyńskiej. Aż do 26 lipca nie było wiadomo, czy rząd brytyjski odmówi przyłączenia się do Francji i Piemontu we wspólnym planie powstrzymania Garibaldiego i zmuszenia Burbonów do zaakceptowania utraty Sycylii. Do tego czasu Ludwik Napoleon miał nadzieję, że Cavour zawrze sojusz z Neapolem i że wielkie mocarstwa zainterweniują, aby powstrzymać Garibaldiego, gotowego przekroczyć Cieśninę i skierować się na Neapol. Ponieważ wszystko zostało rozstrzygnięte w Londynie i tylko w Londynie (w imię już więcej niż sprawdzonej neutralności w sprawach włoskich), interwencja Lacaity (który za szczególne zasługi, powróciwszy do Włoch, został w 1876 r. mianowany senatorem) praktycznie utorowała generałowi drogę do Neapolu, przyspieszając jego przejście przez cieśninę.

 

Inny znakomity wygnańc, latem 1859 roku, opuścił Londyn i udał się na Sycylię; Posiadał paszport na nazwisko Manuel Pareda, sklepikarz, miał gęste wąsy, duże bokobrody i parę ciemnych okularów. Naprawdę nazywał się Francesco Crispi i 26 lipca wylądował w Messynie, odpowiednio przemieniony w wygląd, aby wyglądać jak argentyński turysta, ale w rzeczywistości pochodzący z kraju, w którym tylko organizacja na pewnym poziomie, a na pewno nie Mazzini i jego zdezelowany Giovine Italia, mogła zorganizować tak starannie przemyślany potajemny powrót: Masoneria, w której programie politycznym przeważał plan zniszczenia monarchii katolickich, a także sam rząd angielski, w każdym razie dwie głowy tej samej hydry. Powiedzieliśmy, że był to Francesco Crispi, przy tej okazji samozwańczy bojownik o wolność; W przyszłości będzie to najwyższy wyraz najbardziej aroganckiego autorytaryzmu reżimu. Pod koniec stulecia, po powrocie do władzy jako premier, będzie propagatorem najbardziej represyjnych i antylibertariańskich praw, jakie kiedykolwiek zostały uchwalone od czasu zjednoczenia Włoch.

 

Masoneria, z definicji stowarzyszenie, częściowo tajne, ludzi połączonych wspólnymi interesami, zawsze towarzyszyła historii Anglii, kraju, w którym oficjalnie się narodziła, w swoim współczesnym znaczeniu, 24 czerwca 1717 roku. Cofając się jednak znacznie dalej w czasie, jego początki sięgałyby nawet czasów budowy Świątyni Salomona w Jerozolimie. Członkami założycielami byli murarze, którzy tam pracowali i od tego wzięła się nazwa "Bracia murarze". Ta sama symbolika sekty odnosi się zresztą do narzędzi używanych do budowy konstrukcji, takich jak kwadrat, cyrkiel, poziomica i pion. Innym alegorycznym emblematem orderu jest ścięta ceglana piramida, zwieńczona wszystkowidzącym okiem Wielkiego Architekta Wszechświata: tym samym, który widnieje na odwrocie banknotu dolarowego i który jest reprodukowany w Sali Medytacyjnej budynku ONZ w Nowym Jorku. Masoneria, kapitalizm i syjonizm łączą się zatem w jedną symbolikę władzy; ta sama siła, która zawsze panowała nad światem i która w swej istocie jest zawsze arogancka, ponieważ rości sobie prawo do tego, czego nikt jej nigdy nie dał; zawsze apodyktyczna, ponieważ sprawuje władzę przed korzystaniem z wolności przez jednostkę; Zawsze zadziwiająca w tym, że kamufluje miażdżenie ludzi, którymi rządzi, jako autorytatywną służbę dla dobra obywateli, pozbawiając ich samorządności, niezbywalnego prawa człowieka.

 

Oficjalnie celem Zakonu jest "Uniwersalne Braterstwo" poprzez duchową ewolucję bytu, która ma być osiągnięta nie tylko poprzez inicjatywy filantropijne, ale także poprzez zaangażowanie na rzecz prawdziwej, zdrowej i niesekciarskiej sprawiedliwości dla dobra całej ludzkości. Szlachetne intencje, bez wątpienia, ale które jednak nie są w stanie rozproszyć tej mgły tajemniczości i tajemnicy, która spowija wszystkie jego rytuały, jego inicjacje, jego symbolikę. Nie wspominając już o tak zwanych tajnych lożach czy, jak wielu określa, wypaczonych. Kto nie pamięta afery "P2"? Jest to nazwa loży założonej w 1877 roku (w akronimie litera "P" oznacza Propaganda), która natychmiast wyróżniła się poddaniem się interesom o wyjątkowo bluźnierczym charakterze swoich wyznawców, z których wielu było zamieszanych w skandal Banca Romana w 1892 roku. Po upadku faszyzmu, który zmiotł masonerię, Loża została reaktywowana poprzez dodanie liczby 2 do swojego starego akronimu, a w odniesieniu do starożytnych tradycji, całkiem niedawno dała z siebie to, co najlepsze, dzięki wielokrotnemu zaangażowaniu jednego ze swoich czcigodnych mistrzów, kilkakrotnie pojawiając się na pierwszych stronach gazet. Być może to zbieg okoliczności, ale była to ta sama loża, do której oprócz Francesco Crispiego należał sam Garibaldi.

 

Wróćmy jednak do zbliżającej się wyprawy Tysiąca: wszystko musiało być zorganizowane z najwyższą starannością, aby zagwarantować absolutny sukces przedsięwzięcia: Garibaldi nie chciał powtórzyć swoich tragicznych niepowodzeń. Był gotów podjąć pewne ryzyko, ale tylko wtedy, gdy była szansa, nawet jedna na sto. Podjął więc decyzję dopiero po upewnieniu się, że powstanie zostało na nowo rozpętane w górach wokół Palermo. Zamieszki, które wybuchły od 3 do 18 kwietnia w Boccadifalco, Palermo, Monreale i Carini, spełniły jego prośbę. Crispi, który zawsze był jednym z najbardziej agresywnych mazzińczyków, a tym razem pod każdym względem angielskim agentem, dobrze sobie radził. Bunt został natychmiast stłumiony, ale nie dał to pretekstu do jakichkolwiek wątpliwości generała. Dla przypomnienia, Garibaldi, czytając depeszę od swojego korespondenta z Malty, Nicoli Fabriziego, który poinformował go o niepowodzeniu powstania, wykrzyknąłby ze łzami w oczach: "Byłoby szaleństwem jechać", a w Genui, gdzie – w międzyczasie – zaczęli gromadzić się liczni ochotnicy, zaczęła się rozchodzić pogłoska, że już nie wyjadą; Podczas gdy niektórzy zaczynali się już demobilizować, słychać było, jak partyzanci Mazziniego wykrzykują: "Garibaldi się boi".

 

W Turynie, mniej więcej w tym samym czasie, co te wydarzenia, Garibaldi, o którym mówiono, że rozważa wypad do Nicei, aby sprowadzić z powrotem do Piemontu swoje rodzinne miasto (niedawno odstąpione Francji zgodnie z porozumieniami z Plombières), gdzie z dwustoma ludźmi rozbiłby urny wyborcze, w których złożono karty do głosowania na "tak" w plebiscycie aneksyjnym i rozrzucił kartki, aby konieczne było przeprowadzenie nowej karty do głosowania, Był kilkakrotnie przyjmowany przez brytyjskiego ambasadora Sir Jamesa Hudsona, który, zapewniając go o sympatii Anglii, gwarantował mu wystarczającą ochronę dla powodzenia misji na Sycylii.

To właśnie w tym momencie historii nagle pojawia się niejednoznaczna postać postaci, która miałaby zachęcić nierealistycznego Garibaldiego do wiary w powodzenie jego naciąganego planu. Nieznany, tajemniczy, ekscentryczny i zabawny awanturnik w kwietniu 1860 roku będzie towarzyszył Garibaldiemu w każdym jego ruchu, podróżując w tych samych przedziałach, zatrzymując się w tych samych hotelach i zawsze siedząc obok niego na bankietach; Przedstawiany jako angielski dziennikarz i uważany przez Garibaldiego i jego zwolenników za eksperta w procedurach konstytucyjnych nawet w obcych krajach z innymi instytucjami, w rzeczywistości był tajnym agentem w służbie Jej Brytyjskiej Mości i nazywał się Oliphant, Laurence Oliphant, dziewiętnastowieczny odpowiednik Jamesa Bonda. Podobnie jak mityczna postać z powieści Lan Fleminga, podróżował po świecie wzdłuż i wszerz i, o dziwo, jego obecność była zawsze sygnalizowana tam, gdzie zbliżała się wojna lub zamieszki, które szczególnie dotknęły jego ojczyznę. Nie był to pierwszy raz (i nie ostatni) jego podróży do Włoch: był tam już jako młody człowiek, na początku 1848 roku, dziwnym zbiegiem okoliczności, akurat w związku z pierwszymi zamieszkami tego roku...

 

Wieczorem 13 kwietnia 1860 roku, gdy jadł kolację z Garibaldim w pokoju Albergo della Felicità w Genui wraz z około dwudziestoma innymi gośćmi, generał powiedział mu, że jest mu przykro, że musi porzucić projekt nicejski, ponieważ w garnku gotują się o wiele ważniejsze rzeczy. Wyjaśnił, że wszyscy panowie przy stole to Sycylijczycy, którzy przyszli się z nim spotkać, aby mu powiedzieć, że nadszedł czas na inwazję na Sycylię. Garibaldi, choć zakochany w rodzinnym mieście, nie mógł poświęcić dla niego tych największych nadziei, jakie wiązały z Włochami.

Ślady tajemniczego charakteru znikają równie nagle w przeddzień odejścia Tysiąca. Laurence Oliphant, o którym pisze Encyclopaedia Britannica jako brytyjski pisarz (18291888), pozostanie jednak we Włoszech lub wróci tam po kilku latach, w imieniu Służby Wywiadowczej, aby utrzymać rozwój rozbójnictwa pod kontrolą i śledzić wydarzenia, jeśli nie je wspierać, to które uniemożliwiły powrót Franciszka II na jego prawowity tron. Wśród różnych poufnych raportów, które wysłał do Londynu, jest jeden wysłany z Foggii 19 kwietnia 1862 roku, w którym, meldując się hrabiemu Russellowi o stanie rozbójnictwa w prowincjach Abruzzi i Capitanata, opisuje sytuację w Neapolu, Avellino, Ascoli di Puglia, Candeli aż po Sycylię, Chieti i Rionero. Odnotowuje fakty i wydarzenia w południowych Włoszech, dzień po ich przyłączenia do Piemontu, dokładnie w tym samym czasie, gdy oficjalnie przebywał w Japonii jako pierwszy sekretarz ambasady.

 

Na niecałe trzy tygodnie przed wylotem z Quarto nikt nie mógł realistycznie uwierzyć w nagłą i zaimprowizowaną wyprawę do Nicei: w rzeczywistości wszystko było już przygotowane i zorganizowane na przygodę w południowych Włoszech. Już wieczorem 16 lutego, a właściwie prawie trzy miesiące przed lądowaniem, kawaler Martini, minister pełnomocny cesarza Austrii w Neapolu, otrzymał depeszę telegraficzną: "Ekspedycja wkrótce opuści Genuę i Livorno do Neapolu". Duże postępy i precyzja, z jaką austriacki kontrwywiad informował Neapol o tym, co planowano na jego niekorzyść, poddały w wątpliwość prawdziwość hipotetycznego lądowania na Lazurowym Wybrzeżu. Co więcej, nikt, nawet Anglia, nie może ryzykować starcia, choćby tylko dyplomatycznego, z Francją, zachęcając – za pośrednictwem swoich tajnych agentów – do misji w sposób oczywisty niewykonalnej. Gdyby jakakolwiek akcja przeciwko Francji była tylko hipotetyczna, bystre, sępie oczy Cavoura już dawno wzięłyby się na celownik Korsykę, wyspę, która politycznie należy do Francji, ale geograficznie jest włoska, jak jeszcze kilkadziesiąt lat temu czytaliśmy w podręcznikach szkolnych.

 

Sprawy musiały potoczyć się inaczej, niż chciałoby się nam wmówić: brytyjski agent, co jest o wiele bardziej prawdopodobne, przybył, aby dać zielone światło swojego rządu dla jedynej, prawdziwej inwazji planowanej od jakiegoś czasu, inwazji na Sycylię. Facet taki jak Garibaldi, cały Sturm und Drang, jak przedstawiają go historycy, nigdy nie porzuciłby śmiałego projektu wyzwolenia rodzinnego miasta (nawet jeśli był niewykonalny) tylko dlatego, że niektórzy zwolennicy sycylijskiej inwazji przekonali go do zmiany zdania. Miał wykonywać rozkazy: od masonerii lub rządu angielskiego; w każdym razie zamówienia z Londynu i w towarzystwie miliona tureckich piastrów (dziś ponad piętnaście milionów dolarów!), więcej niż pokaźnej sumy, którą mu dostarczono podczas krótkiego pobytu w Genui...

Dziewiętnastowieczny poprzednik 007 przybył więc, oprócz dostarczenia srebra, aby dokonać przeglądu ostatnich szczegółów i przekazać ostateczne postanowienia; Najprawdopodobniej przybył on w celu dostarczenia broni i przekazania kodów łączności z brytyjskimi okrętami, które przy ich nieprzerwanej obecności gwarantowałyby powodzenie misji. Już... Ponieważ, aby mieć pewność sukcesu, całkowicie neutralny rząd angielski już dawno wysłał na wody Morza Tyrreńskiego imponującą eskadrę morską, około połowy całej Floty Śródziemnomorskiej, floty angielskiej na Morzu Śródziemnym, pod rozkazami Wielkiego Rycerza George'a Rodneya Mundy'ego, admirała Jego Królewskiej Mości.

 

Pobrano z:

https://unpopolodistrutto.com/page/3

niedziela, 15 grudnia 2024

Stefan Kubiak, czyli jak polski dezerter został bohaterem ludowego Wietnamu, a Ho Chi Minh, symbolicznie zaadoptował go jako swojego syna.

Czytelniku,

 

W naszej historii jest mnóstwo historii, które nadają się na świetne  filmy, a przy okazji mogły by być okazją do zrobienia świetnych interesów, ale mamy to co mamy. Poniżej jedna z nich tylko tym razem z przeciwnej strony geopolitycznej opublikowana na stronie:

https://naszahistoria.pl/ho-chi-toan-jak-polski-dezerter-zostal-bohaterem-ludowego-wietnamu/ar/11916979

autorstwa Pana Wojciecha Rodaka

Stefan Kubiak miał być politrukiem w LWP, a został wietnamskim bohaterem wojny z Francją. W Azji wylądował przez… miłosny zawód.

To był początek ósmego roku walk Wietnamczyków o zrzucenie francuskiego jarzma kolonialnego. Właśnie wtedy krwawe zmagania wkroczyły w decydującą fazę.

20 listopada 1953 r. francuscy spadochroniarze rozpoczęli desant w górskiej dolinie Dien Bien Phu, położonej w północno-zachodnim Wietnamie. Niecka miała kształt wielkiej wanny o długości 16 km i szerokości 9 km. Otaczające ją strome zbocza pasm górskich porośnięte były gęstą dżunglą. Po wylądowaniu i przepędzeniu wojsk Viet Minhu kilkunastotysięczny korpus wojsk kolonialnych zbudował tutaj obozowisko-fortecę. Według francuskiego dowództwa była ona nie do zdobycia. Składało się na nią kilka zbrojnych redut połączonych systemem okopów. Każda z nich wyposażona była w ckm-y i artylerię. Otaczały je pola minowe i zasieki z drutu kolczastego o minimalnej szerokości 50 m. Ponadto żołnierze mieli do dyspozycji 10 nowych czołgów M-24 (zrzuconych z samolotów w częściach i złożonych na miejscu!), dziesiątki jeepów i ciężarówek, a także mogli liczyć na wsparcie kilkudziesięciu francuskich i amerykańskich samolotów bojowych. Cała ta siła, zrzucona w środek terytorium zajętego przez powstańców, miała powstrzymać pochód tych ostatnich w kierunku wciąż kontrolowanego przez metropolię Laosu. Dien Bien Phu miała być dla grupy gen. Christiana de Castries punktem wypadowym, z którego zamierzano przeprowadzać rajdy przeciwko komunistycznym partyzantom, wypierając ich z regionu. Stało się jednak inaczej - dolina okazała się dla Europejczyków śmiertelną pułapką.

 

Zdecydowały o tym proste błędy Francuzów. Przede wszystkim brak odpowiedniego zabezpieczenia przed ostrzałem artyleryjskim, który Wietnamczycy mogli prowadzić ze zboczy masywów okalających dolinę. Francuzi byli przekonani, że Viet Minhowi nie uda się tam wciągnąć dział, a tym bardziej zapewnić im regularnych dostaw amunicji. Dlatego też nieszczególnie maskowali swoje pozycje - z góry byli widoczni jak na dłoni.

Cenę za te błędy zaczęli płacić już w marcu 1954 r. Wtedy to gen. Vo Nguyen Giap skoncentrował wokół Dien Bien Phu około 37 tys. żołnierzy i rozpoczęło się starcie, które przeszło do historii jako jedyna regularna bitwa pozycyjna w historii dekolonizacji przegrana przez siły europejskie.

 

13 marca artyleria Viet Minhu, z ukrytych w dżungli na zboczach wokół Dien Bien Phu stanowisk, zaczyna zmasowane przygotowanie ogniowe. Pociski najpierw padają na lotnisko położone w centralnej części doliny, a potem na redutę „Beatrice”. Jednym z jej obrońców jest 25-letni sierżant Kubiak, polski żołnierz Legii Cudzoziemskiej.

 

„Wszyscy byliśmy zaskoczeni, skąd Wietnamczycy wzięli tyle dział, żeby zalać nas taką masą pocisków. Pociski spadały na nas non stop, jak gradobicie. Bunkier po bunkrze, okop po okopie były niszczone, grzebiąc w sobie ludzi i broń” - wspominał piekło Dien Bien Phu kilka lat później.

 

Po takim przygotowaniu na pozycję francuską wyruszały falami kolejne tyraliery drobnych, acz fanatycznych żołnierzy Viet Minhu z 312. Dywizji w charakterystycznych płaskich kapeluszach. W jej szeregach była postać, która górowała nad innymi wzrostem i wyróżniało ją nieco bledsze lico. Był to Polak, i nieprawdopodobnym zbiegiem okoliczności o tym samym nazwisku, co legionista broniący reduty. Nazywał się Stefan Kubiak. W wietnamskiej armii dorobił się rangi kapitana. Owego dnia prowadził swoich ludzi przez miny i zasieki na okopy „Beatrice”. Jego oddział wytrwale szturmował pozycje bronione przez zaprawionych w bojach legionistów, nieco już wykrwawionych przez artylerię. Strzelano do siebie z bliskiej odległości, w ruch poszły granaty, dochodziło do walki wręcz.

 

Zadanie było właściwie ponad siły ludzkie, ale ponadludzkie były również zaciekłość i bohaterstwo nacierających patriotów

- opisywał to starcie nieco górnolotnym stylem Arkady Fiedler na podstawie relacji Kubiaka.

 

Nic nie mogło się im oprzeć: ani złowieszczy drut, ani cement bunkrów, ni piekielne miny, ni miotacze płomieni, ni huraganowy ogień. Po ośmiu godzinach walki reduta padła i wyrwa ku Dien Bien Phu była wybita.

 

Na pobojowisku leżały ciała około 500 legionistów i 600 żołnierzy Viet Minhu. Liczba rannych partyzantów przekraczała tysiąc. Tak wyglądał pierwszy krok wojsk gen. Giapa ku decydującemu zwycięstwu nad Francuzami.

 

Zasługi bojowe Stefana Kubiaka spod Dien Bien Phu i we wcześniejszych bitwach były tak duże, że sam Ho Chi Minh symbolicznie zaadoptował go jako swojego syna. Nadał mu imię Ho Chi Toan. Oto historia tego niezwykle odważnego człowieka, z awanturniczym i mętnym życiorysem.

 

Syn tkaczy

Nasz bohater, jak podaje jego oficjalna biografia, urodził się 28 sierpnia 1923 r. w wielodzietnej rodzinie tkaczy na łódzkim Widzewie. Mieszkał w „cuchnącej ściekami” czynszówce, rodzina często borykała się z brakiem pieniędzy i niedostatkiem jedzenia. Jak mówił po latach Fiedlerowi, szarość codziennej egzystencji urozmaicały mu książki, przygodowe i historyczne, oraz filmy, które rozbudziły w nim zainteresowanie egzotycznymi krainami.

W czasie wojny, jako 16-letni chłopak, został wywieziony na roboty przymusowe do Rzeszy. Najpierw trafił na farmę położoną pod Kłajpedą, gdzie bauer zmuszał go pracy za dwóch. Potem trafił do fabryki w Westfalii. Tam przymierał głodem. Na wieść o zbliżającej się do granic Polski Armii Czerwonej uciekł z miejsca pracy. Na gapę przejechał pociągiem całą Rzeszę. Znów znalazł się pod Kłajpedą. Tutaj zapędzono go do kopania okopów. Wtedy zbiegł. Przedarł się na południowy wschód i dołączył do radzieckiego oddziału partyzanckiego. W jego szeregach miał uczestniczyć w zdobyciu Wilna.

 

Politruk w Legii

W początkach stycznia 1945 r. Kubiak wrócił za Armią Czerwoną do Łodzi. Za radą znajomego weterana KPP wstąpił do Centralnej Szkoły Oficerów Politycznych. Miał być politrukiem w LWP. Ostatecznie jednak, w niejasnych okolicznościach, zdezerterował. Oficjalnie mówił, że kobieta, w której obłędnie się zakochał, zaczęła go zdradzać z kolegą. Zrozpaczony, nie wiedząc, co ze sobą zrobić, uciekł tam, „gdzie go oczy poniosły”. Czy rzeczywiście tak było? Czy może odkrył, że Informacja Wojskowa się nim interesuje, a jego życiorys nie był tak kryształowy, jak podawał, i chciał w porę się uratować? Czy może popełnił jakieś przestępstwo pospolite i chciał uciec przed konsekwencjami? W IPN o tej ucieczce nie ma śladu. Może prawda o motywacjach jego działania ukryta jest gdzieś w archiwach wojskowych? Spekulować można w nieskończoność.

 

Pewne jest natomiast, że wmieszawszy się w grupę niemieckich wypędzonych (znał ich język biegle), udało mu się dostać do okupowanych Niemiec. Tam - pozbawiony dokumentów, obdarty i głodny - został aresztowany przez francuskich żandarmów. Władze okupacyjne dały mu prosty wybór - albo idzie do więzienia, albo zaciąga się do Legii Cudzoziemskiej. Wobec takiej alternatywy Kubiak wybrał służbę w tej słynnej formacji.

 

Przez Stary Port w Marsylii trafił do Algierii na katorżnicze szkolenie. Po nim, w 1946 r., legionista Kubiak uczestniczył w tłumieniu antykolonialnych zamieszek w Maroku. Następnie, w grudniu 1946 r., statkiem „Pasteur” popłynął wraz z towarzyszami broni do Indochin, by zrobić porządek z największym antykolonialnym powstaniem, jakie Francja musiała ugasić po wojnie.

 

W Viet Minhie

Na początku 1947 r. oddział Legii, w którym służył Kubiak, został wysłany do miasta Nam Dinh, sto kilometrów na południe od Hanoi, by walczyć w tym regionie z wietnamską partyzantką. Zadaniem oddziału było prowadzenie operacji typu „znajdź i zniszcz”. Otaczano wioskę, wyłapywano „podejrzany element” - często niewinnych chłopów - i brutalnie ich przesłuchiwano. Tortury były codziennością. Nierzadko podczas przesłuchań prowadzonych przez Deuxieme Bureau (wywiad wojskowy) dochodziło do morderstw. Widząc dzień w dzień okrutne poczynania Francuzów, Kubiak nabrał silnego przekonania, że walczy po niewłaściwej stronie. Chciał zdezerterować i dołączyć do Viet Minhu. Okazało się, że trzej jego koledzy - dwóch Niemców i jeden Austriak - też mają dość Legii. Przygotowali wspólnie plan ucieczki. Wprowadzili go w życie pewnej wiosennej nocy w 1947 r., kiedy to zbiegli do dżungli, objuczeni bronią do granic możliwości.

 

Potem kilka dni błądzili po wioskach, szukając kontaktu z Viet Minhem. Tłumaczyli, że nie mają złych zamiarów. Wszystko na nic. Wietnamscy chłopi, widząc znienawidzone i wywołujące przerażenie mundury Legii, zbywali ich wymijającymi odpowiedziami. W końcu pomógł im jeden z wiejskich chłopców. Partyzanci rozbroili dezerterów i pod eskortą prowadzili kilka dni przez dżunglę, w głąb terenów kontrolowanych przez partyzantów, do ich regionalnej kwatery głównej w prowincji Ha Nam.

 

Po przybyciu na miejsce okazało się, że prawą ręką miejscowego szefa partyzantów jest niemiecki uciekinier z Legii o pseudonimie „Duc”. Jego pośrednictwo znacznie ułatwiło kontakty z Wietnamczykami. W dwa tygodnie Kubiak i jego trzej koledzy dostali przydziały do pododdziałów partyzanckich.

 

Swoją służbę w Viet Minhie łodzianin rozpoczął od zuchwałej akcji rozrzucania propagandowych ulotek w Nam Dinh - mieście, w którym niedawno kwaterował. Potem wziął udział w kilku zasadzkach na francuskie kolumny samochodowe i patrole. Wreszcie szkolił młodych partyzantów z zapadłych wiosek w obsłudze nowoczesnej broni. Zdarzały mu się sytuacje podobne do tych, które dwadzieścia lat później opisywał Che Guevara w swoich kongijskich pamiętnikach. Gdy zaczynał strzelać z moździerza, przerażeni eksplozjami rekruci, zamiast podawać mu pociski, uciekali w popłochu.

 

W następnych latach Kubiak uczestniczył we wszystkich ważniejszych bitwach, które rozegrały się do 1954 r. w północnym Wietnamie. W czasie walk o posterunek Fu Tong mało nie zginął, trafiony granatem w twarz. Mimo obfitego krwawienia z rozbitej głowy ostatkiem sił zdołał odrzucić śmiertelny ładunek, który eksplodował już w bunkrze przeciwnika. W Son Tay, osłaniając odwrót kolegów z okrążenia, o mało co nie został schwytany przez Francuzów.

 

W Viet Minhie słynął z tego, że potrafił naprawić każdą zdobytą armatę, granatnik, moździerz. Gdy po wielkiej bitwie o Hoa Binh wiosną 1952 r. zdobyto nowoczesne francuskie armaty, których nikt nie potrafił obsłużyć, to właśnie Kubiak został wezwany do rozwiązania problemu. I poradził sobie z tym, ku uciesze wietnamskich dowódców.

 

Swój udział w wojnie z Francuzami zakończył po wspomnianej decydującej bitwie pod Dien Bien Phu w maju 1954 r.

 

Krótka stabilizacja

Po wojnie Stefan Kubiak związał życie z Wietnamem Północnym. Osiadł w Hanoi. Nadal pracował w wojsku, w wydziale propagandy. Czasem latał do PRL, gdzie wybaczono mu dezercję sprzed lat, jako tłumacz wietnamskich delegacji wojskowych. Ożenił się z Wietnamką - Nguyen Thi Phoung. Miał z nią dwóch synów - Stefana i Wiktora.

 

Jego ustabilizowane życie przerwała jedna z chorób tropikalnych, które nękały go od przyjazdu do Wietnamu. Zmarł w 1963 r. Zgodnie z jego ostatnią wolą żona, już jako Teresa Kubiak, oraz dwóch synów przybyli w 1964 r. do Polski. Osiedli w Łodzi.

 

 

Wojna indochińska

W 1946 r. Ho Chi Minh utworzył w Wietnamie Komitet Wyzwolenia. W sierpniu wybuchło antyfrancuskie powstanie. Intensywne walki rozgorzały przede wszystkim w Tonkinie na północy kraju. Viet Minh panował na prowincji, Francuzi kontrolowali miasta i niektóre drogi. Na początku lat 50. Europejczycy zaczęli ponosić coraz większe straty. Po klęsce pod Dien Bien Phu Francuzi postanowili wycofać się z Indochin. W ciągu ośmiu lat walk stracili ponad 75 tys. Żołnierzy.

środa, 4 grudnia 2024

Dr JERZY JAŚKOWSKI I COP29


 

Rokossowski, Powstanie Warszawskie i dzisiejsza Ukraina

 

Czytelniku,

 

Nasza historię piszą ludzie bez refleksji, którzy naszych błędów nie potrafią opisać bez jakiejkolwiek refleksji, ale za to potrafimy obwiniać o nasze błędne decyzje wszystkich dookoła tylko nie nas samych.

Weźmy na przykład Powstanie Warszawskie, które skończyło się dla nas katastrofą. Ciekawym przykładem jest bardzo rzadko wspomniana rzecz jaka miała miejsce przed Powstaniem Warszawskim.

Pisze o niej Konstanty Rokossowski w swojej pozycji „żołnierski obowiązek” w rozdziale Warszawa:

„Tylko Armia Krajowa pozostała na uboczu. Pierwsze spotkanie z przedstawicielami tej organizacji nastąpiło w lasach na północ od Lublina. Otrzymawszy wiadomość, że znajduje się tam polskie zgrupowanie – 27 Dywizja AK, powzięliśmy decyzję posłania kilku oficerów naszego sztabu, by nawiązali kontakt. Doszło do spotkania. Dowództwo dywizji nie przyjęło jednak naszej propozycji współdziałania. Oświadczyło, że Armia Krajowa podporządkuje się wyłącznie rozkazom polskiego rządu emigracyjnego w Londynie i jego delegatury. Swój stosunek zdefiniowano w sposób następujący: Nie użyjemy broni przeciwko Armii Czerwonej, ale żadnych kontaktów z nią mieć nie chcemy.”

 

„2 sierpnia nasze organy rozpoznania otrzymały wiadomość, że w Warszawie wybuchło powstanie przeciwko niemieckiemu okupantowi. Wiadomość ta ogromnie nas zaniepokoiła. Sztab Frontu zajął się sprawą zebrania meldunków i zorientowania się w skali powstania i jego charakteru. Wszystko wydarzyło się tak nieoczekiwanie, że gubiliśmy się w domysłach i zastanawialiśmy, czy czasem sami Niemcy nie rozsiewają takich wieści , a jeśli tak to w jakim celu? Przecież, mówiąc otwarcie, powstanie wybuchło w najbardziej niedogodnym do tego momencie.”

„Jednakże ci, którzy wywołali powstanie w Warszawie, nie myśleli o współdziałaniu ze zbliżającymi się armiami Związku Radzieckiego i Polskimi Siłami Zbrojnymi utworzonymi w ZSRR. Myśleli tylko o uchwyceniu władzy w stolicy przed wkroczeniem wojsk radzieckich. Tak nakazywali mocodawcy z Londynu”

„Jednakże czas mijał. Sytuacja w Warszawie stawała się coraz cięższa, dochodziło do rozdźwięków wśród powstańców. Dopiero wówczas przywódcy AK zdecydowali się zwrócić za pośrednictwem Londynu do radzieckiego dowództwa”

„Okazuje się, że można było szybko nawiązać łączność z dowództwem łączność z dowództwem 1 Frontu Białoruskiego. Wystarczyło tylko chcieć. Lecz Bór dopiero wówczas postanowił skontaktować się z nami, kiedy nie powiodły się podjęte przez Anglików próby zaopatrywania powstańców drogą powietrzną.”

„11 września wojska rozpoczęły walkę. Do 14 września rozgromiły nieprzyjaciela i zdobyły Pragę. Mężnie walczyli piechurzy, czołgiści, artylerzyści, saperzy, lotnicy, a wraz z nimi – dzielni żołnierze 1 Armii Wojska Polskiego. Ogromnej pomocy udzielili żołnierzom mieszkańcy Pragi. Wielu z nich złożyło w ofierze swoje życie.

Wtedy właśnie był najbardziej sprzyjający moment do rozpoczęcia powstania w stolicy Polski. Jeśli nastąpiłoby jednoczesne uderzenie wojsk Frontu ze wschodu, powstańców zaś w samej Warszawie ( ze zdobyciem mostów ), to można byłoby w tym samym momencie liczyć na wyzwolenie Warszawy  i jej utrzymanie”

 

 

Czy dziś nasi historycy znając tragizm tamtych wydarzeń nie potrafią przynajmniej wspomnieć, że była inna możliwość. Dziś możemy inaczej i różnie to ocenić. Ale czy cena jaką zapłaciliśmy warta była tej ofiary. W Krakowie mamy przykład, że można było inaczej postąpić.

 

Dziś mamy podobna sytuację. Brak jakiejkolwiek kalkulacji politycznej. Na Ukrainie, której udzieliliśmy bardzo dużej pomocy. Nie potrafimy nawet uzyskać zgody na możliwość pochowania ofiar i zbrodni popełnionych przez bydło ukraińskie UPA.

Ten marionetkowy rząd kijowski , którym kieruje wystrugany z banana ćpunek wraz z tą bandą złodziei odstawia cyrk propagandowy w stolicach państw europejskich. Pytanie kto na tym najbardziej skorzysta wojskowo, gospodarczo i politycznie? Ile to kosztuje w swoich rozgrywkach anglików, francuzów, niemców, holendrów amerykanów a nas? Czy tak jak wtedy nie powinniśmy trochę bardziej zimno reagować, a emocje odstawić na bok. Czas pokaże. Ale zawsze można powiedzieć, że można było przykładów mamy aż nadto.

wtorek, 12 listopada 2024

Jak Ukraina powołała rząd z ministrami spraw zagranicznych w 2014 r. - wybranymi przez headhunterów

Czytelniku,

Jak powstają rządy po przewrotach na przykładzie Ukrainy. Warto wiedzieć, gdyż nasi dziennikarze, którzy powinni o takich rzeczach wiedzieć i pisać nie robią tego. O politykach nie wspomnę. Po Majdanie, który zrobili Ukraińcom w Kijowie w 2014 r. powołano rząd, który był wystrugany przez firmy headhunterskie.

Pobrano z : https://st.ilsole24ore.com/art/notizie/2014-12-02/l-ucraina-vara-governo-ministri-stranieri-selezionati-cacciatori-teste-202117.shtml

Nowy ukraiński rząd będzie prozachodni w stosunku do części obcokrajowców: parlament w Kijowie zatwierdził de facto nominację Amerykanina, Litwina i Gruzina do zespołu rządowego. Ministrem finansów będzie Amerykanka Natalia Jaresko, z pochodzenia Ukrainka, prezes funduszu inwestycyjnego grupy kapitałowej Horyzont. Portfel ekonomiczny trafi do litewskiego bankiera Aivarasa Abromaviciusa, partnera w firmie inwestycyjnej East Capital, który przez ostatnie 20 lat pracował na Ukrainie, wcześniej zajmował stanowiska w Departamencie Stanu USA. Wreszcie do służby zdrowia trafi były gruziński minister Aleksander Kwitaszwili, który był ministrem zdrowia i pracy w rządzie w Tbilisi.

 

"Ukraina stoi przed absolutnie nadzwyczajnymi wyzwaniami, bardzo trudną sytuacją gospodarczą, rosyjską agresją, potrzebą radykalnych reform i walki z korupcją, a wszystko to wymaga innowacyjnych rozwiązań w rządzie" – wyjaśnił prezydent Petro Poroszenko – "te decyzje wymagają poszukiwania kandydatów na nową egzekutywę nie tylko na Ukrainie, ale także za granicą".

 

Ciekawostką jest to, że po wyborze zagranicznych kandydatów do nowego ukraińskiego rządu poszły dwie firmy zajmujące się selekcją kadr, Pedersen & Partners i Korn Ferry, które znalazły 185 potencjalnych kandydatów wśród obcokrajowców przebywających w Kijowie oraz wśród członków społeczności ukraińskiej pracujących za granicą, w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Po rozmowach kwalifikacyjnych headhunterzy zawęzili listę do 24 kandydatów z wymaganiami dotyczącymi pracy w organach wykonawczych jako ministrowie, czyli wysoko wykwalifikowani urzędnicy.

 

Proces headhuntingu był wspierany przez Renaissance Foundation, globalną sieć doradztwa politycznego finansowaną przez amerykańskiego miliardera węgierskiego pochodzenia George'a Sorosa. Według Kyiv Post, Soros zapłacił ponad 80 000 dolarów za wsparcie dwóch firm zaangażowanych w rekrutację.

 

Reszta to dzisiejsze wiadomości. Rada Najwyższa, ukraiński parlament, dała zielone światło nowemu prozachodniemu rządowi, zdobywając 288 głosów za: o 62 więcej niż wymagane kworum. Parlament zatwierdził amerykańskiego obywatela Jaresko na stanowisku ministra finansów, a litewskiego bankiera inwestycyjnego Abromaviciusa na stanowisko ministra gospodarki. Były gruziński minister Aleksandr Kwitaszwili jest odpowiedzialny za zdrowie. Minister spraw zagranicznych Pawło Klimkin i minister obrony Stiepan Połtorakow zostali potwierdzeni w nowym ukraińskim rządzie. Prezydent Poroszenko nadał ukraińskie obywatelstwo trzem nowym ministrom spraw zagranicznych w związku z ich rychłym wejściem do rządu w Kijowie.

 

Wiadomość o nowym prozachodnim rządzie Ukrainy pojawiła się w dniu, w którym ministrowie spraw zagranicznych państw NATO ogłosili nowe środki wsparcia dla Kijowa i potępili wzmocnienie rosyjskiej struktury wojskowej na Krymie oraz to, co określają jako "celową destabilizację" wschodniej Ukrainy przez Moskwę.

 

W oświadczeniu wydanym przy okazji konferencji ministerialnej Sojuszu Północnoatlantyckiego w Brukseli ministrowie stwierdzili, że są "również zaniepokojeni rosyjskimi planami dalszej rozbudowy sił wojskowych na Morzu Czarnym". Sekretarz generalny Jens Stoltenberg ogłosił porozumienie w sprawie uruchomienia czterech funduszy powierniczych, które mają pomóc w modernizacji logistyki, wojny cybernetycznej, zdolności dowodzenia i kontroli oraz usług medycznych Kijowa. Osiągnięto również porozumienie w sprawie piątego funduszu powierniczego na wsparcie rannych ukraińskich żołnierzy.

 

Również dzisiaj prezydent Ukrainy Petro Poroszenko obiecał w parlamencie dekret "o przyznaniu ukraińskiego obywatelstwa cudzoziemcom walczącym" na południowym wschodzie u boku wojsk Kijowa przeciwko separatystycznym milicjantom i "rosyjskim agresorom".

wtorek, 5 listopada 2024

20 stycznia 1319 - Akt Jedności Państwa, czyli prawidłowa data jaka powinna być obchodzona w miejsce obecnego dnia niepodległości.

 

20 stycznia 1319 - Akt Jedności Państwa, czyli prawidłowa data jaka powinna być obchodzona w miejsce obecnego dnia niepodległości.

Pisowska hołota to banda matołów na sznurkach praktycznie wszystkich od amerykanów począwszy, unii europejskiej po bankowe Citi kończywszy, nie mających pojęcia ani o gospodarce, ani o historii, co zawsze się kończy zawirowaniami w naszym kraju.

Musimy napisać podręczniki historii  Polski od nowa. Ale pisząc taki podręcznik każdy musi znać pewne cezury, gdyż bez tego nie zbuduje się szkieletu podstawowej wiedzy, która potem zostanie wypełniona opowieściami pozytywnymi i negatywnymi i przykładami mądrości i głupoty, aby jej w przyszłości można było uniknąć. Nasza historia musi być napisana od nowa,  Ale jak ma być pisana dzisiaj, jak studentów uczą nieuki, nieuków uczą tumany, a tumanów agenci prowadzący przez wszystkich dookoła. Czas się wreszcie ogarnąć i napisać nowy podręcznik.

Obecne daty, które są przyjęte nie tylko są złe, ale sie kupy nie trzymają, a świadczą tylko jakich mamy tumanów na naszych uniwersytetach.

Taką datę oczywiście mamy. Obwiniać możemy wszystkich naokoło od żydów, masonów, a skończywszy na klerze. Ale wina jest nasza własna.

Polski dzień niepodległości musi być zmieniony już w samej nazwie i powinien nosić nazwę - Dzień Jedności Państwa, który uchwalony został 20 stycznia 1319  w Krakowie przez Władysława Łokietka.

"Rozerwaną Polskę zjednoczył Władysław Łokietek i jako tłumacz woli narodowej ogłosił 20 stycznia 1319 roku akt jedności państwa od tak dawnego czasu podzielonego i w tymże dniu włożył koronę Bolesława jako godło jedności narodowej na głowę , a chcąc uniknąć wszelkich protestacyi zyskał papieża zezwolenie. Ta ceremonia odbyła się w Krakowie i odtąd korona zachowała się w tej stolicy , którą następnie przeznaczono, aby służyła solennej uroczystości namaszczania królów "

s. 467 Jędrzej Moraczewski - Starożytności Polskie - Ku wygodzie czytelnika porządkiem abecadłowym zebrane Tom I  wydane w 1842 r w Poznaniu

https://books.google.pl/books?id=8dJbAAAAcAAJ&pg=PA464&lpg=PA464&dq=1658+r+uchwa%C5%82y++sejmowa&source=bl&ots=lafLhCb-ee&sig=bLOxQIyvb0sKi1MGAGkm4bZ1EFk&hl=pl&sa=X&ved=0ahUKEwjsybOxzbXWAhVCCZoKHQ1uBw8Q6AEISTAG#v=onepage&q=1658%20r%20uchwa%C5%82y%20%20sejmowa&f=false

Ta data była w prawdziwej Kronice Długosza wymieniona, zaś obecna to fałszywka dla uniwersyteckich osiołków.


Naszą historię mamy pod własnym nosem i czas poskładać to wszystko w jedną całość.

CO ŁĄCZY MARSZ NIEPODLEGŁOŚCI Z URSUSEM?


 

Ukrainą NIKT się nie PRZEJMUJE, trwa TAM walka o SUROWCE" - gość Józef Białek


 

poniedziałek, 4 listopada 2024

K141 Kursk, rosyjski statek „Arctic Sea”, Izrael, Obama. Miedwiediew

Czytelniku,

 

Nasi politycy, a właściwie to trudno ich inaczej nazwać jak zwykłą hołotą. Raz, że jest po prostu głupia. Dwa jest sprzedajna. Trzy zawsze zostanie ograna i w każdej formie, co widzimy dziś w sprawie Ukrainy.

Warto przypomnieć sobie przypomnieć sprawę okretu podwodnego K 141 Kursk

 

Okręt podwodny "Kursk" zatonął w sierpniu 2000 roku. Zatonięcie "Kurska" nie zabiło wszystkich 118 członków załogi – przynajmniej nie od razu. Jeden z oficerów statku, kapitan porucznik Dmitrij Koselnikow, zostawił notatkę datowaną na dwie godziny po drugiej eksplozji, w której odnotowano 23 ocalałych. Mimo naprędce zorganizowanej akcji ratunkowej, w tym brytyjskich i norweskich ekip ratowniczych, rosyjski rząd nie był w stanie dotrzeć na czas do żadnego z ocalałych. Wrak okrętu podwodnego został wydobyty w 2001 roku i zwrócony do stoczni okrętów podwodnych Marynarki Wojennej Federacji Rosyjskiej w Roslakowie.

Jest jeszcze kilka dezinformacji, które zaciemniają poznanie prawdy.

Poniższa relacja pochodzi z książki Albina Siwaka, u nas uchodzącego za PRL - owskiego  komunistę, ale dziwnym trafem jego pozycje jak i relacje w pozycjach, które wymienia dziwnie szybko znikają z księgarń. Poniższą relację można potwierdzić w 70% reszta pewnie zostanie do końca owiana tajemnicą, ale warto przynajmniej poznać tą relację, by zobaczyć jak funkcjonuje prawdziwa polityka w sprawach, które mają wpływ na bieżące wydarzenia, a które jak są inne od tych śmieciowych wiadomości sprzedawanych nam w telewizji.

„Sprawą dla Izraela jest ściśle strzeżona sprawa incydentu z rosyjskim statkiem „Arctic Sea”. Ten statek transportował trzy pociski z głowicami jądrowymi odzyskanymi z okrętu podwodnego „K141 Kursk”, który zatonął w 2000 roku, wraz załogą, na Morzu Berentsa. I te pociski miały być przewiezione do Pantex Plan w Teksasie. 24 lipca statek płynący po Bałtyku został zaatakowany przez niezidentyfikowany statek i komandosów. Podali się za funkcjonariuszy policji szwedzkiej ściągających handlarzy narkotyków. Jednostkę rosyjską uprowadzili. 20 sierpnia doszło w tej sprawie do spotkania prezydenta Rosji Miedwiediewa i prezydenta Finlandii Tarji Holenem, ponieważ te przewożone pociski zostały wydobyte z dnia morza przez fińskich marynarzy i specjalistów. Finlandia i Rosja zdecydowały, że muszą znaleźć sprawców napadu, zachodziło bowiem uzasadnione podejrzenie, że pociski zostaną użyte do zamachów. Akcja połączonych sił Finlandii i Rosji doprowadziła od odnalezienia pirackiego statku i ujęcia jego załogi. O aresztowanych komandosach pisano wtedy, że to terroryści z CIA. Tylko że posługiwali się oni fałszywymi paszportami estońskimi, litewskimi i rosyjskimi. Ale okazało się, że to to był przekręt dla zmylenia śledczych. O aresztowaniu całej załogi pirackiego statku izraelski premier Netanyahu błyskawicznie poleciał do Moskwy. Ponieważ bardzo chciał otrzymać w sekrecie tę wizytę, to poleciał prywatnym samolotem i oficjalnym celem podroży była Gruzja. Ale gdy samolot znalazł się w rosyjskiej przestrzeni powietrznej, to premier poprosił o lądowanie w Moskwie, bo „samolot ma awarię”. Pozwolono mu wylądować na małym lotnisku pod Moskwą. (Podroż ta została później potwierdzona przez prasę Izraela „Yediot Achronot” oraz „Haaretz”). Według źródeł rosyjskich spotkanie Netanyahu z władzami Rosji miało bardzo burzliwy przebieg. Netanyahu stanowczo zadał natychmiastowego zwrotu wszystkich dokumentów i komandosów. Prezydent Miedwiediew odmówił. W dodatku Netanyahu usłyszał ostrą reprymendę z podkreśleniem, że to był gangsterski i bandycki napad i że Izrael stanowi zagrożenie pokoju na świecie. Miedwiediew postraszył restrykcjami i ostrzegł, że w przypadku ataku na Iran Izrael nie powinien liczyć na to, że pojadą tam wojska innych krajów, tak jak to miało miejsce w Iraku. I wtedy mocno zdenerwowany Netanyahu oświadczył; „Izrael jest gotów pociągnąć cały świat za sobą, jeśli będzie to konieczne”.

(Rosyjska prasa napisała, że nie żartował, bo znana jest politykom na świecie opcja Salomona, zakładająca zbiorowe samobójstwo w przypadku zbiorowego zagrożenia państwa żydowskiego. Czyli gotowi są użyć swych prawie trzystu głowic, żeby zniszczyć nieżyczliwy i wrogi im świat). Odchodząc rzekł do Miedwiediewa: „Rosja powinna zacząć oglądać się za siebie”. I rzeczywiście po tej wizycie i rozmowie przez Rosję przeszła fala zamachów terrorystycznych powodując śmierć ponad stu osób. Zamach na elektrownię wodną w Sajano-Szuszeńsku pochłonął 75 osób, a kilkakrotnie więcej było rannych i kalek. Rosja była przekonana, że to realizacja gróźb Netanyahu. W bazie lotniczej, w Tambowie, wywiad rosyjski miał swoje tajne archiwum i tam przechowywano dokumenty ujętych komandosów. W nocy 13 września bazę lotniczą zaatakowali nieznani komandosi. Zniszczono trzy wieże i zabito kilku wojskowych. Prasa rosyjska pisała, że to nie są wszystkie akcje terrorystyczne. Ta fala zamachów miała miejsce po zawarciu niespodziewanego przymierza Ameryki z Rosją w celu udaremnienia planów izraelskich służb specjalnych. Informacja o tym, że spotykają się prezydenci Obama i Miedwiediew obiegła świat. Putin spotkał się z  Obamą oraz z prezydentem Kanady, Herperem. Dyskutowano o bezprecedensowym zagrożeniu spowodowanym polityką Izraela, która całkowicie wymknęła się spod kontroli. (Spotkanie to zostało zwołane po tym, jak Izrael zerwał rozmowy z wysłannikiem Obamy, George Mitchellem.

Sytuacja stała się jeszcze bardziej napięta i poważna po publicznym oświadczeniu byłego ministra obrony Izraela, Ephraima Sneha, według którego możliwy był izraelski atak na irańskie instalacje nuklearne na wy padek gdyby Europa i USA nie uchwaliły sankcji przeciw republice islamskiej). Podczas tych właśnie rozmów Obama niespodziewanie zgodził się na odstąpienie od projektu administracji Busha zainstalowania w Polsce i w Czechach tarczy antyrakietowej. (Sama decyzja o rezygnacji budowy tarczy antyrakietowej została zakomunikowana, jakby przypadkiem, siedemnastego września. Tak więc mamy wybrany dość precyzyjnie moment i motyw zmiany amerykańskich planów). Wtedy Putin, jak podała prasa zachodnia, ze swej strony zadeklarował odstąpienie od projektu stworzenia nowej super waluty, która miałaby zastąpić amerykańskiego dolara w rozliczeniu w handlu międzynarodowym. Ponadto Putin ze swej strony, poprzez swego ministra handlu, Aleksieja Kudrina, zrezygnował z dochodzenia roszczeń wobec Banku of New York na kwotę 22 miliardów dolarów, zawalając się 14 miliardami, jako zwrotem kosztów procesowych. Jeśli za tym wszystkim stoi chęć stawienia czoła zbójeckiej polityce Izraela, to mielibyśmy naprawdę rewolucyjną zmianę w polityce międzynarodowej w ciągu ostatnich lat. Ale do tych wniosków należy podchodzić nadzwyczaj ostrożnie. Od ludzi związanych z władzą w Rosji słyszałem, że to inne problemy zadecydowały o zbliżeniu Obamy i Miedwiediewa.”

czwartek, 24 października 2024

Bartłomiej Nowodworski - kawaler matański, rycerz autor PROJEKT SZKOLENIA WOJSKOWEGO SZLACHTY

Czytelniku,

Naszą historię piszą osoby lekko mówiąc niewłaściwe. Obojetnie czy mówimy o szkołach wojskowych czy zwykłych. Postaci do nauczania powiązanych z ich przygodami mamy sporo. Oby to się w przyszłości zmieniło. Oto jedna z nich waszmość Bartłomiej Nowodworski.

Bartłomiej Nowodworski (ok. 1552–1625) pochodził z powiatu tucholskiego na Pomorzu, jednak jego ród wywodził się z Nowego Dworu na Mazowszu. Należał do wybitnych postaci swojej epoki. Świadczyć o tym może krąg jego znajomych i przyjaciół, w którym znaleźli się autor dziennika podróży do Ziemi Świętej Mikołaj Krzysztof Radziwiłł (1549–1616), bratanek Jana z Czarnolasu Piotr Kochanowski (1566–1620), kaznodzieja Fabian Birkowski (1566–1636), poeta Daniel Naborowski (1573–1640), ojciec przyszłego króla Jakub Sobieski (1588–1646), czy też późniejszy biskup krakowski Jakub Zadzik (1582–1642).

Od wczesnej młodości Nowodworski ćwiczył się rzemiośle rycerskim, początkowo u książąt Zasławskich na Rusi. Na Węgrzech brał udział w walkach zbrojnych po stronie ówczesnego wojewody siedmiogrodzkiego, Stefana Batorego. Gdy Batory został królem, Nowodworski uczestniczył w zwycięskiej kampanii pskowskiej w trakcie wojny o Inflanty w 1581 roku. Wierność kodeksowi rycerskiemu zmusiła go do wyzwania na pojedynek królewskiego pokojowca, który ubliżał mu słownymi zaczepkami. Dworzanin Batorego zginął w walce, Nowodworski latem 1582 dobrowolnie udał się na banicję, bolejąc nad tym niefortunnym pojedynkiem. Początkowo związał się dworem króla francuskiego Henryka III, który w 1574 roku potajemnie opuścił tron w Krakowie. Odznaczył się męstwem podczas toczącej się w owym czasie wojny religijnej katolików z kalwinistami. Dominikanin Birkowski w kazaniu pogrzebowym z lutego 1625 roku  Krzyż kawalerski abo pamięć wysoce urodzonego Jego M. Pana, P. Bartłomieja Nowodworskiego tak się wyrazi o Nowodworskim: „Siedmnaście lat strawił we Francji, a wszystkie w trudach krwawych”. Powodowany głębokim przywiązaniem do idei walki w obronie wiary z Francji udał się Nowodworski w roku 1599 na Maltę, aby tam „ślub zakonny Bogu i naświętszej Bogarodzicy oddał, aby gromił, póki żyw, brzydkie Bisurmańce”. Jako kawaler maltański wsławił się wtenczas wysadzeniem bramy zamku Lepanto. Powróciwszy do Rzeczpospolitej w 1607 roku, dzielny żołnierz został dowódcą przybocznej straży Zygmunta III. Nie wziął udziału w rokoszu Zebrzydowskiego, jednak w późniejszych latach był sceptycznie nastawiony do niefrasobliwych jego zdaniem poczynań królewskich. Birkowski poświadczył, że ów „żołnierz wierny” nigdy nie naraził na szkodę króla, wiary ani ojczyzny i nigdy też nie kierował się chęcią nieuczciwego zysku.

 

Jego imię rozsławił również udział w wojnie Rzeczpospolitej z Moskwą. W 1609 roku Nowodworski wysadził bramę Smoleńska, jednak wskutek braku dostatecznego wsparcia twierdzy nie zdobyto. Udało się to 13 czerwca 1611 roku.

Bartłomiej Nowodworski, doświadczony żołnierz Rzeczpospolitej, obmyślił fortel: ubrany w maskujący strój (biały w zimie, zielony w lecie), a nawet... psie skóry, na czworaka podczołgiwał się pod mury miasta i sukcesywnie podkładał materiały wybuchowe pod kanałem zakamuflowanym kanałem ściekowym. W sumie harcownikowi udało się podłożyć ilość wystarczającą, by 13 czerwca 1611 zrobić wyłom w murze (przydzielono mu 3 tony prochu). Dzięki temu polskie wojska zdołały zdobyć Smoleńsk.

Szczególną pomoc przypisał wówczas Nowodworski m.in. patronowi tego dnia, św. Antoniemu. W trakcie wojny polsko-moskiewskiej odniósł ranę w prawą rękę; pomimo tego dalej podejmował się działań wojennych.

 

Przywiązany był kawaler maltański do staropolskich obyczajów oraz prawdziwej religijności. Dbał o przywrócenie chrześcijańskiego pozdrowienia w życiu codziennym, propagował śpiew Bogurodzicy. W jednym z kazań dedykowanych i wydanych sumptem Nowodworskiego Birkowski tak pisał o przypisywanej wówczas św. Wojciechowi pieśni: „Wielka otucha zwycięztwa, gdy ten okrzyk zagrzmi w uszach żołnierza chrześciańskiego”.

 

Bartłomiej Nowodworski troszczył się również o rozwój edukacji. W tym celu 4 marca 1617 roku, w uroczystość św. Kazimierza królewicza, dokonał fundacji na rzecz działających przy Akademii Krakowskiej szkół zwanych prywatnymi, przygotowujących do nauki na uniwersytecie. Powtórnie wspomógł uczelnię w roku 1619.

z;https://www.polskieradio.pl/39/1240/Artykul/1375227,Bartlomiej-Nowodworski-komandos-polskich-krolow

https://www.wilanow-palac.pl/rzecz_o_jednym_kawalerze_maltanskim.html

Prace Historyczne z. 138 MAREK FERENC

PROJEKT SZKOLENIA WOJSKOWEGO SZLACHTY  AUTORSTWA BARTŁOMIEJA NOWODWORSKIEGO

W nowożytnej Rzeczypospolitej pojawił się szereg projektów stworzenia systemu kształcenia wojskowego. Wielu pisarzy politycznych postulowało powołanie do życia szkoły rycerskiej. Interesujący i wart przybliżenia szerszemu gronu historyków pomysł utrzymania i szkolenia kadry dla wojsk tzw. autoramentu cudzoziemskiego przedstawił słynny kawaler maltański i dworzanin króla Zygmunta III Wazy, Bartłomiej Nowodworski. Początkowo prezentował swoją koncepcję na prowincjonalnych zjazdach szlachty, a następnie na sejmie walnym warszawskim 1611 r. Niewątpliwą inspiracją było długo[1]trwałe i żmudne oblężenie Smoleńska, w którym Nowodworski czynnie uczestniczył i osobiście mógł się przekonać o słabym przygotowaniu wojsk Rzeczypospolitej do pro[1]wadzenia nowoczesnych, regularnych działań oblężniczych.

Przedmiotem niniejszej drobnej edycji jest właśnie projekt Bartłomieja Nowodworskiego. Podstawę wydania stanowi siedemnastowieczny odpis przechowywany w Bibliotece Naukowej PAU i PAN w Krakowie, rkps 2255, k. 277–278. Jest to fragment liczącego w sumie 333 karty (w tym wiele niezapisanych) tomu zatytułowanego Księga pamiętnicza Jakuba Michałowskiego, t. V, zawierającego kopie polskie oraz łacińskie listów i różnych materiałów dotyczących głównie rokoszu Mikołaja Zebrzydowskiego.

Interesujący nas dokument został zapisany na trzech kartach (k. 277, 277v, 278) o wy[1]miarach 34 x 41 cm. Na czwartej karcie (bez numeracji) widnieje jedynie informacja, czy też tytuł brzmiący: Sposób rozmnożenia kawalerów w Polsce i w WXL. Karta ta ma charakter strony adresowej i ślady składania, co sugeruje, iż dokument był gdzieś wysyłany.

Przy opracowaniu tekstu oparto się na Instrukcji wydawniczej dla źródeł nowożytnych od XVI do połowy XIX w., pod red. K. Lepszego (Wrocław 1953). Pojedyńczy przypis tekstowy (a-a) dla uproszczenia wydania zamieszczono wewnątrz przypisów rzeczowych. Podział stron rękopisu oznaczono symbolem: ||. Prezentowany tekst był wykorzystywany na proseminarium „Praktyczne ćwiczenia w przygotowaniu edycji wybranych źródeł historycznych epoki nowożytnej”, prowadzwonnym w Instytucie Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego w ramach specjalizacji archiwistycznej. Przy jego opracowaniu współpracowali studenci: Klaudia Batko, Agata Błaszczak, Barbara Bochenek, Agnieszka Dulęba, Jarosław Dziubiński, Iwona Kozik,

Damian Kruszyński, Paulina Krzywda, Justyna Lew, Michał Madej, Małgorzata Majcher, Katarzyna Martela, Ksenia Oleksy, Daria Rusin, Sylwia Sacha, Łukasz Skowronek, Magdalena Słowińska

SPOSÓB ĆWICZENIA SZLACHTY POLSKIEJ W DZIELE RYCERSKIM  W WOJSKACH CUDZOZIEMSKICH PRZEZ KRZYŻ Ś[WIĘTEJ] RELIGIJEJ MALTEŃSKIEJ OD P[ANA] KAWALERA NOWODWORSKIEGO PODANY

Po wszystkim chrześci[j]aństwie, w każdej porządnej R[zecz]p[ospoli]tej miał sobie stan szlachecki religiją malteńską za szkołę w rzemiośle rycerskim, gdzie przeciwko nieprz[jacie]lowi krzyża ś[więtego], i na ziemi, i na morzu, od kilkuset lat wojując, różnych a potrzebnych na wojnach fortelów, męstwa i dzielności się ucząc, każdy z nich do  ojczyzny swej wielkie z nieśmiertelną sławą pożytki przynosił. Bacząc to różni monarchowie, każdy w swym państwie prioraty  i komendy  na rozmnożenie tej religijej gęsto i hojnie fundowali. Czego i za świątobliwych przodków naszych, dobre i po dziś dzień są znaki komenda poznańska  i łogowska . Zaczęta ich szczodrobliwość i w potomkach jeszcze by się była rozmnożyła, kiedy by sami kawalerowie (jako to różne czasy różne vitia  płodzą) niedbalstwem i gnuśnością swą, drogę do rozszerzenia religijej nie byli zagrodzili. Wskrzesił jednak tę pobożną dawnych Polaków intencyją książę JMP wojewoda wileński, który sam się dobrze męstwu i przewagam [s] kawalerów maltańskich przypatrzywszy, komendę z własnej majętności w W[ielkim] K[sięstwie] Lit[ewskim] fundować i syna swego na to dać raczył .

Przepędziwszy ja większą część wieku swego w wojskach cudzozięmskich [s] i tam nie raz za łaską Bożą a jakimkolwiek ćwiczęniem [s] moim, dobrze się przeciwko  n ieprz[jacie]lowi krzyża ś[więtego] stawiwszy, tęż ozdobę, też pożytki, który hen się w cudzych krajach napatrzył, radbym z nieśmiertelną sławą w ojczyźnie [s] widział, które jem wszystko powinięn [s]. I na przeszłych sejmach po wzięciu Smoleńska wniosłem był w koło poselskie politia moje w tej mierze; lecz widząc na on czas Rz[ecz] p[ospoli]tą w większych trudnościach zawikłaną, odłożyłem to do tego sejmu, gdzie taki  rozmnożenia religijnej malteńskiej i ćwiczenia szlachty polskiej sposób podaję:

1.Są w każdym województwie, tak w Koronie, jako i w W[ielkim] K[sięstwie] L[itewskim] pewne dzierżawki w dyspozycyjnej JKM [Jego Królewskiej Mości], które nie przechodzą intraty złotych polskich tysiąc mniej albo więcej, ani należą do starostw stołowych i do ukontentowania wielkich zasług, te by się na komendę takim sposobem obrócić mogły.

2. Naprzód komenda imieniem każdego województwa zwała by się. Komendarzami  [s] ci by byli, którzy według porządku i ustawy religijnej naszej, pierwej kawalerami zostali. Oni by po zejściu teraźniejszych dzierżawców te komendy naznaczone brali.

Polacy w Koronie, a narodu lite[wskieg]o w W[ielkim] K[ięstwie] L[itewskim].

3. To jednak prawem obwarowawszy, żeby żaden do tego cudzozięmiec [s] nie należał, jedno szlachcic obojga narodów.

4. Co naprzód żadnego uszczerbku dochodom R[zeczy]p[ospoli]tej nie uczyni, gdyż  ona te dobra w ręce KJM [Króla Jego Mości] podała, ani przyniesie ujmy niczyim za[1]sługom, ponieważ tęnże [s] kawaler tegoż się dosługiwać i w różnych cudzoziemskich  wojskach umyślnie by się ćwiczyć miał. Czego wielką mamy w ojczyźnie potrzebę.

5. Tak by się państwa JKM za dzielnością i męstwem narodu naszego rozszerzyły, że z różnemi nacjami wojować a i w różnych cudzoziemskich wojskach, zamków rozmaitemi fortelami dobywać i bronić nam przychodzi. W czym my będąc nie ćwiczeni, to z sromotą naszą po obcych narodach szukać musimy, co doma gdy zechcemy snadnie mamy.

6. Ciż kawalerowie maltańscy na pogranicznych zamkach zostając wybrańce ćwiczyć, cudzoziemska piechotą rządzić, o działach, prochach, kulach i kiedy by trzeba podkopach zawiadywać mają. W czym wielka u nas dla samego niedbalstwa nieumiejętność [s] się pokazuje.

7. Co widząc sławnej i ś[więtej] pamięci król Stefan chciał na ćwiczenie [s] do Niderlandu dzieci szlacheckie kosztem swym słać, co teraz darmo WM moi M[iłoś]ciwi PP mieć możecie.

8. A co nie mniejsza domy szlacheckie po państwach JKM  rozrodzone, dla ubóstwa by upadać tak nie mogły, gdyby jeden drugiemu z rąk do rąk to dobro Rz[eczy]p[ospoli] tej podawał, a na ślepe się szczęście nie cisnąć, jeden by po drugim, jako po stopniach, nagrodę cnoty swej brał.

9. WM zaś moi M[iłoś]ciwi Panowie dzieciom braci i powinnym swoim uczyni[li] byście osobliwy do posług R[zecz]p[ospoli]tej za pewną nagrodą przysmak i niemały pochop do nieśmiertelnej sławy, którą zawsze naród nasz słynął.

10. Tym sposobem fundowały by się komendy w Koronie i w W[wielkim] K[księstwie] L[itewskim], których by według liczby województw kilka trzydzieści było, a kawalerów przynamniej półtrzecia sta14 konkurowałoby. A przezwisko, jako się wyżej wspomniało, brałaby komenda każda od głównego miasta województwa swego.

6. Ciż kawalerowie maltańscy na pogranicznych zamkach zostając wybrańce ćwiczyć, cudzoziemska piechotą rządzić, o działach, prochach, kulach i kiedy by trzeba podkopach zawiadywać mają. W czym wielka u nas dla samego niedbalstwa nieumiejętność [s] się pokazuje.

7. Co widząc sławnej i ś[więtej] pamięci król Stefan chciał na ćwiczenie [s] do Niderlandu dzieci szlacheckie kosztem swym słać, co teraz darmo WM moi M[iłoś]ciwi PP mieć możecie.

8. A co nie mniejsza domy szlacheckie po państwach JKM || rozrodzone, dla ubóstwa by upadać tak nie mogły, gdyby jeden drugiemu z rąk do rąk to dobro Rz[eczy]p[ospoli] tej podawał, a na ślepe się szczęście nie cisnąć, jeden by po drugim, jako po stopniach, nagrodę cnoty swej brał.

9. WM zaś moi M[iłoś]ciwi Panowie dzieciom braci i powinnym swoim uczyni[li] byście osobliwy do posług R[zecz]p[ospoli]tej za pewną nagrodą przysmak i niemały  pochop do nieśmiertelnej sławy, którą zawsze naród nasz słynął.

10. Tym sposobem fundowały by się komendy w Koronie i w W[wielkim] K[księstwie] L[itewskim], których by według liczby województw kilka trzydzieści było, a kawalerów przynamniej półtrzecia sta14 konkurowałoby. A przezwisko, jako się wyżej wspomniało, brałaby komenda każda od głównego miasta województwa swego.

Z;https://ruj.uj.edu.pl/server/api/core/bitstreams/6cd9edf1-58fd-4dfc-aac4-c40145085f8c/content



 

 


poniedziałek, 21 października 2024

Moskwa - próba sabotażu na M-18 Dromader

Mało znany przypadek sabotażu podczas prezentacji samolotu Dromader M-18 w Moskwie, czyli wszędzie i na wszystko trzeba mieć oczy dookoła głowy



 

MARSZ NA PETERSBURG


 

niedziela, 13 października 2024

Królestwo Tonga - zapomniany sojusznik Polski

 Czytelniku,

Rzecz mało znana i warta przypomnienia.

Królestwo Tonga - zapomniany sojusznik Polski

We wrześniu 1939 r., po agresji Niemiec na Polskę, Królestwo Tonga było jednym z pierwszych państw, które wypowiedziało wojnę III Rzeszy – i nie poprzestało na tym! W momencie, gdy światowe mocarstwa „skuliły ogon” – za wszelką cenę unikając konfrontacji z Hitlerem, niezwykły gest nadszedł z tej oddalonej o ponad szesnaście tysięcy kilometrów wyspy. W ramach publicznej zbiórki pieniędzy społeczeństwo Tonga kupiło dla Polski trzy myśliwce Spitfire.

We wrześniu 1939 r., po agresji Niemiec na Polskę, Królestwo Tonga było jednym z pierwszych państw, które wypowiedziało wojnę III Rzeszy – i nie poprzestało na tym! W momencie, gdy światowe mocarstwa „skuliły ogon” – za wszelką cenę unikając konfrontacji z Hitlerem, niezwykły gest nadszedł z tej oddalonej o ponad szesnaście tysięcy kilometrów wyspy. W ramach publicznej zbiórki pieniędzy społeczeństwo Tonga kupiło dla Polski trzy myśliwce Spitfire.

 

Królestwo Tonga jest malutkim krajem leżącym na południowym Pacyfiku, stanowiącym część Polinezji. Jego obszar łącznie liczy 748 km². Łącznie – gdyż państewko zajmuje 170 wysp będących częścią trzech atoli: Tongatapu, Haapai, Wawau, rozrzuconych od Nowej Zelandii aż po Hawaje. Ludność to około 106 000 mieszkańców – czyli tyle ile nasz rodzimy Koszalin. Co ciekawe, kraj ten nie został nigdy skolonizowany. Ustrój polityczny to monarchia konstytucyjna z silnym autorytetem króla i ministrami – często mianowanymi dożywotnio. Przeważająca większość mieszkańców Tonga to chrześcijanie (głównie metodyści i katolicy). Od 1970 roku jest członkiem brytyjskiej Wspólnoty Narodów.

Jesienią 1939 roku, władająca od 21 lat wyspiarskim państwem królowa Salote Tupou III, postanowiła na znak solidarności z Polską wypowiedzieć wojnę III Rzeszy oraz przystąpić do obozu Aliantów. Był to wielki gest ze strony tego małego kraju. Społeczeństwo zszokowane brakiem jakiejkolwiek wymiernej reakcji ze strony sojuszników Warszawy, w ramach zbiórki, notabene przypominającej polską przedwojenną zbiórkę Funduszu Obrony Narodowej na ORP „Orzeł”, uzbierało łączną kwotę 15 000 funtów (obecnie około 3 miliony USD). Suma ta pozwoliła na zakup trzech myśliwców Supermarine Spitfire, nazwanych: Queen Sālote, Prince Tungi i King Tupou I, które zostały przekazane Aliantom.

 

Znane są losy dwóch pierwszych samolotów. Queen Sālote znalazła się na wyposażeniu 602 Dywizjonu RAF, a latał na niej irlandzki as myśliwski Paddy Finucane. W czasie jednego z lotów na niemieckie pozycje we Francji 15 lipca 1942 roku, samolot został trafiony w chłodnicę i wskutek nieudanego wodowania zatonął wraz z pilotem. Prince Tungi, trafił do 485. Eskadry, którą w 1944 roku przeniesiono w rejon Morza Śródziemnego. Służbę zakończył w momencie, gdy zabrakło mu paliwa i rozbił się na Sycylii.

 

W 2016 roku nasz kraj nawiązał oficjalne stosunki dyplomatyczne z Królestwem Tonga.

pobrane z : Królestwo Tonga - zapomniany sojusznik Polski (tvp.pl)

Mistrz odwracania uwagi | Pogodne Szorty


 

piątek, 11 października 2024

niedziela, 6 października 2024

Jak Francja potajemnie repatriowała całe swoje złoto przed dewaluacją dolara Nixona

 Czytelniku,


Warto czasami przypomnieć sobie sobie historie, które są przykładem jak spryt i mądrość polityków pozwala dbać o interes swojego kraju. W poniższym przypadku była to Francja

artykuł pobrany z :  

https://www.moneymetals.com/news/2024/10/05/why-france-repatriated-3313-tonnes-from-new-york-and-london-in-the-1960s-003516?utm_source=241005-MMX-PN&keycode=241005-MMX-PN&utm_medium=email&utm_campaign=content

 

Prezydent Francji de Gaulle zainicjował tajną operację "Vide-Gousset" i w latach 1963-1966 sprowadził do kraju 3313 ton rezerw złota ze skarbców Rezerwy Federalnej w Nowym Jorku i Banku Anglii w Londynie. De Gaulle obawiał się, że deficyt w bilansie płatniczym Ameryki doprowadzi do pęknięcia Bretton Woods i dewaluacji dolara w stosunku do złota.

 

Wszystkie francuskie dolary zostały zamienione na złoto i aby uniknąć zdrady, metal został repatriowany w ciągu trzech lat. Potrzeba było 44 rejsów statkiem i 129 lotów, aby przywieźć do Banque de France w Paryżu ponad trzy tysiące ton złota.

 

Decyzja Francji okazała się bardzo korzystna. Zgodnie z przewidywaniami Francuzów, cena złota w dolarach gwałtownie wzrosła, z 35 do 800 dolarów za uncję, od 1968 do 1980 roku – dolar stracił 96% swojej wartości w stosunku do złota. Kraje, które trzymały się swoich dolarów, miały mniej szczęścia.

 

Niedawno, po Wielkim Kryzysie Finansowym, Banque de France sprowadził do kraju 211 ton, zmodernizował wszystkie swoje sztabki do obecnych standardów hurtowych, wyremontował swoje skarbce, ożywił Paryż jako centrum handlowe dla inwestorów instytucjonalnych, a historia się powtarza, ponieważ obecnie znajdujemy się w okresie hossy na rynku złota.

 

Wprowadzenie do Bretton Woods

Na konferencji w Bretton Woods w stanie New Hampshire w 1944 roku delegaci z 44 państw sprzymierzonych stworzyli nowy międzynarodowy system monetarny. Zawarto porozumienie w sprawie systemu stałych kursów walutowych i wolnego handlu. Waluty były powiązane ze złotem za pośrednictwem dolara, ponieważ Rezerwa Federalna obiecała kupować i sprzedawać złoto po ustalonej cenie 35 dolarów za uncję, a zagraniczne banki centralne miały obowiązek utrzymania swoich walut w "wartościach nominalnych" w stosunku do dolara1.

 

Dolar był postrzegany jako "dobry jak złoto", ponieważ dolary zawsze można było zamienić na złoto w Rezerwie Federalnej (Fed). W ten sposób, obok złota, zagraniczne banki centralne trzymałyby dolary jako rezerwy międzynarodowe, co sprawiało, że system z Bretton Woods był porównywalny do "standardu wymiany złota" sprzed II wojny światowej.

 

Nowo utworzony Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) miał nadzorować Bretton Woods i wspierać kraje z krótkoterminowymi deficytami bilansu płatniczego poprzez udzielanie rezerw. Za zgodą MFW kraje mogłyby zdewaluować (przeszacować) swoją walutę w przypadku utrzymujących się deficytów (nadwyżek) bilansu płatniczego, aby przywrócić równowagę.

 

Francuska krytyka Bretton Woods

W 1959 roku były generał francuskiej armii Charles de Gaulle został prezydentem Francji i stanął po stronie swojego najbardziej wpływowego doradcy ekonomicznego, Jaquesa Rueffa. Rueff i de Gaulle byli głośnymi krytykami Bretton Woods i amerykańskiego "wygórowanego przywileju".

 

Traktat z Bretton Woods pozwolił Stanom Zjednoczonym płacić za import dolarami, które stworzyły z powietrza, ponieważ system ten z natury sprawiał, że obcokrajowcy potrzebowali dolarów jako waluty handlowej, interwencyjnej i rezerwowej. Tylko zagraniczne banki centralne mogłyby wymieniać dolary na złoto w Fed, jeśli Fed im na to pozwolił. Ponadto eksportowane dolary powodowały inflację za granicą, ponieważ banki centralne były zobowiązane do obrony swoich kursów walutowych, a tym samym musiały drukować walutę, aby kupić dolary.

 

Stany Zjednoczone od lat pięćdziesiątych XX wieku miały deficyt bilansu płatniczego (więcej pieniędzy eksportowano niż importowano), co spowodowało spadek oficjalnych rezerw złota w USA – zagraniczne banki centralne wykupywały część importowanych dolarów w Fed. Punkt krytyczny został osiągnięty w 1960 roku, kiedy zagraniczne zobowiązania dolarowe Ameryki przekroczyły zasoby złota, co wywołało globalne zaniepokojenie wymienialnością.

Wzrost rezerw złota Francji w Fed

W dekadzie od 1958 do 1968 roku Francja doświadczyła silnego wzrostu gospodarczego i miała nadwyżkę w bilansie płatniczym, co spowodowało wzrost jej rezerw międzynarodowych. W 1961 roku Rueff, a także inni doradcy De Gaulle'a, wysunęli teorię, że Bretton Woods nie przetrwa, ponieważ banki centralne w końcu nie będą chciały gromadzić dolarów, gdy Stanom Zjednoczonym zaczyna brakować złota. Stany Zjednoczone byłyby zmuszone albo zdewaluować dolara w stosunku do złota, albo zawiesić wymienialność złota.

 

De Gaulle i jego zespół boleśnie przypomnieli sobie, co wydarzyło się w 1931 roku, kiedy Wielka Brytania zdewaluowała funta szterlinga w stosunku do złota w podobny sposób, powodując, że Banque de France (BdF) poniósł stratę w wysokości 2,35 miliarda franków francuskich, czyli dwa razy więcej niż jego kapitał. Francuski Skarb Państwa (podatnik) musiał interweniować, aby ratować BdF.

Francja stała się bardziej niechętna do akumulacji dolarów pomimo odsetek, jakie zarabiali posiadacze dolarów.

W listopadzie 1961 r., po tym, jak cena złota w Londynie na krótko wzrosła, prezes Fed Alfred Hayes przedstawił w Banku Rozrachunków Międzynarodowych (BIS) w Bazel w Szwajcarii plan wspólnego ustabilizowania ceny złota na wolnym rynku (Bordo i in. 2017). Europejskie banki centralne zgodziły się na utworzenie "Puli Złota" z USA, aby kupować i sprzedawać złoto na londyńskim rynku kruszców w celu utrzymania ceny na poziomie 35 dolarów. Francja zgodziła się przystąpić pod warunkiem, że USA naprawią jej deficyt bilansu płatniczego (Avaro, 2022).

Podczas gdy Francja zobowiązała się do współpracy z operacjami Pool w Londynie, BdF wymieniał nowo nabyte dolary na złoto w Fed w Nowym Jorku. W związku z tym jego zasoby złota w Nowym Jorku wzrosły w stosunku do tych w Londynie i Paryżu.

 

Francja repatriuje swoje złoto

De Gaulle wyraził opinię, że amerykański imperializm wspierał eksport kapitału. W styczniu 1963 roku powiedział swojemu rzecznikowi:

 

Europa Zachodnia stała się amerykańskim protektoratem, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Musimy teraz pozbyć się ich dominacji. Trudność polega jednak na tym, że skolonizowani tak naprawdę nie chcą się emancypować. Od zakończenia wojny Amerykanie podporządkowywali nas sobie bezboleśnie i bez większego oporu.

Dla generała złoto było również narzędziem do odepchnięcia amerykańskich dążeń do dominacji, w których dolar odgrywał kluczową rolę. Niedługo potem, w marcu 1963 roku, De Gaulle zaczął martwić się geografią francuskiego złota i zażądał, aby całość została sprowadzona do Paryża (Avaro, 2022). Każde złoto przechowywane za granicą mogło zostać wykorzystane jako dźwignia przeciwko Francji.

 

Pracownicy BdF odradzali repatriację, biorąc pod uwagę koszty transportu i ubezpieczenia. W ramach kompromisu we wrześniu 1963 r. rozpoczęto tajną operację "Vide-Gousset" w celu repatriacji 400 ton złota z Nowego Jorku (Avaro, 2022; Bruneel, 2012).

 

Początkowo transfery z Nowego Jorku odbywały się drogą morską, gdyż trudno było zapewnić transport drogą lotniczą. Rozważano zaangażowanie francuskiej marynarki wojennej, ale to zdmuchnęłoby przykrywkę operacji. Zamiast tego BdF korzystało z transatlantyków Compagnie Générale Transatlantique, które były w stanie przewieźć 25 ton w tempie dwóch rejsów miesięcznie. Warto zauważyć, że nie całe repatriowane złoto trafiało do Paryża, część trafiała na konto BIS w Banku Anglii (BOE). Możliwe, że BdF współpracował z BIS w sprawie zamiany lokalizacji.

Nieufność de Gaulle'a wobec Stanów Zjednoczonych w kwestii przechowywania francuskiego złota szła w parze z trwającym deficytem bilansu płatniczego Ameryki. Wielka Brytania, którą de Gaulle postrzegał jako przedłużenie USA, również doświadczała deficytu bilansu płatniczego. Przed dolarem funt szterling został zaatakowany przez spekulantów w 1964 roku.

Gdy funt szterling znalazł się na skraju dewaluacji, degradacja dolara stała się jeszcze bardziej prawdopodobna. Oceniając finanse zarówno Ameryki, jak i Wielkiej Brytanii, Francuzi podjęli decyzję o zwiększeniu konwersji dolara, przyspieszeniu repatriacji złota z Nowego Jorku, a także repatriacji złota z Londynu. Od grudnia 1964 roku Banque de France był w stanie czarterować samoloty pasażerskie z Air France w celu transportu złota z Londynu do Paryża (Bruneel, 2012).

 

Plan komunikacji zakładał najpierw ogłoszenie jednej nietypowej konwersji dolarów; Wtedy francuski urzędnik wyraziłby zaniepokojenie międzynarodowymi problemami monetarnymi i zażądałby od Ameryki reform. Zgodnie z planem, w styczniu 1965 r. BdF publicznie ogłosiło konwersję 300 milionów dolarów na złoto (267 ton), po czym 4 lutego generał zorganizował niesławną konferencję prasową w Pałacu Elizejskim, na której opowiedział się za powrotem do standardu złota. Z De Gaulle'a:

W obecnym systemie Stany Zjednoczone mogą zadłużać się za darmo, kosztem innych krajów, ponieważ to, co Stany Zjednoczone są im winne z handlu, jest spłacane, przynajmniej częściowo, dolarami, które tylko one mogą stworzyć3. Biorąc pod uwagę poważne konsekwencje i kryzys, które mogą wyniknąć z tej sytuacji, uważamy, że należy podjąć środki, aby tego uniknąć. Uważamy za konieczne, aby handel międzynarodowy był regulowany, tak jak to miało miejsce przed wielkimi nieszczęściami świata [pierwsza i druga wojna światowa], na niepodważalnej podstawie monetarnej. Taki, który nie nosi znamion żadnego konkretnego kraju. Na jakiej podstawie? Prawdę mówiąc, nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie innego standardu niż złoto.

Najwyższym prawem, złotą regułą, która powinna być ponownie zastosowana w międzynarodowych stosunkach gospodarczych, jest obowiązek uregulowania bilansu płatniczego między jedną strefą monetarną a drugą poprzez dostawy i wycofanie metali szlachetnych.

 

Zaraz po swoim przemówieniu De Gaulle zasugerował swoim kolegom, aby wysłali do Nowego Jorku krążownik rakietowy "Colbert" i odebrali francuskie złoto wielkości 4. Jego minister finansów przekonał go, aby zrezygnował z tego pomysłu, ponieważ może to nieumyślnie zaszkodzić stosunkom dyplomatycznym (Avaro, 2022).

Bank centralny Francji przystąpił do większej wymiany dolarów i zaplanował loty pasażerskie, a następnie towarowe samolotów Air France, zdolnych do przewiezienia około 30 ton każdy, aby latać między Nowym Jorkiem a Paryżem oprócz liniowców oceanicznych. Repatriacje były wówczas relacjonowane przez media, ale rozmiar i szczegóły operacji nie były znane, o ile zostało to ujawnione w archiwach gazet (źródło, źródło).

W ciągu roku prawie całe francuskie złoto zostało sprowadzone do domu. Chociaż, w miarę pozyskiwania nowych dolarów, działalność Vide-Gousset rozszerzała się. W latach 1965 i 1966 zorganizowano nie mniej niż 94 loty lotnicze, które pozwoliły na repatriację z Londynu 1 175 ton złota. Łącznie 1638 ton zostało odzyskanych z USA, podzielonych na 24 rejsy statkiem i 35 lotów lotniczych. W sumie repatriowano 3313 ton, jak podaje honorowy dyrektor generalny Banque de France, Didier Bruneel, w książce "The Secrets of Gold" (Les Secrets de l'Or).

Upadek puli złota i dewaluacja dolara

Ponieważ nierównowaga w światowym systemie finansowym wciąż rosła, Francja nie widziała innego wyjścia, jak tylko wycofać się z londyńskiej puli złota w czerwcu 1967 roku. Jeszcze w tym samym roku Wielka Brytania została zmuszona do dewaluacji funta szterlinga, a rynki zaczęły przyglądać się dolarowi.

 

Powoli, ale pewnie, sytuacja zaczęła się pogarszać, a Pool został skonfrontowany ze znacznymi stratami. Od 8 do 14 marca 1968 roku syndykat złota musiał sprzedać prawie 1000 ton złota, aby ograniczyć cenę złota w dolarach. "Samoloty amerykańskich sił powietrznych przylatywały do Londynu coraz więcej złota z Fort Knox, a w sali ważenia Banku Anglii gromadziło się tak dużo, że podłoga się zawaliła" — pisze Timothy Green w książce "The New World of Gold".

 

15 marca 1968 roku Stany Zjednoczone nakazały zamknięcie londyńskiego rynku kruszców na dwa tygodnie, a działalność Pool została zakończona. Następnie pojawił się dwupoziomowy system złota: cena złota mogła unosić się na wolnym rynku, ale oficjalna cena złota pozostała niezmieniona i wynosiła 35 dolarów. Podmioty prywatne mogły handlować złotem po cenie wolnorynkowej, a banki centralne mogły dokonywać transakcji między nimi po oficjalnej cenie, nie mogąc jednak sprzedawać na wolnym rynku. Oczywiście żaden bank centralny nie sprzedałby złota innemu bankowi centralnemu za 35 dolarów, wiedząc, że rzeczywista cena jest wyższa.

 

Jak na ironię, frank francuski znalazł się pod presją pod koniec 1968 r., a BdF sprzedawało złoto głównie w celu obrony swojej waluty, ponieważ wymieniło większość swoich dolarów (patrz wykres 1). Następca de Gaulle'a, Georges Pompidou, zdewaluował franka w 1969 roku.

 

Chociaż europejskie banki centralne nadal mogły wymieniać dolary na złoto w Fed w ramach dwupoziomowego systemu, Amerykanie zastraszali je lub szantażowali, aby tego nie robiły. Ostatecznie prezydent Nixon zamknął okno na złoto 15 sierpnia 1971 r. z powodu próśb Francji i Wielkiej Brytanii o wymianę dolarów na metale szlachetne.

 

Bretton Woods de facto zakończył się w 1968 roku, ale potknął się aż do 1971 roku. Poza formalnymi zmianami w statucie MFW, które zostały wprowadzone w życie, era płynnych kursów walutowych rozpoczęła się w 1971 roku.

 

Z powodu szalejącej inflacji w latach 70. cena złota wzrosła z 35 dolarów za uncję w 1968 roku do 800 dolarów w 1980 roku. To wzrost ceny złota w dolarach o 2200% lub dewaluacja dolara o 96%, w zależności od tego, jak na to patrzeć.

 

Francja nie tylko trafnie przewidziała dewaluację dolara w stosunku do złota, ale także podjęła odpowiednie działania, wymieniając jak najwięcej dolarów, kiedy tylko mogła. Repatriacja złota miała nie tylko wywrzeć presję na Amerykę, aby zreformowała się, ale także zapobiec niekorzystnym wynikom. Praktycznie całe francuskie złoto monetarne jest nadal przechowywane w La Souterraine, skarbcu BdF w Paryżu.

Francja po raz kolejny przygotowała się na hossę na rynku złota

W 2018 r. druga zastępczyni gubernatora BdF, Sylvie Goulard, opublikowała w "Alchemiku" niezwykły artykuł: "Banque de France and Gold: Past and Future". Po pierwsze, Goulard przypomina swoim czytelnikom o fakcie, że Paryż był ważnym ośrodkiem handlu złotem obok Londynu i Nowego Jorku w czasach klasycznego standardu złota w XIX wieku. Kontynuuje, stwierdzając, że "kryzys finansowy [w 2008 r.] zadziałał jak sygnał alarmowy dla złota", które "okazało się szansą dla złota i dla Banque de France".

 

Ten "dzwonek alarmowy" skłonił Banque de France do modernizacji całego swojego złota monetarnego do obecnych standardów branżowych w latach 2009-2018, upewniając się, że wszystkie sztabki mogą być w razie potrzeby rozmieszczone na rynkach hurtowych.

Ponadto La Souterraine został odnowiony: podłogi zostały wzmocnione, aby utrzymać ciężkie wózki widłowe, dodano nowe schowki skarbcowe w różnych rozmiarach do przechowywania pojedynczych prętów lub zaplombowanych palet, istnieją skarbce do przeładunku, transportu i audytu, a także zintegrowany jest nowoczesny system informatyczny.

Oprócz przechowywania francuskiego złota monetarnego BdF oferuje usługi powiernicze i rozwiązania handlowe (spot i swap) dla klientów instytucjonalnych, a także w celu zdobycia udziału w rynku z Londynu. Goulard wspomina: "W 2012 roku Banque de France zaczął rozszerzać swoją ofertę usług związanych ze złotem dla zarządzających rezerwami". Nie wspomniała jednak, że Francja repatriowała kolejne 221 ton z Londynu około 2015 roku.

 

Po dziesięcioleciach prób demonetyzacji złota przez Stany Zjednoczone, Wielki Kryzys Finansowy ożywił rolę złota w międzynarodowym systemie finansowym jako aktywa rezerwowego bez ryzyka kontrahenta. Cena idzie w górę, a coraz więcej banków centralnych kupuje złoto (i to coraz więcej).

Tymczasem istnieje tendencja do repatriacji złota przez narody, w tym roku złoto wyprzedziło euro, stając się drugą co do wielkości walutą rezerwową na świecie, podczas gdy Wschód coraz bardziej rozstaje się z dolarem jako walutą handlową i rezerwową.

 

W mojej ocenie Francuzi po raz kolejny trafnie przewidzieli rozwój sytuacji na rynku złota.