Czytelniku regularnie jesteśmy pompowanii w naszych .......calowych telewizorach, albo wymyślonymi zagrożeniami ja pandemia, epidemia, smog, a jak to nie pomaga to pompuje się zagrożenie ze strony Rosji. Aby przynajmniej w minimalnym stopniu zrozumieć naszą historię wypadałoby przynajmniej przeczytać książkę Wacława Gąsiorowskiego Królobójcy, a przynajmniej powinna to zrobić głupkowate młode pokolenie, którym manipulować jest łatwo jak stadem baranów, co miało swoje skutki w powstaniach, wojnach i rabowaniu kraju i jego obywateli. Jeżeli masz trochę czasu to zapoznaj się z poniższa pozycją, a może lepiej zrozumiesz złożonośc sytuacji w relacjach z naszym sąsiadem.
s. 231
….Zamach roku 1888 do
odosobnionego życia cesarza Aleksandra III wsączył nowy strumień goryczy, żółci
i niepokoju. Zdenerwowanie władcy nie było bezpodstawne, skoro fakty pouczały,
że do najbliższego otoczenia cesarskiego zdołał dostać się i Chałturin, i kuchcik.
I znowu poddaną całą służbę cesarską szczegółowej obserwacji, i znów zarządzono
gromadne rugi w pałacach i po raz nie wiadomo, który starano się stworzyć
niewątpliwej wierności szeregi. Lecz przy nowej reorganizacji już nie wierzono
Rosjanom ani prawosławnym , lecz przekładano Tatarów, sprowadzano nawet
Murzynów i Abisyńczyków. Pałace monarchy zapełniły się kolorowymi twarzami,
wyznawcami Mahometa i Buddy, jakoby wierniejszymi w swym niewolniczym
poszanowaniu pana, a już dla chrześcijańskiej propagandy stanowczo
niedostępnymi.
Aleksander
III sam wynajdował obostrzenia obrony i wprowadzał wszelkie ostrożności,
podpowiedziane mu przez kogokolwiek z otoczenia, a w ostatku cesarz w kieszeni
munduru jął nosić siedmiostrzałowy rewolwer
i nie rozstawał się z nim ani na chwilę. Fatalność chciała, że i ten
rewolwer miał cesarzowi zgotować nową chwilę strapienia. Wkrótce po zamachu pod
Borkami cesarz zasiadł późnym wieczorem do biurka i papierów w swoim gabinecie.
Dyżurny oficer warty pałacowej , odprawiający służbę w przyległym do gabinetu
pokoju, znając nawyki cesarza, usadowił się wygodnie , rozumiejąc, że monarcha
przed północą drzwi nie otworzy. Było lato i upał nieznośnie duszny, nie
złagodzony nawet powiewem wieczoru . Upał ten dla opiętego w uroczysty mundur
oficer był łaźnią trudną do zniesienia. Oficer jednak, dworak obyty, nie wachał
się ani na chwilę i rozpiął haftki kołnierza, rozluźnił pas, odczepił kaburę i
pas z rewolwerem, i rozparł się wygodnie na kanapce, pod oknem. Było to
uchybienie służbowe, uchybienie jednak przez wszystkich oficerów, skazanych na
nudne, bezcelowe wysiadywanie pod drzwiami komnat pałacowych, uprawiane z
powodzeniem.
Zresztą uchybienie zawsze mogące
ujść oka zwierzchności, bo dające się kilkoma ruchami usunąć.
Oficer
wyglądał oknem na pusty, głuchy dziedziniec pałacowy – aż się znużył. Brała go
ochota zapalić papierosa, lecz brakło mu odwagi. Papieros groził wydaleniem ze
służby, lecz oficer był dworakiem
doświadczonym, sięgnął więc po tabakierkę i pociągnął potężny niuch tabaki.
Następnie rozkichawszy się, przyglądał się z upodobaniem tabakierce. Ta
szczerozłota była darem od cesarza, była przedmiotem zazdrości kolegów, była
niewątpliwym zadatkiem innych faworów i odznaczeń. Oficer uśmiechnął się i
zapatrzył w dal komnatki, oświetlonej dyskretnie przyćmiona lampą, zapatrzył
się w swą przyszłość, która mu się wydawała tak jasna, tak piękna. Wtem drzwi
wiodące do gabinetu cesarskiego otwarły się z trzaskiem, Aleksander III ukazał
się na progu. Niespodziewane zjawienie się panującego gromem poraziło oficera.
Zerwał się na równe nogi pomieszany i cofną się w róg pokoju, chcąc ukryć
roznegliżowanie. Dla świadomego przyczyny konfuzja i gorączkowe, nerwowe
zachowanie się oficera było zrozumiałe. Cesarz jednak osiągnął wrażenie odmienne.
Aleksander III, otworzywszy drzwi, postrzegł, iż oficer służbowy cofnął się
pomieszany w tył, że skurczył się zamiast wyprostować, że skulił się może do
skoku.
Monarcha drgnął, wszystkie widma
królobójcze targnęły nim. Ręka cesarza machinalnie sięgnęła po rewolwer. – „Ty
kto takoj?” – huknął surowo cesarz. Oficer zatrząsnął się z przerażenia. W
tejże samej chwili złota tabakierka błysnęła w cieniu ku Aleksandrowi.
Aleksander III nie namyślał się. Szybkim ruchem wyciągnął rewolwer, podniósł i
trupem położył nieszczęśliwego oficera. Wszczął się alarm. Cały dwór ruszył do
cesarza. Aleksander III był przekonany, że zabił królobójcę. Gdy okropna
pomyłka wyjaśniła się, monarcha przeraził się. Protojerej Janyszew z Joanem
Kronsztadzkim mieli sposobność wzmocnić swe wpływy na dworze.
Tak, Aleksander III był wybornym
strzelcem, zdolnym ubiegać się o tytuł króla kurkowego, nie tylko zresztą
strzelcem, ale i atletą. Cesarz Aleksander III łamał w rękach podkowy, a zbytek
sił fizycznych skłaniał go nawet do szukania rozrywek w zabawianiu się w
tracza, przy czym ofiarą topora i piły monarszej stawały się najpiękniejsze
okazy starodrzewu w parkach cesarskich. Ale siły fizyczne, rzec można ,
rozwinęły się kosztem sił duchowych. Cesarz nie umiał panować nad samym sobą, nie
mógł opędzić się wewnętrznemu niepokojowi. Aleksander III nie posiadał ani
dziesiątej części zimnej krwi, determinacji lub godności Aleksandra II.
Atletyczne muskuły, imponujący wzrost, donośny silny głos – kryły nerwy
poszarpane na strzępy, chorobliwa imaginację,
przesadnie do dziwactwa posuniętą i ciągłą trwogą o życie. Stąd muskuły raczej
zawadzały cesarzowi niż pomagały – raczej potęgowały tragizm jego położenia,
przysparzały mu utrapień. Oficer służbowy nie był jedną ofiarą – stał się nią
wkrótce także zaufany i zasłużony kamerdyner.
Było to w Liwadii. Cesarz
odprawiał popołudniową siestę. Kamerdyner przed sjestą otrzymał od cesarza
rozkaz obudzenia monarchy po godzinie spoczynku, gdyż Aleksander III często
zasypiał snem twardym. Kamerdyner święcie dopilnował nakazanego czasu i jął
budzić cesarza. Aleksander III jednak nie tylko spał, ale śnił jednął z tych
groźnych, ponurych mar, które mu i jawę nieraz zatruwały, bo zaledwie
kamerdyner dotknął z lekka monarchę i stereotypową wyrzekł formułkę, cesarz zerwał
się na równe nogi i w półśnie w
półoszołomieniu kopnął kamerdynera. Cesarz był siłaczem, atletą, kopnięcie w
brzuch okazało się śmiertelne. Biedny kamerdyner runął na ziemię i u stóp pana
ducha wyzionął. Monarcha głęboko odczuł i odchorował ten fatalny wypadek i
uczynił co mógł dla nieboszczyka – kazał mu wystawić pomnik na liwandyjskim
cmentarzu.
A nihiliści? Ci nie zasypiali
sprawy, nie opuszczali rąk, knuli, szli na męczeństwo, co dnia ginęli i rodzili
się co dnia. Partia narodnowolców pozornie w tym czasie znikła jako tytuł – ale
w istocie rozbiła się, rozrosła na dziesiątki komitetów, stowarzyszeń, kółek.
Policja pracowała bez
wytchnienia, kazamaty więżień ledwie pomieścić mogły przestępców politycznych,
ciasno było już i na syberyjskiej katordze, a nie gasł, lecz wzmagał się. Ale
wzmagać się musiał, bo samowładca rozmyślnie burzę siał i to bez przyczyny, bez
powodu, bez żadnej uprawnionej racji stanu. Berło rosyjskie skupiające
czterdzieści narodów, z których kilka tylko do szczepu słowiańskiego należy, zapragnęło wszystkie
sprowadzić do jednego mianownika państwowego.
Jakoż rząd rzucił się na cichych
Finów, pokornych Tatarów, upartych Polaków i Litwinów, pracowitych Ormian,
pogodzonych Gruzinów, lojalnych Kurlandczyków i Estończyków – rzucił się na
zniszczenie ich tradycji, ich wierzeń, ich przyrodzonych praw, Samowładczemu
rządowy i tego było jeszcze mało – rządowi zawadzały nawet ludy ruskie, nawet
Ukraińcy, nawet Białorusini, na koniec rząd miał drakońskie prawa i dla
najrdzenniejszych Rosjan – prześladowano nie tylko Żydów i Mahometan, nie tylko
protestantów i katolików, ale i prawosławnych, ale i wszystkie kulty
wschodniogreckiego Kościoła, różniące się czymkolwiek od poglądów Janyszewa i
ojca Joana Kronsztadzkiego..
S. 244
Historia się powtarza – a więc
przyszłość, daje się wyrozumować przeszłością, a bodaj w części ogadnąć.
Mikołaj II wstąpił na tron rosyjski w roku 1894, więc zasiadł w gronostajach w
trzysta dziesięć lat po śmierci Iwana Groźnego, jako dwudziesty szósty cesarz –
jako dziewiętnasty po pierwszym Romanowie – jako trzynasty samowładca
(pierwszym autokratą był Piotr I), jako ósmy monarcha nazwiska Holstein –
Gottorp (ILU TAK NAPRAWDĘ WŁADCÓW BYŁO ROSJANAMI NIEWIELU?), jako piąty
z potomków Pawła I. Dane odnoszące się do dwudziestu pięciu poprzedników cesarza Mikołaja pozwalają się uszeregować
w następujący sposób. Na dwudziestu pięciu władców Rosji - dwudziestu było zamordowanych, sześciu
zmarło śmiercią podejrzaną, nasuwającą prawdopodobieństwo zabójstwa, jeden
odebrał sobie życie, a sześciu doczekało się śmierci naturajnej, tj. w różnym
stopniu i wieku chorobami sprowadzonej. Czyli, że śmierć naturalna na tronie
rosyjskim przypada na każdego czwartego monarchę……….
s. 246
..Mikołaj II wiedział, że chłopi
błagają, aby ich nie bito, że poddani proszą, aby ich nie karano bez sądu i
obrony, aby nie wleczono do cerkwi, aby ich wyzwolono od pijawek państwowego
przekupstwa, aby prawo było prawem a nie dobrym humorem ministra, aby wolno im
było uczyć się, aby wolno im było bronić dobytku przed urzędowymi złodziejami,
aby pamiętano o humanitaryzmie, o statutach zabezpieczających angielskie konie,
niemieckie pudle i szwedzkie koty od znęcania się nad nimi.
s. 259
Ministrem spraw wewnętrznych
został von Plehwe, jeden z plejady wynaturzonych Niemców, którzy od wieków
są strażnikami Holstein – Gottorpów. Nowy minister miał ustaloną reputację,
miał zasługi położone przy śledztwie twórców bomb marcowych (Żelabowa, Perowskiej
i innych), miał świetną przeszłość w żandarmerii i policji, a więc posiadał
wszystkie dane na kierownika stu dwudziestu milionów ludności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz