Czytelniku,
Dziś jest kolejna rocznica 10
listopada z roku 1444, bitwy na której głowę położył niespełna dwudziestoletni
król Władysław swoją naiwnością i brakiem kalkulacji politycznej. A wyglądało
to tak.
Udana kampania 1443 roku wojsk
węgierskich (zwana czasami pierwszą krucjatą) stała głównie zachętą do
krucjaty, która doprowadziła do bitwy pod Warną. Była jedną z najbardziej
chwalebnych w całej historii i świadczy
zarówno o męstwie węgierskiego narodu,
jak i o doskonałym dowodzeniu armią. Dowodził nią Hunyadi János. Jeden z
najgenialniejszych węgierskich dowódców wojskowych Europy XV w. W wyniku tej
kampanii Węgrzy pokonali Turków w kilku bitwach i następnie rozpoczęło się
natarcie przez Serbię, w górę rzeki Morawy. Serbowie przyjęli Węgrów jako
wyzwolicieli i zapewnili im przewodników oraz żywność. Sam Hunyadi szedł
naprzód ze swoim dwunastotysięcznym korpusem, a następnie król z główną armią w
wolniejszych marszach. Po krótkim czasie Hunyadi znalazł się już pod Niszem i
zająwszy go, spalił go, aby nie mógł służyć jako baza wypadowa dla Turków w
przyszłym roku. Stamtąd miał już ruszyć w kierunku Sofii, gdy usłyszał, że
trzech tureckich Baszów spieszy na odsiecz Niszowi. Nie wiedzieli jeszcze, że
ten zamek już upadł. Zadaniem Hunyadiego było teraz zapobieżenie zjednoczeniu
Baszów, ponieważ byłoby to dla niego niebezpieczne. Udało mu się to całkowicie
i pokonał trzy armie w trzech oddzielnych bitwach w ciągu jednego dnia. Gdy pod
koniec kampanii trafił na umocnione pozycje Tureckie zarządził odwrót, który
Turcy, sądząc, że jest ucieczką, podążyli za Węgrami. Po tym węgierski wódz
rozkazał "stop" i w długiej, krwawej bitwie ponownie pobił Turków. Ta
zwycięska kampania była fundamentem dla przyszłej krucjaty.
W ten sposób zakończyła się
"długa kampania", która trwała pięć miesięcy.
Wpływ, jaki szczęśliwy wynik tej
kampanii wywarł na Europę, jest niemal nie do opisania. Wypędzenie Turków było
przez wszystkich uważane za wydarzenie, które miało nastąpić w krótkim czasie.
I nie tylko ludzie, którzy potrafili żarliwie pragnąć wszystkiego, co się
podobało, ale także rządy europejskie, które wydawały się tak entuzjastyczne.
Ze wszystkich stron płynęły zapewnienia: walczcie dalej, ich pomoc nie
zabraknie.
Wydano dekret, że "na chwałę
Bożą, dla ochrony i ubogacenia wiary chrześcijańskiej, dla dobra Kościoła
katolickiego, a zwłaszcza dla wyzwolenia Węgier i przyległych części, latem
przyszłego roku rozpocznie się kampania pod dowództwem króla w kierunku Grecji
i Rumunii", na co król Władysław złożył specjalne zobowiązanie, składając
przysięgę na ręce wysłanników papieskich.
Przygotowaniom sprzyjał papież, który na ten rok przekazał królowi
jedną dwudziestą dziesięciny na Węgrzech i swoje dochody w Polsce. Nie
przysyłał jednak pieniędzy, ponieważ były mu to konieczne, aby wyposażyć flotę,
którą wyekwpował.
Turcy, widząc poczynione
przygotowania przeciwko nim, przestraszyli się; Byli bowiem zmęczeni długą
kampanią i przekonani o potędze oręża chrześcijańskiego. Ponadto byli zajęci w
Azji Mniejszej, tłumiąc bunt wzniecony przez sułtana Karamanii. Wysłano więc
ambasadorów do Brankovicia, prosząc go o wstawiennictwo i grożąc powrotem całej
Serbii i uwolnieniem jego dwóch synów, jeśli uda mu się skłonić Węgrów do
pokoju. Brankovics oczywiście chętnie przyjął tę ofertę, która była dla niego
tak korzystna. Przede wszystkim starał się pozyskać dla idei pokoju Jánosa
Hunyadiego, któremu – w podzięce i uznaniu za poczynione dla niego ofiary, ale
także w nagrodę za przyszłą akceptację tak korzystnego dla niego pokoju – oddał
panowanie nad Lightcastle. Ponieważ pokój zawarty z Turkami przynosił
korzyści większe niż te, których nie można było uzyskać nawet w
najszczęśliwszej kampanii, gdyż oprócz znacznej sumy pieniędzy Turcy obiecali
także zwrócić Węgrom swoje prowincje pomocnicze – Hunyadi był gotów to poprzeć.
On i Brankovics natychmiast poinformowali o tym sułtana, a jednocześnie kazali
mu wysłać uroczyste poselstwo do króla Władysława w celu zawarcia pokoju.
Zwracając na to wszystko uwagę
króla, Hunyadi zalecił przeprowadzenie rozmów pokojowych w Segedynie. I żeby
wojna mogła się natychmiast rozpocząć, jeśli negocjacje się nie powiodą. Za
radą Hunyadiego król udał się ze swoimi wojskami do Segedynu, gdzie wkrótce
przybyli posłowie sułtana. Po długich pertraktacjach w połowie lipca
rzeczywiście zawarto pokój na dziesięć lat, na co obie strony uroczyście
złożyły przysięgę.
12 czerwca 1444 r. posłowie
zawarli wstępny traktat pokojowy z Turkami. Sułtan zgodził się na pozornie
niewiarygodne warunki: obiecał zwrócić Serbii i Albanię wraz z 24 zamkami
Brankoviciowi, uwolnić jeńców, w tym synów, i wypłacić królowi Władysławowi
Węgierskiemu odszkodowanie w wysokości stu tysięcy złotych florenów oraz oddać
do dyspozycji 25 000 wojowników, jeśli uzna to za konieczne. Kapitulacja
wymienionych zamków musi zostać zakończona w ciągu ośmiu dni od ratyfikacji
przez króla. Sułtan również złożył przysięgę pokoju, a następnie udał się do
Azji Mniejszej.
Oferta była bardzo korzystna,
jednak w trakcie negocjacji legat papieski, kardynał Giuliano Cesarini,
nieustannie "lobbował" u Władysława za rozpoczęciem kolejnej
kampanii,
Zgodnie z warunkami pokoju
Turcy zatrzymaliby Bułgarię, ale byliby zobowiązani do zwrotu całej Serbii, w
tym Niszu, a także jego podbojów w Hercegowinie, Bośni, Banatach Mácsó i Soreny
oraz części Albanii. Powinien był też zwrócić Wołoszczyznę, z zastrzeżeniem, że
jej wojewoda nadal będzie płacił podatki sułtanowi. Ponadto posłowie obiecali
osobny okup za baszę Anadoli.
Władysław dowiedział się o
wydarzeniach prawdopodobnie dopiero w połowie lipca, kiedy posłowie powrócili.
Warunki były jednak na tyle sprzyjające, że nie zważając na sprzeciw
Cesariniego, który był prowojenny, rada królewska zagłosowała za pokojem.
W wyniku traktatu pokojowego
Turcy przekazali Szendrő 22 sierpnia, a następnie zaczęli przekazywać także
inne zamki. Jednak zgodnie z tekstem przysięgi z 4 sierpnia strona węgierska
uznała porozumienie pokojowe za nieważne, a radni wraz z kardynałem Cesarinim
zażądali rozpoczęcia kampanii. Sam król tak uważał i w połowie września
wyruszył do Orsovej. 22 czerwca napisał list do polskiej Rady Królewskiej, w
którym wyjaśnił swoje posunięcie (był bowiem także królem Polski!), twierdząc,
że sam Turek złamał pokój, ponieważ nie spełnił wszystkich warunków.
W tym samym czasie nadeszła już
wiadomość z weneckiej Rady Stanu, zawiadamiająca o wypłynięciu floty papieskiej
i weneckiej. W tej sytuacji Władysław podjął podwójną grę: najpierw przyjął
posłów sułtana i oznajmił im, że usankcjonuje pokój, następnie publicznie
zadeklarował chęć rozpoczęcia wojny, a 4 sierpnia złożył w Segedynie uroczystą
przysięgę prowadzenia kampanii. Przysięga przewidywała również, że każda umowa,
którą zawarł lub zawrze z Turkiem, zostanie uznana za nieważną od samego
początku. Następnie 15 sierpnia Brankovics i Hunyadi (ten ostatni w imieniu
króla węgierskiego) złożyli przysięgę pokojową w Oradei. Późniejsi kronikarze
błędnie wskazują Segedyno jako miejsce zawarcia pokoju, natomiast historycy
błędnie podają datę tego jako połowę lipca – tak naprawdę nie powinniśmy więc
mówić o pokoju w Segedynie, ale o pokoju w Várad.
Nie można było bowiem stwierdzić,
czy za tureckimi ofertami pokojowymi się jakaś sztuczka i czy nie chcą zyskać
na czasie. Nasz przewidywał, że Turcy są zobowiązani do oddania zamków
wymienionych w traktacie pokojowym w ciągu ośmiu dni ( Turcy przekazali je po
ok 20 dniach i to uznano za złamanie uzgoenień). Najwyraźniej uczyniono to
głównie za namową kardynała Juliana, który nie mógł zadowolić się zawarciem
pokoju.
Ambasada turecka ledwo opuściła
Segedyn, warunki bardzo się zmieniły. Przyszedł bowiem list od doży do
kardynała Juliana, donoszący, że kardynał Franz Condolmieri popłynął z flotą
papieską do cieśniny Dardanele, gdzie po kilku dniach podążyły za nim galery
księcia Burgundii; Wenecja wysyła również sześć lub osiem galer; Po dotarciu do
Hellespontu część floty wiosłowała do ujścia Dunaju, aby jak najszybciej
przetransportować armię węgierską na drugi brzeg.
Pojawiły się doniesienia z innych
stron, które zapowiadały nadejście obiecanej na wiosnę pomocy. W tych
okolicznościach wielu zastanawiało się: Czy nie szkoda pojednać się z Turkami?
Tego Julian się spodziewał i zaczął się nakłaniać na zerwanie pokoju. Jego
słowa odniosły większy skutek, gdy nadeszła wiadomość, że sułtan Murad wkroczył
ze swoimi wojskami do Azji 12 lipca. W ten sposób można było mieć nadzieję, że
jeśli marynarka wojenna uniemożliwi sułtanowi powrót lub wysłanie pomocy, Turcy
zostaną łatwo wyparci z Europy. Ale oprócz spodziewanych korzyści, to także za
zerwaniem pokoju przemawiało to, że Władysław zawarł pokój bez konsultacji i
znajomości sprzymierzonych książąt chrześcijańskich, a tym bardziej, że Turcy
nie dochowali warunków, gdyż zacumowane zamki nie zostały oddane w ciągu ośmiu
dni, lecz dwudziestu dni.
W tych okolicznościach Julian w
imieniu Stolicy Apostolskiej uznał traktat pokojowy za nieważny, a król i
otaczający go panowie postanowili jak najszybciej wypowiedzieć wojnę Turkom.
Tylko Hunyadi się zawahał. W końcu udało im się go pozyskać, obiecując mu
księstwo bułgarskie, jeśli kampania zakończy się sukcesem.
To przejście do Partii Wojny w
Radzie Narodowej poszło tak szybko, że już 4 sierpnia wystosowano list otwarty
do zainteresowanych państw europejskich, informując je o wznowieniu wojny z
Turkami. Zgodnie z tym listem król i najważniejsi panowie zobowiązali się do
wojny pod przysięgą, "bez względu na jakiekolwiek umowy zawarte lub mające
być zawarte z sułtanem tureckim, nawet jeśli zostały potwierdzone
przysięgą".
Stan, w jakim znajdowali się
wówczas Węgrzy, można porównać do gorączki lub odurzenia. Ale w krótkim czasie
pojawiło się wystarczająco dużo zjawisk, aby otrzeźwić oszołomionych. Dzień
wyznaczony na rozpoczęcie kampanii, pierwszy września, już nadszedł, a pomocy
zagranicznej nie było jeszcze widać. Nie nadeszła żadna pomoc lądowa, z
wyjątkiem kilku Polaków i kilku oddziałów krzyżowych, z którymi cała armia
królewska liczyła około dziesięciu lub dwunastu tysięcy ludzi. Była to podjęta
przez Władysława próba wypędzenia Turków z Europy. Nad dolnym Dunajem dołączył
do niego Hunyadi z pięcioma tysiącami ludzi, a następnie czterotysięczna
odsiecz wojewody Dracula.
Ale wcześnie zdali sobie sprawę,
że kampania była błędna. Stawało się coraz bardziej pewne, że Brankowicz nie
tylko nie udzielił pomocy, ale nawet zawarł sojusz z Turkami, gdyż nie miał nic
do zyskania na wojnie. Turcy zwrócili mu jego synów i serbskie zamki, choć
później niż planowano. Później jego zdrada stała się całkiem jasna dzięki
raportom Castriota; Branković bowiem nie tylko zabronił mu przejeżdżać przez
Serbię, ale także zablokował go siłą.
Władysław otrzymał list od
dowódcy papieskiej floty, informujący go, że sułtan przeprawił się nocą ze
swoją armią do Europy na małych barkach, a flota chrześcijańska nie była w
stanie temu zapobiec. Wiadomość ta bardzo zaniepokoiła naszą armię, ale kontynuowała
ona marsz w kierunku Warny, gdzie miała spotkać się z wojskami cesarza
greckiego i Skanderbega. Za nimi szedł basza z Nikapolis, do którego później
dołączył sułtan z armią pięciokrotnie liczniejszą od Węgrów. Nasza jednak nie
była świadoma tej ostatniej okoliczności. Dowiedzieli się o tym dopiero 7
listopada, kiedy dotarli do Warny.
Bitwa została stoczona 10
listopada. Rankiem János Hunyadi zebrał armię, wciąż w dwóch liniach bojowych.
Na lewym skrzydle pierwszego, bronionego przez jezioro Devina, zajęli pozycje
jego ludzie , pośrodku wojska królewskie z wielką flagą królewską, a na prawym biskupi
Egeru i Bośni, bandy chorwackiego bana Thallóczego i krzyżowcy zgromadzeni
przez Juliana. W drugiej linii bojowej, za prawym skrzydłem, stanęła banderia
biskupa waradzkiego z kilkoma polskimi oddziałami pod sztandarem św.
Władysława. Hunyadi umieścił za środkowym korpusem część oddziałów królewskiego
banderium: Węgrów i Polaków, a także Wołochów. Był też król, którego otaczało
pięciuset jeźdźców. Pomiędzy armią a Warną znajdował się zamek rydwanów, w
którym umieszczono oddziały piechoty i armaty.
Hunyadi dowodził armią
niewielkich, ale wypróbowanych i wypróbowanych oddziałów tak doskonale, że
zwycięstwo było prawie w naszych rękach. Kawaleria, prawe i lewe skrzydło armii
tureckiej, została już pokonana i potrzebny był jeszcze jeden generalny szturm
na janczarów. Następnie, zachęcony przez polskich zwolenników Władysława, by
nie oddawać całej chwały Hunyadiemu, mimo wyraźnego dekretu wodza, śmiało
przedwcześnie wyruszył na Turków. Wkrótce został otoczony i zabity wraz ze
swoimi sługami. Jego głowa została następnie przygwożdżona do słupa i tak
niesiona. Węgrzy przestali słuchać Hunyadiego, gdy król upadł, ale zaczęli
uciekać. Zapadał zmrok, więc wielu ludzi mogło uciekać do zamku wozowego. Na
próżno: nazajutrz Turcy wdarli się do wozu i wzięli do niewoli większość tych,
którzy tam byli, lub wzięli ich do niewoli. Tylko nielicznym udało się uciec. Kardynał
Julian również próbował ucieczki, ale podczas ucieczki został otoczony i zabity
przez węgierskich żołnierzy.
Wielkie szkody, jakie wynikły
z bitwy pod Warną, polegały na tym, że idea krucjat została skompromitowana
przez niepowodzenie kampanii i upadek samego Juliana, tym bardziej, że później
przegrana bitwa była wszędzie postrzegana jako kara Boża za złamanie przysięgi.
Sam Hunyadi pisał o tym do papieża: "To nie była nasza wina podczas bitwy,
to nie siła i męstwo wroga, ale nasze grzechy, sprawiedliwy sąd Wszechmogącego,
pokonały nas!".
Na czele całego ruchu stała
Stolica Apostolska, która liczyła na powtórzenie kampanii tureckiej. Wierzył,
że uda mu się pokonać muzułmanów i jednocześnie zasymilować stare wyznania z
Kościołem katolickim. W tym bowiem czasie cesarze konstantynopolitańscy z całą
sztuką podążali za polityką swoich małżonków, książąt serbskich, bułgarskich i
bośniackich, tzn. w razie wielkiej potrzeby wysyłali posłów do Rzymu i
ogłaszali gotowość przyłączenia się do Kościoła katolickiego. Obiecał to grecki
cesarz Jan Paleolog, który wciąż miał nadzieję na zjednoczenie zamieszkałych
przez Greków regionów Europy.
Skutki wyprawy krzyżowej króla
Władysława:
- Sułtanowi udało się
przekupić kupców genueńskich, którzy przewieźli armię turecką na drugi brzeg. Król
został zdradzony przez tych, co najwymowniej przekonywali go o znakomitej
sposobności podjęcia działań wojennych, które miały się zakończyć pewnym i
bezkrwawym niemal zwycięstwem. Włosi za przewiezienie każdego tureckiego
żołnierza dostali po sztuce złota.
Statki handlowe Genueńczyków,
przy pomocy mieszkańców Pery i Galaty, przez dwa dni i dwie noce przewoziły
armię Murada II przez Bosfor.
- Pozostaje dodatkowe pytanie dlaczego
flota papieska i wenecka , zgodnie z wcześniej podjętymi ustaleniami nie udała
się na Morze Czarne? Dlaczego nie starała się nawiązać kontaktu z armią lądową
i przynajmniej podjąć wysiłki w celu udzielenia pomocy?
- Zachowanie cesarza
bizantyjskiego pozostaje dodatkowym znakiem zapytania. Dlaczego pomimo
zmobilizowania swoich sił nie podjął obrony Bosforu, a później nie starał się
udzielić pomocy wojskom króla Władysława?
- Turkom szybko udało
mu się uchwycić drugi bizantyjski brzeg cieśniny, bez sprzeciwu ze strony armii
cesarza Jana VIII Paleologa. Władca bizantyjski odmówił uderzenia na siły
tureckie uważając taką operację za zbyt ryzykowną i nie chciał kierować do niej
żołnierzy, których zadaniem była obrona Konstantynopola.
- To o czym się u nas nie
mówi, że chrześcijańskie wojska, niszczyły mienie chrześcijańskich Bułgarów,
prześladowały mieszkańców, co zniechęcało i odstraszało nawet Bułgarów, którzy chcieli widzieć w armii
królewskiej wyzwolicieli. Dopiero po specjalnych rozkazach zakazano tego typu działań.
- Dopiero około 6 listopada,
czyli dopiero na parę dni przed bitwą informacja o przeprawieniu się armii
Murada II na rumelijski brzeg dotarła do Władysława III. Była ogromnym
zaskoczeniem i szokiem dla dowódców oddziałów chrześcijańskich. Rozpoznanie
jednak było na tyle niedokładne, że nie wiedziano czy to awangarda, czy też
główne siły tureckie idą im na spotkanie. Przez pewien czas przypuszczano, że
to straż przednia armii tureckiej, nie chcąc uwierzyć, że sułtan tak szybko
zdołał zmobilizować swoje siły i na tyle uporządkować sytuację, aby z całą
potęgą przystąpić do przeciwdziałania. Nie powstrzymała jednak dalszego marszu
armii króla Władysława, która niespodziewanie znalazła się w położeniu
wyjątkowo trudnym.
- Przez trzy dni po
zakończeniu bitwy wojska tureckie pozostawały na polu walki. Ciała poległych
wyznawców Allacha grzebano z religijnym ceremoniałem. Trupy chrześcijan
wrzucano do pobliskiego jeziora. Ci, co zginęli w dalszej odległości od miejsca
starcia, byli później chowani przez miejscową bułgarską ludność.
- Zmarnowano też szansę
odzyskania Śląska. Skarb państwa został zrujnowany długami, zaciąganymi przez
króla na węgierską wojnę domową i wyprawy bałkańskie. Wiele zastawionych dóbr
królewskich znalazło się w rękach panów polskich i szlachty. Śmierć poniósł
król Polski, pierworodny syn Jagiełły, dwudziestoletni Władysław.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz