piątek, 10 listopada 2023

10 listopada 1444 r. bitwa pod Warną, czyli krucjata na kredyt, złamanie warunków pokojowych traktatu w Segedynie, pomoc koalicjantów i efekt końcowy zakończony głową króla Władysława

Czytelniku,

Dziś jest kolejna rocznica 10 listopada z roku 1444, bitwy na której głowę położył niespełna dwudziestoletni król Władysław swoją naiwnością i brakiem kalkulacji politycznej. A wyglądało to tak.

Udana kampania 1443 roku wojsk węgierskich (zwana czasami pierwszą krucjatą) stała głównie zachętą do krucjaty, która doprowadziła do bitwy pod Warną. Była jedną z najbardziej chwalebnych w całej  historii i świadczy zarówno o męstwie węgierskiego  narodu, jak i o doskonałym dowodzeniu armią. Dowodził nią Hunyadi János. Jeden z najgenialniejszych węgierskich dowódców wojskowych Europy XV w. W wyniku tej kampanii Węgrzy pokonali Turków w kilku bitwach i następnie rozpoczęło się natarcie przez Serbię, w górę rzeki Morawy. Serbowie przyjęli Węgrów jako wyzwolicieli i zapewnili im przewodników oraz żywność. Sam Hunyadi szedł naprzód ze swoim dwunastotysięcznym korpusem, a następnie król z główną armią w wolniejszych marszach. Po krótkim czasie Hunyadi znalazł się już pod Niszem i zająwszy go, spalił go, aby nie mógł służyć jako baza wypadowa dla Turków w przyszłym roku. Stamtąd miał już ruszyć w kierunku Sofii, gdy usłyszał, że trzech tureckich Baszów spieszy na odsiecz Niszowi. Nie wiedzieli jeszcze, że ten zamek już upadł. Zadaniem Hunyadiego było teraz zapobieżenie zjednoczeniu Baszów, ponieważ byłoby to dla niego niebezpieczne. Udało mu się to całkowicie i pokonał trzy armie w trzech oddzielnych bitwach w ciągu jednego dnia. Gdy pod koniec kampanii trafił na umocnione pozycje Tureckie zarządził odwrót, który Turcy, sądząc, że jest ucieczką, podążyli za Węgrami. Po tym węgierski wódz rozkazał "stop" i w długiej, krwawej bitwie ponownie pobił Turków. Ta zwycięska kampania była fundamentem dla przyszłej krucjaty.

 

W ten sposób zakończyła się "długa kampania", która trwała pięć miesięcy.

Wpływ, jaki szczęśliwy wynik tej kampanii wywarł na Europę, jest niemal nie do opisania. Wypędzenie Turków było przez wszystkich uważane za wydarzenie, które miało nastąpić w krótkim czasie. I nie tylko ludzie, którzy potrafili żarliwie pragnąć wszystkiego, co się podobało, ale także rządy europejskie, które wydawały się tak entuzjastyczne. Ze wszystkich stron płynęły zapewnienia: walczcie dalej, ich pomoc nie zabraknie.

 

Wydano dekret, że "na chwałę Bożą, dla ochrony i ubogacenia wiary chrześcijańskiej, dla dobra Kościoła katolickiego, a zwłaszcza dla wyzwolenia Węgier i przyległych części, latem przyszłego roku rozpocznie się kampania pod dowództwem króla w kierunku Grecji i Rumunii", na co król Władysław złożył specjalne zobowiązanie, składając przysięgę na ręce wysłanników papieskich.

Przygotowaniom sprzyjał  papież, który na ten rok przekazał królowi jedną dwudziestą dziesięciny na Węgrzech i swoje dochody w Polsce. Nie przysyłał jednak pieniędzy, ponieważ były mu to konieczne, aby wyposażyć flotę, którą wyekwpował.

Turcy, widząc poczynione przygotowania przeciwko nim, przestraszyli się; Byli bowiem zmęczeni długą kampanią i przekonani o potędze oręża chrześcijańskiego. Ponadto byli zajęci w Azji Mniejszej, tłumiąc bunt wzniecony przez sułtana Karamanii. Wysłano więc ambasadorów do Brankovicia, prosząc go o wstawiennictwo i grożąc powrotem całej Serbii i uwolnieniem jego dwóch synów, jeśli uda mu się skłonić Węgrów do pokoju. Brankovics oczywiście chętnie przyjął tę ofertę, która była dla niego tak korzystna. Przede wszystkim starał się pozyskać dla idei pokoju Jánosa Hunyadiego, któremu – w podzięce i uznaniu za poczynione dla niego ofiary, ale także w nagrodę za przyszłą akceptację tak korzystnego dla niego pokoju – oddał panowanie nad Lightcastle. Ponieważ pokój zawarty z Turkami przynosił korzyści większe niż te, których nie można było uzyskać nawet w najszczęśliwszej kampanii, gdyż oprócz znacznej sumy pieniędzy Turcy obiecali także zwrócić Węgrom swoje prowincje pomocnicze – Hunyadi był gotów to poprzeć. On i Brankovics natychmiast poinformowali o tym sułtana, a jednocześnie kazali mu wysłać uroczyste poselstwo do króla Władysława w celu zawarcia pokoju.

Zwracając na to wszystko uwagę króla, Hunyadi zalecił przeprowadzenie rozmów pokojowych w Segedynie. I żeby wojna mogła się natychmiast rozpocząć, jeśli negocjacje się nie powiodą. Za radą Hunyadiego król udał się ze swoimi wojskami do Segedynu, gdzie wkrótce przybyli posłowie sułtana. Po długich pertraktacjach w połowie lipca rzeczywiście zawarto pokój na dziesięć lat, na co obie strony uroczyście złożyły przysięgę.

12 czerwca 1444 r. posłowie zawarli wstępny traktat pokojowy z Turkami. Sułtan zgodził się na pozornie niewiarygodne warunki: obiecał zwrócić Serbii i Albanię wraz z 24 zamkami Brankoviciowi, uwolnić jeńców, w tym synów, i wypłacić królowi Władysławowi Węgierskiemu odszkodowanie w wysokości stu tysięcy złotych florenów oraz oddać do dyspozycji 25 000 wojowników, jeśli uzna to za konieczne. Kapitulacja wymienionych zamków musi zostać zakończona w ciągu ośmiu dni od ratyfikacji przez króla. Sułtan również złożył przysięgę pokoju, a następnie udał się do Azji Mniejszej.

Oferta była bardzo korzystna, jednak w trakcie negocjacji legat papieski, kardynał Giuliano Cesarini, nieustannie "lobbował" u Władysława za rozpoczęciem kolejnej kampanii,

Zgodnie z warunkami pokoju Turcy zatrzymaliby Bułgarię, ale byliby zobowiązani do zwrotu całej Serbii, w tym Niszu, a także jego podbojów w Hercegowinie, Bośni, Banatach Mácsó i Soreny oraz części Albanii. Powinien był też zwrócić Wołoszczyznę, z zastrzeżeniem, że jej wojewoda nadal będzie płacił podatki sułtanowi. Ponadto posłowie obiecali osobny okup za baszę Anadoli.

Władysław dowiedział się o wydarzeniach prawdopodobnie dopiero w połowie lipca, kiedy posłowie powrócili. Warunki były jednak na tyle sprzyjające, że nie zważając na sprzeciw Cesariniego, który był prowojenny, rada królewska zagłosowała za pokojem.

 

W wyniku traktatu pokojowego Turcy przekazali Szendrő 22 sierpnia, a następnie zaczęli przekazywać także inne zamki. Jednak zgodnie z tekstem przysięgi z 4 sierpnia strona węgierska uznała porozumienie pokojowe za nieważne, a radni wraz z kardynałem Cesarinim zażądali rozpoczęcia kampanii. Sam król tak uważał i w połowie września wyruszył do Orsovej. 22 czerwca napisał list do polskiej Rady Królewskiej, w którym wyjaśnił swoje posunięcie (był bowiem także królem Polski!), twierdząc, że sam Turek złamał pokój, ponieważ nie spełnił wszystkich warunków.

W tym samym czasie nadeszła już wiadomość z weneckiej Rady Stanu, zawiadamiająca o wypłynięciu floty papieskiej i weneckiej. W tej sytuacji Władysław podjął podwójną grę: najpierw przyjął posłów sułtana i oznajmił im, że usankcjonuje pokój, następnie publicznie zadeklarował chęć rozpoczęcia wojny, a 4 sierpnia złożył w Segedynie uroczystą przysięgę prowadzenia kampanii. Przysięga przewidywała również, że każda umowa, którą zawarł lub zawrze z Turkiem, zostanie uznana za nieważną od samego początku. Następnie 15 sierpnia Brankovics i Hunyadi (ten ostatni w imieniu króla węgierskiego) złożyli przysięgę pokojową w Oradei. Późniejsi kronikarze błędnie wskazują Segedyno jako miejsce zawarcia pokoju, natomiast historycy błędnie podają datę tego jako połowę lipca – tak naprawdę nie powinniśmy więc mówić o pokoju w Segedynie, ale o pokoju w Várad.

 

 

Nie można było bowiem stwierdzić, czy za tureckimi ofertami pokojowymi się jakaś sztuczka i czy nie chcą zyskać na czasie. Nasz przewidywał, że Turcy są zobowiązani do oddania zamków wymienionych w traktacie pokojowym w ciągu ośmiu dni ( Turcy przekazali je po ok 20 dniach i to uznano za złamanie uzgoenień). Najwyraźniej uczyniono to głównie za namową kardynała Juliana, który nie mógł zadowolić się zawarciem pokoju.

Ambasada turecka ledwo opuściła Segedyn, warunki bardzo się zmieniły. Przyszedł bowiem list od doży do kardynała Juliana, donoszący, że kardynał Franz Condolmieri popłynął z flotą papieską do cieśniny Dardanele, gdzie po kilku dniach podążyły za nim galery księcia Burgundii; Wenecja wysyła również sześć lub osiem galer; Po dotarciu do Hellespontu część floty wiosłowała do ujścia Dunaju, aby jak najszybciej przetransportować armię węgierską na drugi brzeg.

Pojawiły się doniesienia z innych stron, które zapowiadały nadejście obiecanej na wiosnę pomocy. W tych okolicznościach wielu zastanawiało się: Czy nie szkoda pojednać się z Turkami? Tego Julian się spodziewał i zaczął się nakłaniać na zerwanie pokoju. Jego słowa odniosły większy skutek, gdy nadeszła wiadomość, że sułtan Murad wkroczył ze swoimi wojskami do Azji 12 lipca. W ten sposób można było mieć nadzieję, że jeśli marynarka wojenna uniemożliwi sułtanowi powrót lub wysłanie pomocy, Turcy zostaną łatwo wyparci z Europy. Ale oprócz spodziewanych korzyści, to także za zerwaniem pokoju przemawiało to, że Władysław zawarł pokój bez konsultacji i znajomości sprzymierzonych książąt chrześcijańskich, a tym bardziej, że Turcy nie dochowali warunków, gdyż zacumowane zamki nie zostały oddane w ciągu ośmiu dni, lecz dwudziestu dni.

W tych okolicznościach Julian w imieniu Stolicy Apostolskiej uznał traktat pokojowy za nieważny, a król i otaczający go panowie postanowili jak najszybciej wypowiedzieć wojnę Turkom. Tylko Hunyadi się zawahał. W końcu udało im się go pozyskać, obiecując mu księstwo bułgarskie, jeśli kampania zakończy się sukcesem.

To przejście do Partii Wojny w Radzie Narodowej poszło tak szybko, że już 4 sierpnia wystosowano list otwarty do zainteresowanych państw europejskich, informując je o wznowieniu wojny z Turkami. Zgodnie z tym listem król i najważniejsi panowie zobowiązali się do wojny pod przysięgą, "bez względu na jakiekolwiek umowy zawarte lub mające być zawarte z sułtanem tureckim, nawet jeśli zostały potwierdzone przysięgą".

Stan, w jakim znajdowali się wówczas Węgrzy, można porównać do gorączki lub odurzenia. Ale w krótkim czasie pojawiło się wystarczająco dużo zjawisk, aby otrzeźwić oszołomionych. Dzień wyznaczony na rozpoczęcie kampanii, pierwszy września, już nadszedł, a pomocy zagranicznej nie było jeszcze widać. Nie nadeszła żadna pomoc lądowa, z wyjątkiem kilku Polaków i kilku oddziałów krzyżowych, z którymi cała armia królewska liczyła około dziesięciu lub dwunastu tysięcy ludzi. Była to podjęta przez Władysława próba wypędzenia Turków z Europy. Nad dolnym Dunajem dołączył do niego Hunyadi z pięcioma tysiącami ludzi, a następnie czterotysięczna odsiecz wojewody Dracula.

Ale wcześnie zdali sobie sprawę, że kampania była błędna. Stawało się coraz bardziej pewne, że Brankowicz nie tylko nie udzielił pomocy, ale nawet zawarł sojusz z Turkami, gdyż nie miał nic do zyskania na wojnie. Turcy zwrócili mu jego synów i serbskie zamki, choć później niż planowano. Później jego zdrada stała się całkiem jasna dzięki raportom Castriota; Branković bowiem nie tylko zabronił mu przejeżdżać przez Serbię, ale także zablokował go siłą.

Władysław otrzymał list od dowódcy papieskiej floty, informujący go, że sułtan przeprawił się nocą ze swoją armią do Europy na małych barkach, a flota chrześcijańska nie była w stanie temu zapobiec. Wiadomość ta bardzo zaniepokoiła naszą armię, ale kontynuowała ona marsz w kierunku Warny, gdzie miała spotkać się z wojskami cesarza greckiego i Skanderbega. Za nimi szedł basza z Nikapolis, do którego później dołączył sułtan z armią pięciokrotnie liczniejszą od Węgrów. Nasza jednak nie była świadoma tej ostatniej okoliczności. Dowiedzieli się o tym dopiero 7 listopada, kiedy dotarli do Warny.

Bitwa została stoczona 10 listopada. Rankiem János Hunyadi zebrał armię, wciąż w dwóch liniach bojowych. Na lewym skrzydle pierwszego, bronionego przez jezioro Devina, zajęli pozycje jego ludzie , pośrodku wojska królewskie  z wielką flagą królewską, a na prawym biskupi Egeru i Bośni, bandy chorwackiego bana Thallóczego i krzyżowcy zgromadzeni przez Juliana. W drugiej linii bojowej, za prawym skrzydłem, stanęła banderia biskupa waradzkiego z kilkoma polskimi oddziałami pod sztandarem św. Władysława. Hunyadi umieścił za środkowym korpusem część oddziałów królewskiego banderium: Węgrów i Polaków, a także Wołochów. Był też król, którego otaczało pięciuset jeźdźców. Pomiędzy armią a Warną znajdował się zamek rydwanów, w którym umieszczono oddziały piechoty i armaty.

Hunyadi dowodził armią niewielkich, ale wypróbowanych i wypróbowanych oddziałów tak doskonale, że zwycięstwo było prawie w naszych rękach. Kawaleria, prawe i lewe skrzydło armii tureckiej, została już pokonana i potrzebny był jeszcze jeden generalny szturm na janczarów. Następnie, zachęcony przez polskich zwolenników Władysława, by nie oddawać całej chwały Hunyadiemu, mimo wyraźnego dekretu wodza, śmiało przedwcześnie wyruszył na Turków. Wkrótce został otoczony i zabity wraz ze swoimi sługami. Jego głowa została następnie przygwożdżona do słupa i tak niesiona. Węgrzy przestali słuchać Hunyadiego, gdy król upadł, ale zaczęli uciekać. Zapadał zmrok, więc wielu ludzi mogło uciekać do zamku wozowego. Na próżno: nazajutrz Turcy wdarli się do wozu i wzięli do niewoli większość tych, którzy tam byli, lub wzięli ich do niewoli. Tylko nielicznym udało się uciec. Kardynał Julian również próbował ucieczki, ale podczas ucieczki został otoczony i zabity przez węgierskich żołnierzy.

Wielkie szkody, jakie wynikły z bitwy pod Warną, polegały na tym, że idea krucjat została skompromitowana przez niepowodzenie kampanii i upadek samego Juliana, tym bardziej, że później przegrana bitwa była wszędzie postrzegana jako kara Boża za złamanie przysięgi. Sam Hunyadi pisał o tym do papieża: "To nie była nasza wina podczas bitwy, to nie siła i męstwo wroga, ale nasze grzechy, sprawiedliwy sąd Wszechmogącego, pokonały nas!".

Na czele całego ruchu stała Stolica Apostolska, która liczyła na powtórzenie kampanii tureckiej. Wierzył, że uda mu się pokonać muzułmanów i jednocześnie zasymilować stare wyznania z Kościołem katolickim. W tym bowiem czasie cesarze konstantynopolitańscy z całą sztuką podążali za polityką swoich małżonków, książąt serbskich, bułgarskich i bośniackich, tzn. w razie wielkiej potrzeby wysyłali posłów do Rzymu i ogłaszali gotowość przyłączenia się do Kościoła katolickiego. Obiecał to grecki cesarz Jan Paleolog, który wciąż miał nadzieję na zjednoczenie zamieszkałych przez Greków regionów Europy.

Skutki wyprawy krzyżowej króla Władysława:

- Sułtanowi udało się przekupić kupców genueńskich, którzy przewieźli armię turecką na drugi brzeg. Król został zdradzony przez tych, co najwymowniej przekonywali go o znakomitej sposobności podjęcia działań wojennych, które miały się zakończyć pewnym i bezkrwawym niemal zwycięstwem. Włosi za przewiezienie każdego tureckiego żołnierza dostali po sztuce złota.

Statki handlowe Genueńczyków, przy pomocy mieszkańców Pery i Galaty, przez dwa dni i dwie noce przewoziły armię Murada II przez Bosfor.

- Pozostaje dodatkowe pytanie dlaczego flota papieska i wenecka , zgodnie z wcześniej podjętymi ustaleniami nie udała się na Morze Czarne? Dlaczego nie starała się nawiązać kontaktu z armią lądową i przynajmniej podjąć wysiłki w celu udzielenia pomocy?

- Zachowanie cesarza bizantyjskiego pozostaje dodatkowym znakiem zapytania. Dlaczego pomimo zmobilizowania swoich sił nie podjął obrony Bosforu, a później nie starał się udzielić pomocy wojskom króla Władysława?

- Turkom szybko udało mu się uchwycić drugi bizantyjski brzeg cieśniny, bez sprzeciwu ze strony armii cesarza Jana VIII Paleologa. Władca bizantyjski odmówił uderzenia na siły tureckie uważając taką operację za zbyt ryzykowną i nie chciał kierować do niej żołnierzy, których zadaniem była obrona Konstantynopola.

- To o czym się u nas nie mówi, że chrześcijańskie wojska, niszczyły mienie chrześcijańskich Bułgarów, prześladowały mieszkańców, co zniechęcało i odstraszało nawet  Bułgarów, którzy chcieli widzieć w armii królewskiej wyzwolicieli. Dopiero po specjalnych rozkazach zakazano tego typu działań.

- Dopiero około 6 listopada, czyli dopiero na parę dni przed bitwą informacja o przeprawieniu się armii Murada II na rumelijski brzeg dotarła do Władysława III. Była ogromnym zaskoczeniem i szokiem dla dowódców oddziałów chrześcijańskich. Rozpoznanie jednak było na tyle niedokładne, że nie wiedziano czy to awangarda, czy też główne siły tureckie idą im na spotkanie. Przez pewien czas przypuszczano, że to straż przednia armii tureckiej, nie chcąc uwierzyć, że sułtan tak szybko zdołał zmobilizować swoje siły i na tyle uporządkować sytuację, aby z całą potęgą przystąpić do przeciwdziałania. Nie powstrzymała jednak dalszego marszu armii króla Władysława, która niespodziewanie znalazła się w położeniu wyjątkowo trudnym.

- Przez trzy dni po zakończeniu bitwy wojska tureckie pozostawały na polu walki. Ciała poległych wyznawców Allacha grzebano z religijnym ceremoniałem. Trupy chrześcijan wrzucano do pobliskiego jeziora. Ci, co zginęli w dalszej odległości od miejsca starcia, byli później chowani przez miejscową bułgarską ludność.

- Zmarnowano też szansę odzyskania Śląska. Skarb państwa został zrujnowany długami, zaciąganymi przez króla na węgierską wojnę domową i wyprawy bałkańskie. Wiele zastawionych dóbr królewskich znalazło się w rękach panów polskich i szlachty. Śmierć poniósł król Polski, pierworodny syn Jagiełły, dwudziestoletni Władysław.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz