Dziwna jest ta nasza historia. Na uniwersytetach siedzą ludzie, którzy nie mają pojęcia o historii, a szczególnie co z czego wynika jest rzeczą, która przekracza ich zdolności umysłowe. Od kiedy nam wprowadzono centralne nauczanie z Citi do której należałoby dodać spółkę niemiecko - żydowską to trudno się dziwić, że się do dziś pozbierać nie możemy.
Poniżej przetłumaczony fragment pozycji Mavro Orbiniego - Królestwo Słowian ( nie dziw się czytelniku dlaczego te jak i inne pozycje nie są tłumaczone, skoro masz do czynienia z półgłówkami i agentami) wydanej w Zagrzebiu w 1999 r.. Będzie to mały krok dalej w odkłamaniu naszej historii.
Rękopis
https://digitalna.nsk.hr/pb/?object=view&id=11811&tify={"pages":[13],"panX":0.325,"panY":0.466,"view":"scan","zoom":0.444}&tify={"pages":[1],"view":"scan"}
Mavro Orbini - Królestwo Słowian
https://archive.org/details/KraljevstvoSlavenaMavroOrbini
str.
110-117
(...) Te dwa rodzaje pisma opracowali, (jak zostało
powiedziane) święty Hieronim i Cyryl, których w wiecznej pamięci zachowują
Słowianie, a szczególnie Czesi i Polacy. Te dwa królestwa pochodziły z zaszczytnego
ludu słowiańskiego, który zapanowując nad Ilirią wyrusza zakładać swoje osady
również na północy, względnie w dzisiejszych Czechach i w Polsce. Dzieje się
to, (według zapisów Jana Dubrawskiego w 1. księdze) w następujący sposób. Czech
Chorwat był mężem szlachetnym i wśród swoich wielce szanowanym. Niechcący lub na
odwrót - umyślnie, zabija jednego ze swoich, człowieka o dużym autorytecie. Gdy
z tego powodu oskarżono go i chciano osądzić, on w żadnym wypadku nie chciał
pojawić się w sądzie, zaś jego przeciwnicy tak samo nie zaniechali codziennych
prześladowań. Dlatego największa część Chorwacji staje do broni w celu obrony i
ochrony swoich praw przeciwko niestawiennictwu Czecha. Zrozumiawszy jak duży
jest gniew ludu, Czech nie czeka dłużej ani chwili i by uniknąć zagłady, za
radą przyjaciela wyjeżdża na czas, decydując się poszukać nowego miejsca pobytu
zamiast swej pierwotnej ojczyzny. Wyruszają tak na poszukiwanie bezpiecznego
schronienia i wygodnego miejsca do osiedlenia się, a przyłącza się do niego
jego brat Lech z rodziną, przyjaciółmi, sługami i wieloma innymi ludźmi. Udali
się tą drogą, która ich przez Valerię położoną między Dunajem i Sawą i wówczas
pod władzą Chorwatów, doprowadziła do górnej Panonii w pobliżu Moraw. Skręciwszy
następnie do Moraw i odkrywszy, że one, jak i duża część Saksonii znajdują się
w posiadaniu Słowian, zatrzymują się tam na pewien czas. Dowiedziawszy się o
przyczynie ich podróży, mieszkańcy Moraw pouczyli ich co mają czynić i
objaśnili że niedaleko znajduje się ziemia, którą Germanie zowią Bohemią i
którą oni niegdyś zamieszkiwali, a która chwilowo jest wyludniona i w
całkowitym osamotnieniu, nie licząc garstki Wandalów, także słowiańskiego rodu,
który rozproszony przebywa w paru miejscach w nędznych domostwach i że wydaje
się ona być odpowiednim miejscem na nowy dom towarzystwa Czecha. Czech
przyjmuje to tym chętniej, że było dla niego jasne, iż znajduje się takim
położeniu, że nie ma żadnej korzyści z dyskutowania o podsuniętych mu propozycjach.
Udawszy się zatem ponownie w drogę i skierowawszy się prosto przełęczą pogórza hercyńskiego,
idąc wszędzie pokojowo i nie tykając nikogo, schodzi Czech do Bohemii. Gdziekolwiek
nie wyruszył, na własne oczy mógł zobaczyć to co było mu opowiedziane, czyli że
Bohemia jest leżąca odłogiem, pusta i zaludniona bardziej przez stada owiec i tabuny
bydła niż przez ludzi, których było bardzo mało, zwięrząt zaś było bez liku. Ludzie,
których tam zastał nie byli ani trochę ucywilizowani, lecz długowłosi i głównie
pasterze. Początkowo, gdy zobaczyli ludzi Czecha nigdy wcześniej nie
widzianych, przestraszyli się, ale zrozumiawszy, że są oni ich narodowości i
ich przyjaciółmi, od razu wymienili pozdrowienia, przytulając się i przynosząc
podarki, które mieli zwyczaj dawać przyjaciele i goście, a były to mleko, ser i
mięso. Dali potem towarzyszom Czecha przewodnika, aby zaprowadził ich do dolnej
Bohemii. Dotarli tak do góry wznoszącej się między rzekami Łabą i Wełtawą, a
którą tamtejsi ludzie nazywają Rzip, co oznacza widok, gdyż widać stamtąd duże
i rozległe pola. Czech wspiął się na górę i spoglądawszy wszędzie wokół siebie
zdumiony obserwował teraz niebo i czyste powietrze, żyzną teraz glebę, lasy i
gaje odpowiednie pod wypas i rzucał spojrzenie na bystre wody i rzeki bogate w
ryby. Nie mogąc dalej kryć radości w duszy, z wyciągniętymi do nieba rękoma
zaczyna dziękować bogom za tak liczne dobrodziejstwa. Zabija wtedy ofiary,
które był zabrał ze sobą i składa ofiarę bogom, jako że był to obyczaj tego
ludu. Wracając do swoich, w dół do równiny, wnosi we wszystko nową radość, obwieszczając
im, że nadszedł kres ich długiej i bezcelowej tułaczki i zachęcając ich do
zbudowania w tym miejscu domów i w szczególności do uprawiania ziemi, by nie
byli zmuszeni żyć tylko z łowów i z mięsa niczym zwierzęta. Chorwaci byli
biegli zarówno w budowie, jak i w rolnictwie, stąd każdy z nich radośnie i z
gotowością obiecał, że tak uczyni. Ale Czech nadal dodaje im odwagi i zachęca
do tego przedsięwzięcia. Ludność tej okolicy powiększa się i mocno rozmnaża z
przybyciem zarówno Wandali jak i Dalmatyńczyków, którzy przybywają do Bohemii
jako do spokojnego miejsca i oddalonego od wszystkich buntów i ciągłych wojen.
Lech wtedy, zapragnąwszy również on stać się założycielem jakiegoś narodu i
królestwa, udaje się do swojego brata Czecha z prośbą, by puścił go na
poszukiwanie nowych miejsc i nowych krain, razem z tymi wszystkimi, którzy chcą
za nim pójść. Obiecuje bratu, że jeśli przypadkiem nie znajdzie tego, czego
szuka, wróci do niego. Załatwiając to z łatwością u brata, przechodzi przez
góry na północy i dociera do krain, które chwilowo znajdują się częściowo w
posiadaniu śląskim, a częściowo polskim. Lech, właśnie tak jak jego brat Czech,
miał w każdym przedsięwzięciu szczęście i zasiedla te krainy nowym ludem, okazując
się wszędzie skrajnie skromnym wobec całej swojej czeladzi, a nigdy żądnym
sławy czy pysznym, właśnie tak czynił to też jego brat Czech. Dlatego lud jego
zachował w pamięci ich obu, rozpoznając w nich swoich założycieli i nazwał się
po nich, tak że aż do dziś mieszkańcy Bohemii zwią się Czechami, a Polacy po
Lechu - Lechami. Do tych dwóch narodów przynależą sławetni pisarze i ludzie
uczeni, wśród nich Wienczesław Czech, Maria Miechowita, Jan Dubravski i Marcin
Kromer oraz wielu innych, którzy obszernie pisali o czeskich i polskich wojnach
i zwycięstwach. Kto chciałby poznać rozwój tych dwóch królestw, może się
odwołać do wymienionych pisarzy, ja bowiem zadowolę się stwierdzeniem, że -
podając za uczonym Giambullarim - Czechy i Polska zawsze były naturalnie
przywiązane do broni i bogate w ludzi,
którymi można było śmiało posłużyć się nawet w największych
przedsięwzięciach. Czesi często to udowadniali i zadawali męki nie tylko sąsiadom,
ale i najbardziej odległym i najsilniejszym władcom, jak donosi Paolo Emili. W
3. księdze, opowiadając o wojnach cesarza Karola Otyłego, mówi tak: Karol syn, wdaje
się w to przedsięwzięcie na rzecz Hunów z tym samym zrywem, z którym przedtem walczył
był przeciwko nim, jednak jego nadzieje go zdradzają. Odkrywa bowiem, że Czesi to
ludzie ogromnie odważni, ani trochę ducha łotrowskiego, ale uparci niczym prawdziwi
przeciwnicy, a konflikt pomiędzy Czechami i Frankami, którzy byli ukrócili pychę
Hunów, był przedsięwzięciem bardziej niepewnym i niebezpiecznym od wcześniejszego
konfliktu pomiędzy Hunami i Frankami. Najbardziej znanym i najsłynniejszym
czeskim królem był Ottokar V. Według opowieści Jakoba Wimpfelinga w Germanii, był on w istocie oddany
ciągłemu wojowaniu oraz mężem serca żądnym trudnych i słynnych przedsięwzięć. Rozszerza
swoje cesarstwo od Morza Bałtyckiego aż do Dunaju i Adriatyku. Nazarije Mamertinski
pisze, że Czesi od zawsze byli doskonałymi strzelcami, a kapłan Helmold w Rozdziale
5. Kroniki Słowian nazywa ich
wojowniczym ludem. Ale cóż mówić o mężczyznach, kiedy również kobiety i
dziewczęta z tych krain były z natury tak samo wojownicze, a miały też w
zwyczaju, (jak pisze [papież] Pius II w swojej Historii Bohemice) jeździć konno i ujeżdżać konie, zawracać na
koniu, walczyć kopią, nosić zbroje i łuk, wypuszczać strzały i rzucać kopie,
chodzić na polowanie, nie zaniedbując ani jednej rzeczy praktykowanej przez
dobrego wojownika czy rycerza. Właśnie to było przyczyną tego, że swego czasu kobiety
zawładnęły tym królestwem (według doniesień opata Regino w 2. księdze, Piusa II
i Jana Dubravskiego). Walaszka bowiem, drużka Libuszy, żony czeskiego króla Przemysława,
niemal niczym nowa Pentezylea, Amazonka, wystrzegając się z towarzyszkami
męskiej drużyny, na koniec zabija mężczyzn w kraju i przez siedem lat pozostaje
przy władzy w Czechach, zaś jednego dnia zabija siedmiu przeciwników. Była
kobietą bardzo mądrą i sprytną, która tam gdzie nie było siły, uciekała się do podstępu.
Uczy tej umiejętności również inne kobiety z drużyny, a w szczególności Sarkę -
kobietę o wyjątkowej urodzie, a jeszcze większej przebiegłości i okrucieństwie.
By uśmiercić Stirada, mocnego młodzieńca i największego prześladowcę tych
Czeszek, posłuży się tą przebiegłością i podstępem. Daje się przywiązać do
pewnego drzewa za ręce i nogi i ustawia obok róg łowiecki i naczynie z
zaczarowanym napojem, po którym ten, który by go wypił, traci pamięć. Nakazuje
potem innym ukryć się niedaleko w lesie. Dopiero po tym jak kobiety odchodzą,
przybywa oto Stirad do miejsca, gdzie była związana przebiegła Sarka. Zobaczywszy
ją tak związaną, lituje się nad nią i pyta
dlaczego została skazana na takie męki? Sprytna dziewczyna odpowiada mu:
Walaszka tak postanowiła, bo mszcząc się za zbrodnie, które byłam uczyniłam
razem z nią przeciwko mężczyznom, zdecydowałam od razu zerwać z takim życiem i
odejść od niej. Dowiedziawszy się tego, dałam się związać, by umrzeć w tysiącu
mąk. Ale usłyszawszy szczekanie twoich psów i rżenie konii, uciekła by się ratować,
z zamiarem powrotu i zobaczenia mojej śmierci. Proszę cię i zaklinam w imię
twej szlachetności, uwolnij mnie lub uśmierć swoimi rękoma, byle bym nie wpadła
z powrotem w jej ręce. Stirad ogarnięty nie tyle litością, co jej urodą,
rozwiązuje ją. Podpytowując ją o przeznaczenie naczynia i rogu, ona mu
odpowiada: Napój przygotowano, abym dłużej pożyła i aby moje męki trwały
dłużej, a róg chcieli zawiesić mi wokół szyi na znak, że byłam łowczynią. Wypowiedziawszy
to, upija z naczynia część napoju, która nie mogła jej zaszkodzić, a resztę
daje Stiradowi, który traci od niego pamięć. Następnie przykłada róg do ust ze
słowami: Chcę na nim zagrać na złość, a dźwięk rozlegnie się w powietrzu i
lesie. Usłyszawszy dźwięk rogu, Walaszka wychodzi z innymi z zasadzki oraz
łapie i związuje nieszczęsnego młodzieńca. Zaprowadziły go do miejskiej
twierdzy i straciły w obecności króla Przemysława i całego ludu. O tym
powstaniu czeskich kobiet Pius II opowiada w swojej Historii Bohemicy, jak również Jan Dubravski, który w księdze
drugiej mówi: Gdyby ktoś pomyślał, że wojna kobiet przeciwko mężczyznom w
Czechach to czysty wymysł, powinien wiedzieć, że w Sarmatii był dawny obyczaj,
że kobiety walczą przeciwko mężczyznom, jak donosi Pomponiusz Mela, kiedy mówi,
że obowiązkiem sarmackich dziewcząt było mierzenie z łuku i strzałami, jazda
konna i polowanie, a dorosłych kobiet zadawanie ran wrogom, i gdyby
kiedykolwiek tego nie uczyniły karą byłaby utrata dziewictwa. Taką śmiałość
pokazuje także Matylda, która jak mówi [papież] Pius II była czeskiego rodu.
Podarowała ona rzymskiemu
Kościołowi całą ziemię rozciągającą się od miejsca Radicofano Castel [Bandeno
di Roncone] do Ceparan, którą dzisiaj nazywa się spuścizną świętego Piotra. Żona
pewnego szlacheckiego księcia rodzi mu syna, który żyje krótko, a z powodu
strasznych bólów przy porodzie decyduje się nie kłaść się dalej z mężem. Wstrząśnięty
tym, mąż rusza z bronią na żonę, która odważnie mu się przeciwstawia i z pomocą
dobrego wojska wypędza go od siebie i jemu, jako pokonanemu daje odrąbać głowę.
I więcej nigdy nie wychodzi za mąż. Alessandro Durante, usprawiedliwiając postępowania
Matyldy, w księdze drugiej mówi: Dwie rzeczy usprawiedliwiają okrutny czyn
Matyldy - jedna to wielka zuchwałość jej męża i jego nieroztropność, zaś drugą
jest jej pochodzenie wywodzące się z wojowniczego i dumnego czeskiego ludu.
Ani
trochę w tyle nie pozostaje za nimi, zarówno
jeśli chodzi o sławę, jak i śmiałość, lud polski. Przemilczając ich niezliczone
zwycięstwa, wspomnę tylko Zygmunta, króla polskiego, który wielokrotnie doprowadza
do zgładzenia silnego wojska pod przywództwem Tamerlana i Batu-chana jako
donosi Vinko z Beauvaisa, archidiakon ze Splitu Tomo i Miechowita. Był lud ten
upadkiem rodu ludzkiego i zmusza do ucieczki również mocne wojsko wojewody
moskiewskiego, wyżynając osiemdziesiąt tysięcy ludzi. Wychodząc w wojny z gospodarzami
Liwonii i Pomeranii jako zwycięzcy, staje się bardzo pyszny i zmusza ich w
następnych latach do płacenia daniny. Obok tego wszystkiego Turcy, z pomocą swoich
sprzymierzeńców Wołochów, ośmielili się wypowiedzieć wojnę Polakom, lecz oni
nie tylko zmusili ich do opuszczenia granic Polski przy stracie większej części
swoich ludzi, ale co więcej wpadają na ziemie Wołochów, wybijając i paląc
wszystko wokół siebie. Do tak wielkiej siły wielkiego księcia, jakim był
Zygmund warto dodać wyjątkową śmiałość Polaków w wojnie, ponieważ dla nich -
wskazuje na to dawny przykład zacnych ich praprzodków Słowian - krwała zagłada
jest droższa od haniebnej ucieczki. Z powodu ciągłych wojen, stali się hardzi i
okrutni i bardzo późno przyjęli chrześcijaństwo. Ponad wszelką miarę byli
oddani bałwochwalstwu i czczeniu kilku swoich szczególnych bożków, a byli to: Jowisz,
Mars, Pluton, Ceres, Wenus i Diana. Jowisza nazywali w swoim słowiańskim języku
Jez [MU1] i uważali
za wszechmogącego. Marsowi nadali imię Leda,
a był to bóg wojny i przynosiciel zwycięstwa. Pluton mial imię Nija, a modlono się do niego o
najlepsze miejsce
w
jego królestwie po śmierci. Wenus nazywano Ciciliją[MU2] , a modlono się do niej
o płodność, rozkosze i mnóstwo dzieci. Dianie dano imię Dziewanna lub Ziewonia i
błagano ją o podarowanie umiarkowania i dobrych łowów.
{0>
Cererę
zwano Marzanną, prosząc ją o
płodność pól i upraw. Czczili wiatr świszczący nad kłosami zbóż i konarami
drzew, a zwano go Pogodą lub Pochwistem. Marcin Kromer opisuje Pogodę jako pogodny wiatr, Pochwist lub
Pochwiściel zaś, jak mówi Miechowita, u Masovca oznacza niepogodę. Tak samo wielbili
Ładę,
matkę Kastora i Poluksa. Pamięć tego zostaje zachowana aż do czasów Miechowity,
mówi on bowiem, że śpiewają oni pradawne pieśni, powtarzając słowa łada łada, lel lel, polel polel. Kastora
bowiem nazywano Lelem, a Poluksa Polelem. Pisze Jan Długosz, iż w jego czasach
w Czechach i Polsce ozdabiali plecionymi wieńcami rzeźby Marzanny i Ziewonii i nosili
w uroczystym pochodzie z żałobnym śpiewem, aby potem wrzucić je do mokradeł lub
rzeki. Urządzali to w czwartą niedzielę Wielkiego Postu na pamiątkę siódmego dnia
marca, kiedy to król Mieszko [MU3] w publicznej odezwie nakazuje,
aby rozbito wszystkie bożki. Nim Polacy poświęcali kościoły i miejsca
szczególne, następnie rzeźby, kapłanów również, na ich cześć urządzali świąteczne
dni z tańcami, świętowaniem, pieśniami i różnymi zabawami. Taki obrzęd w świąteczne
dni, mówi Długosz, stale odbywano w Polsce aż po jego dni, kilka stuleci po
przyjęciu chrześcijaństwa. Wszyscy razem, bowiem, mężczyźni i kobiety, starzy i
młodzi, mieli zwyczaj zbierania się w dni, które my nazywamy Zielonymi
Świątkami i świętować przy zabawie i tańcu. To swoje zbieranie się nazywali stadem, z tym samym znaczeniem, które
słowo to ma dzisiaj u nas. Rosjanie i Litwini, szczególnie na wsi, również
dzisiaj mają obyczaj, gdy tańczą i klaszczą rękoma, powtarzania śpiewając
imienia Ladona. Czesi porzucili grzech bałwochwalstwa (to opinia Wienczesława
Czecha i Jana Dubravskiego) i przyjęli wiarę chrześcijańską dzięki królowi
morawskiemu Świętopełkowi, za rządów czeskiego króla Boriwoja i jego żony
Ludmiły około roku 900. Polacy tymczasem, trwali w swoim pogaństwie i wyrzekli
się go dopiero w 965 roku, za zasługą ich króla Mieszka[MU4] . On zaś do nawrócenia
się został tknięty powodem, który teraz wyjaśnimy. Przyjąwszy po śmierci ojca
władzę w Polsce, bierze on, jak mieli to w zwyczaju poganie, siedem żon, lecz
pomimo tego nie otrzymuje ani jednego jedynego następcy, któremu zostawiłby
królestwo. W tym samym czasie, wielu Polaków w drodze powrotnej do domu z Czech
i Moraw przynosiło ze sobą wiarę chrześcijańską, a byli też chrześcijanie w
Polsce, z których niektórzy w służbie rządzących, zaś inni zajmowali się
handlem. Byli tu też ci, którzy mogli spokojnie poświęcić się sprawom duchowym,
żyli powściągliwie w osamotnionych miejscach. Doradzili i zachęcili oni Mieszka
do porzucenia błędu pogaństwa i przyjęcia Chrystusa, który jest przynosicielem
potomstwa i pocieszycielem wszystkich dusz. Namówili go do związania się z
jedną jedyną kobietą, chrześcijanką w prawdziwym i prawowitym małżeństwie, na
co on wysyła do Czech prosić o córkę wojewody Bolesława, a to był ten, który wściekle zabił swojego brata, później ogłoszonego
świętym. Bolesław nie odmawia mu ręki swojej córki, pod warunkiem, że proszący
porzuci pogaństwo i zostanie chrześcicjaninem. Mieszko z przyjemnością przystaje
by to uczynić. Jednego dnia, a było to w roku 965, Mieszko przyjmuje w Gnieźnie
chrzest święty i żeni się z dziewicą Dobrawą. Wydaje potem odezwę, w której
nakazuje by we wszystkich miastach i innych miejscach w jego królewstwie
zostały rozbite bożki i aby każdy został ochrzczony. Tak długo dopóki pozostaje
przy życiu, ze wszystkich sił stara się wprowadzić, a potem utrzymać wiarę
chrześcijańską w całym swoim królestwie. Litwini, choć słowiańskiego rodu i
jednocześnie zjednoczeni z polskim królestwem, byli bardzo wytrwali i pozostawali
przy swoich pustych przesądach w fałszywych bogów dłużej nawet od samych
Polaków. Wielbili boga ognia, którego nazywali w swoim języku Zniczem i w niektórych miejscach i w
największych miastach utrzymywali ciągły i wieczny płomień, nigdy go nie
gasząc. Oddawali cześć gromom, które zwali perkunami,
jako bóstwom. Święty płomień, przedmiot ich uwielbienia, kapłani ze świątymi nieprzerwanie
utrzymywali, aby nie zagasł nawet na chwilę. Przyjaciele chorych przychodzili
do kapłanów po radę, a ci nocą podchodzili do świętego płomienia i rankiem
dawali odpowiedź, mówiąc, że w ogniu widzieli byli cień chorego. Do tego, były
tam dąbrowy i wybrane drzewa w lasach poświęcone ich bogom i nikomu nie było
wolno dotknąć ich mieczem, a jeśli przypadkowo ktoś by to uczynił, nie uniknąłby
bez kary. Bowiem, wywoławszy tym gniew demonów albo padłby w miejscu martwy,
albo zostałby okaleczony, gubiąc którąś z kości.(...)
(...)
Cóż my tutaj mamy:
- Lech wtedy, zapragnąwszy również on stać się założycielem jakiegoś narodu i królestwa, udaje się do swojego brata Czecha z prośbą, by puścił go na poszukiwanie nowych miejsc i nowych krain, razem z tymi wszystkimi, którzy chcą za nim pójść. Obiecuje bratu, że jeśli przypadkiem nie znajdzie tego, czego szuka, wróci do niego. Załatwiając to z łatwością u brata, przechodzi przez góry na północy i dociera do krain, które chwilowo znajdują się częściowo w posiadaniu śląskim, a częściowo polskim. Lech, właśnie tak jak jego brat Czech, miał w każdym przedsięwzięciu szczęście i zasiedla te krainy nowym ludem, okazując się wszędzie skrajnie skromnym wobec całej swojej czeladzi, a nigdy żądnym sławy czy pysznym, właśnie tak czynił to też jego brat Czech. Dlatego lud jego zachował w pamięci ich obu, rozpoznając w nich swoich założycieli i nazwał się po nich, tak że aż do dziś mieszkańcy Bohemii zwią się Czechami, a Polacy po Lechu - Lechami
CZY WIDZISZ TU CZYTELNIKU DZIEJE BAJECZNE JA NIE
Cofnijmy się teraz do czasów wcześniejszych przed podziałem na Wielkim Sejmie Wandalskim
str. 160
(...) Tu zatrzymuje się opowieść
Suffridija. Albert Krantz, aby pokazać, że Słowianie i Wandalowie to ten sam
naród, nie nazywa ich innym imieniem niż Wandalowie, co widać w jego Wandalii i Saskiej. Jasny dowód na to daje też Sigismund [Siegmund)
Herberstein w swojej Moskowiji[MU5] , gdy opowiada poniższe
zdarzenie, które znajduje się też w Kronice
rosyjskiej. Nie mogąc w żaden
sposób zgodzić się co do wyboru nowego księcia, Rosjanie wysłali po namiestnika
do Wagrii, wandalskiego miasta i należącej do niego prowincji w przeszłości bardzo
znanej, a która znajduje się w pobliżu Lübecka i województwa holsztyńskiego. Wandalowie,
w tym czasie bardzo silni, a do tego o tym samym języku, obyczajach i wierze co
Rosjanie, wysłali tym ostatnim trzech braci wybranych spośród najlepszych i
najsilniejszych mężów wandalskich. Byli to Ruryk, Syneus i Truwor; Ruryk
otrzymał w posiadanie Nowogród, Syneys zasiadł na tronie w Biełoozierze, a
Truworowi przypadło księstwo Pleskowia z siedzibą w mieście Svortceh. Nawet
Peter Artopaeus Pomeranas w żaden sposób nie oddziela Wandalów od Słowian i tak
pisze do Münstera: Jak powiedzieliśmy, w rejonie Meklenburga, wzdłuż wybrzeża
na odcinku od Holzacji do Liwonii, mieszkał jeden jedyny wandalski albo
słowiański naród. Autorytet tak poważnych i słynnych pisarzy pozwala nam na
swobodne wyciągnięcie wniosku, że Goci, Wizygoci, Gepidowie, Wandalowie i
Dakowie należeli do jednego narodu słowiańskiego. W celu dalszego uzasadnienia
tego, wymienię tutaj niektóre z wyrazów, które znajdują się w 2. księdze Karla z
Wagrii i w 11. księdze Latzowej, a które
(jak relacjonują wspomnieni autorzy), były w użyciu w dawnych Wandalów. (...)
[MU1]raczej
jest on znany pod nazwą Perun
[MU2]a
Wenus pod nazwą Lela...
[MU3]w
oryginale jest Mjecislav, ale myślę, że chodzi o Mieszka
[MU4]j.w.
Co tutaj mamy:
- która znajduje się w pobliżu Lübecka i województwa holsztyńskiego. Wandalowie, w tym czasie bardzo silni, a do tego o tym samym języku, obyczajach i wierze co Rosjanie, wysłali tym ostatnim trzech braci wybranych spośród najlepszych i najsilniejszych mężów wandalskich. Byli to Ruryk, Syneus i Truwor; Ruryk otrzymał w posiadanie Nowogród, Syneys zasiadł na tronie w Biełoozierze, a Truworowi przypadło księstwo Pleskowia z siedzibą w mieście Svortceh. Nawet Peter Artopaeus Pomeranas w żaden sposób nie oddziela Wandalów od Słowian i tak pisze do Münstera: Jak powiedzieliśmy, w rejonie Meklenburga, wzdłuż wybrzeża na odcinku od Holzacji do Liwonii, mieszkał jeden jedyny wandalski albo słowiański naród. Autorytet tak poważnych i słynnych pisarzy pozwala nam na swobodne wyciągnięcie wniosku, że Goci, Wizygoci, Gepidowie, Wandalowie i Dakowie należeli do jednego narodu słowiańskiego.
Dzisiejsza część Rosji stanowiła część Królestwa Gotów, Wandali i Słowian, czyli dzisiejszej Polski tylko w innym wydaniu.Sfałszowano po rozbiorach kronik Długosza, Kadłubka i Galla Anonima i deprecjonując Kronikę Prokosza, która nie przeszła w ich łapy.
Należy sobie zadać pytanie w jaki sposób zakłamano naszą historię i nie tylko naszą.
W sposób bardzo prosty nam wstawiono wymyślonych Germanów, a Rosjanom wieśniaków z ich dłubankami zwanych wikingami. Sfałszowano pozycje historyczne, praktycznie wszystko wymyślając i promując swoją narrację.
Sfałszowano mapy zmieniając i przekręcając wszystko a nas rozgrywać między sobą.
Jeżeli chcemy prawidłowo czytać mapy najpierw powinniśmy podnieść poziom wód na symulacjach i wtedy historia zacznie wyglądać zupełnie inaczej. A bajki i legendy stają się prawdą.
Przeszłości nie zmienimy, historię mamy tak opowiedzianą, aby skłócać cały czas wymyślając narodowości i napuszczając jednych na drugich wzniecając wojny. A wszystko po to aby nasrać nam w głowach, oj.....ć z kasy i zamieszać abyśmy się nie obcieli.
Czas zmienić historię
Siedemnastowieczna książka "historyczna". Faktycznie niezbity dowód na starożytność Słowian. Piszesz o ludziach niemających pojęcia o historii a sam łykasz jak pelikan jakieś bajania 😀
OdpowiedzUsuńNie dowód, a źródło. Jak Pan nie rozumie tak prostych rzeczy to nic nie poradzę.
OdpowiedzUsuńDziekuje za dawke (innej) wiedzy.Gdzies gleboko w sercu, wiem,ze
OdpowiedzUsuńto,czego uczymy sie w szkolach,to stek bzdur.
Wglebiajac sie w historie, nic sie nie zgadza.