Religia jest potężnym narzędziem budowaniu jak i niszczeniu innych cywilizacji i narodów. Manipujuje się, tworzy dogmaty, spiskowe teorie, które z czasem tworzą ograniczenia kulturowe. Nie pozwalają się one rozwijać i iść do przodu. Dlatego warto czytać i zadawać pytania, aby uniknąć błędów z przeszłości.
Warto zapoznać się z fragmentem publikacji dr Jan
Ciechanowicza ( dał mi zgodę na udostępnianie fragmentu z jego książki) "Trzy Etyki" aby poznać trochę naszą przeszłość.
CYWILIZACJA ARYJSKA
W VI – IV tysiącleciu przed narodzeniem Chrystusa na
olbrzymich połaciach tak zwanego Wielkiego Stepu, rozciągającego się od Dunaju,
Dniepru i Wisły na zachodzie, Skandynawii na północy, do Południowej Syberii,
Uralu, Mongolii, Północnych Chin i Jakucji na wschodzie i Oceanu Indyjskiego na
południu kształtowała się zadziwiająca cywilizacja, tworzona przez liczny
superetnos, obdarzony niezwykłą energią kulturotwórczą. Ziemie przez się
zamieszkane nazywał Arianą. W trzecim tysiącleciu przed n.e. był już zdolny do
zakładania dobrze zorganizowanych księstw (np. Elam) i zaczął spisywać pismem
klinowym swe pierwsze teksty filozoficzne, historyczne, teologiczne, medyczne,
poetyckie. Godłem państwowym niektórych księstw aryjskich był równoramienny
krzyż z symbolem słońca pośrodku, jak też orzeł o dwu głowach, który
tysiąclecia później „przeleciał” do Bizancjum, Austrii, Serbii, Albanii,
Czarnogóry, Rosji. W tymże okresie mieszkaniec Ariany założył podstawy
najstarszej religii świata, zwanej później zoroastryzmem, a także posiadł i
skutecznie zastosował sztukę wytapiania metali, wynalazł proch, skonstruował
wozy bojowe na kołach ze sprychami, zaczął uprawiać rolę, udomowił dzikiego
konia. Te, jak też mnóstwo innych wynalazków dokonanych przez Ariów
(Aryjczyków), trafiały z biegiem stuleci razem z wędrówkami ludów aryjskich nie
tylko do Chin, Indii i Mongolii, ale także do
Azji Mnieszej, Śródziemnomorza, Egiptu, Europy Północnej. Na terenie Południowego Uralu
archeolodzy znajdują ogromną ilość rozmaitych wyrobów i doskonałych narzędzi,
produkowanych tu na masową skalę w drugim tysiącleciu p.n.e., z charakteru zaś
tej kultury materialnej i jej wysokiego poziomu technologicznego wnioskować
można, że musiały być wynikiem co najmniej paru tysięcy lat poprzedzającego
rozwoju cywilizacji.
Kształt czaszek i szkieletów (jednolity w tym okresie na
całym wskazanym powyżej rozległym terenie!) tych ludzi wskazuje, iż była to
populacja europeoidalna, należąca do typu nordycznego, jasnowłosa,
niebieskooka, wzrostu średniego i wysokiego. Źródła pisane z II tysiąclecia
przed Chrystusem nazywają ich Ariami, a sam kraj Arianą (Eran, Arjanam).
Zachowały się też podania o tajemniczej Krainie Północy, zwanej Szambala, czyli
„Państwo Boże”, które niektórzy umieszczają w Tybecie, inni w górach Ałtaju,
Pamiru czy Zabajkala, a jeszcze inni – na terenie obecnych Danii, Norwegii,
Szwecji czy Polskiego Pomorza (waleczni Wikingowie to ponoć pozostałość po
nich).
Niektórzy badacze uważają, że kolebką pradawnej cywilizacji
aryjsko – hiperborejskiej był nieistniejący obecnie kontynent, leżący ongiś w
miejscu dzisiejszej Arktyki. Jeszcze Pliniusz Starszy w „Historii naturalnej”,
a przed nim m.in. Pitagoras, Platon i inni autorzy greccy, zaznaczali, że w
Hiperborei słońce nie zachodzi przez pół roku, klimat jest łagodny, ludność nie
wie, co to są choroby, niezgoda, wrogość między ludźmi. Tamtejsi mieszkańcy
byli rozumni i sprawiedliwi, wydoskonaleni w naukach i rzemiosłach, posiadali
cudowne bronie i aparaty latające. Flamandczyk Gerhard Mercator, wybitny
geograf i astronom XVI wieku, bazując na wcześniejszych źródłach i materiałach,
przechowywanych w zamkniętych przed profanami zbiorach, umieścił na swej mapie
świata kontynent „Hiperborea” – tam, gdzie dziś znajduje się biegun północny.
Kontynent ten, prawdopodobnie na skutek jakiejś globalnej katastrofy (około 11
tysięcy lat temu), jak np. zmiany osi obracania się Ziemi, częściowo zatonął,
częściowo uległ oblodzeniu, a ci jego mieszkańcy, którzy się uratowali, zostali zmuszeni na skutek drastycznego
załamania się klimatu do przeniesienia się na inny ląd i wyruszyli w kierunku
południa, szukając nowych miejsc zdatnych do zamieszkania. Ten exodus Ariów
stanowi w oczach współczesnej nauki fakt niepodważalny. Większa ich część
osiadła na terenie Hindustanu, inna – na Bałkanach i indziej. Później, po około
trzech tysiącach kolejnych lat, gdy klimat na Północy ponownie się ocieplił,
nastąpiły fale cofające się, jakby reemigracje ludności aryjskiej. Przy czym
jedni Ariowie udali się na północ Europy, dokąd ciągnęła ich pamięć genetyczna,
drudzy zakorzenili się w Europie Środkowej, na Uralu, Ałtaju, Syberii i
Czarnomorzu, dając początek przede wszystkim ludom słowiańskim i bałtyckim,
których języki, podania, wierzenia są uderzająco podobne do indyjskich. W
pradawnych przekazach z terenu Indii zawarte są sugestie, iż Ariowie przybyli
na Ziemię z gwiazd Wielkiej Niedźwiedzicy i Plejad, co można interpretować jako
metaforyczny obraz Północy, terenów podbiegunowych, gdzie te gwiazdozbiory są
widoczne szczególnie jaskrawo i wyraziście. W szeregu starożytnych tekstów Indii, Chin, Egiptu, Korei zawiera się
informacja o wielkim wyjściu północnych narodów ze swych tradycyjnych siedzib
hiperborejskich w kierunku Południa.
Być może byłoby celowe nazywać Ariów
Protoindoeuropejczykami, którzy dali początek dziesiątkom późniejszych narodów.
Niektórzy badacze przypuszczają, że Ariowie – Hiperborejczycy są tożsami z
mieszkańcami legendarnej Atlantydy, którzy m.in. uprawiali eksperymenty
genetyczne, łącznie z klonowaniem i hybrydyzacją międzygatunkową, posiadali
olbrzymią wiedzę w różnych gałęziach nauki i technologii. Nie przypadkiem
poszukiwaniem dawnej Hiperborei, Szambali i Atlantydy zajmowali się nie tylko
starożytni Grecy i Rzymianie, ale też późniejsi władcy Imperium Brytyjskiego,
Trzeciej Rzeszy, Związku Sowieckiego, Stanów Zjednoczonych, wysyłając tajne
wyprawy naukowe pod egidą służb specjalnych do Arktyki, Norwegii, Ałtaju,
Tybetu, Pamiru, na półwysep Kola, do gór Uralskich; wszędzie szukano
pozostałości po jakiejś pradawnej, wysoko rozwiniętej cywilizacji, o której
istnieniu nie wątpiono. Odkryto też szereg zadziwiających obiektów. Na Ałtaju,
w regionie Górnej Szorii, zlokalizowano cyklopiczne budowle, mury mające u
podstaw 12 metrów szerokości, wznoszące się na wysokość do 60 metrów, a złożone
z idealnie do siebie dopasowanych bloków z czerwonego i szarego granitu, każdy
z których waży od kilkuset do 2 tysięcy ton. A całość jest ulokowana na ściętym
szczycie góry wysokiej na tysiąc metrów. Dziś wykonanie takiej budowli z
takiego budulca byłoby niemożliwe, lecz kto i jak dokonał tego przed tysiącami
lat w obwodzie kiemierowskim? Odpowiedzi nie ma.
Nieopodal uralskiego Czelabińska znajduje się megalityczne
obserwatorium astronomiczne wysokie na 3,5 m, wzniesione w IV tysiącleciu
p.n.e.; podobne do Stonehenge, lecz znacznie od niego większe, bardziej
złożone, a zbudowane z kamiennych płyt, ważących od kilku do kilkunastu ton
każda. Tamże, obok obiektu „Megalit nr 1”, odkryto najstarszy znany piec do
wytopu miedzi. Na półwyspie Kola znaleziono pod ziemią olbrzymie sztuczne
labirynty o trudnym do określenia przeznaczeniu, liczące sobie kilka tysięcy
lat. Ich hipotetycznymi twórcami mieli być Hiperborejczycy; na tych obiektach
prowadziły sekretne badania liczne wyprawy naukowe NKWD, a Trzecia Rzesza
usiłowała ogromnym nakładem sił zająć te tereny, by zdobyć dostęp – jak
wierzono – do pozostałości po starożytnej cywilizacji hiperborejskiej i jej
tajemnej wiedzy. Należy w tym miejscu podkreślić, że towarzystwa okultystyczne
obecnie zakładają, iż praojczyzną rasy aryjskiej i całej ludzkości były tereny
obecnej Karelii i Północna Rosja. Dziś wstęp do podziemnych miast wyspy Kola
jest zakazany.
Także na półkuli południowej znajdują się tajemnicze
budowle, których wzniesienie przypisuje się rasie aryjskiej, jak np. na
Cejlonie święta góra Sigiria, na której wysokim na 300 metrów szczycie spoczywa
piramida uskokowa i ruiny gigantycznej świątyni zbudowanej przed kilkoma
tysiącami lat z wielotonowych sztucznych bloków, których nawet obecnie z
zastosowaniem najnowocześniejszej techniki podnieść i tak precyzyjnie ułożyć
byłoby niepodobieństwem.
Historyk Michał Kościński uważa, że to rasa słowiańska należy
do najstarszych i wywiodła się bezpośrednio z północnoeuropejskich
Hiperborejczyków. Olbrzymi sakralny kompleks słowiański Arkona na Rugii był tak
wpływowy, że płaciły mu daninę wszystkie okoliczne królestwa; przez parę
tysięcy lat na przełomie starej i nowej ery Słowianie przewyższali pod względem
kultury i ucywilizowania zarówno Celtów, jak i Germanów. Podobnie jak
Hebrajczycy ze swym plemiennym bożkiem Jahwe, także dawni Słowianie byli za pan
brat ze swymi bogami, nawet z gromonośnym Piorunem, spierali się z nimi,
zawierali przymierza, rozmawiali, szli o zakład, a nawet wspólnie popijali miód
i się bawili. Później Słowianie – w przeciwieństwie do Żydów - pozbyli się tak
szokujących wyobrażeń antropomorficznych, a ich sakralne teksty albo zostały
popalone przez wyznawców „religii miłości”, albo do dziś są ukrywane w
tajnikach najważniejszych bibliotek świata.
***
Pradawny etnonim
„Aria” z reguły bywa interpretowany jako „szlachetny”, „dostojny”, „zajmujący
wysokie położenie”, ale też jako „nasz”, „swój”, przeciwstawny obcemu. Była to
więc samonazwa etnosu świadomego swego znaczenia, siły i wartości; choć z
drugiej strony można ten wyraz interpretować jako „oracz” (białoruskie „araty”,
„arać”), czyli ktoś, kto już nie jest koczownikiem, lecz oraczem, osiadłym
rolnikiem, posiadającym sztukę uprawiania ziemi. Ciekawe, iż mongoloidalni
Ugrofinowie, odwieczni wrogowie Aryjczyków, nazywali ich „Oria”, czyli
„rozbójnicy”, „obcy”, „wrogowie”; (może stąd późniejsze „wrag”, „Wareg”,
„worah”, „wróg”). Nie ma w tej materii na razie zupełnej jednoznaczności i
zgody między naukowcami.
[Przez szereg stuleci rzeczownik „Aryjczyk” czy przymiotnik
„aryjski” znajdowały się w normalnym, powszechnym obiegu naukowym. Znajdują się
zresztą także dziś m.in. na Litwie i Łotwie, w Finlandii i Estonii. „Encyclopedia Britannica” (vol. 2,
p. 558, London 1966) podaje: „Aryan, a Sanskrit word meaning „noble”, was once
commonly used to refer to the entire family of languages now known as
“Indo-Europeen”. Encyklopedia zaznacza jednak, że ze względu na
sprofanowanie tego pojęcia przez nazistowskich uczonych niemieckich w XX wieku
i zanieczyszczenie tej neutralnej kategorii naukowej domieszkami politycznego
rasizmu i nacjonalizmu, zaprzestano jej używania i dotychczas miewa ona
konotację moralnie negatywną. Lecz wypada zapytać, czy np. chrześcijaństwo,
islam, inne wielkie religie nie były nadużywane w celach politycznych przez
różnej maści szaleńców, zbrodniarzy, ciemniaków? Czy w imieniu Chrystusa nie
spalono żywcem w potwornych męczarniach tysięcy ludzi, nie wymordowano w
Ameryce i Afryce dziesiątków milionów, nie wynaleziono takiej potworności, jak
kolonializm? A w imieniu Mahometa czyż nie zabijano i się nie zabija tysięcy i
tysięcy „niewiernych” oraz współwyznawców? Skoro Hitler i Lenin byli
katolikami, to może należy zakazać publikowania i czytania „Ewangelii”, a
kościoły chrześcijańskie ogłosić za organizacje zbrodnicze i zakazać ich
działalności, jak to uczyniono po tzw. Wielkiej Rewolucji Francuskiej i
bolszewickiej?
Dodajmy, że takimże absurdem jest zakaz w wielu krajach
używania wizerunku swastyki, bo on się komuś źle kojarzy. Profesor Hajo Holborn w pomnikowej
„Encyclopedia Americana” (vol. 26, p. 91) odnotowuje: „The swastika has been
found as an ornamental pattern in Europe since the Bronze Age and in Asia since
the 3d millenium before Christ. The word is Sanskrit in origin. It was also
used by Polinesians and North American Indians… It is usually interpreted as a
sun or fire symbol, but in Norse mythology it may have symbolized the hammer of
the god Thor…Swastika was an Aryan symbol”… Nie tylko. U Indian Nawaho
swastyka symbolizuje bóstwa wiatru i deszczu. Wkraczanie tedy nierozumnej,
wynikającej z ignorancji, „poprawności
politycznej” na teren nauki jest pożałowania godnym absurdem].
***
Istniej punkt widzenia, (prezentowany przez szereg poważnych
uczonych niemieckich, francuskich, ukraińskich, białoruskich, rosyjskich,
irańskich), że rasa aryjska z Wielkiego Stepu była twórczynią niemal wszystkich
fundamentalnych osiągnięć cywilizacyjnych, w tym wynalazków technicznych i
technologicznych, wszystkich sztuk, w tym architektury, rzeźby, muzyki.
Chińczyków zadziwiał wygląd zewnętrzny ich północnych
sąsiadów, zwanych Dinlinami: błękitnookich, jasnowłosych, o jasnej karnacji,
którzy z usposobienia byłi wierni, otwarci, szczerzy, uczciwi, pracowici,
odważni, zawsze dotrzymujący przyrzeczeń. Starożytna kronika chińska „Sin
Tan-szu” donosiła o „ludziach Północy”:
„Są oni przeważnie wysokiego wzrostu, mają rude włosy, rumiane twarze i
niebieskie oczy; czarne włosy uważają za zły znak”. Księga zaś
„Tajpinchuańjujtszi” dodawała: „Ich ciała są masywne i wyniosłe, o czerwonych
włosach i zielonych oczach. Czarnowłosych spośród siebie nazywają
„nieszczęśliwymi”. Kronikarze chińscy niekiedy zaznaczali, że wzrok Ariów,
nieco zezujący i niesamowity, przypominał oczy rysia czy kota tuż przed
atakiem.
W Tybecie zachowała się pamięć o Tocharach, czyli „Białych
Głowach”, niebieskookich, jasnowłosych (z rudawym odcieniem) Aryjczykach,
którzy z Północy przynieśli na te Szczyty Świata mądrość i porządek. O
zielonookich mutantach tej rasy mówiono, że mają oczy jak niedojrzała jagoda.
Ałtajski lud Alemanów powiadał o sobie, że jest „aryjskiego nasienia”; zresztą
„Allemagne” po francusku znaczy „Niemcy”, a w językach tiurkskich wyrazy „Germania” i „Alemania” są synonimami
(„aleman” – „daleki kraj”).
Koptowie nazywają swych dalekich przodków Egipcjan „ahmar”,
czyli „rudy”, „jasny”. O niebieskookich przybyszach komunikują legendy Etiopii,
Egiptu, Sudanu. Co to byli za ludzie? Czyżby przodkowie obecnych nordyckich
Tuaregów? Opowiadali, że w ich dalekiej praojczyźnie woda podczas zimy staje
się przeźroczystym kamieniem, a słońce świeci nawet nocą. Czyli że idzie o
mroźną, daleką Północ.
Tybetańczycy, Indowie, Chińczycy nazywali siebie
„nie-Ariami”, podkreślając, że to nie oni przyszli „z Północy”.
Sercem cywilizacji Wielkiego Stepu mogły początkowo być m.in. ziemie Azji Środkowej, której pierwotna
ludność należała do typu europeoidalnego, albo Europa Środkowa, dorzecze Wisły.
„U źródeł starożytnej ludności Kazachstanu – zaznacza po wieloletnich solidnych
badaniach paleoantropologicznych profesor O. Ismagułow - znajduje się doskonale rozpoznawalny,
jaskrawie wyrazisty typ europeoidalny bez najmniejszej domieszki
mongoloidalnej”. Dopiero najazd Hunów w
pierwszych wiekach nowej ery i związane z nim masowe gwałcenie tutejszych
kobiet przez najeźdźców, jak też ich osiedlenie się zarówno na terenach
środkowoazjatyckich i środkowoeuropejskich,
spowodowało zmianę kodu genetycznego i typu antropologicznego na w dużym
stopniu mongoloidalny, który to proces hybrydyzacji został jeszcze bardziej
nasilony przez okupację mongolską w XII – XIII w. Wśród Uzbeków, Kirgizów,
Kazachów, Turkmenów, Tadżyków tylko częściowo
udało się do dziś zachować
pierwotny wygląd aryjski (czyli wysoki wzrost, marsową sylwetkę, jasne włosy,
oczy i cerę) oraz cechy aryjskiego usposobienia, takie jak szczerość,
uczciwość, otwartość, waleczność, pracowitość, poczucie godności osobistej.
Zresztą Ariów (później zwanych Scytami) a Ugrofinów, należących do tzw. małej
rasy uralskiej o dominujących rysach mongoloidalnych z domieszką cech
nordycznych, dzieliła tysiącletnia wrogość; choć na skutek wzajemnych najazdów
i łączących się z nimi aktów przemocy seksualnej w stosunku do kobiet
przeciwnika doszło do daleko posuniętej interferencji rasowej między tymi
superetnosami. Ugrofinowie stali się bardziej europeoidalni, a Ariowie nabyli
nieco cech mongoloidalnych.
W każdym bądź razie w pierwszym tysiącleciu p.n.e. na
ogromnej przestrzeni od Dniepru do gór Sajańskich i Ałtajskich mieszkali
Scytowie, lud indoeuropejski, rosły, jasnooki i jasnowłosy, w prostej linii
potomek cywilizacji Ariany. [Zwarte skupiska rasy aryjskiej notowane są obecnie
na terenie Danii, Szwecji, Norwegii, Islandii, Białorusi, Łotwy, Ukrainy,
Litwy, Afganistanu, Iranu, oraz w niektórych regionach Rosji (Ziemia Pskowska i
Nowgorodska, Don, Kubań), Bałkanów,
Indii, Pakistanu, Kaukazu (Alanowie czyli Osetyjczycy [Stalin!],
częściowo Czeczeni), Polski (Podlasie, Kujawy, Mazowsze), Niemiec, Afryki
Północnej (Tuaregowie). Przeważnie jednak są już te kraje zhybrydyzowanymi
„szachownicami” rasowymi, na których sąsiadują ze sobą różne elementy
antropologiczne, co prawdopodobnie nie stanowi dobrej wróżby dla ich
przyszłości. Zakrawa to na paradoks, ale Słowianie Południowi (Chorwaci,
Słoweńcy, Serbowie) pod względem rasowym są bliscy Bałtom i Skandynawom, podczas gdy Słowianie Północni (np.
mieszkańcy Rosji Centralnej) mają znaczną domieszkę cech mongoloidalnych
(płaskie twarze, wystające kości policzkowe, mniej wydatny nos, ciemne włosy i
oczy) jako skutek mieszania się z Ugrofinami i Tiurkami, m.in. mieszkańcami
ongisiejszej Bułgarii Wołżańskiej.
Tak tedy na przełomie starej i nowej ery potomkowie dawnych
Aryjczyków, czyli Scytowie, Sarmaci, Sakowie, ponieśli druzgocącą klęskę od
Hunów, którzy ciągnęli dalej w kierunku zachodnim, a których pozostałość
stanowią dzisiejsze Węgry (Hungaria). Przejęli zresztą od Scytów taktykę boju
kawaleryjskiego, doskonalszy model łuku oraz wcielili do swego ponad
półmilionowego wojska liczne oddziały aryjskie.
Od samego początku Ariowie cenili cnotę żołnierskiego
męstwa. Młodzieniec, który nie został przez rok przeszkolony wojskowo, nie miał
prawa do założenia rodziny. Uważali, że w sztandarach wojskowych żyją duchy
przodków, które opiekują się żywymi. Dlatego umieszczali na nich wizerunki
drakonów, orłów, barsów, gryfów, wilków, równoramiennych krzyży. O tych
ostatnich sądzono, że ich wizerunek chroni przed chorobami i innymi
nieszczęściami. Strata sztandaru w walce pociągała za sobą rozproszenie danego
rodu, ułusu czy oddziału. Przestawał on po prostu istnieć. Zwyczaj ten
przetrwał tysiąclecia i także obecnie we wszystkich armiach świata sztandar
pułku czy dywizji stanowi świętość, dla ratowania której żołnierze i oficerowie
gotowi są poświęcić życie. Najwyższym orderem wojskowym wojsk aryjskich był
żelazny krzyż równoramienny (zwany obecnie „maltańskim”) z wizerunkiem kręgu
słonecznego pośrodku, odnajdywany w wykopaliskach sprzed ponad 2600 lat.
[Prawie powszechne jest przekonanie, że krzyż to symbol chrześcijański. Nic
bardziej mylnego. Jeszcze w III wieku pisarz chrześcijański Minucjusz Felix
pisał: „Co dotyczy krzyży, tośmy ich nie czcimy, nam, jako chrześcijanom, nie
są one potrzebne. To wy, poganie, wy, dla których świętościami są drewniane
idole, wy czcicie drewniane krzyże, być może jako części waszych bóstw. A wasze
flagi, sztandary, znaki bojowe, czymże są, jak nie pozłacanymi i ozdobionymi
krzyżami?” Natomiast prawdą jest, że w
Indiach, tej praojczyźnie wielu narodów, oraz w Tybecie krzyż zwany jest
„wadżrą”, czyli lśniącymi promieniami boskości, wychodzącymi z jednego ośrodka,
z centrum Wszechświata. Stąd w środku krąg słoneczny. Czyli że najdawniejsza
forma krzyża nie reprezentowała sobą dwu przecinających się linii, lecz Słońce
(symbolizujące Jedynego Boga) i cztery promienie, rozchodzące się na cztery
strony świata. A więc około 6 – 7 stuleci p.n.e. krzyż nie był znakiem „męki
Pańskiej”, lecz magicznym znakiem solarnym, symbolizującym Boże
Błogosławieństwo. Borys Uspiensky pisał: „Krzyż równoramienny, absolutnie
analogiczny z bizantyjskim, widzimy na świątyniach buddyjskich w charakterze
znaka solarnego… Swastyka to, oczywiście, jedna z postaci krzyża, znana także w
późniejszej sztuce chrześcijańskiej, gdzie nosi miano „Crux Gammata”, czyli
„krzyż hakowaty”. Swastyka, jako symbol solarny [obrazujący okrężny ruch
Słońca], była szeroko rozpowszechniona w Indiach”. To może zaskakiwać, ale
jeszcze w roku 1024 muzułmanie Kalifatu
obchodzili święto Krzyża Świętego, który umieszczali na swych ikonach. Potem tę
praktykę, jak i malowanie ikon, zakazano
w związku z wyprawami krzyżowymi chrześcijan, których symbolem ten wizerunek
został dopiero pod koniec IV wieku. Obecnie krzyż równoramienny jest godłem
państwowym Kazachstanu, Szwajcarii, kilku innych państw. Jest to niewątpliwie
świadomym lub nieświadomym nawiązaniem do pradawnych tradycji cywilizacji
ariańskiej.
***
Jeśli idzie o duchowość i intelekt, Ariowie wyznawali
pierwotnie wyłącznie „młodzieńczy” kult siły fizycznej, walki i zwycięstwa. Nie
cenili toteż specjalnie ani życia swego, ani cudzego. Czymże bowiem ono było
według ich wierzeń? Niczym innym jak ciągłym odradzaniem się nieśmiertelnej
duszy w coraz to nowym ciele, niebawem bowiem po śmierci poprzedniego ciała –
jak uważano – przenosi się ona do embrionu dopiero poczynanego w klanie
rodzinnym dziecka i rozpoczyna nowe życie na ziemi wśród rodaków. Zabijanie
więc nawet bliskich krewnych nie sprawiało naszym przodkom zbyt wiele kłopotu,
ponieważ byli oni przekonani, że ostatecznej śmierci tak naprawdę nie ma, że
dusza ulatuje ze zmarłego ciała, by niebawem ponownie zamieszkać w rodzinie w
ciele przychodzącego na świat dziecka. W świetle tych wierzeń nie sposób mówić
o jakimś szczególnym okrucieństwie tych ludzi, przejawiającym się m.in. w
zabijaniu starych i schorowanych ojców przez synów, gdyż według wyobrażeń
jednych i drugich takim czynem syn oswobadzał duszę ojca z niedołężnego, już
nie nadającego się do zamieszkiwania ciała, uwalniał go od niepotrzebnych cierpień
i ułatwiał wcielenie się w nową „skórę”, czyli w dopiero powstający w łonie
jakiejś członkini rodu embrion.
Z biegiem stuleci jednak proces poznania mistycznego i
teologicznego pogłębiał się, aż ukształtowała się oryginalna aryjska doktryna
monoteistyczna. Bóg Ariów, choć Jeden i Jedyny, miał trzy postacie, był Bogiem
kontemplującym, trzymającym Wszechświat w swej dłoni; Bogiem chroniącym,
zachowującym, broniącym, opiekuńczym oraz Bogiem sądzącym i karzącym, oddającym
każdemu według zasługi. Był Jedyny, lecz manifestował się na różne sposoby.
Rozumiano: Bóg widzi i wie wszystko, a obroni czy ukarze, zależy od samego
człowieka, od jego czynów. Wiedziano: dobro i zło, życie i śmierć, bogactwo i
bieda darowane są tylko przez Boga, który lepiej od nas wie, co się nam należy.
A więc aryjskie jedynoboże wychowywało człowieka czynu ukierunkowanego na
rozwój, na samopoznanie i samodoskonalenie. Jego koncepcja reinkarnacji duszy
nigdy nikogo nie pozbawiała nadziei. Nawet po śmierci, po przejściu przez
oczyszczający ogień piekła lub po pobycie w raju przed sądem Najwyższego, osoba
zmienia się. Zawsze istnieje szansa na naprawienie starych grzechów przez dobre
czyny. Każdy człowiek własnymi rękami tworzy dla siebie piekło lub raj.
Wszystko zależy od jego postępowania. Tutaj widzimy przeciwieństwo w stosunku
do o parę tysięcy lat późniejszej doktryny chrześcijańskiej, która opisuje
przyszłość osoby albo jako wieczny raj, albo jako wieczne potępienie i piekło.
W pradawnej religii Ariów istniała nauka o Odkupicielu, posłanniku
Nieba. Geser, Syn Boży, został zesłany przez Boga na ziemię w III tysiącleciu
przed Chrystusem w postaci brzydkiego chłopca „z zębami drobnymi jak gnidy ”, który jednak wyrósł na pięknego i silnego
młodzieńca, który zjednoczył wszystkie narody i nauczył je oddawania czci Bogu
Jedynemu. Potem Bóg (Tengri) zabrał Gesera do Nieba, a na ziemi zostawił jego
namiestnika, „kesara”. Z biegiem czasu ludzkość pod wpływem Złego Ducha
ponownie się podzieliła i wpadła w sidła grzechu. Dlatego gdy narody zupełnie
zapomną o Bogu, pogrążą się w odmętach nieprawości i moralnego zdziczenia,
Najwyższy ponownie ześle na ziemię Zbawiciela w postaci Proroka, który swymi
kazaniami odnowi wiarę i odmieni ducha znieprawionej ludzkości, odwiedzie ją od
grzechu, a nakłoni ku czci i bojaźni Bożej. Potem zaś z Nieba zstąpi sam Bóg;
na mocy Jego woli zmarli zmartwychwstaną, płomień pochłoni grzeszną ziemię,
Szatana (Erlika) i grzeszników; a po tym oczyszczającym ogniu zostanie lśniaca
i czysta, jak biała glina, ziemia. Z niej Bóg stworzy Nowy Świat, w którym obok
Niego zamieszkają ci, którzy pozostawali Mu wierni.
Aryjczycy uważali, że świątynią Jedynego Boga jest cały
świat otoczony kopułą Wiecznego Błękitnego Nieba. Świętą górą był szczyt
Sumeru, znajdujący się na Ałtaju, który uważany jest przez wielu uczonych za
serce tej cywilizacji. Tutaj przez kilka tysiącleci zakazane było nie tylko
polowanie, ale nawet głośne mówienie. Wierzchołek tej góry pokrywa śnieżna
czapa, w której każda śnieżynka stanowi zmaterializowany stan czyjejś duszy.
Świątynie zresztą także były wznoszone; prawo wstępu do ich wnętrza
przysługiwało jednak wyłącznie kapłanom; przy czym nawet oni nie mogli tam
oddychać – aby uczynić wdech i wydech, musieli wyskakiwać na zewnątrz. Chodziło
o to, by żaden człowiek swym cuchnącym oddechem nie zanieczyszczał przybytku
Bożego. Najwyższy kapłan nosił na palcu prawej ręki pierścień z wyrytymi na nim
wizerunkami równoramiennego krzyża i ryby.
Później te rygorystyczne przepisy złagodzono, na nabożeństwo
wierni mogli wejść do wnętrza chramu. Kapłan, ubrany w czarne szaty do pięt,
rospalał kadzidło („kadila”), gdyż uważano, że Zła Moc nie znosi zapachu
szlachetnych pachnideł. Podczas czyjegoś pogrzebu Ariowie wyściłali dno mogiły
łapkami jodeł (ten zwyczaj zachował się dotychczas m.in. w Ziemi Grodzieńskiej
i Wileńskiej). Obrzęd religijny „abchiszeka” stanowił swoistą koronację, czyli
namaszczenie króla na tron przez najwyższego kapłana, tak jak później papieże
namaszczali monarchów katolickich. Szczególnym uszanowaniem i opieką otaczano w
kulturze Ariany filozofów, spisujących w odosobnionych klasztorach swe dzieła;
uważano ich za najcenniejszy skarb narodu, za kustoszów mądrości, spływającej
na ziemię z Wiecznego Błękitnego Nieba jako z Przestrzeni Duchowej.
Hołdowano też zasadzie surowej dyscypliny
społeczno-państwowej. Słusznie uważano, iż ludzie niedługo słuchają tych,
którzy nie umieją przewodzić, a posłuszeństwo to wielka umiejętność, której
władcy powinni uczyć poddanych. Kto dobrze prowadzi, za tym chętnie idą, i tak,
jak mistrzostwo poskromiciela koni polega na tym, by konia uczynić uległym i
łagodnym, tak też zadaniem władcy jest nie tylko uczynienie innych posłusznymi,
ale i zaszczepienie im świadomego zamiłowania do cnoty posłuszeństwa.
***
Kilka tysiącleciu przed nową erą pierwotna wspólnota aryjska
zaczęła się dzielić na dwie wielkie gałęzie: Turan (Ziemię Tura, czyli Ariów
zachowujący nadal tradycyjny wędrowny tryb życia, oparty na hodowli koni, krów,
owiec, świń, kóz) oraz Iran (Ariowie przechodzący na osiadły tryb życia i
uprawę roli). Tożsama pod względem
genetycznym populacja nie tylko rozszczepiała się powoli na dwie części, ale i
zaczęła się pogrążać we wzajemnej wrogości i bratobójczych wojnach. Uprawiający
rolę Ariowie osiedlili się na terenie obecnego Wschodniego Iranu i zachowali
swą tradycyjną nazwę, ta zaś część, która nadal koczowała i uprawiała hodowlę
bydła, była – dla rozróżnienia – zwana przez Persów Sakami lub Turami (Turańczykami),
przez Greków – Scytami. Obie formacje, choć identyczne pod względem
biologicznym, prowadziły ze sobą permanentne wojny.
Pod wieloma względami myśl etyczna Iranu i Turanu była
podobna, a nawet identyczna. Cywilizacja turańska była arystokratyczną cywilizacją
żołnierską, opartą na znakomitej samoorganizacji, na kulcie walki i zwycięstwa,
na karności, samodyscyplinie i pomocy wzajemnej członków społeczności, jak też
na swoistej beztroskiej i wielkodusznej szczodrobliwości. Łupy wojenne, zdobyte
podczas najazdów na ziemie sąsiednie, dzielono między wszystkich po równu.
Ogromną ich część składano w świątyniach lub na ręce kapłanów jako ofiarę,
uważano bowiem, że im więcej Bogu się ofiaruje, tym szczodrobliwiej wynagrodzi
on swych wyznawców. Spowodowało to, że od pewnego czasu kasta kapłanów,
znakomicie skądinąd wspierająca swym autorytetem świeckich władców narodu,
urosła do niesamowitej potęgi, stała się niejako zbiorowym panem życia i
śmierci całego społeczeństwa i każdego jego członka. Nie nadużywała zresztą
swej mocy i nie usiłowała zastąpić sobą władzy świeckiej.
Obyczajowość praktyczna dawnej cywilizacji aryjskiej
posiadała swe cechy specyficzne: państwo było uważane za zbiorową mądrość i
zbiorową samoorganizację narodu, mającą na celu skuteczne funkcjonowanie w
konkretnych warunkach dziejowych. Mniemano, że dobro wspólne stanowi wartość
najwyższą i że tylko w doskonale zorganizowanym społeczeństwie jego członkowie
czują się bezpiecznie, a cel ten będzie nieosiągalny, jeśli wszyscy członkowie
wspólnoty narodowej nie zrezygnują z części swych indywidualnych skłonności,
upodobań, interesów i praw (a tym bardziej ze swej osobniczej samowoli,
jednoznacznej z chaosem i bezładem) na rzecz zbiorowości. Pielęgnowano więc tak
wielkie cnoty, jak wierność, cześć, obowiązkowość, a za najlepszy sposób
samoorganizacji narodu – państwo scentralizowane i totalitarne. Władcy nadawali
swym namiestnikom (satrapom) tak nikłe pełnomocnictwa, że ci musieli
konsultować z dworem królewskim (nieraz odległym o tysiące kilometrów) niemal
każde, nawet drobne, posunięcie. Najmniejsze uchybienie w tym względzie karano
najsurowiej – pozbawieniem życia. W
wyniku – wbrew pierwotnym, w jakiś sposób słusznym, założeniom – funkcje
państwa były paraliżowane przez struktury tegoż państwa, które stawało się
nieskuteczne i bezradne w sytuacjach, gdy zaistniała konieczność podejmowania
szybkich i zdecydowanych decyzji politycznych, gospodarczych, dyplomatycznych
czy militarnych na poziomie lokalnym, prowincjonalnym. Znaleźć złoty środek
między żelazną centralizacją a zdecentralizowanym rozchwianiem udawało się
bardzo rzadko, dlatego liczne państwa o takim ustroju często wpadały w zastój i
ulegały dekompozycji – wbrew zamiarom swych twórców i władców. Idzie bowiem o
to, że siła narodu tkwi nie w jego wymuszonej bezkonfliktowości, lecz w
zdolności do twórczego i pozytywnego rozładowywania napięć, godzenia
przeciwieństw na drodze konsolidacji wysiłków w celu wspólnego, solidarnego
rozstrzygania zaistniałych problemów, osiągania wspólnych dokonań, jak też
wykonywania zadań socjalno –
wychowawczych.
Choć generalnie wychodzono z założenia, że uczciwość i
otwartość stanowią najpiękniejsze cnoty człowieka, to jednak też uznawano, że
np. podczas prowadzenia działań militarnych czy rozmów dyplomatycznych nie da
się uniknąć stosowania rozmaitych podejść, wybiegów, forteli, czy chociażby
dezinformacji wobec przeciwnika. Wojna bowiem jest stanem szczególnym, a od jej
wyniku zależy cały los narodu, należy więc w czasie jej trwania zrezygnować z
pewnych zachowań, pięknych, co prawda, pod względem moralnym, lecz nieskutecznych,
a nawet w określonej sytuacji niedopuszczalnych
z praktycznego i celowego punktu widzenia. Lecz gdy został zawarty i
poprzysiężony pod pewnymi warunkami pokój, obopólne ustalenia stają się
nienaruszalne i święte, a krzywoprzysięstwo – jako wyraz skończonej niegodziwości – powinno być karane śmiercią i
nigdy nie może być wybaczone. Kłamstwo zresztą w kulturze aryjskiej uważano za
zjawisko wręcz sprzeczne z samą naturą człowieka i nie spotykane w przyrodzie:
zwierzęta walczą ze sobą, zabijają się nawzajem, polują na siebie (co stanowi
dla nich konieczność biologiczną), lecz nie kłamią, nie zdradzają, nie
nadużywają czyjegokolwiek zaufania. Fałsz to cecha specyficznie ludzka, i to
cecha najpodlejsza. Pies, zwierzę najwierniejsze, oraz żmija, zwierzę
najbardziej bezkompromisowe i prostolinijne, stanowiły święte symbole
aryjskiego Turanu w okresie
przedzoroastryjskim.
***
Ariowie byli pionierami rolnictwa, jak też mistrzami w selekcji
roślin i hodowli zwierząt udomowionych. Ich
niezmordowanym pracom selekcjonerskim towarzyszyły magiczne zabiegi
kapłanów, którzy mieli kontaktować się z duchami, prosząc, aby te wspomagały
hodowców w ich usiłowaniach. Dzikim zwierzętom, np. tarpanom, zabierano młode,
które następnie w odpowiedni sposób wychowywano i poddawano wpływom
psychologicznym, dążąc do tego, by zwierzę miało do ludzi stosunek przyjazny i
życzliwy. Egzemplarze, które zachowywały się nieufnie, krnąbrnie lub wrogo,
składano w ofierze Mocom Wyższym, czyli poddawano eutanazji. Z pewnych przekazów wynika, iż Aryjczycy
posiadali sztukę (dziś nieznaną) duchowego oddziaływania na psychikę zwierząt.
Proces poczęcia i zawiązywania się embrionu odbywał pod ścisłą kontrolą nie tylko selekcjonerów,
ale i kapłanów, którzy usiłowali specjalnymi modłami i innymi zabiegami
magicznymi spowodować, aby w chwili poczęcia do brzucha samiczki weszła dusza
zwierzęca łagodnie usposobiona w stosunku do ludzi. Wymagano, aby w chwili
kopulacji zwierzęta znajdowały się w optymalnym stanie fizycznym i psychicznym.
W okresie poprzedzającym poczęcie trzymano je na specjalnej diecie nie tylko
umacniającej ich siłę, ale i powodującej efekt „rozszerzonej świadomości”,
który miał ułatwiać ściąganie z otchłani zaświatów duszy zwierzęcej przychylnej
człowiekowi. Po urodzeniu pomiot trzymano w towarzystwie ludzi, zachowując
zresztą w tym długotrwałym procesie mnóstwo ścisłych reguł i przepisów, o
których tu wspominać nie będziemy. Wystarczy stwierdzić, że w ciągu tysiącleci
Aryjczycy udomowili liczne gatunki zwierząt, w tym pantery i gepardów, oraz
wyselekcjonowali liczne odmiany ssaków i ptaków. Doniosłą rolę w procesie
„humanizacji” zwierząt odgrywała specjalnie dobrana muzyka, gra na flecie,
śpiew, hipnoza. Znano i wykorzystywano określone melodie i rytmy, powodujące –
w razie potrzeby – te czy inne nastroje
i stany psychiczne u zwierząt, jak np. apetyt lub jego brak, gromadzenie się w
kupę lub rozpierzchnięcie stada, ekstazę miłosną lub agresję. Zwierzęta domowe
traktowano przyjaźnie i po partnersku, względem dzikich również nie okazywano
okrucieństwa, kategorycznie zakazując m.in. uboju rytualnego oraz składania
ofiar ze zwierząt.
Aryjczycy nie tylko wyhodowali szereg ras koni, krów, owiec,
kóz, psów, świń, kotów, ale i na terenie Indii udomowili słoni. Ujawnione zaś w
ciągu tysięcy lat badań i obserwacji prawidłowości genetyczne zostały przez
nich następnie wykorzystane także w celu doskonalenia rasy ludzkiej. Proces ten
rozpoczęli ponoć przed około ośmioma tysiącami lat, o czym świadczą znaleziska
archeologiczne m.in. na terenie Uralu Południowego. Wynaleźli więc eugenikę, a
ich kapłani w ciągu niezliczonych stuleci trudzili się nad wyselekcjonowaniem
rasy doskonałej: jasnowłosej, niebieskookiej, obdarzonej wspaniałymi zaletami
etycznymi, intelektualnymi, twórczymi. Ta nowa odmiana „człowieka aryjskiego”
została wyhodowana na rozległym terenie Syberii Południowej, Azji Środkowej aż
do Ukrainy, następnie zaś ekspandowała zarówno w kierunku lesistej Europy, jak
też Hindustanu i Iranu.
Na skutek zabiegów selekcjonersko – eugenicznych wśród
mieszkańców Ariany od pewnego czasu zaczął dominować typ rasowy o pszenicznej i
rudzielcowej barwie włosów, niebieskich oczach, gracylnej sylwetce. [Legendarne
jasnowłose Amazonki porywały sąsiadom wyłącznie takie dziewczynki]. W kulturze
aryjskiej zjawiło się swego czasu pojęcie „dzieci Słońca” – tak zwano
złotowłose, błękitnookie dzieci, które istotnie uważano za zjawisko szczególne
i dążono na drodze doboru sztucznego do „wyprodukowania” jak największej ich
liczby. Słońce bowiem, błyskawica i płomienie ogniska domowego stanowiły w
oczach Aryjczyków trzy odmiany Ognia jako symbolu i emanacji Boga Jedynego,
Istoty Najwyższej, a jasnowłose, niebieskookie dzieci były dumą tej rasy przed
światem.
Różne szkoły naukowe proponują własne, nieraz różniące się
między sobą, koncepcje klasyfikacji ras. Wybitny antropolog Jan Czekanowski
podzielił rasę europeoidalną na rasy pomniejsze: północną (nordycką,
nordyczną), alpejską (laponoidalną), śródziemnomorską, dynarską,
protosłowiańską. Według niego rasa
nordyczna zamieszkuje obecnie wszystkie kraje okalające Morze Północne i
Bałtyckie, sięgając w głąb kontynentu dorzeczami Dźwiny i Wisły, ogarniając ponadto
górne części Wołgi i Dniepru oraz w strefie ekspansji słowiańskiej na wschodzie
duże obszary aż po Morze Białe na północy i po Azowskie na południu. Ponadto
stanowi bardzo poważny składnik ludności pozostałych części Europy oraz Ameryki
Północnej. Rasa śródziemnomorska
zamieszkuje kraje okalające Morze Śródziemnomorskie; ponadto stanowi również
poważny składnik ludności nadbałtyckiej strefy aż po Skandynawię włącznie.
Zachodnia część Anglii, a pierwotnie całych Wysp Brytyjskich, stanowi strefę
jej przewagi, podobnie jak tereny na wschód od Donu, wschodnia część Bałkanów
oraz część wybrzeża Morza Czarnego, jak też Iranu. Obecnie trzy czwarte
ludności W. Brytanii to ściśle zespolony typ mieszany nordyczno –
śródziemnomorski, do którego wlewa się coraz więcej elementu negryckiego i
semickiego. Rasa armenoidalna w znacznej koncentracji występuje w zachodniej
części Półwyspu Bałkańskiego, Północnej Rumunii, Północnych Włoszech, we
francuskich Pirenejach. Rasa laponoidalna dominuje w Karpatach Zachodnich, na
północnych zboczach Sudetów, w Siedmiogrodzie, czyli na terenie Słowacji,
Węgier, części Rumunii, Czech, Południowo – Wschodniej Polski, Południowej
Francji i Południowych Niemiec. (Po II wojnie światowej, w której Niemcy
poniosły druzgocącą klęskę i nie mogły już decydować o swoim losie, Anglia i
Stany Zjednoczone narzuciły im politykę tzw. multikulturowości, czyli
metysyzacji narodu niemieckiego przez masową imigrację osób rasowo obcych;
obecnie około 20% ludności tego kraju stanowią „Rassenfremde”, co powoduje
daleko posuniętą hybrydyzację i degradację tego etnosu, którego przyszłość nie budzi optymizmu).
Rasa aryjska wyłoniła
z siebie szereg wybitnych dynastii królewskich, jak Merowingowie, Burbonowie,
Popielidzi, Przemyślidzi (ale już nie Piastowie, którzy byli mieszańcami
nordycko- laponoidalnymi), Hohenzollernowie, Rurykowicze, Gedyminowicze,
Habsburgowie, Romanowowie (stanowiący de facto odgałęzienie dynastii
niemieckiej Holstein-Gottorp; ostatni imperator Rosji Mikołaj II miał tylko
1/128 cząstkę krwi rosyjskiej, słowiańskiej), Sachsen-Coburg-Gotha, Wazowie,
oraz stworzyła szereg wielkich państw dziejotwórczych: Imperium Greckie
Aleksandra Macedońskiego, rozległe na pięć milionów kilometrów kwadratowych;
Święte Imperium Rzymskie Narodu Niemieckiego, Imperium Perskie (mierzące w
apogeum swej potęgi osiem milionów kilometrów kwadratowych!), Królestwo
Czeskie, Królestwo Polskie, Wielkie Księstwo Litewskie, Cesarstwo Rosyjskie,
Imperium Osmańskie i in. Helena Bławacka uważała, że także Imperium Rzymskie
było dziełem tej rasy.
***
Ariowie dbali
skrupulatnie o czystość rasową, kategorycznie nie dopuszczali (przez
odpowiednie wychowanie młodzieży i przez przepisy prawa) do jakichkolwiek
poufałych kontaktów między sobą a obcoplemieńcami. Także tajemnice swej religii
i etyki zachowywali wyłącznie dla siebie. Zawieranie małżeństwa po osiągnięciu
dojrzałości płciowej stanowiło obowiązek sankcjonowany prawnie; jeśli np. panna
w ciągu trzech lat po owej cezurze wiekowej nie wyszła za mąż, spadała do
niższej kasty socjalnej. Jeśli Aryjczyk poważył się zbliżyć w jakikolwiek
sposób do reprezentantki którejś z niższych ras (kast), tracił status Arii, a
razem z nim i życie. Wielowiekowe obserwacje selekcjonerskie wykazywały, że
mieszańcy dziedziczą najgorsze cechy rodziców i nie są zdolni do pielęgnowania
wysokiej etyki oraz do hołdowania wartościom idealistycznym. Dlatego właśnie
higiena rozrodu była w Arianie ściśle
reglamentowana i kontrolowana przez państwo na mocy odnośnych norm i przepisów także
wewnątrz samej społeczności aryjskiej, z jej podziałem na zhierarchizowane
warstwy, rody, stany, warny. Małżeństwo było kwestią państwową, a nie osobistą.
Starannie tedy dbano o hodowanie „płowej bestii”, wyposażonej w znakomite cechy
moralne, intelektualne i fizyczne: bezinteresowność, waleczność, ciekawość
świata, prostolinijność, szczerość, uczciwość, zmysł organizacyjny, wierność,
lojalność, męstwo, nieustępliwość w walce, ofiarność, zmysł poszanowania prawa,
etyczność, szacunek i bezwzględne posłuszeństwo wobec rodziców, kapłanów,
nauczycieli oraz – w okresie wojny – wobec dowódców wojskowych.
Pod zakazem egzogamii, czyli międzyrasowych i
międzyetnicznych małżeństw mieszanych, kryła się zupełnie na pozór banalna
sprawa bytowa: dziewczyna wychowana w obcej kulturze i tradycji, mająca inne
nawyki życia codziennego i odrębną moralność będzie z pewnością złą żoną i
marną panią domu. Ale prócz tego egzogamia powoduje coś w rodzaju zerwania
ciągłości kulturowej, ponieważ matka uczy dziecko swego języka i nawyków swego
narodu, a ojciec swego. Na skutek tego powstaje chimeryczny, „zbuntowany”
stereotyp myślenia, czucia i postępowania. A zmieszanie funduszu dziedzicznego
na poziomie molekularnym powoduje szok genetyczny, manifestujący się m.in. w zmniejszeniu
odporności immunologicznej, ale nie tylko. Niekiedy taka hybrydyzacja bywa
korzystna, lecz w większości przypadków jest szkodliwa, dająca potomstwo o
obniżonej energii i słabej pasjonarności, zaledwie zdolne do zachowania swej
egzystencji fizycznej, lecz jałowe pod względem kulturotwórczym i państwowym.
Pojęcie pasjonarności wynalazł i wprowadził do obiegu
naukowego w 1939 roku profesor Lew Gumilow, m.in. znawca dziejów także narodów
aryjskich. Pasjonarnością nazwał on dziedziczną cechę recesywną, która
przeważnie, pomijając synów i wnuków, manifestuje się ponownie w prawnukach i
praprawnukach. Jest to wrodzona, biologicznie uwarunkowana zdolność organizmu
do wzmożonego pobierania energii ze świata zewnętrznego i do dynamicznego jej
zużytkowania w szeroko pojetej „pracy”; jest to żądza czynu, zdolność do
ponadprzeciętnej aktywności, do porywania za sobą innych ludzi, do popełniania
zarówno czynów bohaterskich, jak i zbrodniczych, a w każdym razie
wykraczających poza granice zwykłości i przeciętności w rozmaitych sferach
aktywności kulturotwórczej, politycznej, naukowej, wojskowej i in.
Osobowości pasjonarne od dzieciństwa marzą o wielkich
czynach, są otwarte, szczere, bezinteresowne, odważne, pryncypialne,
odpowiedzialne, bez oglądania się na konsekwencje trwające przy swych ideałach
i racjach, ideach i przekonaniach. Mają wrodzony instynkt wierności,
sprawiedliwości i obowiązkowości, dążą do przekształcania świata, a nie usiłują
do niego się przystosować. Tworzą nowe dobra kultury, nowe stereotypy zachowań,
nowe „tablice wartości”, czyli że są tymi, których Fryderyk Nietzsche nazywał
„płowymi bestiami” lub „nadludźmi”. Dzięki nim społeczeństwa się rozwijają, ale
też bywają narażane na wstrząsy i zagrożenia. Dlatego ta odmiana człowieka bywa
często albo izolowana (np. w domie wariatów czy więzieniu), albo wydalana ze
społeczności (np. wysyłana za morza na poszukiwanie nowych lądów), albo
pozbawiana życia, czasami razem z rodziną . Bywa tedy pasjonarność cechą
niezwykle szkodliwą dla swego nosiciela i jego bliskich, czego doświadczyli na
sobie Zaratustra, Budda, Jezus, Mahomet, Napoleon itd. Ale zdolność do
składania siebie w ofierze na ołtarzu ideału (czy iluzji) także należy do
istoty pasjonarności.
Częstokroć osoby pasjonarne zwracają się w kierunku poszukiwania
prawdy, poświęcają się badaniom naukowym i sztuce, ponieważ cechuje je
bezinteresowne dążenia do zbadania, odkrycia i przekazania innym tego, co
prawdziwe, dobre, piękne i sprawiedliwe. Niezwykła pracowitość, poświęcenie,
upór w dążeniu do celu powodują, że osoby pasjonarne zostają odkrywcami i
wynalazcami, autorami fundamentalnych dzieł naukowych i artystycznych,
genialnymi konstruktorami i uczonymi. Ale też dopiero po dziesięcioleciach, gdy
już nie ma ich na tym świecie, narody dorastają do zrozumienia i docenienia ich
dorobku intelektualnego. Za życia Platona, Arystotelesa, Gorgiasza, Demokryta,
Seneki tylko liczone osoby rozumiały i ceniły ich mądrość, a Sokratesa otruto,
gdyż był za rozumny, choć przecie Ateńczycy uchodzili i uchodzą (przy tym nie
tylko we własnych oczach) za wytrawnych filozofów, twórców i wielbicieli
mądrości, nauki, poezji, rzeźby, malarstwa, teatru, muzyki i tańca. Skoro nawet
oni potrafili zgładzić pasjonarnego Sokratesa, to cóż mówić o Tebańczykach,
uchodzących w oczach reszty Hellenów za ociężałych pijaków i apatycznych
żarłoków, o mieszkańcach Syrakuz i Agrygentu, uważanych za leniwych i ospałych
sybarytów, czy o nieokrzesanych i grubiańskich Spartańczykach, którzy nie
wyłonili spośród siebie ani uczonych, ani poetów, ani filozofów.
Że naród ma niski poziom pasjonarności, łatwo rozpoznać z
zachowań jego członków. Lenistwo, nieróbstwo, sprzedajność (m.in. władz,
sędziów itd.), wszeteczeństwo, pijaństwo, skorumpowanie urzędników, narkomania,
skłonność do pasożytnictwa i życia cudzym kosztem, brak wstydu i czci –
występujące na masową skalę – sygnalizują, że naród znalazł się na krawędzi
rozkładu i dezorganizacji społecznej, i że pozostało mi niewiele pokoleń
istnienia. Rozkład dotyczy jednocześnie kultury, ekonomiki, polityki,
moralności. Narody zresztą raczej nie trwają wiecznie. Gdy odsetek pasjonarów
zanika, zanika i cały etnos. Starożytni Sumerowie, Egipcjanie, Hetyci,
Filistyni, Etruskowie, Dorowie, Weneci ustąpili miejsca Hellenom, Partom,
Rzymianom, Łacinom, Scytom, a tych z kolei zastąpili Turcy, Hiszpanie,
Francuzi, Grecy, Tadżycy, Uzbecy, Kazachowie, Rosjanie, Polacy. Wcześniejsze
etnosy albo zmieniły swe nazwy, albo się rozpadły i stały się budulcem lub
częścią składową nowych.
Idzie bowiem o to, iż mutacje genetyczne powodują zjawianie
się w łonie narodów nie tylko osób pasjonarnych, ale też subpasjonarnych,
mających tak niski poziom energii witalnej, że nie potrafiących nawet
samodzielnie podtrzymywać własny proces życiowy. Wszystko jest dla nich trudem
i ciężarem; skarżą się, utyskują, nic nie robią, nie chcą nawet zdobyć zawodu,
by jakoś się utrzymywać. Wolą pasożytować, umiejętnie spekulując na cudzej
pracy, dobroci, życzliwości, a także i głupocie. Ich życie zamyka się w tym, by
zjeść, wyspać się, wypić i kopulować z takąż kobietą. To są rozmaitej maści
wyrzutki, niedoróbki, klienci pomocy społecznej, bezdomni, włóczęgi, żebracy,
wymierający mieszkańcy Wysp Andamańskich, których nie stać na to, by nałapać
ryb i narwać w lesie owoców dla swych głodnych dzieci; wolą żebrzeć w portach u
obcych marynarzy i podróżników. Złodzieje, prostytutki, fałszywi renciści,
leniwi bezrobotni, imbecyle, idioci, a wszystko to pogrążające się w
alkoholizmie, rozpuście i narkomanii, to są właśnie indywidua subpasjonarne. Z
tej części społeczeństwa rekrutują się m.in. landsknechci, najemnicy w rodzaju
francuskiej Legii Cudzoziemskiej, „ochotnicy” i „bojownicy”, gangsterzy,
bandyci, sutenerzy, alfonsi. Ten typ obywateli nie jest zdolny ani do
tworzenia, ani do zachowywania dóbr kultury i dlatego pada ofiarą albo
sąsiadów, albo siebie samego. Całą tę zdegenerowaną klasę społeczną cechuje
brak poczucia odpowiedzialności i dyscypliny obywatelskiej, jak też żywiołowa
impulsywność wynikająca z braku rozumu. Członkom tej grupy socjalnej nie wolno
ani ufać, ani powierzać jakiejkolwiek poważnej sprawy – wszystko zniszczą gwoli
chwilowej zachcianki, nędznej korzyści czy przyjemności. Dbają wyłącznie o
zaspokojenie potrzeb fizjologicznych, o skutkach swego postępowania czy o
przyszłości nie myślą, ponieważ nie myślą w ogóle. Jak świnia podkopuje
korzenie wiekowego dębu, aby nażreć się żołędzi, tak oni podkopują siły narodu
i państwa swym pasożytniczym trybem życia. Tych, którzy próbują przemówić im do
sumienia i rozumu, subpasjonarni hultaje – jeśli mogą – zabijają. Subpasjonarne
jednostki służące wojskowo lub cywilnie należy trzymać w najsroższym
posłuszeństwie i najsurowszej dyscyplinie, stosując za wykroczenia nawet karę
śmierci, do świadomej bowiem dyscypliny, do ładu moralnego i praworządności nie
da się ich przekonać. Tzw. „demokrację” przekształcą zawsze w bałagan.
Oczywiście, wypracowują oni jakieś swe derywaty ideologiczne, mające
usprawiedliwić (ba, nawet uwznioślić!) ich istnienie. Światopoglądy przecież,
jak to trafnie ujął Karl Jaspers, można uważać za wyraz określonego typu
charakteru, czyli określonego typu procesów biochemicznych i określonego typu
psychiki.
Cesarstwo Rzymskie np. zostało pogrzebane nie przez
chrześcijan czy Germanów, lecz przez
darmozjadów i miłośników widowisk teatralno – cyrkowych, będących na utrzymaniu
państwa i to państwo nieustannie podkopujących swym pasożytnictwem i
awanturami. Jedynym ratunkiem przed destrukcyjną postawą motłochu może być
mocne trzymanie go za „twarz” (której on de facto nie ma) i zmuszenie go do
najcięższych prac fizycznych po kilkanaście godzin na dobe. Jest czymś zgoła
oczywistym, iż tych „ludzi” powinien obowiązywać całkowity zakaz prokreacji.
Indywidua subpasjonarne przychodzą na świat w stadłach rasowo mieszanych,
zdeklasowanych, zdegenerowanych.
Nawet przyjmowanie do służby państwowej osób obcego
pochodzenia, choć posiadających pewne kwalifikacje i wiedzę, bywa zgubne.
Wiedzą to np. władze Izraela i bez pardonu stosują w tym względzie najsurowszą
selekcję etniczną; nie tylko goje, lecz nawet mieszańcy (merzerim) nie są
przyjmowani do służby dyplomatycznej, wojskowej, medycznej itd. Natomiast w XIX
wieku takie np. Imperium Osmańskie było w swych wyższych sferach wręcz
naszpikowane Francuzami, Polakami, Austriakami, Chorwatami, Żydami, Węgrami,
podobnie jak haremy sułtanów i wizyrów wypełnione były Ukrainkami, Ormiankami,
Polkami, Żydówkami, Greczynkami, Włoszkami, Murzynkami, rodzącymi liczne
zastępy metysów, których przecie starano się potem ulokować w warstwach
rządzących krajem. Toteż tradycyjne osmańskie stereotypy zachowania uległy
zachwianiu, światopogląd religijny i etyczny zmącony, fundusz genetyczny
rozwodniony na skutek przyjścia na świat tysięcy i tysięcy bastardów, których
krew nie była już turecka. Sytuację komplikowała okoliczność, iż przejście na
islam było zbyt łatwe: wystarczyło przy świadkach wygłosić jednozdaniowe
wyznanie wiary, a potem okazywać na zewnątrz pewne zachowania rytualne, a każdy
łajdak mógł przeniknąć do społeczności wiernych. Dla rozmaitych poszukiwaczy przygód
i pieniędzy nie stanowiło to żadnego problemu, nie wyznawali oni bowiem żadnej
religii ani przed, ani po formalnym „nawróceniu” się na islam. Nie mieli też
jakichkolwiek zasad moralnych, a w życiu szukali korzyści dla siebie,
pieniędzy, władzy, wątpliwych przyjemności w ramionach wszetecznych niewiast.
Ale przez haremy wpływali na polityków osmańskich, ich decyzje dyplomatyczne,
kadrowe i inne. Obcoplemienni intryganci nie dbali oczywiście o dobro państwa i
społeczeństwa tureckiego. Co więcej, rodowici Turcy stali się w końcu
dyskryminowanymi „gośćmi” we własnym kraju, który się w ciągu życia dwu pokoleń
rozpadł.
Podczas studiowania starożytnych tekstów w rodzaju
„Awesty”, „Wedy” czy „Monasu” odnosi się
wrażenie, iż o prawach genetyki, biologii, psychologii społecznej wiedzieli ich
autorzy to, co dopiero w XX wieku na nowo odkryli laureaci noblowskich nagród,
jak Eysenck, Wawiłow, Dobshansky, Żebrak
czy Carell. Przez stulecia i tysiąclecia stosowanie tej wiedzy umożliwiało
rozwój kultury i cywilizacji aryjskiej, tworzenie szeregu prężnych i silnych
państwowości.
***
Po kilku tysiącleciach zapatrywania aryjskie nieoczekiwanie
odżyły i wzbudziły zainteresowanie w zbastardyzowanej już i schorowanej
Europie, zmierzającej na oślep ku swej zagładzie. W XIX wieku polska
szlachcianka Helena Bławacka, znana na świecie jako Helene Blavatsky (po ojcu z
polsko-inflanckiego domu Hahn herbu Kur odmienny, po matce z Żelichowskich
herbu Ciołek) (patrz o niej: Jan Ciechanowicz „Nauczyciele. Oblicza humanizmów”
str. 45 – 53, Warszawa 2015) w dziele przetłumaczonym na dziesiątki języków pt.
„The Secret Doctrine” wystąpiła jako teoretyk wyższości rasy aryjskiej i
pisała: „Ludzkość wyraziście dzieli się na natchnione przez Boga narody, osoby,
istoty oraz na stworzenia niższe. Różnica w uzdolnieniach umysłowych między
aryjskimi oraz innymi narodami ucywilizowanymi a np. takimi dzikusami, jak
mieszkańcy Morza Południowego, jest ogromna. Żadna obfitość przyniesionej kultury, żadna liczba pokoleń wychowanych
wśród cywilizacji nie potrafi wznieść kogoś takiego jak Buszmeni i szczepy
Weddha na Cejlonie oraz niektóre plemiona Afryki na ów poziom umysłowy, na
jakim się znajdują Aryjczycy, Semici i tak zwani Turańcy. „Boża Iskra” jest w
nich nieobecna”.
Z kolei profesor Feliks Koneczny w XX wieku zwrócił uwagę na
wielce skomplikowany charakter zagadnień związanych z hybrydyzacją rasową,
pisząc w tekście pt. „O wielości cywilizacji”:
„U ludzi stwierdzono doświadczeniem tysiąckrotnym, że brunet mocniej
przekazuje swe cechy niż blondyn, a murzyn w porównaniu z białym dwukrotnie
silniej”… [Prymitywniejsza rasa w
procesie interferencji dekomponuje wyższą]. „Dzieci Japonki i Niemca bywają
wątłe; gdy tymczasem potomstwo Francuza i Japonki bywa zdrowsze niż obojga
japońskich rodziców. Lippapleny, tj. mieszańcy Holendrów i Malajów, wydają z
siebie same córki, a w drugim lub trzecim pokoleniu stają się bezpłodni. Bywają
bowiem krzyżowania bezpłodne lub z potomstwem wątłym... Wymiana krwi nie
szkodzi między myszą a szczurem, królikiem a zającem, zwierzętami sobie
bliskimi, lecz działa bardzo szkodliwie pomiędzy dalszymi, np. kot i świnka
morska… Bastardy gatunkowe bywają zazwyczaj niepłodne. Kwestie hodowli wymagają
do rozstrzygnięcia czasu. Długo hodowcy sądzili, jakoby ze skrzyżowania
wychodziły przymioty rodziców wzmożone, i to z przewagą zalet nad wadami. Dano
się uwieść tzw. wybujałości. Nowsze badania nie tylko jej nie przeczą, ale
dorzuciły niemało ciekawych spostrzeżeń. Bastardy lwa i tygrysa są większe i
cięższe od obojga rodziców…Słynęła hodowla szczurów Crampego, hodowanych
umyślnie w pokrewieństwie. Mieszańce były znacznie wytrzymalsze na wszelkie
niedomagania bytu, zwłaszcza osobniki pół krwi. Ale gdy doświadczenia miały już
za sobą pewien czas, okazało się, że ten „wigor” trwa zaledwie przez jedno
pokolenie, a potem koniec wybujałości, następuje nawet zasłabienie. Co więcej,
bastardy okazały się niepłodnymi, czasem bezwzględnie, np. u mułów i tulu. Żyje
muł setkę lat, ale nigdy nie będzie z niego nowy muł.
Nadto stwierdzono, że u bastardów spotyka się często
zdziczenie. Odznaczają się tym bastardy świń. Koguty pewnego rodzaju bastardów
napadały bez powodu nawet na starsze osoby. W Patagonii dziczały bastardy psa
owczarskiego; porywały te owce, których miały strzec.
U ludzi przy takiej samej mieszaninie stwierdza się czasem
skutki różne. Np. krzyżowanie Norwegów z Lapończykami wcale nie wiedzie do
poprawy „rasy”, lecz przeciwnie… Krew połowiczna dobywa na wierzch tylko ujemne
właściwości. Podobnie pewien dział mieszańców krwi portugalskiej z kolorową w
Brazylii, tzw. kabokle, przedstawia typ prawdziwie opłakany. Dzisiej w okolicy
Horretes lub Paragua Indian nie ma zupełnie, ale też nie ma wielu ludzi,
którzyby w żyłach nie posiadali pewnego procentu krwi czerwonej. Kabokle wokół
Horretes i w całym pasie nadmorskim są
znędzniali fizycznie, nękani przez choroby weneryczne, nie bardzo zdatni do
życia. Ale wiemy skądinąd, że nie brak krzyżowań hiszpańsko – indiańskich
wielce udatnych pod względem fizycznym (chociażby Meksykańczycy). Ani też w
Brazylii nie brak mieszańców zdrowych…
Przypuszczalnie (u ludzi) ma się rzecz tak, jak u zwierząt:
pokrewne typy rasowe dają po większej części dobre wyniki krzyżowania; dalekie
zaś od siebie typy – po większej części wyniki niefortunne”…
Z powyżej wyłuszczonych faktów wynika prawidłowość, że gdy
etnosy nakładają się na siebie nawzajem, zostaje zainicjowany proces deformacji
– a zatem i destrukcji – genetycznej; zanika energia, wzrasta apatia i anomia
narodu. Weźmiemy przykład z historii. W okresie 1135 – 1229 Mongołowie
zjednoczyli pod swym żelaznym ramieniem olbrzymie terytorium od Morza Żółtego
do Kaspijskiego, do roku 1260 podbite zostały m.in. Chiny, Azja Środkowa i
Europa Wschodnia. W ciągu kilkudziesięciu lat ludność samej rdzennej Mongolii
podwoiła się na skutek ogromnego napływu obcoplemiennych niewolników i
niewolnic, rzemieślników, kupców, różnej maści poszukiwaczy przygód, szczęścia
i pieniędzy. Nastąpił okres powszechnej tolerancji, kopulowania wszystkich ze
wszystkimi, czyli panmiksja. Skutek nie zmuszał długo na siebie czekać – równo
tyle, ile czasu było potrzebne na wydoroślenie bastardowego potomstwa. Potężne
do niedawna imperium rozpadło się na cztery części; na granicach zaczęto
ponosić porazki, wybuchły krwawe zamieszki wewnętrzne. Proces rozkładu
przeciągnął się aż do XIV wieku. Imperium gniło żywcem. Ale było zbyt
olbrzymie, by upaść szybko. Dopiero w 1691 roku, kiedy to zjednoczony kurułtaj
(sejm) prowincji mongolskich podjął dobrowolną uchwałę o zniesieniu
niezawisłości i poddaniu swego narodu pod władzę mandżurskiego bogdychana,
nastąpił ostateczny kres Cesarstwa.
Wychowani w cieplarnianych warunkach wnukowie odważnych
wojowników, choć zachowali jeszcze niemało energii i męstwa swych dziadów,
utracili jednak rycerski imperatyw walki i wierności, a marnotrawili swe siły
na wszetecznych orgiach, pijaństwie, organizowaniu zdradzieckich podchodów,
nikczemnych intryg i skrytobójstw. Wpływ obcych matek okazał się fatalny. Zręczne
paskudzenie bliźniemu uważali za przejaw inteligencji i talentu. O męstwie
żołnierskim i politycznym, patriotyzmie, zwycięskich wyprawach nie było już
mowy. Klęska goniła klęskę, rozkład państwa i utrata niepodległości stały się
faktem. Podobny los – na skutek międzyrasowej i międzyetnicznej panmiksji, jak
też oczywiście wysiłków określonych sił – spotkał imperium rzymskie,
austrowęgierskie, rosyjskie oraz
rzeczpospolitą polsko – litewską.
Czyli że okazało się
jednoznacznie, że zachowanie endogamii stanowi wyjątkowo ważny czynnik
przetrwania narodu, jak wykazał m.in. w swych dziełach profesor J. Bromley, a
na co przez wieki wskazywali mędrcy aryjscy i żydowscy.
Wybitni intelektualiści francuscy Arthur hrabia de Gobineau
(1810 – 1882), autor „Eseju o nierówności ras ludzkich”, i Gustave Le Bon (1841 – 1931), autor m.in.
„Psychologii mas”, uważali, że hybrydyzacja międzyrasowa pociąga za sobą nie
tylko poważne skutki ujemne w zakresie fizjologii, ale i w zakresie psychiki.
Pierwszy z nich dowodził, że czystość rasowa stanowi podstawę zdrowia
fizycznego i duchowego oraz wszelkiej
wartościowej działalności kulturotwórczej. Dopóki rasa zachowuje czystą krew,
jej uczucia, myślenie i czyny są niezmącone, klarowne, wyraziste i
jednoznaczne. Hybrydyzacja to wszystko zmienia, wprowadza poplątanie pojęć i
zamęt uczuć: „początkowo występuje wiele niepokoju, następnie chorobliwy
zastój, wreszcie zwyrodnienie i śmierć”. Hybrydyzacja wcale nie powoduje
uszlachetnienia i wzniesienia się rasy gorszej na poziom wyższy, lecz warunkuje
drastyczną degenerację rasy lepszej, jej karłowacenie i zanik. Lepsze roztapia
się i zanika w tym, co gorsze. Obecnie jedynie Chiny i Indie posiadają ludność
względnie czystą rasowo, dlatego ich kulturę cechuje nieprzerwany rozwój tradycji
i instytucji przez tysiąclecia. Prawdopodobnie też przyszłość będzie należała
do tych narodów, biała rasa bowiem uległa na skutek bastardyzacji z
„kolorowymi” Murzynami, Żydami, Amerindami daleko posuniętej degradacji i –
jeśli nie podejmie kroków w kierunku higieny rasowej – prawdopodobnie będzie
musiała zaniknąć, czego nieomylnym znakiem jest demokracja, dążności
równościowe i egalitarne, szerzenie się pederastii, narkomanii i innych objawów
zwyrodnienia. Wartości i ludzie wyżsi giną w równościowej mieszaninie, w której
brak hierarchii, w tym – hierarchii norm i wartości etycznych, estetycznych,
religijnych. A. de Gobineau również uważał, że rasy ludzkie głęboko się różnią
ze sobą, stanowią niejako różne gatunki biologiczne, psychologiczne, socjalne,
a ich mieszanie się to katastrofa. Jego prognoza europejskiej przyszłości była
pesymistyczna: „Nieuchronne prawa życia społecznego pchają ludzkość ku
zjednoczeniu etnicznemu, które jest zapowiedzią upadku i nieuniknionej
zagłady”. Za „ostatnich prawdziwych Aryjczyków” de Gobineau uważał szlachtę
północnej Francji, a Niemców – za nic nie wartą mieszaninę celtycko –
słowiańską.
Jeśli chodzi o G. Le Bona, twierdził on kategorycznie, że
„człowiek jest zawsze i przede wszystkim reprezentantem swej rasy”. Rasy zaś
upadają i giną nie w wojnach, lecz przez hybrydyzację, prowadzącą do
skundlenia. Znały tę mądrość – pisze Francuz – niektóre narody starożytne, jak np. Chińczycy, Japończycy, Indowie, i
zakazywały swym ziomkom małżeństw mieszanych. Zasadniczą przyczyną upadku
wielkich cywilizacji (Egipt, Grecja, Persja, Rzym) było krzyżowanie się znakomitych
ras założycielskich z obcoplemieńcami, które powodowało bastardyzację fizyczną,
psychiczną, kulturową i polityczną poprzez skundlenie charakterów i upadek
cnót, zanik wewnętrznej jednolitości tych państw, wzmaganie się
wewnątrzpolitycznych niesnasek, konfliktów, rewolucji. Metysi bowiem zawsze są
„zbuntowani”, „konfliktowi”, powodujący zanarchizowanie społeczeństw, gdyż w
ich krwi, w genach walczą ze sobą sprzeczne pierwiastki. Jedynie mieszanie się
narodów i ras bardzo bliskich sobie – uważał Le Bon – może być nieszkodliwe.
Natomiast zasadą jest: zmieszana krew powoduje pomieszanie w głowach i
zamieszanie w życiu moralnym i publicznym.
Podobne idee charakteryzowały też naukę niemiecką,
angielską, amerykańską, holenderską, w nieco mniejszym stopniu włoską i
rosyjską. Interesująco poruszał ten temat genialny Fryderyk Nietzsche w takich
dziełach jak „Wola mocy” czy „Tako rzecze Zaratustra”, rozwijając koncepcję
„nadczłowieka”. W ten sposób pradawna mądrość Ariany późnym i niespodziewanym
blaskiem odbiła się w filozofii i socjologii XIX - XX wieku.
Dość złowieszczych
barw nabrała w tekstach takich eugeników amerykańskich, jak Charles R.
Davenport, Henry Laughlin, William R. Robinson, Norman Haire, Oliver Wendell
Holmes jr., Margaret Higgins Sanger, Madison Grant. Od końca XIX do ostatniej
ćwierci XX wieku w USA przymusowo wysterylizowano setki tysięcy młodych ludzi,
których z tych czy innych względów uznano za „niepełnowartościowych”.
Niewątpliwie wyznawcami eugeniki byli zwolennicy segregacji rasowej w USA, jak
też współczesne władze tego kraju, ściągające z całego świata na drodze
przekupstwa najzdolniejszą młodzież na uniwersytety amerykańskie i tam ją
zatrudniające, przez co dziesiątki krajów są „wykrwawiane”, pozbawiane swej
naturalnej elity genetycznej. (Proceder ten wszelako ma swą „przykrą
niespodziankę” – na jego skutek cała elita USA ulega metysyzacji i skundleniu).
Z drugiej strony, władze Nowego Jorku jeszcze niedawno wypłacały po tysiąc
dolarów miesięcznie zdeklasowanym rodzinom murzyńskim, byle tylko nie miały dzieci, lecz napotkało to na zarzut
„dyskryminacji rasowej”. Pieniądze zresztą były
brane, a dzieci nadal taśmowo produkowane i wyrzucane na ulicę. Do tegoż
nurtu należeli do niedawna stronnicy apartheidu w Afryce Południowej, rządy Kanady, Australii, paru innych wysoko cywilizowanych
krajów. W „demokratycznych” Nowej Zelandii i Australii jeszcze w
siedemdziesiątych latach XX wieku odbierano dzieci rdzennym mieszkańcom i w
zamkniętych zakładach szkolnych wychowywano na „Europejczyków”, a rodzicom
wstrzykiwano sterylizujące preparaty chemiczne.
Od końca XIX wieku i aż do połowy XX równie złowieszczy
charakter cechował naukę i socjalną politykę niemiecką. W tym kraju również
sterylizowano, a nawet uśmiercano osoby chore psychicznie, zamiast ich leczyć i
badać w celu znalezienia środków uleczenia cierpiących. Tam tacy wybitni
eugenicy, jak Otto Freiherr von Verschuer, Ernst Rüdin, Carl Schneider czy teoretycy rasizmu i antysemityzmu, jak Guido
von List, Dieter Eckart, Eugen Fischer, Herbert Lange, von Liebenfels czy
Elizabeth Ebertin, uważali m.in. Żydów za „rasę szatańską”, która samym swym
istnieniem, przez zawieranie mieszanych małżeństw „zanieczyszcza” krew
ludzkości, i stali się propagatorami popełniania rasistowskich mordów. W praktyce niektóre postulaty eugeniki
usiłowali w karykaturalny i barbarzyński sposób realizować władze tego kraju w okresie 1933 – 1945 oraz
członkowie towarzystwa „Ahnenerbe” z ich organizacją „Lebensborn”, która
wychowywała w specjalnych żłobkach około 20 tysięcy czysto nordyckich dzieci
nie tylko niemieckiego pochodzenia, lecz także odebranych rozstrzeliwanym
polskim rodzicom. (Po wojnie te dzieci w wieku od kilku miesięcy do kilku lat
zostały przejęte przez aliantów, przekazane do zamkniętych, tajnych zakładów
„medycznych” w USA, ZSRR, W. Brytanii,
gdzie – jak twierdzą niektórzy historycy - poddano je bestialskiemu
katowaniu i uśmiercaniu pod pretekstem badań naukowych na wzór tych, jakie hitlerowcy przeprowadzali na żydowskich i
polskich dzieciach w Dachau i Auschwitz. Nie od rzeczy byłoby przypomnieć, że
eksperymenty pseudomedyczne Josepha Mengele i innych lekarzy niemieckich na
więźniach obozów koncentracyjnych były finansowane od początku do końca przez
żydowskich miliarderów z USA, takich jak Rockefeller, Harrison, Carnegy). Być
może z ich podania otumanione bzdurną propagandą Niemcy rozpętały wojny z
narodami o znacznie wyższym wskaźniku elementu nordyckiego niż u narodu
niemieckiego: z Duńczykami, Białorusinami, Norwegami, Rosjanami i in.
Zresztą idee eugeniki
wcale nie należą i dziś do martwych. Rząd Izraela np. co roku inwestuje 100 000
000 dolarów w kampanię „Stop Jews Mixing with Non-Jews”, usiłując przynajmniej
wyhamować proces krzyżowania się „narodu wybranego” z głupimi gojami… Wszystkie
te fakty mają interesujące aspekty etyczno – moralne, szczegółowe roztrząsanie
których jednak wykraczałoby poza ramy naszej książki.
***
Poczesne miejsce w kodeksie etycznym cywilizacji aryjskiej
zajmował eugeniczny nakaz troski o kobietę, jej zdrowie fizyczne i psychiczne,
szczególnie gdy znajdowała się w stanie błogosławionym. Nie wolno było zmuszać
ją do cięższej pracy, martwić, zasmucać, obrażać. Brzemienne panie otaczano
łagodną opieką i uszanowaniem, a nowo narodzone dziecko przez pierwsze sześć
lat życia uważano dosłownie za aniołka, który dopiero z biegiem czasu uczy się
być człowiekiem i dawać sobie radę na tym świecie. Kobieta w ciąży była
chroniona przed gwałtownymi i negatywnymi przeżyciami; nie wolno jej było oglądać
brzydoty w jakiejkolwiek postaci, ani brać udziału w posępnych rytuałach,
takich jak pogrzeb; zakazywano uczestniczenia w zabawach, igrzyskach,
imprezach, podczas których łatwo o frywolność czy nieprzyzwoitość. Nikt nie
ważył się w tym okresie jej zaprzeczać, ją drażnić, gniewać czy martwić.
Dziecko ukryte pod sercem matki miało przeżywać tylko chwile miłe, czuć się
bezpiecznie i znajdować się wyłącznie w łagodnych stanach uczuciowych.
Starożytni Ariowie uważali, iż dziecko powinno być od chwili poczęcia otoczone
najserdeczniejszą opieką. A więc już w chwili aktu miłosnego rodzice musieli
być zdrowi, czyści, wypoczęci, trzeźwi, spokojni, pozbawieni ujemnych emocji,
kochający siebie nawzajem. [Adam Mickiewicz pisał: „Dziecię poczęte z ojca,
który się obżarł i opił, głupie jest i niedługo żyje”. Widać to na przykładzie
krajów rozpijaczonych, które są jednocześnie najgłupsze]. W ten sposób mieli
przekazać embrionowi swą pozytywną energię i radość życia. W okresie ciąży
przyszła matka musiała jak ognia unikać kłamania, złoszczenia się, oddawania
się lekkomyślnej grze wyobraźni – aby nie narzucić potomstwu skłonności do
jakichś dwuznacznych zachowań.
Małego dziecka z kolei nikomu w żadnym razie nie wolno było
obrazić, poniżyć, okłamać, skrzyczeć, ofuknąć, czy – nie daj Boże! – uderzyć.
Jeśli zaś jakiś psychopata uczynił krzywdę dziecku przez molestowanie
seksualne, był karany śmiercią przez wtrącenie do głębokiego dołu wypełnionego
wężami, ropuchami i nieczystościami i tam dokonywał żywota w przerażających
warunkach.
Nie wszyscy mieli prawo do kontynuacji rodu. Zakaz
prokreacji obejmował osoby obciążone schorzeniami dziedzicznymi i psychicznymi,
jak też włóczęgów, kaleków, żebraków, nierobów, bezdomnych, złodziei, bandytów,
morderców, idiotów, imbecyli, prostytutki czy pospolite rozpustnice. Aryjczykom
była zupełnie obca idea płodzenia potomstwa na oślep: byle jakiego, byle z kim,
byle jak, byle kiedy, byle gdzie. Posiadanie dzieci – lecz dzieci nie byle
jakich! – uważano za szczególną łaskę Losu i największy skarb. Przyjście zaś na
świat potomstwa chorego, upośledzonego, kalekiego, niedorozwiniętego odczuwano
jako niezwykle dotkliwą karę Nieba.
***
W XI – VI wieku przed Chrystusem potężne, wysoko rozwinięte
państwo aryjskich Medów było postrachem dla swych sąsiadów. Następnie
dominującą pozycję zdobyli spokrewnieni z nimi Persowie (często Medów uważa się
po prostu za przodków Persów), także lud aryjski, o którym Herodot w „Dziejach”
zaznaczał, że „piękne czyny są u nich wysoko cenione i przyczyniają się do
wzrostu sławy”. Opisując zaś styl ich życia w tym okresie notował: „O ile wiem,
istnieją u Persów następujące zwyczaje: posągi bogów, świątynie i ołtarze
wznosić nie uważają za rzecz godziwą, a nawet tym, co to czynią, zarzucają
głupotę, jak mi się zdaje, dlatego, że nie wierzą na modłę Hellenów, iżby
bogowie byli podobni do ludzi. Ormuzdowi, Stwórcy Wszechświata, mają zwyczaj
składać ofiary wychodząc na wyniosłe szczyty gór, a nazywają Ahuramazdą cały
krąg nieba. Dalej oddają cześć słońcu, księżycowi, ziemi, ogniowi, wodzie i
wiatrom…Do rzeki oni nie siusiają, ani nie plują, nie myją też w niej rąk, ani
nikomu innemu na to nie pozwalają, tylko otaczają rzeki najwyższą czcią… Jeżeli
spotkają się ze sobą na drodze, po tym można rozpoznać, czy spotykają się
równego stanu: zamiast pozdrowienia całują się nawzajem w usta. Jeżeli jeden z
dwóch o wiele niższy jest pochodzeniem, wtedy pada na ziemię i oddaje drugiemu
uniżony pokłon… Zaraz po dzielności w boju to uznaje się za dowód tężyzny,
jeżeli ktoś wykaże się wielką liczbą dzieci. Temu, co posiada ich najwięcej,
król corocznie posyła podarunki. Siłą bowiem według nich jest wielka liczba.
Dzieci swe kształcą od piątego do dwudziestego roku życia tylko w trzech
rzeczach: w jeździe konnej, w strzelaniu z łuku i w mówieniu prawdy. Zanim
jednak dziecko nie ukończy pięć lat, nie staje ono przed obliczem ojca, lecz
przebywa wśród kobiet. Dzieje się to dlatego, żeby zmarłszy we wczesnym
dzieciństwie nie przyczyniło ojcu żadnego bólu”… Dziś wiemy, że opis ten daleki
jest od precyzji i tylko częściowo trafny.
W V wieku przed Chrystusem przemożny wpływ na królewski dwór
perski zyskali Hebrajczycy, która to okoliczność fatalnie odbiła się na stanie
państwa i narodu, na polityce zagranicznej i wewnętrznej Persji, która zaczęła
się rozkładać i pogrążać w chaosie moralnym, gospdarczym i politycznym.
Wplątała się w awantury i intrygi międzynarodowe, a w IV wieku p.n.e. została
podbita przez Aleksandra Macedońskiego i tak osłabiona, iż najeżdżali ją potem
Partowie, Rzymianie, Arabowie, Mongołowie, a nawet tak bardzo odlegli
Anglosasi. Przez ponad dwa tysiące lat ludność aryjska usiłowała nie tylko
przetrwać tragiczne koleje losu, ale i podźwignąć z upadku, wytworzyła w tym procesie
przebogatą kulturę, piśmiennictwo, naukę, sztukę.
***
Znamienną
epokę w dziejach cywilizacji Ariany stanowiła działalność wielkiego mędrca
Zaratustry (Zoroastra), autora liczącego 78 ksiąg dzieła filozoficznego pt.
„Awesta”. To fundamentalne dzieło szczegółowo omawiało wszystkie aspekty
funkcjonowania Wszechświata (kosmogonię i kosmologię), przyrody, życia
społecznego, rodzinnego i indywidualnego ludzi. Oryginały tych ksiąg zostały
ponoć na rozkaz Aleksandra Macedońskiego w III wieku p.n.e. spalone, gdyż po
zapoznaniu się z ich treścią genialny uczeń Arystotelesa miał z goryczą
stwierdzić, że ich mądrość przewyższa mądrość dzieł Platona i innych filozofów
Grecji.
Jednak w
trudno dostępnych ośrodkach górskich wiele tekstów „Awesty” przetrwało, zostało
odnalezionych, odczytanych i usystematyzowanych przez uczonych perskich,
chociaż w okresie panoszenia się radykalnego islamu ponownie zadano
niepowetowane straty kulturalnemu dziedzictwu tradycji zoroastryjskiej. W
zachowanych fragmentach tych pradawnych ksiąg znajdujemy ogrom błyskotliwych
myśli i aforyzmów.
- „Boga nie da się okłamać, On widzi wszystko.
- Gdy kapłani nie są doskonali pod względem etycznym, nie
szukajcie u nich prawdy, oni jej nie znają.
- Nikt prócz Boga nie może odpuszczać grzechów.
- Dobro i zło, pomyślność i nieszczęście, wszystko pochodzi
wyłącznie od Boga.
- Bóg daje ci dokładnie tyle, na ile zasługujesz.
- Prawowierny jest nie ten, kogo otacza przepych, dostatek,
władza; nie ten, kto na pokaz się modli, pielgrzymuje i uczestniczy w
obrzędach, lecz ten, kto żyje i postępuje według Przykazań Bożych. Szczera wiara jest w sercu
człowieka i znajduje wyraz w jego postępowaniu, fałszywa jest wystawiana na pokaz.
Bóg zaś patrzy w serce, nie na małpiarstwo.
- Ratunek – w dobrych uczynkach.
- Zrób coś dobrego i świat stanie się lepszy.
- Spluniesz w niebo – trafisz sobie w twarz.
- Ustępuje się przed siłą, lecz korzy się przed mądrością.
- Za wyświadczone im dobro niewolnicy zawsze odpłacają
pogardą.
- Naród zniszczeje, jeśli bogaty i biedny, rozumny i głupi
zostaną zrównani.
- Straszną rzeczą jest ubóstwo, jeszcze straszniejszą
bogactwo; na skutek ubóstwa ludzie kradną, na skutek bogactwa kamienieją ich
dusze.
- Cierpliwość jest
kluczem radości.
- Mała nauka jest niebezpieczna.
- Pozostaw psom rozkosz szczekania i gryzienia.
- Kto tobie donosi o grzechach innych, i o twoich komuś
doniesie.
- Każ złodziejom szukać złodzieja.
- Pełna sakiewka ma wielu przyjaciół.
- Zwycięża nie ten, kto nie upada, lecz ten, kto po upadku
potrafi zaraz się podnieść.
- Stojąca woda cuchnie.
- Długi język - krótkie życie.
- Gdy młode małżeństwo za bardzo się kocha, nie będzie
szczęśliwe.
- Zawistny nigdy nie zaznaje spokoju.
- Na naukę nigdy nie jest za późno, lepiej zmądrzeć na
starość niż na zawsze pozostać głupcem.
- Nikt nie chroni tajemnicy lepiej niż ten, kto jej nie zna.
- Wojna bywa konieczna, aby osiągnąć pokój.
- Głupiec zawsze głupca chwali.
- Skrzypiące drzewo długo nie upada.
- Dziecku, które nie płacze, nikt nie da jeść.
- Starzy głupcy są gorsi od młodych, bo już nie zdążą
zmądrzeć.
- Pytaj nie starego, lecz mądrego.
- Pisklę orła będzie orłem, pisklę wrony wroną.
- Pochlebca głaszcze, a w drugiej ręce nóż trzyma.
- Kto zachoruje, zaraz pobożnym się staje.
- Marnotrawca gorszy od złodzieja.
- Nieraz dopiero po upadku zaczynamy się zastanawiać, czy
droga, którą kroczymy, prowadzi we właściwym kierunku.
- Nie pragnij cudzego, bo stracisz swoje.”
Mentalności
Zaratustry była obca idea przezwyciężania zła dobrem, uważał on, że złu należy
przeciwstawić inne zło, jeszcze silniejsze, aby w końcu górą okazało się dobro.
Zbrodniarza należy ukarać z całą surowością, a nie prawić mu banały o miłości
bliźniego i o tym, że np. niedobrze jest gwałcić i zabijać dzieci. W „Aweście”
więc czytamy: „Temu, co myślą, mową lub czynem
wyrządził zło człowiekowi złemu i utrwalił świat w dobrem, udzieli Bóg
nagrody według swej woli”. Sąd i kara w
społeczeństwie aryjskim były krótkie i jednoznaczne, nie znające zwłoki,
przekupstwa czy mataczenia: sztylet w serce lub gardło, pętla na szyję; w
skrajnym przypadku, np. za okradzenie świątyni – zakopanie żywcem do ziemi.
Aryjczycy nie
cenili bogactwa, złotem zaś gardzili, było ono w ich oczach zgoła czymś
bezwartościowym. Kto się przywiązywał do swego majątku, ściągał na siebie
powszechną pogardę. Tu nie walczono o metal, lecz nie wybaczano uszczerbku na
czci i honorze; ceniono nie rzeczy, lecz czyny, nie to, co materialne, lecz to,
co duchowe.
Zaratustra urodził się w XII wieku przed narodzeniem Chrystusa. Zaraz po
przyjściu na świat (w przeciwieństwie do zwykłych dzieci, które zaczynają
wędrówkę ziemską od płaczu) uśmiechnął się i cudnie roześmiał ponieważ, jak niesie fama, od
urodzenia posiadł najwyższą mądrość i dobroć. Był reprezentantem rasy
aryjskiej, co znalazło odbicie w jego naukach i postępowaniu. (Niektórzy
historycy przenoszą okres życia Zoroastra na VII wiek p.n.e. i twierdzą, ze był
on Medem z pochodzenia). Dominuje jednak zdanie, że urodził się w Ziemi Tura. W
pewnym momencie swego życia zwrócił się do ziomków z gorącym apelem o zmianę
dotychczasowych zapatrywań, mówiąc kolokwialnie, przyniósł im nowe tablice
wartości. Nie został jednak – jak wszyscy wielcy prorocy – zrozumiany
przez współobywateli, którzy go
odtrącili, a wpływowy mag i uczony Duraszrawa przypuścił na niego ostry atak.
Dominująca wówczas religia i moralność wędrownego, wojowniczego Turanu nie
sprzyjała kultowi pokojowej pracy, o której tak wiele mówił Zaratustra. W końcu
musiał salwować się ucieczką z ojczyzny, a o stanie jego duszy świadczy
zachowana skarga modlitewna pt. „Dokąd uciekać?”, jako żywo przypominająca o
wiele stuleci późniejsze skargi „Księgi Psalmów”. Po okresie tułaczki znalazł azyl w księstwie
Drangian, rządzonym przez władcę o imieniu Wisztapsy, na styku obecnych Iranu i
Afganistanu. W miejscu nowego zamieszkania zaczął głosić wrogość do Ziemi Tura,
co przypadło do gustu osiadłym i pracowitym Irańczykom, których owoce pracy
zbyt często stawały się łupem najeźdźców turańskich, niemiłosiernie łupiących
kwitnące osady i pola uprawne, zagrabiających olbrzymie stada krów, koni,
owiec, świń oraz uprowadzających niemało jeńca. Zaratustra zwracał się jednak
nie do obcych, na jego otoczenie składali się teraz osiadli rolnicy, potomkowie
konnych żołnierzy, którzy na długo przed narodzeniem Proroka przybyli na te
ziemie, którym nadali imię Iranu, ze stepów wschodnioeuropejskich (obecna
Ukraina i Rosja Południowa) i z Azji Środkowej. O ile wszelako dawni Turańczycy
za najwyższą cnotę uważali męstwo wojenne i waleczność, o tyle Zaratustra
szerzył wśród Irańczyków kult spokojnej i uczciwej pracy na roli.
Trzon nowej
wiary stanowił kult Jedynego Dobrego Boga, Stworzyciela Nieba i Ziemi, „Boga
Miłości” (Mazdy, Ormuzda, Ahuramazdy czyli „Pana Boga Wszechmądrego”). Jego
antagonistą był Duch Śmierci Aryman (Szatan). Była to religia monoteistyczna,
wyrażająca uniwersalne wartości ogólnoludzkie. Czytamy tedy w „Aweście”
retoryczne pytania skierowane do Ahuramazdy: „Pytam Ciebie, o Boże, kto był
pierwszym prastworzycielem, kto praojcem wszystkiego, co istnieje? Kto pchnął
słońce i gwiazdy na ich tory? Kim jest Ten, przez którego księżyc rośnie i
zmniejsza się?.. Kto podtrzymuje ziemię i obłoki tam w górze? Kto chroni je
przed upadkiem? Kto stworzył rośliny i wody? Kto dał żwawość wiatrom i chmurom?
Kto jest stworzycielem ducha dobrego?... Jaki to rzemieślnik doskonały stworzył
światło i ciemności? Przez kogo to poranek , południe i noc się zmieniają?...
Kto stworzył mądrość wspaniałą? Kto sprawił, że syn drogim jest ojcowi? – Ja
chcę rozpytać się Ciebie o to, o Boże, duchu ożywiający, stworzycielu
wszystkiego, co jest dobrem”…
Dawni
Indoeuropejczycy wierzyli w fatum, w nieodwracalne wyroki Losu i przyjmowali je
z pokorą i spokojem, rozumiejąc, iż mają do czynienia z nieuchronną
koniecznością. Wyobrażenie o tym, że bieg zdarzeń, np. niekorzystny czy niesprawiedliwy,
można odmienić, było im zupełnie obce. Zaratustra wprowadzał w tym względzie
radykalną zmianę. Głosił mianowicie, że w świecie wre walka między Dobrem a
Złem, i że Dobro w końcu zwycięży, i że ten szlak ku coraz większemu zasięgowi
Dobra jest rozwojem, postępem, i że ludzie powinni i mogą czynnie sprzyjać
zwycięstwu Dobra w jego walce ze Złem poprzez czynną postawę życiową, pracę i
dobre uczynki, wznosząc tym samym i samych siebie na coraz wyższy poziom
etyczny i kulturalny.
Zoroaster w
istocie rzeczy znosił tradycyjny kult przodków i zastępował go monoteistyczną
doktryną o Jedynym Stwórcy, wszystkich zaś wierzących w Niego określał jako
„braci”. Odsunął na dalszy plan wszystkich bogów indoirańskiego panteonu,
ogłaszając Ahuramazdę za Jedynego Pana Wszechświata, Stwórcę ludzi, duchów,
zwierząt, roślin, ziemi i nieba. W swej dobroci Ahuramazda obdarzył ludzi
rozumem, aby umieli rozróżniać między dobrem a złem i potrafili dokonywać
adekwatnego wyboru między prawdą a fałszem. Zaratustra odrzucił fatalistyczne
pojęcie nieuchronnego przeznaczenia i wysunął postulat: o swój los, o swoje
miejsce pod słońcem każdy człowiek musi walczyć osobiście, zmieniając swymi
czynami zewnętrzne uwarunkowania i tendencje życiowe. Co więcej, dobitnie
podkreślał moralną konieczność walki człowieka o swój los i o lepszy świat.
O ile w
okresie sprzed Zoroastra Ariowie wyakcentowywali przede wszystkim aspekt
genetyczno – arystokratyczny, czyli przynależność osoby do tego czy innego
starożytnego rodu, o tyle Prorok postawił na osobowość człowieka, na jego
indywidualny poziom etyczny i umysłowy, manifestujący się w stylu życia, w
osobistych pracach i zasługach. Jako pierwszy w dziejach ludzkości wysunął myśl
o konieczności czynnej walki ze złem i niesprawiedliwością społeczną, a wiarę w
nieuchronne wyroki losu odrzucił: każdy człowiek samodzielnie dokonuje
takich czy innych wyborów życiowych i osobiście jest twórcą
swego przeznaczenia, nie zaś „siły wyższe”.
***
Kodeks
etyczny zoroastryzmu bazował na trzech kamieniach węgielnych: dobra myśl, dobre
słowo, dobry czyn. Pod „dobrą myślą” rozumiano nieustanne pamiętanie o Bogu,
czystość intencji i zamiarów, życzliwe nastawienie wewnętrzne do ludzi,
gotowość przyjścia z pomoca bliźniemu (Hilfsbereitschaft), i zawsze odczuwaną
chęć czynnej walki ze złem o pomyślność i szczęście ludzi; dążenie do życia w
pokoju i zgodzie ze wszystkimi. „Dobre słowo” znaczyło: dotrzymać danego przyrzeczenia,
wykonać umowę, wywiązać się ze zobowiązania;
nikogo nie poniżać, nie obrażać, nie oczerniać, nie obmawiać; nie
słuchać i nie powtarzać plotek; być uczciwym (słownym) w sprawach handlowych;
pocieszać życzliwym słowem. „Dobry czyn” zobowiązywał: szanować rodziców, dbać
o staranne wychowanie dzieci, nie zabijać, nie zagarniać cudzego majątku, nie
kraść i nie grabić, nie pożyczać pod procent, nie uwodzić cudzej żony.
Pośmiertny los
człowieka Zaratustra stawiał w zależność od jego myśli, słów i postępków
dokonywanych za życia. Aryjczyk tedy powinien wciąż na nowo i nieustannie
dowodzić swej wierności Mocom Dobra. Samo zaś aryjskie pochodzenie (według
wcześniejszej tradycji zupełnie wystarczające do zbawienia) okazywało się
niewystarczające. Dopiero sprawiedliwe i świętobliwe postępowanie miałoby moc
zbawczą. Dalszy los duszy zależy jednak także od miłosierdzia Bożego, po
śmierci bowiem Bóg waży ludzkie czyny na specjalnej wadze, a to, co było
skryte, staje się jawne. Dobre myśli, dobre słowa i dobre czyny przybierają
postać wspaniałej dziewicy Daeny, która
jest na tyle piękna, na ile piękne było postępowanie zmarłego za życia.
Dziewica ta bierze duszę ludzką za rękę i prowadzi ją do nadobłocznych wysokości.
Z pierwszym krokiem umarły sprawiedliwy wstępuje do nieba dobrych myśli, z
drugim – do nieba dobrych słów, z trzecim – do nieba dobrych czynów, z czwartym
dosięga Niebios Nieskończonej Światłości. Lecz na czwartym niebie sądzone
znaleźć się dalece nie każdej duszy, a wówczas powraca ona – samotna – na
grzeszną ziemię i musi wcielić się w kolejne, poczynane właśnie, życie ludzkie.
Z kolei dusza grzesznika musi przejść groźne metamorfozy: jego myśli, słowa i
postępki kondensują się po śmierci w postać odrażającej staruchy, która chwyta
winowajcę swą kościstą ręką i strąca go prosto do piekła – na straszliwe męki.
Ta
upoetyzowana wizja ukazuje poglądowo, iż Zaratustra wysunął koncepcję osobistej
odpowiedzialności każdej osoby ludzkiej zarówno za swój ziemski, jak i za
pośmiertny los. Największą cnotą według jego słów byłaby uczciwa, cicha i
spokojna praca na roli, uchylanie się od uczestnictwa we wszelkiego rodzaju
wątpliwych sprawach. „Kto sieje ziarno, ten sieje sprawiedliwość”. Ariowie nie
łgali, nie mataczyli, nie dosypywali nikomu trucizny do wina czy potraw. Lud
uczciwie pracujący, władca dobrze (czyli sprawiedliwie) rządzący, mężna i
wierna arystokracja wojskowa – miały szansę odnalezienia się po śmierci w raju.
Natomiast rozbójnicy porywający cudze stada, rujnujący gospodarstwa osiadłych
Ariów oraz pustoszący kwitnące miasta i wsie – będą palić się w ogniu piekielnym.
Na Tamtym
Świecie grzesznicy ponoszą straszliwe kary za swe przewiny. I tak bezbożnik
wisi w piekle na drzewie powieszony za jedną nogę, a szatan wciąż na nowo
odziera go ze skóry; bezduszny bogacz jęczy z głodu błagając o chleb i wodę,
lecz ponieważ nikt mu nic nie daje (tak jak on za życia na ziemi), gryzie w
końcu rozpaczliwie i zjada palce i dłonie własnych rąk; nieuczciwy kupiec pije
napój złożony z moczu i łajna oraz zjada
ziemię i pył; kłamca i oszczerca ma ogromny zwisający z ust język gryziony
przez robactwo; wnętrze rozpustnika wypełnione jest robakami i żukami, a
mięśnie mu gniją i odpadają od próchniejących kości (jak w syfilisie!); tyran
ma ręce skrępowane sznurem, a 70 diabłów chłoszcze go wijącymi się wężami; z
ust i z innych otworów ciała pederasty wypełzają i włażą z powrotem ogromne
robaki, ropuchy i węże; niewierna żona wisi na hakach wbitych w jej piersi, a
kłótliwa i krnąbrna - na swym jęzorze przybitym gwoździem do ściany; ojciec,
który nie uznawał własnego potomstwa, jest szarpany przez demony podobne do
psów i słucha żałosnego zawodzenia swych osieroconych i głodnych dzieci.
Tego rodzaju
plastyczne i realistyczne opisy piekła, spotykane w traktatach teologii
mazdaizmu, zostały później uwiecznione m.in. w malarstwie i rzeźbie buddyzmu.
Ich niejako fizjologiczna obrazowość przemawiała bezpośrednio do wyobraźni
gminu, lecz z drugiej strony, traktowano je jako metaforę: dusza grzesznika
jest pogrążona w straszliwej otchłani moralnego cierpienia i boli tak, jakby
bolało ciało zawieszone na hakach i zżerane przez ohydne robactwo. Taka
namacalna poglądowość przekazu dydaktyczno – etycznego odpowiadała psychologii
prostych ludzi. Ale z drugiej strony, w tekstach kultury aryjskiej znajdują się
subtelne rozważania o procesach zachodzących w cienkich strukturach formacji
duchowych oraz w polach biosemantycznych; są one jednak dostępne rozumieniu
wyłącznie osób wyrobionych pod względem
intelektualnym, posiadających wyrafinowaną kulturę myślenia filozoficznego, jak
też wysoki stopień uduchowienia i wykształcenia.
***
Subtelna
pedagogika aryjska wychodziła z założenia – i tu tkwi pewien paradoks! – że nie
ma ludzi ani jednakowych, ani pospolitych, że w każdym młodym człowieku tli się
iskierka jakiegoś talentu i geniuszu. Zaratustra pisał: „Ani podług mysli, ani
podług dążeń, ani podług czynów czy słów, ani podług wyobrażeń religijnych czy
uzdolnień ducha ludzie nie są podobni do siebie. Ktoś kocha światło i jego
miejsce jest pod świetlistymi ogniami Nieba, a ktoś woli ciemności i należy do
mrocznych Mocy Nocy”.
Na listę cnót
i wartości głoszonych przez Proroka składały się: umiłowanie pokoju połączone w
razie potrzeby z bitnością, pracowitość, oszczędność, zdyscyplinowanie
(samokontrola), osiadłość, zapobiegliwość, twarda władza króla i posłuszeństwo
poddanych, brak merkantylizmu i wyrachowania, szczerość i bezpośredniość,
łagodność, sprawiedliwość, umiarkowanie. Poszanowanie rodziców i unikanie
kłamstwa stały na czele aryjskich tablic wartości. Zaratustra zdecydowanie
potępiał ubój rytualny zwierząt i wojny zaborcze, błogosławione przez kapłanów
dawnego kultu turańskiego. Samych zaś kapłanów nazywał „karpanami”, czyli
„chciwymi drapieżnikami”, nigdy nie sytymi darów i ofiar; nawoływał wręcz do
ich fizycznego wytępienia, twierdząc, że szerząc ciemnotę stoją na drodze ludzi
do Boga i prawdziwej pobożności. Późniejsza tradycja zoroastryzmu głosiła, że w
procesie uboju rytualnego (np. żydowski ubój rytualny trwający 2 godziny i 46
minut powoduje niewyobrażalne cierpienia katowanego zwierzęcia) zabijana istota zanosi swe skargi
i błaganie do samego Boga na niebie, który to słyszy i szykuje dla dręczycieli
odpowiednią karę. Zaratustra gloryfikował spokojne i czyste życie w wiejskim
zaciszu, w miastach bowiem, w ich ciasnocie i zaduchu moralnym, duch aryjski
ulega zatruciu i powoli zanika, zastępowany duchem hedonizmu, chciwości,
przekupstwa, wszeteczeństwa.
Przyszły świat
miał być wolny od zła i wszelkiego cierpienia. Według „Awesty Młodszej” epoka
powszechnego szczęścia, radości i dobrobytu powinna nastąpić po straszliwej i
krwawej bitwie na ziemi, gdy miną trzy tysiące lat po zgonie Zaratustry, czyli
gdzieś w okresie pierwszych dwu stuleci po roku 2000. Wówczas to sprawiedliwi
zostaną uratowani przez nowe wcielenie Zaratustry, czyniących zaś zło spotka
kara – będzie się im lało do gardeł roztopiony metal i zostaną potępieni na
Sądzie Ostatecznym. Na skutek tych zdarzeń świat ziemski będzie oczyszczony i
odnowiony, zło zaniknie. Zanim jednak to nastąpi, na ludzkość czeka długie
pasmo udręki: zupełny upadek moralności (powszechna sodomizacja), powodzie,
pożary, wojny, katastrofy, głód, trzęsienia ziemi, epidemie oraz „olbrzymia
zima” trwająca trzy lata (zima termojądrowa?).
Wyznawcy
zoroastryzmu w ciągu wielu stuleci na różne sposoby modyfikowali, reformowali,
a nawet przeinaczali nauki Mistrza. Ale w sumie czystość doktryny została
zachowana. Idąc za Nauczycielem m.in. stwierdzono, że nastąpi czas, gdy siły
światła i mroku stoczą ze sobą ostatni bój na śmierć i życie. Na czele sił
światła stanie sam Zoroaster, który w tym celu zstąpi w promieniach chwały na
ziemię z niebios, lub jego syn, „Saoszjant” („Odkupiciel”), poczęty w łonie
Dziewicy przez Ducha Dobra. Po bitwie nastąpi Sąd Ostateczny. Wszyscy zmarli
zmartwychwstaną, lecz będą musieli przejść przez potok roztopionego metalu.
Sprawiedliwym wyda się on ciepłym mlekiem, występni zaś zginą w nim straszną i
bolesną śmiercią. Złoty wiek ludzkości kapłani zoroastryzmu widzieli nie w
przeszłości, lecz w przyszłości. Nawoływali też swych współwyznawców do
bezwzględnej walki z wrogami „jedynie prawdziwej wiary”, twierdząc, że dzięki
temu bramy raju same się otworzą przed nimi, dając duchową nieśmiertelność. Być
może epoka powszechnej szczęśliwości będzie, po części przynajmniej, skutkiem
świadomych zabiegów eugenicznych: wszyscy złodzieje, mordercy, inni
kryminaliści będą publicznie wieszani, na zboczeńców płciowych i gwałcicieli
czeka kastracja i przybijanie ich genitaliów do drzwi ich domostw, by nie mogli
przekazywać swej zwyrodniałej dziedziczności nowym pokoleniom.
Jakiż jednak
miał być cel ostateczny pielęgnowania tak twardych cnót i tak surowych
przepisów prawa? – Wcale nie osiągnięcie sukcesu życiowego w obiegowym
znaczeniu tego pojęcia, czyli majątku, władzy, sławy; a nawet nie nowe
wcielenie się po śmierci w postać arystokraty czy króla, jak mniemano na
początku epoki aryjskiej. Celem ostatecznym i najbardziej pożądanym było
wyrwanie się z zaklętego koła sansary, uniknięcie – dzięki uprawianiu cnoty i
osiągnięciu doskonałości moralnej – ponownych narodzin na tym padole łez.
Człowiek bowiem przychodząc na świat rodzi się w bólu, żyje w bólu i umiera w
bólu – a dzieje się ten makabryczny teatr w świecie, który jest ułudą i nie ma
żadnej wartości.
***
Wieloletnim ambitnym
dążeniom i tytanicznym wysiłkom Zaratustry nie było jednak sądzone stać się
przysłowiowym „ciałem”. Nie udało mu się stanąć na czele świetlistych zastępów
i oczyścić świat ze zła i nieprawości. Według pachlewijskiego utworu
„Datistan-i-Dinik” ten wielki mąż został zamordowany przez swego zawziętego
wroga, kapłana tradycyjnego kultu Tur-i-Bratarwachsza, a według innych źródeł
zginął w wieku 77 lat z szablą w ręku walcząc na polu boju w Bałchu przeciwko
Turańczykom. Tak tedy za życia poniósł klęskę. Lecz z biegiem lat jego nauki
zyskiwały coraz więcej zwolenników i odnosiły coraz więcej triumfów, stając się
częścią składową tak różnych światopoglądów i doktryn filozoficzno –
teologicznych jak judaizm, buddyzm, chrześcijaństwo, islam, komunizm, narodowy
socjalizm.
Zoroastryzm
zaś jako religia przez wiele stuleci, w okresie od II tysiąclecia p.n.e. do VII
wieku nowej ery panował w Iranie, w wielu krajach Azji Środkowej i Zakaukazia.
W awestyjskiej księdze „Wendidat” z VI wieku p.n.e. podane są nazwy 16
królestw, w których zoroastryzm odgrywał wówczas rolę religii panującej.
Najbardziej na północ wysuniętym był Chorezm
nad brzegami Morza Aralskiego, na południe zaś – Arachozja na pograniczu
Arabii i Indii. W okresie 545 – 530 p.n.e. Cyrus II poddał swemu berłu
wszystkie królestwa wyznające zoroastryzm, apostołami zaś tej religii zostali
Medowie, sakralny lud wyspecjalizowany w cudotwórstwie, odprawianiu nabożeństw,
organizowaniu kultu. Znakiem totemicznym tej monarchii był wizerunek barsa
(może stąd nazwa kraju: Pars, Persja). Król był traktowany jako bóstwo,
Mesjasz, czyli zesłany przez Boga Odkupiciel, na wieczne czasy ustanawiający
swe królestwo na całej ziemi według zasady „jeden pasterz, jedna owczarnia”.
(Wiele stuleci później ten wątek odżyje w „Apokalipsie”). Jądro armii Cyrusa
Wielkiego stanowili tzw. „nieśmiertelni”: tysiąc konnych łuczników, ubranych w
posrebrzane kolczugi i hełmy, tworzących osobistą gwardię przyboczną władcy, w
której obowiązywała żelazna dyscyplina i surowy kodeks honoru, stawiający na
pierwszym miejscu wierność. „Nieśmiertelni” nigdy nie cofali się i nie szli do
niewoli, a do ich szeregów wcielamo wyłącznie starannie wyselekcjonowanych
młodych mężczyzn rasy nordyckiej, zwanych „Chazarami”. Istotne, że absolutny
samodzierżca Persji nie miał najmniejszego głosu w sprawach religii; do
zgromadzenia sług Bozych mógł przyjść, jeśli mu pozwolono, wyłącznie jako
słuchacz.
Potęga kapłanów
okazała się w tym czasie tak wielka, że jeden z nich (Gaumata) pokusił się
nawet na dokonanie zamachu stanu i objął pełnię władzy w państwie. Lecz nie na
długo. Niebawem Dariusz I dokonał kolejnego przewrotu, a Gaumatę kazał
uśmiercić. Następne stulecie to okres rozmaitych rozterek i poszukiwań
światopoglądowych oraz reform wyznaniowych, nieraz sprzecznych z pierwotnymi
naukami Mistrza. Także państwo ulega destrukcji; na miejscu Wielkiej Persji
powstały po jej rozpadzie Baktria, Partia, Armenia, Syria. Przy czym państwo
Partów przyjęło oficjalnie starożytną nazwę „Ariana”. Ówcześni autorzy
podkreślają, że królowie tego państwa unikali przepychu, ubierali się i
mieszkali skromnie, a posłuch i sławę zdobywali dzielnymi czynami nie zaś marną
rozrzutnością. Achemenidzi z naciskiem podkreślali, iż są „ludźmi aryjskiego
nasienia”, którzy przyszli z Północy. [Najstarsza ludność Iranu nie należy do
rasy aryjskiej, ma ciemną karnację, lsniące czarne oczy, wąskie twarze,
niewysoki wzrost. Dotychczas przybyli z Północy Ariowie żyją tam w swoistym
odosobnieniu, we własnych osiedlach (aułach) i stronią od swych śniadych
współobywateli]. W 224 roku w Partii na skutek tajnego sprzysiężenia i zamachu
stanu doszło do obalenia ostatniej czysto aryjskiej dynastii Arszakidów. Lecz
ta cywilizacja nie umarła, nadal żyła, zmieniając swe kształty, nazwy, doktryny,
skład ludności. Król Kuszanów Kaniszka (I wiek nowej ery) zasłynął jako nie
tylko wybitny poeta, filozof, prawodawca, teolog, mąż stanu, ale i jako
cudotwórca; zapalał np. świece dla niewidomych, a ci zaczynali widzieć.
W III wieku po
narodzeniu Chrystusa zoroastryzm został urzędowym wyznaniem imperium Sasanidów.
Jednak w VII – VIII wieku Iran i kraje Azji Środkowej zostały podbite przez
wyznających islam Arabów. Była to straszliwa katastrofa cywilizacyjna,
cofnięcie poziomu kulturalnego tych narodów o wiele stuleci wstecz.
***
W klasycznym
dziele kultury zoroastryjskiej „Zafer Nameh” („Księga Zwycięstwa”), ułożonej w
kształcie pytań i odpowiedzi, znajdzie czytelnik m.in. następujące zdania:
- „Co nakazuje rozum? - Przeszkadzać złym w czynieniu zła.
- Co jest najlepsze dla młodych i najpiękniejsze dla
starych? - Wstyd i wspaniałomyślność dla pierwszych; mądrość i umiarkowanie dla
drugich.
- Kogo się należy strzec, aby być bezpiecznym? - Pochlebców
i nikczemników, którzy zostali bogaczami lub sięgnęli po władzę.
- Jakie są rzeczy, których każdy szuka, a nikt nie znajduje?
- Zdrowie, przyjaźń, wierna miłość.
- Jaka cnota jest wadliwa? - Szlachetność czekająca na
wdzięczność.
- Co stanowi oznakę wielkoduszności? - Gdy ktoś, mogąc
ukarać, przebacza.
- Co trzeba czynić, aby nie potrzebować lekarza? - Mało
jeść, mało pić, mało mówić.
- Co jest najlepsze? - Pokora i bezinteresowne czynienie
dobra.
- Kogo prosić o radę? - Tego, kto wyznaje prawdziwą wiarę,
miłuje dobrych i zna się na rzeczy.
- Co potrafi wiedza? - Małego uczynić wielkim, biednego
majętnym, nieznanego sławnym”.
Choć losy
nauk Zaratustry okazały się nader zmienne i dramatyczne, to jednak idee i
kategorie filozoficzne, jak też zapatrywania moralne tego wielkiego męża
zostały przyswojone i zinternalizowane przez szereg późniejszych kultur i
cywilizacji. Hebrajczycy np. zapoznali się z doktryną zoroastryzmu w VI wieku
p.n.e., podczas tzw. „niewoli babilońskiej”, i właśnie wówczas, gdy Daniel
pełnił funkcje ministerialne na dworze Dariusza I, w odnośnych rozdziałach
„Pięcioksięgu Mojżeszowego” zjawiły się nauki o Sądzie Ostatecznym, o
zmartwychwstaniu i inne, zapożyczone od Persów.
Poprzez judaizm przejęło je chrześcijaństwo, a islam zapożyczył z
zoroastryzmu m.in. pomysł „świętej wojny” i szereg innych. W VIII wieku p.n.e.
także do Indii dotarła nauka Zaratustry o wynagrodzeniu pośmiertnym; i właśnie
wtedy w „Upaniszadach” zjawia się zapis: „Człowiek staje się dobrym na skutek
dobrych czynów, a złym na skutek czynów złych”. Szereg wyobrażeń Zoroastra
przejął również buddyzm.
Jak
zaznaczono powyżej, w dużym stopniu szczytne osiągnięcia intelektualne i
etyczne cywilizacji Ariany zostały ogniem i mieczem wykorzenione przez
wyznających islam Arabów i innych wrogów. Popalono tysiące papirusów,
pergaminów i ksiąg, zburzono setki świątyń, klasztorów, pałaców; pozbawiono
życia plejadę mędrców, poetów, filozofów. Lecz aryjska myśl i mądrość –
wszczepiona niejako w obce ciało – przetrwała w licznych doktrynach
teoretycznych powstałych na
niezmierzonych przestworzach całej Eurazji. W kręgu tejże cywilizacji
wynaleziono zresztą tak banalne i obecnie powszednie rzeczy, jak spodnie,
koszule, skórzane buty z cholewami, żelazne sierpy i uzdy dla koni. W Rzymie
jeszcze w 397 roku za noszenie spodni karano konfiskatą mienia i dożywotnim
zesłaniem w odległe prowincje, a w 416 zakazano noszenia skórzanych butów,
ponieważ to były rzeczy „barbarzyńskie” w przeciwieństwie do sandałów i kawałka
szmaty zwanego tuniką, w które zawijał się „cywilizowany” Rzymianin. Żołnierze
Attyli przynieśli do Grecji i Rzymu, chwytających potrawy z talerza czy garnka palcami, jakże „barbarzyński” zwyczaj posługiwania się
podczas posiłku widelcem i nożem.
Pradawny zaś kult ognia odbił się w hymnie św. Franciszka z Asyżu
wspaniałymi strofami:
„Panie, bądź pochwalony
Przez naszego brata ogień,
Którym rozświetlasz noc,
A on jest piękny i radosny,
Żarliwy i mocny”.
***
Ostatnim
bastionem Ariów w Azji pozostał Step Kirgiz-Kajsakski (Kazachski). Jeszcze w
XVIII wieku Kazachowie przechowywali w ustnych przekazach resztki pradawnej
mądrości aryjskiej.
„Trzy
Przykazania Boże:
- wierz w Boga Jedynego, w Tengri, ponieważ innych bogów nie
ma;
- nie wymyślaj idoli, ponieważ wiara jest jedna – w Boga;
- licz tylko na siebie i na Jego pomoc.
Sześć Przykazań
Ludzkich:
- czcij ojca i matkę, przez nich Bóg dał ci życie;
- nie zabijaj bez konieczności;
- nie cudzołóż;
- nie kradnij;
- nie kłam;
- nie zazdrość.
Dziewięć Przykazań (prowadzących do) Zbawienia:
- wierz w Sąd Boży;
- nie wstydź się łez współczując bliźniemu;
- szanuj prawa swego narodu;
- szukaj prawdy i nie bój się jej;
- zachowuj dobre uczucia do wszystkich ludzi;
- bądź czysty w sercu i w postępowaniu;
- nie dopuszczaj do kłótni, dąż do pokoju;
- pomagaj cierpiącym za prawdę;
- wierz duszą, a nie rozumem”.
Trzy pierwsze
przykazania czyniły osobą wierzącą; sześć kolejnych – człowiekiem; dziewięć
ostatnich – Aryjczykiem, wolnym i uduchowionym mieszkańcem Wielkiego Stepu.
Ostatnim nominalnym władcą stepowych Ariów był sułtan Aryngazy, który w 1821
roku udał się do Petersburga, aby ubiegać się u dworu carskiego o
sprawiedliwość i uznanie go za prawowitego pana Wielkiego Stepu. Po drodze
jednak został aresztowany przez Rosjan, choć miał ustne przyrzeczenie cara,
dotyczące jego nietykalności. Zesłany do Kaługi
zmarł niebawem w niewyjaśnionych okolicznościach.
Obecni
potomkowie Ariów często wyglądają inaczej niż ich dalecy przodkowie, mają
czarne brody, piwne oczy, ciemniejsza skórę. Jest to skutek trwających przez
setki i tysiące lat migracji, interferencji międzyrasowej, mutacji genetycznych
na rozległych przestworzach Eurazji oraz
Afryki Północnej.
***
Turańczycy,
rodzeni bracia Aryjczyków, również wytworzyli wspaniałą cywilizację i założyli
szereg państw. Ich dziełem była tzw. kultura sarmato – alańska. Alanowie,
potomkowie słynących ze straszliwego okrucieństwa Sarmatów, w III wieku krwawo
wyniszczający Scytów, sami w IV wieku zostali pobici przez Hunów. Jednak przez
pół tysiaca lat na terenie Syberii Południowej i Kazachstanu istniało
majestatyczne imperium turańskie. Ostatni odprysk Turanu, Kahanat Awarski,
przestał istnieć w X wieku. Część zaś Sarmatów – jak twierdzi m.in. Murad Adży
– w 371 roku wyniosła się aż na Półwysep Iberyjski, dając początek Kastylii; a
polska historiografia przez całe stulecia żywiła pewność, że przodkami Lechitów
byli Sarmaci.
W okresie II –
V stuleci nastąpiła olbrzymia, żywiołowa wędrówka ludów, posuwająca się z
szybkościa 40 km rocznie ze stepów eurazyjskich na zachód. Częścią tego
procesu, w łonie którego występowały rozmaite zawirowania, prądy wsteczne,
cofki i gwałtowne nurty rwące do przodu, była wyprawa Hunów („Ludzi Słońca”,
„Dzieci Nieba”), czyli dalekich, już zhybrydyzowanych potomków Aryjczyków, na
Imperium Rzymskie. Na ich czele stał genialny dowódca i polityk Attyla,
opiewany m.in. w sagach skandynawskich, w niemieckiej „Pieśni o Nibelungach”, w
legendach anglosaskich jako Attly, Etly, Etzel, a którego imieniem nazwano w
Europie „Etzelalpen”!
Czyli po
Turanie sztafetę przejęły narody tiurkskie (turkijskie, tureckie), jak Ujgurowie,
Turcy, Azerowie, Kazachowie,
Uzbecy, Kirgizi, Chazarowie, Jakuci, Ukraińcy, częściowo Rosjanie i Gruzini.
Murad Adży, zwolennik teorii panturkizmu,
twierdzi, że Tiurkowie, osiedleni w V wieku w Europie, są przodkami
Flamandów, Czechów, Bułgarów, Tatarów, Chakasów, Baszkirów, Serbów, Chorwatów,
Basków, Tuwińców, Anglików („England”, „Ingland” po turecku znaczy „Ziemia
Zdobyta”), Islandczyków (od „isi” po turecku „ciepły”; Islandia to „Wyspa
Ciepła” od gejzerów), Szwajcarów,
Prowansalczyków, Katalończyków, Turyngów. Z języków tiurkskich przeszły
np. do polskiego takie wyrazy jak „bułat”, „jogurt”, „kapa”, „torba”, „izba”,
„księga”, „ogier”, „kiermasz”. Polski „pieniądz” oraz angielski „pens” to
derywaty od tureckiego „pienieg” czyli „bilon”; także „szeląg” oraz „shilling”
– od tureckiego „szeleg” czyli „drobna moneta”; „sterling” – od „sytyrlig”
czyli „dwadzieścia szelegów”; „moneta” oraz „money” – od „manat” czyli
„pieniądz”.
Ten wpływ
wynikał właśnie z okoliczności, że w pierwszych wiekach nowej ery na skutek
wielkiej wędrówki ludów dotarli pod dowództwem Attyli do Europy Zachodniej
także liczne odłamy pradawnych ludów aryjskich;
część z nich tutaj się zatrzymała, stając się przodkami Bawarczyków w
Niemczech, Burgundów we Francji, Duńczyków
itd., a ślady ich wpływu kulturalnego przechowały się w wielu
umiejętnościach, w gotyckim stylu architektonicznym, w słownictwie języków
słowiańskich, germańskich i romańskich, jak np.
prócz wyżej wymienionych, setki i tysiące innych, w rodzaju „hura!” (w
tłumaczeniu na polski: „bij, zabij!”), „order” („orden”, „die Ordnung” – wyrazy pochodne od „horda”, czyli po tiurksku „ład”,
„ustrój”, „porządek”). Wyróżniały ich
wybitne uzdolnienia organizacyjne, techniczne, wojskowe, moralne. Ich poczucie
godności, honor, przyzwoitość, prawdomówność, odwaga, siła ducha stały się
przysłowiowe i weszły jako część składowa do średniowiecznego etosu rycerskiego
Europy. W cywilizacji islamu wyobrażenia o dawnych Ariach także są niezwykłe; z
20 sury „Koranu” (ajat 102) dowiadujemy się, że grzeszników na Sąd Ostateczny
spędzać i na powrozach prowadzić będą u
Kresu Czasów „niebieskoocy blondyni”.
***
Starożytny
lud Fenicjan, lud odważnych żeglarzy i zręcznych kupców, ale też mężnych
podróżników i żołnierzy, został m.in. przedstawiony przez znakomitego pisarza i
naukowca Janczewieckiego, piszącego pod pseudonimem „Wasilij Jan”, w powieści
„Statek fenicki” oraz w kilku opowiadaniach. Przez szereg lat pisarz studiował
samodzielnie źródła drukowane poświęcone dziejom Fenicji. A jednak napotkał
więcej zagadek i tajemnic niż klarownej wiedzy i jednoznacznych ustaleń.
Fenicjanie bowiem byli i do dziś pozostają starożytnym ludem równie sławnym jak
mało poznanym. Profesor Tadeusz Zieliński z uznaniem pisał o „śmiałej i
przedsiębiorczej Fenicji, królowej mórz”... Niewiele jednak mógł konkretnego o
niej powiedzieć – z powodu braku danych źródłowych. Można zresztą zaznaczyć, że
niektórzy naukowcy uważają, iż pod względem rasowo-antropologicznym Fenicjanie
byli identyczni ze starożytnymi Grekami.
Cywilizacja
fenicka, jedno z wielkich dzieł rasy aryjskiej, – tak samo zresztą jak
kreteńska czy sumeryjska – jest uważana za twór zupełnie wyjątkowy. Ci sławni
żeglarze i kupcy nie poddają się obiegowym definicjom. Fenicjanie nie stworzyli
na przykład swej własnej, sobie tylko właściwej sztuki, tak jak to obserwujemy
w przypadku Mezopotamii, Egiptu i Grecji. Znaleziska z Tyru, Sydonu czy Byblos
nie składają się na archeologiczną całość: podobne przedmioty można by spotkać
w Syrii, Izraelu czy Egipcie. W końcu II tysiąclecia p.n.e. istniały z
pewnością na wschodnim wybrzeżu Morza Śródziemnego porty o zróżnicowanym
znaczeniu, z których wypływano na szerokie wody. Jeden z nich – Byblos – już w
bardzo odległych czasach prowadził handel z Egiptem. Wielka epoka rozkwitu
Tyru, Sydonu i innych portów przypada na pierwsze wieki I tysiąclecia p.n.e.,
kiedy to schodzą z historycznej sceny bądź tracą na dotychczasowym znaczeniu
potężni konkurenci Fenicjan: Mykeńczycy, Hetyci, Asyryjczycy, Egipcjanie. Na
wszystkich niemal wybrzeżach Morza Śródziemnego Fenicjanie zakładają osady
handlowe; przepływają nawet przez Cieśninę Gibraltarską, docierają do Kadyksu,
Maroka i Mogadoru. Nie wiadomo, jakim mianem określali samych siebie, gdyż
słowo „Fenicjanie” pochodzi z greckiego, a jego rodowód nie został definitywnie
wyjaśniony. Określenie Phoinikes jest często wiązane ze słowem phoenix,
oznaczającym muszlę mięczaka zwanego rozkolcem (Murex); dwa jego gatunki były
głównymi dostarczycielami purpury, używanej przez Fenicjan do barwienia tkanin.
Tak więc dla Greków ci kupcy-żeglarze, którzy przywozili do ich kraju między
innymi wspaniałe czerwone materie, byli „ludźmi purpury”. Jednak słowo phoinos
oznacza pewien szczególny odcień czerwieni, o zabarwieniu purpurowobrązowym,
toteż jest możliwe, iż Grecy nazywali Fenicjan „czerwonymi” czy też
„brunatnymi” ze względu na nieco inny niż ich własny kolor skóry lub włosów.
Przecież Nubijczyków określano mianem Etiopczyków od słowa aethiops –
przypalony, opalony, śniady; być może, dla Greków Fenicjanie byli po prostu
„ogorzali”.
Trudno dziś dociec, jak określali samych siebie ci smagli
ludzie stale obecni na Morzu Śródziemnym i docierający daleko poza jego basen.
Niektóre napisy fenickie zawierają słowo Tsidonim (mieszkaniec Sydonu) w
znaczeniu odnoszącym się nie tylko do mieszkańców tego miasta. Może występuje
tu podobne poszerzenie znaczeniowe, jakie obserwujemy w przypadku nazwy
„Rzymianie”, która początkowo oznaczała mieszkańców miasta, a następnie całego
kraju. Nic jednak nie świadczy o tym, że owi Sydończycy czy Fenicjanie mieli
jakiekolwiek poczucie odrębności narodowej. W kronikach asyryjskich brak o nich
jakiejkolwiek wzmianki jako o narodzie, wszystkie fakty dotyczą mieszkańców
poszczególnych miast. Brak jakichkolwiek podstaw do przyjęcia tezy, by mieli
kiedykolwiek świadomość, że tworzą jeden naród. W ciągu dziejów poszczególne
miasta fenickie nigdy nie stworzyły związku, nie sprzymierzyły się do walki z
Asyryjczykami, jak to można było obserwować w przypadku miast greckich czy
aramejskich. Wręcz przeciwnie – często bywały ze sobą skłócone, pozostawały
wobec siebie w opozycji. Nie jednoczyły się nawet w obliczu wspólnego
zagrożenia zewnętrznego: kiedy Aleksander Wielki po dwóch kolejnych
zwycięstwach nad Persami wkroczył w 333 roku na te ziemie, władca Sydonu otworzył
mu bramy miasta i zaproponował, by najeźdźca – stosownie do swej woli –
postawił na jego miejscu innego panującego, podczas gdy Tyr bronił się do
upadłego i został przez Aleksandra zdobyty siłą. Te miasta dzieliła odległość
mniejsza niż 30 km, ale również wielowiekowa niechęć i rywalizacja. Eshmun,
najwyższy bóg Sydonu, w Tyrze odgrywał zdecydowanie podrzędną rolę, a
pierwszeństwo przyznano Baalowi. W miejscowości Um-El-Hammid, położonej między
starożytnym Sydonem (obecnie Sajda) a Tyrem, odkryto sanktuarium Baala, Eshmuna
i Milkashtarta (ten ostatni był najwyższym bogiem tego regionu). Można by się w
tym dopatrywać świadectwa dobrego sąsiedzkiego współżycia starych znajomych,
trzeba jednak pamiętać, że ani w Grecji, ani w Egipcie miejscowi bogowie nie
śmieli burzyć raz na zawsze ustalonej hierarchii panteonu... Poza tym te miasta
dzieliły także i inne różnice.
Byblos, jedno z najstarszych miast wybrzeża, utrzymywało
ożywione kontakty z Egiptem. W III tysiącleciu p.n.e. wzniesiono tu nawet
egipską świątynię. Tyr prowadził niezwykle ożywioną działalność kolonizacyjną:
jej owocem była większość fenickich kolonii (w tym również Kartagina), podczas
gdy Byblos nie utworzyło żadnej kolonii. Tak więc sławna kolonizacja fenicka
była w istocie głównie wynikiem ekspansywnych dążeń Tyru – przynajmniej w
aspekcie handlowym. Pozostałe miasta zadowalały się swą własną specjalnością
(jak Byblos) albo w większym lub mniejszym stopniu uczestniczyły w handlowych
poczynaniach. W literaturze greckiej nie brak opisów poczynań fenickich kupców,
którzy ściągali tubylców nad brzeg morza pokazując im atrakcyjne towary, by
następnie ich porwać i sprzedać w niewolę. Żeglowaniu Fenicjan przyświecały
sprecyzowane cele i zamiary oraz sposoby działania, a każde z miast miało
własny „program”.
Wydaje się, że więzią między rywalizującymi ze sobą miastami
wschodniego wybrzeża Morza Śródziemnego – Aradem, Symirą, Byblos, Bejrutem,
Sydonem, Tyrem, Arwadem, Akko – był m.in. język. I napisy w tym języku
znajdujemy w różnych miejscach; stanowi on północne odgałęzienie języków
zachodniosemickich, jest więc blisko spokrewniony z hebrajskim, ale nie można
go z nim utożsamiać; języki te różnią się w podobnym stopniu jak np. włoski i
francuski.
Badacz francuski Henri de Saint Blanquet twierdzi, że
badania nad językiem i cywilizacją fenicką szły początkowo mylnym torem ze
względu na fakt, że podstawą prac był hebrajski tekst Biblii, który okazał się
pełen pułapek: słowa bardzo podobnie brzmiące w obu językach okazały się mieć
całkowicie odmienne znaczenie. Istniał więc w starożytności żywy język, którym
posługiwali się mieszkańcy 100-150 kilometrowego pasa nadmorskiego, ciągnącego
się na północ i południe od Bejrutu; język ten został utrwalony w inskrypcjach.
Podobna metoda zapisu nie była dotąd znana. W Mezopotamii i
Egipcie używano pisma ideograficzno-fonetycznego, składającego się ze znaków
obrazkowych, przedstawiających całe wyrazy (tzw. ideogramów) oraz z symboli
dźwięków lub ich zespołów. Fenicjanie natomiast stworzyli zaczątek pisma
alfabetycznego, w którym poszczególnym dźwiękom odpowiadały osobne
znaki-litery. Za pomocą 30 znaków wyrażano w ten sposób wszystko to, co
poprzednio wymagało przynajmniej 500. Sztuka pisania stała się znacznie
dostępniejsza i znalazła szersze zastosowanie. Niestety, niewiele tekstów
dotrwało do naszych czasów, a są to jedynie krótkie napisy na budowlach,
sarkofagach, pieczęciach itp., które w niewielkim tylko stopniu wzbogacają
naszą wiedzę o Fenicjanach.
Nie oznacza to jednak wcale, że dłuższych tekstów nie było.
Nieliczne znaleziska, pochodzące głównie z Elefantyny w Egipcie, oraz
świadectwa autorów starożytnych, takich np. jak żydowski historyk Józef
Flawiusz (ok. 37 – ok. 103 r.) dowodzą, że spisana została fenicka mitologia,
że w Tyrze prowadzono kronikę. Niestety, dzieła te nie zostały utrwalone na
tabliczkach z wypalonej gliny ani nie zostały wykute w kamieniu. Fenicjanie
pisali na papirusie, a ten przetrwał tylko nad brzegami Nilu. Tak więc cała
literatura fenicka uległa zagładzie, a wraz z nią zginął dla nas fenicki świat.
Jednak nawet z tych ubogich znalezisk możemy się czegoś
dowiedzieć. Przede wszystkim dokumentują one istnienie Fenicjan, a poza tym
umożliwiają określenie czasu, w którym inskrypcja powstała, bowiem z czasem
kształt liter ulegał zmianom. Tak np. litera „M”, jeśli jest odwrócona,
przybierając kształt pionowego zygzaka, dowodzi, że napis pochodzi sprzed roku
800 p.n.e. Paleografia umożliwia – mówiąc najogólniej – datowanie inskrypcji z
dokładnością do koło 50 lat. Nawet drobne napisy o czymś nas informują, np.
jakiemu bogowi poświęcona była świątynia. Ale łatwo tu o błędy i pomyłki. Tak
np. Ptolemeusz sądził, że świątynia na Malcie nosiła imię boga Tyru i Kartaginy
– Melqarta, natomiast znaleziony tam fenicki napis wskazywał, iż była ona
poświęcona bogini Isztar (Asztarte). A więc Ptolemeusz się mylił. I tak wobec
braku źródeł pisanych, które dostarczają obfitej wiedzy np. o Mezopotamii czy
Egipcie, w przypadku Fenicji mamy do czynienia jedynie z drobnymi okruchami
historii, nie tworzącymi całościowego obrazu. Mniej uczciwym, a bardziej
zapalczywym badaczom daje to asumpt do fałszywych domysłów i poszerzeń.
Przykładem może być historia niekompletnej inskrypcji znalezionej w Norze (płd.
Sardynia); pewien amerykański badacz „uzupełnił” ją wedle własnego uznania,
dzięki czemu powstała fantastyczna opowieść o fenickim wojowniku powracającym z
wyprawy, której owocem było zdobycie Tartessos, tajemniczego królestwa leżącego
gdzieś za słupami Herkulesa, z którego Tyryjczycy przywozili wiele metali. W
istocie inskrypcja przyniosła tylko jedną rzeczową informację: że około roku
900 p.n.e. wzniesiono w Norze świątynię.
W Libanie od dawna zaniechano wszelkich prac
poszukiwawczych, a jedynym miejscem, w którym niegdyś prowadzono je na dużą
skalę, było Byblos. Znaleziono tu riuny najeżonej obeliskami świątyni oraz
obszerne grobowce królewskie drążone w skale. Interesującym obiektem jest
sarkofag króla Ahirama, noszący jedną z najstarszych inskrypcji pisma
spółgłoskowego. W Sydonie ze względu na ochronę nowoczesnej zabudowy
wykopaliska ograniczono do zbadania nekropolii i znajdującej się poza miastem
świątyni Eshmuna. W Tyrze ograniczono się do poziomu rzymskiego.
Bardzo natomiast intensywne badania są prowadzone w
pozostałych rejonach basenu Morza Śródziemnego – od Cypru po Marok. Uczeni
posuwają się tu śladami Tyryjczyków. Na Cyprze odsłonięto ruiny dużej świątyni;
znajdujące się na niej inskrypcje wskazują, iż została wzniesiona około 850 r.
p.n.e. Na maleńkiej wysepce Mozia (45 ha), położonej w pobliżu zachodniego
krańca Sycylii, odsłonięto bramy murów obronnych, fragmenty ulic, fundamenty
domów, dzielnicę rzemieślniczą, nekropolię oraz sanktuarium pod gołym niebem z
wotywnymi stelami. Mozia była na całym swym obwodzie opasana murami obronnymi,
a z „kontynentem” sycylijskim była połączona obecnie zatopioną groblą. W
południowej i zachodniej części Sardynii odkryto ponad 60 osad tyryjskich lub
kartagińskich. Na Malcie archeolodzy włoscy odkryli sanktuarium poświęcone
bogini Isztar. Na podstawie prac prowadzonych na Krecie ustalono, że w X w.
p.n.e. mieli tu swą bazę Tyryjczycy. Tyr – jako główny port wschodniego
wybrzeża Morza Śródziemnego i pośrednik handlu między Wschodem i Zachodem –
przez wiele wieków utrzymywał swą dominującą rolę gospodarczą i polityczną.
Kartagina, która była światem samym w sobie i z tego względu
wymaga osobnych studiów, została założona przez Tyryjczyków w końcu IX w.
p.n.e. Wielu odkryć dokonano w Hiszpanii. To właśnie gdzieś na południu
Hiszpanii miało leżeć sławne półlegendarne królestwo Tartessos, którego
bogactwem były złoża metali; jego władca – jak głoszą zapisy – nosił imię
Argentoniosa. Tyryjska kolonia w Kadyksie była położona na wyspie, podobnie jak
to było w przypadku Mozi czy Mogadoru, najbardziej odległej ze znanych kolonii
fenickich, oraz samego Tyru. Było to podyktowane względami bezpieczeństwa,
ułatwiało obronę przed rabunkami i podbojem. Model ten w fenickim świecie był
wielokrotnie powielany.
Przeciwko Tyrowi i jego potędze występuje żydowski prorok
Ezechiel (początek VI w. p.n.e.), dostarczając wiadomości o działalności
handlowej jego mieszkańców i korzystaniu przez nich z bogactw innych krajów.
Grecy i ludy Zachodu płacili Tyryjczykom żelazem, srebrem, cyną i brązem, a
Ezechiel wspomina również o mułach i koniach z Armenii, a także o haftach,
rubinach, winach i wełnianych materiałach z Mezopotamii. Z Izraela i królestwa
Judy płynęło zboże, wosk, miód, tłuszcze i balsamy. Bliższe i dalsze ludy
arabskie oferowały wyroby z kutego żelaza, trzcinę, końskie derki, banany,
kozy, a także pachnidła i szlachetne kamienie. Kupcy z Asyrii nabywali od
Fenicjan tkaniny, sznury, szaty, a być może również heban i kość słoniową. Była
to więc wymiana handlowa o dużym zasięgu. Ale Ezechiel wymienia także
mieszkańców innych miast wybrzeża zarzucając im, że służą Tyryjczykom jako
żołnierze lub wioślarze. Tak więc Tyr był potęgą. Miasto oparło się armii
babilońskiej podczas 13-letniego oblężenia i przez 9 miesięcy walczyło na
śmierć i życie z wojskami Aleksandra Wielkiego, który je zdobył w 332 r. p.n.e.
W powieści „Statek fenicki” W. Jan wykazuje wiele
zrozumienia i sympatii dla bogatej kultury fenickiej, opisuje szczegółowo jej
dzieje i usiłuje wniknąć w mentalność tego zagadkowego ludu. Szacunek zresztą
dla różnorodności kultury ogólnoludzkiej stanowi jedną ze znamiennych cech
światopoglądu tego znakomitego pisarza, który. niekiedy jakby identyfikował się
ze swymi bohaterami – Fenicjanami; jeden z nich, Sofer-Raf, w dzienniku
sformułował swe „Zasady”, którymi trzeba kierować się w życiu. Oto one:
„1. Produktywność. Twórz tylko to, co jest wartościowe,
pożyteczne i przyda się ludziom. Jeśli jesteś pisarzem, licz napisane przez się
dobre kartki.
2. Wspomnienia. Widziałeś wiele z tego, co nie powinno
zgasnąć dla potomstwa. Spisuj z dnia na dzień swe wspomnienia.
3. Radość bliźniemu. Śpiesz się do sprawiania bliźniemu
radości przez realną pomoc lub choćby przez dodające otuchy słowa.
4. Jesteś okiem społeczności. Spełniaj dokładnie, szybko i
uczciwie swój obowiązek. Nie zaniedbuj wykonania tego, co do ciebie należy.
5. Chronometr porządku dnia. Wykonuj dokładnie, co
postanowiłeś. Zjaw się we właściwym czasie, po wykonaniu – natychmiast odchodź.
6. Mów nie o sobie. Rozmawiając przekazuj to, co jest
interesujące dla innych, nie obnoś się z sobą, nie opowiadaj o sobie.
7. Mów w języku innych narodów. Każdego dnia poświęć się
nauce, lekturze i konwersacji w języku obcym.
8. Studiuj technikę i mechanikę. Nie pozostawaj wyłącznie w
sferze myśli. Praktycznie, własnymi rękoma naucz się tworzyć co potrzebne.
9. Rozmawiaj z dziećmi. Mów z dziećmi, dbaj o nie. Należą
one do twej odpowiedzialności.
10. Natychmiast odpowiadaj na listy.
11. Zbieraj wielkie myśli rozrzucone w potoku czasu,
klasyfikuj je, notuj – są one potrzebne ludziom.
12. Obliczaj, ile jesteś codziennie wart, ile wydajesz na
swe potrzeby – łącznie z wartością obiadu.
13. Odchodź w świat piątego wymiaru. Twórz nowe
obrazy,pieśni, opowieści, nowe wartości duchowe.
14. Zarabiaj. Realizuj swą pracowitość, przekształcaj swą
inteligencję w realne wartości.
15. Wbrew aktywności twórczej – pracuj wszędzie, gdzie
możesz przysłużyć się ludziom.”
Te myśli, spisane pod koniec życia W. Jana, zawierają, jak
widzimy, uniwersalne wartości etyczne i mogą się przydać każdemu człowiekowi –
niezależnie od wieku, płci i zawodu – jako sprawdzone mądrości życiowe. Tego
rodzaju zakamuflowanych „przepisów na życie” wiele zresztą znajduje się w
tekstach beletrystycznych tego mądrego pisarza, który dążył ku temu, by
czytelnik po lekturze jego książek bardziej kierował się rozumem i sumieniem
niż pobudkami fizjologicznymi. „Osoba przedstawia sobą istotę emergentną w tym
prostym sensie, że ona posiada właściwości, faktycznie nieobecne w ciałach
fizycznych i organizmach czysto biologicznych, a więc takie, jak kompetencje
językowe, zdolność postępowania według reguł itp.” (Joseph Margolis, „Persons
and Minds”). Na tym polega właśnie uduchowienie, że się postępuje nie po prostu
zgodnie z biologiczną lub materialną celowością, lecz – zgodnie z regułami,
przede wszystkim z regułami etycznymi. Taką była filozofia życiowa Fenicjan
według przekonania W. Janczewieckiego. „Bohaterowie – pisał – muszą być nie
takimi, jakimi bywają w rzeczywistości, lecz takimi, jakimi powinni być, by móc
zostać ideałem”. Ideały, oczywiście, są nieosiągalne, ale dobrze jest, gdy
ludzie pamiętają przynajmniej o ich istnieniu. Było to prawdą przed czterema
tysiącami lat, pozostaje prawdą też dziś.
***
Bardzo fajny tekst warty przeczytania i dyskusji
OdpowiedzUsuńGeneralnie OK tyle że trochę jedzie nazizmem....
OdpowiedzUsuń