niedziela, 25 listopada 2018

23 listopada 1918 roku przemilczany pakt z Dorotheenstrasse w Berlinie

W ostatni piątek 23 listopada 2018 w telewizorniach brak było informacji o pakcie, o którym też nie uczy się w szkołach. Przypomnijmy więc, co to był za pakt.

Najpierw bierzemy pozycję Romana Dmowskiego - Polityka Polska i Odbudowanie Państwa” t.2, str.105 i cóż tam mamy?

(…) Wieczorem 23 listopada 1918 roku w rzęsiście oświetlonym gmachu wielkiej loży masońskiej przy Dorotheenstrasse w Berlinie panował ruch niebywały. Zwołano zjazd wolnomularzy z całych Niemiec; wezwania podpisane były przez szereg wielkich osobistości, takich między innymi, których przedtem o udział w masonerii nawet nie posądzano. Nazajutrz po tym zjeździe rozeszły się po Berlinie wieści, że stanął na nim pakt miedzy masonerią niemiecką, a Żydami, mocą którego Żydzi otrzymują całkowitą swobodę działania wewnątrz Niemiec i szereg naczelnych stanowisk w ich życiu politycznym, a za to zobowiązują się do tego, że żydostwo międzynarodowe będzie broniło interesów niemieckich przy zawieraniu pokoju. Żydzi znowu zrobili dobry handel: bronili interesów niemieckich od dawna i bronić musieli, bo w znacznym odsetku były to ich interesy, zobowiązywali się więc do rzeczy, która byliby bez wszystkiego zrobili; za darmo więc kupili sobie rządy polityczne w Niemczech. Naturalnie, z chwilą kiedy już i politycznie Niemcy opanowali, sprawa niemiecka stawała się dla nich tym bliższa. Cały koszt tego paktu mieli ponieść Niemcy w postaci dezorganizacji wewnętrznej i rozkładu ich sił narodowych i narody, które uda się na konferencji pokojowej skrzywdzić na rzecz Niemiec, przede wszystkim Polska.
Pakt ten nie napotkał ze strony niemieckiej trudności. Socjaliści i liberałowie niemieccy zawsze byli związani z Żydami i pracowali dla zwiększenia ich politycznej roli; żywioły zaś nacjonalistyczne miały w ciągu wojny i w chwili końcowej katastrofy oczy zwrócone przede wszystkim na zewnątrz, przejęte były strachem przed utratą tego, co do niedawna wydawało im się zdobyczą na wieki pewną, i wszystko były gotowe sprzedać, byle kupić sobie obronę interesów zewnętrznych. Obrona zaś żydowska była nie do pogardzenia: Żydzi mieli duże wpływy w państwach zwycięskich, doszli, zwłaszcza za rządów Wilsona, do ogromnej roli w Stanach Zjednoczonych, a przede wszystkim mieli całkowicie oddanego sobie człowieka w osobie premiera londyńskiego, Lloyd George’a. Położenie tedy zwyciężonych Niemiec nie było beznadziejne.

To teraz wiesz czytelniku jak z Niemców tworzy się nazistów i wyłudza się pieniądze pod nazwą Holokaust.

A jakie były metody tutaj wchodzimy na str. 116

(…) Ataki przychodziły czasem z całkiem nieoczekiwanej strony.
Zdarzyło się być na obiedzie wojskowym francusko-polskim, na którym przemawiał p. Władysław Mickiewicz, syn nieśmiertelnego Adama, uskarżający się na nacjonalizm polski, który urządza pogromy żydowskie. Uczułem się tym wybrykiem zmuszony do zabrania głosu i zwróciłem się do obecnych Francuzów: – Właśnie, proszę panów, otrzymałem wiadomość o nowym „pogromie” w Polsce. W Kielcach paruset młodych Żydów, wyszedłszy z kinematografu, ciągnęło przez ulice z okrzykami: „Niech Żyje Lenin! Niech żyje Trocki! Precz z Polską!” Tłum rzucił się na nich i padły ofiary. Co by panowie zrobili, gdyby w którym mieście francuskim ukazała się na ulicach banda z podobnymi okrzykami, wołająca „Precz z Francją!”? – To samo – odpowiedzieli jednogłośnie obecni.
Niepowołany oskarżyciel dostał naukę.

Musze zauważyć, że pierwszym kanałem, przez który wieści o pogromach szły na zachód, była prasa niemiecka. Był to jeden z punktów współdziałania niemiecko - żydowskiego po wojnie.

Tego typu zachowania są bardzo niewygodne dla niektórych środowisk w USA, zwłaszcza jak krzyczą i robią zamieszanie w mediach.



Potem z  pozycji dostępnej tutaj:
 http://wsercupolska.org/przeczytaj/Polityka%20polska.pdf
s. 143

2 Mowa o mistyfikacji, jaką zaaranżował Józef Piłsudski w pierwszych dniach wojny w nadziei rozpalenia tym sposobem insurekcji antyrosyjskiej na terenie Królestwa. Między 1 a 3 sierpnia 1914 r. uformował liczący ok. 150 ludzi oddział zwany kompanią kadrową, a 5 sierpnia 1914 r. na zwołanym przez siebie posiedzeniu Komisji Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych w Krakowie odczytał tekst odezwy, zredagowany rzekomo w Warszawie przez utworzony tam w konspiracji „Rząd Narodowy". To fikcyjne gremium poza wezwaniem do powstania antyrosyjskiego wyznaczało Józefa Piłsudskiego „komendantem polskich sił wojskowych". W rzeczywistości odezwę napisał Leon Wasilewski z polecenia Piłsudskiego. KSSN miała spełnić rolę tuby propagandowej nadającej całej mistyfikacji rozgłos i przez to pozory realności. W dniu rozpoczęcia wojny między Austro-Węgrami a Rosją, tj. 6 sierpnia, Piłsudski wyruszył na czele swego oddziału z Krakowa w kierunku Kielc, gdzie szedł na wezwanie i z mandatu fikcyjnego, przez siebie samego wymyślonego rządu. Naturalnie wszelkie ruchy jakichkolwiek zbrojnych grup w strefie frontu musiały mieć akceptację wywiadu austriackiego. Pewna swoboda operacyjna oddziału Piłsudskiego, przedstawiana w legendzie jako owoc domniemanych zwycięstw, wynikała ze skoncentrowania sił rosyjskich w Królestwie wzdłuż osi Wisły, 3 Legion Wschodni miał być jedną z dwóch formacji polskich złożonych z ochotników, a tworzonych w ramach armii austriackiej, jakie od połowy sierpnia 1914 r,, po niepowodzeniu wypadu Piłsudskiego do Kielc, organizowano w Galicji. Legion ten miał tworzyć się we Lwowie, ale miasto to już 3 września znalazło się w ręku Rosjan. Pod wrażeniem postępów rosyjskich, wiadomości o klęsce niemieckiej nad Marną i po rozeznaniu się polityków narodowo-demokratycznych w sytuacji, 21 września 1914 r. zdecydowano się na zerwanie z NKN-em i likwidację Legionu Wschodniego. Wykorzystano jako pretekst rotę przysięgi. Po odmowie ze strony większości ochotników złożenia jej, władze austriackie rozwiązały Legion 30 września 1914 r. w Mszanie Dolnej. 4 Akapit mówi o działaniach Józefa Piłsudskiego i jego ludzi w pierwszej połowie sierpnia 1914 r. w Kielcach i okolicach. Piłsudski w towarzystwie Kazimierza Sosnkowskiego i Ignacego Boernera odwiedził 12 sierpnia biskupa kieleckiego Augustyna Łosińskiego domagając się od niego poparcia akcji powstańczej. Biskup kategorycznie odmówił. Ludność miasta i okolic także odmawiała jakiegokolwiek udziału w akcji, za co później usiłowano ściągnąć z mieszkańców Kielc kontrybucję pieniężną. Michał Sokolnicki odwiedził w pobliskim Oblęgorku Henryka Sienkiewicza, który także odmówił poparcia dla akcji zbrojnej u boku Niemców, a chcąc uniknąć dalszych molestacji wyjechał z kraju do Szwajcarii. 5 Polityka niemiecka wobec akcji Piłsudskiego, a następnie ruchu legionowego nie została dotychczas źródłowo zbadana. Nie ulega jednak wątpliwości, że poczynania odpowiednich komórek austriackiego wywiadu w tej, jak i w innych sprawach, były ściśle uzgodnione z Niemcami. Wśród dokumentów opublikowanych przez Karla Kautsky’go w 1927 r. znalazła się obszerna opinia szefa Sztabu Generalnego, gen. Helmuta von Moltke, opracowana dla ministra spraw zagranicznych, gdzie pod datą 5 sierpnia 1914 r. stwierdził on: „Insurekcja w Polsce tj. w Królestwie Polskim została przygotowana". Zeppeliny niemieckie 7 i 8 sierpnia zrzucały nad miastami Królestwa (także nad Warszawą) tysiące ulotek wzywających Polaków do powstania przeciw Rosji. Oddziały niemieckie, które po 20 sierpnia przejściowo okupowały Kielce, tolerowały i wspomagały przybyłe tam ponownie oddziały strzeleckie dowodzone przez Piłsudskiego i jego ludzi.

To teraz czytelniku wiesz jak wyglądało u nas podpuszczanie ludzi w interesie niemieckim. Ludność miasta Kielc i okolic tłumacząc na POLSKI, kazała aby SPIERDALAŁ pajac jeden, bo go psami poszczują.
I kto takie insurekcje podejmuje. I czy dziś nie widzisz w telewizorniach pompowania do następnej insurekcji?, więc rozumiesz do czego służy centralne nauczanie w szkołach.


s 169 
Też ciekawy fragment o Watykanie.

Rozróżniam Kościół i politykę Stolicy Apostolskiej. Kościół dla katolików jest władzą, której w
rzeczach wiary są obowiązani bezwzględne posłuszeństwo. Polityka watykańska jest rzeczą ludzką, jak każda rzecz ludzka nie wolną od błędów, i staje w równym rzędzie z polityką wszystkich państw.
Najbardziej katolickie państwo ma obowiązek o tyle tylko z nią się łączyć, o ile nie stoi ona w
sprzeczności z dobrem państwa i narodu.
Mnie się zdaje, że polityka watykańska popełniła duże podczas wojny błędy, w szczególności w
stosunku do Polski.
 Stanowisko jej w sprawie polskiej najlepiej określa rozmowa, jaką miałem w styczniu 1916 roku z
wysokim dygnitarzem watykańskim, a z której dosłownie przytaczam część mającą znaczenie.
Zostałem zapytany:
— Dlaczego pan idzie z Rosją?
— Bo mi trzeba, żeby Niemcy były pobite.
— Na cóż panu przegrana Niemiec?
— Bo bez niej nie będzie zjednoczonej Polski.
— To pan sądzi, że zjednoczona Polska będzie szczęśliwa pod berłem monarchy rosyjskiego?
— Sądzę, że Polska może pozostawać pod obcymi rządami, dopóki jest podzielona. Gdy będzie
zjednoczona, będzie niepodległa. Dążąc do zjednoczenia, dążymy do Polski niepodległej.
Na to usłyszałem wybuch śmiechu.
— Polska niepodległa? Ależ to marzenie, to cel nieziszczalny!...
Nie powiem, żeby moje polskie ucho było tym mile dotknięte. Zapytałem na to:
— Cóż by nam Wasza Eminencja doradzała?
— Wasza przyszłość jest z Austrią.
 Tymi słowy zalecano mi w Watykanie politykę, która w Polsce korzystała z tytułu
„niepodległościowej". Polska niepodległa to marzenie nieziszczalne — przyszłość jest z Austrią.

Sądzę, że Stolica Apostolska była dobrze poinformowana o zamiarach Austrii względem Polski.

s 179
Fragment o p. Szymonie Aszkenazym.

Dziwne były na Zachodzie stosunki. Taki mały Żydek galicyjski mógł odegrać w sprawie polskiej
wcale doniosłą rolę.a Podczas konferencji pokojowej był on informatorem polskim Philippa Carra,
jednego z głównych smutnej pamięci doradców Lloyd George'a.
W ogóle nasi „rodacy wyznania mojżeszowego" starali się nam rzucać kamienie pod nogi na
rozmaitych terenach i na rozmaite sposoby. Między innymi p. Szymon Askenazy wydał w Szwajcarii
broszurę po polsku, którą jego przyjaciele, aktywiści londyńscy, wydrukowali po angielsku, a w której starał się podkopać mój kredyt intelektualny, jak jego przyjaciel Namier starał się podkopać moralny i polityczny.
Jeden z przyjaciół angielskich zwrócił się do mnie:
Dano mi tu broszurę prof. Askenazego. Czytał pan, co o Panu napisał? Ładnie Panu pańscy „rodacy" pomagają...
— Pokazywano mi to — odrzekłem. — Napisał, że jestem głupcem, ale ja temu nie uwierzyłem.
Niczemu nie wierzę, co Żydzi piszą.
Najgorzej, że te rzeczy szły na rachunek walk wewnętrznych między Polakami i podtrzymywały na
Zachodzie starą teorię, że Polacy tylko się z sobą kłócą, że kłótniami zgubili swoje państwo, i że
kłótnie uniemożliwiają jego odbudowanie.

Tutaj wracając do nauczania historii na pewno czytałeś o szkole lwowskiej "polskich historyków". No to teraz wiesz skąd się to bierze, a w podręcznikach masz 966 i "Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj"

Cóż dziś może zrobić teraz młody Lechita? Dobrego lechickiego klocka hi,hi.












5 komentarzy:

  1. Żyłka ci pęknie kozi synu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Postaraj się bardziej, czcigodny Anonimie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze nie zacząłem robaczku. Anonimów ci u nas dostatek, więc łatwo o pomyłkę. Nawiązując jednak do tematu - powtarzasz się Sati. Cieniutko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Sattivas,wiesz o tym że jesteś synem kozy?

    OdpowiedzUsuń