niedziela, 13 listopada 2022

A gdzie tu Polak? A gdzie tu Polska? – Krzysztof Baliński

Problem zaczyna się tam, gdzie musimy odróżnić politykę polską od polityki tych, którzy działają przeciw nam skrycie, dla których los Polski jest zupełnie obojętny. Polsce nie zagraża Rosja, nie zagrażają Niemcy, nie zagraża Izrael. Polsce zagraża brak poczucia narodowego krajowych elit i ich przekupność. Żydzi sami nie ograbią nas z mienia. Niemcy nie odbiorą nam Ziem Odzyskanych, Ukraińcy Nie jest sztuką odróżnić politykę polską od niepolskiej polityki prowadzonej przez jawnych wrogów. nie zagarną Przemyśla. Są natomiast tacy, którzy to mienie i te ziemie są gotowi oddać obcym. I w tym temacie trzeba powiedzieć Polakom, że coś jest w powietrzu, że coś się czai, że coś się święci.

 

Uderza, że nikt z wypowiadających się na temat polityków nie wymienia czynnika narodowościowego. Mówi się i pisze niemal o wszystkim, o wykształceniu, o preferencjach seksualnych, o kolorze włosów, ale nie ma słowa o narodowości delikwenta. Sitwa, która swymi mackami opanowała całe państwo wmawia nam, że zwartość i jednorodność etniczna państwa to szkodliwy anachronizm, słabość, ułomność, zacofanie, a wszelkie pytania i rozważania o etnicznych i rodzinnych korzeniach to „ohydne grzebanie w życiorysach”. A wszystko po to, aby nie wyszła na jaw porażająca prawda o tym, kto w Polsce rządzi i kto rozdaje karty.

 

Śledząc „sukcesy” naszego państwa na Wschodzie, stawiamy pytanie: Kto dba o interesy Rzeczypospolitej? Na pewno nie są to Polacy. Z inspiracji syna rabina i przy błogosławieństwie jego następców, sprawy wzięła w łapy jednorodna etnicznie ekipa dzieci i wnuków działaczy Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. W słynnym notesie Geremka znalazły się też inne mniejszości. W rezultacie placówki dyplomatyczne na Wschodzie zamieniły się w etniczne enklawy, a tamtejsza ekipa „polskich dyplomatów” zajmuje się wszystkim tylko nie sprawami Polski, a „polska dyplomacja” polega na porzucaniu na pastwę losu żyjących tam Polaków.

 

Dlaczego tak się dzieje? Powód jest prosty – w urzędach do tego powołanych głos mają mniejszości narodowe. I dlatego trzeba mówić: Narodowość ma znaczenie. I dlatego należy pytać: Czy u minister borykającego się z kryzysem tożsamości etnicznej nie dojdzie do konfliktu lojalności i czy daje gwarancję obrony polskiego interesu narodowego? Czy Niemiec powinien działać na odcinku niemieckim, na czeskim – Czech, na rosyjskim – Rosjanin, na chińskim – Chińczyk? Czy Ukrainiec powinien działać w MSZ na odcinku ukraińskim, a syn banderowca kierować wydziałem wschodnim Agencji Wywiadu? Czy Żyd w polskim urzędzie powinien zajmować się stosunkami z Izraelem, a członek diaspory żydowskiej być pełnomocnikiem ds. kontaktów z diasporą żydowską? Czy Agencją Wywiadu musiał kierować Krzysztof Bondaryk, a CBA Paweł Wojtunik? I wreszcie – czy nad stosunkami z Polonią amerykańską i nad repatriacją Polaków z Kazachstanu pieczę sprawować muszą obcoplemieńcy, potomkowie tych, którzy przyczynili się do Jałty, czyli do tego, że miliony Polaków zostało poza granicami ojczyzny?

 

Dlaczego poświęcają rodaków na obczyźnie na rzecz niepolskich interesów i popierają żywioły im nieprzyjazne? Dlaczego Polacy na Ukrainie są dla nich kulą u nogi? Czy nie dlatego, że wadzą im w „pojednaniu” z Ukraińcami i przeszkadzają w podejrzanych kombinacjach geopolitycznych? Dlaczego blokują powrót etnicznych Polaków z Kazachstanu, a rozdają paszporty Żydom? Dlaczego polskim obywatelem jest dziś łatwiej zostać potomkowi rezuna i Tatarowi z Krymu, niż Polakowi? Dlaczego polski repatriant musi spełnić wiele warunków, a pogrobowiec Bandery nie musi żadnego? Kto stawia zdecydowany opór staraniom potomków zesłańców o powrót do Ojczyzny i jednoznacznie wykazuje, że repatriacji etnicznych Polaków nie będzie? Kto wyznaje i wprowadza w życie doktrynę – Polacy mają z Polski uciekać, a nie do niej wracać? I czy racji nie mają ci, którzy twierdzą, że wielu pośród tych, co rządzą dziś Polską są świadomi, że Polacy w Kazachstanie są bardziej Polakami niż oni sami? Sprzeciwiając się repatriacji Polaków z Kazachstanu, używają argumentu: „to zrusyfikowani agenci Moskwy”. Ci sami, gdy organizowali i finansowali akcję repatriację sowieckich Żydów nie dostrzegli, że wśród nich były tysiące byłych funkcjonariuszy KGB. Bardzo sprawnie przywrócili też polskie obywatelstwa tzw. marcowym emigrantom, którzy w większości wywodzili się ze stalinowskiego, czyli sowieckiego aparatu Urzędu Bezpieczeństwa.

 

25 maja 2021 policja rozpędziła Łowicką Pieszą Pielgrzymkę na Jasną Górę. „Rząd zdecydował się na otwarcie galerii handlowych, a pątnicy są szykanowani” – wyraził zdziwienie ksiądz, przewodnik pielgrzymki. „Dziwne jest to, że ani zaborcy, ani okupanci nie zatrzymali nigdy pielgrzymki” – oburzał się emerytowany biskup diecezji łowickiej. W pielgrzymce uczestniczyć można od 1656 roku, szła do Częstochowy w czasach rozbiorów, niemieckiej okupacji i Bermana. Minister spraw wewnętrznych sprawy nie rozliczył. Tak jak nie wyjaśnił, czy prawdą jest, iż 40 procent oficerów Policji, adeptów Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie to Ukraińcy z okolic Szczytna, Elbląga i Giżycka. Jak i nie wyjaśnił, że Ukraińcy nieproporcjonalnie do ich liczby obsadzili także stanowiska w sądach, prokuraturze, straży granicznej, służbach celnych, że na Mazurach działa mafia ukraińska, która obsadza stanowiska leśniczych, nadleśniczych, gajowych i urzędy pocztowe oraz gminne, że w wielu miejscowościach Ukraińcy wieszają sobie wstążeczki niebiesko-żółte, bo policjant, jak zobaczy swojego rodaka mandatu nie da, a sędzia nie wsadzi do więzienia. Nie wyjaśnił też, dlaczego kapelani Straży Granicznej Miron Michaliszyn i Jan Tarapacki biorą w polskich mundurach udział w uroczystościach ku czci upowców, co – gdy weźmiemy pod uwagę, że ta formacja dziedziczy tradycje KOP, szczególnie znienawidzonego przez nacjonalistów ukraińskich – wywołuje ciarki po plecach.

 

Ukraińscy nacjonaliści mają wpływy we wszystkich partiach politycznych. Praktycznie nie ma partii, która nie działałaby na ich korzyść. W każdym mieście Warmii i Mazur członkami tych partii są w większości Ukraińcy, a od Braniewa na wschód obsadzają te partie wyłącznie ukraińskie rodzinne klany. Przeniknęli nawet do jedynej partii, która troszczy się o upamiętnienie rodzin chłopskich pomordowanych na Wołyniu – Miron Sycz, wicemarszałkiem województwa Warmińsko-Mazurskiego został dzięki poparciu PSL. Ci sami polscy chłopi burzą się, że Niemcy wykupują ziemię na tzw. słupy. A kim są te „słupy”? To Ukraińcy przesiedleni po operacji „Wisła” na Ziemie Odzyskane, które Niemców interesują najbardziej.

 

Czy powodem tego, że pion śledczy IPN nie osądził ani jednego zbrodniarza UPA, a nawet wszystkich skazanych rezunów zrehabilitował i zaliczył w poczet osób „represjonowanych przez PRL ze względów politycznych” nie jest to, że za czasów Kieresa, Żaryna i Kurtyki Żydzi z Unii Wolności obsadzili wiele stanowisk w IPN Ukraińcami? Czy powodem tego, że można fabrykować kłamstwa o „bohaterskim” UPA nie jest to, że Ukraińcy przeniknęli do „Ośrodka Karta” i zniszczyli polskie archiwa dokumentujące zbrodnie UPA na Polakach? Czy nie dziwi, że pion śledczy IPN nie osądził ani jednego zbrodniarza z UPA, a nawet wszystkich bandytów skazanych przez sądy PRL zrehabilitował i zaliczył w poczet osób „represjonowanych przez PRL ze względów politycznych”? No i mamy to, co mamy: W „Indeksie represjonowanych w PRL z powodów politycznych” są nazwiska „bojców” UPA, członków sotni grasujących w Bieszczadach, zabijających polskich żołnierzy i palących polskie wsie, schwytanych w roku 1947 przez polskich i czechosłowackich żołnierzy. A wiedzieć trzeba, że znalezienie się na tej liście to nobilitacja, wyróżnienie i hołd. Ci sami bojcy UPA w IPN, razem z polskimi „pożytecznymi idiotami”, opracowali „Atlas podziemia niepodległościowego”, w którym straty UPA w walce z Wojskiem Polskim wliczono do strat polskiego podziemia.

 

Wszystko zaczęło się od braci Kaczyńskich, a właściwi od ich kosmopolitycznej choroby, która zaowocowała tym, że w Belwederze prym wodziła Bogumiła Berdychowska, inicjatorka zbierania podpisów pod apelem do Rady Miasta Warszawy ws. niedopuszczenia do budowy pomnika ku czci ofiar zbrodni ukraińskich nacjonalistów. Wielu Ukraińców przeniknęło do Porozumienia Centrum, a wiceprezesem PiS został Ukrainiec z Przemyśla, który szczególną aktywność wykazał w załatwianiu pochówku na cmentarzu wojennym strzelców siczowych w Przemyślu dla ludobójców z UPA zabitych podczas napadu na Birczę. Ten sam, który będąc wicewojewodą podkarpackim, dopuścił do wzniesienia kilkunastu pomników UPA. W skład jaczejki sympatyków Bandery wchodzili także: Joanna Kluzik-Rostkowska (szefowa kampanii wyborczej Jarosława Kaczyńskiego); Paweł Kowal (eurodeputowany PiS, który głosował przeciw rezolucji PE potępiającej uhonorowanie Bandery tytułem Bohatera Ukrainy); Michał Kamiński (bronił ulotkę wyborczą Juszczenki, zapowiadającą wygonienie Moskali, Przeków, tj. Polaków i Żydów); Adam Bielan (eurodeputowany PiS, który był za odrzuceniem projektu uchwały PE uznającej zbrodnie UPA za akt ludobójstwa). Wszyscy inkryminowani utworzyli później ugrupowanie pod przewrotną nazwą „Polska Jest Najważniejsza”.

 

Zdecydowanie najwięcej orędowników idei głoszonych przez ukraińskich nacjonalistów znalazło się w ławach parlamentarnych PiS, ale sympatycy banderowców znaleźli się także w PO. Na Majdan jeździli Kaczyński, Komorowski, Tusk, Sikorski, Wałęsa i Kwaśniewski (ten ostatni zawiózł tam 30 tysięcy egzemplarzy „Wyborczej” z wybielającym banderowców artykułem Michnika). A wszystko pod hasłami: „Sława Ukrainie!”, „Sława hierojom” i w czasie, gdy powiewały tam banderowskie flagi, a zwolennicy bandytów z UPA wrzeszczeli: „Smert Lachom” „Lachy za San” „Riazy Lachiw” „Lachow budut rizaty i wiszaty”. Zarówno PiS jak i PO w sprawach Ukrainy przemawiają jednym głosem, manifestując jednomyślność nieznaną od czasów Okrągłego Stołu. Drobne animozje wynikają jedynie z licytowania się, kto jest bardziej proukraiński i prześcigania w deklaracjach o wielkości pomocy, jaką Polska powinna udzielić. À propos – zachodzimy w głowę, dlaczego Dawid Wildstein nadając z Majdanu w otoczeniu czerwono-czarnych flag, pisał pełen egzaltacji, że panuje tam wspaniała atmosfera i że czuje się jak w obozie kozackim. Zapomniał, że gdyby to był obóz kozacki, to nie wyszedłby stamtąd żywy? Bo Kozacy, szczególnie w czasie powstania Chmielnickiego, wprost wyżywali się w pogromach na Żydach i zgładzili prawie wszystkich wyznawców religii mojżeszowej, których napotkali na swojej drodze, a na całej Rusi uratowało się tylko kilkuset Żydów, ocalonych przez księcia Jeremiego Wiśniowieckiego (dziś przez historyków żydowskich przedstawianego, jako prekursora ciemiężycieli Ukraińców).

 

Z kieszeni polskiego podatnika płyną miliony dla Związku Ukraińców w Polsce. W tym 2 miliony dla „Naszego Słowa”, które zamieszcza banderowską symbolikę, popiera ukraińskie pretensje terytorialne i zaprzecza, by UPA dokonała ludobójstwa na Polakach. Ale do takiej roboty nie potrzeba „Naszego Słowa”, bo w Polsce są inne gazety ukraińskie dla Polaków, „Sieci”, „Kurier Wnet”, „Gazeta Polska”, które zawsze stoją po stronie Ukraińców i zawsze upatrują dobro Polski w czynieniu dobra Ukrainie. Trudno nie zgodzić się z poglądem S. Michalkiewicza, że od roku 1944 historyczny naród polski musi dzielić terytorium państwowe z polskojęzyczną wspólnotą rozbójniczą. Jednym z dowodów to tłumnie zgromadzeni na wiecach „solidarności z Ukrainą”, gromadzących kilkadziesiąt razy więcej osób niż obchody rocznicy rzezi wołyńskiej, zgodnie wykrzykujący „Herojam sława”, czyli ostatnie słowa, jakie słyszeli Polacy paleni żywcem lub rzezani siekierami przez „bojców” z UPA.

 

Kilka dni temu na szefa kancelarii premiera zaprzysiężony został Marek Kuchciński. To, że jest tylko absolwentem technikum ogrodniczego byłemu marszałkowi Sejmu i wiceprezesowi PiS nie przeszkadza w politycznej karierze. Co do kwalifikacji dodajmy, że w tej kadencji ani razu nie zabrał głosu z sejmowej mównicy. Wielki powrót „latającego” marszałka! – tak powitały go media. Dlaczego? Bo jako marszałek Sejmu odbył 98 lotów samolotem rządowym, wożąc siebie, członków rodziny i Ukraińców dorabiających w Warszawie na rządowych posadach do chutorów koło Przemyśla. Kuchciński jest także bohaterem nagrań z podkarpackiego lupanaru prowadzonego przez Ukraińców, którym wcześniej pomógł w pospiesznym uzyskaniu polskiego obywatelstwa. Media spekulowały, że nominacja ta ma na celu „ręczne sterowanie” Morawieckim przez zaufanego człowieka Jarosława Kaczyńskiego. A nam się wydaje, że w tej sprawie Kaczyński nie miał nic do powiedzenia i że to Kuchciński będzie „ręcznie sterował” Kaczyńskim w sprawach ukraińskich.

 

O roli bezpieki w dyplomacji dużo powiedziano. Dzisiaj coś o bezpiece ukraińskiej. Bo jest rzeczą oczywistą, że Amerykanie wykorzystują ją do formatowania polityki kadrowej w Polsce. Jak i rzeczą oczywistą jest, że preferują Ukraińców, bo są bardziej profesjonalni, tańsi i bardziej bezwzględni. Nagrania z podkarpackiego lupanaru z udziałem obecnego szefa kancelarii premiera i przewodniczącego sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu (jak i medal dla redaktora naczelnego „Gazety Polskiej”) to tylko wierzchołek góry lodowej. Zadziwia jak wielu Ukraińców zrobiło w posierpniowej Polsce polityczne kariery i wielkie majątki. Kuchciński, Siemoniak, Onyszkiewicz, Bodnar, Frasyniuk, Dworczyk, Hołownia i „najbogatszy Polak” Michał Sołowiew nie ukrywają, że są Ukraińcami. Czy czystym przypadkiem jest, że ministrem obrony został Tomasz Siemoniak, członek władz Związku Ukraińców w Polsce, a wiceministrem obrony Mychajło Dworczuk i że wśród generalicji polskiej armii etniczny komponent ukraiński jest dominujący? Czy przypadkiem jest, że gołodupiec Wołodymyr Frasyniuk, z dnia na dzień miał firmę transportową i 300 tirów?

 

 Czy do takich karier nie zostali wcześniej przygotowywani? Dużo pisano o zbirach z OUN/UPA pozyskanych w okresie „zimnej wojny” przez CIA do „pracy operacyjnej” na terenie b. ZSRR, a nic nie mówi się, że na listy „swych sukinsynów” wciągnęli także członków i sympatyków UPA, którzy po wojnie pozostali w PRL. Dziś nie za bardzo wiadomo, na jakiej właściwie zasadzie „w ciemno” popieramy Ukrainę; bierzemy udział w jej wojnie; znosimy nieprzyjazne gesty i prowokacje z jej strony; bierzemy Ukrainę na „kroplówkę” finansową; zawieramy skrajnie niekorzystne dla Polski umowy; pozwalamy zalewać kraj nieprzerwanym strumieniem przesiedleńców, wpuszczanych bez żadnej kontroli granicznej; wprowadzamy dla nich niesłychane przywileje, potęgując chaos oraz katastrofę finansów Polski. No i nie za bardzo wiadomo skąd się wzięli „polscy” prokuratorzy ścigający, pod płaszczykiem „mowy nienawiści”, Polaków za mówienie prawdy o zbrodniach UPA.

 

Weźmy takiego Szymona Hołownię, który wypowiadając się na temat odszkodowań od Niemiec, rzekł: „Ja dzisiaj w ramach domagania się reparacji dla Polski domagałbym się uzbrojenia Ukrainy. Strategicznym interesem Polski byłoby oczekiwanie, że jeżeli Niemcy mają rzeczywiście pójść do przodu i jakoś rozliczyć się moralnie, ale też i finansowo […], to powinni zbroić Ukrainę”. W takiej sytuacji nie można wykluczyć, że już wkrótce Morawiecki powoła Hołownię na urząd pełnomocnika ds. narodowego programu zwrotu mienia Ukraińcom. Polityką wschodnią w rządzie (tj. padaniem plackiem przez Ukraińcami) zajmuje się, kto chce, pod warunkiem, że ma odpowiednie pochodzenie. I czy nie stąd wzięła się wypowiedź Grażyny Bandych (szefowej kancelarii prezydenta): „Ukraina dostaje od Polski to, o co prosi” i Zbigniewa Kuźmiuka (europosła PiS): „Należy zwiększyć składki członkowskiej w UE, by stworzyć specjalny fundusz pomocowy dla Ukrainy”. Odbierając w Getyndze niemiecką nagrodę, Adam Bodnar poinformował, że urodził się w Gryficach (które przed wojną nazywały się Greiffenberg), że jego ojciec trafił tam w wyniku Akcji Wisła, a jego cała rodzina, podobnie jak ponad 100 tysięcy innych osób, została wysiedlona z okolic Bieszczad. Jeszcze jako urzędujący RPO, oświadczył, że „naród polski uczestniczył w realizowaniu Holokaustu”. Dodamy do tego jego postulat, aby ukraińscy przesiedleńcy mieli prawo głosu w wyborach samorządowych. Podziękowania skierował do osoby, która go nominowała do nagrody – narodowościowo pokręconego na wszystkie sposoby iracko-polsko-niemiecko-kurdyjskiego publicysty Basila Kerskiego, dyrektora Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku. À propos – ci którzy niedawno wybrali go, już po raz drugi na to stanowsko, nie posłuchali ostrzeżenia płynącego z Jasnej Góry z ust Prymasa Tysiąclecia: „Uważajcie, by nie przyplątali się ludzie, którzy mają obce interesy na myśli, pamiętajcie, że Solidarność musi być polska”!

 

Czy znaczenia nie miało to, że córka Ewy Kopacz ma za męża Ukraińca z Kanady, a Leszek Miller wnuczkę po synu ożenionym z Ukrainką? Dlaczego Maciej Maleńczuk deklarując, że jest pochodzenia ukraińskiego, że jest satanistą, że ma wiele punktów stycznych z Lucyferem, wrzeszczy: „W Polsce jest faszyzm – ten faszyzm jest w nas głęboko, jak choroba weneryczna” oraz „Wszystkie polskie kobiety to kurwy”. Wg informacji zawartych w Wikipedii ojciec Czesława Mozila z Zabrza jest Ukraińcem. Syn po dwóch dekadach emigracji w Niemczech, kaleczący polszczyznę do granic możliwości, śpiewa po polsku: „Nienawidze cie Polsko – na to nic nie poradze. Nienawidze cie Polsko, bo nade mną masz władze”! Janusz Onyszkiewicz, jako polski minister obrony, w czasie gdy polski przemysł zbrojeniowy skazano na zagładę, a jego produkcję zastępowano miliardowym importem z USA i Izraela, zabiegał o siłę ukraińskiej armii i głosił tezę: Nie jestem ministrem obrony przemysłu zbrojeniowego. Jego doktryna obronna i troska o polską armię ograniczała się do: „Gwarantem bezpieczeństwa Polski jest Bundeswehra”. Czy związku z pochodzeniem etnicznym nie mają haniebne wypowiedzi Władysława Frasyniuka, który nazwał broniących granic polskich żołnierzy „watahą psów” i „śmieciami”, i wzywał do przyjmowania do Polski każdej liczby Ukraińców, których na polską granicę podrzucał Zełenski?

 

Niby odszedł, a jest – tak pisali osłupiali komentatorzy. Zrezygnował ze stanowiska szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, a w rządzie pozostał. Morawiecki podpisał specjalne rozporządzenie określające nowe obowiązki ministra bez teki Michała Dworczyka: „Realizacja zadań w ramach projektów dotyczących udzielenia wsparcia państwom sąsiednim”. Czyli – tłumacząc z urzędowego na nasze – stanął na czele utworzonego specjalnie dla niego resortu do spraw wspierania Ukrainy i ukrainizacji Polski. Na specjalnie zwołanej w tym celu konferencji, chełpił się: Czas, w którym pełniłem obowiązki szefa kancelarii premiera obfitował w wiele ważnych zdarzeń i procesów, które do dziś wpływają na naszą rzeczywistość. Nic natomiast nie powiedział, że to on przewodził pandemicznej histerii rządu, która kosztowała polskiego podatnika 200 miliardów, i że jako pełnomocnik ds. Narodowego Programu Szczepień, szczepionek kupił tyle, że powinien w mediach być opisywany, jako „Michał D”. Nic nie powiedział, że to on kierował akcją przesiedlenia kilku milionów Ukraińców do Polski, że w ciągu niespełna pół roku rozdał na ten cel 40 miliardów i drugie tyle na pomoc gospodarczą i wojskową, które okazały się prawdziwym gwoździem do trumny naszej gospodarki. To Dworczyk zapowiedział: „Gdy otrzymamy środki z KPO powinniśmy pewną częścią wspomóc Ukrainę”. A mówił o wielkich pieniądzach, bo w ramach KPO Polska ma mieć do dyspozycji 76 miliardów euro. Ale na tym nie koniec, niedawno oświadczył: „Sami zadeklarowaliśmy chęć odbudowy obwodu charkowskiego”. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że to on przeprowadził proces uchwalenia w ekstraordynaryjnym tempie poprawionej ustawy o IPN, z której usunięto paragraf penalizujący gloryfikowanie ukraińskich zbrodniarzy z UPA.

 

„Trwa przygotowanie ustawy powołującej Polską Fundację Dobroczynną im. bł. Klemensa Szeptyckiego, w ramach której 2 tysiące dzieci oraz 52 kobiety ukraińskie uwolnione z rosyjskiej niewoli otrzymają finansowe, lekarskie oraz psychologiczne wsparcie. Partnerem Fundacji będzie Fundacja Pomoc Polakom na Wschodzie”. Profilem działania tej ostatniej jest niesienie pomocy i wspieranie Polaków zamieszkałych w krajach b. ZSRR. Prezesem zarządu jest Mikołaj Falkowski. Członkiem zarządu Eliza Dzwonkiewicz, konsul generalny we Lwowie i Robert Czyżewski dyrektor Instytutu Kultury Polskiej w Kijowie, chwalący się ukraińskimi korzeniami, autor wypowiedzi: Jak się Ukraińcy uparli stawić Banderze pomniki, to może my powinniśmy odpuścić. […] Może niech przez polskie gardło przejdzie, że ten cel ukraiński jednak był słuszny”. Pierwsze skrzypce w Fundacji gra Michał Dworczyk, który po sprawach kresowych porusza się jak po prywatnym folwarku lub raczej własnym chutorze – zasiada we wszystkich możliwych gremiach zajmujących się Polakami za granicą, zmonopolizował dyplomację wschodnią, rozdaje karty w sprawach personalnych. Gdy przyjrzymy się ludziom majstrującym przy polskiej dyplomacji na odcinku wschodnim, to nie sposób nie zauważyć, że Polaków tam nie ma. Dworczyk bierze udział w dystrybucji środków finansowych przeznaczanych dla Polaków na Wschodzie, które – dziwnym trafem – trafiają do Ukraińców, w tym zwolenników Bandery. Nic też dziwnego, że Polacy żyjący na Ukrainie pytają: Czy Fundacja nie powinna nosić nazwę „Nękanie Polaków na Wschodzie”?

 

Co do innych wyczynów Mychajło Dworczuka, to przypomnijmy: w ubiegłym roku złowieszczo zapowiedział „uproszczenie procedur i możliwości związanych z osiedleniem się w Polsce wszystkich potomków mieszkańców I i II Rzeczypospolitej, którzy deklarują związek z Polską”. Wyraźnie mówił o „potomkach obywateli”, a nie potomkach obywateli narodowości polskiej, co jednoznacznie oznaczało, że rząd chce ułatwić, pod pretekstem „deklarowania związku z Polską”, masowe osiedlanie się w Polsce niepolskich nacji, głównie Ukraińców. Nawiasem mówiąc, gdy Orbán nadał obywatelstwo wszystkim Węgrom żyjącym na Ukrainie, „nasi patrioci” nadali obywatelstwo dziesiątkom tysięcy Żydów pochodzącym z Ukrainy, a zamiast Polaków wygnanych na nieludzką ziemię do Kazachstanu sprowadzili do Polski 4 miliony Ukraińców.

 

Po 1945 r. nie tylko żydokomuna podjęła się u Stalina roli pośrednika w trzymaniu za gardło polskiego żywiołu. Po stanie wojennym i po Magdalence wszystko poszło jak z płatka – ci sami „pośredniczą” do dziś. Najpierw, jako komunistyczna bezpiek torturowali polskich patriotów. Potem konspirowali. W 1989 r. raptem ogłosili, że komunizm to największa podłość, a „Akcja Wisła” to najbardziej haniebny rozdział w historii PRL. Bronią przy tym uporczywie i zawzięcie wyłączności i monopolu na wszelkie kontakty z Kijowem, i to bez względu na to, kto w Polsce jest przy władzy. Są przy tym niezwykle elastyczni – dzisiaj są za PiS, jutro za PO, pojutrze mogą być frakcją kaszubską. Ukraińcy w Polsce mają prawo do tego, żeby posiadać własne, odrębne interesy, żeby o nie zabiegać. Tylko gdzie kto kiedy w „Gazecie Wyborczej” czyli w żydowskiej gazecie dla Polaków” lub w „Gazecie Polskiej” czyli w ukraińskiej gazecie dla Polaków czytał artykuł domagający się, aby wyszli z ukrycia, zaczęli działać jawnie, przestali wypierać się swego pochodzenia, stworzyli swoje odrębne lobby i nazywali je lobby ukraińskim, wystawili swoich kandydatów w wyborach i, ilekroć reprezentują interesy ukraińskie, czynili to z otwartą przyłbicą. Oni nie chcą mieć własnej reprezentacji w Sejmie, bo to by wprowadziło w stosunki z Polakami jasne reguły gry, a oni jasnych reguł boją się jak ognia. Bo tylko w atmosferze konspiracji możliwa jest sytuacja, że warszawski polityk w Kijowie podaje się za Ukraińca, a w Warszawie za Polaka, i twierdzi że reprezentuje i lewicę i prawicę i centrum, całą Polskę, od Tatr aż po Bałtyk.

 

Mimo twierdzeń, że są na najwyższym poziomie, relacje między Polską i Ukrainą są zafałszowane. Dlaczego? Bo po stronie polskiej określają je Ukraińcy. Bo biorą w nich udział zawsze wyznaczeni przez obcych, zawsze podejmujący tematy narzucone przez stronę ukraińską. Dialog wymaga dwóch stron, ale gdy weźmiemy do ręki listę uczestników tego „dialogu” i wysmażonych w jego wyniku uzgodnień, to nie sposób doszukać się tam strony polskiej. Dialogują sami z sobą. Z Ukraińcami „ścierają się” niemal zawsze krajowi adwokaci ukraińskiego nacjonalizmu, a stosunki z Ukrainą stały się jawnie stosunkami ukraińsko-ukraińskimi. Doszło do tego, że nawet żebrający „uchodźca” i każda inna ukraińska łajza poczuwa się uprawniony do wtrącania się w polskie sprawy, napominania, pouczania i szantażowania. Jasnym stało się, że tak jak stosunki polsko-amerykańskie KTOŚ podmienił na stosunki z diasporą żydowską, tak dziś stosunki polsko-ukraińskie KTOŚ podmienił na stosunki ukraińsko-ukraińskie. Kim jest ten „KTOŚ”, o współdziałaniu mniejszości ukraińskiej z żydowską i niemiecką i o tym, że uchwałę Krajowego Prowodu OUN’ z 1990 r. czyta się jak „Protokoły Mędrców Syjonu” – w innym tekście.

 

Krzysztof Baliński

z: A gdzie tu Polak? A gdzie tu Polska? – Krzysztof Baliński – Bibula – pismo niezalezne

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz