Czytelniku,
Warto czasami sięgnąc do historii, by umieć popatrzeć sobie na pewne rzeczy z perspektywy.
Bardzo ciekawym wpisem jest artykuł Pana Rafała Bauera z Commision is the mission – Rafał Bauer – o biznesie bez ściemy (rafalbauer.pl) Zwłaszcza, że analogii do dzisiejszych czasów jest sporo......
Choć
doprawdy różne są formy robienia dużych pieniędzy, współczesnych może solidnie
zaskoczyć innowacyjność enterprenerów feudalnej Europy. U schyłku XVIII wieku w
finansowej ekstraklasie niezwykle wysoko lokował się Fryderyk II – landgraf
Hesji Kassel, który w powszechnej opinii dosłownie pławił się w złocie. Ów
niezwykle przedsiębiorczy arystokrata wzorem swych protoplastów głównym źródłem
przychodów uczynił… wynajem żołnierzy wszystkim tym, którym potrzebne było
wykwalifikowane mięso armatnie – potrzeba, o której mowa, materializowała się –
ujmując rzecz kolokwialnie – „za pięć dwunasta”. Chciałoby się rzec „ciągła
oferta” sprawnych regimentów gwarantowała feudałowi niesłabnące wpływy gotówki,
której nadmiar nieco frapował a rozmiarem swym skłaniał do rozsądnych
inwestycji.
Naprzeciw
owym potrzebom wyszła wschodząca gwiazda europejskiej bankowości, Amschel
Rotschild. Niechęć do tych, którzy narodzin Pańskich nie świecą, początkowo
władykę Hesji nieco do tej opcji zniechęcała, ale nadszarpnięta reputacja
niderlandzkich bankierów zadziałała jak balsam na rasowe uprzedzenia prekursora
inicjatyw w stylu Blackwater. W sukurs światłemu podejściu do osób podłego
urodzenia przyszły sowite zyski z obrotu złotymi monetami dostarczanymi
Fryderykowi przez Rotschilda. Zdaniem piewców teorii spiskowych początkujący
bankier zadbał o satysfakcję doskonałego klienta, a jego zyski były de facto
budżetem marketingowym. Jakkolwiek by było, fundamentem relacji biznesowej obu
panów stało się z pozoru drobne odkrycie:
głównym partnerem handlowym landgrafa gustującym w wynajmie żołnierzy była
Korona Brytyjska, niemal zawsze spragniona najemnego armatniego mięsa.
Reputacja wiarygodnego dłużnika pozwalała Anglikom korzystać z dobrodziejstw
finansowania dłużnego, które nad wyraz chętnie dostarczało spragnione
bezpiecznych inwestycji City. Tyle że zgromadzenie odpowiednich ilości złota w
krótkim czasie sprawiało niekiedy pewne trudności. Pomysł Rotschilda był
genialny w swej prostocie: żołnierzy można było przecież wynająć Anglikom, a
następnie uzyskane z transakcji pieniądze… ponownie im pożyczyć. Z zyskiem i
oczywiście nie bezpośrednio. O incognito, dzięki dyskretnej sieci bankowych
powiązań, zadbał wschodzący gwiazdor światowych finansów. Rzecz jasna nie za
darmo.
Stosowne
prowizje i wielkość obracanych kwot wyniosła Rotschilda do ekstraklasy
ówczesnego świata finansów. I najważniejsze: wszystko to bez angażowania choćby
florena z relatywnie skromnych podówczas kapitałów własnych. Ale przy okazji
stało się coś jeszcze. Swoiste perpetuum mobile skutecznie zainspirowało
Rotschilda, który uświadomił sobie przy okazji, że nie ma nic bardziej
dochodowego niż rozsądne finansowanie działań wojennych. Niedaleka przyszłość
miała stworzyć doskonałe okoliczności dla tych, którzy wiedzieli, jak sobie z
nimi poradzić. W tym gronie prym wiódł Napoleon Bonaparte, który o wojnie zwykł
mawiać, że jej skuteczne prowadzenie wymaga trzech rzeczy: pieniędzy, pieniędzy
i jeszcze raz pieniędzy. W ich poszukiwaniu okazał się niezwykle sprawny, a
stosownie rozwinięte służby wykazywały się wielką maestrią w ekonomicznym
drenażu podbitych i zwasalizowanych terytoriów. Niemniej militarny geniusz oraz
ponadczasowy talent do organizacji struktur państwowych nie wystarczyły, aby
wybudować imperium i skutecznie nad nim panować. Napoleon był pierwszą ofiarą
starcia, którą bez ryzyka wielkiej pomyłki można nazwać pierwszą wojną
finansową w Europie. Dlaczego do niej doszło?
Bez
wielkiego ryzyka błędu można stwierdzić, że minione tysiąclecia ujawniają dwa
naturalnie antagonistycznie organizmy państwowe: ten, w którym pieniądze robią
sprytni („demokracja”) oraz ten, w którym w zasoby obrastają dobrze ustawieni
(„totalitaryzm”). Owo lapidarne ujęcie wyłącza rzecz jasna dywagacje, czym
różni się demokracja grecka od współczesnej myśli liberalnej oraz co odróżnia
feudalne królestwo od centralnie sterowanej lub tolerowanej oligarchii.
Ważniejsze jest bowiem co innego: system „demokratyczny” otwiera strukturę
społeczną torując drogę tym, dla których gdzie indziej nie było po prostu
miejsca. W XVII wieku takim krajem stała się postcromwellowska Anglia, z czasem
stając się państwem, w którym zamożni, a nisko urodzeni mogli się czuć całkowicie
bezpiecznie. Ba! Dysponując stosownym majątkiem mogli się skutecznie przenieść
do wyższego stanu. W realiach XVIII wieku owa atrakcyjność określała również
zasadniczą zmianę w możliwościach pozyskiwania kapitałów. Anglia, kierowana
przez rząd posiadający parlamentarną legitymację, poszła drogą kodyfikowanych
wolności; w tym samym czasie Francja umacniała absolutną władzę monarchy.
Model
francuski, finansowo oparty na dzierżawieniu podatków, spektakularnie rozłożył
się na początku XVIII wieku – głównie za sprawą skrajnego zadłużenia państwa.
Skarb wydrenował do granic możliwości wojowniczy Ludwik XIV, a nie od dzisiaj
wiadomo, że nic tak nie rujnuje budżetu jak właśnie wojaczka. Nie przez
przypadek zatem Wersal zachwycił się opcją pozyskiwania „pieniędzy z niczego”,
którą zaoferował angielski malwersant John Law. Zanim jednak zrealizował swe
główne zadanie, Law zaskarbił sobie wielkie zaufanie najbogatszej persony,
którą w owym czasie był książę Orleański – notabene regent Francji. Na zaufanie
wpływ miały doskonałe interesy – w tym jeden, który miał się okazać niezwykle
brzemienny w skutki, choć – rzecz jasna – w przyszłości. Za pośrednictwem Lawa
na książęcym dworze pojawił się niejaki Thomas Pitt, handlowiec a jednocześnie
urzędnik kompanii Wschodnioindyjskiej, choć dość niskiej rangi. Pitt miał
jednak unikalne hobby i w światku niderlandzkich handlarzy uchodził za
doświadczonego poszukiwacza kamieni szlachetnych. Godnym zwieńczeniem kariery
zawodowej stał się rekordowych rozmiarów diament, który za rekordową kwotę stał
się własnością pierwszego nazwiska ówczesnej Francji. I historia świata
pobiegłaby pewnie inaczej, gdyby nie to, że imponujący kamień nabyli z godziwą
prowizją niderlandzcy handlarze diamentów i jak wieść gminna niesie, wyszli na
tym interesie bardzo dobrze. Jeszcze lepiej wyszedł Pitt, który do historii
przeszedł jako „Pitt diamentowy”. Zdobyty kapitał zainwestował w majątek
ziemski, a ten zgodnie z prawem stwarzał określone uprawnienia wyborcze. W
efekcie syn Pitta wyrósł już w innej klasie społecznej, a wnuk został premierem
w angielskim rządzie. Premierem, który w całej swej politycznej drodze
posługiwał się jednym czytelnym hasłem: pokonaniem Francji, którą uważał za
największą przeszkodę na brytyjskiej imperialnej drodze.
Na
historycznej transakcji najgorzej wyszła Francja. Filip II z radością poparł
eksperymenty Lawa z bankiem emisyjnym i papierowym pieniądzem. Imponujące zyski
skatalizowały gigantyczną hossę, a widmo wielkich zysków uwiodło niemal
wszystkie grupy społeczne. Bańkę spekulacji zwieńczył tradycyjny krach, a jego
skutki były potwornie głębokie. Śmiertelnie zniweczył reputację finansową
Francji, wpędzając kraj w jeszcze większe niż wcześniej problemy budżetowe. I
choć pierwsza połowa panowania Ludwika XV przyniosła pewien ekonomiczny oddech,
to kolonialny konflikt z Londynem skutecznie wydrenował budżet prowadząc kraj
wprost ku rewolucji. Młodziutka republika walczyła o życie posługując się
masami głodnych i nie mających niż do stracenia towarzyszy. Wiarygodność
kredytowa Francji spadła do zera, a bez pieniędzy w rozbitym rewolucją kraju na
wiele nie można było liczyć. Jedynym sposobem na przetrwanie był eksport
rewolucji i grabież wszędzie tam, gdzie dotrą głodni i wściekli niosąc swe
wzniosłe sztandary. Tymczasem przeciwnikom Francji kończyły się pieniądze, a
strach zwracał oczy ku stolicy, z której od lat płynęło źródełko finansowej
pomocy.
Tyle że
zasoby rządu Jego Królewskiej Mości na przełomie wieków były mocno ograniczone,
a to głównie za sprawą fatalnego rozstrzygnięcia w Ameryce Północnej. Wprawdzie
Francuzi dostali łupnia, ale zanim koszty tej imprezy zdołały się zwrócić,
posłuszeństwo wypowiedzieli brytyjscy koloniści, którym zamarzyła się własna
ojczyzna. Warto w tym miejscu odnotować, że na ich decyzje wpływ miały podatki
nakładane właśnie po to, aby imprezy przeciwko Francji jakoś Londynowi się
zwróciły. W 1783 Anglia musiała uznać niepodległość dawnej kolonii, a nowy
premier William Pitt mając zaledwie 24
lata rozpoczął urzędowanie jako najmłodszy premier w historii Wielkiej
Brytanii. Odbudowa potencjału wymagała pieniędzy, te można było zdobyć
wyłącznie zawieszając wymienialność papierowego funta na złoto. Londyńscy
bankierzy zapewnili premiera, że owo groźne dla reputacji rządu JKM posunięcie
ujdzie na sucho, jeśli tylko nabywcom nowych obligacji zaproponuje się „nieco”
wyższe odsetki i dostarczy wiarygodne źródło spłaty. Jako źródło środków
wskazano… nowoczesne podatki. I tym właśnie sposobem w Anglii zadebiutował
pierwszy podatek dochodowy.
Rewolucyjny
rząd Francji po bankructwie w 1797 (rząd poprosił wierzycieli o umorzenie 2/3)
pozbawił się jakiejkolwiek wiarygodności kredytowej. Finansowa słabość Francji
najpierw powaliła jedną z najstarszych europejskich dynastii (Burboni) i
rozpaliła pasmo rewolucyjnych przemian, a następnie – za sprawą inflacji i
samobójczych eksperymentów z papierowym pieniądzem – znokautowała Dyrektoriat.
Trzeba uczciwie zanotować, że schyłkowe władze republiki doskonale zdawały
sobie sprawę, iż bez złota długo się już nie pociągnie. Dlatego też oficerowi,
który doskonale sprawdził się w zadaniu pacyfikacji buntujących się mieszczan,
powierzono dowodzenie armią w wyprawie, która była… inicjatywą łupieżczą.
Napoleon Bonaparte debiutował wprawdzie w roli dowódcy armii, ale szerokie
grono sceptyków topniało wraz z nadejściem kolejnych furgonów ze srebrem i
złotem, które karnie ekspediował do Paryża ambitny zdobywca północnej Italii.
Tyle że w polityce wszystko miewa zazwyczaj skutki uboczne. Bonaparte, mimo
jasnych nakazów Dyrektoriatu, aby żołd wypłacać wyłącznie w asygnatach,
wiarusów obsypał najprawdziwszym złotem. Dla armii stał się bogiem, dla Francji
sygnałem, że idzie nowe. I choć niebawem zapanował nad całym krajem, to nad
pieniądzem nie udało mu się zapanować.
Ale
próbował. Jeszcze jako Konsul doprowadził do powstania Banku Francji (notabene
kupił w nim wraz z akolitami spory pakiet akcji). Mimo wysiłków Napoleona gros
wpływów stanowiły wojenne zdobycze, reparacje, kontrybucje i inne zdobycze. Na
rynku wewnętrznym systematycznie uciekano się do przymusowej akumulacji.
Bonaparte zdołał wprawdzie ustabilizować budżet, ale walka o wiarygodność
wymuszała utrzymywanie wymienialności waluty na srebro i złoto, a to skutecznie
ograniczało bazę emisji pieniądza. W efekcie Paryż nawet się nie zbliżył do
poziomu wiarygodności, którym konsekwentnie cieszył się Londyn. Oprocentowanie
angielskiego długu w chwili podejmowania decyzji o zawieszeniu wymienialności
funta wynosiło zaledwie 3% wobec 14% w 1713 roku i nawet w najtrudniejszej
fazie wojny nie przekroczyło 10%. Co więcej, brytyjscy wierzyciele mogli
swobodnie obracać publicznym długiem, którego dyskonto rzadko przekraczało 5%.
We Francji owa płynność była znacznie niższa i choć na początku wywołało ją po
prostu zamknięcie giełdy, to i po jej ponownym otwarciu kondycja rynku znacząco
się nie poprawiła. W starciu Anglii i Francji pieniądze zdecydowanie wybierały
Londyn.
Myliłby się
jednak ten, kto sądzi, iż owe pieniądze wiązały sobie ręce po jednej stronie
konfliktu. Najlepszym dowodem jest tu szeroka bankierska współpraca, która
pozwoliła Napoleonowi na domknięcie budżetu w 1803 roku. Mowa tu o sprzedaży
pozyskanej przez Francję… Luizjany. Transakcję z amerykańskim rządem negocjował
renomowany londyński Barings Bank. Największy w historii zakup gruntu (828.000
mil kwadratowych) po unikalnej cenie 4 centów jawił się jako dość dobre
posunięcie biznesowe – tym bardziej, że dzięki temu posunięciu obszar młodego
amerykańskiego państwa niemal się podwajał. Ale najciekawsza była struktura
transakcji. Niebagatelną cenę nabycia (15 mln USD) zapłacono w następujący
sposób: 3 mln uiszczono w złocie, pozostałych 12 mln w obligacjach rządu USA!
Te ostatnie Napoleonowi za bardzo by się nie przydały, a więc za pomocą Barings
Bank wymienił je na złoto, sprzedając inwestorom z City. Ich z kolei do
transakcji zachęciło niebagatelne dyskonto: 87,5 za każde 100 dolarów plus,
oczywiście, odsetki. Skarb Francji
został uratowany, londyńscy bankierzy zarobili zawrotne sumy, zdając sobie przy
tym doskonale sprawę, że Napoleon przekaże wszystkie wpływy na konto
finansowania wojny z brytyjską koroną. Pomimo to najbardziej renomowany bank
ówczesnej epoki ani na chwilę nie zawahał się przy tej transakcji.
Dlaczego?
Ponieważ pokój zawarty przez Anglię i Francje w Amiens (1802) nikogo nie
satysfakcjonował i wynikał tylko z jednego: obie strony potrzebowały chwili
wytchnienia i zebrania nowych środków finansowych. Rząd brytyjski do kolejnej
emisji długu potrzebował dogodnego pretekstu, a tego dostarczyła w nadmiarze
sprzedaż Luizjany. Uczciwie należy wspomnieć, że pewien niepokój londyńskich
bankierów wywoływała francuska armia szykująca się do przeprawy przez kanał La
Manche. Niepokój o tyle uzasadniony, że wieloletnia potęga niderlandzkich
banków zakończyła się z chwilą, gdy dotarła do niech grabieżcza armia
francuska. Dla świata finansów stało się jasne, iż bezpieczna działalność
bankowa wymaga prowadzenia ksiąg i składowania kruszców z dala od rejonów, gdzie
dyskretne układy podważa toporna siła militarna. Toteż „brytyjskie” pieniądze
popłynęły wartkim strumieniem wszędzie tam, gdzie mogły skutecznie budować
sprzeciw wobec polityki Francji. Jak wiadomo – swój cel osiągnęły. Konflikt z
Francją kosztował Anglię ponad 700 milionów funtów i zdaniem niektórych
historyków był to wysiłek większy niż udział w I wojnie światowej.
Ale
zwycięzcy obsługiwali swoje długi, a Anglia na ponad sto lat stała się
niekwestionowanym światowym mocarstwem. Jej siła oparła się na najpotężniejszej
flocie wspieranej centrum globalnych finansów. Świat ułożony w Wiedniu w 1815
roku utrzymał się niemal sto lat. Upadł dopiero wtedy, gdy źródło pieniędzy
wywędrowało poza Europę. Nowy Jork ma mapę świata spojrzał z zupełnie innej
perspektywy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz