Wpis z bloga: Przyjaciele Polaków na Wołyniu (jbzd.com.pl)
Dawno mnie tu nie było, więc witam ponownie z historycznym
postem. Jeśli dzidka się spodoba, za kilka dni przygotuję kolejną.
Wiele mówi się o Wołyniu, o ludobójstwie Polaków, o polskiej
samoobronie. Jednak mało znanym aspektem tej tragedii jest to, jak Polaków
ratowali żołnierze Królestwa Węgier.
Węgrzy, jak inne kraje Osi, wzięły udział w inwazji na ZSRR
od 27 czerwca 1941 r. po zbombardowaniu przez Sowietów Koszyc. Do inwazji
wyznaczono jednostki tzw. Węgierskiego Korpusu Szybkiego - formacji złożonej z
dwóch brygad zmotoryzowanych, dwóch batalionów pancernych, brygady górskiej,
jednostek rowerowych itp. Atak posuwał się stosunkowo szybko. Jednostki
węgierskie walczyły na południowym odcinku frontu, obejmującym polskie Kresy
Wschodnie i Ukrainę.
Sympatie Węgrów szybko stały się jasne. Przykładem jest
sytuacja z lipca 1941 r. kilku Polaków zostało aresztowanych przez ukraińską
milicję OUN w Korczynie k. Stryja, stacjonujący opodal Węgrzy wpadli na
posterunek, zdemolowali go i uwolnili aresztowanych, krzycząc: "Jaka
Ukraina?! Tu nie ma żadnej Ukrainy! Tu jest Polska!".
Banderowcy Węgrów uważali za "worohiw samostijnej
Ukrajini" i wzywali do ich niszczenia Wszak Węgry zdławiły istnienie
ukraińskiego quasi-państewka - Karpato-Ukrainy w marcu 1939 roku. Jednak OUN
nie miała szans z armią Węgier. Ta bardzo szybko rozpędziła ukraińskie milicje
i komitety, a komendantów i urzędników OUN aresztowała, lub rozstrzelała.
Władzę zaś w wielu miejscowościach przekazali... Polakom.
Węgrzy jak to Węgrzy, pałali sympatią do Polaków. Jeden z
polskich mieszkańców wsi Germakówka wspominał: ''Obozowisko mieli [Węgrzy] w
parku. To był dobry czas. W domu nawet nie gotowaliśmy. Wspólnie z siostrą
chodziliśmy do ich kuchni i wracaliśmy z wiadrem pełnym ugotowanego mięsa. Tak
że wystarczyło dla wszystkich domowników, a i jeszcze dla sąsiadów było.''
Z kolei Wincenty Romanowski, żołnierz AK wspominał: ''Ważnym
wydarzeniem w życiu Polaków było obsadzenie wołyńskich garnizonów Węgrami.
Mieliśmy w nich prawdziwych przyjaciół i sprzymierzeńców, zarówno w rozgrywkach
przeciwko Niemcom, jak i w czasie organizowania ochrony życia przed zakusami
nacjonalistów ukraińskich. Ludność polska nawiązała wiele kontaktów z
żołnierzami i oficerami garnizonu w Zdołbunowie. W każdą niedzielę duży oddział
przychodził do kościoła na mszę. Śpiewali swoje pieśni, których nauczyli się
również Polacy. Strofy węgierskiego hymnu narodowego przywoływały wspomnienia
polskiej pieśni »Boże, coś Polskę«. Nad prezbiterium przez całą wojnę wisiało
godło państwa polskiego – duży biały orzeł na czerwonym polu''
Do pilnowania porządku na terenach Wołynia i Galicji
wyznaczony został węgierski VII. Korpus gen. Istvana Kissa, złożony ze
słabszych 111., 123., 124. Dywizji Lekkich, oraz 18. i 25. Dywizji Piechoty.
Jednostki te miały pilnować torów kolejowych, mostów, dróg i linii
telefonicznych.
Gdy latem 1943 r. UPA rozpoczęła ludobójstwo Polaków na
Wołyniu, garnizony węgierskie stały się dla nich schronieniem. Tak było w
miasteczku Mizocz, gdzie garnizon węgierski przez całą noc 24/25 sierpnia 1943
r. odpierał ataki UPA przy wsparciu polskiej samoobrony. Po walce Węgrzy
pomogli grzebać zabitych, a następnie ewakuowali Polaków. Warto dodać, że nie
był to jedyny przypadek walki Polaków i Węgrów przeciwko UPA. Takie bitwy miały
miejsce także później, w Małopolsce Wschodniej - zimą i wiosną 1944 roku, np.
podczas obrony Siwki Kałuskiej, gdzie Węgrzy rozdali Polakom broń i razem
bronili wsi, czy gdy węgierska kompania przybyła na miejsce, ocaliła miasteczko
Rożyszcze przed atakiem UPA.
Raport polskiego podziemia podawał: ''Węgrzy odgrywają dużą
rolę w walce z bandami. Członkowie band pochwyceni przez Węgrów są sprowadzani
do Lwowa i maszerują z rękami związanymi drutem kolczastym. Wielu z nich ma
przywiązane do rąk narzędzia mordu, z którymi ich związano (siekiery, widły
itp.)''.
Inny meldunek mówił: ''Wszędzie, gdzie są Węgrzy, stan
bezpieczeństwa wybitnie się poprawił. Węgrzy bezwzględnie tępią antypolskie
wystąpienia band ukraińskich i zdarzają się często wypadki, że oddziały
węgierskie specjalnie udają się do miejscowości, gdzie ludność polska może być
zagrożona ze strony band ukraińskich, aby przewieźć ją wraz z mieniem do
bezpiecznych ośrodków.'
Na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej 1943-44 Węgrzy ocalili
szereg miejscowości, czy to aktywnie je broniąc, czy ewakuując ich mieszkańców:
Felizienthal, Rypne, Sitarówkę, Wiśniowiec, Klewań, Ożenin i Perespę.
Zorganizowano także wyjazd 500 pogorzelców ze Zdołbunowa na Węgry.
Węgierscy lekarze udzielali też pomocy rannym i chorym i
dostarczali leki, kapelani pomagali grzebać pomordowanych i odprawiali Msze,
żołnierze karmili i ubierali pogorzelców. Za mordy na Polakach Węgrzy stosowali
odwet na wsiach ukraińskich i pacyfikowali je. Węgierscy dowódcy żądali także
od Niemców przeciwdziałania ludobójstwu banderowców na Polakach, co
doprowadziło do zadrażnień z Niemcami.
Warto też dodać, że Węgrzy często współdziałali z 27.
Wołyńską Dywizją Armii Krajowej. Ustalali z Polakami trasy przemarszu i
sygnały, przepuszczali się nawzajem, udając, że się nie widzą, dostarczali
potajemnie broń, chronili rannych Polaków przed Niemcami, a "wziętych do
niewoli" partyzantów - wypuszczali. Zdarzało się też, że Węgrzy udawali
"walkę" z Polakami, strzelając w powietrze, by potem przekazać AK
amunicję i granaty. Walki AK z Węgrami były rzadkie, obie strony starały się
jak mogły ich unikać.
Meldunek AK z wiosny 1944 mówił: ''Węgrzy na Wołyniu użyci do
akcji wycofują się z natarcia przeciw naszym oddziałom stwierdziwszy, że to
Polacy, a nie Ukraińcy, nawiązują z naszymi oddziałami łączność i starają się
być pomocni.''
Banderowcy przestraszyli się udziału Węgrów. Dążyli do
porozumienia z nimi i zabiegali o przynajmniej neutralność z ich strony. Mimo
rozmów, czasowego zawieszenia broni, a nawet misji UPA do Budapesztu, Węgrzy do
samego końca pobytu na Kresach latem 1944 roku zachowali propolską postawę. Z
UPA zaś stale dochodziło do zatargów i walk, banderowcy zaś napadali i
rozbrajali oddziały węgierskie.
Warto pamiętać o tej mało znanej karcie Wołynia i kolejnym
przykładzie przyjaźni polsko-węgierskiej.
To tyle, pozdrawiam, II wojna światowa w kolorze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz