Czytelniku,
Poniżej ciekawa historia, też nieuczona w szkołach z naszej
historii. Ciekawe czy nie będzie dziś jakiejś powtórki kiedy grupa związana z von
Habsburgami razem ze swoimi pastuchami od środka rozmontowuje nam kraj poprzez
działania łyska z pokładu Idy ze swoją kohortą w postaci osoby Klausa Szwaba.
Poniższy
wpis jest z https://przeglad.olkuski.pl/jak-holubek-popedzil-kota-wojskom-arcyksiecia-maksymiliana/
W tym roku mija 430 rocznica sporego polskiego militarnego
sukcesu, który miał miejsce na ziemi olkuskiej i ze znaczącym udziałem naszych
przodków. Warto o nim pamiętać, bo to jednak była dość okazała batalia, bez
porównania poważniejsza od opisywanego ostatnio starcia pod Krzykawką, w którym
insurekcjoniści dowodzeni przez Miniewskiego i Nulla poszli w rozsypkę po
przegranej z Rosjanami księcia Szachowskiego. Dodatkowym asumptem do napisania
o tym wydarzeniu jest fakt otwarcia po remoncie i restauracji zamku średniego w
Rabsztynie, czyli tej części naszego Orlego Gniazda, która pamięta tę liczącą
prawie cztery i pół wieku historię.
Tło polityczne
W sierpniu 1587 r. w Warszawie dokonano dwóch oddzielnych
elekcji. Szlachta popierająca kanclerza Jana Zamoyskiego wybrała królem Polski
szwedzkiego królewicza Zygmunta Wazę, który był siostrzeńcem ostatniego z rodu
Jagiellonów, Zygmunta II Augusta. Natomiast stronnicy rodziny Zborowskich
obrali na to wakujące po śmierci Stefana Batorego „stanowisko” arcyksięcia
Maksymiliana Habsburga. W efekcie tej zbieżności celów wybuchła w
Rzeczypospolitej krótka na szczęście wojna domowa. Zamoyski zajął Kraków, w którym
zwyczajowo odbywały się koronacje królewskie. 10 października tegoż roku
granicę Polski przekroczył na czele kilku tysięcy konnych i pieszych rycerzy
oraz 16 dział Maksymilian. Był przekonany, że chyżo sięgnie po władzę nad
Rzeczpospolitą, najpierw musiał jednak zawładnąć stolicą „swego” królestwa. Bez
walki poddał mu się nie obwarowany Będzin. Olkusz chciał się na początku
bronić, ale ostatecznie wpuszczono Maksymiliana do naszego miasta bez walki,
hołdu mu jednak nie złożono, co pretendenta do polskiej korony na pewno nie
zadowoliło. Ponoć od początku tej eskapady Maksymilian był zdziwiony, że
zamiast chlebem i solą witano go co najwyżej kwaśną miną. Cóż się jednak dalej
działo? W Olkuszu z Maksymilianem połączyli się jego polscy stronnicy czyli
Zborowscy i Spytek Jordan, którzy przywiedli ze sobą prawie dwa tysiące
zbrojnych. O ile jednak Olkusz, którego mury i obwarowania były w fatalnym
stanie, poddał się bez walki, o tyle Rabsztyn, należący wówczas do stronnika
Zamoyskiego, żupnika olkuskiego Seweryna Bonera, nie wpuścił wojsk
Maksymiliana. Przebywał tam już wtedy kozak, Gabriel Hołubek, zaprawiony w
bojach zagończyk, który sławę zyskał w wojnach prowadzonych przez króla Stefana
Batorego.
Hołubek to ciekawa postać, która wymaga choć krótkiego
omówienia, gdyż odegra w naszej opowieści znamienną rolę. W Polsce zwany
Gabrielem, wśród kozaków Hawryłom, urodził się ok. 1550 r. wedle niektórych
historyków w kniaziowskiej (książęcej) rodzinie. Wedle herbarza jezuity Kacpra
Niesieckiego była to szlachecka rodzina Hołubów herbu Syrokomla. Współcześnie
uważa się jednak, że był z niego prosty Kozak, a owe szlachetne pochodzenie
tylko mu przypisywano, wszak w tamtych czasach człowiekowi z nizin ciężko było
być bohaterem. Mało wiadomo o początkach jego żołnierki. Wiemy, że podczas
wojny z Moskwą, w kampanii połockiej (1579) dowodził rotą kozacką, a po
zdobyciu Połocka był w załodze tego miasta. W kampanii wielkołuckiej jego rotę
podwojono do 200 konnych. Był wówczas w przedniej straży króla Stefana
Batorego. Brał rzecz jasna udział w zdobywaniu twierdzy Wielkie Łuki (1580), a
gdy ta się – przyznajmy – dość szybko poddała, Stefan Batory pozostawił część
swych żołnierzy z zadaniem ufortyfikowania miasta. Wśród załogi znalazł się
również oddział rotmistrza Hołubka. Udzielał się jeszcze w zdobyciu Chełmu i
obleganiu Pskowa. To wtedy Hołubek i jego żołnierze, w zagonie hetmana
litewskiego Krzysztofa Radziwiłła i Filona Kmity dotarli do Wołgi. To była
niezwykła, trwająca 78 dni eskapada, gdy w toku nieustannych walk wojska
Rzeczpospolitej przeszły ponad 1400 km, uniemożliwiając tym samym koncentrację
„Moskwician”, próbujących iść na pomoc oblężonemu Pskowowi. Potem wrócili pod
Psków, którego zdobycie uniemożliwiła jednak ciężka zima i determinacja
broniących. W grudniu 1581 r. udzielał się w wyprawie na Wielki Nowogród Spytka
Jordana. Po wojnie z Moskwą trafił ze swoimi wojakami na leża na Podolu. A w
okresie bezkrólewia, jako zwolennik Zamoyskiego, przeniesiony został na dowódcę
Rabsztyna.
Wraz z Hołubkiem w zamku było jeszcze 100 kozaków oraz nie
znana liczba górników starosty rabsztyńskiego, a zapewne i olkuskich gwarków.
Najpierw załoga rabsztyńska odparła atak wojsk hetmana nadwornego koronnego,
Jana Zborowskiego. Żołnierze Zborowskiego chcieli wziąć Rabsztyn z zaskoczenia,
ale im się to nie udało, potracili przy tym wielu ludzi (sam Hołubek
„kilkanaście człowieka postrzelał”). Maksymilian żądał wówczas poddania
Rabsztyna, ale jego posłańcom, jak przekazali świadkowie, Hołubek nie otworzył
bram zamku, a: „jako że był złej gęby odpowiedział, że już więcej innych między
Polakami zdradziec nie ma oprócz tych którzy u Maksymiliana”. Koniec końców
odstąpiono od oblegania Rabsztyna i ruszono pod Kraków. Wnet stolica
Rzeczpospolitej została otoczona, ale żołnierze arcyksięcia potrzebowali z
monarchii habsburskiej posiłków i zaopatrzenia. Na ich drodze był jednak
Rabsztyn, a w nim Hołubek. Pierwsze posiłki wystawione przez biskupów
ołomunieckiego i wrocławskiego oraz namiestników Górnych i Dolnych Łużyc
przekroczyły granicę w połowie października. W ich skład wchodziło 150 konnych
junkrów, 200 żołnierzy pieszych oraz 34 wozy z żołdem, prochem i zaopatrzeniem,
którymi opiekowało się ok. 100 woźniców. Temu oddziałowi dowodzili hrabia Hans
Schlick von Lorz, jego brat Krzysztof von Lorz i Henryk Anzelm Promnitz. Nie
zachowywali oni specjalnej ostrożności, co rychło się na nich zemściło. Gdy
tylko Hołubek dowiedział się o niemieckich posiłkach, poprosił olkuskich
gwarków o wsparcie i przygotował zasadzkę przy drodze ze Sławkowa do Olkusza.
Kozacy zaatakowali konne wojska niemieckie od przodu, górnicy natarli na
pieszych idących w ariergardzie. Połączone siły olkusko-kozackie odniosły
druzgocące zwycięstwo. Tylko niedobitkom udało się ujść z pogromu i schronić w
Bytomiu.
Na zdobycznych taborach obłowiono się między innymi w tajne
listy do Maksymiliana, broń palną, proch (wzmocnił on zapasy w Rabsztynie) i
wino, które wypito potem na wydanej na cześć zwycięstwa uczcie. Być może to
zwycięstwo nie miało decydującego wpływu na rezygnację Maksymiliana z oblegania
Krakowa, ale na pewno mocno go dotknęło osobiście, bo Hołubek podczas bitwy
„wziął kilka wozów wina, pieniędzy,(…) ubiory samemu arcyksiążęciu
Maksymilianowi bardzo wielkim kosztem porobione, a zwłaszcza płaszczów krótkich,
sobolami kosztownymi i drogimi podbitych, to wszystko odebrał. A to się stało
pół mile i bliżej nad samym Olkuszem”. Zdenerwowało go ono zresztą na tyle, że
przesłał pod Rabsztyn, by wystraszyć Hołubka, aż tysiąc swych żołnierzy,
dzielny Kozak się jednak nie zestrachał. Samego Maksymiliana nie ominęła kara
za to, że najechała nasz kraj. Choć wnet wycofał się spod Krakowa, to Zamoyski
mu nie odpuścił i ścigał go nawet na ziemiach monarchii habsburskiej.
Zamoyskiemu, który z wojskiem szedł przez Olkusz, od naszego miasta towarzyszył
w tej wyprawie oczywiście i Hołubek, a od Kłobucka podążał w straży przedniej.
W styczniu 1588 r. gdy wyparto maksymilianistów z Dankowa, straż przednia
Hołubka pobiła pod Parzymiechami wojska jednego ze zwolenników arcyksięcia,
Stanisława Stadnickiego. Same wojska Maksymiliana pokonano wreszcie w bitwie
pod Byczyną. W bitwie tej zginął niestety i to w pierwszym natarciu Gabriel
Hołubek, który prowadził frontalny atak 500 Kozaków. Kula trafiła go w oko.
Miejsce, gdzie poległ, zwane jest do dziś Piekłem. Choć jeźdźcy Hołubka, po
stracie dowódcy, rozpierzchli się, to jednak Zamoyski, znakomity strateg,
kontrolował sytuację i podesłał w newralgiczną przerwę w szykach inne oddziały.
Wkrótce sojusznicy zaczęli opuszczać Maksymiliana. Pierwsi zrejterowali Węgrzy,
po nich niemieccy rajtarzy i Morawianie. Polska jazda goniła uciekających, ale
nie zapomniano o pozostającej na wzgórzu artylerii i piechocie, którą wyrżnięto
w pień. Klęska Maksymiliana była całkowita, o on sam trafił do polskiej
niewoli. Warto wspomnieć, że potem o jego zwolnienie skutecznie zabiegał w
Polsce nuncjusz papieski Ippolito Aldobrandini (późniejszy papież Klemens
VIII), który – przypomnijmy – przez kilka tygodni mieszkał nawet w Olkuszu,
uciekając przed zarazą panującą w Krakowie.
Dodajmy, że śmierć dzielnego, wiernego Rzeczpospolitej
Kozaka, skłoniła księdza Stanisława Grochowskiego do napisania panegirycznego
utworu „Hołubek do żołnierzów” wydanego w Krakowie w 1588 r.
Gabriel Hołubek pochowany został w oddalonym od Byczyny o 30
km Grębaninie, wsi, która należała do Tomickich, znających się ze zmarłym od
czasów wojen o Inflanty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz