sobota, 13 stycznia 2024

Twierdza Osowiec 1914/15, czyli pewna niedopowiedzona historia jak Niemcy czynili przygotowania poprzez swoja agenturę do zdobycia twierdzy

Czytelniku,


 Jest  wiele przykładów w naszej historii jak są przygotowywane wojny, bitwy i konflikty. Nie zwracamy uwagi na ich przedstawienie, a trzeba, gdyż do dziś wrzesień 1939 r. , jaki generałowie opuścili swoje stanowiska lub ich ruchy były robione celowo by powstał chaos. Nie potrafimy zrozumieć, że to była agentura niemiecka i angielska, że po zamachu majowym utraciliśmy kontrolę nad własnym bankiem narodowym. Zwalamy to na karb słabego uzbrojenia, a nie rozumiemy tego co jest niewidoczne, a jest najistotniejsze. Co się zmieniło do dzisiaj? Nic.

Poniżej fragment pewnej historii związanej z pierwszą wojną światową, a konkretnie z Twierdzą w Osowcu, jak czyniono przygotowania z wyprzedzeniem do przyszłych działań militarnych.

W I wojnie światowej garnizon twierdzy prowadził walki obronne od 20 września 1914 roku, odpierając szturm jednej niemieckiej dywizji piechoty wspartej 8 bateriami oblężniczymi (60 dział kalibru 150 mm i 210 mm). W późniejszym okresie (30 stycznia – 8 sierpnia 1915) twierdzę bezskutecznie oblegał niemiecki korpus w składzie 40 batalionów piechoty, wsparty ogniem 17 baterii oblężniczych (68 dział, w tym 4 moździerze 420 mm, 16 kalibru 350 mm, 16 dział kalibru 210 mm, 20 dział kalibru 150 mm i 12 dział kalibru 107 mm). Jednak przez kilka miesięcy wojska niemieckie nie uzyskały powodzenia ostrzałem artyleryjskim i szturmami piechoty, pomimo że w twierdzy nieukończono prac modernizacyjnych. Ostatecznie do zdobycia twierdzy Niemcy zdecydowali się na użycie gazów bojowych (30 baterii miotaczy gazu). Rankiem 6 sierpnia 1915 roku pod Osowcem armia pruska użyła gazów bojowych – gazowych związków chloru i bromu. Chmura gazu po pokonaniu 10 km osiągnęła szerokość 8 km i wysokość 10–15 m. Wojska rosyjskie w tym czasie nie miały na wyposażeniu masek przeciwgazowych, w wyniku użycia gazów Rosjanie ponieśli olbrzymie straty. Komendantem twierdzy był generał major Imperium Rosyjskiego pochodzenia polskiego Mikolaj Brżozowski.

Mieczysław Jałowiecki – Na skraju Imperium s.205

„W maju 1914 roku nie było najmniejszych wskazówek co do zmiany polityki rosyjskiej. Przeciwnie, podkreślano coraz większa stabilizację stosunków międzynarodowych.

Zaczęły jednak  zachodzić jakieś dziwne zdarzenia. Oto do banku zaczęto zgłaszać coraz liczniejsze podania o oszacowanie i zaciągnięcie pożyczki pod majątki należące do Niemców i położone na granicy z Rzeszą. Zaczęły również napływać oferty na sprzedaż majątków po cenach fantastycznie niskich, i te majątki należały wyłącznie do Niemców i znajdowały się w pasie przygranicznym.

Któregoś dnia zjawił się w komisji szacunkowej pewien starszy szlagon z Grodzieńszczyzny i w trakcie rozmowy nadmienił:

- Jakieś czasy niespokojne. U nas pod granicą Żydki lichwiarze zgadzają się, żeby im tylko połowę pożyczki zapłacić, byle jak najszybciej, a z reszty kwitują.

Wśród naszych urzędników mieliśmy też jednego Niemca, który służył w banku od początku jego założenia. Był obywatelem niemieckim. Miał majątek gdzieś pod Wierzbołowem. Mówił po rosyjsku bez najmniejszego akcentu, a ponieważ był człowiekiem towarzyskim , dyrekcja banku używała go  załatwienia różnych  spraw z miejscową administracją, policją, żandanmerią, wśród których to sfer był osobą bardzo popularną.

W maju oświadczył, że musi wyjechać do Berlina na kilka dni w interesach rodzinnych. Upłyną termin jego urlopu, a on nie zjawił się z powrotem. Dowiedzieliśmy się, że zwinął swoje mieszkanie, wysłał rzeczy do Niemiec i w ogóle nie zamierza wrócić. Ujrzano go w Wilnie dopiero  w 1916 roku, gdy przybył tu jako podpułkownik niemieckiego sztabu.

…..Na peronie czekał już na mnie dorodny mężczyzna, ubrany w zielony kostium, z zielonym kapeluszem na głowie, ozdobionym piórem cietrzewim. Domyśliłem się, że mam do czynienia z Niemcem. Przedstawił mi się jako Hasbach, właściciel fabryki sukna w Białymstoku oraz majątku położonego na granicy z Rzeszą, w okolicy Grajewa, a który Pan sam mógłby przeoczyć.

Zaprosił mnie do bufetu. Zaproponowałem mu rozmowę po niemiecku, co przyjął z nieukrywanym zadowoleniem. Zaczęliśmy rozmawiać o różnych sprawach rolniczych, a dowiedziawszy się, że jestem inicjatorem wystawy upraw łąk i torfowisk, jaka się miała odbyc z końcem lata w Wilnie, rzekł z entuzjazmem:

- Nie mogłem lepiej trafić i rad będę pochwalić się Panu moimi melioracjami.

Po paru godzinach jazdy pociągiem wysiedliśmy na stacji w Grajewie. Czekała tam na nas czwórka ładnych trakenów i po godzinie drogi zajechaliśmy przed murowany dwór pana Hasbacha, zbudowany w stylu wschodniopruskich rezydencji.

Zostałem tam liczne towarzystwo. W przedpokoju wisiało między innymi kilka niemieckich czapek oficerskich.

- Mam dom pełen gości – powiedział Hasbach – wczoraj był mój  „Geburstag”, więc kilku moich krewnych, stojących garnizonem w Prusach  wpadło do mnie nieoczekiwanie. Nawet się nie przebrali  w ubrania cywilne, ale władze graniczne , z którymi jestem w dobrych stosunkach, nie robiły im żadnych trudności. Dzisiaj wieczorem odjeżdżają z powrotem.

Pan Hasbach przedstawił mnie obecnym. Miał przystojna żonę i parę córek, ładnych podlotków, jak to Niemcy mówią „Backfisch”. Nastrój był wesoły. Czułem się wśród Niemców doskonale, przypominając sobie dawne ryskie czasy, Berlin, Bonn.

Dowiedziawszy się, że Byłem w Bonn gościem korporacji Borussia, towarzystwo odniosło się do mnie z pewnym respektem, a zarazem jakby uznało mnie „za swego”. Rozmawiano więc dosyć swobodnie i od nich dowiedziałem się, że Niemcy powołali na ćwiczenia znaczna ilość oficerów rezerwy.

- My zawsze jesteśmy w pogotowiu – rzekł jeden z młodych kawalerzystów – O wojnie na razie nie słychać, ale nie wolno zasypiać i w czasie pokoju.

- Z Rosją, naszym odwiecznym przyjacielem, wojny chyba nie będzie – dodał drugi oficer – Niemcy w sojuszu z Rosją to największa potęga na świecie i od tego zależy pokój świata.

- Tak – odezwał się Hasbach - ale czemu Rosja kokietuje teraz Anglię i podobno zawrzeć z nia pakt sojuszniczy.

           Po obiedzie wyjechaliśmy w pole. Dzień był letni, słoneczny, urodzaje zapowiadały się dobrze. Gospodarstwo było prowadzone było po niemiecku: pedantycznie i racjonalnie. Dobrze uprawione pola zieleniały podrosłą, mającą się na wykłoszenie, oziminą.

Na pastwisku obsianym koniczyną naliczyłem około sześćdziesięciu pięknych wschodniopruskich fryzów. Drogi polne wysadzone były czereśniami lub jarzębiną. Okolica była raczej monotonna, chociaż żółciły się pola obsiane rzepakiem. Ziemie wydawały się nieszczególne, a mimo to wszędzie pola dworskie wyróżniały się bujnością swojej roślinności od leżących o miedzę pól chłopskich.

Wróciliśmy na podwieczorek do dworu. Potem nową parą koni wyjechaliśmy do położonego o dziesięć wiorst, drugiego folwarku, leżącego w okolicy twierdzy Osowiec.

- Wiozę teraz Pana na tereny zmeliorowane, bo zapewne zaciekawi to pana – powiedział Hasbach z dumą w głosie. – Folwark ten obejmuje przeszło osiemset hektarów i w większości części składa się z osuszonych torfowisk.

Miał rację. Nie mogłem wyjść z podziwu zobaczywszy wspaniałe łąki, gdzie właśnie turkotały kosiarki, tnąc wysoka na łokieć trawę.

Byłem przyzwyczajony do dobrych rezultatów upraw torfowych  osiągalnych  w Syłgudyszkach, jednak to, co zobaczyłem nie ustępowało uprawom sławnego Rimpaua, jakie przed laty oglądałem w Niemczech. Poprosiłem, bym mógł z bliska obejrzeć gatunek traw. Znalazłem tam sporo rajgrasu francuskiego, angielskiego, trawy kupkowej, lisiego ogona, tymotki z domieszką koniczyny białej, koniczyny szwedzkiej..

Ale nie tylko łąki zwróciły moją uwagę. Cały teren był pocięty betonowymi drogami na czwrokatne kwartały, a na każdym kwartale było po parę wielkich, cementowych czworoboków, na podobieństwo placów tenisowych.

- Widzi pan – rzekł gospodarz – to są specjalne platformy na składanie siana. Zależnie od pogody i roztopów dojad tutaj nie jest łatwy. Dlatego musiałem zbudować te drogi. Rosjanie są tak naiwni, że kilkakrotnie byłem już indagowany przez władze forteczne o te platformy.

- A czy twierdza Osowiec jest daleko? – spytałem.

- Niech pan spojrzy w tamtym kierunku. Nie jest to tak daleko -  rzekł wskazując ręką na widoczne zabudowania twierdzy – Ale przecież meliorację prowadzę przecież otwarcie i tylko wariat robiłby jakieś strategiczne przygotowania pod nosem wojskowych obiektów. Wreszcie jestem obywatelem rosyjskim, więc w jakim celu miałbym prowadzić robotyzagrażające rosyjskiej armii.

- Podziwiam pańskie melioracje – rzekłem – ale przyznam się, że te betonowe drogi i platformy kosztują pana nie mniej od zmeliorowania torfowisk.

- Naturalnie, że jest to melioracja droga – odparł – ale teren jest tak grząski, że bez odpowiednich dróg i możliwości dojazdu, melioracje w ogóle by się nie opłacały. Obecnie mam doskonały zbyt siana i to właśnie do fortecy oraz do pułku kawalerii w Grodnie.

Wróciliśmy na kolację. Musiałem przenocować u pana Hasbacha.

Wieczorem weszliśmy do parku. Pachniało bzem i jaśminem, słowiki śpiewały, księżyc świecił…Ogólny wesoły nastrój i mnie się udzielił. Odśpiewano chóralnie kilka skocznych niemieckich piosenek, a potem pokręciliśmy się po salonie pod melodię wiedeńskiego walca rozchodzącą się z nastawionego patefonu. Zjawiło się kilka butelek doskonałego, reńskiego wina, które tak lubię. Siedzieliśmy chyba do pierwszej w nocy.

Nazajutrz uprzejmy gospodarz odwiózł mnie wczesnym rankiem do Grajewa i towarzyszył mi w podróży aż do Białegostoku, gdzie przesiadłem się na kurier petersburski, by na wieczór być w Wilnie.

Gdy wsiadałem do pociągu. Hasbach pożegnał się ze mną z prawdziwie niemiecką, jowialnie serdecznością.

W miesiąc po rozpoczęciu wojny przypadkowo trafiłem na artykuł w gazecie „Nowoje Wriemia” pod tytułem „Ługowyje kultury gospodina Hasbacha”.

„Dzięki zawczasu przygotowanym betonowym platformom niemiecka artyleria zniszczyła w ciągu kilku godzin całą fortyfikacje Osowca.


Tutaj to trzeba trochę sprostować.

 

Na początku września 1914 r. wojska niemieckie 8 Armii po zwycięstwie nad Rosjanami pod Tannenbergiem otrzymały rozkaz ścigania rozbitego przeciwnika oraz zdobycia Twierdzy Osowiec. By tego dokonać imały się różnych sposobów, między innymi używając do niszczenia umocnień ogromnej ilości dział, włącznie z tak zwanymi "Grubymi Bertami", których każdy pocisk ważył 998 kg. Jednak bez powodzenia. Zapewne na taki sukces złożyło się wiele czynników. Jednym z ważniejszych był rozwinięty system przedpól i jazów. Te ostatnie przy wykorzystaniu kanału Rudzkiego pozwalały na spiętrzenie wód rzeki Biebrzy na szerokość kilku kilometrów, w sektorze zachodnim i północno-zachodnim przedpola twierdzy. W lutym 1915 r. wojskom niemieckim także nie udało się zdobyć twierdzy. 6 sierpnia 1915 roku Niemcy postanowili zaatakować twierdzę za pomocą gazów bojowych. Z chwilą, gdy wiatr powiał w kierunku broniących się Rosjan, żołnierze niemieccy wypuścili chlor z trzydziestu baterii gazowych, liczących kilka tysięcy butli stalowych. W kilka minut utworzyła się ogromna chmura szerokości kilku kilometrów i wysokości kilkunastu metrów. Pchana siłą wiatru dotarła do pierwszych okopów, a później przeszła nad wszystkimi budowlami wojskowymi, które były rozmieszczone na terenie czterech wydzielonych obszarów, zwanych fortami. W wyniku działania chloru uległo śmiertelnemu zatruciu prawie dwa tysiące żołnierzy rosyjskich. Jednakże z powodu tego samego czynnika, na wskutek zbyt szybkiego przejścia do natarcia zginęło również około tysiąca Niemców. Twierdza Osowiec została ewakuowana wraz z załogą dopiero w dniach 18 - 23 VIII 1915 r., w związku z ogólną niekorzystną dla Rosjan sytuacją strategiczną na wszystkich frontach. Mimo to, jako jedna z nielicznych zdała egzamin.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz