Polski mit Napoleona.
dr J. Jaśkowski
Repetitio est mater studiorum,
Czyli: powtórka jest konieczna i niezbędna do zapamiętania, aby nie popełniać tych samych błędów.
Kochany Wnuczku!
Część II
Z pamiętnika koniuszego Napoleona. Najlepszy I Korpus: „Żołnierze tego korpusu mieli w tornistrach zapasy żywności na 2 tygodnie”. [s.96].
Nie wiem, śmiać się, czy płakać. Hetman Żółkiewski idąc na Wojnę Moskiewską miał zapasy na 6 miesięcy. Gdzie facet planujący atak 500 000 armią chciał się zaopatrzyć w żywność? Szczególnie, że wiedział już o taktyce spalonej ziemi?
Wojsko nie miało odpowiedniej kasy i zaczęły się rabunki, co nastawiło negatywnie ludność do wojsk najeźdźcy. Zapłacili za to okrutnie podczas odwrotu. Bezmyślne przyjecie, że asygnaty, czyli karteczki będą pieniądzem, było wielką naiwnością, delikatnie mówiąc. To przecież w czasie powrotu Żydzi wymordowali prawie 4000 żołnierzy napoleońskich pod Wilnem. Całą Litwa znajac zachowanie Armii z góry była bardzo wstrzemięźliwie nastawiona do Napoleona.
„Napoleon przekroczył Niemen 27 czerwca 1812 roku. Chciał, aby wszyscy gnali jak na skrzydłach…28 czerwca o 9.00 wkroczył do Wilna. Pospieszny pochód przy braku składów z żywnością doprowadził do wyczerpania zapasów, spustoszone zostały także wszystkie znajdujące się po drodze osady. Przednia straż miała jeszcze co jeść, podczas gdy reszta armii umierała z głodu. W wyniku przeciążenia, braku obroku i bardzo zimnych, nocnych deszczy, padło nam 10 000 koni!!! Podczas przemarszu zmarło też wielu żołnierzy Młodej Gwardii. Przyczyną był chłód, przemęczenie i braki w zaopatrzeniu. Dowódcy oczekiwali, że młodzi żołnierze będą rywalizowali z oddziałami zahartowanymi w pokonywaniu wojennych trudów i niebezpieczeństw, okazało się jednak, że młodzi poborowi nie wytrzymują tego nierozsądnego skądinąd zrywu”[s. 100].
Komentarz.
Jeżeli już w pierwszym dniu po przekroczeniu granicy armia umierała z głodu, to jaki idiota idzie dalej? Stracili 10 000 koni. A gdzie oni chcieli to uzupełnić? Żołnierze jeszcze przed jakakolwiek bitwą umierali z wycieńczenia, jak więc mieli walczyć.
Tak samo było zresztą z Niemcami. Wehrmacht zupełnie nie był przygotowany do wojny. Pamiętniki żołnierzy niemieckich pełne są opisów, że ciepłą odzież dostali dopiero w marcu 1942 roku. „Warszawski Dowcip w Walce”, broszura wydana w 1945 roku, doskonale opisuje łapanki niemieckie i polowania na ciepłą odzież, niezbędną na froncie. Straty Niemców idących w kierunku Leningradu wynosiły, tylko z powodu odmrożeń, ponad 12 000 w przeciągu 3 miesięcy. Jako ciekawostkę mogę podać, że odmrożenia najczęściej dotyczyły pośladków i genitaliów. Młodzi chłopcy zmęczeni siadali na pancerzach czołgów i przymarzali. Mięśnie i skóra odpadały.
Sprawa była do tego stopnia poważna, że ci młodzi ludzie popełniali masowo samobójstwa. Przed wejściem więc do szpitala koledzy ich byli szczegółowo rewidowani, czy nie przenoszą pistoletów. Młody chłopak przed pójściem na front żenił się, i jak miał wrócić do żony, bez przyrodzenia.
Przejście przez Wilno:
„….na ulicach tego tak zwanego zaprzyjaźnionego kraju, który przez naszą wycieńczoną i nie otrzymującą żołdu armię traktowany był teraz gorzej, niż ziemie wroga. Obejrzał most, okolicę i podpalone przez wroga magazyny, które się wciąż jeszcze tliły. Nawet gapiów nie było.” [s.101]
Komentarz.
Czy można sie dziwić Polakom, że traktowali Napoleona gorzej aniżeli Moskwicin? Z jednej strony chciał facet wykorzystać zasoby i mięso armatnie, za jakie uznał Polaków, a z drugiej strony jego armia zachowywała się jak hordy Dzingis-chana.
Przypominam, to wszystko działo się jeszcze przed wejściem na terytorium Moskwy. A już ani żołdu, ani żywności, i demoralizacja armii, zmuszonej do rabunków i kradzieży.
„Niezadowolenie dodatkowo potęgowały dokonywane przez armię rozboje. W Wilnie brakowało dosłownie wszystkiego i już po 4 dniach żywności trzeba było szukać daleko od miasta. Wciąż rosła liczba dezerterów. Srogie wyroki wydawane przez sądy wojenne, skłoniły niektórych do powrotu, ale dopóki trwała przeprawa i tak nie dało się przywrócić dyscypliny, ani porządku”.[s.102]
Komentarz.
Jeszcze się wojna tak naprawdę nie zaczęła, a armia była głodna, zdemoralizowana. Trzeba pamiętać, że 2/3 armii to byli cudzoziemcy, w tym wielu Niemców, co dodatkowo działało negatywnie na ludność.
I najważniejsze, że nie było widać żadnych posunięć Sztabu Napoleona, dążących do poprawy warunków marszu. A to pisze jeden z najbardziej zaufanych oficerów Napoleona, więc raczej wybiela, aniżeli straszy. Nawet na takie symboliczne nagrody, jak przywrócenie Małopolski, zwanej Galicją, do Księstwa Warszawskiego, nie chciał się zgodzić Napoleon na sejmie 24 czerwca. Oczywiście, podziałało to na Polaków jak kubeł zimnej wody.
„Jak już wspomniałem, nasza kawaleria i artyleria poniosły dotkliwe straty. Padło sporo koni. Wiele z nich błąkało się gdzieś na tyłach, inne wlokły się gdzieś za korpusami, będąc dla nich tylko niepotrzebnym ciężarem. Musieliśmy w końcu porzucić wiele skrzyń z amunicją do dział i część taborów. Straciliśmy jedną trzecią koni, w szyku pozostało ich nie więcej jak połowa ze stanu na początku kampanii.” [s. 116.]
Komentarz.
Czy potrafisz to sobie wyobrazić Szanowny Czytelniku? Facet idzie na wojnę i po niecałych dwu tygodniach, jeszcze przed jakąkolwiek większą bitwą, traci połowę koni! Zostawia wozy taborowe z amunicja do armat? Przecież to jawna głupota, a nie geniusz. Jeszcze mrozów nie ma, a ten już nie ma transportu!
„W tym samym czasie król Westfalii, Hieronim, zezwolił swoim wojskom na grabież na terenie Księstwa Warszawskiego”.[s.117]
Komentarz.
Czy potrafisz to zrozumieć Dobry Człeku? Z jednej strony chce żywności, koni i mięsa armatniego, a z drugiej strony traktuje Polskę tak samo, jak każdy podbity kraj. I skąd ten mit o Napoleonie, wskrzeszającym państwo polskie? Możesz sam sprawdzić w Wikipedii i innych tego rodzaju publikacjach te wypisywane bzdury, mające ogłupiać Polaków.
Zresztą podobnie zachowują się wojska amerykańskie, ponieważ nie podlegają jurysdykcji lokalnej, a na przepustki wychodzą. Znana jest sprawa strzelania swego czasu z ciężkiego karabinu maszynowego, z korwety stojącej w Gdyni przy Skwerze Kościuszki.
„Z wyjątkiem wyższych stopniem dowódców, administracja wojskowa wykazała się kompletną niefrasobliwością. Nasi chorzy i ranni ginęli z powodu braku jakiejkolwiek pomocy. Przepadło wiele skrzyń z różnego rodzaju zapasami, które gromadzono z ogromnym wysiłkiem przez ostatnie dwa lata – zostały rozgrabione, lub zagubione z powodu braku środków transportu – usłana była nimi cała droga. Szybkie tempo przemarszów, niedobór luzaków, brak paszy, złe traktowanie – wszystko to razem wzięte zabijało nasze, pochodzące z zaprzęgów pocztowych konie. Tymczasem właśnie od nich uzależnione było całe nasze przedsięwzięcie. A trzeba stwierdzić, że dotychczasowe nasze działania tylko na odcinku od Niemna do Witebska kosztowały wielką Armię więcej, aniżeli dwie przegrane bitwy.”[s.120]
Komentarz.
Czyli z jednej strony wiedzieli, że przegrywają, ponieważ tracą środki transportu, a z drugiej strony nie robili nic, aby tą sytuację naprawić.
Przecież polskie kampanie przeciwko Moskwicinowi, czy to za Batorego, czy za Wazów, dostarczyły odpowiedniego materiału, jak trzeba się przygotowywać do wyprawy na Moskwę. Niezbędny zapas żywności musiał być zabezpieczony na kilka miesięcy, a nie dni. Rajdy Pioruna-Radziwiłła pokazywały, jaki sposób walki jest najkorzystniejszy na tych terenach. A geniusz Napoleon wybrał się na przejażdżkę? I nie to jest istotne. Istotne jest to, że tzw. polscy pisarze i historycy dziwnym trafem nie zauważyli tego. A przecież liczba pamiętników i ksiąg dworskich do 1945 roku była ogromna. Liczba ocalałych dworów wynosiła 75 000, a każdy dysponował kilkutysięczną biblioteką. Dopiero potem, jak Sowieci i ich totumfaccy zaczęli niszczyć ślady polskości, czyli dwory szlacheckie, to dziwnym trafem znikały również księgi i pamiętniki. A jeszcze dziwniejsze jest to, że część znajduje się w amerykańskich bibliotekach… A podobno był zakaz wywozu zabytków? Widocznie nie dla wszystkich.
„Z powodu niewybaczalnego skąpstwa w trudnej sytuacji znalazły się nasze punkty opatrunkowe, w których brakowało wszystkiego. Niewystarczająca była nawet ich odsada. Cesarz starał się zawsze osiągnąć jak najlepsze rezultaty jak najmniejszym kosztem. Nigdy wcześniej nasi dzielni żołnierze nie mieli aż tak kiepskiej opieki medycznej. Lekarze i niżsi rangą oficerowie administracji – solidni i energiczni – byli zrozpaczeni, widząc stan szpitali.[…] Dotarliśmy dopiero do Witebska i nie stoczyliśmy jeszcze żadnej bitwy, a już brakowało nam bandaży. Zaprzestano podkuwania koni, a uprząż była w fatalnym stanie, kowale zostali w tyle wraz z taborami, które przeważnie i tak już porzucono. Nie było haceli, brakowało robotników i żelaza na podkowy. Marszalek Murat dopiero wówczas zaczął podliczać i z przerażeniem zauważył, jak spadła siła bojowa jego pułków, zmniejszonych średnio o połowę.” [s.122]
Komentarz.
Jeszcze tzw. wielka armia nie stoczyła żadnej bitwy, a już praktycznie nie istniała. Na jakiej więc podstawie polskojęzyczne wydmuszki intelektualne tak gloryfikują Napoleona?
To, że Francuzi dysponują liczną agendą wywiadowczą na terenie Polski, nie podlega dyskusji. Już przecież tacy pisarze jak Kraszewski, byli agentami wywiadu francuskiego. Problem jest dużo poważniejszy. Zmieniły nam się opcje polityczne w okresie ostatnich 100 lat, a podręczniki nadal zaśmiecane są chałturą. Świadczy to niestety o ciągłości rządów przez cały czas. DOWODEM BEZPOŚREDNIM JEST SZYBKIE UWIJANIE SIĘ FRANCUZÓW PO 1990 ROKU Z WYKUPEM PRZEMYSŁU, o dziwo, dostających zgodę.
Nie będę dalej prezentował tych smutnych faktów ogłupiania Polaków. Odsyłam do książki.
Podam tylko na zakończenie, że opóźniając odwrót, Napoleon, mając 15 000 rannych po bitwie pod Berezyną, ich także nie odesłał do Francji, tylko trzymał w Moskwie, pomimo zbliżającej się zimy, a potem zostawił ich na pastwę losu, samemu uciekając na prymitywnych saniach do Paryża. Tak to jest z malowanymi przyjaciółmi.
Słusznie mówi przysłowie: „Panie Boże chroń mnie od przyjaciół, z wrogami sam dam sobie radę”.
Dlaczego przypominam historię sprzed 200 lat? Ponieważ obecnie także mamy przyjaciół z prawa i lewa, z dołu i góry. Podobno już tak od ćwierć wieku siedzą nam na karku owi przyjaciele, ale jak do tej pory, żadnych pozytywnych efektów tej przyjaźni nie widać. Straciliśmy na ich rzecz banki i przemysł, a żadnych pozytywów nie widać. Ot, taka sobie historia.
Polecam także artykuł na temat tego Typka, przedstawiający nieznane w Polsce fakty. Potwierdzaj one moją tezę, że historię piszą nam użyteczne trole.
Pobrano z:
http://educodomi.blog.pl/2016/01/07/polski-mit-napoleona/
Prezenty Gwiazdkowe. Mit Napoleona.
Kochany Wnuczku!
W czasach młodości Twojego dziadka najczęstszym prezentem pod choinkę była książka. Po 1990 roku to się zasadniczo zmieniło. Zamiast książki drukowanej pojawiły się płyty i książki w wersji elektronicznej. Jedynym celem takiej zmiany była łatwa możliwość zmiany fragmentów tekstu tanim kosztem. Poza tym, czas życia książki elektronicznej jest bardzo krótki, to tylko kilka lat. Po jakiś 5 latach ginie ona z płyty. A dobre płyty, z gwarancją na 25 lat, kosztują ponad 50 złotych, czyli skórka za wyprawkę się nie opłaca, ponieważ książka drukowana może przeleżeć na półce nawet 200, czy 300 lat.
Innymi problemem było wyrugowanie polskich wydawnictw i zastąpienie ich wydawnictwami cudzoziemskimi. Oczywistym następstwem takiego stanu rzeczy jest wprowadzanie kultury obcej nam. Pojawiły się książki ogłupiające, a stosunkowo tanie, typu Harlekin. Była to realizacja planów z początku XVI wieku, opracowanych przez Woltera, po szkoleniu w Londynie w 1725 roku. Wolter pisał do swoich agentów: Trzeba wydawać książki w cenie 4 su, tak, aby każda gospodyni, każdy dozorca mógł sobie ją kupić.” W ten sposób książka spełnia rolę indoktrynacji biedniejszych i mniej wykształconych. Dlatego na ministrów „Oświaty” wybiera się zupełnie przypadkowych ludzików, którym imponuje fakt, że do swojej wioski mogą wracać w eskorcie BOR-u. Ale to właśnie tacy ludzie bez szemrania wykonują polecenia idące z góry.
W tej chwili tylko wydawnictwa tzw. prywatne, czyli bardzo nisko nakładowe, są warte zakupów, ale zazwyczaj są to nakłady rzędu 200 -1000 egzemplarzy. Na więcej autora nie stać i nie ma możliwości dystrybucji swojej książki.
Na przykład książka Antoniego Suttona pt: „Wall Street i Hitler” nie została wydana przez żadna dużą oficynę wydawniczą w Polsce pomimo, że została napisana ponad pół wieku temu. [Warszawa 2015 Jan Białek]. Książka Suttona wywraca do góry nogami wszelkie pozycje, jakie wydrukowano w Polsce po 1945 roku na temat Drugiej Wojny Światowej. Wiedza zawarta w niej jest tak wybuchowa, że obnaża intelektualnych eunuchów pracujących na etatach historyków w Polsce. Praktycznie do tej pory wydawane podręczniki dotyczące II WŚ mogą spokojnie iść na przemiał, ponieważ były tylko i wyłącznie wydawane w celu ogłupiania ludności. Zresztą nie wiadomo, kto to pisał, historycy, czy oficerowie d/s politycznych, oddelegowani na stanowiska nauczycieli akademickich. Przecież po 1990 roku to właśnie uczelnie najbardziej się broniły przed dekomunizacją. To właśnie pracownicy uczelni wyższych obsadzali stanowiska w Instytucie Pamięci Narodowej [Pytanie: jakiego Narodu? Polska zawsze była wielonarodowa!], który dziwnym trafem, sądząc po tytułach publikacji wydawanych, za pieniądze podatnika zajmował się głównie mniejszościami narodowymi w Polsce, a nie Polakami. Obecnie, dzięki stworzonemu monopolowi księgarskiemu, żadna książka poza oficjalnymi nie ma prawa pojawić się w księgarni.
Wracając do Gwiazdki.
Jako stary człowiek, w prezencie otrzymałem książki. Postaram się podzielić swoimi uwagami z Szanownymi Czytelnikami. Na pierwszy ogień biorę pamiętniki wielkiego Koniuszego Napoleona pt. „Wspomnienia z wyprawy na Moskwę 1812 roku. Armanda Caulaincourta. Książka została wydana przez wydawnictwo Katmar, Gdańsk 2015r. Zachęcająca jest okładka, natomiast załączone czarnobiałe ryciny dużo gorszej jakości, psują wyraźnie efekt edytorski. Można było się bez nich doskonale obejść, a zamiast tego załączyć mapy obrazujące miejsca akcji i całej kampanii. Może w kolejnym wydaniu uda sie to zrealizować?
Wyraźnym niedostatkiem książki jest brak życiorysu Napoleona. Co się z tym Panem działo pomiędzy1790, a 1796 rokiem? Dlaczego ten okres jest pomijany? Skąd taki awans zwykłego żołnierzyka? A życiorys jest ciekawy. Są publikacje mówiące o tym, że był jednym z lepszych dowódców kolumn, które mordowały Powstańców w WANDEI. Był także szefem Policji w Paryżu. Podobnie przecież awansował J. Stalin, będąc wcześniej szefem kontrwywiadu partii, czy Józef Beck, będący szefem wywiadu w czasie wojny bolszewickiej.
Nic się oficjalnie nie wspomina o pobycie Napoleona w Londynie, w jakim celu się tam szkolił? Nie podaje się także, że to właśnie Napoleon pozbawił Francję kolonii, sprzedając na przykład Luizjanę za tanie pieniądze Anglikom [Amerykanom]. Wydaje mi się, że ciekawym byłoby potwierdzenie, lub zaprzeczenie tym publikacjom.
Jest to o tyle ważne, że w internecie jest cała masa stron - utrwalaczy obowiązujących wersji opierających się, lub wręcz przepisujących książki wydawane pod cenzurą, czy to zaborców, czy to Sowietów. Wartość tych publikacji jest więc co najmniej wątpliwa. W świetle tych faktów bardzo ostrożnie należy podchodzić do książek leżących na wystawach księgarń i szeroko reklamowanych. Taka reklama w 100% jest tylko i wyłącznie podyktowana chęcią indoktrynacji.
Dlaczego tą książkę biorę na pierwszy ogień? Ponieważ mit Napoleona spowodował już kilkadziesiąt tysięcy niepotrzebnych ofiar oraz okradanie Polski na wiele set milionów franków. Polacy nic za to nie otrzymali. Podobnie obecnie wykrwawiamy się, czy to w Iraku, czy Afganistanie, za przysłowiowy frajer. Przypomnę, że w awantury arabskie wmieszał nas namiestnik Kwaśniewski – Stolzman, piastujący obecnie funkcję członka rady nadzorczej koncernu eksploatującego ropę i gaz na Ukrainie. W radzie siedzi także syn szefa CIA.
Mit Napoleona utrzymywał się do II WŚ i w efekcie kosztował nas kolejne setki tysięcy ofiar.Społeczeństwo nie chce zrozumieć, że FRANCJA OD 1815 ROKU JEST TRZYMANA NA KRÓTKIEJ SMYCZY PRZEZ CITY OF LONDON.
Dlaczego interesuje mnie wyprawa na Moskwę? Ponieważ 200 lat wcześniej taką wyprawę, mniej więcej w tych samych warunkach, organizował hetman Żółkiewski. I załatwił wszystko, co miał załatwić. Napoleon natomiast, poza stratą prawie całej 500 000 armii, nic nie załatwił i nic nie zdobył. Generalnie pamiętnik wskazuje na bardzo przeciętną osobowość, w dodatku pozbawioną wiedzy niezbędnej przy planowaniu takich operacji.
Przykładowo. Już analiza bitwy pod Tyrmandem wskazuje, że nie żaden geniusz Napoleona, ale liczebność amii decydowała o zwycięstwie. Straty francuskie to 69 000 poległych, a moskiewskie 73 000, więc zwycięzcą obwołano Napoleona. A to była rzeź. Jedyne usprawiedliwienie, że 2/3 armii to byli cudzoziemcy, a nie Francuzi.
Zawarty w Tylży 25 czerwca 1807 roku traktat, m.in. powołał do życia Księstwo Warszawskie. Ale nazwa ta była na potrzeby Polaków. W rzeczywistości obszar ten figurował jako 17 departament Francji, ze swoim komisarzem. Chodziło bowiem o ściągnięcie kontrybucji i mięsa armatniego, niezbędnego Napoleonowi do prowadzenia dalszych wojen. Podobne „pochwały” słyszymy również obecnie z ust rozmaitej maści aktorów sceny politycznej.
Poniżej przytoczę wybrane fragmenty omawianego Pamiętnika, uzasadniające moją opinię. Przypomnę, że Napoleon formalnie zwracał się do cara Aleksandra per „Panie Bracie” i kurierzy systematycznie odwiedzali Petersburg. Przy Carze był specjalny stały ambasador francuski od 1807 roku. Napoleon więc:
Po pierwsze, powinien znać doskonale drogi i miasta w całym carstwie.
Po drugie, powinien znać stan armii moskiewskiej i jej dowódców.
Po trzecie, powinien znać środki transportu i klimat.
Pomimo, że przygotowania do wojny trwały prawie 3 lata, popełniono kardynalne błędy. Przygotowując na przykład wozy niezbędne do transportu, przyjęto model fryzyjski, tj. ciężkie duże wozy, zaprzężone w dwa, lub nawet 4 konie. Wozy te na pisakach moskiewskich zupełnie nie zdały egzaminu. Przecież przez te 5 lata mogli podpatrzeć transport armii carskiej i się czegoś nauczyć. Tak duża ilość koni niezbędnych do transportu powodowała konieczność przygotowania olbrzymich zapasów paszy, a te z kolei znowu wozów. Stworzono błędne koło i zapłacono za to już w drugim tygodniu kampanii.
Zakładając błyskawiczne zwycięstwo nie umundurowano odpowiednio żołnierzy, dając im cynkowe guziki, które przy mrozie poniżej 20 stopni pękały i portki trzeba było wiązać sznurkiem. To jest jednak trochę niewygodne dla żołnierza.
Pomimo stwierdzenia celowości podpalania Moskwy przez armię carską, już w pierwszej dobie po wejściu wojsk francuskich nie wyciągnięto z tego żadnych wniosków. Do tego wrócę.
Pobrano z:
http://educodomi.blog.pl/2016/01/05/prezenty-gwiazdkowe-mit-napoleona/
Bełkot nieziemski. I to w sytuacji, w której czasy Napoleona są tak dobrze znane. Ze względu na wyjątkowe bredzizny Jaśkowskiego przyznaję pierwsze miejsce za bzdurę miesiąca aż dwóm fragmentom tego tekstu.
OdpowiedzUsuń1. "Co się z tym Panem działo pomiędzy1790, a 1796 rokiem? Dlaczego ten okres jest pomijany? Skąd taki awans zwykłego żołnierzyka? A życiorys jest ciekawy. Są publikacje mówiące o tym, że był jednym z lepszych dowódców kolumn, które mordowały Powstańców w WANDEI. Był także szefem Policji w Paryżu." Doskonale wiadomo, co Napoleon robił w tym czasie. Nigdy nie dowodził nikim i niczym w Wandei, nie był też szefem policji w Paryżu. Część tego czasu spędził na na Korsyce, uczestniczył w oblężeniu Tulonu (za opracowanie planu zdobycia miasta został generałem), romansował z Désirée Clary, która później została królową Szwecji i Norwegii, siedział w więzieniu (krótko), wreszcie stłumił powstanie rojalistów w Paryżu.
2. "Podam tylko na zakończenie, że opóźniając odwrót, Napoleon, mając 15 000 rannych po bitwie pod Berezyną, ich także nie odesłał do Francji, tylko trzymał w Moskwie, pomimo zbliżającej się zimy..." Tutaj się należy nawet specjalna nagroda za beztroskie podróże otwartego umysłu w czasie i przestrzeni. Napoleon nie trzymał rannych po bitwie nad Berezyną w Moskwie, albowiem Moskwa leży ponad 600 km na wschód od Berezyny. Napoleon opuścił Moskwę prawie półtora miesiąca przed forsowaniem Berezyny.
Od kwietnia 1795 Napoleon był w armii zachodniej która tłumiła powstanie w Wandei.
OdpowiedzUsuńMylisz się, czcigodny Anonimie. Napoleon w kwietniu 1795 roku przebywał jeszcze przy Armii Italii. Wyruszył z Marsylii (trochę to od Wandei daleko) na początku maja. Przybył do Paryża 28 maja. Zameldował się w Komitecie Ocalenia Publicznego. Po dwóch tygodniach zaproponowano mu stanowisko dowódcy brygady piechoty w Armii Zachodu. Odmówił i udał się na urlop rekonwalescencyjny trwający do końca sierpnia. Do Wandei nie dotarł. We wrześniu zarazem zwolniono go ze służby czynnej (bo nie stawił się w Armii Zachodu) i mianowano szefem misji wojskowej w Turcji. Niezły bardak tam mieli w papierach. W październiku 1795 roku, w czasie powstania rojalistów Napoleon został dowódcą artylerii Armii Wewnętrznej i faktycznie zastępca jej dowódcy. W kilka tygodni później uzyskał podwójny awans - został generałem dywizji oraz dowódcą Armii Wewnętrznej. Następnie przedstawił Carnotowi plan kampanii we Włoszech, który przekazano do realizacji generałowi Schererowi, dowódcy Armii Italii. Tenże się obraził ("Niech wykonuje go ten, kto go sporządził"), wiec został dymisjonowany w lutym 1796 roku. Na jego miejsce mianowano 2 marca generała Bonaparte. Po 9 dniach Napoleon opuścił Paryż, udając się do Armii Italii.
OdpowiedzUsuńJak widać, Napoleon do Armii Zachodu nigdy nie dotarł, a tym bardziej nie dowodził żadną z "kolumn piekielnych" i nikogo w Wandei nie mordował.
W kwietniu 1795 został powołany do Armii Zachodu. To czy tam dotarł, to już inna sprawa. Życiorysy bohaterów narodowych są zawsze wybielane. Wystarczy poczytać o Piłsudskim. Nieprawdaż?
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńCzcigodny Anonimie, Napoleon nie decydował o tym, gdzie go powołano, natomiast nie dotarł do Armii Zachodu, bo nie chciał objąć proponowanego stanowiska. To nie jest "inna sprawa". To wciąż to samo. Bredni Jerzego Jaśkowskiego o tym, że Bonaparte "był jednym z lepszych dowódców kolumn, które mordowały powstańców w Wandei" nijak nie da się obronić. A to tylko jeden z jego licznych "kwiatuszków". Czoło od facepalmów czerwienieje, kiedy się ma do czynienia z występami tego szura nad szurami.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńFacepalmy powiadasz? A sam co wypisujesz? Jak się nazywa żołnierza, który nie wykonuje rozkazu albo udaje się w inne miejsce niż wskazane przez przełożonych? Czytając te ogólno dostępne dyrdymały nie zauważasz żadnych nieścisłości. Napoleon w tym okresie miał jakieś nieznane nikomu przywileje, bo normalny wojak stanąłby w tym czasie pod ścianą. Chyba, że jednak wykonał zadanie. Na tyle dobrze, że wstyd było się potem w oficjalnej biografi przyznawać. Nad łóżkiem u ciebie wisi portret tego kurdupla, że tak bo bronisz? Nie ma czego.
OdpowiedzUsuńCzcigodny Anonimie, życie Napoleona jest dość dobrze znane, jego pobyt w Paryżu w roku 1795 również. Tak jest w naszym świecie. Jak jest w światach alternatywnych - nie wiem.
UsuńW naszym. Dobrze powiedzianie. Howgh.
OdpowiedzUsuń