poniedziałek, 25 listopada 2019

ETYKA WIELKICH CYWILIZACJI - DR JAN CIECHANOWICZ cz.1


JAN CIECHANOWICZ

















ETYKA WIELKICH CYWILIZACJI



















Warszawa 2018
















Redakcja Dorota Wadiak







Copyright by Jan Ciechanowicz


(tel. 608531266)










Wydanie piąte



I. Edition: New York 2010
II. Edition: Siemianowice Śląskie 2012
III. Edition: Warszawa 2013
IV. Edition: Warszawa 2016

































Przekazuję jeno nauki starożytnych, lecz sam niczego nie tworzę.
(Konfucjusz, VI wiek p.n.e.)





Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie pereł przed wieprze, aby ich nie stratowały, a potem was samych nie rozszarpały.
(Jezus z Nazaretu, I wiek)



SPIS TREŚCI





















* * *


Pierwsze cztery wydania naszej „Etyki” spotkały się z nieoczekiwanie życzliwym przyjęciem Czytelników. Autor otrzymuje liczne pozytywne „echa” z Polski i zagranicy, jak też zapytania, czy ukaże się kolejna edycja, ponieważ nakład poprzednich szybko się wyczerpał. Autor zaś szczególnie wysoko ceni sobie zdanie wybitnego intelektualisty i kaznodziei, biskupa rzeszowskiego Jego Ekscelencji Kazimierza Górnego, który w jednym z listów, dotyczącym pierwszego wydania tej książki, pisał: „Gratuluję wielkiej dociekliwości w badaniach i obszaru tematyki. Nasza cywilizacja łacińska jest niezwykle atakowana przez relatywizm i liberalizm, zwłaszcza w obecnych czasach. Jestem przekonany, że chrześcijańskie inspiracje nie zostaną porzucone przez Europę. „Ufajcie, jam zwyciężył świat” – zapewnia Zmartwychwstały Pan, który żyje i kocha nas. Serdecznie życzę Panu Profesorowi zdrowia i sił do dalszej pracy oraz dawania całym życiem świadectwa miłości Boga i Ojczyzny. (…) Z serca błogosławię – Kazimierz Górny”… Zachęcony tedy szeregiem cennych uwag, nadesłanych m.in. przez licznych nauczycieli akademickich, w tym wykładających na uczelniach katolickich, autor waży się złożyć na ręce Czytelników kolejne, piąte, znacznie uzupełnione i na nowo opracowane wydanie „Etyki wielkich cywilizacji”.

Autor







WSTĘP
Narodziny, rozkwit, uwiąd i śmierć cywilizacji



Każda cywilizacja – która nie jest niczym innym, jak specyficznym stanem zbiorowego ducha, umysłu i serca danej ludzkiej społeczności – od samych początków swego istnienia wytwarza pewien ramowy paradygmat norm etycznych w postaci nakazów i zakazów, które umożliwiają utrzymywanie procesów socjalnych i osobniczego życia obywateli w stanie względnego uporządkowania i zapewniają zarówno stosunkowo harmonijne funkcjonowanie, jak i rozwój tejże cywilizacji. Król Prus Fryderyk II Wielki (1712-1786) w dziele „Anty-Machiavelli” bardzo trafnie zauważał: „Gdyby nawet nie było sprawiedliwości na ziemi, a Boga w niebie, to tym bardziej potrzeba by, aby ludzie byli cnotliwi, gdyż cnota łączy ich, jest niezbędna dla ich zachowania, podczas gdy występek może im przynieść tylko nieszczęście i zgubę”. Normy moralne, podobnie jak mity organizujące świadomość masową i znajdujące się u źródeł różnych cywilizacji, mają nieraz charakter uniwersalny i są podobne do siebie nawzajem, choć przecież powstawały niezależnie od siebie na różnej szerokości geograficznej, w różnych epokach dziejowych, w łonie różnych ras i etnosów. Są to tak zwane normy i wartości ogólnoludzkie. Ale występują obok nich także normy i wartości oryginalne, lokalne, niepowtarzalne, charakterystyczne tylko dla danego kręgu cywilizacyjnego lub wręcz dla jednego tylko narodu lub jego części. Dotyczy to zresztą również poglądów metafizycznych. Max Scheler w dziele „Istota i formy sympatii” pisał, że w ujęciu filozofii Wschodu „nie zło jako obiektywne podświadome istnienie (i jego realne przyczyny) ma podlegać, jak w cywilizacji zachodniej, stałemu pomniejszaniu i usuwaniu (na drodze działania materialnej techniki, wynalazczości, przyrodoznawstwa itd.), lecz zlikwidowane ma być jedynie cierpienie z powodu zła – zależne od tego, jak dalece uznaje się je za istotę wszystkiego, co realne – a to w ten sposób, że wszelki opór przeciw złu, mianowicie wszelki automatycznie dokonujący się opór psychiczny i fizyczny przeciw niemu, zostaje złamany przez rosnące aktywne panowanie wewnętrzne nad możliwie wszystkimi psychofizycznymi automatycznymi procesami i reakcjami witalnymi”. Taka różnica w metodologii zwalczania zła nie mogła nie powodować fundamentalnych różnic także na innych płaszczyznach myślenia o kulturze i cywilizacji, jak też w etyce i stylu życia.
Lecz skąd wynikała ta różnica? – Każda rasa i każdy naród mają własną anatomię, fizjologię, psychikę, duszę, a więc własną kulturę, moralność, zwyczaje i obyczaje. Murzyńskie małżeństwo nie spłodzi małego Chińczyka. Genów nie da się zmienić. Dlatego też każdy superetnos, każda rasa, każdy lud ma własne wyobrażenie o tym, co jest dobre, a co złe. „Do czego powinienem dążyć? Który cel jest słuszny, a który niesłuszny? Oto są najistotniejsze zagadnienia etyki” – powiada Franz Brentano. Różni ludzie udzielają różnych odpowiedzi na te fundamentalne pytania.
Etyka jest nauką o tym, jak należy postępować; a wiedzieć, jak należy postepować, można tylko wiedząc, jak jest urządzony świat. Toteż często nauki moralne są organicznie powiązane z odpowiednimi teoriami światopoglądowymi, doktrynami ontologicznymi i teologicznymi. To nie teoria jednak rozstrzyga o charakterze danej cywilizacji, lecz właśnie praktyka. Gruziński filozof Władimir Kortawa był przekonany, iż „moralność stanowi podstawowy element kultury”. – Także kultury osobistej. Dlatego profesor Antonio Meneghetti rozumiał etykę jako podstawowy sposób samookreślenia i samowyrażenia osoby ludzkiej. Przy tym twierdził, iż „każdego z nas cechuje zupełnie określona, unikalna moralność otrzymana od przyrody”, czyli wrodzona i zdeterminowana genetycznie.

* * *


Aleksander Świętochowski w jednej ze swoich publikacji poczynił ongiś trafne rozróżnienie pomiędzy pojęciami „cywilizacja” a „kultura”. „Cywilizacja – pisał – obejmuje zewnętrzne warunki i formy życia społecznego, kultura jego treść wewnętrzną. Administracja kraju, przemysł, handel, sądy, komunikacje itd. – są same przez się instytucjami cywilizacyjnymi; kulturalnymi stają się wówczas, gdy istotnie spełniają swoje cele, gdy w nich urzędnik jest sługą ogółu, a nie poborcą łapówek, kupiec rzetelnym pośrednikiem, a nie oszustem, fabrykant – sumiennym producentem, a nie fałszerzem, sędzia – sprawiedliwym rozjemcą, a nie stronniczym wyzyskiwaczem prawa. Cywilizacja jest, że tak powiem, przenośną, to znaczy: można ją bez wszelkich zmian przesuwać z kraju do kraju i wprowadzać od razu; kultura zaś jest miejscową, rodzimą i powstaje drogą długich przekształceń historycznych... Cywilizacja jest niezależną od rozwoju masy społecznej, kultura jest jej wytworem. Najkrócej mówiąc, pierwsza dotyczy rzeczy, druga – ludzi”. Idąc za Sutherlandem polski uczony dzielił historię ludzkości na cztery podstawowe okresy: dzikość, barbarzyństwo, cywilizację i kulturę.
Od tamtego czasu nieraz tę koncepcję podważano; napisano też niemało specjalnych dzieł poświęconych temu zagadnieniu, że wymienimy tak znakomite imiona, jak Oswald Spengler, Arnold Toynbee, Władimir Sołowiew, William Graham Sumner, Lew Gumilow, Alfred Rosenberg, Feliks Koneczny, Max Weber, Vilfredo Pareto, Theodor Wiesengrund Adorno, Jürgen Habermas, Herbert Marcuse, Florian Znaniecki, Pitirim Sorokin. Nie ma więc potrzeby, aby w tym miejscu podejmować ten temat na nowo. Warto jednak uwypuklić pewną specyfikę zjawiska kultury, na którą zwracał uwagę Fryderyk Nietzsche, pisząc w „Niewczesnych rozważaniach”: „Kulturą jest przede wszystkim jedność stylu artystycznego we wszystkich przejawach życiowych pewnego narodu. To jednak, że się wiele wie i nauczyło, nie jest ani koniecznym środkiem kultury, ani jej oznaką i zgadza się w ostatecznym razie jak najlepiej z przeciwieństwem kultury, barbarzyństwem, to znaczy: z bezstylowością lub chaotycznym pomieszaniem wszystkich stylów... Zapewne, potrzebujemy historii, lecz potrzebujemy jej w sposób inny niż potrzebuje jej rozpieszczony próżniak w ogrodzie wiedzy, choćby nawet dostojnie miał patrzeć z góry na nasze grube i pozbawione wdzięku potrzeby i konieczności. Wiadomo, że potrzebujemy jej do życia i do czynu, nie do wygodnego odwrócenia się od życia i od czynu, lub nawet do upiększenia życia samolubnego, lub czynu tchórzliwego i lichego. Chcemy tylko o tyle służyć historii, o ile ona służy życiu... Obserwuj stado, które pasąc się przeciąga przed tobą: nie wie ono, co to wczoraj, co dziś, co jutro, wyprawia skoki, żre, spoczywa, trawi, skacze znowu. I tak od rana do nocy i dzień po dniu, krótko przywiązane swą przyjemnością i przykrością, mianowicie do kołka chwili i dlatego ani stęsknione ani przesycone... Otóż zwierzę żyje niehistorycznie: gdyż rozpływa się w teraźniejszości... Człowiek natomiast dźwiga wielkie i coraz większe brzemię przeszłości”...
Co prawda, owa ahistoryczność myślenia, zapomnienie o biegu czasu czyni zwierzę szczęśliwym, to jednak, sensem życia ludzkiego jest nie szczęście, lecz godność, rozum i obowiązek, które – choć implikują walkę i cierpienie – ale też jedynie nadają ludzkiej egzystencji wyższy sens i znamię człowieczeństwa,
Trafnie brzmią dziś także słowa Nietzschego o tym, iż „należymy do czasów, w których kulturze grozi, że zginie od środków kultury”. Stąd konieczność sięgania do etycznych korzeni wielkich cywilizacji jako do orzeźwiającego źródła wszelkiej zdrowej, nie zdegenerowanej kultury.

* * *


Gustave Le Bon w „Psychologii tłumu” zauważał: „Po osiągnięciu pewnego stopnia potęgi i złożoności budowy, cywilizacja zaczyna kostnieć, a następnie poczyna chylić się ku upadkowi. Nadchodzi dla niej jesień, za którą czai się zimna śmierć.
Oznaką tej ostatniej fazy jest powolny zanik ideału, który był sokiem ożywczym duszy rasy. W miarę jak ginie ten ideał, chwieją się w duszach wszystkie wierzenia religijne, polityczne i społeczne, które z niego czerpały swą moc.
Wraz z zanikiem ideału i zdrowej myśli naród zatraca swą spójność, jedność i siłę. Jednostki mogą wprawdzie rozwijać swą indywidualność i inteligencję, ale równocześnie zbiorowy egoizm rasy zostaje zastąpiony przez wybujały egoizm jednostek, którego najważniejszym skutkiem jest wypaczenie charakterów i zanik zdolności do bezinteresownych czynów.
Jednolita całość zamienia się w luźne zbiorowisko jednostek, utrzymujące się sztucznie przez pewien czas dzięki tradycjom i instytucjom. Rozdarci przez najsprzeczniejsze interesy, ludzie nie potrafią sami sobą rządzić; domagają się, by ktoś kierował nawet najdrobniejszymi ich czynami.
Wraz z ostatecznym zatraceniem ideału umiera bezpowrotnie dusza rasy. Zamienia się wtedy w bezduszne zbiorowisko jednostek i staje się tym, czym była na początku – tłumem. Cywilizacja zachwiana u swych źródeł staje się pastwą losu i przypadku. Rozpoczynają się rządy tłumów, a u wrót państwa pojawiają się hordy barbarzyńców...
Każdy więc naród w pogoni za ideałem przechodzi od barbarzyństwa do cywilizacji, a z chwilą upadku ideału umiera. Tak wygląda bieg jego żywota...
Każda cywilizacja czerpie swe siły z kilku zaledwie zasadniczych idei, które są bardzo rzadko odnawiane. Wszelkie przewroty historyczne mają najczęściej swe źródło w zmianach dokonanych w tych zasadniczych ideach...
Kiedy pewne wierzenie zaczyna upadać, nie pociąga ono za sobą upadku instytucji, które dzięki niemu powstały; instytucje te zachowują swą moc i tylko powoli ustępują miejsca innym. Jeżeli zaś dane wierzenie upadnie w zupełności, to upadek ten pociąga za sobą ruinę wszystkiego, co ono podtrzymywało. Nie udało się dotychczas żadnemu narodowi zmienić swych wierzeń, aby nie był równocześnie zmuszony do najszybszego przekształcenia wszystkich elementów swej cywilizacji. To przekształcenie trwa dopóty, dopóki naród nie wytworzy sobie nowych wierzeń, które by potrafiły owładnąć duszami wszystkich i uwolnić umysły od chaosu, w jakim przebywać muszą z powodu braku stałych wierzeń. Wierzenia trwałe i powszechne są prawdziwą ostoją cywilizacji. Nadają one kierunek ideom i jedynie one są w stanie tchnąć w tłumy wiarę i poczucie obowiązku...
Z wielkim trudem przychodzi wykorzenienie pewnej idei z duszy tłumu, gdy raz obrała sobie w niej siedzibę. Można to uczynić jedynie za pomocą gwałtownych zaburzeń, ale tylko pod warunkiem, że idee te straciły swą władzę nad duszą tłumu. Przewrót czy rewolucja wyrzuca tylko to, co już zostało porzucone, a pozorne życie zawdzięczało jedynie sile nawyku. Rewolucja obalająca pewne wierzenia zaczyna się zwykle wtedy, kiedy straciły one swą władzę nad duszami i poczęły się chylić do upadku. Łatwo jest rozpoznać moment, w którym stare wierzenie zaczyna chylić się ku upadkowi; momentem tym jest czas, kiedy wartość danego wierzenia zostaje poddana dyskusji. Ponieważ każde powszechne wierzenie czerpie swe soki żywotne z jakiegoś złudzenia, dlatego tak długo będzie żywotne, jak długo nie zostanie poddane egzaminowi”...
Cywilizacje powstają samorzutnie z przyczyn dotąd niewyjaśnionych, gdy ludzie powodowani potrzebą samoorganizacji i porządkowania stosunków społecznych tworzą uładzone grupy socjalne. Bywają wielkie cywilizacje narodowe, jak np. staroegipska, perska, żydowska, chińska, rosyjska czy brytyjska; albo sakralne, czyli takie, które można zdefiniować za pomocą terminologii teologicznej, jak buddyjska, islamska, chrześcijańska, hinduistyczna. Impulsem do powstawania zarówno pierwszych jak i drugich jest zawsze pewien mit, jakaś ożywcza idea, obraz, pomysł, wyobrażenie przemawiające do serc ludzkich i porywające je za sobą. „W istocie niezwykłość i legenda są prawdziwym źródłem cywilizacji. W historii większą rolę odgrywają zmyślenia niż rzeczywistość” (Gustave Le Bon, „Psychologia tłumu”). Nie są to idee czy zmyślenia przez kogoś zamierzone, świadome, celowe, lecz impulsywne, niejako instynktowne, zjawiające się nie wiadomo skąd i względnie szybko opanowujące duszę zbiorową, jakby na zasadzie zarażenia psychicznego.
Cywilizacje rodzą się, dojrzewają i umierają w procesie naturalnego rozwoju. „Cywilizacje mogą mieścić się na osobnych obszarach, a mogą też zachodzić na siebie geograficznie i mieścić się po dwie, a nawet więcej na tym samym obszarze. Np. cywilizacja żydowska mieści się obok każdej innej, a miasta orientalne, np. Kair, są istnymi rojowiskami rozmaitych cywilizacji. Stykając się z sobą, czy to stale geograficznie, czy też za pośrednictwem wojny, handlu, piśmiennictwa itp., oddziaływają wzajemnie na siebie cywilizacje w stopniu przeróżnym, mniejszym lub większym” (Feliks Koneczny, „Polskie Logos a Ethos”, t. 2).
Wszystkie ludy, jak powiadał Św. Augustyn, stanowią niejako gałęzie wielkiego drzewa ludzkiego, którego los objęty jest niezbadanym planem Boga. Każdą cywilizację cechują konkretne, oryginalne, specyficzne stereotypy zachowań, czyli zwyczaje i obyczaje, które nadają danemu kręgowi cywilizacyjnemu własne niepowtarzalne oblicze. „Naturalne sposoby postępowania, będące sposobami zaspokajania potrzeb, są skuteczne w mniejszym lub większym stopniu. Przeto powodują mniejszy lub większy ból bądź przyjemność. Ich cechą zasadniczą jest zawsze ich dostosowanie do jakiegoś celu. Jeśli byłyby one wadliwie dostosowane i nieskuteczne, to powodowałyby ból, który zmuszałby ludzi do efektywniejszego uczenia się. Naturalne sposoby postępowania podlegają zatem: (1) tendencji do ulepszania nakierowanej na dostosowanie środków do celów, tak długo jak owo dostosowanie jest na tyle niedoskonałe, że powoduje cierpienie. Podlegają one także (2) tendencji do wzajemnej zgodności, ponieważ wszystkie one odpowiadają ich indywidualnym celom w sposób bardziej harmonijny i pozbawiony antagonizmu, jeśli istnieje pomiędzy nimi współdziałanie i różne normy wzajemnie się wspierają. Formy organizacji przemysłowej, formy rodziny, kategorie własności, konstrukcje prawne oraz typy religii ukazują istnienie takiego właśnie ciążenia ku wzajemnej zgodności na przestrzeni całej historii ludzkiej cywilizacji. Cywilizacja Wschodu oraz cywilizacja zachodnia stanowią w jej obrębie dwie wielkie, odrębne, kulturowe kategorie. Każda z nich jest na wskroś harmonijna, każda posiada swą własną filozofię i swoistego ducha. Są one od siebie całkowicie odseparowane poprzez odmienne obyczaje, przeciwstawne punkty widzenia, różne metody postępowania, różne wyobrażenia co do tego, jakie formy organizacji społecznej są korzystne. Ich przeciwstawność staje przed naszymi oczyma w postaci szerokiej gamy możliwych różnic w rozwiązywaniu zasadniczych problemów życia ludzkiego, jak i różnic w sposobach pojmowania ziemskiej egzystencji, poprzez które filozofia życiowa może podlegać kontroli. Jeśli jakieś dwie planety zostałyby złączone w jedną, to ich mieszkańcy nie mogliby się bardziej różnić w swych poglądach co do tego, o jakie rzeczy najbardziej warto zabiegać, oraz jakie sposoby postępowania są najkorzystniejsze dla osiągnięcia przyzwoitego standardu życiowego” (William Graham Sumner, „Naturalne sposoby postępowania w gromadzie”).
Jurij Łotman zresztą zaznaczał: „Przeszłe stany kultury stale rzucają do jej przyszłości swe ułamki: teksty, fragmenty, poszczególne imiona i pomniki. Każdy z tych elementów ma własny zasięg „pamięci”, każdy z kontekstów, do których on jest włączany, aktualizuje pewien stopień jego głębi”. Ma więc miejsce interferencja elementów kultury i cywilizacji.
Filozof mesjanista Wincenty Lutosławski w książce „Ludzkość odrodzona” (Warszawa 1910) jednoznacznie odnotowywał: „Grecka cywilizacja opierała się o egipską, rzymska o grecką, średniowieczna germańska o rzymską, francuska o germańską, a angielska o francuską”. Z kolei cywilizacje słowiańskie, obok źródeł samoistnych, opierały się albo na rzymską, albo na greko-bizantyjską (jak serbska i rosyjska) itd. Istnieje więc niewątpliwie coś takiego jak ciągłość cywilizacji i przejmowanie sztafety cywilizacyjnej. Żadna nowa kultura czy teoria nie powstaje w próżni. Każdy np. twórca czy wynalazca zaciąga intelektualny dług wobec poprzedników i współczesnych, tworzy swe dzieła w zastanym kontekście kulturowo – cywilizacyjnym. Nie znaczy to jednak, że tylko naśladuje cudze idee i pomysły i skazany jest na wtórność lub przyczynkarstwo, które, i owszem, są zmorą wielu artystów i naukowców, ale przecież nie wszystkich i nie zawsze.
Robert Musil w 1935 roku pisał: „Kultura nie jest związana z żadnym ustrojem politycznym. Każdy może jej narzucić swoje specyficzne żądania i ograniczenia. Nie istnieją aksjomaty kulturalne (a w szczególności aksjomaty uczuciowe), które nie mogłyby zostać zastąpione przez inne, tak że na nowych podstawach kultura znowu staje się możliwa. Wszystko zależy od całości, podobnie jak sądząc z pojedynczych wypowiedzi lub czynów nie można powiedzieć o kimś, że jest głupcem albo geniuszem albo urodzonym przestępcą. Przypominam zwłaszcza powiedzenie Nietzschego zawarte w jego szkicach pośmiertnych: „Zwycięstwo ideału moralnego zostaje wywalczone przez użycie tych samych niemoralnych środków co każde zwycięstwo: przy użyciu przemocy, kłamstwa, oszczerstwa, niesprawiedliwości”.
Postępujemy niezgodnie z tą obserwacją za każdym razem, kiedy oburzając się na brutalność i dziwaczność tego, co nowe, jednocześnie mylimy to nasze osobiste oburzenie z prawami historii stworzenia. Nie trzeba wiele, żeby to, co swojskie, uznać za konieczne.
Część niechęci do ustrojów wybitnie dyktatorskich spowodowana jest po prostu przyzwyczajeniem do systemów parlamentarno-demokratycznych. Wywołują one takie samo uczucie przywiązania, jak może nieco znoszony, ale po latach jakże wygodny garnitur. Formy te dają kulturze dużą swobodę. Ale także taką samą swobodę dają również jej szkodnikom. Nie ma potrzeby utożsamiania z nimi istoty kultury na dobre i złe. Nawet oświecony absolutyzm jest dobry, jeśli tylko absolut jest oświecony.
Jeśli zatem nie można wyjść od tradycyjnego ideału kultury, a nawet zakłada się, że jest on dziś narażony na silne tendencje reformatorskie, i jeśli ponadto nie wiadomo dokładnie, czym jest kultura – dla nas, twórców, kultura jest bowiem czymś przekazanym przez tradycję, czymś, co przeżywamy i co bynajmniej nie we wszystkim jest sympatyczne, czyli raczej wolą, żyjącą w nas i ponad nami niż dającym się zdefiniować wyobrażeniem – czym wobec tego należy się kierować?
Nie sądzę, by nawet w tym stanie rzeczy wszystko miało być pozostawione do czyjegoś uznania. Kultura zakłada istnienie pewnej ciągłości i szacunek nawet dla czegoś, z czym walczy. Już choćby ten fakt trudno zignorować.
Następnie wolno chyba stwierdzić, że kultura zawsze była czymś ponadnarodowym. Historia sztuki i nauki jest tego jednym wielkim przykładem. Zjawisko to występuje nawet u ludów prymitywnych. Zwłaszcza w swoich najwyższych warstwach kultura zależna jest od związków ponadnarodowych, a genialność jest podobnie rozdzielona, jak występowanie innych osobliwości.
Ale gdyby nawet sama kultura nie miała charakteru ponadnarodowego, to przecież w obrębie własnego narodu pozostałaby z pewnością czymś ponadczasowym, co pozwala przeskakiwać ponad wielkimi często obszarami depresji i nawiązywać do czasów bardzo nieraz odległych. Należy z tego wysnuć wniosek, że tym, którzy służą kulturze, nie wolno identyfikować się bez reszty z takim czy innym stanem przejściowym ich kultury narodowej.
Kultura tymczasem nie jest tradycją, którą można przekazywać tak po prostu z ręki do ręki, jak to sobie wyobrażają tradycjonaliści, tylko zachodzi tu osobliwy proces: ludzie twórczy nie tyle przejmują to, co pochodzi z innych czasów i okolic, ile raczej rzeczy te rodzą się w nich na nowo. Nosicielami tego procesu są pojedyncze osoby”... Są to przede wszystkim myśliciele, filozofowie, mędrcy tworzący dzieła pisane, stające się potem częścią składową kultury narodowej i uniwersalnej. Scripta manent.

„Tyle jest filozofii!
Która ostanie się? – Nie wiem.
Lecz filozofia, to wiem,
Przetrwa na pewno ten świat”.
(Fryderyk Schiller)

Religia bowiem i filozofia stanowią zalążek, embrion, jądro i sedno każdej kultury. Stanowią jakby konkretną historyczną postać i egzemplifikację odwiecznego boskiego Logosu, Mądrości wypowiedzianej, urzeczywistnionej, urzeczowionej, zmaterializowanej w kształcie tego czy innego dzieła i aktywnie współkształtującej świat. Nie przypadkiem Chińczycy i Hebrajczycy, dwa wielkie narody rozmiłowane w mądrości i nauce, usiłowali ująć w artykuły Prawa całe życie w jego najdrobniejszych nawet szczegółach. W chińskiej „Księdze obyczajów” czytamy, że gość przy pierwszym podanym kieliszku „musi mieć poważny wyraz twarzy, przy drugim zaś – pełen szacunku i szczęścia”; a z talmudycznej „Miszny” dowiadujemy się, iż w sobotę po zmierzchu krawiec nie ma prawa wyjść na ulicę z igłą w ręku czy w kieszeni. Cóż za małostkowa mądrość! Przesada może przeistoczyć ją w swe przeciwieństwo.

* * *

Historia powstania cywilizacji na naszej planecie jest obecnie poznana dość dokładnie. Wiadomo, że pierwsze jej wielkie ognisko ukształtowało się w dorzeczu Eufratu i Tygrysu w piątym tysiącleciu przed nową erą. Równolegle zjawiły się i rozwijały imponujące cywilizacje Persji, Asyrii, Babilonu, ale też Egiptu, Krety, Chin, Indii. Niewątpliwymi pionierami ludzkości były właśnie te pierwotne wielkie cywilizacje, przewyższające pod pewnymi względami nawet późniejsze olbrzymie dokonania Greków i Rzymian. Grecy np. usiłowali początkowo ujmować czas historyczny w okresy olimpijskie. Jednocześnie przez całe wieki żyli według kalendarza słoneczno-księżycowego, podług którego pięć lat z rzędu miało 12 miesięcy, a w trzech kolejnych po 13. Przy tym w każdym greckim mieście-państwie miesiące zwano inaczej. Rzymianie wynaleźli okresy panowania konsulów, zanim Gajusz Juliusz Cezar nie odwiedził egipskiej królowej Kleopatry i przy okazji tamtejsi kapłani nie poinformowali go dokładnie o swym kalendarzu. W 46 roku przed nową erą (a więc 3000 lat później niż Egipcjanie) Cezar kazał wprowadzić egipski kalendarz słoneczny na terytorium całego Cesarstwa Rzymskiego, nad którym, jak wiadomo, nigdy nie zachodziło Słońce. Na cześć tego monarchy nazwano ten kalendarz „juliańskim”, choć faktycznie był on po prostu egipskim. Każdy czwarty rok tego kalendarza był przestępnym, dłuższym o jeden dzień i liczącym ich 366. Nowy rok Rzymianie obchodzili 22 marca. We dniu czas określano według zegara słonecznego, a w nocy go nie mierzono. [W 531 roku mnich Dionizy Mały zaproponował podzielić czas na dwie części: przed narodzeniem i po narodzeniu Chrystusa. Kościół propozycję zaakceptował i tak zaczęła się Nowa (chrześcijańska) Era – w domniemanym roku narodzin Jezusa z Nazaretu. Rozstrzygnięcia tego nie akceptują jednak ani żydzi, ani wyznawcy islamu i buddyzmu, ani szereg innych wyznań. Nie mają oni jednak wpływu na to, że w sferze publicznej cały świat żyje według kalendarza chrześcijańskiego; inne systemy mierzenia czasu istnieją tylko w wąskich sferach dotyczących spraw lokalnych i konfesyjnych]. Oparte na podstawach naukowych kalendarze astronomiczne obowiązywały we wcześniejszych cywilizacjach Egiptu, Asyrii, Sumeru, Akadu, Babilonu o całe tysiąclecia wcześniej niż potrafiła je pojąć i przyjąć Europa.
Wielkie cywilizacje powstawały w zamierzchłej przeszłości także na przeciwległej półkuli ziemskiej, na kontynentach amerykańskich; przy czym były one równie dawne i wysoko rozwinięte, jak egipska i babilońska. Nie były to jednak cywilizacje – jak uważają niektórzy badacze – wytworzone przez dobrze dziś znanych światu Azteków i Inków . Te narody miały bowiem być etnosami młodymi, które dopiero w XII wieku podbiły lokalną ludność terenów, na których w XVI wieku zastali ich i unicestwili Hiszpanie. [Obecnie wiadomo, że Majowie, zamieszkali ongiś na terenie dzisiejszej Gwatemali i Meksyku, jednak mieli swą genealogię sięgającą początku trzeciego tysiąclecia p.n.e.; w drugim zaś tysiącleciu p.n.e. dorównywali Grekom pod względem mądrości i rozwoju nauk, wierzyli w Jedynego Boga, manifestującego się, tak jak w hinduizmie, w tysiącu żywiołów, istot i zjawisk noszących rozmaite imiona; budowali olbrzymie piramidy i świątynie, aby być w ten sposób bliżej Boga]. Gdy zdobyli szersze tereny Ameryki Południowej, przekształcili autochtonów w niewolników i obchodzili się z nimi w niesłychanie okrutny sposób. Na przykład Muiskowie, którzy stanowili wyższą warstwę socjalną na terenie obecnej Kolumbii, uważali, że jeśli do któregoś z ich wodzów czy arystokratów ma w jakiejś sprawie zbliżyć się zwykły Indianin, musi on przedtem do naga się rozebrać, oprzeć się na ręce i kolana i dopiero w takiej pozycji, trzymając głowę między kolanami, czołgać się tyłem do pana, powtarzając uniżonym głosem swą prośbę. Jeśli zaś przypadkiem rzucał wzrok na Muiska, a temu się wydało, że jest to spojrzenie w jakiś sposób „niewłaściwe”, to Indianina albo żywego odzierano ze skóry, albo wrzucano do podziemnego lochu w połowie wypełnionego wodą, gdzie on w zupełnej ciemności pływał obok rozkładających się trupów wcześniejszych ofiar, zanim nie został ukąszony przez jadowitą żmiję wodną, która zadawała mu zbawienną śmierć… Aztekowie zaś ofiarowali ponoć Bogu Słońca żywe serca młodych Indian, którym wyrywano je ręcznie z piersi rozprutej nożem. U nich ekipy katów miały pracować dniem i nocą, zabijając tysiące więźniów, których upieczone ciała potem zjadano z kukurydzą, po doprawieniu papryką lub sosem pomidorowym. Liczne rzeźnie musiały ciągle dostarczać Aztekom świeże ludzkie mięso, dokładnie tak, jak obecnie dostarcza się wieprzowinę czy wołowinę. Kortez osobiście obserwował, jak rodzina aztecka ze smakiem zajadała pieczone niemowlę z kukurydzą. Kapłani azteccy układali ciało ofiary na kamiennym ołtarzu, nożem wykrajali serce i ofiarowali je symbolicznie Słońcu; potem zaś zwłoki ćwiartowali i rozdawali poddanym. – Takie przerażające bajki powymyślali i upowszechnili Europejczycy po tym, jak utopili we krwi miliony rdzennych mieszkańców kontynentu amerykańskiego, aby obielić i usprawiedliwić własne bezprecedensowe zbrodnie!
Inna rzecz, że jeszcze w XX wieku istniało, powiedzmy, na niektórych terenach Polinezji, jak na Trobriand Islands na Morzu Salomona, wchodzących w skład archipelagu Papua-Nowa Gwinea, zjawisko endokanibalizmu, czyli zjadania współplemieńców. Trobriańczycy np. składali do grobu umyte, namaszczone i przyozdobione ciała swych zmarłych; po kilku zaś dniach wydobywali zwłoki, wyjmowali kości z rozkładającego się trupa i nie bez apetytu je wysysali. Okazanie w trakcie ceremonii obrzydzenia oznaczałoby brak uszanowania wobec zmarłego. Udział w rytualnym spożywaniu zwłok bywał nieraz warunkiem przystąpienia do jakiejś wyższej kasty społecznej, oznaką dojrzałości i męstwa lub zgoła pobożności.

* * *

Niejako na marginesie zaznaczmy, że w niektórych kulturach krwawe ofiary sakralne czy tortury miały po prostu wzbudzać lęk w poddanych i uczyć ich pokory oraz posłuszeństwa względem władzy świeckiej. Na tym polegał ich ukryty sens pozareligijny, socjotechniczny. Na przykład w nowożytnej, protestanckiej Danii jeszcze nie tak dawno, bo w XVII stuleciu, nagminnie stosowano publicznie tak zwane „łamanie kołem”. Ten proceder pewien duński autor opisuje w następujący sposób: „Kat mocno pętał skazanego, chwytał jego prawą rękę i systematycznie łamał mu w stawach wszystkie pięć palców jeden za drugim. Potem była kolej na łokieć, do czego kat musiał pomóc sobie kolanem, jak przy łamaniu kija, a na koniec staw ramienia, co z reguły nie nastręczało trudności. Po potraktowaniu w ten sam sposób lewej ręki skazanego, oprawca zabierał się do stawów stóp, kolan i kości udowej. Tak spreparowaną „szmacianą” ludzką kukłę, rozdzierająco jęczącą, rzucał byle gdzie. Skazany mógł już teraz spokojnie dogorywać, gdyż nie było już na nim czego łamać i wykręcać.”
Represje tego rodzaju miały w „chrześcijańskiej” Europie zasięg niesłychanie szeroki i głęboki. Tu łamano ciała, by złamać dusze.
W 496 roku ujrzał świat dekret papieża Gelazjusza I o paleniu na stosie dzieł „pogańskich” i ewentualnie także ich autorów. Obrany dzięki przekupstwu żydowski papież Aleksander VI (1492) wprowadził w życie jeden z najmniej chlubnych wynalazków w dziejach ludzkości, mianowicie – cenzurę. Spośród władców świeckich wątpliwa palma pierwszeństwa we wprowadzeniu cenzury państwowej należy do króla Hiszpanii Filipa II (1556). Na mocy tych rozporządzeń poddano szykanom, prześladowaniom oraz przemyślnym torturom mnóstwo twórczych i bezkompromisowych ludzi. A „Święty arsenał” z 1693 roku przewidywał m.in. następujące „środki perswazji”:
„1. Tortury ogniem. Bose nogi oskarżonego smaruje się tłuszczem, a następnie wkłada je do ognia.
2. Śrubowanie nóg. Na nogi oskarżonego wciąga się żelazne buty, które stopniowo ściska się śrubami aż do pęknięcia żył.
3. Tortury z trzciną. Pomiędzy palce związanych rąk wtłacza się kawałki trzciny, a następnie zaciska się ręce.
4. Biczowanie dzieci na oczach rodziców”... etc.
Nie zabrakło wśród setek fantazyjnych pomysłów inkwizytorskich wyrywania paznokci, wycinania języka, wykłuwania oczu, drążenia zdrowych zębów, rwania nozdrzy, nadeptywania na genitalia, tłuczenia młotkiem palców nóg i rąk, obcinania uszu, wtłaczania żelaznego rozpalonego prętu do odbytu itp. Tego rodzaju męki można by jeszcze jakoś pojąć, gdyby zadawano je potwornym zbrodniarzom, mordercom, ojcobójcom czy dzieciobójcom, krwawym gwałcicielom. Ale chodziło przecież tylko o tych, którzy ważyli się powiedzieć jakieś nieostrożne słowo, lub padli ofiarą fałszywych oskarżeń, plotek i pomówień, jak tysiące niewinnych Żydów podstępnie oskarżanych o dokonywanie rzekomych mordów rytualnych czy zatruwanie studzien. Los chrześcijan nie był zresztą lepszy. Gdy Albenigo da Romana, brat słynnego gibelina Encellino da Romana, w 1260 roku poddał swój zamek Treviso swemu katolickiemu przeciwnikowi (na mocy honorowej umowy na piśmie), za późno spostrzegł, jak bardzo się pomylił: sześciu jego synów zarznięto na jego oczach, dwie córki i żonę żywcem spalono, a w końcu i jego samego po napluciu w twarz ścięto. Tak więc nie za bardzo czym się ma chlubić „chrześcijańska” Europa przed resztą świata, a już najmniej swą „demokracją”, „tolerancją” i „kulturą”. Gdzie jak gdzie, ale tu straszliwych okrucieństw popełniono w nadmiarze, przenosząc zresztą swą zbrodniczą obyczajowość także na inne kontynenty, że nie wspomnimy o rozpętaniu dwu wojen światowych. I nie jest to żaden ewenement: ludzka krew stanowi jedno ze spoiw cywilizacji.

* * *

W cywilizacjach prekolumbijskich Ameryki, tak jak w cywilizacjach europejskich, barbarzyństwo i okrucieństwo współegzystowały z wysokim poziomem rozwoju kultury duchowej i materialnej. I tu i tam powstawały znakomite dzieła nauki i sztuki, zachodził rozwój gospodarczy, społeczny i polityczny. Inkowie wytworzyli m.in. skomplikowany i niemal doskonały system totalitarnej administracji i zarządzania; wprowadzili policję obyczajową. Zabroniono przemieszczania się z jednej wsi do drugiej; wprowadzono surowo egzekwowany system powszechnego obowiązku pracy; cudzołóstwo i pederastię karano spaleniem na stosie. Z drugiej zaś strony zlikwidowano przedinkowski system oświaty indiańskiej, zamknięto wszystkie szkoły, spalono mnóstwo starożytnych rękopisów i dokumentów – Indianie mieli zapomnieć o swej kulturze i swych dziejach. W XVI wieku hiszpańscy konkwistadorzy uczynili dokładnie to samo z kulturą peruwiańskich Inków.
Naukowcy doszukują się aż tak licznych, że nie mogących być sprawą przypadku, podobieństw między petroglifami najdawniejszych kultur indiańskich Ameryki Łacińskiej a inskrypcjami w piramidach i świątyniach egipskich. W obydwu kulturach np. jako symbol Drogi Mlecznej występuje wizerunek węża; w obydwu kapłani trzymają w rękach wygięte rogi; są przedstawione identyczne instrumenty medyczne i astronomiczne, jak też kształt i orientacja przestrzenna budynków świątynnych. Prawie zupełnie identyczne są przekazy mitologiczne o przybyszach z nieba, należących do rasy Khan (czyli o bogach spuszczających się z nieba). Brzmienie tego „etnonimu” pozwala niektórym badaczom na wysnuwanie idei, że byli to potomkowie Kaina (kainici), którego to antybohatera biblijnego zesłano jakoby za bratobójstwo aż na ląd amerykański. [Na podstawie przypadkowego podobieństwa brzmienia odnośnych nazw nie powinno się jednak wysnuwać daleko idących hipotez o rzekomej identyczności tych czy innych zjawisk i przedmiotów: po litewsku wyraz „pienas” znaczy „mleko”, a nie to, co po łacinie jest określane jako „penis”, choć podobieństwo brzmienia jest niewątpliwe; po rosyjsku zaś „piena” to „piana”, ale nic wspólnego nie ma z żadnym z poprzednich wyrazów. Oczywiście, wybujała wyobraźnia może i tu doszukiwać się jakichś zbieżności i pokrewieństw, ale skutkiem tych zabiegów może być wyłącznie samoośmieszanie się i samodyskredytacja takich „naukowców”].
W obecnej Ameryce Łacińskiej dominuje pogląd, że Europejczycy w XVI wieku byli mniej kulturalni i niżej rozwinięci niż cywilizowani Amerindowie. Taki np. kalendarz Majów liczył „od początku świata” 16 miliardów lat, a nie jakieś kilka tysięcy, jak u Hebrajczyków, i zawierał mnóstwo opisów astronomicznych, przyrodniczych, filozoficznych, historycznych. „Kiedy Kortez dotarł do Meksyku, zastał tam wysoce rozwiniętą kulturę i religijność, jeszcze bogatszą niż w Hiszpanii. Można powiedzieć, że Aztekowie byli bardziej religijni niż Hiszpanie; byli do tego stopnia religijni, że jest dla nas szokiem np. to, że kapłani składali ofiary z ludzi. Władza miała charakter teokratyczny... No, i przybyli chrześcijanie ze swą moralnością, i orzekli, że Aztekowie są okrutni. Gdyby jakiś Aztek przybył do Hiszpanii, to mógłby uznać za okrucieństwo fakt, że w czasie letnich upałów ksiądz nosi sutannę, mógłby też wiele innych rzeczy uznać za okrucieństwo. Mógłby też dojść do wniosku, że to Hiszpanie są barbarzyńcami, gdyż nie składają ofiar, natomiast mogą heretyka spalić żywcem na stosie.
Trzeba by się zastanowić, ile barbarzyństwa jest u jednych i u drugich, ile okrucieństwa u jednych i drugich. Aztekowie nie poświęcali przecież ludzkiego życia w akcie okrucieństwa wobec danego człowieka; uważali, że dla ofiary jest to najwyższy przywilej. Podobnie, jak za przywilej uważa się w niektórych religiach azjatyckich to, że żona zostaje spalona wraz ze swym zmarłym mężem. A oni za najwyższe szczęście i za największą nagrodę uważali to, że są składani w ofierze swym kamiennym bogom. Trudno znaleźć naród bardziej religijny niż Aztekowie czy Majowie. Zapełnili oni Meksyk piramidami, innymi budowlami sakralnymi... Religijność Azteków miała większy wpływ na kulturę niż religijność Hiszpanów.
Inkowie w Peru także byli bardziej religijni niż konkwistadorzy, niż Pizarro i jego towarzysze. Pizarro o wiele więcej myślał o złocie niż o Biblii. Wszyscy ci konkwistadorzy myśleli przede wszystkim o złocie. Krytykowali innych ludzi, którzy oddawali cześć kamieniom, a sami czcili złoto; krytykowali tych, którzy składali kamiennym bogom ofiary z ludzi, a sami poświęcali wiele istnień ludzkich bogowi bogactwa i złota, gdyż zabili miliony Indian, każąc im pracować w kopalniach. Zabijali też Hiszpanów. Uwięzili też samego Atahualpę, a ponadto go oszukali, gdyż wzięli za niego okup w postaci komnaty pełnej przedmiotów ze złota, a mimo to go zamordowali.
Nie można więc twierdzić, że ci, którzy przybyli na tę półkulę, by ją podbić, byli bardziej religijni. Prawda jest taka, że ci konkwistadorzy wcale nie byli bardziej religijni...
Jeżeli analizujesz historię Indii, historię Chin, Afryki czy innych narodów, pierwszą rzeczą, z jaką się spotykasz, jest religijność. I jest to religijność w całej swej dziewiczej postaci, choć jej nie rozumiemy, choć wydają się nam barbarzyńskie pewne metody i absurdalne jej przejawy, i chociaż w pewnych chwilach mówimy do siebie: „To są barbarzyńcy, wierzą w księżyc, wierzą w jakieś zwierzę, wierzą w jakiś przedmiot”... Trzeba jednak powiedzieć, że w historii ludzkości pierwszą rzeczą, która ma swe odzwierciedlenie wszędzie i we wszystkim, są właśnie te elementy religijne, przenikające kulturę.
Ta zasada nie odnosi się do jednego narodu w szczególności, lecz, w takiej czy innej formie, do wszystkich narodów. Żadne społeczeństwo nie było wyjątkiem od tej reguły...
W historii ludzkości nie było narodu, którego kultura nie byłaby przesycona elementami religijnymi”... Tyle charyzmatyczny przywódca Kuby Fidel Castro, który przez całe nieomal życie był przekonanym ateistą, i dopiero w 2008 roku, już po abdykacji, stwierdził, że „ideologie przychodzą i odchodzą, a wiara pozostaje”. Tym cenniejsze są jego wyznania dotyczące owej fundamentalnej prawdy, iż religie są fundamentem i ośrodkiem każdej kultury, na co wskazywaliśmy już powyżej w tym tekście. I przypomnijmy, że każda religia zawiera jako swą integralną część określoną doktrynę etyczną.

* * *

Paradygmaty mentalności wschodniej a zachodniej – choć zawierają pewne elementy wspólne, ogólnoludzkie – różnią się od siebie w pewnych kwestiach dość radykalnie. Wschodni typ myślenia, uznający reinkarnację, jakby ma wejrzenie do istotowych energii boskich przenikających wszechświat. Myślenie zaś zachodnie przeważnie koncentruje się na zewnętrznej warstwie materialnej bytu. Przejawił się w tym m.in. wpływ mentalności żydowskiej skondensowanej w „Pięcioksięgu Mojżeszowym”, choć niektórzy bibliści twierdzą, iż w najwcześniejszych redakcjach „Biblii” znajdowały się ongiś fragmenty mówiące o reinkarnacji. Potem te pozostałości po hinduizmie i buddyzmie zostały „wyczyszczone”...
W przeciwieństwie do praktycznego ducha Grecji, Rzymu i Izraela, ducha skierowanego na panowanie nad światem zewnętrznym i postępkami społecznymi ludzi, duch Wschodu był inny. „W prawie całej Azji, wziąwszy wszystko razem, „mędrzec”, metafizyk odnieśli zwycięstwo zarówno nad religią jak i nad naukami pozytywnymi... Jest to najważniejszy moment różnicujący kulturę zachodnią i kulturę azjatycką. Metafizyka oznacza tutaj samopoznanie i samozbawienie... Stąd też bierze się w Chinach, Indii, a nawet w Japonii, przewaga w wierze tych ludzi ideału mędrca nad zachodnimi ideałami i wzorami bohatera i świętego (które na Zachodzie od Benedykta aż do Ignacego przezwyciężającego właściwy stan zakonny stawały się coraz bardziej praktyczne, eudajmonistyczne i społeczne); stąd też sławna azjatycka „tolerancja” wobec przynależności do jednej lub wielu religii; stąd również podwójny brak: racjonalnych nauk specjalistycznych, autochtonicznego przemysłu i techniki produkcji oraz uformowanej w imperium, ściśle zhierarchizowanej instytucji kościelnej wyposażonej w ścisłą dogmatykę” (Max Scheler, „Problemy socjologii wiedzy”). Mądry Niemiec w sposób oczywisty się mija z prawdą, gdy mówi o rzekomym braku nauki, przemysłu i techniki w cywilizacjach Wschodu, bo to przecież właśnie tam dokonano przed wiekami największych wynalazków i odkryć w tych dziedzinach. Ale prawdą jest, że kultura Zachodu była przeważnie skierowana na rozwój materialny: wpierw żywność, mieszkanie, a dopiero potem idee, myśli, ideały. Kultura Wschodu uwypuklała pierwszeństwo ducha: poprawny stan duszy i zdrowy styl myślenia są na pierwszym miejscu, a dopiero za nimi idzie ewentualne dbanie o jadło i komfort: ważne, kim człowiek jest, a nie to, co on je i posiada
Dla myślenia wschodniego typowe jest zamiłowanie do utrzymywania ładu społecznego, harmonii, hierarchiczności, dyscypliny państwowej opartej na świadomej samodyscyplinie obywateli. Co też przez powierzchownych obserwatorów bywa mylnie interpretowane jako gwałt nad jednostką i rzekome łamanie tak zwanych „praw człowieka”. Wschód zawsze potrafił myśleć nie tylko w kategoriach osobistej korzyści, lecz także w kategoriach państwa, narodu, zespołu, rodziny. Jego celem było dobro wszystkich jako zorganizowanej całości, co nie tylko utwierdzało integralność organizacji społecznej, lecz również służyło poszczególnym jednostkom ludzkim. A wszystko jakby organicznie wpisywało się w kosmiczno-metafizyczny ład boskiego Wszechświata. Max Scheler w dziele „O pozytywistycznej filozofii historii wiedzy” zaznaczał: „Status intelektu w indyjskim i wschodnioazjatyckim kręgu kulturowym cechuje się tym, że zarówno nad postawą pozytywno-naukową, jak i nad postawą religijną posiada w nim przewagę postawa metafizyczna. Toteż nie ma tutaj postępu wiedzy w sensie nieskończonego procesu i nie istnieje wsparta o podział pracy, racjonalna, specjalistyczna nauka, która służąc rozczłonkowanemu na zawody organizmowi narodowemu oraz wyszkolonej warstwie zawodowych urzędników usiłuje stworzyć obraz świata, dzięki któremu można by opanować go technicznie. Występuje natomiast coś całkowicie odmiennego: Przede wszystkim ponawiane wciąż od nowa ćwiczenie się w duchowych postawach, pozwalających człowiekowi osiągnąć mądrość, przy czym materiał, na podstawie którego ktoś uprawia te duchowe postawy, jest zawsze ten sam, nie zmienia się i w sposób istotny nie pomnaża. Materiał ten tworzą stare pomniki pisma, dzieła stanowiących osobowy wzór mędrców (np. teksty wedyjskie, tradycje Buddy, Konfucjusza, Laotse itd.). Nie są one materiałem nauczania, lecz materiałem ćwiczeniowym, służącym wprawianiu się w czynnościach duchowych: materiałem medytacji. Nie czyta się ich, aby wiedzieć, co w nich napisano – do tego wystarczyłaby jedno- lub dwukrotna lektura – lecz czyta się je wciąż od nowa, aby na ich podstawie (jako na przykładzie) i w powiązaniu z przepisami techniki kierowania psychiką wyćwiczyć nowe, coraz doskonalsze postawy świadomości, które można by potem zastosować w dowolnym momencie życia w zetknięciu się z całym przypadkowym doświadczeniem. Tak więc celem tego rodzaju „nauki” jest zarówno w Chinach, jak i w Indiach „kształcenie”, „kształtowanie” człowieka – nie zaś znajomość reguł, według których można kierować przyrodą. Nauka ta zaczyna się na poziomie duszy i zstępuje z niego ku porządkowi świata nieożywionego, w przeciwieństwie do nauki europejskiej, która wznosi się od tego, co martwe, poprzez to, co ożywione, ku duszy i Bogu. W tym właśnie sensie najwyższe klasy w Indiach i Chinach są równie jednostronnie nastawione na kształcenie, jak w Europie na osiągnięcia i kierowanie. Do każdego rodzaju nauki przynależy pewien rodzaj techniki. Do azjatyckiego ideału wiedzy należy w sposób konieczny biotechnika i psychotechnika samowyzwalania się (poprzedzające zachowanie czysto oglądowe uprzedmiotowienie wszelkiego pożądania, chcenia, wszelkich namiętności i afektów); do europejskiego ideału należy technika opanowywania przyrody za pomocą narzędzi”. Oczywiście, te spostrzeżenia Maxa Schelera mają dziś charakter wyłącznie dotyczący historii wiedzy, gdyż zarówno w paradygmatach poznawczych Azjatów, jak i Europejczyków nastąpiły radykalne zmiany w kierunku syntezy obydwu stylów myślenia.
Nadal jednak się twierdzi, iż dla myślenia zachodniego typowe jest dobitne porządkowanie i organizowanie stosunków i procesów społecznych przez klarowne, jednoznaczne i twarde przepisy prawne, precyzyjne funkcjonowanie mechanizmów produkcyjnych, narzucających ludności określone sposoby zachowań mentalnych i prakseologicznych, spod dyktatu których można się wyłamać w rozrywce i (ściśle skądinąd reglamentowanym) gadaniu oraz rozrabianiu politycznym, tworzącym pozory rzekomej wolności osobistej. Jak twierdzą współcześni socjologowie niemieccy, mentalność zachodnia jest drogą do dobrobytu materialnego, rozhukanego indywidualizmu (egoizmu) i relatywizmu moralnego (amoralizmu). Jeśli nie trzymać jej w karbach kultury i skutecznych socjotechnik rządzenia, w tym manipulacji, może się kończyć rozpadem moralnym, atomizacją i kryzysem, a nawet kollapsem cywilizacyjnym. W sumie jednak uwolnienie potencjału wolności osobistej każdego obywatela, w razie umiejętnej jednoczesnej kanalizacji jego aktywności, także może prowadzić do rozkwitu społeczeństwa jako totalności zorganizowanej.
Z racjonalnego punktu widzenia zarówno przesadny kolektywizm, jak i nadmierny indywidualizm, są destruktywne. Zgubne też byłoby zapoznawanie wartości zarówno kolektywizmu, jak i indywidualizmu. Fałszywy światopogląd prowadzi do błędnej polityki i złej ekonomii społecznej; może fatalnie zaważyć na losach całych narodów, państw i cywilizacji. Widocznie zachodnia cywilizacja powinna unikać przesadnej koncentracji uwagi na życzeniach i potrzebach konsumpcyjnych, aby uniknąć zniewolenia przez pogoń za fizjologicznymi przyjemnościami, która wiedzie do rozkładu i rozpadu moralności i ładu państwowego. Wschodnia mentalność, aby nie skończyć zbiorowym samobójstwem ludzkości, powinna się nauczyć myślenia pluralistycznego, filozofowania niedogmatycznego, umiejętności traktowania z pewną rezerwą swych własnych idei, zasad, tendencji woli, dążeń; a także szacunku dla cudzych pryncypiów, nawet jeśli wydają się one obce i nie do zaakceptowania.

* * *

Warto zaznaczyć, że także w poglądach na cierpienie mentalność wschodnia a zachodnia różnią się dość radykalnie. Zgodnie z pierwszą każde cierpienie to los, przeznaczenie karmiczne danego człowieka, na które on zasłużył, i pomagać mu w pozbyciu się tego cierpienia może mu tylko zaszkodzić, powodując jeszcze gorszy los. Dlatego np. w Indiach nie daje się jałmużny nędzarzom, aby umożliwić spełnienie się losowych przeznaczeń, na mocy których są oni właśnie nędzarzami. Według tamtejszych wyobrażeń, jeśli ktoś jest biedny, wynika to z uwarunkowań karmicznych, a nie jest sprawą przypadku lub osobistych zaniedbań; trzeba więc każdy wyrok losu z pokorą przyjąć, zaakceptować i nie dążyć do zmiany swego położenia. Ten punkt widzenia pozbawiony jest wewnętrznego współczucia i miłości, uniemożliwia doskonalenie stosunków społecznych i ekonomicznych.
Zachodnia perspektywa widzenia polega na przekonaniu, że trzeba pomagać cierpiącym i dążyć do optymalizacji sytuacji wszystkich członków społeczeństwa. Współczując i pomagając innym ludzie dynamicznie się rozwijają zarówno indywidualnie, jak i zespołowo. Niektórzy jednak twierdzą, iż wewnętrzne współczucie ściąga na współczującego niebezpieczeństwa i problemy osoby, której się współczuje. Jeśli zaś czyjeś cierpienia są skutkiem jego błędnego światopoglądu i fatalnego usposobienia, to im bardziej mu się pomaga, tym gorszy i podlejszy staje się zarówno jego pogląd na życie, jak też charakter i postępowanie. Miłosierdzie do zła okazuje się hołubieniem i pielęgnowaniem tegoż zła, które w końcu srodze mści się na tych, którzy nim się zaopiekowali. Czy więc wynika z tego, że nie wolno współczuć i pomagać? Bynajmniej. Pomagać ludziom trzeba, ale czynić to powinno się w sposób właściwy, sprzyjając przede wszystkim oczyszczeniu duszy osób cierpiących, kształtowaniu ich właściwego światopoglądu i usposobienia. Jeśli to się uda, inne problemy i cierpienia zanikną same jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Jest to przekonanie rozpowszechnione w łonie cywilizacji prawosławnej.
Z człowieka Zachodu można wiele wybić i wyszarpać przez zadawanie mu bólu lub grożenie śmiercią; jest on bardzo wrażliwy na tego rodzaju „perswazję”. Z kolei na człowieku Wschodu nie robi ona większego wrażenia, ponieważ jest on bardziej wytrzymały na ból, a śmierci prawie się nie boi. Jest natomiast bardzo mocno związany emocjonalnie z rodziną i grożąc w jego obecności krewnym, albo torturując ich na jego oczach, można osiągnąć bardzo wiele. (Dlatego oficerowie służb specjalnych USA, W. Brytanii, Izraela i Polski w latach 2003-2012 nagminnie stosowali w okupowanym Iraku i Afganistaniete bestialskie metody w stosunku do patriotów tych krajów, broniących swej ojczyzny przed barbarzyńskimi najeźdźcami).
Na ludzi Zachodu rujnująco oddziałują narkotyki, a na ludzi Wschodu – alkohol.
W kulturze Zachodu w XX wieku warstwa świadomości związana z przekazywaniem życia, wychowaniem dzieci i kształtowaniem zdrowej osobowości została zupełnie zrujnowana. Przez kult konsumpcji, nieuporządkowanego seksu, który zastąpił wzniosłą i czystą erotykę służącą inicjowaniu nowego życia, ludzie Europy zostali doszczętnie wykorzenieni z podstaw istnienia. Właśnie w krajach Zachodu dzieci i młodzież mają najwięcej problemów ze zdrowiem psychicznym, popełniają najwięcej przestępstw i samobójstw, spożywają najwięcej alkoholu, nikotyny, innych narkotyków. Konsumpcyjny stosunek do świata i instrumentalne traktowanie innych ludzi kończą się tendencjami do samodestrukcji. Doszło do tego, że za „normalne” uważa się już zarówno schizofrenię, pederastię, jak i inne ciężkie schorzenia degeneratywne. Prawdziwa normalność jest coraz rzadziej spotykana, stąd więc statystycznie „normą” staje się to, co zwyrodniałe i nienormalne. Są to społeczeństwa umierające, których duchowa śmierć już następuje, a agonią cywilizacyjna prawdopodobnie skończy się aktem niesłychanego wandalizmu, którym będzie rozpętanie wojny atomowej. „Umysł ludzki na szlaku technokracji stał się przeciwnikiem wszelkiego życia, a tym samym także i ludzkiej duszy” (Konrad Lorenz, „Regres człowieczeństwa”). Cywilizacje nie mogą ani się rodzić, ani żyć bez fundamentów duchowych i idealistycznych, opartych na zdolności do ofiarności i do służenia innym ludziom.

* * *

Wiele cywilizacji zna zjawisko ubóstwiania założycieli nowych prądów religijno-polityczno-etycznych. Spójrzmy na pewne nie tak znowu dawne wydarzenia. Na krótko np. przed obaleniem panującej od 1644 roku ostatniej mandżurskiej dynastii Cing na mocy dekretu cesarskiego (1907) ogłoszono Konfucjusza za boga. W chińskim taoizmie Lao-tse był ubóstwiany jeszcze sprzed okresu chrześcijańskiego w ciągu 2 tysięcy lat. Podobnie uznano boskość Buddy, Akbara Wielkiego, Ali’ego (Mahometa). Jak pisze Max Scheler w dziele „Problemy socjologii wiedzy”: „Ów proces ubóstwiania, gdziekolwiek zachodził, wykazywał jakąś dwuznaczność, którą można by nazwać demoniczną. Z jednej strony, wynosi on założyciela w sposób istotny ponad wszystkich ludzi i ustanawia, co do jego ontologicznego pochodzenia, wyjątkowy stosunek między nim a bóstwem; w ten sposób nadaje mu „absolutny” autorytet, który tylko na tej drodze może stać się „absolutny”. Kiedy jednak to się dokonało, ten sam proces odciąża i uwalnia zarazem wspólnotę, w szczególności zaś wielkie masy, od uciążliwego brzemienia jego wymagań i wskazań, ponieważ człowiek nie może się już poważnie porównywać i przymierzać do istoty, która ontologicznie jest Bogiem, albo wykazuje doskonałe boskie pochodzenie. Ubóstwienie założyciela jest przeto zawsze zarazem zdystansowaniem, wewnętrznym wyobcowaniem, a przede wszystkim ogromnie pochlebiającym słabości ludzkiej natury i przynoszącym jej niezmierną ulgę zdjęciem ciężaru odpowiedzialności, którą przed ubóstwieniem założyciel jako podmiot religii i jako wzór nakłada na swych zwolenników. Proces ten ciągle jest zwycięstwem nacisku mas i przywódców mas nad wyższymi, czystszymi formami duchowej religijności”. Z kolei inny wybitny filozof zwracał uwagę na następujący aspekt tego tematu: „Deifikacja zarówno Jezusa, jak i Buddy, nie dziwi nas, dowodzi jednak przekonywająco niezwykłego uznania, jakie ludzkość ma dla tych bohaterów, a tym samym dla ideału rozwoju osobowości. Jeśli obecnie ma się wrażenie, że ślepa i niszczycielska przemoc bezsensownych kolektywnych mocy zepchnęła w cień ideał osobowości, to jest to tylko przemijający bunt wobec najwyższej władzy historii. Jeśli kiedyś rewolucyjna, niehistoryczna i dlatego też prostacka skłonność nowej generacji w dostatecznym stopniu zburzy tradycję, to znowu będziemy szukać bohaterów – i ich znajdować. Nawet bolszewizm, który niczego nie pozostawia do życzenia, jeśli chodzi o radykalizm, zabalsamował Lenina, a z Karola Marksa zrobił zbawiciela. Ideał osobowości jest nie dającą się wytępić potrzebą duszy ludzkiej, która broni go z tym większym fanatyzmem, im mniej odpowiednio jest ulokowany. Nawet kult cezarów był opacznie pojętym kultem osobowości, a nowoczesny protestantyzm, którego krytyczna teologia coraz bardziej doprowadza boskość Chrystusa do zaniku, swój ostatni ratunek znalazła w osobowości Jezusa. Tak, jest coś wielkiego i tajemniczego w tym, co nazywamy „osobowością”... Życie Chrystusa dlatego stało się uświęconym symbolem, że jest psychologicznym prototypem jedynie sensownego życia, a mianowicie życia, które dąży do indywidualnego, a więc absolutnego i bezwarunkowego urzeczywistnienia właściwego mu prawa” (Carl Gustav Jung, „Rebis czyli kamień filozofów”). W tym konkretnym przypadku prawo to polegało na wykazaniu prawdy, że tam, gdzie rządzi siła, nie ma miłości, a tam, gdzie rządzi miłość, siła nic nie znaczy.
I wreszcie Arnold Toynbee twierdził, że chrześcijaństwo upowszechniło się tylko dlatego, że ludzie zawsze szukają idei, dla których warto żyć i za które można umrzeć. Jeśli takiej mobilizującej i podnoszącej idei nie ma, zapanowuje nuda, marazm i upadek moralny, płynące z poczucia bezsensu istnienia. Chrześcijaństwo zaś ze swą perspektywą eschatologicznego zbawienia całej ludzkości i życia wiecznego (!) oferuje ideę absolutnego sensu istnienia zarówno osoby, jak i całego wszechświata. Nawet gdyby to była idea iluzoryczna, czysta gra wirtualnej wyobraźni – jak to twierdzą oponenci tego wyznania – pociąga ona ku sobie wiele ludzkich serc. Czytamy oto np. w dziele Tomasza Hamerkena „De imitatione Christi” jakże wzniosłe zdania: „Bardzo szybko odejdziesz z tego świata; rozważ więc, co zabierzesz ze sobą na tamten. Jednego dnia człowiek żyje, następnego już go nie zobaczysz. A kiedy zniknie ci z oczu, szybko uleci z pamięci. Jakże nierozumne i zatwardziałe są ludzkie serca! Myślą tylko o teraźniejszości, nie starając się przygotować na to, co przyniesie przyszłość.
Ty jednak w każdym swoim uczynku i w każdej myśli postępuj tak, jakbyś miał dzisiaj umrzeć. Gdybyś miał czyste sumienie, nie obawiałbyś się tak bardzo śmierci. Lepiej unikać grzechu, niż drżeć ze strachu przed śmiercią. Jeżeli dotąd się nie przygotowałeś, to czy zdołasz uczynić to jutro? Jutro jest niepewne; skąd wiesz, że w ogóle dożyjesz do jutra?
Co nam pomoże długie życie, skoro tak rzadko korzystamy z okazji, żeby się poprawić? Zaprawdę, długowieczność nie zawsze służy doskonaleniu, lecz często pomnaża nasze winy. O, gdybyśmy potrafili dobrze przeżyć choć jeden dzień na tym świecie! Wielu liczy lata od swego narodzenia, jednak nie widzi, jak lichy wydały owoc. Tak straszne jest umieranie, ale jeszcze bardziej niebezpieczne jest długie życie. Szczęśliwy, kto zawsze ma przed oczyma moment swojej śmierci i codziennie do niej się przygotowuje.
Jeśli kiedyś widziałeś, jak człowiek umiera, pamiętaj, że i ty przebędziesz tę samą drogę. Rano nie bądź pewny, że dożyjesz wieczora, wieczorem, że świt znów zobaczysz. Zawsze więc bądź przygotowany i tak żyj, aby śmierć cię nie zaskoczyła. Wielu umiera nagle i niespodziewanie, gdyż Syn Człowieczy przychodzi o godzinie, której się nie domyślają. A kiedy nadejdzie twoja ostatnia godzina, zaczniesz zupełnie inaczej oceniać całe swoje minione życie i wtedy pożałujesz, że byłeś tak leniwy i obojętny.
Jakże szczęśliwy i rozumny jest człowiek, który codziennie stara się być taki, jaki chciałby być w chwili śmierci! Prawdziwą nadzieję na szczęśliwą śmierć daje nam tylko zupełne wzgardzenie światem doczesnym, żarliwe pragnienie postępowania w cnocie, umiłowanie dyscypliny, trud pokuty, niewymuszone posłuszeństwo, wyrzeczenie się samego siebie oraz znoszenie wszelkich przeciwności przez wzgląd na miłość Chrystusa.
Dopóki jesteś zdrowy, możesz czynić wiele dobrego; cóż jednak zrobisz, kiedy zachorujesz? Mało kto staje się lepszy dzięki chorobie, tak jak mało kto staje się święty dzięki częstemu pielgrzymowaniu.
Nie polegaj na przyjaciołach i krewnych, i sam się zatroszcz o swoje zbawienie, bo ludzie zapomną o tobie szybciej, niż sądzisz. Lepiej już teraz zaopatrzyć się na przyszłość, gromadząc zasługi, niż odkładać to na później, licząc na cudzą pomoc. Jeżeli sam o siebie nie zadbasz, to kto zadba o ciebie, kiedy stąd odejdziesz?
Czas teraźniejszy jest bardzo cenny: oto dni zbawienia, oto czas sposobny! Jakież to zatem smutne, że nie korzystasz z okazji, aby zasłużyć na życie wieczne. Przyjdzie taki czas, że będziesz błagał o jeden dzień, jedną godzinę więcej na poprawę, i nie wiem, czy uzyskasz.
Oto, mój drogi, niebezpieczeństwo, którego mógłbyś uniknąć, i trwoga, od której mógłbyś się uwolnić, gdybyś był przygotowany na śmierć i bał się tylko Boga. Staraj się więc już teraz żyć w taki sposób, abyś w godzinie śmierci mógł się raczej radować, niż lękać. Naucz się już teraz umierać dla świata, abyś wówczas mógł zacząć nowe życie z Chrystusem. Naucz się już teraz wyrzekać się rzeczy doczesnych, abyś wówczas mógł pójść za Chrystusem. I teraz umartwiaj swoje ciało, abyś wówczas mógł zyskać niezłomną ufność.
O nierozumny człowieku! Po cóż się łudzisz, że będziesz żył jeszcze wiele lat, skoro nawet jednego dnia nie możesz być pewny? Jakże wielu uległo temu złudzeniu i kiedy się tego nie spodziewali, nagle musieli opuścić swe ciało! Ileż to razy słyszałeś, że ktoś poległ od miecza, utonął albo spadł z wysoka i złamał sobie kark; że ktoś wyzionął ducha przy jedzeniu albo w czasie zabawy; że ktoś spłonął w pożarze, zginął na wojnie, zmarł od zarazy albo padł ofiarą bandytów? Śmierć jest kresem wszystkiego, a życie jak cień przemija.
Kto będzie o tobie pamiętał, gdy umrzesz? I kto się wtedy za ciebie pomodli? Czyń już teraz, co możesz, mój drogi, bo nie wiesz, kiedy nadejdzie twoja godzina, ani co cię czeka po śmierci. Gromadź duchowe skarby, dopóki masz czas. Myśl tylko o zbawieniu. Troszcz się wyłącznie o sprawy Boże. Już teraz zjednuj sobie przyjaciół, czcząc świętych Pańskich i naśladując ich czyny, abyś odchodząc z tego świata, znalazł mieszkanie w wieczności.
Bądź na ziemi niczym gość i pielgrzym, którego nie zaprzątają sprawy doczesne. Zachowuj czyste serce i wznoś je do Boga, bo nie tutaj, lecz tam twoja wieczna ojczyzna. Tam także kieruj codzienne modlitwy, łzy i westchnienia, aby po śmierci twoja dusza mogła szczęśliwie spocząć w Panu”... Wszystko jest klarowne, piękne i w zasadzie nietrudne w wykonaniu – byle była dobra wola.

* * *

Mimo wielu różnic cywilizacje Zachodu i Wschodu wykazywały w ciągu swego rozwoju także wiele zbieżności, i to w sprawach nawet najbardziej egzotycznych. Oto np. koncepcja liczb „magicznych” i „świętych” – miała ona miejsce niemal we wszystkich kulturach i cywilizacjach. Starożytni zarówno na Zachodzie, jak i na Wschodzie uważali, że szczególnie szczęśliwe są liczby nieparzyste, a najbardziej – „3”. Pitagoras twierdził, iż jest to cyfra doskonała, wyrażająca początek, środek i koniec, czyli zawierająca w sobie wszystko, co istnieje. W hinduizmie Trimutri to święta trójca bogów: Brahma (Stwórca), Wisznu (Życie) i Sziwa (Przemijanie i Śmierć). W mitologii rzymskiej spotykamy Trójcę Kapitolińską: Jowisz, Junona, Minerwa. Były też trzy Parki (boginie losu) i trzy Gracje (boginie piękna). A w chrześcijaństwie obowiązuje wiara w Trójcę Przenajświętszą: Bóg Ojciec (Stwórca), Bóg Syn (Odkupiciel przed śmiercią) i Bóg Duch Święty (utrzymujący świat w ładzie). Człowieka oraz jego byt na ziemi również postrzegano w systemie trójkowym: narodziny – życie – śmierć; dzieciństwo – dojrzałość – starość; chłopiec – ojciec – starzec; panna – matka – staruszka itd. W wielu językach zachowały się wyrażenia, dające wyraz magicznemu traktowaniu „trójki”: „do trzech razy sztuka”; „aller guten Dinge sind drei”; „Bóg trójcę lubi”...
Inna „święta” liczba to „7”. Siedem dni tygodnia; siedem przykazań miłosierdzia (nagiego przyodziać, głodnego nakarmić, spragnionego napoić, bezdomnego ugościć, chorego i więźnia nawiedzić, umarłego pochować); siedem głównych darów Ducha (rozum, inteligencja, rada, męstwo, wiedza, prawość, bojaźń Boża); siedem grzechów głównych (pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, gniew, lenistwo). W mitologii greckiej było siedem Plejad, córek Atlasa: Elektra, Tajgete, Alkione, Maja, Merope, Keleno (które popełniły zbiorowe samobójstwo z rozpaczy po śmierci swych sióstr przyrodnich Hyad, które zabiły się na wieść o śmierci ukochanego brata), i które Zeus Gromowładny umieścił na niebie jako grupę gwiazd. Siedem dziewcząt i siedmiu chłopców pożerał co roku potworny Minotaur, mieszkający w labiryncie. Na siedem pomazanych krwią kamieni przysięgali Arabowie, zawierając swe święte przymierze. Na Siedmiu Braci Śpiących przypada okres deszczowy na Litwie.
W języku greckim każdej literze odpowiada jakaś liczba, z czego wynikają nieraz rzeczy dość tajemnicze, jak np. fakt, że wyraz „Jezus” to liczba 888 i tyle właśnie razy w kanonicznych (od 397 roku) „Ewangeliach” jest wymieniane imię Chrystusa. „1” (litera alfa) symbolizuje Boga Jedynego, „3” – Trójcę Przenajświętszą, „6” – człowieka itd.
Magiczną moc zarówno w kulturach Zachodu, jak i Wschodu przypisywano także liczbom „9”, „12” (12 bogów na greckim Olimpie, 12 apostołów w chrześcijaństwie) i „40”, o czym dowiadujemy się z mitów greckich i rzymskich, z „Pięcioksięgu Mojżeszowego”, z księgi „Zohar”, z „Ewangelii”, z dzieł Plutarcha, ze średniowiecznych traktatów alchemicznych, z chińskiej „Księgi Przemian” itd.

* * *

Warto się zastanowić, czy jest sprawą przypadku, czy jakiejś prawidłowości, czy zgoła czyjejś decyzji, – że mniej więcej w tej samej epoce dziejowej w Grecji nauczają Sokrates i Platon, w Chinach – Konfucjusz, w Persji – Zaratustra. Co spowodowało równoległe zjawienie się największych geniuszy ludzkości w trzech różnych miejscach oddalonych od siebie o tysiące kilometrów, a ich nauki były do siebie tak uderzająco podobne? Nie znamy odpowiedzi na to pytanie, lecz stwierdzamy z całą pewnością: „Zarówno w dziejach Wschodu, jak i Zachodu można dostrzec, że człowiek w ciągu stuleci przebył pewną drogę, która prowadziła go stopniowo do spotkania z prawdą – nie mogło bowiem być inaczej – w sferze osobowego samopoznania: im bardziej człowiek poznaje rzeczywistość i świat, tym lepiej zna siebie jako istotę jedyną w swoim rodzaju, a zarazem coraz bardziej naglące staje się dla niego pytanie o sens rzeczy i jego własnego istnienia. Wszystko, co jawi się jako przedmiot naszego poznania, staje się tym samym częścią naszego życia. Wezwanie „poznaj samego siebie”, wyryte na architrawie świątyni w Delfach, stanowi świadectwo fundamentalnej prawdy, którą winien uznawać za najwyższą zasadę każdy człowiek, określając się pośród całego stworzenia właśnie jako „człowiek”, czyli ten, kto „zna samego siebie”.
Wystarczy zresztą przyjrzeć się choćby pobieżnie dziejom starożytnym, aby dostrzec wyraźnie, jak w różnych częściach świata, gdzie rozwijały się różne kultury, ludzie równocześnie zaczynali stawiać sobie podstawowe pytania towarzyszące całej ludzkiej egzystencji: Kim jestem? Skąd przychodzę i dokąd zmierzam? Dlaczego istnieje zło? Co czeka mnie po tym życiu?
Pytania te są obecne w świętych księgach Izraela, znajdujemy je w Wedach, jak również w Awestach; spotykamy je w pismach Konfucjusza czy Lao-Tse, w przepowiedniach Tirthankhary i Buddy; są obecne w poematach Homera czy w tragediach Eurypidesa i Sofoklesa, podobnie jak w pismach filozoficznych Platona i Arystotelesa. Wspólnym źródłem tych pytań jest potrzeba sensu, którą człowiek od początku bardzo mocno odczuwa w swoim sercu: od odpowiedzi na te pytania zależy bowiem, jaki kierunek winien nadać własnemu życiu...
Każdy naród posiada swoją pierwotną, oryginalną mądrość, stanowiącą prawdziwy skarb kultury” (Jan Paweł II, „Fides et Ratio”, wprowadzenie 1, 3).
O tych właśnie, nieogarniętych w swym bogactwie, wzniosłości i pięknie, skarbach kultury etycznej wielkich cywilizacji będzie mowa w naszej książce.

CYWILIZACJA SUMERYJSKA



Za najstarszą cywilizację na Ziemi z reguły jest uważana cywilizacja sumeryjska, stworzona przez naród złożony – jak dowodzą wykopaliskowe badania antropologiczne – z dwu pierwiastków rasowych: długogłowego, ciemnowłosego typu śródziemnomorskiego oraz także dolichocefalicznego, jasnowłosego, niebieskookiego typu nordyckiego. W łonie tej cywilizacji – kwitnącej na terenie obecnego Iraku i Syrii, a rozwijającej się równolegle z cywilizacją egipską – powstały i doznały znacznego rozwoju matematyka, astronomia, fizyka, geologia, medycyna, literatura. Tutaj ponad 7000 lat temu tętniało zyciem pierwsze miasto z prawdziwego zdarzenia – Uruk, a niebawem też Ur i inne. E. O. James pisze w książce „Starożytni bogowie”: „Trzeba pamiętać, że termin „sumeryjski” jest w rzeczywistości lingwistycznym określeniem pisma klinowego, wynalezionego przypuszczalnie nie później niż w piątym tysiącleciu p.n.e. dla wyrażania dźwięków języka. Wówczas to ludy, które dały początek pierwszej cywilizacji w Mezopotamii, zeszły z Gór Elamickich w dolinę Tygrysu i Eufratu, przynosząc ze sobą odrębną organizację społeczną i religijną...”.
Choć pod względem antropologicznym byli Sumerowie zróżnicowani, przypuszcza się, że był to lud aryjski, mający ścisłe powiązania z Wyżyną Perską, z terenami, z których wywodzą się inne ludy rodziny indoeuropejskiej. Niektórzy uważają, że Sumerowie przybyli do Mezopotamii z Dalekiego Wschodu. Mieszkali w miastach i już 5000 lat przed nową erą mieli wysoko rozwiniętą cywilizację i kulturę, utrwalaną m.in. w piśmie na specjalnych glinianych tabliczkach. Z trzeciego tysiąclecia p.n.e. pochodzi wielki sumeryjski epos „Gilgamesz”, głębokie dzieło filozoficzno-literackie. Obecnie nauka zna także wiele innych mniej lub bardziej znaczących zabytków języka sumeryjskiego. W roku 1887 na terenie Iraku odkryto ogromne znalezisko tabliczek glinianych z napisami w języku sumeryjskim, których wiele określa się na ponad 5000 lat. Profesor Ake Sjoeberg, wykładający na uniwersytecie w Pensylwanii, w roku 1976 rozpoczął wraz z ekipą asystentów pracę nad słownikiem języka sumeryjskiego, który się w końcu zmieścił w ponad dwudziestu tomach.
Wyobraźnia Sumeryjczyków sięgała bardzo odległych czasów, kiedy istniał tylko odwieczny, przez nikogo niestworzony praocean, który był boginią Nammu – „matką rodzicielką”. Z niej zrodziła się olbrzymia góra, której podstawę stanowiła ziemia, kopułę – niebo. Niebem rządził bóg An, ziemią bogini Ki. Byli oni objęci ramionami i spleceni ciałami tak ciasno, że nic się nie mogło przez nie przecisnąć. Ze związku Ana i Ki jako ich syn pierworodny zrodził się potężny Enlil, bóg wiatru...
Nowo narodzonemu bogu ciasno było między splecionymi ciałami rodziców, toteż poruszył matkę Ki i stworzył wolną przestrzeń dla powietrza. Pierworodnemu synowi boskiego małżeństwa mitologia sumeryjska przypisuje największą rolę w dziejach cywilizacji i rozwoju ludzkości. Enlil był właśnie owym stwórczym bogiem – ojcem innych bóstw, królów, ludzi; to on dawał i odbierał życie, władzę i pomyślność narodom, państwom i jednostkom. On też rozświetlił nieco świat, tonący dotąd w mrokach, tworząc bladoświetlistego Nannę, czyli Księżyc.
W religii Sumerów było też miejsce na podziemny „kraj bez powrotu”, czyli piekło. Panteon sumeryjski jest obszerny, liczy około 60 bogów i bóstw, które podobnie jak bogowie greckiego Olimpu wiedli tryb życia raczej ludzki, to znaczy stanowiący mieszaninę udręk i radości. Aby nieco zmniejszyć dolegliwości tych pierwszych, stworzyli sobie pomocnika, czyli człowieka. A uczynili to zupełnie prawie tak, jak kilka tysięcy lat później, starotestamentowy Jahwe: z gliny z domieszką boskiej krwi ulepili na swoje podobieństwo bogokształtne istoty, nadali im tchnienie, a ich jedynym celem miało być służenie bogom. I równie jak Bóg biblijny cieszyli się bogowie sumeryjscy z dokonanego dzieła i odpoczywali po nim. W mitologii Sumerów znajdziemy też prototypy stworzenia kobiety z żebra (a raczej z członka) mężczyzny, przekształcania wody studziennej w krew (Exodus), dzieje Joba itd. Z poszczególnych wątków tej wielkiej kultury aryjskiej wyrosło później m.in. piśmiennictwo hebrajskie.

* * *

Uczeni Sumeru opisali m.in. tajemnicze zjawisko, z którym dotychczas nie bardzo potrafi się uporać nowoczesna nauka, mianowicie tzw. precesję czyli ruchy wahadłowe formy orbity oraz zahamowanie ruchu Ziemi wokół Słońca, kiedy to w okresie równania wiosennego obserwuje się wschód Słońca nie w dniu następnym, lecz w poprzednim. Co z kolei pozwala na snucie rozważań o możliwości cofania się czasu (czy podróży w czasie) i w ogóle stawia pod znakiem zapytania samo istnienie czasu, gdyż może okazać się, iż czasu wcale nie ma, że linearny ruch od przeszłości przez teraźniejszość ku przyszłości w ogóle nie istnieje. [Augustyn z Hipony wyznawał: „Dopóki mnie nikt nie pyta, wydaje mi się, że wiem, czym jest czas; gdy jednak próbuję wyjaśnić jego istotę, jestem bezradny” ]. Niektórzy twierdzą, że czas jest tym, co sprawia, że wszystko się dzieje nie naraz, ale inni, że – właśnie naraz i że czasu nie ma! Pewien zaś filozof w XX wieku napisze: „Czas jako szczelina, przez którą widać śmierć – moją śmierć, moją zagładę. Czas – przepaść; zawrót głowy w zetknięciu z tym czasem, w którego głębi jest moja śmierć i który mnie wchłania”...
Kapłani sumeryjscy opracowali koncepcję dwunastu okresów Zodiaku i nadali odnośnym gwiazdozbiorom odzwierzęce imiona, który to system został później przejęty przez wszystkie kultury starożytne i nowożytne. A przecież w kategoriach Zodiaku przeszłość jest przyszłością i nie ma czasu linearnego, lecz istnieje tylko nieustanne pulsowanie teraźniejszości, w której jednocześnie wszystko już się stało – także cała „przyszłość”.
W Sumerze powstała kosmogonia i niejako afiliowana przy niej astronomia. Mędrcy tego kraju zdawali sobie sprawę z faktu, że we wszechświecie istnieje nieskończenie wiele układów słonecznych. Powstanie zaś naszej Ziemi w jej obecnej postaci to – według dzieła „Enuma elit” – było skutkiem tego, iż z przestrzeni kosmicznej nadleciała jakaś błędna planeta i zderzyła się z już krążącą po orbicie wokółsłonecznej planetą Tiamat, która została wytrącona ze swej elipsoidy i rozpadła się na części: Ziemię, Księżyc i liczne asteroidy. Tak zwana zaś „Lista Królów” podaje, iż w zamierzchłej przeszłości na Ziemi wylądował przybyły z przestrzeni międzygwiezdnej „naród wybrany” Annuakowie, którzy założyli pierwsze na tej planecie osiedla, a nastąpiło to właśnie w Międzyrzeczu. Z innego jeszcze pisma klinowego dowiadujemy się, że Wielki Potop, opisany później m.in. w „Pięcioksięgu Mojżeszowym”, był przewidzianym przez Annuaków wynikiem globalnej katastrofy, która nastąpiła na skutek niestabilności lodowej tarczy Antarktydy. [Potop powszechny miał miejsce w 4990 roku p.n.e., a ponieważ świat po nim – według „Biblii” – miał istnieć jeszcze tylko siedem tysięcy lat, to koniec świata musiał nastąpić, jak obliczyli bibliści, 21 maja 2011 roku.]
We wspomnianej powyżej sumeryjskiej opowieści o Gilgameszu spotykamy liczne wątki i tematy znane z o dwa tysiące lat późniejszego aramejskiego „Pięcioksięgu Mojżeszowego”: stworzenie człowieka z gliny, potop globalny, arkę Noego, górę Ararat (Nisir), kuszenie kobiety przez węża, budowę wieży Babel (po sumeryjsku ten wyraz znaczy „brama do Boga”) i dziesiątki innych paradygmatów kultur starożytnych. Thomas Carlyle („Bohaterowie”, cz.II) uważał, że włączona do Biblii „Księga Hioba” musiała powstać poza obrębem kultury hebrajskiej: „Uważam ją – pisał – za jeden z największych utworów, jakie kiedykolwiek wyszły spod pióra człowieka... Ta praca jest pochodzenia nieżydowskiego: tyle w niej panuje ogólnoludzkości, zupełnie różnej od szlachetnego nawet patriotyzmu lub sekciarstwa. Wzniosła to ksiega wszystkich ludzi!... Ani w Biblii, ani gdziekolwiek indziej nie napisano nic o takiej wielkiej wartości literackiej”... Orientaliści dziś twierdzą jednoznacznie, iż ten utwór powstał w Sumerze.
Mityczny przodek wielu narodów Bliskiego Wschodu Abraham był postacią historyczną, Sumeryjczykiem z pochodzenia, potomkiem książęcego rodu Farrah; służył jako dowódca wojskowy różnym formacjom w ziemi Kanaan, odbił m.in. z niewoli w Damaszku swego bratanka Lotha.
Sumerów cechowała głęboka religijność oraz tragiczne poczucie kruchości i przemijania wszystkiego, kapłani odgrywali w ich życiu (tak jak obecnie w Polsce) rolę kluczową, a świątynie były jednocześnie instytucjami finansowo-gospodarczymi i handlowymi. Pierwszym królem tego państwa był Gilgamesz. Można zaryzykować twierdzenie, iż podstawowym bodaj wątkiem „Opowieści o Gilgameszu” jest odwieczny i wieczny temat przemijania ludzkiego życia, tragedia nieubłaganej i nieuniknionej śmierci. Po zgonie swego przyjaciela Enkidu Gilgamesz pojął, odczuł z całą ostrością okoliczność, że przecież taki sam kres czeka i jego. To było piorunujące odkrycie:

„Biega Gilgamesz bez celu po ostępach,
Gorzko opłakuje Enkidu, swego druha.
„Ja też umrę; a wtedy i ja będę jak Enkidu.
Smutek zamieszkał w mym łonie.
Boję się śmierci, w stepy uchodzę”...

Bóstwo Utnapisztim nie mogło go jednak pocieszyć, poinformowało jedynie, że nic nie jest ważne, i że wszystko, co powstaje, musi też zginąć.

„Czyż dom budujemy, aby miał stać po wsze czasy?
Czy wystawiamy dokument, by pozostał ważny na zawsze?
Czy bracia dzielą ojcowiznę, by posiadać ją na zawsze?
Czy nienawiść wroga trwa wiecznie?
Czy rzeka z brzegów występuje, aby nieskończenie toczyć wezbrane wody?
Wielcy Bogowie wyznaczają życie i śmierć,
Ale dnia śmierci nie wyjawiają”...

Jak widać, temat śmierci, tak ważny i podejmowany przez wszystkie bez wyjątku cywilizacje, pozostaje „nieoswojony” w ciągu dziewięciu tysięcy lat udokumentowanego rozwoju ludzkości. „Nieoswojony”, ponieważ śmierć także dziś, jak przed niezliczonymi wiekami, budzi przerażenie i bezsilną na nią niezgodę w sercu człowieka. „To, że życie kończy się śmiercią, brzmi smutnie. Ale jakiż inny kres może mieć ludzkie życie?” (George Santayana). Niewiele przecież od powyżej przytoczonych rozpaczliwych słów autora „Gilgamesza” różnią się skreślone w XX wieku zdania wybitnego filozofa europejskiego: „Najbardziej fundamentalną egzystencjalną dychotomią jest dychotomia między życiem a śmiercią. To, że musi umrzeć, jest dla człowieka faktem niezmiennym, którego jest on świadom, i sama ta świadomość ma głęboki wpływ na jego życie. Śmierć jest czymś krańcowo przeciwnym w stosunku do życia, jest obca i nie do pogodzenia z doświadczeniem życia. Cała nasza wiedza o życiu nie zmieni tego faktu, że śmierć nie jest sensowną jego częścią i że nic nam nie pozostaje, jak tylko fakt śmierci zaakceptować, a zatem w odniesieniu do życia – ponieść klęskę” (Erich Fromm, „Niech się stanie człowiek”).
Dwoma największymi odkryciami ludzkości były i pozostają: odkrycie istnienia Boga i odkrycie istnienia duszy, a więc odkrycie boskiej istoty Tego-Co-Istnieje. Stały się one punktem startowym narodzin i rozwoju cywilizacji i kultury. Odkrycia te zostały dokonane prawdopodobnie jednocześnie przez Sumerów i Egipcjan. W każdym bądź razie zarówno w sumeryjskiej „Opowieści o Gilgameszu” jak i w egipskiej „Księdze Umarłych” znajdujemy rozpaczliwe pytania o istocie Boga i duszy, o tym, jak dusze żyją i komunikują się po śmierci ciała, o tym, co to jest życie i co to jest śmierć, co to jest czas i co to jest wieczność; kiedy dusza łączy się z ciałem (w chwili poczęcia czy później), czy dusze są stwarzane, czy istnieją wiecznie i może są wielokrotnie wcielane w organizmy materialne? Odpowiedzi na te pytania poszukiwali autorzy nie tylko staroegipskich ksiąg mądrości „Pert am chru”, ale i tybetańskiej „Bardo Todol”, jak też mędrcy Azteków, Greków, Rzymian, Niemców, Włochów, Francuzów, Rosjan. Mimo pozornych różnic, wynikających przeważnie z różności kategorii językowych, filozoficzne koncepcje Wschodu i Zachodu są do siebie uderzająco podobne, gdyż wszystkie są natchnione przez Boga (Logos, Niebo).
Mówiąc o pochodzeniu i trwaniu religii wypada uznać jednak, że – i nie jest to tautologią – podstawową tego przyczyną była widocznie wola Boga, a nie przenikliwość człowieka. To On stworzył człowieka na obraz i podobieństwo swoje, co też uczyniło go zdolnym do dostrzegania i przyswajania tego, co Boskie, oraz do czynnego urzeczywistniania tegoż w swym życiu i postępowaniu: Bóg zaczął żyć w człowieku, a człowiek w Bogu – bo była na to wola Boga. Nie lęk i przerażenie, nie ciemnotę mas i nie wyrachowanie kapłanów, nie fantazje i urojenia chorego umysłu, nie strach przed śmiercią i dziwne widzenia senne są więc źródłem religijnych wyobrażeń i uczuć, lecz bogopodobieństwo człowieka, jego mądrość, jego zdolność do dostrzegania rzeczywistości nie tylko materialnej (która zresztą także jest Boską), ale i duchowej, transcendentalnej, metafizycznej. A zdolność ta najwcześniej w dziejach ludzkości została nadana przez Boga prawdopodobnie Sumerom i Egipcjanom, nieco później zaś także Grekom i Hebrajczykom, Indom i Majom oraz innym narodom za pośrednictwem natchnionych proroków i mędrców. „Wiara jest potężna i życiodajna. Zaledwie jakiś naród uwierzy, a wnet staje się płodnym, podnoszącym ducha, wielkim... Najważniejszym ze wszystkiego, co może dotyczyć pojedynczego człowieka lub całego narodu, jest jego religia... Przy tym religię tworzy to, w co człowiek wierzy rzeczywiście i czynnie (często nie wypowiadając tego), co rzeczywiście i czynnie bierze do serca i uważa za pewnik w swych życiowych związkach z tym tajemniczym wszechświatem, w swoich obowiązkach i przeznaczeniach. To jest właśnie najważniejsze ze wszystkiego, co go dotyczy, co jest w nim stworzycielem i przyczyną wszystkiego innego” (Thomas Carlyle, „Bohaterowie”).
Po Sumerejczykach pozostały też imponujące teksty o tematyce etycznej i społeczno-psychologicznej. W poemacie „Ludlul bel nemeki” z około 1900 roku przed nową erą znajdujemy także dziś aktualne narzekania sprawiedliwego możnowładcy o imieniu Szubszi-Meszre-Szukkan na los tego, kto postępuje rzetelnie. Przeciwko człowiekowi sprawiedliwemu staje cały świat, wszyscy „zasadzają się” na niego, w tym król, własna rodzina, przyjaciele, kapłani, niewolnicy:

„Nawet mój Bóg mnie opuścił i odszedł.
Anioł opiekuńczy, który mi towarzyszył, oddalił się.
Opuściły mnie siły, poszarzało moje oblicze.
(...)
Wzburzone jest serce króla przeciwko mnie,
Bezbożni politycy spiskują i rzucają na mnie oszczerstwa.
Przechwalają się, że uczynili mnie żebrakiem,
Że usunęli z urzędu...
Nawet krewni mnie unikają, dla rodziny stałem się obcy,
A znajomi przechodzą na inną stronę ulicy,
I oczy odwracają, aby mnie nie pozdrowić.
Moi przyjaciele stali się moimi wrogami,
A towarzysze zabaw chłodnymi łajdakami.”

Wypełniony złem świat jest zabójczy dla człowieka prawego, obdarzonego sumieniem.

„Moje włosy zsiwiały, moja twarz jest posępna,
Złe moce skręciły mój kark i zgniotły mi pierś.
Moje oczy nie widzą światła, a uszy nic nie słyszą.
Strzały zmartwienia przebijają moje serce.”

I nie ma drogi ratunku, gdyż nawet sam Bóg wydaje się być bezradnym wobec z woli Nieba istniejących cierpień człowieka, a życiem rządzi nieubłagana Konieczność..

„To samo w oczach człowieka a w oczach Boga wygląda inaczej.
Co człowieka cieszy lub oburza, dla Boga jest niczym.
Któż zrozumie zamiary Boga na Jego wysokości?
Kto pojmie Jego wolę i zamysły?
Oto ten, kto dziś żyje, jutro jest trupem i kupą gnoju,
Kto dziś śpiewa i tańczy, jutro leży w grobie”.

I to jest najstraszliwszą tajemnicą świata, że dobrego i złego spotyka ten sam bolesny, a więc „niesprawiedliwy”, w każdym zaś razie nieubłagany los.
Warto jeszcze wskazać na następujące fakty. Starożytni Grecy potrafili praktycznie posługiwać się liczbami do granicy 10 000, pojęcie miliona nauka europejska na dobre opanowała w wieku XVII, a tymczasem Sumerowie – jak wynika ze znalezisk archeologicznych – prowadzili rachunku do liczby 195 955 200 000 000! Znali też twierdzenie zwane w Europie „twierdzeniem Pitagorasa”, jak również liczbę „pi” (stosunek długości okręgu do jego średnicy), zwaną żartobliwie „ludolfiną”, ponieważ w Europie obliczył ją dopiero w XVI wieku Ludolf van Ceulen.
W Państwie Sumerów kwitło rolnictwo, sadownictwo, hodowla ryb, ogrodnictwo, medycyna, odbywały się publiczne dyskusje literackie, filozoficzne, naukowe, jak też rozprawy sądowe. Zasady etyczne Sumeru zobowiązywały ludzi do wzajemnej pomocy i życzliwości; nakazywały bezwzględny szacunek dla rodziców, szczególnie dla matki; brały w obronę słabszych, biednych, sierot, wdów; kategorycznie potępiały jakiekolwiek dewiacje seksualne, łącznie z pederastią, jak też nadużywanie wina; krzewiły kult życia rodzinnego („tylko pies nie zna swego domu”).
Odczytano liczne interesujące przysłowia i porzekadła tego narodu, przejęte później m.in. przez Hebrajczyków, Dorów, Greków, inne narody starożytne.
„Kto ma wiele srebra, może być szczęśliwy; kto ma wiele zboża, może być zadowolony; lecz spokojny sen ma tylko ten, kto nie ma nic.
– Dokuczliwa żona w domu przyprawia męża o próchnicę kości.
– Szczęście w ożenku, jeszcze większe – w rozwodzie.
– Kto pracuje jak pan, żyje jak niewolnik; kto pracuje jak niewolnik, żyje jak pan.
– Rude czy plamiste, suka jednakowo kocha swe szczenięta”.

* * *

Po kilku tysiącach lat państwo Sumerów przestało istnieć, na jego gruzach (i na jego podstawie!) powstała Babilonia. Kolejne fale coraz to nowych najeźdźców nawarstwiały się na siebie, powstawały kolejno na miejscu dawnego Sumeru państwa Kasytów, Hurytów, Asyryjczyków, Aramejczyków, Persów, Osmanów, Turków.
Królestwo Sumerów uległo zagładzie na skutek jakiegoś straszliwego kataklizmu. Ostatnie teksty tej kultury, jak np. „Tren o zagładzie miasta Ur”, opisują masowe wymieranie ludności, przytaczając obraz agonii uderzająco podobny do procesu umierania ludzi na skutek napromieniowania po wybuchu bomby atomowej; taki jest też obraz zniszczeń w przyrodzie i w infrastrukturze miejskiej. Sumerowie, którym udało się przeżyć tę zagładę, rozproszyli się, a poszczególne ich grupy zainicjowały już na nowym miejscu rozwój wielkich kultur Asyrii, Akadu, Hetytów, Chin. Oni też uchodzą za przodków Aryjczyków, którzy zorganizowali potężne królestwa na półwyspie Hindustanu, a później rozsiedlili się również na rozległych terenach od Chin i Persji przez Azję Środkową, Kaukaz, Ukrainę aż do Skandynawii. Widocznie jedną z tajemnic pozostałych po nich jest jedno z kilku najstarszych miast świata, czyli Baalbek w Libanie, którego olbrzymia świątynia została zbudowana z kamiennych bloków ważących po około 800-1000 ton każdy; żeby choćby ruszyć z miejsca taki blok, potrzeba 43 000 ludzi; do dziś nie ma urządzeń technicznych umożliwiających taki wyczyn.
W owej siwej przeszłości tkwią korzenie świata współczesnego. Naukowcy węgierscy, tureccy i fińscy wskazują na uderzające, nie mogące być przypadkowym, podobieństwo słownictwa swych języków do leksyki sumeryjskiej, a w podręcznikach szkolnych z historii Węgier i Turcji podaje się wprost, iż ich przodkowie zamieszkiwali Międzyrzecze Tygrysu i Eufratu... Na terenie Rumunii znajdują się prastare budowle podobne do słynnego Stonehange w Wielkiej Brytanii oraz do rytualnych budowli Indian Ameryki Łacińskiej. Niektórzy historycy nie wykluczają więc możliwości, iż przed wieloma tysiącami lat Sumerowie przenieśli elementy swej cywilizacji zarówno do Europy, jak i na ląd amerykański.

* * *

Asyryjczykom, w pewnym sensie „dziedzicom” Sumeru, – jak wynika z pradawnych pamiętników pisanych – nie była obca nauka o Jedynym Bogu. Ten kraj, położony w międzyrzeczu Tygrysu i Eufratu, na terenie dzisiejszego Iraku, był najstarszym państwem, potężnym imperium, trzymającym w posłuszeństwie Medów, Chaldejczyków, Babilończyków oraz inne starożytne ludy tego regionu. Jeden z asyryjskich królów posiadał bibliotekę liczącą 30 tysięcy tabliczek i był niewątpliwie człowiekiem oczytanym i wykształconym, co mu wszelako nie przeszkadzało kazać zdzierać skórę z żywych ludzi – morderców, złodziei, pederastów i cudzołożników. To państwo i jego kultura istniały przez kilka tysięcy lat. Około 650 roku p.n.e. dookoła stołecznej Niniwy wzniesiono mury obronne wysokie na 30 metrów, nad którymi górowały dwukrotnie wyższe baszty. Grubość murów wynosiła od 15 do 20 metrów; w górnej części tej konstrukcji, posiadającej 15 bram, przebiegał szlak, po którym równolegle mogło się poruszać od czterech do sześciu wozów bojowych; długość zaś tej otaczającej miasto budowli wynosiła ponad 10 km. Wewnątrz wznosiły się dwie gigantyczne świątynie czcicieli boskiego Ognia, kilka pałaców, w tym królewski, liczne rzeźby i monumenty. Nad Tygrysem zbudowano zapory i wały przeciwpowodziowe. Niniwa była twierdzą nie do zdobycia, a jednak padła na skutek zbytniej pewności siebie jej gospodarzy; w 612 roku p.n.e. dumne miasto zostało zdobyte przez Medów, przodków dzisiejszych Irańczyków.
Bliskowschodnie cywilizacje aryjskie wywarły wielki wpływ na kształtowanie się światowych religii i systemów etyczno-prawnych. H.W.F. Saggs przytacza w swej książce „Wielkość i upadek Babilonii” liczne paralele, czy raczej zapożyczenia, w „Biblii” zaczerpnięte z o tysiące lat wcześniejszych tekstów asyryjsko-babilońskich i sumeryjskich. Niekoniecznie jednak musi to być świadectwem „plagiatu”. Chodzi o to, że kultura starożytna w ogóle nie znała tego pojęcia, a w każdym razie nikt wówczas nikomu plagiatu nie zarzucał. Poważnej i głębokiej mentalności starożytnych było bowiem obce zarówno gorączkowe silenie się na „oryginalność”, jak i zawistne tropienie cudzych dokonań oraz zazdrosne chronienie własnych idei i myśli. Wszystko to uważano za „rzecz brzydką i zwyczaj sromotny”, a raz wypowiedziana mądra myśl natychmiast stawała się dobrem należącym do wszystkich – ku zadowoleniu i „słusznej dumie” autora. Powtarzana, uzupełniana, modyfikowana, rozbudowywana była przez każdego, kto tylko był do tego zdolny. Myśliciel czuł się – i był – ogniwem w złotym łańcuchu wielkiej wspólnej tradycji intelektualnej. „Powtarzał” na swój sposób idee cudze, lub samodzielnie na nowo je odkrywał, i był dumny, jeśli to samo działo się z jego pomysłami. [ Szereg badaczy uważa np., iż cała „Piąta Księga Mojżeszowa” (Deuteronomium) stanowi skrótową i uproszczoną wersję „Kodeksu Hammurabiego”. W pewnej świątyni w Babilonie, zanim uległa zniszczeniu przez najeźdźców amerykańskich i polskich w 2002 roku, można było odczytać wyryte w kamieniu zdania:
„Jeśli obywatel obywatela oskarżył i morderstwo mu zarzucił, a nie udowodnił mu tego, gołosłownie oskarżający zostanie zabity...
– Jeśli obywatel mienie świątyni lub pałacu skradł, obywatel ten zostanie pozbawiony życia, a ten, który rzecz skradzioną w ręce swe przyjął, także zostanie zabity...
– Jeśli w domu obywatela wybuchł pożar, a inny obywatel, który go ugasić nadbiegł, na dobytek pana domu podniósł swój wzrok i dobytek pana domu zabrał, człowiek ów w ogień ten wrzucony zostanie...
– Jeśli syn ojca swego uderzył, rękę mu utną...
– Jeśli obywatel drugiemu obywatelowi oko wybił, oko mu wybiją...
– Jeśli kość obywatela ktoś złamał, także mu kość złamią...
– Jeśli obywatel córkę obywatela uderzył i sprawił, że kobieta ta zmarła, córkę jego zabiją...
– Jeśli murarz obywatelowi dom zbudował, a go odpowiednio nie umocnił i dom się zawalił, powodując śmierć właściciela domu, murarz ten zostanie zabity”... ]
Słabe było wówczas i poczucie „oklepania” różnych prawd niewątpliwych, w przeciwieństwie do naszego wieku, kiedy to nawet najmądrzejsza myśl, jeśli nie jest „nowa”, bywa zaraz okrzykiwana za banalną, a najprymitywniejsza bzdura bywa z cmokaniem oblizywana ze wszystkich stron i powtarzana tylko dlatego, że nikt wcześniej na nią nie wpadł. Starożytna kultura, której obce było pozerskie słaboglowie, przesiąknięta była przekonaniem, że to, co mądre i szlachetne, co służy samopoznaniu i rozwojowi człowieka, nie stanie się „oklepane”, nawet jeśli zostanie powtórzone tysiące razy. „Wszystkie wielkie umysły zawsze podobnie sobie coś myślały w obliczu oglądu i nie traciły go z oczu podczas myślenia. Poznaje się to między innymi po tym, że nawet skrajnie się różniąc bardzo często się zgadzają jednak i spotykają znów, gdy idzie o sprawy szczegółowe, mówią bowiem bez wyjątku właśnie o tej samej rzeczy, którą wszyscy mieli przed oczami: o świecie, o naocznej rzeczywistości; co więcej, do pewnego stopnia mówią nawet wszyscy to samo, a inni nigdy im nie wierzą. Widać to dalej po trafności, oryginalności wyrażenia, po jego stałym dopasowaniu do samej rzeczy, bo wyrażenie to przyniosła naoczność; po naiwności wypowiedzi, po nowatorstwie obrazów, po uderzającej trafności porównań, co cechuje bez wyjątku dzieła wielkich umysłów, a czego stale brak innym, wobec czego stoją im do dyspozycji tylko banalne zwroty i wyświechtane obrazy, a nie pozwolą sobie nigdy na naiwność, gdyż zagraża to obnażeniem ich smętnej pospolitości, ale za to się mizdrzą” (A. Schopenhauer, „Świat jako wola i przedstawienie”, t. I).
Jeśli idzie o myśl etyczną, to właśnie w źródłach sumeryjskich, babilońskich, asyryjskich znajdujemy idee, spostrzeżenia, wnioski, sugestie, które później występują w kulturze Greków i Hebrajczyków, Rzymian i Persów, jak też w tekstach chrześcijańskich i mahometańskich. Że wspomnimy tu garść idei etycznych Sumeru:

„Bądź posłuszny słowom matki twojej, jak słowom Boga.
– Bądź sprawiedliwy, ale nikogo nie potępiaj.
– Ludzie są fałszywi i kłamliwi.
– Kobieta bez męża jest podobna do roli pozbawionej uprawy.
– Mężczyzna, który nie ma żony ani dzieci, musi siedzieć na łańcuchu.
– Pochlebiaj młodemu człowiekowi, a da ci wszystko, czego zapragniesz.
– Kto nie pił wina, nie wie, co w życiu jest dobre.
– Członek cudzołożnika wart jest sromu cudzołożnicy.
– Poczęcie jest rozkoszą, ciąża kłopotem.
– Biedni nie mają prawa głosu.
– Jeśli ktoś powie ci coś przykrego, nie odpłacaj pięknym za nadobne, bo może to mieć poważne następstwa.
– Kto sypia z żoną bliźniego, dopuszcza się wielkiej niegodziwości i grzechu.
– Kto rzuca oszczerstwa, sam jest godny potępienia.
– Kto gnębi poddanych, słabych wydaje na pastwę silnych, jest niegodziwcem.
– Życie żebraka, bez zobowiązań wobec społeczeństwa, też ma swoje zalety.
– Zdarza się, że ludziom dobrze się wiedzie, choć nie są pobożni.
– Wyroki Boskie są dla ludzi niepojęte.
– Bezbożników w końcu spotyka zasłużona kara.
– Bóg w końcu wynagradza pobożnych.
– Nie czyń zła, a nie będziesz musiał lękać się Boga.
– Nie mów źle, a smutek nie wnijdzie do twego serca.
– Nie postępuj źle, a nie będziesz stale w kłopotach.
– Bądź przezorny, a Bóg będzie z tobą.”

Jak głosi legenda, na nagrobku króla asyryjskiego Assurbanipala (Sardanapala) wyryte były słowa, odzwierciedlające nader hedonistyczną filozofię życiową tego słynnego monarchy: „Tyleć ja mam, ilem zjadł, naużywał do woli i uciech zaznał miłosnych”. To też swoista mądrość życiowa, później odbita także m.in. w jednym z ustępów „Księgi Koheleta”.

* * *

Z kolei Babilon (Bab-ilon) został założony przez Amorytów w XIX wieku przed Chrystusem, a podbity przez Asyrię w VII wieku p.n.e., lecz na krótko, ponieważ już w 612 roku p.n.e. Chaldejczycy rozgromili Asyryjczyków, a w 129 p.n.e. Babilon padł łupem Partów. Sic transit gloria mundi. Ale kultura tych państw budzi podziw do dziś.
W tekstach babilońskich (np. w eposie o Atrachazisie) spotykamy m.in. wątki socjalno-eutanazyjne:

„Ziemia stała się szeroka, jej mieszkańcy liczni...
Czyniony przez nich tumult gnębił Boga;
Enlil usłyszał ten hałas,
Zawołał do wielkich Bogów:
„Zgiełk rodzaju ludzkiego stał się nie do zniesienia,
Ten hałas nie daje mi spać”...

Wobec tej deklaracji bogowie podjęli wcale racjonalną decyzję zesłania na ludzkość potwornego głodu, aby zredukować nadmierną liczebność tego odrażającego gatunku. Bogowie wstrzymali wody, nie pozwolili obrodzić pszenicy. Przez sześć lat trwał straszliwy głód, aż ludzie posunęli się do kanibalizmu, zjadali sąsiadów, krewnych, własne dzieci.

„Gdy nadszedł rok szósty, zaczęto córkę przyrządzać na posiłek,
Dziecko przyrządzano jako pożywienie...
Jedna rodzina pożerała drugą”...

Okazało się, że aby nie dochodziło do ludożerstwa, powinno się liczebność ludzkości regulować. W eposie „Atrachazis” ludzkość ponownie się – dzięki życzliwości bogów – rozmnożyła i znów stała się nieznośna w swej nieprawości; na co bogowie zareagowali, jak zawsze, adekwatnie:

„Zaraza położy kres tym hałasom!
Jak burza sprowadzi na nich bóle, zawroty głowy, dreszcze i gorączkę.
Aż się opamiętają”...

A gdy dobrzy bogowie ulitowali się nad ludźmi ponownie, ci znów stali się dokuczliwi i aroganccy, i nie było na nich żadnej innej rady, jak spowodowanie powszechnego potopu.
Autorzy babilońscy ubolewali m.in. nad nieustającą wrogością i wojnami między ludźmi: „Oto podniosła się bogini Niezgody, która znajdowała się w wieży Złej Rady i obudziła Bezmyślny Gniew, Pożądliwość, Ślepą Zajadłość i Żądzę Zemsty. I one to chwyciły za broń wszelkiego rodzaju i przepędziły w haniebny sposób spośród siebie Rozum, Sprawiedliwość, Pobożność i Umiarkowanie”... Wydaje się, że także dziś te słowa sprzed ponad pięciu tysięcy lat zachowują swą aktualność i głęboki sens metaforyczny.
Pod koniec drugiego tysiąclecia p.n.e. mędrzec o imieniu Saggil Kinam Ubbit ułożył dzieło zwane „Teodyceą babilońską”, w którym znajduje się wiele głębokich rozważań nad złem zakorzenionym w świecie i nad możliwością jego złagodzenia. Autor dziwi się, dlaczego to bogowie nie nagradzają dobra i nie karzą zła, dlaczego „ci, którzy zaniedbują bogów, cieszą się pomyślnością, a ci, którzy modlą się do nich, kują biedę”. I nie znajduje odpowiedzi. Stwierdza też ze smutkiem, iż „ludzie wychwalają sąd człowieka silnego, nawet jeśli jest mordercą, a poniżają łagodnego, który nikogo nie krzywdzi; popierają podłych obdarzonych majątkiem i władzą, a prześladują sprawiedliwych, którzy nikogo nie uciskają”. Sprawiedliwi nie mają opiekunów, są osamotnieni i prowadzą życie godne politowania. Mogą polegać jedynie na sobie, nie powinni liczyć na innych ludzi, na ich wdzięczność i życzliwość, gdyż ci, przyjmując dobrodziejstwa, przeklinają swego dobroczyńcę i nastają na jego życie. W tymże dialogu znajdujemy opis stworzenia człowieka z gliny i inne koncepcje spotykane później w „Starym Testamencie”.
Z kolei babilońskie „Rady mędrca”, powstałe około 1500 roku p.n.e., zawierają m.in. następujące pouczenia „ojca” skierowane do swego symbolicznego „syna”:
„Milcz, niech twoje wargi będą strzeżone, a twa mowa oszczędna.
– Nie bluźnij i nie kłam, bo każdy plotkarz jest przeklęty.
– Nie oddawaj złem człowiekowi, który cię napastuje.
– Odwzajemniaj się dobrem i łagodnością swemu prześladowcy.
– Bądź sprawiedliwy nawet wobec swego wroga.
– Daj chleba głodnemu, a wina spragnionemu.
– Nie odmawiaj, gdy cię proszą.
– Nie chadzaj krętymi a nieznanymi drogami.
– Cokolwiek ludzie czynią, nie trwa to długo, wszystko ma swój kres, bądź więc dla nich życzliwy i nie sądź surowo.
– Jeżeli władca nie utrzyma w kraju sprawiedliwości, to wszystko pogrąży się w chaosie i zniszczeniu. Jeżeli nie zachowa swych dostojników, życie jego niebawem się urwie. Jeżeli nie usłucha swych doradców, naród się zbuntuje. Jeżeli otoczy się łajdakami, kraj zostanie rozkradziony i zginie. Jeżeli odbierze złoto Babilończykom i złoży je w swoim skarbcu, to Marduk, Pan nieba i ziemi, ześle na niego wrogów, którzy zabiorą mu jego majątek, jego żonę, jego dzieci i samo jego życie”.

* * *

Także w okresie późniejszym powstawały na tych ziemiach rozmaite teksty akadyjskie, hetyckie, asyryjskie z II tysiąclecia p.n.e., w których czytamy m.in. następujące zdania o charakterze dydaktycznym:
„Nie czyń zła, a nie doznasz trwałego cierpienia.
– Dawno i dawniej żyło się jak zawsze.
– Zachowaj się właściwie, a nie dotknie cię przykrość.
– Kłótnia powstała wśród niewolników, oszczerstwo – wśród fryzjerów.
– Niestety, słowo grzesznej niewiasty góruje w sądzie nad słowami jej uczciwego męża.
– Nie powtarzaj rzeczy złych, mów tylko to, co dobre.
– Powstrzymaj swe usta, czuwaj nad swym językiem.
– Jeśliś rozumny, okazuj swój rozum ze skromnym umiarem.
– Nie szukaj miejsca kłótni.
– Nie udzielaj rad przewrotnych.
– Jeśli dostrzeżesz kłótnię, obejdź to miejsce.
– Wrogowi odpłać dobrem, przestępcy okaż sprawiedliwość.
– Przeciwnikowi swemu nie wyrządzaj zła.
– Nie żeń się z nierządnicą, która ma tysiące mężów; cześć i uległość nie istnieją dla niej; jeśli wejdzie do twego domu, wyprowadź ją stamtąd, albowiem umysł jej jest zwrócony ku obcemu mężczyźnie; legnie w gruzach dom, do którego ona wstąpi, a mąż jej nie zazna spokoju.
– Gdy ktoś lży cię, nie odpowiadaj mu tym samym.
– Ktokolwiek dopuszcza się oszczerstw, spadnie na niego kara Boża.
– Nie opowiadaj podłości, opowiadaj, co dobre.
– Nie wypowiadaj słów swego serca, nawet gdy jesteś sam.
– Co teraz wypowiesz bez namysłu, będziesz później cofał i żałował.
– Jeżeli król nie będzie przestrzegał prawa, jego kraj zostanie spustoszony.
– Bogobojność rodzi dobrobyt, ofiara przedłuża życie, a modlitwa uwalnia od grzechu.
– Nie ufaj zbytnio mocy swojej modlitwy, Bóg może odwrócić się od tego, co wychodzi z ust twoich.
– Wielb Pana Mądrości!
– Ten, kto się wywyższa, dozna poniżenia.
– Kto uważa się za potężnego, zostanie powalony, a kto mówi, że jest słaby, stanie się mocny.
– Bądź wesołego serca, bo ten, kto jest posępny, ściąga na siebie niepowodzenia.
– Śpiący i zmarły są podobni do siebie.
– Kto śpi z żoną drugiego, tego zbrodnia jest ciężka.
– Kto nieprawdziwie donosi na współobywatela, tego zbrodnia jest ciężka.
– Kto spotwarza, kto rozmawia o rzeczach nieprzyzwoitych, kto innych wytyka palcem – tego zbrodnia jest ciężka.
– Któż zrozumie zamysły Boga na niebie?”



CYWILIZACJA ARYJSKA



W VI – IV tysiącleciu przed narodzeniem Chrystusa na olbrzymich połaciach tak zwanego Wielkiego Stepu, rozciągającego się od Dunaju, Dniepru i Wisły na zachodzie, Skandynawii na północy, do Południowej Syberii, Uralu, Mongolii, Północnych Chin i Jakucji na wschodzie i Oceanu Indyjskiego na południu kształtowała się zadziwiająca cywilizacja, tworzona przez liczny superetnos, obdarzony niezwykłą energią kulturotwórczą. Ziemie przez się zamieszkane nazywał Arianą. W trzecim tysiącleciu przed n.e. był już zdolny do zakładania dobrze zorganizowanych księstw (np. Elam) i zaczął spisywać pismem klinowym swe pierwsze teksty filozoficzne, historyczne, teologiczne, medyczne, poetyckie. Godłem państwowym niektórych księstw aryjskich był równoramienny krzyż z symbolem słońca pośrodku, jak też orzeł o dwu głowach, który tysiąclecia później „przeleciał” do Bizancjum, Austrii, Serbii, Albanii, Rosji. W tymże okresie mieszkaniec Ariany posiadł i skutecznie zastosował sztukę wytapiania metali, wynalazł proch, skonstruował wozy bojowe na kołach ze sprychami, zaczął uprawiać rolę, udomowił dzikiego konia. Te, jak też mnóstwo innych wynalazków dokonanych przez Ariów (Aryjczyków), trafiały z biegiem stuleci razem z wędrówkami ludów aryjskich nie tylko do Chin, Indii i Mongolii, ale także do Azji Mnieszej, Śródziemnomorza, Egiptu, Europy Północnej. Na terenie Południowego Uralu archeolodzy znajdują ogromną ilość rozmaitych wyrobów i doskonałych narzędzi, produkowanych tu na masową skalę w drugim tysiącleciu p.n.e., z charakteru zaś tej kultury materialnej i jej wysokiego poziomu technologicznego wnioskować można, że musiały być wynikiem co najmniej paru tysięcy lat poprzedzającego rozwoju cywilizacji.
Kształt czaszek i szkieletów (jednolity w tym okresie na całym wskazanym powyżej rozległym terenie!) tych ludzi wskazuje, iż była to populacja europeoidalna, należąca do typu nordycznego, jasnowłosa, niebieskooka, wzrostu średniego i wysokiego. Źródła pisane z II tysiąclecia przed Chrystusem nazywają ich Ariami, a sam kraj Arianą (Eran, Arjanam). Zachowały się też podania o tajemniczej Krainie Północy, zwanej Szambala, czyli „Państwo Boże”, które niektórzy umieszczają w Tybecie, inni w górach Ałtaju, Pamiru czy Zabajkala, a jeszcze inni – na terenie obecnych Danii, Norwegii, Szwecji czy Polskiego Pomorza (waleczni Wikingowie to ponoć pozostałość po nich).
Niektórzy badacze uważają, że kolebką pradawnej cywilizacji aryjsko – hiperborejskiej był nieistniejący obecnie kontynent, leżący ongiś w miejscu dzisiejszej Arktyki. Jeszcze Pliniusz Starszy w „Historii naturalnej”, a przed nim m.in. Pitagoras, Platon i inni autorzy greccy, zaznaczali, że w Hiperborei słońce nie zachodzi przez pół roku, klimat jest łagodny, ludność nie wie, co to są choroby, niezgoda, wrogość między ludźmi. Tamtejsi mieszkańcy byli rozumni i sprawiedliwi, uczciwi i słowni, wydoskonaleni w naukach i rzemiosłach, posiadali cudowne bronie i aparaty latające. Flamandczyk Gerhard Mercator, wybitny geograf i astronom XVI wieku, bazując na wcześniejszych źródłach i materiałach, przechowywanych w zamkniętych przed profanami zbiorach, umieścił na swej mapie świata kontynent „Hiperborea” – tam, gdzie dziś znajduje się biegun północny. Kontynent ten, prawdopodobnie na skutek jakiejś globalnej katastrofy (około 11 tysięcy lat temu), jak np. zmiany osi obracania się Ziemi, częściowo zatonął, częściowo uległ oblodzeniu, a ci jego mieszkańcy, którzy się uratowali, zostali zmuszeni na skutek drastycznego załamania się klimatu do przeniesienia się na inny ląd i wyruszyli w kierunku południa, szukając nowych miejsc zdatnych do zamieszkania. Ten exodus Ariów stanowi w oczach współczesnej nauki fakt niepodważalny. Większa ich część osiadła na terenie Hindustanu, inna – na Bałkanach i indziej. Później, po około trzech tysiącach kolejnych lat, gdy klimat na Północy ponownie się ocieplił, nastąpiły fale cofające się, jakby reemigracje ludności aryjskiej. Przy czym jedni Ariowie udali się na północ Europy, dokąd ciągnęła ich pamięć genetyczna, drudzy zakorzenili się w Europie Środkowej, na Uralu, Ałtaju, Syberii i Czarnomorzu, dając początek przede wszystkim ludom słowiańskim i bałtyckim, których języki, podania, wierzenia są uderzająco podobne do indyjskich. W pradawnych przekazach z terenu Indii zawarte są sugestie, iż Ariowie przybyli na Ziemię z gwiazd Wielkiej Niedźwiedzicy i Plejad, co można interpretować jako metaforyczny obraz Północy, terenów podbiegunowych, gdzie te gwiazdozbiory są widoczne szczególnie jaskrawo i wyraziście. W szeregu starożytnych tekstów Indii, Chin, Egiptu, Korei zawiera się informacja o wielkim wyjściu północnych narodów ze swych tradycyjnych siedzib hiperborejskich w kierunku Południa.
Być może byłoby celowe nazywać Ariów Protoindoeuropejczykami, którzy dali początek dziesiątkom późniejszych narodów. Niektórzy badacze przypuszczają, że Ariowie – Hiperborejczycy są tożsami z mieszkańcami legendarnej Atlantydy, którzy m.in. uprawiali eksperymenty genetyczne, łącznie z klonowaniem i hybrydyzacją międzygatunkową, posiadali olbrzymią wiedzę w różnych gałęziach nauki i technologii. Nie przypadkiem poszukiwaniem dawnej Hiperborei, Szambali i Atlantydy zajmowali się nie tylko starożytni Grecy i Rzymianie, ale też późniejsi władcy Imperium Brytyjskiego, Trzeciej Rzeszy, Związku Sowieckiego, Stanów Zjednoczonych, wysyłając tajne wyprawy naukowe pod egidą służb specjalnych do Arktyki, Norwegii, Ałtaju, Tybetu, na półwysep Kola, do gór Uralskich; wszędzie szukano pozostałości po jakiejś pradawnej, wysoko rozwiniętej cywilizacji, o której istnieniu nie wątpiono. Odkryto też szereg zadziwiających obiektów. Na Ałtaju, w regionie Górnej Szorii, zlokalizowano cyklopiczne budowle, mury mające u podstaw 12 metrów szerokości, wznoszące się na wysokość do 60 metrów, a złożone z idealnie do siebie dopasowanych bloków z czerwonego i szarego granitu, każdy z których waży od kilkuset do 2 tysięcy ton. A całość jest ulokowana na ściętym szczycie góry wysokiej na tysiąc metrów. Dziś wykonanie takiej budowli z takiego budulca byłoby niemożliwe, lecz kto i jak dokonał tego przed tysiącami lat w obwodzie kiemierowskim? Odpowiedzi nie ma.
Nieopodal uralskiego Czelabińska znajduje się megalityczne obserwatorium astronomiczne wysokie na 3,5 m, wzniesione w IV tysiącleciu p.n.e.; podobne do Stonehenge, lecz znacznie od niego większe, bardziej złożone, a zbudowane z kamiennych płyt, ważących od kilku do kilkunastu ton każda. Tamże, obok obiektu „Megalit nr 1”, odkryto najstarszy znany piec do wytopu miedzi. Na półwyspie Kola znaleziono pod ziemią olbrzymie sztuczne labirynty o trudnym do określenia przeznaczeniu, liczące sobie kilka tysięcy lat. Ich hipotetycznymi twórcami mieli być Hiperborejczycy; na tych obiektach prowadziły sekretne badania liczne wyprawy naukowe NKWD, a Trzecia Rzesza usiłowała ogromnym nakładem sił zająć te tereny, by zdobyć dostęp – jak wierzono – do pozostałości po starożytnej cywilizacji hiperborejskiej i jej tajemnej wiedzy. Należy w tym miejscu podkreślić, że towarzystwa okultystyczne obecnie zakładają, iż praojczyzną rasy aryjskiej i całej ludzkości były tereny obecnej Karelii i Północna Rosja. Dziś wstęp do podziemnych miast wyspy Kola jest zakazany.
Także na półkuli południowej znajdują się tajemnicze budowle, których wzniesienie przypisuje się rasie aryjskiej, jak np. na Cejlonie święta góra Sigiria, na której wysokim na 300 metrów szczycie spoczywa piramida uskokowa i ruiny gigantycznej świątyni zbudowanej przed kilkoma tysiącami lat z wielotonowych sztucznych bloków, których nawet obecnie z zastosowaniem najnowocześniejszej techniki podnieść i tak precyzyjnie ułożyć byłoby niepodobieństwem.
Historyk Michał Kościński uważa, że to rasa słowiańska należy do najstarszych i wywiodła się bezpośrednio z północnoeuropejskich Hiperborejczyków. Olbrzymi sakralny kompleks słowiański Arkona na Rugii był tak wpływowy, że płaciły mu daninę wszystkie okoliczne królestwa; przez parę tysięcy lat na przełomie starej i nowej ery Słowianie przewyższali pod względem kultury i ucywilizowania zarówno Celtów, jak i Germanów. Podobnie jak Hebrajczycy ze swym plemiennym bożkiem Jahwe, także dawni Słowianie byli za pan brat ze swymi bogami, nawet z gromonośnym Piorunem, spierali się z nimi, rozmawiali, szli o zakład, a nawet wspólnie popijali miód i się bawili. Później Słowianie – w przeciwieństwie do Żydów – pozbyli się tak szokujących wyobrażeń antropomorficznych, a ich sakralne teksty albo zostały popalone przez wyznawców „religii miłości”, albo do dziś są ukrywane w tajnikach najważniejszych bibliotek świata.

* * *

Pradawny etnonim „Aria” z reguły bywa interpretowany jako „szlachetny”, „dostojny”, „zajmujący wysokie położenie”, ale też jako „nasz”, „swój”, przeciwstawny obcemu. Była to więc samonazwa etnosu świadomego swego znaczenia, siły i wartości; choć z drugiej strony można ten wyraz interpretować jako „oracz” (białoruskie „araty”, „arać”), czyli ktoś, kto już nie jest koczownikiem, lecz oraczem, osiadłym rolnikiem, posiadającym sztukę uprawiania ziemi. Ciekawe, iż mongoloidalni Ugrofinowie, odwieczni wrogowie Aryjczyków, nazywali ich „Oria”, czyli „rozbójnicy”, „obcy”, „wrogowie”; (może stąd późniejsze „wrag”, „Wareg”, „worah”, „wróg”). Nie ma w tej materii na razie zupełnej jednoznaczności i zgody między naukowcami.
[Przez szereg stuleci rzeczownik „Aryjczyk” czy przymiotnik „aryjski” znajdowały się w normalnym, powszechnym obiegu naukowym. Znajdują się zresztą także dziś m.in. na Litwie i Łotwie, w Finlandii i Estonii. „Encyclopedia Britannica” (vol. 2, p. 558, London 1966) podaje: „Aryan, a Sanskrit word meaning „noble”, was once commonly used to refer to the entire family of languages now known as “Indo-Europeen”. Encyklopedia zaznacza jednak, że ze względu na sprofanowanie tego pojęcia przez nazistowskich uczonych niemieckich w XX wieku i zanieczyszczenie tej neutralnej kategorii naukowej domieszkami politycznego rasizmu i nacjonalizmu, zaprzestano jej używania i dotychczas miewa ona konotację moralnie negatywną. Lecz wypada zapytać, czy np. chrześcijaństwo, islam, inne wielkie religie nie były nadużywane w celach politycznych przez różnej maści szaleńców, cwaniaków, zbrodniarzy, ciemniaków? Czy w imieniu Chrystusa nie spalono żywcem w potwornych męczarniach tysięcy ludzi, nie wymordowano w Ameryce i Afryce dziesiątków milionów, nie wynaleziono takiej potworności, jak kolonializm? A w imieniu Mahometa czyż nie zabijano i się nie zabija tysięcy i tysięcy „niewiernych”? Skoro Hitler i Lenin byli katolikami, to może należy zakazać publikowania i czytania „Ewangelii”, a kościoły chrześcijańskie ogłosić za organizacje zbrodnicze i zakazać ich działalności, jak to uczyniono po tzw. Wielkiej Rewolucji Francuskiej?
Dodajmy, że takimże absurdem jest zakaz w wielu krajach używania wizerunku swastyki, bo on się komuś źle kojarzy. Profesor Hajo Holborn w pomnikowej „Encyclopedia Americana” (vol. 26, p. 91) odnotowuje: „The swastika has been found as an ornamental pattern in Europe since the Bronze Age and in Asia since the 3d millenium before Christ. The word is Sanskrit in origin. It was also used by Polinesians and North American Indians… It is usually interpreted as a sun or fire symbol, but in Norse mythology it may have symbolized the hammer of the god Thor…Swastika was an Aryan symbol”… Nie tylko. U Indian Nawaho swastyka symbolizuje bóstwa wiatru i deszczu. Wkraczanie tedy nierozumnej, wynikającej z ignorancji, „poprawności politycznej” na teren nauki jest pożałowania godnym absurdem].

* * *

Istniej punkt widzenia, (prezentowany przez szereg poważnych uczonych niemieckich, francuskich, ukraińskich, białoruskich, rosyjskich, irańskich), że rasa aryjska z Wielkiego Stepu była twórczynią niemal wszystkich fundamentalnych osiągnięć cywilizacyjnych, w tym wynalazków technicznych i technologicznych, wszystkich sztuk, w tym architektury, rzeźby, muzyki.
Chińczyków zadziwiał wygląd zewnętrzny ich północnych sąsiadów, zwanych Dinlinami: błękitnookich, jasnowłosych, o jasnej karnacji, którzy z usposobienia byłi wierni, otwarci, szczerzy, uczciwi, pracowici, odważni, zawsze dotrzymujący przyrzeczeń. Starożytna kronika chińska „Sin Tan-szu” donosiła o „ludziach Północy”: „Są oni przeważnie wysokiego wzrostu, mają rude włosy, rumiane twarze i niebieskie oczy; czarne włosy uważają za zły znak”. Księga zaś „Tajpinchuańjujtszi” dodawała: „Ich ciała są masywne i wyniosłe, o czerwonych włosach i zielonych oczach. Czarnowłosych spośród siebie nazywają „nieszczęśliwymi”. Kronikarze chińscy niekiedy zaznaczali, że wzrok Ariów, nieco zezujący i niesamowity, przypominał oczy rysia czy kota tuż przed atakiem.
W Tybecie zachowała się pamięć o Tocharach, czyli „Białych Głowach”, niebieskookich, jasnowłosych (z rudawym odcieniem) Aryjczykach, którzy z Północy przynieśli na te Szczyty Świata mądrość i porządek. O zielonookich mutantach tej rasy mówiono, że mają oczy jak niedojrzała jagoda. Ałtajski lud Alemanów powiadał o sobie, że jest „aryjskiego nasienia”; zresztą „Allemagne” po francusku znaczy „Niemcy”, a w językach tiurkskich wyrazy „Germania” i „Alemania” są synonimami („aleman” – „daleki kraj”).
Koptowie nazywają swych dalekich przodków Egipcjan „ahmar”, czyli „rudy”, „jasny”. O niebieskookich przybyszach komunikują legendy Etiopii, Egiptu, Sudanu. Co to byli za ludzie? Czyżby przodkowie obecnych nordyckich Tuaregów? Opowiadali, że w ich dalekiej praojczyźnie woda podczas zimy staje się przeźroczystym kamieniem, a słońce świeci nawet nocą. Czyli że idzie o mroźną, daleką Północ.
Tybetańczycy, Indowie, Chińczycy nazywali siebie „nie-Ariami”, podkreślając, że to nie oni przyszli „z Północy”.
Sercem cywilizacji Wielkiego Stepu mogły początkowo być m.in. ziemie Azji Środkowej, której pierwotna ludność należała do typu europeoidalnego, albo Europa Środkowa, dorzecze Wisły. „U źródeł starożytnej ludności Kazachstanu – zaznacza po wieloletnich solidnych badaniach paleoantropologicznych profesor O. Ismagułow – znajduje się doskonale rozpoznawalny, jaskrawie wyrazisty typ europeoidalny bez najmniejszej domieszki mongoloidalnej”. Dopiero najazd Hunów w pierwszych wiekach nowej ery i związane z nim masowe gwałcenie tutejszych kobiet przez najeźdźców, jak też ich osiedlenie się zarówno na terenach środkowoazjatyckich i środkowoeuropejskich, spowodowało zmianę kodu genetycznego i typu antropologicznego na w dużym stopniu mongoloidalny, który to proces hybrydyzacji został jeszcze bardziej nasilony przez okupację mongolską w XII – XIII w. Wśród Uzbeków, Kirgizów, Kazachów, Turkmenów, Tadżyków tylko częściowo udało się do dziś zachować pierwotny wygląd aryjski (czyli wysoki wzrost, postawną sylwetkę, jasne włosy, oczy i cerę) oraz cechy aryjskiego usposobienia, takie jak szczerość, uczciwość, otwartość, waleczność, pracowitość, poczucie godności osobistej. Zresztą Ariów (później zwanych Scytami i Sarmatami) a Ugrofinów, należących do tzw. małej rasy uralskiej o dominujących rysach mongoloidalnych z domieszką cech nordycznych, dzieliła tysiącletnia wrogość; choć na skutek wzajemnych najazdów i łączących się z nimi aktów przemocy seksualnej w stosunku do kobiet przeciwnika doszło do daleko posuniętej interferencji rasowej między tymi superetnosami. Ugrofinowie stali się bardziej europeoidalni, a Ariowie nabyli nieco cech mongoloidalnych.
W każdym bądź razie w pierwszym tysiącleciu p.n.e. na ogromnej przestrzeni od Dniepru do gór Sajańskich i Ałtajskich mieszkali Scytowie, lud indoeuropejski, rosły, jasnooki i jasnowłosy, w prostej linii potomek cywilizacji Ariany. [Zwarte skupiska rasy aryjskiej notowane są obecnie na terenie Danii, Szwecji, Norwegii, Islandii, Białorusi, Łotwy, Ukrainy, Litwy, Afganistanu, Iranu, oraz w niektórych regionach Rosji (Ziemia Pskowska i Nowgorodska, Don, Kubań), Bałkanów, Indii, Pakistanu, Kaukazu (Alanowie, Osetyjczycy [Stalin!], częściowo Czeczeni), Polski (Podlasie, Kujawy, Mazowsze), Niemiec, Afryki Północnej (Tuaregowie). Przeważnie jednak są już te kraje zhybrydyzowanymi „szachownicami” rasowymi, na których sąsiadują ze sobą różne elementy antropologiczne, co prawdopodobnie nie stanowi dobrej wróżby dla ich przyszłości. Zakrawa to na paradoks, ale Słowianie Południowi (Chorwaci, Słoweńcy, Serbowie) pod względem rasowym są bliscy Bałtom i Skandynawom, podczas gdy Słowianie Północni (np. mieszkańcy Rosji Centralnej) mają znaczną domieszkę cech mongoloidalnych (płaskie twarze, wystające kości policzkowe, mniej wydatny nos, ciemne włosy i oczy) jako skutek mieszania się z Ugrofinami i Tiurkami, m.in. mieszkańcami ongisiejszej Bułgarii Wołżańskiej.
Tak tedy na przełomie starej i nowej ery potomkowie dawnych Aryjczyków, czyli Scytowie, Sarmaci, Sakowie, ponieśli druzgocącą klęskę od Hunów, którzy ciągnęli dalej w kierunku zachodnim, a których pozostałość stanowią dzisiejsze Węgry (Hungaria). Przejęli zresztą od Scytów taktykę boju kawaleryjskiego, doskonalszy model łuku oraz wcielili do swego ponad półmilionowego wojska liczne oddziały aryjskie.
Od samego początku Ariowie cenili cnotę żołnierskiego męstwa. Młodzieniec, który nie został przez rok przeszkolony wojskowo, nie miał prawa do założenia rodziny. Uważali, że w sztandarach wojskowych żyją duchy przodków, które opiekują się żywymi. Dlatego umieszczali na nich wizerunki drakonów, orłów, barsów, gryfów, wilków, równoramiennych krzyży. O tych ostatnich sądzono, że ich wizerunek chroni przed chorobami i innymi nieszczęściami. Strata sztandaru w walce pociągała za sobą rozproszenie danego rodu, ułusu czy oddziału. Przestawał on po prostu istnieć. Zwyczaj ten przetrwał tysiąclecia i także obecnie we wszystkich armiach świata sztandar pułku czy dywizji stanowi świętość, dla ratowania której żołnierze i oficerowie gotowi są poświęcić życie. Najwyższym orderem wojskowym wojsk aryjskich był żelazny krzyż równoramienny (zwany obecnie „maltańskim”) z wizerunkiem kręgu słonecznego pośrodku, odnajdywany w wykopaliskach sprzed ponad 2600 lat. [Prawie powszechne jest przekonanie, że krzyż to symbol chrześcijański. Nic bardziej mylnego. Jeszcze w III wieku pisarz chrześcijański Minucjusz Felix pisał: „Co dotyczy krzyży, tośmy ich nie czcimy, nam, jako chrześcijanom, nie są one potrzebne. To wy, poganie, wy, dla których świętościami są drewniane idole, wy czcicie drewniane krzyże, być może jako części waszych bóstw. A wasze flagi, sztandary, znaki bojowe, czymże są, jak nie pozłacanymi i ozdobionymi krzyżami?” Natomiast prawdą jest, że w Indiach, tej praojczyźnie wielu narodów, oraz w Tybecie krzyż zwany jest „wadżrą”, czyli lśniącymi promieniami boskości, wychodzącymi z jednego ośrodka, z centrum Wszechświata. Stąd w środku krąg słoneczny. Czyli że najdawniejsza forma krzyża nie reprezentowała sobą dwu przecinających się linii, lecz Słońce (symbolizujące Jedynego Boga) i cztery promienie, rozchodzące się na cztery strony świata. A więc około 6-7 stuleci p.n.e. krzyż nie był znakiem „męki Pańskiej”, lecz magicznym znakiem solarnym, symbolizującym Boże Błogosławieństwo. Borys Uspiensky pisał: „Krzyż równoramienny, absolutnie analogiczny z bizantyjskim, widzimy na świątyniach buddyjskich w charakterze znaku solarnego… Swastyka to, oczywiście, jedna z postaci krzyża, znana także w późniejszej sztuce chrześcijańskiej, gdzie nosi miano „Crux Gammata”, czyli „krzyż hakowaty”. Swastyka, jako symbol solarny [obrazujący okrężny ruch Słońca], była szeroko rozpowszechniona w Indiach”. To może zaskakiwać, ale jeszcze w roku 1024 muzułmanie Kalifatu obchodzili święto Krzyża Świętego, który umieszczali na swych ikonach. Potem tej praktyki, jak i malowania ikon, zakazano w związku z wyprawami krzyżowymi chrześcijan, których symbolem ten wizerunek został dopiero pod koniec IV wieku. Obecnie krzyż równoramienny jest godłem państwowym Kazachstanu, Szwajcarii, kilku innych państw. Jest to niewątpliwie świadomym lub nieświadomym nawiązaniem do pradawnych tradycji cywilizacji ariańskiej.

* * *

Jeśli idzie o duchowość i intelekt, Ariowie wyznawali pierwotnie wyłącznie „młodzieńczy” kult siły fizycznej, walki i zwycięstwa. Nie cenili toteż specjalnie ani życia swego, ani cudzego. Czymże bowiem ono było według ich wierzeń? Niczym innym jak ciągłym odradzaniem się nieśmiertelnej duszy w coraz to nowym ciele, niebawem bowiem po śmierci poprzedniego ciała – jak uważano – przenosi się ona do embrionu dopiero poczynanego w klanie rodzinnym dziecka i rozpoczyna nowe życie na ziemi wśród rodaków. Zabijanie więc nawet bliskich krewnych nie sprawiało naszym przodkom zbyt wiele kłopotu, ponieważ byli oni przekonani, że ostatecznej śmierci tak naprawdę nie ma, że dusza ulatuje ze zmarłego ciała, by niebawem ponownie zamieszkać w rodzinie w ciele przychodzącego na świat dziecka. W świetle tych wierzeń nie sposób mówić o jakimś szczególnym okrucieństwie tych ludzi, przejawiającym się m.in. w zabijaniu starych i schorowanych ojców przez synów, gdyż według wyobrażeń jednych i drugich takim czynem syn oswobadzał duszę ojca z niedołężnego, już nie nadającego się do zamieszkiwania ciała, uwalniał go od niepotrzebnych cierpień i ułatwiał wcielenie się w nową „skórę”, czyli w dopiero powstający w łonie jakiejś członkini rodu embrion.
Z biegiem stuleci proces poznania mistycznego i teologicznego pogłębiał się, aż ukształtowała się oryginalna aryjska doktryna monoteistyczna. Bóg Ariów, choć Jeden i Jedyny, miał trzy postacie, był Bogiem kontemplującym, trzymającym Wszechświat w swej dłoni; Bogiem chroniącym, zachowującym, broniącym, opiekuńczym oraz Bogiem sądzącym i karzącym, oddającym każdemu według zasług. Był Jedyny, lecz manifestował się na różne sposoby. Rozumiano: Bóg widzi i wie wszystko, a obroni czy ukarze, zależy od samego człowieka, od jego czynów. Wiedziano: dobro i zło, życie i śmierć, bogactwo i bieda darowane są tylko przez Boga, który lepiej od nas wie, co się nam należy. A więc aryjskie jedynoboże wychowywało człowieka czynu ukierunkowanego na rozwój, na samopoznanie i samodoskonalenie. Jego koncepcja reinkarnacji duszy nigdy nikogo nie pozbawiała nadziei. Nawet po śmierci, po przejściu przez oczyszczający ogień piekła lub po pobycie w raju przed sądem Najwyższego, osoba zmienia się. Zawsze istnieje szansa na naprawienie starych grzechów przez dobre czyny. Każdy człowiek własnymi rękami tworzy dla siebie piekło lub raj. Wszystko zależy od jego postępowania. Tutaj widzimy przeciwieństwo w stosunku do o parę tysięcy lat późniejszej doktryny chrześcijańskiej, która opisuje przyszłość osoby albo jako wieczny raj, albo jako wieczne potępienie i piekło bez nadziei.
W pradawnej religii Ariów istniała nauka o Odkupicielu, posłanniku Nieba. Geser, Syn Boży, został zesłany przez Boga na ziemię w III tysiącleciu przed Chrystusem w postaci brzydkiego chłopca „z zębami drobnymi jak gnidy ”, który jednak wyrósł na pięknego i silnego młodzieńca, który zjednoczył wszystkie narody i nauczył je oddawania czci Bogu Jedynemu. Potem Bóg (Tengri) zabrał Gesera do Nieba, a na ziemi zostawił jego namiestnika, „kesara”. Z biegiem czasu ludzkość pod wpływem Złego Ducha ponownie się podzieliła i wpadła w sidła grzechu. Dlatego gdy narody zupełnie zapomną o Bogu, pogrążą się w odmętach nieprawości i moralnego zdziczenia, Najwyższy ponownie ześle na ziemię Zbawiciela w postaci Proroka, który swymi kazaniami odnowi wiarę i odmieni ducha znieprawionej ludzkości, odwiedzie ją od grzechu, a nakłoni ku czci i bojaźni Bożej. Potem zaś z Nieba zstąpi sam Bóg; na mocy Jego woli zmarli zmartwychwstaną, płomień pochłoni grzeszną ziemię, Szatana (Erlika) i grzeszników; a po tym oczyszczającym ogniu zostanie lśniaca i czysta, jak biała glina, ziemia. Z niej Bóg stworzy Nowy Świat, w którym obok Niego zamieszkają ci, którzy pozostawali Mu wierni.
Aryjczycy uważali, że świątynią Jedynego Boga jest cały świat otoczony kopułą Wiecznego Błękitnego Nieba. Świętą górą był szczyt Sumeru, znajdujący się na Ałtaju, który uważany jest przez wielu uczonych za serce tej cywilizacji. Tutaj przez kilka tysiącleci zakazane było nie tylko polowanie, ale nawet głośne mówienie. Wierzchołek tej góry pokrywa śnieżna czapa, w której każda śnieżynka stanowi zmaterializowany stan czyjejś duszy. Świątynie zresztą także były wznoszone; prawo wstępu do ich wnętrza przysługiwało jednak wyłącznie kapłanom; przy czym nawet oni nie mogli tam oddychać – aby uczynić wdech i wydech, musieli wyskakiwać na zewnątrz. Chodziło o to, by żaden człowiek swym cuchnącym oddechem nie zanieczyszczał przybytku Bożego. Najwyższy kapłan nosił na palcu prawej ręki pierścień z wyrytymi na nim wizerunkami równoramiennego krzyża i ryby.
Później te rygorystyczne przepisy złagodzono, na nabożeństwo wierni mogli wejść do wnętrza chramu. Kapłan, ubrany w czarne szaty do pięt, rospalał kadzidło („kadila”), gdyż uważano, że Zła Moc nie znosi zapachu szlachetnych pachnideł. Podczas czyjegoś pogrzebu Ariowie wyściłali dno mogiły łapkami jodeł (ten zwyczaj zachował się dotychczas m.in. w Ziemi Grodzieńskiej i Wileńskiej). Obrzęd religijny „abchiszeka” stanowił swoistą koronację, czyli namaszczenie króla na tron przez najwyższego kapłana, tak jak później papieże namaszczali monarchów katolickich. Szczególnym uszanowaniem i opieką otaczano w kulturze Ariany filozofów, spisujących w odosobnionych klasztorach swe dzieła; uważano ich za najcenniejszy skarb narodu, za kustoszów mądrości, spływającej na ziemię z Wiecznego Błękitnego Nieba jako z Przestrzeni Duchowej.
Hołdowano też zasadzie surowej dyscypliny społeczno-państwowej. Słusznie uważano, iż ludzie niedługo słuchają tych, którzy nie umieją przewodzić, a posłuszeństwo to wielka umiejętność, której władcy powinni uczyć poddanych. Kto dobrze prowadzi, za tym chętnie idą, i tak, jak mistrzostwo poskromiciela koni polega na tym, by konia uczynić uległym i łagodnym, tak też zadaniem władcy jest nie tylko uczynienie innych posłusznymi, ale i zaszczepienie im świadomego zamiłowania do cnoty posłuszeństwa.

* * *

Kilka tysiącleciu przed nową erą pierwotna wspólnota aryjska zaczęła się dzielić na dwie wielkie gałęzie: Turan (Ziemię Tura, czyli Ariów zachowujący nadal tradycyjny wędrowny tryb życia, oparty na hodowli koni, krów, owiec, świń, kóz) oraz Iran (Ariowie przechodzący na osiadły tryb życia i uprawę roli). Tożsama pod względem genetycznym populacja nie tylko rozszczepiała się powoli na dwie części, ale i zaczęła się pogrążać we wzajemnej wrogości i bratobójczych wojnach. Uprawiający rolę Ariowie osiedlili się na terenie obecnego Wschodniego Iranu i zachowali swą tradycyjną nazwę, ta zaś część, która nadal koczowała i uprawiała hodowlę bydła, była – dla rozróżnienia – zwana przez Persów Sakami lub Turami (Turańczykami), przez Greków – Scytami. Obie formacje, choć identyczne pod względem biologicznym, prowadziły ze sobą permanentne wojny.
Pod wieloma względami myśl etyczna Iranu i Turanu była podobna, a nawet identyczna. Cywilizacja turańska była arystokratyczną cywilizacją żołnierską, opartą na znakomitej samoorganizacji, na kulcie walki i zwycięstwa, na karności, samodyscyplinie i pomocy wzajemnej członków społeczności, jak też na swoistej beztroskiej i wielkodusznej szczodrobliwości. Łupy wojenne, zdobyte podczas najazdów na ziemie sąsiednie, dzielono między wszystkich po równu. Ogromną ich część składano w świątyniach lub na ręce kapłanów jako ofiarę, uważano bowiem, że im więcej Bogu się ofiaruje, tym szczodrobliwiej wynagrodzi On swych wyznawców. Spowodowało to, że od pewnego czasu kasta kapłanów, znakomicie skądinąd wspierająca swym autorytetem świeckich władców narodu, urosła do niesamowitej potęgi, stała się niejako zbiorowym panem życia i śmierci całego społeczeństwa i każdego jego członka. Nie nadużywała zresztą swej mocy i nie usiłowała zastąpić sobą władzy świeckiej.
Obyczajowość praktyczna dawnej cywilizacji aryjskiej posiadała swe cechy specyficzne: państwo było uważane za zbiorową mądrość i zbiorową samoorganizację narodu, mającą na celu skuteczne funkcjonowanie w konkretnych warunkach dziejowych. Mniemano, że dobro wspólne stanowi wartość najwyższą i że tylko w doskonale zorganizowanym społeczeństwie jego członkowie czują się bezpiecznie, a cel ten będzie nieosiągalny, jeśli wszyscy członkowie wspólnoty narodowej nie zrezygnują z części swych indywidualnych skłonności, upodobań, interesów i praw (a tym bardziej ze swej osobniczej samowoli, jednoznacznej z chaosem i bezładem) na rzecz zbiorowości. Pielęgnowano więc tak wielkie cnoty, jak wierność, cześć, obowiązkowość, a za najlepszy sposób samoorganizacji narodu – państwo scentralizowane i totalitarne. Władcy nadawali swym namiestnikom (satrapom) tak nikłe pełnomocnictwa, że ci musieli konsultować z dworem królewskim (nieraz odległym o tysiące kilometrów) niemal każde, nawet drobne, posunięcie. Najmniejsze uchybienie w tym względzie karano najsurowiej – pozbawieniem życia. W wyniku – wbrew pierwotnym, w jakiś sposób słusznym, założeniom – funkcje państwa były paraliżowane przez struktury tegoż państwa, które stawało się nieskuteczne i bezradne w sytuacjach, gdy zaistniała konieczność podejmowania szybkich i zdecydowanych decyzji politycznych, gospodarczych, dyplomatycznych czy militarnych na poziomie lokalnym, prowincjonalnym. Znaleźć złoty środek między żelazną centralizacją a zdecentralizowanym rozchwianiem udawało się bardzo rzadko, dlatego liczne państwa o takim ustroju często wpadały w zastój i ulegały dekompozycji – wbrew zamiarom swych twórców i władców. Idzie bowiem o to, że siła narodu tkwi nie w jego wymuszonej bezkonfliktowości, lecz w zdolności do twórczego i pozytywnego rozładowywania napięć, godzenia przeciwieństw na drodze konsolidacji wysiłków w celu wspólnego, solidarnego rozstrzygania zaistniałych problemów, osiągania wspólnych dokonań, jak też wykonywania zadań socjalno – wychowawczych.
Choć generalnie wychodzono z założenia, że uczciwość i otwartość stanowią najpiękniejsze cnoty człowieka, to jednak też uznawano, że np. podczas prowadzenia działań militarnych czy rozmów dyplomatycznych nie da się uniknąć stosowania rozmaitych podejść, wybiegów, forteli, czy chociażby dezinformacji wobec przeciwnika. Wojna bowiem jest stanem szczególnym, a od jej wyniku zależy cały los narodu, należy więc w czasie jej trwania zrezygnować z pewnych zachowań, pięknych, co prawda, pod względem moralnym, lecz nieskutecznych, a nawet w określonej sytuacji niedopuszczalnych z praktycznego i celowego punktu widzenia. Lecz gdy został zawarty i poprzysiężony pod pewnymi warunkami pokój, obopólne ustalenia stają się nienaruszalne i święte, a krzywoprzysięstwo – jako wyraz skończonej niegodziwości – powinno być karane śmiercią i nigdy nie może być wybaczone. Kłamstwo zresztą w kulturze aryjskiej uważano za zjawisko wręcz sprzeczne z samą naturą człowieka i nie spotykane w przyrodzie: zwierzęta walczą ze sobą, zabijają się nawzajem, polują na siebie (co stanowi dla nich konieczność biologiczną), lecz nie kłamią, nie zdradzają, nie nadużywają czyjegokolwiek zaufania. Fałsz to cecha specyficznie ludzka, i to cecha najpodlejsza. Pies, zwierzę najwierniejsze, oraz żmija, zwierzę najbardziej bezkompromisowe i prostolinijne, stanowiły święte symbole aryjskiego Turanu w okresie przedzoroastryjskim.

* * *

Ariowie byli pionierami rolnictwa, jak też mistrzami w selekcji roślin i hodowli zwierząt udomowionych. Ich niezmordowanym pracom selekcjonerskim towarzyszyły magiczne zabiegi kapłanów, którzy mieli kontaktować się z duchami, prosząc, aby te wspomagały hodowców w ich usiłowaniach. Dzikim zwierzętom, np. tarpanom, zabierano młode, które następnie w odpowiedni sposób wychowywano i poddawano wpływom psychologicznym, dążąc do tego, by zwierzę miało do ludzi stosunek przyjazny i życzliwy. Egzemplarze, które zachowywały się nieufnie, krnąbrnie lub wrogo, składano w ofierze Mocom Wyższym, czyli poddawano eutanazji. Z pewnych przekazów wynika, iż Aryjczycy posiadali sztukę (dziś nieznaną) duchowego oddziaływania na psychikę zwierząt. Proces poczęcia i zawiązywania się embrionu odbywał pod ścisłą kontrolą nie tylko selekcjonerów, ale i kapłanów, którzy usiłowali specjalnymi modłami i innymi zabiegami magicznymi spowodować, aby w chwili poczęcia do brzucha samiczki weszła dusza zwierzęca łagodnie usposobiona w stosunku do ludzi. Wymagano, aby w chwili kopulacji zwierzęta znajdowały się w optymalnym stanie fizycznym i psychicznym. W okresie poprzedzającym poczęcie trzymano je na specjalnej diecie nie tylko umacniającej ich siłę, ale i powodującej efekt „rozszerzonej świadomości”, który miał ułatwiać ściąganie z otchłani zaświatów duszy zwierzęcej przychylnej człowiekowi. Po urodzeniu pomiot trzymano w towarzystwie ludzi, zachowując zresztą w tym długotrwałym procesie mnóstwo ścisłych reguł i przepisów, o których tu wspominać nie będziemy. Wystarczy stwierdzić, że w ciągu tysiącleci Aryjczycy udomowili liczne gatunki zwierząt, w tym pantery i gepardów, oraz wyselekcjonowali liczne odmiany ssaków i ptaków. Doniosłą rolę w procesie „humanizacji” zwierząt odgrywała specjalnie dobrana muzyka, gra na flecie, śpiew, hipnoza. Znano i wykorzystywano określone melodie i rytmy, powodujące – w razie potrzeby – te czy inne nastroje i stany psychiczne u zwierząt, jak np. apetyt lub jego brak, gromadzenie się w kupę lub rozpierzchnięcie stada, ekstazę miłosną lub agresję. Zwierzęta domowe traktowano przyjaźnie i po partnersku, względem dzikich również nie okazywano okrucieństwa, kategorycznie zakazując m.in. uboju rytualnego oraz składania ofiar ze zwierząt.
Aryjczycy nie tylko wyhodowali szereg ras koni, krów, owiec, kóz, psów, świń, kotów, ale i na terenie Indii udomowili słoni. Ujawnione zaś w ciągu tysięcy lat badań i obserwacji prawidłowości genetyczne zostały przez nich następnie wykorzystane także w celu doskonalenia rasy ludzkiej. Proces ten rozpoczęli ponoć przed około ośmioma tysiącami lat, o czym świadczą znaleziska archeologiczne m.in. na terenie Uralu Południowego. Wynaleźli więc eugenikę, a ich kapłani w ciągu niezliczonych stuleci trudzili się nad wyselekcjonowaniem rasy doskonałej: jasnowłosej, niebieskookiej, obdarzonej wspaniałymi zaletami etycznymi, intelektualnymi, twórczymi. Ta nowa odmiana „człowieka aryjskiego” została wyhodowana na rozległym terenie Syberii Południowej, Azji Środkowej aż do Ukrainy, następnie zaś ekspandowała zarówno w kierunku lesistej Europy, jak też Hindustanu i Iranu.
Na skutek zabiegów selekcjonersko – eugenicznych wśród mieszkańców Ariany od pewnego czasu zaczął dominować typ rasowy o pszenicznej i rudzielcowej barwie włosów, niebieskich oczach, gracylnej sylwetce. [Legendarne jasnowłose Amazonki porywały sąsiadom wyłącznie takie dziewczynki]. W kulturze aryjskiej zjawiło się swego czasu pojęcie „dzieci Słońca” – tak zwano złotowłose, błękitnookie dzieci, które istotnie uważano za zjawisko szczególne i dążono na drodze doboru sztucznego do „wyprodukowania” jak największej ich liczby. Słońce bowiem, błyskawica i płomienie ogniska domowego stanowiły w oczach Aryjczyków trzy odmiany Ognia jako symbolu i emanacji Boga Jedynego, Istoty Najwyższej, a jasnowłose, niebieskookie dzieci były dumą tej rasy przed światem.

* * *

Różne szkoły naukowe proponują własne, nieraz różniące się między sobą, koncepcje klasyfikacji ras. Wybitny antropolog Jan Czekanowski podzielił rasę europeoidalną na rasy pomniejsze: północną (nordycką, nordyczną), alpejską (laponoidalną), śródziemnomorską, dynarską, protosłowiańską. Według niego rasa nordyczna zamieszkuje obecnie wszystkie kraje okalające Morze Północne i Bałtyckie, sięgając w głąb kontynentu dorzeczami Dźwiny i Wisły, ogarniając ponadto górne części Wołgi i Dniepru oraz w strefie ekspansji słowiańskiej na wschodzie duże obszary aż po Morze Białe na północy i po Azowskie na południu. Ponadto stanowi bardzo poważny składnik ludności pozostałych części Europy oraz Ameryki Północnej. Rasa śródziemnomorska zamieszkuje kraje okalające Morze Śródziemnomorskie; ponadto stanowi również poważny składnik ludności nadbałtyckiej strefy aż po Skandynawię włącznie. Zachodnia część Anglii, a pierwotnie całych Wysp Brytyjskich, stanowi strefę jej przewagi, podobnie jak tereny na wschód od Donu, wschodnia część Bałkanów oraz część wybrzeża Morza Czarnego, jak też Iranu. Obecnie trzy czwarte ludności W. Brytanii to ściśle zespolony typ mieszany nordyczno – śródziemnomorski, do którego wlewa się coraz więcej elementu negryckiego i semickiego. Rasa armenoidalna w znacznej koncentracji występuje w zachodniej części Półwyspu Bałkańskiego, Północnej Rumunii, Północnych Włoszech, we francuskich Pirenejach. Rasa laponoidalna dominuje w Karpatach Zachodnich, na północnych zboczach Sudetów, w Siedmiogrodzie, czyli na terenie Słowacji, Węgier, części Rumunii, Czech, Południowo – Wschodniej i Południowej Polski, Południowej Francji i Południowych Niemiec. (Po II wojnie światowej, w której Niemcy poniosły druzgocącą klęskę i nie mogły już decydować o swoim losie, Anglia i Stany Zjednoczone narzuciły im politykę tzw. multikulturowości, czyli metysyzacji narodu niemieckiego przez masową imigrację osób rasowo obcych; obecnie około 20% ludności tego kraju stanowią „Rassenfremde”, co powoduje daleko posuniętą hybrydyzację i degradację tego etnosu, którego przyszłość nie budzi optymizmu).
Rasa aryjska wyłoniła z siebie szereg wybitnych dynastii królewskich, jak Merowingowie, Burbonowie, Popielidzi, Przemyślidzi (ale już nie Piastowie, którzy byli mieszańcami nordycko-laponoidalnymi), Hohenzollernowie, Rurykowicze, Gedyminowicze, Habsburgowie, Romanowowie (stanowiący de facto odgałęzienie dynastii niemieckiej Holstein-Gottorp; ostatni imperator Rosji Mikołaj II miał tylko 1/128 cząstkę krwi rosyjskiej, słowiańskiej), Sachsen-Coburg-Gotha, Wazowie, oraz stworzyła szereg wielkich państw dziejotwórczych: Imperium Greckie Aleksandra Macedońskiego, rozległe na pięć milionów kilometrów kwadratowych; Święte Imperium Rzymskie Narodu Niemieckiego, Imperium Perskie (mierzące w apogeum swej potęgi osiem milionów kilometrów kwadratowych!), Królestwo Czeskie, Królestwo Polskie, Wielkie Księstwo Litewskie, Cesarstwo Rosyjskie, Imperium Osmańskie i in. Helena Bławacka uważała, że także Imperium Rzymskie było dziełem tej rasy.

* * *

Ariowie dbali skrupulatnie o czystość rasową, kategorycznie nie dopuszczali (przez odpowiednie wychowanie młodzieży i przez przepisy prawa) do jakichkolwiek poufałych kontaktów między sobą a obcoplemieńcami. Także tajemnice swej religii i etyki zachowywali wyłącznie dla siebie. Zawieranie małżeństwa po osiągnięciu dojrzałości płciowej stanowiło obowiązek sankcjonowany prawnie; jeśli np. panna w ciągu trzech lat po owej cezurze wiekowej nie wyszła za mąż, spadała do niższej kasty socjalnej. Jeśli Aryjczyk poważył się zbliżyć w jakikolwiek sposób do reprezentantki którejś z niższych ras (kast), tracił status Arii, a razem z nim i życie. Wielowiekowe obserwacje selekcjonerskie wykazywały, że mieszańcy dziedziczą najgorsze cechy rodziców i nie są zdolni do pielęgnowania wysokiej etyki oraz do hołdowania wartościom idealistycznym. Dlatego właśnie higiena rozrodu była w Arianie ściśle reglamentowana i kontrolowana przez państwo na mocy odnośnych norm i przepisów także wewnątrz samej społeczności aryjskiej, z jej podziałem na zhierarchizowane warstwy, rody, stany, warny. Małżeństwo było kwestią państwową, a nie osobistą. Starannie tedy dbano o hodowanie „płowej bestii”, wyposażonej w znakomite cechy moralne, intelektualne i fizyczne: bezinteresowność, waleczność, ciekawość świata, prostolinijność, szczerość, uczciwość, zmysł organizacyjny, wierność, lojalność, męstwo, nieustępliwość w walce, ofiarność, zmysł poszanowania prawa, etyczność, szacunek i bezwzględne posłuszeństwo wobec rodziców, kapłanów, nauczycieli oraz – w okresie wojny – wobec dowódców wojskowych.
Pod zakazem egzogamii, czyli międzyrasowych i międzyetnicznych małżeństw mieszanych, kryła się zupełnie na pozór banalna sprawa bytowa: dziewczyna wychowana w obcej kulturze i tradycji, mająca inne nawyki życia codziennego i odrębną moralność będzie z pewnością złą żoną i marną panią domu. Ale prócz tego egzogamia powoduje coś w rodzaju zerwania ciągłości kulturowej, ponieważ matka uczy dziecko swego języka i nawyków swego narodu, a ojciec swego. Na skutek tego powstaje chimeryczny, „zbuntowany” stereotyp myślenia, czucia i postępowania. A zmieszanie funduszu dziedzicznego na poziomie molekularnym powoduje szok genetyczny, manifestujący się m.in. w zmniejszeniu odporności immunologicznej, ale nie tylko. Niekiedy taka hybrydyzacja bywa korzystna, lecz w większości przypadków jest szkodliwa, dająca potomstwo o obniżonej energii i słabej pasjonarności, zaledwie zdolne do zachowania swej egzystencji fizycznej, lecz jałowe pod względem kulturotwórczym i państwowym. W najjaskrawszy sposób zasady eugeniki rasowej były i są dotychczas stosowane w tradycyjnej kulturze Indii z ich systemem kastowym. Każda kasta stanowiła ongiś osobny etnos, a granice między nimi (w celu uniknięcia bastardyzacji) były i są nieprzekraczalne, mimo iż liberalne, narzucone celowo pod naciskiem perfidnych Anglików i tzw. „społeczności międzynarodowej” prawo formalnie system kastowy znosi.

* * *

Pojęcie pasjonarności wynalazł i wprowadził do obiegu naukowego w 1939 roku profesor Lew Gumilow, m.in. znawca dziejów także narodów aryjskich. Pasjonarnością nazwał on dziedziczną cechę recesywną, która przeważnie, pomijając synów i wnuków, manifestuje się ponownie w prawnukach i praprawnukach. Jest to wrodzona, biologicznie uwarunkowana zdolność organizmu do wzmożonego pobierania energii ze świata zewnętrznego i do dynamicznego jej zużytkowania w szeroko pojetej „pracy”; jest to żądza czynu, zdolność do ponadprzeciętnej aktywności, do porywania za sobą innych ludzi, do popełniania zarówno czynów bohaterskich, jak i zbrodniczych, a w każdym razie wykraczających poza granice zwykłości i przeciętności w rozmaitych sferach aktywności kulturotwórczej, politycznej, naukowej, wojskowej i in.
Osobowości pasjonarne od dzieciństwa marzą o wielkich czynach, są otwarte, szczere, bezinteresowne, odważne, pryncypialne, odpowiedzialne, bez oglądania się na konsekwencje trwające przy swych ideałach i racjach, ideach i przekonaniach. Mają wrodzony instynkt wierności, sprawiedliwości i obowiązkowości, dążą do przekształcania świata, a nie usiłują do niego się przystosować. Tworzą nowe dobra kultury, nowe stereotypy zachowań, nowe „tablice wartości”, czyli że są tymi, których Fryderyk Nietzsche nazywał „płowymi bestiami” lub „nadludźmi”. Dzięki nim społeczeństwa się rozwijają, ale też bywają narażane na wstrząsy i zagrożenia. Dlatego ta odmiana człowieka bywa często albo izolowana (np. w domie wariatów czy więzieniu), albo wydalana ze społeczności (np. wysyłana za morza na poszukiwanie nowych lądów), albo pozbawiana życia, czasami razem z rodziną . Bywa tedy pasjonarność cechą niezwykle szkodliwą dla swego nosiciela i jego bliskich, czego doświadczyli na sobie Zaratustra, Budda, Jezus, Mahomet, Napoleon itd. Ale zdolność do składania siebie w ofierze na ołtarzu ideału (czy iluzji) także należy do istoty pasjonarności.
Częstokroć osoby pasjonarne zwracają się w kierunku poszukiwania prawdy, poświęcają się badaniom naukowym i sztuce, ponieważ cechuje je bezinteresowne dążenia do zbadania, odkrycia i przekazania innym tego, co prawdziwe, dobre, piękne i sprawiedliwe. Niezwykła pracowitość, poświęcenie, upór w dążeniu do celu powodują, że osoby pasjonarne zostają odkrywcami i wynalazcami, autorami fundamentalnych dzieł naukowych i artystycznych, genialnymi konstruktorami i uczonymi. Ale też dopiero po dziesięcioleciach, gdy już nie ma ich na tym świecie, narody dorastają do zrozumienia i docenienia ich dorobku intelektualnego. Za życia Platona, Arystotelesa, Gorgiasza, Demokryta, Seneki tylko liczone osoby rozumiały i ceniły ich mądrość, a Sokratesa otruto, gdyż był za rozumny, choć przecie Ateńczycy uchodzili i uchodzą (przy tym nie tylko we własnych oczach) za wytrawnych filozofów, twórców i wielbicieli mądrości, nauki, poezji, rzeźby, malarstwa, teatru, muzyki i tańca. Skoro nawet oni potrafili zgładzić pasjonarnego Sokratesa, to cóż mówić o Tebańczykach, uchodzących w oczach reszty Hellenów za ociężałych pijaków i apatycznych żarłoków, o mieszkańcach Syrakuz i Agrygentu, uważanych za leniwych i ospałych sybarytów, czy o nieokrzesanych i grubiańskich Spartańczykach, którzy nie wyłonili spośród siebie ani uczonych, ani poetów, ani filozofów.
Że naród ma niski poziom pasjonarności, łatwo rozpoznać z zachowań jego członków. Lenistwo, nieróbstwo, sprzedajność (m.in. władz, sędziów itd.), wszeteczeństwo, pijaństwo, skorumpowanie urzędników, narkomania, skłonność do pasożytnictwa i życia cudzym kosztem, brak wstydu i czci – występujące na masową skalę – sygnalizują, że naród znalazł się na krawędzi rozkładu i dezorganizacji społecznej, i że pozostało mi niewiele pokoleń istnienia. Rozkład dotyczy jednocześnie kultury, ekonomiki, polityki, moralności. Narody zresztą raczej nie trwają wiecznie. Gdy odsetek pasjonarów zanika, zanika i cały etnos. Starożytni Sumerowie, Egipcjanie, Hetyci, Filistyni, Etruskowie, Dorowie, Weneci ustąpili miejsca Hellenom, Partom, Rzymianom, Łacinom, Scytom, a tych z kolei zastąpili Turcy, Hiszpanie, Francuzi, Grecy, Tadżycy, Uzbecy, Kazachowie, Rosjanie, Polacy. Wcześniejsze etnosy albo zmieniły swe nazwy, albo się rozpadły i stały się budulcem lub częścią składową nowych.
Idzie bowiem o to, iż mutacje genetyczne powodują zjawianie się w łonie narodów nie tylko osób pasjonarnych, ale też subpasjonarnych, mających tak niski poziom energii witalnej, że nie potrafiących nawet samodzielnie podtrzymywać własny proces życiowy. Wszystko jest dla nich trudem i ciężarem; skarżą się, utyskują, nic nie robią, nie chcą nawet zdobyć zawodu, by jakoś się utrzymywać. Wolą pasożytować, umiejętnie spekulując na cudzej pracy, dobroci, życzliwości, a także i głupocie. Ich życie zamyka się w tym, by zjeść, wyspać się, wypić i kopulować z takąż kobietą. To są rozmaitej maści wyrzutki, niedoróbki, klienci pomocy społecznej, bezdomni, włóczęgi, żebracy, wymierający mieszkańcy Wysp Andamańskich, których nie stać na to, by nałapać ryb i narwać w lesie owoców dla swych głodnych dzieci; wolą żebrzeć w portach u obcych marynarzy i podróżników. Złodzieje, prostytutki, fałszywi renciści, leniwi bezrobotni, imbecyle, idioci, a wszystko to pogrążające się w alkoholizmie, rozpuście i narkomanii, to są właśnie indywidua subpasjonarne. Z tej części społeczeństwa rekrutują się m.in. landsknechci, najemnicy w rodzaju francuskiej Legii Cudzoziemskiej, „ochotnicy” i „bojownicy”, gangsterzy, bandyci, sutenerzy, alfonsi. Ten typ obywateli nie jest zdolny ani do tworzenia, ani do zachowywania dóbr kultury i dlatego pada ofiarą albo sąsiadów, albo siebie samego. Całą tę zdegenerowaną klasę społeczną cechuje brak poczucia odpowiedzialności i dyscypliny obywatelskiej, jak też żywiołowa impulsywność wynikająca z braku rozumu. Członkom tej grupy socjalnej nie wolno ani ufać, ani powierzać jakiejkolwiek poważnej sprawy – wszystko zniszczą gwoli chwilowej zachcianki, nędznej korzyści czy przyjemności. Dbają wyłącznie o zaspokojenie potrzeb fizjologicznych, o skutkach swego postępowania czy o przyszłości nie myślą, ponieważ nie myślą w ogóle. Jak świnia podkopuje korzenie wiekowego dębu, aby nażreć się żołędzi, tak oni podkopują siły narodu i państwa swym pasożytniczym trybem życia. Tych, którzy próbują przemówić im do sumienia i rozumu, subpasjonarni hultaje – jeśli mogą – zabijają. Subpasjonarne jednostki służące wojskowo lub cywilnie należy trzymać w najsroższym posłuszeństwie i najsurowszej dyscyplinie, stosując za wykroczenia nawet karę śmierci, do świadomej bowiem dyscypliny, do ładu moralnego i praworządności nie da się ich przekonać. Tzw. „demokrację” przekształcą zawsze w bałagan. Oczywiście, wypracowują oni jakieś swe derywaty ideologiczne, mające usprawiedliwić (ba, nawet uwznioślić!) ich istnienie. Światopoglądy przecież, jak to trafnie ujął Karl Jaspers, można uważać za wyraz określonego typu charakteru, czyli określonego typu procesów biochemicznych i określonego typu psychiki.
Cesarstwo Rzymskie np. zostało pogrzebane nie przez chrześcijan czy Germanów, lecz przez darmozjadów i miłośników widowisk teatralno – cyrkowych, będących na utrzymaniu państwa i to państwo nieustannie podkopujących swym pasożytnictwem i awanturami. Jedynym ratunkiem przed destrukcyjną postawą motłochu może być mocne trzymanie go za „twarz” (której on de facto nie ma) i zmuszenie go do najcięższych prac fizycznych po kilkanaście godzin na dobe. Jest czymś zgoła oczywistym, iż tych „ludzi” powinien obowiązywać całkowity zakaz prokreacji. Indywidua subpasjonarne przychodzą na świat w stadłach rasowo mieszanych, zdeklasowanych, zdegenerowanych.
Nawet przyjmowanie do służby państwowej osób obcego pochodzenia, choć posiadających pewne kwalifikacje i wiedzę, bywa zgubne. Wiedzą to np. władze Izraela i bez pardonu stosują w tym względzie najsurowszą selekcję etniczną; nie tylko goje, lecz nawet mieszańcy (merzerim) nie są przyjmowani do służby dyplomatycznej, wojskowej, medycznej itd. Natomiast w XIX wieku takie np. Imperium Osmańskie było w swych wyższych sferach wręcz naszpikowane Francuzami, Polakami, Austriakami, Chorwatami, Żydami, Węgrami, podobnie jak haremy sułtanów i wizyrów wypełnione były Ukrainkami, Ormiankami, Polkami, Żydówkami, Greczynkami, Włoszkami, Murzynkami, rodzącymi liczne zastępy metysów, których przecie starano się potem ulokować w warstwach rządzących krajem. Toteż tradycyjne osmańskie stereotypy zachowania uległy zachwianiu, światopogląd religijny i etyczny zmącony, fundusz genetyczny rozwodniony na skutek przyjścia na świat tysięcy i tysięcy bastardów, których krew nie była już turecka. Sytuację komplikowała okoliczność, iż przejście na islam było zbyt łatwe: wystarczyło przy świadkach wygłosić jednozdaniowe wyznanie wiary, a potem okazywać na zewnątrz pewne zachowania rytualne, a każdy łajdak mógł przeniknąć do społeczności wiernych. Dla rozmaitych poszukiwaczy przygód i pieniędzy nie stanowiło to żadnego problemu, nie wyznawali oni bowiem żadnej religii ani przed, ani po formalnym „nawróceniu” się na islam. Nie mieli też jakichkolwiek zasad moralnych, a w życiu szukali korzyści dla siebie, pieniędzy, władzy, wątpliwych przyjemności w ramionach wszetecznych niewiast. Ale przez haremy wpływali na polityków osmańskich, ich decyzje dyplomatyczne, kadrowe i inne. Obcoplemienni intryganci nie dbali oczywiście o dobro państwa i społeczeństwa tureckiego. Co więcej, rodowici Turcy stali się w końcu dyskryminowanymi „gośćmi” we własnym kraju, który się w ciągu życia dwu pokoleń rozpadł.
Podczas studiowania starożytnych tekstów w rodzaju „Awesty”, „Wedy” czy „Monasu” odnosi się wrażenie, iż o prawach genetyki, biologii, psychologii społecznej wiedzieli ich autorzy to, co dopiero w XX wieku na nowo odkryli laureaci noblowskich nagród, jak Eysenck, Wawiłow, Dobshansky, Żebrak czy Carell. Przez stulecia i tysiąclecia stosowanie tej wiedzy umożliwiało rozwój kultury i cywilizacji aryjskiej, tworzenie szeregu prężnych i silnych państwowości.

* * *

Po kilku tysiącleciach zapatrywania aryjskie nieoczekiwanie odżyły i wzbudziły zainteresowanie w zbastardyzowanej już i schorowanej Europie, zmierzającej na oślep ku swej zagładzie. W XIX wieku polska szlachcianka Helena Bławacka, znana na świecie jako Helene Blavatsky (po ojcu z polsko-inflanckiego domu Hahn herbu Kur odmienny, po matce z Żelichowskich herbu Ciołek) (patrz o niej: Jan Ciechanowicz „Nauczyciele. Oblicza humanizmów” str. 45-53, Warszawa 2015) w dziele przetłumaczonym na dziesiątki języków pt. „The Secret Doctrine” wystąpiła jako teoretyk wyższości rasy aryjskiej i pisała: „Ludzkość wyraziście dzieli się na natchnione przez Boga narody, osoby, istoty oraz na stworzenia niższe. Różnica w uzdolnieniach umysłowych między aryjskimi oraz innymi narodami ucywilizowanymi a np. takimi dzikusami, jak mieszkańcy Morza Południowego, jest ogromna. Żadna obfitość przyniesionej kultury, żadna liczba pokoleń wychowanych wśród cywilizacji nie potrafi wznieść kogoś takiego jak Buszmeni i szczepy Weddha na Cejlonie oraz niektóre plemiona Afryki na ów poziom umysłowy, na jakim się znajdują Aryjczycy, Semici i tak zwani Turańcy. „Boża Iskra” jest w nich nieobecna”.
Z kolei profesor Feliks Koneczny w XX wieku zwrócił uwagę na wielce skomplikowany charakter zagadnień związanych z hybrydyzacją rasową, pisząc w tekście pt. „O wielości cywilizacji”: „U ludzi stwierdzono doświadczeniem tysiąckrotnym, że brunet mocniej przekazuje swe cechy niż blondyn, a murzyn w porównaniu z białym dwukrotnie silniej”… [Prymitywniejsza rasa w procesie interferencji dekomponuje wyższą]. „Dzieci Japonki i Niemca bywają wątłe; gdy tymczasem potomstwo Francuza i Japonki bywa zdrowsze niż obojga japońskich rodziców. Lippapleny, tj. mieszańcy Holendrów i Malajów, wydają z siebie same córki, a w drugim lub trzecim pokoleniu stają się bezpłodni. Bywają bowiem krzyżowania bezpłodne lub z potomstwem wątłym... Wymiana krwi nie szkodzi między myszą a szczurem, królikiem a zającem, zwierzętami sobie bliskimi, lecz działa bardzo szkodliwie pomiędzy dalszymi, np. kot i świnka morska… Bastardy gatunkowe bywają zazwyczaj niepłodne. Kwestie hodowli wymagają do rozstrzygnięcia czasu. Długo hodowcy sądzili, jakoby ze skrzyżowania wychodziły przymioty rodziców wzmożone, i to z przewagą zalet nad wadami. Dano się uwieść tzw. wybujałości. Nowsze badania nie tylko jej nie przeczą, ale dorzuciły niemało ciekawych spostrzeżeń. Bastardy lwa i tygrysa są większe i cięższe od obojga rodziców…Słynęła hodowla szczurów Crampego, hodowanych umyślnie w pokrewieństwie. Mieszańce były znacznie wytrzymalsze na wszelkie niedomagania bytu, zwłaszcza osobniki pół krwi. Ale gdy doświadczenia miały już za sobą pewien czas, okazało się, że ten „wigor” trwa zaledwie przez jedno pokolenie, a potem koniec wybujałości, następuje nawet zasłabienie. Co więcej, bastardy okazały się niepłodnymi, czasem bezwzględnie, np. u mułów i tulu. Żyje muł setkę lat, ale nigdy nie będzie z niego nowy muł.
Nadto stwierdzono, że u bastardów spotyka się często zdziczenie. Odznaczają się tym bastardy świń. Koguty pewnego rodzaju bastardów napadały bez powodu nawet na starsze osoby. W Patagonii dziczały bastardy psa owczarskiego; porywały te owce, których miały strzec.
U ludzi przy takiej samej mieszaninie stwierdza się czasem skutki różne. Np. krzyżowanie Norwegów z Lapończykami wcale nie wiedzie do poprawy „rasy”, lecz przeciwnie… Krew połowiczna dobywa na wierzch tylko ujemne właściwości. Podobnie pewien dział mieszańców krwi portugalskiej z kolorową w Brazylii, tzw. kabokle, przedstawia typ prawdziwie opłakany. Dzisiej w okolicy Horretes lub Paragua Indian nie ma zupełnie, ale też nie ma wielu ludzi, którzyby w żyłach nie posiadali pewnego procentu krwi czerwonej. Kabokle wokół Horretes i w całym pasie nadmorskim są znędzniali fizycznie, nękani przez choroby weneryczne, nie bardzo zdatni do życia. Ale wiemy skądinąd, że nie brak krzyżowań hiszpańsko – indiańskich wielce udatnych pod względem fizycznym (chociażby Meksykańczycy). Ani też w Brazylii nie brak mieszańców zdrowych…
Przypuszczalnie (u ludzi) ma się rzecz tak, jak u zwierząt: pokrewne typy rasowe dają po większej części dobre wyniki krzyżowania; dalekie zaś od siebie typy – po większej części wyniki niefortunne”…
Z powyżej wyłuszczonych faktów wynika prawidłowość, że gdy etnosy nakładają się na siebie nawzajem, zostaje zainicjowany proces deformacji – a zatem i destrukcji – genetycznej; zanika energia, wzrasta apatia i anomia narodu. Weźmiemy przykład z historii. W okresie 1135-1229 Mongołowie zjednoczyli pod swym żelaznym ramieniem olbrzymie terytorium od Morza Żółtego do Kaspijskiego, do roku 1260 podbite zostały m.in. Chiny, Azja Środkowa i Europa Wschodnia. W ciągu kilkudziesięciu lat ludność samej rdzennej Mongolii podwoiła się na skutek ogromnego napływu obcoplemiennych niewolników i niewolnic, rzemieślników, kupców, różnej maści poszukiwaczy przygód, szczęścia i pieniędzy. Nastąpił okres powszechnej tolerancji, kopulowania wszystkich ze wszystkimi, czyli panmiksja. Skutek nie zmuszał długo na siebie czekać – równo tyle, ile czasu było potrzebne na wydoroślenie bastardowego potomstwa. Potężne do niedawna imperium rozpadło się na cztery części; na granicach zaczęto ponosić porazki, wybuchły krwawe zamieszki wewnętrzne. Proces rozkładu przeciągnął się aż do XIV wieku. Imperium gniło żywcem. Ale było zbyt olbrzymie, by upaść szybko. Dopiero w 1691 roku, kiedy to zjednoczony kurułtaj (sejm) prowincji mongolskich podjął dobrowolną uchwałę o zniesieniu niezawisłości i poddaniu swego narodu pod władzę mandżurskiego bogdychana, nastąpił ostateczny kres Cesarstwa.
Wychowani w cieplarnianych warunkach wnukowie odważnych wojowników, choć zachowali jeszcze niemało energii i męstwa swych dziadów, utracili jednak rycerski imperatyw walki i wierności, a marnotrawili swe siły na wszetecznych orgiach, pijaństwie, organizowaniu zdradzieckich podchodów, nikczemnych intryg i skrytobójstw. Wpływ obcych matek okazał się fatalny. Zręczne paskudzenie bliźniemu uważali za przejaw inteligencji i talentu. O męstwie żołnierskim i politycznym, patriotyzmie, zwycięskich wyprawach nie było już mowy. Klęska goniła klęskę, rozkład państwa i utrata niepodległości stały się faktem. Podobny los – na skutek międzyrasowej i międzyetnicznej panmiksji, jak też oczywiście wysiłków określonych sił – spotkał imperium rzymskie, austrowęgierskie, rosyjskie oraz rzeczpospolitą polsko – litewską.
Czyli że okazało się jednoznacznie, że zachowanie endogamii stanowi wyjątkowo ważny czynnik przetrwania narodu, jak wykazał m.in. w swych dziełach profesor J. Bromley, a na co przez wieki wskazywali mędrcy aryjscy i żydowscy.
Wybitni intelektualiści francuscy Arthur hrabia de Gobineau (1810-1882), autor „Eseju o nierówności ras ludzkich”, i Gustave Le Bon (1841-1931), autor m.in. „Psychologii mas”, uważali, że hybrydyzacja międzyrasowa pociąga za sobą nie tylko poważne skutki ujemne w zakresie fizjologii, ale i w zakresie psychiki. Pierwszy z nich dowodził, że czystość rasowa stanowi podstawę zdrowia fizycznego i duchowego oraz wszelkiej wartościowej działalności kulturotwórczej. Dopóki rasa zachowuje czystą krew, jej uczucia, myślenie i czyny są niezmącone, klarowne, wyraziste i jednoznaczne. Hybrydyzacja to wszystko zmienia, wprowadza poplątanie pojęć i zamęt uczuć: „początkowo występuje wiele niepokoju, następnie chorobliwy zastój, wreszcie zwyrodnienie i śmierć”. Hybrydyzacja wcale nie powoduje uszlachetnienia i wzniesienia się rasy gorszej na poziom wyższy, lecz warunkuje drastyczną degenerację rasy lepszej, jej karłowacenie i zanik. Lepsze roztapia się i zanika w tym, co gorsze. Obecnie jedynie Chiny i Indie posiadają ludność względnie czystą rasowo, dlatego ich kulturę cechuje nieprzerwany rozwój tradycji i instytucji przez tysiąclecia. Prawdopodobnie też przyszłość będzie należała do tych narodów, biała rasa bowiem uległa na skutek bastardyzacji z „kolorowymi” Murzynami, Żydami, Amerindami daleko posuniętej degradacji i – jeśli nie podejmie kroków w kierunku higieny rasowej – prawdopodobnie będzie musiała zaniknąć, czego nieomylnym znakiem jest demokracja, dążności równościowe i egalitarne, szerzenie się pederastii, narkomanii i innych objawów zwyrodnienia. Wartości i ludzie wyżsi giną w równościowej mieszaninie, w której brak hierarchii, w tym – hierarchii norm i wartości etycznych, estetycznych, religijnych. A. de Gobineau również uważał, że rasy ludzkie głęboko się różnią ze sobą, stanowią niejako różne gatunki biologiczne, psychologiczne, socjalne, a ich mieszanie się to katastrofa. Jego prognoza europejskiej przyszłości była pesymistyczna: „Nieuchronne prawa życia społecznego pchają ludzkość ku zjednoczeniu etnicznemu, które jest zapowiedzią upadku i nieuniknionej zagłady”. Za „ostatnich prawdziwych Aryjczyków” de Gobineau uważał szlachtę północnej Francji, a Niemców – za nic nie wartą mieszaninę celtycko – słowiańską.
Jeśli chodzi o G. Le Bona, twierdził on kategorycznie, że „człowiek jest zawsze i przede wszystkim reprezentantem swej rasy”. Rasy zaś upadają i giną nie w wojnach, lecz przez hybrydyzację, prowadzącą do skundlenia. Znały tę mądrość – pisze Francuz – niektóre narody starożytne, jak np. Chińczycy, Japończycy, Indowie, i zakazywały swym ziomkom małżeństw mieszanych. Zasadniczą przyczyną upadku wielkich cywilizacji (Egipt, Grecja, Persja, Rzym) było krzyżowanie się znakomitych ras założycielskich z obcoplemieńcami, które powodowało bastardyzację fizyczną, psychiczną, kulturową i polityczną poprzez skundlenie charakterów i upadek cnót, zanik wewnętrznej jednolitości tych państw, wzmaganie się wewnątrzpolitycznych niesnasek, konfliktów, rewolucji. Metysi bowiem zawsze są „zbuntowani”, „konfliktowi”, powodujący zanarchizowanie społeczeństw, gdyż w ich krwi, w genach walczą ze sobą sprzeczne pierwiastki. Jedynie mieszanie się narodów i ras bardzo bliskich sobie – uważał Le Bon – może być nieszkodliwe. Natomiast zasadą jest: zmieszana krew powoduje pomieszanie w głowach i zamieszanie w życiu moralnym i publicznym.
Podobne idee charakteryzowały też naukę niemiecką, angielską, amerykańską, holenderską, w nieco mniejszym stopniu włoską i rosyjską. Interesująco poruszał ten temat genialny Fryderyk Nietzsche w takich dziełach jak „Wola mocy” czy „Tako rzecze Zaratustra”, rozwijając koncepcję „nadczłowieka”. W ten sposób pradawna mądrość Ariany późnym i niespodziewanym blaskiem odbiła się w filozofii i socjologii XIX – XX wieku.
Dość złowieszczych barw nabrała w tekstach takich eugeników amerykańskich, jak Charles R. Davenport, Henry Laughlin, William R. Robinson, Norman Haire, Oliver Wendell Holmes jr., Margaret Higgins Sanger, Madison Grant. Od końca XIX do ostatniej ćwierci XX wieku w USA przymusowo wysterylizowano setki tysięcy młodych ludzi, których z tych czy innych względów uznano za „niepełnowartościowych”. Niewątpliwie wyznawcami eugeniki byli zwolennicy segregacji rasowej w USA, jak też współczesne władze tego kraju, ściągające z całego świata na drodze przekupstwa najzdolniejszą młodzież na uniwersytety amerykańskie i tam ją zatrudniające, przez co dziesiątki krajów są „wykrwawiane”, pozbawiane swej naturalnej elity genetycznej. (Proceder ten wszelako ma swą „przykrą niespodziankę” – na jego skutek cała elita USA ulega metysyzacji i skundleniu). Z drugiej strony, władze Nowego Jorku jeszcze niedawno wypłacały po tysiąc dolarów miesięcznie zdeklasowanym rodzinom murzyńskim, byle tylko nie miały dzieci, lecz napotkało to na zarzut „dyskryminacji rasowej”. Pieniądze zresztą były brane, a dzieci nadal taśmowo produkowane i wyrzucane na ulicę. Do tegoż nurtu należeli do niedawna stronnicy apartheidu w Afryce Południowej, rządy Kanady, Australii, paru innych wysoko cywilizowanych krajów. W „demokratycznych” Nowej Zelandii i Australii jeszcze w siedemdziesiątych latach XX wieku odbierano dzieci rdzennym mieszkańcom i w zamkniętych zakładach szkolnych wychowywano na „Europejczyków”, a rodzicom wstrzykiwano sterylizujące preparaty chemiczne.
Od końca XIX wieku i aż do połowy XX równie złowieszczy charakter cechował naukę i socjalną politykę niemiecką. W tym kraju również sterylizowano, a nawet uśmiercano osoby chore psychicznie, zamiast ich leczyć i badać w celu znalezienia środków uleczenia cierpiących. Tam tacy wybitni eugenicy, jak Otto Freiherr von Verschuer, Ernst Rüdin, Carl Schneider czy teoretycy rasizmu i antysemityzmu, jak Guido von List, Dieter Eckart, Eugen Fischer, Herbert Lange, von Liebenfels czy Elizabeth Ebertin, uważali m.in. Żydów za „rasę szatańską”, która samym swym istnieniem, przez zawieranie mieszanych małżeństw „zanieczyszcza” krew ludzkości, i stali się propagatorami popełniania rasistowskich mordów. W praktyce niektóre postulaty eugeniki usiłowali w karykaturalny i barbarzyński sposób realizować władze tego kraju w okresie 1933-1945 oraz członkowie towarzystwa „Ahnenerbe” z ich organizacją „Lebensborn”, która wychowywała w specjalnych żłobkach około 20 tysięcy czysto nordyckich dzieci nie tylko niemieckiego pochodzenia, lecz także odebranych rozstrzeliwanym polskim rodzicom. (Po wojnie te dzieci w wieku od kilku miesięcy do kilku lat zostały przejęte przez aliantów, przekazane do zamkniętych, tajnych zakładów „medycznych” w USA, ZSRR, W. Brytanii, gdzie – jak twierdzą niektórzy historycy – poddano je bestialskiemu katowaniu i uśmiercaniu pod pretekstem badań naukowych na wzór tych, jakie hitlerowcy przeprowadzali na żydowskich i polskich dzieciach w Dachau i Auschwitz. Nie od rzeczy byłoby przypomnieć, że eksperymenty pseudomedyczne Josepha Mengele i innych lekarzy niemieckich na więźniach obozów koncentracyjnych były finansowane od początku do końca przez żydowskich miliarderów z USA, takich jak Rockefeller, Harrison, Carnegy). Być może z ich podania otumanione bzdurną propagandą Niemcy rozpętały wojny z narodami o znacznie wyższym wskaźniku elementu nordyckiego niż u narodu niemieckiego: z Duńczykami, Białorusinami, Norwegami, Rosjanami i in.
Zresztą idee eugeniki wcale nie należą i dziś do martwych. Rząd Izraela np. co roku inwestuje 100 000 000 dolarów w kampanię „Stop Jews Mixing with Non-Jews”, usiłując przynajmniej wyhamować proces krzyżowania się „narodu wybranego” z głupimi gojami… Wszystkie te fakty mają interesujące aspekty etyczno – moralne, szczegółowe roztrząsanie których jednak wykraczałoby poza ramy naszej książki.

* * *

Poczesne miejsce w kodeksie etycznym cywilizacji aryjskiej zajmował eugeniczny nakaz troski o kobietę, jej zdrowie fizyczne i psychiczne, szczególnie gdy znajdowała się w stanie błogosławionym. Nie wolno było zmuszać ją do cięższej pracy, martwić, zasmucać, obrażać. Brzemienne panie otaczano łagodną opieką i uszanowaniem, a nowo narodzone dziecko przez pierwsze sześć lat życia uważano dosłownie za aniołka, który dopiero z biegiem czasu uczy się być człowiekiem i dawać sobie radę na tym świecie. Kobieta w ciąży była chroniona przed gwałtownymi i negatywnymi przeżyciami; nie wolno jej było oglądać brzydoty w jakiejkolwiek postaci, ani brać udziału w posępnych rytuałach, takich jak pogrzeb; zakazywano uczestniczenia w zabawach, igrzyskach, imprezach, podczas których łatwo o frywolność czy nieprzyzwoitość. Nikt nie ważył się w tym okresie jej zaprzeczać, ją drażnić, gniewać czy martwić. Dziecko ukryte pod sercem matki miało przeżywać tylko chwile miłe, czuć się bezpiecznie i znajdować się wyłącznie w łagodnych stanach uczuciowych. Starożytni Ariowie uważali, iż dziecko powinno być od chwili poczęcia otoczone najserdeczniejszą opieką. A więc już w chwili aktu miłosnego rodzice musieli być zdrowi, czyści, wypoczęci, trzeźwi, spokojni, pozbawieni ujemnych emocji, kochający siebie nawzajem. [Adam Mickiewicz pisał: „Dziecię poczęte z ojca, który się obżarł i opił, głupie jest i niedługo żyje”. Widać to na przykładzie krajów rozpijaczonych, które są jednocześnie najgłupsze]. W ten sposób mieli przekazać embrionowi swą pozytywną energię i radość życia. W okresie ciąży przyszła matka musiała jak ognia unikać kłamania, złoszczenia się, oddawania się lekkomyślnej grze wyobraźni – aby nie narzucić potomstwu skłonności do jakichś dwuznacznych zachowań.
Małego dziecka z kolei nikomu w żadnym razie nie wolno było obrazić, poniżyć, okłamać, skrzyczeć, ofuknąć, czy – nie daj Boże! – uderzyć. Jeśli zaś jakiś psychopata uczynił krzywdę dziecku przez molestowanie seksualne, był karany śmiercią przez wtrącenie do głębokiego dołu wypełnionego wężami, ropuchami i nieczystościami i tam dokonywał żywota w przerażających warunkach.
Nie wszyscy mieli prawo do kontynuacji rodu. Zakaz prokreacji obejmował osoby obciążone schorzeniami dziedzicznymi i psychicznymi, jak też włóczęgów, kaleków, żebraków, nierobów, bezdomnych, złodziei, bandytów, morderców, idiotów, imbecyli, prostytutki czy pospolite rozpustnice. Aryjczykom była zupełnie obca idea płodzenia potomstwa na oślep: byle jakiego, byle z kim, byle jak, byle kiedy, byle gdzie. Posiadanie dzieci – lecz dzieci nie byle jakich! – uważano za szczególną łaskę Losu i największy skarb. Przyjście zaś na świat potomstwa chorego, upośledzonego, kalekiego, niedorozwiniętego odczuwano jako niezwykle dotkliwą karę Nieba.

* * *

W XI – VI wieku przed Chrystusem potężne, wysoko rozwinięte państwo aryjskich Medów było postrachem dla swych sąsiadów. Następnie dominującą pozycję zdobyli spokrewnieni z nimi Persowie (często Medów uważa się po prostu za przodków Persów), także lud aryjski, o którym Herodot w „Dziejach” zaznaczał, że „piękne czyny są u nich wysoko cenione i przyczyniają się do wzrostu sławy”. Opisując zaś styl ich życia w tym okresie notował: „O ile wiem, istnieją u Persów następujące zwyczaje: posągi bogów, świątynie i ołtarze wznosić nie uważają za rzecz godziwą, a nawet tym, co to czynią, zarzucają głupotę, jak mi się zdaje, dlatego, że nie wierzą na modłę Hellenów, iżby bogowie byli podobni do ludzi. Ormuzdowi, Stwórcy Wszechświata, mają zwyczaj składać ofiary wychodząc na wyniosłe szczyty gór, a nazywają Ahuramazdą cały krąg nieba. Dalej oddają cześć słońcu, księżycowi, ziemi, ogniowi, wodzie i wiatrom…Do rzeki oni nie siusiają, ani nie plują, nie myją też w niej rąk, ani nikomu innemu na to nie pozwalają, tylko otaczają rzeki najwyższą czcią… Jeżeli spotkają się ze sobą na drodze, po tym można rozpoznać, czy spotykają się równego stanu: zamiast pozdrowienia całują się nawzajem w usta. Jeżeli jeden z dwóch o wiele niższy jest pochodzeniem, wtedy pada na ziemię i oddaje drugiemu uniżony pokłon… Zaraz po dzielności w boju to uznaje się za dowód tężyzny, jeżeli ktoś wykaże się wielką liczbą dzieci. Temu, co posiada ich najwięcej, król corocznie posyła podarunki. Siłą bowiem według nich jest wielka liczba. Dzieci swe kształcą od piątego do dwudziestego roku życia tylko w trzech rzeczach: w jeździe konnej, w strzelaniu z łuku i w mówieniu prawdy. Zanim jednak dziecko nie ukończy pięć lat, nie staje ono przed obliczem ojca, lecz przebywa wśród kobiet. Dzieje się to dlatego, żeby zmarłszy we wczesnym dzieciństwie nie przyczyniło ojcu żadnego bólu”… Dziś wiemy, że opis ten daleki jest od precyzji i tylko częściowo trafny.
W V wieku przed Chrystusem przemożny wpływ na królewski dwór perski zyskali Hebrajczycy, która to okoliczność fatalnie odbiła się na stanie państwa i narodu, na polityce zagranicznej i wewnętrznej Persji, która zaczęła się rozkładać i pogrążać w chaosie moralnym, gospdarczym i politycznym. Wplątała się w awantury i intrygi międzynarodowe, a w IV wieku p.n.e. została podbita przez Aleksandra Macedońskiego i tak osłabiona, iż najeżdżali ją potem Partowie, Rzymianie, Arabowie, Mongołowie, a nawet tak bardzo odlegli Anglosasi. Przez ponad dwa tysiące lat ludność aryjska usiłowała nie tylko przetrwać tragiczne koleje losu, ale i podźwignąć z upadku, wytworzyła w tym procesie przebogatą kulturę, piśmiennictwo, naukę, sztukę.

* * *

Znamienną epokę w dziejach cywilizacji Ariany stanowiła działalność wielkiego mędrca Zaratustry (Zoroastra), autora liczącego 78 ksiąg dzieła filozoficznego pt. „Awesta”. To fundamentalne dzieło szczegółowo omawiało wszystkie aspekty funkcjonowania Wszechświata (kosmogonię i kosmologię), przyrody, życia społecznego, rodzinnego i indywidualnego ludzi. Oryginały tych ksiąg zostały ponoć na rozkaz Aleksandra Macedońskiego w III wieku p.n.e. spalone, gdyż po zapoznaniu się z ich treścią genialny uczeń Arystotelesa miał z goryczą stwierdzić, że ich mądrość przewyższa mądrość dzieł Platona i innych filozofów Grecji.
Jednak w trudno dostępnych ośrodkach górskich wiele tekstów „Awesty” przetrwało, zostało odnalezionych, odczytanych i usystematyzowanych przez uczonych perskich, chociaż w okresie panoszenia się radykalnego islamu ponownie zadano niepowetowane straty kulturalnemu dziedzictwu tradycji zoroastryjskiej. W zachowanych fragmentach tych pradawnych ksiąg znajdujemy ogrom błyskotliwych myśli i aforyzmów.
„Boga nie da się okłamać, On widzi wszystko.
– Gdy kapłani nie są doskonali pod względem etycznym, nie szukajcie u nich prawdy, oni jej nie znają.
– Nikt prócz Boga nie może odpuszczać grzechów.
– Dobro i zło, pomyślność i nieszczęście, wszystko pochodzi wyłącznie od Boga.
– Bóg daje ci dokładnie tyle, na ile zasługujesz.
– Prawowierny jest nie ten, kogo otacza przepych, dostatek, władza; nie ten, kto na pokaz się modli, pielgrzymuje i uczestniczy w obrzędach, lecz ten, kto żyje i postępuje według Przykazań Bożych. Szczera wiara jest w sercu człowieka i znajduje wyraz w jego postępowaniu, fałszywa jest wystawiana na pokaz. Bóg zaś patrzy w serce, nie na małpiarstwo.
– Ratunek – w dobrych uczynkach.
– Zrób coś dobrego i świat stanie się lepszy.
– Spluniesz w niebo – trafisz sobie w twarz.
– Ustępuje się przed siłą, lecz korzy się przed mądrością.
– Za wyświadczone im dobro niewolnicy zawsze odpłacają pogardą.
– Naród zniszczeje, jeśli bogaty i biedny, rozumny i głupi zostaną zrównani.
– Straszną rzeczą jest ubóstwo, jeszcze straszniejszą bogactwo; na skutek ubóstwa ludzie kradną, na skutek bogactwa kamienieją ich dusze.
Cierpliwość jest kluczem radości.
– Mała nauka jest niebezpieczna.
– Pozostaw psom rozkosz szczekania i gryzienia.
– Kto tobie donosi o grzechach innych, i o twoich komuś doniesie.
– Każ złodziejom szukać złodzieja.
– Pełna sakiewka ma wielu przyjaciół.
– Zwycięża nie ten, kto nie upada, lecz ten, kto po upadku potrafi zaraz się podnieść.
– Stojąca woda cuchnie.
– Długi język – krótkie życie.
– Gdy młode małżeństwo za bardzo się kocha, nie będzie szczęśliwe.
– Zawistny nigdy nie zaznaje spokoju.
– Na naukę nigdy nie jest za późno, lepiej zmądrzeć na starość niż na zawsze pozostać głupcem.
– Nikt nie chroni tajemnicy lepiej niż ten, kto jej nie zna.
– Wojna bywa konieczna, aby osiągnąć pokój.
– Głupiec zawsze głupca chwali.
– Skrzypiące drzewo długo nie upada.
– Dziecku, które nie płacze, nikt nie da jeść.
– Starzy głupcy są gorsi od młodych, bo już nie zdążą zmądrzeć.
– Pytaj nie starego, lecz mądrego.
– Pisklę orła będzie orłem, pisklę wrony wroną.
– Pochlebca głaszcze, a w drugiej ręce nóż trzyma.
– Kto zachoruje, zaraz pobożnym się staje.
– Marnotrawca gorszy od złodzieja.
– Nieraz dopiero po upadku zaczynamy się zastanawiać, czy droga, którą kroczymy, prowadzi we właściwym kierunku.
– Nie pragnij cudzego, bo stracisz swoje.”
Mentalności Zaratustry była obca idea przezwyciężania zła dobrem, uważał on, że złu należy przeciwstawić inne zło, jeszcze silniejsze, aby w końcu górą okazało się dobro. Zbrodniarza należy ukarać z całą surowością, a nie prawić mu banały o miłości bliźniego i o tym, że np. niedobrze jest gwałcić i zabijać dzieci. W „Aweście” więc czytamy: „Temu, co myślą, mową lub czynem wyrządził zło człowiekowi złemu i utrwalił świat w dobrem, udzieli Bóg nagrody według swej woli”. Sąd i kara w społeczeństwie aryjskim były krótkie i jednoznaczne, nie znające zwłoki, przekupstwa czy mataczenia: sztylet w serce lub gardło, pętla na szyję; w skrajnym przypadku, np. za okradzenie świątyni – zakopanie żywcem do ziemi.
Aryjczycy nie cenili bogactwa, złotem zaś gardzili, było ono w ich oczach zgoła czymś bezwartościowym. Kto się przywiązywał do swego majątku, ściągał na siebie powszechną pogardę. Tu nie walczono o metal, lecz nie wybaczano uszczerbku na czci i honorze; ceniono nie rzeczy, lecz czyny, nie to, co materialne, lecz to, co duchowe.

Zaratustra urodził się w XII wieku przed narodzeniem Chrystusa. Zaraz po przyjściu na świat (w przeciwieństwie do zwykłych dzieci, które zaczynają wędrówkę ziemską od płaczu) uśmiechnął się i cudnie roześmiał ponieważ, jak niesie fama, od urodzenia posiadł najwyższą mądrość i dobroć. Był reprezentantem rasy aryjskiej, co znalazło odbicie w jego naukach i postępowaniu. (Niektórzy historycy przenoszą okres życia Zoroastra na VII wiek p.n.e. i twierdzą, ze był on Medem z pochodzenia). Dominuje jednak zdanie, że urodził się w Ziemi Tura. W pewnym momencie swego życia zwrócił się do ziomków z gorącym apelem o zmianę dotychczasowych zapatrywań, mówiąc kolokwialnie, przyniósł im nowe tablice wartości. Nie został jednak – jak wszyscy wielcy prorocy – zrozumiany przez współobywateli, którzy go odtrącili, a wpływowy mag i uczony Duraszrawa przypuścił na niego ostry atak. Dominująca wówczas religia i moralność wędrownego, wojowniczego Turanu nie sprzyjała kultowi pokojowej pracy, o której tak wiele mówił Zaratustra. W końcu musiał salwować się ucieczką z ojczyzny, a o stanie jego duszy świadczy zachowana skarga modlitewna pt. „Dokąd uciekać?”, jako żywo przypominająca o wiele stuleci późniejsze skargi „Księgi Psalmów”. Po okresie tułaczki znalazł azyl w księstwie Drangian, rządzonym przez władcę o imieniu Wisztapsy, na styku obecnych Iranu i Afganistanu. W miejscu nowego zamieszkania zaczął głosić wrogość do Ziemi Tura, co przypadło do gustu osiadłym i pracowitym Irańczykom, których owoce pracy zbyt często stawały się łupem najeźdźców turańskich, niemiłosiernie łupiących kwitnące osady i pola uprawne, zagrabiających olbrzymie stada krów, koni, owiec, świń oraz uprowadzających niemało jeńca. Zaratustra zwracał się jednak nie do obcych, na jego otoczenie składali się teraz osiadli rolnicy, potomkowie konnych żołnierzy, którzy na długo przed narodzeniem Proroka przybyli na te ziemie, którym nadali imię Iranu, ze stepów wschodnioeuropejskich (obecna Ukraina i Rosja Południowa) i z Azji Środkowej. O ile wszelako dawni Turańczycy za najwyższą cnotę uważali męstwo wojenne i waleczność, o tyle Zaratustra szerzył wśród Irańczyków kult spokojnej i uczciwej pracy na roli.

Trzon nowej wiary stanowił kult Jedynego Dobrego Boga, Stworzyciela Nieba i Ziemi, „Boga Miłości” (Mazdy, Ormuzda, Ahuramazdy czyli „Pana Boga Wszechmądrego”). Jego antagonistą był Duch Śmierci Aryman (Szatan). Była to religia monoteistyczna, wyrażająca uniwersalne wartości ogólnoludzkie. Czytamy tedy w „Aweście” retoryczne pytania skierowane do Ahuramazdy: „Pytam Ciebie, o Boże, kto był pierwszym prastworzycielem, kto praojcem wszystkiego, co istnieje? Kto pchnął słońce i gwiazdy na ich tory? Kim jest Ten, przez którego księżyc rośnie i zmniejsza się?.. Kto podtrzymuje ziemię i obłoki tam w górze? Kto chroni je przed upadkiem? Kto stworzył rośliny i wody? Kto dał żwawość wiatrom i chmurom? Kto jest stworzycielem ducha dobrego?... Jaki to rzemieślnik doskonały stworzył światło i ciemności? Przez kogo to poranek , południe i noc się zmieniają?... Kto stworzył mądrość wspaniałą? Kto sprawił, że syn drogim jest ojcowi? – Ja chcę rozpytać się Ciebie o to, o Boże, duchu ożywiający, stworzycielu wszystkiego, co jest dobrem”…
Dawni Indoeuropejczycy wierzyli w fatum, w nieodwracalne wyroki Losu i przyjmowali je z pokorą i spokojem, rozumiejąc, iż mają do czynienia z nieuchronną koniecznością. Wyobrażenie o tym, że bieg zdarzeń, np. niekorzystny czy niesprawiedliwy, można odmienić, było im zupełnie obce. Zaratustra wprowadzał w tym względzie radykalną zmianę. Głosił mianowicie, że w świecie wre walka między Dobrem a Złem, i że Dobro w końcu zwycięży, i że ten szlak ku coraz większemu zasięgowi Dobra jest rozwojem, postępem, i że ludzie powinni i mogą czynnie sprzyjać zwycięstwu Dobra w jego walce ze Złem poprzez czynną postawę życiową, pracę i dobre uczynki, wznosząc tym samym i samych siebie na coraz wyższy poziom etyczny i kulturalny.
Zoroaster w istocie rzeczy znosił tradycyjny kult przodków i zastępował go monoteistyczną doktryną o Jedynym Stwórcy, wszystkich zaś wierzących w Niego określał jako „braci”. Odsunął na dalszy plan wszystkich bogów indoirańskiego panteonu, ogłaszając Ahuramazdę za Jedynego Pana Wszechświata, Stwórcę ludzi, duchów, zwierząt, roślin, ziemi i nieba. W swej dobroci Ahuramazda obdarzył ludzi rozumem, aby umieli rozróżniać między dobrem a złem i potrafili dokonywać adekwatnego wyboru między prawdą a fałszem. Zaratustra odrzucił fatalistyczne pojęcie nieuchronnego przeznaczenia i wysunął postulat: o swój los, o swoje miejsce pod słońcem każdy człowiek musi walczyć osobiście, zmieniając swymi czynami zewnętrzne uwarunkowania i tendencje życiowe. Co więcej, dobitnie podkreślał moralną konieczność walki człowieka o swój los i o lepszy świat.
O ile w okresie sprzed Zoroastra Ariowie wyakcentowywali przede wszystkim aspekt genetyczno – arystokratyczny, czyli przynależność osoby do tego czy innego starożytnego rodu, o tyle Prorok postawił na osobowość człowieka, na jego indywidualny poziom etyczny i umysłowy, manifestujący się w stylu życia, w osobistych pracach i zasługach. Jako pierwszy w dziejach ludzkości wysunął myśl o konieczności czynnej walki ze złem i niesprawiedliwością społeczną, a wiarę w nieuchronne wyroki losu odrzucił: każdy człowiek samodzielnie dokonuje takich czy innych wyborów życiowych i osobiście jest twórcą swego przeznaczenia, nie zaś „siły wyższe”.

* * *

Kodeks etyczny zoroastryzmu bazował na trzech kamieniach węgielnych: dobra myśl, dobre słowo, dobry czyn. Pod „dobrą myślą” rozumiano nieustanne pamiętanie o Bogu, czystość intencji i zamiarów, życzliwe nastawienie wewnętrzne do ludzi, gotowość przyjścia z pomoca bliźniemu (Hilfsbereitschaft), i zawsze odczuwaną chęć czynnej walki ze złem o pomyślność i szczęście ludzi; dążenie do życia w pokoju i zgodzie ze wszystkimi. „Dobre słowo” znaczyło: dotrzymać danego przyrzeczenia, wykonać umowę, wywiązać się ze zobowiązania; nikogo nie poniżać, nie obrażać, nie oczerniać, nie obmawiać; nie słuchać i nie powtarzać plotek; być uczciwym (słownym) w sprawach handlowych; pocieszać życzliwym słowem. „Dobry czyn” zobowiązywał: szanować rodziców, dbać o staranne wychowanie dzieci, nie zabijać, nie zagarniać cudzego majątku, nie kraść i nie grabić, nie pożyczać pod procent, nie uwodzić cudzej żony.
Pośmiertny los człowieka Zaratustra stawiał w zależność od jego myśli, słów i postępków dokonywanych za życia. Aryjczyk tedy powinien wciąż na nowo i nieustannie dowodzić swej wierności Mocom Dobra. Samo zaś aryjskie pochodzenie (według wcześniejszej tradycji zupełnie wystarczające do zbawienia) okazywało się niewystarczające. Dopiero sprawiedliwe i świętobliwe postępowanie miałoby moc zbawczą. Dalszy los duszy zależy jednak także od miłosierdzia Bożego, po śmierci bowiem Bóg waży ludzkie czyny na specjalnej wadze, a to, co było skryte, staje się jawne. Dobre myśli, dobre słowa i dobre czyny przybierają postać wspaniałej dziewicy Daeny, która jest na tyle piękna, na ile piękne było postępowanie zmarłego za życia. Dziewica ta bierze duszę ludzką za rękę i prowadzi ją do nadobłocznych wysokości. Z pierwszym krokiem umarły sprawiedliwy wstępuje do nieba dobrych myśli, z drugim – do nieba dobrych słów, z trzecim – do nieba dobrych czynów, z czwartym dosięga Niebios Nieskończonej Światłości. Lecz na czwartym niebie sądzone znaleźć się dalece nie każdej duszy, a wówczas powraca ona – samotna – na grzeszną ziemię i musi wcielić się w kolejne, poczynane właśnie, życie ludzkie. Z kolei dusza grzesznika musi przejść groźne metamorfozy: jego myśli, słowa i postępki kondensują się po śmierci w postać odrażającej staruchy, która chwyta winowajcę swą kościstą ręką i strąca go prosto do piekła – na straszliwe męki.
Ta upoetyzowana wizja ukazuje poglądowo, iż Zaratustra wysunął koncepcję osobistej odpowiedzialności każdej osoby ludzkiej zarówno za swój ziemski, jak i za pośmiertny los. Największą cnotą według jego słów byłaby uczciwa, cicha i spokojna praca na roli, uchylanie się od uczestnictwa we wszelkiego rodzaju wątpliwych sprawach. „Kto sieje ziarno, ten sieje sprawiedliwość”. Ariowie nie łgali, nie mataczyli, nie dosypywali nikomu trucizny do wina czy potraw. Lud uczciwie pracujący, władca dobrze (czyli sprawiedliwie) rządzący, mężna i wierna arystokracja wojskowa – miały szansę odnalezienia się po śmierci w raju. Natomiast rozbójnicy porywający cudze stada, rujnujący gospodarstwa osiadłych Ariów oraz pustoszący kwitnące miasta i wsie – będą palić się w ogniu piekielnym.
Na Tamtym Świecie grzesznicy ponoszą straszliwe kary za swe przewiny. I tak bezbożnik wisi w piekle na drzewie powieszony za jedną nogę, a szatan wciąż na nowo odziera go ze skóry; bezduszny bogacz jęczy z głodu błagając o chleb i wodę, lecz ponieważ nikt mu nic nie daje (tak jak on za życia na ziemi), gryzie w końcu rozpaczliwie i zjada palce i dłonie własnych rąk; nieuczciwy kupiec pije napój złożony z moczu i łajna oraz zjada ziemię i pył; kłamca i oszczerca ma ogromny zwisający z ust język gryziony przez robactwo; wnętrze rozpustnika wypełnione jest robakami i żukami, a mięśnie mu gniją i odpadają od próchniejących kości (jak w syfilisie!); tyran ma ręce skrępowane sznurem, a 70 diabłów chłoszcze go wijącymi się wężami; z ust i z innych otworów ciała pederasty wypełzają i włażą z powrotem ogromne robaki, ropuchy i węże; niewierna żona wisi na hakach wbitych w jej piersi, a kłótliwa i krnąbrna – na swym jęzorze przybitym gwoździem do ściany; ojciec, który nie uznawał własnego potomstwa, jest szarpany przez demony podobne do psów i słucha żałosnego zawodzenia swych osieroconych i głodnych dzieci.
Tego rodzaju plastyczne i realistyczne opisy piekła, spotykane w traktatach teologii mazdaizmu, zostały później uwiecznione m.in. w malarstwie i rzeźbie buddyzmu. Ich niejako fizjologiczna obrazowość przemawiała bezpośrednio do wyobraźni gminu, lecz z drugiej strony, traktowano je jako metaforę: dusza grzesznika jest pogrążona w straszliwej otchłani moralnego cierpienia i boli tak, jakby bolało ciało zawieszone na hakach i zżerane przez ohydne robactwo. Taka namacalna poglądowość przekazu dydaktyczno – etycznego odpowiadała psychologii prostych ludzi. Ale z drugiej strony, w tekstach kultury aryjskiej znajdują się subtelne rozważania o procesach zachodzących w cienkich strukturach formacji duchowych oraz w polach biosemantycznych; są one jednak dostępne rozumieniu wyłącznie osób wyrobionych pod względem intelektualnym, posiadających wyrafinowaną kulturę myślenia filozoficznego, jak też wysoki stopień uduchowienia i wykształcenia.

* * *

Subtelna pedagogika aryjska wychodziła z założenia – i tu tkwi pewien paradoks! – że nie ma ludzi ani jednakowych, ani pospolitych, że w każdym młodym człowieku tli się iskierka jakiegoś talentu i geniuszu. Zaratustra pisał: „Ani podług mysli, ani podług dążeń, ani podług czynów czy słów, ani podług wyobrażeń religijnych czy uzdolnień ducha ludzie nie są podobni do siebie. Ktoś kocha światło i jego miejsce jest pod świetlistymi ogniami Nieba, a ktoś woli ciemności i należy do mrocznych Mocy Nocy”.
Na listę cnót i wartości głoszonych przez Proroka składały się: umiłowanie pokoju połączone w razie potrzeby z bitnością, pracowitość, oszczędność, zdyscyplinowanie (samokontrola), osiadłość, zapobiegliwość, twarda władza króla i posłuszeństwo poddanych, brak merkantylizmu i wyrachowania, szczerość i bezpośredniość, łagodność, sprawiedliwość, umiarkowanie. Poszanowanie rodziców i unikanie kłamstwa stały na czele aryjskich tablic wartości. Zaratustra zdecydowanie potępiał ubój rytualny zwierząt i wojny zaborcze, błogosławione przez kapłanów dawnego kultu turańskiego. Samych zaś kapłanów nazywał „karpanami”, czyli „chciwymi drapieżnikami”, nigdy nie sytymi darów i ofiar; nawoływał wręcz do ich fizycznego wytępienia, twierdząc, że szerząc ciemnotę stoją na drodze ludzi do Boga i prawdziwej pobożności. Późniejsza tradycja zoroastryzmu głosiła, że w procesie uboju rytualnego (np. żydowski ubój rytualny trwający 2 godziny i 46 minut powoduje niewyobrażalne cierpienia katowanego zwierzęcia) zabijana istota zanosi swe skargi i błaganie do samego Boga na niebie, który to słyszy i szykuje dla dręczycieli odpowiednią karę. Zaratustra gloryfikował spokojne i czyste życie w wiejskim zaciszu, w miastach bowiem, w ich ciasnocie i zaduchu moralnym, duch aryjski ulega zatruciu i powoli zanika, zastępowany duchem hedonizmu, chciwości, przekupstwa, wszeteczeństwa.
Przyszły świat miał być wolny od zła i wszelkiego cierpienia. Według „Awesty Młodszej” epoka powszechnego szczęścia, radości i dobrobytu powinna nastąpić po straszliwej i krwawej bitwie na ziemi, gdy miną trzy tysiące lat po zgonie Zaratustry, czyli gdzieś w okresie pierwszych dwu stuleci po roku 2000. Wówczas to sprawiedliwi zostaną uratowani przez nowe wcielenie Zaratustry, czyniących zaś zło spotka kara – będzie się im lało do gardeł roztopiony metal i zostaną potępieni na Sądzie Ostatecznym. Na skutek tych zdarzeń świat ziemski będzie oczyszczony i odnowiony, zło zaniknie. Zanim jednak to nastąpi, na ludzkość czeka długie pasmo udręki: zupełny upadek moralności (powszechna sodomizacja), powodzie, pożary, wojny, katastrofy, głód, trzęsienia ziemi, epidemie oraz „olbrzymia zima” trwająca trzy lata (zima termojądrowa?).
Wyznawcy zoroastryzmu w ciągu wielu stuleci na różne sposoby modyfikowali, reformowali, a nawet przeinaczali nauki Mistrza. Ale w sumie czystość doktryny została zachowana. Idąc za Nauczycielem m.in. stwierdzono, że nastąpi czas, gdy siły światła i mroku stoczą ze sobą ostatni bój na śmierć i życie. Na czele sił światła stanie sam Zoroaster, który w tym celu zstąpi w promieniach chwały na ziemię z niebios, lub jego syn, „Saoszjant” („Odkupiciel”), poczęty w łonie Dziewicy przez Ducha Dobra. Po bitwie nastąpi Sąd Ostateczny. Wszyscy zmarli zmartwychwstaną, lecz będą musieli przejść przez potok roztopionego metalu. Sprawiedliwym wyda się on ciepłym mlekiem, występni zaś zginą w nim straszną i bolesną śmiercią. Złoty wiek ludzkości kapłani zoroastryzmu widzieli nie w przeszłości, lecz w przyszłości. Nawoływali też swych współwyznawców do bezwzględnej walki z wrogami „jedynie prawdziwej wiary”, twierdząc, że dzięki temu bramy raju same się otworzą przed nimi, dając duchową nieśmiertelność. Być może epoka powszechnej szczęśliwości będzie, po części przynajmniej, skutkiem świadomych zabiegów eugenicznych: wszyscy złodzieje, mordercy, inni kryminaliści będą publicznie wieszani, na zboczeńców płciowych i gwałcicieli czeka kastracja i przybijanie ich genitaliów do drzwi ich domostw, by nie mogli przekazywać swej zwyrodniałej dziedziczności nowym pokoleniom.
Jakiż jednak miał być cel ostateczny pielęgnowania tak twardych cnót i tak surowych przepisów prawa? – Wcale nie osiągnięcie sukcesu życiowego w obiegowym znaczeniu tego pojęcia, czyli majątku, władzy, sławy; a nawet nie nowe wcielenie się po śmierci w postać arystokraty czy króla, jak mniemano na początku epoki aryjskiej. Celem ostatecznym i najbardziej pożądanym było wyrwanie się z zaklętego koła sansary, uniknięcie – dzięki uprawianiu cnoty i osiągnięciu doskonałości moralnej – ponownych narodzin na tym padole łez. Człowiek bowiem przychodząc na świat rodzi się w bólu, żyje w bólu i umiera w bólu – a dzieje się ten makabryczny teatr w świecie, który jest ułudą i nie ma żadnej wartości.

* * *

Wieloletnim ambitnym dążeniom i tytanicznym wysiłkom Zaratustry nie było jednak sądzone stać się przysłowiowym „ciałem”. Nie udało mu się stanąć na czele świetlistych zastępów i oczyścić świat ze zła i nieprawości. Według pachlewijskiego utworu „Datistan-i-Dinik” ten wielki mąż został zamordowany przez swego zawziętego wroga, kapłana tradycyjnego kultu Tur-i-Bratarwachsza, a według innych źródeł zginął w wieku 77 lat z szablą w ręku walcząc na polu boju w Bałchu przeciwko Turańczykom. Tak tedy za życia poniósł klęskę. Lecz z biegiem lat jego nauki zyskiwały coraz więcej zwolenników i odnosiły coraz więcej triumfów, stając się częścią składową tak różnych światopoglądów i doktryn filozoficzno – teologicznych jak judaizm, buddyzm, chrześcijaństwo, islam, komunizm, narodowy socjalizm.
Zoroastryzm zaś jako religia przez wiele stuleci, w okresie od II tysiąclecia p.n.e. do VII wieku nowej ery panował w Iranie, w wielu krajach Azji Środkowej i Zakaukazia. W awestyjskiej księdze „Wendidat” z VI wieku p.n.e. podane są nazwy 16 królestw, w których zoroastryzm odgrywał wówczas rolę religii panującej. Najbardziej na północ wysuniętym był Chorezm nad brzegami Morza Aralskiego, na południe zaś – Arachozja na pograniczu Arabii i Indii. W okresie 545-530 p.n.e. Cyrus II poddał swemu berłu wszystkie królestwa wyznające zoroastryzm, apostołami zaś tej religii zostali Medowie, sakralny lud wyspecjalizowany w cudotwórstwie, odprawianiu nabożeństw, organizowaniu kultu. Znakiem totemicznym tej monarchii był wizerunek barsa (może stąd nazwa kraju: Pars, Persja). Król był traktowany jako bóstwo, Mesjasz, czyli zesłany przez Boga Odkupiciel, na wieczne czasy ustanawiający swe królestwo na całej ziemi według zasady „jeden pasterz, jedna owczarnia”. (Wiele stuleci później ten wątek odżyje w „Apokalipsie”). Jądro armii Cyrusa Wielkiego stanowili tzw. „nieśmiertelni”: tysiąc konnych łuczników, ubranych w posrebrzane kolczugi i hełmy, tworzących osobistą gwardię przyboczną władcy, w której obowiązywała żelazna dyscyplina i surowy kodeks honoru, stawiający na pierwszym miejscu wierność. „Nieśmiertelni” nigdy nie cofali się i nie szli do niewoli, a do ich szeregów wcielamo wyłącznie starannie wyselekcjonowanych młodych mężczyzn rasy nordyckiej, zwanych „Chazarami”. Istotne, że absolutny samodzierżca Persji nie miał najmniejszego głosu w sprawach religii; do zgromadzenia sług Bozych mógł przyjść, jeśli mu pozwolono, wyłącznie jako słuchacz.
Potęga kapłanów okazała się w tym czasie tak wielka, że jeden z nich (Gaumata) pokusił się nawet na dokonanie zamachu stanu i objął pełnię władzy w państwie. Lecz nie na długo. Niebawem Dariusz I dokonał kolejnego przewrotu, a Gaumatę kazał uśmiercić. Następne stulecie to okres rozmaitych rozterek i poszukiwań światopoglądowych oraz reform wyznaniowych, nieraz sprzecznych z pierwotnymi naukami Mistrza. Także państwo ulega destrukcji; na miejscu Wielkiej Persji powstały po jej rozpadzie Baktria, Partia, Armenia, Syria. Przy czym państwo Partów przyjęło oficjalnie starożytną nazwę „Ariana”. Ówcześni autorzy podkreślają, że królowie tego państwa unikali przepychu, ubierali się i mieszkali skromnie, a posłuch i sławę zdobywali dzielnymi czynami nie zaś marną rozrzutnością. Achemenidzi z naciskiem podkreślali, iż są „ludźmi aryjskiego nasienia”, którzy przyszli z Północy. [Najstarsza ludność Iranu nie należy do rasy aryjskiej, ma ciemną karnację, lsniące czarne oczy, wąskie twarze, niewysoki wzrost. Dotychczas przybyli z Północy Ariowie żyją tam w swoistym odosobnieniu, we własnych osiedlach (aułach) i stronią od swych śniadych współobywateli]. W 224 roku w Partii na skutek tajnego sprzysiężenia i zamachu stanu doszło do obalenia ostatniej czysto aryjskiej dynastii Arszakidów. Lecz ta cywilizacja nie umarła, nadal żyła, zmieniając swe kształty, nazwy, doktryny, skład ludności. Król Kuszanów Kaniszka (I wiek nowej ery) zasłynął jako nie tylko wybitny poeta, filozof, prawodawca, teolog, mąż stanu, ale i jako cudotwórca; zapalał np. świece dla niewidomych, a ci zaczynali widzieć.
W III wieku po narodzeniu Chrystusa zoroastryzm został urzędowym wyznaniem imperium Sasanidów. Jednak w VII – VIII wieku Iran i kraje Azji Środkowej zostały podbite przez wyznających islam Arabów. Była to straszliwa katastrofa cywilizacyjna, cofnięcie poziomu kulturalnego tych narodów o wiele stuleci wstecz.

* * *

W klasycznym dziele kultury zoroastryjskiej „Zafer Nameh” („Księga Zwycięstwa”), ułożonej w kształcie pytań i odpowiedzi, znajdzie czytelnik m.in. następujące zdania:
„Co nakazuje rozum? – Przeszkadzać złym w czynieniu zła.
– Co jest najlepsze dla młodych i najpiękniejsze dla starych? – Wstyd i wspaniałomyślność dla pierwszych; mądrość i umiarkowanie dla drugich.
– Kogo się należy strzec, aby być bezpiecznym? – Pochlebców i nikczemników, którzy zostali bogaczami lub sięgnęli po władzę.
– Jakie są rzeczy, których każdy szuka, a nikt nie znajduje? – Zdrowie, przyjaźń, wierna miłość.
– Jaka cnota jest wadliwa? – Szlachetność czekająca na wdzięczność.
– Co stanowi oznakę wielkoduszności? – Gdy ktoś, mogąc ukarać, przebacza.
– Co trzeba czynić, aby nie potrzebować lekarza? – Mało jeść, mało pić, mało mówić.
– Co jest najlepsze? – Pokora i bezinteresowne czynienie dobra.
– Kogo prosić o radę? – Tego, kto wyznaje prawdziwą wiarę, miłuje dobrych i zna się na rzeczy.
– Co potrafi wiedza? – Małego uczynić wielkim, biednego majętnym, nieznanego sławnym”.

Choć losy nauk Zaratustry okazały się nader zmienne i dramatyczne, to jednak idee i kategorie filozoficzne, jak też zapatrywania moralne tego wielkiego męża zostały przyswojone i zinternalizowane przez szereg późniejszych kultur i cywilizacji. Hebrajczycy np. zapoznali się z doktryną zoroastryzmu w VI wieku p.n.e., podczas tzw. „niewoli babilońskiej”, i właśnie wówczas, gdy Daniel pełnił funkcje ministerialne na dworze Dariusza I, w odnośnych rozdziałach „Pięcioksięgu Mojżeszowego” zjawiły się nauki o Sądzie Ostatecznym, o zmartwychwstaniu i inne, zapożyczone od Persów. Poprzez judaizm przejęło je chrześcijaństwo, a islam zapożyczył z zoroastryzmu m.in. pomysł „świętej wojny” i szereg innych. W VIII wieku p.n.e. także do Indii dotarła nauka Zaratustry o wynagrodzeniu pośmiertnym; i właśnie wtedy w „Upaniszadach” zjawia się zapis: „Człowiek staje się dobrym na skutek dobrych czynów, a złym na skutek czynów złych”. Szereg wyobrażeń Zoroastra przejął również buddyzm.
Jak zaznaczono powyżej, w dużym stopniu szczytne osiągnięcia intelektualne i etyczne cywilizacji Ariany zostały ogniem i mieczem wykorzenione przez wyznających islam Arabów i innych wrogów. Popalono tysiące papirusów, pergaminów i ksiąg, zburzono setki świątyń, klasztorów, pałaców; pozbawiono życia plejadę mędrców, poetów, filozofów. Lecz aryjska myśl i mądrość – wszczepiona niejako w obce ciało – przetrwała w licznych doktrynach teoretycznych powstałych na niezmierzonych przestworzach całej Eurazji. W kręgu tejże cywilizacji wynaleziono zresztą tak banalne i obecnie powszednie rzeczy, jak spodnie, koszule, skórzane buty z cholewami, żelazne sierpy i uzdy dla koni. W Rzymie jeszcze w 397 roku za noszenie spodni karano konfiskatą mienia i dożywotnim zesłaniem w odległe prowincje, a w 416 zakazano noszenia skórzanych butów, ponieważ to były rzeczy „barbarzyńskie” w przeciwieństwie do sandałów i kawałka szmaty zwanego tuniką, w które zawijał się „cywilizowany” Rzymianin. Żołnierze Attyli przynieśli do Grecji i Rzymu, chwytających potrawy z talerza czy garnka palcami, jakże „barbarzyński” zwyczaj posługiwania się podczas posiłku widelcem i nożem. Pradawny zaś kult ognia odbił się w hymnie św. Franciszka z Asyżu wspaniałymi strofami:

„Panie, bądź pochwalony
Przez naszego brata ogień,
Którym rozświetlasz noc,
A on jest piękny i radosny,
Żarliwy i mocny”.

* * *

Ostatnim bastionem Ariów w Azji pozostał Step Kirgiz-Kajsakski (Kazachski). Jeszcze w XVIII wieku Kazachowie przechowywali w ustnych przekazach resztki pradawnej mądrości aryjskiej.

Trzy Przykazania Boże:
– wierz w Boga Jedynego, w Tengri, ponieważ innych bogów nie ma;
– nie wymyślaj idoli, ponieważ wiara jest jedna – w Boga;
– licz tylko na siebie i na Jego pomoc.

Sześć Przykazań Ludzkich:
czcij ojca i matkę, przez nich Bóg dał ci życie;
– nie zabijaj bez konieczności;
– nie cudzołóż;
– nie kradnij;
– nie kłam;
– nie zazdrość.

Dziewięć Przykazań (prowadzących do) Zbawienia:
– wierz w Sąd Boży;
– nie wstydź się łez współczując bliźniemu;
– szanuj prawa swego narodu;
– szukaj prawdy i nie bój się jej;
– zachowuj dobre uczucia do wszystkich ludzi;
– bądź czysty w sercu i w postępowaniu;
– nie dopuszczaj do kłótni, dąż do pokoju;
– pomagaj cierpiącym za prawdę;
– wierz duszą, a nie rozumem”.

Trzy pierwsze przykazania czyniły osobą wierzącą; sześć kolejnych – człowiekiem; dziewięć ostatnich – Aryjczykiem, wolnym i uduchowionym mieszkańcem Wielkiego Stepu. Ostatnim nominalnym władcą stepowych Ariów był sułtan Aryngazy, który w 1821 roku udał się do Petersburga, aby ubiegać się u dworu carskiego o sprawiedliwość i uznanie go za prawowitego pana Wielkiego Stepu. Po drodze jednak został aresztowany przez Rosjan, choć miał ustne przyrzeczenie cara, dotyczące jego nietykalności. Zesłany do Kaługi zmarł niebawem w niewyjaśnionych okolicznościach.
Obecni potomkowie Ariów często wyglądają inaczej niż ich dalecy przodkowie, mają czarne brody, piwne oczy, ciemniejsza skórę. Jest to skutek trwających przez setki i tysiące lat migracji, interferencji międzyrasowej, mutacji genetycznych na rozległych przestworzach Eurazji oraz Afryki Północnej.

* * *

Turańczycy, rodzeni bracia Aryjczyków, również wytworzyli wspaniałą cywilizację i założyli szereg państw. Ich dziełem była tzw. kultura sarmato – alańska. Alanowie, potomkowie słynących ze straszliwego okrucieństwa Sarmatów, w III wieku krwawo wyniszczający Scytów, sami w IV wieku zostali pobici przez Hunów. Jednak przez pół tysiaca lat na terenie Syberii Południowej i Kazachstanu istniało majestatyczne imperium turańskie. Ostatni odprysk Turanu, Kahanat Awarski, przestał istnieć w X wieku. Część zaś Sarmatów – jak twierdzi m.in. Murad Adży – w 371 roku wyniosła się aż na Półwysep Iberyjski, dając początek Kastylii; a polska historiografia przez całe stulecia żywiła pewność, że przodkami Lechitów byli Sarmaci.
W okresie II – V stuleci nastąpiła olbrzymia, żywiołowa wędrówka ludów, posuwająca się z szybkościa 40 km rocznie ze stepów eurazyjskich na zachód. Częścią tego procesu, w łonie którego występowały rozmaite zawirowania, prądy wsteczne, cofki i gwałtowne nurty rwące do przodu, była wyprawa Hunów („Ludzi Słońca”, „Dzieci Nieba”), czyli dalekich, już zhybrydyzowanych potomków Aryjczyków, na Imperium Rzymskie. Na ich czele stał genialny dowódca i polityk Attyla, opiewany m.in. w sagach skandynawskich, w niemieckiej „Pieśni o Nibelungach”, w legendach anglosaskich jako Attly, Etly, Etzel, a którego imieniem nazwano w Europie „Etzelalpen”!
Czyli po Turanie sztafetę przejęły narody tiurkskie (turkijskie, tureckie), jak Ujgurowie, Turcy, Azerowie, Kazachowie, Uzbecy, Kirgizi, Chazarowie, Jakuci, Ukraińcy, częściowo Rosjanie i Gruzini. Murad Adży, zwolennik teorii panturkizmu, twierdzi, że Tiurkowie, osiedleni w V wieku w Europie, są przodkami Flamandów, Czechów, Bułgarów, Tatarów, Chakasów, Baszkirów, Serbów, Chorwatów, Basków, Tuwińców, Anglików („England”, „Ingland” po turecku znaczy „Ziemia Zdobyta”), Islandczyków (od „isi” po turecku „ciepły”; Islandia to „Wyspa Ciepła” od gejzerów), Szwajcarów, Prowansalczyków, Katalończyków, Turyngów. Z języków tiurkskich przeszły np. do polskiego takie wyrazy jak „bułat”, „jogurt”, „kapa”, „torba”, „izba”, „księga”, „ogier”, „kiermasz”. Polski „pieniądz” oraz angielski „pens” to derywaty od tureckiego „pienieg” czyli „bilon”; także „szeląg” oraz „shilling” – od tureckiego „szeleg” czyli „drobna moneta”; „sterling” – od „sytyrlig” czyli „dwadzieścia szelegów”; „moneta” oraz „money” – od „manat” czyli „pieniądz”.
Ten wpływ wynikał właśnie z okoliczności, że w pierwszych wiekach nowej ery na skutek wielkiej wędrówki ludów dotarli pod dowództwem Attyli do Europy Zachodniej także liczne odłamy pradawnych ludów aryjskich; część z nich tutaj się zatrzymała, stając się przodkami Bawarczyków w Niemczech, Burgundów we Francji, Duńczyków itd., a ślady ich wpływu kulturalnego przechowały się w wielu umiejętnościach, w gotyckim stylu architektonicznym, w słownictwie języków słowiańskich, germańskich i romańskich, jak np. prócz wyżej wymienionych, setki i tysiące innych, w rodzaju „hura!” (w tłumaczeniu na polski: „bij, zabij!”), „order” („orden”, „die Ordnung” – wyrazy pochodne od „horda”, czyli po tiurksku „ład”, „ustrój”, „porządek”). Wyróżniały ich wybitne uzdolnienia organizacyjne, techniczne, wojskowe, moralne. Ich poczucie godności, honor, przyzwoitość, prawdomówność, odwaga, siła ducha stały się przysłowiowe i weszły jako część składowa do średniowiecznego etosu rycerskiego Europy. W cywilizacji islamu wyobrażenia o dawnych Ariach także są niezwykłe; z 20 sury „Koranu” (ajat 102) dowiadujemy się, że grzeszników na Sąd Ostateczny spędzać i na powrozach prowadzić będą u Kresu Czasów „niebieskoocy blondyni”.

* * *

Starożytny lud Fenicjan, lud odważnych żeglarzy i zręcznych kupców, ale też mężnych podróżników i żołnierzy, został m.in. przedstawiony przez znakomitego pisarza i naukowca Janczewieckiego, piszącego pod pseudonimem „Wasilij Jan”, w powieści „Statek fenicki” oraz w kilku opowiadaniach. Przez szereg lat pisarz studiował samodzielnie źródła drukowane poświęcone dziejom Fenicji. A jednak napotkał więcej zagadek i tajemnic niż klarownej wiedzy i jednoznacznych ustaleń. Fenicjanie bowiem byli i do dziś pozostają starożytnym ludem równie sławnym jak mało poznanym. Profesor Tadeusz Zieliński z uznaniem pisał o „śmiałej i przedsiębiorczej Fenicji, królowej mórz”... Niewiele jednak mógł konkretnego o niej powiedzieć – z powodu braku danych źródłowych. Można zresztą zaznaczyć, że niektórzy naukowcy uważają, iż pod względem rasowo-antropologicznym Fenicjanie byli identyczni ze starożytnymi Grekami.
Cywilizacja fenicka, jedno z wielkich dzieł rasy aryjskiej, – tak samo zresztą jak kreteńska czy sumeryjska – jest uważana za twór zupełnie wyjątkowy. Ci sławni żeglarze i kupcy nie poddają się obiegowym definicjom. Fenicjanie nie stworzyli na przykład swej własnej, sobie tylko właściwej sztuki, tak jak to obserwujemy w przypadku Mezopotamii, Egiptu i Grecji. Znaleziska z Tyru, Sydonu czy Byblos nie składają się na archeologiczną całość: podobne przedmioty można by spotkać w Syrii, Izraelu czy Egipcie. W końcu II tysiąclecia p.n.e. istniały z pewnością na wschodnim wybrzeżu Morza Śródziemnego porty o zróżnicowanym znaczeniu, z których wypływano na szerokie wody. Jeden z nich – Byblos – już w bardzo odległych czasach prowadził handel z Egiptem. Wielka epoka rozkwitu Tyru, Sydonu i innych portów przypada na pierwsze wieki I tysiąclecia p.n.e., kiedy to schodzą z historycznej sceny bądź tracą na dotychczasowym znaczeniu potężni konkurenci Fenicjan: Mykeńczycy, Hetyci, Asyryjczycy, Egipcjanie. Na wszystkich niemal wybrzeżach Morza Śródziemnego Fenicjanie zakładają osady handlowe; przepływają nawet przez Cieśninę Gibraltarską, docierają do Kadyksu, Maroka i Mogadoru. Nie wiadomo, jakim mianem określali samych siebie, gdyż słowo „Fenicjanie” pochodzi z greckiego, a jego rodowód nie został definitywnie wyjaśniony. Określenie Phoinikes jest często wiązane ze słowem phoenix, oznaczającym muszlę mięczaka zwanego rozkolcem (Murex); dwa jego gatunki były głównymi dostarczycielami purpury, używanej przez Fenicjan do barwienia tkanin. Tak więc dla Greków ci kupcy-żeglarze, którzy przywozili do ich kraju między innymi wspaniałe czerwone materie, byli „ludźmi purpury”. Jednak słowo phoinos oznacza pewien szczególny odcień czerwieni, o zabarwieniu purpurowobrązowym, toteż jest możliwe, iż Grecy nazywali Fenicjan „czerwonymi” czy też „brunatnymi” ze względu na nieco inny niż ich własny kolor skóry lub włosów. Przecież Nubijczyków określano mianem Etiopczyków od słowa aethiops – przypalony, opalony, śniady; być może, dla Greków Fenicjanie byli po prostu „ogorzali”.
Trudno dziś dociec, jak określali samych siebie ci smagli ludzie stale obecni na Morzu Śródziemnym i docierający daleko poza jego basen. Niektóre napisy fenickie zawierają słowo Tsidonim (mieszkaniec Sydonu) w znaczeniu odnoszącym się nie tylko do mieszkańców tego miasta. Może występuje tu podobne poszerzenie znaczeniowe, jakie obserwujemy w przypadku nazwy „Rzymianie”, która początkowo oznaczała mieszkańców miasta, a następnie całego kraju. Nic jednak nie świadczy o tym, że owi Sydończycy czy Fenicjanie mieli jakiekolwiek poczucie odrębności narodowej. W kronikach asyryjskich brak o nich jakiejkolwiek wzmianki jako o narodzie, wszystkie fakty dotyczą mieszkańców poszczególnych miast. Brak jakichkolwiek podstaw do przyjęcia tezy, by mieli kiedykolwiek świadomość, że tworzą jeden naród. W ciągu dziejów poszczególne miasta fenickie nigdy nie stworzyły związku, nie sprzymierzyły się do walki z Asyryjczykami, jak to można było obserwować w przypadku miast greckich czy aramejskich. Wręcz przeciwnie – często bywały ze sobą skłócone, pozostawały wobec siebie w opozycji. Nie jednoczyły się nawet w obliczu wspólnego zagrożenia zewnętrznego: kiedy Aleksander Wielki po dwóch kolejnych zwycięstwach nad Persami wkroczył w 333 roku na te ziemie, władca Sydonu otworzył mu bramy miasta i zaproponował, by najeźdźca – stosownie do swej woli – postawił na jego miejscu innego panującego, podczas gdy Tyr bronił się do upadłego i został przez Aleksandra zdobyty siłą. Te miasta dzieliła odległość mniejsza niż 30 km, ale również wielowiekowa niechęć i rywalizacja. Eshmun, najwyższy bóg Sydonu, w Tyrze odgrywał zdecydowanie podrzędną rolę, a pierwszeństwo przyznano Baalowi. W miejscowości Um-El-Hammid, położonej między starożytnym Sydonem (obecnie Sajda) a Tyrem, odkryto sanktuarium Baala, Eshmuna i Milkashtarta (ten ostatni był najwyższym bogiem tego regionu). Można by się w tym dopatrywać świadectwa dobrego sąsiedzkiego współżycia starych znajomych, trzeba jednak pamiętać, że ani w Grecji, ani w Egipcie miejscowi bogowie nie śmieli burzyć raz na zawsze ustalonej hierarchii panteonu... Poza tym te miasta dzieliły także i inne różnice.
Byblos, jedno z najstarszych miast wybrzeża, utrzymywało ożywione kontakty z Egiptem. W III tysiącleciu p.n.e. wzniesiono tu nawet egipską świątynię. Tyr prowadził niezwykle ożywioną działalność kolonizacyjną: jej owocem była większość fenickich kolonii (w tym również Kartagina), podczas gdy Byblos nie utworzyło żadnej kolonii. Tak więc sławna kolonizacja fenicka była w istocie głównie wynikiem ekspansywnych dążeń Tyru – przynajmniej w aspekcie handlowym. Pozostałe miasta zadowalały się swą własną specjalnością (jak Byblos) albo w większym lub mniejszym stopniu uczestniczyły w handlowych poczynaniach. W literaturze greckiej nie brak opisów poczynań fenickich kupców, którzy ściągali tubylców nad brzeg morza pokazując im atrakcyjne towary, by następnie ich porwać i sprzedać w niewolę. Żeglowaniu Fenicjan przyświecały sprecyzowane cele i zamiary oraz sposoby działania, a każde z miast miało własny „program”.
Wydaje się, że więzią między rywalizującymi ze sobą miastami wschodniego wybrzeża Morza Śródziemnego – Aradem, Symirą, Byblos, Bejrutem, Sydonem, Tyrem, Arwadem, Akko – był m.in. język. I napisy w tym języku znajdujemy w różnych miejscach; stanowi on północne odgałęzienie języków zachodniosemickich, jest więc blisko spokrewniony z hebrajskim, ale nie można go z nim utożsamiać; języki te różnią się w podobnym stopniu jak np. włoski i francuski.
Badacz francuski Henri de Saint Blanquet twierdzi, że badania nad językiem i cywilizacją fenicką szły początkowo mylnym torem ze względu na fakt, że podstawą prac był hebrajski tekst Biblii, który okazał się pełen pułapek: słowa bardzo podobnie brzmiące w obu językach okazały się mieć całkowicie odmienne znaczenie. Istniał więc w starożytności żywy język, którym posługiwali się mieszkańcy 100-150 kilometrowego pasa nadmorskiego, ciągnącego się na północ i południe od Bejrutu; język ten został utrwalony w inskrypcjach.
Podobna metoda zapisu nie była dotąd znana. W Mezopotamii i Egipcie używano pisma ideograficzno-fonetycznego, składającego się ze znaków obrazkowych, przedstawiających całe wyrazy (tzw. ideogramów) oraz z symboli dźwięków lub ich zespołów. Fenicjanie natomiast stworzyli zaczątek pisma alfabetycznego, w którym poszczególnym dźwiękom odpowiadały osobne znaki-litery. Za pomocą 30 znaków wyrażano w ten sposób wszystko to, co poprzednio wymagało przynajmniej 500. Sztuka pisania stała się znacznie dostępniejsza i znalazła szersze zastosowanie. Niestety, niewiele tekstów dotrwało do naszych czasów, a są to jedynie krótkie napisy na budowlach, sarkofagach, pieczęciach itp., które w niewielkim tylko stopniu wzbogacają naszą wiedzę o Fenicjanach.
Nie oznacza to jednak wcale, że dłuższych tekstów nie było. Nieliczne znaleziska, pochodzące głównie z Elefantyny w Egipcie, oraz świadectwa autorów starożytnych, takich np. jak żydowski historyk Józef Flawiusz (ok. 37 – ok. 103 r.) dowodzą, że spisana została fenicka mitologia, że w Tyrze prowadzono kronikę. Niestety, dzieła te nie zostały utrwalone na tabliczkach z wypalonej gliny ani nie zostały wykute w kamieniu. Fenicjanie pisali na papirusie, a ten przetrwał tylko nad brzegami Nilu. Tak więc cała literatura fenicka uległa zagładzie, a wraz z nią zginął dla nas fenicki świat.
Jednak nawet z tych ubogich znalezisk możemy się czegoś dowiedzieć. Przede wszystkim dokumentują one istnienie Fenicjan, a poza tym umożliwiają określenie czasu, w którym inskrypcja powstała, bowiem z czasem kształt liter ulegał zmianom. Tak np. litera „M”, jeśli jest odwrócona, przybierając kształt pionowego zygzaka, dowodzi, że napis pochodzi sprzed roku 800 p.n.e. Paleografia umożliwia – mówiąc najogólniej – datowanie inskrypcji z dokładnością do koło 50 lat. Nawet drobne napisy o czymś nas informują, np. jakiemu bogowi poświęcona była świątynia. Ale łatwo tu o błędy i pomyłki. Tak np. Ptolemeusz sądził, że świątynia na Malcie nosiła imię boga Tyru i Kartaginy – Melqarta, natomiast znaleziony tam fenicki napis wskazywał, iż była ona poświęcona bogini Isztar (Asztarte). A więc Ptolemeusz się mylił. I tak wobec braku źródeł pisanych, które dostarczają obfitej wiedzy np. o Mezopotamii czy Egipcie, w przypadku Fenicji mamy do czynienia jedynie z drobnymi okruchami historii, nie tworzącymi całościowego obrazu. Mniej uczciwym, a bardziej zapalczywym badaczom daje to asumpt do fałszywych domysłów i poszerzeń. Przykładem może być historia niekompletnej inskrypcji znalezionej w Norze (płd. Sardynia); pewien amerykański badacz „uzupełnił” ją wedle własnego uznania, dzięki czemu powstała fantastyczna opowieść o fenickim wojowniku powracającym z wyprawy, której owocem było zdobycie Tartessos, tajemniczego królestwa leżącego gdzieś za słupami Herkulesa, z którego Tyryjczycy przywozili wiele metali. W istocie inskrypcja przyniosła tylko jedną rzeczową informację: że około roku 900 p.n.e. wzniesiono w Norze świątynię.
W Libanie od dawna zaniechano wszelkich prac poszukiwawczych, a jedynym miejscem, w którym niegdyś prowadzono je na dużą skalę, było Byblos. Znaleziono tu riuny najeżonej obeliskami świątyni oraz obszerne grobowce królewskie drążone w skale. Interesującym obiektem jest sarkofag króla Ahirama, noszący jedną z najstarszych inskrypcji pisma spółgłoskowego. W Sydonie ze względu na ochronę nowoczesnej zabudowy wykopaliska ograniczono do zbadania nekropolii i znajdującej się poza miastem świątyni Eshmuna. W Tyrze ograniczono się do poziomu rzymskiego.
Bardzo natomiast intensywne badania są prowadzone w pozostałych rejonach basenu Morza Śródziemnego – od Cypru po Marok. Uczeni posuwają się tu śladami Tyryjczyków. Na Cyprze odsłonięto ruiny dużej świątyni; znajdujące się na niej inskrypcje wskazują, iż została wzniesiona około 850 r. p.n.e. Na maleńkiej wysepce Mozia (45 ha), położonej w pobliżu zachodniego krańca Sycylii, odsłonięto bramy murów obronnych, fragmenty ulic, fundamenty domów, dzielnicę rzemieślniczą, nekropolię oraz sanktuarium pod gołym niebem z wotywnymi stelami. Mozia była na całym swym obwodzie opasana murami obronnymi, a z „kontynentem” sycylijskim była połączona obecnie zatopioną groblą. W południowej i zachodniej części Sardynii odkryto ponad 60 osad tyryjskich lub kartagińskich. Na Malcie archeolodzy włoscy odkryli sanktuarium poświęcone bogini Isztar. Na podstawie prac prowadzonych na Krecie ustalono, że w X w. p.n.e. mieli tu swą bazę Tyryjczycy. Tyr – jako główny port wschodniego wybrzeża Morza Śródziemnego i pośrednik handlu między Wschodem i Zachodem – przez wiele wieków utrzymywał swą dominującą rolę gospodarczą i polityczną.
Kartagina, która była światem samym w sobie i z tego względu wymaga osobnych studiów, została założona przez Tyryjczyków w końcu IX w. p.n.e. Wielu odkryć dokonano w Hiszpanii. To właśnie gdzieś na południu Hiszpanii miało leżeć sławne półlegendarne królestwo Tartessos, którego bogactwem były złoża metali; jego władca – jak głoszą zapisy – nosił imię Argentoniosa. Tyryjska kolonia w Kadyksie była położona na wyspie, podobnie jak to było w przypadku Mozi czy Mogadoru, najbardziej odległej ze znanych kolonii fenickich, oraz samego Tyru. Było to podyktowane względami bezpieczeństwa, ułatwiało obronę przed rabunkami i podbojem. Model ten w fenickim świecie był wielokrotnie powielany.
Przeciwko Tyrowi i jego potędze występuje żydowski prorok Ezechiel (początek VI w. p.n.e.), dostarczając wiadomości o działalności handlowej jego mieszkańców i korzystaniu przez nich z bogactw innych krajów. Grecy i ludy Zachodu płacili Tyryjczykom żelazem, srebrem, cyną i brązem, a Ezechiel wspomina również o mułach i koniach z Armenii, a także o haftach, rubinach, winach i wełnianych materiałach z Mezopotamii. Z Izraela i królestwa Judy płynęło zboże, wosk, miód, tłuszcze i balsamy. Bliższe i dalsze ludy arabskie oferowały wyroby z kutego żelaza, trzcinę, końskie derki, banany, kozy, a także pachnidła i szlachetne kamienie. Kupcy z Asyrii nabywali od Fenicjan tkaniny, sznury, szaty, a być może również heban i kość słoniową. Była to więc wymiana handlowa o dużym zasięgu. Ale Ezechiel wymienia także mieszkańców innych miast wybrzeża zarzucając im, że służą Tyryjczykom jako żołnierze lub wioślarze. Tak więc Tyr był potęgą. Miasto oparło się armii babilońskiej podczas 13-letniego oblężenia i przez 9 miesięcy walczyło na śmierć i życie z wojskami Aleksandra Wielkiego, który je zdobył w 332 r. p.n.e.
W powieści „Statek fenicki” W. Jan wykazuje wiele zrozumienia i sympatii dla bogatej kultury fenickiej, opisuje szczegółowo jej dzieje i usiłuje wniknąć w mentalność tego zagadkowego ludu. Szacunek zresztą dla różnorodności kultury ogólnoludzkiej stanowi jedną ze znamiennych cech światopoglądu tego znakomitego pisarza, który. niekiedy jakby identyfikował się ze swymi bohaterami – Fenicjanami; jeden z nich, Sofer-Raf, w dzienniku sformułował swe „Zasady”, którymi trzeba kierować się w życiu. Oto one:
„1. Produktywność. Twórz tylko to, co jest wartościowe, pożyteczne i przyda się ludziom. Jeśli jesteś pisarzem, licz napisane przez się dobre kartki.
2. Wspomnienia. Widziałeś wiele z tego, co nie powinno zgasnąć dla potomstwa. Spisuj z dnia na dzień swe wspomnienia.
3. Radość bliźniemu. Śpiesz się do sprawiania bliźniemu radości przez realną pomoc lub choćby przez dodające otuchy słowa.
4. Jesteś okiem społeczności. Spełniaj dokładnie, szybko i uczciwie swój obowiązek. Nie zaniedbuj wykonania tego, co do ciebie należy.
5. Chronometr porządku dnia. Wykonuj dokładnie, co postanowiłeś. Zjaw się we właściwym czasie, po wykonaniu – natychmiast odchodź.
6. Mów nie o sobie. Rozmawiając przekazuj to, co jest interesujące dla innych, nie obnoś się z sobą, nie opowiadaj o sobie.
7. Mów w języku innych narodów. Każdego dnia poświęć się nauce, lekturze i konwersacji w języku obcym.
8. Studiuj technikę i mechanikę. Nie pozostawaj wyłącznie w sferze myśli. Praktycznie, własnymi rękoma naucz się tworzyć co potrzebne.
9. Rozmawiaj z dziećmi. Mów z dziećmi, dbaj o nie. Należą one do twej odpowiedzialności.
10. Natychmiast odpowiadaj na listy.
11. Zbieraj wielkie myśli rozrzucone w potoku czasu, klasyfikuj je, notuj – są one potrzebne ludziom.
12. Obliczaj, ile jesteś codziennie wart, ile wydajesz na swe potrzeby – łącznie z wartością obiadu.
13. Odchodź w świat piątego wymiaru. Twórz nowe obrazy,pieśni, opowieści, nowe wartości duchowe.
14. Zarabiaj. Realizuj swą pracowitość, przekształcaj swą inteligencję w realne wartości.
15. Wbrew aktywności twórczej – pracuj wszędzie, gdzie możesz przysłużyć się ludziom.”
Te myśli, spisane pod koniec życia W. Jana, zawierają, jak widzimy, uniwersalne wartości etyczne i mogą się przydać każdemu człowiekowi – niezależnie od wieku, płci i zawodu – jako sprawdzone mądrości życiowe. Tego rodzaju zakamuflowanych „przepisów na życie” wiele zresztą znajduje się w tekstach beletrystycznych tego mądrego pisarza, który dążył ku temu, by czytelnik po lekturze jego książek bardziej kierował się rozumem i sumieniem niż pobudkami fizjologicznymi. „Osoba przedstawia sobą istotę emergentną w tym prostym sensie, że ona posiada właściwości, faktycznie nieobecne w ciałach fizycznych i organizmach czysto biologicznych, a więc takie, jak kompetencje językowe, zdolność postępowania według reguł itp.” (Joseph Margolis, „Persons and Minds”). Na tym polega właśnie uduchowienie, że się postępuje nie po prostu zgodnie z biologiczną lub materialną celowością, lecz – zgodnie z regułami, przede wszystkim z regułami etycznymi. Taką była filozofia życiowa Fenicjan według przekonania W. Janczewieckiego. „Bohaterowie – pisał – muszą być nie takimi, jakimi bywają w rzeczywistości, lecz takimi, jakimi powinni być, by móc zostać ideałem”. Ideały, oczywiście, są nieosiągalne, ale dobrze jest, gdy ludzie pamiętają przynajmniej o ich istnieniu. Było to prawdą przed czterema tysiącami lat, pozostaje prawdą też dziś.



CYWILIZACJA EGIPSKA



Przed siedmioma tysiącami lat wybitnym w skali globalnej narodem (i to wybitnym pod każdym względem) stali się Egipcjanie, naród afrykański, mający już wówczas za sobą dwa tysiące lat udokumentowanych dziejów. Czterdzieści wieków przed narodzeniem Chrystusa stanowił ten kraj silne scentralizowane państwo, w którym rozwijało się oryginalne piśmiennictwo, literatura, technika, muzyka, szkolnictwo, filozofia, teologia, medycyna, architektura, rzeźba, malarstwo; istniał świetny ujednolicony system zarządzania. Ta kultura trwała nieprzerwanie w ciągu ponad 5000 lat, a jej pomniki są do dziś odkrywane przez archeologów. Nie wykluczone, że cywilizacja egipska była kontynuacją jakiejś jeszcze starszej i doskonalszej, która uległa zagładzie na skutek niewiadomego kataklizmu. Trudno bowiem byłoby inaczej wytłumaczyć m.in. fakt, że jeden z egipskich katalogów astronomicznych ukazuje dokładnie pozycje gwiazd stałych, w których one się znajdowały przed 58 tysiącami lat. Być może chodziło o legendarną Atlantydę; na razie pozostaje to kwestią otwartą.
Starożytni Egipcjanie byli narodem aryjskim, nie zaś semickim, jak to się często przedstawia. Mieszkańcy delty Nilu wytworzyli rozwiniętą cywilizację i kulturę. Produkowali wyroby z metali, drewna, ceramiki, kamienia, szkła. Wynaleźli koło (niezależnie od Aryjczyków i Chińczyków), rozmaite rodzaje uzbrojenia. Budowali okręty długie na 45 metrów, zabierające na pokład do 40 członków załogi i 17 ton ładunku, które poruszały się na morzu z szybkością 12 węzłów; faraon Totmes posiadał flotę 170 statków tego typu i wykorzystywał ją do celów wojskowych. Około 1350 roku przed nową erą architekt Amenofis zbudował barkę, na której przetransportowano na odległość około tysiąca kilometrów ważącą 800 ton rzeźbę, przedstawiającą wizerunek króla Memnona. Prawie 3000 lat p.n.e. Egipcjanie byli mistrzami w architekturze monumentalnej, w sztuce tkackiej; osiągnęli zadziwiające wyniki w zakresie astronomii, geografii, matematyki. (Aby oznaczyć milion, rysowali figurkę człowieka z podniesionymi ze zdziwienia rękami wobec tak wielkiej liczby). 365-dniowy rok wprowadzono w Egipcie około 4240 roku p.n.e.; wcześniej posługiwano się kalendarzem 360-dniowym, ale od kiedy, nie wiadomo. Wówczas też opracowano alfabet hieroglificzny, który później dał początek alfabetowi Fenicjan, Hebrajczyków i innych, młodszych od Egipcjan, ludów.
Egipcjanie byli narodem pokojowo usposobionym, wojny prowadzili przeważnie obronne (tylko z rzadka zaczepne), ponieważ uważali je za wielkie nieszczęście. W walce stosowali m.in. tzw. „promienie śmierci’, zapalające rydwany przeciwników, skąd niektórzy naukowcy wyciągają wniosek, że znana im była broń laserowa. Jeńców wojennych nie zabijali, po niedługim czasie puszczali ich wolno, a w okresie późniejszym nawet oddawali za nich swe córki. Być może właśnie ta nieopatrzna hybrydyzacja stała się później jedną z przyczyn procesu degeneracji i upadku tej wielkiej rasy.
Wszyscy chłopcy egipscy uczęszczali do szkół przyświątynnych, gdzie ich uczono czytać, pisać, rachować, wierzyć w Boga. Uczniowie rokujący nadzieję po kilka lat mieszkali na terenie świątyni zdobywając pogłębioną wiedzę w zakresie hieroglifografii, arytmetyki, geometrii, zarządzania, geografii. Po ukończeniu tego etapu nauki młodzieniec otrzymywał tytuł „pisarza z deszczułką” i mógł być mianowany na rozmaite urzędy administracyjne. Najbardziej uzdolnieni młodzi ludzie kontynuowali naukę w „Domu Życia” na terenie świątyni, studiując dzieła wielkich architektów, filozofów, farmakologów, lekarzy, chemików, fizyków, matematyków, teologów, astronomów, pisarzy, których w tym państwie nigdy nie brakło. W programie przewidywano zajęcia laboratoryjne. Rodzice codziennie opłacali naukę dzieci przynosząc do świątyni rozmaite potrawy dla nauczycieli. Nauczano istotnych prawd moralnych, bez których człowiek by błądził w życiu jak pijane dziecko we mgle, jak np.: „Nie odpłacaj za dobro złem”. – „Bądź czysty, strzeż się, żeby kto inny ciebie oczyszczał”. – „Nie szukaj zwady”. – „Nie staraj się pogodzić dwu pokłóconych, obaj bowiem zwrócą się przeciwko temu, kto chciał ich rozsądzić”. – „Dobrze wiedzie się temu, kto uważa na swoje usta”. – „Wrogiem człowieka jest jego język”. – „Nieprawość nigdy nie osiągnie celu”. – „Kto prawo omija, będzie ukarany”. – „Jeśli jesteś zaproszony do stołu człowieka dostojniejszego niż ty, bierz to, co ci zaproponuje, i patrz tylko na to, co masz przed sobą”. – „Bogactwo nie przychodzi samo i bywa odjęte temu, kto je miłuje”. – „Nie zgromadzi majątku ten, kto jest leniwy”. – „Walcz przeciwko chciwości; ta choroba powoduje wiele cierpienia, czyni nieprzyjaciół z członków rodziny, czyni gorzkimi przyjaciół, różni ojców z matkami, odsuwa żonę od męża, brata od brata”. – „Nie jest człowiekiem, kto wciąż się chwieje; sławę zdobędzie tylko ten, kto jest zdolny spełnić swoje zamiary”. – „Przemawiaj tylko wtedy, gdy wiesz, że przesądzisz sprawę” – „Daj temu, kto ci dał, aby dał znowu”. – „Nie ma popędliwego, który byłby cnotliwy”. – „Nie śpieszy się ten, kto chce osiągnąć swój cel”. – „Człowiekowi chciwemu wciąż czegoś brakuje”. – „Miarą człowieka jest jego język”. – „Dobrze jest, kiedy to, co ma być dobre, jest naprawdę dobre”...itd.
Podczas wielkich świąt, w szczególności zaś Nowego Roku, obchodzonego w lipcu, ze świątyń wynoszono relikwie i obnoszono je uroczyście po ulicach wśród wiwatujących tłumów. Julian Ochorowicz w dziele „Wiedza tajmna w Egipcie” odnotował: „Religia, podobnie zresztą jak i nauka ówczesna, nie miały wcale charakteru propagandy i popularyzacji, cechującej nasze stosunki. Przeciwnie, i nauka, i religia odcięte były od tłumów, a natomiast najściślej połączone ze sobą... Naukowy i moralny wpływ kapłanów wielki był w Egipcie, większy może niż gdzie indziej. Nie mówili wprawdzie kazań dla ludu, ale uczyli go moralności sposobem bardzo skutecznym, bo przykładem własnym”. Najmniejsze uchybienie moralne powodowało natychmiastowe wydalenie kapłana z ekskluzywnego środowiska i bezpowrotne zesłanie na wieczne osiedlenie w oddalonej prowincji na pustyni, gdzie dożywał wieku wśród złodziei, morderców, trędowatych i mężobójczyń.
Domy egipskie liczyły często kilka pięter, były rozległe i otaczały je sady, w których rosły palmy, cyprysy, tamaryszki, drzewa owocowe, a w których też koniecznie znajdowały się klomby oraz stawy z rybami. Było to społeczeństwo ludzi pracujących i pracowitych. Jak zaznaczają egiptolodzy, praca stanowiła naturalny obowiązek każdego Egipcjanina, a próżnować było po prostu niebezpiecznie, jako bowiem „człowiek bez wartości” próżniak mógł być bezkarnie zabity przez każdego uczciwego obywatela. Kapłani pracowali także, a każdy z nich obowiązany był dodatkowo przez pewien czas w roku bezpłatnie uprawiać rolę królewską dla dobra ogólnego. Tylko prace najcięższe, jak np. w kamieniołomach, pozostawiano niewolnikom, rekrutującym się przeważnie spośród jeńców wojennych. Prawo egipskie zakazywało elementom obcym narodowościowo obejmowanie stanowisk kierowniczych, choć zdarzały się niekiedy wyjątki, które zresztą, jak wiemy m.in. z „Pięcioksięgu Mojżeszowego”, kończyły się dla państwa i jego rdzennych obywateli katastrofalnie. Tę zasadę przejęli zresztą później Hebrajczycy, którzy wpisali do swych ksiąg mądrościowych normę, iż goj nigdy nie ma prawa być przełożonym Żyda, a jeśli taka sytuacja zaistnieje (w jakimkolwiek bądź kraju!), należy uczynić wszystko, aby Judejczycy zdetronizowali tego „prezydenta”, zdominowali gojów i posługiwali się nimi jako siłą roboczą we własnym interesie.
Już przed 2000 rokiem p.n.e. funkcjonował tu ogólnokrajowy system irygacyjny, który umożliwiał obfite zbiory jęczmienia, orkiszu, lnu, papirusu; korzenie tego ostatniego spożywano, a z innych części wyrabiano „papier” oraz przedmioty codziennego użytku. W całym kraju było mnóstwo sadów i ogrodów, w których pielęgnowano jabłonie, wiśnie, czereśnie, pomarańcze, cytrusy, wiele innych drzew i krzewów, zarówno owocowych, jak i ozdobnych. Naród ten był bowiem rozmiłowany nie tylko w mądrości, ale i w pięknie.
Stałymi elementami wśród potraw były: ryby, drób, owoce i warzywa. Za mięsem rogacizny czy trzody chlewnej Egipcjanie specjalnie nie przepadali. Chętnie pijali piwo i wino własnej domowej produkcji. Spośród owoców preferowali nade wszystko jabłka, a to nie tylko ze względu na ich walory smakowe, ale też na właściwości lecznicze. Egipcjanie już przed pięcioma tysiącami lat wiedzieli, iż jabłka wzmacniają mięsień sercowy, uelastyczniają naczynia krwionośne (obniżając poziom cholesterolu), minimalizują ryzyko zapadnięcia na cukrzycę, astmę, alergię, raka żołądka i wątroby, usprawniają funkcje mózgu, pomagają żyć długo zachowując sprawność fizyczną i umysłową.

* * *

Można zaryzykować twierdzenie, że przeciętny poziom intelektualny mieszkańca Egiptu sprzed pięciu tysięcy lat niewiele się różnił od obecnego przeciętnego poziomu Europejczyków, poziom zaś elit był tam raczej wyższy; a technologie niesamowite. Historyk William Deutsch twierdzi, że np. faraon Tutanchamon zginął w katastrofie lotniczej, gdyż Egipcjanie nie tylko konstruowali i budowali szybowce, ale i chętnie nimi latali, co poświadczają liczne rysunki i freski z II tysiąclecia p.n.e., jednym zaś z zagorzałych amatorów żeglugi powietrznej był – według naukowca izraelskiego – właśnie faraon Tutanchamon. Nic tedy dziwnego, że ta cywilizacja promieniowała we wszystkich kierunkach swą mądrością i kulturą.
O tzw. „księgach mądrościowych” „Starego Testamentu” papież Jan Paweł II w encyklice apostolskiej „Fides et ratio” pisał: „Wolna od uprzedzeń lektura tych stronic Pisma uświadamia nam bardzo wyraźnie, że w tekstach tych zawarta jest nie tylko wiara Izraela, ale także dorobek cywilizacyjny nie istniejących już kultur. Wydaje się, że na mocy jakiegoś szczególnego zamysłu słyszymy tu znowu głos Egiptu i Mezopotamii, oraz, że pewne wspólne elementy kultur starożytnego Wschodu wracają do życia na tych stronach, bogatych w niezwykle głębokie intuicje”. Wielu egiptologów uważa, iż tzw. przypowieści Salomona, psalmy i szereg innych części „Starego Testamentu” są oparte na dawnej literaturze egipskiej. (Por. Elmar Gruber, Holger Kersten „Pra-Jezus. Buddyjskie źródła chrześcijaństwa”). Zasługą autorów „Starego Testamentu” było m.in. zebranie, uwiecznienie na piśmie i przekazanie przyszłym pokoleniom szeregu nauk, idei, teorii, wytworzonych przez wcześniejsze cywilizacje, że wspomnimy tu tylko o modelu stworzenia świata z „Księgi Rodzaju”, o dziejach Hioba, o podaniu o potopie. Jak pisze Roberto Gervaso: „Egipt był kolebką wierzeń millenarystycznych. W cieniu piramid kształtowały się początki sztuki i nauki, tu narodziły się nekromancja, astrologia, farmakologia, stąd właśnie wywodzi się najstarsza wiedza”. Stąd płynął ożywczy wpływ na kształtowanie się wielkiej kultury greckiej, która się stała podstawą, fundamentem i przysłowiowym „korzeniem” cywilizacji europejskiej. Herodot z Halikarnasu podaje, że przywódcy Dorów, najstarszego szczepu helleńskiego, pochodzili od Egipcjan i w ogóle Hellenowie w dawnych czasach byli przekonani o tym, że pochodzą z Egiptu. Stamtąd przyszły do Grecji tarcza i hełm, elementy architektury i muzyki, szereg wyobrażeń religijnych. W Egipcie, a potem w Grecji, obchodzono święto Matki Bożej, praktykowano całonocne czuwanie w świątyniach, oddawano cześć dwunastu bóstwom (a potem chrześcijanie – 12 apostołom), „nawet nazwania wszystkich bogów przybyły do Hellady z Egiptu”, – powiada Herodot. Około roku tysięcznego przed nową erą król Amazys wprowadził w Egipcie prawo (przejęte nieco później przez Greków), „żeby każdy Egipcjanin donosił corocznie swemu naczelnikowi powiatu, z czego żyje; kto by zaś tego nie czynił i uczciwego zarobku na życie nie wykazał, miał być karany śmiercią”.
Gdy Aleksander Macedoński w roku 332 przed Chrystusem zajął bez walki Egipt, w miejscu, gdzie dziś się znajduje miasto Aleksandria odnalazł grób Hermesa Trismegistosa. Kiedy władca wszedł do grobowca, położono przed nim mumię trzymającą w ręku tzw. „Szmaragdową Tablicę”, na której wyryte były „najwyższe Prawdy”, opisujące prawa funkcjonowania Wszechświata. Kto je potrafił zrozumieć, wiedział wszystko o Kosmosie i o człowieku. Tablica ta zawierała następujące tajemne hasła:
„1. Idź pewnie, bez cienia wątpliwości!
2. Pamiętaj! Najniższy będzie najwyższym, a najwyższy – najniższym; jako jedyny dokonasz cudu!
3. Czy wiesz, jak wszystko powstało z pierwiastków?
4. Ojcem jego – Ziemia, jego matką – Księżyc; wiatr go nosi na swych skrzydłach, wykarmiła go Ziemia.
5. On jest ojcem czarodziejskich dzieł, ma doskonałą siłę, daje życie światu.
6. Jest Ogniem zstępującym na Ziemię.
7. Po mistrzowsku oddziela ogień od Ziemi, subtelność od wulgarności.
8. W nim jest siła Najwyższego i Najniższego. I tak staniesz się władcą najwyższych i najniższych. Ponieważ z Tobą będzie światło, ucieknie przed Tobą ciemność.
9. Pokonasz siłą sił subtelne rzeczy, przenikniesz rzeczy wielkie.
10. Odpowiednio do wielkiego świata powstanie mały świat i w tym jest moja chwała.
11. Oto początek małego świata i według tego niech działają uczeni.
12. Nazywam się Potrójnym Hermesem”.
Jest to tekst obrazowy, symboliczny i hermetyczny, podobnie jak chrześcijańskie nauki o Trójcy Przenajświętszej czy doktryna hinduistyczna o Trójjedynym Wisznu, Siwie i Krysznie. Ezoteryka zachodnia (Bławacka, Steiner, Roerich i in.) spisała niemało, nieraz wielotomowych, komentarzy do dwunastu tez Hermesa Trismegistosa, człowieka, który za życia uchodził za Boga, tak wielką posiadał mądrość. W każdym bądź razie „Szmaragdowa Tablica” stanowi podstawę całej teozofii, ezoteryki i ruchu masońskiego.
W 1868 roku odnaleziono na papirusach w Leyden kilka egipskich bajek „zwierzęcych”, wśród których była też powszechnie znana w Europie pt. „Lew i mysz”, w której mała myszka przez wdzięczność ocala życie potężnego lwa, który wpadł do sieci. Wielu badaczy uważa, iż tekst grecki Ezopa stanowi po prostu przeróbkę bajki egipskiej, która posłużyła za pierwowzór także późniejszym pisarzom europejskim (Christian F. Gellert, Jean de la Fontaine, Gotthold Ephraim Lessing, Ignacy Krasicki czy Iwan Kryłow). Przy czym bajka ta była tylko jedną z wielu w dużym zbiorze, z którego szereg pomysłów i wątków poprzez literaturę grecką i rzymską przedostało się do krwiobiegu literatury ogólnoeuropejskiej.

* * *

W wieku XIX uczeni całego świata „zdobywszy język egipski, który od tylu wieków był umarły, zabrali się do tłumaczenia olbrzymiej liczby tekstów, przechowanych bądź na papirusach, bądź na szczątkach ruin odwiecznych, wśród świątyń, pałaców, grobów i piramid, na mumiach, sfinksach i obeliskach oraz na innych niezliczonych zabytkach sztuki egipskiej, wydobytych z ziemi” (J. A. Święcicki).
Pierwsze egipskie teksty pisane powstały przed około siedmioma tysiącami lat. Kolejne kilka tysiącleci, w tym okres trzydziestu sześciu dynastii historycznych, cechował stały rozwój najprzeróżniejszych sfer życia duchowego, religii nie wyłączając. W wierzeniach dawnych Egipcjan, jak zaznacza uczony niemiecki Wiedemann, współistniały obok siebie trzy podstawowe żywioły: 1. „monoteizm słoneczny”, tj. przekonanie o tym, że istnieje jeden Bóg, który manifestuje swą potęgę w oddziaływaniu Słońca; 2. kult potęgi przyrody, ustawicznie się odradzającej po okresach zimowej „śmierci”; 3. antropomorficzne wyobrażenie bóstw, podobnych do człowieka.
W dawnych tekstach egipskich spotykamy wiele imion bóstw, odpowiedzialnych (tak jak w chrześcijaństwie „święci”) za ten czy inny fragment rzeczywistości, i dlatego poszczególni historycy nazywają religię mieszkańców doliny Nilu politeizmem (wielobożem). A jednak jeśli głębiej się wczytać w zachowane teksty, to się zauważy, iż obok elementów politeistycznych – nawet w epoce najwcześniejszej – występuje bardzo wyraźnie idea Boga Jedynego, Stwórcy wszechświata, a obok Niego innych, pomniejszych bóstw, będących niejako na jego rozkazach i manifestujących się w różnych siłach natury. Badania E. de Rouge’a i H. Brugscha wykazały, że staroegipskie wyobrażenie Boga, jako Absolutu Duchowego skondensowanego w bycie osobowym (Neter), posiadającego moc „samoistnienia” w wieczności i będącego przyczyną siebie samego, o całe tysiąclecia wyprzedzało te pojęcia, które spotykamy u Hebrajczyków, chrześcijan i mahometan, a którymi oni się szczycą jako rzekomi „odkrywcy” tej idei.
Aby nie być gołosłownym, przytoczmy kilka fragmentów dzieł egipskich z epoki, gdy ani judaizmu, ani chrześcijaństwa, ani tym bardziej islamu (z całą ich wielką mądrością i... zarozumialstwem) jeszcze nie było. W tych tekstach, powstałych przed sześcioma tysiącami lat, z którymi znacznie później zetknęli się zarówno Hebrajczycy, jak i Arabowie, znajdujemy całe pasaże jakby żywcem wyjęte zarówno z „Pięcioksięgu Mojżeszowego”, jak i z „Koranu”.
„Bóg jest jeden i jedyny, i nikt inny z Nim nie istnieje; Bóg jest jeden, który jest stworzycielem wszystkiego. Bóg jest duchem, duchem ukrytym, duchem duchów, wielkim duchem Egipcjan, duchem boskim. Bóg jest i był od początku. Istniał On zawsze i był wówczas, gdy nikt inny nie istniał. On istniał, gdy nic innego nie istniało. A co istnieje, On stworzył. Jest On ojcem początków. Bóg jest jeden i wieczny. On jest wieczny i nieskończony i trwa na zawsze, na wieki. Trwał przez wieki nieskończone i trwać będzie przez wieczność całą.
Bóg jest bytem ukrytym i nikt nie może poznać Jego postaci. Nikt nie potrafi odtworzyć Jego postaci. Jest On wielką tajemnicą. Nikt nie wie, jak Go poznać. Odkrywa Jego tylko wiara. Jego imię ukryte; Jego imię jest Tajemnicą dla Jego dzieci. Imiona Jego niezliczone, a istota jedna. Bóg jest prawdą, Królem Prawdy; On trwa w prawdzie. Bóg jest życiem, a życie trwa tylko przez Niego. On daje życie człowiekowi i wdycha w jego nozdrza tchnienie życia. Bóg jest ojcem ojców i matką matek. On rodzi, lecz nigdy nie został zrodzony. On stwarza, lecz nigdy nie został stworzony. On sam siebie rodzi i stwarza wciąż od nowa. Bóg sam jest jedynym prawdziwym istnieniem. On żyje we wszystkich rzeczach, będąc ponad wszystkimi rzeczami. (...) Bóg stworzył wszechświat i wszystko w nim. Jest Stworzycielem wszystkiego, co istnieje, co było, co jest i co będzie. On jest Stwórcą świata, nieba i ziemi, otchłani, wód i gór... (...) Bóg jest wdzięczny tym, którzy Go czczą i słucha tego, kto do Niego woła. On wspomaga słabego przeciwko silnemu; wspiera tych, którzy jęczą w więzach. On sądzi potężnych i bezsilnych, żywych i umarłych. Bóg zna tych, którzy Go znają; miłuje tych, którzy Go miłują; nagradza tych, którzy Mu służą; opiekuje się tymi, którzy za Nim idą”...
A znowuż w innym papirusie czytamy zdania prawie identyczne z poprzednimi: „Bóg jest życiem i żyje się tylko przez Niego. On daje życie człowiekowi i wdycha w jego nozdrza tchnienie życia... Bóg jest ojcem i matką, ojcem ojców i matką matek... On sam siebie rodzi i stwarza. On sam jest twórcą postaci własnej i rodzicem ciała własnego. Bóg jest istnieniem, On żyje we wszystkich rzeczach i ponad wszystkimi rzeczami... Bóg stworzył wszechświat i wszystko w nim. On jest Stworzycielem tego wszystkiego, co istnieje, co było, co jest i co będzie. On jest stwórcą świata... On jest Stwórcą nieba i ziemi, otchłani, wód i gór”...
W „Hymnie do Boga Atona” czytamy znamienne słowa: „Ty tworzysz siemię w mężczyźnie, dajesz synowi życie w łonie matki; Ty uspokajasz dziecię i ono nie płacze; żywisz je w brzuchu i darujesz mu oddech, gdy ono wychodzi z łona matki w dniu swych narodzin; otwierasz jego usta i dajesz mu wszystko, czego potrzebuje. Gdy pisklę w jaju podaje głos, Ty posyłasz mu oddech przez skorupę i dajesz mu życie. Naznaczasz mu chwilę, gdy musi przebić skorupę, aby wyjść z jaja i podać swój głos wówczas, gdy wypełnia się określony przez Ciebie czas. I pisklę kroczy na swych łapkach, gdy wyjdzie z jajka. Jakże wieloliczne jest to, co Ty tworzysz, i jak głęboko skryte przed oczyma ludzi, Jedyny Boże, i nie ma drugiego prócz Ciebie! Ty byłeś sam, Jedyny, i idąc za głosem Twego serca stworzyłeś ziemię z ludźmi, bydłem, wszelkimi zwierzętami, które stąpają swymi nogami na dole i latają na skrzydłach w górze... Każdemu człowiekowi przeznaczyłeś jego miejsce, i każdemu odmierzyłeś czas jego życia... Jakże piękne są Twe zamierzenia, o Władco Wieczności!..”

Nie będzie chyba przesadnym twierdzenie, że już w tych parędziesięciu zdaniach zawarty jest, jak w embrionie, cały późniejszy rozwój teologii i filozofii judejskiej, chrześcijańskiej i mahometańskiej, cała ich nieskończona mistyka i fundamentalna ontologia.

* * *

Wiele obrazowych sformułowań tekstów staroegipskich brzmi tak, jakby było żywcem wzięte z „Biblii”; szkopuł jednak w tym, że sakralne księgi Egipcjan zostały spisane o tysiące lat wcześniej niż takowe żydów i chrześcijan: „Bóg wysłuchuje próśb do Niego skierowanych. On słucha wołania tych, którzy są w więzach. On sądzi potężnych i bezsilnych. Bóg zna tego, który Go zna, nagradza tych, którzy Mu służą, opiekuje się tymi, którzy za Nim idą”...
Widzialne ucieleśnienie jedynego Boga, czczone jeszcze w prehistorycznym okresie Egiptu, bóg Słońca Ra (Re) miał „wyłonić się z siebie samego”, tak, jak Logos grecki, tengriański i chrześcijański. Był czas, gdy nie istniały ani niebo, ani ziemia. Istniał tylko bezkres wód i ciemności. Przez ogrom czasu, w którym właściwie nie było jeszcze czasu, te „wody” istniały w chaotycznym bezruchu. Lecz w ich łonie tkwiły ziarna (zarodki) rzeczy. Gdy nadszedł czas, kiedy duch „wody” pierwotnej uczuł impuls aktu stwórczego, wyemanował Słowo (Logos, Mądrość), a Ono bezzwłocznie w byt się wcieliło, to jest przybrało kształty materialne... Aktem następnym dzieła stworzenia było ukształtowanie się zarodka-jajka, z którego wyłonił się Ra, bóg Słońca, zawierający w sobie wszechpotężną moc Ducha Boskiego, który niejako z wiecznej potencjalności przeszedł w stan realności.
Mimo zupełnej jednoznaczności egipskiego monoteizmu teoretycy judaizmu i żydokatolicyzmu usiłują go negować. Ksiądz Janusz Frankowski m.in. pisał w artykule pt. „Biblia – spotkanie z Bogiem Jedynym” na łamach „Tygodnika Powszechnego”: „W czym Biblia jest zupełnie jedyna? Przede wszystkim w tym, że ukazuje nam, ona pierwsza, od początku, jasno i konsekwentnie, jedynego, osobowego, „żyjącego”, najświętszego i absolutnie doskonałego Boga. Możemy bowiem przeglądać wszystkie księgi święte świata, i nie ma wcześniejszej, w której byśmy odnaleźli tak jasny, zdecydowany i przyjęty już na zawsze obraz jedynego Boga”. Nagromadzenie przymiotników w intencji autora winno widocznie uniemożliwić inny punkt widzenia, podobnie jak dalsze, pełne zarozumialstwa i lekceważenia słowa o monoteizmie Egipcjan oraz genialnych filozofów greckich, których dzieła, co prawda, zaginęły, ale nawet zachowane fragmenty nie pozostawiają wątpliwości, iż mieli oni zupełnie klarowne (o ile można w tym temacie w ogóle mówić o jakiejkolwiek „klarowności”) wyobrażenie o Bogu Jedynym. Z okoliczności jednak, że poszczególni teoretycy są wypełnieni duchem pychy intelektualnej, własnej wyjątkowości, wyższości i „wybraności” wcale nie wynika, iż nie mijają się z prawdą.
Trzeba mieć wiele złej woli, aby uparcie nie zauważać, że w starożytnym Egipcie ponad trzy tysiące lat przed narodzeniem Jezusa Chrystusa istniała wiara w Jedynego Boga. „Dla Egipcjanina – pisał Maurice Maeterlinck w „Wielkiej Tajemnicy” – istnieje jeden jedyny Bóg, i „nie ma innych poza nim”: „Jest On jedyną istotą bytującą w substancji i prawdzie”. – „Tyś jest jedyny, a z Ciebie wynikły miliony istot”. – „On stworzył wszystko, a sam nie b ył stworzony”. – „Jest jeden i sam”. – „Jest wczoraj, dziś i jutro”. – „Jest Bogiem, który sam się Bogiem czyni, istnieje sam przez siebie, sam siebie rodzi i zrodził wszystko od początków istnienia”.
Nad wyraz wymowny jest staroegipski hymn na cześć Boga Ra, w którym stwierdza się, że Bóg ten nie może mieć drugiego obok siebie, lecz posiada tylko „ramiona rozliczne”, a stąd – odpowiadająca im „mnogość imion”. Idea Boga jedynego, najwyższego, najmocniejszego (wszechmocnego) i miłosiernego (!) wyłania się tu z cała jednoznacznością:

„Cześć Tobie, Ra, wielki mistrzu prawdy!
Ty zawsze posłuch dajesz modłom uciśnionych!
Dla czcicieli swych, Panie, masz serce przyjazne!
Bojaźliwych przed ludźmi bronisz gwałtownymi!
Ty sędzią jesteś i mocarzy i biedaków!
(...)
Ty karmisz ryby w rzekach i ptaki powietrzne!
Ty temu dajesz tchnienie, co się w jajku tworzy!
Ty pokarmu dostarczasz kaczkom na bagniskach!
Gęsi dzikie swą strawę zawdzięczają Tobie.
Ty o gadach pamiętasz i o szczurach w norze!
Ty owadom wszelakim dajesz pożywienie!
Cześć Tobie, różnorodnych kształtów stworzycielu!
Tyś jeden, chociaż Twoje ramiona rozliczne!
Ty nad człowiekiem we śnie czuwasz, gdy spoczywa,
I dobro wszelkie swoim przynosisz stworzeniom!
(...)
Tyś jeden i nie ma przy Tobie drugiego!
Twe imiona są mnogie – nikt nie zna ich liczby!”

Minęło kilka tysiącleci, a reminiscencje hymnu staroegipskiego spotykamy nieraz w miejscach najmniej oczekiwanych, jak np. wielokrotnie w twórczości wybitnego poety katolickiego, księdza Jana Twardowskiego. Oto jego wiersz pt. „Który”:

„Który stworzyłeś
pasikonika jak szmaragd z oczami na przednich nogach
czerwoną trajkotkę z wąsami na głowie
bociana gimnastykującego się na łące
kruka niosącego brodę z dłuższych piór
barana znającego tylko drugą literę łacińskiego alfabetu
kolibra lecącego tyłem
słonia wstydzącego się umierać może dlatego że taki duży
osła aż tak miłego że głupiego
kowalika chodzącego do góry ogonem
zresztą wszystkich co nie wiedzą dlaczego ale wiedzą jak
kanciaste orzeszki buku co pękają tylko na czworo
anioła po nieobecnej stronie – bez własnego pogrzebu z braku ciała
żabę grającą jak nakręcony budzik
nieśmiertelniki więdnące... (...)”

Również w wierszu pt. „Świat” powracają wątki znane z literatury staroegipskiej, że wspomnimy z niego parę zdań:

„Bóg się ukrył dlatego by świat było widać
gdyby się ukazał to sam byłby tylko
kto by śmiał przy nim zauważyć mrówkę
piękną złą osę zabieganą w kółko
zielonego kaczora z żółtymi nogami
czajkę składającą cztery jajka na krzyż
kuliste oczy ważki i fasolę w strąkach
(...)
jodłę co nie zrzuca szyszki tylko łuski”

O Bogu Ukrytym lub też Nieznanym pisali również filozofowie i poeci greccy. Bóg bowiem jest jeden, lecz ludzie nadają Mu różne imiona i inaczej Go sobie wyobrażają, tak jak z tego samego złota biją monety o różnym kształcie, nazwie i wizerunku.

* * *

Egipcjanie, jak już zauważyliśmy powyżej, byli narodem ludzi wierzących w Boga. Ich świątynie nie stanowiły jednak miejsc służących do gromadzenia się wiernych na wspólne modlitwy, lecz były rezydencjami kapłanów, którzy razem z faraonem (namiestnikiem Boga na ziemi) pilnie uważali na to, aby wszystko w kraju działo się zgodnie z ładem ustanowionym przez Niebo. Nikt prócz nich nie miał prawa wstępu do tych ośrodków mądrości. Natomiast ci ludzie widzieli we wszystkim obecność i manifestację Ducha Bożego i dlatego właśnie oddawali cześć rozmaitym zjawiskom i tworom przyrody, widząc w nich słusznie egzemplifikację, emanację i przejaw stwórczej mocy Boga. Mieszkańcy doliny Nilu byli więc na wskroś narodem mistycznym, a nawet sakralnym, dostrzegającym we wszystkim manifestację Boga i Jego dzieło. Dlatego balsamowali nawet ciała niedźwiedzi, wilków, krokodyli, psów i kotów, grzebali je w świętych miejscach i nosili po nich żałobę.
Egipcjanie zdawali sobie sprawę z tego, że w każdym stworzeniu zamieszkuje ożywiający Duch Boży, że we wszystkich swych formach i przejawach natura, jako manifestacja kryjącej się za nią boskości, budzi we wrażliwych sercach i umysłach zadziwienie i cześć. Tak czuli kapłani egipscy i tak to wyraził po kilku tysiącleciach święty Jan Paweł II, nauczając: „Obok Objawienia w ścisłym tego słowa znaczeniu, zawartego w Piśmie Świętym, Bożym objawieniem jest też dla nas blask słońca i zapadanie nnocy”. Przy tym Egipcjanie posunęli swoją cześć dla Stwórcy aż do deifikacji poszczególnych Jego dzieł. Mogliby za Ojcem Świętym Franciszkiem rzec: „Świat to coś więcej niż problem do rozwiązania, jest radosną tajemnicą, którą podziwiamy w zachwycie”.
Przez dłuższy czas wierzyli, iż dusza żyje tak długo, jak długo istnieje ciało zmarłego człowieka. I dlatego doprowadzili do perfekcji sztukę balsamowania ciał zmarłych. Pierwszą czynnością balsamujących było wyjęcie mózgu i wnętrzności. Grzebano je w specjalnych pojemnikach osobno. Serce zostawiano w trupie jako siedlisko woli i uczuć zmarłego. Następnie martwy organizm odwadniano trzymając go w soli. Odwodnione zwłoki nasycano wonnymi olejkami z dodatkiem ziół, których skład stanowił tajemnicę zawodową. Następnie owijano mumię w lniane pasy, pomiędzy które kładziono amulety o magicznej mocy, chroniące ciało przed zniszczeniem. Były to przedmioty symbolizujące życie, szczęście, moc itd. Oczy zabezpieczano złotymi wyobrażeniami oczu, ręce – złotymi wizerunkami rąk, lub też po prostu złotymi blaszkami. Uważano bowiem, iż złoto posiada magiczną energię osłaniającą. Cała twarz mumii była konserwowana przy pomocy cienkiej złotej folii. Niektóre mumie niemowląt i małych dzieci były zawijane w całości w cieniutkie złote „pieluszki”. [W pierwszych dekadach XX wieku barbarzyńskie rządy współczesnego Egiptu pozwoliły równie barbarzyńskim Amerykanom na wykopywanie mumii starożytnych Egipcjan, pochowanych na gigantycznych cmentarzach tego kraju, i na ich transport do USA, gdzie z ciał zmarłych zdejmowano bandaże, skierowując je na przeróbkę do zakładów przemysłu celulozowo-papierniczego, a zwłoki mielono i używano jako nawóz na polach farmerów. W ten sposób zniszczono – według najnowszych obliczeń egiptologów – około 800 milionów mumii. Oto najwymowniejszy przykład „kultury” anglosaskiej!].
Śmierć Egipcjanie uważali nie za ostateczny kres życia, lecz za przemienienie, za zmianę formy istnienia i za krok zbliżający człowieka do Boga. Od pewnego czasu wierzyli, że dusze zmarłych udają się po śmierci ciała w kierunku Gwiazdy Polarnej. A jednak smucili się z powodu przemijania życia i zawsze o jego kruchości pamiętali. Kazali nieraz podczas uczty wnosić do sali obok potraw i napojów także mumię zmarłego, aby służyła obecnym za ostrzeżenie i napomnienie.
Egipcjanie, tak jak później Hebrajczycy i Grecy, we wszystkim zauważali rękę Siły Wyższej. Niebo Egipcjanom, plemienny bóg Jahwe Żydom, a wyrocznia Pitia Grekom wskazywały nieustannie, gdzie mają iść, co czynić, jak postępować. Herodot napisał w „Dziejach” m.in., że „Bóg zwykł wprzód dawać znaki, jeżeli wielkie nieszczęście ma dotknąć miasto albo lud. Bo i Chiotom przed tymi klęskami wielkie objawiały się znaki. I tak gdy posłali do Delf chór stu młodzieńców, dwóch tylko z nich wróciło, a dziewięćdziesięciu i ośmiu zginęło, dotkniętych zarazą; dalej, w tym samym czasie, krótko przed bitwą morską, zapadła się w mieście nad głowami chłopców powała podczas nauki, tak że ze stu dwudziestu uczniów tylko jeden uszedł cało. Te więc znaki wprzód Bóg dawał, po czym bitwa morska zniszczyła miasto”. Religijność zarówno Greków, jak i Egipcjan, bywała nieraz tak przesadna, że aż zabobonna. O mieszkańcach miasta Pedasos Herodot podaje: „U nich się zdarza rzecz następująca: jeżeli wszystkich mieszkających dokoła tego miasta ma spotkać w przeciągu pewnego czasu jakieś nieszczęście, wtedy kapłance Ateny w tamtejszej świątyni wyrasta wielka broda. To się im już dwa razy wydarzyło”. Oczywiście, kobietom wyrastają niekiedy brody, lecz nie jest to żadnym znakiem bożym zwiastującym klęski i zniszczenia, a symptom tego, iż w danym organizmie zostały gwałtownie zakłócone procesy metaboliczne i hormonalne, prawdopodobnie na skutek jakiejś kiełkującej, ale jeszcze nie manifestującej się otwarcie poważnej choroby.
Kasta kapłanów odgrywała w Egipcie rolę pierwszorzędną. Źródła historyczne podają np., iż swiaszczennik imieniem Seto lekceważył i za nic miał kastę wojowników. Gdy zaś Arabowie zaatakowali Egipt, wojownicy odmówili walki i państwo stanęło w obliczu zagłady. Zrozpaczony kapłan gorzko się użalał i wznosił modły w świątyni, a gdy opadł z sił i tamże zasnął, zobaczył we śnie, że stoi przed nim Bóg i dodaje mu otuchy, mówiąc, że nic złego się nie stanie, jeśli wyruszy przeciw Arabom, bo On sam ześle mu pomoc. „Ufny w to, wziął z sobą Egipcjan, którzy chcieli za nim pójść, i po dłuższym marszu stanął obozem nieopodal armii arabskiej. Nie towarzyszył mu nikt z wojowników, lecz tylko kramarze, rękodzielnicy i ludzie z rynku. Kiedy więc tam przybyli, opadły wrogów nocą myszy polne i tak pogryzły im kołczany, łuki i inny sprzęt wojskowy, że gdy w następnym dniu Arabowie uciekali, ogołoceni z broni, wielu z nich padło i zginęło”. Kapłan Seto zaś kazał w głównej świątyni kraju ustawić rzeźbę w postaci króla, trzymającego w ręku mysz, z napisem: „Patrząc na mnie każdy niech będzie pobożny”. Ta staroegipska przypowieść znalazła się później w biblijnej „Drugiej Księdze Królów” (19, 35 i in.), ale już jako rzekomo opowiadająca o wydarzeniu z dziejów żydowskich.

* * *

„Starożytni Egipcjanie – zaznacza E. O. James – wyróżniali się zainteresowaniem moralną stroną świata. Wprawdzie ich mędrcy nie usiłowali zbudować i sformułować jakiegoś systemu etycznego, ale uznawali, że dobro i sprawiedliwość mają znaczenie kosmiczne”. Dobro moralne uosabiała postać bogini Maat, będącej wcieleniem prawdy, sprawiedliwości, praworządności i ładu. Ona to, jako córka Boga Słońca, była „jasnością” i prowadziła duszę zmarłego człowieka, która znalazła się po śmierci ciała w sali sądu Ozyrysa i Ra, ku wadze, na której mieli zważyć ją Toth i Anubis.
Jest to głęboka, piękna i wspólna wszystkim wielkim religiom symbolika: prawda, dobro i sprawiedliwość są zasadniczo boskimi atrybutami wszechświata i struktury społecznej. Dobro stanowiło jakby istotę kosmosu, społeczeństwa i życia osobowego, pierwiastek rozpraszający ciemności, a tworzący harmonię, ład i szczęście. Faraonów uważano w starożytnym Egipcie za synów boga Ra i dlatego właśnie za ich najpierwszy obowiązek uważano utrzymywanie „sprawiedliwości” (Maat) za pomocą rządzenia narodem przez „prawdę”, zapobieganie bezprawiu, anarchii, demoralizacji, swarom i konfliktom wewnętrznym. W najstarszym dziele etycznym świata pod tytułem „Nauki Ptahhotepa” czytamy: „Jeżeli jesteś kierownikiem, który rozkazuje wielu ludziom, staraj się zdobyć wszystkie zalety, aby charakter twój nie miał skazy. Nie miej złych zamiarów w stosunku do ludzi, bo Bóg cię ukarze”... Egipcjanie wierzyli, że serce jest siedzibą sumienia, a więc że każdy człowiek tam właśnie – w swoim sercu – powinien szukać prawdy i wskazówek na drodze życia. Z biegiem czasu wzniosła moralność stała się powszechna w całym narodzie, kiedy uznano, że wszyscy ludzie są zdolni do zrozumienia natury wszechświata i do nawiązania z nim partnerskich, harmonijnych związków, jak też do życia ze sobą w zgodzie i harmonii.
Początkowo tylko dygnitarze, wysocy urzędnicy i kapłani stanowiący naturalną elitę dążyli do zdobycia wiedzy metafizycznej i usiłowali kształtować swe życie zgodnie z jej zasadami. Potem jednak uznano, że „ta wiedza, jak droga, leży nawet przed tym, który nic nie wie”... Każdy człowiek posiada zdolność rozumowania zgodnego z nakazami sumienia, czyli może poznawać słuszne sposoby postępowania. Właśnie z „serca” wychodziła główna zasada kierująca życiem człowieka uczciwego i właśnie ono, określając postępowanie, stawało się charakterem. Pisano, że serce (czyli sumienie) jest „głosem Boga, który rozbrzmiewa w każdym: szczęśliwy ten, kogo poprowadziło ono właściwą drogą postępowania”...

* * *

„Nauki Ptahhotepa” sprzed 5500 lat sławią wierne i czyste życie rodzinne, pracowitość, posłuszeństwo wobec prawa, unikanie zwady, życzliwość dla ludzi. Wiele uwagi poświęca autor rozważaniu o sprawiedliwości. „Maat” w starożytnym Egipcie to była jednocześnie bogini sprawiedliwości i prawdy, jak i sama sprawiedliwość, ład i prawda; to również harmonia i porządek świata płynące z Nieba. Maat jako sprawiedliwość jest niezależna od ludzi i powinni oni jej się bezwzględnie podporządkować, ponieważ „nigdy nie spełniają się zamiary ludzkie, lecz za to spełniają się zamiary boskie”. W związku z tym trzeba się poddawać prawu, które jest egzemplifikacją porządku kosmicznego i stanowi o tym, co w każdej sytuacji jest dobre i właściwe. Łamać prawo to szkodzić własnemu szczęściu i pomyślności, które przecież są najwyższymi wartościami w życiu człowieka. „Bądź szczęśliwy przez całe życie, – radzi Ptahhotep – nie czyn nic ponad to, co należy czynić; nie skracaj czasu przeznaczonego na radość, bo oburzającą rzeczą jest marnować czas przeznaczony na radość”. [Później znajdziemy odbicie tej „epikurejskiej” mądrości w mądrościowych księgach „Starego Testamentu” Koheleta, Syracha i „Salomona”.]
Jeśli idzie o życie w rodzinie, to istnieją obowiązki nie tylko dzieci w stosunku do rodziców, ale i rodziców w stosunku do dzieci. Nawet psy wychowują swe potomstwo, cóż dopiero – ludzi. Powinno się więc uczynić wszystko, aby wychować swe dzieci na dobrych ludzi: „Jeżeli jesteś człowiekiem szlachetnym i z łaski Boga urodzi ci się syn, to jeżeli jest dobrze usposobiony, jeżeli idzie za twoim przykładem i jeżeli troszczy się o twą pomyślność, czyń mu to wszystko, co jest dobre, bo to jest twój syn, który należy do nasienia twojej duszy i nie oddalaj go od serca twego. Jeżeli jednak potomek przeciwstawia ci się, jeżeli nie wykonuje poleceń lub je przekracza i postępuje niezgodnie z twymi słowami, jeżeli jego usta wypowiadają złe słowa, to powinieneś go zniewolić, bo działa w nieprzyjaźni przeciw tobie i Bóg uderzy go swym gniewem; jest on tym, na którego już w łonie matki nałożona była zguba”... [„Stary Testament” 2300 lat później powie: „Kto ojca znieważa, a matkę wypędza, jest synem bezecnym, zhańbionym... Temu, kto ojcu i matce złorzeczy, w noc ciemną lampa zgaśnie”...] I jeszcze mędrzec egipski dodaje: „Jeżeli jesteś człowiekiem rozumnym, wychowaj syna tak, żeby się podobał Bogu”...
Przypomnijmy garść dalszych autentycznych fragmentów z „Nauk Ptahhotepa”, ukazujących rozmaite aspekty życia ludzkiego w świetle mądrości moralnej.
– „Słuchanie więcej warte, niż wszystkie rzeczy, ono bowiem wytwarza miłość. Syn, który przyjmuje słowa nauki od swego ojca, nie będzie błądził w swych planach i dożyje późnej starości.
– Posłuszeństwo przynosi pożytek synowi posłusznemu. Ten, który słucha, staje się posłusznym, a zdolny do słuchania jest także zdolny do mówienia i rozkazywania.
– Niech serce twoje będzie zatopione w sobie, niech usta twoje będą zaciśnięte, a zamiary twoje ukryte przed innymi ludźmi.
– Nie krzywdź tego, kto jest uciskany, bo jego szkoda stanie się szkodą tego, kto go krzywdzi.
– Czyż to takie złe, że życie jest krótkie, jak spadanie ściętego drzewa?
– Jeżeli ktoś wyższy od ciebie rozprawiając wpadnie w zapał, opuść ręce, pochyl głowę i nie daj się unieść namiętności. Jeśli on nie pozwoli ci przerwać swej mowy, zbłądziłbyś bardzo, gdybyś ją przerwał, bo to byłby dowód, że nie jesteś zdolny do zachowania spokoju, gdy ci przeczą... Jeżeli masz do czynienia z człowiekiem zapalczywym, tak się zachowaj, jak gdyby cię nic wzruszyć nie mogło; milcząc będziesz miał przewagę nad tym, który się zużywa na złą mowę. Ten, kto się hamuje, ma wielką wartość i zdobywa uznanie wielkich...
– Jeżeli jesteś człowiekiem doskonałym, opanuj bez reszty swe serce i milcz!
– Człowiek, który panuje nad sobą, jest wyższy od tych, którzy posiadają fortunę, a człowiek ulegający namiętnościom będzie żył uzależniony od swej żony...
– Spotykając przeszkody podczas urzeczywistniania swoich zamiarów będziesz skłonny do uniesienia – broń się przeciw niemu.
– Mówiąc, myśl o tym, co ci zarzucić mogą.
– Jeżeli jesteś mędrcem zasiadającym w radzie, jedynie ku mądrości kieruj swe myśli. Lepiej zmilcz, niż żebyś miał skalać swoje słowa...
– Mówić pośród zebrania to sztuka, gdyż słowo podlega większej krytyce niż co innego, a wartość jego uwydatnia się dopiero śród zdań sprzecznych.
– Nie powtarzaj, a nawet nie słuchaj tego, co ktoś w uniesieniu wypowiada; są to słowa, które się wymknęły z duszy wzburzonej.
– Niech słyszą twoje rozkazy, lecz mów bez uniesienia i niech twe oblicze będzie poważne.
– Hamuj żywość serca gorącego, człowiek spokojny zwycięża przeszkody.
– Względem podwładnych postępuj życzliwie.
– Gdyś potężny, oddaj cześć mowie rozumnej i spokojnej. Strzeż się pychy!..
– Nie pogardzaj ludźmi, którzy nie podzielają twego zdania.
– Ucz naród oddawać cześć wielkim.
– Miłość, którą sam czujesz, staraj się przelać w serca tych, których kochasz. Tak działaj, żeby naród mógł kochać [swego władcę] i być posłusznym.
– Nie szerz pomiędzy ludźmi trwogi, gdyż Bóg będzie tak samo działał względem ciebie; pozwól każdemu człowiekowi żyć w spokoju.
– Bądź czynny, dopóki żyjesz, pracując więcej niż ci przeznaczono; ale pamiętaj, że godzien nagany, kto robi zły użytek ze swego czasu. Praca daje bogactwo, lecz nie ostanie się ono, gdy działać przestaniesz.
– Przymioty osobiste to twoja zupełna własność, która więcej znaczy niż przodkowie, bo przecież każdy ma przodków, ale nie każdy ma rozum.
– Ponieważ nie wiemy, co jutro na nas czeka, mądrze czyni ten, kto w swym domu umie być uprzejmym dla każdego.
– Jeżeli pragniesz, aby postępowanie twoje było dobre, strzeż się ataków złego usposobienia. Ta choroba straszna prowadzi do niezgody i długo nie pożyje, kogo ona dotknie. Ona to sprowadza kłótnie ojców z matkami, braci z siostrami; ona wprowadza nienawiść do małżeństwa i jest wcieleniem wszelkiego zła. Gdy zasadą człowieka jest sprawiedliwość, gdy on chodzi jej ścieżkami, złe usposobienie przystępu do niego nie ma.
– Jeżeli chcesz zdobyć szacunek w domu, do którego wchodzisz, zwłaszcza w domu zwierzchnika lub przyjaciela, trzymaj się z daleka od zbytniej poufałości z kobietą, która do niego należy, bo to ci na dobre nie wyjdzie; tysiące ludzi pokutowało za tę rozkosz chwilową, krótką jak sen.
– Jeżeliś mądry, strzeż swego domu i kochaj żonę w czystości; żołądek jej napełniaj, grzbiet przyodziewaj, bo jej ciału należy się taka pieczołowitość. Pieść ją i dopóki żyjesz, staraj się spełniać jej życzenia. Postępowanie takie zaszczytne. Nie bądź brutalny, gdyż obejście łagodne oddziałuje na nią daleko więcej niż siła. Gdy się garnie do ciebie, otwórz jej ramiona swoje, skłaniaj ją ku sobie i okazuj swą miłość, gdyż to ją utrwali w domu twoim; gdy ją odpychasz – to koniec wszystkiego.”
Jak widać więc, dla Ptahhotepa wielkie znaczenie miały takie cnoty jak sprawiedliwość, umiarkowanie, rozum, samokontrola, prorodzinne usposobienie, rozwaga i ostrożność.

* * *

Co dawni Egipcjanie uważali za dobre, a co za złe, dowiedzieć się możemy także z „Księgi Zmarłych” (165 rozdziałów, około 600 stron druku, gdyby ją dziś wydać!), pochodzącej z okresu V Dynastii (około 3700 rok p.n.e.).
Znajduje się tam m.in. opis tego, co robi dusza człowieka, a raczej coś w rodzaju jego sobowtóra (czy ciała astralnego) „Ka”, po śmierci, po rozstaniu się z ciałem fizycznym. Otóż przezwyciężając rozmaite przeszkody przybywa ona do tajemnej krainy Amenti, w której panuje bóg Ozyrys, jedno z „ramion” Boga Jedynego. Tu dusza zmarłego staje przed obliczem sądu złożonego z 42 bóstw pod przewodnictwem Ozyrysa i wygłasza tak zwaną „spowiedź negatywną”, wyszczególniającą kolejno przy każdym wyznawanym przewinieniu imię sędziego, ku któremu się zwraca. Oto w jakich słowach przemawia Ka w „Księdze Zmarłych”: „Cześć wam, Panowie Prawdy! Cześć Tobie, Boże Wielki, panie prawdy! Przybyłem do Ciebie, o Panie, staję przed Tobą, żeby wpatrywać się w świętość Twoją. Znam Cię, znam imię Twoje, znam imiona tych 42 bóstw, które mieszkają wraz z Tobą w tym przybytku prawdy, żyjąc strzeżeniem grzeszników i karmiąc się ich krwią w dniu obrachunku”.
Na „sądzie ostatecznym” dusza spowiada się z całą szczerością – bo nic nie da się ukryć przed wszechwidzącym okiem Boga – jakich grzechów nie popełniła i jakich nieprawości potrafiła za życia uniknąć. Z tej listy można klarownie wnioskować o skali wartości etyki staroegipskiej. Oto bowiem Ka powiada: 1. Nie popełniłem niesprawiedliwości. 2. Nie rabowałem. 3. Nie skrzywdziłem żadnego człowieka. 4. Nie kradłem. 5. Nie zabiłem ani mężczyzny, ani kobiety. 6. Nie zmniejszałem ofiar świątynnych. 7. Nie oszukiwałem. 8. Nie zabierałem rzeczy należnych Bogu. 9. Nie kłamałem. 10. Nie zabierałem przemocą majątku bliźniego. 11. Nie mówiłem wyrazów złych. 12. Nie zabierałem nikomu siłą pożywienia. 13. Nie postępowałem podstępnie. 14. Nie jadłem swego serca (to znaczy: nie żywiłem zawiści). 15. Nie napadałem na ziemię cudzą. 16. Nie zabijałem świętych zwierząt. 17. Nie niszczyłem pól zaoranych. 18. Nie działałem z cudzą krzywdą. 19. Nie powielałem oszczerstw przeciwko ludziom. 20. Nie wpadałem w gniew bez przyczyny. 21. Nie popełniałem czynów bezwstydnych ani pederastii. 22. Nie oddawałem się samogwałtowi. 23. Nie miałem stosunków seksualnych z cudzą żoną. 24. Nie przyprawiałem ludzi o trwogę. 25. Nie wygłaszałem gniewnych oracji. 26. Nie byłem głuchy na słowa sprawiedliwości i prawdy. 27. Nie powodowałem cudzego płaczu. 28. Nie wygłaszałem bluźnierstw. 29. Nie postępowałem gwałtownie. 30. Nie działałem bez należytej rozwagi. 31. Nie pomstowałem na Boga. 32. Nie mówiłem nad potrzebę. 33. Nie popełniłem zdrady, ani się nie przyglądał złu. 34. Nie złorzeczyłem królowi. 35. Nie mąciłem wody bieżącej. 36. Nie popełniałem przesady w słowach. 37. Nie wygłaszałem klątw przeciw Bogu. 38. Nie postępowałem zuchwale. 39. Nie czyniłem wyróżnień bezzasadnych. 40. Nie zwiększałem swego dobrobytu cudzym kosztem. 41. Nie lekceważyłem Boga ani w sercu swoim, ani w rzeczach do Niego należących. 42. Nie myślałem nigdy pogardliwie o Bogu.”
Po tej spowiedzi Ka wchodzi do kolejnej sali, gdzie odbywa się proces tak zwanej psychostazji, tj. ważenia serca osoby zmarłej. W obecności kolejnych 12 bóstw Anubis, bóg zmarłych, mający głowę szakala, spełnia tę czynność. Toth, bóstwo mądrości i pisarz Boga, stoi przy wadze z przyborami do pisania i odnotowuje wyniki ważenia. Na jednej szali spoczywa serce zmarłego, na drugiej symbol Maat (sprawiedliwości) – mistyczne pióro ptasie.
Jeżeli ważenie serca wypadało niepomyślnie dla zmarłego, wówczas trójkształtny potwór (hybryda krokodyla, lwa i hipopotama), zwany „pożeraczem zmarłych”, dopominał się o duszę lub ciało ofiary, albo też dusza była skazywana na „drugą zagładę”, tym razem ostateczną. Dusze, które zdołały wykazać swą czystość, przechodziły do tzw. Sekhet-Aaru, czyli do „pola pokoju” (znanego w późniejszych religiach jako „raj”, „pola elizejskie” itp.), gdzie umarli rozpoczynali nowe, tym razem wieczne, życie wśród rozkoszy bardzo podobnych do ziemskich.
Z „Księgi Zmarłych” wiele wątków przedostało się do późniejszej „Biblii”, że przytoczymy tu kilka wymownych przykładów:

Kto miłuje swego bliźniego, znajduje wokół siebie rodzinę.
– Kto się boi zła, unika zła.
– Nie wybieraj śmierci przed życiem w niepokoju, bo Bóg może ci wrócić spokój, ale ty umarły już nie wrócisz.
– Mądry człowiek, gdy odzierają go z szat, sam oddaje swe szaty.
– Człowiek mądry i sprawiedliwy zawsze mówi prawdę. Co jest w jego sercu, to jest na jego języku.”

Celem tych nauk było zaszczepienie młodzieży mądrości życiowej, nawyku samodzielnego myślenia, z tym, aby dalsze jej życie było pomyślne, godziwe i szczęśliwe, które to cele osiąga się przez zachowanie zdrowych zasad moralnych, uczciwe spełnianie obowiązków człowieka i obywatela, przez kultywowanie wiary ojców i najlepszych wzorców etycznych znanych z dawnych dziejów narodu.

* * *

Jako ciekawostkę warto wspomnieć fakt, iż ze wszystkich liczących się władców świata najdłużej panował faraon Pepi II, który wstąpił na tron około roku 2310 p.n.e., jako sześcioletni chłopiec i władał Egiptem przez 94 lata. Spośród ważniejszych monarchów europejskich, dodajmy dla porównania, najdłużej zasiadał na tronie Ludwik XIV, który został koronowany na króla Francji 14 maja 1643 roku w wieku czterech lat, a panował przez 72 lata i 110 dni, czyli do dnia śmierci 1 września 1715 r., nie dożywając do swych 77 urodzin czterech dni.
Najkrócej w dziejach panował król Cejlonu (obecnie Sri Lanka) Virabaha z dynastii Kalinga Kszatria, który został zdetronizowany i zamordowany w kilka godzin po koronacji, która odbyła się w Polonnaruwa w 1196 roku.

* * *

Z okresu XVII Dynastii pochodzą piękne egipskie nauki moralne, jako żywo przypominające późniejsze księgi biblijne „Syracha”, „Koheleta”, „Przysłów”, „Mądrości”, jak też „Talmudu”.

– „Niech oczy twe będą otwarte z obawy, żebyś się nie stał żebrakiem.
– Leniwy nie jest człowiekiem.
– Nie wypełniaj swego serca dobrem cudzym; pilnuj siebie, nie licz na dobro bliźniego, ono nie wejdzie do twego domu.
– Staraj się milczeć.
– Barbarzyńcy ciągną zyski nieprawe skąd się da.
– Nie zabijaj, gdyż sam możesz być zabity.
– Nędzny to człowiek, który morduje swego brata.
– Szczęśliwy, kto je chleb własny i raduje się z tego w sercu swoim.
– Niechaj gorycz nie przenika do serca twojej matki.
– Człowieka słabego serca nie bierz za towarzysza.
– Nie słuchaj rad szalonego.
– Nie ocalaj swego życia kosztem innych.
– Chroń swój język przed złymi słowami.
– Lepszy jest chleb przy spokojnym sercu niż bogactwo pełne niepokoju.
– Nie bądź zbyt szczery w stosunku do ludzi, abyś nie zaszkodził swej powadze.
– Czego nie powiesz, to nie będzie źródłem niepokoju dla twego serca.
– Nie zawieraj przyjaźni z szaleńcem.
– Kto zabija, będzie zabity; na tego, kto rozkazuje zabić, będzie wydany rozkaz zagłady.
– Nie pilnuj żony, kiedy jest u siebie, i choć znasz jej zalety, nie mów o nich do niej.
– Kto silny nie złości się za prawdę.”

* * *

Z kolei w innym wielkim dziele kultury staroegipskiej, nazwanym „Księgami Piramid”, znajdujemy nieco odmienną wykładnię moralności. Wykute w grobach króla Wenisa teksty utożsamiają faraona z Ozyrysem, który codziennie rodzi się i umiera w postaci byka świętego. Okazuje się, że śmierć nie jest czymś trwałym, ani tym bardziej ostatecznym, gdyż po niej władca odradza się jak Ozyrys, towarzyszący Słońcu w jego wędrówce po nieboskłonie. Świat jednak jawi się w tej wizji jako pole nieustannej walki, wojny, zmagania o swoje miejsce pod Słońcem każdej żywej istoty. Wszędzie czai się zło, wyłaniają się moce ciemności, chaos usiłuje zakłócać ład Kosmosu. „Księgi Piramid” są nacechowane wolą walki, duchem godności i dumy człowieka. Materialnym wyrazem, a zarazem symbolem tej potęgi człowieka stały się słynne egipskie piramidy. Przypomnijmy, że piramida faraona Cheopsa ma obecnie 137 metrów wysokości (od razu po wzniesieniu była o dziewięć metrów wyższa), jej pojemność wynosi 2600000 metrów sześciennych, a bok podstawy mierzy 230,5 m. Składa się ona z ponad trzech milionów bloków kamiennych, z których niektóre ważą około 50 ton, przeciętne zaś – 2,5 tony. Budowa tej gigantycznej konstrukcji trwała 23 lata, co nawet przy obecnym stanie techniki budowlanej stanowiłoby nie lada wyczyn, że już nie wspomnimy o niezwykle sprawnej organizacji pracy dziesiątków tysięcy robotników. [Wypada może w tym miejscu zaznaczyć, iż faktycznie piramida Hu Fu (Cheopsa) jest piramidą Izydy, a faraon Cheops ją dopiero znacznie później kazał wyremontować]. Dotychczas tak naprawdę nie wiadomo, jak Egipcjanie transportowali ogromne bryły kamienia do Teb z kamieniołomów oddalonych o ponad 700 kilometrów. (Niektórzy archeolodzy uważają, że piramidy były wznoszone nie przez niewolników, lecz przez wolnonajemnych rzemieślników posiadających nadzwyczaj wysokie kwalifikacje zawodowe, i że te cyklopiczne budowle nie komponowano z gigantycznych bloków dostarczanych z daleka, ale z rozdrobnionego piaskowca zmieszanego ze specjalnym materiałem wiążącym; płynną mieszankę tego „betonu” wlewano do odpowiednich form i tak powstawały piramidy). Ściślejsze badania mikroskopijne wykazały, iż kamienie piramid były obrabiane z pomocą świdrów wykorzystujących ultradźwięki; szkopuł wszelako w tym, że dopiero obecnie, w XXI wieku, technologia Niemiec, Japonii i USA, najbardziej pod względem technicznym zaawansowanych krajów, usiłuje tworzyć tego typu instrumenty. Starożytni Egipcjanie wynaleźli też produkcję szkła, z którego wytwarzali m.in. okulary, teleskopy, binokle oraz butelki do przechowywania wina, wody i perfum.
Istnieje punkt widzenia, że piramidy pełniły nie tylko sakralne funkcje. Niektórzy egiptolodzy uważają, że piramidy wytwarzają (lub koncentrują) wokół i wewnątrz siebie szczególnego charakteru promieniowanie magnetyczne i bioelektryczne. Zarówno piramida Cheopsa, jak też słynny Sfinks w Tebach oraz sarkofagi mają tajemniczą zdolność do skupiania w pewnych miejscach i kierunkach promieni biologicznie aktywnych. Stwierdzono, że piramida Cheopsa od szczytu aż do podstawy jest przeniknięta pionową wiązką intensywnego promieniowania kosmicznego, wpadającego do środka przez znajdującą się na szczycie platformę o wymiarach sześć na sześć metrów. Francuski egiptolog Andre Boyis opowiada, jak to dotarł do komory królewskiej jednej z piramid i znalazł w niej m.in. zmumifikowanego kota, który musiał tam zawędrować względnie niedawno przez jakiś otwór. Ciało zwierzątka było dokładnie odwodnione, choć w komorze panował chłód i było bardzo wilgotnie. Wysunięto hipotezę, że to sam kształt piramid powoduje skutek mumifikacyjny oraz podjęto na szeroką skalę badania nad tym fenomenem. W ten sposób m.in. uczony czeski Karel Drbal dowiódł leczniczego oddziaływania energetycznego kształtów piramidalnych, w tym czapek używanych ongiś przez starożytnych magów i czarowników.
Tak jak każda inna istota żywa, człowiek od chwili poczęcia posiada właściwy sobie zasób energii witalnej, która jest przekształconą energią kosmiczną. Egipcjanie dostrzegli przed wieloma tysiącami lat, iż życie stanowi sumę rozmaitych rodzajów energii, znajdującą się w stanie dynamicznej równowagi. Z biegiem czasu zasoby energetyczne organizmu ożywionego powoli się wyczerpują i zmierzają w kierunku entropii, kiedy to następuje zrównanie jej poziomu z tłem energetycznym otoczenia – czyli śmierć biologiczna. Ciągle zmniejszający się w procesie pracy umysłowej i fizycznej zapas energii może być jednak uzupełniany i odnawiany przez sen, wypoczynek, zmianę otoczenia, a także – jak się okazało – przez znalezienie się pod taką czy inną konstrukcją o kształcie piramidy. Piramida jako bryła usytuowana w kierunku północ-południe posiada zdolność sprowadzania i skupiania określonych rodzajów energii kosmicznej oraz przekazywania jej żywym istotom, które się znalazły w ich obrębie. Stąd w XX wieku w wielu krajach (USA, Brazylia, Czechy, Węgry, Francja) zapanowała moda na projektowanie i wznoszenie budowli (w tym domów mieszkalnych, kościołów i szpitali) w kształcie piramid.
W tym kontekście wypada zauważyć, że formy architektoniczne w ogóle nie są czymś przypadkowym i dowolnym, ukształtowały się one w ciągu tysięcy lat naturalnego i logicznego rozwoju kultury ludzkiej. W starożytnym Egipcie chowano zmarłych w konstrukcjach grobowych mających postać czterorożnych piramid. Miało to bezpośredni wpływ na fakt, że mumie nie rozkładały się, lecz zachowywały swój pierwotny kształt. Obecnie w Egipcie znajduje się około 70 dużych piramid. Badając je naukowcy zetknęli się ze zjawiskami wielce zagadkowymi. W 1939 roku jeden z brytyjskich archeologów odkrył miejsce pochówku matki faraona Hu Fu. Gdy badacz – częściowo widocznie w celu samoreklamy – prowadził audycję radiową z tego miejsca, nagle poczuł się źle, choć przedtem był w doskonałym stanie zdrowia. Wezwani lekarze przez kilka godzin bez skutku walczyli o jego życie – uczony zmarł nie odzyskując przytomności. W kolejnych latach wielu dalszych naukowców spotkał w tymże miejscu tenże los.
Świat nauki podjął intensywne badania, mające na celu wyjaśnienie tego fenomenu. Zbadano czynniki bakteriologiczne, wirusologiczne, mikroklimatyczne, szereg innych, lecz nie osiągnięto zadowalających rezultatów. Wreszcie zwrócono uwagę na kształty geometryczne piramid w aspekcie ich możliwego wpływu na stan zdrowia znajdujących się w nich ludzi. Ustalono, iż kształty piramid powodują dehydratację organizmów, co w oczywisty sposób wpływa na zachowanie mumii. Przeprowadzono liczne eksperymenty z udziałem zwierząt i ludzi, które unaoczniły, że dłuższe przebywanie wewnątrz piramid fatalnie wpływa na ludzki mózg, powodując zawroty głowy, halucynacje, lęk, panikę, utratę przytomności i śmierć. Prawdopodobnie tradycyjne postacie piramid tak formują potoki energii kosmicznych, że skutki są właśnie takie, jak opisane powyżej. Ustalono jednak także, iż krótkie przebywanie w ściśle określonych miejscach w piramidzie wywiera skutki lecznicze. W organizmie zachodzi proces polaryzacji komórek, gospodarka energetyczna ciała zostaje zrównoważona i „doładowana”, na skutek czego zanikają dysfunkcje poszczególnych organów dotkniętych przedtem jakąś nieprawidłowością i pacjent powraca do zdrowia. Ze względu na wysoki poziom promieniowania pod piramidą oraz obok niej nie wolno spać (we śnie organizm jest bezbronny w obliczu szkodliwych oddziaływań), a jednorazowy pobyt nie powinien przekraczać 30 minut. Jest to jakby oddziaływanie homeopatyczne, które w małych dawkach leczy, w dużych zabija. Warto zaznaczyć, że ta właściwość piramid była znana nie tylko Egipcjanom, ale też cywilizacjom prekolumbijskim Ameryki Łacińskiej, mieszkańcom Indii, Tybetu, Persji.
Docent Milan Walentowicz, który badał piramidę Cheopsa, tak o niej pisał: „W dolnej części piramidy znajduje się komora królewska, w której mieści się sarkofag. Jest to miejsce, w którym został złożony zabalsamowany faraon wystawiony na promieniowanie kosmiczne, które wysuszyło jego ciało. Dlatego nie nastąpił tam proces mikrobiologicznego rozkładu. Budowę piramidy zarządzili wielcy kapłani, którzy potrafili dostrzegać ziemskie i kosmiczne promieniowanie. Jeszcze przed ukończeniem budowy włożyli sarkofag do komory, a potem doprowadzili do końca tytaniczne prace budowlane. Wychodzili przy tym z religijnego założenia, że dopóki istnieje ciało, dopóty faraon żyje (należy to widocznie rozumieć w ten sposób, że jak długo istniało jego DNA, tak długo istniała możliwość sklonowania jego osoby).”
Nawiasem mówiąc, to, że piramidalny kształt dachu wpływa hamująco na rozkład organizmów biologicznych, od dawna było znane na ziemiach słowiańskich. Dlatego w Polsce, Bułgarii, Rosji, na Białorusi, Litwie, Ukrainie wyroby mięsne domowej produkcji (kiełbasy, szynki, słoninę itp.) przechowywano nie w chłodnych piwnicach, lecz na poddaszach domów, humien, swirnów, innych zabudowań gospodarczych, mających piramidalny kształt dachu. Medycy przypuszczają, że taki kształt budowli w jakiś sposób sprzyja zduszeniu aktywności chorobotwórczych mikroorganizmów, posiada jaskrawo wyrażone właściwości bioaktywne. Prawdopodobnie stożkowate daszki nad studniami na ziemiach byłego W. Ks. Litewskiego także dają świadectwo „podświadomej wiedzy” tamtejszych wieśniaków o możliwościach sterylizacyjnych tego rodzaju kształtów.
Obecnie uważa się, iż dawni Rzymianie posiadali nawet bardziej rozwiniętą wiedzę o formach architektonicznych niż Egipcjanie. Uważali bowiem, że jeszcze doskonalszą pod wieloma względami jest zaokrąglona kopuła. Nie powoduje ona paraliżów, ataków serca, wylewów, halucynacji, zawrotów głowy, do czego prowadzi zbyt długie przebywanie pod dachem piramidalnym; a jednocześnie jest zabójcza dla wirulentnych mikroorganizmów. Obecnie ustalono ponad wszelką wątpliwość, że kopuły – w tym też świątynne – wywierają nadzwyczaj korzystny wpływ na organizm ludzki. Kopuła, dzięki swemu kształtowi, przepuszcza przez siebie potoki idących z kosmosu mikroleptonów (superlekkich cząstek), koncentrując je następnie tak, iż manifestują właściwości bakteriobójcze. Nie przypadkiem w dawnych czasach podczas epidemii kapłani gromadzili tłumy wiernych w kościołach: wbrew pozorom powodowało to nie masowe przekazywanie sobie nawzajem zarazków, lecz ich masową likwidację pod kopułami świątyń. A to z kolei prowadziło do wyhamowania, lokalizacji i zaniku potwornych epidemii. Tę kurację jeszcze bardziej uskuteczniał leczniczy dym mirry, masowo wykorzystywany już przed sześcioma tysiącami lat w świątyniach Egiptu; podobnie jak muzykoterapia w postaci dzwonów i dzwoneczków używanych w celach rytualnych.
Przy okazji warto dodać, iż Egipcjanie jako pierwsi w dziejach ludzkości wprowadzili specjalizację w zakresie medycyny. A według ustaleń Naguiba Riada słynna przysięga przypisywana Hipokratesowi faktycznie jest znacznie starsza i pochodzi z Egiptu czasów Imhotepa, czyli została sformułowana przed 3 000 rokiem p.n.e.
Wracając do tekstów zawartych w „Księgach Piramid” warto podkreślić, iż gloryfikują one męstwo, waleczność, siłę człowieka, który potrafi przeciwstawić się nawet Bogu, rządzącemu jego losem. Nieco późniejsze „Księgi Sarkofagów” (Średnie Państwo, przed 1778 p.n.e.) oraz „Księgi Umarłych” (Nowe Państwo, 1580-1080 p.n.e.) sławią także wytrwałość i stałość charakteru, rozsądek i sprawiedliwość.
Wzorem życia według tych zasad jest samodyscyplina „człowieka spokojnego”, zawsze cierpliwego i cichego, opanowanego, trzymającego się w cieniu; pana swych popędów; dążącego do doskonałości moralnej i zawodowej, „aż nie będzie wady w jego naturze”. Źródłem zaś, z którego czerpie on siły i pocieszenie, jest „zasada kosmiczna” i ustalony ład boski, przejawiający się w harmonii przyrody, społeczeństwa i w usposobieniu dobrych ludzi.
W okresie Średniego Państwa przed rokiem około 1780 p.n.e. poczucie jednostkowej odpowiedzialności moralnej nabrało najwyższego znaczenia; za czym szedł godny charakter i osobista prawość w postępowaniu. Do cnót, które wówczas ceniono, należały uczciwość, prawdomówność, sprawiedliwość, wspaniałomyślność, szczerość, a do występków szczególnie niemile widzianych policzono kradzież, gwałt, cudzołóstwo. „Mów prawdę, czyń prawdę, czyń to, co pozostaje w zgodzie z prawdą, bo prawda jest potężna, bo prawda jest wielka, bo prawda jest trwała, a kiedy znajdziesz jej drogę, poprowadzi cię do błogosławionego stanu istnienia”...
W „Księgach Sarkofagów” sam Bóg wyznaje zupełnie „po chrześcijańsku”: „Uczyniłem każdego człowieka takim samym, jak jego bliźni... I nie rozkazałem ludziom czynić zła; to ich własne serca złamały to, co ja ustanowiłem”... Zapowiada też karę pośmiertną dla złych i niesprawiedliwych.
Życie przemija, trzeba więc żyć rozumnie i pięknie, korzystając rozsądnie z dóbr i radości tego świata. „Jedne istoty rodzą się, żyją i przemijają; inne zajmują ich miejsce i kroczą tą samą drogą. Tak się już dzieje od pradawnych czasów, że i faraonowie niegdyś żyli, a teraz spoczywają w swoich piramidach... (...) A więc radosnym czyń swój dzień i niech cię to nie smuci”...

* * *

W okresie przejściowym (około 2200-2050 p.n.e.) da się zaobserwować chwilowe załamanie tradycyjnego systemu etycznego Egiptu. Miejsce ufności w życie i radości zajmują smutek, gorycz i rozpacz. W kraju szerzyły się konflikty, zamieszki, bunty, demoralizacja. Narrator dzieła filozoficznego „Załamany życiem” daje wyraz rozczarowaniu ludźmi i światem, pełnym okrucieństw, nikczemności i innych form zła. Wolałby od życia ucieczkę w zaświaty, aby nie stykać się na co dzień z ludzką podłością. „Miejscem odpoczynku i ukojenia serca, miejscem ucieczki jest Kraina Zachodnia i do niej żegluje nieszczęśliwy człowiek”. Były to odczucia powszechne w owym czasie. Krokodyle w Nilu pęczniały z obfitości jadła – tak wielu ludzi popełniało samobójstwa rzucając się do nurtu rzeki.
I jakby na marginesie tej ogólnej tendencji brzmiały zdania „Nauk moralnych dla króla Merikare” wyrażające ufność w Bogu, który stworzył świat i osadził go na ładzie odwiecznej sprawiedliwości, który stworzył ludzi na swoje podobieństwo, a także „rośliny, zwierzęta, ptaki i ryby, aby ich żywiły”. Bóg też stworzył władzę, aby dbała o porządek i sprawiedliwość oraz o dobrobyt i moralność ludności. Gdyby władca zaniedbał pełnienia swych obowiązków i stał się niesprawiedliwy, spadłaby na niego kara za sprzeniewierzenie się przykazaniom Bożym.
Z kolei w „Naukach moralnych króla Amenemhata” jest mowa o ostrożności i dalekowzroczności życiowej. „Bądź powściągliwy wobec poddanych, albowiem wszyscy ludzie oddają swoje serca nie inaczej jak tylko ze strachu. Nie zbliżaj się do nich i nie bądź samotny. Nie dowierzaj bratu i nie ufaj przyjaciołom; nie jednaj sobie zauszników – to nie popłaca”. W żadnej sytuacji – a szczególnie w trudnej – nie powinno się polegać na innych ludziach, „nikt bowiem nie ma sprzymierzeńców w dniu nieszczęścia”. Księga radzi temu, kto dzierży ster władzy: „Nie czyń różnicy między synem dostojnika a człowieka prostego, lecz uważaj na ich rozum i usposobienie... Nie uciskaj wdowy... Pociesz płaczącego... Walcz, znaj siebie i wiedz, że nie będzie kochał króla ten, kto jest u jego boku”...
Wiele mądrości egipskich z owego okresu brzmi zupełnie aktualnie także dziś, jak np. fragment sprzed około czterech tysięcy lat: „Nie niszcz siebie zasiadając w piwiarni. Nie trać rozumu i nie zapominaj o twych przysięgach. Gdy upadniesz i chwycisz za skraj ubrania tego, kto siedzi obok ciebie, nikt ci nie poda pomocnej dłoni. Nawet przyjaciele odwrócą się od ciebie, mówiąc z oburzeniem: „Precz z tym pijakiem!”...

* * *

Od najdawniejszych czasów stanowisko kobiety egipskiej było bardzo wysokie, można powiedzieć, że uprzywilejowane. Mogła ona być władczynią kraju, urzędniczką, kapłanką, a jako pani domu posiadała swobodę rozległą i przeważnie trzymała męża jeśli nie pod obcasem, to z pewnością pod swoją dłonią. Pod tym względem Egipt stanowił ewenement wśród krajów Bliskiego Wschodu, gdyż w żadnym innym państwie panie nie miały aż tak uprzywilejowanej pozycji.
W pewnym okresie kobiety stały znacznie wyżej niż mężczyźni: to mąż przynosił swej wybrance posag i to on poprzysięgał jej dozgonną miłość i wierność podczas zawarcia małżeństwa w świątyni. Dzieci zaś nosiły nazwisko matki, tak iż poczęte w „nieprawym łożu” były zrównane w prawach z „prawymi” i równie dziedziczyli majątek po rodzicach.
Ten stan rzeczy miał swe zarówno dobre, jak i złe strony. Wpływ pań łagodził stosunki społeczne, dlatego dzieje Egiptu nie znają ostentacyjnych okrucieństw, krwawych orgii, zakamieniałego fanatyzmu, wściekłej nienawiści. Pewna elegancja, powściągliwość, godność i łagodność w rządzeniu krajem wynikać mogły – przynajmniej po części – ze znacznego wpływu płci pięknej na całokształt stosunków socjalnych. Z drugiej jednak strony, wrodzona labilność psychiki kobiecej mogła pociągać za sobą lekkie rozluźnienie obyczajów. Na jednym z papirusów pewien Egipcjanin należący do sfer elitarnych państwa z całą szczerością wyznawał, iż odpowiednio do życzenia swej żony zobowiązał się czynić tylko to, co ona uzna za słuszne. Skończyło się fatalnym zamętem i poniżającym rozwodem. Wiadomo: „gdzie baba rządzi, tam dom błądzi”… Z tym, że nie ma gorszej „baby” niż głupi i niegodziwy mężczyzna.
W Egipcie, jeśli kobieta chciała, mogła poślubić nawet rodzonego brata, do czego zresztą nieraz dochodziło, a incest powodował degenerację. Istniały dwa rodzaje małżeństwa. Młodzi ludzie mogli zawierać tzw. „wstępne małżeństwo”, trwające rok. Jeśli po tym okresie strony uznawały, iż nie dogadzają sobie nawzajem, związek ulegał rozwiązaniu. Jeśli zaś próba wypadała pomyślnie, zawierano ślub i kobieta z „przyjaciółki” stawała się prawowitą panią domu, której przysługiwały niezwykle rozległe prawa. Żona zastrzegała dla siebie m.in. prawo do rozwodu nawet bez podawania powodu; przy czym otrzymywała od męża znaczne „odszkodowanie”. Zważywszy, że podpisując kontrakt ślubny mąż już przedtem zrzekał się na rzecz ukochanej małżonki większej części swego majątku, którą żona mogła swobodnie dysponować, sprzedawać, darować, pożyczać itd., to po rozwodzie okazywał się nieraz po prostu bez środków do życia. W stadle małżeńskim mąż nie miał nad żoną żadnej władzy, nie mógł dysponować jej własnością ani nawet wystąpić o rozwód...
Co prawda, sytuacja niewiast egipskich była różna w różnych okresach istnienia przez kilka tysiącleci tego państwa, to jednak nigdy nie była dramatyczną. Choć wielożeństwo było dozwolone prawem, to korzystali z niego tylko królowie i nieliczni majętni dygnitarze, których żony i tak cieszyły się wieloma przywilejami i dobrodziejstwami tego stanu rzeczy.
Obyczaje Egipcjanek nie były zbyt surowe. Dziewczynki z reguły wychodziły za mąż po 12 roku życia, a chłopcy po piętnastym. Na uroczystości i przyjęcia panie przychodziły w powłóczystych i zupełnie przeźroczystych strojach. Służba domowa płci obojga miała za ubiór jedynie pas na biodrach. Na wsi chłopi pracowali zupełnie bez odzieży, co z kolei ułatwiało rozmaite kontakty erotyczne. A jednak źródła pisane donoszą o tym, iż ogół pań egipskich cechowała powściągliwość i czystość moralna, jak też powaga w stosunkach małżeńskich. Tam zresztą, gdzie tradycyjne stereotypy zachowań nie były pełnione, prawo przewidywało kary nad wyraz surowe. Jeden z papirusów podaje dzieje męża oszukiwanego przez wiarołomną żonę, którą zdradzony małżonek „zabił i rzucił psom na pożarcie”. Zdradę małżeńską uważano w Egipcie za zjawisko wyjątkowo odrażające i zupełnie nie licujące z godnością człowieka. Tak więc jeśli komuś argumenty na rzecz cnoty wydawały się niewystarczające, podpierano je mocą rygorystycznego prawa, które przewidywało karę śmierci dla obojga cudzołóżców, nie mówiąc o pedofilii czy sodomii.
Małżeństwa egipskie zawierano albo uświęcając je w obecności kapłanów, albo bez żadnych formalności, polegając na ustnej ugodzie stron, bez spisywania jakichkolwiek zobowiązań. Polegano po prostu na wzajemnej przyzwoitości, a małżeństwa w tym kraju cechowała wierność i faktyczna nierozerwalność. Teksty na papirusach donoszą, że Egipcjanki wysoko sobie ceniły szczęście rodzinne, chętnie rodziły dzieci i przykładnie o nie dbały; dla mężów zaś były mądrymi doradczyniami i lojalnymi przyjaciółkami. Rodzice jednakowo dbali zarówno o synów, jak i o córki. Gdy te ostatnie dorastały, nie tylko brały udział w rządzeniu państwem, ale też uprawiały handel, poezję, badania naukowe czy sztukę lekarską. W trzecim tysiącleciu przed nową erą odnotowano imię pierwszej kobiety lekarki: Peseczet, która praktykowała w mieście Memfis, a posiadała recepturę 96 leków na różne dolegliwości.

* * *

Zgodnie z głębokim intuicyjnym wglądem Egipcjan z drugiego tysiąclecia p.n.e. osoba ludzka miała się składać z czterech podstawowych części: 1. ciała fizycznego; 2. „ka”, czyli duchowej kopii tegoż ciała, na którą składają się potrzeby, pragnienia i oczekiwania czyli gospodarka energetyczna, która po śmierci – jak przedstawiliśmy już powyżej w tym rozdziale – oddziela się od ciała i zamieszkuje razem z nim w grobie; 3. „ba” (charakteru, usposobienia), które wstępuje w ciało w chwili narodzin, a opuszcza je po śmierci i przedstawiane było w postaci ptaka z ludzką twarzą; 4. „akh” czyli „tchnienia”, które zaraz po śmierci ulatuje do świata boskiego. W zmodyfikowanej formie te wyobrażenia żyją dalej w metafizycznych koncepcjach różnych odłamów chrześcijaństwa, judaizmu, islamu, buddyzmu, innych współczesnych religii.

* * *

W 1750 roku przed narodzeniem Chrystusa wybuchło w Egipcie powstanie chłopów i niewolników. Jeden z papirusów donosił: „Stolica padła w ciągu godziny. Nędzarze wzięli do niewoli faraona. Dworaków wypędzano z domostw stanowiących własność faraona. Urzędników pozbawiano życia, a ich rejestry zabierano i niszczono”. Żadna mądrość filozoficzna nie gwarantuje spokoju w państwie, gdy nadchodzi czas zamętu i rewolucji. A jednak jest ona konieczna, by ludzie nie zapomnieli o swoim człowieczeństwie.
Z okresu Nowego Państwa zachował się piękny hymn do Słońca, będący prawdopodobnie dziełem samego faraona Echnatona, pierwszego znanego historycznie reformatora, twórcy religii monoteistycznej. W hymnie tym Słońce, symbol i ucieleśnienie Boga Jedynego, jest uznawane za źródło i stwórcę życia. „Dzięki swej cudownej sile życiodajnej stwarza Słońce nowe istoty, a stworzone utrzymuje przy życiu. Dzięki Niemu rodzą się i żyją ludzie i zwierzęta. Stworzyło ziemię wedle życzenia swego, stworzyło samo bez niczyjej pomocy”... Także ład, prawo, sprawiedliwość, dobro, miłość i życzliwość pochodzą od Słońca, od jego ciepłej mocy. „Obce kraje Palestyny i Etiopii i nasz Kraj Egipski – każdy w ogóle naród postawiłeś na jego właściwym miejscu i stworzyłeś to, czego mieszkańcy jego potrzebują. Promienie Twoje obejmują wszystkie kraje, podbijasz je miłością Twoją”... Powinni więc ludzie, jako „dzieci Słońca”, żyć według „praw jasności”, dążyć do dobra i prawdy, a to tym bardziej, że „każdy człowiek ma swoje przeznaczenie i policzony jest czas żywota jego”...

* * *

Z tego samego czasu, z okresu XVII Dynastii (około 1500 rok p.n.e.) pochodzą słynne „Nauki” pisarza Ani dla swego syna Khonsuhotepa. Powtarzają one niektóre wątki tradycyjnej mądrości życiowej Egipcjan, znane z wcześniejszych źródeł pisanych, ale też zawierają mnóstwo oryginalnych idei moralnych. Piękne i wzniosłe są słowa tych starożytnych nauk, dotyczące np. szacunku należnego matce od swego dziecka: „Daj jej chleba pod dostatkiem i noś ją na rękach tak, jak ona nosiła ciebie. Byłeś dla niej ciężkim brzemieniem; kiedy urodziłeś się po swych miesiącach, nadal cię dźwigała i jej pierś przez trzy lata była w twoich ustach. Ona dała cię do szkoły i gdy uczyłeś się pisma, czekała w domu na ciebie z chlebem i napojem. A gdy już dorosłeś i ożeniłeś się i masz swój dom, pamiętaj o trudach matki, o wychowaniu, jakie ci dała”...
Przypomnijmy garść wspaniałych mądrości pisarza Ani, przydatnych i dziś wielu synom, o ile mają dość rozumu, by je pojąć i docenić.

„Nie licz na dobroć innych, licz tylko na siebie.
– Nie jest człowiekiem, kto ciągle się chwieje; szanuje się tylko tego, kto jest zdolny zrealizować swoje zamiary.
– Nie odmawiaj pomocnej dłoni nieznajomemu, który w biedzie przyszedł do ciebie.
– Nie otwieraj serca swego przed obcym człowiekiem, by ten nie użył słów twoich przeciwko tobie.
– Nie śpieszy się ten, kto chce osiągnąć cel.
– Żeń się, póki jeszcze jesteś młody, żeby żona dała ci syna; właściwą jest rzeczą mieć potomstwo, gdyż człowiek, kiedy ma dużo dzieci, jest szczęśliwy i bliski doskonałości...
– Gdy człowiek jest pijany, nie wchodź do niego, choćby to był zaszczyt dla ciebie...
– Nie upijaj się w piwiarniach, gdyż źle jest, jeśli z ust twych wychodzą słowa bezładne. Padając, rozbijasz twarz, a nikt ci ręki nie poda. Przeciwnie, towarzysze twoi podniosą się, mówiąc: do licha z tym pijakiem!...
– Nie przyglądaj się z domu swego czynom innych ludzi, a jeśli dostrzegłeś cokolwiek, nie rozpuszczaj o tym wieści po świecie, żeby się to nie stało dla ciebie zbrodnią, godną śmierci, żeś nie milczał...
– Bądź przezorny i nie mów wiele; milcz, a będzie ci dobrze...
– Nie odpowiadaj zwierzchnikowi rozgniewanemu; trzymaj się na uboczu; mów łagodnie do tego, kto jest wzburzony. Jest to lekarstwo na uspokojenie jego serca... Staraj się milczeć...
– Strzeż się kobiety, która nieznana jest w mieście; nie miej z nią stosunków; jest to woda głęboka o wirach nieznanych. Żona w nieobecności męża przysyła ci listy, wzywa cię co dzień; gdy bez świadków zarzuca na ciebie sieci, to może wywołać zbrodnię, godną śmierci...
– Nie chodź za niewiastą swoją; nie dozwól, żeby owładnęła sercem twoim...
– Nie postępuj brutalnie z żoną w domu swoim; nie mów do niej: „gdzie jest to, przynieś mi tamto”, gdyż ona wszystko ułożyła na swoim miejscu, co widzą przecież oczy twoje...
– Nie zbliżaj się do tłumu, jeśli widzisz, że trwa tam kłótnia i bijatyka...
– Unikaj tłumów z obawy, żebyś nie skalał imienia swego. Bóg nienawidzi uroczystości hałaśliwych; gdy Go błagasz w cichości serca kochającego, On, twój dobroczyńca, słyszy twe słowa i przyjmuje ofiarę...
– Niech oczy twoje będą otwarte z obawy, żebyś się nie stał żebrakiem; nierób nie jest człowiekiem...
– Gdy człowiek jest powściągliwy, jego język nie szkodzi nikomu.
– Nie pozwalaj, by opowiadano o nieobecnym, wielkie to bowiem wykroczenie.
– Ukrywaj to, co zostało powiedziane w twoim domu, i zachowuj się tak, jakbyś był głuchym.
– Choćby nawet nie usłuchano tego, coś powiedział, powinieneś trzymać się tego, co uznajesz za właściwe.
– Nie wypełniaj serca swego dobytkiem innych; pilnuj siebie, nie licz na dobro bliźniego; ono nie wejdzie do twego domu...
– Nie zbiera się rzeczy dobrych, kiedy się złe zasiewa...
– Chadzaj codziennie po drodze prawości, a dojdziesz do celu...
– Nie przekraczaj żadnych granic, żebyś nie był ciągany po trybunałach...
– Nie mów źle o nikim, już w dniu twej mowy słowo do domu powróci...
– Nie staraj się prostować dróg krętacza; bo każdy człowiek jest przywiązany do swego usposobienia tak samo, jak do swego ciała...
– Gdy jesteś dobry – będziesz szanowany; czy w gronie licznym, czy w samotności znajdziesz swych ludzi, którzy wykonają wszystko, co powiesz...
– Nie wywołuj kłótni; ruina człowieka na jego języku się mieści...
– Strzeż się być złym...
– Kto odpowiada szorstko – zniechęca; kto mówi łagodnie – jest kochany...
– Nie wypełniaj chciwie swego żołądka, żebyś mógł stać silnie na nogach; gdyś przyszedł na świat – inne ci szczęście przeznaczono...
– Nie przeciwstawiaj się swoim pragnieniom, ale dbaj, żeby były dobre...
– Szukaj ciszy, a będziesz miał wszystko, co ona daje...
– Każdy człowiek tworzy siebie samego...
– Nie goń za szczęściem; gonisz za nim, czy nie, i tak go nie ma”...

* * *

Z czasów króla Meneptaha II (około 1300 rok p.n.e.), to jest z niespokojnego okresu najazdu Hyksosów, gdy cywilizacja egipska zachwiała się pod ciosami barbarzyńskich najeźdźców, a odwieczny ład społeczny został zakłócony, pochodzi papirus (przechowywany w Leyden), w którym znajdujemy przejmujący opis „sytuacji rewolucyjnej”, powszechnego zamętu, upadku prawa i moralności:

„Gdy wojna sroży się w kraju, krew płynie, a śmierć sieje spustoszenie, tylko panom nie dzieje się krzywda, bo żyją nie na polu otwartym, lecz wśród grodów mocno obwarowanych...
– Ludzie latają po kraju, ptakom podobni, nie myśląc wcale o jutrze, jak gdyby ich pędził czar mocy magicznych...
– Człek szanowany popada w pogardę, a ten, kto samemu sobie sandałów sporządzić nie potrafił, staje się przywódcą tłumów...
– Barbarzyńcy ciągną zyski nieprawe skąd się da; z dnia wczorajszego nie zostało nic...
– Ludzie bez znaczenia dochodzą do dostatków, a żona wielkiego pana idzie w niewolę...
– Niewolnice obwieszone są złotem, srebrem i klejnotami wszelkimi, a egipskie panie domu nie mają co podać rodzinie do jedzenia...[Czyżby zamęt rewolucyjny został Egipcjanom zaserwowany przez jakiś obcy naród?].
Ci, którzy dawniej nie mieli ławy drewnianej do wypoczynku, dziś się wylegują na ozdobnych łożach...
– Faworytki przywodzą bogaczy do ruiny...
– Nędzny to człowiek, który morduje swego brata...
– Słowami mędrców gardzą zazwyczaj głupcy...
– Człowiek serca twardego mówi błagającemu: „idź precz!; ten, kto zna imię Boga wielkiego, myśli: „pomogę mu”...
– Ten, kto otwiera szkoły i akademie, ogłasza komentarze i uczy ludzi, staje się mistrzem swego narodu...
– Pisarze teorii przewrotnych, którzy ogłaszają swe niecne teksty, są najgorsi i we właściwym czasie zostaną napiętnowani...
– Nauki milczeć muszą, gdy ludzie rozmiłują się w barbarzyństwie...
– Szczęśliwy, kto je chleb własny i raduje się w sercu swoim”...

* * *

„Nauki Amenhotepa” z okresu Nowego Państwa, podający w formie sentencji i przysłów zasady etyki i mądrości życiowej posłużyły za źródło wielu autorom kompilującym później „Stary Testament”. Oto parę przykładów tych „paralelizmów” (w nawiasie podajemy cytaty z „Biblii”):

„Nie spieraj się z człowiekiem popędliwym i nie drażnij go słowami. Postępuj z wolna, bez pośpiechu i gwałtowności, z przeciwnikiem swoim, a wobec krzywdziciela swego bądź grzecznym i łagodnym. Nie pożądaj ziemi sąsiada i nie naruszaj jego granic, bo chciwiec, który tak czyni, nie bywa szczęśliwy... Strzeż się, abyś nie skrzywdził człowieka biednego, ani nie nadużył przemocy przeciwko słabemu. Nie podnoś ręki na starca. Lepsza jest jedna miara zboża w nagrodę za twą własną pracę niż pięć tysięcy miar zdobytych nieuczciwie”... [„Księga Przysłów”: „Nie mów bliźniemu: „Idź sobie, przyjdź później, dam jutro” – gdy możesz dać zaraz. Nie spiskuj przeciwko bliźniemu, gdy mieszka przy tobie beztrosko... Bez pożytku są skarby źle nabyte, lecz sprawiedliwość wyrywa od śmierci... Lepiej mieć mało żyjąc sprawiedliwie, niż niegodziwie mieć wielkie zyski”].

– „Jako urzędnik nie dopominaj się u nikogo o łapówkę i nie patrz mu na rękę. Nie używaj fałszywych miar, nie składaj nigdy fałszywego świadectwa, nie fałszuj nigdy żadnych dokumentów”... [„Chleb oszustwa miły jest człowiekowi, lecz potem usta napełni kamieniem... Dwojakie ciężarki i miara podwójna – obydwu Bóg nie znosi”...].

– „Nie łaj nigdy człowieka starszego od siebie, bo on ujrzał słońce przed tobą. Jeśli na tamtym świecie zostaniesz przed Bogiem Ra oskarżony słowami: „będąc młodszym łajał on starszego”, będzie to czymś bardzo obciążającym przed obliczem Boga Ra”...

– „Nie wyśmiewaj się nigdy ze ślepego, nie wydrwiwaj karła, nie przedrzeźniaj kulawego... Pamiętaj o tym, że człowiek jest gliną i trzciną, a Bóg jest jego stwórcą. Jakim go stworzył, takim on jest; człowiek tego nie winien”...
Rozruchy społeczne nie sprzyjały głębokim rozmyślaniom. W 1168 roku na budowie piramidy dla pochówku jednego z faraonów wybuchł strajk. Robotników poczęstowano bowiem nieświeżym mięsem, a ci, oburzeni tak bezczelnym brakiem do nich szacunku, ogłosili strajk i dopięli tego, że odtąd podawano im tylko świeże mięso.

* * *

Już z hellenistycznego okresu dziejów Egiptu (epoka Ptolemeuszy) pochodzą nauki moralne spisane na zwoju papirusowym, znajdującym się obecnie w Luwrze:

„Nie morduj, gdyż sam możesz być zamordowany...
– Niechaj gorycz nie przenika do serca twej matki...
– Nie działaj podług rad szalonego...
– Człowieka słabego i głupiego nie bierz za towarzysza...
– Nie poniżaj niższych, a zdobędziesz szacunek czcigodnych...
– Nie ocalaj swego życia kosztem innych...
– Nie krzywdź swej żony, która jest słabsza od ciebie; niechaj ma w tobie opiekuna...
– Nie znęcaj się nad dzieckiem swoim, bo ono słabe; i owszem, bądź mu podporą i nie powierzaj je temu z synów twoich, który jest silniejszy i odważniejszy...
– Nie dopuszczaj, aby syn twój spoufalał się z mężatką...
– Nie przyjmuj postawy dumnej i nie naigrawaj się ze starca, zwierzchnika twego...”

* * *

Cywilizacja egipska zgasła na skutek wielu niekorzystnych czynników wewnętrznych i zewnętrznych. O okresie jej ostatecznego upadku czytamy w tekstach papirusowych, iż były to czasy skorumpowanych urzędników, łapówkarzy, miernych polityków, niemądrych królów, którzy obsadzali stanowiska państwowe aktorami, pieśniarzami, fryzjerami, manikiurzystkami, sportowcami, prymitywnymi wierszokletami, a nawet obcoplemieńcami. Za autorytety uchodzili osobnicy zdemoralizowani i perwersyjni; panowały zawiść i nienawiść między obywatelami, zaciekłe zwalczanie się zaślepionych egoizmów indywidualnych i grupowych. Tak konają wielkie cywilizacje i narody – przez wewnętrzny rozkład moralny i organizacyjny. W końcu przychodzi sąsiad i dobija znajdujący się w stanie agonii organizm społeczny.
Koptowie, potomkowie twórców wielkiej cywilizacji, zostali w 641 roku podbici przez Arabów i od wielu stuleci są przez nich wyniszczani. Są chrześcijanami, mieszkają w Górnym Egipcie. Hugo Kołłątaj pisał o nich w dziele „Rozbiór krytyczny zasad historii początkowej wszystkich ludów”: „Jeżeli dotąd znajdują się tam pokolenia dawnych Egipcjan, choćby one nie były zmieszane z tylu obcymi przychodniami, nic wszelako powiedzieć o swej starożytności nie umieją. Mowa ich albo zupełnie zaginęła, albo tak daleko z obcymi zmieszana została, iż próżno podobno łudzą się, którzy rozumieją znaleźć w niej dawne i prawdziwe znaczenie mowy owych pierwszych Egipcjan”...
Z kolei profesor Lew Gumilow w dziele „Etnogenez i biosfera Ziemli” w następujący, niekoniecznie trafny, sposób streszcza dzieje tego kraju: „W starożytnym Egipcie zjednoczone szczepy Chamitów ukształtowały potężny etnos i wytworzyły rozgałęziony system społeczny. Byli tam faraon i jego doradcy, książęta i wojownicy, kapłani i pisarze, handlarze, rolnicy i nędzni wyrobnicy. System się komplikował w miarę kontaktowania się z obcoplemieńcami. Podbojów w Nubii i Syrii dokonywali zawodowi żołnierze, układy z Babilonią zawierali wytrawni dyplomaci, a kanały i pałace budowali specjaliści – inżynierowie, pobierający nauki od dzieciństwa. Rozgałęziony układ społeczny przetrwał inwazję Hyksosów i się odrodził jakby napełniony nową potęgą. Lecz w XI wieku przed nową erą zaczął się proces uproszczenia i utraty zdolności oporu systemu. W 950 roku p.n.e. władza nad Egiptem trafiła do rąk Libijczyków. W 715 roku p.n.e. dominację przejęli Etiopczycy, którzy przegrali wojnę z Asyrią i Azjaci okupowali Egipt, który już sam przestał się bronić. Dynastia Sajsów uwolniła kraj, lecz i ona się trzymała na oszczepach Libijczyków i Hellenów. W roku 550 p.n.e. padła i ona, po czym w Egipcie panowali kolejno Persowie, Macedończycy, Rzymianie, Arabowie, Berberowie, Mamelucy i Turcy. Z wszystkich grup socjalnych do pierwszego wieku nowej ery przetrwali tylko fellachowie, czyli rolnicy, oraz drobna garstka zhellenizowanych miejskich Koptów. Fellachowie stali się entosem-izolatem. Chociaż obok nich wrzało bujne życie historyczne, nic to ich nie obchodziło. Zamknęli się w społeczności wyobcowanej etnicznie z otoczenia, lecz przez dwa tysiące lat pozostawali sobą. To można nazwać etniczną statyką lub spokojem. To znaczy, iż rozwój tak się wyhamował, że w ogóle może być nieuwzględniany przy opisywaniu tej społeczności”...

* * *

A jednak od około IX wieku przed narodzeniem Chrystusa trwały w Egipcie wydarzenia, których konsekwencje są widoczne do dziś. Idzie mianowicie o dzieło Mojżesza. Ten twórca nowej religii był od dzieciństwa wychowywany na egipskim dworze królewskim. Wielu twierdzi, że był żydowskiego pochodzenia. Ale nie wszyscy. Inni uważają, że był rodowitym Egipcjaninem, który z jakichś względów osobistych postanowił wyprowadzić z pustyni społeczność ludzi chorych, trędowatych, upośledzonych, pogardzanych, wysyłanych przez wiele pokoleń na wieczną kwarantannę do jednej z oddalonych prowincji, z której to społeczności ukształtował się w ciągu wieków szczególny etnos… [Zsyłanie na przymusowe osiedlenie określonych grup socjalnych na wyznaczone ku temu wydzielone tereny było znane i rozpowszechnione także w starożytnej Asyrii, której władcy uważali m.in. Żydów za wyjątkowo szkodliwą i nie dającą się reedukować zbiorowość, jakby genetycznie upośledzoną. Nie sięgnęli więc, co prawda, po ostateczną metodę rozwiązania tej kwestii, lecz rozsiedlili wszystkie szczepy (pokolenia) Izraela po różnych, oddalonych od siebie regionach ówczesnej ojkumeny (aby rozrzedzić ich toksyczność), tak iż do dziś uczeni żydowscy nie mogą odnaleźć dziesięciu swych „pokoleń” i ogłaszają za nie to Hindusów, to Majów, to Anglików; przy czym używają tak naciąganych i sztucznych argumentów, że trudno je czytać bez politowania].
Uczony niemiecki Rolf Krauss w książce pt. „Moise le Pharaon” (Paris 2000) twierdzi, że Mojżesz w XIII wieku przed nową erą był egipskim wicekrólem, który w imieniu faraona Merneptaha prowadził wojnę przeciwko rebeliantom w pustynnej prowincji, do której od wielu stuleci zsyłano przestępców, zbrodniarzy, pederastów, trędowatych, psychicznie chorych i fizycznie upośledzonych, ojcobójców, prostytutki, szaleńców, maniaków, złodziei, z których z biegiem czasu ukształtowało się coś na kształt osobnego „ludu”, straszliwie obciążonego genetycznie, który był przez władze Egiptu trzymany w twardym rygorze i zmuszany do najcięższych prac. Kiedy ci pogardzani niewolnicy po wielu pokoleniach stali się zbyt liczni i wreszcie się zbuntowali, pułkownik Moise został do nich wysłany z misją pacyfikacyjną. Gdy jednak z kolei zmarł faraon, sam wszczął rebelię i poprowadził odziały buntowników oraz podległe sobie regularne oddziały wojsk egipskich na stolicę kraju, dążąc do przejęcia władzy monarszej. Ponieważ puczu nie udało się skutecznie zrealizować, stanął na czele buntowników, z których powoli kształtował się nowy etnos, i razem z nimi koczował prze wiele (40?) lat po pustyni, uciekając przed oddziałami zbrojnymi faraona. Po drodze przekazał swym poddanym zarówno staroegipską doktrynę o Bogu Jedynym, jak i odnośny kodeks moralny (Dekalog). W końcu uciekinierzy przybyli do księstwa Kanaan, leżącego już poza zasięgiem ówczesnej władzy faraonów, wyrżnęli niemal w pień tutejszych mieszkańców i osiedlili się na stałe w tej „ziemi obiecanej”.

* * *

Ciekawą, lecz znowuż niekoniecznie do końca adekwatną, hipotezę wysnuł na łamach powieści „Pustynia” (1997) pisarz polski Jan Dobraczyński, który pisał, iż Mozis, czyli Mojżesz, w dzieciństwie długo pozostawał pod opiekuńczymi skrzydłami świątyni egipskiej. Uczono go tam wielu rzeczy, jakich się nie uczyło nawet dzieci faraonów; przybliżono mu niezrozumiałą dla prostaków naukę o Atonie, Jedynym Bogu osobowym. Nauczono rozkazywać żywiołom i poruszać moce niebieskie. Chłopiec śpiewał razem z kapłanami słowa hymnu: „Jestem tym, który jest. Jestem wszystkim, co było, co jest i co będzie. Żaden ze śmiertelników nie uchyli mojej zasłony”...
Królowa Hatszepsut powołała go na wodza armii udającej się na wojnę. Gdy Mozis ostatecznie opuszczał świątynię, sędziwy kapłan Sen Ka, kładąc drżące ze starości dłonie na jego czole rzekł: „Oby wielki Aton uczynił tobie to, czego nie zwykł czynić dla zwykłych śmiertelników. Niech ci objawi swą moc. Niech ci zdradzi tajemnicę swego istnienia”... Nowy arcykapłan zaprasza Mozisa do siebie i wręcza mu na pożegnanie niedużą żółtą chustę z lśniącego materiału z wypisanymi na niej tajemniczymi znakami. Jest to święte zaklęcie Boga, dostępne tylko dla wybranego, dla tego, przed kim Bóg odkryje swą twarz. Według słów kapłana, w owym czasie pomarańczowa chusta będzie znakiem tych, którzy walczą w imię Atona, Boga Jedynego Egipcjan. Po dokonaniu namaszczenia na bogowybraność kapłan kazał Mojżeszowi na zawsze zachować tę chustę.
Już po dezercji na stronę Żydów Mojżesz wysłał do Memfis swą egipską żonę Seforę, ponieważ albo miał już „przyjaciółkę” żydowską, albo się obawiał, że rozzłoszczeni Żydzi wymordują mu całą rodzinę. Ze „Starego Testamentu” wiadomo mniej więcej, jak przebiegała koczownicza wędrówka po pustyni, w czasie której wyrosło już nowe pokolenie, skonsolidowane nienawiścią do wszystkiego, co obce, i wiarą, że w końcu dotrze do ziemi „obiecanej” przez Mojżesza. Po wielu perypetiach tak się też stało, a Jan Dobraczyński barwnie i sugestywnie opisuje także psychologiczne i filozoficzne aspekty tej legendy.
W „Starym Testamencie” znajdujemy wiele tchnących nienawiścią, oszczerczych i krańcowo niesprawiedliwych zmyśleń żydowskich o Egipcie. Tego nieubłaganego resentymentu nie da się ująć w kategoriach rozumowych. I to tym bardziej, że tak zwanej „niewoli egipskiej” prawdopodobnie w ogóle nie było, jak to twierdzi m.in. wybitny znawca Kabały Lichtman, autor wielu fundamentalnych dzieł z zakresu filozofii żydowskiej. Także Hans Dieter Leuenbach w książce „Co to jest ezoteryka?” zauważa: „Osiedlenie się narodu żydowskiego w starożytnym Egipcie nie jest stwierdzone historycznie... Istnieje jednak duże prawdopodobieństwo, że w biblijnym opowiadaniu jest ziarenko prawdy. Imię Mojżesz pochodzi z języka egipskiego. Można stwierdzić, że istnieje niezwykła zbieżność między wierzeniami egipskimi a żydowskimi, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydają się one diametralnie różne. Dla religii egipskiej znamienna była ogromna ilość różnych bogów, lub – mówiąc dokładniej – postaci boskich, w których przejawiała się rozmaita energia i siła Kosmosu. Wtajemniczeni ze szkół kapłańskich wiedzieli dokładnie, iż rozproszony świat bóstw był tylko wyrazem jednolitych zasad, jednego Boga, który rządził całym Wszechświatem. Można przyjąć, że objawienie i poznanie jedynego Boga było celem wtajemniczenia. Wielopostaciowy świat bóstw był wyrazem ezoterycznej wiary egipskiej, a jej ezoteryczną stroną była wiedza o tym Jedynym, Wszechmocnym Bogu. W religii żydowskiej rządzący i wszechmocny Bóg był czczony egzoterycznie. Tajemnicza nauka polegała na tym, że wszechmogący Bóg objawiał się w różnych formach energii, którym nadawano różne imiona „boskie”... Gdy rdzennie egipskie, tradycyjne wierzenia zostały podważone i rozwodnione w duchu uniwersalizmu, państwo i egipski „naród wybrany” upadły.
Potęga i władza państwa leży w poziomie i mądrości stanu kapłańskiego. Egipt swoje panowanie zawdzięczał postawie tej najwyższej grupy społecznej. Dość stwierdzić, że faraon każdorazowo był wybierany spośród ich kasty, a więc był człowiekiem wysoce wykształconym, dokładnie znającym mechanizmy i tajniki sprawowania władzy. Nie ma żadnych dowodów na to – wbrew twierdzeniom autorów „Starego Testamentu” – że kasta egipskich kapłanów była amoralna, zepsuta i próżniacza. To właśnie kapłani opracowali prawo, na którego mocy każdy próżniak („człowiek bez wartości”) mógł być poddany natychmiastowej eutanazji czyli likwidacji fizycznej. Niemożliwe, by tego rodzaju przepis opracowali próżniacy i rozpustnicy. To raczej próżniacy i rozpustnicy nie byliby skłonni takich ludzi potępiać. Kapłani osobiście uprawiali (odcięci od świata murami klasztorów) rolę należącą do państwa, czyli żyli z pracy własnych rąk; w żywieniu – na mocy surowych przepisów – zachowywali niezwykłą prostotę i umiarkowanie, podobnie zresztą jak faraon. (Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu zupełnie słusznie uważali za źródło ociężałości intelektualnej oraz przyczynę wielu chorób fizycznych i psychicznych). Nikt nie widział ich nigdy unoszących się gniewem, przekomarzających się i tańczących z cudzymi żonami, śmiejących się, pijanych. Powaga, rozum, rozwaga, samodyscyplina i inne cechy kultury moralnej nabywano w okresie wieloletnich studiów i nowicjatu. To była prawdziwa elita narodu, a nie fałszywi przebierańcy i oszuści, straszący ludzi bogami, szatanem i piekłem, aby wyłudzić od nich pieniądze za wydanie rzekomej przepustki do raju. Przed ludem ukazywali się rzadko, żyli według surowej reguły klasztornej, czystość posuwali tak daleko, że kąpiele brali po kilka razy dziennie i w świecie starożytnym słynęli jako najzdrowsi i najcnotliwsi spośród ludzi. Byli żywym przykładem mądrości i cnoty dla narodu i może dlatego cywilizacja egipska istniała tak długo i zapisała na konto ludzkości tak wiele fundamentalnych zdobyczy. Jak twierdzą niektórzy antropolodzy, cywilizacja egipska zaczęła chylić się ku upadkowi dopiero wówczas, gdy do kasty kapłańskiej pozwolono wprowadzać osoby obcego pochodzenia, a obcoplemiennym niewolnikom i przybyszom nadawać równe prawa jak rodowitym Egipcjanom i pozwalać na mieszane małżeństwa.
Jak więc widać, istnieją różne punkty widzenia zarówno na losy cywilizacji egipskiej, jak i na jej rolę w kształtowaniu późniejszych religii i moralności.

* * *

W VII wieku p.n.e. do Egiptu zaczęli ciągnąć liczni helleńscy uczeni, filozofowie, matematycy, historycy – aby zaczerpnąć garść mądrości z dorobku tej wielkiej cywilizacji. Tales z Miletu przywiózł stamtąd do Grecji kalendarz słoneczny i koncepcję roku liczącego 365 dni. Archont Aten Solon przejął od króla Egiptu Amasisa II prawo przewidujące, iż obywatele muszą w końcu każdego roku informować urząd państwowy o swych dochodach, ich źródle i aktualnym stanie posiadania; jeśli komuś dowiedziono w tej mierze oszustwa, był karany śmiercią. W ten sposób także w Grecji została kompletnie zlikwidowana korupcja, pasożytnictwo i przekupstwo w jakiejkolwiek postaci. Znaczny był też wpływ kultury Egiptu na słynne ustawodawstwo Likurga czy na filozofię Platona, którzy to wielcy mężowie Hellady nie ukrywali swego podziwu dla wspaniałej cywilizacji, kwitnącej przez szereg tysiącleci w delcie największej rzeki Afryki Północnej. Czyż tylko oni? Teofrast np. nazywał Egipcjan „najbardziej uczonym spośród wszystkich szczepem ludzkim, zamieszkującym święty kraj, który jest dziełem Nilu”...
Nawiasem mówiąc Egipcjanie dość zazdrośnie strzegli swych tajemnic i niechętnie raczej dzielili się nimi z obcokrajowcami. Jednym z wielkich uczonych greckich, któremu powierzyli wiele ze swych nauk, gdy był jeszcze młodym człowiekiem, był słynny Pitagoras z Samos, którego zgodzili się kształcić kapłani ze świątyni w Tebach. To od nich – w ciągu 23 lat nauki – przejął koncepcję Słowa-Światła, doktrynę ewolucji człowieka przez siedem cykli planetarnych, teorię liczb świętych, muzyki sfer i sztukę samoopanowania woli.
Platon, studiując pod kierunkiem kapłanów egipskich, doszedł do trzeciego stopnia wtajemniczenia Izydy, które dawało mu całkowitą jasność umysłu oraz pełne panowanie nad emocjami i umysłem. A w jego „Prawach” i „Państwie” znajdujemy szereg idei zapożyczonych bezpośrednio z tekstów staroegipskich.
Pitagoras po powrocie do Grecji założył uczelnię zwaną Świątynią Muz, a Platon sławną Akademię, które to dwie inicjatywy okazały się mieć dla całej kultury europejskiej znaczenie fundamentalne. Wpływy egipskie zamanifestowały się nawet w imponderabiliach, w symbolice używanej i nadużywanej także dziś, że wspomnimy o znaku „ryby”, która w kulturze egipskiej była symbolem losu (przeznaczenia). Tak więc można nie bez podstaw mówić o afrykańskich, egipskich korzeniach Europy.



CYWILIZACJA ŻYDOWSKA



Dzieje niezwykłego narodu spod gwiazdozbioru Barana, którego losem rządził Saturn, a którego ludowe podania i mity stały się „pismem świętym” dla ponad stu nacji drugo- i trzeciorzędnych, a który był zwany przez Mahometa „narodem ksiąg”, przez uczonych zaś niemieckich „narodem filozoficznym”, są dość dobrze znane. Pomijamy milczeniem ryzykowne zdanie Swami Vivekanandy, iż „Żydzi nigdy nie byli narodem filozofów, nigdy nie posiedli wysokiego wyrafinowania umysłowego”. Co więcej, jesteśmy zdania, że Żydzi, wbrew wszystkiemu i wszystkim, stali się jedną z najsłynniejszych społeczności etnicznych w dziejach ludzkości, wytworzyli bezprecedensową formację globalną PAX IUDAICA, stanowią wybitną rasę o wyrazistych rysach psychomoralnych i morfologicznych. Usposobienie mają raczej otwarte i przyjazne, o ile nie ulegli religijnemu czy rasistowskiemu sfanatyzowaniu, choć niekiedy przypisuje się im cechy złowrogie, a nawet demoniczne.
Etnonim „Izrael” bywa interpretowany na trzy różne sposoby: albo „walczący z Bogiem”, albo „triumfujący z Bogiem”, albo walczący przeciwko Bogu”. Ta ostatnia interpretacja sugerowałaby, że jest to naród satanistyczny, będący pod opieką Szatana i w jego imieniu jawnie lub skrycie sprawujący władzę nad tym światem. Jezus z Nazaretu nazywał Hebrajczyków „dziećmi Szatana”, „żmijowym plemieniem”, „kłamcami”, „ślepcami”, „gadami” itp. A w Jego ustach nie była to żadna przenośnia, lecz diagnoza rzeczywistości. Znacznie później Blaise Pascal jednak do pewnego stopnia zaprzeczał Chrystusowi, gdy pisał „Jest to oczywiście lud stworzony umyślnie, aby służył za świadectwo mesjaszowi. Przechowuje księgi, kocha je i nie rozumie ich”... A może rozumie, lecz po swojemu?..
W cywilizacjach Starożytnego Wschodu bardzo wysoko ceniono – i ceni się obecnie – ludzi mądrych, oczytanych, uczonych; cieszyli się oni wielkim szacunkiem i autorytetem. Hebrajczycy nie stanowili pod tym względem wyjątku, a procent ludzi oświeconych w tym narodzie już przed 2,5 tysiącami lat sięgał połowy męskiej populacji, który to poziom większość narodów Europy osiągnęła dopiero w XX wieku. Co więcej, dla Żydów – jak m.in. dla Chińczyków i Japończyków – powszechne wykształcenie stało się od pewnego momentu obowiązkiem religijnym.

* * *

Profesor Lew Gumilow („Etnosfera. Historia ludzi i historia przyrody”) pisze: „Po raz pierwszy plemiona Habiru zostały odnotowane w XIV wieku przed Chrystusem jako lud wojowniczy i krańcowo okrutny, a podbijający i wymordowujący pokojowo usposobiony i bezbronny Kanaan. Dopiero Filistyni, jeden z „ludów morza”, widocznie potomkowie Achajów lub Hetytów, stawili czoła hebrajskim najeźdźcom. Wojny z Kananejczykami i Filistynami trwały do X wieku p.n.e. Dopiero król Dawid (1004-965) odniósł zdecydowany sukces i zdobył Jerozolimę, a jego syn Salomon [Szelomo] zbudował tam świątynię. Lecz po śmierci Salomona jego państwo się rozpadło na dwa, a w 586 roku p.n.e. król Babilonu Nabuchodonozor zajął Jerozolimę”. Sam etnonim „Hebrajczyk” (Hebrew, Hebräer, jewrej, jaurej) po raz pierwszy w „Biblii” jest użyty w stosunku do Abrahama („Księga Rodzaju” 14:12) w dosłownym znaczeniu „ten, który przybył do Kanaanu z Mezopotamii, z drugiego brzegu rzeki Eufrat”. Niektórzy uważają, że etymologia tego wyrazu nawiązuje do staroegipskiego „apire” – „cudzoziemiec”, „obcy”; jeszcze inni, że do „habiru” – „zbiry”, „mordercy”, „bandyci”, „szabrownicy”. W „Biblii” nie spotykamy etnonimu „Semici”, „semicki”; Żydzi nazywają tam sami siebie Izraelitami, synami Izraela, „narodem wybranym”. Kananejczycy natomiast nazywali ich właśnie „ibri” czyli „ci, którzy przyszli z tamtego brzegu rzeki Eufrat”, zbiry, intruzi, rozbójnicy, przybysze. Istotnie, miasta Aszkelon, Aszdoda, Gaza, Betlejem, Jerycho i in. zostały założone przez Filistynów i przez stulecia kwitły na długo przed przybyciem tam Hebrejów. Nie mówiąc o Jerozolimie, o której, jako o mieście kananejskim źródła pisane wzmiankują w 3000 roku przed nową erą. Dopiero tysiące lat później zaczęli ją kolejno podbijać i okupować Hebrajczycy, Grecy, Rzymianie, Seldżucy, Bizantyńczycy, Arabowie, Krzyżacy, Mamelucy, Osmanowie, Brytyjczycy, Izraelczycy. To święte miasto było ponad 80 razy rujnowane do cna, równane z ziemią i tyleż razy ponownie wracało do życia.
Wędrowni, koczujący Hebrajczycy, doprowadzani nieraz do rozpaczy przez nędzę swego pustynnego życia, z utęsknieniem i nie bez zawiści spoglądali z dala na ucywilizowane miasta i osiedla Kanaanu, dokąd jako dzikusi nie mieli wstępu; chciwie spozierali na uprawne pola i sady sąsiadów, na ziemię „mlekiem i miodem płynącą”, na stada krów, owiec, koni. Jakże bardzo im się chciało wejść w posiadanie tych bogactw i tej ziemi, zroszonej potem wielu pokoleń kulturalnych, osiadłych, pracowitych, uczciwych Kananejczyków! Najłatwiej było to do osiągnięcia w marzeniu, w wirtualnej rzeczywistości literackiej. Te baśnie i nadzieje dodawały uporu w trwaniu. Trzeba było tylko wyczekać, aż zamożni sąsiedzi zostaną osłabieni przez jakiś kataklizm przyrodniczy, trzęsienie ziemi, epidemię, posuchę czy potop, a można będzie wejść do ich domu i nim zawładnąć, burząc następnie ich ołtarze, zabijając dzieci, aby nikt nie mógł później zemścić się i upomnieć o zagrabione dobra. Taki czas nastał. W „Starym Testamencie”, który – zdaniem profesor Ewy Wipszyckiej-Bravo z Uniwersytetu Warszawskiego – jest dość luźnym zbiorem utworów literackich, które powstawały w ciągu bodaj ponad tysiąca lat i miały różnych (około 80!) autorów, znajdziemy liczne tego – z moralnego i intelektualnego punktu widzenia co najmniej wątpliwe – opisy. Jeszcze bardziej kategorycznie ujmuje temat uczony amerykański Lewis Graham, gdy notuje: „Biblia” nie jest żadnym „Słowem Bożym”, została przez Hebrajczyków nakradziona ze źródeł pogańskich. Jej raj, Adam i Ewa są wzięte z legend babilońskich; jej potop stanowi konspekt czterech wcześniejszych podań o potopie. Jej arka i Ararat mają swe ekwiwalenty w mnóstwie wcześniejszych mitów o potopie, a cały szereg wierszy stanowi dosłowną kopię papirusów egipskich”…I cóż z tego? Może to Bóg nakazał Hebrajczykom nie „nakraść”, lecz nazbierać po ziarnku mądrość różnych narodów i skondensować ją w postaci swych ksiąg? Co prawda, także duża część fundamentalnej nauki niemieckiej XX wieku była zdania, że tzw. „Pięcioksiąg Mojżeszowy” stanowi dzieło rasy aryjskiej, przejęte później i „nostryfikowane” przez Semitów. Lanz von Liebensfeld uważał np., że „ST” został początkowo ułożony w jednym z języków aryjskich, aby ostrzec „naród wybrany”, czyli Aryjczyków, przed zgubnymi skutkami kazirodztwa i związków międzyrasowych. Te głębokie nauki zostały przejęte i zawłaszczone przez Hebrajczyków, na których czele zresztą zawsze jakoby stała należąca do rasy aryjskiej kasta Lewitów.
Dawne świadectwa pisane uwypuklają waleczność i okrucieństwo Żydów. W „Księdze Powtórzonego Prawa” (21) czytamy słowa wkładane przez skrybów w usta plemiennego bożka Izraelitów, zachęcającego swój „naród wybrany” do popełniania czynów bestialskich: „Gdy twój Bóg, Jahwe, odda je [miasta przeciwnika] w twoje ręce, wszystkich mężczyzn wytniesz mieczem. Kobiety natomiast, dzieci, bydło i to wszystko, co znajduje się w mieście, cały ich dobytek, zagarniesz jako łup. I będziesz korzystał z dobytku twych wrogów, który dał ci Jahwe, twój Bóg… Natomiast w miastach należących do tych narodów, które twój Bóg, Jahwe, daje ci w dziedzictwo, nie zostawisz przy życiu nikogo. Obłożysz bowiem klątwą Chittytów, Amorytów, Kanaanitów, Peryszytów, Chiwwitów i Jebuzytów – jak ci to nakazał Jahwe, twój Bóg”… W innym miejscu tychże ksiąg (2; 24-25) tenże „bóg” zwraca się do dzieci Izraela, aby prowadziły wojnę totalną i nie patyczkowały się nie tylko z Amorytami, lecz i z całą ludzkością, każdy bowiem przejaw człowieczeństwa w tej walce to przejaw słabości i zdrada interesów narodowych: „Rozpocznij podbój i rozpętaj walkę z nimi! Od dzisiejszego dnia pocznę szerzyć strach i bojaźń przed tobą wśród wszystkich ludów na ziemi; gdy tylko dojdzie ich wieść o tobie, niepokój ich ogarnie i drżeć będą przed tobą”…Stało się. „Poraziliśmy go [ten kraj], a także synów jego i cały jego lud… Tylko bydło zagarnęliśmy dla siebie i łupy z miast, które zdobyliśmy”… Ludzi wymordowali do cna. I dalej „Księga Powtórzonego Prawa” (3) referuje kolejne „czyny bohaterskie” Żydów: „Potem ciągnęliśmy dalej w kierunku Baszanu… I Jahwe, nasz Bóg, wydał w nasze ręce zarówno samego króla Oga, króla Baszanu, jak i cały jego lud. Wybiliśmy go doszczętnie, tak że nikt z niego nie ocalał… Bydło zaś i łupy z miast zagarnęliśmy dla siebie”…Każdy chciałby mieć takiego „boga”, jak ów, zachęcający Żydów (tamże 7, 8): „Twój Bóg, Jahwe, będzie stopniowo usuwał przed tobą te ludy; nie będziesz mógł wyniszczać ich szybko… Ale Jahwe, twój Bóg, wyda tobie te ludy i porazi je przerażeniem ogromnym, aż zostaną wytępione. Wyda też w twe ręce ich królów, a ty wygładzisz ich imię spod niebios. Nikt nie ostoi się przed tobą – aż wytępisz ich ostatecznie”…Jeśli jednak wytępić wszystkie ludy, to nie będzie komu udzielać lichwy i na kim pasożytować. Widocznie tedy jakieś ludy muszą się ostać przed straszliwym resentymentem Izraela. W perspektywie bowiem, jak obiecuje „bóg” w tejże księdze (28) Izraelowi: „Będziesz udzielał pożyczki wieli narodom, sam niczego nie pożyczając. Jahwe umieści cię na czele, a nie na tyle. Będziesz zawsze w czci, a nigdy w poniżeniu”…
Okazuje się też, że w zamyśle Boga Żydzi są jakimś „biczem Bożym”, swoistą „plagą egipską”, jak podaje cytowana księga (9): „Nie dla twej sprawiedliwości, nie dla prawości serca twego wkraczasz, by posiąść ich kraj, ale z powodu niegodziwości tych narodów wypędza je przed tobą Jahwe, twój Bóg”…Skoro tedy jakiś naród tak się zdemoralizuje i zgłupieje, że nie potrafi już rządzić swym życiem po bożemu, usadawia mu Bóg na karku żydowskich „panów” . Za karę. Ale jak tylko naród staje się dość mądry i prawy, zaraz tego jarzma się wyzbywa.
Lecz maszerujemy z autorami „Tory” dalej i w „Księdze Jozuego” (6, 10) znajdujemy barwny opis wycięcia przez Żydów w pień rdzennych mieszkańców miast Hebron, Lakisz, Eglon, w których również wymordowali „wszystko, co żyło, nie oszczędzając nikogo”. Tenże los spotkał mieszkańców Gazy, Aszkiełonu, całego Libanu: „Lud [hebrajski] podniósł okrzyk i zabrzmiały trąby… I zajęli miasto. Ciosem miecza wykonali klątwę na wszystkim, co było w mieście, zabijając mężczyzn i kobiety, dzieci i starców, owce i osły”… Taki los spotkał również pierwotnych mieszkańców Jarmutu i Jeruzalem. Tylko znikome resztki ludności tamtejszej przechowały się gdzieś po jarach, zaroślach, jamach, lasach. Ale ich obecni potomkowie żywią i dziś nieubłaganą nienawiść do Żydów, tak jak nieubłagane było okrucieństwo Izraelitów przed wiekami i w ciągu wieków w stosunku do nich. Trudno się temu dziwić, gdyż oto i „Księga Sędziów” (1) zaświadcza: „Synowie Judy oblegali także Jerozolimę i zdobyli ją; wycięli mieszkańców w pień, a miasto spalili”. Nie inaczej działo się w Hebronie, Betelu, wszędzie, gdzie Żydzi okazywali się górą: „Wybili w tym czasie około 10 tysięcy Moabitów, samych silnych, walecznych mężów, przy czym nikt nie uszedł z życiem”…
I znów w „Księdze Jozuego” (8) czytamy: „Gdy Izraelici wybili wszystkich mieszkańców Aj na otwarty polu i na pustkowiu, gdzie ich ścigali, gdy już wszyscy aż do ostatniego padli pod ciosami miecza, wtedy wszyscy Izraelici zawrócili do Aj i wycięli w pień mieszkańców. Padło w tym dniu mężczyzn i niewiast 12000, czyli wszyscy mieszkańcy Aj. (…) Tylko bydło i łup zdobyty w mieście wzięli Izraelici do podziału między siebie według rozkazu danego Jozuemu przez Jahwe”… Starotestamentowa „Księga Liczb” (31) referuje bieg wydarzeń podczas innej kampanii wojennej: „Walczyli więc [Izraelici] z Medianami – zgodnie z rozkazem wydanym Mojżeszowi przez Jahwe – i pozabijali wszystkich mężczyzn…Synowie Izraela wzięli też do niewoli kobiety medianickie i ich dzieci, a jako łup zagarnęli wszystko ich bydło, wszystkie stada i cały ich dobytek. Spalili też wszystkie miasta, które tamci zamieszkiwali… Zabrawszy wszystkie łupy i całą zdobycz przywiedli jeńców, zdobycz i łupy do Mojżesza, do kapłana Eleazara i do obozu Izraelitów na równinach Moabu… Na ich spotkanie wyszli z obozu: Mojżesz, kapłan Eleazar i wszyscy książęta. Mojżesz rozgniewał się jednak na dowódców wojska, którzy wrócili z wyprawy wojennej, i przemówił do nich: – Zostawiliście przy życiu wszystkie kobiety!.. Pozabijajcie więc teraz wszystkich chłopców spośród dzieci, zabijcie też wszystkie kobiety, które już obcowały z mężczyzną. Zostawcie przy życiu dla siebie tylko młode dziewczęta, które nie dzieliły jeszcze łoża z mężczyzną”… Tak też uczyniono. Antysemici często twierdzą, iż Żydzi są tchórzliwi i niezdecydowani. Nic bardziej mylnego. Niejeden mięczakowaty naród, sztucznie dorabiający sobie glorię bohatera, mógłby się u nich pouczyć waleczności, siły ducha i woli zwycięstwa. A także i bezwzględności. Jak bowiem słusznie zauważał filozof: „Gniew, zazdrość i mściwość, które bóg Jahwe uzewnętrznia, nie są naturalnymi właściwościami Boga; stanowią jedynie zniekształcenie Jego wizerunku w świadomości żydowskiego narodu, którego cechowały te właśnie cechy” (Nikolai Bierdiajew, „Von der Würde des Christentums und der Unwürde der Christen”, Luzern 1936).
Niewątpliwie, powyższe obrazki historyczne zawierają zupełnie określone przesłanie moralne, mianowicie przekonanie o tym, że podczas walki (a czymże jest życie jako takie, jeśli nie nieustanną walką?) obowiązuje bezwzględna twardość w stosunku do przeciwnika, jakakolwiek zaś łagodność czy choćby umiarkowanie w okrucieństwie są niedopuszczalne. W dawnych czasach tak myśleli nie tylko Hebrajczycy, lecz też m.in. Mongołowie, Japończycy i inne narody. W doktrynie wojskowej starożytnego Rzymu także obowiązywała zasada: „In hostem omnia licita”. – „W stosunku do wroga wszystko jest dozwolone”… Ale czy warto szczycić się takimi wyczynami w „świętych” księgach i siać wokół siebie postrach? Bo oto kiedyś Niemcy przelękli się Żydów do takiego stopnia, iż postanowili byli ich wszystkich wytępić – tak jak Jahwe doradzał czynić Hebrajczykom w stosunku do innych narodów.
Co prawda, nie odkryto historycznych źródeł potwierdzających powyższe epizody, a dotychczas do oficjalnych tytułów króla Jordanii należy sformułowanie, iż jest on królem Galilei, Baszanu, Nablusu, Jerycha i Jerozolimy. Jest to bezpośrednie nawiązanie do rzeczywistości po;litycznej sprzed ponad 30 wieków, sprzed najazdu Hebrajczyków na te tereny. Frazesy z „Deuteronomium” (Pwt 3, 1-7) „Następnie zawróciliśmy i poszliśmy w kierunku Baszanu, którego król Og wyszedł nam naprzeciw… I Pan, Bóg nasz, dał nam w ręce również Oga, króla Baszanu, i cały jego lud. I wytępiliśmy go tak, że nikt nie ocalał. A wszystkie zwierzęta i łup z miasta zostawiliśmy dla siebie” – stanowią pustą przechwałkę, wyraz myślenia życzeniowego. Dotychczas bowiem, po doznaniu tylu prześladowań ze strony talmudystów, na terenach Palestyny wegetują setki tysięcy potomków owych pierwotnych mieszkańców tej ziemi, pamiętających o swych korzeniach i o swej tragedii, a prawie 2 000 000 wypędzono do Jordanii, Libanu, Syrii, Egiptu.
Około 1025-1011 przed nową erą pierwszy legendarny władca hebrajski Saul zakłada na podbitych terenach księstwo Izrael; około 1000-961 jego syn Dawid organizuje królestwo ze stolicą w Jerozolimie. W 950 roku p.n.e. Salomon wznosi Świątynię w Jerozolimie (na fundamentach zburzonego chramu Kananejczyków, które przetrwały do dziś i budzą podziw archeologów), zawiera układy handlowe z królem Fenicji Chiramem I itd.
Z hebrajskiej „Księgi Wyjścia” dowiadujemy się, że był to lud „twardego karku”,podstępny”, „hardy”, „rozkiełznany”, „wyrachowany”, „przewrotny”, czyniący sobie „boga ze złota”; według proroka Nehemiasza „każdy z nich rży do żony bliźniego”, a według Jeremiasza: „Oni wszyscy, od małych do wielkich gonią za zyskiem i od proroka do kapłana każdy uprawia oszustwo…Wstyd ich nie ogarnia, nie potrafią się nawet rumienić”…
Wysoce to „antysemickie” wyznania, a jednak Żydzi – na mocy niezbadanych wyroków Opatrzności i dzięki potędze swego ducha – niezmordowanie tworzyli dzieło swych globalnych dziejów, aż osiągnęli zarówno imponujący stan liczebny (prawdopodobnie dziś około 100 mln. osób), jak i pozycję jednego z najpotężniejszych narodów świata (mimo rozproszenia, a może – dzięki niemu). [W życiu stajemy się tym, czym stać się chcemy i nad czym pracujemy. Kto myśli, że stać go tylko na coś małego, zostaje małym; a kto stawia przed sobą cel wielki i uparcie do jego realizacji dąży, w końcu staje się olbrzymem]. Powierzchowni obserwatorzy twierdzą, że na podstawowe cechy usposobienia żydowskiego składają się materializm, merkantylizm i wyrachowanie. Do takiego wniosku skłania widocznie okoliczność, że Żydzi często bywają geniuszami finansowymi, tak iż niektórym się wydaje, że produkują złoto z powietrza. Ale jest to tylko jedna z cech rasowych tego etnosu, i to nie koniecznie najważniejsza. Bo równie wielu jak finansowych, jest tego pochodzenia talentów muzycznych, politycznych, naukowych, medycznych i innych. [Nie ma kraju, wśród elit którego nie znaleziono by – nieraz w dość nieoczekiwanej roli – reprezentantów żydostwa. Oto pierwszy przywódca niepodległych Indii Mahatma Gandi nie tylko przez wiele lat mieszkał razem ze swym najbliższym doradcą i „mężem” Natanem Kallenbachem, litewskim Żydem, którego siostra, urodzona w Moskwie z ojca Litwaka, pochodzącego z litewskiego miasteczka Plunge, pełniła przy Gandhim przez kilka dziesięcioleci funkcje „sekretarki”, mającej wgląd w najgłębsze tajniki polityki indyjskiej i dyskretnie na tę politykę razem z bratem wpływała].
Przy uważnym spojrzeniu na życie, dzieje i literaturę tego narodu wychodzi na jaw, że bodaj najistotniejszą cechą jego mentalności jest bezprecedensowe uduchowienie, wzniosły idealizm, żywiołowe przywiązanie do wartości kultury intelektualnej, etycznej, estetycznej, religijnej. W łonie żydostwa już w zamierzchłej przeszłości ukształtowała się specyficzna grupa socjalna „peruszim” (z grecka „faryzeuszy”, ludzi uczonych i rozumnych, wyszkolonych w Persji), „osób trzymających się osobno”, cóż bowiem wspólnego mogą mieć wytrawni intelektualiści z masą ciemnogrodu? I właśnie to (w połączeniu z wrodzonymi i pracowicie rozwijanymi talentami, rzadko spotykaną energią i tytanicznym uporem w dążeniu do raz wytyczonego celu), a nie tylko zręczność w robieniu interesów (która wcale w powyższych sprawach nie przeszkadza), uczyniło z Żydów naród wielki, globalny, „naród panów”. To z kolei budzi poczucie zagrożenia, zawiść i chęć szkodzenia lub „ratowania się” w tych, którzy aż tak potężni nie są... Stąd powstaje antysemityzm i etniczna agresja antyżydowska. [Fryderyk Engels w 1890 roku pisał na łamach „Arbeiter-Zeitung”: „Antysemityzm – to oznaka zacofanej kultury, dlatego występuje tylko w Prusach, Austrii, względnie w Rosji. Gdyby tu, w Anglii lub w Ameryce, przyszło komuś do głowy uprawiać antysemityzm, po prostu by go wyśmiano... My, komuniści, zawdzięczamy Żydom bardzo wiele. Nie mówiąc już o Heinem i Börnem – Marks był czystej krwi Żydem; Lassale był Żydem. Wielu naszych najlepszych towarzyszy – to Żydzi”... ].
To prawda, ale trudno nie wpaść w tak zwany „antysemityzm”, gdy się z nauk jednego z nurtów chasydyzmu dowiadujemy, iż Żydzi – i tylko Żydzi! – są nieśmiertelni; że Żyd nigdy nie umiera; on tylko odchodzi; i „jest daleko”. „Jest”, to znaczy, że znajduje się albo w raju, albo już się wcielił w kolejne żydowskie ciało. Co do dusz nieżydowskich, to one są z definicji „brudne” i Bóg albo niszczy je razem z ich ciałem, albo one wcale nie istnieją. Tak, jak nie istnieją dusze zwierząt. Jedynie dusze gojów, którzy za życia służyli Żydom, mogą dostąpić ratunku. Bóg bowiem stworzył świat wyłącznie dla swego „narodu wybranego”, który sam stał się dla tegoż świata zbiorowym bogiem. Trudno o inną tego autoramentu niesamowitą grę rekompensacyjnych wyobrażeń, budzących w gojach „antysemityzm”…
Jeszcze w czasach starożytnych historycy greccy Apion i Molon zarzucali Żydom, że nie wydali wybitnych ludzi, jak np. mędrców, filozofów, poetów, uczonych lub wynalazców w zakresie techniki, lecz tylko oszustów, morderców, lichwiarzy i złodziejów. Pisali nie bez złośliwości, że Hebrajczycy to najmniej uzdolnieni spośród barbarzyńców, którzy nawet w najmniejszym stopniu nie przyczynili się jakimś pożytecznym wynalazkiem do wspólnego dobra ludzkości. Także wiele stuleci później niemiecki uczony Duhm notował: „Chociaż Judejczycy byli rozproszeni po całym świecie, znali jednak rzeczywisty świat mniej od Greków, ponieważ nie mieli pojęcia o naukowym zbieraniu i opracowywaniu rozległego materiału faktograficznego”... Jest to ewidentne mijanie się z prawdą, Żydzi bowiem nie tylko usystematyzowali i spisali ogromny materiał dotyczący teologii, historii, etyki, ale również wyłonili z łona swego narodu plejadę wybitnych myślicieli, artystów, polityków, pisarzy, wynalazców (w 1859 roku Nathan Ames opatentował konstrukcję eskalatora; w 1910 Alva Fischer skonstruował pralkę elektryczną; Taylor, Einstein i Oppenheimer wynaleźli w 1943 bombę atomową i wodorową; żydowskie firmy „Singer”, „Citroen”, „Apple”, „Facebook”, „Microsoft, „Google” i setki innych, bez których wynalazków nowoczesna cywilizacja globalna jest nie do wyobrażenia.

* * *

Początki judaizmu jako narodowej religii żydowskiej sięgają końca drugiego tysiąclecia przed nową erą. Rozmaite aspekty tego wyznania wywodziły się ze wspólnego pnia i kształtowały się w ciągu wielu stuleci pod niewątpliwym wpływem innych narodów: Egipcjan, Babilończyków, Kananejczyków, Persów, Hindusów, Greków. Np. tak zwana sześcioramienna „Gwiazda Dawida”, widniejąca obecnie na sztandarze Państwa Izrael, jak twierdzą niektórzy znawcy tematu, dopiero w XII wieku została w nieco zmodyfikowanym kształcie zapożyczona przez kabalistów z hinduskiego tantryzmu. [Najstarsze znane z wykopalisk „gwiazdy żydowskie” były zresztą pięcioramienne!]. W. Polikarpow i I. Łysak w książce „Fenomen żydowskiej cywilizacji” piszą: „Hebrajczycy aktywnie zawłaszczali ideami ludzi, wśród których przyszło im żyć, usiłowali je rozwijać i uzupełniać własnymi koncepcjami... Zamieszkiwanie posród reprezentantów innych, wysoko rozwiniętych, kultur sprzyjało kształtowaniu w Żydach nadzwyczajnej zdolności do naśladownictwa i imitacji. W każdym Żydzie tkwi ukryta zdolność do metamorfozy, jest on gotów do wszelkich przemian, nie tracąc swoistości własnej rasy. Posiada wyjątkową zdolność do zmieniania skóry, nie przestając być Żydem: ten typ człowieka im bardziej się modyfikuje, tym mniej się zmienia. Jest jakby metalem w stanie płynnym: można odlać z niego dowolne formy, i on przybierze każdą z nich, nie zmieniając jednak przy tym swej materii. Żydzi, którzy opanowali język narodu, wśród którego przyszło im żyć, nabywają też odnośną mimikę twarzy, zależną od uwarunkowań kulturowych i społecznych. Co więcej, Żydzi znakomicie naśladują fizyczne i kulturalne oblicze innych narodów. Ta ich swoista cecha sprowokowała nawet polemikę naukową co do tego, czy Żydzi stanowią właściwy naród czy też sektę religijną złożoną z rozmaitych elementów rasowych, skupionych w całość na skutek nawracania się nie-Żydów na judaizm i zawierania mieszanych małżeństw w procesie migracji do róznych regionów świata. Już na początku rozproszenia byli Izraelici społecznością złożoną z odłamków różnych ras i ludów, czego przykładem mogą służyć abisyńscy Falaszowie, chińscy Żydzi na zewnątrz absolutnie będący nie do odróżnienia od Chińczyków, nader ciemnoskórzy Żydzi jemeńscy czy podobni do Tuaregów judaiści berberskich szczepów Sachary i in.
Jednak na kształtowanie się etnicznego typu żydowskiego wpłynęły też czynniki socjokulturalne, często trudne do odróżnienia od dziedzicznych. Przecież na cechy fizyczne wyglądu zewnętrznego, na wyraz twarzy wywiera niemały wpływ środowisko społeczne i kulturowe. Żydzi, jak Cyganie, posiadają wspaniałą zdolność do przyswajania języków tych narodów, wśród których żyją. Opanowują obcy język, chwytają też całość odnośnej kultury, nie tracąc przy tym swej odrębności. Mówiąc obrazowo, Żyd może być lisem z lisami, krokodylem z krokodylami bez najmniejszego ryzyka utraty samego siebie”. Błyskawicznie też przejmują z każdej kultury to, co najwartościowsze, albo to, co im odpowiada, i z łatwością to asymilują, przekształcając we własne dobro. Biblijna „Ksiega Hioba” np. stanowi imitację legend babilońskich, a „Księga Powtórzonego Prawa” naśladuje w nieco zmodyfikowanej formie prawa króla Hammurabi’ego. [Obecnie używany tekst „Starego Testamentu” nie stanowi pierwotnego oryginału tej księgi, lecz wersję rabinistycznie redagowaną i modyfikowaną przez stulecia, ostatecznie zaś spisaną dopiero w XII wieku. W maju 2013 roku znaleziono w Bolonii najstarszy rękopiśmienny zwój „Tory”, któremu może być 850 lat. Natomiast „Septaquinta”, czyli tłumaczenie jakoby dokonane przez 70 mędrców na język grecki jeszcze przed narodzeniem Chrystusa, nie zawiera cenzuralnych przeinaczeń, skrótów i „uzupełnień”, dokonanych w duchu anty- i niechrześcijańskim. Właśnie „Septaquintę” wysoko cenili: św. Justyn Filozof, Tertulian, św. Cyprian, św. Augustyn, Klemens z Aleksandrii, Bazyli Wielki. Ale i tu wiele jest niejasności].
Z kultu nauki i mądrości w narodzie żydowskim zrodziła się otwarta postawa intelektualna i moralna. „Kto nie powiększa swej wiedzy, zmniejsza ją; kto rezygnuje z nauki, zasługuje na zapomnienie” – powiada wielki Hillel. W tym społeczeństwie permanentne kształcenie się jest uważane za obowiązek religijny i moralny, ponieważ potęga narodu zależy od głębi, siły i rozległości jego wiedzy i mądrości. „Talmud” zawiera myśl: „Człowiek rodzi się po to, by studiować Torę, i umiera ze słowami Tory na ustach”. „Tora”, która włączyła w siebie mnóstwo starożytnej mądrości, otwiera przed Żydem świat w całym jego różnorodnym bogactwie. Najbardziej szanowanym zawodem w łonie tego wielkiego narodu jest nauczyciel (nawiasem mówiąc nauczyciel jeden z najlepszych na świecie, wszechstronnie wykształcony, kulturalny, traktujący swych uczniów z szacunkiem, spolegliwie i pieczołowicie odnoszący się do ich niepowtarzalnej osobowości – vide Janusz Korczak).
Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do Starożytnego Egiptu. Wybitny uczony i myśliciel Sigmund Freud (nie wierzył w Boga i życie pozagrobowe, a w wywiadzie na krótko przed śmiercią powiedział: „Was sollte mich veranlassen, unter allem kursierenden Schwachsinn gerade diesen zu glauben?”), który wszystko traktował z punktu widzenia filozofii materialistycznej, pisał w dziele „Mojżesz i monoteizm”: Gdy założymy, że imperium faraonów było przesłanką pojawienia się idei monoteistycznej, to zobaczymy, że idea ta oderwana od podłoża i przeniesiona na inny naród została przezeń po długim okresie inkubacji objęta w posiadanie i strzeżona jak najbardziej drogocenny skarb. Ze swej strony utrzymała ona naród ów przy życiu, budząc w nim dumę z faktu bycia narodem „wybranym”. Jest to religia praojca, z którą wiążą się nadzieje na nagrodę, wyróżnienie, a wreszcie na panowanie nad światem. Te ostatnie fantazje życzeniowe, dawno porzucone przez naród żydowski, żyją ciągle wśród jego wrogów jako wiara w sprzysiężenie „mędrców Syjonu”...
Francuscy i niemieccy badacze także twierdzą, że monoteizm Hebrajczycy przejęli od Egipcjan i Kananejczyków, których to ostatnich niemal doszczętnie zresztą wymordowali. (Także swych współbraci Żydzi traktowali w owych czasach niezbyt łagodnie; gdy na początku nowej ery jeden z odłamów judaizmu zwyciężył drugi, zwyciężonych wycięto w pień, a 600 przedstawicieli wyższej warstwy wbito na haki, potem na ich oczach pozarzynano ich dzieci, a w końcu publicznie zgwałcono i bestialsko pozabijano ich bezbronne żony). Każdy fanatyzm idzie w parze z nienawiścią i okrucieństwem w stosunku do tych, którzy myślą i wierzą inaczej – tego dowodzą dzieje wszystkich ras, wyznań i narodów.
Już przed wieloma wiekami dawni pisarze żydowscy wyrażali wysokie zdanie o własnym narodzie i w celach pedagogicznych idealizowali jego oblicze moralne. W jednej z ksiąg apokryficznych, tzw. sybilliańskich znajdujemy następujące zdanie Żydów o Żydach: „Zabiegają o sprawiedliwość i cnotę, odrzucają chciwość przynoszącą wiele zła ludziom, wojnę i głód nieustanny. Ich miary są sprawiedliwe w mieście i na wioskach. Nie dopuszczają się nocnych kradzieży nawzajem, nie porywają wołów ze stad, ani kóz, ani baranów. Sąsiad nie przestawia granic na polu sąsiada, i człowiek bogaty nigdy nie krzywdzi biednego, ani nie prześladuje wdowy; raczej pomaga stale dostarczając zboża, wina i oliwy. Człowiek zasobny dzieli się zawsze swymi zbiorami z potrzebującymi, z tymi, którzy niczego nie mają.” Jest to obraz w oczywisty sposób wyidealizowany, bo przecież nie brak wśród Żydów – jak wśród każdego narodu – rozmaitej maści oszustów, złodziei, łgarzy, bandytów, krętaczy, spryciarzy itp. Ale też w tym opisie tkwi wiele prawdy, szczególnie prawdy o wysokim poziomie elity tego narodu, o jego godnej szacunku orientacji aksjologicznej i etycznej. „Przeznaczeniem Izraelitów jest służba Boża, podczas gdy poganie będą zmuszeni troszczyć się o ich sprawy doczesne” – czytamy w „Talmudzie”. Ta konstatacja daje wiele do myślenia, a jej niezamierzone potwierdzenie znajdujemy także w tekstach pisarzy nieżydowskich, przy tym znanych z dość oziębłego stosunku do tego ludu. Oto Szlangbaum w „Lalce” Bolesława Prusa zwraca się do Wokulskiego: „U nas, panie, u Żydów, jak się młodzi zejdą, to oni nie zajmują się, jak u państwa, tańcami, komplementami, ubiorami, głupstwami, ale oni albo robią rachunki, albo oglądają uczone książki, jeden przed drugim zdaje egzamin albo rozwiązuje sobie szarady, rebusy, szachowe zadania. U nas ciągle jest zajęty rozum i dlatego Żydzi mają rozum, i dlatego, niech się pan nie obrazi, oni cały świat zawojują. U państwa wszystko się robi przez te sercowe gorączke i przez wojne, a u nas tylko przez mądrość i cierpliwość”.
Prawie każde jednak triumfalne wystąpienie na widowni geniusza żydowskiego powodowało jakieś złośliwe docinki i deklaracje mniej lub bardziej zakamuflowanej wrogości. Dlatego jeden z wielkich myślicieli żydowskich, jakim był Baruch Spinoza, pisał: „Człowiek wolny żyjący wśród ludzi ciemnych stara się, o ile może, unikać ich dobrodziejstw... Każdy sądzi według swego usposobienia... A więc człowiek ciemny, wyświadczywszy komuś dobrodziejstwo, oceniać je będzie według swego usposobienia, i jeżeli zobaczy, że ten, kto go doznał, ceni je mniej, będzie się smucił... Otóż człowiek wolny stara się łączyć z innymi ludźmi przyjaźnią i nie odpłacać ludziom stosownie do ich afektów różnymi dobrodziejstwami, lecz kierować sobą i innymi wedle wolnego osądu rozumu i czynić to tylko, co sam uznaje za najważniejsze. A zatem człowiek wolny, aby nie zostać znienawidzonym przez ciemnych i podlegać nie ich popędom, lecz rozumowi jedynie, będzie dążył wedle możliwości do unikania ich dobrodziejstw...
Mówię: „o ile może”, albowiem ludzie, chociaż ciemni, są jednak ludźmi, którzy w koniecznej potrzebie mogą dać pomoc ludzką, nad którą nie ma nic cenniejszego. Dlatego też często się zdarza, że koniecznie trzeba przyjąć od nich dobrodziejstwo, a skutkiem tego i odwdzięczyć się im stosownie do ich myśli. Dodać należy, że przy unikaniu ich dobrodziejstw, należy zachować ostrożność, aby nie wydawało się, że ich lekceważymy, albo że ze skąpstwa boimy się potem im się odwdzięczyć. W ten sposób bowiem, unikając ich nienawiści, przez to samo zwrócilibyśmy ku sobie ich niechęć. A zatem przy unikaniu dobrodziejstw trzeba się liczyć z pożytkiem i zacnością”... Wydaje się jednak, że każdy „obcy”, podobnie jak każdy geniusz, powinien raczej się liczyć z niegodziwością swego otoczenia.
W dziele „Poza dobrem i złem” Fryderyk Nietzsche dość ostro oceniał tego rodzaju postawę, odmawiając Spinozie prawa do miana wysoce etycznego myśliciela. Pisał: „Ci odtrąceni przez społeczeństwo, ci wiecznie prześladowani, srodze szczuci, – oraz przymusowi pustelnicy w rodzaju Spinozów i Giordanów Brunów – stają się zawsze w końcu, bodaj pod maską najwyższego uduchowienia i sami snadź o tym nie wiedząc, wyrafinowanymi mściwymi trucicielami (rozgrzebmy wreszcie podłoże etyki i teologii Spinozy!) – nie mówiąc już o idiotyzmie moralnego oburzenia, które u filozofa jest niezawodną oznaką, iż filozoficzny humor go odbieżał. W męczeństwie filozofa w jego „poświęcaniu się za prawdę” przejawia się, do jakiego stopnia był on agitatorem i komediantem; w stosunku do niejednego filozofa, o ile był dotychczas przedmiotem jeno artystycznej ciekawości, można dostrzec niebezpieczne życzenie, by ujrzeć go także w stanie zwyrodnienia (przedzierzgniętego w „męczennika”, w krzykacza ze sceny i trybuny)”. Tyle Nietzsche. Ale kto zna dzieła i dzieje wielkiego filozofa Borucha Spinozy, ten wie, iż kim jak kim, ale „krzykaczem ze sceny” i agitatorem on nie był.
W pewnym żydowskim kawale znajdujemy dowcipną odpowiedź na pytanie, kim był Spinoza. „Wolnomyśliciel zapytał talmudystę, co sądzi o poglądzie Spinozy, że człowiek nie stoi wyżej od zwierząt i posiada tę samą, co one, naturę, – Jeśli tak, odpowiedział talmudysta, to może mi wytłumaczysz, dlaczego wśród zwierząt nie urodził się żaden Spinoza”...
I tu dostrzegamy, że jedną ze specyficznych cech umysłowości żydowskiej stanowi poczucie humoru, często smutnego i gorzkiego, odpowiednio do losów tego narodu. [W „Talmudzie” (Manawi al – Maulid) czytamy np. autoironiczną i żartobliwą uwagę: „Doszukiwać się u Żyda prawości i uczciwości znaczy to samo, co szukać dziewictwa u starej nierządnicy”]. Ponad dwa tysiące lat rozproszenia, tułaczki, wyobcowania i niezasłużonych prześladowań wytworzyły w tym narodzie nie tylko umiejętność wychodzenia obronną ręką niemal z każdej opresji, ale i zdolność traktowania wszystkiego z przymrużeniem oka, sub speciae aeternitatis.„Do pewnego krawca przyszedł klient zamówić spodnie. Gdy krawiec wykonał je dopiero po miesiącu, zawołał: „Panie, przecież Bóg stworzył świat w ciągu sześciu dni, a pan na głupią parę spodni potrzebował aż miesiąca!” Na to krawiec: „Panie kochany, popatrz pan na ten świat, a popatrz pan na te spodnie!”... Albo jeszcze inaczej: „Pewien bogacz zwrócił się do Herszla: „Słuchaj, Herszl, jeżeli powiesz mi bez chwili zastanowienia kłamstwo, dam ci talara”... „Jak to talara? – zawołał Herszl – przecież obiecałeś dwa!”... I wreszcie: „Do krawca przyszedł Srul i kazał przyszyć sobie do marynarki maluśkie kieszenie. „Po co?” zapytał krawiec. „Żebym mógł zgodnie z prawdą twierdzić, że mam pełne kieszenie pieniędzy” – odparł Srul”... Poczucie humoru należy do sztuki przetrwania.

* * *

Według podania zawartego w „Torze” mityczny „ojciec” narodu żydowskiego Mojżesz urodził się w Egipcie gdzieś na przełomie XIV – XIII wieku p.n.e. (wielu archeologów i biblistów przesuwa tę datę o około 3-4 stulecia później). W każdym bądź razie miał to być czas, kiedy rzekomo jeden z faraonów nakazał zabijanie wszystkich rodzących się wówczas dzieci żydowskich płci męskiej (informacja nie potwierdzona przez jakiekolwiek źródło historyczne). Matka potrafiła jakoś synka ukryć, a gdy miał trzy miesiące, zostawiła go w koszyku na brzegu Nilu, gdzie go też znalazła córka faraona, zabrała go po kryjomu do pałacu, nadała imię Mojżesz (Moisi) i kazała w tajemnicy przed faraonem chować. – Rzecz zupełnie nieprawdopodobna. Jak wszystkie dawne baśnie i legendy.
Dzieciństwo i młodość miał chłopiec spędzić na dworze królewskim, gdzie był kształcony w sztuce kierowania wojskiem i państwem. Prawdopodobnie miał usposobienie gwałtowne i nieokiełznane, skoro zobaczywszy pewnego razu, jak nadzorca bije za źle wykonywaną pracę jakiegoś Żyda, rzucił się na dręczyciela i okrutnie go zamordował, choć przecież wystarczyłoby te rękoczyny przerwać słownie – leżało to w mocy wychowanka dworu monarszego. (Skąd zresztą mógł wiedzieć o swej żydowskiej krwi, skoro nikt w ogóle o tym nie wiedział?). Po dokonaniu mordu młodzieniec się przestraszył, zakopał trupa do piachu i w trwodze uciekł z miejsca zbrodni. Po pewnym czasie znalazł przytułek w domu jednego z prowincjonalnych kapłanów egipskich, a nawet pojął za żonę jego córkę, z którą spłodził kilkoro dzieci, których zresztą później się zrzekł i wygnał z domu.
Od pewnego momentu Mojżesz zaczął miewać dziwne wizje wzrokowe i słyszeć tajemnicze głosy, zwracające się do niego jakoby w imieniu Boga. Niektórzy (zarówno sąsiedzi Mojżesza, jak i szereg uczonych XX wieku: Ernest Renan, Iwan Sikorski, Benedykt Dybowski i in.) poczytywali to za omamy wzrokowe i słuchowe powstające na skutek systematycznego nadużywania wina. Religijna tradycja żydowska jest jednak zdania, że to sam bóg Jahwe obrał Mojżesza na przywódcę Żydów egipskich i objawiał mu się w różnych postaciach, mówiąc, co ma czynić i mówić swoim rodakom. W wieku 80 lat – idąc za głosem Boga – udaje się do Żydów i objawia im, że Jahwe kazał mu objąć nad nimi przywództwo i wyprowadzić z Ziemi Egipskiej, gdzie byli przymuszani – jak inni mieszkańcy – do pracy w charakterze rzemieślników, robotników budowlanych i rolnych, a nie mieli prawa żyć z ulubionej przez nich wysokoprocentowej lichwy, którą to okoliczność poczytywali za niesłychaną niesprawiedliwość i okrutną niewolę.
Na czele z Mojżeszem udali się do faraona z żądaniem, aby wypuścił ich poza granice swego państwa, ten jednak zamiast się ucieszyć, że wreszcie się pozbędzie kłopotliwych i zawsze niezadowolonych poddanych, czemuś się uparł i nakazał im pozostać w Egipcie. Co więcej, aby tak fantazyjne pomysły nie przychodziły Żydom do głowy, obciążył ich dodatkowymi obowiązkami. Za niewłaściwe postępowanie jednego człowieka, faraona, Jahwe postanowił ciężko doświadczyć cały naród egipski – jak donosi „Tora” – który nawet nic nie wiedział o pertraktacjach między władcą a Żydami. Zatruwa więc Jahwe (czyimi rękami?) wody Nilu, na skutek czego w okropnych męczarniach umiera mnóstwo ludzi; nasyła na cały kraj plagę żab i owadów; organizuje masowy mór bydła i trzody chlewnej; zsyła potworne gradobicie niszczące zasiewy; rzuca na Egipt chmury szarańczy zżerającej całą roślinność i przekształcającą żyzne pola w pustynię; powoduje okropne ciemności, a w końcu wymordowuje nic nie winnych noworodków ludzkich i zwierzęcych. A czyni te wszystkie bestialstwa w porozumieniu i z współudziałem Mojżesza, którego tak życzliwie traktowali Egipcjanie przez wiele dziesięcioleci. Wszystkie plagi spadają wyłącznie na Egipcjan, a omijają Żydów, cieszących się mściwie z cierpień współobywateli. W biblijnej „Księdze Wyjścia” (11, 1-10) czytamy: „Potem rzekł Jahwe do Mojżesza: – Jeszcze jedną plagę ześlę na faraona i na Egipt. Potem was wypuści stąd, wypuści na pewno, po prostu wypędzi was stąd. Przykaż tylko ludowi: niech każdy mężczyzna od swego sąsiada, a kobieta od swej sąsiadki wyprosi srebrne i złote naczynia. A Jahwe sprawił, że Egipcjanie stali się życzliwi dla ludu żydowskiego. Mojżesz zaś cieszył się wielkim poważaniem w Egipcie, tak wśród służebnych faraona, jak i w całym narodzie.” Mimo iż byli otaczani szacunkiem i życzliwością Egipcjan, Żydzi – jeśli wierzyć „Pięcioksięgowi” – zamyślali po cichu wszelkie przeciwko nim zbrodnie. „Mojżesz rzekł więc: – Tak mówi Jahwe: O północy Ja przejdę przez Egipt. Umrze wtedy w ziemi egipskiej wszystko pierworodne, od pierworodnego syna faraona, który zasiada na tronie, aż do pierworodnego niewolnicy pochylonej nad żarnami i do pierworodnego bydlęcia. Podniesie się wówczas w całym Egipcie wielki lament, jakiego dotąd nie było i nie będzie. Ale u synów Izraela nawet pies nie zawyje”... Gdy faraon i Egipcjanie zrozumieli, że wszystkie klęski i biedy sprowadzają na ich kraj Żydzi, „gorączkowo przynaglali lud, by jak najszybciej wyprawić ich z Egiptu”. Ci jednak postanowili przy okazji ograbić na pożegnanie ten gościnny dla nich kraj. „Izraelici poszli za radą Mojżesza i wyprosili od Egipcjan srebrne i złote naczynia, a także szaty. (...) Toteż spełnili ich życzenie. Tak to złupili Egipt”. Po czterysta trzydziestu latach pobytu w kraju nad Nilem około dwumilionowa społeczność żydowska (samych tylko pieszych, a więc dorosłych i sprawnych, mężczyzn było ponoć ponad sześćset tysięcy) z ogromnym dobytkiem wyniosła się wreszcie z „pożyczonymi” rzeczami byłych współobywateli z Egiptu. Kilka egipskich oddziałów wojskowych usiłowało gonić złodziei, aby odzyskać skradzione wyroby ze srebra i złota, ale nie dało rady. [Widać tu przy okazji, iż Bóg według wyobraźni żydowskiej jest wybitnie antropomorficzny: omylny (stworzył świat mniej więcej udany dopiero za dwudziestym szóstym podejściem, po 25 nieudanych próbach), niekonsekwentny – raz okrutny, to znów miłosierny i pełen miłości, zmienny – (jedne swe dzieci, np. Izraelitów, kocha i chroni, inne, np. Egipcjan i Kananejczyków, nienawidzi i prześladuje). Choć z drugiej strony spotykamy w judaizmie doktrynę, że Bóg stanowi abstrakcyjną, bezcielesną, niewidoczną istotę, duchowy Absolut, który nie może być przedstawiany ani wyobrażany w jakimkolwiek kształcie wizualnie dostrzegalnym, a który sprawuje nieograniczoną władzę nad swym ludem za pośrednictwem mędrców, proroków i nauczycieli (rabinów)].
Trzy miesiące po ucieczce z Egiptu Hebrajczycy – jak podaje „Tora” – dotarli do świętej góry na Pustyni Synajskiej. Pewnego razu, gdy Mojżesz bawił na tej górze, Jahwe zawarł z nim sojusz (przymierze), obiecując sakralizację narodu żydowskiego, o ile będzie żył według przykazań, które mu podyktuje. [Usiłował tego dopiąć przedtem z innymi narodami, ale te nie chciały Go słuchać]. Zrozpaczony nieposłuszeństwem ludzi, obiecał wreszcie Hebrejom, że sprawi, iż za nagrodę doprowadzi do stanu, gdy będą oni pożyczali całemu światu pieniądze na lichwę, a sami od nikogo pożyczać nie będą. [Po trzech tysiącach lat w XXI wieku ta obietnica została spełniona]. Następnie Mojżesz przez 40 dni i nocy spisywał na Górze Synaj słowa Boga, gdy zaś wrócił w dół do rodaków, okazało się, że ci już od Jahwe się odwrócili i na całego tańczą wokół Złotego Cielca, oddając się zapamiętale konsumpcji i kazirodczej rozpuście. Zaskoczony i zgorszony tym odstępstwem Bóg chciał pozabijać wszystkich Żydów, lecz Mojżesz uprosił go nie czynić tego, sam zaś na czele szczepu Lewitów (którzy – według niektórych badaczy – byli rodowitymi Egipcjanami) przystąpił do zaprowadzania porządku i ponownego nawracania Żydów na prawdziwą wiarę; przy czym tylko w ciągu jednego dnia Lewici wymordowali trzy tysiące ludzi. Za karę zaś wszyscy Hebrajczycy musieli przez czterdzieści lat błąkać się po pustyni.
Mojżesz nie dożył do wejścia na Ziemię Obiecaną, umarł w wieku 120 lat; ale Bóg pozwolił mu przed zgonem spojrzeć z przygranicznego wzgórza na miasto Jerycho, wzniesione przez rdzennych mieszkańców tych terenów, które niebawem miało stać się łupem Żydów. Król Prus Fryderyk II Wielki (1712-1786) pisał: „Mojżesz, biorąc rzecz po ludzku, okazał się mało sprawnym mężem, gdyż prowadził lud izraelski przez czterdzieści lat drogą, którą bardzo wygodnie można przebyć w sześć tygodni, a z kultury egipskiej skorzystał bardzo niewiele. Pod tym względem stoi on o wiele niżej od Romulusa, Tezeusza i innych bohaterów. Jeżeli zaś Mojżesz miał natchnienie boskie – jak się to widzi ponad wszelką wątpliwość – w takim razie można go uważać za ślepe narzędzie Wszechmocy Boga i w tym także znaczeniu przewodnik Żydów, jako człowiek, nie dorównuje założycielowi rzymskiego państwa, pierwszemu perskiemu monarsze i tym bohaterom, którzy własną dzielnością i własnymi siłami dokonali tak wielkich czynów, jakich ten dokonał z bezpośrednią pomocą Boga”... Wielu zresztą badaczy, w tym Douglas Reed, uważa, iż „sporny jest sam fakt istnienia Mojżesza”. Jak pisał uczony rabin Emil Gustav Hirsch, profesor literatury hebrajskiej w Chicago: „Uważa się, że Mojżesza nigdy nie było. Zgodzę się. Jeśli ktoś mi powie, że przypowieść, która przyszła z Egiptu, zalicza się do mitologii, nie będę protestował – jest mitologią. Powiadają mi, że „Księga Izajasza”, jak ją znamy obecnie, złożona została z co najmniej trzech opisów z różnych wieków, cóż, wiedziałem o tym przed nimi, zanim oni sami wiedzieli. Byłem tego pewny”.
Nie jest to jednak ocena powszechna. Znany intelektualista żydowski, rabin Levi Brackman w interesującej książce pt. „Żydowska mądrość w biznesie” (2012) powiada: „Według nauk „Tory” Mojżesz był największym umysłem, jaki kiedykolwiek żył i regularnie rozmawiał z Bogiem. Niewielu ludzi w historii świata osiągnęło tyle, co Mojżesz. Nawet jeśli chodzi o publikacje, Mojżesz odniósł spektakularny sukces. Księga napisana z natchnienia Ducha Świętego – „Tora” – stała się bestsellerem na ponad trzy tysiące lat... Religijny Żyd słucha nakazów „Tory”, która mówi m.in. o tym, jak wstać z łóżka, jak się ubierać, jak myć ręce, jak jeść, jak się modlić, jak wychowywać dzieci, jak okazywać szacunek starszym, jak patrzeć na błyskawice podczas burzy... Listę można by ciągnąć w nieskończoność. Wszystkie te czynności mają swoje reguły, które zostały sformułowane ponad trzy i pół tysiąca lat temu i wciąż są przestrzegane przez niektórych wyznawców tej religii”... Wiadomo jednak, że dalece nie wszystkie spośród tych reguł są racjonalne i akceptowalne z punktu widzenia zarówno medycyny, higieny, zdrowego rozsądku, jak i etyki czasów nowożytnych.

Przed zgonem Mojżesz jakoby zdążył zreferować rodakom kodeks etyczny nowej religii (współczesna nauka kategorycznie neguje tezę, iż Mojżesz był autorem „Pięcioksięgu”), którego jedną z wersji znajdujemy w „Księdze Kapłańskiej” (18; 1-30).
„Jam jest Jahwe, Bóg wasz! (...) Nikomu z was nie wolno obcować po małżeńsku z bliskimi krewnymi... Nie będziesz więc odkrywał nagości swego ojca ani matki. [Poza wszelką wątpliwością zwrot „odkrywać nagość” znaczy w tych księgach nic innego jak „uprawiać seks” – J.C.]. Ona jest matką twoją, nie będziesz więc odkrywał jej nagości. Nie będziesz też odkrywał nagości swojej macochy, bo ona należy do twego ojca. Nie będziesz odkrywał też nagości swojej siostry, córki twego ojca albo matki, i to zarówno urodzonej w waszym domu, jak i poza nim. Nie będziesz odkrywał nagości córki twego syna, ani córki twojej córki, bo ich nagość jest twoją nagością. Nie będziesz odkrywał nagości córki żony twego ojca, bo ona jest jego dzieckiem, a twoją siostrą; nie będziesz więc odkrywał jej nagości. Nie będziesz odkrywał nagości siostry twego ojca, bo jest ona jego bliską krewną. Nie będziesz odkrywał nagości siostry twojej matki, bo ona jest jej bliską krewną. Nie będziesz odkrywał nagości brata twego ojca, nie będziesz więc się zbliżał do jego żony, bo ona jest twoją ciotką. Nie będziesz odkrywał nagości swojej synowej, bo ona jest żoną twego syna, nie będziesz więc odkrywał jej nagości. Nie będziesz odkrywał nagości żony twego brata, bo ona należy do niego. Nie będziesz odkrywał nagości kobiety i nagości jej córki; nie pojmiesz też córki jej syna ani córki jej córki, odkrywając ich nagość, bo są one bliskimi krewnymi. Byłaby to rozpusta! Nie pojmiesz też jakiejś kobiety razem z jej siostrą, aby nie współzawodniczyły ze sobą, gdy będziesz odkrywał nagość jednej w obecności drugiej. Nie zbliżaj się do kobiety w czasie jej słabości miesięcznej, aby odkrywać jej nagość. Nie będziesz obcował cieleśnie z żoną twego bliźniego, bo stałbyś się przez to nieczysty. Żadnego swego potomka nie oddasz na ofiarę Molochowi, aby nie bezcześcić imienia twego Boga. (...) Nie będziesz obcował z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą, bo to jest obrzydliwość! Nie będziesz też obcował z żadnym zwierzęciem, bo przez to stałbyś się nieczysty. Kobieta też nie podda się zwierzęciu w celu obcowania z nim, bo to rzecz haniebna!
Nie kalajcie się niczym takim, bo tym wszystkim kalały się narody, które Ja wyrzucam przed wami. Nawet ziemia została skalana, więc i na niej będę dochodził winy, a wtedy ona wyrzuci od siebie swoich mieszkańców. Wy zaś przestrzegajcie moich praw i wyroków i nie dopuszczajcie się żadnych takich obrzydliwości, i to zarówno tubylec, jak i obcy, który osiadł pośród was”...
W dalszym ciągu tejże księgi znajdujemy dalsze racjonalne i zdrowe, a niekiedy nieco dziwne, zasady moralne, z których garść przypomnijmy poniżej: „Nie dopuszczajcie się kradzieży ani kłamstwa! Nie oszukujcie się nawzajem! Nie przysięgajcie fałszywie... Nie rozszerzaj oszczerstw pośród społeczeństwa ani nie nastawaj na życie bliźniego! Nie bądź mściwy i nie chowaj urazy do współrodaków, ale miłuj bliźniego jak samego siebie! (...)
Nie będziecie obcinać włosów dookoła głowy i nie będziecie skracać końców swojej brody. Nie będziecie sobie robili nacięć na ciele, nie będziecie się też tatuować. (...) Nie skazuj swej córki na hańbę, czyniąc z niej nierządnicę; niech i kraj nie uprawia nierządu, aby nie napełnił się rozpustą.
Zachowujcie moje szabaty. (...) Przed siwą głową powstań, okazując szacunek starcowi, a bojaźń wobec Boga... Kiedy przybysz osiedli się u was, w waszym kraju, nie uciskajcie go... Masz go miłować jak siebie samego”. I dalej w tejże księdze (20, 9-21): „Ktokolwiek złorzeczy swemu ojcu albo matce, musi ponieść śmierć; ściąga na siebie karę śmierci, ponieważ złorzeczył ojcu czy matce. Mężczyzna, który cudzołoży z żoną bliźniego, musi ponieść śmierć, i to zarówno on sam, jak i cudzołożnica. Kto obcuje cieleśnie z żoną swego ojca, odkrywa nagość swego ojca: oboje muszą ponieść śmierć, ściągają na siebie ten wyrok. Kto obcuje cieleśnie ze swą synową, musi ponieść śmierć razem z nią; oboje dopuścili się tej hańby i ściągnęli na siebie ten wyrok. Kto obcuje cieleśnie z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą, wraz z nim dopuszcza się obrzydliwości: obaj muszą ponieść śmierć, ściągnęli na siebie ten wyrok. (...) Kto by obcował ze zwierzęciem, musi ponieść śmierć. To zwierzę też macie zabić. Jeśli kobieta zbliża się do jakiegoś zwierzęcia, aby z nim obcować, masz zabić i ją, i to zwierzę; muszą ponieść śmierć – ściągnęli na siebie ten wyrok. Jeśli ktoś pojmie siostrę, córkę swego ojca albo matki, i zobaczy jej nagość, a ona nagość jego, jest to hańba! Mają być straceni na oczach rodaków... Kto obcuje z żoną swego stryja, odkrywa nagość swego stryja. Poniosą więc oboje ciężar swego grzechu – pomrą bezdzietni. Kto pojmie w małżeństwo żonę swego brata, dopuszcza się złego czynu, bo odsłania nagość swego brata. Tacy pomrą bezdzietni”... Takim nakazom nie da się nic zarzucić.

Mojżesz był kimś więcej niż przywódcą politycznym, organizatorem społecznym, dowódcą wojskowym; był duchowym ojcem jednego z wielkich narodów. Potrafił dzięki gigantycznemu potencjałowi intelektualnemu i osobistej charyzmie stworzyć z różnorodnych pod względem antropologicznym szczepów jednolity naród o żelaznej samoświadomości zbiorowej, naród cementowany i ożywiany przez tysiące lat wspólną wiarą oraz ideałami świętości, sprawiedliwości, nacjonalizmu i mesjanizmu dziejotwórczego. To on jednoosobowo – wzorując się na pradawnych tekstach egipskich, perskich, sumeryjskich i babilońskich – opracował szczegółowy kodeks norm (nakazów i zakazów) regulujących całokształt życia ludności: od rytuałów związanych z oddawaniem czci Bogu do najdrobniejszych zabiegów higieny osobistej; od zasad rządzenia państwem do opieki nad zwierzętami domowymi; od wychowania w rodzinie do kulinarii i kolejności potraw podawanych podczas uczty, od ekologii do seksuologii. Spisany przez niego „Pięcioksiąg” czyli „Tora” wskazuje na to, iż znał wcześniejszą mitologię i prawo, etykę i pedagogikę wielkich narodów starożytności, takich jak Egipcjanie, Babilończycy, Sumerowie, Asyryjczycy, Akadyjczycy, Persowie; i pełną garścią czerpał wiedzę z tych źródeł, tworząc swe wiekopomne dzieło. Miał umysł chłonny, twórczy i potężny, można by powiedzieć – encyklopedyczny.
Był nie tylko duchowym „ojcem” Hebrajczyków, był Nauczycielem dziesiątków innych narodów, które nie potrafiły dorobić się własnej doktryny religijno-moralnej, i przejęły „święte księgi” spisane przez Moisi, że wspomnimy tu tylko o słynnych Dziesięciorgu Przykazaniach, jednym z najtrafniejszych kodeksów moralnych wszechczasów. Pierwsze trzy nakazy tego kodeksu reglamentują stosunki ludzi z Bogiem Jedynym. Jedynym, gdyż gdyby równorzędnych bogów było wielu, w świecie panowałby chaos i zamieszanie, wypływające z wielości prawd i wartości. Monoteizm jest więc lepszy niż politeizm choćby ze społecznego punktu widzenia: wiele bogów i wierzących w nich ludzi pozabijałoby się nawzajem w jałowej rywalizacji. Jak wiemy, Mojżesz wystąpił zdecydowanie przeciwko składaniu ofiar z ludzi, wróżbiarstwu, kazirodztwu, cudzołóstwu, czarownictwu; stanął na pozycji twardej, szlachetnej i zdrowej etyki postulującej samoopanowanie i odpowiedzialność osoby ludzkiej.
Niezmiernie duże znaczenie w naukach Mojżesza nadano świętowaniu sabatu, czyli dnia świętego, który to dzień powinien być w całości poświęcony Bogu (poprzez modlitwę, rozmyślanie i czytanie „Tory”), a nie jakimkolwiek sprawom ziemskim. Nawet niewolnicy, goje i zwierzęta muszą w tym dniu odpoczywać – ku czci Jahwe.
Piąte przykazanie postuluje bezwzględny obowiązek szanowania rodziców; jak wiemy, prawo Mojżeszowe przewidywało karę śmierci dla dziecka, które poważyło się obrazić słownie lub – co nie daj Boże! – pobić matkę czy ojca.
Przykazania od szóstego do dziesiątego regulują stosunki wzajemne między Żydami i – jak twierdzą niektórzy niezupełnie słusznie, tylko między Żydami (por. Abdusalam Hussejnow, Ruben Apresian: „Etika”, s. 70-71, Moskwa 1990) – a podstawowa zasada tu brzmi: „Nie mścij się i nie pomstuj na syna swego narodu, i kochaj bliźniego jak siebie samego”. Wszystkie pięć ostatnich zasad Dekalogu są wyrazem dążenia do ustanowienia sprawiedliwości w stosunkach między ludźmi, a więc i w społeczeństwie jako totalności. Uznanie tych zasad za podstawę życia i ich realizowanie w praktyce miało stanowić o „wybraństwie” Izraela, o jego dostojeństwie moralnym. [M. Volpe pisał, że sedno bogowybraności Izraela powinno się rozumieć jako okoliczność, że Bóg obarczył Hebrajczyków trudną misją bycia narodem wzorcowym, dającym przykład innym ludom, jak należy żyć i postępować; to nie jest pozyskiwanie jakichś dóbr, lecz wzięcie na siebie dodatkowych moralnych zobowiązań i ograniczeń. Niestety, zarówno teksty biblijne, jak i dzieje powszechne dowodzą, że ta misja okazała się być niewykonalną. Żydzi, tak jak inne narody, w banalny sposób są ludzcy, czyli bywają silni i słabi, dobrzy i źli, wspaniali i podli, mądrzy i głupi. Nie mogą więc być zbiorowym mesjaszem ludzkości. Choć wiara w swe domniemane „wybraństwo”, wielkość i niezwykłość krzepi serca tych ludzi, nieraz pogardzanych, odtrącanych, prześladowanych, dyskryminowanych, niewinnie zabijanych; umacnia w nich poczucie godności i nadzieję, którymi nie potrafiła zachwiać ani przemoc, ani żadna perswazja.].
Złamanie którejkolwiek z uświęconych wiekami zasad stanowiło w oczach Hebrajczyków przejaw złej woli i niesprawiedliwości i powinno było być karane prawem talionu: oko za oko, ząb za ząb, ręka za rękę, dusza za duszę, życie za życie. Z niektórych – nie ze wszystkich – sformułowań „Tory” wynika, iż Mojżesz uważał, że te normy obowiązują wyłącznie w stosunkach między Żydami, w stosunku zaś do obcych wolno niekiedy stosować inne zasady, oparte na egoizmie, merkantylizmie i cynizmie moralnym, co jest niewątpliwie przejawem teologicznego (czyli motywowanego religijnie, czyli najgorszego z możliwych) rasizmu i nacjonalizmu. Czytamy tedy w „Księdze Powtórzonego Prawa” (14) nader dwuznaczne pouczenie: „Nie wolno wam spożywać padliny. Możesz ją sprzedać do zjedzenia cudzoziemcowi, mieszkającemu w twych osadach, albo możesz ją sprzedać obcemu. Ty bowiem jesteś narodem poświęconym Jahwe, twemu Bogu”! Skoro doktrynalnie uznaje się samych siebie za „wybranych przez Boga”, za wyższych, lepszych, doskonalszych niż inne narody, to w sposób naturalny traktuje się innych właśnie jako rzekomo „gorszych”. A gdy się osiągnie nad nimi panowanie, nieuchronnie musi dochodzić do dyskryminacji, wyzysku, poniewierania tych „gorszych” przez rzekomo „lepszych”.

Tę postawę da się zrozumieć jednak na tle epoki, w której „Pięcioksiąg” powstawał. Była to epoka barbarzyństwa, gdy było czymś zwykłym, iż rozmaite plemiona i księstwa toczyły ze sobą nieustanne boje na śmierć i życie. Aby w tej wojnie wszystkich przeciwko wszystkim zwyciężyć lub przynajmniej przetrwać, trzeba było, z jednej strony, zminimalizować wrogość wewnątrz własnego socjum, oraz, z drugiej strony, stosować wszelkie możliwe (łącznie z najbardziej niemoralnymi) metody w stosunku do rywala i wroga. Dlatego „Tora” nie tylko pochwalała pomoc wzajemną między Żydami, ale też sianie wrogości między ich przeciwnikami, jak też krwawe pacyfikowanie całych ludów gojskich, o ile odważyły się stawiać czoła „narodowi wybranemu”. Kompletnemu wyniszczeniu podlegały też te wspólnoty żydowskie, które poważyły się na jakieś reformowanie, zmienianie, modyfikowanie tradycyjnych dogmatów judaizmu; w tym przypadku w pień wycinano nie tylko całą ludność (łącznie z dziećmi, kobietami i starcami), ale też inwentarz żywy, kóz, owiec, psów, kotów, a domy obracano w perzynę. Co więcej, w stosunku do siedmiu ludów sąsiednich obowiązywała absolutna wrogość i religijny postulat ich całopalenia w każdym nadarzającym się przypadku. 93-cia zasada księgi „Tarjag Micwot”, do której wrócimy jeszcze w dalszym ciągu tego tekstu, powiada: „Nie wolno zawierać przymierza z siedmioma narodami, osiadłymi w Erec Jisrael przed przybyciem Żydów. Są to: Hetyci, Amoryci, Kanaanici, Chiwici, Jebuszyci, Girgaszyci, Peryszyci”. A to jakoby dlatego, że nie przestrzegają one rzekomo przykazań Bożych. Tak naprawdę jednak przede wszystkim dlatego, że byłoby głupotą ufać i zawierać sojusz z kimś, komu wymordowało się dzieci i kogo wyrzuciliśmy z jego ojczystego domu, a sami w nim zamieszkaliśmy – wykorzysta on bowiem każdą okazję, by się zemścić. Nie dziw więc, że ta sama księga nakazuje (4 25) „wybicie siedmiu narodów”, choć oczywiście pod pretekstem, że nie chciały porzucić bałwochwalstwa i były niemoralne. „(4 26) Nie wolno litować się nad bałwochwalcami. Ani nie wolno ich ratować”. Nie wolno też ich poślubiać, nawet jeśli dokonali konwersji na judaizm (4 27). Zresztą ortodoksyjni Żydzi wszystkich nie-Żydów uważają za bałwochwalców, ze wszystkimi wynikającymi stąd konsekwencjami. Rabin Yitzhak Ginsburg, należący do najbardziej wirulentnego odłamu mesjanicznego ruchu Chabad – Lubavitch, w kwietniu 1996 roku pisał na łamach ukazującego się w USA tygodnika „The Jewish Week”: „Dusze nie-Żydów są zupełnie innego i niższego rzędu niż dusze żydowskie. Są one w całości diabelskie i nie posiadają żadnych cech czy możliwości odkupieńczych. Nawet pojedyncza komórka pochodząca z ciała Żyda i każdy żydowski łańcuch DNA stanowi część Boga... Życie Żyda ma bezgraniczną wartość, a w jego życiu jest nieskończenie więcej świętości i unikalności niż w życiu nie-Żyda”... Przedtem wybitny chasyd Shneur Zalman określał wszystkich nie-Żydów jako „śmieci genetyczne”: „Materiał, z którego stworzono nie-Żydów pochodzi z plew... W rzeczywistości oni sami są plewami, a to, że jest ich znacznie więcej niż Żydów, jest tylko potwierdzeniem tej tezy, bo przecież ilość plew jest zawsze większa niż ilość ziaren... Wszyscy Żydzi są z natury dobrzy, a wszyscy nie-Żydzi nic nie warci”... W sytuacji polemiki lub konfliktu Żyda z gojem Żyd zawsze ma rację, i to nie dlatego, że ma rację, lecz dlatego, że jest Żydem. Sam fakt skazania Żyda za jakiekolwiek przestępstwo jest wyrazem „antysemityzmu”. Można by ironicznie zauważyć, że w stosunkach z obcymi obowiązują dwie zasady: 1. Żyd zawsze ma rację; 2. Kiedy Żyd nie ma racji, nabiera mocy zasada pierwsza. A to dlatego, że Bóg kocha tylko swój „naród wybrany”, resztą zaś gardzi. To jest właśnie klasyczny przypadek podwójnej moralności ugruntowywanej teologicznie.

Nawet akt obrzezania według nauk talmudycznych, następujący w ósmym dniu po narodzeniu chłopca, ma służyć temu, aby później, już po śmierci tejże osoby, gdy uda się ona na tamten świat i przy bramie do raju zobaczy dyżurującego tam nieustannie Abrahama, ów patriarcha właśnie z obrzezanego penisa rozpozna, że ma do czynienia z Żydem i wpuści go bez ceregieli do rajskich ogrodów, podczas gdy nieobrzezanego goja pogoni precz sękatym posochem...
W modlitwie „Halel” na Rosz Chodesz Żydzi proszą Boga: „Nie nas, Haszem, nie nas, ale Imię Swoje wywyższaj, za Twoją dobroć i za Twoją wierność”... Wydawać by się mogło, że te słowa świadczą o zupełnym samozaparciu narodu, uważającego się za „wybrany”, lecz dalsze słowa dowodzą czegoś innego: „Po co mają mówić narody? Gdzie jest ich bóg? A nasz Bóg jest w Niebie i czyni wszystko, czego zapragnie. Ich bożki to srebro i złoto – dzieło rąk człowieka. Mają usta, ale nie mówią; mają oczy, ale nie widzą. Mają uszy, ale nie słyszą; mają nos, ale nie czują zapachu. Ich ręce nie mają czucia, ich nogi nie chodzą, nie wydają dźwięku swoimi gardłami”... Jest sprawą ewidentną wszelako, iż wszystkie te twierdzenia są absolutnie i w pełnym zakresie bezpodstawne i kłamliwe. Wszystkie narody wierzą w Jedynego Boga (niektóre z nich czyniły to na długo przed Izraelem!), a to, że rozmaite Boskie energie niejako mogą być symbolizowane zarówno przez stwory ożywione (np. w Egipcie koty), jak i przez figurki i obrazy stworzone przez człowieka, jest rzeczą powszechną, dobrze znaną także Żydom.

* * *

Według „Tory” Bóg zawarł przymierze (jak równy z równymi!) z Żydami i w ten sposób „wybrał” dzieci Izraela spośród innych narodów. Uczynił to jednak tylko dlatego, by – choć bardzo zepsuci i amoralni przedtem – poszli za wolą Boga Jedynego i usiłowali budować swe życie na zasadach sprawiedliwości. Jak czytamy w „Księdze Powtórzonego Prawa”, to nie świętość, cnota i sprawiedliwość Izraela są przyczyną jego „wybraństwa”, lecz wyłącznie wola Boga oraz okoliczność, iż poganie wciąż składali ofiary z ludzi Molochowi, czyli byli „niegodziwi”. Zasada „nie morduj” stanowiła rzeczywiście przełom w dotychczasowych dziejach ludzkości, znamionowała przejście – przynajmniej w płaszczyźnie teoretycznej – od barbarzyństwa do cywilizacji. I choć nadal mordowano (także z różnymi imionami Boga na ustach) mnóstwo ludzi, to jednak już zdawano sobie sprawę z tego, że w ten sposób popełnia się grzech, niesprawiedliwość, zbrodnię, wykroczenie przeciwko Prawu Bożemu. Odtąd bowiem wiedziano, że Bóg Jedyny zabrania zabijania ludzi przez ludzi i w ten sposób jednoczy ludzkość w miłości. W tym kontekście „wybraność” Izraela to nie trzymanie sztamy z rodakami ze względu na wspólny interes grupowy, lecz gigantyczny imperatyw moralny, potwornie trudne do wykonania zadanie dziejowe, od którego nie wolno i nie sposób się uchylić.
Osią mesjanizmu Mojżeszowego nie jest jednak ani miłość, ani życzliwość, ani łagodność, ani miłosierdzie, ani przebaczenie, lecz surowa, bezwzględna, nie znająca wyjątków nieugięta (choć przecież znająca swe granice) sprawiedliwość. Nie rozum, nie uroda, nie siła czynią człowieka człowiekiem, lecz zdolność do życia i postępowania we wszystkim zgodnego z Przykazaniami Bożymi, czyli że zdolność do bycia sprawiedliwym. Ta zdolność stanowi kamień probierczy bycia człowiekiem, jest kryterium rozumu, siły, wewnętrznej urody osoby ludzkiej. Zadaniem zaś Izraela jest ustanowienie sprawiedliwości na całej kuli ziemskiej. [Pycha narodowa nie stanowi żadnego ewenementu; to schorzenie dotykało i dotyka różne ludy, ale też do wszystkich tego rodzaju postaw da się odnieść mądre słowa Arthura Schopenhauera: „Najmniej wartościowym rodzajem dumy jest duma narodowa. Kto bowiem nią się odznacza, ten zdradza brak cech indywidualnych, z których mógłby być dumny, bo w przeciwnym razie nie odwoływałby się do czegoś, co podziela z tyloma milionami ludzi. Kto ma wybitne zalety osobiste, ten raczej najlepiej dostrzeże braki własnego narodu, ponieważ ma je nieustannie przed oczyma. Każdy jednak żałosny dureń, który nie posiada nic na świecie, z czego mógłby być dumny, chwyta się ostatniej deski ratunku, jaką jest akurat duma z przynależności do danego narodu. Odżywa wtedy i z wdzięczności jest gotów bronić rękami i nogami wszystkich wad i głupstw, jakie naród ten cechują. (...) Każdy naród kpi z innych i każdy ma rację”]. A niektóre posuwają się do tworzenia graniczących z szaleństwem mitów, mających być dowodem na ich domniemaną wyjątkowość.
Fundamentalną cechą filozofii Mojżesza było przekonanie o tym, że drogą ku rozkwitowi i szczęściu ludzi jest sprawiedliwość społeczna, dyktatura prawa, stojąca na straży godności i życia człowieka. Stąd kategoryczny charakter nie tylko Dziesięciorga Przykazań, ale i wszystkich późniejszych praw, ustanowionych przez mędrców i spisanych w „Talmudzie” przez uczonych rabinów.
Nauki Mojżesza nie są jednak do końca doskonałe, w niektórych momentach stanowią wręcz zaprzeczenie zasady sprawiedliwości, że wspomnimy tu tylko o koncepcji „grzechu pierworodnego”, która przewiduje zbiorową odpowiedzialność wszystkich pokoleń ludzkości za domniemane wykroczenie prarodziców (Adama i Ewy); niby dlaczego miliardy ludzi mają być obwiniani i karani za popełnienie grzechu przez swych dalekich przodków? Skąd aż taka pamiętliwość i mściwość Boga, skoro jest On „miłością” przynajmniej w stosunku do „narodu wybranego”? Czy zwierzęta, kopulujące w zasadzie tak jak ludzie, by spłodzić potomstwo, również grzeszą i są naznaczone piętnem grzechu pierworodnego? Podobnie ma się sprawa z tezą, iż za grzechy rodziców odpowiadają dzieci aż do tysięcznego pokolenia; czy w ten sposób nie znosi się czasem osobistą odpowiedzialność za swe czyny, bo przecież wynika, że mimo wszelkich starań w dążeniu do cnoty i tak jesteś potępieńcem i skazańcem, a najzacniejsze nawet postępowanie nie ma nagrody w postaci np. życia wiecznego. Bo „niewinnych” nie ma, nawet noworodek jest grzesznikiem i zostanie potępiony…

* * *

Podstawę całej kultury i cywilizacji żydowskiej stanowi „Pięcioksiąg Mojżeszowy”, zawierający doktrynę teologiczną, kosmologiczną, filozoficzną, etyczną, społeczną, estetyczną i polityczną światowej wspólnoty żydowskiej. Dzieło to doczekało się zresztą nie tylko peanów na swą cześć, ale i druzgocących diagnoz, że przypomnimy w tym miejscu odnośny fragment słynnej „Spowiedzi” Lwa Tołstoja: „Historia święta zaczyna się od opisu, jak to Bóg, istniejący wiecznie, stworzył z niczego przed sześcioma tysiącami lat niebo i ziemię; a potem zwierzęta, ryby, rośliny i wreszcie człowieka Adama i jego żonę Ewę, uczynioną z jego żebra. Mamy następnie podane, jak Bóg, bojąc się, aby Adam z żoną nie jedli jabłek z drzewa, mającego czarodziejską siłę obdarzania potęgą, zabronił im jeść tych jabłek; jak to, nie bacząc na ten zakaz, pierwsi ludzie zjedli jabłko i zostali za to wypędzeni z raju, i jak za to samo zostało następnie przeklęte całe ich potomstwo, przeklęta ziemia, która odtąd zaczęła wydawać trujące rośliny. Mamy potem opisane życie potomków Adama, którzy tak znikczemnieli, iż Bóg zmuszony był ich potopić; i to nie tylko ludzi, ale i zwierzęta, a zostawił tylko jednego Noego z rodziną i zabranymi do arki zwierzętami. Mamy dalej opisane, jak to ze wszystkich ludzi, którzy się po potopie rozrodzili, Bóg wybrał Abrahama i zawarł z nim przymierze, według którego Abraham zobowiązał się uznawać Boga za Boga i na dowód tego zaprowadzić obrzezanie. A w zamian za to Bóg zobowiązał się obdarzyć Abrahama licznym potomstwem i popierać jego i jego potomków”. [Za cud należy zaiste uznać, iż żona Abrahama, Sara, chora na bezobjawową rzeżączkę, którą się zaraziła świadcząc określone usługi podróżnikom w hotelu na rozstaju dróg, a którą to dolegliwością zaraziła m.in. faraona, czyniąc go bezpłodnym, zaszła w ciążę mając ponad 90 lat, gdy uprawiała seks ze swym równie leciwym małżonkiem!]. „Potem mamy opowiedziane, jak to Bóg, protegując Abrahama i jego progeniturę, czynił w ich interesie same nadzwyczajne rzeczy, zwane cudami i popełniał przy okazji najbardziej wyszukane bezeceństwa.
W ten sposób cała ta historia, z wyjątkiem naiwnych (jak odwiedziny Abrahama przez Boga i dwóch aniołów, ożenek Izaaka i inne), niekiedy niewinnych, lecz częściej nieetycznych opowieści (jak oszustwo umiłowanego przez Boga Jakuba, okrucieństwa Samsona, przebiegłość Józefa), cała ta historia, począwszy od klęsk zesłanych przez Mojżesza na Egipcjan i wymordowania przez anioła wszystkich ich pierworodnych, do ognia, który zniszczył 250 buntowników, do zapadłych w ziemię Kore, Datana i Abirona, do zniszczenia w ciągu kilkunastu minut 14700 ludzi, do rżniętych piłami wrogów tępionych przez Eliasza (wziętego na ognistym wozie do nieba) ofiarników i Elizeusza, przeklinającego wyśmiewających się z niego malców – oto szereg cudownych wydarzeń i bestialskich przestępstw, dokonanych przez naród żydowski, jego wodzów i jego Boga.
Jeżeliby cała ta historia „Starego i Nowego Testamentu” była wykładana jako zwykła powiastka, wtedy mało kto z wychowawców odważyłby się opowiadać ją dzieciom lub dorosłym, których chciałby oświecić. Powiastka ta uważana by była za nie nadającą się do rozważania przez ludzi, jako rzekomo zawierająca jedynie prawdziwe opisanie świata i jego praw, jako najbardziej wierne odtworzenie życia dawniej żyjących ludzi i tego, co należy uważać za dobre, a co za złe, o istocie i właściwościach Boga i obowiązkach człowieka. Mówi się o książkach szkodliwych. Lecz czyż jest w świecie chrześcijańskim książka, któraby przyniosła tyle szkód ludziom niż ta okropna księga, zwana „Historią Świętą Starego i Nowego Testamentu”?
Dla człowieka, któremu wbito do głowy jako najświętszą prawdę wiarę w stworzenie świata z niczego przed sześcioma tysiącami lat, a następnie w arkę Noego, która pomieściła wszystkie zwierzęta, w upadek Adama, (...) – dla takiego człowieka wymagania rozumu nie są obowiązujące i taki człowiek nie może potem uwierzyć w żadną inną prawdę. (...) Kładź, co chcesz, w głowę, która raz przyjęła na wiarę rzeczy bezsensowne, nic się w niej nie ostoi”... Za te słowa wielki pisarz został wyklęty przez cerkiew prawosławną.

* * *

Tak jak pracowita pszczoła zbiera kropelki słodkiego nektaru z tysięcy rozmaitych kwiatów i znosi je do swego ula, tak pisarze żydowscy zbierali mądrość wszystkich znanych sobie ras i narodów, aby spisywać je, gromadzić i porządkować w licznych księgach dydaktycznych. Z wiekami uzbierało się tych skarbów niezliczone mnóstwo. Hebrajskie elity intelektualne w ciągu trzech tysięcy lat wytworzyły rozległe piśmiennictwo w zakresie etyki teoretycznej i stosowanej. Po „Torze” na drugim miejscu stoi „Talmud”, księga mądrości żydowskiej, która była opracowywana przez wiele pokoleń tannaitów (nauczycieli), a w ciągu pierwszych pięciu stuleci nowej ery przybrała kształt ostateczny. Nad definitywną systematyzacją luźnych fragmentów należących do około 4000 autorów pracowało ponoć ponad stu mędrców, zamieszkałych przeważnie w Palestynie i Babilonie. Początkowo tekst „Talmudu” cechowała chaotyczność, co skłoniło rabinów do wielokrotnych prób porządkowania i kodyfikowania tego olbrzymiego dzieła, do zgłębienia którego całe życie ludzkie jest zbyt krótkie. Właśnie dzięki tej księdze (często uważanej za ważniejszą od „Tory”) rozproszeni po całym świecie Żydzi potrafili przez tysiące lat pozostać sobą, wywalczyć wysoką pozycję na arenie międzynarodowej, przenieść przez tysiąclecia znicz wiary praojców nieugaszonym przez wszelkie burze i nawałnice.
W „Talmudzie” „mężowie uczeni w piśmie” zarówno komentują teksty biblijne, jak i wypowiadają się sami na temat rozmaitych aspektów życia ludzkiego. Pierwszą historycznie rzecz biorąc część tych komentarzy nazwano: „Miszna”. Potem powstały jeszcze komentarze do tych komentarzy, a ich całokształt nazwano: „Gemara”. Całość zaś zyskała miano „Talmudu”, czyli „studium tradycji żydowskiej”, a uzupełniana była jeszcze w ciągu XI – XIII w., a nawet później. Z biegiem czasu „Talmud” zajął faktycznie pierwsze miejsce w życiu Żydów, stał się wykładnią mądrości na każdą sytuację życiową, każdorazowo interpretowaną i stosowaną przez wykształconych rabinów, którzy, jak wiadomo, są nie tyle kapłanami, ile nauczycielami i prawnikami. Ze względu na swą objętość i zawiłość (tekst pisany bez znaków przestankowych i choćby tylko dlatego możliwy do interpretowania na wiele sposobów) „Talmud” był niedostępny jako całość nawet dla względnie wyrobionych odbiorców, stąd powstała konieczność spreparowania wyciągów z niego. Tak powstał „Szulchan Aruch Kicur” („Stół Zastawiony”), a nieco później i „Baba Batra” („Otwarta Brama do Mądrości”), stanowiące kwintesencję żydowskich nauk sapiencjalnych i etycznych. Istnieje szereg redakcji i wiele wydań „Talmudu”, które nieraz dość istotnie różnią się między sobą co do treści, gdyż powstawały w środowiskach wyznających różne nurty myśli żydowskiej, jak kabała i in.
„Talmud”, liczący w różnych edycjach od 9 do 60 tomów, to nie tylko zbiór przepisów religijnych i prawniczych, ale także rozważania i komentarze filozoficzne, odnoszące się do różnych sfer życia ludzkiego. Ujęto w nim tysiące przypowieści, dyskusji rabinów, anegdot, epigramatów, przysłów – często bardzo rozumnych, nieraz dziwacznych, niekiedy absurdalnych, niesmacznych i gorszących. W wielu przypadkach to są parafrazy np. dawnych mądrości egipskich, jak owa przypowieść o Honim, podróżniku, który spotkał na swej drodze bardzo starego człowieka, pieczołowicie sadzącego młode drzewko chleba świętojańskiego. „Kiedy można będzie jeść owoce z tego drzewka?” – spytał Honi. „Za siedemdziesiąt lat” – odparł starzec. „Myślisz, że będziesz tak długo żył?” – pytał dalej Honi. „Świat nie był pustynią, kiedy pojawiłem się na nim, – brzmiała odpowiedź. – A więc sadzę dla tych, którzy przyjdą po mnie”... [W perskiej wersji odpowiedź starca miała brzmieć: „Ja przecie mam wnuka”]. Cała atmosfera „Talmudu” jest przepojona duchem powagi, a nawet surowości moralnej, religijnej i intelektualnej. Nie ma w nim miejsca na głupie żarty, śmieszki i lekkomyślne aluzje. Mądrość jest sprawą poważną, a z wiela śmiechu i rozbawienia niechybnie poznaje się durnia.
„Talmud” zawiera szczegółowe przepisy na każdą okazję życiową, zakazy (365) i nakazy (248) moralne, dokładnie reglamentujące całokształt życia człowieka. Do podstawowych dogmatów judaizmu należy teza o tym, że Żydzi jakoby są tak zwanym „narodem wybranym”, najlepszym, z którym żaden inny naród nawet porównywany być nie może, a którego przeznaczeniem jest panowanie nad światem, ba, dla którego w ogóle świat został stworzony.
„Talmud” podaje mnóstwo przepisów rytualnych, jak np. ten, mówiący o tym, że jakakolwiek krew nie może być spożyta w żadnym wypadku. Dlatego w świątyniach żydowskich istnieje specjalny rytuał zarzynania, powiedzmy, kur, tak, aby jeszcze za życia zeszła z nich cała krew, zanim trafią do garnka. Prawowierny Żyd nie zarżnie więc kury, kupionej na rynku, w domu, lecz zaniesie ją do synagogi, gdzie ptak zostanie uśmiercony w sposób nader okrutny: będzie mu powoli spływała krew z poderżniętego gardła. To samo czyni się z cielętami i innymi zwierzętami, przeznaczonymi do uboju. Zadaje się im straszliwą, powolną śmierć, zamiast szybkiej i prawie bezbolesnej, np. przez zastosowanie prądu elektrycznego. Jednocześnie wszelako tradycja żydowska kategorycznie zabrania nie tylko spożywania mięsa upolowanych zwierząt, ale i samego myślistwa w jakiejkolwiek formie. Spośród ryb koszerne są pokryte łuskami, zakazuje się jednak spożywania jakichkolwiek mięczaków, w tym ślimaków, krewetek, langust. Jeśli chodzi o napoje, to Izraelitom ostro zakazuje się picia alkoholi, w których produkcji na jakimś choćby etapie brali udział nie-Żydzi. Ortodoksyjni wyznawcy judaizmu piją tylko wina i wódki wyprodukowane przez Żydów pod nadzorem rabinów, co chroni ich przed zażywaniem rozmaitych trucizn i mętów, masowo sprzedawanych na gojskim rynku alkoholowym.
Przepisy „Talmudu” zabraniają żydowskim obywatelom Izraela pracy w soboty, i to pracy jakiejkolwiek, co powoduje określone komplikacje w życiu społecznym. Aby więc nie stanęły elektrownie, wodociągi, rozgłośnie radiowe, nasłuch wojskowy, internet, wprowadzono instytucję „szabesgojów”, którymi w Izraelu są nie nie-Żydzi, lecz Żydzi, którzy są wolnomyślicielami, niewierzącymi lub niepraktykującymi wyznawcami judaizmu. W tym państwie także wszystkie inne dziedziny życia są podporządkowane zasadom talmudycznym „Halachy”, o której będzie mowa w dalszym ciągu tego tekstu. W Izraelu nie ma cywilnych ślubów i rozwodów, małżonków może złączyć lub rozłączyć tylko rabin. Obywatel Izraela, który urodził się nie ze stadła połączonego przez rabina, traktowany jest jako „mamzer”, czyli „bękart”, i nie ma m.in. prawa zawarcia związku małżeńskiego „w obrębie świętej kongregacji Izraela”. Co się tyczy rozwodu, to bez trudu może go uzyskać mąż; żona natomiast, nawet jeśli jest przez męża bita, zdradzana, albo jeśli mąż jest alkoholikiem lub impotentem, nie uzyska rozwodu bez zgody męża. Jeśli uzyska rozwód poza granicami Izraela, jej dzieci z nowego związku będą prawnie uważane za „bękartów” i będą narażone na szereg dyskryminacyjnych przepisów prawa talmudycznego.
„Talmud” początkowo miał tylko niejako uprzystępniać Żydom naukę „Tory”, z czasem jednak stał się księgą odrębną, której celem jest m.in. przekonanie odbiorców o słuszności decyzji Sanhedrynu i starszyzny hebrajskiej, skazującej na śmierć Jezusa z Nazaretu jako bezbożnego samozwańca uzurpującego sobie miano mesjasza. Stąd w „Talmudzie” duża ilość sformułowań antychrześcijańskich i doktryna o tym, że mesjaszem zbiorowym – dla którego Bóg stworzył cały świat – jest naród żydowski, który w ten sposób stał się już nie tylko „narodem wybranym”, ale wręcz „narodem mesjańskim”, „narodem świętym”, a nawet „zbiorowym Bogiem”! Stan zaś rozproszenia, diaspora staję się w świetle tej doktryny nie karą Bożą za grzechy, lecz drogą i sposobem opanowywania i podboju całego świata i wszystkich ludów ziemi przez Żydów.

* * *

Jest rzeczą oczywistą, że „Talmud” stanowi nie tyle źródło, ile wytwór żydostwa, że już przed powstaniem tego rozległego tekstu istniał zarówno naród hebrajski, jak i jego myśl, mentalność, specyficzny duch i takież usposobienie, etyka, filozofia. W „Talmudzie” duch żydowski ostatecznie się ukształtował i został wyrażony w skondensowanej i skoncentrowanej postaci, wyrażając nadzieje, obawy, wiarę, marzenia, mądrość, rozpacz, zacność, siłę i słabość tego narodu.
Istotną rolę w naukach talmudycznych odgrywa doktryna dotycząca sprawiedliwości, która powinna stanowić podstawowy motyw działalności człowieka, i to nie tylko w stosunku do innych ludzi, ale też do wszystkich istot ożywionych, ponieważ „sprawiedliwy dba także o życie swoich zwierząt”. A „litość dla zwierząt to nakaz Pisma” (Szabbat 128). [Niewiadomo, jak z tą tezą połączyć okrucieństwo tzw. „uboju rytualnego”, podczas którego zwierzęta są torturowane w sposób zaiste niewyobrażalny dla osób ze zdrową psychiką]. Niewłaściwe traktowanie naszych „młodszych braci” określane jest w „Talmudzie” jako „caar baale chaim” („niedola żywych istot”), a takie postępowanie uznaje się za karygodne, wręcz za przestępstwo. Sprawiedliwość rabiniczna rozciąga się na wszystkie istoty żywe, w tym na rośliny, a nawet na rzeczy użyteczne, takie jak chleb i reszta żywności, przedmioty użytku codziennego, których nie powinno się niszczyć, lecz – jeśli są nam niepotrzebne – trzeba przekazać osobom potrzebującym. Według rabinów podstawową zasadą sprawiedliwości jest formuła zawarta m.in. w „Księdze Kapłańskiej” (19, 18): „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”. Praktycznym skutkiem tej zasady jest według „Talmudu” „gemilut chasadim” – „dokonywanie dobrych czynów”, rozumiane jako nieustanne niesienie pomocy bliźniemu oraz jako obowiązek także napominania tych, którzy wkroczyli na drogę zła i popełniają wiele błędów i grzechów. Do „dobrych uczynków” należy m.in. uprzejmość i szanowanie ludzkiej godności innego człowieka niezależnie od jego pochodzenia i sytuacji majątkowej, słowność, punktualność, odwiedzanie chorych i więzionych, pocieszanie strapionych, oddawanie ostatniej czci zmarłym, dbanie o dobre wychowanie i rozwój umysłowy dzieci (Tamid 28a; Pirke Awot 1, 4, 10, 12, 15). Pochwalana jest postawa czynna w zaprowadzaniu sprawiedliwości: „Sprawiedliwi mało mówią, a wiele czynią” (Bawa Mecja 87) – własnym kosztem niosąc pomoc potrzebującym. W zamierzchłej przeszłości zostawiano część urodzaju w narożniku pola dla ubogich lub dotkniętych klęską żywiołową. Później, w diasporze, wysoko ceniono dobroczynność, dawanie jałmużny, pomaganie dawaniem pieniędzy, żywności, odzieży. Ta zasada obowiązuje w stosunku do wszystkich ludzi, a nie tylko do współwyznawców. Powiada bowiem „Talmud” (Gittin 7b; Midrasz Miszle 25, 11): „Nawet jeśli twój wróg podniósł przedtem na ciebie rękę, chciał cię zabić, a potem głodny i spragniony przyszedł do twego domu, daj mu jeść i pić”). Jest to nawiązanie do „Księgi Kapłanów”, która poleca: „Jeśli zubożeje twój brat i podupadnie, to ty wspomożesz go, czy to będzie obcy czy tubylec, aby mógł żyć z tobą”. Jeśli dłużnik nie jest w stanie zwrócić zaciągniętej pożyczki, powinno się unikać spotkań z nim, aby nie wprawiać go w zakłopotanie (Midrasz Szemot Rabba 31, 6).
„Talmud” interpretuje jałmużnę bardzo szeroko, jako wszelką pomoc, mającą na celu wsparcie potrzebującego. Ubogi ma prawo oczekiwać pomocy od bliźnich, których los postawił w lepszej sytuacji. Ten zaś, kto pomaga, powinien zachowywać się dyskretnie, nie naigrawać się z biedaka, okazywać uprzejmą życzliwość i zrozumienie sytuacji, które to gesty są nieraz bardziej ważne niż sam materialny datek (Sukka 49b). Ofiarodawca ma obowiązek uważania na to, aby jego pomoc została wykorzystana w sposób właściwy, służyła dobru biorcy, jak też powinien zachęcać do podjęcia jakiejś pracy, aby się utrzymywać z własnego wysiłku. Kategorycznie zabrania się dawania jałmużny w celach samoreklamy, afiszowania się czy w celu uniknięcia płacenia podatków i innych zobowiązań (Jakut Szimoni Miszle 9, 47; Midrasz Szemot Rabba 31, 18).
Dawanie jałmużny (czyli udzielanie pomocy materialnej) to wielka sztuka, a nie pusty gest mający na celu własne wywyższenie. „Rabbi Janaj ujrzał, jak pewien człowiek na oczach wszystkich dał biednemu monetę. Rzekł: „Byłoby lepiej, gdybyś mu wcale nie dawał, niż dawał tak, aby go zawstydzić” (Chagiga 5). „Jaka jałmużna ratuje od gwałtownej śmierci? – Taka, gdy ten, kto daje, wie, komu ją dał, a ten, kto bierze, nie wie, od kogo wziął” (Bawa Batra 8). Pan Bóg nakazuje pomagać dyskretnie, jakby pożyczając, mówiąc: „Oddasz, kiedy będziesz mógł”... Żydowscy miliarderzy w USA co roku łożą gigantyczne sumy na cele społeczne, na budowę szpitali, świątyń, uniwersytetów, bibliotek, przytułków dla bezdomnych, domów pogodnej starości itp., a czynią to zawsze anonimowo, gdyż tradycja żydowska głosi, że tylko takie bezimienne dary mają wartość. A Bóg i tak wie, kto co komu dał. „Rzekł Raw Assi: „Nakaz miłosierdzia jest większy od wszystkich innych nakazów” (Bawa Batra 9)... „Nauczali nasi mistrzowie: Biednym nie-Żydom należy dawać jałmużnę na równi z biednymi izraelskimi, chorych nie-Żydów odwiedzać na równi z chorymi izraelskimi i pochówek sprawiać zmarłym nie-Żydom na równi z izraelskimi – a to kierując się pragnieniem pokoju” (Gittin 61)... „Bacz, aby drzwi twego domu nie były zamknięte wtedy, kiedy siadasz do stołu” (Derech Erec Zutta 9).
Szczególną odmianę sprawiedliwości stanowi sprawiedliwość sądowa, o której w „Talmudzie” czytamy:
„W chwili, gdy sędzia zasiada do rozsądzenia sprawy bliźnich swoich, powinien widzieć w wyobraźni ostry miecz, wiszący nad jego głową.
Sędzia, który przyznaje komuś w sposób niesprawiedliwy dobro drugiego, okupi to przed Bogiem ceną swej duszy.
Biada sędziemu, który jest moralnie przekonany o niesprawiedliwości sprawy, lecz daje się uwieść przez świadków; Bóg zażąda od niego rachunku.
Bądź raczej prześladowanym, niż miałbyś zostać prześladowcą”...
Niesprawiedliwość z kolei ma wiele obliczy, a jedno z nich to kłamstwo, fałsz jako brak prawdy, do której przecież każdy człowiek ma naturalne prawo. Choć sprawa ta nie należy do łatwych. „Każda półprawda jest całkowitym kłamstwemKłamstwa mówić nie wolno, niektórych prawd nie należy… Kłamca musi mieć dobrą pamięć... Rabbi Eliezer zwykł był mówić: „Człowiek powinien unikać tego, co brzydkie, a nawet tego, co wydaje się brzydkie” (Tossefta Cholin 2). Kłamstwo zaś niejako z definicji jest brzydkie, nawet jeśli jest ubrane w ładne słowa i wyrasta z tzw. „dobrych intencji”, wiodących, jak wiadomo, do piekła.
Żydowska mentalność nie zna tchórzliwego i podłego wszechprzebaczenia. Zresztą i pewien poeta staropolski ostrzegał:

„Kto dobrze czyni komu niedobremu,
Jako podkowy przybił mu ku złemu”...

Są rzeczy, których się nie powinno i nie wolno nigdy ani zapominać, ani przebaczać, o ile się nie chce zostać moralnym współuczestnikiem straszliwych zbrodni. Żydzi doskonale zdają sobie z tego sprawę, w przeciwieństwie do chrześcijan.

„Talmud” zaleca skromność i powściągliwość w samoocenie. Nie powinno się wywyższać przez poniżanie innych. „Jaką miarą kto mierzy, taką mu odmierzą” (Sotta 5)... „Jeśli ktoś powie ci: Usuń źdźbło z twoich oczu, odpowiedź: Usuń belkę z twoich oczu” (Bawa Batra 15)... „Moje poniżenie to moje wywyższenie, moje wywyższenie to moje poniżenie” (Szemot Rabba 45). „Nie czyń innemu, co tobie niemiłe” (Szabbat 31)... „Akawia ben Mahalalel powiada: „Zważaj na trzy rzeczy, a nie dojdziesz do grzechu: Wiedz, skąd przychodzisz, dokąd idziesz i przed kim masz zdać sprawę. Skąd przychodzisz? Ze śmierdzącej kropli. Dokąd idziesz? Do miejsca prochu, robactwa i larw. A przed kim będziesz musiał zdać sprawę? Przed królem, który jest królem królów, przed Tym, który jest Święty Błogosławiony” (Pirke Awot 3, 1).

* * *

Etyka judaizmu zakazuje nienawiści nie tylko Żyda do Żyda, ale i w ogóle – do wszystkich ludzi, według nakazu z „Księgi Kapłańskiej” (19, 17): „Nie będziesz chował w sercu nienawiści do swego brata” oraz z „Talmudu”: „Kto nienawidzi jakiegokolwiek człowieka, nienawidzi Tego, Który rzekł słowo i świat zaistniał” (Sifre Żuta Bamidbar 18). Zakazana jest też mściwość, chowanie urazy i dążenie do wyrównania krzywd na drodze przemocy: „Jeśli ktoś nożem skaleczy sobie jedną ze swych rąk, to czyż będzie mścił się na sobie ucinając tę drugą rękę, która tę szkodę uczyniła?” (Nedarim 6). Zresztą jeszcze w „Księdze Joba” (30, 28-29) znajdujemy szlachetne zdanie: „Byłoby to ciężkim przestępstwem, gdybym się zaparł Boga na wysokości, jeślibym cieszył się z upadku mojego wroga i radował się tym, że spotkało go coś złego”... W „Talmudzie” zachodzi rozwinięcie tej idei: „Szemuel Młodszy powiada: „Nie ciesz się, gdy pada twój wróg, nie raduj się w duchu, kiedy się potknie, bo Pan zobaczy i uzna to za złe i odwróci swój gniew od niego” (Awot 4, 24”. Choć motywacja tej postawy wydaje się bardzo wątpliwa i dwulicowa: „nie ciesz się z nieszczęścia twego wroga, jeśli chcesz, aby nadal pozostawał w swym nieszczęściu”, to jednak sama zasada jest szlachetna i piękna. Czytamy w księdze „Szabbat” (32): „Pewien człowiek przyszedł do Rawa i rzekł: „Władca mojego miasta przykazał mi: „Idź i zabij tego i tego człowieka, a jeżeli tego nie zrobisz, ja zabiję ciebie”. – Odparł mu Rawa: „Niech cię zabije, a ty nie zabijaj. Czemu sądzisz, że twoja krew jest czerwieńsza? A może to krew tamtego człowieka jest czerwieńsza od twojej?”
– „Oto obrońcy człowieka: skrucha i dobre uczynki”...
– „Kto jest bohaterem? – Ten, kto z wroga czyni przyjaciela” (Awot d’Rabbi Natan 23).
„Ben Azaj powiada: „Spełniaj ochoczo dobre czyny, choćby najłatwiejsze, a uciekaj od grzechu, bo dobry czyn pociąga za sobą dobry czyn, a grzech pociąga za sobą grzech; nagrodą dobrego czynu jest sam dobry czyn, a karą za grzech jest sam grzech” (Pirke Awot 4, 2).
„Gdy oddalasz od siebie kogoś lewą ręką, prawą natychmiast go przybliżaj” (Sotta 47).
„Lepszy jest ten, kto czyni dobrze z miłości, niż ten, kto działa ze strachu” (Sotta 31).
„Nie sądź swojego bliźniego, aż będziesz w tym samym co on położeniu” (Hillel).

Pochlebstwo groźniejsze od obmowy: pierwsze ukrywa przed nami nasze wady, druga zmusza do ich naprawy. Człowiek mądry czyni z cudzej złośliwości narzędzie własnej doskonałości. Mówi więc „Talmud”: „Miłuj tego, kto cię napomina i karci, a miej w nienawiści pochlebcę” (Awot d’Rabbi Natan 29). Chwalić kogokolwiek wolno tylko za oczy, ale nie w nadziei, że nasze słowa zostaną przekazane osobie przez nas chwalonej. „W oczy chwal człowieka z umiarem, chwal zaś go wylewnie za jego plecami” (Eiruwin 18). Nie dawaj powodu, aby obmowa skierowała się przeciwko tobie. Popełnisz drobny błąd, a zła sława będzie ogromna i trwała; dasz powód do drwin i na zawsze utracisz szacunek u ludzi. Ostrożność nie uchroni, co prawda, przed wymyślonymi pomówieniami i plotkami, zważywszy, że ludzie chętniej lżą i dają wiarę złym pogłoskom o człowieku dobrym niż wierzą prawdzie o złym, to jednak trzeba unikać dawania powodu do obmowy. „Siedem dołków pod człowiekiem uczciwym, a tylko jeden pod złym” (Sanhedryn 7)... „Rzekł Rabbi Jossi: „Niech moim udziałem będzie los tego, kogo podejrzewają o zło, ale nie ma w nim winy” (Moed Kattan 18).
Powinno się żyć rozumnie, ostrożnie; a postępować odpowiednio do sytuacji. „Temu, kto pluje w górę, plwociny spadną na twarz” (Kohelet Rabba 7). Przezorność i dalekowzroczność zabezpieczają przed wieloma zagrożeniami, niepowodzeniami i porażkami.

* * *

Według niektórych autorów „Tory” i „Talmudu” wszyscy ludzie są równi i przysługuje im niezbywalna godność oraz wolność.
Za jedno z podstawowych praw człowieka uważa się w judaizmie prawo do zachowania życia. Nawet samo tylko podniesienie ręki na bliźniego, bez uderzenia, a więc sam zamiar pobicia kogoś piętnuje się jako niegodziwy. „Ten, kto podnosi rękę przeciw swemu bliźniemu, chociaż go nie uderzył, jest złym człowiekiem” (Sanhedryn 58b). Z tym prawem „Talmud” łączy prawo do posiadania środków do prowadzenia godziwego trybu życia. Dlatego tradycja żydowska potępia wszelką nieuczciwość w handlu, wszelki podstęp, każde niewywiązanie się z umowy, każde oszustwo. Wymaga natomiast bezwzględnego i skrupulatnego dotrzymywania zobowiązań i danego słowa.
„Talmud” od początku był „socjalistyczny”, prospołeczny, zorientowany na osiągnięcie sprawiedliwości socjalnej. Zamanifestował się w tym wpływ „Praw” i „Państwa” Platona na autorów tego wielkiego dzieła. Dodajmy jeszcze, iż według nakazów etyki talmudycznej prawo do posiadania środków do godziwego życia obejmuje m.in. prawo robotnika do regularnego i adekwatnego do włożonego wysiłku wynagrodzenia, a naruszenie tego prawa należy traktować jako wykroczenie przeciwko Bogu.

Etykę „Talmudu” należałoby określić jako „etykę walki i życzliwości”, przy czym życzliwość stanowi tu jeden ze sposobów walki i przetrwania, a także sztuki zwyciężania. Według niej powinno się wykorzystywać każdą okazję do czynienia dobra, do budowy przyjaznych stosunków z ludźmi. Wszelki powód, nawet wspólny obiad, jest ku temu dobry. „Dobry jest wspólny posiłek, bo zbliża oddalonych” (Sanhedryn 103)... „Ben Azaj mówił: „Nie gardź żadnym człowiekiem i nie lekceważ żadnej rzeczy, bo każdy człowiek ma swoją godzinę, a każda rzecz ma swoje miejsce” (Awot 4, 3).
Etyka judaizmu chroni prawo człowieka do dobrego imienia przez zakaz rozpowszechniania złośliwych plotek, pogłosek i oszczerstw wszelkiego rodzaju. Zabrania więc kategorycznie zniesławiania kogokolwiek, niezależnie od tego, czy jest to Żyd, czy nie. Narażenie innego człowieka na publiczny wstyd jest przyrównywane do rozlewu krwi. „Talmud” zabrania nie tylko wypominania, lecz samego nawet przypominania cudzoziemcom żyjącym obok Żydów ich obcego pochodzenia, aby nie sprawić im przykrości; tak jak nie powinno się grzesznikom, którzy stanęli na drogę poprawy, wypominać ich dawnych grzechów. Niedopuszczalne jest również oszustwo, polegające na przekręcaniu faktów, manipulacji nimi, na fałszywym przedstawianiu tych czy innych okoliczności, mając na celu pobudzenie kogoś do tych czy innych działań. Nie wolno mówić co innego, a myśleć co innego. „Niech wasze „tak” zawsze będzie prawe i niech wasze „nie” też zawsze będzie prawe” (Bawa Mecja 49a).

Jedną z oryginalnych i wyprzedzających swój czas koncepcji talmudycznych stanowi doktryna o osobistej doskonałości i dążeniu do świętości. „Bądźcie świętymi, bo i ja Pan, wasz Bóg, jestem święty” (Księga Kapłańska 19, 1). Na pierwszym miejscu znajduje się w tym dążeniu sztuka panowania nad sobą, polegająca nie tylko na powstrzymywaniu się od złych słów i czynów, lecz i na niedopuszczaniu do siebie złych pragnień, nikczemnych uczuć i brudnych myśli, które uważa się za gorsze od czynów, ponieważ brudzą samą duszę. Do najgorszych zjawisk tego rzędu zalicza się zawiść, chciwość, pychę, żądzę władzy, gniew, Schadenfreude. Panowanie nad sobą – w przeciwieństwie do tradycji greko – rzymskiej, chrześcijańskiej i islamskiej – nie oznacza w judaizmie ascezy i umartwiania ciała. Ceniąc i oczekując życia wiecznego wyznawcy tej religii nie uważają, że powinno się to odbywać kosztem życia doczesnego, które jest przecież darem Boga i posiada własną niepowtarzalną wartość. Nie uznają też ciała za nieczyste źródło grzechu, a jego skłonności i potrzeb za z definicji złe. Wręcz przeciwnie, ciało jest mieszkaniem duszy, czyli pierwiastka boskiego, i dlatego należy mu się dbanie o to, by było zawsze czyste, zdrowe i sprawne. Dlatego codzienne mycie ciała stanowi w judaizmie obowiązek religijny. A odmawianie ciału należnych mu dozwolonych prawem przyjemności jest grzechem. „Na tamtym świecie człowiek będzie zdawać sprawę z każdej dozwolonej przyjemności, od której się powstrzymał” (Kiddyszin 4, 12). Tego, kto praktykuje osobisty post i umartwienie, uważa się za grzesznika, podobnie jak tych, którzy nie cenią bogactwa i nie zakładają rodziny, które to rzeczy są dobre i dane ludziom od Boga.
Za wielką cnotę w kulturze żydowskiej uważa się praktykowanie zajęć intelektualnych, czytanie mądrych ksiąg, rozważanie rozmaitych kwestii naukowych i życiowych. Także ufna wiara w Boga i w Jego dobroczynne działanie w życiu ludzkim należą do cnót, których skutkiem są radość, zadowolenie ze swego losu, pogoda ducha. Wiara w Boga to jakby wiara małego synka w swego ojca, w jego dobroć, siłę i opiekuńczość. Wymaga ona uznania swej zależności od Boga, ale też – właśnie dzięki temu – uwalnia od pychy i od zależności od rzeczy przemijających i od ludzi. Pokora przed Bogiem to podstawa zarówno mądrości, jak i szczęścia. Bojaźń Boża jest wszelako nie aż tak ważna jak miłość do Boga ze względu na Jego wszechmoc i absolutną doskonałość.
Człowiek bez Boga zdany jest na pastwę własnej niedoskonałości. „Gdy pada jeden rząd winorośli, wkrótce niszczeje cała winnica” (Awot d’Rabbi Natan 24). Stąd postulat pokory, łagodności, uznania swej niedoskonałości w obliczu Pana. „Niech twoja wola ustąpi przed wolą bliźniego” (Derech Erec Zutta 1). „Bądź raczej przeklinany, lecz sam nie przeklinaj” (Berachot 51). „Człowiek uczy się mówić bardzo wcześnie, milczeć – bardzo późno”... „Wejść jest zawsze łatwiej niż wyjść”... „Umiejętność milczenia jest podporą mądrości”... „Pan Bóg dał człowiekowi dwoje uszu i jedne usta – żeby dużo słuchał i mało mówił”...

Spełnienie obowiązku stanowi właściwe powołanie człowieka na ziemi, twierdzi jeden z autorów „Talmudu”. „Duch Boży nie gości tam, gdzie panuje smutek, gdzie lenistwo, śmiech, lekkomyślność, gadulstwo i błahostki, – ale tam, gdzie jest radość spełniania nakazów” (Szabbat 30)... „Gdy myślisz i rozważasz, dochodzisz do tego, że każdy człowiek ma trzy imiona: jedno to, jakim nazywają go ojciec i matka; drugie to, jakim nazywają go ludzie; i trzecie – jakie zdobywa sobie sam; a najwłaściwsze jest to właśnie” (Tanchum Wajichal). Swoje imię zdobywa człowiek pracą własnego umysłu i swoich rąk, jak też posłuszeństwem nakazom Bożym i życzliwą postawą wobec innych ludzi. „Miłuj niebiosa, miłuj wszystkie nakazy: jeśliś bliźniemu uczynił najmniejszą krzywdę, niech będzie wielką w twoich oczach; a jeśliś bliźniemu uczynił wiele dobrego, niech to będzie w twoich oczach niewiele. Jeśli twój bliźni uczyni ci trochę dobrego, niech to będzie w twoich oczach wiele, a jeśli uczyni ci wiele złego, niech to będzie w twoich oczach niewiele” (Awot d’Rabbi Natan)... „Miłość bez napominania nie jest miłością” (Bereszit Rabba 44)... „Jehuda Ben Tejma powiada: „Bądź silny jak tygrys, lekki jak orzeł, prędki jak jeleń, potężny jak lew po to, aby spełniać wolę Ojca twego, który jest w niebiesiech” (Awot 5, 24)... „Człowiek winien spełniać swoje obowiązki względem ogółu tak, jakby to były obowiązki wobec Boga” (Szakalim 9)... „Człowiek powinien postępować tak, jakby mieszkał w nim Bóg” (Taanit 11).

„Talmud” jest księgą życia, podręcznikiem mądrego postępowania, nie zaś – jak to często przedstawiają jego krytycy – jałowym mędrkowaniem. Niech posłużą dowodem na to fragmenty przytoczone poniżej.
„Między wielkimi filozofami żydowskimi rabim Tarfonem a rabim Akibą zaszła różnica zdań w kwestii: co jest ważniejsze – studia czy działanie? Rabi Tarfon twierdził, że działanie jest ważniejsze, bo co ma większe zastosowanie w życiu, piękne słowa czy konkretny czyn? Rabi Akiba powiedział: Nauka jest ważniejsza, jest ona światłem i siłą. Po dłuższej dyspucie mędrcy doszli do wniosku, że studia są ważniejsze, jeśli prowadzą do działania”...
– „Szczęściem człowieka ciemnego jest to, że nie wie on o swej niewiedzy.
– Gdy ktoś jest dzieckiem mając lat dwadzieścia, pozostanie głupcem do końca życia.
– Milczący głupiec może uchodzić za mędrca.
– Serca ludzkie i tonie morskie są niezgłębione.
– Każdy wierzy chętnie w to, czego sobie życzy, lecz zdarzenia biegną często własnym torem.
– Fałszywa skromność jest najsprytniejszym rodzajem oszustwa.
– Biada temu, kto czyni naukę środkiem do bogacenia się (Hillel).
Nędza nie jest ujmą, ale też nie jest zaszczytem.
– Pożycz człowiekowi pieniądze, kupisz sobie wroga.
– Z pieniędzmi nie jest tak dobrze, jak jest źle bez nich.”

Wiele tekstów talmudycznych lansuje daleko posunięty rygoryzm moralny i obowiązek samodzielnego myślenia, ale czyni to w sposób nad wyraz nienatrętny, nietrywialny i elegancki, miejscami zaś nawet – „przewrotny”...
„Kto się kładzie z psami, ten wstaje z pchłami.
– Jeśli dziewczyna przychodzi do rabina, to rabin jest rabinem, a dziewczyna dziewczyną. Jeśli rabin przychodzi do dziewczyny, to rabin nie jest rabinem, a dziewczyna nie jest dziewczyną.
– Nie martw się o jutro, nigdy nie wiesz, co cię spotka dziś.
– Biada pokoleniu, którego bohaterzy są w pogardzie (Jalkut Szimeoni Rut).
– Trzej kochają się wzajemnie: Żydzi na obczyźnie, niewolnicy i kruki (Pesachim 113).
Rozpocząłeś dobre dzieło – doprowadź je do końca (Jeruszalmi, Megilla 2).
Nie ufaj samemu sobie, aż dopiero w dniu śmierci (Hillel).
– Człowiekowi ukazuje się we śnie tylko to, o czym zamyśla jego serce (Berachot).
– Rzekł rabbi Papa: „Złodziej podczas kradzieży też wzywa miłosiernego Boga” (Berachot).
– Naucz swój język mówić: „Ja nie wiem”, bo możesz być przyłapany na kłamstwie (Berachot).
– Powiada rabbi Jehuda: „Trzy rzeczy przedłużają dni i lata ludzkiego żywota: kiedy się przeciąga swą modlitwę; kiedy się długo siedzi u stołu; kiedy się długo przebywa w wychodku” (Berachot).
– Bar Chama mówił: „Rozmyślać można wszędzie, tylko nie w łaźni ani w ustępie” (Kidduszin).
– Rabinowie nauczali, kto jest bogatym człowiekiem. „Ten, kto zadowolony jest ze swego majątku”, mówił rabbi Meir. „Ten, kto ma piękną i skromną żonę”, mówił rabbi Akiba. „Ten, kto ma ustęp blisko stołu”, mówił rabbi Josi (Szabbat).
– Powiedział Mistrz: „Pięć spraw czyni człowieka bliższym śmierci niż życia: kiedy się zjadło i natychmiast wstało; kiedy się wypiło i natychmiast wstało; kiedy się spało i natychmiast wstało; kiedy się krew puszczało i natychmiast wstało; kiedy się spółkowało i natychmiast wstało” (Szabbat).
– „Jeżeli dorosła Żydówka uwiedzie chłopca poniżej dziewięciu lat, nie jest winna (...). Nie podlega karze Żyd za stosunek płciowy z dziewczynką poniżej trzech lat” (Eben Haezer 20, 1).
[Pięć ostatnich wypowiedzi ilustruje jedną z charakterystycznych cech mentalności żydowskiej: obok wzniosłości znienacka zjawia się wulgarny, kiczowaty fizjologizm, co świadczy jakby o zaniku zdolności rozróżniania między tym, co stosowne, a co niedopuszczalne w określonej sytuacji].
Są też w prawie talmudycznym inne, niezbyt chwalebne, instrukcje postępowania. Żydzi bowiem jako jedni z pierwszych (jeszcze przed rasą anglosaską czy japońską) zrozumieli, że sztywne normy moralne stoją na przeszkodzie sukcesu i zwycięstwa, przestali więc zawracać sobie nimi głowę. [Gdyby tygrys kierował się ideałami dobroci i współczucia, musiałby umrzeć z głodu]. Uważali też zupełnie słusznie, iż hybrydyzacja międzyrasowa prowadzi do degeneracji i upadku rasy wyższej. Wybitny uczony żydowski, profesor izraelskich uniwersytetów Izrael Shahak krytycznie pisze o zawartych w „Talmudzie” kontrowersyjnych pseudomądrościach: „Talmudyczna zasada, według której „zakazuje się mnożenia nasienia Amalekitów”, odnosi się do wszystkich gojów. Zasadniczo nie powinno się udzielać gojom pomocy nawet w dni powszednie. Jednakże w przypadku, gdy dysponują oni własnymi lekarzami i położnymi, zezwala się Żydom na ich leczenie i odbieranie porodów, gdyż spotkawszy się z odmową lekarza żydowskiego czy położnej, goje mogliby zamiast nich wezwać własnych. W rezultacie więc żydowski lekarz czy położna straciliby okazję do zarobku, co jest przecież wielce niepożądane. Zalecenie to odnosi się w równym stopniu do dni powszednich jak i do szabatu, pod warunkiem, że nie dochodziło do profanacji święta. Jednakże w tym drugim przypadku szabat może posłużyć jako wymówka, za pomocą której „można wprowadzić pogańską kobietę w błąd, przekonując, iż udzielenie jej pomocy doprowadziłoby do naruszenia szabatu”. W odniesieniu do przypadku profanacji szabatu żydowscy mędrcy rozróżniają dwie kategorie prac, których w szabat wykonywać nie wolno. Pierwsza obejmuje prace zakazane przez Torę, czyli tekst biblijny (interpretowany przez „Talmud”); prace te tylko mogą być wykonywane w wyjątkowych okolicznościach, to znaczy wtedy, gdy niewykonanie ich spowodowałoby realną groźbę wybuchu wrogości wobec Żydów. Drugą kategorię stanowią trzy rodzaje prac zabronionych tylko przez mędrców, którzy poszerzyli oryginalne prawo Tory; nastawienie do pogwałcenia tych zakazów jest z reguły łagodniejsze.
W innym miejscu rabini rozważają kwestię, czy wolno żydowskiemu lekarzowi podróżować w czasie szabatu do chorego goja, w celu udzielenia mu pomocy, dorożką. Po wyjaśnieniu, iż podróżowanie w szabat dorożką konną nie pogwałca Tory, a jedynie „zakaz nałożony przez mędrców”, Sofer powołuje się na oświadczenie Majmonidesa wedle którego podczas szabatu nie należy pomagać kobiecie nieżydowskiej przy porodzie, nawet jeśli nie pociąga to za sobą profanacji szabatu. Dodaje też, że zasada ta dotyczy nie tylko położnych, lecz rozciąga się na całą praktykę lekarską. Następnie jednak wyraża obawę, czy zastosowanie zasady w praktyce nie wywoła „niepożądanej wrogości wobec Żydów”, ponieważ goje najpewniej „nie uznają wyjaśnienia o konieczności przestrzegania szabatu” i gotowi są pomyśleć, że „dla Żydów krew innowierców niewiele jest warta”. A co gorsza, nieżydowscy lekarze mogliby się za to mścić na swych żydowskich pacjentach. Trzeba więc znaleźć jakieś lepsze uzasadnienie odmowy. Sofer doradza więc, aby żydowski lekarz, który w czasie szabatu został wezwany do nieżydowskiego pacjenta gdzieś poza miasto, wymówił się od obowiązku pod pretekstem, iż musi pozostać w mieście, by pilnować zdrowia własnych pacjentów; może więc powiedzieć: „Nie wolno mi opuścić mego posterunku ze względu na niebezpieczeństwo grożące zdrowiu tego czy innego pacjenta”. Przy takim racjonalnym uzasadnieniu odmowy nie trzeba się obawiać wrogości ze strony gojów. Podobnym argumentem posługują się przecież lekarze, usprawiedliwiając na przykład swoje spóźnienie do pacjenta: „Najpierw musiałem udzielić pomocy innemu pacjentowi”. Tylko jeśli „w żaden sposób nie da się uzasadnić odmowy”, lekarz może skorzystać z dorożki konnej, aby dostać się w szabat do nieżydowskiego pacjenta”.
[Przerywając ciąg rozważań szlachetnego intelektualisty żydowskiego, zauważmy, iż w 2010 roku media Izraela i całego świata wielokrotnie donosiły o zdemaskowaniu w tym kraju dużej zorganizowanej grupy ciężkich zbrodniarzy, oficerów i lekarzy, na których czele stał generał armii izraelskiej, a którzy porywali młodych Palestyńczyków, w tym dzieci, wycinali im (nie stosując znieczulenia!) wątroby, nerki, serca, inne organy i sprzedawali je w różnych krajach. Robili w ten sposób świetne interesy na zadawaniu męczeńskiej śmierć „gojskim” dzieciom i młodym ludziom. I nie był to przypadek odosobniony. Także w innych krajach demaskowano żydowskich (zresztą czyż tylko żydowskich, że wspomnimy tu o ośmiu tysiącach młodych Serbów wypatroszonych w tymże celu przez mafię albańską w Kosowie, „demokratyczną”, wspieraną przez „cywilizowane” Niemcy i takież USA w latach 1993-2013) lekarzy morderców, opętanych chorobliwą żądzą zysku, którym szowinistyczne zabobony ułatwiały przejście do porządku dziennego nad skrupułami etycznymi czy zwykłą choćby ludzką litością. W niczym nie różnili się od doktora Mengele z Oświęcimia, a nawet byli gorsi od niego. W dzienniku „Fakt”, ukazującym się w Warszawie, 18 października 2010 roku można było przeczytać artykuł pt. „Gang lekarzy wycinał nerki”: „Aresztowani tymczasowo lekarze Instytutu Chirurgii i Transplantologii im. Szalimowa w Kijowie należeli do międzynarodowego gangu wycinającego nerki mieszkańcom Ukrainy, Mołdawii i Uzbekistanu. Dawców, którzy – przyciśnięci biedą – godzili się na sprzedaż nerki, przewożono do innego państwa. Tam chirurdzy pobierali od nich nerkę i przeszczepiali osobie płacącej za operację. „Odbiorcami byli przeważnie zamożni obywatele państwa, do którego na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku masowo emigrowali obywatele Ukrainy” – podało ukraińskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych... Chodzi o Izrael... Na czele 12-osobowego gangu stał także obywatel Izraela. W sumie pobrano nerki od 30 osób... Za przeszczep nerki odbiorcy płacili od 100 tysięcy do 200 tysięcy dolarów. Dawcy dostawali za swe nerki 2500 dolarów, a chirurdzy dzięki uzyskanym z nielegalnych przeszczepów pieniądzom wiedli luksusowe życie, kupowali eleganckie nieruchomości i drogie samochody”. Do takich właśnie potworności staje się zdolny człowiek – nie tylko Żyd – opanowany przez żądzę zysku i zdziczały szowinizm].
Powracając do wywodów Izraela Shahaka czytamy w dalszym ich ciągu: „W całej tej dyskusji nie chodzi wcale o dobro pacjenta, lecz o to, jaką wymówką należy wobec niego się posłużyć. Zakłada się przy tym, że słuszniejszą rzeczą jest wprowadzenie goja w błąd niż leczenie go, o ile tylko nie wywoła to wrogości z jego strony. W dzisiejszych czasach, rzecz jasna, żydowscy lekarze nie są już na ogół tak religijni, więc pewnie nawet nie wiedzą o tych wszystkich zakazach. Co więcej, nawet lekarze wierzący wolą raczej być w zgodzie z przysięgą Hipokratesa, niż stosować się do wskazań fanatycznych rabinów. Jednakże trudno powiedzieć, że zalecenia te nie mają na lekarzy żydowskich żadnego wpływu”... Widzimy więc tu, jak koślawe wyobrażenia religijne nie tylko nie stanowią podstawy filozoficznej do życia w prawdziwie moralny sposób, lecz wręcz skłaniają do postępowania jaskrawo niemoralnego, gdy się odmawia pomocy medycznej komuś tylko dlatego, że należy do innego wyznania czy innej rasy. Trudno o dobitniejszy wyraz braku przyzwoitości etycznej i rozumu. Toteż według zdania słynnego prawosławnego teologa żydowskiego pochodzenia Aleksandra Mienia „na tle samej Biblii oraz świętych ksiąg innych religii „Talmud” zdecydowanie przegrywa”...
Ale przecież znajdujemy w „Talmudzie” o wiele więcej idei szlachetnych, dowcipnych i mądrych:

– „Pozostaw pijanego – sam upadnie (Szabbat).
– Przy trzech okazjach poznaje się człowieka: przy kielichu, przy spłacie należności i gdy jest w gniewie (Eruwin).
– Ucieczka jest początkiem klęski (Pesachim).
– Gra na flecie jest muzyką dla książąt, tkaczom się nie podoba (Joma).
– Kto swe oko skierował na kielich, dla tego cały świat jest prosty (Joma).
– Kto sam choć trochę się zabrudzi, tego ludzie zabrudzą jeszcze bardziej (Joma).
– To, co dziecko mówi na ulicy, pochodzi od ojca lub matki (Sukka).
– Rabbi Chanina rzekł: „Wiele nauczyłem się od moich nauczycieli, więcej od kolegów, najwięcej od moich uczniów (Taanit).
– Śpiesz się, gdy masz kupić pole; zwlekaj, gdy masz wybrać żonę (Jewamot).
– Rabbi Nachman mawiał: „Napisano: „Miłuj bliźniego jak siebie samego” – wybierz mu więc lekką śmierć”.
– Rabbi Jochanan powiedział: „Kto nie dotrzymuje wierności żonie, temu i żona nie dotrzymuje wiary... Tak jest, jak mówią ludzie: on sobie przy dyniach, ona przy ogórkach” (Sota).
– Nie gadaj zbyt wiele z żoną – dotyczy to własnej żony, a tym bardziej żony cudzej (Awot).
– Rabbi Jehuda mówił: „Każdy, kto nie uczy swego syna rzemiosła, uczy go złodziejstwa” (Kidduszin).
– Kto jada na ulicy, podobny jest do psa (Kidduszin).
– Usługa lekarza leczącego za darmo ma niewielki skutek (Baba Kama).
– Bardzo mało daje ten, kto wiele nawet dając, daje niechętnie. Wiele daje ten, kto dając mało, daje z radosną twarzą (Baba Batra).
– Rabbi Chanina mawiał: „Módl się o powodzenie władzy, bo gdyby nie strach przed nią, ludzie pożarliby żywcem jeden drugiego” (Awot).
– Obmowa szkodzi trzem ludziom: obmawiającemu, słuchającemu i obmawianemu (Erachin).
– Bardziej miłuj tego, kto wytyka ci błędy, niż tego, kto cię wciąż chwali (Rabbi Natan).
– Ludzie wyznają cztery zasady: „Co moje to moje, a co twoje to twoje”; jest to zasada sodomitów. „Co moje to twoje, a co twoje to moje”; tak mówi motłoch. „Co moje to twoje, a co twoje to też twoje”; tak mówi pobożny. „Co moje to moje, a co twoje to też moje”; tak powiada łotr” (Awot).
– Chwalebną cechą w człowieku – wstydliwość, gdyż kto jest wstydliwy, nie jest skory do grzechu”.
W jednym ze średniowiecznych midraszy pewien rabin zawarł skrótowy opis życia ludzkiego, który, jego zdaniem, ma wyglądać następująco: „Gdy człowiek ma rok, podobny jest do króla, którego wszyscy całują i ściskają. W wieku lat dwu lub trzech podobny jest do świni stawiającej nogi w każdą kałużę. W wieku lat dziesięciu skacze jak kozioł. Gdy ma lat dwadzieścia, rży jak koń, stroi się i szuka sobie przyjaciółki. Skoro się ożenił, podobny jest do jucznego osła. Gdy spłodził dzieci, staje się bezczelny, jak pies goniący za pożywieniem. Gdy się zestarzeje, robi się podobny do małpy”... Nic dodać, nic ująć...

* * *

Trzeba przyznać, że niektórzy autorzy „Talmudu” nie ustrzegli się zachwytów nad samymi sobą, nad swą domniemaną wyjątkowością i wybraństwem, i posunęli się w tych zapędach aż do samoubóstwienia. Moralność talmudyczna jest niewątpliwie „narodowo – socjalistyczna” (völkisch). Choć przecież ektoplazmatyczne wyziewy grupowej megalomanii i pseudopoetyckiego uniesienia są zgoła czymś innym niż ścisła wiedza i rozumna, zrównoważona samoocena. A to tym bardziej, im bardziej łączy się z pogardą, a nawet nienawiścią w stosunku do innych ludzi, religii i narodowości. Ta księga, jak wiemy, zawierająca w sobie niemało prawdziwej mądrości, jednocześnie określa nie-Żydów ogólnikowo takimi pojęciami, jak „nochrim” (obcy), „akum” (bałwochwalca), „goj” (poganin), „klifot” (nierządnik), mającymi jednoznacznie pejoratywną konotację. Toteż jeden z uczonych rabinów, który nawrócił się był na katolicyzm, wyznawał, iż „Talmud” zawiera wiele zabawnych fantazji, niesmacznych nieprzyzwoitości, a nade wszystko najstraszliwszych bluźnierstw przeciwko wszystkiemu, co w religii chrześcijańskiej jest najdroższego”... Aby unaocznić, czym są owe kontrowersyjne wypowiedzi, przytoczmy garść z nich z zaznaczeniem ksiąg, z których pochodzą.

„Wy jesteście ludźmi, ale inne narody świata nie są ludźmi, lecz zwierzętami” (Baba Mecja 114b).
– „Bóg stworzył ich (nie-Żydów) w kształcie ludzi na cześć Izraela. Nie są bowiem stworzeni w innym celu, jak dla służenia Żydom dniem i nocą. I nie można im dać kiedykolwiek odpoczynku, ani dniem, ani nocą. Nie przystoi bowiem Żydowi, aby mu służyły zwierzęta we własnej postaci, lecz zwierzęta w postaci ludzkiej” (Midrasz Talpot).
– „Gojim, jako niewolnicy, jako bydlęta służące synom Izraela, należą do Żydów z całym swym dobytkiem... Oszukanie goja jest dozwolone” (Baba Kama 113b).
– „Najlepszy wśród gojów zasługuje na śmierć i musi być zabity” (Awoda Zara 26b).
– „Każda gojka (nie-Żydówka) jest nierządnicą” (Eben Haezer 6, 8).
– „Płód w łonie kobiety gojskiej niczym się nie różni od bydlęcia” (Jore Dea 240).
– „Żyd może zabić goja bezkarnie, a goj Żyda nie może. Jeżeli goj zabił Żyda, to odpowiada za to; jeżeli Żyd zabił goja, to nie odpowiada” (Tosefta Awoda Zara 8, 5).
– „Na dwór goja patrzy się jak na zagrodę dla bydła” (Tosefta Rubin 8, 1).
– „Nie-Żyda można okpić, to jest oszukać go w rachunku itd., byle tylko tego nie zauważył, gdyż imię Boże mogłoby być znieważone” (Choszen Hamiszpat 348).
– „Nie wolno sądzić się w nieżydowskim sądzie i w nieżydowskim interesie” (Choszen Hamiszpat 26, 1).
– „Jeżeli nie-Żyd domaga się od Żyda, aby świadczył przeciwko innemu Żydowi w sądzie, (...) nie wolno mu tego czynić. Ale jeśli Żyd żąda od Żyda, by w takiej sprawie świadczył przeciwko nie-Żydowi, to może” (Choszen Hamiszpat 28, 314).
– „Celem unieważnienia ślubów, przysiąg i obietnic Żyd udaje się do rabina, a gdy go nie ma, zaprasza trzech innych Żydów, mówi im, że żałuje, iż to uczynił i unieważnia, oni zaś mówią do niego trzy razy „mutter lach”, co znaczy, iż jest wolny od niekorzystnego zobowiązania wobec nie-Żyda” (Szulchan Aruch 1, 247).
– „Żyd nie może nigdy według prawa swego zaniechać tępienia gojów; nie wolno im dawać spokoju, nie wolno zostawić jakiegokolwiek miejsca” (Majmonides, Hilhot akum, X, 1, 2).
– „Zawiadomienie nie-Żydów o naszych stosunkach religijnych równa się zabiciu wszystkich Żydów, bo gdyby nie-Żydzi wiedzieli, czego o nich nauczamy, to by nas pozabijali” (Dibre Dawid 37).
– „Każdy goj, który studiuje Talmud, i każdy Żyd, który mu w tym pomaga, winni być zabici” (Awoda Zara 8; Sanhedryn 59; Szagiga 13).
„Talmud” poucza, że w szabat nie wolno jeść jajka, którego większa część nie wyszła z kury przed ukazaniem się drugiej gwiazdy na niebie. Rozważana jest też kwestia, czy w dzień świąteczny większym przestępstwem jest zabicie pchły czy wszy. Uczony w piśmie odpowiada: wesz można uśmiercić, lecz zabicie pchły stanowiłoby grzech śmiertelny. Kolejny jednak rabin zezwala na delikatne zgniecenie dokuczającej pchły, a jeszcze inny zaleca obcięcie jej łapek…

Nawet w mądrej księdze rabina Szneur Zalmana z Lady pt. „Likutej – Amarim” spotykamy zaskakujące swym rasizmem twierdzenie: „Jednak dusze nie-Żydów pochodzą od zupełnie nieczystych kliopot, w których zupełnie nie ma dobra, jak powiedziane w księdze „Ec chaim” (brama 49, rozdział 3): „I całe dobro, które czynią poganie, czynią wyłącznie ze względu na samych siebie”. I jak komentuje „Gemara”: „Miłosierdzie narodów jest grzechem”: „Wszystkie sprawiedliwe i miłosierne czyny narodów świata są dokonywane z próżności itd.” (Por. Rabbi Szneur – Zalman iz Lady, „Likutej Amarim (Tanija)”, Vilnius 1991).
Motywacja tego rodzaju „mądrości” jest niejasna, przecież nie sposób poważnie myśleć, że Żydzi są nienawistnikami całej ludzkości – ich dramatyczne dzieje są tego zaprzeczeniem. Być może amoralizm, nieograniczanie i niekrępowanie siebie etycznymi normami humanitaryzmu i uniwersalizmu sprzyjają – w pewnych okolicznościach – skuteczności działania i dlatego niekiedy ludzie świadomie odsuwają na ubocze zasady moralne, stawiając na pierwszy plan sukces, osiągnięcie celu za wszelką cenę, zwycięstwo w nieubłaganej walce o swoje miejsce pod słońcem. Wiadomo też, że nienawiść ma ogromną energię konsolidującą grupę socjalną. „Usiłując osiągnąć pewne cele ludzie napotykają trudności: brak pieniędzy, brak wrodzonych zdolności, brak przyjaciół, opór innych ludzi, by wymienić tylko niektóre. Ale moralność ma niewiele wspólnego z niesieniem pomocy ludziom w przezwyciężeniu tego rodzaju trudności. Wręcz przeciwnie, gdyby nie moralność, byłyby one często o wiele łatwiejsze do przezwyciężenia” (Peter Winch, „Etyka a działanie”). Prawdopodobnie wiedzieli o tej prawidłowości także poszczególni autorzy „Talmudu” i nie zawracali głowy ani sobie, ani rodakom perorowaniem o „braterstwie wszystkich ludzi”. Nawiasem mówiąc, ci, co to tak bardzo lubili zawsze gadać o „miłości bliźniego”, wymordowali w najokrutniejszy sposób miliony niewinnych ludzi należących do różnych ras, wiar i narodów. Teoretyczne nauki proroków i mędrców nie za bardzo oddziałują na praktyczne postępowanie jednostek i ludów.
Przytoczone powyżej filipiki „Talmudu” zostały zanotowane w konkretnych sytuacjach konfliktowych i zagrożeniowych, mają charakter polemiczny, sarkastyczny i literacki. Są wyrazem walki o przetrwanie, kiedy to dobrze jest zdeprecjonować wroga moralnie, a własne serca pokrzepić jadowitymi docinkami o „głupich gojach”. Tego rodzaju rzeczy były i są znane w wielu innych kulturach. Ale byłoby postępowaniem wielce ryzykownym wydawać sąd o jakimś narodzie bazując na tego rodzaju ekstremistycznych i marginalnych wypowiedziach. A tak czyniono w stosunku do Żydów wielokrotnie. Oto np. filozof francuski Nicolas Malebranche w „Traktacie o moralności” zaznacza, iż „grubiańscy i cielesni Żydzi pojmowali termin „bliźni” zawsze w fałszywym świetle”, to znaczy odnosili to pojęcie wyłącznie do członków swego narodu. Z kolei ksiądz Stanisław Tworkowski pisał: „Chcąc naprawdę poznać, kim są Żydzi, trzeba uważnie przeczytać księgę, która jest odbiciem duszy żydowskiej, według której każdy Żyd myśli, działa i nienawidzi. Jest to „Talmud”, księga przewrotności i kłamstwa... „Talmud” jest księgą tak zbrodniczą, iż wielokrotnie władze duchowne i świeckie różnych krajów wydawały przeciwko niej surowe rozporządzenia. „Talmud” zawiera obelgi, bluźnierstwa przeciwko Bogu, Trójcy Świętej, Krzyżowi Świętemu, Kościołowi, oraz bezwstydne i rozpustne opowiadania”... A znowuż według Adolfa Hitlera „Żyd to groźny zarazek, który rozmnaża się gwałtownie, gdy tylko znajdzie się w organizmie odpowiedniego żywiciela. Konsekwencje jego obecności również przypominają skutki obecności pasożyta. Tam, gdzie się pojawi, naród będący jego żywicielem prędzej czy później z tej infekcji umiera”. A więc kto nie chce umrzeć z powodu żydowskiej zarazy, powinien ją zwalczać zabijając wszystkie co do jednego „zarazki”... Pisząc te słowa przywódca Niemców również powoływał się na niektóre fragmenty „Talmudu”.
Powinno się jednak powiedzieć, że dziwaczne, śmieszne, złośliwe, spotwarzające, ksenofobiczne wypowiedzi stanowią zaledwie margines tej wielkiej księgi mądrości. Wydaje się, iż każdą ksenofobię da się wyjaśnić per analogiam z podobnymi zjawiskami. Otóż gdy np. weźmiemy całokształt piśmiennictwa niemieckiego, bez trudu odnajdziemy w nim (w publicystyce, beletrystyce, twórczości ludowej) wyraziste wątki antyfrancuskie, antyrosyjskie, antypolskie, antyangielskie, antyżydowskie. Analizując z tego punktu widzenia teksty polskie dostrzeżemy w nich multum docinków antyniemieckich, antyrosyjskich, antyżydowskich, a nawet antylitewskich czy antyczeskich. W piśmiennictwie ukraińskim, litewskim i białoruskim aż się roi od wypowiedzi antypolskich, antyrosyjskich i antyżydowskich; w słowackim – od antywęgierskich, w węgierskim – od antysłowackich, antyżydowskich i antyniemieckich itd. Czyli że – gdy jakiś etnos styka się w procesie swych dziejów z innymi narodami, dochodzi nieuchronnie do zadrażnień, nieporozumień, konfliktów, rywalizacji; a to znajduje swe odbicie w określonych stereotypach, uogólnieniach, szablonach myślowych, które są ubierane w szaty „mądrości narodowych”, ostrzeżeń, rad, nakazów i zakazów. Nieraz te szablony są uwieczniane na piśmie. Jednym zaś ze sposobów „walki ideologicznej” z partnerem (rywalem, przeciwnikiem, wrogiem) geopolitycznym jest przedstawianie go w przesadnie negatywnej, nieraz karykaturalnej, postaci jako rzekomego nosiciela rozmaitych cech odrażających lub, co najmniej, niemiłych i śmiesznych. Często wręcz odmawia mu się właściwości człowieczeństwa. Stąd np. Polak w niemieckim stereotypie to „podczłowiek”, którego cechuje głupota zmieszana z podłością, lenistwo, brak higieny, patologiczne zakłamanie, brak dobrego wychowania itp. Polak zaś w stereotypie ukraińskim to grabieżca, złodziej, nierób i hulaka skaczący wokół cudzej żony, a Polka to przebiegła ladacznica, chodząca do kościoła. Rosjanin w karykaturalnym wyobrażeniu polskim stanowi wzór gbura, nieokrzesanego chama, zaborcy i grabieżcy. Wszystkie te stereotypy – podobnie jak barbarzyńskie głupstwa niektórych rabinów – mają się nijak do rzeczywistości i faktów. Ale są tym bardziej trwałe, im mniej mają wspólnego z logiką i prawdą. Pełnią zresztą zupełnie realną funkcję kompensacyjną: zbiorowe samowywyższanie się, choć świadczy o braku samowiedzy i dobrego wychowania, dodaje otuchy, krzepi serca, konsoliduje grupę etniczną i – często wbrew faktom – pomaga zachować pozytywną samoocenę, bez której każda zbiorowość uległaby atomizacji i rozpadowi jako zorganizowana całość, stając się materiałem budowlanym dla innych nacji.
Poczucie wyższości, podobnie jak niektóre inne złudzenia, dodaje sił do dalszego trwania, do walki o swoje miejsce pod słońcem. Stąd pochodzi zarówno trwałość mitów narodowych, jak i ich zasadniczo pozytywna rola w życiu etnosów. Co nie zmienia faktu, iż megalomania narodowa stanowi odmianę zabobonu i zbiorowego szaleństwa, o którym Sigmund Freud w „Psychopatologii życia codziennego” pisał: „Że zabobon pochodzi ze stłumionych popędów wrogości i okrucieństwa, najwyraźniej przejawia się to u bardzo inteligentnych neurotyków cierpiących na nerwicę natręctw. Zabobon jest w przeważającej części oczekiwaniem nieszczęścia, a kto często żywił złowrogie życzenia wobec innych, które wskutek wychowania musiał zepchnąć do nieświadomości, ten szczególnie będzie skłonny spodziewać się kary za to nieświadome zło w formie grożącego mu z zewnątrz nieszczęścia”... A któż ma więcej powodów do spodziewania się raptownych nieszczęść, niż naród rozpierzchły po świecie, często bezbronny przed obliczem okrutnej dziczy, i który już doznał tylu tego rodzaju katastrof? Zabobony etniczne powstają najczęściej w czasach barbarzyńskich, kiedy umysły ludzi są jeszcze zawężone, schematyczne, prymitywne, wypełnione sennymi rojeniami, o których inny znakomity intelektualista żydowski, wybitny socjolog Herbert Spencer zauważył: „To, co dzikus przeżywa we śnie, jest dla niego równie realne, jak to, co widzi na jawie”. Jest moralną tragedią narodu, jeśli tego rodzaju mrzonki senne pozostają w umysłach jego członków także wówczas, gdy on już przeszedł okres dziecinny i wkroczył w epokę dojrzałości, jest „przebudzony”.
Król Prus Fryderyk II Wielki w dziele „Anty-Machiavelli” zauważał: „Wylewy, które pustoszą okolice, pioruny, które w zgliszcza miasta obracają, jad zarazy, który całe kraje wyniszcza, nie przynoszą światu tyle szkody, co niebezpieczne zasady moralne... Dopust niebieski trwa tylko przez pewien czas i niszczy tylko niektóre okolice, a straty, chociaż bolesne, dadzą się powetować”... Natomiast wykoślawiona moralność psuje całe pokolenia, kaleczy dusze ludzkie przez dziesiątki, setki, a nawet tysiące lat, powoduje liczne nieporozumienia, konflikty i prześladowania. Rozum i spryt nie oświecone przez sumienie i cnotę, prowadzą do zbrodni. „Używać sztuki rozumowania przeciwko dobru ludzkości, to znaczy ranić się samemu tym mieczem, który jest nam dany ku naszej obronie”, pisał tenże mądry monarcha.

* * *

Sąsiedzi nie lubią się i obgadują nawzajem. Ponieważ zaś dla Żydów sąsiadami są wszyscy, a oni są sąsiadami wszystkich, wychodzi na to, że oni wszystkich nie lubią i ich wszyscy nie kochają. Stąd, być może, pochodzą ksenofobiczne urojenia niektórych autorów „Talmudu” i antysemickie fantazje poszczególnych gojów. Inna rzecz, że jest bodaj ewenementem na skalę powszechną, z wyjątkiem wariatów od fundamentalizmu islamskiego, że tego rodzaju zmyślenia i fantazmaty [łącznie z nakazem „Awoda-Zary” („O bałwochwalstwie” lub „O obcym nauczaniu”), by profanować, wyśmiewać i niszczyć każdą inną religię, kulturę i myśl prócz judejskiej] zostały wpisane jako dogmaty do ksiąg religijnych i dydaktycznych, a nie pozostały na marginesie folkloru jako wspomnienie czasów prymitywnego barbarzyństwa i jaskiniowej ciemnoty.
Wydaje się jednak, iż wewnętrznym rdzeniem myśli żydowskiej jest przekonanie o tym, że na tym świecie wszystko jest rywalizacją o miejsce pod słoncem i walką o byt, a skoro tak, to dobrem jest wszystko, co służy zwycięstwu; wszelkie zaś sentymentalne skrupuły w rodzaju względów moralnych i humanistycznych, o ile nie sprzyjają zwycięstwu Żydów, należy uważać za bezcelowe, a nawet szkodliwe. W identyczny sposób, gdy W. Lenina zapytano, co jest moralne z punktu widzenia marksizmu, odparł, że istnieje w tym zakresie tylko jedno kryterium: moralne jest wszystko, co jest zgodne z interesem i służy zwycięstwu partii komunistycznej; cała zaś reszta to żałosne mrzonki pięknoduchów i impotentów.
Wypada wszelako z naciskiem podkreślić, że szereg wybitnych intelektualistów żydowskich w ciągu XX wieku (i nie tylko) wypowiadało się nader krytycznie o tego rodzaju tradycji moralnej swego narodu. I tak np. znakomity poeta, publicysta i dramaturg Antoni Słonimski (1895-1976) w zbiorze esejów pt. „Moje walki nad bzdurą” (Wydawnictwo „Rój”, 1932) zdecydowanie deklarował: „Stary Testament” – to dzieło niewątpliwie malownicze w swej ponurości, i ludzie dorośli czytając je mogą znajdować przyjemność w rozpamiętywaniu, jak wiele szkodliwych i zbrodniczych przesądów potrafił człowiek strącić ze stolca świętości. Znajomość zaginionych form życia okazuje nam skromny jeszcze, ale jakże wspaniały postęp nie tylko siły i wiedzy ludzkiej, ale i moralności. Mimo to jednak pewne wzniosłe czyny królów i proroków żydowskich mogą dziś liczyć co najwyżej na nazwę grandy, machlojki czy zwykłego draństwa. Etyka chrześcijańska nie dała się jeszcze zrealizować w życiu. Ale etyka „Starego Testamentu” pozostała już daleko poza nami. Pokutuje jeszcze w ciemnych głowach ortodoksów, odór tej „nauki” zaraził marksistowski system społeczny, ale gaśnie już stos całopalenia. Na razie jednak małego Dawida uczy się, że nad światem panuje groźny starszy Pan B. Uczy się, że naród wybrany może sobie postępować bez skrupułów z „niewiernymi”. Bo jakże wygląda w naszych oczach ten srogi władca? Obraz bynajmniej nie jest stworzony na podobieństwo ludzkie. Nie trzeba się opierać na pośrednikach i komentatorach, należy przeczytać źródłowe dzieło religii żydowskiej – „Stary Testament”. Podróżując parę lat temu po Ziemi Świętej, przewertowałem, że tak powiem, w terenie te księgi. Wizja lokalna wypadła dość posępnie. Zwłaszcza cała afera wyjścia Żydów z Egiptu i stosunek Boga żydowskiego do osoby Faraona i narodu egipskiego ogromnie mi nie trafiły do smaku (...)
Gdy Faraon chciał wypuścić Żydów z niewoli, Mojżesz z Aaronem popisywali się przed nim cudami, które świadczyć miały o ich boskim posłannictwie. Okazało się jednak, że kapłani egipscy wszystkie te triki znają i potrafią je odstawiać w dowolnej ilości. Wtedy Bóg spuścił plagi. Mało tego, uprzedził Mojżesza, że zatwardzi serce Faraona i że Faraon nie da się tak łatwo przekonać, bo nie byłoby zabawy. Gdy Faraon, już dostatecznie przestraszony żabami i ciemnościami, chce pozbyć się narodu wybranego, co robi dobry Pan Bóg? Powiada o tym Mojżesz: „I zatwardział Pan serce Faraona i nie wypuścił synów Izraelskich”. Czyż to nie przypomina znanego systemu: „Bić po mordzie i lać zimną wodą”? Ale to jeszcze nie wszystko; aby dać pełną miarę i przykład etyki i moralności, dobry Pan Bóg poleca swemu wybranemu narodowi okradzenie Egipcjan. Jest autorem tego pomysłu i dopomaga do realizacji, uciekając się znowu do pomocy cudów. Powiedziane jest: „Tedy synowie Izraelscy uczynili według rozkazu Mojżeszowego i wypożyczyli u Egipcjan naczynia srebrnego i naczynia złotego i szat. A Pan dał łaskę ludowi w oczach Egipcjanów, że im pożyczyli; i złupili Egipt” (...) Niestety, najgorsza jest „ciemność egipska”, w której wychowuje się dziś synów narodu wybranego... Ta podwójna etyka, jedna dla Żydów, a druga, obowiązująca, a raczej nie obowiązująca wobec innych narodów, jest stałą nicią przewodnią żydowskich przypowieści. Podobne nauczanie religii w szkołach jednoznaczne jest z szerzeniem zepsucia. To początek tej wielkiej szkoły nienawiści, którą jest całe nieomal współczesne wychowanie żydowskie. To kurs podstawowy tej nienawiści, wykładanej we wszystkich klasach szkoły życia.
Nie chodzi tu o formę nauczania religii, ale o samą jej istotę. Być może, przypowieści żydowskie mają więcej piękna i specyficznego uroku, przyznać jednak trzeba, że „Iliada” jest równie wielce udanym dziełem literackim; nikt jednak nie zgodzi się wychowywać dzieci na wzorach moralnych z czasów wojny trojańskiej. Bohater „Odysei” może uchodzić za wybitnie sympatyczną postać, ale nie jako święty prorok. Nie można się łudzić nadzieją, że Żydzi sami zreformują czy zniosą naukę religii w szkołach. Oczekiwać tego można raczej ze strony bardziej kulturalnych czynników rządowych. Niestety, jak dotąd, popiera się wszelką ciemnotę i ogłupia młodzież, wychowując ją w fałszywej i sprzecznej z interesami każdego państwa, barbarzyńskiej etyce starożytnej, a raczej starożydnej”... To są słowa człowieka absolutnie przyzwoitego, wszechstronnie wykształconego i utalentowanego, jakim był znakomity poeta polsko-żydowski Antoni Słonimski. Wypada tu dodać, że wychowanie w takiej etyce „starożydnej” okazuje się najszkodliwsze właśnie dla samej społeczności żydowskiej, gdyż powoduje w końcu wybuchy nieprzejednanej wrogości do Żydów – na zasadzie psychologicznego „prawa wzajemności”. Bo niby dlaczego wszyscy mają kochać tych, którzy wszystkich nienawidzą na skutek „starożydnego” wychowania? Tym bardziej, że nieraz to, co złe w tym wychowaniu, przesłania i czyni niewidocznym to, co w nim piękne, mądre i wzniosłe.

* * *

W społeczeństwie żydowskim zawsze na pierwszym planie stawiano i stawia się dziś kwestię odpowiedzialności rodziców za rozwój umysłowy i wychowanie swych dzieci. Oto jak Achikar poucza swego syna:
„Nie pożądaj zewnętrznego piękna, ono bowiem przemija i odchodzi, podczas gdy pamięć dobra i dobre imię pozostaje na zawsze.
– Pochylaj głowę, synu mój, i w dół spoglądaj. Zniżaj swój głos. Bądź powściągliwy, skromny, milczący, powolny. Nie bądź zuchwały i kłótliwy. Nie podnoś swego głosu w rozdrażnieniu, bo gdyby podniesionym głosem budowało się dom, osioł budowałby dwa domy dziennie.
– Bądź mądry, synu mój, bądź mądry, a wina swego nie spijaj z kłótliwymi kobietami.
– Synu mój, widzisz kobietę ubraną w piękne szaty, nasmarowaną olejkiem, wymalowaną; z natury jest głupia, kłótliwa, zuchwała. Nie pragnij jej w swym sercu. Gdybyś nawet oddał jej cały swój majątek, tyle zyskasz, że sławy dobrej nie znajdziesz.
– Jak kolczyki w uszach dzikiego osła, które nie zdadzą się na nic, tak jest z piękną kobietą: w swych słowach i postępkach jest pospolita, samolubna, nieskromna i gadatliwa.
– Nie ma nic cięższego, jak hańba, pogarda i obmowa.
– Z dobrocią, synu mój, spotykaj swoich wrogów; dziel ich troski i noś żałobę, gdy spotyka ich nieszczęście; nie okazuj radości podczas ich klęski.
– Jeśli cię wróg złem nawiedza, wyjdź naprzeciw niego z dobrem, i gościnnie go podejmij.
– Nie ciesz się, kiedy wróg twój umrze.
– Nie pozwól, synu, przyjacielowi swemu deptać ci po nogach, aby ci nie wszedł na piersi.
– Przed panem twoim wiele i głupio nie przemawiaj, byś w oczach jego nie wydał się szydercą.
– Nie zaniedbuj kary dla twego syna. Karanie syna jest jak nawóz dla ogrodu, jak węzeł dla worka, jak pęta dla bydła, jak zawór dla drzwi.
– Nie ucz głupca słów mądrości i rozsądku, bo słowa twoje dla niego uciążliwe.
– Wryj i chowaj w sercu swoje słowa i nie wyjawiaj tajemnicy przyjacielowi. Gdybyś ją wyjawił, oddaliłbyś przyjaźń.
– Synu mój, dla człowieka, który nie ma w swym sercu spokoju, śmierć jest lepsza od życia”.

* * *

Prawdopodobnie w ostatnich wiekach ery przedchrześcijańskiej powstały cztery księgi „Starego Testamentu”, nie uznawane długo za kanoniczne przez judaizm, lecz nacechowane zaiste nadludzkim pięknem moralnym i wzniosłą mądrością. „Księga Przysłów” zwana też niesłusznie „Księgą Przypowieści Salomona”, nie miał bowiem Salomon z tym tekstem nic wspólnego, ponieważ umarł o kilkaset lat wcześniej niż ten utwór został w zarysie spisany prawdopodobnie około V wieku przed narodzeniem Chrystusa (inni twierdzą, że dopiero w III – II w.) jako zbiór aforyzmów dotyczących mądrości życiowej, w języku hebrajskim. Liczne są w niej zapożyczenia z wcześniejszych tekstów staroegipskich, babilońskich, perskich, greckich; ale wiele również wątków oryginalnych. Najczęściej zwraca się w tym opracowaniu uwagę na kultywowanie takich cnót, jak sprawiedliwość, roztropność, umiarkowanie, pracowitość, pokora, czystość, miłość bliźniego, dobre wychowanie dzieci przez rodziców, rozumne rządzenie poddanymi, a całość przesiąknięta jest wzniosłym humanizmem religijnym. Przypomnijmy jako ilustrację garść spośród tych mądrych i cudownych w swym pięknie myśli.

„W ustach głupiego rózga na jego pychę. [Inne tłumaczenie: „Usta głupiego są jego zgubą.”]
Na bliźnich polegać – to siebie zgubić.
– Lepszy jest suchy kęs chleba w spokoju, niż dom pełen biesiad kłótliwych.
– Lepiej mieć mało żyjąc sprawiedliwie, niż niegodziwie mieć wielkie zyski.
–Lepiej mieć rozum niż srebro.
– Mądrością rozumnego – poznanie swej drogi, zwodzenie siebie – głupotą niemądrych.
– Udziałem łatwowiernych – głupota.
– Sprawiedliwość wywyższa narody, a czyn haniebny pomniejsza.
– W zyskach grzesznika niepokój.
– Wszystkie dni są złe dla nieszczęśliwego.
– Kto złem za dobre odpłaca, temu zło nie ustąpi z domu.
– Niemądry jest ten, kto daje porękę i kto przysięgą ręczy za bliźniego.
– Rozsądek posiadł, kto w słowach oszczędny.
– Kto znalazł żonę – dobro znalazł.
– I gorliwość niedobra przy braku rozwagi.
– Kto nabywa mądrość, ten siebie kocha.
– Posłuchaj rady, przyjmij naukę, abyś był mądry w przyszłości.
– Klęska nawiedza tego, kto lubi spać długo.
– Zaprzestać sporu zaszczytem dla męża, bo każdy, kto głupi, wybucha.
– Chleb oszustwa miły jest człowiekowi, lecz potem usta napełni kamieniem.
– Postępowanie uczciwe i prawe milsze jest dla Boga niż krwawa ofiara.
– Popada w nędzę, kto lubi hulanki.
– Lepiej mieszkać w pustyni, niż z kłótliwą żoną.
– Obrzydła ofiara występnych, tym bardziej złożona w złej myśli.
– Kto sieje zło, zbiera nieszczęście.
– O bogactwo się nie ubiegaj i odstąp od swojej chytrości.
– Nie mów do uszu głupiego, bo wzgardzi mądrością twej mowy.
– Nie odpowiadaj głupiemu według jego głupoty, byś nie stał się jemu podobnym.
Ale: „Głupiemu odpowiadaj według jego głupoty.
– Za wzniosła dla głupca jest mądrość.
– Szyderca jest wstrętny dla ludzi.
– Chwyta za uszy psa, kto w cudze spory się miesza.
– Człowieka poniża jego pycha.
– Kto ucho odwraca, by Prawa nie słuchać, tego nawet modlitwa jest wstrętna.
– Niegodziwiec jest wstrętny dla prawych, dla nieprawych wstrętny jest uczciwy.
– Jak ciemność jest droga łotrów; nie wiedzą, o co się potkną.
– Nie czyń wyrzutów bezmyślnemu zuchwalcowi, by cię nie znienawidził; poprawiaj rozumnego – ten będzie ci wdzięczny.
– Kradzione skarby nie przynoszą korzyści; sprawiedliwość uchroni od śmierci. Bóg nie zagłodzi sprawiedliwego, odrzuci jednak złe pragnienia łotrów.
– Człowiek, który łudzi fałszywymi obietnicami, jest jak wiatr i chmura bez deszczu.
– Nie chwal się dniem jutrzejszym, gdyż nie wiesz, jak się skończy dzisiejszy.
– Oto cztery rzeczy, których nie można pojąć: drogi orła na niebie; drogi węża na skale; drogi okrętu na pełnym morzu; drogi mężczyzny z niewiastą.
– Szydercą jest upajające, mocne wino i nie jest mądry ten, kto dla niego traci głowę.
– Głupi jest ten, który nienawiść pokrywa kłamliwymi słowy i rozsiewa obmowę. W licznych słowach nie uniknie się nigdy złowrogiej omyłki. Dlatego też rozsądniejszy jest ten, kto powściąga swój język.
– Kobieta piękna i głupia to złoty kolczyk w nosie świni.
– Dzielna żona jest koroną swego męża. Taka jednak, która go hańbi, jest próchnicą jego kości.
– Ten, kto żałuje kija, nienawidzi swego syna; kto go kocha, karze zawczasu.
– Nawet głupiec, jeśli milczy, bywa uważany za mądrego; rozsądny jest ten, kto zamyka swoje usta.
– Majątek przyciąga wielu przyjaciół; biedaka opuszczają nawet krewni.
– Nie spożywaj chleba człowieka zawistnego, ani nie pragnij jego przysmaków, bo gdy mówi tobie: „jedz i pij!”, już jakby wszystko obliczył, lecz sercem bynajmniej z tobą nie jest.”

* * *

Niezwykle mądre i w jakimś sensie bardzo „helleńskie”, epikurejskie z ducha, są „Księgi Koheleta” (Eklezjastesa), wspaniałe dzieło filozofii moralnej wszechczasów, spisane w języku greckim.
„W wielkiej mądrości – wiele utrapienia, a kto przysparza wiedzy – przysparza i cierpień. [Inna wersja polskiego tłumaczenia: „Gdzie dużo mądrości, tam wiele zgryzoty, a komu przybędzie wiedzy, przybędzie boleści”... Albo jeszcze inaczej: „Poznałem, że i to również jest myślą zwiewną; gdzie bowiem wielka mądrość, tam liczne troski, a kto gromadzi wiedzę, ból gromadzi”.]
Lepiej jest słuchać karcenia mędrca, niż słuchać pochwały głupca.
– Wszelki trud i wszelkie powodzenie w pracy rodzi w bliźnim zawiść.
– Nie ma na ziemi człowieka sprawiedliwego, któryby zawsze postępował dobrze, a nigdy nie zgrzeszył.
– Jedni dla drugich są bydłu podobni.
– Wszelki trud i wszelka cnota w czynieniu są z zawiści, jaką ma człowiek dla swego bliźniego.
– Pomnij na Stwórcę twego w dniach twojej młodości, nim złe dni nadejdą i nastaną lata, kiedy będziesz mówił: nie cieszą one mnie...
– Słowa mędrców są jak ościenie i jak gwoździe wbite na utwierdzanie podobieństw pisma, a są dane od jedynego pasterza. Dosyć, synu mój, że będziesz ich pilnował, bo czytanie ksiąg nie ma końca, a za wiele nauki utrudza ciało. Kres i zakończenie wszystkiego, co słyszałeś: Boga się bój, przykazania wypełniaj. Oto i cały człowiek. Bo każdy uczynek Bóg powoła na sąd, razem ze wszystkim, co zatajone, czy złe jest, czy dobre.
– Wargi głupca są jego zgubą.
– Głupi mnoży wyrazy, choć człowiek nie wie, co będzie.
– Nawet w myśli swojej nie złorzecz królowi, ani w skrytości alkowy bogatego nie przeklinaj: bowiem ptak powietrzny poniesie głos twój, a ten, który ma skrzydła, wyjawi, co powiedziałeś.
– Słów nie ma być wiele. Bo z wielu frasunków bierze się mara senna, a z wielu słów mowa głupiego.
– Gdzie dużo słów i wielomówienia, tam dużo marności.
– Jeden zło czyniący niszczy wiele dobrego.
– Kiedy głupi idzie drogą, serca do niczego nie ma, i wszystkim mówi, że głupi są.
– Kto kopie dół, sam weń wpada.
– Kto zważa na wiatr, nie będzie siał; kto ogląda się na chmury, nie zacznie żniwa.
– Nie bądź w duchu twoim pochopny do gniewu, gniew bowiem w łonie głupców przystaje.
– Wygoń z twego serca gniew.
– W dniu pomyślności żyj szczęśliwie. W dzień złej przygody rozważaj sobie, że Bóg uczynił i tamten dzień i ten, aby nie mógł dojść człowiek, co będzie jutro.
– Sprawiedliwy ginie za swoją dobrą sprawą, bezbożny trwa ze swoim złoczynieniem. Nie bądź zbyt sprawiedliwy ani za rozumny: dlaczego miałbyś sam siebie gubić? Nie czyń za wiele zła i nie upieraj się w głupstwie: dlaczego miałbyś przed czasem umierać?
– Żaden człowiek na ziemi nie jest tak sprawiedliwy, żeby czynił tylko dobro, a nie grzeszył.
– I rzekłem: będę mądry. Ale mądrość daleko ode mnie.
– Występność jest nierozumna, a nierozum szalony.
– Bóg uczynił ludzi szczerymi i prostymi. Za wieloma wymysłami gonili oni sami.
– Mądrość człowieka jaśnieje na jego twarzy.
– Znienawidzony będzie człowiek hardego oblicza.
– Człowiek ma władzę nad człowiekiem na swoje nieszczęście.
– Tego, co jest krzywe, nikt nie wyprostuje.
– Jak trzask cierni pod kotłem jest śmiech, którym głupi się śmieją.
– Od prześladowań i mądry zwariuje.
– Podarunki psują szlachetność serca.
– Nie mów: jak to jest, że dni dawne były lepsze niż te, co są teraz? Bo nie z mądrości zapytujesz o to.
– Temu, kto kocha pieniądze, nigdy nie dosyć pieniędzy. A któż, kto pokochał bogactwo, będzie dosyć bogaty?
– Kto chce sycić się bogactwem, nie znajdzie nikogo, kto by mu spać pozwolił. Jest gorzkie utrapienie, które widziałem pod słońcem, kiedy pilnuje kto bogactw na złe samemu sobie.
– A każdy człowiek, któremu Bóg daje bogactwo i majętności i władzę, aby ich używał i aby wziął swój udział i radował się w swoim trudzie, dar to jest z łaski nieba.
– Nie ma rychłej kary na czyniących zło i dlatego serce synów ludzkich napełniło się chęcią, aby zło czynili. Grzesznik sto razy zło czyni i dalej żyje. A przecie wiem: będą szczęśliwi, którzy boją się Boga i drżą przed jego obliczem. Nie będzie szczęśliwy zło czyniący i dni jego jak cień przeminą... Jest marność, która dzieje się na ziemi, że sprawiedliwym przypada wedle uczynku nieprawych, a nieprawym wedle uczynku sprawiedliwych... Nie może człowiek dojść rozumem, jak to wszystko dzieje się pod słońcem. Choćby utrudził się szukając, nie zdoła odgadnąć...
– Ta sama dola każdemu: dostają to samo sprawiedliwy i bezbożny, zły i dobry, składający ofiary i nie składający ofiar... A to jest najgorsze we wszystkim, co dzieje się pod słońcem, że wszystkim przypada ta sama dola. I serce synów człowieka jest pełne zła, i szaleństwo w ich sercach za życia ich, a potem idą do umarłych...
– Nie bądź zbyt święty ani nazbyt mądry, po cóż masz się wysilać? Nie bądź też zbyt grzeszny ani zbyt głupi, po cóż miałbyś umierać przed czasem?
– Czego szukałem i nie znalazłem? Mężczyznę, człowieka godnego, jednego z tysięcy znalazłem, ale kobiety zacnej nie znalazłem żadnej.
– Piękną jest rzeczą jeść i pić, i szczęścia zażywać przy swojej pracy, którą się człowiek trudzi pod słońcem, jak długo się liczą dni jego życia, których mu Bóg użyczył.
– Nie ma dla człowieka nic dobrego, jak tylko żeby jadł i pił i cieszył swoją duszę czymkolwiek, co zebrał swoim trudem.
– Nie ma nic lepszego, jak tylko weselić się i żyć w dobrym bycie. Gdy bowiem człowiek je i pije i dobrze mu się dzieje z trudu jego, dar to jest Boży.
– Otom widział, że dobro miłe człowiekowi jest jeść i pić i cieszyć się dostatkiem z wszelkiego trudu, którym trudzić się będzie pod słońcem, przez liczbę dni swego żywota... Bo taki nie będzie wiele rozmyślał o dniach swego żywota, gdy Bóg czas mu zajmie weselem serca jego.
– Wszystko na jedno i to samo miejsce idzie. Wszystko z prochu powstało i w proch się obróci.
– I chwaliłem umarłych dawno pogrzebanych bardziej niż żywych, jacykolwiek dotąd zyją. Szczęśliwszy od jednych i drugich jest ten, kto jeszcze nie był i nie oglądał zła czynionego pod słońcem.
– Czym jest to, co było? Tym samym, co będzie. Czym jest to, co uczynione zostało? Tym, co uczynione zostanie. A nie masz nic nowego pod słońcem. Kto otworzy usta i powie: patrzcie, to jest nowe? A to już działo się w wiekach, które były przed nami. Nie zostaje pamięć o ludziach dawnych. Ani o tych, którzy po nich nastali, pamiętać będą później urodzeni. Widziałem wszelkie dzieła czynione pod słońcem. A wszystkie one dym są marny i ulatują z wiatrem.
– Oddałem serce swoje badaniom, wnikliwej obserwacji wszystkiego, co zostało stworzone pod niebem... Złe to zajęcie Bóg darował ludziom, by się trudzili. Widziałem mianowicie wszystkie dzieła stworzone pod słońcem, lecz wszystko to marność i gonitwa za wiatrem.
– Zobaczyłem, że istnieje wyższość mądrości nad głupotą, podobnie jak wyższość światła nad ciemnością. Mądry ma oczy, głupi błądzi w ciemności... I to jednak jest mi wiadome, że ten sam los spotka ich obu... Po co więc miałbym być mądrzejszy? Powiedziałem sobie w sercu, że i to jest marność...
– Bo któż wie, co jest dobre dla człowieka w tym żywocie przez liczbę dni jego marności, które jak cień przeminęły? A kto powie człowiekowi, co będzie po nim pod słońcem?
– Pójdź więc, używaj z weselem chleb twój i pij z dobrym sercem twoje wino... I oglądaj życie razem z kobietą, którą umiłowałeś, przez wszystkie dni twego marnego żywota...
– Wesel się, młodzieńcze, w młodości twojej, wdzięcznym sercem przyjmuj dni młodości twojej. Idź drogami twego serca, według żądania twoich oczu... Ale wiedz, że za wszystko Bóg wezwie ciebie na sąd...” Niezrównana Mądrości, któż jeszcze potrafił tak Cię wyrazić?

* * *

Widocznie w I wieku przed nową erą została napisana w języku greckim przez nieznanego autora biblijna „Księga Mądrości”, prawdopodobnie na terenie Egiptu; nie uznają ją za kanoniczną żydzi i protestanci, lecz tylko prawosławni i katolicy. Omawiamy ją w rozdziale o cywilizacji żydowskiej, choć jest ona polemiczna w stosunku do dwu poprzednich ksiąg i utrzymana raczej jest w duchu greko-rzymskiego stoicyzmu, a można uważać, iż należy ona do dorobku kultury greckiej.

„Mądrość nie wejdzie w duszę przewrotną, nie zamieszka w ciele zaprzedanym grzechowi.
– Straszny jest los plemienia grzesznego.
– Starość jest czcigodna nie przez długowieczność i nie liczbą lat ją się mierzy: sędziwością u ludzi jest mądrość, a miarą starości – życie nieskalane. [ Inne tłumaczenie: „Starość jest szanowana nie za to, że długowieczna, i nie mierzy się jej ilością lat. Siwizną ludzi jest ich roztropność, sędziwym wiekiem – życie nieskalane”.
O kimś, kto zmarł młodo: „Zabrany został, by złość nie odmieniła jego myśli albo ułuda nie uwiodła duszy: bo urok marności przesłania dobro, a burza namiętności mąci prawy umysł. (...) Dusza jego podobała się Bogu, dlatego pospieszył wyjąc go spośród nieprawości. (...) Wcześnie osiągnąwszy doskonałość, przeżył czasów wiele.
– Jedno dla wszystkich wejście w życie i wyjście to samo.
– Mądrości zło nie przemoże.
– Tchórzliwa jest nieprawość, gdyż sama siebie potępia i zawsze przewiduje trudności, dręczona sumieniem. [Inne tłumaczenie: Tchórzliwa jest nieprawość i sama siebie sądzi wystawiając świadectwo, gdyż przyciśnięta sumieniem zawsze czeka na najgorsze. Bo strach niczym innym nie jest jak odmową lekarstw rozumu.] Duszę niegodziwca ścigają potworne zjawy, nawiedza go „nagły a niespodziewany lęk”, a strach zamyka go „w więzieniu bez krat żelaznych”, skutego „łańcuchem śmierci”. I nie zazna szczęścia, kto popełnił nieprawość, a chce ją ukryć. „Świat cały jaśniał w promienistym świetle i wokół swoich zajęć chodził bez przeszkody. Tylko na niegodziwcach położyła się ciężka noc, obraz tej, która przyjąć ich miała, ciemności”.
– Koroną męża jest dzielna żona, a próchnicą jego kości – bezwstydna.
– Kto ust swych strzeże, ten strzeże życia; kto usta rozwiera, zgubi sam siebie.
– Przepadnie bogactwo podstępnie zagarnięte.
– Kto z mądrym przestaje, nabywa mądrości; towarzysz głupców poniesie szkodę.
– Nieszczęście pędzi za grzesznikami, a szczęście nagrodą dla prawych.
– Żądza – pułapką nieprawych.
– Kto napomnienie lubi, kocha mądrość; kto nagan nie znosi, jest głupi.
– Strzeżcie się szemrań bezużytecznych i od obmowy powściągajcie język. Gdyż słowo ukryte nie odejdzie w pustkę, a usta kłamliwe zabijają duszę.
– Kto lekceważy mądrość i naukę, jest nędzny. Próżna jest takich nadzieja, a prace daremne i dzieła ich bez pożytku. Kobiety ich są szalone, a dzieci występne i ród ich przeklęty.
– Sprawiedliwy umarły zawstydza bezbożnych żywych, a roztropna młodość podeszłe lata nieprawych.
– Odprawiają dzieciobójcze obrzędy albo podziemne misteria, albo szaleńcze orgie z dziwacznymi pieśniami. Już nie szanują życia, ani czystego małżeństwa: jeden drugiego podstępem zabija albo cudzołóstwem dręczy. Wszędzie krew i morderstwo, złodziejstwo i zdrada, zepsucie i niewierność, gwałt i krzywoprzysięstwo, ucisk dobrych i niepamięć dobrodziejstw, znieprawienie dusz i płci pomieszanie, bezład w małżeństwie, rozpusta i samowola. Gdyż hołd składany bałwanom niesławnym jest początkiem i spełnieniem wszelkiego zła. [Napisane ponad 2200 lat temu, a jakby o dniu dzisiejszym!].
– Jaśniejąca jest i nigdy blasku nie traci Mądrość. Łatwo ją widzą, którzy ją miłują, i znajdą ją, którzy jej szukają. Uprzedza pożądających jej, dając się poznać pierwsza. Kto wstaje do niej rano, nie będzie się trudził, znajdzie ją siedzącą u swoich drzwi. Ktokolwiek o niej rozmyśla, jest prawdziwie rozumny, i czuwając w nocy dla niej, zaraz pozbywa się troski. Gdyż tych, którzy są jej godni, sama szuka wszędzie, i na ich drogach zjawia się im łaskawie i w każdym ich zamyśle, witając ich, spotyka. Najpewniejszym jej początkiem jest pożądanie nauki. A dbałość o naukę jest miłością. A miłość jest trzymaniem się praw Mądrości. A trzymanie się jej praw jest pewnością niezniszczenia.
– Bardziej ruchliwa niż jakikolwiek ruch jest Mądrość. Wszędzie sięga, wszystko przenika, bo jest najczystsza. Ona jest samym tchnieniem Boskiej Potęgi i czystym promieniem chwały Wszechmogącego, nic też, co jest skalane, jej nie dotyka. Albowiem jest odblaskiem Wiekuistego Światła i niesplamionym zwierciadłem Boskiej dzielności i obrazem dobroci Boga... Bóg miłuje tylko tego, kto żyje z Mądrością.
– Zło mądrości nie przemoże... Jeżeli ktoś kocha Mądrość, z Jej to trudów poczęły się cnoty. Ona to naucza roztropności, rozumu, sprawiedliwości i męstwa, nad które nic pożyteczniejszego nie ma w życiu ludzi. A jeżeli ktoś pożąda wielkiej umiejętności, Ona wie, co było, ogląda, co będzie...
– W spokrewnieniu z Mądrością jest nieśmiertelność, i w przyjaźni z Nią szlachetna rozkosz, i w trudach jej rąk niewyczerpane bogactwo, i w stałym przestawaniu z nią – roztropność, i sława w mówieniu jej mową.
– Gdyby ktoś był doskonały pośród synów ludzkich, ale nie miał Mądrości, poczytywany będzie za nic.
– Na równi nienawistny jest Bogu bezbożnik i bezbożne czyny. Kara więc spadnie na dzieło i na winowajcę.
– Dłoń Boga, która świat stworzyła z bezkształtnej materii, wszystko może.
– Jak ziarnko piasku na szali cały świat jest przed Tobą i jak kropla rosy porannej, co spada na ziemię. Ale Ty litujesz się nad wszystkimi, bo wszystko możesz, i nie baczysz na grzechy ludzi, aby mogli odmienić serca. (...) Twój duch niezniszczalny jest w każdej rzeczy. Dlatego tych, którzy upadają, karzesz po trochu, aby odwrócili się od zła i Tobie zawierzyli, Panie... (...) Marni z natury byli wszyscy ludzie, którzy w niewiedzy o Bogu żyli i widząc rzeczy dobre nie poznali Tego, kto jest, ani oglądając dzieła nie odgadli mistrza... Ale ogień, albo wiatr, albo prędkie powietrze, albo kolisko gwiazd, albo żywioł wody, albo planety niebios mieli za bogów władających światem. Jeśli tedy pięknością ich uwiedzeni, za bogów je brali, niech wiedzą, na ile od nich lepszy jest Pan. Bo twórca piękności to wszystko stworzył. A jeśli mocą i działaniem ich zdumiewali się, wiedzieć powinni z tego, na ile mocniejszy jest Ten, który kształt im nadał... Albowiem z wielkości i piękności stworzeń Twórcę ich poznajemy przez podobieństwo.”
W „Księdze Mądrości” natykamy się w sposób zgoła niespodziewany na ostrą i bezkompromisową polemikę z ważnymi sformułowaniami „Księgi Koheleta”. Co bowiem u Eklezjastesa uchodzi za najwyższą mądrość, to autor „Księgi Mądrości” spostrzega jako rozumowanie „krzywe”, błędne. „Rzekli bowiem w sobie samych, rozumując krzywo: Krótkie jest i smutne życie, i żadnego lekarstwa na śmierć człowieka, i nikogo nie znamy, kto by wrócił z Hadesu. Bo przypadkiem urodziliśmy się, a będziemy potem, jakby nas nigdy nie było. I dymem jest dech w nozdrzach naszych, a myśl jedną iskrą w biciu naszego serca. Kiedy ona zgaśnie, w popiół obróci się ciało i duch rozwieje się jak puste powietrze.
I nasze imię będzie z czasem zapomniane, i nikt nie będzie pamiętał dzieł naszych. I przeminie żywot nasz jak ślad obłoku i rozejdzie się, jak mgła, gnana promieniami słońca i gorącością jego zwyciężona.
Bo przemijaniem cienia jest udział nasz i nie odwołać nam naszego zgonu: pieczęć jest odsłonięta i nikt nie wraca.
Pójdźmy więc, cieszmy się tym, co jest dobrego, używajmy rzeczy stworzonych gorliwie, jak w młodości.
Na drogocennym winie i wonnościach niech nam nie zbywa, i kwiat wiosenny niech nas nie ominie.
Nierozwiniętymi różami koronujmy się, zanim zwiędną. Nikogo z nas na uczcie niechaj nie zabraknie, zostawiajmy wszędzie pamiątki wesela, bo taki jest nasz dział i taki nasz los”...
Właściwie niewiadomo, dlaczego powyższe rozumowanie, referowane z antagonistycznych pozycji, jest błędne. Choć przecie i jego krytyka także jest zasadna.
W innym miejscu autor „Księgi Mądrości” (do dziś anonimowy) wkłada w usta krzywo myślących idee amoralizmu, które – jego zdaniem – nieuchronnie muszą się rodzić w duszach ludzi małych i niskich, goniących za przyjemnościami i dobrami materialnymi, zgodnie z prawidłowością psychologiczną, głoszącą, iż „w duszę nikczemną nie wejdzie Mądrość, ani będzie mieszkać w ciele pod władzą grzechu”. A więc mówią dalej hedoniści: „Uciskajmy ubogiego sprawiedliwego, nie oszczędzajmy wdowy, ani uszanujmy starca wiekowej siwizny. Siła nasza niech będzie prawem sprawiedliwości, gdyż to, co słabe, okazało się bez pożytku.
Zasadźmy się na sprawiedliwego, bo jest nam uciążliwy i sprzeciwia się czynom naszym i wymawia nam występek przeciw prawu i rozgłasza odstępstwa od tego, co nas uczono... Stał się nam oskarżeniem myśli naszych, ciężarem jest sam widok jego. Gdyż nie takie jak innych jest jego życie i drogi jego są wymyślne... Tak rozumowali i pobłądzili, zaślepiła ich bowiem ich niegodziwość”...
Zaistniała tu sytuacja niezwykła: to, co jedna z ksiąg świętych (Eklezjastes) zaleca jako najwyższy przejaw rozumu, druga, „Księga Mądrości”, potępia jako błąd, a nawet niegodziwość. Naszym zdaniem, obaj autorzy, przecząc sobie nawzajem, mają rację, tak jak życie, które raz po raz zaprzecza samo sobie, a jednak zawsze – ma rację.

* * *

Jeszcze jedną przecudną syntezę ducha Śródziemnomorza stanowi „Księga Syracha” (Eklezjastyk), skompilowana w II wieku p.n.e. przez Jezusa, syna Syracha, ku czci swego ojca. Czytamy w tym niezwykłym tekście m.in. następujące zdania:
– „Wszystka mądrość od Boga pochodzi.
– Źródłem mądrości jest słowo Boga na wysokości, a jej drogami są odwieczne przykazania.
– Bojaźń Pana jest zaczątkiem mądrości.
– Izrael należy chwalić za mądrość jego”. [Ale cóż po ludzkim chwaleniu, które tak rzadko jest sprawiedliwe? I czymże jest ludzka mądrość przed Mądrością Pana, jeśli nie najzwyklejszym głupstwem?– J.C.].
„Jeśli pragniesz mądrości, zachowuj przykazania, a Pan ci jej użyczy... Jego upodobaniem są wierność i dobroć.
– Kto czci ojca, czyni pokutę za grzechy; kto darzy szacunkiem matkę, jakby gromadził skarby.
– Kto poważa ojca, będzie długo żył.
– Błogosławieństwo ojca umacnia korzeń, ale przekleństwo matki wyrywa roślinę.
– Pochwałą człowieka jest sława jego ojca, kto swą matkę przeklina, grzeszy straszliwie.
– Ojca przewrotnego przeklną własne dzieci, a jego potomstwo żyć będzie zawsze w hańbie.
– Kto gardzi swoim ojcem, jest jak bluźnierca; kto znieważa swoją matkę, obraża Stwórcę.
– Przy wszelkiej pomyślności zawsze uniżaj swego ducha, abyś u Boga znalazł miłosierdzie.
– Nie uwłaczaj człowiekowi w jego starości, albowiem i z nas niektórzy się zestarzeją.
– Nie wychwalaj męża z powodu jego pięknej postawy, ani się brzydź człowiekiem z powodu jego wyglądu. Mała jest pszczoła wśród latających stworzeń, lecz owoc jej ma pierwszeństwo pośród słodyczy.
– Nie prowadź życia żebraczego, lepiej umrzeć niż żebrać.
– Darowany przysmak plami duszę, a dla człowieka rozumnego jest chorobą wnętrzności.
– Nie badaj spraw dla ciebie niedosiężnych i spraw ukrytych przed tobą nie dociekaj.
– Nie wstydź się odejść od grzechów swoich.
– Nie płaszcz się przed głupcem i nie zważaj na jego zamożność.
– Z człowiekiem głupim nie zadawaj się, abyś nie gardził ludźmi szlachetnymi.
– Trzymaj się z dala od ludzi, którzy mają władzę zabijania; nie będziesz się obawiał śmierci.
– Nie mów o nikim „szczęśliwy” przed jego zgonem, bo człowieka poznaje się po jego śmierci.
– W dniu nieszczęścia nie pozostanie wróg w ukryciu.
– Kto dotyka smoły, temu klei się ręka; kto przyjaźni się z błaznem, uczy się jego błazeńskich zwyczajów.
– Jakaż jest zgoda hieny z psem, jaka bogatego z biednym?
– Każde dzieło, które jest śmiertelne, zniszczeje, i zgnije ten, który je stworzył.
– Nie ma bogactwa większego niż zdrowie.
– Przemawiaj zwięźle, o wielu sprawach mów oszczędnie; bądź podobny do tego, który wie, lecz milczy zarazem.
– Nie lej słów zamiast wina; nie lej słów tam, gdzie rozbrzmiewa muzyka; nie bądź zbyt mądry w nieodpowiednim czasie.
– Nie bądź przy winie bohaterem, bo wielu już się od wina zataczało.
– Cóż to za życie, w którym brak jest wina, od dawna stworzonego ku radości? Radość serca, wesele, ozdoba – oto wino pite w stosowną porę i z umiarem.
– Nie sprzeczaj się z człowiekiem gadatliwym i nie dorzucaj drzew do ognia.
– Unikaj poufałości z prostakiem, aby twoi przodkowie nie byli znieważani.
– Nie naradzaj się z głupim, bo nie potrafi rozmowy zachować w tajemnicy.
– Wobec obcego nie zdradzaj tajemnic, nie wiesz bowiem, co wymyśli.
– Nie otwieraj swego serca każdemu człowiekowi, abyś nie usunął od siebie szczęścia”.

Zdolność milczenia stanowi w oczach tego mędrca część składową tak wielkiej zalety charakteru, jaką jest rozwaga, która przejawia się w sposób wieloraki w rozmaitych sytuacjach życiowych.
– „Nie oskarżaj, zanim dokładnie nie zbadasz; najpierw zastanów się, a dopiero potem udzielaj nagany. Nie odpowiadaj, zanim nie wysłuchasz, a w środek mów nie wpadaj. Nie wadź się o rzecz, która ci nie jest konieczna, i nie mieszaj się do sporów grzeszników...
– Nie bierz na siebie zbyt wiele spraw, bo jeśli będziesz je mnożył, nie unikniesz szkody.
– Nie poniżaj się przed głupcem i nie powstawaj przeciwko panującym.
– Nie bądź lwem we własnym domu.
– Nie ulegaj swemu sercu i swoim oczom, gdy są one kierowane złymi pożądliwościami.
– Nie śpiesz się zbytnio przy uciążliwej pracy, przy uprawie roli zleconej ci przez Boga.
– Uniżaj mocno swą pychę, bo kresem człowieka jest robactwo.
– Nie krzywdź żony roztropnej, dobroć jej bowiem jest cenniejsza od złota.
– Nie okazuj zazdrości wobec swojej żony, abyś jej nie nasunął złej myśli przeciw tobie.
– Nie oddawaj swej duszy kobiecie, abyś się od niej nie uzależnił.
– Nie zbliżaj się do cudzej żony, abyś nie wpadł w jej sidła.
– Nie zasiadaj do uczty z mężatką i nie spożywaj z nią wina, abyś nie zwrócił ku niej swego serca i nie musiał we krwi zstępować do grobu.
– Nie ma jadu nad jad węża, i nie ma gniewu nad gniew kobiety.
– Nawet w ubóstwie zachowaj swoją godność i przyjmij wyrok, na jaki zasłużyłeś.
– Ubogiemu mądrość podniesie głowę i posadzi go pomiędzy dostojnikami.
– Wypełniaj swój obowiązek, pamiętaj o nim, i wytrwaj przy swym zajęciu aż do starości.
– Nie wprowadzaj do domu byle kogo, bo ileż to ran może zadać włóczęga.
– Syn źle wychowany jest wstydem dla ojca, a taka córka przysporzy mu wiele zgryzoty.
– Jeśliś nie nagromadził w młodości, jakże możesz cokolwiek znaleźć w starości?
– Kto czyni zło, sam je na siebie sprowadza i nawet nie wie, dlaczego na niego spadło.
– Bóg obarczył wielką udręką i ciężkim jarzmem synów ludzkich, już od dnia ich wyjścia z łona matki, aż po dzień ich powrotu do Matki wszystkiego, co żyje: z zgryzotą i lękiem serca myślą o tym, czego oczekują – o dniu śmierci.
– Ze śmiercią przypadnie człowiekowi w udziale zgnilizna i robactwo, glisty i pędraki.
– Wszystko, co z ziemi jest, powróci do ziemi, a co jest z góry, powróci do góry.”.

* * *

Spośród późniejszych żydowskich ksiąg dydaktycznych nie powinno się przeoczać „Halachy”, etycznej wykładni „Tory”, dzieła narzucającego rygor poszukiwania i praktykowania mądrości życiowej. „Halacha” stanowi tak zwane „trzecie piętro” wykładni mądrości mozaistycznej po „Torze” i „Misznie”. Nakłada ona na każdego żyda religijny obowiązek poszukiwania i zdobywania rozumu oraz bycia mądrym. Drogi prowadzące ku spełnieniu tego obowiązku są wielorakie, lecz przede wszystkim jest to wnikliwe codzienne studiowanie „Tory”, uważanej za niewyczerpane źródło wszelkich prawd filozoficznych i życiowych. Stąd pierwszy obowiązek żyda polega na tym, aby przynajmniej raz w życiu odręcznie przepisał cały tekst tej księgi. Oto „Halacha” powiada: „Jest obowiązkiem religijnym każdego Żyda, by przepisał dla siebie Sefer Tora... Nawet jeśli ktoś odziedziczył Sefer Tora po ojcu, ma przykazanie, by przepisał ją sam. Gdy ktoś wynajmuje pisarczyka, by ten przepisał Torę, lub gdy ktoś kupił Sefer Tora i znalazł tam błąd – jest to tak, jak gdyby ją przepisał...
Jest obowiązkiem religijnym dla każdego Żyda, by nabywał święte książki do nauki, takie jak Miszna czy Gemara, czy kodeksy halachiczne, aby uczyć się z nich samemu i pożyczać do nauki innym (...) Powiedzieli nasi rabini błogosławionej pamięci „jego sprawiedliwość ostanie się na wieki”, a to odnosi się do osoby, która przepisuje Torę lub kupuje ksiązki i wypożycza je innym.(...) Sefer Tora powinna być traktowana z wielkim szacunkiem. Nie spluwa się w pobliżu Sefer Tora i nie chwyta się jej bez jej okrycia. Gdy widzi się, że ktoś niesie Sefer Tora, trzeba wstać i pozostać tak aż do momentu, gdy Sefer Tora zostanie wprowadzona na swoje miejsce, albo do momentu, gdy straci się ją z oczu. W synagodze w chwili wyjmowania i wkładania Sefer Tora do Arki jest obowiązkiem, by wszyscy, obok których Sefer Tora jest prowadzona, jej towarzyszyli. (...) Jeśli na ławce są umieszczone religijne książki, nie wolno na tej ławce siadać, chyba że ksiązki leżą na jakiejś rzeczy, która jest znacznie wyższa. Ale pod żadnym pozorem nie wolno kłaść książek na ziemi. Nie kładzie się ksiązki na kolanach, by opierać na niej łokcie. W razie wielkiej konieczności wolno siedzieć na skrzynce, w której są religijne ksiązki; ale jeśli tam jest Sefer Tora – nie wolno.
Jeśli Sefer Tora podarła się, chowa się ją w przeznaczonym na to miejscu; podobnie postępuje się z innymi świętymi księgami i przedmiotami kultu. Nie wolno też ich palić.
Nie rzuca się książek religijnych, nawet jeśli są to teksty halachiczne czy agadyczne. I nie wolno odwracać książek tyłem do przodu. Gdy zauważy się odwróconą książkę, należy położyć ją we właściwy sposób. Nie wolno spełniać potrzeb fizjologicznych w pobliżu książek. (...) Ten, kto zniszczył święte księgi, pogwałcił przykazania... Należy protestować przeciwko praktykom niektórych introligatorów, którzy do podklejania okładek używają części z innych religijnych książek. Należy też być bardzo ostrożnym, gdy oddaje się stare święte ksiązki do nieżydowskiego introligatora; trzeba usunąć wtedy z nich stare okładki, by introligator nie wykorzystał ich do książek niereligijnych.
Nie kupuje się Sefer Tora i innych świętych ksiąg od nie-Żyda za cenę wyższą niż są warte, aby nie zachęcać w ten sposób do kradzieży; ale jeśli cena jest zgodna z ich wartością – jest obowiązkiem je kupić... Jeśli nie-Żyd żąda wiele, należy go przekonać do obniżenia ceny; jeśli się zaś upiera, należy zostawić towar w jego rękach. Ale nie żąda się od nie-Żyda, by odsprzedał je za zbyt niską cenę, aby się nie rozgniewał i nie wyrzucił je gdzieś, gdzie ulegną poniżeniu i zniszczeniu.
Jeśli Sefer Tora wypada komuś z rąk, nawet gdy była osłonięta swoim okryciem, musi on pościć, aby zmazać swą winę. I jest zwyczaj, że poszczą się też ci, którzy to widzieli.”
Na ile nam wiadomo, żaden inny naród, żadna inna kultura i cywilizacja nie wyrobiła w sobie tak ogromnego szacunku do ksiąg uczących wiary w Boga i mądrości. To zaś znaczy, że duchowość żydowska przewyższa wszystkie inne (z wyjątkiem może buddyjskiej, chińskiej i indyjskiej) pod względem szczegółowego opracowania należnych w tym względzie subtelnych zachowań. Cóż się dziwić, że ten naród nie ma sobie równych pod względem wyrobienia umysłowego i przywiązania do narodowej tradycji duchowej?
„Powinno się szanować swego rabina i bać się go bardziej niż ojca, bo ojciec wprowadza do życia w tym świecie, a rabin do życia w Świecie Przyszłym.
Jest napisane: „Przed siwizną powstań i szanuj oblicze starca”. (...) Słowa te odnoszą się z pewnością do mądrości, bo jest napisane dalej „o których wiesz, że są przywódcami ludu – ich starszyzną”. Dlatego jest obowiązkiem powstać przed mężem uczonym, który jest biegły w Torze, nawet jeśli nie jest on stary wiekiem i nie jest rabinem. I podobnie jest obowiązkiem powstać przed starcem, to jest przed kimś, kto ma siedemdziesiąt lat, nawet jeśli jest on nieuczony, pod warunkiem, że nie jest to człowiek zły. Nawet jeśli starcem jest nie-Żyd, szanuje się go w słowach i ofiarowuje się mu pomocną dłoń.
Jeśli trzech ludzi idzie drogą, a jednym z nich jest rabin, to rabin idzie w środku, a dwaj pozostali nieco z tyłu za nim; a idą z obu jego stron: starszy po prawej, młodszy po lewej stronie.
Jest wielkim grzechem upokarzać uczonych mężów lub ich nienawidzić. Jerozolima została zburzona właśnie dlatego, że lekceważono tam mężów uczonych, jak jest napisane: „Wykpiwano posłańców Boga i lekceważono Jego słowa i szydzono z Jego proroków” – tzn. upokarzano tych, którzy uczyli Jego słów. I to mówi Tora: „Jeśli odrzucicie moje prawa”, to znaczy, jeśli odrzucicie tych, którzy uczą moich praw. Każdy, kto lekceważy mędrców, nie ma udziału w Przyszłym Świecie, i jest jak ci, którzy lekceważą słowa Boga.”
Rabin Maggid z Międzyrzecza, opisując rytuał odejścia do snu notował: „Szykując się do snu, uczeń powinien nauczyć się podsumowywać uczucia, przeżycia i sprawy mijającego dnia. A gdy serce jego wypełni się dumą z powodu mysli, że ten dzień okazał się wielce pożyteczny – aniołowie siedmiu niebios stłamszą wszystkie jego sprawy w garść chłamu i wyrzucą na śmietnik”. Człowiek nigdy nie bywa doskonały, a szczypta zdrowego samokrytycyzmu dobrze robi zarówno człowiekowi młodemu, jak i sędziwemu. Wszyscy powinni przez całe życie uczyć się mądrości.
Prawo halachiczne przewiduje zupełne zwolnienie od podatków uczonych mężów studiujących „Torę” i inne mądre księgi, i to niezależnie od tego, czy są oni bogaci, czy mają skromny poziom materialny. Nie ma bowiem dla narodu większego skarbu niż wykształceni i mądrzy jego członkowie. Jeśli jakiś zwykły Żyd jest mądrzejszy i bardziej oczytany niż kapłan (kohen), który przecież jest uważany z definicji za świętego, to należy go szanować bardziej niż kapłana. Ale też jeśli człowiek uczony lekceważy normy etyczne i nie ma bojaźni Bożej, jest uważany za najmniej wartościowego członka społeczeństwa i nie zasługuje nawet na najmniejszy szacunek.
Etykę judaizmu cechuje jednak w tym temacie pewną niekonsekwencja lub sprzeczność wewnętrzna, stanowiąca jakby jej ograniczenie. Z jednej bowiem strony „Halacha” nakazuje darzyć największym szacunkiem – jako posłańców Boga – ludzi uczonych i mądrych; z drugiej jednak „Awoda Zara” postuluje jako religijny obowiązek nienawiść, profanację i niszczenie (jako z gruntu fałszywych) wszystkich obcych wartości duchowych, religijnych, etycznych i moralnych, a „Talmud” w niektórych miejscach nawet każe zabijać mądrych nie-Żydów tylko dlatego, że są mądrzy. [Być może z tej filozofii wynikały straszliwe prześladowania religii i masowe mordowanie dziesiątków tysięcy kapłanów chrześcijańskich po zwycięstwie „wielkich rewolucji” we Francji w końcu XVIII, w Rosji w 1917 i w Hiszpanii w 1936 roku]. Wydaje się, że logika i przyzwoitość etyczna powinny nakazywać szacunek nie tylko dla żydowskich ksiąg i nie tylko do żydowskich mędrców, ale też dla wszystkich innych, niezależnie od ich narodowości. Są oni bowiem wszyscy posłańcami Boga, „wydelegowanymi” niejako przez Niego do różnych narodów, aby głosili całej ludzkości te same odwieczne nauki o Prawdzie i Dobru. Szacunek przysługuje więc wszystkim mądrym i dobrym ludziom, a nie tylko tym z nich, którzy należą do jakiegoś jednego „wybranego” narodu lub wyznania.
Jeśli nie uznamy tego za pewnik, zetkniemy się z precedensem antysemityzmu. Johann Gottfried Herder w drugim tomie „Myśli o filozofii dziejów” traktował Żydów „tylko jako pasożytniczą roślinę, która uczepiła się wszystkich prawie narodów europejskich, ciągnąc z nich soki w mniejszej lub większej mierze. Po upadku dawnego Rzymu było ich w Europie stosunkowo jeszcze mało. Wskutek prześladowań ze strony Arabów przyszli oni tutaj wielkimi gromadami i rozdzielili się sami między poszczególne narody. Mało prawdopodobne, że mieli jakoby zawlec trąd i syfilis do naszej części świata; gorszym od tego było to, że podczas wszystkich barbarzyńskich stuleci byli jako bankierzy, pośrednicy i słudzy cesarstwa podłymi narzędziami lichwy i dla własnej korzyści utrwalili i umocnili barbarzyńsko-pyszałkowatą ignorancję Europejczyków w dziedzinie handlu. Często obchodzono się z nimi okrutnie, odbierając w sposób tyrański to, co zdobyli skąpstwem i oszustwem, czy też pracowitością, roztropnością i porządkiem. Wobec tego jednak, że przywykli do takiego postępowania z nimi i musząc się z tym liczyć, stawali się jeszcze bardziej chytrzy i uprawiali jeszcze większe zdzierstwa”... Tego rodzaju zarzuty mnożą się szczególnie wówczas, gdy goje stykają się z praktyką żydowskich bankierów, pożyczających nieraz nawet pod sto procent.

* * *

Nadzwyczaj wyrafinowana jest żydowska kultura życia rodzinnego. Czytamy oto: „Trzeba być bardzo uważnym, jeśli chodzi o szacunek do ojca i matki, bo Tora przyrównuje szanowanie rodziców do czci i bojaźni Bożej. Jest napisane: „Szanuj ojca i matkę”. I jest napisane: „Szanuj Boga”. O ojcu i matce jest napisane: „Każdy człowiek będzie czuł bojaźń przed ojcem i matką”. I jest napisane: „Przed Bogiem twoim będziesz czuł bojaźń”. Tak jak jest przykazany szacunek i strach przed Wszechmogącym, tak jest przykazany szacunek i bojaźń przed rodzicami... Święty Błogosławiony mówi: „Policzę im to, jak gdybym mieszkał pomiędzy nimi i jak gdyby uszanowali mnie samego”...
Nie staje się na miejscu przeznaczonym dla ojca w zgromadzeniu starszych, lub wśród jego przyjaciół, lub w miejscu, w którym ojciec ma zwyczaj się modlić. I nie siada się na miejscu przeznaczonym dla ojca przy stole. Nie zaprzecza się jego słowom i nie podważa się jego słów w jego obecności, a nawet się nie mówi „Ojciec ma rację”. Jeśli syn jest godnie ubrany i przewodzi jakiemuś zgromadzeniu, a przyszedł jego ojciec lub matka – rozdarli jego ubranie, bili go po głowie, napluli mu w twarz – to syn nie może ich wstydzić, ani okazywać urazy, ani rozzłościć się wobec nich – lecz powinien milczeć i bać się Króla nad królami (...). Ale może pozwać ich do sądu za szkody, które mu wyrządzili.
Żywi się, poi, ubiera i dba o rodziców, przyprowadza się i odprowadza ich, a wszystko to się robi z pogodą na twarzy. Bo nawet gdyby ktoś karmił rodziców każdego dnia tuczonym drobiem, a okazywał im złość – będzie za to przez Boga ukarany.
Jeśli ojciec lub matka śpi, a klucz do sklepu syna jest pod ich poduszką, nie wolno budzić ich ze snu, nawet jeśli łączy się to z dużą stratą. Ale jeśliby był w tym zysk dla ojca, gdyby się go zbudziło i jeśli się go nie obudzi, będzie żałował straty – jest obowiązek obudzić go, aby go w ten sposób uradować. (...)
Jeśli matka powiedziała komuś „zrób to” i on to zrobił, a potem przyszedł ojciec i zapytał go „kto kazał ci to zrobić?”, a człowiek ten czuje, że jeśli powie, że kazała mu to matka – ojciec rozzłości się na matkę – to nie mówi, że powiedziała mu to matka, nawet jeśli wtedy ojciec rozzłości się na niego.
Jest obowiązek wstawania przed ojcem i matką.
Jest obowiązek szanowania rodziców także po ich śmierci. I jeśli wspomina się ich w ciągu dwunastu miesięcy od ich śmierci w mowie lub na piśmie, powinno się dodać: „niech ja będę odkupieniem za nich”; to znaczy „niech na mnie spadnie całe zło, które może się należeć ich duszy”. A po dwunastu miesiącach, gdy już zmarły otrzymał to, co miał otrzymać, bo nawet sąd Gehenny nad złymi w Izraelu nie trwa dłużej niż dwanaście miesięcy, – mówi się lub dopisuje: „Niech jego (jej) pamięć będzie błogosławiona na życie w Świecie Przyszłym”.
Nawet jeśli ojciec był złym człowiekiem i grzesznikiem, należy go szanować i czuć przed nim bojaźń. Nawet mamzer (mieszaniec) ma obowiązek szanowania ojca i matki. (...) Gdy ktoś widzi, że jego ojciec robi wykroczenie przeciwko słowom Tory, nie mówi mu: „zgrzeszyłeś przeciwko słowom Tory”, ale mówi mu: „Ojcze, w Torze jest napisane to i to”; tak, jakby zadawał pytanie, nie zaś go ostrzegał; a ojciec sam zrozumie, lecz nie będzie zawstydzony.
Jeśli ojciec powiedział dziecku, by przekroczyło jakieś przykazanie Tory, czy nawet tylko zalecenie rabiniczne, nie należy słuchać ojca (...). Jeśli ojciec powie ci „sprofanuj sabat”, nie słuchaj go. Odnosi się to do wszystkich przykazań. (...) Jeśli ojciec powiedział do syna, aby nie rozmawiał z jakimś człowiekiem i aby mu nie wybaczył, a syn chce się z tym człowiekiem pogodzić, nie powinien zastanawiać się nad takim poleceniem ojca, gdyż jest zakazane nienawidzić innego Żyda (chyba że ten Żyd popełnia jakiś grzech).
Jeśli syn chce iść do jakiegoś miejsca, aby uczyć się Tory, ponieważ tam będzie miał więcej pożytku z nauki, a ojciec mu z jakiegoś powodu tego zabrania, nie musi on słuchać ojca, ponieważ studiowanie Tory jest większe niż szacunek dla ojca i matki. (...) I podobnie jest, gdy syn chce się ożenić, a ojciec się nie zgadza, syn nie musi go słuchać.
Mężczyzna i kobieta – oboje mają taki sam obowiązek szanowania rodziców. Ale ponieważ kobieta zamężna podlega swemu mężowi, jest przez to zwolniona z szanowania ojca i matki. Jeśli jej mąż się temu nie sprzeciwia, to jednak ma ona obowiązek, na ile to możliwe, dbać o swych rodziców.
Każdy, kto znieważa ojca lub matkę, nawet słowami czy gestami tylko, jest przeklęty przez Wszechmogącego, jak jest napisane (Deut. 27:16) „Przeklęty, kto przeklina ojca i matkę”.
Jeśli rodzic miałby wbity cierń, to jego dziecko nie może go wyjąć, bo mogłoby to spowodować ranę (co jest zakazane pod groźbą kary śmierci przez uduszenie: chenek). Podobnie, jeśli syn jest lekarzem, nie może spowodować u rodziców upływu krwi i nie może przeprowadzać im operacji chirurgicznej, pomimo, iż intencją jest leczenie. Do czego to się dokładnie odnosi? – Do sytuacji, gdy jest ktoś inny, kto może to zrobić. Ale jeśli nie ma tam kogoś innego, kto by to zrobił, a rodzic cierpi, wtedy jego dziecko może powodować u niego upływ krwi i przeprowadzić operację, ponieważ jest to na potrzeby leczenia.
Jeśli starość i niemoc umysłowa dotknęły ojca lub matkę, powinno się traktować ich według ich stanu umysłowego, aż Bóg zmiłuje się nad nimi. Ale jeśli nie jest to dłużej możliwe dla dziecka z powodu ich stanu, może ich zostawić i odejść, przykazując innym, aby się nimi odpowiednio opiekowali.”
Ale nie tylko dzieci mają obowiązki wobec rodziców. Są też zobowiązania idące w kierunku odwrotnym. Nie wolno wciąż obciążać dzieci nie kończącymi się wymaganiami, nie wolno ich poniżać, obrażać oraz bić bez dania poważnego powodu.
Raczej powinno się wybaczać drobne uchybienia i traktować dzieci łagodnie. Szacunek przyjdzie sam, ale jeśli ojciec nie szanuje sam siebie, to i dzieci go nie będą szanowały.
„Nie wolno bić dorosłego syna; dorosłość zaś nie zależy od liczby lat, lecz od natury syna. Jeśli zachodzi podejrzenie, że wystąpi on przeciwko ojcowi w mowie lub czynie, nie wolno go bić, ale trzeba pouczać słowami. Każdy, kto bije dorosłego syna, jest osądzany.
Powinno się szanować starszego brata(...). Powinno się szanować teścia i teściową (...). Szacunek należy się także ojcu ojca, z tym, że szacunek dla ojca jest większy niż szacunek dla dziadka.
Ten, kto chce naprawdę uszanować ojca i matkę, powinien zajmować się studiowaniem Tory i dobrymi uczynkami, bo to jest największe uhonorowanie dla rodziców, gdy ludzie mówią: „szczęśliwi ojciec i matka, którzy wychowali takiego syna”. Ale jeśli syn nie chodzi uczciwą drogą, wtedy ojcu przypada wstyd z jego powodu, i taki syn zasmuca rodziców największym zawstydzeniem. Podobnie ojciec, jeśli chce naprawdę dbać o dobro synów, powinien zajmować się studiowaniem Tory i dobrymi uczynkami; będzie on wtedy miły Niebu i miły ludziom, a jego dzieci będą dumne z niego. Ale jeśli ktoś nie chodzi uczciwą drogą, to hańba przypada też jego dzieciom. Także z powodu grzechu ojców umierają dzieci, jak jest napisane: „śmierć nawiedza synów za grzechy ojców” (Ex. 34:7). I nie ma większego okrucieństwa niż powodowanie grzechami śmierci dzieci. Nikt zaś nie jest bardziej miłosierny dla dzieci niż człowiek sprawiedliwy, bo jego zasługi trwają przez tysiąc pokoleń.” Także te słowa dowodzą, że w całym dorobku kultury powszechnej nie ma słów równie mądrych, jak słowa żydowskich ksiąg dydaktycznych.

* * *

„Halacha” przynosi mnóstwo nad wyraz trafnych obserwacji nad kondycją moralną człowieka, nad dobrem i złem tkwiącym w jego duszy. Przypomnijmy poniżej część z nich.
„Ludzie mają różne cechy usposobienia. Bywają gwałtowni, ciągle wpadający w złość, i bywają spokojni, którzy nigdy się nie złoszczą, lub złoszczą się raz na kilka lat. Są ludzie bardzo wyniośli i są ludzie bardzo skromni. Są ludzie pożądliwi, którzy nigdy nie mogą się nasycić, i są ludzie o czystych sercach, którzy nie pożądają nawet tych rzeczy, które są potrzebne dla ciała.
Bywają ludzie pragnący bogactwa, którzy nie nasycą się wszystkimi pieniędzmi świata, tak jak jest napisane: „Kto kocha pieniądze, nie nasyci się pieniędzmi” (Kohelet 5;9); a bywają też ludzie o skromnych potrzebach, którym wystarcza niewielka ilość, taka, która nie zaspokaja nawet wszystkich ich potrzeb, i nie uganiają się za bogactwem. Są ludzie, którzy głodują, by oszczędzić pieniądze, a to, co zjadają za własne pieniądze, zjadają cierpiąc. I bywają ludzie rozrzutnie wydający wszystkie swoje pieniądze.
Podobnie jest ze wszystkimi innymi usposobieniami u ludzi: są pogodni i przygnębieni, nikczemni i szlachetni, okrutni i współczujący, łagodnego i twardego serca.
Najlepsza i najbardziej słuszna rzecz – ta nauczyć się postępować drogą środka. Pożądać tylko rzeczy, których ciało potrzebuje i bez których nie można żyć, jak jest napisane: „Sprawiedliwy je dla nasycenia swojej duszy” (Przysłowia 13;25). Podobnie powinien człowiek zajmować się interesami po to, by dostać to, co jest potrzebne do codziennego życia, jak jest napisane: „Dla sprawiedliwego wystarczy odrobina” (Psalmy 37;16). Nie wyciągać rąk po więcej, ale i nie marnować pieniędzy; rozdawać jałmużnę według swoich możliwości i pożyczać mądrze temu, kto potrzebuje. Nie powinien być człowiek nazbyt wesoły i żartujący, ale i nie nazbyt poważny i przygnębiony; miałby cieszyć się przez wszystkie dni, być zadowolonym i mieć łagodne oblicze. I podobnie z innymi cechami; ten, kto postępuje drogą środka, jest nazywany mądrym (chacham).
Duma (pycha) jest najgorszą cechą, nie wolno człowiekowi postępować z wyniosłością nawet w małym stopniu, ale powinien on się zachowywać skromnie, jak przykazali nasi mędrcy błogosławionej pamięci: „Bądź bardzo, ale to bardzo uniżonego ducha” (Awot 4;4). Jak można stać się skromnym? Wszystkie słowa człowieka powinny być łagodne, głowa pochylona, spojrzenie skierowane w dół, a serce w górę. I każdego człowieka należy postrzegać jako ważniejszego od siebie. Jeśli jest on bardziej uczony od ciebie, masz obowiązek szanowania go, i jeśli jest bogatszy od ciebie, także masz obowiązek szanowania go... Pomyśl w ten sposób, że skoro Bóg dał temu drugiemu bogactwo, to widocznie zasługuje na to.
A jeśli drugi człowiek jest mniejszy od ciebie w wiedzy czy w bogactwie, uważaj, że jest on bardziej sprawiedliwy od ciebie, bo jeśli popełnia jakiś grzech, robi to niechcący i przez przypadek. A jeśli ty popełnisz wykroczenie, robisz to świadomie. Jeśli będziesz tak myśleć zawsze, nie popadniesz w pychę i będzie ci dobrze.
Podobnie gniew jest bardzo złą cechą. I słuszne jest dla człowieka powstrzymywać się od gniewu jak najbardziej. Powinien się on nauczyć, by nie wpadać w gniew nawet jeśli jest ku temu powód. A jeśli musi wywrzeć wrażenie na swoich dzieciach czy domownikach, może udawać przed nimi, że się gniewa, aby ich napomnić, podczas gdy faktycznie powinien zachować wewnętrzne opanowanie. Powiedział Elijahu do Raw Jehudy: „Nie wpadaj w gniew, a nie zgrzeszysz; nie oburzaj się, a nie zgrzeszysz” (Berachot 29b). Powiedzieli też nasi rabini błogosławionej pamięci: „Każdy, kto się złości, to jakby popełniał grzech awoda zara (bałwochwalstwa), i rządzą nim wszystkie rodzaje Gehenny (wszystkie moce piekielne), jak jest napisane: „Usuń gniew z twojego serca i odsuń zło od twojego ciała” (Kohelet 11;10). (...) Życie człowieka gniewnego nie jest życiem. Dlatego przykazane jest, by oddalić się od gniewu, tak, aby przywyknąć do niego, że nie poruszą człowieka rzeczy naprawdę prowokujące do gniewu. Jest to droga najlepsza, droga dla sprawiedliwych, że są obrażani, lecz nie obrażają innych, wysłuchują obelg, a nie odpowiadają, działają z miłością i zachowują pogodę ducha nawet w cierpieniu...
Powinien człowiek zawsze jak najwięcej milczeć, a rozmawiać powinien tylko o słowach Tory, lub o rzeczach, które są potrzebne do życia. A nawet o rzeczach potrzebnych dla ciała nie powinien rozmawiać zbyt dużo. Powiedzieli nasi rabini błogosławionej pamięci: „Kto przymnaża słów, sprowadza grzech” i powiedzieli też: „Nie znalazłem dla ciała nic lepszego od milczenia” (Awot 1;17). Powiedział Rawa: „Co oznacza werset „śmierć i życie jest w mocy języka?” Ten, kto szuka życia, znajdzie je przez język, a ten, kto szuka śmierci, znajdzie ją także przez język”.
Nie powinien być człowiek zbyt wesoły i żartujący, ale i nie smutny i pogrążony w depresji. Powinien być zadowolony i pogodny. Tak powiedzieli rabini błogosławionej pamięci: „Śmiech i lekkomyślność przyzwyczajają człowieka do niemoralności” (Awot 3;17).
Człowiek nie powinien też być zachłanny, zatroskany o bogactwo, ale i nie powinien lekceważyć pracy. Powinien patrzeć przyjaznym okiem na sprawy, mniej zajmować się interesami, a więcej zajmować się Torą. A tym małym, co ma, powinien się cieszyć. Tak powiedzieli rabini błogosławionej pamięci: „Zawiść, pożądanie i duma wyciągają człowieka ze świata i należy się od nich oddalić” (Awot 4;28). Ale nie wolno też pomyśleć w ten sposób: „Skoro zawiść, pożądanie, duma i tym podobne rzeczy to zła droga i wyciągają one człowieka ze świata, odsunę się od nich jak najbardziej i oddalę się w drugą stronę: nie będę jadł mięsa, nie będę pił wina, nie będę się żenił, nie będę mieszkał w ładnym mieszkaniu i nie będę nosił ładnych ubrań, ale będę chodził w worku itd.”. To też jest zła droga i nie wolno tak postępować. Kto tak robi, jest nazywany grzesznikiem(...). Człowiek powinien powstrzymywać się tylko od złych rzeczy, których zakazuje Tora, i nie powinien robić dla siebie zakazów przez ślubowania i przysięgi co do rzeczy dozwolonych. Tak powiedzieli rabini błogosławionej pamięci: „Czy nie dosyć ci tego, co zakazuje Tora, że zakazujesz sobie rzeczy dozwolonych?” (Nedarim 9:1). I zakazali uciskać siebie samego postami więcej niż należy.
O wszystkich tych rzeczach powiedział król Salomon – pokój z nim – „Nie bądź za nadto sprawiedliwym i nie bądź nazbyt mędrcem; dlaczego miałbyś gubić siebie samego?” (Kohelet 7;16). I powiedział: „Wyważ kroki swoich nóg i niech wszystkie twoje drogi będą utwierdzone” (Przysłowia 4:26).
Człowiek nie może się wstydzić przed innymi ludźmi, gdy ci wyśmiewają się,... W żadnym razie nie wolno odpowiadać im niegrzecznie, aby nie nabyć zwyczaju bycia zuchwałym w innych sprawach, nawet nie związanych ze służbą Bożą...
Jest w naturze człowieka, że na jego czyny mają wpływ jego przyjaciele, koledzy i sąsiedzi. Dlatego człowiek powinien zaprzyjaźnić się z dobrymi ludźmi, przesiadywać zawsze z mędrcami, aby się uczyć z ich czynów. I powinien oddalać się od złych ludzi, którzy chodzą w ciemnościach, aby nie uczyć się od nich tego, co złe. Powiedział król Salomon: „Kto chodzi z mędrcami, zmądrzeje; a przyjaźniący się z głupcami stanie się głupcem”. (...) Dlatego mężczyzna powinien starać się poślubić córkę mędrca i wydać własną córkę za mędrca; jeść i pić z mędrcami, także interesy prowadzić z nimi we wszystkich sprawach... I powiedzieli nasi rabini błogosławionej pamięci: „Siedź w pyle ich nóg i pij z pragnieniem ich słowa” (Awot 1:4).

* * *

Jest przykazanie, by kochać innego Żyda jak siebie samego, jak jest napisane: „Kochaj bliźniego jak siebie samego” (Leviticus 19:18). Dlatego należy mówić przychylnie o drugim i traktować jego własność i jego cześć tak, jak szanuje się własną. Kto cieszy się z poniżenia drugiego człowieka, mimo tego, że nie jest to w obliczu tego człowieka i sam nie jest sprawcą jego poniżenia, ale wywyższa swoje dobre czyny i mądrość w stosunku do czynów i wiedzy drugiego, aby go postrzegano jako człowieka ważnego, zaś tego drugiego jako gorszego, to człowiek, który tak postępuje, nie ma części w Przyszłym Świecie, póki nie zrobi całkowitej teszuwy (skruchy, nawrócenia).
Każdy, kto nienawidzi w sercu innego Żyda, grzeszy(...), jak jest napisane: „Nie będziesz nienawidził swojego brata w sercu” (Leviticus 19:17). A jeśli zgrzeszył przeciw niemu, nie powinien on nienawidzić go i milczeć, (...) ale jest obowiązek, by powiedzieć bliźniemu o tym i zapytać, „dlaczego zrobiłeś mi to i to? Dlaczego zgrzeszyłeś przeciwko mnie?”, bo jest napisane: „Musisz napomnieć swojego bliźniego” (Leviticus 19:17). A jeśli tamten prosi o wybaczenie, trzeba mu przebaczyć i nie wolno go traktować okrutnie...
W „Awot de rabi Natan” jest napisane: „Co to jest nienawiść do ludzi? Człowiek nie powinien myśleć: będę kochał mędrców, ale nienawidził uczniów, będę kochał uczniów, ale nienawidził nieuczonych ludzi, lecz powinien kochać ich wszystkich, a nienawidzić tylko odstępców od wiary i tych, co namawiają do odstępstwa i zwodzą ludzi.” Według „Halachy” powinno się kochać wszystkich członków swego narodu, nawet tych, którzy się nam nie podobają, gdyż ich wszystkich stworzył Bóg. „I jeśli on przestrzega praw twojego narodu, masz go kochać, jeśli nie, nie powinieneś go kochać”. Nie wolno nigdy człowiekowi prosić Niebo o sąd nad innym człowiekiem, który uczynił mu coś złego. Każdy bowiem, kto woła o karę dla drugiego, sam będzie ukarany jako pierwszy. Można jednak pozywać drugiego przed sąd ziemski.
„Gdy ktoś widzi, że drugi człowiek zgrzeszył, lub poszedł złą drogą, jest przykazaniem, by nawrócić go na dobrą drogę i powiedzieć mu, że popełnia grzech, jak jest napisane: „Musisz upomnieć twojego bliźniego” (Leviticus 19:17). A gdy ktoś napomina bliźniego, czy to w sprawach pomiędzy nimi, czy w sprawach pomiędzy nim a Bogiem, należy to robić na osobności i rozmawiać z nim w sposób łagodny, i dać mu do zrozumienia, że rozmawia się z nim dla jego dobra, by doprowadzić go do życia w Przyszłym Świecie. Każdy, kto może zaprotestować przeciw złemu czynowi, a nie robi tego, będzie odpowiedzialny za to zło, ponieważ miał możliwość zaprotestowania. To odnosi się tylko do przypadku, gdy człowiek wie, że grzesznik go posłucha. Ale gdy wiadomo, że nie posłucha, nie wolno go napominać. Bo powiedział Rabi Ila-a: „Tak jak jest obowiązkiem powiedzieć coś, co będzie wysłuchane, tak też jest obowiązkiem nie mówić czegoś, co nie będzie wysłuchane”. Bo jest napisane: „Nie napominaj złego, bo cię znienawidzi, poucz mądrego, a będzie cię kochał” (Przysłowia 9:8).
Nie wolno człowiekowi zawstydzać drugiego człowieka, czy to słowem, czy to czynem, a nade wszystko w obecności innych ludzi. Powiedzieli nasi rabini błogosławionej pamięci: „Ten, kto zawstydza innego człowieka publicznie, nie ma udziału w Przyszłym Świecie” (Bawa Mecja 58b) i powiedzieli jeszcze: „Lepiej jest dla człowieka rzucić się do płonącego pieca, niż zawstydzić kogoś publicznie” (Bawa Mecja 59a)... Dlatego człowiek powinien być bardzo ostrożny, by nie upokorzyć kogoś publicznie, czy jest to dziecko czy dorosły, nie można nazywać go w sposób, który go upokarza, ani opowiadać w jego obecności czegoś, co go zawstydza. A jeśli ktoś zgrzeszył przeciw człowiekowi i ten chce go upomnieć, nie może go przy tym upokarzać... O co tu chodzi? – O sprawy pomiędzy człowiekiem i jego bliźnim. Ale w sprawach Nieba, jeśli ktoś napomniany na osobności nie zmienił się, poucza się go publicznie i upublicznia się jego grzech, zawstydza się go i przeklina go, aż wróci na dobrą drogę, tak jak robili to wszyscy prorocy w Izraelu. (...)
Człowiek powinien być ostrożny, by nie zrobić żadnej rzeczy, przez którą wydałoby się innym, że popełnia grzech (nawet jeśli w rzeczywistości go nie popełnia). (...)
Jest cechą ludzi pobożnych nie przyjmować prezentów, ale ufać, że Bóg da człowiekowi wystarczająco na jego potrzeby, bo jest napisane: „Kto nienawidzi podarków – będzie żył” (Przysłowia 15:27).
I na zakończenie warto jeszcze raz powiedzieć, iż „Hallacha” zawiera obok genialnie mądrych myśli także pewną liczbę sformułowań dziwacznych, a o niektórych z nich wybitny uczony żydowski Israel Shahak (1933-2001) pisze co następuje: „Zgodnie z Halachą Żydowi nie wolno dopuścić (o ile potrafi temu zapobiec), by jakikolwiek goj został mianowany na najskromniejsze nawet stanowisko, dzięki któremu mógłby sprawować władzę nad Żydami... Na podkreślenie zasługuje fakt, iż reguła ta odnosi się również do osób, które przeszły na judaizm i ich potomków po kądzieli przez dziesięć pokoleń lub „tak długo, jak długo udaje się przodków ustalić”. [Ta zasada, stosowana konsekwentnie w Izraelu prowadzi do rasowej dyskryminacji zarówno „mieszańców” (marzerim), jak i nie-Żydów; stosowana zaś w poszczególnych krajach zdominowanych przez Żydów powoduje wyeliminowanie autochtonów z udziału w rządzeniu ich własnym krajem oraz do drastycznego obniżenia poziomu elit politycznych i innych na skutek stosowania kryterium etniczno-rasowego, a nie merytorycznego w doborze kadry kierowniczej; przy czym każda próba samoobrony jest w tym względzie natychmiast paraliżowana rejwachem o „budzącym się antysemityzmie”].
Israel Shahak pisze dalej: „Goje uważani są za skończonych łgarzy i zabrania się im zeznawać przed sądami rabinackimi.
Stosunek płciowy pomiędzy zamężną Żydówką a jakimkolwiek innym mężczyzną niż jej małżonek jest w przypadku obojga przestępstwem zagrożonym karą śmierci i zarazem jednym z najohydniejszych grzechów. Status kobiet nie-Żydówek jest zupełnie inny. „Halacha” przyjmuje, iż wszyscy goje są z natury występni, mówi o tym wyraźnie werset: „I zapałała żądzą do swych kochanków, którzy w sile swych członków i żądzy podobni byli do osłów i ogierów”. Nie ma więc znaczenia, czy kobieta nie-Żydówka jest zamężna czy nie, gdyż w opinii Żydów samo pojęcie małżeństwa do nie-Żydów się nie odnosi. (Wśród pogan związki małżeńskie nie istnieją). Stąd stosunki płciowe między Żydami a nie-Żydówkami nie są uznawane za cudzołóstwo. Talmud przyrównuje je do grzechu zoofilii...
Zgodnie z „Encyklopedią Talmudyczną” „ten, kto doświadczył cieleśnie żony goja, nie podlega karze śmierci, ponieważ napisane jest „żony bliźniego”, a nie „żony obcego” (...). I chociaż zamężna kobieta nieżydowska jest dla goja zakazana, „Żyda zakaz ten nie obowiązuje”.
Z powyższego nie wynika wcale, że stosunek płciowy pomiędzy Żydem a nieżydowską kobietą jest dozwolony, wręcz przeciwnie. Jednakże główna kara spada w tym przypadku na kobietę; musi ona zostać stracona, nawet wtedy, gdy została przez Żyda zgwałcona. „Jeśli Żyd spółkuje z nie-Żydówką, bez względu na to, czy jest ona trzyletnią dziewczynką czy dorosłą kobietą, czy jest zamężna czy nie, nawet wtedy, gdy sam Żyd jest dzieckiem w wieku lat dziewięciu i jednego dnia – ponieważ stosunek ten był świadomym czynem, kobieta musi zostać stracona, jak zwierzę, gdyż z jej powodu Żyd popadł w tarapaty”. Żyd natomiast powinien zostać wychłostany, a jeśli jest przypadkiem członkiem kapłańskiego rodu Kohenów, powinien otrzymać dwakroć więcej rózeg, jako że popełnił podwójne przestępstwo; Kohenom nie wolno uprawiać stosunków z prostytutkami, wszystkie zaś gojki są uznawane za prostytutki”... Barbarzyństwo.
Gwoli sprawiedliwości powinno się w tym miejscu zaznaczyć, że przekonanie o własnej wyższości (i vice versa o niższości narodów „niewybranych”) mają przedstawiciele wszystkich religii, w tym chrześcijańskiej. Oto np. u jakże mądrego Błażeja Pascala w „Myślach” znajdujemy następujący fragment: „Nie ma Odkupiciela dla pogan, nawet się Go nie spodziewają. Nie ma odkupiciela dla żydów, spodziewają się go na próżno. Jest Odkupiciel jedynie dla chrześcijan”. A więc tylko oni będą odkupieni, a cała reszta ludzkości to odtrącone wyrzutki i wieczni potępieńcy! „Nasza religia jest tak boska, że druga religia boska była tylko jej podstawą”, powiada Pascal. Erazm z Rotterdamu w rozprawie pt. „Metoda teologii” potwierdza to mniemanie: „Ileż to wieków czekali Żydzi na swego tyle razy obiecywanego Mesjasza! Czegóż jednak lud w Jego osobie oczekiwał? Jakiegoś nadzwyczajnego króla, który by rozszerzył daleko granice swoich posiadłości, Żydom przyniósł wyzwolenie, naród swój uszczęśliwił bogactwami, obcych prawu Mojżesza pogan ogniem i mieczem wytępił. Niestety, próżne to i złudne oczekiwanie”... Według holenderskiego pisarza jedynie nauki chrześcijańskie są w tym względzie poprawne. Według zaś islamu zarówno żydzi, jak i chrześcijanie są w błędzie i nie mogą być stawiani na równi z wyznawcami Mahometa.

* * *

Szereg specyficznych mądrości znajdziemy w dydaktycznej księdze żydowskiej zwanej „Tarjag Micwot” czyli „613 przykazań religijnych”, wydanej wielokrotnie w wielu językach, nie wyłączając polskiego (Kraków 2000). Dowiadujemy się z niej, że w judaizmie trzy grzechy są uważane za nieodpuszczalne: bałwochwalstwo, cudzołóstwo, morderstwo. Są one bowiem profanacją samego Haszem (Boga). Oto niektóre z zawartych tam idei i obowiązków religijnych.
„Nie wolno mianować króla innego niż spośród Izraela. Królem może być tylko Żyd z urodzenia.
– Król może mieć maksymalnie 18 żon. [Choć król Salomon miał ich ponoć ponad 300).
Należy wypełniać dane słowo.
– Nie wolno zabić niewinnego. Publiczne zawstydzenie człowieka (Żyda) jest równoznaczne z rozlewem krwi.
– Każdy mężczyzna ma obowiązek bycia płodnym i posiadania potomstwa.
– Nie wolno spółkować z kobietą zamężnąj. Dotyczy to przypadku cudzołóstwa z kobietą zamężną, należącą prawnie do jakiegoś mężczyzny.
– Nie wolno świadczyć fałszywie.
– Kara śmierci przez uduszenie (cheneka, chana) należy się: za cudzołóstwo z zamężną Żydówką; za skaleczenie rodzica; za porwanie Żyda; za fałszywe proroctwo; za prorokowanie w imię bożków; za nieposłuszeństwo mędrca (zaken mamre) autorytetowi Sanhedrynu.
– Nie wolno uderzyć ojca ani matki; nawet w samoobronie, chyba że rodzic chce zabić.
– Nie wolno pozwolić żyć czarownicy.
– Trzeba pożyczać ubogiemu.
– Nie będzie się wymagać długu od biedaka, gdy nie ma on czym zapłacić.
– Nie wolno wysłuchiwać skargi jednej ze stron, gdy nie dzieje się to w obecności strony przeciwnej.
– Nie będzie świadczył grzesznik. Ktoś, kto ma złą sławę jako łamiący jakieś przykazanie, nie może świadczyć, nawet jeśli wiadomo, że nie będzie kłamał.
– Nie wolno litować się nad biedakiem w sądzie. Należy traktować obie strony równo.
– Nie wolno naginać wyroku przeciwko grzesznikowi z powodu wiedzy o jego grzeszności.
– Nie wolno mieć w sądzie względów dla człowieka znamienitego.
– Nie wolno ukarać zmuszonego do grzechu.
– Nie wolno zabić mordercy, zanim postawi się go przed sądem.
– Nie wolno przyjąć łapówki; nawet w postaci pochlebnych słów.
– Nie wolno kraść żadnej rzeczy. Nie wolno też pomagać w kradzieży, ani kupować kradzionych rzeczy”.
[W dawnym Izraelu złodziej spłacał co najmniej podwójną wartość tego, co ukradł. W przeciwnym razie szedł na sześć lat do niewoli tego, kogo okradł].
– „Nie wolno mężczyźnie mieć stosunków z mężczyzną.
– Nie wolno mężczyźnie mieć stosunków ze zwierzęciem.
– Nie położy się kobieta ze zwierzęciem.
– Grzech w myśli nie jest równy popełnionemu fizycznie.
– Uwodziciel musi poślubić uwiedzioną.
– Nie rozwiedzie się uwodziciel ze swoją ofiarą.
– Nie będzie nierządnej wśród córek izraelskich. Nie wolno kobiecie i mężczyźnie żyć razem bez kontraktu ślubnego i ślubu.
– Nie będzie nosiła kobieta ozdób mężczyzny. Kobiety nie mogą nosić strojów mężczyzn; nie mogą też iść na wojnę uzbrojone jak mężczyzna; nie mogą się one przyłączać do armii, nawet jeśli nie noszą broni”.[W wojsku Izraela w trybie obowiązkowym służbę pełnią także panie].
– Nie będzie mężczyzna nosił ozdób kobiety. Mężczyzna nie może nosić strojów kobiecych, ani upodabniać się do kobiet farbując włosy, nosząc biżuterię kobiecą, wisiorki itp.”
[Kapłan żydowski nie ma prawa poślubić kobietę „sprofanowaną”, a więc ani pozbawioną przed nim dziewictwa przez kogoś innego, ani zbyt niskiego pochodzenia, ani konwertytki, ani rozwódki, ani wdowy, ani nie-Żydówki. Dyskwalifikowałoby to bowiem status kapłański jego potomstwa. – W judaizmie kapłańskość jest dziedziczna. Arcykapłan zaś musi poślubić „naarę”, czyli dziewicę między 12 a 13 rokiem życia, która jeszcze przez nikogo nie była molestowana i przebywa w zupełnej nieświadomości w sprawach płci.
Zwierzęta „nieczyste”, z którymi kontakt dotykowy powoduje nieczystość rytualną, to łasica, mysz, ropucha, jeż, kameleon, jaszczurka, ślimak, kret.].

„W sporze pomiędzy dwoma grupami ludzi jednakowo uczonych w Torze należy skłonić się za opinią większości; ale jeśli grupa mędrców Tory jest w mniejszości, to ich opinia przeważa nad dużą grupą ludzi nieuczonych.
– Nie wolno przysięgać fałszywie.
– Nie wolno obmawiać. Istnieją trzy rodzaje obmowy: rechilut – plotki; laszon hara – mówienie o kimś źle z intencją zaszkodzenia mu; moci szem ra – mówienie o kimś nieprawdy, która go zniesławia. Najgorsze z tych wszystkich rzeczy jest słuchanie, bo to ono stwarza mówiącemu okazję do grzechu.
– Nie wolno zawstydzać oblicza bliźniego. Zawstydzenie, zwłaszcza publiczne, jest jak morderstwo.
– Nie wolno oszukiwać żadnego człowieka w słowach. Nie wolno nikogo obrażać, ranić uczuć, dokuczać, zawstydzać, wypominać mu złe czyny, wołać go przezwiskiem.
– Nie wolno się mścić.
– Nie wolno zajmować się myślami heretyckimi i zwracać oczu ku niemoralności.
– Nie wolno chować urazy.
– Nie wolno jeść i pić jak żarłok i pijak.
– Należy szanować mędrców Tory (talmide chachamim).
– Nie wolno kastrować nikogo, ani człowieka, ani zwierzęcia, ani ptaka; nie wolno też nikogo sterylizować.
– Należy przyłączyć się do mędrców Tory, by jak najwięcej od nich się nauczyć.
– Dobrze jest ożenić się z córką uczonego i własne córki również wydać za mąż za uczonych.
– Nie wolno przestraszyć się na wojnie.”
Jak łatwo zauważyć, są to obserwacje i nakazy o bardzo zróżnicowanej wartości merytorycznej; niektóre są trafne i mądre, inne zabawne, jeszcze inne zaskakują prymitywizmem i płycizną pojęć.

* * *

Należy w tym miejscu nadmienić, że wybitny myśliciel żydowski, pierwszy kodyfikator „Miszny” Rabbi Josef Ben Akiba (ok. 50-132) uznał swego czasu „Księgę Syracha” za dzieło obce i sprzeczne z duchem judaizmu i wykreślił ją z kodeksu lektur hebrajskich, jako nalężącą do tradycji greckiej. Był on zresztą duchowym inspiratorem powstania Szymona Bar Kochby („Syna Gwiazdy”) przeciwko Rzymianom w latach 132-135, został pojmany, przypędzony do Rzymu i tam publicznie żywcem odarty ze skóry i przybity w takim stanie do krzyża. Także obecnie ani wyznawcy judaizmu, ani protestanci nie uznają sakralności „Księgi Syracha”. Według legendy Ben Akiba początkowo nie umiał ani czytać, ani pisać, zanim się, mając 41 lat, nie ożenił: dziewczyna, którą pokochał, postawiła warunek – wyjdzie za niego za mąż dopiero, gdy się nauczy czytać i zacznie studiować „Torę”. Abecadła uczył się razem ze swym kilkuletnim synkiem, ale już w wieku 45 lat zasłynął jako utalentowany „uczony w Pismie”. Wychował całe zastępy rabinów i nauczał mądrości swych rodaków także wówczas, gdy władze rzymskie zakazały studiowania „Tory”. Zapłacił za to najwyższą cenę, ale się nigdy nie ugiął.
Za jednego z mędrców żydowskich uchodzi Israel Baal Szem Tow (akronim Beszt, 1700-1760), założyciel chasydyzmu. Wcześnie został sierotą, na utrzymanie zarabiał ciężką pracą fizyczną. W młodości był bezdomnym, mieszkał na odludziu w Karpatach, poświęcając się samodzielnemu zgłębianiu tekstów religijnych i filozoficznych. Gdy dochodził czterdziestki, ciemny gmin żydowski Polski i Ukrainy zaczął uważać go za „baal szem”, wielkiego mędrca i cudotwórcę, nawiasem mówiąc, czerpiącego i rozwijającego te czy inne pomysły wyjęte z ezoterycznych ksiąg „Kabały”. Jedna z pięknych nauk Beszta polegała na twierdzeniu, że człowiek powinien być zawsze zapatrzonym w Stwórcę i wierzyć, że Stwórca również nieustannie o nim pamięta i mu się przygląda. Podczas jednego z ekstatycznych wzlotów Beszt okazał się na Niebiosach i rozmawiał z przyszłym Mesjaszem, który dał mu do zrozumienia, że on, Beszt, toruje swymi naukami drogę Jemu, Mesjaszowi. Israel Baal Szem Tow nigdy nie występował z kazaniami publicznie, nauczał wyłącznie w wąskim gronie kilku słuchaczy, nie pisał dzieł i zabraniał swym uczniom czynienia notatek podczas zajęć. Dopiero dwadzieścia lat po śmierci mistrza jeden z uczniów odważył się opublikować wybór wypowiedzi twórcy chasydyzmu. Chodzi o to, że wyznawcy tradycyjnego judaizmu Beszta potępiali i twierdzili, że jest nieukiem, prostakiem, demoralizatorem młodzieży, propagującym pijaństwo i wolną miłość, oszustem stosującym magię w leczeniu chorych. Gorszono się i miano mu za złe, że potrafił stojąc pośród rynku gadać z prostactwem, a nawet, o zgrozo, z kobietami (!), o Bogu i wielkich zagadnieniach filozoficznych, dostępnych przecież wyłącznie umysłom wysoce rozwiniętym i subtelnym.

Wybitnym myślicielem, klasykiem kilku kultur jest Ibn Gabirol Salomon ben Juda (Awencebrol, Awicebron), głęboki erudyta piszący w języku arabskim, ponieważ urodził się był w hiszpańskim mieście Malaga w czasach, gdy kraj ten znajdował się we władaniu Maurów. Przyszedł na świat w roku 1020 albo 1021, a żywot zakończył w okresie między 1058 a 1070 w Walencji. Nazywa się go z reguły neoplatonikiem, a pewne podstawy do tego znajdziemy w jedynym zachowanym (w łacińskiej wersji) dziele pt. „Fons Vitae” („Źródło Życia”). Styl jego tekstów jest klarowny i czysty, a przy tym aforystyczny i w barwie głosu jakby raczej grecki, a nie żydowski.
Ibn Gabirol tedy pisał: „Pytanie mędrca to już pół drogi do prawdy; cierpliwość do bliźniego – połowa mądrości.
– Kto ma prawo rządzić? Albo mędrzec mający koronę, albo król mający mądrość.
– Nie ma szans na poznanie całej prawdy, gdyż jest ona bez kresu; ale dążyć do mądrości trzeba chociażby po to, by nie pozostawać durniem – własnie tym kieruje się człowiek rozumny.
– Najpiękniejszą cechę człowieka stanowi żądza poznania.
– Człowiek jest mądry tylko wówczas, gdy szuka mądrości; jak tylko zacznie mniemać, że ją znalazł, natychmiast okazuje się głupcem.
– Nikt nie powinien zarzucać nauczycielowi uchybień, zanim nie pozna także innych nauk i nie będzie mógł je porównywać.
– Królowie mogą sądzić każdego, lecz własnie mędrcowi dane jest sądzić królów.
– Wartość każdego człowieka jest proporcjonalna do wiedzy przezeń posiadanej.
– Pierwszym krokiem ku mądrości jest milczenie, drugim – słuchanie, trzecim – zapamiętywanie, czwartym – działanie, piątym – wykładanie mądrości.
– Nikt nie zostanie mędrcem wcześniej, aż nie zdobędzie trzech umiejętności: nie uważać siebie za bardziej zdolnego niż inni w zdobywaniu mądrości; nie zazdrościć temu, kto jest bogatszy; nie oczekiwać nagrody za swą mądrość.
– Unikaj świętoszkowatego głupca i grzeszącego filozofa.
– Jeśli ktoś nie potrafi powstrzymać swej zapalczywości, to znaczy, że ma kłopoty ze swym mózgiem.
– Milczenie jest najlepszą odpowiedzią głupcowi.
– Silny jest ten, kto uspokaja głupca i łagodzi jego gniew.
– Kto nie umie kierować sobą, nie potrafi też kierować innymi.
– Ludzie mniemają, ze jakoby zła jest pod słońcem więcej niż dobra. Dobro, ich zdaniem, stanowi wyjątek, podczas gdy zło jest bezgraniczne i wszechobecne. Przy czym ten błąd podzielają nie tylko osobnicy z tłumu, ale i ci, co to uchodzą we własnych oczach za filozofów. Przyczynę tego złudzenia stanowi fakt, że ludzie sądzą o całym wszechświecie na podstawie swego osobistego doświadczenia. Ignorant i głupiec mniema, że cały świat istnieje ze względu na niego i dla niego, a gdy zdarzy mu się jakieś nieszczęście, zaraz wnioskuje, iż całe uniwersum stanowi ucieleśnienie zła. Gdyby jednak potrafił sobie uprzytomnić ogrom całego wszechświata i znikomość własnej w nim egzystencji, mógłby z uświadomienia siebie samego jako drobniutkiej cząstki jedynego kosmosu wysnuć wniosek o całej prawdzie... Niektórzy twierdzą, że jakoby cały wszechświat stworzono tylko w jednym celu – aby zapewnić egzystencję człowieka, który z kolei zyskuje dzięki temu siły, by służyć Bogu. Wszystko, co istnieje, twierdzą oni, istnieje ze względu na człowieka; nawet sfery niebieskie ponoć podległe są w swym wiecznym ruchu interesom człowieka i mają służyć zaspokojeniu jakichś ludzkich potrzeb. Tego punktu widzenia nie sposób nie nazwać fałszywym. (...) Nawet jeśli przypuścić, że wszechświat istnieje ze względu na człowieka, a egzystencja człowieka z kolei ma na celu służenie Bogu, to rodzi się pytanie: Jaki jest cel ostateczny tego służenia Bogu? Bóg przecież nie staje się w najmniejszym nawet stopniu bardziej doskonały z powodu tego, że Jego własne stworzenia Jemuż i służą; podobnie jak Bóg nie poniósłby najmniejszego uszczerbku, gdyby wokół Niego nie było nic prócz Niego samego. Na to można byłoby odrzec, że służenie Bogu doskonali nie Boga, lecz nas samych. Ale w takim razie pozostaje pytanie: Jaki jest cel naszego doskonalenia się? – Przynagleni takimi pytaniami, jesteśmy zmuszeni wyciągnąć następujący wniosek: Taka jest wola Boga. Logika, zarówno jak i tradycja, wykazują, że wszechświat stworzono wcale nie ze względu na człowieka i że wszelkie rzeczy w świecie istnieją ze względu na same siebie”...

O człowieku i jego losie wielki Żyd wywodził: „Każdy człowiek może postępować tak, jak mu się podoba. Jeśli chce wstąpić na ścieżkę dobra i osiągnąć świętość – może postąpić właśnie tak. Jeśli woli wkroczyć na ścieżkę zła – to także leży w jego mocy i w granicach jego możliwości. (...) Ród ludzki pozyskał dla siebie szczególną pozycję we wszechświecie właśnie dlatego, że człowiek jest zdolny do samopoznania, do odróżniania dobra od zła. Niech nie wierzy w to ani jedna dusza, ani tępak spośród gojów, ani ciemniak spośród Izraelitów, jakoby Wszechmocny Bóg – niech się sławi imię Jego! – już przy narodzinach człowieka z góry nakreśla, czy ma on być świętym, czy potępieńcem. Sprawy mają się zgoła inaczej. Każdemu człowiekowi dane zostało prawo swobodnego wyboru: może on zostać zarówno kimś cnotliwym, jak i kims grzesznym, madrym lub głupim, łagodnym lub okrutnym, mściwym lub wielkodusznym. Stąd zaś wynika, że grzesznik sam sobie gotuje swój upadek, sam siebie skazuje na nieszczęścia i łzy, sam szykuje dla siebie męki duszy. Ta myśl stanowi jedną z najważniejszych zasad naszej wiary, ona jest opoką naszej Tory i jej przykazań. Gdyby Bóg sam decydował za człowieka, czy ma zostać świętym czy grzesznikiem, – jak to mniemają niezbyt dalekowzroczni astrologowie – to po co dyktuje nam przez Proroków swą wolę: czyńcie to, a tego nie czyńcie, równajcie drogi wasze, a nie podążajcie za grzesznikami? Gdyby los człowieka nie był wykuwany przez niego samego, a był mu narzucany przez jakąś siłę zewnętrzną – jakiż sens miałoby istnienie Tory? Albo, powiedzmy, jakim prawem Bóg karałby ludzi grzesznych a nagradzałby sprawiedliwych?...
Nie dziw się i nie powiadaj w zakłopotaniu: „Czy może człowiek czynić wszystko, co sobie zechce? Czy może kierować swym postępowaniem? Czy można sobie wyobrazić, jakoby człek był w stanie coś uczynić bez pozwolenia Stwórcy i wbrew Jego woli?” – zrozum i pamiętaj, że choć na swiecie wszystko dzieje się wedle woli Pana, postępki nasze i czyny nie wychodzą poza obręb naszej kontroli. Co mam tu na myśli? Stwórca chce, aby wszystko, co On stworzył, stosowało się do Jego woli; lecz dokładnie tak chciał też, aby człowiek posiadał wolną wolę, aby nic go nie zmuszało do jakichś czynów i aby nikt nie zabraniał mu niczego w jego postępowaniu; aby każdy śmiertelnik miał swobodę żyć tak, jak mu nakazuje jego własny rozsądek, darowany mu przez Boga – żyć i rozstrzygać o wszystkim samemu. Właśnie dlatego o każdym człowieku sądzi się i każdego człowieka sądzi się według czynów jego”...

Gdy Ibn Gabirola zapytano, kto jest lepszy, bogacz czy mędrzec, odparł, że mędrzec. Ale dlaczego w takim razie mędrcy częściej stoją pod drzwiami bogaczy niż bogacze przed drzwiami medrców? Ano dlatego, że mędrzec zdaje sobie sprawę z wartości bogactwa, a bogacz nie rozumie znaczenia mądrości.
Ktoś mu powiedział, że jemu się wydaje, iż ludzie notorycznie popełniają zło i dlatego jego dusza dąży do odosobnienia od nich. Na to filozof odparł: „Nie rób tego, ponieważ nie sposób żyć bez ludzi. Żyj jednak pośród nich tak, jak żyłby głuchy umiejący słyszeć; ślepiec umiejący widzieć; niemy, umiejący mówić”...
Ibn Gabirol mawiał: „Są czteru kategorie ludzi: 1. człowiek, który wie i wie, że wie – to jest uczony, słuchajcie go; 2. człowiek, który wie i nie wie, że wie – ten jest nieświadomy, obudźcie go; 3. człowiek, który nie wie i wie, że nie wie – ten pyta o dobrą radę, więc go pouczcie; 4. wreszcie człowiek, który nie wie i nie wie, że nie wie – ten jest głupcem, zostawcie go jemu samemu”.

Prócz Ibn Gabirola wybitnymi filozofami i uczonymi żydowskimi piszącymi w języku arabskim byli m.in. też Ibn Ezra, czyli Abraham ben Meir (1092-1167) oraz Ibn Daud, czyli Abraham ben Dawid (1110-1180).
Oryginalne koncepcje teoretyczne zawiera kabalistyczna księga „Zohar”. Przedstawiony w niej system religijno-filozoficzny zwany Kabałą, nawiązuje do pochodzącej z VII wieku kosmogoniczno-historycznej księgi „Jecirah” i buduje zbliżoną do neoplatonizmu teogonię, jak też kosmogonię. Główne dzieło Kabały – „Zohar” („Blask”) zostało zredagowane w Hiszpanii w XII wieku przez Mojżesza Baal Szew Tow z Leonu, zwanego też po prostu Mosze de Leon, który twierdził, iż autorstwo tej ksiegi należy do mędrca Szymona bar Jochaja, jakoby żyjącego w II wieku. Została ona pierwotnie spisana w sakralnym jezyku aramejskim (chaldejskim), dopiero później przetłumaczona na hebrajski, i stanowi mistyczną interpretację „Pięcioksięgu Mojżeszowego”. Zajmuje się ona metafizycznymi rozważaniami dotyczącymi Boga i objawienia, konstytuuje także podstawowy dla całej Kabały paradygmat poznawczy w postaci dziesięciu sefirotów (emanacji, atrybutów Boga) i wprowadza dialektyczne, biegunowe pary mocy kosmicznych działających we wszechświecie. W tym samym czasie Abraham Abulafia rozwija Kabałę ekstatyczną, kładąc nacisk na indywidualną drogę człowieka ku Bogu. Po wygnaniu Żydów z Hiszpanii w 1492 roku (pod zarzutem fałszowania monety i doprowadzenia ludności kraju na skraj nędzy przez bezbożną lichwę), główny ośrodek Kabały przesuwa się do Saffed w Galilei, gdzie Isaac Luria rozwija ideę o szczególnym posłannictwie człowieka w świecie idealnym; jego myśl kontynuują Chaim Vital oraz Josef ibn Tabui. Dowodzą oni, że modlitwa i duchowa intencja człowieka mają ogromną siłę sprawczą. Pod znacznym wpływem Kabały znaleźli się (lub zbieżną drogą podążali) znakomici myśliciele Johannes Reuchlin, Knoor von Rosenroth, Pico della Mirandola, Jacob Boehme oraz loże masońskie we Francji i na Litwie.
Kabała wychodzi z talmudycznej tradycji, według której świat istnieje dzięki trzydziestu sześciu Sprawiedliwym, którzy są rozsiani po całym świecie, są nieznani i nie znają się nawzajem, ale dzięki swej osobistej świętości wewnętrznej sprawiają, że świat nie ulega zagładzie, lecz wciąż nadal istnieje. Są raczej nieświadomi swej roli, a jeden z nich jest prawdopodobnie żywym Mesjaszem i pozostaje w ukryciu dlatego, że świat nie jest go godzien. Świat jest przedstawiany przez kabalistów jako organizm, którego kościec stanowią owi 36 Sprawiedliwych. Zupełnie identycznie jak hinduizm Kabała traktuje świat jako organiczną nierozerwalną całość, jako jeden całościowy organizm. Zamiast „świat” powinno się mówić „świat Boży”, zamiast „inni” – „my” itd. W każdej chwili świat jest gotowy do odkupienia, zbawienie jest obok. Wydaje się, iż podstawową ideą etyczną ksiegi „Zohar” byłoby przekonanie o tym, że zło nie ma charakteru absolutnego i fundamentalnego, lecz zostało stworzone, aby w ostatecznym rachunku służyć zwycięstwu dobra.
Poszczególne traktaty tego dzieła zawsze rozpoczyna zdanie: „Rabbi Szymon otworzył bramy mocom języka”, języka nie bylejakiego, lecz – tak jak aramejski – świętego, sakralnego, pochodzącego bezpośrednio od Boga. Dwadzieścia dwie litery języka hebrajskiego pełne są utajonych, skrytych znaczeń; to nie są po prostu litery, to są zindywidualizowane byty metafizyczne; nawet sam ich kształt nie jest przypadkowy, lecz niesie w sobie pewną mistyczną wiedzę. Wbrew ewidentnym faktom (alfabet żydowski był wzorowany na piśmie filistyńskim i innych wcześniejszych alfabetach) kabaliści twierdzą, że to sam Bóg skonstruował litery hebrajskie, aby Mojżesz mógł spisać „Torę”. Talmudyści twierdzą, iż litery są istotami mistycznymi, demiurgami Boga, przez które On przemawia do swego „narodu wybranego”.
Wszystko istnieje tylko w Bogu. „Być” znaczy „być Jego bytem”. Jak to wyraził po niemiecku Franz Kafka: „Sein bedeutet sein Sein sein”. W języku zawsze tkwi pewna filozofia, pewne prawdy metafizyczne i ostateczne, zapomniane przez ludzie myślenie dyskursywne i faktograficzne, lecz zakodowane bezpośrednio w materiale językowym. Jak to ujął Benjamin Lee Whorf: „Język zawiera przeczucie nieznanej, szerszej rzeczywistości, w stosunku do której świat fizykalny jest jedynie naskórkiem... Docieranie do świata przez matematykę nie jest czym innym jak docieraniem do świata przez szczególną odmianę języka. Wzorce matematyczne są czymś podstawowym w sensie kosmicznym”. Są jakby częścią i specyficznym jednocześnie odzwierciedleniem harmonii Wszechświata, podobnie jak jest nim język muzyki, mistyki, a nieraz też filozofii, w tym – filozofii moralnej.
Według Kabały – tak jak według wcześniejszej filozofii Plotyna – cały świat stanowi jedną niepodzielną całość, wypełnioną rozmaitymi energiami boskimi. Działają w nim wszelako także moce ciemności, moce diabelskie, stąd pochodzą zaś podziały, wrogość, walka, zło. Rozdzielenie triumfuje nad jednością, tak jak Żydzi, choć są jednym Narodem Bożym, muszą jednak żyć w diasporze, w rozproszeniu, zanim nie powrócą do Ziemi Obiecanej.
Trzeba przyznać jednak, że ostatecznie Kabała, choć stanowi intelektualną konstrukcję o niezaprzeczalnych walorach estetycznych, tak naprawdę nie udziela odpowiedzi na podstawowe pytania filozofii, czyli i w tym przypadku – jak to bardzo trafnie wyraził ongiś Moshe Dawidowitz – „każda podróż mistyczna kończy się tam, gdzie się zaczęła”. Z czego wcale nie wynika, że nie warto się w tę podróż udawać. Wręcz przeciwnie. Są bowiem rzeczy, o których najlepiej nie mówić, gdyż o nich – jak o istocie Boga – człowiek nic wiedzieć, ale nie powiedzieć, nie może. Aby coś „po-wiedzieć”, trzeba jednak przedtem to „wiedzieć”. W przeciwnym razie nie warto wstrząsać powietrza pustymi frazesami, jak to czyni bardzo wielu kuglarzy intelektualnych. Nie przypadkiem Majmonides napisał: „Tak samo jak byłoby błędem przypisywać Bogu akcydent mnogości, jest błędem przypisywać Mu akcydent jedności”. Jak zresztą i wszelkie inne „akcydenty”... A przecież tylu „mądrych” ludzi z wypiekami fanatyzmu na twarzy i pianą wściekłości na ustach głosi wszem i wobec swe „jedynie słuszne” iluzje, nie mając nawet zielonego pojęcia o tym, o czym perorują!
Tajemne nauki Kabały można przekazywać wyłącznie tym osobom, które są w stanie je pojmować i właściwie interpretować. W żadnym razie nie wolno z nimi zapoznawać osobników tępych, ograniczonych i amoralnych, jak też kobiet. Jest to nauka panteistyczna, zawierająca prawdy zwierciadlane: „Bóg jest Wszystkim – Wszystko jest Bogiem... Gdzież się skryję przed duchem Twoim i dokąd ucieknę od oblicza Twego? Wzniosę się na Niebiosa – tam Ty, spadnę do Szeolu – oto Ty!”...
W sposób szczególny filozofia życiowa narodu żydowskiego została w XX wieku odzwierciedlona w działalności praktycznej i w twórczości pisarskiej wielkiego pedagoga i pisarza Henryka Goldszmita (1879-1942), znanego powszechnie jako Janusz Korczak, który dobrowolnie poszedł z wychowankami domu sierot do komory gazowej (aby dzieci nie czuły się samotne i opuszczone w chwili śmierci), choć Niemcy proponowali mu objęcie katedry wychowania na najlepszych swych uniwersytetach. Otóż ten Bohater Ludzkości w przecudnym dziele „Jak kochać dziecko” pisał zwracając się do kobiety brzemiennej: „Powiadasz: „Moje dziecko”. Kiedy, jeśli nie w okresie ciąży, masz do tego największe prawo? Bicie małego jak pestka brzoskwini serduszka jest echem twego tętna. Twój oddech daje i jemu tlen powietrza. Wspólna krew przebiega w nim i w tobie, a żadna czerwona kropla krwi nie wie jeszcze, czy pozostanie twoją lub jego, czy wylana będzie i umrze jako danina, którą pobiera tajemnica poczęcia i porodu. Kęs chleba, który żujesz, to dla niego materiał do budowy nóg, na których biegać będzie, skóry, która je będzie ukrywać, oczu, którymi patrzeć będzie, mózgu, w którym myśl zapłonie, rąk, które do ciebie wyciągnie, uśmiechu, z którym zawoła: „Mamo!”... Razem macie przeżyć stanowczą chwilę: wspólnie wspólnym bólem cierpieć będziecie. Uderzy dzwon-hasło: – Gotowe. – I jednocześnie ono powie: „Chcę żyć własnym życiem”, ty zaś powiesz: „Żyj teraz własnym życiem!” W całej bodaj literaturze światowej nie ma piękniejszych i mądrzejszych słów o brzemienności i rodzicielstwie, jak w tym i w innych tekstach Janusza Korczaka.


* * *

Osobny temat, lub dokładniej, osobną warstwę semantyczną w Kabale stanowią roztrząsania dotyczące sfery moralnej życia ludzkiego. Zaskakują one nieraz nieoczekiwanym sposobem spostrzegania rzeczywistości, jak np. w tezie, że starotestamentowa tak zwana „niewola egipska” to nic innego jak „stan ciemnoty moralnej”, a „wyjście z niewoli Egipskiej” to pokonanie przez dojrzałą osobowość człowieka swych własnych zwierzęcych, egoistycznych, hedonistycznych i merkantylnych uczuć, tendencji, poglądów – czyli przejście do etyki życzliwości i solidarności międzyludzkiej [por. Lichtman: „Nauka Kabały” ].
Idee Kabały niekiedy o całe stulecia wyprzedzały swój czas, jak np. dotyczące przyrody i stosunku człowieka do niej. W słowniku pojęć kabalistycznych Raphaela Yedidya („Kabała”, Warszawa 2005) czytamy: „Bóg stworzył wiele różnych zwierząt, a wszystkie one mają służyć człowiekowi. Nie ma takiego zwierzęcia, od najmniejszego do największego, które nie byłoby użyteczne dla człowieka. Oto jak postępują zwierzęta: narodziły się z wiedzą o tym, co chroni je przed drapieżnikami i truciznami. Psy znają roślinę, która przyprawia je o wymioty, jeśli zjedzą przedtem coś trującego. Zanim kogut stanie w szranki ze żmiją, zjada roślinę, która chroni go przed jadem. Osaczony słoń ucieka do wody i trąbą polewa swego prześladowcę tak długo, aż ten odstąpi od ataku. Po stoczonej walce ptaki leczą rany przykładając na nie leczniczą roślinę. Każdy ptak potrafi uwić gniazdo mocne, a zarazem miękkie. Pszczoły budują plastry w ten sposób, aby zmagazynować w nich jak największą ilość miodu. Pająki przędą sieci, w które łapią na pokarm owady. Tak jak istnieją ludzie okrutni i ludzie łagodni, tak niektóre zwierzęta są okrutne, a inne łagodne”. Są to idee jak najbardziej „nowoczesne” i zgodne z ustaleniami etologii.
Także w innych dziedzinach myśl żydowska zwracała uwagę na liczne, przez innych bagatelizowane, niuanse: „Mężczyzna, który kładzie się ze swą żoną, musi przestrzegać pewnych przepisów dla własnego dobra, dla dobra żony i dzieci, które mogą przyjść na świat z ich związku. Po pierwsze, nie oddawaj się temu aktowi zbyt często, ponieważ szkodzi to duchowi. Żył kiedyś podobno mężczyzna, który w łóżku z żoną zużywał całe swoje nasienie, wskutek czego osłabł i stracił zdrowie, a jego członki dotknęła drżączka.
Po drugie, mężczyźnie nie wolno całować łona żony podczas spółkowania, w przeciwnym razie jego dzieci urodzą się nieme.
Po trzecie, małżonkom nie wolno ze sobą rozmawiać, w przeciwnym razie dzieci urodzą się głuche.
Po czwarte, nie wolno kłaść się do łóżka, w którym śpi małe dziecko, nie wolno spółkować przy świetle księżyca lub świec, w przeciwnym razie dzieci będą epileptykami.
Po piąte, mężczyźnie nie wolno kłaść się z kobietą, która ma okres, w przeciwnym razie dzieci będą często zapadać na zdrowiu.
Po szóste, jeżeli mężczyźnie śni się kobieta i budzi się przepełniony żądzą, nie powinien kłaść się na żonie, w przeciwnym razie na ciele dziecka pojawi się piętno Szatana.
Po siódme, podczas spółkowania mężczyźnie nie wolno patrzeć na łono żony, w przeciwnym razie dziecko urodzi się ślepe.
W łożnicy mąż i żona powinni wyzbyć się z serc wszystkich niecnych myśli, a wyobrażać sobie tylko rzeczy miłe i czyste, w przeciwnym razie dziecko, które się narodzi, zostanie ukarane za grzechy rodziców. Im czystszy związek, tym szczęśliwsze życie dziecka”... Jak się wydaje, w tych wszystkich wywodach tylko ostatnie zdanie nie jest bezpodstawne. Ale może być prawdą, że za grzechy matki pokutuje syn; za grzechy ojca przedwcześnie umiera córka.
Raczej za dziwactwo wypadałoby uznać przekonanie, że „kobieta, która w łóżku z mężem leży na prawym boku, urodzi syna, a kobieta, która spoczywa na lewym boku, powije córkę. Jeżeli mężczyzna zlegnie z żoną wieczorem podczas uczty lub balu, dziecko, które przyjdzie na świat, będzie szukać towarzystwa przedstawicieli tej samej płci – syn będzie pragnął innych mężczyzn, a córka będzie wolała inne kobiety, tak jak wieczór jest na pół dniem, a na pół nocą. A ostatecznie dusza tego dziecka odrodzi się w króliku”... Widzimy tu aluzję do metempsychozy.
Także niektóre inne tezy Kabały dotyczące mądrości życiowej mieszczą się w ramach średniowiecznego zabobonu i nie mogą tych granic przekroczyć, jak np. następujące rozważanie: „Jeżeli podczas negocjacji wysmarujesz nogę świńskim smalcem, wówczas uda ci się sprzedać wszystko, co masz do sprzedania...
Żeby skłonić nieprzyjaciela do poddania się, zmieszaj w jednym naczyniu musztardę i sól, dolej własnego moczu i dobrze ukryj mieszankę przez trzy dni, a następnie posmaruj nią próg domu wroga, a natychmiast podda się twojej woli.
Żeby zamknąć usta komuś, kto źle o tobie mówi, weź długi lniany sznurek, pójdź z nim na cmentarz, odetnij kawałek sznura długości grobu; zrób na sznurku wiele węzłów, przy każdym z nich wymawiając słowa: „Tak oto zawiązuję mu język, żeby nigdy już nie powiedział o mnie złego słowa”; następnie zagrzeb sznurek koło grobu.
Żeby zabezpieczyć się przed wszystkimi wrogami, noś przy pasku głowę węża, a przy boku oko koguta.
Komu grozi wielkie niebezpieczeństwo z rąk nieprzyjaciół, powinien trzykrotnie wypowiedzieć następujące słowa: „Spotkałem nieprzyjaciół i zobaczyłem ich, ale oni mnie nie widzieli. Będę nimi rządził, a oni mną nie będą rządzili. Ich słowa są jak ziemia, a moje słowa nad nimi. Mają ośle głowy, a ja mam głowę lwa. Mają świńskie języki, a ja mam język króla”. Niestety, ani wrogów, ani „przyjaciół” nie da się załatwić w tak prosty sposób, choć wielu Żydów wierzyło i wierzy w moc tego rodzaju kabalistycznych zaklęć, podobnie jak w dziwaczne słowa Mosze w księdze „Zohar”, iż Żydzi są zbiorowym panem świata, a „Bóstwo zniszczy wszystkich gojów na świecie; jeden tylko Izrael się ostanie”…

* * *

Osobną warstwę ideograficzną stanowią w Kabale obserwacje w zakresie medycyny, ale dziś mają one raczej charakter ciekawostek i dziwactw folklorystycznych, niż zgodnych z celem zaleceń medycznych. Oto np. jak się zaleca kurację groźnej bądź co bądź choroby, jaką jest malaria: „Najlepszym lekarstwem na tę chorobę jest chinina. Zażywaj ją przez trzy dni, a szybko wyzdrowiejesz. Możesz także postąpić w następujący sposób: weź ucięte paznokcie rąk i nóg chorego i upiecz je w cieście. Poproś kogoś o zabranie ciasta na targ, przykazując, żeby po drodze z nikim nie rozmawiał, a ciasto dał pierwszemu napotkanemu psu. Jeżeli pies zje ciasto, chory powróci do zdrowia.
Podobnie działa następujący środek: weź obcięte paznokcie rąk i nóg chorego, połóż je na żarzących się w misce węglach z dodatkiem siarki; przykryj choremu głowę i każ mu na czczo wdychać dym; poproś go, żeby ugasił żar własnym moczem i wyniósł na zewnątrz.
Trzeci sposób jest taki: weź żywego kraba, włóż go do małego woreczka wraz z obciętymi paznokciami chorego, zawieś woreczek na szyi chorego blisko serca”. Wygląda na to, że autorzy tych „recept” przypuszczali, że jakaś szczególna energia malaryczna albo antymalaryczna tkwiła właśnie w paznokciach osoby chorej. Dlaczego, niewiadomo.
Na tymże poziomie proponowano m.in. przepisy na bezsenność: „Kto z nieznanych powodów nie może zasnąć, niech położy sobie na czoło lniany woreczek wypełniony wilgotną solą, a kiedy sól wyschnie, zwilży ją ponownie.
Na mówienie przez sen zaleca się noszenie na szyi zęba psa. Jeśli ktoś krzyczy przez sen z powodu dręczących go koszmarów i budzi się w środku nocy, to znak, że ciału brak czegoś, co otrzymuje po przebudzeniu się. Kto śpi z ręką na sercu, często miewa krótki oddech, może też cierpieć na słabe nerwy i depresję. Jeżeli przy głowie chorego położysz ząb lub kość lewego ramienia zmarłej osoby, śpiący nie obudzi się tak długo, jak długo nie zabierzesz zęba lub kości...
Oto sposób, który pomoże szaleńcowi: postaw go pod drzewem leszczynowym, obetnij mu włosy i paznokcie u rąk i nóg; wytnij w drzewie otwór, włóż do srodka włosy i paznokcie, zatkaj szczelnie kawałkiem drewna i wypowiedź następujące słowa: „Oto twoja część, tak jak włosy i paznokcie nigdy do niego nie powrócą, tak nie powróci do niego choroba”. Następnie zakryj choremu oczy, tak żeby nie widział drzewa i zaprowadź go do domu. Jest jeszcze jeden sposób: daj szaleńcowi do zjedzenia mięso kurczaka, który zdechł bez żadnego powodu”... Trudno oczywiście o bardziej bezsensowne zalecenia zdrowotne, ale nie różnią się one od podobnych nonsensów wykoncypowanych w łonie innych cywilizacji w tymże czasie.
Myliłby się jednak ten, kto na podstawie pewnej liczby nonsensów zawartych w księdze „Zohar” wnioskowałby o jej bezwartościowości. Oto chociażby bardzo proste, lecz zupełnie trafne spostrzeżenie kulinarne: „Człowiek, który je małe ryby, nie zachoruje na żołądek, ryby bowiem to doskonały sposób na zachowanie ciała w zdrowiu”. To prawda, ale dlaczego „małe ryby”? – Dlatego, że w ich tkance znacznie mniej toksyn niż w tkance ryb dużych, starych. Wszystko się zgadza z ustaleniami nowoczesnej nauki!
W 1543 roku ukazało się dzieło Mikołaja Kopernika o obrotach ciał niebieskich, w którym uczony twierdził, że ośrodkiem naszego układu planetarnego jest Słońce, dokoła którego poruszają się planety, które jednocześnie obracają się wokół swej osi, powodując zmianę dnia i nocy. Ale przecież o czymś takim pisał również kilka wieków wcześniej autor księgi „Zohar”. (Inna rzecz, że wielka żydowska tradycja intelektualna powstała, a potem pozostawała, pod przemożnym wpływem wcześniejszych cywilizacji Sumeru, Akkadii, Babilonii, Asyrii i Egiptu. Historycy nauki uważają, że rozległa wiedza w zakresie nauk przyrodniczych i głębokie myśli filozoficzne wyłuszczone na łamach „Pięcioksięgu Mojżesza”, „Talmudu”, księgi „Zohar” były możliwe wyłącznie pod warunkiem, że autorzy tych dzieł byli dokładnie obeznani z tekstami uczonych mężów Sumeru i Egiptu i przejęli z nich wiele istotnych wątków).
Kabałę, podobnie jak inne żydowskie księgi dydaktyczne i filozoficzne, cechuje niespożyty entuzjazm dla mądrości, wiedzy, kultury intelektualnej. Czytamy w niej m.in. następujące piękne i rozumne zdania: „Oto co musisz zrobić, żeby stać się mądrym człowiekiem: nie czytaj książki raz, ale wiele razy; przeczytanie książki raz czy dwa to za mało, ponieważ za każdym razem czytając książkę od nowa odkrywamy w niej coś nowego. Im więcej książek czytamy, tym stajemy się mądrzejsi. Mądrość człowieka mierzy się ilością przeczytanych przez niego książek. Kupuj więc dużo książek o różnej treści i czytaj ich najwięcej”... Mądrość całego świata staje się własnością tego, kto lubi czytać. A z kultury intelektualnej wypływa też czystość myśli i wzniosłość serca, o których Kabała powiada: „Czystość myśli daje zdrowie, podczas gdy podstęp i złe słowa wiodą do choroby”...

* * *

Gdybyśmy rozpatrywali systemy norm etycznych jako przepisy na przetrwanie w nieprzyjaznym świecie, jako kodeksy walki o należne miejsce pod słońcem, to niewątpliwie musielibyśmy za najskuteczniejsze uznać etykę żydowską i chińską; a to dlatego, że żadna z nich nie paraliżuje ducha walki i woli zwycięstwa dogmatem abstrakcyjnego humanizmu, lecz na pierwszym miejscu stawia celowość i dobro własnego narodu; humanitaryzm jest dobry jedynie wówczas, gdy dodaje zdrowia, siły, wiary narodowi. Także sytuacja, gdy rygoryzm moralny obowiązuje tylko w stosunku do członków własnej grupy socjalnej i w ten sposób ją cementuje, a obcy są traktowani jak bydło, rozwiązuje ręce, pozwala na stosowanie bez zahamowań wszelkich możliwych sposobów walki i rywalizacji, a ostatecznie czyni zwycięstwo bardziej realnym. Ci zaś, którzy krępują sami siebie normami moralnymi w trakcie walki na śmierć i życie – a czymże jeszcze jest świat, jeśli nie areną takiej walki? – mają z natury rzeczy mniejszy arsenał broni, a więc też ich możliwości odniesienia zwycięstwa są bardziej ograniczone. Dlatego młode, dynamiczne, bezkompromisowe ruchy społeczne i narodowe niejako instynktownie odrzucają hamulce moralne i bezwzględnie dążą do zwycięstwa: zwycięzca zawsze ma rację, a pokonany nigdy. W ogóle dobrze jest podczas prowadzenia działań zaczepnych sprawić, by wszyscy pacyfiści i moraliści znaleźli się w obozie przeciwnika. Dlatego też Żydzi, dążąc do opanowania całego świata, stosują etykę podwójną. Czytamy oto w księdze „Pirke Awot”: „Cały Izrael ma udział w Przyszłym Świecie, jak jest napisane: „Wszyscy w Twoim narodzie są sprawiedliwi, na wieki odziedziczą ziemię.” Są sprawiedliwi z definicji także wówczas, gdy są niesprawiedliwi, gdyż postępowania członków „narodu wybranego” nie można mierzyć zwykłą miarą. To tak samo, jak na początku XX wieku Lenin pisał, że moralne jest wszystko, co służy sprawie budowania komunizmu, także mordowanie milionów ludzi i wyniszczanie całych narodów. Panieńskie nazwisko matki Lenina było: Maria Blank. Widocznie istnieją wrodzone, dziedziczne, warunkowane na poziomie molekularnym paradygmaty myślenia i stereotypy zachowań.
Dzięki energii, konsekwencji i bezwzględnemu uporowi w dążeniu do raz obranego celu Żydzi są także dziś, jak byli w starożytności, narodem potężnym i dynamicznym pod każdym względem. Nie twierdzimy oczywiście, że każdy z około 100-milionowej rzeszy tego narodu jest geniuszem, ale każdy jest świadomą cząstką swego narodu, zdążającego konsekwentnie do przed wiekami naznaczonego celu. To budzi nieraz zgrozę. Oto Przemysław Dymski w książce „Antysemityzm – hańba czy nadzieja?” (Warszawa 1991) pisze: „Nasze dziejowe doświadczenia z Żydami są jak najgorsze. To samo spotkało pozostałe narody, choć może w różnym stopniu. Żydzi rozpełzli się wszędzie jako naród do końca zły, zazdrosny o cudzą sławę i powodzenie, nienawidzący rzetelności i uczciwości. Najlepiej czują się i mnożą w ciemnej aurze zepsucia i zamętu, którą sami najumiejętniej tworzą i podżegają. (...) Chorobliwie wroga postawa Żydów wobec wszystkich nie-Żydów nie jest cechą wrodzoną, to znaczy, nie wynika z właściwości ich semickiej rasy. Odpowiedzialną za zły charakter narodu żydowskiego jest wyłącznie jego religia, a mianowicie judaizm... Judaizm, utraciwszy na znaczeniu jako postać kultu, tym bardziej zyskał na wadze jako system społeczno-moralny, którego jądrem jest idea wybraństwa (wyższości, mesjanizmu) żydowskiego. Jest to powszechne przekonanie Żydów o ich, danym im rzekomo przez Boga, prawie do panowania nad światem i do bezlitosnego tępienia każdego sprzeciwu wobec ich dominacji. Bezwzględność ta jest posunięta aż do bestialstwa, skoro nakazuje mordowanie nawet małych dzieci oraz brzemiennych kobiet, jeśli wymaga tego dobro Żydów”... Mnóstwo tego rodzaju diagnoz i epikryz powypisywano w wielu krajach świata i w dziesiątkach języków. Lecz Izrael nie przejmuje się skargami przestraszonych gojów i konsekwentnie dąży do zrealizowania raz powziętego celu historycznego.
Znakomity intelektualista żydowski Yuri Slezkin w książce pt. „The Jewish Century” (Princeton University Press, 2004) nazywa swój naród „the Mercurian Society” – społecznością merkurialną, lotną, będącą ciągle w drodze, w ruchu, w stanie ekspansji, a trudniącą się nie prymitywną pracą fizyczną, lecz zajęciami bardziej nieuchwytnymi, zefirycznymi, płynnymi, jak np. pisarstwo wszelkiego rodzaju, handel, lichwiarska bankowość. Z kolei społeczeństwa apollińskie, zajęte rolnictwem, przemysłem, wojnami, są jakby obsługiwane przez „merkuriańczyków”, którzy jednak – dzięki energii, sprytowi, ruchliwości i bezprecedensowym zdolnościom do mimikry i przystosowywania się (opanowanie języków, zwyczajów, form religijnych, zmiana imion i nazwisk etc.) – zawsze okazują się sprawniejsi pod względem mentalnym i organizacyjnym od narodów osiadłych, i bez trudu uzyskują pozycję dominującą w sferze finansów, mediów, administracji, szkolnictwa, piśmiennictwa, nauki, prawa, medycyny, służb specjalnych, polityki. [Jak ironicznie zauważył Iwan Bunin: „Każdyj Żyd – prirożdionnyj russkij litierator”]. Jeśli przegrywają we współzawodnictwie pokojowym z co zdolniejszymi narodami aryjskimi, takimi jak Niemcy, na poczekaniu aranżują zamęt i z tego zamętu zawsze wychodza zwycięzcami, bogatsi w majątek ogołoconych (jak ongiś Egipcjanie) gojów.
W ciągu XX wieku Żydzi zajęli miejsce elit narodowych w całej Europie, Australii, obu Amerykach (eliminując elity rodowite), co spowodowało, iż stali się najpotężniejszym narodem świata, panami całej ziemi, jakby wedle znanego proroctwa biblijnego. Yuri Slezkin wskazuje dalej na najistotniejsze, jego zdaniem, dźwignie wzrostu znaczenia jego rodaków w skali globalnej. Mają to być: opanowanie sfery finansów, a co za tym idzie, także mediów, uniwersytetów i polityki. Wysoko rozwinięta inteligencja, zmysł dyplomatyczny, błyskawiczny spryt nauczyły Żydów mimikry socjalnej, wyznaniowej i mentalnej, to jest: bezproblemowego zmieniania na zewnątrz oblicza konfesyjnego, światopoglądowego, narodowego, ideologicznego; błyskawicznego przedzierzgnięcia się z dnia na dzień z komunistów w demokratów, z konserwatystów w rewolucjonistów, z ateistów w fanatycznych katolików i odwrotnie; przybierania dowolnego zabarwienia w zależności od aktualnej sytuacji, od potrzeb i konieczności. Żaden inny etnos – zauważa z dumą Yuri Slezkin – nie posiada umiejętności takiej mimikry, takiej elastyczności na zewnątrz, połączonej na wewnątrz z wiernością tradycji i celom narodowym, solidarnością plemienną, wybujałym i niezniszczalnym poczuciem tożsamości i dumy narodowej. „Oto naród – pisze autor książki „The Jewish Century” – który nie ma własnego terytorium (a właściwie ma, tylko nie chce tam żyć), nie ma własnego języka (a właściwie ma, tylko nie chce go używać), naród, który składa się wyłącznie z inteligencji i konsekwentnie odmawia podejmowania proletariackich zajęć, używa pseudonimów zamiast własnych imion i nazwisk, a jednocześnie konsekwentnie buduje swą odrębność; naród, który bezpośrednio lub pośrednio (chociażby przez żydowskie żony nieżydowskich dygnitarzy) wywiera decydujący wpływ na wszystkie sfery życia, łącznie z religijnym, całego świata”... Zważywszy, że stan duchowny (idzie o katolicyzm i protestantyzm) stanowi w wielu krajach m.in. Ameryki Łacińskiej i Europy Środkowej kastę uprzywilejowaną także pod względem materialnym, a przy tym dominującą nad ciemnymi masami ludu, Żydzi skutecznie infiltrowali go i są bliscy zupełnego zdominowania i opanowania. Jednocześnie – dodaje Yuri Slezkin – zajmują wiodące stanowisko we wszystkich partiach politycznych, od komunistycznych, przez liberalistyczne, „zielone” aż do chadeckich i konserwatywnych; a dotyczy to wszystkich krajów kultury europejskiej, a więc czterech powyżej wymienionych kontynentów. Żydzi rzadko padają ofiarą tak wulgarnej skłonności, jak alkoholizm, choć prawie wszystkie wytwórnie produkujące tę truciznę stanowią ich własność. Są też monopolistami w przemyśle pornograficznym, narkotykowym, w bankowości itd. Są właścicielami ogromnych, wręcz niewyobrażalnych majątków, mają cały świat w swej kieszeni – zauważa nie bez ironii znakomity żydowski socjolog. Jako jedni z pierwszych zrozumieli doniosłość zachowania czystości rasowej i dbają o nią od czasów Mojżesza, uważając mieszańców za bezwartościowych bastardów; jednocześnie wśród innych narodów popularyzują małżeństwa mieszane, konkubinaty i „wolną miłość”.
Yuri Slezkin uważa, że w sytuacji, gdy osiemdziesiąt procent Żydów są bezwyznaniowcami i ateistami, judaizm już nie stanowi głównego spoiwa jednoczącego globalny naród żydowski. Tym spoiwem jest obecnie klarowna i niezachwiana samoświadomość rasowa i narodowa, poczucie „wybraństwa”, dumne przekonanie o swej wyższości nad wszystkimi innymi narodami świata, pogarda dla gojów, jak też solidarność, pomoc wzajemna i współpraca Żydów w skali światowej. Te elementy są dodatkowo wzmacniane przez świadome krzewienie i podtrzymywanie poczucia krzywdy zbiorowej i nieustannego zagrożenia tak zwanym „antysemityzmem”. Przy tym nie ma znaczenia, czy to zagrożenie naprawdę istnieje, ważne – by istniało wirtualnie, psychologicznie jako czynnik cementujący żydowską odrębność, ekskluzywność i wyższość. „Gojem może być każdy, ale Żydem trzeba się urodzić” – konkluduje Yuri Slezkin na 359 stronie swego dzieła: Bóg bowiem stworzył, jego zdaniem, Żydów i nie-Żydów jako dwa zupełnie odrębne i nieprzystające do siebie nawzajem gatunki istot ożywionych, z których jeden jest przeznaczony do panowania nad światem, drugi – do służenia pierwszemu.

* * *

Warto zaznaczyć, iż mimo życiowej zaradności, ruchliwości i energii tego narodu, jego naturalny światopogląd nacechowany jest tragizmem, co z łatwością da się stwierdzić czytając utwory poetów i pisarzy żydowskiego pochodzenia, piszących w różnych językach, lecz połączonych owym charakterystycznym smutkiem; że przypomnimy tu wymowny wiersz pt. „Agonia” Jana Brzechwy (1900-1966), znakomitego poety piszącego po polsku.

„Od dnia wcielenia mego śmierć mi przesłania drogę,
Aż tak nawykłem do niej, że umrzeć już nie mogę.
Jeno wieczyście konam i w tym konaniu trwam.
Skąd wziąłem się na świecie – już nie pamiętam sam.

Jest we mnie zgrzyt ostatni wszystkiego, co przemija,
I klęska jest nie moja, i rozpacz jest – niczyja;
Nad każdym zamieraniem staję jak czarny mnich,
Spoglądam w mgły niebytów siebie nie widząc w nich.

Rozpływam się, rozpylam – niech mnie zawieja zdmucha!
Jest we mnie jesień liści i drzew umarłych próchno,
Chłód dnia uchodzącego, nocy śmiertelny nów...
Zatracam się, przemijam na to, by powstać znów.
(...)
Jestem ostatnim tchnieniem zachodzącego słońca,
Które codziennie kona i kona tak bez końca,
I oczom się wydaje, gdy na przyziemiu tkwi,
Czerwonym napomknieniem o mej zakrzepłej krwi.
(...)
I jeno grób gościnny krzyk moich ust oniemia,
Bo wiem, że nikt nie będzie kochał mnie tak jak ziemia,
Co zawsze woła, nęci i wciąga mnie w swój cień,
I czeka na mój powrót jak na weselny dzień”...

W obliczu Wielkiej Tajemnicy (albo Wielkiego Absurdu) istnienia inny wybitny pisarz żydowski Stanisław Jerzy Lec poczuł się zmuszony zauważyć: „Trzeba przejść przez życie z godnym przymrużeniem oka, dając świadectwo jakiemuś nieznanemu Wielkiemu Demiurgowi, że poznaliśmy się na kapitalnym żarcie”.

* * *

I na zakończenie tematu przypomnijmy kilka charakterystycznych mądrości ze słynnej i nieraz powyżej cytowanej księgi żydowskich nauk moralnych „Pirke Awot”.

– „Jehoszua ben Perachja uczył: „Wybierz sobie nauczyciela i nabądź sobie przyjaciela. Osądzaj każdego człowieka według jego zasług”.
– Nataj Haarbeli uczył: „Oddal się od złego sąsiada; nie zaprzyjaźniaj się ze złym człowiekiem i nie upadaj na duchu z powodu ciosów losu”.
– Szemaja uczył: „Kochaj swoją pracę, a miej w nienawiści urzędy i nie bądź stronnikiem władzy”.
– Awtaljon uczył: „Mędrcy – bądźcie ostrożni w waszych słowach, abyście nie zasłużyli na karę wygnania”.
– Hillel nauczał: „Jeżeli nie ja dla mnie – kto dla mnie? A gdy ja tylko dla siebie – kim ja jestem? I jeśli nie teraz – to kiedy?”
– Szamaj uczył: „Mów trochę, a czyń wiele. I przyjmuj każdego człowieka z pogodnym obliczem”.
– Szimon uczył: „Przez wszystkie moje dni wzrastałem pośród mędrców i nie znalazłem nic równie dobrego dla człowieka, jak milczenie. I nie nauka jest najważniejsza, tylko czyn. A każdy, kto mnoży słowa, sprowadza grzech”.
– Rabi Dosa ben Harkinas uczył: „Przesypianie poranka, wino w południe, dziecinne rozmowy i przesiadywanie pośród nieuków usuwają człowieka ze świata”.
– Rabi Chanina uczył: „Jeśli dwóch siedzi, a nie dzielą się słowami Tory, to jest to zgromadzenie szyderców, jak jest napisane: „Nie zasiadaj w zgromadzeniu szyderców”. Ale jeśli dwóch siedzi i dzielą się słowami Tory, to Obecność Boga przebywa między nimi”.
– Rabi Chanina uczył: „Kto daje pierwszeństwo bojaźni przed grzechem, a nie swojej mądrości, tego mądrość się ostoi, lecz kto daje pierwszeństwo swojej mądrości, a nie bojaźni przed grzechem, tego mądrość się nie ostoi”.
– Rabi Chanina nauczał: „U kogo dobre uczynki górują nad jego mądrością, tego mądrość się ostoi, u kogo mądrość góruje nad jego dobrymi uczynkami, tego mądrość się nie ostoi”.
– Raban Gamaliel uczył: „Bądźcie ostrożni wobec możnych, bo oni zbliżają się do człowieka tylko dla własnej korzyści, udają przyjaciół, gdy im to odpowiada, lecz nie zostaną przy człowieku w chwili, gdy znajdzie się on w potrzebie.”
– Raban Gamaliel nauczał: „Uznaj wolę Boga za twoją wolę, żeby On przyjął twoją wolę za własną. Unieważnij swoje postanowienie wobec Jego postanowienia, aby On unieważnił postanowienie innych wobec ciebie”.
– Hillel nauczał: „Nie odłączaj się od społeczności, nie dowierzaj sobie samemu aż do dnia swojej śmierci, nie osądzaj przyjaciela, aż się znajdziesz w jego położeniu, i nie wypowiadaj słów, których nie można pojąć... Nie mów: „gdy będę wolny, zacznę się uczyć”, bo może nigdy nie będziesz wolny.
– Hillel nauczał: „Prostak nie boi się grzechu, a nieuczony nie jest pobożny; wstydliwy się nie nauczy, a niecierpliwy nie może nauczać. Nie osiągnie mądrości ten, kto zanadto poświęca się handlowaniu. W miejscu, gdzie nie ma ludzi, ty staraj się być człowiekiem!”
– Hillel, widząc czaszkę unoszącą się na powierzchni wody, powiedział do niej: „Za to, że utopiłaś, utopili ciebie, a w końcu ci, co utopili ciebie, zostaną utopieni”.
– Hillel nauczał: „Więcej mięsa – więcej robactwa; więcej interesów – więcej zmartwień; więcej żon – więcej czarów; więcej służących – więcej pożądliwości; więcej sług – więcej kradzieży. Ale: więcej Tory – więcej życia; więcej uczenia się – więcej mądrości; więcej rady – więcej zrozumienia; więcej dobroczynności – więcej pokoju. Kto nabywa dobre imię – nabywa dla siebie samego. Kto nabywa słowa Tory – nabywa dla siebie życie w Przyszłym Świecie”... Tymi słowami niezwykłej mądrości wypada zamknąć rozdział poświęcony podstawom etycznym niezwykłej cywilizacji niezwykłego narodu.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz