CYWILIZACJA CHIŃSKA
Archeolodzy prowadzący prace wykopaliskowe
na terenie współczesnych Chin stwierdzili, że Neandertalczycy zamieszkiwali tu przed
110 tysiącami lat; często też bywają zaskakiwani znaleziskami w postaci grobów sprzed
6-7 tysięcy lat, w których spoczywają szczątki książąt i księżniczek – nieraz młodo
zmarłych – należących do zupełnie innego typu antropologicznego niż obecni mieszkańcy
tego wielkiego kraju. Zmarli przed tysiącami lat reprezentanci ówczesnej elity mieli
włosy blond lub rude, szare lub niebieskie oczy i byli dolichocefaliczni (długogłowi),
czyli że należeli do rasy aryjskiej. Ta i szereg innych okoliczności pozwoliły pewnemu
profesorowi Uniwersytetu Leningradzkiego na wysunięcie hipotezy, iż pierwotnymi
twórcami tej wspaniałej starożytnej kultury byli nie skośnoocy i żółtoskórzy mieszkańcy
obecnych Chin, lecz jakaś tajemnicza rasa o cechach nordyckich (m.in. wpływowy ongiś
lud „Do”), która dopiero około III wieku p.n.e. zmieszała się z azjanickimi góralami
tybetańskimi, tworząc nowy etnos, zwany chińskim, który jednak został spadkobiercą
i kontynuował kulturę okresu wcześniejszego. Nie wszyscy badacze podzielają ten
punkt widzenia, lecz na korzyść koncepcji Lwa Gumilowa może świadczyć fakt zadziwiającej
zbieżności paradygmatów myślenia etycznego mędrców starożytnych Chin ze schematami
aksjologicznymi filozofów aryjskich Ariany, Sumeru, Indii, Hellady, Cesarstwa Rzymskiego
czy późniejszej Europy chrześcijańskiej. Niektórzy badacze wskazują na uderzające
podobieństwo hieroglifów chińskich do znacznie starszych piktogramów sumeryjskich.
Twierdzą oni, że pewna liczba aryjskich Sumerów dostała się na teren obecnych Chin
po zagładzie swego państwa i dała impuls do raptownego dynamicznego rozwoju kultury
na tym terenie. To Sumerowie mieli ponoć przynieść tu mnóstwo gotowej wiedzy w zakresie
filozofii, astronomii, medycyny, muzyki, architektury, jak też piśmiennictwo. Nie
jest to jednak teza udowodniona, w przeciwieństwie do niepodważalnego faktu, iż
w obrębie gigantycznej cywilizacji Chin dokonano właściwie wszystkich odkryć naukowych,
stworzono literaturę, malarstwo (początkowo w postaci kaligrafii), muzykę,
sport.
W III wieku nowej ery do Chin przenieśli
się Hunowie i Mongołowie (Siańbijowie), uchodzący z północnych stepów przed
wieloletnią posuchą. Przez kolejne trzy wieki trwała w Kraju Środka potworna
rzeź wzajemna, w której ponoć się rozproszyło 27 etnosów, w tym hański,
starochiński. Dopiero po kilku stuleciach z tego straszliwego zamętu powoli
wyłonił się ukształtowany z owej mieszaniny średniowieczny „naród chiński” (tabhaczski),
który w postaci wciąż modyfikowanej istnieje do dziś, jest najpotężniejszym,
doskonale zorganizowanym narodem świata o najbogatszej kulturze, przodującym
także w zakresie technologii, gospodarki i wojskowości.
Na terenie Chin dokonano w przeszłości mnóstwa
genialnych wynalazków i odkryć, że wspomnimy tu koło, proch, cegły, szkło
kolorowe, młyny wodne i wiatraki, druk, alfabet hieroglificzny (około 50000 znaków,
z czego około 3-4 tysięcy w użyciu powszechnym; wynaleziony przez pewnego
czworookiego filozofa), naukową medycynę, artylerię, muzykę (nuty), rakiety wielostopniowe,
pieniądze papierowe, kalendarz, tkaniny jedwabne, kompas (około 1030 roku p.n.e.),
zapałki, taczkę, rozmaite farby i laki. Wał przegubowy – znany jako wał Kardana,
nazywany tak od imienia włoskiego inżyniera Girolamo Cardano (1501-1576), który
w książce „De subtilitate rerum” (1550)
opisał ten mechanizm, lecz wcale nie pretendował do autorstwa tego wynalazku – został
skonstruowany w Chinach w II wieku przed nową erą, a do Europy trafił w wieku IX.
Wielkie piece do wytopu żeliwa znane były w Chinach w VII wieku, pierwsze europejskie
w Skandynawii w VIII. Pług z odkładnicą, siew rzędami, pług żelazny, miękkie chomąto,
postronki – te ważne wynalazki również przyszły do Europy z Chin. Gaz naturalny
już w IV tysiącleciu przed nową erą był w Państwie Środka wykorzystywany w celu
ogrzewania i oświetlania pomieszczeń. W I wieku przed n.e. Chińczycy drążyli odwierty
na ponad sto metrów w głąb ziemi, wydobywali, destylowali i wykorzystywali ropę
naftową. Europejczycy zaś (Brytyjczycy) po raz pierwszy potrafili to zrobić
dopiero w 1859 roku, przedtem wykorzystując tylko ropę samorzutnie wytryskującą
ze źródeł naturalnych.
Według oficjalnej wersji papier został
wynaleziony tutaj w 105 roku przez niejakiego Caj-luna (dosłownie „Człowieka
bez Jaj”, czyli kastrata lub hermafrodytę), a pierwsza książka drukowana
ukazała się w wieku IX.
Przed siedmioma tysiącami lat w Chinach,
Egipcie i Indiach znano różdżkarstwo, a specjaliści w tym zakresie odkrywali
pokłady cennych metali oraz innych kopalin, wykrywali żyły wodne (miejsca do
lokalizacji studni), tereny optymalne do wznoszenia świątyń, pałaców i
mieszkań. Chińscy astronomowie jako pierwsi w skali powszechnej podali pisemny
opis zaćmienia Słońca w 2697 roku przed nową erą. Cesarscy astronomowie
uważali, że zaćmienie następuje, „gdy
Słońce i Księżyc łączą się w sprzecznym z naturą związku miłosnym”,
a cały świat pokrywa mrok, aby tej obrzydliwości nie oglądać. W 2137 roku
p.n.e. astronomowie przegapili moment i nie przewidzieli kolejnego zaćmienia,
którego skutkiem, na zasadzie zaskoczenia, stały się masowe rozruchy; cesarz
zaś załatwił sprawę tradycyjnie – kazał astronomów Hi i Ho uśmiercić za
niewywiązanie się z umowy o zatrudnieniu.
Chiński matematyk Szan-Hao w XII wieku przed
nową erą, na 600 lat przed uczonym greckim, sformułował prawo dotyczące trójkąta
prostokątnego, zwane dziś „prawem Pitagorasa”. W XI wieku p.n.e. filozof Iń-Yan
nie tylko opracował teorię praelementów (woda, powietrze, ogień, ziemia, metal,
drewno) znajdujących się we wzajemnej więzi i rozwoju, ale i sformułował prawa dialektyki
na długo przed Heraklitem i Demokrytem, nie mówiąc o G.W.F. Heglu i Karolu Marksie.
Pisał on o jedności procesów zachodzących w kosmosie i na ziemi, o wzajemnej zależności
procesów przyrodniczych, o niebezpieczeństwach płynących z zakłócania naturalnej
równowagi ekologicznej przez nieprzemyślaną aktywność gospodarczą człowieka. W 549
roku przed nową erą gubernator Li Wan powziął był zamiar podjęcia zakrojonych na
szeroką skalę robót irygacyjnych na dwu burzliwych rzekach, których prąd zagrażał
murom pałacu królewskiego. Wtem królewicz Ts’in zakazał mu tego, a kronikarze skrzętnie
zanotowali zdanie młodego władcy: „Słyszałem,
że ci w starożytności, którzy prowadzili naród do rozkwitu, nie naruszali gór, nie
podnosili nizin, nie zatrzymywali rzek, nie pogłębiali jezior”... Królewicz
zdawał więc sobie sprawę z tego, iż dobrobyt ludu i spokój w państwie zależą od
zachowania naturalnej, harmonijnej równowagi w przyrodzie. Do Europejczyków i Amerykanów
ta prawda z oporami zaczęła docierać dopiero 2,5 tysięcy lat później.
Przez ponad trzy tysiące lat szlagierem
eksportowym Chin był jedwab, produkowany tutaj z pomocą jedwabnika morwowego od
roku mniej więcej 2800 roku przed nową erą, a stanowiący zarówno obfite źródło
dochodu, jak i ściśle chronioną tajemnicę państwową. Za ewentualną kradzież
technologii przewidywano karę śmierci i wiele osób straciło życie, usiłując
wykraść sekrety produkcji jedwabiu. Dopiero w VI wieku paru mnichom wędrownym
udało się przemycić do Bizancjum w rękawach habitów kilka prządkówek i monopol
Chin na produkcję tej tkaniny został złamany. Ale odtąd każdy chrześcijanin był
tu uważany za złodzieja i natychmiast mordowany, jeśli poważył się przekroczyć
rubieże Państwa Środka. Obecnie jedwab jest masowo produkowany m.in. także w
Korei, Japonii, Francji, Rosji, Włoszech.
Z Chin pochodzi też tak powszechnie
używany wynalazek cywilizacyjny jak papier toaletowy. Oczywiście, ludzie wszędzie
i zawsze dokonywali odnośnego zabiegu higienicznego. Starożytni Rzymianie używali
w tym celu wilgotnej gąbki umocowanej na kijku, którą po zastosowaniu ponownie opuszczano
do pojemnika ze słoną wodą. Francois Rable twierdził, że najprzyjemniej podcierać
się żywym kaczątkiem. Wikingowie używali w tym celu kłaków sierści, Amerindowie
– liści i wiech kukurydzy, francuska arystokracja – wyszywanych lnianych
szmatek, którymi także podcierano nos. Prosci ludzie nie byli w tym względzie
zbyt wybredni i zadowalali się garścią liści, trawy, słomy czy siana. Natomiast
jako pierwsi specjalnego papieru toaletowego używali cesarze chińscy jeszcze
przed nową erą, potem tamtejsza arystokracja i wreszcie cały kraj. Znamienny
jednak szczegół: po załatwieniu się podmywano wodą, a dopiero potem używano
papieru toaletowego w celu osuszenia odnośnej części ciała, nie zaś rozmazywano
na sucho brud po tejże części. Chińczycy do dziś twierdzą, że Europejczycy
„śmierdzą”, ponieważ nie umieją korzystać z papieru toaletowego w sposób prawidłowy.
W Stanach Zjednoczonych i Europie zresztą zaczęto używać tego wynalazku dopiero
w 1857 roku, idąc za przykładem Chińczyków.
Skoro mowa o kontaktach Chin z Europą,
wypada zaznaczyć, że po zetknięciu się w XV wieku z ludźmi tak zwanego Zachodu
(Marco Polo i piraci) mieszkańcy Kraju Środka byli wstrząśnięci obyczajami tych
„dzikich ludzi”, ich prostactwem, gburowatością, chciwością, nieokrzesaniem
umysłowym i moralnym, a władze kategorycznie zakazały obcokrajowcom pod groźbą
kary śmierci wstępu do kraju, wydzielając tylko dla handlu kilka osobnych
miejsc, jak Macao czy Hongkong. Nawiasem mówiąc w Chinach wówczas już od
kilkunastu stuleci używano papierowych pieniędzy i posiadano znakomicie
rozwinięty system bankowy, świadczący dla ludności usługi na cywilizowanych, nielichwiarskich
warunkach.
* * *
Z kolei medycyna chińska, w przeciwieństwie
do bardziej prymitywnej zachodniej, zawsze traktowała organizm ludzki jako całość
i nie dzieliła go na osobne układy. Opracowała też szereg specjalnych gimnastyk,
które pozwalają cały organizm utrzymywać w stanie idealnej równowagi wewnętrznej,
jak też w naturalnej jedności ze środowiskiem przyrodniczym. Co zaś wydaje się szczególnie
intrygujące, to fakt, iż autorzy pradawnych rozpraw filozoficznych, etycznych, medycznych,
politycznych, matematycznych, astronomicznych tego kraju ostentacyjnie wręcz podkreślali,
że zawarta w ich traktatach wiedza stanowi zaledwie ułamek owej mądrości, którą
posiadali przed nimi jeszcze dawniejsi uczeni.
Jednym z prawdziwych „cudów świata” i
perłą architektury jest niewątpliwie znany powszechnie Mur Chiński (długość wszystkich,
wzniesionych w różnych epokach i w różnych miejscach, a dziś odkrytych fragmentów
wynosi około 48 000 km ,
wysokość od 4 do 16 metrów ,
grubość od 5 do 8 metrów )
zbudowany w okresie od 800 do około 300 roku przed nową erą. Tak cyklopicznej budowli
nie zna żadna inna cywilizacja świata, a jest ona świadectwem nie tylko mrówczej
pracowitości ludu chińskiego, ale też geniuszu chińskich inżynierów i organizatorów
państwa. Można jeszcze dodać, że w tym kraju istnieje szereg wspaniałych
pałaców cesarskich; najsłynniejszy z nich, podczas którego budowy zużyto 100
mln cegieł i 200 mln dachówek, liczy 9 999,5 pokoi, urządzonych z
wyjątkowym wyrafinowanym gustem.
Papier został wynaleziony w Chinach na samym
początku II wieku p.n.e. przez Ts’ai Luna, który później zmarł śmiercią samobójczą.
Najstarsze pieniadze papierowe wydrukowano w Chinach w 116 roku p.n.e. w prowincji
Sze-Tochman. (W Europie one się pojawiły w Szwecji podczas Wojny Trzydziestoletniej
(1618-1648), kiedy to wojowniczy król Gustaw Adolf, aby pokryć wydatki wojenne założył
Królewski Bank Wymiany.)
W 1974 roku niedaleko miasta Xi’an rolnicy
kopali studnię, lecz zamiast wody natknęli się na fragmenty glinianych figurek,
na groty strzał i mechanizmy kusz zrobione z brązu. Okazało się, że natrafili na
mającą około 2100 lat armię żołnierzy i koni z terakoty, i to większych rozmiarów
niż w rzeczywistości, stojącą w idealnym szyku bojowym od czasów cesarza Szy Huang-ti,
który w 221 p.n.e. ponownie zjednoczył zwaśnione państewka chińskie, a po jego śmierci
i widocznie ku jego czci urządzono wspaniałe mauzoleum, które raczej zasługiwałoby
na nazwę muzeum sztuki rzeźbiarskiej. Jak obliczono, prace przy budowie tego mauzoleum
trwały 38 lat, a zatrudnionych przy tym było ponad 700 tysięcy architektów, rzemieślników,
robotników i artystów rzeźbiarzy z całych Chin.
Piśmiennictwo chińskie jest ogromne i bodaj
przewyższa pod każdym względem piśmiennictwo reszty świata razem wzięte. Gdy w XVIII
wieku ułożono antologię literatury chińskiej, okazało się, że liczy ona 36 tysięcy
tomów.
* * *
Okres od VI do III wieku przed nową erą charakteryzował
się – tak jak w Grecji! – wspaniałym rozkwitem myśli filozoficznej. Sami mieszkańcy
Państwa Środka zwykli mówić o istniejących i rywalizujących ze sobą wówczas „stu
szkołach”. I choć liczebnik „100” należy w tym kontekście rozumieć symbolicznie,
jako wskaźnik liczby mnogiej, to jednak dość trafnie i obrazowo wyraża on rzeczywiste
bogactwo i różnorodność myśli chińskiej we wspomnianym okresie, do którego – jak
zauważyliśmy powyżej – może być przyrównany jedynie odpowiedni okres rozwoju (zbieżny
w czasie) myśli greckiej. Podobnie jak w antycznej Helladzie wrzało wówczas w Chinach
od nowych idei i pomysłów, od polemik, dyskusji, sporów naukowych i filozoficznych,
które niekiedy przeradzały się w walkę ideologiczną, a nawet polityczną, kończącą
się prześladowaniami, gdy jednej ze stron brakło argumentów intelektualnych, ale
za to nie zbywało na wpływach czy wręcz władzy realnej.
Nie tylko medycyna, ale też filozofia chińska
usiłowała ujmować świat jako organiczną całość. Słusznie tedy Carl Gustaw Jung powiada:
„W przeciwieństwie do wychowanego na myśli
greckiej umysłu zachodniego, umysł chiński nie zmierza do chwytania szczegółów dla
nich samych, lecz do uzyskania poglądu, który widzi szczegół jako część całości.
(...) „I Cing” (Księga Przemian), którą możemy nazwać eksperymentalną podstawą klasycznej
filozofii chińskiej, jest jedną z najstarszych metod ujmowania dowolnej sytuacji
jako całości i w ten sposób umieszczania szczegółów na tle kosmicznym – wzajemnego
oddziaływania „in” i „jang”.
Filozof Wan Czun (ok. 27-98) pisał: „Człowiek się rodzi z duchowego eteru i w chwili
śmierci znów do niego powraca”. Nic nie ginie i nikt nie umiera; wszystko jest
tylko nieustannym przechodzenim w siebie nawzajem na pozór przeciwstawnych pierwiastków
i stanów. Wszystkim rządzi Niebo. Ale poniżej są trzy wielkie bóstwa, które
przeżyły też swój żywot ziemski wcielone jako Konfucjusz, Lao-ce i Budda. Na
przełomie pierwszego i drugiego tysiąclecia nowej ery dołączył do tej trójcy
Wielki Cesarz Nefrytu Jujhan Czandi, zwierzchnik wszelkich duchów, bohaterów i
demonów. To właśnie on przez tysiąc ostatnich lat funkcjonował w zbiorowej
wyobraźni Chińczyków jako Syn Nieba, chociaż nieraz usiłowano ten kult zakazać.
* * *
Chińska filozofia moralności jest nacechowana
daleko posuniętym rygoryzmem i bezprecedensowym wyrafinowaniem. „Specyficznie chińskie religie wolne są od jakichkolwiek
niemoralnych wyobrażeń czy praktyk... Religie występujące w Chinach określane są
jako wrogie nieprzyzwoitości... Nie ma w nich żadnych obrzędów przypominających
niemoralne ryty, jakie spotykamy w innych religiach. O chińskiej poezji lirycznej
mówi się również, że jest nieskalana” (William Graham Sumner, „Naturalne sposoby postępowania w gromadzie”).
Inna cecha tej mentalności to doskonałe rozumienie
hierarchiczności bytów. W starożytnych Chinach np. dzieci były zobowiązane do traktowania
rodziców z bezwzględną uległością, ale za to dzieci przez rodziców – z ogromną troską
i miłością. Ktoś nie szanujący rodziców jest jak pies, gdyż właśnie to różni
człowieka od zwierzęcia, że dba on o swoich rodziców. W dawnym rękopisie
chińskim znajdujemy czułą opowieść o ośmioletnim chłopcu, który, leżąc w swoim
łóżeczku, potajemnie się rozbierał do naga i tak leżał przez całą noc, aby
zwabić do siebie komarów, które w przeciwnym razie mogłyby kłuć jego śpiących
rodziców. Jeszcze w XXI wieku zdarzają się przypadki, gdy młodzi Chińczycy
rzucają się w dół do przepasci z jednej ze świetych gór, gdyż – według pradawnego
podania – mogą w ten sposób uchronić swych rodziców przed starością. Przypomnijmy,
idąc za profesorem Sorbony Marcelem Granetem („Cywilizacja chińska”) garść szczegółów dotyczących stosunków
między pokoleniami: „W obecności rodziców
obowiązuje dzieci powaga: unika się więc czkania, kichania, kaszlania, ziewania,
wycierania nosa i plucia... Aby udowodnić ojcu, że się go traktuje jako zwierzchnika,
trzeba zawsze w jego obecności stać, patrzeć prosto, być wyprostowanym, nie ważąc
się nigdy oprzeć się ani pochylić, ani też stać na jednej nodze. W ten oto sposób,
głosem pokornym i łagodnym, jaki przystoi poddanemu, trzeba rano i wieczorem złożyć
hołd. Następnie oczekuje się na rozkazy.” Nie wolno uchylać się od ich wykonania,
lecz można wyrazić swe zdanie. Syn, podobnie jak wasal, powinien udzielać rad z
całą szczerością i nie powinien wahać
się przy formułowaniu zastrzeżeń, a nawet napomnień. Winien jednakże zachować ton
łagodny, wyraz twarzy przyjazny, postawę skromną, cokolwiek by się stało. „Jeżeli rodzice upierają się przy swej decyzji,
dzieci mogą tylko podwoić łagodność, aby w ten sposób powrócić do łask, gdyż wówczas
będą mogły ponowić swe ostrzeżenia. Pobici aż do krwi nie oburzają się, ani nie
czują zniewagi.
Posłuszeństwo
obowiązuje zarówno w drobnych, jak i w wielkich sprawach. Podobnie też usługiwanie
ojcu polega przede wszystkim na oddawaniu mu drobnych usług, gdyż przez nie właśnie
okazać można swój szacunek. Synowie proszą więc o pozwolenie naprawienia szat rodziców,
gdy tylko spostrzegą w nich dziurę. Proszą o pozwolenie zmycia popiołem rozpuszczonym
w wodzie plam na czepcu, pasie, tunice czy spodniej szacie. Co pięć dni grzeją wodę
i zapraszają rodziców do wzięcia kąpieli. Myją nogi rodziców... Syn przygotowuje
rodzicom potrawy, które, właściwie przyprawione, są odpowiednie w różnych porach
roku i dla różnego wieku rodziców. Im rodzice są starsi, tym wykwintniejsze musi
być podawane im jedzenie. W wieku lat siedemdziesięciu potrzebuje się bowiem stale
potraw delikatnych, a po osiemdziesiątce – samych łakoci. Każdy syn winien się nauczyć
przygotowywania ośmiu wybranych potraw, a przede wszystkim bogatego zestawu mięs
i aromatycznego wina, które podtrzymują starców.
Według
starochińskich podręczników etyki i etykiety musi też syn dbać o „dobrą” śmierć
ojca. Zawczasu troszczy się o nabycie luksusowej trumny („żadna trumna nie będzie jednak dostatecznie
wspaniała dla ojca”). Byłoby nieszczęściem,
gdyby zmarł on niespodziewanie i nie u siebie. Powinien oddać się śmierci zgodnie
z rytuałem, w pokoju zastrzeżonym dla pana domu... Byłoby nieszczęściem, gdyby śmierć
nadeszła zbyt szybko, i syn nie zdążyłby wziąć umierającego ojca na ręce i złożyć
go na ziemi, gdzie winien on wydać ostatnie tchnienie, podobnie jak na tej samej
ziemi jako noworodek musiał wydać ongiś swój pierwszy krzyk.
Trzeba
też przygotować watę. Będzie ona służyła do „zebrania ostatniego tchnienia” konającego.
Trzeba wezwać wszystkich krewnych, by byli gotowi wydać krzyk, pozdrawiający odejście
duszy ojca... Najstarszy syn wydaje rozkaz do wezwania duszy-tchnienia, co odbywa
się w ten sposób, że z wysokości dachu powiewa się szatami zmarłego wykrzykując
jego imię. Skoro jednak dusza ta nie da się schwytać w znane sobie szaty, skoro
zmarły nie odżywa, gdy się je rzuci na ciało, syn każe napełnić ryżem zmieszanym
z nefrytem usta zmarłego, które do tego momentu trzyma się rozwarte za pomocą kościanej
łyżeczki...
Wreszcie
umyte ciało zostaje z powrotem złożone na śmiertelnym łożu, po czym przykrywa się
je szatami zmarłego, zamknąwszy uprzednio wszystkie otwory ciała kawałkami nefrytu.
Żadna obca dusza nie będzie teraz mogła wstąpić w szczelnie zamknięte ciało i nie
uczyni zeń wampira...
Lekko
pochowane ciało musi być przechowywane w domu przez wiele miesięcy (trzy w przypadku
zwykłego szlachcica, jeszcze dłużej, jeśli zmarły miał wyższą rangę). Jest grzechem
zarozumiałości, gdy się zbyt długo opóźnia lub chce całkowicie zapobiec rozkładowi
ciała. Lecz byłoby jeszcze większą zbrodnią, gdyby goście, przybywający z daniną
kondolencyjną, dostrzegli wychodzące ze źle pielęgnowanego ciała czerwie, które
przekraczają drzwi domostwa pozbawiając ziemię domową tej substancji, która winna
do niej powrócić”... Gdy
nadchodzi rytualna godzina wyrażania żalu, rodzina zbiera się w kupę, lamentuje
i tupie nogami w porządku i na rozkaz dany przez kierownika chóru. Przy czym dalsi
krewni nie mają prawa wydawania zbyt żałosnych jęków. Wszystko ma przebiegać zgodnie
z obowiązującym, uświęconym przez tysiąclecia rytuałem. Po miesiącach następował
ostateczny pochówek; zwłoki grzebano głęboko w ziemi na rodzinnym cmentarzu. Groby
rodziców i dalszych przodków otaczano religijną czcią.
* * *
W życiu Chińczyków, szczególnie z okresu
taoistycznego, dużą rolę odgrywały rozmaite magiczne wyobrażenia, zabobony i fantastyczne
przesądy, które nieraz przybierały kształty niebezpieczne dla społeczeństwa jako
organicznej całości. Jeszcze w pierwszych wiekach nowej ery bezwzględnie zabijano
wszystkie dzieci urodzone w pierwszym lub piątym miesiącu chińskiego kalendarza
(a już, nie daj Boże, w „dniu sowy”, czyli w piątym dniu piątego miesiąca!). Mniemano,
że syn urodzony wtedy, gdy dzień jest najdłuższy, musi nad miarę wyrosnąć. A skoro
tylko osiągnie wysokość drzwi, jego Przeznaczenie każe mu zabić swego ojca, gdyż
ma w duszy coś z ojcobójczego usposobienia sów, które – jak wiadomo – uprawiają
kanibalizm. Tak nieszczęśliwie urodzone dzieci porzucano w zaroślach. Zdarzało się
przy tym, jak donoszą niezliczone dawne teksty, że odnajdywały je i wykarmiały dzikie
bestie, tak dalece bowiem oczywisty był ich zwierzęcy charakter, który odkryto dzięki
zbadaniu dnia ich narodzin. Matki same żądały porzucenia noworodków naznaczonych
tak fatalnym znamieniem przez siły wyższe. Nawet w przypadku „normalnych” narodzin
dziecko musiało przeżyć bez pożywienia pierwsze trzy dni swego życia złożone na
gołej ziemi, gdyż wierzono, że duch witalny i tchnienie dziecka same w sobie są
bezsilne i niezdolne do życia, a dopiero kontakt z matką-ziemią może w nim utwierdzić
moc istnienia. W Państwie Środka, mającym już wówczas ogromny dorobek w zakresie
cywilizacji, techniki, filozofii, poezji, muzyki, malarstwa, wciąż uważano m.in.,
że „mężczyzna może zdobyć imię dla swego syna,
jeśli zabije wroga, którego odciętą głowę zakopie następnie pod drzwiami swego domu”...
Imię nie może być, i nie bywa, sprawą przypadku, determinuje bowiem cały
los swego właściciela. Dodajmy, że mężczyzna ze stanu szlacheckiego w Chinach starożytnych
miał prawo (i musiał) wstępować w związki małżeńskie między 30 a 70 rokiem życia.
* * *
Również chińska filozofia człowieka nacechowana
była daleko posuniętą swoistością. Np. Sun-Czang-Chi mówił o swej radości z trzech
powodów: ponieważ jest człowiekiem, a nie bydlęciem; ponieważ jest mężczyzną, a
nie kobietą, oraz ponieważ jest 95-letnim starcem, a nie dzieckiem.
We wczesnym dzieciństwie i w późnej starości
człowiek jest bezsilny i musi poddawać się przeznaczeniu. Miedzy tymi krańcami żywota
leży okres czynny, gdy każdy w znacznym stopniu jest zdolny do wybierania i determinowania
swego losu. Choć przecież nadal jest poddawany uwarunkowaniom, których żadną miarą
pokonać nie może, jak np. ciężka choroba, kalectwo, zło bliźnich, wojny, kataklizmy
przyrodnicze i społeczne.
Uczciwość, sprawiedliwość, prawość, szczerość,
szlachetność, przyzwoitość są w mentalności chińskiej spostrzegane nie jako rzekoma
„naiwność’, „brak praktycyzmu” lub cwana poza, lecz jako rzeczywisty kapitał, wrodzona
zdolność i siła życiowa, jako bardzo rzadki dar Nieba. Są więc Chińczycy nader podejrzliwi
i nieufni, zanim się przekonają, iż rzeczywiście mają do czynienia z kimś godnym
szacunku i zaufania, a nie z „normalną” chytrą miernotą. Za największą mądrość uchodzi
w tamtejszej tradycji zdolność do pójścia za odruchem swego serca, nie łamiąc prawa,
czyli za wrodzoną cnotą. Starochińska „Księga
Przemian” poucza:
–
„Nieokrzesanych z łagodnością znosić.
–
Nie wiązać się z tym, co szkodliwe.
–
Lepiej zapalić małe światełko niż się uskarżać na wielką ciemność.
–
Ci, którzy mówią kwieciście, kunsztownie i w sposób ujmujący, tak naprawdę
rzadko posiadają cnotę miłości do człowieka.
–
Niewinny sposób bycia przynosi pomyślny los.
–
Kto swemu charakterowi nie dodaje stałości, tego udziałem jest wstyd.
–
Wyzbywszy się błędów, osiąga się radość.
–
Szczerość wobec tego, co złe, jest niebezpieczna.
–
Ukryte zamiary bywają źródłem niepokoju.
–
Nie szukaj zaszczytów, lecz dokonań”...
Cywilizację chińską cechowała przez szereg
tysiącleci potężna stabilność, która wynikała z konsekwentnego praktykowania w życiu
milionowych mas niewzruszonych zasad tradycyjnej etyki i opartego na nich prawa.
Cywilizacja chińska od początku do dnia dzisiejszego miała i ma charakter
hierarchiczny, oparty na żelaznej dyscyplinie pionowej, a nie na gorszącym
demokratyzmie, jak u Greków. Stolica Chin Pekin przez bardzo długi okres czasu miała
przeciętnie nader niską zabudowę, a to z powodu, iż prawo kategorycznie zabraniało
wznoszenia w tym mieście budowli wyższych niż pałac cesarski. Uniemożliwiło to powstanie
arcydzieł architektury urbanistycznej, ale jednak zachowało poczucie, że władza
cesarza jest ponad wszystkim i powinno się przy niej trwać i jej słuchać. W połączeniu
z wielką mądrością filozoficzną i pracowitością to poddanie się hierarchicznemu
prawu przyniosło wynik wcale imponujący: trwające przez siedem tysięcy lat mocarstwo.
Przysłowie chińskie – dokładnie tak, jak
żydowskie! – powiada: „Kto mnoży wiedzę, mnoży
cierpienie”. W ciągu kilku tysięcy lat cywilizacja tego gigantycznego i „wiecznego”
kraju nagromadziła ogrom „cierpienia” takiego właśnie rodzaju, cierpienia jakże
wzniosłego, płynącego z mądrości. Wydaje się, że do myśli etycznej Chin dokładnie
pasują słowa niemieckiego filozofa Maxa Stirnera, który w dziele „Jedyny i jego własność” notował: „Moralność, w swej pierwotnej i niejasnej postaci,
jawi się jako przyzwyczajenie. Postępować zgodnie z obyczajami i zwyczajami swego
kraju – oto co oznacza być moralnym. Dlatego prawdziwie moralne postępowanie, czystą
niezafałszowaną moralność najzwyczajniej praktykują Chińczycy. Trzymają się oni
starych zwyczajów i obyczajów i z nienawiścią odnoszą się do wszelkich nowości,
traktując je jako karygodne przestępstwo. Albowiem nowość jest śmiertelnym wrogiem
starego, wrogiem przyzwyczajenia i stałości. Nie ulega też w istocie wątpliwości,
iż człowiek, wskutek przyzwyczajenia, zabezpiecza się przed natarczywością rzeczy
i świata, tworząc własny świat, w którym sam czuje się swojsko i pewnie, tzn., buduje
dla siebie niebo, choć przecież tak pojmowane „niebo” nie oznacza nic innego jak
tylko właściwe miejsce człowieka, gdzie nic obcego dłużej go nie określa, nic nie
ma już go w swej mocy; gdzie doczesność nie wywiera nań żadnego wpływu i nie alienuje
go; słowem, gdzie odrzucono ziemskie marności, a walka ze światem dobiega końca,
człowiekowi zaś niczego się już nie odmawia. (...) Zaszczepione Chińczykom przyzwyczajenie
pozwalało im „przewidzieć” wszystko i być przygotowanym na każdą ewentualność. Chińczyk
zawsze wie, co mu się może przydarzyć i jak ma się w danej sytuacji zachować, toteż
nie musi podejmować decyzji stosownie do okoliczności; z nieba jego spokoju nie
spadnie nań nagle niespodziewany cios. Temu wyrosłemu i wychowanemu w duchu moralności
Chińczykowi obce jest zdziwienie czy zaskoczenie – względem wszystkiego zachowuje
się obojętnie, to znaczy z jednakowym nastawieniem, gdyż prastare zwyczaje stoją
na straży duchowego spokoju w jego relacjach ze światem”... I choć Chińczykowi
także, jak powiada Sy-ma Cien, „kłopoty dnia
codziennego przeszkadzają wielkim sprawom świata”, wie on na podstawie liczącej
tysiące lat mądrości narodowej (bardzo podobnie, ale też zupełnie inaczej niż Żyd
!), czego ma oczekiwać od innych ludzi i jak ma się wobec tego zachować.
* * *
Jednym z najbardziej wpływowych nurtów myśli
chińskiej jest konfucjanizm, zwany tak od imienia swego założyciela. Ta szkoła filozoficzna,
ukształtowana w VI wieku p.n.e., wchłonęła dużą część gigantycznej mądrości tego
narodu i ukształtowała uniwersalną teorię etyczno-prawną o nieprzemijającym znaczeniu
i sensie. Uważa się, że Konfucjusz (Kung-Kju) – obok Buddy, Mojżesza, Sokratesa,
Jezusa i Mahometa – należy do wąskiego grona owych wielkich ludzi, którzy wywarli
najgłębszy wpływ na moralny i umysłowy rozwój ludzkości. Opracował on w postaci
„Pięcioksiągu” wielkie dzieło
syntetyczne, zawierające ogrom informacji historycznej i mądrości
filozoficznej. Pozostawił przyszłym pokoleniom system norm etycznych: uczciwość,
oszczędność, pracowitość, kult nauki, wierność obowiązkowi, miłosierdzie, szacunek
dla starszych, kompromisowość, samodyscyplina, odrzucenie wszelkich form donosicielstwa
– które złożyły się na fundament tak zwanych „wartości azjatyckich”. „Ucz się tak – powiadał – jakby ci wciąż brakło wiedzy”. Właśnie w
nieprzerwanym samokształceniu widział ten mędrzec drogę ku rozwinięciu i zrealizowaniu
wszystkich ludzkich uzdolnień. Tak jak uczeni żydowscy – tyle że setki lat
przed nimi – zobowiązywał wszystkich rodziców do dbania o jak najstaranniejszy rozwój
intelektualny dzieci i nakazywał im co tydzień dawać synowi jakąś sumę pieniędzy
przeznaczoną na zakup ksiązki, którą chłopiec musiał sam wybrać i nabyć u wędrownego
księgarza. Który ojciec nie nauczy syna zawodu, czyni z niego złodzieja.
Urodził się Konfucjusz w 552 roku przed nową
erą w niewielkiej miejscowości Tsou, położonej w księstwie Lu (w późniejszej prowincji
Szantung). Żył w czasach niespokojnych, a ponieważ piastował urzędy państwowe, dzielił
wszystkie dole i niedole władców, którym doradzał. Według tradycji miał się wywodzić
z rodu królewskiego, należał w piętnastym pokoleniu do dawnej dynastii Szang. Nie
jest to jednak pewne. Wiadomo natomiast dokładnie, iż ojciec Konfucjusza był zawodowym
żołnierzem, oficerem pochodzącym ze szlachty, który wsławił się szeregiem mężnych
czynów. Życie osobiste tego wojaka układało się jednak – według ówczesnych wyobrażeń
– raczej niepomyślnie: urodziło mu się kolejno dziewięć córek, a z utęsknieniem
oczekiwanego syna. Niebo jednak wciąż go nie przysyłało. W tej sytuacji Szulan Che
wziął na utrzymanie inną kobietę i ta powiła mu syna, ale chłopczyk okazał się ciężko
upośledzony i słaby. Wówczas 66-letni żołnierz poślubił 19-letnią dziewczynę, co
było rzeczą podwójnie „barbarzyńską”, po pierwsze dlatego, że w Chinach uważano
wówczas, że ożenek po 64 roku życia stanowi coś wysoce niewłaściwego (jako że dziedziczność
jest już mocno „zmęczona”); a po drugie, dlatego, że za dopuszczalną różnicę wieku
między potencjalnymi małżonkami miano lat 10, a nie 45. Było to więc małżeństwo ze wszech
miar gorszące dla otoczenia, lecz nie dla państwa „młodych” i nie dla ludzkości,
gdyż 27 sierpnia 552 roku p.n.e. urodził się w tym „niedobranym” rzekomo stadle
zdrowy i krzepki chłopczyk, któremu nadano imię Ciu (Kju) oraz przezwisko Czżun-ni.
Sądzone mu było później zasłynąć na całej ziemi. Filozof, stawiający ponad wszystko
rytuał, został poczęty i urodzony wbrew wszelkim przepisom rytuału, tak wysoko w
Państwie Środka cenionego.
Dzieciństwo chłopca – z woli Nieba – okazało
się niełatwe. Gdy miał zaledwie dwie wiosny, zmarła jego matka, a gdy 17 – ojciec;
ten zresztą miał w dniu odejścia skończonych i chwalebnych lat 84. Ze względu na
niedostatek osierocony chłopczyk musiał wynajmować się sąsiadom jako pastuszek do
gęsi, owiec, krów; jako służący do noszenia wody itp. Nie odziedziczył po ojcu żadnego
majątku materialnego, ale za to – dobre imię, rzetelne usposobienie, upór i konsekwencję
charakteru oraz krzepę fizyczną. Był mocno zbudowany, barczysty i mierzył aż 191 cm . Prawdziwy chiński Platon.
Odpowiednio do swych predyspozycji obrał też drogę „uczonego”, co wówczas znaczyło,
że musiał umieć czytać, pisać, rachować, strzelać z łuku, rozumieć (a nawet komponować)
muzykę, kierować powozem wojskowym, walczyć wręcz oraz znać się na rytuałach i się
do nich stosować. W wieku 30 lat opanował to wszystko doskonale i założył własną
szkołę, w której uprawiano etykę, rytuał oraz badania nad starożytnymi tekstami
(wówczas Chiny miały już za sobą około trzech tysięcy lat kultury pisanej i udokumentowanej).
Bardzo wcześnie – jak każdy prawdziwy geniusz – zaskakiwał otoczenie przebłyskami
znakomitego intelektualizmu.
Może to zabrzmieć zaskakująco, ale w wieku
dziewięciu lat Konfucjusz został zaręczony z kobietą o wiele lat starszą od niego,
która urodziła mu po latach syna i córkę, ich zaś potomkowie żyją do dziś.
W późniejszych latach – niepoprawny idealista
– wmieszał się do polityki, powodowany chęcią poprawiania świata i służenia dobru
ludzi, próbował skłonić władcę, któremu służył, do wcielania w życie swoich zasad
i ideałów. Skutek był do przewidzenia. Zamiast powszechnego szczęścia i dobrobytu
doszło do ciężkich zaburzeń spokoju społecznego, a reformator poszedł z uczniami
na sześcioletnie wygnanie. Pod tym względem jego los był nieco szczęśliwszy niż
los działającego mniej więcej w tymże czasie w Grecji Platona (427-347 p.n.e.),
którego po prostu sprzedano w niewolę.
Gdy Konfucjusz po niełatwych peregrynacjach,
przejściach i doświadczeniach powrócił do stron ojczystych, został – rzecz zaskakująca
– uroczyście powitany z honorami należnymi prawdziwemu mędrcowi; lecz na dworze
książęcym żadnego urzędu mu nie powierzono. Prowadził więc żywot wędrownego nauczyciela
i mędrca. Cieszył się ogromnym szacunkiem i miał liczne grono uczniów. Według tradycji,
zmarł w wieku 72 lat; miał wówczas około trzech tysięcy „studentów”, z których 70
zostało wybitnymi uczonymi. Obecnie nauki tego wielkiego Mistrza Mądrości wyznaje
około półtora miliarda ludzi na wszystkich kontynentach.
* * *
Konfucjusz dogłębnie przemyślał wewnętrzną
istotę człowieka, motywy jego postępowania, specyfikę jego położenia we wszechświecie
oraz rozmaite sposoby bytowania na ziemi. Decydującym we wszystkim ma być „żeń”
czyli człowieczeństwo (życzliwość, dobroduszność, humanitaryzm), które stanowi zarówno
rdzeń osoby ludzkiej, jak i, jednocześnie, niejako jej zadanie życiowe. „Pokonywać samego siebie i zachowywać dobre obyczaje
to właśnie znaczy być humanitarnym (...). Stałość, odwaga, prostota, powściągliwość
w słowach – oto cechy, które wiodą do humanitaryzmu”... Gdy mędrca
zapytano, w jakiej maksymie można by ująć całą madrość życiową, powiedział: „Bądź wyrozumiały i nie czyń nikomu tego,
czego nie życzysz sobie”. Powołaniem człowieka jest uczynienie samego siebie
ludzkim. „Być ludzkim znaczy kochać ludzi”,
dbać o harmonię i sprawiedliwość w stosunkach z innymi na zasadzie wzajemności:
„Nie czyń innym tego, czego nie życzysz sobie”.
Czyli że Konfucjusz samodzielnie opisał tzw. „złotą regułę moralności”, zwaną
także „zasadą wzajemności” („czego nie pragniesz dla siebie, tego nie czyń innym”),
którą formułowali niezależnie od siebie mędrcy Egiptu, Grecji, Judei, Rzymu, Indii,
Persji, Chin.
Obok człowieczeństwa („żeń”) dobrego człowieka
powinien cechować rytualizm (etykieta, obrzędowość, prawidło, ceremonia, czyli
– „li”) będący materializacją lub manifestacją „żeń” w postępowaniu opartym na samokontroli,
samodyscyplinie, trzymaniu samego siebie i swych uczuć w ramach rozumu i przyzwoitości;
postępowanie ujęte w konkretne normy i stereotypy zachowań uznane za właściwe. Rytuał
zabezpiecza harmonię i pozwala na uniknięcie konfliktów. Podstawą zaś rytuału jest
szacunek dla przeszłości i do ludzi starszych. „Szacunek do rodziców stanowi podstawę miłości do ludzi”. Uszanowanie
syna dla ojca i troska ojca o syna stanowią jądro, fundament, sedno, ostoję moralności
jako takiej. Bez tego moralność nie istnieje jako system cywilizowanych norm współżycia
społecznego. Nawet ustawodawstwo chińskie z przełomu starej i nowej ery przewidywało,
że dzieci mają obowiązek ukrywania rodziców nawet przed władzami państwa; za donoś
zaś na ojca, matkę, dziadka czy babcię prawo przewidywało karę śmierci. Szacunek
syna do ojca, a obywatela do legalnej władzy to kamień węgielny chińskiej etyki
i cywilizacji.
Inny aspekt rytuału to zasada zobowiązująca
do tego, by każdy człowiek odpowiadał swej funkcji społecznej i możliwie najlepiej
ją pełnił, to znaczy, aby każdy znajdował się na swoim miejscu i czynił to, co do
niego należy. „Król powinien być królem, dygnitarz
– dygnitarzem, ojciec – ojcem, syn – synem, rolnik – rolnikiem”. Wszelkie państwo,
ażeby mogło trwać, musi być rządzone przez jakąś mądrą władzę, przez osoby merytorycznie
do tego przygotowane i się nadające, a nie przez przypadkowo wyłonionych spośród
motłochu awanturników. Mieszanie się i dowolna zmiana ról społecznych, tak charakterystyczne
dla tzw. „demokracji” europejskich, są niedopuszczalne. Prostak nie powinien zostać
prezydentem, a nieuk posłem czy ministrem.
Stąd wynika „weń” – zasada dobrego wychowania,
jako synteza dobrych predyspozycji wrodzonych ze zbawiennymi naukami nabytymi i
właściwym wykształceniem. Człowiek dobrze wychowany to przede wszystkim człowiek
odpowiedzialny, postępujący zawsze tak, jak się należy.
I wreszcie zasada „cziuń-czy” („człowiek
szlachetny”) postuluje, iż każda osoba ludzka powinna dążyć do doskonałości. Samo
„wysokie” pochodzenie niewiele znaczy i niczego nie przesądza, podobnie zresztą
jak i „niskie”. Dopiero bowiem właściwe wychowanie czyni „człowieka szlachetnego”.
Konfucjusz unikał nazywania kogokolwiek, w tym też samego siebie, człowiekiem szlachetnym.
Ale wymieniał poszczególne jego cechy i właściwości. A więc „człowiek szlachetny”
zawsze jest ludzki, dobroduszny, prawdomówny, samodzielny, uczciwy, skromny; nieustannie
się kształci i czyta mądre księgi; wszystkich traktuje jednakowo, ani przed nikim
się nie poniża, ani nie poniża nikogo; przyjaźni się tylko z ludźmi wartościowymi
i poważnymi; przyjmuje od innych wyłącznie to, co dobre; sądzi i poprawia tylko
siebie samego; jego czyny są zgodne z jego myślami i słowami. Przeciwieństwem szlachetnego
jest człowiek niski („siao-żeń”), który spogląda nie w górę, a w dół; myśli o zysku,
a nie o doskonałości; nie umie znosić przeciwności i trudów losu; wysuwa pretensje
do innych ludzi, a nie dba o własny rozwój moralny i umysłowy; jest skłonny do siania
niezgody, do plotek i oczerniania, a nawet do kradzieży i grabieży. Jest to człek
nieokrzesany, którego serce wypełnia zawiść, złośliwość, nieprzyjaźń, chuć, fizjologizm
wszelkiego rodzaju, nieumiarkowanie we wszystkim.
Konfucjańska koncepcja człowieka wychodziła
z założenia, że natura ludzka jest nieprzenikniona i dwoista, otwarta zarówno na
dobro, jak i na zło. Powinno się więc nauczyć dokładnego rozróżniania między tym,
co dobre, a tym, co złe, i zupełnie świadomie czynić zawsze dobro, a przeciwstawiać
się złu. Powinno się konsekwentnie szanować godność cudzą i własną oraz być odpowiedzialnym
za każde swe posunięcie. Słuchać innych, tylko bowiem oczyma drugich możemy dostrzec
własne błędy. Trzymać się jednak z dala od ludzi małych i nic nie wartych, oni bowiem
zarażają swą małością także tych, którzy noszą w sobie górne marzenia i mają wysokiego
ducha. Nieustanne moralne czuwanie nad tym, aby wciąż być dobrym, stanowi niejako
patos bycia człowiekiem.
* * *
Konfucjusz uważał, że w zasadzie nie ma większego
znaczenia, czy w Boga wierzymy, czy nie; czy On jest, czy Go nie ma; czy wiemy,
jak jest zbudowany świat i jak on funkcjonuje, czy nie; czy jest wieczna dusza,
czy jej nie ma. A to dlatego, że człowiek absolutnie nic o tych sprawach nie wie
i wiedzieć nie może, a skazany jest na, przeważnie jałową, grę wyobraźni i puste
słowotwórstwo. Ale choć nie wiemy, czy Bóg jest, czy Go nie ma, warto oddać Mu cześć.
Najważniejsza wszelako jest wiedza o tym, jak powinno się na tym świecie żyć i jak
się praktycznie zachowywać we wszelkich możliwych do pomyślenia sytuacjach.
Mistrz Kung, zgodnie z odwieczną tradycją
chińską, uważał, że Niebo jest źródłem wzniosłych zasad moralnych. Pisał: „Niebo zrodziło cnotę, która jest we mnie”. „Niebo”,
czyli bliżej nie dająca się określić Potęga i Mądrość kosmiczno-duchowa, która wszystkie
rzeczy tworzy, ustala, utrzymuje i porządkuje (jest to pojęcie intuicyjnie bliskie
chrześcijańskiej kategorii „Duch Święty”). Człowiek powinien wyrobić w sobie umiejętność
słyszenia głosu Nieba we własnym sercu, a głos ów poprowadzi go do mądrości, dobra
i cnoty. Gdy osoba odnajdzie swą drogę prawdy, spełni wówczas obowiązek względem
siebie, rodziny, państwa; potrafi przeciwstawić się złym skłonnościom, szkodliwym
nawykom, zgubnym popędom, podstępnym wpływom.
W dobrze rządzonym społeczeństwie każdy obywatel
robi to, co należy do niego, i nie wtrąca się do cudzych spraw, a tym bardziej
– kompetencji. Władca jest władcą, poddany – poddanym, nauczyciel – nauczycielem,
uczeń – uczniem itd. Każdy zajmuje ściśle określone położenie i musi sumiennie spełniać
odpowiednie do niego, dokładnie określone obowiązki. Gdy wszyscy będą pilnie baczyli
na swój obowiązek człowieka i obywatela, wtedy wszyscy będą dobrzy, a w kraju zapanuje
spokój, ład i dobrobyt. Gdy np. w rodzinie syn okazuje ojcu bezgraniczne posłuszeństwo,
a ojciec miłuje syna i dba o jego los, wówczas wszystkim sprzyja szczęście, a rodzina
osiągnie swoje cele. Jeśli ktoś zboczy ze swego „tao”, wpada na błotniste bezdroża,
schodzi na manowce i nigdy do niczego nie dojdzie.
Wszyscy jednak nie mogą ciągle postępować
zgodnie z zasadami prawości. Ludzie nawykli mierzyć różnymi miarkami postępki swoje
a cudze. Jeżeli uważają coś za korzystne dla siebie, czynią bez zastanowienia zło
innym ludziom, zręcznie i przebiegle usprawiedliwiając podłość przed innymi i przed
sobą. Tylko człowiek oświecony i z natury szlachetny postępuje według zasady wzajemności.
On się po prostu organicznie brzydzi niskimi uczynkami, nawet gdyby miały mu przynieść
wymierne korzyści materialne. Już samo szlachetne postępowanie sprawia mu tyle radości,
że żadnej innej nagrody nie potrzebuje. Ale prostak nie jest w stanie tego pojąć.
Ogromne znaczenie wychowawcze Konfucjusz
przypisywał muzyce; mawiał, że dobra muzyka wygładza stosunki moralne i społeczne
między ludźmi, wprowadza spokój do ludzkich zachowań, zaprowadza ład w sercach,
czyni dusze lepszymi, bardziej harmonijnymi. Natomiast muzyka zła wnosi do duszy
i do życia pierwiastek niepokoju, nieładu i zepsucia, chaotyzuje procesy psychiczne,
zamiast je harmonizować. Mędrcy i władcy powinni dbać o to, aby muzyka zła – w
szczególności muzyka obca – nie miała dostępu do ludu, aby go nie psuła i nie demoralizowała.
* * *
W kulturze europejskiej tradycja ta została
potraktowana z daleko posuniętą rezerwą. Johann Gottfried Herder w „Myślach o filozofii dziejów” notował: „Tak jak Chińczycy niezmiernie lubią pozłacany
papier i lakier, wyciągnięte zawijasy ich znaków graficznych i pusty dźwięk pięknych
sentencji, tak też kultura ich ducha zupełnie podobna jest do tego pozłacanego papieru
i lakieru, do znaków ich pisma i dzwoneczkowatego brzmienia ich zgłosek. Zdaje się,
że przyroda odmówiła im, jak wielu narodom tego zakątka ziemi, daru swobodnej, wielkiej
wynalazczości w naukach, szczodrą natomiast ręką udzieliła ich małym oczom owego
ducha obojętności, chytrej zapobiegliwości i przemyślności, mistrzostwa i talentu
do naśladowania wszystkiego, co ich chciwość uważa za pożyteczne. Wiecznie ruchliwi,
wiecznie zaaferowani, odchodzą i przychodzą w poszukiwaniu zarobków lub służby,
tak że pomimo wysoko rozwiniętej formy ich ustroju politycznego można by ich zawsze
uważać za wędrujących Mongołów... Ich sztuka lekarska, podobnie jak ich handel,
to jakieś subtelne, zwodnicze macanie pulsu, które dobrze oddaje cały ich charakter
w jego zmysłowej subtelności i pozbawionej wynalazczości niewiedzy (...). Mogli
oni poszczególne wiadomości zaczerpnąć, skąd im się podobało – cały gmach ich mowy
i ustroju, urządzeń i sposobu myślenia jest czymś ich własnym. Tak jak Chińczycy
nie lubią szczepienia drzew, tak też sami nie wchłonęli w siebie nawet obecnie niczego
od innych ludów; mimo pewnych z nimi kontaktów pozostali w swym zakątku świata mongolskim
plemieniem wynaturzonym w chińską kulturę niewolniczą.
Wszelkie
sztuczne kształtowanie ludzi dokonuje się przez wychowanie; sposób wychowania Chińczyków
przyczynił się, obok ich charakteru narodowego, do tego, że stali się tym, czym
są, a nie czymś więcej. Skoro bowiem zgodnie z mongolskim, koczowniczym zwyczajem
posłuszeństwo dzieci miało stać się teraz podstawą wszelkich cnót nie tylko w obrębie
rodziny, ale także w państwie, musiała oczywiście z czasem wytworzyć się owa pozorna
etyczność, owa uprzedzająca dworska uprzejmość, sławione nawet przez nieprzyjaznych
im świadków jako charakterystyczny rys Chińczyków. Jakie jednak były następstwa
tej dobrej dla nomadów zasady w warunkach wielkiego państwa? Skoro w państwie tym
nie ustanowiono żadnych granic dla zasady dziecięcego posłuszeństwa, nakładając
na dorosłego mężczyznę, który sam ma dzieci i oddaje się męskim zajęciom, takie
same obowiązki, jakie przystoją tylko nie wychowanemu jeszcze dziecku; co więcej,
skoro obowiązki te wprowadzono wobec każdej zwierzchności, która przecież tylko
w przenośnym znaczeniu, bo pod przymusem i z konieczności, a nie wskutek naturalnego
popędu, nazywana jest ojcem – cóż innego mogło, cóż musiało powstać w takich warunkach,
jeśli nie to, że chcąc wbrew naturze stworzyć nowe ludzkie serce, przyzwyczajono
prawdziwe serce do obłudy?
Jeśli
dorosły mężczyzna ma być ciągle dziecięco posłuszny, to musi wyrzec się
samorzutnej energii działania, do którego w tym wieku zobowiązała go przyroda. Miejsce
serdecznej prawdy zajmują puste ceremonie, a syn, który za życia ojca rozpływał
się wręcz w dziecięcej uległości wobec swej matki, zaniedbuje ją po jego śmierci,
skoro tylko ustawa nazwie ją konkubiną. Tak samo ma się rzecz z dziecięcymi obowiązkami
wobec mandarynów. To nie dzieło natury, to nakaz; to przyzwyczajenia, a jeśli są
przeciwne naturze, stają się fałszywymi, osłabiającymi przyzwyczajeniami. Stąd rozdźwięk
między chińską doktryną polityczną i etyczną, a jej rzeczywistymi dziejami. Jakże
często dzieci państwa strącały ojców z tronu! Jakże często ojcowie wściekle rozprawiali
się z dziećmi! Skąpi mandaryni pozwalają ginąć z głodu tysiącom ludzi, a kiedy ich
zbrodnie dochodzą uszu „wyższego” ojca, zostają bezskutecznie karani pospolitą chłostą,
jak chłopcy. Stąd ów brak męskiej siły i poczucia czci rzucający się w oczy nawet
w malowidłach przedstawiających chińskich bohaterów i wielkich ludzi. Cześć stała
się jedynie dziecięcym obowiązkiem, a siła wyrodziła się w konwencjonalne uszanowanie
wobec państwa; służbę pełni nie szlachetny rumak, lecz oswojony muł, który, jeśli
chodzi o zwyczaje wykonywane od rana do wieczora, odgrywa bardzo często rolę lisa.
Ta
dziecięca niewola ludzkiego rozumu, siły i uczucia musiała z konieczności wywrzeć
osłabiający wpływ na całą strukturę państwa. Jeśli całe wychowanie nie jest już
niczym innym jak manierą, jeśli maniery i zwyczaje nie tylko nakładają więzy na
wszystkie stosunki życiowe, ale je wręcz gwałcą, to jakież sumy energii, i to najszlachetniejszej
energii ludzkiego serca i ducha, traci państwo (...). Narodowi, który śpi na ciepłym
piecu i od rana do wieczora pije ciepłą wodę, obcy jest zarówno duch wojowniczości,
jak i myślenia”. Te zdania,
wypowiedziane na przełomie XVIII a XIX wieku, w XXI zupełnie straciły na aktualności,
gdyż w mentalności chińskiej nastąpiły radykalne zmiany, czyniące z tego narodu
pioniera światowego rozwoju umysłowego i technologicznego – tak, jak to było
przed pięcioma tysiącami lat..
* * *
Konfucjusz nie zostawił dzieł pisanych przez
siebie osobiście; jego myśli zostały jednak utrwalone przez uczniów i słuchaczy
mistrza. Tradycja przypisuje mu jednak zredagowanie czterech podstawowych dzieł:
„Księgi Przemian”, „Księgi Dokumentów”, „Księgi
Pieśni”, jak też utworu o charakterze kroniki „Wiosny i jesienie”. Dzieła te jednak nie zachowały się w całości, lecz
tylko we fragmentach, przytaczanych przez późniejszych autorów. Urywki te, poświęcone
najrozmaitszym kwestiom państwowym, moralnym, politycznym, psychologicznym, religijnym,
estetycznym, zebrano ostatecznie w tomie, który został nazwany „Lun-ju” czyli „Rozprawy i powiedzenia”, a który na języki europejskie tłumaczy się
zwyczajowo jako „Dialogi Konfucjańskie” lub
„Dialogi” Konfucjusza. Jest to książka
należąca do skarbnicy najwartościowszych dzieł filozoficzno – literackich, jakie
kiedykolwiek stworzyła ludzkość. Znajdziemy w niej wiele myśli i spostrzeżeń nacechowanych
głębokim rozumieniem serca i spraw ludzkich, świata jako takiego.
–
„Szlachetny podnosi zalety ludzi, a nie podkreśla ich przywar; prostak czyni przeciwnie.
–
Szlachetny wymaga od siebie; prostak stawia żądania innym.
–
A gdy najpierw mierzysz w swoje własne winy, nie zaś w błędy innych, czyż nie jest
to właśnie zwalczaniem zła?
–
Tsy-Kung lubił oceniać innych ludzi. Mistrz powiedział: „Tsy-kungu, czy uważasz
to za godne mędrca? Doprawdy, nie znajduję na to dość wolnego czasu”...
–
Nie boleję nad tym, iż ludzie mych zalet nie poznali. Ubolewam tylko, że nie dość
wiele ich posiadam.
–
Gdy ktoś bez umiaru szafuje przyrzeczeniami, spełnienie ich przysporzy mu wiele
kłopotów.
–
Trudno mieć do czynienia z kobietami i nikczemnikami. Jeśli do nich się zbliżysz,
przestają cię słuchać. Jeśli zaś od nich się oddalasz, nieuchronnie zaczynają cię
nienawidzić.”
Konfucjusz twierdził, że dziewczynki są dla
swych rodziców „wodą rozlaną”, gdyż po wyjściu za mąż odchodzą do domu małżonka.
Przykazanie czci dzieci w stosunku do rodziców
jest w kulturze konfucjańskiej przestrzegane rygorystycznie. Nauczyciel bowiem mówił:
„Pełnieniu synowskiego obowiązku w stosunku
do rodziców nie przeczy, że może on im coś proponować. Ale gdy zobaczy, że oni jego
propozycji nie akceptują, staje przed nimi znów pełen szacunku, i stara się dla
nich, na nic się nie skarżąc”. W jednej z przypowiastek starochińskich jest
mowa o 60-letnim mężczyźnie Lao Laj-cy, który ubierał się i nosił jak dziecko, gaworzył
jak noworodek, aby zapobiec temu, że starzy jego rodzice będą przerażeni, gdy dostrzegą,
iż ich syn również nie jest już młody, oni zaś sędziwi i bliscy kresu swego życia.
– „Nie
można nie pamiętać o wieku swych rodziców. Radować się bowiem należy z długiego
ich żywota, a lękać się nieustannie, że ich kres się zbliża.
–
Szlachetny nigdy nie zaniedbuje swoich krewnych.
–
Czyż nie daje to radości, gdy człowiek się uczy i czas swój ćwiczeniem w nauce wypełnia?
–
Człowiek rozumny winien miłować wszystkich, lecz bliskie stosunki utrzymywać tylko
z tymi, którzy posiedli cnotę.
–
Przyjaciela powinno się miłować dozgonnie.
–
Przyjaźń z prawymi, przyjaźń ze szczerymi, przyjaźń z tymi, którzy wiele widzieli
– przynosi pożytek. Przyjaźń z obłudnymi, przyjaźń z fałszywymi, przyjaźń z pochlebcami
– przynosi jedynie szkodę.
–
Utrzymujcie kontakty z tymi, którzy są tego godni; trzymajcie się z dala od tych,
którzy godni nie są.
–
Kto będąc szlachetnym powagi nie zachowa, ten nie będzie szanowany; ten uczyć się
będzie, lecz nie będzie wytrwały. Niechaj więc każdy wierność i szczerość na pierwszym
miejscu stawia. Niechaj nie ma przyjaciół od siebie gorszych. I niechaj błąd popełniwszy
nie cofnie się przed naprawieniem go.
–
Nie smucę się, iż się na mnie ludzie nie poznali. Boleję jeno nad tym, iż sam ludzi
poznać nie zdołałem.
–
Jeśli jednostka jest w porządku, to i rodzina jest w porządku; jeśli rodzina jest
w porządku, to i państwo jest w porządku; jeśli państwo jest w porządku, to i cały
świat jest w porządku.”
Życie społeczne opiera się na systemie zależności,
zwanych w starożytnych Chinach „wielkimi zasadami współżycia ludzi”. Są to: zależność
poddanego od władcy; zależność syna od ojca; zależność żony od męża; zależność młodszego
rodzeństwa od starszego i zależność przyjaciół od siebie nawzajem. W społeczeństwie
„harmonijnym” każdy obywatel spokojnie i sumiennie robi to, co umie i potrafi, a
nie – jak w demokracji – każdy sądzi i decyduje o sprawach, w których nie ma najmniejszego
rozeznania. „Kto w dzieciństwie sprzeciwia
się rodzicom, ten w wieku dojrzałym sprzeciwia się zwierzchnikom i wywołuje zamęt
w państwie”. O jednym jednak ze swych rozmówców Konfucjusz powiedział, iż „nie sprzeciwia się on niczemu, jakby był głupcem”.
O jeszcze innym nieco inaczej: „Jen Juan
nie jest uczniem, który pobudza do rozpraw, z każdym bowiem moim słowem skwapliwie
się zgadza”. Z tych słów wynika, że krytycyzm był uważany przez tego mędrca
za cechę dającą świadectwo rozumowi. Wiedzący
zawsze stoi nad prostakiem i ma naturalne prawo do rozkazywania mu, co zresztą przekłada
się na harmonię socjalną. Gdy prostak jest stawiany ponad wiedzącym, państwo się
demoralizuje, dezorganizuje i rozkłada.
Aktywność człowieka stanowi część życia wszechświata
i jest współodpowiedzialna za harmonię w całym kosmosie. Tak jak fale się rozchodzą,
gdy się rzuci kamień do wody, tak też czynności każdej jednostki ludzkiej zataczają
coraz to szersze kręgi, powodując wibracje i obrót swoistych energii. I kiedyś nadchodzi
nieuchronnie chwila, gdy to, cośmy uczynili, wraca do nas. Żadna myśl i żaden czyn
nie ginie bez śladu, lecz wszystkie na zawsze pozostają częścią wiecznego procesu
kosmicznego. Jeśli echa naszych czynów nie zdążą za naszego życia wrócić do nas,
wrócą jednak do naszych dzieci, wnuków lub prawnuków, powodując w ich życiu te czy
inne perturbacje.
– „Człowiek
rodzi się do pracy.
–
Błędy człowieka szlachetnego są jak zaćmienie słońca lub księżyca; wszyscy je widzą.
–
Człowiek szlachetny stara się, by inni byli dobrzy; prostak czyni odwrotnie.
–
Czy nauczyć cię prawdziwej wiedzy? Otóż jeśli coś wiesz, przyznaj, że wiesz. Gdy
zaś czegoś nie wiesz, przyznaj, że nie wiesz. Oto prawdziwa wiedza.
–
Uczyć się, lecz nie myśleć, to rzecz bezużyteczna; ale myśleć, i nie uczyć się,
to rzecz niebezpieczna.
–
Nie widziałem jeszcze takiego, kto by umiejąc dostrzec swoje błędy sam się przed
sobą nie obwiniał.
–
Gniewu swego na innych nie rozciągaj, ani dwakroć tego samego błędu nie popełniaj.
–
Dawniej ludzie uczyli się dla samych siebie, dziś robią to na pokaz.
–
Najwyżej cenię tych, którzy od samego urodzenia wiedzę posiadają. Niżej stawiam
tych, którzy wiedzę przez naukę zdobyli. Po nich idą ci, którzy z trudem ucząc się,
w końcu wiedzę zdobywają. Najniżej zaś stawiam tych, którzy, mimo wysiłków, wiedzy
zdobyć nie są w stanie.
–
Człowiekowi szlachetnemu chodzi o wartości duchowe, podczas gdy prostak zabiega
o wartości materialne.
–
Jedynie największy mędrzec i największy głupiec nigdy się nie zmieniają.
–
Ogłada jest równie ważna jak przymioty wewnętrzne, przymioty wewnętrzne zaś są równie
ważne jak ogłada. Jeśli bowiem pozbawić włosów skórę tygrysa czy lamparta, nie będzie
się różniła od skóry psiej albo baraniej.
–
Kto rozszerza swą wiedzę przez znajomość pism, a z obyczajności więzy sobie czyni,
ten tylko nie zboczy z właściwej drogi.
–
Mąż uczony, który się zadowala życiem jeno w zaciszu domowym, nie jest wart tego
miana.
–
Kto dzień w dzień uświadamia sobie, czego jeszcze nie osiągnął, a w ciągu miesiąca
nie zapomina tego, czego się nauczył, o tym rzec można, iż naukę umiłował.
–
Nie nauczaj tego, komu brak zdolności.
–
Nie pomagaj wypowiedzieć się temu, kto się sam wysłowić nie stara.
–
Gdy komuś jeden kąt ukażę, a on sam trzech pozostałych nie odgadnie, wówczas więcej
takiego człowieka nie uczę.
–
Ucz się tak, jakbyś jeszcze niczego nie osiągnął; a prócz tego lękaj się, byś nie
stracił tego, co już osiągnąłeś.
–
Mąż uczony winien być silny i wytrwały. Obowiązki jego są bowiem ciężkie, a droga
przed nim daleka.
–
Są powody, aby z szacunkiem spoglądać na młodych. Któż wie, jak dalece mogą nas
przewyższyć? Gdy kto jednak doszedł lat pięćdziesięciu i nie zasłynął, ten nie jest
już szacunku godzien.
–
Bądź uczonym szlachetnym, a nie uczonym prostakiem.
–
Nie ma innej różnicy między ludźmi, jak tylko w naukach, które przyswoili.
–
Popełnić błąd i nie naprawić go, oto co można nazwać prawdziwym błędem.
–
Kto tylko cnotę poznał, ten nie dorównuje temu, kto ją umiłował. Kto zaś ją tylko
umiłował, ten nie dorównuje temu, kto w niej radość znalazł.
–
Nie można rozmawiać o sprawach wyższych z człowiekiem poniżej poziomu średniego.
–
Człowiek mądry i cnotliwy trwa w spokoju i jest zadowolony.
–
Cnota trwająca w umiarze jest cnotą najwyższą.
–
Gdy wszyscy kogoś nienawidzą, należy to zbadać; gdy zaś wszyscy kogoś miłują, to
również trzeba zbadać.
–
Szlachetny nie musi się znać na sprawach drobnych, lecz można mu wielkie zadania
powierzać; prostakowi spraw wielkiej wagi powierzać nie wolno, lecz winien on się
znać na sprawach drobnych.
–
Szlachetny winien być wierny zasadom, lecz wystrzegać się zaślepienia.
–
Zręczne słowa mogą zachwiać cnotą. Drobna niecierpliwość może zniweczyć wielkie
zamierzenie.
–
Szlachetny boleje nad tym, iż sam czegoś dokonać nie umie. Nie martwi się zaś tym,
że go ludzie nie doceniają.
–
Szlachetny winien tym się martwić, że życie jego dobiega kresu, a nie zyskał jeszcze
należytego rozgłosu.
–
Szlachetny jest opanowany i obce mu są swary; nie unika on ludzi, lecz z żadną grupą
się nie łączy.
–
Słowa powinny jasno myśli wyrażać.
–
Na nic, co nieobyczajne, nie spoglądaj; niczego, co nieobyczajne, nie słuchaj; o
niczym, co nieobyczajne, nie mów; niczego, co nieobyczajne, nie czyń.
–
Szlachetny wolny jest od przygnębienia i od lęku. Jeśli człowiek w swoim sercu strzeże
się nieprawości, czym miałby się dręczyć, czego obawiać?
–
Nie czyń innym, czego sobie nie pragniesz. Wówczas ani w rodzinie, ani w całym kraju
nikt ci nie będzie niechętny.
–
Pomnażać cnotę – to najwyżej cenić wierność i szczerość oraz dążyć zawsze do sprawiedliwości.
–
Trzeba wpierw chcieć zrozumieć samego siebie, a następnie zrozumieć innych ludzi.
Taka jest droga do cnoty i rozumu.
–
Martwi mnie tylko, żem cnoty nie dość kultywował; żem starożytnych naśladując nie
umiał do końca mej nauki wyjaśnić; żem nie zdołał postępować zawsze wedle tego,
co wiem, iż jest prawe; żem nie potrafił naprawić tego, co jest we mnie niedobre.
–
Przekazuję jeno nauki starożytnych, lecz sam niczego nie tworzę.
–
Szlachetny odznacza się godnością, lecz nie dumą; prostak bywa dumny, choć brak
mu godności.
–
Pokonaj w sobie chęć wywyższania się, chełpliwość, gniew i chciwość.
–
Czy naprawdę wierny może nie upominać tego, komu wierność winien?
–
Trudno nie skarżyć się w nieszczęściu.
–
Za doskonałego można uważać człowieka, który widząc korzyść – pamięta o prawości;
widząc bliźnich w niebezpieczeństwie – naraża własne życie; i który nigdy, nawet
po wielu latach, nie zapomina o danym przyrzeczeniu.
–
Szlachetny nie wejdzie do domostwa człowieka, który z własnej woli zły czyn popełnił.
–
Są trzy rzeczy, których człowiek szlachetny powinien się wystrzegać: 1. W wieku
młodym, kiedy krew wre, a duchy żywotne są w największym natężeniu, niechaj się
wystrzega lekkomyślności; 2. W wieku średnim, gdy krew i duchy żywotne osiągają
największą moc, niechaj się wystrzega rozwiązłości; 3. W wieku podeszłym, gdy krew
stygnie, a duchy żywotne słabną, niechaj się chciwości wystrzega.
–
Nie martwcie się tym, że nie piastujecie stanowisk; dbajcie o to, by być stanowisk
godnymi. Nie martwcie się, że nikt was nie zna; dbajcie o to, byście byli godni
tego, by was znano.
–
Szlachetny stara się być w swych słowach powolny, a szybki w czynach.
–
Cnota nie pozostaje samotna; z pewnością mieć będzie naśladowców.
–
Istnieje pięć cnót składających się na humanitaryzm: powaga, szczodrość, szczerość,
gorliwość, łagodność. Kto bowiem poważny, tego wszyscy poważają; kto szczodry, ten
wszystkich sobie pozyska; kto szczery, temu ludzie ufają; kto gorliwy, ten zasługi
zdobędzie; kto łagodny, ten ludźmi powodować może.
–
Przyglądanie się cudzym błędom wiedzie ku poznaniu cnoty.
–
Kto rankiem cnotę pojął, ten o zmierzchu w spokoju umrzeć może.
–
Czy daleko jest od nas cnota? – Wystarczy, bym jej tylko pragnął, a już zjawia się
we mnie.
–
Nie poddawaj się pokusie wina; dbaj o to, aby zachować w tej dziedzinie rozsądek
i miarę.
–
Choćbym miał lichym żywić się jadłem, pić tylko wodę i zgięte ramię mieć w nocy
za poduszkę, to i tak w tym stanie radość znajdę. Nieprawym zaś sposobem zdobyte
bogactwa i zaszczyty wydają mi się jak płynące po niebie chmury.
–
Kto panu służąc często go upomina, w niełaskę popada; kto z przyjacielem przestając
często go napomina, przyjaźń traci.
–
Kto ludzi stara się usidlić zręcznymi słowami, często bywa znienawidzony.
–
Wyszukane słowa, przesadny wygląd i okazywanie nadmiernego szacunku – oto czego
wstydzi się mędrzec.
–
Hańbą jest kogoś nienawidzić, lecz udawać przyjaźń.
–
Kto wciąż szuka własnej wygody i korzyści, wpada w tarapaty.
–
Nawet gdy kogoś długo znasz, odnoś się do niego z szacunkiem.
–
Prawdziwa wiedza polega na tym, abyśmy wiedzieli, żeśmy wiemy to, co wiemy, i
nie wiemy tego, czego nie wiemy.”
Jak zaznaczyliśmy powyżej, stosunki międzyludzkie
są najważniejszym tematem filozofii Konfucjusza: szacunek młodszego do starszego,
poddanego do władcy, syna do ojca, żony do męża, kobiety do mężczyzny – to, według
niego, szkieletowa konstrukcja społeczeństwa. „Cnota panującego jest cnotą wiatru, cnota poddanego jest cnotą trawy. Gdy
pierwszy dmucha, drugi musi się pochylić”. Jeśli któregoś z tych rodzajów szacunku
zabraknie, zostanie zachwiana hierarchia, czyli ład i porządek socjalny, a do stosunków
między ludźmi zakradną się dowolność, zamęt, nieład i chaos. Jeśli bowiem młodzi
nie szanują starszych, to młodzi nie otrzymują należnych nauk, a starzy nie są zabezpieczeni
w podeszłym wieku. Jeśli syn nie szanuje ojca, to wnuk wyrasta na gbura i durnia,
ponieważ jego ojciec niczego się nie nauczył od starszego pokolenia i nie mógł niczego
dobrego przekazać swemu synowi. Jeśli poddani nie szanują władzy, to władzę w państwie
przejmują bandyci i złodzieje. Jeśli żona nie szanuje męża, cudzołożnicy powodują,
że niszczona jest rodzina, a dzieci czują się sierotami przy żyjących rodzicach.
–
„Gdy ład w kraju panuje, wówczas lud prosty o losach kraju nie rozprawia.
–
Mędrzec w obliczu grożącego niebezpieczeństwa, gotów jest życie poświęcić. Gdy zysk
widzi, najpierw zwraca się myślami ku prawości.
–
Szlachetny podlega trzem przemianom: Widziany z daleka, wydaje się surowy; gdy się
do niego zbliżymy, wydaje się łagodny; gdy zaś usłyszymy jego głos, wydaje się stanowczy.
–
Trzy są rzeczy, które w mężu szlachetnym budzą trwogę: Odczuwa lęk wobec woli Niebios,
cześć wobec wielkich ludzi i bojaźń wobec słów mędrców. Prostak nie zdoła pojąć
woli Niebios, nie czuje więc przed nią lęku; nie okazuje też należnego szacunku
ludziom wielkim i drwi ze słów mędrców.
–
Mąż szlachetny zachowuje należyty dystans nawet w stosunku do własnego syna.”
* * *
Konfucjusz był bliski zdania, że sens życia
polega na poszukiwaniu sensu życia. Mówił: „Jeśli
nie wiesz, jak służyć ludziom, po co zajmujesz się służeniem Bogu? Jeśli nie wiesz,
jak żyć, po co rozmyślasz o śmierci? Bóg powinien być czczony, ale z zachowaniem
należnego dystansu. Sens świata nie leży poza człowiekiem; kto próbuje budować sens
świata poza człowiekiem, nie może sprawić, by był to sens prawdziwy. Nie jestem
kimś, kto doznał niezwykłego olśnienia. Jestem tylko człowiekiem, który dużo studiował
i długo starał się uczyć innych”. Gdy go ktoś zapytał, czy należy odpłacać dobrem
za nienawiść, rzekł: „Czymże wtedy odpłacić
za dobro? Raczej prawością odpowiadać na nienawiść, a dobrem odpłacać za dobro”.
(...)
–
„Człowiek szlachetny umie biedę znosić; prostak daje upust narzekaniom.
–
Ani mąż wytrwały, ani ten, kto do ludzi właściwy ma stosunek, nie zabiega o zachowanie
życia kosztem uchybienia zasadom humanitaryzmu.
–
Niestety, nie napotkałem dotychczas takiego, kto by tak umiłował cnotę, jak się
uciechy miłuje.
–
Kto wiele wymaga od siebie, a mało od innych, ten się uchroni przed gniewem ludzi.
–
Gdy człowiek czuje, że śmierć się zbliża, jego słowa stają się dobre.
–
Kto posiadł mądrość, tego niepewność nie nęka.
–
Człowiek szlachetny nienawidzi tych, którzy zamiast swe pragnienia wyjawić, zmyślają
powody dla ich usprawiedliwienia.
–
Szlachetny na dziewięć rzeczy zwraca szczególną uwagę:
Patrząc,
stara się widzieć jasno.
Słuchając,
stara się dokładnie słyszeć.
Stara
się zachować łagodny wyraz twarzy.
W
postawie wyraża szacunek.
W
słowach jest lojalny.
W
czynach jest rozważny.
Gdy
ma wątpliwości, pyta innych.
W
gniewie pamięta o jego skutkach.
Gdy
zysk dostrzeże, pamięta o prawości.
Życie
pędzi w ukryciu, by cel swój [doskonałość] osiągnąć.
–
Nie wiemy, czy jest Bóg, czy Go nie ma – złóżmy więc Mu ofiarę.”
* * *
Ci, którzy są potężni, powinni być sprawiedliwi,
życzliwi, wielkoduszni i nie dbający o własną kieszeń. W takim jedynie razie mają
szansę na zachowanie na dłużej swej pozycji. Jeśli w państwie dominuje rozum i sprawiedliwość,
hańbą w nim są bieda i niedola; jeśli w państwie dominuje nieprawość i przekupstwo,
hańbą jest mieć w nim zaszczyty, stanowiska i majątek. Dobry obywatel myśli o obowiązku,
zły – o własnej kieszeni. Jeden z chińskich mędrców pisał, iż „trudno jest kierować ludem, który posiada znaczną
wiedzę”. [Nawiasem mówiąc, także rzymski mąż stanu Warron zanotował swego czasu:
„Lud nie musi wiedzieć wiele z tego, co jest
prawdą, i musi wierzyć w wiele takiego, co jest fałszem”. I to dla własnego
dobra]. Niekoniecznie musi to być prawdą. Lepiej rządzić narodem rozumnym i przewidywalnym,
niż ciemnym, głupim i bez ładu w głowie, od którego niewiadomo, czego można się
w każdej chwili spodziewać, a który swoje intelektualne schaotyzowanie nazywa „umiłowaniem
wolności”. Konfucjusz zostawił szereg trafnych spostrzeżeń na temat sztuki i psychologii
rządzenia państwem.
–
„Władca powinien obyczajnością dawać przykład poddanym, a poddani powinni wiernie
mu służyć.
–
Co czynić, by lud był uległy? – Gdy się na urzędy wynosi prawych, a oddala od nich
wszystkich nieprawych, wówczas lud staje się uległy. Gdy się zaś wynosi na urzędy
nieprawych, a oddala od nich prawych, wówczas lud uległy nie będzie.
–
Gdy szlachetny państwem kieruje, niczego z uporem się nie trzyma, ani niczego z
góry nie odrzuca; i zawsze stoi po stronie tego, co prawe.
–
Mówić to, co prawe, lecz tego nie czynić, to brak odwagi.
–
Każdy występek człowieka zależy od jego środowiska.
–
Kto cnotą rządy sprawuje, jest jako gwiazda polarna, co sama w miejscu pozostaje,
a wszystkie gwiazdy wokół niej krążą.
–
Niechaj myśli władcy stronią od zła.
–
Szlachetny każdą rzecz z różnych stron widzi i nie ma uprzedzeń; prostak rzecz z
jednej strony widzi i uprzedzeniem się kieruje.
–
Kto pragnie szybko działać, nie osiąga celu; kto zważa na drobne korzyści, nie osiąga
rzeczy wielkich.
–
Szlachetny kocha zgodę, lecz nie jest bezkrytyczny; prostak jest bezkrytyczny, lecz
bynajmniej nie jest zgodliwy.
–
Lud od zła stroni; ale nie wie, co to jest wstyd, gdy się nim rozkazami kieruje,
a karami zdusić go się stara. Wie jednak, co to jest wstyd, i prawym się staje,
gdy się nim cnotą kieruje, a obyczajnością pozyskać się stara.
–
Kto mądrością władzę zdobył, lecz humanitaryzmem utrzymać jej nie zdoła, ten choćby
już władzę posiadł, utracić ją musi. Kto mądrością zdobył władzę i humanitaryzmem
ją utrzymał, lecz jej z godnością nie sprawuje, tego lud szanować nie będzie. Kto
mądrością zdobył władzę, humanitaryzmem ją utrzymał i z godnością ją sprawuje, wzbudzając
szacunek u ludu, lecz kieruje ludem wbrew obyczajom, ten nie jest dobrym władcą.
–
Aby posiąść tzw. „pięć zalet”, władca powinien: 1. być szczodrym, lecz nie rozrzutnym;
2. potrafić zachęcić lud do pracy, nie wywołując jego gniewu; 3. być dostojnym,
lecz nie zarozumiałym; 4. potrafić budzić szacunek, lecz wystrzegać się okrucieństwa;
5. może mieć pragnienia, lecz nie powinien być chciwy.”
Konfucjusz wyszczególnia też cztery najgorsze
wady władców. Są to: 1. zabijanie ludzi zamiast ich nauczania (okrucieństwo); 2.
domaganie się owoców pracy bez uprzedzenia i poważnych powodów (ucisk); 3.
niedbałe wydawanie poleceń i wymaganie ich ścisłego i terminowego wykonania (tyrania);
4. sknerstwo w wynagradzaniu ludzi za ich korzystne dla państwa czyny.
–
„Szlachetny zdobywa wpierw zaufanie ludu, a dopiero potem obarcza go pracą. Dopóki
nie zdobędzie zaufania, lud będzie uważał, iż jest gnębiony. Szlachetny wpierw zdobywa
zaufanie ludu, a dopiero potem udziela mu napomnień. Dopóki zaufania nie zdobędzie,
lud uważa, że jest prześladowany.
–
Czyż godzi się służyć księciu razem z nędznikami? – Zanim dostaną się na służbę
do księcia, jedyną ich troską jest to, aby się tam dostać. Gdy tylko osiągną swój
cel, jedyną ich troską jest to, by otrzymanego stanowiska nie utracić. A skoro troska
przed utratą stanowiska tak ich zaprząta, nie ma nic, przed czym by się cofnęli,
dążąc do jego utrzymania.
–
Czy istnieją słowa, które mogą przynieść zgubę krajowi? – Nie można oczekiwać, by
same słowa miały taką wagę. Istnieją jednak słowa o zbliżonej mocy. Mawiają bowiem
ludzie: Nie to mnie cieszy, że jestem władcą, lecz to, że moim słowom nikt sprzeciwić
się nie śmie. – Nic w tym złego, gdy nikt się nie sprzeciwi słusznym słowom władcy,
ale gdy słowa władcy nie są słuszne, a nikt się im nie przeciwstawi, to czyż owo
powiedzenie nie jest bliskie takiemu, co zgubę na kraj ściąga?
–
W celu utrwalania władzy należy czynić trzy rzeczy: zapewnić dostatek żywności i
wojska oraz pozyskać zaufanie ludu... Trzeba też, by władca postępował jak władca,
minister – jak przystoi ministrowi, ojciec – jak ojcu należy, a syn – po synowsku...
Jeśli władca nie postępuje bowiem, jak się godzi władcy, minister – jak przystoi
ministrowi, ojciec – jak ojcu należy, a syn – po synowsku, to choćbyś miał przed
sobą miskę ryżu, nie wiesz, czy zdołasz ją spożyć w spokoju.
–
Kiedy lud jest zasobny, czyż może czego zabraknąć władcy? Gdy jednak ludowi zabraknie
chleba, jakże mógłby władca żyć dostatnio?”
Jedno z księstw trapiły bandy rozbójników.
Gdy jego władca zwrócił się o radę do Konfucjusza, mędrzec miał rzec: „Gdybyś ty sam, Panie, nie był chciwy, nie byłoby
rozbójników, choćby nawet za rozbój dawano nagrody”... Konfucjusz wprowadził
trzy rodzaje obowiązku: najwyższy – w stosunku do rodziny; drugi, nieco niższy,
– w stosunku do społeczności, oraz trzeci, jeszcze niższy – w stosunku do państwa.
– „Są
trzy rodzaje uchybień, których należy unikać w czasie rozmowy z władcą szlachetnym:
zabierać głos, zanim zostało się o to poproszonym (to błąd niecierpliwości); milczeć,
gdy się zostało do zabrania głosu wezwanym (to błąd skrytości); mówić, nie spojrzawszy
uprzednio na wyraz twarzy swego rozmówcy (to błąd mówienia na oślep).
–
Szlachetny wstrzymuje się od mówienia o sprawach, których nie rozumie.
–
Jeśli odważny jest człowiek szlachetny, lecz brak mu prawości, zostaje buntownikiem;
jeśli prostak jest odważny, lecz brak mu prawości, staje się złoczyńcą.
–
Są rzeczy, które winny szlachetnego napawać nienawiścią. Powinien on nienawidzić
rozgłaszania błędów innych ludzi. Powinien nienawidzić ludzi niskiego stanu zniesławiających
swoich zwierzchników. Powinien nienawidzić odważnych, którzy nie znają obyczajności.
Powinien nienawidzić śmiałych, którzy nie przestrzegają zasad moralności.” Jeden zaś z uczniów Konfucjusza, o imieniu
Tsy-kung miał rzec: „Nienawidzę tych, którzy
są wścibscy, i uważają, że na tym polega mądrość. Nienawidzę nieustępliwych, którzy
uważają, że na tym polega odwaga. Nienawidzę i tych, którzy ujawniają cudze tajemnice
i uważają, że na tym polega prawość”...
Konfucjusz zaś mówił:
– „Nawet
władcy nie wolno przekraczać bariery, gdy chodzi o wielkie nakazy moralne;. tylko
w mniejszych można „wchodzić i wychodzić”...
–
Trzy są rodzaje przyjemności pożytecznej i trzy rodzaje przyjemności szkodliwej.
Do pierwszych należą: przyjemność płynąca z właściwego przestrzegania obrzędów i
zasad muzyki; przyjemność rozmowy o cnotliwych czynach innych ludzi; przyjemność
posiadania wielu mądrych przyjaciół. Do grupy drugiej należą: przyjemność zaspokajania
próżności; przyjemność bezcelowych wędrówek; przyjemność rozwiązłych biesiad.
–
Kiedy władca miłuje obyczajność, lud daje mu się kierować z łatwością.
–
Komu nie powierzono stanowisk, nie powinien się troszczyć o to, jak je należy sprawować...
Ambicje człowieka szlachetnego nie powinny wykraczać poza jego pozycję... Szlachetny
jest powściągliwy w wydawaniu sądów.
–
Gdy ład panuje w kraju, można mówić śmiało i działać śmiało. Gdy w kraju nie ma
ładu, trzeba działać śmiało, lecz mówić ostrożnie.
–
Jak należy służyć władcy? – Najważniejsze, to w niczym go nie oszukiwać i umieć
mu się otwarcie w razie konieczności przeciwstawić.” Państwo, które nie pozwala obywatelom na
otwarte wyrażanie krytyki, zmusza ich do ukrytego spiskowania, a ponieważ i to uważa
(poniekąd słusznie) za przestępstwo, zmuszone jest ich surowo karcić. Wychodzi więc
na to, że wolność myśli i słowa leży zarówno w interesie władzy, jak i poddanych,
a jej brak wykopuje między nimi przepaść, do której wszyscy wpadają w razie wojny
domowej.
–
„Władca tak winien ludowi przewodzić, by ów pracując w pocie czoła nie odczuwał
trudu.
–
Gdy kary i grzywny nie są sprawiedliwe, lud nie ma dla siebie pewnego schronienia.
–
Gdy władca miłuje obyczajność, lud nigdy nie odmówi mu szacunku. Gdy miłuje sprawiedliwość,
lud mu nigdy nie odmówi posłuszeństwa. Kiedy zaś miłuje prawdomówność, lud go zawsze
będzie kochał.
–
Gdy władca zachowuje właściwą postawę, lud pełni swoje obowiązki bez jego rozkazu.
Kiedy jednak władca nie odznacza się należytą postawą, to – choćby rozkazywał –
lud nie będzie mu posłuszny.
–
Jeśli samego siebie potrafisz uczynić wzorowym, jakie możesz napotkać trudności
w sprawowaniu rządów? Jeśli jednak samego siebie wzorowym uczynić nie potrafisz,
jakże ci myśleć o naprawianiu innych?
–
O sprawach dokonanych nie należy mówić; nie należy też udzielać rad w tych sprawach,
które już zaszły zbyt daleko; ani wyrzutów czynić w tym, co już minęło.
–
Zwycięzca staje się cesarzem, zwyciężony staje się przestępcą.”
Władza musi być skrytna, tajemnicza, jednocześnie
wszechobecna i nieprzystępna, odgrodzona od zwykłych ludzi, a jej posunięcia nieprzewidywalne
jak wyroki losu – dopiero taka władza budzi szacunek, strach, zgrozę, pokorę i entuzjazm.
W Chinach przez tysiąclecia opracowano magiczny teatr sprawowania władzy; były tam
całe dzielnice a nawet miasta, do których żaden zwykły śmiertelnik wstępu nie miał;
były to tereny przeznaczone wyłącznie dla cesarza i jego dworu. Państwo chińskie
to najdłużej żyjące i najskuteczniej rządzone państwo w dziejach ludzkości, a jego
elita polityczna nie ma i nie będzie miała sobie równych pod względem posiadanej
wiedzy, kultury, wyrafinowania i konsekwencji.
W „Wielkiej
księdze Tao” [zwanej też „Księgą
Cnoty i Drogi”] Lao Tse (Lao-ce, Laocy), spisanej przez uczniów mędrca, czytamy
godne zastanowienia słowa o psychologii rządzenia: „Ten, kto władcy służy dobrą radą, radą zgodną z Tao, nie ucieka się do
przemocy. Przemoc często rodzi przemoc. Cierniste tylko krzaki wyrosną tam, gdzie
stały wojska. Po wielkiej wojnie, chude nastają lata. Kto mądry, osiąga swój cel
i na tym poprzestaje; nie śmie dalej rosnąć w siłę. Osiąga swój cel, ale się nim
nie pyszni; osiąga swój cel, ale nie idzie po trupach; osiąga swój cel, ale obca
mu duma. (...) Kto ma mocną pozycję, znaczy, że jest stary, a to kłóci się z Tao.
Kto się zaś kłóci z Tao, tego koniec bliski”.
Praworządność powinno się jednak utwierdzać
w państwie zdecydowanie. I to stosując różne metody. „Sprawcie, aby uczciwość popłacała bardziej niż kradzież, a nie będzie kradzieży”.
[Wystarczy – tak jak było w Chinach – za pierwszą kradzież uciąć prawą rękę,
za drugą – lewą, a kradzieże ustaną kompletnie; tak, jak w Chinach].
Starochińska zasada psychologicznego przygotowania
żołnierzy do walki polegała na doniesieniu do świadomości jednego zdania: „Pogardzać wszelkimi trudnościami i cierpieniami,
patrzeć na śmierć jako na powrót do stanu pierwotnego”.
Konfucjusz uważał, że jednym ze sposobów
właściwego przygotowania do pełnienia funkcji kierowniczych w państwie jest „doskonalenie cnoty przez słuchanie i uprawianie
muzyki”. Lecz muzyki wyłącznie narodowej, stanowiącej emanację ducha narodu,
jego własnej tradycji i stylu myślenia; słuchanie muzyki obcej lub dziwacznej wywiera
wpływ ogłupiający i niszczący duszę (jak obecnie amerykańska kakofonia
negrosemicka – dodajmy od siebie).
* * *
Mędrzec krytycznie oceniał swoje czasy, gdy
pisał: „Gwałtowność w dawnych czasach manifestowała
się w zuchwalstwie, obecnie zaś znajduje swój wyraz w bezgranicznym rozpasaniu.
Pycha w starożytności przejawiała się w nieprzystępności, obecnie zaś wyraża się
w gniewie i kłótliwości. W dawnych czasach głupota przejawiała się w prostactwie,
dziś znajduje ujście w krętactwie. Już wiele lat minęło, jak władcy utracili cnotę,
a lud popadł w bezprawie”. Zadziwiająco aktualne słowa.
W pewnej rozmowie, gdy był już w podeszłym
wieku, Konfucjusz tak mówił o sobie: „Jest
to człowiek, który z takim zapałem oddaje się uprawianiu cnót, że zapomina o jedzeniu;
który cnotę osiągnąwszy taką radość czuje, że o smutkach zapomina; i tak jest zajęty,
iż nie wie, że starość się zbliża”... W innym miejscu dodawał: „Gdy miałem lat piętnaście, skupiłem swe wysiłki
na nauce. Gdy osiągnąłem lat trzydzieści, ustaliły się moje zasady; w wieku zaś
lat czterdziestu nie znałem już wahań. W wieku lat pięćdziesięciu pojąłem wolę Niebios.
Gdy osiągnąłem wiek lat sześćdziesięciu, rozumiałem wszystko, co się kryło za tym,
co mi mówiono. Dopiero gdy dożyłem lat siedemdziesięciu, mogłem pójść za pragnieniem
mojego serca, nie przekraczając przy tym żadnej z reguł etycznych”.
* * *
Myśl konfucjańska stanowiła jeden z najwspanialszych
szczytów kultury chińskiej i powszechnej, ale jej losy były dramatyczne. W III wieku
p.n.e. cesarz Cyn Szy-huandi kazał spalić wszystkie dzieła należące do tradycji
konfucjańskiej, a ich autorów, o ile jeszcze żyli, wymordować. W tym bowiem czasie
jedną z nowych i najbardziej wpływowych szkół filozoficznych założyli w Państwie
Środka tak zwani legiści. Na ich czele stał Hań-fej (ok. 288-233 p.n.e.), arystokrata z pochodzenia, który głosił,
że człowiek z natury swej jest zły. Dlatego posłuszeństwo w państwie można zagwarantować
wyłącznie przez stosowanie bezwzględnego okrucieństwa w tępieniu najnieznaczniejszych
nawet przejawów opozycyjności. Legiści najzacieklej zwalczali przede wszystkim naukę
konfucjanizmu, zawierającą, jak wiadomo, łagodne wątki humanistyczne. Hań-fej miał
od urodzenia wadę wymowy, co spowodowało, że był wyśmiewany przez rówieśników, a
zatem stronił od nich i widocznie nabawił się dość głębokiego resentymentu przeciwko
ludziom jako takim. Jego podstawowe dzieła „Pięć
pasożytów” oraz „Narzekania samotnego”
odegrały ważną rolę w kształtowaniu się chińskiego sposobu myślenia o sprawach państwowych.
Oto kilka próbek jego stylu:
– „Tao”
zrodziło się razem z niebem i ziemią, lecz nie przeminie nawet wówczas, gdy niebo
i ziemia przeminą.
–
Jeśli komuś przydarzyło się nieszczęście, jego serce wypełniają lęk i bojaźń; a
gdy serce wypełniają lęk i bojaźń, postępowanie staje się słusznym, myśli – dojrzałymi
i rozumnymi. Gdy postępowanie staje się słuszne, nie powstają klęski i szkody, gdy
zaś nie ma klęsk i szkód, człowiek spokojnie żyje w pomyślności i długoleciu przeznaczone
mu lata żywota. Gdy osiąga się sukces w sprawach, prowadzi to do zamożności i znakomitości.
Pomyślność, zamożność, długie lata życia i znakomitość są zwane szczęściem. Lecz
korzeń szczęścia tkwi w nieszczęściu, i dlatego powiedziano: „O nieszczęście! Jesteś
oporą szczęścia!”
Jeśli
ktoś ma szczęście, przychodzą do niego bogactwo i znakomitość. Gdy przychodzą bogactwo
i znakomitość, jego szaty i potrawy stają się wyśmienite. Piękne szaty i wyborne
potrawy wywołują pychę. Gdy zjawia się pycha, nasze czyny stają się wadliwe, a w
postępowaniu zanika cnota („tao”). Gdy zaś czyny stają się wadliwe i grzeszne, człowiekowi
grozi przedwczesna śmierć, a gdy zaniedbuje się „tao”, nie ma skutecznych dokonań.
Gdy zaś człowiekowi z powodu jego samego grozi przedwczesna śmierć i nie może on
osiągnąć sławy skutecznymi działaniami, jest to wielkie nieszczęście, lecz jego
korzenie tkwią w szczęściu.
–
Natura człowieka jest samolubna, naznaczona zamiłowaniem do zysku i nienawiścią
do biedy.
–
Mądry władca ukrywa swe ślady, utajnia powody swych decyzji, chowa swą mądrość,
maskuje swe intencje i możliwości – tak, aby nikt nie mógł się zorientować i je
wykorzystać w swoim celu.
–
Władca powinien być otoczony aureolą tajemniczości.
–
Władca w żadnym razie nie może dzielić się swą władzą z kimkolwiek. Jeśli odstąpi
dostojnikom choćby cząstkę swej władzy, oni niebawem pozbawią go reszty.
–
Zawijaste i tajemnicze przemowy kapłanów na nic się ludowi nie nadają.
–
Wśród urzędników trzeba utrzymywać klimat podejrzliwości i wzajemnego braku zaufania,
celowo dzielić ich na zwalczające się frakcje, skrycie je wspierając – aby przez
to osłabić wpływ tej warstwy na władzę.
–
Rządząc narodem w niebezpiecznych czasach, nie wolno postępować łagodnie i wyrozumiale.
–
Żyjącym obecnie pokoleniem nie da się rządzić metodami zmarłych władców z przeszłości.
–
Gdy wre walka, nie wolno iść na ustępstwa.
–
W każdym państwie są ludzie-pasożyci. Jest ich pięć kategorii i jeśli władca ich
nie wykorzeni i nie zajmie się wychowaniem narodu w duchu przyzwoitości, państwo
legnie w gruzachi, a dynastia upadnie. Oto ci ludzie:
1.
Uczeni, którzy wychwalają postępowanie dawnych i obcych władców za ich domniemany
humanitaryzm; ćwiczą w demagogicznych przemowach, budząc w obywatelach wątpliwości
co do słuszności obowiązujących praw, a we władcach – rozdwojenie i zwątpienie.
2.
Gaduły, które pieprzą rozmaite bzdury, opierają się na obce siły, byle tylko pozałatwiać
swe własne prywatne interesy – i to kosztem ojczystego kraju.
3.
Ci, co to noszą miecze, gromadzą się w zbiegowiska, manifestują swe rzekome zalety,
aby zdobyć rozgłos i łamać przepisy prawa.
4.
Ci, którzy unikają płacenia podatków, gromadzą się skrycie po prywatnych domach,
używają swego majątku na łapówki i uchylają się od wszelkich powinności oraz od
służby wojskowej.
5.
Handlarze i rzemieślnicy, którzy podrabiają rozmaite wyroby i dobrą monetę, skupują
tanio i gromadzą nieprzebrane zapasy produktów rolnych, aby je następnie sprzedawać
po wygórowanej cenie w dogodnym momencie, w okresie zimy lub głodu.”
Hań-fej nie miał żadnych wątpliwości co do
tego, jak należy postępować z tego rodzaju „pięcioma pasożytami”.
Zdaniem legistycznej szkoły myślenia, władza
może bez skrupułów wydawać ustawy i rozporządzenia dotyczące regulacji życia obywateli
w każdym, najmniejszym nawet i najprywatniejszym szczególe. Nie musi też przebierać
w środkach, dążąc do realizacji swej polityki. Władza nie musi liczyć się z moralnością,
ani dotrzymywać obietnic złożonych wcześniej ludowi. Dobre jest to, i tylko to,
co służy utrzymaniu władzy w swym ręku, reszta to sentymentalne ględzenie, niegodne
mężczyzny. Władca ma prawo, a nawet obowiązek, stanowienia o wszystkim i utrzymywania
ładu i spokoju w państwie wszelkimi dostępnymi środkami, z których każdy jest chwalebny,
o ile prowadzi do celu i jest skuteczny. W kraju nie wolno dopuszczać do żadnej
wolności w czymkolwiek, w tym do żadnej samodzielności intelektualnej, do żadnego
wolnomyślicielstwa, które zawsze jest zarodkiem buntu i zamieszania. Ludność musi
ślepo podporządkowywać się prawu i stojącej za nim władzy.
Hań-fej mawiał, że „ludzie zajmujący się mądrością nie są przydatni do czegokolwiek, bo jeśli
się ich chce do czegoś wykorzystać, wnoszą zaraz zamieszanie do prawa”. W kraju
nie powinno być żadnych uczonych ksiąg, ani samych ludzi uczonych, badaczy czy artystów,
ponieważ „działalność reprezentantów nauki
i sztuki jest szkodliwa”.
Jeden z legistów Li Sy (280-208 p.n.e.) namawiał cesarza, aby ten kazał spalić wszystkie
księgi w państwie, prócz wróżebnych, a także aby zakazał rozprawiania o dawnych
czasach, o innych krajach (także wyjazdów do nich), o filozofii klasycznej. „Kto będzie powoływał się na dawne czasy, aby
przyganiać obecnym, zostanie skazany na śmierć wraz z całą swoją rodziną”. Kto
zaś chce się uczyć, niech bierze sobie za nauczyciela urzędnika, a najlepiej wojskowego,
w ten sposób nauczy się karności i właściwego postępowania. Nawroty takiego myślenia
następowały później też w innych krajach. Adolf Hitler np. pisał w swoim dziele
„Mein Kampf”: „Nie każdy nauczyciel może być feldfeblem, ale każdy feldfebel może być
nauczycielem”...
* * *
Kolejny nawrót przeciwkonfucjańskiej reakcji
antyintelektualnej nastąpił podczas tzw. „rewolucji kulturalnej” w Chinach komunistycznych
w okresie około 1960-1980, kiedy to dyktator Mao Tse-tung kazał hunwejbinom „bić Konfucjusza jak szczura przebiegającego
ulicę”. Ponownie palono na stosach księgi wielkiego mędrca i jego uczniów, a
ludność Chińskiej Republiki Ludowej pogrążona została w zamęcie moralnym i umysłowym,
w demoralizacji i barbarzyństwie. Ale przetrwała. Teng Siao-ping, następca Mao na
stanowisku przewodniczącego KPCh, nakazał zaprzestanie kampanii skierowanej przeciwko
najlepszym tradycjom narodu, ponownie zdecydowanie postawił kraj na szyny mądrości
konfucjańskiej, aby odzyskał godne miejsce w świecie.
Chodziło o sprawy zupełnie konkretne. Np.
we wczesnym okresie sprawowania władzy byli chińscy komuniści przeciwnikami regulacji
urodzin, a dyktator Mao w 1950 roku pisał: „Im
więcej dzieci, tym lepiej. Człowiek zawsze więcej wytwarza niż spożywa. Więcej ludzi
to więcej idei, więcej entuzjazmu i więcej energii... Tylko ten, kto nie lubi swego
narodu, może domagać się od niego zrzeczenia się własnych dzieci”... [Były to
słowa jak najbardziej zgodne z postawą Konfucjusza, który pisał: „Im więcej w rodzinie synów, tym więcej szczęścia”.]
Aborcję uważano wówczas w Chinach Ludowych za niegodziwość. Gdy jednak kraj się
przeludnił, gdy „zjadano” wszystko, co produkowano, i nie było środków na inwestycje,
na rozwój i modernizację kraju, nadeszła nie tylko stagnacja, ale i czas na zmianę
poglądów. Ustawodawczo narzucono krajowi przymusową regulację urodzin pod hasłem:
„Jedna rodzina – jedno dziecko”. Tradycyjnej
mądrości komuniści (50 mln członków partii) przeciwstawili własne „sześć zasad”:
1. Zauważać, akceptować i rozumieć zalety
innych ludzi.
2. Szczerze i otwarcie radzić się innych
ludzi; nikogo nie potępiać za potknięcia.
3. Pomagać innym, jeśli zetknęli się oni
z trudnościami, i znajdować w tym radość.
4. Szczerze sprzyjać tym, którzy wskazują
na niedociągnięcia, i prowadzić z nimi wymianę zdań.
5. Tych, którzy nie chcą się poprawić, poddawać
ostrej krytyce; nie powinno się ukrywać czyichkolwiek błędów ze względu na osobę
czy urząd.
6. Umacniać dążenie do brania na siebie odpowiedzialności
za jedność partii i narodu, kierując się ideą wspólnego dobra i wspólnego interesu.
A jednak od początku XXI wieku konfucjanizm
przeżywa w Chinach, Wietnamie, Korei swój wielki renesans. Tak jak Niemcy zakładają
w wielu krajach filie Instytutu Goethego, tak Chińczycy tworzą na całym świecie
filie of Konfuzius Institute, a jego księgi dydaktyczne są wydawane w wielomilionowych
nakładach w wielu językach.
* * *
Potężnym nurtem myśli chińskiej był i pozostaje
taoizm, którego jednym z największych reprezentantów był wspomniany już powyżej
filozof Lao-cy (Lao-Tse, Lao-ce), żyjący
na przełomie VI i V wieku przed nową erą. Temu mędrcowi przypisuje się tradycyjnie
autorstwo 81 aforyzmów składających się na ułożoną przez jego słuchaczy księgę „Tao Te King”.
„Tao” („dao” – dosłownie: „droga”) to symbol
„ścieżki pośredniej”, biegnącej między przeciwieństwami, jak rzeka między brzegami.
Lao-cy porównuje „tao” z wodą: „Błogosławieństwo
wody ukazuje się w tym, że wszystkim czyni dobrze, a przy tym bez oporu szuka zawsze
najniższego miejsca, którego unikają ludzie”. „Tao” bywa interpretowane jako
droga, metoda, zasada, siła natury lub życia, jako przyczyna wszystkich zjawisk,
prawo, dobro, moralny ład świata i wreszcie jako Bóg, gdyż stanowi niepojętą istotę
wszystkiego, bezimienną prazasadę determinującą i określającą bieg istnienia. „Tao”
rozpada się na zasadniczą parę przeciwieństw: „jang” i „in”. „Jang” to ciepło, światło,
męskość. „In” to zimno, ciemność, kobiecość. „Jang” jest Niebem, „in” – ziemią.
„Tao” może być tłumaczone także jako „energia”
lub „cnota”, czyli że jest to „droga”, którą energia cnoty prowadzi człowieka. W
gruncie rzeczy „tao” stanowi szyfr na oznaczenie wszystko ogarniającej, lecz trudnej
do ogarnięcia i werbalnego ujęcia siły kosmicznej. Aby się z nią połączyć, człowiek
nie może uczynić nic lepszego, jak tylko poddać się jej bez najmniejszego sprzeciwu.
Wszystko odbywa się na mocy Wyższej Woli; wszystko, co się dzieje, jest nieuchronne,
konieczne, nieuniknione i jedynie możliwe. Powinno się po prostu pozwolić się unieść
i nieść przez ten potok zdarzeń, które następują pomimo i ponad naszą wolą, chęcią,
planami, staraniami i marzeniami.
Tylko wówczas, gdy człowiek jest wolny całkowicie
od osobistych uczuć, żądz, dążeń, zaczyna tak naprawdę żyć zgodnie z rytmem wszechświata
i natury, wstępuje na jedynie słuszną drogę czyli „tao”. Spokój, ukojenie, panowanie
nad sobą, pokora, rezygnacja, obojętność względem wartości materialnych i stosunków
socjalnych, dystans do tego, co się dzieje wokół nas – to są cechy osoby, która
wkroczyła na właściwą i słuszną drogę życia. Wszystko, co się naturalnie dzieje,
jest słuszne i właściwe dlatego, że się właśnie dzieje, – także wówczas, gdy powoduje
nasze cierpienia, jak np. w przypadku śmierci ukochanej osoby. Chodzi jednak nie
o to, że się jest niewrażliwym na ból i ciężar istnienia, lecz o to, że się wszystko
(także największe cierpienie) rozumie, odbiera i uznaje jako część wielkiej całości,
która istnieje, żyje i zmienia się według odwiecznych postanowień Wyższej Konieczności
zwanej Losem czyli „Tao”.
U Lao-cy, jak powiada Carl Gustaw Jung w
dziele „Typy psychologiczne”, „Tao” to „właściwa
droga”, prawidłowe rządzenie”, droga pośrednia między przeciwieństwami, wolna od
nich, a jednak łącząca je w sobie. Sens życia polega na tym, by pójść tą pośrednią
drogą i nigdy z niej nie zboczyć. U Lao-cy’ego całkowicie brak momentu ekstazy;
jego miejsce zajmuje pełna wyższości filozoficzna jasność, nie przesłonięta żadną
mistyczną mgłą intelektualna i intuicyjna mądrość, która przedstawia najwyższy z
dających się osiągnąć stopni duchowego spokoju, i dlatego też – obca wszelkiemu
chaosowi – przebywa wśród gwiazd, z dala od nieładu tego świata. Poskramia ona wszelką
dzikość, nie opanowuje jej wszakże przez oczyszczenie i nie podnosi wzwyż przez
przekształcenie”. O ile konfucjanizm głosił aktywność, o tyle taoizm – raczej
bierność jako świadome poddanie się nieubłaganemu Losowi. Lao-cy powiada tedy: „Życie człowieka między niebem a ziemią jest
jak biały koń, którego widzimy przez szpaltę drzwi: momentalnie przemyka i już go
nie ma”...
„Tao”
jest też drogą wyodrębniania się świata uładzonego z pierwotnego chaosu. „Oto rzecz w chaosie powstająca, która zrodziła
się przed niebem i ziemią. Od wszystkiego niezależna, niezmienna, zawsze aktywna...
Nie znamy jej prawdziwej nazwy, zwiemy ją „tao”... Jest to zasada absolutna,
kosmiczna, działająca także w życiu moralnym rodzaju ludzkiego. Chodzi o to, by
tej zasadzie się poddać i niejako na jej fali płynąć, nie narzucając ani sobie,
ani innym ludziom żadnych norm, nakazów i zakazów. „Niech państwo będzie małe, a jego lud nieliczny. Choćby były w nim dziesiątki
i setki narzędzi – niech pozostaną bez użytku. Niech lud boi się śmierci i unika
dalekich podróży... Choćby mieli zbroję i broń – niech ich nie wystawiają do boju.
Niech sąsiednie państwa spoglądają ku sobie nawzajem, niech wzajemnie słuchają piania
swych kogutów i szczekania psów. Lecz niech ich mieszkańcy dożyją starości i śmierci
nie ruszając się z miejsca... (...) Trzeba wypędzić mądrość, odrzucić wiedzę, a
ludzie będą szczęśliwsi; trzeba wygnać humanitaryzm i moralizatorstwo, a ludzie
będą obowiązkowi i litościwi”... Najlepsza jest „pustka serca”: brak ambicji,
celów, ekspansywnych dążeń, zawiści, pragnień, chęci. „Kto staje na palcach, ten nie postoi długo. Kto idzie dużymi krokami, ten
nie będzie szedł długo. Kto wystawia siebie na pokaz, nie osiągnie swego celu. Kto
siebie chwali, nie zdobędzie sławy. Kto wywyższa sam siebie, niczego nie osiągnie.
Kto napada na innych, nie zazna powodzenia. (...) Kiedy rząd jest bezczynny, lud
jest szczęśliwy i zadowolony. Kiedy rząd jest czynny, to lud staje się nieszczęśliwy.
(...) Mądry władca powiada: jeżeli ja nic nie czynię, to lud sam będzie się przekształcał;
jeżeli jestem spokojny, to lud sam będzie się poprawiał; jeżeli jestem bierny, to
lud stanie się zamożny”...
Rzecz podstawowa to zachowywać spokój, a
w przypadku zwycięskiej wojny nie gonić za sławą. Gonienie bowiem za sławą jest
radowaniem się z powodu zabójstwa mnóstwa ludzi. Ten, kto się cieszy z zabijania
ludzi, nie może zdobyć współczucia. Pomyślność wynika z poszanowania ludzi, a klęski
pochodzą ze stosowania przemocy. Jeśli podczas wojny giną liczni ludzie, powinno
się z tego powodu smucić i płakać. Zwycięstwo trzeba celebrować idąc w kondukcie
żałobnym. Usprawiedliwione mogą być tylko wojny obronne, ale i wówczas powinno się
ograniczyć tylko do wypędzenia wroga z kraju z możliwie najmniejszymi dla niego
i dla siebie stratami. Trzeba zwyciężyć, gdy wróg zmusza do tego, ale nie należy
na nikogo napadać. Ta sama filozofia walki obowiązuje w niektórych chińskich sportach
bojowych: działać przez niedziałanie, uderzać przez unikanie uderzania, zwyciężać
przez cofanie się.
Oto garść autentycznych zdań spisanych przez
Lao-cy:
–
„Nie ma nieszczęścia cięższego, niż niedocenienie przeciwnika.
–
Jak ryba nie może wynurzać się z głębokich toni, tak i państwo nie powinno wystawiać
na pokaz swe doskonałe metody rządzenia.
–
Najlepszym władcą jest taki, o którym lud tylko wie, że on istnieje. Nieco gorszym
jest taki, który domaga się od ludu, aby go lubiano i wywyższano. Jeszcze gorszym
jest taki, który boi się ludu; a najgorszymi są tacy władcy, którymi lud gardzi.
–
Jeśli elity nie są dla ludu przykładem szlachetności, zostaną obalone.
–
Kto nie pogardza ludem, nie będzie przez lud pogardzany.
–
Gdy są mnożone przepisy prawa i dekrety, mnożą się też naruszyciele i przestępcy.
–
Trudno rządzić krajem, gdy ma on dużą wiedzę. Dlatego kierowanie ludem za pomocą
mędrców przynosi krajowi nieszczęście, a bez ich pomocy prowadzi kraj do pomyślności.
Gdy zostanie wykorzeniona uczoność, wówczas nie będzie też smutku.
–
Kto umie kierować ludźmi, nie stawia się poniżej ich. Lecz z drugiej strony, gdy
mądry wzniesie się ponad lud, powinien stawiać siebie jakby poniżej innych. Gdy
dąży do tego, by być ponad ludźmi, powinien stawiać się jakby za ludźmi. Dlatego
gdy on stoi ponad ludem, nie ciąży ludowi; choć jest na przedzie, lud mu nie usiłuje
szkodzić. Dlatego ludzie chętnie go wysuwają przed siebie i nie odwracają się od
niego.
–
Kto jest odważny bez humanitaryzmu, szczodry bez oszczędności, znajdując się na
przedzie odpycha tych, którzy są za nim – ten zginie.
–
Prawdziwe słowa nie są piękne. Słowa piękne nie zasługują na zaufanie. Kto dobry,
ten nie jest wymowny. Wymowny nie może być dobry. Kto wie, nie przekonuje; kto przekonuje,
nie wie.
–
Kto wiele obiecuje, nie zasługuje na zaufanie.
–
Pokonanie tego, co trudne, zaczyna się od tego, co łatwe; dokonanie tego, co wielkie,
zaczyna się od tego, co małe; ponieważ to, co trudne, pochodzi z tego, co łatwe,
a to, co wielkie, z tego, co małe. Dlatego człowiek mądry zaczynając nie od tego,
co wielkie, dokonuje tego, co wielkie... Gdzie wiele łatwizny, tam też wiele trudów.
–
Zyskuje się życzliwość albo stawiając się niżej, albo będąc niżej.
–
Czyja wiara słaba, ten nie obudzi wiary w innych.
–
Na nienawiść trzeba odpowiadać życzliwością, na zło – dobrem.
–
Brak pożądań prowadzi ku wewnętrznemu ukojeniu.
–
Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego małego kroku.
–
Ci, którzy działając, śpieszą do sukcesu, ponoszą porażki. Kto ostrożnie kończy
swe dzieło, podobnie jak je zaczął, wieńczy je sukcesem.
–
Mądry nikogo nie potępia.
–
Nieskończona cnota jest podobna do jej niedostatku; człowiek najwyższej cnoty podobny
jest do prostaka... Wielka doskonałość podobna jest do niedoskonałości. Wielka prosta
podobna do krzywej; wielki dowcip – do głupoty; wielki mówca – do jąkały.
–
Gdy mnie mało znają, jestem szczególnie drogi. Dlatego mądry podobny jest do
tego, kto się ubiera w grube szaty.
–
Nie wychodząc ze swej zagrody można poznać cały świat.
–
Kto wie, nie mówi; kto mówi, ten nie wie.
–
Kto zna umiar, unika niebezpieczeństw.
–
Nie ma większego nieszczęścia niż nierozpoznanie granic swoich możliwości i nie
ma większego niebezpieczeństwa niż dążenie do nabywania bogactw... Kto wiele zgromadzi,
wiele straci... Kto wiele zaoszczędzi, poniesie wielkie straty.
–
Patrzę na Boga i nie widzę; dlatego też nazywam Go niewidzialnym. Słucham Go i nie
słyszę; dlatego nazywam Go niesłyszalnym... Spotykam się z Nim, a nie widzę Jego
twarzy; podążam za Nim, a nie widzę Jego pleców.
–
Kto zna innych, jest mądry, a kto zna siebie, jest bystry. Kto wygrywa z innymi,
jest silny, a kto wygrywa sam z sobą, jest potężny. Kto wie, ile mu potrzeba, jest
bogaty. Kto dzielnie trwa w swym zamiarze, ma siłę woli. Kto zna swoje miejsce,
będzie żył długo, a kto umrze, lecz nie wszystek, będzie żył na wieki.
–
Kiedy ustąpią pragnienia, zapanuje spokój i ład sam się zaprowadzi na świecie.
–
Wiedza prorocza to tylko złuda, prowadząca do ogłupienia.
–
Poważanie zaczyna się od pogardy, a na szczyt wchodzi się od dołu.
–
Kto pożąda, ten drogo zapłaci, a kto wielkie posiada bogactwa, wielkie poniesie
straty. Kto zna umiar, ten się wstydził nie będzie, kto wie, kiedy przestać, uniknie
zguby i żył będzie długo.
–
Nie ma większego nieszczęścia niż brak umiaru.
–
Mędrcy nie mają własnych zmartwień, lecz zmartwieniami innych się przejmują. Jeśli
ktoś jest dobry, uważam go za dobrego; jeśli ktoś nie jest dobry, to też uważam
go za dobrego i osiągam dobroć. Jeśli ktoś jest wierny, wierzę mu; jeśli ktoś nie
jest wierny, to też mu wierzę i osiągam wierność. Mędrcy mogą rządzić światem, bo
prosty jest ich umysł. Wszyscy mędrcy są dziećmi.
–
Kto przemoc stosuje, nie umrze spokojnie.
–
Każdy wie, że to, co jest piękne, to jest piękne. Dzięki temu wiadomo, co jest brzydkie.
Każdy też wie, że dobre jest to, co jest dobre. Stąd wiadomo, co nie jest dobre.
–
Tam się jest w domu, gdzie się dobrze czuje.
–
Można zmienić koryta rzek i kształty gór, lecz nie usposobienie człowieka.
–
Niebo i ziemia nie są miłosierne: nie martwią się o los tego, co istnieje.
–
Zaszczyt i hańba taką samą napełniają trwogą; nieszczęścia należy cenić tak samo
jak szczęście.
–
Kto zmarł, lecz nie został zapomniany, ten żyje”.
Wedle tradycji Lao-cy, po tym jak
przekazał ludziom swe boskie nauki. został zabrany do Nieba.
* * *
Jednym z geniuszy filozoficznej etyki chińskiej
był Mo-cy (Mo-Ti, Mo-tsi), który żył
w latach 479-400 przed nową erą. Oto parę jego idei:
–
„Jeśli szlachetni i rozumni kierują głupimi i nikczemnymi, panuje ład. Jeśli zaś
głupi i nikczemni panują nad szlachetnymi i rozumnymi, powstaje zamieszanie. Szacunek
dla mądrości stanowi podstawę kierowania państwem.
–
Wszyscy władcy tego świata pragną, by ich kraj był bogaty, lud liczny, a rządy i
sądy sprawiedliwe; nie rozumieją jednak tego, że rządzić trzeba wywyższając ludzi
uczciwych.
–
Niewielu jest władców, którzy zaniedbując cnotliwych i lekceważąc uczonych zdołaliby
zachować władzę.
–
Kiedy głupcy sprawują rządy, nadchodzi czas zamętu.
–
Trzeba potomnym przekazywać to, co w przeszłości dobre, i wprowadzać rzeczy nowe,
jeśli są korzystne w nowych czasach.
–
Bogactwo kraju zależy od pracy; gdy tylko lud pracą wzgardzi, bogactwo zniknie.
–
Jeśli sam sobą kierować nie potrafisz, jakże pokierujesz całym krajem?
–
Bezcelowe jest zabieganie o przyjaźń tych, którzy są daleko, jeśli się nie pozostaje
w przyjaźni z tymi, którzy są blisko.
–
Nieskuteczne są czyny tego, kto nie dotrzymuje przyrzeczeń.
–
Mówiąc trzeba dbać nie o słowa, lecz o myśli, i nie o piękno mowy, lecz o wnikliwość.
–
Niebo nie czyni żadnej różnicy między biednym a bogatym, szlachetnym a prostakiem.
–
Kto innych kocha, sam będzie kochany; kto innych popiera, sam będzie popierany.
Kto innych nienawidzi, sam będzie nienawidzony; kto innych krzywdzi, sam będzie
krzywdzony.
–
Pilność prowadzi do bogactwa, lenistwo do nędzy.
–
Głosić sprawiedliwość, samemu jej nie czyniąc, to tyle co popełniać nieprawość.
–
Głośna muzyka służy temu, by uwodzić głupich ludzi”.
* * *
Warto się zatrzymać przy myślach filozofa
Men-cy, zwanego z łacińska w Europie
Mencjuszem (372-289 p.n.e.). Pisał on m.in.:
–
„Jeśli władca stawia korzyść na pierwszym, a sprawiedliwość na drugim miejscu, wówczas
jego poddani zapragną wszystko jemu odebrać.
–
Liczni są, którzy coś czynią, lecz nie wiedzą, dlaczego.
–
Jeśli ten, kto na górze, nie dba o zasady, wówczas ci, którzy są niżej od niego,
praw przestrzegać nie będą.
–
Pod władzą cnotliwego króla wszyscy stają się cnotliwi; pod władzą sprawiedliwego
wszyscy są sprawiedliwi.
–
Jeśli rozważając swe czyny uznam, że nie jestem dobry, wówczas nawet wobec zwykłego
człowieka odczuwam lęk. Jeśli zaś uznam, że dobrze czyniłem, wówczas nawet przeciw
tysiącom wystąpić się nie lękam.
–
Kto ludzi miłuje, sam jest miłowany; kto ich szanuje, sam jest szanowany.
–
Nie słyszałem, by ktoś sam będąc garbaty, innych zdołał wyprostować.
–
Miłuję życie, ponieważ jednak jest coś, co miłuję bardziej niż życie, nie będę się
starał zachować życia za wszelką cenę. Nienawidzę śmierci, ponieważ jednak jest
coś, czego nienawidzę bardziej niż śmierci, nie będę się starał unikać śmierci za
każdą cenę.
–
Jeśli ten, kto na górze, nie dba o zasady, wówczas ci, którzy są niżej od niego,
praw przestrzegać nie będą.
–
Prawdziwie szanuje władcę ten, kto mu mówi o tym, co trudne.
–
Kto się z wolą Nieba nie zgadza, sam ku zgubie zmierza; kto się z wolą Nieba zgadza,
żyć będzie.
–
Kto w sercu swym nie znajduje współczucia dla drugiego człowieka, ten nie jest godzien
miana człowieka. Kto w swym sercu nie znajduje wstydu za własne złe czyny i nienawiści
do cudzych złych czynów, ten nie jest godzien miana człowieka. Kto w swym sercu
nie znajduje chęci wyrzeczenia się wszystkiego i dania wszystkiego bliźniemu, ten
nie jest godzien miana człowieka. Kto nie odróżnia tego, co złe, od tego, co dobre,
ten nie jest godzien miana człowieka.
–
Liczni są ci, którzy coś czynią, lecz nie wiedzą, dlaczego.
–
Wielkim jest człowiek, który nie zagubił swego serca z dzieciństwa.
–
Stan, w którym żyjemy, zmienia ducha, jak pożywienie zmienia ciało.
–
Nie ma ani w szczęściu ani w nieszczęściu niczego takiego, czego sami sobie nie
zgotowaliśmy.”
Zauważalne miejsce w filozofii Mencjusza
zajmują rozważania o śmierci. Chiński myśliciel – podobnie jak w tymże mniej więcej
czasie Rzymianin Marcus Tullius Cicero – uważał, że „tota philosophorum vita commentatio mortis est” – „całe życie filozofów
jest przygotowywaniem się do śmierci”. O tej ostatecznej sprawie powinno się
zawsze pamiętać. Jak ostrzegał bowiem Andreas Fulvius: „Czart pragnie nam odjąć pamięć o śmierci, aby nas nieopatrznych w złym
żywocie zdybała”. Ale nie powinno się też nią ciągle zamartwiać. Póki się żyje,
należy myśleć o życiu, a śmierć sama wszystko załatwi, gdy nadejdzie jej godzina.
Czekać zaś długo nie przyjdzie, gdyż „śmierć
to pocisk wystrzelony w ciebie, a życie to chwila zanim ten pocisk cię dosięgnie”
(al-Chusri). Mencjusz, podobnie jak Montaigne, doszedł do wniosku, iż nie warto
zamartwiać się tym, co nieuchronne i znane od samego początku: „Nie martwcie się, iż nie potraficie umrzeć,
gdy nastanie czas, śmierć sama nauczy was tego gruntownie. Od myśli o śmierci uciążliwe
staje się życie, od myśli o życiu – śmierć”. Także w starożytnych Chinach żartowano
(jak Antoni Czechow), iż „żyć wiecznie byłoby
tak samo uciążliwie, jak nie spać przez całe życie”. I tam (jak w Europie za
sprawą Plutarcha) uważano, że „o zmarłych
należy mówić albo dobrze, albo wcale” – „de mortuis aut bene, aut nihil”. Wiedziano
również, że mądrość chroni przed rozpaczą, ponieważ z góry wie, że wszystko, co
człowiek ma na tym świecie – jego życia nie wyłączając – ma na zasadzie pożyczki,
a nie daru czy stałej własności, wszystko więc będzie musiał wcześniej czy później
oddać. To Bóg (Niebo) pożycza człowiekowi na krótko jego żałosne istnienie, a potem
je bezwzględnie ściąga i zabiera, nie zważając na rozpaczliwe prośby i starania.
W Chinach też żywiono przekonanie, że skoro
się żyje tylko raz, powinno się żyć rozumnie, uczciwie, dostojnie i twórczo. W jednym
z dzieł Mencjusza czytamy: „Kto umarł,
lecz nie został zapomniany, jest nieśmiertelny”.
Nie zostają zapomniani zaś ci, którzy pozostawili wdzięczność za dobre czyny. Bo
fakt, że ktoś umarł, wcale nie jest dowodem na to, że on żył, czyli, jak to ironicznie
sformułował Stanisław Jerzy Lec:
„Zaczął życie w pieluszce,
Zakończył na poduszce.
W przerwie mu się zdawało,
Że dniało i zmierzchało”.
Takie życie jest pustką, nieporozumieniem,
przysłowiowym wrzaskiem idioty, głośnym i bezsensownym. Śmierć staje się warunkiem
nieśmiertelności dopiero po przeżyciu życia sensownego, twórczego i pięknego – takiego,
jakimi były żywoty wielkich mędrców Państwa Środka.
* * *
Dawni chińscy filozofowie w IV – III wieku
p.n.e., dokładnie tak, jak w tymże czasie greccy sofiści (czy to sprawa
przypadku?), byli rozmiłowani w ekwilibrystyce intelektualnej, w rozmaitych paradoksach,
aporiach i antynomiach. Mistrzem tego rodzaju sztuczek był m.in. Chuj-szi (ok. 350-250 p.n.e.), autor jednej
ksiązki, złożonej z jednego rozdziału pt. „Chuj-cy”.
Był on autorem paradoksów: „W jajku są
pióra”; „Kura ma trzy nogi”; „Pies może zostać baranem”; „Koń znosi jajka”; „Oczy
nie widzą” itp. Paradoks „2 razy 2 = 6” wyjaśnia się np. dość prosto:
aby „2” wziąć 2 razy, trzeba te „2” już przedtem mieć, a potem wziąć to jeszcze
dwa razy, co w sumie daje „6”. Np. są dwie zapałki, 2 razy 2 znaczy: do tych dwu
zapałek dodajemy jeszcze dwa razy dwie i mamy w wyniku sześć. A więc okazuje się,
że „dwa razy dwa równa się sześć.” Analogicznie np. dwa razy jeden równa się trzy,
a jeden razy jeden równa się dwa itd.
* * *
Filozof Siuń-cy (ok. 313-235 p.n.e.) urodził się w królestwie Czao; w młodości
odbył podróż do wielu prowincji Chin, słuchając wykładów szeregu mędrców. W wieku
dojrzałym pełnił funkcje doradcy książąt, krótko był gubernatorem, nie dorobił się
jednak ani stałej i wysokiej pozycji społecznej, ani majątku, ponieważ ciągle się
narażał dygnitarzom swą prawdomównością. Mówił książętom prawdę prosto w oczy, a
potem znów musiał salwować się ucieczką w najdalsze zakątki imperium, aby uniknąć
nienawiści możnowładców. Zmarł niedoceniony przez swe pokolenie. Jego dzieło pt.
„Siuń-cy”, złożone z 32 rozdziałów, przetrwało
jednak do dziś i jest chętnie czytywane. Oto kilka sentencji z niego:
– „Człowiek
z natury jest zły; rodzi się wyposażony w instynkt chciwości; od początku jest wypełniony
zawiścią i złośliwością.
–
Gdy człowiek jest uprzejmy i ustępliwy, przeczy to jego naturze.
–
Wrodzone właściwości pochodzą od Nieba; jest niepodobieństwem wyrobić je w sobie
przez wychowanie lub przez samokształcenie.
–
Nie pochylaj głowy nad tym, co było,
i nie obawiaj się tego, co będzie. Nie oddawaj
się niespokojnym myślom. Gdy nadejdzie właściwa chwila, trzeba działać.
–
Jeśli człowiek starannie uprawia rolę i strzeże swego dobra, nawet Niebo nie jest
w stanie pogrążyć go w nędzy.
–
Orchidea sama w sobie jest aromatyczna i miła, lecz jeśli ją opuścic do moczu, człowiek
doskonały do niej się nie zbliży, a prości ludzie nie będą jej nosili przy pasie.
Wynika to jednak nie z tego, że orchidea ma złe właściwości, lecz z tego, że ohydny
jest mocz, do którego ją opuszczono. Dlatego człowiek doskonały woli żyć w dobrym
otoczeniu, a przyjaźnie nawiązuje tylko z ludźmi wykształconymi. Postępuje tak po
to, aby się odgrodzić od fałszu i podłości, a zbliżyć się z ludźmi uczciwymi i prostolinijnymi.
–
To, co było przed tysiącem lat, będzie znowu.
–
Początek jest kresem, a kres jest początkiem; wszystko zaś tworzy krąg, który nie
ma ani początku, ani końca.
–
Wszystkie rzeczy dążą do sobie podobnych.
–
Jeśli będziesz postępował zbyt okrutnie, poniesiesz klęskę; jeśli zbyt łagodnie
– obudzisz się z łańcuchami na ręcach.
–
Ludzie własnymi słowy przywołują na siebie nieszczęścia.
–
Kto nie poświęca się bez reszty swej sprawie, nie odnosi sukcesu.
–
Uczyć się trzeba całe życie – do ostatniego tchnienia; kto się nie uczy – jest zwierzęciem.
–
Gdy ktoś zadaje niestosowne pytanie, trzeba zbyć je milczeniem.
–
Nie spieraj się z tymi, którzy lubią się spierać.
–
Gdy się dba tylko o korzyść własną i zapomina o obowiązku, to się nazywa największą
podłością.
–
Muzyka, jej dźwięki głęboko przenikają w świadomość człowieka i szybko go zmieniają;
dlatego nasi przodkowie komponowali piękną muzykę, która – będąc harmonijną i spokojną
– krzewiła w kraju zgodę, łagodność i dobre obyczaje.
–
Śmierć następuje tylko raz, człowiek nie rodzi się ponownie.”
* * *
Europejczycy rzadko potrafili trafnie
interpretować paradygmaty myślenia chińskiego. Tak np. G.F.W. Hegel pisał: „Dla Chińczyków prawidła moralne są jak
prawa przyrody, zewnętrznymi pozytywnymi nakazami, prawami przymusowymi i
przymusowymi obowiązkami albo wskazówkami wzajemnej grzeczności. Brak wolności,
dzięki której substancjalne wyznaczniki rozumu stają się dopiero zamysłem
moralnym; etyka to rzecz państwa i jest w rękach urzędników administracji i
sądów. Dzieła chińskie o etyce, które nie są księgami praw państwowych, czyta
się jak etyczne pisma stoików, jak szereg przykazań, niezbędnych w celu
osiągnięcia szczęśliwości”... Znakomity niemiecki filozof nie potrafił
dostrzec szczegółu o fundamentalnym znaczeniu, mianowicie okoliczności, iż w
kulturze chińskiej nakazy etyki stawiano tak wysoko, że cały aparat państwowy
został postawiony im na służbę, aby, po pierwsze, nauczać całą ludność tego, co
jest dobre, i po drugie, nie ufając każdemu indywidualnemu usposobieniu,
wymusić na wszystkich posłuszeństwo tym normom moralnym, które zostały
wypracowane i uświęcone przez tysiąclecia pracy kulturotwórczej tego wielkiego
narodu. Czyli że: należy zmusić każdego, aby żył uczciwie, a gdy już będzie tak
czynił, sam się nauczy odróżniać dobro od zła i zawsze wybierac dobro. Wolność
bowiem polega nie na tym, aby każdy czynił to, co mu się żywnie podoba, lecz na
tym, aby poznał prawdę jako konieczność i postępował zgodnie z jej nakazami,
które nie są czym innym, jak nakazami rozumu. Wolność to nie dowolnośc, to
uległość wobec mądrości, narzucanej w sposób konieczny przez rozwój Ducha. Nawiasem
mówiąc, sam Hegel doszedł do tego wniosku w końcu swej drogi twórczej, ale
chyba niezależnie od filozofii chińskiej, starszej o trzy tysiąclecia, której
on nie potrafił adekwatnie zinterpretować..
Mądrość chińska, choć rzadko tu
rozumiana, od wielu stuleci jest obecna w kulturze narodów Europy, nawet tych, które
były przez stulecia hermetycznie zamknięte w obrębie katolicyzmu. „Ex oriente lux” przeniknął m.in. do literatury
polskiej, o czym świadczy chociażby opowiadanie biskupa Ignacego Krasickiego „Tay-tsong, cesarz chiński” w jego książce
„Życia zacnych ludzi”: „Pewnego czasu ten
władca rozmawiając poufale z tymi, którzy go otaczali, rzekł: „Monarcha jedno ma
serce, a na nie czatują zewsząd jego poddani. Jedni chcą go podejść próżnej chwały
powabem, drudzy ponętą grzeczności i rozkoszy pieszczotą, inni czołganiem pochlebstwa.
Najwięcej zaś takich się znajduje, którym fałsz i zdrada dodaje broni. Im więc usilniej
do celu swego zmierzają, tym bardziej rozdawcy urzędów strzec się należy, iżby złym
wyborem nie zgrzeszył”.
Czuły
o dobro poddanych monarcha oraz przykładny małżonek nie zaniedbywał obowiązków prawego
ojca. Nie spuszczał się na mistrze i nauczyciele, lubo ich jak najdoświadczeńszych
dobierał, a z każdej okoliczności biorąc wstęp i pochop ku zbawiennym przestrogom,
gdy razu jednego płynął z nimi po rzece, rzekł: „Widzicie, dzieci, jak woda nasz
czołn unosi, ale go i pogrążyć może. Miejcież to na pamięci, iż lud jest podobny
do wody, a władca do czołna”.
Na
rok przed śmiercią temu z synów, którego po sobie następcą tronu wyznaczył, zostawił
na piśmie przestróg dwanaście następujących:
–
„Bądź panem serca twojego i wszystkimi jego wzruszeniami umiej rozrządzać.
–
Zasłużonych, zdatnych i cnotliwych na stopniach urzędniczych rozsadzaj.
–
Skąd możesz, zgromadzaj uczonych ludzi i nimi się otaczaj.
–
Pilne miej oko na sprawy namiestników twoich, ażebyś się na nich nie zawiódł.
–
Brzydź się potwarzą: którzy cudzą sławę szarpią, od siebie oddalaj.
–
Bądź nieprzyjacielem zbytku i niepotrzebnej okazałości.
–
Żyj, ile się z stanem twoim zgodzić może, jak najoszczędniej.
–
Według miary zasług lub bezprawia nagradzaj i karz.
–
Kunszt rolniczy najpotrzebniejszy, a wojenny przydatny, wzmagaj i wspieraj; nauki
pomnażaj, uczonych szanuj.
–
Bierz przykłady z dawnych rządców, jak sam rządzić masz...
–
Staw sobie za cel jak największą doskonałość; czyniąc inaczej nie dojdziesz do niej,
poczciwy twój zamiar uczyni cię godnym naśladowania.
–
A na koniec miej to na baczności, iżby cię najwyższej władzy okazałość nie zaślepiła:
naówczas staniesz się dumnym, poddasz się rozkoszy i zbytkom, a to czyniąc i siebie,
i państwo zgubisz”.
W
rok potem zakończył życie, w pięćdziesiątym trzecim roku swego wieku, panowania
dwudziestym trzecim.”
Nauki Państwa Środka zostały z wdzięcznością
przyjęte i „nostryfikowane” w wielu krajach Azji, m.in. w Japonii, Korei, Wietnamie.
CYWILIZACJA INDYJSKA
Już w siódmym tysiącleciu przed nową erą
– jak twierdzą liczni indolodzy – na półwyspie Hindustanu istniała zaawansowana
i wyrafinowana kultura duchowa i materialna, tworzona przez kilkanaście ludów należących
do różnych ras. W piątym i czwartym zaś tysiącleciu p.n.e. w dolinie Indu kwitły
wielkie cywilizacje m.in. Harappy i Mohendżo-Daro, kiedy to na terenie dzisiejszego
Pakistanu, Indii i Bangladeszu rozwijały się setki dużych miast, liczących po 200
i więcej tysięcy mieszkańców. Powstały wówczas liczne księgi w języku, którego do
dziś nie udało się odczytać, ponieważ wszyscy jego użytkownicy zostali w
krótkim okresie czasu wybici co do jednego. W trzecim tysiącleciu p.n.e. nastąpiło
wygaśnięcie tej wielkiej cywilizacji, prawdopodobnie na skutek jakichś katastrofalnych
zmian klimatycznych, kataklizmów i trzęsień ziemi, choć niektórzy znawcy „Ramajany” i „Mahabharaty” są zdania, że ta cywilizacja (właśnie według owych
źródeł pisanych) została zmiażdżona przez aryjskich najeźdźców. „Ramajana” opisuje zlikwidowanie przez
rasę aryjską dwu rdzennych ras tutejszych z użyciem – jakoby – broni jądrowej (tekst
staroindyjski opisuje z porażającą dokładnościa symptomy choroby popromiennej,
takie jak poparzenia, wrzody, wypadanie włosów, męczarnie, bezpłodność kobiet,
mutacje potomstwa i in.). Kopalne resztki ludzkie na terenie Mohendżo-Daro są
dziś ponoć tak radioaktywne, jak kości ofiar Hiroszimy i Nagasaki z 1945 roku.
Jedną z broni Ariów miała być zwana w języku sanskryckim „suszka”,
przekształcająca momentalnie żołnierzy przeciwnika w mumie; inną „andra”,
powodująca zwalenie się olbrzymich mas wody na przeciwnika (może chodzi o tzw.
broń tektoniczną, czyli sztuczne powodowanie trzęsień ziemi i straszliwych tsunami,
opracowywaną dopiero dziś w USA). Z licznych tekstów staroindyjskich niektórzy
wnioskują, iż Ariowie posiadali także broń chemiczną, bakteriologiczną,
elektroniczną (wymazującą pamięć i świadomość), jak też inne rodzaje, nawet
obecnie nieznane ludzkości, a ich nauka operowała np. taką jednostką czasu, jak
„kaszpa”, czyli jedna trzystomilionowa część sekundy!
Jak wynika z odnośnych fragmentów „Mahabharaty” i traktatu „Vivanika Szastra” autorstwa Macharyszy
Bhardwaji, aryjscy kapłani potrafili
sterować grawitacją, a siły zbrojne posługiwały się niewidocznymi dla
przeciwnika bojowymi aparatami latającymi różnych modyfikacji. Z kolei aryjscy
lekarze dokonywali trepanacji czaszki, po których pacjenci wracali do zdrowia;
stosowali sztuczne zapłodnienie, zwane dziś „in vitro” („w szkle”) i w jakiś znany tylko sobie sposób bez
aparatury UKG szczegółowo kontrolowali na podstawie dokładnej wiedzy przebieg
ciąży, co w najdrobniejszych szczegółach opisują pradawne traktaty medyczne.
W mieście Delhi obok meczetu Kutb –
Minar znajduje się zagadkowy „słup Indii” – olbrzymia nierdzewna kolumna nieznanego
pochodzenia; składa się ona w 99,7% z żelaza i zawiera tylko nieznaczną
domieszkę fosforu, węgla i siarki; szkopuł polega na tym, że nawet dziś,
stosując najnowocześniejsze technologie, pozyskanie tak czystego żelaza jest
niemożliwe! Dzieje tego wielkiego kraju kryją też dalsze tajemnice, co z kolei
otwiera drogę rozmaitym domysłom i intrygującym hipotezom. Warto zaznaczyć, iż
obecnie używane liczby zwane „arabskimi” są faktycznie indyjskimi. Na gruzach
Mohendźo-Daro powstała w Hindustanie nowa cywilizacja indyjska, istniejąca do dziś.
Jej twórcami byli właśnie Ariowie, wojownicza rasa, która podbiła te tereny i narzuciła
niedobitkom ludności tubylczej tych terenów nową wiarę i nowy język – sanskryt,
bardzo bliski m.in. do dzisiejszego litewskiego, łotewskiego i białoruskiego. „Aryja”
znaczy w tym języku „szlachetny”, „cywilizowany”, „pan”, „władca”, ale także „jasnowłosy”.
Ośrodkiem nowego państwa stał się rejon dzisiejszego Peszawaru w Pakistanie. [Na
samym dole drabiny socjalnej w Indiach Południowych znajdował się prymitywny
typ aborygena, należącego do rasy australoidów]. Po dotarciu do Indii Ariowie
zatrzymali się i obwarowali w Pendżabie na północy półwyspu. Wypalając i
wykarczowując dżunglę uprawiali zaawansowane rolnictwo i powoli posuwali się w
głąb terenu na południe i południowy wschód. Opór autochtonów był łamany
bezwzględnie, a Ariowie nazywali ich pogardliwie „amanuszja” czyli
„nie-ludzie”, „podludzie”. Mimo iż ludność lokalna była znacznie bardziej
liczna niż przybysze i usiłowała stawiać rozpaczliwy opór, nie potrafiła nic
przeciwstawić totalnemu terrorowi Ariów. Wykopaliska z tamtego okresu na
terenie Pendżabu są wypełnione czaszkami pierwotnych mieszkańców z dużymi
dziurami spowodowanymi przez ciosy bojowych toporów; przy tym są to czaszki nie
tylko męskie, ale również należące do kobiet i dzieci. Ariowie prowadzili więc
wojnę totalną, świadomie zmierzającą do pełnej likwidacji fizycznej
przeciwnika.
Lecz z drugiej strony to właśnie Ariowie
podarowali Indom księgę pt. „Pradniaparamita”,
dzieło głębokiej mądrości, którego lektura była dozwolona tylko wybitnym
mędrcom, osobom z czystą duszą, gdyż zawarte w tym tekście myśli i prawdy nie
mogą być dostępne rozumowi zwykłych śmiertelników.
Powracając na chwilę do tematu
omówionego w rozdziale pierwszym tej książki, zaznaczmy, że część uczonych niemieckich
uważa, iż pierwotną siedzibą rasy aryjskiej (nordyckiej) były tereny Szwecji, i
szerzej – Skandynawii. Obok tej teorii istnieją też poglądy, że rasa aryjska
zamieszkiwała pierwotnie tereny Ukrainy i Rosji Południowej czy Wielkiego
Księstwa Litewskiego, albo Ałtaju, Iranu lub Tybetu. W każdym bądź razie
pozostawiła na tych ziemiach istotne ślady genetyczne. Obecnie istnieją liczne
dowody na to, że jednak Ariowie zamieszkiwali pierwotnie, żyzne wówczas i kwitnące,
tereny obecnej pustyni Kara-Kum i okolice Aszchabadu, stolicy Turkmenistanu. Przed
czterema tysiącami lat istniała tam wysoko rozwinięta cywilizacja. Ariowie oddawali
cześć ogniowi jako prazasadzie i symbolowi Mądrego Kosmosu (Ryta), wznosili okazałe
świątynie, składali ofiary z koni, uchodzących w ich oczach za coś najcenniejszego.
Zresztą to właśnie oni konia udomowili i wynaleźli wóz czterokołowy. Stąd, z terenu
Turkmenii, który zresztą mógł być tylko przejściowym obozowiskiem ich długiej
wędrówki, ekspandowali w II tysiącleciu p.n.e. do Iranu i Indii, niosąc ze sobą
wyższą cywilizację i kulturę. Na skutek zaś niekorzystnych zmian klimatycznych ich
kolebka niebawem się wyludniła, choć resztki ludności pozostały. Gdy się spojrzy
na monumentalną architekturę i rzeźbę współczesnej Turkmenii, uderza jej zupełne
podobieństwo do zrekonstruowanych świątyń i pałaców aryjskich sprzed czterech i
pięciu tysięcy lat – gust estetyczny jest determinowany rasowo i genetycznie. Zadziwia
też absolutna przyzwoitość tych ludzi, dla których – tak jak dla Hindusów – niedotrzymanie
danego słowa, zdrada, oszustwo, tchórzostwo czy kradzież równają się kompletnemu
odczłowieczeniu, upodleniu i utracie szacunku. A jedyną karą za nie – śmierć.
Niemiecki filolog Hans F.K. Günther w
książce „Rassenkunde des deutschen Volkes” pisał: „Przedstawiciele rasy nordyckiej są szczupli i wysocy, między innymi z
powodu długich nóg. Mężczyzna mierzy przeciętnie 1,74 m . Zarówno całe ciało,
jak i wszystkie kończyny, a także kark, dłonie i stopy cechują się jednocześnie
siłą i delikatnością. Przedstawiciele tej rasy mają wydłużone głowy i pociągłe
twarze, wąskie usta i często wydatny podbródek. Rasę nordycką cechuje jasna,
zaróżowiona karnacja, przez co skóra jest żywa, często jaśniejąca i zawsze
sprawia wrażenie młodej – tak jak mleko zmieszane z krwią. Przez skórę
prześwitują naczynia krwionośne (przynajmniej u młodych przedstawicieli tej
rasy), ukazując „błękitną krew”. Gładkie włosy są proste lub lekko falowane, a
dzieci mogą mieć włosy kręcone. Włosy, cienkie i delikatne – często „jak jedwab”
– są jasne, a niezależnie od tego, czy są jasno- czy ciemnoblond, zawsze mają
odcień złotawy lub rudawy... Tęczówki przedstawicieli rasy nordyckiej są
błękitne, niebieskoszare lub szare... W oczach często można dostrzec blask,
jest w nich coś jaśniejącego”... Do cech
psychomoralnych rasy aryjskiej Günther policzył odwagę i rozwagę, wrodzoną
zdolność do podejmowania poważnych przedsięwzięć, pewność siebie, umiłowanie
sprawiedliwości, uczciwość, olbrzymią energię twórczą, rozległe zainteresowania
umysłowe, uduchowienie, idealizm, bezinteresowność, dar narracji i uzdolnienia
muzyczne, talent organizacyjny i wojskowy. Adolf Hitler w „Mein Kampf” notował: „Cała
kultura, wszystkie osiągnięcia artystyczne, naukowe i techniczne, jakie możemy
teraz oglądać, są niemal wyłącznie wytworem Aryjczyka. Upoważnia to do
uzasadnionego wniosku, że wyłącznie on był twórcą wyższego człowieczeństwa, a
więc wzorem tego, co rozumiemy pod pojęciem „człowiek”. To Prometeusz
ludzkości. Z jego jasnego czoła niezmiennie błyskała boska iskra geniuszu,
nieustannie rozpalając płomień wiedzy oswiecającej mrok milczących tajemnic i
powodując, że człowiek wspinał się coraz bardziej po drodze prowadzącej do
dominacji nad innymi istotami żyjącymi na Ziemi. Gdyby go usunięto, przypuszczalnie
po kilku tysiącach lat ciemność znów zapanowałaby nad ziemia, kultura ludzka by
przeminęła, a świat zmieniłby się w pustynię”. Na długo zresztą przed
autorem „Mein Kampf” znakomity
filozof i uczony Friedrich Schlegel w dziele „Űber die Sprache und Weisheit der Indier” (1808) twierdził: „Wszystko, absolutnie wszystko, pochodzi z
Indii”, a za praojczyznę rasy indogermańskiej uważał Himalaje. Jego poglądy
podzielał żydowski uczony Theodor Benfey i szereg innych badaczy.
Być może warto w tym miejscu napomknąć,
że zdaniem m.in. doktora Marka Głogoczowskiego, imię hebrajskiego bóstwa
„Jahwe”, podobnie jak imię „Abraham”, są pochodne od indyjskiego imienia
„Brahma” – Boga Stwórcy Wszechświata, a imię „Abram” od „aman” czyli
„stręczyciel, sutener”. Z kolei imię „Sara” ma być pochodne od „Saraswati”,
żony i siostry Brahmy w jednej osobie, która jednak nie świadczyła – w
przeciwieństwie do żony-siostry Abrahama – publicznych usług seksualnych i nie
zarażała swych klientów rzeżączką, jak to podaje „Pięcioksiąg Mojżeszowy”. Hebrajczycy od zarania swych dziejów mieli
ścisłe kontakty ze światem hinduizmu i jego systemem kastowym; w pewnym okresie
też uroili sobie, że powinni na swym etnicznie mieszanym terenie odgrywać rolę
kasty braminów, czyli „narodu wybranego” przez Boga, by przewodzić innym
„niedotykalnym” narodom i nad nimi panować...
Połowę II tysiąclecia p.n.e. uważa się najczęściej
za okres, w którym zaistniało w Indii myślenie sensu stricto filozoficzne i naukowe, choć niektórzy przenoi się tę
cezurę o dalsze parę tysiącleci wstecz. W każdym bądź razie nawet w starożytnych
Chinach uważano Indie za pradawną „ojczyznę mądrości”, za „wielkie światło Azji”
i twierdzono, iż właśnie stamtąd spłynęły na Państwo Środka pierwsze orzeźwiające
podmuchy prawdziwego oświecenia. Nie tylko zresztą na Państwo Środka, ale i na inne
narody. Oto z bramińskiego mitu o stworzeniu dowiadujemy się, że Bóg (Brahma) stworzył
pierwszego człowieka o imieniu Adima oraz jego towarzyszką Hewę, po czym przeznaczył
im jako ojczyznę kwitnącą wyspę Cejlon (Formozę). W sanskrycie wyraz „adima” znaczy
„jedyny, pierwszy”, podczas gdy w języku hebrajskim wyraz „Adam” takiego znaczenia
nie ma. Inne dawne dzieło pt. „Bhawisjat-Purana”
zawiera właściwie cały początek „Starego
Testamentu” od pierwszego człowieka w raju aż do potopu, z którego Bóg ratuje
tylko osobnika o imieniu Njuha, który się w późniejszym tekście hebrajskim przepoczwarzył
w Noego
Duchowość indyjska znacząco wpłynęła na rozwój
kultury wielu krajów i narodów. Jeden z uczonych chińskich pisał w 1924 roku: „Indie nauczyły nas wyznawać ideę absolutnej
wolności, tej podstawowej wolności umysłu, która mu umożliwia zerwanie wszelkich
więzów dawnej tradycji i zwyczaju oraz obyczajów właściwych poszczególnej epoce
– wolności duchowej, która zrzuca z siebie krępujące ją siły materialnej egzystencji...
Indie nauczyły nas również idei absolutnego umiłowania, czystego umiłowania skierowanego
ku wszystkim stworzeniom żywym, wykluczającego wszelkie obsesje zazdrości, gniewu,
niecierpliwości, odrazy i współzawodnictwa, a wyrażającego się w głębokiej litości
i współczuciu dla pozbawionych rozsądku, złych i grzesznych – absolutnego umiłowania,
świadomego nierozdzielności wszystkich istot”.
W przeciwieństwie do szeregu innych kultur
(nie do wszystkich) mentalność indyjska była jakby pozaczasową, gigantyczne dzieła
jej kultury były anonimowe, grupowe; kształtowały się i uzupełniały w ciągu wielu
stuleci, a nawet tysiącleci, gdy każde kolejne pokolenie dodawało do wersji zastanej
coś z własnego doświadczenia, tak iż poszczególni badacze określają wiek tego czy
innego utworu epickiego czy filozoficznego od np. ośmiuset do ośmiu tysięcy lat.
Tak mocno przemieszane tu są warstwy semantyczno-czasowe. Stąd też, jeśli kroniki
egipskie operują setkami i tysiącami konkretnych autentycznych imion, nazw, zdarzeń,
faktów, – to źródła indyjskie mają charakter na wpół mitologiczny, gdzie obok osób
historycznych aż się roi od stworów fantastycznych, „wirtualnych”, różnych duchów,
bogów, demonów itp.
Jednocześnie, jak pisze S.
Randhakrishnan, „od zarania swoich
dziejów Indie w pierwszej kolejności czciły i podziwiały nie żołnierzy ani
mężów stanu, nie ludzi nauki ani ludzi interesu, nawet nie poetów i filozofów,
lecz owe rzadkie istoty, których wielkość zasadza się na tym, jacy sami są, a
nie w dokonywanych czynach”, czyli po prostu ludzie prawi pod względem
etycznym. Etyczność to cecha
specyficzna cywilizacji indyjskiej. Narody półwyspu Hindustanu ciągle toczyły
ze sobą wojny, z tą wszelako specyfiką, że podczas działań wojennych wszystkie
wojska uważały za niegodne sprawiać jakiekolwiek kłopoty ludności cywilnej.
Żołnierze walczyli na polu boju, a w tymże czasie rolnicy nieopodal spokojnie
uprawiali rolę i wypasali stada rogacizny, rzemieślnicy praktykowali swój
zawód, kapłani odprawiali nabożeństwa itd. Przez całe tysiąclecia ludność tego
wielkiego lądu żywiła ogromne zainteresowanie dla zagadnień filozofii i
teologii, powszechnie zaś obowiązywała wolność poszukiwań i przekonań
światopoglądowych. Żaden władca nie ważył się prześladować kogokolwiek za
wyznawanie tych czy innych wierzeń religijnych lub zapatrywań filozoficznych.
Stanowiło to jaskrawy kontrast w stosunku do barbarzyńskiej Europy, w której
przez ponad dwa tysiąclecia wyrzynano w pień ludnośc cywilną podczas wojen
religijnych, palono ludzi na stosach, wieszano i rozstrzeliwano, likwidowano
całe narody z powodów ideologicznych.
W drugim tysiącleciu przed nową erą Indie
– jak zaznaczyliśmy powyżej – zostały najechane i podbite przez potężny etnos aryjski
obdarzony subtelnym zmysłem estetycznym, moralnym i kulturotwórczym. Ariowie w bardzo krótkim okresie historycznym potrafili
wytworzyć na półwyspie Hindustańskim oryginalną i wyrafinowaną kulturę intelektualną
i polityczną, której produktem i kwintesencją został później buddyzm – światopogląd
o niebotycznej mądrości i wytworności, posiadający olbrzymie piśmiennictwo, lecz
z Indii w okresie późniejszym – całkowicie wyparty! Ariowie utworzyli w Indiach
trzy wyższe kasty (warstwy, klasy) socjalne: braminów (kapłanów), kszatrijów (rycerzy,
szlachciców) oraz wajsjów (kupców i wolnych rolników). Stanowili mniejszość wśród
ogromnego morza ludności Indii, lecz właśnie oni, ze względu na swą wyższość duchową, stanowili ostoję życia państwowego
i umysłowego tego kraju. Ta elitarna mniejszość dbała o czystość swej krwi i obwarowała
swą odrębność szeregiem rygorystycznych przepisów, przewidujących przeważnie karę
śmierci za zmieszanie krwi z reprezentantami ras (kast) niższych. Później nazwę
„Aryjczyk” zarezerwowano dla osób o poważnych walorach umysłowych, intelektualnych,
charakterologicznych, moralnych – dla „ludzi wyższych”. [Gotama Sidharta podczas
Nocy Olśnienia odkrył słynne „prawdy aryjskie”: 1. wszelkie istnienie jest niezadowalające,
uciążliwe przez swą ciągłość, szczęśliwe przez swą przemijalność; 2. przyczyna uciążliwości
istnienia tkwi w nienasyconych egocentrycznych pożądaniach; 3. te pożądania mogą
być raz i na zawsze definitywnie wyciszone, a razem z nimi zniknie też niezadowolenie;
4. istnieje metoda ich wygaszania, zwana ośmioczłonową (ośmiotorową) drogą; 5.
osoba, która odbierze te prawdy nie jako postulaty ogólne, lecz jako prawdę osobistą,
staje się Aryjczykiem, czyli człowiekiem czyniącym kroki ku uwolnieniu się od uciążliwości
tego świata].
Właściwy hinduizm jednak inaczej rozstawia
akcenty, choć przecież wywodzi się dokładnie z tegoż podłoża kulturowego, co buddyzm.
Najważniejsze cnoty w pierwotnym braminizmie to ascetyzm (odpowiednik
umiarkowania), czystość, miłosierdzie i prawdziwość. Kładzie on ogromny nacisk na
praktyki ascetyczne i umartwienia. „Każda
powściągliwość, nieważne, czego dotyczy, wychodzi człowiekowi na korzyść. Każde
wyrzeczenie działa pożytecznie na ludzką duszę. Powściągliwość, zarówno gdy chodzi
o ilość i jakość pożywienia, jak i o myśli, uczucia, słowa – jest dobra” (Gandhi).
„W
etyce Hindusów, której najbogatszy i najsilniejszy wyraz znajdujemy w „Wedach”,
„Puranach”, utworach poetyckich, mitach, legendach dotyczących świętych,
znajdują się w sentencjach i regułach życia, zawierają nakazy: miłości bliźniego
z całkowitym odrzuceniem wszelkiego egoizmu; miłości w ogóle nie ograniczonej tylko
do rodzaju ludzkiego, lecz ogarniającej wszystko, co żyje; dobroczynności aż do
oddawania rzeczy zdobytych codziennym ciężkim trudem; bezgranicznej cierpliwości
wobec każdego, kto nas znieważa; odpłacania za wszelkie, choćby największe, zło
dobrem i miłością; dobrowolnego znoszenia z radością wszelkiego poniżenia; powstrzymania
się od wszelkiego zwierzęcego pożywienia; całkowitej czystości i wyrzeczenia się
wszelkiej rozkoszy przez kogoś, kto dąży do właściwej świętości; odrzucenie wszelkiej
własności, opuszczenia każdej siedziby, wszystkich bliskich; najgłębszej, całkowitej
samotności, spędzonej na milczącej obserwacji, połączonej z dobrowolną pokutą i
strasznym, powolnym samoudręczeniem w celu całkowitego umartwienia woli, co prowadzi
w końcu do dobrowolnej śmierci głodowej; a także na oddawaniu się na pastwę krokodylom,
rzucaniem się w dół z uświęconych szczytów w Himalajach, grzebaniu żywcem, również
rzucaniu się pod koła ogromnego wozu, który obwozi bogów przy wtórze śpiewów, okrzyków
radości i tańca bajader. A według przepisów tych, których początki sięgają przeszło
czterech tysięcy lat, mimo że naród ten pod wieloma względami tak się wyrodził,
żyją wciąż jeszcze jednostki posłuszne im aż do ostatnich granic. Coś, co zachowało
się w praktyce u ludu obejmującego tak wiele milionów, mimo że nakłada największe
ofiary, nie może być dowolnie wymyślonym kaprysem, lecz musi mieć podstawę w samej
istocie ludzkości. Do tego dochodzi jednak, że nie można się dość nadziwić jednomyślności,
jaką odnajduje się, porównując życie chrześcijańskiego i hinduskiego pokutnika lub
świętego. Przy tak zasadniczo odmiennych dogmatach, obyczajach i okolicznościach
zewnętrznych dążenia i życie wewnętrzne obu są zupełnie jednakowe... Mistycy chrześcijańscy
i nauczyciele filozofii wedanty zgodni są co do tego, że uważają wszelkie dzieła
zewnętrzne i ćwiczenia religijne za zbędne dla kogoś, kto osiągnął doskonałość.
– Tyle zgodności w tak odmiennych czasach i u tak różnych ludów jest namacalnym
dowodem, że nie wyraża się tu, jak z upodobaniem twierdzi optymistyczny banał, dziwaczne
i obłędne podejście, lecz istotna strona natury ludzkiej, która tylko rzadko się
ukazuje na skutek swej doskonałości” (Arthur
Schopenhauer, „Świat jako wola i przedstawienie”,
t. 1). Z jednej strony np. w filozofii Indii znajdujemy nakaz
posłuszeństwa: „Nie idź za własnym
głosem, słuchaj mistrza”. Z drugiej jednak strony natykamy się na
ostrzeżenie głoszące, iż bywają ludzie, którzy funkcje własnego sumienia zdają
na drugich, czyniąc z nich swoich przewodników moralnych. Może to być ojciec,
matka, starsze rodzeństwo, nauczyciel, spowiednik, sąsiad, przyjaciel, ktoś po
prostu szanowany. – Co on powie, to niepodważalne, co potępi, to złe, co
pochwali, to dobre. A przecież jest wielkim i ciężkim grzechem pozbawianie
siebie samego własnego rozumu, sumienia i wolnej woli. Człowiek dojrzały sam
ponosi osobistą odpowiedzialność za siebie, swe życie, czyny, myśli, uczucia,
błędy, grzechy i potknięcia; jak też za swą ew. prawość, mądrość i
sprawiedliwość.
Aby jego kroki podążały we właściwym
kierunku, wyznawcę hinduizmu obowiązują „10
Zasad Życiowych”:
1.
Utrzymywać czystość.
2.
Być dobrej myśli.
3.
Być uprzejmym i cierpliwym.
4.
Uczyć się.
5.
Naśladować bogów.
6.
Nie niszczyć i nie ranić.
7.
Nie kłamać.
8.
Nie kraść.
9.
Nie zazdrościć.
10.
Nie być nieopanowanym i chciwym.”
* * *
Około VII – VI wieku p.n.e. pierwsi Europejczycy
zaczęli docierać do Indii i czerpać z jej kultury nie tylko wiedzę w zakresie nauk
matematycznych czy filozoficznych, ale też impulsy do samodzielnych przemyśleń w
zakresie szeregu innych gałęzi wiedzy. Max Scheler, filozof niemiecki, w dziele
pt. „Człowiek w epoce zacierania się przeciwieństw”
w pierwszej połowie XX wieku proroczo pisał: „Dalszym odnoszącym się do kształtowania się człowieka procesem zacierania
się przeciwieństw w wielkiej skali jest zaawansowane już również zacieranie się
przeciwieństw pomiędzy Europą oraz – za pośrednictwem świata islamu – wielkimi centrami
azjatyckimi, Indiami, Chinami, Japonią – proces, który w przyszłości jeszcze znacznie
się pogłębi. Także tutaj Europa dawno przestała być stroną dającą. Ponieważ przekazała
ona tym ludom i przekazuje im nadal swe techniczne i ekonomiczne metody produkcji
oraz warunkujące ich rozwój osiągnięcia nauk, ludy te – dzięki stworzeniu własnych
przemysłów w swych krajach – będą stawały się w coraz większym stopniu niezależne
od Europy.
Natomiast
Europa ze swej strony (...) wchłania wciąż głębiej, w coraz większej skali i za
pośrednictwem niezliczonej ilości kanałów w swe duchowe ciało starą mądrość Wschodu,
np. prastarą azjatycką technikę życia i cierpienia, aby może nawet kiedyś żywotnie
objąć ją w posiadanie. Prawdziwie kosmopolityczna filozofia powszechna powstaje
na naszych oczach – co najmniej zaś powstaje podstawa dla ruchu, który nie tylko
rejestruje w sensie historycznym tak długo całkowicie obce nam naczelne aksjomaty
istnienia i życia indyjskiej filozofii, buddyjskich form religii, mądrości chińskiej
i japońskiej, lecz jednocześnie sprawdza je rzeczowo oraz przekształca w żywotny
element własnego myślenia. Obraz dzisiejszego człowieka, chociaż nie wyzbywa się
form duchowości ugruntowanych przez antyk, chrześcijaństwo i współczesną naukę
– tam, gdzie się tego próbuje, schodzi się na manowce – zostaje jednak przez to
zmodyfikowany w znacznym stopniu i pod bardzo istotnym względem.
Również
tutaj dochodzi do zacierania się przeciwieństw pomiędzy ideami człowieka oraz kształtującymi
go wzorami. Zacieranie to dotyczyć będzie przede wszystkim różnic pomiędzy podstawowym
zachodnim ideałem aktywnego w świecie zewnętrznym „bohatera” a rozpowszechnionym
głównie w Azji, występującym najdobitniej w południowym, pierwotnym buddyzmie ideałem
„mędrca” znoszącego cierpienia i zło istnienia oraz przeciwstawiającego się im dzięki
sztuce znoszenia, „niestawienia oporu”, a lepiej to ujmując – duchowego oporu wobec
kierującej się na zewnątrz, powstającej automatycznie reakcji przeciwko złu. Do
sfery istotowej człowieka przynależy bowiem zasadniczo możność likwidowania każdego
cierpienia i zła, począwszy od najprostszych cielesnych bólów po najgłębsze cierpienia
duchowej osoby, zarówno od zewnątrz, poprzez przekształcanie wywołujących je zewnętrznych
bodźców, jak i od wewnątrz, poprzez likwidację naszego popędowego oporu przeciwko
bodźcowi, krótko mówiąc – poprzez sztukę znoszenia. (...)
Ludziom
Zachodu brakuje w ogóle systematycznej techniki przezwyciężania cierpień od wewnątrz,
tudzież wiary w nią oraz w możliwość jej nieograniczonego postępu. Do niedawna brakowało
nam przecież także psychotechniki, zarówno w sensie systematycznej psychoterapii,
jak i w sensie sztuki wewnętrznej techniki życia i kierowania psychiką, ponieważ
wykluczała ją medycyna XIX wieku o głównie naturalistycznym charakterze, nastawiona
na leczenie poszczególnych narządów i kompleksów komórek. Ponieważ jednak ciało
i psychika są w procesie życia strukturalnie rzecz biorąc jednością, cały proces
życiowy musi więc być również z technicznego punktu widzenia z zasady podatny na
obustronne zmiany, czyli poprzez bodźce fizyko-chemiczne oraz poprzez korytarz świadomości
– pytanie o to, czy i jak dalece ma to miejsce, jest kwestią pozytywnej nauki i
techniki – i to nie tylko w przypadku chorób systemu nerwowego, lecz także w przypadku
organicznych i wewnętrznych schorzeń organizmu”.
Myśl indyjska początkowo świadomie odrzucała
ideę opanowania świata zewnętrznego przez podbój, badanie i pracę, co nieuchronnie
spowodowało – w pewnym sensie zamierzoną – nędzę materialną ogromnych mas ludności
tego półwyspu, a jednocześnie nadzwyczajną subtelność tutejszej filozofii. Dało
to asumpt pisarzom Europy do niejako paternalistycznego traktowania tej
kultury. Tak np. G.F.W. Hegel zauważał bardzo błędnie: „W indyjskiej nauce o wyrzeczeniu się zmysłowości, żądz i potrzeb
ziemskich celem i kresem jest nie moralna wolność, lecz nicość świadomości,
duchowa a nawet fizyczna martwota”... Feliks Koneczny z kolei w dziele „Polskie Logos
a Ethos” (t. 1) z niezupełnie na miejscu będącą ironią notował: „Najbardziej uduchowione Indie zdobyły się w
swej myśli filozoficznej tylko na prymitywne odrzucenie wszelkiej walki o byt, na
podniesienie nędzy do godności zasady”. To odrzucenie nie było prymitywne, gdyż
i w obrębie duchowości chrześcijańskiej mieliśmy do czynienia z zakonami ascetycznymi.
Świat zachodni zaś coraz lepiej zaczyna zdawać sobie sprawę z marności swej zadyszanej
pogoni za pieniędzmi, rzeczami i przyjemnościami.
Współcześnie w Indiach znaczny wpływ
zyskali myśliciele, którzy postulują m.in. uniezależnienie się od wszelkich
autorytetów, a jednym z tych filozofów jest J. Krishnamurti, który w jednym ze
swych kazań mówił: „Nie oddajemy się
swobodnej twórczości, ponieważ żyjemy krępowani przez autorytet... Kto uznał
nad sobą autorytet, ma umysł zniewolony, nie jest w stanie rozwinąc swych
twórczych możliwości. Kto uznał nad sobą autorytet, boi się myśleć; pragnie być
pouczany, co ma czynić, i posłusznie spełnia obce nakazy... Lękamy się
samodzielności – oto dlaczego istnieje tak olbrzymia ilość rozmaitych guru w
naszym kraju. Oni wiedzą, ale wy nie wiecie. Oni wam dyktują, co winniście
czynić – zawsze, w każdej sytuacji, nawet jako ludzie nauki: aż tak uzależnieni
jesteście od autorytetu... Najbardziej destrukcyjnie działa autorytet religii z
jej rozmaitymi sankcjami, akceptowany na ślepo, choć może wam się zdawać,
żeście samodzielnie dokonali wyboru. Autorytet uczynił z was istoty posłuszne –
nie badacie, nie poszukujecie, nie odkrywacie prawdy na własną rękę. A przecież
prawda nie jest czymś, co może być człowiekowi dane. Trzeba się do niej
dopracować własnym wysiłkiem. Aby ją dla siebie znaleźć, trzeba się stać swoim
własnym prawodawcą, swoim własnym przewodnikiem – każdy sam dla siebie, każdy z
nas sam... Ani wódz, ani kapłan, ani święty asceta, ani żadne święte księgi nie
mogą nas uwolnić od tego, co jest naszym własnym zadaniem. Musimy nauczyć się
żyć samodzielnie, nie w zewnętrznej izolacji, lecz w pełnej niezależności
duchowej, to zaś wymaga wyzbycia się strachu... Mieć umysł czujny, aktywny i
spokojny zarazem... Sami jesteśmy odpowiedzialni za to, jak żyjemy, jak
spędzamy swoje dni”. Skutkiem tego nowoczesnego stylu myślenia stał się
zawrotny postęp społeczny, techniczny, kulturalny i technologiczny w Indiach,
które ponownie stają się jednym z wielkich zbiorowych przewodników ludzkości.
* * *
Mentalność, a więc i ustrój społeczny, Indii
były od początku nacechowane arystokratyzmem i duchem rygorystycznej hierarchiczności.
Około 1500 roku p.n.e. ukształtował się tam – jak już napomknęliśmy poprzednio
– system społeczny oparty na rozróżnieniu czterech warn: 1. bramini (kapłani, nauczyciele,
odpowiednik hebrajskich „cohenów”, „koganów” czy też rabinów); 2. kszatrijowie (władcy,
wojownicy); 3. wajsjowie (rolnicy, robotnicy, handlarze); 4. siudrowie (słudzy wszystkich;
rasa niższa, której zabraniano m.in. czytania świętych tekstów). Jak się wydaje,
zaznaczmy to jeszcze raz, początkowo podział na warny miał pochodzenie etniczne,
kiedy to coraz to nowi zaborcy ogłaszali sami siebie za panów; a potem o pozycji
społecznej decydowały przywileje stanowe i walory osobiste, aż wreszcie system uległ
skostnieniu i przepływ informacji genetycznej miedzy warnami (później nazwanymi
kastami) został radykalnie przecięty. Odtąd raz i na zawsze definitywnie ustalono,
że członek kasty niższej nie może zasiadać przy jednym stole z członkiem kasty wyższej;
że członek kasty wyższej nie może przyjąć z rąk członka kasty niższej nawet kubka
wody; że członek żadnej kasty nie może zbliżyć się do bramina na mniejszą niż obowiązująca
odległość; że sprzątanie ulic i mieszkań stanowi zajęcie wyłącznie kast
najniższych. Kastom wyższym groziło skalanie, powodujące degradację, nawet jeśli
cień członka kasty niższej padł na reprezentanta wyższej przez przypadek. Dlatego
każde uchybienie przeciwko rygorystycznym przepisom było z reguły karane śmiercią.
Z biegiem czasu drakońskie przepisy nieco
zliberalizowano i kontakty między członkami sąsiadujących ze sobą kast stały się
normą, ale wciąż stosunek erotyczny mężczyzny z kasty niższej z kobietą z kasty
wyższej był karany wrzuceniem obojga do głębokiego dołu, na którego dnie wiło się
mnóstwo jadowitych wężów.
Filozoficzną podstawą systemu kastowego jest
idea transmigracji dusz (metempsychozy, reinkarnacji, metemsomatozy), przekonanie,
że miejsce zajmowane w hierarchii jest określone przez uczynki popełnione w poprzednim
wcieleniu (karman) i nie może być zmienione. Odrodzenie w wyższej kaście, a więc
nieprzedłużanie drogi do zespolenia z Bogiem, wymaga uczynków dobrych, rozumianych
jako akceptacja stanu rzeczy i postępowanie według właściwej dharmy (drogi).
Wszystko w społeczeństwie indyjskim jest
zhierarchizowane, w tym język, postępowanie, potrawy, wypowiedzi itd. Pożywienie
np. dzieli się na wegetariańskie i niewegetariańskie, w obrębie zaś tego drugiego
na najniższym szczeblu znajduje się mięso wołowe i wieprzowe. Spośród napojów do
najpodlejszych zalicza się alkohole, spożywać które (podobnie jak wołowinę i wieprzowinę)
mają prawo tylko członkowie niższych warstw społecznych. Reprezentanci kast wyższych
muszą być wegetarianami i abstynentami, aby zachować czystość rytualną i karmiczną
(losową). Ważne też jest, kto posiłek przygotował, jakiego opału użyto podczas gotowania,
kto pokarm podaje do stołu. Na północy Indii cała żywność jest dzielona na dwie
klasy: „kaccha”, do gotowania której użyto wody, oraz „pakka”, gotowaną na topionym
maśle. Pierwszy rodzaj żywności może być przyjęty wyłącznie z rąk członka własnej
kasty, natomiast należąca do klasy drugiej – tylko z rąk ściśle przepisami określonych
kast. Zasadniczo obowiązuje norma, że nie powinno się przyjmować pożywienia z rąk
warstwy niższej, wolno natomiast z rąk reprezentantów klas wyższych. Na południu
Indii bramin nigdy nie przyjmie wody, a tym bardziej żywności, z rąk przedstawiciela
kasty niższej.
Przynależność do tej czy innej kasty w kolejnych
ponownych narodzinach zależy właśnie od postępowania w tym życiu zgodnego lub nie
z przepisami rytualnymi, dotyczącymi spożywania pokarmów, od stylu życia, poziomu
moralnego, uduchowienia i usposobienia. Kasty są zależne od charakteru ludzi. „Przez własne uczynki staje się braminem, kszatrią,
wajsją, siudrą czy też pariasem”. Dusza wędruje z ciała do ciała, dopóki nie
osiągnie stanu doskonałości, przerwie pasmo wcieleń i wreszcie się połączy z boską
Duszą Wszechświata i w niej się roztopi. Arystokratyczne idee hierarchii oddziałują
także na instytucję małżeństwa i rodziny. Kasty są podzielone na podgrupy, z których
każda zabrania swym członkom zawierać związki małżeńskie z osobami spoza danej grupy.
Obowiązuje w tym względzie ścisła endogamia. W niektórych regionach Indii są dopuszczalne
związki międzykastowe, ale nigdy dziewczyna nie może poślubić członka kasty niższej
niż ta, do której ona sama należy; wolno natomiast wyjść za mąż za reprezentanta
kasty wyższej, dokonując w ten sposób hipergamii czyli awansu społecznego dzięki
zawarciu związku małżeńskiego. W zasadzie obowiązuje jednak prymcypium zawierania
małżeństw w obrębie własnej kasty i podkasty; kto się z tej reguły wyłamuje, zostaje
wydalony ze swej społeczności i spada do niższej lub w ogóle do kasty pariasów.
Dokładne wykonywanie wszystkich przepisów,
obowiązujących w danej kaście, to obowiązek nie tylko społeczny, ale i religijny,
podobnie jak naruszenie któregokolwiek z licznych obowiązków kastowych, to nie tylko
wykroczenie prawne, ale i grzech z punktu widzenia religii.
* * *
Z zasadą hierarchiczności w mentalności indyjskiej
łączy się organicznie wyobrażenie o uporządkowanej wszechjedności wszystkiego co
istnieje (Ryta), i wynikający z niego etyczny obowiązek powszechnej życzliwości.
„Jako lud leśny, Hindusi – w przeciwieństwie
do miejskiego świata antycznego i chrześcijańskiego – nie żyją w pierwotnym północnoeuropejskim
nastawieniu woli na opanowanie i kierowanie przyrodą; nie żyją również, jak Grecy,
w pełnym dystansu podziwie i miłości do jej plastycznych form i postaci, lecz żyją
„w” niej, to znaczy w witalnym odczuciu jedności z nią i z jej widzianym jako uniwersalne
wszechżyciem. Dlatego też nie stawiają człowieka, jeśli chodzi o metafizyczną rangę
i byt, wyżej od zwierzęcia i rośliny – bądź jak Platon i Arystoteles, jako błyszczącego
wierzchołka arystokracji przyrody, bądź jak Żydzi, jako jej „pana” i stworzonego
na podobieństwo Boga jej „króla”, w którego zgodnej z wolą bożą służbie pozostaje
wszelkie inne życie, a nawet istnienie – lecz przestawają ze stworzeniami żywymi,
a także z wyrazem życia ukrytym jeszcze dla nich w świecie nieorganicznym, jak ze
swymi „braćmi”, „towarzyszami”, „przyjaciółmi”, w każdym razie jak równy z równym,
nie w miłości spoglądającej z góry, litościwej (jak choćby w starotestamentowym
„sprawiedliwy lituje się nad swoim bydlęciem”), lecz prosto, oko w oko. Nie istnieje
tutaj metafizyczne oddzielenie – bądź substancjalne, bądź tylko funkcjonalne – ducha
od życia, „osoby” od „cielesnej istoty witalnej”... (Max Scheler, „Istota i formy sympatii”).
* * *
W myśleniu indyjskim od zarania obecna była
idea, że mądrość jest potrzebna człowiekowi nie do szczęścia, bo ona szczęścia nie
daje, lecz – dla niej samej, gdyż jest ona czymś więcej niż tzw. „szczęście” i wszystkie
dobra tego świata. Jest wartością samą w sobie i samą dla siebie.
Uważano tu też, iż złe mówienie lub choćby
tylko myślenie o rodzicach powoduje, że zachorujesz lub umrzesz przed nimi ty sam,
albo twoje dzieci. Gdy zaś rodzice źle mówią lub myślą o swych dzieciach, te zaczynają
chorować i również często umierają przed rodzicami. Myśl bowiem jest potężną energią,
która potrafi wskrzeszać zmarłych i zabijać żyjących.
Mimo swej odrębności religijność indyjska
w niczym nie jest ani mniej subtelna, ani mniej głęboka i wyrafinowana niż żydowska
czy chrześcijańska. Wręcz przeciwnie. Jeden z staroindyjskich traktatów teologicznych
mówi o wierze i niewierze jak następuje: „Jaką
nadzieję mieć mogą ci, którzy opuszczają Boga, choćby nawet przebiegli całą ziemię?
O szaleńcy! Sprawiedliwi, którzy rozmyślali nad tym przedmiotem, mówią nam: Porzućcie
wszystko, oprócz Boga, gdyż wszystko jest cierpieniem. Nie potępiajcie niczego,
co Bóg stworzył. Bóg jest naszym skarbem, pokarmem i podporą. Jego substancja duchowa
zasila wszystkie członki. On naszym władcą, duszą i ciałem. Bóg tak się opiekuje
stworzeniami swymi, jak matka swym dzieckiem. O Boże! Tyś jest prawdą: daj mi ukojenie,
miłość, pobożność i wiarę!” Filozofia indyjska uważała widzialny świat materialny
za „maję”, czyli majak, rojenie, majaczenie na jawie, za rzeczywistość rzekomą,
iluzoryczną, nierzeczywistą. Każde przecież ciało jest zanikającą, przemijającą
chimerą, której los jest zależny od szeregu poprzednich wcieleń, podlega determinacji
karmicznej i, jeśli dręczy je jakaś choroba czy boleść, byłoby grzechem, wykroczeniem
przeciwko Wyższej Przyczynowości usiłowanie uwolnić ciało od cierpień, czyli leczenie
go. Jeśli Los zesłał na kogoś schorzenie, trzeba je odcierpieć i w ten sposób odkupić
przewiny przodków lub własnych poprzednich wcieleń. W ten sposób, poprzez pokorne,
a nawet radosne, znoszenie cierpień, dusza jest leczona, „wyprostowywana” i ratowana
dla dalszego rozwoju i nowych, coraz szlachetniejszych narodzin.
Innymi drogami chadza myślenie ludzi Zachodu,
dla których to raczej dusza jest czymś ulotnym, nieuchwytnym, a nawet niewiadomo,
czy w ogóle istniejącym, ciało zaś czymś jak najbardziej realnym. Trzeba więc dbać
o nie, leczyć każdego człowieka i każdą chorobę, co sprzyja także uzdrowieniu duszy,
gdyż „mens sana in corpore sano”. Obecnie
jest jasne, że te dwa style myślenia o świecie są komplementarne i nawzajem się
uzupełniają. Ludzie Zachodu „idą na Wschód”, poszukują nowych prawd filozoficznych
i etycznych, odchodzą nieraz od własnych wielowiekowych stereotypów intelektualnych
i moralnych zarówno w teorii, jak i w praktyce, dążąc m.in. „do nałożenia zdrowych ograniczeń na nieograniczoną
żądzę grabieży, właściwą białemu człowiekowi”. Ludzie Wschodu zaś modyfikują
idealistyczne paradygmaty swej mentalności i przejmują z Zachodu zainteresowanie
pozytywnym badaniem świata w zakresie nauk, praktycyzm i realizm.
Ciało i dusza stanowią jedność psychofizyczną.
Ciało staje się duszą, a dusza ciałem. Gdy uprawiamy ćwiczenia fizyczne, pościmy,
nie grzeszymy obżarstwem i pijaństwem – pozytywne zmiany zachodzą nie tylko w ciele,
ale i w duszy. Oddalają się z niej szaleństwa, żądze, lęki, smutki. Bywa też tak,
że gdy wyrzucamy z duszy śmieci brudnych uczuć, wyobrażeń, myśli, zamiarów – także
nasze ciało staje się jakby „uduchowione”, jest sprawniejsze, czystsze, ładniejsze,
zaczyna promieniować wewnętrznym światłem
rozumu i godności. Być może więc harmonia rozwoju polega na tym, by jednocześnie
medycyna dbała o ciało, nauka o ducha, a religia o duszę człowieka, i aby wszystkie
te warstwy osobowości współpracowały ze sobą, wspierając się nawzajem, a nie sobie
się przeciwstawiając, jak to często bywało przedtem zarówno w cywilizacjach zachodnich,
jak i wschodnich. Zważywszy jednak, że dusza (w pojęciu metafizyki wieczna, z punktu
widzenia fizyki pola energetycznego znacznie trwalsza niż ciało) ma pozycję priorytetową,
trzeba widocznie dbać przede wszystkim o nią, tak jak czyniła to od tysiącleci cywilizacja
indyjska. Jeśli bowiem człowiek nie będzie leczył swego ciała, lecz odcierpi i odkupi
swe przewinienia, może to odbić się pozytywnie na jego potomstwie, na dzieciach
i wnukach. Ale jeśli – poprzez ból fizyczny – nie uleczy, nie wyprostuje i nie oczyści
swej chorej i wykoślawionej duszy, niczego dobrego nie może spodziewać się dla swych
potomków, którzy będą musieli odcierpieć za to, za co nie odcierpiał ich przodek.
W świetle więc wschodniej mądrości leczenie ciała zawsze i za wszelką cenę nie jest
ani dobre, ani celowe, ani usprawiedliwione. Pomagać i leczyć trzeba, ale czynić
to powinno się tak, aby nie zaszkodzić duszy, która potrzebuje cierpienia dla swego
uleczenia.
Jeśli dusza stanowi swoistą niezniszczalną
strukturę emocjonalno-energetyczno-informacyjną („na początku było Słowo”), leżącą u podstaw bytu osobowego, a ciało jest
niejako „naroślą” na niej, jej „ubraniem” (zwlekanym w akcie umierania), to okazuje
się, że właśnie ona jest najważniejszą i właśnie o nią należy dbać przede wszystkim
(nie ignorując zdrowych i naturalnych potrzeb ciała).
Skrajnością Wschodu jest wszelako dążenie
do uczynienia duchowych podstaw istnienia absolutnie czystymi i nietykalnymi, gotowość
do zniszczenia wszystkiego i wszystkich (w tym całych narodów i ludzkości), o ile
przeczą one modelowi idealnemu. Normalny człowiek Wschodu gotów jest bez namysłu
np. do zlikwidowania jako rażącej anomalii nie tylko homoseksualisty, ale też kogoś,
kto po prostu ma inne zapatrywania polityczne czy filozoficzne. Wschód jest zawsze
gotowy do zabijania ciała w imię ducha. Z drugiej strony skrajnością Zachodu jest
ubóstwianie dóbr materialnych, swych pożądań, chuci, chęci. Owo chutliwe potakiwanie
za wszelką cenę swym apetytom i zachciankom (nawet ewidentnie patologicznym, jak
perwersje seksualne, narkomania i alkoholizm) prowadzi nieuchronnie do rozpasania,
demoralizacji, rozbicia rodzin, narodów, kultur i państw. Zachód gotów jest zabijać
ludzi – a to zarówno ich dusze, jak i ciała – byle tylko zadośćuczynić swym niepohamowanym
żądzom. To zaś jest droga do nikąd. Być może więc powoli dojrzewa czas do syntezy
tych dwu filozofii życia, do tego, by ludzkość, odrzucając skrajności, uniknęła
śmiercionośnego konfliktu jednostronności i potrafiła wejść na drogę, wiodącą do
syntezy tego, co dobre we wszystkich cywilizacjach świata.
Na marginesie wypada zaznaczyć, że
cywilizacje powstają, rozwijają się, żyją, a następnie gasną i powoli zanikają
lub ulegają gwałtownej zagładzie na skutek podboju lub straszliwej klęski
żywiołowej. Wyjątek stanowią cywilizacje indyjska i chińska, które przetrwały
po około osiem tysięcy lat, niejednokrotnie przeżywając długotrwałe okresy
rozkwitu i zmieniające je dziesięciolecia zastoju, po których ponownie
następowało odrodzenie, wzrost i rozwój.
* * *
Myślenie religijne kapłanów indyjskich jest
inne niż chrześcijańskich. Hinduscy bramini np. twierdzą, że piekło, o którym wspominają
„Wedy”, miało raczej jedynie odgrywać
rolę straszaka dla wymuszenia na ludziach wykonywania obowiązków moralności. Piekło
to nie jest według nich nic innego jak tylko świadomość zła oraz tych niedobrych
następstw, które nieuchronnie po grzesznych czynach następują. Pisarz starożytny
Tymeusz przeprowadzał paralelę między filozofią a medycyną: „Jak czasami leczymy ciało niezdrowymi lekarstwami,
kiedy najzdrowsze nie wywołują pożądanego skutku, tak też powstrzymujemy złe umysły
fałszywymi twierdzeniami”. Skoro rozum i mądrość nie potrafią kierować kobietami
i szarym tłumem – jak to określa K. Graves w „Biografii Szatana” – to trzeba im napędzić obaw sugerując wyobrażenia
o straszliwych karach dla grzeszników po śmierci, „poszczuć” ich, jak nie panem
Bogiem, to Szatanem. Najdawniejsze księgi religijne różnych narodów zawierają te
elementy straszenia, (raz Belzebubem, to znów Haszemem), kapłani bowiem dochodzili
do wniosku, że w ten tylko sposób można pokierować ciemnogrodem. A jednak już w
epoce przedchrześcijańskiej wielu myślicieli otwarcie wskazywało na bezpodstawność
i amoralizm tego rodzaju pogróżek. Dla Cycerona teorie o karach ścigających zbrodniarza
na tamtym świecie były „głupimi bajkami”,
dla Plutarcha – „baśniowymi opowieściami”.
Seneka zaś pisał: „Rzeczy, czyniące okolice
piekielne strasznymi, jak to: ciemności, rzeka płonącego ognia, wreszcie sąd Boży,
są bajkami, którymi bawią się poeci, napawając nas tylko próżnym strachem”. W
hinduizmie ta prawda była od początku znana wszystkim ludziom.
Bóg Indów jest bezosobowy jako rozlany we
Wszechświecie wszechobecny i stwórczy Rozum – Brahman. To bezosobowy Absolut, któremu
odpowiada jednostkowa nieśmiertelna jaźń człowieka zwana „atmanem”. Deussen wyprowadza
słowo „Brahman” od „barh” – „wezbranie”, to jest modlitewne uniesienie pojmowane
jako „wola człowieka dążąca wzwyż do tego,
co święte i boskie”. W sanskrycie istnieje tysiąc „świętych imion Boga”,
który się manifestuje w postaci różnych żywiołów i sił. (Dyplomowani ignoranci
z Europy i Ameryki uważają, że to imiona różnych „bóstw”!). Według tradycji hinduskiej
dusza ludzka nie umiera wraz z ciałem, lecz przebywa kolejne wcielenia zwane „sansarą”.
O tym, w jaką istotę wcieli się nasza dusza po śmierci, decyduje bilans wcześniejszych
uczynków, czyli – „karman”. Jeśli prowadziło się życie zgodne z regułami zawartymi
w świętych księgach hinduizmu, dusza zmarłego przesiedla się o jeden stopień wyżej
i tak – jeśli nie obniży lotu – aż do zatracenia osobowego (i osobnego)
istnienia, do zlania się z Absolutem, co jest wymarzonym ideałem.
Tak więc po śmierci dusza wychodzi z ciała,
jak więzień z celi, ale nie wyrusza do nieba, jak to sobie wyobrażają żydzi, muzułmanie
i chrześcijanie, lecz niebawem wsiedla się w dopiero co rodzącą się istotę; nie
koniecznie ludzką. Dusza mordercy wchodzi w ciało psa, dzika, osła, wielbłąda, byka,
kozła; dusza pijaka – w ciało dżdżownicy, owada, ptaka odżywiającego się nieczystościami,
świni; dusza okrutnika – w ciało zwierząt łaknących zakrwawionego mięsa, np. kotów,
tygrysów. Po milionach lat wędrówki dusza może trafić do Boga, połączyć się z nim
i zakończyć cykl metemsomatozy w chwili zatracenia bytu indywidualnego.
W Indii uważano, że dzieci biorą na siebie,
przejmują karmiczne (losowe) uwarunkowania (obciążenia lub osiągnięcia) rodziców,
podpadając pod te same grzechy, nieszczęścia i choroby, ale w specyficzny sposób.
Jeśli np. jakaś żona złośliwie zdradzała swego męża, to jej ukochany syn będzie
złośliwie zdradzany przez swą żonę. Praktyka życiowa wykazuje, że te wyobrażenia
nie są pozbawione podstaw. Rodzice mogą jednak ratować swe dzieci, obdarzając je
najszczerszą miłością i otaczając modlitwą. Stąd przekonanie o tym, że matczyna
modlitwa (również jeśli matka jest grzeszna) ratuje dzieci nawet z piekła. Od pewnego
momentu grzeszni rodzice powinni też zupełnie i definitywnie zerwać ze swą niechlubną
przeszłością. Jeśli jednak to nie zachodzi, to dzieci, obciążone przeklętą karmą
rodziców, mogą pomóc sami sobie pielęgnując w swoim życiu głęboką wiarę i cześć
dla Boga, jak też życzliwość dla ludzi, łagodność, uczciwość, dobroduszność, absolutne
niepotępianie kogokolwiek za cokolwiek. Dzieci muszą zrewidować rodzicielski stosunek
do życia, przejąć od nich tylko to, co dobre, i wysiłkiem woli wypełnić swe serce
życzliwością, dobrocią i wiarą.
W Indii podstawowym tematem rozmyślań był
dylemat życia i śmierci oraz drogi ratowania duszy przed zatraceniem. Znaleziono
ją: przez nieprzerwane i żmudne samodoskonalenie się – do „nirwany”, czyli stanu
pełnego spokoju i świętości. W dawnej kulturze hinduskiej istniała triada podstawowych
celów życiowych, do których warto dążyć. Na pierwszym miejscu stała „dharma” czyli
żywot cnotliwy, godny i bogobojny; na drugim „artha” – dobrobyt materialny, osiągany
uczciwie; na trzecim „kama” – szczęście osiągane przez miłość rozumianą szeroko
jako rodzaj świadomego, opartego na niezmiennej życzliwości, stosunku do wszystkiego,
co człowieka otacza.
* * *
Czas dla Hindusa nie ma charakteru linearnego,
nie biegnie od „było” poprzez „jest” do „będzie”, lecz stanowi rodzaj kołowrotu,
wiecznego powrotu tego samego, a postęp jest ułudą. Jest to światopogląd subtelny
i wyrafinowany, tylko incydentalnie niektórzy myśliciele Zachodu zbliżają się do
wyobrażeń tego rodzaju (Arthur Schopenhauer, Friedrich Nietzsche, Rudolf Steiner,
Wincenty Lutosławski, Mikołaj Roerich). „Zachodnia
postawa wyższości, jaką przybieramy wobec poglądów hinduskich, cechuje naszą barbarzyńską
istotę, która daleka jest jeszcze od tego, żeby choć przeczuwać niezwykłą głębię
zawartych w nich myśli i ich zdumiewającą słuszność psychologiczną. Ciągle jeszcze
jesteśmy tak niewychowani, że potrzebujemy praw z zewnątrz, a ponadto tresera lub
ojca, aby wskazał nam, co jest dobre, i abyśmy, dzięki temu, mogli czynić, co należy”
(Carl Gustav Jung, „Rebis czyli kamień
filozofów”).
Podstawowy wymóg etyki hinduskiej to zachowanie
równowagi ducha, samoopanowania i olimpijskiego spokoju w każdej sytuacji. Powinno
się umieć rozumnie przystosowywać do zmiennych i przemagających okoliczności zewnętrznych.
Mit indyjski przekazuje dzieje młodego boga Kriszny, który tocząc w rzece daremną
walkę z oplatającym go kosmicznym wężem, symbolem uniwersalnego związku przyczynowego,
na okrzyk swego boskiego ojca, by pamiętał o swej boskiej naturze, wyzwala się z
wrogich splotów węża – tak lekko, jak kobieta wyciągająca dłoń z rękawiczki – dzięki
temu właśnie, że każdą cząstką swego ciała zaczął elastycznie dopasowywać się do
ruchów potwora; poddając się im całkowicie pozostał sobą i zachował autonomię swego
istnienia. Gdyby się nadal borykał, przegrałby haniebnie, gdyż nikt nigdy nie wygrywa
walki ze swoim losem; ale każdy może z godnością poddawać się jego wyrokom i go
z honorem znosić.
Ideał wyzwolenia się od zewnętrznych uwarunkowań
nie musiał koniecznie być sprzeczny z życiem w społeczeństwie. Nie sposób jednak
żyć w ludzkiej społeczności i być całkowicie od niej wolnym, powinno się po prostu
ściśle stosować do zasad dotyczących swej klasy socjalnej. Na przykład rycerz żyje
w zgodzie ze swą „dharmą”, jeśli zabija tylko na wojnie (ale i na niej stosuje się
do surowych przepisów prowadzenia walki, dąży do postępowania szlachetnego, do minimalizowania
cierpień także przeciwnika). Cnotliwy rybak nie krzywdzi innych istot prócz ryb,
do łowienia których zobowiązuje go jego pozycja społeczna. W tradycyjnej etyce indyjskiej
obowiązywały nakazy niekrzywdzenia (także w stosunku człowieka do zwierząt), bezwarunkowej
życzliwości, prawdomówności, uczciwości, nieuzależniania się od bogactwa, panowania
nad zmysłowością. Czandra Dasgupta, myśliciel indyjski, pisze, iż ten, kto dąży
do mądrości: „Jest jednakowy dla tych, którzy
czynią mu dobro, i do tych, którzy czynią mu zło. Okazuje życzliwe zainteresowanie
każdą osobą na właściwy jej sposób: z dziećmi się bawi, z dorosłymi jest poważny,
wesołym kompanem – dla młodzieży, współczujący w smutku – dla człowieka cierpiącego.
Jest rozumny, miły i kochający wszystko, z czym się zetknie”.
W słynnym dziele Maharishi Patandżali’ego
„Jogasutra” (II wiek p.n.e.) czytamy charakterystyczne
zdania: „Kto zachowuje równowagę ducha w życiu
i umieraniu, w szczęściu i nieszczęściu, w zysku i w stracie, w miłości i w nienawiści,
ten będzie zbawiony. Kto do niczego nie dąży i niczym nie gardzi, kto wolny jest
od przeciwieństw, czyja dusza nie zna namiętności, ten jest zbawiony bez reszty.
Kto
nie czyni ani słusznie, ani niesłusznie, i porzuca nagromadzony w poprzednim istnieniu
skarb (dobrych i złych) czynów, czyja dusza uspokaja się, kiedy zanikają pierwiastki
cielesne, kto wolny jest od przeciwieństw, ten będzie zbawiony.
Pełne
tysiąc lat rozkoszowałem się rzeczami zmysłowymi, a jednak ciągle od nowa budzi
się we mnie ich pożądanie. Dlatego chcę się ich wyrzec i mego ducha skierować ku
Brahmie; obojętny na przeciwieństwa i wolny od poczucia „ja”, chcę błąkać się wraz
z dzikimi zwierzętami.
Dzięki
czci dla wszystkich istot, dzięki życiu ascetycznemu, dzięki opanowaniu siebie i
brakowi pragnień, dzięki ślubowaniu i nienagannemu życiu, dzięki równowadze ducha
i znoszeniu przeciwieństw udziałem człowieka stanie się rozkosz w pozbawionym właściwości
Brahmie.
Kto
wolny jest od pychy i zaślepienia, i przezwyciężył błąd związania się z czymkolwiek,
kto pozostaje wierny najwyższemu atmanowi, czyje pragnienia wygasły, kto pozostaje
nietknięty przez przeciwieństwa przyjemności i bólu, ten, wolny od zaślepienia,
dotrze do owego nieprzemijającego miejsca.
Bóg,
Stwórca wszelkich rzeczy, wielka jaźń, co zawsze zamieszkuje w sercach ludzi, jest
postrzegany przez serce, duszę, ducha; kto o tym wie, osiąga nieśmiertelność. Kiedy
światło zgaśnie, wtedy nie ma dnia i nocy, ani bytu, ani niebytu...
A
to światło, które świeci nad tym niebem, wyżej niż wszystko, wyżej niż cokolwiek
w najwyższym świecie, ponad którym nie ma żadnych innych światów, jest tym samym
światłem, które jest we wnętrzu człowieka... (...) Jak ziarnko ryżu, lub jęczmienia,
lub prosa, czy też jądro ziarnka prosa, taki jest ten duch we wnętrzu jaźni, złocisty
jak płomień bez dymu; i jest on większy niż niebo, większy niż przestrzeń, większy
niż ta Ziemia, większy niż wszystkie istoty. Jest on duszą życia, jest on moją duszą;
stąd do niego, do tej duszy pójdę umierając”...
Zdawanie sobie sprawy z powyższych prawd
stanowi rdzeń mądrości. Natomiast według Patandżali’ego niewiedza (avidya) polega na tym, że to, co
przemijające, nieczyste, bolesne i bezduszne, uważa się za wieczne, czyste,
szczęśliwe i duchowe – i w ten sposób schodzi się na manowce życia doczesnego,
na jego miraze, iluzje i złudzenia. Asceza i medytacja połączone z uprawianiem
ćwiczeń jogi umożliwiaja uwolnienie się z tych błędów. [Wypada w tym miejscu
zaznaczyć, iż systemy fizycznych ćwiczeń jogistycznych są w dużym stopniu
rasowo zdeterminowane, ponieważ to właśnie mieszkańców półwyspu Hindustanu i
terenów przyległych cechuje tzw. hipergiętkość stawów, umożliwiająca
przyjmowanie najbardziej złożonych konfiguracji członków ciała, podczas gdy u innych
ras ta cecha stanowi rzadką anomalię i uprawianie jogi jest dla nich raczej
niewskazane, a w każdym razie bardzo trudne].
* * *
Wielkim zwolennikiem filozofii indyjskiej
był genialny Europejczyk Arthur Schopenhauer, który też zapożyczył z myśli Indii
ideę doktryny o świecie jako o woli i przedstawieniu. On też pisał w swym podstawowym
dziele: „Teoretycznie można przyjąć trzy skrajności
w życiu ludzkim i traktować je jako elementy rzeczywistego życia człowieka. Po pierwsze,
potężne pragnienia, wielkie namiętności (Radża-Guna). Występują one u wielkich charakterów
historycznych, pokazują je epopeja i dramat; ale mogą się też pokazać na małą skalę,
bowiem miarą wielkości ich przedmiotów jest tu tylko stopień, w jakim poruszają
wolę, a nie stosunki zewnętrzne. Następnie, po drugie, czyste poznanie, ujmowanie
idei, uwarunkowane przez uwolnienie poznania od służby woli: życie geniusza (Satwa-Guna).
Wreszcie, po trzecie, całkowity letarg woli, a zarazem związanego z nią poznania,
pusta tęsknota, nuda, która życie zamienia w kamień (Tama-Guna). Życie jednostki,
któremu daleko do tego, by trwało w jednej z tych skrajności, rzadko tylko ich dotyka,
a przeważnie zbliża się tylko nieco i z wahaniem, skłaniając się w tę lub ową stronę
– biedne, ubogie pragnienie małych przedmiotów, stale powracające i w ten sposób
unikające nudy” (Arthur Schopenhauer, „Świat
jako wola i przedstawienie”, t. 1) Nawiasem mówiąc, jak napomknęliśmy powyżej,
u niektórych filozofów Europy da się zauważyć przebłyski myślenia „indyjskiego”,
jak np. w owych zdaniach z drugiego tomu dzieła „O Państwie Bożym” Św. Augustyna: „Wola jest w nich wszystkich, a raczej wszystkie one są niczym innym jak
przejawami woli. Bo i czymże jest pożądanie i radość, jeśli nie wolą zostającą w
zgodności z tym, czego chcemy? A czymże jest bojaźń i smutek, jeżeli nie wolą zostającą
w niezgodzie z tym, czego chcemy?”. Tych zdań wielkiego filozofa chrześcijańskiego
nie powstydziłby się żaden poważny mędrzec Indii... Przeważnie jednak jest tak,
iż umysł indyjski na bardzo swoistych drogach uzyskuje tak niespodziewane intuicje,
że są one zupełnie niepojęte dla europejskiego stylu myślenia, który dopiero po
mozolnym wysiłku zaczyna pojmować te czy inne niuanse filozofii znad Gangesu.
* * *
Oczywiście, niektóre elementy wyobrażeń i
zwyczajów indyjskich zawsze wydadzą się Europejczykowi czymś dziwnym, a nawet dziwacznym.
W starożytnej Indii np. dowódca wojsk, zanim udał się na czele swych oddziałów na
wyprawę wojenną, musiał pójść do świątyni i odbyć (w najbardziej wymyślnych pozach)
stosunek płciowy z czterema kapłankami, uosabiającymi cztery żywioły, z którymi
będzie walczył: ogień, wodę, ziemię i powietrze. Uważano, że „pieprząc” je, symbolicznie
je profanuje, pokonuje i poddaje sobie. Choć przecież jasne, że „wyjałowienie” fizyczne
i psychiczne po takich harcach bywało raczej przeszkodą w późniejszej walce i wcale
nie potęgowało potencjału intelektualnego, tak przydatnego u dowódcy na polu walki.
Z drugiej strony jednak, w wielu księgach
dydaktycznych Indii spotykamy mnóstwo idei, myśli, spostrzeżeń, „olśnień” absolutnie
zrozumiałych i bliskich każdemu człowiekowi, niezależnie od tego, na jakim kontynencie
mieszka, do jakiej kultury należy i jakim językiem mówi. Bierzemy oto poemat „Kirata” i znajdujemy w nim następujące sformułowania:
– „Uważaj
na uprzejmą mowę wrogów. Jeleń idzie na śmierć, nie znając sensu nawołujących krzyków
myśliwego.
–
Uprzejmość w obejściu z kobietą, szacunek dla ludzi godnych uszanowania, męstwo
przed wrogiem, uszanowanie dla starszych, szacunek do obrzędu przed ludźmi pobożnymi,
ustępliwość wobec znających nasze słabości, wszelka uprzejmość przed dumnymi, chytrość
w stosunku do łotrów – oto wszystkie osiem cnót mężczyzny.
–
Nie ufaj temu, kto tobie nie ufa; nie ufaj i temu, kto tobie ufa. Niebezpieczeństwo,
wynikające z ufności, podcina ludzi w samym korzeniu. Coś powinien mąż ukrywać przed
żoną, coś przed krewnymi i dziećmi. Mądry niech mówi z wielką ostrożnością, po namyśle,
czy warto, czy nie warto w ogóle coś powiedzieć.
–
Idą na zgubę ci głupcy, którzy nie są chytrzy z chytrymi; takich łotry do zguby
prowadzą...
–
Nie wolno być łatwowiernym, nie powinno się wierzyć temu, czego się nie widziało
na własne oczy.
–
W towarzystwie ludzi niskich nie ujrzy człowiek nic dobrego.
–
Łajdak i przed najlepszym przyjacielem ukazuje siebie nie takim, jakim jest.
–
Osobnik nikczemny potrafi tylko psuć, nie zaś załatwiać cudze sprawy. Mysz przegryzie
kosz z żywnością, ale go nie naprawi”.
* * *
Klasyczne i najstarsze dzieło pisane kultury
indyjskiej ma nazwę „Weda” (albo „Wedy”) czyli „wiedza” w liczbie mnogiej (tak jak w archaicznym języku białoruskim:
„wieda”, „wiedy”). Stanowią one jeden z najstarszych pomników literackich ludzkości,
w postaci skończonej wystąpiły około 2000 roku przed narodzeniem Chrystusa i
objętościowo są sześciokrotnie obszerniejsze niż „Biblia” chrześcijan. Zawierają też nieprzebrane skarby wielkiej
mądrości. Historycy indyjscy twierdzą, że pierwsze redakcje tego dzieła istniały
już w szóstym tysiącleciu p.n.e., czemu trudno byłoby się dziwić, ponieważ wówczas
już od tysiąca lat istniała w dolinie Indusu zaawansowana cywilizacja i
dwanaście świętych miast, zachowanych do dziś. Celem „Wedy” – jak pisze A. Ch. Bhaktiwedanta Swami Prabhupada – jest poznanie
osobowości Boga, „obudzenie boskiej świadomości
w skłonnych do zapominania żywych istotach. Ten sam cel w różny sposób jest wyrażony
we wszystkich Pismach świata, żeby głupcy mogli rozumieć. Okazuje się, że ostatecznym
celem wszystkich religii świata jest niesienie ludziom pomocy, aby wrócili z powrotem
do Boga”...
Jeśli wierzyć „Wedom”, to zmysłowość, lubieżność, chuć stanowi najgorszą przeszkodę
dla rozumu poszukującego prawdy, jest też podstawową przyczyną materialistycznego
zniewolenia ludzi. Przypomnijmy garść myśli z tej wielkiej księgi mądrości.
– „Pewna
jest śmierć dla narodzonych i pewne są narodziny dla zmarłych.
–
Kto nie ma własnego poznania, a jest tylko wielce uczony, „osłuchany”, ten nie zna
sensu nauk duchowych, tak jak łyżka nie zna smaku zupy.
–
To, co złe, nie jest jeszcze złe, wszyscy widzą jego ohydę; obojętność – oto co
złe, posiada ona bowiem pozory dobra.
–
Bogactwa tego, który daje, nie pomniejszają się.”
Złem jest twarde serce wobec człowieka głodnego;
złem – zażywanie przyjemności, gdy inni cierpią; złem z definicji – cudzołóstwo,
kłamstwo, gry hazardowe, gniew, zawiść, nienawiść, chciwość.
– „Nigdy mędrzec się nie gniewa, ani trwoży się,
ni nudzi,
Nienawiścią nie zapłonie, ni
radością się nie łudzi.
Choć fortuny cios weń wali,
mędrzec nigdy się nie żali.
Zawsze w cnocie mocno wryty,
żyje wedle praw natury,
Niewzruszony jako szczyty Himalajów
święte góry
(...)
Razem z złota rozrostem miłość
złota w nas rośnie,
Jak bykowi, co rośnie, rosną
rogi o wiośnie”.
Natomiast o kobiecie jeden z tekstów wedyjskich
wyraża się w sposób następujący:
„Niczego – nawet w głębi swego
domu –
Nie powinna czynić z własnej
woli.
W dzieciństwie poddana ojcu,
W młodości – mężowi,
A gdy mąż umrze – swoim synom.
Niechże nigdy nie ma woli własnej,
Aby sama siebie nie zgubiła.
Niech zawsze będzie pogodna
I zręczna w domowej swej pracy.
Niech naczynia jej błyszczą
czystością,
Ręka niech sakiewkę mocno ściska.
Jej pan, który ją pojął według
świętego obrzędu,
Błogosławieństwem zawsze jest
dla swojej żony
Zarówno na tym, jak i na tamtym
świecie.
Choćby nieokrzesany był, choćby
lubieżny,
Chociażby nie miał zgoła żadnych
cnót,
Rozumna żona niechaj w każdej
chwili
Czci swego męża.”
O powszechnej zaś pladze wszystkich cywilizacji,
o pijaństwie, w jednym z wierszy indyjskich czytamy następujące słowa:
–
„Pijaka sam diabeł judzi,
By na umór pił
I zakałą był wśród ludzi,
Pijaka sam diabeł judzi.
Choć się w nim sumienie budzi,
Brak do walki sił. –
Pijaka sam diabeł judzi,
By na umór pił”.
* * *
Warto podkreślić, że w ciągu kilku tysiącleci
swego rozwoju filozofia indyjska wytworzyła szereg koncepcji i teorii polemicznych
do siebie nawzajem, co stanowi jedną z najcenniejszych cech tej niezmierzonej kultury,
na której przykładzie widzimy, ze myśl ludzka porusza się jakby wahadłowo, od skrajności
do skrajności, od idealizmu do materializmu, od perfekcjonizmu do hedonizmu, od
autorytaryzmu do liberalizmu i odwrotnie. Między rozwojem gospodarczym (materialnym)
a duchowym istnieje pewna przestrzeń swobodna. O ile w pierwszej sferze w normalnych
warunkach, nie zakłócanych jakimikolwiek kataklizmami przyrodniczymi lub socjalnymi,
rozwój ma charakter linearny, przebiegający od stanów mniej skomplikowanych i mniej
doskonałych, czyli niższych, ku coraz to bardziej złożonym, wyrafinowanym i wyższym,
o tyle w sferze ducha, a także w dziedzinie wyobrażeń i instytucji politycznych
działa prawo, które można byłoby nazwać „prawem euforii i zmęczenia”. Każde bowiem
społeczeństwo w każdym okresie swego istnienia oscyluje między stanem dynamicznym
a apatycznym, miedzy uniesieniem a rozczarowaniem, entuzjazmem a obojętnością, podobnie
jak między liberalizmem a autorytaryzmem. Gdy po pewnym czasie jeden stan zaczyna
ludziom ciążyć, zaczynają dążyć do przeciwstawnego i wówczas powracają, są reanimowane
idee, tej zmianie służące. W długotrwałych dziejach Indii daje się zaobserwować
wielokrotny ruch wahadła filozoficznego, politycznego, religijnego, kiedy to stan
świadomości społecznej przechodził w swe przeciwieństwo.
Tak np. w VI wieku p.n.e. powstał w tym kraju
filozoficzny system lokajaty, zdecydowanie przeciwstawiający się sakralnej myśli
„Wedy”. Była to doktryna na wskroś materialistyczna,
w której za jedynie realne uważano cztery pierwiastki (żywioły): wodę, powietrze,
ogień oraz ziemię. Z połączenia tych pierwiastków w różnych proporcjach miało powstawać
wszystko, co istnieje. Zwolennicy lokajaty uważali, iż nie istnieje żaden inny świat
poza materialnym, widzialnym; że nie ma ani Boga, ani życia pozagrobowego, ani wędrówki
dusz, ani nawet samej nieśmiertelnej duszy, ani nagrody za czyny dobre, ani kary
za złe. Czarwaki, założyciel tego ruchu umysłowego, człowiek niewątpliwie wielkiej
uczoności i rozumu, twierdził, że materia stanowi jedyną formę istnienia świata,
że śmierć stanowi definitywny kres ludzkiej egzystencji, a poza życiem ziemskim
nie ma żadnego innego. Żyje się raz i dlatego powinno się żyć dobrze, czyli godnie
i szczęśliwie. Warto przeżyć wszystko, co jest cenne i warte doświadczenia, tylko
w życiu bowiem można być szczęśliwym. Po śmierci nie ma ani radości, ani szczęścia,
ani przyjemności. Czarwaki pisał: „Żyjcie
radośnie, dopóki dane jest wam żyć: nikt nie ujdzie badawczemu oku śmierci”. Największymi
wartościami dostępnymi człowiekowi są: radość, szczęście i miłość. Trzeba więc je
zdobywać. I nie musi się przy tym obawiać przykrości, gdyż choć po przyjemności
może nastąpić cierpienie, to jednak natężenie przyjemności przewyższa na ogół natężenie
przykrości. Powinno się brać życie takim, jakim ono jest, i mężnie znosić nieuniknione
cierpienia; jeśli zaś idzie o przyjemności, należy je z radością przyjmować i się
nimi cieszyć. „Jedynym celem życia jest rozkoszowanie
się przyjemnościami. I nie należy twierdzić, że jest to pogląd niesłuszny, bo przyjemności
rzekomo są zmieszane z przykrościami. Przykrości i tak są w życiu obecne. Należy
więc korzystać z przyjemności, które są nam dostępne, i unikać w miarę możności
towarzyszących im cierpień”. Źródłami przyjemności mogą być: stosunki rodzinne,
przyjaźń, praca. „Dobra robota” daje wręcz szczęście. Powinniśmy pracować, abyśmy
osiągnęli pełnię zadowolenia z życia; nie pracują tylko głupcy i niedołęgi.
Lokajata – uderzająco podobna do europejskiego
epikureizmu filozoficznego – była ostro zwalczana przez wszystkie kierunki idealistycznej
myśli indyjskiej, a jej zwolennicy byli nieraz prześladowani przez władze świeckie.
* * *
Jednym z wielkich wytworów umysłowości indyjskiej
jest „Mahabharata”, dzieło ośmiokrotnie
obszerniejsze niż „Iliada” i „Odyseja” razem wzięte, w jakimś sensie
jednak podobne pod względem treści do tych słynnych eposów Homera. Ostatecznie ten
tekst ukształtował się prawdopodobnie około X wieku przed nową erą; jedni widzą
w nim zlepek różnych tematów, koncepcji i stylów, inni – dzieło jednolite, harmonijne
i doskonałe. W każdym bądź razie jest to dzieło gigantyczne, największe w
pisarstwie powszechnym, liczące ponad 100 tysięcy dwuwierszy, ujętych w 18 ksiąg.
Podobnie jak „Biblię”, „Talmud” czy środkowoazjatycki
„Monas”, aryjską „Mahabharatę” („Księgę dla
królów”) tworzyły liczne pokolenia mędrców, poetów, uczonych,
mistyków, pisarzy, nauczycieli. Treścią zewnętrzną, historyczną tego dzieła jest
walka dwóch pokrewnych rodów książęcych – Kuru i Pandu – o panowanie nad północno-wschodnią
częścią Indii. Wojna ta, często krwawa i bezwzględna, kończy się klęską rodu Kuru
i triumfem rodu Pandu. Nie to jednak stanowi o istotnej treści „Mahabharaty”, lecz wielka w niej ilość pięknych,
nadzwyczaj głębokich wątków filozoficznych, etycznych, teologicznych, naukowych,
historiozoficznych, psychologicznych, składających się na nieprzebraną skarbnicę
mądrości tego wielkiego narodu. Ten epos jest wykwitem ducha braminizmu, którego
wyznawcy zgromadzili i usystematyzowali bezmiar treści duchowych i moralnych. Obok
„Ramajany” stanowi „Mahabharata” nie tylko najpiękniejszą perłę
literatury indyjskiej, ale i jedno ze szczytowych osiągnięć duchowych całej ludzkości.
Oto garść idei zawartych w tym wiekopomnym dziele:
– „Człowiekowi,
którego Bóg skazał na zatracenie, odejmuje On rozum, aby nie pojmował, gdzie jest
dobro.
–
Kogo starzy ludzie uczą, a on nimi gardzi, jest skazany na zagładę.
–
Kto nie cieszy się w szczęściu, nie smuci się w biedzie i twardy jest w walce –
ten jest ozdobą świata.
–
Gdzie i kto widział czy słyszał o skłonności do czystej żywności u kruka, o uczciwości
u gracza, o miłosierdziu u żmii, o zadowoleniu u kobiety, o męstwie u eunuchów,
o rozsądku u pijanic, o życzliwości ze strony władzy?”
Człowieka wścibskiego, żądnego bogactw i
natrętnego często spotyka los owej przysłowiowej myszki, która całą noc trudziła
się, aby przegryźć dno koszyka, a gdy wreszcie dopięła swego i dostała się wewnątrz,
została pożarta przez znajdującą się tam głodną żmiję, która z kolei umknęła przez
tenże otwór na wolność. W „Mahabharacie” znajdziemy
również klasyczną maksymę etyczną, głoszącą: „Nie czyń, drugiemu człowiekowi, co tobie niemiłe”. Pochwala się w niej
prawość, umiarkowanie jako unikanie krańcowości, łagodność. Także człowiek sprawiedliwy
zyska wszelkie nagrody, podczas gdy niesprawiedliwy zostanie ukarany. Jednakże,
jak zauważają autorzy dzieła, los ma pewną niezgłębioną tajemnicę: nieraz zły bywa
szczęśliwy i żyje długo, a dobrego trapią nieszczęścia i umiera przedwcześnie. Lecz
trzeba czekać i patrzeć końca; zamysły Opatrzności Bożej są dla ludzi wielką tajemnicą.
–
„Jak śpiewak nie chce śpiewać dla głuchych
słuchaczy,
Tak mędrzec słów dla głupców
marnować nie raczy.
Nienawiści nie czuj do nikogo,
nie oczekuj swych działań wyniku,
Nie pożądaj niczego na ziemi:
te trzy prawdy miej w sercu, pątniku.
Kochamy, co nam miłe, chociaż
klęsk udziela,
Czcimy ogień, choć dom nasz
nieraz w pył spopiela.
Burza nie dotknie błahej trzciny,
co wciąż się chwieje wśród równiny,
Lecz w dąb wysoki wciąż uderza
i ciosy w szczyty gór wymierza”.
Siła idzie przed prawem, albowiem prawo jest
siłą, ale gdy silny siłę utraci, wszystkie siły i wszystkie prawa zwrócą się przeciw
niemu.
– „Los
to nic innego jak suma naszych czynów.
–
Żądze nasze nie mogą w istocie być zaspokojone, ale jeśli je zdeptać, to staniemy
ponad ich treścią i zyskujemy spokój ducha.
–
Kto duszę swoją oddaje podszeptom zmysłów, tego rozum zostaje przez nie porwany,
jak okręt na wzburzonych falach oceanu.
–
Opanuj na drodze rozmyślań trzepocące się żądze; w spokoju pogrążony nie zwracaj
na nie uwagi.
–
Mędrzec pilnie zbiera, jako żniwiarz kłosy, na wszystkich polach świata – wielkich
myśli głosy.”
* * *
„Upaniszady”
to kolejny gigantyczny zbiór
ponad 200 dzieł filozoficznych, zredagowanych w formie rozmów nauczyciela z uczniami
(jak dialogi Platona czy Fontenelle’a). Sama nazwa „upaniszada” znaczyła
pierwotnie „siedzenie (ślęczenie) u stóp pana (nauczyciela)”, czyli uważne
wsłuchiwanie się w głoszoną przez osoby natchnione mądrość. Powstały one prawdopodobnie
w okresie około VIII – III wieku p.n.e. i należą do najgłębszych dzieł filozofii
powszechnej. Czytamy w tych świętych tekstach głębokie rozważania o pierwiastku
boskim („Brahmanie” i „Atmanie”) następujące zdania: „Nie ogarniesz Go ani myślą, ani wzrokiem, ani mową... „On jest!” – tylko
tym wyrazem, a nie inaczej, ogarnąć Go możesz. „On jest!” – kto Go tak ogarnia,
temu istota jego będzie jasna...
Wszystko
jest Brahmanem. Niechaj człowiek rozważa świat widzialny jako poczęty, skończony
i oddychający w Brachmanie. Istota rozumna, której ciało jest duchem, którego kształtem
jest światło, którego myśli są prawdziwe, którego natura podobna eterowi wszechobecnemu
a niewidzialnemu, z którego powstały wszystkie twory i wszystkie energie pragnień,
z którego pochodzą wszystkie słodkie zapachy i smaki – Ten, który ogarnia wszystko,
który nigdy nie mówi i nigdy nie był zaskoczony, On jest moim „ja” we wnętrzu serca,
mniejszy od ziarna ryżu, mniejszy od ziarna orkiszu, mniejszy od ziarnka gorczycznego,
mniejszy od nasienia kanaru. Lecz On także jest moim „ja” we wnętrzu serca, większy
od ziemi, większy od sklepienia niebios, większy od wszystkich światów. To jest
Brahman; wyszedłszy z Niego, osiągnę Go” („Czandagya” III,
14). „Byt powszechny – Brahman – choć niewidzialny,
tak mieszka w nas, jak sól w wodzie”, – obecna, lecz niewidoczna.
W upaniszadzie „Talawkara” (I, 1-9) uczeń pyta:
– „Za
czyją to wolą myśl powstaje? Za czyim nakazem oddech działa? Za czyją sprawą język
mówi? Jaki to Bóg kieruje okiem lub uchem?”
– „Ten,
który jest uchem ucha i okiem oka.
–
Ależ oko tam nie sięga, ani myśl, ani mowa. Nie pojmuję, jak można uczyć takich
rzeczy!
–
On jest różny od wszystkiego, co nam jest znane, On stoi ponad wszelką wiedzą. Ten,
którego nie można wyrazić mową, a mowa przez Niego istnieje... Ten, który nie myśli
umysłem, a przez Niego myśl się wyłania... Ten, który nie patrzy okiem, a przez
którego oko widzi... Ten, który nie słyszy uchem, a przez Niego ucho jest słuchem...
Ten, który nie oddycha tchnieniem, a przez Niego oddech istnieje – ten jest Jedynym
Brahmanem”...
* * *
W
upaniszadzie „Maitrayaniya” głęboko
został ujęty los człowieka: „W tym rozpadającym
się ciele, stworzonym z kości, skóry, ścięgien, członków, mięśni, krwi i śliny,
pełnym zgnilizny i brudu, jaka może być pobudka do radości prawdziwej? [Meister
Eckhart także nazywał człowieka „śmierdzącym
skórzanym workiem wypełnionym kośćmi i
gównem”]. W tym ciele słabym, wiecznie
podległym szaleństwu, pysze, chciwości, złudzeniu, trwodze, smutkom, zawiści, rozłące
z istotami najdroższymi, a obcowaniu z wrogami; w tym ciele narażonym nieustannie
na głód, pragnienie, choroby, bezsilność, nędzę, wzrost, upadek i śmierć – jakaż
może być pobudka do radości prawdziwej?
Wszechświat
jest zapłodniony upadkiem: trawy, drzewa i zwierzęta rodzą się, aby umierać. Czym
one są? Ludzie potężni znikają, pozostawiając radości swoje i sławę swoją, przechodzą
z tego świata do krainy duchów. Czym oni są? (...) Jeszcze więksi od nich przemijali,
oceany olbrzymie wysychały, góry zapadały, gwiazda polarna niknęła; więzy, którymi
planety były związane, pękały; świat wszystek ginął w potopie.
I
w takim świecie cóż być może pobudką do radości prawdziwej? Ty jeden, o Panie święty,
jesteś uciechą naszą; racz się zlitować nad nami!”
„Upaniszady”
wysoko stawiają cnotę sprawiedliwości
i podają, że człowiek nią obdarzony, to ten, kto wypełnia obowiązki wobec Boga,
przodków, ludzi i otoczenia, w tym wobec zwierząt. Wielkimi cnotami są też pobożność
i humanitaryzm (altruizm), najobrzydliwszym zaś grzechem – cudzołóstwo, za które
karano śmiercią, smażąc oboje winowajców uwiązanych na żelaznym łóżku umieszczonym
nad ogniskiem. Według autorów tych ksiąg, wyznanie zła i wyrażenie skruchy w sumieniu
pomniejszają winę.
* * *
Wyrafinowana kultura indyjska – wbrew obiegowym
w sferach „wykształconych” Europy wyobrażeniom – wykazywała daleko posuniętą surowość
w sferze moralnej. Nawet „Kamasutra”, staroindyjski
„Traktat o miłowaniu”, dzieło Mallanagi
Watsjajany z IV wieku, zawierający niezliczone szczegółowe pouczenia o zbliżeniu
erotycznym, czyli seksie, sugeruje daleko idącą lojalność np. w postępowaniu żon
i mężów, czy też tych, którzy dzierżą ster władzy: „Wierna żona, którą mąż głębokim zaufaniem obdarza, powinna odpowiednio
się prowadzić. Z jego przyzwolenia niechaj na siebie troskę o rodzinę przyjmie.
Niechaj dom schludnym uczyni i obejście dobrze wysprząta, niechaj go różnym kwieciem
przystroi, podłogom niechaj połysk nada i to, co serce raduje, w widocznych umieści
miejscach... Obcym żona nie powinna opowiadać ani o własnym bogactwie, ani o tym,
co mąż jej rzekł... Okazuje mężowi pełne uwielbienia oddanie; ma niezłomny charakter
i mądrość”... Symbolem wierności małżeńskiej i szczęścia rodzinnego jest w Indii szary żuraw indyjski,
zawierający – tak jak m.in. łabędzie – monogamiczne małżeństwo na całe życie i
– jak one – popełniający samobójstwo w razie śmierci partnerki.
O zachowaniu się sprawujących władzę „Kamasutra” pisze: „Królowie i dostojnicy nie odwiedzają domostw zwykłych ludzi, lud bowiem
ich postępowanie ogląda i naśladuje... Nie powinni dopuszczać się żadnych czynów
frywolnych, ponieważ nie jest to ani celowe, ani stosowne”...
Przytoczmy kilka dalszych fragmentów tej
intrygującej księgi miłości, ponieważ także dziś, mimo upływu siedemnastu stuleci,
wiele jej obserwacji z zakresu psychologii stosunków moralnych da się sprawdzić
praktycznie.
Oto co musi czynić pani, która chce pozbyć
się partnera miłosnego: „Należy ganić i wyśmiewać
jego przyzwyczajenia i wady, śmiejąc mu się w nos i wymierzając razy. Mówić na tematy,
które są mu obce; pomniejszać jego wiedzę, obrażać miłość własną, szukać towarzystwa
mężczyzn, którym nie dorównuje pod względem wiedzy i inteligencji. Lekceważyć go
przy każdej okazji, krytykować mężczyzn, którzy mają te same wady. Okazywać niezadowolenie
ze sposobów, jakimi się posługuje, by osiągnąć rozkosz zmysłową. Nie dawać mu ust
do pocałowania. Nie pozwalać dotykać cipki. Nie czynić żadnego ruchu podczas zespolenia
cielesnego. Domagać się seksu, kiedy jest zmęczony. Wyśmiewać jego przywiązanie
do niej. Nie odwzajemniać uścisków, odwracać się, gdy całuje. Udawać senną lub zajętą,
gdy nalega na zbliżeniu cielesnym. Parodiować i wyśmiewać jego słowa i gesty. Nie
śmiać się, kiedy żartuje. Przerywać mu w połowie zdania i mówić o czym innym. Wyliczać
jego wady, dziwactwa i słabości, powtarzając, że jest nic nie warty”...
Według autora „Kamasutry” cechą charakterystyczną kobiety jest okoliczność, że kiedy
ona kocha, absolutnie nie dba o to, co jest dobrem, a co złem. Jest też w swym uczuciu
zupełnie zaślepiona i bezinteresowna. Na początku, kiedy mężczyzna do niej się zaleca,
jej pierwszym odruchem jest odepchnięcie go, nawet jeśli go pragnie. Ustępuje dopiero
po wielu usilnych naleganiach. Ale gdy się już to stanie, zapomina o domu, o mężu,
o rodzicach, o wstydzie i honorze. Upada na dno niegodziwości i nie poruszają jej
nawet łzy jej własnych zasmuconych dzieci. Gotowa jest razem z kochankiem nawet
je pozabijać, jak też zgładzić ich ojca, byle tylko nikt nie przeszkadzał w uprawianiu
występnej miłości, której poświęca cały majątek, całe ciało i duszę. Aby bronić
gacha, gotowa ryzykować życie własne, rodziny i całego świata.
Watsjajana uważa, że miłość mężczyzny ma
zupełnie inny charakter. Zakochany stara się panować nad swoją namiętnością, powoduje
się skrupułami moralnymi lub rozumem, i chociaż nie potrafi nie myśleć o przedmiocie
swego pożądania, to jednak usiłuje tłumić swoje uczucie. Niekiedy robi na nią zakusy,
ale szybko je porzuca, gdy mu się nie powiedzie. Gdy jednak mężczyzna nie kocha
kobiety, a chodzi mu jedynie o jej wykorzystanie lub dopieczenie jej mężowi, wówczas
nastaje na jej cnotę długo i ostentacyjnie, aż mu ulegnie i pogrąży w hańbie siebie
i całą swą rodzinę w oczach sąsiadów i całego miasta.
„Kamasutra”
poświęca wiele miejsca temu,
jak pozyskać względy dziewczyny lub kobiety. Aby się jej przypodobać, powinno się
trzymać określonych reguł, jak np. trzeba być zawsze czystym i schludnie ubranym,
robić drobne prezenty w postaci kwiatów, błyskotek, słodyczy. Po poznaniu jej upodobań
i słabości – usiłować zadowalać je. Być zawsze miłym, kobiety bowiem, im głupsze,
tym bardziej przepadają za mężczyznami ułożonymi, „miłymi”, bezbarwnymi, „bez jaj”
i bez „ostrych kantów”. W trakcie „subtelnej” rozmowy na odosobnieniu można pozwolić
sobie na pewne dwuznaczne sformułowania. Nigdy nie powinno się w towarzystwie kobiety,
o której względy się zabiega, upijać, ponieważ w tym stanie stajemy się głupi, wulgarni,
zatracamy ostrożność i rozsądek, a tego panie nie lubią. Dobrze jest popisać się
przed kobietami jakimś talentem, a jak go nie mamy, to przynajmniej opowiadaniem
jakichś historyjek i kawałów. Najważniejsze jednak – to schlebianie i mówienie komplementów,
szczególnie zaś wychwalanie urody i zalet usposobienia, szczegółów eleganckiego
ubioru czy rzekomej mądrości naszej pani. Kobiety bowiem są tak zbudowane, że nawet
najbrzydsza uważa się za ładną, a najgłupsza – za mądrą. Potwierdzając te ich miłe
złudzenia można znaleźć łatwą drogę do ich serc, i nie tylko serc. I nie trzeba
w tym względzie mieć żadnych zahamowań: kłamać trzeba odważnie i bezczelnie. „Oszukujcie te, które was oszukują, w większości
bowiem stanowią one rodzaj bezbożny i bezwstydny. Niech same wpadają w pułapki,
które na nas zastawiają”. A gdy komplementami i obietnicami owładniemy ich duszą,
bez skrupułów i zahamowań musimy korzystać z tego, co nam same będą chętnie ofiarować.
Kobiety nie lubią mężczyzn wstydliwych i mających wyrzuty sumienia, wolą mieć do
czynienia z takimi, jakimi są one same.
Wielu mężczyzn uważa, że zdobyć kobietę jest
bardzo trudno. Nic bardziej mylnego, uważa autor „Kamasutry” i wyszczególnia cały szereg pań, które są najłatwiejsze
do zdobycia. A są to jego zdaniem m.in. kobiety, które stale tkwią w drzwiach swego
domu i gapią się na ulicę, które patrzą z uporem na mężczyzn, które przepadają za
życiem towarzyskim i rozrywką, które są dumne ze swych talentów i domniemanej mądrości,
które są lekceważone przez swe koleżanki, które afiszują się przesadną miłością
do swego męża, które mają zazdrosnego męża, które się starzeją, których mąż często
wyjeżdża i jest nieobecny, które są chciwe.
Takie kobiety są też z natury niewierne i
nic nie powstrzyma je przed zdradą małżeńską, żaden stróż, ani żadna pogróżka. Jeśli
żona nie pilnuje sama siebie, nikt jej nie upilnuje. Jeśli dotrzyma wierności, to
tylko ze względu na samą siebie, lecz nie ze względu na strach. Nic więc jej nie
zabraniaj; jeśli zobaczy, że wolno jej grzeszyć, będzie grzeszyć mniej; zakazy tylko
popychają ją na złą drogę, a strach przed mężem tylko podnieca chorobliwą chuć.
A i gachowie bardziej lgną do takiej, która chce umknąć mężowi, niż do takiej, której
mąż nie pilnuje. Każda piękna kobieta jest niewierna i zdradza na okrągło nie tylko
swego męża, ale i po kolei wszystkich swoich kochanków. Zazdrość zaś ich jeszcze
bardziej ją podnieca i popycha do dalszych wykroczeń bez względu na niebezpieczeństwa,
które mogą stąd wynikać. Honor – o ile go ma – jest jedynym stróżem kobiety; ta,
która nie daje, nie potrzebuje żadnej straży; ta zaś, która ciągle chce, – zgrzeszy
i przez dziurkę od klucza.
Tak więc staroindyjska nauka o miłości w
redakcji Watsjajany jest raczej realistyczna
niż romantyczna, choć w kastach wyższych obowiązywał przez tysiąclecia istnienia
tej wielkiej cywilizacji daleko posunięty rygoryzm etyczny, według zasady: im kto
lepszy, tym na mniej sobie pozwala.
W „Kamasutrze”
znajdziemy też rozdziały, których treść nie może nie budzić wstrętu i
odrazy w psychicznie zdrowym człowieku, poświęcone m.in. „miłości” między
mężczyznami, w tym między kastratami (eunuchami) a mężczyznami
niewytrzebionymi. Obecność tych opisów może być racjonalnie zinterpretowana
wyłącznie pod warunkiem, że zrozumiemy, iż ta księga był adresowana do kast
niższych, których energię witalną trzeba było kanalizować i neutralizować, tak
jak to dziś czyni się z pomocą pornografii i wytworów kultury masowej: niech
plebs raczej wyżywa się w seksie niż – co nie daj Boże! – w aktywności
politycznej.
* * *
Fascynującym nurtem filozoficznej kultury
Indii był dżininizm, którego podstawy w IX wieku przed nową erą stworzył mędrzec
Wardhamana. Mając lat trzydzieści opuścił on dom ojcowski i rozpoczął żywot wędrownego
żebraka. W ciągu kolejnych trzynastu lat na drodze rozmyślań, wyrzeczeń i samoudręki
usiłował uwolnić się od żądz i pożądań. Ostatnie 30 lat swego życia poświęcił głoszeniu
i popularyzacji swych nauk religijno – etycznych wśród kasty kszatrijów (rycerzy).
Sama nazwa tego nurtu pochodzi prawdopodobnie od imienia Dżiny, który w VI wieku
nowej ery zreformował i ustalił ostateczny kształt tego światopoglądu.
Według dżinizmu prawdziwym celem życia ludzkiego
jest osiągnięcie nirwany, czyli wyzwolenia duszy od czasu, ruchu i przemian, kiedy
to osiąga ona stan najwyższej szczęśliwości, gdy panuje w niej absolutne ukojenie
i wolność od wzruszeń, uczuć, namiętności, pożądań i cierpień. Podstawową cnotą
jest „ahinsa” czyli nieczynienie zła
i poszanowanie życia w każdej postaci. Dżiniści (mnisi) kategorycznie powstrzymują
się od zabijania, nawet przez nieuwagę; delikatnymi miotełkami zmiatają idąc przed
sobą drogę, aby odmieść wszystkie drobne stworzenia, przecedzają wodę i nie piją
miodu, zasłaniają nos i usta chustami, podczas oddychania, aby jakaś muszka, robaczek
czy komar nie padły ofiarą ich nieuwagi. Potępiają składanie ofiar ze zwierząt
i ubój rytualny. [Identyczną postawę moralną reprezentują niektóre nurty
buddyzmu, wydaje się jednak, że trudna byłaby ona do zachowania w zetknięciu z
praktyką życia cywilizowanego. Jeżeli bowiem nie wolno zabijać żadnej istoty
żyjącej, to nie wolno stosować antybiotyków, zabijających zarazki chorobotwórcze,
nie wolno używać w rolnictwie preparatów owadobójczych, a w ochronie zdrowia
insektycydów uśmiercających komary, pluskwy, pchły i wszy, przenoszące malarię,
dżumę, cholerę itp.] Dżiniści jednak wierzą, że żywa dusza może się wcielać nie
tylko w nowe ciało ludzkie, ale też w dowolną istotę ożywioną, jak np. w
komara, muchę, żabę, mysz czy dżdżownicę. Pozbawienie życia jakiejkolwiek
istoty ożywionej uniemożliwia winowajcy przerwanie cyklu narodzin i wciąż
nowych wcieleń.
W dżinizmie podstawowymi zasadami godnego
życia są: niewinność, prawdomówność, miłosierdzie, skromność, samoograniczenie i
asceza. Grzechem zaś jest zadawanie cierpienia, kłamstwo, nieuczciwość, pożądliwość,
nieczystość, gniew, zarozumiałość, skąpstwo i chciwość. Pożądanie przyjemności stanowi
źródło grzechu, a cierpliwość (bardzo bliska chrześcijańskiej pokorze) to dobro
najwyższe. Kto starannie ukształtuje swe usposobienie, będzie człowiekiem wartościowym,
opanowanym, odpowiedzialnym, ani wesołym ani smutnym, zawsze rozważnym, przewidującym
i życzliwym. Dżiniści poddają swe ciało drastycznym umartwieniom, a ideałem i
celem jest dla nich dobrowolna śmierć głodowa. Uważają również, iż kobiety mogą
przerwać koło sansary wyłącznie po reinkarnacji w ciało mężczyzny, czyli że
odmawia się im niejako bezpośredniego „zbawienia”.
* * *
Na półwyspie Hindustanu obowiązuje
subtelna kultura kulinarii, kategorycznie zakazująca konsumowania mięsa i
ściśle wskazująca, kiedy i co należy spożywać. Śniadanie np. powinno się zjadać
między godziną 6 a
8, i najlepiej, jeśli składają się na nie potrawy dające poczucie optymizmu i
radości, jak wszelakie owoce, jagody, orzechy, konfitury, gryka, cukier, masło
i inne wyroby mleczne. Słodycze tworzą nastrój szczęścia i lekkości bytu, lecz
spożywanie ich po godzinie dziewiątej i później w ciągu dnia może być
brzemienne w bardzo poważne skutki. Na ranku bardzo pożyteczne jest dodać do
potraw nieco miodu gryczanego, wielokwiatowego lub spadziowego, lecz w żadnym
razie lipowego.
W hinduizmie krowy są uważane za święty
symbol bogini Aditi, matki – ziemi, karmicielki ludzi. Zabójca krowy trafia do
piekła, przy czym „mordercom krów
przyjdzie gnić w piekle tyle lat, ile było włosków na ciele krowy”. Uważano
i uważa się dziś, że świeże mleko krowie posiada olbrzymią moc leczniczą i
energetyczną, lecz osoby w wieku dojrzałym mogą je spożywać wyłącznie z samego
rana, w przeciwnym razie zamiast kuracji wystąpi intoksykacja i ciężkie
zatrucie organizmu. W przypadku ludzi dorosłych zresztą świeże mleko źle się
trawi i może być przyczyną szeregu chorób; w żadnym razie nie należy je pić w
większych ilościach po godzinie osiemnastej wieczór. Zawsze trzeba mleko
przegotować, aby zabić zarazki chorobotwórcze, i pić tylko w postaci gorącej,
dodając nieco cukru lub miodu. W takiej postaci mleko wywiera bardzo korzystny
wpływ na stan fizyczny i umysłowy. Kefiru nie należy spożywać ani przed snem,
ani zbyt często.
Kultury ziarniste i bobowe są wyjątkowo
korzystne dla funkcji umysłu i psychiki, lecz wyłącznie gdy są spożywane między
godziną 10 rano a 14 po południu; w innym czasie szkodzą. Wieczorem nie należy
jeść chleba, aby uniknąć kamicy fosfatowej nerek. Do kolacji można skonsumować
nieco owoców, orzechów, odrobinę masła, soli, przypraw, kabaczków, kapusty,
patissonów, ogórków, pietruszki, koperku. Za godzinę lub dwie przed pójściem do
snu dobrze jest wypić trochę przegotowanego mleka krowiego z dodaniem miodu.
W kulturze Indii funkcjonuje zasada, że
nie powinno się zmuszać siebie do spożywania jakichkolwiek potraw kierując się
abstrakcyjnymi zasadami dietetycznymi, które gdzieś sobie wyczytaliśmy, a
organizm nie chce tego przyjmować. Instynkt wie lepiej, co jest dla nas
korzystne, niż autor przypadkowego tekstu napisany nie wiadomo przez kogo i w
jakim celu. Bywa, iż przez jakiś czas organizm domaga się zwiększonych dawek
soli, cukru lub innych składników pożywienia – należy to zapotrzebowanie
zaspokoić, a po jakimś czasie owo „pożądanie” minie. O szkodliwości zaś dla nas
jakiejś potrawy świadczy m.in. zjawienie się po jej spożyciu negatywnych stanów
emocjonalnych, drażliwości, złości, gniewu, przygnębienia. O tymże świadczy po
posiłku przykre uczucie w ustach, żoładku, czy np. wzmożony meteoryzm. Po
wystąpieniu tych objawów należy ze spożywania odnośnych potraw zrezygnować etc.
* * *
Około 400 roku przed narodzeniem Chrystusa
uczony gramatyk Panini ostatecznie skodyfikował i usystematyzował klasyczny język
Indii używany do dziś w dziedzinie literatury, nauki i religii. Sanskryt uważany
jest za język „święty”, którym przed około 15 tysiacami lat posługiwała się cała
ludzkość, i z którego wywodzą się – zdaniem szeregu wybitnych uczonych indyjskich
– wszystkie bez wyjątku języki świata, łącznie z greką i łaciną, dialektami chińskimi,
350 językami Indian meksykańskich, 830 językami archipelagu Papua – Nowa Gwinea,
językiem hebrajskim i językami aborygenów australijskich czy małych ludów Kaukazu
i Tybetu, ponad tysiącem języków Afryki. Sanskryt nie jest językiem martwym, w Indiach
posługuje się nim jako ojczystym na co dzień około 20 tysięcy osób. Jest to język
kultury i nauki; ukazują się w nim gazety i czasopisma, ksiązki i audycje radiowe;
w nim też są odprawiane nabożeństwa.
Zainteresowanie sanskrytem w Europie
datuje się wiekiem XVIII. W 1786 roku orientalista brytyjski sir William Jones
w jednej ze swych publikacji wywodził: „Niezależnie
od tego, jak stary to język, sanskryt ma wspaniałą strukturę. Jest doskonalszy
od greki, bardziej rozbudowany od łaciny i bardziej wyrafinowany od obu.
Wykazuje przy tym większe podobieństwo do obu tych języków, zarówno pod
względem rdzeni czasowników, jak i zasad gramatycznych, niż byłoby to możliwe,
gdyby miało to być sprawą przypadku. Podobieństwa między tymi trzema językami
są tak oczywiste, że każdy badający je filolog musiałby dojść do wniosku, iż
wszystkie pochodzą ze wspólnego źródła, które być może już nie istnieje. W.
Jones jako pierwszy przeniósł na teren Europy termin „arya”, w ciągu zaś XIX wieku nauka ustaliła, że około 50
najważniejszych języków współczesnych wykazuje znaczne podobieństwo do
sanskrytu, w tym: włoski, hiszpański, niemiecki, angielski, irlandzki,
walijski, duński, szwedzki, cygański, jidysz, wszystkie słowiańskie i
bałtyckie, bengalski, perski. Na przykład wyraz „trzy” brzmi identycznie po
irlandzku, bengalsku, rosyjsku, walijsku jako „tri”, po ukraińsku i białorusku
jako „try”, po duńsku i szwedzku jako „tre”, po grecku „treis”, po łacińsku „tres”,
po litewsku „trys”, po niemiecku „drei”, po angielsku „thry”. Niektórzy badacze
twierdzą, że imię „Abraham” także pochodzi z sanskrytu i znaczy w tym języku
„nienarodzony ojciec” albo „pierwszy ojciec”. Spośród języków nowożytnych litewski
i białoruski są najbardziej zbliżone do prajęzyka sanskryckiego.
Przed około 2,5 tysiącami lat powstała ułożona
w tym języku „Księga Praw Manu” („Manama Dharma Szastra”), należąca do najciekawszych
zabytków literatury sanskryckiej. Zawiera ona mnóstwo głębokich idei i obserwacji
o istocie i losie człowieka.
– „Miłość
samego siebie nie jest chwalebna, na tym wszelako świecie nikt nie jest wolny od
jej wpływu.
–
Nauczyciel, ojciec, matka i brat starszy nie powinni być nigdy traktowani z lekceważeniem.
–
Setki lat nie mogłyby nagrodzić trudów, które znoszą matka i ojciec przy urodzeniu
i wychowaniu swych dzieci.
–
Natura płci żeńskiej dąży do zepsucia mężczyzn i dlatego też mędrcy nie ulegali
nigdy powabom niewiast.
–
Przyznać trzeba, że kobieta może sprowadzić z drogi prawej nie tylko szaleńca, lecz
nawet człowieka doświadczonego i ujarzmić go swoją namiętnością.
–
Unikaj stosunków z wrogiem, z przyjacielem wroga, z człowiekiem przewrotnym, ze
złodziejem lub z żoną cudzą”.
[24 wieki później Polak Tadeusz Kościuszko
doradzał podobnie: „Nie poniżaj się nigdy
zawieraniem znajomości z ludźmi złymi, zaznajamiaj się tylko z osobami o dobrych
obyczajach i godnymi szacunku”].
– „Z
gniewu wypływa osiem występków: pochopność do rozgłaszania rzeczy złych, szkodzenie
komuś tajemne, zawiść, obmowa, przywłaszczanie sobie cudzej własności, znieważanie
i bicie ludzi.
–
Żona cnotliwa, która pragnie znaleźć się w raju, nie powinna czynić niczego takiego,
co by mężowi było niemiłe, czy to za jego życia, czy po jego śmierci”.
„Prawa
Manu” podają rady dotyczące
wyboru żony: „Unikaj wzięcia żony z dziesięciu
rodzin następujących, gdyby były nawet znane i bogate, a mianowicie: z rodziny,
w której zaniedbuje się sakramentów; która nie wydaje potomków męskich; która nie
zgłębia pism świętych; której członkowie mają ciało pokryte długimi włosami; są
smutni, hemoroidalni, suchotnicy; podlegają chorobom żołądkowym, trądom i padaczce.
Nie poślubiaj żony o włosach czerwonych lub takiej, która ma o jeden członek za
wiele, chorowitej, wcale nie obrosłej włosem lub też zanadto, gadatliwej albo mającej
oczy i cerę czerwone. Żeń się z dziewczyną dobrze zbudowaną, która ma głos przyjemny,
chód wdzięczny łabędzia lub młodego słonia; której ciało pokryte puchem nieznacznym,
która ma włosy delikatne, ząbki małe, a członki zachwycające.
–
Wszędzie, gdzie kobiety cześć odbierają, bóstwa są zadowolone; gdzie się ich nie
czci – wszystkie wysiłki są bezpłodne. Każda rodzina, której kapłanka żyje w smutku,
wygasnąć musi; lecz gdzie kobiety są szczęśliwe – tam rodzina kwitnie pod każdym
względem”.
Cudzołożnik w dawnych Indiach często był
karany spaleniem na rozżarzonym żelaznym łożu; wierzono też, że po śmierci wpada
on w objęcia takiejże rozżarzonej do biała żelaznej kobiety i wiecznie wije się
jak robak w jej „płomiennym” uścisku. O ile dołom społecznym zezwalano na pewien
relatywizm moralny, o tyle kastę wyższą, czyli braminów, obowiązywały surowe i niewzruszone
– stojące na straży zdrowia moralnego, fizycznego i umysłowego – nakazy i zakazy
etyczne.
– „Bramin,
który nie poślubia dziewicy z kasty własnej, lecz wprowadza takową z niższej kasty
do swego łoża – pójdzie do piekła, a syn jego ma być pozbawiony braminizmu i spada
w dół hierarchii społecznej.
–
Nie ma nic w świecie, co by się tak sprzeciwiało przedłużaniu życia, jak stosunek
z cudzą żoną.
–
Niechaj król, ukarawszy cudzołóżców haniebnym okaleczeniem, wypędzi ich z państwa,
gdyż cudzołóstwo sprowadza w świecie mieszanie się klas, z którego pochodzi gwałcenie
obowiązków, będące przyczyną upadku rasy ludzkiej i zguby wszechświata.
–
Kto rozmawia z cudzą żoną w miejscu ustronnym, podlega karze jako cudzołożnik.
–
Kto zabiega o względy niewiasty, przesyła jej kwiaty i wonności, umizga się do niej,
dotyka jej ozdób i odzieży, siada obok niej na jednym łóżku – jest uważany przez
mędrców za cudzołóżcę.
–
Przepisy te nie dotyczą żon tancerzy, śpiewaków, ani tych, którzy się utrzymują
z hańby swych niewiast, gdyż ludzie ci sprowadzają gości, ułatwiają im stosunek
z żonami lub też kryją się, ażeby wywołać spotkanie miłosne.
–
Jeżeli żona, dumna ze swej rodziny i swych przymiotów, okaże się niewierna mężowi,
niechaj król odda ją psom na pożarcie w miejscu najbardziej uczęszczanym.
–
Trzeba czuwać nad złymi skłonnościami kobiet, choćby najsłabszymi... Zamknięte w
mieszkaniu i strzeżone żony nie są wszelako bezpieczne; te tylko za bezpieczne uważać
można, które sami się strzegą od złej woli własnej.
–
Z powodu swej namiętności do mężczyzn, niestałości usposobienia, braku poczucia
honoru, który to brak jest u nich naturalnym, są one, pomimo nadzoru, niewierne
mężom. Bóg dał im w udziale żądzę, gniew, dążność do zła i przewrotność, umiłowanie
swego łoża, swego ciała i swoich strojów”.
„Prawa
Manu” określają wierność
małżeńską jako jedną z odmian wielkiej cnoty sprawiedliwości, a niewierność jako
jej niedopuszczalne złamanie. „Sprawiedliwość
jest jedynym przyjacielem, który towarzyszy ludziom poza grób, gdyż wszelkie inne
uczucia podlegają zniszczeniu razem z ciałem. Sprawiedliwość zakazuje również znieważania
kalek, prostaczków, starców, ludzi brzydkich, biednych lub nisko urodzonych”.
„Prawa
Manu” opisują też szlak
wędrówki duszy grzesznika po śmierci: „Po
wielu szeregach lat w strasznych siedzibach piekła wielcy zbrodniarze podlegli będą
dla dokończenia pokuty za grzechy następującym wędrówkom: Morderca bramina przechodzi
w ciało psa, dzika, osła, wielbłąda, byka, kozła, zwierzęcia dzikiego, ptaka, zgodnie
z ciężkością winy. Bramin, który używał napojów wyskokowych, niech się odrodzi pod
postacią owada, robaka, ptaka żywiącego się nieczystościami lub zwierzęcia dzikiego.
Ci, którzy zgrzeszyli okrucieństwem, staną się zwierzętami chciwymi mięsa okrwawionego,
jak koty, tygrysy” itp. Po milionach lat pokuty i po dokonanym oczyszczeniu
dusza człowieka łączy się z Bogiem, czyli z Boską Duszą Wszechświata, i zatraca
byt indywidualny, przez co kończy się też definitywnie pasmo cierpień, udręk i bólu
istnienia.
* * *
Najsłynniejszym wszelako systemem filozoficznym
Indii, znanym i praktykowanym w skali globalnej, jest „joga” (yoga), system fizycznych i duchowych ćwiczeń, prowadzących ku
doskonałości ciała i umysłu. Te nauki były znane i praktykowane w Indii od czasów
najdawniejszych (zostały ponoć podyktowane ludziom przez boga Sziwę w trzecim
tysiącleciu p.n.e.), choć za ich głównego kodyfikatora uchodzi żyjący na przełomie
starej i nowej ery Patandżali, autor klasycznego dzieła pt. „Jogasutra”. Z Indii ten system został przeniesiony
do Chin, Japonii, Korei, Rosji, Ukrainy i wielu innych krajów, gdzie cieszy się
także dziś ogromną popularnością. (Niektóre ciemniaki w Polsce klasyfikują jogę
jako „odmianę satanizmu”). Mircea Eliade natomiast stwierdza: „Joga stanowi charakterystyczny wymiar ducha
indyjskiego, i to w takim stopniu, że wszędzie, gdzie wniknie się w religię i
kulturę Indii, napotyka się bardziej lub mniej czyste formy jogi”.
Podstawowym celem jogi jest osiągnięcie „przebudzenia”,
zwanego „drugimi narodzinami”, kiedy to dusza osiąga jedność z boskimi
energiami Kosmosu, stan zupełnego samoopanowania i samokontroli, a przez to doskonałego
sposobu istnienia. Główna zaś metoda to wstrzemięźliwość, samodyscyplina, powstrzymywanie
się od tego, ku czemu popycha nie tylko ciało, ale i rozum. Jogini ćwiczą umiejętność
skupienia psychicznego, regulację oddechu i innych procesów fizjologicznych poprzez
specjalne postawy ciała, które pozwalają osiągać określone stany psychiczne, jak
np. spokój, trzeźwość, niewrażliwość na ból, chłód i głód. Wyniki tych ćwiczeń mogą
być imponujące, jak np. niewrażliwość na ból (umiejętność m.in. spania na łóżku
nabijanym gwoździami czy chodzenia po rozżarzonych węglach); zatrzymanie oddechu
czy pracy serca na wiele godzin, a nawet dni (w 1863 roku naukowo opisano
wskrzeszenie jogina po 40 dniach przebywania w zakopanym grobie); pokonanie
siły ciążenia i lewitacja; życie przez wiele miesięcy i lat całkowicie bez
jedzenia i picia (najdłuższy dokładnie zarejestrowany okres – 57 lat), czerpiąc
energię witalną bezpośrednio z Kosmosu i od Słońca; leczenie najgroźniejszych
schorzeń onkologicznych i innych (w tym ślepoty i głuchoty) przez zwykłe
dotknięcie ręki; odczytywanie myśli i zamiarów (bezpośrednio lub na odległość)
i in.
Jogini uważają, że myśli posiadają
ogromną energię, która oddziałuje na odległość; dlatego powinno się zawsze
starać, aby promieniowały one życzliwością i dobrocią. W jednym z dzieł filozoficznych Indii czytamy: „Posyłam innym takie myśli, jakie sam chciałbym od nich otrzymywać.
Każdy otrzymuje to, co daje. Fale myślowe ludzi szerzą się znacznie dalej od
aury widzialnej; dotykaja innych ludzi i sprowadzają na człowieka, który je
wysyła, myśli identyczne pod względem właściwości tym, które płyną z niego.
Myśl to siła żywa, korzystajcie z niej mądrze. (...) Posyłajcie drugim tylko
takie myśli, jakie sami chcielibyście otrzymywać od nich. (...) Człowiek
posiada specjalny fizyczny zmysł szósty (dla którego Europejczycy nie mają nazwy), dzięki któremu otrzymuje wieści o myslach wychodzących z umysłów
innych ludzi, choćby umysły te znajdowały się w wielkiej odległości”. Organem
zczytującym myśli innych ludzi jest tzw. „gruczoł szyszkowaty” („glandula pincalis”), znajdujący się w mózgu. Jogini już przed wieloma
setkami lat mieli wiedzieć, że jest to organ, przy pomocy którego mózg odbiera
wrażenia falowań, jakie wywołują myśli emanowane przez inne mózgi. Organ ten
nie potrzebuje otworu na zewnątrz, jak ucho, oko czy nos, gdyż fale myśli
przenikają bez trudu materię naszego ciała fizycznego. Gdy ktoś „myśli”, znaczy to, że wysyła do otoczenia silne drgania,
promieniujące z niego we wszystkich kierunkach zupełnie tak samo, jak np.
świeci słonce, czy wysyła fale radiowe telefon komórkowy. Uderzając w „gruczoł
szyszkowaty” innych ludzi te fale powodują, iż mózg przyjmujący odtwarza i
odczytuje ich treść, która może pozostać niejako zmagazynowana w
podświadomości, ale może też być zwerbalizowana przez świadomość, choćby w
postaci „wyczucia”, że ktoś ma do nas taki, a nie inny stosunek. Fale myśli
bywają bardzo różne co do siły i napięcia. Mogą też być przyjazne, albo
niszczące. Aby odbić od siebie fale złowieszcze, wystarczy uświadomić sobie, że
wszyscy ludzie są braćmi i wszystkich ich kochać, łącznie z tymi, którzy nas
nienawidzą. Jest to jedyny sposób pokonania zła. Ramachakara w dziele „Filozofia jogi” wywodzi: „Rozmaite fale mysli, wysyłane przez ludzi,
przyciągają ku sobie myśli podobnego typu i bywają przez nie przyciągane. (...)
Każdy człowiek przyciąga ku sobie myśli odpowiadające tym, co powstają w jego
umyśle, i z kolei on podpada pod wpływ myśli cudzych, zgodnych z jego własnymi
pojęciami. Jeżeli ktoś w ciągu dłuższego czasu zataja w sobie myśli gniewu lub
nienawiści, to w jego umysł wpłynie tak występny strumień myśli, że zgroza by
go ogarnęła, gdyby pojął, co czyni sam sobie. I im dłużej będzie się upierał w
tym kierunku, tym gorsze będą skutki. Każdą myślą człowiek otwiera się temu lub
owemu wpływowi. I jeżeli będzie je przechowywał aż do czasu, gdy staną się w
nim przyzwyczajeniem, wówczas zacznie on przyciągać ku sobie okoliczności i
warunki, które mu dadzą możność ujawnić myśli w czynach. Ten lub inny stan
umysłu nie tylko przyciąga ku sobie, ale prowadzi do okoliczności i warunków,
które dają mozność zużytkować myśli i skłonności, które w sobie taił i pieścił.
(...) Każdy też człowiek będzie przyciągał ku sobie ludzi podobnego doń rodzaju
i stylu myśli, i z kolei sam będzie przyciągany przez ludzi podobnego pokroju”.
Stąd madrość nakazuje, abyśmy jak najczęściej rozmyslali o sprawach
wzniosłych, mądrych i szlachetnych, a nigdy nie dopuszczali do siebie myśli
złośliwych, wrogich, podstępnych. Dlatego też „joga – jak powiada Carl Gustaw Jung – jest systemem ćwiczeń, mających na celu osiągnięcie wyższych stanów soterycznych”.
Jest też na wskroś indywidualistyczna i nie
przywiązuje wagi do cnót społecznych. Inni ludzie jogina mało obchodzą, prawie nie
istnieją dla niego. Każdy dba o własną doskonałość, gdyż w tej sprawie i tak nikt
nie jest w stanie komukolwiek pomóc, a tylko przeszkadza. Wszelkie uspołecznienie,
wszelki kolektywizm obniża poziom jednostki; dokładnie tak, jak wyraził to Fryderyk
Nietzsche, twierdząc, że wszelka wspólnota pospolityzuje, a nawet upodla („jede Gemeinschaft macht gemein”). Samodyscyplina,
samokontrola, samoopanowanie prowadzą do spokoju, a więc do harmonii z Bogiem i
do stanu szczęśliwości. Przy tym wiara w Boga stanowi integralną i konieczną cechę
człowieka rozumnego.
„Jogasutry”
Patandżali’ego są traktatem
naukowym, którego cel można określić jako dążenie do najgłębszego samopoznania człowieka
i osiągnięcie w końcu mądrej samoregulacji i autodeterminacji we wszystkim. Zawierają
one zarówno teorię ogólnofilozoficzną, jak i etyczną. Ziemia, woda, ogień, powietrze
i przestrzeń – tworzą wszystko. „Jogasutry”
zawierają koncepcję o czterech popędach stanowiących sedno psychiki człowieka:
1. Popęd poznawczy występuje powszechnie,
zarówno u zwierząt, u wścibskiej sąsiadki, jak i u filozofa; różnica leży w przedmiocie
i w metodach poznania.
2. Popęd mocy (moco-wolności) polega na tym,
że chcemy nad czymś panować lub uwolnić się od tego, co nas krępuje. Ktoś chce być
panem innych (choćby swego psa), drugi pragnie zapanować nad swą psychiką i postępkami.
Ktoś uwalnia się spod manipulacji politycznej lub światopoglądowej, ktoś od więzów
prawa czy moralności, a jeszcze ktoś od dominacji małżonka.
3. Popęd szczęścia polega na unikaniu przykrości
lub zabieganiu o przyjemność, komfort, spokój itp. Ktoś znajduje szczęście w radościach
zmysłowych, ktoś w intelektualnych, ktoś w pracy, ktoś w zwodzeniu, ktoś w kradzieży
i rabunku, a ktoś w służeniu ludziom lub Bogu, ktoś w samodyscyplinie, a ktoś w
rozpuście.
4. Popęd piękna polega na potrzebie przeżywania
uczuć estetycznych i etycznych, filozoficznych i naukowych (w filozofii i nauce
pierwiastek estetyczny odgrywa ogromną rolę), na potrzebie słuchania muzyki, oglądania
piękna przyrody i człowieka, na snuciu wątków literackich. [ W sposób zadziwiający
pradawne teorie jogi zazębiły się z nowoczesną koncepcją psychologiczną o podstawowych
potrzebach osoby ludzkiej: hiperdominacji (władza, moc, siła); hiperakceptacji (sława,
podziw, pochwały); hipergratyfikacji (wielki majątek, pieniądze, rzeczy). ]
Ćwiczenia jogów mogą polegać na praktykowaniu
długotrwałych wyrzeczeń (odmawianie sobie jedzenia i picia), na wystawianiu się
na upał lub chłód, na wpatrywaniu się bez mrugania w dysk Słońca, na staniu na jednej
nodze przez wiele godzin, dni i tygodni; na długim staniu z jedną podniesioną ręką,
na zachowaniu absolutnej kontroli nad swą mową, emocjami, ruchami – aż do osiągnięcia
stanu absolutnej obojętności na ból oraz wszelkie bodźce zewnętrzne i wewnętrzne.
Joga proponuje m.in. tzw. „post księżycowy” jako dietę odchudzającą. Zaczyna się
go od pełni księżyca, gdy w pierwszym dniu spożywa się 14 kęsów potrawy; każdego
zaś następnego dnia o jeden kęs mniej, tak iż przy nowiu jest się na zeru. A potem
z każdym dniem zwiększa się porcję jedzenia o jeden kęs aż do 14 przy następnej
pełni. Wodę się pije bez ograniczeń; a jada się raz dziennie. Po pewnym czasie post
można powtórzyć, a wyniki są znakomite. Przy okazji osoba poszcząca nabywa siły
woli, zdolności samokontroli i samosterowania.
Jeśli chodzi o etykę jogi, jest ona równie
prosta, co mądra i piękna, czemu dają świadectwo przytoczone poniżej aforyzmy:
– „I
cóż wart rodowód sławny, gdy puste głowy spichlerze?
Toż
wiedzy nikt nie dziedziczy, a bez niej człowiek – to zwierzę.
–
Dzieci kobiety rozpustnej godności swojej nie strzegą,
Nie
ufaj nigdy tym ludziom, co wyszli z łona brudnego.
–
Klejnot nauki jest największym bogactwem.
–
Mało nauki – dużo pychy.
–
Mały rozum – duży apetyt.
[Por. polskie przysłowie: Brzuch tłusty, łeb
pusty].
–
Lękaj się nawet łaskawości człowieka złego.
–
Kto śledzi błędy cudze, nie zna własnych.
–
Myśl o sprawach własnych, a cudze pozostaw ludziom.
–
Człowiek jest niewolnikiem pieniędzy.
–
Złoto zmienia we wrogów matkę i syna.
–
Bogacz jest królem, choćby był synem niewolnicy.
–
Ten jest mądry, kto gniew swój miarkuje do siły swojej.
–
Człowiek dobry szuka honoru; średni – majątku i honoru; niski – majątku; sam honor
jest majątkiem człowieka wielkiego.
–
Wytrwałość czyni człowiekiem.
–
Los sprzyja wielkodusznym i konsekwentnym.
–
W człowieku dobrym gniew trwa przez chwilę; w średnim – przez dwie godziny; w niskim
– przez dzień i noc; a w grzeszniku wielkim – aż do śmierci.
–
Choćbyś czynił dobrze człowiekowi niskiemu – złym będzie; wąż karmiony mlekiem nabiera
więcej jadu.
–
Możesz zobaczyć kwiaty drzewa figowego, kruka białego, nogi u ryb w wodzie, lecz
nie ujrzysz tego, co jest w umyśle kobiety.
–
Skromność jest ozdobą kobiety.
–
Głupiec błyszczy tak długo, dopóki nie przemówi.
–
Milczenie jest ozdobą głupca.
–
Nie osiągniesz przyjemności bez przykrości.
–
Kłamstwo jest grzechem największym.
–
Ojciec zadłużony jest wrogiem syna; matka niemoralna jest wrogiem dzieci; żona piękna
jest wrogiem męża; syn głupi jest wrogiem rodziców.
–
Cnota i występek płyną z towarzystwa.
–
Bez cnoty nie ma czci.
–
Bądź cnotliwy i nie myśl o reszcie.
–
Zrób dziś to, co masz zrobić jutro.
–
Prawda jest córką czasu.
–
Kto umiera bezżenny, idzie do piekła.
–
Biedak, który odmawia od razu, jest lepszy od bogacza, który daje niechętnie.
–
Uczciwe współzawodnictwo jest lepsze od zawiści.
–
Jeśli chcesz utrzymać swój honor, nie proś nawet o kroplę wody.
–
Jaki ojciec, taki syn; jaki król, taki naród.
–
Człowiek prawdomówny jest wrogiem świata.
–
Jeśli serce nieczyste, wszystkie czyny będą złe.
–
Ten żyje naprawdę, przez którego ludzie żyją”.
Integralną część zarówno ontologii, jak
i etyki jogi stanowi doktryna o tym, że człowiek jest duszą, „iskrą Bożą”,
istotą wieczną i niezniszczalną. „Człowiek
zawsze żył i zawsze żyć będzie... To, co nazywamy śmiercią, jest to sen, który
się kończy przebudzeniem. Śmierć to tylko czasowa utrata świadomości, życie
jest nieprzerwane, a cel jego polega na rozwoju, na rozwarciu sił i uzdolnień
wewnętrznych. Znajdujemy się w wieczności i nigdy z tej wieczności wydostać się
nie możemy. Człowiek realny to jego dusza, która bynajmniej nie jest wynikiem działania
ciała fizycznego, ale jest to istota rzeczywista, która na swój obraz i
podobieństwo tworzy ciało fizyczne... Dusza może istnieć poza ciałem, choć są
pewne strony doświadczenia i poznania, które może ona osiągnąć tylko za
pośrednictwem istnienia fizycznego; dlatego też i zjawia się to istnienie. Mamy
obecnie ciało tylko dlatego, że jest ono nam potrzebne. Skoro wejdziemy w takie
stadium rozwoju, gdy ciała nie będą nam potrzebne, przestaniemy się nimi osnuwać,
przestaniemy z nich korzystać, wyzwolimy się od nich. Po nabyciu doświadczenia życia
ziemskiego przechodzimy w stan pokoju, po którym na nowo się budzimy w nowych
warunkach. Realne życie to długi łańcuch kolejnych żywotów, tj. wcieleń, a
życie obecne to jedno z ogniw tego łańcucha”.
Dusza istniała niezliczone wieki, torując
sobie drogę poprzez rozmaite formy od niższych do wyższych, ale zawsze wznosząc
się do góry i nigdy nie spadając w dół. Będzie też żyła przez dalsze
niezliczone wieki w najrozmaitszych kształtach, ponieważ jest niezniszczalna.
Wszechświat jest wielki i rozległy, zawiera w sobie nieskończone światy i
niezliczone sfery istnienia, zasiedlone przez rozmaite formy życia. I choć nie
pamiętamy o naszych poprzednich wcieleniach, to doświadczenie, madrość i wiedza
w nich zdobyte odbijają się w naszych zamiłowaniach, skłonnościach,
uzdolnieniach, sympatiach i antypatiach. „Dzieci,
rodząc się, przychodzą na świat jako muzycy, artyści, pisarze, rzemieślnicy od
najmłodszych lat, chociaż ich rodzice nie mają tych rysów, jakie się objawiają
w dzieciach. Szekspir pochodził z rodziny, której członkowie nie mieli żadnych
talentów. Abraham Lincoln był takiegoż pochodzenia. Ludzie tacy ukazują się
jakby nagle, nie wiadomo skad, nagle objawiają wielki geniusz i znikają, nie
pozostawiając śladów, gdyż dzieci wielkich ludzi prawie nigdy nie dziedziczą
ich talentów. Fakty takie, jak i wiele im podobnych, mogą być wyjaśnione
jedynie na gruncie teorii istnień poprzednich. Napotykamy ludzi po raz pierwszy
i z pierwszego rzutu oka budzi się w nas poczucie, żeśmy ich kiedyś znali, że
oni byli obecni w naszych żywotach poprzednich, ale nie możemy powiedzieć,
gdzie i kiedy to było” (Ramachakara, „Filozofia
jogi”).
Wiedza o tym zupełnie uwalnia nas od
trwogi i lęku przed śmiercią, wznosi na wyższy stopień uduchowienia i rozwoju.
Nawet gdybyśmy chcieli ostatecznie umrzeć, to i tak jest to niemożliwe, a każda
śmierć to tylko przejście na nowy, wyższy etap istnienia. Kto to zrozumiał,
oduczył się bać; a kto oduczył się czegokolwiek bać, jest człowiekiem wolnym, należy
do rasy wyższej i nigdy nie będzie zdolny do popełniania jakichkolwiek czynów
nikczemnych, jak zdrada, ucieczka z pola walki, kłamstwo, zawiść czy podłość. Nigdy
też nie jesteśmy nikim innym, jak tylko tym, kim być powinniśmy i możemy; a skoro
i to zrozumieliśmy, nigdy nie będziemy narzekali na nasz los i utyskiwali na
niego, ponieważ jest on koniecznym i nieuniknionym (jednym z niezliczonych)
etapem naszego wielowiekowego, wiecznego istnienia. Niczego więc nie lękamy
się, przed niczym nie uciekamy, na nic się nie skarżymy, wszystko akceptujemy z
olimpijskim spokojem i godnością, spoglądając nawet na własny los i los naszych
bliskich „sub speciae eternitatis”. „Nie ma nic straszniejszego od strachu... Tę
prawdę znają wszyscy okultyści. Unicestwienie strachu daje człowiekowi taką moc
oporu i taką władzę nad sobą, że staje się on wręcz niezwyciężony”... Staje
się mężny i bez zarzutu pod względem etycznym.
* * *
Jedną ze słynnych, przetłumaczonych na dziesiątki
języków, ksiąg dydaktycznych Indii stanowi średniowieczna „Hitopadesja”, zbiór pouczających baśni, przypowieści i opowiadań, którego
autorem był prawdopodobnie Narajana. Znajdujemy w nim m.in. następujące spostrzeżenia
etyczne:
– „Przemija
młodość, uroda, życie, bogactwo, władza, obcowanie z ludźmi bliskimi naszemu sercu
– mędrzec nie musi się przywiązywać do tego wszystkiego.
–
Pijany, szalony, zmęczony, gniewny, głodny, chciwy, tchórzliwy, nieroztropny, śpieszący
i zakochany – nie znają prawa moralnego.
–
Obcowanie z ludźmi dobrymi jest lekiem dla duszy.
–
Chciwego ugłaskasz pieniędzmi, pyszałka – pokorną prośbą, głupca – dogadzaniem,
mędrca – postawą odpowiadającą prawdzie.
–
Gdziekolwiek padnie bohater otoczony wrogami – znajdzie on wieczne życie – jeśli
nie okazał słabości.
–
Głupiec traci wszystko ze strachu utracenia czegoś nieistotnego.
–
Pouczać głupiego jest to to samo, co młócić pustą słomę; wspomagać nikczemnika
– to to samo, co polewać piasek.
–
Nędznika nigdy nie wolno wynosić na wysokie stanowisko, gdyż kiedy je osiągnie,
szkodzić będzie także samemu dobroczyńcy.
–
Kto ufa pochlebcy lub przynoszącemu dary wrogowi, ten upodabnia się śpiącemu na
wierzchołku drzewa – zbudzi się po złamaniu karku.
–
Człowiek roztropny myśląc o środkach osiągnięcia celu, powinien też myśleć o konsekwencjach.
–
Trzeba się bać niebezpieczeństwa dopóki nie nadeszło; lecz widząc, że nadeszło,
trzeba stawić mu czoło bez najmniejszego lęku.
–
Prawdziwie szlachetny nie postępuje nieszlachetnie, nawet gdy mu grozi śmierć.
–
Człowiek o zmiennych myślach i zamiarach bywa pogardzany i nienawidzony przez współobywateli”.
Wysoce popularna jest „Hitopadesja” w Niemczech, w których ukazał
się szereg jej różnych przekładów. Oto dwa wiersze, zaczerpnięte z tego dzieła,
w bardzo dokładnym i trafnym brzmieniu niemieckim.
„Wer auch im Unglück noch besonnen bleibt,
Wen Wohlergehn zum Űbermut nicht treibt,
Wem in Gefahr der Mut nicht wird entrungen:
Der ist ein weiser Mann und hat die Welt bezwungen.
Die Armut wird durch Klugheit ausgeglichen,
Durch Sauberkeit die Kleidung, die geblichen,
Durch ihre Wärme, dass gering die Speise,
Die Hässlichkeit durch hohe Denkungsweise.”
* * *
Światową sławą cieszy się również „Sjukasaptati” („70 opowiadań papugi”) z XV wieku. Oto niektóre nie wymagające
komentarza spostrzeżenia z tego znakomitego dzieła:
– „Na
dobro odpowiadaj dobrem, na zło – złem.
–
Gdy zdarza się nieszczęście, źli ludzie zawsze szukają w nim czegoś dla siebie.
–
Proszący o jałmużnę nie proszą, lecz ogłaszają na każdym kroku: „Proszącym zawsze
trzeba dawać; los niedającego podobny będzie do naszego”.
–
Odjazd w deszcz, nędza w dniach młodości, rozłąka przy pierwszej miłości – oto trzy
wielkie utrapienia.
–
Niedorzeczne gadanie, śpiewanie pieśni, gdy nie ma się głosu, miłosne igraszki z
tą, która mówi „nie, nie trzeba” – oto trzy wielkie przykrości.
–
Kto mądry, nie znając przyczyny czegoś, a nawet ją znając, nie powinien mówić pochopnie.
Wyroki losu są niepojęte.
–
Ci ludzie są twardzi, którzy są umiarkowani w jedzeniu i mowie.
–
Kto naprawdę chce osiągnąć to, co pożąda, nie ma dla niego przeszkód.
–
Rozum jest potrzebny tym, którzy szukają bogactw, honorów, szczęścia. Kto nie ma
rozumu, zdobywa sobie ciernie. Z siły nierozumnego korzystają inni...
–
Jaki jest pożytek z tego, kto jest ci oddany, lecz pozbawiony rozumu i tchórzliwy?
Ale też jaki pożytek odniesiesz z człowieka rozumnego i odważnego, skoro nie jest
ci wierny?
–
Niedobrze jest opowiadać o złych uczynkach, ponieważ już samo opowiadanie może spowodować
zło.
–
Ile głów, tyle rozumów; ile kubków, tyle napojów; ile domów, tyle żon. Komu mądrość
otworzyła oczy, od tego uciekają nieszczęścia, podobnie jak mrok ucieka od tych,
którzy mają w ręku lampę.
–
Ludzie dobrzy zmieniają się w złych pod wpływem obcowania ze złymi.
–
Najlepszych sławi się za ich własne cnoty, gorszych – za zasługi ich ojców.
–
Widząc ludzi szlachetnych proszących o rzeczy marne, smuci się człowiek myślący.
–
Jakaż w tym mądrość, oszukać tego, kto ci zaufał? Jakież w tym bohaterstwo, zabić
tego, kto śpi na twej piersi?
–
Szlachetnemu nie do twarzy upór ani w dobrem, ani w złem.
–
O swych stratach finansowych, o cierpieniach duszy, o przykrościach rodzinnych,
o fałszu i poniżeniu nie powinien mądry mówić innym.
–
Tego chwalą, kto zna swój czas.
–
Któż się nie poniża wchodząc do domu cudzej żony?
–
Ludzie skłonni do dobra widzą tylko to, co dobre; źli widzą tylko złe; ludzie bezstronni
widzą zarówno to, co złe, jak i to, co dobre.
–
Nawet rozumny mężczyzna, gdy się zakocha w kobiecie, nie dba o siebie. A dla kobiet
mężczyźni są jak woda w ręku.
–
Kobiety mają podobne usta, ręce, policzki, piersi, pępki, biodra, lecz serce u każdej
– inne.
–
Kobietom podobają się tylko tacy mężczyźni, którzy nie robią z siebie wielkich panów,
lecz jako niewolnicy służą im, gdy są one rozgniewane; wszystkich innych nienawidzą.
–
Kto kocha niekochającą i znosi niekończące się ataki gniewu, ten jest kochankiem
najniższego gatunku. Kogo zawsze kochają udręczone swą miłością kobiety, a on ich,
pokornych, nie kocha, ten jest średnim kochankiem. Kto stale kocha oddaną mu piękną
kobietę, która go kocha, ten jest kochankiem najwyższego gatunku.
–
Chciwa i skąpa, lekkomyślna, w mowie oschła, wiedząca, jak ci zaszkodzić – to najniższy
rodzaj kochanki. Ta, co bez powodu się gniewa i niechętnie godzi się, i bywa raz
dumna a raz dostępna, ta jest kochanką średniego poziomu. Ta zaś, co nie gniewa
się bez powodu, a gdy gniew minie, znów dobra jest z ukochanym, ma wyrafinowane
uczucia i umiejętności, uważana jest za kochankę najlepszą.
–
Korzeń kobiety – stosunek; szczęście bywa wtenczas, gdy z niego rezygnujemy.
–
Daremno być wobec kobiety życzliwym, daremna jest z nią także wyniosłość.
–
Mężczyzna tylko dopóty stoi na właściwej drodze, tylko dotąd kieruje swymi uczuciami,
zachowuje wstyd i trzyma się skromnie, póki w jego serce nie trafiły strzały z wielkich,
rozciągniętych aż do skroni oczu piękności...
–
Gdy się powiada, że kobiety są niestałe, niezdolne do miłości, pozbawione cnoty,
oddające się perwersyjnym marzeniom, mają krótki rozum – wszystko to jest prawdą.
Odwracając się od męża i od dzieci, kobieta ma za nic cnotę; kochająca i czuła na
początku, staje się okrutna po osiągnięciu swego celu. Piękne panie dotąd tylko
bywają z mężczyzną miłe, póki nie spostrzegą, że już go w sobie rozkochały; a gdy
widzą, że zaplątał się już w ich sieci, wloką go i poniewierają, jak rybę, która
połknęła przynętę. Kobiety z natury są ruchliwe i zmienne, jak fale morskie; ich
miłość krótkotrwała jak złocisty pasek na skraju wieczornego obłoku. Dopną swego
– i mężczyzna nie jest im potrzebny; porzucają go bez skrupułów”... [W mądrościach indyjskich, jak też innych,
zwraca na siebie uwagę ostentacyjny krytycyzm w stosunku do rzekomej szczególnej
lekkomyślności i niegodziwości kobiet, a przecież każdy swój czyn lekkomyślny czy
niegodziwy popełniają one wspólnie z podłymi mężczyznami].
– „Miłość
zaczyna się od oglądania przedmiotu miłości, potem pojawia się zaduma razem z grą
wyobraźni, potem bezsenność, chudnięcie, niedbalstwo, otępienie, utrata wstydu,
szał, zanik przytomności, śmierć. Te dziesięć stadiów przechodzą zakochani.
–
Ludzie są przyjaciółmi pieniędzy. Kto ma pieniądze, ten ma krewnych i przyjaciół;
kto ma pieniądze, ten jest wielkim człowiekiem, choćby był karzełkiem; kto ma pieniądze,
ten jest uczony, choćby był skończonym durniem.
–
Łatwo znaleźć ludzi zawsze mówiących to, co przyjemne, lecz trudno znaleźć takich,
którzy potrafią wypowiedzieć lub wysłuchać przykrą prawdę.
–
Gdy los jest przeciwko człowiekowi, wszelkie środki zaradcze są bezużyteczne.
–
Ludzie szlachetni są cierpliwi, nie biorą do serca ani spraw dobrych, ani błędów,
które są popełniane przez głupców, pijaków, kobiety, chorych, znękanych miłością.
–
Zmarłymi za życia uważa się pięciu: biednego, chorego, głupiego, wygnańca, służącego.
–
Jakiegoż grzechu nie dopuści się głodny? Ludzie w nędzy są bezlitośni. Działają,
żeby wyżyć; co nie jest akceptowane u ludzi dobrych, oni akceptują.
–
Od przyjaciół trzeba wysłuchiwać i to, co przyjemne, i to, co niemiłe.
–
Dawać i brać, opowiadać tajemnice i samemu o nie rozpytywać, jeść u kogoś i samemu
częstować – oto sześć cech przyjaźni.
–
Przyjaciel droższy od własnego życia.
–
Mądrzy mówią, że między ludźmi dobrymi przyjaźń rodzi się zanim zdążą jeszcze
przejść razem siedem kroków.
–
Trudno znaleźć takich, którzy by mówili i chętnie słuchali prawdę.
–
Ludzie czyści wszędzie są spokojni i dumni ze względu na swe piękne postępowanie.
Postępujący zaś niewłaściwie chowają się lękliwie po uczynieniu zła.
–
Kto słucha dobrego słowa i za nim idzie, ten bywa szczęśliwy na tym i na tamtym
świecie.
–
Mądrze postępuje, kto przepędza od siebie lekarza pijanicę; aktora, źle znającego
swą rolę; pustelnika, który okazał się głupcem; wojaka tchórzliwego, babiarza starego...
–
Człowiek uczony, choć w biedzie, powinien stać z wysoko podniesionym czołem.
–
Ostatni staje się pierwszym, gdy służy władcy. Pierwszy staje się ostatnim, gdy
służbę porzuca. Władca lubi tego, kto trwa przy nim, nawet jeśli jest bez wiedzy
i jakichkolwiek zalet. Królowie, kobiety i liany obejmują najczęściej to, co znajduje
się obok nich.
–
Dla uczonych, dla tych, którzy mają wielkie zalety, dla mocnych w jakiejś sztuce,
dla wiedzących, jak należy służyć – nie ma innego przytuliska jak tylko władca.
Tylko zwróciwszy się do władcy człowiek wykształcony może osiągnąć wysokie stanowisko.
–
Jakiż może być sen u tych, których trapią choroby, przykrości, drańska żona i którzy
mają długi?”
W 54-tym opowiadaniu ze zbioru „Siedemdziesiąt opowieści papugi” znajdujemy
następującą kanwę: We wsi Czamakuta mieszkał bramin Sridhara. Tamże przemieszkiwał
i szewc Gandana. Bramin zamówił u szewca sandały, powiadając, że majster będzie
zadowolony, i otrzymał je. Szewc domagał się zapłaty, lecz bramin tylko mówił: „Później
będziesz zadowolony”. Minęło wiele czasu. Pewnego dnia szewc schwytał bramina na
ulicy. A był to dzień, w którym u właściciela wsi urodził się syn. Cwany bramin
w obecności świadków przemówił do mistrza od sandałów: „Szewc, czy ja ci nie mówiłem,
że będziesz zadowolony? Powiedz, czy ty jesteś zadowolony, czy też nie, że u naszego
pana urodził się syn?” Gdyby szewc powiedział, że nie jest zadowolony, właściciel
wsi kazałby go uwięzić; a gdyby powiedział „jestem zadowolony”, przepadłyby pieniądze.
Odparł więc, wybierając niejako mniejsze zło: „Jestem zadowolony”.
Tego rodzaju opowieści przypominają raczej
ducha „Talmudu” niż „Wedy” i „Mahabharaty”.
* * *
W zbiorze aforyzmów wedyjskich Szri Czanakja
Niti Szastry zebrano nieprzebrane bogactwo „złotych myśli”:
– „Najwspanialszy
jest ten człowiek, który studiując mądre księgi nabywa wiedzy o najbardziej chwalebnych
zasadach obowiązku i rozumu, co należy, a czego nie należy czynić, co jest dobre,
a co złe.
–
Nawet mędrzec się smuci udzielając nauk głupiemu uczniowi, żyjąc z nikczemną żoną
lub nadmiernie spoufalając się z nędznikiem.
–
Człowiek rodzi się sam i sam umiera; sam też udaje się do piekła.
–
Ziemia utrzymywana jest przez tych, którzy miłują prawdę; to siła prawdy sprawia,
że świeci słońce i wieje wiatr.
–
Czas trwania życia jest niepewny i niepewne jest miejsce zamieszkania; wśród tych
wszystkich niestałych rzeczy niewzruszone są jedynie pobożne uczynki.
–
Los czyni żebraka królem, a króla żebrakiem. On to sprawia, że bogacz staje się
biedakiem, a biedak bogaczem.
–
Pięć rzeczy: długość życia, rodzaj pracy, bogactwo, wykształcenie i czas śmierci
są określone już wtedy, kiedy ktoś przebywa jeszcze w łonie matki.
–
Opatrzność kontroluje nasze myśli i postępki, i to z jej wyroków nadchodzi ratunek
w potrzebie.
–
Jakież zło może być gorsze od pożądania lub chciwości? Cóż jest bardziej grzesznego
od rzucania oszczerstw? Czy osoba o czystym sercu musi odbywać pielgrzymki do miejsc
świętych? Jakiej to cnoty potrzebuje ktoś, kto postępuje właściwie? Cóż jest lepszą
ozdobą od dobrej sławy? A jeśli człowiek okryje się hańbą, to cóż gorszego może
być w chwili śmierci?
–
Przebywanie z niegodziwą żoną, fałszywym przyjacielem, zuchwałym synem i jadowitym
wężem oznacza niechybną śmierć.
–
Należy oszczędzać pieniądze na ciężkie czasy, ratować żonę kosztem bogactw, lecz
bez wątpienia należy ratować duszę nawet kosztem żony i bogactw.
–
Oszczędzaj pieniądze na wypadek mogących nastąpić nieszczęść. Nie mów: „Czegoż może
się obawiać człowiek bogaty?” Kiedy przychodzi nieszczęście, wtedy i bogactwo zaczyna
opuszczać swego pana.
–
Kto traci swe pieniądze, tego porzucają przyjaciele, żona, służący i krewni. Kiedy
jednak ponownie stanie się zamożny, to ci, którzy go opuścili, przyjdą do niego
z powrotem. Najlepszym pokrewieństwem są pieniądze.
–
Bogactwo osiągnięte w grzeszny sposób może pozostać z tobą przez dziesięć lat, jednakże
w jedenastym roku zniknie nawet początkowy wkład.
–
Nie warto starać się o bogactwo, którego zdobycie wymaga wielu cierpień, łamania
zasad etyki lub też oszukiwania ludzi.
–
Czyjeś piękno znika, kiedy ktoś obdarzony tym pięknem postępuje niemoralnie; szlachetny
rodowód traci znaczenie pod wpływem złego zachowania; wiedza, kiedy nie jest doskonalona,
i bogactwo, kiedy jest niewłaściwie zdobywane i niewłaściwie wykorzystywane, są
nic nie warte.
–
Jakąż wartość ma wzniosłe pochodzenie, jeśli ktoś nie jest wykształcony; nawet nisko
urodzony człowiek jest szanowany z powodu swej uczoności.
–
Nie zamieszkuj w kraju, gdzie cię nie szanują; gdzie nie możesz zdobyć środków do
życia; gdzie nie masz przyjaciół i gdzie nie możesz zdobyć wiedzy; gdzie ludzie
nie mają poczucia wstydu i nikogo się nie obawiają.
–
Ten tylko jest naszym prawdziwym przyjacielem, kto nie opuszcza nas w potrzebie.
–
Od człowieka złośliwego trzymaj się tak daleko, jak to tylko możliwe.
–
Unikaj osoby, która mówi przyjemnie przy tobie, lecz próbuje cię zniszczyć za plecami,
ponieważ jest ona jak dzban trucizny z mlekiem na wierzchu.
–
Szybko jest niszczony ten, kto przyjaźni się z człowiekiem, który się źle prowadzi,
ma nieczyste poglądy i jest nieuczciwy.
–
Mędrzec nie powinien ujawniać tego, że stracił bogactwo; że jego umysł jest poruszony;
że jego żona źle się prowadzi; że go obrażono i że został zniesławiony.
–
Nie ulegaj złemu przyjacielowi, ani też nie wierz zwykłemu koledze, gdyż jeśli będzie
zły na ciebie, może wyjawić wszystkie twoje tajemnice.
–
Nie wyjawiaj tego, co zamierzasz zrobić, lecz trzymaj to w tajemnicy, będąc zdeterminowanym,
aby to wykonać.
–
Rodzice, którzy nie kształcą swoich dzieci, są ich wrogami, gdyż głupi synowie są
wśród innych ludzi jak wrony wśród łabędzi.
–
Osoba wykształcona może nie posiadać bogactw, ale tak naprawdę jest zamożna; lecz
człowiek, który nie jest wykształcony, jest biedakiem pod każdym względem.
–
Wiele złych nawyków nabywa ktoś, kiedy jest zbyt swobodnie wychowywany, a wiele
dobrych, gdy jest karany; dlatego bij swego syna, jeśli go kochasz, i nigdy mu nie
folguj, aby potem cię nie przeklinał.
–
Pieść syna do lat pięciu, używaj na nim kija przez następne dziesięć lat, a gdy
osiągnie lat szesnaście, traktuj go jak przyjaciela.
–
Mądrość zachowywana jest dzięki temu, że stosuje się ją w praktyce.
–
Kto ma czyste ręce, ten nie lubi być u władzy.
–
Głupcy zazdroszczą uczonym; biedacy – bogatym; kobiety niewierne – cnotliwym, a
brzydkie – pięknym.
–
Ślepcy od urodzenia nie mogą widzieć i podobnie ślepi są ci, którzy się znajdują
w uścisku pożądania. Osoby dumne nie postrzegają zła, które czynią; zaś ci, którzy
mają skłonność do gromadzenia bogactw, nie dostrzegają grzechu w swoich poczynaniach.
–
Człowieka chciwego zjednasz sobie ofiarowując mu podarunek; człowieka zawziętego
– uprzejmością; głupca – kiedy go rozweselisz; a człowieka wykształconego – kiedy
będziesz prawdomówny.
–
Jedną wspaniałą rzeczą, której należy nauczyć się od lwa, jest to, że wszystko,
co zamierza uczynić, robi z całego serca, z pełną determinacją i ze wszystkich sił.
–
Człowiek szlachetny jest szczęśliwy, kiedy widzi, jak dobrze się innym powodzi;
nikczemnik cieszy się z nieszczęść innych.
–
Nigdy nie bądź za nadto prostolinijny w swoim postępowaniu, gdyż w lesie ścinane
są te drzewa, które są proste, natomiast pozostawia się te, które są pokrętne.
–
Ludzie niskiej klasy pragną bogactw; ludzie klasy średniej pragną bogactw i szacunku;
lecz ludzie najbardziej wzniośli pragną jedynie honoru, gdyż jest on prawdziwym
bogactwem szlachetnego człowieka.
–
Odrzuć jednego członka rodziny, aby ratować całą rodzinę, rodzinę – aby ratować
wioskę, wioskę – aby ratować kraj, kraj – aby ratować swą duszę.
–
Człowiek pracowity nie zazna biedy, a grzech nie dotknie tego, kto czuwa przy Bogu.
–
Kto pragnie zadowalania zmysłów, ten musi porzucić wszelkie myśli o zdobywaniu wiedzy,
a kto potrzebuje wiedzy, nie może mieć nadziei na zadowalanie zmysłów. Jak bowiem
osoba ciesząca się zmysłową przyjemnością może posiąść wiedzę, a osoba posiadająca
wiedzę zadowalać zmysły?
–
Ludzie piękni, młodzi i pochodzący ze szlachetnych rodzin są bezwartościowi, kiedy
nie są wykształceni.
–
Pijacy i głupcy to są zwierzęta w ludzkiej postaci.
–
Czegoż to pijak nie rozpowie i czego wrona nie zje?
–
Nikczemnicy, którzy mówią o ukrytych wadach innych, niszczą siebie samych, tak jak
węże, które pełzają po kopcach mrówek.
–
Zawsze powinniśmy mówić w taki sposób, aby zadowolić człowieka, od którego spodziewamy
się jakiejś łaski; tak jak myśliwy słodko śpiewa, kiedy chce zwabić i zastrzelić
jelenia.
–
Zawsze powinniśmy uważnie obchodzić się z ogniem, wodą, kobietami, głupcami i żmijami.
–
Zdobywaj cnotę dniami i nocami; zawsze rozmyślaj o tym, co wieczne, i zapomnij o
tym, co tymczasowe.
–
Nie ma żadnego skarbu na ziemi, którym mógłby się odwdzięczyć uczeń swemu nauczycielowi
nawet za to, że nauczył go tylko jednej litery.
–
Lepiej umrzeć, niż żyć w hańbie. Utrata życia jest przyczyną chwilowego smutku,
hańba zaś jest źródłem smutku dzień po dniu.
–
Trucizna znajduje się w zębach jadowitej żmii i w żądle skorpiona, lecz osoba zawistna
jest cała nią przesiąknięta.
–
Człowiek chciwy nigdy nie będzie prawdomówny, a czystości nie ujrzysz u mężczyzny
uganiającego się za kobietami.
–
Są tylko dwa sposoby unikania cierni i zawistnych osób. W pierwszym przypadku należy
używać obuwia, a w drugim tak je upokorzyć, aby nie mogły ponownie unieść twarzy,
i w ten sposób trzymać je z daleka.
–
Człowiek staje się wielki dzięki swoim zasługom, a nie z powodu zajmowania wyniosłej
pozycji. Czy można nazwać wronę orłem jedynie dlatego, że siedzi na wierzchołku
wysokiego drzewa?”
* * *
Kultura indyjska wydała szereg wielkich poetów,
którzy byli jednocześnie znakomitymi filozofami, jak np. Kabir (1440-1518), autor
obszernych zbiorów poetyckich pt. „Bani” i
„Bidżak”. Czytamy więc tam następujące
słowa:
„W świętych sadzawkach jest
tylko woda.
Wiem, bo kąpałem się w nich.
Bogowie, rzeźbieni w drzewie
i kości słoniowej nie odzywają się.
Wiem, bo błagałem ich.
W świętych księgach Wschodu
nie ma nic prócz słów.
Wiem, gdyż zaglądałem do nich.”
*
„Przyjacielu, na Niego czekaj
póki żyjesz, Jego poznawaj, póki żyjesz.
Jego chciej pojąć, póki żyjesz.
Bo za życia czas na wyzwolenie.
Jeżeli nie rozerwiesz swoich
pęt za życia, jakaż nadzieja na wyzwolenie w śmierci?
Ułudą jest wierzyć, że dusza
zjednoczy się z Nim, kiedy wyjdzie z ciała.
Jeżeli może być znaleziony
teraz, będzie znaleziony i wtedy.
Jeżeli nie, zamieszkamy w Mieście
Śmierci.
Jeżeli jesteś z Nim teraz,
będziesz z Nim i później.
Zanurz się w Prawdzie, rozpoznaj
Mistrza, uwierz w Prawdę!”
*
„Wędrowałem przez ocean życia
nie znającego śmierci
I piękno tej podróży uwolniło
mnie od stawiania pytań.
Jak drzewo jest zawarte w nasieniu,
Tak wszelkie choroby w tym
stawianiu pytań”.
*
„Wewnątrz tego glinianego garnka
są altany i gaje
I wewnątrz mieszka Stwórca.
Wewnątrz tego garnka jest siedem
oceanów i niepoliczone gwiazdy.
Kwas do próbowania złota jest
tam,
Jak i znawca oceniający drogie
kamienie.
Wewnątrz tego garnka rozlega
się muzyka wieczności
I bije źródło wszelkiej wody.
Wsłuchaj się! Pan mieszka wszędzie.”
* * *
Hinduizm jest wyznawany w różnych krajach
Azji i wszędzie wytworzył subtelną, wyrafinowaną, urozmaiconą obrzędowość. W średniowiecznej
Kampuczy np. przywiązywano wielką wagę do socjotechnicznych możliwości obrzędów
religijnych. Ceremonie rytualne były skomplikowane i trwały długo, a dokonywali
ich kapłani odpowiednio do swej rangi. Bramini w długich białych płaszczach lamowanych
złocistym brokatem dęli w muszle w czasie przerw. Wszystkich kapłanów obowiązywała,
co prawda, pokora, zdawali jednak sobie sprawę (jak wszystkie ich odpowiedniki na
całym świecie) z tego, że prymitywne pospólstwo ma ich nieomal za bogów; a w każdym
razie jako domniemani pośrednicy Wielkiego Boga budzili zgrozę wśród wiernych klęczących
przed nimi. Byli posłusznymi i zdyscyplinowanymi członkami potężnej mafii (rodziny),
sprzedającej profanom przepustki do raju. Najwyższy kapłan (swego rodzaju papież)
pilnował tego, by starszyźnie okazywano należny respekt. Kapłani mieli do pomocy
muzyków, kantorów intonujących rozmaite hymny i dodających splendoru wyrafinowanym
metodom manipulacji. Chórzystów dobierano starannie, a ich szkolenie traktowano
nad wyraz poważnie. Musieli śpiewać melodyjnie i donośnie, tak, aby śpiew rozlegał
się potężnie w rozległej świątyni, przyprawiając wiernych o drżenie serca i przypływ
uczuć metafizycznych. Chórowi wtórowały trąby, brązowe konchy, olbrzymie bębny,
gongi i pomniejsze bębenki. Niekiedy śpiewacy milkli, a procesja wolno obchodziła
świątynię przy akompaniamencie muzyki. Posągi bóstw niesiono na złotych tarczach
pod złocistymi parasolami. Tancerki świątynne wiły się i falowały, jakby były istotami
bezcielesnymi... A potem nadchodziła kolej na wiernych – zbliżali się niosąc kwiaty,
które składali w świętym przybytku. Zarówno kapłani, jak i profani mieli nadzieję,
że w ten sposób wkupią się w łaski bóstw, które – zadowolone z hołdów i uwielbienia
– obdarzą ich jakimiś łaskami. W tym wszystkim chodziło o to, aby, z jednej strony,
przekazać bogom na niebiosach uwielbienie i miłość wiernych; z drugiej zaś – by
wiernym uświadomić wielkość bogów. I króla. Był on wszak także ucieleśnieniem pierwiastka
boskiego...
„Wszyscy
królowie khmerscy dokładali starań, by zapewnić sobie szczęśliwe życie pozagrobowe.
Dlatego usiłowali zyskać przychylność bogów, licząc na ich pomoc w osiągnięciu nieśmiertelności.
Budowali coraz więcej świątyń i klasztorów, w których mnisi mieli zanosić modły.
Inskrypcja znaleziona w pobliżu jednej ze świątyń głosi: „Król umieścił tu swój
lingam (penis), jako obietnicę łask boskich”. Świątyni, w której
władca celebrował uroczystości, jego następca z reguły nie używał, ponieważ wznosił
sobie nową. Wierzono, że zmarły król żyje nadal, odprawiano też specjalne modły
i obrzędy mające zapewnić mu przychylność bogów, szczęście i nieśmiertelność.” (...)
Hinduizm khmerski lubował się w obrzędowości
barwnej i niezwykłej. Ceremonie odbywające się w świątyni były imponujące i przerażające
zarazem. Czczono Sziwę, Wisznu i Brahmę, ślepo wierzono w ich straszliwą potęgę
i najwyższą wszechmoc, a ludzie padając przed nimi na twarz uświadamiali sobie własną
nicość. Wszyscy też wierzyli, że król jest ucieleśnieniem Boga, modlono się więc
i do niego, co miało swe niebagatelne konsekwencje polityczne... „Obrzędy odbywały się z wielką pompą, uroczyście
i w niezwykłej scenerii. Mroczne wnętrza wielkich posępnych świątyń rozświetlały
setki palących się świec. Była to, co prawda, ogromna rozrzutność, nie pozbawiona
jednak wielkości i splendoru, a także dowód wielkiej żarliwości religijnej. Królowie-bogowie
i kler zawsze doceniali w pełni znaczenie religii państwowej dla jedności narodu.
Lud
był najwyraźniej głęboko religijny, o czym świadczą liczne świątynie i wiele bogów,
jednakże zbytnią moralnością nie grzeszył. Nie mogła też wchodzić w grę pruderia,
bo zwyczajowo mężczyźni i kobiety rozebrani do naga kąpali się razem. W tej dziedzinie
nie pozwalano zresztą na publiczną obrazę moralności. Tolerowano swobodę seksualną,
ale nie na widoku publicznym. W obrębie świątyń urządzano często orgie seksualne
pod płaszczykiem obrzędów religijnych, ale zwracano uwagę na to, by wieść o nich
nie przedostała się na zewnątrz” (John
Audric, „Anghor. Imperium Khmerów”).
* * *
W Indii, podobnie jak w Europie, w czasach
nowożytnych trwało dramatyczne poszukiwanie nowych, bardziej godnych człowieka,
rozwiązań w zakresie teorii i praktyki społeczno-politycznej. Tak Akbar Wielki,
król Indii z dynastii Wielkich Mogołów, założył w XVI wieku fundamenty pod liberalizm,
zrównując w prawach wyznawców hinduizmu i islamu. W swej stolicy Fatehpur Sikri
wprowadził nawet dziwną religię synkretyczną. Na rozkaz tego władcy Abulfazl, ulubiony
poeta i minister Akbara, ogłosił następujące wyznanie wiary: „O Boże, w każdej świątyni widzę ludzi, którzy
Ciebie szukają. I w każdym języku, jak słyszałem, ludzie Cię wychwalają. Poszukują
Cię politeiści i muzułmanie. Każda religia mówi: „Ty jesteś jeden, nie ma równego
Tobie”. W meczecie ludzie szepczą święte modlitwy, w kościele chrześcijańskim ludzie
biją w dzwony z miłości do Ciebie. Czasem odwiedzam chrześcijański klasztor, a czasem
meczet. Ale w każdej świątyni szukam tylko Ciebie. Twoi wybrani nie mają nic wspólnego
ani z herezją, ani z ortodoksją, bo żaden z nich nie znajduje się poza zasłoną Twej
prawdy”.
Książę Dara Szikoh, prawnuk cesarza Akbara
Wielkiego, był także wolnomyślicielem. Podobnie jak w obrębie chrześcijaństwa święty
Jan od Krzyża i Meister Eckhart, uważał, iż w poznaniu Absolutu najważniejszą rolę
odgrywa mistyczne doświadczenie intuicyjne, że dla duszy poszukującej Boga stereotypowe
dogmaty formalne są raczej przeszkodą niż pomocą w poszukiwaniu prawdy (choć potrzebne
są dla prymitywnej masy ludzkiej jako busola światopoglądowa). Wewnętrzne objawienie,
olśnienie nie nawiedza jednak każdej duszy, lecz tylko wybrane, wysoko rozwinięte,
zdolne do osobistych intymnych rozmyślań. Z tego przekonania filozoficznego wynikały
logicznie zarówno pluralizm światopoglądowy, jak i liberalizm oraz tolerancja polityczna.
Umiłowanie wolności słowa i tolerancja światopoglądowa były nieuchronnym postulatem
takiego stylu myślenia. I jest fatalną ironią losu, że te właśnie dążenia zamiast
budowania pokoju przyczyniły się do zaognienia konfliktów religijnych. Dara Szikoh
budził w ortodoksyjnych muzułmanach gwałtowną wrogość. Kroniki dworskie, pisane
przez gorliwych wyznawców islamu, dyszą zjadliwymi epitetami, odsądzającymi Darę
od czci i wiary: „heretyk”, „nikczemnik”, „lekkoduch”. Jak pisze Waldemar Hansen
w książce „Pawi tron”, nawet w XX wieku
nieugięci historycy muzułmańscy utrzymywali, że wyrok na księcia był słuszny i nadal
kategorycznie odmawiają jego rewizji. Także jezuita Francois Bernier, francuski
lekarz i podróżnik, powodowany fanatycznym zaślepieniem, nie potrafił odróżnić wysokiej
kultury politycznej księcia od oportunizmu ideowego i w swym pamiętniku z podróży
oskarżał Darę Szikoha o to, że ów „dla pogan
był poganinem, a dla chrześcijan chrześcijaninem”. Idąc za fanatykami islamskimi
pisał Bernier, że książę Dara „miał zbyt wygórowaną
opinię o sobie” [obiegowy zarzut miernot względem osób wybitnych]; uważał, że
własnym rozumem osiągnie wszystko, czego zapragnie, i uroił sobie, że nie ma na
świecie człowieka, który potrafiłby udzielić mu zbawiennej rady. Był też ponoć bardzo
drażliwy, skory do pogróżek, pochopny do obelg i wyzwisk nawet w stosunku do najznamienitszych
dostojników. Twierdzenia te są jednak pospolitym kłamstwem.
Ostatnie dni życia liberalnego księcia były
wstrząsającym świadectwem całej ohydy fanatyzmu i nietolerancji. Dara został aresztowany
na rozkaz swego brata Aurangzeba, który mianował się tymczasowym królem Indii. Naoczny
świadek opisuje, co działo się w Delhi 28 sierpnia 1659 roku: „Nieszczęsny więzień został pod dobrą strażą
ulokowany na grzbiecie słonia, jego młody syn, Sipehr Szikoh umieszczony obok niego...
Zwierzę to nie było jednak jednym z tych pełnych majestatu słoni z kraju Pegu lub
Cejlonu, których Dara zwykł był dosiadać, przystrojony w przepyszny czaprak, złoconą
uprząż i rząd pięknie rzeźbiony... Dara siedział teraz na marnym i wynędzniałym
zwierzęciu, pokrytym brudem... On i jego syn byli ubrani w brudny przyodziewek z
najgorszego materiału”... Słonia z więźniami prowadzono przez bazary i wszystkie
dzielnice miasta. To niegodne widowisko zgromadziło nieprzebrane tłumy. Na każdym
kroku spostrzegano ludzi płaczących lub w najbardziej żałobliwych słowach biadających
nad losem księcia i jego syna, którzy cieszyli się dotąd wielką popularnością wśród
prostego ludu. Ale nikt nie ruszył z miejsca, nikt nie sięgnął po broń, by uwolnić
ukochanego przecież władcę i jego syna. Nikt nie ma sprzymierzeńców w chwili niebezpieczeństwa,
jeśli sam nie ma dość siły, by się bronić.
W palącym słońcu sierpniowym nałożono księciu
kajdany na nogi, dla większego zaś upokorzenia orszak, złożony z kawalerzystów w
kolczugach i z obnażonymi szablami, ruszył największą arterią miasta, ulicą Czandni
Czauk – „najbogatszą ulicą świata”. Publicznemu poniżeniu wczorajszego władcy i
jego syna miało się stać zadość. W ten sposób jakby tracił właściwą sobie aureolę.
Po kilku godzinach odstawiono więźniów do ich podmiejskiego więzienia, w którym
miał wkrótce być odegrany akt końcowy tej makabrycznej tragedii.
Wbrew oczekiwaniom Aurangzeba próba poniżenia
Dary nie osiągnęła zamierzonego celu. Szlachetny i ufny książę nie został ośmieszony
i poniżony; wręcz przeciwnie, jego smutny los wzbudził powszechne współczucie, żal
i oburzenie. W Delhi omal nie doszło do masowych rozruchów i wybuchu powstania ludowego.
W tej sytuacji Aurangzeb, nakłaniany do tego przez swą (i Dary) rodzoną siostrę,
uznał, że brata należy natychmiast zgładzić „dla dobra wiary i państwa”. Fanatyczni
muzułmanie, przebywający na dworze króla, z entuzjazmem powitali to postanowienie,
nie mogli bowiem wybaczyć obalonemu monarsze wypowiedzianego ongiś przez siebie
ironicznego zdania: „Raj jest tam, gdzie nie ma ani jednego mułły”.
Trudno dziś powiedzieć, co bardziej powodowało
Aurangzebem, gdy podejmował straszliwą decyzję bratobójstwa: fanatyzm religijny
czy żądza nieograniczonej władzy. Był to przecież człowiek, który już przedtem wtrącił
do więzienia własnego ojca, jak i jednego ze swych synów. Następny dzień, 29 sierpnia,
miał być ostatnim dniem życia Dary Szikoha. Wszystkie relacje o śmierci tego władcy,
mimo iż różnią się w drobnych szczegółach, są jednakowo ponure. – Do celi więziennej
weszło kilku oprawców, którzy otrzymali przedtem znany sobie rozkaz od Aurangzeba.
Zastali Darę i Sipehra Szikoha gotujących soczewicę, gdyż w obawie przed otruciem
sami przyrządzali sobie posiłki. Książę cofnął się gwałtownie na widok siepaczy.
Przeczuł złe. „Przyszliście mnie zabić!” – zawołał. Jego mały synek rozpłakał się
i uchwycił ojca oburącz za nogi, tuląc się do niego z całych sił. Chłopczyka oderwano
siłą od ojca i wyprowadzono do sąsiedniej sali, skąd dobiegło niebawem spazmatyczne
łkanie przedśmiertne. Dara rzucił się z nożem na morderców, wbijając broń jednemu
z nich z taką siłą w bok, że utkwił w kości żebrowej, z której nie mógł go wyrwać.
Sługusi z różnych stron otoczyli broniącego się księcia, kilka sztyletów pogrążyło
się w jego gardle, szyi i brzuchu. Następnie siepacze oddzielili głowę od reszty
zwłok i pośpieszyli z tym „darem” do Aurangzeba. Władca kazał uciętą głowę brata
obmyć z krwi w miednicy i rzekł: „Skoro za życia tego niewiernego zawsze odwracałem
się od tej twarzy, nie chcę patrzeć na nią i teraz”. Jeden ze świadków podał inaczej,
że mianowicie po dostarczeniu trofeum Aurangzeb stanął nogą na ściętej głowie, która
wtedy „zaniosła się przeciągłym chichotem:
„cha, cha, cha!”, co przyprawiło wszystkich obecnych o niekłamane przerażenie”.
Włoski podróżnik Niccolo Manucci podał jeszcze inny opis zdarzenia: „Aurangzeb dowiedziawszy się, że dostarczono
głowę Dary, rozkazał przynieść ją sobie do ogrodu na tacy, obmytą z krwi i w turbanie.
Zażądał także pochodni, aby mógł zobaczyć znamię, które książę miał na czole, i
dzięki temu upewnić się, że to naprawdę głowa brata, a nie jakiejś innej osoby.
Kiedy przekonał się o tym, rozkazał położyć na ziemi i zadał jej trzy ciosy w twarz
szablą”. Następnie wydał rozkaz umieszczenia głowy w skrzyni i dostarczenia
jej ojcu, zdetronizowanemu cesarzowi, gdy ten będzie posilał się przy stole. Ułożył
sobie to wszystko pełen radości, że wreszcie zemści się na ojcu za miłość okazywaną
Darze i lekceważenie jego własnej osoby. Tak też uczyniono. Gdy stary cesarz, ojciec
zarówno Dary, jak i Aurangzeba, zabrał się do więziennego posiłku, wszedł specjalny
poseł ze skrzynką i postawił ją przed sędziwym człowiekiem, mówiąc: „Król Aurangzeb
przesyła ten dar Waszej Cesarskiej Mości na dowód swej synowskiej pamięci”. Stary
cesarz rzekł na to: „Niechaj Bóg będzie pochwalony, że mój syn jeszcze o mnie nie
zapomniał”. Skrzynka stała przed nim na stole i skwapliwie kazał ją otworzyć. Nagle,
gdy podniesiono wieczko, rozpoznał twarz syna. Zdjęty zgrozą wydał dziki jęk i padł
twarzą na stół i leżał jak nieżywy... Ciało Dary kazał Aurangzeb dla postrachu ludności
Delhi obwozić po mieście przywiązane do słonia. Następnie pogrzebano je bez żadnych
honorów w grobowcu cesarza Humajuna. Tego samego dnia wieczorem Rauszanora, siostra
Dary i Aurangzeba, wydała wystawne przyjęcie. Głowę Dary pochowano w odległym o
200 km słynnym
Tadż Mahalu, grobowcu mauzoleum jego matki.
Okrucieństwa i moralny upadek Aurangzeba
były pierwszą oznaką tego, że dynastia Wielkich Mogołów wyczerpała się genetycznie
i zaczyna ulegać zwyrodnieniu. Jego następcy i potomkowie konsekwentnie prowadzili
gigantyczne imperium do katastrofy. Żaden z nich już nigdy nie potrafił zdobyć się
na czyny wzniosłe i wielkie. Potężna dynastia zdegenerowała się i upadła do poziomu
przeciętnych, nikczemnych, barbarzyńskich uzurpatorów. Gdy król Aurangzeb zmarł,
zerwała się straszliwa trąba powietrzna, tak gwałtowna, że zniszczyła wszystkie
namioty w obozowisku. Wiele osób i zwierząt zginęło, udławiwszy się straszliwym
kurzem. Zapadły takie ciemności, że ludzie wpadali na siebie nie widząc, gdzie idą.
Huragan zmiótł szereg wsi i powalił tysiące potężnych drzew. Tak rozpoczął się w
Indiach wiek XVIII, okres wielkiej anarchii, dzikich fanatyzmów, wojen religijnych,
utraty niepodległości i obcego panowania. O światłym i tolerancyjnym księciu, który
padł ofiarą swego tępego i żądnego władzy brata indyjski historyk Kanungo później
napisał, że „był to męczennik miłości do wszystkiego,
co ludzkie i boskie, człowiek heroicznego ducha, który występował w obronie pokoju
i zgody między ludźmi oraz dążył do wyzwolenia umysłów z więzów ślepego autorytetu
i dogmatów”. Za to właśnie został srogo ukarany przez muzułmańskich fanatyków.
Jak więc widzimy, los człowieka, jego rozpaczliwe
poszukiwanie dróg prowadzących do dobra i prawdy, są podobne na Wschodzie i Zachodzie,
w Azji i w Europie, Afryce i Ameryce. Ludzkość – co przed tysiącami lat niezbicie
ustaliła filozofia indyjska – stanowi organiczną całość, żyjącą i rozwijającą się
według tych samych prawidłowości pod każdą szerokością geograficzną.
* * *
Także obecnie myśl indyjska kontynuuje swą
żmudną i twórczą pracę nad rozszyfrowaniem fundamentalnych tajemnic bytu. Tak Jinarajadasa
Czandra w dziele „Człowiek we Wszechświecie”
(Madras 1957, t. I) pisze: „Mistrzowie
Mądrości, pomocnicy i wykonawcy Logosu, kierują procesem ewolucyjnym we wszystkich
jego fazach i okresach; każdy czuwa nad jednym z wielkich działów ewolucji życia
i formy...
Można
by powiedzieć, że teozofia jest, przynajmniej pod pewnym względem, objawiona, ale
jest to objawienie wiedzy przez Tych, którzy ją w pełni posiedli, tym, którzy jej
jeszcze nie zdobyli... Jesteśmy bowiem jak piana na fali morskiej, pojawiamy się
bez udziału naszej własnej woli, a przestajemy istnieć po dokonaniu się procesu,
nad którym nie mamy żadnej władzy. Jesteśmy utkani z mglistej jako sny materii,
a nasze drobne, nieznaczne żywoty otacza również sen...
Mądrość
odwieczna mówi nam, że wszechświat z jego miriadami gwiazd jest wyrazem Świadomości
i Życia, zwanego przez ludzi różnymi imionami – Bogiem, Iszwarą, Ahura Mazdą, Allachem
albo też Logosem. To Życie Jedyne jest Postacią, – „Osobą” – jednak nieskończenie
wyższą ponad wszelkie ograniczenia, jakie się łączą z naszym pojęciem Postaci (Osoby).
Logos, owo Słowo Kosmiczne, stanowi zawsze Jednię. Jest „Jedynym bez wtórego”; jednak
w procesie ożywiania swą energią wszechświata działa jako Trójca, przejawiając się
w trzech zasadniczych postaciach. Bóg jako Trójca nazywa się w hinduizmie: Brahma
– Stwórcą; Wisznu – Utrzymującym i Chroniącym Życie; Sziwą – Niszczycielem Form,
Wyzwolicielem Życia. A chrześcijańska Trójca to: Bóg Ojciec, Bóg Syn i Bóg Duch
Święty. W innych religiach mamy również imiona dla tych trzech postaci boskiego
działania...
Pomocnikami
Logosu Kosmicznego w jego pracy we wszechświecie są siedem Wielkich Duchów, które
są jakby wcieleniami jego własnej natury...
To,
co my nazywamy życiem i śmiercią, stanowi dla duszy tylko wysyłanie części swej
energii i świadomości w niższe sfery, a potem ponowne wciąganie jej i skupianie
we własnej, wyższej... Śmierć jako rozproszenie się w nicość nie istnieje w przyrodzie.
Życie oddala się od formy przechodząc, na pewien czas, w ponad-fizyczne otoczenie,
zachowując tam wszystkie zdobyte doświadczenia, jako nowe zdolności do budowania
świeżych form... Choć jeden kształt za drugim rodzi się i umiera, kolejne żywoty
tych form to tylko wchodzenie i odchodzenie tego samego życia na
scenę działania, w wielkim dramacie ewolucji. Nie ginie nigdy ani jedna cząstka
raz zdobytego doświadczenia, jak nie ginie żadna drobina materii... Wszystkie cząstki
„dusz-grup” roślinnego i zwierzęcego królestwa są w ciągłej ze sobą wojnie, w walce
o przeżycie najzdatniejszego organizmu. Jednak w tej walce ani jedna, choćby najmniejsza
„jednostka życia” nie bywa nigdy unicestwiona; zwycięstwo jednego typu lub gatunku
nie należy wyłącznie do niego, lecz do całości życia, które usiłowało znaleźć tę
najlepszą, najzdatniejszą formę, aby móc wyrazić drzemiące i utajone energie...
Dusze
bywają według swojego wyrobienia starsze i młodsze... Najmłodsze są te, które nie
są w stanie kierować sobą, swą żądzą i całą gwałtowną i prymitywną naturą, a zdolności
umysłowych prawie nie posiadają. W dzisiejszym okresie ewolucji dusze te przebywają
tylko w ciałach dzikich plemion Afryki i Australii oraz w najniższych, tak zwanych
zbrodniczych, typach najnędzniejszych nor miejskich w cywilizowanych społeczeństwach...
Znacznie wyższym typem są dusze nieco „starsze”, które wyszły już ze stadium dzikiego,
ale są jeszcze bardzo prymitywne, o ciasnej myśli i zakresie zainteresowań, niezdolne
do żadnej inicjatywy, posiadające mało rozsądku, wyobraźni i inteligencji. Do tego
typu należy dziś jeszcze duża część ludzkości... Jeszcze „starsze” dusze tworzą
tzw. kulturalne warstwy różnych narodów i ras, o horyzoncie myślowym znacznie szerszym,
niż zamykającym się już tylko w kręgu rodziny ani nawet jednego narodu, o pewnych
wyraźnych ideałach i tęsknocie do doskonałości i do pewnego stopnia świadomym dążeniu
do niej. Znacznie mniej liczne są te, które odkryły już, iż treścią życia jest ofiara
i oddanie się czemuś wyższemu, które się zbliżają, lub już są na „drodze” [por. chińskie „tao” i chrześcijańskie „jam
jest drogą”] i świadomie kształtują swą przyszłość.
A na samym szczycie, jako najwyższy wykwit ludzkości, stoją nadludzie, tak zwani
Mistrzowie Mądrości. I ci przemożni Starsi Bracia ludzkości, którzy są przedstawicielami
Boga na ziemi, pomagają i kierują nią wedle Jego boskiego zamysłu...
Wedle
powszechnego prawa, po śmierci ciała fizycznego dusza spędza pewien czas w sferze
astralnej, a potem, zrzuciwszy swą astralną powłokę, przechodzi w sferę tzw. niższo-mentalną,
gdzie pozostaje parę stuleci. Sfera ta, to „niższe niebo”, zwane najczęściej w literaturze
teozoficznej „Dewachanem” (dosłownie: miejscem bogów) i tam raz jeszcze przeżywa
wszystkie tęsknoty, pragnienia i aspiracje, jakie żywiła podczas życia na ziemi,
ale tym razem w pełni ich zrealizowania i szczęścia. Całe stulecia spędza w takim
czynnym szczęściu, aż się wyczerpią wszystkie nagromadzone za życia energie jej
pragnień. Wówczas odrzuca i ciało mentalne, i można powiedzieć, że kończy swój cykl,
czy też „krąg”, inkarnacyjny, i znajduje się znów „u siebie”, w swej własnej „ojczyźnie”,
w swoim przyczynowym ciele, ze wszystkimi swoimi doświadczeniami, które zostały
już teraz przetworzone w ideały, cechy charakteru i zdolności. Ale że wiele jej
jeszcze pozostaje do dokonania na tej drodze do doskonałości, znów się inkarnuje,
przybierając kolejno trzy nowe przewodniki, to jest ciało mentalne, potem astralne,
a wreszcie fizyczne...
Godzina
śmierci jest zazwyczaj wyznaczona z góry przez Władców Karmy, tj. Wielkie Anioły
Boga, które spełniają w Jego planie rolę zarządców Karmicznym Przeznaczeniem poszczególnych
ludzi...
Samobójstwo
nie leży nigdy i w żadnym przypadku w przeznaczeniu człowieka. Za ten czyn dusza
zawsze ponosi sama odpowiedzialność, choć nieraz i inni mogą w niej w dużej mierze
brać udział. Oczywiście, istnieje wiele odmian samobójstwa, jeśli chodzi o jego
pobudki: czasem jest to ucieczka od skutków jakiegoś przestępstwa, innym razem jest
to wynikiem nerwowego załamania lub choroby umysłowej, a czasem pobudki są szlachetne
i wcale nie egoistyczne; a skutki karmiczne będą zależały od tych właśnie pobudek”...
Reinkarnacja – to jest wyobrażenie, iż życie
wciela się kolejno w różne kształty, by wznosić się w coraz to wyższe stany – szerszych
myśli, szlachetniejszych uczuć, wspanialszych zdolności; oraz Ewolucja – tj. wyobrażenie,
iż każda forma rozwija się, stając się coraz bardziej złożonym w swej budowie i
doskonalszym organizmem – te dwie idee dopełniają się, są jako prawa i lewa ręka
Wielkiego Architekta, który kształtuje i buduje wszechświat... Choć reinkarnację
uważa się zwykle za dotyczącą tylko duszy człowieka, jest to w istocie proces powszechny,
stosujący się do każdego życia, obecnego we wszystkich organizmach. Życie róży,
która więdnie i usycha, powraca do jej „duszy-grupy”, a potem wciela się znów w
nową różę. Życie szczeniaka, który umiera od jakiejś choroby, wraca do swej psiej
„duszy-grupy”, a potem znów inkarnuje się jako szczenię innej suki.
Co do człowieka, jedyną różnicą jest to,
że po śmierci ciała dusza jego nie powraca do żadnej „duszy-grupy”, gdyż przedstawia
ona indywidualną i odrębną jednostkę świadomości, jakby gatunek sam dla siebie.
A gdy się wciela powtórnie, powraca z cechami i zdolnościami, które rozwinął w swych
poprzednich żywotach na ziemi, a które się nie umniejszają bynajmniej, jeśli je
dzieli z inną jednostką.
Ogólnie przyjęło się używać terminu „reinkarnacja”
wyłącznie w zastosowaniu do procesu dotyczącego dusz ludzkich, i to głównie w trzech
następujących koncepcjach:
1. W pojęciu, iż przy urodzeniu dziecka Bóg
nie stwarza dlań wówczas specjalnej duszy, bowiem dusza ta istniała już wpierw od
wieków jako indywidualna jednostka, pozostająca w jakimś stanie duchowym, a teraz
po raz pierwszy i po raz ostatni wciela się w kształt ludzki. Teorię tę nazywamy
nauką o preegzystencji duszy.
2. W pojęciu drugim dusza ludzka wciela się
niejednokrotnie w różne kształty na Ziemi, czasem w ludzkie, czasem w zwierzęce,
a nawet roślinne. Podobnie i po śmierci obecnego ciała będzie mogła znów użyć jakiegoś
zwierzęcego lub roślinnego kształtu, zanim powróci raz jeszcze w swe ludzkie mieszkanie.
Ta teoria jest głównie znana pod imieniem metempsychozy lub transmigracji.
3. Teoria trzecia mówi, iż dusza ludzka przed
urodzeniem dziecka, które ożywia, przebywała już wielokrotnie na Ziemi, używając
ciał kobiet lub mężczyzn, ale ani zwierząt, ani roślin, z wyjątkiem pradawnych czasów,
przed tak zwaną indywidualizacją, to jest zanim nie została odrębną, samo-świadomą
i wieczną indywidualnością; i że po śmierci fizycznego ciała, po upływie pewnego
okresu czasu spędzonego w stanie o wiele wyższym, tj. nie w materii w zwykłym pojęciu,
a w znacznie subtelniejszej, dusza znów powraca na Ziemię, aby ożywić ciało kobiety
lub mężczyzny, ale już nigdy rośliny czy zwierzęcia. I właśnie ta doktryna jest,
ściśle rzecz ujmując, indyjską nauką o Reinkarnacji.
Dusza ludzka wędruje w kolejnych inkarnacjach
po całej ziemi, wsiedla się w przedstawicieli różnych ras i narodów. Oto jak teozof
Jinarajadasa w powyżej cytowanej książce „Człowiek
we Wszechświecie” opisuje liczący wiele tysięcy lat proces wędrówki duszy: „Wyobraźmy sobie duszę, która rodzi się po kolei
w jednej pod-rasie po drugiej, aż przejdzie wszystkie. Rozpoczyna w pierwszej, Atlantyckiej,
i jako olbrzym prymitywny jakże dziwnych doznaje doświadczeń. A potem znów całkiem
innych jako góral, dzielny, śmiały, hardy i nieco ponury, a wrażliwy na zmiany pogody,
górskie burze i nawałnice, ulewy i słońce. A wśród Tolteków w Meksyku, czy też w
Peru, będzie miała doświadczenie zarządcy, kierownika jakiegoś pięknego patriarchalnego
plemienia czy osady (rozumne rządy były chwałą Tolteków); tu odpowiedzialność za
dobrobyt i bezpieczeństwo wioski, a może i większej połaci kraju, spocznie na barkach
kierownika i dusza będzie się uczyć dbania o innych i jakiejś pracy szerszej, zapominając
w znacznej mierze o sobie... A jako kolonista turański pozna trudy wędrówek,rozwinie
zmysł przygody i przedsiębiorczości w poszukiwaniu nowych ziem do osiedlenia; wyrobi
odwagę w walce z przeciwnościami, siłę w przezwyciężaniu przeszkód... Wśród pierwotnych
Semitów pozna, co to znaczy być bojownikiem o szybkiej decyzji, nieugiętym męstwie
i zdolności do oddawania własnego życia dla dobra czy w obronie swego plemienia...
A w podrasie Akkadyjskiej pozna coś z przedziwnej magii morza, rozwinie zdolności
psychologiczne, które pomogą jej orientować się w najodpowiedniejszych momentach
dla puszczenia w ruch danych towarów, wyrobi spryt i inteligencję w handlowym współzawodnictwie...
A potem jako Chińczyk-rolnik, stale zamieszkały na jednym miejscu, nie opuszczający
nigdy swej ojcowskiej zagrody, jakże dokładnie pozna potrzeby swej wsi, zbliży się
z sąsiadami, rozumiejąc i dzieląc z nimi troski, radości i udręki trudów rolnika.
Zbliży się do przyrody, pozna rytm ziemi i pór roku, zrozumie wiele z czaru i znaczenia
życia wiejskiego w ciszy, z dala od zgiełku i gwaru wojennych i handlowych wysiłków.
Wyobraźmy
teraz tę samą duszę w rasie Aryjskiej. Jakież to nowe doświadczenie będzie tu zbierać?
Życie w Indiach pozostawi na pewno niezatarty ślad, rozwijając jej filozoficzne
zdolności i coś z czysto hinduskiego bezosobowego spojrzenia na świat i życie. A
potem Egipt starożytny, trzeźwy i praktyczny, pogodny i rozumny, a bynajmniej nie
marzycielski, dostarczy nowych przeżyć. A jako Arab, urodzony w głębi pustyni, która
niezawodnie wywrze głęboki wpływ na wrażliwość duszy, na jej odczuwanie bezmiaru
przestrzeni i surowości przyrody, a samotności człowieka... A w Iranie, gdzie rozwój
cywilizacji zmusi do życia w dobrobycie, do zdobywania powodzenia w przemyśle i
handlu, a więc rozwijania inicjatywy, przedsiębiorczości, pracowitej obrotności,
uczciwej wymiany, jakże inne będzie tu miała doświadczenia! Myśl nieraz przyjmowała
tam formy poetycko subtelne, wyszukane w wyrazie, tak iż choćby jednostka sama nie
miała zdolności artystycznych, całe życie ówczesnego Iranu przygotowywało ją do
następnej inkarnacji w rasie Celtyckiej – może jako Ateńczyka w Grecji – a tu ileż
nowych pojęć o życiu... Wiara w istnienie bogów otaczających nas wszędzie, na ziemi,
na morzach, w powietrzu; wiara, że sami od nich pochodzimy... A widząc przed sobą
jako cel życia stworzenie zeń dzieła sztuki, postawienie sobie ideału, by znać coś
z każdej nauki i sztuki, rozwijało całą naturę wszechstronnie i dawało równowagę
i ogromne bogactwo wzruszeń... A jako Rzymianin, ze swoją wiarą, że rodzina, religia
i państwo stanowią jedność, z jego głębokim rozumieniem i szacunkiem dla prawa,
z gotowością poddania się mu, aby nauczyć się samemu sztuki rządzenia. Albo jako
Francuz czy Włoch, wrażliwy, szybki w emocjonalnych reakcjach, urzeczony przez idee
same w sobie, bez względu na materialne ich zastosowanie... Albo jako Irlandczyk,
z jego marzycielską, romantyczną, a intuicyjną naturą, przechodzący z łatwością
od zapałów do przygnębień... A potem w Teutońskiej rasie, urodzony w Skandynawii
czy Anglii, jakież nowe cechy tu zdobędzie, jakie świeże przeżyje doznania? Praktyczność,
trzeźwość, sumienność w interesach, a bezosobistość w badaniach naukowych, niezależność
indywidualną itp. A arcydzieła Beethovena, Wagnera, Shakespeare’a, czyż nie pokażą
jej nowych stron życia?”
* * *
Odgłosy i echa indyjskiego stylu myślenia
o świecie z jego ideami Wielkiego Przemijania i Wiecznego Powrotu Tego Samego, z
jego pesymizmem i rezygnacją, łatwo znaleźć we współczesnych literaturach rasy nordyckiej.
Oto Wacław Potocki zanotował:
„Wszystko było na ziemi, co
się dzieje znowu,
Osoby tylko mienią...
I wam, i wam, żebyście wiedziały,
panienki,
Zbieżą lata, podrą się czerwone
sukienki,
Spadnie krasa, młodziańskich
w której oczu wabie,
Aż marski a bielidło nie pomoże
babie”.
Z kolei Alfred Tennyson pisał:
„Pan ludzkiej duszy zwierzęcego
ciała za mieszkanie użyczył.
A człowiek spytał: „Czyżem
jest Twym dłużnikiem, Panie?”
A Pan mu na to: „Jeszcze nie,
najczystszym je uczyń i najdoskonalszym,
A wówczas nowe ode Mnie, stokroć
lepsze, dostaniesz mieszkanie”...
Także u Iwana Bunina w „Snach Czandra” znajdujemy podobny nastrój;
nie mówiąc już o filozoficznych dziełach Arthura Schopenhauera, Rudolfa Steinera,
Mikołaja Roericha czy Heleny Bławackiej.
Wracając do książki Jinarajadasa, przypomnijmy
kilka dalszych jego myśli z zakresu etyki filozoficznej. Człowiek ma bardzo mało
użytecznych i twórczych myśli. Dlaczego? Po pierwsze, dlatego, że „elemental myślowy aż nazbyt często przywiera
do dawnych, już zwietrzałych i nieaktualnych myśli, i wciąż je przeżuwa, pomimo
naszych usiłowań, by się wyrwać spod ich władzy. Po drugie, dlatego, że znaczna
część naszych myśli nie stanowi wcale naszej oryginalnej własności, a jest nam podawana
przez innych. Do pierwszej kategorii należą wszelkie przesądy, będące niczym innym,
jak pojęciami, które niegdyś były nam w życiu użyteczne, choć mogły nie być prawdziwe,
ale dziś utraciły swój sens, stały się przeżytkiem i lepiej byłoby się ich pozbyć
... Do tej kategorii należą przesądy o wyższości jakiejś rasy, kasty, narodu, religii
czy płci.
Drugi
typ stanowią myśli innych ludzi, od których wciąż roi się w atmosferze, a które
wywierają nieustanny nacisk na naszą duszę... Gdy takie obce myśli usiłują się wcisnąć
w obręb naszych, należy baczyć, aby dopuszczać do siebie tylko te, które mogą być
użyteczne dla pracy naszej duszy, a inne energicznie odrzucać (...).
Nasze
Ja to nie owe namiętności i nałogi sfery psychicznej, nie musimy się z nimi utożsamiać
(...). Nie należy wyobrażać, iż ów „los”, ułożony na jedno życie człowieka, jest
czymś zupełnie niezmiennym i zakrzepłym... Zadaniem, wpisanym zawsze w los człowieka,
jest nieugięcie walczyć, zmagać się z przeciwnościami, przeciwstawiać klęskom, nieszczęściom,
bólom i własnym słabościom; a nie poddawać się biernie fali, nie uginać pod brzemieniem,
nie ślepnąć od chwilowej, choćby czarnej, mgły...
Prawdziwy
związek miłości łączy zawsze dusze, a nie tylko ich ziemskie powłoki; jakkolwiek
różne będą te ostatnie, miłość przeniknie zawsze jak błyskawica od duszy do duszy
wprost... Drogi prawdziwej miłości nie zawsze są łatwe”...
Służenie pomocą innym, a nie tylko życie
dla siebie, nazywała staroindyjska filozofia „rozkwitem duszy”, a człowieka, który
wyszedł poza ramy zwierzęcego egoizmu – „Mistrzem Mądrości i Współczucia”. „Celem człowieka nie jest być szczęśliwym lub
nieszczęśliwym, lecz uczynić chociażby krok w kierunku urzeczywistnienia swego wewnętrznego
Logosu”.
* * *
A. Ch. Bhaktiwedanta Swami Prabhupada w swym
znanym, wiele razy wydawanym w różnych językach dziele pt. „Księga myślenia indyjskiego” mówi o czterech wadach ludzkiego umysłu:
człowiek skazany jest na popełnianie błędów; człowiek ulega iluzjom; zmysły człowieka
są zwodnicze; człowieka cechuje wrodzona skłonność do kłamstwa. „Każdy skłania się ku temu, by zwodzić innych.
Ktoś może być zdeklarowanym głupcem, lecz udaje osobę wykształconą i mądrą. Chociaż
wszystko będzie wskazywało, że on się myli i błądzi, będzie twierdził: „Myślę, że
to jest tak, a to tak”. On nawet nie rozumie swej własnej sytuacji; pisze księgi
o filozofii, chociaż sam daleki jest od doskonałości. Na tym polega jego choroba”.
Wypada, być może, w tym miejscu zauważyć, że gdyby ksiązki o filozofii, lub
o innych tematach, pisali tylko ci, którzy są doskonali, to w ogóle nie istniałoby
żadne piśmiennictwo i żadna filozofia, ponieważ każdy człowiek – i to nawet najbardziej
dobry – daleki jest od doskonałości; ta cecha jest atrybutem Boga, a nie ułomnego
i słabego rodzaju ludzkiego. Dlatego wolno nam przypuszczać, że autor „Księgi myślenia indyjskiego” także nie był
wcieleniem doskonałości, lecz mimo to spod jego pióra wyszło dzieło wcale wartościowe
i godne uwagi, o czym niech poświadczą poniżej przytaczane urywki z niego.
„Ludzkie
życie różni się od życia zwierzęcego wielką odpowiedzialnością... Każda władza nadana
jest przez Boga, dlatego wszelka częściowa władza powinna być wykorzystana dla wykonania
woli Pana, nie inaczej. Pan może być poznany przez tych, którzy wybierają pokorne
zachowanie się...
Kto
wszystko widzi w stosunku do Najwyższego Pana, kto widzi wszystkie istoty jako Jego
organiczne cząstki, i kto widzi Najwyższego Pana wewnątrz wszystkiego, ten nigdy
nie nienawidzi niczego i nikogo... Tylko ten może zostać błogosławionym, kto uważa
każdą żywą istotę za swego brata... [Według
tejże księgi na Ziemi żyje 8 400 000 gatunków istot ożywionych]. Kto zawsze bez różnicy widzi wszystkie żywe istoty
jako duchowe iskry jednojakościowe z Panem, ten staje się prawdziwym znawcą rzeczy.
Cóż wówczas może być dla niego iluzją lub trwogą?
Żywe
istoty pod względem jakościowym tworzą jedność z Najwyższym Panem, zupełnie tak,
jak iskry od ognia są jakościowo identyczne z naturą ognia. Tym nie mniej iskry
dalece nie są samym ogniem”...
Mędrzec widzi wszystko jako „energię Najwyższego
Boga”, jako jego emanację. Każda żywa istota jest drobniutką cząstką Boga, jak kropelka
wody jest cząstką globalnego oceanu. Każda istota ożywiona jest dzieckiem Istoty
Wyższej. Ludzie, ptaki, płazy, robaki, ryby, ssaki, mikroorganizmy są „emanacją pogranicznej energii Najwyższego Boga”.
O ile na poziomie materialnym, powierzchownym obecne są istotne między nimi przeciwieństwa,
o tyle „w życiu duchowym nie ma sprzeczności
interesów”.
Najwyższy Duch, Parabrahman, jest osobą podobnie
jak inne indywidualne istoty. „Jeśli chcemy
się uwolnić od wszystkich form iluzji lub trwóg i stworzyć jedność poza wszelkimi
różnicami interesów, powinniśmy postawić Boga w centrum wszystkich naszych działań...
Prawdziwy cel życia to powrót do Boga” na drodze etycznego postępowania i przez
przekroczenie progu śmierci.
„Bóg
na tyle jest dobry, że pozwala żywym istotom wybierać i kontynuować swą drogę. Jeśli
żywa istota chce iść do piekła, Pan przystaje na jej plan i nie ingeruje; a jeśli
ona zechce zawrócić do domu, z powrotem do Boga, Bóg pomoże jej w realizacji tego
zamiaru... Prawdziwa wolność polega na powrocie do Boga...
Niewiedza,
niewątpliwie, jest niebezpieczna, lecz wiedza jest jeszcze niebezpieczniejsza, jeśli
jest mylna lub wprowadza w błąd... Cywilizacja współczesna poczyniła znaczne postępy
w sferze masowej oświaty, lecz wynikiem tego było, że ludzie stali się jeszcze bardziej
nieszczęśliwi niż byli kiedykolwiek przedtem: ze względu na orientację tylko na
postęp materialny wyłączona została najważniejsza część życia – życie duchowe”.
Ateizm, bezbożnictwo to zło i głupota. Wykształcony
bezbożnik to trup pokryty ozdobami. Celem prawdziwej oświaty powinna być samorealizacja,
aktualizacja wartości duszy. Każda inna oświata jest nieuctwem, a oddawanie się
jej pogrąża człowieka w najmroczniejszych odmętach ciemnoty.
Etnocentryzm także stanowi odmianę ciemnoty.
„Nacjonalizm i szowinizm rozpowszechniły się
w różnych krajach świata dlatego, że pospólstwo kultywuje nieuctwo. Nikt nie rozumie,
że ta mała Ziemia to tylko jeden z niezliczenie wielu zgęstków materii, pływających
w bezkresnej przestrzeni wszechświata. W porównaniu z bezkresem przestrzeni te materialne
baryłeczki podobne są do cząsteczek pyłu w powietrzu. Ponieważ Bóg jest tak dobry,
zaopatrzył te grudki materii we wszystko, co jest konieczne do żeglowania w przestworzach”.
Lecz na Ziemi nikt nie zawraca sobie głowy rozmyślaniem o tych rzeczach, wszyscy
są zajęci sprawami materialnymi, zabieganiem o bogactwo, siłę, przyjemności, wpływy.
„Każdy naród stał się źródłem trwogi dla innych”.
W mantrze dziewiątej „Księgi myślenia indyjskiego” znajdujemy
następujące spostrzeżenia:
– „Każdy
powinien zostać człowiekiem bez zarzutu i nauczyć się jednocześnie okazywać innym
należny szacunek.
–
Nie stawać się źródłem trwogi dla innych ani przez działania swego ciała, ani przez
myśli swego rozumu, ani przez swe słowa.
–
Nauczyć się cierpliwości, nawet w obliczu czyjejś prowokacji.
–
Nauczyć się unikania dwoistości w stosunkach z ludźmi.
–
Nie utożsamiać siebie z grubym ciałem materialnym i nie uważać za własnych krewnych
fizycznych.
–
Nie czuć się szczęśliwym lub nieszczęśliwym w zależności od tego, co wydaje się
pożądane lub niepożądane.
–
Próbować żyć w samotnym zakątku, w cichej i spokojnej atmosferze, ponieważ sprzyja
to życiu duchowemu, a unikać miejsc ludnych, gdzie kręcą się bezbożnicy, materialiści
i złe duchy.
–
Zostać uczonym lub filozofem i uprawiać badania wiedzy duchowej; dowodzić, że wiedza
materialna kończy się razem ze śmiercią ciała, a wiedza duchowa jest wieczna i niezmienna.
–
W celu osiągnięcia życia wiecznego każdy musi dążyć do powrotu do Boga. (...) Aby
zostać szczęśliwym w tym życiu i osiągnąć wieczne, pełne błogości życie po rozstaniu
się z ciałem materialnym, każdy powinien przyjąć świętą literaturę Wed jako wiedzę
transcendentalną. Uwarunkowana żywa istota zapomniała o swych wiecznych stosunkach
z Bogiem i błędnie bierze swe prowizoryczne urodziny za rzeczywiste. Pan Bóg z łaski
swej zostawił Pismo Wedanty w Indii oraz inne Pisma w innych krajach, żeby w ten
sposób przypomnieć ludziom, że ich prawdziwym domem nie jest ten świat materialny.
Żywa istota jest esencją duchową i może być szczęśliwa tylko po powrocie do swego
duchowego mieszkania.
Osoba
Boska posyła swych sumiennych sług ze swego królestwa, aby krzewili Jej przesłanie,
dzięki któremu każdy może wrócić do Boga. Niekiedy sam Bóg przychodzi, by wykonać
tę pracę, ponieważ wszystkie istoty ożywione są Jego ulubionymi dziećmi, Jego organicznymi
cząsteczkami. Pan Bóg martwi się bardziej niż my sami, ponieważ widzi nasze cierpienia,
którym jesteśmy ciągle wydani na pastwę... Cierpienia tego świata materialnego służą
pośrednio temu, by przypomnieć nam o naszej niezgodności z martwą materią. Istoty
rozumne zauważają z reguły te przypomnienia i zaczynają kultywować wiedzę transcendentalną.
Życie ludzkie jest najbardziej sprzyjającą okazją kultywowania wiedzy transcendentalnej”.
Nie wolno więc tej okazji
przegapić. „Istota ożywiona posiada istnienie
duchowe, dlatego nie rodzi się i nie umiera. Narodziny i śmierć dotyczą zewnętrznej
powłoki istoty duchowej – ciała.” Śmierć porównuje się ze zrzuceniem, a narodziny
z przywdziewaniem szat.
„Nieograniczone
uciechy zmysłowe są drogą ku nieuctwu i śmierci.” Nie powinny więc być celem życia ludzkiego.
„Nigdzie, w żadnym autorytatywnym Piśmie nie
powiedziane, że każdy, niezależnie od tego, co on robi i komu oddaje cześć, osiągnie
jeden i ten sam cel.” Styl naszego życia to jakby bilet, kupiony na pociąg podążający
do określonego celu. Jaki bilet i pociąg (to znaczy, jaką filozofię życiową, etykę
i tryb postępowania) wybierzemy, do takiego też celu dotrzemy. „Tylko ten, kto oczyszczony jest od wszystkich
konsekwencji grzechów może mieć nieodstępną wiarę w Pana Najwyższego. Reszta pozostanie
na podstawie materialnej i będzie coraz dalej zbaczać z drogi prawdy. Niewierzący
zasługują na miano osłów i głupców... Opanowuje ich bez reszty żądza i nieuctwo.
Człowiek pożądliwy nie może się pozbyć swych materialnych żądz, a nieuk nic nie
wie ani o sobie, ani o Panu”... Gdy człowiek zaczyna wierzyć, wypełnia go entuzjazm,
radość życia i szczęście z powodu tego, iż może służyć Bogu. Wówczas nauka o Bogu
sama się przed nim otwiera i powoli, krok po kroku uwalnia go od uzależnień materialnych,
a jego wątpiący umysł staje się kryształowo czysty dzięki łasce Pana. Staje się
teraz wolną duszą i dostrzega Pana w każdym przejawie życia. Dzięki przebudzeniu
świadomości Bożej zaczyna człowiek panować nad prawami i uwarunkowaniami świata
materialnego.
Ardżuna zwracając się do Kriszny powiada,
że umysł człowieka jest niespokojny, zepsuty, uparty i bardzo silny, tak iż zapanować
nad nim jest trudniej niż rękoma ujarzmić wiatr. Jedyny sposób kontrolowania własnego
umysłu to skierować całą jego uwagę na Boga, jak to czynią prawdziwi jogini. Są
jednak i fałszywi wierzący, tylko udający wiarę na pokaz. Otóż oni „nie osiągają ani wiedzy, ani wyrzeczenia się
spraw materialnych, ponieważ większość z nich chce żyć w złotych łańcuchach materialnej
niewoli pod pretekstem altruistycznej i filantropijnej aktywności pod pozorem zasad
religijnych. Fałszywą i dwulicową manifestacją uczuć religijnych robią cyrk z oddanego
służenia, uprawiając jednocześnie wszystkie gatunki niemoralności i grzechu”. Nie
mają szacunku dla autorytetu i mnożą dookoła demoralizację. „Te łotry – powiada indyjski filozof – są kimś najbardziej niebezpiecznym w społeczeństwie
ludzkim. Fałszywi krzewiciele religii znajdują się po śmierci w najwstrętniejszych
rewirach wszechświata”...
Praca jest pierwszym krokiem i drogą prowadzącą
do świętości. „Powinno się zawsze znajdować
jakieś obowiązki i zajęcia. Ani przez chwilę nie wolno pozostawać bezczynnym. Możemy
bowiem rozwijać się tylko wówczas, gdy jesteśmy zupełnie zajęci i pochłonięci pracą”.
Przy czym trzeba mieć świadomość, że pracujemy dla Boga, współpracujemy z Nim
w dziele ulepszania tego świata. Lecz przede wszystkim: pracując doskonalimy sami
siebie; unikając pracy – cofamy się i gnuśniejemy. Jak to wyraził poeta staropolski:
„Dlaczego owoc życia gorzkim
jest dla wielu?
Bo chcą zbierać bez pracy i
żyją bez celu”.
W sumie jednak filozofia indyjska doradza
zachowanie powściągliwego dystansu do spraw tego świata, są one bowiem ulotne, złudne
i przemijające. Napis na ścianie jednej ze skalnych świątyń w Indii powiada: „Świat jest jak wielki most: przejdź go, ale
nie buduj na nim domu... Świat jest tylko na jedną godzinę – spędź ją szlachetnie
i pobożnie. Reszta jest nie do poznania”...
* * *
Jedną z żywych pozostałości po
cywilizacji indyjskiej na całym świecie jest… gra w szachy. Jest to gra
planszowa, rozgrywana przez 2 graczy na 64-polowej szachownicy. Ukształtowała
się w obecnej postaci z pewnością w ciągu długich wieków rozwoju, lecz według
jednej z legend została wymyślona przez pewnego mędrca i przedstawiona jednemu
z władców indyjskich, któremu bardzo się spodobała i który spytał wynalazcę,
jaką by chciał nagrodę za swe dzieło. Ów odparł, że chce tyle ziarenek ryżu,
ile by się zmieściło na szachownicy, gdyby na jej kratkach umieszczać kolejno
ziarna w takiej kolejności: na pierwszym z 64 pól – 1 ziarnko, na drugim – 2,
na trecim – 4, na czwartym 8, na piątym – 16, na szóstym – 32, na siódmym – 64,
na ósmym – 128, na dziewiątym – 256 itd. Doradcy radży szybko się poznali na
pułapce i władca się zgodził pod warunkiem, że wynalazca szachów sam sobie
odliczy owe ziarna ryżu. A w sumie byłaby to liczba wręcz monstrualna: biliony
i biliony ziaren złożyłyby się na setki, jeśli nie tysiące, ton ryżu. Jedna z
wersji powiada, że wynalazca szachów zrezygnował tedy ze swej prośby; inna, że
kilkadziesiąt lat życia, zanim zmarł, spędził na liczeniu ziarnek ryżu; trzecia
– że na tym zajęciu postradał zmysły i się powiesił…
Rzeczywistość jednak widocznie była
inna. Podobne do szachów gry planszowe znane były od tysięcy lat na terenie nie
tylko Indii, ale też Chin i Persji. W pierwszych wiekach nowej ery szachy stały
się ulubioną grą właśnie na dworze perskich królów, zwanych przecie „szachami”.
Tam też przybrały kształt zbliżony do obecnego. Z Persji modę na tę grę
przejęli Arabowie i rozpowszechnili ją nie tylko w swych krajach, ale też ponieśli
dalej, do Hiszpanii, Włoch, Francji, Niemiec, Anglii, Rusi. Na ziemiach ruskich
grywano w szachy już w IX wieku, a obecnie w Rosji są one nadal bardzo popularne
(choć Rosjanie niekiedy żartobliwie zwą tę grę „żydowskim boksem”, jako że prym
w niej w skali światowej wiodą rosyjscy Żydzi). W Polsce szachy się zadomowiły
w ciągu XI – XII wieku, a pierwszy polski podręcznik gry szachowej ułożony
przez Kazimierza Krupskiego ukazał się w Wilnie w roku 1835. W ciągu XV – XVI
st. Europejczycy (przede wszystkim Włosi i Hiszpanie) udoskonalili tę grę i
nadali jej obecny kształt, a pierwszy turniej międzynarodowy odbył się w
Madrycie w roku 1575.
CYWILIZACJA BUDDYJSKA
Buddyzm powstał w VI wieku przed Chrystusem
jako potężny ruch odnowy moralnej i intelektualnej w Indiach. Wyrastał z najgłębszych
tradycji półwyspu Hindustanu, liczących już wówczas nie jeden tysiąc lat. W kolejnych
wiekach rozlał się po Chinach, Tybecie, Nepalu, Japonii, Egipcie, Persji, Afganistanie,
Palestynie, Mongolii, Syberii, Tajlandii, Birmie, dając impuls rozkwitowi subtelnej
duchowości, filozofii, sztuk plastycznych, muzyki, literatury, medycyny. W tych
krajach wzniesiono dziesiątki tysięcy klasztorów, w których mnisi rozmyślali nad
sensem świata i życia, spisywali niezliczone księgi filozoficzne, teologiczne, lekarskie,
matematyczne, botaniczne, prawnicze; kompletowali niezwykle zasobne biblioteki.
Miano „Budda”, nadawane najmądrzejszym spośród ludzi, jest pochodne od
indoeuropejskiego „budditi”, czyli „budzić”, i znaczy dosłownie: „Obudzony”,
ten, czyj rozum się przebudził, pojął istotę rzeczy i czuwa. Buddyzm więc to
religia ludzi myślących, rozumnych.
Inicjator tego wielkiego ruchu urodził się
w 563 roku p.n.e. w miejscowości Kapilawastu jako syn Mayi i Suiddhodany, księcia
ze znakomitego rodu rycerskiego, do którego należały ziemie, położone obecnie na
pograniczu Indii i Nepalu. Królowa Maya miała ponoć przed poczęciem tego syna dziwny
sen. Śniło się jej, że „mknęła po przestworzu
nieba rozdarta gwiazda, która raptem zaczęła spadać; a była wspaniała, sześciopromienna,
różowoperłowej barwy, a na niej widniał wizerunek słonia o kłach sześciu, białego
jak mleko. Gwiazda ta, oświeciwszy królową, wdarła się w jej łono po prawej stronie.
Maya zbudziwszy się doznała w sercu błogiego uczucia nieznanego śmiertelnikom. A
gdy ranek zawitał i królowa mężowi i dworzanom sen opowiedziała, tłumacze snów i
astrologowie orzekli: Sen to pomyślny; Słońce w konstelację raka weszło; królowa
syna powije, świętobliwe dziecię o cudownej wiedzy, pomocnej wszelkiemu stworzeniu;
dziecię, co ludzkość wybawi z niewiedzy lub nad światem zapanuje, jeśli się do panowania
zechce poniżyć”... Tyle pradawna kronika nepalska. Istotnie, po dziewięciu miesiącach
przyszedł na swiat chłopczyk, nazwany przez rodziców Siddharthą Gautamą (Gotamą)
na cześć jednego z mędrców starożytnych Indii. Siedem dni po porodzie jego matka
zmarła, a chłopiec wychowywał się do siódmego roku życia u boku swej ciotki (siostry
matki) Mehapradżapati.
Później lata upływały młodemu księciu w dostatkach
bogatego dworu. Ojciec gorąco kochał syna, pragnął, aby potomek wyrósł na
wielkiego zdobywcę i króla, a przede wszystkim, aby był szczęśliwy; odgrodził tedy
go od świata sztucznym przepychem, blichtrem i radością wspaniałego dworu książęcego,
tak, aby życie wydawało mu się nieskończonym pasmem szczęścia, przyjemności i rozrywki.
Tak też upłynęło wiele lat. Młody książę ożenił się z piękną i dobrą, kochającą
go kobietą, spłodził z nią syna. Wydawało się, że idylla będzie trwała aż do starości.
Stało się jednak inaczej.
Pewnego razu 29-letni wówczas książę wybrał
się na przejażdżkę po rozległym parku okalającym pałac. Gdy się zapuścił w odleglejsze
jego zakątki, ujrzał niespodziewanie starca, zgarbionego wiekiem i chorobą, który
opierając się na laskę z trudem posuwał się po ścieżce. Siddhartha spytał swego
woźnicę Czannę: „Kim jest ten niezwykły człowiek? Czy on takim się urodził?” – „Nie,
panie, był on kiedyś młody i tryskał zdrowiem, jak ty” – odparł sługa. – „A w jaki
sposób doszedł do takiego nędznego stanu?” – pytał dalej zakłopotany książę. – „Jest
to nieuchronnym losem wszystkich ludzi, że się starzeją i umierają” – odparł Czanna.
– „Czy mnie też oczekuje ten los?” – dopytywał się dalej Siddhartha. – „Tak, panie”...
To spotkanie i słowa woźnicy wstrząsnęły
młodym człowiekiem, tak iż stracił wszelkie zainteresowanie otaczającymi pięknymi
widokami, sposępniał i kazał zawrócić powóz.
Jeszcze innym razem książę zobaczył człowieka
dotkniętego trądem. Gdy sługa wytłumaczył mu istotę tej choroby, Gautama tak się
wzruszył, że natychmiast porzucił wszelkie rozrywki i w stanie głębokiego przygnębienia
pogrążył się na osobności w smutnych rozmyślaniach o cierpieniach życia ludzkiego.
Niedługo potem zobaczył zabitego człowieka
leżącego na drodze. Natychmiast się odwrócił i przerażony zawołał: „Biada wszystkim
ludzkim istotom! Czyż nie ma sposobu unicestwienia tych wszystkich cierpień i śmierci,
przychodzących po każdych nowych narodzinach?!”
I wreszcie pewnego razu, gdy przyszłego proroka,
jak zawsze, cieszyły muzyką i tańcem piękne młode dziewczyny, Gautama niepostrzeżenie
zasnął. Aby nie obudzić drzemiącego, panie zaprzestały muzykowania, i po chwili
też posnęły. Po ocknięciu się książę spojrzał na śpiące kobiety i był wstrząśnięty
ich odrażającym widokiem: jedna z pań chrapała, druga miała niechlujnie zadartą
suknię, u trzeciej z otwartych ust spływała nić śliny... Młodzieniec powstał z łoża
i z poczuciem odrazy rzucił się do ucieczki ze swego sztucznego raju, stworzonego
dlań przez bezgranicznie go kochającego ojca. Od tej pory pożądanie prawdy i dążenie
do odgadnięcia tajemnicy Bytu zdominowały jego duszę. Po długich rozmyślaniach postanowił
opuścić pałac, kochającego ojca, umiłowaną żonę Bhagadaccę i maleńkiego synka.
W tajemnicy opuścił miasto. Zdjął i oddał
słudze, aby przekazał rodzicowi, broń, drogocenne ozdoby i szaty oraz odciął duży
kosmyk swych jasnych włosów – na pamiątkę i jako prośbę o przebaczenie dla ojca.
Rzekł też: „Ziemia na mocy prawa miłości będzie
moją. Człowiek tylko w sobie może mieć nadzieję, a nikt drugi zbawienia tak jak
ja nie szukał, bo własnego małego świata się wyrzekam, aby całemu wielkiemu światu
ocalenie przynieść”... Odtąd zaczęła się misja proroka. Profetyczny ton tej
wypowiedzi zaskoczył sługę, dziwił też potem innych ludzi, do których młody mnich
wędrowny się zwracał ze swymi słowy. Niektórzy – jak później z Jezusa i Mahometa
– śmieli się i drwili z nowo upieczonego proroka, po pierwszym zaś kazaniu poszedł
za nim i jego naukami tylko jeden człowiek, niejaki pustelnik Kaundinja; po drugim
– czterech dalszych. Wkrótce gmina urosła do 60 osób. Wszyscy oni rozchodzą się
niebawem jako apostołowie po wsiach i miastach, głosząc dobrą nowinę o zbawiennych
naukach Mistrza. Po pewnym czasie do ruchu przyłączają się wybitni uczeni i myśliciele,
książęta i królowie oraz tysiące prostych ludzi.
Te pierwsze lata wędrowne były też okresem
surowej ascezy pod kierunkiem doświadczonych ascetów, kiedy to zbiegły książę zapoznawał
się z tradycjami filozofii indyjskiej, uczył się rozmaitych technik medytacyjnych
oraz panowania nad własnym ciałem. W wieku 35 lat został nazwany Szakjamuni (mędrcem
z rodu Muni) oraz Buddą, gdy olśniło go przeświadczenie, że ratunek od cierpień
i odkupienie polega na tym, aby pozbyć się wszelkich żądz, chęci, ambicji i dążeń.
Początkowo Gautama praktykował skrajną ascezę i umartwienia; później jednak porzucił
tę metodę, przekonawszy się, iż nie prowadzi ona do „oświecenia”. Obrał „drogę środka”
– wstrzemięźliwość, lecz nie umartwienia.
Pewnego dnia młody prorok zawędrował w pobliże
wioski Gaya, usiadł w cieniu drzewa i postanowił nie opuszczać tego miejsca dopóty,
dopóki nie spłynie nań Oświecenie. Stało się zaś to po tym, jak patrzał nocą na
gwiazdy i potrafił uwolnić swój umysł od wszystkich uczuć i żądz, nawracając go
do stanu pierwotnej beztroski i jasności. Budda zrozumiał, że kontrola nad błądzącym
umysłem stanowi punkt wyjścia na drodze do Olśnienia i doskonałości. Człowiek bowiem
tak beznadziejnie zaplątał się w swych fałszywych myślach, wnioskach, rozumowaniach,
że trudno mu jest pozbyć się ich i w ten sposób uwolnić spod ich jarzma. Aby odkryć
swą wrodzoną, nadaną przez Niebo absolutną mądrość, trzeba oczyścić umysł i serce
od emocjonalno – intelektualnych śmieci, w tym od próżności. Pewnego dnia
Prorok podróżując z kilkoma swoimi uczniami spotkał wychudzonego joga
siedzącego samotnie w głębi lasu. Zatrzymał więc swój krok i spytał, jak długo
anachoreta ten mieszkał w lesie prowadząc żywot pustelnika. „Dwadzieścia pięć
lat”, brzmiała odpowiedź. – „A jaką moc osiągnąłeś dzięki swym długim gorliwym
wysiłkom?” – „Mogę przejść przez rzekę po powierzchni wody”, odparł dumnie
pustelnik. – „Mój przyjacielu – rzekł Budda ze współczuciem – po cóż straciłeś aż
tyle czasu dla takiego głupstwa? Przecież przewoźnik mógłby cię odstawić na
drugi brzeg za niewielką opłatą”...
Prze kolejne 45 lat Gautama nauczał ludzi,
jak pokonać samego siebie, a przez to i uciążliwość istnienia. Jego naukę nazwano
„dharmą” czyli prawdą przynoszącą ratunek i zbawienie. Była ona skierowana swym
ostrzem na przecięcie ludzkich niesnasek, moralnego i społecznego nieładu przez
wewnętrzne doskonalenie osoby. Wszystko jest uciążliwością, a to zarówno cierpienie,
jak i przeżywanie przyjemności cielesnych, a nawet duchowych. Źródłami zaś uciążliwości
są trzy dążenia: do posiadania, do bycia, do pozbycia się. „Ludzie, gonieni przez życzenia, biegają w kółko jak przestraszony zając,
wciąż powracając do cierpienia. Aby ten ruch przeciąć, trzeba bez reszty pozbyć
się wszelkich życzeń, chęci, dążeń; wybrać wycofanie się, odejście, pozostawienie,
wolność”... W ten sposób osiąga się „nirwanę” czyli „wystygnięcie”, „wygaszenie”,
samowystarczalność, szczęście polegające na uwolnieniu się od trosk i radości tego
świata.
Gautama krok po kroku zyskiwał uczniów i
zwolenników dla swych idei. Miały one charakter egalitarny i podważały tradycyjnie
arystokratyczne, kastowe zapatrywania hinduizmu: „dharma” przecież dostępna jest
każdemu. Cztery podstawowe prawdy buddyzmu wiążą się z przeświadczeniem, że: 1.
wszelka egzystencja jest uciążliwa (życie we wszystkich swych postaciach jest
cierpieniem); 2. cierpienie prowadzi do chęci pozbycia się go, a źródłem
cierpienia jest fałszywe myślenie ludzi o sobie i świecie; 3. położyć kres tej uciążliwości
można przez wkroczenie na drogę prawdy, czyli pozbywając się wszelkich uczuć,
namiętności i dążeń; 4. aby to osiągnąć, trzeba uprawiać rygorystyczne samodoskonalenie
i samodyscyplinę, żyć według słusznych norm etycznych, czyli myśleć i
postępować prawidłowo. I owszem, celem życia jest szczęście, a polega ono na
spokoju ducha. Ten zaś spokój z kolei jest skutkiem wyrzeczenia się pogoni za dobrami
materialnymi, wyzbycia się chęci i dążeń. Nie ma lepszych i gorszych ludzi. Wszystkie
narody, klasy społeczne, rasy, wyznawcy różnych religii, kobiety i mężczyźni, dzieci
i dorośli – są równi. Jednak ludziom starym i już nieżyjącym należy się szczególny
szacunek. Buddyzm nigdy nie walczył przeciwko innym wyznaniom i religiom, uważając,
że wszystkie one są po prostu rozmaitymi wyobrażeniami o tych samych prawdach istnienia.
Nie głosił – w przeciwieństwie do judaizmu, islamu i katolicyzmu – że jest jedyną
prawdziwą wiarą, a pozostałe są fałszywe. Przeciwnie, uważał, iż wszystkie one są
prawdziwe, ponieważ w różnych słowach mówią to samo: że jest Bóg, stwórca świata
i ludzi; że człowiek powinien wierzyć w Boga, jeśli nie chce się przekształcić w
dziką bestię; że należy dążyć do moralnego dobra, a unikać zła; że kobieta nie jest
mniej wartościowa niż mężczyzna. Głoszenie tych prawd zyskało dla buddyzmu w bardzo
szybkim czasie liczne rzesze zwolenników. W jednym z kazań Budda mówił zupełnie
w duchu miłości „chrześcijańskiej”: „Zawsze
tak było na świecie że wrogość nie zwycięży wrogości; tylko miłość gasi zawiść
– takie jest odwieczne prawo”.
Wypada w tym miejscu z całą jasnością podkreślić,
iż w dzisiejszym buddyzmie dominuje skromny i naturalny, obcy wszelkiej egzaltacji,
wyolbrzymieniu, manipulacji i megalomanii punkt widzenia, zgodnie z którym Gautama
nie był ani bogiem, ani wysłannikiem Boga czy prorokiem, ani też żadnym wcieleniem
bóstwa, lecz zwykłym (i niezwykłym!) człowiekiem, który dzięki swym własnym wysiłkom
osiągnął ostateczne wyzwolenie, czyli odkupienie, doskonałą mądrość i dzięki tylko
własnej pracy został „nauczycielem bogów i ludzi”. Jest zbawicielem tylko w tym
znaczeniu, że wskazał człowiekowi, jak zbawić samego siebie przez kroczenie drogą
dobra do końca. Dzięki harmonijnemu zespoleniu w swej osobie i w swym życiu wzniosłej
mądrości i miłosierdzia względem wszystkiego, co żyje, Budda Gautama uosobił uniwersalny,
ponadczasowy i pozaprzestrzenny ideał Człowieka Doskonałego. Ze wszystkimi, kto
się do niego zwracał, rozmawiał ponoć natychmiast w ich ojczystej mowie, w sumie
bowiem znał 150 języków.
* * *
Przez 25 lat Szakiamuniemu towarzyszył jego
kuzyn Ananda, będący jego najbliższym współpracownikiem. Drugi kuzyn Dewadatta trzykrotnie
porywał się na jego życie, czynił mu wiele zła i doprowadził do rozbicia społeczności
buddyjskiej. Prorok żył jako asceta – ubrany w szaty mnisie, z nieodłączną misą
jałmużniczą, brzytwą, igłą i sitem. Zarówno on, jak i jego uczniowie, żyli z jałmużny,
a posiłek przyjmowali tylko raz na dobę – w okresie między wschodem słońca a południem.
Profesorował w ten sposób przez 44 lata, przy czym o ostatnich 24 z nich prawie
nic nie wiadomo. Niektóre źródła donoszą, że posiadał rozmaite nadludzkie
uzdolnienia, potrafił np. w okamgnieniu przenosić się z jednego brzegu Gangesu na
drugi, chodził – jak później Chrystus – po wodzie, uzdrawiał chorych,
przywracał wzrok ociemniałym, a nawet wskrzeszał umarłych itp. Zmarł Budda w 477
roku przed n.e. w miejscowości Kusinagara w wieku 80 lat, a jego ostatnimi zdaniami
miały być: „Szczęśliwy nie potrzebuje żadnego
istnienia... Życie podlega starzeniu, gotujcie się pilnie do odkupienia”... W
ten sposób osiągnął nirwanę, czyli dynamiczny stan ponadświadomości, w którym człowiek
wolny od niewiedzy, namiętności, cierpień i czynów – już jako czysta moc duchowa
– stara się bezustannie czynić dobro wszystkim istotom ożywionym.
Niektóre źródła podają, że Prorok został
otruty. Wiejski pastuch o imieniu Czunda poczęstował Mistrza i jego uczniów
daniem o nazwie „sukramaddawa” (prawdopodobnie była to mieszanka wieprzowiny i
grzybów). Przenikliwy mędrzec coś przeczuł i kazał słuchaczom nie ruszać
potrawy, sam zaś nieco jej zakosztował i po chwili poczuł, że w daniu jest
trucizna. Zachował spokój, nie próbował ratować się, był zadowolony, że
uratował grono swych studentów.
Zwolennicy Buddy szerzyli naukę mistrza w
różnych językach, narzeczach i gwarach, jednocześnie po swojemu interpretując myśl
nauczyciela, tak iż powstała rozległa literatura tego nurtu, w niczym nie ustępująca
późniejszym kulturom intelektualnym chrześcijaństwa i islamu. Aż wreszcie powstał
jednak kanon buddyzmu w języku pali (chyba na przełomie II i I wieku p.n.e.), złożony
z trzech „koszy” czyli rozdziałów. Praktyczną drogę do zbawienia przedstawiono w
postaci „ośmiorakiej ścieżki”:
1. Należyty światopogląd – doktryna o czterech
szlachetnych prawdach dotyczących uciążliwości istnienia (przedstawiona powyżej).
2. Należyte usposobienie, wolne od pożądania,
nieżyczliwości, gwałtowności i stosowania przemocy.
3. Należyta mowa, wolna od fałszu, oszczerstwa,
potępiania, łajania i gadulstwa; nie kalająca się obmową i plotką.
4. Należyte postępowanie, polegające na unikaniu
zabijania (także zwierząt), kradzieży, cudzołóstwa, każdej nieobyczajności.
5. Należyte życie, wykonywanie zawodu, który
nie powoduje śmierci lub krzywdy istot żyjących.
6. Należyte dążenie, czyli wysiłki zmierzające
do ujarzmienia i wykorzenienia uczuć zgubnych, a z drugiej strony rozwijanie uczuć
łagodnych, życzliwych i przyjaznych..
7. Należyte kształtowanie rozsądnego stosunku
do własnych (i cudzych) myśli, uczuć, wrażeń cielesnych; dbanie o czystość duszy
i ciała.
8. Należyte rozmyślanie, zastanowienie, medytacja.
W swym słynnym „Kazaniu Benareskim”, mającym dla buddyzmu takie samo znaczenie, jak
Chrystusowe „Kazanie na Górze” dla chrześcijaństwa,
Gautama mówił o wielkich prawdach, które zostały mu objawione. A więc o tym, że
wszyscy jesteśmy istotami przemijalnymi, że życie składa się głównie z przykrości,
że cierpienie ludzkie wynika przeważnie z nieuświadamiania sobie okoliczności, iż
każdy człowiek domaga się zaspokojenia czegoś, co nazywa jaźnią, a co nią nie jest.
„Pragnienie zaspokojenia namiętności, pragnienie
przyszłego życia, pragnienie powodzenia w tym życiu – to wszystko pociąga za sobą
niedolę”. Trzeba więc wyzwolić umysł z przesądów przez ćwiczenie woli; przez
miłość stopić się ze światem i stać się cichą jego cząstką. W ten sposób można osiągnąć
prawdziwe szczęście, to jest spokój, świadomość zlania się i rozpłynięcia we wszechświecie,
czyli w Bogu. W benareskim kazaniu Budda ostrzegał: „Są dwie krańcowości, których powinno się unikać: pobłażanie przyjemnościom
zmysłowym – to jest niskie, wulgarne, przyziemne, nieszlachetne i bezużyteczne;
skłonność do skrajnego ascetyzmu – to powoduje ból, jest nieszlachetne i bezcelowe”.
Odrzucając obydwie te skrajności mędrzec wybiera drogę środkową, która sprzyja
widzeniu i wiedzy, prowadzi ku swiatu i światłu, ku wyższej mądrości. Ta „droga
środkowa” to właśnie owe „osiem ścieżek”: 1. właściwe rozumienie; 2. właściwa myśl;
3. właściwa mowa; 4. właściwe działanie; 5. właściwy styl życia; 6. właściwe zamiary;
7. właściwy wysiłek; 8. właściwa koncentracja. Jak już zaznaczyliśmy powyżej, kroczenie
tą „ośmioraką ścieżką” pozwala unikać trzech pożądań, albo dążeń, mącących całe
ludzkie życie: dążenia do uciech zmysłowych; dążenia do istnienia (tęsknota za nieśmiertelnością);
dążenia do nieistnienia (instynkt śmierci, tanatos). Jeśli człowiek nie uwolni się
od tych dążeń, nieuchronnie pada ofiarą nie tylko własnej głupoty, ale i obcej przebiegłości
i chytrości.
Niektóre księgi buddyjskie podają liczbę
pięciu imperatywów moralnych: 1. nie zabijaj; 2. nie kradnij; 3. nie cudzołóż;
4. nie mów nieprawdy; 5. nie pij alkoholu. Według innych źródeł Siddharta ujął
swe nauki etyczne w dziesięciorgu przykazaniach i w tej formie przedstawiał je
słuchaczom podczas swej kilkudziesięcioletniej wędrówki.
Przykazanie pierwsze: Nie zabijaj, chroń
życie wszystkiego, co żyje.
Przykazanie drugie: Nie kradnij, nie
grab, nie zabieraj ludziom owoców ich pracy.
Przykazanie trzecie: Bądź nieskazitelny
w myślach i postępkach.
Przykazanie czwarte: Nie kłam, mów
prawdę, gdy trzeba, bez ogródek, lecz życzliwie.
Przykazanie piąte: Nie mów nic złego o
ludziach i nie powtarzaj tego złego, co jest o kimś mówione.
Przykazanie szóste: Nie przysięgaj i nie
klnij.
Przykazanie siódme: Nie trać czasu na
puste gadanie, mów do rzeczy albo milcz.
Przykazanie ósme: Nie bądź wyrachowany i
nie zazdrość, lecz ciesz się z pomyślności bliźniego.
Przykazanie dziewiąte: Oczyść serce ze
złości, nikogo nie nienawidź, a miłuj wszystkich.
Przykazanie dziesiąte: Usiłuj poznać i
zrozumieć prawdę; korzeń zła tkwi w nieznajomości prawdy.
Rainer Maria Rilke w wierszu „Budda” trafnie oddał nastrój tej filozofii:
„Als ob er horchte. Stille: eine Ferne...
Wir halten ein und hören sie nicht mehr.
Und er ist Stern. Und andre grosse Sterne,
Die wir nicht sehen, stehen um ihn her.
O, er ist Alles. Wirklich, warten wir,
Dass er uns sähe? Sollte er bedürfen?
Und wenn wir hier uns vor ihm niederwürfen,
Er bliebe tief und träge wie ein Tier.
Denn das, was uns zu seinen Füssen reist,
Das kreist in ihm seit Millionen Jahren.
Er, der vergisst, was wir erfahren
Und der erfährt, was uns verweist”.
Nawet metafizyka i ontologia buddyzmu mają
charakter niejako etyczno-moralny. Według nich w bezkresnej przestrzeni znajduje
się nieskończenie wiele nieskończenie różnorodnych światów i istot. Każdy świat
dzieli się na trzy sfery, leżące jedna nad drugą: sfera rozkoszy zmysłowych, sfera
czystych form i sfera bezpostaciowa. W tej pierwszej, najniższej, sferze znajdują
się zimne i gorące piekła; jest to świat ludzi, zwierząt, demonów i pomniejszych
bóstw. W sferze czystych form żyją wolne od pożądania bóstwa; a w sferze bezpostaciowej
– istoty, które nie mają zewnętrznych form materialnych i przez całą wieczność są
pogrążone w cichej, szczęśliwej medytacji.
Każdy świat przechodzi kolejno cykl powstawania,
rozwoju, trwania, przemijania i odejścia w nieistnienie. Początkiem wszelkiego nowego
świata jest powstanie wiatru kosmicznego, którego zawirowania wytwarzają nowe byty.
W nowo powstających światach wcielają się w nowe kształty wyłaniające się z otchłani
dusze (istoty, jaźnie), które kontynuują właściwy sobie cykl wcieleń, zależny od
charakteru poprzednich żywotów.
Buddyzm w swym pierwotnym kształcie nie pretendował
do ujęcia wszystkich zjawisk świata w ramy objawionego systemu kosmologicznego i
historiozoficznego. W jednej z publikacji tego nurtu filozofii czytamy: „Budda był istotą ludzką. Urodził się jako człowiek,
żył jako człowiek, dokonał życia jako człowiek”. W „Pierwszym Kazaniu z Sarnath”, które wygłosił wkrótce po „olśnieniu”
(„bodhi”), a które jest uważane za jeden z kamieni węgielnych jego nauki, nie ma
ani słowa o rzeczach nadprzyrodzonych, o kulcie, składaniu ofiar. Gdy Siddhartę
pytano, czy jest Bóg, odpowiadał, że nie wie; gdy zaś pytano o sens ludzkiego
istnienia, radził po prostu czynić dobro, aby życie stało się usensowione i
szczęśliwe. Niektórzy teoretycy buddyzmu zaprzeczyli istnieniu jakichkolwiek
bogów czy Boga Stwórcy, określając teistyczną wizję jako zabobon ciemnoty.
Przekonanie, że świat jest realny, również uznali za przesąd, podobnie jak tezę
o istnieniu duszy, a tym bardziej duszy nieśmiertelnej.
Później buddyzm rozdzielił się na dwa podstawowe
nurty: „wielki wóz” („mahajana”) i „mały wóz” („hinajana”). I właśnie ten pierwszy
„wóz”, ostatecznie ukształtowany w pierwszych wiekach nowej ery, zawiera naukę o
Bogu i panteonie „bodhisatwów” (odpowiednik chrześcijańskich „świętych”), jak też
koncepcję zbawienia poprzez sam kult i adorację; co przyciągało do tej doktryny
i jej kapłanów milionowe masy osób świeckich, zdolnych do okazywania zewnętrznych
pozorów wiary, lecz niezdolnych do moralnego samodoskonalenia i etycznego perfekcjonizmu,
tak charakterystycznego dla „hinajany”. Przy okazji liczni kapłani zyskali możliwość
tanim kosztem zdobywać dzięki „ofiarom wiernych” ogromne fortuny i władzę. Nawiasem
mówiąc, wprowadzaniu buddyzmu (tak, jak np. katolicyzmu) do różnych krajów towarzyszyło
makabryczne okrucieństwo; w Tybecie, zwalczając tradycyjny kult bon po jako odmianę
szamanizmu, przybyli z Chin mnisi buddyjscy mordowali tutejszych kapłanów,
stosując zdzieranie skóry z ciał żywych ludzi, w tym starców i dzieci, a
mnóstwo ludności wypędzili z kraju. Zdarte ludzkie skóry wywieszano na wietrze
i słońcu, aby się publicznie suszyły – ku postrachowi „pogan”. Dziś te
wysuszone makabryczne „eksponaty” można zobaczyć w różnych muzeach świata.
* * *
Buddzie przypisuje się sformułowanie m.in.
następujących spostrzeżeń:
– „Rodziłem
się wiele razy na ten świat, poszukując Budowniczego Domu, lecz Go nie
znajdując; wciąż ponowne wcielanie się jakże jest rozpaczliwe.
–
Są na świecie rzeczy trudne, a oto one: będąc biednym być miłosiernym; będąc
bogatym i znamienitym być etycznym; zdławić chucie i żądze cielesne; widzieć
przyjemny przedmiot i nie chcieć go nabyć; znosić obrazę bez złości; zgłębiać
nauki aż do najgłębszych ich podstaw; nie potępiać ignoranta; unikać sporów;
zupełnie się uwolnić od miłości własnej i być jednakowo życzliwym do wszystkich
ludzi w swym sercu i w postępowaniu.
–
Ciemnota stanowi największe zło; w niej tkwi przyczyna cierpień i nieszczęść;
pierwszym tedy środkiem do doskonalenia życia będzie zdobywanie wiedzy i mądrości.
–
Zawsze pamiętaj, że nic nie jest stałe prócz niestałości.
–
Zwyciężaj wściekłość miłością, odpowiadaj dobrem na zło, przezwyciężaj chciwość
szczodrobliwością, kłamstwo zaś słowem prawdy.
–
Nie poniżaj nikogo nawet w myślach.
–
Nie bądź z nikim szorstki i surowy, ponieważ z łatwością i ktoś inny może do
ciebie tak się odezwać; wściekłość pociąga za sobą cierpienie, na cios
odpowiada się ciosem.
–
Dwie rzeczy są niezmienne: dobre uczynki powodują wewnętrzny spokój i
szczęście; złe uczynki powodują zamieszanie w sercu i rozpacz.
–
Nie wolno mówić, że tej czy innej rzeczy nie ma tylko dlatego, że głupcy jej
nie dostrzegają; ślepcy – tylko dlatego, że nie widzą np. koloru niebieskiego
czy żółtego – nie mają prawa twierdzić, że różnice w kolorach nie istnieją, a
są wymysłem bez sensu.
–
Wystrzegaj się niewiedzy, lecz jeszcze bardziej wystrzegaj się wiedzy
fałszywej.
–
Co dziś myślisz, tym jutro będziesz.
–
Trwanie w gniewie to jak trzymanie w ręku rozżarzonego węgla, by go za kimś
rzucić: oparzysz się raczej ty sam.
–
Najwyższego pokoju, szczęścia i radości zazna na ziemi ten, kto strzeże wszystkiego,
co żyje i oddycha.
–
Chociażby ojciec i matka najtroskliwiej dbali o twoją dzielność, chociażby nawet
krewni wielorakie o to czynili starania, największe szczęście zdobędziesz sam przez
ćwiczenia twojego ducha.
–
Kapłanem jest nie ten, co to powiesił sobie na szyję kapłański łańcuch, lecz
ten, kto potrafił pokonać swe namiętności.
–
Człowiek, który mało się uczy, starzeje się na wzór i podobieństwo wołu; porasta,
co prawda, w mięso, nie zyskuje jednak rozumu.
–
Wszyscy ludzie są jednakowi; różni ich tylko imię, które im nadano.
–
Podobnie jak deszcz wpada obficie do środka domu, którego dach jest wadliwie pokryty,
tak namiętności zalewają ducha, który nie ma nad sobą pana.
–
Jedno słowo prawdy, darzące nas spokojem, jest więcej warte niż setki zdań bezsensownego
gadulstwa.
–
Nie przypatruj się błędom i potknięciom bliźnich; przyglądaj się sobie i własnym
niedopatrzeniom.
–
Jeśli potrafisz powstrzymać gniew, który cię opanowuje, jesteś dobrym sterowniczym
swego własnego życia.
–
Kto niszczy życie, kto przywłaszcza to, co do niego nie należy, kto pożąda cudzej
żony, kto oddaje się upojeniu sławą i wódką, ten już na tym świecie podkopuje korzenie
swego istnienia.
–
Mój czyn jest moją własnością; mój czyn jest moim dziedzictwem; mój czyn jest łonem,
które mnie rodzi; mój czyn jest rodem, z którego się wywodzę; mój czyn jest moją
ostoją.
–
Nie dawaj wiary jedynie autorytetowi swoich mistrzów i kapłanów. Wierz tylko w to,
co sam sprawdziłeś i uznałeś za rozumne, i dostosuj do tego swoje postępowanie.
Bądź dla siebie samego przewodnikiem i pochodnią.
–
Ten, kto swe złe postępki z przeszłości pokrył później czynami dobrymi,
błyszczy w tym mrocznym świecie jak księżyc w pochmurną noc.
–
Kto rozumnie spogląda na rzeczy, ten czuje odrazę do zła. Człowiekowi dobremu
łatwo czynić dobro, trudno zas złemu; człowiekowi złemu łatwo czynić zło,
trudno zaś dobremu.
–
Zły człowiek czuje się szczęśliwy, dopóki zrodzone przezeń zło nie dojrzało,
lecz gdy ono dojrzeje, zły człowiek doznaje zła, które powraca do tego, kto go
dokonał, tak jak suchy piasek rzucony przeciwko wiatru.
–
Ten, czyja złość nie zna granic, kto owinięty jest nią jak bluszczem, ten
niebawem zaprowadzi siebie tam, dokąd chciałby go wtrącić najgorszy jego wróg.
–
Dobrze jest płacić dobrem za dobro, lecz jeszcze lepiej płacić dobrem za zło.
–
Wystrzegaj się spoglądania na kobiety. Jeśli widzisz niewiastę, patrz na nią
tak, jakbyś jej nie widział, jakbyś nie widział w niej kobiety. Jeśli musisz z
kobietą rozmawiać, to mów z czystym sercem i z czystymi myślami. Jeśli kobieta
jest stara, dostrzegaj w niej matkę; jeśli młoda – siostrę, jeśli zupełni
młodziutka – córkę.
–
Kto rozkłada życie innych ludzi i łże, kto chwyta to, co do niego na tym
świecie nie należy, i chadza do żony drugiego mężczyzny, oddającego się
pijaństwu, – ten podcina korzenie własnego zycia.
–
Kto powoduje zgubę istot żyjących, kłamie, zawłaszcza cudzymi dobrami, uwodzi
cudzą żonę oraz owładnięty pragnieniem upicia się oddaje spożywaniu napojów
chmielnych, ten podkopuje swe własne życie.
–
Nasze życie stanowi skutek naszych mysli: rodzi się ono w naszym sercu, jest
niejako wypromieniowywane z naszych stanów wewnętrznych. Jeśli ktoś mówi lub
postępuje powodowany złą myślą – cierpienie nieodstępnie postępuje za nim, jak
koło za podkową konia ciągnącego wóz... Jeśli zaś ktoś mówi i postępuje z dobrą
myślą – radość kroczy za nim, jak cień nieodłączny. „On mnie obraził, poniżył,
upokorzył, zniewolił” – w sercu trwożonym takimi myślami nigdy nie zgaśnie
nienawiść... Kto zaś nie pozwala takim odczuciom zamieszkać w swym sercu, ten
na zawsze zgasi w sobie nienawiść. Gdyż nie nienawiścią zwycięża się to, co z
nienawiści pochodzi, lecz tylko miłością. Takie jest odwieczne prawo.
–
Łatwo się żyje temu, kto bezczelny jak wrona, natrętny, bezwstydny, pozbawiony
rozsądku i zepsuty. Lecz trudno żyć temu, kto jest skromny, kto zawsze szuka
tego, co czyste, kto jest bezstronny, przewidujący, kto zachowuje zimną krew i czyje
sumienie czyste.
–
Kto nie wstaje, gdy trzeba wstawać; kogo wypełnia lenistwo mimo młodości i
siły; czyje mysli i dążenia są ociężałe, ten – beztroski i leniwy – nie
znajdzie drogi ku mądrości.
–
Niech człowiek śpieszy się czyniś dobro, niech powstrzymuje swój umysł przed
złem, ponieważ rozum tego, kto nie śpieszy się czynić dobro, znajduje
satysfakcję w czynieniu zła.
–
Powoli, krok po kroku, od czasu do czasu powinien mądry człowiek zmazywać brud
ze swej duszy, tak jak jubiler zmazuje brud ze sreber.
–
Ludzie w rzeczy samej potrzebują pomocy, lecz mogą na cię napaść, jeśli im
pomożesz. A jednak pomagaj!
–
Jeśli będziesz czynić dobro, ludzie obwinią cię o egoistyczne i nikczemne
intencje. A jednak czyń dobro!
–
Ludzie są nierozumni, nielogiczni i egocentryczni. A jednak kochaj ich!
–
Jeśli osiągniesz sukces, pozyskasz fałszywych przyjaciół i prawdziwych wrogów.
A jednak dąż do sukcesu!
–
Dobro, które dziś uczynisz, będzie jutro zapomniane. A jednak czyń dobro!
–
To, co budowałeś przez wiele lat, może być zniszczone w ciągu jednej nocy. A
jednak buduj!
–
Ludzie lubią pokonanych, lecz idą tylko za zwycięzcami. A jednak broń tych,
którzy zostali pokonani!
–
Szczerość i uczciwość uczynią cię bezbronnym. A jednak bądź szczery i uczciwy!
–
Oddasz światu to, co w tobie najlepsze, świat zaś uderzy cię w twarz. A jednak
oddawaj światu to, co w tobie najlepsze!
–
Ludzie szukają dla siebie obrońców i nauczycieli poza sobą i tak wpadają w
tarapaty. Bądź światłem dla siebie samego. Bądź ratunkiem dla siebie samego.
Nie szukaj obrońców w nikim poza samym sobą. Obudź siebie samego, a ochroniony
przez siebie samego i czujnie wsłuchujący się w głos Boga, będziesz niezmienny
i wieczny. Jak miasto graniczne, chronione od wewnątrz i z zewnątrz, tak chroń
siebie. Nie marnuj czasu, ponieważ kto przegapił swój czas, ulega smutkowi i
jest skazany na piekło. Prawda każdego człowieka zawarta jest w jego własnej
duszy. W każdym człowieku świeci światło jego duszy. Ono może być zamglone,
jego można przesłonić naszą ignorancją i grzechem, lecz ono nigdy nie umiera i
stale jaskrawo świeci dla nas, gdy tylko chcemy je znaleźć... Świeć sam sobie,
sam siebie chroń, tylko w samym sobie bowiem znajdziesz ukojenie. Niech
przystanią twoją będzie tylko prawda. Nie szukaj oparcie w niczym, jak tylko w
samym sobie. Idź do przodu i nie patrz pod nogi. Niczego się nie lękaj i o
niczym nie myśl. Krocz sam i nie spoglądaj na innych. Krocz sam, jak nosorożec.
Jeśli coś należy uczynić, czyń to i trwaj twardo przy swoim!
–
Jak rdza, która zjawiła się na żelazie, pożera je, choć z niego powstała, tak
też własne postępowanie prowadzi do nieszczęścia tego, kto przekracza złote
reguły”.
* * *
Budda odwoływał się raczej nie do Boga
osobowego, którego ewentualne istnienie – według niego – jest nie do udowodnienia
i nie do obalenia [w kulturze chrześcijańskiej to samo powiadali Bazyli Wielki
i Blaise Pascal!], lecz do odwiecznego ładu kosmiczno-moralnego. Mówił uczniom,
że każdy dobry uczynek przynosi zasługę, a każdy zły – karę (choć wiecznego potępienia
nie ma); że nie warto oczekiwać ani przebaczenia, ani odkupienia; że dusza człowieka
wciela się po śmierci ciała w inną rodzącą się istotę i właśnie w tych kolejnych
wcieleniach może nas spotkać kara za złe lub nagroda za dobre czyny, popełnione
w poprzednich żywotach; że los człowieka znajduje się w jego własnych rękach, może
on stworzyć sobie lepszą przyszłość wystrzegając się zła, czyniąc dobro i oczyszczając
swe serce z pragnień, złej woli i złudzeń, co prowadzi w końcu do wyzwolenia duszy
z więzów bytu jednostkowego i do zlania się jej z Absolutem. Czyny złe prowadzą
nieuchronnie do powstania złego losu (karmanu) czyli fatalnego programu życiowego,
przynoszącego cierpienia i opóźniającego wyzwolenie z Kręgu Wcieleń. „Żądze bezmyślnie żyjącego człowieka rosną jak
liany w lesie; rzuca się on z istnienia w istnienie, jak małpa w lesie, szukająca
owoców”... Ludzie są istotami podniecanymi przez własne żądze; wypełnia ich
niewiedza i egoizm, płyną więc z potokiem zachcianek, które sami sobie wymyślili.
Oswobodzenie się od cierpień, osiągnięcie stanu nirwany jest możliwe wyłącznie na
drodze wyrzeczenia się swego rzekomego „Ja”, swych emocji, uczuć, woli, dążeń, ambicji.
Natomiast człowiek ogarnięty jakąś żądzą – jak mówił Szakiamuni – „trafia do potoku, jak pająk w przez niego samego
utkaną pajęczynę”. Jeden z późniejszych komentatorów tak interpretował te słowa
Nauczyciela: „Jak pająk, po tym gdy utka pajęczynę,
siedzi w jej środku i, zabijając w nagłym ataku motylka lub muchę, które wpadły
do sieci, pije ich krew, a potem znów wraca i znów siedzi na tym samym miejscu,
podobnież i istoty, oddane żądzom, zdeprawowane nienawiścią i oszalałe z gniewu,
płyną z potokiem swych chuci, który to potok sami wytworzyli, lecz którego nie są
w stanie powstrzymać”. Przy tym zatracają zmysł realności, nie rozumieją już
względności spraw tego świata, wyolbrzymiają i absolutyzują to, co z natury swej
jest względne i marne. „Synowie – moi, majątek
– mój! – Tak zadręcza się głupiec. A przecież nawet on sam do siebie nie należy.
Skąd więc majątek? Cóż po bogactwie?”
Wszelka działalność poza ramami dobroci i
życzliwości, dążenie do wiedzy z pominięciem doskonalenia się moralnego jest absolutnie
bezpłodne. Poddając swe życie zasadom etyki człowiek tym samym przystosowuje je
do ładu i harmonii wszechświata. Symbol buddyzmu – lew – znamionuje „ryk prawdy”,
czyli ostatecznej mądrości objawionej swiatu. Dziesiątki tysięcy kamiennych, misternie
rzeźbionych głów tego króla zwierząt spotykamy dziś w Indii, Birmie, Kampuczy, Wietnamie,
Tajlandii, w innych krajach o starodawnej i wysokiej kulturze. Jednocześnie i równolegle
symbolem tej pradawnej nauki jest „baranek”, uosobienie łagodnej życzliwości i
pokory wobec wyroków Losu..
Według profesora Luang Suriyabongsa myślą
przewodnią i podstawową przyczyną triumfu buddyzmu była tolerancja. Nie wolno przeszkadzać
człowiekowi na jego drodze do ostatecznego kresu; każdy powinien mieć prawo do swobodnego
wyboru religii i osobistej drogi do własnego wybawienia. Siddharta ostrzegał, iż
nie należy bezmyślnie przyjmować wszystkiego, co mówią nauczyciele lub kapłani.
To, co zgadza się z twoim wewnętrznym przeświadczeniem i doświadczeniem, co po starannym
rozważeniu okazuje się zgodne z twoim usposobieniem, odpowiada twoim racjom, sprzyja
dobru twemu i dobru wszystkich istot żyjących – dopiero to przyjmij jako prawdę
i żyj w zgodzie z nią i samym sobą. Wystarczy zresztą realizować w praktyce pięć
przykazań, aby odmienić swój los na lepsze: nie zabijaj, nie kłam, nie kradnij,
nie cudzołóż, nie używaj środków odurzających.
* * *
Jak zaznaczyliśmy w poprzednim
rozdziale, kulturę Indii przez całe tysiąclecia cechowała tolerancja i
pluralizm ideowy. W pewnym jednak momencie rozwoju historycznego bramini
narzucili narodom olbrzymiego półwyspu jarzmo, twierdząc, że tylko poprzez nich
można poznać prawdę i nawiązać komunię z Bogiem; zawłaszczyli absolutną władzę
duchowną i świecką. Ustanowili prawo, według którego kapłanom należało oddawać
cześć boską, bramin zaś, gdyby nawet zabił człowieka, pozostawał bezkarny. Stan
kapłański stawał się coraz bardziej cyniczny i bezczelny. W ten sposób wtrącono
olbrzymi superetnos w zupełną ciemnotę, zabobonność i marazm intelektualny.
Buta kapłanów posunęła się do tego, że ogłosili starożytne księgi „Wed” za teksty tajemne, zakazując ich
czytania wszystkim nie należącym do stanu duchownego, a motywowali ten krok
demagogiczną tezą, iż twarde orzechy nie są dla byle jakiej gęby. Odcięli w ten
sposób miliony ludzi od życiodajnego źródła mądrości i wielkich prawd odkrytych
przed wiekami przez plejadę starożytnych myślicieli, uczonych, proroków i
poetów. W tym też czasie w Hindustanie obowiązywał sztywny podział
społeczeństwa na cztery kasty: 1. bramini (brahmani, „ludzie Boga”), osoby
uczone nauczające naród religii i nauk; 2. rycerze, wojownicy, ludzie
szlachetni, broniący kraju przed wrogami; 3. rolnicy i rzemieślnicy; 4.
niewolnicy. Był to układ uświęcony przez tysiącletnią tradycję, uchodzący za
nienaruszalny.
I oto Budda Gautama z otwartą przyłbicą
występuje przeciwko zastanemu stanowi rzeczy, nazywa kapłanów oszustami,
siewcami zabobonów, głupstw i kłamstw. Co prawda, nikogo nie atakuje osobiście,
ani nawet nie krytykuje żadnej doktryny religijnej czy teologicznej, po prostu
głosi swe poglądy, propagujące równość i braterstwo wszystkich ludzi,
niezależnie od przynależności rasowej, wyznaniowej czy sytuacji majątkowej.
Egalitarystyczne, humanistyczne nauki Buddy stanęły w jaskrawej, antagonistycznej
sprzeczności w stosunku zarówno do powszechnie obowiązującej ideologii
urzędowego braminizmucymi, jak i do tradycyjnego układu społecznego. Prorok nie
widział różnicy także między osobami należącymi do różnych kast. Jego nauki
wzburzyły całe Indie, lecz nie ściągnęły na niego prześladowań. Nadal głosił
wszem i wobec swe „herezjarskie” nauki, przemierzając kraj w skromnym ubiorze
wędrownego mnicha, występując zawsze na czele kilkudziesięciu uczniów i
zwolenników. A grono jego wyznawców rosło z niespotykaną dynamiką. Stało się
tak ze względu na olbrzymią energię miłości i humanitaryzmu, promieniującą
zarówno z charyzmatycznej osobowości Proroka, jak i z jego szlachetnych nauk.
Przedtem człowiek w imię Boga mógł poświęcić życie jak własne, tak i innego
człowieka, swego brata; Gautama zaś stwierdził, iż każda osoba ludzka ma
wartość absolutną i nie może być zabijana w imię czegokolwiek. Co więcej,
postulował zakaz zabijania zwierząt w celu ich zjadania oraz zakaz spożywania
potraw mięsnych.
W ten sposób naraził się zarówno
braminom, królom, wojskowym, myśliwym, jak i zwykłym rolnikom, uprawiającym hodowlę
trzody chlewnej na ubój. Co jednak najgroźniejsze, Siddharta wysunął tezę, że
każdy człowiek jest zbawicielem siebie samego poprzez swe życie, ma osobisty
kontakt z Absolutem i nie potrzebuje pośredników w osobach chciwych kapłanów,
staszących ludzi piekłem i sprzedającym przepustki do raju, choć przecież żaden
bramin aż takiej (zaiste boskiej) mocy nie posiada i posiadać nie może.
Twierdził, że branie udziału w napuszonych nabożeństwach i innych pustych,
obliczonych na prostaczków rytuałach jest kompletnie pozbawione sensu i nie ma
nic wspólnego z prawdziwą wiarą i pobożnością, polegającą wyłącznie na zacnym i
życzliwym postępowaniu w stosunkach z ludźmi. Doskonałości nie osiąga się,
praktykując wiarę zewnętrzną; zawijaste słowa są nic nie warte, nawet papuga
może powtarzać kwieciste frazesy. Doskonałość wewnętrzną, a więc zbawienie,
osiąga się wyłącznie na drodze bezinteresownego służenia ludziom, które też
stanowi najpiękniejszą – obok modlitwy – odmianę oddawania czci Bogu, o ile On
istnieje. Dopóty jednak, dopóki w świecie istnieje śmierć, dopóki serca ludzkie
są zatrwożone i zasmucone Nieubłaganym Przemijaniem, doputy człowiek będzie się
zwracał z rozpaczliwym zapytaniem do Nieba o sens swego życia i dopóty będzie
wierzył w Boga.
* * *
Buddyzm stanowi swoistą filozofię życia
i z założenia jest systemem raczej agnostycznym, czyli uznającym, że umysł ludzki
w żaden sposób nie może przeniknąć tajemnicy istnienia, nie może pojąć tego, czym
jest świat, Bóg, Niebo, życie, śmierć itd. Może natomiast pojąć, iż życie każdej
osoby ludzkiej to samodzielna droga ku doskonałości. Celem człowieka jest perfekcjonizm
moralny, który jest tożsamy z wyzwoleniem się od cierpień, ze stanięciem ponad nimi
i w końcu wyzwolenie się z Kręgu Wcieleń oraz osiągnięcie całkowitego ukojenia (spokoju).
Najłatwiej postępuje się tą drogą w izolacji od świata, w klasztorach i gminach
zakonnych, w których starannie się ćwiczy trzy cnoty: majtri – uczucie przyjaźni
do wszystkich stworzeń; ahinsę – nieszkodzenie nikomu; karunę – miłosierdzie; jak
też umiejętność panowania nad własnymi zmysłami. W nauce buddyzmu tylko i wyłącznie
sposób postępowania, czyli czyny, dają świadectwo człowiekowi i zapewniają lub uniemożliwiają
mu życie wieczne. Deklaracje słowne lub uczestnictwo w nabożeństwach [„grobów
pobielanych”] – bez zacnego życia – są nic nie warte.
Starobuddyjska „Dharmapada” („Droga cnoty”),
spisana w języku pali na Cejlonie w VI wieku przed nową erą, zawiera liczne piękne
i głębokie obserwacje nad życiem ludzkim:
– „Cnoty
wynikają z mądrości, ich najlepszą część stanowi mądrość, one są stworzone z mądrości.
Jeśli ktoś coś mowi lub czyni z nieczystym umysłem (w złej intencji), to za nim
podąża nieszczęście jak koło za śladami tego, kto ciągnie wóz.
–
Jeśli ktoś mówi lub czyni coś z czystym umysłem (w dobrej intencji), szczęście kroczy
za nim jak nieodstępny cień.
–
„On mnie obraził, on mnie uderzył, on mnie pokonał, on mnie okradł”. W tych, którzy
tają w sobie tego rodzaju myśli, nienawiść nigdy się nie kończy. W tych, którzy
nie hołubią w sercu takich odczuć, nienawiść zanika...
–
Na tym świecie nienawiści nigdy nie da się pokonać nienawiścią, a zła złem, lecz
tylko dobrocią da się je pokonać. Oto odwieczna mądrość i cnota.
–
Ani w niebie, ani wśród oceanu, ani w czeluści skalnej nie znajdzie się takiego
miejsca na ziemi, gdzie by żyjącego nie dopadła i nie pokonała śmierć.
–
Ciało ludzkie to gniazdo chorób, to coś przemijającego, nieustannie gnijącego i
rozkładającego się, ponieważ kresem każdego życia jest śmierć. Z kości zbudowana
ta twierdza, krwią i skórą otynkowana; starość i śmierć, złudzenie i fałsz są w
niej umieszczone.
–
Niektórzy nie wiedzą, że wszystkim nam przeznaczona jest śmierć; ci zaś, którzy
to wiedzą, zaraz kończą swe utarczki.
–
Kto widzi prawdę w fałszu, a fałsz w prawdzie, ten nigdy nie osiągnie rozumu i będzie
niewolnikiem żądz próżnych.
–
Zwycięstwo rodzi nienawiść; zwyciężony żyje w smutku; w szczęściu żyje człowiek
spokojny, który zrezygnował ze zwycięstw i z porażek.
–
Nie ma gorętszego ognia niż namiętność; nie ma większej biedy niż nienawiść; nie
ma większego nieszczęścia niż ciało; nie ma szczęścia równego spokojowi nirwany.
–
Kto żyje, szukając tylko rozkoszy, kto nie panuje nad zmysłami, kto jest żarłokiem,
próżniakiem i ospalcem, tego zło niewątpliwie wywróci, jak wicher wywraca drzewo
słabiutkie.
–
Kto przyobleka się w złociste szaty, a się nie oczyścił z brudu (grzechu) i nie
zna ani prawdy, ani samoograniczenia – ten nie jest wart złocistych szat. Lecz ten,
kto pozbył się brudu (grzechu), kto kocha prawdę i potrafi się samoograniczać, ten
jest godzien szat złocistych.
–
Jeśli ktoś stale powołuje się na Pismo,a jest niedbały w tym, by postępować tak,
jak ono nakazuje, jest podobny do pasterza, liczącego cudze krowy; on nie ma nic
wspólnego ze świętością.
–
Jeśli ktoś nawet prawie wcale nie cytuje Pisma, lecz w życiu idzie za cnotą, kto
uwolnił się z pęt nienawiści, namiętności i ciemnoty, kto posiadł prawdziwą wiedzę,
ma swobodny umysł i nie jest przywiązany do czegokolwiek na tym i tamtym świecie
– ten ma udział w świętości.
–
Ci, którzy ujarzmią swą myśl błądzącą w dali po bezdrożach, idącą samotnie, potykającą
się o byle co, ulotną, chowającą się w sercu – ci uwolnią się od Przeznaczenia.
–
Jak w dom ze złym dachem przenikają krople deszczu, tak do słabo rozwiniętego umysłu
przenikają chucie i pożądania.
–
Jeśli podróżnik nie spotka takiego jak on sam lub lepszego, niech raczej umocni
się w samotności: z głupcami przyjaźń jest niemożliwa.
–
Niech nikt nie łączy się ze złymi przyjaciółmi i ludźmi niskimi; przywiązuj się
do towarzystwa ludzi dobrych i szlachetnych.
–
Jeśli ktoś zobaczy człowieka mądrego, który dostrzega wady i je potępia, niech idzie
za nim jak za tym, który prowadzi do skarbu; lepiej, nie gorzej, będzie mu z nim.
–
Niech mędrzec doradza, poucza i powściąga przed złem; jest przyjacielem dobra i
przeciwnikiem zła.
–
Kto idzie za cnotą, żyje szczęsliwie.
–
Stwórz sobie wyspę, walcz energicznie, bądź mądry i nie poddawaj się!
–
Nie czyń tego, czego później będziesz musiał żałować.
–
Głupiec, który zna swoją głupotę, jest już rozumnym do pewnego stopnia; ale gdy
się ma za mądrego, jest głupcem skończonym.
–
Jeśli głupiec nawet przez całe swe życie styka się z kimś mądrym, to i tak wie o
cnocie tyle, ile łyżka o smaku potrawy.
–
Nie mając rozumu głupcy postępują ze sobą nawzajem jak z wrogami, czynią zło, które
przynosi im samym gorzkie owoce.
–
Gdy głupiec na swe nieszczęście opanuje wiedzę, niszczy ona jego pomyślność, rozbijając
mu głowę.
–
Jak nie od razu kwaśnieje mleko, tak poczynione zło nie od razu daje owoce; tlejąc
się, jak żar pokryty popiołem, podąża za głupcem, który zło uczynił.
–
Jeżeli jeden człowiek zwyciężył w walce tysiąc razy po tysiąc ludzi, a inny zwyciężył
samego siebie, ten drugi jest większym zwycięzcą.
–
Ten jest mądry, kto uśmierza samego siebie.
–
Jak potężna skała nie może być wywrócona przez wiatr, tak człowiek madry jest niewrażliwy
zarówno na oszczerstwa, jak i na pochwały.
–
Człowiek cnotliwy podąża swoją drogą w każdych okolicznościach i nie dopuszcza,
aby uwiodły go z niej ani szczęście, ani jego brak.
–
Zło nie ima się tego, kto je odtrąca.
–
Każdy człowiek lęka się kary i drży przed śmiercią – pamiętaj o tym i nie zabijaj
nikogo.
–
Kto, szukając szczęścia własnego, zabija istoty również pragnące szczęścia, ten
go nie znajdzie po swojej śmierci.
–
Człowiek, który się nie kształci, obrasta, jak wół, mięsem i sadłem.
–
Dopóki człowiek nie zabije w sobie wszelkiej skłonności do kobiet, dopóty jego umysł
będzie w takiej niewoli, jak cielę, które pije mleko swojej matki.
–
Śpiesz się czynić dobro, powściągaj swój umysł przed złem, ponieważ umysł tego,
kto nie śpieszy czynić dobro, znajduje w końcu upodobanie w tym, co złe.
–
Niech każdy unika zła, jak bogaty kupiec unika niebezpiecznej drogi, a ten, kto
chce żyć – trucizny.
–
Jeśli nawet ktoś popełnił zło, niech nie popełnia go wciąż na nowo, niech nie buduje
na nim swych zamiarów; gromadzenie zła czyni nieszczęśliwym.
–
Jeśli ktoś uczynił to, co dobre, niech czyni to wciąż na nowo, niech buduje na nim
swe zamiary; gromadzenie dobra prowadzi do radości.
–
Kto sam nie czyni zła, tego zło nie dotyka”. [Jest to oczywiście bardzo ryzykowne twierdzenie, gdyż wielu
nie czyniących zła dotyka ono w najdotkliwszy sposób, ale jest to twierdzenie piekne
pod względem etyczno-dydaktycznym].
– „Ku
temu, kto krzywdzi człowieka niewinnego, człowieka czystego i bez zarzutu, właśnie
ku takiemu głupcu wraca zło jako drobniusieńki pył, rzucony przeciw wiatru.
–
Czyniący zło idą do piekła, święci – do nieba, pozbawieni życzeń osiągają nirwanę.
–
O, żyjemy szczęsliwi, niewrodzy wśród wrogich; wśród wrogich ludzi żyjemy my, niewrodzy!
–
O, żyjemy szczęśliwi my, niechorzy wśród chorych; wśród chorych żyjemy my, niechorzy!
–
O, szczęsliwi żyjemy my, którzy niczego nie posiadamy; żywimy się radością, jak
promieniści bogowie!”
* * *
W księgach buddyjskich (podobnie jak w żydowskich,
chrześcijańskich, konfucjańskich, mahometańskich) znajdujemy liczne krytyczne uwagi
o płci pięknej:
– „Kobieta
jest fałszem...
–
Kobieta jest zepsuciem...
–
Niezgłębiona, jak droga ryby w wodzie, jest istota kobiet, rozbójniczek wielce przebiegłych,
u których prawdy doszukać się próżno, bo dla nich kłamstwo jest prawdą, a prawda
kłamstwem.
–
„Jak więc mamy postępować względem kobiet?” – pyta uczeń mędrca. „Unikać ich widoku”
– odpowiada Budda. „A jeśli je ujrzymy, co czynić?” – „Nie mówić z nimi”. – „A gdyby
mówić wypadło, cóż wtedy?” – „Wówczas powinieneś się mieć na baczności”...
James George Frazer w „Złotej gałęzi” odnotowuje, że panie lekkich
obyczajów były niekiedy traktowane przez społeczeństwo buddyjskie jako uosobienie
wszelkiego zła i czyniono z nich często kozłów (koźlic?) ofiarnych: „W Syjamie istniał zwyczaj nakazujący co roku
wybierać jedną kobietę zniszczoną rozpustą i nieść ją na noszach przez ulice waląc
przy tym w bębny i dmąc w oboje. Gawiedź obrzucała ją przezwiskami i błotem; gdy
już obeszli całe miasto, rzucali ją na kupę gnoju lub na żywopłot z cierni za wałami
i zabraniali powrotu w mury miasta. Uważali, że zepsuta niewiasta wciągnęła w siebie
wszystkie złe moce i złe duchy przebywające w powietrzu”. Podobnież inkwizycja
europejska paląc tysiące zbłądzonych (najczęściej nie z własnej winy) pań na stosach,
była przekonana, że postępuje bardzo po bożemu i mądrze. Ale z pewnością złudna
to była nadzieja, że mordowanie ludzi nieszczęśliwych może uczynić morderców
szczęśliwymi.
* * *
Jak wiemy, Budda zmarł w wieku lat 80. Umierając
miał się zwrócić do swych uczniów z następującymi słowy: „Gdy porzucę to życie i gdy nie będziecie więcej mnie widzieć, nie
myślcie, że już z wami nie przebywam. Jestem z wami, pozostawiłem wam prawa,
które odkryłem. Macie moje nauki, a przez nie zawsze będę z wami. Dlatego więc
nie myślcie, iż zostawiłem was na zawsze. Pamiętajcie, że życie i śmierć są tym
samym. Nigdy o tym nie zapominajcie”. Szczątki doczesne Nauczyciela
pochowano – zgodnie z jego ostatnią wolą – pod wielkim kurhanem na rozstaju
dróg.
W tym czasie prawie całe Indie zostały już
podbite przez jego naukę. 200 lat później przyłączyły się do tej cywilizacji liczne
dalsze kraje: Chiny, Cejlon, Laos, Wietnam, Filipiny, Malezja, Indonezja, Kambodża,
Syjam, Korea i in. Ten proces zaowocował ogromnym rozwojem sztuki i nauki w tych
krajach. Jeśli wnioskować ze słów historyków chińskich, w III wieku nowej ery buddyzm
odnosił największe triumfy, miał ogromne wpływy, prowadził głębokie poszukiwania
naukowe w formie licznych oryginalnych szkół filozoficznych, inspirował fundamentalne
dzieła w zakresie mistyki, etyki, filozofii, medycyny, matematyki, astronomii, architektury,
rzeźbiarstwa, muzykoterapii. Najstarsze malowidła olejne należą również do tej kultury,
a powstały na terenie Afganistanu w VII wieku. [Nawiasem mówiąc, Budda
dotychczas – zgodnie z niewzruszonym od kilkunastu stuleci kanonem – jest
przedstawiany jako mężczyzna o niebieskich (Indowie powiadają „aryjskich”)
oczach, jasnych włosach i takąż karnacją; w Nepalu stoi kolumna wzniesiona
przed wieloma wiekami z wyrzeźbioną inskrypcją, informującą, że ród założyciela
buddyzmu przybył na te ziemie „z Północy”]. Z biegiem lat buddyzm wytworzył też
rozbudowany, subtelny, szczegółowo przemyślany i wspaniały kult, przebogatą i różnorodną
obrzędowość, którą mnisi po mistrzowsku wykorzystywali w celu duchowego panowania
nad masami, dążąc do umocnienia i obrony struktur swej organizacji kościelnej, która
zapewniała im uprzywilejowaną pozycję społeczną, wygody życiowe, bogactwo i władzę.
Było to jednak sprzeczne z pierwotnymi naukami Mistrza. Budda Gautama, tak jak
później Jezus Chrystus, siał gigantów, lecz plon żniwny przyniósł im karzełków.
W VIII wieku bramin Kumarilla wyjaśnił
chrobrym Radżputom, że Bóg stworzył świat i nadał swemu dziełu nieśmiertelną
duszę „atman”, do której wracają po śmierci ciała dusze indywidualne ludzi. I
nakazał spopielić na stosach wszystkich będących w Indiach mnichów buddyjskich
wraz z ich księgami. Co też gorliwie i chętnie uczyniono. Buddyzm znikł w swej
ojczyźnie. Ale nadal żył i żyje gdzie indziej.
* * *
Centralne miejsce w doktrynie buddyjskiej
zajmuje temat istnienia, przemijania i śmierci. Nauczyciel miał bowiem powiedzieć:
„Wszystko jest przemijające jak jesienne chmury.
Narodziny i śmierć żyjących istot są jak sceny w sztuce teatralnej. Życie ludzkie
jest jak błyskawica na niebie albo mknąca woda górskiego potoku”...
Dla ludu indyjskiego przed wystąpieniem Buddy
pewnikiem było wyobrażenie dalszego życia jako nie kończącej się wędrówki duszy
i jej coraz to nowych narodzin (wcieleń). „Wielka
innowacja Buddy i jego kontynuatorów polegała na tym, iż ośmielił się on wygłosić
twierdzenie, na owe czasy niesłychane, że istnieje śmierć, tzn. jakiś kres, jakieś
zakończenie, przynajmniej ostateczne zaprzestanie owej ciągłej wędrówki duszy, że
istnieje jakieś „wybawienie” z tego nie kończącego się ruchu, dotychczas obecnego
w wyobraźni ludu, jakieś wejście duszy w „nirwanę”. W trakcie indyjskiej historii
coraz pełniejsze stawało się odkrycie i unaocznienie nie nieśmiertelności, lecz
śmierci. Potrzeba dowodu była tam zupełnie inna niż w Europie. W buddyjskiej idei
nirwany utorowała wreszcie sobie drogę, wobec „oczywistego” dalszego życia i wędrówki,
tęsknota za śmiercią, coraz bardziej dojmujące pragnienie jakiegoś końca” (Max
Scheler, „Śmierć i dalsze życie”). Sam
zaś Przebudzony mówi: „Jest taka
dziedzina, gdzie nie ma ani ziemi, ani wody, ani ognia, ani powietrza…Nie ma
tam ani tego świata, ani innego, słońca ani księżyca. Nie nazywam tego
przychodzeniem ani odchodzeniem, ani znieruchomieniem, ani śmiercią, ani
narodzinami. Jest to bez podstaw, przemiany czy stałości…Oto kres bólu i troski”…
W ciągu tysiącleci kultura prebuddyjska i
buddyjska wytworzyła sztukę eksterioryzacji, czyli świadomego wychodzenia duszy
poza ciało i powrotu do niego, którym to tematem nauka europejska zaczęła się nieśmiało
zajmować dopiero pod koniec XX wieku. Z publikacji fachowych dowiadujemy się o interesujących
spostrzeżeniach osób, których eksterioryzacja była związana z otarciem się o śmierć,
a więc np. te osoby, które opuściły swe ciało podczas zabiegu chirurgicznego,
na skutek gwałtownej utraty zdrowia lub wypadku. Osoby, które przeżyły śmierć kliniczną, potem jednak wróciły do zdrowia,
opisują swe przeżycia w bardzo podobny sposób: W momencie największego cierpienia
dociera do chorego, jakby z innego wymiaru przestrzennego, głos lekarza stwierdzającego
zgon. Następnie się słyszy coś w rodzaju brzęczenia, świstu, szumu wiatru, dzwonienia.
Niektórzy słyszą jakby majestatyczną muzykę, inni głośne stuki i uderzenia. Umierający
czują, że są wciągani czy wsysani w jakąś ciemną przestrzeń czy otchłań (w kształcie
czegoś w rodzaju cylindra, kanału, studni czy jaskini) i mają poczucie znajdowania
się w drodze między dwoma rzeczywistościami... Innego rodzaju przeżycia mają osoby,
które świadomie, z własnej niewymuszonej woli, dzięki znajomości odpowiednich metod
opuszczają swoje ciało. Odczuwają siebie jako „obłok” czy „pole” energetyczne, które
jednak zachowuje osobową świadomość swego istnienia i zdolności poznawcze... O ile
naukowe badania europejskie nad zagadnieniem eksterioryzacji znajdują się w powijakach,
o tyle od dawna ci z mnichów buddyjskich, którzy osiągnęli najwyższy poziom doskonałości
i samokontroli, potrafią wyprowadzić swą duszę z ciała (umrzeć), a następnie też
ewentualnie ją do ciała z powrotem wprowadzić (zmartwychwstać). W lochach
górskiego Tybetu do dziś siedzą w stanie „szemati” mnisi buddyjscy, którzy „zakonserwowali”,
to jest zabezpieczyli przed rozkładem, swe przykucnięte ciała za pośrednictwem
medytacji przed tysiącami lat, a w każdej chwili mogą się „obudzić”.
Wypada w tym miejscu postawić pytanie: Jakże
i czy w ogóle są możliwe godne zaufania sądy w tak niezwykłym temacie? Anagarika
Govinda pisał: „Można dowodzić, że ten, kto
nie umarł, nie jest w stanie wypowiadać się na temat śmierci autorytatywnie, a skoro
nikt, jak się zdaje, ze stanu śmierci nie powrócił, to jak ktokolwiek może wiedzieć,
czym jest śmierć i co po niej następuje?
Tybetańczyk
odpowie na to: „Nie istnieje ani jedna osoba, ani jedna istota żyjąca, która by
nie powróciła już ze śmierci. Tak naprawdę to umieraliśmy wiele razy, zanim osiągnęliśmy
obecne wcielenie. To, co nazywamy narodzinami, jest jedynie odwrotnością śmierci,
jak gdyby jedną z dwu stron tej samej monety. Drzwiami, które zwiemy wejściem lub
wyjściem, w zależności od tego, z której strony na nie patrzymy”.
Znacznie
bardziej zastanawiające jest to, że nie wszyscy pamiętają swoją poprzednią śmierć,
co sprawia, że większość ludzi nie wierzy, że się to zdarzyło. Jednakże nie pamiętają
oni również swoich narodzin, a nawet przez chwilę nie wątpią w fakt swego przyjścia
na świat. Ludzie zazwyczaj zapominają, że czynna pamięć jest zaledwie małą częścią
naszej normalnej świadomości, oraz że nasza podświadoma pamięć rejestruje i przechowuje
wszystkie minione wrażenia i doświadczenia, których nie przypomina sobie nasz czuwający
umysł.
Są
także tacy, którzy mocą koncentracji i innych praktyk jogicznych potrafią przywieść
do obszaru rozróżniającej świadomości to, co podświadome, i dzięki temu czerpać
z nieprzebranych skarbów podświadomej pamięci, gdzie zgromadzone są nie tylko wspomnienia
naszych minionych żywotów, ale i wspomnienia przeszłości naszej rasy, ludzkości
i wszelkich przedludzkich form życia, jak i samej świadomości, która sprawia, że
życie w tym wszechświecie jest możliwe”...
* * *
Buddyzm, tak, jak chrześcijaństwo, samookreśla
się m.in. jako religia wolności i godności ludzkiej. W jednej z ksiąg tybetańskich odczytujemy zdania: „Ci, którzy są zaawansowani w praktyce duchowej,
nie są przywiązani do wskazań, ani też ich nie łamią, by udowodnić, jacy to są wolni...
Pamiętajcie, że wskazania nie są przykazaniami moralnymi podanymi przez jakąś wszystko
wiedzącą lub boską istotę. Raczej ujawniają one, w jaki sposób zachowuje się osoba
głęboko oświecona, w pełni duchowo rozwinięta... Taka jednostka nie bierze sobie
wskazań za wzór, to one biorą ją sobie za wzór. Jednakże póki nie osiągnie się takiego
stopnia rozwoju, dobrze jest przestrzegać wskazań; jeżeli twój umysł nie będzie
wolny od zakłóceń wywoływanych przez nieuważne zachowanie, to nigdy nie dojdziesz
do przebudzenia. Dlatego właśnie wskazania to fundament duchowej praktyki”.
A więc jednym z najbardziej twórczych i wspaniałych
ośrodków kultury buddyjskiej od dawna był Tybet. Ale i tam nauki Gautamy zostały
przeszczepione na pradawną kulturę filozoficzną. Według starotybetańskich wierzeń
świat powstał z pierwotnego jaja. Dotychczas mit o pierwotnym jaju wciąż się pojawia
w obowiązujących recytacjach obrzędowych. Jest w nich ono symbolem początku świata
fizycznego, pierwotnych ludzi, demonów i bogów. Oto słowa z kosmologicznego tekstu
tybetańskiego: „Jajo rozerwało się i jego
zewnętrzna skorupa stała się królestwem duchów i pasożytów. Jego wewnętrzna błona
stała się osiemdziesięcioma i jednym złowieszczym znakiem i trzystoma sześćdziesięcioma
krzywdami. Białko jaja rozlało się po ziemi, stając się czterystoma czterema rodzajami
chorób. Środek jaja stał się trzystoma sześćdziesięcioma odmianami złych duchów”...
W tym fragmencie (podobnie jak w wielu innych tybetańskich tekstach sakralnych)
zwraca na siebie uwagę duch zgrozy i pesymizmu, przeświadczenie o tym, że ludzkie
życie nie jest żadnym darem, mającym być źródłem radości. Ale pesymizm nie jest
jednoznaczny z wycofaniem się z pola walki i księgi tybetańskie zawierają mnóstwo
mądrych rad i obserwacji, dotyczących właściwego postępowania. Choć nieprawe życie
i przebywanie w barbarzyńskim otoczeniu zniekształca duszę, czyni ją ślepą na zło
i dobro, powoduje długotrwałą patologię w zachowaniach milionów ludzi, to przecież
i tak powinno się zachować godność w każdych okolicznościach. W „Pouczeniu o samowyzwoleniu” czytamy: „Długowieczne są zakorzenione złe skłonności
i nawyki”. Tym zdecydowaniej powinno się iść drogą dobra, mimo iż „wielkie osiągnięcia i zaangażowanie idą w parze
z wielkim ryzykiem”.
– „Trzymaj
się z dala od małych ludzi, bo przy nich wszystko staje się małe; wybieraj towarzystwo
ludzi wielkich, z nimi i ty będziesz wielki.
–
Nie idź za fałszywą pogłoską.
–
Nie odpowiadaj na kłamliwe słowa.
–
Nie ukrywaj swych słów przed tym, kto mówi szczerze.
–
Gdy masz wiernego przyjaciela, to po każdej plotce uśmiech staje się szerszy.
–
Chociaż zajmujesz wysoką pozycję, broń prostych ludzi.
–
Chociaż jesteś mądry, kieruj tymi, którzy są nieświadomi.
–
Chociaż jesteś doświadczony, pamiętaj o własnej mierze.
–
Niepozorne błękitne wody zdrojów tworzą ocean”...
W literaturze starotybetańskiej częstą formę
dyskursu filozoficznego i etycznego stanowi przypowieść, podająca w przystępnej,
ale też nieraz alegorycznej, formie modele właściwego postępowania w tej czy innej
sytuacji. Jak wiadomo, Tybet musiał w ciągu wielu stuleci opierać się ekspansjonizmowi
swego chińskiego sąsiada. Oto fragmenty jednego z cyklu takich opowiadań z VII wieku,
opartych widocznie na wydarzeniach realnych.
„Minister
tybetański (Kri) i minister chiński taki prowadzili ze sobą spór. Generał Wang wiódł
potężną armię chińską, a kiedy jego wojska osiągnęły cel, wysłał poselstwo do Kri...
„Posłałem ładunek prosa i ładunek gorczycy, jako że mam tak liczną armię, podczas
gdy liczebność twoich wojsk można ustalić jak liczbę tygrysów i jaków. Zmierz, proszę,
głowy twoich żołnierzy i zrób im czapki. Zmierz ich nogi i zrób im buty. Oddziały
tybetańskie osiągnęły już ostateczną granicę liczebności, a moje wojska są niezliczone.
Jeśli ktoś raz już się przedostanie przez wąskie gardło, może liczyć na to, że wejdzie
do wielkiego żołądka. Kiedy uderzy nasz piorun, nikt nie umknie”.
Kri
odpowiedział: „Nie ma sporu co do liczebności. Jednakże liczne drobne ptactwo stanowi
pożywienie pojedynczego jastrzębia, a liczne małe rybki są pokarmem jednej wydry.
Jeleń ma wiele rogów, lecz czy są one silne? Jak ma tylko dwa krótkie rogi, a przecież
wiemy, jak są mocne. Sosna rosła przez setki lat, lecz pokona ją pojedynczy topór...
Chociaż jęczmień i ryż rosną na całej równinie, to są mlewem dla pojedynczego młyna.
Chociaż niebo jest usiane gwiazdami, to są one niczym w świetle jednego słońca...
Wojska twoje są jak komary nad powierzchnią jeziora. Nie zdałyby się nawet do uprawy
naszych pól. Podobnie jak mgły w górach, nie przygniotą one naszych ludzi. Moja
armia przetnie sobie przez nie drogę, tak jak pojedyncza kosa przecina drogę wśród
mnogich ździebeł trawy”...
Wang
odpowiedział: „Jeśli ciężka góra zgniecie małe jajko, to można je uważać za rozbite.
Jeśli fale wielkiego jeziora zaleją płonący ogień, to można go uznać za zgaszony”.
Kri
odpowiedział: „Na wielkiej górze jest skała. Na skale jest drzewo. Na drzewie jest
gniazdo. W gnieździe jest jajko. Jeśli góra się nie osunie, to skała nie pęknie.
Jeśli skała nie pęknie, drzewo się nie złamie. Jeśli drzewo się nie złamie, gniazdo
nie zostanie zniszczone. A jeśli gniazdo nie zostanie zniszczone, to nie rozbije
się jajko. Właśnie z tego powodu góra nie może rozbić jajka. Jeśli ogień płonie
na górze, a woda spływa doliną, to nie może go dosięgnąć i ugasić”...
Chińczykom dopiero po 2 tysiącach lat
wysiłków, w 1950 roku, udało się podbić mężny Tybet, dla którego zaczął się wówczas
okres zewnętrznego zniewolenia i prześladowania jego pradawnej, bogatej i
wyrafinowanej tradycji etycznej i intelektualnej, szczególnie w okresie
osławionej „rewolucji kulturalnej”, kiedy to na zawsze zburzono setki
klasztorów i bibliotek, spalono na stosach dziesiątki tysięcy rękopisów i
dawnych ksiąg mądrości, wymordowano tysiące osób duchownych.
* * *
Z kolei bohaterski i waleczny naród mongolski,
siedzący nad swym świętym jeziorem Bajkał, dziś oderwanym od swego prawowitego
gospodarza, który nieraz pokonywał w wojnach najbitniejsze wojska przeciwnika, także
wypracował własny etos, oparty – że tak powiemy – na wielkich wartościach azjatyckich,
takich jak samodyscyplina, wierność, bezinteresowność, dbałość o wspólne dobro,
patriotyzm, rygorystyczna etyczność, godność. Kanon mądrości mongolskiej, który
kształtował się ponad tysiąc lat, a ostatecznie skodyfikowany został dopiero w XVIII
wieku, „Kandżur” liczy 108 tomów, a komentarze
do niego „Tandżur” – 225 tomów! W tym
stepowym kraju o surowym klimacie, kształtującym twarde i prawe charaktery, zakorzenił
się lamaizm, jedna ze specyficznych odmian buddyzmu. „Lama” znaczy „mistrz”, przewodnik
życia, wiedzący, co to jest dobro, i potrafiący do niego prowadzić innych ludzi.
W pewnym zakresie widać tu podobieństwo do rabinicznej kultury Żydów, uważających
swych kapłanów także przede wszystkim za nauczycieli życia i mądrości, a nie za
wodzirejów na teatralizowanych obrzędach kultowych. Lamaizm naucza uczciwego i czystego
życia, posuwając swe surowe wymagania aż do postulatu całkowitego wyrzeczenia się
wszelkich uciech cielesnych i przyjemności fizycznych, uważanych z definicji za
wulgarne, prymitywne i niegodne człowieka myślącego. Ale nawet sami mnisi nie koniecznie
bez reszty byli, czy są, oddani tego rodzaju rygorom. Praktyka życiowa z reguły
łagodzi surowość nakazów i zakazów etycznych.
Etyka dawnych Mongołów była oparta na zasadach
humanitaryzmu i rycerskości, lecz bardzo swoiście rozumianych. Najgorszym przewinieniem
moralnym w kodeksie etyki mongolskiej było nieudzielenie pomocy potrzebującemu,
i to niezależnie od tego, czy współplemieńcowi czy obcemu. Jeśli Mongoł np. spotykał
na pustyni czy w stepie kogoś umierającego z głodu czy pragnienia i nie udzielił
mu pomocy, był karany w ten sposób, że kładziono go na plecy w poprzek konia, wiążąc
pod brzuchem zwierzęcia ręce i nogi skazańca, a następnie wypędzano konia i tak
skrępowanego winowajcę wskazywano na powolną śmierć w stepach. Gdyby ktoś poważył
się ofiarę uwolnić, poniósłby taką samą karę.
Straszliwi „czyściciele ziemi” tylko w
okresie chana Czyngisa wymordowali – według ewidentnie niedokładnych obliczeń
różnych autorów – od 2 do 40 milionów „grzeszników” różnych narodowości na
eurazyjskich terenach od Japonii i Korei aż do Polski i Węgier. Tutaj też co
200 kobieta ma w swoim genotypie geny tego wielkiego wodza, jego synów i
wnuków.
Według nakazów „jasy” czyli kodeksu moralnego
Mongołów, podyktowanego przez Czyngis-chana (1155-1227), jeśli Mongoł jechał stepem
i spotkał kogoś spragnionego, a nie dał mu wody – kara śmierci. Jeśli jadąc w szeregu
widział, że jadący na przedzie kolega zgubił łuk czy strzały, a nie podniósł ich
i nie zwrócił mu – kara śmierci. W wyjątkowych tylko przypadkach karę śmierci zastępowano
zesłaniem na Syberię. W oczach wojowniczych i szlachetnych rycerzy odmowa pomocy
w nagłym przypadku cudzego nieszczęścia uchodziła za krańcową niegodziwość i bestialstwo;
wychodzili z założenia, że jeśli ktoś potrafi być aż do takiego stopnia bezduszny
i niemiłosierny, będzie też zdolny do popełnienia każdej innej nieprawości; poddawano
więc go eutanazji. Aby nie zaśmiecał parszywymi genami funduszu genetycznego
wspólnoty narodowej. Antidotum na agresywny egoizm i brak serca widziano w budzeniu,
a nawet narzucaniu, solidarności ogólnoludzkiej i ducha pomocy wzajemnej bez względu
na narodowość. [W tym względzie buddyjska etyka Mongołów okazywała się nieskończenie
wyższa i doskonalsza niż etyka Żydów, oddająca pierwszeństwo solidarności plemiennej
przed ogólnoludzką].
Artur Lundkvist w dziele „Wola nieba” usiłował zrekonstruować styl
myślenia i system wartości moralnych średniowiecznych Mongołów poprzez opis hipotetycznych
zachowań Czyngis-chana, rozpoczynając od stosunku wielkiego wodza do różnoplemiennych
kobiet, sprowadzanych na jego dwór z różnych stron świata. Przy tym warto na wstępie
zaznaczyć, że jest to obraz nie tylko domniemany, ale też nacechowany wulgarnym
europejskim freudyzmem XX wieku i literacką banalnością, lecz mimo to godny przypomnienia
w tym miejscu. A więc Czyngis-chan – według Lundkvista –: „Pozwala tym paniom na próbowanie z nim różnych swoich sztuczek, on, co
zawsze pogardzał tym i potępiał coś takiego, co prowadzi tylko do połowicznych osiągnięć,
które nie zaspokajają jego żądzy i kiepsko tylko pokrywają porażkę, może go wtedy
ogarnąć nierozsądna niechęć do kobiety, która go upokorzyła podnietami, na jakie
sam udzielił zezwolenia, odpycha ją brutalnie od siebie i bywa, że każe ją wygnać
z Karakorum na zawsze.
Zdarza
się, że przychodzi mu do głowy, iż powinien był kazać ją zabić albo sam ją uśmiercić
za to, że przekroczyła jego spisane prawo, ale powstrzymuje się w porę, byłoby to
posunięciem się za daleko i stanowiłoby wewnętrzną sprzeczność; jest Chanem i nie
powinien tracić głowy.
Nie
staje się ofiarą tego opętania, nie jest tym, który by pozwolił własnej żądzy zapanować
nad sobą, nie godzi się na to, by dać się doprowadzić do szaleństw i stawać się
pośmiewiskiem, przeciwstawia się z całą siłą woli temu pożądaniu bez potencji, przezwycięża
je i wypiera.
I
wtedy, po jakimś czasie, okazuje się, że jego słabość była chwilowa, że już przeszła,
żądza i potencja znowu połączyły się w jedno, znów może znaleźć rozkosz u swoich
kobiet, ale uświadomił sobie ostrzeżenie, za każdym razem jest to teraz dar zamiast
oczywistości, skarb, którego nie wolno trwonić.
O
stosunku między mężczyznami i kobietami każe Chan napisać: Naczelnym zadaniem mężczyzny
według Woli Nieba jest prowadzenie wojny, zadaniem kobiety jest rodzenie synów,
którzy mają stać się wojownikami, i córek, które mają rodzić nowych synów.
Ponadto
zadaniem kobiety jest praca dla rodziny, doglądanie jurt i stada, sporządzanie wojłoku,
skóry i innych potrzebnych rzeczy, tak, aby na wszelki sposób mogła pomagać i wspierać
mężczyznę w prowadzeniu wojny. Jest rzeczą słuszną i rozsądną, by mężczyzna brał
sobie kobiety, do których czuje żądzę i których potrzebuje, tak aby mógł je zapładniać
i wydawać na świat wielu synów i przyszłych wojowników.
Kobieta
nie ma analogicznego prawa, by brać sobie innych mężczyzn, dopóki ten, którego ma,
zdolny jest ją zapładniać, ale jeśli tak nie jest, powinna mieć swobodę szukania
innych mężczyzn.
Jest
czymś naturalnym, że syn pożąda kobiet ojca, ale tylko gdyby ojciec umarł i zostawił
swoje kobiety, synowi wolno je przejąć, z wyjątkiem jednak tej kobiety, która go
urodziła i jest jego własną matką. Jeśli jest wielu synów, prawo do przejęcia kobiet
ojca przechodzi przede wszystkim na syna najstarszego, ale może on z dobrej woli
zrezygnować z którejś, albo z kilku lub ze wszystkich kobiet ojca na rzecz młodszych
braci.
Słusznie
panuje taki stosunek równowagi między mężczyznami i kobietami, że całkiem młodych
mężczyzn ciągnie często do nieco starszych i dojrzalszych kobiet, podczas gdy starsi
i dojrzalsi mężczyźni wolą całkiem młode i niedoświadczone kobiety.
Kiedy
kobieta stała się za stara, by rodzić dzieci, jest rzeczą naganną, by mężczyzna
nadal trwonił w niej swoje nasienie; to samo odnosi się do dziewczyny tak młodej,
że jest jeszcze niezdatna do zapłodnienia. Piękne kobiety, choćby nie wiadomo jak
godne pożądania z powierzchowności, często są zimniejsze niż mniej piękne, dają
nierzadko mało rozkoszy i przynoszą zawód, z którym może być trudno się pogodzić.
(...)
Ta
sama kobieta nie daje jednak tej samej rozkoszy różnym mężczyznom, wprost przeciwnie,
jest to tak mądrze urządzone, że kobieta, która wygląda na mało albo wcale nie ponętną
dla jednego mężczyzny, może dawać najwyższą rozkosz innemu.
Rozkoszą
mężczyzny jest w końcu nie tyle kobieta, co jego własne wyobrażenie i własna siła;
jeśli jego wyobraźnia jest dostatecznie żywa, a siła dostatecznie wielka, każda
kobieta daje mu rozkosz.
Jest
rzeczą naganną, by mężczyzna używał innych otworów w kobiecie niż ten, przez który
może ona zostać zapłodniona, oznacza to bowiem tylko rozlane bez żadnego pożytku
nasienie i świadczy o zmęczonej żądzy, która wymaga odpoczynku.
Nie
tylko naganne, ale pod karą śmierci zakazane jest, by mężczyzna używał innego mężczyzny
zamiast kobiety.
Wojownikom
nie wolno przywiązywać się do swoich koni i ulegać pokusie, by używać ich zamiast
kobiet, trwonią oni wtedy swoją siłę bez żadnego pożytku i tracą właściwą furię
w walkach.
Wojna
przynosi prawo do gwałcenia kobiet w zdobytych miejscowościach, stanowi to wartościową
pokusę i siłę napędową w prowadzeniu wojny, ale takie gwałty nie powinny być popełniane
w nadmiarze i stawać się stałym zwyczajem, gdyż wtedy podkopują one siłę i żądzę
wojownika”. [W XIX wieku
socjolog żydowski Ludwik Gumplowicz wysunął teorię, że podstawową pobudkę do wojen
stanowi „neofilia seksualna” mężczyzn, pragnących nieskrępowanego prawa do gwałcenia
kobiet, które jest możliwe tylko podczas wojny na podbitym terenie. – J.C.]
Trzeba przyznać, że ogólny obraz przedstawiony
przez Lundkvista jest mocno zafałszowany; mongolska kobieta jest w nim przedstawiona
wyłącznie jako przedmiot pożądania mężczyzn (zgodnie z prymitywnym schematem przyjętym
w permisywnych, tępych i moralnie zgniłych społeczeństwach skandynawskich), podczas
gdy faktycznie była ona w państwie Mongołów absolutnie równouprawniona: kończyła
akademie wojskowe i polityczne, dowodziła oddziałami wojskowymi, awansowała do stopni
generalskich, pełniła funkcje polityczne, administracyjne i dyplomatyczne. Inna
rzecz, że tym godnym i rozumnym paniom nie przychodziło do głowy, iż wolność polega
na tym – jak bohaterkom powieści skandynawskich – by gardzić własnymi dziećmi i
mężem, uprawiać miłość z cudzymi mężami, z psami i Murzynami, pić, ćpać i kompletnie
nie mieć wstydu...
W dalszym ciągu swej powieści „Wola nieba” szwedzki pisarz usiłuje, już
nieco ściślej, zreferować swoje wyobrażenia
o innych aspektach mongolskiej etyki buddyjskiej i notuje: „Prawdziwi wojownicy walczą do końca, męski honor nie dopuszcza nawet myśli
o poddaniu się. Ale jedne narody rodzą się, by walczyć, inne, by spokojnie pracować
na roli lub handlować.
Je-lu
Cz’u-c’aj: Wszyscy ludzie nie muszą żyć w taki sam sposób, wielu z nich nie umie
żyć tak jak Mongołowie, nie są oni nomadami i nie są tacy wojowniczy, chcą żyć w
miastach i wsiach, osiadli na roli, którą uprawiają, i wierni swoim zadaniom jako
rzemieślnicy, urzędnicy, uczeni, kupcy, a zadaniem Mongołów pośród nich mogłoby
być prowadzenie nieuniknionych wojen dla utrzymania pokoju, zachowywania jedności
w wielkim mocarstwie za pomocą sprawiedliwych praw i mądrych rządów, tak aby była
w nim praca dla wszystkich i właściwy dobrobyt, jak również pewna miara rozumu i
sztuki życia”.
Chan:
„Twoja mądrość jest jak zawsze godna pochwały, Je-lu Cz’u-c’aju, i chętnie bym widział,
aby moi potomkowie mogli osiągnąć to, co ty przedstawiasz, mój czas już wkrótce
upłynie i mogę tylko położyć fundament przyszłego państwa, czyniłem to na swój sposób
i muszę to robić dalej. Teraz przychodzi wojna z Tangutami i żadne wątpliwości czy
skrupuły nie powstrzymają mnie od doprowadzenia jej do końca, ale za państwem Si-sia
leżą wielkie państwa kitajskie, Kin wciąż jeszcze nie jest ostatecznie pokonane,
a jeśli Sung walczy dziś przeciw Kin, podobnie jak nasi wojownicy pod Boru, nie
przeszkadza to temu, że musimy wkrótce zaatakować Sung, żeby je podbić i włączyć
do naszego mocarstwa, zgodnie z naszą myślą, że tylko jedna wola może panować na
ziemi jak i w niebie, ale to już będzie sprawa moich potomków i tego dnia ja już
nie ujrzę”.
Chan
pogrąża się w myślach, daje znak Je-lu Cz’u-c’ajowi, że rozmowa skończona, że chce
zostać sam. Dla swoich potomków Chan każe zapisać:
„To
się odnosi do moich synów, wnuków i ich potomków, jak długo istnieć będzie mocarstwo
Mongołów:
Nie
zapominajcie nigdy, że jesteście z mojej krwi, waszym obowiązkiem wobec mnie jest
przynosić samym sobie chwałę.
Nie
dopuśćcie nigdy do tego, by rozlała się między wami krew, by wdarło się rozdarcie
i rozdźwięk.
Mocarstwo
musi pozostać jedno i niepodzielne, ażeby nie popadło w walkę między różnymi swoimi
częściami i nie stało się łupem wrogów.
Tylko
jedna wola może panować, ale wielu może ją wykonywać, którzy w jasnym
zrozumieniu jej celu podporządkują się jej.
Wojna
jest i pozostanie naczelnym zadaniem, by państwo mogło ostać się przeciw zewnętrznym
i wewnętrznym wrogom, rozszerzyć się i umocnić.
Granice
nie są nigdy pewne i ostateczne, dopóki istnieje świat poza nimi.
Zadaniem
ludów podległych jest stosowanie się do woli władcy i wykonywanie wszelkich prac
oraz krzewienie umiejętności, które są pożyteczne dla państwa.
Przy
tym założeniu mają one korzystać z pełnej sprawiedliwości i wszelkich przywilejów,
jakie daje państwo.
Wojna
ma zatroszczyć się o to, aby żaden lud nie urósł w zbytnią siłę i nie stał się niebezpieczny
dla siebie samego i dla innych.
Wojna
ma także zadbać o to, aby mężczyźni pozostali mężczyznami, a kobiety kobietami.
Brak
umiarkowania w rozkoszach i trybie życia karze się sam, i człowiek mądry ich unika.
Idźcie za pokusami i próbujcie rozkoszy do pewnej granicy, ale nie pozwólcie im
uzyskać władzy nad wami.
Rozkosze
dążą do pozbawienia człowieka jego wolności, nie poddawajcie się ich niewolnictwu,
lecz wyłamujcie się z niego w porę.
Ale
nie pozwólcie też, by pokusy gromadziły się i stawały przemożne, żadnej rzeki nie
można zatamować, by nie szukała sobie ujścia.
Także
opór przeciw rozkoszom może stać się niewolnictwem, człowiek silny nie musi mu się
podporządkowywać.
Istnieje
pewna równowaga między przeciwieństwami, której nie można zbyt naruszyć, by nie
upaść.
Gniew
ma swoje zadanie u mężczyzny, ale równie wielkie zadanie ma opanowywanie gniewu.
Jeśli
jest pod dostatkiem czasu, pozwólcie każdej decyzji dojrzeć i przejaśnić się, żadna
wielka burza nie powstaje od razu.
Mężczyzna
nie powinien płakać nad tym, co zrobił, czyni go to tylko słabszym i nie przydaje
się na nic, ale może on zwrócić swoje niezadowolenie jako oczyszczający gniew przeciw
samemu sobie, za to, że nie widział dostatecznie jasno.
Prawdziwy
mężczyzna pozostaje skromny i sprawiedliwy w duszy, patrzy na siebie tak, jakby
był kimś innym.
Władca
musi być nieprzenikniony jak skała i wszystko obejmujący jak woda”...
Dynastia Czyngisidów narzuciła Mongołom
i innym ludom swego olbrzymiego imperium kult wojny, żołnierskiej pychy, przemocy,
okrucieństwa i horroru. Kara śmierci stanowiła u nich podstawową, najczęściej
stosowaną karę nie tylko za morderstwo, ale i za kradzież, paserstwo,
cudzołóstwo, czarownictwo, łapówkarstwo, przekroczenie swych uprawnień przez
urzędnika lub oficera, jak również – za dotknięcie progu namiotu chana lub za
oddanie moczu na terenie jego obozu. Karze śmierci podlegał także ten, kto
zakrztusił się kawałkiem baraniny, kto zabił źrebię lub owcę na mięso nie
według przepisów, a przepis nakazywał otworzyć pierś zwierzęcia nożem,
wprowadzić rękę do otworu, znaleźć tam po omacku bijące serce, chwycić je i
ściskać w pięści aż zwierzę zdechnie. Kara śmierci należała się również tym,
którzy ważyli się wykąpać w rzece lub wyprać w niej swój ubiór.
Wbrew pozorom nie było to okrucieństwo
bezsensowne, kryła się za nim zupełnie racjonalna tendencja do zachowania przez
członków hordy ciągłej pełnej gotowości bojowej (kąpiący się żołnierz nie jest
w tej chwili zdolny do podjęcia natychmiastowej walki, a przy tym może się
przeziębić i zachorować, co było niedopuszczalne), w tym do zadawania
bezlitosnej śmierci komukolwiek, nie wyłączając dzieci zwierząt i ludzi.
Arystokracja Mongołów stanowiła kastę „płowych bestii”, stojących ponad wszelką
moralnością i ponad wszelkimi konwenansami. Jeśli któryś z mongolskich dowódców
ważył się choć w najmniejszym stopniu uchybić rozkazowi głównodowodzącego chana
i np. cofnąć swe oddziały ze względów taktycznych, nawet gdy należał do rodu
książęcego, był zaszywany żywcem do wora ze skór owczych, w którym powoli,
przez wiele dni dusił się i był za życia zżerany przez robactwo. Jeśli wzięto
do niewoli obcego księcia, który się był poważył przedtem stawiać opór
Mongołom, wyrywano mu obcęgami kawałki ciała, które musiał natychmiast zjadać.
Tak postąpiono m.in. z jednym z wnuków sułtana Saladyna.
Za najmniejszy wyraz niezadowolenia, za
jedno jedyne nieopatrznie wypowiedziane zdanie najwyżsi dowódcy i dygnitarze,
nie mówiąc o podrzędnych, byli skazywani na „wbijanie kamieni do ust”, a
członkowie rodu panującego, o ile zdarzyło się im uchybić żelaznej dyscyplinie,
byli karani bez przelewu krwi, czyli: topieni, truci, duszeni jedwabnymi
sznurami, zawijani do dywanów i tłuczeni kijami do śmierci. Śmierć nie budziła
w Mongołach takiego poczucia zgrozy, jak w innych, mniej twardych, ludziach.
Zadawano ją i przyjmowano z dużą łatwością – przez rozcięcie klatki piersiowej
i wyrwanie z niej trzepocącego, jak złapany dziki ptak, serca; przez złamanie
karku lub grzbietu. Obcym chętnie zdzierano skalpy, obcinano palce, ręce, nogi,
nosy, uszy, języki, genitalia; wykłuwano oczy, palono żywcem – bardzo powoli –
nad ogniskiem. I śmiano się zarówno z konającej ofiary, jak i z samej „pani
Śmierci”…
To okrucieństwo, z jednej strony,
hartowało i umacniało Mongołów w nadludzkiej odwadze. To byli żołnierze, którzy
nie wiedzieli, co to jest ucieczka z pola walki czy poddanie się wrogowi.
Obcych zaś zastraszało i demoralizowało do kompletnej utraty godności, woli
walki i chęci samoobrony – groźna fama biegła przed końmi Mongołów i torowała
im drogę do kolejnych zwycięstw. A zwycięstwo u tego narodu było – tak jak w
sporcie – celem samym w sobie, a nie środkiem do zdobywania jakichś
materialnych gratyfikacji. Od około 1210 roku oficjalnym celem Imperium
ogłoszono panowanie nad całym światem! A wszelkie środki temu celowi służące
uznano za dobre. Mongołowie nie przywiązywali najmniejszej wagi do układów, do
podpisywania umów, do dotrzymywania uroczystego przyrzeczenia. I owszem, układy
i dyplomatyczne umowy zawierali, lecz tylko po to, by zmylić, uśpić czujność
przeciwnika, zyskać na czasie, osiągnąć swe cele. Elita Mongołów gardziła
wszystkimi i nikogo nie uważała za równego sobie partnera, w stosunkach z
którym należałoby dotrzymywać układów.
Nie można wykluczyć, że wyniosła pogarda
chanów zarówno w stosunku do „swoich”, jak i do obcych, po części przynajmniej
wynikała z niezbicie ustalonego faktu, że najwyższa elita tego imperium
należała do rasy aryjskiej, a więc obcej w stosunku do reszty, do poddanych,
którymi zresztą gardzono i posługiwano się jako narzędziem do rozciągnięcia
swego panowania nad światem. Ta arystokracja potrafiła świetnie zorganizować
państwo i wojsko, dobrać i wyszkolić najzdolniejszą kadrę w akademiach wojskowych
i dyplomatycznych. O ile we własnym obozie najmniejsze podejrzenie o korupcję i
przekupstwo natychmiast karano złamaniem karku, o tyle obcą „wierchuszkę”
skutecznie demoralizowano i przekupywano, wykorzystywano, a następnie
likwidowano. [Bardzo podobne metody stosowało później i stosuje dziś Imperium
Brytyjskie i Stany Zjednoczone, czyli rasa anglosaska]. Krótko mówiąc,
cesarstwo Czyngis-chana stanowiło jakby jedno z ucieleśnień świata „płowych
bestii”, którego wizję u progu XX wieku nakreślił Fryderyk Nietzsche, niemiecki
filozof, poeta i kompozytor polsko-szlacheckiego pochodzenia, w dziele „Der Wille zur Macht”.
Jedna z legend podaje, że pewnego razu
starzejący się Czyngis-chan (nawiasem mówiąc bohater narodowy nie tylko
Mongołów, ale też Kazachów, Kirgizów, Uzbeków, Chińczyków, Turków, Ujgurów,
Turkmenów, Baszkirów, Tatarów) zapytał podczas uczty otaczających go potomków i
dowódców wojskowych, na czym polega prawdziwe szczęście mężczyzny. Ci zgodnie
odparli, że na uczestniczeniu w sokolnictwie, czyli polowaniu z sokołami. „Zła jest wasza odpowiedź, – rzekł tedy
wielki chan – największa rozkosz i
przyjemność prawdziwego męża polega na tym, by żelazną ręką zdławić opór
zbuntowanego i zwyciężyć wroga, by wydrzeć go z korzeniem i zagarnąć wszystko,
co on ma, by zmusić do zachodzenia od płaczu i oblewania się łzami jego
kobiety; na tym, by przekształcić jego piękne żony w rodzaj dodatku do
bielizny, by ścielić je przed siebie idąc do snu, oglądać ich cudne usta i
policzki, całować je i ssać do woli”… Inny przekaz podaje nieco odmienną
wersję:: „Szczęście polega na tym, by
pokonać swych wrogów, by ich gnać i zabijać, by gwałcić ich żony i córki”...]. W tych słowach wielkiego wodza czuć już
zresztą starcze niedołęstwo, manifestujące się często w skłonności do rozpusty
i hedonizmu. To nie są słowa dzielnego żołnierza, lecz raczej starzejącego się,
łasego na pokusy seksualne wszetecznika. Ten dekadencki duch, będący
zaprzeczeniem straszliwego męstwa nordyckich „prawdziwych Mongołów”, po śmierci
Czyngisa powoli opanował jego potomków i jego arystokrację, tak iż coraz
bardziej ulegali swym ludzkim słabościom, zatracali poczucie wyższej rasy i
zdolność do wielkich czynów na skutek mieszania swej niebieskiej krwi z
kobietami obcego pochodzenia. Imperium bastardyzowało się i hybrydyzowało. Ten
proces rozpadu genotypu i ducha skończył się po kilku stuleciach zupełnym
spróchnieniem potężnego ongiś państwa i jego rozkładem na pierwiastki.
Mongołowie, gdy zarzucano im okrucieństwo
i przelew krwi, odpowiadali, iż są Biczem Bożym, zsyłanym przez Niebo, aby karać
ludy nieprawe i niesprawiedliwe. Zadziwiające, że w starotestamentowej „Księdze Powtórzonego Prawa” (9, 1-6) naród
Izraela też nazywa sam siebie swoistym „Biczem Bożym”, nasyłanym przez Boga na różne
narody jako kara za ich grzechy i głupotę. Czytamy więc tam znamienne słowa: „Słuchaj Izraelu! Teraz przeprawisz się przez
Jordan, by pójść zawładnąć narodami większymi i silniejszymi od ciebie, miastami
rozległymi i opasanymi bardzo wysokimi murami, ludem licznym i rosłym (...). Dowiedzże
się teraz, że twój Bóg, Jahwe, pójdzie sam przed tobą jak niszczycielski ogień.
On ich wytępi i powali przed tobą, tak że ich wypędzisz i wygubisz szybko... Gdy
już twój Bóg, Jahwe, wyrzuci ich przed tobą, nie pomyśl jednak sobie: „To dla mojej
sprawiedliwości wywiódł mnie Jahwe, abym posiadł tę ziemię” – gdyż dla niegodziwości
tych narodów wypędza je Jahwe przed tobą. Nie dla twej sprawiedliwości, nie dla
prawości serca twego wkraczasz, by posiąść ich kraj, ale z powodu niegodziwości
tych narodów wypędza je przed tobą Jahwe, twój Bóg (...). Wiedzże zatem, iż twój
Bóg, Jahwe, oddaje ci w posiadanie tę żyzną ziemię nie ze względu na twoją sprawiedliwość,
boś ty jest ludem twardego karku!”...
Aby Izraelici i Mongołowie mogli spełniać
rolę „Bicza Bożego”, spadającego na grzbiety narodów tępych, głupich i nikczemnych,
nie potrafiących żyć i pracować uczciwie, nie mających ani rozumu, ani własnej
religii, ani umiejętności rządzenia państwem, Bóg obdarzył owe „narody wybrane”
szczególnie dokuczliwym usposobieniem (choć przecież różnym od siebie), aby byli
ciężką plagą dla pozbawionych rozsądku i dzielności. Tak przynajmniej twierdzą autorzy
„Starego Testamentu” i średniowiecznych
kronik mongolskich.
* * *
Powracając do uniwersalnych zasad etyki buddyjskiej
przypomnijmy jeszcze raz okoliczność, że w buddyzmie za dobre uchodzą wszystkie
akty, które prowadzą do przezwyciężenia namiętności, uzależnień (przede wszystkim
od seksu, bogactwa i alkoholu), żądz i złudzeń. Jest to więc moralność pańska, oparta
na samodyscyplinie, arystokratyzmie etycznym, samoopanowaniu. „Etyka buddyjska i jej etos, jak również formy
religii istniejące jeszcze przed Buddą, rozwijają wprawdzie wolę panowania, która
bynajmniej nie jest mniejsza niż wola panowania na Zachodzie. Atoli ta wola panowania
nie jest skierowana na zewnątrz, ku produkcji materialnej i możliwemu dzięki niej
zwiększeniu liczby ludności i potrzeb materialnych, a nawet nie na ich ciągłą ponowną
reprodukcję, lecz do wewnątrz, ku panowaniu nad automatycznym działaniem psychiki
i wszelkich procesów życiowych, które tłumiłoby zmysłowe pożądanie. Dlatego też,
na przykład, odwrotnie niż u nas, występuje tam dostosowywanie liczby dzieci do
stabilnych stosunków produkcji, choćby przez uśmiercanie dziewcząt, istnieje nadzwyczaj
rozwinięta technika opanowywania procesów psychicznych i życiowych, lecz nie ma
godnej wzmianki techniki produkcyjnej i wojskowej” (Max Scheler, „Problemy socjologii wiedzy). A to dlatego,
że te ostatnie uważano za absolutnie bez znaczenia. Choć przyznać trzeba, że buddyzm
przybierał – dokładnie tak, jak chrześcijaństwo, znacznie odmienną postać w różnych
krajach, zamieszkiwanych przez narody o odmiennych cechach charakterologicznych.
Buddyzm kambodżański tak się różnił od japońskiego, jak Kambodżyjczyk od Japończyka;
a katolicyzm polski od niemieckiego jak Polak od Niemca. Zresztą któż dziś
dorówna pod względem technologicznym takim krajom tradycyjnie buddyjskim, jak
Japonia i Korea?
„Nieskończone cnoty” buddyzmu, skierowane
na wszystkie istoty świata (właśnie dlatego są one „nieskończone” czyli „nieograniczone”)
to: 1. życzliwość i pragnienie szczęścia dla wszystkich; 2. miłosierdzie, czyli
współczucie z cudzym cierpieniem; 3. współradowanie się, czyli radość z cudzego
szczęścia i powodzenia; 4. niezachwiane samoopanowanie i olimpijski spokój w każdej
sytuacji. Ćwiczenie w tych cnotach otwiera drogę do Nieba Brahmana. Sam twórca doktryny
o „prawdach” nazywał je „aryjskimi”, a pojęcia „Aryjczyk” używał na określenie osoby
kroczącej ścieżką duchowego i moralnego samodoskonalenia, kogoś zupełnie innego
niż ludzie z tłumu, niż „człowiek masowy”. „Aryjski” znaczy „szlachetny” (choć pierwotnie
ta nazwa przysługiwała po prostu jasnowłosym mieszkańcom Ałtaju oraz Indii Północnych).
I szczegół: godność jest niezbywalną cechą człowieka rozumnego. „Człowiek mądry zawsze będzie pełen gorliwości
w gromadzeniu godnych czynów... Nie powinno się uważać siebie za grzesznego lub
bezwartościowego, wręcz przeciwnie: powinno się widzieć czystym i doskonałym” (Chogyam
Trungpa). I być takim.
* * *
Powiada się, że gdy wyznawca buddyzmu lub
braminizmu chce coś uroczyście i radośnie świętować i obchodzić, to udaje się na
bazar, kupuje jedną lub parę klatek ze złowionymi ptakami, wyjeżdża poza miasto
i wypuszcza „więźniów” na wolność; gdy nie ma w sprzedaży ptaków, można to samo
uczynić ze sprzedawanymi świeżymi rybami, wypuszczając je do rzeki lub jeziora.
Dla szlachetnej duszy jest to przeżycie prawdziwej radości i szczęścia.
Andrzej Szyszko – Bohusz, orientalista polski,
w swej monografii o buddyzmie (1984) w następujący sposób streszcza zawartość nauk
moralnych buddyzmu: „Etyka buddyjska opiera
się na immanentnym moralnym prawie świata. Praktyczna moralność wymaga przestrzegania
pięciu przykazań (panczaszila): 1. Nie zabijać. 2. Nie kraść. 3. Nie kłamać. 4.
Nie dopuszczać się niedozwolonych stosunków płciowych. 5. Nie używać żadnych napojów
odurzających. (Narzuca się tu nieodparcie olbrzymia zbieżność tych przykazań z dekalogiem
chrześcijańskim). Drogę zbawienia określają ogniwa „szlachetnej ośmiorakiej ścieżki”:
1. Właściwe spostrzeżenie (słuszny pogląd). 2. Właściwe myślenie (słuszne postanowienie).
3. Właściwa (słuszna) mowa. 4. Właściwe (słuszne) postępowanie. 5. Właściwe (słuszne)
życie. 6. Właściwe (słuszne) dążenia. 7. Właściwa rozwaga (słuszne skupienie). 8.
Właściwe zatopienie się w sobie (słuszna medytacja). Szczególne znaczenie przypisuje
się medytacji; jej różne stopnie są w literaturze szczegółowo opisane i zalecane.
Celem
„hinajany”, który poza nielicznymi wyjątkami może być osiągnięty tylko przez mnichów,
jest stan „arhata”: stopniowo wznosząc się, po unicestwieniu nienawiści, żądzy i
błędnych mniemań, osiąga się stan świętego, który przezwyciężył świat i który z
chwilą śmierci przechodzi do nirwany.
W
„mahajanie” etyka przybiera formę aktywną, bardziej odpowiadającą również ludziom
świeckim. Celem każdego wiernego nie jest już stanie się świętym, który odwrócił
się od świata, ale stanie się przyszłym Buddą, Bodhisatwą, który przez ofiarowanie
i wyrzeczenie się samego siebie przynosi zbawienie ogromnej liczbie istot żywych.
Do stanu tego wznosi się poprzez 10 stopni odpowiadających praktykowaniu dziesięciu
doskonałości („paramita”, to jest cnót zasadniczych); są nimi: jałmużna, skromność,
cierpliwość, energia, medytacja, poznanie, umiejętność przekazywania prawdy, postanowienie,
cudowna moc i wiedza.”
Istnieją różne wykładnie i interpretacje
etyki buddyjskiej; jedną z nich podał w 2008 roku Tenzin Gjatso Dalaj Lama XIV podczas
jednego z publicznych spotkań z młodzieżą europejską; streścił wówczas całą etykę
buddyzmu w dwu zdaniach: „Pomagaj innym. Jeśli
nie możesz pomóc, przynajmniej nie szkodź”... Jakże bliskie to jest
nakazowi etyki rzymskiej: „Omnes, quantum
potes, juva!” – „Wszystkim, ile mocy, pomagaj!”…
* * *
Wpływ buddyzmu na kulturę europejską jest
od paru tysiącleci dość znaczący, choć nie zawsze przez Europejczyków uświadamiany.
Platon, Pyrrhon, Teognis, Apollonios, Pantainos, Orygenes – to dalece nie wszyscy
mędrcy helleńscy, których myśl doznała wpływu kultury buddyjskiej. Choć możliwe
jest przecież także twierdzenie, że po prostu myśl tych filozofów biegła torem rozumowań
bardzo zbliżonych do paradygmatów mentalności buddyjskiej. Także chrześcijaństwo
ma liczne „koligacje”, lub po prostu paralelizmy myślowe z tym wielkim nurtem moralno-religijnym.
Niektórzy filozofowie, jak np. Arthur Schopenhauer, twierdzili, że „chrystianizm jest jedynie buddyzmem zaszczepionym
na drzewie judaizmu”. Trudno się temu dziwić, wszystkie te wielkie kulturu
są dziełem rasy aryjskiej. Badacze dostrzegają podobieństwa także między życiem
Buddy a życiem Jezusa z Nazaretu w następujących zdarzeniach: Mędrzec Asita ubolewający,
że nie doczeka „przebudzenia” Buddy po jego wtajemniczeniu jest prototypem kuszenia
Chrystusa przez szatana; chodzenie Jezusa po morzu, cudowne nakarmienie tłumów,
wdowi grosz i matka Chrystusa mają swe odpowiedniki w o pół tysiąca lat wcześniejszych
pismach buddyjskich.
W zupełnie buddyjskim duchu wypowiadała się
też nieraz wybitna filozofka żydokatolicka Simone Weil, jak np.: „Wiary trzeba bronić jedynie niewinnością i miłością”...
Wywarł też buddyzm wpływ na twórczość takich europejskich pisarzy i myślicieli
(na ile o tym może wnioskować autor tego tekstu na podstawie swego ograniczonego
doświadczenia lekturowego), jak August Wilhelm Schlegel, Friedrich Schlegel, Arthur
Schopenhauer, Friedrich Nietzsche, Aldous Huxley, Hermann Hesse, Karl Gjellerup,
Emil Cioran. Ten ostatni przecież m.in. pisał: „Nie biegniemy ku śmierci, uciekamy przed katastrofą narodzin. Udało się
nam jakoś ujść, miotamy się tu i tam, próbujemy zapomnieć. Strach przed śmiercią
jest tylko projekcją w przyszłość lęku datującego się od pierwszych naszych chwil.
Rzecz
jasna, wzdragamy się przed traktowaniem narodzin jako klęski; czyż nie wpajano nam,
że jest to najwyższe dobro, i że to, co najgorsze, znajduje się u kresu, nie zaś
na początku naszej drogi. A jednak zło, prawdziwe zło, jest za nami, nie zaś przed
nami. Nie uświadomił sobie tego Chrystus, pojął zaś to Budda, mówiąc: „Gdyby, o
mnisi, nie istniały na świecie te trzy rzeczy, Doskonały nie pojawiłby się na świecie”...
I narodzinom przyznał miejsce przed starością i śmiercią, są one bowiem źródłem wszelkich ułomności i klęsk”... A czyż nie brzmią
zupełnie z buddyjska słowa wybitnego matematyka i filozofa, przekonanego zresztą
materialisty, Bertranda Russela: „Tajemnica
szczęścia tkwi w pogodzeniu się z faktem, że świat jest okropny, okropny, okropny?”...
* * *
Jak nieraz zaznaczyliśmy powyżej, buddyzm
w sposób szczególny fascynował intelektualistów niemieckich, jako po prostu najbardziej
mądrych ludzi Europy; być może zresztą także z powodu aryjskości tej szlachetnej
doktryny.
Jak się wydaje, głęboka więź nieomal mistyczna
istnieje między myślą buddyzmu a twórczością genialnego filozofa, poety i kompozytora
Fryderyka Nietzschego (1844-1900), który pisał o sobie: „Jestem z natury wojowniczy. Atakowanie właściwe jest moim instynktom. Móc
być nieprzyjacielem – to wymaga silnej natury. Potrzebuje ona oporu, przeto szuka
oporu: patos zaczepny z tą samą koniecznością jest właściwy sile, jak uczucie zemsty
i urazy – słabości. Kobieta, na przykład, jest mściwa: to wynika z jej słabości,
podobnie jak jej wrażliwość na cudzą niedolę. – Siła atakującego ma pewnego rodzaju
miarę w przeciwieństwie, którego mu trzeba. Każde wzrastanie ujawnia się wyszukiwaniem
mocniejszego przeciwnika – lub problemu: bo filozof, który jest wojowniczy, wzywa
też problemy do walki. Nie w tym zadanie, by w ogóle stać się panem oporów, lecz
pokonywanie takich oporów, gdzie w grę wciągnąć trzeba całą swą siłę, sprawność
i mistrzostwo” (Friedrich Nietzsche, „Ecce
homo”). A jednak wiemy, że chęć do ataku wynika nieraz po prostu z subtelności,
z niegodzenia się na prostactwo, chamstwo, niegodziwość i wulgarność świata. Na
co zresztą tenże autor również wskazywał, gdy pisał: „Wstręt do ludzi, do „motłochu” był zawsze największym moim niebezpieczeństwem...
Bo nasza to wyżyna i nasza ojczyzna: wysoko zbyt i stromo zbyt tutaj mieszkamy wszystkim
nieczystym i ich pragnieniom... Zaprawdę, żadnych kryjówek dla nieczystych tu chować
nie będziemy! Jaskinią lodową zdałoby się nasze szczęście ich ciałom i duchom! I
jako wichry potężne będziemy żyć ponad nimi, sąsiady orłom, sąsiady śniegom, sąsiady
słońcu: tak żyją wichry potężne. I niby wicher zadmę kiedyś jeszcze pomiędzy nich
i duchem swym zaprę ich duchowi dech: tak chce ma przyszłość”... F. Nietzsche
pisał o dwóch wielkich ruchach nihilistycznych, buddyzmie i chrześcijaństwie. W
rozdziale „Budda przeciwko „Ukrzyżowanemu”
dzieła „Wola mocy” wywodził: „W ruchu nihilistycznym zawsze jeszcze godzi
się ściśle odróżniać ruch chrześcijański od buddystycznego. Ruch buddystyczny oznacza
piękny wieczór, skończoną łagodność i słodycz, – jest to wdzięczność względem wszystkiego,
co się ma poza sobą; licząc już i to, czego brak: gorycz, rozczarowanie, złość zatajoną;
ostatecznie: wysoka miłość duchowa; wyrafinowanie filozoficznej sprzeczności jest
poza nim, wypoczywa on sobie także i po niej: ale od niej zachowuje jeszcze duchową
glorię i żarzenie się zachodzącego słońca. (Pochodzenie od kast najwyższych). Ruch
chrześcijański jest ruchem degeneratywnym, powstałym z najrozmaitszych żywiołów,
składających się z odpadków i wydzielin: nie jest on wyrazem chylenia się jakiejś
rasy do upadku; od samego początku jest tworem złożonym ze skupiających się i poszukujących
się okazów chorobliwych... Dlatego nie jest on narodowy, nie jest uwarunkowany przez
rasę: zwraca się do wydziedziczonych zewsząd; zatajony przeciwko wszystkiemu, co
jest udane i co panuje; potrzeba mu symbolu, przedstawiającego przekleństwo rzucone
na tych, którzy się udali i którzy panują... Jest on przeciwieństwem wszelkiego
ruchu umysłowego, wszelkiej filozofii: bierze stronę idiotów i rzuca klątwę na rozum.
Złość zatajona przeciwko zdolnym, uczonym, umysłowo niezależnym: odgaduje on w nich
to, co jest udane, pańskie...
„Nieprzyjaźń
nieprzyjaźni kresu nie położy, przyjaźń kres nieprzyjaźni położy”: to rozpoczyna
naukę Buddy – tak mówi nie moralność, – tak mówi fizjologia”...
W nadmiernym przeczeniu i zaprzeczaniu kryje
się często i manifestuje nagromadzona a ukryta żądza samopotwierdzenia, milości
własnej, samouwielbienia. W „Woli mocy” Fryderyk
Nietzsche pisał: „Nihilizm: brak celu; brak
odpowiedzi na pytanie „dlaczego?” – Co znaczy nihilizm? To, że najwyższe wartości
tracą wartość. Może on być oznaką siły; moc ducha mogła tak wzróść, że cele dotychczasowe
(„przekonania”, artykuły wiary) są dla niej nieodpowiednie (wiara mianowicie wyraża
w ogólności przymus, wynikający z warunków egzystencji, poddanie się autorytetowi
stosunków, w których jakaś istota rozwija się, rośnie, zyskuje moc...); z drugiej
strony może on być oznaką niedostatecznej siły, by produktywnie znowu postawić sobie
jakiś cel, jakieś „dlaczego”, jakąś wiarę.
Maksimum
swojej siły względnej osiąga on jako gwałtowna siła burzenia: jako nihilizm czynny.
Przeciwieństwem jego byłby nihilizm znużony, który już nie atakuje: jego najsławniejsza
forma to buddyzm: jako nihilizm bierny, jako oznaka słabości: moc ducha mogła była
się znużyć, wyczerpać, tak iż dotychczasowe cele i wartości są nieodpowiednie i
żadnej wiary już nie znajdują – synteza wartości i celów (na której polega każda
silna kultura) już się roztapia, wartości poszczególne bój z sobą toczą: rozkład
– czyli że wszystko, co orzeźwia, uzdrawia – uspokaja, odurza, występuje na czoło
w różnym przebraniu, religijnym lub moralnym, politycznym lub estetycznym itd. Nihilizm
przedstawia patologiczny stan”... Patologia
ta polega na wniosku, że „nic – czyli wszystko – nie ma sensu”. Albo inaczej i dokładniej:
„Założeniem tej hipotezy jest: iż nie ma żadnej
prawdy, iż nie ma żadnej absolutnej jakości przedmiotów, żadnej „rzeczy samej w
sobie”... Wartość rzeczy wszelkich widzi on właśnie w tym, iż wartościom tym nie
odpowiada żadna rzeczywistość... W końcu zaprzeczenie samo jako „po co” życia; życie
jako coś, co pojmuje się jako rzecz bez wartości i w końcu unicestwia...
Wszystko,
co zostaje zrobione w słabości, nie udaje się... Nigdy nie reaguje się prędzej i
bardziej na ślepo, niż wtedy, kiedyby należało wcale nie reagować... Znamieniem
natury silnej jest wyczekiwanie i opóźnianie reakcji: pewnego rodzaju powściągliwość
jest jej tak właściwą, jak słabości właściwym jest przymus odruchu, nagłość, niemożność
wstrzymania „czynu”... Wola jest słabą; a receptą do zapobieżenia rzeczom głupim
byłoby mieć wcale silną i nic nie czynić... Contradictio. Pewien rodzaj samozniszczenia,
instynkt zachowawczy jest skompromitowany... Słaby sam sobie szkodzi... To jest
typ dekadentyzmu...
Faktycznie
znajdujemy olbrzymie rozmyślanie nad praktykami do wywołania niewzruszoności. Instynkt
jest o tyle na tropie, że nie robić nic jest pożyteczniej, niż robić cokolwiek...
Wszystkie praktyki zakonów, filozofów samotników, fakirów wynikły z trafnej miary
wartości, że pewien gatunek człowieka jeszcze największą korzyść sobie przynosi,
jeśli o ile możności zapobiega działaniu ze swej strony”... Nie mówimy, że istnieje też inny typ
człowieka – do którego należy przyszłość, przynajmniej tu, na ziemi.
* * *
W ciekawy sposób interpretował charakter
buddyzmu inny filozof niemiecki. Według Maxa Schelera celem buddyzmu jest głęboka
cisza umysłu, w której zanika i ugasa pożądanie, indywidualność i cierpienie; cisza,
w której wszechświat i indywiduum zostają odrzeczywistnione, stają się niejako obrazem,
wyobrażeniem, przedstawieniem. Zarazem jednak poczucie włączenia własnego cierpienia
w wielkie cierpienie świata i w konieczność cierpienia ma nastrajać do łagodnej
rezygnacji. Buddyzm twierdzi, że „istnienie
jest cierpieniem; powstanie i przemijanie, zmiana i przemiana jako taka – bez względu
na jej charakter, bez względu na to, czy budzi znowu przyjemność, czy ból – jest
cierpieniem”. Kategoria „cierpienia” („uciążliwości”) wszelako nie może tu być
interpretowana jako synonim „bólu” fizjologicznego czy psychicznego, lecz raczej
jako bierność w sensie gramatycznym, jako „bycie-poddanym-oddziaływaniom”. I nic
więcej. Max Scheler wydaje się potwierdzać tę interpretację, gdy pisze o kategorii
„cierpienia” w buddyzmie: „Rdzeń ów obejmuje
raczej wszystko, co człowieka – na pozór z nieodpartą siłą – pobudza z zewnątrz,
co go tylko pociąga, wszystko, co w etymologicznym znaczeniu słowa jest „afektem”
człowieka; obejmuje jego „zniewolenie” przez bytowo autonomiczne i wykazujące własne
wzajemne uwarunkowanie przyczynowe postaci i rzeczy w ogóle. Jest to raczej „doznawanie”
jako przeciwieństwo „czynności” i „działania”, aniżeli jako przeciwieństwo przyjemności”...
Niby więc nasuwa się tu pokusa określenia buddyzmu jako swego rodzaju wyczerpanej
w samogwałcie postawy onanistycznej, zniechęconej, bezwładnej, osłabionej,
bezpłodnej. Nic bardziej mylnego wszelako.
Cywilizacja buddyjska od dawna
nacechowana jest gorącym kultem nauki i oświaty oraz aktywizmu społecznego.
Jeszcze w III wieku p.n.e. genialny król Asioka wybudował kilkaset
uniwersytetów, jak też całkowicie bezpłatnych bibliotek, hoteli, szpitali i
mieszkań dla obywateli swego państwa. Założył również „Towarzystwo Dziewięciu
Nieznanych”, które poszukiwało, badało i utajniało (ale nie niszczyło!) dawne
tajemne księgi, zawierające m.in. opisy sztuki pokonywania grawitacji,
wskrzeszania zmarłych, zabijania myślą na odległość, sterowania świadomością
etc., etc. Musiano je schować, uważał król Asioka, aby przez przypadek ludzie
niewłaściwi nie zrobili z nich złego użytku. Prawdopodobnie tysiące tych ksiąg
nadal są przechowywane w klasztorach buddyjskich na terenie Azji.
Obecnie wyznawcy buddyzmu stanowią około
15 proc. mieszkańców ziemi, lecz ten udział w ciągu ostatnich dziesięcioleci stale
wzrasta. Mnóstwo ludów syberyjskich, pustynnych, górskich i leśnych wypracowało
własne swoiste odmiany obyczajowości buddyjskiej. Tak np. jeszcze w pierwszych
dziesięcioleciach XX wieku lud Nanajców (Samarów), pochodzący z Tybetu, liczący
obecnie około 150 tysięcy osób, a mieszkający na obu brzegach Amuru w Rosji i
Chinach, stosował naturalną eugenikę w następującej postaci: kobieta, która
czuła, że już niedługo urodzi dziecko, zgodnie z pradawnym obyczajem udawała
się sama (przy mrozach w przedziale minus 20-60 stopni) do tajgi, gdzie
budowała z gałęzi szałas i samotnie rodziła. Jeśli po kilku dniach matka
wracała z dzieckiem do męża, znaczyło to, że potomek był zdrowy i zdolny do
życia; jeśli nie, uważano, iż taka była wola Nieba, że słaby niedorobek nie
powinien kopcić nieba... Okazuje się tedy, że najgłębszy humanitaryzm może się
przepoczwarzać w daleko posuniętą bezwzględność.
Szanowny Panie doktorze,
OdpowiedzUsuńjak się Pan rozpędzi to trudno pana zatrzymać. Czy mógłby Pan podać źródło tego swojego chyba jeszcze nie sławnego stwierdzenia:
"Nawiasem mówiąc, wprowadzaniu buddyzmu (tak, jak np. katolicyzmu) do różnych krajów towarzyszyło makabryczne okrucieństwo; w Tybecie, zwalczając tradycyjny kult bon po jako odmianę szamanizmu, przybyli z Chin mnisi buddyjscy mordowali tutejszych kapłanów, stosując zdzieranie skóry z ciał żywych ludzi, w tym starców i dzieci, a mnóstwo ludności wypędzili z kraju. Zdarte ludzkie skóry wywieszano na wietrze i słońcu, aby się publicznie suszyły – ku postrachowi „pogan”. Dziś te wysuszone makabryczne „eksponaty” można zobaczyć w różnych muzeach świata."
Krótki komentarz:
1) W Tybecie w VIII wieku faktycznie zaczęli pojawiać się chińscy mnisi, aby wprowadzać jedną ze słynniejszych wersji praktyki buddyzmu, znaną pod późniejszym, japońskim tłumaczeniem terminu 'dhjana', czyli 'zen'(ch'an,ć-han). A więc nauczali medytacji (dhjana) w stylu zen (ch'an).
2) Ale ta chińska tradycja nie za bardzo zyskała popularność w Tybecie, głównie z powodów kulturowych i politycznych.
3) Ostatecznie buddyzm w Tybecie (król odegrał tu aktywną rolę) przyjęto w wersji indyjskiej (czyli tantrycznej, najpierw niższej a potem wyższej tantry) poprzez zaproszenie mistrza (mistrzów) a także przez wyprawy adeptów tybetańskich do Indii.
4) Nie wiem skąd mogło przyjść Panu do głowy, że mnich buddyjski może kogoś mordować czy obdzierać ze skóry. Pomijając już to, że w tym czasie Tybet był jeszcze całkiem potężnym mocarstwem z królem na czele i nie jest do pomyślenia, aby jacyś obcy przybysze mogli kogoś mordować czy obdzierać ze skóry (chyba że jakieś bandy?).
5) Najogólniej można podzielić buddyzm na wersję sutr (mały pojazd i duży pojazd czy wóz, hina-jana i maha-jana) oraz buddyzm tantryczny (niższa i wyższa tantra).
Buddyzm zen należy do sutr mahajany. Jeśli chodzi o sutry, nauki mogą być rozpowszechniane i nauczane publicznie czyli misje. Natomiast w tantrach misjonowanie uważa się za negatywne czy szkodliwe. Wszak tantry (mówimy o buddyjskich nie indyjskich, gdzie może być inaczej?) są to nauki i praktyki tajemne do których potrzebny jest bezpośredni przekaz lub inicjacja od mistrza. Można zapytać, jak to możliwe, że tylu mnichów w klasztorach praktykuje nauki tajemne. Otóż nie jest tak (przeważnie praktykują oni nauki w stylu sutr jako przygotowanie do nauk tantry).
Tantra (gdzie ideałem jest przekształcenie nieczystej wizji i energii w czystą) nie jest przeciwstawna sutrze (gdzie ideałem jest wyrzeczenie, czyli np. stan mnicha). Otóż w tym przypadku przeważnie jest tak, że sutra stanowi część część tantry i niejako przygotowanie do niej.
6) Ostatecznie chiński styl i metoda miały być wyparte z Tybetu po tym, jak chiński mistrz Hashang Mahayana został pokonany w słynnej debacie filozoficznej (później nieco zmitologizowanej) przez indyjskiego mistrza Kamalaszilę (Kamalashila).
7) Oczywiście znane są napięcia pomiędzy wprowadzanym w Tybecie w VIII wieku buddyzmem a tamtejszą starą tradycją zwaną później jako bon. Jednak w tym czasie nie była tak dokładnie zorganizowana i dopiero w dużej mierze pod wpływem buddyzmu zaczęła stopniowo przybierać własne ramy organizacyjne, Odkrywać lub odnajdywać swoje pisma, tworzyć własne szkoły i klasztory.
8) I na koniec, czy może sobie Pan wyobrazić, że tradycja bon (religia i filozofia) nigdy nie została zniszczona (nie znaczy że broniła się mieczem) a w XX wieku Dalajlama uznał oficjalnie bon za piątą szkołę buddyzmu tybetańskiego. Wszak faktycznie, nie tylko istotowo nie ma specjalnej różnicy między bon i buddyzmem, ale też zewnętrzne rytuały, praktyki (klasztory) są bardzo podobne.
Czy możemy sobie wyobrazić, ażeby gdzieś w Europie pozostały jakieś tradycje (szkoły czy kapłani) jakiejś starszej religii???
Szanowny Panie doktorze,
OdpowiedzUsuńjak się Pan rozpędzi to trudno pana zatrzymać. Czy mógłby Pan podać źródło tego swojego chyba jeszcze nie sławnego stwierdzenia:
"Nawiasem mówiąc, wprowadzaniu buddyzmu (tak, jak np. katolicyzmu) do różnych krajów towarzyszyło makabryczne okrucieństwo; w Tybecie, zwalczając tradycyjny kult bon po jako odmianę szamanizmu, przybyli z Chin mnisi buddyjscy mordowali tutejszych kapłanów, stosując zdzieranie skóry z ciał żywych ludzi, w tym starców i dzieci, a mnóstwo ludności wypędzili z kraju. Zdarte ludzkie skóry wywieszano na wietrze i słońcu, aby się publicznie suszyły – ku postrachowi „pogan”. Dziś te wysuszone makabryczne „eksponaty” można zobaczyć w różnych muzeach świata."
Krótki komentarz:
1) W Tybecie w VIII wieku faktycznie zaczęli pojawiać się chińscy mnisi, aby wprowadzać jedną ze słynniejszych wersji praktyki buddyzmu, znaną pod późniejszym, japońskim tłumaczeniem terminu 'dhjana', czyli 'zen'(ch'an,ć-han). A więc nauczali medytacji (dhjana) w stylu zen (ch'an).
2) Ale ta chińska tradycja nie za bardzo zyskała popularność w Tybecie, głównie z powodów kulturowych i politycznych.
3) Ostatecznie buddyzm w Tybecie (król odegrał tu aktywną rolę) przyjęto w wersji indyjskiej (czyli tantrycznej, najpierw niższej a potem wyższej tantry) poprzez zaproszenie mistrza (mistrzów) a także przez wyprawy adeptów tybetańskich do Indii.
4) Nie wiem skąd mogło przyjść Panu do głowy, że mnich buddyjski może kogoś mordować czy obdzierać ze skóry. Pomijając już to, że w tym czasie Tybet był jeszcze całkiem potężnym mocarstwem z królem na czele i nie jest do pomyślenia, aby jacyś obcy przybysze mogli kogoś mordować czy obdzierać ze skóry (chyba że jakieś bandy?).
5) Najogólniej można podzielić buddyzm na wersję sutr (mały pojazd i duży pojazd czy wóz, hina-jana i maha-jana) oraz buddyzm tantryczny (niższa i wyższa tantra).
Buddyzm zen należy do sutr mahajany. Jeśli chodzi o sutry, nauki mogą być rozpowszechniane i nauczane publicznie czyli misje. Natomiast w tantrach misjonowanie uważa się za negatywne czy szkodliwe. Wszak tantry (mówimy o buddyjskich nie indyjskich, gdzie może być inaczej?) są to nauki i praktyki tajemne do których potrzebny jest bezpośredni przekaz lub inicjacja od mistrza. Można zapytać, jak to możliwe, że tylu mnichów w klasztorach praktykuje nauki tajemne. Otóż nie jest tak (przeważnie praktykują oni nauki w stylu sutr jako przygotowanie do nauk tantry).
Tantra (gdzie ideałem jest przekształcenie nieczystej wizji i energii w czystą) nie jest przeciwstawna sutrze (gdzie ideałem jest wyrzeczenie, czyli np. stan mnicha). Otóż w tym przypadku przeważnie jest tak, że sutra stanowi część część tantry i niejako przygotowanie do niej.
6) Ostatecznie chiński styl i metoda miały być wyparte z Tybetu po tym, jak chiński mistrz Hashang Mahayana został pokonany w słynnej debacie filozoficznej (później nieco zmitologizowanej) przez indyjskiego mistrza Kamalaszilę (Kamalashila).
7) Oczywiście znane są napięcia pomiędzy wprowadzanym w Tybecie w VIII wieku buddyzmem a tamtejszą starą tradycją zwaną później jako bon. Jednak w tym czasie nie była tak dokładnie zorganizowana i dopiero w dużej mierze pod wpływem buddyzmu zaczęła stopniowo przybierać własne ramy organizacyjne, Odkrywać lub odnajdywać swoje pisma, tworzyć własne szkoły i klasztory.
8) I na koniec, czy może sobie Pan wyobrazić, że tradycja bon (religia i filozofia) nigdy nie została zniszczona (nie znaczy że broniła się mieczem) a w XX wieku Dalajlama uznał oficjalnie bon za piątą szkołę buddyzmu tybetańskiego. Wszak faktycznie, nie tylko istotowo nie ma specjalnej różnicy między bon i buddyzmem, ale też zewnętrzne rytuały, praktyki (klasztory) są bardzo podobne.
Czy możemy sobie wyobrazić, ażeby gdzieś w Europie pozostały jakieś tradycje (szkoły czy kapłani) jakiejś starszej religii???