poniedziałek, 25 listopada 2019

ETYKA WIELKICH CYWILIZACJI - DR JAN CIECHANOWICZ cz.4


          CYWILIZACJA RZYMSKA


Przodkami Rzymian byli Łacinowie, którzy ze zburzonej Troi przybyli na czele z Eneaszem do Italii. Jak głosi podanie, w 753 roku przed narodzeniem Chrystusa Romulus i Remus – po okresie panowania legendarnych siedmiu królów – założyli miasto Rzym (Roma), które stało się centrum jednego z najsławniejszych państw świata. Około roku 450 p.n.e. powstały słynne 12 tablic praw, najstarszy bodaj kodeks europejski tego rodzaju. Nieco później chwycił za rylec pierwszy rzymski pisarz Liwiusz Andronikus. Rzymska architektura i rzeźba są do dziś nieprześcignionym wzorcem klasycznego piękna, harmonii, ładu i dobrego gustu w sztuce, na którym nieraz wzorowali się jeszcze w XX wieku artyści Ameryki i Rosji, Niemiec i W. Brytanii. Gdziekolwiek Rzymianie rozpościerali swe panowanie, wszędzie budowali m.in. znakomite, szerokie jak dzisiejsze autostrady (aby swobodnie mogło obok siebie maszerować w jednym szeregu sześciu legionistów); w samej tylko Brytanii założono 12 800 kilometrów takich komunikacji, umożliwiających sprawne funkcjonowanie poczty, rzemiosła, rolnictwa, wojska. Wielkie tradycje mają również: rzymska poezja i sztuka wojskowa, teatr i malarstwo, prawo i nauka, filozofia i system finansowy, medycyna i teologia, a także i numizmatyka. (Od VII wieku p.n.e. bito rzymską monetę, a sam ten wyraz pochodzi od imienia bogini Juno Moneta, przy świątyni której od III wieku przed Chrystusem funkcjonowała mennica tego państwa).
Na etnos, język i kulturę Rzymu złożyło się kilka różnych substratów, choć podstawowym był łaciński. Rzymianie odziedziczyli m.in. po Etruskach, tajemniczym ludzie, zamieszkałym pierwotnie ni to w Azji Przedniej, ni to na wyspach i wybrzeżu Morza Białego i Północnego, a zwanych także Hiperborejczykami (Aryjczykami), zamiłowanie do uprawiania nauk i do monumentalnej architektury, do budowania rozlicznych konstrukcji statków, do badań w zakresie astronomii i medycyny (Etruskowie wynaleźli skalpel, przeprowadzali trepanację czaszki, stawiali plomby, protezowali uzębienie itd.), do wyrabiania rozmaitych urządzeń i przedmiotów z brązu, stali, złota, żelaza, srebra, ołowiu i ceramiki. Z języka etruskiego do łaciny przedostały się takie powszechnie dziś znane specjalistom terminy naukowe, jak „ferrum”, „siles”, „trofus”, „lignum”, „calx”, „gemma”, „tignum”, „fermentum”, „serum”, „morbus”, „testis”, „struma”, „cancer”, „tumor”, „pupula”, „cornea”, „os”, „varix”, „balneum”, „medicum”, „summa”, „numerus”, „taxatio”, „materia”, „signum”, „tabula” i in. Liczby zwane „rzymskimi” to też wynalazek Etrusków. Z kolei w Rzymie, który okazał się godnym następcą swych antenatów, doznały imponującego postepu liczne gałęzie rozmaitych nauk, sztuk, umiejętności i technologii. Stosowano tu m.in. urozmaicone materiały budowlane, a wśród nich beton (cement), który zazwyczaj uważa się za tworzywo stosowane dopiero we współczesnym budownictwie. Archeologowie wykryli jednak, że ten materiał został użyty po raz bodaj pierwszy przez etruskiego budowniczego Tarquiniusa Priscusa w roku 550 przed nową erą, w czasie budowania słynnego podziemnego systemu kanalizacyjnego znanego jako Cloaca Maxima. Na masową skalę produkowano beton już w III wieku p.n.e. z wapienia, popiołów Wezuwiusza, piasku i wody. Wiadomo, że jeszcze przed Chrystusem rzymskie dwory w Anglii wyposażano w instalacje centralnego ogrzewania, a w dużej części Europy do dziś służą ludziom znakomite drogi, zbudowane przez rzymskich „okupantów” przed ponad dwoma tysiącami lat.
W Rzymie powstało mnóstwo rozmaitych wielkich i drobnych wynalazków, funkcjonujących do dziś, choć niewielu zdaje sobie sprawę z ich rodowodu. Chusteczki do nosa np. zostały wynalezione właśnie tam, a zwano je „orarium”. Były to pierwotnie noszone na szyi, ramieniu czy wokół dłoni dość duże ściereczki, służące do wycierania potu z twarzy, ust i rąk po posiłku czy do wypróżniania nosa. W okresie Renesansu stały się one ponownie nader modne we Włoszech, Francji, Hiszpanii i Niemczech, potem też w innych krajach. Haftowano je i wyszywano na rozmaite sposoby, nadawano też najrozmaitszy kształt, a noszono za rękawem lub za pasem. Dopiero od XVIII wieku chusteczka do nosa nabrała kształtu kwadratowego, schowała się do kieszeni i została powszechnie używanym środkiem higieny osobistej.

* * *

Starożytni Rzymianie byli największymi miłośnikami i piewcami życia ruchliwego, aktywnego, co uczynilo z nich współtwórców cywilizacji ogólnoeuropejskiej. Jakże piękne i mądre są np. słowa Salustiusza o życiu czynnym: „każdy jest kowalem swego losu”; albo przekonanie Katona o tym, że „pomoc bogów uzyskujemy nie przez błagania i modlitwy, lecz przez czuwanie, działanie, myślenie o swoich sprawach” i czynne o nich dbanie. Ab urbe condita i aż do konca III wieku nowej ery ideałem Rzymianina było wyobrażenie człowieka pracowitego, przedsiębiorczego, absolutnie uczciwego, zdrowego, życzliwego, wiernego, który w razie potrzeby staje się także wytrwałym i odważnym żołnierzem. Taki wizerunek obywatela Rzymu spotykamy w „Georgikach” Wergiliusza, w encyklopedii Pliniusza Starszego, w „Rozmowach tuskulańskich” Cycerona czy w „Listach moralnych do Lucyliusza” Seneki.
Wergiliusz nie bez serdecznego uczucia opisuje ciężkie prace zapobiegliwego i dlatego zamożnego rolnika, pana na swoich polach, łąkach i pasiekach. Po szczególnie wytężonym wysiłku robót wiosennych, letnich i jesiennych także w porze zimowej nikt w rodzinie roztropnego gospodarza nie oddaje się gnuśnemu nieróbstwu. Przy migocącym świetle płonącego łuczywa czy lampki olejnej rolnik remontuje i ostrzy swe narzędzia pracy, pani domu przędzie przędzę, w czym jej sekundują starsze córki; dzieci zaś młodsze uważnie i z uszanowaniem przyglądają się wszystkiemu, co robią starsi, i po trosze przygotowują się i wciągają do nawyków rzetelnej i sumiennej pracy, będącej źródłem wszelkich innych dóbr. Wczesne wstawanie, praca na roli od zorzy porannej do wieczornej, czuwanie do głębokiej nocy nad przygotowaniem pługa i brony do kolejnego znojnego dnia – oto z grubsza składniki losu rolnika, którego wysiłek stanowi fundament państwa rzymskiego, jego potęgi gospodarczej, militarnej, moralnej, organizacyjnej i politycznej. Próżnowanie uważano w tym państwie za rzecz haniebną; tylko niewolnik lub wyzwoleniec mógł w nim marnować czas na igraszki, ale nie obywatel wolny.
Ogromnie tu ceniono także wykształcenie, oczytanie i uczoność. Do „artes liberales” („sztuk wyzwolonych”) zaliczano tu gramatykę, muzykę, arytmetykę, astrologię, retorykę i dialektykę. W starożytnym Rzymie istniał nawet zawód histrionów, tj. układaczy tekstów na uroczystości państwowe, epitalamia i epitafia dla wielkich panów, panegiryki dla mężów stanu. Nikomu nie przychodziło wówczas do głowy nazywać tych ludzi pisarzami, poetami czy naukowcami. Był to odrębny zawód – histrionów właśnie; chociaż niekiedy i prawdziwi ludzie pióra zniżali się, że tak powiemy, do histrionowych blag, jak np. Marcjalis, wychwalający nieraz przywódców politycznych. Lecz były to raczej wyjątki potwierdzające regułę. Że spryciarzom i lizusom w prawdziwej literaturze miejsca nie ma – byli Rzymianie przekonani. Nie akceptowali również przemocy intelektualnej. Gdy cesarz August kazał spalić książki Labienusa, poniósł wielki uszczerbek na dobrej sławie i autorytecie, mocno pomniejszył swój prestiż w oczach obywateli.
Każdy Rzymianin był żołnierzem swego państwa, od którego zresztą nie dostawał żadnego wynagrodzenia. Wojskowa powinność obywatelska była traktowana jako naturalny, dobrowolny obowiązek podobny do obowiązku dbania o swą rodzinę. Rzymianie rozumieli, że całość jest ważniejsza niż część. Stąd wynikała monolityczność tego społeczeństwa, jego specyfika, moc moralna i militarna. Po stuleciach istnienia, gdy na skutek wojen większość rodowitych Rzymian wyginęła, a ziemie italijskie zasiedlili Syryjczycy i inne obce ludy, Imperium zaczęło chylić się ku upadkowi; młodzież uchylała się od służby wojskowej, oddawała się pijaństwu, nieróbstwu i rozpuście; po kraju rozlało się cuchnące bagno pederastii, wszeteczeństwa, bandytyzmu, złodziejstwa, przekupstwa. Lecz początkowo nic nie wskazywało na taki finał.
Jedną z najpiękniejszych cnót rzymskich była powściągliwość i samodyscyplina, płynące z wewnętrznej samodzielności tych ludzi, którzy uważali, iż póki się żyje właściwie, nie należy dbać o złe słowa i nie odpowiadać na głupstwo drugim głupstwem: „Dum tu recte vivis, ne cures verba malorum…Ne respondeas stulto secundum stultitiam eius”.
Imperium Rzymskie było swego rodzaju „państwem socjalnym”. Chleb, woda, często też owoce, a okazyjnie również inne rodzaje żywności, były tu dla ludu bezpłatne, podobnie jak igrzyska, inscenizacje teatralne, konkurencje sportowe na boiskach itp. Panowała tu swoista „demokracja ludowa”. Wiadomo przecież, że – jak zauważał Niccolo Machiavelli – „lud jest zmienny i głupi”. Z tym, że lud rzymski stanowił też większość w mieście, najbardziej narażał się na wojnach, siłą swego ramienia bronił wielkości Wiecznego Miasta i wykuwał jego potęgę. Należały mu się więc pewne przywileje. Przysłowie rzymskie powiadało: „Ludzie inaczej myślą na placu, a inaczej w pałacu”. W tym państwie uważano, że najlepszym sposobem na otworzenie ludziom oczu jest umożliwić każdemu szczegółowe rozpatrzenie sprawy, o której sądził ze znajomości jej ogólnych zarysów. Machiavelli był przekonany, że – jak pisał – „ludzie mądrzy zawsze ufać powinni sądowi ludu w sprawach sciśle określonych, jak przyznawanie urzędów i zaszczytów. Tylko w takich bowiem wypadkach lud z reguły się nie myli; a jeśli się czasem myli, to na pewno rzadziej od niewielkiej grupy ludzi, której w przeciwnym razie przyszłoby tym się zająć”. Dlatego też przywódcy Rzymu, w tym o najjaskrawszych zapędach dyktatorskich, nagminnie odwoływali się do zdania i woli ludu. I w ten sposób jakby legitymizowali także ich własne kontrowersyjne posunięcia. A lud ten z biegiem stuleci coraz bardziej stawał się kloaką antropologiczną. Początkowo niejako poza prawem znajdowali się tu niewolnicy i gladiatorzy. Spędzano do tego milionowego miasta olbrzymie rzesze np. wziętych do niewoli Żydów palestyńskich i rozdawano za darmo lub sprzedawano za bezcen jako niewolników osobom prywatnym, które po kilku latach uwalniały tych doskonałych rzemieślników i handlarzy i czyniły w ten sposób z rasowo obcych przybyszów równoprawnych obywateli Rzymu. W identyczny sposób postępowano z jeńcami słowiańskimi, germańskimi, afrykańskimi. Zhybrydyzowany, skundlony Rzym powoli przestawał być rzymski, degradował moralnie, fizycznie, intelektualnie. Rzymianie – zgodnie z zaleceniem ówczesnej medycyny – pili nawet krew dogorywających na arenie gladiatorów, aby leczyć swe choroby i odsunąć nadejście starości. Jeden z wielu przykładów współistnienia w obrębie jednej kultury najwyższego ucywilizowania z zupełnym zdziczeniem moralnym! Ostatni tego rodzaju przypadek odnotowano już w okresie nowożytnym, kiedy to schorowany papież Innocenty VI pił krew wytaczaną z ciał dziesięcioletnich chłopców, aby wyrwać się ze szponów śmierci; wyzionął jednak ducha razem z umierającymi dziećmi.
Interesujące spojrzenie na dzieje Rzymu sformułowali swego czasu wybitni myśliciele niemieccy (np. Hegel) oraz rosyjscy (np. Granowski). Uważali oni, że istotnie, prawdziwym spadkobiercą cywilizacji helleńskiej został Rzym, nosiciel ducha surowego i twardego, niewzruszonego w obliczu niebezpieczeństw i prób, a jednoczesnie logicznego, głęboko etycznego i dynamicznego; wszelako zbyt jednostronnego, ponieważ ograniczającego sferę swej aktywności przede wszystkim do dziedziny politycznej. Doskonaląc pierwiastki państwowości greckich Rzym stworzył potężne, funkcjonujące bez zarzutu państwo oraz idealny system prawa, studiowany do dzisiaj na uniwersytetach całego świata, ale odbyło się to kosztem zaniedbania całokształtu życia duchowego, jak też osoby ludzkiej. Państwo poddało sobie wszelkie sfery aktywności człowieka, nie wyłączając religii, nauki, filozofii, sztuki. Tutaj „obywatel odniósł zwycięstwo nad człowiekiem”. Z jednej strony spowodowało to ukształtowanie się potężnego i wspaniałego imperium, lecz z drugiej – ponieważ osoba ludzka została poddana aparatowi władzy – niosła w sobie zalążek rozkładu. Gdzie bowiem nie ma indywidualnej wolności, gdzie człowiek nie decyduje na własną odpowiedzialność o swym życiu, tam też nieuchronnie muszą zanikać także owe wielkie cnoty, jako moralne sprawności umożliwiające osobie ludzkiej szlachetne i zacne życie. Gdzie braknie wolności i poszanowania dla osobistej autonomii człowieka, tam nieuchronnie zaczyna brakować solidarności międzyludzkiej, patriotyzmu, pozytywnego zaangażowania w sprawy państwa, zdolności do ofiarnego wysiłku na rzecz ojczyzny, a zaczyna coraz bardziej szerzyć się i dominować egoizm, merkantylizm, nieuczciwość, cwaniactwo, chciwość, korupcja, zgnilizna moralna. Razem zaś z cnotami obywateli umiera powoli takie państwo, następuje okres uwiądu, upadku moralnego, prawnego, kulturalnego, cywilizacyjnego, gospodarczego, politycznego i militarnego. Filozofia, nauka, sztuka też nie mają perspektyw rozwoju w takim rozkładającym się, agonizującym organizmie państwowym, gdyż ludzi wielkiego ducha i wysokiej mądrości już się tutaj nie szanuje, wręcz przeciwnie, traktuje wrogo i złośliwie. Gdy w Rzymie nawet z religii uczyniono narzędzie sprawowania władzy politycznej, uwiąd i upadek tej cywilizacji stał się nieuchronny. Gdy umarł ożywiający duch idealizmu, wierności i prawości wolnych i świadomych obywateli, zgnilizna zaatakowała olbrzymie, jeszcze żywe cielsko Imperium Rzymskiego, od którego, jak kawałki ciała dotkniętego trądem, zaczęły oddzielać się i odpadać całe prowincje. Reszty dokonali ci, których Rzymianie ongiś wyniośle nazywali „barbarzyńcami”. Lecz droga do takiego finału trwała przez stulecia.

* * *

Rzymianie byli doskonałymi żołnierzami, narodem z natury imperialnym, w dobrym tego słowa znaczeniu. Co prawda, król Prus Fryderyk II Wielki zauważał: „W szczęśliwych czasach swej republiki byli Rzymianie najrozumniejszymi rabusiami, jacy kiedykolwiek trapili ziemię; umieli oni rozumem zachować to, co niesprawiedliwością nabyli. Lecz w końcu i ten lud spotkało to, co zawsze spotyka wszystkich agresorów, a mianowicie z kolei sam uległ innym”. Ale to się stało dopiero po tysiącu lat świetności. Zresztą i po upadku Rzymu jego duch zdominował całą Europę, a jego kultura została zwornikiem całej kultury europejskiej.
Państwo rzymskie polegało zawsze wyłącznie na własnej potędze i nigdy nie składało swego losu w ręce ani wrogów, ani przyjaciół. Tytus Liwiusz podkreślał w „Rocznikach”, że „nie ma wątlejszej i bardziej niestałej rzeczy niż blask potęgi, nie oparty na rodzimych siłach”. Wierność państwu i jego prawom była tu absolutna. Lucius Junius Brutus, pierwszy konsul republiki, w roku 509 p.n.e. skazał był nawet na karę śmierci obu swych synów, którzy spiskowali na korzyść wygnanej z Miasta rodziny królewskiej Tarkwiniuszów. Pewien zaś cesarz kazał po zwycięskiej bitwie umieścić wśród jeńców kilku własnych żołnierzy, którzy podczas walki odwrócili się plecami do przeciwnika. Gdy było trzeba – a trzeba było zawsze – Rzymianie nie wahali się przed stosowaniem przemocy i wszczynaniem wojny. Uważali bowiem, że „sprawiedliwa jest wojna dla tych, dla których jest konieczna, i błogosławiony jest oręż, jeśli tylko w nim cała spoczywa nadzieja” (Tytus Liwiusz, „Annales”). Gdy była taka możliwość, wybierali jednak pokój, a nie wojnę. Zdawali bowiem sobie sprawę z okoliczności, że – jak powiadał Sallustius – „omne bellum sumi facile, ceterum aegerrime desinere” – „każdą wojnę łatwo zacząć, lecz bardzo trudno skończyć”.
Fundamentalną cechą osobowości rzymskiej (należącej do tzw. cywilizacji łacińskiej) było posłuszeństwo prawu (jako skondensowanej mądrości zbiorowej narodu) i wierność jego literze, a nie stawianie woluntaryzmu jednostki ponad dobro publiczne, jak to błędnie twierdzą niektórzy polscy naukowcy, które to posłuszeństwo prawu, jako dyscyplina państwowa, umożliwiało przez długie wieki nie tylko rozkwit państwowości, ale też praw, godności i wolności obywatelskich. „Skłonność Rzymian do niezależności mogła się utrzymać dzięki formalizmowi politycznemu, który pozwalał uniknąć niebezpieczeństwa anarchii. Działo się tak aż do ostatnich lat republiki; osłabła wtedy skłonność do formalizmu politycznego (głównie dlatego, że Rzymian zaczęli zastępować ludzie innych narodowości), tendencja do niezależności musiała również osłabnąć i, jako mniejsze zlo, został zaakceptowany despotyzm cesarski. Gdyby tak się nie stało, to społeczeństwo rzymskie rozpadłoby się bądź z powodu zaburzeń wewnętrznych, bądź podbicia przez inne ludy, tak jak to miało miejsce w wypadku Polski” (Vilfredo Pareto, „Traktat o socjologii ogólnej”). Z perspektywy czasu widać, że w społeczeństwie rzymskim w ciągu stuleci zachodził proces powolnej, lecz postępującej, liberalizacji i libertynizacji, który po cichu zżerał szlachetnego ducha narodu i nieuchronnie prowadził go do upadku. Pewien filozof piorunował więc pod koniec starej ery: „Ale w naszych czasach u bardzo wielu ludzi największe występki znalazły pod imieniem mędrca bezpieczne schronienie! Bo nie przez cnotę i mądrość pracowali nad tym, aby ich uznawano za filozofów, lecz twarzą ponurą i ubiorem, różniącym się od wszystkich innych, osłaniali swe najbardziej niegodziwe obyczaje!”. Miejsce tradycyjnych cnót powoli zajmował wybujały hedonizm i wulgarny konsumizm. Tak Lucullus Lucius Licinius (117-57 p.n.e.), dowódca legionów i konsul, słynął z zamożności i gościnności, a jego wystawne bale stały się przysłowiowe i uwieczniły w językach europejskich w postaci idiomu „uczta Lukullusa”. „Człowiek odczuwał przesyt życia, w rozkoszy zmęczony rozkoszą. Chęć użycia, rozpusta rzymskiego świata nie była niczym innym, jak tylko desperackim, samoniszczycielskim, sobie obrzydłym używaniem, błyszczącą nędzą” (Ludwig Feuerbach). Rozrzutność, wystawność i marnotrawstwo były jednak ostro sprzeczne z tradycyjnym duchem rzymskiego umiarkowania, gospodarności, skromności.
Profesor Lew Gumilow w dziele „Etnogeneza a biosfera Ziemi” w następujący sposób opiniował psychomoralny rozwój starożytnego Rzymu w całym ponad tysiącletnim okresie jego istnienia. „Jeśli odrzucić legendarny okres siedmiu królów, od pierwszej secesji (odejścia plebejuszów na Świętą Górę, za którym nastąpiła ich ugoda z patrycjuszami), która określiła charakter całego systemu, do edyktu Karakalli (uznania prowincjuszy poddanych Rzymowi za Rzymian), to jest od 494 roku p.n.e. do roku 212 nowej ery, można z łatwością prześledzić ewolucję stosunku wzajemnego między „altruistami” a „egoistami”. Uczynili to już zreszta w starożytności historycy rzymscy, nazywający ten proces „upadkiem obyczajów”.
W okresie pierwszym, do końca Wojen Punickich, jak zawiadamiaja autorzy źródeł, nie było niedostatku bohaterów, dążących do oddania życia za ojczyznę. Mucjusz Scewola, Atyliusz Regulus, Cincinatus, Emiliusz Paulus i szereg im podobnych, widocznie, w znacznym stopniu wykreowani zostali przez patriotyczną legendę, lecz ważne jest, że właśnie takie osobowości służyły jako ideał właściwego postępowania. „W epoce wojen domowych sytuacja diametralnie się odmieniła. Bohaterami stali się wodzowie partii: Mariusz lub Sulla, Pompejusz, Krassus czy Cezar i Swetoniusz, Juniusz Brutus lub Oktawian. Oni już nie oddawali życia za ojczyznę, a ryzykowali je w interesach swej partii i mając na względzie obowiązkowo także korzyści osobiste. W epoce Pryncypatu także było niemało odważnych i energicznych działaczy, lecz wszyscy oni działali otwarcie w interesach osobistych, co było odbierane przez opinię społeczną jako coś należytego, a nawet jako jedyne do pomyślenia zachowanie. Imperatorów i wodzów chwali się teraz za sumienne wykonywanie swych obowiązków, tj. za brak nieuczciwości i bezsensownych okrucieństw, ale to przecież znaczy, że są odbierani jako „rozumni egoiści”, ponieważ jest to wygodne także dla nich samych osobiście. Odchodzą do przeszłości partie optymatów i popularów, a na scenie zjawiają się grupy tych czy innych legionów, np. syryjska, galijska, pannońska itp., które walczą ze sobą wyłącznie o władzę i pieniądze. Za dynastii Sewerów tryumfuje ideał siły i wygody, i nie przypadkowo w tym czasie etnos rzymski, nazywający się ongiś Populus Romanus, rozpływa się i rozpuszcza wśród podbitych przez niego samego narodów...
Jak widać, zmieniający się w określonym kierunku ideał jest wskaźnikiem nastrojów kolektywu... A te nastroje odzwierciedlają bardziej głęboką istotę – zmianę stereotypu zachowania, który też stanowi realną podstawę etnicznej natury ludzkiego bytu kolektywnego... Przy tym nie wolno nie brac pod uwagę sfery świadomości, ponieważ tylko ona daje możliwość znalezienia optymalnych rozstrzygnięć... Dopóty, dopóki nowy system etniczny się nie ukształtował i nie nabrał inercji, proces może być przerwany poprzez ingerencję zewnętrzną i, co za tym idzie, dla sztywnego determinizmu (fatalizmu) miejsca tu nie ma”... Narody umierają początkowo moralnie, a potem też fizycznie przestają istnieć.

* * *

Wielkie mocarstwo upadło. Jak szereg innych – z głośnym łomotem i w dość haniebny sposób. Dlaczego? Z wielu przyczyn. Na jednej z konferencji Uniwersytetu Światowego (Poznań 1978) stwierdzono, że dekadencja i upadek Rzymu wynikły m.in. z powodów biologicznych, mianowicie długotrwałego zatruwania tkanki mózgowej jego obywateli ołowiem, z którego sporządzano rury dla wiaduktów. Tym bardziej, że Rzymianie stosowali obok miodu jako środek podsładzający także trociny z toksycznego ołowiu. (Obecne zatrucie wody i pokarmu różnymi toksycznymi związkami chemicznymi jest tak duże, że prawdopodobnie za paręset lat ludność Europy i Ameryki będzie się składała z samych debili, idiotów i schizofreników; już dziś widać tę perspektywę wyraziście na przykładach kompletnego idiotyzmu moralnego tzw. „Zachodu” i Rosji, pogrążonych w odrażającym rozkładzie moralnym i w pandemii nikotynomanii, alkoholizmu, AIDS, pederastii, pedofilii i w innych zjawiskach, dających świadectwo daleko posuniętej degeneracji odnośnych areałów etnicznych). Rzymianie nie stronili też – delikatnie mówiąc – od libacji alkoholowych, a alkohol, jak wiadomo, wypłukuje z organizmu magnez, pozwalając sadowić się w jego miejsce szkodliwemu, rakotwórczemu potasowi. Pijaństwo szkodzi zresztą nie tylko zdrowiu fizycznemu, ale i moralno-społecznemu. Na nietrwałość przyjaźni pijackich wskazywał poeta Autodemont: „Wieczorami, przy winie, bywamy ludźmi; lecz jak tylko nadchodzi poranek, znów wilkami wzajem sobie wszyscy jesteśmy”. Polemon zaś się oburzał, że „w kłamstwie i pijaństwie grzęźnie Elida”. Cesarz Julian z kolei drwił z tych, którzy pijają piwo, uważał bowiem ten napój za plebejski trunek prostackich wieśniaków i Celtów, choć sam przecież wcale nie stronił od kilku kielichów wybornego wina.
W starożytnym Rzymie, w odróżnieniu od Grecji, w ucztach często brały udział także niewiasty. Lekki nastrój, wywołany dobrymi trunkami, wyśmienitymi potrawami i dwuznacznymi dowcipami, sprzyjał zawiązywaniu się intryżek miłosnych. Opowiadają, że podczas jednej z uczt zdarzyło się Mecenasowi, znanemu przyjacielowi Horacego, Wergiliusza i innych poetów, zwrócić na siebie uwagę żony jednego z bogaczy. I to do tego stopnia, że podchmielona pani pozwoliła się wcale nie platonicznie obłapywać i całować. Skonfundowany mąż zaczął udawać, że śpi i niczego nie widzi, ale się nie chcący zdemaskował. Gdy bowiem niewolnik nalewający wino chciał przejść mimo niego, zatrzymał go i rzekł: „Nalewaj, śpię tylko dla Mecenasa!” Jak się nie ma honoru, to trzeba przynajmniej zamanifestować poczucie humoru.

Szaleńcze i rozrzutne zachcianki cezarów bywały tak kosztowne, że niekiedy nawet dochody olbrzymiego imperium nie były w stanie ich pokryć. Kaligula znalazł z tego sprytne wyjście. Mianowicie przyjaciół swoich, których tryb życia wskazywał na posiadanie znacznego majątku, pod lada pozorem skazywał na śmierć, a ich posiadłości konfiskował. Pewnego razu, wprowadzony w błąd rozrzutnym trybem życia patrycjusza Dentatusa, skazał go na śmierć w nadziei poważnego zasilenia swego skarbca. Gdy się okazało, że stracony szlachcic nie posiadał nawet złamanego grosza, a hulał zaciągając olbrzymie długi, Kaligula wściekle ryknął: „Dentatus mnie oszukał!”

Za panowania Augusta pewien szewc nauczył papugę powtarzać słowa uroczystego powitania cesarza. Po długiej i żmudnej nauce wyprosił posłuchanie u monarchy, mając nadzieję na sowite wynagrodzenie. Cesarz, któremu gadające ptaki już się na dobre znudziły, odmówił kupna. Zmartwiony szewc ze zwieszoną głową powlókł się ku wyjściu, gdy w tem papuga jak nie zakrzyknie: „Cały mój trud i pieniądze poszły na marne!” Były to słowa, które się zniecierpliwionemu treserowi często wymykały w trakcie nauki upartego ptaka. August się roześmiał i kupił „przytomną i znającą się na rzeczy” papugę.

Podobnie jak dziś, dostęp do możnych tego świata był w Rzymie niełatwy. Trzeba było dać do łapy szeregowi urzędników, sług i dworaków, zanim się dotarło do cesarza. Pewnego razu podczas podróży koniuszy Wespazjana zatrzymał cesarza, aby – jak mówił – przybić podkowy koniom, a w rzeczywistości po to, aby umówiona z nim osoba mogła wręczyć monarsze jakąś prośbę. Wespazjan przejrzał jednak zamiary koniuszego i, gdy odbierał prośbę, poinformował się dokładnie, jaką kwotą okupiono zbliżenie się do cesarza, a następnie zastrzegł dla siebie połowę tej sumy.

Niektórzy patrycjusze byli nawet sprytniejsi od cesarzów i nie dawali pozorów do wystąpienia przeciwko nim, a gdy jednak znaleźli się w opresji, znajdowali dowcipne wyjście z groźnej sytuacji. Pewnego razu np. cesarz Antoniusz Pius odwiedził swego przyjaciela Waleriusza Romulusa w jego wspaniale ozdobionym kolumnami z porfiru pałacu. Jak wiadomo, porfir był materiałem ustawodawczo zastrzeżonym wyłącznie do użytku cesarskiego. Antoniusz Pius zapytał więc pełen oburzenia, w jaki to sposób pan domu wszedł w posiadanie porfiru. Na co ów po chwili milczenia: „Cesarze, w obcym domu wypada mi być głuchym i niemym”...

* * *

Michael Grant twierdzi, że nigdy nie było ludu przywiązującego tak dużą wagę do problematyki moralnej, jak Rzymianie. „Drażni to nieraz dzisiejszego badacza, gdy sobie zarazem przypomina taki czy inny przykład despotycznego i brutalnego postępowania Rzymian. Ale z tej jawnej dysharmonii nie musimy wyciągać wniosku, że Rzymianie byli obłudnikami. To prawda, że nieraz wydarzenia zewnętrzne albo skazy charakteru osobistego czy charakteru narodowego popychały ich do czynów okrutnych. Ale zawsze głęboko tkwił w ich świadomości ideał moralny – może nawet jeszcze głębiej z powodu owej dysharmonii.
I nigdy od tego ideału nie oddzielali swoich celów politycznych i społecznych. Własnie dlatego, że przywiązywali tak wielką wagę do etycznej podstawy całej swojej egzystencji i wszystkich swoich dążeń, z tak olbrzymim wysiłkiem i żarliwością starali się o usprawiedliwienie w kategoriach etycznych wszystkiego, co czynili. Historycy i mitografowie rzymscy przywiązując większe znaczenie niż autorzy dzisiejsi do opinii i oceny publicznej, mieli zawsze na uwadze cele moralne” (Michael Grant, „Mity rzymskie”). Obywatele więc chętnie po ich dzieła sięgali.
Cyceron w dziele „O mówcy” stwierdza, że ważną rolą dziejopisarstwa jest to, iżby było przewodnikiem życia, a Tytus Liwiusz tak pisze o pożytkach płynących z lektury dzieł historycznych: „Szczególnie cenne i owocne w owej dziedzinie wiedzy jest to, że możesz oglądać najróżniejsze przykłady postępowania ujawnione jak na pomniku i wybrać spośród nich wzory dla siebie i dla państwa, jak też zrozumieć, jakich rzeczy należy unikać, gdyż nikczemnie się zaczynają i nikczemnie się kończą”.
Cnoty były personifikowane przez starożytnych autorów, którzy interesowali się przede wszystkim osobowością poszczególnych jednostek, nie zaś prawidłowościami ogólniejszych procesów socjalnych. Hezjod już w VIII wieku posługiwał się mitami w celach moralistycznych; o trzy stulecia późniejszy Platon podkreślał w dziele „Państwo”, że człowiek słuchający mitów będzie wysnuwał z nich zasady moralne. Tak się dzieje zresztą z każdym dziełem filozoficznym, historycznym czy literackim. Doskonale to wyczuli Rzymianie, u których każde dzieło pisane stanowi – prócz wszystkiego innego – przede wszystkim rozprawę etyczną.
Po wielu wiekach klasyk kultury, która przyszła na zmianę cywilizacji greko-rzymskiej, czyli św. Augustyn, otwarcie uznawał, że bohaterowie rzymskiej historii i mitologii mogą jeszcze wiele dać również chrześcijaństwu. Dali też i dają. Były więc mity i pozostają narzędziem dydaktyki moralnej. Według znanego antropologa Claude’a Levi-Straussa „mity same się wymyślają w ludziach, bez ich wiedzy. Mity są bowiem wyobrażeniami zbiorowymi, za które nie może odpowiadać żaden poszczególny umysł”. Jest to jednak tylko częściową prawdą, sprawdzalną w pewnej liczbie przypadków, lecz zupełnie nie przystającą do innych. Podobnie jak szczątkowymi tylko prawdami są definicje mitu, podane przez Ottona Ranka („sen wielkich zbiorowisk ludzi”) czy Zygmunta Freuda („wypaczony ślad rojeń wynikających z pożądań całych narodów”). Jak się wydaje, mity powstawały nieraz na zamówienie społeczne (lub wręcz na zamówienie warstw panujących) i były dziełem świadomej twórczości wybitnych jednostek lub ich grup. Tak kreowane mity miały w ten sposób programować umysły ludzi, aby skłonić ich do postępowania zgodnego z taką czy inną wizją ładu społecznego, człowieka, narodu, dziejów.
Mity bywają nieświadomie przeznaczone do tego, aby były dla ludzi pośrednikami wobec nierozwiązywalnych problemów moralnych, a szczególnie w celu zamaskowania sprzeczności między teorią moralną a faktami doświadczenia. Niektórzy badacze wolą uważac tę tendencję ku polaryzacji za zabieg narracyjny wynikający z okoliczności, że lud nie potrafi godzić różnych idei. Jeszcze w greckiej filozofii przedsokratejskiej ważne były pary przeciwieństw... „Mitologia w nie mniejszym stopniu niż historiografia musi wybierać. Twórcy jej i narratorzy skupiają uwagę na wielkich obrazach, aby wyodrębnić to, co ma cechy szczególne oraz duże znaczenie. Odrzucając drobiazgową psychologię jako niepotrzebną komplikację, mity ukazują typowe cechy ludzkiego postępowania. Zgłębiają trwałe wartości życia. Jeśli jakiś naród interesuje się problemami moralnymi, kształtuje mity, które szczególnie dobrze się nadają do przekazywania prawd moralnych. (...) Nie ulega wątpliwości, że nad komponowaniem rzymskich opowieści gorliwie pracowały świadome umysły – może niezbyt liczne, ale silne i twórcze, w każdym razie posiadające dosyć wyobraźni, by zawsze, bynajmniej nie podświadomie, wyszukać to, czego potrzebowały do swoich celów i co uważały za pożyteczne dla Rzymian.
Taka koncepcja budzi w nas niemałą awersję, gdyż przypominają się nam w tym momencie mity o germańskiej przeszłości, tak gorliwie propagowane w państwie nazistowskim. Ponieważ jednak „tysiącletnia Rzesza” trwała tylko dwanaście lat, mity nazistowskie nie zdołały zapuścić korzeni. Bliższą więc analogię znajdujemy w nieporównanie trwalszej mitologii japońskiej, którą w znacznej mierze wymyślono dla celów politycznych około przełomu VIII i VII wieku przed nową erą. Monarchia, której przede wszystkim te mity miały służyć, trwa do dziś” (Michael Grant, „Mity rzymskie”).
Starodawne mity obrazują zazwyczaj wiarę w niebiańskie pochodzenie królów, w szczególne zasługi wybranego plemienia (czyli wysokie mniemanie o sobie) oraz – last but not least – niezłomną wolę potwierdzenia tych wyobrażeń własnymi czynami. Mity polityczne są narzucane zazwyczaj odgórnie i mają służyć określonym celom politycznym, zazwyczaj – moralnemu usprawiedliwieniu dominacji, ekspansji i podboju, jako minimum zaś przetrwaniu w okresie zagrożenia przez obcą zaborczość. Raz wymyślone, w ciągu szeregu pokoleń wpajane tej czy innej zbiorowości, stawały się mity dla członków tejże zbiorowości czymś oczywistym, zrozumiałą samą przez się rzeczywistością, niepodważalną „prawdą” (chociaż w innych społecznościach budzić mogły całą gamę reakcji, nie wyłączając zdumienia, ironii, politowania, nienawiści, pogardy, wątpliwości czy lekceważącego wzruszenia ramionami). Przy tym funkcjonują mity w społeczeństwie i wzbudzają wiarę niezależnie od tego, czy odpowiadają istotnie choćby jakiejś szczątkowej rzeczywistości, czy absolutnie żadnej, i jakie mogą pociągnąć za sobą ujemne skutki moralne. Stałym elementem mitów jest, jak się wydaje, pozytywna samoocena lub wręcz zachwycanie się sobą, potrzebne widocznie dla zachowania dobrego samopoczucia zarówno poszczególnych jednostek do danej zbiorowości należących, jak i całych społeczności. Te „sny o potędze” wyradzają się nieraz w zabobony rasistowskie, szowinistyczne, pseudoreligijne i in. Dzieje wielu narodów dostarczaja przykładów na potwierdzenie tej tezy. Nie ma bowiem chyba na ziemi plemienia, które by nie uważało samo siebie za w jakiś sposób wielkie, wyjątkowe, wybrane, a przynajmniej mające szereg jakichś wartościowych cech i szczególnych osiągnięć. Przy tym nie odgrywała żadnej roli okoliczność, czy mit był wyrazem rzeczywistego, obiektywnego interesu danej społeczności, czy też raz powstawszy, będąc nawet fałszywym i szkodliwym moralnie, przyjmowany był przez ludzi jako odpowiadający ich istotnym celom i zamiarom.
Rzymianie byli ludem głęboko i szczerze wierzącym. „W dzień Feraliów, dzień zmarłych, Rzymianie składali w ofierze niemej bogini imieniem Tacita rybę z zaszytą paszczą, co było aluzją do ciszy panującej wśród zmarłych, locus ille silentiis aptus (miejsce zamieszkane przez ciszę). W dniu tym składano również ofiary na grobach, bo zmarli, w pewnych chwilach i w pewnych miejscach, budzili się ze snu jako mgliste zjawy i mogli niepokoić żywych” (Philippe Aries, „Człowiek i śmierć”).
Rzymski kult bohaterów przeszłości z kolei wyrastał z głębokiej czci dla przodków. Byli oni członkami rodziny w nie mniejszym stopniu niż ludzie żywi. Podobnie jak w tradycji chińskiej i japońskiej oddawanie im czci było samym sednem życia religijnego i społecznego. (Herbert Spencer twierdził zresztą, że główną treścią mitów jest gloryfikowanie tradycji dotyczącej przodków). Do obowiązków każdego człowieka należało staranie, by żyć według wymagań starożytnych cnót. „Zdobyłem uznanie moich przodków – oznajmia jeden ze Scypionów w swoim epitafium – cieszyli się więc, że się im narodziłem”. Cesarz August, zwany Boskim, umieścił w Sali Sławy świątyni Marsa Mściciela galerię wizerunków swoich przodków i innych wielkich bohaterów, „aby okazać ludziom i przyszłym władcom, że mają żyć według owych wzorców”. Z biegiem czasu bohaterów rzymskich czcić zaprzestano, gdyż większość ludności tego kraju stanowili ludzie obcej krwi, którzy mieli za nic tradycję starorzymską, wywodzili się bowiem z obcych rasowo wyzwoleńców, wędrownych kupców i włóczęgów bez rodu. (W przeciwieństwie do Grecji w Rzymie prawo zezwalało na uwolnienie niewolników, którym w tym akcie nadawano nazwisko ich pana! Później także czarnym niewolnikom w Stanach Zjednoczonych Ameryki nadawano nazwiska ich właścicieli, a władze rosyjskie podczas zaborów czyniły to samo na ziemiach Polski i Litwy).

* * *

W mitologiach wielu narodów istnieje pojęcie „nieba poległych”, którego ślady dochowały się m.in. w porzekadłach Litwinów, Łotyszów, Estów. Polegli żołnierze i na niebie nie mają spokoju. Według mitów fińskich, zbierają się oni po nocach i dźgają się nawzajem nożami, aż krew tryska: „Tną się sami, całe jezioro krwi wyciekło na polepę, i stąd mamy na niebie zorzę polarną”. W Estonii znane jest porzekadło o świeceniu się zorzy polarnej: „Duchy poległych na wojnie się biją”. Podobnie określają to Czukcze na Kamczatce: „Jak błyska zorza polarna, to polegli bohaterowie grają w piłkę”. Indianie z okolic Winnipeg w Kanadzie tłumaczą również, że to polegli w walce grają w swojej niebiańskiej siedzibie w piłkę i jeżdżą konno – rany ich nadal broczą krwią. W mitach dawnych Azteków istniało pojęcie „dwór słońca” – za morzem, po wschodniej stronie nieba; gromadzą się tam polegli na wojnie i widać, jak o brzasku nakładają rynsztunek wojenny i zaczynają krwawe igrzyska. A różowa ich krew – także w dawnych mitach skandynawskich i słowiańskich – spływa po nieboskłonie i paruje w ogniu wschodzącego słońca. Bizantyjski autor Prokopiusz z Cezarei, utrwalił echo interesującego wyobrażenia dawnych Celtów o obszarach zachodnich jako o ostatnim schronieniu duszy ludzkiej po śmierci. Według tych wyobrażeń mieszkańcy Armoryki mieli za zadanie przewozić dusze zmarłych do Brytanii. A odbywać się to miało w następujący sposób: W środku nocy słyszeli pukanie do drzwi i cichy głos przywoływał ich. Szli tedy na brzeg morza, nie wiedząc, jaka siła ich prowadzi. Zastawali tam łodzie, które wydawały się puste, lecz były tak obciążone duszami umarłych, że ich burty ledwo wystawały ponad fale. W niespełna godzinę docierali do kresu podróży, a tam, na wyspie Brytanii, nie widzieli nikogo, lecz słyszeli głos, który liczył pasażerów, każdego nazywając z imienia. Podobne wyobrażenia o stronie zachodniej znajdujemy w pismach starożytnych Greków, Rzymian, Germanów, Słowian. Widocznie idzie tu o naturalny niejako symbol zachodzącego słońca, jako „śmierci dnia” czy kresu życia. Mieszkańcy Wyspy Wielkanocnej maja tę samą co inni Polinezyjczycy koncepcję Krainy Duchów, która nie jest miejscem nagradzania i karania, lecz po prostu krajem życia pozagrobowego, do którego powracają nieśmiertelne dusze wszystkich ludzi po śmierci ciała. Przy tym Kraina Zmarłych leżeć ma tutajże, na ziemi, tyle że daleko na zachodzie.
W cieniu mitów, jak pokrzywy w cieniu starych budowli, chętnie krzewią się rozmaite przesądy i zabobony, w tym – wróżbiarskie i profetyczne. W Rzymie np. „pullarii” wróżyli z zachowania się świętych kur przy jedzeniu ziarna, a „haruspices” wróżyli z rozprutych wnętrzności zwierząt ofiarnych.
Tego rodzaju magiczne zabiegi były i są znane w kulturze wielu ludów i plemion. W dawnej Finlandii np. po łowach na niedźwiedzia zastawiano w ciemności stół biesiadny, pito alkohol z czaszki upolowanego misia i w ten sposób osiągano rzekomo dalsze powodzenie w kolejnych wyprawach myśliwskich. Christian Salmenius, podróżnik z XVIII wieku, opisuje rytuał stypy po niedźwiedziu: „Taki zabobonny obyczaj mieli ongiś mieszkańcy, gdy udało się im ubić niedźwiedzia: Napełniali czaszkę zwierzęcia piwem, zawieszali ją na gałęzi jakiegoś drzewa i jak długo tam wisiała, wlewano do niej różne napoje przez wybite w niej małe otwory, weselono się, kłaniano głowie niedźwiedzia lub przemawiano do niej. Zwyczaj oddawania czci głowie niedźwiedzia oddzielonej od tułowia, a później grzebania jej z wielkim i okazałym orszakiem, ustał wskutek zabiegów księży” (cyt. według Martti Haavio, „Mitologia fińska”). Wyobrażenia mityczne są grą wyobraźni, która jednak zmierza ku symbolicznemu osiągnięciu tych czy innych celów i wartości znajdujących się już w sferze realnej.

* * *

Obok poszanowania tradycji i praw cechowała Rzymian także wierność czystym i twardym zasadom etycznym, co w sumie przez wiele lat cementowało społeczeństwo, umożliwiało mu konstruktywny wysiłek i rozwój. Ale nie ma nic wiecznego pod słońcem. Niccolo Machiavelli w rozważaniach nad księgami Liwiusza pisał trafnie: „Dla zachowania dobrych obyczajów potrzebne są dobre prawa, a dla zachowania dobrych praw potrzebne są dobre obyczaje. Ponadto prawa i instytucje ustanowione przy powstaniu państwa, gdy ludzie byli dobrzy, są niewystarczające później, gdy ludzie stają się źli. Zdarza się wprawdzie, że prawa ulegają zmianom w zależności od biegu wypadków, lecz nigdy – poza rzadkimi wyjątkami – nie ulegają zmianom instytucje. Nowe prawa okazują się też bezużyteczne, bo nie odpowiadają im instytucje, które pozostały bez zmiany... Widać to najlepiej w dwóch podstawowych dziedzinach: powoływaniu urzędników i uchwalaniu praw. Lud rzymski powierzał urząd konsula i inne najważniejsze godności w państwie tylko tym, którzy o nie się ubiegali. Początkowo metoda ta dawała doskonałe wyniki, gdyż po urzędy sięgali jedynie ci obywatele, którzy uważali się za godnych tego zaszczytu, a odrzucenie kandydatury poczytywano sobie za hańbę; tak więc aby zasłużyć sobie na urząd, każdy obywatel pracował dla ogólnego dobra. Ta sama metoda stała się jednak nadzwyczaj szkodliwa w państwie zepsutym: po urzędy nie sięgali już bowiem ci, którzy na nie zasługiwali, lecz ci, którzy byli silniejsi od innych”, a czynili to powodowani wyłącznie względami na prywatny interes i egoistyczną ambicję. Mimo to udawało się Rzymianom bardzo długo zachować siłę i praworządność swego państwa. A było to możliwe, ponieważ ogromna większość narodu zachowywała wierność zdrowym zasadom moralnym. K. Szydelski w opracowaniu „Kult ogniska domowego i przodków” (1917) słusznie stwierdzał, iż Rzymianie byli społeczeństwem wyraziście religijnym i prorodzinnym: „Całe życie starożytnych Greków i Rzymian oparte było o życie religijne w rodzinie, ich życie rodzinne znachodziło w religii, praktykowanej w domu, przemożną oporę. Religia w domu stanowiła siłę, która wszystko przejmowała, wiązała i krzepiła, która strzegła przede wszystkim czystości i wierności, a stosunek wzajemny osób w rodzinie uświęcała wyższym jakimś autorytetem”. Taka rodzina wspierała wiarę, a wiara rodzinę. Nie przypadkiem w 18 roku p.n.e. cesarz August wprowadził w życie „lex Julia de adulteriis”, na mocy którego stosowano karę śmierci (w najłagodniejszych przypadkach wieczne wygnanie) za cudzołóstwo i rozwód. Pewien Rzymianin pragnął, żeby jego dom był ze szkła, aby każda czynność mogła być widoczna dla oczu wszystkich. Tak wielka prawość cechowała często tych ludzi, którzy nie czynili niczego, czego musieliby się potem wstydzić.
Gdy obyczaje się odmieniły, imperium rozsypało się pył. Teoretyk anarchizmu, książę Piotr Kropotkin w dziele „Państwo i jego rola historyczna” notował: „Imperium rzymskie było państwem w prawdziwym znaczeniu tego słowa. Dotychczas pozostaje ono wzorem dla wszystkich prawodawców. Jego instytucje pokrywały siecią olbrzymie obszary imperium. Wszystko koncentrowało się w Rzymie: życie gospodarcze, władze wojskowe, stosunki prawne, bogactwo, oświata, a nawet religia. Z Rzymu wychodziły prawa, sędziowie, legiony dla obrony terytorium, naczelnicy prowincji, bogowie. Całe życie imperium ogniskowało się w senacie, a później w cesarzu, wszechwładnym, wszechwiedzącym bóstwie imperium. Każda prowincja, każdy okreg miały swój Kapitol w miniaturze, swą cząstkę rzymskiego samowładztwa, które nadawało kierunek całemu życiu lokalnemu. Jedno prawo, prawo nadane przez Rzym, rządziło w imperium, a imperium to było nie związkiem obywateli, lecz skupieniem poddanych.
Do dziś dnia prawnicy i państwowcy zachwycają się jednością tego imperium, jednolitym duchem jego praw, i, jak twierdzą, jego pięknem i harmonią. Mimo to rozkład wewnętrzny z jednej strony, a najście barbarzyńców z zewnątrz z drugiej, a więc śmierć życia organizacyjnego, nie posiadającego możności przeciwstawienia się napadowi z zewnątrz, jak też zepsucie, szerzące się wśród ludu, a płynące od centrum – doprowadziły do upadku imperium, na gruzach którego narodziła się i rozkwitła nowa cywilizacja – cywilizacja nasza”.

* * *

Rzymianie stworzyli rozległą kulturę pisaną. Dzieła ich filozofów, dramatopisarzy, prawników, poetów, historyków stanowią jeden z kamieni węgielnych nie tylko kultury chrześcijańskiej, ale też ogólnoludzkiej, wywarły istotny wpływ na kształtowanie się podstaw innych cywilizacji. Przez około 2000 lat język łaciński był językiem nauki i kultury dla całej Europy, a zatracił ten charakter dopiero w wieku XVIII i XIX na rzecz języków narodowych, pozostając jednak uniwersalnym językiem nazewnictwa medycznego i przyrodniczego, jak też nadal żywym językiem urzędów i mieszkańców Stolicy Apostolskiej. Bardzo negatywnie oceniał fakt, że łacina przestała być językiem nauki europejskiej Arthur Schopenhauer, który w połowie XIX wieku w dziele „Świat jako wola i przedstawienie” (t. 2) notował: „Jeśli łacina przestała być językiem wielkich dociekań naukowych, ma to tę wadę, że nie ma już wspólnej bezpośrednio literatury naukowej dla całej Europy, lecz są literatury narodowe, na skutek czego przede wszystkim każdy uczony jest zdany na znacznie mniejszą, a na domiar uwikłaną w narodowe jednostronności i przesądy publiczność. (...) Musi on, następnie, opanować cztery główne języki europejskie oprócz dwóch starożytnych... A wreszcie z antycznymi „termini technici” wiąże się bezpośrednio konieczność nauki języków starożytnych, którym na skutek używania języków żywych przy badaniach naukowych grozi coraz bardziej zanik. Gdyby jednak do tego doszło, to zniknie z wykładów naukowych związany z tymi językami duch starożytności, a wtedy całą literaturę opanuje prymitywizm, płaskość i pospolitość. Albowiem dzieła autorów starożytnych są gwiazdą polarną dla wszelkich dążeń sztuki i literatury; jeśli duch ten zaginie, jesteście zgubieni. Już teraz widać po żałosnym i niedorzecznym stylu większości pisarzy, że nie pisali nigdy po łacinie”. Warto w tym miejscu dodać, że w europejskim Średniowieczu i Odrodzeniu powstała w języku łacińskim olbrzymia literatura nie tylko naukowa, ale też poetycka, że wspomnimy tu tylko imiona Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego (1550-1581), Jana Kochanowskiego (1530-1584), Macieja Kazimierza Sarbiewskiego (1595-1640), zwanego „Horacym chrześcijańskim”. Język łaciński wywarł ogromny wpływ na leksykę języków nowożytnych, a nawet na ich fonetykę, o czym świadczy m.in. akcentowanie drugiej sylaby od końca w polszczyźnie.

* * *

Marcus Tullius Cicero, wybitny intelektualista i mąż stanu, urodził się w 106 roku p.n.e. w wielodzietnej rodzinie arystokratycznej, zamieszkałej na rzymskiej prowincji. Do szesnastego roku życia pozostawał pod opieką ojca i paru greckich nauczycieli w domu, następnie pobierał nauki poza rodziną. Po odbyciu służby wojskowej przybył do Rzymu, gdzie zarówno bywał na Forum, przysłuchujac się polemikom politycznym, jak i uczęszczał na wykłady znanego kierownika Akademii Platońskiej Kwilona z Laryssy. Z biegiem lat włączył się do życia publicznego, został zawodowym politykiem, działaczem państwowym dużego formatu, znakomitym mówcą, co już samo przez się budziło zawiść, a więc i nienawiść, wielu osób. W końcu jednak Cyceron zniechęcił się do polityki, dochodząc do wniosku, że pasują do niej raczej osobnicy innego pokroju niż on. Oddalił się do swej posiadłości wiejskiej, a obcowanie z książką stało się dlań najulubieńszym zajęciem. Przestudiował wówczas setki klasycznych dzieł kultury greckiej i rzymskiej, jak też przetłumaczył na łacinę niektóre utwory Platona i ułożył szereg własnych znakomitych tekstów. Niefortunnym zbiegiem okoliczności w 44 roku powrócił na forum walki politycznej, w kilku nad wyraz ostrych filipikach zaatakował cesarza Marka Antoniusza, który z kolei kazał wpisać jego imię na listę proskrypcyjną i dał rozkaz zgładzenia kontrowersyjnego filozofa. W 43 roku p.n.e. Cyceron został zamordowany w swej willi w Formianum. Jego żona Terentia, która zmarła mając 103 lata, opłakiwała swego dobrego męża przez wiele dziesięcioleci po jego tragicznym zgonie...
Istnieje też nieco inna wersja, dotycząca ostatnich chwil życia filozofa. Mianowicie, gdy Cyceronowi doniesiono, że cesarz i senat ogłosili go za „wroga ludu”, co było jednoznaczne z wydaniem wyroku śmierci, postanowił natychmiast uchodzić z Rzymu do swej wiejskiej posiadłości i definitywnie wycofać się z życia politycznego, w którym nie ma miejsca dla rozumu i przyzwoitości. Kazał więc przygotować lektykę i w towarzystwie dźwigających ją niewolników wyruszył natychmiast w drogę. Po pewnym czasie z niepokojem spostrzegł, że – jakkolwiek daleko byli już od Wiecznego Miasta – od samego początku nieprzerwanie unosiło się nad nimi stado kraczących wron. Cyceron wiedział, że jest to zły znak, gdyż wrony są wysłanniczkami zaświatów, potrafią przewidywać przyszłość i towarzyszą tym, którzy mają niebawem postradać życie. Zdał sobie w pewnej chwili sprawę z tego, że złowrogie ptaki czyhają po prostu na jego zwłoki i podzielił się tą myślą z przystającymi ze zmęczenia niewolnikami. Kazał się zatrzymać. Wiedział, że od losu ucieczki nie bywa. Nie mylił się, niebawem zza pagórka wyłoniła się grupa pędzących jeźdźców. Byli to siepacze wysłani przez Marka Antoniusza. Gdy się zbliżyli i zsiedli z koni, Cyceron podszedł powoli do ich dowódcy, podniósł wysoko głowę, nadstawiając obnażone gardło, i rzekł: „No, stary żołnierzu, zrób to najlepiej, jak potrafisz!”... Z poderźniętego gardła chlusnęła krew. Nazajutrz w senacie wystawiono na pokaz odciętą głowę i prawicę Cycerona – jako ostrzeżenie przed podnoszeniem głosu i ręki na cesarza i lud Romy...
Zostało po nim mnóstwo dzieł, spisanych w perfekcyjnej łacinie, z których do najbardziej znanych należą: „De oratore”, „De republica”, „De officiis”, „De finibus bonorum et malorum”, „Tusculanae disputationes”, „De senectutae”, „De naturae deorum”, „De amicitia”, 16 ksiąg listów, jak też pełne ekspresji mowy: „Orationes in Catilinam”, „In Verrem”, „Pro Sexto Roscio Amerino”, „Pro Murena”, „Pro Milone”, „Orationes Philippicae in Antonium”. [Nazwa „filipika” pochodzi od trzech słynnych mów oskarżycielskich Demostenesa (IV wiek p.n.e.) przeciwko Filipowi II Macedońskiemu].
Wiele sentencji Cycerona stało się jakby anonimowymi przysłowiami „ludowymi”, występującymi we wszystkich kulturach europejskich:
„Vivere est cogitare (żyć znaczy myśleć).
– Consuetudo est altera natura (przyzwyczajenie jest drugą natura).
– Cum tacent, clamant (milczenie bywa wymowniejsze od mowy).
– Ibi patria, ubi bene (tam ojczyzna, gdzie dobrze).
– O tempora, o mores! (o czasy! o obyczaje!).
– Salus populi suprema lex (dodro ludu najwyższym prawem).
– Salus rei publicae suprema lex (dobro państwa najwyższym prawem).
– Summum ius, summa iniuria (najwyższe prawo to najwyższa niesprawiedliwość).
– Aut bibat aut abeat! (niech pije albo się wynosi!).
– Cibi condimentum est fames (przyprawą potrawy jest głód).
– Honor alit artes (sztuka wymaga uznania).
– Inter arma silent leges (podczas wojny milczą prawa).
– Magnum vectigal parsimonia (oszczędność to wielki kapitał).
– Male parta male dilabuntur (źle zdobyte nie tuczy).
– Suum cuique (każdemu, co mu się należy).
– Ars longa, vita brevis (życie jest krótkie, lecz sława może być wieczna).
– Istoria est magistra vitae (historia jest nauczycielką życia).
– Miła jest praca skończona.
– Sława podąża za cnotą jak cień.
– Nie znać historii to być zawsze dzieckiem.
– Wrogowie często mówią prawdę, przyjaciele nigdy.
– Między dobrymi wszystko układa się dobrze.
– Prawo widzi człowieka działającego w gniewie, człowiek działający w gniewie prawa nie widzi.
– Drodzy są rodzice, dzieci, krewni, domownicy, ale miłość wszystkiego zawarła w sobie miłość ojczyzny.
– Niewiele los zdoła zaszkodzić temu, kto silniejszą dla siebie upatrzył obronę w cnocie niż w przypadku.
– I zbóje mają swoje prawa.
– Największą pociechą jest brak winy.
– Nie ma nic światlejszego nad światło prawdy.
– Wszystko, co doskonałe, jest rzadkie.
– Przyjaciela poznaje się w biedzie.
– Głód jest najlepszym kucharzem”. [To, jak i inne lapidarne a trafne wyrażenia, przypisuje się także innym mędrcom, Sokratesowi, Platonowi itd., choć mogą one być obiegowymi „mądrościami” ludowymi, anonimowymi, po prostu przytaczanymi w tekstach owych filozofów].
–„ Aby tańczyć, trzeba być niespełna rozumu.
– Pieniądz jest nerwem wojny.
– Cnota jest doskonałym rozumem.
– To, że Bóg istnieje – tego nie będę obalać, ale będę obalał każdy dowód na Jego istnienie.
– Nie potrafię zapomnieć o tym, o czym nie chciałbym pamiętać.
– Nie warto dociekać, czym jest dusza.
– Naszym świadkiem jest Bóg, a jest to nasze sumienie.
– Nic nie wart mędrzec, który nie jest mądry dla siebie.
– Kto rozumny, powściąga porywy przyjaźni.
– Życiem kieruje nie mądrość, lecz los.
– Powinniśmy być niewolnikami prawa, aby zyskać wolność.
– Wszystko, co piękne, jest rzadkie.
– Swobodnie żyje tylko ten, kto znajduje radość w pełnieniu swego obowiązku.
– Lepiej przegrać w dobrej sprawie, niż wygrać w złej.
– Powinno się znać umiar w żartach.
– Nigdy jeszcze nie było poety, któryby innego postawił ponad sobą.
– Rzecz niehaniebna staje się haniebną, gdy zaczyna ją chwalić tłum.
– Każdy popełnia błędy, lecz upiera się przy nich tylko głupiec.
– Przyjaźń jest możliwa tylko między dobrymi ludźmi.
– Papier jest cierpliwy [można na nim bezkarnie napisać wszystko].
– Żydzi są ludem zrodzonym do niewoli. [!?]
Jaki człowiek, taka jego mowa.
– Mało posiąść mądrość, trzeba też umieć robić z niej użytek.
– Urojenie sprawia, że siła bólu staje się większa lub mniejsza.
– Nic nie szkodzi aż tak bardzo chcącym wywrzeć dobre wrażenie, jak pokładane w nich nadzieje.
– Nie ma nic gorszego, jak gdy twierdzenie poprzedza poznanie.
– Tylko mądry jest wolny, każdy głupiec jest pachołkiem [własnej głupoty].
Kto boleje nad nieszczęściem jednego człowieka, ubolewa tym samym nad szczęściem drugiego.
– Niewolnictwo to pokora duszy słabej i nikczemnej, nie umiejącej kierować sobą.
– Jak koń jest stworzony do biegu, jak pies do tropienia, tak człowiek do myślenia i działania”.

Bóg – według Cycerona, podobnie jak według stoików greckich – jest istotą żywą, nieśmiertelną, rozumną, doskonałą: Myślącym Duchem zażywającym szczęścia, nie dopuszczającym do siebie żadnego zła, opatrznościowo troszczącym się o świat i o wszystko, co się w nim znajduje. Bóg jest twórcą i niejako ojcem wszechrzeczy, przenika wszystkie istoty, zarówno w całości, jak i we wszystkich częściach, a nazywa się Go stosownie do sił i mocy, jakie objawia. W dziele „O naturze bogów” Cyceron wywodził: „Istnieje tedy siła stwórcza, która utrzymuje cały świat i strzeże go, a która ma i czucie i rozum... Świat więc nieuniknienie musi być mądry, przy czym szczególną doskonałością rozumu musi odznaczać się ta siła twórcza, która wszystko ogarnia i utrzymuje. Stąd wynika, że świat jest bóstwem i że wszelka moc świata zawiera się w jego boskiej naturze... Kto to rozumie, a jednak zaprzecza istnieniu Boga, postępuje nie tylko niemądrze, ale i bezbożnie. I zaiste niewielka to róznica, czy ktoś zupełnie odrzuca byt Boga, czy tylko odbiera mu wszelką troskliwość i działalność. Bo mnie się zdaje, że ten, kto nic nie robi, zgoła nie istnieje. Byt Boga jest więc tak oczywisty, iż temu, kto go nie uznaje, prawie nie byłbym skłonny przyznać zdrowego rozsądku. (...) Bóg jest tym samym co rozum, przeznaczenie... Ma on jeszcze wiele innych nazw. Na początku istniejąc sam przez się Bóg przemienił przy pomocy tchnienia całą materię w wodę, a podobnie jak w nasieniu zawarty jest zarodek, tak i Bóg, będący nasiennym rozumem świata, zachował nasienie w wilgoci, czyniąc materię zdolną do dalszych twórczych wysiłków. Po czym Bóg najpierw stworzył cztery elementy, tj. ogień, wodę, powietrze, ziemię. (...)” Potem wszystko się rozwijało, życie powstało w wodzie, następnie wyszło na ląd, a gatunek ludzki wyodrębnił się powoli ze świata zwierzęcego. Ewolucja spowodowała, że ludzie gromadzą się w społeczności i są względem siebie nawzajem życzliwi. Cyceron pisał: „Naturalna jest powszechna życzliwość wzajemna pomiędzy ludźmi, tak iż człowiek – właśnie dlatego, że jest człowiekiem – nie może patrzeć na drugiego człowieka jako na coś sobie obcego... Również mrówki, pszczoły i bociany także czynią coś dla innych stworzeń, lecz znacznie ściślejsza więź istnieje pomiędzy ludźmi. Toteż z natury usposobieni są do zbierania się, gromadzenia i życia w społeczności”...
Osobnicy o rozumie słabym, gubiący się w relatywizmie, nie potrafiący odróżnić dobra od zła, są podobni do dzikich, prymitywnych zwierząt. „Rozum ma kierować, a pożądanie okazywać mu posłuszeństwo. (...) Najsilniej trzeba poskramiać u młodzieży żądze zmysłowe, natomiast wdrażać ją do trudów, zaprawiać do wytrzymałości duchowej i fizycznej, by zarówno przy pełnieniu powinności zmysłowej, jak i przy wykonywaniu innych obowiązków obywatelskich wykazywała się największą gorliwością... Niech wystrzega się nieumiarkowania i pamięta o obyczajności, co będzie łatwiejsze, jeśli przynajmniej starsi zechcą stanowczo odżegnać się od tych przywar. (...) Niczego zaś nie powinna unikać starość pilniej, jak poddawania się gnuśności i próżniactwu. Co się tyczy rozpusty, to szpetna w każdym wieku, jest ona najobrzydliwsza w starości... Okrywa to i samą starość hańbą, i czyni rozwiązłość młodzieży tym bezwstydniejszą”... W dziele zaś „O prawach” znajdujemy piękne zdanie: „Pod przewodem mądrości zostanie człowiek cnotliwym, a przez to samo i szczęśliwym”...
Z kolei w rozprawie „O najwyższym dobru i złu” czytamy: „Mądrość jest jedyną siłą, która może wypędzić smutek z dusz naszych i nie pozwolić, byśmy truchleli ze strachu. Mając ją za nauczycielkę, można żyć w spokoju przytłumiwszy ogień wszystkich żądz. Żądze te bowiem są nienasycone i doprowadzają do upadku nie tylko poszczególnych ludzi, lecz i całe rodziny, a nawet nieraz mogą zachwiać państwem. Z żądz rodzą się nienawiści, waśnie, niezgody, bunty i wojny. Miotają się one nie tylko z zewnątrz i w ślepych swych zapędach napastują nie tylko innych, lecz zamknięte również wewnątrz dusz ludzkich, pozostają we wzajemnej niezgodzie i rozterce pomiędzy sobą. Nieuchronnie musi to zaprawić życie goryczą, tak iż jedynie mędrzec, po ukróceniu i odcięciu wszystkiego, co czcze i błędne, zadowoliwszy się natomiast celami wytkniętymi przez naturę, może żyć bez utrapień i bez lęku. (...)
Nie wystarczy wszak samo rozstrzygnięcie, co czynić należy, a czego nie należy. Trzeba jeszcze mocno obstawać przy tym, co się uznało za słuszne. Wielu ludzi wszelako, ponieważ nie są w stanie wytrwać oraz dotrzymać swoich własnych postanowień, pokonani i pozbawieni sił przez napotykany widok rozkoszy, dają się spętać namiętnościom. Nie przewidują oni, co ma stąd wyniknąć, i z tej przyczyny – dla doznania nieznacznej i niekoniecznej rozkoszy, którą można było osiągnąć w inny sposób lub bez której nie odczuliby żadnej przykrości i w ogóle mogli się obejść – wpadają już to w ciężkie choroby, już to w występki, już to w niesławę, a często ściągają na siebie nawet kary, ustalone przez prawo i wyroki sądów. Kto natomiast chce używać rozkoszy w taki sposób, by z ich powodu nie narazić się na żadne przykrości, i kto dotrzymuje swego postanowienia, by ulegając rozkoszy nie czynić nic takiego, czego wedle jego przekonania czynić nie wolno, ten wyrzekając się rozkoszy osiąga rozkosz największą... Jeżeli przeszkodą do szczęśliwego życia są cięższe schorzenia ciała, to o ileż bardziej muszą tu przeszkadzać choroby duszy! Chorobami duszy zaś są nie kończące się a próżne żądze bogactwa, sławy, panowania, jak również pożadanie wyuzdanych przyjemności. Dochodzą do tego zgryzoty, zmartwienia i smutki trawiące i wyniszczające troskami serca takich ludzi, którzy nie rozumieją, że duch nie powinien się trapić niczym, co nie wiąże się z obecnym lub przyszłym cierpieniem ciała. Nie ma zaś wśród głupców nikogo, kto by nie był dotknięty którąś z tych dolegliwości; każdy z nich więc jest nieszczęśliwy”...

* * *

W „Rozmowach tuskulańskich” Cyceron subtelnie rozważa m.in. zagadnienie przemijania życia ludzkiego i śmierci: „Całe życie filozofów jest rozmyślaniem o śmierci. Bo i cóż innego czynimy, kiedy odwodzimy duszę od zmysłowych uciech, to jest od spraw ciała, od majątku, który jest pomocnikiem i sługą ciała, od spraw publicznych, od wszelkich zajęć; cóż, powiadam, wtedy czynimy, jeśli nie to, że przywołujemy duszę do niej samej, zmuszamy, aby była sam na sam ze sobą i jak najbardziej odrywamy ją od ciała? A czymże innym jest oderwanie duszy od ciała, jeśli nie nauką umierania? Dlatego winniśmy rozmyślać o tym i oddalać się od spraw ciała, to jest przyzwyczajać się do śmierci. Dzięki temu życie nasze jeszcze tu na ziemi będzie podobne do życia w niebie, a gdy uwolnieni z tych więzów będziemy tam ulatywać, lot dusz będzie się mniej opóźniał. Ci bowiem, co zawsze byli w więzach ciała, nawet gdy zostaną z nich uwolnieni, powolniej odbywają drogę, podobnie jak ci, co przez wiele lat byli spętani łańcuchami. Dopiero gdy tam przybędziemy, będziemy naprawdę żyli. Obecne życie nasze jest bowiem śmiercią, którą mógłbym opłakiwać, gdybym chciał. (...)
Doprawdy, sztuką leczenia duszy jest filozofia. I nie należy poszukiwać jej pomocy poza nami, tak jak zwykliśmy postępować w chorobach ciała: sami musimy dołożyć wszelkich środków i sił, aby móc leczyć samych siebie. (...) Filozofia leczy duszę, odsuwa próżne niepokoje, uwalnia od pożądliwości, oddala lęk. Ale nie działa ona na wszystkich jednakowo: bardzo skutecznie działa wówczas, gdy trafia na podatną naturę. Albowiem „dzielnych” nie tylko „szczęście wspomaga”, jak głosi stare przysłowie, lecz o wiele bardziej rozum, który zwiększa dzielność, udzielając jak gdyby wskazówek... I podobnie jak pole, chociaż żyzne, nie może być urodzajne bez uprawy, również i dusza bez nauki. Jedna rzecz więc bez drugiej jest bezskuteczna. Uprawą duszy jest zaś filozofia: ona wyrywa z korzeniami wady i przygotowuje dusze do przyjęcia ziarna, powierza im je i, że tak powiem, zasiewa, aby dojrzawszy przyniosły jak najbardziej obfite owoce.”
[Wielu innych autorów rzymskich także wypowiadało się na ten temat. Tak np. gdy Cezara zapytano, jaką śmierć uważa za najlepszą, odparł: tę, której najmniej oczekujesz i która następuje nagle. Pliniusz Starszy zaś w ogóle uwazał natychmiastową śmierć za najwyższe szczęście życia ludzkiego. Rzymianie nazywali śmierć „extrema necessitas” – „najwyższą koniecznością” i uważali, że mądry człowiek nie powinien jej się bać: „Sapiens mortem non timet”. Ale również jej nie kocha i nie przyspiesza: „Nie bój się ostatniego dnia, ale też go nie przywołuj” – radził Marcialis. Zresztą Ovidius był pewny, że dusze nie umierają, lecz pozostawiając poprzednie miejsce zamieszkania, żyją w innych miejscach, które ponownie je przyjmują ].
Także i Marek Tulliusz w rozprawie „O starości” notował: „Tu, na ziemi, zamknięci w więzach naszego ciała, jesteśmy niejako na służbie konieczności, i mamy do wykonania ciężką i trudną pracę. Bo dusza nasza w istocie swej jest boska. Strącona ze swej wyniosłej siedziby, została jakby wchłonięta przez ziemię, która jest obca jej naturze, boskiej i nieśmiertelnej. Lecz sądzę, że było wolą nieśmiertelnego Boga, by dać ziemi istoty, które by jej strzegły i pilnowały. Dlatego rozsiał dusze w ludzkie ciała, by ludzie poznając i podziwiając harmonię panującą we wszechświecie naśladowali ją swym życiem uporządkowanym i statecznym. (...) Pitagoras i jego uczniowie uważali, że dusze nasze są cząstkami powszechnej, boskiej duszy wszechświata... Dusza sama dla siebie jest źródłem ruchu, który nie mając początku, nie może mieć także końca, bo dusza sama siebie opuścić nie może. Poza tym nie może ulec podziałowi, czyli umrzeć.”
W dziele „O powinnościach” senator snuje rozważania o istocie człowieka i pisze: „Natura obdarzyła wszelkie rodzaje istot żywych tą właściwością, że ochraniają one siebie, strzegą swego życia i ciała, unikają tego, co wydaje im się szkodliwe, a wyszukują i starają się zdobyć to, co jest im niezbędne do życia, na przykład pokarm, kryjówki i inne tym podobne rzeczy. Następnie wszystkim żywym stworzeniom wspólny jest popęd do kojarzenia się w celu wydawania potomstwa i wspólna pewna troskliwość o to potomstwo. Aliści między człowiekiem a zwierzęciem istnieje ta bardzo wielka różnica, że zwierzę działa tylko o tyle, o ile skłaniają je do tego bodźce zmysłowe, oraz przystosowuje się tylko do tego, co się właśnie dzieje, co zachodzi w jego obecności, przy czym ma ono nader niewielkie poczucie przeszłości i przyszłości; natomiast człowiek – ponieważ otrzymał w udziale rozum, dzięki któremu dostrzega następstwa zjawisk, widzi ich przyczyny, rozpoznaje dokładnie wydarzenia, które poprzedzają i niejako zapowiadają dane zjawiska, zestawia podobieństwa, a z wypadkami bieżącymi łączy i wiąże przyszłe – snadnie przegląda bieg całego życia i stara się zapewnić sobie rzeczy konieczne do dalszego bytowania. Taż sama natura posługując się oddziaływaniem rozumu zbliża człowieka do człowieka, nakłania ich zarówno do używania wspólnego języka, jak w ogóle do współżycia ze sobą, a przede wszystkim wszczepia w człowieka jakąś szczególną miłość względem wydanego na świat potomstwa i powoduje, że chce on, by istniały pomiędzy ludźmi gromady i społeczności, których byłby uczestnikiem, że dla tych samych przyczyn usilnie stara się o przysposobienie wszystkiego, co zapewniłoby dostatni sposób życia nie tylko jemu, ale jego żonie, dzieciom i innym osobom, które są mu drogie, a o które powinien się troszczyć. Ta troska ożywia też uczucia ludzkie i wzmaga zapał do działania. Atoli szczególnie właściwe człowiekowi jest szukanie i dociekanie prawdy. Dlatego też, kiedy jesteśmy wolni od koniecznych zajęć i nieuniknionych kłopotów, zaraz pragniemy coś zobaczyć, posłyszeć, czegoś nauczyć się, a poznanie bądź to tajemnych, bądź zadziwiających rzeczy uważamy za niezbędne do szczęśliwego bytowania. Stąd wyraźnie okazuje się, że naturze ludzkiej najbardziej odpowiada to, co jest prawdziwe, rzetelne i czyste. Z tym pragnieniem poznania prawdy łączy się pewnego rodzaju dążność do przewodzenia, tak iż osobowość dobrze wyposażona przez naturę nie chce podlegać nikomu, chyba jeno temu, kto ją pod jakimś względem wyprzedza, kto może ją czegoś nauczyć, kto dla jej własnego pożytku sprawiedliwie i z mocy prawa włada krajem; z tego rodzi się także wielkoduszność i lekceważenie spraw czysto ludzkich. W znacznym stopniu wpływ natury i rozumu przejawia się również w tym, że wśród stworzeń żyjących tylko człowiek wie, na czym polega porządek, tylko człowiek ma pojęcie o tym, co przystoi, i zna miarę w czynach i słowach. I tak nawet w tym, co poznajemy przy pomocy wzroku, żadna inna żywa istota nie dostrzega ani piękna, ani wdzięku, ani też zgodnego układu części. Przenosząc te same zdolności z oczu do duszy, natura i rozum dają wyraz przekonaniu, że znacznie bardziej jeszcze stosować się należy do wymogów piękna, zgodności i porządku w naszych zamierzeniach i czynach; zarazem ostrzegają one, aby nie popełniano czynów nieprzystojnych lub sprzecznych z wymogami męstwa oraz by w żadnych osądach i działaniach nie przedsiębrano lub nie zamyślano nic pod wpływem namiętności. Z tych to wszystkich składników tworzy się i powstaje to, co jest tutaj przedmiotem naszych badań: cnota, która nie przestaje być sobą, choćby nikt jej za cnotę nie uznawał, i o której słusznie mówimy, że gdyby nawet nikt jej nie pochwalał, to i tak jest chwalebna sama przez się”. Trudno by szukać w piśmiennictwie powszechnym równej klarowności i piekna zarówno stylu, jak i treści.

* * *

Titus Lucretius Carus (ok. 95-35 p.n.e.) to wybitny reprezentant rzymskiego epikureizmu, autor wiekopomnego poematu w sześciu księgach “O naturze wszechrzeczy” („De naturae rerum”). Wilhelm Dilthey w rozprawie „Typy światopoglądów” pisał o nim: „Usposobienie Lukrecjusza to spokój umysłu mądrego człowieka, chłonącego niezmienną, trwałą strukturę uniwersum. On przeżył w sobie wyzwalającą potęgę wielkiego, kosmicznego, astronomicznego i geograficznego obrazu świata, stworzonego przez naukę grecką. Niezmierzony wszechświat, jego odwieczne prawa, powstanie ładu w świecie, historia ziemi wraz z roślinnością i zwierzętami i, w końcu, z człowiekiem: koncepcja ta pozwoliła mu patrzeć z dystansem na intrygi polityczne i pogardzać nędznymi, marionetkowymi bóstwami jego narodu. Nawet samo życie jednostek z całym pragnieniem rozkoszy i władzy, zmaganie się indywidualnych egzystencji na rzymskiej scenie „teatrum mundi” stawało się znikome wobec tego kosmicznego punktu widzenia: „pobożny jest człowiek, który w skupieniu umysłu przygląda się uniwersum”... Jest to odwieczna cześć dla Stwórcy i Jego dzieła, którą czują wytworne umysły i serca wszystkich epok i narodów. Jak to pieknie ujął Soeren Kierkegaard: „Gdy wszystko naokoło człowieka pogrąży się w ciszy, gdy wszystko staje się uroczyste jak noc gwiezdna, gdy dusza czuje się sama we wszechświecie, (...) zjawia się przed nią wieczna niebiańska Moc”...
Człowieka, jako część uładzonego boskiego Kosmosu powinno też cechować wewnętrzne uporządkowanie w myślach i uczuciach, jak też zewnętrzne w czynach, zachowaniach, a nawet w wyglądzie. Prowadzi ku temu dobre wychowanie i samowychowanie, choć przecież nie są one wszechmocne.

„Tak samo rodzaj człowieczy: choć wychowanie na równi
Ogładza jednych czy drugich, to przecież ono zostawia
Każdemu duchowi ślady jego pierwotnej natury.
I nie powinno się sądzić, że można wyrwać z korzeniem
Przywary, by ktoś w szalony gniew nie popadł zbyt łatwo,
Ktoś inny nie był zanadto strachliwy, a jeszcze inny
Nie znosił niektórych rzeczy spokojniej, niż to się godzi.
I pod wieloma innymi względami muszą się różnić
Natury ludzkie, a także wynikłe z nich obyczaje.
..............................................................
W tej sprawie, jak mi się zdaje, mogę zapewnić o jednym:
Tak nikłe w nas pozostają ślady pierwotnej natury,
Od których by nas nie zdołał rozum uwolnić do końca,
Że nie są żadną przeszkodą do życia godnego bogów”...

Samowychowanie, według Lukrecjusza, polega przede wszystkim na świadomym, aczkolwiek rozumnym i miarkowanym, samoograniczeniu się, na pozwalaniu sobie tylko tego, co zgodne z cnotą czyli rozumem i naturą człowieka. Nie jest to jednak rzecz łatwa, gdyż z reguły „człowiek sam nie wie, czego chce, i stale szuka zmiany miejsca, jak gdyby mogło to przynieść mu ulgę”.
W dziele „O naturze wszechrzeczy” znajdujemy szereg obserwacji dotyczących istoty człowieka i jego życia, jak np.:
„Natura duszy nie jest znana.
– Jakaś ukryta siła niweczy wysiłki człowieka.
– Lepiej jest spokojnie podlegać, niż chcieć samemu panować.
– Z przyjemnością depcze się to, co kiedyś napawało lękiem [„Nam cupide canculcatur nimis ante metutum”].
– Wstydliwość kobiet to często po prostu wyrachowana przebiegłość. Szczególnie „wstydliwe” i nieprzystępne są wobec tych, kogo chcą zwabić do swych sieci, a z tym, kto je interesuje jako przedmiot użytkowy, bawią się bez dłuższych ceregieli, są naturalne i przystępne. Wolą też prostaków i głupców, wobec których nie muszą się wstydzić i krępować.”

* * *

Caius Sallustius Crispus (ok. 86-35 p.n.e.), wybitny rzymski historyk, polityk i myśliciel, autor dzieł „Sprzysiężenie Katyliny” i „Wojna z Jugurtą”, uważał, że demoralizacja obywateli lub elit prowadzi państwa do upadku. Był też autorem szeregu innych nadzwyczaj trafnych obserwacji i myśli.

„W państwach despotycznych zazwyczaj jest tak, że postanowienia najnikczemniejszych i najgłupszych obywateli są zmuszeni wykonywać najlepsi i najuczciwsi.
– Gdy w państwie nagradza się obywateli złych, nie opłaca się być dobrym.
– Fortuna lubi towarzystwo najlepszych.
– Rzadko spotyka się mężnych ludzi, którzy bronią tego, co jest bliskie ich duszy; pozostali stoją po stronie silniejszych.
– Nie nazywajcie niewoli spokojem i nie zmieniajcie pojęć na miarę waszego tchórzostwa.
– Im większa jest zbrodnia, tym bezpieczniejsze jej popełnienie.
– Jawnego wroga nietrudno silnemu człowiekowi zwyciężyć; nie tworzyć wobec nikogo tajnych niebezpieczeństw – to leży we władzy człowieka prawego.
– W państwie ci, którzy nic nie mają, zawsze zazdroszczą osobom majętnym, pochwalają złych, nienawidzą tradycyjnego porządku, pragną nowego; niezadowoleni ze swego położenia dążą do powszechnych zmian, karmią się rozruchami i buntami, ponieważ nic nie boją się ci, którzy nie mają nic do stracenia.
– W biedzie i nieszczęściu śmierć jest schroniskiem przed złem, a nie przed męką.
– Wszystkie złe czyny rodzą się z dobrych zamiarów.
– Kto nie wybacza ludziom ich zepsucia, ma wielu wrogów. Lecz z chęci ucieczki przed gniewem nikczemników nie wypada do nich się zniżać i pochwalać ich nikczemność. Istnieje wielka różnica między wyrozumiałością wobec ludzkiej słabości a potulnością wobec zła. Ta druga bowiem jest zła sojusznikiem i hodowcą. Dlatego też człowiek dzielny, który już w samym zarodku, w odruchach swej duszy dławi każdy własny występek, nie będzie też manifestował tolerancji w stosunku do cudzych zbrodni i podłości.
– Nie przysięgi i nie babskie modlitwy ściągają na nas przychylność Boga; dzielność, czynne postępowanie, rozumne decyzje – oto co przynosi nam powodzenie we wszystkich poczynaniach; modlić się do Boga przebywając w gnuśnej bezczynności nie ma sensu: Bóg jest gniewny i nieżyczliwy wobec takich ludzi.
– Największe niebezpieczeństwo grozi temu, kto najwięcej się boi; i odwrotnie, najodważniejsi są najmniej zagrożeni, bo to oni właśnie naginają fortunę do swej woli, a nie uginają się przed nią.
– Na zgodzie małe państwa umacniają się, od niezgody nawet największe upadają.
– W sprawach państwa lepiej jest zapomnieć o czynach dobrych niż złych; człowiek uczciwy, o ile się nie zauważy jego dobrych czynów, staje się mniej do nich skłonny; zły zaś, jeśli mu wybaczyć wykroczenia, staje się jeszcze bardziej podły.
– Władzę łatwo zachować tymi samymi środkami, za których pomocą została ona zagarnieta.
– Pisarstwo jest rzeczą trudną. Jeśli kogoś osądzisz, ludzie będą zdania, że dajesz wyraz swej zawiści i złośliwości. Jeśli będziesz opisywał czyny wielkie, to część z nich czytelnik odbierze jako zwykłe, które on sam jest w stanie popełniać, drugie, których miara przerasta jego rozumienie, uzna za zmyślone i fałszywe.
– Duch ludzki uspokaja się po wielu próbach i niepowodzeniach.
– Uprawa roli i myślistwo to zajęcia niewolników.
– Katylina łączył w sobie wielką siłę ciała i ducha z zepsutym charakterem”...

* * *

Lucius Anneus Seneca (3 rok p.n.e. – 65 rok n.e.), jeden z najgenialniejszych myślicieli wszechczasów, był nazywany przez Adama Smitha – dość nietrafnie! – „wielkim rzecznikiem bierności wobec losu”, przez Fryderyka Nietzschego „toreadorem cnoty”, a przez Fryderyka Engelsa „wujaszkiem chrześcijaństwa”. Jego ojciec, także Lucjusz Anneusz Seneka, zwany „Starszym”, pochodził z hiszpańskiej Kordoby, był autorem zbiorów mów sądowych i okazjonalnych, częściowo zachowanych do dziś przemówień. Rodzina była arystokratyczna, toteż Seneka Młodszy otrzymał świetne wykształcenie, obracał się od początku w high society, a nawet został wychowawcą przyszłego cesarza Nerona, na którego rozkaz wiele lat później musiał zresztą odebrać sobie życie, przecinając żyły na rękach. Powodem tego rozkazu był (zdaje się, że fałszywy) donos, iż rzekomo Seneka był zamieszany w spisek antycesarski. Tenże los spotkał wówczas także Lucana.
Dla potomności zachowały się liczne dzieła tego uczonego męża: „Listy moralne do Lucyliusza”, „O gniewie”, „O opatrzności”, „O pocieszeniu do matki Helwii”, „O pocieszeniu do Marcji”, „O pocieszeniu do Polibiusza”, „O niezłomności mędrca”, „O życiu szczęśliwym”, „O bezczynności”, „O spokoju ducha”, „O krótkości życia”, „O dobrodziejstwach”, „O łagodności”, „O łaskawości”, „O starości”. Zachowały się również tragedie Seneki Młodszego: „Fedra”, „Medea”, „Edyp”, „Trojanki”, „Agamemnon”, „Tyestes”, „Herkules szalony”, „Oktawia”.
Według niego zadaniem filozofii ma być kształtowanie ducha, porządkowanie myśli, uczuć i praktycznego działania człowieka; wskazywanie, co i jak należy czynić, a czego unikać, by żyć rozumnie, godnie i pięknie. Twórczość Seneki wywarła ogromny wpływ na kształtowanie się kultury europejskiej, w tym jej chrześcijańskiej części. Szereg jego wypowiedzi stało się zwrotami przysłowiowymi w dziesiątkach języków Europy.

„Żyć znaczy walczyć. (Vivere est militare).
– Co wolno Jowiszowi, tego nie wolno wołowi. (Quod licet Jovi, non licet bovi).
– Prawdziwa radość jest rzeczą poważną. (Res severa est verum gaudium).
– Cudze błędy mamy na oku, własnych nie widzimy. (Aliena vitia in oculis habemus, a tergo nostra sunt).
– Własne gówno nie śmierdzi. (Stercus cuique suum bene olet. – Każdemu własne gówno dobrze pachnie).
– Trzeba, żebyś żył dla innych, jeżeli chcesz żyć dla siebie. (Alteri vivas oportet, si tibi vis vivere).
– Ten popełnił zbrodnię, komu przynosi korzyść. (Cui prodest scelus, is fecit).
– Ucząc innych uczymy się sami. (Docendo discimus).
– Schlebiająca mowa ma swoją truciznę. (Habet suum vanenum blanda oratio).
– Kochamy ojczyznę nie dlatego, że jest duża, lecz że jest nasza. (Nemo patriam, quia magna est, amat, sed quia sua).
– Dzień się dłuży temu, kto nic nie robi. (Nil agenti dies longus est).
– Największe panowanie to panowanie nad sobą. (Imperare sibi maximum imperium est).
– Najpotężniejszy jest ten, kto ma władzę nad sobą. (Potentissimus est, qui si habet in potestate).
– Nie kocha ten, kto się boi. (Nemo amat, quos timet).
– Dobrej duszy nie trzeba wiele nauki. (Paucis opus est litteris ad mentem bonam).
– Wielką jest rzeczą odgrywać ciągle tę samą rolę. (Magnum rem puta unum hominem agere).
– Kto wiele ma, temu jeszcze się dodaje. (Qui multum habet, plus cupit).
– Patrząc na złudną rzecz z oddali często ją podziwiamy. (Miramur ex intervallo fallentia).

Kto nie może mieć nadziei na nic, niech na nic nie traci nadziei.
– Los może nam wydrzeć majatek, ale odwagi nie.
– Czemuż miałby się bać ryzyka, kto nie ma nic do stracenia?
– W krytycznym położeniu trzeba się chwytać ryzykownych środków.
– Wino rozprasza troski i aż do gruntu zmienia ponure nastroje, i leczy smutki, podobnie jak i niektóre choroby. Toteż nie dla swawoli języka wynalazcę wina nazwano Wyzwolicielem, lecz z tej przyczyny, że ducha z niewoli troski wyzwala, uskrzydla, ożywia wigorem i zagrzewa do wszelkich śmielszych poczynań. Ale podobnie jak wolność, tak samo i wino wychodzi na zdrowie tylko wówczas, jeżeli używamy go w miarę. Nie wolno za często pić tego trunku, by się nie wciągnąć w zgubny nałóg pijaństwa, ale tylko niekiedy, by dodać sobie bodźca do podniosłej radości i beztroskiej swobody, jak również by oddalić na chwilę od siebie ponurą trzeźwość.
– Ustawiczne pijaństwo powoduje zdziczenie umysłów.
– Każdy pijak zostaje zwyciężony przez beczkę.
– Nigdy nie jest za późno, aby wkroczyć na uczciwą drogę: kto żałuje swych grzechów, ten już prawie niewinny.
– Udzielać pomocy nieszczęśliwym, a bezpiecznego schronienia szukającym ratunku, to wielki i wspaniały przywilej władców, którego nigdy nic im nie wydrze.
– Złym ludziom żadna chwila nie jest za krótka, żeby zaszkodzic innym.
– Prawdziwa miłość nie boi się nikogo.
– Nie da się okiełznać ni gniewu, ni zapalczywych wrogów, ni wojska w zwycięskiej bitwie.
– Kto mogąc nie zabrania grzechu, namawia do grzechu.
– Czego nie zabrania prawo, zabrania wstyd.
– Komu wolno wiele, temu najmniej przystoi być samowolnym.
– Matczyna milość nie zna strachu.
– Oducza się umysł powoli, czego się uczył długo”.

Jednym z fundamentalnych zagadnień, które Seneka poruszył w swych wiekopomnych dziełach, był temat przemijania wszystkiego i śmierci. Wiadomo, iż ludzie panicznie boją się własnej skończoności i wynaleźli mnóstwo teorii, których zadaniem jest łagodzenie tego straszliwego uczucia i odwleczenie tego nieuniknionego momentu, kiedy przestaje się istnieć. A przecież nic w tym nie mogą pomóc ani lekarze, ani kapłani, ani psychologowie – człowiek żyje dokładnie tyle – i ani sekundy wiecej czy mniej – ile jest mu sądzone jeszcze przed jego narodzeniem. Na nic więc owo gorączkowe krzątanie się: pierwszym i ostatnim krokiem człowieka na ziemi są kroki ku śmierci. Powinno się więc ten fakt mężnie zaakceptować, porzucić niepotrzebną rozpacz, jak też złudne nadzieje, i żyć godnie, czyniąc wszelkie dobro; reszta od nas nie zależy. Seneka pisze:
„Upragniona to śmierć – umrzeć bez strachu przed śmiercią.
– Przyswoił sobie mądrość, kto schodzi ze świata tak beztroski, jak się narodził.
– Nikt nie stara się żyć uczciwie, lecz kłopocze się, jak żyć długo, choć życie uczciwe jest w mocy wszystkich, a życie długie w mocy niczyjej.
– Głupota ludzi jest tak wielka, że niektórzy z nich dla bojaźni śmierci przymuszają się właśnie do śmierci.
– Długie jest życie, jeżeli ktoś umie czynić z niego dobry użytek.
– Póki żyjesz, trzeba uczyć się, jak żyć.
– Rodzimy się nierówni, umieramy równi.
– Któż umiera bez protestu i jęków? A przecież jest to znak niewdzięczności: nie zadowalać się przeżytym czasem. Jeśli będziesz liczył dni swego życia, zawsze ich będzie mało. Pomyśl, że najwyższe dobro nie zależy od czasu. Długi czy krótki on jest, bądź zadowolony! Choćby ci odroczono dzień śmierci, nic to nie znaczy dla twojego szczęścia, ponieważ zwłoka nie czyni życia szczęśliwszym, tylko dłuższym. O ileż lepiej jest przyjmować z wdzięcznością przyjemność życia i nie liczyć cudzych lat, lecz należycie cenić swe własne i widzieć w nich zysk.
– „Pompa mortis terret quam mors ipsa”. – “Ceremoniał związany ze śmiercią jest o wiele bardziej przerażający niż sama smierć”. Jęki, szlochanie, blada twarz, płaczący przyjaciele, czarne barwy, obrzędy pogrzebowe i rzeczy tym podobne ukazują śmierć jako rzecz straszną. W istocie zaś jest ona czymś normalnym, zwykłym i naturalnym, jeśli nie powiedzieć – banalnym.
„Nikt prócz mędrca nie jest zadowolony z tego, co ma; każdy głupiec wysila się, aby obrzydzić sobie swój los.
– Nikt nie umiera za wcześnie, gdyż nie było mu przeznaczone żyć dłużej niż żył. Każdemu ustalono granicę: pozostanie ona na zawsze tam, gdzie jest ustanowiona, i nie przesuną jej niczyje starania czy łaska.
– Nic nie jest tak zwodnicze jak życie ludzkie, nic tak zdradliwe: nikt nie przyjąłby go, gdyby nie było dawane nieświadomym. A więc jeśli najszczęśliwszą rzeczą jest wcale się nie narodzić, to najbliżej szczęścia jest w krótkim czasie powrócić przez śmierć do stanu pierwotnego.
– Nigdy przypadek nie wciska się pomiędzy lata życia ludzkiego. Każdy otrzymuje to, co mu obiecano: losy kroczą swoją drogą i nie dodają ani nie ujmują nic z tego, co raz zostało przyrzeczone. Daremne są modły i wysiłki: każdy dostanie tyle, ile przyznano mu w pierwszym dniu życia. Od chwili, kiedy po raz pierwszy ujrzał światło, wkracza na drogę śmierci i coraz bardziej zbliża się do zguby, a nawet lata, które przedłużają młodość, są odliczone z czasu jego życia. Wszyscy ulegamy złudzeniu, sądząc, że ku śmierci zmierzają tylko starcy i ludzie pochyleni wiekiem, gdy naprawdę prowadzi do niej od razu dzieciństwo, młodość i każdy okres życia. Losy spełniają swe dzieło: odsuwają od nas poczucie umierania, i aby śmierć mogła tym łatwiej podkraść się do nas, ukrywa się pod mianem życia: niemowlęctwo obraca się w dzieciństwo, dzieciństwo w młodość, wiek dojrzały zostaje zabrany przez starość. Sam rozwój, jeśli dobrze to rozważyć, jest upadkiem.
– Wiodą cię na śmierć już od chwili, gdyś się narodził.
– Wszystko, co osiągnęło szczyt, bliskie jest swego końca. Doskonała cnota wyrywa się i znika sprzed oczu ludzkich, a to, co wcześniej dojrzało, nie czeka na odległy kres. Ogień, im jaśniej zabłyśnie, tym szybciej gaśnie. Trwalszy jest taki, który tląc się leniwie na trudno palnym podłożu i pogrążając się w dymie, połyskuje ze smolenizny. Podtrzymuje go bowiem ta sama przyczyna, która go tak skąpo podsyca. Podobnie jest z ludzkimi umysłami: im są świetniejsze, tym krótszy ich zywot. Bo tam, gdzie nie ma miejsca na przyrost, bliska jest zagłada.
– Zrodzeni na bardzo krótki czas, aby szybko ustąpić, rozglądamy się za gospodą dla tego, kto obejmie po nas dzierżawę na tych samych warunkach. Mówię o trwaniu naszego życia, którego czas upływa z niewiarygodną szybkością. Oblicz wieki istnienia miast: zobaczysz, że nawet te, które szczycą się swoją starożytnością, nie stoją długo. Wszystkie rzeczy ludzkie są krótkotrwałe i zniszczalne i nie stanowią żadnej cząstki nieskończonego czasu. W porównaniu z wszechświatem uważamy tę ziemię wraz z miastami, ludami, rzekami i opasującym ją kręgiem mórz za mały punkcik. Czas naszego życia jest jeszcze mniejszą drobiną niż punkcik, jeśli porównać go z wszechczasem, którego miara przewyższa wszechświat, gdyż wszechświat tyle razy odnawia się w granicach trwania wszechczasu. Na cóż przyda się przedłużanie tego, co bez względu na to, jak bardzo się powiększy, i tak niewiele będzie się różnić od nicości? W jeden tylko sposób czas naszego życia staje się długi: jeśli nam go wystarcza.
– Kto nie chce umierać, nie chciał też żyć.
– Często przyczyną śmierci jest lęk przed śmiercią.
– Cóż w tym niezwykłego, że umiera człowiek, którego całe życie nie jest niczym innym jak tylko drogą ku śmierci?
– Ktokolwiek jest powołany do życia, przeznaczony jest śmierci. Cieszmy się więc z tego, co będzie nam dane, i zwracajmy to, czego zażąda się od nas z powrotem: losy dosięgną każdego kiedy indziej, ale nikogo nie pominą. Niech dusza będzie w pogotowiu, niech się nigdy nie lęka tego co konieczne, niech się zawsze spodziewa tego co niepewne. Całe królestwa razem z królami i ludy razem z władcami uległy swemu przeznaczeniu: wszyscy, a co więcej – wszystko zmierza ku swej ostatecznej zagładzie. Wszyscy dążymy do tego samego miejsca. Nie wiem, czy jest raczej głupotą niezdawanie sobie sprawy z konieczności śmierci, czy raczej bezczelnościa sprzeciwianie się jej.
– Konieczność śmierci jest równa dla wszystkich i nieprzezwyciężalna.
– Kto lęka się śmierci, nigdy nie zrobi nic godnego człowieka, który naprawdę żyje. Lecz kto pamięta, że ten wyrok wydano na niego już w chwili poczęcia, będzie żył pod wyrokiem, a równoczesnie tą samą siłą ducha sprawi, że żadne zdarzenie nie będzie dla niego nieoczekiwane.
– Dość jednej chwili na to, by wprost z tronu znaleźć się na kolanach u cudzych stóp. Musisz pamiętać, że wszelki los jest zmienny i że cokolwiek się zdarza komu innemu, może się i tobie przydarzyć.
– Jest tak: nie otrzymujemy krótkiego zycia, ale czynimy je krótkim, i nie brakuje nam życia, ale trwonimy je. Podobnie jak ogromne i wspaniałe bogactwa zostają wkrótce zmarnowane, kiedy przypadną w udziale złemu gospodarzowi, a nawet skromny majątek, przekazany w ręce dobrego zarządcy, pomnaża się przez odpowiedni użytek, tak samo życie nasze trwa długo, jeżeli się je dobrze ułoży.
– Czemu żalimy się na naturę? Postąpiła ona z nami łaskawie: życie jest długie, jeżeli się umie z niego korzystać.
– Żyjecie tak, jakbyście mieli żyć wiecznie, i nigdy nie przychodzi wam na myśl wasza kruchość, nie zważacie na to, ile czasu już przeminęło. Trwonicie go, jakbyście czerpali z pełnego i nieprzebranego zasobu, gdy tymczasem ten właśnie dzień, który podaruje się czy to jakiemuś człowiekowi, czy to jakiejś sprawie, jest może ostatni. Obawiacie się wszystkiego jako śmiertelni, a pożądacie wszystkiego, jakbyście byli nieśmiertelni.
– Jakże próżno zaczynać życie, kiedy należy je kończyć! Jakież to głupie zamroczenie ludzi, odkładać zbawienne plany na pięćdziesiąty, a nawet na sześćdziesiąty rok życia i chcieć rozpoczynać życie w takim wieku, jaki tylko niewielu osiągnęło!
– Kto każdą chwilę obraca na swój użytek, kto każdy dzień układa jakby swój dzień ostatni, ten ani nie pragnie jutra, ani się go nie lęka.
– Przez całe życie należy się uczyć żyć i – co jeszcze bardziej może cię zdziwi – przez całe życie należy się uczyć umierać.
– Jeśli popatrzysz na kres życia nie jako na karę, lecz jako na prawo natury, i wygnasz z serca strach przed śmiercią, odtąd żaden lęk nie ośmieli się zakraść do niego.
– Haniebna śmierć to coś jeszcze gorszego niż hańba.
– Abyś nigdy nie bał się śmierci, nieprzerwanie o niej rozmyślaj”.

Seneka był zdania, że człowiek rozumny i poważny nie powinien kurczowo trzymać się życia, i gdy staje się ono bez wartości, można je dobrowolnie, na mocy własnej decyzji, przerwać.
– „Nie samo życie jest dobrem, lecz życie dobre.
– Życie jest długie, jeśli jest treściwe.
– Jeśli coś przeszkadza ci dobrze żyć, to jednak nie przeszkadza ci dobrze umrzeć.
– Złe życie przedstwia niebezpieczeństwo większe niż szybka śmierć; głupi jest ten, kto kosztem krótkiego czasu nie chce wykupić się od grożącej mu ciężkiej próby.
– Słaby to człowiek i tchórz, kto śmierć zadaje sobie z powodu bólu, ale głupi, kto żyje tylko po to, by znosić ból.
– Jestem gotów do odejścia, lecz cieszę się z życia dlatego, że niezbyt obchodzi mnie, jak długo będzie ono trwało.
– Zanim nadeszła starość, zależało mi, by dobrze żyć; w starości dbam o to, by dobrze umrzeć.
– W samej konieczności umierania, wierz mi, tkwi wielkie szczęście. Nic nie jest pewne, nawet na przeciąg jednego dnia. Dla tych, którzy żeglują po morzu tak burzliwym i narażonym na takie sztormy, nie ma innego portu jak tylko śmierć.
– Czymś wstrętnym jest gwałtem zapewniać sobie życie, i przeciwnie, nader pięknie jest gwałtownie umierać.
– Życie, jeśli brak nam odwagi, by umrzeć, jest niewolą.
– Piękno życia nie zależy od jego długości, ale od sposobu wykorzystania; bywa, że ktoś żył długo, a przeżył mało.
– Mędrzec żyje tyle, ile żyć powinien, a nie tyle, ile może.
– Z życiem jest tak, jak z bajką: zależy nie na tym, czy długo trwa, lecz na tym, czy pieknie jest ułożona. Nie ma znaczenia, gdzie ją przerwiesz. Przerwij, gdzie tylko będziesz chciał: bylebyś dodał dobre zakończenie.
– Niewola nie jest niczym uciążliwym, gdy wolno jednym krokiem przekroczyć próg wolności, jeśli zbrzydło jarzmo. Cenię cię, życie, dzieki łasce śmierci!
– Śmierć jest wyzwoleniem od wszelkich cierpień i kresem, poza który nie sięgają nasze nieszczęścia, i z powrotem wprowadza nas w ów stan spokoju, w jakim trwaliśmy przed narodzeniem. Jeżeliby kto litował się nad umarłymi, niechże się lituje także nad nieurodzonymi. Śmierć nie jest ani dobrem, ani złem; to bowiem może być dobrem lub złem, co jest czymś. Natomiast to, co jest niczym i sprowadza wszystko do nicości, nie poddaje się żadnemu losowi. Wszelkie bowiem zło i dobro dotyczy pewnej materii. Nie może los panować nad tym, co uwolniła natura, i nie może być nieszczęśliwy, kto nie istnieje.
– Ktokolwiek nieszczęśliwych odwodzi od śmierci, ten jest okrutny: śmierć bywa karą niekiedy, ale często darem; dla wielu jest ona łaską.
– Nie zawsze należy życie przedłużać. Albowiem dobrem jest nie samo życie, lecz piękne życie. Dlatego mędrzec żyje tyle, ile żyć powinien, a nie tyle, ile żyć może. Będzie on zastanawiał się, gdzie ma żyć, z kim, w jaki sposób i czego ma dokonać. Zawsze zważa on, jakie ma być życie, a nie jak długie. Gdy zaś napotyka wiele utrapień i okoliczności mącących spokój, oddala się.
– Śmierć można znaleźć wszędzie. Doskonale to urządził Bóg: każdy potrafi wydrzeć człowiekowi życie, lecz nikt nie wydrze mu śmierci; tysiąc dróg prowadzi do niej.
– Pogardzaj śmiercią!”
Ponieważ Bóg wskazał dla opuszczenia życia tak wiele możliwości, tak łatwych, będących pod ręką w każdym miejscu, o każdej porze, nie wydaje się więc, by dobry człowiek wśród nieznośnie cięzlich utrapień i męczarni chciał się tu dłużej zatrzymać; tak jak dozorca więzienia poprzez zdjęcie kajdan, otworzenie drzwi zaprasza niejako więźnia do podjęcia decyzji: zostać czy wyjść. Gdy nękają nas podli ludzie, nieuleczalne choroby, prześladowania władzy, szaleństwo, niezdolność do prowadzenia pełnowartościowego trybu życia – mamy niezmiennie drogę otwartą szeroko, aby tych wszystkich przykrości szybko i raz na zawsze się pozbyć.
Z tym punktem widzenia, akceptującym samobójstwo, jako swiadome i dobrowolne pożegnanie z życiem, podejmowało w późniejszych wiekach polemikę wielu filozofów, reprezentujących m.in. chrześcijański punkt widzenia. Jednym z nich był Arnold Geulincx, który w swej „Etyce” pisał: „Na te Seneki racje czy też wołania odpowiadamy najpierw: nie łatwo jest nam wyjść z tego ciała, lecz o ile dotyczy to siły i skuteczności naszej, całkowicie jest to niemożliwe... Chociażby było łatwo wyjść z tego ciała, i podnieść na siebie rękę, jednak stąd nie można wyprowadzić żadnego argumentu za koniecznością tej tezy Seneki. Co bowiem w jakiś sposób jest łatwe, często jest największą nikczemnością. Tak więc wcale nie jest tak: „Bóg pozostawia łatwym, więc pozostawia dozwolonym”, czyli „jest łatwe, więc należy uczynić”. Owszem, wydaje się, że Bóg, im większa jest jakaś nikczemność, tym większą pozostawia nam łatwość jej dokonania. Czy naprawdę bowiem nie jest łatwiej zamordować ojca, z którym żyjesz, który ufa synowi, niż wroga, który strzeże się ciebie, który także na najmniejsze twoje ruchy patrzy podejrzliwie, który i broń przygotowuje i jest gotów odeprzeć siłę siłą? Czy naprawdę nie jest łatwiej zabić dobrego władcę, który porusza się wśród obywateli swoich jak wśród braci bez żadnej eskorty, bez straży, niż tyrana otoczonego przez cały oddział najemników? I tak dalej, im zasadniczo nikczemność jest większa, tym łatwiejsza, aby albo wobec innych zawinić, albo wobec siebie się jej dopuścić. Co zaś tyczy się przyczyn, których chcą dla tego, kto ma zamiar zabić się zgodnie z prawem, to są one niedorzeczne; albowiem wystarczy jakakolwiek przyczyna, jeśli tylko jakaś jest potrzebna. I nie mniej sprawiedliwie kochanek cierpiący z powodu odepchnięcia przez nierządnicę, gwałt sobie zadaje, albo głodem zabija. Tak bowiem czując, często jest głupim miłośnikiem owej głupiej przykrości. (...) A z pewnością nie powinno być żadnej nawet najmniejszej przyczyny, która popycha do odrzucenia życia, od którego nie ma zwykle dla człowieka nic droższego; chociaż więc innym często wydaje się mała, z pewnością dla tego, kogo ona wiedzie do tego, aby pozbawić się życia, nie wydawała się taka mała. Czy zależy więc, jakiego w sobie rodzaju jest i jak wielka jest przyczyna? Zawsze wielka, zawsze nagła jest dla tego, kogo mogła podżegać do tego, aby zakończył życie. A przyczyny nigdy w inny sposób nie będą wielkie, jak przez porównanie do określonych osób i ich mniemań oraz przekonań, którym hołdują. Cóż bowiem? Ty wyzuty z wszelkiego majątku i bogactwa, zniesławiony i osłabiony przez bardzo liczne przykrości, nie sądziłbyś, że jest to poważna przyczyna i dająca ci prawo pozbawienia się życia? Znajdź kogoś, kto w takich okolicznościach śmieje się i żartuje, i „śpiewa nagi podróżnik wobec rozbójnika” (Iuvenalis).
Pozostaje wiec jeszcze, aby Seneka wyznał, na czym to polega, że mianowicie każdy, kto siebie samego zabija, słusznie to czyni, z jakiejkolwiek to czyniłby przyczyny; że wszystko odnosi się do żądzy, kiedy spodoba się, wyjdzie, kiedy nie spodoba się, zostanie. Albowiem ów pretekst powodów, który do tego, kto ma wyjść, przyłącza się, jest czystym pretekstem, a rzecz wymyka się jego woli, aby kiedy podoba się, mógł żyć, a kiedy nie podoba się, umrzeć; o czym swoimi własnymi słowami Seneka: „Podoba się? Żyj! Nie podoba się? Możesz wrócić tam, skąd przybyłeś”...
Zdaniem Arnolda Geulincxa popełnienie samobójstwa jest ciężkim grzechem, ponieważ ten, kto tak postepuje, umiera odwrócony od Boga i Jego Prawa i pozostaje w tym odwróceniu na zawsze. Ciało bowiem i nasze zmysły, które są jedyną naszą możliwością zawrócenia, są tam już nieobecne. W tym zaś odwróceniu ciągłe błaganie i wieczny wstyd, ponieważ umysł z pewnością rozumie Tego, od którego się odwrócił, tego zaś, do czego zwrócił się, nie rozumie; to bowiem mógł dosięgnąć tylko za pośrednictwem ciała i swoich zmysłów, których teraz został pozbawiony. Jest powinnością człowieka, nie odchodzić z tego życia, póki Bóg nie odwoła. Niczego bowiem nie powinieniem chcieć tam, gdzie do niczego nie jestem zdolny; a do niczego nie jestem zdolny, jeśli chodzi o wyjście z tego życia, więc i niczego nie powinienem chcieć. „Miałem zwyczaj mniemać, że jestem tu do czegoś zdolny. Jednak ponieważ nie mógłbym poprzez jedyną tylko wolę uwolnić siebie od tego ciała, lecz prócz tego ruch powinien zostać zastosowany, wobec którego nie mam żadnego prawa, jasno rozumiem, że myliłem się”. Tak więc utwierdzam się w tym: nie będzie żadnego tak wielkiego zmartwienia, które pobudzi mnie, abym zechciał porzucić życie; żadnego tak wielkiego nieszczęścia, które przekona mnie, abym zechciał zatrzymać życie; lecz w mocy jedynego prawa Boga ta władza trwać będzie. Ta powinność jest podstawą dla pozostałych: kto nią wstrząśnie, wywróci całą etykę, a wszelki obowiązek przekształci w żądzę. Żyje się bowiem, ponieważ podoba się żyć, je się, aby żyło się, pracuje się, aby jadło się itd.; więc od pierwszego do ostatniego wszystko jest przeprowadzane przez żądzę. Choć samobójstwo jest łatwe, to jednak nigdy nie powinno się po niego sięgać, uważa A. Geulincx.
Skoro życie jest walką, jak słusznie twierdzi sam Seneka, powinno się w tej walce trwać na posterunku do końca. Nie ma bowiem na ziemi aż takiego szczęścia, którego utratę powinniśmy byliby okupić własnym życiem. I nie ma takiego nieszczęścia, które nie byłoby spełnieniem jakiegoś tajemnego planu Bożego, który z definicji nie może być czymś złym. Być może niekiedy także rękę samobójcy porusza sam Bóg, nic bowiem nie dzieje się bez wiedzy i bez woli Stwórcy, jest to jednak tylko przypuszczenie i nie warto na jego podstawie czynić tego, czego żadnym sposobem już naprawić się nie da.
Powracając do Seneki, oddajmy mu słowo ponownie, gdyż w dziełach tego geniusza ludzkości znajdziemy nieprzebrane skarby mądrości filozoficznej, życiowej, praktycznej, psychologicznej, moralnej.
– „Żadna boleść silna nie może trwać długo.
– Wina wraca do tego, kto przymusił do zbrodni.
– Tylko w porównaniu z innymi jest się nieszczęśliwym.
– Kobieta to prowodyr wszelkiego zła: ona, mistrzyni zbrodni, ujarzmia nasze dusze, przez jej plugawe miłostki dymią zgliszcza tylu miast, tyle narodów prowadzi wojny i tyle ludów miażdżą ruiny do cna obalonych królestw.
– Miło smutnemu widzieć tłumy smutne, miło mu słyszeć biadania ludzi; łzy żalu mniej go pieką, gdy zarazem płaczą gromady. Doprawdy, człowiek smutny jet zawsze niedobry: cieszy się, że wielu dosięgnął ten sam los, co i jego, i że nie tylko jego spotkało cierpienie. Nikt nie wzbrania się znosić losu, którego doznają inni.
– Najbliższa niewinności jest nieswiadomość winy”.

W zakresie filozofii polityki był Seneka teoretykiem rządów umiarkowanych, humanitaryjnych, lecz jednoczesnie racjonalnych i zdecydowanych, co było zgodne z samym rdzeniem politycznej kultury Imperium Rzymskiego, w którym państwo było rozumiane jako wspólny dom i wspólna rodzina wszystkich mieszkańców kraju.
– „Dobrotliwy i spokojny władca nie zawiedzie się na swej straży przybocznej, gdyż używa jej dla wspólnego dobra, a pełen dumy żołnierz (wie bowiem, że służy powszechnemu bezpieczeństwu) chętnie znosi każdy trud broniąc ojca ojczyzny. Lecz nieuchronnie wrogo są nastawieni do okrutnego i krwiożerczego władcy nawet jego siepacze. Nikt nie może mieć wiernych i lojalnych sojuszników w tych, którymi posługuje się przy torturach niby kołem i żelaznymi kleszczami do zadawania śmierci i którym rzuca ludzi jakby dzikim zwierzętom. I żaden skazaniec nie niepokoi się ani nie dręczy tak jak on, który boi się Boga i ludzi jako świadków i mścicieli zbrodni, aż tam zaszedłszy, gdzie już nie może zmienić swego postępowania. Między innymi bowiem najgorszą klątwą okrucieństwa jest: mus upierania się przy nim i niemożność odwrotu ku lepszemu życiu. Bo zbrodnia musi zasłaniać się zbrodnią. Któż bowiem bardziej nieszczęśliwy niżeli człowiek, który już musi pozostać złym?
– Okrucieństwo jest złem najmniej ludzkim i niegodnym cywilizowanej duszy. Dzika to wściekłość – znajdować upodobanie we krwi i ranach i wyzbywszy się człowieczeństwa, zmieniać się w leśne zwierzę.
– Nikczemność niedługo zachowuje się ulegle i nie przestrzega dopuszczalnej miary występków.
– O ileż lepiej jest wcale się nie narodzić, niżeli znaleźć się w liczbie urodzonych na nieszczęście dla wszystkich!
– Nawet wśród dzikich zwierząt podobieństwo gatunkowe stanowi zabezpieczenie, natomiast wściekłość ludzka nie zna miary nawet wobec krewnych, lecz tym bardziej zrównuje swoich i obcych, im bardziej gniew nią porusza.
– Okrucieństwo jest skłonnością duszy do nadmiernej surowości. Łagodność odrzuca i oddala od siebie tę skłonność...
– Liczne wyroki śmierci są dla władcy równie hańbiące, jak dla lekarza liczne pogrzeby. Im bardziej pobłażliwy jest panujący, tym większy znajduje posłuch. Duch ludzki jest z natury hardy, prze ku temu co odmienne i niedostępne, i woli towarzyszyć, niż dać się prowadzić. Podobnie jak szlachetne i pełnej krwi konie łatwiej dają się kierować przy popuszczaniu cugli, tak i dobrowolna uczciwość poddaje się z własnego popędu łagodności, którą, jak sądzi ogół, warto sobie zachować. Zatem najwięcej osiąga się tą drogą.
– Myli się ten, kto sądzi, że król jest tam bezpieczny, gdzie nikt ze strony króla nie jest bezpieczny. Bezpieczeństwo powszechne ma za podstawę bezpieczeństwo wzajemne. Wcale nie trzeba budowac wyniosłych zamków ani czynić niedostępną twierdzą stromych wzgórz, ani ściosywać zboczy górskich, ani otaczać się szeregiem murów i baszt. Oto: królowi na otwartym rynku zapewni bezpieczeństwo łagodność. Jedna tylko dla niego jest twierdza nie do zdobycia – miłość poddanych... Taki panujący przez bezustanne okazywanie swej łaski składa dowody, że państwo nie jest jego własnością, ale on państwa.
– Ci, którym nie wolno mówić w obecności pana, mówią potem wiele o panu; ci natomiast, którzy mogli rozmawiać nie tylko w obecności panów, ale i z samymi panami, którym ust nie zaszywano, gotowi byli dać za pana gardło, skierować na własną głowę grożące mu niebezpieczeństwo: na biesiadach głośno mowili, lecz na torturach zachowywali milczenie... Tylu wrogów, ilu niewolników.
– Najmożniejszym i postawionym wysoko wymykają się słowa świadczące o tym, że pragną oni spokoju i wielbią go, że go przenoszą ponad wszystkie ich dobra. Niekiedy chcieliby zstąpić z tego swojego szczytu, jeśliby to było bezpieczne: bo chociaż nic nie niepokoi ich i nie rozwala z zewnątrz, ich szczęście upada samo przez się.
– Władca wtedy umacnia w społeczeństwie dobre obyczaje i wyplenia występki, jeśli cierpliwie je znosi, ale bez aprobaty i tak, jakby niechętnie i z największym przymusem przystępował do karania. Sama łagodność władcy każe ludziom wstydzić się wykroczeń. Kara, którą naznacza łagodny sędzia, wydaje się o wiele surowsza.
– W społeczeństwie, w którym rzadko stosuje się kary, uczciwość staje się sprawą powszechnej ugody i dba się o nią jakby o wspólne dobro. Niech społeczeństwo uważa, że jest uczciwe, a będzie takie. Tym bardziej będzie ono kierować swój gniew przeciwko odstępcom od powszechnej rzetelności, jeśli zobaczy, że jest ich niewielu. Niebezpieczna to rzecz wykazywać społeczeństwu, że więcej w nim ludzi złych, niżeli przypuszcza.
– Okrutne postanowienia powinny ustąpić wcześniej niż ich motywy. W przeciwnym razie podobnie jak przycięte drzewa wydają na nowo niezliczone gałęzie i jak obcina się wiele rodzajów roślin, by rosły gęściej – tak i okrutni królowie, usuwając wrogów, zwiększają ich liczbę. Rodzice bowiem i dzieci zgładzonych, a także krewni i przyjaciele, zajmują miejsce każdego z nich.
– W czym leży przyczyna, że królowie spokojnie dożywają starości i przekazują berło dzieciom i wnukom, a władza tyranów jest przeklęta i krótka? Czym różni się tyran od króla (z pozoru bowiem ich położenie i władza są równe), jeśli nie tym, że tyrani są okrutni dla przyjemności, a królowie jedynie ze słusznego powodu i z konieczności?
– Znamienną cechą mentalności władców jest chwalić to, co przestało istnieć, aby powiększyć to, co istnieje, i tylko tym ludziom przypisywać cnotę szczerości, od których już się nie trzeba obawiać słów prawdy”. [Częściej bywa tak, iż nowi władcy w czambuł potępiają panowanie poprzednich, aby takim tanim sposobem dodać wartości własnym rządom, a cnotą szczerości istotnie nazywają bezwstydne pochlebstwa].
– „Niesprawiedliwie jest unosić się gniewem przeciwko powszechnym występkom, a nierozsądnie – przeciwko swoim własnym. Przebacz, aby ci przebaczono. Możesz uczynić drugiego lepszym okazując mu cierpliwość, a z pewnością gorszym – wytykając mu błędy. Nie ma powodu, żeby go czynić zatwardziałym. Pozwól mu zachować tę resztę przyzwoitości, jaką może jeszcze posiada. Często zbyt ostre wymówki zabijają zachwiane poczucie wstydu. Nikt nie boi się zostać takim, za jakiego uchodzi. Zdemaskowanemu odbiera się wszelkie poczucie godności.
– Nie należy jednak przebaczać wszystkim bez wyboru. Kiedy bowiem zaciera się różnica między dobrymi a złymi, powstaje zamęt i epidemia występków. Trzeba więc wykazywać umiar, który pozwoli odróżnić dusze dające się uleczyć od nieuleczalnie chorych. I nie można stosować łagodności bez różnicy i bez wyboru, ani też zupełnie jej wykluczać, gdyż wybaczanie wszystkim jest takim samym okrucieństwem, jak nieprzebaczanie nikomu. Musimy trzymać się środka. Lecz ponieważ trudno zachować tutaj pełną równowagę, więc jeśli coś ma przeważać, to niechaj przeważa ludzkość.
– Dla nikogo z ludzi łagodność nie jest większą ozdobą niż dla króla lub władcy. Wielka władza wtedy bowiem przynosi zaszczyt i chwałę, jeśli jej działanie jest pożyteczne, gdyż możność szkodzenia stanowi jedynie niszczycielską siłę. Dopiero taki władca posiada trwałą i ugruntowaną wielkość, o którym wszyscy poddani wiedzą, że zarówno jest nad nimi, jak też dla ich dobra; taki władca, który, jak codziennie tego doświadczają, czuwa gorliwie nad bezpieczeństwem każdego z osobna i wszystkich razem, taki, na którego widok nie uciekają na wszystkie strony jakby przed jakimś potworem lub krwiożerczą bestią, która wyrwała się ze swej kryjówki, lecz na wyścigi zbiegają się do niego jakby ku jakiejś jasnej i życzliwej gwieździe.
– Właściwością szlachetnej natury jest łagodność i spokój oraz wzgarda dla krzywd i zniewag. Szaleć z gniewu to cecha kobiet, a gryźć i pastwić się nad powalonymi ofiarami to cecha dzikich zwierząt, i to nawet nie tych szlachetnej rasy. Słonie i lwy przechhodzą obojętnie obok tych, których pokonały. Zaciekłość to znamię nikczemnej bestii. Srogi i nieubłagany gniew nie jest godny króla, bo traci on wyższość nad człowiekiem, z którym zrównuje się gniewem.
– Staramy się leczyć choroby, lecz nie gniewamy się na nie. Jednak gniew także jest chorobą – duszy. Potrzeba jej łagodnego lekarstwa i tego, żeby sam lekarz jak najmniej niepokoił chorego, bo zły lekarz zazwyczaj wątpi o jego wyleczeniu. Z tymi, co im dusza chorzeje, tak samo będzie musiał postępować człowiek, któremu powierzono zdrowie wszystkich ludzi, i nie będzie mu wolno wyzbywać się szybko nadziei ani zapowiadać symptomów śmierci. Powinien walczyć z występkami, stawiać im opór, jednych ganić za ich chorobę, a innych powinien zwodzić łagodną kuracją, stosując środki uśmierzające, aby ich tym lepiej i szybciej uzdrowić.
– Jeśli litościwi i sprawiedliwi bogowie nie od razu grzechy możnych karzą piorunami, to o ileż sprawiedliwiej jest, by człowiek postawiony nad innymi ludźmi sprawował swą władzę dobrotliwie i pytał sam siebie, czy widok świata jest piękniejszy i milszy dla oczu w dni pogodne i słoneczne, czy też wtedy, gdy gromy raz po raz wstrząsają wszystkim i zewsząd błyskają błyskawice? Bo przecież spokojne i praworządne państwo nie inaczej wygląda niż pogodne i jaśniejące niebo. Okrutna władza jest niespokojna i pogrążona w ciemnościach, a kiedy ludzie drżą i wpadają w popłoch na każdy dźwięk, wtedy i ten, kto jest powodem tego całego zamętu, nie uniknie wstrząsów.
– Kto szybko potępia, jest o krok od tego, by znajdować w tym przyjemność. Kto nadmiernie karze, jest o krok od niesprawiedliwości.
– Czy jest jaki sędzia, którego nie można by skazać na mocy tej samej ustawy, na podstawie której prowadzi śledztwo? Czy jest jaki oskarżyciel bez winy? I nie wiem, czy jest ktoś mniej skłonny do okazania łaski niż ten, kto wielokrotnie sam powinien był prosić o przebaczenie. Wszyscy dopuszczamy się win, jedni ciężkich, inni lżejszych, jedni z rozmysłem, inni w afekcie lub też pod wpływem cudzej nikczemności. A niektórzy z nas nie potrafili wytrwać mężnie w dobrych zamiarach i niechętnie, wbrew swojej woli, zaprzepaścili swoją uczciwość. I nie tylko teraz popełniamy błędy, lecz będziemy je popełniać do końca swych dni. Nawet jeśli ktoś tak oczyści swą duszę, że już nic nie zdoła jej zmącić czy zwieść, osiąga jednak niewinność przez grzech.
– Nikt nie zdoła wymyślić nic bardziej zaszczytnego dla władcy niźli łagodność, jakimkolwiek by on sposobem i z jakiegokolwiek nadania był postawiony nad innymi ludźmi. Przyznamy, oczywiście, że tym piękniejsza i tym wspanialsza będzie łagodność, im większą władzę będzie znamionować, która już nie powinna szkodzić, jeżeli ma być zgodna z prawem natury.
– Nikt nie kocha tych, których się lęka.
– Zhańbionej duszy nie da się uzdrowić: zbrodnię trzeba leczyć śmiercią.
– Porywczość jest grzechem niedojrzałości.
– Im większą masz władzę, tym większą musisz mieć cierpliwość.
– Nikt rządów gwałtu nie utrzyma długo, trwałe są tylko umiarkowane rządy.
– Niesprawiedliwe rządy nie trwają nigdy w nieskończoność.
– Kto piętrzy zbrodnię na zbrodni, powiększa swój strach.
– Władza ani małżeństwo nie znoszą wspólników.
– Wierność nie gości nigdy w progach królewskiego pałacu.
– Kupioną wierność da się przekupić.
– Niedoświadczony to tyran, który karze śmiercią.
– Kto zbytnio boi się nienawiści, nie umie panować: na straży państwa stoi strach.
– Nie pożąda władzy, kto się boi wzbudzać nienawiść: Bóg, stwarzając świat, te dwie rzeczy połaczył ze sobą – nienawiść i władzę.
– Nikt nie dba o powalonego tyrana.
– Ważny jest wynik wojny, a nie jej przyczyna. Lecz cała przeszłość teraz niech idzie w niepamięć: kiedy zwycięzca odłożył broń i zwyciężonemu przystoi odrzucić nienawiść.
– Gdzie nie ma wstydu, praworządności, uczciwości, pobozności ani wierności, tam władza nie jest bezpieczna.
– Lud domaga się coraz większych rzeczy od tego, kto stoi u szczytu władzy.
– Ogromna to władza – umieć wyrzec się władzy.
– Uczciwość, pobozność i wierność to zalety zwykłych ludzi; władcy niech czynią, co im się żywnie podoba.
– Kto ulega przemocy, ten nie umie umrzeć.
– Słodko wspomina się dawne niedole.
– Każdy cierpi za swoje czyny; zbrodnia wraca do zbrodniarza, przestępcę nęka obraz jego własnej winy.
– Ludzie stają się chciwi wskutek zbytniego powodzenia i nigdy nie są na tyle powściągliwi w pragnieniach, aby poprzestać na tym, co udało się im osiągnąć. Stopniowo od wielkich rzeczy wspinają się do jeszcze większych, a najzuchwalsze nadzieje żywią ci, którym się niespodziewanie poszczęściło.
– Jakkolwiek wszystko, co przekracza miarę, przynosi szkodę, to jednak najbardziej niebezpieczne jest nieumiarkowane szczęście. Rozstraja ono mózg, wywołuje urojenia w próżnym umyśle, okrywa gęstym tumanem mgły przedział między prawdą a kłamstwem. Czyż nie lepiej jest z pomocą męstwa znosić ciągłe nieszczęścia, niż dać się złamać przez nieskończone i bezmierne powodzenie? Łagodniejsza jest śmierć z głodu, niż z niestrawności.
– Bóg kieruje się więc wobec ludzi prawych taką regułą jak wychowawca wobec swoich uczniów: wymaga większej pracy od tych, w których większa nadzieja.
– Pytasz, czym można obdarzyć człowieka szczęśliwego? Naucz go, żeby nie ufał swemu szczęściu. Dary losu są niepewne i odchodzą szybciej niżeli przyszły.
– Zbrodnia uwieńczona sukcesem nazywa się cnotą: uczciwi są w mocy przestępców, rację ma siła miecza, strach gnębi prawo.
– Nieszczęśliwi łatwo uwierzą w to, czego pragną.
– W końcu nieszczęście dosięga tego, kogo często omija.
– Pierwsza rzecz, to mieć szlachetne pragnienia i nie zbaczać z drogi; drugi jest wstyd, który zna umiar w grzechu.
– Połowa uzdrowienia to chcieć wyzdrowieć.
– Opinia nie liczy się z prawdą; ma lepszą opinię, kto zasługuje na gorszą, gorszą ma lepszy.
– Bóg ustanowił dla każdego wieku właściwe powinności i podzielił nasze życie na odpowiednie okresy; młodemu przystoi radość, starcowi zasępione czoło.
– Niech twe słowa będą nieustraszone: kto prosi nieśmiało, uczy odmowy.
– Zbrodnie uwieńczone sukcesem stają się szacowne.
– Dumne i przepotężne jest imię matki.
– Na cóż nie odważy się ślepy szał kobiecy?
– Los kieruje sprawami ludzkimi bez żadnego ładu i ślepą dłonią rozrzuca swe dary, sprzyjając temu co gorsze; ohydna żądza tryumfuje nad niewinnymi, zdrada panuje w wyniosłym pałacu. Pospólstwo z uciechą powierza władzę podłym, oddając cześć tym, których nienawidzi. Smutna cnota zdobywa opaczne nagrody za prawość; czystych ściga nieszczęsne ubóstwo, a rządzi cudzołożnik potężny przez swój występek.
– Wszystko podąża wytyczoną drogą, a pierwszy dzień przesądził już o ostatnim. Nawet Bogu nie wolno zmienić biegu rzeczy, które pędzą związane łańcuchem przyczyn. Życie każdego człowieka toczy się w wyznaczonym porządku, nienaruszonym żadną prośbą.
– Wina nie spada na tego, kim kieruje Przeznaczenie.
– Kto wymawia się przeznaczeniem i pobłaża sobie, ten zasługuje na popełnianie błędów.
– Ślepy i nierozważny jest ten, kto zdaje się na łaskę przypadku.
– Nieszczęśliwi nie znają wstydu.
– Niemęska to rzecz uciekać przed losem.
– Czy jest coś gorszego niżeli śmierć? Życie, jeśli pragniesz umrzeć.
– Niewiedza nie jest środkiem przeciwko nieszczęściom.
– Nie jest winny, kto niechcący staje się winny.
– Kto ma urojone lęki, ten zasługuje na prawdziwe.
– Wielu ludziom zaszkodził ich własny strach, wielu dosięga nieszczęście, którego się lękają.
– Jeśli przebaczysz winnemu, będzie cię nienawidził.
– Młodzi chętnie słuchają gorszych rad.
– Pośród wielu nieszczęść uczymy się sztuki milczenia.
– Kiedy nadejdą nieszczęścia, za późno na ostrożność.
– Żadna dola ludzka nie trwa długo: bol i rozkosz na przemian ustępują sobie miejsca; lecz rozkosz trwa krócej. Płochy czas wszystko obala i wynosi na przemian w górę.
– Nie ma nic takiego, czego by nie mogła uzyskać wytrwała praca oraz baczna i usilna staranność.
– O, jak dobrze jest nie stawać na drodze nikomu i leżąc na ziemi, beztrosko ucztować! Zbrodnie nie nawiedzają chat i można bezpiecznie spożywać jadło przy ubogim stole; ze złotych kielichów pije się truciznę.
– Ani bogactwo, ani szaty z purpury, ani królewska korona na czole, ani odrzwia błyszczące od złota nikogo nie czynią królem; królem jest ten, kto wyzbył się strachu i złości nikczemnego serca, ten, kim nie włada niepohamowana ambicja ani ciągle zmienna życzliwość niezrównoważonego motłochu, ani wszystkie skarby, ani złoto, ani wszystko ziarno; królem jest ten, kogo nie zatrwoży ani piorun spadający z nieba, ani bałwany szalejące na Adriatyku wydętym od wiatru; królem jest ten, kogo nie ugnie lanca żołnierza ani nagi brzeszczot, i ten kto stojąc w bezpiecznym miejscu, na wszystko spogląda z góry, kto chętnie wychodzi naprzeciw swego losu i bez skargi umiera.
– Uczyń siebie szczęśliwym sam.
– Każdy jest nieszczęśliwy w takim stopniu, w jakim siebie za takiego uważa.
– Wszystko, co przytłacza, co grozi, co uciska, jeśli tylko zaczniesz mu ustępować, pójdzie za tobą i spadnie na cię z jeszcze większą siłą.
– Czym los nie obdarzył, tego też nie odbierze.
– Nie ten jest nieszczęśliwy, kto robi coś na rozkaz, lecz ten, kto robi to niechętnie.
– Kto chętnie wypełnia rozkazy, unika najgorszej niewoli – czynienia tego, czego czynić nie chce.
– Życie, jeśli brak nam odwagi, by umrzeć, jest niewolą.
– Żadnemu człowiekowi o wzniosłym charakterze nie sprawiają przyjemności rzeczy niskie i podłe.
– Żyj z niższym tak, jak chciałbyś, by wyższy żył z tobą.
– Uciekaj w głąb samego siebie, zwłaszcza wtedy, gdy będziesz musiał przebywać posród pospólstwa.
– Trzeba, żebyś wpierw pochwycił siebie na złym uczynku, zanim będziesz pragnął poprawy.
– Miłość bezwstydnych niewiast można zyskać tylko w bezwstydny sposób.

Przeznaczenie rządzi rodzajem ludzkim, i nikt nie może obiecywać sobie pewnej i bezpiecznej drogi życia, po której zawsze groźny dla nas czas toczy przeróżne zdarzenia.
– Przeznaczenie nieubłaganie dochodzi swych praw i nie daje się wzruszyć żadną prośbą. Nie wie, co znaczy ulec litości ani okazać łaskę: kiedy już rozpocznie nieodwracalny bieg, posuwa się naprzód zgodnie ze swym postanowieniem. Podobnie jak wody rwących potoków nie wpadają w siebie, i nawet nie zatrzymują się, gdyż jedna fala napiera na drugą, tak i wieczny łańcuch rzeczy ciągnie obroty Przeznaczenia, którego najważniejszym prawem jest: trzymać się swoich wyroków.
– Według mnie Przeznaczenie jest to powszechna konieczność zdarzeń i działań, której nie naruszy żadna siła. Jeżeli sądzisz, że ofiarami lub głową śnieżnobiałej owieczki można ubłagać ową konieczność, nie znasz praw boskich.
– Kto wzniósł się nad drapieżny los i ponad lęk Charonowej łodzi, ten nigdy spętanych ramion nie włoży w kajdany ani nie będzie uświetniał triumfu zwycięzcy: komu łatwo umrzeć, ten nigdy nie jest nieszczęśliwy.
– Zima sprowadza chłody: trzeba marznąć. Lato przynosi ze sobą upały: trzeba się prażyć. Zmienny klimat wystawia na próbę zdrowie: trzeba chorować. I zwierz dziki napadnie na nas w jakimś miejscu, i szkodliwszy od wszelkich zwierząt człowiek. Coś zabierze nam woda, a coś wydrze ogień. Nie możemy odmienić tego stanu rzeczy. Możemy jednak nabrać większej, godnej męża doskonałego odwagi, by nieustraszenie znosić wszelkie przypadki i zostawać w zgodzie z naturą. Tak oto żyjemy i tak mówimy. Niechaj los znajdzie nas gotowych i ochoczych. Ten jest duch wielki, który całkowicie Bogu się powierzył. I przeciwnie, ten jest mały i nikczemny, który się sprzeciwia, który źle myśli o porządku świata i woli poprawiać Boga niż siebie.
– Wszystkim wzgardził, kto śmiercią wzgardził.
– Kogo wschodzące słońce zastaje pysznym, tego zachodzące widzi powalonego. Niech nikt nie ufa zbytnio uśmiechom szczęścia, niech nikt w biedzie nie traci nadziei na lepszą dolę.
– Szczególna to wada nieszczęśliwych, że nigdy nie dowierzają swemu szczęściu: chociaż powraca pomyślny los, zgnębieni – nie chcą nim się jednak cieszyć.
– Przeznaczenie nami włada, i już w pierwszej godzinie po urodzeniu każdemu przydzielona jest jego porcja czasu. Przyczyny wzajemnie się zazębiają, a to co osobiste i ogólne łączy się z długim łańcuchem rzeczy: dlatego należy wszystko znosić mężnie, gdyż wbrew naszemu mniemaniu nic nie zdarza się przypadkowo, lecz przychodzi nieuchronnie. Dawno już zostało ustalone, czym się będziesz cieszył, czym smucił, i chociaż wydaje się, że życie poszczególnych ludzi bardzo się różni od siebie, sprowadza się wszystko do jednego: skazani na zgubę dostajemy to, co skazane na zgubę.
– Wprawdzie ów potężny Stwórca i władca wszechrzeczy sam ułożył wyroki Przeznaczenia, lecz zawsze ich przestrzega i jest posłuszny temu, co raz postanowił. Dlaczego jednak Bóg był tak niesprawiedliwy w przysądzaniu losu, że dobrym ludziom przypisał nędzę, rany i okrutną śmierć? Nie może twórca zmienić tworzywa: tylko tak dało się ono ukształtować. Pewne rzeczy są nieodłączne od innych, trzymają się razem, są nierozdzielne.
– Próbą złota jest ogień, nieszczęście – dzielnych ludzi.
– Jeśli pragniecie nie bać się niczego, to zważcie, że trzeba się bać wszystkiego. Rozpatrzcie się dookoła siebie, jak mało potrzeba, aby nas zgubić. Nic, co przekracza pewną miarę, nie jest korzystne dla zdrowia – ani jedzenie, ani picie, ani czuwanie, ani sen. Rozumiecie już, że jesteśmy mizerne, bezsilne i kruche stworzenia, których unicestwienie nie wymaga wielkiego wysiłku.
– Parki nadchodzą w ustalonym czasie. Gdy wydadzą rozkaz, nie wolno nikomu zwlekać, nikomu odraczać wyznaczonego dnia: rzesze wezwane legną popiołem w urnach.
– Kres jednego nieszczęścia jest stopniem ku następnemu.
– Nie za mało mamy czasu, ale za wiele marnujemy. Wielu jest takich, którzy nie dążą w życiu do żadnego określonego celu, lecz błędna, zmienna i zawsze niezadowolona lekkomyślność przerzuca ich z jednego przedsięwzięcia w drugie. Zajęci wszystkim niczego nie czynią.
– O ileż lepiej rozmyślać nad tym, co należy robić, niżeli nad tym, co już zrobione, i pouczać tych, którzy się zdali na Los, że nic, co on daje, nie jest stałe, że wszystkie jego dary rozwiewają się szybciej niż wiatr. Los bowiem nie zna spokoju, cieszy się zmianą radości w smutek, a zwłaszcza ich przeplataniem. Niechaj więc nikt nie ufa szczęściu, niech się nie załamuje w niepowodzeniach: rzeczy się toczą zmienną koleją. Czemu się tak radujesz? Nie wiesz, gdzie opuści cię szczęście, które wynosi cię w górę: ono, a nie ty, określi koniec. Czemu się gnębisz? Spadłeś na samo dno? Teraz właściwy czas, abyś się podniósł.
– Im więcej obcuję z sobą i poznaję siebie, tym bardziej zadziwia mnie własna niezwykłość, tym mniej rozumiem, kimże ostatecznie jestem.
– Zaczyna się nienawidzić wszystkiego, co prawdopodobne, a jest podawane za coś niezbitego.
– Szczęśliwy, kto wie, jak znosić los niewolnika i los króla, i umie nadać twarzy odpowiedni wyraz. Kto spokojnie przyjmuje cierpienia, ten odbiera im moc i wagę.
– Staje się nieszczęśliwy, kogo nęka gniew niebios; od gniewu ludzkiego nikt się takim nie staje.
– Bóg nie przestaje nękać szczęśliwych, gdy raz naprawdę zaczął. Taki jest oto kres świetności.
– Nieszczęśliwi chętnie słuchają o swoich nieszczęściach.
– Kiedy się zastanowić, jak rzadka jest prostota, jak nieznana niewinność, jak trudno spotkać wierność – chyba że interesowną – i kiedy się pomyśli o masie zbrodni uwieńczonych powodzeniem, o jednakowo nienawistnych korzyściach i stratach, jakie przynosi rozpusta, i o próżności, która do tego stopnia przekracza wszelkie granice, że aż chce jaśnieć przez swoją ohydę – wtedy duch pogrąża się w mroku nocy, i jakby po upadku cnót, których nie wolno ani spodziewać się u innych, ani się nie opłaca samemu posiadać, nastają ponure ciemności.

Bogactwo jest zapłatą za niewolę.
– Cóż ci zależy na tym, jak wiele masz? Znacznie więcej wynosi wszak to, czego nie masz.
– Wzgardź bogactwem nie dlatego, że jest zbyteczne, lecz dlatego, że okazuje się marne.
– Doświadcza ubóstwa nie ten, kto ma niewiele, lecz ten, który pożąda więcej. Jakaż więc jest miara bogactwa? – Mieć to, co jest niezbędne i mieć to, co jest wystarczające.
– Żadnym zyskiem się dusza chciwa nie nasyci.
– Jeśli porównasz takie nasze udręki, jak śmierć, choroby, obawy, tęsknoty, konieczność znoszenia bólów i trudów, z nieszczęściami, jakich przysparzają nam pieniądze, to te drugie wielce przeważają. Pomyślmy więc, o ile lżejszym zmartwieniem jest nie mieć pieniędzy niż je stracić, a zrozumiemy, że im mniej ma do stracenia ubóstwo, tym mniej przynosi cierpienia. Mylisz się bowiem, jeżeli sądzisz, że bogacze dzielniej znoszą straty: rana sprawia jednakowy ból bardzo wielkim i bardzo małym ciałom.
– Ten najlepiej korzysta z bogactw, kto ich najmniej pożąda.
– Mędrzec nie uważa się za niegodnego żadnych przypadkowych darów: nie kocha bogactw, ale woli je mieć; nie do duszy je przyjmuje, ale do domu; nie odrzuca tych, które posiada, ale zatrzymuje, bo chce swojej cnocie dostarczyć więcej możliwości.
– Gdy pragniemy osiągnąć bogactwo, popadamy w liczne nieszczęścia.
– Spokój nie gości w złoconych pałacach, a za purpurą możnych wloką się noce bezsenne. O, gdyby się otwarły serca bogaczy! Jak wielkim strachem napełnia je pyszne bogactwo!
– Szczęsliwe ubóstwo z zadowoleniem kryje się w niewielkiej chatynce; wyniosłymi domami często wstrząsają burze lub los je obraca w perzynę.
– Dla chciwych mało całego świata.
– Mała pożyczka czyni dłużnika, duża – wroga.
– Twierdzę, że bogactwo nie jest dobrem: gdyby nim było, czyniłoby ludzi dobrymi. Ponieważ zaś to, co znajduje się u złych ludzi, nie może być nazwane dobrem, uważam, że nie należy tej nazwy stosować do bogactwa. Przyznaję zresztą, że jest ono godne posiadania, użyteczne, i że zapewnia znaczną wygodę w życiu.
– Chciwość wyklucza jakąkolwiek wdzięczność. Nieumiarkowanych bowiem roszczeń nie zaspokoją nigdy żadne dary, i tym więcej pożądamy, im otrzymaliśmy więcej; chciwość, zgromadziwszy już wielkie stosy bogactw, staje się coraz bardziej nienasycona, podobnie jak nieskończenie rośnie gwałtowność płomienia, im większe jest źródło ognia. Tak samo ambicja nie pozwala człowiekowi zadowolić się taką miarą zaszczytów, jaka niegdyś była dla niego jedynie przedmiotem zuchwałych pragnień.

– Nie ma tak doskonałego dobrodziejstwa, którego by nie mogła uszczuplić złośliwość, ani tak mizernego, żeby go nie zdołała powiększyć życzliwa ocena. Nigdy nie zabraknie powodów do utyskiwania, jeżeli patrzeć na dobrodziejstwa z niekorzystnej strony.
– Niekiedy zbrodnią jest dotrzymać słowa.
– Rzadko się trafia być szczęśliwym na starość.
– Okryte chwałą męstwo nigdy się nie pogrąży w krainie styksowych cieni: mężni żyją wiecznie, a okrutne Przeznaczenie nie powlecze ich poprzez letejskie fale; lecz gdy wypełni się czas i nadejdzie ostatnia godzina, sława otworzy im drogę do Niebios.
– Tego, kto własnym męstwem zamknął drogę Przeznaczeniu, nie trzeba opłakiwać ani ścigać smutną modlitwą. [O bohaterach, którzy zginęli w boju].
Największą zaletą wodza jest niszczenie wroga.
– Chwalebne jest czynienie tego, co należy, a nie tego, co wolno.
– Jest znamieniem głupca, że nie wie, co mu wolno.
– Tłum depce leżących.
– Niech mąż podziwia uczciwość, wierność, obyczajność i czystość swej małżonki: tylko niepodległe nikomu zalety serca i umysłu trwają wiecznie; z kwiatu piękności każdy dzień zrywa jeden płatek.
– Owa cnota, do której zmierzamy, nie tylko dlatego jest wspaniała, że wyzwolenie się od zła samo przez się stanowi szczęście, lecz ponieważ przynosi ona swobodę duszy i przygotowuje ją do poznania zjawisk niebieskich, i czyni godną obcowania z Bogiem. Dusza wtedy osiąga szczyt i pełnię doli człowieczej, gdy podeptawszy wszelkie zło wznosi się wzwyż i wnika w samo wnętrze natury. Z jakąż radością buja wśród gwiazd, a śmieje się z mozaikowych posadzek bogaczy i z ziemi wraz z całym jej złotem.
– Doprawdy, wy, którzy nienawidzicie cnoty i jej wyznawców, nie postępujecie wcale w sposób dziwny. Bo przecież i chore oczy boją się słońca, a nocne zwierzęta czują odrazę do dziennej jasności; o pierwszym brzasku wpadają w odrętwienie, szukają na wszystkie strony swoich kryjówek i ze strachu przed światłem chowają się w byle jakich jamach. Syczcie i ostrzcie swe przeklęte języki oczerniając ludzi szlachetnych, szczerzcie kły, kąsajcie: prędzej połamiecie sobie zęby, niż zdołacie ugryźć.
– Ludzie nie mogą ścierpieć, aby ktokolwiek zajmował ich posiadłości, a jeśli powstanie najmniejszy spór o miedzę, biegną po kamienie i bronie. Natomiast pozwalają innym wkraczać w swoje życie, co więcej, nawet sami wprowadzają obcych do niego. Nie ma nikogo, kto chciałby rozdzielać swoje pieniądze pomiędzy innych; a iluż to ludziom każdy z nas rozdaje swoje życie! Ludzie są skąpi w zachowywaniu majątku, lecz jeśli idzie o tracenie czasu – tej jedynej rzeczy, której chwalebnie jest skąpić – są największymi utracjuszami.

– Czym jest Bóg? Wszystkim, co widzisz, i wszystkim, czego nie widzisz. Dopiero tak da się przedstawić jego własną wielkość, od której nic większego nie można pomyśleć, jeżeli On jeden jest wszystkim, jeżeli ogarnia swe dzieło od wewnątrz i od zewnątrz. Jakaż więc róznica pomiędzy naturą Boga a naszą? Lepszą cząstkę nas stanowi duch, lecz w Nim nie ma żadnej cząstki poza duchem. On jest cały rozumem, podczas gdy ludzie są tak zaślepieni, że ten świat, od którego nie ma nic piękniejszego, nic bardziej harmonijnego ani bardziej celowo urządzonego, uważają za przypadkowy i podlegający przypadkowym zmianom, i dlatego pełen zamętu pośród piorunów, chmur i burz oraz innych rzeczy, które wstrząsają ziemią i jej otoczeniem.
– Natura obdarzyła nas umysłem chciwym wiedzy. Ona własnie, świadoma swojej sztuki i swojej piękności, zrodziła nas jako widzów tego wspaniałego widowiska świata, gdyż inaczej zaprzepaściłaby owoce swojego trudu, jeśliby dzieła tak wielkie, tak wspaniałe, tak precyzyjne, tak świetne i tak zróżnicowane w swej piękności, ukazała martwej pustyni.

– Większość najwybitniejszych pisarzy uznała, że filozofia dzieli się na trzy części: filozofię moralną, filozofię przyrody i logikę. Pierwsza kształtuje duszę ludzką. Druga bada istotę wszechrzeczy. Trzecia docieka właściwości zdań, zajmuje się ich budową i uzasadnieniem, by zamiast prawdy nie wciskał się tam potajemnie fałsz... Aryston z wyspy Chios twierdził, że filozofia przyrody i logika są nie tylko zbędne, ale i szkodliwe. Zwęził nawet filozofię moralną, którą pozostawił jako jedyną. Albowiem usunął z niej dział, który zawiera napomnienia, powiadając, iż należy to do wychowawcy, a nie do filozofa. Jak gdyby filozof był kimś innym niż wychowawcą rodzaju ludzkiego...
– Filozofia nie jest sztuką dostępną dla każdego ani przysposobioną tak, by wystawiano ją na pokaz. Zawiera się ona nie w słowach, ale w istocie rzeczy. I nie służy do tego, by jakoś uprzyjemnić spędzenie dnia, by zmniejszyć nudę próżnowania. Urabia ona i kształtuje ducha, wprowadza ład do życia, rządzi wszelką działalnością, wskazuje, co należy czynić, a czego unikać, siedzi przy sterze i kieruje niebezpieczną podróżą miotanych przez bałwany morskie żeglarzy. Bez niej nikt nie może żyć spokojnie i nikt nie może żyć bezpiecznie... Czy krępuje nas nieubłaganym prawem Przeznaczenie, czy rozrządził wszystkim władca wszechświata Bóg, czy bez jakiegokolwiek porządku porusza i obraca sprawy ludzkie przypadek – winna nas podtrzymywać filozofia. Ona zachęci nas, byśmy z ochotą okazywali posłuszeństwo Bogu, byśmy z dumą ulegali losowi; ona pouczy nas, byśmy trzymali się Boga i cierpliwie znosili przypadki.
– Filozofia uczy czynów, a nie słów i domaga się, by wszyscy żyli wedle jej prawideł, by życie każdego człowieka nie odbiegało od jego mowy... Jest to największą powinnością, a zarazem i wskazaniem mądrości, by czyny zgadzały się ze słowami, by mędrzec we wszystkich okolicznościach miał jednakie i równe usposobienie. Mądrość to najwyższa doskonałość duszy ludzkiej; filozofia zaś to umilowanie mądrości i wytrwałe dążenie do niej.
– Ze wszystkich ludzi wolny czas mają tylko ci, którzy poświęcają się filozofii, tylko oni żyją, nie tylko bowiem strzegą dobrze czasu swojego życia, ale do życia dodają wieczność. Zyskują te wszystkie lata, jakie upłynęły przed ich urodzeniem. Jeśli nie jesteśmy bardzo niewdzięczni, to przyznamy, że wszyscy sławni twórcy świętych systemów filozoficznych urodzili się dla nas i że nam utorowali drogę życia. Dzięki cudzemu wysiłkowi dochodzimy do poznania rzeczy najpiękniejszych, wydobytych z ciemności na światło dzienne. Żadne stulecie nie jest dla nas objęte zakazem, do wszystkich mamy dostęp, i jeśli tylko zapragniemy wyzwolić się przez wielkość ducha z ludzkiej ograniczoności, to otworzy się wielki obszar czasu, w którym będziemy mogli wędrować.
– Filozofia jest nauką cnoty, ale zdobywaną na drodze samej cnoty. Ani cnota nie może istnieć bez nauki cnotliwości, ani nauka cnotliwości bez cnoty. Nie ma bowiem ani filozofii bez cnoty, ani cnoty bez filozofii”. [Na pytanie, dlaczego sam nie czyni tego, co mówi, Seneka odparł: „Uczę was żyć tak, jak żyć trzeba, a nie tak, jak ja żyję”].
„Poprzez pouczenia droga jest długa, a poprzez przykłady krótka i skuteczna.
– Cnota jest tak powabna, że nawet ludzie źli instynktownie chwalą lepsze postępowanie. Czy jest ktoś, kto by nie chciał wydawać się dobroczyńcą, kto dopuszczając się zbrodni i nieprawości, nie starałby się o dobrą opinię, kto nawet swym najokrutniejszym gwałtom nie nadawałby pozorów sprawiedliwości i nie chciał, aby sądzono, że obdarzył dobrodziejstwem i tych, którym wyrządził krzywdę? Tacy więc pozwalają, aby dzięki czynili im ci, którzy padli ich ofiarą, oni to udają dobrych i szczodrych, ponieważ nie mogą okazać się takimi. Nie graliby jednak takiej roli, gdyby jakiś popęd do tego co szlachetne i co samo przez się godne pożądania nie zmuszało ich do zabiegania o opinię sprzeczną z ich charakterem i do ukrywania swej nikczemności, która przynosząc upragnione korzyści, znienawidzona jest i haniebna.
– Za największe dobrodziejstwo natury uważamy, że cnota użycza swego światła umysłom wszystkich ludzi. Widzą ją nawet ci, którzy nie dążą do niej.
– Nie oszczędzamy życia tych, za których powinniśmy przelewać krew. Za dobrodziejstwa odpłacamy mieczem i trucizną. Targnąć się nawet na ojczyznę i tyranizować ją swoją siłą, oto co nazywa się potęgą i dostojeństwem! Kto się nie wynosi ponad dobro Rzeczypospolitej, przekonany jest, że zajmuje nędzne i poniżające stanowisko!
– Nikczemnością jest topić kogoś, aby wydobyć go z wody, przewracać, aby podnieść, więzić, aby uwolnić. Położenie kresu krzywdzie nie jest dobrodziejstwem, a usunięcie czegoś, co wraził sam usuwający, nie może nigdy stanowić zasługi.
– Nie ma nic tak wielkiego, żeby nie mogło upaść, bo już sama wielkość, choćby nie działały inne czynniki, staje się dostateczną przyczyną upadku.
– Jeśli chcesz wszystko podporządkować sobie, sam musisz najpierw podporządkować się rozumowi.
Gorzej jest szkodzić komuś niż samemu doznawać szkody.
– Dobrem jest to, co popęd duszy ku sobie wzbudza zgodnie z naturą i czego pożądać należy dopiero wtedy, gdy uznało się je za godne pożądania.
– To jest rzeczą pewną, że kiedy ktoś wyłącza się z tłumu i stawia się wyżej ponad nim, okazuje lekceważenie swym krzywdzicielom. Znamieniem prawdziwej wielkości jest nie odczuwac obrazy. Tak dzika bestia spokojnie ogląda się na psie ujadanie, tak bezskutecznie uderza fala o potężną skałę morską. Kto się nie gniewa, ten przetrwa i nie złamie go krzywda, kto jednak się gniewa, ten już przez to został zachwiany.
– Nikt, kto zabrał nam czas, nie poczuwa się do żadnego długu, gdy tymczasem jest to jedyna rzecz, którą nie może się odwzajemnić nawet ktoś wdzięczny.
– Zawsze czytaj tylko pisarzy uznanych. Nie czytaj dużo różnych pisarzy; wybrednego to żołądka właściwość – kosztować wielu rzeczy.
– Niech dusza zajmie się wyłącznie sobą i niech przynajmniej pod sam koniec życia przystapi do rozmyślania o sobie. Niechaj to czyni i niech się do tego przynagla, codziennie odmierzając swój krótki czas. Wszystko, co zostało stracone, winna się starać odzyskać przez staranny użytek obecnego życia: rzeczą najbardziej wiarygodną jest przejście od skruchy do cnoty.
– Wielu rzeczom przypisuje się wielkość nie podług ich natury, ale wskutek naszej małości.
– Niezliczeni są, którzy mieli władzę nad ludami i miastami, jakże niewielu, którzy ją mieli nad sobą.
– Co jest naprawdę ważne? Umieć z pogodą ducha znosić przeciwności.

– Kto zawiera przyjaźń gwoli korzyści, pozbawia ją wselkiego dostojeństwa.
– Prawdziwych i pewnych przyjaciół ubóstwo nie odstręczy.
– Przyjaciel zyskany dla korzyści będzie podobał się tylko tak długo, jak długo okaże się pożyteczny.
– Komu się nie naprzykrzam, tego nie kocham.
– Karć, poprawiaj, skoro tylko zostałeś przyjacielem.
– Kto jest własnym przyjacielem, jest też przyjacielem wszystkich.
– Opieraj się na sobie, bo ten, kto się opiera na czyjejś postronnej pomocy, może upaść.
– Szczególnie należy unikać melancholików i malkontentów, którzy znajdują przyjemność w narzekaniu z każdego powodu. Choćby się było pewnym lojalności i życzliwości takiego człowieka, to jednak wzburzony i stale rozżalony na wszystko towarzysz jest wrogiem naszego spokoju.
– Podobnie jak nie powinno się zawiązywać przyjaźni z człowiekiem niegodziwym, tak również nie należy dopuszczać go do korzystania z najświętszego prawa gościnności, które jest źródłem przyjaźni.
– Niektórzy nauczyli się niewierności już przez to samo, że się jej lękają. I oni to podejrzliwością swą stworzyli podstawę do zdrady.
– Ufać wszystkim i nie ufać nikomu jest błędne.
– Omawiaj z przyjacielem wszystko, lecz przedtem zastanów się nad nim samym.
– Po zerwaniu przyjaźni trzeba ufać, przed jej zawarciem trzeba się zastanowić.
– Nie jest miłe posiadanie żadnego dobra bez współtowarzysza.
– Mędrzec zadowala się sobą nie w tym znaczeniu, żeby chciał obywać się bez przyjaciół, lecz w tym, że się bez nich obejść może.
– Kto nie żyje dla nikogo, nie żyje też sam dla siebie.
– Nikt nie zdoła żyć szczęśliwie, jeżeli będzie miał na względzie jedynie siebie, jeśli wszystko będzie obracał wyłącznie na własną korzyść. Potrzeba żyć dla drugich, jeśli chcesz żyć dla siebie. Ta więź, która nas, ludzi, zespala z innymi ludźmi, i powoduje, że istnieje jakoweś wspólne dla całego rodzaju ludzkiego prawo, gdy jest pilnie i sumiennie przestrzegana, bywa wielce pomocna także do uprawiania owych ściślejszych stosunków przyjaźni... Kto ma bowiem wiele wspólnego z ludźmi, wszystko mieć będzie wspólne z przyjacielem.
– Komu się nie naprzykrzam, tego nie kocham.
– Od człowieka rząda się tylko, by przynosił pożytek ludziom: jeśli potrafi – wielu, a jeśli nie – to choćby najbliższym, a jeśli nie – to choćby samemu sobie. Jeśli bowiem stanie się pożyteczny dla innych, działa także dla wspólnej sprawy. Podobnie ten, kto staje się gorszy, nie tylko szkodzi sobie, lecz także tym wszystkim, którym mógłby pomóc, gdyby stał się lepszy. A więc każdy, kto ma zasługi wobec samego siebie, tym samym przynosi korzyść innym, gdyż przygotowuje dla nich pomoc w przyszłości.
– Nie powinieneś ani upodabniać się do złych tylko dlatego, że jest ich wielu, ani stawać się wrogiem wielu ludzi tylko dlatego, że są niepodobni do ciebie.
– Czyste sumienie nie boi się przyzwać całego tłumu, nieczyste jest pełne trwogi i niepokoju nawet w samotności. Jeśli postępki twoje są rzetelne, niech wiedzą o nich wszyscy, jeśli zaś bezecne, to cóż ci po tym, że nikt ich nie zna, skoro znasz je ty sam? O, biednyś ty, jeśli nie dbasz o tego świadka!
– Kto chce dojść tam, dokąd pójść postanowił, niechaj się trzyma jednej drogi i nie wałęsa się po innych; to drugie bowiem nie jest kroczeniem wprzód, lecz błąkaniem się.
– To duch uszlachca człowieka, który z każdego stanu może wznieść się ponad swe stanowisko.
– Znalazłbyś rzeczy potrzebne, gdybyś nie poszukiwał zbędnych.
– Uczyć się cnót, to oduczać się przywar.
– Mów tylko tyle, ile chcesz, a dawaj do zrozumiena więcej, niż mówisz.
– Jeśli niekiedy chce się mi zabawić błaznem, nie potrzebuję go szukać daleko: śmieję się sam z siebie.
– Jakże wielka jest głupota tego, kto opuszcza słuchaczy rozradowany okrzykami zadowolenia ze strony ludzi nieświadomych.
– Jaki kto jest, rozpoznasz, jeśli się przyjrzysz, w jaki sposób chwali i w jaki sposób przyjmuje pochwały.
– Czymś równym sobie jest spokojnie przeżywać radość oraz spokojnie znosić ból.
– Jaki jest rozum, takie też i czyny.
– Bądź pełen otuchy tam, gdzie wszyscy czują się przygnębieni, i wykazuj odwagę tam, gdzie wszyscy są załamani.
– Kto myśli o tym, co ma otrzymać, zapomniał o tym, co już otrzymał.
– Nawet i sama szczęśliwość, jeśli nie korzysta się z niej umiarkowanie, staje się uciążliwa.
– Mówmy to, co myślimy, a myślmy, co mówimy.
– Obelgi ze strony ludzi nieuświadomionych przyjmować należy spokojnie, i gardzić okazywaną sobie wzgardą.
– Baczmy, by to, przez co chcemy zapewnić sobie podziw, nie było śmieszne i nie budziło odrazy.
– Mędrzec nie pragnie niczego, a jednak potrzeba mu wielu rzeczy. Głupiec nie potrzebuje nic, niczym się bowiem nie umie posłużyć, a mimo to pragnie wszystkiego.
– Tylko w cnocie zawiera się umiar; wady zaś nie dopuszczają miarkowania.
– Nie nazwę dobrem nawet spokojności ani nieodczuwania zmartwień: co jest spokojniejszego nad robaka?
– Doskonały rozum jest właściwym dobrem człowieka.
– Słabnie męstwo bez przeciwnika. Swoją wielkość i siłę wtedy objawia, kiedy wytrwaniem okazuje, do czego jest zdolne.
– Nieprzerwane powodzenie nie wytrzyma żadnego ciosu. Lecz kto nieustannie zmaga się ze swoją niedolą, ten cierpieniom zawdzięcza hart, i nie ustąpi przed żadnym złem, a nawet jeśli upadnie, będzie walczył jeszcze na klęczkach.
– Prawdziwe męstwo chciwe jest niebezpieczeństwa i myśli o tym, dokąd zmierza, a nie, co przecierpi, bo także cierpienie będzie częścią sławy.
– Jedynym dobrem człowieka jest to, co należy tylko do niego.
– Być lepszym od ludzi najgorszych, to jeszcze nie doskonałość.
– Sława jest tylko cieniem cnoty: towarzyszy cnocie nawet wbrew jej woli.
– Zapłatą za prawy postępek jest to, że się go popełniło.
– Wierność jest najczcigodniejszą zaletą serca ludzkiego.
– Lekarstwo zaczyna pomagać wtedy, gdy we wrogo przyjmującym je organizmie działanie jego wywołuje boleść.
– Wielka różnica zachodzi, czy ktoś występków popełniać nie chce, czy też nie umie.
– Przebadaj cały czas ludzi zajętych, przyglądaj się, jak długo przygotowują zasadzki, jak długo się boją, jak długo nadskakują innym, jak długo im samym się nadskakuje, ile czasu zajmują im własne i cudze sprawy sądowe, ile czasu zabierają im uczty, które już same są obowiązkami, a zobaczysz, do jakiego stopnia ich własne sukcesy i klęski nie pozwalają im znaleźć chwili wytchnienia.
– Czas życia ludzkiego dzieli się na trzy okresy: na ten, który już był, ten, który jest, ten, który będzie. Czas, w którym żyjemy, jest krótki, w którym mamy żyć, jest wątpliwy, a ten, który już przeżyliśmy – pewny. Los bowiem utracił prawo do niego i nie podlega on już niczyjej władzy.
– Nigdy nie zabraknie powodów do niepokojów pochodzących bądź z powodzenia, bądź z niepowodzenia.
– Jest tak: nie ma nic wiecznego, niewiele rzeczy jest długotrwałych, a każda jest krucha inaczej. Chociaż sprawy kończą się różnie, to jednak wszystko, co ma swój początek, znajduje także swój kres. Niektórzy grożą światu zagładą, i jeśli sądzisz, że godzi się w to wierzyć, pewnego dnia ten wszechświat, który obejmuje wszystkie rzeczy boskie i ludzkie, ulegnie rozproszeniu i pogrąży się w dawnym chaosie i ciemnościach.
– Największą zatem pociechą dla człowieka jest myśl, że wszyscy przed nim cierpieli i wszyscy po nim będą cierpieli to, co jego spotkało. I dlatego wydaje mi się, że to, co natura uczyniła czymś najbardziej uciążliwym, uczyniła powszechnym, ażeby wobec okrucieństw Przeznaczenia pociechą był ich równy podział.
– Cóż bardziej haniebnego i niemęskiego niż poddawanie się niszczącemu działaniu zgryzoty?
– Wrogość natychmiast znika, jeśli się jej wyrzeknie jedna ze stron. Biją się tylko tacy sami. Lecz oto obie strony ponosi gniew, rozpoczyna się walka: ten będzie lepszy, kto się pierwszy wycofa, zwyciężony ten, kto zwyciężył.
– Nie ulega wątpliwości, że kto wzgardził swymi prześladowcami, ten wydobył się z przeciętności i wzniósł się ponad nią: dowodem prawdziwej wielkości jest to, że nie zauważa się ciosu.
– To jest największą karą za wyrządzoną krzywdę, że się ją wyrządziło, i nikt nie zostaje dotkliwiej ukarany niż ten, kto jest wydany na katusze wyrzutów sumienia.
– Wszystko, co potępiamy w innych, znajdziemy we własnej duszy.
– Grzechem jest szkodzić ojczyźnie: więc także współobywatelowi, gdyż jest on częścia ojczyzny – jeżeli czcigodna jest całość, to święte są również części – a więc i szkodzić człowiekowi, bo jest on twoim współobywatelem w większej wspólnocie. Cóż by się stało, jeśliby ręce chciały szkodzić nogom, a oczy rękom? Podobnie jak zgadzają się z sobą wszystkie członki, ponieważ w interesie całości jest poszanowanie każdego z osobna, tak samo ludzie powinni szanować jednostki, ponieważ urodzili się do wspólnego życia, a społeczeństwo może być zdrowe tylko dzięki wzajemnej opiece i miłości swych członków.
– Im kto gorszy, tym gorzej znosi pouczenia.
– Każ wszystkim ludziom z osobna porównać rachunki życia: nikomu nie udało się ujść kary za to, że się urodził.
– Taka właśnie jest natura ludzka, że nic się nam nie podoba bardziej niż to, cośmy utracili. Z tęsknoty za tym, co nam odebrano, jesteśmy zbyt niesprawiedliwi względem tego, co nam pozostało.
– Niżej stojącym duszom potrzeba, by ktoś szedł przed nimi i wskazywał im: tego będziesz unikał, a to zrobisz.
– Kto psuje drugiego, również i sam staje się gorszy.
– Wśród nieszczęść pojmujemy różne sprawy lepiej, podczas gdy powodzenie odbiera nam rozeznanie.
– Życie bez celu jest błądzeniem.
– Piękniej jest wpaść w niewolę, niż pójść w nią z własnego przyzwolenia.
– Sztukom sprzyja pochwała.
– Człowiekowi zguba drugiego człowieka sprawia przyjemność.
– Każdy ma dość sił do szkodzenia.
– Kto budzi lęk innych, sam się ich boi.
– Nikt nigdy nie mógł być postrachem bez obawy.
– Ludzie więcej rozeznają w cudzym kłopocie niżeli we własnym.
– Odsuń się od przykładów występków, a pozbawisz się złych skłonności.
– Wolność nie może dostać ci się darmo; jeżeli cenisz ją sobie wysoko, wszystko inne należy cenić nisko.
– Nikt życiem dobrze nie pokierował, kto nim wprzódy nie wzgardził.
– Żaden talent nie bywa uznawany bez tego, żeby nie należało mu czegoś wybaczyć.
– Nie ma występku, który by nie znajdował jakowejś obrony.
– Uświadomiwszy sobie własną słabość, zachowajmy spokój.
– Niechęć jest przyczyną, rzekoma niemożność zaś tylko pozorem.
– Wszelkie dzieła śmiertelników skazane są na doczesność.
– Niejedno upadło po to, aby wznieść się jeszcze wyżej.
– Rodzimy się nierówni, umieramy równi.
– Nie oskarżaj tego, czego nie znasz.
– Rozkosz rozkłada i osłabia wszelką moc.
– Los odważnym sprzyja; tchórz sam sobie stwarza przeszkody.
– Nikt przy pomocy pouczeń nie uleczy szału.
– Co drugiemu uczynisz, to i ciebie czeka.
– Gubimy się naśladując innych: oddzielmy się tylko od tłumu, a wrócimy do zdrowia.
– Dwie rzeczy przysparzają duszy najwięcej siły: wierność prawdzie i przyzwoitość.
– Nawet ludzie pospolici i mierni osiągają sukcesy; lecz tylko wielki człowiek zdolny jest odnieść triumf nad grozą i nieszczęściami, jakie spadają na śmiertelników. Być zawsze szczęsliwym i przejść przez życie bez zgryzoty serca – to nie znać drugiej strony porządku świata.
– Uważam cię za nieszczęśliwego, bo nigdy nie byłeś nieszczęśliwy. Przeszedłeś przez życie bez walki. Nikt się nie dowie, ani nawet ty sam, co potrafisz. Aby poznać samego siebie, trzeba się wystawiać na próby. Tylko tak może przekonać się każdy, na co go stać.
– Bóg, powiadam, wspiera tych, którzy według Jego pragnienia mają osiągnąć najwyższą cnotę, ilekroć dostarcza im okazji do jakiegoś śmiałego i dzielnego czynu. Wymaga to jednak zmierzenia się z jakąś rzeczywistą trudnością: sternika ocenisz w czasie burzy, żołnierza – w boju.
– Zaklinam was, nie lękajcie się ciężkich doświadczeń, którymi Bóg nieśmiertelny dodaje niejako bodżca ludzkim duszom. Nieszczęście jest okazją do wykazania męstwa. Słusznie mógłby ktoś nazwać nieszczęśliwymi tych, którzy gnuśnieją w nadmiernym dobrobycie, tych, których jakby na spokojnym morzu więzi w bezruchu martwa cisza. Cokolwiek im się zdarzy, będzie dla nich zaskoczeniem. Srogi los bardziej się daje we znaki ludziom niezahartowanym, a jarzmo uciążliwe jest dla miękkiego karku.
– Dlaczego Bóg na najlepszych zsyła chorobę albo smutek, albo inne dolegliwości? Bo przecież i na wojnie niebezpieczne rozkazy otrzymują najdzielniejsi.
– Tak więc Bóg hartuje, bada, ćwiczy tych, których poddaje próbom, których kocha. Tych zaś, których, jak się wydaje, oszczędza i którym pobłaża, tych zostawia bezsilnymi wobec przyszłych nieszczęść. Mylicie się bowiem, jeśli sądzicie, że ktoś może tu być wyjątkiem: również na tego, kto był długo szczęśliwy, przyjdzie kolej. Ktokolwiek zdaje się być od tego zwolniony, otrzymał tylko odroczenie.
– Dlaczego się dziwisz, że dobrzy ludzie poddawani są wstrząsom dla umocnienia? Mocne i krzepkie jest tylko takie drzewo, w które często uderza wichura: właśnie od uderzeń wichury zwiera się w sobie i mocniej zapuszcza korzenie. Kruche jest, które wyrosło w słonecznej dolinie. A więc i ludzie szlachetni, dla swej własnej korzyści, aby mogli stać się nieustraszeni, powinni często obracać się wśród niebezpieczeństw i obojętnie znosić zdarzenia, które są złem jedynie dla tego, kto źle je znosi.
– Powinniśmy być świadomi, że powodem naszych kłopotów nie jest miejsce naszego pobytu, lecz my sami: jesteśmy bowiem zbyt słabi, aby cokolwiek ścierpieć, nie umiemy przez dłuższy czas znieść ani trudu, ani rozkoszy, ani siebie samych, ani w ogóle żadnej rzeczy.
– Któż ma odwagę powiedzieć sobie samemu prawdę? Kto, otoczony tłumem wielbicieli i adoratorów, najbardziej ze wszystkich nie schlebia jednak sam sobie?
– Często starzec pochylony wiekiem nie ma innego dowodu na to, że żył tak długo, jak tylko liczbę przeżytych lat.
– Ilekroć przypadkowe przeszkody lub sytuacje polityczne powstrzymują nas od aktywnego życia, najlepiej jest przeplatać działanie bezczynnością. Nigdy bowiem stosunki nie są aż tak beznadziejne, żeby nie było okazji do żadnej uczciwej działalności.
– Człowiekowi bardziej wypada śmiać się z życia niźli płakać nad nim. Warto też dodać, że większe zasługi wobec ludzkości ma ten, kto ją wyśmiewa, niż ten, kto się nad nią lituje: tamten zostawia choćby odrobinę nadziei, ten natomiast w głupi sposób płacze nad rzeczami, co do których nie spodziewa się żadnej poprawy. A biorąc wszystko pod uwagę, trzeba powiedzieć, że wznioślejszą duszę ma ten, kto nie powstrzymuje śmiechu, niż ten, kto nie powstrzymuje łez, gdyż pobudza najbardziej umiarkowane uczucia i w tym wielkim przepychu życia niczego nie uważa za wielkie, poważne, ani nawet żałosne.
– Musimy poddawać ocenie nasze projekty i przymierzać siły do tego, co mamy zamiar podjąć. Zawsze bowiem wykonawca winien górować siłą nad swoim dziełem: ten, kto dźwiga nadmierne ciężary, zostanie nieuchronnie przygnieciony przez nie. Bywają zresztą przedsięwzięcia nie tyle wielkie, co brzemienne mnogością innych zajęć; należy uciekać od spraw, z których wynikają nowe i wielorakie zadania, ani nie trzeba zabierać się do takich, z których nie można się swobodnie wycofać. Przykładaj rękę do rzeczy, które możesz doprowadzić do końca albo których ukończenia możesz oczekiwać. I zostaw takie, które w wykonaniu nazbyt się rozrastają, ani nie ustają tam, gdzie postanowiłeś.
– Najpierw daj mi swobodę wyboru, a potem obdarzaj dobrodziejstwami!
– Nie ma człowieka, który dla siebie samego nie byłby wspaniałomyślnym sędzią. Dlatego właśnie każdy uważa, że zasłużył sobie na wszelkie dobra, i przyjmuje wszystko jako należność i sądzi, iż nie jest ceniony podług swojej wartości.
– Lepiej jest przyjmować ze spokojem zwyczaje pospólstwa i ludzkie wady, nie wybuchając ni śmiechem, ni płaczem. Zamartwiać się bowiem z powodu cudzych nieszczęść to wieczna męka, a cieszyć się z cudzych nieszczęść to przyjemność nieludzka, i tak na przykład bezużytecznym objawem człowieczeństwa jest płacz i smutna mina dlatego, że ktoś urządza pogrzeb synowi. Również we własnych nieszczęściach tak się należy zachowywać, by tyle tylko ulegać smutkowi, ile żąda natura, a nie powszechny zwyczaj.
– Nikt nie dozna wzgardy od kogo innego, jeśli przedtem sam nie wzgardził sobą. Takiej zniewadze może podlegać tylko dusza nędzna i znikczemniała. Natomiast ten, kto występuje odważnie przeciwko najstraszniejszym klęskom i obala zło, które innych miażdży, ten nawet niedolę przyjmuje jak święty wieniec zasługi, ponieważ taką mamy naturę, że nic nie wywołuje w nas równie wielkiego podziwu jak człowiek w nieszczęściu mężny.
– Jeśli upadnie wielki człowiek, to nawet powalony pozostaje wielki, ludzie zaś wcale nie gardzą nim bardziej niż ruinami świątyni, po których depcą, a które wyznawcy czczą równie pobożnie, jak wówczas, gdy były całe.
– W błędzie jest, kto ma nadzieję, że będzie mu wdzięczny człowiek, którego znużył odwlekaniem i wymęczył oczekiwaniem. Z takim samym uczuciem odbieramy dobrodziejstwo, z jakim je wyświadczono, i dlatego nie należy wyświadczać niedbale: każdy bowiem tylko sobie zawdzięcza to, co otrzymał od kogoś obojętnego.
– Nie odczuwa się wdzięczności za dobrodziejstwo, z którym dobroczyńca długo zwleka i które wydaje się z trudnością wypuszczać z rąk, i dawać tak, jakby wydzierał je samemu sobie.
– Wyświadczajmy dobrodziejstwa, lecz nie czyńmy z nich przedmiotu lichwy. Człowiek, który dając myśli o zapłacie, zasługuje na oszukanie.
– Niewielu zachowuje wdzięczność po otrzymaniu dobrodziejstwa. Większość dopóty pamięta o darach, dopóki z nich korzysta.
– Istotną cechą wielkiego i szlachetnego umysłu jest to, że nie dba o nagrodę za dobrodziejstwo, lecz o nie same, i że po złych doświadczeniach wciąż szuka dobrego człowieka. Czy byłoby czymś chwalebnym niesienie pomocy wielu ludziom, gdyby nikt nie zawiódł nas? Lecz prawdziwą cnotą właśnie jest świadczenie dobrodziejstw bezinteresownych, za które człowiek wspaniałomyślny bierze nagrodę w tej samej chwili, kiedy je świadczy.
– Również niewdzięcznicy narzekają na niewdzięczników, gdy tymczasem w każdym tkwi coś takiego, co każdemu niemiłe, i dochodzi tu do takiej sprzeczności, że niektórzy ludzie stają się naszymi największymi wrogami nie dopiero po otrzymaniu dobrodziejstw, lecz własnie z powodu ich otrzymania.
– Nikt nie daje z ochotą tym, co przyjmują niechętnie.
– Nie należy niczego czynić bez rozumnej racji. Żaden dar nie jest dobrodziejstwem, jeśli nie daje się go na podstawie rozumnej racji, gdyż wszystkiemu co dobre musi towarzyszyć rozum.
– Czyny szlachetne są same w sobie zapłatą.
– Nikt nie jest bardziej skłonny do upokorzania się niżeli ci, którzy unoszą się zuchwałą pychą, i nikt nie jest bardziej gotów deptać innych niżeli ci, którzy doznając obelgi, nauczyli się lżyć.
– Nikt nie kocha ojczyzny dlatego, że jest rozległa, ale dlatego, że jest własna.
– Nic nie wikła nas w większe zło niźli poddawanie się opinii publicznej i uznawanie za najlepsze tego, co spotkało się z wielką aprobatą, niźli wzorowanie się na tak wielu przykładach i życiu nie podług zasad rozumu, lecz naśladownictwa.
– Te rzeczy, które przyciągają oczy i przy których się przystaje, które jeden drugiemu z podziwem pokazuje, te rzeczy po wierzchu błyszczą, a są lichotą w środku.
– Sprawy ludzkie nie idą aż tak dobrze, żeby się podobało większości to co lepsze.
– Jest jedno tylko dobro, będące zasadą i podwaliną szczęśliwego żywota: polegać na sobie. Tego zaś człowiek osiągnąć nie może, jeśli się obawia trudu... Trud nie jest dobrem. Cóż więc jest dobrem? Nieobawianie się trudu. Dla dusz szlachetnych trud jest pokrzepieniem. W ogóle brzydko jest człowiekowi porwanemu przez najszczytniejsze zamierzenia wciąż jeszcze dokuczać Bogu prośbami. Na cóż potrzebne ci są modły? Uczyń siebie szcześliwym sam. Uczynisz zaś, jeśli zrozumiesz, że dobre jest to, w czym mamy domieszkę cnoty, a złe to, z czym złączona jest złość.
– Kiedy się wzgardzi rozkoszą i bólem, wówczas w miejsce tych wszystkich błahych i bezwartościowych rzeczy, a i szkodliwych przez swoje haniebne skutki, wstępuje ogromna radość, niewzruszona i nieustanna, a potem spokój, harmonia duchowa i wielkość połączona z łagodnością.
– Najwyższym dobrem jest duch gardzący przypadkowymi dobrami, rozradowany cnotą, albo ściślej, niepokonana siła ducha, doświadczona we wszystkim, łagodna w czynach, delikatna w obejściu z innymi.
– Cóż nam przeszkadza powiedzieć, że szczęśliwe życie to dusza wolna, dumna, nieustraszona i niewzruszona, stojąca poza lękiem i pożądaniem, dusza, dla której jedynym dobrem szlachetność, jedynym złem podłość, a reszta bezwartościową masą rzeczy, jakie przychodzą i odchodzą, nie ujmując ani dodając niczego szczęśliwemu życiu, nie zwiększając ani pomniejszając najwyższego dobra?
– Nikogo, kto pozostaje poza obrębem prawdy, nie można nazwać szczęsliwym.
– Człowiek szczęśliwy jest zadowolony ze swych czasów, jakiekolwiek by one były, i przychylny swojej kondycji. Szczęsliwy jest, komu rozum każe doceniać wszelkie warunki egzystencji.
– Szukam szczęścia człowieka, a nie szczęścia brzucha, który pojemniejszy jest u bydląt i dzikich zwierząt !
– Nadmierna rozkosz jest szkodliwa: lecz jeśli idzie o cnotę, to nie należy się obawiać żadnego nadmiaru, gdyż w niej samej jest miara; nie jest dobrem to, co łamie się od własnej wielkości”.
Według przekonania Seneki najwyższym dobrem jest niezwyciężona moc ducha, wypróbowana w ogniu doświadczeń, łagodna w działaniu, przepojona wielką miłością do ludzi i troską o tych, z którymi styka nas życie, duch, który za jedyną rozkosz uznaje wzgardę dla wszelkiej rozkoszy. Także dlatego, że w dniu, w którym ktoś dozna rozkoszy, dozna również cierpienia. „Sam widzisz, w jak srogą niewolę wprzęgnie się człowiek, którym na przemian władać będą rozkosz i ból, dwaj najkapryśniejsi tyrani. Trzeba więc z poddaństwa wydostać się na wolność.
– Wolny jest ten, kto nie poddał się w niewolę samemu sobie. Taka niewola jest ciągła i niezwalczona, gnębi ludzi z jednakową siłą we dnie i w nocy, bez przerwy i bez wytchnienia. Być swoim własnym niewolnikiem to najsroższa niewola, którą łatwo zrzucić, jeśli przestaniesz domagać się wiele dla siebie, jeśli przestaniesz sobie samemu dawać zapłatę, jeśli będziesz miał przed oczyma swoją naturę i wiek – chociażby nawet młodzieńczy – i powiesz sobie: „Po co szaleję? Po co dyszę z wysiłku? Po co wyciskam z siebie pot? Po co orzę ziemię i po co zajmuję się sprawami publicznymi? – Nie potrzeba mi przecież ani wiele, ani na długo.
– Duch ludzki powinien koniecznie zwracać się od spraw zewnętrznych ku sobie samemu: niechaj ufa sobie, niech cieszy się sobą, niech wznosi się myslą ku swoim sprawom, a trzyma się możliwie najdalej od cudzych, i niech zajmuje się sobą, niech się nie przejmuje stratami, niech nawet przeciwności losu tłumaczy sobie pomyślnie.
– Któż nie wie, że najwięksi głupcy najbardziej korzystają z tych naszych rozkoszy, że nikczemność obfituje w przyjemności i że sama dusza dostarcza sobie wielu rodzajów występnej rozkoszy? Przede wszystkim jest to zarozumiałość, nadmierne poczucie własnej wartości i nadęte wynoszenie się ponad innych, ślepe i bezkrytyczne przywiązanie do własnych rzeczy, rozwiązłe przyjemności i uniesienie z bardzo błahych i dziecinnych powodów, zgryźliwość i arogancja lubująca się w obelgach, próżniactwo i wyuzdanie płynące z leniwego, ospałego umysłu.
– Jak z trudem i narażaniem się na niebezpieczeństwa polujemy na dzikie zwierzęta, a po schwytaniu nie przestajemy się ich bać – często bowiem rozszarpują swych panów – tak samo jest również z wielkimi rozkoszami: stają się one wielkim nieszczęściem i doścignięte ścigają. Im są liczniejsze i większe, tym nędzniejszy i bardziej zniewolony jest ten, kogo motłoch mieni szczęsliwym.
– Szlachetną rzeczą jest dążyć do wzniosłości celów, mierząc nie własne siły, ale siły swojej natury, i podejmować ambitniejsze plany niż te, jakie mogliby spełnić nawet ludzie obdarzeni niezwykłą siłą ducha.
– Wiąże nas uroczysta przysięga, że będziemy znosili nasz ludzki los, nie tracąc równowagi ducha z powodu tego, czego nie jesteśmy w stanie uniknąć. Urodziliśmy się w monarchii absolutnej: prawdziwa wolność to być posłusznym Bogu.
– Rozkosze mędrca są spokojne i umiarkowane, prawie obojętne, przytłumione i łatwo dostrzegalne, jako ze przychodzą bez wezwania, a chociaż nadchodzą samoczynnie, nie są ani cenione ani przyjmowane z radością przez tych, którzy ich doświadczają. Oni je bowiem mieszają i łączą z życiem, tak jak rozrywkę i żart łączy się z poważnymi sprawami.
– Wszyscy pragną żyć szczęśliwie, lecz błądzą w ciemnościach, jeśli idzie o poznanie, czym jest to, co czyni życie szczęśliwym. I do tego stopnia niełatwo jest osiągnąć życie szczęśliwe, że każdy, kto schodzi z właściwej drogi, tym bardziej się odeń oddala, im szybciej dąży. A skoro droga prowadzi w przeciwnym kierunku, sama szybkość powoduje, że oddalenie powiększa się coraz bardziej.
– Nie godzi się człowiekowi nie odczuwać nieszczęść, a nie móc ich znieść – nie godzi się mężczyźnie.
– Nawet w tych tak zwanych nieszczęściach nie znajduje się nic tak strasznego ani przykrego, jak przedstawia to groźnie wyobraźnia pospólstwa. Już samo słowo „nieszczęście” wskutek pewnego uprzedzenia i ogólnego przekonania brzmi w uszach raczej niemiło i razi słuchaczy jako coś smutnego i przeklętego: tak bowiem zawyrokował lud, lecz mędrcy w dużej mierze odrzucają opinie ludu.”
Prawdopodobnie w całej kulturze powszechnej nie było pisarza tak wszechstronnie mądrego i wzniosłego, jak Lucjusz Anneusz Seneka, genialny Hiszpan.

* * *

Quintus Horatius Flaccus (65-8 p.n.e.) był jednym z największych poetów i myślicieli rzymskich, autorem szeregu tekstów literackich i naukowych, tłumaczonych na wiele języków nowożytnych. Jego światopogląd był zbliżony do stoickiego, o którym – nieco stronniczo – pisał Max Stirner: „Celem stoików było urzeczywistnienie ideału mędrca, męża pełnego życiowej mądrości, który wie, jak żyć, przeto – ideału mądrego życia. Znaleźli go w pogardzie dla świata, w życiu bez życiowego rozwoju, bez ekspansji, bez przyjacielskich relacji ze światem, tzn. w życiu w izolacji, w życiu jako takim, a nie we współżyciu – żył jedynie stoik, wszystko inne było dlań martwe... Nawet stoicka postawa i cnota męża polegają jedynie na tym, aby się sprawdzić i potwierdzić wobec świata, a etyka stoików nie jest doktryną Ducha, a wyłącznie doktryną odtrącania świata i potwierdzania się wobec niego. Znajduje to swój wyraz w „niewzruszoności i obojętności wobec życia”, zatem najdobitniej – w cnocie rzymskiej. Również i Rzymianie nie wyszli poza tę życiową mądrość (Horacy, Cyceron i inni)”. Także Arthur Schopenhauer w pierwszym tomie swego dzieła „Świat jako wola i przedstawienie” podawał podobną ocenę etyki stoickiej: „Jej ideał, stoik-mędrzec, nawet tak, jak ona go ukazuje, nie nabrał nigdy życia ani wewnętrznej, poetycznej prawdy, lecz pozostał drętwym, sztywnym manekinem, z którym nie wiadomo, co począć, który sam nie wie, do czego ma służyć jego mądrość, którego całkowity spokój, zadowolenie, szczęście przeczy po prostu istocie człowieczeństwa i nie pozwala nam uzyskać żadnego naocznego jego przedstawienia. Jakże inaczej wyglądają obok niego ci, co przezwyciężyli swiat, dobrowolni pokutnicy, których pokazuje nam i których wydała naprawdę mądrość hinduska lub zgoła chrześcijański Zbawiciel, ta wspaniała, do głębi żywa postać, niezwykle prawdziwa poetycko i o ogromnym znaczeniu, która jednak, mimo pełni cnoty, świętości i wzniosłości, stoi przed nami wydana na największe cierpienie”.

W dalszym ciągu naszego tekstu zostanie jednoznacznie wykazana bezpodstawność negatywnych twierdzeń niemieckich filozofów o ideowej i życiowej postawie stoików.
Oto bowiem Horacy notuje:
„Trzymaj się złotego środka.
– Korzystaj z dnia i nie ufaj temu, co przyjdzie.
– Gniew to krótkotrwałe szaleństwo.
– Trzeba cierpliwie znosić to, czego się nie da poprawić.
– Kto ratuje człowieka wbrew jego woli, postępuje nie lepiej niż morderca.
– Nikt nie jest zadowolony ze swego losu.
– Jesteśmy tylko prochem i cieniem („pulvis et umbra sumus”). .
– Siła pozbawiona rozumu niszczy sama siebie.
– Nie zaszkodzi dodać kroplę głupoty do beczki mądrości.
– Choć widłami odganiaj swą naturę, i tak powróci.
– Niczemu się nie dziwić.
– Należy spokojnie (obojętnie) wysłuchiwać zarzutów głupców (ignorantów). – „Aequo animo audienda sunt imperitorum convicia”.
– Potępienie ze strony głupca to komplement.
– Panuj nad sobą! – Compesce mentem!
– Sknera bliski do szaleńca. – Parcus assidet insano.
– Życie nic nie daje śmiertelnikom bez wielkiego trudu.
– Dusza zadowolona z teraźniejszości nie będzie myślała o przyszłości.
– Spokojnie przejdź przez życie, by nie nękała żądza cię wiecznie i by cię nie gnębił rzeczy zbędnych blask i lęk ponury.”

* * *

Bystrym obserwatorem życia i ludzi był Publilius Sirus, poeta i aforysta, żyjący w pierwszym wieku przed narodzeniem Chrystusa.
„Oczekuj od drugiego tego, coś sam mu uczynił.
– Żyj w pokoju z ludźmi, lecz bądź w stanie wojny z ich przywarami.
– Zgoda umacnia nawet słabe siły.
– Zło zawsze szybsze od dobra.
– Kto szlachetny, nie bywa pamiętliwy (mściwy).
– Chciwego pieniądz pobudza, a nie nasyca.
– Wielu musi bać się ten, kogo wielu się boi.
– Dobre imię cenniejsze od pieniądza.
– Nie jest czymś haniebnym ulec temu, co jest konieczne i nieuniknione. – Honeste servit qui succumbit tempori.
– Sprzeczka (gniew, złość) to najgorszy argument.
– Wątpienie jest pierwszym krokiem ku mądrości.
– Usprawiedliwienie zbrodniarza to potępienie sędziego.
– Rozważania uczą rozumu.”

Oto zaś garść pouczających i bardzo „życiowych” idei innych rzymskich autorów.
„Cała moja nadzieja we mnie” (Terencjusz).
– „Dobrodziejstwo źle skierowane staje się złym uczynkiem” (Enniusz).
– „Umieć się cieszyć przeżytym życiem, to znaczy żyć dwa razy” (Marcialis).
– „Przepisami prawa są: żyć uczciwie, nie szkodzić innym, każdemu oddać, co mu się należy” (Ulpian).
– „Summum crede nefas animam praefere pudori et propter vitam vivendi perdere causas.” – “Miej za hańbę przenosić żywot nad cześć własną i dla życia utracić sławy barwę jasną” (Juvenalis).
– „Nie ma nic bardziej fałszywego niż zdrożny przesąd usprawiedliwiający zbrodnie powoływaniem się na bogów” (Titus Livius).
– „Rzadko się zdarza, aby ktoś miał dość poszanowania dla samego siebie” (Maximus Fabius Quintillianus).
– „Nie ma nic gorszego nad ludzi, którzy niewiele co postąpili w nauce poza wstępne wiadomości, a już nabrali o sobie fałszywego przekonania, że są uczonymi!” (Maximus Fabius Quintillianus).
– „Mówcą idealnym może zostać jedynie człowiek moralnie dobry. Dlatego też wymagamy od niego nie tylko wyjątkowych zdolności oratorskich, ale również wszelkich zalet charakteru” (Maximus Fabius Quintillianus).
– „Kogóż tam miałbym znosić ponad sobą, ja, który wina nie mogę znosić przed sobą?” (Tullius Cymber).
„Los wszystkim właściwe im wady przeznaczył, nikt na własnych plecach worka nie zobaczy” (Catullus).
– „Amat victoria curam” – „Zwycięstwo lubi, by o nie dbano” (Catullus).
– „Przysługi przyjemne są tylko wówczas, gdy wiesz, że możesz za nie się odwdzięczyć; gdy zaś są niewspółmierne, zamiast wdzięczności płacisz za nie nienawiścią” (Tacitus).
– „Komu się nie przydarzy powiedzieć bzdurę? Źle, jeśli jest ona wypowiedziana po namyśle. Wówczas mówimy, że ten człowiek z wielkim wysiłkiem chce powiedziec wielkie głupstwo” (Terentius).
– „Twoja żona, gdy jesteś nieobecny, albo mniema, że kochasz inną, albo że inna kocha ciebie; lub – że pijesz wino i oddajesz się rozrywkom, i – że tobie jest dobrze, podczas gdy jej jest źle” (Terentius).
– „Kobiety wstydzą się iść dozwoloną drogą” (Lucanus).
– „Czyżbyś uważał, że wiedza twoja nie ma wartości tylko dlatego, że ktoś nie wie, że ty to wiesz?” (Persius).
– „Kto uważa, że jest ci dłużny, ten w żaden sposób nie może być twym przyjacielem” (Quintus Cicero). Z tego wynikałoby, że aby nie namnożyć sobie wrogów, nie powinno się zbytnio nikomu pomagać ani sprzyjać, bo ludzie zwykli za dobro odpłacać złem.
„Gdy jesteś samotny, bądź sam dla siebie tłumem” (Tibullus).
– „Obejmuje ciebie, a wzdycha z milości do innego” (Tibullus).
„Los dumnych upokarza, a pomoc niesie pokornym” (Lucilius).
– „Kto sądzi, że wielkość Boga pojął, ten ściąga Go z piedestału. Kto się na to nie chce porwać, ten nie odważy się na dociekanie boskiej wielkości” (Minutius Felix).
– „Kobiety łatwowierne już z natury swej skłonne są do upadku” (Minutius Felix).
– „Znając tajemnicę przyjaciela, nie wyjawiaj jej, gdy staniesz się jego wrogiem; zadasz bowiem cios nie wrogowi, lecz przyjacielowi” (Demonactus).
– „Za wolnego uważam kogoś, kto na nic nie ma nadziei i przed nikim nie ma strachu” (Demonactus).
– „Prawa są bez pożytku zarówno dla ludzi dobrych, jak i dla złych; pierwsi bowiem praw nie potrzebują, gdyż są dobrzy; drudzy dzięki nim nie stają się lepsi” (Demonactus).
– „Nie ma straszliwszej wrogości niż ta, którą wywołała milość” (Propertius).
– „Zakochani, okażcie pogardę, i ta, która wczoraj was odepchnęła, dziś będzie się sama narzucała” (Propertius).
– „Nie odrzucam tego, czego okiem dostrzec nie mogę, ale tym więcej podziwiam, im mniej dostrzegam” (Euzebiusz z Cezarei).
– Jeśli chcesz żyć w pokoju, bądź w każdej chwili gotów do wojny. – Si vis pacem, para bellum (Cornelius Nepos).
– „Skoro nawet w rzeczach największej wagi ten czy ów sam myśli, sprzecznie zaś z tym, co myśli, poucza, to czy nie jest to postępowanie handlarzy i przy tym nie handlarzy uczciwych, lecz najgorszych, co najbardziej ten towar zachwalają, który uważają za najlichszy, i za pomocą tych pochwał przyciągają i oszukują tych, na których pragną własną lichotę przerzucić” (Julian Apostata).
– „Gdy niektórzy widzą, że od najgorszych doznają krzywdy, pałając nienawiścią do swych krzywdzicieli wracają do owoców cnoty i starają się być niepodobni do tych, których nienawidzą (Severinus Boetius).
– „Los ludziom rozdziela według jakości ich ducha różnorodne przeciwności, więc jednych dręczy, aby przez długą szczęśliwość nie rozmiłowali się w zbytku, drugich znowu doświadcza twardym losem, aby cnoty ich ducha utwierdzić przez praktykowanie cierpliwości i przez ćwiczenie” (Severinus Boetius).

* * *

W dziele „Sztuka miłowania” (Ars amandi) Owidiusz (43 p.n.e. – 18 n.e.) przedstawiał sposoby na to, jak przełamać opór ukochanej pani: „Jeżeli podarujesz coś dziewczynie, być może słusznie cię porzuci, bo zatrzyma to, co dostała, nic przy tym nie tracąc. Tymczasem choćbyś nic nie dał, zawsze udawaj, że dasz to, czego nie dasz; podobnie zwodzi właściciela jałowa rola... Należy się więc starać i zabiegać o to, by po raz pierwszy połączyć się bez dawania podarunków: by nie dać za darmo tego, co dała, będzie dawać ciągle.
Wyślij zatem list naszpikowany pochlebnymi słowy, by wybadać jej skłonności i znaleźć pierwszą drogę... Zachęcam was, młodzieży rzymska, uczcie się sztuki wymowy nie tylko po to, by bronić zatrwożonych oskarżonych: podobnie jak lud, poważni sędziowie i dostojni senatorowie, tak samo dziewczyna ulegnie pokonana wymową. Jednakże ukrywaj swe umiejętności i niech nie będzie wypisane na twoim czole, żeś wymowny. Unikaj w wypowiedziach nienaturalnych zwrotów. Bo chyba ktoś niespełna rozumu będzie wygłaszał deklamacje przed piękną przyjaciółką. Często przyczyną uprzedzenia był list napisany w takim stylu...
Bądź tylko uparty, a pokonasz z czasem samą Penelopę... Nie wstydź się, że będziesz musiał się chować wśród kolumn lub nie odstępować jej na krok. Niech również nie przebywa sama w przestronnym teatrze... Raz po raz spoglądaj na nią, tylko ją wolno ci podziwiać... Nie fryzuj jednak włosów żelazkiem, ani też nie wygładzaj nóg ostrym pumeksem; niech robią to ci, co czczą boginię Cybelę i miotają się, wyjąc frygijskie melodie. Mężczyznom nie przystoi dbać nadmiernie o urodę... Powinni za to wyróżniać się schludnością; ciało niech będzie opalone od ćwiczeń na Marsowym polu, a toga dobrze ułożona i bez plam. Niech się nie ślinią przy mówieniu i mają czyste zęby; noga niech nie lata w luźnym obuwiu, a sterczące włosy nie mogą deformować kształtu głowy, zarówno włosy, jak i brodę powinno się strzyc ze starannością. Paznokcie należy nosić nie za długie i bez brudu; z dziurek nosa nie mogą wystawać włosy; usta nie powinny wydawać przykrego oddechu, a w nozdrza nie powinien bić zapach kozła. Resztę należy pozostawić wesołym dziewczętom i tym rzekomym mężczyznom, którzy poszukują innych mężczyzn!.. Bachus również jest przychylny zakochanym...” Nie są to rady i dziś nieaktualne, podobnie jak obserwacje poniższe.
– „To, co wolno, nie pociąga; niedozwolone rozpala silniej” .
– „Jeśli kto chce na długo zachować władzę nad ukochanym, niech nim pogardza”.
– „Ta, która odmawia dlatego, że nie wolno jej ustąpić, ustąpi”.
– „Pallada irgo cupit, rubiconda recusat”. – “Blada dziewica pożąda, rumiana odmawia”.
– „Zbyt płomienna i gorąca milość napędza nam ostatecznie nudów i szkód, zupełnie tak jak zbyt smaczne potrawy szkodzą żołądkowi”.

* * *

Najwspanialej jednak myśl Rzymu wyraził Marek Aureliusz, jeden z najmądrzejszych ludzi w dziejach świata, autor tylko jednej książki. Cesarz Marcus Aurelius Antoninus (wł. Marcus Annius Verus) był w jednej osobie wybitnym mężem stanu i wielkim filozofem. Żył w latach 121-180. Wywodził się z od pokoleń rodziny patriotycznej, arystokratycznej, zamożnej, zbliżonej do tronu cesarskiego. Po wczesnej śmierci rodziców został adoptowany do rodziny cesarskiej, a jako 18-letni chłopak po zgonie Hadriana otrzymał tytuł cesarza. Nauczycieli miał wybornych: Frontonusa, człowieka wielkiej kultury intelektualnej, z którym Marek później przez wiele lat korespondował, oraz Poloniusa i Claudiusa Maximusa, jak też Iuniusa Rusticusa, którzy zapoznali go z pismami szeregu greckich i rzymskich mędrców. W swoich pismach Marek Aureliusz wyznawał, że ci wychowawcy nauczyli go odwagi i roztropności, obowiązkowości i słowności, samokontroli i nieustannej pracy nad doskonaleniem swego charakteru. W roku 161, mając 39 lat, objął pełnię władzy monarszej, zwyciężył Partów i Markomanów (koalicję wojowniczych plemion germańskich i sarmackich), zyskał wielki autorytet w państwie. Oblegał, aczkolwiek bezskutecznie, Windebonę (Wiedeń), twierdzę słowiańską, której komendantem był mąż sławny Grzymała, przodek wszystkich polskich i czeskich Grzymalitów. Wprowadził ustawodawstwo chroniące biedaków i niewolników, zdecydowanie zwalczał pychę i samowolę bogaczy, choć między bajki włożyć należy późniejsze podania, iż kazał też niektórych z nich żywcem smażyć na ogniu we wnętrzu pozłacanego byka z brązu.
Miał żonę Faustynę; z ich trzynaściorga dzieci przeżyło ostatecznie sześć córek i syn Kommodus, póżniej także cesarz, ale osobnik niegodny swego wielkiego ojca. Niektóre źródła podają, że aby objąć władzę, własnoręcznie go skrytobójczo zabił. „Żona Marka Aureliusza – notuje Edward Gibbon w swym rozległym dziele o historii Rzymu – słynęła zarówno z zalotności, jak z urody. Poważna prostota filozofa nie mogła zafrapować jej swawolnej lekkomyślności i ustatkować nieokiełznanej żądzy wrażeń, często znajdującej upodobanie w mężczyznach najniższego stanu... Marek był jedynym człowiekiem w Cesarstwie, który chyba nie wiedział o niewierności Faustyny, a przynajmniej nie przejmował się nią, chociaż w myśl uprzedzeń panujących we wszystkich czasach niewierność żony rzuca pewną niesławę na pokrzywdzonego męża... W ciągu trzydziestu lat małżeństwa niezmiennie dawał jej dowody najczulszej ufności i szacunku. W „Rozmyślaniach” swych składa on dzięki Bogu za to, że obdarzył go żoną tak wierną, tak łagodną i o tak cudownej prostocie obyczajów. Na jego gorącą prośbę usłużny senat ogłosił ją boginią. We wznoszonych ku jej czci świątyniach przedstawiano ją z atrybutami Juno, Wenus i Ceres i uchwalono, że w rocznicę zaślubin Marka z Faustyną młodzież obojga płci będzie składała śluby przed ołtarzem swojej czystej patronki”... Zważywszy, iż senat rzymski nie ogłaszał byle kogo za bóstwo, tak jak Watykan nie ogłasza byle kogo za świętego, legendę o płochości tej małżonki cesarza wypada uznać za pozbawioną realnych podstaw. Faustyna zmarła podczas jednej z wypraw wojennych Marka i zawsze trwała w pobliżu ukochanego męża. Zmarł zaś cesarz nagle podczas wyprawy, od zarazy lub od ran, prawdopodobnie pod słowiańską Windeboną. Doczesne zwłoki tego dzielnego żołnierza sprowadzono do Rzymu i pochowano w mauzoleum, jakie ongiś wzniósł nad Tybrem Hadrian. Spoczął obok żony, przedwcześnie zmarłych swych dzieci, przybranego ojca i cesarza Hadriana. W średniowieczu na zlecenie któregoś z papieży wszystkie te prochy zostały wyrzucone z krypt do rzeki, a budynek przekształcono w zamek St. Angelo. Późniejsi hierarchowie i pisarze często manifestowali złowrogą nienawiść i zawistną złość do tego wielkiego filozofa (widocznie ze względu na jego prawość, a ich nieprawość) i to jeden z nich w około 300 lat po śmierci Marka Aureliusza ułożył oszczerczy tekst zniesławiający cesarza, jego żonę i rodzinę, powtarzany później przez wielu nieświadomych rzeczy historyków.
Marek Aureliusz napisał pamiętnik pt. „De se ipsum” („Do siebie samego”), znany w Polsce pod nazwą „Rozmyślania”. Jego podstawowe idee to przeświadczenie o znikomości człowieka we wszechświecie, wiara w Bożą opatrzność, do której powinno się odnosić z ufnością, przekonanie o potrzebie słuchania głosu Bożego, przemawiającego z głębi każdego serca ludzkiego. Zdaniem Ernesta Renana „my wszyscy dzisiaj nosimy żałobę po Marku Aureliuszu, jak gdyby umarł wczoraj. Z nim bowiem po raz pierwszy i ostatni w dziejach rządziła filozofia. Przez chwilę dzięki niemu światem władał człowiek najlepszy i największy w swej epoce.” Najbardziej popularna była myśl tego cesarza filozofii w średniowieczu, w okresie wielkiego wysubtelnienia intelektu i duszy Europejczyków. Jego styl myślenia jest cudownie klarowny i logiczny, łagodny i wyrafinowany, jak też wysoce etyczny, że przytoczymy tedy kilka wymownych próbek.

– „Zaczynając dzień, powiedz sobie: Zetknę się z człowiekiem natrętnym, niewdzięcznym, zuchwałym, podstępnym, złośliwym. Wszystkie te wady powstały w nim z powodu braku rozeznania złego i dobrego. Mnie zaś, którym zbadał naturę dobra, że jest piękne, i zła, że jest brzydkie, i naturę człowieka grzeszącego, że jest mi pokrewnym, nie dlatego, że ma w sobie krew i pochodzenie to samo, ale że ma i rozum, i boski pierwiastek, nikt nie może wyrządzić nic złego. Nikt mnie bowiem nie uwikła w brzydotę. Nie może też czuć gniewu wobec krewnego ani go nienawidzić. Zrodziliśmy się bowiem do wspólnej pracy, tak jak nogi, jak ręce, jak brwi, jak rzędy zębów górnych i dolnych. Wzajemne więc szkodzenie sobie jest przeciwne naturze, wzajemnym zaś szkodzeniem jest uczucie gniewu i nienawiści.
– Najlepszym sposobem obrony jest nie odpłacać pięknym za nadobne.
– Patrz w głąb rzeczy!
– Rankiem, gdy się niechętnie budzisz, pomyśl sobie: budzę się do trudu człowieka. Czyż więc czuć się mam niezadowolony, że idę do pracy, dla której się zrodziłem i zesłany zostałem na świat? Czy na tom stworzony, bym się wygrzewał, wylegując się w łóżku? Ale to przyjemniejsze. Czyż zrodziłeś się dla przyjemności? Czyż nie do trudu, nie do pracy? Czyż nie widzisz, jak roślinki, wróbelki, mrówki, pająki, pszczoły czynią to, co do nich należy, a stosownie do sił swoich przyczyniają się do harmonii świata? A ty nie chcesz czynić tego, co jest człowieczym?
– Jeśli budzisz się ze snu niechętnie, przypomnij sobie, że jest zgodne z twym ustrojem i z naturą ludzką pracować dla pożytku społecznego, a sen masz wspólny i ze stworzeniami rozumem nie obdarzonymi.
– Tak należy wszystko czynić i mówić, i o wszystkim myśleć, jakby się już miało odejść z tego życia.
– Nie pojmuj spraw tak, jak je pojmuje człowiek zły lub jak on chce, byś ty sądził, lecz uważaj, jakim jest coś rzeczywiście.
– Nie zajmuj się naraz wieloma sprawami, jeżeli chcesz zachować pogodę ducha.
– Kochaj umiejętność, której się nauczyłeś, i znajdź w niej spokój. Resztę zaś życia przepędź jako człowiek, który z całej duszy zdał swe sprawy w ręce Boga, a z siebie nie czyni ani tyrana, ani sługi żadnego człowieka.
– Cieszy się człowiek, gdy czyni to, co jest właściwe człowiekowi. Właściwe zaś mu jest: być życzliwym dla tych, którzy są mu pokrewni, gardzić podnietami zmysłowymi, odgraniczać ściśle wyobrażenia wiarygodne, badać wszechnaturę i jej dzieła.
– Skromnie przyjmować, spokojnie tracić.
– Jakże łatwo odtrącić od siebie i odepchnąć wszelkie wyobrażenia niepokojące i obce, i natychmiast uzyskać pogodę ducha.
– Pożądać niemożliwości jest szaleństwem.
– Co dla państwa nie jest szkodliwe, nie przynosi szkody i obywatelowi. Przy każdym wyobrażeniu szkody trzymaj się następującej zasady: jeśli to państwu szkody nie przyniosło, to i mnie nie przyniesie.
– Co nie jest pożyteczne dla roju, i dla pszczoły nie jest pożyteczne.
– Ustroni sobie szukają na wsi, nad morzem lub w górach. I ty zwyczajnie za tym tęsknisz. Wszystko to jest jednak bardzo niemądre, bo przecież można usunąć się, kiedykolwiek zechcesz, w głąb siebie. Nigdzie bowiem nie schroni się człowiek spokojniej i łatwiej jak do duszy własnej; zwłaszcza ten, kto ma taką ustroń wewnętrzną, że się natychmiast zupełny znajdzie spokój, jeżeli w nią się wpatrzy. A nic innego nie nazywam spokojem jak wewnętrzny ład.
– Jak wielki spokój zyskuje ten, kto nie baczy na to, co bliźni mówi, czyni lub myśli, ale na to tylko, co sam robi, by było sprawiedliwe i zbożne. Dobry bowiem człowiek nie powinien zwracać uwagi na błędy innych, lecz sam iść drogą prostą, bez zboczeń.
– Co nie czyni człowieka gorszym niż on jest sam w sobie, to i życia jego nie czyni gorszym ani mu nie wyrządza krzywdy ani fizycznej, ani moralnej.
– Nie widziano jeszcze, by kto był nieszczęśliwy z tego powodu, że nie troszczy się o to, co się dzieje w duszy innego człowieka. Ci zaś muszą być nieszczęśliwi, którzy nie sledzą z rozwagą drgnień duszy własnej.
– Jeżeli mi ktoś potrafi udowodnić i przekonać mię, że niedobrze myślę lub działam, z radością postępowanie swe zmienię. Szukam bowiem prawdy, a ta nikomu nigdy nie zaszkodziła. Szkodzi zaś sobie ten, kto trwa w błędzie i nieświadomości.
– Długość życia ludzkiego – to punkcik, istota – płynna, spostrzeganie – niejasne, zespół całego ciała – to zgnilizna, dusza – wir, los – to zagadka, sława – rzecz niepewna. Krótko mówiąc, wszystko, co związane z ciałem, to rzeka, co z duszą, to sen i mara. Życie – to wojna i przystanek chwilowy w podróży, wspomnieniem pośmiertnym – zapomnienie. Cóż więc może posłużyć za ostoję? Tylko jedno: umiłowanie mądrości, filozofia”... Tylko bowiem na drodze rzetelnych przemyśleń osiąga osoba człowieczeństwo i godność, równowagę ducha, dojrzałość i wewnętrzną wolność; potrafi stać się silniejsza od przyjemności i cierpień, od ludzkiej obłudy, fałszu, tchórzostwa, od nie zawsze szlachetnych pragnień. A wówczas: „Jakże łatwo odtrącić od siebie i odepchnąć wszelkie wyobrażenia niepokojące i obce, i natychmiast uzyskać pogodę ducha”. I chociaż nie jest to droga łatwa, lecz to właśnie ona prowadzi do piękna moralnego.
– „Pamiętaj o całości materii, której malutką cząsteczkę posiadasz. I o całym czasie, którego krótki i drobniutki dział ci wydzielono. I o losie, którego jakże znikomą jesteś cząstką!
– Wnet będziesz nikim nigdzie, a tak samo będzie z tym, co teraz widzisz, i z ludźmi, którzy teraz żyją. Wszystko bowiem rodzi się dla zmiany, przemiany i zniszczenia, aby co innego w to miejsce mogło powstać.
– Jak malutką cząstkę niezmierzonego i nieogarniętego czasu wymierzono każdemu! W mgnieniu oka bowiem znika w wieczności! Jak małą cząstkę wszechmaterii! Jak małą wszechduszy! Po jak małym zakątku całej ziemi się czołgasz! Mając to wszystko na myśli, nic nie uważaj za ważne, tylko to, byś działał zgodnie z kierunkiem swej natury, a znosił to, co z sobą przynosi wszechnatura.
– Wnet będziesz pyłem lub szkieletem, tylko imieniem, a nawet już i imienia nie będzie. A cóż zresztą jest imię – dźwięk i echo tylko. A to, co się w życiu szacunkiem wielkim otacza – marne i zgniłe, i drobne, podobne do psiaków gryzących się z sobą lub dzieci sprzeczających się, skłonnych do śmiechu, a potem do płaczu... Sława wśród takich ludzi to marność... Cóż więc? – Spokojnie czekać na swe zgaśnięcie czy przeniesienie. A cóż pozostaje do nadejścia tego momentu? Cóż by innego, jak nie czcić i wielbić Boga, dobrze czynić ludziom, znosić ich lub trzymać się od nich z dala. I pamiętać o tym, że wszystko, co jest poza granicami twej istoty fizycznej i duchowej ani do ciebie nie należy, ani od ciebie nie zależy.
– A chociażbyś miał żyć jeszcze trzy tysiące lat albo dziesięć tysięcy razy dłużej, przecież pamiętaj o tym, że nikt innego nie traci życia nad to, którym żyje, a innym nie żyje, jak tym, które traci. Najdłuższe więc równa się [pod względem psychologicznym] najkrótszemu. Teraźniejszość jest bowiem równa u wszystkich, a więc i to, co się traci, jest równe. Tak więc to, co się traci, przedstawia się jako krótkie teraz. Nikt bowiem nie może stracić tego, co już minęło lub co przyjdzie. Jakze bowiem można być pozbawionym tego, czego się nie ma? O tych więc dwu rzeczach trzeba pamiętać: po pierwsze, o tym, że wszystko od wieków w podobny sposób się dzieje i wciąż się powtarza, i o tym, że jest wszystko jedno, czy się będzie patrzyło na te same rzeczy lat sto czy dwieście, czy przez wieczność. I o drugim, że i człowiek bardzo stary, i ten, który ma umrzeć we wczesnej młodości, tracą po równi. Tylko teraźniejszości bowiem mają być pozbawieni (jeżeli można powiedzieć, że ją posiadają), a nie traci się, czego się nie ma... Patrz bowiem na bezmiar czasu poza tobą i na bezmiar przed tobą! A w nim cóż za różnica między trzydniowcem a trzywiekowcem?...
– Wszystko, co widzisz, wnet ulegnie zepsuciu, a i ci, którzy to psucie się powolne widzą, wnet sami zgniją. A kto umrze jako podeszły starzec, zrówna się z tym, kto umarł w kwiecie młodości.
– Kto się boi śmierci, boi się albo braku odczuwania, albo zmiany odczuwania. Jeżeli jednak nie będzie w ogóle odczuwał, to nie będzie odczuwał i żadnego nieszczęścia. A jeżeli inaczej będzie odczuwał, to będzie innym stworzeniem, ale żyć nie przestanie.
– Tworzywem każdego człowieka jest zgnilizna, woda, proch, kość, smród. A marmur – to ziemia stwardniała. A złoto i srebro – to osad ziemi. A ubiór – to włosy zwierzęce. A purpura – to krew. Tak samo i wszystko inne. I dech jest czymś podobnym, i ciągłej ulega przemianie.
– Kto widział teraźniejszość, widział wszystko od wieczności do wieczności. Wszystko bowiem jest jednakiego rodzaju i kształtu jednakiego.
– Aleksander Macedoński i jego poganiacz mułów po śmierci ten sam los podzielili. Zaiste bowiem wchłonięci zostali w tę samą myśl twórczą wszechświata albo rozproszyli się w różny sposób na atomy.
– Wszystkie ciała odbywają wędrówkę w bycie wszechświata jak w potoku. Spojone są z nim bowiem i społem wykonują zadanie, jak członki nasze ze sobą nawzajem. Iluż to już Chryzypów, ilu Sokratesów, ilu Epiktetów pochłonęła wieczność! A niech ci to stoi przed oczyma na widok jakiegokolwiek bądź człowieka i zdarzenia. Wnet zapomnienie o wszystkim przyjdzie na ciebie! I wnet zapomnienie wszystkich o tobie! Wszystko, co widzisz, wnet przemieni natura, która rządzi wszechświatem, i utworzy co innego z tego tworzywa, a potem znów co innego, z tworzywa owych rzeczy, aby się świat ciągle odnawiał.
– Życie krótkie, a jedyny owoc życia ziemskiego to pobyt na ziemi zbożny i prace obywatelskie.
– Otaczaj czcią to, co jest najsilniejsze we wszechświecie. A jest nim to, co się wszystkim posługuje i wszystkim kieruje. Otaczaj także czcią to, co w tobie jest najsilniejsze, bo to jest z tamtym w pokrewieństwie. A jest nim to samo, co w tobie posługuje się wszystkim innym; pod jego kierownictwem stoi i twoje życie.
– Na życie krótsze czy dłuższe nie powinien zważać prawdziwy mąż ani lgnąć tchórzliwie do życia, lecz troskę o nie zostawić Bogu i zaufać, że nikt ujść nie może swego przeznaczenia, a powinien na to tylko zwazać, w jaki by najlepszy sposób przeżyć ten czas, który mu do przeżycia pozostaje.
– Nie gniewasz się przecież, że ważysz tyle tam funtów, a nie trzysta? Tak więc nie gniewaj się, że masz żyć do tego czasu, a nie dłużej. Jak bowiem zadowolony jesteś wydzieloną sobie częścią materii, tak bądź zadowolony i długością czasu.
– Badaj biegi gwiazd, jakbyś sam brał w nich udział. I ciągle rozważaj wzajemne przemiany pierwiastków. Takie myśli oczyszczają z brudu życia ziemskiego.
– Wiatr wiejący z nieba musimy ścierpieć wśród trudów bez narzekania.
– Szukaj w swym wnętrzu. Tam jest źródło dobra, zawsze zdolne do nowego wytrysku, byleś je stale odgrzebywał.
– Wejdź w siebie. Tę cechę ma wola rozumna, że czuje zadowolenie wewnętrzne, gdy postępuje sprawiedliwie i przez to samo wolna jest od niepokoju.
– Wszystko jest takie, jakie jest, na podstawie mniemania.
– Jak ławice piasku jedne na drugie naniesione zakrywają poprzednie, tak i w życiu wypadki poprzednie wnet ulegają zaćmieniu przez następne.
– Nie należy się gniewać na bieg wypadków. Nic to ich bowiem nie obchodzi.
– Nie gniewaj się na nieczułych i niewdzięcznych, owszem, można i opieką ich otaczać.
– Krótkie jest życie i chwalcy i chwalonego, i tego, który wspomina, i tego, którego wspominają.
– I ciało powinno mieć swą stałą postawę, a nie rzucać się niespokojnie, ani w ruchu, ani w spoczynku. Jak bowiem w twarzy odbija się umysł i uwydatnia na niej równowaga i przyzwoitość, tak tego wymagać można także od ciała. Ale tego wszystkiego należy przestrzegać w sposób niewyszukany.
– Jedno tylko bardzo jest w życiu cenne, a to: pędzić życie w prawdzie i sprawiedliwości, w życzliwości nawet dla kłamców i niesprawiedliwych.
– Ludzie istnieją dla siebie wzajemnie. Albo więc ich pouczaj, albo znoś.
– Nic się nikomu nie zdarza, do zniesienia czego nie byłby z natury przysposobiony.
– Cokolwiek by ktoś czynił lub mówił, powinienem być dobrym. Tak jak złoto lub szmaragd, lub purpura powiedziałyby sobie, cokolwiek by ktoś czynił lub mówił, muszę być szmaragdem i zachować swą barwę.
– Wszystko jest nawzajem powiązane, a węzeł to święty. A zgoła nic nie ma, co by nawzajem było sobie obce. Ułożone to bowiem zostało we wspólny ład i współtworzy porządek w porządku tego samego świata.
– Zawsze masz możność żyć szczęśliwie, jeśli pójdziesz drogą dobra i zechcesz dobrze myśleć i czynić. Dwie są bowiem cechy wspólne duszy Boga i człowieka, i wszelkiego stworzenia obdarzonego rozumem. A te są, że nie ulega przeszkodzie z niczyjej strony, że znajduje dobro w usposobieniu i działaniu pełnym sprawiedliwości, i na tym poprzestaje w swym dążeniu.
– Każdy taką przedstawia wartość, jaką mają przedmioty jego starań.
– Należy zawsze mieć w pogotowiu dwa postanowienia, jedno: czynić jedynie to, co ci rozum królewski i prawodawczy nasuwa dla dobra ludzi, i drugie: zmienić sąd, gdy cię ktoś sprostuje i odwiedzie od jakiegoś mniemania. Zmiana ta jednak zawsze powinna wypływać jedynie z pewnego przekonania, że to jest słuszne, pożyteczne dla ogółu itd., a nie, że to jest miłe lub sławę przynieść może.
– Idź zawsze drogą najkrótszą. Najkrótsza zaś jest ta, co prowadzi zgodnie z naturą.
– Natura moja jest obdarzona rozumem i stworzona do życia społecznego. Miastem i ojczyzną, jako Antoninowi, jest mi Rzym, jako człowiekowi – świat. To więc tylko jest dla mnie dobre, co jest pożyteczne dla tych państw.
– Nie czuj wstrętu, ani nie trać odwagi i nie popadaj w zwątpienie, gdy ci się nie powiedzie uczynić wszystkiego według zasad słuszności. Lecz zepchnięty z drogi, wróć na powrót i czuj się zadowolonym, jeżeli większa część twych czynów jest bardziej zgodna z naturą ludzką, a miłuj to, do czego wracasz. A nie wracaj do filozofii jak do swojego nauczyciela, lecz tak jak ludzie chorzy na oczy do gąbki i jaja, jak inny do kataplazmu lub ciepłych okładów. W tym bowiem tylko razie nie będziesz deklamował o posłuszeństwie dla rozumu, ale rzeczywiście na nim się oprzesz.
– Nie marnuj pozostającej ci części życia na rozmyślania o innych, jeżeli to nie ma związku z jakąś sprawą użyteczności publicznej. Zaiste bowiem zaniedbujesz innej pracy, jeśli rozmyślasz, co i dlaczego ktoś tam robi, co mówi, czego pragnie, nad czym myśli, co planuje, i o innych tego rodzaju rzeczach, które cię odwodzą od pielęgnowania woli własnej. Należy więc panować nad tym, co jest w łańcuchu wyobrażeń nierozważne i bezcelowe, a przede wszystkim pozbyć się niepotrzebnej ciekawości i złośliwości. I należy się przyzwyczaić do tego, by tak tylko myśleć, iżbyś, gdyby cię nagle kto zapytał: „O czym teraz myślisz?” – mógł natychmiast swobodnie odpowiedzieć: „O tym i o tym”, by z tego zaraz było jasne, że wszystkie twoje myśli są proste i pełne życzliwości, i godne stworzenia społecznego, gardzącego myślami o rozkoszach lub w ogóle o używaniu albo o jakiejś nienawiści lub zazdrości, lub podejrzeniu, lub o czymś innym, z powodu czego byś się zarumienił, wyznając, że o tym myślałeś... Nie poczytuj tego nigdy za pożyteczne dla siebie, co cię kiedyś może zmusić do złamania słowa, opuszczenia drogi wstydu, do nienawiści względem kogoś, do podejrzeń, przekleństw, obłudy, pożądania czegoś, co by wymagało murów i zasłon.
– Nie niepokój się o przyszłość. Staniesz bowiem tam, gdzie potrzeba, uzbrojony w ten sam rozum, którego pomocy zażywasz wobec wypadków bieżących.
– Jest właściwe człowiekowi miłować nawet tych, którzy błądzą. A dzieje się to, gdy się rozważy, że są to pokrewni, a grzeszą wskutek nieświadomości i wbrew chęci, i że nawet i ty, i on pomrzecie, a przede wszystkim dlatego, że ci nic złego nie zrobił. Woli twej bowiem nie uczynił gorszą, niż była przedtem.
– Gdy cię ktoś dotknie, zaraz rozważ, co ów człowiek uważa za dobro i zło. A gdy sobie z tego zdasz sprawę, uczujesz litość nad nim i ani nie będziesz czuł zdziwienia, ani gniewu. Zaiste bowiem i ty masz jeszcze albo to samo, albo podobne zdanie w sprawie dobra, co i on, a więc powinieneś przebaczyć. A jeżeli już nie uważasz tego samego za dobro i zło, to tym łatwiej zachowasz życzliwość wobec człowieka, który błądzi.
– Gdy ktoś mówi, należy z uwagą śledzić jego słowa, a przy każdym dążeniu patrzeć na skutki. Tutaj powinno się natychmiast ocenić, z jakim ostatecznym celem stoi to w związku, a tam baczyć na treść istotną.
– Wnikaj w intencje każdego człowieka. Ale pozwól też każdemu innemu wniknąć w intencję twoją własną.
– Nie wstydź się korzystać z obcej pomocy. Twoim bowiem obowiązkiem jest wykonać swe zadanie, jak ma je żołnierz przy zdobywaniu twierdzy. Cóż masz zrobić, jeżeli sam nie potrafisz wdrapać się na szaniec, bo kulejesz, a z pomocą innego to możliwe?
– Bacz, byś nie postępował tak wobec ludzi nie mających uczuć ludzkich, jak ludzie nie mający uczuć ludzkich postępują wobec ludzi.
– A choćbyś pękł, nie zmieni się postępowanie ludzi.
– Kto popełnia nieprawość, jest bezbożny.
– Jeśliś zrobił co dobrego, a inny tego dobrodziejstwa doświadczył, po cóż – jak głupiec – szukasz poza tym jeszcze czegoś, a to albo sławy dobroczyńcy, albo wzajemności?
– Jest cechą charakteru doskonałego, że przeżywa dzień każdy jako ostatni i ani niczym się nie trwoży, ani w działaniu nie słabnie, ani nie jest obłudny.
– Sam od siebie nie dodawaj do tego, co ci zwiastują nadarzające się spostrzeżenia.
– Świadomy kłamca występuje przeciw Bogu o tyle, że oszukując popełnia nieprawość. Ale i przeciw sobie występuje ten, kogo pociągają rzeczy sprzeczne z prawdą.
–Kto grzeszy, grzeszy przeciw sobie. Kto popełnia nieprawość, wobec siebie samego ją popełnia, bo robi się zły.
– Często popełnia nieprawość ten, kto czegoś nie robi, nie tylko ten, kto coś robi.
– Człowiek doskonały odchodzi spośród ludzi nie zmazawszy się ani kłamstwem, ani obłudą, ani rozpustą, ani pychą.
– Doniesiono ci, że pewien człowiek źle mówi o tobie. Tak, ale przecież nie doniesiono ci, żeś ty to odczuł jako przykrość.
– Gdy cię ludzie ganią lub nienawidzą lub gdy złe pogłoski o tobie rozpuszczają, zbliż się do ich duszyczek, przeniknij i zobacz, jacy oni są. A zobaczysz, że nie masz powodu męczyć się nad tym, aby ci ludzie mieli taki, a nie inny sąd o tobie. Mimo to trzeba się do nich odnosić życzliwie, jako do przyjaciół przyrodzonych.
– Czy pożądasz pochwały człowieka, który w jednej godzinie trzy razy sam siebie przeklina? Czy chcesz podobać się człowiekowi, który sam sobie się nie podoba? A podobaż się tobie człowiek, który żałuje nieomal wszystkich swych czynów?
– Ogórek gorzki – to go rzuć. Ciernie na drodze – to się usuń. Wystarczy to. A nie dodawaj: po co to w świecie? Bo wyśmiałby cię przyrodnik tak, jak stolarz lub szewc, gdybyś im czynił wymówki, że widzisz w pracowni wióry i odcinki ich wytworów.
– W pracach nie być niedbałym, a w rozmowie nie przeskakiwać z przedmiotu na przedmiot, ani w wyobrażeniach nie błąkać się, ani w duszy nie być raz na zawsze zasklepionym, ani nie wpadac w zamęt, ani w życiu nie czuć braku czasu wolnego.
– Kto nie wie, czym jest świat, ten nie wie, gdzie sam się znajduje. A kto nie zna celu swego istnienia, ten nie wie ani kim jest sam, ani czym jest świat. A kto nie zna jednej z tych dwu rzeczy, ten nie może też powiedzieć, po co on sam się urodził. Jakże ci się więc przedstawia człowiek, który dba o pochwałę lub lęka się nagany ludzi nie wiedzących ani gdzie są, ani kim są?
– Pracuj, ale nie czuj się z tego powodu nieszczęśliwy ani nie chciej, by się z tego powodu nad tobą litowano lub cię podziwiano. Ale chciej tylko jednego: a to, byś działał i od działania się wstrzymywał stosownie do potrzeb społeczeństwa.
– Gdy cię gorszy jakiś bezwstyd, natychmiast postaw sobie pytanie: Czy to możliwe, by ludzie bezwstydni nie istnieli na świecie? Niemożliwe. Nie żądaj więc niemożliwości. I ten człowiek jest jednym z tych bezwstydnych, którzy na świecie być muszą. To samo niech ci przyjdzie na myśl na widok łotrostwa, wiarołomstwa i jakiego bądź przewinienia. Bo gdy przypomnisz sobie, że jest niemożliwe, by ludzie tego pokroju nie istnieli, będziesz nawet spokojniej na taką jednostkę patrzył.
– Jakże jest śmieszny i obcy życiu człowiek, który dziwi się jakiemukolwiek zdarzeniu w życiu!
– Wszystko polega na mniemaniu. A to zawisło od ciebie. Usuń więc mniemanie, jeżeli chcesz, a jak żeglarzowi, który opłynął skałę, uśmiechnie ci się cisza, spokój i zatoka od fal bezpieczna.
– Po pierwsze: nic na oślep i nic bez celu. Po wtóre: nic innego nie mieć na względzie jak cel społeczny.
– Co za moc ma człowiek! Czynić to tylko, co zasłuży na pochwałę Boga, i wszystko przyjmować, co mu Bóg przeznaczył!
– Kto uważa za dobro jedynie to, co w porę przychodzi i komu jest obojętne, czy spełnił więcej czy mniej uczynków rozumnych, i komu nie sprawia różnicy, czy patrzał na świat przez dłuższy czas czy krótszy – dla tego i śmierć nie straszna.
– Bądź ducha pogodnego i nie miej potrzeby pomocy zewnętrznej, i nie pożądaj spokoju takiego, którego tylko inni mogą ci użyczyć. Należy więc samemu się trzymać, a nie być podtrzymywanym.
– Byłeś, człowiecze, obywatelem tego oto wielkiego państwa. Cóż ci na tym zależy, czy lat pięć, czy sto? Co jest według praw, to jest dla wszystkich równe. Cóż więc w tym strasznego, jeżeli cię usuwa z granic państwa nie tyran, nie sędzia niesprawiedliwy, ale natura, która cię w nie wprowadziła? Tak jak aktora usuwa ze sceny pretor, który go przyjął. „Alem nie odegrał pięciu aktów, tylko trzy!” – Dobrze. Ale w życiu trzy akty stanowią sztukę całą. Bo kiedy ma się skończyć, wyznacza ów, kto zespół przedtem ułożył, a teraz rozpuszcza. Ty zaś ani w jednym, ani w drugim udziału nie brałeś. Odejdź więc łagodnie. Łagodny bowiem jest i Ten, kto cię zwalnia.
– Jeżeli Bóg uradził coś o mnie i o tym, co mnie ma spotkać, to uradził dobrze. Niełatwo bowiem wyobrazić sobie Boga niezdolnego do mądrego postanowienia. A i z jakiego też powodu miałby dążyć do wyrządzenia mi krzywdy? Cóż by Mu z tego przyszło?”... Istotnie, cóż?..

* * *

Sextus Empiricus, wybitny filozof i lekarz, teoretyk sceptycyzmu, żył w latach 200-250. Jego najbardziej znane dzieła to: „Zarysy pyrrońskie”, „Przeciwko dogmatykom” oraz „Przeciwko matematykom”. Ten uczony mąż wychodził z założenia, że poznanie prawdy, dobra, piękna itp. nie jest możliwe, a wszystko zależy od mniemania, od punktu widzenia. Ludzi dzielił na dogmatyków, czyli tych, którzy twierdzą coś jednoznacznie, i sceptyków, czyli tych, którzy świadomi są względności własnych i cudzych przekonań. W „Zarysach pyrrońskich” notował: „Demofon, zarządca stołu Aleksandra, czuł zimno w słońcu lub w łaźni, a gorąco w cieniu. Athenagorasowi z Argos nie zadawały bólu ukłucia skorpionów i jadowitych pająków.” Aby ukazać względność i relatywizm także procesów poznawczych, Sekstus Empirykus opowiada również o osobach, którym nie szkodziły ukąszenia wężów i żmij. I dalej: „Chryzermos ze szkoły Herofilosa, ilekroć spożył trochę pieprzu, narażał się na mdłości. Soterichos, chirurg, ilekroć poczuł zapach pieczonych sumów, dostawał nagłej biegunki. Andron z Argos do tego stopnia nie odczuwał pragnienia, że przewędrował bezwodną Libię, nie szukając żadnego napoju. Cesarz Tyberiusz widział w ciemności”. Czyżby jednak tego rodzaju alergie i anomalie miały stanowić dowód na to, że cała wiedza człowieka jest tylko czczym domniemywaniem i nie ma wartości obiektywnej?
W dziele „Przeciwko dogmatykom” wszelako czytamy: „Zależnie od tego, czy się jest głodnym, czy sytym, ta sama potrawa wydaje się głodnemu przysmakiem, a sytemu paskudztwem. Tak samo zależnie od tego, czy się jest w nietrzeźwym, czy też trzeźwym stanie, bo przecież rzeczy, wydające się nam w trzeźwym szkaradne, wcale nam się takimi nie wydają w stanie nietrzeźwym... Przedsionek łaźni rozgrzewa tych, którzy wchodzą z zewnątrz, ochładza zaś tych, którzy wychodzą... Ta sama sprawa wydaje się tchórzowi straszną i okropnie niebezpieczną, a komuś odważniejszemu zgoła się taką nie wydaje.” Z tego zaś wynika, zdaniem Sekstusa, że „powinniśmy się wystrzegać wyrokowania o rzeczywistości”. A o jakiejkolwiek rzeczy mówić należy, nie że ona takową jest, ale że się taką wydaje. Dogmatycy są jednak samolubnymi zarozumialcami, zaczem twierdzą, iż w osądzaniu rzeczywistości należy przyznać im pierwszeństwo przed innymi ludźmi. Sceptycy jednak wiedzą, że uroszczenia dogmatyków są niedorzeczne, albowiem sami stanowią tylko jedną ze stron sporu, a nie bezstronną wyrocznię. Jeżeli zresztą przystępują do osądzania zjawisk i z góry wyrokują, zanim jeszcze zaczęli badać, przesądzając o rzeczy spornej, arbitralnie i bezpodstawnie przywłaszczają własnie sobie prawo rozstrzygania.
Determinizm jest niemożliwy, gdyż niemożliwe jest ustalenie, że coś jest naprawdę przyczyną czegoś. „I tak jest przecież niepodobieństwem uprzytomnienie sobie przyczyny, zanim się uchwyci jej skutek jako właśnie jej skutek. Wtedy bowiem poznajemy, że coś jest przyczyną danego skutku, kiedy go chwytamy jako skutek. Atoli nie możemy także uchwycić skutku danej przyczyny jako jej skutku, jeżeli nie uchwycimy przyczyny danego skutku jako jego przyczyny. Wtedy bowiem poznajemy, (...) że jest jej skutkiem, kiedy uchwycimy jego przyczynę jako właśnie jego przyczynę”... W tej więc (pozornie) rozpaczliwej sytuacji celem sceptyka staje się jedynie niezakłócony dystans wobec rozmaitych ludzkich przypuszczeń, a wobec rzeczy mu narzucanych umiarkowane (powściągliwe) ich traktowanie. Powściągliwością jest niewzruszony stan świadomości, dzięki któremu nie ulegamy nikomu i nie zakładamy niczego. Niezakłócony spokój oznacza z kolei wolność od utrapień i urojeń a pogodę ducha. „A więc wszelka nieszczęśliwość powstaje na skutek jakiejś trwogi. Lecz wszelka trwoga powstaje w człowieku na skutek jakiegoś wytężonego dążenia do czegoś lub jakiegoś natężonego unikania czegoś. Ale wszyscy ludzie wytężenie dążą do tego, co uważają za dobro, i unikają tego, co uważają za zło. Tak więc wszelki stan nieszczęśliwości powstaje na skutek tego, że do dóbr dąży się jako do dóbr, a unika się zła jako zła. Ponieważ zaś dogmatyk jest pewien, że coś jest dobrem z natury, a coś z natury jest złem, to – stale goniąc za jednym, a unikając drugiego, i bedąc dlatego w trwodze – on nigdy nie będzie szczęśliwy”... Przecież stale goniąc za tym, co mu się wydało dobrem z natury, i uciekając od tego, co on uznał za zło, otóż taki człowiek nigdy się nie wyzbędzie trwogi. Nie osiągnąwszy dobra będzie się silnie trwożył od chęci posiadania jego, a osiągnąwszy nigdy się nie uspokoi z nadmiaru radości lub z zatroskania, by nie stracić tego, co ma. Stosuje się to i do zła. Rzeczywiście, będąc poza nim dogmatyk nie jest beztroski, ponieważ dręczy go trwoga, by zła uniknąć; a będąc wśród zła, nie może zaznać spokoju, dbając o to, jak ma uniknąc zupełnej klęski. Jeśli natomiast ktoś powie, że nie istnieje nic, co z natury swej bardziej jest godne pożądania niż unikania, i bardziej unikania niż pożądania (ponieważ każde z nich jest względne i w różnych okolicznościach oraz w różnym czasie raz godne jest wyboru, a raz uniknięcia), będzie żył szczęśliwie i beztrosko, nie wywyższając się przy dobru jako przy dobru i nie poniżając się przy złu jako przy złu, dzielnie spotykając wszystko, co się nieuchronnie zdarza, wolny od niepokoju wynikającego z mniemania, że coś jest złem lub dobrem.
Naturalnie, tego, co przynosi zło ze względu na coś, powinno się unikać jako zła. Na przykład, jeśli ból jest złem, to, oczywiście, powinno się unikać zarówno doświadczania, jak i zadawania bólu. I jeśli śmierć należy do szeregu zła, to i ci, którzy zadają śmierć, będą należeć do szeregu złych, których się unika. Prócz tego, tak zwane dobra naturalne mogą być źródłem zła. Z tego wynika, iż to, co uchodzi za pewne dobro, potencjalnie jest złem i dlatego przyczyną nieszczęśliwości. Właśnie poprzez podobne dobra powstają wszystkie przywary: sknerstwo, żądza sławy, swarliwość, lubieżność itp. Przecież każdy człowiek z napięciem goniący za tym, co on uwaza za dobre i godne wyboru, ze względu na własną ufność niepostrzeżenie wpada w sąsiednie przywary. Kto uważa bogactwo za dobro, ryzykuje wpaść w zachłanność; kto miłuje sławę, wpada w żądzę zaszczytów; kto się rozmiłuje w przyjemnościach, staje się rozpustnikiem. Czyli że kazde dobro jest potencjalnie złem – jeśli nie patrzeć na nie sceptycznie – złem się staje. Zatem więc Sekstus Empirykus twierdzi, że jeśli ci ludzie osiągnęli to, co uwazali za dobro, to się smucą i męczą jeszcze bardziej dlatego, iż nie tylko oni sami je posiadają. Przecież oni uważają te dobra za cenne i upragnione tylko w tym przypadku, jeśli tylko oni je posiadają, na skutek czego rodzi się w nich zawiść do bliźnich, wrogość i nienawiść. A więc ta pogoń za tak zwanymi dobrami nie pozbawiona jest nieszczęścia, a nabywanie ich rodzi niemało zła. Dotyczy to i samego zła. Ten, kto mniema, iż istnieje coś z natury swej złego, dla przykładu: hańba, bieda, ślepota, ból, choroba, szaleństwo – temu ciążą nie tylko one, ale i wiele innych przez nie powodowanych klęsk. Z powiedzianego staje się więc jasne, że przez pozorne dobra przytrafia się wiele nieszczęść, a przez te nieszczęścia wydarzają się inne nieszczęścia, tak iż szczęście staje się zupełnie nieosiągalne. Stąd znane porzekadło, iż jedynym środkiem na zdobycie szczęścia jest niedbanie o nie, bo im szybciej za nim gonimy, tym raźniej nam ucieka. A gdy przez rozumowanie przekonamy się, że nic a nic nie jest dobrem lub złem z natury, nastąpi dla nas kres trwogi, a zacznie się życie w pokoju. Nawet „cierpienie nie jest tym, czego należy za wszelką cenę unikać. Przecież dzięki niemu łagodzi się inne cierpienie; poprzez cierpienie osiaga się zdrowie, moc i ukształtowanie ciała; gruntowną wiedzę w sztukach i naukach ludzie osiągają też nie bez cierpienia. Dlatego wcale nie jest ono tym, czego z natury należy bezwzględnie unikać”.
Skoro jesteśmy przy tym temacie, warto stwierdzić, że los rozdziela cierpienie według zasady równości, nie zaś sprawiedliwości: nie uwzględnia ani zasług, ani cnót, ani intelektu, ani majątku, wieku, urody, płci, narodowości czy religii. „Gdy okręt się rozbije, dobrzy i źli jednaki los dzielą, zasługi są pomieszane. Gdy pożar wybuchnie, znajdują śmierć winni i niewinni. Kiedy zaś wojna się sroży, czy nie najlepsi padają? Zresztą nawet w czasie pokoju podłota nie tylko stoi na równi z lepszymi, ale doznaje nawet wyszczególnienia tak, że obserwując bardzo wielu, człowiek nie wie, czy wyrzekać się ma ich nieprawości, czy życzyć sobie ich szczęścia” (Minucjusz Feliks). W swoisty sposób podejmuje ten wątek filozof niemiecki Arthur Schopenhauer, który w dziele „Świat jako wola i przedstawienie” wysuwa hipotezę, jak się wydaje trafną, że „miara istotnego dla każdej jednostki bólu określona jest raz na zawsze przez jej naturę i że nie może to być ani miara pusta, ani nadmierna, chociaż forma cierpienia będzie się zmieniała. Jej cierpienie ani jej pomyślność nie byłyby więc bynajmniej określone z zewnątrz, lecz określałaby je tylko owa miara, owe zadatki, które wprawdzie do pewnego stopnia rosną i maleją w różnych czasach na skutek stanu fizycznego, w całości jednak pozostają takie same i są tym samym, co zwie się temperamentem jednostki albo dokładniej, stopniem, w jakim, wedle wyrażenia Platona, (...) jest ona lekkiego lub ponurego usposobienia. Za hipotezą tą przemawia nie tylko znane doświadczenie, że wielkie cierpienia powodują kompletne znieczulenie na mniejsze, i na odwrót, przy braku wielkich cierpień nawet najmniejsze niedogodności nas dręczą i psują humor, lecz doświadczenie uczy też, że gdy pojawia się naprawdę wielkie nieszczęście, o którym sama myśl wprawia nas w drżenie, nastrój nasz, gdy przetrwaliśmy pierwszy ból, pozostaje w całości względznie niezmienny, i na odwrót, że gdy nastąpi z dawna wymarzone szczęście, w sumie i trwale nie czujemy się w widoczny sposób lepiej i przyjemniej niż przedtem. Tylko chwila, w której pojawia się owa zmiana, porusza nas niezwykle silnie jako głęboki żal lub głośna radość, ale niebawem znikają one, gdyż polegają na złudzeniu. Nie rodzą się bowiem z powodu bezpośredniej obecności rozkoszy lub bólu, lecz tylko dlatego, że otwiera się nowa przyszłość, którą one antycypują. Tylko dlatego, że ból lub radość pożyczyły coś od przyszłości, mogły wzrosnąć tak niezmiernie, a więc nie na stałe.”
Postawioną hipotezę, zgodnie z którą ogromna część zarówno poznawania, jak i odczuwania cierpienia i pomyślności jest okreslona subiektywnie i a priori, można jeszcze podeprzeć uwagą, że ludzkiej radosności lub ponurości niewątpliwie nie determinują okoliczności zewnętrzne, np. bogactwo lub sytuacja społeczna, bo spotykamy co najmniej równie wiele radosnych twarzy wśród biednych, ile wśród bogatych. Także motywy powodujące samobójstwa są niezwykle różnorodne, albowiem nie umiemy wskazać żadnego nieszczęścia, które byłoby dostatecznie wielkie, by spowodować, przynajmniej ze znacznym prawdopodobieństwem, samobójstwo niezależnie od charakteru, a niewiele jest tak małych, by podobne im jeszcze go nie spowodowało. Jeśli więc stopień naszej radości lub naszego smutku nie zawsze jest taki sam, to jednak zgodnie z tym pojęciem przypiszemy to nie zmianie okoliczności zewnętrznych, lecz zmianie stanu wewnętrznego, kondycji fizycznej i psychicznej. Ilekroć bowiem nastapi jakiś rzeczywisty, choć tylko chwilowy wzrost naszej pogody ducha, aż po radość, pojawia się ona bez jakiegokolwiek bodźca zewnętrznego. „Wprawdzie często widzimy, – kontynuuje Schopenhauer – jak ból nasz wynika tylko z określonego układu zewnętrznego i tylko on nas przygniata i widomie smuci; wierzymy wtedy, że gdyby go usunąć, musiałoby też nastąpić wielkie zadowolenie. Ale jest to złudzenie. Miara naszego bólu i naszej pomyślności, według naszej hipotezy, jest całkowicie w każdym momencie czasowym określona subiektywnie, a w odniesieniu do niej motyw zewnętrzny powodujący zmartwienie jest tylko tym, czym dla ciała wezykatoria [plaster z kantarydy, czyli muchy hiszpańskiej, powodujący przekrwienie skóry], która ściąga wszystkie zwykle rozproszone złe soki. Ból, którego podstawa tkwi w danym czasie w naszej istocie i dlatego jest nieunikniony, rozdzielałby się, gdyby nie było zewnętrznej przyczyny cierpienia, na setki punktów i pojawiałby się w postaci setek drobnych przykrości i kaprysów z powodu rzeczy, których teraz w ogóle nie dostrzegamy, ponieważ zasoby naszego bólu wyczerpało już główne zło, które skupiło w jednym punkcie całe, rozproszone w przeciwnym razie cierpienie. Odpowiada temu też spostrzeżenie, że kiedy wreszcie szczęśliwy koniec zwali nam z piersi wielką, przygniatającą nas troskę, pojawia się wprędce na jej miejsce inna, która materialnie istniała już przedtem w całości, ale która do swiadomości nie docierała w postaci troski, bo nie było na nią miejsca, i dlatego jej materialna podstawa w ciemnej, niedostrzeżonej, mglistej postaci nie docierała do najdalszych obrzeży swiadomości. Natomiast teraz, gdy miejsce się otworzyło, ten gotowy już materiał natychmiast się przybliża i zasiada na tronie panującej dziś troski, a jeśli nawet troska ta jest materialnie znacznie mniejsza od troski, która znikła, to potrafi jednak tak się nadąć, że na pozór dorównuje tamtej i w ten sposób jako główna troska dnia dzisiejszego zagarnia bez reszty tron”. W obliczu tego żenującego faktu psychologicznego wypada za Cyceronem doradzić tylko jedno: „Nie tyle trzeba dociekać, czy ból jest złem, ile trzeba dać duszy siłę, aby go znosiła... Przyzwyczajenie do trudów łatwiej pozwala znosić ból...Uleganie cierpieniom tudzież znoszenie ich z małodusznością i bezsilną pokorą jest czymś godnym politowania”... Obowiązuje w tym względzie zasada męstwa.
Z kolei za swe cierpienia nigdy nie powinno się winić kogokolwiek. Simone Weil w jednym ze swych tekstów poczyniła trafne spostrzeżenie, iż istnieje coś takiego jak „potrzeba przelewania cierpienia na innych”, która, być może, stanowi jedną z pierwotnych przyczyn popełniania zła. Potężny stres, niegodzenie się z czymś lub żal o przeszłości, wzmocnione emocjonalnie są magazynowane w podświadomości i prowokują poważne schorzenia, ponieważ tworzą deformacje struktur polowych organizmu i osobowości. Najbardziej groźne są te deformacje wówczas, gdy kogoś nienawidzimy lub mamy komuś coś za złe. Stąd wielka zbawiająca (psychoterapeutyczna) funkcja zarówno stoickiej etyki życzliwości, jak i chrześcijańskiej etyki miłości. Miał więc rację Sekstus Empirykus doradzając, abyśmy na wszystko (czyli na nicość) patrzyli z przymrużeniem oka, zachowując sceptyczny dystans i olimpijski spokój.

* * *

W pierwszych wiekach nowej ery z klasycznej kultury grecko-rzymskiej w naturalny sposób wyłaniała się etyczna kultura chrześcijaństwa. Pierwszym chrześcijańskim apologetą był w Rzymie Justyn (100-167), autor „Apologii” i „Dialogu z Żydem Tryfonem”. Pisał: „Filozofia jest niewątpliwie dobrem bardzo wielkim i cennym w oczach bożych, bo ona jedna prowadzi nas do Boga, a ci, co w filozofii cały swój umysł zagłębili, to ludzie naprawdę święci... Istnieją jednak ludzie, którzy przybierają imię i płaszcz filozofów, a których czyny z takim uroszczeniem zupełnie się nie zgadzają. (...)
Każde stworzenie z natury swej zdolne jest zarówno do zła moralnego, jak i do cnoty; żadne z nich bowiem nie mogłoby nigdy zaskarbić sobie zasług, gdyby nie miało wolnego wyboru między jednym a drugim...
Otóż ja sam byłem zwolennikiem Platona i słyszałem oszczerstwa miotane na chrześcijan. Lecz gdy widziałem, jak oni bez trwogi szli na śmierć i na wszystko, co się strasznym zowie, zrozumiałem, że to rzecz niemożliwa, by ich życie płynęło w niegodziwości i umiłowaniu rozkoszy. Tak, wyznaję, jestem chrześcijaninem i szczycę się tym, i do wszelkich o to jestem gotów zapasów. I nie dlatego nim jestem, jakoby nauka Platona zgoła odmienna była od nauki Chrystusowej, tylko dlatego, że niezupełnie jest do niej podobna; tak samo zresztą, jak i wszystkich innych stoików, poetów czy wreszcie pisarzy. Każdy z nich bowiem z rozsianego Słowa Bożego widział tylko cząstkę w sobie kiełkującą, i tyle też tylko mówił prawdy. A ponieważ w rzeczach zasadniczych oni nawet sami z sobą stawali w sprzeczności, tedy rzecz oczywista, że nie mieli jasnego zrozumienia, ani wiedzy niewzruszonej. A zatem wszystko, co w nich dobrego, to własność nas, chrześcijan.”

* * *

Tertulian (160-240), wybitny prawnik, historyk, pisarz, autor słynnego zdania „credo quia absurdum”, przez pewien czas był wyznawcą chrystianizmu i bardzo ostro krytykował klasyczną filozofię grecko-rzymską. „Biedny Arystoteles, – pisał – który stworzył dialektykę, zdolną zarówno budować, jak i burzyć, giętką w zdaniach, przesadną w domysłach, nieustępliwą w argumentacji, mistrzynię kontrowersji, która chcąc wszystko podać w wątpliwość, aby niczego w ogóle nie można było być pewnym, staje się sama dla siebie ciężarem... Stąd owe baśnie, stąd problemy bez żadnego pożytku i mowy, które się szerzą jak rak, a od których chcąc nas odwieść Apostoł, gdy pisze do Kolosan w szczególności wskazuje na filozofię, że należy jej się wystrzegać: „Patrzcie, aby was kto nie zwiódł przez filozofię i próżne omamienie... Co wspólnego może mieć ze sobą Akademia i Kościół, heretycy i chrześcijanie? Nasza nauka wzięła swój początek z portyku Salomona, który sam nauczał, że Pana należy szukać w prostocie serca. Niech wiedzą o tym ci, którzy wymyslili chrystianizm stoicki, platoński czy dialektyczny. Nam nie jest potrzebna ciekawość po Jezusie Chrystusie ani po Ewangelii. Kiedy wierzymy, nie pragniemy wierzyć w nic ponadto. Najpierw bowiem wierzymy w to, że nie ma nic więcej, w co byśmy musieli wierzyć... Syn Boży został ukrzyżowany; nie zawstydza to, ponieważ zawstydzać powinno. I umarł Syn Boga; jest to godne wiary, ponieważ jest absurdalne. I pogrzebany zmartwychwstał; jest to pewne, ponieważ jest niemożliwe”... Niedługo po napisaniu tych (jakże perfidnych i ogłupiających!) słów Tertulian porzucił chrystianizm i podjął z nim bezpardonową polemikę. Zanim jednak to nastąpiło, zdążył jeszcze ostro zaatakować przedchrześcijańską etykę i filozofię, przy tym nie gardził oszczerstwami i pomówieniami plotkarskimi. W tekście „Apologetyk” pisał zjadliwie i prostacko: „Filozofia jest obalaniem prawdy... Tak, my, którzy sercem i duszą złączeni jesteśmy, nie namyślamy się, gdy chodzi o podział majątku. Wszystko u nas jest wspólne, oprócz żon. W tym punkcie my wspólność wykluczamy, i jest to jedyny punkt, gdzie inni ludzie wspólność uprawiają. Przecież nie tylko przywłaszczają sobie żony przyjaciół, ale i swoje żony przyjaciołom najobojętniej odstępują. Sądzę, że robią to idąc za przykładem przodków i mędrców największych, takich jak Sokrates między Grekami i Katon między Rzymianami, którzy żon swoich przyjaciołom użyczali, wziąwszy je w małżeństwo po to, by i gdzie indziej rodziły dzieci. Nie wiem tylko, czy żony owe przeciwne temu były – bo dlaczego miałyby się tak bardzo troszczyć o swą uczciwość, którą mężowie tak łatwo odstępowali innym? Cóż to za przykład mądrości attyckiej, cóż za wzór rzymskiej godności?! Tak dobrym stręczycielem filozof i cenzor! (...) Ale róbcie tak dalej, wy, dobrzy sędziowie! Dla tłumu będziecie o wiele milsi, jeśli mu poświęcicie chrześcijan. Więc męczcie, katujcie, skazujcie na śmierć i niszczcie nas! Bo wasza niesprawiedliwość jest dowodem naszej niewinności. Dlatego Bóg dozwala, że my tyle cierpimy. Albowiem jeszcze niedawno, skazując chrześcijankę na nierząd raczej zamiast na rozszarpanie przez lwa, sami przyznaliście, że u nas obraza wstydliwości uchodzi za coś okropniejszego niż wszelki rodzaj śmierci. Nic jednak nie pomoże wszelka wasza więcej niż wyszukana srogość. Jest raczej propagandą dla naszego stowarzyszenia. Jest nas coraz więcej, ilekroć kosicie nas: Nasieniem jest krew chrześcijan!” Ta wyszukana tyrada propagandowa była później wielokrotnie wykorzystywana, co stanowi zupełny paradoks, do usprawiedliwiania smażenia „heretyków” na stosach – tym razem przez chrześcijan.

* * *

Zwolennikiem Tertuliana był biskup Cyprian, urodzony Tascius Cecilius (200-258). Oto kilka jego pięknych zdań.
„Mówić na własną pochwałę jest wstrętną chełpliwością.
– Ocieka świat wzajemną krwią; zbrodnią jest, gdy mężobójstwo popełniają jednostki; cnotą się zaś nazywa, gdy się to dzieje publicznie. Bezkarność zbrodniom zyskuje nie wzgląd na niewinność, lecz wielkość srogości.
– W niezdrowych żądzach mężczyźni na mężczyzn się rzucają. Dzieją się rzeczy, które nawet czyniącym je podobać się nie mogą. Kłamię: jeżeli nie łaje innych, kto sam jest takim, jeśli zepsuty nie zniesławia zepsutych i nie wierzy, że z sumieniem wyszedł cało... Również publicznie są oskarżycielami, potajemnie winowajcami, względem samych siebie zarówno sędziami i winnymi. Potępiają na zewnatrz, co wewnątrz czynią, zgadzają się chętnie na to, o co oskarżają, gdy zostało popełnione. Bezczelność współdziałająca z występkami i bezwstydność odpowiadająca bezwstydnym.
– Bogacz nie rozumie, nędzny, że to są dlań wyszukane kary, że jest przywiązany do złota i raczej przez nie posiadany niż on je posiada.
– O nic już się nie ubiegać, niczego żądać od świata nie może ten, kto większy jest od świata”.
Z powyższych zdań widać jednoznacznie, że chrześcijaństwo wystąpiło pierwotnie w obrębie kultury rzymskiej jako inicjator i nosiciel rewolucyjnej odnowy moralnej, jako ruch protestu i zapowiedź nowego, lepszego świata. I to nie tylko tam, w zaświatach, ale i tu, na ziemi. Głosiło – ustami Laktancjusza Firmianusa (259-325) – że „mądrość polega nie na ozdobnej mowie, lecz mieszka w sercu”, powodując, iż człowiek kieruje się w postępowaniu przede wszystkim poczuciem obowiązku i rycerskimi zasadami etycznymi. Busolą życia osób i narodów jest „albo mądra religia, albo religijna mądrość”.

* * *

Grecy i Rzymianie sercem i umysłem samodzielnie doszli do pojęcia Boga miłości, wzniesionego nad nędzą i złem świata, Boga – zupełnie innego niż ten, (stronniczy, niesprawiedliwy, podstępny, samolubny, okrutny), którego odrażający wizerunek jawi się na stronach „Pięcioksięgu Mojżeszowego”. Jak podaje – idąc za uczonymi francuskimi – profesor Marian Zdziechowski, „Stary Testament” daje obraz „Boga strasznego, który stwarzał świat i natychmiast karał cały rodzaj ludzki za grzech pierwszej pary człowieczej; który żałował potem, że pozwolił ludziom rozmnażać się, i wyjąwszy jedną rodzinę, zniszczył wszystkich wraz z nieodpowiedzialnymi za grzechy cudze zwierzętami; który wiązał się następnie z jakimś awanturniczym ludkiem, opiekował się nim przeciw innym narodom, pchał go do wypraw rabunkowych, żądał swojego udziału w zdobyczach i przewodniczył rzeziom zwyciężonych; który obdarzył wreszcie ów lud prawodawstwem, zawierającym obok przepisów słusznych inne, dziwaczne i nie dające się wypełnić”. Jak też potworne i barbarzyńskie!
Na zakończenie tego rozdziału wypada zauważyć, iż olbrzymi dorobek kulturalny i cywilizacyjny Rzymian wciąż jest żywy w całej tradycji europejskiej, że napomkniemy choćby tylko o fakcie, że cesarz Konstantyn, który, nawiasem mówiąc, był synem pewnej traktiernej damy lekkich obyczajów, w 313 roku wprowadził Dzień Słońca (niedzielę), jako siódmy dzień tygodnia wolny od pracy, dzień wypoczynku i modlitwy. W 382 roku ogłoszono chrześcijaństwo za religię panującą w Rzymie. Bezpośrednimi i najbardziej konsekwentnymi kontynuatorami tej wielkiej tradycji stali się ci, którzy Rzym zwyciężyli, czyli ludy germańskie. Od wczesnego średniowiecza aż do roku 1806 istniało Święte Imperium Rzymskie Narodu Niemieckiego (Heiliges Römisches Reich der Deutschen Nation), na czele którego stali tak genialni przywódcy jak m.in. Friedrich Barbarossa czy Friedrich II. der Grosse. Tutaj też, jak w Rzymie, uważano, że wszystko w państwie musi podlegać regulacji sprawiedliwego prawa. Także w okresie późniejszym to właśnie Niemców z ich znakomitym talentem do dobrego rządzenia, kultem państwa, rodziny, ładu i prawa, zamiłowaniem do pracy i sprawiedliwości wypada uznać za kontynuatorów tradycji rzymskich, czyli tzw. „cywilizacji łacińskiej”, która zresztą fascynowała m.in. ojców założycieli Stanów Zjednoczonych Ameryki, a Benito Mussolini, bazując na fundamentalnych „wartościach faszyzmu”, „Rodzina-Praca-Ojczyzna”, usiłował wskrzesić samo Imperium Rzymskie. . .
Jednak powyższy obraz wygląda na zbyt wyidealizowany. To przecie obywatele Rzymu skazali Jezusa Chrystusa na śmierć. To oni, zanim przybili Skazańca do krzyża, poddali Go – swoim okrutnym zwyczajem – krwawej chłoście, tak, iż posieczone biczami mięśnie i skóra Katowanego Boga oddzielały się od kości i zwisały „in blutigen Fetzen” – jak podają historycy żydowscy – „jak krwawe łachmany”. Oczywiście, jest, z jednej strony, symbolem zwycięstwa nad pogańskim Rzymem, lecz z drugiej – okropnym nieporozumieniem, że jeden z odłamów chrześcijaństwa nazywa się kościołem „rzymsko-katolickim”. Wedle zwykłej ludzkiej miarki, Rzym, jako morderca Syna Bożego, na aż takie wyróżnienie nie zasługiwałby, lecz na mocy zrządzenia Opatrzności to własnie on jest obecnie Świętym Miastem Kościoła Powszechnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz