Czytelniku,
Obecnie pejsata ( zwana dobra zmianą ) niczym sie się nie różni od innych zmian. Pan Cejrowski w jednym miał rację Wszystkich WON. A PISowska hołota niczym sie od nich nie różni.
Kto pyta, nie błądzi – Krzysztof
Baliński
Od lat kilkudziesięciu
funkcjonuje sobie w Waszyngtonie komunistyczna lub komunizująca formacja
polityczna, przez siebie przewrotnie (albo dla niepoznaki) zwana
neokonserwatywną, a przez prawdziwych konserwatystów zwana neotrockistowską,
która dokonała wrogiego przejęcia amerykańskiego konserwatyzmu i
konserwatywnych instytucji. U szczytu swej władzy okupowali Biały Dom, Pentagon
i wpływowe think-tanki. Dziś są dobrze okopani w ośrodku administracji
najbardziej Polsce wrogim – Departamencie Stanu. „Konserwatyzm”
neokonserwatystów sprowadza się do skrajnej postawy proizraelskiej oraz
zapalczywości w awanturach wojennych. To oni wywołali inwazję na Irak. To oni
bronili „demokracji” w Syrii. To oni stali za przewrotem na kijowskim Majdanie.
Wszyscy wywodzą się ze Wschodniej
Europy. Wszyscy są synami lub wnukami liderów Komunistycznej Partii USA.
Wszyscy odziedziczyli po przodkach ambicje „robienia porządków” w krajach (lub
z krajami) swego pochodzenia, tj. Polsce, Rosji, Ukrainie. Wśród nich jest tak
dużo Żydów, że nazwa „neokonserwatysta” odbierana jest jak antysemicka obelga,
a ich postulaty jak cytaty z „Protokołów Mędrców Syjonu”. Jeden z nich jest
autorem słów: „Nienawidzę terminu neokonserwatysta, bo w wielu kręgach to
grzeczne określenie Żyda”.
Dokładnie wtedy, gdy potępiał
Trumpa za „próbę przewrotu”, Joe Biden mianował na stanowisko zastępcy
sekretarza stanu Victorię Nuland, tą samą, która dokonała przewrotu na
kijowskim Majdanie. Przy czym nie przeszkadzało jej, że zrobiła to rękami neonazistów,
i nieźle się pociła, gdy pod oknami ambasady USA wyśpiewywali: „Smert
moskowsko-żidiwskij komunie”. Gdy jej dziadek, wileński Żyd przyszwendał się do
Ameryki, nosił nazwisko Nudelman. Ojciec był komunistą, chociaż uczęszczał do
synagogi, a córkę wychował w tradycji żydowskiej. Ale co ważniejsze – Nuland
jest żoną Roberta Kagana, który wraz z całym klanem odegrał diabelską rolę w
inwazji na Irak. À propos nazwiska – nie używa ani rodowego, ani męża. Usiłuje
coś ukryć? Pierwsze z nich znaczy w jidysz tyle, co wyrabiacz klusek. Drugie to
tytuł wodzowski Chazarów, swojsko brzmiący w kontekście Łazara Kaganowicza,
który z drobnego żydowskiego handlarza bydła przepoczwarzył się w architekta
Wielkiego Głodu na Ukrainie i egzekutora (obok Stalina, Berii i Kalinina)
zbrodni katyńskiej.
„Prezydent Biden” to terminem
wielce umowny. Skład etniczny i ideowy administracji potwierdza tajemnicę
poliszynela – Joe Biden to tylko figurant, a rządzi klan Kaganów i ten sam
układ, który sterował Obamą. Nie od rzeczy będzie tu przypomnieć, że sam Obama,
syn komunistki i uchodźcy z Afryki, politycznie sformatowany został w kręgach
chicagowskich marksistów, przez członka KP USA i sowieckiego szpiega Billa
Ayersa (też, jak Kagan, pochodzącego z polskich Kresów, czyli dzisiejszej
Ukrainy). „Żaden z bliskich współpracowników Bidena z jego sztabu wyborczego,
nie znajdzie posady w Białym Domu” – kpiła, opisując intrygę, żydowska gazeta.
To była wyraźna analogia do Obamy, który mógł tylko bezsilnie podpisywać
nominacje ludzi wskazanych przez waszyngtońską plutokrację, a których jedynym
wspólnym mianownikiem było żydokomunistyczne pochodzenie. Gdy sekretarzem stanu
zrobili Antony’ego Blinkena, media żydowskie triumfowały: „Jest trzecim Żydem
na tym stanowisku po Henrym Kissingerze i Madeleine Albright”. Ale to
nieprawda, bo był nim także, w administracji Obamy, John Kerry, prawnuk
Benedikta Kohna z Białej k. Prudnika, były trockista i pacyfista, który z
opluwał amerykańskich żołnierzy w Wietnamie, powielając kremlowską propagandę.
Kerry-Kohn jest dziś pełnomocnikiem Bidena ds. klimatu.
Donald Trump, po wyborczym
zwycięstwie, skierował do nich słowa: „Wojna w Iraku była bardzo wielką
pomyłką. Nigdy nie powinniśmy się tam znaleźć”. Słowa te mówiły wszystko, dla
neokonserwatystów oznaczały zsyłkę na polityczną Syberię.
Gdy potem poszedł na całego,
deklarując: „Głównym i najważniejszym hasłem mojej prezydencji będzie Ameryka
na pierwszym miejscu. W pierwszym rzędzie zajmijmy się własnym narodem i
własnym krajem”, stało się jasne, że jego prezydentura będzie dla
neokonserwatystów koszmarem. Trump nie zostawił też suchej nitki na elicie
dyplomatycznej: „Pozbądźmy się ich i Ameryka znowu będzie wielka”.
A mówił o elicie zaludnionej
głównie synami lub wnukami żydowskich uchodźców z przedwojennej Polski.
Waszyngtońskiego bagna nie zdołał (albo nie zdążył) wyczyścić i
neokonserwatyści, po powrocie do władzy, już na podium wyborczym krzyczeli:
zbombardować Teheran, więcej broni dla Kijowa!
Mają w Polsce swój duplikat –
jest nim PiS.
Szczególnie, i na swój sposób, z
neokonserwatystami powiązany jest Antek Macierewicz, który pielgrzymował do
nich, gdy był w opozycji, dla którego szczytem marzeń są Stany Zjednoczone na
ścieżce wojennej z Rosją. I czy nie dlatego na działaczy PiS Trump działał jak
czerwona płachta na byka, a jego zwycięstwo było utratą gruntu pod nogami? Bo
trudno było wojować z Putinem w „strategicznym partnerstwie” z lilipucią Litwą
i zbankrutowaną Ukrainą. Doktryna Trumpa „Najpierw zadbamy o nasz kraj, zanim
będziemy się przejmować wszystkimi innymi”, przeraziła nie tylko
waszyngtońskich trockistów, ale i tych nad Wisłą. Bo do rozmów z Trumpem
zasiąść musieli ci, którzy przejmują się wszystkimi, tylko nie własnym krajem.
PiS to formacja
„neokonserwatywna” także dlatego, bo… konserwuje żydokomunę. To jest tych,
których pochodzący z Polski pierwszy prezydent Izraela Ben Guriona określił
mianem „szumowin judaizmu”. Innego zdania jest „nasz” Duda: „Polacy i Żydzi na
tych ziemiach to tysiącletnia tradycja współżycia dwóch narodów, kultur, często
małżeństw, pokrewieństwa, przyjaźni, znajomości. 1000 lat wspólnej historii i
trwania razem – w Polin, ziemi przyjaznej żydowskiemu narodowi”. Czyli stuletni
okres „współżycia Polaków z żydokomuną” ot, tak sobie, pominął. Twórca
kanonicznej wersji polskich dziejów najnowszych prof. Andrzej Friszke
utrzymuje, że kluczową rolę w tzw. „transformacji ustrojowej” odegrali
rewizjoniści partyjni i lewica laicka. I rzeczywiście, czasem na przygotowanie
powrotu stalinowskiej żydokomuny do władzy był stan wojenny, a dowodem skład
etniczny biesiadników w Magdalence, przy stole oflankowanym dwiema menorami. A
co Mazowiecki miał na myśli nawołując do „grubej kreski”, jeśli nie odkreślenie
przeszłości stalinowskiej żydokomuny?
Prekursorami wszystkich komunistycznych
rewolt byli Żydzi emigrujący na przełomie XIX i XX wieku do Ameryki z terenów
przedrozbiorowej Polski. Dziś to w większości wyznawcy skrajnie lewicowych
idei. Komunistyczna Partia Polski (jak i jej ukraińska odnoga – KPZU) była
zgrupowaniem kilku tysięcy żydowskich fanatyków, marzących o dorwaniu się do
władzy drogą krwawej rewolty. Wymownym dowodem na to było, gdy jej członkowie
po 17 września 1939 r. odnaleźli się w bandach na Kresach Wschodnich, a ich
dziełem były represje i mordy na wielką skalę, całowanie czołgów sowieckich,
noszenie trumien z napisem: „Polska
umarła”. Po roku 1945 Stalin skierował do Polski tysiące takich lumpów, którzy
zajęli miejsce wyniszczonych polskich elit. Łupem tych samych elit padły także
wszystkie organa władzy w Polsce posierpniowej. Za transformacją Polski stał,
obok Davida Rockefellera, George Soros. Ten sam, który finansował ukraiński
Majdan. Ten sam, który założył Fundację Batorego, zaplecze rodzimego
stronnictwa trockistowskiego. Jeśli dodamy do tego 1,5 miliona mówiących po
rosyjsku i wznoszących pomniki wdzięczności Armii Czerwonej Żydów sowieckich, w
tym KGB-istów w szeregach Mosadu, to czy nie pod tym właśnie kątem należy
spoglądać na zaangażowanie neokonserwatystów w konflikt Rosja-Ukraina?
„Putin instaluje za oceanem
swojego prezydenta. To katastrofa dla Polski” – lamentowała na łamach
„Washington Post” Anne Applebaum, dzięki której Radek Sikorski związał się z
American Enterprise Institute, stanowiącym zaplecze neokonserwatywnych
polityków. W sporządzonym dla nich raporcie postulował reformę polskiej armii
tak, aby mogła wysłać na bliskowschodnie misje nawet kilkanaście tysięcy
żołnierzy. Tłumaczył przy tym, że żołnierze z Polski są tańsi w eksploatacji, a
ich strata nie wywoła w USA niechęci do wojny. W innym raporcie, atak na Irak
porównał do Monte Cassino. Postawił też śmiałą tezę: „bez afgańskich
mudżahedinów nie byłoby Okrągłego Stołu w Polsce”. O pokojową nagrodę Nobla dla
Ben Ladena nie wystąpił, ale zaległość odrobił – nagrodę 1 miliona euro przyznał
Mustafie Dżemilewowi, liderowi Tatarów krymskich, islamiście popieranemu przez
Turcję, którego udział w eksterminacji chrześcijan w Syrii jest nie do
przecenienia.
I tu pytanie: Czy tweet Radka
Sikorskiego „Thank you, USA”, przypisujący sprawstwo uszkodzenia gazociągu Nord
Stream Stanom Zjednoczonym, nie pojawił się z inspiracji Nuland, nie miał na
celu sprowokowanie eskalacji wojny z Rosją, nowych sankcji, nowych dostaw broni
(za które zapłacą Polacy) i wojska polskiego kierującego się zimą na front wschodni?
Przypomnijmy – 27 stycznia Nuland zwierzyła się dziennikarzom: „Chcę być dziś
szczera, jeśli Rosja podejmie działania przeciwko Ukrainie w ten czy inny
sposób, Nord Stream nie ruszy do przodu”.
Jaką rolę w tym odgrywa to, że
przodkowie żony Radka pochodzą – jak sama twierdzi – z Rosji, i odegrali ważną
rolę w rewolucji bolszewickiej? W swych książkach Anne Applebaum sztampowo
wybiela rolę żydokomuny w montowaniu komunizmu w Polsce i bardzo często mija
się z prawdą. Choćby wtedy, gdy zrównuje zbrodnie banderowców z akcją Wisła. „W
końcu czerwca 1947 siłom interwencyjnym udało się wreszcie, część z liczącej
sobie 140 tys. społeczności ukraińskiej wypędzić z jej siedzib, wepchnąć do
brudnych bydlęcych wagonów i przesiedlić na północ i zachód Polski. To był
krwawy i bezwzględny proces, tak samo krwawy i bezwzględny jak wymordowanie
mieszkańców Wołynia trzy lata wcześniej” – napisała. Przy innych okazjach
rozpuszcza inne, równie kłamliwe oceny: pamięć o Katyniu jest wyrazem
nacjonalizmu; NKWD i funkcjonariusze UB byli sojusznikami w walce z
faszystowskim zagrożeniem. Nieprzypadkowo też opinie Applebaum zamieszczane w
„Washington Post” są przedrukowywane w „Wyborczej”. I nieprzypadkowo osiągnęła
na świecie status opiniotwórczego eksperta ds. Polski i Europy Wschodniej. Dla
zarządzających tematem jest wyborem idealnym: Żydówka o rosyjskich korzeniach,
publikująca w żydowskiej gazecie dla Amerykanów i żydowskiej gazecie dla
Polaków.
30 września, w Radiu Zet,
dziennikarka „Newsweeka” lansowała w wyścigu o fotel prezydenta RP Radka
Sikorskiego: „Ma znakomite kontakty międzynarodowe. Wcześniej był szefem MON i
MSZ, czyli sprawował ministerialne funkcje w dwóch kluczowych kompetencjach
prezydenta”. Wychwalała także potencjalną pierwszą damę: „Anna Applebaum to
znakomita publicystka, autorka światowej sławy. Taka para prezydencka mogłaby
bardzo mocno wizerunkowo pomóc Polsce”. Tego samego dnia „Newsweek” podał
informację o rocznych dochodach Sikorskiego, które wynoszą przeszło 800 tysięcy
euro i pochodzą z 14 źródeł. Dodajmy, że gazetą, która wchodzi w skład Axel
Springer, dyryguje Michał Broniatowski, autor opublikowanej na FB instrukcji
zorganizowania w Warszawie krwawego majdanu, wzorcowe dziecko żydokomuny –
ojciec przyszwędał się do Polski w taborach dywizji NKWD i kierował szkołami
bezpieki, a matka pracowała w stalinowskim aparacie propagandy.
W Iranie był sobie szach. Gdy
wybuchła rewolucja, obalono go, a jego miejsce zajął ajatollah, który ogłosił
doktrynę „Dwóch Szatanów”: „Mniejszym” był Izrael (bo mały jak krosta na dupie
świata), a „większym” USA. W tej sytuacji każdy, kto mógł bronić krostę przed
ajatollahem, był na wagę złota.
W Iraku był sobie dyktator.
Wysłuchawszy zachęty z ambasady USA, ruszył na Iran nie zdając sobie sprawy, że
robi to w interesie Izraela, który pławił się w pokoju i demokracji. Nie doczekawszy
się rekompensaty, za przyzwoleniem USA, zajął Kuwejtu z jego zasobami ropy (co
miało mu pomóc w spłacie długów zaciągniętych na wojnę w żydowskich bankach), a
lobby żydowskie zmontowało koalicję i pogoniło dyktatora z Kuwejtu. Ale na tym
nie koniec – pod pretekstem obalenia okrutnika, który miał popierać Ben Ladena
i manipulować przy broni masowego rażenia, dokonali inwazji na Bagdad. Do
koalicji wciągnęli Polskę, a w imieniu Polaków wojnę Arabom wydał syn rabina
Geremek i do wojny zagrzewała Anne Applebaum, zbywając krytyków inwazji
słowami: „paranoja, której celem jest zdyskredytowanie prodemokratycznych
inicjatyw”. Na wojnie Polska nie zyskała nic. Koszty snów o potędze (bo za
udział w agresji mieliśmy zostać mocarstwem światowym, a nasi sojusznicy mieli
umierać za Gdańsk) wyniosły 3 mld zł i 720 mln dolarów z umorzenia irackiego
długu. W zamian, na otarcie łez, dostaliśmy zardzewiałą fregatę, 40-letnie
samoloty transportowe, rachunek na 12 mld za F-16, logo „okupanta Iraku” i
amerykańskie wsparcie dla roszczeń hien cmentarnych spod znaku „Przemysł
Holokaustu”. Interesy w „wyzwolonym” Iraku robił każdy, tylko nie my. Z
programu przezbrojenia nowej irackiej armii wartości 3 mld dolarów, 85 procent
przypadło Ukraińcom. Tym samym, którzy dziś, robiąc z siebie nieporadne ofiary
rosyjskiej agresji, biorą od nas broń za darmo. Neokonserwatywni jastrzębie na
tym, jednak nie poprzestali – dziś nalegają na zbombardowanie Teheranu.
Po dojściu do władzy, Obama
popełnił fatalną pomyłkę – pozostawił na kluczowych stanowiskach głównych
architektów inwazji na Irak. Ci zabrali się za psucie stosunków z Rosją,
dochodząc do wniosku, że Putin jest główną przeszkodą w realizacji ich wizji. Wbijanie
klina między Obamą i Putinem stało się wyraźne, gdy doszło do porozumienia o
przystąpienia Iranu do negocjacji nuklearnych. Zamysł polegał na podbiciu oka
Putinowi, jako kara za ingerencję w neokonserwatywne marzenia zmiany reżimów na
całym Bliskim Wschodzie. Ich najbardziej spektakularnym ciosem była Ukraina, a
główną rolę odegrała zastępca sekretarza stanu Victoria Nuland, do dziś
rzeczywisty architekt polityki USA wobec Wschodu Europy i Rosji. Swoją rolę
odegrał też organ prasowy neokonserwatystów „Washington Post”, sugerując, że
kolejny „regime change” powinien nastąpić w Moskwie.
Czy poparcie Polski dla Ukrainy w
wojnie z Rosją nie przypomina nawoływania do zbombardowania Teheranu i
powieszenia Putina oraz snów o potędze zostania mocarstwem światowym? Co Lech
Kaczyński uzyskał w zamian za poparcie „naszej wojny” w Iraku? Żydowskie
roszczenia majątkowe? Co uzyskał jego brat w zamian za umizgi wobec
nowojorskich trockistów? Tytuł „mocarstwa humanitarnego” i zaszczyt bycia
największym dostawcą pomocy wojskowej dla Ukrainy? Diaspora żydowska porzuciła
Lecha. Dzisiaj nie widzi partnera w Jarosławie, bo w odwodzie ma Trzaskowskiego
i Hołownię, a dodatkowo o tym, kto jest najlepszym filosemitą decyduje Anne
Applebaum. Kaczyński robi wszystko, by „strategiczny partner” uznał go za
jedynego plenipotenta swoich interesów w Polsce. Problem w tym, że aby to
osiągnąć musi zapomnieć o polskich interesach. I na tej ścieżce postąpił już
bardzo daleko. Czym bardziej wpisuje się w trockistowską strategię podpalania świata
i wyciągania kasztanów z ognia cudzymi rękami, tym bardziej jest poniewierany.
Historia lubi się powtarzać. W
2015 roku, po zmianie reżimu na Ukrainie, nasi amerykańscy sojusznicy dokonali
zmiany w Polsce. Dziś otwarcie stawiają na opozycję. Dlaczego podkopują
wasalny, skrajnie proamerykański rząd, i to w czasie, gdy Polska stała się
stroną wojny i zapleczem Ukrainy? Dlatego, że w polsko-amerykańskim i
polsko-żydowskim „dialogu” obowiązują bezlitosne zasady gry i jej reguły nie
przewidują żadnego kompromisu, żadnego porozumienia, żadnej linii granicznej.
Dlatego że chodzi o przejęcie kontroli nad Polską i o to, by nie spotkało się
to z jakimkolwiek sprzeciwem na arenie międzynarodowej. A jak już wycisną z
Polski wszystkie żywotne soki, jak już ogołocą polską armię z wszelkiej broni,
jak już przystąpimy do spłaty żydowskich roszczeń, to ambasador Mark Brzeziński
powie: „Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść”.
Dlaczego robią to właśnie
teraz?Bo skutecznie uwikłali ich w katastrofalną sytuację, którą tylko ONI są w
stanie rozwikłać. Bo w ich łby wtłoczyli rozumowanie: Sytuacja jest
beznadziejna; wszystko jest z góry ustalone; jest tylko jedno globalne
mocarstwo, i trzeba wykonywać każde polecenie idące z Waszyngtonu, bo jak nie
to się z Polski wycofa i zostawi nas w rękach Ruskich lub Niemców. Skutecznie
też przekonali, że w USA o wszystkim decydują Żydzi, że nasze bezpieczeństwo
zależy nie od wsparcia Kongresu ale Amerykańskiego Kongresu Żydów i że jeśli
ułożymy się z Żydami, to bezpieczeństwo Polski stanie się interesem żydowskim.
Z takim infantylnym rozumowaniem wiąże się inna, ciągle obowiązująca doktryna
polskiej dyplomacji: Polska powinna stać u boku jakiegoś państwa, niezależnie
od tego, czy jej się to opłaca, czy nie. W rezultacie, polscy żołnierze ginęli
w Iraku kierując się interesem bezpieczeństwa Izraela, a wkrótce będą ginąć na
Ukrainie kierując się interesem amerykańskich trockistów. I jeszcze jedno: PiS
szuka remedium na polskie bolączki, rywalizując z Sikorskim i jego żoną o
względy owych trockistów.
Gdzie zbiegają się wszystkie
nitki? Do kogo należy ręka pociągająca za nie? Na czyje polecenie w „Washington
Post”, na równi z nawoływaniem do wojny z Rosją, podgrzewany jest temat
antysemityzmu Polaków i ich „nieuleczalnej antyrosyjskiej fobii”?Czy centrum
dezinformacji, w którym pracują macherzy od „pilnowania polskich interesów”,
nie jest pod kontrolą nowojorskich trockistów? Skąd wziął się tweet „Thank you,
USA i niegdysiejsze wypowiedzi Radka Sikorskiego o „szczerym demokracie”
Putinie i członkostwie Rosji w NATO? Co mają wspólnego Ukraina i Iran? To tylko
części znacznie większej układanki. Potwierdzają to redaktorzy dwóch rzekomo
wrogich sobie gazet – Adam Michnik i Tomasz Sakiewicz oraz szefowie dwóch
rzekomo wrogich sobie telewizji – TVP i TVN, zgodnie wzywający do rozprawienia
się z „krwawym satrapą” w Moskwie i „krwawym ajatollahem” w Teheranie. Gdy
dodamy do tego, że elementem tej układanki jest półtora miliona rosyjskich i
ukraińskich Żydów żyjący w Izraelu i spora grupa w otoczeniu Putina i
Zełenskiego, to pytanie „Gdzie Krym, a gdzie Rzym”, czyli pytanie „Gdzie Krym,
a gdzie Teheran” nie może szokować.
Konflikt wydaje się nielogiczny,
a nawet sprzeczny z polityką USA zapoczątkowaną przez Obamę (u którego Biden
był wiceprezydentem), która polegała na wycofaniu się z zamorskich awantur
wojennych, skupianiu na konfrontacji z Chinami i neutralizowaniu podejścia
Rosji do Chin. W takiej perspektywie wojna z Rosją jest niekorzystna dla
interesów USA, i na zdrowy rozum Waszyngton powinien kontynuować politykę
poprzedników, szachując Moskwę i Berlin wspieraniem inicjatywy Trójmorza. Ale
równie nielogiczna i niekorzystna dla interesów USA była inwazja na Bagdad. Czy
w obu przypadkach nie mamy do czynienia z tą samą machinacją – wojna niekorzystna
dla interesów USA, ale korzystna dla interesów pewnego lobby w Waszyngtonie?
Problem także w tym, że w Waszyngtonie nie rządzi Biden, lecz ocierające się o
komunizm radykalne skrzydło Demokratów, a w polityce zagranicznej coraz
bardziej doniosły głos mają neokonserwatyści. Problem także w tym, że USA
często dokonują doraźnych i radykalnych wolt, szczególnie kosztem słabszych
partnerów, do których zalicza się Polska. W takiej sytuacji nie można wykluczyć
resetu z Rosją i z Niemcami, zawsze gotowymi do przyjęcia roli „regionalnego
policjanta”.
Obama kazał nam Ruskich kochać.
Biden kazał nam ich nienawidzić. Czy nie przygotowują nas do tego, abyśmy
Putina znowu pokochali? Scenariusz, w którym Biden dogaduje się z Putinem, a
Kaczyński przygląda się temu z rozdziawioną gębę, wydawał się koszmarem. Ale
tak się właśnie dzieje – Polska przegrywa, i to z kretesem, a za Donbas nikt
nie chce umierać. Tu jeszcze inne pytania: Dlaczego neokonserwatyści chcą
wywrócić stolik z kartami? Czy wojenka na Ukrainie nie jest w interesie
funkcjonującej w USA trockistowskiej formacji, która składa się z potomków
skomunizowanych żydów z Galicji? Czy ich dziełem nie jest „ukrainizacja”
Polski? Czy u podłoża miłości PiS do Ukrainy nie leży to, że i Polską i Ukrainą
i USA od dekad rządzi żydokomuna pochodząca z dzisiejszej Ukrainy?
Dla Kaczyńskiego sensem istnienia
Polski jest bycie przeciwnikiem Moskwy, a to oznacza, że Polska nie ma własnych
interesów na Wschodzie, i że jej powołaniem jest, zamiast przysparzanie dobra
Polsce, szkodzenie innym. Dla Radka Sikorskiego sensem istnienia jest robienie
laski neokonserwatystom, a to, że pewnego mroźnego poranka wybuchnie Baltic
Pipe, nie wywołuje frasunku na jego kałmuckim licu. Geostratedzy PiS nie
wyciągają wniosków z przeszłości, popełniają wciąż te same błędy. Bezkrytycznie
poparli pomarańczową rewolucję, czyli ukraińską Magdalenkę i dorwanie się do
władzy oligarchów pochodzenia sowieckiego. Gardłują o Ukrainie w UE i w NATO.
Ale nie pytają, ile Polska może na tym zyskać, a ile stracić. Dlaczego tam,
gdzie inni zadają pytanie, co z tego będziemy mieli, oni mają tylko jedną
odpowiedź: Bij Moskala?
Czas beztroski oraz korzystnej
koniunktury międzynarodowej kończy się nieubłaganie. Przyszłość rozgrywa się w
trójkącie USA-Chiny-Rosja, a nie na Ukraina, i trzeba tak manewrować, by te
potężne młyny nie rozmieliły nas na drobne. A my co robimy? Oddajemy nasze
bezpieczeństwo w ręce państwa, dla którego Polska jest „strefą zgniotu”.
Wdajemy się w gierki między Rosją i żydokomuną, których nie rozumiemy i w
których jesteśmy pionkiem. Zamiast strategii, mamy chaotyczne miotanie się od
ściany do ściany, bełkot, kabalistyczne zaklęcia w rodzaju „Nie ma suwerenności
Polski bez suwerenności Ukrainy”, wykrzykiwania w Belwederze, symbolu Polskiej
państwowości, „Tu jest Polin”, i ogłaszanie każdego, kto sceptycznie odnosi się
do pomysłów wciągania Polski we wschodnie i bliskowschodnie awantury „ruską
onucą”. No i mamy polityków, którym, gdy natrafiają na mniejszość narodową
kojarzoną z Kominternem, uginają się nogi.
Krzysztof Baliński
17 X 2022
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz