poniedziałek, 16 września 2024

Do jakiego kraju udał się Św. Wojciech, czyli jak nam wymyślono Słowian i Piastów

Czytelniku,

Cała nasza historia od początku jest sfałszowana  i zniekształcona, co mamy widoczne i przedstawiane w formie jakiś Słowian. A prawdziwą historię zamieniono nam w tzw dzieje bajeczne.

Nasi historycy to zwykłe nieuki, nieuków uczą tumany, a tumanów prowadzą obce agentury.

To samo dotyczy polityki finansowej jak i prawa. To się nazywa polityka Citi of London

Skutki mamy widoczne w każdej dziedzinie. Pozostaje odpowiedzieć sobie kto zaczął nam to wprowadzać. Tą osobą był Joachim Lelewel ( U polski osłów zwanych historykami uchodzi za polskiego patriotę) , mason ( czytaj to zawsze jako członek CIti). To właśnie on aranżował nam powstanie listopadowe podpuszczając młodzież by wyszła na ulicę, a potem brał udział by rząd powstańczy kierować na manowce i rozbijać od środka.

To właśnie on wymyślał jakieś plemiona słowiańskie i zostali kreowani jacyś Piastowie. I teraz wiesz dlaczego dezawuuje się, zniekształca nam się nasza przeszłość.

 

Naszą historię możemy odnaleźć w tekstach średniowiecznych. W tym wypadku w średniowiecznych pieśniach - Cantus

"Cantus" wg Słownika Łaciny Kościelnej ks. Alojzego Jougana znaczy tylko "ton, pieśń, melodia"; podobnie, choć w nieco szerszym zakresie wg słownika pod red. Prof. Marian Plezi t. I.

 

 

Benedic regem cunctorum conversa gens vandalorum te splendor illuminavit quem oriens destinavit Adalbertus Christi verna tua extitit lucerne

Z: https://cantusindex.org/id/206368

Nawrócony ludu pobłogosław króla wszystkich wandalów ciebie jasność oświetliła przez którą postanowił Wojciech niewolnik Chrystusa okazać się dla twojego światła

 

To teraz wiesz jak powstały dzieje bajeczne i Wincenty Kadłubek uchodzi za bajarza…………..

czwartek, 12 września 2024

Iracka samosierra.

 Wpis z bloga Pana Rafała Bauera jakże aktualny dziś........Rafał Bauer – o biznesie bez ściemy – Strona 34 (rafalbauer.pl)


Oj jaka to szkoda, że Wiki kopie w takiej świeżej historii. Gdyby była szansa na daty sięgające głębiej udało by się dowiedzieć czegoś więcej o naszej współczesnej historii. Zastanawiające jest bowiem to, że w naszym kraju jak ktoś jest agentem to wyłącznie albo służb PRL albo rozmaitych macek rosyjskich. Co ciekawe, w zasadzie NIGDY na przestrzeni ostatnich 20 lat nie wykryto u nas agentów CIA lub innej amerykańskiej służby. Można by powiedzieć, że penetracja bratniego kraju to nonsens. Nic bardziej błędnego, szczególnie jeśli wiemy, że za czasów PRL związek radziecki potrafił zadbać o odpowiednie zabezpieczenie agenturalne na terenie RP. Ot tak na wszelki wypadek. Trudno zatem założyć, że USA postępują dzisiaj inaczej. To stereotyp miłości do amerykańskich chłopców versus krasnoarmiejcy skutecznie wyniósł wszystko co nieprzyjemne poza nawias publicznej percepcji.

 

A wszystko zależy od punktu widzenia. Kiedyś w trakcie wizyty w Tokio miałem okazję zwiedzać muzeum w którym istotna część ekspozycji poświecona była zniszczeniom dokonanym przez Amerykanów w trakcie nalotów na Tokio. Przewodnik opowiadając o tym barbarzyństwie stropił się nieco słysząc moją uwagę o morderczych praktykach armii japońskiej. Sumitował się przez chwilę po czym zauważył, że jesteśmy z Polski, kraju obozów koncentracyjnych. I temat mieliśmy z głowy bo tłumaczenie kto mordował a kogo mordowano to była już walka w narożniku.

 

Można zatem przyjąć, że tak jak się nie wykrywało agentury ZSRR do 1989 roku, tak dzisiaj nie dotyka się agentury USA w myśl tej samej zasady nie plątania się pod nogami sojuszników.

 

Jestem głęboko przekonany, że byli byśmy niezwykle zaskoczeni zawartością depesz z Warszawy. Najwyższy chyba czas, aby masowo zdać sobie sprawę, że w geopolityce nie ma się przyjaciół tylko płatnych akolitów. Nad Wisłą pokutuje mit, że współpraca państw dokonuje się w oparciu o idee i braterstwo a nie dostawy i pieniądze. Jednym z paradoksów doskonale obrazujących nasze myślenie życzeniowe, jest niezrozumiały kult De Gaulla. Generał jeszcze jako młody oficer udzielał się w ramach francuskiej misji wojskowej w czasie wojny polsko bolszewickiej w 1920 roku. Wyrobił sobie o nas jak najgorsze przekonanie i w efekcie prowadził politykę delikatnie mówiąc wstrzemięźliwą wobec Polski.

 

Podobnie traktujemy Amerykanów, a ich ambasada symbolizuje wolność podczas gdy rosyjska jest symbolem zniewolenia. Abstrahując od ewidentnej konieczności takich a nie innych politycznych wyborów w naszym kraju, warto jednak zastanowić się nad tym, czy nasz udział w amerykańskich przedsięwzięciach politycznych jest konieczny, żeby nie zapytać wprost czy jest opłacalny. Lektura doniesień ambasadorskich mogła by wiele powiedzieć kogo ambasada lubi a kogo nie, kto w jej interesie lobbuje a kto wprost realizuje amerykański interes.

 

W Iraku walczyła a w Afganistanie walczy obecnie nasza armia zawodowa. Jej wyekwipowanie i utrzymanie kosztuje, a jak powszechnie wiadomo wojna kosztuje nie mało. Czy nie jest zasadnym pytanie co za to otrzymujemy względnie otrzymaliśmy? 5 lat misji irackiej kosztowało życie 22  a przez kontyngent przewinęło się ponad 15 tys żołnierzy. Na pewno był to poligon dla naszej armii. Nigdzie nie natrafiłem jednak na informację ile łącznie nas kosztowała ta przygoda a przede wszystkim ile sprzętu zostało na ten cel dokupione w naszej bratniej armii amerykańskiej. Rad bym się dowiedział jaki procent PKB został poświecony na ten cel bo o ile wymachiwano argumentami natury internacjonalistycznej, nawoływano do obrony przed światowym terroryzmem to warto pamiętać, że broni masowego rażenia która była powodem interwencji w Iraku nie znaleziono.

 

Od zarania świata realizowanie polityki innymi środkami, że pozwolę sobie znów zacytować Clausewitza było kosztowne,  toteż podłożem do każdej wojny były spodziewane ekonomiczne frukta. Działo się tak zawsze nawet w epoce wojen ideologicznych. Każdy sztab dokonywał ekonomicznej kalkulacji działań wojennych licząc zasoby które pozyska na zajętym terytorium.

 

Chciałbym się dowiedzieć, czy nasz sztab dokonał takiej kalkulacji, bo podejrzewam, że ruszyliśmy na tą wojnę bez jakichkolwiek gwarancji a w oparciu o mgliste zapewnienia, choćby takie jak zniesienie wiz do USA których nawiasem mówiąc nie zniesiono do dzisiaj.

 

Jedna z najważniejszych  bitew w naszym wojennym  etosie to szarża pod Samosierrą. W ciągu trwającej kilka minut spektakularnej szarży, zginęło pięćdziesięciu kilku z nieco ponad stu kawalerzystów którzy zaatakowali wąwóz. Bohatersko, bo otoczenie Cesarza otwarcie wątpiło w skuteczność ataku wprost na armaty. Napoleon ripostował: „Zostawcie to Polakom”. Dla nas wielki dowód polskiego męstwa, ale ta sama bitwa w historiografii napoleońskiej  ma zupełnie określenie.

 

Słynie z tego, że jest jedną z najtańszych.


Kto może należeć do narodu polskiego - Wincenty Lutosławski

 Czytelniku,

Warto przypomniec sobie od czasu do czasu słowa Wincentego Lutosławskiego i jego bardzo dobrą definicję k- to może należec do narodu polskiego.

Słowa Wincentego Lutosławskiego: ,,Tutaj ani pochodzenie, ani nawet język nie mają decydującego znaczenia. Narodem jest grupa ludzi, mających wspólne polityczne i kulturalne cele, czyli powołanie do spełnienia. W jednym narodzie łączą się różne plemiona, a nawet odrębne rasy. Do polskiego narodu należą spolszczeni Niemcy, Tatarzy, Ormianie, Cyganie, Żydzi, jeśli żyją dla wspólnego ideału Polski, i pragną przyjąć udział w spełnieniu jej powołania. Jedność narodowa jest związkiem duchowym, łączącym ludzi niezależnie od pochodzenia, dla świadomej służby całej ludzkości. […] Życie narodowe przełamuje różnice rasowe i plemienne. Murzyn albo czerwonoskóry może zostać prawdziwym Polakiem, jeśli przejmie dziedzictwo duchowe polskiego narodu, zawarte w jego literaturze, sztuce, polityce, obyczajach, i, jeśli ma niezłomną wolę przyczyniania się do rozwoju bytu narodowego Polski. […] Przynależność do plemienia, ludu, rasy, od naszej świadomej woli nie zależy. […] Natomiast do istniejącego narodu jako do zespołu duchowego może przystać człowiek każdej rasy, poświęcając aktem wolnej woli swe życie celom świadomie obranego środowiska.’’

(Wincenty Lutosławski, ,,Posłannictwo polskiego narodu’’, rok 1939).

 

Zapomniany  gość z niesamowitym życiorysem.

Ze względu na sprzeczności, jakie jego koncepcja miała z nauczaniem Kościoła katolickiego, Lutosławski aż do samej śmierci był często krytykowany przez ortodoksyjnych katolików.

czwartek, 5 września 2024

Przyjaciele Polaków na Wołyniu, warte przypomnienia

 Wpis z bloga: Przyjaciele Polaków na Wołyniu (jbzd.com.pl)


Dawno mnie tu nie było, więc witam ponownie z historycznym postem. Jeśli dzidka się spodoba, za kilka dni przygotuję kolejną.

Wiele mówi się o Wołyniu, o ludobójstwie Polaków, o polskiej samoobronie. Jednak mało znanym aspektem tej tragedii jest to, jak Polaków ratowali żołnierze Królestwa Węgier.

Węgrzy, jak inne kraje Osi, wzięły udział w inwazji na ZSRR od 27 czerwca 1941 r. po zbombardowaniu przez Sowietów Koszyc. Do inwazji wyznaczono jednostki tzw. Węgierskiego Korpusu Szybkiego - formacji złożonej z dwóch brygad zmotoryzowanych, dwóch batalionów pancernych, brygady górskiej, jednostek rowerowych itp. Atak posuwał się stosunkowo szybko. Jednostki węgierskie walczyły na południowym odcinku frontu, obejmującym polskie Kresy Wschodnie i Ukrainę.

Sympatie Węgrów szybko stały się jasne. Przykładem jest sytuacja z lipca 1941 r. kilku Polaków zostało aresztowanych przez ukraińską milicję OUN w Korczynie k. Stryja, stacjonujący opodal Węgrzy wpadli na posterunek, zdemolowali go i uwolnili aresztowanych, krzycząc: "Jaka Ukraina?! Tu nie ma żadnej Ukrainy! Tu jest Polska!".

 

Banderowcy Węgrów uważali za "worohiw samostijnej Ukrajini" i wzywali do ich niszczenia Wszak Węgry zdławiły istnienie ukraińskiego quasi-państewka - Karpato-Ukrainy w marcu 1939 roku. Jednak OUN nie miała szans z armią Węgier. Ta bardzo szybko rozpędziła ukraińskie milicje i komitety, a komendantów i urzędników OUN aresztowała, lub rozstrzelała. Władzę zaś w wielu miejscowościach przekazali... Polakom.

Węgrzy jak to Węgrzy, pałali sympatią do Polaków. Jeden z polskich mieszkańców wsi Germakówka wspominał: ''Obozowisko mieli [Węgrzy] w parku. To był dobry czas. W domu nawet nie gotowaliśmy. Wspólnie z siostrą chodziliśmy do ich kuchni i wracaliśmy z wiadrem pełnym ugotowanego mięsa. Tak że wystarczyło dla wszystkich domowników, a i jeszcze dla sąsiadów było.''

 

Z kolei Wincenty Romanowski, żołnierz AK wspominał: ''Ważnym wydarzeniem w życiu Polaków było obsadzenie wołyńskich garnizonów Węgrami. Mieliśmy w nich prawdziwych przyjaciół i sprzymierzeńców, zarówno w rozgrywkach przeciwko Niemcom, jak i w czasie organizowania ochrony życia przed zakusami nacjonalistów ukraińskich. Ludność polska nawiązała wiele kontaktów z żołnierzami i oficerami garnizonu w Zdołbunowie. W każdą niedzielę duży oddział przychodził do kościoła na mszę. Śpiewali swoje pieśni, których nauczyli się również Polacy. Strofy węgierskiego hymnu narodowego przywoływały wspomnienia polskiej pieśni »Boże, coś Polskę«. Nad prezbiterium przez całą wojnę wisiało godło państwa polskiego – duży biały orzeł na czerwonym polu''

Do pilnowania porządku na terenach Wołynia i Galicji wyznaczony został węgierski VII. Korpus gen. Istvana Kissa, złożony ze słabszych 111., 123., 124. Dywizji Lekkich, oraz 18. i 25. Dywizji Piechoty. Jednostki te miały pilnować torów kolejowych, mostów, dróg i linii telefonicznych.

 

Gdy latem 1943 r. UPA rozpoczęła ludobójstwo Polaków na Wołyniu, garnizony węgierskie stały się dla nich schronieniem. Tak było w miasteczku Mizocz, gdzie garnizon węgierski przez całą noc 24/25 sierpnia 1943 r. odpierał ataki UPA przy wsparciu polskiej samoobrony. Po walce Węgrzy pomogli grzebać zabitych, a następnie ewakuowali Polaków. Warto dodać, że nie był to jedyny przypadek walki Polaków i Węgrów przeciwko UPA. Takie bitwy miały miejsce także później, w Małopolsce Wschodniej - zimą i wiosną 1944 roku, np. podczas obrony Siwki Kałuskiej, gdzie Węgrzy rozdali Polakom broń i razem bronili wsi, czy gdy węgierska kompania przybyła na miejsce, ocaliła miasteczko Rożyszcze przed atakiem UPA.

Raport polskiego podziemia podawał: ''Węgrzy odgrywają dużą rolę w walce z bandami. Członkowie band pochwyceni przez Węgrów są sprowadzani do Lwowa i maszerują z rękami związanymi drutem kolczastym. Wielu z nich ma przywiązane do rąk narzędzia mordu, z którymi ich związano (siekiery, widły itp.)''.

 

Inny meldunek mówił: ''Wszędzie, gdzie są Węgrzy, stan bezpieczeństwa wybitnie się poprawił. Węgrzy bezwzględnie tępią antypolskie wystąpienia band ukraińskich i zdarzają się często wypadki, że oddziały węgierskie specjalnie udają się do miejscowości, gdzie ludność polska może być zagrożona ze strony band ukraińskich, aby przewieźć ją wraz z mieniem do bezpiecznych ośrodków.'

Na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej 1943-44 Węgrzy ocalili szereg miejscowości, czy to aktywnie je broniąc, czy ewakuując ich mieszkańców: Felizienthal, Rypne, Sitarówkę, Wiśniowiec, Klewań, Ożenin i Perespę. Zorganizowano także wyjazd 500 pogorzelców ze Zdołbunowa na Węgry.

 

Węgierscy lekarze udzielali też pomocy rannym i chorym i dostarczali leki, kapelani pomagali grzebać pomordowanych i odprawiali Msze, żołnierze karmili i ubierali pogorzelców. Za mordy na Polakach Węgrzy stosowali odwet na wsiach ukraińskich i pacyfikowali je. Węgierscy dowódcy żądali także od Niemców przeciwdziałania ludobójstwu banderowców na Polakach, co doprowadziło do zadrażnień z Niemcami.

Warto też dodać, że Węgrzy często współdziałali z 27. Wołyńską Dywizją Armii Krajowej. Ustalali z Polakami trasy przemarszu i sygnały, przepuszczali się nawzajem, udając, że się nie widzą, dostarczali potajemnie broń, chronili rannych Polaków przed Niemcami, a "wziętych do niewoli" partyzantów - wypuszczali. Zdarzało się też, że Węgrzy udawali "walkę" z Polakami, strzelając w powietrze, by potem przekazać AK amunicję i granaty. Walki AK z Węgrami były rzadkie, obie strony starały się jak mogły ich unikać.

 

Meldunek AK z wiosny 1944 mówił: ''Węgrzy na Wołyniu użyci do akcji wycofują się z natarcia przeciw naszym oddziałom stwierdziwszy, że to Polacy, a nie Ukraińcy, nawiązują z naszymi oddziałami łączność i starają się być pomocni.''

Banderowcy przestraszyli się udziału Węgrów. Dążyli do porozumienia z nimi i zabiegali o przynajmniej neutralność z ich strony. Mimo rozmów, czasowego zawieszenia broni, a nawet misji UPA do Budapesztu, Węgrzy do samego końca pobytu na Kresach latem 1944 roku zachowali propolską postawę. Z UPA zaś stale dochodziło do zatargów i walk, banderowcy zaś napadali i rozbrajali oddziały węgierskie.

 

Warto pamiętać o tej mało znanej karcie Wołynia i kolejnym przykładzie przyjaźni polsko-węgierskiej.

 

To tyle, pozdrawiam, II wojna światowa w kolorze.

 


poniedziałek, 2 września 2024

Pamiętniki Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, czyli jak nam Londyn przygotowywał Powstanie Styczniowe

 Czytelniku,

 

Wszystkie powstania, które zakończyły się dla nas katastrofą zostały nam zaserwowane,  z zewnętrznych ośrodków. By to lepiej zrozumieć  patrzeć musimy patrzeć na dwie rzeczy. Na przepływy kapitału, czyli która grupa bankowo - kupiecka chce wysadzić w powietrze drugą i przepływ towarowo - surowcowy.

Pamiętniki Zygmunta Szczęsnego Felińskiego cz.2 1851-1883 są dobrym opisem jak to zostało wykreowane jak użyto elementów religijnych (jak dzisiaj powtarza się ten sam patent ) by wywołać uniesienie patriotyczne i następnie poprzez intrygę lub prowokację wywołać wojenkę.

Zygmunt Szczęsny Feliński (herbu Farensbach; ur. 1 listopada 1822 w Wojutynie, zm. 17 września 1895 w Krakowie) – polski biskup rzymskokatolicki, profesor Akademii Duchownej w Petersburgu, arcybiskup metropolita warszawski w latach 1862–1883, stały członek Rady Stanu Królestwa Polskiego od lutego 1862, święty Kościoła katolickiego.

Jednym z prowokatorów powstania styczniowego był Ludwik Mierosławski, agent Citi of London uchodzący za dyktatora powstania styczniowego. Skutki znamy. Jak prowokował możemy sobie przeczytać poniżej.














„Sybir” - mit wykreowany