Ostatnie dni obfitują w deklaracje rządzących na temat tego, co jeszcze zrobią dla Ukrainy. Właściwie nie ma dnia bez zapowiedzi olbrzymich wydatków.
3 maja, na Placu Zamkowym w Warszawie, przyznając, że polityka sankcji wobec Rosji prowadzi do problemów gospodarczych, inflacji i że życie staje się droższe i trudniejsze, Andrzej Duda oświadczył: „Musimy to przetrwać, dzięki temu zbuduje się braterstwo między naszymi narodami i więzi sąsiedzkie”. Wcześniej zdradził, że „czeka na telefon prezydenta Zełenskiego i wykonuje jego życzenia”. Potwierdziła to szefowa jego kancelarii Grażyna Bandych: „Ukraina dostaje od Polski to, o co prosi”. W tyle (za Bandych) nie odstawał Jarosław Kaczyński. Odnosząc się do braku pomocy UE na utrzymanie „uchodźców”, rzekł: Nas stać, bo jesteśmy trzy razy bogatsi od Ukrainy i nie będziemy chodzić po prośbie”.
„Skoro UE nie chce pożyczyć nam pieniędzy z KPO, to o wielki kredyt powinniśmy zwrócić się do Stanów Zjednoczonych i Kanady” – z takim pomysłem, na łamach portalu „wPolityce”, wystąpił Dariusz Matuszak. I wszystko pięknie, gdyby nie słowa: „Byłyby to pieniądze na pomoc dla Ukrainy”. Nienawistne wobec Polaków było też poprzednie zdanie, gdy oskarża Brukselę, ale nie dlatego, że krzywdzi Polskę, ale że krzywdzi… Ukrainę. Na pytanie, gdzie pieniądze znaleźć, podpowiada: „Powinniśmy powiedzieć Amerykanom: pożyczcie nam pieniądze na pomoc dla Ukrainy. To koszty wojny u naszych braci sprawiły, że potrzebujemy pieniędzy. Niech pożyczenie Polsce pieniędzy na pomoc Ukrainie, na pokonanie Rosji, będzie moralnym wyzwaniem dla Białego Domu, Kongresu i samych Amerykanów. Każdego centa z tej pożyczki przeznaczymy na pomoc Ukrainie”. Co do Kanady radzi: „Chodzi o to, by pożyczenie nam pieniędzy na pomoc Ukrainie, stało się dla Kanady moralnym wyzwaniem. W Kanadzie mieszka 1,5 miliona Ukraińców. Dodajmy do tego 1,5 miliona kanadyjskiej Polonii. W USA jest ponad 900 tysięcy Ukraińców i między 6, a 10 milionów osób polskiego pochodzenia. Ukraiński rząd pomoże nam zmobilizować swych rodaków w Kandzie i USA. My powinniśmy zwrócić się do Polonii. Trzeba sprawić, by Stany Zjednoczone i Kanada musiały ze sobą konkurować w tym szczytnym dziele”. „My nie przestaniemy pomagać naszym braciom Ukraińcom. Wydamy na to każde pieniądze, bo nie chodzi tylko o moralne zobowiązanie wobec nich, ale też o polską rację stanu”- wzmocnił argument.
Gdy swe wyznanie wiary zakończył: „Za naszą granicą toczy się ludobójcza wojna, wobec narodu, który mimo wielu przeszłych tragedii, jest nam szczególnie kulturowo i historycznie bliski”, posypały się wulgaryzmy i inwektywy: „Bliskich nam ludzi”. Chyba tobie żłobie. Ci ‘bliscy ludzie’ czczą zwyrodnialca, którego cieszyło wyłupywanie oczu polskim dzieciom, wykrajanie na żywca płodów polskim ciężarnym kobietom, niemowlęta nabijane na sztachety, dziewczyny gwałcone na śmierć, chłopaki cięci piłami, obdzierani ze skóry i rozrywani końmi, starcy paleni żywcem. I nie pisz nic gnoju o Katyniu, bo Rosjanie przeprosili odtajnili dokumenty, sfinansowali budowę cmentarza, a w 2010 Putin złożył wieniec. A Ukraińcy nie pozwalają nam nawet na ekshumacje pomordowanych z dołów śmierci. No i przypomnę ci cymbale jeszcze, że w Katyniu strzelało w głowę Polakom ukraińscy i żydowscy kaci. Kim jest Dariusz Matuszak? To były szef gabinetu Mateusza Morawieckiego.
Idioci czy V kolumna? Głupota czy wyrachowanie i antypolska prowokacja? Może i to i to, ale na pewno dowód na to, z jaką swołoczą mamy do czynienia, i jak nas ta swołocz nienawidzi. Co, oprócz miłości do banderowców, ich łączy? Mowa nienawiści do Polaków. Co prawda w żadnym z obowiązujących w Polsce przepisów nie ma definicji mowy nienawiści, ale mowa jest o penalizacji znieważenia narodu.
„Polska opowiada się za ekspresową ścieżką członkostwa Ukrainy w UE. Status kandydata powinien być udzielony natychmiast, a rozmowy o członkostwie rozpoczęte niezwłocznie. Ukraina ma mieć też dostęp do środków z UE na odbudowę. To się Ukrainie należy” – powiedział prezydent RP. Wcześniej, szef kancelarii premiera postulował: „Gdy otrzymamy środki z KPO powinniśmy pewną częścią wspomóc Ukrainę”. A chodziło o 76 miliardów euro. „Na pewno nie będziemy blokować decyzji wspierających walkę z rosyjską agresją. Na pewno nie zgodzimy się na decyzje sprzeczne z polską racją stanu” – to z kolei mowa nienawiści wygłoszona przez Szymona Szynkowskiego vel Sęka, ministra ds. UE, odnosząca się do wpisu Sebastiana Kalety z Solidarnej Polski, który podpowiadał, że Polska ma w ręku dwa weta: w sprawie podatku korporacyjnego (korzystnego dla Francji i Niemiec) i nowelizacji budżetu UE zakładającej zwiększenie polskiej składki o 1,5 mld euro na spłatę Funduszu Odbudowy (którego nie otrzymaliśmy). Sęk odniósł się także do wpisu poseł Marii Kurowskiej, rekomendującej premierowi, aby użył weta: „Musimy bronić interesu własnego kraju, jak zrobiły to Węgry”. „Nie jest to prawda Pani Poseł. Decyzja nie dotyczy podwyższenia składki na KPO, ale pomocy makro finansowej dla Ukrainy – ripostował minister Sęk. Sęk w tym, że KPO nie miał pomagać Ukraińcom, ale polskim przedsiębiorcom. Co do Orbàna, to przypomnijmy, że sprzeciwiając się zaciągnięciu przez UE wspólnej pożyczki na pomoc Ukrainie ogłosił, że „interesuje go wyłącznie interes i bezpieczeństwo Węgier” i że ,, nie popiera przekształcenie UE w unię kredytową”.
Apogeum mowy nienawiści były niewątpliwie słowa rzecznika MSZ: „Jesteśmy sługami narodu ukraińskiego”. Ale co tam ryży rzecznik! Jego przełożony Paweł Jabłoński wygłosił inne nienawistne słowa: „Nikt dziś na Ukrainie nie ma wątpliwości, że Polska udzieli Ukrainie wszelkiej pomocy, jaka będzie niezbędna”. Obaj nie zapytali Polaków o zdanie i nie po raz pierwszy ujawnili, że inne państwa i msz-ety reprezentują. Sekundowali im pomniejsi twórcy mowy nienawiści wobec Polaków. „Mamy na utrzymaniu drugi naród” – na antenie polskieradio24 dwa razy, z dumą powiedział poseł PiS. „Wszystko, co mamy Ukrainie oddamy” – na antenie TVP Gdański rzucił hasło poseł PO.
26 listopada Mateusz Jakub Morawiecki wziął w Kijowie udział w konferencji „Zboże z Ukrainy”, i „na dzień dobry” zadeklarował, że Polska przeznaczy 20 milionów dolarów na wsparcie eksportu ukraińskiego zboża. W tymże Kijowie minister Anna Moskwa ogłosiła: „Z polskich rezerw, w ramach pomocy przekażemy dla armii ukraińskiej 25 tysięcy ton benzyny o wartości 200 mln zł (oprócz przekazanych wcześniej 760 cysternami i 12 składami pociągów 50 tysięcy ton oleju napędowego. Pochwaliła się przy tym, że prowadzone są prace mające na celu zwiększenie przepustowości polsko-ukraińskiej granicy, bo „tak dobrej współpracy pomiędzy polskimi i ukraińskimi spółkami paliwowymi jeszcze nie było”. Dorzuciła też nienawistną deklarację: „Polska jest gotowa zapewnić Ukrainie ciągłość dostaw energetycznych. Derusyfikacja dostaw jest naszym stałym wyzwaniem”. Sekundował jej Arkadiusz Mularczyk, dla którego „nie ważne, ile zapłacimy za gaz, byleby nie był to rosyjski gaz”. I rzeczywiście, Norwegom płacimy tysiąc dolarów za tysiąc metrów sześciennych (Rosjanom przed wojną 185 dolarów), skroplony gaz kupujemy za Oceanem po cenie czterokrotnie wyższej niż konsument amerykański, a na same dopłaty do zamrożenia cen gazu rząd przeznaczył w budżecie 30 miliardów złotych.
Polska wysyła na Ukrainę darmowe paliwo, udziela miliardowych bezzwrotnych kredytów, skupuje za miliardy bezwartościową hrywnę, a od stycznia do września zamknęło się w Polsce 140 tysięcy firm, a 250 tysięcy zawiesiło działalność. Bojkot surowców z Rosji to nie tylko cios w polską gospodarkę, to także zablokowanie pomostu handlowego Wchód-Zachód i utrata profitów wynikających z tranzytowego położenia Polski. Gdy własnymi rękami (i rękami Ukraińców, którzy w maju zablokowali wjazd osiemdziesięciu polskich składów kolejowych z towarami z Chin) przerwaliśmy Jedwabny Szlak, na Wołyniu powstał „Szlak chwały bojowej UPA”, w miejscach gdzie doszło do masowych zbrodni na Polakach. W tym samym czasie pod ścianą stanęły tysiące polskich firm, które prowadziły interesy na Białorusi, Ukrainie i w Rosji. Straciły nie tylko kontrakty, lecz także aktywa, towary, nieruchomości, samochody. Ile takich firm jest? Nikt w rządzie nie wie, bo tym akurat się nie interesuje.
Feniks ST to ukraińska firma przeniesiona z Charkowa do Radomia – informuje serwis Echo Dnia. Firma, która zajmuje się produkcją gadżetów, drobnego sprzętu z metalu i akcesoriów kosmetycznych niedługo zacznie instalować się w nowej hali. W przeniesieniu firmy pomagali przedstawiciele władz Radomia. Feniks ST zatrudniał w Charkowie 1600 osób. W Radomiu zatrudnia 250 przede wszystkim Ukraińców, ale będzie ich więcej. Sprowadzane maszyny z Ukrainy ustawiano pod dachem remontowanej właśnie na koszt Agencji Rozwoju Przemysłu hali po byłych Zakładach Maszyn do Szycia 'Łucznik’. Ukraińcy zajmą łącznie 7,5 tysiąca metrów kwadratowych hal produkcyjnych oraz 1,5 tysiąca metra kwadratowego powierzchni biurowych w wyremontowanym budynku biurowym, a także w nowym, dopiero zbudowanym biurowcu. Koszt modernizacji i przebudowy budynków wchodzących w skład dawnej fabryki maszyn do szycia wyniósł ponad 25 milionów złotych.
Rozpoczęła się wielka rozgrywka o podziałów łupów z funduszów odbudowy Ukrainy. Z wielu stron słychać rojenia na temat intratnego udziału Polski, który miałby dla naszej gospodarki ożywczy, wręcz zbawienny wpływ. Tymczasem kilka dni temu podpisano w Kijowie Memorandum of Understanding pomiędzy Ministerstwem Finansów Ukrainy a należącą do Rockefellerów spółką inwestycyjną Blackrock (ws. doradztwa w przyciąganiu kapitału dla odbudowy i wsparcia ukraińskiej gospodarki), co oznacza de facto wyprzedaż Ukrainy, jak i oznacza to, że nowi właściciele Ukrainy nie tylko nie odwzajemnią się preferencjami dla polskiego biznesu, ale zażądają, aby Polska dołoży swoje pieniądze do tego geszeftu.
Podczas ostatniego Kongresu Samorządów prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz wygłosił mowę: „To moment na utworzenie Unii Polsko-Ukraińskiej (które wzmocnił słowami: „trudna historia obu narodów straciła znaczenie w obliczu konieczności zjednoczenia”). Była to nie tylko mową nienawiści szefa chłopskiej partii wobec polskiego rolnika, ale i antypolska prowokacja. Do nienawistnego, antychłopskiego pomysłu dołączył Marek Sawicki, postulując, aby państwo wyremontowało 200 tysięcy pustych chłopskich chałup i przekazało je uchodźcom. A czy mową nienawiści nie jest nawoływanie do członkostwa Ukrainy w UE, która zniszczy nasze rolnictwo i będzie śmiertelnym konkurentem naszych rolników? Przypomnijmy też, że nie kto inny, jak Kosiniak-Kamysz domagał się pełnego lockdownu gospodarki. No i przypomnijmy, że Morawiecki, w ramach wspierania polskich sadowników, obniżył VAT na cytrusy z Izraela, a podwyższył na produkty z polskich owoców, i że polski bloger ocenił to słowami: Tak wsłuCHUJe się w głosy polskich rolników.
Polska to lider w UE jeśli chodzi o koszt obsługi długu publicznego. KE szacuje, że koszty jego obsługi wyniosą nie 66 mld zł, jak twierdzi polski rząd, a ponad 105 mld, bo dodatkowe miliardy to obsługa długu pozabudżetowego, co oznacza, że będą 3,5-krotnie wyższe niż w 2020 roku, i że więcej pieniędzy włożymy do portfeli międzynarodowych lichwiarzy, niż na utrzymanie armii. Tegoroczne potrzeby pożyczkowe rząd prognozował na 222 miliardów. Dzisiaj już wiadomo, że przez 100 miliardów wydatków związanych z uchodźcami prawdopodobnie sięgną 400 miliardów. Do tego dochodzi 422 mld zadłużenia pozabudżetowego, bo rząd Morawieckiego prowadzi „podwójną księgowość” – jedną na użytek UE, drugą na użytek wewnętrzny i poza kontrolą Sejmu jest dziś de facto drugi budżet Polski, wykorzystywany głównie na pomoc Ukrainie. Zamiast ciąć wydatki, rząd je zwiększa, głównie na Ukrainę i na ukraińskich uchodźców, co oznacza, że Polska stoi już przed realną perspektywą bankructwa państwa. Dochodzi do tego drenująca portfele Polaków inflacja, która w latach 2022-2024 skumulowana wyniesie 40 procent. Jakby tego było mało, rządowy GUS i rządowi politycy podbijają sztucznie koniunkturę, wmawiając, że dzięki napływowi uchodźców „konsumpcja się nie załamała”. Innymi słowy – czym więcej Ukraińcy konsumują na nasz koszt, tym lepsza koniunktura gospodarcza Polski i gdyby pojawiło się ich w Polsce jeszcze z 10 milionów, to będziemy mieli prawdziwy boom gospodarczy.
Instytutu Gospodarki Światowej w Kilonii opublikował ranking krajów wspierających Ukrainę. Wynika z niego, że Polska jest na drugim miejscu, zaraz po USA, a w relacji do PKB na pierwszym. Przy czym 1/10 to pomoc humanitarna, a reszta finansowa. I tak: w lutym rząd przyznał Ukrainie 1 mld euro kredytu (czyli darowizny); w marcu NBP udzielił pomocy bankom ukraińskim w wysokości 4,5 miliarda zł, wykupując bezwartościowe hrywny; we wrześniu zaciągnął w EBR 700 milionów euro kredytu na sfinansowanie pomocy dla uchodźców.
Rząd Polski, jak wiadomo kraju miodem i mlekiem płynącego, prowadzi rabunkową gospodarkę finansową, przeznacza 22 procent budżetu na pomoc dla Ukrainy, dzieli się z nią PKB, zbroi jej armię i na uchodźców przeznacza więcej niż na cały budżet obronny (a polskiemu ministrowi obrony myli się kraj, za którego bezpieczeństwo odpowiada). Polska to kraj na progu bankructwa, z 2 bilionami długów, z 2 milionami obywateli żyje w skrajnym ubóstwie, z 2 milionami młodych wygnanych za chlebem, z opieką zdrowotną w rozpaczliwym stanie. To równocześnie państwo przypisujące sobie rolę herolda pomocy dla innego państwa, oddające do jego dyspozycji wszystkie zasoby gospodarcze, wprowadzające do systemu edukacji i zdrowia 3 miliony obcoplemieńców, którzy odbierają Polakom mieszkania, pracę, szkolne ławki, łóżka szpitalne. To państwo, które przez 7 lat nie zrobiło dla Polaków tyle co przez kilka tygodni dla Ukraińców. I jak nazwać taki rząd? Okupacyjny? Łupieżczy? Jak te hordy tatarsko-mongolskie, które wdarły się na teren I RP z Dzikich Pól pustosząc kraj?
Jeśli ktoś sądzi, że polityka polska oderwana jest od wszelkiej logiki, nie myli się. Mylą się jednak ci, którzy sądzą, że już osiągnęliśmy dno. Ostatnie miesiące przynoszą decyzji wręcz absurdalnie sprzecznych z fundamentalnymi interesami Polski. I nie przychodzi przy tym otrzeźwienie, że wychodzimy na świrów, że wybiegamy przed szereg, że Polska jest jedynym krajem, który wprowadza pełne sankcje. Zadajmy sobie zatem fundamentalne pytanie: W imię czego państwo realizuje politykę zagraniczną? Wbrew bajdurzeniom rządowych propagandystów naszemu bezpieczeństwu nikt nie zagraża, i kanonem polskiego interesu narodowego oraz podstawowym celem polityki zagranicznej nie powinno być bezpieczeństwo militarne, lecz ekonomiczne, a każde posunięcie na niwie dyplomacji oceniane pod kątem, czy przyczynia się do rozwoju gospodarczego, czy tworzy nowe miejsca pracy, czy pomaga w ekspansji na rynkach zagranicznych, czy stwarza możliwości importu tanich surowców.
Politykom państwa, które na tej wojnie traci najwięcej, nie szczędzi komplementów ambasador państwa, które na tej wojnie robi największy interes. Wg Marka Brzezińskiego „Polska jest uważana za humanitarne supermocarstwo, jestem dumny, że jestem ambasadorem USA w mocarstwie humanitarnym”. Dużo stracili także ci, którzy nie widzieli zadowolonej gęby Morawieckiego, gdy premier Finlandii powiedziała: Polska robi więcej, niż powinna, by wesprzeć Ukrainę, w tym pomagając uchodźcom i pomagając innym we wsparciu. Tymczasem wszystkie państwa kierują się w stosunkach międzynarodowych własnym interesem, definiują go i bronią. Wszyscy dbają o własny los, a my przejmujemy się obcym narodem. Wszyscy mają własna narrację. Tylko nie my. My za motto polityki zagranicznej obraliśmy sobie „Jesteśmy sługami narodu ukraińskiego”. Polska, poza poklepywaniem po plecach i tytułem „mocarstwa humanitarnego”, nie dostała nic. O pomocy gospodarczej – żadnych konkretów. Z problemem uchodźców – radźcie sobie sami. Gwarancje bezpieczeństwa – werbalne. Dozbrojenie armii – owszem, ale pod warunkiem, że za amerykańską broń zapłacimy, i to po cenach dwukrotnie wyższych niż przed wojną.
Wszystko zaczęło się wraz z rekonstrukcją rządu. Przypomnijmy, że Kaczyński, którego nowy premier był osobistym „wynalazkiem”, tłumaczył: „Nasza droga naprawy RP, dobrej zmiany, czasem ze względu na okoliczności jest kręta”. No i od krętacza dostaliśmy krętacza, czyli żydowski czulent zamiast polskiego schabowego. Jeśli to kogoś nie przekonuje, to niech sobie przypomni, który członek rządu wypowiedział nienawistne słowa, że Polacy będą zapierdalać za miskę ryżu? A który, że Ukraińcy będą przyszłą elitą Polski? No i jak z dziurawego wora, posypały się sukcesy: podczas szczytu UE w grudniu 2020 zrezygnował z weta w sprawie „mechanizmu praworządności”, wyraził zgodę na Zielony Ład, podpisał rujnujące dla polskiej gospodarki „cele klimatyczne”, zgodził się na „pieniądze za praworządność” i z Brukseli wrócił niczym nieszczęsny Chamberlain z Monachium, wymachując świstkiem papieru z okrzykiem: „Przywiozłem wam pokój i 750 miliardów”. Nałożyły się na to sukcesy w kraju: Polski Ład, kowidowe szaleństwo, druk 300 mld na różne „tarcze” i 200 tysięcy nadmiarowych zgonów.
Kto zrobił Morawieckiego premierem? Kto naprawdę rządzi Polską? Dyletant czy gra po drugiej stronie? A może głupi i naiwny? A może tchórz? A może arogant nienawidzący Polaków? W co z nami gra? Czy jest w tym jakieś drugie dno? Dlaczego agendę podyktowała mu „Wyborcza”, kamuflując to wyciem o Polsce kupującej „krwawy węgiel” z Rosji i wrzaskiem o wyprowadzaniu Polski z Europy? O czym świadczy schemat postępowania: po etapie prężenia muskułów kapitulacja na całej linii; po długiej pyskówce i krótkim starciu cicha rejterada? Pojawia się też pytanie: Dlaczego ta władza wpycha nas w wojnę? Czy nie dlatego, że tylko wojna może ukryć gospodarczą katastrofę oraz uchronić Morawieckiego i jego wspólników w tym łajdackim procederze przed Trybunałem Stanu? I wreszcie pytanie: Czy Morawiecki i stojący za nim mali, zastraszeni, przegrani, oszukani, podatni na szantaż ludzie do czegoś się jeszcze nadają? Kto tumani, podbechtuje Polaków, że jesteśmy mocarstwem humanitarnym?
Co robić, gdy polska klasa polityczna jest wyjątkowo jednomyślna w proukraińskim amoku, a drobne różnice wynikają jedynie z licytowania się, kto da Ukraińcom więcej? Pozbycie się zdrajców nie wchodzi w rachubę. Nie ma też koniunktury na odbudowanie elity zdolnej do prowadzenia suwerennej polityki. Pozostaje sporządzanie listy hańby z nazwiskami tych, którzy przyczyniają się do ruiny Polski i przywrócenie do obiegu słowa „zdrada”. No i pozostaje jeszcze jedno – Cud nad Wisłą.
Krzysztof Baliński
pobrano z:Mowa nienawiści – Krzysztof Baliński – Bibula – pismo niezalezne