piątek, 28 czerwca 2024
czwartek, 27 czerwca 2024
wtorek, 25 czerwca 2024
Powrót gen. Denikina
Do dziś brak jest w naszych śmiesznych podręcznikach , że niemiecki wywiad doprowadził do wstrzymanie jakichkolwiek rozmów i rozbijanie wszystkiego ( Piłsudski - Lenin) co mogło by doprowadzić do jakichkolwiek rozmów. Historia lubi się powtarzać, zwłaszcza jak sie obserwuje "polskich" polityków, durniów z wojska pomijam, bo to wyjątkowe matoły.
poniedziałek, 24 czerwca 2024
„Niechaj Mikołaj, król polski konstytucyjny, wojuje z Mikołajem, cesarzem absolutnym Wszechrosyi!" , czyli jak myślał Drucki Lubecki, który we francuskiego Napoleona nie dał się nabrać
Czytelniku,
Historia lubi się powtarzać, słuchając naszych generałów, z
których co jeden to głupszy i żaden z
nich nie doszedł do jednego wniosku, że każda wojna jest ustawką i ma
zawsze kilka scenariuszy.
Warto zawsze sobie przypominać o różnych możliwościach, które
były realizowane i zadawać sobie pytanie ile to nas kosztowało ? I co z tego
mieliśmy?
Warto przypomnieć sobie jak myślał Drucki Lubecki, który we
francuskiego Napoleona nie dał się nabrać:
Smolka
Stanisław W drodze do Petersburga (Z życia Lubeckiego) Przegląd Historyczny 2/1 77-107 1906
…….Nie on sam jeden nie wierzył wówczas w Napoleona; nie
wierzył, jak on, niejeden, co przecież po wkroczeniu Francuzów dał się porwać
ogólnemu prądowi. Lubecki twierdził jednak, że nigdy weń nie wierzył. Niemało
zaś było takich, co nie mięła prawa tego mówić o sobie, choć w wiośnianym roku 1812
dzielili tę niewiarę z Lubeckim; wielu Litwinów wytrzeźwił, jak wiadomo, już
rok 1807 i wyleczył na zawsze z wiary w Napoleona. Co wówczas myślał młody
książę Xawery, w kilka lat zaledwie po swej włoskiej i szwajcarskiej kampanii,
podczas miodowych swych miesięcy po ślubie z 14-letnią siostrzenicą, mimo to przecież
nie oddzielony żadnym murem chińskim od tego kotłowania, tego wrzenia umysłów,
którego widownią była Litwa w r. 1807, „między Jena a Tylżą"? Nie wiemy,
szkoda wielka, że nic o tem nie wiemy.
Ale po Tylży, po długim pobycie w Petersburgu w r. 1811, po
wszystkich pracach i „marzeniach" kółka litewskiego, uczeń Ogińskiego,
tyle już wówczas wyższy od swego mistrza, jednę tylko drogę widział i za dobrą
uznawał; na niej drogowskaz, zawsze ten sam drogowskaz: z Rosyą i tylko z
Rosyą. Dużo zasług zdobył sobie na tej utartej drodze i dużo się nauczył od r.
1812.
Trzy lata spędził w stolicach Prus i Austryi, poznał
dokładnie dwa inne rozbiorowe mocarstwa, ich urządzenia, ich mężów stanu, a to w nim tylko ustaliło dewizę: z
Rosyą i tylko z Rosyą. Ale nie tylko z Prusakami i Austryakami potykał się w
tym czasie; Cesarz Aleksander, patrząc na Lubeckiego homeryczne zapasy z
Gurjewem -i Kankrynem, dwoma z kolei ministrami skarbu w Cesarstwie, mówił:
Mais il nous tra ite to u t-a -fa it en Prussiens ou Autrichiens.
On zaś w tych walkach zdobył i utrwalił zwycięsko dla
Królestwa ową taryfę cłową, pod której osłoną przemysł krajowy rozkwitł w ciągu
kilku lat jego ministerstwa, jakby pod uderzeniem różdżki czarodziejskiej; nie
dziw, że jeszcze silniej utwierdził się w przekonaniu: z Rosyą i tylko z Rosyą,
rozpostartą do chińskich granic, do brzegów Pacyfiku...
Po śmierci Aleksandra, w pierwszych latach Mikołaja I,
przekonania Księcia Ministra utwierdziły się jeszcze silniej, wskutek osobistych
stosunków z młodym Cesarzem. Posłuchajmy słów jednego z zaufanych powierników
Cesarza Mikołaja, słów tak niepodobnych do prawdy, że trudno by im wierzyć,
gdyby z innego pochodziły źródła.
„Razu pewnego, w pierwszym roku rządów Cesarza Mikołaja książę
Lubecki w otwartej pogadance nagadał mu mnóstwo prawd o Rosyi i o nim samym.
Cesarz wysłuchał go łaskawie, ale nagle mu przerwał:
— Powiedz mi, jeźli łaska, skąd Ci się wzięła taka śmiałość że
to wszystko mówisz mi w oczy? - .
— Ja widzę, Najjaśniejszy Panie, że kto Wam chce prawdę mówić,
nie w W . C. Mości znajdzie przeszkodę; według tego też przekonania ja
postępuję. Ale władza — to największa na świecie баловница (nic tak człowieka
nie psuje jak władza). Teraz W. C. Mość pozwala mi łaskawie gawędzić, i nie
gniewasz się, N. Panie, ale za lat 10 albo i mniej wszystko będzie inaczej,
przywykniesz do wszechwładzy, do pochlebstwa, uniżoności, i wówczas za to samo,
co mi dzisiaj uchodzi, każesz mnie, być może, powiesić.
. — Nigdy, ja zawsze rad będę prawdy słuchać i pozwalam tobie
naówczas, tak jak i dzisiaj, jeżeli tylko powiem lub zrobię głupstwo,
powiedzieć mi prosto w oczy: Николай, ты врешь.
Po dwóch latach—opowiadał Lubecki—przybyłem znowu do Petersburga
i byłem u Cesarza. Tym razem przyjął mnie bardzo chłodno, nawet nie w gabinecie
swoim, jak dawniej, lecz w poczekalni, a obróciwszy■ się z roztargnionym wyrazem ku oknu, pytał, tylko sucho o pogodę, jaką miałem drogę i t. p. Nie było ani cienia
dawnej poufałości, ja zaś, rozumie się, trzymałem się, co do mnie, etykiety jak
najściślejszej, nie pozwalając sobie najlżejszej nawet aluzyi do dawniejszych
naszych pogadanek. W tem po kilku minutach, N. Pan obrócił się ku mnie z
głośnym śmiechem i z wyciągniętą ręką:
— No cóż, dobrze odegrałem swoją rolę zepsutego wszechwładzą
i pochlebstwem monarchy? Nie, mój bracie, ja nie zmieniłem się i nigdy się nie
zmienię, a jeżeli t-y ze mną w czemkolwiek się nie zgodzisz, możesz mi zawsze
śmiało po dawnemu powiedzieć: Николай, ты врешь!.-:'.
Jadąc z Jezierskim do Petersburga, Lubecki mógł być na to przygotowanym,
że Cesarz w niejednej rzeczy nie będzie się z nim zgadzał... Przed wyjazdem z W
arszawy powtarzał jednak nieraz:
„Nikt więcej ode mnie od Cesarza nie wytarguje"...
Lubecki miał jedno przyzwyczajenie, i dla urzędnika
zbyteczne, u męża stanu nieraz nawet fatalne: lubił „gawędzić", czasami
jakoby głośno myślał. On jednak takiem był dzieckiem szczęścia, że to co innych
gubi, jemu wychodziło na korzyść. Niewiadomo, czy się kiedy „wygadał" z
czem niepotrzebnem, często natomiast „swojem płynnem gadulstwem" rozbrajał ostrożność drugich i wyciągał z nich
takie opinie łub zwierzenia, których może inaczej nie byliby odsłonili.
Dzięki temu przyzwyczajeniu zachował się nieoceniony
przyczynek do charakterystyki Lubeckiego, zagadkowy, co prawda, coś jakby
łamigłówka: w rozmowie jego z Ludwikiem Platerem, niegdyś towarzyszem wspólnych
prac i cierpień w r. 1812, zawsze serdecznym przyjacielem, który w statnich
latach przed powstaniem był w całem tego słowa znaczeniu prawą ręką Ministra Skarbu.
— Polsce
trzech rzeczy trzeba — rzekł Lubecki —
1)
szkół, to jest oświaty i rozumu;
2)
przemysłu i handlu, to jest zamożności i bogactwa;
3)
fabryk broni. To posiadając, nawet i w połączeniu z Rosyą potrafi całkowicie
swoją niepodległość utrzymać.
— I
fabryk broni?—zapytał Plater, jakby nie rozumiejąc.
— Tak,
i fabryk broni — odpowiedział spokojnie Lubecki.—
Polska
powinna mieć wszystko, czego potrzeba do zagwarantowania niepodległości,
inaczej wszystko straci. — A po chwili dodał:
Mam nadzieję, że z czasem przeprowadzić to zdołam . Natem
urwała się rozmowa; Minister spostrzegł się może, że nawet wobec zaufanego
Radcy Stanu — myśli za głośno... Później przypomniał sobie Plater te słowa,
które w zestawieniu z postępowaniem Lubeckiegn po wybuchu powstania, dziwnej
nabrały wyrazistości. W noszono stąd; że
Lubecki oddawna liczył się z możliwością, kto wie, czy nie z koniecznością
nawet zbrojnego kiedyś powstania. Trudno to było pogodzić z całem jego
życiem, przed powstaniem i po powstaniu, a przede wszystkiem z jego politycznym
systemem: z Rosyą i tylko z Rosyą. A gdy mimo tego wszystkiego, wysłaniec
Dyktatora nie wrócił do Warszawy, po stłumieniu powstania stale w Petersburgu
zamieszkał, niebawem nawet zasiadł, w Radzie Państwa, awansował na
Rzeczywistego Tajnego Radcę i coraz wyższe ordery otrzymywał od Mikołaja: cóż
dziwnego, że wszyscy niemal jednogłośnie go potępili a tylko najprzychylniejsi,
ruszając ramionami, nazwali — Sfinksem...
Ten Sfinx, ten aż do skąpstwa oszczędny Minister, który jak lew
gotów był bronić Skarbu od każdego nieproduktywnego wydatku, rad był poświęcić
miliony na zbudowanie twierdzy w Terespolu, wprost Brześcia Litewskiegp; ten sfinx, a nie Lelewel, był
autorem sławnego paradoksu: „Niechaj Mikołaj, król polski konstytucyjny, wojuje
z Mikołajem, cesarzem absolutnym Wszechrosyi!" . I w Lubeckiego ustach
istotnie ten paradoks był czemś więcej niż niewczesnym dowcipem, nie był bez
głębszego znaczenia, zwłaszcza gdy go zestawić z jego własną, zasadniczą
opinią, w której przed samym wyjazdem do Petersburga wytykał dyrektywę
działaniom Dyktatora i Rządu Tymczasowego. „Rewolucya" — mówił—„jest to
skutek nadużyć i gwałtów W . Księcia i Nowosilcowa. Ostrzegałem Cesarza, nie
wierzył mi, teraz ma dowód. Lecz wojna między nami na żaden sposób nie powinna
mieć miejsca... Cesarz z natury rzeczy nie może chcieć wojny, bo wojna z nami byłaby
dla niego puszczeniem krwi z obydwóch rąk; tego mu i interes własny i polityka
zabraniają, a-my także wojny, nie potrzebujemy. Po co z bronią w ręku domagać
się tego, co zgodnie otrzymać można? Nasze żądania są sprawiedliwe. Cesarz może
im zadość uczynić bez osłabienia swej władzy. Cesarz Aleksander myślał szczerze
zlać całą Polśkę w jedność, połączyć wszystkie prowincye. Myśl ta wielka a
nawet i dla Rosyi korzystna, bo Rosyji z Polską pod jednem berłem zgodna, a
cała Europa u ich stóp będzie. Okoliczności tylko przeszkodziły mu tę wielką myśl
spełnić Cesarzowi Mikołajowi nie jest również ona obca i niewiadoma. Mamy prawo
domagać się od niego tych koncesyj, a on skutkiem przyrzeczeń swojego
poprzednika i we własnym interesie spełnić je powinien. Aby cel ten pewniej
otrzymać, skoro powstanie już zrobione, powinniśmy silnie uzbrajać się, być
gotowymi do wojny, nawet udawać, jakobyśmy na Litwę wkraczać chcieli, bo to
traktowanie ułatwi, wszelkim negocyacyom nada wagę i do koncesyj prędzej
skłoni. Lecz wszystkie inne prawa Cesarza i Króla, z traktatów wynikające,
szanowane być winny, bo tylko wtenczas będziemy na drodze właściwej i prawnej i
układy nastąpić mogą. Postawa zbrojna, ale spokojna może nas jedynie u celu
postawić" .
Innemi słowy: Niech Polska konstytucyjna gotuje się do wojny z
Samowładcą Rosyi, manifestując zarazem według możności wierność dla swego
konstytucyjnego króla, a bez dobycia oręża dopnie zamierzonego celu, dla którego
się uzbroiła do walki. To właściwe znaczenie głośnego paradoksu. Niepodobna
było tylko wyrażać się tak jasno, mówiąc publicznie i otwarcie, zarówno przez
wzgląd na jedną jak i na drugą stronę. W Petersburgu — myślał Lubecki — niech
sobie wyobrażają, żeśmy do wojny przygotowani i wszystko postawimy na kartę; w
Warszawie niech nie ustaje zapał i gotowość do walki: będzie to skutecznym
środkiem nacisku w rokowaniach. Ten Sfinks uchodził jednak za uosobienie
trzeźwości, nie tylko
finansowej trzeźwości. Jakże mógł z tak zaślepioną pewnością
siebie liczyć na skuteczność takich środków nacisku wobec Cesarza Mikołaja I?
Nie dalej jak przed miesiącem pisał Cesarz o sytuacyi, wytworzonej wypadkami
rewolucyi lipcowej i belgijskiej: „Jestem najmocniej przekonany, więcej niż
kiedykolwiek, że jeźli można jeszcze uniknąć wojny, jeden jest tylko środek:
trzęba pokazać dowodnie Jakobinom we wszystkich krajach, że się ich nie boimy, że
stoimy wszędzie pod bronią i że jeżeli w nieodgadnionych wyrokach Opatrzności
zapisana jest nasza zguba, to zginiemy z honorem, padniemy na wyłomie; takie
jest moje uczucie od pięciu lat; takiem zostanie przez całe życie; to
zapatrywanie pragnę wpoić w s z ę d z i e i w e w s z y s t k i c h ; tymczasem
czyńmy, co obowiązek każe..."
Lubecki nie znał tego listu Cesarza do feldmarszałka Dybicza,
ale wiedział dokładnie o zamierzonej „krucyacie" przeciw ogniskom rew
olucji europejskiej; w W arszawie on jeden wiedział i W. X. Konstanty, który
nie szczędził najuroczystszych zaklęć, by odwieść brata od nieopatrznej wojny w
obronie monarchizmu i legitymistycznej zasady'). Polski minister skarbu
wiedział o tem od trzech z górą miesięcy, od pierwszej chwili, gdy do
Petersburga doszła wiadomość o wybchu lipcowej rewolucyi; gdzie Mikołaj
tego samego dnia rozkazał zamknąć porty dla okrętów z
trójkolorową flagą i zawiadomił zarazem Lubeckiego, by niezwłocznie przygotował
środki do wystąpienia polskiej armii na linię bojową. Cofnął później Mikołaj
zarządzenia zmierzające do bezzwłocznego zerwania stosunków z lipcową
monarchią, pogodził się nawet, śladem swych sprzymierzeńców, z koniecznością
uznania Ludwika Filipa, nie przestawał się jednak zbroić, licząc na to, że dalszy
rozwój wypadków zmusi niebawem Austryę i Prusy do wyjścia z „małodusznej"
rezerwy i postawi Samowładcę wszej Rosyi na czele „krzyżowego pochodu przeciwko
Jakobinom". Po wybuchu rewolucyi belgijskiej, przewidując powikłanie
kwestyi belgijskiej ze sprawą „Rewolucyi" we Francyi, przyspieszy!
gorączkowo wojenne przygotowania s. O wszystkich tych fazach wojowniczego
zapału Mikołaja, Lubecki miał najdokładniejsze wskazówki w sekretnych pismach
polskiego Sekretarza Stanu; na optymistyczne jego, jak zawsze, uwagi, że może
przecież jeszcze do wojny nie przyjdzie, raz wraz zimną wodą zlewano go z
Petersburga.
Jakże więc na tle tej sytuacjo, tak wyjątkowej i tak
dokładnie znanej, jakże mógł się spodziewać pożądanego skutku swej misjo do Mikołaja?
Jak mógł przypuszczać, by ten nieustraszony szermierz „świętych,
nienaruszalnych praw Tronu i prawowitej władzy", gotów „paść na
wyłomie" dla zasady i dla przykładu— ustąpi przed rewolucją w swoim
własnym domu, zgodzi się na żądania poparte zbrojną postawą własnych, przeciw
niemu samemu uzbrojonych podanych...?
A właśnie, gdyby Lubecki nie bjTł znał tak dokładnie
wojennych zapędów cesarza Mikołaja, kto wie, czy byłby się tak ochoczo podjął
tej karkołomnej misja do Petersburga; kto wie, czy takie wyjątkowe
wtajemniczenie w sekreta stanu nie wptynęło niemało na całe jego działanie w
pierwszych dniach listopadowego powstania. Rzecz bowiem miała niezawodnie dwie
różne strony Lubecki jednę brał przede wszystkiem w rachubę. Im bardziej Cesarz
gotował się do wojny, tem większą klęską było dla niego powstanie w Polsce, tem
pewniejsze widoki, że łatwiej niż kiedykolwiek skłoni się do wszelkich
koncesją, będę uniknąć walki z własnymi poddanymi. Powstanie paraliżowało go
najzupełniej w dotychczasowych planach; chociażby nawet nie miało przyjść do wojny
na Zachodzie, powstanie wtrącało mu z ręki oręż wobec Rewolucyi europejskiej
gotowało trumf tej „hydrze", którą postanowił zmiażdżyć za każdą cenę,
nową krucjatą w stylu Aleksandra- I, lub jeśli mu przeszkodzi „małoduszna
lękliwość" sprzymierzeńców, ubezwładnić przynajmniej i utrzymać na smyczy
samą groźną postawą północnego kolosa. Jedno i drugie rozwiewało się we mgłę,
odkąd droga na Zachód zatarasowana beda powstaniem na zachodnich granicach
Rosyi. Im śmielszy, im patetyczniejszy był on odezw Mikołaja do
sprzymierzeńców, tem więcej groziło mu ośmieszenie, upokorzenie, rzecz, której
nie mógł przeżyć. Czuł dobrze, że niejeden będzie miał prawo mówić z własnym
jego kuzynem: „Z nad brzegów Newy zabrzmiała zapowiedź: «Idę z 200,000 Rosyan»,
Polakom zaś powiedziano: «Wy moją awangardą będziecie». Tymczasem Francuzi
zawołali: «Awangardo! w prawo zwrot frontem przeciwko głównym siłom»—i
awangarda sparowała cios“ . Lubecki jednak znał Mikołaja; czyż nie było to
zaślepieniem przypuszczać, że duma osobista Cesarza, duma jego monarsza i
subtelna zawsze drażliwość, gdzie szło o honor Rosyi — pogodzi się z
ustępstwami wymuszonymi przez swych polskich poddanych, z bronią w ręku i w
takiej chwili? Tu i Lubecki największą też widział trudność. Tak czy tak
jednak—myślał—miłość własna Cesarza wystawiona będzie na ciężką próbę; cala
rzecz w tem, na co łatwiej się zdecyduje, co wybierze: wojnę z Polską, która go
ubezwładni w obliczu Europy, gdy śladem brata chwytał za berło Agamemnona
królów—czy wybierze kompromis, ile możności zaszczytny i chwalebny, co nie
tylko zażegna powstanie w Polsce, ale w lot skupi Polskę przy jego tronie i w
oczach Europy stanie się źródłem siły, jakiej mu dotąd nie dostawało 2). Tylko
osłodzić ten kompromis, wystawić w świetle, jak najmniej przykrym dla miłości
własnej króla polskiego i władcy Rosyi. Dlatego we wszystkich pismach, które
Lubecki wiózł ze sobą, a które sam dyktował, tak silny wszędzie położono
nacisk, że powstanie, wywołane nieznanemu królowi nadużyciami, w niczym nie
naruszyło granic czci należnej Monarsze; że nic w nim dotąd się nie zdarzyło,
coby mogło ubliżać Rosyi, świadczyć o wrogiem przeciwko Rosyi usposobieniu;
swobodny odwrót W. X. i wojsk rosyjskich miał być najwymowniejszą ilustracją
tej tezy. Dlatego tak bacznie czuwał od samego początku, żeby w powstaniu
unikano wszystkiego, co mogło przypominać Paryż albo Brukselę; i gwardii
narodowej dano przecież na wniosek Lubeckiego niewinną nazwę Straży bez pieczeństwa.
Nie darmo też w instrukcyi, którą wiózł z sobą do Petersburga, znalazł się
frazes, wyrażający nadzieję, że uwzględnienie życzeń, które miał Mikołajowi
przedstawić, „zapewniając Monarsze entuzjastyczną a wieczystą wdzięczność
narodu, uczyni z Polski najsilniejsze przedmurze przeciwko demagogii".
Jego misja do Petersburga miała być żywym, przekonującym tego frazesu
komentarzem.
Jeżeli zatem Minister Skarbu nie dalej jak przed dwoma czy trzema
tygodniami perspektywę wojny z zachodnią Rewolucyą miał za złowrogie widmo, w
które wolał nie wierzyć, teraz, w drodze do Petersburga, Minister - dyplomata
błogosławił temu samemu widmu i na niem podobno głównie opierał swe nadzieje. Wierzył
silnie i niezachwianie w dóbre chęci Cesarza dla Polski i Polaków a z
doświadczenia znal nadto dobrze nienawistne dla Polski usposobienie stołecznych
dygnitarzy, wojskowych i cywilnych. Zdawało mu się zatem, że sytuacja obecna
więcej niż kiedykolwiek rozwiązywała Mikołajowi ręce wobec dygnitarskiej
falangi, z którą zawsze musiał się liczyć. Honor Rosji domagał się w tej chwili
zażegnania grożącej wojny z Polską. Przed rokiem, przed dwoma laty, podczas
wojny tureckiej, powstanie polskie byłoby dotkliwą dywersją; dziś to
powstanie, choćby z wszelkimi widokami zwycięstwa Rosji, było już samo przez
się dla Rosji klęską, sam ten fakt bowiem tak rażąco ją ubezwładniał wobec
Europy, i to właśnie w tej samej chwili, gdy Mikołaj pragnął Rosyę na czele
Europy postawić. Teraz lub nigdy—myślał Lubecki—samo władca Rosvi nie zawacha
się prawdziwym być samowładcą, nie będzie się oglądał na senatorów i jenerałów
i w dobrze zrozumianymi interesie obu narodów, położy ostatecznie trwałe
podwaliny wielkości Rosji i szczęścia Polski. Lubecki silnie wierzy!, że jedno
jest warunkiem drugiego, a widząc
przyszłość Polski jedynie w związku z Rosyą, nie pojmował prawdziwej wielkości
Rosji bez szczęścia Polski; byle uczciwym otworzyć oczy, przewrotnych złamać...
Rozumiał, że ta chwila miała rozstrzygnąć o wzajemnym
stosunku obu narodów, o ich przyszłości. Byle Cesarz, tak był pełen tak dobrej
woli, zdołał się oswobodzić od wpływów otoczenia, Polsce i Polakom wrogiego. Bo
jeśli tylko będzie sobą samym— jakżeby własną ręką mógł sam sobie z drugiej
ręki krew toczyć; to ulubiony Lubeckiego frazes. Byleby go przekonać, że żądania
Polaków są „sprawiedliwe"; że naród zerwał się do powstania jedynie w tym
„nieszczęsnym obłędzie"—to także zwrotka, którą będzie ciągle powtarzał—że
zagrożone są rękojmie jego „narodowości"; a obłęd taki łatwo przecież
zrozumieć, po tylu w rogich „narodowości" zamachach Nowosilcowa, które
król polski sam najsurowiej potępi, gdy w rzecz wejrzy życzliwie, bez
uprzedzenia.
Byle przekonać króla; nie każdy to potrafi; jeśli kto — to
Lubecki potrafi. W szak niedawno wypominał mu-W. X. Konstanty, ustami żony, że
był zawsze faworytem Cesarza. Czyż nie wymógł na Mikołaju zatwierdzenia wyroku
Sądu Sejmowego, wbrew jednomyślnej opinii wszystkich kolegów w Radzie
Administracyjnej Królestwa, mimo wszelkich wysiłków Belwederu, Nowosilcowa i
tej całej petersburskiej falangi, z którą po tyle razy zwycięsko się pożądania
Polaków są „sprawiedliwe"; że naród zerwał się do powstania jedynie w tym
„nieszczęsnym obłędzie"—to także zwrotka, którą będzie ciągle powtarzał—że
zagrożone są rękojmie jego „narodowości"; a obłęd taki łatwo przecież
zrozumieć, po tylu w rogich „narodowości" zamachach Nowosilcowa, które
król polski sam najsurowiej potępi, gdy w rzecz wejrzy życzliwie, bez
uprzedzenia. Byle przekonać króla; nie każdy to potrafi; jeźli kto—to Lubecki potrafi.
Wszak niedawno wypominał mu-W. X. Konstanty, ustami żony, że był zawsze
faworytem Cesarza. Czyż nie wymógł na Mikołaju zatwierdzenia wyroku Sądu
Sejmowego, wbrew jednomyślnej opinii wszystkich kolegów w Radzie
Administracyjnej Królestwa, mimo wszelkich wysiłków Belwederu, Nowosilcowa i
tej całej petersburskiej falangi, z którą po tyle razy zwycięsko się potykał,
mimo jej tak zrozumiałej w tym wypadku wściekłości, że surowy pogromca
Dekabrystów był tak wyrozumiałym dla spiskowców w Królestwie?...
Mijał już rok dwudziesty w publicznym zawodzie Lubeckiego; w.
Petersburgu czy w Wilnie, w W arszawie, w Akwizgranie, w Berlinie, w Wiedniu, w
Opawie czy w Lublanie, wszędzie świeciło mu powodzenie, w tylu okolicznościach,
gdzie sam go nawet się nie spodziewał. Miał tę pełną świadomość, że nikt inny
nie byłby się tak szczęśliwie wywiązał z trudnych zadań, które on rozwiązał
pomyślnie. Praca to jego sprawiła, praca niezmordowana, w której mu nikt nie
dorównał, energia, zapobiegliwość i — pomysłowość, zręczność, która go w
wszelakich układach tak niebezpiecznym czyniła przeciwnikiem, odsłaniając
najsłabsze strony nieprzyjaciela, zanim się spostrzegł, gdzie Lubecki ugodzi.
Pięć łat strawił na zapasach tego rodzaju, 1816-1821, na zwycięskiem mocowaniu
się z przebiegłymi komisarzami Hardenberga i Metternicha. Tryumf ostateczny,
niesłychany i niespodziewany, którym układy r. 1819 i 1821 uwieńczyły długą
walkę upartego Litwina z dyplomatami berlińskiego i wiedeńskiego Dworu,
utwierdziły reputacyą niebywałej zręczności Lubeckiego i wyniosły go na
stanowisko ministra skarbu w Królestwie Polskiem. Nominacyą, przez czas jakiś
jeszcze w tajemnicy trzymaną,' otrzymał w osobistem zetknięciu z Aleksandrem,
właśnie na kongresie lublańskim, bezpośrednio po swym świetnym tryumfie w
układach o likwidacyą wzajemnych pretensyj finansowych między Austryą i
wycieńczonym skarbem Królestwa Kongresowego. Ten układ, korzystniejszy jeszcze
o wiele od przeszłorocznego traktatu berlińskiego, utworzył dopiero razem z
tamtym trwałą i bezpieczną podstawę, na której mogła się rozwijać polityka
skarbowa Królestwa, obronionego zwycięsko od nieuchronnej ruiny, którą groziły
mu finansowe pretensje obu sąsiednich mocarstw, oparte na stypulacyach kongresu
wiedeńskiego, a datujące jeszcze częściowo z czasów przedrozbiorowych. Tryumf
Lubeckiego był zaś tem pełniejszy, im mniej się go spodziewano, im większy był
po stronie Królestwa niedostatek wszelakich środków, którymi w negocjacjach
tego rodzaju można wpływać na pomyślne ukończenie układów, dając w zamian za zdobyte ustępstwa kompensatę, na innym polu
pożądaną dla przeciwnika.
Układy te były też bez wątpienia niespożytą zasługą
Lubeckiego, niedocenioną dotąd, bo nieznaną jeszcze zgoła w szczegółach.
Istotną zasługą jego było wszechstronne opanowanie olbrzymiego materiału
rachunkowego, dzieło niesłychanej pracowitości i bystrej inteligencji; w tem
nie dorównał mu nigdy przeciwnik, bity przezeń nielitościwie, o ile by w tych
sprawach rozstrzygały względy słuszności, zawsze przypierany do rnuru, skąd
mógł się bronić jedynie sztucznymi wykrętami. Drugą wielką zasługą Lubeckiego
było szybkie zorientowanie się w sytuacji; rychło spostrzegł, że fachowa
analiza wzajemnych pretensyj nie może doprowadzić do celu pożądanego, dla braku
dobrej wiary u pruskich i austriackich pełnomocników, wypływającej
najwidoczniej z instrukcji, według której działali. Rzecz jasna: jeżeli tamte
Dwory traktowały tę finansową sprawę jako dyplomatyczną, fachowa obrona
interesów Królestwa nie miała żadnego celu, mogła jedynie posłużyć za podstawę
w rokowaniach dyplomatycznych. Lubecki zerwał zatem po całorocznych
bezskutecznych zabiegach jałowe dotąd układy w tzw. „Komisyi
Trilateralnej", ustanowionej
w Warszawie w moc postanowień wiedeńskiego kongresu. Zerwał je,
rzec można nawet, brutalnie, w październiku 1817, na własną odpowiedzialność,
narażając się śmiało na wielce prawdopodobne desavoeu Aleksandra. Jakikolwiek
urzędnik nie byłby sobie tego pozwolił; obywatel, mąż zaufania Cesarza, mógł
tak postąpić, dzięki niezależności swej pozycji społecznej.
Łatwiej było jednak zerwać rokowania w Warszawie, niźli to
sprawić, by je podjęto w drodze negocyacyj dyplomatycznych a, co ważniejsza,
podjęto w sposób rokujący Królestwu pomyślne ich zakończenie. Wtem była
największa trudność, której także sprostała zręczność i niezmordowana energia
Lubeckiego. Ówczesny wicekanclerz i kierownik rosyjskiej polityki zagranicznej,
Nesselrode, nie był dla Królestwa bynajmniej przychylnie usposobiony i nie było
żadnych widoków, żeby dyplomacya rosyjska wzięła sobie do serca tę tak żywotną
dla Kongresówki sprawę. Lubecki potrafił nią zainteresować hrabiego Capo
d’Istria, wpływowego jeszcze podówczas doradcę Cesarza Aleksandra w sprawach
polityki zagranicznej, co najważniejsza jednak, udało mu się trafić do samego
Cesarza. Dwoma obszernymi memoryałami (z 24 października 1817 i 3 kwietnia
1818) przekonał go skutecznie o słuszności zajętego przez siebie stanowiska, o
krzywdzie i ruinie, jaka grozi Królestwu, jeżeli dyplomacya rosyjska nie zajmie
energicznej postawy wobec żądań sąsiednich Dworów. Korzystając z obecności Cesarza
na pierwszym Sejmie 1818 roku, zjednał go dla swych planów w sprawie
ryczałtowych układów, pod naciskiem bezwzględnego zasystowania wszelkich
wypłat, których termin się zbliżał.
Aleksander powołał Lubeckiego na kongres akwizgrański, gdzie osobiście
poparł jego plan ryczałtowego układu, oparty na zasadzie kompensat; wobec .tego
pomyślny skutek negocyacyj z Prusami, które Lubecki po kongresie przeprowadził
w Berlinie, był już tylko zależnym od jego obrotności i stanowczości, godzącej
się rozumnie z umiarkowaniem. Toż samo powtórzyło się z Austryą.
Tam długi, półtora roku trwający pobyt Lubeckiego w Wiedniu utorował
drogę tak korzystnemu dla Królestwa porozumieniu, które jednak nie byłoby z
pewnością przyszło do skutku bez osobistej interwencyi Cesarza Aleksandra, na
kongresie w Opawie i w Lublanie, w r. 1820 i 1821.
Wszystko to było w wielkiej części zasługą Lubeckiego, w
przeważnej jednak części dziełem jego wyjątkowego szczęścia, z czego on nawet
sam jasno sobie 'spraw y nie zdawał, biorąc — i nie dziw — za własne dzieło, co
byio rezultatem wyjątkowego zbiegu okoliczności. Kiedy indziej bowiem nawet
równie życzliwa osobista interwencya Cesarza nie byłaby wydała tak
niespodziewanych owoców. I nie tylko Lubecki nie znał tych tajemniczych sprężyn,
którym przede wszystkim zawdzięczał swe tryumfy; nie znali ich naówczas nawet i
sami dyplomaci, którzy się z bliska dotykali tych rzeczy; dziś te ukryte
sprężyny odsłonione są przed okiem każdego historyka epoki, który ma przystęp
do archiwów w Wiedniu, w Berlinie i w Petersburgu.
Obydwa dwory, z których delegatami Lubecki walczył
bezskutecznie w „Komisyi Trilateralnej", miały właśnie w tych latach tak
żywotny interes w zjednaniu i pozyskaniu Cesarza Aleksandra, że nie chciano go
jątrzyć uporem w sprawie pretensyj o kilkadziesiąt milionów do biednego Skarbu
Królestwa, odkąd się przekonano, że on tą sprawą interesuje-się osobiście i
istotną wagę do niej przywiązuje. Te nieszczęsne kongresy, zarówno rzeczywiście
fatalne dla Polski jak i dla wewnętrznego zwłaszcza rozwoju Rosyi—wyprowadziły
takim zbiegiem okoliczności Królestwo Kongresowe z położenia bez wyjścia pod
względem finansowym i utwierdziły na zawsze reputacyą niezrównanej zręczności
Lubeckiego w negocyacyach najzawilszych i najtrudniejszych; utwierdziły ją po
nad jego rzeczywistą a niezaprzeczoną zasługę, w Warszawie, w Polsce, a przede wszystkim
w oczach samego Lubeckiego, w jego własnem o sobie rozumieniu Wiedział dobrze,
jak zacięta walka czekała go w Petersburgu, z całą falangą jenerałów i tajnych
sowietńików, którzy jego samego takiem samem zaszczycali uczuciem, jak
Królestwo i polską „narodowość". Znając ich z niejednej walki w
poprzednich latach, nie byłby się chyba dziwił, jak dziwił się ambasador
austtyjacki w Petersburgu, że ci panowie tak byli uradowani na wiadomość o
powstaniu w Warszawie, wróżąc rychły koniec znienawidzonemu Królestwu. To
też gotował się ich traktować jak Prusaków lub Austryjaków, według słów
nieboszczyka cesarza Aleksandra—i nie tracił nadziei, że tak samo da sobie z
nimi radę, jak przed dziesięciu laty z berlińskimi czy wiedeńskimi
Geheimratami. Dawne i niedawne wspomnienia—rok 12-ty, „negocyacye"
berlińskie i wiedeńskie, i zwycięskie potyczki z Kankrynem, Nesselrodem,
Nowosilcowem— wszystko to nastrajało optymizm Lubeckiego na nutę tem
pogodniejszą, im pomyślniejszy horoskop wysnuwał dla swojej misyi z sekretów
stanu, które miał odsłonione w korespondencyi z Grabowskim i Turkułłem. Byle w
Petersburgu się znaleźć ze świeżemi siłami. Po ciężkich przejściach ostatnich
dni w Warszawie, po tych tak strasznie wyczerpujących pierwszych dniach
listopadowego powstania, kiedy niezmordowana czynność Księcia Ministra,
przytomność i elastyczność umysłu wprawiała w podziw przyjaciół i
przeciwników—przymusowy spoczynek podczas długiej podróży rzeczy wistem był
dobrodziejstwem. Byle w drodze nie zachorować, wśród roztopów w początku zasp śnieżnych
w dalszym ciągu podróży. Synowiec, młody książę Ignacy, wiózł ze sobą całą
aptekę i zwój recept, rozmaite spirytusy do nacierania i cukierki chlorowe, bo
Minister nie miał się dobrze, gdy wyjeżdżał z Warszawy.... Byle najprędzej już
dojechać i zdrowym stanąć przed obliczem „Króla", jak najrychlej, nim w
Petersburgu coś postanowią, czegoby i Lubecki nie potrafił odrobić... A przy
wyjeździe z Warszawy, żadnych nowin nie było z Petersburga; mijało wówczas już
dni 12 od wybuchu powstania, bez wiadomości, co o niem wiedzą, co myślą i co
mówią w stolicy...
niedziela, 23 czerwca 2024
wtorek, 18 czerwca 2024
piątek, 14 czerwca 2024
Henryk Siodmok na konf. "Polska - Białoruś, wspólne dziedzictwo, wspólna odpowiedzialność" dla przypomnienia
Dla przypomnienia produkty firmy Atlas, zostały uznane jako produkty marki narodowe Białorusi.
Dzisiejszy cyrk na granicy pozostawia pytanie komu najbardziej zależy na pogorszeniu i tak już nie najlepszych stosunków .......................................
A szwajcarski parlament głosuje przeciwko zbliżeniu do NATO
Szwajcarski parlament głosuje przeciwko zbliżeniu do NATO - Le News
czwartek, 13 czerwca 2024
Następny lekarz gnojony przez sitwę konowałów, opłacanych przez firmy farmaceutyczne
W obronie szykanowanego lekarza
Szanowni Państwo!
Jestem lekarzem pediatrą i specjalistą medycyny rodzinnej z ponad 30 letnim stażem pracy.
W mojej pracy z chorymi ludźmi zawsze przyświecają mi dwie zasady:po pierwsze nie szkodzić i ,że zdrowie chorego jest najwyższym dobrem.
Kiedy w 2020 roku ogłoszono tzw.pandemię covid-19 szybko zorientowałam się,że szeroko rozpowszechniane zalecenia i nakazy noszenia maseczek,izolacji,lockdownów,zamykania przychodni przed pacjentami itp.są kłamliwe i nie poparte żadnymi badaniami naukowymi.Po raz pierwszy w historii ludzkości lekarze zamknęli się przed chorymi ludźmi!Wiedząc to wszystko nie mogłam zachować tej wiedzy tylko dla siebie-chciałam podzielić się nią ze społeczeństwem.Takich lekarzy myślących podobnie jak ja było w Polsce kilkuset.
Jesienią 2020 roku grupa 114 profesorów,lekarzy i naukowców( w których gronie znalazłam się również ja)wystosowała list otwarty i trzy apele do rządzących,pisząc w nich między innymi,że nie ma naukowego i medycznego uzasadnienia dla kontynuacji stosowanych obostrzeń,noszenia maseczek ochronnych,izolacji społecznej oraz masowego stosowania niediagnostycznych testów RT-PCR,które dają wiele fałszywie dodatnich wyników.Te trzy apele wzywały do natychmiastowego zakończenia tych działań oraz przywrócenia normalnych,demokratycznych zasad funkcjonowania państwa,struktur prawnych,swobód obywatelskich oraz przestrzegania praw człowieka.Grupa ta poparła swoje zamieszczone w liście i apelach tezy,cytując liczne doniesienia naukowe oraz dane epidemiologiczne i statystyczne,oczekując jednocześnie otwartej debaty,w której wezmą udział eksperci bez jakiejkolwiek formy cenzury.
W swoich apelach środowisko naukowców i lekarzy,jakie reprezentowały osoby podpisane pod nimi,wyraziło również swoje zaniepokojenie faktem planowanych szczepień preparatami inżynierii genetycznej zawierającymi mRNA,nie będącymi tradycyjnymi szczepionkami i nigdy dotychczas nie stosowanymi u ludzi.Nie zostały one dostatecznie zbadane więc są potencjalnie niebezpieczne,a ich skuteczność nie jest w pełni udowodniona.Noszą znamiona eksperymentu medycznego prowadzonego na masową skalę.
Apele te nie doczekały się żadnego odzewu od prezydenta,premiera,rządu czy parlamentu,ani też nie zorganizowano publicznej debaty niezależnych ekspertów.
Jedyną natomiast odpowiedzią jakiej się doczekało kilkudziesięciu profesorów i lekarzy-sygnatariuszy tych apeli,było wszczęcie postępowania wyjaśniającego przez Naczelnego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej Naczelnej Izby Lekarskiej lekarza Grzegorza Wronę już w styczniu 2021 roku.Obecnie toczą się sprawy o ukaranie 114 profesorów i lekarzy w Okręgowych Sądach Lekarskich we Wrocławiu,Poznaniu i Gdańsku, a zarzutem wobec nas jest publiczne rozpowszechnianie informacji niezgodnych z aktualna wiedzą medyczną i propagowanie postawy antyzdrowotnej oraz działań na szkodę pacjentów i całego społeczeństwa.
Kiedy latem 2021 roku rozpętała się nachalna propaganda w mediach i placówkach oświatowych zachęcająca rodziców do szczepienia swoich dzieci bezpiecznymi,skutecznymi i dobrze przebadanymi "szczepionkami" przeciwko covid-19 znów,znając badania naukowe i oficjalne dane statystyczne i epidemiologiczne,nie potrafiłam milczeć,wiedząc,że te preparaty mRNA nie są wcale bezpieczne, nieznana jest ich skuteczność i wcale nie są dobrze przebadane( o czym oficjalnie producenci sami piszą w ulotkach tych preparatów,zaznaczając,że ich genotoksyczność,wpływ na płodność i rakotwórczość oraz interakcje z jakimikolwiek lekami są nieznane).
Wówczas,w lipcu 2021 roku,udzieliłam wywiadu na prośbę zaniepokojonych rodziców,którzy byli zdezorientowani napływającymi do nich informacjami i przedstawiłam w nim między innymi apel Polskiego Stowarzyszenia Niezależnych Lekarzy i Naukowców do dyrektorów placówek oświatowych,nauczycieli i pedagogów o wstrzymanie promowania tzw.szczepionek przeciwko covid-19,poparty wieloma badaniami naukowymi oraz oficjalnymi danymi statystycznymi i epidemiologicznymi,potwierdzającymi nieskuteczność,brak bezpieczeństwa i brak ukończenia badań klinicznych tych preparatów mRNA-covid-19,które nigdy wcześniej nie były podawane tak szerokiej populacji.
Moje poczucie etyki zawodowej nakazuje mi informowanie pacjenta przed podjęciem jakiejkolwiek interwencji medycznej o wszystkich za i przeciw i uzyskanie jego świadomej zgody na taki zabieg,a zwłaszcza taki ,który wiąże się z ryzykiem i wieloma niewiadomymi.Pacjent musi mieć wybór,o tym też mówiłam w tym wywiadzie.
Już we wrześniu 2021 roku Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej w Rzeszowie,lekarz Grzegorz Siteń,wszczął wobec mnie postępowanie wyjaśniające i skierował sprawę do Okręgowego Sądu Lekarskiego w Rzeszowie o ukaranie mnie,zarzucając mi,podobnie jak w poprzedniej sprawie,publiczne rozpowszechnianie informacji niezgodnych z aktualną wiedzą medyczną i propagowanie postawy antyzdrowotnej oraz działań na szkodę pacjentów i całego społeczeństwa.
Dnia 29 listopada 2022 roku zostałam ukarana przez Okręgowy Sąd Lekarski pod przewodnictwem dr n.med Zenona Piechoty karą nagany i kosztami postępowania sądowego w wysokości 1500 zł.W żadnym wypadku nie czuję się winna ponieważ stoją za mną dziesiątki badań naukowych i oficjalnych rządowych danych statystycznych z całego świata,które przedstawiłam sądowi na obronę moich tez,w przeciwieństwie do sądu,który na poparcie swojego aktu oskarżenia wobec mnie nie przedstawił ani jednego badania naukowego ani tez opinii biegłego dotyczącej tego przewinienia zawodowego!Wobec tego złożyłam odwołanie do Naczelnego Sądu Lekarskiego w Warszawie-sprawa ta obecnie również jest w toku.
Wszystkie działania jakie podejmowałam i za które jestem szykanowana przez izby lekarskie i grozi mi utrata prawa wykonywania zawodu lekarza,robiłam dla dobra pacjentów,chcąc ustrzec ich przed podejmowaniem pochopnych i nie do końca przemyślanych decyzji w sprawie "szczepień" przeciwko covid-19,które jak już wiadomo obecnie nie chroniły przed śmiercią ani hospitalizacją z powodu covid-19,nie przerywały transmisji wirusa i spowodowały wiele śmierci i wiele działań niepożądanych u tych,którzy przyjęli te preparaty.Wiedzę naukową ,którą posiadłam na ten temat nie zostawiłam dla siebie, tylko podzieliłam się z Wami.
Dlatego zwracam się do Was z prośbą-jeżeli komukolwiek moja wiedza pomogła w podjęciu świadomej decyzji w sprawie" niezaszczepienia się" lub swojego dziecka przeciwko covid-19 o wsparcie finansowe,które jest potrzebne na pomoc prawników w mojej walce o prawdę.
Wierzę z całego serca,że prawda zwycięży!
z: Zrzutka na W obronie szykanowanego lekarza - Agata Osiniak | Pomagam.pl
Pamiętne słowa Winstona Churchilla, w przemówieniu, które jest uznawane za początek zimnej wojny
Czytelniku,
Po każdej wojnie następuje zawsze podział polityczny. Anglicy
ZAWSZE rozgrywają wszystko pod siebie. Jesteśmy bardzo naiwni politycznie i
wierzymy w cuda. Warto przypomnieć słowa Winstona Churchilla, które są
przykładem cynizmu politycznego.
„Od Szczecina nad Bałtykiem po Triest nad Adriatykiem na
całym kontynencie rozciągnęła się żelazna kurtyna. Za tą linią leżą wszystkie
stolice starożytnych państw Europy Środkowej i Wschodniej. Warszawa, Berlin,
Praga, Wiedeń, Budapeszt, Belgrad, Bukareszt i Sofia, wszystkie te słynne
miasta i otaczająca je ludność leżą w tym, co muszę nazwać strefą sowiecką, i
wszystkie podlegają w takiej czy innej formie nie tylko wpływom sowieckim, ale
także bardzo wysokiej, a w wielu wypadkach coraz większej kontroli ze strony
Moskwy. Tylko Ateny – Grecja ze swoją nieśmiertelną chwałą – mogą swobodnie
decydować o swojej przyszłości w wyborach pod obserwacją Brytyjczyków,
Amerykanów i Francuzów. Zdominowany przez Rosję rząd polski został zachęcony
do dokonania ogromnych i bezprawnych najazdów na Niemcy, a masowe wypędzenia
milionów Niemców na skalę poważną i niewyobrażalną mają obecnie miejsce.
Partie komunistyczne, które były bardzo małe we wszystkich tych wschodnich
państwach Europy, zostały wyniesione do prymatu i władzy daleko ponad ich
liczebność i wszędzie dążą do uzyskania totalitarnej kontroli. Rządy policyjne
przeważają niemal w każdym przypadku i jak dotąd, z wyjątkiem Czechosłowacji, nie
ma prawdziwej demokracji.
I pewnie takie działania skłoniły, że polscy komuniści oparli
się o Moskwę. Bo jak już zrobili podział po wojnie pozostało im wyłapać już niepotrzebnych
nikomu chłopaków z lasów………………..
Skutkiem tego nasi żołnierze skończyli jak Sosabowski, który pracował w Wielkiej Brytanii
jako robotnik magazynowy w fabryce silników elektrycznych, a następnie
telewizorów. Z drugiej strony to w Moskwie polscy komuniści brali udział w
defiladzie zwycięstwa, a na zachodzie
czy braliśmy udział w choć jednej?
Z deszczu po rynnę…………………………………………………….
Może jesteśmy naiwni politycznie, ale pamięć mamy długą i
Anglikom będziemy to pamiętać jak i powstanie styczniowe i inne..
Poniżej treść tego pełnego przemówienia ciekawego zresztą………….
5 marcu 1946 r
Westminster
College, Fulton, Missouri
Cieszę się, że mogę przyjść dziś po południu do Westminster
College i jestem wdzięczny za to, że dałeś mi dyplom. Nazwa
"Westminster" jest mi jakoś znajoma.
Wydaje mi się, że słyszałem o tym już wcześniej.
Rzeczywiście, to właśnie w Westminsterze otrzymałem bardzo dużą część mojego
wykształcenia w zakresie polityki, dialektyki, retoryki i jednej czy dwóch
innych rzeczy. W rzeczywistości obaj kształciliśmy się w tych samych lub
podobnych, a w każdym razie pokrewnych zakładach.
Jest to również zaszczyt, być może wręcz wyjątkowy, dla
prywatnego gościa, który został przedstawiony publiczności akademickiej przez
prezydenta Stanów Zjednoczonych. Pośród swoich ciężkich brzemion, obowiązków i
odpowiedzialności – niechcianych, ale nie uchylających się od nich – prezydent
przebył tysiąc mil, aby uhonorować i uwydatnić nasze dzisiejsze spotkanie i dać
mi sposobność zwrócenia się do tego pokrewnego narodu, jak również do moich
rodaków za oceanem, a być może także do kilku innych krajów. Prezydent
powiedział panu, że jego życzeniem, tak jak jestem pewien, że jest pańskim
życzeniem, abym miał pełną swobodę udzielania prawdziwych i wiernych rad w tych
niespokojnych i kłopotliwych czasach. Z pewnością skorzystam z tej wolności i
będę czuł się do tego tym bardziej uprawniony, że wszelkie prywatne ambicje,
które żywiłem w młodości, zostały zaspokojone ponad moje najśmielsze marzenia.
Pozwólcie jednak, że wyjaśnię, że nie mam żadnej oficjalnej misji ani żadnego
statusu i że mówię tylko za siebie. Nie ma tu nic poza tym, co widzisz.
Mogę więc pozwolić, aby mój umysł, mając doświadczenie całego
życia, roztrząsał problemy, które nękają nas nazajutrz po naszym absolutnym
zwycięstwie zbrojnym, i starał się upewnić z jaką siłą, jaką posiadam, że to,
co zostało zdobyte z tak wielkim poświęceniem i cierpieniem, zostanie zachowane
dla przyszłej chwały i bezpieczeństwa ludzkości.
Stany Zjednoczone znajdują się w tym czasie na szczycie
światowej potęgi. To uroczysta chwila dla amerykańskiej demokracji. Z prymatem
władzy łączy się bowiem także budząca podziw odpowiedzialność za przyszłość.
Jeśli rozejrzysz się dookoła, musisz odczuwać nie tylko poczucie spełnionego
obowiązku, ale także niepokój, aby nie spaść poniżej poziomu osiągnięć. Szansa
jest już teraz, jasna i jasna dla obu naszych krajów. Odrzucenie go,
zignorowanie go lub zmarnowanie sprowadzi na nas wszystkie długie wyrzuty czasu
pośmiertnego. Jest rzeczą konieczną, aby stałość umysłu, wytrwałość w dążeniu
do celu i wielka prostota decyzji kierowały i rządziły postępowaniem narodów
anglojęzycznych w czasie pokoju, tak jak to czyniły na wojnie. Musimy i wierzę,
że to zrobimy, dowieść, że jesteśmy w stanie sprostać temu surowemu wymogowi.
Kiedy amerykańscy wojskowi zbliżają się do jakiejś poważnej
sytuacji, mają zwyczaj pisać na początku swojej dyrektywy słowa "ogólna
koncepcja strategiczna". Jest w tym mądrość, ponieważ prowadzi do jasności
myśli. Czym zatem jest ogólna koncepcja strategiczna, którą powinniśmy dziś
wpisać? To nic innego jak bezpieczeństwo i dobrobyt, wolność i postęp
wszystkich domów i rodzin wszystkich mężczyzn i kobiet we wszystkich krajach.
Mówię tu szczególnie o niezliczonych domkach letniskowych i mieszkalnych, w
których pracownik najemny stara się pośród wypadków i trudności życiowych
uchronić swoją żonę i dzieci przed niedostatkiem i wychować rodzinę w bojaźni
Bożej lub w oparciu o koncepcje etyczne, które często odgrywają potężną rolę.
Aby zapewnić bezpieczeństwo tym niezliczonym domom, muszą być
one chronione przed dwoma gigantycznymi grabieżcami, wojną i tyranią. Wszyscy
znamy straszliwe niepokoje, w jakich pogrążona jest zwykła rodzina, gdy
przekleństwo wojny spada na żywiciela rodziny i tych, dla których pracuje i
wymyśla. Straszliwa ruina Europy, ze wszystkimi jej zaginionymi chwałami, i
wielkiej części Azji rzuca nam się w oczy. Kiedy zamysły nikczemnych ludzi lub
agresywne zapędy potężnych państw rozpuszczają na wielkich obszarach ramy
cywilizowanego społeczeństwa, pokorni ludzie stają w obliczu trudności, z
którymi nie mogą sobie poradzić. Dla nich wszystko jest zniekształcone,
wszystko jest połamane, nawet zmielone na miazgę.
Kiedy stoję tu tego cichego popołudnia, wzdrygam się na myśl
o tym, co tak naprawdę dzieje się teraz z milionami ludzi i co wydarzy się w
tym okresie, kiedy głód prześladuje ziemię. Nikt nie jest w stanie obliczyć
tego, co zostało nazwane "nieoszacowaną sumą ludzkiego bólu". Naszym
najwyższym zadaniem i obowiązkiem jest strzec domów zwykłych ludzi przed
okropnościami i nieszczęściami kolejnej wojny. Wszyscy jesteśmy co do tego
zgodni.
Nasi amerykańscy koledzy wojskowi, po ogłoszeniu swojej
"ogólnej koncepcji strategicznej" i obliczeniu dostępnych zasobów,
zawsze przechodzą do następnego kroku, a mianowicie do metody. Również w tym
przypadku panuje powszechna zgoda. Światowa organizacja została już utworzona w
celu zapobieżenia wojnie, ONZ, następczyni Ligi Narodów, z decydującym udziałem
Stanów Zjednoczonych i wszystkiego, co to oznacza, już działa. Musimy się
upewnić, że jego praca jest owocna, że jest rzeczywistością, a nie fikcją, że jest
siłą do działania, a nie tylko pianą słów, że jest prawdziwą świątynią pokoju,
w której pewnego dnia będą mogły zawiesić tarcze wielu narodów, a nie tylko
kokpitem w wieży Babel. Zanim odrzucimy solidne zapewnienia o narodowym
uzbrojeniu dla samozachowawczości, musimy być pewni, że nasza świątynia jest
zbudowana nie na ruchomych piaskach czy trzęsawiskach, ale na skale. Każdy może
widzieć z otwartymi oczami, że nasza droga będzie trudna i długa, ale jeśli
wytrwamy razem, tak jak wytrwaliśmy w dwóch wojnach światowych – choć,
niestety, nie w przerwie między nimi – nie wątpię, że w końcu osiągniemy nasz
wspólny cel.
Mam jednak konkretną i praktyczną propozycję działania. Sądy
i sędziowie pokoju mogą być tworzeni, ale nie mogą funkcjonować bez szeryfów i
konstabli. Organizacja Narodów Zjednoczonych musi natychmiast zacząć wyposażać
się w międzynarodowe siły zbrojne. W tej sprawie możemy iść tylko krok po
kroku, ale musimy zacząć już teraz. Proponuję, aby każde z mocarstw i państw
zostało zaproszone do oddelegowania pewnej liczby eskadr lotniczych do służby
organizacji światowej. Eskadry te miały być szkolone i przygotowywane w swoich
krajach, ale przemieszczały się rotacyjnie z jednego kraju do drugiego. Nosili
mundury swoich krajów, ale z innymi odznakami. Nie wymagano od nich, by
działali przeciwko własnemu narodowi, ale pod innymi względami byliby kierowani
przez organizację światową. Można by to rozpocząć na skromną skalę i wzrosnąć
wraz ze wzrostem zaufania. Pragnąłem, aby stało się to po pierwszej wojnie
światowej i gorąco ufam, że stanie się to natychmiast.
Byłoby jednak błędem i nieroztropnością powierzyć tajemną
wiedzę lub doświadczenie związane z bombą atomową, które obecnie dzielą Stany
Zjednoczone, Wielka Brytania i Kanada, światowej organizacji, gdy jest ona
jeszcze w powijakach. Byłoby zbrodniczym szaleństwem rzucić ją na pastwę losu w
tym wciąż wzburzonym i niezjednoczonym świecie. Nikt w żadnym kraju nie spał
gorzej w swoich łóżkach, ponieważ ta wiedza, metoda i surowce do jej
zastosowania są obecnie w dużej mierze zachowane w rękach Amerykanów. Nie wierzę,
że wszyscy spalibyśmy tak spokojnie, gdyby sytuacja została odwrócona i gdyby
jakieś komunistyczne lub neofaszystowskie państwo zmonopolizowało na jakiś czas
te przerażające agencje. Strach przed nimi mógł być łatwo wykorzystany do
narzucenia wolnemu demokratycznemu światu systemów totalitarnych, z
konsekwencjami przerażającymi dla ludzkiej wyobraźni. Bóg zechciał, aby tak się
nie stało, a my mamy przynajmniej chwilę wytchnienia, aby zaprowadzić porządek
w naszym domu, zanim to niebezpieczeństwo będzie musiało się spotkać: a nawet
wtedy, jeśli nie szczędzimy wysiłków, nadal powinniśmy posiadać tak potężną
przewagę, że możemy skutecznie odstraszać od jej użycia lub groźby
zatrudnienia. przez innych. Ostatecznie, kiedy zasadnicze braterstwo ludzi jest
naprawdę ucieleśnione i wyrażone w światowej organizacji ze wszystkimi
niezbędnymi praktycznymi zabezpieczeniami, aby uczynić ją skuteczną, te moce
zostaną naturalnie powierzone tej światowej organizacji.
Przejdę teraz do drugiego niebezpieczeństwa tych dwóch
maruderów, które zagraża chałupie, domowi i zwykłym ludziom, a mianowicie do
tyranii. Nie możemy być ślepi na fakt, że swobody, którymi cieszą się
poszczególni obywatele w całym Imperium Brytyjskim, nie obowiązują w znacznej
liczbie krajów, z których niektóre są bardzo silne. W tych państwach kontrola
jest narzucana zwykłym ludziom przez różnego rodzaju wszechogarniające rządy
policyjne. Władza państwowa jest sprawowana bez ograniczeń, albo przez dyktatorów,
albo przez zwarte oligarchie działające za pośrednictwem uprzywilejowanej
partii i policji politycznej. Nie jest naszym obowiązkiem w tym czasie, kiedy
trudności są tak liczne, wtrącać się siłą w wewnętrzne sprawy krajów, których
nie podbiliśmy w wojnie. Nie wolno nam jednak nigdy przestać głosić
nieustraszonym głosem wielkich zasad wolności i praw człowieka, które są
wspólnym dziedzictwem świata anglojęzycznego i które poprzez Magna Carta, Bill
of Rights, Habeas Corpus, proces z udziałem ławy przysięgłych i angielskie
prawo zwyczajowe znajdują swój najsłynniejszy wyraz w amerykańskiej Deklaracji
Niepodległości.
Wszystko to oznacza, że naród każdego kraju ma prawo i
powinien mieć władzę na mocy działań konstytucyjnych, w drodze wolnych,
nieskrępowanych wyborów, z tajnym głosowaniem, do wyboru lub zmiany charakteru
lub formy rządu, pod którym mieszka; że powinna panować wolność słowa i myśli;
że sądy, niezależne od władzy wykonawczej, bezstronne przez żadną partię,
powinny orzekać prawa, które uzyskały szeroką aprobatę znacznej większości lub
są uświęcone przez czas i zwyczaj. Oto tytułowe akty wolności, które powinny
znajdować się w każdym domku letniskowym. Oto przesłanie Brytyjczyków i
Amerykanów do ludzkości. Głośmy to, co praktykujemy – praktykujmy to, co
głosimy.
Powiedziałem już o dwóch wielkich niebezpieczeństwach, które
zagrażają domom ludzi: wojnie i tyranii. Nie mówiłem jeszcze o ubóstwie i
niedostatku, które w wielu wypadkach są dominującym niepokojem. Jeśli jednak
usunie się niebezpieczeństwa wojny i tyranii, nie ma wątpliwości, że nauka i
współpraca mogą przynieść światu w ciągu najbliższych kilku lat, a z pewnością
w ciągu najbliższych kilku dekad, na nowo nauczanych w wyostrzającej się szkole
wojennej, ekspansję materialnego dobrobytu ponad wszystko, co do tej pory
wydarzyło się w ludzkim doświadczeniu. Teraz, w tej smutnej i zapierającej dech
w piersiach chwili, pogrążamy się w głodzie i nieszczęściu, które są
następstwem naszej zdumiewającej walki; Ale to minie i może szybko przeminąć, i
nie ma żadnego powodu, poza ludzką głupotą lub podludzką zbrodnią, która
miałaby odmawiać wszystkim narodom zapoczątkowania i cieszenia się wiekiem
obfitości. Często używałem słów, których nauczyłem się pięćdziesiąt lat temu od
wielkiego irlandzko-amerykańskiego mówcy, mojego przyjaciela, pana Bourke'a
Cockrana. "Wystarczy dla wszystkich. Ziemia jest hojną matką; Zapewni w
obfitości żywność wszystkim swoim dzieciom, jeśli tylko będą uprawiać jej
ziemię w sprawiedliwości i pokoju". Jak dotąd mam wrażenie, że w pełni się
zgadzamy.
Teraz, wciąż dążąc do realizacji naszej ogólnej koncepcji
strategicznej, dochodzę do sedna tego, do czego przyjechałem tutaj, aby
powiedzieć. Ani pewne zapobieżenie wojnie, ani ciągły wzrost organizacji
światowej nie zostaną osiągnięte bez tego, co nazwałem braterskim
stowarzyszeniem narodów anglojęzycznych. Oznacza to specjalne relacje między
Wspólnotą Brytyjską i Imperium a Stanami Zjednoczonymi. Nie czas na ogólniki i
zaryzykuję precyzję. Braterskie stowarzyszenie wymaga nie tylko wzrastającej
przyjaźni i wzajemnego zrozumienia między naszymi dwoma rozległymi, ale
pokrewnymi systemami społecznymi, ale także kontynuacji bliskich stosunków
między naszymi doradcami wojskowymi, prowadzących do wspólnych badań nad
potencjalnymi zagrożeniami, podobieństwa broni i instrukcji oraz do wymiany
oficerów i kadetów w szkołach technicznych. Powinna ona pociągać za sobą
kontynuację obecnych udogodnień dla wzajemnego bezpieczeństwa poprzez wspólne
korzystanie ze wszystkich baz marynarki wojennej i sił powietrznych znajdujących
się w posiadaniu obu krajów na całym świecie. Być może podwoiłoby to mobilność
amerykańskiej marynarki wojennej i sił powietrznych. Znacznie rozszerzyłoby to
możliwości Sił Zbrojnych Imperium Brytyjskiego i mogłoby doprowadzić, jeśli i
gdy świat się uspokoi, do znacznych oszczędności finansowych. Już teraz
korzystamy z dużej liczby wysp; Być może w niedalekiej przyszłości więcej osób
zostanie powierzonych naszej wspólnej opiece.
Stany Zjednoczone zawarły już Stałą Umowę Obronną z Dominium
Kanady, które jest tak bardzo przywiązane do Wspólnoty Brytyjskiej i Imperium
Brytyjskiego. Umowa ta jest skuteczniejsza niż wiele innych, które często
zawierano w ramach formalnych sojuszy. Zasada ta powinna zostać rozszerzona na
wszystkie Wspólnoty Brytyjskie z zachowaniem pełnej wzajemności. W ten sposób,
cokolwiek się wydarzy i tylko w ten sposób, będziemy bezpieczni i zdolni do
współpracy dla wzniosłych i prostych spraw, które są nam drogie i nikomu nie
wróżą nic złego. W końcu może nadejść – czuję, że w końcu nadejdzie – zasada
wspólnego obywatelstwa, ale możemy zadowolić się pozostawieniem przeznaczeniu,
którego wyciągnięte ramię wielu z nas już wyraźnie widzi.
Jest jednak ważne pytanie, które musimy sobie zadać. Czy
specjalne stosunki między Stanami Zjednoczonymi a Brytyjską Wspólnotą Narodów
byłyby niezgodne z naszą nadrzędną lojalnością wobec Światowej Organizacji?
Odpowiadam, że przeciwnie, jest to prawdopodobnie jedyny środek, dzięki któremu
organizacja ta osiągnie swój pełny zasięg i siłę. Istnieją już specjalne
stosunki Stanów Zjednoczonych z Kanadą, o których właśnie wspomniałem, oraz
szczególne stosunki między Stanami Zjednoczonymi a republikami Ameryki Południowej.
My, Brytyjczycy, mamy nasz dwudziestoletni traktat o współpracy i wzajemnej
pomocy z Rosją Sowiecką. Zgadzam się z panem Bevinem, ministrem spraw
zagranicznych Wielkiej Brytanii, że jeśli o nas chodzi, może to być traktat na
pięćdziesiąt lat. Naszym celem jest jedynie wzajemna pomoc i współpraca.
Brytyjczycy mają nieprzerwany sojusz z Portugalią od 1384 roku, który przyniósł
owocne rezultaty w krytycznych momentach późnej wojny. Żadna z tych rzeczy nie
jest sprzeczna z ogólnym interesem światowego porozumienia lub światowej
organizacji; wręcz przeciwnie, pomagają. "W domu mego ojca jest wiele
posiadłości". Szczególne związki między członkami Organizacji Narodów
Zjednoczonych, które nie mają agresywnego charakteru wobec żadnego innego kraju,
które nie mają żadnego zamiaru niezgodnego z Kartą Narodów Zjednoczonych,
bynajmniej nie są szkodliwe, ale są korzystne i, jak sądzę, niezbędne.
Mówiłem wcześniej o Świątyni Pokoju. Robotnicy ze wszystkich
krajów muszą budować tę świątynię. Jeśli dwaj robotnicy znają się szczególnie
dobrze i są starymi przyjaciółmi, jeśli ich rodziny są ze sobą wymieszane i
jeśli mają "wiarę w swoje cele, nadzieję na przyszłość i miłosierdzie dla
swoich niedociągnięć" – by zacytować kilka dobrych słów, które
przeczytałem tu niedawno – dlaczego nie mogą pracować razem nad wspólnym
zadaniem jako przyjaciele i partnerzy? Dlaczego nie mogą dzielić się swoimi
narzędziami, a tym samym zwiększać nawzajem swoich możliwości pracy? Muszą to
uczynić, w przeciwnym razie świątynia nie zostanie zbudowana, a gdy zostanie
zbudowana, może się zawalić, a my wszyscy znów okażemy się niezdolni do nauki i
będziemy musieli iść i próbować uczyć się po raz trzeci w szkole wojennej, bez
porównania bardziej rygorystycznej niż ta, z której właśnie zostaliśmy
zwolnieni. Ciemne wieki mogą powrócić, epoka kamienia łupanego może powrócić na
lśniących skrzydłach nauki, a to, co teraz może obsypać ludzkość niezmierzonymi
błogosławieństwami materialnymi, może nawet doprowadzić do jej całkowitego
zniszczenia. Strzeż się, mówię; Czas może być krótki. Nie pozwólmy, by
wydarzenia toczyły się dalej, dopóki nie będzie za późno. Jeśli ma powstać
braterstwo w rodzaju tego, o którym wspomniałem, z całą dodatkową siłą i
bezpieczeństwem, jakie mogą z niego czerpać oba nasze kraje, zadbajmy o to, aby
ten wielki fakt był znany światu i aby odegrał on swoją rolę w umacnianiu i
stabilizowaniu fundamentów pokoju. Jest ścieżka mądrości. Lepiej zapobiegać niż
leczyć.
Cień padł na sceny, tak niedawno oświetlone zwycięstwem
aliantów. Nikt nie wie, co Rosja Sowiecka i jej komunistyczna organizacja
międzynarodowa zamierzają zrobić w najbliższej przyszłości, ani jakie są
granice, jeśli w ogóle, ich ekspansywnych i prozelityzmu tendencji. Mam wielki
podziw i szacunek dla dzielnego narodu rosyjskiego i dla mojego towarzysza z
czasów wojny, marszałka Stalina. W Wielkiej Brytanii panuje głęboka sympatia i
dobra wola – i nie wątpię, że również tutaj – dla narodów całej Rosji i postanowienie,
by mimo wielu różnic i przeszkód wytrwać w nawiązywaniu trwałych przyjaźni.
Rozumiemy, że Rosjanie muszą być bezpieczni na swoich zachodnich granicach
poprzez usunięcie wszelkiej możliwości niemieckiej agresji. Witamy Rosję na
należnym jej miejscu wśród wiodących narodów świata. Witamy jej flagę na
morzach. Przede wszystkim z zadowoleniem przyjmujemy stałe, częste i
rozwijające się kontakty między narodem rosyjskim a naszym narodem po obu
stronach Atlantyku. Jest to jednak mój obowiązek, gdyż jestem pewien, że
chcieliby Państwo, abym przedstawił Panu fakty tak, jak je widzę, abym
przedstawił Panu pewne fakty dotyczące obecnej sytuacji w Europie.
Od Szczecina nad Bałtykiem po Triest nad Adriatykiem na całym
kontynencie rozciągnęła się żelazna kurtyna. Za tą linią leżą wszystkie stolice
starożytnych państw Europy Środkowej i Wschodniej. Warszawa, Berlin, Praga,
Wiedeń, Budapeszt, Belgrad, Bukareszt i Sofia, wszystkie te słynne miasta i
otaczająca je ludność leżą w tym, co muszę nazwać strefą sowiecką, i wszystkie
podlegają w takiej czy innej formie nie tylko wpływom sowieckim, ale także
bardzo wysokiej, a w wielu wypadkach coraz większej kontroli ze strony Moskwy.
Tylko Ateny – Grecja ze swoją nieśmiertelną chwałą – mogą swobodnie decydować o
swojej przyszłości w wyborach pod obserwacją Brytyjczyków, Amerykanów i
Francuzów. Zdominowany przez Rosję rząd polski został zachęcony do dokonania
ogromnych i bezprawnych najazdów na Niemcy, a masowe wypędzenia milionów
Niemców na skalę poważną i niewyobrażalną mają obecnie miejsce. Partie
komunistyczne, które były bardzo małe we wszystkich tych wschodnich państwach
Europy, zostały wyniesione do prymatu i władzy daleko ponad ich liczebność i
wszędzie dążą do uzyskania totalitarnej kontroli. Rządy policyjne przeważają
niemal w każdym przypadku i jak dotąd, z wyjątkiem Czechosłowacji, nie ma
prawdziwej demokracji.
Zarówno Turcja, jak i Persja są głęboko zaniepokojone i
zaniepokojone roszczeniami, jakie są wobec nich wysuwane, oraz presją wywieraną
przez rząd moskiewski. Rosjanie w Berlinie próbują zbudować quasi-komunistyczną
partię w swojej strefie okupowanych Niemiec poprzez okazywanie specjalnych
przywilejów grupom lewicowych przywódców niemieckich. Pod koniec walk w czerwcu
ubiegłego roku armie amerykańska i brytyjska wycofały się na zachód, zgodnie z
wcześniejszym porozumieniem, na głębokość w niektórych miejscach 150 mil na
froncie o długości prawie czterystu mil, aby umożliwić naszym rosyjskim
sojusznikom zajęcie tego ogromnego obszaru, który podbiły zachodnie demokracje.
Jeśli teraz rząd radziecki będzie próbował oddzielnymi
działaniami zbudować prokomunistyczne Niemcy na swoich terenach, spowoduje to
nowe poważne trudności w strefie brytyjskiej i amerykańskiej i da pokonanym
Niemcom możliwość wystawienia się na licytację między Sowietami a zachodnimi
demokracjami. Bez względu na to, jakie wnioski można wyciągnąć z tych faktów –
a fakty one są – z pewnością nie jest to wyzwolona Europa, o którą walczyliśmy.
Nie jest też taką, która zawiera w sobie to, co niezbędne do trwałego pokoju.
Bezpieczeństwo świata wymaga nowej jedności w Europie, z
której żaden naród nie powinien być trwale wykluczony. To właśnie z kłótni
silnych ras rodzicielskich w Europie zrodziły się wojny światowe, których
byliśmy świadkami lub które miały miejsce w dawnych czasach. Dwa razy w naszym
życiu widzieliśmy Stany Zjednoczone, wbrew ich życzeniom i tradycjom, wbrew
argumentom, których siły nie sposób nie pojąć, wciągnięte przez nieodparte siły
w te wojny w samą porę, aby zapewnić zwycięstwo słusznej sprawie, ale dopiero
po straszliwej rzezi i zniszczeniu. Dwa razy Stany Zjednoczone musiały wysłać
kilka milionów swoich młodych mężczyzn przez Atlantyk, aby odnaleźć wojnę; Ale
teraz wojna może zastać każdy naród, gdziekolwiek mieszka między zmierzchem a
świtem. Z pewnością powinniśmy świadomie działać na rzecz wielkiej pacyfikacji
Europy, w ramach struktur Organizacji Narodów Zjednoczonych i zgodnie z jej
Kartą. Uważam, że jest to otwarta sprawa polityki o bardzo dużym znaczeniu.
Przed żelazną kurtyną, która rozciąga się w poprzek Europy,
znajdują się inne powody do niepokoju. We Włoszech Partia Komunistyczna jest
poważnie utrudniona przez konieczność wspierania roszczeń wyszkolonego przez
komunistów marszałka Tity do byłych terytoriów włoskich u ujścia Adriatyku.
Niemniej jednak przyszłość Włoch wisi na włosku. I znowu nie można sobie
wyobrazić odrodzonej Europy bez silnej Francji. Przez całe moje życie publiczne
pracowałem dla silnej Francji i nigdy nie straciłem wiary w jej przeznaczenie,
nawet w najczarniejszych godzinach. Nie stracę teraz wiary. Jednak w wielu
krajach, z dala od granic Rosji i na całym świecie, powstały komunistyczne
piąte kolumny, które działają w całkowitej jedności i absolutnym posłuszeństwie
wskazówkom, które otrzymują od komunistycznego centrum. Z wyjątkiem Brytyjskiej
Wspólnoty Narodów i Stanów Zjednoczonych, gdzie komunizm jest w powijakach,
partie komunistyczne lub piąta kolumna stanowią rosnące wyzwanie i zagrożenie
dla cywilizacji chrześcijańskiej. Są to ponure fakty, które każdy musi
przytoczyć nazajutrz po zwycięstwie odniesionym dzięki tak wspaniałemu
braterstwu broni oraz sprawie wolności i demokracji; Bylibyśmy jednak bardzo
nierozsądni, gdybyśmy nie stawili im czoła, póki pozostał nam czas.
The outlook
is also anxious in the Far East and especially in Manchuria. The Agreement
which was made at Yalta, to which I was a party, was extremely favourable to
Soviet Russia, but it was made at a time when no one could say that the German
war might not extend all through the summer and autumn of 1945 and when the
Japanese war was expected to last for a further 18 months from the end of the
German war. In this country you are all so well-informed about the Far East,
and such devoted friends of China, that I do not need to expatiate on the
situation there.
I have felt
bound to portray the shadow which, alike in the west and in the east, falls
upon the world. I was a high minister at the time of the Versailles Treaty and
a close friend of Mr. Lloyd-George, who was the head of the British delegation
at Versailles. I did not myself agree with many things that were done, but I
have a very Strong impression in my mind of that situation, and I find it
painful to contrast it with that which prevails now. In those days there were
high hopes and unbounded confidence that the wars were over, and that the
League of Nations would become all-powerful. I do not see or feel that same
confidence or even the same hopes in the haggard world at the present time.
On the other
hand I repulse the idea that a new war is inevitable; still more that it is
imminent. It is because I am sure that our fortunes are still in our own hands
and that we hold the power to save the future, that I feel the duty to speak
out now that I have the occasion and the opportunity to do so. I do not believe
that Soviet Russia desires war. What they desire is the fruits of war and the
indefinite expansion of their power and doctrines. But what we have to consider
here to-day while time remains, is the permanent prevention of war and the
establishment of conditions of freedom and democracy as rapidly as possible in
all countries. Our difficulties and dangers will not be removed by closing our
eyes to them. They will not be removed by mere waiting to see what happens; nor
will they be removed by a policy of appeasement. What is needed is a
settlement, and the longer this is delayed, the more difficult it will be and
the greater our dangers will become.
Na podstawie tego, co widziałem u naszych rosyjskich
przyjaciół i sojuszników w czasie wojny, jestem przekonany, że niczego nie
podziwiają tak bardzo, jak siły, i nie ma niczego, co by ich mniej szanowało
niż słabość, zwłaszcza militarną. Z tego powodu stara doktryna równowagi sił
jest błędna. Nie możemy sobie pozwolić, jeśli możemy temu zaradzić, na pracę na
wąskich marginesach, kusząc próbą sił. Jeśli zachodnie demokracje będą ściśle
przestrzegać zasad Karty Narodów Zjednoczonych, ich wpływ na promowanie tych
zasad będzie ogromny i nikt prawdopodobnie nie będzie ich molestował. Jeśli
jednak zostaną podzieleni lub zachwieją się w swoich obowiązkach i jeśli
pozwolimy, aby te najważniejsze lata się wymknęły, to rzeczywiście katastrofa
może nas wszystkich przytłoczyć.
Ostatnim razem widziałem, jak to wszystko nadchodzi i głośno
płakałem do moich rodaków i do świata, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Do
roku 1933, a nawet 1935, Niemcy mogły zostać uratowane przed straszliwym losem,
który je spotkał, i wszyscy moglibyśmy zostać oszczędzeni nieszczęściom, które
Hitler zesłał na ludzkość. Nigdy w całej historii nie było wojny, której
łatwiej byłoby zapobiec dzięki szybkim działaniom, niż ta, która właśnie
spustoszyła tak wielkie obszary globu. Moim zdaniem, można było temu zapobiec
bez jednego wystrzału, a Niemcy mogłyby być dziś potężne, zamożne i zaszczytne;
Nikt jednak nie chciał słuchać i jeden po drugim zostaliśmy wciągnięci w ten
straszliwy wir. Z pewnością nie możemy pozwolić, aby to się powtórzyło. Można
to osiągnąć jedynie poprzez osiągnięcie teraz, w 1946 r., dobrego porozumienia
we wszystkich punktach z Rosją pod ogólnym zwierzchnictwem Organizacji Narodów
Zjednoczonych i przez utrzymanie tego dobrego porozumienia przez wiele
pokojowych lat, za pomocą instrumentu światowego, wspieranego przez całą siłę
świata anglojęzycznego i wszystkie jego powiązania. Jest rozwiązanie, które z
szacunkiem proponuję wam w tym przemówieniu, któremu nadałem tytuł: «Ścięgna
pokoju».
Niech nikt nie lekceważy nieprzemijającej potęgi Imperium
Brytyjskiego i Wspólnoty Narodów. Ponieważ widzicie 46 milionów ludzi na naszej
wyspie, nękanych z powodu ich zaopatrzenia w żywność, z których uprawiają tylko
połowę, nawet w czasie wojny, lub dlatego, że mamy trudności z ponownym
uruchomieniem naszego przemysłu i eksportu po sześciu latach namiętnego wysiłku
wojennego, nie sądźcie, że nie przejdziemy przez te ciemne lata niedostatku,
tak jak przeszliśmy przez chwalebne lata agonii. Albo że za pół wieku nie
zobaczycie 70 czy 80 milionów Brytyjczyków rozsianych po całym świecie i
zjednoczonych w obronie naszych tradycji, naszego stylu życia i spraw
światowych, które wy i my popieramy. Jeśli populacja anglojęzycznych Wspólnot
Narodów zostanie dodana do populacji Stanów Zjednoczonych, ze wszystkim, co
taka współpraca pociąga za sobą w powietrzu, na morzu, na całym globie, w
nauce, w przemyśle i w sile moralnej, nie będzie chwiejnej, niepewnej równowagi
sił, która mogłaby pokusić ambicję lub przygodę. Wręcz przeciwnie, będzie
przytłaczająca pewność bezpieczeństwa. Jeśli wiernie trzymamy się Karty Narodów
Zjednoczonych i idziemy naprzód ze spokojem i trzeźwością, nie szukając
niczyjej ziemi ani skarbu, nie starając się arbitralnie kontrolować myśli
ludzkich; Jeśli wszystkie brytyjskie siły moralne i materialne oraz przekonania
połączą się z waszymi w braterskim związku, drogi przyszłości staną się jasne,
nie tylko dla nas, ale dla wszystkich, nie tylko dla naszych czasów, ale dla
całego stulecia, które nadejdzie.
Pobrano z : https://winstonchurchill.org/resources/speeches/1946-1963-elder-statesman/the-sinews-of-peace/
niedziela, 9 czerwca 2024
Pogrzeb Węgier. Traktat w Trianon to niezabliźniona rana
Czytelniku,
Kiedy Węgrzy dowiedzieli się o postanowieniach traktatu w
Trianon przywdziali żałobę, Flagi opuszczono do połowy masztów i w ten sposób
wisiały aż do 1938 roku. Trianon to trauma, którą Węgrzy wciąż w sobie noszą.
Dlaczego?
Kiedy Węgrzy dowiedzieli się o postanowieniach traktatu w
Trianon przywdziali żałobę, Flagi opuszczono do połowy masztów i w ten sposób
wisiały aż do 1938 roku. Trianon to trauma, którą Węgrzy wciąż w sobie noszą.
Dlaczego?
Podpisanie traktatu w Trianon, który miał regulować relacje
między Węgrami a państwami Ententy po zakończeniu pierwszej wojny światowej,
stanowi do dzisiaj trudną do przełknięcia gorzką pigułkę dla Węgrów. W
ostatnich latach pamięć o Trianon jest ponownie żywsza.
Okrojone Węgry
Traktat w Trianon wziął swą nazwę od pałacu Grand Tranon w
Wersalu, gdzie 4 czerwca 1920 roku podpisano traktat pokojowy między Węgrami a
Stanami Zjednoczonymi, Wielką Brytanią, Francją, Włochami, Japonią, Rumunią,
Królestwem Serbów, Chorwatów i Słoweńców (SHS; późniejsza Jugosławia),
Czechosłowacją i Polską.
Nowe państwo węgierskie (Królestwo Węgier) zostało utworzone
w miejsce byłego Królestwa Węgier, które było częścią cesarstwa Austro-Węgier.
„Nowe-stare” państwo powstało po rozbiciu Węgierskiej Republiki Rad przez
wojska czeskie, serbskie, francuskie i rumuńskie i wkroczeniu do Budapesztu
żołnierzy rumuńskich. Niedługo później władzę na Węgrzech przejął, za zgodą
Ententy, Miklós Horthy. Węgrzy musieli przyjąć narzucony pokój.
Podpisując traktat w Trianon Węgrzy zgadzali się uznać
niepodległość Czechosłowacji, królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców oraz
oddać na rzecz sąsiadów dużą część terytoriów:
Rumunia otrzymała Siedmiogród oraz m.in. części Kriszany,
Marmaroszu i Banatu;
Czechosłowacja dostała teren dzisiejszej Słowacji i Ruś
Zakarpacką;
Królestwo SHS – większość Baczki i część Banatu;
Austria – zachodnie części komitatów Sporon, Moson i Vas
(utworzono z nich prowincję Burgenland).
Postanowienia traktatu były dla Węgrów wstrząsem. Dawne
Królestwo Węgier straciło dostęp do morza i utraciło na rzecz sąsiadów dwie
trzecie dawnego obszaru. Z 21 milinów ludności, na Węgrzech pozostało 8
milionów. Jednocześnie ok. 3,5 miliona Węgrów znalazło się poza granicami
swojego kraju.
Węgrzy ponadto mieli zakaz wprowadzenia powszechnej służby
wojskowej, a ich armia nie mogła być większa niż 35 tysięcy żołnierzy. Węgry
nie mogły posiadać lotnictwa i marynarki wojennej, nie mogły też posiadać
przemysłu zbrojnego. Otrzymały przy tym nakaz wypłaty reparacji wojennych.
Konsekwencje
Traktat w Trianon miał podpisać hrabia Albert Apponyi, jednak
odmówił on złożenia podpisu. Dopiero pod naciskami państw Ententy dokument
podpisali węgierski minister zdrowia oraz ambasador Węgier w Paryżu. Gdy to
zrobili, obaj złożyli rezygnację i wycofali się z polityki.
Spośród wszystkich państw centralnych Węgry zostały ukarane
stosunkowo najbardziej dotkliwie. Na Niemców również zostały nałożone podobne
kary (zakaz posiadania dużej armii, przemysłu, itd.), lecz ich terytorium nie
zostało okrojone niemal w ogóle. Między innymi z tego względu wielu Węgrów jest
do dziś zdania, że to ich państwo zostało potraktowane najsurowiej, choć trudno
zarzucić im, aby to oni rozpętali pierwszą wojnę światową – tym bardziej, że
jako część Austro-Węgier nie mogli prowadzić własnej polityki zagranicznej.
4 czerwca 1920 roku w dniu podpisania traktatu, kiedy
informacje o nim dotarły na Węgry, wywołały szok. W kościołach biły dzwony,
ludzie przywdziewali żałobę, zamknięto szkoły i urzędy, a flagi opuszczono do
połowy masztów. Każdego roku, w rocznicę Trianon, parlament i wielu obywateli
nosiło żałobne stroje. Pamięć o Trianon, utraconym obszarze i milionach
obywateli, była silna przez cały okres międzywojenny. Po drugiej wojnie
światowej komuniści odrzucali tamte sentymenty. Wróciły one dopiero po 1990 roku,
szczególnie od chwili, gdy do władzy doszła partia Fidesz. W czerwcu 2008 roku
w Budapeszcie otwarto Park Trianon, który ma upamiętniać ziemie dawnej
monarchii węgierskiej,
Jakie znaczenie wydarzenia z 1920 roku mają obecnie? Dominik
Héjj w tekście z 2020 roku pt. „Trianon jako trauma i narzędzie w polityce
pamięci Węgier” dla Instytutu Europy Środkowej wyjaśnia:
„Setna rocznica Trianon zbiega się z dekadą rządów Viktora
Orbána. Warto wspomnieć, że jedną z pierwszych decyzji podjętych przez wybrany
wiosną 2010 r. parlament było uchwalenie ustawy o podwójnym obywatelstwie (26
maja 2010). Narracja wokół ustawy była pełna symbolicznych odniesień.
Wskazywała na przywrócenie godności Węgrom poza granicami kraju, a nowe
regulacje dotyczące obywatelstw miały stanowić realizację powinności państwa
węgierskiego. Moment publikacji nowej ustawy także nie był przypadkowy: 20 sierpnia
– Dzień Świętego Stefana – to narodowe święto Węgier, podczas którego celebruje
się utworzenie państwa węgierskiego. Nowe prawo zaczęło jednak obowiązywać
dopiero od 1 stycznia 2011 r. W wyniku ustawowej naturalizacji szacowana liczba
»nowo-Węgrów« przekroczyła dotychczas jeden milion. Diaspora otrzymała także
prawa wyborcze (…).
W tym samym czasie (31 maja 2010) przyjęto ustawę o
ustanowieniu 4 czerwca »dniem jedności narodowej«, węg. nemzeti összetartozás
napja. Słowo összetartozás oznacza nie tyle »jedność«, ile »przynależność do
siebie« – w domyśle: ponowne jednoczenie. Stąd też ustanowienie w 2010 r. »dnia
jedności narodowej«, a w 2019 r. »roku jedności narodowej«, przypadającego na
rok bieżący, spotkało się z protestami dyplomatów z sąsiednich krajów – m.in.
Rumunii, Słowacji czy Słowenii. Historyczna trauma narodu węgierskiego stanowi
jeden z instrumentów polityki. Rozdrapywanie ran pamięci pozwala bowiem na
wyznaczanie kierunków w polityce wewnętrznej i zagranicznej”.