wtorek, 7 maja 2024

Adam Ronikier Pamiętniki 1939 – 1945 sprawa Ukraińska i delegatura Londynu na kraj i konsekwencje wyborów

Czytelniku,

 

 

 

Należy od czasu do czasu przypomnieć o konsekwencjach decyzji, które były podejmowane u nas podczas II wojny światowej. Nie dziwmy się dzisiaj, że podobne głupie decyzje będą skutkowały negatywnie w polityce i gospodarce. Tak dla przypomnienia

Adam Ronikier Pamiętniki 1939 – 1945 sprawa Ukraińska i delegatura Londynu na kraj i konsekwencje wyborów

 

„Sprawa ukraińska to nowa i straszna rana zadana na żywym ciele społeczeństwa polskiego przez naszych współobywateli w Galicji Wschodniej — już przejeżdżając przez Kraków, wysłuchałem tam relacji dra L. Tesznara, pełnomocnika RGO na Galicję Wschodnią, który z rozpaczą w głosie zdawał mi sprawę ze swych poczynań w celu uodpornienia Polaków przeciwko Ukraińcom — gdy mu się po wielu zabiegach nareszcie udało przeforsować u władz to, by Polakom w poszczególnych wsiach dano broń w ilości skromnej pięciu karabinów na jedną wieś i gdy próby wydały doskonałe rezultaty, bo natchnęły społeczeństwo polskie odwagą do walki i jakby powstrzymały następującą  falę ukraińskich zbrodniarzy, wtedy nie kto inny, lecz zastępca delegata rządu na Galicję, rezydujący we Lwowie, rzecz całą szczęśliwie zapoczątkowaną sparaliżował, oświadczając, że Delegatura Rządu ze względów bliżej nie wytłomaczonych, a dla dra Tesznara zupełnie niezrozumiałych, nie może na ten sposób załatwienia sprawy wyrazić swą zgodę. Już raz, gdy miałem możność z metropolitą Szeptyckim nawiązać pożyteczne rozmowy, Delegatura stanęła na drodze ku temu, teraz gdy już o stan posiadania polski na wschodzie chodziło, gdy setki tysięcy żyć polskich postawione zostało na kartę, znowu Delegatura przez swe stanowisko wszelką na szerszą skalę zakrojoną obronę paraliżowała.

Na zebraniu u dra Knoffa dyskutowaliśmy obszernie przede wszystkim o sprawie młodzieży naszej i skutkach, które dla niej przynosi ze sobą życie w konspiracji i w lesie, w stykaniu się z bolszewikami i bandytami. Konstatowano z wielkim smutkiem, że pomiędzy młodzieżą zmuszoną do życia w warunkach zupełnie anormalnych szerzy się demoralizacja iście zastraszająca w kierunku szczególnie używania wódki i nieliczenia się z zasadami moralnymi, najbardziej nawet szeroko pojętymi. Jednomyślnie wszyscy uznali to, co mówiłem o naradach z generałem Szeptyckim, a co się odnosiło do stosunku młodzieży naszej do bolszewików i polecenia wchodzenia z nimi w kontakt, za zbrodnię przeciwko honorowi polskiemu. Wreszcie notatka moja złożona władzom niemieckim w dniu 18 marca uznana została w całej swej rozciągłości za umotywowaną i słuszną. W jednym punkcie tylko nie doszedłem do porozumienia z tymi, których się radziłem, mianowicie w sprawie ofiar ponoszonych dla sprawy naszej przez szafowanie nimi. Warszawa, jakby zahypnotyzowana żądzą zemsty nad Niemcami, zdawała się tracić z oczu konieczność patrzenia na sprawy rozumnie i spokojnie i gotowa była na wszystkie jak najdalej idące ofiary, by raz Niemcowi łeb zetrzeć. Jeden generał polski, którego spotkałem u Tyszkiewicza, nie wahał się mnie, ojcu pięciu synów, powiedzieć dosłownie: „Niech będzie jeszcze sto tysięcy ofiar nawet, byleby raz wroga tego powalić na kolana”. Gdy mu powiedziałem, że nie wiem, czy wszyscy ojcowie w Polsce będą tego zdania, gdy odczytają wiadomość, że wysadzono pociąg na linii Kraków-Zakopane i że w nim zginęło dwóch Niemców nieznanego kalibru i około 80-iu Polaków, zaś że wsie sąsiednie puszczone zostały przez Niemców z dymem z całą ludnością i inwentarzem — fakt autentyczny, który miał miejsce, opamiętał się wtedy trochę i zaczął mówić rozsądniej, tym bardziej że zeszliśmy na temat owej strasznej odpowiedzialności kolektywnej stosowanej w całym kraju, a w Warszawie przede wszystkim, która stosowana przez Niemców stale i bezwzględnie niezliczone ofiary niewinne w Polakach za sobą pociągała, a Niemcom właściwie tak wielkiej krzywdy nie wyrządzała. Ginęły u nich jednostki o wartości stosunkowo niewielkiej, gdy u nas kwiat inteligencji i młodzieży padał ofiarą. Mając na myśli ratowanie substancji narodu i słowa wypowiedziane do mnie przez pana Coocka, zdawało mi się, że rodacy moi w stolicy, gdy chodziło o ten temat, byli pozbawieni po prostu zdolności myślenia kategoriami politycznymi — nienawiść do Niemców przesłaniała im zupełnie sąd właściwy o bolszewikach i groźbę z ich strony Polsce coraz wyraźniej się kształtującą. Prosiłem pana Celichowskiego o postaranie się, bym mógł się widzieć z gen. Borem-Komorowskim, lecz niestety, czynić to należało przez pana Jasiukowieża, a ten po rozmowie ze mną jakoś nie byłem pewny, czy życzeniu memu zadosyć uczynić byłby skłonny. ”



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz