sobota, 11 maja 2019

13 maj 1981 rocznica zamachu na Papieża Jana Pawła II

Problemem naszych "głupków" zwanych historykami jest kompletne pomijanie sił trzecich w naszej historii. A ponieważ mamy teraz rocznicę "zamachu" warto zawsze patrzeć na zimno i bez emocji na pewne aspekty naszej historii.
Poniżej są to hipotetyczne oczywiste przemyślenia i wątpliwości blogera, ale dziwnym trafem i ten zamach i Smoleńsk miały nas ukierunkować, a właściwie przekierować nasze emocje w kierunku pożądanym przez siły trzecie.


Pomimo upływu ponad 25 lat od słynnego zamachu na papieża z 13 maja 1981 r., do dzisiaj nie wyjaśniono jego okoliczności i motywów działania sprawcy oraz organizatorów, którzy za nim stali.
By ustalić, kto zlecił zamach na papieża, przeprowadzono trzy śledztwa, wytoczono dwa procesy i niczego nie wyjaśniono. Nie udało się nawet ustalić, ilu zamachowców było, 13 maja na placu św. Piotra i ile strzałów padło.

Wszelkie wątki, a szczególnie tzw. ślad bułgarski, okazały się fikcją. Stąd też pozwolę sobie wysunąć tezę, że zamach ten był mistyfikacją, zorganizowaną przez Watykan, prawdopodobnie przy pomocy CIA. Dzisiaj, kiedy jesteśmy mądrzejsi o wiedzę związaną z kłamstwami na temat lądowania na Księżycu oraz wydarzeń z 11 września 2001 r., taka hipoteza nie powinna być czymś szokującym. Ponadto, w związku z wysuniętymi kilka lat po zamachu zarzutami prawdopodobnego zabójstwa Jana Pawła I przez otrucie, nie powinna dziwić żadna niegodziwość ze strony Watykanu. W końcu, jest to tylko jeden ze światowych ośrodków władzy (jakkolwiek by ją rozumieć) i jego mechanizmy rządzenia nie są inne niż w przypadku mocarstw światowych.

Swoje wątpliwości i przemyślenia na ten temat przedstawiam w kolejnych punktach.

Strzały, rany i zamachowcy.

Agca strzelił 2 razy, co sam potwierdził, a trzeci raz mu pistolet nie wypalił . Jednocześnie, papież odniósł 3 rany: w brzuch, prawy łokieć i lewy palec wskazujący. Należałoby więc założyć, że ta sama kula, która przeszła przez brzuch, zraniła wcześniej łokieć lub palec, gdyż „W chwili gdy oddano strzały Jan Paweł II machał ręką do zebranych pielgrzymów" [1]. Spróbujmy teraz w wyobraźni przeprowadzić linię strzału od zamachowca stojącego na ziemi w kierunku brzucha papieża stojącego na samochodzie i odpowiedzmy sobie na pytanie, czy ręce wzniesione w geście pozdrowienia znalazłyby się na linii strzału? Jest to niemożliwe zarówno w odniesieniu do kciuka, który jest w tym momencie uniesiony wysoko, jak również łokcia, który jest co prawda niżej, ale za to odsunięty w bok od tułowia.

Rana w brzuchu i dziwny tor kuli.

Jeden z pocisków zranił wskazujący palec Jana Pawła II, przeszył jamę brzuszną i spadł do samochodu, pod nogi papieskiego sekretarza ks. Stanisława Dziwisza. (...) Jego Świątobliwości wydało się jasne, iż to "macierzyńska ręka kierowała torem pocisku", pozwalając umierającemu Papieżowi zatrzymać się na progu śmierci - mówił w Fatimie watykański sekretarz stanu kard. Angelo Sodano [2].
Przyjaciele papieża wspominali, że Jan Paweł II zamach potraktował w kategoriach mistycznych. Nie było dla niego przypadkiem, że wydarzył się on w rocznicę pierwszych objawień fatimskich. Nie miał wątpliwości, że uratowała go Matka Boska. - Jedna ręka strzelała, ale inna prowadziła kulę – mówił[6].

Kula, „prowadzona ręką NMP", raniąc brzuch, ominęła główną tętnicę i kręgosłup. Dziwne, że ta ręka nie poprowadziła kuli w ten sposób, aby w ogóle nie doszło do zranienia? Następnie, kula ta przeszła przez ciało i tak jakoś sobie wypadła na podłogę w samochodzie, potem Dziwisz ją podniósł i schował (później została zostawiona w Fatimie). Pomijam tutaj aspekt psychologiczny sytuacji, który każe wątpić w możliwość koncentracji w takiej chwili na kuli, która rzekomo opadła na podłogę samochodu. Czy technicznie jest to prawdopodobne, aby kula przechodząc przez ciało nie była w stanie przebić elementów samochodu? Jak to możliwe, że jedna z kul zamachowca przebiła łokieć papieża i zdołała zranić jeszcze 2 stojące za nim turystki, a kula, która przeszła przez miękkie tkanki nie miała już wystarczająco dużo energii kinetycznej, tylko akurat tyle, aby opaść na podłogę samochodu? W innej relacji Dziwisz podaje, że kula mogła przebić 8 osób [6]. Tym bardziej dziwne są te zakrętasy, które kula rzekomo dokonywała w ciele Wojtyły, omijając ważne organy.

Ręka z pistoletem na zdjęciu.[3]

Agca strzelał z bliska - z dwóch, trzech metrów. Na przypadkowo zrobionym zdjęciu widać w tłumie rękę z pistoletem wycelowanym w Papieża. Twarz zamachowca, choć nieostra, robi wrażenie uśmiechniętej[2]. Ten tekst prawdopodobnie mówi o tym samym zdjęciu, które poniżej skomentuję.

Nie tylko, że nie widać żadnej twarzy, to można odnieść wrażenie, że ręka widoczna na zdjęciu nie należy do żadnej osoby, gdyż powinien być widoczny co najmniej zarys głowy właściciela tej ręki, tym bardziej, że Agca jest raczej wysokiego wzrostu. Nie jest to też odległość 2-3 metrów,
lecz co najmniej 5 m. Dłoń trzymająca pistolet wydaje się być nieproporcjonalnie większa niż osób stojących bliżej i nie wiadomo, czy nie jest to w związku z tym fotomontaż? Taki efekt może też mieć miejsce w przypadku wykonywania zdjęcia przez teleobiektyw, ale wtedy zdjęcie musiałoby być wykonywane z dużej odległości i w sposób raczej nieprzypadkowy – tak, aby uchwycić akurat ten moment. Natomiast gdyby zamachowiec się schylił, ukrywając twarz i trzymając pistolet w górze, to w tej pozycji nie byłby w stanie celować. Potwierdza to jakby linia strzału, która jest skierowana raczej w nogi papieża, a na linii strzału znajdują się jeszcze turyści. Pojawia się wątpliwość, dlaczego ta ręka nie kieruje pistoletu w głowę papieża, tylko w kierunku dolnej części jego ciała, jeżeli jego celem byłoby zabicie? Wątpliwość tym bardziej zasadna, że Agca podobno był strzelcem wyborowym. Możliwy jest też wariant z chwilowym ukazaniem przez kogoś makiety ręki z pistoletem, tak aby akurat ktoś wykonał teleobiektywem zdjęcie, w którym trudno byłoby wtedy wykryć fotomontaż.

Ręka, widoczna na zdjęciu, jest ubrana w czarną marynarkę lub sweter, z jakimś białym wzorem na przedramieniu. Czy Agca w chwili ujęcia miał akurat taki ubiór na sobie? Ze zdjęcia, opublikowanego w galerii TVP [5] (jeżeli przedstawia ono moment ujęcia) wynika, że nie, gdyż Agca ma wtedy na sobie marynarkę koloru szaro-niebieskiego .

Dziwna reakcja zakonnicy.

Zakonnica stojąca w pobliżu tak jakoś nagle, z refleksem agenta ochrony podbiła rękę Agcy z pistoletem, a następnie obezwładniła zamachowca, powalając do na ziemię. Czy jest to normalna reakcja kobiety-zakonnicy, czy też była ona agentką specjalnie przygotowaną na tę okazję?

Upadek papieża.

Wygląda na reżyserowany, wręcz „filmowy" (Wojtyła miał doświadczenie aktorskie), wyraz twarzy nie wyraża bólu, lecz jakieś ni to zdziwienie, ni to zażenowanie [8]. Dziwisz relacjonuje przy tym, że w tym stanie Wojtyła wygłaszał jakieś akty strzeliste do Maryi [2], co - w razie rzeczywistego postrzału – jest raczej psychologicznym nieprawdopodobieństwem.

Utrata krwi.

W artykułach piszą, że papież do chwili operacji stracił 3,5 l krwi, co po prostu obraża rozum ludzki. Podręczniki medyczne podają, że utrata nawet w ciągu kilku godz. ok. 1,5-2 l krwi u dorosłego człowieka powoduje zazwyczaj śmierć. To jeszcze nie koniec absurdu. Kardiolog, który operował Wojtyłę stwierdził, że w brzuchu było ok. 3 litry krwi, a przecież nie była to ta sama krew, którą stracił wcześniej, gdyż miało to być „przed operacją". Z powyższego wynika, że Wojtyła musiałby stracić w sumie 6,5 litra krwi, podczas gdy normalny człowiek ma w organiźmie 5 l krwi. Dziwne, że taka ilość krwi znajdującej się w jamie brzusznej nie wypłynęła ani trochę na zewnątrz przez otwór po kuli kal. 9 mm, nie plamiąc nawet białej szaty.

Brak śladów krwi na ubraniu papieża.

Na białym pasie od sutanny pojawiła się plama krwi, ale ks. Dziwisz jeszcze jej nie widział [2]. W przypadku broni kal. 9 mm jest to trudne do zrozumienia – wypływ krwi powinien nastąpić w ciągu kilku sekund. Natomiast na wszystkich opublikowanych zdjęciach nie widać jakichkolwiek śladów krwi na szatach Wojtyły [4] [8]. Również - co jest zupełnym nieprawdopodobieństwem - na jednym zdjęciu w galerii TVP [9] zrobionym od tyłu. Przecież kula, która trafiła w brzuch,
musiałaby znaleźć wylot w tylnej części ciała, bo przecież inaczej Dziwisz by jej nie znalazł w samochodzie. Równie trudnym do zrozumienia jest brak na białej przecież sutannie jakichkolwiek śladów krwi od ran w łokciu i na palcu wskazującym.

Zranienie dwóch turystek.

Druga kula raniła Papieski łokieć i dwie przypadkowe osoby z drugiej strony samochodu. (...) dwie ranne kobiety. Jedna z nich, Ann Odre, Amerykanka polskiego pochodzenia, urodziła się w Wadowicach, tego samego dnia co Karol Wojtyła. Trafiona została kulą, która przeszyła na
wylot ramię Papieża i ciężko ją zraniła. Drugą była Jamajka, Rose Hall.[2] Prawda, jaki dziwny przypadek z tą datą urodzenia i Wadowicami? Ponadto, tutaj pojawia się dziwne stwierdzenie, że kula przebiła ramię papieża - to coś nowego, bo chyba nie można utożsamiać ramienia z łokciem.
Natomiast inne źródło podaje co innego: (...) Wiedzą, że pierwsza z wystrzelonych kul trafiła go w brzuch, raniąc potem ciężko stojącą po drugiej stronie papieskiego Jeepa Amerykankę Ann Odre i że drugi pocisk drasnął łokieć Papieża i lekko ranił 20 letnią mieszkankę Jamajki Rosse Hall [7]. To w takim razie którą kulę podniósł Dziwsz z podłogi samochodu, jeżeli było ich tylko dwie i obie ugodziły w turystki?

Równie dziwna wydaje się być trajektoria kul, które zraniły turystki. Zamachowiec, kierując broń z poziomu ziemi do papieża stojącego na samochodzie (stromy tor strzału) nie mógł jednocześnie zranić turystek stojących na tym samym poziomie, obok samochodu papieża. W takim razie, turystki musiałyby unosić się nad ziemią, aby znaleźć się na linii strzału.

Rana w łokciu.

Pierwsza kula trafiła w prawą rękę powyżej łokcia [1]. To dziwne, gdyż na zdjęciu Dziwisz podtrzymuje go właśnie za tę zranioną rękę. W tej sytuacji, krew wyciekająca z rany na uniesionym łokciu musiałaby poplamić białą szatę, czego w ogóle nie widać na zdjęciu. Ponadto,
gdyby kula przeszła przez łokieć, papież miałby unieruchomioną całą rękę, a w konsekwencji – być może niedowład w zginaniu ręki, ale później nic o tym nie mówiono, nie widać było również żadnej niesprawności w tym zakresie u poszkodowanego. W każdym razie, na zdjęciu z kliniki wkrótce po operacji [10], nie widać śladów gipsu czy innego sposobu unieruchomienia żadnej ręki. Łokieć prawy w ogóle nie jest zabandażowany tak, jak wynikałoby ze sposobu zranienia - bandaż sięga zbyt nisko, jakby rana była na przedramieniu. Nie bardzo wiadomo, dlaczego analogicznie zabandażowany jest też łokieć lewy, który nie był zraniony.

Rana kciuka.

Sprawa rannego kciuka – na jednej fotografii [8] dokonanej tuż po strzałach Wojtyła trzyma rękę swobodnie opartą na fotelu, z łagodnie wyciągniętą dłonią, co jest nieprawdopodobieństwem w przypadku rzeczywistej rany – wtedy człowiek w odruchu bólu przyciąga rękę do siebie i unosi w górę krwawiący palec.

Szybkie przebaczenie.

Dlaczego papa już po kilku dniach przebaczył zamachowcowi („bratu, który do niego strzelał")? Czy była to tylko demonstracja chrześcijańskiej miłości bliźniego, czy też świadomość, że był on tylko narzędziem zorganizowanej mistyfikacji? Dziwne, że dla Wojtyły ten, który do niego strzelał był dla niego „bratem", ale braćmi nie byli już teolodzy głoszący odmienne poglądy lub przedstawiciele teologii wyzwolenia?

Motywy.

Jaki interes polityczny miał Watykan w mistyfikacji zamachu? Postarajmy się odtworzyć ówczesną sytuację polityczną. Trwa nadal „zimna wojna", a urzędujący od jesieni 1980 r. prezydent USA Reagan ogłasza krucjatę przeciwko „Imperium Zła", czyli ZSRR. Ponieważ Watykan ma też interes w obaleniu komunizmu, dochodzi do zacieśnienia istniejących już wcześniej jego związków z CIA w tym "zbożnym" dziele. Jednym z kierunków działań jest wpływanie na nastroje społeczeństwa polskiego, czego przykład mieliśmy już w 1979 r. podczas pierwszej wizyty JPII w Polsce. Jego tzw. homilie były przykładem kunsztu socjotechniki w wydaniu religijnym, przy wykorzystaniu elementów aktorskich. Ponieważ nie przyniosło to jeszcze oczekiwanego skutku, należało zainscenizować wydarzenie, które gwałtownie przyspieszy bieg wydarzeń, a takim był mógł być sfingowany zamach. Skierowanie całego odium zamachu na ZSRR spowodowałoby przyspieszenie buntu w Polsce, stanowiącej strategiczny kraj bloku wschodniego, bez względu na koszty ludzkie takiej operacji.

Inną przyczyną, dla której zorganizowanie zamachu było dla Watykanu korzystne, była sprawa tzw. trzeciej tajemnicy fatimskiej. Sprawa opublikowania tej tajemnicy wisiała nad Watykanem od wielu lat jak miecz Damoklesa i odpowiednie wykorzystanie okoliczności zamachu
było pomocne w opublikowaniu watykańskiej wersji tej tajemnicy, nie mającej nic wspólnego z wersją rzeczywistą.

Ponadto - prawdopodobnie już wtedy o tym myślano - taki zamach polepsza notowania „ofiary", gdyż uznanie JPII za męczennika, skutkuje przyspieszeniem procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego.

W głośnej książce "Czas morderców" amerykańska dziennikarka Claire Sterling starała się udowodnić, że za zamachem stało KGB [2]. Wymieniona Claire Sterling była w rzeczywistości rzymską rezydentką CIA i w tym kontekście nie dziwi tego rodzaju oskarżenie.

W Polsce chyba niemal wszyscy za inspiratorkę zamachu uznali Moskwę. Podobne podejrzenia żywią kręgi kościelne. Zasugerował to zresztą sam Jan Paweł II w swojej ostatniej książce "Pamięć i tożsamość": "Wróćmy do zamachu. Myślę, że był on jedną z ostatnich konwulsji ideologicznych XX wieku. Przemoc była stosowana zarówno przez faszyzm, nazizm jak i przez komunizm" [6].

Uważam, że ZSRR nie był zainteresowany zamachem, gdyż stanowiłoby to politycznie niebezpieczny element destabilizacji systemu, szczególnie w Polsce. Oczywiście, przywódcy na Kremlu cieszyliby zapewne się ze śmierci JPII, ale czy sami byliby w stanie zorganizować zamach? KGB uśmiercając przeciwników nie działała poprzez otwarte zamachy, raczej dyskretnie i nie wobec znanych osobistości.

Nie rozwiązana jest również zagadka porwania w 1983 r. 15-letniej Emanueli Orlandi, córki świeckiego pracownika Watykanu. Za życie dziewczynki porywacze zażądali uwolnienia Agcy. Później kontakt się urwał. Emanueli nigdy nie odnaleziono [2]. To prawdopodobnie też element mistyfikacji, którego celem jest skierowanie uwagi na zewnętrznych mocodawców Agcy. „Porwana" być może żyje gdzieś na drugim końcu świata, ze zmienioną tożsamością.

Próba rekonstrukcji.

Ustalono więc plan – miał być „zamach", ale „nieudany". Specjalnie wybrano termin 13 maja (pierwsze objawienia w Fatimie, tj. niewyjaśniona do dzisiaj prawdopodobnie manifestacja obcej inteligencji), aby powiązać zamach ze sprawą trzeciej tajemnicy fatimskiej.
Podobnie, jak dzisiaj CIA utworzyła fikcyjną organizację Al Kaida dla uzasadnienia "wojny z terroryzmem", podobnie wówczas stworzono dla Agcy fikcyjną organizację terrorystyczną Szare Wilki, być może również zamach na tureckiego biznesmena był elementem tej gry, mającej za zadanie stworzenie Agcy odpowiedniego życiorysu zamachowca. Turcja była wówczas krajem niezwykle silnie przesyconym agenturą CIA, stąd też nie było trudno wyciągnąć Agcę z więzienia. Równie usilnie postarano się o przypisanie Agcy legendy, jako niezłomnego fanatyka religijnego. Legendy, która miała być szczelną zasłoną dla jego prawdziwych mocodawców. Sfinansowano jego podróże po całej Europie i krajach śródziemnomorskich w okresie przed zamachem, w tym, m. in. był on również w Sofii - czy nie chodziło o stworzenie pretekstu do tzw. śladu bułgarskiego?

Uważam, że Agca działał pod wpływem hipnozy (podobnie jak zabójca Roberta Kennedy'ego), w którym to stanie otrzymał polecenia dokonania zamachu, ale kazano mu zapomnieć, kto mu to polecenie wydał. Stąd też, jak ktoś policzył, 128 razy zmieniał zeznania.

Agca w ostatniej chwili przed zamachem otrzymał broń, zawierającą ślepe naboje, bo rzeczywiście mógłby zabić papę. Co do turystek – jeżeli nie był to element mistyfikacji, mógł strzelać do nich ktoś inny, może z dalszej odległości strzelec wyborowy, aby uwiarygodnić zamach. Resztę zrobiły triki z arsenału techniki filmowej, w połączeniu z doświadczeniem aktorskim Wojtyły.

Charakterystyczne, że tuż po zamachu Watykan w ogóle przestał oficjalnie wypowiadać się na ten temat, tak jakby nie był zainteresowany w ujawnieniu organizatorów tego spisku. Dziwne, że do dzisiaj nikt nie podjął się próby analizy tego zamachu w ten sposób, jak podejmowane są w świecie niezliczone próby dojścia prawdy na temat zamachu na Kennedy'ego lub wydarzeń z 11 września 2001 r. Czyżby wszystko było aż tak oczywiste? Nie dziwię się, że nie dzieje się to w Polsce, ale gdzie indziej na świecie nie było bałwochwalczego stosunku do JPII. Być może, powodem był brak ofiar, których nie było w sensie bezpośrednim. Ale jeżeli zamach ten, w wersji ficjalnej, przyczynił się do wzmocnienia nastrojów antykomunistycznych i antyrosyjskich w Polsce, a tym samym do tzw. obalenia komunizmu, to ofiarami są dzisiaj miliony Polaków, doprowadzonych do nędzy przez zmanipulowanę transformację systemową. Natomiast beneficjentami są oczywiście watykańczycy i państwo reprezentowane przez CIA jako wspólnika tej mistyfikacji.


Easy_Rider


Materiały źródłowe:

[1] http://www.rmf.pl/akcje.html?akcja=p&art=misja
[2] http://serwisy.gazeta.pl/swiat/1,34275,271222.html
[3] http://www.rzeczpospolita.pl/teksty/dodatek1_050405/dodatek1_a_7-2.F.jpg
[4] http://bi.gazeta.pl/im/0/271/z271420N.jpg
[5] http://www.wiadomosci.tvp.com.pl/tvppl/images/2003/10/09/52541/img85.jpg
[6] http://www.rzeczpospolita.pl/dodatki/dodatek1_050405/dodatek1_a_7.html
[7] http://www.polska.pl/aktualnosci/kalendarz/kalendarium/article.htm?id=42022
[8] http://www.rmf.pl/akcje/papiez/img2/zamach.jpg
[9] http://www.wiadomosci.tvp.com.pl/tvppl/images/2003/10/09/52538/img85.jpg
[10] http://www.adonai.pl/cuda/graph/p5.jpg
i dalsza wymiana poglądów na
https://prawda2.info/viewtopic.php?t=216&postdays=0&postorder=asc&start=0

2 komentarze:

  1. Dawno tak głupiego tekstu nie czytałem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzeba czytać wszystko, nawet głupie, podsuwane przez inne służby i hipotetyczne teksty. Zestawiać i wyciągać wnioski.
    Przykład czytania jednej tylko wersji ma Pan przykład na co dzień, że świętujemy nie te święta co powinniśmy.

    OdpowiedzUsuń