Problemem naszych "głupków" zwanych historykami jest kompletne pomijanie sił trzecich w naszej historii. A ponieważ mamy teraz rocznicę "zamachu" warto zawsze patrzeć na zimno i bez emocji na pewne aspekty naszej historii.
Poniżej są to hipotetyczne oczywiste przemyślenia i wątpliwości blogera, ale dziwnym trafem i ten zamach i Smoleńsk miały nas ukierunkować, a właściwie przekierować nasze emocje w kierunku pożądanym przez siły trzecie.
Pomimo upływu ponad 25 lat od słynnego zamachu na papieża z
13 maja 1981 r., do dzisiaj nie wyjaśniono jego okoliczności i motywów
działania sprawcy oraz organizatorów, którzy za nim stali.
By ustalić, kto zlecił zamach na papieża, przeprowadzono
trzy śledztwa, wytoczono dwa procesy i niczego nie wyjaśniono. Nie udało się
nawet ustalić, ilu zamachowców było, 13 maja na placu św. Piotra i ile strzałów
padło.
Wszelkie wątki, a szczególnie tzw. ślad bułgarski, okazały
się fikcją. Stąd też pozwolę sobie wysunąć tezę, że zamach ten był
mistyfikacją, zorganizowaną przez Watykan, prawdopodobnie przy pomocy CIA.
Dzisiaj, kiedy jesteśmy mądrzejsi o wiedzę związaną z kłamstwami na temat
lądowania na Księżycu oraz wydarzeń z 11 września 2001 r., taka hipoteza nie
powinna być czymś szokującym. Ponadto, w związku z wysuniętymi kilka lat po
zamachu zarzutami prawdopodobnego zabójstwa Jana Pawła I przez otrucie, nie
powinna dziwić żadna niegodziwość ze strony Watykanu. W końcu, jest to tylko
jeden ze światowych ośrodków władzy (jakkolwiek by ją rozumieć) i jego
mechanizmy rządzenia nie są inne niż w przypadku mocarstw światowych.
Swoje wątpliwości i przemyślenia na ten temat przedstawiam w
kolejnych punktach.
Strzały, rany i zamachowcy.
Agca strzelił 2 razy, co sam potwierdził, a trzeci raz mu
pistolet nie wypalił . Jednocześnie, papież odniósł 3 rany: w brzuch, prawy
łokieć i lewy palec wskazujący. Należałoby więc założyć, że ta sama kula, która
przeszła przez brzuch, zraniła wcześniej łokieć lub palec, gdyż „W chwili gdy
oddano strzały Jan Paweł II machał ręką do zebranych pielgrzymów" [1].
Spróbujmy teraz w wyobraźni przeprowadzić linię strzału od zamachowca stojącego
na ziemi w kierunku brzucha papieża stojącego na samochodzie i odpowiedzmy
sobie na pytanie, czy ręce wzniesione w geście pozdrowienia znalazłyby się na
linii strzału? Jest to niemożliwe zarówno w odniesieniu do kciuka, który jest w
tym momencie uniesiony wysoko, jak również łokcia, który jest co prawda niżej,
ale za to odsunięty w bok od tułowia.
Rana w brzuchu i dziwny tor kuli.
Jeden z pocisków zranił wskazujący palec Jana Pawła II,
przeszył jamę brzuszną i spadł do samochodu, pod nogi papieskiego sekretarza
ks. Stanisława Dziwisza. (...) Jego Świątobliwości wydało się jasne, iż to
"macierzyńska ręka kierowała torem pocisku", pozwalając umierającemu
Papieżowi zatrzymać się na progu śmierci - mówił w Fatimie watykański sekretarz
stanu kard. Angelo Sodano [2].
Przyjaciele papieża wspominali, że Jan Paweł II zamach potraktował
w kategoriach mistycznych. Nie było dla niego przypadkiem, że wydarzył się on w
rocznicę pierwszych objawień fatimskich. Nie miał wątpliwości, że uratowała go
Matka Boska. - Jedna ręka strzelała, ale inna prowadziła kulę – mówił[6].
Kula, „prowadzona ręką NMP", raniąc brzuch, ominęła
główną tętnicę i kręgosłup. Dziwne, że ta ręka nie poprowadziła kuli w ten
sposób, aby w ogóle nie doszło do zranienia? Następnie, kula ta przeszła przez
ciało i tak jakoś sobie wypadła na podłogę w samochodzie, potem Dziwisz ją
podniósł i schował (później została zostawiona w Fatimie). Pomijam tutaj aspekt
psychologiczny sytuacji, który każe wątpić w możliwość koncentracji w takiej
chwili na kuli, która rzekomo opadła na podłogę samochodu. Czy technicznie jest
to prawdopodobne, aby kula przechodząc przez ciało nie była w stanie przebić
elementów samochodu? Jak to możliwe, że jedna z kul zamachowca przebiła łokieć
papieża i zdołała zranić jeszcze 2 stojące za nim turystki, a kula, która
przeszła przez miękkie tkanki nie miała już wystarczająco dużo energii
kinetycznej, tylko akurat tyle, aby opaść na podłogę samochodu? W innej relacji
Dziwisz podaje, że kula mogła przebić 8 osób [6]. Tym bardziej dziwne są te
zakrętasy, które kula rzekomo dokonywała w ciele Wojtyły, omijając ważne
organy.
Ręka z pistoletem na zdjęciu.[3]
Agca strzelał z bliska - z dwóch, trzech metrów. Na
przypadkowo zrobionym zdjęciu widać w tłumie rękę z pistoletem wycelowanym w
Papieża. Twarz zamachowca, choć nieostra, robi wrażenie uśmiechniętej[2]. Ten
tekst prawdopodobnie mówi o tym samym zdjęciu, które poniżej skomentuję.
Nie tylko, że nie widać żadnej twarzy, to można odnieść
wrażenie, że ręka widoczna na zdjęciu nie należy do żadnej osoby, gdyż powinien
być widoczny co najmniej zarys głowy właściciela tej ręki, tym bardziej, że
Agca jest raczej wysokiego wzrostu. Nie jest to też odległość 2-3 metrów,
lecz co najmniej 5 m. Dłoń trzymająca pistolet wydaje się
być nieproporcjonalnie większa niż osób stojących bliżej i nie wiadomo, czy nie
jest to w związku z tym fotomontaż? Taki efekt może też mieć miejsce w
przypadku wykonywania zdjęcia przez teleobiektyw, ale wtedy zdjęcie musiałoby
być wykonywane z dużej odległości i w sposób raczej nieprzypadkowy – tak, aby
uchwycić akurat ten moment. Natomiast gdyby zamachowiec się schylił, ukrywając
twarz i trzymając pistolet w górze, to w tej pozycji nie byłby w stanie
celować. Potwierdza to jakby linia strzału, która jest skierowana raczej w nogi
papieża, a na linii strzału znajdują się jeszcze turyści. Pojawia się
wątpliwość, dlaczego ta ręka nie kieruje pistoletu w głowę papieża, tylko w
kierunku dolnej części jego ciała, jeżeli jego celem byłoby zabicie? Wątpliwość
tym bardziej zasadna, że Agca podobno był strzelcem wyborowym. Możliwy jest też
wariant z chwilowym ukazaniem przez kogoś makiety ręki z pistoletem, tak aby
akurat ktoś wykonał teleobiektywem zdjęcie, w którym trudno byłoby wtedy wykryć
fotomontaż.
Ręka, widoczna na zdjęciu, jest ubrana w czarną marynarkę
lub sweter, z jakimś białym wzorem na przedramieniu. Czy Agca w chwili ujęcia
miał akurat taki ubiór na sobie? Ze zdjęcia, opublikowanego w galerii TVP [5]
(jeżeli przedstawia ono moment ujęcia) wynika, że nie, gdyż Agca ma wtedy na
sobie marynarkę koloru szaro-niebieskiego .
Dziwna reakcja zakonnicy.
Zakonnica stojąca w pobliżu tak jakoś nagle, z refleksem
agenta ochrony podbiła rękę Agcy z pistoletem, a następnie obezwładniła
zamachowca, powalając do na ziemię. Czy jest to normalna reakcja
kobiety-zakonnicy, czy też była ona agentką specjalnie przygotowaną na tę
okazję?
Upadek papieża.
Wygląda na reżyserowany, wręcz „filmowy" (Wojtyła miał
doświadczenie aktorskie), wyraz twarzy nie wyraża bólu, lecz jakieś ni to
zdziwienie, ni to zażenowanie [8]. Dziwisz relacjonuje przy tym, że w tym
stanie Wojtyła wygłaszał jakieś akty strzeliste do Maryi [2], co - w razie
rzeczywistego postrzału – jest raczej psychologicznym nieprawdopodobieństwem.
Utrata krwi.
W artykułach piszą, że papież do chwili operacji stracił 3,5
l krwi, co po prostu obraża rozum ludzki. Podręczniki medyczne podają, że
utrata nawet w ciągu kilku godz. ok. 1,5-2 l krwi u dorosłego człowieka
powoduje zazwyczaj śmierć. To jeszcze nie koniec absurdu. Kardiolog, który
operował Wojtyłę stwierdził, że w brzuchu było ok. 3 litry krwi, a przecież nie
była to ta sama krew, którą stracił wcześniej, gdyż miało to być „przed
operacją". Z powyższego wynika, że Wojtyła musiałby stracić w sumie 6,5
litra krwi, podczas gdy normalny człowiek ma w organiźmie 5 l krwi. Dziwne, że
taka ilość krwi znajdującej się w jamie brzusznej nie wypłynęła ani trochę na
zewnątrz przez otwór po kuli kal. 9 mm, nie plamiąc nawet białej szaty.
Brak śladów krwi na ubraniu papieża.
Na białym pasie od sutanny pojawiła się plama krwi, ale ks.
Dziwisz jeszcze jej nie widział [2]. W przypadku broni kal. 9 mm jest to trudne
do zrozumienia – wypływ krwi powinien nastąpić w ciągu kilku sekund. Natomiast
na wszystkich opublikowanych zdjęciach nie widać jakichkolwiek śladów krwi na
szatach Wojtyły [4] [8]. Również - co jest zupełnym nieprawdopodobieństwem - na
jednym zdjęciu w galerii TVP [9] zrobionym od tyłu. Przecież kula, która
trafiła w brzuch,
musiałaby znaleźć wylot w tylnej części ciała, bo przecież
inaczej Dziwisz by jej nie znalazł w samochodzie. Równie trudnym do zrozumienia
jest brak na białej przecież sutannie jakichkolwiek śladów krwi od ran w łokciu
i na palcu wskazującym.
Zranienie dwóch turystek.
Druga kula raniła Papieski łokieć i dwie przypadkowe osoby z
drugiej strony samochodu. (...) dwie ranne kobiety. Jedna z nich, Ann Odre,
Amerykanka polskiego pochodzenia, urodziła się w Wadowicach, tego samego dnia
co Karol Wojtyła. Trafiona została kulą, która przeszyła na
wylot ramię Papieża i ciężko ją zraniła. Drugą była Jamajka,
Rose Hall.[2] Prawda, jaki dziwny przypadek z tą datą urodzenia i Wadowicami?
Ponadto, tutaj pojawia się dziwne stwierdzenie, że kula przebiła ramię papieża
- to coś nowego, bo chyba nie można utożsamiać ramienia z łokciem.
Natomiast inne źródło podaje co innego: (...) Wiedzą, że
pierwsza z wystrzelonych kul trafiła go w brzuch, raniąc potem ciężko stojącą
po drugiej stronie papieskiego Jeepa Amerykankę Ann Odre i że drugi pocisk
drasnął łokieć Papieża i lekko ranił 20 letnią mieszkankę Jamajki Rosse Hall
[7]. To w takim razie którą kulę podniósł Dziwsz z podłogi samochodu, jeżeli
było ich tylko dwie i obie ugodziły w turystki?
Równie dziwna wydaje się być trajektoria kul, które zraniły
turystki. Zamachowiec, kierując broń z poziomu ziemi do papieża stojącego na
samochodzie (stromy tor strzału) nie mógł jednocześnie zranić turystek
stojących na tym samym poziomie, obok samochodu papieża. W takim razie,
turystki musiałyby unosić się nad ziemią, aby znaleźć się na linii strzału.
Rana w łokciu.
Pierwsza kula trafiła w prawą rękę powyżej łokcia [1]. To
dziwne, gdyż na zdjęciu Dziwisz podtrzymuje go właśnie za tę zranioną rękę. W
tej sytuacji, krew wyciekająca z rany na uniesionym łokciu musiałaby poplamić
białą szatę, czego w ogóle nie widać na zdjęciu. Ponadto,
gdyby kula przeszła przez łokieć, papież miałby
unieruchomioną całą rękę, a w konsekwencji – być może niedowład w zginaniu
ręki, ale później nic o tym nie mówiono, nie widać było również żadnej
niesprawności w tym zakresie u poszkodowanego. W każdym razie, na zdjęciu z
kliniki wkrótce po operacji [10], nie widać śladów gipsu czy innego sposobu
unieruchomienia żadnej ręki. Łokieć prawy w ogóle nie jest zabandażowany tak,
jak wynikałoby ze sposobu zranienia - bandaż sięga zbyt nisko, jakby rana była
na przedramieniu. Nie bardzo wiadomo, dlaczego analogicznie zabandażowany jest
też łokieć lewy, który nie był zraniony.
Rana kciuka.
Sprawa rannego kciuka – na jednej fotografii [8] dokonanej
tuż po strzałach Wojtyła trzyma rękę swobodnie opartą na fotelu, z łagodnie
wyciągniętą dłonią, co jest nieprawdopodobieństwem w przypadku rzeczywistej
rany – wtedy człowiek w odruchu bólu przyciąga rękę do siebie i unosi w górę
krwawiący palec.
Szybkie przebaczenie.
Dlaczego papa już po kilku dniach przebaczył zamachowcowi
(„bratu, który do niego strzelał")? Czy była to tylko demonstracja
chrześcijańskiej miłości bliźniego, czy też świadomość, że był on tylko
narzędziem zorganizowanej mistyfikacji? Dziwne, że dla Wojtyły ten, który do
niego strzelał był dla niego „bratem", ale braćmi nie byli już teolodzy
głoszący odmienne poglądy lub przedstawiciele teologii wyzwolenia?
Motywy.
Jaki interes polityczny miał Watykan w mistyfikacji zamachu?
Postarajmy się odtworzyć ówczesną sytuację polityczną. Trwa nadal „zimna
wojna", a urzędujący od jesieni 1980 r. prezydent USA Reagan ogłasza
krucjatę przeciwko „Imperium Zła", czyli ZSRR. Ponieważ Watykan ma też
interes w obaleniu komunizmu, dochodzi do zacieśnienia istniejących już
wcześniej jego związków z CIA w tym "zbożnym" dziele. Jednym z
kierunków działań jest wpływanie na nastroje społeczeństwa polskiego, czego
przykład mieliśmy już w 1979 r. podczas pierwszej wizyty JPII w Polsce. Jego
tzw. homilie były przykładem kunsztu socjotechniki w wydaniu religijnym, przy
wykorzystaniu elementów aktorskich. Ponieważ nie przyniosło to jeszcze
oczekiwanego skutku, należało zainscenizować wydarzenie, które gwałtownie
przyspieszy bieg wydarzeń, a takim był mógł być sfingowany zamach. Skierowanie
całego odium zamachu na ZSRR spowodowałoby przyspieszenie buntu w Polsce,
stanowiącej strategiczny kraj bloku wschodniego, bez względu na koszty ludzkie
takiej operacji.
Inną przyczyną, dla której zorganizowanie zamachu było dla
Watykanu korzystne, była sprawa tzw. trzeciej tajemnicy fatimskiej. Sprawa
opublikowania tej tajemnicy wisiała nad Watykanem od wielu lat jak miecz
Damoklesa i odpowiednie wykorzystanie okoliczności zamachu
było pomocne w opublikowaniu watykańskiej wersji tej
tajemnicy, nie mającej nic wspólnego z wersją rzeczywistą.
Ponadto - prawdopodobnie już wtedy o tym myślano - taki
zamach polepsza notowania „ofiary", gdyż uznanie JPII za męczennika,
skutkuje przyspieszeniem procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego.
W głośnej książce "Czas morderców" amerykańska
dziennikarka Claire Sterling starała się udowodnić, że za zamachem stało KGB
[2]. Wymieniona Claire Sterling była w rzeczywistości rzymską rezydentką CIA i
w tym kontekście nie dziwi tego rodzaju oskarżenie.
W Polsce chyba niemal wszyscy za inspiratorkę zamachu uznali
Moskwę. Podobne podejrzenia żywią kręgi kościelne. Zasugerował to zresztą sam
Jan Paweł II w swojej ostatniej książce "Pamięć i tożsamość":
"Wróćmy do zamachu. Myślę, że był on jedną z ostatnich konwulsji
ideologicznych XX wieku. Przemoc była stosowana zarówno przez faszyzm, nazizm
jak i przez komunizm" [6].
Uważam, że ZSRR nie był zainteresowany zamachem, gdyż
stanowiłoby to politycznie niebezpieczny element destabilizacji systemu,
szczególnie w Polsce. Oczywiście, przywódcy na Kremlu cieszyliby zapewne się ze
śmierci JPII, ale czy sami byliby w stanie zorganizować zamach? KGB uśmiercając
przeciwników nie działała poprzez otwarte zamachy, raczej dyskretnie i nie
wobec znanych osobistości.
Nie rozwiązana jest również zagadka porwania w 1983 r.
15-letniej Emanueli Orlandi, córki świeckiego pracownika Watykanu. Za życie
dziewczynki porywacze zażądali uwolnienia Agcy. Później kontakt się urwał.
Emanueli nigdy nie odnaleziono [2]. To prawdopodobnie też element mistyfikacji,
którego celem jest skierowanie uwagi na zewnętrznych mocodawców Agcy.
„Porwana" być może żyje gdzieś na drugim końcu świata, ze zmienioną
tożsamością.
Próba rekonstrukcji.
Ustalono więc plan – miał być „zamach", ale
„nieudany". Specjalnie wybrano termin 13 maja (pierwsze objawienia w
Fatimie, tj. niewyjaśniona do dzisiaj prawdopodobnie manifestacja obcej
inteligencji), aby powiązać zamach ze sprawą trzeciej tajemnicy fatimskiej.
Podobnie, jak dzisiaj CIA utworzyła fikcyjną organizację Al
Kaida dla uzasadnienia "wojny z terroryzmem", podobnie wówczas
stworzono dla Agcy fikcyjną organizację terrorystyczną Szare Wilki, być może
również zamach na tureckiego biznesmena był elementem tej gry, mającej za
zadanie stworzenie Agcy odpowiedniego życiorysu zamachowca. Turcja była wówczas
krajem niezwykle silnie przesyconym agenturą CIA, stąd też nie było trudno
wyciągnąć Agcę z więzienia. Równie usilnie postarano się o przypisanie Agcy
legendy, jako niezłomnego fanatyka religijnego. Legendy, która miała być
szczelną zasłoną dla jego prawdziwych mocodawców. Sfinansowano jego podróże po
całej Europie i krajach śródziemnomorskich w okresie przed zamachem, w tym, m.
in. był on również w Sofii - czy nie chodziło o stworzenie pretekstu do tzw.
śladu bułgarskiego?
Uważam, że Agca działał pod wpływem hipnozy (podobnie jak
zabójca Roberta Kennedy'ego), w którym to stanie otrzymał polecenia dokonania
zamachu, ale kazano mu zapomnieć, kto mu to polecenie wydał. Stąd też, jak ktoś
policzył, 128 razy zmieniał zeznania.
Agca w ostatniej chwili przed zamachem otrzymał broń,
zawierającą ślepe naboje, bo rzeczywiście mógłby zabić papę. Co do turystek –
jeżeli nie był to element mistyfikacji, mógł strzelać do nich ktoś inny, może z
dalszej odległości strzelec wyborowy, aby uwiarygodnić zamach. Resztę zrobiły
triki z arsenału techniki filmowej, w połączeniu z doświadczeniem aktorskim
Wojtyły.
Charakterystyczne, że tuż po zamachu Watykan w ogóle
przestał oficjalnie wypowiadać się na ten temat, tak jakby nie był zainteresowany
w ujawnieniu organizatorów tego spisku. Dziwne, że do dzisiaj nikt nie podjął
się próby analizy tego zamachu w ten sposób, jak podejmowane są w świecie
niezliczone próby dojścia prawdy na temat zamachu na Kennedy'ego lub wydarzeń z
11 września 2001 r. Czyżby wszystko było aż tak oczywiste? Nie dziwię się, że
nie dzieje się to w Polsce, ale gdzie indziej na świecie nie było
bałwochwalczego stosunku do JPII. Być może, powodem był brak ofiar, których nie
było w sensie bezpośrednim. Ale jeżeli zamach ten, w wersji ficjalnej,
przyczynił się do wzmocnienia nastrojów antykomunistycznych i antyrosyjskich w
Polsce, a tym samym do tzw. obalenia komunizmu, to ofiarami są dzisiaj miliony
Polaków, doprowadzonych do nędzy przez zmanipulowanę transformację systemową.
Natomiast beneficjentami są oczywiście watykańczycy i państwo reprezentowane
przez CIA jako wspólnika tej mistyfikacji.
Easy_Rider
Materiały źródłowe:
[1] http://www.rmf.pl/akcje.html?akcja=p&art=misja
[2] http://serwisy.gazeta.pl/swiat/1,34275,271222.html
[3]
http://www.rzeczpospolita.pl/teksty/dodatek1_050405/dodatek1_a_7-2.F.jpg
[4] http://bi.gazeta.pl/im/0/271/z271420N.jpg
[5]
http://www.wiadomosci.tvp.com.pl/tvppl/images/2003/10/09/52541/img85.jpg
[6]
http://www.rzeczpospolita.pl/dodatki/dodatek1_050405/dodatek1_a_7.html
[7]
http://www.polska.pl/aktualnosci/kalendarz/kalendarium/article.htm?id=42022
[8] http://www.rmf.pl/akcje/papiez/img2/zamach.jpg
[9] http://www.wiadomosci.tvp.com.pl/tvppl/images/2003/10/09/52538/img85.jpg
[10] http://www.adonai.pl/cuda/graph/p5.jpg
i dalsza wymiana poglądów na
https://prawda2.info/viewtopic.php?t=216&postdays=0&postorder=asc&start=0
Dawno tak głupiego tekstu nie czytałem.
OdpowiedzUsuńTrzeba czytać wszystko, nawet głupie, podsuwane przez inne służby i hipotetyczne teksty. Zestawiać i wyciągać wnioski.
OdpowiedzUsuńPrzykład czytania jednej tylko wersji ma Pan przykład na co dzień, że świętujemy nie te święta co powinniśmy.