* * *
ANEKS
I.
GAMBIT KRESOWY.
Publikacja: tygodnik „Tylko Polska” czerwiec
2015
Jan Ciechanowicz, był (razem z Henrykiem Mażulem i
Janem Sienkiewiczem) inicjatorem założenia Związku Polaków na Litwie i, jako
prodziekan Wydziału Języków Obcych Wileńskiego Instytutu Pedagogicznego, docent
Katedry Filozofii tejże uczelni i publicysta o ukierunkowaniu polsko-narodowym
na Litwie, zorganizował i prowadził w auli Instytutu pierwsze (1988), założycielskie
zgromadzenie Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego Polaków na Litwie (później
przemianowanego na ZPL), a potem założył w terenie kilkadziesiąt (37) lokalnych
ogniw tejże organizacji. Był też wśród współzałożycieli Polskiego Uniwersytetu
w Wilnie, Fundacji Kultury Polskiej na Litwie, innych organizacji polonijnych w
tym kraju. Jest nauczycielem akademickim o 44-letnim stażu, autorem
kilkudziesięciu książęk z zakresu germanistyki, historii, filozofii, etyki,
genealogii, aforystyki oraz około 1200 artykułów naukowych i popularnonaukowych
w języku angielskim, białoruskim, litewskim, niemieckim, polskim, rosyjskim,
opublikowanych w kilkunastu krajach.
* * *
Tytułem wstępu
warto zaznaczyć, że rzekoma „demokratyzacja” bloku wschodniego, czyli
transformacja ustrojowa socjalizmu w kapitalizm, nie była zjawiskiem
zdeterminowanym oddolnie przez jakiekolwiek ruchy wolnościowe. Stanowiła ona
ciąg dalszy i przeprowadzony odgórnie przez sowiecką bezpiekę i jej
prowokatorów (z inicatywy M6, CIA, George’a Sorosa et consortes) drugi etap rewolucji bolszewickiej. (Profesor Steven
Cohen i wybitna obrończyni praw człowieka, zmarła w maju 2011 roku Jelena Boner
niezależnie od siebie nazwali ten przekręt „rewolucją kryminalną”). Jej plan został
opracowany i skutecznie zrealizowany przez złodziejską wierchuszkę
komunistyczną ZSRR (przede wszystkim skrzydło liberalne Biura Politycznego KC
KPZR, KGB, GRU) i młode, bezideowe pokolenie komsomolców) w porozumieniu z
kapitałem oligarchicznym i służbami specjalnymi Zachodu, światem przestępczym, skorumpowanymi
władcami krajów „demokracji ludowej,” jak też agenturalnymi bufonami pretendującymi
do roli „autorytetów moralnych”. Zadbano też na drodze korupcji o życzliwość i
„duchową opiekę” ze strony wszystkich konfesji. Postępowano wedle zasady: „Jeśli chcemy, by wszystko pozostało tak,
jak jest, wszystko musi się zmienić” (Giuseppe Tomassi di Lampedusa).
W ten sposób
zakończyła się wieloletnia szczurza rywalizacja między partiami komunistycznymi
a bezpiekami i policjami komunistycznymi: kompletną klęską i likwidacją partii
oraz absolutnym zwycięstwem „towarzyszy oficerów”, którzy powierzyli rzekomą
„likwidację” (zmianę szyldu!) służb specjalnych zarówno na Litwie, jak i w
Polsce tajnym współpracownikom („osobom zaufanym”) tychże służb! Komunistyczna
bezpieka (pisałem w 1991 roku) zlikwidowała komunizm i partie komunistyczne,a jeśli
kierownictwo tych ostatnich nie sprzeciwiało się (a się nie sprzeciwiało,
zwabione perspektywą zawłaszczenia majątkiem narodowym pod sztandarem „reform”
i „prywatyzacji”), proces przebiegał gładko. Jedynym drastycznym wyjątkiem
stała się Rumunia, gdzie komunista-narodowiec Nicolae Ceausescu został razem z
małżonką dosłownie „jak pies” zastrzelony z automatu przez pułkownika sowieckiego
KGB, który zresztą po paru tygodniach również „jak pies” został w centrum Moskwy
dopadnięty i zlikwidowany przez kilku nie pozbawionych honoru oficerów
Securitate. Trochę „partyjnego sumienia” przez pewien czas zachowywało
przywództwo NRD, ale i ono rychło zostało spacyfikowane przez wspólne wysiłki
moskiewskiego KGB i CIA. Majstersztyk socjotechniki!
Przy okazji, np. w
Polsce, stłamszono moralnie i zlikwidowano organizacyjnie autentyczną lewicę
polityczną, stojącą na straży praw obywatelskich ludzi pracy, i zastąpiono ją
pederastyczną pseudolewicą milionerów, nie mającą żadnego poparcia społecznego.
Do podziału, czyli rozkradania, majątku narodowego zostali dopuszczeni tylko ci
reprezentanci nomenklatury partyjnej, którzy jednocześnie byli tajnymi
współpracownikami aparatu terroru państwowego. Co uczciwsze osoby ogłoszono za
„komuchów”. Ale też „wyborczo”. Odtąd bandyci z bezpieki i milicji w krajach
obozu postsowieckiego (z częściowym wyjątkiem Czech, Estonii, Białorusi,
Kazachstanu i Węgier) rządzą się, jak im się żywnie podoba (schalten und walten
nach Belieben!), kontrolują wszystkie partie, media, służby specjalne, a wojsko
(jedyną siłę, która mogłaby powściągnąć ich zapędy) ogołocili, ośmieszyli i
niemal zlikwidowali. Co wskazuje na olbrzymią siłę niszczycielską tej globalnej
formacji wolnomularskiej, sterowanej z USA i UK.
Do demontażu
ustroju socjalistycznego dążył już Ławrentij Beria, ale został zdemaskowany
przez Chruszczowa i zastrzelony przez marszałka Żukowa. Sama idea jednak „nie
umarła”, a decyzja o jej realizacji zapadła w 1975 roku w sztabie Jehudy
Fajnsztejna, bardziej znanego pod pseudonimem politycznym jako Jurij Andropow,
szef sowieckiego KGB. Do akcji szykowano się długo, świadomie zohydzając ustrój
socjalistyczny jako z natury „nieefektywny”(a co z Chińską Republiką Ludową czy
socjalistycznymi jakże skutecznym Wietnamem?), „niereformowalny” i „opresyjny”;
podjęto szykany wobec tzw. dysydentów, ze sklepów poznikały niewiadomo dlaczego
rozmaite towary i żywność, choć przedsiębiorstwa przemysłowe i rolnicze
pracowały pełną parą, jeszcze w latach 1960-1969 zapewniając zaspokojenie normalnych
potrzeb ludności. Od 1975 roku jednak w krajach, za przeproszeniem, „demokracji
ludowej” zaczęło braknąć wszystkiego prócz przysłowiowego octu, zalegającego półki
w sklepach spożywczych. Olbrzymia produkcja przemysłowa i rolnicza była przez
nomenklaturę policyjno – wojskowo – partyjną zbywana za bezcen za granicą, a
miliardy dolarów osiadały na kontach prywatnych tejże nomenklatury, która – jak
się okazało już po „zmianach demokratycznych”– w międzyczasie zgromadziła
miliony, kształciła swe dzieci w renomowanych zachodnich uniwersytetach, płacąc
duże pieniądze, ukradzione własnym obywatelom, skazanym na picie wódki i
popijanie jej octem. Wreszcie gdy „socjalizm” dostatecznie w oczach ludności
zohydzono, założono fikcyjne organizacje „antykomunistyczne”, na których czele
usadowiono agenturalną „rezerwę demokratyczną” i przystąpiono do realizacji
„transformacji ustrojowej”.
Celem zaś tych
zmian wcale nie było zdobycie wolności (chyba że chodziło o „wolność”
bezrobocia) przez narody obozu socjalistycznego, lecz zalegalizowanie
nielegalnie nabytych fortun nomenklatury komunistycznej, dalsza grabież majątku
narodowego przez elementy kryptokryminalne oraz geopolityczna afrykanizacja,
kolonizacja i marginalizacja świata wschodnioeuropejskiego, w szczególności
słowiańskiego (m.in. „kowentryzacja” Jugosławii przez bombowce RFN, USA i UK,
podział Czechosłowacji, utopienie we krwi Ukrainy, pełzające wyniszczanie
Polski) przez finansowy imperializm anglosaski i niemiecki. Co też się stało.
[Czy ktoś zwrócił uwagę na wiele mówiący „szczegół”, że wszyscy „nasi” kolejni
prezydenci, premierzy, ministrowie gospodarki, „wybitni” specjaliści od
usraelskiej dywersji ekonomicznej w rodzaju Balcerowicza czy Bieleckiego, i
sprzedajni dziennikarze zawłaszczonych przez Niemcy mediów w Polsce przez
ostatnie ćwierćwiecze notorycznie powtarzali mantrę, że „należy rozwijać w
kraju mały i średni biznes, jako podstawę gospodarki narodowej”? A jednocześnie
pod tę melodyjkę świadomie doprowadzano do upadku, ćwiartowano i likwidowano
potężny przemysł wielki, olbrzymie zakłady m.in. zbrojeniowe, przetwórcze,
motoryzacyjne, stoczniowe! Nie, nie w USA, W. Brytanii, Francji czy w Niemczech
– w Polsce, Litwie, innych krajach Europy Wschodniej, ogłaszając w agresywnej
propagandzie wspaniałe, nowoczesne przedsiębiorstwa za „monstra komunistyczne”!
Ten przestępczy proceder, spychający narody krajów postkomunistycznych wprost
do poziomu wspólnoty pierwotnej, wciąż trwa, a ten teren geopolityczny już
stanowi kondominium niemiecko-amerykańskie, zagłębie taniej siły roboczej i
śmietnik do utylizacji samochodów używanych. W państwach Zachodu zaś czy Azji
nadal prosperują, rozwijają się i powstają olbrzymie „monstra kapitalistyczne”.
Bo i czyż mogą „małe i średnie przedsiębiorstwa” produkować boeingi, mistrale,
mercedesy, tomahawki, komputery, lotniskowce, drony i inne nowoczesne cacka,
stanowiące podstawę potęgi gospodarczej i militarnej, umożliwiającej z kolei
kolonizowanie i „hybrydowy podbój” ludów bardziej „prymitywnych” i
„niewolniczych” (the Slaves, die S(k)laven), takich jak Polacy, Ukraińcy,
Białorusini, Rosjanie, podatnych na manipulację, gdyż nie posiadających
rodzimych elit narodowych? Minimalistyczną filozofię gospodarki państwa
imperialistyczne zawsze serwowały dla swych afrykańskich kolonii, obecnie zaś
narzuciły ją przez żydoamerykańskich „ekspertów” także krajom
wschodnioeuropejskim, które słono płaciły i płacą tym, którzy ich uczą, jak popełnić
na samych sobie gospodarcze harakiri].
Na ruinach obozu
socjalistycznego powstało kilkanaście sprzedajnych, kompradorskich,
kleptokratycznych [i co najważniejsze z geopolitycznego punktu widzenia naszych
nowych panów – rusofobicznych] reżimów złodziejsko – bandycko – policyjnych,
stojących na straży interesów Niemiec, USraela i Albionu, i bez skrupułów
grabiących własnych obywateli. (Tylko na terenie byłego ZSRR pederastyczni
panowie demokraci, jako kryminaliści dużego formatu, spowodowali „wyparowanie”
z kont obywateli około 670 miliardów USD oszczędności, które szczęśliwie
wylądowały na kontach Berezowskiego, Połońskiego, Wekselberga, Usmanowa,
Gusinskiego, Chodorowskiego, Poroszenki, Kołomyjskiego, Taruty i innych
przestępców, bez wyjątku należących do rodzin od trzech pokoleń
bezpieczniackich!). Na skutek tej „transformacji” władzę formalnie przejęła kieszonkowa
„rezerwa demokratyczna”, wyselekcjonowana i wyhodowana przez komunistyczną
bezpiekę, od dawna zresztą sterowaną przez obce ośrodki, a dziesiątki milionów zwykłych
(i niezwykłych) ludzi stało się pozbawionymi pracy, a więc środków do życia i jakichkolwiek
perspektyw życiowych, a nawet samej nadziei, bezrobotnymi i bezdomnymi.
Na drugim zaś
biegunie zjawiła się względnie nieliczna grupa świeżo upieczonych
multimilionerów o łatwo rozpoznawalnym rodowodzie, dziś zmuszająca swe ofiary
do świętowania rocznic przeprowadzenia owego perfidnego przekrętu. Szczególnie
wiele na rujnującym oszustwie rzekomej „demokratyzacji” zyskali autorzy tego
tricku, czyli oficerowie, generałowie i denuncjanci komunistycznych organów
terroru państwowego, jak też członkowie cywilnej nomenklatury sowieckiej,
którzy podzielili się wielomiliardowym dorobkiem znojnej pracy kilku pokoleń
robotników i chłopów, stali się „nową arystokracją” (faktycznie kleptokracją!)
i usiłują przekazać nagrabione majątki swemu potomstwu. Dziś ich zdobyczy i
dominującej pozycji broni cała armia speców od propagandy i tumanienia ludzi oraz
mnóstwo rozbuchanych służb tajnych. [Dokładnie tak chwalili się ongiś swym
„bohaterstwem i zasługami” z okazji ich
rocznic komunistyczni bandyci, czyli ojcowie obecnych władców Europy
Wschodniej]. Kto do dziś nie zrozumiał istoty owego gigantycznego oszustwa, niech
najlepiej nie zabiera głosu w tym temacie. [Pisałem o tych sprawach jeszcze w
1990 roku i dlatego zostałem na ćwierć wieku „odizolowany”]. Jeśli ktoś mniema,
że tzw. „problemy” (identyczne w Polsce, Rosji, Litwie, Białorusi, Czechach
itd.) ze służbą zdrowia, straszliwą demoralizacją młodzieży, na gwałt
seksualizowanym szkolnictwem, rujnowaną oświatą, nauką, zatrudnieniem są
wynikiem zwykłej nieporadności władz, ten się bardzo mocno myli. Te problemy to
skutek celowej strategii tzw. Zachodu, mającej na celu wyniszczenie większości
tych narodów, a ich resztek przekształcenie w niewolników z zastosowaniem tym
razem nie militarnych, lecz ekonomicznych metod, realizowanych przez najemną
agenturę w postaci „demokratycznie obranych władz”, którym w tym
niszczycielskim dziele skutecznie „doradzają” – i to za olbrzymie pieniądze! –
„eksperci” talmudyczni z USA czy Wielkiej Brytanii. Szczególnie wyraziście ten
przestępczy, śmiercionośny proceder uwidacznia się dziś na terenie Ukrainy.
***
„Gazeta Wyborcza”, „Tygodnik Powszechny”, „Rzeczpospolita”,
„Cazeta Polska”, „Nie”, inne
antypolskie „organa” przez wiele lat nagłaśniały dywersyjną, doktrynę o
„skomunizowanych” Polakach na Litwie. (Tzw. „demokraci” nie wiedzieli, co
począć z patriotyzmem części Kresowiaków, więc „etos solidarności”
podpowiedział im „genialne” pod względem nikczemności rozwiązanie: ogłosić
rodaków za „promoskiewskich komunistów” i tak pozbyć się kłopotu). Po co jednak
szukać „skomunizowanych Polaków” aż na Wileńszczyźnie? Tam oni byli też, i
owszem. Ale przecież w samej RP do dziś żyje około trzech milionów byłych
członków PZPR oraz – według danych IPN – kilka dalszych milionów (!)
konfidentów SB PRL, zajmujących wszystkie ważne stanowiska we wszystkich
sferach życia społecznego, stojących na czele wszystkich partii i ugrupowań
politycznych, a wśród nich był jeden z autorów kłamliwego propagandowego
sloganu o „promoskiewskich” Polakach w Wilnie, komunistyczny profesor historii,
sekretarz podstawowej organizacji partyjnej Uniwersytetu Warszawskiego,
konfident SB donoszący na swych rodaków z Żydowskiego Instytutu Historycznego
Bronisław Geremek. To on wespół z Adamem Michnikiem, pochodzącym z rodziny
bolszewickich bandytów, przez wiele lat robił „naiwnym” Polakom z mózgu
zupełnie inną substancję, tysiące razy powielając kłamstwa o Polakach na Ziemiach
Zabranych. Za tymi dwoma goliatami kłamstwa ujadała liczna sfora pomniejszych
agenturalnych szczekaczek oraz dyplomowanych durniów, czyli rzekomych „znawców
tematu”, niekiedy przebranych dla kamuflażu w sutanny.
Ci „ludzie
sprzedajnego pióra” szelmowali i piętnowali patriotycznych „Polaków wyklętych”
z Wileńszczyzny, a wynosili na piedestał osoby reprezentujące otwarcie lub
skrycie antypolski punkt widzenia, jak Tomas Venclova, Vytatutas Landsbergis,
Virgilijus Czepaitis. Oto niektóre „dumne imiona” agenturalnych, antypolskich
naganiaczy prasowych: Borkowicz Jacek, Chmielowska Jadwiga, Dobroński Jan,
Gargas Anita, Geremek Bronisław, Hennelowa Józefa, Hlebowicz Adam, Hlebowicz
Piotr, Holland Agnieszka, Iwaniak Olga, Jagielski Wojciech, Jagiełło Michał, Kalinowski
Jacek, Karp Marek, Kijak Ryszard, Kłopotowski, Kostrzewa –Zorbas Grzegorz,
Kuchejda Michał (USA), Kurkus Alicja, Lipiec Józef, Maszkiewicz Mariusz,
Maziarski Wojciech (o tym redaktor Leszek Bubel w „Liście najbardziej wpływowych Żydów w Polsce” bardzo trafnie (2016)
napisze: „Wojciech Maziarski, pisarczyk
m.in. w szechterowskim zoo; najczęściej podaje cudowne recepty na to, jak
zrobić z gówna kulę), Michnik Adam, Mickiewicz Robert, Mieczkowski Romuald,
Narbut Maja, Niemczyński Czesław, Nowakowski Marek, Polak Grzegorz, agentka
litewskiego wywiadu Maria Przełomiec, Rokita Jan Maria, Romaszewski,
Sariusz-Wolski Marek, Sakiewicz Tomasz, Sawicka Anna, Skubiszewski Krzysztof,
Starzak Grażyna, Surdykowski Jerzy, Świdnicki Wojciech, Widacki Jan, Wojszczuk
Jerzy. Należy jednak przyznać, że temu „chórowi przechrztów” przeciwstawiła się
plejada mądrych, szlachetnych, przyzwoitych i patriotycznych ludzi pióra, że
wymienimy tu tylko niektóre z nich: Andrzejewska Teresa, Basta Alicja,
Bendykowski Jacek, Berłowicz Grzegorz, Biedulska Teresa, Boratyński Marian,
Brazewicz Maria, Bubel Leszek, Bugaj Maria, Bujnicka Agata, Butrym Stanisław, Byliński
Wincenty, Chapinski Benjamin (USA), Chajewski Adam, Cywińscy Ewa i Jan,
Czerwiński Zygmunt (USA), Dawidowicz Aleksander, Deręgowski Jan B., ks. Dogiel
Edmund, Fiedercowa Helena, Gawin Tadeusz, Gawlik Paweł, Grabowski Chester
(USA), Hall Lizabeth (USA), Iwanow Mikołaj, Iwanowicz Romuald, Jabłonowski
Zbigniew, Jakowicz Jan, Jakubowski hr. Theodor, Janas Aleksandra, Januszkiewicz
Stanisław, Jastrzębska Iga (USA), Jaśkiewicz Bronisław, Konopka Wiesław, Koprowski
Marek, Korab-Żebryk Roman, Kosman Marceli, Kurzawa Eugeniusz, Leśniewska, Lewiński
Jerzy, Lipniewicz Maria i Jan, Łossowski Piotr, Łukaszewicz Tadeusz, Mackiewicz
Michał, Magdoń Andrzej, Magiera Wiesław (Kanada), Makarewicz Andrzej,
Makowiecki Józef, Matejczuk Stanisław, Miller Władysław, Minkowska Grażyna,
Nawrocki Aleksander, ks. Obrembski Józef, Oplustil Paweł (USA), Oszerow Borys,
Palmer Barclay (USA), Paradowska Janina, Pasierbska Helena, Pieczara Izabela,
Pochroń Stanisław (USA), Podgórski Wojciech, Podmostko Jadwiga, Pruszyński hr.
Alexander (Kanada), Rafalska Bożena, Rapacki Marek, Reszko Mirosław, Rosiński
Kazimierz, Rozpłochowski Andrzej, Różański Zbigniew, Rurarz Zdzisław (USA),
Rydzewski Włodzimierz, Rzytka Jan, Sadowscy Regina i Stanisław, Sellin
Jarosław, Siekierski Maciej, Sienkiewicz Jan, Słowiński Wacław, Sokołowska
Halina, Strumiło Władysław, ks. Szakniewicz Edmund, Szawłowski Ryszard,
Szeremietiew Romuald, Szot Edmund, Szpecht Paweł, Śnieżko Ryszard, Tchórzewski
Andrzej, Urban Mariusz, Urbańczyk Adam K. (USA), Uścinowicz Jerzy, Wajda Jerzy,
Walendziak Wiesław, Wierciński Adam, Wójcik Henryk (Kanada), Zawiejski Bruno,
Zdanowicz Zygmunt, Zieliński Jerzy (USA). Cześć i chwała tym ludziom honoru,
mimo iż ich głosu mainstreamowe media nie nagłaśniały. Przeciwnie, także na
nich wszczęto nagonkę i w końcu zakrzyczano, zmuszono do milczenia albo do
„zmiany zdania”. Stąd i dziś polska opinia społeczna jest skazana na
wysłuchiwanie ogłupiających michnikowskich bzdur, firmowanych przez
nieprzerwanie zakatarzonego Landsbergisa i podobnych kreatur.
Proporcjonalne „komuchów”
wśród Polaków wileńskich było kilkanaście razy mniej niż wśród Litwinów,
Rosjan, nie mówiąc o Żydach, którzy prawie w komplecie należeli do partii
Lenina, ale czemuś prasowe skunksy w Warszawie, Lublinie czy Krakowie wciąż
bębnią o domniemanym „skomunizowaniu” właśnie Polaków. Dlaczego? Komu to ma służyć?
Od kogo odwracać uwagę? Że wytrawni politycy antypolscy i generałowie
sowiecko-litewskiej bezpieki sfabrykowali propagandową bajkę o „skomunizowanych
Polakach Wileńszczyzny”, którzy jakoby byli przeciwko niepodległości Litwy, nie
dziwi, zaskakuje jednak, że – mówiąc w kategoriach Józefa Piłsudskiego – „stado
baranów” nad Wisłą przez długie lata brało to fałszerstwo za dobrą monetę.
Zresztą w tym biednym kraju nawet Żydzi są durniami (mimikra do otoczenia?). Mają
tu od kilku stuleci swój siermiężny „paradisus iudeorum”, a jednocześnie
histerycznie ujadają na wszystko, co polskie, nie stroniąc od kłamstw i oszczerstw
(vide „dzieła” J.T. Grossa, w których pisze o Polakach jeszcze podlej niż Adolf
Hitler w „Mein Kampf” o Żydach!). Co
prawda w tym haniebnym procederze coraz częściej głupawych polskich parchów wyręczają
szczwane gojskie hieny, które wywęszyły, że na publicznym atakowaniu
domniemanego „polskiego antysemityzmu” można kapitalnie (dosłownie!) się
załapać, a które za szczelnie zamkniętymi drzwiami swego domu syczą, że to „Żydzi
są wszystkiemu winni”. I jednym i drugim warto więc przypomnieć złotą myśl z „Talmudu”: „Kto pluje w górę, temu plwociny spadają na jego własną twarz”.
A że część Polaków
litewskich z rezerwą i raczej obojętnie zachowała się w czasach „pierestrojki”,
wynikało, po pierwsze, stąd, że od początku deklaracje Sajudisu nacechowane
były rażącym antypolonizmem, po drugie, zastanawiało, że w roli
najaktywniejszych „demokratów” raptem – ni z gruszki, ni z pietruszki – zaczęli
występować osoby znane jako konfidenci KGB, i po trzecie, od roku 1939
zaczynając, przez cały okres okupacji niemieckiej i dwa okresy okupacji
sowieckiej niektórzy Litwini byli przez Berlin i Moskwę wykorzystywani jako
narzędzie do gnębienia, wynaradawiania i mordowania Polaków Wileńszczyzny. To
zaś zmuszało podejrzewać, że cała heca z rzekomym „litewskim odrodzeniem
narodowym” i „demokratyzacją” jest jedną wielką prowokacją sowieckich służb
specjalnych. A bywało i tak, że kogo się bardziej bano, za tym się opowiadano!
Strach stawał się przekonaniem; przy tym niekiedy sam człowiek nie wiedział –
szczerym, czy udawanym było to przekonanie i ta postawa.
* * *
W czasach
radzieckich w Wilnie funkcjonowała olbrzymia centrala KGB ZSRR, odpowiedzialna
za teren krajów bałtyckich i Polski, kierowana przez kilkunastu litewskich i
żydowskich generałów. To tutaj prawdopodobnie zapadła decyzja dotycząca
fizycznego zlikwidowania księdza Jerzego Popiełuszki. W każdym bądź razie we
wrześniu 1984 roku w litewskim środowisku dziennikarskim przekazywano z ust do
ust wiadomość, że w „konserwatorium” [tak ironicznie zwano gmach bezpieki w
Wilnie], zapadła decyzja o zgładzeniu niepokornego kapłana. Opowiedziałem
wówczas o tym pewnemu księdzu profesorowi z KUL-u, który bywał stałym gościem w
ZSRR, prosząc o ostrzeżenie episkopatu i osobiście księdza Jerzego o grożącym
niebezpieczeństwie. Nie wiem, czy i jaki zrobił z tego użytek. Po miesiącu
dotarła do nas wstrząsająca wieść o bestialskim mordzie na zacnym kapłanie. Z
wileńską centralą KGB w Wilnie ściśle współpracowały i jej bezpośrednio podlegały
setki dziś „pozytywnie zweryfikowanych” (przez samych siebie) oficerów
warszawskiej SB oraz agenturalnych „naukowców”, księży i dziennikarzy z Polski,
rozpracowujących dla „radzieckich towarzyszy” polskie środowisko Wileńszczyzny.
(Z podania ówczesnego prezydenta Akademii Nauk Litwy informowałem wówczas
dyskretnie także o tym, że KGB ZSRR ma w Polsce około 24 tysięcy agentów, w tym
3 tysiące przebranych za księży katolickich). Ci agenci albo są nadal czynni,
albo do czasu „uśpieni” czekają na dyspozycje zza granicy, aby się ponownie „obudzić”,
lub od czasu do czasu, gdy „trzeba”, wyszczekują to, co im każe centrala. A
centrala wileńska, i poprzez nią moskiewska, ma multum swych „osób zaufanych” w
RP i na Litwie [czytaj: polskojęzycznych mendoweszek] nadal pieprzących brednie
o tym, że „Moskwa wykorzystywała Polaków w Wilnie do zwalczania Litwinów”,
podczas gdy było i jest dokładnie odwrotnie – wykorzystuje ona Litwinów do
zwalczania Polaków. I to już od ponad stu lat!
Nawiasem mówiąc, w
rzekomo katolickiej Polsce nadal żyją i mają się wcale dobrze wszyscy trzej
oficerowie SB, którzy bestialsko zamordowałi księdza Jerzego a ksiądz profesor
Michał Czajkowski – jak podaje prasa – pedofil, pedał i konfident SB, który
przez lata donosił na patriotycznych biskupów i kapłanów, w tym na ks.
Popiełuszkę i był faktycznie współwinnym tej zbrodni, nadal – jakby nigdy nic –
prowadzi na KUL-u wykłady i paraduje w telewizji „TRWAM”! Skoro Szatan obsadził
swoimi kreaturami (a jest ich legion) nawet Kościół Powszechny, cóż mówić o
instytucjach świeckich...
* * *
Ciekawym tematem
do zbadania jest kwestia współudziału warszawskiej bezpieki w zwalczaniu
polskiego nurtu patriotycznego na terenach zagrabionych w 1939 roku przez ZSRR w
ostatnich dwu dekadach XX wieku oraz na początku XXI. Ostatnio nakładem
Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku ukazało się obszerne opracowanie
zbiorowe pt. „Czas przełomu. Solidarność 1980-1981” , jak dwie krople wody podobne do niedawnych
komunistycznych opracowań tego rodzaju, gloryfikujących domniemane „zasługi i
męstwo” w grabieniu cudzego majątku przez „bohaterskich” zbirów bolszewickich. Na
stronach 631-632 tego propagandowego gniotu znalazł się pewien fragment,
dotyczący mojej skromnej osoby, a najwidoczniej spisany ze słów kapitana Mariana
Charukiewicza (prawdopodobnie czyjejś „wtyczki” w SB). Niejaki Jerzy Kordas w
owym tomie ze słów swego zaprzyjaźnionego esbeka m.in. pisze: „Charukiewicz,
mieszkając we Wrocławiu utrzymywał kontakt z Wileńszczyzną. Jeździł tam i
starał się pomagać Polakom i Litwinom w utrzymaniu niezależności od Rosji”. [Koń
by się uśmiał: oficer peerelowskiej bezpieki prześlizguje się niezauważony do
skoszarowanego i totalnie kontrolowanego ZSRR i nie ma tam nic do roboty, jak
tylko wspomagać antykomunistyczną opozycję! Jakże trzeba być głupim, żeby
myśleć, iż ludzie są na tyle głupi, by dać wiarę takim bujdom!– J.C.] „Gdy w 1976 roku przybył tam z Białorusi Jan
Ciechanowicz, wyznaczony na nowego redaktora „Czerwonego Sztandaru”,
Charukiewicz spotkał się z nim pod zmienionymi personaliami. Przypuszczał
początkowo, że skoro przysłano Ciechanowicza z Białorusi, to może on być
wtyczką KGB, ale mylił się. Nakłaniał go do wspierania Polaków, by ich nie
wynarodowić i nie zrusyfikować, lecz hamować bliższe kontakty polsko-rosyjskie.
Wspominał: „Ryzykowałem. Nie wiedziałem, jak Ciechanowicz zareaguje, bo mógł
rzeczywiście pracować dla KGB. Okazało się jednak, że mimo początkowych
wątpliwości, działał zgodnie z moimi sugestiami”... Tyle cytat z tekstu Jerzego
Kordasa, w którym autor ze słów oficera SB idealnie wymieszał prawdę z
kłamstwem i wynikiem stało się kłamstwo podobne do prawdy.
[Aby ostrzec
czytelników przed manipulacją, pozwolę sobie na kilka zdań w tej materii. Otóż
ja się urodziłem w ośrodku gminnym Worniany byłego powiatu wileńsko-trockiego
(obecnie ostrowieckiego), niecałe 50
km od Wilna, w rodzinie zarządcy gospodarstwa eksperymentalnego
Uniwersytetu Stefana Batorego, znajdującego się w tejże miejscowości,
Stanisława i Zofii z Mosiejków Ciechanowiczów. Po ukończeniu szkoły średniej
(1964) podjąłem studia germanistyczne w Mińsku. Odbyłem 2-letnią służbę
wojskową. Mając 23 lata założyłem rodzinę i zamieszkałem u siostry w Wilnie, a
następnie od 1970 roku pracowałem w charakterze nauczyciela języka niemieckiego
w polskiej szkole w miejscowości Mejszagoła pod Wilnem, mieszkając tamże (na
wynajmowanym poddaszu!) z żoną i maluśką córeczką. W roku 1974 opublikowałem na
łamach polskojęzycznego dziennika „Czerwony
Sztandar” kilka artykułów na tematy pedagogiczne, które znalazły żywy
oddźwięk wśród czytelników. Byłem zaskoczony, gdy w 1975 roku pani Eliszewa
Kancedik, kierowniczka działu szkół tejże gazety (niezwykle szlachetna,
kulturalna i nad wyraz inteligentna osoba, nawiasem mówiąc ideowa i zasadnicza syjonistka;
wyjechała potem, niestety, do Izraela) zaprosiła mnie do objęcia etatu
korespondenta w „Czerwonym Sztandarze”.
Zgodziłem się i na okres 9 lat zostałem zawodowym dziennikarzem (nadal jednak
na pół etatu nauczałem języków obcych w polskich szkołach Wileńszczyzny) –
zawsze na najniższym etacie i z najniższym wynagrodzeniem (dokładnie tak, jak
od 1993 roku w Polsce, mimo 44-letniego stażu pracy w polskim szkolnictwie na
Litwie i w Kraju!)! Widocznie z powodu niepoprawności politycznej, jak też
niezgody na współpracę z jakimkolwiek „gestapo”, nie byłem awansowany, ale na
łamach wileńskiego dziennika „Cz. Sz.”
opublikowałem (w okresie 1975-1985) ponad 300 artykułów, z których 284 o
historycznej tematyce polsko-patriotycznej, miewając z tego powodu regularne
przykrości, ale i szacunek czytelników. Kto więc mnie, wówczas młodego
człowieka, nie członka KPZR, który rozpaczliwie szukał pracy, potem był zwykłym
nauczycielem w podwileńskiej szkole, a jednocześnie studiował zaocznie języki
obce, miał „przysłać z Białorusi” do Wilna? I to w sytuacji, gdy zarówno Litwa,
jak i Białoruś stanowiły identyczne części jednego państwa – ZSRR. Gdzie się
kończy ta piramidalna ciemnota i głupota, a zaczyna się takaż podłość gojskich
kanalii?].
Co prawda,
Charukiewicz nieraz wypowiadał się w jaskrawo antyrosyjskim tonie, wiedząc, że
w redakcji jest podsłuch, a to budziło we mnie podejrzenie, iż jest
prowokatorem; nigdy do końca nie ufałem temu panu o powierzchowności pasywnego
pedała, ale obdarzonemu nie lada inteligencją i wiedzą, co budziło sympatię ku
niemu mimo dwuznacznych zachowań. Zresztą za coś tam jestem mu winny
wdzięczność. Pouczał mnie m.in., że ponieważ wszystkie moje listy, jak
powiadał, są perlustrowane i kopiowane przez KGB, powinienem je wszystkie
zaprawiać „czerwonym sosem”, a szczególnie listy do tych osób, co do których
istnieje podejrzenie, że są agentami KGB. Sugerował też, iż warto od czasu do
czasu napisać coś z odcieniem antyżydowskim, bo to będzie mile widziane przez
litewskich i rosyjskich perlustratorów; jak też dać do zrozumienia, iż ma się
wśród swych przodków np. Ukraińców, Rosjan, Serbów czy inne niepolskie
narodowości, co pozwoli w pewnym stopniu uniknąć notorycznego wówczas
obwiniania mnie o polski nacjonalizm. Radził również wstąpić do KPZR, co miało
umożliwić skuteczniejsze działania na rzecz polskości w ówczesnych warunkach, i
głośno deklarować się jako „ideowy komunista” w obecności denuncjantów KGB. Z
wielu jego rad skorzystałem, ale co ciekawe, że np. moje „komunistyczne” listy (jak
się okazało, pisane nieraz rzeczywiście do zamaskowanych agentów KGB w Polsce)
i ich kopie robione przez bezpiekę, później, w latach 1991-2011, były
wykorzystywane do lansowania tezy, że Ciechanowicz to „komunista, ateista, szowinista, antysemita, faszysta”, a nawet „antypolski żyd” (?!). Przypomina mi się
w tej chwili cięte i złośliwe spostrzeżenie W. Lenina, że do policji wszystkich
krajów, wszędzie i zawsze idą służyć najpodlejsze elementy, spędzające swe
jałowe życie na podglądaniu, podsłuchiwaniu i perfidnym niszczeniu ludzi.
Rzeczywistość wszelako jest bardziej złożona. Policja, wojsko i służby
specjalne są filarami każdego dobrze zorganizowanego państwa, o ile są w ręku
ludzi prawych, dobrze wykształconych, kulturalnych, patriotycznych i mądrych;
stanowią jednak hańbę i wręcz zagrożenie dla bytu narodowego, jeśli napcha się
do nich ciżba ciemniaków i chamów, obrośniętych świńskim sadłem płaskich,
azjatyckich, końskich mord, w których znajdują się dwa miligramy mózgu i trzy
kilogramy zupełnie innej substancji...
Dla zupełnej
jasności dodam, że nigdy nie byłem pod względem ideowym ani rusofobem, ani
antysemitą, ani germanofobem, ani komunistą, ani faszystą, choć niekiedy w
swych publikacjach wypowiadałem się – jako naukowiec i jako publicysta – w
tonie krytycznym (częściej zresztą życzliwym) o różnych reprezentantach tych
trzech wielkich nacji kulturotwórczych, jak zresztą i o Polakach czy Litwinach.
Naukowiec ma obowiązek odkrywać prawdę i mówić prawdę. Mój nacjonalizm zaś –
tak często mi zarzucany w epoce poprzedniej – polegał nie na tym, aby kogoś (rzekomo
„dla Polski”) nienawidzić, lecz na tym, aby dla Polski uczciwie i rzetelnie
pracować...
Co do notorycznego
wyzywania mnie przez prasowych śmierdzieli bezpieki od „Białorusina” [prawdopodobnie
mającego mnie w oczach zapyziałego ciemnogrodu dyskredytować?], to się nie
obrażam, przecież Białorusinami (czyli dawnymi Słowiańskimi Litwinami, twórcami
i gospodarzami WKL) byli: król Stanisław August Poniatowski, Franciszek
Skoryna, Konstanty Ostrogski, Tadeusz Kościuszko, marszałek Francji Józef
Poniatowski, Stanisław Moniuszko, Adam Mickiewicz, Michał Kleofas i Michał
Kazimierz Ogińscy, Antoni Gołubiew, Tadeusz Rejtan, Ignacy Domeyko, Ferdynand
Antoni Ossendowski, Józef Piłsudski (tak podawał w ankietach policji carskiej),
Lucjan Żeligowski, Ignacy Jan Paderewski, Napoleon Orda, Leon Petrażycki,
Ludwik Kondratowicz, Czesław Miłosz, Melchior Wańkowicz, Józef Mackiewicz,
Władysław Tatarkiewicz, Jerzy Popiełuszko, Czesław Niemen, Teodor Dostojewski
etc., etc.; nie mówiąc o znanych Żydach białoruskich jak Mojsza Segal (Marc
Chagall) czy „książę” (czemu nie „cesarz”?) Jerzy Giedrojć, którego paryską „Kulturę” finansował wywiad „największej
demokracji świata”. Gdybym był Białorusinem, znalazłbym się w naprawdę
doborowym towarzystwie.
* * *
Oficer Wrocławskiej
Delegatury SB (potem UOP) Marian Charukiewicz wpadł do mnie do wileńskiej redakcji
w 1976 roku ubrany po cywilnemu i przedstawił się jako rzekomy nauczyciel z
Wrocławia, patriota i piłsudczyk, zaangażowany w antysowiecki ruch niepodległościowy.
Natychmiast kupił tym moje naiwne młode serce. A po każdej z nim rozmowie w
Wilnie, tak, jak po rozmowach ze wspomnianym powyżej księdzem profesorem z
Lublina, miałem przykre szykany w pracy i w życiu. Obaj panowie kwaterowali się
zresztą w Wilnie u osób, znanych tu jako tajni współpracownicy KGB ZSRR Byłem o
tym nieraz ostrzegany przez dobrych znajomych. Ale w głowie mi się nie mieściło
wówczas, że rodacy z Polski mogą naprawdę być na usługach KGB i nas, Polaków
kresowych, na zlecenie „towarzyszy radzieckich” rozpracowywać! Dopiero w 1990
roku Marian Charukiewicz wyznał mi, że jest oficerem SB-UOP-u. Klapnąłem się w
łeb – mądry Polak po szkodzie! I natychmiast kontakty z nim zerwałem. Ale było
za późno. Towarzysz Marian na pożegnanie rzekł do mnie: „My pana zniszczymy!”, postraszył A. Michnikiem, innymi
„działaczami” z „rezerwy demokratycznej”, później przekazał spreparowane przez
bezpiekę materiały, kompromitujące mnie jako domniemanego „komunistę”,
„ateistę”, „antysemitę” i szowinistę do „Gazety
Wyborczej”, do innych polskojęzycznych gadzinówek w kraju i za granicą, a
propagandowa machina zniesławiania i nienawiści ruszyła. Był delegowany służbowo
z takimże kompromatem do Nowego Jorku, Chicago, Toronto, ponieważ od lat
Ciechanowicz współpracował (jako publicysta i naukowiec) z polskimi pismami i
środowiskami NARODOWYMI w Kanadzie i USA oraz z Instytutem Hoovera w Stanford
(jako naukowiec), trzeba więc było go tam skompromitować, dorabiając mu gębę „promoskiewskiego
komunisty”. Ileż to pieniędzy zmarnowali towarzysze z warszawskiego
postkomunistycznego gestapo w ciągu 25 lat nagonki na mnie, byle tylko mnie
ochlapać błotem i zdyskredytować w oczach rodaków! A cała czereda epibiontów
karmiła się koło mnie, niby koło papieża! Zakładali nawet specjalne periodyki,
by mnie zwalczać! Jestem dumny, że tak wysoko mnie cenili. I chyba się bali,
choć do dziś nie rozumiem, dlaczego. Może dlatego, że „dzieci Kłamcy” boją się
prawdy, jak szatan krzyża. Lecz jednak szkoda takiego szmalu z kieszeni
polskiego podatnika na tak błahą sprawę, doprawdy szkoda! Ale cóż, głupota
zawsze kosztuje, a organiczna głupota polska szczególnie.
Mogę na marginesie
dodać, że w ciągu 30 lat dorosłego życia w systemie sowieckim autor tych słów
był „niewyjezdnoj”, czyli miał zakaz wyjazdu poza granice ZSRR, w szczególności
na Zachód. Ze względu na „język”, czyli krytyczne wypowiedzi o reżymie. Gdy
został zaproszony na gościnne wykłady, w charakterze „visiting profesor”, do
uniwersytetu w Aberdeen, a później do Stanford (i to w już „demokratycznym”
roku 1989!), nie tylko zakazano mu wyjazdu, lecz zagrożono natychmiastowym
zwolnieniem z pracy w Instytucie Pedagogicznym i represjami wobec rodziny,
gdyby się poważył coś w tej mierze przedsiębrać. Nawet do okupowanej PRL z
trudem puszczono na kilka dni tylko w 1978, 1986 i w 1989 roku. Koniec! Klapa!
A dziś oficerowie KGB w Polsce i inne prostytutki polityczne głoszą, że
Ciechanowicz to Polak, który – po Feliksie Dzierżyńskim! – zrobił w ZSRR
największą karierę. Co za gojska swołocz!
Jerzy Kordas
pisze, że M. Charukiewicz to „polski nacjonalista”. Wolno mi jednak co do tego
wyrazić wątpliwość, bo mnie się w 1989 roku chwalił, że jego matka to żydowska
komunistka i rewolucjonistka, ojciec trocki Karaim, a dwie kolejne żony – też
Żydówki. Mówił mi, że Polacy to najgłupszy naród Europy, że portret Jana Pawła
II powinienem powiesić nie w salonie, gdzie wisiał, a w ubikacji, i że
najlepiej by było, gdyby wileńscy Polacy jak najrychlej się litwinizowali, bo być
Polakiem to wstyd. Wystawiłem go po tym za drzwi, ale po pewnym czasie znów się
w Wilnie pojawił, przywiózł mi poszarpany drugi tom trylogii Pawła Jasienicy
(jedyny jego „prezent” dla mnie, nawiasem mówiąc) i ponownie prowokował do
rozmaitych antysowieckich wypowiedzi, które nagrywał i odnosił do
„konserwatorium”. W okresie zaś „transformacji ustrojowej” razem z agenturalnym
ścierwem ogłaszał mnie w szemranej propagandzie („moci szem ra” po hebrajsku
znaczy „szerzyć oszczerstwa”) za „komunistę” i „ateistę”, co chętnie pochwycili
moskiewscy agenci na KUL-u i UMCS, i też o tym „szemrali”. Na tym właśnie
polega perfidia postkomunistycznej bezpieki, że uczciwym osobom, które nie
poszły na współpracę z KGB, dorabia się do dziś gęby „komunistów”, „ateistów”,
„faszystów”, „antysemitów” itp. To właśnie zowie się niszczeniem moralnym
ludzi.
[Nawiasem mówiąc,
nie wszyscy mogą być kapitalistami – nie wszyscy potrafią okradać bliźnich i
żyć cudzym kosztem – musi ktoś pozostać nie posiadającym majątku „komunistą” –
tego nie rozumiała zapita solidarnościowa hołota, której się wydawało, że w
kapitalizmie wszyscy będą kapitalistami, a gdy kapitalizm w Polsce zadomowił
się na dobre, „robole”, którzy najgłośniej jego się domagali, zostali jako
pierwsi wyrzuceni na bruk, aby nie pieprzyli bzdur i nie robili dalej zamętu.
Na marginesie: po odgórnym zdemontowaniu europejskiego systemu socjalistycznego
kapitaliści na całym świecie przypuścili szturm generalny na prawa ludzi pracy.
Pod pozorem walki z zainscenizowanym przez siebie „kryzysem” wyrzucają na bruk
miliony ludzi, obcinają wynagrodzenia, wyniszczają całe narody i doprowadzają
do nędzy i głodu całe kraje, szczególnie chrześcijańskie, jak Grecja, Cypr,
Hiszpania, Portugalia, Włochy. (Polska, która w okresie socjalizmu zajmowała
dziesiąte miejsce w skali globalnej pod względem potencjału gospodarczego, a
dziś zaledwie 58, czeka na swą kolej, widzimy tu zresztą tak skandaliczne
rzeczy, jak tzw. „zatrudnienie śmieciowe” – najdokładniejszy samowyraz
śmieciowych rządów. Tylko przecież śmieciowe rządy dopuszczają śmieciowe etaty.
* * *
Litewscy politycy (m.in.
Landsbergis, zwany przez opozycję ludową na Litwie „zacerowanym kondomem”),
dziennikarze, księża, oficerowie służb specjalnych doskonale znają się na
polskiej bezmyślności, „organicznej głupocie” i „kundlizmie” i po mistrzowsku
te cechy wykorzystują we własnym interesie narodowym, o czym świadczy m.in.
notoryczne dotychczas gderanie (z podania prowokatorów!) rozmaitych kurzych
móżdżków w Polsce o rzekomo „antylitewskich” i „promoskiewskich” Polakach w
Wilnie (którzy to Polacy są tam równie różni jak w Kraju). [Na marginesie:
każdy głupiec jest przekonany o swojej niezrównanej inteligencji. Czy ktoś
kiedyś pofatyguje się np. obliczyć, ile jest w Polsce ulic, popiersi i innych
obiektów noszących imię Winstona Churchilla, który w swych pięciotomowych „Wspomnieniach”, wyróżnionych w roku 1955
literacką nagrodą Nobla, napisał: „Polska
to nędzny kraj ludzi głupich, rządzonych przez ludzi podłych”? Nawet Hitler czy Stalin z taką nienawistną pogardą o
Polsce się nie wypowiadali, a ów perfidny Anglik jest w RP ogłaszany przez
niedouczonych dziennikarzy i „naukowców” za „wielkiego przyjaciela Polski”!]. A
o jakże niespotykanej gdzie indziej „inteligencji” świadczą deklaracje
kolejnych „naszych” szefów MSZ, że Stany Zjednoczone (które jako jedyny kraj na
świecie na mocy strategicznej „doktryny Brzezińskiego” planowały jako pierwszy
krok w wypadku wybuchu wojny z Rosją zrzucenie na Polskę kilkudziesięciu bomb
wodorowych, czyli wymazanie wszystkich Polaków na zawsze spośród narodów
Europy), są gwarantem bezpieczeństwa Polski! I czemuż to ta ukochana Ameryka
pozwala bez wiz przyjeżdżać do siebie obywatelom 40 państw, wśród których
jednak nie ma jej „strategicznego partnera” z Europy Wschodniej? (Może zresztą
i słusznie). Niestety, gwarantem bezpieczeństwa każdego państwa może być
wyłącznie jego własna siła moralna, intelektualna, gospodarcza, militarna. –
Żadnej z nich dzisiejsza Polska (rządzona przez śmieci genetyczne: merzerim)
nie posiada.
Jest nie do
pojęcia, jak w ciągu zaledwie kilkudziesięciu lat szajce łajdaków i
sprzedajnych kanalii udało się tak ogłupić, zszargać, upodlić, sponiewierać
wielki naród kulturotwórczy i przerobić go na bezkształtną, ubezwłasnowolnioną,
zatomizowaną, bezmyślną, amorficzną masę, z której agenci obcego wpływu na
gwałt lepią debilnych „prawdziwych europejczyków”, a bezmyślny motłoch
„protestuje” przeciwko nadużyciom władz – blokując ulice i drogi (!), czyli
uprzykrzając życie innym, Bogu ducha winnym obywatelom.
* * *
Gdy w 1993 roku przyjechałem
do pracy w Rzeszowie, już na drugi dzień zetknąłem się na ulicy przypadkowo „nos
w nos” z szefem ówczesnej bezpieki litewskiej i jego zastępcą. Pomyślałem:
przyjechały szuje rozwadniać mózgi pracownikom polskich służb spreparowanymi
przez się przeciwko mnie fałszywkami. I się nie pomyliłem. Umundurowani durnie
połknęli haczyk i się zaczęło: nocne nękania telefoniczne z użyciem systemu
inwigilacyjno-podsłuchowego „Finezja”, pocięcia opon samochodu, prowokacje w
miejscu zatrudnienia, kontrolowane wejścia do mieszkania połączone z jego
okradaniem. (Szczególny popis tego „odważni” i „honorowi” panowie oficerowie z
rzeszowskich „organów” (prawdopodobnie zamaskowani banderowscy bandyci, udający
Polaków i ubrani w uniformy polskie, choć nie wykluczone, że po prostu owe
pospolite „barany”, o których z pogardą mówił Józef Piłsudski), dali w kwietniu
2005 (w okresie rządów Święczkowskiego), wykradając wśród białego dnia
rękopisy, 170 nowych książek naukowych z mojej biblioteki domowej oraz zbiór
numizmatyczny warty wówczas około 12-15 tysięcy Euro, jedyny mój „majątek”,
nawiasem mówiąc... Ciekaw jestem, czy skradzione dobra panowie oficerowie
(„elita narodu”, za przeproszeniem!) przekazali do rządowych schronów, czy też
zachowali (według tradycji funkcjonariuszy NKWD) dla siebie i swego potomstwa,
które powinno się wstydzić takich ojców).
Dojść
sprawiedliwości i prawdy nie udało się ani w policji, ani w prokuraturze, ani w
sądzie, ani w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, ani u rzecznika praw
obywatelskich RP, ani w Senacie czy Sejmie RP, ani w NIK, ani w CBA, ani w CBŚ,
ani w ABW. I pomyśleć, że taka moralna dzicz, jadowita grzybica żrąca Polskę,
waży się jeszcze pouczać inne państwa, co to jest demokracja, kultura
polityczna i „prawa człowieka”. Kraj opanowany, otumaniony i do cna
zdeprawowany przez mafię sprzedawczyków, bandytów, złodziei, różnej maści
oszustów, półgłówków i degeneratów nie może w żadnej mierze występować w roli
ani „Prometeusza”, ani tym bardziej „Chrystusa” narodów. Zresztą ciągłość
specyficznej odmiany „kultury” politycznej jest ewidentna. Nota bene: casus gen.
Rozwadowskiego, casus ks.
Popiełuszki, casus ks. Suchowolca, casus gen. Papały, casus posłanki Blidy, casus
posła Leppera, casus seryjnych
powieszeń świadków w aresztach śledczych, casus
tygodnika „Wprost”, czy codzienne
informacje w prasie o kolejnych morderstwach na polskich dzieciach,
popełnianych przez, za przeproszeniem, „matki Polki”, o współżyciu seksualnym
ojców z własnymi dziećmi (10 000 zgłoszeń rocznie na policję!), o seryjnym
już mordowaniu rodziców przez własne dzieci i odwrotnie, o 4 000 dzieci
rocznie bez śladu w Polsce znikających etc, etc. I takie bydło, taka
płaskomorda dzicz okupująca naszą Ojczyznę jeszcze się wypina na „Wschód”?!...
I nie tylko się wypina, lecz aranżuje tam – jak na Ukrainie – krwawe burdy.
Wracając do
perfidnych szefów wileńskiej bezpieki – co za zawziętość: renomowani dygnitarze
państwowi pofatygowali się za ponad 800 kilometrów z
Wilna aż do Rzeszowa, byle tylko dopiec komuś, kto nie upadł przed nimi na
kolana, zachował godność i niezależność, nie zeszmacił się donosami i
serwilizmem, zachował honor i wierność.
* * *
Jan Ciechanowicz
został pod koniec roku 1989 wybrany przez ludność polską i inne mniejszości
narodowe Litwy na posła do Rady Najwyższej ZSRR i tam przez około dwa lata
reprezentował i bronił, najlepiej jak mógł, ludzkich i obywatelskich praw swych
wyborców. [Osoby nie wtajemniczone uprzejmie informuję, że „deputowani ludowi”
parlamentu ZSRR to było coś zupełnie innego niż obecni „demokratyczni” panowie
posłowie: po wyborze nadal pracowali w swoim zawodzie w miejscu zamieszkania,
nie mieli ani biur poselskich, ani pomocników, a ich dodatkowe uposażenie
wynosiło miesięcznie raptem równowartość aż 50 (pięćdziesięciu!) dolarów.
Jedynym przywilejem było prawo bezpłatnego przejazdu w środkach lokomocji
publicznej, czyli autobusach, tramwajach, pociągach i trolejbusach; obowiązkiem
zaś – zjawić się kilka razy do roku na parlamentarnej sali posiedzeń w stolicy
kraju, aby wziąć udział w tej czy innej dyskusji i głosowaniu. Deputowani nie
mieli żadnej realnej władzy, ponieważ wszystkim wówczas, w totalitarnej
przeszłości, podobnie jak teraz, w „demokratycznej” teraźniejszości, rządziły służby
specjalne]. Nie otrzymują też żadnych z tego powodu rent czy emerytur.
Na marginesie
warto zaznaczyć, że w Radzie Najwyższej ZSRR w tym czasie około połowy składu
osobowego stanowiły same znakomitości: wybitni poeci i pisarze, naukowcy,
kompozytorzy, architekci, duchowni chrześcijańscy, islamscy i buddyjscy, artyści
malarze, rzeźbiarze, medycy, nauczyciele akademiccy, wojskowi, piosenkarze,
sportowcy – osoby w różnym wieku, należący do kilkudziesięciu różnych
narodowości, posiadający imponujący potencjał i dorobek twórczy, nieskazitelną
i wyrafinowaną kulturę. Poszczęściło mi osobiście poznać i nieraz porozmawiać z
takimi luminarzami kultury powszechnej, jak Wasil Bykau, Czyngiz Ajtmatow, Ion
Druce, Jewgienij Jewtuszenko, Rasuł Gamzatow, Jakow Kanowicz, Oleś Honczar,
Borys Olejnik, Fazil Iskander, Justinas Martinkeviczius, Eduardas Mieżelaitis,
Wiktor Astafjew. Nie mniej inspirująca była wymiana zdań na różne tematy ze
sławami ze świata sztuki, takimi jak Zurab Cereteli, Eldar Szengełaja, Tichon
Chrennikow, Machmud Esambajew, Andrej Eszpaj, Michaił Sawicki, Rajmond Pauls,
Iosif Kobzon, nie mówiąc o znanych całemu cywilizowanemu światu uczonych i
inżynierach, jak laureaci nagrody Nobla Jaures Ałfierow i Andrej Sacharow,
sławne kosmonautki i nosicielki tytułu doktorów habilitowanych nauk
technicznych Walentyna Tiereszkowa i Swietłana Sawicka, konstruktor samolotów
Aleksiej Tupolew i Roald Sagdiejew, Michaił Bronstein i Witalij Ginzburg,
rektor Uniwersytetu Wileńskiego Jonas Kubilius i profesor Uniwersytetu
Moskiewskiego Jurij Afanasjew, Stanisław Szuszkiewicz i Wiktor Ambarcumian,
Siergiej Awierincew i Nikołaj Amosow czy Roj Miedwiediew. A także wielokrotny
szachowy mistrz świata Anatolij Karpow, wielokrotny mistrz świata w podnoszeniu
ciężarów i świetny mistrz pióra w jednej osobie Jurij Własow, marszałkowie
ZSRR, nosiciele tytułu Bohatera Związku Radzieckiego Iwan Kożedub, Siergiej
Achromiejew. [Ten drugi zresztą, wówczas szef Sztabu Generalnego Radzieckich
Sił Zbrojnych, osobowość pod każdym względem bez zarzutu, po bardzo
dramatycznym przemówieniu na zjeździe deputowanych ludowych, został nazajutrz
24 sierpnia 1991 roku znaleziony powieszonym w swym gabinecie służbowym w
Moskwie, jak mówiono wśród posłów, ze skrępowanymi do tyłu rękami, choć
oficjalnie prokuratura ogłosiła, że popełnił samobójstwo. Potem jacyś nieznani
sprawcy dwukrotnie po nocach rozkopywali jego grób i wyrzucali ciało
zasłużonego żołnierza z trumny. Widocznie zamierzał S. Achromiejew ratować swój
kraj przed zagładą i komuś bardzo silnemu mocno się przez to naraził. Komu –
niewiadomo, może temu samemu, któremu się później naraził polski wicepremier i
poseł Andrzej Lepper, także w Warszawie powieszony na sznurku w swym gabinecie
służbowym. I o którym Radio Polskie podało pośpiesznie, że się powiesił
dlatego, iż narobił długów i że miał syna alkoholika – oszczercza wersja
przygotowana zawczasu]. Niezwykle inteligentni byli m.in. słynni politycy Borys
Jelcyn, Michaił Gorbaczow, Algirdas Brazauskas, Jewgienij Primakow, Anatolij
Sobczak. Wszyscy oni dążyli do odgórnego demontażu ZSRR i parcelacji majątku narodowego
wśród „swoich”. Co też się dokonało. Warto może na marginesie zaznaczyć, iż
prócz ośmiu posłów ostatniej Rady Najwyższej ZSRR oficjalnie mających wpisaną
narodowość polską, byli wśród nich i „Rosjanie”, „Białorusini” czy „Ukraińcy” o
tak charakterystycznym brzmieniu nazwisk, jak Opaliński, Dobrowolski, Tymiński,
Sandurski, Jaroszyńska, Szczepanowski, Kaczałowski, Różycki itp...
* * *
Koncepcja
rozwiązania kwestii polskiej w ZSRR (wysunięta w 1989 roku) przez autora tych
słów polegała na 3-etapowym gambicie: a) stworzenie w składzie tego mocarstwa autonomicznej
Republiki Wschodniej Polski, złożonej ze wszystkich
ziem polskich zagarniętych przez Sowiety w 1939 roku; b) ściągnięcie do niej
Polaków z Syberii, Kazachstanu i innych regionów; c) ogłoszenie niepodległości
tejże republiki. (Było to możliwe wyłącznie w okresie odgórnego demontażu ZSRR
przez ekipę M.Gorbaczowa, czyli w latach 1990-91). Dotarłem z tą koncepcją osobiście
nie tylko do M.Gorbaczowa, B. Jelcyna, A. Sacharowa, ale i do R. Nixona, M.
Dukakisa, do Kongresu USA (Dingell, Konjorski). KGB ZSRR natychmiast zresztą
zdemaskował tę „prowokację polskich
faszystów”, a jej zwalczaniem i dyskredytacją w Polsce, jako rzekomej
„prowokacji Moskwy” (!), zajęła się właśnie moskiewska agentura (około 24
tysięcy osób, nie licząc jawnych najemników Moskwy w postaci funkcjonariuszy
WSI, w tym 3 tysiące sowieckich agentów przebranych za księży i biskupów, m.in.
na KUL-u) w całej Polsce.
Nikczemnym
sykofantom, którzy dziś nazywają mnie złośliwie „sowieckim deputowanym” [byłem
jednym z ośmiu Polaków w ostatnim i jedynym demokratycznie wybranym parlamencie
ZSRR: 2 – z Litwy, 3 – z Białorusi, 1 – z Estonii, 2 – z Ukrainy] odpowiadam:
wówczas, gdy wy (jeszcze w 1989 i 1990 roku!) w Warszawie uniżenie całowaliście
„gdzieś” sowieckiego ambasadora i sprzedawaliście Polskę Moskwie, Jan
Ciechanowicz w sercu supermocarstwa nazwanego przez R. Reagana „imperium zła”
[„przyganiał kocioł garnkowi, że czarny,
a san kopci!”] walczył o sprawę polską, domagał się przeprosin i
rekompensaty dla Polski za zbrodnię katyńską, za grabież polskiego terytorium i
majątku narodowego, postulował powrót rodaków z Syberii, spod bieguna
północnego i z pustyń Kazachstanu na byłe tereny Polski Wschodniej. Wówczas to
jeszcze wasz potworkowaty premier i głupiuteńki prezydent expressis verbis domagali się od nas, abyśmy byli „dobrymi obywatelami waszej radzieckiej ojczyzny”.
* * *
Jan Ciechanowicz
został w końcu wygryziony nawet ze Związku Polaków na Litwie, który, jak się
okazało, współtworzył po prostu dla przefarbowanych lisów partyjnej
nomenklatury, oficerów sowieckiej milicji i bezpieki, czyli chciwych
kołchoźników, którzy „poczuli się Polakami”, dopiero gdy z Polski popłynął szeroki
strumień pomocy finansowej, a na założycielskie spotkanie ZPL (1988) nawet nie
przyszli, choć zostali na nie zaproszeni jako prominenci ówczesnych władz
komunistycznych na Litwie.
Prawie wszyscy
polscy „działacze” w Wilnie w 1990 roku nałożyli do portek i rzucili się, „jak
jedna szmata”, w kierunku mianowanego „ojca narodu litewskiego”, a gdy
dobiegli, przez dłuższy czas przepychali się i bili o pierwszeństwo pocałowania
go w dupę; prześcigało się zaś z nimi w tym haniebnym procederze
warszawsko-gdańsko-lubelsko-krakowskie ścierwo prasowe, „pachołki żydowskie”, na
czele z konfidentami „Gazety Wyborczej”, „Gazety
Polskiej” i „Tygodnika Powszechnego”
w rodzaju patentowanego imbecyla Grzegorza Kostrzewy-Zorbasa, konsula RP w
Wilnie Mariusza (Mojszy) Maszkiewicza, Adama Hlebowicza, Wojciecha Maziarskiego
itp. zer]. Warto też zastanowić się nad tym, czy było sprawą przypadku, czy
raczej skutkiem knowań warszawskiej i litewskiej bezpieki intryganckie
wygryzienie z gremiów kierowniczych Polonii litewskiej jedynych obdarzonych
talentem, wiedzą i doświadczeniem politycznym działaczy, jak Anicet Brodawski,
Ryszard Maciejkianiec, Jan Sienkiewicz, Henryk Mażul i usadowienie tam jawnych
agentów, sprzedawczyków i zaślepionych miłością własną „charyzmatycznych”
ciemniaków i pospolitych złodziei wyspecjalizowanych w wyłudzaniu z Polski
pieniędzy, a potrafiących – mówiąc językiem Ziuka – tylko „kury szczać wodzić”...
Poszukując pracy
(byle jakiej), wstąpiłem do dokładnie 56 polskich organizacji i instytucji w
Wilnie w roku 1992, lecz zawsze dostawałem „ot worot poworot”. Z trudem
wiązaliśmy koniec z końcem, sprzedając najcenniejsze książki z biblioteki
rodzinnej, dostając skromne honoraria z USA od redaktorów Chapinskiego, Jakubowskiego,
Urbaniaka (któremu agenci UOP w 1992 roku spalili gmach redakcyjny tygodnika „Biały Orzeł” w Ware), Zielińskiego,
Czerwińskiego, którzy publikowali moje artykuły na łamach swoich periodyków
polonijnych. Postanowiliśmy też z żoną sprzedać obrączki, gdyż nie było chleba
dla dziecka. Wbijając mi nóż w plecy ropuchowata „elita” ZPL, złożona z sekretarzy
KPZR i tajnych współpracowników KGB, chciała w ten sposób wybielić własne
buraczkowe oblicze, i wykazać się lojalnością wobec landsbergisowskiej i
michnikowskiej bezpieki. Potem rozgłaszali, że Ciechanowicz rzekomo narobił
bigosu na Litwie, a sam „uciekł” do Polski, oni zaś, biedacy, pozostali „na
posterunku” – z nakradzionymi milionami i przy korycie pełnym forsy płynącej
obficie z Warszawy do ich bezdennych kieszeni.
Warto dodać, że przez
nie lada szykany ze strony tego bydła musiał przejść także „autonomista” Anicet
Brodawski, człowiek absolutnie prawy i rzetelny, którego przed polskimi
siepaczami pułkownika milicji Popławskiego w 1991 roku ukrywali w swych
mieszkaniach przez kilka miesięcy... Litwini! Trudno o równie podłą
niegodziwość i serwilizm. Ale „Polak potrafi” wbijać nóż w plecy.
Nawiasem mówiąc,
gdyby wileńskim Polakom przed 25 laty noża w plecy nie wbito, gdyby utworzona w
1990 roku przez Brodawskiego i Wysockiego autonomia polska w Litwie nie została
przez Warszawę napiętnowana, gdyby służby specjalne RP, prezydent Wałęsa,
ambasador Widacki, minister Geremek, redaktor Michnik, konsul Maszkiewicz nie
wzięli czynnego udziału w jej likwidacji (władze litewskie nadały wszystkim tym
panom za to ordery) – to dziś w stosunkach polsko-litewskich nie byłoby
prawdopodobnie żadnych zgrzytów. Zresztą nie była to żadna „inicjatywa Moskwy”,
jak dotychczas uparcie bębnią prasowi i naukowi durnie w Polsce, lecz właśnie
inicjatywa czysto lokalna, polsko-wileńska. Na marginesie warto się zastanowić
nad poziomem warszawskiej kadry dyplomatycznej, sformowanej ongiś przez
antypolską Unię Wolności i do dziś w niezmienionej postaci czynnej: konsul
Maszkiewicz w pijanym stanie urządził bijatykę w Mińsku, sprawę wyciszono i
zatuszowano tylko dzięki powściągliwości władz Białorusi. Innym razem pan
konsul rozrabiał po pijaku w Wilnie, a Litwini tak nabuzowali mu mordę, że
długo leczył się w szpitalu. Został odwołany do Warszawy i niebawem „ukarany”...
mianowaniem na posadę ambasadora RP w Gruzji!...
* * *
Agenturalne media w
Polsce i Litwie oraz ich odmóżdżona klientela dotychczas trelą o tym, że jakoby
Jan Ciechanowicz i duża część innych Polaków wileńskich w 1990 roku występowali
przeciwko niepodległości Litwy. To też jest cyniczne kłamstwo, mogące jednak
stać się „prawdą” w rozcieńczonych wódką móżdżkach durnego ciemnogrodu na
skutek notorycznego powtarzania. Otóż faktem jest, że jeszcze w czasach sowieckich
Ciechanowicz łatwo znajdował wspólny język z inteligencją litewską, z
litewskimi działaczami niepodległościowymi i od początku wspierał ich dążenia;
nigdy też nie powiedział ani słowa przeciwko suwerennym prawom tego narodu. (Naraził
się Litwinom dopiero wówczas, gdy wystąpił w obronie praw ludności polskiej na
tamtym terenie). Gdyby istotnie był „wrogiem Litwy”, jak to wmawiają prowokatorzy,
spotkałby go widocznie los Stanisława Mickiewicza, żydowskiego dyrektora Radia „Tarybine Lietuva” (Sowiecka Litwa), którego Litwini wpakowali do więzienia i którego
los jest dziś nieznany. (Nawiasem mówiąc Ciechanowicz, wbrew temu, co pisują
denuncjanci, nigdy na falach tego radia nie gościł). – Niechby naczelny „Gazety Wyborczej” zaprzestał wreszcie
polewania pomyjami Polaków wileńskich, a zainteresował się losem swego rodaka
Stanisława Mickiewicza; byłoby to zajęcie z pewnością sensowne i szlachetne.
* * *
Związek Polaków na
Litwie powstał jako autentyczna oddolna inicjatywa patriotyczna tamtejszej
Polonii, ale został z czasem opanowany przez agenturę bezpieki i przekształcony
w ciepłą synekurę dla byłych sekretarzy KPZR, przewodniczących sowieckich
kołchozów, tajnych współpracowników KGB ZSRR i innych „patriotów własnej
kieszeni”, dbających tylko o swe stołki i po mistrzowsku wyciągających z RP
grubą forsę (poproszajki!), czyli osób dla których sprawa polska faktycznie nie
istnieje, i które nie posiadają ani zdolności do konceptualnego myślenia, ani
umiejętności konstruktywnego załatwiania ze stroną litewską tak np. banalnych
spraw, jak pisownia nazwisk, dwujęzyczne nazwy ulic czy funkcjonowanie szkół
polskich na Litwie, których liczba w ostatnich 25 „demokratycznych” latach
skurczyła się z ponad 250 do 55. Wciągają oni do tego lokalnego i drobnego
konfliktu Państwo Polskie, gdyż sami nic nie potrafią, a w tym czasie
zapomniana społeczność Polaków na tamtym terenie degraduje i wymiera na skutek
alkoholizmu i marginalizacji socjalnej, która wszelako jest skutkiem nie dyskryminacji
ze strony rządu litewskiego, a rezultatem kompletnej bezradności i obojętności
na sprawy zwykłych ludzi tamtejszych polskich – pożal się Boże! – „liderów”. Umieralność
na alkoholizm (skutek rozpaczy egzystencjalnej) wśród wileńskiej populacji
polskiej jest sześciokrotnie wyższa niż wśród populacji litewskiej. Kilku wileńskich
„liderów”, byłych posłów na sejm Litwy, – jak informowała ongiś „Nasza Gazeta” – zbiło nawet pokaźne
fortuny na imporcie z Niemiec do Wileńszczyzny toksycznego spirytusu
technicznego i produkcji z niego rzekomych „gatunkowych wódek” (metodą
mieszania tegoż spirytusu z wodą i kolorowymi lakami oraz innymi syntetycznymi
barwnikami), którymi przez szereg lat truli rodaków. – Takich to „działaczy”
wylansowało warszawskie postkomunistyczne gestapo. Funkcjonariusze MSZ zresztą
nieraz otwarcie, na łamach „Gazety
Wyborczej”, czy „Rzeczypospolitej”,
deklarowali ustami konsula RP w Wilnie M. Maszkiewicza (syna sowieckiego Żyda, oficera
NKWD!), patentowanego durnia i pedała Grzegorza Kostrzewy – Zorbasa (niedawno
„doradził” pierwszej damie Polski, aby przyjęła na specjalnej audiencji matkę
jednego z dwóch skazanych na śmierć rosyjskich terrorystów, Konowałowa, który
zamordował w mińskim metrze 15,
a okaleczył około 220 osób – trudno o większą hańbę,
nikt w Europie nie zamanifestował aż tak piramidalnego upodlenia i tak
straszliwej głupoty!): „złożymy w ofierze
Polaków wileńskich w imię dobrych
stosunków z Litwinami”. I przez ćwierć wieku „składali”. Składają zresztą
dotychczas.
[Niektórzy „nasi”
politycy sprzedają Polskę za znacznie niższą cenę niż ona jest warta: za
kieliszek wybornej litewskiej wódki, za kęs takiejże kiełbasy, za darmowy pobyt
i takąż kurwę w hotelu, za błyszczącą blaszkę przypiętą do piersi. W ten dość
prosty sposób działacze litewscy bez trudu korumpują polskich, rosyjskich,
białoruskich (ale już nie zachodnich!) dziennikarzy, intelektualistów,
polityków, funkcjonariuszy państwowych, księży, choć sami, posiadając świetne
walory charakterologiczne i przygotowanie merytoryczne są absolutnie
nieprzekupni i zawsze myślą w kategoriach Państwa i Narodu Litewskiego]. Za
takie deklaracje w szanujących się państwach stawia się odnośne osoby za zdradę
stanu przed plutonami egzekucyjnymi, a co najmniej ogłasza się za osoby bez
czci i wiary. U nas chodzą w glorii „autorytetów”, piastują najbardziej ważne i
intratne urzędy państwowe, notorycznie i codziennie pieprzą bzdury w telewizji!
Co by to było, gdyby któryś z izraelskich polityków rzekł, iż złoży w ofierze
Żydów Jordanii w imię dobrych stosunków z Palestyńczykami!? Nikt nie szanuje
tych, którzy sami siebie nie szanują. Jeśli w samej Polsce seryjnie, z
paranoicznym uporem w wydawnictwach państwowych (?) i „katolickich” („Więź”, „Znak”) ukazują się podłe
antypolskie elaboraty, jak możemy się oburzać, że, za przeproszeniem, „Litwini
nas nie lubią”?... Nas „lubią” tylko ci, którzy się z nami nie zetknęli.
* * *
Diaspora żydowska
każdego roku wpompowuje do Izraela dziesiątki miliardów dolarów, przy czym
datki na historyczną ojczyznę składają także niezamożni członkowie wspólnoty
narodowej. Żydowskie lobby w USA, Kanadzie, Rosji, Zjednoczonym Królestwie i
innych krajach wymusza dodatkowo na odnośnych rządach dalsze wielomiliardowe
injekcje na finansowanie m.in. armii izraelskiej (trzeciej potęgi militarnej
świata po USA i Rosji, jeśli idzie o potencjał nuklearny!) i gospodarki tego
kraju. Polska zaś diaspora wschodnia, jak i zachodnia, wyspecjalizowała się w
sztuce zręcznego wyzyskiwania swej historycznej ojczyzny, wyciągania z niej
olbrzymich środków finansowych rzekomo na utrzymanie polskości. „Działacze” (bardziej
właściwe byłoby miano „krętacze”) polonijni ze Wschodu potrafią pojechać np. do
Londynu, Warszawy czy Nowego Jorku i pokazywać tam zdjęcia z powojennego 1951
roku, mówiąc: „Polskie dzieci na Litwie nie mają butów i chodzą do szkoły
bose!”... Taki chwyt marketingowy z reguły skutkuje i spryciarz lub spryciarka
wraca do domu z pokaźną sumą pieniędzy, które oczywiście nigdy nie docierają do
naprawdę potrzebujących, lecz osiadają na kontach bankowych prosperujących
kombinatorów. Wileńskie „żuliki” osiągnęli szczyty perfekcji w wyciąganiu
grosza z Polski, potrafią np. zaplanować kilkodniowy bal, (na którym do
upadłego hulają cudzym kosztem byli funkcjonariusze sowieckiego aparatu
przemocy, prezesi kołchozów, sekretarze KPZR i ich „przyjaciółki”) jako „europejski
projekt integracyjny” i wyciągnąć na tę imprezkę pieniądze z Senatu RP. Zręcznie
też udają ludzi „biednych”, „prześladowanych”, niemal męczenników sprawy
narodowej i... każą sobie za swój rzekomy patriotyzm słono płacić. (Jeśli są
tak patriotyczni, to dlaczego nie chcą utrzymać we własnym zakresie choćby
jednego periodyku, a za wszystko musi płacić podatnik krajowy? Przecież w
Wilnie mieszka kilkaset dolarowych milionerów polskich!) A jak podleją swe
kłamstwa sosem religijnym, jak się powołają na rany Matki Boskiej
Ostrobramskiej i przekażą rodakom od Niej pozdrowienia, jak to puszczając
perskie oko szepną, iż są szczęśliwi, że wreszcie przyjechali do państwa
„prawdziwie europejskiego”, to zaraz i uzbierają na nowy „BMW” czy „Mercedes”.
Dla siebie, nie dla „bosych polskich dzieci”.
Nauczyli się też,
biorąc przykład z siedmiu tysięcy złodziejsko-kombinatorskich fundacji
krajowych, których jedyną funkcją jest tuczenie swych leniwych „działaczy”,
sprytnie zakładać rozmaite stowarzyszenia (koniecznie imienia jakichś świętych,
jak św. Zyta, św. Kazimierz, św. Jan Paweł II, czy królów – Batorego i in.; co
za kundli spryt!) „pozarządowe”, ale dostające olbrzymie dotacje właśnie od
władz RP! I prosperują z tego! A jak chcą na darmochę polecieć np. do Brazylii
czy na Cypr, to ogłaszają, że owa seksualna wycieczka jest „pielgrzymką” i
zaraz mają finanse z Senatu RP na ten jakże „zbożny” cel! Postępują wedle
„zasady Okińczyca: „Jak chcą, żebyśmy byli Polakami, niechaj płacą!”... Boże,
ty widzisz cynizm tych chamów i nie grzmisz!...
W ten sposób na
Wschodzie ukształtowała się wielotysięczna rzesza pasożytniczych darmozjadów,
sprytnie okradających skarb Państwa Polskiego metodą wymuszania m.in.
rozmaitych grantów i datków na kraju, w którym brak pieniędzy na stypendia dla
studentów, na szklankę mleka w szkole dla naprawdę biednych dzieci, na budowę
dróg i wałów przeciwpowodziowych, a nawet na zakup kilku nowoczesnych samolotów
dla najwyższych władz państwowych. Wyciągać w tej sytuacji pieniądze z Polski potrafią
tylko zdeklarowane kanalie. Multum zaś wybudowanych na Wschodzie ogromnym
wysiłkiem Państwa Polskiego tzw. „polskich domów” i szkół już teraz służy
dalece nie tylko społecznościom polonijnym, za kilkanaście lat zostanie
przejęte za darmo przez odnośne kraje ościenne.
To też stanowi
jedną z oznak kompletnej klapy tzw. „polskiej polityki wschodniej”. Ukryć tej
klęski nie potrafi nawet chorobliwie agresywna, prowokatorska, perfidna,
„wielkopańska” polityka RP w stosunku do Białorusi i do spływającej krwią
Ukrainy, która to „polityka”, wspomagająca finansowo i propagandowo rosyjską
agenturę na Białorusi (maskowaną pod „obrońców praw człowieka”), ostatecznie
wpędziła ten kraj w żelazny uścisk Polarnego Niedźwiedzia, a Ukrainę pogrążyła
w krwawej, bratobójczej wojnie domowej. Zresztą Litwini, a chyba nie tylko oni,
bardzo uważnie obserwujący to, co się dzieje w ich sąsiedztwie, w naturalny
sposób wnioskują z awantur warszawskiego MSZ w Mińsku i Kijowie, że Warszawa w
określonych warunkach może być skłonna do wykorzystywania Polonii jako
dywersyjnej „piątej kolumny”, służącej do destabilizacji ładu prawnego w kraju
zamieszkania i do zmuszania odnośnych rządów do „demokratycznych reform”, czyli
do przekazania majątku narodowego w ręce żydowskich oligarchów i globalnej
mafii, wprowadzenia ustawodawstwa antynarodowego itp. Stąd m.in. głęboka nieufność
władz (i nie tylko władz) Litwy, Białorusi i Ukrainy do swej mniejszości
polskiej, jak też w ogóle do Polaków.
Dr Jan
Ciechanowicz, 2015
ANEKS II. O AUTORZE
Dr Ciechanowicz Jan
Ur. 02.07.1946, m.
Worniany powiatu wileńsko-trockiego (po II wojnie światowej – ostrowieckiego)
na Wileńszczyźnie; badania w zakresie nauk humanistycznych: historia,
filozofia, filologia germańska, socjologia, relogioznawstwo, etyka,
politologia, historia idei.
Studia: Miński Państwowy Instytut Języków Obcych
(1971); Społeczny Uniwersytet Nauk Politycznych (Wilno 1973); doktorat z zakresu najnowszej filozofii
niemieckiej „Człowiek i kultura w
filozofii Theodora Wiesengrunda Adorno”:
Instytut Filozofii i Prawa Akademii Nauk Białorusi w Mińsku (1983).
Wiedza języków: angielski, białoruski, litewski, niemiecki,
polski, rosyjski, ukraiński i in.
Praca: tłumacz-referent w Instytucie Filozofii i
Prawa AN Białorusi w Mińsku (1969); tłumacz w Naukowo-Metodycznej Bibliotece
Kultury Fizycznej i Sportu w Mińsku (1970); nauczyciel języka niemieckiego w
Mejszagolskiej i Duksztańskiej polskich szkołach średnich rejonu wileńskiego
(1970-1975); korespondent dziennika „Czerwony
Sztandar” w Wilnie (1975-1983); wykładowca filozofii, etyki i
religioznawstwa w Wileńskim Państwowym Instytucie Pedagogicznym (pół etatu 1975-1983);
wykładowca filozofii w Wileńskim Państwowym Uniwersytecie (pół etatu 1975-1976);
docent w Litewskiej Filii Moskiewskiej Akademii Nauk Społecznych w Wilnie (1983-1986);
docent Katedry Filozofii Wileńskiego Państwowego Instytutu Pedagogicznego (1986-1991);
nauczyciel języka niemieckiego w Szkole Średniej imienia Mścisława
Dobużyńskiego w Wilnie (pół etatu 1992); lektor języka niemieckiego,
rosyjskiego i litewskiego w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Bydgoszczy (1993-1994);
starszy wykładowca Instytutu Filologii Germańskiej Uniwersytetu Rzeszowskiego
(wykłady i zajęcia praktyczne z zakresu filozofii, etyki, historii filozofii
niemieckiej, filozofii kultury, leksykologii języka niemieckiego; wypromowanie
78 prac magisterskich; 1994-2013); nauczyciel języka niemieckiego w Zespole
Szkół imienia króla Władysława Jagiełły w Niechobrzu koło Rzeszowa (2000-2008);
wykładowca języka niemieckiego w Zespole Kolegiów Nauczycielskich w Tarnobrzegu
(pół etatu 2001-2011); wykładowca etyki biznesu w Wyższej Szkole Biznesu w
Sanoku (pół etatu 2005-2006).
Publikacje: ponad 1200 artykułów naukowych, publicystycznych
i popularnonaukowych w periodykach ukazujących się w Polsce oraz w (przeważnie
polonijnych) pismach na Litwie, Białorusi, Ukrainie, Kanadzie, Francji, USA,
Niemczech, Australii, Rosji w języku angielskim, białoruskim, litewskim,
niemieckim, polskim, rosyjskim.
Książki i skrypty dra Jana Ciechanowicza opublikowane w okresie 1978-2018
1.
K voprosu o
kritike filosofsko-metodologičeskich osnov kulturno-estetičeskoj koncepcii
Theodora Wiesengrunda Adorno (skrypt). 24 s. Perm, Isdatelstvo Permskogo Universiteta 1978.
2.
Problema čeloveka
v filosofii Theodora Wiesengrunda Adorno i Herberta Marcuse (skrypt). 24 s. Perm, Isdatelstvo Permskogo Universiteta 1978.
3.
Mirovozzrenie
Theodora Wiesengrunda Adorno: čelovek i
kultura (skrypt). 16 s. Vilnius, Leidykla „Mokslas
ir Technika” 1982.
4.
Borba za mir i sovremennyj
katolicizm (skrypt). 22 s. Minsk, Isdatelstvo
„Znanije” 1985.
5.
Vatikanas laisvinasi nuo „išsivadavimo teologijos” (skrypt). 24 s. Vilnius, Leidykla „Żinija” 1985.
6.
W kręgu
postępowych tradycji. 150 s. Kaunas, Leidykla „Šviesa” 1987.
7.
Na wileńskiej
Rossie (wspólnie z B.& M. Kosman). 184 s. Poznań, Krajowa Agencja
Wydawnicza 1990.
8.
Na wschód od Bugu.
120
s. Wilno – Chicago, Panorama Publishing 1990.
9.
Trzynastu sprawiedliwych. 221 s. Wilno, Polskie
Wydawnictwo w Wilnie 1993.
10.
Droga geniusza (O
Adamie Mickiewiczu). 157 s. Wilno, Wydawnictwo Znicz, 1995; (wydanie
drugie: 131 s. Wrocław, Wydawnictwo Nortom. 1998).
11.
Pod skrzydłami
porannej zorzy. 176 s. Rzeszów, Wydawnictwo Oświatowe FOSZE 1996.
12.
Twórcy cudzego
światła. 401 s. Toronto – Wilno, Polski Fundusz Wydawniczy w Kanadzie 1996.
13.
Na styku
cywilizacji. 541 s. Wilno – Rzeszów, Wydawnictwo Naukowo-Literackie Znicz & Wydawnictwo
Oświatowe FOSZE 1997.
14.
W bezkresach
Eurazji. 371 s. Rzeszów, Wydawnictwo Wyższej Szkoły Pedagogicznej 1997.
15. Minima. Aphorismen.
61 s. Berlin, Mordelius Press 1997.
16.
Filozofia kosmizmu.
(vol.
1-3, 280 s. + 303 s. + 370 s.). Rzeszów, Wydawnictwo Oświatowe FOSZE 1999.
17.
Z rodu polskiego (vol. 1-2, 294 s.
+ 288 s.), Rzeszów, Wydawnictwo Wyższej Szkoły Pedagogicznej 1999.
18.
Rody rycerskie
Wielkiego Księstwa Litewskiego (vol. 1-6, 368 s. + 480 s. + 548 s. + 610 s. + 598
s. + 490 s.). Rzeszów – Wilno, Wydawnictwo Oświatowe FOSZE & Wydawnictwo Naukowo
– Literackie Znicz 2001-2006.
19.
Syjon, Olimp i
Golgota. 355 s. Molodečno, Isdatelstvo Pobeda 2001.
20.
Myśl i czyn. 320 s. Molodečno, Isdatelstvo
Pobeda 2001.
21.
Sprichwort, Wahrwort. Kleines
deutsch-polnisches Spruch-und Sprichwörterbuch. 114 s. Tarnobrzeg,
Wydawnictwo Kolegium Nauczycielskiego 2002.
22.
Gońcy Ikara. Osoby
pochodzące z Litwy i Polski w dziejach lotnictwa i kosmonautyki światowej. 320 s. Molodečno, Isdatelstvo
Pobeda 2002.
23.
Zdobywca Azji. Mikołaj
Przewalski. 315 s. Molodečno, Isdatelstvo Pobeda 2002.
24.
Etyka czterech umiejętności.
232
s. Molodečno, Isdatelstvo Pobeda, 2002; (2. edition 280 p. New York 2009;
3.Edition Siemianowice Śląskie 2014).
25.
Weisheit der Bibel. Wörterbuch der biblischen Aphorismen.
154
s. Rzeszów, Wydawnictwo Uniwersytetu Rzeszowskiego 2002.
26.
Musica peregrina. Artyści
pochodzący z Litwy i Polski w obcej sztuce muzycznej i teatralnej. 576 s. Molodečno, Isdatelstvo
Pobeda 2002.
27.
Ludzie wśród
gwiazd. Homo sapiens w perspektywie kosmologicznej. 371 s. Rzeszów, Wydawnictwo
Oświatowe FOSZE 2005.
28.
Dzieci żelaznego
wilka. 608 s. Rzeszów, Wydawnictwo Oświatowe FOSZE 2005.
29.
Spassvogel. Witze und Schwänke aus Gegenwart und Vergangenheit.
108
s. Tarnobrzeg, Wydawnictwo Zespołu
Kolegiów Nauczycielskich 2005.
30.
Lies und denk’! Ein Lesebuch für Freunde der deutschen
Sprache. 168 s. Rzeszów, Wydawnictwo Uniwersytetu Rzeszowskiego 2005.
31.
Witze und Scherze. Żarty i kawały w języku niemieckim. 132
s. Niechobrz, Wydawnictwo Zespołu Szkół im. króla Władysława Jagiełły 2006.
32.
Herbarz
polsko-rosyjski. Rody szlacheckie Imperium Rosyjskiego pochodzące z Polski. (vol. 1-2, 651 s.
+ 575 s.) Warszawa, Wydawnictwo Stowarzyszenia Dom Polski Sarmacja 2006.
33. Niemieckie idiomy, zwroty, porzekadła, skrzydlate
słowa, przysłowia. – Deutsche Idiome, Redewendungen, Sprüche, geflügelte Worte,
Sprichwörter. 602 s. (2. Edition, 408 s.).
New York, Polish Guide Publishing 2008.
34. Rozpacz a filozofia. Myśliciele Europy wobec Boga,
życia i śmierci. 528 s. New York, Polish Guide Publishing 2009.
35.
Etyka życia i
śmierci. 464 s. New York, Polish Guide Publishing 2009. (2.Edition
Siemianowice Śląskie 2014).
36.
Herbarz Polesia. 232 s. Boguchwała,
Wydawnictwo Duet 2009.
37.
Niemiecko-polski
słownik frazeologiczny. 380 s. Tarnobrzeg, Wydawnictwo Zespołu Kolegiów
Nauczycielskich 2009.
38.
Etyka wielkich
cywilizacji. 624 s. New York, Polish Guide Publishing 2010. (2. Edition Warszawa
Warszawa 2013; 3. Edition Siemianowice Śląskie 2014).
39.
Antropologia władzy. 200 s. Wilno, Wydawnictwo
Znicz 2010.
40.
Polonobolszewia. Siedmiu mędrców sowieckich czyli jak polska szlachta
komunizowała Rosję. 288 s. Boguchwała, Wydawnictwo Duet 2010; 2. Edition Warszawa
2015, 455 str.).
41.
Antysemityzm (analiza konfrontatywna)” 616
s. New York, Astra Publishing 2010; 2. Edition vol. 1-2. Warszawa 2015, 800
str.).
42.
Z dziejów kultury
W.
Ks. Litwy. 544 s. Siemianowice
Śląskie, Wyd. „Kolumb” 2012.
43.
Poczet profesorów
wileńskich. 476 s. Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb” 2012.
44.
Synowie księcia
Gedymina. 545 s. Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb” 2012.
45.
W królestwie
Uranii. Astronomowie i podróżnicy
pochodzący z Litwy i Polski. 414 s. Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb”
2012.
46.
Dobroczyńcy ludzkości. (Wybitni działacze medycyny pochodzący z
ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego i Polski w krajach obcych). (vol. 1-2,
462 s. + 456 s.). Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb” 2013.
47.
Geniusze wojny. (Wybitni teoretycy wojny i dowódcy wojskowi
polskiego pochodzenia w armiach obcych). (vol. 1-2, 387 s. + 300 s.).
Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb” 2013.
48.
Wysłannicy Słowa. (Poeci i pisarze polskiego pochodzenia w
kulturach obcych). (vol. 1-2, 500 s. + 488 s.). Siemianowice Śląskie, Wyd.
„Kolumb” 2013.
49.
Urok
prowincjonalizmu. (Z dziejów sztuk pięknych na
Kresach Wschodnich). 336 s. Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb”. 2013.
50.
Etiudy
etognomiczne. (wydanie drugie, poszerzone, vol. 1-3, 575 s. + 567 s. + 600 s.).
Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb”. 2013.
51.
Księga herbowa
Białej, Czarnej, Czerwonej i Zielonej Rusi, Inflant, Litwy, Moskwy, Polski,
Ukrainy i Żmudzi. 316 s. Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb” 2013; wydanie drugie
Warszawa 2015.
52.
W cieniu rajskich
jabłoni. Wybitni reprezentanci nauk
ścisłych i technicznych pochodzący z ziem dawnej Rzeczypospolitej w obcych
krajach. 398 str. Warszawa 2015.
53.
Klug durch Lesen. 183 str.
Warszawa 2015.
54.
Nauczyciele. Oblicza humanizmów. 328 str. Warszawa
2015.
55.
Niemiecko-polski
słownik frazeologiczno-paremiologiczny, 620 str. Warszawa 2015.
56.
Kosmofilozofia. 575 str. Warszawa
2015.
57.
Scorpionomachia. Polemiki o „kwestii polskiej” w Wilnie, 1985-2005,
2015” . 571
str. Warszawa 2015.
58.
58. Na łąkach
Stworzyciela. Ludzie wielkiej nauki. 300
str. Warszawa 2016.
59.
Reminiscencje. Aforyzmy. 100 str. Warszawa 2016.
60.
Ars longa. Artyści
plastycy na pograniczach kultur europejskich. Warszawa 2018.
61.
Słowiański
olbrzym. (Z dziejów narodu rosyjskiego). Warszawa 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz