sobota, 2 lutego 2019

SCORPIONOMACHIA cz. 7 - Polemiki o „kwestii polskiej” w Wilnie, 1978-2015 [MATERIAŁY PRASOWE]


* * *

ANEKS I. GAMBIT KRESOWY.
Publikacja: tygodnik „Tylko Polska” czerwiec 2015

Jan Ciechanowicz, był (razem z Henrykiem Mażulem i Janem Sienkiewiczem) inicjatorem założenia Związku Polaków na Litwie i, jako prodziekan Wydziału Języków Obcych Wileńskiego Instytutu Pedagogicznego, docent Katedry Filozofii tejże uczelni i publicysta o ukierunkowaniu polsko-narodowym na Litwie, zorganizował i prowadził w auli Instytutu pierwsze (1988), założycielskie zgromadzenie Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego Polaków na Litwie (później przemianowanego na ZPL), a potem założył w terenie kilkadziesiąt (37) lokalnych ogniw tejże organizacji. Był też wśród współzałożycieli Polskiego Uniwersytetu w Wilnie, Fundacji Kultury Polskiej na Litwie, innych organizacji polonijnych w tym kraju. Jest nauczycielem akademickim o 44-letnim stażu, autorem kilkudziesięciu książęk z zakresu germanistyki, historii, filozofii, etyki, genealogii, aforystyki oraz około 1200 artykułów naukowych i popularnonaukowych w języku angielskim, białoruskim, litewskim, niemieckim, polskim, rosyjskim, opublikowanych w kilkunastu krajach.

* * *

Tytułem wstępu warto zaznaczyć, że rzekoma „demokratyzacja” bloku wschodniego, czyli transformacja ustrojowa socjalizmu w kapitalizm, nie była zjawiskiem zdeterminowanym oddolnie przez jakiekolwiek ruchy wolnościowe. Stanowiła ona ciąg dalszy i przeprowadzony odgórnie przez sowiecką bezpiekę i jej prowokatorów (z inicatywy M6, CIA, George’a Sorosa et consortes) drugi etap rewolucji bolszewickiej. (Profesor Steven Cohen i wybitna obrończyni praw człowieka, zmarła w maju 2011 roku Jelena Boner niezależnie od siebie nazwali ten przekręt „rewolucją kryminalną”). Jej plan został opracowany i skutecznie zrealizowany przez złodziejską wierchuszkę komunistyczną ZSRR (przede wszystkim skrzydło liberalne Biura Politycznego KC KPZR, KGB, GRU) i młode, bezideowe pokolenie komsomolców) w porozumieniu z kapitałem oligarchicznym i służbami specjalnymi Zachodu, światem przestępczym, skorumpowanymi władcami krajów „demokracji ludowej,” jak też agenturalnymi bufonami pretendującymi do roli „autorytetów moralnych”. Zadbano też na drodze korupcji o życzliwość i „duchową opiekę” ze strony wszystkich konfesji. Postępowano wedle zasady: „Jeśli chcemy, by wszystko pozostało tak, jak jest, wszystko musi się zmienić” (Giuseppe Tomassi di Lampedusa).
W ten sposób zakończyła się wieloletnia szczurza rywalizacja między partiami komunistycznymi a bezpiekami i policjami komunistycznymi: kompletną klęską i likwidacją partii oraz absolutnym zwycięstwem „towarzyszy oficerów”, którzy powierzyli rzekomą „likwidację” (zmianę szyldu!) służb specjalnych zarówno na Litwie, jak i w Polsce tajnym współpracownikom („osobom zaufanym”) tychże służb! Komunistyczna bezpieka (pisałem w 1991 roku) zlikwidowała komunizm i partie komunistyczne,a jeśli kierownictwo tych ostatnich nie sprzeciwiało się (a się nie sprzeciwiało, zwabione perspektywą zawłaszczenia majątkiem narodowym pod sztandarem „reform” i „prywatyzacji”), proces przebiegał gładko. Jedynym drastycznym wyjątkiem stała się Rumunia, gdzie komunista-narodowiec Nicolae Ceausescu został razem z małżonką dosłownie „jak pies” zastrzelony z automatu przez pułkownika sowieckiego KGB, który zresztą po paru tygodniach również „jak pies” został w centrum Moskwy dopadnięty i zlikwidowany przez kilku nie pozbawionych honoru oficerów Securitate. Trochę „partyjnego sumienia” przez pewien czas zachowywało przywództwo NRD, ale i ono rychło zostało spacyfikowane przez wspólne wysiłki moskiewskiego KGB i CIA. Majstersztyk socjotechniki!
Przy okazji, np. w Polsce, stłamszono moralnie i zlikwidowano organizacyjnie autentyczną lewicę polityczną, stojącą na straży praw obywatelskich ludzi pracy, i zastąpiono ją pederastyczną pseudolewicą milionerów, nie mającą żadnego poparcia społecznego. Do podziału, czyli rozkradania, majątku narodowego zostali dopuszczeni tylko ci reprezentanci nomenklatury partyjnej, którzy jednocześnie byli tajnymi współpracownikami aparatu terroru państwowego. Co uczciwsze osoby ogłoszono za „komuchów”. Ale też „wyborczo”. Odtąd bandyci z bezpieki i milicji w krajach obozu postsowieckiego (z częściowym wyjątkiem Czech, Estonii, Białorusi, Kazachstanu i Węgier) rządzą się, jak im się żywnie podoba (schalten und walten nach Belieben!), kontrolują wszystkie partie, media, służby specjalne, a wojsko (jedyną siłę, która mogłaby powściągnąć ich zapędy) ogołocili, ośmieszyli i niemal zlikwidowali. Co wskazuje na olbrzymią siłę niszczycielską tej globalnej formacji wolnomularskiej, sterowanej z USA i UK.
Do demontażu ustroju socjalistycznego dążył już Ławrentij Beria, ale został zdemaskowany przez Chruszczowa i zastrzelony przez marszałka Żukowa. Sama idea jednak „nie umarła”, a decyzja o jej realizacji zapadła w 1975 roku w sztabie Jehudy Fajnsztejna, bardziej znanego pod pseudonimem politycznym jako Jurij Andropow, szef sowieckiego KGB. Do akcji szykowano się długo, świadomie zohydzając ustrój socjalistyczny jako z natury „nieefektywny”(a co z Chińską Republiką Ludową czy socjalistycznymi jakże skutecznym Wietnamem?), „niereformowalny” i „opresyjny”; podjęto szykany wobec tzw. dysydentów, ze sklepów poznikały niewiadomo dlaczego rozmaite towary i żywność, choć przedsiębiorstwa przemysłowe i rolnicze pracowały pełną parą, jeszcze w latach 1960-1969 zapewniając zaspokojenie normalnych potrzeb ludności. Od 1975 roku jednak w krajach, za przeproszeniem, „demokracji ludowej” zaczęło braknąć wszystkiego prócz przysłowiowego octu, zalegającego półki w sklepach spożywczych. Olbrzymia produkcja przemysłowa i rolnicza była przez nomenklaturę policyjno – wojskowo – partyjną zbywana za bezcen za granicą, a miliardy dolarów osiadały na kontach prywatnych tejże nomenklatury, która – jak się okazało już po „zmianach demokratycznych”– w międzyczasie zgromadziła miliony, kształciła swe dzieci w renomowanych zachodnich uniwersytetach, płacąc duże pieniądze, ukradzione własnym obywatelom, skazanym na picie wódki i popijanie jej octem. Wreszcie gdy „socjalizm” dostatecznie w oczach ludności zohydzono, założono fikcyjne organizacje „antykomunistyczne”, na których czele usadowiono agenturalną „rezerwę demokratyczną” i przystąpiono do realizacji „transformacji ustrojowej”.
Celem zaś tych zmian wcale nie było zdobycie wolności (chyba że chodziło o „wolność” bezrobocia) przez narody obozu socjalistycznego, lecz zalegalizowanie nielegalnie nabytych fortun nomenklatury komunistycznej, dalsza grabież majątku narodowego przez elementy kryptokryminalne oraz geopolityczna afrykanizacja, kolonizacja i marginalizacja świata wschodnioeuropejskiego, w szczególności słowiańskiego (m.in. „kowentryzacja” Jugosławii przez bombowce RFN, USA i UK, podział Czechosłowacji, utopienie we krwi Ukrainy, pełzające wyniszczanie Polski) przez finansowy imperializm anglosaski i niemiecki. Co też się stało. [Czy ktoś zwrócił uwagę na wiele mówiący „szczegół”, że wszyscy „nasi” kolejni prezydenci, premierzy, ministrowie gospodarki, „wybitni” specjaliści od usraelskiej dywersji ekonomicznej w rodzaju Balcerowicza czy Bieleckiego, i sprzedajni dziennikarze zawłaszczonych przez Niemcy mediów w Polsce przez ostatnie ćwierćwiecze notorycznie powtarzali mantrę, że „należy rozwijać w kraju mały i średni biznes, jako podstawę gospodarki narodowej”? A jednocześnie pod tę melodyjkę świadomie doprowadzano do upadku, ćwiartowano i likwidowano potężny przemysł wielki, olbrzymie zakłady m.in. zbrojeniowe, przetwórcze, motoryzacyjne, stoczniowe! Nie, nie w USA, W. Brytanii, Francji czy w Niemczech – w Polsce, Litwie, innych krajach Europy Wschodniej, ogłaszając w agresywnej propagandzie wspaniałe, nowoczesne przedsiębiorstwa za „monstra komunistyczne”! Ten przestępczy proceder, spychający narody krajów postkomunistycznych wprost do poziomu wspólnoty pierwotnej, wciąż trwa, a ten teren geopolityczny już stanowi kondominium niemiecko-amerykańskie, zagłębie taniej siły roboczej i śmietnik do utylizacji samochodów używanych. W państwach Zachodu zaś czy Azji nadal prosperują, rozwijają się i powstają olbrzymie „monstra kapitalistyczne”. Bo i czyż mogą „małe i średnie przedsiębiorstwa” produkować boeingi, mistrale, mercedesy, tomahawki, komputery, lotniskowce, drony i inne nowoczesne cacka, stanowiące podstawę potęgi gospodarczej i militarnej, umożliwiającej z kolei kolonizowanie i „hybrydowy podbój” ludów bardziej „prymitywnych” i „niewolniczych” (the Slaves, die S(k)laven), takich jak Polacy, Ukraińcy, Białorusini, Rosjanie, podatnych na manipulację, gdyż nie posiadających rodzimych elit narodowych? Minimalistyczną filozofię gospodarki państwa imperialistyczne zawsze serwowały dla swych afrykańskich kolonii, obecnie zaś narzuciły ją przez żydoamerykańskich „ekspertów” także krajom wschodnioeuropejskim, które słono płaciły i płacą tym, którzy ich uczą, jak popełnić na samych sobie gospodarcze harakiri].
Na ruinach obozu socjalistycznego powstało kilkanaście sprzedajnych, kompradorskich, kleptokratycznych [i co najważniejsze z geopolitycznego punktu widzenia naszych nowych panów – rusofobicznych] reżimów złodziejsko – bandycko – policyjnych, stojących na straży interesów Niemiec, USraela i Albionu, i bez skrupułów grabiących własnych obywateli. (Tylko na terenie byłego ZSRR pederastyczni panowie demokraci, jako kryminaliści dużego formatu, spowodowali „wyparowanie” z kont obywateli około 670 miliardów USD oszczędności, które szczęśliwie wylądowały na kontach Berezowskiego, Połońskiego, Wekselberga, Usmanowa, Gusinskiego, Chodorowskiego, Poroszenki, Kołomyjskiego, Taruty i innych przestępców, bez wyjątku należących do rodzin od trzech pokoleń bezpieczniackich!). Na skutek tej „transformacji” władzę formalnie przejęła kieszonkowa „rezerwa demokratyczna”, wyselekcjonowana i wyhodowana przez komunistyczną bezpiekę, od dawna zresztą sterowaną przez obce ośrodki, a dziesiątki milionów zwykłych (i niezwykłych) ludzi stało się pozbawionymi pracy, a więc środków do życia i jakichkolwiek perspektyw życiowych, a nawet samej nadziei, bezrobotnymi i bezdomnymi.
Na drugim zaś biegunie zjawiła się względnie nieliczna grupa świeżo upieczonych multimilionerów o łatwo rozpoznawalnym rodowodzie, dziś zmuszająca swe ofiary do świętowania rocznic przeprowadzenia owego perfidnego przekrętu. Szczególnie wiele na rujnującym oszustwie rzekomej „demokratyzacji” zyskali autorzy tego tricku, czyli oficerowie, generałowie i denuncjanci komunistycznych organów terroru państwowego, jak też członkowie cywilnej nomenklatury sowieckiej, którzy podzielili się wielomiliardowym dorobkiem znojnej pracy kilku pokoleń robotników i chłopów, stali się „nową arystokracją” (faktycznie kleptokracją!) i usiłują przekazać nagrabione majątki swemu potomstwu. Dziś ich zdobyczy i dominującej pozycji broni cała armia speców od propagandy i tumanienia ludzi oraz mnóstwo rozbuchanych służb tajnych. [Dokładnie tak chwalili się ongiś swym „bohaterstwem i zasługami” z okazji ich rocznic komunistyczni bandyci, czyli ojcowie obecnych władców Europy Wschodniej]. Kto do dziś nie zrozumiał istoty owego gigantycznego oszustwa, niech najlepiej nie zabiera głosu w tym temacie. [Pisałem o tych sprawach jeszcze w 1990 roku i dlatego zostałem na ćwierć wieku „odizolowany”]. Jeśli ktoś mniema, że tzw. „problemy” (identyczne w Polsce, Rosji, Litwie, Białorusi, Czechach itd.) ze służbą zdrowia, straszliwą demoralizacją młodzieży, na gwałt seksualizowanym szkolnictwem, rujnowaną oświatą, nauką, zatrudnieniem są wynikiem zwykłej nieporadności władz, ten się bardzo mocno myli. Te problemy to skutek celowej strategii tzw. Zachodu, mającej na celu wyniszczenie większości tych narodów, a ich resztek przekształcenie w niewolników z zastosowaniem tym razem nie militarnych, lecz ekonomicznych metod, realizowanych przez najemną agenturę w postaci „demokratycznie obranych władz”, którym w tym niszczycielskim dziele skutecznie „doradzają” – i to za olbrzymie pieniądze! – „eksperci” talmudyczni z USA czy Wielkiej Brytanii. Szczególnie wyraziście ten przestępczy, śmiercionośny proceder uwidacznia się dziś na terenie Ukrainy.
***
Gazeta Wyborcza”, „Tygodnik Powszechny”, „Rzeczpospolita”, „Cazeta Polska”, „Nie”, inne antypolskie „organa” przez wiele lat nagłaśniały dywersyjną, doktrynę o „skomunizowanych” Polakach na Litwie. (Tzw. „demokraci” nie wiedzieli, co począć z patriotyzmem części Kresowiaków, więc „etos solidarności” podpowiedział im „genialne” pod względem nikczemności rozwiązanie: ogłosić rodaków za „promoskiewskich komunistów” i tak pozbyć się kłopotu). Po co jednak szukać „skomunizowanych Polaków” aż na Wileńszczyźnie? Tam oni byli też, i owszem. Ale przecież w samej RP do dziś żyje około trzech milionów byłych członków PZPR oraz – według danych IPN – kilka dalszych milionów (!) konfidentów SB PRL, zajmujących wszystkie ważne stanowiska we wszystkich sferach życia społecznego, stojących na czele wszystkich partii i ugrupowań politycznych, a wśród nich był jeden z autorów kłamliwego propagandowego sloganu o „promoskiewskich” Polakach w Wilnie, komunistyczny profesor historii, sekretarz podstawowej organizacji partyjnej Uniwersytetu Warszawskiego, konfident SB donoszący na swych rodaków z Żydowskiego Instytutu Historycznego Bronisław Geremek. To on wespół z Adamem Michnikiem, pochodzącym z rodziny bolszewickich bandytów, przez wiele lat robił „naiwnym” Polakom z mózgu zupełnie inną substancję, tysiące razy powielając kłamstwa o Polakach na Ziemiach Zabranych. Za tymi dwoma goliatami kłamstwa ujadała liczna sfora pomniejszych agenturalnych szczekaczek oraz dyplomowanych durniów, czyli rzekomych „znawców tematu”, niekiedy przebranych dla kamuflażu w sutanny.
Ci „ludzie sprzedajnego pióra” szelmowali i piętnowali patriotycznych „Polaków wyklętych” z Wileńszczyzny, a wynosili na piedestał osoby reprezentujące otwarcie lub skrycie antypolski punkt widzenia, jak Tomas Venclova, Vytatutas Landsbergis, Virgilijus Czepaitis. Oto niektóre „dumne imiona” agenturalnych, antypolskich naganiaczy prasowych: Borkowicz Jacek, Chmielowska Jadwiga, Dobroński Jan, Gargas Anita, Geremek Bronisław, Hennelowa Józefa, Hlebowicz Adam, Hlebowicz Piotr, Holland Agnieszka, Iwaniak Olga, Jagielski Wojciech, Jagiełło Michał, Kalinowski Jacek, Karp Marek, Kijak Ryszard, Kłopotowski, Kostrzewa –Zorbas Grzegorz, Kuchejda Michał (USA), Kurkus Alicja, Lipiec Józef, Maszkiewicz Mariusz, Maziarski Wojciech (o tym redaktor Leszek Bubel w „Liście najbardziej wpływowych Żydów w Polsce” bardzo trafnie (2016) napisze: „Wojciech Maziarski, pisarczyk m.in. w szechterowskim zoo; najczęściej podaje cudowne recepty na to, jak zrobić z gówna kulę), Michnik Adam, Mickiewicz Robert, Mieczkowski Romuald, Narbut Maja, Niemczyński Czesław, Nowakowski Marek, Polak Grzegorz, agentka litewskiego wywiadu Maria Przełomiec, Rokita Jan Maria, Romaszewski, Sariusz-Wolski Marek, Sakiewicz Tomasz, Sawicka Anna, Skubiszewski Krzysztof, Starzak Grażyna, Surdykowski Jerzy, Świdnicki Wojciech, Widacki Jan, Wojszczuk Jerzy. Należy jednak przyznać, że temu „chórowi przechrztów” przeciwstawiła się plejada mądrych, szlachetnych, przyzwoitych i patriotycznych ludzi pióra, że wymienimy tu tylko niektóre z nich: Andrzejewska Teresa, Basta Alicja, Bendykowski Jacek, Berłowicz Grzegorz, Biedulska Teresa, Boratyński Marian, Brazewicz Maria, Bubel Leszek, Bugaj Maria, Bujnicka Agata, Butrym Stanisław, Byliński Wincenty, Chapinski Benjamin (USA), Chajewski Adam, Cywińscy Ewa i Jan, Czerwiński Zygmunt (USA), Dawidowicz Aleksander, Deręgowski Jan B., ks. Dogiel Edmund, Fiedercowa Helena, Gawin Tadeusz, Gawlik Paweł, Grabowski Chester (USA), Hall Lizabeth (USA), Iwanow Mikołaj, Iwanowicz Romuald, Jabłonowski Zbigniew, Jakowicz Jan, Jakubowski hr. Theodor, Janas Aleksandra, Januszkiewicz Stanisław, Jastrzębska Iga (USA), Jaśkiewicz Bronisław, Konopka Wiesław, Koprowski Marek, Korab-Żebryk Roman, Kosman Marceli, Kurzawa Eugeniusz, Leśniewska, Lewiński Jerzy, Lipniewicz Maria i Jan, Łossowski Piotr, Łukaszewicz Tadeusz, Mackiewicz Michał, Magdoń Andrzej, Magiera Wiesław (Kanada), Makarewicz Andrzej, Makowiecki Józef, Matejczuk Stanisław, Miller Władysław, Minkowska Grażyna, Nawrocki Aleksander, ks. Obrembski Józef, Oplustil Paweł (USA), Oszerow Borys, Palmer Barclay (USA), Paradowska Janina, Pasierbska Helena, Pieczara Izabela, Pochroń Stanisław (USA), Podgórski Wojciech, Podmostko Jadwiga, Pruszyński hr. Alexander (Kanada), Rafalska Bożena, Rapacki Marek, Reszko Mirosław, Rosiński Kazimierz, Rozpłochowski Andrzej, Różański Zbigniew, Rurarz Zdzisław (USA), Rydzewski Włodzimierz, Rzytka Jan, Sadowscy Regina i Stanisław, Sellin Jarosław, Siekierski Maciej, Sienkiewicz Jan, Słowiński Wacław, Sokołowska Halina, Strumiło Władysław, ks. Szakniewicz Edmund, Szawłowski Ryszard, Szeremietiew Romuald, Szot Edmund, Szpecht Paweł, Śnieżko Ryszard, Tchórzewski Andrzej, Urban Mariusz, Urbańczyk Adam K. (USA), Uścinowicz Jerzy, Wajda Jerzy, Walendziak Wiesław, Wierciński Adam, Wójcik Henryk (Kanada), Zawiejski Bruno, Zdanowicz Zygmunt, Zieliński Jerzy (USA). Cześć i chwała tym ludziom honoru, mimo iż ich głosu mainstreamowe media nie nagłaśniały. Przeciwnie, także na nich wszczęto nagonkę i w końcu zakrzyczano, zmuszono do milczenia albo do „zmiany zdania”. Stąd i dziś polska opinia społeczna jest skazana na wysłuchiwanie ogłupiających michnikowskich bzdur, firmowanych przez nieprzerwanie zakatarzonego Landsbergisa i podobnych kreatur.
Proporcjonalne „komuchów” wśród Polaków wileńskich było kilkanaście razy mniej niż wśród Litwinów, Rosjan, nie mówiąc o Żydach, którzy prawie w komplecie należeli do partii Lenina, ale czemuś prasowe skunksy w Warszawie, Lublinie czy Krakowie wciąż bębnią o domniemanym „skomunizowaniu” właśnie Polaków. Dlaczego? Komu to ma służyć? Od kogo odwracać uwagę? Że wytrawni politycy antypolscy i generałowie sowiecko-litewskiej bezpieki sfabrykowali propagandową bajkę o „skomunizowanych Polakach Wileńszczyzny”, którzy jakoby byli przeciwko niepodległości Litwy, nie dziwi, zaskakuje jednak, że – mówiąc w kategoriach Józefa Piłsudskiego – „stado baranów” nad Wisłą przez długie lata brało to fałszerstwo za dobrą monetę. Zresztą w tym biednym kraju nawet Żydzi są durniami (mimikra do otoczenia?). Mają tu od kilku stuleci swój siermiężny „paradisus iudeorum”, a jednocześnie histerycznie ujadają na wszystko, co polskie, nie stroniąc od kłamstw i oszczerstw (vide „dzieła” J.T. Grossa, w których pisze o Polakach jeszcze podlej niż Adolf Hitler w „Mein Kampf” o Żydach!). Co prawda w tym haniebnym procederze coraz częściej głupawych polskich parchów wyręczają szczwane gojskie hieny, które wywęszyły, że na publicznym atakowaniu domniemanego „polskiego antysemityzmu” można kapitalnie (dosłownie!) się załapać, a które za szczelnie zamkniętymi drzwiami swego domu syczą, że to „Żydzi są wszystkiemu winni”. I jednym i drugim warto więc przypomnieć złotą myśl z „Talmudu”: „Kto pluje w górę, temu plwociny spadają na jego własną twarz”.

A że część Polaków litewskich z rezerwą i raczej obojętnie zachowała się w czasach „pierestrojki”, wynikało, po pierwsze, stąd, że od początku deklaracje Sajudisu nacechowane były rażącym antypolonizmem, po drugie, zastanawiało, że w roli najaktywniejszych „demokratów” raptem – ni z gruszki, ni z pietruszki – zaczęli występować osoby znane jako konfidenci KGB, i po trzecie, od roku 1939 zaczynając, przez cały okres okupacji niemieckiej i dwa okresy okupacji sowieckiej niektórzy Litwini byli przez Berlin i Moskwę wykorzystywani jako narzędzie do gnębienia, wynaradawiania i mordowania Polaków Wileńszczyzny. To zaś zmuszało podejrzewać, że cała heca z rzekomym „litewskim odrodzeniem narodowym” i „demokratyzacją” jest jedną wielką prowokacją sowieckich służb specjalnych. A bywało i tak, że kogo się bardziej bano, za tym się opowiadano! Strach stawał się przekonaniem; przy tym niekiedy sam człowiek nie wiedział – szczerym, czy udawanym było to przekonanie i ta postawa.

* * *

W czasach radzieckich w Wilnie funkcjonowała olbrzymia centrala KGB ZSRR, odpowiedzialna za teren krajów bałtyckich i Polski, kierowana przez kilkunastu litewskich i żydowskich generałów. To tutaj prawdopodobnie zapadła decyzja dotycząca fizycznego zlikwidowania księdza Jerzego Popiełuszki. W każdym bądź razie we wrześniu 1984 roku w litewskim środowisku dziennikarskim przekazywano z ust do ust wiadomość, że w „konserwatorium” [tak ironicznie zwano gmach bezpieki w Wilnie], zapadła decyzja o zgładzeniu niepokornego kapłana. Opowiedziałem wówczas o tym pewnemu księdzu profesorowi z KUL-u, który bywał stałym gościem w ZSRR, prosząc o ostrzeżenie episkopatu i osobiście księdza Jerzego o grożącym niebezpieczeństwie. Nie wiem, czy i jaki zrobił z tego użytek. Po miesiącu dotarła do nas wstrząsająca wieść o bestialskim mordzie na zacnym kapłanie. Z wileńską centralą KGB w Wilnie ściśle współpracowały i jej bezpośrednio podlegały setki dziś „pozytywnie zweryfikowanych” (przez samych siebie) oficerów warszawskiej SB oraz agenturalnych „naukowców”, księży i dziennikarzy z Polski, rozpracowujących dla „radzieckich towarzyszy” polskie środowisko Wileńszczyzny. (Z podania ówczesnego prezydenta Akademii Nauk Litwy informowałem wówczas dyskretnie także o tym, że KGB ZSRR ma w Polsce około 24 tysięcy agentów, w tym 3 tysiące przebranych za księży katolickich). Ci agenci albo są nadal czynni, albo do czasu „uśpieni” czekają na dyspozycje zza granicy, aby się ponownie „obudzić”, lub od czasu do czasu, gdy „trzeba”, wyszczekują to, co im każe centrala. A centrala wileńska, i poprzez nią moskiewska, ma multum swych „osób zaufanych” w RP i na Litwie [czytaj: polskojęzycznych mendoweszek] nadal pieprzących brednie o tym, że „Moskwa wykorzystywała Polaków w Wilnie do zwalczania Litwinów”, podczas gdy było i jest dokładnie odwrotnie – wykorzystuje ona Litwinów do zwalczania Polaków. I to już od ponad stu lat!
Nawiasem mówiąc, w rzekomo katolickiej Polsce nadal żyją i mają się wcale dobrze wszyscy trzej oficerowie SB, którzy bestialsko zamordowałi księdza Jerzego a ksiądz profesor Michał Czajkowski – jak podaje prasa – pedofil, pedał i konfident SB, który przez lata donosił na patriotycznych biskupów i kapłanów, w tym na ks. Popiełuszkę i był faktycznie współwinnym tej zbrodni, nadal – jakby nigdy nic – prowadzi na KUL-u wykłady i paraduje w telewizji „TRWAM”! Skoro Szatan obsadził swoimi kreaturami (a jest ich legion) nawet Kościół Powszechny, cóż mówić o instytucjach świeckich...

* * *

Ciekawym tematem do zbadania jest kwestia współudziału warszawskiej bezpieki w zwalczaniu polskiego nurtu patriotycznego na terenach zagrabionych w 1939 roku przez ZSRR w ostatnich dwu dekadach XX wieku oraz na początku XXI. Ostatnio nakładem Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku ukazało się obszerne opracowanie zbiorowe pt. „Czas przełomu. Solidarność 1980-1981, jak dwie krople wody podobne do niedawnych komunistycznych opracowań tego rodzaju, gloryfikujących domniemane „zasługi i męstwo” w grabieniu cudzego majątku przez „bohaterskich” zbirów bolszewickich. Na stronach 631-632 tego propagandowego gniotu znalazł się pewien fragment, dotyczący mojej skromnej osoby, a najwidoczniej spisany ze słów kapitana Mariana Charukiewicza (prawdopodobnie czyjejś „wtyczki” w SB). Niejaki Jerzy Kordas w owym tomie ze słów swego zaprzyjaźnionego esbeka m.in. pisze: „Charukiewicz, mieszkając we Wrocławiu utrzymywał kontakt z Wileńszczyzną. Jeździł tam i starał się pomagać Polakom i Litwinom w utrzymaniu niezależności od Rosji”. [Koń by się uśmiał: oficer peerelowskiej bezpieki prześlizguje się niezauważony do skoszarowanego i totalnie kontrolowanego ZSRR i nie ma tam nic do roboty, jak tylko wspomagać antykomunistyczną opozycję! Jakże trzeba być głupim, żeby myśleć, iż ludzie są na tyle głupi, by dać wiarę takim bujdom!– J.C.] „Gdy w 1976 roku przybył tam z Białorusi Jan Ciechanowicz, wyznaczony na nowego redaktora „Czerwonego Sztandaru”, Charukiewicz spotkał się z nim pod zmienionymi personaliami. Przypuszczał początkowo, że skoro przysłano Ciechanowicza z Białorusi, to może on być wtyczką KGB, ale mylił się. Nakłaniał go do wspierania Polaków, by ich nie wynarodowić i nie zrusyfikować, lecz hamować bliższe kontakty polsko-rosyjskie. Wspominał: „Ryzykowałem. Nie wiedziałem, jak Ciechanowicz zareaguje, bo mógł rzeczywiście pracować dla KGB. Okazało się jednak, że mimo początkowych wątpliwości, działał zgodnie z moimi sugestiami”... Tyle cytat z tekstu Jerzego Kordasa, w którym autor ze słów oficera SB idealnie wymieszał prawdę z kłamstwem i wynikiem stało się kłamstwo podobne do prawdy.
[Aby ostrzec czytelników przed manipulacją, pozwolę sobie na kilka zdań w tej materii. Otóż ja się urodziłem w ośrodku gminnym Worniany byłego powiatu wileńsko-trockiego (obecnie ostrowieckiego), niecałe 50 km od Wilna, w rodzinie zarządcy gospodarstwa eksperymentalnego Uniwersytetu Stefana Batorego, znajdującego się w tejże miejscowości, Stanisława i Zofii z Mosiejków Ciechanowiczów. Po ukończeniu szkoły średniej (1964) podjąłem studia germanistyczne w Mińsku. Odbyłem 2-letnią służbę wojskową. Mając 23 lata założyłem rodzinę i zamieszkałem u siostry w Wilnie, a następnie od 1970 roku pracowałem w charakterze nauczyciela języka niemieckiego w polskiej szkole w miejscowości Mejszagoła pod Wilnem, mieszkając tamże (na wynajmowanym poddaszu!) z żoną i maluśką córeczką. W roku 1974 opublikowałem na łamach polskojęzycznego dziennika „Czerwony Sztandar” kilka artykułów na tematy pedagogiczne, które znalazły żywy oddźwięk wśród czytelników. Byłem zaskoczony, gdy w 1975 roku pani Eliszewa Kancedik, kierowniczka działu szkół tejże gazety (niezwykle szlachetna, kulturalna i nad wyraz inteligentna osoba, nawiasem mówiąc ideowa i zasadnicza syjonistka; wyjechała potem, niestety, do Izraela) zaprosiła mnie do objęcia etatu korespondenta w „Czerwonym Sztandarze”. Zgodziłem się i na okres 9 lat zostałem zawodowym dziennikarzem (nadal jednak na pół etatu nauczałem języków obcych w polskich szkołach Wileńszczyzny) – zawsze na najniższym etacie i z najniższym wynagrodzeniem (dokładnie tak, jak od 1993 roku w Polsce, mimo 44-letniego stażu pracy w polskim szkolnictwie na Litwie i w Kraju!)! Widocznie z powodu niepoprawności politycznej, jak też niezgody na współpracę z jakimkolwiek „gestapo”, nie byłem awansowany, ale na łamach wileńskiego dziennika „Cz. Sz.” opublikowałem (w okresie 1975-1985) ponad 300 artykułów, z których 284 o historycznej tematyce polsko-patriotycznej, miewając z tego powodu regularne przykrości, ale i szacunek czytelników. Kto więc mnie, wówczas młodego człowieka, nie członka KPZR, który rozpaczliwie szukał pracy, potem był zwykłym nauczycielem w podwileńskiej szkole, a jednocześnie studiował zaocznie języki obce, miał „przysłać z Białorusi” do Wilna? I to w sytuacji, gdy zarówno Litwa, jak i Białoruś stanowiły identyczne części jednego państwa – ZSRR. Gdzie się kończy ta piramidalna ciemnota i głupota, a zaczyna się takaż podłość gojskich kanalii?].
Co prawda, Charukiewicz nieraz wypowiadał się w jaskrawo antyrosyjskim tonie, wiedząc, że w redakcji jest podsłuch, a to budziło we mnie podejrzenie, iż jest prowokatorem; nigdy do końca nie ufałem temu panu o powierzchowności pasywnego pedała, ale obdarzonemu nie lada inteligencją i wiedzą, co budziło sympatię ku niemu mimo dwuznacznych zachowań. Zresztą za coś tam jestem mu winny wdzięczność. Pouczał mnie m.in., że ponieważ wszystkie moje listy, jak powiadał, są perlustrowane i kopiowane przez KGB, powinienem je wszystkie zaprawiać „czerwonym sosem”, a szczególnie listy do tych osób, co do których istnieje podejrzenie, że są agentami KGB. Sugerował też, iż warto od czasu do czasu napisać coś z odcieniem antyżydowskim, bo to będzie mile widziane przez litewskich i rosyjskich perlustratorów; jak też dać do zrozumienia, iż ma się wśród swych przodków np. Ukraińców, Rosjan, Serbów czy inne niepolskie narodowości, co pozwoli w pewnym stopniu uniknąć notorycznego wówczas obwiniania mnie o polski nacjonalizm. Radził również wstąpić do KPZR, co miało umożliwić skuteczniejsze działania na rzecz polskości w ówczesnych warunkach, i głośno deklarować się jako „ideowy komunista” w obecności denuncjantów KGB. Z wielu jego rad skorzystałem, ale co ciekawe, że np. moje „komunistyczne” listy (jak się okazało, pisane nieraz rzeczywiście do zamaskowanych agentów KGB w Polsce) i ich kopie robione przez bezpiekę, później, w latach 1991-2011, były wykorzystywane do lansowania tezy, że Ciechanowicz to „komunista, ateista, szowinista, antysemita, faszysta”, a nawet „antypolski żyd” (?!). Przypomina mi się w tej chwili cięte i złośliwe spostrzeżenie W. Lenina, że do policji wszystkich krajów, wszędzie i zawsze idą służyć najpodlejsze elementy, spędzające swe jałowe życie na podglądaniu, podsłuchiwaniu i perfidnym niszczeniu ludzi. Rzeczywistość wszelako jest bardziej złożona. Policja, wojsko i służby specjalne są filarami każdego dobrze zorganizowanego państwa, o ile są w ręku ludzi prawych, dobrze wykształconych, kulturalnych, patriotycznych i mądrych; stanowią jednak hańbę i wręcz zagrożenie dla bytu narodowego, jeśli napcha się do nich ciżba ciemniaków i chamów, obrośniętych świńskim sadłem płaskich, azjatyckich, końskich mord, w których znajdują się dwa miligramy mózgu i trzy kilogramy zupełnie innej substancji...
Dla zupełnej jasności dodam, że nigdy nie byłem pod względem ideowym ani rusofobem, ani antysemitą, ani germanofobem, ani komunistą, ani faszystą, choć niekiedy w swych publikacjach wypowiadałem się – jako naukowiec i jako publicysta – w tonie krytycznym (częściej zresztą życzliwym) o różnych reprezentantach tych trzech wielkich nacji kulturotwórczych, jak zresztą i o Polakach czy Litwinach. Naukowiec ma obowiązek odkrywać prawdę i mówić prawdę. Mój nacjonalizm zaś – tak często mi zarzucany w epoce poprzedniej – polegał nie na tym, aby kogoś (rzekomo „dla Polski”) nienawidzić, lecz na tym, aby dla Polski uczciwie i rzetelnie pracować...
Co do notorycznego wyzywania mnie przez prasowych śmierdzieli bezpieki od „Białorusina” [prawdopodobnie mającego mnie w oczach zapyziałego ciemnogrodu dyskredytować?], to się nie obrażam, przecież Białorusinami (czyli dawnymi Słowiańskimi Litwinami, twórcami i gospodarzami WKL) byli: król Stanisław August Poniatowski, Franciszek Skoryna, Konstanty Ostrogski, Tadeusz Kościuszko, marszałek Francji Józef Poniatowski, Stanisław Moniuszko, Adam Mickiewicz, Michał Kleofas i Michał Kazimierz Ogińscy, Antoni Gołubiew, Tadeusz Rejtan, Ignacy Domeyko, Ferdynand Antoni Ossendowski, Józef Piłsudski (tak podawał w ankietach policji carskiej), Lucjan Żeligowski, Ignacy Jan Paderewski, Napoleon Orda, Leon Petrażycki, Ludwik Kondratowicz, Czesław Miłosz, Melchior Wańkowicz, Józef Mackiewicz, Władysław Tatarkiewicz, Jerzy Popiełuszko, Czesław Niemen, Teodor Dostojewski etc., etc.; nie mówiąc o znanych Żydach białoruskich jak Mojsza Segal (Marc Chagall) czy „książę” (czemu nie „cesarz”?) Jerzy Giedrojć, którego paryską „Kulturę” finansował wywiad „największej demokracji świata”. Gdybym był Białorusinem, znalazłbym się w naprawdę doborowym towarzystwie.

* * *

Oficer Wrocławskiej Delegatury SB (potem UOP) Marian Charukiewicz wpadł do mnie do wileńskiej redakcji w 1976 roku ubrany po cywilnemu i przedstawił się jako rzekomy nauczyciel z Wrocławia, patriota i piłsudczyk, zaangażowany w antysowiecki ruch niepodległościowy. Natychmiast kupił tym moje naiwne młode serce. A po każdej z nim rozmowie w Wilnie, tak, jak po rozmowach ze wspomnianym powyżej księdzem profesorem z Lublina, miałem przykre szykany w pracy i w życiu. Obaj panowie kwaterowali się zresztą w Wilnie u osób, znanych tu jako tajni współpracownicy KGB ZSRR Byłem o tym nieraz ostrzegany przez dobrych znajomych. Ale w głowie mi się nie mieściło wówczas, że rodacy z Polski mogą naprawdę być na usługach KGB i nas, Polaków kresowych, na zlecenie „towarzyszy radzieckich” rozpracowywać! Dopiero w 1990 roku Marian Charukiewicz wyznał mi, że jest oficerem SB-UOP-u. Klapnąłem się w łeb – mądry Polak po szkodzie! I natychmiast kontakty z nim zerwałem. Ale było za późno. Towarzysz Marian na pożegnanie rzekł do mnie: „My pana zniszczymy!”, postraszył A. Michnikiem, innymi „działaczami” z „rezerwy demokratycznej”, później przekazał spreparowane przez bezpiekę materiały, kompromitujące mnie jako domniemanego „komunistę”, „ateistę”, „antysemitę” i szowinistę do „Gazety Wyborczej”, do innych polskojęzycznych gadzinówek w kraju i za granicą, a propagandowa machina zniesławiania i nienawiści ruszyła. Był delegowany służbowo z takimże kompromatem do Nowego Jorku, Chicago, Toronto, ponieważ od lat Ciechanowicz współpracował (jako publicysta i naukowiec) z polskimi pismami i środowiskami NARODOWYMI w Kanadzie i USA oraz z Instytutem Hoovera w Stanford (jako naukowiec), trzeba więc było go tam skompromitować, dorabiając mu gębę „promoskiewskiego komunisty”. Ileż to pieniędzy zmarnowali towarzysze z warszawskiego postkomunistycznego gestapo w ciągu 25 lat nagonki na mnie, byle tylko mnie ochlapać błotem i zdyskredytować w oczach rodaków! A cała czereda epibiontów karmiła się koło mnie, niby koło papieża! Zakładali nawet specjalne periodyki, by mnie zwalczać! Jestem dumny, że tak wysoko mnie cenili. I chyba się bali, choć do dziś nie rozumiem, dlaczego. Może dlatego, że „dzieci Kłamcy” boją się prawdy, jak szatan krzyża. Lecz jednak szkoda takiego szmalu z kieszeni polskiego podatnika na tak błahą sprawę, doprawdy szkoda! Ale cóż, głupota zawsze kosztuje, a organiczna głupota polska szczególnie.

Mogę na marginesie dodać, że w ciągu 30 lat dorosłego życia w systemie sowieckim autor tych słów był „niewyjezdnoj”, czyli miał zakaz wyjazdu poza granice ZSRR, w szczególności na Zachód. Ze względu na „język”, czyli krytyczne wypowiedzi o reżymie. Gdy został zaproszony na gościnne wykłady, w charakterze „visiting profesor”, do uniwersytetu w Aberdeen, a później do Stanford (i to w już „demokratycznym” roku 1989!), nie tylko zakazano mu wyjazdu, lecz zagrożono natychmiastowym zwolnieniem z pracy w Instytucie Pedagogicznym i represjami wobec rodziny, gdyby się poważył coś w tej mierze przedsiębrać. Nawet do okupowanej PRL z trudem puszczono na kilka dni tylko w 1978, 1986 i w 1989 roku. Koniec! Klapa! A dziś oficerowie KGB w Polsce i inne prostytutki polityczne głoszą, że Ciechanowicz to Polak, który – po Feliksie Dzierżyńskim! – zrobił w ZSRR największą karierę. Co za gojska swołocz!

Jerzy Kordas pisze, że M. Charukiewicz to „polski nacjonalista”. Wolno mi jednak co do tego wyrazić wątpliwość, bo mnie się w 1989 roku chwalił, że jego matka to żydowska komunistka i rewolucjonistka, ojciec trocki Karaim, a dwie kolejne żony – też Żydówki. Mówił mi, że Polacy to najgłupszy naród Europy, że portret Jana Pawła II powinienem powiesić nie w salonie, gdzie wisiał, a w ubikacji, i że najlepiej by było, gdyby wileńscy Polacy jak najrychlej się litwinizowali, bo być Polakiem to wstyd. Wystawiłem go po tym za drzwi, ale po pewnym czasie znów się w Wilnie pojawił, przywiózł mi poszarpany drugi tom trylogii Pawła Jasienicy (jedyny jego „prezent” dla mnie, nawiasem mówiąc) i ponownie prowokował do rozmaitych antysowieckich wypowiedzi, które nagrywał i odnosił do „konserwatorium”. W okresie zaś „transformacji ustrojowej” razem z agenturalnym ścierwem ogłaszał mnie w szemranej propagandzie („moci szem ra” po hebrajsku znaczy „szerzyć oszczerstwa”) za „komunistę” i „ateistę”, co chętnie pochwycili moskiewscy agenci na KUL-u i UMCS, i też o tym „szemrali”. Na tym właśnie polega perfidia postkomunistycznej bezpieki, że uczciwym osobom, które nie poszły na współpracę z KGB, dorabia się do dziś gęby „komunistów”, „ateistów”, „faszystów”, „antysemitów” itp. To właśnie zowie się niszczeniem moralnym ludzi.
[Nawiasem mówiąc, nie wszyscy mogą być kapitalistami – nie wszyscy potrafią okradać bliźnich i żyć cudzym kosztem – musi ktoś pozostać nie posiadającym majątku „komunistą” – tego nie rozumiała zapita solidarnościowa hołota, której się wydawało, że w kapitalizmie wszyscy będą kapitalistami, a gdy kapitalizm w Polsce zadomowił się na dobre, „robole”, którzy najgłośniej jego się domagali, zostali jako pierwsi wyrzuceni na bruk, aby nie pieprzyli bzdur i nie robili dalej zamętu. Na marginesie: po odgórnym zdemontowaniu europejskiego systemu socjalistycznego kapitaliści na całym świecie przypuścili szturm generalny na prawa ludzi pracy. Pod pozorem walki z zainscenizowanym przez siebie „kryzysem” wyrzucają na bruk miliony ludzi, obcinają wynagrodzenia, wyniszczają całe narody i doprowadzają do nędzy i głodu całe kraje, szczególnie chrześcijańskie, jak Grecja, Cypr, Hiszpania, Portugalia, Włochy. (Polska, która w okresie socjalizmu zajmowała dziesiąte miejsce w skali globalnej pod względem potencjału gospodarczego, a dziś zaledwie 58, czeka na swą kolej, widzimy tu zresztą tak skandaliczne rzeczy, jak tzw. „zatrudnienie śmieciowe” – najdokładniejszy samowyraz śmieciowych rządów. Tylko przecież śmieciowe rządy dopuszczają śmieciowe etaty.

* * *

Litewscy politycy (m.in. Landsbergis, zwany przez opozycję ludową na Litwie „zacerowanym kondomem”), dziennikarze, księża, oficerowie służb specjalnych doskonale znają się na polskiej bezmyślności, „organicznej głupocie” i „kundlizmie” i po mistrzowsku te cechy wykorzystują we własnym interesie narodowym, o czym świadczy m.in. notoryczne dotychczas gderanie (z podania prowokatorów!) rozmaitych kurzych móżdżków w Polsce o rzekomo „antylitewskich” i „promoskiewskich” Polakach w Wilnie (którzy to Polacy są tam równie różni jak w Kraju). [Na marginesie: każdy głupiec jest przekonany o swojej niezrównanej inteligencji. Czy ktoś kiedyś pofatyguje się np. obliczyć, ile jest w Polsce ulic, popiersi i innych obiektów noszących imię Winstona Churchilla, który w swych pięciotomowych „Wspomnieniach”, wyróżnionych w roku 1955 literacką nagrodą Nobla, napisał: „Polska to nędzny kraj ludzi głupich, rządzonych przez ludzi podłych”? Nawet Hitler czy Stalin z taką nienawistną pogardą o Polsce się nie wypowiadali, a ów perfidny Anglik jest w RP ogłaszany przez niedouczonych dziennikarzy i „naukowców” za „wielkiego przyjaciela Polski”!]. A o jakże niespotykanej gdzie indziej „inteligencji” świadczą deklaracje kolejnych „naszych” szefów MSZ, że Stany Zjednoczone (które jako jedyny kraj na świecie na mocy strategicznej „doktryny Brzezińskiego” planowały jako pierwszy krok w wypadku wybuchu wojny z Rosją zrzucenie na Polskę kilkudziesięciu bomb wodorowych, czyli wymazanie wszystkich Polaków na zawsze spośród narodów Europy), są gwarantem bezpieczeństwa Polski! I czemuż to ta ukochana Ameryka pozwala bez wiz przyjeżdżać do siebie obywatelom 40 państw, wśród których jednak nie ma jej „strategicznego partnera” z Europy Wschodniej? (Może zresztą i słusznie). Niestety, gwarantem bezpieczeństwa każdego państwa może być wyłącznie jego własna siła moralna, intelektualna, gospodarcza, militarna. – Żadnej z nich dzisiejsza Polska (rządzona przez śmieci genetyczne: merzerim) nie posiada.
Jest nie do pojęcia, jak w ciągu zaledwie kilkudziesięciu lat szajce łajdaków i sprzedajnych kanalii udało się tak ogłupić, zszargać, upodlić, sponiewierać wielki naród kulturotwórczy i przerobić go na bezkształtną, ubezwłasnowolnioną, zatomizowaną, bezmyślną, amorficzną masę, z której agenci obcego wpływu na gwałt lepią debilnych „prawdziwych europejczyków”, a bezmyślny motłoch „protestuje” przeciwko nadużyciom władz – blokując ulice i drogi (!), czyli uprzykrzając życie innym, Bogu ducha winnym obywatelom.

* * *

Gdy w 1993 roku przyjechałem do pracy w Rzeszowie, już na drugi dzień zetknąłem się na ulicy przypadkowo „nos w nos” z szefem ówczesnej bezpieki litewskiej i jego zastępcą. Pomyślałem: przyjechały szuje rozwadniać mózgi pracownikom polskich służb spreparowanymi przez się przeciwko mnie fałszywkami. I się nie pomyliłem. Umundurowani durnie połknęli haczyk i się zaczęło: nocne nękania telefoniczne z użyciem systemu inwigilacyjno-podsłuchowego „Finezja”, pocięcia opon samochodu, prowokacje w miejscu zatrudnienia, kontrolowane wejścia do mieszkania połączone z jego okradaniem. (Szczególny popis tego „odważni” i „honorowi” panowie oficerowie z rzeszowskich „organów” (prawdopodobnie zamaskowani banderowscy bandyci, udający Polaków i ubrani w uniformy polskie, choć nie wykluczone, że po prostu owe pospolite „barany”, o których z pogardą mówił Józef Piłsudski), dali w kwietniu 2005 (w okresie rządów Święczkowskiego), wykradając wśród białego dnia rękopisy, 170 nowych książek naukowych z mojej biblioteki domowej oraz zbiór numizmatyczny warty wówczas około 12-15 tysięcy Euro, jedyny mój „majątek”, nawiasem mówiąc... Ciekaw jestem, czy skradzione dobra panowie oficerowie („elita narodu”, za przeproszeniem!) przekazali do rządowych schronów, czy też zachowali (według tradycji funkcjonariuszy NKWD) dla siebie i swego potomstwa, które powinno się wstydzić takich ojców).
Dojść sprawiedliwości i prawdy nie udało się ani w policji, ani w prokuraturze, ani w sądzie, ani w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, ani u rzecznika praw obywatelskich RP, ani w Senacie czy Sejmie RP, ani w NIK, ani w CBA, ani w CBŚ, ani w ABW. I pomyśleć, że taka moralna dzicz, jadowita grzybica żrąca Polskę, waży się jeszcze pouczać inne państwa, co to jest demokracja, kultura polityczna i „prawa człowieka”. Kraj opanowany, otumaniony i do cna zdeprawowany przez mafię sprzedawczyków, bandytów, złodziei, różnej maści oszustów, półgłówków i degeneratów nie może w żadnej mierze występować w roli ani „Prometeusza”, ani tym bardziej „Chrystusa” narodów. Zresztą ciągłość specyficznej odmiany „kultury” politycznej jest ewidentna. Nota bene: casus gen. Rozwadowskiego, casus ks. Popiełuszki, casus ks. Suchowolca, casus gen. Papały, casus posłanki Blidy, casus posła Leppera, casus seryjnych powieszeń świadków w aresztach śledczych, casus tygodnika „Wprost”, czy codzienne informacje w prasie o kolejnych morderstwach na polskich dzieciach, popełnianych przez, za przeproszeniem, „matki Polki”, o współżyciu seksualnym ojców z własnymi dziećmi (10 000 zgłoszeń rocznie na policję!), o seryjnym już mordowaniu rodziców przez własne dzieci i odwrotnie, o 4 000 dzieci rocznie bez śladu w Polsce znikających etc, etc. I takie bydło, taka płaskomorda dzicz okupująca naszą Ojczyznę jeszcze się wypina na „Wschód”?!... I nie tylko się wypina, lecz aranżuje tam – jak na Ukrainie – krwawe burdy.
Wracając do perfidnych szefów wileńskiej bezpieki – co za zawziętość: renomowani dygnitarze państwowi pofatygowali się za ponad 800 kilometrów z Wilna aż do Rzeszowa, byle tylko dopiec komuś, kto nie upadł przed nimi na kolana, zachował godność i niezależność, nie zeszmacił się donosami i serwilizmem, zachował honor i wierność.

* * *

Jan Ciechanowicz został pod koniec roku 1989 wybrany przez ludność polską i inne mniejszości narodowe Litwy na posła do Rady Najwyższej ZSRR i tam przez około dwa lata reprezentował i bronił, najlepiej jak mógł, ludzkich i obywatelskich praw swych wyborców. [Osoby nie wtajemniczone uprzejmie informuję, że „deputowani ludowi” parlamentu ZSRR to było coś zupełnie innego niż obecni „demokratyczni” panowie posłowie: po wyborze nadal pracowali w swoim zawodzie w miejscu zamieszkania, nie mieli ani biur poselskich, ani pomocników, a ich dodatkowe uposażenie wynosiło miesięcznie raptem równowartość aż 50 (pięćdziesięciu!) dolarów. Jedynym przywilejem było prawo bezpłatnego przejazdu w środkach lokomocji publicznej, czyli autobusach, tramwajach, pociągach i trolejbusach; obowiązkiem zaś – zjawić się kilka razy do roku na parlamentarnej sali posiedzeń w stolicy kraju, aby wziąć udział w tej czy innej dyskusji i głosowaniu. Deputowani nie mieli żadnej realnej władzy, ponieważ wszystkim wówczas, w totalitarnej przeszłości, podobnie jak teraz, w „demokratycznej” teraźniejszości, rządziły służby specjalne]. Nie otrzymują też żadnych z tego powodu rent czy emerytur.

Na marginesie warto zaznaczyć, że w Radzie Najwyższej ZSRR w tym czasie około połowy składu osobowego stanowiły same znakomitości: wybitni poeci i pisarze, naukowcy, kompozytorzy, architekci, duchowni chrześcijańscy, islamscy i buddyjscy, artyści malarze, rzeźbiarze, medycy, nauczyciele akademiccy, wojskowi, piosenkarze, sportowcy – osoby w różnym wieku, należący do kilkudziesięciu różnych narodowości, posiadający imponujący potencjał i dorobek twórczy, nieskazitelną i wyrafinowaną kulturę. Poszczęściło mi osobiście poznać i nieraz porozmawiać z takimi luminarzami kultury powszechnej, jak Wasil Bykau, Czyngiz Ajtmatow, Ion Druce, Jewgienij Jewtuszenko, Rasuł Gamzatow, Jakow Kanowicz, Oleś Honczar, Borys Olejnik, Fazil Iskander, Justinas Martinkeviczius, Eduardas Mieżelaitis, Wiktor Astafjew. Nie mniej inspirująca była wymiana zdań na różne tematy ze sławami ze świata sztuki, takimi jak Zurab Cereteli, Eldar Szengełaja, Tichon Chrennikow, Machmud Esambajew, Andrej Eszpaj, Michaił Sawicki, Rajmond Pauls, Iosif Kobzon, nie mówiąc o znanych całemu cywilizowanemu światu uczonych i inżynierach, jak laureaci nagrody Nobla Jaures Ałfierow i Andrej Sacharow, sławne kosmonautki i nosicielki tytułu doktorów habilitowanych nauk technicznych Walentyna Tiereszkowa i Swietłana Sawicka, konstruktor samolotów Aleksiej Tupolew i Roald Sagdiejew, Michaił Bronstein i Witalij Ginzburg, rektor Uniwersytetu Wileńskiego Jonas Kubilius i profesor Uniwersytetu Moskiewskiego Jurij Afanasjew, Stanisław Szuszkiewicz i Wiktor Ambarcumian, Siergiej Awierincew i Nikołaj Amosow czy Roj Miedwiediew. A także wielokrotny szachowy mistrz świata Anatolij Karpow, wielokrotny mistrz świata w podnoszeniu ciężarów i świetny mistrz pióra w jednej osobie Jurij Własow, marszałkowie ZSRR, nosiciele tytułu Bohatera Związku Radzieckiego Iwan Kożedub, Siergiej Achromiejew. [Ten drugi zresztą, wówczas szef Sztabu Generalnego Radzieckich Sił Zbrojnych, osobowość pod każdym względem bez zarzutu, po bardzo dramatycznym przemówieniu na zjeździe deputowanych ludowych, został nazajutrz 24 sierpnia 1991 roku znaleziony powieszonym w swym gabinecie służbowym w Moskwie, jak mówiono wśród posłów, ze skrępowanymi do tyłu rękami, choć oficjalnie prokuratura ogłosiła, że popełnił samobójstwo. Potem jacyś nieznani sprawcy dwukrotnie po nocach rozkopywali jego grób i wyrzucali ciało zasłużonego żołnierza z trumny. Widocznie zamierzał S. Achromiejew ratować swój kraj przed zagładą i komuś bardzo silnemu mocno się przez to naraził. Komu – niewiadomo, może temu samemu, któremu się później naraził polski wicepremier i poseł Andrzej Lepper, także w Warszawie powieszony na sznurku w swym gabinecie służbowym. I o którym Radio Polskie podało pośpiesznie, że się powiesił dlatego, iż narobił długów i że miał syna alkoholika – oszczercza wersja przygotowana zawczasu]. Niezwykle inteligentni byli m.in. słynni politycy Borys Jelcyn, Michaił Gorbaczow, Algirdas Brazauskas, Jewgienij Primakow, Anatolij Sobczak. Wszyscy oni dążyli do odgórnego demontażu ZSRR i parcelacji majątku narodowego wśród „swoich”. Co też się dokonało. Warto może na marginesie zaznaczyć, iż prócz ośmiu posłów ostatniej Rady Najwyższej ZSRR oficjalnie mających wpisaną narodowość polską, byli wśród nich i „Rosjanie”, „Białorusini” czy „Ukraińcy” o tak charakterystycznym brzmieniu nazwisk, jak Opaliński, Dobrowolski, Tymiński, Sandurski, Jaroszyńska, Szczepanowski, Kaczałowski, Różycki itp...

* * *

Koncepcja rozwiązania kwestii polskiej w ZSRR (wysunięta w 1989 roku) przez autora tych słów polegała na 3-etapowym gambicie: a) stworzenie w składzie tego mocarstwa autonomicznej Republiki Wschodniej Polski, złożonej ze wszystkich ziem polskich zagarniętych przez Sowiety w 1939 roku; b) ściągnięcie do niej Polaków z Syberii, Kazachstanu i innych regionów; c) ogłoszenie niepodległości tejże republiki. (Było to możliwe wyłącznie w okresie odgórnego demontażu ZSRR przez ekipę M.Gorbaczowa, czyli w latach 1990-91). Dotarłem z tą koncepcją osobiście nie tylko do M.Gorbaczowa, B. Jelcyna, A. Sacharowa, ale i do R. Nixona, M. Dukakisa, do Kongresu USA (Dingell, Konjorski). KGB ZSRR natychmiast zresztą zdemaskował tę „prowokację polskich faszystów”, a jej zwalczaniem i dyskredytacją w Polsce, jako rzekomej „prowokacji Moskwy” (!), zajęła się właśnie moskiewska agentura (około 24 tysięcy osób, nie licząc jawnych najemników Moskwy w postaci funkcjonariuszy WSI, w tym 3 tysiące sowieckich agentów przebranych za księży i biskupów, m.in. na KUL-u) w całej Polsce.
Nikczemnym sykofantom, którzy dziś nazywają mnie złośliwie „sowieckim deputowanym” [byłem jednym z ośmiu Polaków w ostatnim i jedynym demokratycznie wybranym parlamencie ZSRR: 2 – z Litwy, 3 – z Białorusi, 1 – z Estonii, 2 – z Ukrainy] odpowiadam: wówczas, gdy wy (jeszcze w 1989 i 1990 roku!) w Warszawie uniżenie całowaliście „gdzieś” sowieckiego ambasadora i sprzedawaliście Polskę Moskwie, Jan Ciechanowicz w sercu supermocarstwa nazwanego przez R. Reagana „imperium zła” [„przyganiał kocioł garnkowi, że czarny, a san kopci!”] walczył o sprawę polską, domagał się przeprosin i rekompensaty dla Polski za zbrodnię katyńską, za grabież polskiego terytorium i majątku narodowego, postulował powrót rodaków z Syberii, spod bieguna północnego i z pustyń Kazachstanu na byłe tereny Polski Wschodniej. Wówczas to jeszcze wasz potworkowaty premier i głupiuteńki prezydent expressis verbis domagali się od nas, abyśmy byli „dobrymi obywatelami waszej radzieckiej ojczyzny”.

* * *

Jan Ciechanowicz został w końcu wygryziony nawet ze Związku Polaków na Litwie, który, jak się okazało, współtworzył po prostu dla przefarbowanych lisów partyjnej nomenklatury, oficerów sowieckiej milicji i bezpieki, czyli chciwych kołchoźników, którzy „poczuli się Polakami”, dopiero gdy z Polski popłynął szeroki strumień pomocy finansowej, a na założycielskie spotkanie ZPL (1988) nawet nie przyszli, choć zostali na nie zaproszeni jako prominenci ówczesnych władz komunistycznych na Litwie.
Prawie wszyscy polscy „działacze” w Wilnie w 1990 roku nałożyli do portek i rzucili się, „jak jedna szmata”, w kierunku mianowanego „ojca narodu litewskiego”, a gdy dobiegli, przez dłuższy czas przepychali się i bili o pierwszeństwo pocałowania go w dupę; prześcigało się zaś z nimi w tym haniebnym procederze warszawsko-gdańsko-lubelsko-krakowskie ścierwo prasowe, „pachołki żydowskie”, na czele z konfidentami „Gazety Wyborczej”, „Gazety Polskiej” i „Tygodnika Powszechnego” w rodzaju patentowanego imbecyla Grzegorza Kostrzewy-Zorbasa, konsula RP w Wilnie Mariusza (Mojszy) Maszkiewicza, Adama Hlebowicza, Wojciecha Maziarskiego itp. zer]. Warto też zastanowić się nad tym, czy było sprawą przypadku, czy raczej skutkiem knowań warszawskiej i litewskiej bezpieki intryganckie wygryzienie z gremiów kierowniczych Polonii litewskiej jedynych obdarzonych talentem, wiedzą i doświadczeniem politycznym działaczy, jak Anicet Brodawski, Ryszard Maciejkianiec, Jan Sienkiewicz, Henryk Mażul i usadowienie tam jawnych agentów, sprzedawczyków i zaślepionych miłością własną „charyzmatycznych” ciemniaków i pospolitych złodziei wyspecjalizowanych w wyłudzaniu z Polski pieniędzy, a potrafiących – mówiąc językiem Ziuka – tylko „kury szczać wodzić”...

Poszukując pracy (byle jakiej), wstąpiłem do dokładnie 56 polskich organizacji i instytucji w Wilnie w roku 1992, lecz zawsze dostawałem „ot worot poworot”. Z trudem wiązaliśmy koniec z końcem, sprzedając najcenniejsze książki z biblioteki rodzinnej, dostając skromne honoraria z USA od redaktorów Chapinskiego, Jakubowskiego, Urbaniaka (któremu agenci UOP w 1992 roku spalili gmach redakcyjny tygodnika „Biały Orzeł” w Ware), Zielińskiego, Czerwińskiego, którzy publikowali moje artykuły na łamach swoich periodyków polonijnych. Postanowiliśmy też z żoną sprzedać obrączki, gdyż nie było chleba dla dziecka. Wbijając mi nóż w plecy ropuchowata „elita” ZPL, złożona z sekretarzy KPZR i tajnych współpracowników KGB, chciała w ten sposób wybielić własne buraczkowe oblicze, i wykazać się lojalnością wobec landsbergisowskiej i michnikowskiej bezpieki. Potem rozgłaszali, że Ciechanowicz rzekomo narobił bigosu na Litwie, a sam „uciekł” do Polski, oni zaś, biedacy, pozostali „na posterunku” – z nakradzionymi milionami i przy korycie pełnym forsy płynącej obficie z Warszawy do ich bezdennych kieszeni.
Warto dodać, że przez nie lada szykany ze strony tego bydła musiał przejść także „autonomista” Anicet Brodawski, człowiek absolutnie prawy i rzetelny, którego przed polskimi siepaczami pułkownika milicji Popławskiego w 1991 roku ukrywali w swych mieszkaniach przez kilka miesięcy... Litwini! Trudno o równie podłą niegodziwość i serwilizm. Ale „Polak potrafi” wbijać nóż w plecy.
Nawiasem mówiąc, gdyby wileńskim Polakom przed 25 laty noża w plecy nie wbito, gdyby utworzona w 1990 roku przez Brodawskiego i Wysockiego autonomia polska w Litwie nie została przez Warszawę napiętnowana, gdyby służby specjalne RP, prezydent Wałęsa, ambasador Widacki, minister Geremek, redaktor Michnik, konsul Maszkiewicz nie wzięli czynnego udziału w jej likwidacji (władze litewskie nadały wszystkim tym panom za to ordery) – to dziś w stosunkach polsko-litewskich nie byłoby prawdopodobnie żadnych zgrzytów. Zresztą nie była to żadna „inicjatywa Moskwy”, jak dotychczas uparcie bębnią prasowi i naukowi durnie w Polsce, lecz właśnie inicjatywa czysto lokalna, polsko-wileńska. Na marginesie warto się zastanowić nad poziomem warszawskiej kadry dyplomatycznej, sformowanej ongiś przez antypolską Unię Wolności i do dziś w niezmienionej postaci czynnej: konsul Maszkiewicz w pijanym stanie urządził bijatykę w Mińsku, sprawę wyciszono i zatuszowano tylko dzięki powściągliwości władz Białorusi. Innym razem pan konsul rozrabiał po pijaku w Wilnie, a Litwini tak nabuzowali mu mordę, że długo leczył się w szpitalu. Został odwołany do Warszawy i niebawem „ukarany”... mianowaniem na posadę ambasadora RP w Gruzji!...

* * *

Agenturalne media w Polsce i Litwie oraz ich odmóżdżona klientela dotychczas trelą o tym, że jakoby Jan Ciechanowicz i duża część innych Polaków wileńskich w 1990 roku występowali przeciwko niepodległości Litwy. To też jest cyniczne kłamstwo, mogące jednak stać się „prawdą” w rozcieńczonych wódką móżdżkach durnego ciemnogrodu na skutek notorycznego powtarzania. Otóż faktem jest, że jeszcze w czasach sowieckich Ciechanowicz łatwo znajdował wspólny język z inteligencją litewską, z litewskimi działaczami niepodległościowymi i od początku wspierał ich dążenia; nigdy też nie powiedział ani słowa przeciwko suwerennym prawom tego narodu. (Naraził się Litwinom dopiero wówczas, gdy wystąpił w obronie praw ludności polskiej na tamtym terenie). Gdyby istotnie był „wrogiem Litwy”, jak to wmawiają prowokatorzy, spotkałby go widocznie los Stanisława Mickiewicza, żydowskiego dyrektora Radia „Tarybine Lietuva” (Sowiecka Litwa), którego Litwini wpakowali do więzienia i którego los jest dziś nieznany. (Nawiasem mówiąc Ciechanowicz, wbrew temu, co pisują denuncjanci, nigdy na falach tego radia nie gościł). – Niechby naczelny „Gazety Wyborczej” zaprzestał wreszcie polewania pomyjami Polaków wileńskich, a zainteresował się losem swego rodaka Stanisława Mickiewicza; byłoby to zajęcie z pewnością sensowne i szlachetne.

* * *

Związek Polaków na Litwie powstał jako autentyczna oddolna inicjatywa patriotyczna tamtejszej Polonii, ale został z czasem opanowany przez agenturę bezpieki i przekształcony w ciepłą synekurę dla byłych sekretarzy KPZR, przewodniczących sowieckich kołchozów, tajnych współpracowników KGB ZSRR i innych „patriotów własnej kieszeni”, dbających tylko o swe stołki i po mistrzowsku wyciągających z RP grubą forsę (poproszajki!), czyli osób dla których sprawa polska faktycznie nie istnieje, i które nie posiadają ani zdolności do konceptualnego myślenia, ani umiejętności konstruktywnego załatwiania ze stroną litewską tak np. banalnych spraw, jak pisownia nazwisk, dwujęzyczne nazwy ulic czy funkcjonowanie szkół polskich na Litwie, których liczba w ostatnich 25 „demokratycznych” latach skurczyła się z ponad 250 do 55. Wciągają oni do tego lokalnego i drobnego konfliktu Państwo Polskie, gdyż sami nic nie potrafią, a w tym czasie zapomniana społeczność Polaków na tamtym terenie degraduje i wymiera na skutek alkoholizmu i marginalizacji socjalnej, która wszelako jest skutkiem nie dyskryminacji ze strony rządu litewskiego, a rezultatem kompletnej bezradności i obojętności na sprawy zwykłych ludzi tamtejszych polskich – pożal się Boże! – „liderów”. Umieralność na alkoholizm (skutek rozpaczy egzystencjalnej) wśród wileńskiej populacji polskiej jest sześciokrotnie wyższa niż wśród populacji litewskiej. Kilku wileńskich „liderów”, byłych posłów na sejm Litwy, – jak informowała ongiś „Nasza Gazeta” – zbiło nawet pokaźne fortuny na imporcie z Niemiec do Wileńszczyzny toksycznego spirytusu technicznego i produkcji z niego rzekomych „gatunkowych wódek” (metodą mieszania tegoż spirytusu z wodą i kolorowymi lakami oraz innymi syntetycznymi barwnikami), którymi przez szereg lat truli rodaków. – Takich to „działaczy” wylansowało warszawskie postkomunistyczne gestapo. Funkcjonariusze MSZ zresztą nieraz otwarcie, na łamach „Gazety Wyborczej”, czy „Rzeczypospolitej”, deklarowali ustami konsula RP w Wilnie M. Maszkiewicza (syna sowieckiego Żyda, oficera NKWD!), patentowanego durnia i pedała Grzegorza Kostrzewy – Zorbasa (niedawno „doradził” pierwszej damie Polski, aby przyjęła na specjalnej audiencji matkę jednego z dwóch skazanych na śmierć rosyjskich terrorystów, Konowałowa, który zamordował w mińskim metrze 15, a okaleczył około 220 osób – trudno o większą hańbę, nikt w Europie nie zamanifestował aż tak piramidalnego upodlenia i tak straszliwej głupoty!): „złożymy w ofierze Polaków wileńskich w imię dobrych stosunków z Litwinami”. I przez ćwierć wieku „składali”. Składają zresztą dotychczas.
[Niektórzy „nasi” politycy sprzedają Polskę za znacznie niższą cenę niż ona jest warta: za kieliszek wybornej litewskiej wódki, za kęs takiejże kiełbasy, za darmowy pobyt i takąż kurwę w hotelu, za błyszczącą blaszkę przypiętą do piersi. W ten dość prosty sposób działacze litewscy bez trudu korumpują polskich, rosyjskich, białoruskich (ale już nie zachodnich!) dziennikarzy, intelektualistów, polityków, funkcjonariuszy państwowych, księży, choć sami, posiadając świetne walory charakterologiczne i przygotowanie merytoryczne są absolutnie nieprzekupni i zawsze myślą w kategoriach Państwa i Narodu Litewskiego]. Za takie deklaracje w szanujących się państwach stawia się odnośne osoby za zdradę stanu przed plutonami egzekucyjnymi, a co najmniej ogłasza się za osoby bez czci i wiary. U nas chodzą w glorii „autorytetów”, piastują najbardziej ważne i intratne urzędy państwowe, notorycznie i codziennie pieprzą bzdury w telewizji! Co by to było, gdyby któryś z izraelskich polityków rzekł, iż złoży w ofierze Żydów Jordanii w imię dobrych stosunków z Palestyńczykami!? Nikt nie szanuje tych, którzy sami siebie nie szanują. Jeśli w samej Polsce seryjnie, z paranoicznym uporem w wydawnictwach państwowych (?) i „katolickich” („Więź”, „Znak”) ukazują się podłe antypolskie elaboraty, jak możemy się oburzać, że, za przeproszeniem, „Litwini nas nie lubią”?... Nas „lubią” tylko ci, którzy się z nami nie zetknęli.

* * *

Diaspora żydowska każdego roku wpompowuje do Izraela dziesiątki miliardów dolarów, przy czym datki na historyczną ojczyznę składają także niezamożni członkowie wspólnoty narodowej. Żydowskie lobby w USA, Kanadzie, Rosji, Zjednoczonym Królestwie i innych krajach wymusza dodatkowo na odnośnych rządach dalsze wielomiliardowe injekcje na finansowanie m.in. armii izraelskiej (trzeciej potęgi militarnej świata po USA i Rosji, jeśli idzie o potencjał nuklearny!) i gospodarki tego kraju. Polska zaś diaspora wschodnia, jak i zachodnia, wyspecjalizowała się w sztuce zręcznego wyzyskiwania swej historycznej ojczyzny, wyciągania z niej olbrzymich środków finansowych rzekomo na utrzymanie polskości. „Działacze” (bardziej właściwe byłoby miano „krętacze”) polonijni ze Wschodu potrafią pojechać np. do Londynu, Warszawy czy Nowego Jorku i pokazywać tam zdjęcia z powojennego 1951 roku, mówiąc: „Polskie dzieci na Litwie nie mają butów i chodzą do szkoły bose!”... Taki chwyt marketingowy z reguły skutkuje i spryciarz lub spryciarka wraca do domu z pokaźną sumą pieniędzy, które oczywiście nigdy nie docierają do naprawdę potrzebujących, lecz osiadają na kontach bankowych prosperujących kombinatorów. Wileńskie „żuliki” osiągnęli szczyty perfekcji w wyciąganiu grosza z Polski, potrafią np. zaplanować kilkodniowy bal, (na którym do upadłego hulają cudzym kosztem byli funkcjonariusze sowieckiego aparatu przemocy, prezesi kołchozów, sekretarze KPZR i ich „przyjaciółki”) jako „europejski projekt integracyjny” i wyciągnąć na tę imprezkę pieniądze z Senatu RP. Zręcznie też udają ludzi „biednych”, „prześladowanych”, niemal męczenników sprawy narodowej i... każą sobie za swój rzekomy patriotyzm słono płacić. (Jeśli są tak patriotyczni, to dlaczego nie chcą utrzymać we własnym zakresie choćby jednego periodyku, a za wszystko musi płacić podatnik krajowy? Przecież w Wilnie mieszka kilkaset dolarowych milionerów polskich!) A jak podleją swe kłamstwa sosem religijnym, jak się powołają na rany Matki Boskiej Ostrobramskiej i przekażą rodakom od Niej pozdrowienia, jak to puszczając perskie oko szepną, iż są szczęśliwi, że wreszcie przyjechali do państwa „prawdziwie europejskiego”, to zaraz i uzbierają na nowy „BMW” czy „Mercedes”. Dla siebie, nie dla „bosych polskich dzieci”.
Nauczyli się też, biorąc przykład z siedmiu tysięcy złodziejsko-kombinatorskich fundacji krajowych, których jedyną funkcją jest tuczenie swych leniwych „działaczy”, sprytnie zakładać rozmaite stowarzyszenia (koniecznie imienia jakichś świętych, jak św. Zyta, św. Kazimierz, św. Jan Paweł II, czy królów – Batorego i in.; co za kundli spryt!) „pozarządowe”, ale dostające olbrzymie dotacje właśnie od władz RP! I prosperują z tego! A jak chcą na darmochę polecieć np. do Brazylii czy na Cypr, to ogłaszają, że owa seksualna wycieczka jest „pielgrzymką” i zaraz mają finanse z Senatu RP na ten jakże „zbożny” cel! Postępują wedle „zasady Okińczyca: „Jak chcą, żebyśmy byli Polakami, niechaj płacą!”... Boże, ty widzisz cynizm tych chamów i nie grzmisz!...
W ten sposób na Wschodzie ukształtowała się wielotysięczna rzesza pasożytniczych darmozjadów, sprytnie okradających skarb Państwa Polskiego metodą wymuszania m.in. rozmaitych grantów i datków na kraju, w którym brak pieniędzy na stypendia dla studentów, na szklankę mleka w szkole dla naprawdę biednych dzieci, na budowę dróg i wałów przeciwpowodziowych, a nawet na zakup kilku nowoczesnych samolotów dla najwyższych władz państwowych. Wyciągać w tej sytuacji pieniądze z Polski potrafią tylko zdeklarowane kanalie. Multum zaś wybudowanych na Wschodzie ogromnym wysiłkiem Państwa Polskiego tzw. „polskich domów” i szkół już teraz służy dalece nie tylko społecznościom polonijnym, za kilkanaście lat zostanie przejęte za darmo przez odnośne kraje ościenne.
To też stanowi jedną z oznak kompletnej klapy tzw. „polskiej polityki wschodniej”. Ukryć tej klęski nie potrafi nawet chorobliwie agresywna, prowokatorska, perfidna, „wielkopańska” polityka RP w stosunku do Białorusi i do spływającej krwią Ukrainy, która to „polityka”, wspomagająca finansowo i propagandowo rosyjską agenturę na Białorusi (maskowaną pod „obrońców praw człowieka”), ostatecznie wpędziła ten kraj w żelazny uścisk Polarnego Niedźwiedzia, a Ukrainę pogrążyła w krwawej, bratobójczej wojnie domowej. Zresztą Litwini, a chyba nie tylko oni, bardzo uważnie obserwujący to, co się dzieje w ich sąsiedztwie, w naturalny sposób wnioskują z awantur warszawskiego MSZ w Mińsku i Kijowie, że Warszawa w określonych warunkach może być skłonna do wykorzystywania Polonii jako dywersyjnej „piątej kolumny”, służącej do destabilizacji ładu prawnego w kraju zamieszkania i do zmuszania odnośnych rządów do „demokratycznych reform”, czyli do przekazania majątku narodowego w ręce żydowskich oligarchów i globalnej mafii, wprowadzenia ustawodawstwa antynarodowego itp. Stąd m.in. głęboka nieufność władz (i nie tylko władz) Litwy, Białorusi i Ukrainy do swej mniejszości polskiej, jak też w ogóle do Polaków.



Dr Jan Ciechanowicz, 2015


ANEKS II. O AUTORZE



Dr Ciechanowicz Jan

Ur. 02.07.1946, m. Worniany powiatu wileńsko-trockiego (po II wojnie światowej – ostrowieckiego) na Wileńszczyźnie; badania w zakresie nauk humanistycznych: historia, filozofia, filologia germańska, socjologia, relogioznawstwo, etyka, politologia, historia idei.
Studia: Miński Państwowy Instytut Języków Obcych (1971); Społeczny Uniwersytet Nauk Politycznych (Wilno 1973); doktorat z zakresu najnowszej filozofii niemieckiej „Człowiek i kultura w filozofii Theodora Wiesengrunda Adorno”: Instytut Filozofii i Prawa Akademii Nauk Białorusi w Mińsku (1983).
Wiedza języków: angielski, białoruski, litewski, niemiecki, polski, rosyjski, ukraiński i in.
Praca: tłumacz-referent w Instytucie Filozofii i Prawa AN Białorusi w Mińsku (1969); tłumacz w Naukowo-Metodycznej Bibliotece Kultury Fizycznej i Sportu w Mińsku (1970); nauczyciel języka niemieckiego w Mejszagolskiej i Duksztańskiej polskich szkołach średnich rejonu wileńskiego (1970-1975); korespondent dziennika „Czerwony Sztandar” w Wilnie (1975-1983); wykładowca filozofii, etyki i religioznawstwa w Wileńskim Państwowym Instytucie Pedagogicznym (pół etatu 1975-1983); wykładowca filozofii w Wileńskim Państwowym Uniwersytecie (pół etatu 1975-1976); docent w Litewskiej Filii Moskiewskiej Akademii Nauk Społecznych w Wilnie (1983-1986); docent Katedry Filozofii Wileńskiego Państwowego Instytutu Pedagogicznego (1986-1991); nauczyciel języka niemieckiego w Szkole Średniej imienia Mścisława Dobużyńskiego w Wilnie (pół etatu 1992); lektor języka niemieckiego, rosyjskiego i litewskiego w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Bydgoszczy (1993-1994); starszy wykładowca Instytutu Filologii Germańskiej Uniwersytetu Rzeszowskiego (wykłady i zajęcia praktyczne z zakresu filozofii, etyki, historii filozofii niemieckiej, filozofii kultury, leksykologii języka niemieckiego; wypromowanie 78 prac magisterskich; 1994-2013); nauczyciel języka niemieckiego w Zespole Szkół imienia króla Władysława Jagiełły w Niechobrzu koło Rzeszowa (2000-2008); wykładowca języka niemieckiego w Zespole Kolegiów Nauczycielskich w Tarnobrzegu (pół etatu 2001-2011); wykładowca etyki biznesu w Wyższej Szkole Biznesu w Sanoku (pół etatu 2005-2006).
Publikacje: ponad 1200 artykułów naukowych, publicystycznych i popularnonaukowych w periodykach ukazujących się w Polsce oraz w (przeważnie polonijnych) pismach na Litwie, Białorusi, Ukrainie, Kanadzie, Francji, USA, Niemczech, Australii, Rosji w języku angielskim, białoruskim, litewskim, niemieckim, polskim, rosyjskim.



Książki i skrypty dra Jana Ciechanowicza opublikowane w okresie 1978-2018



1.          K voprosu o kritike filosofsko-metodologičeskich osnov kulturno-estetičeskoj koncepcii Theodora Wiesengrunda Adorno (skrypt). 24 s. Perm, Isdatelstvo Permskogo Universiteta 1978.
2.          Problema čeloveka v filosofii Theodora Wiesengrunda Adorno i Herberta Marcuse (skrypt). 24 s. Perm, Isdatelstvo Permskogo Universiteta 1978.
3.          Mirovozzrenie Theodora Wiesengrunda Adorno: čelovek i kultura (skrypt). 16 s. Vilnius, Leidykla „Mokslas ir Technika” 1982.
4.          Borba za mir i sovremennyj katolicizm (skrypt). 22 s. Minsk, Isdatelstvo „Znanije” 1985.
5.          Vatikanas laisvinasi nuo „išsivadavimo teologijos” (skrypt). 24 s. Vilnius, Leidykla „Żinija” 1985.
6.          W kręgu postępowych tradycji. 150 s. Kaunas, Leidykla „Šviesa” 1987.
7.          Na wileńskiej Rossie (wspólnie z B.& M. Kosman). 184 s. Poznań, Krajowa Agencja Wydawnicza 1990.
8.          Na wschód od Bugu. 120 s. Wilno – Chicago, Panorama Publishing 1990.
9.          Trzynastu sprawiedliwych. 221 s. Wilno, Polskie Wydawnictwo w Wilnie 1993.
10.      Droga geniusza (O Adamie Mickiewiczu). 157 s. Wilno, Wydawnictwo Znicz, 1995; (wydanie drugie: 131 s. Wrocław, Wydawnictwo Nortom. 1998).
11.      Pod skrzydłami porannej zorzy. 176 s. Rzeszów, Wydawnictwo Oświatowe FOSZE 1996.
12.      Twórcy cudzego światła. 401 s. Toronto – Wilno, Polski Fundusz Wydawniczy w Kanadzie 1996.
13.      Na styku cywilizacji. 541 s. Wilno – Rzeszów, Wydawnictwo Naukowo-Literackie Znicz & Wydawnictwo Oświatowe FOSZE 1997.
14.      W bezkresach Eurazji. 371 s. Rzeszów, Wydawnictwo Wyższej Szkoły Pedagogicznej 1997.
15.      Minima. Aphorismen. 61 s. Berlin, Mordelius Press 1997.
16.      Filozofia kosmizmu. (vol. 1-3, 280 s. + 303 s. + 370 s.). Rzeszów, Wydawnictwo Oświatowe FOSZE 1999.
17.      Z rodu polskiego (vol. 1-2, 294 s. + 288 s.), Rzeszów, Wydawnictwo Wyższej Szkoły Pedagogicznej 1999.
18.      Rody rycerskie Wielkiego Księstwa Litewskiego (vol. 1-6, 368 s. + 480 s. + 548 s. + 610 s. + 598 s. + 490 s.). Rzeszów – Wilno, Wydawnictwo Oświatowe FOSZE & Wydawnictwo Naukowo – Literackie Znicz 2001-2006.
19.      Syjon, Olimp i Golgota. 355 s. Molodečno, Isdatelstvo Pobeda 2001.
20.      Myśl i czyn. 320 s. Molodečno, Isdatelstvo Pobeda 2001.
21.      Sprichwort, Wahrwort. Kleines deutsch-polnisches Spruch-und Sprichwörterbuch. 114 s. Tarnobrzeg, Wydawnictwo Kolegium Nauczycielskiego 2002.
22.      Gońcy Ikara. Osoby pochodzące z Litwy i Polski w dziejach lotnictwa i kosmonautyki światowej. 320 s. Molodečno, Isdatelstvo Pobeda 2002.
23.      Zdobywca Azji. Mikołaj Przewalski. 315 s. Molodečno, Isdatelstvo Pobeda 2002.
24.      Etyka czterech umiejętności. 232 s. Molodečno, Isdatelstvo Pobeda, 2002; (2. edition 280 p. New York 2009; 3.Edition Siemianowice Śląskie 2014).
25.      Weisheit der Bibel. Wörterbuch der biblischen Aphorismen. 154 s. Rzeszów, Wydawnictwo Uniwersytetu Rzeszowskiego 2002.
26.      Musica peregrina. Artyści pochodzący z Litwy i Polski w obcej sztuce muzycznej i teatralnej. 576 s. Molodečno, Isdatelstvo Pobeda 2002.
27.      Ludzie wśród gwiazd. Homo sapiens w perspektywie kosmologicznej. 371 s. Rzeszów, Wydawnictwo Oświatowe FOSZE 2005.
28.      Dzieci żelaznego wilka. 608 s. Rzeszów, Wydawnictwo Oświatowe FOSZE 2005.
29.      Spassvogel. Witze und Schwänke aus Gegenwart und Vergangenheit. 108 s. Tarnobrzeg, Wydawnictwo Zespołu Kolegiów Nauczycielskich 2005.
30.      Lies und denk’! Ein Lesebuch für Freunde der deutschen Sprache. 168 s. Rzeszów, Wydawnictwo Uniwersytetu Rzeszowskiego 2005.
31.      Witze und Scherze. Żarty i kawały w języku niemieckim. 132 s. Niechobrz, Wydawnictwo Zespołu Szkół im. króla Władysława Jagiełły 2006.
32.      Herbarz polsko-rosyjski. Rody szlacheckie Imperium Rosyjskiego pochodzące z Polski. (vol. 1-2, 651 s. + 575 s.) Warszawa, Wydawnictwo Stowarzyszenia Dom Polski Sarmacja 2006.
33.      Niemieckie idiomy, zwroty, porzekadła, skrzydlate słowa, przysłowia. – Deutsche Idiome, Redewendungen, Sprüche, geflügelte Worte, Sprichwörter. 602 s. (2. Edition, 408 s.). New York, Polish Guide Publishing 2008.
34.      Rozpacz a filozofia. Myśliciele Europy wobec Boga, życia i śmierci. 528 s. New York, Polish Guide Publishing 2009.
35.      Etyka życia i śmierci. 464 s. New York, Polish Guide Publishing 2009. (2.Edition Siemianowice Śląskie 2014).
36.      Herbarz Polesia. 232 s. Boguchwała, Wydawnictwo Duet 2009.
37.      Niemiecko-polski słownik frazeologiczny. 380 s. Tarnobrzeg, Wydawnictwo Zespołu Kolegiów Nauczycielskich 2009.
38.      Etyka wielkich cywilizacji. 624 s. New York, Polish Guide Publishing 2010. (2. Edition Warszawa Warszawa 2013; 3. Edition Siemianowice Śląskie 2014).       
39.      Antropologia władzy. 200 s. Wilno, Wydawnictwo Znicz 2010.
40.      Polonobolszewia. Siedmiu mędrców sowieckich czyli jak polska szlachta komunizowała Rosję. 288 s. Boguchwała, Wydawnictwo Duet 2010; 2. Edition Warszawa 2015, 455 str.).
41.      Antysemityzm (analiza konfrontatywna)” 616 s. New York, Astra Publishing 2010; 2. Edition vol. 1-2. Warszawa 2015, 800 str.).
42.      Z dziejów kultury W. Ks. Litwy. 544 s. Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb” 2012.
43.      Poczet profesorów wileńskich. 476 s. Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb” 2012.
44.      Synowie księcia Gedymina. 545 s. Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb” 2012.
45.      W królestwie Uranii. Astronomowie i podróżnicy pochodzący z Litwy i Polski. 414 s. Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb” 2012.
46.      Dobroczyńcy ludzkości. (Wybitni działacze medycyny pochodzący z ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego i Polski w krajach obcych). (vol. 1-2, 462 s. + 456 s.). Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb” 2013.
47.      Geniusze wojny. (Wybitni teoretycy wojny i dowódcy wojskowi polskiego pochodzenia w armiach obcych). (vol. 1-2, 387 s. + 300 s.). Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb” 2013.
48.      Wysłannicy Słowa. (Poeci i pisarze polskiego pochodzenia w kulturach obcych). (vol. 1-2, 500 s. + 488 s.). Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb” 2013.
49.      Urok prowincjonalizmu. (Z dziejów sztuk pięknych na Kresach Wschodnich). 336 s. Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb”. 2013.
50.      Etiudy etognomiczne. (wydanie drugie, poszerzone, vol. 1-3, 575 s. + 567 s. + 600 s.). Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb”. 2013.
51.      Księga herbowa Białej, Czarnej, Czerwonej i Zielonej Rusi, Inflant, Litwy, Moskwy, Polski, Ukrainy i Żmudzi. 316 s. Siemianowice Śląskie, Wyd. „Kolumb” 2013; wydanie drugie Warszawa 2015.
52.      W cieniu rajskich jabłoni. Wybitni reprezentanci nauk ścisłych i technicznych pochodzący z ziem dawnej Rzeczypospolitej w obcych krajach. 398 str. Warszawa 2015.
53.      Klug durch Lesen. 183 str. Warszawa 2015.
54.      Nauczyciele. Oblicza humanizmów. 328 str. Warszawa 2015.
55.      Niemiecko-polski słownik frazeologiczno-paremiologiczny, 620 str. Warszawa 2015.
56.      Kosmofilozofia. 575 str. Warszawa 2015.
57.      Scorpionomachia. Polemiki o „kwestii polskiej” w Wilnie, 1985-2005, 2015”. 571 str. Warszawa 2015.
58.      58. Na łąkach Stworzyciela. Ludzie wielkiej nauki. 300 str. Warszawa 2016.
59.      Reminiscencje. Aforyzmy. 100 str. Warszawa 2016.
60.      Ars longa. Artyści plastycy na pograniczach kultur europejskich. Warszawa 2018.
61.      Słowiański olbrzym. (Z dziejów narodu rosyjskiego). Warszawa 2018.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz