Rozdział III.
Mordy rytualne
Najpotworniejszym, najstraszliwszym zarzutem pod adresem Żydów jest posądzanie ich o rzekome dokonywanie przez nich tak zwanych „mordów
rytualnych”, popełnianych na dzieciach chrześcijańskich. Według tego
punktu widzenia Żydzi
jakoby nienawidzą wszystkich wyznawców Jezusa
Chrystusa do takiego stopnia, że wykorzystują krew ich dzieci do wypieku macy,
czyli chlebów rytualnych. I owszem, w łonie judaizmu – jak twierdzą niektórzy
żydowscy historycy – mogły ongiś powstawać jakieś zwyrodniałe sekty, które - być
może - popełniały mordy rytualne, a specjaliści
oceniają ogólną liczbę tych przestępstw od kilkuset do dwu tysięcy. Czy ta
liczba jest wystarczająca, by całemu wielomilionowemu narodowi stawiać zarzut
dzieciobójstwa? Jeśli tak, to jeszcze większymi dzieciobójcami są Rosjanie,
Niemcy, Litwini, Polacy, Ukraińcy, Turcy, Anglicy, Amerykanie, Francuzi, którzy
w odwiecznych wojnach sąsiedzkich zapamiętale nawzajem się wymordowywali, nie
oszczędzając też dzieci. Ale nikt nie posądza żadnego z tych narodów o to, że
są zbiorowymi mordercami. Nikt nie stosuje zasady odpowiedzialności zbiorowej w
stosunku do siebie samego, którą czemuś „zastrzega” się wyłącznie dla Żydów.
Nie w
ostatniej jednak kolejności
wątpliwa „zasługa” w
zarzucaniu Żydom mordów
rytualnych należy do
samychże Żydów, najczęściej
tych, którzy porzucali
swe środowisko i,
aby przypodobać się gojom, wymyślali
na swych zdradzonych
rodaków najpotworniejsze oszczerstwa.
Jednym ze spektakularnych tego
przykładów jest postępowanie
w Rzeczypospolitej tzw.
„frankistów”, potomków bałkańskich
Żydów, którzy, gdy
przybyli w połowie
XVIII wieku do
Polski, zaraz podjęli
walke ideologiczną ze
swymi ortodoksyjnymi jednowiercami, zarzucając
im wielokrotnie i
publicznie nienawiść do
chrześcijan i popełnianie
morderstw rytualnych oraz zażywanie
krwi niewinnych dzieci
chrześcijańskich. Trudno się
dziwić, że te
potworne kalumnie głoszone
przez samych Żydów
znajdowały posłuch wśród
wielu chrześcijan.
Z punktu widzenia
psychodiagnostyki warto poddać to zagadnienie bliższej analizie.
Na początku przytoczmy
tekst Władimira Dahla, wybitnego rosyjskiego uczonego, który to tekst w Rosji
był
publikowany wielokrotnie.
Władimir (Waldemar) Dahl,
rodem Duńczyk, syn lekarza, który służył w Ługańsku guberni Jekatierynosławskiej w zakładzie
leczniczym, urodził się 10 listopada 1801 roku. Skończywszy kurs w korpusie morskim, początkowo służył we
flocie czarnomorskiej; lecz szybko porzucił tę służbę i w roku 1821 wstąpił na
Uniwersytet Dorpacki, gdzie uzyskał stopień doktora medycyny. Następnie był kilka
lat lekarzem (w wojsku i w szpitalu wojskowym) aż do czasu, gdy poznał się z gubernatorem
L. A. Pierowskim, który namówił go do przejścia do niego na służbę do
Orenburga, gdzie przebywał 7 lat. W 1841 roku Pierowski powołany został na
Ministra Spraw Wewnętrznych, a Dahl został przy nim wyznaczony na urzędnika do
spraw specjalnych i przeniósł się do Petersburga. W latach 1849 -1859 był
administratorem rejonowego biura w Niżnim Nowogrodzie, a po przejściu w stan
spoczynku mieszkał w Moskwie i pracował nad zakończeniem i wydaniem swego
fundamentalnego i do dziś cenionego Słownika
opisowego narzecza wielkoruskiego. Zmarł 22 września 1872 roku. A
więc oddajemy mu
głos.
„Dochodzenie
w sprawie zabijania chrześcijańskich dzieci przez Żydów
i używania ich krwi
Wydrukowano na mocy rozporządzenia Ministra Spraw Wewnętrznych Rosji.
1844 r.
Wstęp
Wśród
wszystkich narodów, gdzie tylko żyją Żydzi, istnieje od niepamiętnych czasów
podanie lub legenda, że Żydzi w męczeński sposób uśmiercają chrześcijańskie
dzieci, gdyż potrzebują dla jakichś tajemniczych obrzędów niewinnej krwi
chrześcijańskiej. Dopiero w ostatnich czasach uczucia ludzkie tak bardzo
zaczęły się buntować przeciw takim oskarżeniom, że w Europie zaczęto
zdecydowanie odrzucać je, jako niedorzeczne bajki i potwarze. Oskarżenie to
jest oczywiście straszne, lecz w kronikach religijnego fanatyzmu nie jest ono
wyjątkowe: nie tylko bałwochwalcy indyjscy poddają siebie samych i innych ludzi
strasznym mękom w oczekiwaniu przyszłej pomyślności, i nie tylko wśród nich są
sekty, stale twierdzące, że jedną z dróg do zbawienia duszy jest zabójstwo –
lecz i w Europie, wśród chrześcijan, powstała sekta assasinów. W ciągu dwóch
albo trzech wieków paliły się stosy inkwizycyjne, w samej
Rosji w osiemnastym wieku byli ludzie, którzy palili się całymi wioskami, inni
zabijali jeden drugiego, wszystko to robiono w celu zbawienia duszy.
Nie
tylko sam lud oskarża Żydów o takie straszne zbrodnie; oskarżano ich
wielokrotnie też przed sądem. W większości wypadków nie
przyznawali się, pomimo przeróżnych dowodów winy; lecz bywały i takie
przykłady, gdy Żydów demaskowano i przyznawali się sami. Wydaje się, że jeden
taki przypadek wystarczyłby do uznania za prawdę istnienia takiego zbrodniczego
fanatyzmu; lecz obrońcy Żydów mówią, że przyznanie się było wymuszane torturami
i dlatego o niczym nie świadczy. Jednak, dopuściwszy takie usprawiedliwienie i
wszystko, cokolwiek i kiedykolwiek mówiono i pisano na ten temat na korzyść
Żydów, to jeszcze pozostaje jedna okoliczność, na którą nigdy nie zwracano
należytej uwagi, i która nie tylko nie została wyjaśniona, ale prawie uzyskuje
jakość i ciężar pełnego dowodu winy. A mianowicie: nie ulega żadnej
wątpliwości, że od czasu do czasu znajdowano trupy zaginionych bez śladu
dzieci, w tak okaleczonym stanie i z takimi oznakami zewnętrznych obrażeń,
które całkowicie zgadzają się z obrazem męczeńskiej śmierci i tego rodzaju
zabójstw, o jakie oskarżani są Żydzi. Po drugie, wypadki te występowały jedynie
w tych miejscach, gdzie mieszkali Żydzi. Powstaje zatem pytanie, jakiej to
okoliczności trzeba przypisać powtarzające się od czasu do czasu przypadki
męczeńskiej śmierci dziecka, w sposób zamierzony i powolny zamęczonego na
śmierć, jeśli oskarżenie nie miałoby podstaw? Jaką można wymyślić przyczynę lub
powód dla takiego zbrodniczego zakatowania dziecka, jeśli nie jest to fanatyzm?
Zewnętrzne obrażenia trupa za każdym razem wskazywały, że śmierć w żadnym
wypadku nie mogła być przypadkowa, a była umyślna; przy tym dziecko było
męczone w sposób przemyślany i długotrwały: całe ciało podziurawione lub
pokłute, czasami kawałki skóry wycięte, język i organy płciowe odcięte, lub u
chłopców przeprowadzono żydowskie obrzezanie. Czasami niektóre członki odcięte,
albo dłonie przekłute na wskroś, nierzadko były oznaki i siniaki od mocnych
wiązań, założonych i ponownie zdjętych. Cała skóra podrapana i obtarta, jak
gdyby opalona lub silnie natarta. Na koniec, trup był nawet myty, nie było na
nim krwi, a także na bieliźnie, oraz na ubraniu, które zdejmowano na czas
zabójstwa a po nim ponownie wkładano. Jaki byłby powód ze strony dziecka lub jego
rodziców dla dokonania takiej zbrodni? Bez celu nigdy i nigdzie coś takiego nie
mogło być zrobione, a tym bardziej nie mogło powtarzać się w różnych miejscach
prawie jednakowo. Zwykłemu zabójcy w każdym wypadku wystarczyłoby samo
zabójstwo, i w związku z tym nie można tutaj odrzucić jakiegoś tajemniczego,
ważnego dla przestępców celu.
Słabe,
niewłaściwie prowadzone przez sędziów śledczych śledztwa, różne podstępy i
wykręty Żydów, bezczelne i uparte ich zapieranie się, nierzadko przekupstwo,
wiara większości wykształconych ludzi, że takie oskarżenie to nikczemna potwarz
i w końcu, oparte na miłości bliźniego nasze prawodawstwo, nie tylko dotychczas
za każdym razem ratowały Żydów przed zasłużoną karą, ale oni, swoimi intrygami
i zaklęciami o swojej niewinności i całkowitej niesprawiedliwości rzucanych na
nich oskarżeń, prawie zawsze zdołali oskarżyć swoich oskarżycieli, którzy byli
karani za nich. Żydzi zdołali wystarać się w 1817 roku o Najwyższy Ukaz (z 28
lutego, ogłoszony 6 marca), który zabraniał nawet podejrzewać Żydów o podobne
przestępstwa, a podejrzenie o tym,
jakoby Żydzi wykorzystywali krew chrześcijańską, nazwał przesądem. Tymczasem,
analiza niektórych tajnych nauk talmudystów wskazuje na możliwość zaistnienia
tego barbarzyństwa, a bezstronna analiza spraw sądowych, prowadzonych w
podobnych przypadkach, upewnia o niewątpliwej ich realności.
Talmud
Chociaż
Żydzi, już z dawien dawna swój Talmud
uważają za o wiele ważniejszy od Starego Testamentu, tym niemniej potrafili oni
w najbardziej niedorzeczny sposób przekręcić jeden werset Pisma Świętego i
wyprowadzić z niego potworny obrzęd, o którym tutaj mówimy. Prorok Baal,
powołany do przeklęcia narodu żydowskiego, odmawia tego i – na odwrót – za
pomocą kilku aluzji odpłaca się mu natchnioną pochwałą. Między innymi mówi: „Oto lud ten jako lew silny powstanie, jako lwię
młode podniesie się; nie układzie się, aż pożre łupy i krew pobitych wypije”
(Księga Liczb, rozdział 23). Jest
to, jak mówią, źródło nieludzkiego obrzędu. Komentatorzy przyjęli tę alegorię
dosłownie i wyjaśniają, że krwią wroga, a Żydzi uważają chrześcijanina za
głównego swojego wroga, należy się nasycać.
Talmud,
stworzony z różnych przekazów i komentarzy w pierwszych wiekach
chrześcijaństwa, pała taką złością przeciw wszystkim innowiercom, a w
szczególności przeciwko chrześcijanom, że nie ma zbrodni, której by on w
stosunku do nich nie dopuszczał. Napisany trudno zrozumiałą mieszaniną języka
żydowskiego, chaldejskiego, syryjskiego, partyjskiego, greckiego, łaciny i innych
języków, Talmud babiloński, zakończony w V stuleciu, składa się z 36 tomów i
zawiera niesamowicie bezsensowną, obrzydliwą i niemoralną mieszankę szaleńczego
diabelskiego fanatyzmu. Dlatego języka Talmudu nie można właściwie nazwać
żydowskim; jest to oddzielny język talmudyczny, najtrudniejszy ze wszystkich
języków żywych i martwych, nie wyłączając chińskiego. Talmud nie tylko napisano
mistycznie, tajemniczo i niezrozumiale dla niewtajemniczonych, on aż do naszych
czasów pozostał całkowicie niedostępnym dla nas, ponieważ nie przetłumaczono
go, oprócz niektórych części, na żaden język. Lecz to nie wszystko: w Talmudach
drukowanych w języku żydowskim są opuszczenia, zaznaczane czasami spacjami,
nawiasami lub słowem: wedal, tj. domyśl się, znajdź prawdziwy sens. Weneckie
wydanie Talmudu z roku 1520, podobno jest pełne, i zawiera wiele, chociaż nie
całkowicie zrozumiałych, lecz jawnie do tej sprawy odnoszących się miejsc.
Później Żydzi pilnowali się i uzupełniali opuszczenia notatkami lub ustną
tradycją. W żydowskiej książce Seider-Godajdojs wyjaśniono przyczyny tych
opuszczeń: powiedziano tam, że częste nawrócenia się Żydów na chrześcijaństwo w
pierwszych jego wiekach, zmusiły rabinów przyjąć i włączyć do Talmudu
szczególnie surowe i sztywne środki przeciwko Nazarejczykom. Jednakże, środki
te zwróciły na siebie w IX wieku uwagę rządów, nastąpiły prześladowania Żydów
prawie w całej Europie, w konsekwencji miejsca te często wyłączano z Talmudu, a
często nie odnoszono ich do chrześcijan (goi), a do pogan (akum), chociaż Żydzi
w tym wypadku nie robią żadnej różnicy i w obu wypadkach mają na myśli przede
wszystkim chrześcijan. Za czasów papieża Grzegorza prześladowania Żydów
rozpowszechniły się prawie na całą Europę. Powodem były ich bestialstwa i
zbrodnie w stosunku do chrześcijan, chociaż nasz oświecony i humanitarny wiek
uważa, że prześladowania te były wynikiem przede wszystkim fanatyzmu i
nietolerancyjności katolicyzmu. Rabini byli zmuszeni otwarcie bronić
wyjawionych tajemnic i – pomimo ogromnych sum wydawanych przez nich na przekupstwa
– zmuszono ich do usuwania z ich ksiąg wszystkiego tego, co było na szkodę i
bezcześciło chrześcijan. Talmudy pełne, bez opuszczeń, znalazły schronienie pod
władzą Rzeczpospolitej, gdzie Żydzi w ogóle żyli swobodniej i nadzór nad nimi
był słabszy. Tutaj właśnie kryli się bardzo fanatyczni, uparci Żydzi,
dotychczas są to mateczniki żydostwa, natomiast oświecenie i nadzór nad Żydami
znacznie zmieniły innych europejskich Żydów, a ich obyczaje złagodniały.
Niezależnie od tego, istnieje mnóstwo rabinackich ksiąg-komentarzy, podobno do
50 tomów, ukrywanych w wielkiej tajemnicy. Istnieją także wśród rabinów
szczególne, tak zwane kabalistyczne nauki, wyjaśniające w dowolny sposób niezrozumiałe miejsca Talmudu. Dlatego Talmud
jest niedostępny nawet dla naszych uczonych filologów, których świadectwa o
tym, co w nim jest i czego w nim nie ma, nie są w ogóle pewne. Są także wśród
Żydów ustne podania i nauki, trzymane w tajemnicy, lecz czasami wyjawiane przez
nawróconych Żydów.
Nawróceni
Żydzi i pisarze
Do
tych ostatnich należy na przykład były rabin, mnich neofita, który w roku 1803
napisał po mołdawsku książkę „Obalenie wiary żydowskiej”. Podobno Żydzi za duże pieniądze skłonili hospodara Mołdawii do zniszczenia tej książki; jednakże, pomimo
tego, jej przekład w nowoczesnym języku greckim pojawił się w druku w Jassach w
roku 1818. W książce tej pisze między innymi „o krwi, którą Żydzi zdobywają od chrześcijan, i o wykorzystaniu
jej”. Opisawszy dokładnie ten potworny obrzęd, mnich neofita kończy następująco: „Gdy osiągnąłem trzynaście
lat (pełnoletniość u Żydów), ojciec wyjawił mi tajemnicę krwi, grożąc
strasznymi klątwami, jeśli ja komukolwiek, nawet moim braciom, zdradzę tę
tajemnicę. Jeśli będę miał kiedykolwiek dzieci, to mogę ujawnić to, czego się
dowiedziałem, tylko jednemu z nich, najpewniejszemu, najmądrzejszemu i
najtwardszemu w wierze. Znajdowałem się, i teraz także jestem, w wielkim
niebezpieczeństwie za zdradzenie tej tajemnicy. Lecz, poznawszy prawdziwą wiarę
i nawróciwszy się na Zbawiciela mojego, w nim pokładam moją nadzieję”. Neofita wyjaśnia co następuje:
„Obrządek
ten jest w księgach opisany niejasno, zagadkowo; tajemnicę tę nie wszyscy
znają, a jedynie rabini i faryzeusze, których oni nazywają chasidim. Ci żydowscy fanatycy sądzą,
po pierwsze, że zabijając chrześcijanina, podobają się Bogu. Po drugie,
wykorzystują oni krew do czarów w zabobonnych obrzędach. W tym celu, w dzień
ślubu, rabin podaje nowożeńcom pieczone jajko, posypane, zamiast soli, popiołem
z kawałka płótna, umoczonego we krwi męczennika chrześcijańskiego”. Jest to
bardzo ważna okoliczność, dlatego, że w śledztwach w sprawach o podejrzenie
Żydów o zabójstwo wykrywano właśnie, że moczyli oni płótno w krwi i rozdzielali
go między siebie na kawałki. „Młodzi jedzą jajko – kontynuuje neofita, a rabin
czyta modlitwę, w której życzy im, aby oszukiwali chrześcijan i żywili się ich
pracą. Żydzi, fanatycy, wykorzystują także krew zabitego chrześcijanina przy
obrzezaniu. Wpuszczają do kielicha z winem kroplę krwi obrzezanego dziecka i
drugą kroplę chłopczyka chrześcijańskiego”. Ta informacja jest także ważna,
dlatego, że powtarza się w różnych innych świadectwach, przytoczonych poniżej,
a także występuje w przypadku spraw karnych w tym przedmiocie; tak więc, w
sprawie wieliskiej żołnierka Maksymowa, zeznała, że krew była Żydom potrzebna,
według ich słów, dla rodzącej Żydówki. Podobne zeznania złożyła także Tekla Sieliezniewa,
w innej, mińskiej sprawie, w roku 1833.
Neofita
mówi także, że Żydzi, jedząc na Paschę swoje przaśniki, urągając chrześcijanom
wszelkimi możliwymi bluźnierstwami, pieką jeden przaśnik oddzielnie, posypując
go popiołem z chrześcijańską krwią, ten właśnie przaśnik nazywany jest efikoimon. I tę okoliczność
potwierdzają śledztwa w podobnych sprawach, a także we wspomnianej sprawie
wieliskiej. Tam trzy chrześcijanki służące u Żydów zeznały, każda oddzielnie, że
one same mieszały ciasto na macę (przaśniki), dodawszy tam trochę zdobytej
przez Żydów krwi. Wszyscy żyjący wśród
Żydów wiedzą, że oni rzeczywiście pieką jeden jakiś specjalny, święty dla nich
przaśnik, nie tylko oddzielnie od innych i w innym czasie, nocą w przeddzień
swojej Paschy, ale także, że podczas wyrabiania tego tajemniczego przaśnika
wszystkie dzieci, kobiety i domownicy usuwani są z izby a drzwi są zamykane. Do
tego właśnie przaśnika Żydzi sekty chasydów dodają, jeśli mogą zdobyć,
chrześcijańską krew. Uwaga niektórych obrońców Żydów, że jeśli byłaby to
prawda, to Żydzi nie potrzebowaliby dokonywać zabójstwa, a mogliby zawsze
dostać krew w dowolnej balwierni, nie ma żadnych podstaw: tajemniczość tego
szalonego obrzędu wymaga właśnie męczeńskiej krwi niewinnego chrześcijańskiego
dziecka, a nie krwi chorego, któremu upuszczono w balwierni krew. Nawet w tych
przypadkach, gdy Żydzi rzeczywiście zadowalali się zdobyciem krwi bez zabijania
człowieka, spuszczaniu krwi, pomimo to, zawsze towarzyszyła przemoc, jak
wykazano to niżej na podstawie zaistniałego przypadku oderżnięcia chłopcu końca
języka na Wołyniu w roku 1833 i przymusowego spuszczenia krwi dziewczynce w
Łucku, w roku 1843.
[To
zastanawiające, jak mógł
Żyd neofita pisać
w swej książce,
wydanej w 1803
roku, pisać o
wydarzeniach z lat 1833
i 1843?! -
J.C.]
Neofita
powiada dalej, że Żydzi także mażą się
krwią chrześcijańską, ażeby wyleczyć się z różnych cierpień, że podczas
pogrzebu takich fanatycznych Żydów wykorzystywane
jest także białko jajka z krwią chrześcijańską,
że w święto Purim, w lutym, na pamiątkę Mordechaja i Estery,
fanatyczni Żydzi zabijają chrześcijanina, zamiast
Hamana, pieką trójkątne miodowe przaśniki z cząstką jego krwi i rozsyłają wszędzie
W tym czasie, mówi neofita, Żydzi kradną, jeśli mogą, dzieci chrześcijańskie,
trzymają je w zamknięciu do Paschy i dokonują wtedy straszliwych swoich nad
nimi mordów; męczą je, jak Chrystus był
męczony. Wolą do tego celu dzieci, prawdopodobnie dlatego, że można je łatwiej
zdobyć i że łatwiej i bezpieczniej dać sobie z nimi radę, a także z powodu ich
niewinności. Neofita kończy oświadczeniem o wyjawieniu mu przez jego ojca tej tajemnicy,
o zaklęciach i groźbach ojca, by nigdy jej nie wyjawiał; „lecz, mówi on: – uznawszy
Pana naszego Jezusa Chrystusa za mego ojca, a święty kościół za matkę, objawiam
teraz całą prawdę”.
Zgodnie
z zeznaniami innych nawróconych, Żydzi wykorzystują trzy środki łagodzące poród
u kobiety: mąż staje przy
drzwiach i czyta 54 rozdział proroka Izajasza. Następnie przynosi z synagogi
pięć Ksiąg Mojżeszowych. W końcu, dają rodzącej wysuszoną krew. Wielu
twierdzi, że jest to krew chrześcijańskiego dziecka, co potwierdzają
przytoczone poniżej wypisy z ksiąg żydowskich, gdzie właśnie mówi się, że
pozwala się do pożywienia dodawać krew ludzką dla naszego pożytku (od cierpień), a także i sprawa karna w Guberni Mińskiej z
roku 1833, gdzie, jak wspomniano wcześniej, Tekla Sieliezniewa zeznała, ze Żyd
Sabunia prosił ją o zdobycie
krwi, choć kilku kropli, z małego palca dziewczynki, dla rodzącej Żydówki.
A
oto jeszcze jedna okrutna przyczyna wykorzystywania przez Żydów krwi
chrześcijańskiej: Zbawiciel nasz powiedział swoim uczniom: „To jest ciało Moje
i krew Moja”, co jest dla nas podstawą przyjmowania komunii świętej, w postaci
ciała i krwi Chrystusa. Aby zbezcześcić tę świętą czynność, Żydzi fanatycznej
sekty chasydów dodają krew chrześcijańską, zdobywaną kosztem męczeństwa, do
swoich przaśników, mówiąc: będziemy więc jeść ciało i krew ich, jak kazał nam
prorok Baal.
[Żydzi wierzą w prawo
pisane i mówione, pierwsze to Tora, Stary Testament, drugie to Talmud. Ten ostatni dzieli się na jerozolimski,
napisany już w II wieku i będący niewielką książką, i na babiloński lub Talmud właściwy, który
został napisany przez rabinów i przyjęty przez żydowskie zgromadzenie w V
wieku. Ma on dwie części: Misznę i Gemarę; pierwsza jest tekstem, na tyle
niejasnym, że nie można go wcale zrozumieć bez komentarzy; druga składa się
właśnie z tych komentarzy, którym bez żadnych podstaw w sposób całkowicie nieracjonalny
nadano przeogromne znaczenie. Wystarczy jeden przykład, aby pokazać ducha i
kierunek wytyczany przez Gemarę. W Starym Testamencie powiedziano: „Przestrzegajcie
tedy ustaw moich i sądów moich: które zachowując człowiek, będzie w nich żył”,
3 Mojżeszowa, rozdział 18 ustęp 5; Proroctwo Ezechielowe, rozdział 20 ustęp
11). Talmud interpretuje to tak „ażeby żył człowiek z przykazaniami Moimi, a
nie żeby umarł za nie, i dlatego zezwala się, w razie konieczności, naruszać te
przykazania”. (Talmud, ks. Awodyzary, rozdz. 4, arkusz 55).]
Wielu pisarzy dwóch ostatnich stuleci pisało na ten
temat i demaskowało Żydów, którzy męcząc zabijali dzieci chrześcijańskie i używali
ich krwi. Z wymienionych poniżej utworów wybrano większość przytoczonych w
dalszej części przypadków i przykładów, oprócz tych, które wzięto z
autentycznych spraw sądowych w Rosji i Polsce.
Tak
więc, ponad trzydziestu autorów pisało na ten temat w różnych czasach. Podają
oni mnóstwo przykładów
zaistniałych w różnych czasach i w różnych państwach, analizują tajemne
żydowskie nauki oraz sens i znaczenie tego nieludzkiego obrzędu i udowadniają,
że on rzeczywiście istniał. Na przykład Brenz, będąc nawróconym Żydem, mówi
bardzo wyraźnie, ze bestialski ten obrzęd istnieje, chociaż trzymany jest w
wielkiej tajemnicy nawet wśród Żydów.
W
wydanej przez Pikulskiego w roku 1760 we Lwowie książce o Żydach („Złość
Żydowska”) pisze: „15 dnia miesiąca Szajwata starosta oblicza, ile synagoga
zebrała pieniędzy na krew chrześcijańską, na którą wszyscy Żydzi, mający
skończone trzynaście lat, wnoszą opłatę, następnie najmowani są specjalni
Żydzi, którzy mają schwycić przy okazji dziecko, które jest potem trzymane w
piwnicy, jest ono przez czterdzieści dni dobrze karmione i potem poddane
męczeńskiej śmierci. W tym czasie starają się oni zdobyć Konsekrowaną Hostię,
aby ją zbezcześcić w specjalnym obrzędzie. Wszystko to potwierdzane jest w
jakimś stopniu przez sprawę wieliską i inne sprawy karne: w tej pierwszej
wynika to z przejętej korespondencji zatrzymanych Żydów, ponieważ przypominają
oni jakimś deputatom, aby ci usiłowali spełnić swoje obowiązki i postarali się
w danej sprawie sądowej. Widać tutaj, że Żydzi przekupili między innymi
kobietę, aby ukradła ona dla nich z cerkwi antymins (w cerkwi prawosławnej
lniana lub jedwabna chusta z zaszytymi w rogu szczątkami relikwii, z
przedstawieniem Chrystusa w grobie i czterech ewangelistów w rogach) i, aby nie
przełykając podczas komunii świętej hostii, wypluła ją w chustkę i przyniosła
im, czego i dokonała. Podobne przypadki opisywane są przez historyków
bizantyjskich, potwierdza to także żyjący w początkach zeszłego wieku w
Brześciu rabin Serafinowicz, który się ochrzcił i opisał potem zbrodnie Żydów.
Między innymi pisze on, że sam kupował od świętokradczych chrześcijan hostie
święte w celu ich zbezczeszczenia.
W
dalszym ciągu Pikulski twierdzi, że tajna księga żydowska „Zewhelew” w
następujący sposób wyjaśnia barbarzyński obrzęd zabójstwa dzieci: po
kilkudziesięciu latach od ukrzyżowania Zbawiciela, Żydzi zauważyli z
przerażeniem, że wiara chrześcijańska zaczęła bardzo się rozpowszechniać.
Zwrócili się więc do najstarszego talmudzisty, jerozolimskiego rabina Rawasze,
który znalazł środek przeciwko grożącemu im niebezpieczeństwu w żydowskiej
księdze Rambam, gdzie napisano: „każdą szkodliwą rzecz można będzie zlikwidować
jedynie poprzez zastosowanie innej rzeczy takiego samego rodzaju z odpowiednią
intencją”. W dowód tego księga Rambam mówi, że po zabiciu proroka Zachariasza w
świątyni, krew kipiała na tym miejscu i nie można jej było niczym zetrzeć.
Książę Nabuzardan, zobaczywszy to, zapytał się o przyczynę tego zjawiska i, po
otrzymaniu odpowiedzi, że jest to krew zarżniętych zwierząt, rozkazał
przeprowadzić przy sobie doświadczenie, czy krew zwierząt będzie kipieć w taki
sposób. Przekonawszy się, że go oszukano, mękami wymusił on przyznanie się
wyższych kapłanów, że Zachariasza zabito i chcąc zemścić się na Żydach za śmierć
proroka i uspokoić jego krew, rozkazał ścinać na tym samym miejscu taką ilość
żydowskich dzieci, by kipiąca krew uspokoiła się i rzeczywiście środek ten
pozwolił mu osiągnąć jego cel. Z
tego Rawasze wysnuł wniosek, że płomień zawziętej wrogości i zemsty chrześcijan
można będzie ugasić jedynie ich krwią właśnie, skrytym ofiarowywaniem
niewinnych dzieci.
Serafinowicz
opisuje po kolei ten nikczemny nieludzki obrzęd, nie tylko jako świadek, ale
jako osoba uczestnicząca; pisze mianowicie: „jedno dziecko kazałem przywiązać
do krzyża i ono długo żyło. Drugie kazałem przybić gwoździami i ono wkrótce
umarło”. Mówi także, że dziecko toczą najpierw w beczce, jest to okoliczność
potwierdzana prawie we wszystkich tego typu sprawach, a także, że dla zabicia
dziecka trzymany jest specjalny nóż ze złotą rękojeścią i srebrne naczynie, a w
sprawie przypadku wieliskiego mówi się o nożu w srebrnej oprawie, który nawet
znaleziono, chociaż jego przeznaczenia dokładnie nie ustalono. Serafinowicz
twierdzi, że w księdze żydowskiej „Gulen”
mówi się o tej beczce, że rabin wymawia podczas tych działań:
„przelewamy krew tego zrodzonego z nieprawego łoża, jak przelaliśmy już krew
ich Boga, także zrodzonego z nieprawego łoża”. W pełnych wydaniach księgi
Talmudu „Sanhedryn”, według Serafinowicza,
w rozdziale 7 – pisze: „Dzieci chrześcijan są zrodzone z nieprawego łoża, a
pismo każe męczyć i zabijać zrodzonych z nieprawego łoża”. Talmud nazywa
martwych chrześcijan padliną, zdechłymi i dlatego nie pozwala ich pochować.
Pikulski tak właśnie mówi, że zamęczonego dziecka nie grzebią, a wyrzucają
gdziekolwiek lub wrzucają do wody. Tymczasem prawie wszystkie podobne zbrodnie
rzeczywiście wykrywano jedynie dlatego, że okaleczone ciało dziecka przypadkowo
było znalezione w polu, w lesie, lub wypłynęło na wodzie. Jeśli Żydzi nie
byliby przez swoje zabobony zobowiązani do zwykłego wyrzucania okaleczonego
trupa męczennika, to trudno byłoby zrozumieć, dlaczego nie starają się go
zakopać i ukryć w taki sposób, aby przynajmniej nie rzucał się on w oczy
pierwszemu, kto się na niego natknie.
Pikulski
pisze dalej, po co Żydom potrzebna jest krew dziecka chrześcijańskiego. W dany dzień
fanatycy mażą nią drzwi jakiegoś chrześcijanina, nowożeńcom dają jajko z tą
krwią, podczas pogrzebu smarują oczy nieboszczyka białkiem jajka z krwią, do
macy lub przaśników dodają trochę tej krwi i przechowują część przaśników w
synagodze, aż do zdobycia nowej krwi, mocząc je w wodzie i używając zamiast
krwi, kiedy nie uda się schwytać dziecka. Błogosławiąc Żydowi na szczęśliwy
handel i oszustwa, rabin daje mu także jajko z tą krwią. W święto Purim Żydzi
posyłają sobie wzajemnie podarunki, także z krwią. Wykorzystują jeszcze, mówi
Pikulski, tę krew przy różnych gusłach, o czym jakoby wspomina się w księdze
Talmudu „Hohmes Nyster”, chociaż
nie jest to dokładnie opisane. Wszystko to jest wystarczająco zgodne z
powyższym świadectwem Neofity i wieloma sprawami karnymi.
Następnie
– mówi Pikulski – w księdze „Sanhedryn”,
w rozdz. 6 i 7 pisze: „Jeśli dziecko twoje sprzyja chrześcijanom, to
zabij je; zabić chrześcijanina to czyn miły Bogu. Jeśli Żyd zabije Żyda, to
karane jest to śmiercią; jeśli zabije chrześcijanina, to nie podlega karze.
Jeśli chrześcijanin zrobi Bogu ze swego dziecka ofiarę, ma wielką zasługę”. To
ostatnie Żydzi wyjaśniają następująco: napisano tutaj chrześcijanin, żeby ukryć
prawdziwy sens, lecz znaczy to, że Żydzi powinni robić ofiary z dzieci
chrześcijańskich. Lecz główny sens tego obrzydliwego obrzędu – mówi Pikulski –
polega na tym, że zabijając chrześcijańskie dzieci, Żydzi uważają, że zabijają w nich Chrystusa i że
zawziętość Żydów przeciwko chrześcijanom można nasycić jedynie krwią
chrześcijańską.
Pikulski
mówi dalej, że Żydzi w razie niepowodzenia, starają się kupić dziecko
niewolnika w Carogrodzie. Chłopiec nie powinien mieć więcej niż trzynaście lat,
i że Żydzi biorą w tym celu jedynie chłopców, dlatego że Jezus Chrystus był
mężczyzną. Podane poniżej przykłady pokazują, że żydowscy fanatycy zabijają
czasami także dziewczynki, a nawet dorosłych mężczyzn i kobiety. Pikulski mówi,
że w niektórych gusłach Żydzi używają krwi spuszczonej z ręki chrześcijanina,
co rzeczywiście potwierdza zaistniały w roku 1843 w Łucku przypadek, który
będzie opisany poniżej, gdzie Żydzi przemocą spuścili dziewczynie,
chrześcijance, krew z ręki.
Podczas
dyskusji, jaką toczyli w roku 1759 we Lwowie talmudyści ze swymi przeciwnikami,
Żydami nie uznającymi Talmudu, były
także rozważania o tym, że kto wierzy w Talmud, ten wierzy także w używanie
krwi chrześcijańskiej; słowa Jaindym –
czerwone wino i Jain-Edym – chrześcijańskie
wino, po żydowsku pisane są za pomocą tych samych liter, a różnica jest tylko w
znakach zastępujących samogłoski. Stąd podejrzenie, że trzeba tu się domyślać
nie wina, lecz krwi chrześcijańskiej.
W
księdze „Legendy Talmudu”, wydrukowanej
najpierw po polsku w Krakowie, a następnie w roku 1794 po rosyjsku w klasztorze w Poczajowie, też twierdzi się,
że w kwietniu Żydzi krzyżują i męczą dziecko chrześcijańskie, jeśli mogą je
dostać, i że o tym mówi się w księgach Talmudu „Zichvelev”, „Hohmes” i „Naiskobes”,
chociaż sens tego obrzędu nie został ujawniony i jest niejasny. Autor
twierdzi, że Żydom krew tego dziecka jest potrzebna: 1) przy odprawianiu guseł
przeciwko chrześcijanom; 2) podczas obrzędu weselnego; 3) podczas obrzędu
pogrzebowego; 4) do przaśników lub macy; 5) dla zapewnienia pomyślnego handlu;
6) na święto Hamana, kiedy to rabini krew tę dodają do ziarna i rozsyłają jako
prezenty. [Zabijać chrześcijan, tam gdzie możliwe, Talmud nakazuje
wielokrotnie. Patrz ks. Sanhedryn, rozdz. 6, str. 48 i rozdz. 7, str. 2 oraz
508; ks. Awodazara, rozdz. 1, str. 3, rozdz. 2, str. 13, str. 15; ks. Makeg,
rozdz. 2, str. 9, str. 3, tam także, rozdz. 71 i inne.] Eisenmenherr mówi
także, że Żydzi, według świadectw wielu pisarzy, wykorzystują krew zamęczonych
przez nich dzieci do czarów, do tamowania krwi podczas obrzezania; dla
seksualnej podniety; do leczenia chorób kobiecych i w końcu podczas składania
ofiary dziękczynnej Bogu. Powyżej wyjaśniono, dlaczego Talmud wciąż jeszcze
stanowi niedostępną dla nas tajemnicę, wyjaśniono, że wszystkie aktualne jego
egzemplarze są niepełne, a sens niebezpiecznych miejsc jest celowo niejasny i
robi się to celowo, umyślnie i
przebiegle. Na przykład, czasami należy odczytywać w sposób kabalistyczny,
znany tylko wtajemniczonym, nie te słowa, które napisano, chociaż mają one
sens, lecz przestawiać litery i wtedy wyjdzie coś całkiem innego. W innych
miejscach wstawione są słowa, których każda litera oznacza cale słowo i stąd
rzekome słowo oznacza całe wyrażenie. Pomimo tego Talmud zawiera jeszcze ogromne ilości
bezsensownego i nieludzkiego fanatyzmu i – oczywiście – nie ma zbrodni
przeciwko chrześcijanom, na którą by nie pozwalał Żydom. Bez względu na to, do
jakiej przysięgi, odnoszącej się do chrześcijanina, zmusi się Żyda, w każdym
wypadku nie będzie ona miała znaczenia i nigdy żadnego talmudysty nie będzie
obowiązywać. Wszystko, co w Starym Testamencie mówi się o ludziach, o człowieku
i człowieczeństwie, Żydzi odnoszą właściwie i wyłącznie do siebie, dlatego, że
tylko oni są ludźmi, a inne narody, na podstawie Gemary, to bydło lub
zwierzęta. Dla przykładu przytoczmy kilka urywków z Talmudu, podanych przez
wychrzczonego Żyda Paździerskiego w związku ze sprawą wieliską: „Wy, Żydzi,
jesteście ludźmi, a nie inne narody świata” (Talmud, księga „Bowemece”, rozdz.
9). Dlatego Talmud pozwala Żydowi czynić innowiercy wszelkie krzywdy, gwałty i
nikczemności: „Nie pożądaj... żadnej rzeczy która jego (bliźniego) jest, głosi
przykazanie; ale twój bliźni to Żyd, a nie inne narody świata”. (Talmud księga
„Sanhedryn”, rozdział 7, art. 59). W ten sposób Talmud objaśnia Stary
Testament, od początku do końca, wszędzie uwzględnia tę różnicę, nazywając
człowiekiem i bliźnim Żyda, Izraelitę, ale w żadnym wypadku nie innowiercę.
„Błogosław
nieboszczyka, jeśli spotkasz mogiłę Żyda i przeklinaj umarłych innego narodu,
mówiąc: pohańbiona matka wasza, rumieni się ta, która was urodziła, i tak dalej”.
(Talmud, księga „Broches”, rozdz. 9, art. 58).
„Jeśli
ktoś powie, że Bóg przyjął postać ludzką, to jest kłamcą - należy go zabić;
dlatego na takiego człowieka Żyd może krzywoprzysięgać” (Talmud, księga
„Sanhedryn”).
„Innowierca,
który zabił innowiercę, ma być tak traktowany jak Żyd, który zabił Żyda –
należy go ukarać śmiercią. Lecz Żyd, który zabił innowiercę, nie podlega karze”.
(Księga „Sanhedryn”, rozdz. 7, art. 59).
„Jeśli
innowierca czyta Talmud, winien jest śmierci, ponieważ w Starym Testamencie
powiedziane jest: „Mojżesz dał nam dla naszego dobra prawo”, co oznacza, że dał
tylko nam, ale nie innym narodom” (tamże). Należy obalić jeszcze jedno
świadectwo, przedstawiane na korzyść Żydów, tj. że Prawo Mojżeszowe zabrania
im, jak wiadomo, spożywać w pożywieniu krew. Odpowiadamy na to: po pierwsze,
zgodnie z naukami Talmudu i rabinów, służba wojskowa i choroby zwalniają
całkowicie z wypełniania prawa i z zakazów dotyczących konkretnego pożywienia.
Po drugie, właśnie Talmud pozwala w określonych przypadkach spożywać zmieszaną
z jedzeniem krew rybią i ludzką (Talmud, księga „Jore-dea”, rozdz. 66, art. 53)
i mówi na ten temat tak: „krew bydlęca, zwierzęca i ptasia są zabronione; krew
rybia nie jest zabroniona, jeśli tylko na podstawie dokładnych cech, na
przykład, po łusce, można stwierdzić, że jest to rzeczywiście krew rybia”.
Krew
ludzka jest także zabroniona ze względu na swoja istotę, ponieważ nie można jej
odróżnić od bydlęcej; dlatego krew ludzką, jaka pozostała z zębów na skórce
chleba, należy zeskrobać; ale krew, która pojawiła się w ustach można połknąć.
Natomiast
ogólnie, krew rybia i ludzka, ponieważ prawem nie jest zabroniona, dozwolona
jest w postaci dowolnie zmieszanej z jedzeniem. W książce „Szulchan Aruch”,
str. 42, wers 67, powiedziane to jest wyraźnie: „krwi bydlęcej i zwierzęcej do
jadła dodawać nie można, lecz krew ludzką, z korzyścią naszą, można”. Żydzi
twierdzą, że odnosi się to do chorób, gdzie krew wykorzystywano w
starożytności, jako lekarstwo; lecz objaśnienie przytoczonego miejsca mówi
dokładnie: „Chrześcijanie dawno już zostali ostrzeżeni, lecz my nie możemy się
obejść bez krwi, z powodu, o którym pisze księga Tojswis”. Dalej, na str. 119, 193: „nie przyjaźnij się z
chrześcijaninem tam, gdzie tego ci nie potrzeba,
dlatego, aby nie dowiedzieli się o przelaniu krwi”. Oto przykład opuszczenia w
Talmudzie, oczywiście, jest to więcej niż tylko podejrzenie.
Są
także słowne świadectwa Żydów o ich tajemnicy krwi. Tak, na przykład, podoficer
Sawicki, wychrzczony Żyd, zaświadczył, w związku ze zdarzeniem zaistniałym w
Guberni Grodzieńskiej w roku 1816, że Żydzi rzeczywiście używają krwi
chrześcijańskiej i w tym celu torturują dzieci. Według niego, obrzęd ten
dokonywany jest w połowie kwietnia, przed świętem Pejsach, tj. przed Wielkanocą. Na pamiątkę ofiarowania baranka
nadproże opryskują krwią dziecka, lub dotykają je nitką, zmoczoną w tej krwi.
Wszystko to całkowicie zgadza się z zamieszczonymi powyżej wiadomościami i
oświadczeniami, a także z okolicznościami zaistniałych przypadków. W dalszym
ciągu Sawicki zeznał: dzieci brane są przede wszystkim dlatego, że łatwiej
sobie z nimi poradzić i łatwiej je złapać. Każdy Żyd, który tego dokonał,
dostaje odpuszczenie grzechów. Torturowanie dziecka, jego ukrzyżowanie itd. są
dokładnie określone przez przepisy i wszystko to powinno być wykonane w
synagodze. Lecz gdy istnieje niebezpieczeństwo, że sprawa mogłaby się przez to
wydać, to zezwala się na zabicie chrześcijanina gdziekolwiek i jakkolwiek , bez
zachowywania żadnych specjalnych obrządków i dlatego w ostatnich latach
zrezygnowano z beczki, w której ma być toczona ofiara dla spowodowania
podskórnych wybroczyn – mianowicie zezwolił na to wileński rabin Ilia, chasyd.
Sawicki prosił jedynie o ochronę przed bardzo niebezpiecznymi prześladowaniami ze strony Żydów i w przypadku zapewnienia mu jej
podejmował się wyjawić wszystko; lecz propozycji tej nie przyjęto. Między
innymi zeznał on, że Żydzi czytają w czasie torturowania dziecka następującą
modlitwę z księgi „Mangogima”: „radujcie
się i weselcie , niech wypłynie krew ta
na wieczną pamiątkę, nie jako pacholęcia tego, lecz jako upadłego Kudra
(Zbawiciela)”. Potem następuje Modlitwa Olejna z księgi „Sejder”: „Chrześcijanie czczą bożków, kamień lub drzewo,
przedstawiając na nich Chrystusa, lecz nie uzyskują od Niego żadnej pomocy.
Niech sczeźnie imię Jego i niech zginą wierzący w Niego, jak schnąca trawa i
jak topiący się wosk”. Wspomniany chasyd napisał o tym bardzo rzadką i trzymaną
w wielkiej tajemnicy książkę pod tytułem „Ciwuj”.
Szeregowiec
lejb-gwardii z Pułku Finlandzkiego Fiodorow, wychrzczony Żyd, w związku ze
sprawą wieliską zaświadczył w roku 1830, że zgodnie z powszechnie znanym i
trzymanym wśród Żydów w tajemnicy nauczaniem, im rzeczywiście jest potrzebna
chrześcijańska krew na święto Pejsach (Wielkanoc) do przaśników, że jego –
Fiodorowa – ojciec mu o tym powiedział, że on sam, jako wierzący, spożywał
przaśniki z tą krwią. Fiodorowowi udowodniono, że niektóre jego zeznania były
fałszywe, gdy zechciał się podlizać i zaczął wyjaśnić szczegóły sprawy wieliskiej,
które znał tylko powierzchownie; nie świadczy to jednakże, że wszystkie jego
zeznania nie miały podstaw, tym bardziej
że są one zgodne z innymi informacjami w tym przedmiocie.
Wychrzczony
Żyd Grudziński w związku z tą samą sprawą zeznał to samo.
Wiele jego zeznań okazało się fałszywych; tym niemniej z wielką dokładnością i
zgodnie z tym co wiadomo skądinąd opisał on przebieg i cel tego fanatycznego
obrządku. Twierdził , że jest trzymana w
wielkiej tajemnicy księga „Rambam” (...),
w której obrzęd ten opisany jest bardzo dokładnie; że on sam widział i czytał
tą książkę i że na egzemplarzu tym narysowane były, w postaci winietki,
wszystkie przyrządy, niezbędne do przeprowadzenia tego nieludzkiego obrzędu; że
w tym celu w synagodze trzymana jest żelazna korona, dwie żelazne włócznie, nóż
do obrzezania, półokrągłe dłuto do zadania żłobkowanej rany w boku dziecka;
beczka, w której go toczą dla wywołania podskórnych wybroczyn, i z wielką
dokładnością opisuje wygląd i specjalną budowę tej beczki, jak może ją opisać
tylko człowiek, który dokładnie widział przedmiot. Mówi on o tym, że
barbarzyński ten obrzęd trochę zmienia się, gdy (w przypadku braku chłopca)
torturują dziewczynkę. Zgadza się to także z zeznaniami żołnierki Tierientiewej
w sprawie wieliskiej. Między innymi Grudziński mówi, że dziewczynki należy
toczyć w innej beczce, niż chłopców, że beczka ta jest inaczej zbudowana.
Tierientiewa, która sama uczestniczyła w kilku podobnych zbrodniach, zeznaje
mianowicie, że dziewczynkę Żydzi zamęczyli w ten sam sposób, obciąwszy jej
naprzód paznokcie i cycuszki na piersi, gdy tymczasem chłopcu zrobili żydowskie
obrzezanie, lecz że dziewczynkę toczyli w innej, inaczej zbudowanej beczce.
Grudziński dodał jeszcze jedną, wydawałoby się mającą małe znaczenie, lecz w
rzeczywistości ważną okoliczność, a mianowicie, że na pamiątkę zdradzenia przez
Judasza Iskariotę Zbawiciela dziecko
powinno być kupione od dowolnego chrześcijanina za 30 srebrników; lecz
gdy zachodzi potrzeba, zezwala się, aby sami Żydzi łapali dzieci i za to
przekazywali chrześcijanom, pod dowolnym pretekstem, chociażby w różnym czasie
i do różnych rąk, 30 monet.
Zeznanie
to jest ważne dlatego, że prawie we wszystkich podobnych sprawach, w których
zdemoralizowani chrześcijanie przyznali się później, że dostarczyli Żydom
dziecko za pieniądze, mówi się właśnie o trzydziestu
monetach. Tak właśnie w sprawie mińskiej, Tekla Sieliezniowa zeznała, że
Sabunia obiecał jej 30 rubli za chrześcijańskie dziecko; Pikulski („Złość
Żydowska”, 1760, Lwów) mówi, że każdy Żyd płaci za tę krew i za kupienie
dziecka po dwa złote, czyli 30 kopiejek w srebrze; Serafinowicz, wspomniany
powyżej, przyznaje się sam, że płacił po 30 czerwonych złotych, itp.
Grudziński
i inni objaśniają ten szalony obrządek w następujący sposób: nasz Zbawiciel,
według Żydów, nie był synem Boga, lecz człowiekiem i dokonywał cudów mocą
czarnoksięską. Przy jej pomocy zamienił on Izraelitów, nazwawszy ich wściekłymi,
w stado świń, utopiwszy w jeziorze. Tak więc, chrześcijanie jedzą świnie,
chociaż wiedzą, że jest to krew przemienionych Izraelitów; a Żydzi, którym Bóg
kazał ukrzyżować i umęczyć Chrystusa, powtarzają to teraz z Jego naśladowcami, sycą swoją chęć zemsty ich krwią i ofiarują
dzieci, zamiast paschalnego baranka.
Jedną
z najznakomitszych książek w tym przedmiocie jest, bez wątpienia, dzieło opata
Ciarini, wydrukowane w Paryżu w roku 1830 i zadedykowane Jego Cesarskiej Mości.
Ciarini ze wzorową bezstronnością analizuje podstawową naukę Żydów, i dowodzi, że wszystkie zasady Talmudu
zawierają naukę destrukcyjną, nie uznającą ani społeczeństw, oprócz
żydowskiego, ani samego człowieczeństwa lub człowieka, oprócz Żyda. Ciarini demaskuje całą fałszywą mądrość,
zajadły fanatyzm i nietolerancję trzymanych w tajemnicy nauk; napisał on swoją
książkę mając na uwadze szlachetny cel: dokładnie zbadać prawdziwy byt i
stosunki u Żydów i wskazać środki, przy pomocy których można podźwignąć ten nieszczęsny
naród z jego zgubnego położenia. Dlatego Ciarini nie wykazuje najmniejszej
nienawiści do Żydów, a ograniczywszy się jedynie do badań naukowych, patrzy na
naród ten z chrześcijańską pokorą. Jednakże tym niemniej, jeśli chodzi o
przedmiot niniejszego raportu, pisze on: „Krwawy, fanatyczny obrządek, który,
prawdopodobnie, znajduje naśladowców jedynie w niewielkiej liczbie fanatyków w
niższej warstwie Żydów, polega na tym, żeby zwabiać przy pomocy różnych środków
dzieci chrześcijańskie i dokonywać z nich ofiary w czasie żydowskiego święta
Paschy. Być może odświeża to pamięć o bogobójstwie dokonanym przez ich
prarodziców, albo krew dzieci wykorzystywana jest dla celów okrutnych zabobonów,
a prawdopodobnie mamy do czynienia z obiema tymi rzeczami naraz. Rajmund Martin
twierdzi, że zwyczaj ten oparty jest na sentencji Talmudu, lecz ja sądzę, że w
przytaczanych przez niego słowach jest tylko zezwolenie na dokonywanie w tajemnicy zabójstw chrześcijan,
które to zezwolenie fanatyczny lud mógł, oczywiście, objaśniać po swojemu. W
słowach „w tajemnicy” widzimy
także zastrzeżenie lub usprawiedliwienie, jeśli zbrodnia ta nie zostanie
dokonana; widzimy także, że Talmud wyraźnie nakazuje Żydom, by starali się
martwić, zasmucać czymś chrześcijan, przed ich uroczystym świętem, ażeby tych
chrześcijan odciągnąć od spełnienia kościelnych obrzędów i by nie dać im
spokojnie cieszyć się świętymi dla nich uroczystościami. Oczywiście, takie
zalecenia mogą być interpretowane przez Żydów w dowolny sposób”. To miejsce w
Talmudzie, jak zauważa Ciarini, w najnowszych wydaniach jest specjalnie
zniekształcone, aby nie wywołać podejrzeń u chrześcijan. Następnie kontynuuje:
„Zaprzeczanie, że Żydzi w wielu krajach europejskich, w swoim szaleństwie
dokonywali tego nieludzkiego obrzędu (zabijania dzieci chrześcijańskich),
oznaczałoby wykreślenie ze stron kronik kilkudziesięciu zdarzeń lub przypadków,
z całą dokładnością opisanych i z pełnym uzasadnieniem udowodnionych. Oznaczałoby
to zburzenie i zniszczenie kilku pomników zachowanych przez niektóre miasta,
razem z podaniami o tych potwornych przestępstwach. W końcu, oznaczałoby to
uznanie – bez żadnych na to dowodów – za fałszywych świadków ludzi, którzy
jeszcze żyją i widzieli na własne oczy, jeśli nie samą zbrodnię, to co najmniej
niewątpliwe próby dokonania jej. W bieżącym roku (1827) Żydzi w Warszawie, dla
żartu – jak mówili – złapali dziecko chrześcijańskie i zamknęli w kuferku, gdzie je znaleziono. Lecz jeśli
uświadomić sobie, że stało się to, jak zwykle, dzień lub dwa przed Paschą, i że
Żydzi zgodnie z nauką talmudystów, odpowiednio się zatroszczyli i zapewnili
sobie wszelkie środki ostrożności, to trudno będzie przykryć takie działania
maską całkowicie niestosownego żartu”.
W Ministerstwie Spraw Wewnętrznych znajduje się w aktach, przekazany przez pewnego znanego
wychrzczonego Żyda, wyciąg z żydowskiej książki „Ez-Chaim”
(„Drzewo życia”), napisanej w XVII wieku przez rabina Chaima Witała, który żył w Polsce. W tym wypadku tłumacz oświadczył na piśmie, że w jego przekonaniu zwyczaj torturowania
dzieci chrześcijańskich rzeczywiście istnieje wśród Żydów. Wyciąg lub tłumaczenie to, w rzeczy
samej służą za pełny dowód kwestionowanego problemu. Jeśli sam rabin, nie
zastanawiając się,
zdecydował się na napisanie czegoś podobnego w wydanej przez niego książce,
więc nie można
mieć wątpliwości, że znajdą się fanatycy, którzy w swoim zaślepieniu byliby gotowi porwać się na taką nieludzką zbrodnię.
Oto tłumaczenie rzeczonego wyciągu: „Każde zwierzę
zachowuje za pośrednictwem życia określoną cząstkę świętości Najwyższego. Człowiek,
kto by to nie był, zachowuje za życia tej świętości więcej niż zwierzę . Gdy zarżniemy zwierzę, to
uchodzi z niego duch życia razem z określoną cząstką świętości i przekształca
się na pożytek tego, kto spożywa to zwierzę w jedzeniu; lecz jeśli duch życia
ze zwierzęcia całkiem jeszcze nie uszedł, wtedy zachowująca się w nim określona
cząsteczka świętości nie pozwala nam wykorzystywać go w jedzeniu. Powiedziane
jest tak w Piśmie Świętym i o człowieku, Księga Liczb, rozdział 14, wers 9: „bo
jako chleb pojeść je możemy; odstąpiła obrona ich od nich”. „Daje to nam do
zrozumienia, że ponieważ w nich nie ma już więcej tej cząsteczki świętości, to
oni, jak zarżnięte zwierzęta lub chleb, oddani są nam do zjedzenia; dlatego
powiedziane jest w Księdze Liczb, rozdział 23, wers 24: – Oto lud ten (naród Izraela)... nie układzie się, aż pożre łupy, i krew
pobitych wypije; wskazuje to na ludzi, którzy nie zachowują w sobie świętości
nadanej z góry”. „Na podstawie tego wszystkiego dochodzimy do wniosku, że poprzez zabicie i picie krwi goja (niewiernego)
powiększana jest świętość Izraela lub
Żydów”. Tak właśnie napisano w księdze Ez-Chaim; a po takim porażającym
i bezspornym udowodnieniu istnienia wśród Żydów tego szalonego obrządku, można
jedynie stwierdzić, że Żydzi w większości nie postępują zgodnie z tymi
wskazówkami, lecz negować samego ich istnienia nie można. W ten sposób widzimy,
że wszyscy pisarze i wychrzczeni Żydzi, potwierdzający istnienie takiego
obrzędu, zgadzają się co do celu, znaczenia i sposobu jego wypełniania. A gdy
jeszcze zostanie wykazane poniżej, że we wszystkich wypadkach, gdzie zbrodnia
została wykryta i męki lub oczywiste dowody winy i sumienie zmusiły do
przyznania się, takie przyznania także całkowicie są zgodne ze wspomnianymi
pisarzami i z powszechnymi ludowymi opowieściami, to wydaje się, że sprawę
można będzie uważać za rozstrzygniętą. Co znaczą w porównaniu z tymi dowodami i
bezspornymi wydarzeniami retoryczne okrzyki filantropów i kosmopolitów lub
świadectwa kilku wykształconych i uczciwych Żydów, wcale nie wtajemniczonych w
te tajemnice, lub też dowodzenie uczonych, że byłoby to całkowitym
zaprzeczeniem Prawa Mojżeszowego? W tym duchu wydano dementi lub wyrzeczenie
się, ogłoszone przez Żydów angielskich w parlamencie angielskim; w tym duchu
była uroczysta przysięga kilku wychrzczonych niemieckich Żydów i w końcu za
pomocą tej samej broni niektórzy pisarze gorąco bronili Żydów, jak, na
przykład, uczony Gitzig z towarzyszami w najnowszym swoim dziele prawniczym: „Der neue Pitaval”. Wszystko to może
zbić z pantałyku tylko tego, kto nie zna dokładnie ani zbrodni zacofanych
Żydów, ani wydarzeń i sądowych procesów z nimi związanych; lecz może to
doprowadzić do tego, że czarne stanie się białym, a zaistniałe niebyłym.
Przechodząc
następnie do przedstawienia wypadków zbrodniczego fanatyzmu Żydów w przeszłości
i do analizy ważniejszych z nich, lub przynajmniej bliższych nam czasowo i
dlatego bardziej wiarygodnych, wziętych z autentycznych spraw sądowych i z
różnych książek pisanych na ten temat, należy najpierw wspomnieć, że już w
pierwszych wiekach chrześcijaństwa Żydzi nosili na ulicach wizerunek Hamana na
krzyżu, aby bezcześcić chrześcijan i niejednokrotnie, gdzie mogli, ze złości
zabijali chrześcijan (Schreck, Historia Kościoła, t. VII), i że w statutach
polskich i litewskich z roku 1529 znajduje się specjalne, dla podobnego
przypadku, prawo: „W przypadku oskarżenia Żyda o zabójstwo dziecka
chrześcijańskiego należy przedstawić trzech chrześcijańskich świadków; a kto
nie udowodni oskarżenia, ten sam podlega karze”. (Czacki, O prawach litewskich
i polskich, t. I, O przywilejach Żydów). Tak więc:
W IV wieku
1) Za cesarza
Konstantyna, Żydów wygnano z
niektórych prowincji za to, że ukrzyżowali na krzyżu chrześcijańskie dziecko w Wielki Piątek.
W V
wieku
2) W kodeksie
cesarza Teodozjusza zabrania się
Żydom świętować swoje wspominki bezczeszczeniem podobieństwa krzyża, które oni
uroczyście spalali; Teodozjusz zabronił budować synagogi w miejscach
odosobnionych, aby zapobiec różnym,
wielokrotnie się zdarzającym bestialstwom; lecz Żydzi, pomimo tego, w tajemnicy
krzyżowali chrześcijańskie dzieci i kilkoro ich ukarano za to karą śmierci, co zdarzyło się w roku 419, w Syrii, pomiędzy Antiochią a Chalcedonem.
W
VII wieku
3) Podczas panowania Focjusza, Żydów wygnano z
Antiochii za to, że uśmiercili pod wpływem fanatyzmu haniebną śmiercią biskupa Anastazego i
zabili wielu chrześcijan.
W XI wieku
4) W roku 1067 w czeskiej Pradze sześcioro Żydów
zaszyto w worki i utopiono w rzece za to, że spuścili z trzyletniego dziecka krew i wysłali ją
innym Żydom, do Trewiru.
5) W kijowskich pieczarach dotychczas spoczywają
relikwie wielebnego Elistrata, którego pamięć świętowana jest 28 marca. W
Pateryku (żywotach ojców świętych) opisano jego żywot, który mówi, że
błogosławiony Pański był kijowianinem,
został wzięty do niewoli przez Połowców podczas napadu chana Boniaka w roku 1096, sprzedany do Chersonia Żydowi, który poddał
go różnym mękom i w końcu, na święto Paschy, ukrzyżował go na krzyżu, a potem
wrzucił do morza.
Znaleźli go tam ruscy chrześcijanie i przywieźli do Kijowa.
6) Między
Koblencją i Bingen, nad Renem, dotychczas dochowała się kaplica z relikwiami
dziecka, zamęczonego w XI wieku przez Żydów; miejscowi katolicy uważają je za
święte.
W
XII wieku
7) W
roku 1172 w Blois we Francji, Żydzi ukrzyżowali dziecko, włożyli trupa do worka
i wrzucili do Loary.
8) To
samo zdarzyło się tam w roku 1177, w dzień Paschy, kilku Żydów spalono za to na
stosie.
9) W
roku 1179 w Niemczech straceni zostali Żydzi za ukrzyżowanie dziecka.
10) W roku 1146 w Norwich (w Anglii) stracono Żydów,
bo ukrzyżowali dziecko imieniem Wilhelm w Wielki Piątek. Przypadek ten opisano
bardzo dokładnie.
11) W Bray (we Francji) Żydzi przekupstwem uzyskali
pozwolenie na stracenie chrześcijanina, pod pretekstem, że był rozbójnikiem i
zabójcą; nałożyli na niego żelazną koronę, bili go rózgami i ukrzyżowali.
12) Pisarze czasów przeszłych, Hegin i Nauder, dają
świadectwo ogólne, że paryscy Żydzi w XII wieku porywali przed Paschą dzieci i
zadawali im w piwnicach śmierć męczeńską.
13) W Gloucester, za czasów panowania Henryka II,
Żydzi ukrzyżowali chrześcijańskie dziecko w czasie Paschy.
14) W roku 1179 w czeskiej Pradze stracono wielu Żydów
za zamęczenie i ukrzyżowanie przez nich dziecka.
15) W pobliżu Orleanu we Francji, w roku 1175 spalono
kilku rabinów za uśmiercenie dziecka, wrzuconego przez nich potem do wody. W
roku 1180, za podobne zbrodnie, Żydów wygnano z Francji.
16) W tym samym mniej więcej czasie, to samo zdarzyło
się w Augsburgu w Niemczech, za co wygnano stamtąd wszystkich Żydów.
17) W roku 1183 Żydzi, sądzeni za podobną zbrodnię dokonaną w Wielki Piątek, przyznali się do niej, a także do tego, że są przez swoją wiarę zobowiązani do robienia tego.
W
XIII wieku
18) W roku 1288 w
Niemczech, Żydzi zamęczyli dziecko i nałożyli na niego ciężar, aby wycisnąć z
niego krew.
19) W roku 1228 Żydzi w Augsburgu ukrzyżowali dziecko.
20) W roku 1234 w Norwich Żydzi porwali dziecko,
trzymali je w tajemnicy kilka miesięcy, do Paschy, lecz nie zdążyli dokonać
zbrodni; dziecko zostało znalezione, a oni zostali straceni.
21) W roku 1250 w Aragonii Żydzi ukrzyżowali w czasie
swojej Paschy siedmioletnie dziecko.
22) W roku 1255 w Lincoln w Anglii, Żydzi porwali ośmioletnie
pacholę, bili je biczami, nałożyli mu cierniową koronę i ukrzyżowali. Matka
znalazła trupa w studni; Żydzi zostali zdemaskowani i przyznali się; jeden z
nich był na miejscu rozerwany końmi, a dziewięćdziesięciu odesłano do Londynu i
tam stracono.
23) W roku 1257 w Londynie, Żydzi na święto Paschy
dokonali ofiary z chrześcijańskiego dziecka.
24) W roku 1261 we wsi Torgau w Niemczech, Żydzi
spuścili z siedmioletniej dziewczynki krew ze wszystkich żył, a trupa rzucili
do rzeki, gdzie go znaleźli rybacy. Żydów zdemaskowano i część z nich łamano
kołem, część powieszono.
25) W
roku 1282 kobieta sprzedała Żydom ukradzione przez siebie dziecko, a oni
zamęczyli je, kłując je na całym ciele. Gdy ta sama kobieta chciała przekazać
im jeszcze drugie dziecko, złapano ją, na mękach przyznała się do wszystkiego,
wskazawszy miejsce, gdzie wyrzucono pierwsze dziecko; znaleziono je pokłute na
całym ciele; z tego powodu w Monachium wybuchło powstanie, w którym zabito
wielu Żydów.
26)
W roku 1287 w Bernie w Szwajcarii, kilku Żydów łamano kołem za uśmiercenie
dziecka, a pozostałych wygnano.
27)
W roku 1295 Żydów powtórnie wygnano z całej Francji za podobne przestępstwa.
W XIV wieku
28)
W roku 1303 w Weissensee w Turyngii, kilku Żydów spalono za uśmiercenie
szlacheckiego dziecka, znalezionego w wodzie.
29) W roku 1305 w Pradze Żydzi uśmiercili w Paschę
chrześcijańskie dziecko.
30) W roku 1331 w Guberline w Niemczech, Żydzi
ukrzyżowali dziecko, za co zamknięto wszystkich w jednym domu żydowskim i
spalono .
31) W roku 1345 w Monachium kobieta sprzedała chłopczyka, Henryka, Żydom, którzy zadali mu do 60 ran i ukrzyżowali.
32) W roku 1400 w Turyngii Żydzi kupili od katolika
dziecko i zamęczyli je. Margrabiowie Fryderyk i Wilhelm nakazali za to łamać kołem i ćwiartować
katolika i Żydów.
W XV wieku
33) W roku 1401 w Szwabii wybuchły rozruchy ludowe z
powodu uśmiercenia przez Żydów dwojga chrześcijańskich dzieci, kupionych od
jakiejś kobiety, zamknięto wszystkich Żydów razem z nią w synagodze i spalono
żywcem.
34) W roku 1407 w Krakowie, za króla Jagiełły, lud
wzburzył się z powodu uśmiercenia przez Żydów dziecka, zabił wielu Żydów,
zdewastował i spalił ich domy, i wygonił wszystkich z miasta.
35) W
roku 1420 w Wenecji stracono kilku Żydów za zabite w Wielki Piątek dziecko.
36) W roku 1420 w Wiedniu, za panowania Fryderyka, spalono 300
Żydów za uśmiercenie przez nich trojga dzieci.
37) W roku 1454, w Wiedniu, stracono kilku Żydów za to, że zabili
dziecko, wyjęli serce, spalili je na proszek i pili je w winie. Wypadek ten
zwraca uwagę tym, że rosyjscy raskolnicy z sekty dzieciobójców, robili to samo,
lecz pili proszek nie sami, a poili nim innych w celu przyciągnięcia, za
pośrednictwem tych czarów, do swojego związku.
38) W roku 1456 w Ankonie, wychrzczony rabin Emanuel
oświadczył, że mieszkający tam żydowski lekarz odciął głowę chrześcijańskiemu
chłopcu, który u niego służył, i dokładnie zebrał krew.
39) On także zeznał o innym podobnym wypadku, gdzie
Żydzi ukrzyżowali chłopca, nakłuwali go i zbierali krew do naczyń.
40) W roku 1486 w Regensburgu, znaleziono w jednej z
żydowskich piwnic sześć trupów chrześcijańskich dzieci; podczas śledztwa
znaleziono tam kamień, wymazany gliną, pod którą na kamieniu znaleziono ślady
krwi, ponieważ zabijano na nim dzieci.
41) W roku 1475 w Trento w Tyrolu;
42) W roku 1486 we Wrocławiu;
43) W roku 1494 w Brandenburgu – stracono i częściowo
spalono Żydów za zabicie chrześcijańskich dzieci.
Zdarzenie
w Trento opisano bardzo dokładnie. Trzyletnie dziecko Symeon zostało zabite w
czwartek w Wielki Tydzień i mieszkańcy czcili go, jako męczennika. Żyd Towi,
przyniósł go do szkoły; tutaj zacisnęli mu usta, trzymając za ręce i nogi
wycięli kawałek z prawego policzka, kłuli wielkimi igłami po całym ciele i,
zebrawszy jego krew, od razu dodali do przaśników. Żydzi przeklinali dziecko,
nazywali je Jezusem Chrystusem, trupa
wrzucili do wody. Rodzice znaleźli trupa i donieśli o tym władzom (Johannowi
Saliskiemu i obywatelowi Briksenowi), którzy na mękach wymusili na Żydach
przyznanie się do wszystkich szczegółów tej zbrodni. Na grób dziecka chodzono
oddawać cześć i męczennik szybko uzyskał rozgłos jako sprawiedliwy. Później
papież Sykstus IV sprzeciwił się temu i zabronił nawet prześladować Żydów w
Trento, prawdopodobnie dlatego, że Żydzi zdołali przeciągnąć na swoją stronę
bliskich współpracowników papieża. Zdarzenie to przedstawiono na obrazie we Frankfurcie, który istniał jeszcze w roku
1700, był na nim dokładny opis, jak mówi świadek Eisenmenger.
44) W roku 1492 Żydzi za
podobne zbrodnie zostali wygnani z
Hiszpanii.
W XVI wieku
45) W roku 1502 w Pradze Żyd został spalony na stosie za zabicie dziecka i spuszczenie z niego krwi.
46) W roku 1509 w Bossingen na Węgrzech, Żydzi
zamęczyli dziecko, które ukradli pewnemu kołodziejowi i pokłuwszy go na całym
ciele, spuścili krew,
a trupa wyrzucili za miastem. Winowajcy przyznali się na mękach i zostali straceni.
47) W roku 1510 Żydów wygnano z Anglii, oskarżając ich
o to samo.
48) Mniej więcej w tym samym czasie w Gdańsku Żyd ukradł syna pewnemu mieszczaninowi.
49) W Głogowie, za króla Augusta, sześcioletni
chłopczyk Donat i siedmioletnia dziewczynka Dorota zostali zamęczeni przez
Żydów.
50) W Rawie, dwaj Żydzi ukradli dziecko szewcowi i
pozbawili je życia, za co zostali straceni.
51) W roku 1540, w księstwie Neuburg, Żydzi bestialsko zamęczyli chrześcijańskie dziecko, które żyło jeszcze trzy doby. Sprawę wykryto w ten sposób, że żydowski chłopiec, bawiąc się z innymi na ulicy, powiedział: „trzy dni wył ten szczeniak i nareszcie zdechł”. Słyszeli to postronni ludzie;
i dlatego, gdy pies pastucha znalazł w lesie oszpeconego trupa i ludzie zbiegli się, to już
wiedzieli, za kogo się wziąć. Nawiasem mówiąc, krew tego męczennika znaleziono w innym mieście, w Posingen.
52 i
53) W roku 1566, w Narwi i Bielsku, Żydów podejrzewano o takie same
przestępstwo i zdołali wystarać się o specjalne na ten wypadek rozporządzenie
polskiego króla Zygmunta, obalające to podejrzenie jako niedorzeczne, król
polecił, by w przyszłości podobne przypadki podlegały jego własnemu sądowi.
54)
W roku 1569 w Łęczycy w Polsce, w
Klasztorze Wołowskim, Żydzi zamęczyli dwoje dzieci.
55) W roku 1570 Żydów wygnano z Margrabstwa
Brandenburskiego za to, że lżyli Hostie Święte.
56) W roku 1571 w Niemczech Żydzi zdarli skórę z pewnego chrześcijanina o nazwisku Bragadin i zamęczyli go na śmierć.
57) W roku 1574 na Litwie w miasteczku Poniewież Żydzi zamęczyli jedno dziecko.
58) W roku 1589 w Wilnie na przedmieściu – pięcioro.
59) W roku 1589 w Tarnowie jedno – za co winni ukarani zostali śmiercią.
60,
61 i 62) W roku 1590 w Olszowskiej Woli, pod Szydłowcem, w Kurozwękach, w Piotrkowie
Żydzi zamęczyli troje dzieci.
63) W roku 1593, tamże, pewna kobieta sprzedała Żydom
troje ukradzionych przez nią dzieci.
64) W Krasnymstawie zamęczony został w ten sposób student lub
uczeń szkoły.
65) W roku 1597 w Szydłowcu, Żydzi pokropili swoją
szkołę krwią zamęczonego przez nich dziecka, co zapisano w księgach sądowych.
Zrobiono to zgodnie z żydowskim obrządkiem polegającym na pomazaniu drzwi w ich
domach krwią paschalnego baranka, jak również zgodnie z przytoczonym wyżej
zeznaniem na ten temat podoficera pochodzenia żydowskiego Sawickiego i
świadectwem Pikulskiego, że Żydzi mażą tą krwią drzwi w domu chrześcijanina.
Oni nie tylko sami jedzą przaśniki z krwią i słodkie ciasteczka, wyrabiane na
święto Purim, lecz chętnie częstują nimi także chrześcijan.
66, 67
i 68) W roku 1598 w Lublinie, w Kole i Kutnie Żydzi zamęczyli troje dzieci, o
czym świadczy wydrukowany opis sprawy; w szczególności godny uwagi jest dekret
trybunału lubelskiego. Pokłutego i porzniętego chłopczyka o imieniu Albert
znaleziono w lesie koło wsi Woźniki. Żydów zdemaskowano, lecz uparcie wypierali
się; na mękach wszyscy pięcioro, przesłuchiwani oddzielnie, zeznali to samo,
przyznając się do wszystkiego, i powtórzyli głośno swoje zeznania w sądzie,
także w obecności specjalnie wezwanych Żydów. To także było przed Paschą. Żyd
Jachim zeznał, że nie uczestniczył w zabójstwie, lecz widział przypadkowo krew
chłopczyka w garnku, i nawet skosztował jej, zmoczywszy palec, myśląc, że to
miód. Marko, bogaty arendarz, u którego mieszkał Jachim, i żona Marka zakazali
mu komukolwiek mówić o tym, co widział, lecz nie wyjawili mu
tajemnicy, po co potrzebna jest ta krew; Jachim, jednakże, dawno słyszał od
innych Żydów, że potrzeba im właśnie krwi ludzkiej.
Aaron
przyznał się, że razem z Izaakiem ukradł chłopczyka, kiedy wozili słód, i
przekazał go ZeImanowi, który go zarżnął, zebrał krew i najął robotnicę
Anastazję, żeby wynieść trupa do lasu. Aaron później kilka razy powtórzył swoje
zeznanie, nie wypierając się więcej swoich słów, lecz nie kajał się, a
wykazywał zatwardziały fanatyzm, nawet gdy dowiedział się o karze śmierci.
Izaak
także przyznał się, opowiedział wszystkie detale zdarzenia, w zgodzie z wersją
Aarona, i uzupełnił o odrażający dokładny obraz dręczenia i śmierci męczennika.
Według jego słów, krew rozdano i użyto na przaśniki.
Mośka
z Międzyrzecza zeznał dokładnie to samo i wyjaśnił przyczynę, dlaczego Żydzi
zamęczonych dzieci nie chowają, powiedziawszy, że jest to niezgodne z ich
wiarą; należy je wyrzucić, a nie grzebać. Zasada ta jest całkowicie zgodna z
tym, co powiedziano na ten temat wyżej, w związku ze świadectwem wychrzczonego
rabina Serafinowicza.
Robotnica
Anastazja, chrześcijanka, przyznała się do wszystkiego bez mąk; dodała ona, że
Żydówka, jej gospodyni, powiedziała jej, wynosząc razem z nią trupa, że jeśli
oddano by go ziemi, to wszyscy Żydzi by zginęli. Winni zostali straceni.
W XVII wieku
69) W roku 1601 w Polsce Żydzi uśmiercili dziewczynkę;
70) W roku 1606 w Lublinie chłopczyka;
71) W roku 1607 w Zwołyniu chłopczyka, którego znaleziono
w wodzie oszpeconego z odciętymi członkami.
72) W roku 1610 w Staszewie Żyd Szmul ukradł dziecko, sprzedał je w Szydłowcu, gdzie Żydzi
zostali złapani w czasie, gdy torturowali swoją ofiarę. Żydzi zostali
poćwiartowani, a ciało dziecka złożono w kaplicy, z napisem: Filius Johanni Koval
et Susannae Nierychłovskiae, civium Staszoviensium, cujus vox sanguinis
vindectum clamat ut Judei nominis Christiani hostes peliantur Stasovie; – Co oznacza: syn Jana Kowala i Zuzanny Nierychłowskiej,
mieszczan Staszowskich, którego głos wzywa krwawej zemsty, by wygnać ze Staszowa Żydów,
wrogów imienia Chrystusowego.
73) W roku 1616 24 kwietnia w Wilnie Żyd Brodawka uśmiercił chłopca Jana, syna dziedzica Oleśnickiego.
74) W roku 1617 w Sielcach pod Łukowem, zamęczony przez
Żydów chłopczyk został odnaleziony i złożony w kolegiacie w Lublinie.
75) W roku 1626 w Sochaczewie kilkoro chrześcijańskich dzieci zostało przez
Żydów ukradzionych i zabitych.
76) W roku 1628 w Sandomierzu Żydzi zamęczyli dwoje
dzieci aptekarza.
77) W roku 1636 w trybunał lubelski wydał dekret w
podobnej sprawie: Żydzi zaprosili pod jakimś pretekstem karmelickiego laika
(nowicjusza) i rzuciwszy się nagle na niego, spuścili z niego wiele krwi i
grożąc mu śmiercią zobowiązali pod straszną klątwą nie rozgłaszać niczego o
zaszłym. Lecz w wyniku tego gwałtu nowicjusz beznadziejnie zaniemógł, przyznał
się do wszystkiego przeorowi i sam wkrótce zmarł, zdążył jednak przysięgnąć, że
zeznania jego są prawdziwe. Na tej podstawie Żydów stracono.
78) W Guberni Kaliskiej, w mieście Łęczyca, w kościele
Bernardynów, znajduje się dotychczas trup zamęczonego przez Żydów dziecka.
Potomkowie winnych przez długi czas zobowiązani byli nosić po mieście, co roku
w dzień przestępstwa, obraz przedstawiający uczestniczących w tym Żydów, których
stracono. Później zwyczaj ten zlikwidowano, a na Żydów nałożono zamiast tego
grzywnę pieniężną na rzecz klasztoru.
79) W roku 1639 zamęczono dziecko w Komoszycach.
80) W roku 1639 w Łęczycy zdarzył się podobny wypadek,
którego autentyczne akta jeszcze niedawno były zachowane i z nich zrobiono
wypis: poddany Mendyk został skuszony przez Żydów i sprzedał dziecko poddanego
Michałkiewicza rabinowi Majerowi. Zebrawszy się nocą, Żydzi zamęczyli dziecko
dokładnie w taki sam sposób, jak robiono to we wszystkich podobnych
przypadkach, pokłuli go na całym ciele i spuścili z niego krew, a trupa
zwrócili temu samemu chłopu Mendykowi. Wyrzuty sumienia zmusiły tego człowieka,
by doniósł na siebie i na Żydów, przy czym zeznał, że przedtem sprzedał im
jeszcze dwóch chłopców. Mendyk potwierdził to pod przysięgą i podczas dwukrotnej próby ognia, a także na miejscu
egzekucji, przed straceniem. Tak więc, Mendyka za przyznanie się
ćwiartowano; a Żydzi, którzy w zaparte do niczego się nie przyznawali, zostali przez wyższy sąd uniewinnieni. Była
to jedna z pierwszych i najbardziej pamiętnych lekcji dla chrześcijan, aby nie
przyznawali się i by nie obwiniali Żydów o takie straszne zbrodnie.
81) W roku 1648 w Iwaniskach Żydzi zamęczyli i pokłuli dziecko a rany zalali woskiem.
82) W roku 1650,21 marca, w Kodeniu łamano kołem
pewnego Żyda za to, że uśmiercił dziecko, zadając mu osiem ran i obcinając
palce rąk.
W
roku 1649 Żydzi torturowali i uśmiercili dzieci:
83) W
Chwostowie;
84) W Kijach, niedaleko od Pińczowa;
85) W Niegosłowicach pod Pacanowem;
86) W Sęciminie;
87) W Opatowie – winni zostali straceni.
88) W roku 1655 zdarzyło się to samo w Brzeźnicy pod
Sandomierzem, gdzie oskarżono o to arendarza Citko,
89) W Ostrowiu, pod Lublinem,
90) W Praszce.
91) W roku 1660 w Tunguch, w Niemczech, Żydzi na
Paschę zarżnęli dziecko chrześcijańskie, za co spalono 45 ludzi.
92) W roku 1669 koło Metz, we Francji, Żyd
Levi ukradł dziecko, które znaleziono martwe w lesie; winny został spalony.
93)
W roku 1665,12 maja, Żydzi w Wiedniu zamęczyli na śmierć kobietę, którą
znaleziono pociętą na kawałki w jeziorze. Ponieważ podobne zbrodnie powtarzały się także później, więc
Żydzi zostali w roku 1701 wygnani przez cesarza z Wiednia.
W
roku 1689 zaistniały podobne wypadki, a winni zostali ukarani:
94) W
Żółkwi;
95) We Lwowie;
96) W Ciechanowie;
97) W Drohobyczu. Sędziowie, zbierający się w tej
ostatniej miejscowości w związku z tą sprawą, zostali wszyscy otruci.
98)
W Guberni Mińskiej, koło Słucka, w klasztorze Świętej Trójcy, spoczywają
relikwie chłopczyka Hawryły, zamęczonego roku 1690 przez Żydów. W napisie
przedstawiono wszystkie szczegóły tego zdarzenia; zbrodni dokonano w
Białymstoku, trupa znaleziono w gęstym zbożu, ze zwykłymi dla takich wypadków
oznakami. Psy obszczekały znalezione ciało chłopca, który później uznany został
za miejscowego błogosławionego. Na jego cześć ułożono pieśni religijne, zwane
kancjonałami. Żyd, arendarz Szutka, byt głównym zabójcą. Pamiątek z tej sprawy
sądowej nie pozostało z powodu pożarów.
99) W roku 1694 Żydzi uśmiercili dziecko we Włodzimierzu
Wołyńskim.
100) To samo zdarzyło się w roku 1697 w Nowym Mieście
pod Rawą, oraz
101) w Wilnie, gdzie kilku Żydów, za zamęczenie na
śmierć dzieci, zostało straconych w roku 1698:
102) w Województwie Brzeskim, w Zabłudowie;
103) w Kodniu, pod Zamościem;
104) w Sandomierzu;
105) w Różanach;
106) w Słonimiu – Żydzi zamęczyli siedmioro dzieci; a w
Brodach otruli biskupa Czeszejkę.
107) W roku 1699, w Ciechanowie i Białej, Żydów
stracono na placu przed synagogą, za to, że spiwszy młodego człowieka,
chrześcijanina, spuścili mu krew i zamęczyli na śmierć.
W
XVIII wieku
108,
109 i 110) W roku 1705 w Grodnie, Chmielowie i Rzeszowie, Żydzi zamęczyli na
Paschę troje chrześcijańskich dzieci.
111) W roku 1750 Żydzi z
powodu takiego samego przypadku zostali
wygnani z Kamieńca Podolskiego.
112) W roku 1753 w Żytomierzu było zdarzenie prześledzone z całą
dokładnością i udowodnione w śledztwie i w sądzie; decyzję podjętą w tej
sprawie odnaleziono w archiwum w roku 1831.
W
Wielki Piątek 20 kwietnia 1753 roku, we wsi Markowa Wolnica, Żydzi złapali wieczorem trzyletniego chłopczyka
Stefana Studzickiego, zanieśli go do karczmy, poili miodem i karmili chlebem,
namoczonym w wódce, w wyniku czego dziecko zasnęło i leżało spokojnie za
piecem. W noc na Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego, Żydzi zebrali się w
karczmie, zawiązali dziecku oczy, zacisnęli usta cęgami i trzymając nad balią,
kłuli go ze wszystkich stron ostrymi gwoździami, obracając i podnosząc, aby
lepiej spływała krew. Gdy męczennik oddał ducha, trupa odniesiono do lasu,
gdzie go odnaleziono na drugi dzień. Stojąc przed oczywistymi dowodami, Żydówki
Brejna i Fruzia bez mąk, przyznały się do tego zabójstwa, obwiniły przy tym
swoich mężów, którzy także bez mąk przyznali się. Następnie poddano mękom
innych, którzy przyznali się do winy i w sposób tak dokładny opisali to zbrodnicze
przestępstwo, że już, oczywiście nie mogło być żadnej wątpliwości. Żydów
stracono straszną śmiercią w Żytomierzu: rabinowi Połodkowi i pięciu innym
Żydom spalono pod szubienicą ręce, związane nasmołowanymi konopiami, wycięto po
trzy pasy z pleców, a potem poćwiartowano, głowy osadzono na palach, a
ciała powieszono, pięciu innych po prostu poćwiartowano, głowy osadzono na
palach, a ciała powieszono, jednemu, który przyjął chrzest święty, ścięto
głowę. W tym czasie namalowano obraz, przedstawiający trupa chłopczyka
Studzickiego w takiej postaci, jak był znaleziony, pokłuty na całym ciele.
Oryginalny obraz, prawdopodobnie, zachował się w całości dotychczas;
przechowywany był u arcybiskupa lwowskiego.
113
i 114) W roku 1799, zgodnie z aktami departamentu wyznań obcych, były dwa
podobne przypadki: 1) Pod Rzeczycą znaleziono w lesie martwego człowieka z
niezwykłymi znakami i ranami na ciele: dłoń prawej ręki przekłuto, jak gdyby
dłutem, tworząc ranę; druga rana powyżej lewego łokcia; trzecia, podobna, pod
lewą łydką i czwarta na plecach. Rany w sposób oczywisty naniesiono umyślnie i
kilkakrotnie; człowiek ten nocował w karczmie u Żyda, którego pracownik wywiózł
go, w tym stanie, do lasu. Lecz w śledztwie niczego nie wykryto, dlatego, że
wszyscy aresztowani Żydzi zbiegli i nie odnaleziono ich. 2) W tym samym roku,
przed żydowską Paschą, w powiecie Siennińskim, w pobliżu żydowskiej karczmy
znaleziono trupa kobiety, której twarz, ręce, nogi i całe ciało były pokłute;
lecz na sukni nie znaleziono żadnego śladu krwi, z czego widać, że ją
rozebrano, pokłuto, pozbawiono życia, a potem obmyto i ubrano. Jednak śledztwo
niczego nie wykryło.
W XIX wieku
115) W roku 1805 prowadzono sprawę w Wieliskim sądzie
powiatowym w związku ze znalezionym w rzece Dźwinie ciałem szesnastoletniego
chłopca Trofima Nikitina; chłopiec miał poderżnięte gardło i na całym ciele był
pokłuty, o co obwiniano trzech Żydów, w tym Chaima Czernego, który został
powtórnie wplątany w taką samą sprawę w roku 1823. Z powodu braku dowodów
sprawę przekazano woli Bożej; lecz później wykryto ważne przeoczenia
prowadzących śledztwo, za co na sądy, ziemski i powiatowy, nałożono grzywnę,
lecz sprawy powtórnie śledztwu nie poddano.
116) W roku 1811, przed Paschą, w Guberni Witebskiej,
we wsi dziedziczki Tomaszewskiej, przepadło u chłopa dziecko z kołyski, i choć
wiele okoliczności kierowało podejrzenia na Żydów, śledztwo niczego nie
wykryło.
117) W roku 1816, w Grodnie, przed Paschą, znaleziono ofiarę, chłopską dziewczynkę,
Adamowiczównę, której jedna ręka wycięta była ze stawu łokciowego, a ciało pokłute w wielu miejscach. Podejrzewano, że zbrodni tej dokonali Żydzi, i pierwsze śledztwo wzmocniło podejrzenia; lecz Żydzi posłali delegatów do Petersburga, skarżąc się na takie obrażające ich podejrzenie,
przypisując je, bardzo chytrze, nienawiści Polaków za przywiązanie Żydów do
rządu. Właśnie w wyniku tego wydano
Najwyższy Ukaz z dnia 28 lutego (ogłoszony 6 marca) 1817 roku, „aby Żydów nie
obwiniać o uśmiercanie chrześcijańskich dzieci jedynie na skutek przesądów,
jakoby potrzebowali oni krwi
chrześcijańskiej, i gdyby gdzieś zdarzyło się zabójstwo i podejrzenie padło na Żydów, wtedy, jednak bez uprzedzenia, że zrobili to oni w celu uzyskania krwi chrześcijańskiej, ma być
przeprowadzone śledztwo oparte na prawie itd.”. Na tej podstawie, kierownictwo Guberni Grodzieńskiej otrzymało Najwyższe Upomnienie i sprawę zakończono.
Lecz wobec nalegań prokuratora gubernialnego, który wykrył nieprawidłowości i
niekompletność w początkowym śledztwie, wznowiono je po 10 latach: Rada Państwa, wziąwszy pod uwagę dziesięcioletnią dawność i Najwyższy Ukaz z roku 1817, który zakazał rzucania podobnych podejrzeń na Żydów – postanowiła
puścić sprawę w zapomnienie. W
związku z tym zgłosił się wychrzczony Żyd Sawicki, zgadzając się zdemaskować
Żydów, jeśli tylko dostanie zabezpieczenie przed zagrażającym mu w tym wypadku niebezpieczeństwem; lecz Rada
Państwa uznała, że „tego rodzaju śledztwa są zabronione wspomnianym Najwyższym Ukazem”.
118)
W roku 1821, na brzegu rzeki Dźwiny znaleziono ciało Krystyny Śiepowrońskiej i
o jej zabójstwo podejrzewano Żydów, chociaż niczego nie wykryto.
119) W roku 1821, przed Paschą, w Guberni Mohylewskiej,
w powiecie czausowskim, we wsi Golenia znaleziono martwe ciało chłopca
Łazariewa. Na podstawie oznak zewnętrznych sądzono, że musiał być on uśmiercony
przez fanatycznych Żydów. Gubernator rozpoczął dokładne śledztwo, lecz Żydzi,
powtórnie posławszy delegatów do Petersburga z listem powiatowego nadzorcy
sądowego, oskarżającym go o zamiar nadużycia, skarżyli się na takie ubliżające
im podejrzenie, niezgodne z Najwyższym Ukazem z roku 1817. Sprawę przerwano, a
zarząd gubernialny upomniano, że postąpił sprzecznie ze wspomnianym Najwyższym
Ukazem, powziąwszy podobne podejrzenie w stosunku do Żydów.
120) W roku 1823, pastor Oertel wykrył podobny
przypadek, mający miejsce w Bawarii. Jest to widocznie ostatni przykład z
Europy Zachodniej. Od tej pory takie zdarzenia wykrywano tylko w Polsce, w rosyjskich
zachodnich guberniach i na Wschodzie, w Turcji, Syrii itd.
121) W roku 1823 zdarzył się podobny wypadek w Wieliżu,
w Guberni Witebskiej. Była to jedna z najgłośniejszych spraw ze względu na wielkość procesu, złożoność,
dużą ilość wplątanych w nią ludzi, ze względu na wykryte w związku z tym inne
podobne zbrodnie, ze względu na czas trwania, a w końcu i dlatego, że
przekazana była do ostatecznej decyzji Radzie Państwa. O sprawie tej jest tyle
dokładnych i kompletnych wiadomości, że zasługuje ona na szczególną uwagę i
dlatego zostanie dokładnie przedstawiona poniżej.
W
związku z rozpatrywaniem sprawy wieliskiej ujawniono jeszcze kilka podobnych
zbrodni, lecz dowody wszystkich tych spraw, rozsądzonych za jednym razem,
uznane zostały za niedostateczne. Do spraw tych należą:
122) Zabójstwo w Wieliżu, w roku 1817, dwóch wiejskich
chłopców. Pierwsze zeznanie o tym złożyli: robotnica Tierientiewa, która sama
przyprowadziła, za pieniądze, chłopców do domu Żyda Cetlina. Robotnice
Maksymowa i Kowalowa, uczestniczące także w tej sprawie, przyznały się i
potwierdziły w całości zeznanie pierwszej; a Kowalowa, będąc poddaną bogatych
Żydów Berlinów, którzy kupili cały majątek na imię powiatowego skarbnika
Suszki, tak się przestraszyła swego przyznania się, że, przepłakawszy całą noc
i twierdząc, że teraz to ona przepadła, udusiła się. Chłopcom, według zeznania
tych kobiet, Żydzi obcięli paznokcie, potem obrzezali ich, toczyli w beczce,
związali rzemieniem nogi pod kolanami, nakłuwali po całym ciele, zbierając
wyciekającą krew, a martwych zrzucili z przystani do Dźwiny. Odrażające
szczegóły zeznań tych trzech kobiet, pomimo ich zagmatwania, mają w sobie ślad
prawdy nie do odrzucenia. Tak, na przykład, Kowalowa, we łzach i w strachu,
opowiadała, gdzie i w jakich okolicznościach widziała, w specjalnej szkatułce u
Cetlinowej, suche, krwawe placki z krwi tych chłopców, oraz część krwi,
zebranej w srebrny puchar, dodając, że krew już się zepsuła i pachniała
padliną.
123) Ta sama Kowalowa, oświadczyła przy tym, że, prawdopodobnie ci sami Żydzi zabili jej
rodzonego brata, Jakowa, lecz ona nie śmiała o tym mówić. Według uzyskanych informacji okazało się, że małoletni Jakow w roku 1818 umarł, ponieważ jakoby nieostrożnie sam sobie naniósł rany; sprawą
tą, z powodu przedawnienia, nie zajęto się.
124) Przy okazji tej sprawy okazało się, że wszyscy Żydzi w roku 1817 torturowali i uśmiercili szlachciankę Dworzycką, dorosłą kobietę, której szczątki znaleziono w lesie w następnym roku. W zbrodni tej uczestniczyły te same dwie rozpustne
ruskie baby, które wyjawiły wszystkie jej szczegóły. Dworzycką upili, toczyli w
beczce, bili po policzkach, przeklinali ją, położyli na dwa krzesła, nakłuwali
w różnych miejscach i zbierali krew do podstawionego naczynia; martwą umyli,
położyli w łuby i wywieźli za miasto, do lasu. Nawiasem mówiąc, ze zdarzenia tego widać, że Żydzi, którzy targnęli się na podobną sprawę, nie ograniczają się do zabójstwa samych tylko chłopców lub
mężczyzn, lecz gotowi są wykorzystać każdy sprzyjający wypadek, ażeby zabić
chrześcijanina i
wziąć jego krew do fanatycznych obrzędów. Nawiasem mówiąc, Tierientiewa
zeznała, że nie wie, do
czego Żydzi użyli krwi Dworzyckiej; lecz zauważyła, że oglądając tą krew,
uznali ją oni za czarną i nie byli z niej zadowoleni.
125)
Przy okazji tej sprawy okazało się, że Żydzi zabili dwie dziewczynki,
żebraczki, w roku 1819, w Semiczewskiej karczmie koło Wieliża. I tutaj
oburzające szczegóły, całkowicie zgodne z okolicznościami i innymi informacjami
o podobnych sprawach, nie pozostawiają żadnych wątpliwości co do prawdziwości zdarzenia. Wielu Żydom,
oskarżonym w tej sprawie, udowodniono całkowitą fałszywość zeznań i aroganckie
kłamstwo; między innymi twierdzili oni, że wcale nie znali i nigdy nie widzieli
Tierientiewej, a przecież udowodniono, że znali ją oni bardzo dobrze i już
wiele lat, dlatego że pracowała u Żydów w tym samym miejscu.
126)
Przy okazji tej sprawy wykryto zabójstwo w karczmie Brusowanowskiej jeszcze
czworga dzieci. Zdarzyło się to także przed Paschą, w roku 1821 lub 1822, w
czasie głodu, gdy dzieci chodziły po prośbie. Żydzi zawoławszy je do karczmy,
zamknęli osobno, a potem pojedynczo uśmiercali, w obecności wielu innych Żydów,
jak zwykle męcząc je. Współuczestniczki Żydów, Maksymowa i Tierientiewa,
wymieniły z imienia wielką ilość winnych, opisawszy z całą dokładnością, jak
przestępstwa dokonano, kto gdzie stał, co mówił i robił. Jednego Żyda
doprowadzono dowodami do tego, że plącząc się i gubiąc się, zapłakawszy,
powiedział w obecności komisji: „Jeśli ktoś z mojej rodziny przyzna się, lub
jeśli ktoś inny powie to wszystko – wtedy i ja przyznam się”, inni Żydzi albo
uparcie milczeli, lub tracili panowanie i wściekle krzyczeli i grozili
świadkom.
Do
tego wszystkiego dołączono jeszcze sprawę związaną ze zbezczeszczeniem Hostii
Świętych, uzyskanych przekupstwem lub skradzionych
specjalnie w tym celu z cerkwi. Śledztwo
wykazało prawdziwość tego donosu, wyjaśniwszy wszystkie jego szczegóły; tym
niemniej, Żydzi nie uznali za stosowne przyznać się i rzeczywiście wykręcili
się gołosłownym, uporczywym zapieraniem się. Żydzi na przesłuchaniach tracili
kontrolę, krzyczeli i klęli tak, że wyprowadzano ich precz i komisja nie mogła
kontynuować przesłuchań. Nawiasem mówiąc, o tej sprawie wspominamy tutaj tylko
w związku z poprzednimi.
127) W roku 1827, przed Paschą, w Guberni Wileńskiej, we wsi
dziedzica Dammi, przepadł bez wieści siedmioletni chłopiec, Piotrowicz. Pastuch
Żukowski oświadczył, że widział, jak Żydzi złapali dziecko w polu i uwiedli;
później znaleziono trupa okaleczonego w taki sam sposób, jak we wszystkich
podobnych przypadkach; Żydzi plątali się podczas przesłuchań, składali fałszywe
zeznania, znowu je zmieniali i w końcu udowodniono im tę zbrodnię na tyle, na
ile można to udowodnić ludziom, nie mającym na swoje usprawiedliwienie niczego,
oprócz gołosłownego zaprzeczania. Pomimo tego, że w tym wypadku był nawet jeden
postronny świadek, wspomniany pastuch, Żydów pozostawiono jedynie w stanie
podejrzeń. I to, oczywiście, już udowadnia, że wszystkie dowody, oprócz
przyznania się, istniały, ponieważ we wszystkich innych współczesnych nam
przypadkach, zamieszczonych powyżej i poniżej, Żydów zawsze uniewinniano.
Należy do tego jeszcze dodać, że dwóch Żydów, którzy zaczęli już się
przyznawać, znaleziono martwymi: jeden został zabity pod mostem, drugi otruty.
Stosownie będzie tutaj wspomnieć, że w przypadku podobnego procesu, akt którego
nie można było teraz odszukać, Żyd, który przyznał się do przestępstwa, został
znaleziony powieszonym w żydowskiej szkole przy zamkniętych drzwiach; pomimo
tego, przyjęto zeznanie Żydów, że on sam się powiesił.
128) W roku 1827 w Warszawie, na dwa dni przed Paschą
przepadło dziecko; oczywiście podejrzenie padło na Żydów, znaleziono ślady, i
dziecko, wbrew zapewnieniom i zaprzeczeniom gospodarza domu, Żyda, znaleziono w
jego kufrze. Pomimo wielu okoliczności, które w sposób wołający o pomstę do
nieba demaskowały winnych, że zamierzali w zwykły sposób złożyć dziecko jako
ofiarę swojego szalonego fanatyzmu, Żydzi wykręcili się zapewnieniem, że
zrobili to dla żartu.
129) W książce „Podróż
po Turcji Anglika” Wally w
roku 1828 pisze:
„Konstantynopolscy
chrześcijanie twierdzą, że Żydzi, uprowadzając dzieci, składają je jako ofiarę
na Paschę, zamiast paschalnego baranka. Byłem świadkiem wielkiego wzburzenia
wśród mieszkańców. Przepadło dziecko greckiego kupca i myślano, że zostało
ukradzione i sprzedane w niewolę. Lecz wkrótce jego ciało znaleźli w Bosforze;
ręce i nogi były związane, a specjalne rany i znaki na ciele wskazywały, że
dziecko uśmiercono w sposób niezwykły, mając jakiś szczególny niewyjaśniony
zamiar. Jawne obwinienia padły na Żydów, ponieważ zdarzyło się to przed Paschą;
lecz niczego nie wykryto”.
130)
W roku 1833 w powiecie borysowskim, w Guberni Mińskiej, mieszkający we wsi
Plitczany Żyd Orko, zwabił do siebie chłopkę Teklę Sieliezniewą, która uciekła
od dziedzica, i towarzyszącą jej dziewczynkę lat 12, Eufrozynę i według zeznań
pierwszej, namówił ją, obiecawszy jej 30 rubli, żeby zgodziła się na zabicie
dziewczynki, ażeby można było uzyskać z niej krew. Trupa znaleziono, a na nim,
oprócz oznak uduszenia, na skroni była rana, skąd, według zeznań Tekli, Orko
spuścił krew do butelki. Mówił jej, że krew ta jest potrzebna dla jakiejś
ciężarnej krewniaczki, przy porodzie, której niezbędna jest chrześcijańska
krew, do pomazania oczu dziecka. Namawiając Teklę, Orko powiedział: „Choćby z
małego palca dostać krwi, bardzo potrzebna, bez tego w żaden sposób nie można
się obejść”. W domu Żyda i częściowo nawet na jego żonie i córce znaleziono
zdjęte z zabitej odzienie; Tekla, po zaparciu się i zaprzeczaniu, opowiedziała
wszystkie szczegóły tego zabójstwa i w jaki sposób Orko nacedził krwi do
butelki. W późniejszym czasie Żydom udowodniono przekupywanie podsądnej Tekli,
żeby wzięła wszystko na siebie, a Żydów żeby nie wydawała. Orko namawiał także
matkę zabitej, żeby nie szukała swojej córki, która żyje w dobrym miejscu; on
także na siłę i biciem nie dopuszczał do przeszukania szopy, gdzie, na
podstawie zeznań Tekli, znaleziono trupa. Żona i córka Orki i on sam ciągle
plątali się w fałszywych zeznaniach. W wyniku tego wszystkiego Orko oskarżono o
zabójstwo; lecz na podstawie Najwyższego Ukazu z 1817 roku, który zabraniał
podejrzewania Żydów o wykorzystywanie krwi chrześcijańskiej, sprawę tą skasowano.
131)
W roku 1833 w Wołyńskiej Guberni, w powiecie Zasławskim, zdarzyło się co
następuje:
Chłop
hrabiego Grocholskiego, Prokop Kazan, przybył 20 marca do Zarządu Ekonomicznego
i dał znać znakami, że na drodze do wsi Wołkowce napadli na niego trzej Żydzi i
odcięli mu język. Gdy rana podgoiła się, opowiedział co następuje: „Gdy
przeszedłem las, na skrzyżowaniu między wsiami Gorodziszcze i Seredince,
doścignęli mnie Żydzi. Gdy zrównali się ze mną, najprzód podszedł do mnie jeden
Żyd i rozmawiając, szedł obok; potem dołączył do nas drugi, a w końcu i trzeci.
Niczego nie podejrzewając, z ufnością odpowiadałem na ich pytania, wtem jeden,
pozostawszy trochę w tyle, schwycił mnie z tyłu i powalił; inni rzucili się i
zaczęli naciskać na pierś i dusić za gardło, tak silnie, że straciłem
przytomność i prawdopodobnie wysunąłem język. Gdy z bólu odzyskałem
przytomność, zorientowałem się, że postawiono mnie na kolana i mam nachyloną
głowę; jeden Żyd podtrzymywał moją głowę, a drugi podstawiał pod usta miseczkę,
do której mocno lała się krew. W takim położeniu, ciągle szturchając mnie w
boki i tył głowy, prawdopodobnie, aby krew silniej ciekła, trzymali mnie oni do
tego momentu, aż miseczka napełniła się krwią więcej, niż do połowy. Wtedy,
wziąwszy miskę z krwią i zabrawszy mi 12 rubli w srebrze, które znalazłem na
jarmarku, siedli z powrotem w swoją bryczkę i pojechali. Zdarzyło się to koło południa.
Na skutek utraty krwi znowu zemdlałem, a gdy przyszedłem do siebie, to słońce
było już nisko. Żydzi pojechali bryczką, do której zaprzężono trzy gniade i
jednego białego konia”.
Zasławski
horodniczy natychmiast zebrał wszystkich tamtejszych Żydów furmanów, postawił
ich w dwa rzędy i wezwawszy Kazana, kazał jemu rozpoznać spośród nich
przestępców. Kazan, trzy razy przeszedł przed rzędami i nie mogąc jeszcze
mówić, pokazał znakami, że ich tutaj nie ma. Sprawdziwszy obecnych Żydów według
listy, horodniczy doszedł do wniosku, że wśród nich brakuje trzech, a
mianowicie: Icka Małacha, Szaji Szopnika i Szlomy Kalija. Wezwano ich,
postawiono w rzędy i znowu wezwano Kazana, któremu wcześniej pozwolono odejść.
Tylko podszedł, jak od razu wskazał na Icka Małacha, starając się na wszelkie
sposoby dać znać, że to jest ten sam, który odciął mu język; w Szopniku
rozpoznał on tego, który go trzymał; w Kaliju rozpoznał podobieństwo z trzecim
uczestnikiem przestępstwa, nie twierdząc jednakże absolutnie, że jest to on.
Kazan twardo obstawał przy swoich zeznaniach, nawet po duchowym pouczeniu.
Żydzi
wypierali się. Małach zapewniał, że on już dziesięć dni nie wyjeżdżał z miasta;
Szopnik, że wyjeżdżał i wrócił dokładnie 20-go, lecz z Żydem Reznikiem, i
jednym koniem. Kalij, że także był w tym czasie w mieście. Każdy przedstawił
świadków.
Zeznanie
Kalija, prawdopodobnie potwierdziło się; słowa Szopnika częściowo także, lecz
była pewna różnica co do czasu; natomiast, jeśli chodzi o świadków
przedstawionych przez Małacha, dwóch Żydów, w tym jego gospodarz Girsztel, w
ogóle nie chcieli świadkować; a jego zeznanie potwierdził tylko jeden Żyd,
jedna Żydówka, stróż i jego ojciec, szeregowy oddziału inwalidów, człowiek,
ukarany kijami za niewłaściwe zachowanie i przeniesiony do inwalidów i – oprócz
tego – wyznaczony jako wartownik przy Małachu.
Tymczasem
przepytywano mieszkańców osiedli, sąsiadujących z miejscem, gdzie nastąpiło
zdarzenie. Spośród nich wielu zeznało, że widzieli w ten dzień trzech Żydów, lecz dokąd oni jechali, nie zauważyli,
równocześnie nie pamiętają ani maści, ani ilości koni. Inni zeznali, że
rzeczywiście przejeżdżali Żydzi podobnymi końmi, lecz nie zauważyli, ilu było
ludzi i dokąd pojechali; jeden : oświadczył, że widział właśnie
trzech Żydów, przejeżdżających przez jego wieś, Gorodziszcze, trzema gniadymi
końmi i jednym białym; a zasławski urzędnik policji konkretnie świadczył, że
tylko Żyd Małach wyjeżdżał z miasta trzema gniadymi i jednym białym koniem, i
że w tym czasie ani bryczki, ani takich koni u żadnego innego z zasławskich
Żydów nie było. Nie mógł tylko konkretnie powiedzieć, czy Małach jeździł dokądś
dokładnie w dzień zdarzenia.
Urzędujący
lekarz, badający Kazana, doszedł do wniosku, że język rzeczywiście odcięto
ostrym narzędziem, lecz by zrobiono to pod przymusem, lekarz uznał za
niemożliwe, po pierwsze, troje ludzi nie jest w stanie dokonać podobnego
gwałtu, a po drugie, dlatego, że Kazan, ani na ciele, ani na ubraniu, oprócz
bielizny, którą, według jego słów, wytarł się po przyjściu do przytomności, nigdzie
nie miał krwi, czego w przypadku gwałtu nie można byłoby uniknąć.
Magistrat
z Nowogrodu Wołyńskiego postanowił: Żydów zostawić w stanie mocnego
podejrzenia.
Izba
karna postanowiła: pozostawić ich na wolności.
Gubernator
zaopiniował, że uważa Żyda Małacha za zdemaskowanego i proponuje zesłać go na
Syberię; Szopnika zostawić w stanie podejrzenia i zesłać go do innego miasta;
Kaiija poddać nadzorowi policyjnemu w miejscu zamieszkania.
Rządzący
Senat, opierając się: 1) na wnioskach urzędującego lekarza; 2) na dowodach
Żydów, że w czasie zdarzenia przebywali w mieście nie wyjeżdżając, oprócz
Szopnika, który udowodnił, że wyjeżdżał z Reznikiem; 3) na ogólnej przychylnej
ocenie zachowania się Żydów; 4) na tym, że Kazan a) nie powiedział natychmiast
o znalezionych przez niego 12 rublach b) bywał w karczmach i pił c) oszukał
brata, zataiwszy prawdziwą przyczynę swojego odejścia z domu, i dlatego, pomimo
przychylnej oceny postronnych, pokazał, że niewłaściwie się zachowuje –
postanowił: 1) uznać, że Żydzi nie byli zamieszani w sprawę; 2) Kazana, za
fałszywe ich pomówienie, ukarać
dwudziestoma uderzeniami bata i oddać pod nadzór policji, w podejrzeniu,
że on sam okaleczył się mając na uwadze przestępcze cele.
Nie
możemy tutaj wstrzymać się od pewnych uwag. Po pierwsze, urzędujący lekarz albo
sam, z naiwności, został oszukany, lub, co jest bardziej prawdopodobne, oszukał
innych. Jego świadectwo jest całkiem fałszywe, nie ma podstaw. Jeśli troje
ludzi przewróci jednego i będą go dusić za gardło, uciskając pierś do utraty
przytomności, to nie tylko otworzą mu się usta, ale także wysunie się język,
wystarczy tylko przycisnąć grdykę lub krtań. Tak samo jasnym jest, dlaczego na
ubraniu Kazana nie było krwi: ocknął się on z pierwszego zemdlenia, klęcząc na
kolanach, z pochyloną do przodu, nad naczyniem, głową, a trzej Żydzi trzymali
go; wkrótce zemdlał on znowu i leżał, utraciwszy wiele krwi, od południa do
wieczora. A więc, z początku krew ściekała do podstawionej ściśle do ust
miseczki, potem, na przeciąg całego zemdlenia, przestała, zakrzepła na języku i
gdy ponownie odzyskał świadomość, to krwawienia już nie było, i dlatego ubranie
nie było zakrwawione.
132)
W roku 1840, w czasie Paschy, duchowny katolicki, ojciec Tomasz, mieszkający w
Damaszku, poszedł ze swoim sługą do dzielnicy żydowskiej, i obaj przepadli bez
wieści. Oskarżenia padły na Żydów; cała chrześcijańska ludność Damaszku
wzburzyła się, a oburzenie rozpaliło także muzułmanów. Konsul francuski,
całkowicie przekonany o tym, że zbrodni dokonali Żydzi, prowadził własne
śledztwo, wszelkimi środkami skłaniał rząd turecki do działań i nalegał na
oskarżenie i ukaranie Żydów; konsul austriacki, w kompetencjach którego Żydzi
częściowo pozostawali, sprzeciwiał się i bronił Żydów. Okropne męki wymuszały
na tych ostatnich przyznanie się ze wszystkimi szczegółami do zbrodni; nawet kilkoro
ludzi nie mogło przeżyć nieludzkich mąk, i dlatego teraz w Europie twierdzi
się, że przyznanie się ich było wymuszone i fałszywe. Lecz to przyznanie się, we wszelkich swoich szczegółach, było
jednakowe na przesłuchaniach kilku Żydów, przy tym szczątki pociętego na części
mistrza i jego sługi znaleziono w różnych miejscach, zgodnie ze wskazaniami
tych Żydów, między innymi znaleziono także część czapki lub biretu zabitego, i
wszyscy, którzy znali go natychmiast rozpoznali te strzępy. Żydowskie delegacje
z podarunkami z Paryża i Londynu do Aleksandrii, doprowadziły do zaniechania
sprawy i Żydzi, którzy przeżyli, zostali
wypuszczeni na wolność.
133) W bieżącym 1844 roku, najwyższy sąd Porty wydał decyzję
w sprawie Żydów, mieszkających na wyspie Marmara, oskarżonych o męczeńskie
zabicie chrześcijańskiego chłopca, którego znaleziono okaleczonego, jak we
wszystkich podobnych przypadkach. Skargę wniósł grecki patriarcha, lecz na
skutek stanowczych nacisków posła angielskiego, jak doniosły gazety, Porta nie uznała Żydów za winnych i
jeszcze skazała patriarchę na wynagrodzenie strat.
134) W roku 1843, w kwietniu, także przed Paschą, znowu
u nas w Rosji wydarzył się godny uwagi tego rodzaju wypadek, choć nie tak
zbrodniczy, ponieważ obeszło się bez zabójstwa. W Guberni Witebskiej, w mieście
Łuck, dwaj Żydzi, bracia Berko i Szmaria Klepaczowie, złapawszy piętnastoletnią
dziewczynę, Szczerbińską, siłą doprowadzili ją do krwawienia, zebrawszy krew do
szklanki. Pomimo wszystkich dowodów, Berko i Szmaria wypierali się wszystkiego
i nie można im było ani niczego udowodnić (dlatego, że nie było świadków), ani
zmusić ich do przyznania się. Z tego powodu generał-gubernator starał się w
tajemnicy zebrać na miejscu informacje i doszedł do wniosku, że chociaż dowody
te praktycznie nie pozwalają na uwięzienie, lecz podtrzymują one z dawna
istniejącą wiarę o wykorzystywaniu przez Żydów chrześcijańskiej krwi w jakichś
fanatycznych obrządkach.
Sprawa wieliska
Kończąc
na tym szereg wybranych z różnych książek i źródeł przykładów, służących za
dowód istnienia pomiędzy Żydami obrządku, który nierzadko prowadzi do zabójstwa
chrześcijan, w szczególności dzieci, trzeba jeszcze uwzględnić, że podane
przykłady, chociaż jest ich niemało, stanowią oczywiście niewielką tylko część
zaszłych przypadków, ponieważ nie wszystkie one zostały wykryte, nie wszystkie
zachowały się w pisemnych zabytkach, i bynajmniej nie wszystkie można było
zebrać: wszystkie podobne sprawy, zakończone procesem w niższych i średnich
instancjach, nie mogły być włączone, dlatego, że nie było o nich żadnych
wiadomości; także i te przypadki, przy których w ogóle niczego nie wykryto, a
wszystkie informacje o nich ograniczają się do zeznań w raportach o
zdarzeniach, że gdzieś tam dziecko zaginęło bez wieści. W celu konkretnego
udowodnienia, że oskarżenie to nie jest oszczerstwem lub kłamstwem, i że nie
tylko męki średniowieczne zmuszały Żydów do przyznawania się do tej strasznej
prawdy, pozostaje przeanalizować trochę dokładniej jedną z nowszych spraw tego
rodzaju, na przykład, sprawę wieliską, rozpoczętą 24 kwietnia 1823 roku w
wieliskiej policji miejskiej, a zakończoną, po dwunastu latach, 18 stycznia
1835 roku na ogólnym posiedzeniu Rady Państwa. Sprawa ta godna jest uwagi ze
względu na doskonałe przedstawienie jej szczegółów, wielokrotne wznawianie
śledztwa i jasność wszystkich dowodów, nie wyłączając nawet własnego przyznania
się niektórych. Lecz co mogłoby zmusić Żydów do przyznania się do podobnego
przestępstwa, będącego religijną, fanatyczną tajemnicą, a przy tym na co w
takim przypadku przestępcy mogliby liczyć? Na odwrót, zawzięte, bezczelne,
gołosłowne wypieranie się ratowało ich prawie zawsze i uratowało także tym
razem. 22 kwietnia 1823 roku syn żołnierza, Fiodor Jemielianow, mający trzy i
pół roku, zaginął w Wieliżu bez wieści. Było to w dzień Zmartwychwstania
Pańskiego. Trup chłopczyka znaleziono w drugim tygodniu po Wielkanocy za
miastem, w lesie, w takim stanie, że nikt z mieszkańców nie mógł mieć
wątpliwości co do prawdziwości powstałego podejrzenia i rozpowszechnianych przez jakąś wróżbiarkę, głuchych wieści, a
mianowicie, że chłopczyk został bestialsko zamęczony przez Żydów. Na całym
ciele były zdarcia naskórka, jak gdyby skórę czymś silnie pocierano; paznokcie byty obcięte aż do ciała; na całym ciele
mnóstwo niewielkich ran, jak gdyby przekłutych gwoździem; sine, nabrzmiałe krwią nogi wskazywały,
że pod kolanami zawiązano mocną opaskę; nos i wargi były spłaszczone, także z powodu opaski, która pozostawiła także pąsowy znak na potylicy, od węzła; i w końcu, chłopca po żydowsku
obrzezano. Wszystko to udowadniało bezspornie, jak zeznał pod przysięgą lekarz,
że dziecko zamęczono umyślnie i celowo; ze stanu organów wewnętrznych widać było, że trzymano je kilka dni bez jedzenia. Ponadto zbrodni dokonano
na dziecku rozebranym, następnie ciało obmyto i ubrano; ponieważ na bieliźnie i
ubraniu nie było
żadnych śladów krwi. Ze śladów i kolein koło tego miejsca, gdzie leżał trup,
było widać, że do
tego miejsca z drogi podjeżdżał powóz lub bryczka zaprzężona w parę koni, a trupa zaniesiono
stamtąd do błota na piechotę. Rodzice i inni ludzie rzucili podejrzenie na
Żydów, innej przyczyny męczeńskiej śmierci niewinnego dziecka nikt nie mógł wymyślić.
Tymczasem okazało się, że żołnierka Maria
Tierientiewa jeszcze przed znalezieniem trupa, wywróżyła i wyjawiła matce, że
jej syn jest jeszcze żywy,
siedzi w piwnicy u Żydów Berlinów i nocą zostanie zamęczony; to samo przepowiedziała dwunastoletnia dziewczynka Anna Jeremiejewa, chora, która mdlała i była znana wśród ludu z tego,
że przepowiada. U Berlinów przeprowadzono w domu rewizję, lecz niczego podejrzanego nie znaleziono; gospodarz powiedział, że w jego domu
nie ma piwnicy; lecz znaleziono dwie, chociaż odkrycie to do niczego nie doprowadziło; rewizję prowadził pewien rewirowy nadzorca z rajcą, który
był po pierwsze – Żydem, a po drugie – bliskim krewnym Berlinów, w którego domu
schowano chłopca na czas przeszukiwania.
Szmerka Berlin był kupcem, człowiekiem bardzo
zamożnym, szanowanym wśród Żydów i żyjącym dostatnio; jego teściowa, Mirka,
także uchodziła za
bogatą, i dom ten przedstawiał wielką, zamożną rodzinę. Berlinowie władali
także zamieszkałym majątkiem Krasne i poddanymi chłopami, kupionymi na imię
powiatowego skarbnika Suszki. Najbliższymi krewnymi Berlinów byli Aronsonowie i
Cetlinowie oraz jeszcze wiele innych rodzin w Wieliżu, Witebsku i innych
sąsiednich miastach.
Siedem
kobiet zeznało pod przysięgą, że wcześnie rano w ten sam dzień, kiedy
znaleziono trupa, widziały dwukonną żydowską bryczkę, galopującą całym pędem na
tej drodze, gdzie znaleziono ciało, która szybko wróciła z powrotem do miasta;
a jedna świadkująca twierdziła dokładnie, że w bryczce siedział Josel, subiekt
Berlina, z innym Żydem. Berlinowie, ich subiekt i woźnica, twierdzili, że
nigdzie nie jeździli, i że nawet nie mają okutej bryczki; a okazało się, że
Josel naprawdę przyjechał w tym czasie sam do Berlina w okutej bryczce, która
nawet stała u tego ostatniego na podwórku. Lecz dwaj rajcowie, Żydzi, w tym sam
Cetlin, starając się o wycofanie podejrzenia, z ogromnym tłumem Żydów wtargnęli
na podwórze, gdzie stanął przejeżdżający ksiądz, zaczęli mierzyć szerokość
rozstawu kół i twierdzili, że przejechał on chłopca, tymczasem Orlik i inni
Żydzi rozpowiadali, że dziecko naprawdę przejechano lub zastrzelono przypadkowo
śrutem ze strzelby (co tłumaczy ranki na całym ciele) i następnie wyrzucono,
aby podejrzenie padło na Żydów.
Śledczy
niczego więcej nie wykryli, nie zwracając uwagi na niezwykle ważną okoliczność:
na wcześniejsze oświadczenie dwóch kobiet, Tierientiewej i Jeremiejewej, że
chłopiec jest w rękach Żydów i to właśnie u Berlinów, i że on wkrótce zginie.
Jedna z nich, Tierientiewa, była w samym Wieliżu, druga, Jeremiejewa, w
Senciurach, dwanaście wiorst od miasta. Ta tajemnicza przepowiednia powinna
nieuchronnie być kluczem do wszystkich dochodzeń, dlatego, że w sposób otwarty
i bez żadnych wątpliwości wskazywała na związek dwóch wymienionych osób z samym
zdarzeniem. Sprawę przekazano do wieliskiego sądu powiatowego, który 16 czerwca
1824 roku postanowił: „z powodu niedostatecznych dowodów Żydów uwolnić od
oskarżenia o zabójstwo chłopca; lecz Hannę Cetlin i Josela pozostawić w stanie
podejrzenia, a Szmerkę Berlina z towarzyszami oskarżyć o rozpowszechnianie fałszywych
wieści o śmierci chłopca, który,
prawdopodobnie, został zabity przez Żydów!”.
Sąd
główny 22 listopada zgodził się z tą decyzją, dodawszy jednakże, że ponieważ
dziecko było uśmiercone wyraźnie
rozmyślnie, to należy starać się o wykrycie winnych. Gubernator zatwierdził
wyrok, i sprawę zakończono.
Lecz
w roku 1825, w czasie przejazdu świętej pamięci Miłościwego Pana Cesarza
Aleksandra przez Wieliż, żołnierka Tierientiewa przekazała Jego Wysokości
prośbę, w której nazywała chłopca Fiodora Jemielianowa swoim synem i skarżyła
się, że został on zabity przez Żydów. Spowodowało to wznowienie sprawy,
śledztwo z początku przekazano oddzielnemu urzędnikowi pod kontrolą
generała-gubernatora; potem z najwyższego rozkazu przysłano fligeladiutanta,
następnie generała-majora Szkurina, została utworzona cała komisja śledcza, w
końcu przysłano jeszcze z Senatu starszego prokuratora i postanowiono przekazać
sprawę bezpośrednio Rządzącemu Senatowi. Będąc już bardzo obszerną i
skomplikowaną, sprawa ta została jeszcze bardziej zagmatwana, gdy przy okazji
wykryto sześć lub siedem innych podobnych spraw: kradzież antyminsu;
zbezczeszczenie jego oraz Świętej Hostii przez Żydów; nawrócenie się trzech
chrześcijan na żydowską wiarę i uśmiercenie jeszcze kilku dzieci. Wykryto cały szereg
strasznych przestępstw z piekła rodem, skutków fanatyzmu i zgubnej bezkarności. Lecz tutaj proponujemy
prześledzić jedynie jedną z nich, główną, o synku żołnierza Jemielianowa.
Berlinowie
mieli robotnicę Praskowię Pilenkową (później
po mężu Kozłowską); Cetlinowie Awdotię
Maksymową, Aronsonowie Marię
Kowalową, wszystkie trzy były chrześcijankami, lecz były zżyte z Żydami i
przywykły do ich bytu, obyczajów i obrzędów. Kozłowska była jeszcze bardzo
młoda w czasie zdarzenia i wkrótce potem wyszła za mąż za szlachcica; Kowalowa
była od dzieciństwa pokorną poddaną Aronsonów, która, jak zeznała później, nie
śmiała nawet powiedzieć o mającym poważne podstawy swoim podejrzeniu, że jej
panowie uśmiercili jej rodzonego brata. Maksymowa była kobietą zdecydowaną,
rozpustną i wierną sługą Żydów za pieniądze oraz wino. Maria Tierientiewa,
żołnierka lub chłopka, rozwiązłego prowadzenia się, także służyła w Wieliżu, tu
i tam u Żydów, a częściowo służyła tylko
czasowo, i była gotowa na wszystko, jak Maksymowa, za pieniądze i za wódkę, od
dawna była ich główną pomocnicą we wszystkich ohydnych i zbrodniczych sprawach.
Podczas
nowego śledztwa Tierientiewa początkowo zeznała, że widziała, jak Hanna Cetlin
w Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego przyprowadziła dziecko z ulicy do domu,
że poszła w ślad za Hanną która napoiła ją winem; że wieczorem kazali jej
odnieść dziecko razem z Maksymowa do Berlinów, gdzie Mirka dała je do piwnicy;
w czwartek, po Wielkanocy, widziała ona chłopca już martwym, a krew jego stała
w nowym korycie; Żydzi umyli i ubrali trupa, a Hanna kazała jej i
Tierientiewej, w drugi poniedziałek po Wielkanocny odnieść, razem z Maksymową,
chłopca nocą do lasu, co wykonały. Przesłuchiwano ją wielokrotnie w ciągu kilku
miesięcy, namawiano, proszono, i najpierw się przyznała, że sama była u
Berlinów, razem z Maksymową i Kozłowską, gdy torturowali i zamęczyli dziecko;
potem, że sama je przyprowadziła, na prośbę (nie do odrzucenia) Żydów, do
Cetlinów; że potem przeniesiono je do Berlinów, i tam właśnie w poniedziałek
zamęczono; rozebrano je, wsadzono do beczki, toczono, położono na stół, obcięto
paznokcie, dokonano obrzezania, przewiązano rzemieniami nogi pod kolanami;
położono w korytko; wszyscy Żydzi kłuli chłopca gwoździem, spuścili krew i
przekazali go Tierientiewej i Maksymowej, aby wyrzucić go do lasu; lecz
ponieważ męczennik jeszcze dychał, więc zawiązały mu usta i nos, a gdy
wyniosły, to zdjąwszy chustkę zobaczyły, że dziecko już umarło i położyły je
tam, gdzie zostało odnalezione.
Potem
Tierientiewa, po trzech latach od
zdarzenia, przy czym często piła, powiedziała, że pomyliła się w pewnych
szczegółach i teraz przypomniała sobie, że paznokcie obciął dziecku nie Żyd Posielony,
który dokonał obrzezania, a Szyfra Berlin; że ona sama wyjęła chłopczyka z
beczki i zaniosła go do żydowskiej szkoły; że ją właśnie zmuszono do związania
mu nóg i ukłucia gwoździem; że, w końcu, ją i Maksymową ubrano w żydowskie
ubranie i kazano wynieść trupa na błoto. Następnie, że była ona znowu także na
drugi dzień z Żydami w szkole, mieszała i rozlewała na ich rozkaz krew
męczennika, a na ostatku, umoczyła kawałek płótna, który Żyd Orlik pociął na
ścinki i rozdał wszystkim po kawałeczku. Beczkę z krwią odniosła do narożnego domu
z zielonym dachem. Znowu innym razem zeznała, że dziecko przyniosła ona nie do
Mirki, a do pokoju jej córki, Stawki, w tym samym domu; że trzymali je nie w
piwnicy, a w komórce; że wszyscy Żydzi długo toczyli beczkę, zmieniając się
parami; że ona, Tierientiewa, odwiozła beczkę z zaschniętą krwią, na rozkaz
Żydów, do Witebska. Jechali z nią Żydzi, których wymieniła po imieniu i było
jasne, że oni, zgodnie z ogólną swoją zasadą postępowania we wszystkich
podobnych wypadkach, i tym razem wykorzystali chrześcijankę, a przy tym pijącą,
rozpustną babę, jako podstawioną przestępczynię, pakując jej do rąk beczułkę z
krwią, żeby w razie nieszczęścia wyprzeć się tej beczułki i pozostawić ją samą
jako winną. W Witebsku zatrzymali się u Żydów określonego wieku i wyglądu;
rozpuścili oni krew w wodzie i zmoczyli płótno, pozostałą rozlali do butelek,
dali podarunek i napoili Tierientiewą i wysłali przez nią jedną butelkę z krwią
do miasteczka Leźna. Tutaj także namoczyli płótno, rozcięli i podzielili je.
Tierientiewa dodała także, że Żydzi pochlebstwami i groźbami, że za zabójstwo
chłopca zostanie zesłana na Sybir, zmusili ją do przyjęcia wiary żydowskiej i
dokładnie opisała cały obrządek nawracania; między innymi, postawili ją na
rozpaloną patelnię, zmusili do przysięgi, zacisnęli usta, żeby nie krzyczała i
przytrzymywali; potem opatrzyli oparzone podeszwy maścią.
Żołnierka,
Awdotia Maksymowa, robotnica
Cetlinów, w czasie przesłuchań, które ciągnęły się prawie cały rok, w różnym
czasie zeznawała: że widziała dziecko w Poniedziałek Wielkanocny u swojej
gospodyni w kącie za łóżkiem; w środę widziała go w komórce, w kufrze, z
którego wszystkie jedzenie wystawiono w tym celu na podłogę; w dalszym ciągu
przyznała się, że Hanna Cetlin przyprowadziła chłopca na podwórko i ona,
Maksymowa, sama przyniosła go do pokoju, potem Tierentiewa odniosła go do Mirki
Berlin; w ten sposób przenosili go, ukrywając, kilka razy tu i tam. W
poniedziałek, tydzień po Wielkanocy, zobaczyła go w piwnicy Mirki martwym; nocą
Josel z innym Żydem odwieźli go bryczką do Cetlinów; Maksymowej kazali go umyć,
ubrać i razem z Żydami odwieźć za miasto. W czasie konfrontacji z Tierientiewą,
Maksymowa przyznała się jednakże do wszystkiego i potwierdziła wszystkie
szczegóły jej zeznań. Było jasnym, że obie kobiety, ujawniając przestępstwo i
głównych sprawców, chciały z początku zataić swoje w nim współuczestnictwo;
dlatego pojawiły się u nich rozbieżności i początkowe niekompletne zeznania.
Zeznała ona, że gdy rajca Cetlin, mąż Hanny, przeszukiwał z rewirowym dom Berlina,
to Żydzi śmiali się, ponieważ dziecko znajdowało się w tym czasie w domu samego
rajcy Cetlina, i że ją Maksymową, zmusili do przyjęcia wiary żydowskiej,
upiwszy całkowicie itd. Opisała ona bardzo dokładnie obrzęd, jaki odbył się w
szkole, gdzie nazwano ją Ryzą, i dodała, że od czasu zabójstwa chłopca miała pełną
władzę w domu Cetlinów, którzy bali się jej, dogadzali, poili i karmili dobrze,
i ze łzami w oczach prosili, jeśli straszyła, że chce odejść na inne miejsce.
Okoliczność tą potwierdziła także córka Maksymowej, Melania, powiedziawszy, że
od roku 1823 nie gospodyni, a matka Melanii była starszą w domu. To samo
potwierdzili pod przysięgą postronni świadkowie, którzy słyszeli nieraz, jak
Maksymowa, pijana, chwaliła się, że „Cetlinowa nie śmie wygnać jej z zajazdu,
nawet gdyby chciała, dlatego że ona, Maksymowa, wie o takiej sprawie, która
Cetlinową zgubi”. Gdy jej to udowodniono, Hanna przyznała, że Maksymowa
rzeczywiście mówiła coś podobnego, „chociaż nie wie, dlaczego tak mówiła”.
Praskowia
Kozłowska (Pilenkowa),
robotnica Berlinów, zeznała: w noc na pierwszy dzień Paschy było potajemne
zebranie Żydów u Sławki Berlin (córki Mirki); w środę widziała w sieni jakiegoś
chłopczyka, który płakał. W czasie konfrontacji z tymi pierwszymi przyznała się
i zeznała, że chłopca nosili tam i z powrotem do Berlinów i Cetlinów; że
Tierientiewa i Maksymowa były na nocnych zebraniach, lecz jej, Kozłowskiej, tam
nie było; posłali ją w poniedziałek wieczorem do szynku; po podejściu do
okiennicy, z zewnątrz poprzez szparę zobaczyła beczkę, chłopca i Żydów,
widziała, kto rozbierał, kładł go, obcinał paznokcie itd. Następnie chłopca
przeniesiono do szkoły, a ona schowała się, poszła śladem i w oknie szkoły
zobaczyła, jak jego kłuli; obracali w korytku, wyjęli, obmyli, ubrali;
Tierientiewa i Maksymowa, ubrane w żydowskie suknie, wzięły chłopca i wyniosły
ze szkoły, a ona, Kozłowska, uciekła. Potem przyznała się, że bała się mówić
prawdę i chciała się usunąć, lecz w rzeczywistości, na rozkaz Mirki, sama uczestniczyła
w tej zbrodni i była w tym właśnie pokoju, a później w szkole. Podawała ona
wodę, toczyła beczkę, gdy przyszła na nią kolej, przebrała się razem z
Tierientiewą i Maksymową; pierwsza zawiązała chłopcu usta, gdy przenosili go do
szkoły, Josel dał jej butelkę, a sam niósł dwie. Tierientiewą jako pierwszą
zmusili do ukłucia chłopczyka w skroń, potem przekazali gwóźdź Maksymowej, a po
niej jej, Kozłowskiej, która ukłuła dziecko w ramię i przekazała gwóźdź Joselowi;
ten, przekazawszy gwóźdź dalej, podprowadził ją do szafeczki, gdzie
przechowywane są przykazania, zmusił do przysięgi na wierność, nawrócił na
żydowską wiarę i nadał jej imię Leja. Gdy po zakończeniu tego obrzędu Kozłowska
wróciła do stołu, to chłopczyk już nie żył. Zmoczywszy płótno we krwi, Tierientiewa
i Maksymowa obmyły trupa; ubrały, Josel zaprzysiągł wszystkie trzy kobiety po
żydowsku, że zachowają tajemnicę; pierwsze dwie wyniosły trupa, a ona butelkę z
krwią do Sławki, za innymi Żydami. Gdy tamte wróciły, powiedziawszy, że
wyrzuciły trupa do błota, to Sławka dała im pieniędzy, i wszyscy Żydzi
ostrzegali je, aby one, gdy po
pijanemu posprzeczają się, w jakiś sposób nie wygadały się; jeśli jednak
do tego dojdzie, to same pozostaną winne i dostaną chłostę knutem, a Żydzi
wyprą się i pozostaną niewinni.
W
końcu, po długiej perswazji i wielu konfrontacjach, ze względu na sprzeczności,
którym, trzy lata po zdarzeniu, u pijanych kobiet nie trzeba się dziwić,
Maksymowa powiedziała, że dawno już wyspowiadała się trzem, wymienionym przez
nią, unickim księżom, przyznając się do uczestnictwa w tym przestępstwie; a
następnie wszystkie trzy – Tierientiewa, Maksymowa i Kozłowska – złożyły całkowicie jednomyślne zeznania, poświadczone
we wszystkich szczegółach wzajemnym potwierdzeniem zeznających. Opowiedziały one
z całkowitą szczerością wszystko, przypominając jedna drugiej różne
okoliczności i poprawiając to, co ze względu na zapomnienie lub z powodu innych
przyczyn, zeznały początkowo inaczej. Oto wspólna jednomyślność i dokładne ich
zeznanie:
„W
roku 1823, w Wielki Post, tydzień przed żydowskim Pejsach, szynkarka Hanna
Cetlin upiła Tierientiewą, dała jej
pieniądze i prosiła o dostarczenie chrześcijańskiego chłopca. [Siostra
chłopczyka, która wyszła z nim razem z domu, zeznała, że nie chciał on iść z
nią dalej, lecz usiadł przy moście]. W pierwszy dzień święta Tierientiewa zobaczyła
chłopczyka Jemielianowa przy moście i powiedziała o tym Hannie. Ta, upiwszy ją,
dała jej pieniądze i kawałek cukru, żeby zwabić dziecko, a Maksymowa była w tym
czasie tutaj, widziała i słyszała to. Tierientiewa przyprowadziła chłopca.
[Postronni świadkowie zeznali, że widzieli w ten poranek Hannę, stojącą przy
furtce swego domu; a jedna, Kosaczewska, że widziała, jak Hanna prowadziła
chłopca za rękę.] Hanna spotkała ich na ulicy przed domem, wprowadziła na
podwórko i przekazała Maksymowej, która wniosła go na pokoje. Byli tutaj: mąż
Hanny Jewzik, córka Itka i robotnica Ryza. Tierientiewą i Maksymową upili, dali im pieniądze i one posnęły.
Wieczorem kazali Tierientiewej odnieść dziecko do Mirki Berlin; przeniosła je
ona do pokoju swojej córki Sławki, gdzie było dużo Żydów; chłopca zanieśli do
komórki, a obu kobietom dali pić wino i pieniądze. Cały tydzień Tierientiewa
widziała dziecko u Berlinów, oprócz środy, gdy nawracali ją na żydowską wiarę i
oparzyli nogi. Maksymowa nosiła go z powrotem do Cetlinów w Poniedziałek
Wielkanocny, co widziała także Kozłowska, a we wtorek rano znowu z powrotem.
Zachodziła ona z dzieckiem do kuchni, pytając się, czy Berlinowie wstali i tam
widziała ją i dziecko Kozłowska, kucharka Basia i dziewka Genemilchia – te
ostatnie obie Żydówki. Po zastukaniu przez Maksymową, Sławka otworzyła drzwi,
wzięła dziecko i kazała przyjść po nie wieczorem, kiedy to ponownie zanieśli je
do Cetlinów, gdzie pozostało ono w środę; Hanna rozkazała Maksymowej wystawić z
kufra w świetlicy jedzenie, tam położyli senne dziecko i nakryli prześcieradłem.
[Córka Maksymowej, po mężu Zelnowa, która w tym czasie przyszła po coś do
Cetlinów, widziała dziecko w kufrze, w koszuli, lub przykryte czymś białym,
lecz śpiesząc się dobrze nie przyjrzała się]. Hanna kazała wieko zamykać nie całkowicie,
a tak, żeby chłopiec nie udusił się, i powiedziała, że w południe, jej mąż,
rajca, będzie z policją przeszukiwać dom Berlinów, a wieczorem mówiła, śmiejąc
się, że tam niczego nie znaleziono. W czwartek Maksymowa odniosła chłopca znowu
do Mirki, i Kozłowska widziała jego tam i spytała się kucharki Basi: czyj on
jest? Maksymowa nie widziała, żeby chłopca przez ostatnie dni karmiono. [W
zaświadczeniu lekarskim podano, że żołądek i kiszki chłopca były puste, chociaż
był on dobrze wykarmiony, z czego należy wysnuć wniosek, że on w ostatnich
dniach przed śmiercią niczego nie jadł.] W poniedziałek, tydzień po
Wielkanocny, wieczorem Hanna dała obu kobietom wina, odprowadziła ich do
Berlinów, gdzie u Sławki zebrało się dużo Żydów. Mirka także dała im obu wina i
poprosiła naprzód, żeby obie nocą utopiły trupa chłopca w rzece. Przyniosły one
chłopca z komórki, rozebrały na rozkaz Żydów i położyły na stół; Żyd Posielony
dokonał obrzezania, a Szyfra Berlin obcięła jemu paznokcie aż do mięsa. W tym
czasie Kozłowska wróciła z szynku; Sławka wyszła do niej do sieni, lecz
zauważywszy, że ona już coś tam wdziała, zawołała ją do pokoju, gdzie Żydzi
straszyli ją, że jeśli ona gdziekolwiek wygada się, to z nią zrobią to samo, co
z chłopcem; ona przysięgła, że będzie milczeć. Następnie kontynuowano:
Tierientiewa trzymała dziecko nad miednicą, Maksymowa obmywała je; położyły
głową do przodu do beczki, w której połówka dna wyjmowała się; Josel ponownie
włożył dno, zaczął toczyć beczkę po podłodze z Tierientiewą, potem wszyscy
robili to samo, zmieniając się po dwoje, dwie godziny; dziecko wyjęto czerwone,
jak oparzone; Tierientiewa zawinęła je i położyła na stół; wszystkie trzy
kobiety ubrały się w żydowskie suknie, poniosły dziecko, zawiązawszy mu usta
chustką, do szkoły, a Żydzi poszli za nimi. W szkole zastały tłum Żydów, położyły
chłopca na stół do koryta, rozwiązawszy mu usta; tutaj rozkazywał Orlik
Derwitz; Posielony podał rzemienie; Tierientiewa związała chłopcu nogi, pod
kolanami, lecz słabo, i Posielony sam zaciągnął je mocniej. Kazali
Tierientiewej uderzyć lekko chłopca w policzki, a za nią wszyscy inni zrobili
to samo; podali duży, ostry i jasny gwóźdź i kazali jej ukłuć dziecko w skroń i
bok; potem Maksymowa, Kozłowska, Josel i po kolei wszyscy Żydzi robili to samo.
Tymczasem Kozłowską zaprowadzono do przykazań w szafeczce i nawrócono ją na
żydowską wiarę, nazwawszy Leją. Orlik przewracał w korytku chłopca, który z
początku krzyczał, a potem zamilkł, patrzył na wszystkich i ciężko wzdychał.
Wkrótce wykrwawił się i wyzionął ducha.
Tierientiewa wyjęła go, rozwiązała mu nogi, trzymała nad drugim korytkiem,
które stało na podłodze; Kozłowska podawała butelki z wodą, Josel polewał
chłopczyka, a Maksymowa myła. Gdy na ciele nie było już krwi, a widać było jedynie
ranki wielkości grochu, kazano ubrać i obuć trupa i położyć na stół. Josel
przyprowadził wszystkie trzy kobiety do szafeczki i powiedział: „ponieważ
wszystkie one przyjęły wiarę żydowską, więc powinny przysięgać na nią” i czytał
im wielką księgę żydowską.
Następnie
Żydzi przeklinali antymins, wykradziony przez Tierientiewą z cerkwi świętego llii,
pluli na niego, deptali nogami itd.
Tymczasem
już zaczynało świtać. Tierientiewa z Maksymową bały się nieść chłopczyka nad
rzekę, gdzie czasami rano są ludzie, i dlatego zaniosły go do lasu, na błota,
koło wiejskiego krzyża, gdzie go znaleziono. Po ich wyjściu Josel nalał krwi w
jedną butelkę i kazał Kozłowskiej odnieść Sławce; pozostałą krew pozostawiono w
korytku w szkole. Wracając z lasu Tierientiewa i Maksymowa spotkały samego
Josela w bryczce zaprzężonej w parę koni;
pojechali oni obserwować kobiety i Josel zszedł z bryczki i popatrzył,
gdzie położyły trupa; potem Żydzi pogalopowali z powrotem do miasta. Mirka dała
obu kobietom pić wina, Sławka dała pieniądze i namawiała, aby pijane,
pokłóciwszy się, nie wygadały się: wszyscy
Żydzi wyprą się, powiedziała, będziecie
winne jedynie wy jedne. Obie zdjęły z siebie żydowskie suknie i poszły
do domu.
Wieczorem
Fradka, żona cyrulika Orlika, dała Tierientiewej pić, ubrała ją w żydowską
suknię i zaprowadziła do szkoły. Byli tam wszyscy ci sami Żydzi, a także
Kozłowska. Korytko z krwią stało jeszcze na stole, a obok dwie puste butelki, w
których w przeddzień przynoszono wodę do obmywania, trzecia butelka była już
przekazana Sławce. Leżał tu także zwój płótna. Przyszła Hanna z Maksymową,
która przyniosła jeszcze butelkę, czarkę i lejek. Tierientiewa rozmieszała krew
łopatką, a Josel nalał ją czarką przez lejek do butelek i do niewielkiej
szczelnie obitej obręczami beczułki, którą podał Orlik. W reszcie krwi zmoczyli
dwa arszyny płótna, kazali Tierientiewej wykręcić je, wyprostować,
przewietrzyć, Josel pokroił je na maleńkie skrawki; Orlik maczał gwóźdź w
ostatku krwi, kapał na każdy skrawek i rysował po nim wzory, każdemu dano po
skrawku, tak samo jak trzem ruskim kobietom. Wszyscy rozeszli się: Maksymowa
poniosła za Cetlinami jedną butelkę; Kozłowska za Berlinami dwie, a Tierientiewa
za Orlikiem beczułkę. Maksymowa oddała później swój skrawek Hannie; Kozłowska zgubiła
go, a Tierientiewa powiedziała, że powinien być on u niej w torebce z nankinu,
którą przekazała na przechowanie, wraz z innymi rzeczami, żołnierce Iwanowej,
gdy ją aresztowano. Śledczy natychmiast poszli tam i we wskazanym miejscu
znaleźli trójkątny skrawek płótna, czerwonawy, uznany przez trzy skruszone
kobiety za ten sam, o którym mówiły.
W
domu Berlina, Cetlina i w szkole wszystkie trzy kobiety oddzielnie pokazały,
całkowicie zgodnie z ich słowami, gdzie, jak i co robiono. Szczegóły te i miejsce,
gdzie dokonano strasznego przestępstwa, wprawiały ich w zamieszanie i ledwo
mogły mówić.
Fradka
powiedziała Tierientiewej, że zakrwawionym skrawkiem przecierają oczy
nowonarodzonym, a krew dodają do macy (do przaśników). Jest to całkowicie
zgodne z wieloma zamieszczonymi powyżej świadectwami i z zeznaniami składanymi
w przypadkach podobnych zdarzeń. Na drugi rok po tym, sama Tierientiewa piekła
z Fradką i z innymi Żydówkami macę z tą krwią. Maksymowa dokładnie opisuje, jak
robiła to samo u Hanny, rozmoczywszy zaschłą w butelce krew i zmieszawszy z
szafranową nalewką. Hanna włożyła także trochę tej krwi do miodu, który pili.
Kozłowska mówi, że to samo robili u Berlinów; wytrzęsły z butelki suchą krew,
roztarty i wysypały do szafranowej nalewki, którą wylały do ciasta.
Generał-major
Szkurin wziął z sobą Tierientiewą i Maksymową i pojechał do Witebska i do
Leźny, dokąd woziły one krew. Maksymowa pokazała w Witebsku dom, gdzie
przywiozła krew, z Mowszą Bieleckim, i poznała gospodarza; Tierientiewa nie
mogła pierwszego dnia rozpoznać, prosiła dać jej czas, a na drugi dzień
powiedziała, że daleko nie ma co szukać. Komisja zatrzymała się w tym samym
domu i nawet w tym samym pokoju, gdzie ona w roku 1823 przywiozła krew.
Udowodniła ona to w ten sposób, że pokazała ukryty w ścianie komin, gdzie w
tamtym czasie spalono obręcze i klepki beczułki i opowiedziała o całym
rozkładzie domu, chociaż przebyła noc pod strażą i nigdzie nie wychodziła;
powiedziała, że powinny być tutaj jeszcze drugie drzwi, wiodące prosto do kuchni,
i okazało się, że jest to prawda. Poznała ona wszystkich gospodarzy, których
opisała naprzód w czasie śledztwa jeszcze w Wieliżu. Mowszę, jego żonę, Zielika,
matkę jego Rywkę, Arona, jego żonę Ryzę. Rywka w tamtym czasie sama wzięła od
niej beczułkę z krwią. Innych domów, gdzie ją gościli, nie mogła sobie
przypomnieć. W Guberni Mohylewskiej w miasteczku Leźna, Tierientiewa nie mogła
powiedzieć niczego twierdzącego, ponieważ przeszło już pięć lat, a ona więcej w
Leźnie nie była.
Melania
Żełnowa, córka Maksymowej, zeznała, że, gdy przyszła do matki w czasie
pierwszego tygodnia po Wielkanocy, posłała ją Żydówka Ryza, służąca w domu
razem z Maksymową, do osobnej świetlicy lub komórki, gdzie stał kufer z
jedzeniem. Zajrzawszy do niego przelotnie, zobaczyła w nim śpiącego chłopczyka
w białej koszuli, lub przykrytego czymś białym. Zeznała ona także, że widziała
chłopczyka w sypialni Cetlinowej.
Mieszczanka
Daria Kosaczewska zeznała, że idąc pierwszego dnia po Wielkanocy po piwo, widziała
jak Hanna Cetlin prowadziła za rękę do swojego domu trzyletniego chłopczyka
dokładnie w takim ubraniu, w jakie ubrany był zaginiony syn Jemielianowa. W
konfrontacji z Cetlinową, Daria podniosła obie ręce, zwróciła się do obrazu i
powiedziała: „zmiłuj się, Hanna, tyś nigdy zła mi nie zrobiła, nie mam za co
się na ciebie gniewać; zabij mnie Boże, jeśli powiedziałam choć jedno słowo
nieprawdy!”
Robotnica
Maria Kowalowa, na którą powołały się Tierientiewa i Maksymowa w innej sprawie,
w którą zamieszani byli ci sami Żydzi, długo się zapierała, w końcu przyznała
się do wszystkiego, opowiedziawszy wszystkie szczegóły, w zgodzie z tymi
pierwszymi. Lecz potem, przelękła się
tego, przemęczywszy się i przepłakawszy jakiś czas powiedziała, że nigdzie nie będzie miała życia, udusiła
się.
Następnie
wykryto, że u Berlinów w czasie tego zdarzenia całą noc palił się ogień, że u
nich i u ich sąsiada Nachimowskiego podczas tych nocy, na podwórku stróżowali
Żydzi, czego przecież ani tego ani tamtego przed i po tym zdarzeniu nigdy nie
było. Berlin nic nie mógł o tym powiedzieć, dlaczego byli u niego stróże nocni,
powiedział tylko w końcu, że zrobiono to z ostrożności, żeby nie wymazali mu
wrót krwią, lub nie zrobili innego świństwa. Stróże, odnalezieni i oskarżeni
zapewniali, że postawiono ich tak sobie, bez przyczyny, zgadzając się, że w tym
czasie nie było w Wieliżu ani złodziejstwa ani pożarów.
Rajcowie
Cetlin i Olejnik, jak wspomniano powyżej, wtargnęli gwałtem z tłumem Żydów na
cudze podwórko i mierzyli rozstaw osi bryczki księdza, rozpowszechniając
słuchy, że przejechał on na drodze dziecko. Odsunięty z tego powodu od sprawy
Cetlin, z całych sił starał się znowu dostać jako delegat do komisji i żądał
tego nawet na piśmie. Berlin twierdził, że chłopczyka oddano na leczenie
lekarzowi Lewinowi, który oglądał trupa, i że lekarz zamęczywszy go, wywiózł na
błota i wyrzucił. Cyrulik Orlik rozpowszechniał pogłoski, że dziecko zabito
niechcący śrutem ze strzelby, stąd ranki na całym ciele, a potem wyrzucono.
Orlik zapomniał tylko wyjaśnić, jak i dlaczego dziecko w tym celu wcześniej
rozebrano, następnie umyto i ponownie ubrano; ponieważ ubranie było całe i
nawet na bieliźnie nie było ani kropli krwi. Jeśli chodzi o obrzezanie, Żydzi
mówili, że zrobiono to celowo, aby rzucić podejrzenie na Żydów.
Podczas
powszechnej rewizji dwanaścioro
chrześcijan niczego złego o Berlinach nie zeznało, lecz pod przysięgą
oświadczyli o swoim przeświadczeniu, że chłopczyk został zamęczony przez Żydów,
i że zgodnie z ogólnymi pogłoskami uczestniczyli
w tym Berlinowie i Cetlinowie, którzy teraz nadzwyczajnie starają się i
zabiegają o swoje sprawy.
Wszystkie
trzy kobiety, oskarżywszy ogółem do pięćdziesięciu Żydów jako uczestników tej
zbrodni, poznawały ich na konfrontacjach twarzą w twarz. Oskarżyły one także
jakiegoś Abrama i na podstawie tego podejrzenia został aresztowany Abram
Wiaźmieński: lecz wszystkie trzy kobiety, każda oddzielnie, poświadczyły, że to
nie jest ten, i że tego one nie znają.
Unicki
ksiądz Martusiewicz był duchowym opiekunem trzech kobiet – świadków dowodowych,
i Żydzi starali się go przekupić, przysławszy do niego Żyda krawca w tym celu,
aby Martusiewicz nakłonił kobiety do odwołania swoich zeznań. Udowodniono to za
pomocą zeznań samego księdza, jego żony i jeszcze trzeciego świadka.
Tierientiewa i Maksymowa, oschłe i rozpustne kobiety, po przyprowadzeniu do
szkoły i do domu Cetlinów, na miejsce przestępstwa, i zobowiązane do
szczegółowego opowiedzenia, gdzie, co i jak się odbywało, oglądały się ze
strachem, drżały i płakały. One wrogo się do siebie odnosiły, wymyślały sobie w
obecności komisji, robiły sobie wzajemnie zarzuty, wypominały stare, i dlatego
w żadnym wypadku nie mogły wspólnie zgodnie wymyślić wszystkiego, co zeznały.
Wyżej
wspomniano, że sprawa ta zaczęła się na skutek wróżby Tierientiewej, na prośbę
matki chłopczyka, i na skutek przepowiedni dziewczynki Jeremiejewej. To
pierwsze nie jest dziwne, dlatego że Tierientiewa dobrze wiedziała, gdzie jest
dziecko, ale to drugie wymaga wyjaśnień.
Anna
Jeremiejewa chodziła po prośbie, była sierotą, była skłonna do jakichś
chorobliwych ataków, zemdlała, chciano już ją pochować, przyszła do siebie i
opowiedziawszy jakiś cudowny sen lub widzenie, wsławiła się tym i wróżyła
łatwowiernym za chleb powszedni. Podczas przesłuchania wyjaśniła zagadkę
i stała się, zamiast wróżącej, świadkiem.
Gdy podczas Wielkiego Postu zaszła do sieni Berlinów prosić o jałmużnę,
usłyszała, że Tierientiewa, śmiejąc się, głośno mówiła: „ponieważ przysięgłam
wam wiernie służyć, więc zapewniam, że na pierwszy dzień świąt dostanę”.
Wiedząc od dzieciństwa, że Żydzi męczą i
zabijają przed Paschą dzieci, Jeremiejewa natychmiast zrozumiała tą rozmowę,
przestraszyła się, tym bardziej, że w tym czasie trzech Żydów wyszło do sieni,
spojrzeli na nią i wzajemnie na siebie i zaczęli się jej pytać, kim ona jest.
Cały dzień myślała o tym, co usłyszała
i wieczorem ponownie podkradła się do domu Berlinów i zaczaiła się w sieni przy
drzwiach. Żydów, widocznie, w tej połowie nie było, a Tierientiewa rozmawiała z
Maksymową, która powiedziała: „nasi Żydzi chcieli zwabić dziewczynkę, która
przyszła rano, lecz ja im odradziłam, niebezpiecznie. Obiecałam dostać, więc
dostanę z żołnierskiej osady; niech zaczekają; trzeba postępować mądrze, żeby
końce w wodę, jak my z tobą, Awdotiu, wcześniej robiłyśmy”. Jeremiejewa przestraszyła się, po
cichu wyszła, chciała włóczyć się na drugi dzień koło domu, żeby podpatrywać,
lecz zachorowała, ledwie dowlokła się do wsi Sienciury, gdzie mieszczanin
Piastun, człowiek bardzo pobożny, zobaczył ją i wziął do domu. W dalszym ciągu
bała się ona Żydów i obawiała się powiedzieć, co widziała i słyszała, i dlatego
gdy później dziecko rzeczywiście przepadło w Wieliżu i matka jego przyszła do
niej prosić o wróżbę, to ona, Jeremiejewa, powiedziała jej, że miała sen, w
którym objawił się jej archanioł Michał; chłopczyk siedział wśród kwiatów, na
niego syczała żmija, to jest Tierientiewa, wyjaśnia Jeremiejewa, natomiast
archanioł powiedział jej, że chłopczykowi sądzone jest być zamęczonym przez
Żydów za chrześcijaństwo. Następnie opisała ona szczegółowo dom Berlinów i
dodała, że jeśli nie zdążą uratować chłopczyka, to on zginie. Jeremiejewa nie
wyjaśnia, dlaczego powiedziała matce, że ona chodziła do tego domu, gdzie
trzymany jest jej syn; lecz można sądzić, że zmartwiona matka sama wygadała się
i zapomniała o tym, a Jeremiejewa wykorzystała to.
Takie
więc były oskarżenia Żydów; pozostaje przeanalizowanie ich tłumaczeń.
To
co było wspólne we wszystkich odpowiedziach Żydów – to było bezczelne i
gołosłowne wypieranie się prawie wszystkiego, o co ich pytano, dlatego
większości z nich udowodniono kłamliwe odpowiedzi i zeznania. Wielu z nich
zapewniało, że wcale nie znają Tierientiewej i udowodniono im kłamstwo. Hanna
Cetlin uparcie twierdziła, że była w tym czasie chora i nie wychodziła, lecz udowodniono
jej coś przeciwnego. Wspólnym i jawnie wcześniej uzgodnionym wykrętem Żydów
było: „Ponieważ kobiety będące świadkami dowodowymi same na siebie to wszystko
przyjmują, więc nie ma potrzeby przeprowadzać śledztwa, ponieważ, one to
zrobiły i są winne”. Samo zdarzenie znane było w całej guberni, interesowali
się nim wszyscy, lecz niektórzy Żydzi twierdzili, że w ogóle o nim nie
słyszeli. Całe miasto współczuło i chodziło oglądać ciało męczennika, lecz
żaden Żyd nie pofatygował się tego zrobić, przy czym wiadomo, że lud ten, z
powodu swojej maksymalnej ciekawości, zbiera się tłumnie oglądać każdy,
najbardziej prosty wypadek i rozprawia o nim.
Podsądni
zeznali, że do żadnej sekty nie należą, pomimo, że wszyscy wieliscy Żydzi
dzielą się na misznagidów i na chasydów, a wszyscy podsądni należeli
do tych ostatnich. Jest to tym bardziej znaczące, że nawrócony Żyd Neofita, o
którym była mowa na początku niniejszego raportu, w swojej książce wyjaśnia, że
bestialski zwyczaj, o którym tutaj mowa, praktykują właściwie sami chasydzi,
najbardziej bestialscy spośród
żydowskich fanatyków.
Żydzi
w ogóle nie mogli w żaden sposób odeprzeć oskarżeń, jak tylko poprzez
gołosłowne zaparcie, uporczywe, złośliwe milczenie, krzyk, wściekłe
przeklinanie, lub, po przyjściu do siebie, rozważania, że to nie mogło się
wydarzyć; po co Żydom krew? Krew nie jest im potrzebna, nie mają potrzeby
męczyć chłopczyka. Zabraniają nawet temu wierzyć nakazy różnych królów, a także
Miłościwego Pana Cesarza Aleksandra I, a mianowicie z 6 marca 1817 roku.
Komisja stale, podczas każdego przesłuchania, zapisywała w dziennikach, że
przesłuchiwany okazał wielkie zakłopotanie, strach, drżał, wzdychał, mylił i
plątał się, zmieniał zeznania, nie chciał ich podpisywać, twierdził, że jest
chory i sam nie pamięta, co mówi. Wielu traciło nad sobą kontrolę – i więcej –
po wulgarnych przekleństwach, rzucali się z gniewem na świadków dowodowych, to
znów krzyczeli na członków sądu, przeklinali ich obraźliwymi słowami, rzucali
się na podłogę, krzyczeli, że czyni im się gwałt, gdy tymczasem nikt ich nie
tknął nawet palcem itd. Czy tak zachowują się niewinni oskarżeni o taką straszną zbrodnię? Inni
udawali wariatów, następni kilka razy próbowali uciekać z aresztu, a niektórzy
zbiegli i nie odnaleziono ich.
Przechwycono
korespondencję pomiędzy Żydami zatrzymanymi i pozostającymi na wolności na
skrawkach, szczapkach, na naczyniach, w których przynoszono jeść itd. Pomimo
zawiłego sensu tych zapisów i ciągle spotykanego słowa wedal, co oznacza połap się, domyśl się, wyraźnie i
bezsprzecznie widać, że Żydzi kłócili się, że umawiali się, jak i co odpowiadać
i zawiadamiali o tym siebie wzajemnie. I
tak, Itka Cetlin w kilku listach pisała „Kogo jeszcze wzięli?... Jeszcze
wielu będzie zatrzymanych. Źle będzie, lecz można się poświęcić, aby sławiło
się imię Boże. Zróbcie to, o czym wiecie, ponieważ nie ma nic do stracenia.
Bardzo źle; trzy baby mówiły tak, że pociemniało mi w oczach; początkowo
trzymałam się twardo, zanim nie zwaliłam się z nóg. Krótko mówiąc, bardzo źle,
starajcie się zrobić to, aby sławiło się imię Boże i poświęćcie się; nie ma nic
do stracenia. Dla nas wszystkich jest mało nadziei, z wszystkimi będzie bardzo
źle”. Chaim Chripun pisał: „Jeśli zadecydujecie, aby moja żona nie uciekła, to
na miłość Boską, pouczcie ją, żeby wiedziała, jak ma mówić, jeśli ją wezmą.
Powiadomcie mnie, czy dobrze mówiłem na przesłuchaniu. Dajcie znać palcami, ilu
ludzi już wzięto. Starajcie się wszyscy o nas, cały Izrael; niech nikt nie
myśli: jeśli mnie nie ruszają, więc nie mam żadnej potrzeby! Wytrwamy, Boże
zachowaj nas, ze względu na karę śmierci! Na przesłuchaniu powiedziałem, że nie
wiem i nie słyszałem, czy chłopca znaleziono żywym, czy martwym. Pędźcie
wszędzie, gdzie rozproszony jest Izrael, nawołujcie głośno: Biada, biada! Aby
starali się świadczyć za nami: nie mamy więcej sił; nastraszcie świadków
dowodowych przez strażników, powiedzcie im, że jest taki ukaz Miłościwego Pana:
jeśli one pierwsze wyprą się swoich słów, to zostaną ułaskawione; a jeśli nie,
to zostaną ukarane” – itd. Czy podobna korespondencja może w jakikolwiek sposób
nastroić przychylnie w stosunku do
podsądnych, czy też wprost przeciwnie, czy nie udowadnia, że popełnili
przestępstwo? W końcu niektórzy z
podsądnych, upadłszy na duchu i nie widząc możliwości dalszego zapierania się,
przy tylu wyraźnych dowodach, przyznali się, lecz potem ponownie zaprzeczyli,
były to Fejga Wulfson, Natan Prudkow, Zelik Brusowański, Fradka Derwitz, Icek
Nachimowski. Tymczasem cała społeczność żydowska pozostała na wolności starała się wszelkimi możliwymi sposobami
spowalniać i plątać sprawę, składali podania w imieniu podsądnych, wymagali
uporczywie widzenia z nimi, skarżyli się w ich imieniu na stronniczość,
ogłaszali ich albo za chorych albo za obłąkanych, wymagali odsunięcia śledczych
i wyznaczenia nowych itd. Cała nadzieja Żydów, którzy kilka razy wygadywali się
o tym nawet w komisji, polegała na tym, że sprawa nie może być tutaj
ostatecznie osądzona, i że tam, gdzie zostanie przekazana, oni będą odpowiadać
i wytłumaczą się, a winnymi zostaną same gojskie
kobiety – główni świadkowie dowodowi. W charakterze przykładu,
przeanalizujmy niektóre odpowiedzi Żydów.
Szmerka Berlin dał cwaną, przemyślaną odpowiedź, dowodząc, że
wszystko to nie mogło się zdarzyć, jest niemożliwe, że w takie bajki i brednie
dawno już zabroniono wierzyć. Znaleziono u niego całe sterty pism, odnoszących
się do podobnych przypadków, kopie ukazów, korespondencję, w której żąda on
poinformowania, jak skończyła się podobna sprawa w Mohylewie, itd. Wszystko to
wskazuje na to, że on, będąc zatrzymanym nagle, jednak przygotowywał się do
tego i obmyślał, jak się bronić. Uważał, że chłopczyka przejechano i pokłuto ze
złości na Żydów. Lecz dlaczego bielizna i ubranie nie są pokłute, i jeśli
wszystko to jest kłamstwem, to dlaczego pokłuty trup ma wskazywać właśnie na
Żydów, jako na winnych? Zapewniając, że nie zna Tierientiewej, krzyknął do
niej, gdy tylko weszła: „to pierwsza zaraza: ona, na pewno, zacznie mówić to
samo!”
Jego
brat, Noson Berlin, plątał się,
mylił, uparcie nie odpowiadał po godzinie i więcej na
pytania, bez żadnej przyczyny nie chciał podpisywać swoich zeznań; na
konfrontacjach drżał ze złości i na wszelkie sposoby znieważał świadków
oskarżenia. Był tak ordynarny i bezczelny, że komisja nie
mogła dać sobie z nim rady. Niejednokrotnie udowodniono mu jawne kłamstwo. Po
długim przekonywaniu, że powinien podpisać swoje zeznania, w końcu napisał, że ich nie potwierdza, chociaż zeznania
te nic nie zawierały, jak tylko jego odpowiedź, że on o niczym nie wie i nie zna.
Hirsz Berlin załamywał rozpaczliwie ręce, nie wiedział, co
odpowiadać na dowody winy, krzyknął na Tierientiewą: „kłamiesz, nigdy ciebie
nie znałem” i zapomniawszy się, od razu dodał: „byłaś żebraczką, chodziłaś po
prośbie”.
Meir Berlin wściekle rzucił się na Tierientiewą w obecności
komisji; gdy go zatrzymano, a Tierientiewa zaczęła mu udowadniać winę
przytaczając wszystkie szczegóły zdarzenia, to on rozpaczliwie załamywał ręce,
milczał, dziko rozglądał się, ciężko wzdychał i twierdził, że tej kobiety nie
zna.
Rywka Berlin (Sundulichowa) tak się bezczelnie i gołosłownie
zapierała, że sama sobie bez przerwy zaprzeczała i powinna była przyznać się do
kłamstwa. Twierdziła ona, że Żydówka Leja nigdy u niej nie służyła, że
Tierientiewej nie zna; natomiast Leja sama jej udowadniała, że służyła u niej
kilka lat, a o Tierientiewej Rywka, zapomniawszy się, powiedziała później, że
znała ją jako nikczemną pijaczkę dawno, jeszcze gdy mieszkała u kapitana
Polskiego.
Sławka Berlin, zjawiwszy się przed komisją, zaczęła sama ze
zdziwieniem opowiadać, że spotkała teraz w przedpokoju jakąś kobietę
(Tierientiewą), która ukłoniła się jej i powiedziała do niej po imieniu,
chociaż ona, Sławka, wcale jej nie zna. Kręciła, mówiła, znowu wypierała się;
była tak zmieszana, że powiedziawszy słowo, zaraz potem zapewniała w oczy całą
komisję, że nigdy tego nie mówiła, wypierając się nieustannie w ten sposób
swoich własnych słów, niepotrzebnie i bez żadnego celu, odwoławszy wszystko i
zeznawszy tylko, że o niczym nie wie i nie zna, w następnym dniu wymagała
anulowania przesłuchania, zapewniając, że wczoraj nagadała na siebie ze
strachu. Z trudem można było zakończyć przesłuchanie w ciągu kilku godzin,
dlatego że Sławka za każdym razem twierdziła, że ją oszukują i piszą co innego.
Tierientiewa powiedziała jej, płącząc: „jak wtedy mówiłaś, że wszystkiego się
wyprzesz, tak teraz i robisz!”. Gdy dziecko przepadło i nikt jeszcze nie
wiedział, co się z nim stało, to Tierientiewa i Jeremiejewa już powiedziały, że
trzymane jest ono u Sławki lub u jej matki, Mirki. Na jej podwórzu postawiono
nocnego stróża, na kilka nocy, a przecież ani przed, ani po zdarzeniu nie miała
ona nocnej straży. Twierdziła, że kobiety – świadkowie dowodowi są w każdym
wypadku same winne, nie powiedziawszy o tym zdarzeniu, jeśli ono było, w tym
czasie, gdy zaistniało.
Basia Aronson między innymi powiedziała, plącząc się w
zeznaniach: „nie jestem taka pobożna, żebym była przy takiej sprawie”. Tak
więc, uważała ona męki chrześcijańskiego chłopczyka za sprawę miłą Bogu.
Jewzik Cetlin, rajca, zawiadamiał swoich o tym, kiedy będzie
rewizja w domu, a potem o stanie sprawy. Gdy został odsunięty, domagał się
ponownego dopuszczenia, jako delegat; starał się skierować podejrzenie na
księdza. Na konfrontacjach tracił nad sobą kontrolę: to rzucał się ze złością i
z pogróżkami, to znowu upraszał świadków dowodowych i podlizywał się im. Gubił
i zapominał się, krzyczał i nieustannie sam sobie zaprzeczał. Nie podpisał
swoich zeznań, nie podawszy przyczyny tego; udał wariata, wściekał się, a
później prosił o przebaczenie mu tego. Między innymi powiedział: „Co wy mnie
pytacie? W Rosji tolerowana jest każda wiara”. Gdy wyparł się wszystkiego,
Tierientiewa, chwytając go za słowo, położyła rękę na sercu i powiedziała,
patrząc mu w oczy: „i ty prawdę mówisz?” – to Cetlin odpowiedział nieśmiało:
„nie twierdzę, że mówię prawdę, a mówię tylko, że niczego nie wiem i niczego
nie widziałem”. Jest to odpowiedź całkowicie godna zwolennika talmudycznych
wykrętów. Zamiast tego, aby tłumaczyć się z zabójstwa, starał się tylko
przekonać, że Żydom krew nie jest potrzebna, i że zabroniono wierzyć w to.
Hanna Cetlin, żona Jewzika, twierdziła, że cały tydzień nie
wychodziła z gospodarstwa, ponieważ chorowała ona i syn, a świadkowie zeznawali
pod przysięgą, że widzieli ją na ulicy. Postronna kobieta widziała nawet, jak
koło swojego domu prowadziła ona zabite później
dziecko za rękę, a Tierientiewa zeznała, że ona tam przekazała jej
chłopczyka. Powiatowy lekarz, na którego się powołała w związku z ciężką chorobą
syna, zeznał, że niczego o tym nie wie. Twierdziła, że wcale nie słyszała o
zniknięciu chłopczyka; że nawet Tierientiewej wcale nie zna, a przecież już
przy okazji pierwszego śledztwa powiedziała, że biedaczkę tę niejednokrotnie
wyganiała ze swego domu. Na konfrontacjach bladła, drżała, to prawie traciła
przytomność i padała, to nagle traciła nad sobą kontrolę i wściekle krzyczała,
przeklinała, nie dawała odpowiedzi, tylko krzyczała: wszystko to kłamstwo, kobiety
zostały nauczone, one kłamią, niech więc
same odpowiadają. W obecności komisji straszyła świadków dowodowych knutem i
namawiała je, by wyrzekły się słów swoich; w końcu zaczęła krzyczeć i pleść
wyszedłszy z siebie, bez żadnego związku, tak, że niczego nie można było
zapisywać. Maksymowa powiedziała jej w oczy, że po tym zdarzeniu miała pełną
wolność w domu i że Cetlinowa bała się jej. To samo potwierdziła córka
Maksymowej, Żełnowa, Żydówka Rywka, a sama Hanna, nazywając Maksymową porywczą
pijanicą, przyznała się, że robotnica ta często straszyła ją, chociaż nie
rozumie dlaczego.
Ryza
Jankielowa, robotnica Cetlinów,
w czasie każdego przesłuchania mówiła co innego, plątała się, usprawiedliwiając
się słabą pamięcią; po przesłuchaniu sama prosiła się do komisji i nie zeznając
niczego nowego, wypierała się poprzedniego, powtarzając przy tym znowu to samo.
Roman Nachimowski,
przy przesłuchiwaniu stanął w kącie, chwycił
się rękami za brzuch i trząsł się, jak w gorączce, ciężko dysząc, ledwie
odpowiadając. Lecz gdy weszła Tierientiewa, to zaczął krzyczeć na nią i
wymyślać. Kozłowskiej powiedział, że „w tym czasie ona jeszcze była młoda i jej
by do takiej sprawy nie dopuścili”; w przypadku mocnych i szczegółowych dowodów
świadków dowodowych, chwycił się obiema rękami za głowę, odwrócił się od
obecnych, oparł się głową o piec, i uparcie milczał, powiedziawszy tylko, że
nie jest zdrowy i nie może mówić.
Icek
Nachimowski, jego brat, po wezwaniu na komisję powiedział generałowi
Szkurinowi, że chce powiedzieć całą prawdę, rozpoczął: „Bóg męczy mnie już
drugi rok w niewoli, a Bóg zna prawdę; widocznie w tym celu męczy, aby
Miłościwy Pan poznał prawdę”, lecz potem rozmyślił się i twierdził, że z
głupoty sam nie wiedział, co mówił i usilnie prosił zlikwidować pierwsze
zeznanie. Następnie zbiegł, lecz po złapaniu, stanął na kolana przed lustrem i
powiedział „samemu Miłościwemu Panu wyjawię całą prawdę o zabójstwie chłopczyka”
i podpisał to. Lecz później znowu wyparł się i udawał obłąkanego.
Josel Mirlas, subiekt Berlina, powoływał się na rozporządzenie
polskiego króla Zygmunta i na Najwyższy Ukaz z 1817 roku, które nie pozwalały
wierzyć w takie oszczerstwa, stracił nad sobą kontrolę, drżał, krzyczał: „ach
mój Boże, co to będzie!” – oparł się o ścianę, trzymając brzuch rękami i mówił:
„sam nie wiem, co się ze mną dzieje; tutaj całkiem robię się chory; gdy ona
(Tierientiewa) to mówi, więc znaczy to, że ona to robiła!”. Potem uporczywie
milczał i nie odpowiadał.
Josel Glickman sądził, że chłopczyka pokłuto, by zrobić przykrość
Żydom. Podczas konfrontacji rzucił się w rozpaczy na kolana, krzyczał:
„litości, litości!” – zakrywał twarz rękami, drżał, odwracał się i oświadczył,
że nie chce patrzeć na kobiety będące świadkami dowodowymi.
Orlik Derwitz, żydowski cyrulik, zapewniał, że chłopczyka zabito
śrutem, lecz wypierał się nawet tego, pomimo pięciu świadków. Odpowiadał
nieśmiało, wolno, myślał, po każdym, najprostszym pytaniu wstrząsając się i
popatrując na drzwi, skąd oczekiwał świadków dowodowych. Plątał się, zapewniał,
że mu zaschło w ustach i nie może mówić; zeznawszy, że zna Tierientiewą, gdy
mieszkała u kupca Babki, i że wałęsała się po domach, wyparłszy się znowu
swoich słów zapewniał, że jej w ogóle nie zna. Krzyczał, że z kobietami w ogóle
nie chce mówić i nie podpisał swoich zeznań, dlatego, że nie pamięta, co mówił.
Znaleziono u niego przygotowane przez niego zaświadczenia, że jest biegłym
felczerem. Na pytanie, w jakim celu on je przygotował, Orlik odpowiedział: „gdy
ześlą mnie na Sybir, to ja pokażę je tam, być może, przynajmniej nie zmuszą
mnie do kopania ziemi”.
Jego
żona, Fradka, oświadczyła po
zjawieniu się przed komisją, że wcale nie będzie odpowiadać i długo milczała.
Potem zaczęła krzyczeć, wymyślać, chodzić tam
i z powrotem, tupać, krzyczała w przystępie
szału: „Czego ode mnie chcecie? Czemu nie wzywacie innych? Nie tylko sam mój
mąż był, kiedy nakłuwali chłopczyka. Wszyscy mówią, że winna jest Hanna Cetlin –
więc ją pytajcie, a nie mnie”. Później powiedziała, że nie była sama przy
zabójstwie, lecz jakoby Roman Nachimowski przyznał się, że chłopczyk był uśmiercony
przy nim w szkole przez Berlinów; że byli przy tym jeszcze: Mirka, Sławka,
Szmerka, Hirsz, Szyfra, Jankiel, Basia, Jewzik, Hanna i inni. Że po tym
zdarzeniu Żydzi ci stworzyli swoją oddzielną szkołę, dlatego że inni bali się
wpaść – i śledztwo wykazało, że rzeczywiście w tym czasie stworzono oddzielną,
niewielką szkołę. To samo powtarzała stróżom i wartownikom, biła się polanem,
dogadując: „tak by wszystkich, kto kłuł chłopczyka”. Potem dodała: „ja bym
wszystko opowiedziała, kto i jak kłuł, lecz boję się, zniszczą mnie, i boję się
swoich Żydów”. To samo potwierdziła w komisji, lecz więcej mówić nie chciała i
dodała: „jeśli Żydzi dowiedzą się o tym, to przepadłam”. Kierując się jej
wskazówkami odnaleziono specjalny nóż, w srebrnej oprawie i safianowej pochwie,
którym, według jej słów, dokonano obrzezania chłopczyka; kobiety – świadkowie
dowodowi także uważały, że musi to być ten sam nóż. Dwa razy próbowała uciekać,
lecz złapano ją. Wybiła szybę i jej kawałkiem chciała sobie podciąć żyły. Potem
znowu wszystkiego tego wyparła się; a gdy w komisji zaczęto mówić o nożu,
którym dokonano morderstwa, to Fradka powiedziała:
„tutaj potrzebne są nie noże, a gwoździe”. Krzyczała, że jedynie Miłościwemu
Panu powie całą prawdę; podoficerowi z warty powiedziała, w rozmowie, że krew
była potrzebna Berlinowej, dlatego że jej dzieci nie trzymają się. W końcu, straciwszy nad sobą kontrolę,
powiedziała w komisji: „być może wcześniej nasi to robili, ale nie teraz; a że
Tierientiewa kłuła chłopczyka, to przecież prawda. Bierzcie mnie, oćwiczcie
mnie batem, ja chcę tego, ja wszystko biorę na siebie, a już prawdy ja wam nie
powiem”.
Zelik Brusowański,
w obliczu mocnych dowodów, powiedział:
„jeśli ktoś z mojej rodziny, lub choćby inny Żyd, przyzna się – wtedy i ja
powiem, że prawda”.
Icek Bieliajew drżał, czy to ze strachu, czy ze złości, wymyślał i
krzyczał, tak, że komisja nie mogła dać sobie z nim rady. Gdy Tierientiewa w
czasie przeprowadzania dowodu, powiedziała, że ją i teraz jeszcze bolą nogi,
poparzone na patelni, to Icek zapytał, uśmiechnąwszy się: „jak to, w ciągu
trzech lat nie mogły się zagoić twoje oparzone nogi”?
Jankiel Czernomordin
(Pietuszek), niczego nie słyszał, krzyczał:
to jest nieszczęście, to jest napad; potem padłszy plackiem i nakrywszy twarz
rękami: „Zmiłujcie się! Ja nie wiem, co ona (Maksymowa) mówi”, i nie chciał na
nią patrzeć.
Jego
żona, Estera, zeznała, że wcale
nie zna Tierientiewej, a później sama się zaplątała i przyznała coś
przeciwnego. W szale rzucała się na kobiety świadków dowodowych i wymyślała im
przekleństwami.
Chajna
Czernomordin zapewniała, że żadnej z tych trzech kobiet nie widziała i wcale
nie słyszała o zabójstwie chłopczyka. Bladła, drżała, nie mogła ustać w
miejscu, przestępowała z nogi na nogę, odwracała się, uparcie milczała lub ze
złością krzyczała i wcale nie chciała patrzeć na pokazywany jej zakrwawiony
skrawek płótna, o którym wspomniano powyżej.
Chaim Czerny (Chripun) krzyczał, wymyślał, drżał, nie odpowiadał
na pytania i plątał się. „Niech kobiety mówią, co chcą”; powiedział: „żaden Żyd
tego wam nie powie, bez względu na to, ile będziecie pytać”. Złośliwie wypierał
się, że, podczas nawracania Tierientiewej, spółkował z nią na jednym łóżku, a w
przejętej korespondencji prosi Żydów by nie wymyślali mu za to, gdyż ze wstydu
i hańby zwariuje, a przecież gotowy jest poświęcić za nich życie. Wściekle
krzyczał przed komisją, żądając każdorazowo ponownie, by mu naprzód przeczytać
wcześniejsze jego zeznania; powiedziawszy kategorycznie, że nawet nie słyszał o
tym zdarzeniu, wygadał się później, że wiedział o nim właśnie wtedy, kiedy
miało ono miejsce. Zapamiętał się do tego stopnia i stracił nad sobą kontrolę,
że wymyślał w oczy wszystkim członkom, przy pełnej ich obecności, i krzyczał do
przewodniczącego, generała Szkurina, wskazując go palcem: „ja tobie,
rozbójniku, oczy wykłuję, ty zbrodniarzu” – i tym podobne. Chaim był już
sądzony w roku 1806, z innymi Żydami, z podejrzenia o torturowanie i
zamordowanie chłopczyka dziedzica Mordwinowa; lecz z powodu braku dowodów sprawę pozostawiono woli Bożej.
Abram Kisin plątał się i sam sobie zaprzeczał, udowodniono mu
wiele fałszywych zeznań: powiedział, że o tych czasach niczego nie wie i nie
słyszał o zdarzeniu; potem mu udowodniono, że był w tej samej sprawie
przesłuchiwany podczas pierwszego śledztwa, trzy lata temu. Raz zeznał, że jest
niepiśmienny, a innym razem, że umie czytać i pisać po żydowsku i po rosyjsku;
powiedział, że wcale nie jest krewnym Berlinów, a przecież był ich bliskim
krewnym; powiedział, że Tierientiewej nie zna wcale, że jeśli ona się
przyznała, więc, można sądzić, że jest zabójczynią, lecz udowodniono mu, że zna
ją dawno. W końcu zapłakał, patrzył dziko, jak obłąkany, upadł twarzą na
podłogę i krzyczał: „zlitujcie się, ratujcie!”. Krzyczał, że jest mu niedobrze,
że on nie może mówić; zaczęło nim rzucać i wykręcać, i udawał wariata, krzyczał
i szalał.
Natan Prudkow – chciał udowodnić, że w czasie zdarzenia był na
Siertejskiej przystani, lecz udowodniono, że był wtedy w Wieliżu, a ponadto
przejęto jeszcze jego korespondencję, w której prosił, by uzyskać za pieniądze
zaświadczenie, że był na Siertejskiej i sporządzić fałszywą umowę z chłopami;
zapewniał, że spośród kobiet świadków dowodowych żadnej nie zna, a w listach do
swojej żony wymienia je wszystkie z imienia, a na komisji nazwał Tierientiewą
rozpustnicą. Udawał chorego i podwiązawszy brodę, wymagał na konfrontacji, żeby
kobiety świadkowie dowodowi powiedziały, jakiego koloru ma brodę; powiedział
generałowi Szkurinowi: „Jeśli by sam Miłościwy Pan obiecał Żydom łaskę, to oni
by, oczywiście, przyznali się”; że właśnie Żydzi zamęczyli chłopczyka, a inni
narzekają teraz na Berlinów i Cetlinów za tą niebezpieczną sprawę, że teraz oni
wszędzie zbierają pieniądze na tą sprawę, mając nadzieję, że tutaj się ona nie
zakończy; ale, że on, Prudkow, na komisji do niczego się nie przyzna. Tymczasem
u generała Szkurina schowali się trzej urzędnicy, którzy wszystko to słyszeli i
potwierdzili pod przysięgą. Trzy razy starał się uniknąć aresztowania; chciał
się ochrzcić, potem się rozmyślił; zgłosił się, że przyzna się do wszystkiego
osobiście generał-gubernatorowi, wysłano go do Witebska, lecz oszukał. Szumiał,
krzyczał, uderzył w szczękę podoficera wartowniczego i został za to ukarany,
lecz nie uspokoił się; gdy mu na komisji pokazano jego przejętą korespondencję,
to rozzłościł się do wściekłości, krzyczał i wymyślał, nie dając odpowiedzi. „W
prawie nic nie jest powiedziane, co będzie za to, jeśli ktoś zakłuje
chłopczyka; my niczego nie boimy się, tylko aby sprawa wyszła z komisji. Jesteście
zbójcami; nam nic nie będzie, ą was będą sądzić, zobaczycie!”
Icek Wulfson, który jeździł razem z Joselem Mirlasem obejrzeć
wyrzuconego w lesie trupa dziecka, zagubił się do tego stopnia, że zeznawszy
jakoby nie umie czytać, sam podpisał po rosyjsku swoje przesłuchanie.
Zapewniając, że Tierientiewej nie zna wcale, dodał: „i nikt nie nawracał jej na
żydowską wiarę – w każdym wypadku gdy odjeżdżałem do Dyneburga nie była ona
Żydówką”. A więc on ją i wtedy znał?
Jego
żona, Fejga, zeznała, że nie
była w tym czasie wcale w Wieliżu, natomiast mąż jej zeznał, że ona tam była.
Na konfrontacjach prawie umierała, nie mogła stać, kładła się na krzesło,
żaliła się, że jest jej niedobrze, uporczywie milczała i nie podpisała swoich
zeznań, bez żadnej przyczyny. Później była gotowa przyznać się do wszystkiego,
lecz spytała się: „czy jest takie prawo, że gdy ktoś przyzna się do
wszystkiego, to uzyska przebaczenie?” Powiedziano jej, że prawo w takim wypadku
zmniejsza karę; wtedy ona powtarzała w rozpaczy: „wpadłam z innymi ze swojej
głupoty”, a później uporczywie milczała. Chciała się ochrzcić, lecz potem
rozmyśliła się. Powiedziała ona także „ja nie mogę oskarżać swojej matki, poza
tym, wtedy musieliby przepaść wszyscy Żydzi”.
Leja Rudnikowa, była robotnicą Rywki Berlin, najpierw wypierała
się, że nigdy u Rywki nie służyła, potem po udowodnieniu jej kłamstwa,
przyznała się i mimowolnie wydała tym samym Rywkę. Zapewniała, że Tierientiewej
wcale nie zna, a tymczasem powiedziała, że była ona żebraczką i chodziła po
prośbie. W czasie przesłuchań rysowała palcem na plecach trzymanego na rękach
dziecka jakieś znaki i, po zapytaniu jej, co robi, odpowiadała: „To Rywka, po
żydowsku”. Gdy pokazano jej skrwawiony skrawek płótna, to bardzo się
przestraszyła, zapłakała i wymyślała Tierientiewej najbardziej nieprzystojnymi
przekleństwami.
Zusia Rudników, mąż Lei, także zapewniał, że nawet nie słyszał o
zdarzeniu, o którym rozprawiano w Wieliżu trzy lata na wszystkich
skrzyżowaniach. Patrzył w ziemię, mówił gwałtownie, wypierając się wszystkiego.
Zadrżał, zobaczywszy zakrwawiony skrawek, odwrócił się, nie chciał patrzeć na
niego i za nic nie chciał podejść do stołu. Nie podpisał konfrontacji, ponieważ
zakręciło mu się w głowie, on sam nie rozumie, co mu czytają, i nie wie, czy to
jest to, o czym mówił.
Bluma Natanowa, gdy Tierientiewa powiedziała jej: „na darmo ty się
mnie wypierasz, znałaś mnie dawno, jeszcze kiedy zabito Horkę”, Bluma
krzyknęła: „co ci teraz do Horki. Wtedy był sąd”. Okazało się, że Blumę razem z
innymi podejrzewano w roku 1821 o zabójstwo Krystyny Ślepowrońskiej, także
zamęczonej w żydowskiej szkole.
Rochla Fejtelson, wszedłszy na komisję, zanim jeszcze dała zapytać
siebie o cokolwiek, zaczęła krzyczeć: „ja nie wiem za co mnie wzięli; nie
pytajcie mnie o nic, ja niczego nie wiem, nigdzie nie byłam, niczego nie
widziałam”. Ona także plątała się, gubiła się i drżała.
Oto
główne odpowiedzi i usprawiedliwienia Żydów, jeśli tylko to można nazwać
odpowiedziami i usprawiedliwieniami, wypisane w skrócie, lecz dokładnie i bez
opuszczania choćby jednego słowa, które mogłoby posłużyć dla usprawiedliwienia
podsądnych. Takiego słowa nie wypowiedział żaden. To co ujawniało się podczas
przesłuchań, to wyłącznie tylko negowanie, często wyraźne kłamstwo, strach i
złość. Tymczasem sprawa ciągnęła się i komisja pomimo swoich starań, nie mogła
pójść dalej. Żydzi, którym wyraźnie i bezdyskusyjnie udowodniono winę,
milczeli, upierali się, byli ordynarni. Generał-gubernator, książę Chowański,
doniósł o tym Miłościwemu Panu i zarządzono by przekonywać Żydów, a rozrabiaków
karać. Z powodu rozpoczętych w roku 1827, z wykorzystaniem tych samych kobiet świadków
dowodowych, kilku podobnych spraw, zarządzono, by ta sama komisja zbadała je
wszystkie. W roku 1828 oddelegowano do komisji urzędnika z Rządzącego Senatu; a
potem zarządzono jeszcze, by przesłuchać podsądnych, czy nie wykazano w
stosunku do nich stronniczości. Niektórzy zeznali, że nie wykazano, lecz inni
żalili się na stronniczość, lecz niestety, nie byli w stanie wyjaśnić, na czym
ona polegała. Mówili tylko ogólnymi słowami, że ich nie tak przesłuchiwano, nie
tymi słowami pisano odpowiedzi, przesłuchiwano jak przestępców, pomimo, że trzy
kobiety przyznały się, a więc, to one były prawdziwymi przestępczyniami; że nie
odsuwano na ich żądanie śledczych i członków komisji, i tym podobnie.
W
roku 1829 komisja przedstawiła w końcu pełny przegląd tych strasznych wydarzeń,
oskarżając Żydów we wszystkim i uważając ich winę za udowodnioną. Oprócz tych,
którzy umarli i zbiegli, pozostało ich jeszcze aresztowanych czterdzieści dwoje
ludzi obu płci. Generał-gubernator, będąc tego samego zdania jak jego
poprzednik, przedstawił wyczerpujący wiernopoddańczy raport, w którym także
konkretnie oskarżył Żydów i uznał ich winę za udowodnioną.
W
rzeczy samej, uwzględniwszy wszystkie okoliczności, nie można się nie zgodzić z
wnioskiem komisji i generał-gubernatora. Przepowiedni Tierientiewej i
Jeremiejewej, zgodnie z którymi wydarzenie dokonało się, w ogóle nie można
wyjaśnić, jeśli im się nie uwierzy, że jedna sama sprzedała chłopczyka, a druga
podsłuchała rozmowę. Zgodne zeznania Tierientiewej, Maksymowej i Kozłowskiej o
wszystkich szczegółach zabójstwa i zgodne z tym podobne okoliczności,
potwierdzone przez postronnych zaprzysiężonych świadków, całkowita niemożność
złożenia takich, zgodnych we wszystkim, zeznań bez zmieniania ich w ciągu kilku
lat, gdyby nie była to sama prawda – szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę, że
dwie z tych kobiet żyły w ciągłej wrogości, nie mogły ze sobą spokojnie
rozmawiać, nawet w obecności komisji, a trzecia była już zamężna za szlachcicem
i nie mogła mieć żadnego powodu, aby rzucać na siebie i na innych takie
straszne oszczerstwo. Następnie, zeznania postronnych świadków, z których
niektórzy widzieli, jak Żydzi przegalopowali o świcie bryczką w tym kierunku,
gdzie znaleziono trupa – jedna widziała chłopczyka w rękach Cetlinowej, dwoje
innych widziało go w jej domu, w sypialni i w skrzyni. Stan, w którym
znaleziono trupa – zadrapania skóry, ranki, obrzmiałe, zaczerwienione nogi,
spłaszczony nos i usta, siniak od węzła na potylicy, paznokcie obcięte do
ciała, żydowskie obrzezanie i inne – całkowicie zgodne z zeznaniami trzech
kobiet o tym, w jaki sposób zamęczono dziecko. Zachowanie się podsądnych na
przesłuchaniach, wykryty spór pomiędzy nimi, gwałtowne i bezmyślne wypieranie
się ich wszystkiego, co odnosiło się do tej sprawy; udowodnienie każdemu z nich
wielu fałszywych zeznań; udawanie przez niektórych z nich chorych i obłąkanych;
ucieczki innych i próby dokonania tego przez dalszych; próba przekupienia
księdza, opiekuna duchowego kobiet świadków dowodowych; straż nocna i zebrania
u Berlinów, Nachimowskich, Cetlinów – czego oni z początku także wypierali się;
i w końcu własne przyznanie się Natana Prudkowa, Zelika Brusowańskiego, Fradki
Derwitz, Fejgi Wulfson i Icka Nachimowskiego do przestępstwa i jawne wahanie
się innych, a również przechwycona ich korespondencja demaskująca winnych – to
są oskarżenia i dowody winy, na których opierała się komisja i generał-gubernator,
uznając, że Żydom udowodniono winę w takim stopniu, że uważali już własne ich
przyznanie się za niepotrzebne, tym bardziej, że na korzyść Żydów nie
przemawiała również ani jedna okoliczność, a żadnych usprawiedliwień ani
dowodów na niewinność swoją ani jeden z nich nie mógł przedstawić – oprócz
jawnego kłamstwa i bezczelnego wypierania się. Przedstawili oni w ogólnym i
szczegółowym raporcie imienny wykaz Żydów, w którym stopień winy każdego był
szczegółowo określony.
W
Rządzącym Senacie powstała różnica zdań; niektórzy panowie senatorowie zgadzali
się z wnioskami komisji i skazywali Żydów na karę; drudzy wahali się; trzeci
uniewinniali ich; jeszcze następni chcieli tylko podjąć środki zapobiegawcze na
przyszłość i dawali różne w tym temacie propozycje. Wobec tego sprawę
przekazano Radzie Państwa, gdzie 18 stycznia 1835 roku wypracowano opinię
zatwierdzoną przez cesarza:
że
zeznania denuncjatorek, zawierające wiele sprzeczności i niezgodności, bez
żadnych konkretnych lub bezsprzecznych dowodów winy, nie mogą być uznane za
dowód sądowy, oskarżający Żydów i dlatego:
1. Żydów, sądzonych w sprawie uśmiercenia
żołnierskiego syna Jemielianowa i w innych podobnych sprawach, objętych
wieliskim postępowaniem sądowym, a także w sprawach o bezczeszczenie świętości
chrześcijańskich, ponieważ nie udowodniono im konkretnie winy, zwolnić z sądu i
śledztwa.
2. Chrześcijanki, będące świadkami dowodowymi:
chłopkę Tierientiewą, żołnierkę Maksymową i szlachciankę Kozłowską, które nie
udowodniły tych strasznych przestępstw i odstępstwa od wiary, o jakie same one siebie
oskarżały, lecz winne z powodu oszczerstw, których później niczym nie mogły
potwierdzić, zesłać na Sybir, na osiedlenie, pozbawiwszy Kozłowską szlachectwa.
Ponadto
Jeremiejewą, Żełnową i innych, zwolnić, nakładając na tą pierwszą cerkiewną
pokutę.
Wnioski
Po
rozpatrzeniu tych wszystkich strasznych przypadków i wzburzających duszę
zdarzeń, częściowo udowodnionych historycznie i sądownie, oskarżenie Żydów o
męczeńskie uśmiercanie na Paschę chrześcijańskich dzieci nie można uważać za
przywidzenie i przesąd, a należy dojść do wniosku, że oskarżenie to ma podstawy,
a także ma je ogólny pogląd o wykorzystywaniu przez nich krwi tych męczenników
do jakichś tajemniczych czarów. Jest okoliczność, o której mówiono już na
początku tego raportu, niezaprzeczalna i oczywista, na którą przy badaniu tego
przedmiotu nikt dotychczas nie zwrócił uwagi, tymczasem powinna ona służyć
jaskrawym dowodem dla wszystkich wątpiących. Nikt, oczywiście, nie będzie
zaprzeczał, że w krajach, gdzie toleruje się Żydów, od czasu do czasu
znajdowano trupy dzieci, zawsze w taki sam sposób okaleczonych, lub co najmniej
z podobnymi oznakami zadanego gwałtu i śmierci. Nie mniej prawdziwe jest także
to, że oznaki te wskazywały na umyślną, przemyślaną zbrodnię, męczeńską śmierć
dziecka, i przy tym dziecka chrześcijańskiego: to (i co innego) udowodniło
mnóstwo świadectw śledczych, sądowych i lekarskich. Lecz w jaki sposób wyjaśnić
taką niepojętą zagadkę, chociażby za pomocą jakiegoś domysłu, nie tylko poprzez
udowodnienie, jak wyjaśnić, co mogłoby skłonić kogokolwiek do takiego
bezmyślnego, bestialskiego postępku, jak nie jakiś tajemniczy, kabalistyczny
lub religijno-fanatyczny cel? Ni własny interes, ni gniew, ni inne namiętności
i pobudki nie mogą tego w żaden sposób wyjaśnić. Nie mamy tutaj do czynienia
tylko z samym zabójstwem, lecz z zamierzonym, męczeńskim torturowaniem
niewinnego dziecka, a więc jest to albo rozkoszowanie się tymi mękami, albo
zabójstwo to ma inny cel. Chrześcijanie katolicy świętowali pamiątkę ukrzyżowania Jezusa Chrystusa wykorzystując
przedstawienia, które miały na celu zbezczeszczenie Judasza; w Rosji była sekta
staroobrzędowców, nazywanych dzieciobójcami – zabijali oni nieślubne dzieci,
suszyli i zamieniali na proszek wyjęte z nich serca, wykorzystując go do czarów
w celu przyciągnięcia do siebie naśladowców; zakaukascy muzułmanie, sunnici
świętują w podobny sposób pamięć swojego proroka, urągając uroczyście jego przeciwnikowi Alemu, w tym celu najmują
za pieniądze człowieka. Żydzi robią to samo, jeśli tylko mogą, w święto Hamana
i Pejsach; jest to znane nie tylko z historii, od czasów cesarza Teodozjusza,
lecz wie o tym każdy, kto żył między Żydami. Na przykład, mieszkańcy Charkowa
pamiętają jeszcze woziwodę, który na trzy dni znikał co roku w czasie Wielkiego
Tygodnia, pozostawiając nagle tych, komu służył, bez wody. W tym czasie
zatrudniał się on stale u Żydów, aby przedstawiać Zbawiciela, i pozwalał, za
dobrą opłatą, związać sobie ręce, bić po twarzy, ale nie boleśnie, jak
zapewniał, opluwać siebie, krzyczeć, wymyślać i przeklinać siebie ile wlezie.
Trzymali jego w tym czasie w szkole i dobrze karmili. Czyż można więc mieć
wątpliwości, że doprowadzeni do szału, fanatyczni Żydzi nie byliby gotowi
zrobić jeszcze jednego kroku dalej i dograć tę komedię do końca, jeśli by to
nie było niebezpieczne? A jeśli jeszcze do tego dołączy się jakieś
kabalistyczne, czarodziejskie wykorzystanie krwi chrześcijańskiej, to czyż
połączenie jednego celu z drugim i oparty na tym fanatyzm mogą wydawać się na
tyle nieprawdopodobne, żeby raczej oskarżać i karać chrześcijan będących
świadkami oskarżenia, a nie Żydów, którym oni udowodnili winę? Skąd więc te w
jednakowy sposób i umyślnie okaleczone trupy niewinnych dzieci? Dlaczego
znajdowane są one tylko tam, gdzie są Żydzi? Dlaczego są to zawsze dzieci
chrześcijan? I na koniec, dlaczego przypadki te zawsze zdarzały się wyłącznie w
czasie lub przed samą Paschą? Z tej plątaniny niezaprzeczalnych zdarzeń, z tego
labiryntu nie ma wyjścia, jeśli nie pójdziemy jedyną drogą, którą wskazuje nam
nieprzerwana nić faktów, towarzysząca każdemu podobnemu wypadkowi. Autor
niniejszego raportu osobiście znał w naszych zachodnich guberniach mądrego i
wykształconego lekarza, Żyda, który w szczerej rozmowie, w cztery oczy, sam na
ten temat przyznawał, że oskarżenie to, niewątpliwie jest uzasadnione, że są
Żydzi, którzy w swoim fanatyzmie gotowi są dokonać takiej oburzającej zbrodni. Twierdził
on, że nie jest to właściwie obrzęd żydowski, a wymysł wyrodków ludzkich. W
Petersburgu jeszcze teraz służy wychrzczony, mądry Żyd, który z całym
przekonaniem potwierdza istnienie tego obrzędu, nie w sensie ogólnym, jak się
on wyraża, a w postaci wyjątku, lecz odmawia jednocześnie świadczyć o tym gdziekolwiek w
sposób jawny, dlatego że, oczywiście, nie jest w stanie udowodnić prawdziwości
swoich słów, a także boi się zemsty bogatych Żydów, których intrygi sięgają
daleko i którzy uznaliby podobne oskarżenie za ogólne okrycie hańbą ludu
Izraela i za osobistą zniewagę swojej osoby.
Czy
w tym sensie można uważać, że podobnych zbrodni dokonują chrześcijanie w celu
rzucenia oszczerstwa na Żydów? Założyć, że znajdą się chrześcijanie gotowi z
nienawiści do Żydów na więcej niż bestialstwo? Chociaż w naszych czasach, gdy
już dawno minął czas wypraw krzyżowych, trudno o takie przypuszczenie; lecz
dlaczego ludzie ci wybierają tak niebezpieczny, niepewny, nawet bezmyślny
sposób zemsty, który, jak widzieliśmy, za każdym prawie razem zwraca się
przeciwko nim samym, gdy tymczasem Żydzi są uniewinniani?
Nasz
oświecony, przyjazny ludziom wiek, chwalący się swoją tolerancją, zrezygnował z
mąk, stosów i wszelkich prześladowań za wiarę, uzbroił się także
niedowierzaniem w stosunku do podobnego strasznego oskarżania Żydów i ze
wstrętem odrzuca wszelką możliwość takiego fanatyzmu. Byłoby ono zbyt wielką hańbą
dla całej ludzkości i dawanie mu wiary poniża, jak wiara w babskie bajki,
przesądy i zabobony. Żydów prześladowano – czas uznać ich za braci, za równych
nam; takie oskarżenie to pozostałość starych przesądów i szykan. Takie
rozumowanie, oddając hołd naszej miłości do ludzi, udowadnia tylko, że i
najbardziej szlachetne intencje mają swoją słaba stronę; współczując
rzeczywiście pożałowania godnemu położeniu ludu Izraela, zapalamy się do tej
idei, stajemy się stronniczy i zupełnie zapominamy się, oddajemy na ofiarę
swoich współwyznawców, bezwiednie pobłażając jakiemuś potwornemu nasieniu
diabelskiego fanatyzmu. Lecz Żydzi wiele razy byli oskarżani o tę zbrodnię
niesprawiedliwie, jak jeszcze niedawno był taki wypadek na Śląsku, gdzie
chłopca odnaleziono żywego! To prawda; i podobny przypadek zawsze był wielkim
tryumfem dla Żydów, którzy z wielkim hałasem i krzykiem rozgłaszali go wszędzie
i później jeszcze zasłaniali się nim. Lecz czego to dowodzi? Ile razy ludzie
byli niesprawiedliwie oskarżani o złodziejstwo lub zabójstwo, czyż na podstawie
tego można wnioskować, że złodziejstw i zabójstw nie ma na świecie, i że zawsze
jest winien ten, kto poskarży się, że został okradziony? Jeśli kazańskiemu
chłopu przepada koń, pierwszym słowem obwieszcza: zjedli go Tatarzy. Gdy
znajdzie go później w lesie lub bagnie, to jego oskarżenie w tym wypadku było
fałszywe; jednakże ono w niczym nie
osłabia wiadomej wszystkim prawdy, że Tatarzy kradną i jedzą konie.
Lecz
Żydzi w Anglii, Francji, Niemczech, wykształceni, mądrzy, często nawet na
najwyższych państwowych posadach i w każdym wypadku rzetelni, uczciwi
obywatele, czyżby oni nie wykryli tak oburzającego obyczaju lub tajemnicy
swojej wiary, szczególnie ci z nich, którzy przyjęli chrzest święty?
Ten
sprzeciw prowadzi do wniosku końcowego, który kończy i jest celem niniejszego
badania. Na początku niniejszego raportu powiedziano, że wielu nawróconych
Żydów rzeczywiście zrobiło to, czego słusznie można było od nich oczekiwać; są
to, na przykład, były rabin, mnich Neofita, były rabin Serafinowicz,
Paździerski, Ciarini, Pikulski, Sawicki, Grudziński i inni, o których
powiedziano wyżej. To samo twierdzili publicznie antytalmudyści w sporze z
rabinami we Lwowie, w roku 1759. Lecz ilość takich demaskatorów nie jest oczywiście duża w porównaniu z całym narodem i
są tego przyczyny; tego fanatycznego obrzędu nie tylko nie można łączyć ze
wszystkimi w ogóle Żydami, lecz nawet bez żadnych wątpliwości, bardzo niewielu
o nim wie. Istnieje on tylko w sekcie chasydów,
jak wyjaśniono wyżej – sekcie najbardziej upartej, fanatycznej,
uznającej jedynie sam Talmud i księgi rabiniczne, która, można powiedzieć,
wyrzekła się Starego Testamentu; lecz i tutaj stanowi on wielką tajemnicę, być
może nie jest on znany wszystkim i oczywiście, co najmniej nie wszyscy chasydzi
i nie zawsze go wypełniają; jednak nie ma żadnej wątpliwości, że nigdy nie
zanikł on całkowicie od czasów rozprzestrzenienia się chrześcijaństwa, i że
dotychczas pojawiają się od czasu do czasu wśród Żydów fanatycy i kabalistyczni
znachorzy, którzy, mając na uwadze ten podwójny cel, ośmielają się pójść na
męczeńskie zabicie chrześcijańskiego dziecka i wykorzystują jego krew w celach
mistyczno-religijnych i pozornie magicznych. W Polsce i naszych zachodnich guberniach, do których od czasów średniowiecza uciekało
zatwardziałe i ciemne żydostwo, dotychczas jest największa ilość przykładów
podobnego fanatyzmu, szczególnie w Guberni Witebskiej, gdzie sekta chasydów
znacznie się rozprzestrzeniła.”
Tyle
Waldemar Dahl w
przerażającym tekście o
domniemanych mordach rytualnych
i o antyżydowskim
terrorze z tego
rodzaju pomówieniami związanym.
***
W temacie
mordów
rytualnych zabierali głos także
Włosi. Oto ksiądz Curzio Nitoglia w artykule Kilka słów o mordach rytualnych (www.ultramontes.pl) wywodzi:
„W Jampolu (obecnie
Ukraina, dawne Wschodnie Kresy Polski), w rzece Oregna, która wpada do
Dniestru, w 1756 roku, znaleziono ciało.
Żydzi zostali oskarżeni o mord rytualny i odwołali
się do Rzymu; papież Benedykt XIV zwrócił się do Ojca Wawrzyńca Ganganelli,
który później został kardynałem i papieżem, z prośbą o zbadanie tej sprawy
przez Święte Oficjum. „(...) Ganganelli, wydal opinię, iż wyżej wspomniane oskarżenie
jest zupełnie zbliżone do tego, które za czasów papieża Innocentego IV
(1243-1254), zostało postawione przeciw niemieckim Żydom”. Papież Innocenty IV zaprzeczał
jedynie temu iżby Żydzi „se corde pueri communicant interfecti”, nie zaś
prawdziwości mordu rytualnego. Ganganelli przedstawił sprawozdanie do
Kongregacji Ułaskawień, 2 marca 1758. Po gruntownym przebadaniu, chociaż Kongregacja
uznała za prawdziwe zdarzenia z Trydentu i z Rinn, to jednak zawyrokowała, iż
oskarżenie wystosowane przeciwko Żydom z Jampolu, którzy rzekomo spożyli w
ramach komunii serce chrześcijanina znalezionego martwego w rzece, było
fałszywe i że w tym szczególnym wypadku zabrakło poważnych dowodów świadczących
o ich winie.
W swoim zeznaniu O. Ganganelii pisał: „Uznaję zatem
za prawdziwy przypadek błogosławionego Szymona, trzyletniego dziecka, zabitego
przez Żydów, z nienawiści do Wiary Jezusa Chrystusa, w Trydencie, w 1475 roku (...)
Uznaję również za prawdziwy inny tego typu fakt, który miał miejsce w 1462 roku
w wiosce Rinn (w Tyrolu), diecezji Bressanone, dotyczący osoby błogosławionego
Andrzeja, dziecka zabitego w barbarzyński sposób przez Żydów z nienawiści do
Wiary Jezusa Chrystusa”.
Zatem opinia Ganganelli’ego niezależnie od tego, iż
była opinią zwykłego doktora prywatnego, nie negowała prawdy o oskarżeniach
dotyczących przelewu krwi, (uznawała, i to nawet wyraźnie, śmierć męczeńską
błogosławionego Szymona z Trydentu i Andrzeja z Rinn dokonaną przez Żydów).
Ganganelli sprzeciwiał się jedynie hipotezie, podobnie zresztą jak Innocenty IV
w XIII wieku, iżby Żydzi „komunikowali” spożywając serce chrześcijanina przy
okazji obchodów paschy.
Ojciec
P. Silva, około piętnaście lat później, na łamach „La Civilta Cattolica ”
zdementował zarzuty Lorda Rothschilda przeciw historycznej zasadności oskarżeń
dotyczących przelewu krwi w dwóch artykułach zatytułowanych „Żydowskie oszustwa
a dokumenty papieskie”.
„Spośród
przesłuchanych autorytetów w sprawie o zatwierdzenie nieistnienia rytualnych
zbrodni, istnieje jeden, którego zeznaniu synagoga przypisywała większą wartość
(...), a który również z naszej strony zasługuje na szczególniejszą uwagę: jest
to autorytet Stolicy Apostolskiej”. Czasopismo Jezuitów cytuje list lorda
Rothschilda do kardynała Merry del Val (7 października 1913 roku), w którym lord
Żyd odnosi się do opinii wyrażonej przez O. Ganganelliego, konsultora Świętego
Oficjum (który później zasiądzie na Stolicy Apostolskiej jako papież Klemens
XIV), pozornie przeciwnej tezie o żydowskim mordzie rytualnym. Następnie
przytacza list papieża Innocentego IV, w którym Biskup Rzymu miałby rzekomo
uznać za nieuzasadnione oskarżenie o mordzie rytualnym. Jednakże lord Żyd idąc
w ślad za Justinusem Elisejevitchem Pranaitisem, znawcą teologii i księdzem
rzymsko-katolickim prowincji Turkestanu, utrzymuje, iż teksty te prawdopodobnie
zostały sfałszowane, w związku z czym zwraca się z prośbą do Kardynała Merry
del Val o uwierzytelnienie tekstu opublikowanego listu Innocentego IV i
wypowiedzi Ganganelli'ego. „La Civilta Cattolica ” odpowiada: „Czego żąda lord Żyd?
Chce wiedzieć (...) czy list Innocentego IV i wypowiedź konsultora Świętego
Oficjum są autentyczne czy nie. Otóż, jak słusznie zauważono, aby uzyskać
weryfikację, absolutnie nie było konieczne udawanie się do kardynała sekretarza
stanu, ani też obciążanie go misją, która do niego nie należy (...) co się
tyczy dokumentu Innocentego IV wystarczyłoby skonsultować w bibliotece
publicznej wydania krytyczne dokumentów papieża (...) i w ten sposób, nie
marnując innym czasu, lord mógłby dowiedzieć się prawdy (...). Co do listu
Innocentego IV (...) zrobiono z niego obowiązkowy refren, który synagoga
odśpiewuje za każdym razem kiedy wyrzuca się jej hańbę rytualnych zbrodni (...)
Doktor Pranaitis nigdy nie wątpił w autentyczność tekstu Innocentego IV, ale
raczej negował sens, jaki mu nadają obrońcy synagogi, a który również przyjmuje
lord: i w tym właśnie względzie Pranaitis miał świętą rację, gdyż list papieża
mówi coś zupełnie innego, niż to co oni chcą, by mówił”. Czasopismo Jezuitów,
cytuje więc list Innocentego IV, nadając mu rzeczywiste znaczenie, i w ten
sposób rozwiewa „żydowskie machinacje”. Pierwsza część listu –pisze „La Civitta Cattolica ”
– stanowi jedynie przedstawienie argumentów prezentowanych przez apelujących (Żydów);
druga część zawiera rozporządzenie, to znaczy wolę papieża i to co on nakazuje.
„Otóż w całym tym tekście, co jest rzeczą oczywistą, nie ma nic z tego, czego
Rothschild i jego współwyznawcy usiłują się doszukiwać.
Papież
(...), z jednej strony przyjmował (...) zażalenia, z drugiej jednak znał
doskonale tych ludzi, i już kilka lat wcześniej, w 1244 roku, nakłaniał
świętego króla Ludwika IX, aby im wyrwać z rąk bezbożny Talmud, a wszystkie
jego kopie rzucić w ogień (...) Tak więc ten roztropny papież nie mógłby
nierozważnie osądzać, nie zapoznawszy się uprzednio z zarzutami przeciwników,
by stwierdzić, do jakiego stopnia można było wierzyć bądź nie wierzyć w skargi
przedstawione w odwołaniu: to dlatego nie roztrząsał zagadnienia, lecz
zadowalał się wydaniem rozporządzeń, których zastosowanie nie mogło nikogo
wprowadzić w błąd, ponieważ było niczym innym jak prostymi zasadami prawnymi,
które stanowią fundamentalny obowiązek każdego człowieka. A chodziło mianowicie
o to, by biskupi nakazali wynagrodzenie szkód popełnionych przez despotów.
Papież nic nie stwierdza i niczego nie definiuje, lecz biorąc pod uwagę
hipotezę o zaistniałych krzywdach, nakazuje ich wynagrodzenie. I to wszystko.
Tak więc list ten nie jest wyrokiem sądowym, i nie zawiera w żadnym razie „szczególnego
orzeczenia, iż mord rytualny przypisywany judaizmowi jest perfidnym i
bezpodstawnym wymysłem”.
W jaki więc sposób lord bankier miał czelność publicznie to twierdzić?”
Kardynał
Merry del Val odpowiedział Rothschildowi 18 października 1913 roku, wysyłając
mu proste i rzeczowe uwierzytelnienie listu Innocentego IV i wypowiedzi Ganganelli’ego
skierowanej do konsultorów Świętego Oficjum.
Absolutnie
nie oznaczało to (jak miało to miejsce około piętnaście lat temu), że Stolica
Apostolska stwierdza brak podstaw do oskarżenia o rozlewie krwi. Wręcz przeciwnie, z przytaczanych
tekstów można wywnioskować coś dokładnie przeciwnego!
Pod koniec 1899 roku przedstawiciele angielskiego
judaizmu zwrócili się, za pośrednictwem arcybiskupa Westminsteru, do papieża
Leona XIII, w celu uzyskania od Stolicy Apostolskiej oświadczenia
potępiającego, jako fałszywe, oskarżenie o żydowskim mordzie rytualnym. Tymczasem żądanie to mijało się z prawdą
historyczną. Kilkadziesiąt lat wcześniej w 1867 roku Pius IX zezwolił na kult
błogosławionego Wawrzyńca z Marostica, który stał się ofiarą rytualnego mordu w
Wielki Piątek 1485 roku.
W 1894 roku Rocca D’Adria na Kongresie
Eucharystycznym w Turynie, w obecności szesnastu biskupów z Piemontu,
przedstawił naturę rytualnego mordu w sprawozdaniu zatytułowanym: Eucharystia a
współczesny żydowski ryt paschalny, znajdującym się w Aktach Kongresu Eucharystycznego,
który miał miejsce w Turynie w
dniach od 2 do 6 września 1894 roku.
(Turyn 1895, tom lI, ss. 79-95).
Według
Rocca D'Adria, pisze profesor Miccoli, „Opinia, w myśl której mord na dzieciach
chrześcijańskich zachodziłby z nienawiści do Chrystusa, aby w ten sposób
sprofanować święta Wielkanocne, nie odpowiada prawdziwemu motywowi. W
rzeczywistości zbrodnia ta była ściśle narzucona przez religię talmudyczną,
była aktem obrzędu religijnego, «zbrodnią narodową i prawnie ustanowioną».
Rabini wiedzą i uznają, że Mesjasz przyszedł już w osobie Chrystusa, a przez
swoją krew zbawił i zbawia chrześcijan. Zawładnięcie niewinną krwią
chrześcijańską – oto wyimaginowany przez
rabinów sposób, by ich naród miał
udział w tej drodze zbawienia. Kropla tej krwi powinna być zmieszana z
macą nakazaną na święto żydowskiej Paschy... Rabini i ojcowie rodzin, którzy z kolei przekazywali ten sekret bądź komuś zaufanemu bądź najstarszemu synowi,
byli depozytariuszami straszliwej tajemnicy. W ten sposób utwierdzany był
charakter zabobonny, formalistyczny, zewnętrzny religii talmudycznej. Ale nie
tylko; gdyż, jak wiadomo, religia oparta na takim rycie nie mogła nie być
religią zupełnie zdeprawowaną, a cały lud, bądź przynajmniej wszyscy
praktykujący Żydzi byli w to uwikłani. Samo uporczywe odrzucanie Chrystusa i
Kościoła przez Żydów wypaczało zupełnie charakter, gdyż w istocie odrzucenie to
nie wynikało z nieświadomości czy zaślepienia, lecz z dobrowolnej chęci
tkwienia w błędzie. Piętno Szatana odnalazło w religii żydowskiej idealną
analogię: a zatem była to religia satanistyczna, która zupełnie zerwała pomost
ze starotestamentowym mozaizmem”.
Ksiądz Giuseppe Oreglia konkluduje na łamach „Civilta
Cattolica”: Jedyną obroną jaka pozostaje katolikom jest postępowanie z Żydami
dokładnie tak jak postępuje się z dżumą: jeżeli nie można ich unicestwić, to
przynajmniej należy ich obejść szerokim łukiem”.
Henri Desportes, w 1899 roku, wysyłając do Leona
XIII kopię swojej książki, zatytułowanej „Tajemnica krwi u Żydów wszystkich
czasów” („Le myste're du sang chez les juits de tous tes temps”) napisał: „Czyż
to nie hańba, żeby ci, co w taki sposób mordują nasze dzieci z nienawiści do
wiary katolickiej, byli wszędzie szanowani i żeby katolicy całowali ich ręce
splamione krwią naszych braci? Chciałem więc przerwać tę hańbę”. (…)
Angielski
katolicyzm a mordy rytualne.
Niektórzy katolicy, a zwłaszcza liczni Żydzi,
sprzeciwiali się tezie o żydowskim mordzie rytualnym. Szczególnie „katolicyzm
mniejszościowy, jakim wówczas był katolicyzm angielski, uwidaczniał za pomocą
prasy całą kłopotliwość sytuacji, nie wyłączając teologów i księży, wplątując w
sprawę cały Kościół (...).
Oskarżenia
o nietolerancję i antysemityzm
formułowane pod adresem katolików
i Kościoła przez organy zarówno konserwatywnej jak i liberalnej prasy
angielskiej stanowiły dla mniejszości katolickiej dodatkowy bodziec do zajęcia
otwarcie zdecydowanego stanowiska. A było nim powstrzymanie fali antysemityzmu...
Lecz w gruncie rzeczy jedynie papież mógł na mocy swej władzy zawyrokować w tej
sprawie”.
Lord
Russel w długim liście z 28 listopada 1899 r. do Leona XIII sugerował, by
papież ogłosił bezzasadny charakter tezy o żydowskim mordzie rytualnym.
Tymczasem L'Osservatore Romano opublikował dokładnie w tym samym czasie
artykuł, który wydawał się podtrzymywać zasadność tezy o mordzie rytualnym.
Czytamy w nim: „Czy sądzicie, że doszło wtedy do rytualnego mordu? Nie ma
najmniejszej wątpliwości, że tak... W takim razie dlaczego uwolniliście
zabójcę? (...) Ponieważ nazajutrz po skazaniu lud prawdopodobnie wybiłby dwadzieścia tysięcy
Żydów, a zatem kto miałby nam
dawać pieniądze, gdyby zabrakło Żydów?”.
Podobnie od 1892 L 'Osservatore
opublikowało dwa artykuły o mordzie
rytualnym: w pierwszym: Bushoff i
mordy rytualne, pisano „na temat
prawdopodobieństwa ofiar ludzkich,
bądź o rytualnych zabójstwach dzieci popełnianych przez Żydów. (...) Bez względu na to nadal gromadzono pieniądze
z myślą wysłania ich Bushoffowi, (oskarżonemu o mord rytualny), jak gdyby nie dotyczyło go żadne podejrzenie w tej
tragicznej sprawie (...) Trzeba mieć się na baczności, by wskutek ciągłego
kwestionowania wyroków wymiaru sprawiedliwości w sprawach o podobne
przestępstwa, nie podniosła się w konsekwencji okrutna i nieumiarkowana zemsta
ludu”
W drugim artykule zatytułowanym „W sprawie Bushoffa”,
który pojawił się w L'Osservatore napisano: „rozgrzeszenie rzeźnika
chrześcijanobójcy [Bushoffa], którego Niemcy oskarżają o dokonanie trzech
rytualnych mordów na dzieciach”.
A ponieważ L’Osservatore Romano nie jest oficjalnym
organem Watykanu, lecz jedynie dziennikiem, na łamach którego watykańskie
komunikaty są oficjalnie publikowane, dla lorda Russela stało się nie do
pomyślenia, żeby imię Papieża i Stolicy Apostolskiej mogło być zamieszane w
takie sprawy! Poprzez
potępienie tezy o prawdziwości żydowskich mordów rytualnych, dążono do tego, by
przerwać antyżydowską polemikę. W całą sprawę wmieszali się również książę
Norfolku i kardynał Vaughan, arcybiskup Westminsteru.
„W
rzeczywistości liczne przesłanki pozwalały jasno zrozumieć, że Stolica
Apostolska nie tylko nie była skłonna do interweniowania w tej sprawie, lecz
nawet dawała jasno do zrozumienia, iż jej osąd dotyczący tych oskarżeń był
diametralnie różny od opinii prezentowanej przez angielskich rozmówców.
Otrzymując woluminy od Desportes Leon XIII niezmiennie odpowiadał okazując
swoje «uznanie» wobec «synowskiego hołdu» i udzielając «z głębi serca
apostolskiego błogosławieństwa»”.
Artykuły
L’Osservatore Romano oburzały lorda Russela, jednakże osąd Stolicy Apostolskiej
i Sekretariatu Stanu pozostawał nadal w sprzeczności z jego opinią. Wystarczy
wspomnieć o 26 artykułach, które w latach 80-tych i 90-tych, La Civilta ’ Cattolica
poświęciła żydowskim mordom rytualnym, podtrzymując i wykazując zasadność tezy
o „eksterminacji” chrześcijan przez talmudyczny judaizm.
Raport powierzony Świętemu Oficjum
„Niemniej
jednak autorytet osób, które zwracały się do Leona XIII, zabiegając usilnie o
jego interwencję, z pewnością nie pozwalał na pozostawienie tej kwestii bez
odpowiedzi... Cały raport został więc skierowany do Świętego Oficjum, od dawna
zbierającego się, by rozstrzygać kwestie dotyczące Żydów, a mające związek z
wiarą”.
Trzeba
wiedzieć, że już w drugiej połowie XVIII wieku Święte Oficjum zajęło się tym
zagadnieniem, i że Ojciec franciszkanin Wawrzyniec Ganganelli (który później
został papieżem) wyraził osobistą opinię tylko pozornie sprzeczną z tezą o
mordzie rytualnym.
Wielu
przeciwników tej tezy, opierało się na tejże wypowiedzi, pomijając fakt, iż
opinia wyrażona przez Ganganelliego jest osobistą opinią zwykłego doktora, nie
zaś papieża. Przypisując wyżej wymienionej wypowiedzi inne znaczenie niż to
rzeczywiste, jak wykazano w przypisie, szukali potwierdzenia, że Stolica
Apostolska była przeciwna historycznej prawdziwości rytualnych mordów.
Raport rozpoczęty za pontyfikatu Leona XIII, został
przesłany Świętemu Oficjum 4 grudnia 1900 r. i powierzony Msgr. Merry del Val.
„Obwieszczenie
wewnętrzne, powiadamiające o
odbiorze raportu i objaśniające wybór Merry del Val w dużej mierze wyraża ducha
w jakim uczestnicy Świętego Oficjum przygotowywali się do rozpatrzenia tej
sprawy:
Kardynał,
arcybiskup Westminsteru uznał za stosowne poinformowanie Stolicy Apostolskiej o
dzisiejszym antysemityzmie, istotnym zwłaszcza w kwestii mordów rytualnych. Łatwo
zrozumieć jak poważna jest to sprawa, jeśli zważyć zuchwałość londyńskich,
wpływowych Żydów, którzy w swojej niekwestionowanej dominacji w Europie
posuwają typową dla nich arogancką nierozwagę, aż do ubiegania się o obronę i
protekcję Stolicy Apostolskiej. Merry del Val, który pośród swych przodków ma
dziecko ukrzyżowane przez Żydów, obecnie czczone na ołtarzach, [chodzi tu o
błogosławionego Dominika del Val, ukrzyżowanego w Saragossie w Wielkanoc 1250
roku] jest człowiekiem doskonale zorientowanym w sytuacji.
Kłopot
związany z inicjatywą arcybiskupa Westminsteru, uważanego niemalże za pionka w
rękach Żydów wydawał się ewidentny. Propozycja wyboru Merry del Val jasno pokazuje,
w jakim duchu chciano by raport został zredagowany”. Sprawa nie szybko została rozwiązana przez Rzym i Anglicy
wznowili atak. 26 marca 1900 roku kardynał Vaughan przekazał petycję z prośbą o
interwencję z Rzymu, na ręce kardynała Rampolli, który po powiadomieniu
papieża, przekazał ją, na jego polecenie, Świętemu Oficjum. Dla autorów petycji
„oskarżenie o krew” nie było niczym innym jak „zupełnie niewiarygodną,
przestarzałą, okrutną legendą”.
Profesor
Miccołt komentuje: „Nigdy nie znalazłem bezpośrednich komentarzy Sekretariatu
Stanu czy Świętego Oficjum dotyczących uwag bądź argumentów przedstawionych w
petycji. Nie ma wątpliwości, że przesłanka stanowiąca punkt wyjściowy, w którym
oskarżenie o «mord rytualny» było niczym innym jak tylko «przestarzałą legendą», nie była w żadnym wypadku podzielana
ani przez środowiska rzymskie, ani przez większość prasy poświęconej
wydarzeniom aktualnym, ani przez europejską prasę katolicką (...).
W
rzeczywistości oczywistym było, że Święte Oficjum przyjęło ich inicjatywę z
zażenowaniem. Ale był to cały katolicyzm angielski, który nie cieszył się dobrą
opinią w rzymskiej prasie (...)Z Rzymu przyglądano się z nieufnością i ironią
kampaniom filosemickim tych katolików. W październiku 1899 roku La Civilta' Cattolica ,
reagując na oskarżenia skierowane pod adresem Kościoła o współodpowiedzialność
za kampanię antysemicką, nie ukrywa swojej niechęci do angielskich katolików,
uważając ich za „trochę płochliwych i onieśmielonych w stosunku do każdego
oskarżenia jakie się rozpowszechnia, nawet bezpodstawnie, przeciwko Kościołowi
rzymskiemu i religii katolickiej ”
Kongregacja
Świętego Oficjum zebrała się w końcu 25 lipca 1900 roku. „Brakowało
protokołu... Tymczasem żądanie było jasne: uznać za nieuzasadnione oskarżenie o
mordzie rytualnym sformułowane przeciwko Żydom. Postanowienie mówi: «Respondeatur per
Secretarium Status, petitam declarationem dari non posse». Dwa dni później, 27 lipca powyższe postanowienie
zostało zatwierdzone przez papieża, a 31 lipca asesor Świętego Oficjum obwieścił
jego treść kardynałowi Rampolli. Ten z kolei, za pośrednictwem kardynała
Vaughan, przesłał ją do księcia Norfolku i do lorda Russela: tak więc ich
usiłowania spełzły na niczym”.
W krótkim tekście, napisanym ręcznie, wydanym przez
Stolicę Apostolską z datą 25 lipca 1900 raku czytamy: „Mordy rytualne są
historyczną prawdą, Benedykt XIV potwierdził je, a Stolica Apostolska dokonała
kanonizacji, wynosząc na ołtarze dziecko zabite przez nich [Żydów] z nienawiści
do wiary (...) Zważywszy na to, Stolica Apostolska nie może wydać żądanej deklaracji”.
Krótko mówiąc Stolica Apostolska odpowiada: „Żądana
deklaracja nie może zostać wydana (...) ponieważ mordy rytualne, którym chciano
zaprzeczyć, rzeczywiście miały miejsce”.
Jednakże
żaden argument nie może być wyciągnięty z wyżej wspomnianego listu Innocentego
IV przeciwko, nie tylko udowodnionemu, ale również z całą pewnością często
praktykowanemu przez rasę żydowską prawu talmudycznemu..., w myśl którego
zabijano (...) chrześcijańskie dzieci i nie tylko dzieci... w duchu kultu,
praktyk religijnych czy też przestrzegania prawa (...). Nikt (...) nigdy nie
oskarżał (...) Żydów o spożywanie, w czasie świąt Wielkanocy, serca zabitego
dziecka (...) co jest oszczerstwem, z którego Innocenty IV ich uniewinnia.
Jednakże byli oni zawsze oskarżani o coś innego: to znaczy (...) o używanie
krwi chrześcijańskich dzieci i nie tylko dzieci do pieczenia macy; o czym
Innocenty IV nie wspomina”.
Monsignor Umberto Benigni a mord rytualny.
W 1922 roku Msgr Umberto Benigni, w swojej „Historii
Społecznej Kościoła” („Storia Sociale delia Chiesa”), doszedł do identycznych
wniosków, pomimo, że nie mógł skonsultować dokumentacji „O krwawej ofierze przypisywanej
Żydom” („Sul sacrificio di sangue attribuito agli ebrei”), zachowanej w Tajnych
Archiwach Watykanu. Do tej lektury został dopuszczony kilka lat temu Miccoli,
natomiast Benigni mógł jedynie przestudiować artykuły z „La Civilta' Cattolica ”.
Chciałbym
tutaj przytoczyć wnioski słynnego historyka katolickiego, by móc jeszcze lepiej
zgłębić „Tajemnicę Krwi”, nie popadając w żaden z dwóch ekstremalnych błędów:
bądź w negujący wszystko sceptycyzm, bądź też w fanatyczną i przesądną
łatwowierność, która, pragnąc za dużo stwierdzić, może skompromitować to, co
zostało rzeczowo i historycznie udowodnione w tezie o żydowskim mordzie
rytualnym.
Benigni
wstępnie zauważa, że, aby móc stwierdzić czy zbrodnia jest rytualna, musi
zostać dokonana z powodów religijnych (z nienawiści do wyznawców innej
religii), a ponadto musi mieć formę rytu. Na przykład, zbrodnia będzie
implicite (domyślnie) rytualna, jeśli katolik zostanie zabity przez Żydów w czasie wielkiego tygodnia, aby w nienawiści
upamiętnić mękę Jezusa poprzez akty przypominające biczowanie, cierniem
ukoronowanie, ukrzyżowanie.
Zbrodnia
będzie explicite (wyraźnie) czyli w pełni rytualna jeśli katolik zostanie
zamordowany jak powyżej (z nienawiści do wiary katolickiej) i kiedy ponadto
krew ofiary zostanie użyta w oficjalnych żydowskich ceremoniach zabobonnych, to
znaczy w celu religijnej ofiary przebłagalnej bądź, jeszcze lepiej, zabobonnej.
Zbrodnia
nie będzie w pełni rytualna, gdy użyje się krwi katolika do czegoś w rodzaju
sakramentu czy środka zapobiegawczego, bez motywów nienawiści religijnej.
Benigni
rozsądnie przyznaje, że spomiędzy wszystkich zbrodni uznanych w dziejach za
rytualne, wiele nie zostało historycznie dowiedzionych jako takie, co jednak
nie zezwala na stwierdzenie, że zbrodnie uważane za rytualne i jako takie
uznane, były wszystkie fałszywe (abusus non tollit usum)!
Na
żydowskie zarzuty, w myśl których papieże mieliby zaprzeczyć historyczności
mordów rytualnych, Benigni odpowiada, że:
1)
Innocenty IV w bulli z 28 maja 1247 roku do Arcybiskupa Wiednia Jana z Bernin,
najpierw przedstawia odwołanie Żydów ubolewających nad tym, iż byli niesłusznie
prześladowani z powodu oskarżenia o ukrzyżowanie małej dziewczynki. Następnie
papież stwierdza, że jeżeli oskarżenia są fałszywe, to należy zabronić prześladowania
niewinnych, lecz jeśli jest przeciwnie, i zbrodnia rzeczywiście miała miejsce,
to musi zostać ukarana.
Papież
w bulli z 5 lipca 1247 do episkopatu Francji i Niemiec, podtrzymuje, że Żydzi
niemieccy oświadczają, iż zostali fałszywie oskarżeni o spożycie serca dziecka
chrześcijańskiego na paschę, i że od tej chwili nie życzy sobie, by popełniano
niesprawiedliwości przeciwko nim, a na wypadek gdyby takowe miały miejsce
należy zaprzestać niesprawiedliwych szykan.
W
bulli z 25 września 1253 roku, papież potwierdza, iż nie wierzy, by Żydzi
spożywali ciała chrześcijan, to znaczy, że nie wierzy w ten szczególny koniec
rytualnej zbrodni: w kanibalizm. Uważa
nawet, że niektórzy przedstawiciele katolickiej szlachty nadużywają tych
oskarżeń, aby zawładnąć dobrami żydowskimi, czego zakazuje, lecz nie neguje
samego istnienia rytualnych zbrodni.
2)
Marcin V, w bulli z 13 lutego 1429 roku zakazał kaznodziejom nadużywania
kwestii żydowskiej w czasie kazań.
W bulli z 2 listopada 1447 roku papież zaprzecza
temu, iżby Żydzi obchodzili swoje święta spożywając wątrobę czy serce
chrześcijanina.
Msgr Benigni pisze, że „żydowscy notable w 1913
roku przy okazji procesu Beylisa, zwrócili się do Stolicy Apostolskiej,
stosując wszelkie formalności, z zapytaniem czy bulla Innocentego IV i
wypowiedź kardynała Ganganelli'ego były autentyczne.
Stolica
Apostolska udzieliła odpowiedzi pozytywnej w sprawie bulli Innocentego IV,
uciekając się do opinii kompetentnych historyków; co się zaś tyczy raportu
Ganganelliego, po zbadaniu dokumentów archiwalnych, również potwierdzono jego
autentyczność (...). Jeśli
zaś chodzi o raport Ganganelli’ego, to jest on wyrazem osobistej opinii
purpurata (a jeszcze nie papieża), który negując fakt udowodnienia licznych
zbrodni rytualnych, potwierdzał jednak prawdę historyczną dotyczącą kwestii
dwóch błogosławionych: Andrzeja z Rinn i Szymona z Trydentu”.
Krótko
mówiąc, Kościół, zawsze roztropny, przezorny i macierzyński, usiłuje uspokoić
dusze, i aby nie dopuścić, by popadły w jeden z dwóch przeciwstawnych sobie
błędów – tj. albo w fanatyzm wynikający z łatwowierności albo w sceptycyzm
niedopuszczający historycznie potwierdzonej prawdziwości mordów rytualnych – w
rezultacie dementuje szczegółowe oskarżenia, w myśl których Żydzi spożywają np.
serce chrześcijańskiego dziecka.
Przecież
nawet dziś nie brakuje postrzeleńców, którzy zapewniają, iż młodzi ludzie
zmarli w sobotni wieczór w drodze powrotnej z dyskoteki, na skutek wypadku
samochodowego, są ofiarami żydowskich mordów rytualnych. Naturalnie, jest to niedorzecznym
absurdem, jednakże nie zezwala na negowanie prawdy historycznej o mordzie
rytualnym, gdyż jak mówi łacińskie powiedzenie „nadużycie nie wyklucza zwyczaju”.
W ten sposób, w przeszłości nie brakowało szaleńców, często niestety
podjudzanych przez osoby interesowne, którzy w przypadku klęsk głodowych bądź
epidemii oskarżali Żydów o zatruwanie powietrza, wody, pól, by następnie – o
zgrozo – przejąć ich dobra. Kościół postępuje powoli, z największą rozwagą, gdyż
jak się mawia, „pośpiech jest złym doradcą”: w przypadku Szymona z Trydentu –
na przykład – Kościół interweniował kilkakrotnie. Sykstus IV, 10 października
1475, zawiesił ludowy kult oddawany już wtedy ku czci Szymona, umęczonego przez
Żydów, ponieważ, jak wówczas orzekł papież, niczego jeszcze definitywnie w
związku z tym nie stwierdzono. Biskup Trydentu Jan Hinterbach wszczął proces i
opowiedział się za prawdziwością tezy o rytualnym zamordowaniu Szymona z rąk Żydów,
lecz komisarz papieski rozpoczął kolejny proces, stwierdzając, iż biskup trydencki
popełnił kilka prawnych nieścisłości. W związku z tym papież wszczął trzeci
proces, po którym oświadczono, iż pierwszy, trydencki, został przeprowadzony
„rite et recte”. Mimo to, nie wyrażono jeszcze zgody na publiczny kult Szymona.
W 1584 Grzegorz XIII, w Martyrologium rzymskim (Martyrologium Romanum),
ogłosił, że 24 marca 1475 roku, w Trydencie miało miejsce „passio sancti
Simeonis pueri a judeis saevissime trucidati, qui multis postea miraculis
coruscavit” (umęczenie świętego Szymona chłopca, w okrutny sposób zamordowanego
przez Żydów, który następnie zajaśniał licznymi cudami). W dniu 8 czerwca 1588
roku, ponad sto lat po męczeńskiej śmierci błogosławionego Szymona, Sykstus V
zatwierdził publiczny kult ku jego czci. Kościół zezwolił na publiczny kult i
również beatyfikował Andrzeja z Rinn za pontyfikatu Benedykta XIV, 15 grudnia
1753, i 22 lutego 1755; a później jeszcze Dominika del Val (za pontyfikatu
Piusa VII, 24 listopada 1805, 12 maja 1807 i 7 sierpnia tego samego roku),
Krzysztofa z La Guardia ,
w pobliżu Toledo (za Piusa VII) i Wawrzyńca z Marostica (za Piusa IX w 1867).
Przypomnijmy
jeszcze, że według opinii kardynała Ganganelli, referenta Świętego Oficjum,
człowieka, któremu obcy był wszelki fanatyzm czy ekstremizm, spośród tak wielu
zbrodni rytualnych przypisywanych Żydom na przestrzeni wieków, należy przyjąć
za pewne i prawdziwe zbrodnie dokonane na Szymonie z Trydentu i Andrzeju z
Rinn, zabitych „z nienawiści do wiary katolickiej”. To dlatego – konkluduje
Msgr Benigni – „nawet Benedykt XIV i kardynał Ganganelli [których Żydzi usiłują
cytować na swoją korzyść zaprzeczając jednocześnie tezie o «Tajemnicy Krwi»]
uznali za historyczne męczeństwo Błogosławionych z Rinn i z Trydentu”.
Wydaje
mi się, iż można bez obaw uznać historyczną prawdziwość tezy o żydowskim
mordzie rytualnym, nie popadając ani w przesadny fanatyzm, który widzi ten fakt
wszędzie, nawet tam gdzie go nie ma, ani w sceptycyzm, który uporczywie temu
zaprzecza, nawet w obliczu tak przekonywających, historycznych i
magisterialnych dowodów.” Tyle ksiądz Curzio Nitoglia. Domysły
i oszczerstwa nie są jednak
dowodami.
***
W dziele Cywilizacja
żydowska Feliks Koneczny z kolei pisał w rozdziale Uwaga o mordzie rytualnym: „Ponieważ
przy cytatach, bezpośrednio ze starego pochodzących Talmudu, łatwo o refutacje,
że dany przepis talmudyczny, przestarzały już, nie obowiązuje, lepiej sięgać do
Szulchan-Aruchu, bo obowiązuje dotychczas. W rozdziale 66 drugiej jego księgi,
Jore-dea, napotykamy kwestie o krew ludzką, która mogłaby puścić się z zębów
Żydowi pijaczemu i napłynąć do kubka. Czegóżby Talmud nie wymyślił! Oto ów
ustęp: „Chociażby wolno jadać krew z ryb, nie można jej jadać uzbieranej w
jednym naczyniu, a to ze względu na pozory; albowiem bliźni (Żyd), który o tym
nie wie, mógłby pomyśleć, że to krew bydlęca. Podobnież ma się rzecz z krwią
ludzką, której spożywanie także nie jest zakazane. Jeżeli ktoś np. ugryzł
kawałek chleba, a płynie skutkiem tego krew z zębów do kubka, musi to zetrzeć,
bo mógłby kto nadejść i przypuścić, że on pije krew zwierzęcą; ale tę krew,
jaką ma jeszcze pomiędzy zębami, może wycisnąć, wyssać”. Jest to jedyna, w
Szulchan-Aruchu wiadomość pewna, niewątpliwa, o krwi ludzkiej. Ze zdziwieniem
dowiadujemy się przy tej sposobności, że spożywanie krwi ludzkiej nie jest
zakazane. Ma Talmud słuszność, że nigdzie w Starym Zakonie zakazu takiego nie
ma; ale też nie ma zakazu wielu innych rzeczy, a to z tego powodu, że po prostu
nie przypuszczało się takiej możliwości. My zaś nie przypuszczamy, żeby
autorowi tego ustępu mogło chodzić o coś więcej, niż o krew z zębów; że chciał
tylko popisać się swą przenikliwością kazuistyczną i nic więcej. Gdyby atoli
znaleźli się tacy, którzy byliby gotowi świadomie spożywać krew ludzką, mogliby
powołać się na Talmud, że to nie jest zakazane i wysuwać dalszy wniosek, że...
wolno. Nigdzie atoli Talmud (Szulchan-Aruch) spożycia krwi ludzkiej nie zaleca;
o mordzie rytualnym nie ma mowy. Mógłby był powstać tylko poza Talmudem.
Kabałą? Ani nawet fundamentalne dzieła kabalistyczne nie są jeszcze należycie
przestudiowane, nie mówiąc o długim szeregu rozmaitych podręczników. Jest
niemało ksiąg kabalistycznych normujących rojenia i udzielających adeptom
wskazówek, jak się zabierać do rozmaitej magii, jakimi środkami osiągać cele
cudowne itp. Jest w Zoharze jedno miejsce podejrzane, o którym mowa w rozdziale
XVIII, a które tu powtórzę: „Nie mamy (po zburzeniu świątyni) innej ofiary,
oprócz tej, która polega na usuwaniu strony nieczystej”. W świątyni były ofiary
krwawe, więc „usuwanie” traktować należy, jako ofiarę krwawą, rytualnie? Trzeba
by specjalnego studium, uwzględniającego kontekst; jak w ogóle należałoby cały
Zohar opracować nowoczesną metodą naukową. Na dowód miejsce to nie starczy, bo
może tyczyć się tępienia gojów w ogóle; a w świątyni składano także niekrwawe
ofiary. Ani też pylpul, ni chasydyzm nie dostarczają żadnych argumentów za
mordem rytualnym. Słowem: żadna z czterech religii żydowskich, mordu rytualnego
nie tylko nie zaleca, lecz w ogóle go nie zna. Trudno jednak przypuścić, żeby
było „wyssanym z palca” coś, co przez długie wieki nie tylko utrzymywało się w
tradycji, lecz wciąż się odnawiało. Jeżeli zaś powołujemy się niekiedy na tzw.
consensus communis, jako na dowód uboczny, toć tu zachodziłby tego wypadek
klasyczny. Nie daje to bynajmniej pewności, lecz sprawa osadza się na tym
miejscu, w którym narzuca się uwaga, że „coś w tym być musi”. „Consensus” zaś,
obejmuje wszystkie stany i warstwy. Mickiewicz, tak pełen czci dla „Izraela,
starszego brata” pisze jednak o wytaczaniu szpilkami krwi z dziecięcia chrześcijańskiego,
toczonego w beczce. Z powszechnego mniemania nie wynika jednakże nic, jeżeli
brak dowodu pozytywnego. Mogą go dostarczyć procesy sądowe, jeżeli ich
procedura stanęła na odpowiedniej wyżynie, i jeżeli były przeprowadzone
poważnie i sumiennie. Co do tego, nie można nic zarzucić dwom procesom, posiadającym
znaczenie zasadnicze: w Tisza-Eszlar (1883 r.) i potem w Kijowie z udziałem uczonego
księdza Pranajtisa w 1913 roku. Powiem otwarcie, że studiując te procesy, uznałem
kwestię mordu rytualnego za udowodnioną. Na pewno nie jestem jedynym; znalazłem
szereg osób jak najpoważniejszych, dla których prawda była najwyższym walorem
życia, a zapatrujących się podobnież na owe wielkie procesy. Ks. Pranajtis wywodzit,
że ówczesne zabójstwo 13-letniego Andrzeja Juszczyńskiego „posiada wszystkie
wyróżniające się i charakterystyczne cechy mordu rytualnego”. Możnaby dodać
uwagę, że sposób zabójstwa zapobiegał zakazanemu w Torze rozlewaniu krwi
ludzkiej, a zatem nie przekraczał „Prawa”. Taki też sposób, zupełnie taki sam,
przekazuje tradycja odwieczna pomiędzy chrześcijanami. Żydzi powołują się na
pewne bulle papieskie, zaprzeczające możliwości mordu rytualnego. Ks. Pranajtis
stwierdził, że w oficjalnych wydawnictwach watykańskich bulli tych nie ma.
Natomiast przytacza zdanie kardynała Merry del Val (sekretarza stanu) z roku
1913 „Inna rzecz zakazywać, aby na Żydów bez dostatecznych dowodów nie były
rzucane oskarżenia o mord rytualny, a inna rzecz zaprzeczać temu, czy przez
Żydów kiedykolwiek byli zabijani i nawet zamęczani chrześcijanie. Ostatnim –
Kościół w żaden sposób zaprzeczyć nie może”. Z tego wszystkiego wynika, że
skoro żadna religia żydowska mordu rytualnego nie zna, popełniać go może tylko
jakaś sekta tajna, rabinom nieznana.
O
fanatycznej tej sekcie wiadomo tyle, ile światła rzucają na nią wielkie
procesy. Zamiast namiętności, należało by się zdobyć na badawczość i sektę
wykryć. Żydzi sami winni dopomóc do tego. Wnosząc z poszlak, jakie da się
wycisnąć z wadliwych źródeł, sekta istnieje od dawnych wieków. Czy powstała
przeciwko chrześcijanom, jako takim? Być może, że zrazu było tylko jakie grono
uprawiających magię z pomocą krwi dziecięcej i może niekoniecznie dziecka
chrześcijańskiego. W magii użytek krwi jest wieloraki, a przeżytki znajdują się
dotychczas w rozmaitych przesądach, znanych folklorowi. Żydzi z reguły wierzyli
w magię i oni ją głównie uprawiali.
Znaczna
cześć ideologii kabały, całą zaś ideologie pylpulu i wiarę w cudotwórczość
cadyków można zaliczyć do magii, łatwo mogło nastąpić złączenie magii z
nienawiścią do chrześcijan, aż w końcu wytworzyła się sekta, oddana tylko
fanatyzmowi nienawiści i już nawet o magię nie troszcząca się. Sekt jest w
Izraelu nie mato. Dowiadujemy się o nich jakby przygodnie przy rozmaitych
sposobnościach; nikt nie opracował jeszcze tego tematu systematycznie (...).”
***
Dziennik „Rzeczpospolita”
informował w marcu 2007 roku: „Nowa książka znakomitego włosko-izraelskiego historyka, wprawiła Żydów we
Włoszech i poza granicami w zdumienie i konsternację. Ariel Toaff, który
wykłada historię Średniowiecza i Renesansu na Uniwersytecie Bar-llan w Ramat
Gan w Izraelu, napisał, że Żydzi w średniowiecznej Europie mordowali
chrześcijańskie dzieci, by używać ich krwi do religijnych rytuałów. Sprawa jest
szczególnie kłopotliwa dla włoskich Żydów, ze względu na osobę autora. Jest on
synem Elio Toaffa, który w latach 1951-2001 był naczelnym rabinem Rzymu, a tym
samym przełożonym największej żydowskiej wspólnoty we Włoszech. Rabin Toaff
jest poważaną przez wszystkich i szanowaną powszechnie postacią. To właśnie on
w 1986 r. witał Jana Pawia II, przybywającego z historyczną wizytą do Tempio
Maggiore, gdzie potem modlił się wspólnie z papieżem.
Sam Toaff, obecnie liczący 91 lat, nie wystosował
żadnego oświadczenia na ten temat, mówi się jedynie, że przyłączył się do listu włoskich rabinów.
W odpowiedzi nań Ariel Toaff napisał: „W mojej książce, liczącej ponad 400 stron, chciałem jedynie sprawdzić, czy używanie
chrześcijańskiej krwi na macę (azzim) to tylko kwestia antyżydowskich
stereotypów. Moje badania trwały bardzo długo, ponad sześć lat sprawdzałem
żydowskie i chrześcijańskie źródła na ten temat i przetrząsałem archiwa”.
Włoscy Żydzi nie są jedynymi oburzonymi tą
publikacją.
Abraham H. Foxman dyrektor Anti-Deffamation League
wydał oświadczenie: „Jest niewiarygodne, że ktokolwiek, mniejsza z tym, czy
izraelski historyk, może próbować uzasadniać bezpodstawne oszczerstwa, które
stanowią historyczne źródło największych cierpień i ataków skierowanych
przeciwko Żydom”.
„Bloody
Passover” opiera się głównie na zeznaniach, przeważnie wymuszonych torturami,
Żydów oskarżonych o rytualne morderstwa. Procesy, które zbadał Toaff, toczyły
się w Europie Środkowej w latach 1100-1500. Zwłaszcza znamienny jest proces,
który miał miejsce w 1475 w Rento, podczas którego sądzono trzynastu Żydów
niemieckiego pochodzenia. Torturowani zeznali, że zamordowali i ukrzyżowali
chrześcijańskie dziecko w wieczór Paschy.
Toaff
stawia tezę, że rytualne morderstwa mogły być popełniane, i że w atmosferze
religijnej żarliwości mogły się trafiać małe grupki aszkenazyjskich fanatyków,
być może obłąkanych prześladowaniami, być może przepełnionych nienawiścią do
swoich chrześcijańskich prześladowców, którzy szukali odwetu pod osłoną
mieszaniny zabobonu i religijnych rytuałów.”
Na książkę Ariela Toaffa ostro zareagował m.in. profesor Instytutu Yad
Vashem w Jerozolimie Israel Gutman, który w artykule rozkolportowanym przez
media we wszystkich krajach świata pisał: „Książka
izraelskiego profesora budzi ogromne kontrowersje. Opisuje w niej rytualne
mordy dokonywane przed wiekami przez Żydów na chrześcijańskich dzieciach.
Profesor
Ariel Toaff jest szanowanym naukowcem, szefem Wydziału Historii Żydowskiej na
Uniwersytecie Bar-IIan w Tel Awiwie. Specjalizuje się w dziejach wyznawców
judaizmu mieszkających w średniowiecznej Europie.
Jego
najnowsza publikacja wprawiła jednak w osłupienie kolegów historyków i
przedstawicieli społeczności żydowskich. W monografii „Krwawa Pascha.
Europejscy Żydzi i rytualne mordy” prezentuje tezę, że antysemicki
mit dotyczący porywania i zabijania chrześcijańskich dzieci miał potwierdzenie
w faktach. Według włoskiego dziennika „Corriere della Sera” Toaff udowadnia, że
wiele podobnych zbrodni rzeczywiście miało miejsce w latach 1100-1500 w
okolicach Trydentu.
Zdaniem
izraelskiego historyka, związanego z Włochami – właśnie w tym kraju wydał swoją
książkę – mordów dokonywali członkowie skrajnego odłamu wyznawców judaizmu
pochodzenia aszkenazyjskiego. Krew dzieci była im rzekomo potrzebna do
wyrabiania macy i sporządzania specjalnych eliksirów, tzw. koszernej krwi.
Miały one mieć lecznicze właściwości i być opatrzone certyfikatem rabina.
–
Nawet jeżeli autorowi udałoby się udowodnić, że przed wiekami istniała taka
sekta dewiantów, nie można jej w żaden sposób identyfikować ze społecznością
żydowską – oburzył się cytowany przez izraelski dziennik „Jerusalem Post” dr
Amos Luzzatto, jeden z liderów społeczności żydowskiej we Włoszech. „Nie można
brać deklaracji wymuszonych przed wiekami pod wpływem brutalnych tortur i
stwarzać na ich podstawie szalonych i kłamliwych teorii” – napisało w
specjalnym oświadczeniu 12 czołowych włoskich rabinów. Nie ukrywali oburzenia. Przypomnieli
też, że choć Żydzi faktycznie często przyznawali się do mordów na
chrześcijańskich dzieciach, ich zeznania były wymuszone na mękach. Jednak prof.
Toaff nie tylko nie wziął tego pod uwagę, ale swoją książkę oparł właśnie na
odnalezionych protokołach tych przesłuchań. Nawet jego
ojciec jest przeciw
jego tezom.
„Jedyna
krew, jaka została przelana w związku z tymi sprawami, była krwią niewinnych
Żydów” – napisali włoscy rabini. Za rzekome rytualne mordy głową płacili nie
tylko domniemani sprawcy, ale również stawały się one zarzewiem brutalnych
antysemickich pogromów. Co ciekawe, pod oświadczeniem podpisał się ojciec
historyka, Elio Toaff, niegdyś naczelny rabin. Cytowany przez brytyjski „Daily
Telegraph” autor książki określił oświadczenie rabinów jako „haniebne”. – Zanim
mnie osądzili, powinni sobie zadać trochę trudu i przeczytać książkę –
oświadczył.
Opisał
m.in. przypadek dwuletniego Simonino z Trydentu, którego ciało zostało
odnalezione w kanale w marcu 1475 roku. Za zabójstwo to uśmiercono 16
miejscowych Żydów. Chłopiec
został beatyfikowany i przez blisko pięćset lat, do Soboru Watykańskiego II,
otoczony kultem katolickiego męczennika.
W
Polsce głosy na temat rzekomych zbrodni pojawiały się niekiedy w antysemickiej
publicystyce przed II wojną światową. W XVIII wieku teorie takie głosił zaś
rabin, który porzucił judaizm, niejaki Serafinowicz.
Obecnie,
jak podkreślają eksperci, nikt poważny nie twierdzi w Polsce, że Żydzi
rzeczywiście zabijali chrześcijańskie dzieci, aby wykorzystać ich krew.
– To
niepoważne pomysły. Cały ten mit oparty był na zwykłych plotkach – powiedział „Rz”
prof. Jerzy Robert Nowak, historyk związany z Radiem Maryja. – Podtrzymywanie
takich plotek dzisiaj przez historyków wypływa z błędu warsztatowego. Istnieją
bowiem na ich potwierdzenie tylko źródła ze strony chrześcijańskiej, a żadnych
z żydowskiej. Żeby to udowodnić, trzeba by zaś było mieć oba i je
skonfrontować.
W
średniowiecznej i nowożytnej Europie, tak samo jak dziś, funkcjonowali
pedofile-mordercy. To oni porywali i zabijali dzieci. Odpowiedzialność za te
akty zrzucano zaś na Żydów. Nie widziałem żadnych dowodów, które potwierdzałyby
takie oskarżenia. Nie znalazł ich też nikt inny. Nikt nie udowodnił również
istnienia tajemniczej aszkenazyjskiej sekty, która miałaby dokonywać mordów. Nie
sądzę więc, żeby nagle udało się to panu Toaftowi. Żaden szanujący się polski
historyk nie mógłby napisać czegoś takiego. Nikt ze środowiska nie podałby mu ręki”. Tyle
czołowy ekspert Radia
Maryja i Telewizji
Trwam. Niejasne tylko, dlaczego nikt by w Polsce nie podał ręki
uczonemu, który by się poważył odkryć i opisać jakąś niemiłą prawdę,
przeczącą aktualnie panującemu owczemu
pędowi; zaiste polska organiczna głupota nie zna granic.
Na książkę Toaffa, oczywiście nawet nie czytając
jej, z właściwą sobie werwą zareagowały też polskie autorytety . Jeden z nich, Piotr Zychowicz,
pisał: „Nie mogę uwierzyć, że żydowski historyk mógł
napisać taką książkę. To jakiś obłęd. Przecież mit o mordowaniu
chrześcijańskich dzieci jest jednym z elementów dzikiego, prymitywnego antysemityzmu,
który doprowadził w XX wieku do tak straszliwych skutków.
I ten
człowiek jest profesorem historii na izraelskim uniwersytecie...? Przecież to,
że Żydzi mordowali chrześcijańskie dzieci, jest tak samo prawdziwe, jak to, że
my teraz jesteśmy na Księżycu. Zachowało się tyle żydowskich dokumentów z tamtych czasów, m.in. o obyczajach
i życiu codziennym, ale w żadnym z nich nie ma o tym nawet najmniejszej
wzmianki.”
Emocje nie są argumentem w
żadnej naukowej dyskusji . Faktów się
nie neguje. Wariaci, zboczeńcy i złoczyńcy są w każdym narodzie. A jeśli przebierają się
w szaty kapłanów, uczonych, nauczycieli narodu czy polityków, trzeba ich
demaskować za pomocą twardych faktów, naukowych argumentów, a nie histerycznych
wyzwisk i – za przeproszeniem – leżenia krzyżem na placu, gdzie gromadzi się
motłoch. Tyle komentarz w jednym z pism polskich.
***
Ariel Toaff urodził się w rodzinie głównego rabina Rzymu, miał za sobą
wiele pokoleń przodków prawowiernych i wykształconych. Ani stronniczości, ani
braku kultury intelektualnej nie sposób mu zarzucić. Został swego czasu
profesorem judaistycznego uniwersytetu Bar-Ilan pod Tel-Awiwem i autorem
trzytomowej monografii „Miłość, praca i
śmierć. Życie Żydów w średniowiecznej Umbrii”. Opracowując to fundamentalne
dzieło na podstawie źródeł archiwalnych odkrył, że niektóre średniowieczne
wspólnoty Aszkenazyjczyków w północnych Włoszech praktykowały barbarzyński i
odrażający rytuał mordów rytualnych. Żydowscy czarownicy i ich pomagierzy
wykradali i mordowali chrześcijańskie dzieci, a ich krew wykorzystywali do
zabiegów magicznych, mających na celu ściągnięcie na gojów wszelkich chorób i
nieszczęść.
Profesor Toaff zwrócił m.in.
uwagę na sprawę św. Szymona z Trento. W przededniu żydowskiej Paschy roku 1475
we włoskim miasteczku Trento został wykradziony z domu dwuletni chłopczyk. Jak
ustaliło śledztwo, w nocy przestępcy pozbawili dziecko życia przekłuwając
wielokrotnie jego ciałko gwoźdźmi w celu wytoczenia krwi, a potem ukrzyżowali
głową w dół wołając: „Niech zginą wszyscy chrześcijanie na lądzie i na morzu!”.
W ten sposób wykonano archaiczny obrzęd pochodzący z epoki barbarzyństwa,
zamiast zastąpić krew symbolizującym ją winem, jak to się czyni w innych
konfesjach. Zabójcy zostali pochwyceni, a biskup Trento uznał ich za winnych.
Tymczasem potężna i bogata wspólnota izraelicka zwróciła się z protestem do
papieża, wysuwając własną charakterystyczną wersję zdarzeń: Szymona zamordowali
chrześcijanie w prowokacyjnym celu zdyskredytowania Żydów i wywołania na nich
nagonki. Papież Sykstus IV (Żyd!) wysłał
do Trento innego biskupa, kategorycznie zakazując stosowania wobec podejrzanych
tortur czy jakichkolwiek nacisków. Następnie rada złożona z sześciu kardynałów
szczegółowo i dokładnie rozważała przebieg zdarzeń. Wspólnota hebrajska
domagała się oddania swych rodaków pod sąd rabiniczny, który niewątpliwie
usprawiedliwiłby ich zbrodnię, ponieważ Talmud nie uznaje zabójstwa goja przez
Żyda za przestępstwo. Papież jednak tym razem nie ugiął się i po skrupulatnym
rozważeniu sprawy sąd wydał wyrok nie stronniczy, a sprawiedliwy. Porywacze
zostali uznani za winnych i skazani, a po wielu latach 2-letniego chłopczyka Szymona ogłoszono za świętego
kościoła katolickiego.
Minęło wszelako kilka stuleci, kościół katolicki ostatecznie i
definitywnie przepoczwarzył się w żydokatolicki i w 1965 roku biskupi
zgromadzeni na Soborze Watykańskim II zdjęli winę z przestępców i przeprosili
Żydów za to, że ongiś kościół poważył
się wymierzyć im sprawiedliwość. Tym samym kult zamęczonego dziecka uznano za
fałszywy, papieża Sykstusa IV za oszusta, ówczesnych kardynałów za łajdaków i
świadomych kłamców, Jezusa za Judasza, a Judasza za Chrystusa.
Profesor Ariel Toaff jednak ponownie zbadał sprawę i jednoznacznie
ustalił, że mordu dokonała grupa
Aszkenazyjczyków, którzy niedawno osiedlili się w Italii i mieli
obyczaje mocno różniące się od obyczajów Żydów włoskich. [Profesor lingwistyki
Uniwersytetu Tel-Awiw Paul Wexler
twierdzi, że jidysz jest językiem raczej słowiańskim niż germańskim, a
„Żydzi” aszkenazyjscy to nie przybysze z Bliskiego Wschodu, lecz rdzenny lud
Europy Środkowej złożony przeważnie ze Słowian Zachodnich (przede wszystkim
Polaków), którzy nawrócili się byli na judaizm w późnym średniowieczu, z
dodatkiem chazarskiego elementu turecko-irańskiego, bałkańskiego oraz odrobiny
palestyńskiego]. Ariel Toaff doszedł też do wniosku, że podczas śledztwa w
Trento nie stosowano nacisków ani tym bardziej tortur, zbrodniarze zaś sami
szczegółowo opisali przebieg dokonania tego bestialstwa. Uczony odkrył zresztą
i opisał także inne przypadki mordów rytualnych, podczas których pozyskiwano
krew dzieci chrześcijańskich w celach magicznych i medycznych. W tym kontekście
warto przypomnieć, że od dawna
uważano, że krew posiada właściwości
magiczne; dlatego m.in. Herod usiłował zachować młodość zażywając kąpieli w
wannach wypełnionych krwią pozarzynanych nowo narodzonych dzieci żydowskich, a
kupcy nawet handlowali zasuszoną krwią ludzką, w tym pozyskaną podczas obrzędu
obrzezania noworodków. W książce Ariela Toaffa czytamy o mordach rytualnych: „Te krwawe ofiary stanowiły instynktowne,
okrutne, pełne nienawiści działania, w których niewinne, niczego nie
rozumiejące dzieci były składane w ofierze w imię miłości ku Bogu i w imię Odwetu… Krew omywała ołtarze Boga, którego,
jak uważno, musi się ukierunkowywać, a nieraz i zmuszać do okazywania łaski lub
dokonywania kary”…
Inny obiektywny badacz Israel Juwal wskazuje, iż te krwawe ofiary
uważano za konieczne, aby zwrócić gniew boży na głowy chrześcijan. Elliot
Horowitz zaś w książce „Nierozsądne
rytuały: Purym i dziedzictwo żydowskiej przemocy” opisuje nie tylko mordy rytualne na gojskich
dzieciach, ale i biczowanie wizerunków Bogarodzicy, plucie na obrazy Chrystusa,
na hostię i opłatkę, niszczenie krzyży, kaleczenie i mordowanie chrześcijan; w
zakresie sztuk plastycznych – tworzenie „dzieł” poniżających, profanujących
cudzą wiarę i wartości etyczne. Obecnie, jak zauwaza Izrael Shamir, Żydzi wymuszają na chrześcijanach nawet
ocenzurowanie Nowego Testamentu tak, aby żadne jego słowo „nie wywoływało ujemnych uczuć u Żyda”! Tego rodzaju praktyki demaskowali i potępiali
również inni wybitni reprezentanci Narodu Żydowskiego, jak np. Alfred M.
Lilienthal czy Noam Chomsky.
Powracając do Ariela Toaffa
warto zaznaczyć, że został on przez większość środowisk żydowskich
(akademickich, wyznaniowych, politycznych, artystycznych) napiętnowany i
potępiony jako domniemany „antysemita”! Co więcej, donoszono, że tajny
morderca, „kidon” już czeka na polecenie zabicia zacnego profesora, a rektor
Uniwersytetu Bar-Ilan zapowiedział zwolnienie Toaffa z pracy z cofnięciem
przewidzianych przepisami uprawnień emerytalnych. W ten sposób odważny
intelektualista i wybitny uczony w wieku 65 lat stanął przed perspektywą
pozostania bez środków do życia. Monstrualna nagonka w mediach i inne naciski
sprawiły, że A. Toaff pokajał się i cofnął swe ustalenia naukowe. Okazało się,
że ten, kto jest Żydem, nie ma prawa do nieskrępowanego poszukiwania prawdy
historycznej i do jej ogłaszania, lecz przez całe życie musi bębnić to, co
nakazuje „poprawność polityczna” i rabinat. Tej smutnej prawdy dowodzi zresztą
także dramatyczny los Borucha Spinozy, Uriela Akosty, Moshe Zimmermana, Mordechaja
Vanunu, Wilhelma Reicha, szeregu innych znakomitych mężów nauki.
***
Ks. Stanisław Musiał kategorycznie odrzucał podejrzenia dotyczące
popełniania przez Żydów mordów rytualnych, w tekście pt. Żydzi żądni krwi (2000) pisał: „Wśród
naukowców historyków nie ma jednomyślności co do tego, kto pierwszy przyczynił
się do powstania pogłoski, że Żydzi mordują dzieci chrześcijańskie, zadając im
cierpienia podobne do cierpień Jezusa Chrystusa.
Pierwszym
tekstem, w którym jest mowa o takiej zbrodni, jest dzieło angielskiego mnicha
Tomasza z Monmouth „O życiu i męce Williama z Norwich”. Dzieło powstało
najprawdopodobniej w latach 1150-54. Tomasz podaje, że w Wielką Sobotę 25 marca
1144 r. w lesie nieopodal Norwich znaleziono zwłoki 12-letniego Williama,
któremu matka-wdowa pozwoliła w Wielki Wtorek na pójście do Norwich z nieznanym
mężczyzną, który podawał się za kucharza jednego z duchownych tego miasta.
Podejrzenie
o śmierć chłopca padło od razu na Żydów. Jedynie interwencja królewskiego
przedstawiciela uratowała im życie. Tomasza nie było wtedy w mieście, jednak na
podstawie własnych dochodzeń podał, że William został ukrzyżowany w domu
najważniejszej w mieście osobistości żydowskiej, Eleazara, w Wielką Środę 22
marca, w żydowskie święto Pesach. Od mnicha konwertyty (przeszedł z judaizmu na
chrześcijaństwo pod wpływem cudów dokonanych przez Williama), Teobalda, Tomasz
uzyskał informację, że raz w roku zbiera się w Narbonie we Francji starszyzna
żydowska, która losowo wybiera kraj, gdzie ma być dokonany mord rytualny. Żydzi
mieli się kierować wiarą, że nigdy nie powrócą do swej ojczyzny, jeśli nie będą
co roku składać ofiary z chrześcijanina „dla pogardy Chrystusa”.
To
właśnie mnich Tomasz jest przypuszczalnie odpowiedzialny za rozpropagowanie
idei żydowskiego mordu rytualnego. Wkrótce potem pojawiły się kolejne
oskarżenia o rzekomy mord rytualny: Gloucester (1168), Blois (1171), Saragossa
(1182), Fulda (1235). W kronikach klasztornych Anglii i kontynentu znajdujemy
zapiski o mordzie w Norwich. Sprawa w Norwich zakończyła epokę antyjudaizmu w
historii europejskie] i otworzyła nową epokę w historii antysemityzmu –
dotychczasowa wrogość w stosunku do Żydów „wzbogaciła się” o groźny element
irracjonalizmu.
Rok
1235 był przełomowy w historii mordu rytualnego. Dzieci chrześcijańskie miały
być mordowane dla pozyskania krwi, potrzebnej do celów kultowych,
terapeutycznych i magicznych. Od tej pory był to motyw dominujący, który będzie
rozpowszechniany jeszcze w 1758 r. w wydanym we Lwowie dziele ks. Gaudentego
Pikulskiego pt. „Złość żydowska”.
W
pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia w pożarze młyna zginęło pięcioro dzieci.
Ich rodzice byli w tym czasie w kościele. Podejrzenie od razu padło na Żydów.
Ujęto dwóch spośród nich, którzy na torturach przyznali się do tego czynu.
Mieli oni zebrać krew dzieci do impregnowanych woskiem worków, a dla zatarcia
śladów zbrodni podpalić mieli młyn. W wyniku tego wszyscy Żydzi z Fuldy (32
osoby) zostali zamordowani. Sprawa oparła się o cesarza Fryderyka II
przebywającego wówczas w Niemczech. Cesarz postanowił zbadać sprawę. Król angielski
Henryk II udzielił cesarzowi pomocy wysyłając mu dwóch Żydów-konwertytów,
którzy zaprzeczyli, jakoby Żydzi potrzebowali dla sprawowania swego kultu krwi.
Cesarz odnowił potem przywileje nadane Żydom przez Fryderyka Barbarossę w 1157
r. i rozciągnął je na wszystkie wspólnoty w państwie. Zabronił też wysuwania
pod adresem Żydów podobnych oskarżeń. Niewielkie było jednak praktyczne
znaczenie cesarskich postanowień, gdyż już w 1243 r. w Kitzingen doszło do
kolejnego wymordowania 11 Żydów pod zarzutem mordu rytualnego.
Przy
okazji oskarżeń o mord rytualny dokonany rzekomo na dwuletniej dziewczynce w
Burgundii w Wielki Wtorek, 26 marca 1247 r., zwrócono się do papieża o zajęcie
stanowiska. Innocenty IV zwrócił się 28 maja z listem do arcybiskupa z Vienne i
wziął w nim w obronę tamtejszych Żydów. Zarzucił panom świeckim i jednemu z
biskupów kierowanie się wyłącznie chęcią materialnego wzbogacenia się kosztem
Żydów. Uwięzionych Żydów polecił wypuścić na wolność, zwrócić im własność i
zakazał niepokoić ich na przyszłość. Ingerencje cesarzy, królów i papieży nie
przynosiły często żadnych rezultatów. Sytuacja będzie się wielokrotnie wymykać
spod kontroli władz kościelnych i świeckich. Po odnalezieniu w 1287 r. zwłok
14-letniego żebraka Wernera w Bacharach w Niemczech pogromy ogarnęły ponad 20
miast i wsi i pociągnęły za sobą śmierć ponad 600 Żydów.
Stanowisko
papieży, na początku bardzo wyraźne i nieugięte, stało się jednak później
dwuznaczne: wprawdzie żaden z 39 (do XVIII w.) owych „męczenników” nie został
kanonizowany, ale jednak lokalny kult był tolerowany, a nawet popierany.
Wspomniany Werner w 1761 r. otrzymał swoje miejsce w kalendarzu liturgicznym
diecezji trewirskiej pod datą 19 kwietnia (został z niego usunięty dopiero po
Soborze Watykańskim II).
Pod
wpływem reformacji, a także ze względu na rozwój nauk prawniczych, na Zachodzie
posądzenia i procesy o mordy rytualne stały się coraz rzadsze, ale przeniosły
się bardziej na wschód, do Polski, gdzie znalazły dla siebie żyzny grunt i
przez ponad 200 lat zbierały obfite żniwo śmierci. Legendę mordu rytualnego
wykorzystywali naziści. Ostatnie żniwo zebrała ona w Polsce podczas pogromu
kieleckiego 1946 roku.” Tyle ksiądz Musiał.
* * *
W 2007 roku na łamach tygodnika „Polityka” ukazał się artykuł pt. Psychoza we krwi, w którym czytamy: „Nie byłoby pogromów w Krakowie i Kielcach,
gdyby nie przekonanie Polaków, że Żydzi mordują chrześcijańskie dzieci. Ta
wiara w mord rytualny nasiliła się po Holocauście. Pytanie, dlaczego odżyła
właśnie wtedy, kiedy Żydzi sami stali się ofiarami?
Nieprzypadkowo
do antyżydowskich zamieszek dochodziło najczęściej w okolicach Świąt
Wielkanocnych. Mit mordu rytualnego, obecny od stuleci wśród chrześcijan,
związany jest ze świętem Paschy, kiedy to Żydzi rzekomo mieli używać do
sporządzania macy krwi chrześcijańskiego dziecka. Dzień ofiarowania Paschy
przypada w chrześcijański Wielki Piątek. W 1945 r. Wielkanoc obchodzono w
pierwszych dniach kwietnia. Wtedy to opowieść, że Żydzi zabili dziecko na macę,
pojawiła się po raz pierwszy w Chełmie Lubelskim, potem w Rzeszowie, gdzie
rzeczywiście zginęło dziecko.
Zwłoki
zaginionej dwunastoletniej dziewczynki odnaleziono w piwnicy przy ul.
Tannenbauma 11 czerwca 1945 r. Morderstwo zostało dokonane na tle seksualnym, a
dodatkowo zabójca zdarł z twarzy dziecka skórę i wyciął mięśnie udowe. O
dokonanie zbrodni podejrzewano Jonasa Landesmana, mieszkańca Rzeszowa
narodowości żydowskiej. Z braku dowodów prokuratura umorzyła śledztwo, a
oskarżonego wypuszczono z aresztu we wrześniu 1945 r. Milicja przeprowadziła
rewizję w domach zamieszkanych przez ludność żydowską. Zebrany tłum,
prawdopodobnie poinformowany o sprawie przez milicjantów, wykrzykiwał w stronę
odprowadzanych na komisariat Żydów, że są zbrodniarzami i mordercami dzieci katolickich. W ruch poszły kamienie
i pięści.
Morderstwo
było na ustach wszystkich. Jeden z funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa
podsłuchał rozmawiające na rynku rzeszowskim kobiety: „Ot, widzicie – powiada
kobieta znajdująca się w grupie ludzi – za to, żeśmy im jeść dawali i ukrywali
ich, to teraz mordują nasze dzieci . I trzeba Katynia?” – Powiada druga: Tu
mamy Katyń dla naszych biednych dzieci, przez pięć lat męczonych. Oj, żeby tak
moje dziecko zginęło, to ja bym tym żydziakom oczy wydrapała, ano by i milicja
nie pomogła”. Wzburzenie było tak wielkie, że istniało niebezpieczeństwo
samosądów. Niektórzy mówili, że Niemcy dobrze robili mordując Żydów i
przechowujących ich Polaków. Po mieście krążyły fantastyczne wersje, jakoby
ofiarami miało paść sześcioro, a nawet trzydzieścioro dzieci. Wieszczono krwawą
zemstę. Jeszcze tego samego dnia stuosobowa grupa Żydów opuściła Rzeszów.
Trudno
wskazać moment, w którym w opowieści pojawił się motyw rytualnego morderstwa.
Być może przemiana dokonała się już na ulicach Rzeszowa, Według jednej z kolportowanych
w podziemiu ulotek, patrol milicji miał nakryć „rabina w pokrwawionym kitlu
przy wiszącej, nieżywej dziewczynce Bronisławie Madoń, znaleziono poza tym
części ciała ludzkiego należące do 16 dzieci”.
Nie
tylko Żydzi wyjechali z Rzeszowa, także mit mordu rytualnego szybko wydostał
się z miasta. Potrzebował kilku dni, by dotrzeć do Przemyśla. Pod datą 22
czerwca słynny matematyk Hugo Steinhaus odnotował w swoim dzienniku wiadomość,
jakoby także w Tarnowie doszło do napadu na dom, w którym schronili się Żydzi,
i zauważył: „Okazuje się, że mord rytualny na Żydach nie zapobiegł mitowi,
który przeżyje Żydów”.
W
Krakowie wiara w mit mordu rytualnego dała o sobie znać 27 lipca 1945 r. Tego
dnia milicja aresztowała kobietę podejrzaną o porwanie dziecka. W istocie matka
pozostawiła je pod opieką tej kobiety. Szybko jednak po mieście zaczęła krążyć
plotka, jakoby Żydówka porwała dziecko w celach rytualnych. Choć do pogromu nie
doszło, przesiąknięta antysemityzmem atmosfera gęstniała. W sobotę, 11
sierpnia, podczas nabożeństwa szabasowego w synagodze Kupa, grupa chuliganów
zaczęła obrzucać kamieniami budynek. W pewnym momencie ktoś dopadł jednego z
wyrostków. Ten wyrwał się jednak i biegnąc w stronę pobliskiego bazaru krzyczał:
„Ratunku, Żydzi chcieli mnie zamordować”.
W
ten sposób dał sygnał do rozpoczęcia antysemickich zamieszek.
„Nagle
plotka o mordzie rytualnym” – pisze w swojej książce o pogromie krakowskim Anna
Cichopek – „powtarzana już od paru tygodni, znalazła swoje »potwierdzenie« w
tym przerażonym chłopcu. Przekupki na pobliskim placu przekazywały sobie
makabryczne wieści. Niektóre płakały i głośno zawodziły. Jedni mówili o dwójce
zamordowanych dzieci, inni o osiemnastu, a nawet sześćdziesięciu ofiarach”. W
tym czasie trzech żołnierzy wdarło się do synagogi, po wyjściu z niej oznajmili
zgromadzonemu tłumowi, że znaleźli zamordowane dziecko. Rozpoczęło się
wyłapywanie i bicie Żydów, w tym kobiet i dzieci. Znów kluczową rolę odegrali
milicjanci, aktywnie biorąc udział w pogromie. Zginęło prawdopodobnie pięć
osób, a kilkakrotnie więcej pobito.
Mit
mordu rytualnego nie był pretekstem, zasłoną dymną dla użycia przemocy wobec
Żydów. Nie miał nic wspólnego z koloryzowaniem, banalną plotką. „Raz
powiedziany, to jest objawiony, mit – pisał Mircea Eliade – staje się prawdą
apodyktyczną: stanowi prawdę absolutną”. Dla niektórych mieszkańców Krakowa
opowieść o zabiciu przez Żydów chrześcijańskich dzieci ujawniała prawdę
definitywną, niekwestionowaną. Potwierdzają to, nigdy wcześniej niepublikowane,
fragmenty prywatnych listów przejętych przez Urząd Bezpieczeństwa w sierpniu
1945 r. List pierwszy: „U nas w mieście są potyczki z żydami, bo wyobraź sobie,
że żydzi posunęli się do tego stopnia, że zabijają dzieci polskie na krew, a
brali ich podstępem, aby im odnieśli walizki do bóżnicy. Płacili im po 100 zł,
a wiesz, że dzieci są łakome na pieniądze, zwłaszcza chłopcy. Okazało się, że
jeden był morowy dochodząc do bóżnicy usłyszał płacz dzieci i nie czekając na
resztę z piątki zwiał i dał znać na milicję. Milicja zastała kilka trupów w
piwnicy w bożnicy. Momentalnie rozniosło się po całym mieście i Polacy, gdzie
spotkali Żyda to prali a na tandecie [chodzi o targ – M. Z.] porozbijali im
kramy. Nawet była straszna strzelanina i było kilka ofiar, dokładnie – nie wiem
kto”.
List
drugi: „Opiszę ci jeszcze jeden wypadek w Krakowie, który rozegrał się w
dzielnicy, gdzie obecnie mieszkam. Od jakiegoś czasu ginęły dzieci aż 11.08
wyrwał się z rąk żydów 14-letni chłopiec, który miał podcięte żyły u ręki.
Żydzi spuszczali krew z rąk i nóg katolickim dzieciom i na co? To okaże się w
tych dniach. Byty takie wypadki w Rzeszowie, ale prasa sprostowała, że to
niemożliwe. Więc teraz wykryło się, że to jest święta prawda. Ludność rzuciła
się i zdemolowała synagogę, a na Żydach spotkanych na ulicy robili samosądy.
Żydzi z bronią w ręku bronili się, ale w tę sprawę weszło wojsko no i była
haratanina. Teraz już nikt nie zaprzeczy, że jewreje tych rzeczy nie robili,
nawet prasa”.
W
takich listach widmo mordu rytualnego zaczęło krążyć po całym kraju; największy
strach wzbudzając w byłym zaborze rosyjskim i Galicji. Zarażenie mitem postępowało błyskawicznie. W sierpniu
1945 r. w Częstochowie, jak zwykle zaczęło się od zaginięcia dziecka. „Poszła
wersja, że żydzi zamordowali”. Choć po kilku godzinach odnalazło się, to jednak
przez jeszcze kilka następnych dni pogrom wisiał w powietrzu. W Lublinie 17
września nie wróciła do domu 14-letnia dziewczynka Zofia Niemczyńska.
Zaginięcie zgłosił na milicji ojciec. Szybko po mieście zaczęła krążyć plotka,
jakoby odpowiedzialnymi za uprowadzenie byli Żydzi. Po kilku dniach dziennik
„Sztandar Ludu” poinformował, że dziewczyna uciekła, ponieważ bała się ojca
niezadowolonego z jej wyników w nauce. Ówczesna prasa próbowała zapobiec
rozprzestrzenianiu się mitu, jednak bez skutku.
Dlaczego
po Holocauście w społeczeństwie polskim odżyła wiara, że Żydzi mordują
chrześcijańskie dzieci? Bez wątpienia mamy do czynienia ze zjawiskiem długiego
trwania i obecnością mitu w polskiej kulturze ludowej.
Do
Polski mit mordu rytualnego dotarł w XIII w. Najwcześniejsza wzmianka o nim
pochodzi od Jana Długosza i dotyczy
Żydów krakowskich w 1407 r. Pierwsze publiczne oskarżenie w tej sprawie postawiono w Rawie Mazowieckiej w
1547 r.
Nasilenie procesów w takich sprawach nastąpiło na
przełomie XVII i XVIII w. Z tego czasu pochodzi namalowany przez Karola de Prevôt
i wiszący do dziś w sandomierskiej katedrze obraz mordu rytualnego. Przedstawia
kupowanie dzieci, pozyskiwanie z nich krwi, widać szczątki ciał i narzędzia
tortur. Podobna w treści wizualizacja znajdowała się do 1946 r. w kościele oo.
jezuitów w Łęczycy. Obraz przedstawiał, czytamy w relacji: „Grupę Żydów z
brodami, w tałesach, siedzących koło stołu z nożami w ręku. Na stole okrytym
białym obrusem stoi wanienka, w której znajduje się dziecko opływające i
zanurzone we krwi. Jeden z otaczających Żydów ściąga krew dziecięcą do szklanki”.
Obok obrazu znajdowała się szklana trumienka z zeschniętymi zwłokami dziecka.
Zamieszczony napis informował, że zostało porwane przez Żydów w 1639 r. i
znalezione ze stu ranami kłutymi.
W 1936 r. ks. Franciszek Konieczny w broszurze
„Żydzi i ich wrogi stosunek do Narodu” pisał: „Pod wpływem podłości obficie
tryskającej z talmudu, doszli żydzi do takiego zwyrodnienia iż pospolitą, a
raczej rafinowaną zbrodnię podnoszą do godności obrządku religijnego”.
Powojenna reakcja Kościoła była dwuznaczna. Po
pogromie kieleckim ordynariusz częstochowski biskup Teodor Kubina we wspólnej z
władzami lokalnymi odezwie głosił, że „Wszelkie twierdzenia o istnieniu mordów
rytualnych są kłamstwem. Nikt ze społeczności chrześcijańskiej w Kielcach ani w
Częstochowie lub gdzie indziej nie został skrzywdzony przez Żydów dla celów
religijnych i rytualnych. Nie jest nam znany ani jeden wypadek porwania dziecka
chrześcijańskiego przez Żydów. Wszystkie szerzone w tej materii wiadomości i
wersje są wymysłem świadomym zbrodniarzy lub nieświadomym ludzi obałamucanych i
zmierzają do wywołania zbrodni”.
Nie wszyscy ludzie Kościoła podzielali jednak
poglądy biskupa Kubina. Do tych, którzy uważali inaczej, należał m.in. biskup
Juliusz Bieniek, ordynariusz Dolnego Śląska. W sierpniu 1946 r. spotkał się z
nim ambasador Wielkiej Brytanii w Polsce. Anglik był zaskoczony, ponieważ
biskup stwierdził, że istnieją dowody na maltretowanie dziecka przez Żydów
przed pogromem w Kielcach. W tym kontekście cytowana jest często również
wypowiedź ówczesnego biskupa lubelskiego Stefana Wyszyńskiego, który – odnosząc
się do słynnego procesu w sprawie o mord rytualny Mendela Bejlisa (Rosja, 1911
r.) – miał powiedzieć: „Na procesie Bejlisa zebrano dużo dawnych i
współczesnych ksiąg żydowskich, lecz kwestia używania przez Żydów krwi nie
została decydująco rozwiązana”.” Tyle „Polityka”.
* * *
Z przytoczonych publikacji wynika, że kościół katolicki tak naprawdę
przez wiele stuleci ani nie zaprzeczał rzekomemu popełnianiu przez
Żydów mordów rytualnych, ani też nie wystąpił przeciwko ich prześladowaniu z powodu tych domniemanych
czynów. W tym przypadku jedynie ofiary trzymały się zasady domniemania
niewinności, reszta świata bezmyślnie i okrutnie domniemywała winę, a od
prześladowanych – wbrew wszelkim normom kultury prawnej – oczekiwała, iż będą
dowodzić swej niewinności, która i tak była ewidentna – choć przecież nie dla
ludzi zaślepionych nienawiścią . Dopiero Sobór
Watykański II i lata następne
stały się pod
tym względem przełomem,
ale tylko dlatego,
iż (jak np.
za panowania Jana
Pawła II, na
co wskazywał m.in.
na łamach „Naszego Dziennika” ksiądz
profesor Czesław Bartnik
(2007), szansę zostania biskupem
kościoła katolickiego mają
tylko osoby żydowskiego
pochodzenia).
Warto uwypuklić okoliczność, że niektórzy – szczególnie rosyjscy -
naukowcy, politycy i publicyści bywają skłonni do nadużywania pojęcia
„mord rytualny” w płaszczyźnie zagadnień
czysto politycznych. Tak np. określa się jako „mord rytualny” na
chrześcijanach wymordowanie przez
bolszewików rosyjskiej rodziny cesarskiej w 1918 roku, czy zbrodnię katyńską z roku 1940. Aleksander
Barkaszow, lider partii Russkoje Nacionalnoje Jedinstwo w wypowiedzi dla „Życia
Warszawy” z 4 października 1994 roku
mówił: „Wiem, jaką tragedią jest dla
Polaków sprawa katyńska, ale z całą odpowiedzialnością oświadczam: polskich
oficerów nie rozstrzeliwali Rosjanie. Sprawdzaliśmy przynależność etniczną
enkawudzistów i wykonawców wyroku. Wszyscy byli Żydami i wypełniali rozkazy
swych rodaków, stojących wyżej w ówczesnej hierarchii władzy. Rosjanie są z
natury przyjaźnie nastawieni do Polski”. W rosyjskiej prasie narodowej zbrodnia
katyńska jest przedstawiana wyłącznie jako domniemany żydowski mord rytualny
popełniony na Polakach ze względu na ich wierność Kościołowi Katolickiemu.
Podsumowując wszystkie przytoczone wyżej teksty powinno się więc z całą
jednoznacznością jeszcze raz podkreślić, że zbiorowe obarczanie wszystkich
Żydów odpowiedzialnością za – domniemane, lecz niekoniecznie rzeczywiste – zbrodnie
popełnione przez względnie nieliczne osoby jest absurdem. W każdym narodzie
ogromną większość stanowią ludzie normalni, przyzwoici, rozumni i dobrzy. I
zawsze istnieje też pewien wąski margines społeczny, złożony ze złodziei,
morderców, pedofili, gwałcicieli, sadystów, prostytutek. Dotyczy to w równym
stopniu narodu żydowskiego i włoskiego, niemieckiego i rosyjskiego, chińskiego
i polskiego, po prostu
każdego. Z czego
nie wynika, że
powinno się całą
ludzkość uznać za
zbrodniczą hordę dewiantów
i spalić ją
jakimś ogniem piekielnym,
jak to ponoć
kiedyś uczynił Bóg
z mieszkańcami Sodomy
i Gomory, którzy
w całości byli
ulegli spederastowaniu.
* * *
rozdział IV.
Antysemityzm Niemców
To zjawisko ma w kraju
nad Renem i Sprewą długą a bogatą tradycję; jest
przy tym najbardziej unaukowione spośród wszystkich antysemityzmów świata, być
może z wyjątkiem, równie „filozoficznego”, antysemityzmu greckiego czy
rosyjskiego. Choć przecież, z
drugiej strony, przez wieki trwała też wcale owocna symbioza pierwiastka
semickiego i germańskiego nie tylko w zakresie imperializmu antysłowiańskiego,
ale i w dziedzinie kultury.
Heinrich Heine, Johannes
Brahms, Ludwig Börne, Anna Seghers, Albert Einstein, Gustav
Mahler, Arnold Schönberg,
Karol Marks, Theodor Adorno – któż zliczy to
mnóstwo znakomitych imion
żydowskich, stanowiących część kultury niemieckiej lub co najmniej
niemieckojęzycznej. A jednak historyk żydowski Heinrich Graetz czuje się
zmuszony do stwierdzenia: „Nigdzie nie
tępiono Żydów z taką systematycznością i pasją, jak w świętym państwie
rzymsko-niemieckim” (Historia Żydów,
t. 6). Daniel J. Goldhagen w
wydanej w 1996
roku w Berlinie
książce pt. „Hitlers willige
Vollstrecker. Ganz gewöhnliche Deutsche
und der Holocaust”
absolutnie jednoznacznie i
wyraziście twierdzi, że
Niemcy są w
naturalny sposób antysemitami
i mordercami Żydów,
czemu dawali wyraz
wielokrotnie w swej
potwornej historii. Tego
rodzaju punkt widzenia,
jak też mocno
uargumentowaną z nim
polemikę znajdujemy w
zbiorowym tomie pod
redakcją J.H. Schoeps „Ein Volk
von Mördern ?” (Hamburg
1986). Skąd więc to rozdwojenie,
z jednej strony symbiotyczna jedność (Państwo Niemieckie po hebrajsku nazywa
się „Ashkenaz”), z drugiej – walka przeciwieństw?
Tytaniczne zmagania
między żydostwem a chrześcijaństwem trwają od ponad 2 tysięcy lat. O ile
chrześcijanie wciąż dążyli do tzw. „nawrócenia” i teologicznego zasymilowania
wyznawców judaizmu, o tyle ci ostatni niezmiennie usiłowali się wybronić, a
często też obsadzić swymi ludźmi gremia kierownicze kościołów chrześcijańskich,
by następnie je „unieszkodliwiać”. [Czynią zresztą to samo
od kilku pokoleń w stosunku do islamu, fałszywie się nań nawracając, a potem
siejąc podziały i rozpalając wewnątrz tej religii wrogość między poszczególnymi
odłamami wyznawców Mahometa]. To, czyli
skuteczne osłabianie przeciwnika,
należy do
wielkiej sztuki panowania
i dyplomacji, którą
elity żydowskie doprowadziły
niemal do perfekcji,
o czym pisze
w swej książce
„The Jewish
Century” Yuri Slezkin.
Trzynastokrotnie
papieżami kościoła katolickiego byli osobnicy żydowskiego pochodzenia. Robili
wszystko, by kościół zdemoralizować, osłabić, zdezorganizować i zniszczyć od
wewnątrz. Obsadzali masowo stanowiska administracyjne swymi rodakami, nadawali
im godności biskupów i kardynałów. Popełniali liczne zbrodnie i
nadużycia, byle podważyć
autorytet kościoła. Papież Juliusz II miał kilkanaście dzieci z różnymi
kobietami, później ciężko chorował na
syfilis, słynął jako hulaka, pijak i amator publicznych kobiet. Papież Paweł IV
był okrutny do takiego stopnia, że gdy pewnego razu nie przypadła mu do gustu
rzeźba przedstawiająca Jezusa Chrystusa na krzyżu, kazał autora rzeźby ukarać
śmiercią, co też uczyniono (w połowie XVI wieku!).
Jest to zaledwie ułamek
straszliwych potworności, dziejących się przez wieki w obrębie kościoła
żydokatolickiego czyli zachodniego, obecnie oficjalnie deklarującego swą
uległość i służebność w stosunku do dążeń światowego żydostwa do władzy
globalnej. W kontekście tych faktów wcale adekwatnie brzmią słowa kardynała
Herkulesa Consalvi, który w trakcie spotkania z Napoleonem I, gdy ów w pewnym
momencie zagroził: „Zniszczę kościół rzymski!”, ironicznie i spokojnie odparł:
„Panie, my robimy to już od osiemnastu wieków i wciąż bez rezultatu”...
Nie jest bodaj sprawą
przypadku, że antykatolicki protestantyzm powstał w Niemczech, kraju o dawnych
i głęboko zakorzenionych tradycjach antyżydowskich, a
we frazeologii języka
niemieckiego „jüdisches Kind”
dotychczas znaczy „dziecko z
nieprawego łoża”, „bękart”;
natomiast „weisser
Jude” to
nikt inny, jak
tylko „chciwy nie-Żyd”… Jeszcze król
Franków Guntram w VI wieku
miał się wyrażać
w taki oto
sposób: „Niech będzie przeklęty
ten szatański i
wiarołomny naród żydowski,
który żyje tylko
z oszustwa”.
Jedną z najsłynniejszych
niemieckich rozpraw w tym temacie był tekst Marcina Lutra z 1543 roku pt. O Żydach i ich kłamstwach. Autor
nawoływał do palenia synagog, niszczenia żydowskich domów, konfiskowania Talmudu i innych żydowskich ksiąg
szerzących jakoby nienawiść do ludzkości. Doradzał też grabież mienia
żydowskiego, złota i srebra, rzekomo nieuczciwie przez Żydów nagromadzonego.
Marcin
Luter odnotowywał: „Żydzi to wierutni
kłamcy i pijawki krwiożercze. Oni to pokrętnymi interpretacjami sfałszowali i
przekręcili całe Pismo Święte. Pełni wszelkiej złości, pazerności, zawiści i
nienawiści wśród siebie, zieją przekleństwem
także względem innych narodów.
Są tak grubo zaślepieni, iż nie tylko
praktykują lichwę, ale uczą, że ta lichwa jest prawowita, że sam Bóg przez usta
Mojżesza nakazał uprawiać lichwę wśród innowierców. Nie ma pod słońcem narodu
bardziej chciwego na pieniądze niż Żydzi. Nawet gdy myślą o nowym Mesjaszu,
cieszą się nadzieją, że on wszystkim zabierze złoto i srebro, a odda je Żydom (...) Żydzi są
nieznośnym naszym ciężarem. Narzekają na nas, że ich rzekomo gnębimy i
uciskamy, a tu nie ma wśród nas nikogo, co by na oścież nie otworzył drzwi domu
swego, aby wyszli do miejsca, z którego do nas przybyli. Jeszcze byśmy ich
darami obsypali na drogę, by się tylko od nas wynieśli. Nie my uciskamy Żydów,
jeno Żydzi nas we własnym naszym kraju uciskają; my w pocie czoła pracujemy, a
oni spokojnie owoce naszej pracy spożywają. Wymyślają nam od gojów, życzą nam w
swych szkołach i modlitwach nieszczęścia, rabują nasze pieniądze i zabierają
dorobek na drodze lichwy. Nie wierz lisowi na zielonej łące, nie wierz Żydowi,
gdy przysięga ... Żydom
szczególnie bliska jest
Księga Estery, która
usprawiedliwia ich krwiożerczość, mściwość,
ich rozbójnicze apetyty
i nadzieje. Nigdy
słońce nie świeciło
narodowi bardziej krwawemu
i mściwemu, który
hołubi w sercu
ideę zniszczenia i
uduszenia wszystkich innych…
Żaden z ludów
nie jest tak
chciwy jak Żydzi,
którzy byli, są
i wiecznie będą
chciwcami, na co
wskazuje ich przeklęte
przez Boga lichwiarstwo.
Oni pocieszają siebie
myślą, że gdy
przyjdzie Mesjasz, to
zbierze całe złoto
i srebro świata
i rozdzieli je
między nimi. Powinno
się zniszczyć ich
księgi modlitewne i
talmudyczne, które uczą
ich bezbożnictwa, kłamstwa
i szalbierstwa. Młodym
Żydom i Żydówkom
należy dać do
rąk motyki, siekiery,
łopaty, sierpy, pralki
i wrzeciona, aby
zarabiali na chleb
w pocie oblicza
swego. (…) Czyż ich Talmud nie pisze, a rabini nie mówią, że nie jest
grzechem, jeśli Żyd zabija goja, lecz jest strasznym grzechem, jeśli zabija
brata z Izraela? Nie jest grzechem, jeśli nie dotrzymuje on przysięgi złożonej
gojowi. Dlatego też kraść i rabować, co wciąż czynia, jest dla nich Bożą
przysługą; a Żydzi są panami świata, my zaś tylko ich bydłem, inwentarzem
pociągowym.
Jeśli ktoś mysli, że mówię zbyt dużo,
odpowiadam: nie mówię zbyt dużo, lecz mówię zbyt mało, jeśli uwzględnić
to, co widzę w ich pismach, i to, jak
oni nas przeklinają i życzą wszystkiego
co najgorsze w swoich naukach i modlitwach”… Twórca protestantyzmu nazywał Żydów „trucicielami”, którzy
przenikając wszędzie do zawodów lekarskich trują po cichu każdego, kogo z
jakichś swych względów uznają za „wroga”; posiadają przy tym „leki”, które mogą
spowodować zgon za dzień, za miesiąc, za rok czy za kilka lat, i nagminnie
stosują swe szatańskie sztuczki, aby zgładzać z tego świata najlepszych i
najzdolniejszych ludzi. A z pomocą bezwstydnej lichwy wyniszczają całe narody.
[Nawiasem mówiąc
o parę stuleci
wcześniej w dokładnie
takim stylu wypowiadał
się Włoch, Święty Tomasz
z Akwinu, który
uważał, że powinno
się odebrać Żydom
prawo do życia
z lichwiarskich procentów
i zmusić ich do uczciwej
pracy: „Żydom nie powinno
się pozwalać na
posiadanie tego, co
nabyli od innych
drogą lichwiarstwa. Byłoby
lepiej, gdyby oni
pracowali, aby uczciwie
zarobić sobie na
życie, gdyż na
skutek swego próżniactwa
stają się coraz
bardziej chciwi i
nienasyceni”. Gdyby stało
się po myśli
tego świętego, 90
procent banków świata
musiałoby upaść]. Także
papież Klemens VIII
(XVI wiek) pisał
podobnie: „Cały świat cierpi
od żydowskiego lichwiarstwa,
od ich monopolu
i oszustw. Żydzi
wpędzili w stan
nędzy wielu nieszczęśliwych ludzi,
szczególnie rolników, robotników
i biedaków”… W
tymże mniej więcej
czasie Erazm z
Rotterdamu wywodził: „Cóż za
grabież i ucisk
czynią Żydzi nad
biednymi ludźmi, którzy
już nie mogą
dalej tego znosić!...
Żydowscy lichwiarze szybko
się wkorzeniają nawet
w małych wiosczynach
i jeśli pożyczają
pięć florenów, wymuszają
zastaw sześciokrotnie wyższy.
Pobierają procenty z
procentów, a z
całości jeszcze procenty,
tak iż biedak
traci wszystko, co
posiadał”. Niestety, w
tym zgranym chórze
potępień zarówno katolickich,
jak i protestanckich zabrakło
słów o tym,
że żydowscy lichwiarze
to zaledwie drobna
część w obrębie
narodu żydowskiego, że
ci lichwiarze równie
bezwzględnie wyzyskiwali także
swych biednych rodaków,
że w końcu
lichwiarzami byli również
aryjscy obszarnicy, książęta,
a także biskupi
i kardynałowie.
W
mentalności i kulturze niemieckiej także później było żywotne to antyżydowskie
ukierunkowanie, które znalazło swe apogeum w hitlerowskich obozach
koncentracyjnych dla Żydów i w ich wyniszczaniu w obozach
koncentracyjnych. Ale ideologiczne i psychologiczne przygotowanie do tego aktu
trwało przez kilka wieków. Przypomnijmy, co pisali na ten temat wielcy luminarze
kultury niemieckiej. I tak Immanuel Kant
(1724-1804) w Antropologii
stwierdzał: „Żyjący pomiędzy nami Palestyńczycy
dzięki swemu lichwiarskiemu duchowi, od najdawniejszych czasów w nich
tkwiącemu, stali się najsłynniejszymi oszustami i tylko samym sobie tę
powszechną sławę oszustów zawdzięczają. Wydaje się być trudnym do pojęcia, iż
może istnieć naród składający się z samych przekupniów, którzy wciskając się
między inne narody, nie myślą o pozyskiwaniu wśród nich czci obywatelskiej, ale
głowią się jedynie nad tym, jak ten naród nieżydowski wyzyskać, a nie stracić nic
z pozyskanych praw obywatelskich”...
Gotthold
Ephraim Lessing nie bez przekąsu zauważał:
„Żyd zawsze pozostaje Żydem”. I cóż z tego? Czyżby nie miał racji Michel de Montaigne, gdy zauważał, iż niezależnie od tego, jaką rolę gra człowiek (każdy człowiek, a nie tylko Żyd!), zawsze odtwarza samego siebie, czyli pozostaje sobą?..
W
podobny sposób jak Kant wyrażał swe poglądy geniusz kultury światowej, wielki
poeta i uczony Johann Wolfgang von Goethe (1749-1832): „Naród izraelski nigdy nie był wiele wart, co im ich wodzowie, sędziowie
i prorocy tysiąckrotnie wypominali. Posiada on bardzo mało zalet, ale za to
wszystkie prawie wady innych narodów. Cóż można powiedzieć o takim ludzie,
który w swej wielowiekowej wędrówce pozostawia tylko ślady zepsucia i wyzysku
innych narodów? Nikt się też nie powinien dziwić, że nie mamy do Żydów zaufania
i że uważamy za obowiązek strzec naszej kultury od skażenia jej przez nich”...
Tenże autor w innym
miejscu dodawał: „Istota Żydów. Energia –
podstawą wszystkiego. Bezpośrednie cele. Nie ma takiego, nawet najmniejszego
Żydka, który nie przejawiłby zdecydowanych dążeń, i to czysto ziemskich,
doczesnych, chwilowych. Mowa Żydów ma w sobie coś patetycznego”... Poeta
też przypuszczał, że nadchodzi w dziejach Europy epoka żydowska, gdyż „na świecie nie chodzi o to, by znać ludzi,
lecz o to, by w danej chwili być mądrzejszym od człowieka, z którym właśnie
mamy do czynienia. Świadczą o tym wszystkie jarmarki i wszyscy jarmarczni
krzykacze”... Gdy zaś ci „krzykacze” osiągną pełnię władzy, nikt nie będzie
mógł liczyć na ich litość: „der Jude wird
uns nicht verschonen”... – „Żyd nas
nie oszczędzi”...
Także
czołowy filozof romantyzmu niemieckiego Johann Gottlieb von Fichte (1762-1814)
ostrzegał: „Prawie we wszystkich krajach
europejskich rozszerza się potężne wrogie państwo, które stale wojuje z innymi
państwami i okrutnie uciska obywateli. Państwem tym jest żydostwo”.
Tego
rodzaju ujęcia przedostały się rychło do sfer rządzących krajów niemieckich,
tak iż wielka cesarzowa Austrii miała się aż nazbyt jednoznacznie wyrazić: „Nie znam w państwie gorszej zarazy od Żydów
z powodu ich oszustw, lichwiarstwa i wyzysku. Wtrącają oni ludzi w nędzę i
dokonują wszelkich podłości, którymi by się ludzie uczciwi odruchowo brzydzili”.
Johann
Gottfried von Herder twierdził, że Żydzi od samego początku byli pasożytem na
pniach innych narodów; Adolf Menzel, że „wysysają
jak pijawki ciało chrześcijan, aby nim się tuczyć”; a socjolog Karl J.
Weber napisał już w XX wieku: „Żydostwo,
czyli banda przekupniów, kramarzy i lichwiarzy, zasługuje na nienawiść, pogardę
i zniszczenie”. Żydzi ponoć są tak potrzebni w jakimś kraju, jak myszy
grasujące w zbożu, albo mole w ubraniach. Szereg antyżydowskich sformułowań
znajdziemy też w dziełach innych luminarzy kultury niemieckiej, takich jak
Mistrz Eckhart, Tomasz a Kempis, Hegel, Feuerbach, Scheler, Schiller,
Schopenhauer, a nawet Karol Marx.
Trudno
więc się dziwić, że Adolf Hitler atakując Żydów w dziele Mein Kampf powoływał się niejednokrotnie na jednoznaczne w tej
materii wypowiedzi Marcina Lutra i tych niemieckich intelektualistów, którzy tę
linię kontynuowali i rozwijali, czyniąc z niej jedną z istotnych cech ducha
niemieckiego, zawsze przekonanego o tym, że „Żydzi to trująca pleśń ludzkości”... Ta tradycja został podjęta
i była kontynuowana zarówno w teorii, jak i w praktyce, przez III Rzeszę
Niemiecką.
Adolf Hitler wyznawał: „Moje uczucia chrześcijanina wskazują mi na
Pana i Odkupiciela jako na bojownika. One przywodzą mnie do człowieka, który
ongiś, będąc samotnym, otoczonym zaledwie kilkoma zwolennikami, dostrzegł w
Żydach ich prawdziwą istotę oraz nawoływał ludzi do walki przeciwko nim, i
który, Święty Boże, był wielkim nie jako męczennik, lecz jako bojownik. Z
bezgraniczną miłością, jako chrześcijanin i jako człowiek, czytałem rozdział o
tym, jak Pan uniósł się wreszcie w swej mocy i chwycił za bicz, aby wygnać ze
Świątyni żmijowe plemię. Jakąż straszliwą musi być walka przeciwko żydowskiemu
jadowi!”. I była takową w wykonaniu autora Mein Kampf. Z tym, że jednak skończyła się zdruzgotaniem nie Żydów,
lecz Niemców. Żydzi nigdy nie popuszczali tym, których byli uznali za swych
wrogów i zawsze doprowadzali
do ich unicestwienia. Niektórzy nawet uważają, iż
Adolf Hitler, jako kwadrogen, czyli w jednej czwartej Żyd (mieszaniec
żydowsko-turko-mongolski, impotent o inklinacjach bestialsko-sadystycznych
powstałych na skutek szoku genetycznego), świadomie doprowadził do wojny między
narodami aryjskimi Europy, w czym pomógł mu jego rodak, czyli minister spraw
zagranicznych Polski Józef Beck, łajdak mający gębę pełną frazesów o honorze,
inicjując niemiecko-polski rozbiór Czechosłowacji w 1938 roku, rozpoczynający
II wojnę światową.
* * *
Socjolog niemiecki Werner
Sombart pisał: „Wojny i rewolucje są
żniwem dla Żydów”. Jakby nawiązywał w ten sposób do stylu i treści myślenia
wielkiego filozofa Fryderyka Nietzschego, który Rewolucję Francuską uważał za
wydarzenie, za pośrednictwem którego „doszła
Judea raz jeszcze do zwycięstwa nad ideałem klasycznym”. – „Ostatnia polityczna dostojność, jaka była w
Europie, dostojność siedemnastego i osiemnastego francuskiego stulecia padła
pod gminnymi instynktami mściwej uraźliwości”. Niemiecki filozof nie
błyszczy w tym miejscu oryginalnością, bowiem znacznie wcześniej, w okresie
tzw. „wielkiej” rewolucji francuskiej i tuż po niej niektórzy tamtejsi autorzy
(Barruel, Robinson, Chevalier de Maglier) pisali o międzynarodowym
sprzysiężeniu filozofów, masonów i iluminatów przeciwko religii i przeciwko
wszystkim europejskich monarchiom. Po Anglii (Cromwell), Francji (Robespierre)
przyszła kolej na Rosję (Trocki – Bronstein, Lenin – Blank i in.). Księżna
Radziwiłł pisała: „Już po zamordowaniu
Aleksandra II, jego syn i dziedzic Aleksander III był nad wyraz zmartwiony tym,
że morderstwo ojca całkowicie zostało przygotowane i urzeczywistnione przez
Rosjan, i mianowicie przez Rosjan należących do wyższych sfer społecznych...
Przywódcy partii konserwatywnej przy dworze usiłowali przekonać Aleksandra III,
że zamordowanie jego ojca zostało spowodowane żydowskimi intrygami, mającymi na
celu zniszczenie wszystkich monarchii europejskich”. Inicjatorami i
nosicielami tej tendencji mieli być, oczywiście, Żydzi.
E. A. Saboty w 1880 roku pisał: „Żydzi wszędzie wśród innych narodów
występują w roli rewolucjonistów. Taka postawa jest im narzucana przez ich
własnych religijnych i społecznych przywódców. Dezorientując i demoralizując
inne narody Żydzi je osłabiają, a tym samym tworzą dla siebie optymalne warunki
do kradzieży, oszustw, grabieży i umocnienia swej dominacji”.
W tomie „Poza dobrem i złem” Nietzsche gorączkowo (ostatnie jedenaście lat
swego życia był przez lekarzy żydowskich „leczony” w zamkniętym zakładzie dla
umysłowo chorych!) wywodził: „Żydzi, lud
„zrodzony do niewoli”, jak powiada Tacyt i cały świat starożytny, „lud wybrany
wśród ludów”, jak mówią i wierzą oni sami. – Żydzi dokonali owego
mistrzowskiego dzieła przemianowania wartości, dzięki któremu życie na ziemi
nabrało dla kilku tysiącleci nowego i niebezpiecznego czaru: – prorocy, ich pojęcia
„bogaty”, „bezbożny”, „zły”, „gwałtowny”, „zmysłowy” stopili w jedno i okryli
po raz pierwszy słowo „świat” niesławą. Na tym przemianowaniu wartości (w
którym słowo „biedny” bywa uważane za synonim „świętego” i „przyjaciela”)
polega znaczenie żydowskiego ludu: od niego poczyna się rokosz niewolników w
morale”...
F. Nietzsche uważał, że moc i siła Żydów
kryją się zarówno w fanatyzmie ich kapłanów, w bogactwie ich kupców, jak i w
przebiegłości ich publikatorów. W tomie „Wola
mocy” zauważał: „Potęga i pewność
przyszłości żydowskiego instynktu, potworność jego długotrwałej woli życia i
mocy tkwi w jego panującej klasie”... Żydzi są bardzo sceptyczni i nie
skłonni do żadnych zachwytów i entuzjazmu. Prócz najgorszego – zachwytu i
entuzjazmu dla samych siebie jako domniemanego „narodu wybranego”... F.
Nietzsche usiłuje w sposób naukowy lub pseudonaukowy wykazać jakąś szczególną szkodliwość
Żydów czy ich moralne, fizyczne i psychiczne upośledzenie w stosunku do „zdrowych i prężnych” narodów aryjskich lub
innych. Szczególnie liczne i spektakularne próby tego rodzaju były zresztą i
przed nim podejmowane w obrębie całej kultury
niemieckiej.
Filozof wskazuje na okoliczność, że dawną szlachtę, będącą
spadkobierczynią klasycznej kultury grecko-bizantyjskiej, cechował ów przedchrześcijański duch
arystokratyzmu, jeszcze
przed
Nietzschem zdający sobie sprawę z tego, że „dobro
najliczniejszych i dobro najnieliczniejszych to dwa przeciwległe punkty
zapatrywania na wartość”. Szlachta ta ostro odrzucała żydowsko-plebejską
filozofię egalitaryzmu i równości wszystkich ludzi, doskonale rozumiała nie
tylko fakt, że ludzie nie są sobie równi, ale i fakt, że wszelkie dążenie do
równości, a nawet do równouprawnienia stanowi reakcyjną próbę równania w dół, obniżenia
wartości tych, którzy są najlepsi
i ograniczenia ich przyrodzonych,
genetycznie
uwarunkowanych praw. Fryderyk Nietzsche w dziele „Z genealogii
moralności” wywodził: „Rzym
odczuwał w Żydzie coś sprzecznego z samą naturą, niejako swe antypodyczne monstrum. W Rzymie uważano Żyda za tego, któremu dowiedziono
nienawiści do całego rodzaju ludzkiego. Słusznie, o ile ma się słuszne prawo
powiązywać rozkwit i przyszłość ludzkiego rodzaju z bezwzględnym panowaniem
wartości arystokratycznych, wartości rzymskich. (...) Rzymianie byli przecież
tak silni i dostojni, że
silniejszych i dostojniejszych dotąd jeszcze na ziemi nie było. Takich nie
śniono nawet nigdy. Każdy szczątek po nich, każdy napis zachwyca, ma się
rozumieć, jeśli się odgadnie, co tam piszą. Żydzi, przeciwnie, byli owym
kapłańskim narodem, opętanym przez „ressentiment par excellence”, posiadającym
niemającą równej gminnie – moralną genialność... Kto na razie zwyciężył, Rzym
czy Judea? Ależ tu nie ma wątpliwości. Zważmy tylko, przed czym kłaniają się
dzisiaj nawet w Rzymie, jako przed wcieleniem wszystkich najwyższych wartości –
i nie tylko w Rzymie, lecz prawie na przestrzeni pół ziemi, wszędzie, gdzie się
tylko człowiek obłaskawił lub obłaskawić się pragnie. (...) To podziwu godne: Rzym
uległ bezsprzecznie. Wprawdzie zdarzyło się za Odrodzenia wspaniałe,
niepokojące przebudzenie klasycznego ideału, dostojnej oceny wartości
wszystkich rzeczy. Nawet Rzym poruszał się, jak przebudzony z letargu, pod
uciskiem nowego, zbudowanego na nim
zażydziałego Rzymu, który przedstawiał widok ekumenicznej synagogi i zwał się „Kościołem”.
Lecz natychmiast zatryumfowała znowu Judea, dzięki owemu zasadniczo gminnemu
(niemieckiemu i angielskiemu) ruchowi „ressentiment”, który nazywają Reformacją
(...). W pewnym nawet bardziej decydującym i głębszym znaczeniu, niż wówczas,
doszła Judea raz jeszcze z Rewolucją Francuską do zwycięstwa nad ideałem klasycznym.
Ostatnia polityczna dostojność, jaka była w Europie, dostojność siedemnastego i
osiemnastego francuskiego stulecia padła pod gminnymi instynktami mściwej uraźliwości.
Nigdy nie słyszano na ziemi większego okrzyku radości, wrzaskliwszego zachwytu!
Wprawdzie zdarzyła się wśród tego rzecz najpotworniejsza, najnieoczekiwańsza:
starożytny ideał wystąpił cieleśnie z niesłychanym przepychem przed oczy i
sumienia ludzkości, – i raz jeszcze silniej, prościej, przenikliwiej niż
kiedykolwiek, rozbrzmiało przeciwko starym łgarczym rozwiązaniom mściwej uraźliwości
w myśl pierwszeństwa najliczniejszych, przeciwko żądzy zniżania, poniżania, zrównania,
staczania się wstecz i w zmierzch człowieka. Rozbrzmiało straszliwe i porywające
przeciwne rozwiązanie w myśl pierwszeństwa najnieliczniejszych! Jako ostatni
drogowskaz ku innej drodze zjawił się Napoleon, ten najbardziej odosobniony i najpóźniejszy
z późno zrodzonych, jaki istniał kiedykolwiek, a w nim ucieleśniony problemat
dostojnego ideału samego w sobie”...
Jak pisał Nietzsche, w chrześcijaństwie,
szczególnie w katolicyzmie, odbył się proces degeneracji duchowej i kompletnego
zafałszowania rzeczywistości moralnej. Niemoc, nie odważającą się na odwet i
zemstę, nazwano tu „dobrocią”; trwożliwą nikczemność – „pokorą”; uległość wobec
tych, których się nienawidzi – „posłuszeństwem” czy „cierpliwością”,
tchórzostwo – „przebaczeniem”, małoduszność – „łagodnością”, „miłością
bliźniego” itp. „Mówią też o
„miłości dla wrogów swoich” – i pocą się przy tym... Są nędzni, bez wątpienia,
te skrzeczki i pokątni fałszerze, choć siedzą w kupie i grzeją się nawzajem.
Lecz mówią o sobie, że ich nędza jest ich wybraniem i odznaczeniem przez Boga, że
się bije psy, które najbardziej się lubi. Może jest też ta nędza przygotowaniem,
doświadczeniem, szkołą, a może jeszcze czymś więcej – czymś, co kiedyś
wyrównanym zostanie i wypłaconym olbrzymimi odsetkami w złocie, nie! w
szczęściu. To zwą „szczęśliwością wieczną” (...) Teraz dają mi do zrozumienia, że nie tylko są lepsi od możnych, panów ziemi, których plwociny lizać
muszą. Nie z obawy, bynajmniej, nie z obawy, lecz tylko dlatego, a jakże, że to
Bóg każe czcić wszelką zwierzchność! Twierdzą też, że nie tylko są lepsi, lecz
także, że jest im lepiej”.
W
każdym razie kiedyś będzie im lepiej. Lecz dość, dość! Nie wytrzymam więcej!
Zepsute powietrze! Śmierdzi tu od tych wszystkich kłamstw!...”
Tyle wzburzony Fryderyk Nietzsche. W innym miejscu
tegoż tekstu „Z genealogii moralności”
filozof bardziej spokojnie opisuje to zjawisko: „Bunt niewolników na polu
moralności zaczyna się tym, że „ressentiment” samo się staje twórczym i płodzi
wartości; ressentiment takich istot, którym właściwa reakcja, reakcja czynu,
jest wzbroniona i które wynagradzają ją sobie tylko zemstą w imaginacji. Gdy
wszelka dostojna moralność wyrasta z tryumfującego potwierdzenia siebie samej,
moralność niewolnicza mówi z góry „nie” wszystkiemu co „poza nią”, co „inne”,
co nie jest „nią samą”: i to „nie” jest jej twórczym czynem. To odwrócenie
ustanawiającego wartości spojrzenia – ten konieczny kierunek na zewnątrz, miast
wstecz ku samemu sobie – jest właśnie właściwe uczuciu ressentiment. Moralność
niewolników, by powstać, potrzebuje najpierw zawsze świata przeciwnego i
zewnętrznego, potrzebuje, fizjologicznie mówiąc, zewnętrznych podniet, by w
ogóle działać, – jej akcja jest z gruntu reakcją. Przeciwnie dzieje się z
dostojną oceną wartości. Działa ona i rośnie spontanicznie. Wynachodzi jeno
swoje przeciwieństwo, by siebie z tym większą wdzięcznością, tym radośniej
potwierdzić. Jej negatywne pojęcie „niski”, „pospolity”. „zły” jest tylko
później zrodzonym, bladym kontrastowym obrazem w stosunku do jej pozytywnego,
na wskroś życiem i namiętnością przepojonego zasadniczego pojęcia „my dostojni,
my dobrzy, my piękni, my szczęśliwi!” Jeśli dostojna ocena wartości zgrzeszy
przeciw rzeczywistości, to dzieje się to w stosunku do sfery, która jej nie jest
dostatecznie znana, owszem przeciw której prawdziwemu poznaniu broni się ona
ostro: zaniepoznaje w pewnej mierze pogardzaną przez siebie sferę, sferę
pospolitego człowieka i niskiego gminu. Z drugiej strony należy rozważyć, że w
każdym razie uczucie pogardy, spoglądania w dół: spoglądania z góry, zgodziwszy
się nawet na to, że fałszuje obraz pogardzanego, dalekim pozostaje od
fałszerstwa, którego zepchnięta nienawiść, zemsta bezsilnego dopuszcza się
wobec swego przeciwnika – oczywiście in effigie. W rzeczy samej zbyt wiele
niedbałości, zbyt wiele lekceważenia, zbyt wiele odwracania oczu i
zniecierpliwienia miesza się do pogardy, nawet zbyt wiele własnego uradowania,
by zdolna była przemienić swój przedmiot w istotną karykaturę i potwora. Należy
wsłuchać się w przychylne prawie odcienie, wkładane na przykład przez grecką
szlachtę we wszystkie słowa, którymi odróżnia od siebie niski tłum, jak się w
nie miesza ustawicznie i ocukrza je pewien rodzaj pożałowania, względności,
wyrozumiałości, aż wreszcie wszystkie prawie słowa, pospolitemu przypadające
człowiekowi, pozostały ostatecznie jako wyrazy na „nieszczęśliwy”, „pożałowania
godny” (...) – i jak z drugiej strony „zły”, „niski”,
„nieszczęśliwy” nigdy nie przestały dla ucha greckiego brzmieć w tonie, w którego
barwie przeważa „nieszczęśliwy”. Jest to dziedzictwo starej szlachetniejszej arystokratycznej
oceny wartości, która i w pogardzie nie sprzeniewierzyła się sobie. „Dobrze
urodzeni” czuli się właśnie „szczęśliwymi”; nie musieli dopiero przez
spojrzenie, skierowane na swych wrogów, sztucznie konstruować swojego
szczęścia, w pewnym stopniu wmawiać, wkłamywać (jak to wszyscy ludzie opanowani
przez ressentiment czynić zwykli). I umieli również, jako zupełni, siłą
uposażeni, stąd z konieczności czynni ludzie, nie oddzielać działania od szczęścia, – być czynnym wliczają z
konieczności do szczęścia – wszystko to w zupełnym przeciwieństwie do
„szczęścia” na szczeblu bezsilnych, uciskanych, owych od jadowitych i
nieprzyjaznych uczuć ropiejących ludzi, u których występuje ono zasadniczo jako
narkoza, oszołomienie, spoczynek, pokój, „sabbat”, odprężenie umysłu i
wyciągnięcie członków, słowem biernie. Kiedy człowiek dostojny żyje ufnie i
otwarcie przed samym sobą („szlachetnie urodzony” podkreśla odcień „szczery” a
również i „naiwny”), to człowiek opanowany przez ressentiment nie jest ani
szczerym, ani naiwnym, ani z samym sobą uczciwym i otwartym. Jego dusza zezuje.
Duch jego kocha schówki, kryjome dróżki, wrota od tyłu. Wszystko, co skryte, ma
powab dla niego jako jego świat, jego
pewność, jego uciecha. Zna się on na milczeniu, na niezapominaniu, na czekaniu,
na tymczasowym umniejszaniu się i pokornieniu. Rasa takich, opanowanych przez
ressentiment, ludzi stanie się w końcu z konieczności roztropniejsza, niż
jakakolwiek inna rasa dostojna, będzie też czcić roztropność w zupełnie innej
mierze: mianowicie jako pierwszorzędny warunek istnienia, gdy tymczasem w
ludziach dostojnych ma roztropność lekką, wykwintną przymieszkę zbytku i wyrafinowania. Jest ona
bowiem w nich daleko mniej zasadnicza, niż doskonała pewność funkcji
regulujących nieświadomych instynktów lub nawet pewna nieroztropność, pewne
dzielne gnanie na oślep, czy to ku niebezpieczeństwu, czy to na wroga, lub owa
zapalczywa nagłość gniewu, miłości, czci, wdzięczności i zemsty, po których
wszelkiego czasu poznawały się dusze dostojne. Nawet ressentiment dostojnego
człowieka, jeśli się pojawia w nim, spełnia się i wyczerpuje w natychmiastowej
reakcji, dlatego nie zatruwa. Z drugiej strony nie występuje ono w niezliczonych
wypadkach, w których nieuniknione jest u wszystkich słabych i bezsilnych. Nie
pamiętać zbyt długo swoich wrogów, swoich przykrości, nawet swoich złoczynów –
to oznaka silnych pełnych natur, w których jest nadwyżka plastycznej,
kształtującej, gojącej i zapomnieniem darzącej siły (dobrym tego przykładem z
nowoczesnego świata jest Mirabeau, któremu się nie trzymały pamięci żadne
wyrządzane mu obelgi i podłości, i który dlatego tylko nie mógł przebaczać, bo –
zapominał). Taki człowiek otrząsa z siebie jednym podrzutem wiele robactwa,
które się w innych wżera i w nim jedynie jest możliwa – przypuściwszy, że jest
w ogóle na ziemi możliwa – właściwa
„miłość dla swoich wrogów”. Ileż już czci dla swego wroga ma człowiek dostojny!
A taka cześć jest już mostem do miłości... On pragnie przecie swego wroga dla
siebie, jako swego odznaczenia, on nie zniesie przecie żadnego innego wroga,
tylko takiego, w którym nie ma nic do pogardzania, a bardzo wiele do czczenia!
Natomiast przedstawcie sobie wroga, jak go pojmuje człowiek opanowany przez ressentiment, – i w tym
właśnie jest jego czyn, jego twórczość. Powziął on koncepcję „złego wroga”,
„złego”, i to jako zasadnicze pojęcie, z którego, jako odbicie i przeciwieństwo
wymyśli sobie „dobrego” – samego siebie!”...
„Zupełnie więc
przeciwnie, niż u dostojnego, który koncypuje zasadnicze pojęcie „dobry” wpierw
i spontanicznie, mianowicie z samego siebie i stąd dopiero stwarza sobie
wyobrażenie „lichy”! To „lichy” dostojnego pochodzenia i owo „zły” z kotła
nienasyconej nienawiści – pierwsze jako twór późniejszy, przystawka, barwa
dopełniająca, drugie jako oryginał, początek, właściwy czyn w pojęciu
moralności niewolniczej – jakże różne są te oba, pozornie temu samemu pojęciu
„dobry” przeciwstawione słowa „lichy” (schlecht) i „zły” (böse)! Lecz to nie
jest to samo co pojęcie „dobry”. Raczej pytać należy, kto jest właściwie „zły”
w znaczeniu moralności, stworzonej przez ressentiment. Najściślejsza odpowiedź:
właśnie „dobry”, przeciwnej moralności, właśnie dostojny, możny, władnący,
tylko przefarbowany, przeinaczony, nawywrót widziany jadowitym okiem, którym patrzy ressentiment. Tutaj jednemu bynajmniej nie chcemy przeczyć:
kto tych „dobrych” poznał tylko jako wrogów, poznał tylko złych wrogów. Ci sami
ludzie, którzy dzięki obyczajowi, zwyczajowi, czci, wdzięczności, a bardziej
jeszcze przez wzajemne strażowanie się
i zazdrość inter pares tak surowo trzymają się w karbach
i którzy z drugiej strony w stosunku do siebie okazują się tak
wynalazczymi na punkcie względności, panowania nad sobą. delikatności,
wierności, dumy i przyjaźni – ci sami są na zewnątrz, tam gdzie się zaczyna co obce, obczyzna, niewiele lepsi, niż wolno
puszczone zwierzęta drapieżne. Tam używają zwolnienia od wszelkiego społecznego
przymusu, w puszczy wynagradzają sobie wytężenie, powodowane długim
zamknięciem i ujęciem w płoty pokoju, powracają ku niewinności drapieżców, jako
radosne potwory, które może po okropnym szeregu mordów, podpaleń, zgwałceń i znęcań się odchodzą z junactwem i równowagą
duchową, jakby spełnili jeno psotę uczniacką, w przekonaniu, że poeci znów na
długo będą mieli co opiewać i sławić. Na dnie wszystkich tych ras
dostojnych nie należy przeoczać drapieżcy, tej wspanialej, za zdobyczą i
zwycięstwem lubieżnie węszącej, płowej bestii. Dla tego ukrytego podłoża potrzeba co pewien czas wyładowania,
zwierzę musi na wierzch się wydobyć, musi znów wrócić do puszczy. Rzymska,
arabska, germańska, japońska szlachta, homerowscy bohaterowie,
skandynawscy wikingowie – wszyscy jednako tę czuli potrzebę. To właśnie rasy
dostojne pozostawiły pojecie „Barbarzyńca” na wszystkich śladach swojego
pochodu. Jeszcze najwyższa ich kultura
zdradza świadomość tego i nawet dumę (na przykład, gdy Perykles mówi
Ateńczykom, w owej sławnej mowie pogrzebowej, „ku wszystkim lądom i morzom utorowała
sobie drogę śmiałość nasza, wznosząc sobie wszędzie nieprzemijające pomniki dobrego i złego”). Ta „śmiałość” ras
dostojnych, szalona, niedorzeczna, nagła w swym wyjawie, ta nieobliczalność, wprost nieprawdopodobność jej
przedsięwzięć – Perykles podnosi i kładzie
nacisk na bezwzględność Ateńczyków. – Jej obojętność i pogarda dla bezpieczeństwa,
ciała, życia, wygody, jej przerażająca radość i głęboka rozkosz w wszelkim
niszczeniu, we wszystkich uciechach zwycięstwa i okrucieństwa – wszystko to składało się dla cierpiących z powodu tego na obraz „barbarzyńcy”, „złego wroga”, coś
jakby „Gota”, „Wandala”. Głęboka, lodowata nieufność, którą Niemiec wzbudza,
skoro do władzy dojdzie, i teraz znowu – jest zawsze jeszcze oddźwiękiem owego niewygasłego
przerażenia, z jakim przez całe stulecia Europa przyglądała się wściekłemu szałowi
płowej germańskiej bestii (aczkolwiek
pomiędzy starymi Germanami a nami, Niemcami, żadne nie ostało się powinowactwo
pojęcia, a cóż dopiero krwi). Zwróciłem raz uwagę na zakłopotanie Hezjoda,
gdy wymyślał następstwa kulturalnych epok i starał się je wyrazić w złocie,
srebrze, spiżu. Nie umiał on
sobie ze sprzecznością, którą mu
nastręczał wspaniały, lecz
zarówno grozą przejmujący, gwałtem dyszący, świat Homera, poradzić inaczej, niż
dzieląc jedną epokę na dwie, którym kazał następować po sobie. Najpierw epoce
bohaterów i półbogów z Troi i Teb, tak jak ten świat zachował się w pamięci
dostojnych szczepów, które w niej miały własnych praszczurów; potem epoce
spiżowej w sposób, w jaki ten sam świat jawił się potomkom zdeptanych,
ograbionych, katowanych, uprowadzonych, sprzedanych: epoce spiżu, jak się
rzekło, twardej, zimnej, srogiej, bez czucia i sumienia, wszystko miażdżącej i
krwią zalewającej. Zgodziwszy się na to, iż prawdziwym jest, co się i tak dziś
za „prawdę” uważa, że znaczenie wszelkiej kultury leży właśnie w tym, by z
drapieżnego zwierza „człowieka” wyhodować obłaskawione, cywilizowane zwierzę,
zwierzę domowe, to by należało bezsprzecznie wszystkie owe instynkty reakcji,
instynkty mściwouraźliwe, z których pomocą szczepy dostojne i ich ideały
zostały w końcu zniszczone i przemożone, uważać za właściwe narzędzia kultury,
przez co wcale jeszcze nie powiedziano, jakoby ich przedstawiciele zarówno byli
wyobrazicielami samej kultury. Raczej coś przeciwnego byłoby nie tylko prawdopodobne
– nie! jest to dziś oczywiste! Ci przedstawiciele owych w dół gniotących,
dyszących żądzą odwetu instynktów, ci potomkowie wszelkiego europejskiego i
nieeuropejskiego niewolnictwa, w szczególności wszelkiej ludności przedaryjskiej,
oni przedstawiają cofanie się ludzkości! Te
„narzędzia kultury” są hańbą człowieka i raczej podejrzeniem, przeciwdowodem
względem „kultury” w ogóle! Może być zupełnie usprawiedliwionym, jeśli się kto
nie może wyzbyć obawy przed płową bestią, tkwiącą na dnie wszelkich ras
dostojnych, i ma się przed nią na baczności. Lecz któżby po stokroć nie wolał
bać się, jeśli równocześnie podziwiać może, niż nie bać się, lecz przy tym nie
móc się pozbyć bardziej odrażającego widoku nieudatności, zmniejszenia,
zniedołężnienia, zatrucia? A czyż nie jest to naszym przekleństwem? Cóż sprawia
dziś naszą niechęć ku „człowiekowi”? – bo człowiek nam dolega, to niewątpliwe. –
Nie obawa; raczej to, że nie mamy już czego bać się w człowieku: że to robactwo
„człowiek” na pierwszym jest planie i mrowi się; że „obłaskawiony człowiek”,
ten nieuleczalnie mierny i przykry, nauczył się czuć siebie prawie celem i
szczytem, najgłębszą myślą dziejów, „człowiekiem wyższym”: – co więcej, że ma
pewne prawo czuć się takim, o ile w przerwach nadmiaru nieudatności, chorowitości,
znużenia przeżycia, którym Europa dziś śmierdzieć poczyna, czuje się czymś
przynajmniej względnie udatnym, przynajmniej jeszcze największe
niebezpieczeństwo, bo widok ten nuży... Nie widzimy dziś nic, co chce się stać
większym, przeczuwamy, że to wciąż jeszcze wstecz i wstecz iść będzie, w coraz
większą rozcieńczoność, w coraz większą dobroduszność, roztropność, wygodę,
mierność, obojętność, chińszczyznę, chrześcijańskość – człowiek, nie ma wątpliwości, stawać się
będzie coraz „lepszym”... W tym właśnie tkwi grożące fatum Europy, – wraz z
obawą przed człowiekiem postradaliśmy i miłość dla niego, cześć dla niego,
nadzieje i chęć ku niemu. Widok człowieka już nuży – czymże dziś jest nihilizm, jeśli nie tym?...
Znużyliśmy się człowiekiem...
– Jednak zawróćmy:
problemat innego początku „dobra”, dobra, jak je wymyślił sobie człowiek,
opanowany przez ressentiment domaga się skończenia. – Że jagnięta czują urazę
do wielkich ptaków drapieżnych, to nie dziwota. Lecz to jeszcze nie powód, by
brać za złe wielkim ptakom drapieżnym, że porywają małe jagnięta. A jeśli
jagnięta mówią między sobą: „te ptaki drapieżne są złe; a jagnię, które tak
małe, jak tylko być może, nie jest ptakiem drapieżnym, owszem jego
przeciwieństwem, – nie miałożby być dobrym?”, to nie można takiemu postawieniu
ideału nic zarzucić, jakkolwiekby ptaki drapieżne nieco szyderczo na to
spoglądały i nawet mówiły sobie: „my do nich nie mamy urazy, do tych dobrych
jagniąt, kochamy je nawet; nie ma nic smaczniejszego nad delikatne jagnię”. –
Żądać od siły, by nie objawiała się jako siła, aby nie była chęcią przemożenia,
chęcią obalenia, chęcią owładnięcia, pragnieniem wrogów i oporów i tryumfów,
jest równie niedorzeczne, jak żądać od słabości, by objawiała się jako siła.
Pewne quantum siły jest właśnie takim quantum popędu, woli, działania – co
więcej, nie jest niczym innym, jak właśnie samym popędem, chceniem, działaniem,
a inaczej zdawać się może tylko dzięki zwodniczości mowy, (i skamieniałym w
niej zasadniczym błędom rozsądku), która wszelkie działanie rozumie jako
uwarunkowane tym, co działa, „podmiotem”, i mylnie rozumie. Tak samo bowiem,
jak lud oddziela błyskawicę od jej światła i to ostatnie uważa jako jej
czynność, jako działanie podmiotu, który się zwie błyskawicą, tak oddziela
moralność tłumu także siłę od zewnętrznych siły objawów, jak gdyby poza silnym
istniał indyferentny substrat, któremu jest pozostawionym do woli objawiać
siłę, lub też nie. Lecz nie ma takiego substratu; nie ma żadnego „istnienia”
poza czynieniem, działaniem, stawaniem się. „Czyniciel” jest tylko zmyśleniem
do czynienia dodanym – czynność jest wszystkim. Tłum zdwaja w gruncie rzeczy
czynność, każąc błyskawicy świecić: jest to czyn – czyn. To samo zdarzenie
stawia raz jako przyczynę, a potem jeszcze raz jako skutek tejże. Przyrodnicy
nie czynią lepiej, mówiąc: „siła porusza, siła powoduje” itp. – cała wiedza
nasza stoi jeszcze, mimo cały swój chłód, wyzbycie się uczucia, pod uwodnym
czarem mowy i nie wyzbyła się jeszcze podrzuconych bękartów, „podmiotów” (atom
jest, na przykład, takim podrzutkiem, to samo kantowska „rzecz sama w sobie”).
Cóż za dziwota, gdy upośledzone, skrycie tlące uczucia, zemsta i nienawiść,
wyzyskują dla siebie tę wiarę i rzeczywiście nawet żadnej wiary nie zachowują
żarliwiej, niż tę, że jest pozostawionym woli silnego być słabym, a drapieżnemu
ptakowi jagnięciem. Zyskują tym przecie wobec siebie samych prawo winienia
ptaka drapieżnego, że jest ptakiem drapieżnym... Jeśli uciśnieni, upośledzeni,
przemocą zgnębieni z mściwej chytrości swej bezsiły wmawiają w siebie:
„pozwólcie nam być innymi, nie zaś tylko złymi, to jest i dobrymi! A dobrym
jest każdy, kto nie działa przemocą, kto nikogo nie zadraśnie, nikogo nie
zaczepi, nikomu nie odpłaci w odwecie, który zemstę Bogu przekazuje, który jak
my trzyma się w ukryciu, który wszystkiemu złemu schodzi z drogi i mało w ogóle
wymaga od życia, podobnie nam, cierpliwym, pokornym, sprawiedliwym” – to nie
znaczy to, dla słuchających na zimno i bez uprzedzenia, właściwie nic innego,
niż: „my słabi jesteśmy, niestety, słabi; dobrze jest, jeśli nie czynimy nic,
do czego nie jesteśmy dość silni”. Lecz ten cierpki stan rzeczy, ta roztropność
najniższego rzędu, którą owady nawet mają (przecie udają martwość, by nie „za
wiele” czynić wobec wielkiego niebezpieczeństwa), przybrała dzięki owemu
fałszerstwu i samoobłudzie bezsilny strój pełnej zaparcia się cichej
wyczekującej cnoty, jak gdyby słabość słabego – to znaczy przecie jego istota, jego
działalność, jego nieunikniona, nieodłączna rzeczywistość – była dobrowolnym wysiłkiem, czymś chcianym, czymś
z wyboru, czynem, zasługą. Temu rodzajowi człowieka potrzeba wiary w obojętny,
mający wolność wyboru „podmiot”, złożony z instynktu samozachowawczości,
samopotwierdzenia, w którym każde kłamstwo uświęcać się zwykło. Podmiot (lub,
by popularnie powiedzieć, dusza) był może dlatego dotychczas na ziemi najlepszą
podwaliną wiary, że bezlikowi śmiertelnych, słabych i uciemiężonych wszelkiego
rodzaju umożliwiał owo wzniosłe oszustwo samych siebie, wykładające nawet
słabość jako wolność, a to że są tacy, nie inni, jako zasługę”.
Wielce się do tego zafałszowania
rzeczywistości moralnej przyczynili, zdaniem filozofa, żydowscy przede
wszystkim, kapłani. Kapłańska ocena wartości łatwo może się od
rycersko-arystokratycznej odgałęzić i potem dalej rozwijać w jej
przeciwieństwo. „W szczególności bodźcem do tego za każdym razem jest, jeśli
kasta kapłańska i wojownicza zazdroszczą sobie wzajem i nie chcą się zgodzić z
sobą na punkcie ceny. Założeniem rycersko-arystokratycznych ocen jest potężna
cielesność, kwitnące, bogate, aż przelewne zdrowie, a zarazem to, co jest
warunkiem ich utrzymania, więc wojna, przygody, łowy, taniec, igrzyska i w
ogóle wszystko, w czym tkwi silna, swobodna, radosna czynność.
Kapłańsko-dostojna ocena wartości ma – jak widzieliśmy – inne warunki: dosyć złe
dla niej, jeśli o wojnę chodzi! Kapłani są, jak wiadomo, najgorszymi
nieprzyjaciółmi – czemuż to? Bo są najbezsilniejsi. Z niemocy wyrasta w nich
zawiść do potworności niepokojącej, do najwyższej duchowości i jadowitości. W
historii świata najbardziej nienawidzili zawsze kapłani, nienawidzili zarazem
najgenialniej. Wobec ducha kapłańskiej zemsty, wszelki inny duch nie wchodzi w
rachubę. Dzieje ludzkie byłyby nazbyt głupią sprawą bez tego ducha, którego w
nie tchnęli bezsilni. Weźmy w tej chwili
największy przykład. Wszystko, co na
ziemi przedsiębrano przeciwko „dostojnym”, „gwałcicielom”, „panom”,
„dzierżycielom władzy”, nie warto słowa w porównaniu z tym, co przeciwko nim
Żydzi zdziałali; Żydzi, ten naród kapłański, który na
wrogach swoich i zwycięzcach umiał
sobie zdobyć zadośćuczynienie ostatecznie tylko przez radykalną zmianę ich
wartości, więc przez akt najbardziej duchowej zemsty. Tak jedynie przystało właśnie
narodowi kapłańskiemu, narodowi najbardziej zaczajonej kapłańskiej mściwości.
Żydzi to przeciwko arystokratycznemu zrównaniu wartości (dobry = dostojny =
możny = piękny = szczęśliwy = Bogu miły) odważyli się na przewrót z przejmującą lękiem konsekwencją i zębami otchłannej nienawiści (nienawiści bezsilnych) utrzymali go, mianowicie, że „nędzni jedynie są
dobrzy; biedni; bezsilni, niscy są jedynie dobrzy; cierpiący, niedostatni,
chorzy, szkaradni są jedynie niewinni, jedynie błogosławieni, dla nich tylko jest
zbawienie, – zaś wy, dostojni i gwałcicie na całą wieczność jesteście źli,
okrutni, rozpustni, nienasyceni, bezbożni, wy też na wieki będziecie zgubieni, przeklęci, potępieni!” ... Wiadomo, kto wziął
dziedzictwo tej żydowskiej przemiany wartości... Co się tyczy potwornej i ponad
wszelką miarę złowieszczej inicjatywy, którą dali Żydzi tym najbardziej
zasadniczym ze wszystkich wyzywów wojennych, to przypominam zdanie, które przy
innej wypowiedziałem sposobności („Poza dobrem i złem”), że mianowicie ze
zjawieniem Żydów zaczyna się bunt niewolników na polu moralności, ów bunt,
który dwutysięczne ma za sobą dzieje i który dlatego jedynie usunął się nam
dziś z przed oczu, bo – był zwycięski”...
W „Zmierzchu
bożyszcz” F. Nietzsche wyakcentował biologiczne i socjalne aspekty dotyczące
kreowania nowej rasy ludzi, ludzi prawdziwych, czyli nadludzi. Ukazywał też
zasadnicze przeciwieństwo wzajemne rasowego ducha Aryjczyków a Semitów. Pisał: „Weźmy
przypadek tak zwanego morału, przypadek hodowli określonej rasy i odmiany. Najwiekopomniejszym
przykładem jest morał indyjski, podniesiony jako „prawo Manu” do godności
religii. Postawiono tu sobie za zadanie wyhodować naraz aż cztery rasy:
kapłańską, rycerską, kupiecką, rolniczą, oraz rasę służebną, sudrów. Snadź nie
jesteśmy tu wśród poskramiaczy dzikich zwierząt: sam pomysł takiej hodowli każe przypuszczać stokroć łagodniejszą i rozumniejszą odmianę
człowieka. Oddychamy swobodniej, wchodząc z zakażonego, więziennego
chrześcijańskiego powietrza w ten świat zdrowszy, górniejszy, przestrzenniejszy.
Jakżeż marnie przedstawia się, „Nowy Testament” w porównaniu z księgami Manu,
jak trąci niemile! – Jednakże i ten ustrój musiał być straszliwym, – tym razem
nie w walce z bestią, lecz ze swym pojęciem sprzecznym, z człowiekiem niehodowanym,
człowiekiem-mieszańcem, z parią. I znów jedynym środkiem, by stał się słabym, nieszkodliwym, było, uczynić go
chorym, – była to walka z „czernią”.
Snadź nic tak nie razi uczuć naszych, jak te właśnie przepisy indyjskiego
morału. Trzeci, na przykład, edykt o „nieczystych jarzynach” (Avadana Sastra l)
postanawia, iż jedynym pożywieniem, dozwolonym pariom, ma być czosnek i cebula,
ponieważ pismo święte zabrania im zboża, owoców ziarnistych, wody i ognia.
Tenże sam edykt obwieszcza, że nie wolno im czerpać wody z rzek, źródeł i
stawów, lecz tylko z odpływów bagiennych i zagłębień utworzonych przez stopy zwierzęce. Również nie
wolno im myć się i prać swej bielizny, gdyż wodą, którą przyznano im z łaski,
winni zaspokajać tylko pragnienie. Wreszcie zakazano kobietom z kasty sudrów
pomagać kobietom pariom przy połogu, tudzież w szczególności tym ostatnim,
pomagać sobie wzajem... – Niedługo trzeba było czekać na wyniki takich
przepisów sanitarnych: nastały zabójcze zarazy, ohydne choroby płciowe, które
wywołały znów „prawo noża”, nakazujące obrzezanie dzieci płci męskiej i
wycinanie mniejszych warg wstydliwych dzieciom pici żeńskiej. – Manu sam
powiada: „pariowie są owocem cudzołóstwa, kazirodztwa i występku” (– to
ostatnie jest koniecznym następstwem pojęcia hodowli). „Odzieniem ich niechaj
będą łachmany zwleczone z trupów, naczyniami skorupy z garnków, ozdobą stare żelaziwo,
służbą bożą modlitwa do złych duchów; niechaj błąkają się nieustannie z miejsca
na miejsce. Nie wolno im pisać od strony lewej ku prawej i przy pisaniu
posługiwać się prawicą: użycie tejże oraz pisanie od ręki lewej ku prawej
przysługuje jeno ludziom cnotliwym, ludziom rasowym”. –
Zarządzenia te są
nader pouczające: dają nam sposobność zapoznania się z aryjską humanitarnością,
całkiem czystą, całkiem pierwotną, – przekonywamy się, iż pojęcie „czysta krew”
tworzy zasadniczą sprzeczność do pojęć łagodnych. Z drugiej zaś strony
uświadamiamy sobie, w którym to ludzie zakorzeniła się wiekuista nienawiść,
nienawiść panów, do tej „humanitarności”, gdzie przetworzyła się w religię, w
geniusz... Z tego punktu widzenia są Ewangelie dokumentem pierwszorzędnym;
jeszcze więcej Księgi Henocha: – Chrześcijaństwo, ta na pniu żydowskim wybujała
i jeno na nim zrozumiała latorośl, stanowi ruch skierowany przeciw wszelkiemu
morałowi hodowli, rasy, przywileju: – jest to religia par excellence
antyaryjska: chrześcijaństwo, to odwrócenie wszystkich wartości aryjskich, to
zwycięstwo wartości pariów, to ewangelia głoszona ubogim i poniżonym, to
powszechny rokosz wszystkiego zdeptanego, nędznego, chybionego, nieszczęsnego
przeciwko »rasie«, – to wiekuista nienawiść pariów przedzierżgnięta w religię
miłości”...
W ogóle F. Nietzsche uważał, iż kultura,
struktury psychiczne i językowe, mentalność – wszystko jest warunkowane rasowo,
które to podejście, jak wiemy, było w intelektualnej tradycji niemieckiej mocno
zakorzenione. W pracy „Poza dobrem i złem”
wywodził: „Myślenie jest w
rzeczywistości o wiele mniej odkrywaniem, niźli zapoznawaniem się na nowo, przypominaniem, nawrotem i powrotem do jakiegoś dalekiego praodwiecznego zbornego bytowania duszy, z
którego wyrosły ongi owe pojęcia – filozofowanie jest zatem do pewnego stopnia
rodzajem atawizmu najwyższego rzędu. Dziwne podobieństwo rodzinne wszelkiego filozofowania indyjskiego, greckiego, niemieckiego dość prosto się tłumaczy. Tam właśnie, gdzie istnieje powinowactwo językowe, wprost uniknąć niepodobna, by dzięki
wspólnej filozofii gramatyki – mniemam, dzięki nieświadomemu władaniu i
kierownictwu jednakich funkcji gramatycznych – nie było wszystko przygotowane z góry do
jednakowego rozwoju oraz następstwa systemów filozoficznych: tak samo, jak do jakowychś
innych możliwości wytłumaczenia świata droga zda się jak gdyby zamknięta.
Filozofowie z grupy językowej uralsko-ałtajskiej (gdzie pojęcie subiektu jest
najgorzej rozwinięte) nader prawdopodobnie patrzą „na świat” inaczej i na
innych znajdują się torach niźli Indogermanowie i Muzułmanie; wpływ określonych
funkcji gramatycznych jest w ostatnim rozrachunku wpływem fizjologicznego „wartościowania”
tudzież warunków rasowych. (...) Najtrudniejszym do przełożenia z jednego
języka na drugi jest tempo stylu tegoż języka: ile że ma on uzasadnienie w
charakterze rasy, fizjologiczniej mówiąc, w zwyczajnym tempie jej przemiany materii.”
Także te idee, a szczególnie przekonanie o
rozkładowej roli żydostwa w życiu państw aryjskich i o konieczności
wykastrowania wszystkich Żydów, aby nie zaśmiecały swymi genami funduszu
rozrodczego ludzkości, znalazły niejednego zwolennika w Niemczech, Rosji, całej
Europie i obu Amerykach.
Trudno zresztą powiedzieć, kto pierwszy w
piśmiennictwie europejskim wysunął tę ideę, że chrześcijaństwo stanowi
dywersyjną doktrynę żydowską, mającą na celu osłabienie i rozkład moralny
ludzkości z tym, by ułatwić Izraelowi (Yesroelowi) zapanowanie nad światem. Z
całą pewnością ten pomysł mógł być bliski m.in. Arthurowi Schopenhauerowi,
młodoheglistom niemieckim, Ernestowi Renanowi, a w XX wieku zupełnie oficjalnie
głosili ją narodowi socjaliści niemieccy i inni. Nie wykluczone jednak, że ta
interpretacja mogła się zrodzić wśród intelektualistów żydowskich. Najbardziej
bowiem wykończoną wersję tego pomysłu przedstawił żydowski nacjonalistyczny
publicysta i pisarz polityczny Marcus Eli Ravage, człowiek o rzadko spotykanej
erudycji i niepospolitej kulturze intelektualnej. Ten znakomity mistrz pióra i
myśli urodził się 25 czerwca 1884 roku w Rumunii z matki Belli Rosenthal i ojca
Judy Revici. W 1900 roku wyemigrował do USA i zmienił nazwisko na bardziej z
anglosaska brzmiące „Ravage”. (Żydzi przepadają za taką mimikrą). Studiował na
uniwersytetach w Illinois, Missouri i New York, gdzie się doktoryzował. Ożenił
się z pochodzącą z Francji rodaczką Joanne Louise Martin. Spod jego pióra wyszedł szereg interesujących
publikacji w języku angielskim: The Jew
Pays, The Mylady of Europe, The Story of Teaport Dome, Five Men of Frankfurt, The Story of Rothschild i in. Niektóre
książki były tłumaczone na szereg języków europejskich.
W 1928 roku Marcus Eli Ravage opublikował
dwa intrygujące opracowania: „Istotne
oskarżenie przeciwko Żydom” oraz „Apostoł
pogan”. Treść tych tekstów jest przez niektórych interpretowana jako
wyjątkowo perfidna dywersja antychrześcijańska, przez innych jednak jako butna
apologia żydowskiej mądrości i dalekowzroczności, a jeszcze przez innych jako
wyjątkowo rzetelna analiza z pogranicza religioznawstwa i historii kultury
duchowej.
W
niezwykłym dziele Fryderyka Nietzschego „Also
sprach Zaratustra” czytamy: „Kiedyś –
zdaje się, że było to w Pierwszym Roku Odkupienia, rzekła Sybilla pijana nie z
wina: „Biada nam, teraz wszystko pójdzie na opak. Upadek widzę ja. Nigdy świat
nie upadł tak nisko. Rzym nierządnicą stał się i budą nierządnic. Rzymski
Cesarz poniżył się do rzędu bydlęcia, Bóg nawet stał się Żydem”...
Według Ravage’a cała awantura miała się
zacząć pół tysiąca lat przed
Jezusem z Nazaretu. Wówczas to bowiem Żydzi utracili własne państwo, którego
później już właściwie nie odzyskali, mimo przejściowych sukcesów Machabeuszów.
Przełomową datą w ich dziejach był rok 65 przed Chrystusem, kiedy to do
Palestyny wkroczył Pompejusz, wezwany przez Żydów na rozjemcę w sporze między
dwoma braćmi roszczącymi sobie pretensje do tronu. Pompejusz jednego z braci
przepędził, a drugiemu narzucił godność arcykapłańską. Gdy Żydzi niezadowoleni
z tych zarządzeń, zmierzających najwyraźniej do zlikwidowania resztek ich
niepodległości, buntowali się i żądali króla, Pompejusz dał im go, ale według
własnego wyboru. Z królikiem, kreaturą rzymską, wkroczyła do kraju obca armia i
administracja, a z nią kultura i cywilizacja greko-rzymska: obrazy i rzeźby,
dramat grecki, gladiatorzy, sport uprawiany nago, łaźnie, hetery itp.
Zwyczaje Greko-Rzymian Żydzi uważali za
ciężką zniewagę nakazów Jehowy, jakkolwiek poganie nie narzucali im swoich
urządzeń. Jeszcze większy gniew budzili w nich poborcy ceł i podatków, których
nigdy nikomu nie
chcieli płacić. Przede
wszystkim zaś pragnęli mieć króla z żydowskiej rasy i żydowskiego domu
panującego.
Dochodziło więc do buntów. Wśród spisków i
walk ożywała dawna wiara w mesjasza,
męża przez Boga zesłanego, który miał wybawić naród spod obcego jarzma i
uczynić go pierwszym narodem świata. Nie
brakło też takich, co do tej godności rościli pretensje. Niejaki Judasz
rozpętał w Galilei straszliwe powstanie, wspierane gorąco przez ludność. Nad
brzegami Jordanu działał Jan Chrzciciel, znany później z ewangelii. Zastąpił go
mąż z północnej części kraju, który się zwał Jezus z Nazaretu. Wszyscy trzej posługiwali się tym samym hasłem: „czasy
się wypełniły”, co znaczyło, że nastał czas zrzucić jarzmo obrzydliwych pogan.
Wszyscy trzej pochwyceni, ukarani zostali śmiercią: Jan zginął pod mieczem
kata, dwaj inni na krzyżu.
Według Ravage’a
nie ulega wątpliwości, że Jezus był, niezależnie od zalet intelektualno-moralnych, gorącym patriotą
żydowskim, który chciał wyzwolić ojczyznę
z jarzma obcych ciemiężców. Są nawet poszlaki, że pretendował do korony królewskiej. On, lub jego biografowie, wywodzą rodowód Jezusa od króla Dawida. Jednakże sprawa
jego ojcostwa nie jest jasno postawiona w
ewangeliach. Ci sami pisarze, którzy pochodzenie Józefa, męża jego matki, wyprowadzają od Dawida, opowiadają
o Jezusie jako synu Jehowy,
dodają jednak, że Józef nie był jego ojcem.
Jakimi drogami chciał Jezus wyzwolić swój
naród? Na podstawie ewangelii niełatwo odpowiedzieć na to pytanie. Pewne
wypowiedzi, na przykład „nie przyniosłem
pokój na ziemię, ale miecz” wskazują na to, że myślał przynajmniej
początkowo o drodze orężnej. W każdym razie w późniejszej swej działalności
zmienił program. Prawdopodobnie uświadomił sobie beznadziejność orężnej walki z
Rzymianami. Wówczas swój talent krasomówczy i wielką popularność wśród ludu
obrócił w innym kierunku. Począł głosić pewien prymitywny socjalizm i pacyfizm.
Od tej jednak chwili kapłani i patrioci, rekrutujący się prawie wyłącznie z
ludzi związanych bezpośrednio z świątynią, stali się jego najzawziętszymi
wrogami. Koło zwolenników Jezusa zacieśniło się do ubogich, robotników i
niewolników. Patrioci żydowscy, straciwszy wiarę w posłannictwo narodowe
Jezusa, a z drugiej strony, czując się zagrożonymi ruchem socjalnym, wznieconym
przez niego wśród dołów społecznych, porozumieli się z najeźdźcami, oskarżając
go wobec nich, że chce być królem żydowskim; wobec Żydów zaś zarzucali mu, że zamierza
zmienić prawo mojżeszowe. Rezultatem były dwa wyroki śmierci wydane na Jezusa:
jeden przez kapłanów Izraela za „bluźnierstwo”, drugi przez prokuratora
rzymskiego pod naciskiem tychże Żydów. Poniósł też okrutną śmierć na krzyżu
jako ciężki zbrodniarz.
Po śmierci Jezusa jego adherenci, przeważnie niewolnicy i wyrobnicy,
złączyli się w swym smutku w związek
braterski złożony z niezdolnych do oporu
pacyfistów. Na konspiracyjnych zebraniach wspominali swego ukrzyżowanego
przywódcę i żyli w komunistycznej wspólności dóbr. Ideową podstawą ich życia
stała się jedna z mów Jezusa, zwana powszechnie kazaniem na górze. Skierowaną
ona była w pierwszym rzędzie do prostego ludu.
Wyzyskiwanym i prześladowanym na tej ziemi
przyrzekała szczęście z tamtej strony grobu. Nędzę i słabość wynosiła do
godności cnoty. Ludziom pozbawionym widoków lepszej przyszłości nakazywała nie
troszczyć się o dzień jutrzejszy. Tych, którzy cierpieli krzywdę i
niesprawiedliwość, pouczała, by nie płacili za zło złem, lecz modlitwą i
miłością. Ludziom skazanym na dożywotnią biedę i trud, stawiała przed oczy
zacność ubóstwa. Słabi, wzgardzeni, wydziedziczeni, zdeptani w tym życiu mieli
stać się wybranymi i przyjaciółmi bożymi w życiu przyszłym. Po ziemsku
usposobieni, wyniośli, bogacze, możni, mieli drogę do nieba zamkniętą.
Owocem działalności Jezusa była więc nowa
sekta żydowska pozbawiona siły i wpływów, jedna z wielu, w które obfitował ten
zakątek świata. Pod względem socjalnym sekta miała charakter wybitnie komunistyczny.
Oni sami nazywali siebie ebionim, ebionici, ubodzy. Swej wiary nie uważali za
nową religię. Wyznawcami prawa mojżeszowego się urodzili i takimi chcieli
pozostać. Nauki mistrza miały dla nich charakter nie filozoficzno-teologiczny,
ale socjalny i etyczny, były regulatorem praktycznego życia. Chrześcijanie
naszych czasów pytają często naiwnie, dlaczego Żydzi nie przyjęli Jezusa i jego
nauki. Ravage odpowiada im (niezgodnie zresztą z prawdą), że przez długi czas
właśnie wyłącznie Żydzi byli wyznawcami Jezusa i jego nauki. Równie naiwnym
byłoby dziwić się, dlaczego nie wszyscy Żydzi garnęli się do szeregów ebionitów.
Znaczyłoby to tyle, co oczekiwać, że wszyscy chrześcijanie staną się wyznawcami
jednej z pokrewnych sekt: katolickiej, kalwińskiej, protestanckiej lub innej.
W czasach normalnych nie zwracano by uwagi
na nędzarzy, jakimi byli ebionici. Tym bardziej, że rekrutowali się oni
wyłącznie z niewolników i wyrobników. Ale wśród walki z przeciwnikiem we
własnym kraju nieżyciowy światopogląd zwolenników Jezusa przybierał kształt niebezpieczny.
Była to przecie religia rozczarowania, rezygnacji i defetyzmu. Groziło
niebezpieczeństwo, że w razie tolerowania sekty pacyfistów i zrezygnowanych
moralnie obrońców ojczyzny na wypadek wojny ulegnie ta ostatnia podminowaniu.
Wszystkim zabraknie serca do walki. Owe błogosławieństwa Jezusa dla pokój
czyniących, owo nadstawienie drugiego policzka bijącym, zalecone przez mistrza,
podobnie jak ciągłe ustępowanie i miłowanie nieprzyjaciół, to wszystko wyglądało na chęć podkopywania w momentach
kryzysu siły odpornej narodu i ułatwienia w ten sposób wrogowi zwycięstwa.
Nic dziwnego, że władze żydowskie rozpoczęły
prześladowania Ebionim. Rozpędzano ich zebrania, aresztowano przywódców,
potępiano nauki. Zdawało się, że sekta zniknie z oblicza ziemi. Niespodziewanie
jednak zaszły wypadki, które nadały sprawie zupełnie inny bieg. Najbardziej
zawziętym wrogiem sekty jezusowej był Saul, z zawodu tkacz. Pochodził z Tarsu w
Cylicji, gdzie otrzaskał się nieco z kulturą grecką. Pogardzał on nową nauką z
powodu jej obcości w stosunku do życia i świata. Jako patriotycznie usposobiony
Żyd obawiał się jej ujemnego wpływu na sprawę narodową. Władze żydowskie,
biorąc pod uwagę jego obycie w świecie i znajomość języków, postawiły go na
czele organizacji, której powierzono stłumienie komunistyczno-pacyfistycznej
sekty.
Pewnego dnia, gdy Saul był w drodze do
Damaszku, by tam uwięzić grupę sekciarzy, wpadł na pomysł, któremu Europa
zawdzięcza „dobrodziejstwo” chrystianizmu. Według opowiadań Dziejów Apostolskich miał wizję. W
gruncie rzeczy były to dwie wizje. Przede wszystkim jasnym mu się stało, że
drobny naród żydowski nie zdoła w zbrojnym starciu zmóc największej potęgi
militarnej ówczesnego świata. Co
ważniejsze, pojął nagle, że wiara owych włóczęgów, którą dotychczas zwalczał,
może być przekutą na nieodpartą broń przeciwko straszliwemu nieprzyjacielowi.
Pacyfizm, ślepe posłuszeństwo, niewolnicza pokora, rezygnacja i miłość były
niebezpieczną rzeczą nie tylko we własnym kraju: rozszerzone wśród
nieprzyjacielskich legionów, „ideały” te zdolne będą do podkopania ich męskiej
karności i – w konsekwencji – do zapewnienia Żydom ostatecznego zwycięstwa. Innymi
słowy, Saul, tkacz z Tarsu, był najprawdopodobniej pierwszym człowiekiem, który
odkrył możliwość prowadzenia wojny za pomocą propagandy; zrozumiał,
że pacyfistów trzeba
ze wszech miar
wspierać - o
ile znajdują się
w obozie przeciwnika.
Wielkie było osłupienie i przyjaciół i tych,
którzy mieli być uwięzieni, gdy Saul po przybyciu do Damaszku oświadczył im, że
przyjmuje wiarę Ebionim i wstępuje do ich związku. Niemniej zaskoczeni byli
Mędrcy Syjonu, kiedy Saul po powrocie do stolicy przedłożył im swój plan. Po
długich rozprawach i dociekaniach plan Saula, który teraz przezywał się z
rzymska Pawłem, został przyjęty. Większe trudności powstały z chwilą, gdy nowy
apostoł zapoznał ze swym projektem przywódców chrześcijan w Jerozolimie. Tym
pacyfistom i zrezygnowanym minimalistom obce były pobudki, którymi kierował się
Paweł. Obawiali się nadto, że porzucenie wielu dawnych zwyczajów żydowskich, co
było koniecznym w celu pozyskania dla wiary nie-Żydów, da w wyniku połowicznie
nawróconych i osłabi surowość dyscypliny sekciarskiej. Jednak Paweł potrafił
rozwiać ich wątpliwości. W ten sposób
poczęła się szerzyć w pogańskich krajach Zachodu całkowicie nowa, orientalna
religia.
Pomysł zresztą, aby zniszczyć przeciwnika przez wszczepienie mu do umysłu tych czy
innych zgubnych idei, zrodził się już w zamierzchłych czasach w głowach magów
Bliskiego Wschodu, zwłaszcza w Persji. Jednak próba podbicia świata przez
szerzenie zoroastryzmu zakończyła się dla Persów fatalnie – prawdopodobnie
dlatego, że wcześniej Zaratustra zdążył dogłębnie „zewangelizować” samo perskie
społeczeństwo.
Kiedy w podbitym
przez Rzymian Izraelu strzępy idei zoroastryzmu rozwinęły się w paraliżujące
instynkt samozachowawczy człowieka chrześcijaństwo, elity żydowskie stanęły
wobec konieczności wytępienia zgubnej idei pod groźbą zaniku narodu. Jednak
próby tępienia chrześcijaństwa rozniecały tylko tę zarazę, a opracowana przez
współczesnego Jezusowi Hillela (ze stronnictwa Faryzeuszów) wykładnia Tory, właściwa
dla ówczesnej sytuacji Żydów, nie trafiała do gustu zniechęconego ludu.
Pamiętny klęski Dariusza w wyprawie przeciwko
Scytom arcykapłan Gamaliel poucza wyznaczonego przez Sanhedryn do wytępienia
chrześcijaństwa Szawła o możliwościach wojny ideologicznej. Rodzi się idea „Idźcie
i nauczajcie wszystkie narody”. A wobec nawróconych Gamaliel ma taką
już receptę: „Czy ty nie widzisz, że oni się sami wynoszą do Królestwa
Niebieskiego, a nam Ziemia zostaje za darmo”.
Strategiczny plan Pawła udał się aż za dobrze. Zręcznie dostosowana przez
niego nauka przyciągnęła zwolenników szybciej niż się spodziewał, a może nawet,
niż sobie tego życzył. Pamiętać należy, że plan Pawła miał służyć początkowo
celom wyłącznie obronnym. Nie szło mu o powszechną ewangelizację. Oczekiwał
tylko, że za pomocą propagandy pacyfizmu i miłości podkopie u wrogów ich moc
wewnętrzną i dyscyplinę bojową. Po osiągnięciu tego celu i zniknięciu garnizonów
rzymskich z Palestyny gotów był do zawieszenia broni. Stało się jednak inaczej.
Niewolnicy, proletariusze, wydziedziczeni z olbrzymiego imperium znajdowali w
przykrojonej przez Pawła nauce chrześcijańskiej wiele pociechy.
Wynikiem tego nieoczekiwanego powodzenia
było to, że nieprzyjacielowi otworzyły się oczy. Od dowódców armii rzymskich na
Wschodzie dochodziły do władz centralnych alarmujące sprawozdania, wskazujące
na zanikanie karności w wojsku. W Rzymie zorientowano się co do pochodzenia i
charakteru agitacji. I jak jastrząb na swą zdobycz, tak rzuciły się legiony
rzymskie na Palestynę i po czterech latach krwawych zmagań zniszczyły gniazdo
spiskowców, a przynajmniej tak im się zdawało.
Historycy owych czasów nie pozostawiają
wątpliwości co do zamiarów Rzymu. Opowiadają, że Neron wysłał na Wschód
Wespazjana, a później Tytusa z wyraźnym rozkazem zniszczenia Palestyny, a
jednocześnie i chrześcijaństwa. Rzymianie
bowiem widzieli w chrześcijaństwie nie co innego jak zorganizowane teoretyczne żydostwo,
pogląd, który, zdaniem Ravage’a, nie był zbyt dalekim od rzeczywistości.
Jeżeli jednak chodzi o plan Nerona, to został on wykonany tylko w połowie: Palestyna
uległa całkowitemu zniszczeniu i odtąd pozostała ruiną polityczną do XX wieku; chrześcijaństwo
natomiast wyszło z opresji nie tylko cało, ale – wygląda to na paradoks –
zagłada Palestyny zdecydowała o jego rozroście. Jak to się stało?
Jak wyżej wspomniano, taktyka Pawła
zmierzała początkowo jedynie do zastraszenia Rzymian, podobnie jak kiedyś plagi
Mojżesza wobec faraonów egipskich. Przystąpił on do dzieła ostrożnie i bez
pośpiechu, i bynajmniej nie miał zamiaru drażnić potężnego przeciwnika. Gdy
jednak żydostwo nic już do stracenia nie miało, Paweł zagrał va banque i
poniósł bakcyl rozkładu w kraj nieprzyjaciela. Jego celem było upokorzyć Rzym,
jak Rzym upokorzył Jerozolimę i zniszczyć go, jak on zniszczył Judeę.
Gdyby kogo pisma Pawła nie przekonywały co
do istotnych pobudek i celów jego działalności – wnioskuje dalej Ravage – niech
zwróci uwagę na towarzysza jego Jana, który nie kładł sobie klamki na usta.
Paweł, działając wśród Greko-Rzymian, lub z murów więziennych, w których latami
przesiadywał, zmuszony był posługiwać się alegoriami i aluzjami, zręcznie osłoniętymi,
aby móc przeszmuglować swoje zasadnicze idee. Jan, przebywając wśród
niezadowolonych Azjatów, i do nich się zwracając mógł sobie pozwolić na luksus
otwartości. W każdym razie jego „Apokalipsa”
maluje nam całkiem dokładnie charakter olbrzymiego spisku. Nawiasem mówiąc oficjalne
kościoły chrześcijańskie nie znalazły dotychczas klucza do odcyfrowania „Apokalipsy”. Kościół katolicki twierdzi, że elukubracje Jana znajdą
wytłumaczenie w przyszłości na podstawie specjalnego, nowego objawienia,
którego się bliżej nie precyzuje.
Ale to tylko wybieg.
W ujęciu Ravage’a Apokalipsa przestaje być sfinksem. Zaciekła nienawiść, z jaką Jan
rozpisuje się o „Babilonie” (Rzymie) i jego mieszkańcach jest całkowicie
zrozumiała. Babilon „Apokalipsy” „to miasto wielkie, które panuje nad królami
ziemi”, niejako współczesny Nowy Jork. Aluzja do Rzymu była jednak zupełnie
przejrzysta. W ówczesnych czasach poza Rzymem nie było innego miasta, co by
panowało nad królami ziemi. Ów Rzym – Babilon przedstawiony jest w Apokalipsie jako niewiasta lubieżna i
okrutna, która pije krew świętych (tj. Żydów i chrześcijan), jako tyran
panujący „nad ludami, pokoleniami, narodami i językami”. Nagle ukazuje się
anioł i woła: „Babilon, wielki Babilon upadł, upadł”. Następuje orgiastyczny
opis zniszczenia. Ustał ruch, komunikacja, żegluga, handel. Sztuka i muzyka,
głos oblubieńca i oblubienicy ścichły. Ciemność i spustoszenie pokryły wszystko
grobowym całunem. A pobożni chrześcijanie jako zwycięzcy broczą we krwi aż po wędzidła
swych koni. „Radujcie się ponad nimi
niebo i ziemia i wy święci apostołowie i prorocy, albowiem pomścił się Bóg na
nich z powodu was”.
A jakiż był cel
ostateczny tego chaosu i zniszczenia? Jan nie jest milczkiem i mówi wszystko.
Kończy swe proroctwo wizją wspaniałości nowej tj. odnowionej Jerozolimy. Nie
jest to jakiś gród na Marsie, ani symbol grodu, ale prawdziwe, namacalne
Jeruzalem, stolica wielkiego królestwa żydowskiego, obejmującego „dwanaście
pokoleń dzieci Izraela”. Czyż można napisać wyraźniej?
Żadna cywilizacja nie mogłaby trwale opierać
się takiemu naporowi. Około roku dwusetnego wysiłki Pawła, Jana i ich następców
poczyniły tak wielkie spustoszenie wśród wszystkich klas społeczeństwa, że
chrześcijaństwo poczęło wypierać inne kulty cesarstwa. Tymczasem – jak
przewidział Paweł – siła moralna i karność społeczeństwa uległy tak wielkiemu
załamaniu, że wartość legionów rzymskich, będących niegdyś postrachem całego
świata i kręgosłupem zachodniej kultury, malała coraz bardziej, coraz mniej
dając odporu barbarzyńskim intruzom. Dotychczas Rzym niósł zagładę większym
nawet od siebie potęgom (Kartagina). Teraz nie mógł powstrzymać niewielkich,
źle uzbrojonych i o strategii pojęcia nie mających, lecz wojowniczych i
odważnych, watah germańskich. Bakcyl działał powoli, ale dokładnie. Najmędrsi
spośród sterników nawy państwowej olbrzymiego imperium zdawali sobie z tego
sprawę, gdzie leży źródło zarazy i starali się je zatamować, wydając dekrety
przeciw chrześcijaństwu. Wysiłki ich jednak nie dały pożądanych wyników. Cesarze
„prześladujący” chrześcijan jak Trajan, Hadrian, Marek Aureliusz, Dacjusz i Dioklecjan, należeli do najlepszych i
najdzielniejszych, ale i oni nie mogli dać rady tej epidemii.
W roku 326 cesarz Konstantyn przyjął
chrześcijaństwo i ogłosił je religią panującą. Jak świadczą jego dalsze rządy,
uczynił to nie z przekonania, ale wiedziony nadzieją, że w ten sposób opanuje
tajemniczą chorobę. Ale już było za późno. Po nim cesarz Julian wrócił do
polityki represji. Lecz ani ustępstwa, ani represje nie skutkowały. Rzymski
aparat państwowy zmurszał zupełnie pod wpływem propagandy z Palestyny. W
niespełna cztery wieki po wizji Pawła państwo rzymskie legło w gruzach, a z nim
cywilizacja europejska, aryjska.
Uprzedzając ataki sceptyków, Ravage wskazuje
na angielskiego historyka Gibbona, który 150 lat temu w dziele The Decline and Fall of the Roman Empire
wyciągnął kota z worka. „Gibbon – pisze
Ravage – nie był klechą patrolującym
historię, nie próbował wyjaśnić sobie końca wielkiej epoki w ten sposób, że
wymyślił idiotyczny nonsens o występkach i zwyrodnieniu Rzymu, o moralnym upadku i rozkładzie życia
religijnego w imperium, które znajdowało się właśnie u szczytu jednego z
najświetniejszych okresów swego istnienia. Jakże by zresztą mógł tak myśleć?
Żył on w epoce augustowskiej Londynu, który mimo osiemnastu z górą wieków,
jakie upłynęły od chwili „odkupienia” Anglików i ludzkości – w swojej
wyrafinowanej niemoralności, był tak dokładnym wizerunkiem Rzymu Augustów, na
jaki tylko zdobyć się mogli mieszkańcy Albionu. Nie, Gibbon był świadomym
rasowo Aryjczykiem i wielbicielem kultury pogańskiego Zachodu, jak również
dziejopisarzem z otwartymi oczyma i rozumem w głowie. Nietrudno mu było wskazać
na ognisko rozkładu i spustoszenia gigantycznego gmachu kultury starożytnej.
Chrześcijaństwo, to jest prawo dane na górze Synaj i słowo boże wyszłe z
Jerozolimy, przedstawił jako główną przyczynę zagłady Rzymu i wszystkich
kulturalnych wartości, które łączą się z tym miastem.
Ale
Gibbon nie poszedł dostatecznie daleko. Urodził się on i umarł na sto lat przed
wynalezieniem naukowego antysemityzmu. Elementu świadomego planowania nie brał
pod uwagę. Widział obcą, ze Wschodu przychodzącą, szybko rozszerzającą się
wiarę, która sobie zdobyła kraje Zachodu.
Nigdy mu jednak nie przyszło na myśl, że cały plan odkupienia miał służyć
specjalnie celowi zagłady. Fakty atoli są tak oczywiste, że mówią same za
siebie.”
***
Krok dalszy, na który nie zdobył się Gibbon,
zrobił więc sam Ravage. I uderzył w ton triumfu. Polscy narodowcy - zaznacza L. Ziemicki - przyjmujący za swoje i swego narodu ideały doktrynę owej makabrycznej organizacji, co rozsadziła
wielką epokę cywilizacyjną, nic w zamian nie dając, winni wyuczyć się na pamięć hymnu
samochwalczego Ravage’a, hymnu żydowskiego triumfu i powtarzać go dzień w dzień
aż do skutku, to jest aż do uświadomienia sobie, jak iluzorycznym, śmiesznym,
jałowym i beznadziejnym jest ich „nacjonalizm”, dopóki wypełnia go treść semicka,
obca z pochodzenia i
istoty, międzynarodowa i rozkładowa w działaniu
Ravage zwraca się do wszystkich chrześcijan w
następujący sposób: „Pomawiacie nas o
wzniecenie rewolucji w Moskwie. Przypuśćmy, że to prawda. I cóż z tego? W
porównaniu z tym, czego dokonał Żyd Paweł z Tarsu w Rzymie, rosyjska rewolucja
wygląda na awanturę uliczną... Robicie
wiele hałasu z powodu nieprzyzwoitych wpływów Żydów na wasze teatry i kina.
Pięknie. Zgódźmy się na to, że wasze skargi są uzasadnione. Ale cóż to znaczy w
porównaniu z naszym przemożnym wpływem na wasze kościoły, wasze szkoły, wasze
ustawodawstwo i wasze rządy, a nawet na najskrytsze poruszania waszych myśli?...
Co za sens tracić słowa na rozprawy o rzekomej kontroli waszej opinii
publicznej ze strony żydowskich finansistów, dziennikarzy i magnatów filmowych,
jeżeli z równą słusznością możecie oskarżyć nas o kierowanie całą waszą cywilizacją
za pomocą żydowskiej ewangelii?
Powiedźcie
okiem po przeszłości waszej, aby zobaczyć co się właściwie stało. Przed
dziewiętnastu wiekami byliście niezepsutą beztroską pogańską rasą. Czciliście
wielu bogów i bogiń, duchów powietrza i wartkich strumieni i dalekich borów.
Bez zarumienienia, owszem z pychą spoglądaliście na wspaniałość swoich
obnażonych ciał. Rzeźbiliście wizerunki swoich bogów i swojej uwodzicielskiej
ludzkiej postaci. Podobało się wam pole bitwy i pole wyścigów. Wojna i niewolnictwo
były silnie utrwalonymi urządzeniami w waszych organizacjach państwowych.
Uwijaliście się na świeżym powietrzu, po stokach gór i dnach dolin,
przemyśliwaliście o dziwach i tajemnicach życia i kładliście kamień węgielny
pod filozofię i nauki przyrodnicze. Waszą własnością była szlachetna, zmysłowa
kultura, niesfałszowana subtelnościami społecznej świadomości i sentymentalnych
dociekań na temat równości ludzi. Kto wie, jak wielkie i wzniosłe przeznaczenie
stało by się było udziałem waszym, gdybyśmy byli pozostawili was sobie samym...
Ale
my nie pozostawiliśmy was samych. Wzięliśmy was w swoje ręce i obaliliśmy
piękny i wzniosły gmach, któryście zbudowali. Zmieniliśmy cały przebieg waszych
dziejów. Nałożyliśmy wam swoje jarzmo tak dobrze, że żadna z waszych potęg nie
ujarzmiła nigdy Afryki lub Azji w podobnym stopniu… Zrobiliśmy z was powolnych, nieświadomych
nosicieli naszego posłannictwa po całym świecie, wśród dzikich ludów ziemi i
niezliczonych jeszcze nienarodzonych pokoleń. Bez pełnego zrozumienia tego,
cośmy z was uczynili, staliście się głównymi pośrednikami tradycji naszej rasy,
nieśliście naszą ewangelię w nieodkryte dotąd części świata.
Nasze
obyczaje plemienne stały się trzonem
waszego prawa obyczajowego. Nasze prawa plemienne dostarczyły materiału pod
fundamenty wszystkich waszych wzniosłych konstytucji i systemów prawnych. Nasze
legendy i podania ludowe stały się świętymi opowieściami, o których tajemniczym
głosem szeptacie waszym, uważnie słuchającym dziatkom. Wasze śpiewniki i
modlitewniki są przepełnione tworami naszych poetów. Nasze narodowe dzieje
stały się niezbędną częścią nauki, której udzielają wam wasi pasterze, księża i
nauczyciele. Nasi królowie, nasi prorocy i nasi wojownicy są waszymi postaciami
bohaterskimi. Nasz dawniejszy kraik stał się waszą ziemią świętą. Nasza
narodowa literatura i mitologia jest
waszym pismem świętym. Przedmiot myśli i propagandy naszego narodu został
nierozerwalnie sprzęgnięty z waszą mową i tradycją tak, że żaden z was nie może
uchodzić za wykształconego, jeżeli nie jest obeznany z naszym narodowym
dziedzictwem.
Żydowscy rzemieślnicy i rybacy są waszymi
nauczycielami i świętymi, których wyobrażenia zostały uwiecznione w
niezliczonych wizerunkach i ku pamięci których wzniesiono niezliczone katedry.
Żydowska dziewczyna jest waszym ideałem macierzyństwa i dziewictwa. Żydowski
prorok-buntownik jest centralnym punktem waszego kultu. Obaliliśmy wasze
bożyszcza, zepchnęliśmy w kąt wasze rasowe dziedzictwo, a na to miejsce
podrzuciliśmy naszego boga i naszą tradycję. Żadna zdobycz w dziejach nie da
się choćby z grubsza porównać z tym całym dziełem, którego dokonaliśmy poddając
was pod swoje panowanie”. Tyle Ravage, znakomity polemista
i pisarz
żydowski.
***
Trudno byłoby o
bardziej perfidną i inteligentną dywersję antychrześcijańską.
Teoria Nietzschego (i pośrednio
Ravage’a) o pochodzeniu chrześcijańskiej moralności z żydowskiego
resentymentu znalazła jednak w obrębie kultury niemieckiej równie wnikliwego
krytyka m.in. w osobie innego wielkiego filozofa Maxa Schelera, który
w dziele
Resentyment a moralność wywodził wcale przekonująco: „Naszym zdaniem Nietzsche ma rację, kiedy sprowadza
tę ideę – a zwłaszcza tendencję, jaką przybrała ona w nowożytnych ruchach
społecznych – do resentymentu historycznie skumulowanego i narastającego i gdy
widzi w tej idei wyraz schyłku życia, ale nie ma racji w wypadku idei miłości
chrześcijańskiej. Choćby po tym można poznać, że resentyment jest jądrem
nowożytnego humanitaryzmu, iż ten duchowy prąd społeczno-historyczny nie polega
bynajmniej na pierwotnej, spontanicznej skłonności do jakiejś wartości pozytywnej, lecz na
proteście, na jawnym odruchu sprzeciwu (nienawiści, zazdrości, zemsty itd.),
który godzi w panujące mniejszości, znane z tego, że są w posiadaniu wartości pozytywnych.
Przy takim nastawieniu „ludzkość” nie jest bezpośrednio przedmiotem miłości
(choćby dlatego, że wywołać miłość może tylko coś, co jest dane naocznie), lecz
zostaje tylko taktycznie przeciwstawiona przedmiotowi nienawiści. Humanitaryzm
jest przede wszystkim formą, w jakiej wyraża się stłumiona negacja Boga, odruch
przeciw Bogu wymierzony. (Dostojewski w „Braciach Karamazow” przedstawił tę
myśl po mistrzowsku w poglądach na życie i w sposobach wartościowania Iwana).
Jest to forma
przybrana dla pozoru przez stłumioną nienawiść do Boga. Stale służy jej za
rekomendację, że „za mało jest miłości na świecie”, by część z niej jeszcze
oddawać istocie pozaludzkiej – zwrot podyktowany przez czysty resentyment! W
humanitaryzmie na pierwszym miejsca stoi uczucie rozgoryczenia na Pana na wysokościach
i uczucie, że nieznośne jest „wszystkowidzące oko”, czyli odruchy buntu
przeciwko „Bogu”, nawet pojętemu jako symboliczna jedność i ogół wszystkich
wartości pozytywnych, uprawnionych do panowania, natomiast „miłościwe”
skłonienie się ku człowiekowi jako istocie przyrodniczej, jako istocie, która przez
sam swój ból, swoje zło i cierpienie daje podstawę do radośnie podchwytywanego
zastrzeżenia wobec „przezornych i dobrotliwych rządów” Boga – na
drugim. Ilekroć spotykam w dziejach ślady takich uczuć, odnajduję ową tajemną
rozkosz, iż można wnieść skargę na boskie rządy.
(Ilekroć sama
religia i sam Kościół uzasadniają sens i wartość miłości Bożej odwołując się do
obecnych w świecie, empirycznie spostrzegalnych dóbr pozytywnych i sensownych
urządzeń (zamiast, na odwrót, uzasadnić miłość do świata faktem, że jest on
„światem Bożym”), tylekroć oczywiście idea miłości Bożej ulega już wypaczeniu
nawet w sferze religijnej i zmierza w stronę nowożytnego humanitaryzmu; a wtedy
nowy „humanitaryzm” ma prawo ideę tę oskarżać).
Ponieważ wartości
pozytywne zakotwiczone są – nawet u ludzi niewierzących – w idei Boga,
zatem jest też zrozumiałe i
konieczne, że „humanitaryzm”, uzasadniony przez protest i negację, kieruje swój
wzrok i swoje zainteresowanie przede wszystkim na najniższe, zwierzęce strony
ludzkiej natury – a te są
przecież wspólne wszystkim ludziom. Tendencję tę obserwujemy wyraźnie przy
okazjach, kiedy jeszcze dziś powiada się dosłownie, że jakieś indywiduum „jest
człowiekiem”. Zdarza się to w każdym razie znacznie rzadziej, jeśli ktoś
postąpił dobrze i rozsądnie albo jeśli wyróżnia się spośród innych w sensie
pozytywnym, niż w takich wypadkach, kiedy się go usprawiedliwia przed zarzutem
lub oskarżeniem: „To przecież także człowiek”, „wszyscy jesteśmy ludźmi”,
„błądzenie – rzecz ludzka” itd.
Kto niczym ponadto nie jest i niczego nie posiada, ten zgodnie z tendencją
uczuciową takich charakterystycznych dla nowożytnego humanitaryzmu zwrotów jest
jeszcze wciąż „człowiekiem”. Już to nakierowanie humanitaryzmu na właściwości
gatunku sprawia, że nastawia się on w istocie na cechy niskie, które należy
„zrozumieć” i „wybaczyć”. Ale czyż nie widać w tym żaru utajonej nienawiści do
pozytywnych wartości wyższych, które z samej swej istoty nie wiążą się z
„właściwościami gatunku” – nienawiści ukrytej głęboko za tą „łagodną”,
„wyrozumiałą”, „ludzką” postawą?
Ale „humanitaryzm"
wyrósł z resentymentu w innym jeszcze, dwojakim sensie. Po pierwsze, jako
forma, w której dają znać o sobie wewnętrzny sprzeciw oraz awersja wobec
aktualnie najbliższego kręgu wspólnoty, z jakiej człowiek wywodzi się w sensie
cielesnym i duchowym, oraz wobec immanentnych treści uznawanych przez nią
wartości. Doświadczenie poucza niezmiernie często, że dzieci, które daremnie
zabiegają o czułość rodziców albo z jakichkolwiek powodów czują się w domu
„obco”, albo którym odmówiono czułości, gdy jej potrzebowały, protestując
wewnętrznie przeciw temu objawiały bardzo wcześnie szczególnie silny entuzjazm dla
„ludzkości”. Ten nieokreślony, niejasny entuzjazm jest tutaj także następstwem
stłumionej nienawiści do rodziny, do najbliższego otoczenia.
Nie znam na to
przykładu lepszego od biografii, a zwłaszcza młodzieńczej biografii wspaniałego
księcia Kropotkina (patrz Wspomnienia rewolucjonisty). Wcześnie przeżyty
wewnętrzny konflikt z ojcem, który po śmierci ukochanej matki drugi raz się
ożenił, zmusił krok za krokiem tę naturę, z przyrodzenia i z istoty zawsze
wytworną i miękką, najpierw do tego, że coraz bardziej opowiadał się on po
stronie służby domowej, a wreszcie do zasadniczej negacji wszystkich
pozytywnych rosyjskich wartości oraz ideałów ludowych i państwowych – aż
doszedł w końcu do anarchizmu.
W starzejącym się
państwie rzymskim, w miarę tego, jak jednostka – wyrwana z kręgu ożywczej i nośnej siły
miasta-państwa – odczuwała swą
samotność i brak wszelkiej podpory, powstało w ten sposób na skalę masową owo
umiłowanie „ludzkości”, które widać wyraźnie w pismach młodszej Stoi. A ten sam
właśnie motyw decyduje znowu w wypadku nowożytnego „humanitaryzmu”. Powstał on
przede wszystkim jako protest przeciwko miłości ojczyzny, a ostatecznie stał
się protestem przeciwko wszelkiej zorganizowanej wspólnocie. Pojawił się więc,
po drugie, jako przytłumiona nienawiść do ojczyzny.
A wreszcie dowodem
na to, że humanitaryzm nowożytny opiera się na resentymencie, jest również
określenie go przez najwybitniejszych jego rzeczników (A. Comte) jako
„altruizmu”. Zgodnie z chrześcijańskim pojęciem miłości poświęcenie się dla
„kogoś”, jeśli jest to tylko ktoś „inny”, jest równie fałszywe i błędne, jak
koncepcja liberalno-indywidualistyczna, wedle której całości i wspólnocie służy
się najlepiej doskonaląc siebie samego w myśl słów: „Jeśli róża błyszczy krasą,
zdobi także ogród”. Albowiem właśnie chrześcijańska koncepcja nazywa miłością
akt określonej jakości skierowany ku idealnej osobie duchowej jako takiej, przy
czym jest jeszcze rzeczą obojętną, kim jest ta osoba: tym, kto kocha, czy „kimś
innym”. Dlatego poświęcenie własnego „zbawienia” dla kogoś jest w oczach
chrześcijanina grzechem! I dlatego własne „zbawienie” gra dla niego rolę nie
mniejszą niż miłość bliźniego. „Miłuj Boga i bliźniego swego jak siebie samego”
brzmi nakaz chrześcijański. Jest rzeczą
znamienną, że jeden z głównych rzeczników nowożytnego humanitaryzmu,
August Comte – wynalazca barbaryzmu „altruizm” – gorszy się tym zdaniem, ba, z
powodu nakazu, by dbać także o własne zbawienie, oskarża chrześcijaństwo o podtrzymywanie „odruchów egoistycznych” i
chce zastąpić owo zdanie nowym nakazem pozytywistycznym:
„Kochaj bliźniego twego bardziej niż siebie samego”. Nie dostrzega przy tym, że
„miłość” w sensie chrześcijańskim należy rozumieć jako pewien akt natury
duchowej, który zgodnie ze swą istotą skierowany jest przede wszystkim ku
osobie duchowej (boskiej lub ludzkiej), ku ciału zaś dopiero jako jej nośnikowi
i jej „świątyni”, a więc, że istota miłości nie polega bynajmniej na tym, iż odnosi się ona do innego człowieka; i że z
tego powodu chrześcijaństwu także nie jest i nie może być obce „samolubstwo”,
zasadniczo różne od wszelkiego „egoizmu”. Nie uwzględnia on, że jest rzeczą
całkiem niepojętą, dlaczego komuś innemu miałoby przysługiwać prawo do dobroczynności – a przecież miłość ma dla niego wartość jedynie jako
„przyczyna” dobrodziejstw – tylko z tej racji – powód ze
wszystkich najgłupszy – iż jest „kimś innym”. Skoro ja nie jestem godzien
miłości z tytułu jakiejś wartości pozytywnej, czemu miałby być jej godzien kto
„inny”? Jak gdyby tamten nie był też jakimś „Ja” – mianowicie dla siebie, i jakbym
ja nie był też kimś „innym” – mianowicie dla niego! Comte nie bierze pod uwagę, że nakaz jego jest albo pustym, patetycznym
frazesem, albo żądaniem dla wszelkiego życia zabójczym, mało tego,
nihilistycznym i likwidującym wszelką pozytywną postać bytu. Ale pytanie brzmi:
jak wytłumaczyć psychologicznie takie żądanie?
Istnieje złudzenie
polegające na tym, że za miłość bierze się coś, co z kolei samo jest tylko osobliwą miłością pozorną, opartą na
nienawiści, mianowicie na nienawiści do siebie i na ucieczce przed sobą. Blaise
Pascal naszkicował w swych Myślach klasyczny obraz człowieka, oddanego
wszystkim formom życia zewnętrznego, jakie tylko są możliwe: zabawie, sportom, polowaniu itd., a także
„interesom” lub nieustannej pracy dla dobra „wspólnoty” – jedynie z tego
powodu, że człowiek tego typu nie może ani na chwilę zatrzymać na sobie wzroku
i że usiłuje on nieustannie uciec przed pustką, przed stanem, kiedy „czuje
dojmująco własną nicość”. Znamy w
niektórych psychozach, np. przy histerii, szczególny rodzaj „altruizmu”,
polegający na tym, że chory nie potrafi już wcale „czuć” i przeżywać samemu,
lecz każde przeżycie buduje dopiero na współprzeżywaniu przeżyć innego
człowieka, na potencjalnym ujmowaniu sprawy przez tamtego, na jego możliwych oczekiwaniach, jego możliwej reakcji na jakiekolwiek
zdarzenia. Chory nie „koncentruje” się wtedy już na własnej egzystencji, zaniedbuje
wszystkie własne sprawy, wciągnięty jest całkowicie w „cudze” życie – cierpi
nad tym. Nie je np. lub kaleczy się, aby „tamtego” złościć. W stopniu słabszym stan taki występuje też
jako moment ruchu zwanego „humanitaryzmem”. Czasem zachowanie to
przybiera nawet postać zbiorowego szaleństwa, np. wśród rosyjskiej
inteligencji, a zwłaszcza akademickiej młodzieży męskiej i żeńskiej, która swoją
chorobliwą żądzę poświęcenia oraz
ucieczkę przed sobą z lubością wyraża w „celach” politycznych i społeczno-politycznych,
a następnie wykłada własną chorobliwość
jako „heroizm moralny”. (Sanin, który odniósł w Rosji taki sukces, jest
wprawdzie powieścią mało budującą, a pod wielu względami nawet odstręczającą,
niemniej w gruncie rzeczy słuszną, gdyż zwalcza chorobliwą, histeryczną żądzę
politycznych poświęceń ze strony znacznej części młodzieży rosyjskiej. Smutne tylko, że celów podyktowanych tą żądzą autor nie umie
zastąpić żadnymi wyższymi od erotyki zadaniami życiowymi. (Mowa o powieści M. Arcybaszewa (1873-1927), wydanej w 1907 r.). W
ogóle „polityk socjalny” tego typu, ostatnio spotykany coraz częściej, który
troszczy się o wszystko, co tylko możliwe,
z wyjątkiem siebie i spraw własnych, to najczęściej tylko biedny człowiek,
wewnętrznie pusty, uciekający przed
sobą samym. (Do tego samego typu należą też owi odstręczający dydaktycy
religijni, którzy – na dodatek uczciwie – ośmielają się „innym” zalecać wiarę głoszoną
przez Kościół tylko dla umocnienia tradycji narodowej i tylko jako środek
wychowawczy, chociaż sami mentorzy ludu wcale tej wiary nie podzielają. „Je
suis athée – mais je suis catholique” – oświadczył ponoć
kiedyś Maurice Barrés w parlamencie francuskim).
Nietzsche bardzo
słusznie podkreślił, że żyć i czuć w ten sposób jest rzeczą chorobliwą, że
powstają przez to tylko pozory etyki
„wyższej” – a równocześnie, że świadczy to o dekadencji i o utajonym nihilizmie
aksjologicznym. Tylko że była to
krytyka niecelna, jeśli idzie o chrześcijańską miłość bliźniego, godziła raczej w
istotny składnik nowożytnego „humanitaryzmu”, którego prawdziwym jądrem jest
zjawisko psychospołecznego zwyrodnienia.
Podczas gdy idea
miłości chrześcijańskiej przedstawia najwyższą organizującą zasadę duchową życia ludzkiego, która – chociaż
prawie nie powołuje się na ideę czegoś, co sprzyja życiu, jako na swój
cel – w rzeczywistości jest też wyrazem życia w stadium wzrostu, to takie
zniewieściałe zmysłowe uczucie bezkrytycznego udziału w życiu „cudzym” tylko
dlatego, że jest to ktoś inny – a mianowicie przede wszystkim w jego „cierpieniach” – jest dla życia ludzkiego zasadą w
najwyższym stopniu niwelującą i rozkładową
– chociaż z naciskiem stawia
sobie za cel „popieranie życia”. A chociaż taki cel stawia sobie świadomie,
jest równocześnie wyrazem schyłku życia. Ponieważ „humanitaryzm” sam zniża się
do poziomu wartości czysto instrumentalnej wobec powszechnego dobra, jego oceny
wartości są faktycznie niesłychanym „zafałszowaniem tabel wartości”, albowiem
nadrzędną wartość miłości oraz „szczęście” związane z jej aktem podporządkowuje zarazem dowolnej rozkoszy zmysłowej –
i to niezależnie od wartości osoby, która jej doznaje. Gorejące serca, te najświętsze zjawiska
historii doczesnej, które według wyobrażeń chrześcijańskich ukazują nam naocznie
samo królestwo Boże, nie pojawiają się już teraz jako wzniosłe wzorce, coraz to
nowe drogowskazy „ludzkości”, które
niejako usprawiedliwiają samo istnienie rodzaju ludzkiego, a zarazem uczestnicząc
w nim podnoszą go na wyższy poziom, lecz służą temu, by masy przeżywały większe
rozkosze! Jest to naprawdę w dosłownym sensie „bunt niewolniczy” w moralności!
Bunt nie „niewolników” samych, lecz wartości niewolniczych.
Chociaż istota i geneza idei miłości chrześcijańskiej i „nowożytnej
miłości człowieka” różnią się zasadniczo od siebie, to jednak w konkretnych
sytuacjach historycznych wchodzą one w wielorakie i skomplikowane powiązania, które nie usprawiedliwiają wprawdzie dokonanego przez Nietzschego
utożsamienia obu idei, ale pozwalają je zrozumieć. (...) Cechą, dzięki której
moralność chrześcijańska zachowuje swój skrajnie indywidualistyczny charakter,
jest też skupienie uwagi na zbawieniu duszy i jej bycie. Kto wychodzi od
wartościowania społecznego, tj. wszystko mierzy korzyścią lub szkodą wspólnoty,
musi mieć naturalnie zupełnie inne sądy i uczucia. Obojętne, jak sprawa wygląda
od wewnątrz, obojętne nawet jak wyglądają te zachowania psychiczne, które nie podlegają jasnemu uświadomieniu – najważniejsze jest w tym
wypadku, aby grzeszny impuls nie prowadził do
działań społecznie szkodliwych. I tylko jako „dyspozycja” do takich działań
impuls może być „grzeszny”. Jezus sądzi na odwrót: grzesznik, który grzeszy,
lepszy jest od grzesznika, który nie
grzeszy tłumiąc wewnętrznie grzeszny odruch, co zatruwa go na wskroś – nawet jeśli wspólnota ponosi w pierwszym wypadku szkodę, której by
uniknęła w drugim. Skąd ta zasadnicza, z głębi własnego doświadczenia
płynąca nieufność, to podejrzenie, że nawet człowiek, który w wyniku
„skrupulatnej samokontroli” stwierdza, iż jest „sprawiedliwy” i „dobry” – a więc nie tylko faryzeusz, który dba jedynie o nieskazitelną opinię
moralną w społeczeństwie, o swój „ufryzowany obraz społeczny”, lub stoik,
któremu chodzi o to, by ostać się przed sądem własnym, „zachować dla
siebie szacunek”, a zatem który oceniając siebie bierze pod uwagę nie swój byt,
lecz swój obraz – nawet on kryje mimo to w sobie zalążki „grzechu” i że od świadomego grzesznika różni go często
tylko nowy grzech niedostatecznego wniknięcia w źródła własnych motywów. (...)
Osoba odnajduje
siebie w akcie samozatracenia. Człowiek jest szczęśliwy tytko wtedy, kiedy kocha
i coś daje. Albowiem „większym szczęściem jest dawać niż brać”. Miłość nie jest
„jeszcze jedną” z niezliczonych sił, dzięki którym rośnie pomyślność jednostki
i społeczeństwa, i nie dlatego ma ona wartość i wyróżnia swe przedmioty. To ona
sama posiada wartość autonomiczną wypełniając jakąś osobę i sprawiając, że bytowanie i życie, którego ozdobą i oznaką są same jej
drgnienia, wznosi się wyżej, staje się trwalsze, bogatsze. Nie o to więc
tu chodzi, by ludziom było najlepiej, lecz o to, by między nimi było jak
najwięcej miłości. Pomoc jest bezpośrednim i adekwatnym wyrazem miłości, a nie
jej „celem” i sensem. Ten sens w niej
tylko tkwi –polega na rozjaśnieniu duszy oraz na szlachetności, jaka cechuje
miłującą duszę w akcie miłości.
Autentycznemu pojęciu miłości chrześcijańskiej nic więc nie jest tak obce jak wszelki „socjalizm”, wszelkie
„społeczne nastawienie”, „altruizm” i tym podobne drugorzędne zjawiska
współczesne. Nakaz, aby bogaty młodzieniec wyzbył się swych bogactw i rozdał je
ubogim, ma miejsce doprawdy nie
po to, aby „ ubodzy” coś dostali, i nie
dlatego, by istniała nadzieja, że uzyska się przez to podział własności lepszy
z punktu widzenia powszechnej pomyślności, ale również nie dlatego, by
ubóstwo było samo przez się lepsze od bogactwa – lecz dlatego, że ów akt rozdania bogactw oraz
wolność ducha i pełnia miłości, jakie
się w tym akcie manifestują, uszlachetniają bogatego młodzieńca i czynią
go jeszcze „bogatszym”, niż jest” (Max Scheler, Resentyment a moralność, s. 102, 115,
141-149).
I oto rzecz ciekawa: przecież ta Jezusowa
wolność ducha jest wolnością ducha Nietzscheańskiego „nadczłowieka”.
Krańcowości się połączyły. I to nie w księgach filozofów, ale w samej
tkance społecznej, w rzeczywistości
socjalnej. Aby zapobiec nierozdzielnemu
zapanowaniu plebejskiego ducha równości, aryjscy władcy rosyjscy ograniczyli
drastycznie prawa i możliwości cerkwi prawosławnej, a z biegiem czasu uczynili
z niej po prostu jedno z narzędzi swego panowania, służące utrzymaniu
ustroju społecznego opartego na zasadach arystokratycznych. Z drugiej strony, duża część narodu
rosyjskiego przejęła tradycyjną skłonność dusz szlachetnych do żelaznej samodyscypliny,
do pokonywania namiętności i pokus, do świadomego kształtowania swego życia
według najsurowszych wzorców bliskich do ideałów rzymskiego stoicyzmu.
Fryderyk Nietzsche w dziele „Wędrowiec i jego cień” (części drugiej
zbioru aforyzmów „Ludzkie, arcyludzkie”) twierdził, że bardzo istotną cechą charakteru nadczłowieka, czyli charakteru
arystokratycznego, jest pokonanie własnych namiętności: „Człowiek, który pokonał swe namiętności, wszedł
w posiadanie najurodzajniejszej gleby – jak kolonista, który stał się panem
lasów i bagien. Siew dobrych dzieł duchowych na gruncie pokonanych namiętności
jest wtedy najpilniejszym i najbliższym zadaniem. Samo pokonanie jest tylko
środkiem, nie zaś celem; jeśli się na nie patrzy inaczej, szybko wschodzą
wszelkiego rozkazu
zielska i diabelstwa na opróżnionym żyznym gruncie i rychło rozrastają
się bujniej i szaleniej, niż kiedykolwiek.” Dla tego filozofa było sprawą ewidentną, że
nadczłowiekiem może być wyłącznie reprezentant rasy aryjskiej, „płowa
bestia”, nigdy zaś „moralnie upośledzony” Żyd.
***
Mimo głęboko zakorzenionego
i ideowo zaawansowanego antysemityzmu elity
intelektualnej narodu
niemieckiego Żydzi cieszyli się w tym kraju wielkimi wpływami.
Dzięki
niepospolitym zaletom ducha, dużej energii, ruchliwości, dalekowzroczności,
sprytowi i inteligencji elita żydowskiego pochodzenia odgrywała w ostatnich
paru stuleciach nieomalże decydującą rolę w życiu społecznym wielu krajów
europejskich. Rola ta raz była pozytywna, innym razem nie za bardzo, ale z
pewnością zawsze była i długo pozostanie – ważna i doniosła. W roku 1886 Fryderyk Nietzsche proroczo pisał
w Jutrzence o Żydach i ich roli w
przyszłej Europie: „Oni sami nie
przestawali nigdy uważać się za powołanych do najwyższych rzeczy i zdobić ich
nie przestawały nigdy cnoty wszystkich cierpiących. Sposób, w jaki czczą swych
ojców i swe dzieci, rozumne ich małżeństwa i zwyczaje małżeńskie wyróżniają ich
spośród wszystkich Europejczyków. Nadto zdołali zaczerpnąć poczucia mocy oraz
wiekuistej zemsty właśnie z tych zawodów, które im pozostawiono (lub którym ich
pozostawiono); trzeba przyznać na usprawiedliwienie nawet ich lichwiarstwa, iż
bez tego przygodnego, miłego i pożytecznego udręczania swych prześladowców nie
byliby zdołali zachować tak długo poczucia własnej godności. Bowiem to poczucie
zależy u nas od tego, iż możemy wywzajemniać złe i dobre. Przy tym nie tak
łacno dają swej zemście unieść się za daleko, gdyż znamionuje ich szerokość
umysłu oraz duszy, której nabywa się skutkiem częstej zmiany miejsca i klimatu,
skutkiem stykania się z obyczajami sąsiadów i ciemiężycieli; celują
bezwarunkowo największym doświadczeniem we wszystkich stosunkach międzyludzkich
i nawet w namiętnościach zachowują oględność tego doświadczenia. Swej umysłowej
gibkości i przebiegłości są tak dalece pewni, iż nigdy, nawet w
najtrudniejszych warunkach, nie potrzebują zarabiać na chleb pracą fizyczną,
jako prości robotnicy, posługacze i parobcy.
Ich zachowanie się świadczy dotychczas jeszcze,
iż w dusze ich nie wszczepiono dostojnych rycerskich uczuć, że ciała ich nie
nawykły do noszenia pięknego oręża... Atoli obecnie, łącząc się z roku na rok
coraz liczniejszymi węzłami pokrewieństwa z najprzedniejszą szlachtą
europejską, nabędą wkrótce cennej dziedzicznej wytworności ciała i ducha: za
lat sto posiądą zatem tyle godności w wejrzeniu, iż jako panowie nie będą już u
swych podwładnych wywoływali wstydu. A to rzecz główna!... Sami wiedzą
najlepiej, iż o zdobyciu Europy i jakimkolwiek zamachu niepodobna im (na razie)
myśleć; lecz wiedzą także, iż może nadejść czas, gdy dość będzie wyciągnąć im
rękę, by Europa spadła w nią sama, jak dojrzały owoc. W tym celu konieczną jest
dla nich rzeczą wyróżniać się na wszystkich polach europejskich wyróżnień i w
pierwszych rzędach zająć miejsce, aż wreszcie dojdzie do tego, iż sami będą
rozstrzygali o tym, co ma stanowić o wyróżnieniu”... W wieku XXI można stwierdzić o tym
proroctwie: stało się!
* * *
Liczna była
niemiecko-żydowska szlachta neoficka: Anter, hr. Arnim, br. Asche, Bamberger, br. Bertholdi,
Benedict, hr. Bethusy-Huc, Bogner von Steinburg, br. Breidenbach, Bresselau von
Bressendorf, Caro, Cnobloch, Dessauer, br. Dreyfuss, br. Ehrenfels, Flies,
Flügge, Franc von Liechtenstein, Franklin, Friedberg, Friedländer von Fuld,
Fromm, Gerngross, Goldner, Gottfort, br. Haber von Linsberg, Hellmann, Henle,
Hering, Heyer, Hitzig, Hopfen, Hornthal, Karstorff, Kilian (faktycznie
Rosenbaum, słynne nazwisko bezprawnie przywłaszczyli), Kraft, hr. Landsberg,
br. Lenval, hr. Lerchenfeld, hr. Leublfing, Levita, br. Lexa von Axhrenthal,
Liebermann von Wahlendorf, Livio, Loebenstein, br. Magnus, br. Mahs, hr.
Malchus, Marx, br. Mayer, br. Michel
von Tüssling, Milewsky (pierwotnie Milkuschitz), Mossner, Normann, Oppenfeld,
br. Pfordten, br. Philippsborn (Levi), Possart, Rachel von Löwmannsegk,
Rachovin von Rosenstern, br. Rast (Liebmann), hr. Rhena, Rosenthal, Rothmund,
Salomon, Schauss von Kempfenhausen, br. Schneider-Glend, Schuhmann, Schwabach
(Wolff), br. Sensburg, Simon, hr. Sprinzenstein, Steinmann, br. Steffens, br.
Stolzenau von Ketschendorf, Tepper von Trzebon-Ferguson, Uckro (Schlesinger),
br. Vogel von Friesenhof, Wehner (Wiener), Weinberg, Weling (pierwotnie
Seligmann), Wolf-Liebsteinsky, Wollheim de Fonsecca.
W Austrii było najwięcej ze wszystkich
krajów uszlachconych Żydów. Ludwik Korwin wymienia część z nich: Abraham von
Abrahamsberg, Abramovich von Adelburg, Adam von Hortenau, Ahsbads von Ravenna,
Albrecht von Hoenigsschmied, br. Allmayer – Beck, Alpruni (Heilbrunn), Ankerberg, br. Arenfeld, Arnstein,
br. Asche, Ascher, Bardas von Bardenen, Basch, Bassevi von Therewenberg, Bauer,
br. Beck, Beck von Mannagetta, Becker, Beer, Beer von Baier, Berres von Perez,
Bianchi, Bien de Pusstakowacs, Bienenfeld, Birnbaum, Blumenstock von Halban,
Bogner, br. Born, Braisach, br. Bruck, Buchwaldt, hr. Cassis-Faraone, Cohn von
Hortenau, hr. Consolati von und zu Heiligenbrunn und Banhof, br. Cresseri,
David, br. David von Rhonfeld, Dittel, Dorn von Marwalt, Eberler-Grünenzweig,
Ehrenstein, Englisch, Epenstein, br. Erggelt, hr. Feuerstein, Flesch von
Ehrfeld, Frank, Freund von Arlhausen, Friedland, Friedländer von Malheim, br.
Glaser, Glosersfeld von Helmwerth, br. Guttmann, br. Hans von Teichen
Hackländer, Haimerle von Haimthal, br. Haymerle, Hartmann von Wartenschild,
Hausser, Hebra, br. Hein, Heine, br. Heine-Geldern, Hennig, Herz von Rodenau,
hr. Hierschel-Minerbi, Hirsch von Stronnstorff, Hirschfeld, br. Hork, br.
Hofenfels, Horsetzki von Hornthal, Horowitz, Hortstein, Itz von Mildenstein,
Jakobi, br. Jacobs von Kantstein, Janner von Schroggenegg, Jerusalem von
Salensegg, br. Joelson, Kaan, Kadich von Pferd, Kanitz, br. Kaskel, Khunn,
Kahen von Hohenland, Kohen von Tengerwar, Kohl von Kohlenegg, Kohner,
Kolischer, br. König von Aradvar, hr. Königswarter, br. Kraus, Kriegshaber, br.
Kubinsky, Kühn, br. Kuhu von Kuchnenfeld, ks. Künigl von Ehrenburg,
Lackenbacher, br. Lapenna, Latscher, br. Latscher von Lauendorf, br. Lehne von
Lehnscheim, Leitner, hr. Lexa von Aehrenthal, Lieb, Lindheim, Lippmann von
Lissing, br. Loebenstein von Aigenhorst, br. Loebl, Lorenz von Liburnau, Löw,
Löwenberg, Löwenstein, Malluer von Marsegg, br. Mattl von Löwenkreuz, br.
Mauthner, Mauthner von Mautstein, Mauthner von Zgorzynski, Mauthner von Markhof,
Mende, Menninger von Lerehenthal, Minerbi, br. Mittag von Lenkheym, Morawetz
von Flienfeld, Morawetz von Moranow, br. Morpurgo, Morpurgo von Nilma,
Mosenthal, Nassau, br. Neumann, br. Oberkampf, Ofenheim von Ponteuxin,
Oppenheimer, Ornstein von Hörstein, br. Pereira-Arnstein, Perl von
Hildrichsburg, Pfeifer von Hochwalden, Pfeiffer von Weissenegg, Pfeiffer von
Wellheim, Pollak von Klumberg, Politzer, br. Puthon, Randa, br. Raule, Redlich, Reitzes von Marienwerth, Richter,
Ripka von Rechthofen, Rosenberg, Rosenstock, Rosner, Russ von Russthal, Sachs
von Hellenau, Salamon, br. Salvadori von Wiesenhoff, br. Salzgeber, Schenk,
Schik von Markenau, Schlesinger, Schlesinger von Benfeld, Schmedes, Schmucker,
br. Schöneich, Schönfeld (Dobruska), Schulheim, br. Schwarz, Schwarz von
Brünnau, Schweitzer, Seelig, br. Seidler, Seligmann, br. Siber, Singer, br.
Slatin, br. Sochor von Friedrichsthal, br. Sonnenfels, Sonnenhal, Spiegl von
Rhurusee, Steingraber, Steinitzer, Stengel, Stern von Rechtfelden, Taussig von Bodonia,
br. Teshenberg, Turteltaub von Thurnau, br. Uffenheimer von Fennheim,
Valentsics, br. Waldek, Waldstein von Heilwehr, Weider von Billerburg, Weil von
Wielen, Weil-Weiss di Lainate, Weiss von Wellenstein, Weissmann von Zawidowsky,
Wertheim, br. Wertheim, br. Wetschl, br. Wetzlar von Plankenstern, Wiener,
Winternitz von Veljenegg, br. Winterstein, Wolf, Wolf von Wolfsthal, br.
Wolf-Zdekauer, Wolff, Wolff von Wolffstern, Wurm von Arnkrenz, Wurzel von
Hohentann, Zeissl, Ziffer, Zigeuner von Blumendorf.
Wielu spośród uszlachconych Żydów
austriackich piastowało wysokie rangi wojskowe i urzędy w administracji,
dyplomacji itd. Oni też walnie przyczynili się do śmierci szeregu
reprezentantów dynastii Habsburgów w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku i do
straszliwego upadku tej wielkiej monarchii.
* * *
Mimo dominacji w wielu dziedzinach życia
społecznego w Niemczech nawet Żydzi stawali się antysemitami. W tym kraju także
socjalizm był narodowo zorientowany, nacjonalistyczny i antysemicki. Fichte, Rodbertus,
Lassal, Stecker, Engels, Düring uważali
Żydów za „rasę dogłębnie zdeprawowaną” (Düring),
za „największe nieszczęście Niemiec”
(Lassal), za „pomiot Lucyfera” - „das Luzifergesind” (Otto Rahn). Intelektualne elity Niemiec dążyły do
ustanowienia ustroju wolności i sprawiedliwości społecznej, lecz uważały, iż
zadanie to jest nie do zrealizowania, dopóki w kraju żyje choćby jeden jedyny „siejący rozkład moralny” Żyd. Karol Marks, wnuk rabina, twórca teorii
komunistycznej zawarł w swym znanym eseju „W
kwestii żydowskiej” („Zur
Judenfrage”) takie oto
„perełki” antyżydowskie:
„Żyd żąda,
aby państwo chrześcijańskie wyrzekło się swoich przesądów religijnych. Ale czy
on, Żyd, wyrzeka się swoich przesądów religijnych? Czy ma on więc prawo od kogo
innego wymagać takiego wyrzeczenia się religii?”
„Stosunek
Żyda do państwa może być tylko żydowski, czyli uważa on państwo za coś obcego,
przeciwstawiając rzeczywistej narodowości swą chimeryczną narodowość”.
„Przypatrzmy
się rzeczywistemu świeckiemu Żydowi, nie temu odświętnemu Żydowi dnia
sobotniego,... lecz Żydowi dnia powszechnego. Nie szukajmy tajemnicy Żyda w
jego religii, lecz szukajmy tajemnicy religii w rzeczywistym Żydzie.
Jaka jest świecka
podstawa żydostwa? – Praktyczna potrzeba, własna korzyść.
Jaki jest świecki
kult Żyda? – Handel.
Jaki jest jego
świecki bóg? – Pieniądz.
Otóż właśnie!
Emancypacja od handlu i od pieniądza, a zatem od praktycznego, rzeczywistego
żydostwa byłaby autoemancypacją naszych czasów.
Taka organizacja
społeczeństwa, która by usunęła przesłanki handlu, a więc i samą możliwość
handlu, uniemożliwiłaby istnienie Żyda. Jego świadomość religijna rozwiałaby
się jak mdłe opary w atmosferze prawdziwego życia społecznego...
Przez żydostwo
rozumiemy więc pewien powszechny współczesny element antyspołeczny, który
osiągnął swą obecną skrajną postać przez rozwój historyczny, do którego Żydzi,
w tym sensie ujemnym, gorliwie się przyczynili; w tej obecnej zaś skrajnej
postaci element ten musi nieuchronnie ulec likwidacji.
Emancypacja Żydów
jest więc w swym ostatecznym znaczeniu emancypacją ludzkości od żydostwa.”
Ale: „Żyd
wyemancypował się na sposób żydowski, nie tylko dlatego, że zdobył sobie siłę,
jaką daje pieniądz, lecz i dlatego, że dzięki niemu pieniądz stał się potęgą światową, a praktyczny
duch żydostwa stał się praktycznym duchem narodów chrześcijańskich. Żydzi
wyemancypowali się o tyle, o ile chrześcijanie stali się Żydami”.
Dalej Marks z uznaniem cytuje lorda Hamiltona: „Mamona
jest ich bożyszczem, wielbią go nie tylko ustami, lecz wszystkimi siłami swego
ciała i duszy. Ziemia jest w ich oczach tylko giełdą i są oni przekonani, że
jedynym ich zadaniem na tym padole jest stać się bogatszym od swych sąsiadów.
Handel opanował wszystkie ich myśli, a zmiana przedmiotów handlu stanowi
jedyną ich rozrywkę. W podróży noszą oni, rzec można, cały swój kram czy
kontuar na plecach i nie mówią o niczym innym jak o procentach i zyskach. A
jeżeli na chwilę tracą z oczu swoje interesy, to tylko po to, aby węszyć, jak
idą interesy innych”.
...„Praktyczne
panowanie ducha żydostwa nad światem chrześcijańskim osiągnęło w Ameryce
Północnej zupełnie niedwuznaczny, normalny wyraz, tak że nawet głoszenie
ewangelii, nauczanie religii chrześcijańskiej stało się przedmiotem handlu”...
„Sprzeczność
między polityczną siłą Żyda w praktyce a jego politycznymi prawami jest
właściwie tą samą sprzecznością, jaka zachodzi między polityką a potęgą
pieniądza w ogóle. Podczas gdy w idei polityka góruje nad siłą pieniądza, to w
rzeczywistości stała się ona jego niewolnicą”...
„Co było w
istocie swej podłożem religii żydowskiej? Praktyczna potrzeba, egoizm”. „Pieniądz
jest tym żarliwym bogiem Izraela, wobec którego żaden inny bóg ostać się nie
może. Pieniądz poniża wszystkich bogów człowieka i zamienia ich w towar.
Pieniądz jest ogólną, samą w sobie ukonstytuowaną wartością wszystkich rzeczy.
Pozbawił on zatem cały świat – świat ludzi jak i przyrodę – jego właściwej
wartości. Pieniądz jest wyobcowaną od człowieka istotą jego pracy; ta obca
istota ma go w swej mocy, on zaś zanosi do niej modły.”
„Bóg żydowski
stał się świeckim bogiem, stał się bogiem świata. Weksel jest rzeczywistym
bogiem żydowskim, bóg zaś – tylko iluzorycznym wekslem”.
„Chimeryczna
narodowość Żyda to narodowość kupca, w ogóle człowieka pieniądza.”
„Pozbawione
podstawy i uzasadnienia prawo żydowskie jest tylko religijną karykaturą
moralności i prawa w ogóle, pozbawionych podstawy i uzasadnienia, karykaturą
obrzędów mających jedynie formalny charakter, którymi się otacza ten świat
egoizmu.”
„Jezuityzm
żydowski... to stosunek tego świata egoizmu do rządzących nim praw, których
chytre obejście jest najważniejszą sztuką na tym świecie”.
„Religia
praktycznej potrzeby z istoty swej nie mogła w pełni rozwinąć się w teorii,
lecz tylko w praktyce, ponieważ jej prawdą jest praktyka.
Żydostwo nie mogło
stworzyć nowego świata”...
„Chrystianizm
powstał z żydostwa i znów się w żydostwo przeobraził.
Chrześcijanin był
od początku teoretyzującym Żydem, Żyd więc jest praktycznym chrześcijaninem, a
praktyczny chrześcijanin stał się znowu Żydem.
Chrystianizm tylko
pozornie przezwyciężył realne żydostwo...”
„Żydostwo,
gdy zapanowało powszechnie, uczyniło z człowieka i przyrody przedmiot kupna i
sprzedaży, znajdujący się w niewoli egoistycznego interesu i handlu”.
„Wytłumaczenie
żywotności Żyda znajdujemy nie w jego religii, lecz raczej w ludzkim podłożu
jego religii– w praktycznej potrzebie, w egoizmie.
Gdy społeczeństwu
uda się znieść empiryczną istotę żydostwa, handel i jego przesłanki, z tą
chwilą Żyd stanie się niemożliwy, ponieważ subiektywna baza żydostwa –
praktyczna potrzeba – nabędzie cech ludzkich i zniesiony zostanie konflikt
między indywidualnym, konkretnym bytem człowieka a jego bytem gatunkowym.
Społeczna
emancypacja Żydów jest emancypacją społeczeństwa od żydostwa”.
Jak łatwo zauważyć, podstawowym zarzutem Karola
Marksa wobec swych rodaków była ich domniemana pazerność, chciwość i wypływająca z tego sprzedajność oraz demoralizacja.
Autor „Kapitału” w swych
publikacjach dziesiątki, jeśli nie setki razy zwymyśla swych rodaków od „durniów”, „osłów”, „rozkochanych w samych
sobie dudków” itp. O Ferdynandzie Lassalu zaś napisze, że ten rasowo nieczysty
Żyd, sądząc z kształtu czaszki i wijących się włosaów, pochodził od Hebrejów, którzy
w okresie niewoli egipskiej krzyżowali się z Murzynami. Oczywiście, wypowiedzi
Karola Marksa, choć przecież Żyda, muszą być traktowane ostrożnie, ponieważ były
to wypowiedzi, po pierwsze, człowieka młodego i niezbyt wówczas wykształconego;
po drugie – polemisty uwikłanego w bieżące dyskusje ideologiczne w Niemczech;
po trzecie – znajdującego się ówcześnie pod niewątpliwym wpływem młodego i
dynamicznego nacjonalizmu wszechniemieckiego (wielkoniemieckiego –
„grossdeutsch”) o proweniencji młodoheglowskiej, nie tylko antyżydowskiej, ale
też antysłowiańskiej, antybrytyjskiej i antyfrancuskiej.
Niejako na marginesie dodajmy, że przyjaciel Marksa
i drugi wybitny teoretyk marksizmu Fryderyk Engels pisał: „Żydzi są na całym świecie osławieni jako idealne uosobienie wszelakiego świństwa”. Engels
jednak był Niemcem i trudno
się dziwić tonacji
tych jego słów.
***
Znacznie bardziej wyważony styl
myślenia w tym temacie manifestował znany socjolog Gustav Ratzenhofer, który w
książce „Soziologie” (1907) m.in.
notował: „Z reguły różnice pochodzenia
nie stanowią pretekstu do dyferencjacji socjalnej. Na tym też polega możliwość
rozwoju narodowego pomimo różnic rasowych. Rasa germańska i alpejska
przemieszane ze sobą składają się na naród niemiecki i francuski. Tylko dlatego
jest możliwe mówić np. – i to nie bez racji – o wiedeńczykach, choć przecież
Wiedeń jest kotłem, w którym przemieszały się ze sobą wszystkie europejskie
rasy i plemiona. Poddanie się wszystkich przybyszy pod niepolityczny, łagodny i
wygodny program życiowy tego miasta czyni z niego określoną jednostkę socjalną.
W ten sposób mogą dojść do narodowej jedności – przez osobników ćwierćkrwi lub
półkrwi – nawet rasy główne, jak to np. można zaobserwować na przykładzie
Meksyku i całej Ameryki Południowej.
Zupełnie inaczej
kształtują się stosunki krwi wówczas, gdy znajdują w mocnym interesie powód i
podstawę do zjednoczenia. Wiemy np., że
włóczęga wyklucza się ze społeczeństwa bez tego, że jego sprzeczna z
cywilizacją natura ugruntowuje się w określonej rasowości. Jeśli jednak włóczęgostwo
jest uprawiane przez indywidua, które, jak np. Cyganie, należą do określonej
rasy, wówczas wytwarzają one, jako wędrowny, połączony wspólnym interesem lud,
pewien socjalny typ na podstawie wspólnoty pochodzenia. W podobny sposób u
rozproszonych ras handlowych utrzymuje się – poprzez wspólny interes
ekonomiczny – silne poczucie odrębności rasowej. Armeńczycy, Persowie, Grecy
tworzą na Wschodzie jednostki socjalne o wspólnym pochodzeniu, choć przecież
nie taka czy inna konfesja, lecz handel stanowi interes podstawowy.
Najbardziej
doskonały związek socjalny tego rodzaju stanowi żydostwo. Rozprzestrzenienie
się jego na prawie wszystkie kręgi kulturowe, kolosalne wpływy Żydów, które oni
od dawna posiadają i długo jeszcze posiadać będą, jeśli idzie o rozwój
społeczny ras ucywilizowanych, nadaje im znaczenie uniwersalne. Tak naprawdę
poważna socjologia nie jest możliwa, o ile nie zajmuje się gruntownie
żydostwem, i to już w swej części teoretycznej, ponieważ żydostwu przysługuje
nie, jak innym rasom, znaczenie specjalne, lecz właśnie uniwersalne. Różne
społeczności, w których obrębie Żydzi przebywają, tak się w ciągu całych
okresów kulturowych do obecności żydostwa przystosowali, że ono im się wydaje
jakimś koniecznym członem ich własnej struktury.
Wspólność
handlowych interesów, ćwiczona w żydostwie przez całe tysiąclecia i tak dlań
charakterystyczna, skłoniła Żydów do pieczołowitego pielęgnowania poczucia
rasowego i właśnie to jest przyczyną, dlaczego ich atawistyczna konfesja,
zawierająca surowe i częstokroć bezsensowne przepisy formalistyczne, zachowała
się nietknięta przez jakiekolwiek idee reformatorskie, choć przecież to właśnie
Żydzi we wszystkich dziedzinach występują w roli pionierów oświecenia i
postępu. Interes ekonomiczny, ten najpotężniejszy ze wszystkich interesów,
który zresztą właśnie wśród Żydów jest szczególnie ostro wykształcony, gdyż
samorealizacja w innych sferach była im często przez otoczenie wzbroniona,
doprowadził tę rasę do tego, aby wbrew wolnomyślicielstwu i liberalnym
wyobrażeniom o równości wszystkich ludzi, mocno trzymać się własnej konfesji i
własnej rasy”.
O ile – pisze Ratzenhofer – liberalni żydowscy
naukowcy twierdzą, że religia jest sprawą prywatną, indywidualną i że religia
nie ma nic wspólnego z nauką, o tyle dla własnej wiary rezerwują zupełną
nienaruszalność i uważają ją za istotne spoiwo swej rasy. „Żydzi w rzeczywistości są ekonomicznym związkiem socjalnym wszystkich
członków tej rasy, w którym konfesja jest środkiem integracji. (...) Izraelici byli jednym z owych mieszanych
ludów Syrii, któremu – wbrew wcale nie niewojowniczemu usposobieniu w pobliżu
Egiptu i gwałtownych potęg militarnych Azji Przedniej – nie udało się
utwierdzić samodzielności politycznej. Ich cechą charakterystyczną był
wyprowadzony z baśni monoteizm, wiara w Boga ich ojców. Ta wiara w jakiś
szczególny stosunek ich narodu do wszechmocnego Boga i porównywanie ich
bardziej rozwiniętych poglądów religijnych z jaskrawym politeizmem ich
otoczenia dawał im świadomość bycia narodem wybranym, choć przecież oni wcale
nie przewyższali poziomu ówczesnych narodów kulturalnych. Ta świadomość
narodowa pozostała... Naturalnym ośrodkiem ich uczuć narodowych była świętość
ich Boga. Miało to za konsekwencję rozwój hierarchii, która inaczej niż inne
organizacje polityczne nie traciła swego autorytetu na skutek porażek
wojskowych czy politycznych, trwała także w nieszczęściu i mogła się rozwinąć w
zupełną teokrację...
Wygnanie
babilońskie, do którego udała się większa część właściwych Żydów z Palestyny,
poszerzyło diasporę i dała Żydom powód, aby się poczuć specyficznym tworem
socjalnym nie tylko wewnątrz swego węższego otoczenia, lecz w skali światowej w
ogóle, na którą oni się rozszerzyli uprawiając handel. Najwyższy kapłan Ezra w
458 roku p.n.e. uczynił z żydowskości wyrazistą konfesję, opartą na wspólnocie
obrzędów oraz przekonaniu o tym, iż Żydzi są narodem świętym, których królem
jest sam Jahwe.” Z tego zaś wykiełkowało mesjaniczne przeświadczenie o przyszłym
panowaniu Żydów nad światem, jak też internacjonalna solidarność żydostwa
skierowana przeciwko wszystkim innym narodom świata.
Liczne narodowości – pisze Ratzenhofer – spotkał
podobny los, zostały one rozproszone i bez śladu zostały pochłonięte przez inne
rasy; tylko Żydzi twardo obstają przy swoim prawie i rytuale, przy idei
narodowej i mesjanicznym powołaniu, nie ulegając przemieszaniu z innymi rasami. „Żydzi
dawnych czasów byli zgoła kimś innym niż Żydzi współcześni. Tamci byli dość
bojowo usposobieni, politycznie niewyrobieni, mało uzdolnieni pod względem kulturotwórczym.
Uprawiali hodowlę i rolę i byli rozdzierani przeciwieństwami wewnętrznymi. Lecz
poczynając od VI stulecia p.n.e. coraz wyraziściej występują w roli, jaką znamy
współcześnie, jako jedność ugruntowana na podstawie prawa i obrządku, która
zrezygnowała – wcale nie z tchórzostwa – z wszelkiej postawy wojowniczej i
gwałtownej, i pod względem mądrości politycznej dalece wyprzedziła wszystkie
inne rasy, a odwróciwszy się od podstawy geograficznej w całości zwrócili się
do handlu i wolnych zawodów.”
Żydowska konfesja z jej narodowym bogiem Jahwe nie życzy sobie prozelitów, a oczekuje
panowania nad światem wyłącznie dla siebie. Żywiąc wrodzoną odrazę do innych
obrządków zachowuje czystość rasową w chaosie narodowościowym i niewzruszoną
samoświadomość etniczną. Na nic jednak to by się na dłuższą metę nie zdało,
gdyby nie było połączone z przewagą gospodarczą i skuteczną obroną wspólnego
interesu ekonomicznego, także postawionego na służbę rasie żydowskiej. „Rasa i konfesja są środkami, natomiast prosperity gospodarcze – cel.
Rasa i wiara są dla Żydów czymś zewnętrznym, natomiast grupowy pożytek
ekonomiczny (także poprzez wpływ na instytucje publiczne) stanowi jądro
żydostwa. Dlatego wszelkie ataki judofobów wszystkich czasów tylko na
zewnętrzne strony żydostwa, były daremne.
Żaden naród nie
zachował tak dobrej kondycji jak Żydzi; nad każdą rasą wisi miecz Damoklesa w
postaci hybrydyzacji; każda konfesja przeżyła tak czy inaczej swój upadek albo
nosi na sobie pieczęć zmienności wszechrzeczy; tylko żydostwo trwa
niewzruszenie i bez wątpliwości nie wykazując jakiejkolwiek potrzeby
reformowania się. Jeśli nawet Żyd współczesny ma dość luźny stosunek do
obrządku, przecież i tak absolutnie pozostaje Żydem, a to jest decydujące. W
przeciwieństwie do tego chrześcijanin, który zaniedbał zwyczaje kościelne,
wewnętrznie także odpada od chrześcijaństwa. Dla Żyda judaizm (das Judentum)
nie stanowi interesu transcendentalnego, lecz warunek jego egzystencji, jego
przywilejów, losu jego potomstwa. Inne zasady religijne są osłabiane przez
czas, żydowska zaś przepowiednia o panowaniu nad światem narodu wybranego wciąż
przybiera na sile, a dziś wydaje się, że nastąpił już czas ziszczenia. Jezus
Chrystus był dla Żydów rzeczywiście owym mesjaszem, którego przepowiadali
prorocy, ponieważ jego nauki o tolerancji utorowały im drogę do zapanowania nad
światem. Przez swą pokorną śmierć na krzyżu został ich najskuteczniejszym
bohaterem narodowym. Gdyż nic nie jest ważniejsze dla międzynarodowego narodu
handlarzy niż miłość bliźniego, ofiarność, sumienność – ale wszystko to tylko
dla innych, gdyż sami oni tych rzeczy nie potrzebują. Dlatego było to
najostrzejszym nakazem rasowym wynikającym z instynktu narodowego, aby tego
mesjasza nie uznać i go ukrzyżować. Gdyby Żydzi zostali chrześcijanami, dawno
by już znikli.
Prawdziwymi
przewodnikami chrześcijaństwa byli jednak nie średniowieczni księża, lecz
humanizm i liberalizm. Panowanie wolnomyślnego ducha czasu było pod tym
względem czasem urzeczywistnionego chrześcijaństwa. W tych warunkach Żydzi –
jako związek socjalny – mogli z całą mocą walczyć o swe interesa. Wojownicze
czasy wędrówki ludów i średniowiecza musiały z konieczności być dla nich
okresem wyrzeczeń.”
Najlepszymi
czasami dla żydowskiego wyzysku innych narodów są okresy gnuśnego pokoju, zgniłego
liberalizmu, zaniku granic etycznych i politycznych, kiedy powstają optymalne
warunki dla swobodnej, nieskrępowanej, niekontrolowanej i nieograniczonej
grabieży ekonomicznej. Dlatego organizują
rewolucje, by posiać
liberalistyczny zamęt, w
którym czują się
znakomicie - uważał
generał Gustaw Ratzenhofer. „Gdzie nie panuje wolnomyślicielstwo, jak w
Polsce z jej arystokratyczną organizacją socjalną, czy w Rosji z jej
wszechpotęgą rządu, tam Żydzi są przeważnie biedni i uciśnieni (...). Podczas
gdy międzynarodowy związek ekonomiczny Żydów rósł w siłę, pozostały świat (na
skutek braku socjologicznego rozpoznania) nic o tym nie wiedział, wierząc, iż
swoistość Żydów polega na ich konfesji. I tak stało się, że chrześcijaństwo i
wolnomyślicielstwo zapewniły Żydom prawne równouprawnienie w społeczeństwie,
podczas gdy Żydzi na podstawie ich socjalnej hermetyczności i ekonomicznej
wyższości faktycznie uczynili z równouprawnienia uprzywilejowane położenie dla
siebie. W szaleńczym przekonaniu, iż w antysemityzmie jakoby chodzi o
tolerancję wyznaniową albo o wrogość do osób obcego pochodzenia, jeszcze dziś
wielu nie-Żydów walczy o „prawa Żydów”. Sami Żydzi bardzo chętnie wskazują na
prześladowania, jakie musieli znosić”...
W
dalszym ciągu swych rozważań G. Ratzenhofer wskazuje, że szermując hasłami
chrześcijańskimi Żydzi chętnie krzewili to wyznanie wśród obcych nacji, gdyż te
nauki są absolutnie nieprzydatne jako program samoutwierdzania się narodów i
jednostek i czynią je zupełnie niezdolnymi do walki o swe miejsce pod słońcem.
„Ku temu dość podstaw dawał Stary Testament,
który jest raczej historią polityczną niż nauką wiary. W rzeczywistości
wszystkie hierarchie chrześcijańskie, a w szczególności papiestwo, stanowią
powtórzenie wyższego kapłaństwa Izraelitów. Stan kapłański jednak wszędzie jest
źródłem wyznaniowej nietolerancji”... Skuteczną okazała się też żydowska
taktyka przenikania do instytucji konfesyjnych i opanowywanie ich od wewnątrz,
jak też następne „reformowanie” w kierunku podkopywania i likwidacji. I w ten
oto sposób żydostwo w kościołach chrześcijańskich jednocześnie zwyciężyło i
przegrało. Wrogość Żydów oraz ich dążeń politycznych, szczególnie przeciwko
papiestwu, nie wynika stąd, że są oni innego ducha, lecz stąd, że i jedni i drudzy
są tym samym: związkiem socjalnym, który na zewnątrz ukazuje się jako coś
zupełnie innego niż jest istotnie: są oni rywalami w dążeniu do panowania nad
światem i do bogacenia się. „Nie podlega wątpliwości, że w tej walce
judaizm już zwyciężył papiestwo. I to nie dlatego, że Państwo Kościelne
utraciło swą władzę świecką, lecz dlatego, że moralne panowanie kościoła dawno
zostało zniweczone”. Dla Ratzenhofera w 1907 roku było pewne, że już w
najbliższym czasie syjonizm w połączeniu z wielkim kapitałem żydowskim ponownie
odzyska Ziemię Obiecaną i uczyni z niej
dzięki pieniądzom i wpływom politycznym ośrodek światowy swej wspólnoty.
(Izrael powstał w 1948 roku).
„Jeśli chodzi o ongisiejsze prześladowania
Żydów – notuje dalej uczony niemiecki – to
były one w porównaniu z krwawymi jatkami, które się rozgrywały na całym świecie
w związku z walką o te czy inne interesy, wcale nieznaczne. Wszędzie miały
miejsce najbardziej odrażające okrucieństwa i mordy masowe. Prześladowania
Żydów, zburzenie Jerozolimy przez Rzymian wcale nie były bardziej ostre niż
walka między innymi przeciwnikami, nie wspominając o wyrafinowanych
prześladowaniach w stosunku do chrześcijan, które były bez porównania
straszliwsze. Prześladowania Żydów w Hiszpanii stanowiły tylko część ogólnej
polityki tego państwa w stosunku do inaczej wierzących, których uważano za
wrogów państwa. Prześladowania w innych krajach Europy były nieznaczne, także
jeśli uwzględnić te, które zostały spowodowane bajkami o mordach rytualnych, a
nigdy nie posuwały się tak daleko, aby zmusić Żydów do wyjścia, jak to było np
w przypadku hugonotów. Wręcz przeciwnie: Żydzi doznawali wielu różnorodnych
ułatwień ze względu na swój stan ekonomiczny. Byli wyposażani przez książąt w
rozmaite wolności, brani w obronę, a nawet ściągani do kraju wszelkiego rodzaju
przyrzeczeniami i nadaniami, jak np. przez Jagiellonów do Polski. Jeśli się
chce pewne ograniczenia wolności czy getta przedstawiać jako wyraz szczególnego
okrucieństwa, to powinno się pamiętać, że także masa chrześcijan aż do XIX
wieku włącznie znajdowała się w stanie poddaństwa. Uciśnienia Żydów w Rosji
wydają się również nader ograniczone w porównaniu z kompletnym bezprawiem w
stosunku do rosyjskich chłopów co najmniej do roku 1863. Gdy się mówi, że Żyd w
Europie Wschodniej żyje w głębokiej nędzy, to przecież nie wolno nie wspomnieć
o najsmutniejszym losie niższych warstw ludowych w Polsce czy Rosji. Także
chłopi w Rosji wiele cierpią i przeżywają okresy głodu, w których tysiące z
nich umierają, choć przecież wszyscy oni z ogromnym wysiłkiem pracują, podczas
gdy Żyd w miastach, nie przynosząc nikomu żadnego pożytku, próżnuje i czeka na
czas, kiedy także w Rosji rozwój zdarzeń i emancypacja pozbawionych
inteligencji mas umożliwią mu osiągnięcie dominacji ekonomicznej (...)”.
(Nastąpiło to zarówno w 1917, jak i w 1990 roku).
„Powstaje w tym miejscu pytanie, jak się
będzie rozwijał stosunek żydowskiej rasy handlarskiej do wielkich ras
kulturalnych. Odpowiedź jest tu nasuwana przez obserwowalne tendencje rozwoju
socjalnego. Z pewnością leży to w granicach możliwości ras europejskich, które
przecież wyłoniły się ze szczęku broni, aby zastosować przemoc również w
stosunku do rabujących je ras handlarskich. Tak mianowicie od czasu do czasu ogniem
i mieczem prześladowano Żydów w średniowieczu, kiedy to tego rodzaju
postępowanie stanowiło naturalną formę współzawodnictwa narodów. Tego jednak
nie sposób oczekiwać w przyszłości w świecie cywilizowanym (...). Żydzi znajdują się dziś pod ochroną
powszechnej potrzeby pozyskiwania kredytów. Widzimy np. w Wiedniu, gdzie
panoszy się najzawziętszy antysemityzm, prosperujących Żydów... Jest tylko
jedna droga do złagodzenia przewagi socjalnego zjednoczenia żydowskiego
wewnątrz naszego ustroju kapitalistycznego, a polega ona na tym, by znieść gospodarcze
i intelektualne przesłanki dominacji tego narodu. Droga przemocy mija się
jednak z tym celem i skłania do akcji, które nawet te przesłanki wzmacnia.”
Gustav
Ratzenhofer był zdania, że tylko asymilacja Żydów przez mieszane małżeństwa
prowadzi do celu. „Żydowska krew może
okazać się korzystna dla ras, które są mniej uzdolnione pod względem
gospodarczym i intelektualnym, podczas gdy takie wady żydowskiej rasy jak
egoizm, bezduszny materializm zanikną w przeważającej masie obcoplemieńców.
Asymilacja inteligentnego żydostwa byłaby dobrodziejstwem dla innych ras, a
asymilacja żydostwa ubogiego zbawieniem dla niego samego. Zniknięcie żydostwa
jest przesłanką dalszego istnienia cywilizacji. („Das Verschwinden des
Judentums ist eine Voraussetzung der Zivilisation”). Jak długo jednak
zniesienie związku żydowskiego należy do oddalonej przyszłości, byłoby
wskazane, aby wszystkie narody usiłowały się bronić przed niebezpieczeństwami
żydowskiej dominacji w życiu gospodarczym i publicznym.”
W
okresie późniejszym socjologia i antropologia niemiecka doszły do wniosku, że
asymilacja Żydów nie tylko jest niemożliwa, lecz że byłaby ona nadzwyczaj
szkodliwa dla ras aryjskich, gdyż jedna kropla krwi żydowskiej prowadziłaby do
takiegoż zepsucia całej krwi danej osoby, jak łyżka przysłowiowego dziegciu
psuje beczkę miodu. W końcu rozwiązanie kwestii żydowskiej ujrzano w ostatecznej
fizycznej likwidacji Żydów.
***
O ile Nietzsche w swych utworach
zawsze pozostawał tyle samo poetą i muzykiem, co naukowcem, o tyle wybitny
socjolog niemiecki Max Weber (1864-1920) słusznie jest uważany za uczonego z
prawdziwego zdarzenia, a przecież w swym fundamentalnym dziele Gospodarka i społeczeństwo twierdził: „Od
niewoli babilońskiej faktycznie, a również formalnie od zburzenia Świątyni,
Żydzi byli „ludem pariasów”, czyli grupą, która za sprawą (pierwotnie)
magicznych, tabuistycznych i rytualnych barier stała się szczególną dziedziczną
wspólnotą, nie będącą autonomicznym związkiem politycznym. Negatywnie
uprzywilejowane, zawodowo wyspecjalizowane kasty indyjskie z ich gwarantowanym
przez tabu zamknięciem wobec świata zewnętrznego, i ich dziedzicznymi
religijnymi obowiązkami odnoszącymi się do sposobu życia, są im stosunkowo
najbliższe, bo także w ich przypadku z pozycją pariasa jako taką wiąże się
nadzieja zbawienia. Zarówno w indyjskich kastach, jak i wśród Żydów objawia się
identyczne swoiste oddziaływanie religijności pariasów, fakt, że przykuwa ona
swych wyznawców do siebie i do pozycji pariasa tym mocniej, w im trudniejszej
sytuacji znajduje się lud pariasów, i im silniejsza jest zatem nadzieja
zbawienia powiązana z nakazanym przez Boga wypełnianiem obowiązków religijnych.
Właśnie najniższe kasty szczególnie gorliwie spełniają swe obowiązki kastowe,
skoro stanowi to warunek ponownych narodzin w lepszym położeniu. Więź między
Jahwe i jego ludem stawała się tym bardziej nierozerwalna, im bardziej
mordercza pogarda i prześladowania dotykały Żydów. Dlatego w całkowitej opozycji na przykład wobec wschodnich chrześcijan, którzy pod rządami Omajjadów przechodzili na islam, uprzywilejowaną religię, tak masowo, że władza polityczna w ekonomicznym interesie
uprzywilejowanej warstwy utrudniła konwersję, wszystkie częste przymusowe
masowe nawracania Żydów, które zapewniały im przecież przywileje panującej
warstwy, pozostały daremne. Bowiem jedynym środkiem zbawienia, zarówno w
przypadku indyjskiej kasty, jak i Żydów, było wypełnianie specjalnych przykazań
religijnych dla ludu pariasów, których nie mógł lekceważyć nikt, bo wiązało się
to z niebezpieczeństwem ściągnięcia na siebie złych czarów i zagrażało przyszłym
szansom własnym lub własnych potomków. Odmienność religijności żydowskiej wobec
hinduistycznej religijności kast zasadza się jednak na rodzaju nadziei
zbawienia. Hindus oczekuje od spełniania obowiązków religijnych polepszenia
osobistych szans ponownych narodzin, a zatem awansu lub nowego wcielenia jego
duszy w jakiejś wyższej kaście. Żyd natomiast dla swych potomków udziału w
mesjańskim królestwie, które całą wspólnotę pariasów wybawi z ich pozycji
pariasów i zapewni pozycję panów w świecie. Bo obiecując, że wszystkie narody ziemi będą
pożyczać od Żydów, a oni od nikogo, Jahwe nie miał na myśli
spełnienia w postaci drobnego lichwiarza z getta, lecz położenie typowych
antycznych potężnych obywateli miast, których dłużnikami i niewolnikami
dłużnymi byli mieszkańcy podporządkowanych wsi i małych miasteczek. Hindus pracuje zatem dla przyszłej ludzkiej istoty, która ma z nim coś wspólnego jedynie w myśl
założeń animistycznej doktryny o wędrówce dusz, dla przyszłego wcielenia swej
duszy, podobnie jak Żyd dla swych cielesnych potomków, a ich, animistycznie
pojmowany, stosunek do niego zapewnia
mu „ziemską nieśmiertelność”. Ale w przeciwieństwie do przedstawień Hindusa, który nie chce naruszać
podziału świata na społeczne kasty oraz pozycji własnej kasty jako takiej
i pozwala im istnieć wiecznie, i właśnie w ramach tego samego porządku rang
chce polepszyć przyszły los swej indywidualnej duszy, Żyd oczekiwał własnego
osobistego zbawienia w postaci obalenia
obowiązującego porządku społecznych rang na korzyść jego ludu pariasów. Bo jego
lud powołany i wybrany jest przez Boga do prestiżu, a nie do pozycji
pariasa.
I dlatego na
gruncie żydowskiej etycznej religijności zbawienia duże znaczenie zyskuje element, który jest zupełnie obcy wszelkiej
magicznej i animistycznej religijności kastowej, a który dostrzegł jako pierwszy Nietzsche: resentyment. W
sensie Nietzschego stanowi on zjawisko towarzyszące etyce religijnej
negatywnie uprzywilejowanych, którzy, przekształcając całkowicie dawną wiarę,
znajdują pociechę w tym, że zróżnicowanie ziemskich losów wynika z grzechu i nieprawości pozytywnie
uprzywilejowanych, a zatem wcześniej czy później musi sprowadzić na nich zemstę Boga. W postaci tej teodycei negatywnie
uprzywilejowanych moralizm służy
jako środek uprawomocnienia świadomej lub nieświadomej żądzy zemsty. Zjawisko to
pojawia się początkowo w powiązaniu z „religijnością
odpłaty”. Jeśli istnieje już religijne przedstawienie odpłaty, to
właśnie „ cierpienie” jako takie, skoro
budzi silną nadzieję odpłaty, może zostać uznane w pewnej mierze za coś
samo z siebie wartościowego religijnie. Pewne ascetyczne doktryny, z jednej
strony, i specjalne predyspozycje neurotyczne, z drugiej, mogą sprzyjać
wykształceniu się tego przedstawienia.
Tyle że religijność cierpienia zyskuje swoisty resentymentalny charakter jedynie
przy przyjęciu bardzo szczególnych założeń, a więc na
przykład nie wśród Hindusów i buddystów. Bo u nich cierpienie człowieka
jest zasłużone przez niego samego. Inaczej u Żydów. Religijność Psalmów
przepełnia potrzeba zemsty, a w kapłańskich opracowaniach dawnych izraelickich
przekazów odnajdujemy ten sam rys. Większość Psalmów w oczywisty sposób stanowi
– nawet jeśli odpowiednie elementy zostały być może włączone dopiero później do dawniejszej, wolnej od nich wersji – moralistyczne zaspokojenie i uprawomocnienie jawnej lub z trudem powstrzymywanej potrzeby zemsty ludu pariasów. Albo w tej formie, że przedstawia się Bogu własne
przestrzeganie jego przykazań i własne nieszczęście, w opozycji do bezbożnych
czynów dumnych i szczęśliwych pogan, urągających przez to jego obietnicom i
jego władzy. Albo w innej formie, w której wyznaje się z pokorą własne grzechy,
ale zarazem prosi Boga, by w końcu zrezygnował ze swego gniewu i znów okazał łaskę
ludowi, który ostatecznie przecież jako jedyny jest jego ludem. W obu
przypadkach wiąże się to z nadzieją, że zemsta, ostatecznie pojednanego ze swym
ludem, Boga uczyni tym bardziej kiedyś bezbożnych wrogów podnóżkiem pod stopy
Izraela, podobnie jak to się dzieje w kapłańskiej konstrukcji historycznej
z kananejskimi wrogami ludu, o ile ten przez swe nieposłuszeństwo nie
budzi gniewu Boga i przez to sam nie staje się winny swego poniżenia wobec
pogan. Jeśli nawet niektóre z tych Psalmów zrodził być może, jak chcą
nowocześni komentatorzy, indywidualny gniew
faryzejskich wyznawców spowodowany prześladowaniami Aleksandra
Janneusza, to charakterystyczna jest ich selekcja i zachowanie, a inne odnoszą
się w oczywisty sposób do pozycji pariasów Żydów jako takich. W całej
religijności świata nie istnieje żaden uniwersalny Bóg, którego cechowałaby
równie niesłychana żądza zemsty jak Jahwe, a historyczną wartość faktów podawanych w kapłańskim opracowaniu dziejów
można określić niemal dokładnie dzięki temu, że dany proces (jak na
przykład bitwa pod Megiddo) nie pasuje do tej teodycei odpłaty i zemsty.
Żydowska religijność stała się zatem religijnością odpłaty, mściwości. Nakazane
przez Boga cnoty praktykowane są przez wzgląd na nadzieję odpłaty. I jest to w
pierwszym rzędzie nadzieja kolektywna: to naród jako całość doznać ma
wywyższenia, i jedynie przez to także jednostka może odzyskać swój honor.
Towarzyszyła jej i mieszała się z nią naturalnie indywidualna teodycea
osobistych losów jednostki – oczywista od zarania dziejów – której problemy
odzwierciedla przede wszystkim, wywodząca się z zupełnie innych, nieludowych warstw, Księga Hioba, w
rezygnacji z rozwiązania tego problemu i podporządkowaniu się absolutnie
suwerennej władzy Boga nad stworzonymi przez niego istotami, zapowiadająca purytańską
ideę predestynacji, która musiała się pojawić, gdy tylko dołączył do tego patos
boskich wiecznych kar piekielnych. Ale
wtedy się nie pojawiła, a przesłanie twórcy Księgi Hioba nie zostało,
jak wiadomo, niemal wcale zrozumiane, tak niewzruszona była bowiem idea
kolektywnej odpłaty w religijności żydowskiej. Nadzieja zemsty, dla pobożnych Żydów nieuchronnie wiążąca się z moralizmem Prawa, bo przenikająca niemal wszystkie święte pisma okresu niewoli
babilońskiej i późniejszej epoki, którą przez dwa i pól tysiąclecia świadomie
lub nieświadomie musiała ożywiać na nowo niemal każda służba boża ludu
spętanego dwoma nierozerwalnymi łańcuchami: religijnie uświęconym oddzieleniem od zewnętrznego świata i obietnicami jego Boga
odnoszącymi się do tego świata, ustępowała, skoro Mesjasz kazał na
siebie czekać, co i rusz to naturalnie w religijnej świadomości warstwy
intelektualistów wartości samej zażyłości z Bogiem lub pobożnemu, nastrojowemu zawierzeniu boskiej dobroci jako takiej i gotowości
pogodzenia się z całym światem. Działo się tak szczególnie wtedy, gdy społeczne
położenie skazanych na całkowitą polityczną bezsilność gmin było znośne,
natomiast w innych epokach, na przykład podczas prześladowań okresu krucjat,
nadzieja owa przejawiała się znów albo w równie przenikliwym co bezowocnym wołaniu do Boga o zemstę, albo w
modlitwie, żeby własna dusza w obliczu
przeklinających Żydów wrogów „obróciła się w proch”, ale wystrzegała się
złych słów i uczynków oraz ograniczyła się wyłącznie do milczącego spełniania
przykazania Boga i otwarcia serca dla niego. Choć uznawanie resentymentu za
rzeczywiście rozstrzygający element,
ulegającej w dziejach istotnym zmianom religijności żydowskiej byłoby niesłychanym wypaczeniem, to jednak nie wolno
umniejszać jego wpływu również na jej zasadnicze znamiona. Bo objawia on
w rzeczy samej, wobec tego, co jest jej wspólne z innymi religiami zbawienia,
jeden ze swoistych jej rysów i w żadnej innej religijności negatywnie
uprzywilejowanych warstw nie odgrywa tak rzucającej się w oczy roli. Jednak w jakiejś formie ta teodycea
negatywnie uprzywilejowanych stanowi element każdej religijności
zbawienia, której wyznawcy należą głównie do tych warstw, a rozwój etyki
kapłańskiej sprzyjał jej wszędzie tam, gdzie stała się elementem religijności
gminy, wykształcającej się przede
wszystkim w obrębie takich warstw. Fakt, że resentyment, a także właściwie
jakakolwiek religijna społeczno-rewolucyjna etyka, nie pojawia się niemal wcale
w religijności pobożnego Hindusa i buddystycznego Azjaty, tłumaczy swoistość
teodycei ponownych narodzin: porządek kastowy jest wieczny i absolutnie
sprawiedliwy. Gdyż cnoty czy grzechy wcześniejszego życia uzasadniają urodzenie
się w danej kaście, a zachowanie w
obecnym życiu przesądza o szansach zmiany na lepsze. Dlatego nie spotykamy
tu przede wszystkim żadnego śladu owego wyraźnego konfliktu między stworzonymi
za sprawą bożych obietnic społecznymi pretensjami i pogardzanym położeniem w
rzeczywistości, który u żyjących przez
to w stałej sprzeczności ze swym
położeniem klasowym i w stanie ciągłego oczekiwania i bezowocnej nadziei
Żydów zniszczył wszelką prostotę w stosunku do świata, zaś religijną krytykę
bezbożnych pogan, na którą odpowiedzią było bezlitosne szyderstwo,
przekształcił w zawsze czujne, często prowadzące do rozgoryczenia, bo stale
zagrożone przez skrytą samokrytykę, zważanie na własną prawowierność. Do tego
dochodziło kazuistyczne, kultywowane przez całe życie rozważanie religijnych
obowiązków członków narodu – bo od ich właściwego spełniania zależała
przecież ostateczna łaska Jahwe – i
charakterystyczna dla pewnych produktów okresu pobabilońskiego
mieszanina zwątpienia w jakikolwiek sens tego marnego świata, poddania się
bożemu karceniu, troski, by nie obrazić go swą dumą, i bojaźliwej,
rytualno-moralnej poprawności, którą narzucała
Żydom owa rozpaczliwa walka już nie o szacunek innych, lecz o szacunek
do samego siebie i poczucie godności. Poczucie godności, które – skoro w końcu
jednak to spełnienie obietnic Jahwe pozostawało stale miarą własnej wartości w
obliczu Boga – samemu sobie mogło wydawać się coraz bardziej wątpliwe i przez
to mogło zagrażać załamaniem się całego sensu własnego sposobu życia.
Uchwytnym dowodem osobistej łaski Boga staje się w rzeczy samej dla Żyda z getta w coraz większej mierze sukces w
działalności zarobkowej. Tyle że właśnie dla Żyda idea „potwierdzenia się” w
zrządzonym przez Boga „powołaniu” nie ma tego samego sensu, jaki jest jej
właściwy w przypadku wewnątrzświatowej ascezy. Bo błogosławieństwo Boga w o
wiele mniejszym stopniu niż u purytanów powiązane jest z systematyczną,
ascetyczną, racjonalną metodyką życia, która dla nich jest jedynym możliwym
źródłem certitudo salutis. Nie tylko na przykład etyka seksualna pozostała wprost
antyascetyczna i naturalistyczna, a starożydowska etyka gospodarcza była w
swych postulowanych stosunkach mocno tradycjonalistyczna i otwarcie ceniła bogactwo, w przeciwieństwie
do wszelkiej ascezy, lecz także całe uświęcenie przez uczynki ma u Żydów
rytualistyczną podstawę i ponadto często łączy się ze swoistym nastrojem
religijności wiary. Jednak tradycjonalistyczne przepisy wewnątrzżydowskiej
etyki gospodarczej obowiązują oczywiście, jak we wszystkich dawnych etykach, w
pełnym zakresie jedynie wobec braci w wierze, a nie wobec świata zewnętrznego.
Ale ogólnie rzecz biorąc obietnice Jahwe zrodziły rzeczywiście w ramach samego
judaizmu silne znamiona resentymentalnego moralizmu. Całkowicie błędne byłoby
mimo to ujmowanie potrzeby zbawienia, teodycei lub w ogóle religijności gminy
jako wyrastających jedynie na gruncie
negatywnie uprzywilejowanych warstw, czy tym bardziej tylko z resentymentu, a więc wyłącznie jako produktu
„buntu niewolników w moralności”. Nie dotyczy to nawet wczesnego
chrześcijaństwa, choć jego obietnice odnoszą się, co podkreślane jest z naciskiem, właśnie do duchowo i materialnie „ubogich”.
Odmienność proroctwa Jezusa i jego bezpośrednie konsekwencje objawiają raczej
nieuchronne skutki dewaluacji i rozsadzenia rytualnego, świadomie zmierzającego
do zamknięcia wobec świata zewnętrznego Prawa i w rezultacie rozerwania więzi
religijności z pozycją wiernych jako, zamkniętego na podobieństwo kasty, ludu
pariasów. Z pewnością pierwotna chrześcijańska profecja zawiera znamienne rysy
„odpłaty”, w sensie przyszłego zrównania losów (najwyraźniejsze w przypowieści
o Łazarzu), i zemsty, która jest sprawą Boga. A królestwo boże jest również
tutaj królestwem ziemskim, zrazu najprawdopodobniej przeznaczonym specjalnie
lub przynajmniej w pierwszym rzędzie dla Żydów, którzy od początku wierzyli w
prawdziwego Boga. Ale właśnie przenikający wszystko resentyment ludu pariasów
zostaje tu, za sprawą konsekwencji nowych obietnic religijnych, wyłączony. Zaś
niebezpieczeństwo, jakie bogactwo stanowi dla szansy zbawienia, przynajmniej w
tych elementach przekazu, które uchodzą za własne kazanie Jezusa, nie jest w
żadnym razie motywowane ascetycznie, a tym bardziej nie sposób go wywieść z
resentymentu – czego dowodzą świadectwa tradycji dotyczące jego obcowania nie tylko
z celnikami (którzy w Palestynie byli najczęściej drobnymi lichwiarzami), lecz
także innymi wyróżniającymi się swą zamożnością ludźmi. Zbyt wielka była
indyferencja wobec świata, wynikająca z siły eschatologicznych oczekiwań.
Oczywiście, gdy chce być „doskonały”, czyli stać się uczniem, bogaty
młodzieniec musi bezwarunkowo zerwać ze „światem”. Ale mówi się wprost, że u
Boga wszystko, nawet zbawienie bogatego, który nie może zdecydować się na
rozstanie ze swymi dobrami, choć trudniejsze, jest jednak możliwe. Prorokowi
akosmicznej miłości, który duchowo i materialnie ubogim przynosi dobrą nowinę o
tym, że królestwo boże jest bliskie, i uwolnienie z władzy demonów,
„proletariackie instynkty” są równie obce jak na przykład Buddzie, dla którego
absolutne zerwanie ze światem jest bezwarunkową przesłanką zbawienia.
Ograniczone znaczenie „resentymentu” i niebezpieczeństwo wiążące się z nazbyt
uniwersalnym stosowaniem schematu „wyparcia” ukazuje najjaśniej błąd
Nietzschego, który swą teorię odnosi także do zupełnie nietrafnego przykładu
buddyzmu. Bo stanowi on najbardziej radykalne przeciwieństwo każdego
resentymentalnego moralizmu, jest raczej doktryną zbawienia warstwy
intelektualistów dumnie i szlachetnie odrzucającej w równej mierze iluzje życia
zarówno w tym i tamtym świecie, początkowo wywodzącej się niemal całkowicie z
uprzywilejowanych kast, szczególnie z kasty wojowników, a jego społeczny
rodowód można ewentualnie przyrównać do rodowodu hellenistycznych, przede
wszystkim neoplatońskich, albo też manichejskich czy gnostycznych doktryn
zbawienia, choć różnią się one zasadniczo od niego. Kto nie chce zbawienia
prowadzącego do nirwany, temu buddyjski bhikszu pozostawia cały świat, łącznie
z ponownymi narodzinami w raju. Właśnie ten przykład świadczy o tym, że potrzeba
zbawienia i religijność etyczna mają jeszcze inne źródło niż społeczne
położenie negatywnie uprzywilejowanych i uwarunkowany praktyczną sytuacją
życiową racjonalizm mieszczaństwa: jest nim intelektualizm jako taki, zwłaszcza
metafizyczne potrzeby ducha, którego do rozważania etycznych i religijnych
problemów nie zmusza materialna niedola, lecz przymus wewnętrzny, by móc ująć
świat jako sensowny kosmos i zająć wobec niego stanowisko.
W olbrzymiej
mierze losy religii determinowała rola, jaką odgrywał w nich intelektualizm,
oraz jego różnorakie stosunki z kapłanami i z władzami politycznymi, a te
czynniki z kolei rodowód tej warstwy, która w szczególnym stopniu była
nośnikiem intelektualizmu. Początkowo byli nią sami kapłani, zwłaszcza tam,
gdzie charakter świętych pism i konieczność ich egzegezy oraz nauczania ich
treści, ich interpretacji i właściwego posługiwania się nimi sprawiły, że stali
się oni cechem literatów. Nie doszło do tego wcale w religiach antycznych ludów
miejskich, przede wszystkim Fenicjan, Hellenów, Rzymian, z jednej strony, a w
etyce chińskiej, z drugiej. Tu autentycznie teologiczne (Hezjod), wszelkie
metafizyczne i etyczne myślenie stało się całkowicie udziałem osób nie będących
kapłanami, i w rezultacie rozwinęło się w niewielkiej mierze. Zupełnie odmienna
była natomiast sytuacja w Indiach, Egipcie i Babilonii, wśród wyznawców
Zaratustry, w islamie, we wczesnym i średniowiecznym, a gdy idzie o teologię,
również nowożytnym chrześcijaństwie. Kapłani egipscy, zaratustriańscy, przez pewien
czas wczesnochrześcijańscy, zaś w epoce wedyjskiej, a więc przed powstaniem
filozofii świeckiego ascetyzmu i upaniszad, także bramińscy, w mniejszym,
znacznie ograniczanym przez świecką profecję, stopniu również żydowscy, w
podobnym, po części umniejszanym przez suficką spekulację, także islamscy
zmonopolizowali niemal całkowicie rozwój religijnej metafizyki i etyki. We
wszystkich odgałęzieniach buddyzmu, w islamie oraz we wczesnym i
średniowiecznym chrześcijaństwie oprócz kapłanów, lub zamiast nich, to przede
wszystkim mnisi lub podobne do nich kręgi uznały za swą domenę i literacko kultywowały
nie tylko teologiczne i etyczne, lecz także wszelkie myślenie metafizyczne oraz
wiele dziedzin myślenia naukowego, a poza tym artystycznej twórczości
piśmienniczej. Przynależność śpiewaków do kultowo doniosłych osób uwarunkowała
włączenie epickich, lirycznych i satyrycznych poematów indyjskich do Wed,
erotycznej poezji Izraela do świętych pism, a psychologiczne pokrewieństwo
mistycznych i pneumatycznych emocji z poetyckimi rolę mistyka w liryce Wschodu
i Zachodu. Ale tu nie chodzi nam o produkcję literacką i jej charakter, lecz o
kształtowanie samej religijności przez swoistość wpływających na nią warstw
intelektualistów. Wpływ kapłanów jako takich, również tam, gdzie byli oni
głównymi reprezentantami literatury, był mocno zróżnicowany, w zależności od
innych, niekapłańskich warstw, jakie istniały obok nich, oraz ich własnej
władzy. Z pewnością najsilniejszy był swoisty wpływ kapłanów w późnej fazie
rozwoju religijności zaratustriańskiej. Także egipskiej i babilońskiej.
Prorocy, ale jednak również w znacznej mierze kapłani, uformowali judaizm epoki
Deuteronomium oraz niewoli babilońskiej. W późnym judaizmie rozstrzygającą
postacią stał się zamiast kapłana rabin.”
O szczególnych zaś cechach Żydów jako etnosu
i judaizmu, jako religii, będącej nie do pogodzenia z duchern chrześcijaństwa
Max Weber w tymże dziele Gospodarka i
społeczeństwo zauważał: „Trzecią w pewnym sensie „dostosowaną do
świata”, a w każdym razie „zwróconą ku światu”, odrzucającą nie „świat”, lecz
jedynie obowiązującą w nim społeczną hierarchię, religią jest judaizm, w swej
wyłącznie interesującej nas tu, wykształconej po niewoli babilońskiej, przede
wszystkim talmudycznej formie. Jego obietnice są, wedle swego sensu
intencjonalnego, obietnicami odnoszącymi się do tego świata, a kontemplacyjna
czy ascetyczna ucieczka od świata występuje w nim, podobnie jak w religijności
chińskiej i w protestantyzmie, tylko jako zjawisko wyjątkowe. Od purytanizmu
odróżnia go (jakkolwiek relatywny) brak systematycznej ascezy. „Ascetyczne”
elementy wczesnochrześcijańskiej religijności nie wywodzą się z judaizmu, ale
pojawiają się właśnie w składających się z nawróconych na chrześcijaństwo pogan
w gminach misji Pawła. Przestrzeganie żydowskiego „prawa” jest „ascezą” w
równie małej mierze jak przestrzeganie jakichkolwiek norm tabu czy norm
rytualnych. Stosunek żydowskiej religijności do bogactwa, z jednej strony, i do
życia seksualnego, z drugiej, nie jest w najmniejszym stopniu ascetyczny, lecz
raczej zdecydowanie naturalistyczny. Bogactwo jest darem Boga, a zaspokajanie
popędu seksualnego, naturalnie w legalnej formie, jest wprost nieodzowne, w tak
wielkiej mierze, że osoba, która przekroczyła określony wiek, a nie zawarła małżeństwa,
wydaje się Talmudowi po prostu moralnie podejrzana. Ujęcie małżeństwa jako
czysto ekonomicznej, służącej płodzeniu i wychowywaniu dzieci instytucji nie
jest samo w sobie swoiście żydowskie, ale uniwersalne. To, że nielegalne
stosunki seksualne są surowo (a w pobożnych kręgach w sposób rzeczywiście
skuteczny) zakazane, wspólne jest judaizmowi z islamem i wszelkimi religiami
profetycznymi, a poza tym z hinduizmem, zaś czas oczyszczenia z większością
religii rytualistycznych, tak że nie można tu mówić o szczególnym znaczeniu
ascezy seksualnej.
Swobodne używanie
życia, nawet luksus, nie są same w sobie zakazane, o ile przestrzega się przy
tym pozytywnych zakazów i tabuizacji „prawa”. To społeczna, sprzeczna z duchem
mojżeszowego prawa, niesprawiedliwość, do której tak często dochodzi wobec
członków ludu żydowskiego przy zdobywaniu bogactwa, a ponadto pokusa swobodnego
stosunku do prawowierności, butnego lekceważenia przykazań, przez to zaś i
obietnic Jahwe, sprawiają, że bogactwo wydaje się prorokom, w Psalmach, w
mądrości przysłów i później czymś potencjalnie groźnym. Nie jest łatwo oprzeć
się pokusom bogactwa, i właśnie dlatego tym bardziej zasłużone jest
błogosławieństwo bogacza, „którego znaleziono bez winy”. Jednak skoro nie
istnieje tu idea predestynacji czy podobnie oddziałujące przedstawienia, to
także bezustanna praca i sukces w działalności zarobkowej nie może być, z
drugiej strony, uznawany za oznakę „potwierdzenia” w tym sensie, jaki właściwy
był w największej mierze kalwińskim purytanom, a w pewnym stopniu również
wszelkiemu ascetycznemu protestantyzmowi. Mimo wszystko idea dopatrywania się w
uwieńczonej sukcesem działalności zarobkowej oznaki łaskawego boskiego
zrządzenia była oczywiście religijności żydowskiej nie tylko równie bliska jak
na przykład chińskiej, świeckiej buddyjskiej i w ogóle każdej nie odrzucającej
świata religijności na ziemi, lecz jeszcze bliższa, skoro religia ta stała w
obliczu bardzo szczególnych obietnic nadziemskiego Boga, powiązanych z bardzo
widocznymi oznakami jego gniewu wobec wybranego przecież przez niego samego
narodu. Jasne jest, że zarobek, zdobyty przy przestrzeganiu bożych przykazań,
mógł i musiał zyskiwać znaczenie symptomu, że dana osoba podoba się Bogu. I
rzeczywiście działo się tak stale. Lecz sytuacja zajmującego się działalnością
zarobkową (pobożnego) Żyda była mimo wszystko zasadniczo całkowicie różna od
sytuacji purytanina, a odmienność ta nie pozostała bez praktycznego wpływu na
znaczenie Żydów w dziejach gospodarki. Ale na czym mniej więcej polegało to
znaczenie?
Żydzi przyczynili
się istotnie do rozwoju kapitalistycznego systemu gospodarczego w czasach
nowożytnych. Jakie są swoiste ekonomiczne dokonania Żydów w średniowieczu i w
czasach nowożytnych? Pożyczki, od lombardów aż do finansowania wielkich państw,
pewne rodzaje handlu, wśród których na pierwszy plan zdecydowanie wysuwa się
drobny handel kramarski i wędrowny oraz swoisty dla wsi „handel produktami”,
pewne sfery handlu hurtowego i przede wszystkim handlu papierami wartościowymi,
obie zwłaszcza w formie handlu giełdowego, wymiana pieniędzy i związane z nią
zwykle interesy polegające na przekazywaniu pieniędzy, dostawy państwowe,
finansowanie wojen i w bardzo znacznej mierze zakładania kolonii, dzierżawa
podatków (naturalnie poza dzierżawą dezaprobowanych podatków, jak tych na rzecz
Rzymian), wszelkiego rodzaju interesy kredytowe i bankowe, a także finansowanie
emisji. Jednak z tych interesów nowoczesnemu zachodniemu kapitalizmowi (w
przeciwieństwie do kapitalizmu antyku, średniowiecza i wschodnioazjatyckiej
przeszłości) właściwe są pewne (choć bardzo istotne) formy interesów, zarówno
prawne, jak i ekonomiczne. Na przykład w domenie prawnej: formy papierów
wartościowych i kapitalistycznych stosunków stowarzyszenia. Nie mają one jednak
swoiście żydowskiego rodowodu. Lecz, o ile to szczególnie Żydzi wprowadzili je
na nowo na Zachodzie, mają one być może po prostu orientalny (babiloński), a w
rezultacie hellenistyczny i bizantyjski, i dopiero za sprawą tego pośrednictwa
żydowski rodowód, a poza tym najczęściej wspólne są Żydom i Arabom. Po części
jednak są one tworami zachodniego średniowiecza, w pewnej mierze nawet ze
swoiście germańską przymieszką. Szczegółowe dowodzenie tych twierdzeń
zaprowadziłoby nas za daleko. Natomiast w ekonomicznym wymiarze na przykład
giełda, jako „rynek kupców”, nie została stworzona przez Żydów, lecz
chrześcijańskich kupców, a na swoisty sposób, w jaki adaptowano średniowieczne
formy prawne do celów racjonalnej działalności, choćby zakładano spółki
komandytowe, maony, uprzywilejowane kompanie wszelkiego rodzaju, w końcu spółki
akcyjne, nie wpłynęli w jakiejś szczególnej mierze Żydzi, choć później brali znaczny
udział w ich konstytuowaniu. W końcu zaś swoiście nowożytne zasady udzielania
publicznych i prywatnych kredytów rozwinęły się zrazu w zaczątkowej postaci na
gruncie średniowiecznych miast, a potem ich po części całkowicie nieżydowska
średniowieczna forma prawna została dostosowana pod wpływem czynników
ekonomicznych do potrzeb nowoczesnych państw i innych kredytobiorców. Przede
wszystkim jednak w z pewnością długiej liście żydowskiej działalności
ekonomicznej nie występuje pewna dziedzina, jeśli nawet niezupełnie, to mimo
wszystko w rzucający się w oczy sposób, i to właśnie stanowiąca wyróżnik
nowoczesnego kapitalizmu: organizacja pracy wytwórczej w postaci chałupnictwa,
manufaktury i fabryki. Jak doszło do tego, że wobec mas proletariatu w gettach
w czasach, gdy dla każdego nowego przedsięwzięcia przemysłowego można było
uzyskać książęce patenty i przywileje (za odpowiednie świadczenia pieniężne), i
gdy istniały także dostatecznie rozlegle, nie opanowane przez cechy, domeny
działalności umożliwiające nowe przemysłowe przedsięwzięcia, jak doszło do
tego, że w obliczu tej sytuacji żaden pobożny Żyd nie wpadł na myśl, by z pomocą
pobożnej żydowskiej siły roboczej stworzyć w getcie działalność przemysłową,
zupełnie tak samo jak to uczyniło tak wielu pobożnych purytańskich
przedsiębiorców z pomocą pobożnych chrześcijańskich robotników i rzemieślników?
I że również liczne, cierpiące biedę warstwy rzemieślników żydowskich aż do
niedawnych czasów nie stały się podłożem żadnej rzeczywiście nowoczesnej, a to
znaczy: przemysłowej, wykorzystującej w chałupnictwie tę żydowską pracę,
burżuazji mającej jakieś istotne znaczenie? Dostawy państwowe, dzierżawa
podatków, finansowanie wojen, kolonii, a zwłaszcza plantacji, handel
tranzytowy, lichwa pożyczkowa istniały zawsze od tysiącleci niemal na całym
świecie jako forma kapitalistycznego spożytkowywania posiadania. Właśnie w tych
dziejach, obejmujących niemal wszystkie epoki i kraje, w szczególności także
całą starożytność, brali udział Żydzi, w tych swoiście nowoczesnych formach
prawnych i formach działalności, które
stworzyło już średniowiecze, lecz nie Żydzi. Natomiast w tym, co swoiście nowe w
nowoczesnym kapitalizmie: w racjonalnej organizacji pracy, zwłaszcza
wytwórczej, w przemysłowym „przedsiębiorstwie” nie uczestniczą (relatywnie)
właściwie wcale. A przede wszystkim owe zasady gospodarcze, które były i są
typowe dla wszelkiego pierwotnego kupiectwa, antycznego, wschodnioazjatyckiego,
indyjskiego, średniowiecznego, dla kramarstwa w małej skali, a dla finansistów
w wielkiej: wola i zdolność bezwzględnego wykorzystywania każdej szansy zysku – „dla zysku i
piekło przepłynąć, nawet jeśli żagle osmali” te zasady również Żydom właściwe
są w znaczącej mierze. Ale właśnie one nie są wcale tym, co stanowi osobliwość
nowoczesnego kapitalizmu, w opozycji do innych kapitalistycznych epok. Wręcz
przeciwnie. Ani to, co swoiście nowe w nowoczesnym systemie gospodarczym, ani
to, co swoiście nowe w nowoczesnych zasadach gospodarczych, nie jest swoiście
żydowskie. Ostateczne, zasadnicze przyczyny tego stanu rzeczy powiązane są znów
ze szczególnym charakterem Żydów jako ludu pariasów i jego religijnością. Przede
wszystkim już czysto zewnętrzne trudności udziału w organizacji pracy
wytwórczej: prawnie i faktycznie niestabilne położenie Żydów, które z pewnością
nie przeszkadza handlowi, zwłaszcza handlowi pieniędzmi, lecz nie racjonalnej,
wytwórczej ciągłej działalności ze stałym kapitałem. Ponadto także wewnętrzna
sytuacja etyczna. Żydzi jako lud pariasów zachowali podwójną moralność, która w
każdej wspólnocie jest pierwotna w stosunkach gospodarczych. To, co „między
braćmi” odrzucane jest ze wzgardą, dozwolone jest wobec obcych. W stosunku do
Żydów etyka żydowska jest w całości bez wątpienia tradycjonalistyczna, a jej
punktem wyjścia zachowywanie „źródeł utrzymania”, i jeśli nawet rabini czynili
tu pewne koncesje, i to również w odniesieniu do wewnątrz żydowskiego
zachowania w interesach, to polegały one na dopuszczaniu pewnej swobody, lecz
jej wykorzystywanie przez tych, którzy sobie na to pozwalali, sprawiało, że nie
spełniali oni właśnie najwyższych wymagań żydowskiej etyki kupieckiej, i nie
„potwierdzali się”. Natomiast domena interesów z obcymi jest w sprawach, które
wśród samych Żydów byłyby zakazane, w dużej mierze sferą etycznie indyferentną.
Taka jest pierwotna etyka kupiecka wszystkich ludów na całym świecie, ale to,
że pozostała ona trwała, jest dla Żyda, dla którego obcy już w starożytności
niemal wszędzie był „wrogiem”, po prostu samo przez się zrozumiałe. Wszystkie
znane nawoływania rabinów do uczciwości i zaufania właśnie również wobec obcych
nie mogły naturalnie zmienić oddziaływania faktu, że prawo zakazywało
pobierania procentu od Żydów, od obcych natomiast dopuszczało, a także tego, że
stopień wymaganej przez przepisy legalności (na przykład gdy idzie o
wykorzystywanie błędów innych) wobec obcego, a więc wroga, był niższy. I
żadnego dowodu nie wymaga teza (bo przeciwne zachowanie byłoby po prostu
niepojęte), że na stworzoną przez obietnice Jahwe, jak już wiemy, pozycję
pariasów, i wynikającą stąd stałą pogardę ze strony obcych, lud ten nie mógł
reagować inaczej, jak przez to, że jego moralność kupiecka w stosunkach z
obcymi pozostała na stałe inna niż wobec Żydów.
Wzajemne relacje
sytuacji katolików, Żydów i purytanów w gospodarczej działalności zarobkowej
można zatem podsumować następująco: naprawdę wierzący katolik poruszał się w
swej działalności zarobkowej stale w sferze, albo na granicy, zachowania, które
już to naruszało papieskie konstytucje i tylko rebus sic stantibus ignorowane
było w konfesjonale, a dopuszczane jedynie w swobodnej (probabilistycznej)
interpretacji moralności, już to było wprost wątpliwe, już to przynajmniej nie
było zachowaniem rzeczywiście podobającym się Bogu. Pobożny Żyd znajdował się
przez to nieuchronnie w położeniu, w którym czynił rzeczy, które wśród Żydów
były po prostu sprzeczne z prawem lub wątpliwe z punktu widzenia tradycji, albo
dopuszczalne jedynie w swobodnej interpretacji, a dozwolone tylko wobec obcych,
nigdy jednak nie odznaczające się pozytywną etyczną wartością; jego etyczne
zachowanie mogło być uważane jedynie, jako odpowiadające przeciętnemu i
formalnie niesprzeczne z prawem, za dozwolone przez Boga i moralnie
indyferentne. To właśnie na tym zasadza się to, co było rzeczywiście zgodne z
prawdą w twierdzeniach o niższym standardzie legalności Żydów. Fakt, że Bóg
zwieńczał jego działalność sukcesem, mógł być wprawdzie oznaką tego, że w tej
domenie nie uczynił nic wprost zakazanego, a w innych sferach trzymał się
bożych przykazań, nie mógł się on jednak raczej etycznie potwierdzić właśnie w
swoiście nowoczesnym ekonomicznym działaniu zarobkowym. A tak było w przypadku
pobożnego purytanina, który nie za sprawą swobodnej interpretacji lub podwójnej
moralności, czy też dlatego, że czynił coś etycznie indyferentnego, lecz w
sferze rzeczywistego obowiązywania etyki zakazanego, ale przeciwnie z
najczystszym sumieniem, właśnie przez to, że działając zgodnie z prawem i
rzeczowo, obiektywizował w „działalności” racjonalną metodykę swego całego
sposobu życia, uprawomocniał się we własnych oczach i w kręgu swej gminy, i to
tylko w tej mierze i przez to, że absolutna, nierelatywizowana nieskazitelność
jego zachowania była całkowicie oczywista. Żaden rzeczywiście pobożny purytanin
– i to jest tu ważne – nie mógłby uznawać pieniędzy zarobionych dzięki lichwie,
wykorzystaniu błędu partnera (co u Żydów było dopuszczalne wobec obcych),
targowaniu się i szachrowaniu, udziałowi w politycznej czy kolonialnej
grabieży, za zysk podobający się Bogu. To stałym cenom, absolutnie rzeczowemu,
gardzącemu wszelką żądzą pieniędzy, bezwarunkowo legalnemu zachowaniu w
interesach wobec każdego oraz jego potwierdzeniu się w oczach ludzi kwakrzy i
baptyści przypisywali to, że właśnie bezbożni kupowali u nich, a nie u sobie
podobnych, im, a nie sobie podobnym, powierzali pieniądze na przechowanie czy w
kommendę, przez to zaś czynili ich bogatymi, i to te cechy potwierdzały ich
przed ich Bogiem. Natomiast żydowskie prawo odnoszące się do obcych, w
praktyce: prawo pariasów, pozwalało, mimo wielu zastrzeżeń, na objawianie wobec
nie-Żyda właśnie tych zasad, które purytanin odrzucał ze wstrętem jako przejawy
żądnego zarobku kramarskiego ducha, które jednak mogły łączyć się u pobożnego
Żyda z najskrupulatniejszą uczciwością, ścisłym przestrzeganiem prawa, pełnią
możliwej w jego religii zażyłości z Bogiem, z gotową do wszelkich poświęceń
miłością do osób związanych z nim w rodzinie i gminie oraz ze współczuciem i
łagodnością wobec wszelkich tworów bożych. Żydowska pobożność, właśnie w
praktyce życiowej, nigdy nie uważała sfery tego dozwolonego zarabiania,
podlegającej prawu odnoszącemu się do obcych, za sferę, w której potwierdza się
autentyczność posłuszeństwa wobec bożych przykazań. Pobożny Żyd nigdy nie
traktował jako probierza wewnętrznych standardów swej etyki tego, co uważał w niej
za dozwolone. Lecz, podobnie jak dla konfucjanisty wszechstronnie zaznajomiony
z kwestiami ceremonialnymi i estetycznymi, literacko wykształcony i przez całe
swe życie nadal studiujący klasyków gentleman, tak dla Żyda biegły w prawnej
kazuistyce, uczony w Piśmie, kosztem swego interesu, który bardzo często
przekazywał żonie, stale badający święte pisma i komentarze „intelektualista”
stanowił rzeczywisty ideał życia.
Właśnie przeciw
temu intelektualistycznemu, wywodzącemu się od uczonych w Piśmie rysowi
autentycznego późnego judaizmu buntuje się Jezus. To nie wmawiane mu „proletariackie”
instynkty, lecz typ wiary i poziom przestrzegania prawa mieszkańca
prowincjonalnego miasta i wiejskiego rzemieślnika, w przeciwieństwie do
wirtuozów znajomości prawa, przesądza, pod tym względem, o jego opozycji wobec
wyrosłych na gruncie polis Jerozolimy warstw, które, tak jak wszyscy mieszkańcy
wielkich miast starożytności, pytały: „Możeż z Nazaretu być co dobrego?”.
Właściwy mu typ przestrzegania i znajomości prawa odpowiada przeciętnej
rzeczywiście cechującej faktycznie pracującego człowieka, który także w szabat
nie może pozostawić swej owcy w dole. Natomiast obligatoryjna dla człowieka
naprawdę pobożnego znajomość prawa żydowskiego wykracza daleko, już w
rezultacie sposobu wychowywania młodzieży, nie tylko ilościowo, ale i
jakościowo poza znajomość Biblii przez purytanów, i można ją przyrównać
ewentualnie jedynie do praw rytualnych Hindusów i Persów, tyle że obejmuje ona
w o wiele większej mierze, oprócz czystych norm rytualnych i norm tabu, także
przykazania moralne. Ekonomiczne zachowanie Żydów poszło po prostu po linii
najmniejszego oporu, jaki dopuszczały te normy, a to oznaczało w praktyce, że rozpowszechniona we wszystkich warstwach
i narodach, i jedynie mająca odmienne skutki, „dążność do zarabiania”
skierowała się ku handlowi z obcymi, a więc „wrogami”. Pobożny Żyd już w
czasach Jozjasza, a tym bardziej epoki po niewoli babilońskiej, jest
mieszkańcem miasta. Całe prawo dostosowane jest do tej sytuacji. Ponieważ
niezbędny był rzezak, ortodoksyjny Żyd nie żył w izolacji, lecz, jeśli to tylko
było możliwe, w gminach (także i dziś swoistość ortodoksji wobec Żydów
reformowanych na przykład w Ameryce). Rok szabatowy – w obecnym kształcie
odnoszących się do niego przepisów z pewnością twór miejskich uczonych w Piśmie
epoki pobabilońskiej – tam, gdzie obowiązywał, uniemożliwiał racjonalną
intensywną uprawę roli: jeszcze dziś niemieccy rabini chcieli wymusić jego
zastosowanie do syjonistycznego osadnictwa w Palestynie, co skazywałoby je na
porażkę, a w epoce faryzeuszy „wieśniak” był tożsamy z Żydem drugiej klasy,
który nie przestrzega, i nie może przestrzegać, w pełni prawa. Uczestnictwa w
biesiadach cechów, i w ogóle wszelkiej wspólnoty stołu z nie-Żydami, zarówno w
starożytności, jak i w średniowieczu stanowiącej niezbędną przesłankę zyskania
statusu obywatela w danym środowisku, zabraniało prawo. Natomiast wspólny
całemu Wschodowi, pierwotnie wywodzący się z wykluczenia córek z dziedziczenia,
obyczaj dawania „posagu” sprzyjał (i sprzyja) tendencji do stawania się wraz z
ożenkiem sklepikarzem (co oddziałuje po części także dziś w formie słabszej
„świadomości klasowej” żydowskich pomocników handlowych). W każdej innej
działalności, podobnie jak pobożnego Hindusa, tak i Żyda ogranicza na każdym
kroku wzgląd na prawo. Rzeczywiste studiowanie prawa można było pogodzić
najłatwiej z pożyczaniem pieniędzy, wiążącym się w stosunkowo małej mierze ze
stałą pracą. Skutkiem prawa i intelektualistycznego szkolenia w prawie jest
„metodyka życia” Żydów i ich „racjonalizm”. „Człowiek nigdy nie zmienia
obyczaju” jest tezą Talmudu. Tylko i wyłącznie w domenie ekonomicznych
stosunków z obcymi tradycja pozostawiła etycznie (względnie) nieistotną lukę.
Poza tym nigdzie. W całej domenie tego, co istotne w obliczu Boga, rządzi
tradycja i jej kazuistyka, a nie racjonalnie samo decydujące o swej, nie
wynikającej z jakichś założeń, lecz z „prawa naturalnego”, orientacji,
metodyczne działanie celowe. „Racjonalizujące” oddziaływanie lęku przed prawem
jest głębokie, ale całkowicie pośrednie. „Czujny” i zawsze przytomny, opanowany
i stateczny jest także konfucjanista, purytanin, buddyjski i każdy mnich,
arabski szajch, rzymski senator. Lecz powód i sens tego samoopanowania są
różne. Czujne opanowanie purytanina wynika z konieczności podporządkowania
tego, co stworzone, racjonalnemu porządkowi i metodyce, w interesie pewności
własnego zbawienia; konfucjanisty z pogardy wobec gminnej irracjonalności,
wychowanego w kulcie przyzwoitości i godności, klasycznie wykształconego
człowieka; pobożnego na dawną modłę Żyda z rozmyślań nad prawem, w którym
wyszkolił swój intelekt, i z konieczności nieustannego zwracania uwagi na jego
ścisłe przestrzeganie. Temu jednak swoiste zabarwienie i oddziaływanie nadawała
wiedza pobożnego Żyda, że tylko on i jego lud mają to prawo, z racji którego
prześladowani są przez cały świat i obrzucani błotem, że mimo to jest ono
wiążące i że pewnego dnia, za sprawą czynu, do którego dojdzie nagle, którego
czasu nikt nie zna, i nikt nie może go przyspieszyć, Bóg przekształci
hierarchię świata w mesjańskie królestwo dla tych, którzy we wszystkim
pozostali wierni prawu. Wiedział on, że już niezliczone pokolenia, wbrew
wszelkim drwinom, czekały na to i czekają, a z uczuciem pewnej „nadczujności”,
która z tego wynikała, wiązała się konieczność, im dłużej miałoby jeszcze trwać
to daremne czekanie, w tym większej mierze, czerpania własnego poczucia godności
z tego prawa i jego skrupulatnego przestrzegania, dla niego samego. A w końcu,
co niemniej ważne, konieczność, żeby stale mieć się na baczności, i nie dawać
upustu swoim uczuciom w obliczu równie potężnych co bezlitosnych wrogów,
powiązana z opisanymi już wcześniej następstwami „resentymentu”, jako
nieuchronnego elementu: tworzonego przez obietnice Jahwe i zawinione przez to,
nie mające sobie równych w dziejach, losy tego ludu. To z tych czynników bierze
się w istocie „racjonalizm” Żydów. Lecz nie „asceza”. „Ascetyczne” rysy
istnieją w judaizmie, ale nie są niczym kluczowym, lecz stanowią jedynie po
części konsekwencje prawa, a po części wynikły ze swoistych problemów żydowskiej
pobożności, w każdym razie są równie wtórne jak wszystkie jego autentycznie
mistyczne elementy. Nie zamierzamy tu ich jednak omawiać, bo ani kabalistyczne,
ani chasydzkie czy inne formy mistyki nie zrodziły typowych motywów praktycznej
postawy Żydów wobec gospodarki, mimo że oba te religijne twory ważne są jako
symptomy. Powodem „ascetycznego” odwrócenia się od wszystkiego, co artystyczne,
jest, oprócz drugiego przykazania, które w rzeczy samej przeszkodziło nadaniu
artystycznej formy w swoim czasie znacznie rozwiniętej angelologii, przede
wszystkim charakter typowej synagogalnej służby bożej, koncentrującej się
jedynie wokół nauki i przykazań (w diasporze na długo przed zniszczeniem kultu
świątynnego): już profecja stłumiła właśnie plastyczne elementy kultu, a
orgiastyczne i taneczne w rezultacie niemal całkowicie wyrugowała. Rzymianie i
purytanie podążyli (choć z całkowicie odmiennych motywów) w efekcie podobną
drogą. Rzeźba, malarstwo, dramat nie znajdowały tu zatem normalnych wszędzie
religijnych punktów zaczepienia, zaś zanikanie wszelkiej (świeckiej) liryki, a
zwłaszcza erotycznej sublimacji seksualności, wobec jeszcze całkiem rubasznego,
zmysłowego punktu szczytowego, jakim była Pieśń nad pieśniami, wynikało z
naturalizmu etycznego ujęcia tej sfery. Wszystkie te braki tłumaczy to, że
milczące, pełne wiary i pytań, oczekiwanie zbawienia z piekła tej egzystencji, wybranego przecież przez Boga narodu, skazane
było stale jedynie na prawo i dawne obietnice, i że wobec tego, nawet gdyby
tradycja nie przekazała odpowiednich wypowiedzi rabinów, wszelkie swobodne
oddawanie się artystycznej i poetyckiej gloryfikacji tego świata, którego cel
stworzenia już dla współczesnych późnego państwa machabejskiego czasem był dość
problematyczny, musiało wydawać się w rzeczy samej przejawem niezwykłej
próżności, odwodzącym od dróg i celów Pana. Ale nie istniało tu właśnie to, co
nadaje „wewnątrzświatowej ascezie” jej rozstrzygające piętno: jednolity
stosunek do „świata” z punktu widzenia certitudo salutis jako centrum, z którego
wywodzi się wszystko. Religijność właściwa pariasom i obietnice Jahwe stanowią
także tutaj ostateczną, decydującą podstawę. Charakterystyczne dla
wewnątrzświatowej ascezy traktowanie świata – tego teraz, w rezultacie grzechów
Izraela, tak opacznego świata, który mógł przywrócić do porządku jedynie
swobodny cud Boga, lecz człowiek nie mógł go wymusić, ani go przyspieszyć –
jako „zadania” i jako areny religijnego „powołania”, które ten świat, i
właśnie również grzechy w nim, podporządkować chce racjonalnym normom
objawionej boskiej woli, na chwałę Bożą, i jako oznakę własnego wybrania – to
kalwińskie stanowisko było naturalnie z pewnością ostatnim, jakie mogło przyjść
na myśl tradycjonalnie pobożnemu Żydowi. Musiał on stawić czoło o wiele
trudniejszemu wewnętrznemu losowi niż pewny swego „wybrania” do tamtego świata
purytanin. Jednostka musi pogodzić się z faktem, że istniejący świat nie
odpowiada obietnicom, dopóki dopuszcza to Bóg, i zadowolić się tym, że Bóg
obdarza ją łaską i sukcesem w obcowaniu z wrogami jej ludu, wobec których,
jeśli chce spełnić wymagania rabinów, legalnie i trzeźwo licząc, bez upodobania
i bez gniewu, postępuje „rzeczowo”, i traktuje ich tak, jak dozwala jej Bóg.
Niesłuszne jest twierdzenie, że jedynie zewnętrzne przestrzeganie prawa
stanowiło religijny wymóg. Tak wygląda zgodnie z naturą rzeczy przeciętna. Ale
postulaty były wyższe. Jednak to pojedyncze działanie porównywane jest i
bilansowane właśnie jako pojedyncze z innymi pojedynczymi działaniami. I jeśli
nawet ujęcie stosunku do Boga jako rachunku bieżącego (okazjonalnie pojawia się
ono także u purytanów) poszczególnych dobrych i złych uczynków z niepewnym
saldem nie było oficjalnie dominujące, to mimo wszystko centralna
metodyczno-ascetyczna orientacja sposobu życia, charakterystyczna dla purytanizmu,
jeśli nawet abstrahować od wspomnianych już powodów, była choćby w rezultacie
podwójnej moralności z konieczności o wiele słabsza niż tam. Ponadto i z tej
racji, że tutaj w istocie, jak w katolicyzmie, czyn danego prawowiernego stwarza
jego własną szansę zbawienia, jeśli nawet łaska Boga (i tu i tam) musi
uzupełnić ludzką niedoskonałość – której, dodajmy, wcale nie uznawano (podobnie
jak w katolicyzmie) powszechnie. Kościelna łaska instytucjonalna była
wykształcona, od wyrugowania dawnej palestyńskiej spowiedzi (teszuba), w o
wiele mniejszej mierze niż w katolicyzmie, i ta własna odpowiedzialność i brak
pośredników nadawały żydowskiemu sposobowi życia rzeczywiście z konieczności
zasadniczo bardziej autometodyczne i systematyczne piętno niż przeciętnemu
katolickiemu sposobowi życia. Ale brak swoiście purytańskich, ascetycznych
motywów i w zasadzie nie przełamany tradycjonalizm żydowskiej moralności
wewnętrznej ograniczał także tutaj tę metodyczność. Pojawiają się tu zatem
liczne oddziałujące na podobieństwo ascezy poszczególne motywy, tyle że brak
właśnie religijnej jednoczącej więzi głównego ascetycznego motywu. Gdyż
najwyższa forma pobożności Żyda sytuuje się po stronie „nastroju”, a nie
aktywnego działania: bo i jak mógłby się on w tym opacznym i – co wiedział od
czasów Hadriana – nie dającym się przekształcić dzięki ludzkim czynom, wrogim
mu świecie uznawać za spełniającego wolę Boga za sprawą jego racjonalnego
przeobrażania? Tak może postępować żydowski wolnomyśliciel, lecz nie pobożny
Żyd. Dlatego purytanie uprzytamniali sobie zawsze zarówno to wewnętrzne
pokrewieństwo, jak i jego granice. Pokrewieństwo to jest, mimo całkowitej
odmienności uwarunkowań, jednak zasadniczo takie samo jak już w
chrześcijaństwie wyznawców Pawła. Żydzi byli dla purytanów, i dla wczesnych
chrześcijan, zawsze wybranym kiedyś przez Boga narodem. Dla wczesnego
chrześcijaństwa niesłychanie brzemiennym w następstwa czynem Pawła było, z
jednej strony, to, że uczynił świętą księgę żydowską – wtedy jedyną – świętą
księgą chrześcijan i przez to zakreślił całkiem wyraźną granicę wszelkiej
ekspansji helleńskiego (gnostyckiego) intelektualizmu. Z drugiej strony – za
pomocą dialektyki, która mogła być właściwa jedynie rabinowi – wyłamanie się tu
i ówdzie właśnie spod tego, co było dla „prawa” swoiste i oddziaływało
szczególnie w judaizmie: norm tabu oraz całkiem swoistych, w swoich
konsekwencjach tak strasznie mesjańskich obietnic, uzasadniających związanie
całej religijnej godności Żydów ze statusem pariasów, które dzięki narodzeniu
Chrystusa uznał za po części zniesione, a po części spełnione, z triumfującym i
wysoce skutecznym powołaniem się na to, że przecież patriarchowie Izraela przed
ustanowieniem owych norm żyli zgodnie z wolą bożą i mimo to, mocą swej wiary,
która była rękojmią bożego wybrania, zostali zbawieni. Niesłychane wsparcie,
jakie dawała świadomość, że można ujść losowi pariasa, dla Hellenów być tak
samo Hellenem, jak dla Żydów Żydem, i to osiągnięta nie na drodze wrogiego wierze
oświecenia, lecz w ramach paradoksu samej wiary – to namiętne poczucie
wyzwolenia stanowi napędzającą siłę nieporównanej Pawłowej pracy misyjnej.
Uwolnił się on rzeczywiście od obietnic Boga, przez którego opuszczony czuł się
na krzyżu jego Zbawiciel. Dostatecznie dowiedziona, straszliwa nienawiść
właśnie Żydów z diaspory wobec tego jednego człowieka, wahania i zakłopotanie chrześcijańskiej
pragminy, próby Jakuba i „apostołów-filarów” skonstruowania, w nawiązaniu do
praw samego Jezusa odnoszących się do świeckich, powszechnie wiążącego
„etycznego minimum” obowiązującego prawa, w końcu otwarta wrogość
Żydów-chrześcijan, stanowiły zjawiska towarzyszące temu rozerwaniu właśnie
decydujących, utwierdzających status Żydów jako pariasów więzów. Zniewalająca
ludzi radość wykupionego na wolność dzięki krwi Mesjasza spod pozbawionego
nadziei „prawa niewolników” emanuje z każdej napisanej przez Pawła linijki.
Następstwem była jednak możliwość chrześcijańskiej misji światowej. Zupełnie
tak samo purytanie przejęli właśnie nietalmudyczne i także niestarotestamentowe
swoiście żydowskie prawo rytualne, lecz pozostałe, poświadczone w Starym
Testamencie – wahając się, w jakiej mierze są jeszcze miarodajne – objawy
woli Boga, często aż do szczegółów, i połączyli je z nowotestamentowymi
normami. Nie pobożni, ortodoksyjni Żydzi, z pewnością jednak zrywający z
ortodoksją reformowani Żydzi, jeszcze i dziś na przykład wychowankowie Educational
Alliance, a tym bardziej ochrzczeni Żydzi, w rzeczy samej byli wchłaniani
właśnie przez ludy purytańskie, szczególnie Amerykanów, wcześniej całkowicie, a
mimo wszystko i dziś jeszcze wchłaniani są względnie łatwo, aż do zupełnego
zatarcia różnic, podczas gdy w Niemczech pozostali przez wiele pokoleń właśnie
„zasymilowanymi Żydami”. Również w tym objawia się faktyczne „pokrewieństwo”
purytanizmu i Żydów. Ale właśnie to, co w purytanizmie nieżydowskie, umożliwiło
mu zarówno odegranie jego roli w rozwoju zasad gospodarczych, jak i wchłanianie
żydowskich prozelitów, co nie udało się religijnie inaczej zorientowanym ludom.” W świetle powyższych analiz wprost
na niepoważne wygląda usiłowanie stawiania pytania: czy Żydzi są narodem, czy
też nie. Choć przecież tenże Max Weber pisał: „Pytanie, czy powinniśmy
określać Żydów jako „naród”, jest stare; odpowiedź na nie byłaby w przeważającej
mierze negatywna, a w każdym razie odmienna w przypadku masy rosyjskich Żydów,
asymilujących się Żydów zachodnioeuropejskich i amerykańskich, syjonistów,
przede wszystkim zaś różniłaby się bardzo znacznie w przypadku ludów, pośród
których oni żyją; na przykład Rosjan, z jednej, i Amerykanów, z drugiej strony
(przynajmniej tych, którzy dziś jeszcze utrzymują – jak pewien amerykański
prezydent w oficjalnym piśmie (Theodor Roosvelt) – że między Amerykanami i
Żydami występuje „podobieństwo istoty”).”
Wypada jednak z całą jednoznacznością
stwierdzić, że Żydzi stanowią wielki naród o wybitnej osobowości
historiotwórczej i ogromnej roli w kształtowaniu oblicza świata od co najmniej kilku
stuleci. Uznaje to zresztą i Max Weber, gdy jest zmuszony stwierdzić: „Gdziekolwiek
pojawiają się Żydzi, są oni nośnikami gospodarki pieniężnej, a zwłaszcza (w epoce
rozkwitu średniowiecza włącznie) transakcji pożyczkowych i znacznych sfer handlu.
Dla niemieckich biskupów, gdy ci zakładali miasta, byli oni równie niezbędni jak
dla polskich szlachciców. Stwierdzonym faktem jest ich pokaźny, często
dominujący udział w dostawczych i pożyczkowych interesach nowoczesnych państw
na początku czasów nowożytnych, w zakładaniu spółek kolonialnych, w handlu
kolonialnym i handlu niewolnikami, w handlu bydłem i „produktami”, przede
wszystkim w nowoczesnym giełdowym handlu papierami wartościowymi, a także w
przedsięwzięciach emisyjnych. Problemem jednak pozostaje kwestia, w jakim
sensie można im przypisywać rozstrzygającą rolę w rozwoju nowoczesnego
kapitalizmu. Trzeba tu wziąć po uwagę to, że kapitalizm żyjący z lichwiarskich
pożyczek lub z państwa, jego potrzeby dostaw i kredytów, oraz z rabunkowej
gospodarki kolonialnej nie jest niczym swoiście nowoczesnym, ale przeciwnie,
właśnie tym, co wspólne jest nowoczesnemu kapitalizmowi Zachodu i kapitalizmowi
antyku, średniowiecza i nowoczesnego Wschodu. Dla nowoczesnego kapitalizmu
natomiast, w porównaniu ze starożytnością (oraz Bliskim i Dalekim Wschodem),
charakterystyczna jest kapitalistyczna organizacja przemysłu, a w jej rozwoju
nie sposób przypisać Żydom znaczącego wpływu. Zasady pozbawionego skrupułów
wielkiego finansisty i spekulanta właściwe są z pewnością już czasom proroków,
podobnie jak antyku i średniowiecza. Również decydujące instytucje nowoczesnego
handlu, prawne i ekonomiczne formy papierów wartościowych, giełdy, mają
romańsko-germańskie źródła, choć Żydzi przyczynili się do dalszego
wykształcania się zwłaszcza operacji giełdowych i nadania im ich dzisiejszego
znaczenia. I w końcu typowy charakter żydowskiego „ducha” handlowego, o ile w
ogóle można odpowiedzialnie mówić o czymś takim, nosi wspólne całemu Wschodowi
piętno, po części nawet drobnomieszczańskie znamiona, swoiste dla epoki
przedkapitalistycznej. Żydzi dzielą z purytanami – także w ich przypadku
całkiem świadome – uprawomocnienie formalnie prawowitego zysku, uznawanego za
symptom bożego błogosławieństwa, a w pewnej mierze ideę „zawodu”, która jednak
u nich nie jest tak mocno zakorzeniona religijnie jak u purytanów. W rozwoju
szczególnej, nowoczesnej etyki „kapitalistycznej” żydowskie „prawo” odegrało
może najdonioślejszą rolę przez to, że jego etyka legalności została przejęta
przez etykę purytańską i stała się tu elementem nowoczesnej „mieszczańskiej”
moralności gospodarczej.”
Ta zaś „moralność” umożliwiła im objęcie
dominujących pozycji w gospodarce i polityce światowej. Poprzez wpływy
ekonomiczne, przez opanowanie prasy i w ogóle sfery informatycznej, w tym wielu
kościołów chrześcijańskich, jak też przenikając do elit tradycyjnych
i nowoczesnych, Żydzi stanęli mocno na arenie światowej w gronie
najpotężniejszych narodów. I to jest według M. Webera tegoż świata dramatem...
W rozważaniach tego niemieckiego socjologa
zwraca na siebie uwagę notoryczne podkreślanie rzekomej plebejskości Żydów jako
narodu, co przyprawia intelektualistów żydowskich o wściekłość: jak może być
plebejskim „naród wybrany” czyli z definicji arystokratyczny! Prawda w tym
względzie jest taka, że globalny naród żydowski – a taki niewątpliwie istnieje
– jest podzielony na różne klasy społeczne, które uogólniając można nazwać
górnymi i dolnymi, szlacheckimi i plebejskimi, posiadającymi i
wydziedziczonymi. Żydami bowiem są zarówno kryminalni oligarchowie „rosyjscy”
Abramowicz, Gusinskij, Bierezowskij, Deripaska, Wechselberg, Newzlin, czy
kryminalny prezydent Ukrainy Poroszenko oraz takiż premier Hrojsman (Grosman), jak
też setki tysięcy i miliony mieszkających w tych krajach rzemieślników, introligatorów, naukowców, bibliotekarzy,
nauczycieli, lekarzy, inżynierów, dziennikarzy itd. Wszyscy oni są Żydami, ale
jedni z nich są pod jakimś względem plebejuszami, inni zaś – arystokratami. I
tak jest w każdym kraju, gdzie mieszkają Żydzi. Dlatego nie wolno twierdzić, że
Żydzi są plebejuszami i tylko plebejuszami lub arystokratami i tylko
arystokratami. Każde z tych uogólnień będzie błędne pod względem merytorycznym
i krzywdzące z moralnego, historycznego i psychologicznego punktu widzenia.
Słusznie tedy krytycy żydowscy obruszają się na Maxa Webera za jego niekończące
się powtarzanie sloganu o tym, iż Żydzi to „pariasi”. Myli się też niemiecki
uczony, gdy bagatelizuje i pomniejsza rolę pierwiastka żydowskiego – również to
słusznie mu się ma za złe – w kształtowaniu się nowożytnej gospodarki
kapitalistycznej, sensu stricte z ducha bazującej na żydowskim i – szerzej –
plebejskim kulcie złotego cielca. Nie wypada pomniejszać tak istotnych spraw.
***
Niemało uwagi „kwestii
żydowskiej” i jej ostatecznemu rozwiązaniu przez fizyczną likwidację „narodu
wybranego” poświęcił Adolf Hitler, twórca i przywódca państwa nazistowskiego w
okresie 1933 - 1945. Żydów A. Hitler określał jako „odwieczną grzybicę ludzkości” – „ewiger Spaltpilz der Menschheit”. Uważał, że cały powszechny ruch
socjaldemokratyczny (komunistyczny) został
zorganizowany przez Żydów, aby naszczuć ciemne, głupie, zmaterializowane i
prymitywne masy różnych narodów przeciwko ich własnym elitom, co szczególnie
klarownie uwypukliło się w przypadku marksizmu, za którego rzekomo wolnościową
frazeologią miała się kryć „wykrzywiona w
podłym uśmiechu żydowska gęba”...
„Żydowskie
nauki marksizmu odrzucają arystokratyczną zasadę natury i w miejsce odwiecznego
przywileju mocy i siły [tego co osobowe] wprowadzają masę liczby i jej martwy
ciężar. One negują w człowieku wartość osoby, podważają znaczenie narodowości i
rasy, a przez to zabierają ludzkości podstawy jej trwania i jej kultury. W
razie zwycięstwa one by prowadziły do kresu wszelkiego możliwego do pomyślenia
porządku w uniwersum. I tak jak w tym największym dającym się rozpoznać
organizmie tylko chaos byłby skutkiem zastosowania tych praw, tak na kuli
ziemskiej dla mieszkańców tej gwiazdy byłby ich własny upadek.
Jeśli Żyd odniesie
zwycięstwo nad narodami świata, ukoronowaniem tegoż świata stanie się taniec
śmierci ludzkości, a nasza planeta ponownie będzie bez ludzi mknęła przez
miliony lat w eterze. Wieczna przyroda mści się bezwzględnie za wykraczanie
przeciwko jej przykazaniom.
Jestem więc
przekonany, że dziś działam zgodnie z zamiarami Stwórcy: podczas gdy bronię się
przed Żydem, walczę o dzieło Pana.”
„Demokracja
dzisiejszego Zachodu jest przewodnikiem marksizmu, który bez niej byłby wręcz
nie do pomyślenia. Ona stanowi podłoże odżywcze dla tej dżumy powszechnej, na
którym dopiero ta zaraza może się rozpowszechniać. W jej krańcowej formie
wyrazu, w parlamentaryzmie, wytworzyła ona dodatkowo zwyrodniały płód złożony z
łajna”...
„Die Majorität kann auch hier den Mann
niemals ersetzen. Sie ist nicht nur immer eine Vertreterin der Dummheit,
sondern auch der Feigheit. Und so wenig hundert Hohlköpfe einen Weisen ergeben,
so wenig kommt aus hundert Feiglingen ein heldenhafter Entschluss... Zum ersten
gibt es in einer Nation nur alle heiligen Zeiten einmal einen wirklichen
Staatsmann und nicht gleich an die hundert und mehr auf einmal; und zum zweiten
ist die Abneigung der Masse gegen jedes überragende Genie eine geradezu
instinktive. Eher geht auch ein Kamel durch ein Nadelöhr, ehe ein grosser
Mensch durch eine Wahl “entdeckt” wird.
Was wirklich über das Normalmas des breiten
Durchschnitts hinausragt, pflegt sich in
der Weltgeschichte meistens persönlich anzumelden.”
Żydowskiej demokracji masowej, jako chybionemu i
choremu ustrojowi politycznemu, kiedy to głupie, nieprzygotowane pod względem
merytorycznym (a więc łatwo dające się poprzez prasę manipulować Żydom) masy
decydują w referendach o wszystkim, A. Hitler przeciwstawia koncepcję
„demokracji germańskiej”, kiedy to ludność kraju w wolnych wyborach wybiera
sobie najlepszego z możliwych wodza, który następnie rządzi jednoosobowo i
ponosi absolutną odpowiedzialność za wszystkie podejmowane osobiście decyzje,
nie chowając się za wyniki badań socjologicznych i za zasadę „demokratycznego”
kierownictwa zespołowego.
W książce „Mein
Kampf” A. Hitler twierdził, że cały przynoszący ogromne profity handel
„żywym towarem”, zorganizowana na skalę globalną masowa prostytucja, sieć domów
publicznych są dziełem przedsiębiorców wyłącznie żydowskich,
którzy z ukrycia kontrolują,
organizują i rozwijają ten nieludzki proceder. A. Hitler był przekonany, że,
jak pisał w „Mein
Kampf”, „nie ma żadnego draństwa,
żadnego bezwstydu w jakiejkolwiek formie, przede wszystkim w życiu kulturalnym,
w którym by nie brał udziału przynajmniej jeden Żyd. Wystarczy ostrożnie choćby
tylko nadciąć taki guz, a zaraz w gnijącym mięsie znajdowało wijących się jak
robaki w świetle dnia żydków”... Wszelkie fałszywe dzieła sztuki, każda
profanacja, wszystkie brudy moralne miałyby być robione lub inspirowane właśnie
przez Żydów, choć jako wykonawcy podłej roboty mogli być angażowani także
szabesgoje.
Co jednak najbardziej zaskakiwało Hitlera w Żydach,
to ich - jak pisał
- rozkładowy, agresywny,
destruktywny duch, skierowujący się także z niezwykłą zaciekłością również
przeciwko ich własnej, żydowskiej tradycji i narodowości. Pisząc o wiedeńskim
okresie swego życia A. Hitler zaznaczał: „Was
aber unverständlich bleiben musste, war der grenzenlose Hass, mit dem sie ihr
eigenes Volkstum belegten, die Grösse desselben schmähten, seine Geschichte
verunreinigten und grosse Männer in die Gosse zogen.
Dieser Kampf gegen die eigene Art, das eigene Nest,
die eigene Heimat war ebenso sinnlos wie unbegreiflich. Das war unnatürlich”... A. Hitler dzielił wszystkie rasy i narody na
trzy podstawowe klasy: tworzące kulturę, zachowujące kulturę oraz niszczące
kulturę. Żydów jednoznacznie i definitywnie wpisywał do klasy trzeciej i
uważał, że powinno się przeprowadzić ich całkowitą eksterminację, aby nie mogli
w przyszłości zatruwać krwi i duszy ras szlachetniejszych. Najbliższy
współpracownik Führera, Heinrich
Himmler, uważał, że jakakolwiek
reedukacja Żydów jest niepodobieństwem, ponieważ nie da się zmienić wrodzonych,
genetycznie zdeterminowanych cech rasowych. Stąd pomysł i potworna sieć obozów
śmierci, zorganizowanych przez niego już na początku istnienia Trzeciej Rzeszy,
w których miano unicestwiać „das
Luzifergesind”, jak nazywał Żydów doktor Otto Rahn.
W „Mein Kampf”
czytamy, że jednym z najperfidniejszych wynalazków żydowskich, służących do
wyzysku i okradania uczciwej ludności aryjskiej są tzw. „spółki z ograniczoną
odpowiedzialnością”: „Gesellschaften mit
begrenzter Haftung”. Ten wynalazek ponoć pozwalał Żydom na bezkarne
wyłudzanie pieniędzy od milionów rzetelnie pracujących ludzi i następne
ogłaszanie upadku firmy bez ponoszenia jakichkolwiek konsekwencji za te ciężkie
przestępstwa. Toteż pierwsze, co A. Hitler zamierzał uczynić w razie przejęcia
władzy, to właśnie zlikwidować przepisy zezwalające na zakładanie „sp. z o.o.”, a
drugie - odebrać
im lichwiarskie banki.
W walce z Żydami Hitler zalecał odrzucenie względów na humanitaryzm. „Humanität ist Ausdruck einer Mischung von
Dummheit und Feigheit; im ewigen Kampfe ist die Menschheit gross geworden – im ewigen Frieden geht sie zu
Grunde”. – „Humanitaryzm jest wyrazem
mieszaniny głupoty i tchórzostwa; w odwiecznej walce ludzkość osiągnęła swą
wielkość, w wiecznym pokoju znajdzie własny upadek.”
I dalej: „Was
der Güte verweigert wird, hat eben die Faust sich zu nehmen”. - „To, czego się odmawia dobrotliwości, ma
sobie zabrać pięść”.
I wreszcie: „Wer
nicht bereit oder nicht fähig ist, für sein Dasein zu streiten, dem hat die
ewig gerechte Vorschung schon das Ende bestimmt; die Welt ist nicht da für
feige Völker.”
Zepsuciu i zgniliźnie moralnej Żydów Führer przeciwstawiał
zdrowie i siłę ducha Niemców, szczególnie chłopów niemieckich. „Der gesunde Bauernzustand ist das Fundament
der gesamten Nation”. – „Zdrowy stan
rolniczy stanowi fundament narodu jako całości”... Ten
styl myślenia okazał
się katastrofalny nie
tylko dla Żydów
i Niemców (pierwsi
zresztą zwyciężyli drugich),
lecz i dla
całej ludzkości wpędzonej
w drugą wojnę
światową.
Żydzi odwzajemniali się Niemcom tą samą monetą.
Rabin Moshe Diamont o Trzeciej Rzeszy pisał: „Morderstwo stało się powszednim zajęciem Niemców. Znaczna część
ludności Niemiec była zajęta planowaniem, budowaniem i obsługiwaniem obozów
zagłady”… Menachem Begin do tego dodawał: „Z żydowskich kości Niemcy produkowali mąkę i sprzedawali ją w
sklepach. Z trupów wyrabiali mydło i posyłali jako prezenty swym żonom. Włosami
żydowskich kobiet i dziewczyn wypełniali materace. Sześć milionów Żydów
przekształciło się w popiół, mąkę i mydło”… Ilia Erenburg zaś w 1942 roku w
następujący sposób zagrzewał sowieckich żołnierzy do walki: „Przekonać Niemca nie sposób, lecz pogrzebać
go można i trzeba. Im więcej Niemców zabije każdy radziecki żołnierz, tym
szybciej skończy się wojna. Zabij Niemca, aby Niemiec nie zabił ciebie! Jest
ich jeszcze wielu, ale koniec już widać: wytępmy wszystkich! Niemcy mówili, że
są narodem bez przestrzeni. Dajmy każdemu frycowi po dwa metry pod ziemią.
Przeklęty kraj!... Niemcy będą przestrzenią bez narodu”…
***
Alfred Rosenberg w książce „Die Spur des Juden im Wandel der Zeiten”
twierdził, że „Talmud” różnie nazywa
nie-Żyda: goj, nokri, akum, ale zawsze uważa go nie za człowieka, lecz za
człekokształtne zwierzę, które powinno się wykorzystywać, rabować, grabić,
okradać z własności, odzierać ze skóry, zabijać, bezlitośnie wyzyskiwać. Prawo
hazuka szczegółowo przewiduje aż 45 sposobów zniewalania i wyzyskiwania
nie-Żydów przez tę „rasę wyższą”, za jaką się w szowinistycznym zaślepieniu
uważają. Żydowscy intelektualiści ponoć są niejako zawodowymi szydercami i odbrązowiaczami,
ochlapują błotem wszelkie pomniki i symbole narodowe, obalają świętości, mity i tradycje, ale – tylko gojskie, nie
własne. Przy swoich natomiast nie tylko trwają niewzruszenie, ale i
nikomu nie dozwalają nawet je tknąć.
Głęboka pogarda i wrogość do rasy żydowskiej
bije z tekstów wielu niemieckich uczonych, medyków, antropologów, archeologów,
historyków, filozofów, socjologów, takich choćby jak Ludwig Woltmann, Otto
Georg Ammon, Bruno Begger, Otto Rahn, August Hirt, Lanz von Liebensfels, Otto
Freiherr von Verschuer, Ernst Ruedin, Fritz Lenz, Wilhelm Frick, Rudolf Hippius,
Carl Schneider, Guido von List, Herbert Lange, Dieter Eckart, Eugen Fischer,
Elizabeth Ebertin, Herrmann Wirt. Wszyscy oni nazywali Żydów „rasą szatańską”, dogłębnie
zdegenerowaną i chorą, samą swą obecnością zatruwającą normalne życie
ludzkości. Uważali też „Pięcioksiąg
Mojżeszowy” za księgę wszelakiego plugastwa i zepsucia, która to
interpretacja odżywa obecnie w wielu publikacjach, jak m.in. w książce Maana
Khamisa „Chojen by Satan. The Old Testament” (wyd. 2018):
„Followers of the Old Testament are guided by error. The Old Testament and his
conspirators are the epitomal of evil. Humanity will not reach enlightenment
until all copies of the Old Testament are removed and thrown into a pit of fire
where they will feel at home. The Old Testament should be displayed in mass
serial killers section in all public libraries. It is the time for us to
receive overdue apologies from the Jews”…
Teoretycy narodowego socjalizmu, którzy często z
dumą nazywali siebie chrześcijanami, uważali jednocześnie, że kościół katolicki
stanowi żydowską sektę satanistyczną, kierowaną przez judaistyczny sanhedrin.
Podobnie jak niektórzy biskupi prawosławni uważali papieża za wcielonego
szatana. [Zresztą w jakimś sensie biskupi i kardynałowie w rodzaju Muszyńskiego, Dziwisza, Pieronka,
Macharskiego, Polaka i wielu wielu innych hierarchów kościoła w Polsce niechcący to w 2008 roku potwierdził, mówiąc,
że religia wyznawana w tym kraju to nie jakieś tam bliżej nie określone chrześcijaństwo,
lecz „żydokatolicyzm”; a Jan Paweł II wynosił do godności biskupiej w Polsce
wyłącznie kapłanów żydowskiego pochodzenia, swe zaś wizyty w różnych krajach
zawsze zaczynał od spotkania z lokalną społecznościa żydowską, a nie z
odnośnymi głowami państw!].
W lutym 1933 roku Niemcy wprowadzili w życie ustawę
o zakazie męczenia zwierząt i znieśli w ten sposób barbarzyński ubój rytualny.
Ustawa o uporządkowaniu składu narodowościowego aparatu zarządzającego z 11
kwietnia 1933 roku nakazywała wyeliminowanie nie-Aryjczyków ze wszystkich
struktur władzy. Ustawa o redagowaniu gazet z 4 listopada 1933 zakazywała pracy
w mediach zarówno Żydom, jak i osobom mającym żydowskiego małżonka. Kraj
podźwignął się z rozkładu, bezrobocie i nędza gwałtownie się skurczyły,
podobnie jak liczba domów publicznych, przestępstw pospolitych i chorób
wenerycznych. 15 września 1935 uchwalono słynne Ustawy Norymberskie „O
obywatelstwie Rzeszy” oraz „O
ochronie niemieckiej krwi i
niemieckiej czystości” . W ten sposób Niemcy zostali najbardziej
konsekwentnymi wyznawcami rasistowskiego ducha hebrajskiego „Pięcioksięgu” i „Talmudu”. Warto jednak
dodać, że Ustawy Norymberskie pod wieloma względami były wzorowane na
ustawodawstwie USA z roku 1896, na mocy którego m.in. Biali i Murzyni musieli
zamieszkiwać różne dzielnice miast. Aż do 1948 roku oddziały wojskowe Stanów
Zjednoczonych kształtowano na zasadzie segregacji rasowej; po wojnie
amerykańscy Murzyni żenili się dość często z białymi Europejkami, lecz po
powrocie np. do Chicago mąż i żona musieli mieszkać osobno.
Według prawa hitlerowskiego nie-Aryjczykiem był
każdy, kto miał dziadka lub babkę żydowską, a wszyscy zostali zobowiązani do
posiadania udokumentowanej wiedzy o swym pochodzeniu o sześć pokoleń wstecz (do
roku 1800), osoby zaś pretendujące do wojsk SS i wysokich urzędów – do roku
1750. Za Żydów zaś uznano osoby wyznające judaizm lub wciągnięte na listę
lokalnej gminy żydowskiej, czyli że nawet czystej krwi Żyd, o ile nie wyznawał
judaizmu i formalnie nie należał do wspólnoty żydowskiej, nie był już
traktowany jako Żyd. Co prawda, mierzono proporcje czaszki, kształt uszu i
penisa, lecz nie zawsze. Na mocy Ustaw Norymberskich z dnia na dzień 550
tysięcy niemieckich Żydów okazało się jakby poza prawem (vogelfrei), musiało zamieszkać
osobno od Niemców, utraciło prawo do prestiżowych i dobrze płatnych posad, do
niektórych form własności i poszczególnych zawodów oraz musiało nosić na
ubraniu pomarańczowe gwiazdy Dawida. Jednocześnie ponad pół miliona zeświecczonych Żydów etnicznych
zostało takimiż pełnoprawnymi obywatelami Trzeciej Rzeszy, jak Aryjczycy; w
szeregach Wehrmachtu znalazło się 150 tysięcy pół-Żydów i ćwierć-Żydów, a wśród
nich było: 2 marszałków polnych, 5 generałów broni, 8 generał-lejtnantów, 5
generał-majorów, 23 pułkowników. Nie wiemy, czy szczerze i skutecznie walczyli
o swą ojczyznę, czy po cichu sabotowali jej cele, ale wiemy, że wielu dostało
za zasługi bojowe prestiżowe wyróżnienia, ordery i medale.
Jednocześnie Żydów „cudzych” seryjnie likwidowano w
obozach zagłady i na terenach okupowanych. Co do liczby ofiar terroru
hitlerowskiego nie ma dziś w świecie nauki jednomyślności. Kurt Herstein,
esesman wzięty do niewoli we Francji, w styczniu 1945 roku twierdził, że Niemcy
wymordowali nie mniej niż 40 milionów Żydów, w kwietniu obniżył tę liczbę do 25
milionów, a w maju tegoż roku – do sześciu milionów ofiar. Potem
zakomunikowano, że świadek powiesił się w więzieniu rzekomo nie mogąc znieść
wyrzutów sumienia, a na Procesie Norymberskim właśnie ową ostatnią liczbę
wzięto za podstawę, choć nie bazowała ona na żadnych źródłach dokumentalnych, a
powieszony Niemiec mógł liczbę jeszcze raz obniżyć. Oficjalne statystyki
niemieckie (nie przeznaczone do publikacji) w 1944 roku odnotowywały, że na
terenach zajętych przez Wehrmacht w sumie mieszkało 5,5 milionów Żydów, z których zlikwidowano tylko część.
Żydowski Światowy Ośrodek Dokumentacji podaje, że liczba ofiar sięgała 4,5
milionów Żydów. Żydowski badacz Reitlinger nazywa liczbę 2,79 mln; Jehuda Bauer
– 1,6 mln; profesor Rassinier - 1,2 mln;
profesor Hilberg – 897 tysięcy; Herald Rightling – 800 tysięcy, a neutralny
Szwajcarski Czerwony Krzyż oficjalnie
podał, że między 1939 a
1945 zginęło nie więcej niż 300 tysięcy Żydów europejskich. To samo stwierdził
niedawno niemiecki uczony Sündel i dostał wyrok wieloletniego więzienia „za
negowanie holocaustu”. Prawnik francuski Rassinier w książce „Dramat Żydów europejskich” napisał
wprost: „Mit o sześciu milionach ofiar
żydowskich to po prostu metoda, z której pomocą Izrael dostaje od Niemiec od
1953 roku olbrzymie reparacje, które idą w setki miliardów dolarów.” Aby ukrócić jakiekolwiek dywagacje i dyskusje,
a nawet badania naukowe tego tematu lobby syjonistyczne w wielu krajach
narzuciło przepisy prawne, na których
mocy sama wymiana zdań w tej kwestii
jest interpretowana jako przejaw antysemityzmu i „negowanie holocaustu” i na
mocy prawa jest karana wieloletnim więzieniem.
***
Ulubioną ideą niemieckiego
antysemityzmu jest przekonanie o nietwórczym, naśladowczym, tylko
improwizacyjnym charakterze talentu żydowskiego.
Pośrednim wyrazem antysemityzmu może być –
niepodważalna skądinąd z naukowego punktu widzenia – teza o tym, że to wcale
nie Żydzi byli odkrywcami i pierwszymi nosicielami monoteizmu, lecz Egipcjanie,
których reprezentanci „narodu wybranego” także pod tym względem „złupili”. Badacz niemiecki Michael Dienstbier pisał np.
na łamach tygodnika „Der Spiegel” (nr
52, 2006), że monoteizm wcale nie został przez Żydów wynaleziony, lecz że
przejęli oni tę naukę z Egiptu, w którym wprowadził ją genialny faraon
Echnaton. Tenże autor, zresztą świadomy i konsekwentny ateista, pisze: „Alle Gottheiten sind von Menschen gemachte
Konstrukte, die der Identitätsstiftung dienen und die somit alle gleich wahr
oder besser: gleich falsch sind.”
***
Zostań członkiem iluminatów już dziś. Sprawimy, że staniesz się bogaty i sławny. A także mieć moc kontrolowania ludzi na wysokich stanowiskach na całym świecie. Czy jesteś biznesmenem lub kobietą, artystą, politykiem, muzykiem, studentem, czy chcesz być bogaty, sławny i potężny w życiu, dołącz do nas już teraz i uzyskaj natychmiastową kwotę 800 000 $ w ciągu tygodnia, a także bezpłatny dom w dowolnym miejscu aby żyć w tym świecie, a także otrzymywać 500 000 USD miesięcznie jako wynagrodzenie. Aby uzyskać informacje: napisz do nas teraz: johnrishgroup@gmail.com whatsApp nas lub zadzwoń. +2347041743262
OdpowiedzUsuń