https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/tajemnice-szpiegostwa-angielskiego/
Zaś na blogu: https://coryllus.pl/tajemnice-szpiegostwa-angielskiego-fragment/#comments
został zacytowany fragment z powyższej książki, który na przykładzie z I WŚ pokazuje kto tak naprawdę zarabia na wojnach i kto te wojny inicjuje. Można to także odnieść do naszej historii, co daje nam też poszlaki kto otruł Stefana Batorego i za czyje pieniądze były wszczynane wojny w Rzeczypospolitej i przeciwko niej. Teraz czytelniku rozumiesz skąd są Norman Davies, Patlewicze i cała masa dezinformatorów.
Fr, z powyższego bloga:
...W ciągu pięciu lat trwania potwornej wojny tonęły we krwi pola bitew europejskich, stanowiących jedną olbrzymią mogiłę kwiatu ludności tylu krajów. A mogła zostać zakończona zwycięsko o trzy lata wcześniej.
Fakt ten został ujawniony w sposób niewątpliwy opinii publicznej w Anglii przez wiceadmirała W. P. Consetta, byłego attaché morskiego w krajach skandynawskich, byłego radcę do spraw morskich w Radzie Najwyższej, poza tym zresztą byłego czynnego członka „Intelligence Service”. Otóż ten wysoki oficer, człowiek niezwykle uzdolniony, uważał za właściwe z przynoszącą mu zaszczyt odwagą ulżyć swojemu sumieniu, przedstawieniem na ocenę publiczną i na sąd historii dokumentów, dotychczas starannie trzymanych w tajemnicy.
Nie lękając się skandalu i piorunów „Intelligence Service”, nie zawahał się wiceadmirał W. P. Consett napisać:
„Nasz własny handel z państwami neutralnymi, które sąsiadują z Niemcami, pozwolił nieprzyjaciołom naszym opierać się dwa lata przeszło, grożąc doprowadzeniem nas do klęski”.
Z niezaprzeczonym tym faktem trzeba się pogodzić chcąc nie chcąc.
Wojna trwała daleko dłużej, aniżeli wymagała tego konieczność i, zaopatrując Niemcy za pośrednictwem państw neutralnych, wzięli na siebie kupcy z City zbrodniczą za to jej przedłużenie odpowiedzialność. Kiedy w sierpniu 1914 rozpętały Niemcy nagle konflikt europejski, miały one nadzieję, że akcja ich będzie krótką i rozstrzygającą. Wrogowie aliantów nie byli ani przygotowani ani wyekwipowani na pięcioletni okres trwania wojny.
„O ile nie mielibyśmy stanąć w ciągu miesiąca pod murami Paryża, równałoby się to naszej porażce” – oświadczył jeden z ambasadorów Niemiec.
Przyłączenie się Anglii do wojny i bitwa pod Marną, rozwiały doszczętnie nadzieję szybkiego zwycięstwa.
Państwa Centralne postawione zostały wówczas przed koniecznością rozstrzygnięcia nader skomplikowanego zagadnienia. Zasoby ich nie odpowiadały ich potrzebom, nie miały też one czym żywić i odziewać olbrzymich swoich armii, zbroić ich w amunicję i zapewnić jakie takie wyżywienie ludności cywilnej.
Od grudnia 1914 roku Niemcy, zwyciężone potęgą ekonomiczną, skazane były na porażkę.
Na szczęście Germanów, zaczęli oni od tej chwili właśnie otrzymywać brakującą aprowizację przez Holandię, przez Szwecję, przez Danię i przez Norwegię.
Zwolnione od dozoru sprzymierzonych flot, przeznaczone dla państw skandynawskich i nagromadzone w bezpiecznych miejscach towary wszelkiego rodzaju uchronione były od wszelkiej interwencji państw wojujących.
„Jedynie składy angielskie – pisze wiceadmirał W. P. Consett – uratowały Niemcy od głodu i wyczerpania”.
Rozkwit ekonomiczny Kopenhagi w owym okresie był nieporównany. Otrzymywała ona nadmierne dostawy towarów, które wzbogacały hieny wojenne, odprzedające Niemcom wszystko, czego im było potrzeba, aby móc prowadzić w dalszym ciągu wojnę.
Mięso, ryby, bawełna itd. dostawały się do Hanoweru pospiesznymi pociągami specjalnymi. Zaznaczyć nadto wypada, że ekspresy te ogrzewane były węglem z Cardiff i że cały materiał ładunkowy był również pochodzenia angielskiego.
Znaczny ten handel prowadzony był w ten sposób zupełnie bezkarnie. Moralne zobowiązanie krajów neutralnych, że nie pozwolą korzystać wrogom aliantów z otrzymywanych towarów, gwałcone było zupełnie jawnie.
Rząd angielski, bez względu na raporty swoich agentów, bez względu na oficjalne statystyki, świadczące wyraźnie, że ogromne ilości surowców i fabrykatów przedostawały się stale do Niemiec, które jedynie dzięki opatrznościowym tym dostawom uniknąć mogły nieuchronnej w innym wypadku klęski – trwał w dalszym ciągu w przyjętej ustalonej polityce niekontrolowania swojego eksportu.
Jakie działały tu tajemnicze pobudki?
Otóż kierownikom „Intelligence Service” najzupełniej dogadzał ten stan rzeczy, pozwalający handlowcom z City zbijać ogromne majątki, które zapewniały organizacji poważne zyski. Jako pretekst wysuwano motyw niezniechęcania klientów handlu angielskiego celem umożliwienia mu zawładnięcia po wojnie międzynarodowymi rynkami zbytu.
Obłuda takiego rozumowania byłaby komiczną, gdyby wyniki jej nie były tak tragiczne.
Flota angielska otrzymała z Downing Street formalny rozkaz nieprzeciwstawiania się swobodnemu przejazdowi okrętów handlowych, dążących do państw skandynawskich.
Tak więc w czasie, kiedy śmierć bezustannie kosiła w okopach zastępy francuskie, przyjaciele Francji zadawali jej cios z tyłu, zaopatrując cichaczem jej wrogów i swoich własnych.
Czyż Anglia nie miała możności i obowiązku zaprowadzenia dzięki władzy swojej na morzu i dzięki potężnej swojej flocie, ścisłej kontroli nad ładunkami statków handlowych? Gdyby nawet miało jej to grozić poświęceniem swojego handlu z krajami skandynawskimi, winna była za wszelką cenę nie dopuścić do tego, aby towary, pochodzące z państw sprzymierzonych, miały dostęp do Morza Północnego. Nikczemne wyrachowanie kupieckie wzięło jednak górę przy decyzjach brytyjskiego rządu.
Jakże zrozumiałym jest oburzenie wiceadmirała W. P. Consetta, który sygnalizując w grudniu 1916 fakty te Admiralicji, otrzymał odpowiedź tyleż lakoniczną, ile zdumiewającą: „Dać pokój!”.
Nie było w historii świata przykładu równie górującej sytuacji ekonomicznej, jak ta, w jakiej znaleźli się alianci w 1914.
Anglia miała w rękach swoich kontrolę na morzu, a tym samym posiadała broń nieodpartą.
Od pierwszych miesięcy 1915 stanęłyby Niemcy wobec zupełnego braku środków opałowych, gdyby węgiel angielski nie był nadsyłany wielkimi transportami do państw skandynawskich. Tak, w ciągu jednego tylko miesiąca września 1914 roku otrzymała Szwecja 33 000 ton węgla, którego całkowitą niemal ilość pochłonęły państwa Centralne.
Dzięki niepojętej tej rozrzutności mógł Ludendorff odmówić dostarczenia spośród szeregów swojej armii 50 000 górników do kopalni Ruhry, oświadczając: „Nie ma potrzeby osłabiania naszej armii; pracują za nas górnicy angielscy”.
Eksport węgla do Szwecji rychło wzrósł do olbrzymiej cyfry 100 000, a nawet 150 000 ton miesięcznie, zatem z górą do podwójnej ilości rocznej sprzed wojny.
Sir Ralph Paget, ambasador brytyjski w Kopenhadze, sygnalizował również, że „węgiel ten przeznaczony będzie na zabijanie żołnierzy angielskich”. Nie raczono wszelako dać posłuchu jego głosowi.
Niemcom brak było nadto pewnych substancji oleistych, z których wydobywano glicerynę, potrzebną do fabrykacji środków wybuchowych.
Otóż te oleiste ziarna rosną wyłącznie w krajach gorących, jak Indie, Argentyna, Egipt i Afryka zachodnia. Brak ziaren oleistych nieodwołalnie pozbawiał Niemcy i Austrię gliceryny, a tym samym materiałów wybuchowych. Ale sama Dania otrzymała 75 000 ton tych ziaren w 1915 i 80 000 w 1916. Pamiętajmy zaś, że przed wojną import ziaren tych do Danii nie dosięgał nawet 3 000 ton.
Zatem handlowa flota angielska, pozostająca pod ochroną i protektoratem Marynarki Królewskiej, użyta była do dostarczania Niemcom niezbędnych do dalszego prowadzenia wojny materiałów wybuchowych.
Bohaterscy brytyjscy żołnierze, śpiący snem wiecznym na równinach północnej Francji, ponieśli w ten sposób śmierć z ręki własnych swoich braci.
Począwszy od 1915 zbrakło również Niemcom smarów do tego stopnia, że ofiarowywały one na rynku Kopenhaskim 1 800 marek za baryłkę oleju, której wartość rynkowa nie przekraczała w owym czasie 200 marek.
Fabryki w Essen nieodwołalnie byłyby tym samym pozbawione smarów do swoich maszyn.
Mr. Gerard, amerykański ambasador w Berlinie, miał możność zawiadomienia rządu swojego w grudniu tego samego roku, że:
„Brak smarów doprowadzi Niemcy do rychłej klęski”.
Na szczęście jednak dla Niemiec czuwała Anglia! Okręty jej zawodziły potrzebne baryłki olejów do Kopenhagi, a niemieckie statki zatrzymywały się przy odpowiednich pomostach, aby wprost ze statków angielskich zabierać na swój pokład cenny ładunek!
Oburzające te fakty znalazły potwierdzenie w statystykach Board of Trade (Izby Handlowej). Fakty te z chwilą ogłoszenia ich wywołały z tamtej strony Kanału w szeregach stowarzyszeń byłych żołnierzy ostre oburzenie, wyrażone w postaci gwałtownych protestów.
Trudno nie podzielać słusznego tego oburzenia, życzyć też sobie należy, aby słowa niniejsze nie dostały się nigdy do rąk żon i matek, opłakujących swoich najukochańszych, których krzyże mogilne piętrzą się od Vosges do Yzery.
Ale węgiel, materiały wybuchowe i smary nie były jedynymi produktami, których brak dawał się odczuwać państwom Centralnym. Nie dostawało im też zboża, bawełny i miedzi, i brak tych produktów tak był dotkliwy, że w początku roku 1915 nie byliby mogli bez zaopatrywania ich w nie przez Anglię prowadzić dalej wojny.
Niemiec Wangenheim przyznaje to w swojej książce pod tytułem: „Tajemnice Bosforu”, dodając słowa prorocze, godne polecenia ich rozwadze Francuzów i ich aliantów:
„Następnym razem zaopatrzymy się w bawełnę i miedź na pięć lat”.
Zaznaczamy, że co się tyczy miedzi, produkcja jej na świecie wynosiła w 1914-1915 około 1 250 000 ton w Ameryce i zaledwie 40 000 w Niemczech, zatem ilość, wynoszącą mniej niż jedną ósmą jej rocznego zapotrzebowania, niezbędnego do prowadzenia wojny na lądzie i morzu.
Otóż państwa Centralne otrzymały z Ameryki przez Kanał szwedzki z górą 12 455 ton miedzi w ciągu dwóch ostatnich miesięcy 1914 roku.
Co do bawełny sytuacja Niemiec byłaby zupełnie rozpaczliwą, gdyby nie pomoc kolonii brytyjskich. Nie mając bawełny, nie mogłyby Niemcy produkować nitrocelulozy, koniecznej do materiałów wybuchowych, zmuszone byłyby więc tym samym przed upływem sześciu miesięcy zdać się na łaskę zwycięzców.
Stale jednak, dzięki Anglii i krajom skandynawskim, mogły państwa Centralne zaopatrywać się w bawełnę z łatwością, która zdumiewała ich samych.
Oto przykład: wówczas kiedy w 1913 eksport ze Szwecji do Niemiec wynosił zaledwie 286 ton bawełny, podniósł się on w 1915 do 76 000 ton. Wymowa tych cyfr oficjalnych przekonać chyba musi ostatecznie sceptyków, o ile znaleźliby się jeszcze tacy.
Co się tyczy zboża i produktów spożywczych, zapanowałby rychło w Niemczech zupełny nieomal głód, jako że ziemia ich nie wystarcza do wyżywienia całej ludności ani wojska. Prawdopodobnie też celem niedopuszczenia do takiej ewentualności postarała się Anglia o nasycenie wszystkich odnośnych potrzeb niemieckich…
Skandal doszedł do takiego szczytu, że 26 stycznia 1916 „komander” Leverton-Harris miał odwagę napiętnowania go publicznie z trybuny Izby Gmin. Ale cenzura była w owym czasie w Anglii tak samo surowa jak wszędzie i nie doszły więc do wiadomości opinii publicznej przerażające te fakty, które najstaranniej przed nią ukrywano.
Co się tyczy herbaty, napoju czysto angielskiego, mieli go zawsze żołnierze niemieccy pod dostatkiem.
Oto dla przykładu, tabela angielskiego eksportu herbaty (w tonach):
w 1913
w 1916
do Szwecji
109
2 952
do Norwegii
78
1 176
do Danii
370
4 528
Komentarze zbyteczne chyba!
Wiceadmirał W. P. Consett, będący wówczas morskim attaché w Danii, słusznie oburzony na zdradę niektórych ziomków swoich, a także na niepojętą słabość swojego rządu, napisał 4 kwietnia 1916 roku do Admiralicji:
„Po kakao i kawie przyszła teraz kolej na herbatę. Wszystkie nadbrzeża Kopenhagi przepełnione są nią. Przechadzałem się w pośród tysięcy skrzyń. Doznawałem uczucia nader przygnębiającego. Ta herbata przeznaczona do Niemiec, pochodzi z naszych kolonii. To absolutnie nie do pojęcia! Dlaczego pozwalamy, aby te ładunki zabierające tyle miejsca, wysyłane były z Dalekiego Wschodu, aby zasilać naszych nieprzyjaciół? Czyż dziwne jest wobec tego, że nazywają nas obłudnikami?”.
Żądam, aby dla zbudowania naszych praprawnuków list wyjęty z dzieła: „The Triumph of Unarmed Forces” (Triumf nieuzbrojonych sił) wydrukowany był we wszystkich podręcznikach szkolnych, jako wstęp do Historii Anglii.
Zachowajmy w pamięci wyznanie admirała Consetta i złóżmy mu hołd za odmowę paktowania z wiarołomnymi handlarzami, którzy z całym cynizmem zaopatrywali Niemców we wszystko, czego im było potrzeba, udając, że biorą udział w zwalczaniu ich.
Tymczasem żołnierze brytyjscy zamarzali na śmierć w zalanych wodą okopach Flandrii!…
Mieliby oni zaiste prawo zwrócenia się do panów z Downing Street z żądaniem zdania rachunków… jak to my właśnie czynimy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz