Rozdział V.
Antysemityzm Żydów
Jeśli stosować poszerzoną
definicję antysemityzmu, zatwierdzoną przez rząd USA (czy rządy w ogóle powinny
zabierać głos w sprawach nauki?) i uważać za antysemickie wszelkie krytyczne
wypowiedzi pod adresem dowolnej osoby żydowskiego pochodzenia, to największymi
antysemitami okazują się sami Żydzi, którzy jako globalny, stojący na wyjątkowo
wysokim poziomie umysłowym etnos, są też narodem nad wyraz wewnętrznie bogatym
i zróżnicowanym, co z kolei w
naturalny sposób powoduje nieustanne wewnętrzne podziały, dyskusje,
polemiki, krytyki, konflikty i ataki
żydowskich intelektualistów jednych przeciwko drugim. Da się to z łatwością
zaobserwować w perspektywie zarówno historycznej, jak i aktualnej. Kto jednak
potrafi w takich sytuacjach rozstrzygnąć, która ze ścierających się stron jest
antysemicka, a która prosemicka?
Oto np. Żyd
Josef Lemann w
książce „Napoleon a Izraelici”
(1894) pisał: „Nie ulega
wątpliwości, że Żydzi
jako ogół i
jako naród są
lichwiarskimi nabywcami wszystkich
dóbr świata i
że wchłaniają w
siebie systematycznie dobytek
innych narodów, nigdy
się nie asymilują
i są olbrzymim
pasożytniczym grzybem, którego
rozrost jest wspierany
przez liberalne ustawodawstwo, które
Żydzi potrafią sobie
zapewnić w każdych
warunkach”…
Tego rodzaju
samokrytyczne wypowiedzi żydowskich
luminarzy kultury o
swym narodzie nie
należą do rzadkości.
„Musieliśmy od
początku być wstrętnym
narodem, od początku bowiem
naszą główną wadą
było pasożytnictwo. Jesteśmy
narodem sępów, żyjących
z pracy i
dobroduszności reszty świata”
(Ben Chaim, 1934).
„Jest obojętne,
gdzie Żyd żyje i jaką
mową się posługuje;
zawsze bowiem pozostaje
Żydem, cząstką światowej
społeczności żydowskiej, i
solidaryzuje się z
nią” (Josef Tenenbaum,
1934). „Nikt nie może
zaprzeczyć, że żydostwo
w wybitnym stopniu
samo przyczyniło się
do zabagnienia i
skorumpowania wszystkich dziedzin
życia” (Konrad Albert,
1889). „Od zamierzchłych czasów
oszustwo stanowi podstawową
broń Żydów w
walce z duchem
nieżydowskim na całym
świecie” (Arthur Treibitsch,
1921). „Musimy omamiać słodkimi
słowami i oszustwem
wszystkich, aż wszystko
zgarniemy w swe
ręce. Jedną z form
jest pozorne i
ostentacyjne przyjmowanie chrztu,
do czego serdecznie
namawiam Żydów” (Aleksander Kraushar,
1895). „Wszelkie ograniczenia wydane
przez państwo są
dla nich tylko bezsensowną
i czczą formalnością
i nie obowiązują
ich zupełnie. Jako
bardziej chytrzy i
doświadczeni odpowiadają na
to przekupstwem i
drwią z obowiązujących praw” (Arnold Zweig).
Istotną cechą kultury
żydowskiej jest okoliczność, że Żydzi nieustannie ze sobą polemizują, rozważają
„z jednej strony i z drugiej strony”, prowadzą – nieraz twardy – intelektualny
dyskurs, analogicznie, jak Polacy nieustannie się ze sobą gryzą, przeciwko
sobie intrygują i sobie nawzajem szkodzą,
znajdując w tym
jakąś głupią satysfakcję. Istnieją widocznie określone, trwałe paradygmaty zachowań etnicznych. I gdy
mówimy o Żydach, tym paradygmatem jest nieustanne poszukiwanie – nie, nie
pieniędzy, jak twierdził K. Marks – lecz prawdy.
Podstawa narodu żydowskiego
to siła ducha, pewność siebie, swego przeznaczenia i roli w dziejach ludzkości a
nawet wszechświata (!).
Tylko oni i
żaden inny naród
nie posunął się
do tak krańcowego
samouwielbienia, aby poważnie
(?) głosić, że „Bóg
stał się sługą
obrzezanych”. Z psychologicznego punktu widzenia nie ma
żadnego znaczenia, czy ambicjonalnym wyobrażeniom odpowiada jakakolwiek
rzeczywistość poza tymi właśnie wyobrażeniami, które same są causa sui – przyczyną, podstawą samych
siebie. Właśnie te wyobrażenia bowiem posiadają moc napędową, mobilizującą i
organizującą, są przysłowiową
„siłą iluzji”, która i owszem może motywować do wielu działań o charakterze
hubrystycznym, transgresyjnym, imperialistycznym, perfekcjonistycznym. Taka
postawa może być jednak potencjalnie niebezpieczna w obliczu
socjopsychologicznego i dziejowego prawa, które głosi: kto się wywyższa,
poniżony będzie. Wielkość
wywołuje zawiść. Wywyższanie
się powoduje nienawiść
i chęć szkodzenia.
Ekskluzywizm i megalomaństwo
są wytworem fanatyzmu. Fanatyzm zaś jest dzieckiem ograniczonego poglądu na
świat. Ergo: idea o wyłączności własnej grupy zawsze jest:
a) przejawem ograniczoności,
intelektualno-moralnej niedojrzałości („niedojrzewania”, że wszyscy ludzie - a
nie tylko „wybrani”
- są wielcy i godni, tj., że w swym człowieczeństwie nie są „lepsi” lub
„gorsi”);
b) przejawem
egzaltowanego samozakochania się, zachwiania aksjologiczno-emocjonalnej
równowagi;
c) przejawem świadomych
socjotechnicznych zabiegów ze strony przywódców grupy, zmierzających do jej
konsolidacji i przetrwania, ewentualnie też do jej dominacji nad innymi
(„lepsi” mają prawo...) pod pretekstem
„wyższości”.
Ontologicznie rzecz
biorąc idea grupowej wyłączności bazuje nie na obiektywnych faktach, lecz na
tendencyjnych wyobrażeniach, jest więc sprzeczna z prawdą. I jak wszelki fałsz,
jest też sprzeczna z ideą moralnego dobra.
A gdy przekracza
pewne granice, stanowi
wyraz dzikiego satanizmu.
Poczucie wybraństwa może
być bardzo niebezpieczne i sprowadza na jego nosicieli cierpienia i prześladowania, ponieważ jest
odmianą zbiorowej pychy i wyniosłego
zaślepienia własną domniemaną wartością, która przecież jest bluźnierstwem w
obliczu Boga.
Wydaje się, że świetnie
zdawali sobie z tego sprawę wielcy żydowscy mędrcy, których za ten narodowy
samokrytycyzm spotykała – jako domniemanych zdrajców i odszczepieńców w sprawach światopoglądu i wiary – surowa kara. Tradycja
ta sięga wieków swymi korzeniami. Oto co radzi uczynić z odszczepieńcem traktat
talmudyczny Sanhedrin: „Zbrodniarza wciska się do nawozu aż po
kolana; zatem łoży się twardą chustę w miękką i okręca się mu wokół szyi; jeden
ze świadków ciągnie do siebie jeden koniec, drugi - inny, aż zbrodniarz otworzy
swe usta. W tym czasie rozgrzewa się ołów i wylewa się mu w usta tak,
żeby spłynął on w jego trzewia i spalił je”.
Naturalnie, rozproszeni wśród innych narodów i muszący brać pod uwagę
ich ustawy i obyczaje fanatycy nie zawsze mogli otwarcie wykonywać podobne
bestialskie zalecenia, lecz przykładów ich bezwzględnego okrucieństwa, prób
zabójstwa, terroru wobec wolnomyślicieli tylko ostatnie wieki historii
nowożytnej dostarczają co niemiara. Jak zaznaczał Douglas Reed, „w ciasnym zamknięciu getta reżim „Talmudu”
siłą rzeczy musiał być oparty na terrorze, toteż stosował go przy użyciu
wszystkich znanych metod, jak wzajemne szpiegostwo, donosicielstwo,
denuncjowanie, klątwy, ekskomuniki i śmierć. Później komunistyczne rezimy
tajnej policji i obozów koncentracyjnych mogły się posłużyć gotowym modelem,
dobrze znanym organizatorom talmudycznym”. Na mocy donosu talmudystów w
XIII wieku spalono mądre księgi filozoficzne Mojżesza Majmonidesa; w XIX wieku
tenże los spotkał dzieła Mojżesza Mendelssohna za to, że w jednym z tekstów zwrócił
się do rodaków z apelem: „Bracia moi,
podążajcie za przykładem miłości do wszystkich ludzi, jak dotąd podążaliście za
nienawiścią!”… Całą plejadę wybitnych osobistości i niezależnych
charakterów wywodzących się ze środowisk żydowskich talmudyczna inkwizycja zmusiła
do milczenia, sponiewierała, stłamsiła, zamordowała. Pod szyldem żydowskiej
autonomii i samorządności kryła się w miastach europejskich bezwzględna
dyktatura rabinów, tych absolutnych władców w gettach.
Wynalazkiem talmudystów było palenie na stosach ludzi i książek,
niektóre kościoły chrześcijańskie przejęły ten dziki zwyczaj, gdy zostały
zainfiltrowane przez Żydów udających nawrócenie (Torquemada w Hiszpanii,
Savonarola we Włoszech itd.). Rabini w gettach wynaleźli też „trojkę”, czyli
trzyosobowe sądy kapturowe, błyskawicznie skazujące na śmierć na podstawie
anonimowych donosów i natychmiast wyroki uskuteczniające. Od talmudystów ten
wynalazek zapożyczyła inkwizycja katolicka i protestancka, a później – reżym
bolszewicki i NKWD.
Getto nie było obozem koncentracyjnym, wzniesionym przez Aryjczyków dla
Żydów, lecz stanowiło przejaw etnicznej samoizolacji, która dosłownie murem
odgradzała ludność żydowską od świata
zewnętrznego. Getto nie zostało Żydom narzucone, to ich właśni przywódcy,
ziejący nienawiścią do reszty ludzkości, dokonali tego wynalazku. „Pierwszym jego przykładem było getto w
Babilonie, założone przez Lewitów za przyzwoleniem władców babilońskich… Było
ono idealnym środkiem odgrodzenia, zniewolenia umysłów i utrzymania władzy
talmudystów… W starożytnej Aleksandrii, w średniowiecznym Kairze i Kordobie, a
także w dzisiejszym Nowym Jorku dzielnice żydowskie powstały na żądanie
rabinów, usiłujących utrzymać swoich wiernych w izolacji. W 1084 roku Żydzi
mieszkający w Speyer wnieśli petycję do rządzącego księcia o utworzenie getta.
W 1412 roku na prośbę Żydów wydany został w Portugalii edykt zezwalający na
tworzenie gett. W Weronie i w Mantui Żydzi przez stulecia świętowali rocznice
wzniesienia murów getta jako festiwal zwycięstwa (Purym). W Rosji i w Polsce
getta stanowiły opokę organizacji talmudycznej – jakiekolwiek próby ich
zniesienia poczytywane byłyby za prześladowanie… Zaciekłość rządów
talmudycznych w gettach często powodowała wybuchy płaczu, lamentów i próby
zerwania łańcuchów… Jarzmo talmudyczne nad rozproszonymi Żydami, gdziekolwiek
żyli, na podobieństwo ścisłej sieci rządząc ich dniem powszednim, świetami, ich
poczynaniami i modlitwami, ich całym życiem i każdym krokiem. Żaden aspekt ich
życia nie został pozostawiony losowi ich własnej woli. Był to absolutny
despotyzm” (Douglas Reed).
Charakterystyczną ilustracją do tych słów są dzieje wybitnego
myśliciela Uriela Acosty, który wywarł znaczny wpływ na Barucha Spinozę i
innych filozofów, a którego los wstrząsnął sumieniem siedemnastowiecznej
Europy.
Wiele lat upłynęło od chwili, gdy rozbrzmiał samobójczy strzał, który
przerwał życie znajdującego się w rozkwicie sił umysłowych uczonego i
polemisty, doprowadzonego do kresu ludzkiej wytrzymałości przez rozwydrzonych
fanatyków, lecz trudno i dziś pozostawać wobec owych wydarzeń obojętnym...
Uriel Acosta (inaczej: Gabriel da Costa) urodził się w 1585 roku
(według innych źródeł w 1590) w mieście Porto w Portugalii w żydowskiej
rodzinie, która pozornie przeszła na katolicyzm. W duchu tego ostatniego
był też w dzieciństwie wychowywany. Lecz od samego początku żywił wątpliwości
co do słuszności zasad i nauk chrześcijańskich. Zajął się więc pilnymi studiami
nad Deuteronomium, jako że Nowy Testament nie budził jego zaufania.
Postanawia wkrótce nawrócić się na judaizm i wyjeżdża z fanatycznie katolickiej
Portugalii do holenderskiego Amsterdamu, w którym panowały takie stosunki, że,
jak pisał później Uriel Acosta „gdyby
Jezus z Nazaretu przybył do Amsterdamu, a Żydzi by chcieli go ukrzyżować, mogliby
to uczynić nie kryjąc się”. Po przybyciu do Niderlandów Uriel oficjalnie
przechodzi na judaizm, poddaje się zabiegowi obrzezania i innym procedurom
kultowym.
Wkrótce jednak staje się mu jasne, że nauki rabinów wcale nie są
identyczne z wnioskami, które on samodzielnie wysnuł w trakcie studiów nad Pięcioksięgiem Mojżesza. O czym też nie
zawahał się otwarcie mówić i pisać. W 1616 roku opublikował w Hamburgu „Tezy przeciw Tradycji”, w których
skrytykował faryzeuszy, twierdząc, że teksty „Pięcioksięgu” i „Talmudu”
są dziełem ich, ludzi,, a nie jakiejś
boskiej istoty. Traktat ten był zaadresowany do Żydów weneckich i ich rabin Leo
Modena rzucił na da Costę najcięższą klątwę. Po śmierci rabina znaleziono jego
papiery wskazujące, że hołdował on tym samym poglądom, za które ekskomunikował
Uriela Acostę, lecz nie poważył się ich wyznawać publicznie. Wydał tedy wyrok
śmierci na człowieka, którego poglądy podzielał.
W roku 1624 Uriel Acosta ponowił atak na rabiniczne nauki w dziele „Analiza tradycji faryzejskiej na tle prawa
pisanego”, po czym talmudyści perfidnie zadenuncjowali go przed sądem
holenderskim, twierdząc, że ta rozprawa jest jakoby antykatolicka i obraża
wiarę chrześcijan. Podziałało. Goje ulegli i wydali wyrok, na którego mocy
książkę publicznie spalono. Lecz odważny filozof i tym razem nie ustępował,
rychło ściągając na siebie zapiekłą nienawiść miejscowych rabinów, którzy
niebawem stawili go przed dylematem: albo natychmiastowe wyrzeczenie się swych
słów i zadeklarowanie pełnej przed nimi intelektualnej pokory, albo wyklęcie ze
wszystkimi wynikającymi z tego skutkami. Wolnomyśliciel nie ukorzył się,
wystąpił nawet z obroną własną, zarzucając „faryzeuszom”, czyli rabinom,
sfałszowanie nauk mojżeszowych. Został więc odłączony od judaizmu. Wszyscy
Żydzi, w tym też jego bracia, zobowiązani zostali przez fanatyków do
prześladowań „odszczepieńca” na wszelkie możliwe sposoby, do szczucia go,
rzucania weń błotem i kamieniami, aby nawet we własnym domu nie mógł zaznać
spokoju.
W dziele pt. „O śmiertelności duszy ludzkiej” Acosta zanegował
dogmat o wiecznym życiu duszy, argumentując m.in., że Stary Testament jakoby nic nie mówi o rzekomej nieśmiertelności
duszy. Rozwścieczony rabinat zaskarża Acostę przed władzami holenderskimi jako
„epikurejczyka” i wroga wiary chrześcijańskiej. Dzięki tym zabiegom zostaje
aresztowany, lecz za kaucją amsterdamskich przyjaciół spośród katolików
zwolniony. Pisze wówczas jeszcze jeden utwór polemiczny piętnujący chytrość i
obłudę rabinów. Książka ta została także publicznie spalona na placu przed
synagogą amsterdamską. Prześladowania ze strony gminy żydowskiej przybierają na
mocy i przemyślności. Taki stan rzeczy trwa lat kilkanaście. Zmęczony intrygami
i izolacją ze strony swych rodaków Uriel Acosta postanawia wreszcie ponownie
przyjąć judaizm. Lecz w momencie, gdy „kontrakcja” z rabinatem dochodziła
akurat do skutku, zostaje przez własnego bratanka zaskarżony przed zarządem
gminy wyznaniowej o to, iż jakoby nie przestrzegał określonych przepisów
rytualnych związanych ze spożywaniem potraw. Wywołało to istną burzę nienawiści
do Uriela, pokrzyżowało jego plany matrymonialne, a gdy jeszcze
rozpowszechniono pogłoskę, iż rzekomo odwiódł od ich zamiaru dwóch chrześcijan,
którzy chcieli przejść na judaizm, oburzenie fanatyków przekroczyło wszelkie
możliwe granice. Gdy Acosta odmówił wyrażenia publicznie skruchy i
bezwarunkowej uległości, został ponownie wyklęty.
Po kolejnych siedmiu latach cierpień moralnych i niedogodności
materialnych Uriel załamał się i wyraził zgodę na pokorę przed rabinatem.
Powrotowi na łono „wybranego narodu” i „objawionej przez Boga religii”
towarzyszył poniżający rytuał zewnętrzny. Acosta w szacie żałobnej, z czarną
świecą w ręku publicznie uznał, że swymi grzechami tysiąckrotnie zasłużył na
śmierć, że gotów jest przyjąć każdą karę i obiecuje, iż nigdy więcej nie
zostanie „odszczepieńcem”. Zatem musiał odejść w kąt bożnicy i rozebrać się. Po
czym przywiązano go do jednej z kolumn i pod akompaniament chóru gminy,
śpiewającego psalmy, w obecności licznych członków i członkiń sekty wymierzono
mu 39 ciosów biczem po plecach. Lecz nie koniec na tym. Obalono go na twarz
przed wejściem do synagogi i każdy wychodzący zadawał mu uderzenie nogą. Krewni
podobnie kopali najdotkliwiej.
Zupełnie załamany tym poniżeniem Uriel Acosta
po nieudanej próbie zamordowania swego brata, który obchodził się z nim w
sposób wyszukanie bestialski, popełnił samobójstwo w 1640 roku.
***
Także życie Borucha Spinozy, jednego z
największych filozofów w dziejach Europy, było całkowitym przeciwieństwem ducha
tego środowiska, z którego się wywodził. I środowisko to nigdy nie wybaczyło,
że się mu przeciwstawił, że przez całe życie hołdował ideałom oświecenia,
wolności, tolerancji, że pogardzał fanatycznym zacietrzewieniem, narodowym
egoizmem, religianckim zabobonem i ślepotą moralną otoczenia.
B. Spinoza urodził się 24 listopada 1632 roku w rodzinie żydowskiej
osiadłej w Niderlandach, zmarł w 1677 roku. Młodość swą spędził w Amsterdamie,
gdzie ukończył szkołę zwaną „Drzewem Żywota”. Ojciec starał się nie tylko dać
mu stosowne wykształcenie, lecz i sam udzielał synowi nauk praktycznej
mądrości, której nie jest w stanie zapewnić żadna książka czy szkoła. Nauczyciele zauważyli niezwykłą
siłę myśli młodego człowieka, przepowiadali mu przyszłość najmądrzejszego
rabina Europy, znawcy Pięcioksięgu i Talmudu...
Lecz losy jego potoczyły się innym torem. Nie każdy charakter i nie
każda głowa da się zamknąć w jaskini swej epoki i środowiska. Mijały lata. Boruch
Spinoza miał już ich 23, gdy w sprawie jego wydano następujący wyrok, który
warto przytoczyć dosłownie: „Postanowieniem
Aniołów i za wolą Świętych wyklinamy, odłączamy,
ekskomunikujemy, odżegnujemy się, skazujemy na hańbę i wyklinamy Barucha de
Espinozę. Za zgodą Pana Boga Naszego, za aprobatą całej świętej gminy, wobec
świętych Ksiąg Prawa, gdzie jest spisanych 613 przepisów, wypowiadamy przeciw
niemu klątwę, którą Jozue rzucił
na Jerycho, i klątwę, którą Eliasz przeklął swoje dzieci, i wszystkie klątwy zapisane w Torze. Niech będzie
on przeklęty w dzień i w nocy, niech będzie przeklęty, kiedy się kładzie do
snu, i niech będzie przeklęty kiedy wstaje, niech będzie przeklęty, kiedy
wychodzi, i niech będzie przeklęty, kiedy wraca. Oby spodobało się Bogu nie
udzielić mu swego przebaczenia. Niech gniew i złość Pana rozpętają się przeciw
temu człowiekowi i zleją na jego głowę wszystkie klątwy przepisane w Księdze
Prawa. Oby Pan wymazał jego imię spod firmamentu niebios, i wyznał jego zgubę wśród
wszystkich plemion Izraela, i obłożył go wszystkimi przekleństwami Niebios!...
Niech nikt nie waży się do niego
przemówić, pisać, okazać mu przychylność, ani mieszkać z nim pod jednym dachem,
ani się do niego zbliżyć”…
Jest to tekst anatemy, którą 27 lipca 1656 roku rabin gminy judejskiej Amsterdamu
rzucił na Spinozę. Na czym jednak polegały „straszliwe herezje” Spinozy? – Okazuje
się, że lekceważył on przepisy rytualne odnoszące się do spożywania pokarmów i
niezbyt gorliwie uczęszczał do synagogi. Talmudyści żywili do niego wręcz zoologiczną
nienawiść, współcześni wzmiankują nawet o próbie zgładzenia go przez nasłanego
skrytobójcę. Został filozof wypędzony z Amsterdamu, ponieważ komitet gminy
żydowskiej po rzuceniu klątwy odwołał się do władz miejskich twierdząc – że
Spinoza, godząc w autorytet Mojżesza, równocześnie podważył rzekomo podstawowe
zasady chrześcijaństwa. Znalazł tymczasowe schronienie u holenderskiego
przyjaciela Dirka Tulpa, w jego wiejskim domu w okolicy Ouderkerk.
Po okresie tułaczki osiadł na stałe w Hadze dzięki życzliwości malarza
holenderskiego Van der Spycka. Wykluczenie z gminy żydowskiej było silnym
ciosem dla młodego człowieka. Nawet gdy nie mamy żadnych powiązań z rodzinnym
środowiskiem, łączą nas z nim przecież mocne więzy emocjonalne. Jednak dzięki
temu wyklęciu Spinoza został jednocześnie radykalnie wyzwolony z pęt
przestarzałych zabobonnych wierzeń i wyobrażeń, nawiązał przyjaźń z wieloma
wybitnymi politykami, pisarzami, myślicielami Holandii i całej Europy, otrzymał
wstęp do skarbów jej wiedzy, poznał łacinę i grekę, podjął studia nad filozofią
chrześcijańską. Imię jego, mimo młodego wieku, wkrótce było znane niemal w
całym kulturalnym świecie. Leibniz, Boyle, Huygens podziwiali jego wiedzę w
dziedzinie nauk przyrodniczych, chemii, medycyny, optyki. Liczne świadectwa
współczesnych przedstawiają go jako opanowanego, pogodnego mędrca,
bezinteresownie poświęcającego się gromadzeniu wiedzy.
Środki do życia zdobywał wykonując prace szlifierskie. Otrzymywał też
stałe dotacje od holenderskiej szlachty i bogatych kupców. W życiu codziennym
elegancki, zwykł był mawiać: „to nie
wygląd niechlujny i zaniedbany czyni z nas uczonych, przeciwnie – udawanie
niedbalstwa jest oznaką duszy niskiej, w której nie zagości mądrość i w której
uczoność może zrodzić jedynie upodlenie i zepsucie”.
Rozwój umysłowy Spinozy określony był początkowo wpływami R.
Kartezjusza, F. Bacona, T. Hobbesa, G. Bruno. Lecz podobnie jak małe źródełko
górskie przekształca się w potężny potok, znoszący wszystkie przeszkody i tamy
na swej drodze, tak i umysł genialny, żywiołowo uwalnia się spod obcych
wpływów. Jeden z Holendrów nazwał Spinozę „wysłannikiem dobrej nowiny dla
dojrzałej ludzkości”. Wiele z jego idei zostało podjętych dopiero przez myśl
XVIII i XIX wieku. Powszechnie znany jest jego wpływ na francuskich
encyklopedystów, niemieckich racjonalistów i romantyków (m.in. Voltaire,
Rousseau, Herder, Goethe, Heine, Renan, Feuerbach, France).
Spuścizna teoretyczna B. Spinozy była interpretowana bardzo różnie,
zgłaszali doń akces zarówno materialiści, jak i spirytualiści. Faktem jest
jednak, że religijna ortodoksja żydowska, a również kościół katolicki zabroniły
wiernym wydawania i czytania dzieł „holenderskiego ateisty”. Słysząc imię
Spinozy powtarzali cytat z Pisma Świętego:
„Zesłałem pośród was zarazę – mówi Pan”.
W Traktacie teologiczno-politycznym (1670) Spinoza w następujący
sposób streścił podstawy metodologiczne swej filozofii: „Starałem się usilnie o to, aby ludzkich postępków nie wyśmiewać, nie
opłakiwać i nie potępiać, lecz je rozumieć. A dlatego rozpatrywałem wzruszenia
ludzkie, jak miłość, nienawiść, gniew, zawiść, ambicję, miłosierdzie i
wszystkie inne wstrząśnienia ducha nie jako występki natury ludzkiej, lecz jako
własności, które tak do niej należą, jak do natury powietrza należą ciepło,
zimno, burza, piorun itp. Wszystko to może być bardzo niedogodne, jednakże jest
konieczne”... Tak trzeźwa, obiektywna postawa, wolna od jakiejkolwiek
stronniczości zmusiła Spinozę do znalezienia się w opozycji do środowiska, z
którego się wywodził, a którego ograniczoność musiał – jako geniusz myśli –
prawie nieuchronnie przekroczyć, zarzucając w końcu swym fanatycznym rodakom
grupową pychę, intelektualne zarozumialstwo i amoralizm w stosunku do „obcych”.
W wiekopomnym dziele pt. Etyka sposobem geometrycznym ułożona
(1675) Boruch Spinoza notował: „Pycha
(superbia) jest to sądzenie o sobie z powodu miłości własnej lepiej, niż
słuszność wymaga...
Największa pycha albo najniższe o sobie mniemanie to największa
nieznajomość siebie samego (...).
Największa pycha lub najniższe o sobie mniemanie świadczą o największej
niemocy ducha...
Pierwszą podstawą cnoty jest zachowanie swego istnienia i to pod
przewodem rozumu. Kto więc nie zna siebie samego, nie zna podstawy wszystkich
cnót, a zatem i żadnych cnót. Następnie, działanie powodowane cnotą jest niczym
innym, jak działaniem pod przewodem rozumu, a ten, kto działa powodowany
rozumem, musi koniecznie wiedzieć o tym, że działa powodowany rozumem. Kto więc
najmniej zna siebie samego, a zatem i wszystkie cnoty, ten w najmniejszym
stopniu działa powodowany cnotą, tj. jest w najwyższym stopniu bezsilny duchem.
Dlatego też największa pycha lub najniższe o sobie mniemanie świadczy o
największej niemocy ducha...
Wynika stąd jak najjaśniej, że ludzie pyszni i ludzie, którzy mają
niskie o sobie mniemanie, najbardziej są podlegli afektom...
Z niskiego o sobie mniemania można się jednak łatwiej poprawić aniżeli
z pychy, gdyż ten drugi afekt jest afektem radości, pierwszy zaś afektem
smutku, i dlatego drugi jest silniejszy od pierwszego...
Człowiek pyszny lubi obecność pasożytów i pochlebców, nienawidzi zaś
szlachetnych...
Pycha jest to radość powstała stąd, że człowiek sądzi o sobie lepiej,
niż słuszność wymaga, a człowiek pyszny dążyć będzie wedle możności do
podtrzymania tego mniemania. Dlatego więc pyszni będą lubić obecność pasożytów
i pochlebców, a unikać będą szlachetnych, którzy należycie ich oceniają...
Zbyt długo musiałbym wyliczać tutaj wszystkie zła pychy, ponieważ
pyszni podlegają wszystkim afektom, ale żadnemu z nich tak mało, jak miłości i
sympatii.
Nie można jednak tutaj przemilczeć, że i ten nazywa się pysznym, kto
sądzi o innych gorzej, niż słuszność wymaga; dlatego też w tym znaczeniu trzeba
zdefiniować pychę jako radość powstałą stąd, że człowiek żywi fałszywy pogląd,
iż wyższy jest ponad innych; niskie zaś o sobie mniemanie, przeciwne tej pysze,
należałoby zdefiniować jako smutek powstały stąd, że człowiek żywi fałszywy
pogląd, iż stoi niżej od innych. Przy tym założeniu łatwo rozumiemy, że pyszny
jest nieuchronnie zawistny i że najbardziej nienawidzi tych, których
najbardziej chwali się dla ich cnót, następnie, że jego nienawiść wobec nich
niełatwo przezwyciężyć miłością lub dobrodziejstwem i że znajduje on upodobanie
w towarzystwie tych tylko, którzy powolni są jego bezsilnemu duchowi i czynią z
głupca obłąkanego.
Aczkolwiek niskie o sobie mniemanie jest przeciwne pysze, jednak ten,
kto niskie ma o sobie mniemanie, jest najbliższy pysznemu. Skoro bowiem smutek
jego powstaje stąd, że osądza on swoją niemoc według mocy, czyli cnoty innych,
to smutek jego zmniejszy się, tj. będzie się on radował, jeżeli jego wyobraźnię
zajmie rozważanie cudzych wad. Stąd wzięło się przysłowie: „Mieć towarzyszy
niedoli pociechą jest dla nędzarzy”. Przeciwnie zaś, będzie się on smucił tym
bardziej, im bardziej uważać będzie siebie za niższego od innych. Stąd się
bierze, że nikt nie jest tak bardzo skłonny do zawiści, jak ludzie mający o
sobie niskie mniemanie, i że oni właśnie najbardziej usiłują śledzić czyny
ludzkie, więcej dla wytykania ich, aniżeli dla poprawiania, i że wreszcie
chwalą wyłącznie niskie o sobie mniemanie i chlubią się nim, tak jednak, żeby
wyglądali na ludzi nisko siebie ceniących. To wszystko wynika z tego afektu w
sposób równie konieczny, jak wynika z natury trójkąta, że trzy jego kąty są
równe dwom prostym.”
Bazując na tychże
ogólniejszych przesłankach teoretycznych B. Spinoza w dziele Tractatus teologico-politicus wystąpił z
wyjątkowo trafną i uargumentowaną krytyką szeregu judaistycznych dogmatów, w
tym ich tematu centralnego: koncepcji o bogowybraności narodu żydowskiego. W
drugim rozdziale tego nowatorskiego i odważnego dzieła jego autor nawiązuje do
legend Starego Testamentu i pisze: „Adam, pierwszy, któremu Bóg się objawił, nie
wiedział, że Bóg jest wszechobecny i wszechwiedzący; schował się bowiem przed
Bogiem, tak, jak gdyby miał człowieka przed sobą. Więc i jemu objawił się Bóg
stosownie do jego pojętności, mianowicie jako taki, który nie jest wszędzie
obecny i nie zna miejsca przebywania oraz grzechu Adama. Przecież Adam słyszał,
czy też zdawało mu się, że słyszał Boga spacerującego po ogrodzie, wołającego
go i pytającego, gdzie jest, a później, gdy go opanował wstyd, pytającego go,
czy jadł z drzewa zakazanego. A zatem Adam nie znał żadnego innego przymiotu
Boga, prócz tego, że Bóg był stwórcą wszystkich rzeczy. Również Kainowi objawił
się Bóg stosownie do jego pojętności, mianowicie tak, jak gdyby nie znał
postępków ludzkich: a nie potrzeba mu było żadnej wznioślejszej wiedzy o Bogu
do tego, aby miał żałować swego grzechu. Labanowi objawił się Bóg jako Bóg
Abrahama, albowiem wierzył on w to, że każdy naród posiada swego osobnego Boga
(zob. Rdz 31, 29). Także Abraham nie wiedział, że Bóg jest wszędzie obecny i że
wie z góry o wszystkim. Gdy bowiem usłyszał wyrok na mieszkańców Sodomy, to
prosił Boga, aby wyroku tego nie wykonywał, zanim się nie przekona, że wszyscy
oni zasłużyli sobie na karę; powiedział bowiem (zob. Rdz 18, 24): „może w tym mieście jest pięćdziesięciu
sprawiedliwych”. Bóg zaś nie objawiał mu się inaczej, gdyż przemówił w
jego wyobraźni w sposób następujący: „Jeżeli
znajdę w Sodomie pięćdziesięciu sprawiedliwych przebaczę całemu miastu dla nich”.
Także świadectwo boskie o Abrahamie (zob. o tym Rdz 18, 19) nie mówi o
niczym więcej, jak o posłuszeństwie jego i o tym, że skłaniał domowników swoich
do słuszności i dobra, a nie wzmiankuje nic o tym, aby miał wznioślejsze
pojęcie o Bogu. Nawet Mojżesz nie poznał dostatecznie, że Bóg jest
wszechwiedzący i że kieruje wszystkimi postępkami ludzkimi wyłącznie na
podstawie swego wyroku. Otóż chociaż Bóg mu powiedział (Wj 3, 18), że Izraelici
będą mu posłuszni, to jednak poddał on to w wątpliwość i odrzekł (Wj 4, 1): „ale oto, nie uwierzą mi, i nie usłuchają
głosu mego”. Dlatego Bóg objawił się także jemu jako ktoś postronny i
niewiedzący o przyszłych postępkach ludzkich. Toteż dal mu dwa znaki i odezwał
się (Wj 4, 8): „I stanie się, jeśli
nie uwierzą i nie usłuchają głosu znaku pierwszego, tedy uwierzą głosowi znaku
pośledniego. I stanie się, jeśli nie uwierzą ani tym dwom znakom, i nic nie
usłuchają głosu tego, weźmiesz (w takim razie) wody rzecznej” itd. Zaprawdę kto bez uprzedzenia rozważy
wyrzeczenia Mojżesza, ten znajdzie w sposób jasny, że miał on o Bogu pojęcie
takie, iż jest to byt, który wiecznie istniał, istnieje i zawsze istnieć
będzie, i z tego powodu nazwał je Jehowa, co po hebrajsku wyraża te trzy czasy
istnienia. Co się zaś tyczy natury Boga, to Mojżesz nie uczył o niej nic więcej
nad to, że Bóg jest miłosierny, łaskawy itd. i w najwyższym stopniu zazdrosny,
jak widać z wielu miejsc Pięcioksięgu.
Następnie wierzył i uczył, że byt ten tym się różni od wszystkich innych
bytów, że nie daje się wyrazić z pomocą żadnego obrazu jakiejkolwiek rzeczy
widzialnej i że nie daje się oglądać, nie z powodu trudności przedmiotu, lecz z
powodu słabości ludzkiej, wreszcie, że byt ten jest pod względem swej mocy
niezrównany, czyli jedyny. Uznawał, że są byty, które (niewątpliwie z
zarządzenia i rozkazu Boga) Boga zastępują, tj. byty, którym Bóg nadał powagę,
prawo i moc do rządzenia narodami, do pilnowania ich i troszczenia się o nich.
Ale o bycie, który Żydzi obowiązani byli czcić, uczył, że jest Bogiem
najwyższym i najwznioślejszym, czyli (aby użyć wyrażenia hebrajskiego) Bogiem
nad Bogami. Dlatego wyrzekł w swej pieśni (Wj 15, 11): „Któż podobien Tobie między mocarzami, Panie?”, a Jetro
oświadczył (Wj 18, 11): „teraz
doznałem, że większy jest Pan nade wszystkie bogi”, tzn. zmuszony jestem
teraz przyznać Mojżeszowi, że Jehowa większy jest od wszystkich bogów i jedyny
co do mocy. Można wątpić o tym, czy Mojżesz poczytywał owe byty, zastępujące
Boga, za stworzenia boskie, albowiem o stworzeniu ich i powstaniu, o ile wiemy,
nic nie powiedział. Poza tym bowiem uczył, że byt ten powołał świat do porządku
z chaosu (zob. Rdz 1, 2) i że wszczepił w naturę zarodki, więc że posiada nad
wszystkim najwyższe prawo i najwyższą moc, a na skutek tego prawa najwyższego i
mocy wybrał dla siebie wyłącznie naród żydowski (zob. Pwt 10, 14 i 15) oraz
oznaczoną dzielnicę ziemi (zob. Pwt 4, 19 oraz 32, 8 i 9), wszystkie inne
narody i kraje pozostawiając pieczy innych ustanowionych na swoje miejsce
bogów, wobec czego Bóg nazywany był Bogiem Izraela i Bogiem Jerozolimy (zob. 2
Krn 32, 19), pozostali zaś bogowie nazywani byli bogami innych narodów. Z tego
też powodu wierzyli Żydzi, że ów kraj, który Bóg sobie obrał, wymaga osobliwej
czci Boga, odmiennej całkiem od tej, jaka przynależy się innym krajom, a nawet
że kraj ten nie może ścierpieć czczenia innych bogów, właściwych innym krajom.
Wierzono przecież, że owe narody, które król asyryjski wprowadził do ziemi
Żydów, były rozdarte przez lwy, dlatego że nie znały krajowej służby bożej
(zob. 2 Kri 17, 25, 26 i nast.). Według zdania Ibn Ezry powiedział też Jakub z
tego powodu do swoich synów, gdy zamierzał jechać do ojczyzny, żeby
przygotowali się do nowej służby bożej i wyzbyli się bogów obcych, tzn. czci
bogów tego kraju, w którym dotychczas przebywali (zob. Rdz 35, 2 i 3). Także
Dawid, gdy rzekł do Saula, że zmuszony jest z powodu prześladowania z jego
strony zamieszkać poza ojczyzną, dodał, że jest przepędzony od spuścizny Boga i
zniewolony do służenia innym bogom (zob. 1 Sm 26, 19). Wreszcie wierzył
Mojżesz, że ów byt, czyli Bóg, posiada siedlisko w niebie (Pwt 33, 27), a było
to mniemanie bardzo rozpowszechnione wśród pogan.
Jeżeli
teraz zwrócimy uwagę na objawienia Mojżesza, to znajdziemy, że były one
przystosowane do tych poglądów. Otóż ponieważ on wierzył, że natura boska
podlega, jak zauważyliśmy, takim stanom, jak miłosierdzie, łaskawość itd.,
przeto Bóg objawił mu się stosownie do tego jego poglądu w tych przymiotach
(zob. Wj 34, 6 i 7, gdzie opowiada się, w jaki sposób Bóg ukazał się
Mojżeszowi, oraz w w. 4 i 6 Dekalogu).
Następnie w 33, 18 opowiada się, że Mojżesz prosił Boga, aby mu pozwolił
go ujrzeć, ale że Mojżesz, jak już zauważyliśmy, nie był wytworzył sobie
żadnego wyobrażenia o Bogu, a Bóg (jak już wykazałem), objawiał się Prorokom
stosownie do ustroju ich wyobraźni, przeto Bóg nie ukazał mu się w żadnym
obrazie; było tak, zdaniem moim, dlatego że wyobraźnia Mojżesza nie nadawała
się do tego. a wszak inni Prorocy zaświadczają, że widzieli Boga, mianowicie
Izajasz, Ezechiel, Daniel itd.
Z tego powodu też dał mu Bóg odpowiedź: „nie
będziesz mógł widzieć oblicza mego”, a ponieważ Mojżesz wierzył, że Bóg
jest widzialny, tj. widzialność nie pozostaje w żadnej sprzeczności z naturą
boską – inaczej bowiem nie prosiłby Boga o nic podobnego – więc Bóg dodał: „bo nie ujrzy mnie człowiek, aby żyw został”.
Podaje więc Bóg powód, odpowiadający poglądowi Mojżesza; nie powiada
bowiem, że widzialność pozostaje w sprzeczności z naturą boską, jak się to ma w
rzeczywistości, lecz powiada, że nie może to nastąpić z powodu niedoskonałości
ludzkiej. Dalej, gdy Bóg objawił Mojżeszowi, że Izraelici przez czczenie cielca
stali się podobnymi do innych narodów, powiedział, jak czytamy w rozdziale 33,
2 i 3, że przyśle anioła, tj. byt, który w zastępstwie bytu najwyższego ma mieć
pieczę nad Izraelitami, i że sam nie chce dalej być pośród nich. W ten sposób
właśnie Mojżesz stracił całą podstawę do przyjęcia, że Izraelici są milsi Bogu
od innych narodów, które Bóg także oddał pieczy innych bytów, czyli aniołów,
jak widać z w. 16 tegoż rozdziału. Wreszcie objawiał się Bóg, jako zstępujący z
nieba na górę, ponieważ wierzono, że mieszka w niebie, a dlatego Mojżesz wszedł
na górę, aby rozmówić się z Bogiem, co byłoby całkiem zbyteczne, gdyby z równą
łatwością mógł wyobrażać sobie Boga jako wszechobecnego.
Izraelici
nie mieli o Bogu prawie żadnej wiedzy, aczkolwiek objawił się im. Wykazali to
aż nadto dostatecznie, gdy po niewielu dniach czczenie Go i służenie Mu
przenieśli na cielca i uwierzyli, że w nim mają owych bogów, którzy
wyprowadzili ich z Egiptu. Trudno
byłoby doprawdy, aby ludzie, przywykli do zabobonów egipskich, ludzie surowi i
upodleni przez twarde niewolnictwo, mieli zdrowe pojęcie o Bogu, albo aby
Mojżesz uczył ich czegoś innego, aniżeli sposobu prowadzenia się. Czynił on to
nie jak filozof, tak aby zniewoleni byli do dobrego życia z własnego popędu,
lecz jako prawodawca, aby ich zmusić do tego mocą prawa. Z tego powodu dobre
prowadzenie się, czyli życie prawdziwe, służba boża i umiłowanie Boga, było dla
nich więcej poddaństwem, aniżeli prawdziwą wolnością, łaską boską i darem.
Przykazał im bowiem Boga miłować i być posłusznymi jego prawu, aby okazać
wdzięczność Bogu za otrzymane dobrodziejstwa (jak wybawienie z niewoli
egipskiej itd.), a następnie straszył ich groźbami, gdyby wykroczyli przeciwko
owym przepisom, i przeciwnie, obiecał wiele dobrego, jeżeli będą im posłuszni.
A więc nauczał ich w taki sam sposób, jak nauczają zwykle rodzice pozbawione
jeszcze rozumu dzieci. Wobec tego jest rzeczą pewną, że nie znali oni
doskonałości cnoty i szczęśliwości prawdziwej. Jonasz mniemał, że może uciec
sprzed oblicza Boga, co
dowodzi, jak się zdaje, że i on wierzył, iż Bóg oddał pieczę nad innymi krajami
poza Judeą innym ustanowionym przez siebie mocom. W całym Starym Testamencie nikt nie przemawia
rozumniej o Bogu od Salomona, który przewyższał wszystkich współczesnych
światłem naturalnym. Dlatego uważał się za wyższego nad Zakon (albowiem ten
jest dany jedynie dla tych, którym brak rozumu i nauk z pojmowania naturalnego)
i nie pytał o wszelkie prawa, dotyczące króla i składające się głównie z trzech
przykazań (zob. Pwt 17, 16 i 17), a nawet postępował wbrew im (czym zresztą
zbłądził, ile że nie okazał się godnym filozofa, hołdując zmysłowości). Uczył
on, że wszystkie dobra losu są próżne dla śmiertelników (zob. Kpł) i że
najwyższym dobrem człowieka jest rozum, a największą karą głupota (zob. Prz 16,
22).
Ale
wróćmy do Proroków, których zdania rozbieżne zaczęliśmy rozpatrywać. Już
rabini, którzy pozostawili nam owe (istniejące jeszcze) księgi Proroków (o czym
opowiada się w Traktacie Sabbath 1, 13, str. 2), znaleźli, że zdania Ezechiela
pozostają w sprzeczności ze zdaniami Mojżesza, tak że wahali się bardzo, czy
przyjąć jego księgę do zbioru pism kanonicznych, i byliby ją na pewno usunęli,
gdyby niejaki Chananiasz nie był podjął wyjaśnienia jej, czego miał dokonać z
wielką pracą i mozołem (jak tamże opowiada się). Jednakże nie wiadomo, w jaki
sposób to uczynił, mianowicie czy napisał komentarz, który może zaginął, czy
odmienił wyrazy i wywody samego Ezechiela według własnych pomysłów (co byłoby
wielką śmiałością). Jakkolwiek postąpił, to rozdział 18 nie zgadza się z Wj 34,
7 ani też z Jr 32, 18 itd. Samuel wierzył, że Bóg, gdy coś postanowił, nie
żałuje nigdy swego postanowienia (zob. 1 Sm 15, 29); powiedział bowiem do
Saula, który żałował swoich grzechów i chciał modlić się do Boga i prosić o
przebaczenie, że Bóg nie zmieni swego postanowienia względem niego. Przeciwnie
zaś Jeremiaszowi było objawione (zob. 18, 8 i 10), że Bóg, postanowiwszy coś
dobrego lub złego dla jakiegoś narodu, cofa swoje wyroki, jeśli ludzie po
wydaniu ich zmieniają się na lepsze lub gorsze. Joel znów uczył, że Bóg bierze
z powrotem jedynie kary (zob. 2, 13). Wreszcie z Rdz 4, 7 widać najjaśniej, że
człowiek może pokonać pokusy grzeszne i postępować dobrze; powiada się to
Kainowi, który przecież nie pokonał ich, jak widać z samego Pisma św. oraz z
Józefa. To samo daje się w sposób oczywisty wyprowadzić z przytoczonego dopiero
co rozdziału Jeremiasza; powiada on bowiem, że Bóg żałuje swych wyroków,
zsyłających dobro lub zło na człowieka, jeżeli ludzie zechcą zmienić swe
obyczaje i sposób prowadzenia się. Natomiast
Paweł uczy najwyraźniej, że ludzie nie posiadają żadnej władzy nad pokusami
ciała bez osobnego powołania i łaski; zob. Rz 9, 10 i nast. Jeżeli zaś w 3, 5 i
6, 19 przypisuje on Bogu sprawiedliwość, to poprawia siebie, dodając, że mówi
tu w sposób ludzki, a to z powodu niemocy ciała.
Z
tego wszystkiego aż nadto dobrze widać, co zamierzyliśmy wykazać, mianowicie że
Bóg przystosował swe objawienia do pojętności i poglądów Proroków; dalej, że
Prorocy mogli być niewiedzącymi w rzeczach, dotyczących spekulacji, a nie
miłości i sposobu życia, i że doprawdy takimi byli, wreszcie, że posiadali
poglądy sprzeczne. Dlatego trzeba być dalekim od chęci szukania u nich poznania
spraw natury i ducha. Możemy więc wysnuć wniosek, że nie jesteśmy obowiązani
wierzyć Prorokom w niczym innym, jak w tym, co jest celem i treścią objawienia;
poza tym wolno jest wierzyć każdemu, co mu się podoba. Tak np. objawienie Kaina
uczy nas tylko, że Bóg zwracał Kaina do życia moralnego. To był jedyny cel i
treść objawienia, nie zaś pouczenie o wolności woli lub tego rodzaju sprawach
filozoficznych. A dlatego, aczkolwiek w owych słowach napominania i w
uzasadnieniu go zawarta jest najwyraźniej idea wolności woli, to jednak wolno
nam być zdania przeciwnego, gdyż owe słowa i uzasadnienia były tylko
zastosowane do pojęć Kaina. Podobnie objawienie Micheasza chce tylko uczyć, że
Bóg objawił Micheaszowi prawdę co do wyniku wojny Achaba z Aramem, w co również
jedynie obowiązani jesteśmy wierzyć; co zaś poza tym zawarte jest w owym
objawieniu, mianowicie o prawdziwym i fałszywym duchu bożym, o zastępach
niebieskich, stojących po obydwu stronach Boga, oraz pozostałe okoliczności –
to wszystko nas mało obchodzi i każdy może przyjmować, co mu się wydaje
zgodniejszym z jego rozumem. To samo należy powiedzieć o racjach, z pomocą
których Bóg wykazuje Jobowi swoją wszechmoc – o ile jest prawdą, że było to
Jobowi objawione i że autor opowiada zdarzenie rzeczywiste, a nie przedstawił
(jak niektórzy przyjmują) tylko swoje myśli w ten sposób – mianowicie że były
przystosowane do pojętności Joba i przeznaczone do przekonania go, a nie były
racjami powszechnymi o sile przekonywującej wszystkich. Nie inaczej ma się z
racjami Chrystusa, którymi wykazywał faryzeuszom ich upór i niewiedzę i
skłaniał uczniów swoich do życia prawdziwego; także i on przystosowywał swe
racje do poglądów i zasad każdego poszczególnie. Tak np. gdy odezwał się do
faryzeuszy (zob. Mt 12, 26): „a jeśliż
szatan szatana wygania, sam przeciwko sobie rozdzielony jest; jakoż się tedy
ostoi królestwo jego?”, to chciał tylko pobić faryzeuszy ich własną
bronią, a nie pouczać, że istnieją demony i jakieś ich królestwo. Również gdy
rzekł do uczniów (Mt 18, 10): „Patrzajcież,
abyście nie gardzili żadnym z tych maluczkich; albowiem wam powiadam, iż
Aniołowie ich w niebiesiech” itd., to chciał tylko nauczyć, aby nie byli
pysznymi i nie gardzili nikim, a nie tego wszystkiego, co zawarte jest w owych
racjach, które są tylko przytoczone dla lepszego przekonania uczniów. Wreszcie
bezwzględnie to samo trzeba powiedzieć o racjach i znakach Apostołów. Ale nie
ma potrzeby mówić o tym obszerniej, gdybym bowiem miał przytaczać wszystkie
miejsca Pisma św., które są napisane z uwzględnieniem pojętności człowieka w
ogóle lub jakiegoś poszczególnego i które nie bez wielkiej szkody dla filozofii
bronione są jako nauka boska, to musiałbym przestać być zwięzłym, jakim usiłuję
być. Niech więc wystarczy tych niewiele znanych powszechnie przykładów, pozostałe
zaś niech rozważy sam zainteresowany Czytelnik.
Aczkolwiek
to, co powiedzieliśmy o Prorokach i proroctwie, należy istotnie do zadania,
które sobie postawiłem, mianowicie do oddzielenia filozofii od teologii, to
jednak mniemam, że skoro dotknąłem tej sprawy ogólnie, należy zbadać, czy dar
proroczy był wyłączną osobliwością Żydów, czy też był wspólny wszystkim
narodom, a następnie co mamy sądzić o powołaniu Żydów.”
Trzeci rozdział Traktatu teologiczno-politycznego Spinoza nazwał, jak następuje: O powołaniu Żydów. Czy dar proroczy dany był
wyłącznie Żydom? Już sama ta nazwa zbulwersowała rabinów, treść zaś – jak
wiemy – wprawiła ich w szok i wściekłość. Oto zaś treść tego zadziwiającego
tekstu:
„Prawdziwa
szczęśliwość i błogość człowieka polega jedynie na napawaniu się dobrem, nie
zaś na takiej chwale, że napawa się dobrem sam jeden z wyłączeniem innych. Kto
bowiem uważa się za szczęśliwego dlatego, że jemu samemu dobrze się powodzi,
innym zaś nie, albo dlatego, że jest szczęśliwszy od innych i ma los pomyślniejszy
od innych, ten nie zna prawdziwej szczęśliwości i błogości, a radość, którą
odczuwa, jeżeli nie jest dziecinna, to nie pochodzi z niczego innego, jak z
zawiści i niedobrego serca. Tak np. prawdziwa szczęśliwość i błogość człowieka
polega wyłącznie na mądrości i poznaniu prawdy, a nie na tym, że jest
mądrzejszy od innych, lub na tym, że inni pozbawieni są poznania prawdziwego;
albowiem ta okoliczność zgoła nie zwiększa jego mądrości, czyli jego
szczęśliwości. Kto więc raduje się z tego właśnie powodu, ten się raduje z
czyjegoś zła, a więc jest zawistny i zły i nie zna ani prawdziwej mądrości, ani
spokoju życia prawdziwego.
Skoro
więc Pismo Św. celem skłonienia Żydów do posłuszeństwa prawu oznajmia, że Bóg
wybrał ich sobie wśród innych narodów (zob. Pwt 10, 15), że jest im bliski, jak
nikomu (Pwt 4, 4 i 7), że tylko im dał prawa sprawiedliwe (tamże 4, 8),
wreszcie, że wyłącznie im jest znany, innym zaś nie (zob. tamże 4, 32) itd., to
mówi jedynie stosownie do ich pojętności, ponieważ, jak wykazaliśmy w rozdziale
poprzednim i jak też Mojżesz zaświadcza (zob. Pwt 9, 6 i 7), nie znali oni
szczęśliwości prawdziwej. Przecież nie byliby oni doprawdy mniej szczęśliwi,
gdyby Bóg, równie jak ich, wszystkich powołał do zbawienia; nie byłby dla nich
mniej łaskawy, choćby innym równie był bliski; ich prawa nie byłyby mniej
sprawiedliwe, a oni sami mniej mądrzy, gdyby te prawa przepisane były dla
wszystkich ludzi; cuda nie mniej wykazywałyby moc Boga, gdyby zachodziły także
gwoli innym narodom; wreszcie Żydzi byliby nie mniej obowiązani czcić Boga,
gdyby Bóg wszystkie te dary rozdzielił na równi wśród wszystkich. Jeżeli zaś
Bóg rzekł do Salomona (zob. 1 Krl 3, 12). że nikt po nim nie będzie tak mądry,
jak on, to jest to chyba tylko sposób wyrażenia się dla oznaczenia wysokiej
miary mądrości. Ale niech będzie jak chce, w żadnym razie nie można uwierzyć w
to, aby Bóg miał obiecać Salomonowi dla zwiększenia jego szczęścia, że nikogo
później nie obdarzy taką mądrością, gdyż to nie powiększyłoby wiedzy Salomona,
a i mądry król nie mniej dziękowałby Bogu za taki dar, gdyby Bóg powiedział, że
taką samą mądrością obdarzy wszystkich.
Jeżeli
więc powiadamy, że Mojżesz w przytoczonych przed chwilą miejscach Pięcioksięgu, przemawiał do Żydów
stosownie do ich pojęć, to jednak nie chcemy temu przeczyć, że Bóg nadał
wyłącznie im owe prawa Pięcioksięgu, ani
też temu, że Bóg wyłącznie do nich przemawiał, ani wreszcie temu, że Żydzi
widzieli tyle cudów, ile nie zdarzyło się widzieć żadnemu innemu narodowi.
Chcemy tylko powiedzieć, że Mojżesz chciał upominać Żydów w taki sposób, a
zwłaszcza takimi racjami, które przy ich dziecinnej pojętności najbardziej
skłoniłyby ich do czczenia Boga. Następnie chcielibyśmy wykazać, że Żydzi
przewyższali wszystkie inne narody nie swoją wiedzą i nie swoją moralnością,
lecz zgoła czym innym, czyli że (aby wyrazić się z Pismem św. stosownie do
pojętności Żydów) Żydzi wybrani byli przez Boga wśród innych nie do życia
prawdziwego oraz wzniosłych spekulacji, aczkolwiek często napominani byli w tym
kierunku, lecz do czegoś całkiem innego. A czym to było, wykażę teraz w
porządku.
Zanim
przystąpię do rzeczy, wyjaśnię pokrótce, co rozumiem przez kierownictwo boskie,
przez zewnętrzną i wewnętrzną pomoc Boga, przez wybranie boskie i wreszcie
przez los.
Przez
kierownictwo boskie rozumiem ów stały i niezmienny porządek natury, czyli
połączenie rzeczy naturalnych. Już wyżej powiedziałem i wykazałem w innym
miejscu, że powszechne prawa natury, według których wszystko zachodzi i jest
wyznaczone, nie są niczym innym, jak zarządzeniem wiecznym Boga, zawierającym w
sobie wieczną prawdę i konieczność. Wychodzi więc na jedno, czy powiemy, że
wszystko zachodzi według praw natury, czy też, że jest porządkowane przez
boskie zarządzenie i kierownictwo. Następnie ponieważ moc wszystkich rzeczy
naturalnych nie jest niczym innym, jak samą mocą Boga, przez którą wyłącznie
staje się i jest wyznaczone wszystko, przeto wynika stąd, że cokolwiek
człowiek, który także jest częścią natury, czyni dla siebie, dla zachowania
swego bytu, lub cokolwiek natura bez jego udziału jemu daje, wszystko to jest
dla niego uczynione wyłącznie przez moc boską, która działa bądź przez naturę
ludzką, bądź przez rzeczy zewnętrzne. Możemy zatem bez wahania nazwać wszystko
to, co natura ludzka może zdziałać dla zachowania swego bytu ze swej własnej
mocy, pomocą wewnętrzną Boga, a wszystko to, co nadarza się dla jego pożytku z
mocy przyczyn zewnętrznych, pomocą zewnętrzną Boga. A stąd można łatwo
wyprowadzić, co należy rozumieć przez wybranie boskie. Otóż skoro nikt nie może
postępować inaczej, jak według
wyznaczonego porządku natury, tj. według wiecznego kierownictwa i zarządzenia
boskiego, to wynika stąd, że każdy wybiera sobie jakiś sposób życia i postępuje nie inaczej, jak ze
szczególnego powołania boskiego, które go wybiera do danego dzieła lub danego
sposobu życia. Wreszcie
przez los nie rozumiem nic innego, jak kierownictwo boskie, o ile prowadzi
sprawy ludzkie z pomocą przyczyn zewnętrznych i nieoczekiwanych.
Po
tych uwagach wstępnych wróćmy do naszego zadania i zobaczmy, czemu to przypisać
należy, że naród żydowski nazwano wybranym przez Boga wśród innych. Do
wykazania tego obecnie przystępuję.
Wszystko,
czego uczciwie pożądamy, daje się sprowadzić głównie do trzech rzeczy,
mianowicie do poznawania rzeczy przez pierwsze ich przyczyny, do poskramiania
wzruszeń, czyli zdobycia usposobienia cnotliwego, i wreszcie do życia w
bezpieczeństwie i zdrowiu. Środki, które służą w pierwszym i drugim przypadku i
mogą być uważane za najbliższe i sprawcze przyczyny, zawarte są w samej naturze
ludzkiej, tak że nabycie ich zależy jedynie od naszej mocy, czyli wyłącznie od
praw natury ludzkiej. Z tego powodu trzeba stanowczo twierdzić, że dary te nie
były osobliwością żadnego narodu, lecz były zawsze wspólne całemu rodowi
ludzkiemu; chyba że będziemy majaczyć, że natura kiedyś utworzyła rozmaite rodzaje ludzi. Środki zaś
służące do zabezpieczenia życia i zachowania ciała dane są przeważnie w
rzeczach zewnętrznych. Nazywają się one darami losu, dlatego że zależne są
przeważnie od nieznanego nam kierownictwa przyczyn zewnętrznych, tak że tutaj głupiec może być równie szczęśliwy lub
nieszczęśliwy, jak mędrzec. Poza tym jednak do zabezpieczenia życia i
ochronienia się od krzywd
ze strony ludzi, a także zwierząt, może przyczynić się bardzo ludzkie kierownictwo i ludzka czujność. Rozum i
doświadczenie uczą, że nie ma tutaj lepszego środka, aniżeli utworzenie
społeczeństwa ze stałymi prawami, zajęcie jakiejś połaci ziemi i połączenie
wszystkich sił jakby w jedno ciało, mianowicie w społeczeństwo. Do wytworzenia zaś społeczeństwa i zachowania go potrzeba w
znacznej mierze zręczności i czujności, a dlatego takie społeczeństwo będzie
bezpieczniejsze i trwalsze oraz mniej od losu zależne, które jest utworzone i
kierowane szczególnie przez ludzi mądrych i czujnych; przeciwnie zaś takie,
które składa się z ludzi surowych, zależy przeważnie od losu i jest mniej
trwałe, a jeżeli utrzymuje się mimo to długo, to zawdzięcza to kierownictwu obcemu,
a nie własnemu, a nawet jeżeli przezwycięża wielkie niebezpieczeństwa i sprawy
jego toczą się pomyślnie, to może ono tylko podziwiać i czcić kierownictwo
boskie (mianowicie o ile Bóg działa przez ukryte przyczyny zewnętrzne, a nie
przez naturę ludzką i ludzki umysł), gdyż nadarza mu się coś nieoczekiwanego i
niepomyślanego, co rzeczywiście może uchodzić za cud.
Narody
różnią się pomiędzy sobą tylko ze względu na stosunki i społeczne i prawa, pod
którymi żyją i którymi się kierują. Przeto naród żydowski wybrany był przez
Boga wśród innych nie dla poznania lub spokoju ducha, lecz w celu swego
uspołecznienia i pomyślnego losu, dzięki czemu doszedł do państwowości i
utrzymał ją przez przeciąg tylu lat. Wynika to z całą jasnością z samego Pisma
św. Kto je przejrzy choćby powierzchownie, jasno ujrzy, że Żydzi przewyższyli inne
narody tylko w tym, iż wykonywali pomyślnie swe przedsięwzięcia, dotyczące
bezpieczeństwa życia i przezwyciężali wielkie niebezpieczeństwa, a to głównie
dzięki zewnętrznej pomocy Boga, gdy tymczasem pod innymi względami byli tacy
sami, jak inne narody, a Bóg jednakowo był przychylny dla wszystkich.
Co się tyczy poznania, to jest rzeczą pewną (jak
wykazaliśmy w rozdziale poprzednim), że Żydzi posiadali o Bogu i naturze
pojęcie bardzo pospolite; a zatem nie byli wybrani wśród innych przez Boga dla
celu wiedzy. Tak samo celem nie mogła być cnota i życie moralne, gdyż i w tym
względzie stali na jednym poziomie z innymi narodami, a tylko niewielu było
wybranych, a więc ich wybranie i powołanie polegało jedynie na czasowym
szczęściu i dostatku ich państwowości. Nie znajdujemy też nigdzie, aby Bóg
obiecał coś innego od tego Patriarchom lub ich następcom; owszem w Zakonie nie
obiecuje się za posłuszeństwo nic innego, jak ciągłe szczęście państwa oraz
inne pomyślności tego życia i przeciwnie, za nieposłuszeństwo i zerwanie
przymierza – upadek państwa i największe cierpienia. Nic w tym dziwnego,
albowiem celem każdego społeczeństwa i państwa jest (jak widać z tego, cośmy
dopiero co powiedzieli i jak obszerniej wykażemy poniżej) życie w
bezpieczeństwie i dostatku. Państwo zaś może istnieć tylko dzięki prawom,
obowiązującym każdego, tak że gdyby wszyscy członkowie jakiegoś społeczeństwa
zechcieli zwolnić się od praw, to przez to samo rozwiązaliby społeczeństwo i
zniweczyli państwo. Żydowskiemu tedy społeczeństwu nie mogło być obiecane nic
innego za niezmienne posłuszeństwo prawom, jak bezpieczeństwo i dostatek życia,
i przeciwnie, za nieposłuszeństwo nie mogła być zapowiedziana żadna pewniejsza
kara niż upadek państwa oraz zło, które zazwyczaj z tego wynika, a w szczególności
takie, które musiałoby wyniknąć specjalnie dla Żydów z upadku ich państwa. Ale
o tym nie ma potrzeby rozwodzić się obszerniej.
Dodam
tylko to, że prawa Starego Testamentu objawione
były i przepisane tylko Żydom, gdyż skoro Bóg powołał ich do osobnej
społeczności i założenia osobnego państwa, to z konieczności musieli oni też
posiadać osobne prawa. Czy zaś Bóg innym narodom także przepisał osobne prawa,
objawiając się ich prawodawcom na sposób proroczy, mianowicie pod tymi
przymiotami, pod jakimi przywykli wyobrażać sobie Boga, tego nie mogę
powiedzieć na pewno. Z samego Pisma św. widać przynajmniej tyle, że inne narody
miały także dzięki zewnętrznemu
kierownictwu Boga państwa i prawa osobne. Dla wykazania tego przytoczę tylko
dwa miejsca z Pisma św. W Rdz 14, 18, 19, 20 opowiada się, że Melchizedek był
królem Jerozolimy i kapłanem Boga najwyższego i że pobłogosławił Abrahama
zwyczajem kapłańskim (zob. Lb 6, 23), wreszcie, że ulubieniec Boga, Abraham,
oddał temu kapłanowi Boga dziesiątą część całego swego dorobku. To wszystko
świadczy o tym, że Bóg zanim utworzył plemię żydowskie, ustanowił był w
Jerozolimie królów i kapłanów i przepisał im obrzędy i prawa. Czy odbyło się to
sposobem proroczym, nie widać dostatecznie, jak rzekłem. Jestem tylko co do tego
przekonany, że Abraham podczas swego przebywania tam prowadził się religijnie,
zgodnie z owymi prawami; nie były mu bowiem osobno przypisane przez Boga żadne
obrzędy, a przecież powiedziane jest w Rdz 26, 5, że Abraham zachowywał obrządki, przepisy, urządzenia i prawa,
a niewątpliwie domyślać
się należy – króla Melchizedeka. Malachiasz 1, 10 i 11 napada na Żydów
następującymi słowy: „kto jest między
wami, aby zawarł drzwi (mianowicie świątyni) albo darmo zapalił na ołtarzu moim? Nie mam chęci do was itd., albowiem od wschodu słońca aż do zachodu
jego wielkie jest imię moje między narodami, a na wszelkim miejscu przyniesione
będzie kadzenie imieniu memu i ofiara czysta; wielkie zaiste imię moje będzie
między narodami, mówi Pan zastępów”. Te słowa, jeśli tylko nie będziemy
ich naciągać, dotyczą jedynie owego czasu i świadczą aż nadto dobrze, że Żydzi
wówczas nie byli przez Boga bardziej miłowani od innych narodów; owszem, mówią
one, że Bóg dał się poznać przez cuda innym narodom
więcej, aniżeli Żydom, którzy wtedy bez cudów po części osiągnęli ponownie
państwowość; słowa te nawet znaczą, że inne narody posiadały rytuał i obrzędy,
przez które miłe były Bogu.
Ale
zostawiam to wszystko na boku, gdyż wystarczy dla mego zadania wykazanie, że
wybranie Żydów dotyczyło jedynie ich czasowej materialnej szczęśliwości i
wolności, innymi słowy, ich państwowości oraz sposobów i środków, z pomocą
których ją osiągnęli, a skutkiem tego i praw, o ile były one konieczne do
ustalenia owego poszczególnego państwa, a wreszcie i sposobu, w jaki owe prawa
były im objawione, że zaś pod innymi względami i w tym, na czym polega
prawdziwa szczęśliwość człowieka, nie różnili się oni od innych. Skoro tedy
powiedziane jest w Piśmie św. (zob. Pwt 4, 7), że żaden naród nie był tak
zbliżony do swoich Bogów, jak Żydzi do Boga, to należy to rozumieć jedynie ze
względu na ich państwo i tylko w owym czasie, gdy zachodziło tyle cudów itd.
Pod względem bowiem poznania i cnoty, tj. pod względem szczęśliwości, Bóg, jak
już powiedzieliśmy i z samego rozumu wyprowadziliśmy, jednakowo bliski był
wszystkim. Widać to z samego Pisma św. Otóż powiada Psalmista w Ps 145, 18: „Bliski jest Pan wszystkim, którzy go
wzywają, wszystkim, którzy go wzywają w prawdzie”. W tymże Psalmie w. 9
czytamy: „Dobry jest Pan wszystkim, a
miłosierdzie jego (jest) nad wszystkimi sprawami jego”. W Ps 33, 15
powiedziane jest jasno, że Bóg dał wszystkim umysł jednaki, mianowicie w
słowach: „który kształtuje na jedną
modłę ich serca”; serce uchodziło u Żydów za siedlisko duszy i umysłu,
co, jak mniemam, wiadome jest wszystkim. Dalej z Job 28, 28 widać, że Bóg
przepisał całemu rodowi ludzkiemu prawo, aby czcić Boga i powstrzymywać się od
złych uczynków, czyli postępować dobrze; a dlatego Job, chociaż był poganinem,
był Bogu najmilszym z wszystkich ludzi, ponieważ przewyższał wszystkich ludzi
moralnością i bogobojnością. Wreszcie z Jon 4, 2 widać w sposób najjaśniejszy,
że Bóg jest nie tylko dla Żydów, lecz i dla wszystkich łaskawy, litościwy,
cierpliwy, miłosierny i darowujący zesłane zło; powiada bowiem Jonasz: „dlatego się pospieszyłem i uciekłem do Tarsu, gdyż wiedziałem (mianowicie
ze słów Mojżesza w Wj 34, 6), żeś ty
Bóg łaskawy i litościwy” itd., a zatem darujesz pogańskim mieszkańcom
Niniwy. A zatem możemy wyprowadzić wniosek (ile że Bóg jest dla wszystkich
jednakowo łaskawy, a Żydzi wybrani byli przez Boga jedynie ze względu na swoją
społeczność i państwowość), że każdy poszczególny Żyd poza społeczeństwem i
państwem nie posiada przed innymi żadnego daru boskiego i że między nim a poganinem
nie istnieje żadna różnica w tym względzie.
Skoro rzecz ma się
tak, że Bóg jest dla wszystkich jednakowo łaskawy, miłosierny itd. i że
posłannictwo proroka polegało na nauczaniu nie poszczególnych praw swojej
ojczyzny, lecz cnoty prawdziwej, i nawracaniu ludzi ku niej, to nie ulega
wątpliwości, że wszystkie narody posiadały proroków i że dar proroczy nie był
żadną osobliwością Żydów. Potwierdzają to rzeczywiście dzieje zarówno świeckie,
jak i święte. A chociaż z dziejów świętych Starego Testamentu nie widać, aby inne narody miały tylu
proroków, ile Żydzi, a nawet nie czytamy nigdzie, aby jakiś prorok pogański
wysłany był umyślnie do innych narodów przez Boga, to nic to nie znaczy,
ponieważ Żydzi dbali o spisanie swoich własnych, a nie obcych dziejów.
Wystarcza więc że znajdujemy w Starym
Testamencie, iż poganie i nieobrzezani jak Noe, Henoch, Abimelech,
Bileam i inni prorokowali, a następnie, że Prorocy żydowscy wysyłani byli przez
Boga nie tylko do swego narodu, lecz także i do innych. Otóż Ezechiel
przepowiadał wszystkim znanym wówczas narodom, Abdiasz żadnym innym, o ile
wiemy, jak Idumejczykom, a Jonasz był przeważnie Prorokiem mieszkańców Niniwy.
Izajasz opłakuje i przepowiada klęski i opiewa odbudowanie nie tylko Żydów,
lecz i innych plemion. Powiada on bowiem w 16, 9: „przetoż płaczę dla płaczu Jazerczyków”, a w rozdz. 19
przepowiada Egipcjanom klęski najpierw, a później odbudowanie (zob. tamże 19,
20, 21, 25). Otóż powiada on, że Bóg przyśle im zbawiciela, który ich
oswobodzi, i że Bóg im się pokaże i wreszcie że Egipcjanie czcić będą Boga
ofiarami i darami, a w końcu nazywa ten naród „błogosławionym ludem egipskim”. Miejsca te są w wysokim stopniu
godne uwagi. Wreszcie Jeremiasz nazwany jest Prorokiem nie tylko narodu
żydowskiego, lecz w ogóle narodów (zob. 1, 5). I on też opłakuje w przepowiedni
swej klęski innych narodów i prorokuje ich odbudowę; powiada bowiem w 48, 31 o
Moabitach: „dlatego nad Moabitami
narzekam, a nade wszystkim Moabem wołam” itd., a w w. 36: „przetoż serce moje nad Moabem jako
piszczałki piszczeć będzie”, a w końcu wróży im odbudowanie, jak i
odbudowanie Egipcjan, Ammonitów i Elamitów.
Nie
ulega więc wątpliwości, że inne narody miały proroków tak dobrze, jak Żydzi i
że ci prorokowali im i Żydom. Wprawdzie Pismo św. wspomina tylko Balaama,
któremu objawiona była przyszłość Żydów i innych narodów, jednakże trudno
uwierzyć, aby Balaam miał przepowiadać wyłącznie przy owej sposobności, gdyż z
własnego jego opowiadania wynika jak najjaśniej, że słynął on na długo przedtem
ze swego proroctwa i innych darów boskich. Wszak mówi Balak, przywołując go do
siebie (Lb 22, 6): „bo ja wiem, że
komu błogosławisz, błogosławiony będzie, a kogo przeklinasz, przeklęty będzie”.
A zatem Balaam posiadał tę samą zdolność, którą Bóg obdarzył Abrahama
(zob. Rdz 12, 3). Następnie Balaam, jak ktoś przywykły do prorokowania,
odpowiada posłom, aby zabawili u niego, aż mu się objawi wola Boga. A gdy
prorokował, tj. gdy wyjaśniał prawdziwą myśl boską, zwykł był mówić o sobie: „mówił ten, który słyszał wyroki boże, a
który ma umiejętność Najwyższego (czyli myśl i wiedzę z góry); który widział widzenie Wszechmocnego; kiedy
padnie, otworzone ma oczy”. Wreszcie, gdy na rozkaz Boga błogosławił
Żydów (co zwykle czynił), zaczął prorokować innym narodom i przepowiadać ich
przyszłość. Świadczy to wszystko aż nadto o tym, że był on zawsze Prorokiem
albo że częściej prorokował i że (na co zwrócić należy uwagę) posiadał to, co
szczególnie upewniało Proroków o prawdziwości ich proroctwa, mianowicie duszę
skłonną wyłącznie do słuszności i dobra, nie błogosławił bowiem tego, kogo mu
się chciało, i nie przeklinał tego, kogo mu się chciało, jak go Balak posądzał,
lecz jedynie tych, których Bóg chciał błogosławić lub przekląć. Toteż
odpowiedział on Balakowi: „choćby mi
dał Balak pełen dom swój srebra i złota, nie będę mógł przestąpić słowa
Pańskiego, abym czynił co dobrego albo złego sam z siebie, co mi opowie Pan to
będę mówił”. Jeżeli zaś Bóg zagniewał się na niego, gdy był w drodze, to zdarzyło się to samo Mojżeszowi,
gdy z polecenia Boga udał się do Egiptu (zob. Wj 4, 24); a jeżeli brał
pieniądze za swe prorokowanie, to czynił to też Samuel (zob. 1 Sm 9, 7 i 8); a
jeżeli grzeszył w czymkolwiek (zob. o tym 2 List Piotra 2, 15 i 16 oraz List Judy w. 11), to wszak „zaiste nie masz człowieka sprawiedliwego na ziemi, który by czynił
dobrze, a nie grzeszył” (zob. Koh 7, 20). Słowa Balaama musiały doprawdy
mieć u Boga dużą wagę, a jego siła przeklinania musiała być znaczna, skoro
znajdujemy tylekroć w Piśmie św. jako dowód wielkiego miłosierdzia Boga
względem Izraelitów, że Bóg nie chciał dać posłuchu Balaamowi i obrócił jego
przekleństwo na błogosławieństwo (zob. Pwt 23, 6, Joz 24, 10, Ne 13, 2). A
zatem był on niewątpliwie bardzo miły Bogu, gdyż słowa i przekleństwa ludzi
niemoralnych nie mają na Boga żadnego wpływu. Skoro więc był on prawdziwym
prorokiem, a jednak Jozue (13, 22) nazywał go „wieszczkiem”, czyli
„wieszczbiarzem”, to jest rzeczą pewną, że nazwę tę brać należy w dobrym sensie
i że ci, których poganie nazywali wieszczbiarzami i wróżbitami, byli
prawdziwymi prorokami, czemu nie przeszkadza, że ci, których Pismo św. często
oskarża i potępia, byli niby wróżbitami, oszukującymi lud, jak niby prorocy
Żydów, co widoczne jest również w sposób jasny w innych miejscach Pisma św.
Możemy
więc wyprowadzić wniosek, że dar proroczy nie był żadną osobliwością Żydów,
lecz czymś wspólnym wszystkim narodom. Wprawdzie faryzeusze utrzymują, przy tym
bardzo stanowczo, że ten dar boski był właściwy tylko ich narodowi, a inne
narody wróżyły przyszłość z jakiejś tam władzy diabelskiej (czegóż nie wymyśli
zabobon!). Główne miejsce w Starym
Testamencie, na które powołują się dla potwierdzenia powagą tego
mniemania jest Wj 33, 16, gdzie Mojżesz powiada do Boga: „Po czym poznam, że znaleźliśmy łaskę w Twoich
oczach ja i lud mój, jeśli nie po tym, że pójdziesz z nami, gdyż przez to
będziemy wyróżnieni ze wszystkich narodów, które są na ziemi”. Stąd,
powiadam, chcą oni wnosić, że Mojżesz prosił Boga, aby był przy nich obecny i
objawiał się im proroczo, nie okazując tej łaski żadnemu innemu narodowi.
Zaprawdę byłoby to śmieszne, gdyby Mojżesz zazdrościł innym ludom obecności
Boga i ośmielił się prosić Boga o coś podobnego. W rzeczywistości rzecz miała
się, jak następuje. Gdy Mojżesz poznał uparte usposobienie swego narodu,
zrozumiał, że nie mogą oni doprowadzić do końca rozpoczętego dzieła bez
największych cudów i szczególnej pomocy Boga, a nawet że bez takiej pomocy będą
musieli zginąć, a dlatego prosił Boga o szczególną pomoc zewnętrzną, by zdobyć
pewność, że Bóg chce ich zachować. Toteż mówi on w 34, 9: „jeśli teraz znalazłem łaskę w oczach
twoich, Panie, niech idzie, proszę, Pan pośrodku nas, lud bowiem ten twardego
karku jest” itd. Powodem więc, dlaczego prosił Boga o szczególną pomoc
zewnętrzną, był upór narodu. Jeszcze jaśniej ujawnia się, że Mojżesz nie prosił
o nic więcej, jak o pomoc Boga zewnętrzną, w odpowiedzi, którą dał Bóg. Otóż
odpowiada on zaraz (w. 10 tegoż rozdz.): „Ja
postanowię przymierze; przed wszystkim ludem twoim czynić będę cuda, które nie
były czynione po wszystkiej ziemi i we wszystkich narodach” itd. A więc
Mojżesz mówi tutaj jedynie o wybraniu Żydów w tym sensie, w jakim je
wyjaśniłem, i o nic innego Boga nie prosił.
Ale
oto znajduję w Liście Pawła do Rzymian
jedno miejsce, które mi więcej trudności nastręcza, mianowicie 3, 1 i 2,
gdzie Paweł, zdawałoby się, uczy czego innego niż my tutaj. Powiada on: „czymże tedy zacniejszy Żyd? albo co za
pożytek obrzezania? Wielki z każde]
miary. Albowiem to najpierwsza, iż im zwierzone były wyroki Boże”. Ale
jeżeli przyjrzymy się bliżej nauce, którą on głównie chce wyłożyć, to nie
znajdziemy nic takiego, co by się sprzeciwiało naszemu poglądowi. Przeciwnie,
uczy on tego samego, co my tutaj, powiada bowiem w w. 29 tegoż rozdz., że Bóg
jest Bogiem zarówno Żydów jak i pogan, a w 2, 25 i 26 oświadcza: „Jeżeli jednak Prawo przekraczasz, będąc
obrzezanym, stajesz się takim jak nieobrzezany. Jeżeli zaś nieobrzezany
zachowuje przepisy Prawa, to czyż jego brak obrzezania nie będzie mu oceniony
na równi z obrzezanym?”. Dalej
powiada on w 3, 9 i 4, 15, że
wszyscy, zarówno Żydzi, jak poganie, byli w grzechu i że bez przykazania i
prawa nie ma grzechu. Stąd widać najoczywiściej, że prawo było objawione bez
wyjątku wszystkim (co też wyżej wykazaliśmy na podstawie Job 28, 28) i że
wszyscy żyli pod prawem, mianowicie takim, które dotyczy wyłącznie prawdziwej
cnoty, nie zaś takim, które ustanawia się stosownie do warunków i stanu
jakiegoś poszczególnego państwa i do ducha jakiegoś jednego narodu. Dalej
wnioskuje Paweł, że ponieważ Bóg jest Bogiem wszystkich narodów, tj. dla
wszystkich jest jednakowo łaskawy i że wszyscy jednakowo pozostawali pod prawem
i grzechem, więc Bóg zesłał wszystkim narodom swego Chrystusa, aby ich
wszystkich wyzwolił z poddaństwa prawu po to, ażeby w przyszłości dobrze
czynili nie z rozkazu prawa, lecz z mocnego postanowienia woli. A zatem uczy
zupełnie tego samego, o co nam chodzi. Jeżeli zaś powiada: „tylko Żydom są zwierzone słowa Boże”, to
należy to albo rozumieć tak, że wyłącznie im dane były prawa na piśmie, a innym
narodom jedynie przez objawienie i wewnętrznie, albo należy przyjąć (co zmierza
do obalenia zarzutów, które by tylko Żydzi mogli postawić), że Paweł dał
odpowiedź stosownie do pojętności Żydów i zgodnie z poglądami wówczas przyjętymi;
albowiem według tego, co on w części widział, w części słyszał, trzeba
powiedzieć, że był on z Grekami Grekiem, a z Żydami Żydem.
Pozostaje
mi jeszcze odpowiedzieć na niektóre argumenty, mające służyć przekonaniu, że
wybranie Żydów nie było czasowe i nie dotyczyło jedynie ich państwa, lecz było
wieczne. Otóż widzimy, powiada się, że Żydzi po upadku państwa, choć wszędzie
rozsiani, jednakże trwają i żyją w odosobnieniu od wszystkich narodów, co się
nie zdarzyło żadnemu innemu narodowi; a następnie, że Pismo św. w wielu
miejscach, jak się zdaje, uczy, że Bóg wybrał sobie Żydów na wieki, a zatem
pozostają oni wybrańcami Boga, pomimo że utracili państwo. Oto miejsca główne,
mające rzekomo pouczać o wybraniu wiecznym Żydów: 1) Jr 31, 36, gdzie Prorok
zaświadcza, że nasienie Izraela pozostanie na wieki ludem Boga i porównuje go z
niezmiennym porządkiem niebios i natury. 2) Ez 20, 32 itd., gdzie, jak się
zdaje, Prorok chce powiedzieć, że choć Żydzi chcieli rozmyślnie porzucić służbę
bożą, Bóg jednakże ich zbierze z wszystkich krajów, w których są rozsiani, i
poprowadzi do pustyni narodów, jak wyprowadził ich przodków do pustyni
egipskiej, a w końcu, po wyłączeniu buntowniczych i odszczepieńczych, ku górze
swej świętości, gdzie cały dom izraelski będzie go czcić. Przytacza się zwykle
jeszcze inne miejsca, zwłaszcza czynią to faryzeusze, ale mniemam, że zadowolę
wszystkich, jeżeli dam odpowiedź na powyższe dwa przytoczenia.
Taka
odpowiedź nie będzie mi trudna, jeżeli dowiodę z samego Pisma św., że Bóg
wybrał Żydów nie na wieki, lecz jedynie pod takim warunkiem, pod jakim wybrał
był poprzednio Kananejczyków, którzy również, jak wykazaliśmy powyżej,
posiadali kapłanów, czczących gorliwie Boga i których jednakże Bóg potępił z
powodu życia zbytkownego, opuszczenia się i bałwochwalstwa.
Otóż
Mojżesz upomina w Kpł 18, 27 i 28 Izraelitów, aby nie plugawili się porubstwem,
jak Kananejczycy, aby ich nie wypluła ziemia, jak wypluła owe ludy, które
zamieszkiwały ową ziemię, a w Pwt 8, 19 i 20 grozi im w ostrych słowach zupełną
zagładą, powiadając: „oświadczam się
przeciwko wam dziś, że koniecznie
zginiecie; jako narody, które Pan wytraca przed wami, tak zaginiecie”. Tego
rodzaju miejsca spotykają się wielokrotnie w Zakonie, a mówią one wyraźnie, że
Bóg nie wybrał Żydów bezwzględnie ani też na wieczne czasy. Jeżeli więc Prorocy
przepowiadali im nowe a wieczne przymierze poznania, miłości i łaski Boga, to
łatwo się przekonać, że obiecane było to tylko ludziom moralnym. Przecież
powiedziane jest wyraźnie w przytoczonym dopiero co rozdziale Ezechiela, że Bóg
oddzielił buntowników i odszczepieńców, a w So 3, 12 i 13 czytamy, że Bóg
wyjmie pysznych i pozostawi tylko lud ubogi. A ponieważ to wybranie dotyczy
cnoty prawdziwej, to nie można myśleć, aby było obiecane jedynie moralnym Żydom
z wyłączeniem wszystkich innych ludzi, lecz trzeba przyjąć, że prawdziwi
prorocy pogańscy – wykazaliśmy, że wszystkie narody posiadały ich – to samo
obiecywali wiernym swojego narodu i w ten sam sposób ich pocieszali. A zatem
owo przymierze wieczne poznania i umiłowania Boga jest powszechne, jak
najoczywiściej widać również z So 3, 10 i 11. Przeto nie można dopuścić żadnej
różnicy w tym względzie pomiędzy Żydami a poganami, toteż nie było im właściwe
żadne inne szczególne wybranie, aniżeli to, które powyżej wykazaliśmy.
Okoliczność,
że Prorocy, mówiąc o wybraniu, które dotyczy wyłącznie cnoty prawdziwej,
wtrącali wiele o ofiarach i innych obrzędach, o odbudowaniu świątyni i
Jerozolimy, objaśnia się tym, że według zwyczaju i natury proroctwa chcieli
objaśniać rzeczy duchowe pod postacią takich obrazów, a zarazem zapowiadali
Żydom, których prorokami wszak byli, odbudowanie państwa i świątyni, oczekiwane
za czasu Cyrusa.
Wobec
tego Żydzi dzisiaj nie mają zgoła nic takiego, w czym mogliby sobie przypisać
wyższość nad wszystkimi innymi narodami. Co się zaś tyczy tego, że utrzymali
się przez tyle lat pomimo rozproszenia i braku państwa własnego, to nie ma się
co dziwić, skoro tak oddzielali się od innych narodów, że zwrócili przeciw
sobie nienawiść wszystkich, a odosobnienie to polegało nie tylko na obrzędach
zewnętrznych, przeciwnych obrzędom innych narodów, lecz także na znamiennym
obrzezaniu, które zachowują skrupulatnie. Że nienawiść narodów jest tym, co ich
zachowuje, tego uczy doświadczenie. Otóż gdy kiedyś król hiszpański przymusił
Żydów do tego, aby albo przyjęli religię państwową, albo poszli na wygnanie, to
bardzo wielu Żydów przyjęło religię katolicką. A ponieważ ci, którzy przyjęli
tę religię, korzystali z wszystkich praw rdzennych Hiszpanów i uznani byli za
godnych wszelkich zaszczytów, przeto pomieszali się rychło z Hiszpanami tak
dalece, że w krótkim czasie nie pozostało po nich ani śladu, ani wspomnienia.
Całkiem coś przeciwnego zdarzyło się z tymi, których król portugalski zmusił do
przyjęcia religii swego państwa, bo pozostali oni, aczkolwiek religijnie
nawróceni, oddzieleni od wszystkich innych, a nic dziwnego, ponieważ uznani
byli za niegodnych do zajmowania stanowisk zaszczytnych.
Zdaniem
moim znak obrzezania jest w tej sprawie tak bardzo doniosły, że jestem
przekonany, iż on jeden może zachować ten naród na wieki. A nawet bezwzględnie
w to wierzę, że Żydzi, jeśli tylko nie zniewieścieją pod wpływem zasad swej
religii, kiedyś, przy sprzyjających warunkach – rzeczy ludzkie są wszak zmienne
– znów zbudują swoje państwo i Bóg ich na nowo wybierze. Świetny tego przykład
mamy na Chińczykach, którzy również skrupulatnie zachowują pewien znak na
głowie, którym odróżniają się od innych, a w ten sposób zachowali się przez
tyle tysiącleci, tak że starożytnością swoją dalece przewyższają wszystkie
narody. I oni nie zawsze utrzymywali swe państwo, jednakże, utraciwszy je,
odzyskali z powrotem, a niewątpliwie odzyskają je znowu, gdy Tatarzy z powodu
nadmiaru bogactw oraz opuszczenia się zniedołężnieją.
Ostatecznie,
jeżeli ktoś chce bronić zdania, że Żydzi z takiego czy innego powodu byli
wybrani przez Boga na wieki, to nie będę mu się sprzeciwiać, jeśli tylko uzna,
że to wybranie, czy będzie ono czasowe, czy wieczne, o ile jest czymś właściwym
Żydom, dotyczy jedynie państwowości i dostatku materialnego (tym tylko bowiem
jeden naród może się różnić od drugiego), co zaś do poznania i cnoty
prawdziwej, to tym żaden naród nie może się wyróżniać wśród innych, a więc pod
tym względem żaden naród nie jest przed innymi wybrany.”
Uniwersalistyczna, ogólnoludzka treść tej książki, spowodowała – jak
wiemy – ciężkie prześladowania Borucha Spinozy ze strony rabinów, ale też
sprawiła, że pozostanie on na zawsze w panteonie największych geniuszy
filozofii światowej.
Co prawda, myśl Spinozy była nie tylko ceniona, ale też z różnych
pozycji i za różne wątki krytykowana.
„Etyka moja – pisał np.
Arthur Schopenhauer – pokrywa się na
wskroś z etyką chrześcijańską, i to z jej tendencją najwyższą, a w nie
mniejszym stopniu z etyką braminizmu i buddyzmu. Spinoza natomiast nie pozbył
się Żyda: „długo czuć w dzbanie zapach pierwszego likworu” (Horacy). Żydowska
całkiem, a ponadto w połączeniu z panteizmem absurdalna i obrzydliwa jest jego
pogarda wobec zwierząt, o których jako o zwykłych rzeczach na nasz użytek pisze
jako o pozbawionych praw” (Świat jako
wola i przedstawienie, t. 2).
To jest jednak rzeczą zrozumiałą, iż nikt z ludzi nie tworzy dzieł
doskonałych czy przynajmniej takich, którym się nie da nic zarzucić. Zawsze
znajdzie się w nich coś, z czym chce się podjąć polemikę – i na tym też polega
ich hermeneutyczna i dialogiczna wartość.
B. Spinoza jako jeden z pierwszych zauważył
doniosłość metod matematycznych dla nauk społecznych i napisał swą Etykę,
metodą geometryczną wyłożoną, we wstępie do której powiedział: „Będę rozważał tutaj czyny i poglądy ludzkie
tak samo. jak gdyby chodziło o linie, płaszczyzny albo ciała”. Metoda ta,
która w konkretnym zastosowaniu Spinozy może u współczesnego czytelnika
niekiedy wywołać uśmiech, w zasadzie, w swym sednie, jako pomysł, jest jednak i
dziś nader aktualna.
Do czasu obecnego Etyka B. Spinozy, wydana została setki razy w
kilkudziesięciu językach. Czyż stracą kiedykolwiek aktualność takie np.
sentencje?
– „Wszystko, co wzniosłe, jest
równie trudne jak rzadkie”.
– „Ostatecznym celem człowieka
powodującego się rozumem jest pojmowanie w sposób prawdziwy siebie samego i
wszystkich rzeczy”.
– „Człowiek wolny o niczym nie
myśli mniej niż o śmierci, a mądrość jego jest rozmyślaniem nie o śmierci, lecz
o życiu”.
Słynni historycy Anna i Jan Romein określili
ducha Spinozy parafrazą ewangeliczną: „Błogosławieni,
którzy rozumieją, albowiem oni odnajdą pokój”. W swym dziele Twórcy
kultury holenderskiej pisali: „Spinoza
personifikuje w naszych oczach marzenie młodości, które osiągnęło już swą
dojrzałość... na które później obojętnie patrzymy z góry, z pobłażliwym
uśmiechem, mimo iż w głębi serca dobrze wiemy, że ono właśnie jest
najcenniejszą spuścizną...”
Z
kolei Lew Szestow
zaznaczał: „Spinoza poznał, co to jest
niedostatek i choroba,
był prześladowany, i
zmarł młodo -
lecz nie pozostawiło
to widocznych śladów
w jego filozofii.
Podobnie jak Sokrates,
nie zamartwiał się
tym, co przyniosło
mu przeznaczenie, bynajmniej
nie beztroskę i
radość, lecz życie
pełne problemów i
smutku. Jego cnota
była mu wystarczającym pocieszeniem”… Mądrość,
tak jak cnota,
chroni przed rozpaczą,
ponieważ wie, iż
wszystko na tym
świecie jest dane
człowiekowi w formie
pożyczki, a nie
własności, a zatem
w każdej chwili
może być odebrane.
Także samo życie
jest nie darem,
lecz pożyczką, którą
zresztą Bóg w
końcu bezwzględnie ściąga
i zabiera, najczęściej
wbrew naszej woli.
Tylko niektórzy decydują
się na dobrowolne
oddanie tego długu,
o zaciągnięcie którego
nawiasem mówiąc, w
ogóle nie zabiegali.
Od 1921 roku istnieje międzynarodowe Societas
Spinoziana (z siedzibą w Hadze), które uprawia studia i pracę edytorską nad
spuścizną pisarską wielkiego filozofa, ongiś wyklętego i prześladowanego
zawzięcie przez swych rodaków aż do przedwczesnej śmierci.
***
Litewski syjonista Grigorij Wassermann
w świetnie napisanej książce Lekcii po
iudaizmu (Wilno 1990, s. 127-129) pisze: „Żydzi są narodem niesłychanie rozmiłowanym w przechwalaniu się. Uważają
sami siebie za sól ziemi i uwielbiają zaginać palce wymieniając imiona wielkich
Żydów: uczonych, adwokatów, lekarzy, muzyków, działaczy państwowych i
społecznych, szachistów, a nawet słynnych krętaczy i hochsztaplerów. Prawie w
każdej rozmowie o Żydach i żydostwie rozbrzmiewają imiona: Einstein, Freud,
Karol Marks, niekiedy Heine i Börne, Disraeli.
Wszyscy mówią o niewątpliwej,
szczególnej żydowskiej ruchliwości: sami Żydzi – z entuzjazmem, antysemici – z
oburzeniem, liberałowie – oględnie. Lecz pytanie o korzeniach tego zjawiska
prawie wszyscy starannie omijają... I jako skutek do powszechnego mitu o Żydach
jako złych duchach świata dochodzi nowa cecha specyficzna: oto Żydzi ciągle wszędzie
się pchają, lecz dlaczego to czynią i czego chcą – niejasne. Mistyka!
Jedni uważają to za ich
odrażającą cechę rasową: tacy oni są i nie ma na to rady – trzeba ich
zniszczyć... Wśród innych przyczyn wymieniany jest specyficzny żydowski system
wartości: unikalny status nauki i uczoności w społeczeństwie żydowskim...
Dopóki każdy rodzic żydowski posyła swe dzieci do szkół, wszystko będzie w
porządku. Słońce będzie świeciło, Ziemia się obracała, a Żydzi błyszczeć ku
radości papachen i mamachen.
A przecież jest to
samookłamywanie się. Oczywiście, nie jest obojętne, że żydowskie dzieci czegoś
się uczą i co studiują, i nad czym dywagują żydowscy uczeni. Ale we wszystkich
czasach w centrum życia naszego narodu znajdowały się Tora i Talmud! Właśnie
one żywiły duszę i mózg każdego Żyda, ostrzyły go i szlifowały. Naukę wysoko
ceniono, lecz była to nauka Tory. Uczony zięć uchodził za bardzo korzystny
wybór, lecz ten młody człowiek był kimś czyniącym postępy w studiowaniu
Talmudu. Oświata rzeczywiście była powszechna, lecz to dotyczyło przede
wszystkim Pisma Świętego. Pięcioksiąg Mojżeszowy znali wszyscy, Miszna była
znana większości Żydów, a odsetek znawców Talmudu daleko przekraczał odsetek
uczonych we współczesnym świecie zachodnim.
Tora i Talmud w dawnych czasach
nie stanowiły „przedmiotów kultury”, nie były czymś zewnętrznym w stosunku do
życia tego narodu, gminy, każdego Żyda. One nie były książkami leżącymi na
zakurzonych półkach, lecz najbardziej jaskrawymi realiami, jakie tylko mogą być
w życiu. One ukształtowały życie, duszę i los naszego narodu. Praojcowie,
protoplaści pokoleń, Mosze Rabejnu, król Dawid byli prawdziwymi, żywymi ludźmi,
współczesnymi. Ich los był dla Żydów równie ważny, jak los ich dzieci i wnuków,
ich łzy były łzami wspólnymi, ich radości stawały się świętami ludowymi.
Dysputy talmudystów III-V wieków były nieoddzielną częścią życia Żydów Persji i
Francji, Polski i Rosji, Włoch i Tunisu. Angażowały ich bardziej niż najnowsze
wydarzenia polityczne, niż debaty parlamentarne w jakimś najbardziej nawet
aktualnym temacie.
Studiowanie Tory nie jest tym
samym, czym studiowanie arytmetyki, metalurgii czy anatomii. Tora skierowuje
umysł człowieka na istotę zjawisk, uczy dostrzegać jedność we wszystkich
zachodzących w świecie zdarzeniach. Komentarze mędrców żydowskich dają świetne
wzorce zarówno logiki klasycznej, jak i nieklasycznej. Złożoność i elegancja
więzi skojarzeniowych różnych miejsc Pisma podbija swym pięknem i
doskonałością, przyucza umysł do nieoczekiwanych rozwiązań, do niezwykłej zmienności
planów, do różnorodnej i racjonalnej giętkości myśli.
Tora stanowi źródło
najgłębszego duchowego doświadczenia. Nie przypadkiem się powiada, że
rozmyślanie nad psalmami dają duszy człowieka więcej niż studiowanie historii
starożytnej.
Zupełnie unikatowym zjawiskiem
jest Talmud. Doskonałość, wytrawność wywodów talmudystów stała się
przysłowiową. Ich niezwykłe dysputy, splatające w całość na drodze dziwacznych
skojarzeń nawet na pozór najbardziej od siebie odległe kwestie, stanowiły
wspaniałą szkołę, w której kształcono i kształtowano serca i umysły tysięcy
Żydów...
Tora i Talmud złożyły się na
najgłębszą istotę owej atmosfery, w której wzrastali i żyli Żydzi w ciągu
całych swych dziejów. Ukształtowały one zarówno styl myślenia, jak i odczuwania
Żyda, cały jego pogląd na świat. Ten sposób spostrzegania świata był
przekazywany z pokolenia na pokolenie, od nauczyciela do ucznia.
Gdy w czasach nowożytnych
zostały zniesione mury getta, a przed Żydami otworzyły się drogi ku wielu
sferom działalności intelektualnej społeczeństwa zachodniego, ich przewaga w
wyćwiczeniu umysłu, w tradycji niezawisłości intelektualnej, wielowiekowa
skłonność do myślenia skojarzeniowego – wszystko to wytworzyło sytuację, gdy
Żydzi powszechnie i wszędzie okazali się na pierwszym miejscu. Twórczo, z
niczym się nie licząc wykorzystywali swój potencjał aktywności mózgowej i
otrzymywali niesłychane procenty. Sukcesy Żydów w świeckich naukach, w
działalności społecznej i politycznej, w ekonomice, krótko mówiąc, we
wszystkich sferach życia nowego społeczeństwa stanowiły wynik działalności
dziesiątków poprzednich pokoleń.”
Nie sposób nie przyznać częściowo racji temu obszernemu i błyskotliwemu
wywodowi syjonisty G. Wassermanna. Przodująca rola narodu żydowskiego w dobie
obecnej jest wynikiem ogromnego potencjału energetycznego i intelektualnego
tych ludzi, ich samoorganizacji i umiejętności współdziałania w skali
globalnej. Tora i Talmud mówią bowiem im: jesteście
narodem „wybranym”, umiłowanym przez Boga, jedynym w swoim rodzaju i
najlepszym. A to dodaje mocy i dynamizmu, nawet gdy nie jest prawdą. Energia
złudzenia bywa ogromna i potrafi mobilizować do czynów niezwykłych i
imponujących, co się właśnie widzi na przykładzie Żydów. Ale trzeba też
przyznać, że złudzenia narodowej manii wielkości mogą być potencjalnie bardzo
niebezpieczne, jak niebezpieczna i złudna jest każda pycha, prowadząca do
samouwielbienia, megalomańskiego zaślepienia, niesprawiedliwości i nienawiści.
Jeśli bowiem księga mądrości żydowskiej Szulchan
aruch powiada, że nie-Żydzi są kimś niższym od bydła; że każdy goj to
zwierzę; że własność goja jest jakby niczyja i każdy Żyd ma prawo ją zabrać; że
powinno się spluwać i przeklinać na widok każdej nieżydowskiej świątyni; że
religijnym obowiązkiem Żydów jest profanacja i niszczenie obcych świętości; że
w stosunku do gojów nie obowiązuje litość – to nie sposób mówić w ogóle ani o
mądrości, ani o kulturze tego narodu, lecz wyłącznie o jego szowinistycznym zacietrzewieniu,
o ciężkim schorzeniu jego duszy zbiorowej.
Byłaby to postawa tyleż krótkowzroczna, co niemądra i niebezpieczna.
Kto bowiem wszystkimi gardzi, przez wszystkich będzie wzgardzony, a kto
wszystkich nienawidzi, przez wszystkich będzie znienawidzony. Rozumieli to i
rozumieją liczni naprawdę inteligentni reprezentanci tego wielkiego narodu, że
wspomnimy tu tylko imiona wspaniałych i szlachetnych ludzi: Romana
Brandstettera, Roberta Fischera, Dory Kacnelson, Jehudi Menuhina, Ariela
Toaffa, Izraela Shamira czy Normana Finkelsteina, którzy otwarcie sprzeciwili
się megalomańskim zabobonom talmudystów. Wiadomo też, że tylko niektóre
żydowskie ugrupowania i poszczególne
osoby biorą owe „nakazy mądrości” za dobrą monetę; ogromna większość narodu
żydowskiego to ludzie trzeźwo i racjonalnie myślący, zupełnie obcy
rasistowskiej, wulgarnej treści
niektórych nakazów Szulchan aruch.
Lecz trzeba też przyznać, że szowinistyczne ugrupowania żydowskich miliarderów
i milionerów, posiadających gigantyczne kapitały, są mistrzami bezwzględnego
wyzysku, posiadają władzę ekonomiczną i propagandową nad dużą częścią kuli
ziemskiej, a globalizacja w ich wykonaniu i w ich interesie może okazać się
wielką tragedią dla całej ludzkości, w tym dla Pax
Judaica.
Wracając do wypowiedzi G. Wassermanna wypada zresztą podważyć jego tezę
o tym, że wszyscy Żydzi są niesłychanie wyrobieni pod względem intelektualnym i
strasznie mądrzy. To nieprawda. Ludzie rzeczywiście mądrzy stanowią mniejszość
w każdym narodzie, także w żydowskim. Mnóstwo jest Żydów głupich, prymitywnych,
bezmyślnych, nieodpowiedzialnych, a jeszcze więcej zdemoralizowanych, podłych i
zepsutych, kompletnie pozbawionych duchowości – jak w każdym innym narodzie.
Żyd Cesare Lombroso wskazywał, że liczba psychopatów, wariatów, różnego rodzaju
fanatyków i oszołomów, samobójców, wykolejeńców (w tym pederastów) wśród Żydów
jest procentowo sześciokrotnie wyższa
niż przeciętnie wśród nieżydowskiej ludności Europy.
Natomiast tym, - naszym
zdaniem - co istotnie różni Żydów od innych narodów, w
szczególności od Polaków, Ukraińców czy
Białorusinów, to fakt, że prawie każdy Żyd, niezależnie od własnego potencjału
intelektualnego i edukacyjnego, wynosi z domu wielkie uszanowanie dla
uczoności, oczytania, kultury umysłowej, dla ludzi rozumnych i wykształconych.
W Polsce dureń gardzi mądrym, w Izraelu – szanuje go. W
Izraelu opowiada się
kawały (polish jokes)
o „głupich Żydach
polskich”, a o
Polsce, jako o
kraju, w którym
jakoby „nawet Żydzi
są durniami”. Mimo
niezgody na takie
uproszczenie wypada
przyznać, że ten naród stanowi świetne środowisko socjalne
i psychologiczne dla każdego uzdolnionego dziecka, podczas gdy w Polsce im
dziecko zdolniejsze, tym bardziej jest znienawidzone, szykanowane,
prześladowane (za to
niedołęgów i umysłowo
upośledzonych otacza się niemal religijną
czcią!), a wyraz „profesor” jest w tym, jak w innych społecznościach słowiańskich, słowem niemal
niecenzuralnym, obelgą, jednym z najbardziej złośliwych przezwisk. W tym
względzie wyższość Żydów jest ewidentna i niemożliwa do przeoczenia, gdyż
umożliwia pełny rozwój i wykorzystanie dla dobra narodu każdego talentu.
Przekonanie o własnej wyższości nad innymi każe wielu Żydom trzymać
sztamę ze sobą, nawzajem się wspomagać i awansować, niezależnie od poziomu
intelektualnego, co daje jednak nieraz opłakane skutki. Tam bowiem, gdzie dobór
kadry kierowniczej odbywa się wyłącznie według kryterium narodowościowego,
kadra ta drastycznie obniża swój lot i skuteczność, co poglądowo widać na
przykładzie krajów mających żydowską elitę polityczną: są one często rządzone
źle, niesprawnie i nieskutecznie. Widocznie powinno się w tej materii stosować
kryteria nie etniczne i nie rasowe, lecz
merytoryczne, co właśnie świadczyłoby o prawdziwej mądrości.
***
Zdarza się jednak, że nawet osoba o
wybitnym potencjale intelektualnym pod innymi względami jest nic nie warta.
Weźmy przykład uczonego, którego imię jest powszechnie znane cywilizowanej
ludzkości, a któremu poświęcono setki panegirycznych książek i pomniejszych
publikacji o charakterze biograficznym czy wręcz hagiograficznym. Wśród tej
powodzi literatury wyłaniają się ostatnio teksty, których treść zaskakuje i
budzi sprzeciw, choć może, właśnie ten „odbrązowiony” wizerunek jest bliższy
prawdy. Naukowcy, podobnie jak artyści, często bywają charakterami wewnętrznie
sprzecznymi, bardzo trudnymi we współżyciu rodzinnym, towarzyskim i zawodowym.
Zarówno styl ich myślenia, jak i sposób bycia, są z reguły paradoksalne,
niepraktyczne, zaskakujące i niestereotypowe. Charakterystycznym przykładem
tego typu osobowości był m.in. Albert Einstein (1879-1955), laureat Nagrody
Nobla w dziedzinie fizyki (1921), współtwórca teorii względności i teorii pola.
A. Einstein bardzo trafnie ongiś zauważył: „Najbardziej niepojętą w świecie rzeczą jest fakt, że świat daje się
pojąć”... Choć przecież tak do końca nie możemy być tego pewni, świat jawi
się bowiem nam w postaci tym zrozumialszej, im jesteśmy głupsi. Nie przypadkiem
w Kazaniu na Górze miał Jezus z Nazaretu powiedzieć, iż „błogosławieni są
ubodzy w duchu”, żadna wątpliwość bowiem czy rozterka, ani żadne poczucie
odpowiedzialności nie zakłóca ich błogiej pewności siebie i swej mądrości.
Bogaci w duchu natomiast przebywają w stanie ciągłego niepokoju i mają
daleko do „królestwa niebieskiego” z jego niezmąconą szczęśliwością. Einsteina
zapytano pewnego razu, w jaki sposób pojawiają się odkrycia, które przeobrażają
świat. Słynny fizyk odpowiedział: „Bardzo
prosto. Wszyscy wiedzą, że czegoś zrobić nie można. Ale przypadkowo znajduje
się jakiś nieuk, który tego nie wie. I on właśnie robi odkrycie.” Czyż to
nie paradoks, że uczeni mężowie przez lata drepczą w kółko wydeptanymi
ścieżkami, a przychodzi „nieuk” i robi epokowe odkrycie?... Ale tylko „nieuk” jest
bardzo dobrze do tego rodzaju misji przygotowany; często bezradny wobec
banalnych trudności dnia powszedniego, ale zdolny do wywrócenia obrazu świata
do góry dnem. Byle tylko miał punkt oparcia. Jak wiadomo, „uczony to człowiek, który wie o rzeczach nieznanych innym i nie ma
pojęcia o tym, co znają wszyscy” (Albert Einstein).
Przyszli wybitni naukowcy i artyści często dopiero w dojrzałym wieku
pokazują „lwi pazur” swego geniuszu. W dzieciństwie A. Einstein robił
wrażenie kretyna, pierwsze słówko powiedział dopiero mając 2,5 roku, natomiast
mniej więcej normalnie mówić zaczął dopiero w wieku siedmiu lat. Usposobienie
miał gwałtowne, gdy rodzice nie wykonywali natychmiast każdego jego życzenia,
wpadał w szał, robił się żółty na twarzy i zaczynał miotać w ludzi wszystkim,
co trafiało akurat do ręki. W ten sposób rzucił nawet krzesłem w nauczycielkę
muzyki. (I pomyśleć, że ten raptus po latach miał wcale rozsądnie zauważyć: „Jedynym rozsądnym sposobem wychowywania jest
oddziaływanie własnym dobrym przykładem, a jeśli nie można inaczej –
odstraszającym przykładem”...).
W gimnazjum Albert siedział na ostatniej ławce, zachowywał się krańcowo
wyniośle i bezczelnie, był nielubiany zarówno przez kolegów, jak i przez
nauczycieli. Czynił zawrotne postępy w zakresie fizyki, ale w innych
dyscyplinach był typowym słabeuszem. Niebawem zresztą gimnazjum wbrew woli ojca
porzucił, wstąpił do technikum technicznego i bez reszty poświęcił się fizyce
teoretycznej, która go po prostu fascynowała.
Brak wrodzonych uzdolnień w pewnych dziedzinach powoduje, że jednostki
o niezmiernie wysokiej inteligencji, żyjące przy tym w optymalnych warunkach
bytowych i socjalnych, nie potrafią opanować niektórych obszarów wiedzy czy
umiejętności, do których nie mają wrodzonych uzdolnień. Tak Albert Einstein do
końca życia nie potrafił przyzwoicie nauczyć się języka angielskiego, mimo iż
wiele lat żył w środowisku anglojęzycznym. Używał tylko języka niemieckiego w
pracy naukowej... Widocznie także w sferze nauki, wiedzy, jak i sztuki o
rozwoju osobowości decydują w pierwszym rzędzie wrodzone zdolności, specyficzne
struktury mózgu, które dopiero mogą się rozwinąć w sprzyjających warunkach
mikro- i makrospołecznych.
A. Einstein był „płodny”
nie tylko pod
względem publikacji naukowych;
miał siedmioro dzieci,
z nich czworo
z nieprawego łoża,
w tym jedno
ze swą kuzynką,
a jedno -
z jej córką.
Żadne z jego
potomstwa nie było
pod jakimkolwiek względem
wybitne.
Pierwszą żoną Einsteina była
Serbka Milewa Maricz, pochodząca z Wojewodiny, nieco od niego starsza. Jeszcze
przed zawarciem małżeństwa młodzi ludzie spłodzili córeczkę Liserl czyli Elizę.
Rodzice Alberta, jako świadomi Żydzi, słyszeć nie chcieli o małżeństwie syna z
gojką, toteż dopiero po śmierci jego ojca związek sformalizowano w jednej z
prawosławnych cerkwi szwajcarskiego Berna. Koszmar rodzinny zaczął się od razu.
Albert był w młodości osobnikiem raczej niepraktycznym, tak iż musiała go
utrzymywać z zarobków korepetytorskich żona. W początkach naukowej kariery
Einsteina pewien dziennikarz zapytał jego żonę, co myśli o swoim mężu, która
zaraz ironicznie odparła: „Mój mąż to
geniusz, umie robić wszystko, z wyjątkiem pieniędzy”. I rzeczywiście. Umiał
robić m.in. dzieci, która to umiejętność, jak wiadomo, jest powszechna, ale nie
potrafił zarówno zarobić na ich utrzymanie, jak i je kochać.
Jak dowodzą niektórzy jego biografowie, Einstein był kompletnie
pozbawiony uczuć rodzicielskich i od początku nalegał, by małą córeczkę oddać
do domu dziecka. W ciągu roku zalana łzami matka sprzeciwiała się tym naciskom,
w końcu musiała ulec, a po kilku dalszych miesiącach pierwsza córka Alberta
Einsteina zmarła z wycieńczenia w cudzej rodzinie, która wzięła ją na
wychowanie. Milewa Maricz nigdy sobie nie wybaczyła tego grzechu, ale nadal nie
tylko pozostawała z Albertem, lecz nadal współpracowała z nim w tworzeniu
koncepcji naukowej, którą nazwano później teorią względności. Była bowiem
wybitnie uzdolnionym matematykiem, tak iż historycy nauki nieraz twierdzą, że
to w większym stopniu ona niż jej mąż była autorem tej hipotezy. Po kilku
latach Milewa urodziła dwóch kolejnych synów Einsteina, Edwarda i Hansa
Alberta. Żaden z nich nie doznał ojcowskiej miłości i opieki. Edward w wieku 20
lat zapadł na schizofrenię i zmarł nie leczony
(ze względu na brak pieniędzy na leki, gdyż bajecznie bogaty ojciec nie dał ani
grosza na kurację syna). Hans Albert, inżynier, przez całe życie ze względu na
to, jak też na inne „urocze” cechy ojca z całego serca go nienawidził.
Po opublikowaniu w 1905 roku teorii względności Einstein ani słówkiem
nie napomknął, że jej współautorką była Milewa Maricz, tylko sobie
przywłaszczył ogromną sławę i takież pieniądze. Wstrząśnięta tym moralnym
okrucieństwem kobieta zaczęła się szybko starzeć i podupadać na zdrowiu, tym
bardziej, że mąż zawsze skąpił grosza na utrzymanie rodziny, wydając więcej na
prostytutki niż na własne dzieci.
W 1912 roku A. Einstein porzucił żonę i synów, przeniósł się do
Berlina, gdzie nawiązał dwuznaczne kontakty ze swą rozwiedzioną kuzynką Elizą,
rozwódką, mającą na utrzymaniu dwie córki. W 1914 obejmuje katedrę oraz
dyrektorstwo Instytutu Fizyki w składzie Uniwersytetu Cesarza Wilhelma w
Berlinie, ma znakomite warunki materialne. Żonę jednak, która przyjechała do
niego do stolicy Prus, zaczynającą chorować na serce, wystawił za drzwi. Rozwód
sformalizowano w 1919 roku i wówczas też Einstein zawarł formalne małżeństwo ze
swą kuzynką Elizą, którą zresztą już niebawem zaczął zdradzać z jej młodszą
córką Margo, a także bić i poniewierać, jak pierwszą żonę. Pan profesor
wybudował pod Berlinem nad jeziorem wystawną willę „Kaput”. Tutaj był
odwiedzany jako kochanek przez piękności niemieckie i żydowskie, przy czym
druga żona odgrywała rolę zwykłej służącej, a mąż zdradzał ją po prostu
ostentacyjnie. Willa Einsteina miała jak najgorszą sławę w Niemczech, ale krezus
ignorował wszystko i wszystkich, w tym głodujących w Szwajcarii synów. Był
jednak zapalonym działaczem syjonistycznym, łożącym pokaźne sumy na ten ruch i
utrzymującym stosunki z wieloma jego przywódcami.
W kwietniu 1921 roku A. Einstein otrzymał depeszę z Nowego Jorku od
rabina Herberta Goldsteina: „Czy Pan
wierzy w Boga? Stop. Odpowiedź opłacona: 50 słów”. Oszczędny twórca teorii
względności odpowiedział dwudziestoma dziewięcioma: „Ich glaube an Spinozas Gott, der sich in der gesetzlichen Harmonie des
Seienden offenbart, nicht an einen Gott, der sich mit dem Schicksal und den
Handlungen der Menschen abgibt”.
W 1933 roku hitlerowcy wygnali
go do USA. W 1936 zmarła w Princeton zaszczuta przez niego Eliza, a z jej córką
„geniusz” zjawiał się nawet na oficjalnych przyjęciach, tak iż nieraz brano ich
za parę małżeńską. Ale też na jej oczach Einstein nawiązał romans z sekretarką
Helen Ducas, kochał się z wieloma innymi „lekkimi” kobietami; był multimilionerem, mógł
sobie na wszystko bezkarnie pozwalać. W tym czasie w szwajcarskim przytułku dla
bezdomnych umierała jego pierwsza żona Milewa, a w lecznicy psychiatrycznej
dogasał powoli syn Edward.
Nawiasem mówiąc, Albert Einstein po opublikowaniu teorii względności,
opracowanej wspólnie z M. Maricz, nie dokonał w dziedzinie fizyki żadnego
znaczącego odkrycia i choć nadal bardzo wiele czasu poświęcał pracy naukowej,
wysiłki jego w tym względzie były bezowocne, jeśli nie liczyć, że był
współtwórcą broni masowej zagłady. Ta okoliczność daje do myślenia o wewnętrznej
więzi między sferą intelektu a dziedziną etyki… Paul Valery spytał kiedyś
starzejącego się Alberta Einsteina, czy posługuje się notesem, aby utrwalić
swoje myśli. „Nie potrzebuję tego –
odparł Einstein. – Wie pan, myśli to
rzadka rzecz.” Istotnie, w tym przypadku tak właśnie już było. Od wielkości
do śmieszności bywa bardzo blisko, mniej niż jeden krok. Widocznie jest prawdą,
że w ogóle ludzi – ani osób, ani narodów – jednoznacznych, a tym bardziej
świętych, nie bywa. Każdy natomiast człowiek i każdy naród jest zjawiskiem
jedynym w swym rodzaju, niepowtarzalnym, a przy tym rozdzieranym przez wewnętrzne
sprzeczności i przeciwieństwa moralne, charakterologiczne, intelektualne. W
sposób szczególny dotyczy to ludzi uprzywilejowanych (dotkniętych?) przez los
darem jakiegoś talentu czy geniuszu.
***
Szczególny przypadek żydowskiego
antysemityzmu stanowi współudział wielu Żydów w teoretycznym przygotowaniu i
praktycznej realizacji niemieckiego planu holocaustu. Oddajmy głos w tej
materii publikacjom prasowym. Profesor Dariusz Ratajczak opublikował ongiś
kilka tekstów, w których przytoczył ciekawe fakty, dotyczące kontaktów między
niemieckimi nazistami a syjonistami.
„Hitler już u
początków swojej kariery politycznej zastanawiał się nad kwestią emigracji
Żydów z Niemiec. Być może zainspirował go swymi przemyśleniami węgierski Żyd
Artur Trebitsch-Lincoln (Mojżesz Pinkeles) prawiący o jedności celów
hitlerowców i syjonistów (Trebitsch wyłożył zresztą pieniądze na organ partyjny
NSDAP „Völkischer Beobachter”).
Pomijając antyżydowskie bojkoty, wybijanie szyb w
sklepach, wybiórcze fizyczne maltretowanie niewinnych ludzi (co nie było raczej
po myśli bonzów rodzącej się III Rzeszy, a wychodziło z kręgów
narodowo-socjalistyczno-komunistycznych „Sturmabteilung” – SA; mniej znanym
jest fakt, że w 1933 r. szeregi SA masowo zasilali młodzieńcy ze Związku
Bojowego Czerwonego Frontu – całe oddziały, przy rozwiniętych sztandarach,
przechodziły pod kontrolę hitlerowskich szturmowców!). Prawną „zachętą” do
emigracji stały się rasistowskie ustawy norymberskie, wzorowane na
segregacyjnych ustawach obowiązujących na południu Stanów Zjednoczonych.
Z drugiej strony oliwy do ognia dolewali amerykańscy
Żydzi, postulując gospodarczy bojkot Niemiec, organizując wiece protestacyjne, na
przykład 27 marca 1933 r. w Nowym Jorku (40 tys. ludzi zgromadzonych w Madison
Square Garden), Chicago, Bostonie, Cleveland, inspirując wreszcie zamachy na
drugo- i trzeciorzędne figury hitlerowskiego reżimu (zamordowanie przywódcy
NSDAP w Szwajcarii – Wilhelma Gustloffa, śmiertelne ranienie sekretarza
Ambasady Niemiec w Paryżu, Ernesta von Ratha, którego zresztą trudno byłoby
podejrzewać o zoologiczną nienawiść do Żydów).
Godzi się przy okazji wspomnieć, że ta ryzykowna
polityka spotykała się z protestem ze strony większości niemieckich Żydów,
hołdujących tradycyjnemu przywiązaniu (żeby nie powiedzieć: miłości) do kraju,
uważanego za jedyną Ojczyznę. Przyznajmy, że byto to trudne i tragiczne uczucie
bez wzajemności (w znakomitych wspomnieniach autorstwa Ludwika Hirszfelda pod
tytułem: „Historia jednego życia”, wybitny uczony opisuje przyjazd grupy
niemieckich Żydów do warszawskiego getta bodajże w 1941 r. Zszokowała go opinia
jakiejś staruszki z Berlina, która pomimo strasznych przejść nadal twierdziła,
że do Warszawy przybyła przez pomyłkę i że „nasz führer to wszystko wyjaśni”.).
Stosunki niemiecko-żydowskie w latach 30. ubiegłego
wieku (a nawet później, w pierwszej fazie II wojny światowej) mają też inne
oblicze, wyznaczone wspólnotą celów hitlerowców i syjonistów. Przecież jedni i
drudzy zgadzali się na uznanie Żydów za odrębny naród mający aspiracje
państwowe.
Najcelniej wyraził to rabin i wybitny teolog Leon
Beck (nie był zresztą syjonistą, wojnę przeżył w obozie w Terezinie, przed I
wojną światową mieszkał w moim rodzimym Opolu), który stwierdził, że Hitlerowi
i syjonistom chodziło o to samo: dysasymilację (wyodrębnienie) Żydów. Natomiast
to, czy wyjadą do Palestyny – jak chcieli syjoniści – czy w inne miejsce
(hitlerowcy snuli do pewnego momentu różne koncepcje), byto sprawą drugorzędną.
Jest rzeczą dowiedzioną,
chociaż nie nagłaśnianą, że syjonizm do roku 1938 miał się w III Rzeszy jak
najlepiej. Ukazywały się syjonistyczne książki (w tym sponsorowane przez NSDAP
„Państwo żydowskie” Teodora Hertzla) i czasopisma. W 1936 r. w sercu Niemiec,
Berlinie, odbył się Kongres Syjonistyczny.
„Schutzstaffeln” (SS) z wielką gorliwością udzielały
szerokiego wsparcia dla proemigracyjnych działań syjonistów. Przyszli oprawcy
wizytowali Palestynę (Leopold von Mildenstein spotkał się w kibucu „Dagania” z
przyszłym prezydentem Izraela Dawidem Ben-Gurionem; innym rozmówcą Niemców byt
przyszły premier tego państwa – Levi Schkolnik – alias Eszkol). Hitlerowcy
czarterowali i opłacali statki z żydowskimi emigrantami płynącymi do Ziemi
Obiecanej – co nie podobało się oczywiście Anglikom – wchodzili w kontakty z
miarodajnymi politykami żydowskimi i syjonistycznymi instytucjami na Bliskim
Wschodzie. Taka np. SD – służba bezpieczeństwa SS – współpracowała z „Haganą”,
podziemną organizacją żydowską w Palestynie, dostarczając jej między innymi
broń. Nie muszę dodawać, że w Palestynie gościł osławiony Adolf Eichmann.
Rewizytowała go w Berlinie w 1939 r. Gołda Meir – głośna i jedna z najgorszych
premierów w dziejach Izraela.
Władze niemieckie udzieliły też wsparcia
syjonistycznym obozom szkoleniowym i kibucom organizowanym na terenie III
Rzeszy. Było ich kilkadziesiąt, działały jeszcze w 1942 r. Gestapo służyło
pomocą żydowskim emigrantom, a dzięki tak zwanemu układowi o transferze przekazano
z Niemiec do Palestyny około 70 milionów dolarów, co miało znaczenie dla
ekonomicznej stabilizacji żywiołu żydowskiego na tym obszarze. Przykłady tego
typu kolaboracji można mnożyć. Czasowo ostatnim była chyba pisemna propozycja
ze strony terrorystycznej, antyarabskiej i antybrytyjskiej „Lehi” („grupa
Sterna”, „gang Sterna”) ze stycznia 1941 r., w której proponowano rządowi III
Rzeszy ścisły sojusz polityczno-ideowy.
W tym ciekawym dokumencie czytamy m.in.:
„Pośredni udział Izraelskiego Ruchu Wolności w
dziele Nowego Porządku w Europie (...), połączony z pozytywnym i radykalnym
rozwiązaniem problemu żydowskiego w Europie na bazie wzmiankowanych (...)
narodowych aspiracji Żydów, znakomicie wzmocniłoby moralną podstawę Nowego
Porządku w oczach całej ludzkości. Współpraca Izraelskiego Ruchu Wolności
byłaby także zgodna z ostatnią mową Kanclerza Rzeszy Niemieckiej, w której
Hitler zaakcentował, że wykorzysta każdą kombinację i każdy sojusz, ażeby
izolować i pokonać Anglię”. (Por. „Tylko Polska”, nr 14, 2007).
***
Podczas II wojny
światowej setki tysięcy Żydów współpracowały z Hitlerem. Wiesław Wielopolski na
początku 2008 roku pisał na łamach tygodnika „Tylko Polska”: „Wiosną 1942 roku, kiedy Niemcy przystąpili do
masowej eksterminacji Żydów, Geheime Staats-
Polizei Generalnej Guberni, czyli znane i znienawidzone we wszystkich krajach
okupowanych zbrodnicze gestapo, zorganizowało swoją żydowską przybudówkę „Żagiew”, bo tak nazwano żydowskie gestapo,
była organizacją składającą się wyłącznie z Żydów, renegatów, zwyrodnialców i
zbrodniarzy, tropiących wytrwale nie tylko swoich współplemieńców ukrywających
się po aryjskiej stronie, ale denuncjujących także Polaków, którzy Żydów
ukrywali. Członkowie „Żagwi” zaopatrzeni przez gestapo w odpowiednie dokumenty,
ułatwiające im swobodne poruszanie się, byli również uzbrojeni i cieszyli się
specjalnymi przywilejami. Znane są niektóre nazwiska żydowskich zbrodniarzy,
szczególnie gorliwie wysługujących się swoim mocodawcom. W Krakowie grupą konfidentów kierował Żyd, niejaki
Blodek. Działała tam również grupa Żydów z obozu w Płaszowie. Zwolnieni przez
gestapo, mieli zadanie tropienia zarówno swoich ukrywających się rodaków, jak
również Polaków, żołnierzy Polski Podziemnej i członków polskich organizacji
niepodległościowych.
Przywódcami tej grupy byli
Żydzi Diamand i Forsters. a należeli do niej tacy żydowscy gestapowcy jak:
Julek Appel, Natan Weissman, Stefa Brandstaetter, Szymche Spra, małżeństwo
Chilewiczów i wielu innych. Żydzi ci mieszkali niemeldowani w przydzielonych im
przez Niemców mieszkaniach, często po uprzednio mieszkających tam lokatorach,
zamordowanych lub oczekujących na śmierć w gettach lub obozach zagłady w
Treblince, Oświęcimiu czy Sobiborze. W Warszawie działali dość skutecznie tacy
żydowscy nikczemnicy jak Wolman i Fejwuszek, którzy wytropili i oddali w ręce
gestapo znanego przed wojną polskiemu wymiarowi sprawiedliwości, działacza
komunistycznego, Hersza Berlińskiego, jak również grupę kilkudziesięciu Żydów i
Polaków, którzy udzielali żydowskim uciekinierom pomocy.
W Łodzi działał niejaki Dawid
Gertler, żydowski rezydent gestapowskiej siatki konfidentów. Miał do dyspozycji piętnastu żydowskich
agentów, z czego przeszło połowa była funkcjonariuszami Żydowskiej Służby
Porządkowej. W warszawskim gestapo uważano go za eksperta w sprawach fałszywych
dokumentów, którymi posługiwali się ukrywający się Żydzi.
Wykorzystywanie wyrodnych
jednostek społeczności żydowskiej przez gestapo miało także miejsce w ramach
tworzonych przez okupanta żydowskich organizacji.
Tysiąc takich wyrodków
kolaborowało z Niemcami w ramach tzw. rad żydowskich (Judenratów) i żydowskiej
policji. A także w utworzonej przez Niemców Żydowskiej Pomocy Miejscowej (Jüdische Unterstützungsstelle), organizacji,
która była zasłoną dymną dla hitlerowskiej propagandy. Przy jej pomocy wprowadzono
w błąd opinię publiczną państw zachodnich i neutralnych. Przekazywano na Zachód,
że Żydzi w Polsce są pod dobrą opieką Niemców, o czym miało świadczyć istnienie
żydowskiej organizacji pomocy.
Specyficznym przypadkiem nikczemnej
kolaboracji Żydów z Niemcami jest casus Staszauera. Józef Staszauer był dosyć
znaną postacią okupacyjnej Warszawy. Ten polski Żyd był agentem Sonderkommando
IV AS, którym kierował SS-Hauptsturmführer
Alfred Spielker. Żydowski gestapowiec Staszauer miał zadanie długofalowego
rozpracowania Armii Krajowej. Występował również pod nazwiskiem Dolder i jako właściciel
ekskluzywnego baru przy ulicy Mazowieckiej nr 2 w Warszawie oddał swój lokal na
zakonspirowany magazyn sprzętu łączności AK. Jako zaprzysiężony członek
akowskiej konspiracji znał wielu żołnierzy Armii Krajowej, punkty kontaktowe
oraz magazyny broni i sprzętu wojskowego.
Wykorzystywał to wielokrotnie, wydając w ręce
gestapo wielu członków konspiracji. Mając jednak na celu rozpoznanie przede
wszystkim struktur Armii Krajowej – tak, aby doprowadzić do uderzenia w nią
bezpośrednio przed przewidywanym wybuchem powstania, Staszauer grając na dwa
fronty udzielał nieraz znacznej pomocy żołnierzom konspiracji. Po zdemaskowaniu
został wyrokiem Sądu Specjalnego przy Komendzie Głównej AK skazany na karę
śmierci i zlikwidowany. Wydział Bezpieczeństwa i Kontrwywiadu Komendy Głównej
Armii Krajowej pod kierownictwem kpt. Bernarda Zakrzewskiego PS. „Oskar”
dysponował obszerną i solidnie udokumentowaną kartoteką zawierającą dane
agentów i informatorów gestapo, w tym dużej grupy Żydów. Byli to przeważnie
wszyscy ci, którzy wywodzili swój nikczemny rodowód z gestapowskiej „Żagwi”.
W 1949 roku zastępca kpt.
Zakrzewskiego, porucznik Stefan Ryś, udał się do ówczesnego dyrektora
Departamentu Śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. W dobrej wierze
przekazał mu całą posiadaną kartotekę. Został natychmiast aresztowany i
osadzony na sześć lat w więzieniu. Kartotekę na polecenie Różańskiego skrupulatnie
przejrzano i wyłączono z niej wszystkich gestapowskich agentów narodowości
żydowskiej. Dowody współpracy Żydów z gestapo zostały zniszczone.
Jak dotąd żaden z żydowskich
publicystów nie napisał ani słowa o swoich współplemieńcach wysługujących się
mordercom spod znaku swastyki. Nikt się nawet nie zająknął o nikczemnikach
żydowskiego gestapo.
Niewiele też pisze się i mówi o
żydowskiej policji porządkowej Ordnungsdienst, przy pomocy której, Niemcy
dokonywali brutalnej eksterminacji
Żydów mieszkających w gettach. Kiedy 22 lipca 1942 roku, warszawskie getto
otoczyły gęste posterunki niemieckie, aby pod pozorem deportacji mieszkańców,
dokonać likwidacji, każdy z dwóch tysięcy żydowskich policjantów musiał
dostarczyć na Umschlagplatz pięć osób dziennie. [Setki, jeśli nie tysiące, żydowskich
gestapowców, „jako znakomitych fachowców”, zaangażowano do pracy w
komunistycznym SB i UB – przyp. J.C.].
Niezaprzeczalnym jest fakt, że
ćwierć miliona mieszkańców warszawskiego getta zostało złapanych i
dostarczonych na miejsce przez policję żydowską.
Według wiarygodnych źródeł, w
ciągu dwóch i pół miesiąca lata 1942 roku wysłano z Warszawy do komór gazowych
Treblinki od trzystu dziesięciu do trzystu dwudziestu dwóch tysięcy osób, nie
licząc tych ofiar, które zginęły w czasie przeprowadzania akcji deportacyjnej.
To zakrawa na jakieś szaleństwo, ale takie są fakty. Żydzi dokonywali
Holokaustu na Żydach, bo tych, którzy zdradzili
swój naród i współwyznawców przez służbę w Ordnungsdienst i gestapo, były
dziesiątki tysięcy, a ich udział w tym zbrodniczym procederze znaczący.
Nikt i nic nie zmaże piętna
hańby, zdrady i nikczemności z Żydów wysługujących się siepaczom obu
nieludzkich systemów totalitarnych. Tych spod znaku Hackenkreuza i tych spod znaku
sierpa i młota. Są jednakowo warci, ci z żydowskiego gestapo i ci z żydowskiego
UB, którzy w latach 1944-56 katowali
i mordowali w lochach bezpieki polskich żołnierzy niepodległościowego podziemia,
a także jako zajadli stalinowcy wprowadzali i umacniali w Polsce komunizm.
Dzisiaj ich potomkowie,
nieliczna garstka żydowskich szantażystów, oszustów i łgarzy, słowem, pospolitych
kanalii, wyciąga ręce po odszkodowania za mienie pomordowanych przez Niemców
Żydów. Kłamcy i fałszerze historii chcąc uczynić Polaków współwinnymi, rozdmuchują
w tym celu do niebotycznych rozmiarów propagandowy antypolski paszkwil, książkę
„Strach” autorstwa J. T. Grossa. (...)
Zdumiewa przy tym fakt, że Niemcy, którzy wymordowali
kilka milionów Żydów, nie są przez niego nazywani antysemitami. Do niedawna też
niemiecki obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau. wskutek antypolskiej
propagandy rozpowszechnianej przez pogrobowców żydowskich gestapowców i ubeków,
nazywany był polskim obozem zagłady. Dopiero w czerwcu ubiegłego roku Komitet
Światowego Dziedzictwa UNESCO, podjął decyzję o zmianie nazwy obiektów byłego
KL Auschwitz-Birkenau na Niemiecki Nazistowski Obóz Koncentracyjny i Zagłady 1940-1945, kończąc tym samym te
wredne antypolskie insynuacje. Zdumienie budzi też coraz powszechniejszy w
Polsce serwilizm wobec Żydów.
Wytresowani do poprawności
cmokierzy pieją hymny pochwalne Grossowi, a żydolubstwo przybiera postać wręcz umysłowej
obsesji. Żydłaczenie się jest tak dzisiaj w modzie i w dobrym guście, że
niewiele brakuje, aby wszelkiej maści żydlacy sami siebie ubili rytualnie na
macę, łącznie z panem Woźniakowskim, prezesem katolickiego wydawnictwa ZNAK,
który zdecydował o drukowaniu paszkwilu „Strach”. Rzecz nie do pomyślenia, aby
w katolickim wydawnictwie powielano antychrześcijańskie i oszczerczo antypolskie
treści. Panie prezesie, to tylko antypatriotyczny motłoch podstawia sobie nogi.
Nam potrzebna jest konsolidacja narodowa, a nie podłość, zakłamanie i modny
bełkot snobistycznej blagi.”
***
Wybitny pisarz litewski Vytautas
Petkevičius, którego utwory tłumaczono i wydawano w
kilkudziesięciu krajach, opublikował w 2006 roku książkę (następnie wielokrotnie wznawianą) pt. „Durniškes” (z polska to brzmiałoby „Głupowo” albo „Durniszki”), w której kilkakrotnie
wskazywał na częściowo żydowskie pochodzenie pupilka „Gazety Wyborczej”, „Tygodnika Powszechnego” i innych pism
uchodzących w oczach wielu za prożydowskie czy wręcz „żydowskie”, polityka V. Landsbergisa oraz na okoliczność, iż ojciec tego „tatusia narodu litewskiego” podczas okupacji hitlerowskiej był ministrem
tutejszego rządu profaszystowskiego i utworzył getta w Wilnie i Kownie,
przyczyniając się w ten sposób do następnej prawie stuprocentowej likwidacji
fizycznej Żydów litewskich przez
szaulisów. Według Petkevičiusa miałby to być jeden z drastycznych przykładów
żydowskiego antysemityzmu. Zabawne, że właśnie najbardziej prożydowskie pisma w
Polsce (jedynym bodaj kraju, w którym
nawet Żydzi bywają durniami) z pianą na ustach kreowały tego kombinatora i - jak
twierdzą liczni litewscy autorzy - wysokiej rangi agenta KGB ZSRR, na
„demokratę” i „obrońcę praw człowieka”. Na marginesie w związku z tym warto
przypomnieć, iż piarowską metodę (PR
- Public Relations) narzucania głupim masom określonych wyobrażeń o tych czy innych
osobach, wynalazł rosyjski Żyd o nazwisku Koszmarow, który
wyemigrował do USA i w 1930 roku po raz pierwszy zastosował ją w celu manipulacji tłumem
czytelników gazet. Trzeba po prostu, aby jakiś kieszonkowy, płatny pismak
(np. związany z tym czy innym „gestapo”)
wymyślił i opublikował w trzeciorzędnym brukowcu jakąś koszmarną
rewelację, dotyczącą osoby, którą należy zdyskredytować. W tym celu można nawet
założyć specjalne pisemko (np. „Gazeta Wileńska” czy głos
znad jakiejś rzeki), z którego następnie sfabrykowane oszczercze bzdury
będą przedrukowywane przez pisma
bardziej „poważne”, a nawet
„opiniotwórcze”. W ten sposób powielone
kłamstwo stanie się w oczach pozbawionej rozumu opinii publicznej „prawdą”, a odnośna uczciwa i niesprzedajna
osoba raz na zawsze „załatwiona”. Może
składać skargi do sądów, pisać protesty i sprostowania - nic
to nie pomoże: w zbiorowej wyobraźni
ludzkiego stada na długo lub na zawsze pozostanie taką, jaką ją wymalowało
pierwotne oszczerstwo, a ślad po pomyjach prasowych pozostanie na jej opinii aż
do śmierci. Zresztą i późniejsi historycy będą przecież korzystać z mętnych
„źródeł” prasowych jako z rzekomych świadectw prawdy, czyli z
kłamstw zamieszczonych w odnośnych publikatorach. W ten sposób kreuje się
zresztą nie tylko „czarne charaktery”,
ale i „bohaterów”, „bojowników o wolność”, „autorytety moralne”, „proroków”,
„mędrców”, a nawet „świętych”. A
kto kreuje? - Ten, w czyjej kieszeni są środki masowego
ogłupiania czyli tzw. media, jak również
służące klasie posiadaczy „służby”.
***
W związku z tematem
żydowskiego antysemityzmu warto przypomnieć fragmenty książki rabina Shonfelda pt. „Ofiary
holocaustu oskarżają”: „Nie
przedstawiamy tych unikalnych materiałów w celu szerzenia nienawiści, tytko w
celach poznawczych. Kto poszerza swą
wiedzę, powiększa również swój ból, ale też bez wzrastającego bólu nikł nie
poszerzyłby swej wiedzy.
W
archiwach ery holokaustu Agencji Żydowskiej można odnaleźć następujące słowa: „Zostaliśmy poinformowani, że w pewnych społecznościach żydowskich w
Polsce, wszyscy należący do
kongregacji Żydzi zostali zwołani w jedno miejsce. Święta Arka została otwarta i przywódcy żydowscy zostali
przeklęci.”
Czy słowa te były oznaką oburzenia ludzi skazanych na
śmierć?
Nic
podobnego. Nawet, jeżeli ci nieszczęśliwcy nie mogli przewidzieć czekającej ich
tragedii, ich intuicja podpowiadała więcej niż mogły zarejestrować zmysły.
Hitler posiadał dwóch szatańskich współpracowników, bez pomocy których nie
mógłby osiągnąć swego celu. Były nimi: aktywna i pasywna współpraca
chrześcijańskich narodów (włączając w to zarówno narody przez niego podbite jak
i narody z nim sprzymierzone) i współpraca żydowskich przywódców, zarówno w
okupowanych jak i w wolnych krajach. Oni to zdradzili zaufanie i stali
bezczynnie, kiedy lała się krew.
W
tym czasie, gdy rabin Michael Dov Weissmandel opublikował swoją książkę „Z głębin”, ja napisałem jej recenzję w „Digleinu”, gdzie w podsumowaniu
proponowałem trzy wnioski wypływające z książki:
1. Wieczna nienawiść do wiecznego narodu
2. Maska katolickiego Kościoła
3. Żydowscy kryminaliści holokaustu
Trwał
proces Eichmanna, wahałem się wówczas wytaczać oskarżenia przeciwko potomkom
Abrahama. Dlatego, kiedy doszedłem do punktu trzeciego – przerwałem pracę. Od
tego czasu upłynęło wiele wody, w której rozrzucono prochy Eichmanna i nie
możemy dłużej ignorować prac rabina Weissmandela oraz jego testamentu,
spisanego krwią...
Wilki w owczych skórach
Podczas
procesu Eichmanna, prokurator powiedział, że proces ten nie jest okazją, by
oskarżać Żydów, którzy współpracowali z nazistami, co stanowi osobny temat.
Nigdy nie było procesu żydowskich kolaborantów w audytorium Beit Haam w
Jerozolimie. Gdyby takowy się odbył, nie byłby mniej demaskujący i mniej
mrożący krew w żyłach niż proces Eichmanna. Kto wie, może nawet byłby
straszliwszy?
Proces
Eichmanna miał dwa cele. Pierwszym była próba szukania sprawiedliwości wobec
bestialskich instynktów drzemiących w człowieku. Drugim, pokazanie nam, jak
ohydne są inne narody. Proces przeciwko naszym współbraciom, gdyby się odbył,
byłby tylko edukacyjny. Sekularyzm musiałby zasiąść na ławie oskarżonych i
zostać skazany, jako śmiertelny wróg naszego narodu.
Byli
Żydzi, którzy nie potrafili wytrzymać bata oraz kopniaków i przeistaczali się w
informatorów. Doprowadzali swych braci na szubienicę, albo oddawali w ręce kapo
w obozach koncentracyjnych, lub w ręce Rad Żydowskich. W ten sposób
zabezpieczali swoje życie. Nie zasiadamy na san sadowej. Dlatego, dzięki Bogu,
nie musimy oceniać ich postępowania według prawa. Nie każda generacja Żydów
jest w stanie poświęcić siebie, jak Żydzi w starożytnym Egipcie.
Tutaj
jednak mamy paradoks. Jest nim państwo nazywające siebie „Izrael”. Państwo to
posiada w swoich księgach prawa, domagające się sprawiedliwości wobec nazistów
i ich współpracowników, ale prawa te nie domagają się kary dla tych winowajców,
którzy stali u steru władzy żydowskiej podczas holokaustu. Po prostu nie ma
takich praw. Więcej. Ci z nich, którzy umarli, są opiewani, a ci, którzy żyją,
zajmują znaczące pozycje i dalej nazywają się reprezentantami żydowskiego
narodu.
Kiedy
gniewnie domagamy się, aby rząd w Bonn usunął nazistę Hansa Gloebke i jego
kohorty, powinniśmy się domagać również, aby z publicznej sceny zdjęto podobne
figury. Bonn nie odważyło się wystać Gloebke, by przemawiał podczas ceremonii
pamięci w obozie Bergen-Belsen. „Nasz Yitzchak Greenbaum”, kilkanaście dni temu
(1961 rok), przemawiał w Stowarzyszeniu Ofiar Holokaustu na górze Syjon, bez
żadnych głośniejszych protestów.
Doktor
Nachum Goldmann, prezydent syjonistycznych organizacji i prezydent Światowego
Kongresu Żydowskiego, w tym roku publicznie, podczas forum upamiętniającym
powstanie w getcie warszawskim, powiedział: „Wszyscy jesteśmy winni. Nie tylko w sensie braku sprzeciwu, ale także w sensie braku woli do zaakceptowania koniecznych w tamtym czasie działań.”
Powrócimy
jeszcze do tego przemówienia, ale wcześniej zadajmy kilka pytań. Dlaczego czekał
z tą spowiedzią przez 20 lat? Dlaczego nie przedstawił wniosków na temat winy,
do której się przyznał? Dlaczego wystarczy mu generalne przyznanie się, które,
według niego, jest wystarczające, by zamknąć rozdział, a które pozwala mu
zachować swoją silną polityczną pozycję?
Kto
przyniósł nam tych żydowskich kryminalistów? Jak ziemia karmiła ich w naszej
winnicy? Posłuchajmy słów słynnego pisarza i krytyka Y. Efroikena. Napisał: „Skąd przybyły tysiące Żydów (żydowscy
policjanci, kapo), służące Niemcom w gettach i obozach koncentracyjnych?
Z jakich kręgów rekrutowała się ta armia? Wszyscy ocaleli z holokaustu, twierdzą, że pochodzili oni z
podziemnego światka przestępczego i
z „Maskilim” – grupy społecznej, która potępiała innych za
ich „nieoświecone” urodzenie i tradycyjny
ubiór. Czyż ci Maskilimowie nie
posiadali identycznych uczuć pogardy i nienawiści wobec swoich panów i oficerów nazistowskich?
Zapytajcie tych,
którzy uszli z życiem z gett i obozów.
Powiedzą wam, że
bicie, jakiego doznawali od żydowskiej „złotej młodzieży” było pełne
nienawiści. Swoje zadanie młodzi Żydzi spełniali gorliwie i z okrucieństwem,
jakiego nawet nie oczekiwali od nich niemieccy dowódcy. Nikt nie może
zrozumieć, dlaczego zrzeczenie się judaizmu idzie w parze ze zrzeczeniem się humanizmu... Każdy musi
wiedzieć, (co zostało zweryfikowane przez komunistów, buddystów i syjonistów), że prawdziwe żydostwo – Żydzi
ubrani w tradycyjne szaty
rabinów i chasydów – nigdy nie
należeli do policji, która zarządzała gettem i nigdy nie służyli jako kapo i oficerowie. Nawet nie-Żydzi sympatyzujący z naszymi ludźmi, którzy opisywali przykłady
jednostkowego bohaterstwa w obozach,
mogli te przykłady znaleźć tylko wśród Żydów kierujących się naukami Tory.
Żydów, którzy nigdy nie brali udziału w biciu, którzy prędzej umarliby z głodu niż postąpili niegodnie i którzy dzielili się ostatnimi okruchami chleba z głodnymi i chorymi”.
K.
Tzetnik, słynny kronikarz świadectw holokaustu, który zemdlał i poważnie
rozchorował się po złożeniu zeznań w procesie Eichmanna, przytacza
potwierdzające dowody. W swojej książce na temat Oświęcimia, „Call Him Feifel”, opisuje postać Eliezera
Greenbauma, syna Yitzchaka Greenbauma, który dzięki temu, że był informatorem i
wykazywał się okrucieństwem – które zadziwiało nawet Niemców - został
awansowany do stopnia blokowego.
Tzetnik
pisał na temat Eliezera: „Nienawidził
religijnych Żydów. Odnosił się do nich z odrazą. Jego oczy natychmiast pałały iskrami, gdy tylko jakiś religijny
Żyd, a bardziej nawet, gdy rabin wpadł w jego łapy. Kiedy zamordował Żyda o
nazwisku Heller, wezwał dwóch
następnych z tego baraku. Zapytał:
Który jest rabinem? Ten, który był rabinem miał twarz przykrytą szmatą, która
kiedyś była częścią rękawa jego płaszcza. Fruchtenbaum (Greenbaum) mierzył
przybyszów wzrokiem. Widać było, że go drażnili. Zastanawiał się, jak to możliwe, że tacy ciągle istnieją.
Odwrócił się do Rebbe Shilovera i w tonie antysemickim zza zaciśniętych zębów wysyczał: rabińcu. Jego mózg
pracował nad wymyśleniem najlepszej śmierci dla obydwóch stojących przed nim
Żydów.”
K.
Tzetnik ukazuje fantazje jednego z więźniów Oświęcimia:
„Jego ojciec,
przywódca Syjonistów, będzie na pewno pierwszym, który przyjedzie do Oświęcimia,
rzuci się na ziemię i rzuci pierwszy kamień w ciało swego syna na szubienicy. Nieszczęsny
Fruchtenbaum (Greenbaum) będzie winił siebie i swoje ręce trzymające pałkę,
którą dzierżył jego syn. Nie starczy mu słów na żal i skruchę. Niewątpliwie do
końca swoich dni będzie chodził ubrany w strój żałobny z popiołem
na głowie. Popiołem tych spalonych Żydów, których zamordował jego syn. Czyż syn
nie jest przedłużeniem ciała ojca, jak owoc jest przedłużeniem drzewa? Pewna
liczba Żydów ciągle żyłaby, gdyby ojciec sympatyka nazistów był drobnym
sklepikarzem, szewcem, albo nauczycielem szkolnym. Kto wie, ilu Żydów uszłoby z
życiem, gdyby przywódca syjonistów – Fruchtenbaum – był bezdzietny?”
Dokładnie
wiemy, co byto dalej: Yitzchak Greenbaum żyje pośród nas otoczony sławą i
celebrowany jako przywódca syjonistów. Jego syn – morderca, uciekł do Izraela,
gdzie został zabity. Nie przez arabską kulę, ale przez żydowskiego mściciela.
Ale mimo wszystko, jego imię jest zapisane w księdze opiewającej ofiary wojny
syjonistycznej w 1948 roku, „Pergamin
ognia”.
Ojciec
wiedział, że nienawiść do Tory syn wyniósł z domu i obserwacji Żydów. To z jego własnych ust słyszał
słowa „śmierć ortodoksji”. Syn wprowadził tylko w życie zamierzenia ojca.
Żydowska
organizacja komunistów rosyjskich oraz kapo w gettach i obozach, żyli tą
maniakalną nienawiścią do tradycji żydowskiej i tych, którzy ją przenosili.
Jest możliwe, że podświadomie obwiniali ortodoksyjne żydostwo za opór przeciwko
kompletnej asymilacji, za przedłużanie i umiędzynaradawianie żydowskiego
problemu. Obwinianie tradycji żydowskiej jawiło się im jako logiczne
wyjaśnienie obecności szatana, który ich przepełniał. Jako, że nie wierzyli w
podstawowe prawo mitzvos, kary za grzechy i ostatecznego rozliczenia przed
Bogiem, mogli sobie pozwolić na takie grzechy.
Romkovsky,
sprawujący przez dziesięciolecia funkcję przywódcy syjonistów w Łodzi, pod
skrzydłami nazistów ukoronował się na „króla getta” (wydawał nawet znaczki
pocztowe ze swoją podobizną). Traktował swoich poddanych z okrucieństwem
maniakalnego tyrana. Nazistowskie dekrety podpierał swoimi. Bez cienia
współczucia i precyzyjnie organizował transporty śmierci. Mianował siebie na
jedynego uprawnionego do dawania małżeństw młodym parom. Alfred Nussing,
starszy przywódca syjonistyczny i przyjaciel Herzla, plamił swój podeszły wiek
donosząc i szpiegując w warszawskim getcie. Za to został osądzony i skazany na
śmierć przez podziemie.
Te
imiona są tylko przykładami i otwierają listę długą i rozciągającą się na wiele
miast i wsi w Polsce, na Litwie, Węgrzech i w Rumunii...
Książka
„Z głębin” podaje tylko część
prawdy. Rabin Weissmandel nie mógł przeprowadzać śledztwa na temat każdego
znanego mu wydarzenia, ponieważ opisy sytuacji dotarły do niego dopiero po
wojnie.
Krew za państwo
Przywódcy
syjonistyczni nie przestali manipulować życiem podczas holokaustu. W ich rękach
znajdowała się kontrola finansów i przepływu informacji. Prezentowali siebie
przed światem jako reprezentantów narodu żydowskiego. Jako tacy są
odpowiedzialni za brak działania w celu ratowania Żydów. Nastąpiło to w trzech
głównych kategoriach: komunikacji, pomocy materialnej i zapobieżeniu zagładzie.
Gdyby te błędy nastąpiły z niewiedzy, albo pomyłek, moglibyśmy wybaczyć im brak
cech przywódczych. Ale prawda, gorzka prawda jest taka, że to wszystko było przeprowadzane
według ustalonych doktryn i założeń politycznych. Pierwszym i podstawowym celem
było ustanowienie „państwa”. Masy żydowskie były tylko wygodnym środkiem do
jego osiągnięcia. Gdziekolwiek następował konflikt pomiędzy celem i środkami,
pomiędzy potrzebą mas, a nawet przetrwaniem mas a państwem, to ostatnie zawsze
brało górę. W roku 1905, w Rosji nastąpiły demonstracje i masakry. Były one
witane z radością przez żydowskich socjalistów, którzy razem ze swoimi
rosyjskimi odpowiednikami przekonywali siebie, że żydowska krew jest dobrym
smarem dla kół rewolucji. Liderzy syjonistyczni widzieli przelewaną w
holokauście żydowską krew, jako smar dla kół napędowych nowego państwa
żydowskiego. Jak generał poświęcający tysiące żołnierzy dla zdobycia fortecy,
tak przywódcy syjonistyczni maczali swe ręce we krwi dla budowy „Izraela” i
poświęcali żydowskie dzieci dla ufortyfikowania jego murów.
Warto
pochwalić Eliezera Livnehta za jego odwagę, gdy w swoim artykule „Thoughts on the Holocaust” („Przemyślenia
na temat Holokaustu”) (Yediot Achronot, 25 Nisan) napisał: „Nasza orientacja syjonistyczna edukuje nas byśmy
widzieli budowę ziemi izraelskiej jako główny cel, a naród żydowski jako
budowniczych. Z każdą tragedią
nawiedzającą żydowską społeczność, widzieliśmy państwo jako jedyne możliwe
rozwiązanie. Kontynuowaliśmy ten tryb myślenia nawet podczas holokaustu,
ratując tylko tych, którzy mogli być przemieszczeni do Izraela. Ograniczenie
emigracji służyło jako faktor polityczny w naszej bitwie o ziemię obiecaną i
otwierało drzwi do ustanowienia państwa. Nasze programy służyły temu celowi i
dlatego byliśmy przygotowani na narażanie i poświęcanie życia. Wszystko, co nie
mieściło się w granicach tych programów, włączając w to ratunek europejskich
Żydów, było drugorzędne. Jeżeli nie może istnieć naród bez państwa, tym
bardziej nie może istnieć państwo bez narodu – jak wyjaśniał rabin Weeissmandel.
A gdzie znajdowało się najwięcej żyjących Żydów jak nie w Europie?”
Popatrzmy
na historyczne dowody dla tej tezy. Podczas kongresu syjonistów, który miał
miejsce w 1937 roku w Londynie, dr Weizmann wyłożył założenia polityki: „Nadzieje sześciu milionów europejskich Żydów
skupiają się na emigracji. Zapytano mnie, czy mogę przywieźć sześć milionów
Żydów do Palestyny. Odpowiedziałem: NIE! Z odmętów tej tragedii chcę ocalić dwa miliony młodych ludzi... Starsi muszą
odejść. Swoje przeznaczenie przyjmą ze
spokojem, albo nie. Są oni tylko popiołem. Ekonomicznym i moralnym popiołem w
okrutnym świecie... Tylko młoda gałąź ocaleje... Muszą to zaakceptować.”
W
styczniu 1940 roku, statek pełen żydowskich uchodźców stanął na rzece Dunaj.
Kapitan statku domagał się pieniędzy, aby kontynuować podróż do Izraela. Henry
Montor, zastępca szefa „Komisji Odwoławczej Zjednoczonego Żydostwa”,
odpowiedział: „Wielu pasażerów to
starsi ludzie i kobiety... nie mogący znieść trudów tej podróży... W Palestynie
potrzebni są młodzi mężczyźni i kobiety, którzy rozumieją ich obowiązek wobec
narodowego domu... Nie istnieje bardziej śmiercionośna amunicja... niż gdyby
Palestyna miała być zalana starszymi ludźmi, lub ludźmi niepożądanymi.”
W
tym miejscu w książce znajduje się fotografia przedstawiająca starszych Żydów
podczas selekcji do gazu, w jednym z obozów koncentracyjnych podpis pod
fotografią brzmi:
„Starsi muszą
odejść... Muszą przyjąć swoje przeznaczenie... Muszą je zaakceptować”. Weizmann.
Arcybiskup
Warszawy nawiązał kontakt poprzez architekta Shtultzmana, członka Judenratu, z
trzema rabinami w getcie warszawskim. Byli to rabini: Menachem Zemba, Shimshon
Stockhamer i David Shapiro. Arcybiskup sugerował, że powinni się ratować przed
zagładą getta i oferował im schronienie w swoim pałacu. Rozważyli sprawę bardzo
uważnie i zdecydowali, że nie mogą ratować siebie z tonącego okrętu. Podobnie
odmówił rabin Y. Pinner, duchowy przywódca Żydów w Łodzi, gdy otrzymał
propozycję od biskupa w tym mieście.
Spotkanie
pomiędzy trzema rabinami w getcie warszawskim relacjonuje „Zhid”, w
amerykańskiej gazecie „Forward” z
1 marca 1947 roku: „Nie wiadomo, ile
trwała cisza. Może minutę, może godziny.
Rabin David,
najmłodszy z nich trzech, złamał w końcu ciszę słowami: „Jestem młodszy od was.
Moje słowa do niczego was nie zobowiązują. Dobrze wiemy, że nie możemy pomóc w
żaden sposób naszym ludziom. Ale sam fakt, że będziemy z nimi do końca, że ich
nie opuścimy, da im otuchę. Jedyną możliwą otuchę. Nie mam na tyle siły, by ich
opuścić. Jakże mielibyśmy się chować przed Bogiem? (...)”.
Po słowach
najmłodszego rabina znowu zapadła cisza. Potem zbiorowy płacz. Nikt nie
wypowiedział już więcej ani słowa. Tylko lament płynący z głębi
trzech serc. Gdy opuszczali pomieszczenie, rabin Menachem powiedział: „Nie
będziemy o tym więcej rozmawiali (...)”.
Pozostawienie
diaspory swemu losowi – tradycja syjonistów.
Kiedy
Rommel podchodził do wrót Aleksandrii, w odległości 200 mil od Eretz Yisroel i
kiedy przywódcy żydowskiej agencji szykowali sobie samolot do ucieczki (nie przejmując
się, że ktoś ich kiedyś może zapytać, dlaczego nie walczyli przeciw Niemcom?
Dlaczego się nie buntowali?), wtedy pozostający w Polsce Żydzi ogłosili
głodówkę w ich intencji. To oni, zranieni i krwawiący, stojący w kolejkach do
komór gazowych – łączyli się w modłach za swoich syjonistycznych braci teraz
otwartych na niebezpieczeństwo od dawna im znane.
Polscy
Żydzi, w oczach których zabrakło już łez, z wargami zdrętwiałymi od modłów za
swoje rodziny, otwierali niebiosa krzykiem, lamentem i nawoływaniem. Ale kto
wie, czy to właśnie nie te modły, tych skazanych na zagładę, spowodowały, że
Rommel został pobity, a osiedla w Eretz Yisroel ocalone.
Jak
odpłaciliśmy się im? Jak objawiła się miłość do Eretz Yisroel i poczucie
obowiązku przywódców „yishuv” oraz przywódców syjonistycznych? Być może nie
jest to najlepsze miejsce, by wspominać misję Branda zmierzającą do uratowania
Żydów węgierskich poprzez wymianę „towary za krew”. Misja ta została odrzucona
przez Agencję Żydowską z obawy, że ograniczy dopływ pieniędzy na cele
syjonistyczne. Typowo, jak w takich przypadkach, liderzy syjonistyczni zrobili
wszystko, by odciąć Branda od żydowskiej opinii publicznej.
Gdy
Brand przyjechał do Konstantynopola (Istambułu), reprezentanci Agencji
Żydowskiej przekonali go, by pojechał do Eretz Yisroel, aby tam spotkać się z
nimi. Brand (lojalny członek Mapai) zeznał na procesie Kastnera, że
reprezentant Agudas Yisroel z komitetu ochrony w Turcji, rabin Yakov Griffel,
miał podejrzenia, że przywódcy Agencji Żydowskiej będą chcieli udaremnić jego
wysiłki. Griffel ostrzegł Branda, by nie jechał do Izraela, bo Brytyjczycy go
aresztują. Brand nie wziął sobie do serca tych ostrzeżeń i w swoim zeznaniu
stwierdził: „Dla mnie reprezentanci
ruchu osiedleńczego byli autorytetem, a nie reprezentanci Agudas Yisroel.”
Komitet Agencji Żydowskiej wysłuchał raportu
Branda na temat zagłady Żydów i nie dał mu wiary. Vanya Pomerantz, członek
Komitetu zapytał: „Joel, czy naprawdę naziści mordują, jak to opisałeś?”
Do
Istambułu przyjechał Ehud Avriel, by towarzyszyć Brandowi w podróży do Izraela.
Przywództwo zataiło informacje, aby przeciwdziałać wysiłkom zmierzającym do
ocalenia Żydów. Zatajanie holokaustu było konieczne, ponieważ zapobiegało
ratunkowi Żydów. Liderzy dobrze o tym wiedzieli. Wiedzieli, że jeżeli ludzie
dowiedzą się o fakcie i rozmiarach holokaustu, wywoła to burzę, która zmusi ich
albo do podjęcia działań, albo do rezygnacji z przywódczych stanowisk. Dlatego
w swoich archiwach ukryli znane im informacje, napływające do nich w tajemnicy.
Później bronili się, twierdząc, że mieli wątpliwości co do prawdziwości
nadchodzących informacji. Ta powojenna obrona także szła wspólnym frontem
liderów „yishuv” i liderów diaspory.
Kiedy
Brand zapytał Chaima Barlasa, czy może być zatrzymany przez Anglików i czy może
nie powrócić, Barlas odpowiedział gniewnie: „Nie zawstydzaj nas”. Gdy pociąg wjechał na stację w Aleppo,
Avriel oddalił się w pośpiechu. Brand został aresztowany przez brytyjskich
żołnierzy, którzy czekali na niego na stacji. Został umieszczony w więzieniu w
Kairze. Agencja Żydowska nie uczyniła żadnego kroku, by go zwolniono. W swojej
książce „The Satan and the Soul” (Szatan
i Dusza) napisał: „Agencja Żydowska
zadecydowała, że nie mogę powrócić na Węgry.”
W
tym samym czasie, oczekiwano go w Budapeszcie. Eichmann dał mu bowiem trzy
tygodnie, by zapobiec eksterminacji Żydów. Gdy się nie pojawił po tym czasie,
natychmiast wznowiono deportacje do Oświęcimia w ilości 13 tys. Żydów dziennie.
W maju 1944 roku, Brand przyjechał do Konstantynopola. 24 lipca Brytyjczycy
zadecydowali, że uwolnią go i pozwolą powrócić na Węgry przez Izrael. Wtedy
stało się coś, co zadziwiło nawet brytyjskie władze w Kairze.
Eichmann
poinformował Kastnera: „Jeżeli Brand
nie wróci w trzy dni, wznowię
deportacje do Oświęcimia” („The Satan and the Soul”). Zaraz po
zwolnieniu przez władze brytyjskie, Brand poprosił o spotkanie z dr.
Weizmannem. Otrzymał list następującej treści:
„Rehovoth
29 Grudnia 1944
Do pana Joela
Branda w Tel
Avivie.
Drogi panie Brand,
Proszę o
wybaczenie, że nie odpowiedziałem natychmiast na pański list. Być może wie pan z gazet, dużo
podróżowałem i nie miałem nawet
chwili czasu od przyjazdu tutaj. Przeczytałem zarówno pański list, jak i
memorandum i będę szczęśliwy, gdy się spotkamy w następnym tygodniu, około 10 stycznia.
Pani Itin, moja
sekretarka, skontaktuje się z panem
w celu ustalenia daty i godziny
spotkania.
Powodzenia.
Pozostaję z szacunkiem: Ch. Weizmann.”
Przypadkiem
oryginał listu został wykradziony z domu Branda przez izraelski secret service.
Dlatego nie mógł być zaprezentowany podczas procesu Kastnera. Na szczęście,
zanim tak się stało, adwokat Tamir sporządził fotokopię i dokument ten został
zachowany jako dowód wstydu.
Prezydent
Agencji Żydowskiej nie miał ani chwili wolnego czasu, by spotkać się z
reprezentantem Żydów węgierskich i przedyskutować plan ich ocalenia. Pozostał
nieuświadomiony... W tym czasie przyszedł koniec dla węgierskich Żydów.
W
książce „Chaim Weizmann, budowniczy
Syjonu”, opublikowanej przez Uniwersytet Hebrajski i edytowanej przez
sekretarza Weizmanna, osobę, która nie powinna pisać nic złego na swego szefa,
czytamy: „Ktoś włączył radio. Był 22
czerwca 1941 roku. Z radia usłyszeliśmy wiadomości.
Niemcy rozpoczęły atak na Rosję. Już przełamali obronę graniczną. Patrzyłem na
Weizmanna. Jego oczy ściemniały. Powiedział: „To już drugi raz”. Wspomniał, że
kiedy rozpoczęła się I wojna światowa, dwa lata po śmierci jego ojca, jego
matka ciągle przebywała w Pińsku
i uciekła przed niemiecką
inwazją.
I teraz Niemcy idą
znowu. Jaki będzie los tych wszystkich ludzi? Widziałem w jego oczach odbicie
tej tragedii, która już się rozegrała. W pokoju panowała cisza. „Tak –
powiedział – na naszych ludzi tam, na miliony z nich
czeka straszne, potworne przeznaczenie”. Ale już po chwili, jego oczy
pojaśniały, plecy wyprostowały: „Na końcu – i to jest najważniejsze – ta wojna przyniesie błogosławieństwo Anglii” –
dodał.”
Ten
człowiek, który uważał zniszczenie swoich braci za mniej ważne niż zwycięstwo
Anglii – został pierwszym prezydentem państwa Izrael. Joel Brand pisze w swej
książce o spotkaniu z Ehudem Avrielem, zastępcą dyrektora ministerstwa spraw
zagranicznych państwa Izrael. W Telavivskiej kawiarni Avriel powiedział: „Joe! Nie rób tego. Wymaż ze swego serca to,
co było i czego już nie ma. Bo
inaczej nie dostaniesz w Izraelu
nawet pracy ulicznego sprzątacza.”
W
liście wysłanym przez rabina Weissmandela do Światowego Kongresu Żydowskiego,
nawołującym tę organizację do podjęcia działań, jest dołączona nota. Jest to
zeznanie naocznych świadków z Bełżca, jak naziści wyrywali złote zęby z ciał
Żydów i jak gotowali ich, by wyciągnąć tłuszcz na mydło. W swojej książce „Min Hamaitzar”, rabin Weissmandel
odnotowuje: „Pomimo tego, kiedy
Tartakover (zastępca dyrektora Światowego Kongresu Żydowskiego), przetłumaczył
dla członków kongresu list na angielski, kilka miesięcy po otrzymaniu, opuścił
części na temat złotych zębów i mydła. Oczywiście nie wierzyli w to, lub nie
chcieli uwierzyć.”
Dlaczego
nie wierzyli? Opowiada o tym rabin Weissmandel.
Przez
przypadek w jego ręce trafił list od przedstawicieli Agencji Żydowskiej w
Konstantynopolu, skierowany do Moshe Dachsa, reprezentanta Żydowskiej Partii
Robotniczej (Histadrut) i do Gizi Fleischmana, reprezentanta Federacji
Syjonistów w Presburgu (Bratysława).
„W liście z
Konstantynopola napisano, że otrzymali pismo od jakiegoś „fanatyka”, sugerujące,
jak można uratować wszystkich Żydów przed deportacjami. Nie wierzyli temu
„fanatykowi”, dlatego zapytują swojego przyjaciela Moshe Dachsa, czy ta sprawa
jest poważna. Wtedy dopiero dadzą wiarę.”
Rabin
Weissmandel tak komentuje dalej tę sprawę: „Trudno to sobie wyobrazić. Nie mogłem w to uwierzyć. Nawet dla mnie,
głęboko wierzącego studenta Nitry... i jego zięcia; dla mnie, który od początku
ostrzegał, że zniszczenie nadziei będzie straszliwym ciosem. Od momentu, kiedy
wszystko znalazło się w rękach nieodpowiedzialnych sekularystów, którzy przez
Maharshe określani są najbardziej aroganckimi z naszego rodu...
Nie wiedziałem i
nie chciałem uwierzyć, że zatrzymają listy rabinów napisane na ziemiach, na
których płynęły rzeki krwi. Nie pokażą ich rabinom z wolnych państw, do których
były adresowane.
Nie wierzyłem i
nie mogę uwierzyć, że dojdą do punktu, w którym ich przywiązanie do Tory weźmie
górę nad miłością do Żydów. Nie wierzyłem, że ich opiewanie Tory będzie miało
większe znaczenie niż miłosierdzie, ani że to, co zostało napisane przez
rabinów i przez nich podpisane, stanie się powodem sabotowania wszelkich
wysiłków ratowania dziesiątek tysięcy Żydów od pewnej śmierci” (10 lipca 1942).
Dopiero
w listopadzie 1942 roku przywódcy Światowego Kongresu Żydowskiego i szef
amerykańskich syjonistów, dr Stephen Wise (którego przynoszące wstyd działania
będą dalej opisane), udali się do Waszyngtonu, aby dowiedzieć się, ile prawdy
jest w plotkach na temat wyniszczania Żydów europejskich. Dopiero, kiedy
doktorowi Wisowi pokazano mydło zrobione z tłuszczu żydowskich ofiar,
postanowił zorganizować protesty.
Znalazła
się jedna osoba, która uwierzyła. Był nią lider gminy sekularnej (Neolog)
Budapesztu, który przyjechał do Presburga na polecenie Komitetu Ratowania
Żydów. Jednak i on podchodził do sprawy bardzo spokojnie, a także uspokajał
innych. Rabin Weissmandel tak pisał na ten temat: „To było w tamtych dniach, kiedy pojawiły się pierwsze plotki na temat
komór gazowych i morderstw popełnianych za pomocą gazu. Powiedziałem mu o tym
(liderowi z Budapesztu) w sposób emocjonalny. Emocje płynęły z głębi mojego
serca. Ten gentleman odpowiedział, że także słyszał plotki na ten temat, ale
jako ekspert chemiczny stwierdził, że Niemcy używają gazu znanego jako „słodka
śmierć” podobnego do opium. Kiedy to usłyszeliśmy, nie mieliśmy mu nic więcej
do powiedzenia. On także przestał z nami rozmawiać.”
Ludzie
posiadający wiedzę na ten temat przedstawili Berelowi Katznelson, na czym
polegało „sumienie Histadrut”. Jak to sumienie miało się do zbrodni, którą było
otaczanie ciszą zagadnienia holokaustu i opuszczenie mordowanej diaspory? Jeden
z wielkich liderów Mapai, Eliezer Livneh, w swoim artykule w „Yediot Acharonot”, (25 Nissan tego
roku) tak pisze: „Moje słowa nie
krytykują innych. Przeznaczenie czekające europejskich wygnańców nie wyglądało
bardzo źle. Jednak we mnie zrodziły się wątpliwości, czy taka ocena jest
prawidłowa. To mnie różni od Berela Katznelsona. Ale zaakceptowałem jego opinię
i opinię tego, co w tamtym
czasie było moją partią. Opinię jedności partyjnej. Nie z powodu niechęci do wyrażenia innego punktu
widzenia na temat decyzji partii, ale dlatego, że w partii były trzy generacje
syjonistów, włączając w to syjonistów
z mojej rodziny. Dlatego
zaakceptowałem ich decyzję.”
W
artykule z „Digleinu” przytoczono słowa Livneha. Wyjaśniają one apatię w
stosunku do zagłady diaspory, jako część esencji syjonizmu, który buduje nowy
naród i nowy kraj ojczysty. Prawdopodobnie nawet pomiędzy liderami „Digleinu”
znajdują się tacy, których wewnętrzny spokój burzą słowa z artykułu... Są tacy,
którzy na samo wspomnienie tych zapomnianych słów drżą. Oni pozwolą mi
odpowiedzieć na ich wątpliwości ostatnimi słowami z artykułu Livneha: „Już od początku ta syjonistyczna tradycja
miała w sobie coś zepsutego.
Zapłaciliśmy za to potworną cenę. Wielu opuściło (zmieniło wiarę) ze względu na
tę niesprawiedliwość i okropności. To próby zapomnienia prawdy o naszej nie tak odległej przeszłości...”
Ten,
który odmawia innym jedzenia jest przeklęty przez naród.
Kiedy
w kwaterze Hitlera powzięto decyzję, by zniszczyć i wykorzenić europejskie
Żydostwo? Dowody przedstawione w książce rabina Weissmandela „Z Głębin”, dają odpowiedź na to
pytanie. Wisliceny, reprezentant Eichmanna na Słowacji, człowiek, z którym
rabin Weissmandel wynegocjował zatrzymanie wydalania słowackich Żydów,
przekazał na ten temat informacje. Otóż, niemiecki ambasador w Stanach
Zjednoczonych wysłał dokładne, minuta po minucie, sprawozdanie z konferencji
syjonistycznych liderów i Światowego Kongresu Żydowskiego, która odbyła się w
Nowym Jorku. Właśnie na tej
konferencji, Stephen Wise, w imieniu wszystkich Żydów świata wypowiedział wojnę
Niemcom. Kiedy Hitler przeczytał ten raport – wściekł się. Rzucił się na
dywan i zaczął go gryźć krzycząc: „Teraz
ja ich wszystkich zniszczę! Wszystkich bez wyjątku!” Zaraz po tym,
zebrał wszystkich liderów partii nazistowskiej na konferencji w Wannsee. Tam
Niemcy opracowali w detalach plan „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”.”
* * *
Profesor Marek Jan Chodakiewicz w następujący sposób streszcza na
łamach tygodnika „Tylko Polska” (nr
11, 2008) swe zdanie o książce Rigga i o tym temacie:
„Chyba dekadę przed wydaniem
książki na korytarzach uniwersytetów Ligi Bluszczowej (lvy League) słyszeliśmy
o badaniach Rigga. Nasza uczelnia, Columbia University, miała umowę z Yale.
Każdy, kto chciał, od nas mógł jeździć tam; i odwrotnie. Jeden z gości
wspomniał, że powstaje tam słabo udokumentowane magisterium o żydowskich
żołnierzach Hitlera. Inspiracją tej pracy był film Agnieszki Holland „Europa,
Europa”. Autor oparł się rzekomo jedynie na kilku wspomnieniach. Nic
szczególnego. Ale mimo oporu swych profesorów Rigg zdecydował pisać na ten temat
doktorat. Uparł się. Został sam.
W 1994/1995 byłem w Cambridge
University w Anglii. Poszedłem posłuchać wykładu profesora Jonathana
Steinberga. Specjalizuje się on we włoskim aspekcie eksterminacji Żydów podczas II wojny. Jako jeden z
niewielu docenia rolę Papieża i Kościoła w akcji ratowania ludności żydowskiej.
Wspomniał wtedy dwie interesujące rzeczy. Po pierwsze, w Australii brał udział
w procesie Ukraińca z SS-Wachmannschaften oskarżonego o mordowanie Żydów w
Winnicy. Ale ten wywinął się prokuraturze twierdząc, że go wtedy w mieście nie
było. Pokazał też autentyczne dokumenty. Sędzia zwolnił oskarżonego, podatnik
australijski zapłacił ponad 1 mln dolarów
kosztów tego procesu. Australijski wymiar
sprawiedliwości nie zrozumiał, że daty były wedle kalendarza prawosławnego.
SS-man jak najbardziej był obecny w rzeczonym czasie w Winnicy podczas mordów.
Po drugie profesor Steinberg wspomniał krótko, że opiekuje się studentem, który
pisze o żydowskich żołnierzach Wehrmachtu. Zrozumiałem, że chodzi o chrześcijan
z żydowskimi przodkami, którymi zajmował się Rigg. W tym czasie już sam co
nieco poszperałem, aby zorientować się, że Hitler w rozmaity sposób traktował
różne osoby o żydowskich korzeniach. Zestawiłem też informacje z rozmaitych
źródeł na ten temat. Wyśmienity sowietolog, profesor Robert Conquest opowiadał
mi kiedyś, że na Krymie nie mordowano Karaimów, bowiem nazistowscy eksperci
rasowi uznali, że są to Tatarzy wyznania quasi-mojżeszowego, a nie „prawdziwi”
Żydzi. W tym wypadku religia miała Niemców nie obchodzić. Zgodnie z tą logiką w
1944 r. z Karaimów pragmatycznie utworzono przynajmniej jeden batalion w ramach
Waffen-SS. Himmler wydał nawet specjalne pozwolenie, aby karaimscy SS-mani
mogli odprawiać judaistyczne modły. (Z innego źródła dowiedziałem się, że
niemieccy Cyganie służyli w jednym z najbardziej krwawych oddziałów SS).
Przypomniałem też sobie, że o „rasowym” dylemacie Narodowych Socjalistów pisał
Erich Maria Remarque. Według niego, parafrazując, zabicie niemieckiego pół-Żyda
byłoby zabiciem pół-Niemca. Rozmawiałem na ten temat też z koleżanką ze
studiów, Patricią von Papen. Opowiedziała mi o tym, że w Berlinie odbyła się
demonstracja „aryjskich” rodzin „nie-Arian” i pod jej wpływem Gestapo zawiesiło
deportacje części Niemców pochodzenia żydowskiego do obozów śmierci. Patricia
później była konsultantką pracy Rigga. Inna koleżanka z uczelni, Cäecilie
Rohwedder, wspominała, że jej babcia, która była pochodzenia żydowskiego,
przeżyła wojnę wcale nie ukrywając się. Zgadłem, że chroniła ją prominentna
pozycja jej rodziny.
No i jak zwykle mamy też własne
historie rodzinne. Podczas jednej z wizyt u moich powinowatych w Niemczech
zwróciłem uwagę na zdjęcie przystojnego oficera Luftwaffe: Leutnant Friedrich
Heinrich Justinus Falcon Cajus Graf Praschma Freiherr von Bilkau zginął na polu
bitwy 28 lipca 1944 r. pod Demsi na Łotwie. Jego babka po stronie matki była
ochrzczoną angielską Żydówką. Teoretycznie, według standardów Hitlera,
Friedrich kwalifikował się do gazu. W praktyce o pochodzeniu jego matki nikt
niepożądany nie wiedział; jej dokumenty były niedostępne nazistowskim
tropicielom czystości rasowej w III Rzeszy. Znajdowały się bowiem w Anglii i w
Chinach. Ale – jak mi powiedziała moja niemiecka rodzina – osoby żydowskiego
pochodzenia mogły otrzymać specjalne zaświadczenie od Hitlera, uznające ich
tzw. „aryjskość”. Na przykład, w taki sposób uniknęła obozu śmierci Melitta
Gräfin Schenk von Stauffenberg. Wiedziałem więc, że sprawy te są dużo bardziej
skomplikowane niż powszechnie się wydawało. Nie miałem jednak zielonego pojęcia
ani o rozmiarach, ani innych szczegółach tego zjawiska. Na szczęście Bryan Mark
Rigg w dużym stopniu uporządkował cały ten galimatias.
Zabrał się do tego bardzo
metodycznie. Na początku rozważył kwestię „kto jest Żydem”. Potem przedstawił
problem asymilacji w Niemczech i Austrii, ze szczególnym naciskiem na służbę
wojskową, jako odzwierciedlenie najwyższego stadium asymilacji. W końcu Rigg
opisał ewolucję polityki Hitlera w stosunku do tzw. „mieszańców” (Mischlinge),
bogato ilustrując swoją opowieść historiami poszczególnych osób. Jego dzieło
czyta się momentami trudno. Autor w logiczny i zimny sposób tłumaczy
pseudonaukowe zasady „higieny rasowej” oraz inne narodowo-socjalistyczne
meandry pseudo-intelektualne, urągające nie tylko nauce, ale przede wszystkim
naszej moralności zbudowanej na chrześcijaństwie. Rigg zdecydował się stosować
nazistowską nomenklaturę: „Aryjczyk”, „35-procentowy Żyd” czy „75-procentowy
Żyd”. Oprócz tego historyk ten pewnie czuje się w biurokratycznym gąszczu III
Rzeszy, konfundując czasami czytelnika. Na przykład używa terminologii
dotyczącej rozmaitych typów zaświadczeń o „aryjskości”, której znaczenie
tłumaczy dopiero pod koniec swego dzieła. W końcu Rigg opowiada o straszliwie
podłych wyborach moralnych, wymuszonych przez system. Niesmaku takich
informacji nie niwelują opowieści o bohaterstwie czy szlachetności
poszczególnych osób. Zastanawiając się „kto jest Żydem?”, Rigg odrzuca dwa
„ekstremalne poglądy”. Po pierwsze, historyk nie zgadza się z założeniem, że
„osoba z jakimikolwiek przodkami żydowskimi jest Żydem”. Po drugie, autor
zaprzecza opinii głównie ultra-religijnych wyznawców judaizmu, że „żadna osoba
pochodzenia żydowskiego, która służyła w Wehrmachcie w ogóle nie mogła być
Żydem”.
Mimo że ortodoksyjni rabini
oraz władze Izraela uznają za Żyda tylko osoby zrodzone z żydowskiej matki,
badacz przychyla się do szerszej interpretacji. Według niego rozwiązanie tej
kwestii do dużego stopnia powinno opierać się na samookreśleniu. Czyli Rigg
preferuje liberalne prawo wyboru. Jednocześnie jednak przyznaje istnienie
takich, którzy według prawa Halacha są Żydami, ale świadomie odrzucają swoje
korzenie i zaprzeczają im z rozmaitych powodów (od samonienawiści do
asymilacji). Większość tzw. „mieszańców” (Mischlinge) odrzucało identyfikację z
Żydostwem. Uważali się za Niemców. Wielu popierało narodowy socjalizm. Wielu
miało podobne uprzedzenia jak „aryjska” reszta ich rodaków. Bardzo często
antysemityzmu Hitlera i NSDAP nie odnosili do siebie, ale do tzw. „Wschodnich
Żydów” (Ostjuden). W 1935 r. jeden z przywódców skrajnie prawicowej organizacji
Narodowych Żydów Niemieckich zapewnił Hitlera, że „on i jego towarzysze
walczyli, aby nie wpuścić Ostjuden do Niemiec”. Kontynuował: „Te hordy
wpół-azjatyckich Żydów” to „niebezpieczni goście”. Dlatego trzeba ich
„bezwzględnie wyrzucić” z Niemiec. A co na to Hitler? „Według doktryny nazistowskiej,
podobnie jak w Halacha, żydowskość jest dziedziczna.” W III Rzeszy Żydów
obwołano „rasą”. Co więcej, wielu „czysto aryjskich” chrześcijan, którzy
przeszli na judaizm uznano za Żydów w sensie „rasowym” (Geltungsjuden). „Pół
oraz ćwierć-Żydów”, którzy mieli „pełnych Żydów” za małżonków traktowano jako
„pełnych Żydów”. Sprawy takie regulował najpierw paragraf aryjski (Arierparagraph),
a potem ustawy norymberskie i rozmaite dekrety państwowe i rozkazy Hitlera.
Dlatego Rigg stwierdził, że: „W dyskusji na temat tej historii musimy stosować
nazistowskie definicje o żydowskości bowiem w końcu liczyło się tylko to, w co
wierzyli naziści. Większość osób wymienianych w niniejszej pracy nie
określiłaby siebie jako Żydów czy częściowo Żydów. Ale tak definiowały ich
teorie rasowe i polityka Hitlera. Tak więc omawiając tutaj kwestię żydowskości
czynimy to wedle rasistowskiego prawa narodowo-socjalistycznego, a nie według
definicji Halachy”.” Któż
zresztą widział kiedy „końską krowę” czy „psiego kota”?... W każdym razie
Żyd zawsze pozostaje Żydem, a czy jest to Żyd „polski”, „rosyjski” czy
„niemiecki” – jest sprawą trzeciorzędną.
* * *
W lipcu-sierpniu 2006 roku na łamach tygodników „Nasza Polska” (Warszawa) i „Głos
Polski” (Toronto) ukazał się polemiczny artykuł Zbigniewa K. Rogowskiego
pt. Inicjatorzy holokaustu, typowy
tekst defensywny, z którego można było się dowiedzieć interesujących informacji.
Autor pisał: „Jan Tomasz Gross, polakożerca o symptomach obłędu,
buduje za oceanem swoją pozycję naukowca na oszczerczych oskarżeniach Polaków o
rzekome zbrodnie dokonane w Jedwabnem i w tragicznych godzinach pogromu
kieleckiego, ewidentnej prowokacji enkawudowsko-ubeckiej. Po książce „Sąsiedzi”
wydał właśnie nie mniej antypolską pozycję „Strach. Antysemityzm polski po
Auschwitz”.
Żydzi
ginęli masowo na skutek
realizacji zbrodniczej ideologii Hitlera, która zakładała totalną zagładę
niemieckich, a w następstwie podboju Europy Żydów europejskich. Siłę sprawczą
holokaustu, choć brzmi to jak surrealizm do entej potęgi, stanowili... rdzenni
Żydzi! Niemieccy Żydzi jako narzędzie biologicznego unicestwienia
współplemieńców na skalę masową! Byli to Żydzi w cywilnych ubraniach, urzędnicy
agend Hitlera na szczeblu administracyjnym oraz Żydzi w mundurach najwyższych
oficerów Wehrmachtu, a nawet w mundurach formacji SS ze złowieszczym emblematem
trupiej czaszki. By ułatwić p. Grossowi (który ma żydowskie korzenie po ojcu,
matka była Polką, walczyła nawet w AK) zadanie w doborze materiału
dokumentalnego do proponowanej przeze mnie książki, przypomnę o niepodważalnych
faktach, które doprowadziły do apokaliptycznego unicestwienia jego
współplemieńców.
Oto
rdzenny Żyd stał się prawdziwym rekinem hitlerowskiej ideologii i jednym z
głównych patronów, ba, animatorów ostatecznego rozwiązania (Endlosung), czyli
masowej eksterminacji braci w Mojżeszu! To Reinhard Heydrich, generał SS, od
1939 r. szef Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (podlegały mu wszystkie
obozy koncentracyjne, w których zdecydowaną większość stanowili Żydzi).
On
to przewodniczył w styczniu 1942 r. zbrodniczej w założeniu konferencji
poświęconej Endlosung, na której zdecydowano (i ustalono wytyczne) o biologicznej
zagładzie Żydów... Owe zalecenia wynikające ze strategii ostatecznego
rozwiązania znalazły tragiczne odbicie także w późniejszym niemieckim
sprawstwie spalenia Żydów w jedwabieńskiej stodole. I w innych niezliczonych
aktach ludobójstwa.
Przypominając
o decydującej o losie Żydów podberlińskiej konferencji, wybitny historyk,
profesor uniwersytetu monachijskiego Friedrich Glum, pisze na kartach swej
książki Narodowy socjalizm (1962): Przewodniczącym konferencji w Wannsee był
Reinhard Heydrich, syn rdzennego Żyda... (s. 413). Owo przypomnienie dedykuję
p. Grossowi, gdyby zechciał się zabrać za pisanie sugerowanej książki.
Wzbogacę
potrzebna wiedzę p. Grossa także przypomnieniem, iż ober-egzekutorem misji
biologicznego wyniszczenia Żydów był... brat w Mojżeszu generała SS Heydricha
niejaki Adolf Eichman, także rdzenny Żyd, który zniemczył swoje nazwisko,
dodając do rodowego nazwiska Eichman – jedno „n”. To Eichman wysyłał
współplemieńców masowo do komór gazowych. Ironią losu było to, że ofiary
holokaustu uśmiercano cyklonem B, którego wynalazcą był rdzenny Żyd Fritz
Faber, niegdysiejszy laureat Nagrody Nobla w dziedzinie chemii. W wyniku
aktywności Eichmana do obozów zagłady trafiło blisko 12 milionów ludzi!
Po
wojnie były liczne próby zniesławiania Polaków (co trwa do dzisiaj) jako
rzekomych współsprawców holokaustu. Piramidalnym przykładem takiego usiłowania
jest książka Styrona Wybór Zofii, według
której powstał film w reżyserii Pakuli. Oto ojciec tytułowej bohaterki, granej
przez Meryl Streep, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, humanista, miał być
pierwszym człowiekiem, który wpadł na pomysł masowej eksterminacji Żydów!
Polak, wykładowca szacownej uczelni, miałby być pomysłodawcą takiej apokalipsy
i to na kilka dobrych lat przed tym, jak na taki sam pomysł wpadła elita SS i
SD.
Czy
po premierze filmu Wybór Zofii zareagowały
na tę fabularną brednię polskie placówki dyplomatyczne lub sam MSZ (gdzie był
Bartoszewski)? Bynajmniej. Natomiast uczynił to mieszkający w Wiedniu – a mógł
to być krok jedynie symboliczny – syn znakomitego pedagoga i rektora UJ, dr
Wojciech Lehr-Spławiński. Ta i podobne kampanie oszczerstw mogły się okazać zapładniające
na chory z nienawiści do Polski i Polaków umysł p. Grossa.
Panie
Gross, przypomnę Panu o Liście 77, która obejmowała najwyższych rangą
oficerów-Żydów, gotowych przelać krew dla Hitlera! Był wśród nich gen. Helmut
Wilberg, twórca koncepcji blitzkriegu – wojny błyskawicznej (wdrożonej w
napaści na Polskę!). To dzięki blitzkriegowi hordy Wehrmachtu i formacji SS
oraz gestapo mogły wkrótce uczestniczyć w morderczym polowaniu na Polaków, w
tym także na polskich Żydów. Jedwabne było jednym z milowych kamieni aktów
ludobójstwa na mieszkańcach polskiej ziemi.
Na
Liście 77 znajdowało się m.in. 2 generałów, 8 generałów pułkowników, 5
generałów majorów i 23 pułkowników. Większość z nich otrzymała od führera
najwyższe odznaczenia – Żelazny Krzyż I klasy. Tak, panie Gross! Ci żydowscy
pretorianie Hitlera, współuczestniczący w zbrodni ostatecznego rozwiązania,
należeli do tego wcale niemałego odłamu żydowskiej społeczności w Niemczech,
która w latach, krzepnięcia władzy Hitlera oceniała go pozytywnie. Wyrazem tego
był m.in. głos znanego żydowskiego działacza Zvi Cohena, który stwierdził: –
Gdyby Hitler nie byt antysemitą, nie opieralibyśmy się jego ideologii. Hitler
uratował Niemcy.
O
zaangażowaniu niemieckich Żydów, także tych, a może przede wszystkim tych w
mundurach, w zbrodniczą apokalipsę Hitlera, napisał przed kilku laty, bardzo
obszernie dokumentując temat zdjęciami, brytyjski dziennik „Daily Telegraph”.
Niezależnie od personaliów Listy 77, brytyjska gazeta przypomniała o żydowskich
korzeniach feldmarszałka Erharda Milcha, skazanego w procesie norymberskim na
10 lat więzienia za współsprawstwo zbrodni niemieckich.
Hitler
i Göring doskonale wiedzieli o żydowskim pochodzeniu feldmarszałka Milcha, lecz
by to zatuszować, ustalili dlań odpowiedni życiorys. Otóż dokonali
mistyfikacji, że prawdziwym ojcem Milcha miał być wuj jego matki, katoliczki,
dowodząc tym samym (na własny użytek), iż był dzieckiem nieślubnym, bo
zrodzonym nie z ojca Żyda, lecz z ojca goja, jakim był jego wuj. Göring wszak
kiedyś powiedział: Ja decyduję, kto jest Żydem... Przypomnijmy, że
feldmarszałek Milch był zastępcą Göringa, wodza Luftwaffe, więc współodpowiedzialnym
za bombardowanie obiektów cywilnych, w tym szpitali w podbijanych krajach. Od
bomb ginęli także jego bracia w wierze...
Młody
amerykański badacz historii Niemiec Bryan Rigg, pracujący na Cambridge University, w artykule
we wspomnianym „Daily Telegraph”, któremu dał tytuł „Żydzi, którzy nosili się
jako naziści”, dodał do wspomnianej Listy 77 nazwiska jeszcze ponad 60
oficerów-Żydów, którzy służyli wiernie führerowi w Wehrmachcie, Luftwaffe i w
marynarce wojennej. Stanowili tym samym zaplecze dla dokonujących zbrodni i ich
siłę napędową na podbitych społeczeństwach formacji SS i SA oraz gestapo (a
także zbrodniarzy w mundurach Wehrmachtu), co umożliwiło okupantowi
wprowadzenie ludobójczego procederu również w obozach koncentracyjnych w
Auschwitz, Treblince, na Majdanku, którego ofiarami byli Polacy i Żydzi.
Niejako więc firmowali również niemiecką zbrodnię w Jedwabnem i w innych
regionach Polski, gdzie podobnie mordowano ludzi przez spalanie w stodole, co
stało się jakby znakiem firmowym niemieckiego okupanta. Jak przypomina Mr.
Rigg, niektórzy z nich byli pół-Żydami lub tzw. mischlingami, czyli mieszańcami
(według niemieckiej ówczesnej nomenklatury mischling to jedna czwarta Żyda),
jednakże z uwagi na talenty zaakceptowanymi przez reżim nazistowski.
Przytoczone
wyżej fakty to tylko część zbrodniczych grzechów niemieckich Żydów na służbie u
führera. W okupowanej Polsce ich współplemieńcy w mundurach żydowskiej policji
kolaborowali z Niemcami, okazując okrucieństwo wobec własnych ludzi. Kronikarz
warszawskiego getta Emanuel Ringelbaum pisał: Okrucieństwo policji żydowskiej
bardzo często bywało wyższego rzędu niż Niemców, Ukraińców, Łotyszy.
Wstrząsający opis poczynań policji żydowskiej w getcie zawarł we wspomnieniach
Barach Goldstein, w okresie przedwojennym organizator bojówek żydowskiego
Bundu. Pisał: Z poczuciem bólu wspominam żydowską policję, tę hańbę pół miliona
Żydów w warszawskim getcie (...) Żydowska
policja, kierowana przez ludzi z SS i żandarmów spadała na getto, jak banda
dzikich zwierząt (stali się mimowolnymi wykonawcami nakazów Endlosung,
wypracowanych przez rdzennego Żyda Heydricha! – przyp. Rog.). Każdego dnia, by
uratować własną skórę, każdy policjant żydowski przyprowadzał 7 osób, aby je
poświęcić na ołtarzu dyskryminacji. Przyprowadzał ze sobą kogokolwiek mógł
schwytać – przyjaciół, krewnych, nawet członków najbliższej rodziny. Byli
policjanci, którzy ofiarowywali swych własnych wiekowych rodziców z
usprawiedliwieniem, że ci i tak szybko umrą.
W
tych tragicznych latach, w odróżnieniu od hańbiących praktyk żydowskich
policjantów, Polacy ratowali z getta przede wszystkim dzieci. Prawdziwą heroiną
okazała się Irena Sendler, pielęgniarka-aryjka, która uratowała zza muru 2500
dzieci, przemycając je w trumnach i w workach na kartofle. Wszystkie te maluchy
znalazły bezpieczny azyl w aryjskich domach.
Inną
taką bohaterką była mieszkająca w Kalifornii Irena Odyka. Wiele mi opowiadano o
jej dokonaniu. Odyka pod samym nosem gestapo ukrywała i uratowała
kilkudziesięciu Żydów. I znalazł się sprawiedliwy rabin, który w wywiadzie
radiowym mówił o bohaterskiej Polce. To rabin Harold Schulweis (chętnie
udostępnię panu, panie Gross, jego adres), który powiedział: – W okresie
rosnącej polaryzacji, ksenofobicznego nacjonalizmu na świecie, przemocy i
egoizmu powstaje absolutna konieczność, by nasze dzieci poznały prawdziwych
moralnych bohaterów z krwi i kości, takich jak pani Odyka. Czy uczniowie szkół,
także młodzi Żydzi i młodzi parafianie spotkali się kiedykolwiek z tą dzielną
kobietą? Niechże dzieci okresu po holokauście zetkną się z dowodami na to, że
Boża iskra rozświetliła ciemność hitlerowskiej nocy.
W
tych tragicznych latach żydowskiej martyrologii, gdy Polacy ratowali Żydów w
miastach i wsiach (za co tylko w okupowanej Polsce groziła kara śmierci)
Ameryka, w której dziś zapuścił korzenie p. Gross, nie chciała przyjąć
transportu Żydów, płynącego z Europy. Zaraz po wojnie zilustrował to film
fabularny francuskiego reżysera Louisa Daquina „Pierwszy po Bogu”, opisujący
desperacką sytuację kapitana statku, który zatopił go u wybrzeża Ameryki, aby
zmusić władze tego kraju do ratowania i przejęcia Żydów, także polskich,
których na szlaku z Europy żaden kraj nie chciał przyjąć. W Europie groziła im
zagłada – może nawet w obozie w Auschwitz albo los palonych w stodole na
podobieństwo niemieckiej zbrodni w Jedwabnem.
Kuzynka
prezydenta Roosevelta Laura T. Delano zasłynęła w owym czasie dyskryminującym
komentarzem odnośnie ewentualnego przyjęcia dzieci żydowskich, oświadczając: –
Dwadzieścia tysięcy umorusanych maluchów w szybkim tempie wyrośnie na
dwadzieścia tysięcy paskudnych Żydów... W tym samym mniej więcej czasie
wspomniana Irena Sendler ratowała z warszawskiego getta umorusane, z racji
organicznej biedy żydowskie pacholęta (co pan na to, panie Gross?)
Po
wojnie Żydzi, często również ci bardziej znani, nie potrafili wyrazić
wdzięczności dla Polaków, którzy ratowali ich współplemieńców. Co gorsza,
oczerniali nas, nie szczędzili paszkwilanckich opowieści i komentarzy.
Wystarczy wspomnieć choćby polskiego Żyda, którego uratował od gułagu gen.
Anders, przyjmując do II Korpusu tworzonego z ZSRR. To Menahem Begin, przyszły
premier Izraela – w wojsku gen. Andersa kapral, który w Palestynie
zdezerterował z polskich szeregów, by włączyć się z podobnymi mu dezerterami w
akcje terrorystyczne przeciwko Brytyjczykom. Po wojnie w wywiadzie dla
holenderskiej tv powiedział: – Nigdy nie odwiedzę kraju mego urodzenia, Polski.
Wśród Polaków nie było zdrajców, walczyli przeciwko Niemcom. Lecz jeśli chodzi
o Żydów, kolaborowali z Niemcami. Spośród 30 milionów Polaków może stu pomagało
Żydom. Te dziesiątki tysięcy katolickich księży w Polsce nie uratowały żadnego
żydowskiego życia (sic!). Wszystkie obozy zagłady znajdowały się na polskiej
ziemi.
Autor
bestsellerowego „Malowanego ptaka” Jerzy Kosiński, ukrywany na polskiej wsi,
zawarł na kartach tej książki antypolskie oszczerstwa. Przybytkiem szczególnie
oszczerczego antypolonizmu jest Simon Wiesenthal Center w Los Angeles, noszący
właśnie imię tego polskiego Żyda, który przed wojną jadł polski chleb, mógł
swobodnie uprawiać religijne i kulturowe praktyki. Przez pewien czas związał
się nawet z polskim harcerstwem. Centrum grupuje ludzi o antypolskim
nastawieniu, tu odbywają się pokazy filmów o antypolskiej wymowie, na jego
stronach internetowych do niedawna znajdowało się blisko 60 antypolskich haseł.
Przed budynkiem widywałem Żydów rozdających ulotki o zniesławiających nas
treściach.
W
Simon Wiesenthal Center odbył się premierowy pokaz antypolskiego filmu „Z
piekła do piekła”, którego fabułą jest pogrom Żydów w Kielcach dokonany rzekomo
przez polską tłuszczę. Producentem hańbiącego nas obrazu był Artur Brauner,
mieszkający w Berlinie polski Żyd, uratowany w czasie wojny przez ukrywających
go polskich wieśniaków.
Wiesenthal
doskonale wiedział o antypolskiej postawie Centrum jego imienia w Los Angeles,
zapewne ją inspirował. Niewdzięczny również i za to, że w czasie wojny młodzi
akowcy uratowali jego żonę Cylę, przechowując ją wśród swoich, Wiesenthal, by
ratować życie, miał być agentem gestapo. O tę współpracę oskarżył go ni mniej,
ni więcej tylko kanclerz Austrii Bruno Kreisky, sam wyznania mojżeszowego. Fakt
godny refleksji. Również i nad tym, że w owym czasie, gdy niemieccy Żydzi
walczyli w szeregach armii, która podbiła Polskę i która utorowała drogę do
ludobójstwa Polaków, Żydów, Cyganów, to w owym czasie polscy chrześcijanie
spieszyli z pomocą zagrożonym żydowskim współobywatelom. I tak polskie
organizacje podziemne dostarczały tysiącom Żydów fałszywych dokumentów,
schronienia, opieki lekarskiej, żywności. Polscy lekarze, ryzykując życie
leczyli Żydów i ukrywali ich na specjalnych oddziałach szpitalnych. Polscy
księża dostarczali fałszywych aktów chrztu, które były pomocne przy
instalowaniu Żydów w bezpiecznych miejscach. Tak, panie Gross, to chlubne dla
nas fakty, które pan przemilcza, woląc nas szkalować i oczerniać, pomawiać o
współudział w holokauście. Bo to się dobrze sprzedaje! Szacuje się, że Polacy
uratowali od zagłady od 150 tysięcy do 250 tysięcy Żydów, w tym w samej
Warszawie ok. 28 tysięcy (tak, panie Gross!).
Naukowe
wyczyny książkowe p. Grossa (vide Jedwabne i najnowsza książka, w której
zarzuca nam zbrodnie popełniane na Żydach również po wojnie, mordowanie z
nienawiści – ze wskazaniem na rzekomo polskimi rękami dokonany pogrom w
Kielcach) są wypadkową wszechobecnej wśród żydowskiej społeczności, szczególnie
za oceanem, antypolskiej fobii.
Wystarczy
zajrzeć choćby na karty książki (w Ameryce to bestseller!) Alana Dershowitza
pt. “In Search of Jewish Identity for the
Next Century”. Według tego
autora, instytucjonalny antysemityzm,
obok Niemców, Kościoła katolickiego, Harvard University, krzepią również
Polacy. W jego poprzedniej książce „Hucpa” (1991), którą ktoś dla mnie
wypożyczył w bibliotece Simon Wiesenthal Center mogłem przeczytać, że to
właśnie Polska stanowi szczególnie groźną, wściekłą kombinację antysemityzmu,
zarówno religijnego, jak i rasowego, który tam wcześnie zapuścił korzenie. Dershowitz jako przykład
uzmysławiający jego oszczerczą teorię przytacza karygodne rozpasanie
wymienionych z nazwiska dzikich antysemitów w szatach duchownych – księdza
prymasa Glempa i ks. Jankowskiego (sic!)...
Aby
uzmysłowić, jak głęboko sięgają korzenie polskiego antysemityzmu, Dershowitz w
innym miejscu książki posługuje się cytowaniem historycznej rozmowy z
prezydentem USA Woodrowem Wilsonem czołowego polskiego antysemity... Ignacego
Paderewskiego. Oto treść rzekomej pogawędki: Paderewski, premier Polski po l wojnie światowej dyskutował nad
przyszłością swego kraju z prezydentem Wilsonem. „Jeśli nasze żądania nie
zostaną wysłuchane przy stole konferencyjnym” – stwierdził Paderewski – „przewiduję
poważne problemy w moim kraju. Nasi obywatele będą tym tak poirytowani, że
wielu z nich wyjdzie na ulice i będzie masakrowało Żydów”. Na to dictum Wilson
zapytał: „A co się stanie, jeśli wasze żądania zostaną spełnione?”. Paderewski:
„Wówczas moi rodacy będą tak szczęśliwi, że kiedy się zupełnie upiją, wyjdą na
ulice i będą masakrować Żydów” (s. 78-79).
Oczywiście
próżno by szukać tego nikczemnego, obraźliwego cytatu, potwierdzającego
prawdziwość takiej rozmowy. Bo Paderewski nigdy by czegoś podobnego nie
powiedział. To było naruszenie jego godności i oszczercze ośmieszenie i
poniżenie Polaków.
Pan
Gross może obficie czerpać inspirację także z antypolskich filmów
dokumentalnych, jak „Shoach”, „Shtetl” czy fabularnych, jak „Lista Schindlera”
albo wspomniany obraz „Z piekła do piekła”. Książka Grossa, wykwit ślepej
nienawiści do polskości, tchnące wściekłym antypolonizmem, są kolejnym
przykładem jego oszołomstwa odnoszonego do Polski i do Polaków. Czy to casus z
pogranicza psychiatrii? Nawiązując do „Sąsiadów”,
jeden z warszawskich publicystów napisał: Niewykluczone, że Jana Tomasza
Grossa należy położyć na kozetce. Cóż, niechże tam poleży, ale w międzyczasie
najnowsza jego książka pogłębia wielce niekorzystny wizerunek Polski na świecie
tak uporczywie lansowany przez żydowskie lobby. Roszczenia pójdą w górę!
Na
wstępie artykułu proponuję p. Grossowi, by wykazał straceńczą odwagę i wziął na
warsztat historię wkładu Żydów jako inspiratorów i sprawców tragedii holokaustu
tych współplemieńców w hitlerowskich mundurach, którzy wierni führerowi,
realizując posłusznie nakazy ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej,
doprowadzili do tragedii Żydów w Auschwitz i innych obozach zagłady. Którzy
pośrednio sprawili, że nawet niewielkie terytorialnie Jedwabne było miejscem
niemieckiej zbrodni ludobójstwa. A na zatrważająco wielką skalę – niemieckie
obozy koncentracyjne rozsiane w podbitej Europie. Pod piórem Jana Tomasza
Grossa mogłaby powstać książkowa epopeja ze stemplem żydowskiej hańby domowej.”
* * *
Z kolei Leopold Witkowski pisał: „1 lipca 1914 roku Niemcy
przystąpiły do I wojny światowej wypowiadając ją Rosji i Francji. Żydzi
uważali, że zwycięstwo Niemców przyniesie wielkie korzyści, zlikwiduje
antyżydowskie nastroje w Niemczech i zakończy zły los biednych Żydów w Rosji.
Żydostwo polskie i całej Europy udzieliło im poparcia. W Rotterdamie 80 rabinów
podpisało odezwę, która głosiła: Niemcy nie są wrogiem Żydów, lecz ich jedynym
wiernym przyjacielem i protektorem.
Tylko
w Niemczech, Austrii i Turcji Żydzi się cieszą pełnią praw. Niemcy są prawdziwą
twierdzą judaizmu, jeśli one będą rozbite i zrujnowane pod względem
ekonomicznym, w takim razie żydostwo międzynarodowe utraci to, co zdobyło w
ciągu stulecia. Korzystny interes można robić tylko tam, gdzie ludność jest
zamożna. Żydzi przewidzieli, że Niemcy wojnę wygrają, jako zwycięzcy obiecują
Żydom stworzyć samodzielne państwo żydowskie z obszarem przewyższającym obszar
Francji. Rząd niemiecki zobowiązał się stworzyć niezależne państwo żydowskie i
gwarantuje mu swój protektorat wojskowy. Zobowiązanie podpisał przyjaciel
cesarza Wilhelma, Żyd Ballin, kierownik niemieckich linii transoceanicznych. Co
się stało, chyba wszyscy wiemy. Żydzi nieomal wszędzie w tym czasie łączyli się
z wrogami Polski. W zajętym przez bolszewików Wilnie, Żydzi byli warstwą
rządzącą, gdy wojsko polskie w kwietniu 1919 r. wyzwoliło Wilno, Żydzi zbrojnie
wystąpił przeciwko Polakom, strzelając z okien i dachów, rzucając stamtąd
granaty. W Pińsku oddział składający się z samych Żydów zaatakował polski
patrol wojskowy. W Zamościu oddział składający się tylko z Żydów opanował
miasto, które wkrótce zostało odbite przez Polaków. We Lwowie powstała milicja
żydowska, dowodzona przez Żyda, kpt. Eislera. Ta milicja opowiedziała się po
stronie ukraińskiej i walczyła z obrońcami Lwowa. Ukraińcy odwdzięczyli się im
ludobójstwem w 1942 i 1943 r. W czasie Powstania Wielkopolskiego Żydzi w
Poznaniu wspierali bojówki niemieckie – wśród zabitych byli Żydzi, którzy
oskarżali Polaków o mord. Jak wiadomo, Żydzi amerykańscy: Jakub Schiff (on
finansował przewrót bolszewicki w Rosji), Cohen, Frankfurter, Szapir i Mary
Sinkowicz zastrzegli się 28 maja 1919 r. telegraficznie wobec prezydenta USA
Wilsona, by nie oddał Śląska Polsce bez plebiscytu. Wilson posłuchał, Żydzi też
poruszyli cały świat, by nie dopuścić do połączenia Wileńszczyzny z Polską. Po
I wojnie światowej wydana została praca o plebiscycie Górnego Śląska. – R.
Yegel stwierdza, że plebiscyt zamiast przyznania w całości obszaru Śląska
Polsce – Niemcy zawdzięczają rabinom żydowskim, którzy za pośrednictwem lóż
masońskich wpłynęli decydująco na prezydenta USA i premiera Wielkiej Brytanii w
sprawie plebiscytu. Ingerencja żydowska w sprawy polskie nie miała końca. Jedną
z bardzo znamiennych było zmuszenie premiera Polski, W. Grabskiego na
Konferencji Alianckiej w Belgii do podpisania wielu upokarzających warunków, a
jednym z nich było przyjęcie linii Curzona, jako przyszłej granicy polskiej na
wschodzie. Lwów znajdował się po stronie polskiej. Bolszewicy nigdy go nie
zdobyli – w 1920 roku.
Brytyjczycy
11 maja wysłali do Moskwy telegram w sprawie linii Curzona, w którym nie
przedstawiają ustalonej linii zgodnej z przebiegiem frontu, ale podają, że Lwów
znajduje się po stronie sowieckiej. O czym nie było mowy w dokumencie
podpisanym przez Grabskiego. Byt to tak zwany „błąd”, którego Brytyjczycy nigdy
nie sprostowali, a który oddał Sowietom Galicję Wschodnią, która nigdy nie
należała do państwa rosyjskiego. W dokumentach archiwalnych znaleziono
memorandum po śmierci Lioyda Georgea – jego doradcy sir Lewisa Narniera
Bernsteina, galicyjskiego Żyda. Była to więc dywersyjna propozycja, która
odzwierciedla „błąd” – między Galicją Wschodnią i Galicją Zachodnią ta
sfałszowana linia Curzona stała się podstawą polskiej granicy narzuconej przez
Stalina, nieco zmodyfikowana po 1944 r. Dzięki jeszcze jednemu Żydowi
angielskiemu, Polska pozbyła się jednego z największych miast RP Semper Fidelis,
grodu Lwa, miasta Lwowa i ziemi lwowskiej. „Wasze miasta i ulice, nasze
interesy, kamienice”. Dlaczego tak? Bo 10%, jaki stanowili Żydzi w Polsce,
posiadało aż 50% polskiego majątku. Czy tak jest dzisiaj? Prawdopodobnie nic
się nie zmieniło, tylko Żydzi na rozkaz Jakuba Bermana, sekretarza stanu Rady
Ministrów i członka Biura Politycznego PPR, członka Tymczasowego Rządu Jedności
Narodowej, zmienili swoje żydowskie nazwiska na polskie, aby w ten sposób
zatajać swoje żydowskie pochodzenie i w ten sposób oszukiwać Polaków. Kiedy J.
Berman odszedł w zaświaty, nie pozostała pustka. –Pozostał syn jego, Marek
Borowski i inni. Na podstawie układu niemiecko-sowieckiego z dnia 28 września
1939 r. ziemie polskie zostały podzielone między najeźdźców – Niemcy zajęli
188,7 tys. km kw. (48,4%) z 22,140,00 ludności, ZSRR 201 tys. km kw. (51,6%) z
13,199,000 ludności. W czasie od lipca 1941 r. do lutego 1944 r. całość ziem
polskich była okupowana przez Niemców. Od lutego 1944 r. do marca 1945 r.
ziemie II RP stopniowo przechodziły pod okupację sowiecką.
W 1939
r. mieszkało w Polsce 3,5 miliona Żydów, czyli 85% całego europejskiego
żydostwa. Z tego 2,8 milionów uległo zagładzie. 2 miliony w obozach
natychmiastowej zagłady i obozach koncentracyjnych, 500 tys. w gettach i
obozach pracy, pozostali to ofiary grup operacyjnych, „Einsatztruppen”. Do ZSRR
wywieziono 450 tys. Żydów.
Po
wojnie w innych krajach znalazło się 110 tys. Żydów, w Polsce 225 tys. – 240
tys. Należy przyjąć, że wywózkom poddano większą część ludności żydowskiej,
zamieszkującą ziemie polskie. Od 22 lipca 1942 do 13 września 1942 r. Niemcy
wywieźli do obozu zagłady w Treblince 310 tys. Żydów. W 1943 r. do Treblinki wywieziono
następnych 60 tys. Żydów, razem jak twierdzą inni historycy w Treblince
zagazowano 800 tys. Żydów. Wiadomości, które czytelnik znajdzie w ciekawym
artykule pochodzą od osoby chyba najbardziej zorientowanej i posiadającej
największą wiedzę o stosunkach i życiu Żydów w Polsce. Magister płk. Tadeusz
Bednarczyk „Bednarz”, był to jedyny Polak, który przebywał codziennie w getcie
warszawskim aż do 18 kwietnia 1943 r. Ostatni raz był tam nocą z 30 kwietnia na
1 maja 1943 r. dostarczając amunicję walczącym powstańcom w getcie. W styczniu
1940 r. zostaje w Komendzie Głównej Organizacji Wojskowej, powołanej we
wrześniu 1939 r. przez gen. Sikorskiego, kierownikiem Wydziału do Spraw
Mniejszości Narodowej i Pomocy Żydom. Jest to więc najbardziej kompetentna
osoba, jeżeli chodzi o sprawy żydowskie w tych tragicznych dla Polski czasach.
Oto
co pisze mgr T. Bednarczyk w uzupełnieniu do książki „Życie codzienne
warszawskiego getta” – „Żydzi polscy dzisiaj”. We wrześniu 1939 r. Niemcy
zakazali Żydom wstępu do kawiarni, restauracji. Cofnięto też koncesję
dorożkarzom, których w Warszawie było bardzo dużo. Naiwni, złośliwi Żydzi,
którzy z reguły nienawidzili Polaków, twierdzili, że mury getta będą bronić ich
przed polskim antysemityzmem. W dystrykcie warszawskim powołano w 1940 r. getta
terenowe: w Jadowie, Radzyminie, Mińsku Mazowieckim. Węgrowie, Legionowie, Wołominie,
Pruszkowie, Garwolinie, Parysowie, Sierpcu, Żelechowie. Jak z tego wynika,
Warszawa była otoczona wieńcem ludności żydowskiej, żyjącej z miasta Warszawy,
której ilość przekroczyła liczbę 400 tys. osób. Po paru miesiącach większość
tych gett została zlikwidowana, a ich mieszkańców pochłonęło 6 gett. 150 tys.
osób przesiedlono do miasta Warszawy w początkach 1941 r.
W
sklepach w tym czasie skasowano policyjnie takie towary luksusowe jak sardynki,
ciastka, czekoladę, koniaki (na ulicach umierali głodni ludzie). Getto
Warszawskie w latach 1940-1941 żywności przydziałowej co miesiąc kupowało za
1,8 miliona złotych. Żywności szmuglowanej kupowało za ponad 40 milionów
złotych. Ale na to getto musiało zarobić swoją wytwórczością. W maju 1941 r.
Niemcy wydali zezwolenie na otwarcie bożnic, a w czasie od maja do lipca 1941 r.
teatrów, bibliotek, księgami. Rozwiązane w lipcu 1940 r. stowarzyszenia
społeczne i dobroczynne, w czerwcu 1941 r. przeorganizowały się w Żydowskie
Towarzystwo Opieki Społecznej Ż.T.O.S. i rozpoczęło działalność.
Wielką
ciekawostką było to, że 22 kwietnia 1942 r. przywieziono do getta dziesięciu
Cyganów wraz z ich królem Kwiekiem! Zaskakującą rzeczą jest to, że Niemcy
sprawdzali paszporty Żydom na rzekomy wyjazd do Argentyny i Urugwaju – był
olbrzymi tłok w hotelu „Terminus” na ulicy Chmielnej 28, to samo było w hotelu
Polskim. Liczono po 300.000 zł od głowy lub w walutach obcych. Ci zginęli w
Oświęcimiu, Brzezince, natomiast emigranci do Palestyny znaleźli się w Bergen
Belsen i tych ocaliło wojsko amerykańskie.
Żydzi
w tym czasie wślizgnęli się w AK, by szpiegować dla Niemców. Tu autor dodaje,
że Just Regina była właścicielką kabaretu. To ułatwiało jej szpiegostwo wśród
pijanych klientów – była ona też kochanką mjr. Karniaka z Gestapo. Langier był
natomiast współpracownikiem szefa propagandy dystryktu i zbierał materiały
propagandowe do gazet żydowskich. Nauss pracował w ważnej placówce
szpiegowskiej u biznesmana G. Bindera – zastrzelono go w 1943 r. Był bardzo
szkodliwy. Pelcówna i Bikowna były agentkami Gestapo! Niemieckie działania
eksterminacyjne przeciw Żydom zaczęto dopiero bardzo szeroko stosować od połowy
roku 1942 – dla nich to rozbudowano specjalnie podobóz oświęcimski – Brzezinkę,
obok innych obozów. Pamiętajmy, że Oświęcim był głównie obozem dla Polaków od
roku 1940. Dla Żydów Brzezinka. Zbrodniczym było postępowanie Żydów
współpracujących z Niemcami, szczególnie policji porządkowej gett i Gestapo żydowskiego
liczących w sumie 40.000 ludzi. Do Gestapo żydowskiego Niemcy rekrutowali
młodych, pozbawionych jakichkolwiek skrupułów Żydów. Byli oni skoszarowani poza
gettem, dostawali znaczne przydziały żywności – mogli swobodnie poruszać się.
Ich zadaniem było wyszukiwanie ukrywających się Żydów. Część tych gestapowców
zginęła z wyroków sądów „Podziemia”.
Największy hurtowy morderca Żydów w Europie Adolf
Eichmann, stuprocentowy Żyd, urodził się w Austrii w Solingen 19 marca 1906 roku. Jego
ojciec był dyrektorem fabryki elektrotechnicznych wyrobów. W 1931 r. wstąpił do
austriackiej partii
nazistowskiej. W roku 1933 uciekł do Niemiec i zapisał się do faszystowskiej
partii Niemiec. Jego nr SS – 45.326, AW NSDAP No. 899.895. Sierżantem został w roku 1934. W 1939 r. zostaje porucznikiem (Untesturmführer) SS i
referentem SD w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy. Był to referat
żydowski. Brał udział w
wysiedleniu Żydów i ich emigracji, którą Eichmann przypisywał sobie, aż 500.000
Żydów z Niemiec i Austrii do Palestyny. Pozostały ogół Żydów stał się niewolnikami SS. Darmowymi
pracownikami wynajmowanymi za opłatą przez duże firmy przemysłowe. Nad tymi
sprawami czuwał Eichmann i działał w charakterze pełnomocnika dla spraw
żydowskich, jako kierownik referatu żydowskiego IV-B4 w RSHA! Styl szykanowania
i maltretowania Żydów radykalnie uległ zmianie po wypowiedzeniu Niemcom wojny
przez USA i po napaści Niemców na ZSRR. Zaczęło się mordowanie Żydów na
terenach zajętych.
Hitler
uznał, że to właśnie Żydzi w USA wypowiedzieli mu wojnę, a Żydzi w ZSRR byli
winni tej wojny. Trzeba ich zniszczyć doszczętnie. Dnia 20 styczna 1942 roku
zwołano konferencję w Berlinie – Am grossen Wannessee 56, na której zapadła
decyzja Endloesung, czyli unicestwienia wszystkich Żydów – to właśnie
zainicjowało mordy Żydów w całej Europie. To właśnie po tej konferencji
przewodniczący jej Heydrich, szef SD, wydał Eichmannowi rozkaz wprowadzenia w
życie „Endloesung Judenfrage”. W latach 1940-1942 Eichmann rozwijał plany
szykan, a następnie mordów Żydów w całej Europie. Głównym jego agentem w
Teresinie był syjonista Murmelstein – uczestnik hitlerowskich zbrodni w Wiedniu,
Francji, w Polsce i Generalnym Gubernatorstwie.
Najbardziej
zbrodniczy „Judenrat” był we Lwowie. Kierowany przez Żydów oraz zbrodniarza
syjonistę Kempfa, starszego obozu janowskiego. Oni to grabili i mordowali
swoich braci. 750 policjantów żydowskich wysyłało biedotę od razu na śmierć;
spokojnie żyli tylko rabini i zamożni Żydzi. Rabini rozgrzeszali te zbrodnie i
nawoływali do współpracy z Niemcami.
Dnia
4 marca 1942 roku Eichmann rozkazał, aby wszyscy Żydzi w Europie nosili opaski
z gwiazdą Dawida – Generalne Gubernatorstwo opaski z gwiazdą Dawida noszono od
grudnia 1939 r. Rozkaz do wprowadzenia Endloesung wydał Heydrichowi marszałek
Goering – chodziło głównie o Żydów na terenach zabranych ZSRR, czyli wschodnich
ziem II RP. Na terenie GG w pierwszej kolejce wszczęto ewakuację Żydów do
obozów zagłady, w celu zagazowania, nad którego urządzeniami czuwał mistrz
Eichmann. On też wykonywał wszystkie zarządzenia od Heydricha. Główne miejsce
mordu Żydów wybrał sam Himmler (pół-Żyd). To Oświęcim. On też wydawał
instrukcje wykonawcze komendantowi tego obozu, Hoessowi. Eichmann czuwał nad
zachowaniem tajemnicy oraz udoskonaleniem metod tego mordu. Niemcy przeszli od
mało wydajnego gazu spalinowego do cyklonu „B”, wynalezionego przez Żyda.
Oświęcim-Auschwitz Brzezinka i inne obozy zagłady zbierały olbrzymie łupy: w
pieniądzach, kosztownościach, złotych zębach zrabowanych Żydom, którzy
stanowili 75% obozu liczącego 1 milion osób, Polaków, Cyganów i innych.
Eichmann twierdził zawsze, że nikogo nie zabił, że dzieciom idącym do komór
garowych kazał dawać czekoladki, aby się nie lękały.
Awansowany
zaledwie do podpułkownika SS Eichmann chciał uratować podobno 800 tys.
węgierskich Żydów, ale Zachód odmówił ich przyjęcia. Miała to być transakcja:
10 tys. samochodów ciężarowych plus kilka ton kawy, herbaty, mydła i
delikatesów za tych ludzi. Żeby to uwiarygodnić wypuścili do Szwajcarii 1,2
tys. Żydów wraz z agentem Keslorem, późniejszym posłem do Knessetu, niestety
zastrzelonym jako kolaborant. Bogaci i wpływowi Żydzi w USA nie chcieli pomóc
swoim rodakom, mimo kilkakrotnych apeli gen. Sikorskiego. Nie udzielali żadnej
pomocy biednym braciom, bo chcieli, by ci biedacy ze Wschodniej Europy
wyginęli, by więcej nie żebrali o pomoc i tym ich nie kompromitowali. Zachód
wydał ich na śmierć w końcu roku 1942. Kiedy już wyginęło 80% motłochu, bogaci
Żydzi Ameryki zaczęli słać pomoc dolarową. Po skończonej wojnie, Żydzi
zarzucali (i robią to do dzisiaj), że Polacy im absolutnie nie pomagali, a
przecież o tej pomocy można pisać tomy książek.
Jak
twierdzi mgr płk T. Bednarczyk, nie tylko Eichmann bardzo gorliwie wysługiwał
się Hitlerowi – setki tysięcy Żydów służyło ochoczo w wojsku niemieckim, grube
tysiące ich gryzie ziemię całej Europy. Padli w obronie Hitlera. A oto
Żydzi-hitlerowcy lub pół-Żydzi: Goering, Hoess, Jordan, gen. Bach-Zelewski,
marszałek lotnictwa Milch, Himmler, Ribbentrop, Lex, Rosenberg, Strasser,
Frank, Globocnik, Gauss, Kube, Canaris, Eichmann – działali antysemicko, by
zatrzeć swoje żydowskie pochodzenie. Od Hitlera otrzymywali Żydzi status
aryjczyka na czas wojny, do zweryfikowania po wojnie – według zasług. To
właśnie ci Żydzi zabijali dla Hitlera.
Ale
cicho jest na temat kolaboracji, ludobójstwa, wrednej propagandy, zajętej tylko
opluwaniem Polaków, którzy uratowali ponad 400 tys. Żydów – płacąc za to
okropną cenę – 200 tys. Polaków rozstrzelanych za ten chrześcijański dar
pomocy. Żydzi w armii niemieckiej byli na różnych szczeblach dowodzenia i różny
był ich udział w ludobójstwie – tak na przykład marszałek Milch, dowódca floty
powietrznej, już był masowym ludobójcą. Ci Żydzi nie byli pociągnięci do
jakiejkolwiek odpowiedzialności za udział w zbrodniach. Marszalek Milch był
zastępcą Goeringa, był sądzony w Norymberdze. Wśród Żydów, wysługujących się
Hitlerowi i III Rzeszy było 2 marszałków, 10 generałów, setka pułkowników oraz
tysiące oficerów niższych szarż. Inwazja sowiecka na wschodnie ziemie II RP
spotkała się z entuzjastycznym poparciem społeczności żydowskiej,
zamieszkującej licznie te ziemie. Żydzi w sposób jednoznaczny i zdecydowany
wystąpili przeciwko państwu i narodowi polskiemu, potępili polski patriotyzm,
zerwali wszystkie więzy z polskością i ogłosili się obywatelami nowej,
sowieckiej ojczyzny. Żydzi tam jeszcze przed wkroczeniem bolszewików na
wschodnie ziemie RP, tworzyli już Czerwoną Milicję i wspólnie z Czerwoną Armią
zbrojnie występowali przeciwko instytucjom państwowym II RP i mniejszym
oddziałom polskiego wojska, wywoływali bunty, mordowali żołnierzy polskich i urzędników,
a nawet posunęli się tak daleko, że, jak tylko była możliwość, to w imieniu
Sowietów przejmowali władzę.
Żydzi
na Kresach Wschodnich II RP stali się warstwą bardzo uprzywilejowaną wśród
innych narodowości – była to jednak pewna tolerancja ZSRR. Nadużywanie przez
Żydów władzy im danej, bezkarność za zbrodnie popełnione na Polakach, po pewnym
czasie skończyły się. Po kilku miesiącach bolszewicy przystąpili do wywózki
Żydów na wschód ZSRR z dwóch przyczyn: pierwsza była to zemsta za masowe
zgłaszanie się Żydów do powrotu na ziemie zagarnięte przez Niemców, bowiem
wiele tysięcy ich stamtąd uciekło – drugie: jako przeciwdziałanie spekulacji, z
którą Sowieci u siebie prowadzili bezwzględną walkę. Przywileje zachowano w
odniesieniu do żydowskich elit przygotowujących grunt pod utworzenie
satelickiego państwa jako pomoc w rozprawieniu się z Polakami.
Po
ustanowieniu przez Sowietów okupacji na Wschodnich Ziemiach II RP, Żydzi
stanowili podstawę administracji obsadzając 75 do 95% jej stanowisk, oraz
bardzo poważny procent niższych warstw aparatu terroru. W pełni oni włączyli
się w proces niszczenia polskości i budowania stalinowskiego imperium zła.
Rabowali polskie mienie, organizowali obławy i łapanki na ukrywających się
polskich oficerów i żołnierzy, sporządzali listy Polaków przeznaczonych do
aresztowania oraz rejestry przygotowanych do masowych wywózek na Sybir. W
sowietyzacji Kresów Wschodnich II RP w latach 1939-41 wybitnie ponurą rolę
odegrały 3 żydowskie skupiska inteligencji: we Lwowie, w Białymstoku i Mińsku.
Oto zadania jakie spełniały: 1. przeprowadzały na większą skalę depolonizację
kultury; 2. przygotowywały modele przyszłej sowieckiej republiki satelickiej na
ziemiach polskich wraz z zawiązkiem przyszłej elity władzy; 3. na ziemiach
podbitych wypracowały podstawowe wzorce realizacji stalinowskiej wizji „Homo
Soveticus” – „Nowego człowieka”. Wiadomym jest, że jedyną cudzoziemską
jednostką wojskową, która wkroczyła w mundurach niemieckich do Polski i wraz z
Niemcami dokonała agresji na Polskę był Legion Ukraiński pod wodzą Romana
Suszki. Jego to legionerzy rabowali ludność żydowską, zwłaszcza na terenie
Sambora.
Dnia
22 czerwca 1941 r. Niemcy w swoim pochodzie na wschód przekroczyli granicę
sowiecką i zapoczątkowali swój holocaust, który dzielili z Ukraińcami. Od
chwili wkroczenia hitlerowców do okupowanej przez bolszewików Małopolski
Wschodniej i na Wołyń, Żydzi polscy stali się tymi, których i Niemcy i Ukraińcy
zaczęli prześladować i represjonować, tak jak nigdy przedtem w tysiącletniej
ich historii.
Okupant
niemiecki ukraińskim faszystom powierzył realizowanie na Podolu i Wołyniu w
stosunku do Żydów Ustawy Norymberskiej z 15 września 1935 r. To oznaczało
wyjęcie Żydów spod wszelkiej ochrony prawnej. Był to początek akcji zbiorowego
mordowania Żydów na terenach zdobytych przez Niemców w wojnie z ZSRR. W akcji
tej uczestniczyły obydwie frakcje OUN, melnikowcy i banderowcy. Im to Niemcy
powierzyli najbrudniejszą robotę, bowiem do nich Niemcy mieli tylko zaufanie,
na co wskazywała ich antysemicka tradycja ukraińska.
Do
Równego Niemcy wkroczyli w pierwszym dniu wojny 22 czerwca 1941 r. Natychmiast
zarządzili oznakowanie Żydów i zakaz chodzenia chodnikami, wyłącznie jezdnią.
Musieli przypiąć żółte łaty i kłaniać się Niemcom i Ukraińcom z administracji i
policjantom. Zginęło dużo Żydów, strzelano do nich na ulicy. Strzelali Niemcy,
policjanci ukraińscy, organizacje paramilitarne ukraińskie. Przewodził im Taras
Bulba Borowiec.
6
listopada 1941 roku w Równem nastąpiła masakra Żydów. Brała w niej udział
policja z batalionów ukraińskich nacjonalistów „Nachtigall” i „Roland”, „Dun” –
czyli drużyny ukraińskich nacjonalistów. Dali oni początek UPA. W Sosenkach pod
Równem czekały już wykopane przez jeńców sowieckich podłużne olbrzymie rowy,
doły. Stał tam zmotoryzowany oddział SS i sotnia ukraińskich policjantów w
niemieckich mundurach (członkowie Kurenia Konowalca RP – E.P.), kilka wozów
pancernych na gąsienicach oraz kilka lekkich czołgów.
Zebranym
Żydom kazano się rozbierać do naga, tym co nie robili tego zbyt szybko, zdzierano
odzież. Robili to ukraińscy policjanci, przy tym bili i kopali swoje ofiary.
Nadzy ludzie bici nahajami i kolbami karabinów szli wzdłuż podwójnego szpaleru.
Męczarnie kończyły się nad dołem serią lub strzałem w plecy ukraińskich
policjantów. Był to bardzo powolny proces egzekucji. Niemcy postanowili ten
proces przyspieszyć. Ukraińska policja zaczęła spędzać Żydów w mniejsze grupy i
zmuszać Żydów krzykami i biciem do kładzenia się jeden przy drugim. Nawet w
dwóch warstwach już w dole. Kiedy Żydzi się już ułożyli – wzdłuż rowu-dołu szli
Niemcy i ukraińscy schutzmani i siekli gęsto seriami z broni maszynowej. Małe
dzieci Ukraińcy spychali butami do dołów, a następnie rzucali granaty. Gdy dół
był już pełny, ugniatano 2-metrową warstwę trupów i półżywych Żydów wozami
gąsienicowymi!
Egzekucja
rozpoczęła się o 2.00 i trwała do rana następnego dnia. Cały teren był
oświetlony za pomocą polowej elektrowni. Wtedy właśnie w Równem na Wołyniu w
kilkanaście godzin wymordowano około 18.320 Żydów. Współmordercami byli
ukraińscy policjanci oraz cywile z ukraińskiej administracji na służbie
niemieckiej. Masakra ta miała miejsce przed stworzeniem getta rówieńskiego,
które powstało w pierwszej połowie roku 1942. W Równem były 3 miejsca masowych
egzekucji: Sosenki, Basowy Kąt i ulica Biała.
Dnia
15 lipca 1942 r. na ulicy Białej odbył się końcowy akt eksterminacji 5000
Żydów, których wywieziono do lasów Aleksandryjskich, gdzie ukraińscy schutzmani
ich wymordowali. We Lwowie „Nachtigall” oraz policja ukraińska zamordowała wg
prof. A. Nordena w dniach od 1 do 6 lipca 1941 r., 3000 Żydów i Polaków. W
lipcu 1941 r. w Stanisławowie rozstrzelano 250 Żydów i Polaków, w sierpniu 1941
r., 2855 Żydów i Polaków padło ofiarą mordu w tym mieście, a dwa tygodnie po
tym 8000 wymordowano w Mariupolu. Tam wymordowano wszystkich Żydów. A
mieszkania ich zajęło wojsko. Miłość ukraińskich nacjonalistów do Hitlera
Ukraińcy wyrażali hasłem: „Serce dziewczynie – dusza Hitlerowi”.
31
lipca 1941 r. w Złoczowie bardzo obficie lala się krew żydowska. W dołach głębokich
na 5 m ,
szerokości 20 m
leżało 80 Żydów. Jęki i krzyki dzieci i kobiet, wybuchy rzucanych granatów. Za
rowami czekało na egzekucję wiele setek ludzi. Granaty do rowu rzucali
banderowcy, aby dać dowód swej godności do bycia sojusznikiem Niemiec. Po
wkroczeniu do Brzeżan Niemców w grudniu 1941, Niemcy zażądali od Judenratu
wyznaczenia 1500 Żydów na wysiedlenie do Podhajec. – Judenrat wyznaczył samych
biednych Żydów, których wsadzano na furmanki i zawieziono na skraj lasu przed
Litiatynem i tam ich rozstrzelano. Takie egzekucje odbywały się często. Niemcy
stworzyli Judenrat nie po to, aby Żydom pomagać i zabezpieczać, ale po to, by
Żydów zniszczyć. Ażeby Żydów zniszczyć, do tego trzeba mieć Żydów, tak
twierdził Hitler. Było to więc najlepsze narzędzie do niszczenia Żydów.
W
Lubomlu, małym miasteczku na Wołyniu, ukraińscy policjanci ze względu na
żydowski opór i śmierć „naganiacza” wymordowali całą ludność Kostopola w
październiku 1942 r. Historyczny Ostróg nad Horyniem to dawna siedziba i olbrzymi
zamek książąt Ostrogskich, w połowie był zamieszkały przez Żydów. W końcu
sierpnia 1941 r. do miasta przybyła policja ukraińska wraz z żołnierzami
niemieckimi i obstawiła wszystkie wyloty z miasta. W operacji brało udział 150
żołnierzy niemieckich i 300 ukraińskich. Policjanci wyciągali Żydów z domów bez
względu na wiek i płeć. Pędzono ich gromadami do środka miasta, a stamtąd w
kierunku targowicy na Nowym Mieście. Spędzono około 8000 Żydów. Łapano Polaków
i Ukraińców do kopania dołów śmierci, wystraszony tłum naganiacze pchali za
rzekę Wilię – tu jeden Niemiec odczytał w imieniu Rzeszy zarzuty i potępienia
stawiane światowemu żydostwu. To samo zrobił ukraiński policjant po ukraińsku i
stwierdził, że Żydzi zgromadzeni na placu są skazani na śmierć.
Żydom
kazano zdjąć marynarki i spodnie i kazano je oddawać. Grupami po 30-40 osób,
Żydzi stawali nad dołami zawodząc okropnie. Mężczyźni, kobiety, starcy, dzieci,
matki z niemowlakami. Na dany znak serie kul z broni maszynowej kładły rząd
stojących nad dołem skazańców. Większość leciała na dno dołu, resztę ukraińscy
policjanci spychali i układali trupy warstwami. Ukraińscy policjanci dobijali
konających. W tym dole pogrzebano 800 trupów. Resztę getta wymordowano w ciągu
roku, to jest do końca 1942 r. Ukraińcy za złapanego Żyda wówczas dostawali
kilogram soli.
Współpraca
Ukraińców z Niemcami w mordowaniu była bardzo efektywna, tak też było w czasie
mordu 300 Żydów w Łucku 30 czerwca 1941 r. 2 lipca 1941 r. znaleziono 10
wehrmachciarzy zamordowanych. W rewanżu pluton policji ukraińskiej i pluton SS
zastrzelił 1160 Żydów. 732 Żydów i 225 Żydówek, łącznie 951 osób 4 sierpnia
1941 r. rozstrzelano w Ostrogu. 3 lipca 1941 r. Ukraińcy największy pogrom
Żydów przeprowadzili w Krzemieńcu w pierwszych godzinach po wycofaniu, a raczej
po ucieczce bolszewików. Podobny pogrom miał miejsce we Lwowie. W Łucku na
Wołyniu wymordowano 42 tys. Żydów – trwało tam w tym czasie powstanie zbrojne w
wielu gettach. Żydzi w obronie honoru i godności chwycili za broń – bowiem nie
chcieli być pędzeni
na rzeź niemiecko-ukraińską jak bydło.
W
Beresteczku Żydzi broniąc się śpiewali „Jeszcze Polska nie zginęła”. Żeby ich
wymordować Niemcy sprowadzili 50 gestapowców z ciężką bronią maszynową i
miotaczami ognia. Gubernator okupowanej Polski 15 października 1941 r. wydał
rozporządzenie, które głosiło: „Żydzi bez upoważnienia opuszczając wyznaczone
im dzielnice podlegają karze śmierci – tej samej karze podlegają osoby, które
takim Żydom świadomie dają kryjówkę”.
W
Małopolsce Żydów mordowano prawie rok dłużej niż na Wołyniu. Czarna ukraińska
policja trwała do końca okupacji niemieckiej. W Bełżcu był obóz zagłady Żydów,
obok Sobiboru był to jeden z największych „młynów” śmierci. Możliwość
mordowania 15000 osób dziennie. Do dyspozycji miał 6 komór gazowych. W Bełżcu
poza Żydami zginęło ponad 1000 Polaków ze Lwowa i okolic, przeważnie za
udzielanie pomocy Żydom. Na czele obozu w Sobiborze stanął Stangl – załogę
stanowiło 30 Niemców i 150 nacjonalistów ukraińskich. Na czele obozu w Bełżcu
stał SS Haupsturmfuhrer Gustaw Wisch – załogę stanowiło 30 Niemców i 100
nacjonalistów ukraińskich.
Zorganizowany
pogrom Żydów we Lwowie rozpoczął się we wtorek, 2 lipca 1941 r. i trwał do 4
lipca 1941 r., kiedy to sięgnął punktu kulminacyjnego. Dnia 1 lipca 1941 r.
ludność żydowska Lwowa liczyła 16.000 osób – po niemiecko-ukraińskiej masakrze,
wyzwolenia w lipcu 1944 r. doczekało 800 Żydów.
W
armii niemieckiej, jak wiemy, działały już przed tym legiony ukraińskie.
Żołnierze ukraińscy zajęli Lwów 30 czerwca 1941 r. Był to krwawy poniedziałek.
Ukraińcy wyciągali Żydów z domów i gromadzili ich na placu Teatru Wielkiego.
Znalazło się tam 3000 mężczyzn i kobiet. Kazali im sprzątać plac bez narzędzi,
na około stali Ukraińcy i bili Żydów, ustawiali ich następnie po pięciu w
jednym rzędzie i pędzili na Zamarstynów – Ukraińcy stali po obu stronach ulicy
z kijami i żelaznymi drągami – Żydzi musieli przejść przez szpalery, a Ukraińcy
bili morderczo – większa część tych nieszczęśliwców została zabita na miejscu,
ciężko ranni konali bez pomocy.
Po
wkroczeniu Niemców do Lwowa, które nastąpiło zaraz po Ukraińcach, zaczęli
wywozić Żydów w nieznane. Niemcy dali natychmiast Ukraińcom wolną rękę, aby się
rozprawili z Żydami – gromadząc ich w kilku oznaczonych miejscach miasta.
Batalion „Nachtigall” defilował koło ratusza, gdzie wisiała niemiecka flaga i
żółto-niebieska, ukraińska. Zapędzono około 500 Żydów na ulicę Łąckiego. Prawie
wszyscy zostali zamordowani przez Ukraińców.
2 i
3 lipca 1941 r. Ukraińcy urządzili masakrę na podwórzach więziennych Brigidek.
Do bicia Żydów tu Ukraińcy używali żelaznych prętów i sztab. Pod uderzeniami
pękały czaszki, a mury więzienne były zbryzgane żydowską krwią i resztkami
mózgów. Wśród kilkuset zamordowanych znalazł się redaktor „Chwili”, dr Heschels
– brat Mariana Hemara. Na ulicach: Słonecznej, Jakuba Hermana, Rappaporta,
Wolnej – zamieszkałych przez Żydów – Ukraińcy wdzierali się do domów – bito,
gwałcono i rabowano mienie.
Jesienią
1942 r. nastąpiła likwidacja getta w Tuczynie. Ukraińska policja i niemieccy
żandarmi otoczyli kordonem getto. W dużych grupach policjanci wyprowadzali
Żydów do wsi Rzezyce nad rzeką Horyń. Kazano kopać doły, rozbierać się i
klęczącym nad tymi dołami strzelano w tył głowy – doły wypełniano po brzegi
ciałami, zalewano wapnem i zasypywano cienką warstwą ziemi. Żydzi z Wołynia nie
byli wywożeni do obozów zagłady.
Ukraińcy byli bardzo wrogo nastawieni do Żydów i
współpracowali z okupantem – sami dokonywali dzieła zagłady bez kłopotów. Akcja
zabijania Żydów w początkach okupacji przez Ukraińców utwierdziła ich w
przekonaniu, że Ukraińcy dokonają likwidacji Żydów bez jakichkolwiek problemów.
Po
dokonaniu zbrodni na Żydach policja ukraińska dołączyła do UPA i spokojnie
dalej szukała ukrywających się Żydów. Najwięcej obozów zagłady Żydów było w
Polsce na pograniczu obszaru etnicznego polsko-ukraińskiego. W Polsce nie było
ani jednego miejsca mordowania Żydów, gdzie nie było policji ukraińskiej, nie
było też jednego getta, gdzie mordowano Żydów bez udziału policji pomocniczej
ukraińskiej lub zbrojnych kolaboranckich formacji, złożonych z melnykowców i
banderowców. Główną rolę więc w eksterminacji Żydów odegrała kolaborująca z
hitlerowcami ukraińska policja pomocnicza – jako formacja współdziałająca i
wspierająca poczynania, uczestniczyła w przesiedleniu do getta Żydów oraz przy
likwidacji ich we wrześniu 1942 r. Ciekawym, a raczej zupełnie niezrozumiałym
jest, dlaczego Szymon Wiesenthal – „szlachetny Żyd”, którego archiwa wiedeńskie
zawierają kilka tysięcy nazwisk ludobójców spod znaku OUN - UPA, SS Galizien,
policji ukraińskiej i innych formacji ukraińskich kolaborantów, nie udostępnił
ich dla badaczy i historyków!
Na
listy i prośby archiwum nie odpowiada. Trzy województwa Małopolski Wschodniej
zostały włączone do GG (Generalnego Gubernatorstwa): Lwowskie, Tarnopolskie i
Stanisławowskie. Były to ziemie odwiecznie lechickie. Wielkorządcą Dystryktu
był gen. Otto Wacher, podlegający Generalnemu Gubernatorowi Hansowi Frankowi,
który rezydował w Krakowie na Wawelu. Wołyń należał do komisariatu Rzeszy „Ukraina”,
którym władał bezwzględnie satrapa Erich Koch, a stolicę miał w mieście Równe.
Oto
procedury, jakie następowały jedna po drugiej w ujarzmieniu kompletnym Żydów. A
oto jak wychodziły kolejne zarządzenia władz okupacyjnych. Najpierw zarządzono
przymus pracy bezpłatnej wszystkich Żydów. Gdzie by ona była potrzebna.
Następnym zarządzeniem był nakaz noszenia na prawym ramieniu białej opaski o
szerokości 10 cm
z niebieską gwiazdą Dawida, obowiązujący wszystkich Żydów od 12 roku życia.
Następnym krokiem była konfiskata majątków ruchomych i nieruchomych, które
uważa się jako przynależne do gospodarstwa rolnego, jak: pola, ogrody, konie,
krowy, nawet grabie. Rozdawano je wśród ludzi – Ukraińców i Volksdeutschów.
Następnym, kolejnym zarządzeniem było to, że na wszystkich domach żydowskich
muszą wisieć na widocznym miejscu wielkie gwiazdy Dawida dla szybkiej
orientacji, że mieszkają tu „trędowaci zbrodniarze”. Te wszystkie zarządzenia
musiały być wykonane pod groźbą śmierci, a nadzór nad tym miał Judenrat, policja
ukraińska i Niemcy. Oprócz tego policja ukraińska robiła rewizję prawie co
dzień w domach żydowskich, zabierali nowe rzeczy bijąc przy tym okrutnie za
uprawianie spekulacji. Co działo się we Lwowie? W jednym z największych
ośrodków likwidacji Żydów Judenrat stał się organizacją, przy pomocy której
hitlerowcy i ich ukraińscy pomocnicy, prowadzili olbrzymi rabunek Żydów. W
Judenrat pracowało 3000 urzędników. Na czele stał Józef Parnas, a zastępcą jego
był Adolf Rotfeld, głównym wydziałem Judenratu był Ordnungsamt, czyli służba
porządkowa. Do niej należało 750 żydowskich policjantów. Odziani byli w mundury
polskiej policji, tylko na czapkach zamiast orłów mieli sześcioramienne gwiazdy
i żółte otoki. Stopnie to: aspirant – podoficer i komisarz, we Lwowie byty 4
komisariaty żółtej policji, bo tak ich nazywano. Oprócz nich działała służba
bezpieczeństwa, składająca się z 260 oficerów zaufania. Oni to pilnowali, aby
nie pojawiły się jakieś przejawy organizacji, które mogły doprowadzić do ruchu
oporu Żydów. Judenrat, służba porządkowa i pomocnicza, policja ukraińska brali
aktywny udział w likwidacji przeznaczonych na śmierć Żydów. O przygotowywanych
nowych akcjach Gestapo powiadamiało Judenrat. Kierownictwo Judenratu,
przydzielało zadanie żydowskiej policji, która doprowadzała więźniów z getta na
miejsce rozstrzelania. W masowej akcji mordu Żydów we Lwowie w 1943 r., brała
udział policja ukraińska i żydowska. Niemcy zażądali od Judenratu 20.000 Żydów
na egzekucję. Judenrat dał adresy biedaków Żydów, policja porządkowa przywlokła
swoje ofiary na miejsce, gdzie ich zamordowano. W końcu marca 1942 r.
rozstrzelano 2254 Żydów. Szef policji niemieckiej nie był z tego zadowolony, bo
byli to Żydzi, którzy pracowali w przedsiębiorstwach obsługujących Niemców. W
Tarnopolu akcję mordów Żydów powtarzano trzy razy. Policjanci ukraińscy uśmiercili kilka tysięcy Żydów, ponad
10000 zostało ich jeszcze w Getcie.
Na
początku września 1943 r. Niemcy i ukraińska policja wypędzała Żydów na ulice,
a stąd kierowano ich do Bełżca, albo na cmentarz, gdzie ich mordowali. Dzieci i
kobiety z małymi dziećmi, Ukraińcy mordowali na miejscu – ostateczna likwidacja
tarnopolskiego getta nastąpiła dwa tygodnie później. Setki Żydów zostało
wysłanych do Bełżca. Żydzi też zajęli się oczyszczeniem getta – po kilku dniach
i oni zostali zlikwidowani. Tarnopol żydowski przestał istnieć za przyczyną
Niemców i ukraińskiej policji.
A
oto współdziałalność policji ukraińskiej w mordzie Żydów w wielkim mieście
Stanisławowie, gdzie 128 tys. Żydów zostało zamordowanych przez okupantów z
hitlerowskimi katami na czele: Krugerem, Brandtem, Schottem i Tauscherem. W
likwidacji stanisławowskiego getta brała udział oczywiście OUN-owska miejska
policja ukraińska na czele z Banachem. 12 października 1942 r. tylko w jednym
dniu w getcie zamordowano 12 tys. Żydów. Zagłada getta we Lwowie rozpoczęła się
3 czerwca 1943 r. i trwała miesiąc. W tym ludobójstwie najważniejsze miejsce
zajęły oddziały ukraińskiej policji, ściągniętej z całego dystryktu. Niemcy
przy olbrzymich siłach przystąpili do tej zbrodni. Ocalałych Żydów ze Lwowa
konwojowano do miejscowości Piaski. Ze 160 tys. Żydów lwowskich jak już
wspomniałem w lipcu 1944 r., pozostało przy życiu tylko 800 szczęśliwców.
Policja ukraińska dokonywała czystki etnicznej Lwowa, a jednocześnie dokonywano
ukrainizacji tego miasta, które nigdy nie było ukraińskim. Najdłużej Żydzi
przebywali „pod opieką” niemiecko-ukraińską w obozie Janowskim, gdzie
gospodarowała policja kolaborancka Melnyka. Obóz Janowski był łagrem dla Żydów
we Lwowie na ulicy Janowskiej – tam gromadzono szlachetniejszych członków
Judenratu zdrowych, silnych mężczyzn, których wybierano z różnych miast podczas
mordów. Osławionym katem tego obozu był
Katzman – naczelnik dystryktu „Gestapo”. Obóz Janowski był to obóz śmierci i obóz pracy przymusowej, łagier
straceńców. Droga z tego obozu była tylko jedna, w zaświaty. Żydowskie kolumny
konwojowane przez czarną ukraińską policję, wlokły się codziennie przez miasto.
Ogoleni na zero, w pasiakach, stukając drewniakami o bruk, sunęły cienie
ludzkie. Śpiewali hymn straceńców.
Policja
ukraińska ochraniała tu w obozie janowskim tak zwaną „brygadę śmierci”,
powołaną rozkazem H. Himmlera 6 czerwca 1943 r. Celem jej było zacieranie
śladów zbrodni hitlerowskich popełnionych na obywatelach II RP na obszarze
Małopolski Wschodniej, a szczególnie we Lwowie. Była to wielka tajemnica, w
której uczestniczyły ukraińskie nacjonalistyczne frakcje banderowców i
melnykowców.
Brygada
śmierci mieszkała w baraku z dziurawym dachem, bez okien. Obóz janowski znajdował
się na ulicy Janowskiej, a po drugiej stronie miasta, ulicą Łyczakowską, na
rogatkach tych ulic leżą piaskownie tej samej nazwy. Na te piaskownie wywożono
ludzi do pracy skąd już nigdy nie wracali. Na tych właśnie piaskowniach było
zakopanych powyżej pół miliona ludzi. Na rozkaz Himmlera niszczono ślady
morderstw – okrutnego ludobójstwa.
Litwa
i Ukraina formalnie znajdowały się pod okupacją niemiecką, a faktycznie
uwzględniając warunki jakie tam panowały były one sojusznikami Niemiec.
Własnych rządów nie miały, tego Niemcy nie chcieli. Były tam liczne formacje
wojskowe, wspomagające Niemców. Żołnierze ich byli ochotnikami i przysięgę
składali na wierność Hitlerowi. Walczyli na frontach, pełnili służbę
wartowniczą w obozach, brali udział w tłumieniu powstań, obsługiwali obozy
zagłady, dopuszczali się masowych zbrodni na Żydach, Polakach, Białorusinach i
Rosjanach. Ani Litwini, ani Ukraińcy żadnego ruchu oporu przeciwko Niemcom
nigdy nie stworzyli. Ani Litwini ani Ukraińcy Żydom żadnej pomocy nie udzielali.
Ich formacje wojskowe policyjne i paramilitarne wymordowały: Litwini: 1.360.000
Żydów; Ukraińcy: 700.000 Żydów. Obie te nacje Litwini i Ukraińcy wymordowali
około 1 miliona Polaków. Więcej jak pewnym jest, że eksterminacja Polaków i
polskich Żydów była dobrze zaplanowana.
A
oto lista prawdziwych winowajców zagłady Żydów: 1. Hitlerowskie Niemcy; 2.
Litwini; 3. Szowiniści ukraińscy; 4. Władze Amerykańskiego i Światowego
Kongresu Żydów; 5. Funkcjonariusze żydowskiego Gestapo i żydowskiej policji
porządkowej z gett; 6. Pozostałe społeczności okupowanej Europy – bez Polaków,
bo Polska była jedynym krajem w świecie, gdzie za pomoc Żydowi groziła kara
śmierci. Dzięki Polakom uratowało się około 400.000 Żydów. Jaka była cena,
którą musieli zapłacić Polacy? Ogromna. Około 200.000 Polaków tę pomoc
przepłaciło życiem. Za każdych dwóch uratowanych Żydów ginął jeden Polak.
Na
ludobójstwie Żydów banderowcy doskonalili metody, nabierali wprawy i wymyślali
coraz to nowe, coraz to inne sposoby mordowania w nieludzki sposób.
Jak twierdzi mgr
płk T. Bednarczyk antysemityzm jest funkcją
antypolonizmu. A jak Żydzi go organizowali, wskazuje referat Jakuba Bermana:
sekretarza Rady Ministrów i członka Biura Politycznego PPR, członka
Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, sekretarza Poalej-Syjonlewicy,
wygłoszony w kwietniu 1946 roku na posiedzeniu egzekutywy Komitetu Żydowskiego,
(według stenogramu): „Żydzi mają okazję do ujęcia w swoje ręce życia
państwowego w Polsce i roztoczenia nad nim swojej kontroli (...). Nie pchać się
na stanowiska reprezentacyjne. W ministerstwach i urzędach tworzyć tzw. drugi
garnitur. Przyjmować nowe nazwiska. Zatajać swoje żydowskie pochodzenie.
Wytwarzać i szerzyć wśród społeczeństwa polskiego opinie i utwierdzać go w
przekonaniu, że rządzą wysunięci na czoło Polacy, a Żydzi nie mają w państwie
żadnej roli. Celem urobienia opinii i światopoglądu narodu polskiego w
pożądanym dla nas kierunku, w rękach naszych muszą się znaleźć w pierwszym
rzędzie: propaganda z jej największymi działami: prasą, filmem i radiem! W
wojsku obsadzić stanowiska polityczne, społeczne, gospodarcze, wywiad! Mocno
utwierdzić się w gospodarce narodowej, w ministerstwach na plan pierwszy
obsadzić ich Żydami. Wysuwać należy: Ministerstwo Spraw Zagranicznych, skarbu,
przemysłu, handlu zagranicznego, sprawiedliwości. Z instytucji centralnych
centrale przemysłowe banki państwowe, centrale
handlowe, spółdzielczość. W ramach inicjatywy prywatnej w okresie przejściowym,
utrzymać silną pozycję w dziedzinie handlu. W partii zastosować podobną metodę –
siedzieć za plecami Polaków, lecz wszystkim kierować. Osiedlenie się Żydów
powinno być przeprowadzone z pewnym planem i korzyścią dla społeczeństwa
żydowskiego. Moim zdaniem należy osiadać w większych skupiskach, jak: Warszawa,
Kraków, w centrum życia gospodarczego i handlowego: Katowice, Wrocław,
Szczecin, Gdańsk, Gdynia, Łódź i Bielsko. Należy również tworzyć typowe ośrodki
żydowskie przemysłowe i rolnicze, głównie na Ziemiach Odzyskanych, nie
poprzestając na Wałbrzychu i Rychbachu (Dzierżoniów). W tych ośrodkach możemy
przygotowywać przyszłe kadry nasze w zawodach, z którymi byliśmy słabo
obeznani. Uznać antysemityzm za zdradę główną i tępić go na każdym kroku. Jeśli
stwierdzi się, że jakiś Polak jest antysemitą, natychmiast go zlikwidować przy
pomocy władz bezpieczeństwa lub bojówek PPR jako faszystę, nie wyjaśniając
organom wykonawczym sedna sprawy. Żydzi muszą pracować dla swego zwycięstwa.
Pracując jednocześnie nad zwycięstwem i ugruntowaniem komunizmu w świecie. Bo
tylko wtedy i przy takim ustroju naród żydowski osiągnie najwyższą pomyślność i
zabezpieczy sobie najsilniejszą pozycję. Są małe widoki by doszło do wojny.
Jeżeli Ameryka zacznie się szybko socjalizować, to tą drogą mniejszych lub
większych wstrząsów wewnętrznych i tam musi zapanować komunizm. Wtedy reakcja
żydowska, która dziś trzyma z reakcją międzynarodową, zdradzi ją i uzna, że
rację mieli Żydzi stojący po drugiej stronie barykady. Podobny przypadek
współdziałania Żydów całego świata uznających dwie różne koncepcje ustrojowe: komunizm
i kapitalizm – zaistniał w ostatniej wojnie. Dwa największe mocarstwa światowe
kontrolowane przez Żydów i będące pod ich wielkim wpływem podały sobie ręce.
Trud Żydów pracujących wokół Roosevelta doprowadził do tego, że USA wspólnie z
ZSRR wystąpiły do walki przeciw Europie Środkowej, gdzie była kolebka nowej
idei opartej na nienawiści do Żydów. Zrobili to Żydzi gdyż wiedzieli, że w
przypadku zwycięstwa Osi, a głównie Niemiec, które doskonale przejrzały plany
polityki żydowskiej, niebezpieczeństwo rasizmu stanie się w USA faktem
dokonanym i Żydzi znikną z powierzchni świata. Dlatego też Żydzi sowieccy dla
tego celu poświęcili krew narodu rosyjskiego, a Żydzi amerykańscy zaangażowali
swój kapitał. Należy się liczyć z dalszym napływem Żydów do Polski, ponieważ na
terenie Rosji jest jeszcze dużo Żydów. Przed wkroczeniem Niemców w
poszczególnych miastach ZSRR było kilka skupisk Żydów polskich: Charków 36.200,
Kijów 17.800, Moskwa 53.000, Leningrad 61.000. W zachodnich republikach:
184.730. Żydzi skupieni w tych ośrodkach to przeważnie inteligencja żydowska i
dawne kupiectwo żydowskie. Element ten jest obecnie szkolony w ZSRR. Są to
kadry budowniczych nowej Polski demokratycznej. Zgodnie z założeniem polityki
sowieckiej wobec Polski tzn. projektem Politbiura, fachowcy ci obsadzać będą
najważniejsze dziedziny życia w Polsce, a ogół Żydów będzie rozlokowany w
głównych centrach kraju. Stara polityka żydowska zawiodła. Obecnie przyjęliśmy
nową, zespalając cele narodu żydowskiego z polityką ZSRR. Podstawową zasadą tej
polityki jest stworzenie aparatu rządzącego, złożonego z przedstawicieli
ludności żydowskiej w Polsce. Każdy Żyd musi mieć świadomość, że ZSRR jest
wielkim przyjacielem i protektorem narodu żydowskiego, że jakkolwiek liczba
Żydów w stosunku do stanu przedwojennego uległa olbrzymiemu spadkowi, to jednak
dzisiejsi Żydzi wykazują większą solidarność. Każdy Żyd musi mieć wpojone to
przekonanie, że obok niego działają wszyscy inni, owiani tym samym duchem
prowadzących do wspólnego celu. Kwestia żydowska jakiś czas będzie jeszcze
zajmowała umysły Polaków, lecz ulegnie to zmianie na naszą korzyść, gdy zdołamy
wychować choć dwa pokolenia polskie. Według danych Wojewódzkiego Komitetu
Żydowskiego na terenie Śląska Górnego i Dolnego jest obecnie ponad 40.000 Żydów.
Około 15.000 Żydów ma być zatrudnionych w osadnictwie – powiat Rychbach i Nysa
są przydzielone do tych celów. Akcja osadnicza finansowana jest z żydowskich
funduszów zagranicznych i państwowych. Żydzi celowo tworzą nową choć chwilowo
nieznaczną koncentrację elementu żydowskiego, kładąc podwalinę pod zawód
rolnika i robotników przemysłowych. Jest to budowanie przyszłego podłoża
szerszych celów politycznych”.
Co
nam pozostało dziś? Uczmy się na prawach wzajemności od państwa Izraela – gdzie
żaden goj nie ma jakiejkolwiek pracy w administracji państwowej, co chroni ich
od manipulacji, dywersji i szpiegostwa. Inaczej jest w dzisiejszej Polsce,
gdzie syn Bermana o nazwisku Marek Borowski jest wicemarszałkiem Sejmu. Na
zakończenie należy stwierdzić, że dzięki głupocie Polaków zwanej „tolerancją”
znalazło się w wieku XV-XVIII na ziemiach polskich 75% całej diaspory
żydowskiej. W ten sposób głupi Polacy uratowali w Europie substancję
biologiczną narodu żydowskiego. Za co dzisiaj jesteśmy opluwani, a Żydzi
usiłują nami teraz pomiatać i rządzić, ukazując triumfalizm żydowski, szerząc
antypolonizm, są to prorocze słowa mgr płk T. Bednarczyka.”
* * *
Profesor Jerzy Robert Nowak, jeden z
czołowych specjalistów od spraw żydowskich w Polsce, wszystkie swe publikacje w
tym temacie opiera na... źródłach
żydowskich. W ten sposób opisywał m.in. współpracę polskich Żydów z Niemcami w
dziele realizacji planu „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”: „Nader bezwzględny jest osąd Judenratu i
żydowskiej policji, zawarty w dzienniku byłego dyrektora szkoły hebrajskiej w
Warszawie Chaima A. Kaplana. W swym dzienniku Kaplan nazwał wprost Judenraty „hańbą
społeczności warszawskiej”. Wielokrotnie piętnował zbrodniczą działalność
żydowskiej policji, pisząc m.in.: „Żydowska policja, której okrucieństwo jest nie mniejsze od
nazistów, dostarczała do punktu przenosin na ulicy Stawki więcej osób niż było
w normie, do której zobowiązała się Rada Żydowska (...). Naziści są zadowoleni,
że eksterminacja Żydów jest realizowana z całą niezbędną efektywnością. Czyn
ten jest dokonywany przez żydowskich siepaczy (Jewish slaughterers) (...). To
żydowska policja jest najokrutniejszą wobec skazanych (...). Naziści są
usatysfakcjonowani robotą żydowskiej policji, tej plagi żydowskiego organizmu
(...). Wczoraj, trzeciego sierpnia, oni wyrżnęli ulice Zamenhofa i Pawią (...).
SS-owscy mordercy stali na straży, podczas gdy żydowska policja pracowała na
dziedzińcach. To była rzeź w odpowiednim stylu – oni nie mieli litości nawet
dla dzieci i niemowląt. Wszystkich z nich, bez wyjątku, zabrano do wrót śmierci”
(Por. „Scroll of Agony. The Warsaw Diary of
Chaim A. Kaplan”, New York
1973). Na s. 231 swej książki Kapłan cytuje jakże
gorzki ówczesny dowcip żydowski. Miał on formę krótkiej modlitwy: „Pozwól nam
wpaść w ręce agentów gojów, tylko nie pozwól nam wpaść w ręce żydowskiego
agenta”.
Nader
podobne w wymowie były zapiski Aleksandra Bibersteina, dyrektora żydowskiego
szpitala zakaźnego w krakowskim getcie. W swoich wspomnieniach o żydowskiej
służbie OD (Ordnungsdienst) Biberstein pisał: „Przez cały czas okupacji
Ordnungsdienst był narzędziem w ręku gestapo, na jego polecenie odemani [tj.
członkowie Ordnungsdienst] wykonywali bez zastrzeżeń najpodlejsze czynności,
prześcigając często bezwzględnością Niemców” (A. Biberstein: „Zagłada Żydów w
Krakowie”, Kraków 1985, s. 165).
Warto
przypomnieć również zapiski Henryka Makowera na temat działań Ordnungsdienst –
żydowskiej Służby Porządkowej (SP): „Opowiadano mi o różnych scenach w trakcie
blokad domów. Niektórzy z oficerów żydowskiej Służby Porządkowej zachowywali
się skandalicznie, nie uznając nawet dobrych
zaświadczeń. W rezultacie na Umschlag szli ludzie, którzy byli zupełnie
pewni, że zaświadczenie ich chroni, i nie wiedząc, co ich czeka, sami się
oddawali w ręce swych współrodaków. W innych wypadkach zwalniano ludzi za
łapówki, łapownictwo się szerzyło (...). Blokady wyzwoliły całą masę łajdactwa
i draństwa. Opornych bito pałkami, nie gorzej od Niemców. Do tego dołączyło się
rabowanie opuszczonych mieszkań pod jakimś pretekstem, np. żeby nie zostawiać
rzeczy Niemcom. Wielu „porządnych” wyższych funkcjonariuszy SP dorobiło się na
różnych tego rodzaju praktykach dużych majątków. Było to zjawisko tak masowe,
że nawet tzw. przyzwoici ludzie się chwalili – „ja się na tej akcji dorobiłem” –
lub – „mój mąż nie nadaje się do dzisiejszych czasów, nic nie zarobił na akcji”.”
(Por. H. Makower: „Pamiętnik z getta warszawskiego październik 1940 – styczeń 1943” , Wrocław 1987, s. 62).
Szkoda, że Gross pominął to jakże ważne świadectwo profesora mikrobiologii
Makowera w swoich, zajmujących tak wiele stron, dywagacjach o rabowaniu Żydów przez
Polaków, „zbrodniczej moralności” polskich grabieżców itp. Warto dodać, że
sporą część uratowanych Żydów stanowili akurat żydowscy policjanci, a więc
możliwie najgorszy, najpodlejszy element pośród ówczesnych Żydów; ci właśnie
ludzie, którzy dorabiali się na rabowaniu swych rodaków w ich momentach
najwyższego zagrożenia. Pisał o tym słynny matematyk żydowskiego pochodzenia
Stefan Chaskielewicz we wstrząsających pamiętnikach pt. „Ukrywałem się w
Warszawie. Styczeń 1943 – styczeń 1945”
(Kraków 1988): „Wśród Żydów, którym pomogło przeżyć posiadanie znaczniejszych
funduszy, byli i dawni funkcjonariusze policji żydowskiej, a nawet sławnej ekspozytury gestapo w
getcie. Ci ludzie bowiem obłowili
się podczas akcji wysiedleńczej. Trudno tu podać jakiekolwiek ścisłe dane liczbowe. Mogę jedynie powtórzyć stwierdzenie dwóch byłych policjantów, którzy po wojnie, w mojej obecności, mówili, że uratowało się co najmniej 200 ich kolegów”.
Głupawym
rasistowskim wyczynom Grossa, który za wszelką cenę chce wybielić „anielskich”
Żydów i dokopać „diabelskim” Polakom, warto przeciwstawić mądre słowa słynnego
izraelskiego intelektualisty profesora Israela Shahaka, publikowane na łamach „The
New York Review of the Book” 29 stycznia 1987 roku. Przeciwstawiając się
tendencjom do skrajnego idealizowania wojennych postaw Żydów kosztem Polaków,
Shahak pisał: „Oczywiście, że byli polscy policjanci, którzy przeprowadzali
łapanki Żydów, i oczywiście byli Polacy, którzy szantażowali Żydów (...). Byli
jednak także (...) żydowscy szantażyści, wielu znanych nawet z imion,
mieszkających poza gettem, którzy nie byli ani lepsi, ani gorsi niż polscy.
Byli także żydowscy policjanci w getcie. Do obowiązków każdego z nich w
pierwszych tygodniach eksterminacji latem 1942 roku należało dostarczenie
odpowiedniej ilości Żydów przeznaczonych na śmierć. Dzisiaj, po latach, uważam,
że polscy i żydowscy wspólnicy zbrodniarzy są sobie równi w ogromie zła i
najwyższa odraza, z jaką się ich wspomina, nie zależy od narodowości. Moja
jednak pamięć, pamięć wszystkich ocalonych Żydów, kiedy uczciwie rozmawiają 'w
swoim gronie', nie pozwala zapominać, że w owym czasie my, Żydzi,
nienawidziliśmy żydowskich policjantów i żydowskich szpiegów bardziej niż
kogokolwiek innego”.
Cytowane
tu relacje jedenastu autorów żydowskich stanowią faktycznie tylko czubek góry
lodowej. Można by cytować jeszcze wielokrotnie dłużej zapiski pokazujące
stopień skrajnego zezwierzęcenia wielu członków Judenratów i policjantów
żydowskich kolaborujących z nazistami, których niegodną „działalność” tak
skrupulatnie przemilczał Gross. A może jednym z najlepszych sposobów polemiki z
antypolskimi kalumniami Grossa byłoby przygotowanie w Polsce parusetstronicowego
wyboru relacji autorów żydowskich (Ringelbluma, Goldsteina, Kaplana i in.) o
zbrodniczych działaniach Judenratów i policji żydowskiej w różnych regionach
okupowanej Polski. Wybór taki można by było wydać w różnych językach, co
pomogłoby w sprowokowaniu prawdziwie zapładniającej debaty na temat tego, jak
ludzie różnych nacji zachowywali się w czasach niezwykle trudnych wyborów
narzucanych przez totalitarnych zbrodniarzy.
W
wyborze można by również umieścić uczciwe żydowskie relacje na temat historii
działań Żydów-agentów gestapo. Historyk Marek J. Chodakiewicz wspomina w swej
książce, że w 1944 r. działała w Warszawie czterdziestoosobowa brygada gestapo
składająca się z Żydów pod kierownictwem Leona Skosowskiego („Lolek”) i innych (M. J. Chodakiewicz:
„Żydzi i Polacy 1918-1955” ,
Warszawa 2000). W innym miejscu Chodakiewicz pisze, że w Krakowie działał
główny żydowski agent gestapo Diamant, „któremu podlegało około 60 konfidentów”.
Według Chodakiewicza: „Świadkowie żydowscy opisują działalność żydowskich
agentów, konfidentów, denuncjatorów w Działoszycach, Zduńskiej Woli, Brańsku,
Sosnowcu, Lidzie, Wilnie, Krakowie, Lwowie, Warszawie i w innych
miejscowościach. Emanuel Ringelblum oszacował, że w samym getcie warszawskim
pracowało około 400 konfidentów gestapo. Ich ofiarą padali głównie inni Żydzi.
W rezultacie Żydzi bali się Żydów. Na początku chodziło o zdradzanie Niemcom miejsc ukrycia pieniędzy,
kosztowności i towarów.
Potem zaczynał się szantaż
ukrywających się po stronie aryjskiej rodaków. Po zupełnym ogołoceniu rodaków z gotówki zwykle następowała ich
denuncjacja na policję. Żydowscy agenci infiltrowali też żydowskie grupy leśne
i oddziały partyzanckie”.”
Ze stwierdzenia tych gorszących faktów w sposób naturalny wyłania się
pytanie: Skoro tak liczni Żydzi byli współorganizatorami i współwykonawcami
tego, co sami nazywają „holocaustem” („całkowitym
zniszczeniem”), to jak się ważą zarzucać reprezentantom innych (prócz Niemców)
narodów współwinę za tę zbrodnię? Musieliby raczej uderzyć się we własną pierś
- taka właśnie była myśl przewodnia tekstów profesora R. J. Nowaka.
* * *
Istotne, że także poszczególni wybitni intelektualiści żydowskiego
pochodzenia (np. Chomsky, Shahak czy Finkelstein) bywają bardzo krytycznie
nastawieni w stosunku do polityki realizowanej przez wiodące koła burżuazji
syjonistycznej. I tak np. Henry Makov 2006 roku pisał w internecie:
„Lord
Acton powiedział: „Prawda wychodzi na jaw kiedy wpływowi ludzie nie są
zainteresowani w utrzymywaniu jej w tajemnicy”. Po ataku na WTC 11 września
2001 r. coraz popularniejsze staje się „konspiracyjne” postrzeganie historii.
W
1891 roku Cecil Rhodes założył tajne stowarzyszenie zwane „Okrągłym Stołem”,
którego celem była hegemonia udziałowców Bank of England oraz ich
sprzymierzeńców. Tacy pretensjonalni arystokraci jak Rotshildowie uznali, że
muszą kontrolować świat, by zapewnić monopol tworzenia pieniądza oraz kontrolę zasobów
światowych. Obecnie tacy sami ludzie – kontrolują Bank Rezerw Federalnych USA
oraz inne centralne banki.
Wspólne
dla nich było również przywiązanie do masonerii, której ukrytym celem jest
przede wszystkim zniszczenie chrześcijaństwa, zaprzedanie się złu oraz
odbudowanie świątyni w Jerozolimie. Większość ludzi to dla nich bezużyteczni konsumenci.
Dlatego więc zainicjowali eugenikę, aby zmniejszyć populację ludzką oraz
wyeliminować ludzi fizycznie oraz psychicznie upośledzonych. Uważam, że idea
ewentualnego pozbycia się Żydów nie-syjonistów narodziła się w tym angielskim
ruchu.
Pierwszy
Kongres Syjonistyczny miał miejsce w Bazylei w 1897 roku. W roku 1904
założyciel ruchu syjonistycznego Theodore Herzl zmarł w niewyjaśnionych
okolicznościach w wieku 44 lat. Ruch ten został przejęty przez „Okrągły Stół”.
Celem tego ruchu byto wykorzystanie syjonizmu, podobnie jak komunizmu, w
planach światowej hegemonii. W tym samym tygodniu 1917 roku miały miejsce:
wybuch rewolucji październikowej oraz ogłoszenie Deklaracji Balfoura, która
obiecywała oddanie Palestyny Żydom.
Grupa
Okrągłego Stołu planowała trzy wojny światowe, które miały zdegradować,
zdemoralizować i zniszczyć ludzkość, doprowadzając ją do stanu bezsilności.
To
co obecnie obserwujemy, to początek trzeciej wojny światowej, konfliktu
pomiędzy syjonistami a muzułmanami.
Celem
syjonizmu jest skolonizowanie Bliskiego Wschodu, obalenie Islamu oraz objęcie
kontroli nad polami naftowymi. Dla osiągnięcia tego celu Izrael otrzymuje czeki
in blanco.
Izrael
ma niewiele wspólnego z Żydami. Syjonizm, komunizm, feminizm są wytworami tej
samej satanistycznej kabały. Te wszystkie schizmy mają wspólny cel: neofeudalną
globalną dyktaturę.
Dyrektor
FBI J. Edgar Hoover mówił o tym w następujący sposób: „Człowiek jest w stanie
szoku, kiedy uświadomi sobie z jak potwornym, trudnym do uwierzenia, spiskiem ma
do czynienia”.
Jak
nieświadomi nadzorcy, obywatele Izraela, zachowują się w sposób, jakby
popełniali „przymusowe samobójstwo”.
Amerykanie
również pasują do tej roli. Przykładem był 11 września 2001.
Kabała
wspiera również takich – sztucznie wytworzonych – terrorystów jak Osama bin
Laden, który wykonał więcej niż 260 rozmów telefonicznych do Anglii w latach
1996-1998. A
celem jest sprowokowanie „wojny cywilizacji” jako pretekstu do zniszczenia
zarówno krajów muzułmańskich jak i zachodnich, aby stworzyć globalne państwo
policyjne.
To
co nazywam „przymusowym samobójstwem” jest w rzeczywistości satanistycznym „zerwaniem”.
Ciągłe odwoływanie się syjonistów i innych liderów do „krwawej ofiary”
nawiązuje do praktyki poświęcania ludzi. Kiedy zgładza się ludzi, wyzwala się
energia.
Niedawno
zastępca sekretarza stanu USA Richard Armitage powiedział, że Hezbollah musi
spłacić Stanom Zjednoczonym „krwawy dług”.
Rządzący
nami planują wojny jako ofiarę dla Lucyfera. Rzeź i pandemonium podniecają ich
dopóki mogą poświęcać innych.
Przez
tysiąclecia Żydzi zawdzięczali swoje ocalenie przywiązaniu do Tory. W zeszłym
stuleciu porzucili ten duchowy, ruchomy dom, zastępując go materialnym, czyli
Izraelem. Niestety, dali się oszukać. Żydzi stają się nieświadomymi nadzorcami
w globalnej plantacji. Nieświadomymi instrumentami są również Żydzi
amerykańscy, odgrywający tak dużą rolę w mediach, szkolnictwie, rządzie i
finansach. To na nich spada oskarżenie za czyny dokonywane przez rzeczywistych
przestępców jakimi są udziałowcy głównych światowych banków centralnych.
Ludzkość
została zdradzona przez swoich przywódców. O przywódcach żydowskich następująco
napisał izraelski dziennikarz Barry Chamish: „Najbogatsi sami się wybierają na
najwyższe stanowiska. Tak więc, najbardziej chciwi i pozbawieni skrupułów
prowadzą całą grę. Sprzedają swoje dusze i swoich ludzi za władzę i uznanie”.
Istnieje
kilkaset tysięcy ortodoksyjnych Żydów, jak rabbi Shonfeld, którzy zawsze
rozumieli co to jest syjonizm. Zawsze odrzucali istnienie państwa Izrael i
pozostawali wierni Torze.
Tak
więc, w konkluzji musimy stwierdzić, że światem rządzi satanistyczny kult. Ci
ludzie nienawidzą Boga, ludzkości i chcą ją zniszczyć. Wierzą że koniec
uzasadnia stosowanie okrutnych środków.
Jesteśmy
jak dzieci Maatrixa, oszukane, przestraszone, niedojrzałe i przeznaczone na
ofiarę. Bez wizji danej nam przez Boga jesteśmy jak owce prowadzone na rzeź.” (www.savethemales.com)
Jak widzimy, sprawa jest nader skomplikowana i tego złożonego zjawiska
nie da się raz na zawsze jakoś zaszufladkować czy arbitralnie rozstrzygnąć,
stosując odgórny terror propagandowy.
***
Powinno się odróżniać
autentyczny i bardzo
zjadliwy częstokroć antysemityzm
poszczególnych Żydów od
intelektualistycznego
krytycyzmu i moralnej
niezależności w stosunku
do tradycji niektórych
wybitnych żydowskich myślicieli
i twórców o
usposobieniu humanistycznym i
uniwersalistycznym. Tak znakomity
poeta, dramaturg i
publicysta Antoni Słonimski
w zbiorze esejów
pt. „Moje walki nad
bzdurą” (Wydawnictwo
„Rój”, Warszawa 1932)
notował: „Co pewien czas
zwracają się do
mnie żydowscy dziennikarze
z prośbą o
wywiad. Po premierze
„Murzyna Warszawskiego” zgłosił
się pewien bardzo
energiczny młodzieniec i
spytał mnie w
sposób uniemożliwiający wykręty,
czemu w mojej
komedii przedstawiłem tylko
ujemne typy żydostwa
i pominąłem szlachetny
typ ideowego syjonisty.
Młody człowiek patrzał
na mnie z
surową i nieprzejednaną przenikliwością. Starałem
się wytłumaczyć, że
nie pisałem satyry
na syjonizm, że
to nic straconego,
że może jeszcze
o tym napiszę,
że nie mogłem
pomieścić w jednym
utworze scenicznym satyry
na wszystkie rodzaje
załgania.
Młody dziennikarz
żydowski wyszedł ode
mnie utwierdzony i
przekonany na zawsze
o moim antysemityzmie. Niedawno,
gdy napisałem parę
ostrych słów o
religijnych wygłupiaczach z (żydowskiego)
„Naszego
Przeglądu”, zjawił się
inny młodzieniec, tym
razem bardzo delikatny
i dystyngowany gentelman,
w niezmiernie wyszukanych
wyrazach dał mi
poznać swe niepomierne
zdziwienie i subtelny
żal. „Bardzo słusznie,
że pan opisał tych
religijnych geszefciarzy z
„Naszego Przeglądu”, ale
nie mogę ukryć
niezadowolenia, że pan
nie dał wyrazu
swemu entuzjazmowi dla
wybitnej prasy socjalistycznej, w
której mam honor
pracować”. Oto były
mniej więcej jego słowa. Gdy
napisałem kiedyś bardzo
pochlebnie o „Dybuku”,
zjawił się czarny
i kędzierzawy młodzieniec
z oczami i
ustami pełnymi zdziwienia,
czemu nie pochwaliłem
sztuki Pereca, na
której mnie widziano.
Wczoraj był u
mnie bardzo sympatyczny
młody dziennikarz i
wyraził żal, że
nie piszę w
„Wiadomościach Literackich” o
literaturze żydowskiej. Trudny
to bardzo naród
do zaspokojenia. Może
to lepiej, że
nie piszę o
literaturze żydowskiej, a
może gorzej. Nie
wiem. Wiem tylko
jedno, że nie
znam literatury żydowskiej.
Boleję nad tym,
ale nie bardzo.
Muszę uprzedzić, aby
nie było dalszych
nieporozumień, że nie
zamierzam uczyć się
języka żydowskiego ani
arabskiego… Raczej już
wybrałbym język hiszpański,
i to bynajmniej
nie dlatego, że
Hiszpanie wprowadzili inkwizycję,
ale ze względu
na piękno tego
języka i literaturę
hiszpańską. Muszę również
uprzedzić, że nie
jestem wszystkimi instancjami sądowymi
w jednej osobie,
i że pisząc
od czasu do
czasu również i
o Żydach, nie
feruję wyroków sądowych.
Nie jestem ekspertem
od spraw żydowskich
i wiem o
literaturze żydowskiej akurat
tyle, co każdy
literat europejski, co
znaczy bardzo niewiele.
Równie mało wiem
o literaturze bułgarskiej
i tureckiej, i
nie wątpię, że
są tam bardzo
zdolni pisarze, których
świat, może słusznie,
a może niesłusznie,
nie docenia. Nie
poczuwam się do
obowiązku, aby z
racji swego pochodzenia
uczyć się niepotrzebnego mi
języka i czytać
w oryginale żydowskie
utwory pana Apenszlaka
czy nawet Asza.
Pretensje
narodowców żydowskich bardzo
są źle skierowane.
Powinni się raczej
zwrócić tam, gdzie
znajdą życzliwy posłuch.
(…)
Co do
mnie, to proszę
szanownych Żydów nie
liczyć na mnie.
W stosunku do
jednostek nie mam
uprzedzeń rasowych. Jeśli
chodzi o tłum,
przyznaję, że wolę
Anglików. Na widok
chałata nie popadam
w tkliwość i
sentymentalizm. Proszę się
nie spodziewać, że
będę mówił ciepłym
głosem, że Einstein
jest przecież Żydem,
a Curie – Skłodowska tylko
Polką. Proszę się
nie spodziewać, że
będę z łagodnym
grymasem mówił o
Apenszlaku, a z
pianą na ustach
o Grzymale ,
że będę pałał
większą żądzą poznania
Opatoszu niż „Ulissesa”
Joyce’a, którego również
nie znam. Głos
mój nie zadrży,
gdy będę mówił
o prześladowaniach Żydów.
Nie nadymam policzków
mówiąc o tym,
że „Kapitał” i
„Stary Testament” napisali
Żydzi, bo nie
modlę się z
tych książek. I
proszę mówiąc ze
mną nie mrużyć
porozumiewawczo oczu, bo
nie ma między
nami żadnego porozumienia.
I jeszcze raz
dla świętego spokoju.
Nie mam uprzedzeń
ani narodowościowych, ani
klasowych. Równie nie
znoszę kołtunów i
durniów wśród Żydów
jak i wśród
Polaków czy Francuzów,
zarówno wśród fabrykantów
jak i wśród
proletariuszów. Są poza tym
ludzie głupi, którym
współczuję, i są
głupi, którzy mnie
drażnią”. Słowa
wolnego ducha, geniusza!
Jako wybitny umysł
uniwersalistyczny i humanistyczny, „samotny
w tłumie” durniów
najrozmaitszej maści -
był Antoni Słonimski
przez całe życie
(podobnie jak jego
znakomici rodacy Jan
Brzechwa czy Leopold
Staff) nienawistnie zwalczany
zarówno przez szowinistów
i półgłówków żydowskich
jak i polskich.
Lecz jakiż to
piękny los -
być samotnym pośród
stada nikczemników! „ Nie
ma rzeczy smutniejszej
od głupoty”, powiadał
Słonimski. I dlatego
świat jest taki
smutny, jeśli nie
powiedzieć - posępny.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz