piątek, 8 marca 2019

dr Jan Ciechanowicz - Antysemityzm cz. 3


                          Rozdział V.

                   Antysemityzm  Żydów



Jeśli stosować poszerzoną definicję antysemityzmu, zatwierdzoną przez rząd USA (czy rządy w ogóle powinny zabierać głos w sprawach nauki?) i uważać za antysemickie wszelkie krytyczne wypowiedzi pod adresem dowolnej osoby żydowskiego pochodzenia, to największymi antysemitami okazują się sami Żydzi, którzy jako globalny, stojący na wyjątkowo wysokim poziomie umysłowym etnos, są też narodem nad wyraz wewnętrznie bogatym i zróżnicowanym, co z kolei w  naturalny  sposób  powoduje nieustanne wewnętrzne podziały, dyskusje, polemiki, krytyki, konflikty  i ataki żydowskich intelektualistów jednych przeciwko drugim. Da się to z łatwością zaobserwować w perspektywie zarówno historycznej, jak i aktualnej. Kto jednak potrafi w takich sytuacjach rozstrzygnąć, która ze ścierających się stron jest antysemicka, a która prosemicka?  Oto  np.  Żyd  Josef  Lemann  w  książce  „Napoleon  a  Izraelici”  (1894)  pisał:  „Nie  ulega  wątpliwości,  że  Żydzi  jako  ogół  i  jako  naród    lichwiarskimi  nabywcami  wszystkich  dóbr  świata  i  że  wchłaniają  w  siebie  systematycznie  dobytek  innych  narodów,  nigdy  się  nie  asymilują  i    olbrzymim  pasożytniczym  grzybem,  którego  rozrost  jest  wspierany  przez  liberalne  ustawodawstwo,  które  Żydzi  potrafią  sobie  zapewnić  w  każdych  warunkach”… 
Tego  rodzaju  samokrytyczne  wypowiedzi  żydowskich  luminarzy  kultury  o  swym  narodzie  nie  należą  do  rzadkości.  „Musieliśmy  od  początku  być  wstrętnym  narodem,  od  początku  bowiem  naszą  główną  wadą  było  pasożytnictwo.  Jesteśmy  narodem  sępów,  żyjących  z  pracy  i  dobroduszności  reszty  świata”  (Ben  Chaim,  1934).  „Jest  obojętne,  gdzie  Żyd  żyje  i  jaką  mową  się  posługuje;  zawsze  bowiem  pozostaje  Żydem,  cząstką  światowej  społeczności  żydowskiej,  i  solidaryzuje  się  z  nią”  (Josef  Tenenbaum,  1934).   „Nikt  nie  może  zaprzeczyć,  że  żydostwo  w  wybitnym  stopniu  samo  przyczyniło  się  do  zabagnienia  i  skorumpowania  wszystkich  dziedzin  życia”  (Konrad  Albert,  1889).  „Od  zamierzchłych  czasów  oszustwo  stanowi  podstawową  broń  Żydów  w  walce  z  duchem  nieżydowskim  na  całym  świecie”  (Arthur  Treibitsch,  1921).  „Musimy  omamiać  słodkimi  słowami  i  oszustwem  wszystkich,    wszystko  zgarniemy  w  swe  ręce.  Jedną z  form  jest  pozorne  i  ostentacyjne  przyjmowanie  chrztu,  do  czego  serdecznie  namawiam  Żydów”  (Aleksander  Kraushar,  1895).  „Wszelkie  ograniczenia  wydane  przez  państwo    dla  nich  tylko  bezsensowną  i  czczą  formalnością  i  nie  obowiązują  ich  zupełnie.  Jako  bardziej  chytrzy  i  doświadczeni  odpowiadają  na  to  przekupstwem  i  drwią  z  obowiązujących  praw”  (Arnold  Zweig). 
Istotną cechą kultury żydowskiej jest okoliczność, że Żydzi nieustannie ze sobą polemizują, rozważają „z jednej strony i z drugiej strony”, prowadzą – nieraz twardy – intelektualny dyskurs, analogicznie, jak Polacy nieustannie się ze sobą gryzą, przeciwko sobie intrygują i sobie nawzajem szkodzą,  znajdując  w  tym  jakąś  głupią  satysfakcję. Istnieją widocznie określone,  trwałe paradygmaty zachowań etnicznych. I gdy mówimy o Żydach, tym paradygmatem jest nieustanne poszukiwanie – nie, nie pieniędzy, jak twierdził K. Marks – lecz prawdy.
Podstawa narodu żydowskiego to siła ducha, pewność siebie, swego przeznaczenia i roli w dziejach ludzkości  a  nawet  wszechświata  (!).  Tylko  oni  i  żaden  inny  naród  nie  posunął  się  do  tak  krańcowego  samouwielbienia,  aby  poważnie  (?)  głosić,  że  „Bóg  stał  się  sługą  obrzezanych”.   Z psychologicznego punktu widzenia nie ma żadnego znaczenia, czy ambicjonalnym wyobrażeniom odpowiada jakakolwiek rzeczywistość poza tymi właśnie wyobrażeniami, które same są causa sui – przyczyną, podstawą samych siebie. Właśnie te wyobrażenia bowiem posiadają moc napędową, mobilizującą  i  organizującą,  są przysłowiową „siłą iluzji”, która i owszem może motywować do wielu działań o charakterze hubrystycznym, transgresyjnym, imperialistycznym, perfekcjonistycznym. Taka postawa może być jednak potencjalnie niebezpieczna w obliczu socjopsychologicznego i dziejowego prawa, które głosi: kto się wywyższa, poniżony  będzie.  Wielkość  wywołuje  zawiść.  Wywyższanie  się  powoduje  nienawiść  i  chęć  szkodzenia.   
Ekskluzywizm i megalomaństwo są wytworem fanatyzmu. Fanatyzm zaś jest dzieckiem ograniczonego poglądu na świat. Ergo: idea o wyłączności własnej grupy zawsze  jest:
a) przejawem ograniczoności, intelektualno-moralnej niedojrzałości („niedojrzewania”, że wszyscy ludzie -  a  nie  tylko  „wybrani”  - są wielcy i godni, tj., że w swym człowieczeństwie nie są „lepsi” lub „gorsi”);
b) przejawem egzaltowanego samozakochania się, zachwiania aksjologiczno-emocjonalnej równowagi;
c) przejawem świadomych socjotechnicznych zabiegów ze strony przywódców grupy, zmierzających do jej konsolidacji i przetrwania, ewentualnie też do jej dominacji nad innymi („lepsi” mają prawo...)  pod  pretekstem  „wyższości”.
Ontologicznie rzecz biorąc idea grupowej wyłączności bazuje nie na obiektywnych faktach, lecz na tendencyjnych wyobrażeniach, jest więc sprzeczna z prawdą. I jak wszelki fałsz, jest też sprzeczna z ideą moralnego dobra.  A  gdy  przekracza  pewne  granice,  stanowi  wyraz  dzikiego  satanizmu. 
Poczucie wybraństwa może być bardzo niebezpieczne i sprowadza na jego nosicieli   cierpienia i prześladowania, ponieważ jest odmianą zbiorowej  pychy i wyniosłego zaślepienia własną domniemaną wartością, która przecież jest bluźnierstwem w obliczu Boga.
Wydaje się, że świetnie zdawali sobie z tego sprawę wielcy żydowscy mędrcy, których za ten narodowy samokrytycyzm spotykała – jako domniemanych zdrajców i odszczepieńców w sprawach światopoglądu i wiary – surowa kara. Tradycja ta sięga wieków swymi korzeniami. Oto co radzi uczynić z odszczepieńcem traktat talmudyczny Sanhedrin: „Zbrodniarza wciska się do nawozu aż po kolana; zatem łoży się twardą chustę w miękką i okręca się mu wokół szyi; jeden ze świadków ciągnie do siebie jeden koniec, drugi - inny, aż zbrodniarz otworzy swe usta. W tym czasie rozgrzewa się ołów i wylewa się mu w usta   tak, żeby spłynął on w jego trzewia i spalił je”.
Naturalnie, rozproszeni wśród innych narodów i muszący brać pod uwagę ich ustawy i obyczaje fanatycy nie zawsze mogli otwarcie wykonywać podobne bestialskie zalecenia, lecz przykładów ich bezwzględnego okrucieństwa, prób zabójstwa, terroru wobec wolnomyślicieli tylko ostatnie wieki historii nowożytnej dostarczają co niemiara. Jak zaznaczał Douglas Reed, „w ciasnym zamknięciu getta reżim „Talmudu” siłą rzeczy musiał być oparty na terrorze, toteż stosował go przy użyciu wszystkich znanych metod, jak wzajemne szpiegostwo, donosicielstwo, denuncjowanie, klątwy, ekskomuniki i śmierć. Później komunistyczne rezimy tajnej policji i obozów koncentracyjnych mogły się posłużyć gotowym modelem, dobrze znanym organizatorom talmudycznym”. Na mocy donosu talmudystów w XIII wieku spalono mądre księgi filozoficzne Mojżesza Majmonidesa; w XIX wieku tenże los spotkał dzieła Mojżesza Mendelssohna za to, że w jednym z tekstów zwrócił się do rodaków z apelem: „Bracia moi, podążajcie za przykładem miłości do wszystkich ludzi, jak dotąd podążaliście za nienawiścią!”… Całą plejadę wybitnych osobistości i niezależnych charakterów wywodzących się ze środowisk żydowskich talmudyczna inkwizycja zmusiła do milczenia, sponiewierała, stłamsiła, zamordowała. Pod szyldem żydowskiej autonomii i samorządności kryła się w miastach europejskich bezwzględna dyktatura rabinów, tych absolutnych władców w gettach.
Wynalazkiem talmudystów było palenie na stosach ludzi i książek, niektóre kościoły chrześcijańskie przejęły ten dziki zwyczaj, gdy zostały zainfiltrowane przez Żydów udających nawrócenie (Torquemada w Hiszpanii, Savonarola we Włoszech itd.). Rabini w gettach wynaleźli też „trojkę”, czyli trzyosobowe sądy kapturowe, błyskawicznie skazujące na śmierć na podstawie anonimowych donosów i natychmiast wyroki uskuteczniające. Od talmudystów ten wynalazek zapożyczyła inkwizycja katolicka i protestancka, a później – reżym bolszewicki i NKWD.

Getto nie było obozem koncentracyjnym, wzniesionym przez Aryjczyków dla Żydów, lecz stanowiło przejaw etnicznej samoizolacji, która dosłownie murem odgradzała ludność żydowską  od świata zewnętrznego. Getto nie zostało Żydom narzucone, to ich właśni przywódcy, ziejący nienawiścią do reszty ludzkości, dokonali tego wynalazku. „Pierwszym jego przykładem było getto w Babilonie, założone przez Lewitów za przyzwoleniem władców babilońskich… Było ono idealnym środkiem odgrodzenia, zniewolenia umysłów i utrzymania władzy talmudystów… W starożytnej Aleksandrii, w średniowiecznym Kairze i Kordobie, a także w dzisiejszym Nowym Jorku dzielnice żydowskie powstały na żądanie rabinów, usiłujących utrzymać swoich wiernych w izolacji. W 1084 roku Żydzi mieszkający w Speyer wnieśli petycję do rządzącego księcia o utworzenie getta. W 1412 roku na prośbę Żydów wydany został w Portugalii edykt zezwalający na tworzenie gett. W Weronie i w Mantui Żydzi przez stulecia świętowali rocznice wzniesienia murów getta jako festiwal zwycięstwa (Purym). W Rosji i w Polsce getta stanowiły opokę organizacji talmudycznej – jakiekolwiek próby ich zniesienia poczytywane byłyby za prześladowanie… Zaciekłość rządów talmudycznych w gettach często powodowała wybuchy płaczu, lamentów i próby zerwania łańcuchów… Jarzmo talmudyczne nad rozproszonymi Żydami, gdziekolwiek żyli, na podobieństwo ścisłej sieci rządząc ich dniem powszednim, świetami, ich poczynaniami i modlitwami, ich całym życiem i każdym krokiem. Żaden aspekt ich życia nie został pozostawiony losowi ich własnej woli. Był to absolutny despotyzm” (Douglas Reed).   
Charakterystyczną ilustracją do tych słów są dzieje wybitnego myśliciela Uriela Acosty, który wywarł znaczny wpływ na Barucha Spinozę i innych filozofów, a którego los wstrząsnął sumieniem siedemnastowiecznej Europy.
Wiele lat upłynęło od chwili, gdy rozbrzmiał samobójczy strzał, który przerwał życie znajdującego się w rozkwicie sił umysłowych uczonego i polemisty, doprowadzonego do kresu ludzkiej wytrzymałości przez rozwydrzonych fanatyków, lecz trudno i dziś pozostawać wobec owych wydarzeń obojętnym...
Uriel Acosta (inaczej: Gabriel da Costa) urodził się w 1585 roku (według innych źródeł w 1590) w mieście Porto w Portugalii w żydowskiej rodzinie, która  pozornie  przeszła na katolicyzm. W duchu tego ostatniego był też w dzieciństwie wychowywany. Lecz od samego początku żywił wątpliwości co do słuszności zasad i nauk chrześcijańskich. Zajął się więc pilnymi studiami nad Deuteronomium, jako że Nowy Testament nie budził jego zaufania. Postanawia wkrótce nawrócić się na judaizm i wyjeżdża z fanatycznie katolickiej Portugalii do holenderskiego Amsterdamu, w którym panowały takie stosunki, że, jak pisał później Uriel Acosta „gdyby Jezus z Nazaretu przybył do Amsterdamu, a Żydzi by chcieli go ukrzyżować, mogliby to uczynić nie kryjąc się”. Po przybyciu do Niderlandów Uriel oficjalnie przechodzi na judaizm, poddaje się zabiegowi obrzezania i innym procedurom kultowym.
Wkrótce jednak staje się mu jasne, że nauki rabinów wcale nie są identyczne z wnioskami, które on samodzielnie wysnuł w trakcie studiów nad Pięcioksięgiem Mojżesza. O czym też nie zawahał się otwarcie mówić i pisać. W 1616 roku opublikował w Hamburgu „Tezy przeciw Tradycji”, w których skrytykował faryzeuszy, twierdząc, że teksty „Pięcioksięgu” i „Talmudu są dziełem ich, ludzi,, a nie jakiejś boskiej istoty. Traktat ten był zaadresowany do Żydów weneckich i ich rabin Leo Modena rzucił na da Costę najcięższą klątwę. Po śmierci rabina znaleziono jego papiery wskazujące, że hołdował on tym samym poglądom, za które ekskomunikował Uriela Acostę, lecz nie poważył się ich wyznawać publicznie. Wydał tedy wyrok śmierci na człowieka, którego poglądy podzielał.
W roku 1624 Uriel Acosta ponowił atak na rabiniczne nauki w dziele „Analiza tradycji faryzejskiej na tle prawa pisanego”, po czym talmudyści perfidnie zadenuncjowali go przed sądem holenderskim, twierdząc, że ta rozprawa jest jakoby antykatolicka i obraża wiarę chrześcijan. Podziałało. Goje ulegli i wydali wyrok, na którego mocy książkę publicznie spalono. Lecz odważny filozof i tym razem nie ustępował, rychło ściągając na siebie zapiekłą nienawiść miejscowych rabinów, którzy niebawem stawili go przed dylematem: albo natychmiastowe wyrzeczenie się swych słów i zadeklarowanie pełnej przed nimi intelektualnej pokory, albo wyklęcie ze wszystkimi wynikającymi z tego skutkami. Wolnomyśliciel nie ukorzył się, wystąpił nawet z obroną własną, zarzucając „faryzeuszom”, czyli rabinom, sfałszowanie nauk mojżeszowych. Został więc odłączony od judaizmu. Wszyscy Żydzi, w tym też jego bracia, zobowiązani zostali przez fanatyków do prześladowań „odszczepieńca” na wszelkie możliwe sposoby, do szczucia go, rzucania weń błotem i kamieniami, aby nawet we własnym domu nie mógł zaznać spokoju.
W dziele pt. „O śmiertelności duszy ludzkiej” Acosta zanegował dogmat o wiecznym życiu duszy, argumentując m.in., że Stary Testament jakoby nic nie mówi o rzekomej nieśmiertelności duszy. Rozwścieczony rabinat zaskarża Acostę przed władzami holenderskimi jako „epikurejczyka” i wroga wiary chrześcijańskiej. Dzięki tym zabiegom zostaje aresztowany, lecz za kaucją amsterdamskich przyjaciół spośród katolików zwolniony. Pisze wówczas jeszcze jeden utwór polemiczny piętnujący chytrość i obłudę rabinów. Książka ta została także publicznie spalona na placu przed synagogą amsterdamską. Prześladowania ze strony gminy żydowskiej przybierają na mocy i przemyślności. Taki stan rzeczy trwa lat kilkanaście. Zmęczony intrygami i izolacją ze strony swych rodaków Uriel Acosta postanawia wreszcie ponownie przyjąć judaizm. Lecz w momencie, gdy „kontrakcja” z rabinatem dochodziła akurat do skutku, zostaje przez własnego bratanka zaskarżony przed zarządem gminy wyznaniowej o to, iż jakoby nie przestrzegał określonych przepisów rytualnych związanych ze spożywaniem potraw. Wywołało to istną burzę nienawiści do Uriela, pokrzyżowało jego plany matrymonialne, a gdy jeszcze rozpowszechniono pogłoskę, iż rzekomo odwiódł od ich zamiaru dwóch chrześcijan, którzy chcieli przejść na judaizm, oburzenie fanatyków przekroczyło wszelkie możliwe granice. Gdy Acosta odmówił wyrażenia publicznie skruchy i bezwarunkowej uległości, został ponownie wyklęty.
Po kolejnych siedmiu latach cierpień moralnych i niedogodności materialnych Uriel załamał się i wyraził zgodę na pokorę przed rabinatem. Powrotowi na łono „wybranego narodu” i „objawionej przez Boga religii” towarzyszył poniżający rytuał zewnętrzny. Acosta w szacie żałobnej, z czarną świecą w ręku publicznie uznał, że swymi grzechami tysiąckrotnie zasłużył na śmierć, że gotów jest przyjąć każdą karę i obiecuje, iż nigdy więcej nie zostanie „odszczepieńcem”. Zatem musiał odejść w kąt bożnicy i rozebrać się. Po czym przywiązano go do jednej z kolumn i pod akompaniament chóru gminy, śpiewającego psalmy, w obecności licznych członków i członkiń sekty wymierzono mu 39 ciosów biczem po plecach. Lecz nie koniec na tym. Obalono go na twarz przed wejściem do synagogi i każdy wychodzący zadawał mu uderzenie nogą. Krewni podobnie kopali najdotkliwiej.
Zupełnie załamany tym poniżeniem Uriel Acosta po nieudanej próbie zamordowania swego brata, który obchodził się z nim w sposób wyszukanie bestialski, popełnił samobójstwo w 1640 roku.
***
         Także życie Borucha Spinozy, jednego z największych filozofów w dziejach Europy, było całkowitym przeciwieństwem ducha tego środowiska, z którego się wywodził. I środowisko to nigdy nie wybaczyło, że się mu przeciwstawił, że przez całe życie hołdował ideałom oświecenia, wolności, tolerancji, że pogardzał fanatycznym zacietrzewieniem, narodowym egoizmem, religianckim zabobonem i ślepotą moralną otoczenia.
B. Spinoza urodził się 24 listopada 1632 roku w rodzinie żydowskiej osiadłej w Niderlandach, zmarł w 1677 roku. Młodość swą spędził w Amsterdamie, gdzie ukończył szkołę zwaną „Drzewem Żywota”. Ojciec starał się nie tylko dać mu stosowne wykształcenie, lecz i sam udzielał synowi nauk praktycznej mądrości, której nie jest w stanie zapewnić żadna książka  czy szkoła. Nauczyciele zauważyli niezwykłą siłę myśli młodego człowieka, przepowiadali mu przyszłość najmądrzejszego rabina Europy, znawcy Pięcioksięgu  i Talmudu...
Lecz losy jego potoczyły się innym torem. Nie każdy charakter i nie każda głowa da się zamknąć w jaskini swej epoki i środowiska. Mijały lata. Boruch Spinoza miał już ich 23, gdy w sprawie jego wydano następujący wyrok, który warto przytoczyć dosłownie: „Postanowieniem Aniołów i za wolą Świętych wyklinamy,  odłączamy, ekskomunikujemy, odżegnujemy się, skazujemy na hańbę i wyklinamy Barucha de Espinozę. Za zgodą Pana Boga Naszego, za aprobatą całej świętej gminy, wobec świętych Ksiąg Prawa, gdzie jest spisanych 613 przepisów, wypowiadamy przeciw niemu klątwę, którą Jozue rzucił na Jerycho, i klątwę, którą Eliasz przeklął swoje dzieci, i wszystkie klątwy zapisane w Torze. Niech będzie on przeklęty w dzień i w nocy, niech będzie przeklęty, kiedy się kładzie do snu, i niech będzie przeklęty kiedy wstaje, niech będzie przeklęty, kiedy wychodzi, i niech będzie przeklęty, kiedy wraca. Oby spodobało się Bogu nie udzielić mu swego przebaczenia. Niech gniew i złość Pana rozpętają się przeciw temu człowiekowi i zleją na jego głowę wszystkie klątwy przepisane w Księdze Prawa. Oby Pan wymazał jego imię spod firmamentu niebios, i wyznał jego zgubę wśród wszystkich plemion Izraela, i obłożył go wszystkimi przekleństwami Niebios!... Niech nikt nie waży się do niego przemówić, pisać, okazać mu przychylność, ani mieszkać z nim pod jednym dachem, ani się do niego zbliżyć”…
Jest to tekst anatemy, którą 27 lipca 1656 roku rabin gminy judejskiej Amsterdamu rzucił na Spinozę. Na czym jednak polegały „straszliwe herezje” Spinozy? – Okazuje się, że lekceważył on przepisy rytualne odnoszące się do spożywania pokarmów i niezbyt gorliwie uczęszczał do synagogi. Talmudyści żywili do niego wręcz zoologiczną nienawiść, współcześni wzmiankują nawet o próbie zgładzenia go przez nasłanego skrytobójcę. Został filozof wypędzony z Amsterdamu, ponieważ komitet gminy żydowskiej po rzuceniu klątwy odwołał się do władz miejskich twierdząc – że Spinoza, godząc w autorytet Mojżesza, równocześnie podważył rzekomo podstawowe zasady chrześcijaństwa. Znalazł tymczasowe schronienie u holenderskiego przyjaciela Dirka Tulpa, w jego wiejskim domu w okolicy Ouderkerk.
Po okresie tułaczki osiadł na stałe w Hadze dzięki życzliwości malarza holenderskiego Van der Spycka. Wykluczenie z gminy żydowskiej było silnym ciosem dla młodego człowieka. Nawet gdy nie mamy żadnych powiązań z rodzinnym środowiskiem, łączą nas z nim przecież mocne więzy emocjonalne. Jednak dzięki temu wyklęciu Spinoza został jednocześnie radykalnie wyzwolony z pęt przestarzałych zabobonnych wierzeń i wyobrażeń, nawiązał przyjaźń z wieloma wybitnymi politykami, pisarzami, myślicielami Holandii i całej Europy, otrzymał wstęp do skarbów jej wiedzy, poznał łacinę i grekę, podjął studia nad filozofią chrześcijańską. Imię jego, mimo młodego wieku, wkrótce było znane niemal w całym kulturalnym świecie. Leibniz, Boyle, Huygens podziwiali jego wiedzę w dziedzinie nauk przyrodniczych, chemii, medycyny, optyki. Liczne świadectwa współczesnych przedstawiają go jako opanowanego, pogodnego mędrca, bezinteresownie poświęcającego się gromadzeniu wiedzy.
Środki do życia zdobywał wykonując prace szlifierskie. Otrzymywał też stałe dotacje od holenderskiej szlachty i bogatych kupców. W życiu codziennym elegancki, zwykł był mawiać: „to nie wygląd niechlujny i zaniedbany czyni z nas uczonych, przeciwnie – udawanie niedbalstwa jest oznaką duszy niskiej, w której nie zagości mądrość i w której uczoność może zrodzić jedynie upodlenie i zepsucie”.
Rozwój umysłowy Spinozy określony był początkowo wpływami R. Kartezjusza, F. Bacona, T. Hobbesa, G. Bruno. Lecz podobnie jak małe źródełko górskie przekształca się w potężny potok, znoszący wszystkie przeszkody i tamy na swej drodze, tak i umysł genialny, żywiołowo uwalnia się spod obcych wpływów. Jeden z Holendrów nazwał Spinozę „wysłannikiem dobrej nowiny dla dojrzałej ludzkości”. Wiele z jego idei zostało podjętych dopiero przez myśl XVIII i XIX wieku. Powszechnie znany jest jego wpływ na francuskich encyklopedystów, niemieckich racjonalistów i romantyków (m.in. Voltaire, Rousseau, Herder, Goethe, Heine, Renan, Feuerbach, France).
Spuścizna teoretyczna B. Spinozy była interpretowana bardzo różnie, zgłaszali doń akces zarówno materialiści, jak i spirytualiści. Faktem jest jednak, że religijna ortodoksja żydowska, a również kościół katolicki zabroniły wiernym wydawania i czytania dzieł „holenderskiego ateisty”. Słysząc imię Spinozy powtarzali cytat z Pisma Świętego: „Zesłałem pośród was zarazę – mówi Pan”.
                                                             
W Traktacie teologiczno-politycznym (1670) Spinoza w następujący sposób streścił podstawy metodologiczne swej filozofii: „Starałem się usilnie o to, aby ludzkich postępków nie wyśmiewać, nie opłakiwać i nie potępiać, lecz je rozumieć. A dlatego rozpatrywałem wzruszenia ludzkie, jak miłość, nienawiść, gniew, zawiść, ambicję, miłosierdzie i wszystkie inne wstrząśnienia ducha nie jako występki natury ludzkiej, lecz jako własności, które tak do niej należą, jak do natury powietrza należą ciepło, zimno, burza, piorun itp. Wszystko to może być bardzo niedogodne, jednakże jest konieczne”... Tak trzeźwa, obiektywna postawa, wolna od jakiejkolwiek stronniczości zmusiła Spinozę do znalezienia się w opozycji do środowiska, z którego się wywodził, a którego ograniczoność musiał – jako geniusz myśli – prawie nieuchronnie przekroczyć, zarzucając w końcu swym fanatycznym rodakom grupową pychę, intelektualne zarozumialstwo i amoralizm w stosunku do „obcych”.
W wiekopomnym dziele pt. Etyka sposobem geometrycznym ułożona (1675) Boruch Spinoza notował: „Pycha (superbia) jest to sądzenie o sobie z powodu miłości własnej lepiej, niż słuszność wymaga...
Największa pycha albo najniższe o sobie mniemanie to największa nieznajomość siebie samego (...).
Największa pycha lub najniższe o sobie mniemanie świadczą o największej niemocy ducha...
Pierwszą podstawą cnoty jest zachowanie swego istnienia i to pod przewodem rozumu. Kto więc nie zna siebie samego, nie zna podstawy wszystkich cnót, a zatem i żadnych cnót. Następnie, działanie powodowane cnotą jest niczym innym, jak działaniem pod przewodem rozumu, a ten, kto działa powodowany rozumem, musi koniecznie wiedzieć o tym, że działa powodowany rozumem. Kto więc najmniej zna siebie samego, a zatem i wszystkie cnoty, ten w najmniejszym stopniu działa powodowany cnotą, tj. jest w najwyższym stopniu bezsilny duchem. Dlatego też największa pycha lub najniższe o sobie mniemanie świadczy o największej niemocy ducha...
Wynika stąd jak najjaśniej, że ludzie pyszni i ludzie, którzy mają niskie o sobie mniemanie, najbardziej są podlegli afektom...
Z niskiego o sobie mniemania można się jednak łatwiej poprawić aniżeli z pychy, gdyż ten drugi afekt jest afektem radości, pierwszy zaś afektem smutku, i dlatego drugi jest silniejszy od pierwszego...
Człowiek pyszny lubi obecność pasożytów i pochlebców, nienawidzi zaś szlachetnych...
Pycha jest to radość powstała stąd, że człowiek sądzi o sobie lepiej, niż słuszność wymaga, a człowiek pyszny dążyć będzie wedle możności do podtrzymania tego mniemania. Dlatego więc pyszni będą lubić obecność pasożytów i pochlebców, a unikać będą szlachetnych, którzy należycie ich oceniają...
Zbyt długo musiałbym wyliczać tutaj wszystkie zła pychy, ponieważ pyszni podlegają wszystkim afektom, ale żadnemu z nich tak mało, jak miłości i sympatii.
Nie można jednak tutaj przemilczeć, że i ten nazywa się pysznym, kto sądzi o innych gorzej, niż słuszność wymaga; dlatego też w tym znaczeniu trzeba zdefiniować pychę jako radość powstałą stąd, że człowiek żywi fałszywy pogląd, iż wyższy jest ponad innych; niskie zaś o sobie mniemanie, przeciwne tej pysze, należałoby zdefiniować jako smutek powstały stąd, że człowiek żywi fałszywy pogląd, iż stoi niżej od innych. Przy tym założeniu łatwo rozumiemy, że pyszny jest nieuchronnie zawistny i że najbardziej nienawidzi tych, których najbardziej chwali się dla ich cnót, następnie, że jego nienawiść wobec nich niełatwo przezwyciężyć miłością lub dobrodziejstwem i że znajduje on upodobanie w towarzystwie tych tylko, którzy powolni są jego bezsilnemu duchowi i czynią z głupca obłąkanego.
Aczkolwiek niskie o sobie mniemanie jest przeciwne pysze, jednak ten, kto niskie ma o sobie mniemanie, jest najbliższy pysznemu. Skoro bowiem smutek jego powstaje stąd, że osądza on swoją niemoc według mocy, czyli cnoty innych, to smutek jego zmniejszy się, tj. będzie się on radował, jeżeli jego wyobraźnię zajmie rozważanie cudzych wad. Stąd wzięło się przysłowie: „Mieć towarzyszy niedoli pociechą jest dla nędzarzy”. Przeciwnie zaś, będzie się on smucił tym bardziej, im bardziej uważać będzie siebie za niższego od innych. Stąd się bierze, że nikt nie jest tak bardzo skłonny do zawiści, jak ludzie mający o sobie niskie mniemanie, i że oni właśnie najbardziej usiłują śledzić czyny ludzkie, więcej dla wytykania ich, aniżeli dla poprawiania, i że wreszcie chwalą wyłącznie niskie o sobie mniemanie i chlubią się nim, tak jednak, żeby wyglądali na ludzi nisko siebie ceniących. To wszystko wynika z tego afektu w sposób równie konieczny, jak wynika z natury trójkąta, że trzy jego kąty są równe dwom prostym.
Bazując na tychże ogólniejszych przesłankach teoretycznych B. Spinoza w dziele Tractatus teologico-politicus wystąpił z wyjątkowo trafną i uargumentowaną krytyką szeregu judaistycznych dogmatów, w tym ich tematu centralnego: koncepcji o bogowybraności narodu żydowskiego. W drugim rozdziale tego nowatorskiego i odważnego dzieła jego autor nawiązuje do legend Starego Testamentu i pisze: Adam, pierwszy, któremu Bóg się objawił, nie wiedział, że Bóg jest wszechobecny i wszechwiedzący; schował się bowiem przed Bogiem, tak, jak gdyby miał człowieka przed sobą. Więc i jemu objawił się Bóg stosownie do jego pojętności, mianowicie jako taki, który nie jest wszędzie obecny i nie zna miejsca przebywania oraz grzechu Adama. Przecież Adam słyszał, czy też zdawało mu się, że słyszał Boga spacerującego po ogrodzie, wołającego go i pytającego, gdzie jest, a później, gdy go opanował wstyd, pytającego go, czy jadł z drzewa zakazanego. A zatem Adam nie znał żadnego innego przymiotu Boga, prócz tego, że Bóg był stwórcą wszystkich rzeczy. Również Kainowi objawił się Bóg stosownie do jego pojętności, mianowicie tak, jak gdyby nie znał postępków ludzkich: a nie potrzeba mu było żadnej wznioślejszej wiedzy o Bogu do tego, aby miał żałować swego grzechu. Labanowi objawił się Bóg jako Bóg Abrahama, albowiem wierzył on w to, że każdy naród posiada swego osobnego Boga (zob. Rdz 31, 29). Także Abraham nie wiedział, że Bóg jest wszędzie obecny i że wie z góry o wszystkim. Gdy bowiem usłyszał wyrok na mieszkańców Sodomy, to prosił Boga, aby wyroku tego nie wykonywał, zanim się nie przekona, że wszyscy oni zasłużyli sobie na karę; powiedział bowiem (zob. Rdz 18, 24): „może w tym mieście jest pięćdziesięciu sprawiedliwych”. Bóg zaś nie objawiał mu się inaczej, gdyż przemówił w jego wyobraźni w sposób następujący: „Jeżeli znajdę w Sodomie pięćdziesięciu sprawiedliwych przebaczę całemu miastu dla nich”. Także świadectwo boskie o Abrahamie (zob. o tym Rdz 18, 19) nie mówi o niczym więcej, jak o posłuszeństwie jego i o tym, że skłaniał domowników swoich do słuszności i dobra, a nie wzmiankuje nic o tym, aby miał wznioślejsze pojęcie o Bogu. Nawet Mojżesz nie poznał dostatecznie, że Bóg jest wszechwiedzący i że kieruje wszystkimi postępkami ludzkimi wyłącznie na podstawie swego wyroku. Otóż chociaż Bóg mu powiedział (Wj 3, 18), że Izraelici będą mu posłuszni, to jednak poddał on to w wątpliwość i odrzekł (Wj 4, 1): „ale oto, nie uwierzą mi, i nie usłuchają głosu mego”. Dlatego Bóg objawił się także jemu jako ktoś postronny i niewiedzący o przyszłych postępkach ludzkich. Toteż dal mu dwa znaki i odezwał się (Wj 4, 8): „I stanie się, jeśli nie uwierzą i nie usłuchają głosu znaku pierwszego, tedy uwierzą głosowi znaku pośledniego. I stanie się, jeśli nie uwierzą ani tym dwom znakom, i nic nie usłuchają głosu tego, weźmiesz (w takim razie) wody rzecznej” itd. Zaprawdę kto bez uprzedzenia rozważy wyrzeczenia Mojżesza, ten znajdzie w sposób jasny, że miał on o Bogu pojęcie takie, iż jest to byt, który wiecznie istniał, istnieje i zawsze istnieć będzie, i z tego powodu nazwał je Jehowa, co po hebrajsku wyraża te trzy czasy istnienia. Co się zaś tyczy natury Boga, to Mojżesz nie uczył o niej nic więcej nad to, że Bóg jest miłosierny, łaskawy itd. i w najwyższym stopniu zazdrosny, jak widać z wielu miejsc Pięcioksięgu. Następnie wierzył i uczył, że byt ten tym się różni od wszystkich innych bytów, że nie daje się wyrazić z pomocą żadnego obrazu jakiejkolwiek rzeczy widzialnej i że nie daje się oglądać, nie z powodu trudności przedmiotu, lecz z powodu słabości ludzkiej, wreszcie, że byt ten jest pod względem swej mocy niezrównany, czyli jedyny. Uznawał, że są byty, które (niewątpliwie z zarządzenia i rozkazu Boga) Boga zastępują, tj. byty, którym Bóg nadał powagę, prawo i moc do rządzenia narodami, do pilnowania ich i troszczenia się o nich. Ale o bycie, który Żydzi obowiązani byli czcić, uczył, że jest Bogiem najwyższym i najwznioślejszym, czyli (aby użyć wyrażenia hebrajskiego) Bogiem nad Bogami. Dlatego wyrzekł w swej pieśni (Wj 15, 11): „Któż podobien Tobie między mocarzami, Panie?”, a Jetro oświadczył (Wj 18, 11): „teraz doznałem, że większy jest Pan nade wszystkie bogi”, tzn. zmuszony jestem teraz przyznać Mojżeszowi, że Jehowa większy jest od wszystkich bogów i jedyny co do mocy. Można wątpić o tym, czy Mojżesz poczytywał owe byty, zastępujące Boga, za stworzenia boskie, albowiem o stworzeniu ich i powstaniu, o ile wiemy, nic nie powiedział. Poza tym bowiem uczył, że byt ten powołał świat do porządku z chaosu (zob. Rdz 1, 2) i że wszczepił w naturę zarodki, więc że posiada nad wszystkim najwyższe prawo i najwyższą moc, a na skutek tego prawa najwyższego i mocy wybrał dla siebie wyłącznie naród żydowski (zob. Pwt 10, 14 i 15) oraz oznaczoną dzielnicę ziemi (zob. Pwt 4, 19 oraz 32, 8 i 9), wszystkie inne narody i kraje pozostawiając pieczy innych ustanowionych na swoje miejsce bogów, wobec czego Bóg nazywany był Bogiem Izraela i Bogiem Jerozolimy (zob. 2 Krn 32, 19), pozostali zaś bogowie nazywani byli bogami innych narodów. Z tego też powodu wierzyli Żydzi, że ów kraj, który Bóg sobie obrał, wymaga osobliwej czci Boga, odmiennej całkiem od tej, jaka przynależy się innym krajom, a nawet że kraj ten nie może ścierpieć czczenia innych bogów, właściwych innym krajom. Wierzono przecież, że owe narody, które król asyryjski wprowadził do ziemi Żydów, były rozdarte przez lwy, dlatego że nie znały krajowej służby bożej (zob. 2 Kri 17, 25, 26 i nast.). Według zdania Ibn Ezry powiedział też Jakub z tego powodu do swoich synów, gdy zamierzał jechać do ojczyzny, żeby przygotowali się do nowej służby bożej i wyzbyli się bogów obcych, tzn. czci bogów tego kraju, w którym dotychczas przebywali (zob. Rdz 35, 2 i 3). Także Dawid, gdy rzekł do Saula, że zmuszony jest z powodu prześladowania z jego strony zamieszkać poza ojczyzną, dodał, że jest przepędzony od spuścizny Boga i zniewolony do służenia innym bogom (zob. 1 Sm 26, 19). Wreszcie wierzył Mojżesz, że ów byt, czyli Bóg, posiada siedlisko w niebie (Pwt 33, 27), a było to mniemanie bardzo rozpowszechnione wśród pogan.
Jeżeli teraz zwrócimy uwagę na objawienia Mojżesza, to znajdziemy, że były one przystosowane do tych poglądów. Otóż ponieważ on wierzył, że natura boska podlega, jak zauważyliśmy, takim stanom, jak miłosierdzie, łaskawość itd., przeto Bóg objawił mu się stosownie do tego jego poglądu w tych przymiotach (zob. Wj 34, 6 i 7, gdzie opowiada się, w jaki sposób Bóg ukazał się Mojżeszowi, oraz w w. 4 i 6 Dekalogu). Następnie w 33, 18 opowiada się, że Mojżesz prosił Boga, aby mu pozwolił go ujrzeć, ale że Mojżesz, jak już zauważyliśmy, nie był wytworzył sobie żadnego wyobrażenia o Bogu, a Bóg (jak już wykazałem), objawiał się Prorokom stosownie do ustroju ich wyobraźni, przeto Bóg nie ukazał mu się w żadnym obrazie; było tak, zdaniem moim, dlatego że wyobraźnia Mojżesza nie nadawała się do tego. a wszak inni Prorocy zaświadczają, że widzieli Boga, mianowicie Izajasz, Ezechiel, Daniel itd. Z tego powodu też dał mu Bóg odpowiedź: „nie będziesz mógł widzieć oblicza mego”, a ponieważ Mojżesz wierzył, że Bóg jest widzialny, tj. widzialność nie pozostaje w żadnej sprzeczności z naturą boską – inaczej bowiem nie prosiłby Boga o nic podobnego – więc Bóg dodał: „bo nie ujrzy mnie człowiek, aby żyw został”. Podaje więc Bóg powód, odpowiadający poglądowi Mojżesza; nie powiada bowiem, że widzialność pozostaje w sprzeczności z naturą boską, jak się to ma w rzeczywistości, lecz powiada, że nie może to nastąpić z powodu niedoskonałości ludzkiej. Dalej, gdy Bóg objawił Mojżeszowi, że Izraelici przez czczenie cielca stali się podobnymi do innych narodów, powiedział, jak czytamy w rozdziale 33, 2 i 3, że przyśle anioła, tj. byt, który w zastępstwie bytu najwyższego ma mieć pieczę nad Izraelitami, i że sam nie chce dalej być pośród nich. W ten sposób właśnie Mojżesz stracił całą podstawę do przyjęcia, że Izraelici są milsi Bogu od innych narodów, które Bóg także oddał pieczy innych bytów, czyli aniołów, jak widać z w. 16 tegoż rozdziału. Wreszcie objawiał się Bóg, jako zstępujący z nieba na górę, ponieważ wierzono, że mieszka w niebie, a dlatego Mojżesz wszedł na górę, aby rozmówić się z Bogiem, co byłoby całkiem zbyteczne, gdyby z równą łatwością mógł wyobrażać sobie Boga jako wszechobecnego.
Izraelici nie mieli o Bogu prawie żadnej wiedzy, aczkolwiek objawił się im. Wykazali to aż nadto dostatecznie, gdy po niewielu dniach czczenie Go i służenie Mu przenieśli na cielca i uwierzyli, że w nim mają owych bogów, którzy wyprowadzili ich z Egiptu. Trudno byłoby doprawdy, aby ludzie, przywykli do zabobonów egipskich, ludzie surowi i upodleni przez twarde niewolnictwo, mieli zdrowe pojęcie o Bogu, albo aby Mojżesz uczył ich czegoś innego, aniżeli sposobu prowadzenia się. Czynił on to nie jak filozof, tak aby zniewoleni byli do dobrego życia z własnego popędu, lecz jako prawodawca, aby ich zmusić do tego mocą prawa. Z tego powodu dobre prowadzenie się, czyli życie prawdziwe, służba boża i umiłowanie Boga, było dla nich więcej poddaństwem, aniżeli prawdziwą wolnością, łaską boską i darem. Przykazał im bowiem Boga miłować i być posłusznymi jego prawu, aby okazać wdzięczność Bogu za otrzymane dobrodziejstwa (jak wybawienie z niewoli egipskiej itd.), a następnie straszył ich groźbami, gdyby wykroczyli przeciwko owym przepisom, i przeciwnie, obiecał wiele dobrego, jeżeli będą im posłuszni. A więc nauczał ich w taki sam sposób, jak nauczają zwykle rodzice pozbawione jeszcze rozumu dzieci. Wobec tego jest rzeczą pewną, że nie znali oni doskonałości cnoty i szczęśliwości prawdziwej. Jonasz mniemał, że może uciec sprzed oblicza Boga, co dowodzi, jak się zdaje, że i on wierzył, iż Bóg oddał pieczę nad innymi krajami poza Judeą innym ustanowionym przez siebie mocom. W całym Starym Testamencie nikt nie przemawia rozumniej o Bogu od Salomona, który przewyższał wszystkich współczesnych światłem naturalnym. Dlatego uważał się za wyższego nad Zakon (albowiem ten jest dany jedynie dla tych, którym brak rozumu i nauk z pojmowania naturalnego) i nie pytał o wszelkie prawa, dotyczące króla i składające się głównie z trzech przykazań (zob. Pwt 17, 16 i 17), a nawet postępował wbrew im (czym zresztą zbłądził, ile że nie okazał się godnym filozofa, hołdując zmysłowości). Uczył on, że wszystkie dobra losu są próżne dla śmiertelników (zob. Kpł) i że najwyższym dobrem człowieka jest rozum, a największą karą głupota (zob. Prz 16, 22).
Ale wróćmy do Proroków, których zdania rozbieżne zaczęliśmy rozpatrywać. Już rabini, którzy pozostawili nam owe (istniejące jeszcze) księgi Proroków (o czym opowiada się w Traktacie Sabbath 1, 13, str. 2), znaleźli, że zdania Ezechiela pozostają w sprzeczności ze zdaniami Mojżesza, tak że wahali się bardzo, czy przyjąć jego księgę do zbioru pism kanonicznych, i byliby ją na pewno usunęli, gdyby niejaki Chananiasz nie był podjął wyjaśnienia jej, czego miał dokonać z wielką pracą i mozołem (jak tamże opowiada się). Jednakże nie wiadomo, w jaki sposób to uczynił, mianowicie czy napisał komentarz, który może zaginął, czy odmienił wyrazy i wywody samego Ezechiela według własnych pomysłów (co byłoby wielką śmiałością). Jakkolwiek postąpił, to rozdział 18 nie zgadza się z Wj 34, 7 ani też z Jr 32, 18 itd. Samuel wierzył, że Bóg, gdy coś postanowił, nie żałuje nigdy swego postanowienia (zob. 1 Sm 15, 29); powiedział bowiem do Saula, który żałował swoich grzechów i chciał modlić się do Boga i prosić o przebaczenie, że Bóg nie zmieni swego postanowienia względem niego. Przeciwnie zaś Jeremiaszowi było objawione (zob. 18, 8 i 10), że Bóg, postanowiwszy coś dobrego lub złego dla jakiegoś narodu, cofa swoje wyroki, jeśli ludzie po wydaniu ich zmieniają się na lepsze lub gorsze. Joel znów uczył, że Bóg bierze z powrotem jedynie kary (zob. 2, 13). Wreszcie z Rdz 4, 7 widać najjaśniej, że człowiek może pokonać pokusy grzeszne i postępować dobrze; powiada się to Kainowi, który przecież nie pokonał ich, jak widać z samego Pisma św. oraz z Józefa. To samo daje się w sposób oczywisty wyprowadzić z przytoczonego dopiero co rozdziału Jeremiasza; powiada on bowiem, że Bóg żałuje swych wyroków, zsyłających dobro lub zło na człowieka, jeżeli ludzie zechcą zmienić swe obyczaje i sposób prowadzenia się. Natomiast Paweł uczy najwyraźniej, że ludzie nie posiadają żadnej władzy nad pokusami ciała bez osobnego powołania i łaski; zob. Rz 9, 10 i nast. Jeżeli zaś w 3, 5 i 6, 19 przypisuje on Bogu sprawiedliwość, to poprawia siebie, dodając, że mówi tu w sposób ludzki, a to z powodu niemocy ciała.
Z tego wszystkiego aż nadto dobrze widać, co zamierzyliśmy wykazać, mianowicie że Bóg przystosował swe objawienia do pojętności i poglądów Proroków; dalej, że Prorocy mogli być niewiedzącymi w rzeczach, dotyczących spekulacji, a nie miłości i sposobu życia, i że doprawdy takimi byli, wreszcie, że posiadali poglądy sprzeczne. Dlatego trzeba być dalekim od chęci szukania u nich poznania spraw natury i ducha. Możemy więc wysnuć wniosek, że nie jesteśmy obowiązani wierzyć Prorokom w niczym innym, jak w tym, co jest celem i treścią objawienia; poza tym wolno jest wierzyć każdemu, co mu się podoba. Tak np. objawienie Kaina uczy nas tylko, że Bóg zwracał Kaina do życia moralnego. To był jedyny cel i treść objawienia, nie zaś pouczenie o wolności woli lub tego rodzaju sprawach filozoficznych. A dlatego, aczkolwiek w owych słowach napominania i w uzasadnieniu go zawarta jest najwyraźniej idea wolności woli, to jednak wolno nam być zdania przeciwnego, gdyż owe słowa i uzasadnienia były tylko zastosowane do pojęć Kaina. Podobnie objawienie Micheasza chce tylko uczyć, że Bóg objawił Micheaszowi prawdę co do wyniku wojny Achaba z Aramem, w co również jedynie obowiązani jesteśmy wierzyć; co zaś poza tym zawarte jest w owym objawieniu, mianowicie o prawdziwym i fałszywym duchu bożym, o zastępach niebieskich, stojących po obydwu stronach Boga, oraz pozostałe okoliczności – to wszystko nas mało obchodzi i każdy może przyjmować, co mu się wydaje zgodniejszym z jego rozumem. To samo należy powiedzieć o racjach, z pomocą których Bóg wykazuje Jobowi swoją wszechmoc – o ile jest prawdą, że było to Jobowi objawione i że autor opowiada zdarzenie rzeczywiste, a nie przedstawił (jak niektórzy przyjmują) tylko swoje myśli w ten sposób – mianowicie że były przystosowane do pojętności Joba i przeznaczone do przekonania go, a nie były racjami powszechnymi o sile przekonywującej wszystkich. Nie inaczej ma się z racjami Chrystusa, którymi wykazywał faryzeuszom ich upór i niewiedzę i skłaniał uczniów swoich do życia prawdziwego; także i on przystosowywał swe racje do poglądów i zasad każdego poszczególnie. Tak np. gdy odezwał się do faryzeuszy (zob. Mt 12, 26): „a jeśliż szatan szatana wygania, sam przeciwko sobie rozdzielony jest; jakoż się tedy ostoi królestwo jego?”, to chciał tylko pobić faryzeuszy ich własną bronią, a nie pouczać, że istnieją demony i jakieś ich królestwo. Również gdy rzekł do uczniów (Mt 18, 10): „Patrzajcież, abyście nie gardzili żadnym z tych maluczkich; albowiem wam powiadam, iż Aniołowie ich w niebiesiech” itd., to chciał tylko nauczyć, aby nie byli pysznymi i nie gardzili nikim, a nie tego wszystkiego, co zawarte jest w owych racjach, które są tylko przytoczone dla lepszego przekonania uczniów. Wreszcie bezwzględnie to samo trzeba powiedzieć o racjach i znakach Apostołów. Ale nie ma potrzeby mówić o tym obszerniej, gdybym bowiem miał przytaczać wszystkie miejsca Pisma św., które są napisane z uwzględnieniem pojętności człowieka w ogóle lub jakiegoś poszczególnego i które nie bez wielkiej szkody dla filozofii bronione są jako nauka boska, to musiałbym przestać być zwięzłym, jakim usiłuję być. Niech więc wystarczy tych niewiele znanych powszechnie przykładów, pozostałe zaś niech rozważy sam zainteresowany Czytelnik.
Aczkolwiek to, co powiedzieliśmy o Prorokach i proroctwie, należy istotnie do zadania, które sobie postawiłem, mianowicie do oddzielenia filozofii od teologii, to jednak mniemam, że skoro dotknąłem tej sprawy ogólnie, należy zbadać, czy dar proroczy był wyłączną osobliwością Żydów, czy też był wspólny wszystkim narodom, a następnie co mamy sądzić o powołaniu Żydów.

Trzeci rozdział Traktatu teologiczno-politycznego Spinoza nazwał, jak następuje: O powołaniu Żydów. Czy dar proroczy dany był wyłącznie Żydom? Już sama ta nazwa zbulwersowała rabinów, treść zaś – jak wiemy – wprawiła ich w szok i wściekłość. Oto zaś treść tego zadziwiającego tekstu:
Prawdziwa szczęśliwość i błogość człowieka polega jedynie na napawaniu się dobrem, nie zaś na takiej chwale, że napawa się dobrem sam jeden z wyłączeniem innych. Kto bowiem uważa się za szczęśliwego dlatego, że jemu samemu dobrze się powodzi, innym zaś nie, albo dlatego, że jest szczęśliwszy od innych i ma los pomyślniejszy od innych, ten nie zna prawdziwej szczęśliwości i błogości, a radość, którą odczuwa, jeżeli nie jest dziecinna, to nie pochodzi z niczego innego, jak z zawiści i niedobrego serca. Tak np. prawdziwa szczęśliwość i błogość człowieka polega wyłącznie na mądrości i poznaniu prawdy, a nie na tym, że jest mądrzejszy od innych, lub na tym, że inni pozbawieni są poznania prawdziwego; albowiem ta okoliczność zgoła nie zwiększa jego mądrości, czyli jego szczęśliwości. Kto więc raduje się z tego właśnie powodu, ten się raduje z czyjegoś zła, a więc jest zawistny i zły i nie zna ani prawdziwej mądrości, ani spokoju życia prawdziwego.
Skoro więc Pismo Św. celem skłonienia Żydów do posłuszeństwa prawu oznajmia, że Bóg wybrał ich sobie wśród innych narodów (zob. Pwt 10, 15), że jest im bliski, jak nikomu (Pwt 4, 4 i 7), że tylko im dał prawa sprawiedliwe (tamże 4, 8), wreszcie, że wyłącznie im jest znany, innym zaś nie (zob. tamże 4, 32) itd., to mówi jedynie stosownie do ich pojętności, ponieważ, jak wykazaliśmy w rozdziale poprzednim i jak też Mojżesz zaświadcza (zob. Pwt 9, 6 i 7), nie znali oni szczęśliwości prawdziwej. Przecież nie byliby oni doprawdy mniej szczęśliwi, gdyby Bóg, równie jak ich, wszystkich powołał do zbawienia; nie byłby dla nich mniej łaskawy, choćby innym równie był bliski; ich prawa nie byłyby mniej sprawiedliwe, a oni sami mniej mądrzy, gdyby te prawa przepisane były dla wszystkich ludzi; cuda nie mniej wykazywałyby moc Boga, gdyby zachodziły także gwoli innym narodom; wreszcie Żydzi byliby nie mniej obowiązani czcić Boga, gdyby Bóg wszystkie te dary rozdzielił na równi wśród wszystkich. Jeżeli zaś Bóg rzekł do Salomona (zob. 1 Krl 3, 12). że nikt po nim nie będzie tak mądry, jak on, to jest to chyba tylko sposób wyrażenia się dla oznaczenia wysokiej miary mądrości. Ale niech będzie jak chce, w żadnym razie nie można uwierzyć w to, aby Bóg miał obiecać Salomonowi dla zwiększenia jego szczęścia, że nikogo później nie obdarzy taką mądrością, gdyż to nie powiększyłoby wiedzy Salomona, a i mądry król nie mniej dziękowałby Bogu za taki dar, gdyby Bóg powiedział, że taką samą mądrością obdarzy wszystkich.
Jeżeli więc powiadamy, że Mojżesz w przytoczonych przed chwilą miejscach Pięcioksięgu, przemawiał do Żydów stosownie do ich pojęć, to jednak nie chcemy temu przeczyć, że Bóg nadał wyłącznie im owe prawa Pięcioksięgu, ani też temu, że Bóg wyłącznie do nich przemawiał, ani wreszcie temu, że Żydzi widzieli tyle cudów, ile nie zdarzyło się widzieć żadnemu innemu narodowi. Chcemy tylko powiedzieć, że Mojżesz chciał upominać Żydów w taki sposób, a zwłaszcza takimi racjami, które przy ich dziecinnej pojętności najbardziej skłoniłyby ich do czczenia Boga. Następnie chcielibyśmy wykazać, że Żydzi przewyższali wszystkie inne narody nie swoją wiedzą i nie swoją moralnością, lecz zgoła czym innym, czyli że (aby wyrazić się z Pismem św. stosownie do pojętności Żydów) Żydzi wybrani byli przez Boga wśród innych nie do życia prawdziwego oraz wzniosłych spekulacji, aczkolwiek często napominani byli w tym kierunku, lecz do czegoś całkiem innego. A czym to było, wykażę teraz w porządku.
Zanim przystąpię do rzeczy, wyjaśnię pokrótce, co rozumiem przez kierownictwo boskie, przez zewnętrzną i wewnętrzną pomoc Boga, przez wybranie boskie i wreszcie przez los.
Przez kierownictwo boskie rozumiem ów stały i niezmienny porządek natury, czyli połączenie rzeczy naturalnych. Już wyżej powiedziałem i wykazałem w innym miejscu, że powszechne prawa natury, według których wszystko zachodzi i jest wyznaczone, nie są niczym innym, jak zarządzeniem wiecznym Boga, zawierającym w sobie wieczną prawdę i konieczność. Wychodzi więc na jedno, czy powiemy, że wszystko zachodzi według praw natury, czy też, że jest porządkowane przez boskie zarządzenie i kierownictwo. Następnie ponieważ moc wszystkich rzeczy naturalnych nie jest niczym innym, jak samą mocą Boga, przez którą wyłącznie staje się i jest wyznaczone wszystko, przeto wynika stąd, że cokolwiek człowiek, który także jest częścią natury, czyni dla siebie, dla zachowania swego bytu, lub cokolwiek natura bez jego udziału jemu daje, wszystko to jest dla niego uczynione wyłącznie przez moc boską, która działa bądź przez naturę ludzką, bądź przez rzeczy zewnętrzne. Możemy zatem bez wahania nazwać wszystko to, co natura ludzka może zdziałać dla zachowania swego bytu ze swej własnej mocy, pomocą wewnętrzną Boga, a wszystko to, co nadarza się dla jego pożytku z mocy przyczyn zewnętrznych, pomocą zewnętrzną Boga. A stąd można łatwo wyprowadzić, co należy rozumieć przez wybranie boskie. Otóż skoro nikt nie może postępować inaczej, jak według wyznaczonego porządku natury, tj. według wiecznego kierownictwa i zarządzenia boskiego, to wynika stąd, że każdy wybiera sobie jakiś sposób życia i postępuje nie inaczej, jak ze szczególnego powołania boskiego, które go wybiera do danego dzieła lub danego sposobu życia. Wreszcie przez los nie rozumiem nic innego, jak kierownictwo boskie, o ile prowadzi sprawy ludzkie z pomocą przyczyn zewnętrznych i nieoczekiwanych.
Po tych uwagach wstępnych wróćmy do naszego zadania i zobaczmy, czemu to przypisać należy, że naród żydowski nazwano wybranym przez Boga wśród innych. Do wykazania tego obecnie przystępuję.
Wszystko, czego uczciwie pożądamy, daje się sprowadzić głównie do trzech rzeczy, mianowicie do poznawania rzeczy przez pierwsze ich przyczyny, do poskramiania wzruszeń, czyli zdobycia usposobienia cnotliwego, i wreszcie do życia w bezpieczeństwie i zdrowiu. Środki, które służą w pierwszym i drugim przypadku i mogą być uważane za najbliższe i sprawcze przyczyny, zawarte są w samej naturze ludzkiej, tak że nabycie ich zależy jedynie od naszej mocy, czyli wyłącznie od praw natury ludzkiej. Z tego powodu trzeba stanowczo twierdzić, że dary te nie były osobliwością żadnego narodu, lecz były zawsze wspólne całemu rodowi ludzkiemu; chyba że będziemy majaczyć, że natura kiedyś utworzyła rozmaite rodzaje ludzi. Środki zaś służące do zabezpieczenia życia i zachowania ciała dane są przeważnie w rzeczach zewnętrznych. Nazywają się one darami losu, dlatego że zależne są przeważnie od nieznanego nam kierownictwa przyczyn zewnętrznych, tak że tutaj głupiec może być równie szczęśliwy lub nieszczęśliwy, jak mędrzec. Poza tym jednak do zabezpieczenia życia i ochronienia się od krzywd ze strony ludzi, a także zwierząt, może przyczynić się bardzo ludzkie kierownictwo i ludzka czujność. Rozum i doświadczenie uczą, że nie ma tutaj lepszego środka, aniżeli utworzenie społeczeństwa ze stałymi prawami, zajęcie jakiejś połaci ziemi i połączenie wszystkich sił jakby w jedno ciało, mianowicie w społeczeństwo. Do wytworzenia zaś społeczeństwa i zachowania go potrzeba w znacznej mierze zręczności i czujności, a dlatego takie społeczeństwo będzie bezpieczniejsze i trwalsze oraz mniej od losu zależne, które jest utworzone i kierowane szczególnie przez ludzi mądrych i czujnych; przeciwnie zaś takie, które składa się z ludzi surowych, zależy przeważnie od losu i jest mniej trwałe, a jeżeli utrzymuje się mimo to długo, to zawdzięcza to kierownictwu obcemu, a nie własnemu, a nawet jeżeli przezwycięża wielkie niebezpieczeństwa i sprawy jego toczą się pomyślnie, to może ono tylko podziwiać i czcić kierownictwo boskie (mianowicie o ile Bóg działa przez ukryte przyczyny zewnętrzne, a nie przez naturę ludzką i ludzki umysł), gdyż nadarza mu się coś nieoczekiwanego i niepomyślanego, co rzeczywiście może uchodzić za cud.
Narody różnią się pomiędzy sobą tylko ze względu na stosunki i społeczne i prawa, pod którymi żyją i którymi się kierują. Przeto naród żydowski wybrany był przez Boga wśród innych nie dla poznania lub spokoju ducha, lecz w celu swego uspołecznienia i pomyślnego losu, dzięki czemu doszedł do państwowości i utrzymał ją przez przeciąg tylu lat. Wynika to z całą jasnością z samego Pisma św. Kto je przejrzy choćby powierzchownie, jasno ujrzy, że Żydzi przewyższyli inne narody tylko w tym, iż wykonywali pomyślnie swe przedsięwzięcia, dotyczące bezpieczeństwa życia i przezwyciężali wielkie niebezpieczeństwa, a to głównie dzięki zewnętrznej pomocy Boga, gdy tymczasem pod innymi względami byli tacy sami, jak inne narody, a Bóg jednakowo był przychylny dla wszystkich.
Co się tyczy poznania, to jest rzeczą pewną (jak wykazaliśmy w rozdziale poprzednim), że Żydzi posiadali o Bogu i naturze pojęcie bardzo pospolite; a zatem nie byli wybrani wśród innych przez Boga dla celu wiedzy. Tak samo celem nie mogła być cnota i życie moralne, gdyż i w tym względzie stali na jednym poziomie z innymi narodami, a tylko niewielu było wybranych, a więc ich wybranie i powołanie polegało jedynie na czasowym szczęściu i dostatku ich państwowości. Nie znajdujemy też nigdzie, aby Bóg obiecał coś innego od tego Patriarchom lub ich następcom; owszem w Zakonie nie obiecuje się za posłuszeństwo nic innego, jak ciągłe szczęście państwa oraz inne pomyślności tego życia i przeciwnie, za nieposłuszeństwo i zerwanie przymierza – upadek państwa i największe cierpienia. Nic w tym dziwnego, albowiem celem każdego społeczeństwa i państwa jest (jak widać z tego, cośmy dopiero co powiedzieli i jak obszerniej wykażemy poniżej) życie w bezpieczeństwie i dostatku. Państwo zaś może istnieć tylko dzięki prawom, obowiązującym każdego, tak że gdyby wszyscy członkowie jakiegoś społeczeństwa zechcieli zwolnić się od praw, to przez to samo rozwiązaliby społeczeństwo i zniweczyli państwo. Żydowskiemu tedy społeczeństwu nie mogło być obiecane nic innego za niezmienne posłuszeństwo prawom, jak bezpieczeństwo i dostatek życia, i przeciwnie, za nieposłuszeństwo nie mogła być zapowiedziana żadna pewniejsza kara niż upadek państwa oraz zło, które zazwyczaj z tego wynika, a w szczególności takie, które musiałoby wyniknąć specjalnie dla Żydów z upadku ich państwa. Ale o tym nie ma potrzeby rozwodzić się obszerniej.
Dodam tylko to, że prawa Starego Testamentu objawione były i przepisane tylko Żydom, gdyż skoro Bóg powołał ich do osobnej społeczności i założenia osobnego państwa, to z konieczności musieli oni też posiadać osobne prawa. Czy zaś Bóg innym narodom także przepisał osobne prawa, objawiając się ich prawodawcom na sposób proroczy, mianowicie pod tymi przymiotami, pod jakimi przywykli wyobrażać sobie Boga, tego nie mogę powiedzieć na pewno. Z samego Pisma św. widać przynajmniej tyle, że inne narody miały także dzięki zewnętrznemu kierownictwu Boga państwa i prawa osobne. Dla wykazania tego przytoczę tylko dwa miejsca z Pisma św. W Rdz 14, 18, 19, 20 opowiada się, że Melchizedek był królem Jerozolimy i kapłanem Boga najwyższego i że pobłogosławił Abrahama zwyczajem kapłańskim (zob. Lb 6, 23), wreszcie, że ulubieniec Boga, Abraham, oddał temu kapłanowi Boga dziesiątą część całego swego dorobku. To wszystko świadczy o tym, że Bóg zanim utworzył plemię żydowskie, ustanowił był w Jerozolimie królów i kapłanów i przepisał im obrzędy i prawa. Czy odbyło się to sposobem proroczym, nie widać dostatecznie, jak rzekłem. Jestem tylko co do tego przekonany, że Abraham podczas swego przebywania tam prowadził się religijnie, zgodnie z owymi prawami; nie były mu bowiem osobno przypisane przez Boga żadne obrzędy, a przecież powiedziane jest w Rdz 26, 5, że Abraham zachowywał obrządki, przepisy, urządzenia i prawa, a niewątpliwie domyślać się należy – króla Melchizedeka. Malachiasz 1, 10 i 11 napada na Żydów następującymi słowy: „kto jest między wami, aby zawarł drzwi (mianowicie świątyni) albo darmo zapalił na ołtarzu moim? Nie mam chęci do was itd., albowiem od wschodu słońca aż do zachodu jego wielkie jest imię moje między narodami, a na wszelkim miejscu przyniesione będzie kadzenie imieniu memu i ofiara czysta; wielkie zaiste imię moje będzie między narodami, mówi Pan zastępów”. Te słowa, jeśli tylko nie będziemy ich naciągać, dotyczą jedynie owego czasu i świadczą aż nadto dobrze, że Żydzi wówczas nie byli przez Boga bardziej miłowani od innych narodów; owszem, mówią one, że Bóg dał się poznać przez cuda innym narodom więcej, aniżeli Żydom, którzy wtedy bez cudów po części osiągnęli ponownie państwowość; słowa te nawet znaczą, że inne narody posiadały rytuał i obrzędy, przez które miłe były Bogu.
Ale zostawiam to wszystko na boku, gdyż wystarczy dla mego zadania wykazanie, że wybranie Żydów dotyczyło jedynie ich czasowej materialnej szczęśliwości i wolności, innymi słowy, ich państwowości oraz sposobów i środków, z pomocą których ją osiągnęli, a skutkiem tego i praw, o ile były one konieczne do ustalenia owego poszczególnego państwa, a wreszcie i sposobu, w jaki owe prawa były im objawione, że zaś pod innymi względami i w tym, na czym polega prawdziwa szczęśliwość człowieka, nie różnili się oni od innych. Skoro tedy powiedziane jest w Piśmie św. (zob. Pwt 4, 7), że żaden naród nie był tak zbliżony do swoich Bogów, jak Żydzi do Boga, to należy to rozumieć jedynie ze względu na ich państwo i tylko w owym czasie, gdy zachodziło tyle cudów itd. Pod względem bowiem poznania i cnoty, tj. pod względem szczęśliwości, Bóg, jak już powiedzieliśmy i z samego rozumu wyprowadziliśmy, jednakowo bliski był wszystkim. Widać to z samego Pisma św. Otóż powiada Psalmista w Ps 145, 18: „Bliski jest Pan wszystkim, którzy go wzywają, wszystkim, którzy go wzywają w prawdzie”. W tymże Psalmie w. 9 czytamy: „Dobry jest Pan wszystkim, a miłosierdzie jego (jest) nad wszystkimi sprawami jego”. W Ps 33, 15 powiedziane jest jasno, że Bóg dał wszystkim umysł jednaki, mianowicie w słowach: „który kształtuje na jedną modłę ich serca”; serce uchodziło u Żydów za siedlisko duszy i umysłu, co, jak mniemam, wiadome jest wszystkim. Dalej z Job 28, 28 widać, że Bóg przepisał całemu rodowi ludzkiemu prawo, aby czcić Boga i powstrzymywać się od złych uczynków, czyli postępować dobrze; a dlatego Job, chociaż był poganinem, był Bogu najmilszym z wszystkich ludzi, ponieważ przewyższał wszystkich ludzi moralnością i bogobojnością. Wreszcie z Jon 4, 2 widać w sposób najjaśniejszy, że Bóg jest nie tylko dla Żydów, lecz i dla wszystkich łaskawy, litościwy, cierpliwy, miłosierny i darowujący zesłane zło; powiada bowiem Jonasz: „dlatego się pospieszyłem i uciekłem do Tarsu, gdyż wiedziałem (mianowicie ze słów Mojżesza w Wj 34, 6), żeś ty Bóg łaskawy i litościwy” itd., a zatem darujesz pogańskim mieszkańcom Niniwy. A zatem możemy wyprowadzić wniosek (ile że Bóg jest dla wszystkich jednakowo łaskawy, a Żydzi wybrani byli przez Boga jedynie ze względu na swoją społeczność i państwowość), że każdy poszczególny Żyd poza społeczeństwem i państwem nie posiada przed innymi żadnego daru boskiego i że między nim a poganinem nie istnieje żadna różnica w tym względzie.
Skoro rzecz ma się tak, że Bóg jest dla wszystkich jednakowo łaskawy, miłosierny itd. i że posłannictwo proroka polegało na nauczaniu nie poszczególnych praw swojej ojczyzny, lecz cnoty prawdziwej, i nawracaniu ludzi ku niej, to nie ulega wątpliwości, że wszystkie narody posiadały proroków i że dar proroczy nie był żadną osobliwością Żydów. Potwierdzają to rzeczywiście dzieje zarówno świeckie, jak i święte. A chociaż z dziejów świętych Starego Testamentu nie widać, aby inne narody miały tylu proroków, ile Żydzi, a nawet nie czytamy nigdzie, aby jakiś prorok pogański wysłany był umyślnie do innych narodów przez Boga, to nic to nie znaczy, ponieważ Żydzi dbali o spisanie swoich własnych, a nie obcych dziejów. Wystarcza więc że znajdujemy w Starym Testamencie, iż poganie i nieobrzezani jak Noe, Henoch, Abimelech, Bileam i inni prorokowali, a następnie, że Prorocy żydowscy wysyłani byli przez Boga nie tylko do swego narodu, lecz także i do innych. Otóż Ezechiel przepowiadał wszystkim znanym wówczas narodom, Abdiasz żadnym innym, o ile wiemy, jak Idumejczykom, a Jonasz był przeważnie Prorokiem mieszkańców Niniwy. Izajasz opłakuje i przepowiada klęski i opiewa odbudowanie nie tylko Żydów, lecz i innych plemion. Powiada on bowiem w 16, 9: „przetoż płaczę dla płaczu Jazerczyków”, a w rozdz. 19 przepowiada Egipcjanom klęski najpierw, a później odbudowanie (zob. tamże 19, 20, 21, 25). Otóż powiada on, że Bóg przyśle im zbawiciela, który ich oswobodzi, i że Bóg im się pokaże i wreszcie że Egipcjanie czcić będą Boga ofiarami i darami, a w końcu nazywa ten naród „błogosławionym ludem egipskim”. Miejsca te są w wysokim stopniu godne uwagi. Wreszcie Jeremiasz nazwany jest Prorokiem nie tylko narodu żydowskiego, lecz w ogóle narodów (zob. 1, 5). I on też opłakuje w przepowiedni swej klęski innych narodów i prorokuje ich odbudowę; powiada bowiem w 48, 31 o Moabitach: „dlatego nad Moabitami narzekam, a nade wszystkim Moabem wołam” itd., a w w. 36: „przetoż serce moje nad Moabem jako piszczałki piszczeć będzie”, a w końcu wróży im odbudowanie, jak i odbudowanie Egipcjan, Ammonitów i Elamitów.
Nie ulega więc wątpliwości, że inne narody miały proroków tak dobrze, jak Żydzi i że ci prorokowali im i Żydom. Wprawdzie Pismo św. wspomina tylko Balaama, któremu objawiona była przyszłość Żydów i innych narodów, jednakże trudno uwierzyć, aby Balaam miał przepowiadać wyłącznie przy owej sposobności, gdyż z własnego jego opowiadania wynika jak najjaśniej, że słynął on na długo przedtem ze swego proroctwa i innych darów boskich. Wszak mówi Balak, przywołując go do siebie (Lb 22, 6): „bo ja wiem, że komu błogosławisz, błogosławiony będzie, a kogo przeklinasz, przeklęty będzie”. A zatem Balaam posiadał tę samą zdolność, którą Bóg obdarzył Abrahama (zob. Rdz 12, 3). Następnie Balaam, jak ktoś przywykły do prorokowania, odpowiada posłom, aby zabawili u niego, aż mu się objawi wola Boga. A gdy prorokował, tj. gdy wyjaśniał prawdziwą myśl boską, zwykł był mówić o sobie: „mówił ten, który słyszał wyroki boże, a który ma umiejętność Najwyższego (czyli myśl i wiedzę z góry); który widział widzenie Wszechmocnego; kiedy padnie, otworzone ma oczy”. Wreszcie, gdy na rozkaz Boga błogosławił Żydów (co zwykle czynił), zaczął prorokować innym narodom i przepowiadać ich przyszłość. Świadczy to wszystko aż nadto o tym, że był on zawsze Prorokiem albo że częściej prorokował i że (na co zwrócić należy uwagę) posiadał to, co szczególnie upewniało Proroków o prawdziwości ich proroctwa, mianowicie duszę skłonną wyłącznie do słuszności i dobra, nie błogosławił bowiem tego, kogo mu się chciało, i nie przeklinał tego, kogo mu się chciało, jak go Balak posądzał, lecz jedynie tych, których Bóg chciał błogosławić lub przekląć. Toteż odpowiedział on Balakowi: „choćby mi dał Balak pełen dom swój srebra i złota, nie będę mógł przestąpić słowa Pańskiego, abym czynił co dobrego albo złego sam z siebie, co mi opowie Pan to będę mówił”. Jeżeli zaś Bóg zagniewał się na niego, gdy był w drodze, to zdarzyło się to samo Mojżeszowi, gdy z polecenia Boga udał się do Egiptu (zob. Wj 4, 24); a jeżeli brał pieniądze za swe prorokowanie, to czynił to też Samuel (zob. 1 Sm 9, 7 i 8); a jeżeli grzeszył w czymkolwiek (zob. o tym 2 List Piotra 2, 15 i 16 oraz List Judy w. 11), to wszak „zaiste nie masz człowieka sprawiedliwego na ziemi, który by czynił dobrze, a nie grzeszył” (zob. Koh 7, 20). Słowa Balaama musiały doprawdy mieć u Boga dużą wagę, a jego siła przeklinania musiała być znaczna, skoro znajdujemy tylekroć w Piśmie św. jako dowód wielkiego miłosierdzia Boga względem Izraelitów, że Bóg nie chciał dać posłuchu Balaamowi i obrócił jego przekleństwo na błogosławieństwo (zob. Pwt 23, 6, Joz 24, 10, Ne 13, 2). A zatem był on niewątpliwie bardzo miły Bogu, gdyż słowa i przekleństwa ludzi niemoralnych nie mają na Boga żadnego wpływu. Skoro więc był on prawdziwym prorokiem, a jednak Jozue (13, 22) nazywał go „wieszczkiem”, czyli „wieszczbiarzem”, to jest rzeczą pewną, że nazwę tę brać należy w dobrym sensie i że ci, których poganie nazywali wieszczbiarzami i wróżbitami, byli prawdziwymi prorokami, czemu nie przeszkadza, że ci, których Pismo św. często oskarża i potępia, byli niby wróżbitami, oszukującymi lud, jak niby prorocy Żydów, co widoczne jest również w sposób jasny w innych miejscach Pisma św.
Możemy więc wyprowadzić wniosek, że dar proroczy nie był żadną osobliwością Żydów, lecz czymś wspólnym wszystkim narodom. Wprawdzie faryzeusze utrzymują, przy tym bardzo stanowczo, że ten dar boski był właściwy tylko ich narodowi, a inne narody wróżyły przyszłość z jakiejś tam władzy diabelskiej (czegóż nie wymyśli zabobon!). Główne miejsce w Starym Testamencie, na które powołują się dla potwierdzenia powagą tego mniemania jest Wj 33, 16, gdzie Mojżesz powiada do Boga: „Po czym poznam, że znaleźliśmy łaskę w Twoich oczach ja i lud mój, jeśli nie po tym, że pójdziesz z nami, gdyż przez to będziemy wyróżnieni ze wszystkich narodów, które są na ziemi”. Stąd, powiadam, chcą oni wnosić, że Mojżesz prosił Boga, aby był przy nich obecny i objawiał się im proroczo, nie okazując tej łaski żadnemu innemu narodowi. Zaprawdę byłoby to śmieszne, gdyby Mojżesz zazdrościł innym ludom obecności Boga i ośmielił się prosić Boga o coś podobnego. W rzeczywistości rzecz miała się, jak następuje. Gdy Mojżesz poznał uparte usposobienie swego narodu, zrozumiał, że nie mogą oni doprowadzić do końca rozpoczętego dzieła bez największych cudów i szczególnej pomocy Boga, a nawet że bez takiej pomocy będą musieli zginąć, a dlatego prosił Boga o szczególną pomoc zewnętrzną, by zdobyć pewność, że Bóg chce ich zachować. Toteż mówi on w 34, 9: „jeśli teraz znalazłem łaskę w oczach twoich, Panie, niech idzie, proszę, Pan pośrodku nas, lud bowiem ten twardego karku jest” itd. Powodem więc, dlaczego prosił Boga o szczególną pomoc zewnętrzną, był upór narodu. Jeszcze jaśniej ujawnia się, że Mojżesz nie prosił o nic więcej, jak o pomoc Boga zewnętrzną, w odpowiedzi, którą dał Bóg. Otóż odpowiada on zaraz (w. 10 tegoż rozdz.): „Ja postanowię przymierze; przed wszystkim ludem twoim czynić będę cuda, które nie były czynione po wszystkiej ziemi i we wszystkich narodach” itd. A więc Mojżesz mówi tutaj jedynie o wybraniu Żydów w tym sensie, w jakim je wyjaśniłem, i o nic innego Boga nie prosił.
Ale oto znajduję w Liście Pawła do Rzymian jedno miejsce, które mi więcej trudności nastręcza, mianowicie 3, 1 i 2, gdzie Paweł, zdawałoby się, uczy czego innego niż my tutaj. Powiada on: „czymże tedy zacniejszy Żyd? albo co za pożytek obrzezania? Wielki z każde] miary. Albowiem to najpierwsza, iż im zwierzone były wyroki Boże”. Ale jeżeli przyjrzymy się bliżej nauce, którą on głównie chce wyłożyć, to nie znajdziemy nic takiego, co by się sprzeciwiało naszemu poglądowi. Przeciwnie, uczy on tego samego, co my tutaj, powiada bowiem w w. 29 tegoż rozdz., że Bóg jest Bogiem zarówno Żydów jak i pogan, a w 2, 25 i 26 oświadcza: „Jeżeli jednak Prawo przekraczasz, będąc obrzezanym, stajesz się takim jak nieobrzezany. Jeżeli zaś nieobrzezany zachowuje przepisy Prawa, to czyż jego brak obrzezania nie będzie mu oceniony na równi z obrzezanym?”. Dalej powiada on w 3, 9 i 4, 15, że wszyscy, zarówno Żydzi, jak poganie, byli w grzechu i że bez przykazania i prawa nie ma grzechu. Stąd widać najoczywiściej, że prawo było objawione bez wyjątku wszystkim (co też wyżej wykazaliśmy na podstawie Job 28, 28) i że wszyscy żyli pod prawem, mianowicie takim, które dotyczy wyłącznie prawdziwej cnoty, nie zaś takim, które ustanawia się stosownie do warunków i stanu jakiegoś poszczególnego państwa i do ducha jakiegoś jednego narodu. Dalej wnioskuje Paweł, że ponieważ Bóg jest Bogiem wszystkich narodów, tj. dla wszystkich jest jednakowo łaskawy i że wszyscy jednakowo pozostawali pod prawem i grzechem, więc Bóg zesłał wszystkim narodom swego Chrystusa, aby ich wszystkich wyzwolił z poddaństwa prawu po to, ażeby w przyszłości dobrze czynili nie z rozkazu prawa, lecz z mocnego postanowienia woli. A zatem uczy zupełnie tego samego, o co nam chodzi. Jeżeli zaś powiada: „tylko Żydom są zwierzone słowa Boże”, to należy to albo rozumieć tak, że wyłącznie im dane były prawa na piśmie, a innym narodom jedynie przez objawienie i wewnętrznie, albo należy przyjąć (co zmierza do obalenia zarzutów, które by tylko Żydzi mogli postawić), że Paweł dał odpowiedź stosownie do pojętności Żydów i zgodnie z poglądami wówczas przyjętymi; albowiem według tego, co on w części widział, w części słyszał, trzeba powiedzieć, że był on z Grekami Grekiem, a z Żydami Żydem.
Pozostaje mi jeszcze odpowiedzieć na niektóre argumenty, mające służyć przekonaniu, że wybranie Żydów nie było czasowe i nie dotyczyło jedynie ich państwa, lecz było wieczne. Otóż widzimy, powiada się, że Żydzi po upadku państwa, choć wszędzie rozsiani, jednakże trwają i żyją w odosobnieniu od wszystkich narodów, co się nie zdarzyło żadnemu innemu narodowi; a następnie, że Pismo św. w wielu miejscach, jak się zdaje, uczy, że Bóg wybrał sobie Żydów na wieki, a zatem pozostają oni wybrańcami Boga, pomimo że utracili państwo. Oto miejsca główne, mające rzekomo pouczać o wybraniu wiecznym Żydów: 1) Jr 31, 36, gdzie Prorok zaświadcza, że nasienie Izraela pozostanie na wieki ludem Boga i porównuje go z niezmiennym porządkiem niebios i natury. 2) Ez 20, 32 itd., gdzie, jak się zdaje, Prorok chce powiedzieć, że choć Żydzi chcieli rozmyślnie porzucić służbę bożą, Bóg jednakże ich zbierze z wszystkich krajów, w których są rozsiani, i poprowadzi do pustyni narodów, jak wyprowadził ich przodków do pustyni egipskiej, a w końcu, po wyłączeniu buntowniczych i odszczepieńczych, ku górze swej świętości, gdzie cały dom izraelski będzie go czcić. Przytacza się zwykle jeszcze inne miejsca, zwłaszcza czynią to faryzeusze, ale mniemam, że zadowolę wszystkich, jeżeli dam odpowiedź na powyższe dwa przytoczenia.
Taka odpowiedź nie będzie mi trudna, jeżeli dowiodę z samego Pisma św., że Bóg wybrał Żydów nie na wieki, lecz jedynie pod takim warunkiem, pod jakim wybrał był poprzednio Kananejczyków, którzy również, jak wykazaliśmy powyżej, posiadali kapłanów, czczących gorliwie Boga i których jednakże Bóg potępił z powodu życia zbytkownego, opuszczenia się i bałwochwalstwa.
Otóż Mojżesz upomina w Kpł 18, 27 i 28 Izraelitów, aby nie plugawili się porubstwem, jak Kananejczycy, aby ich nie wypluła ziemia, jak wypluła owe ludy, które zamieszkiwały ową ziemię, a w Pwt 8, 19 i 20 grozi im w ostrych słowach zupełną zagładą, powiadając: „oświadczam się przeciwko wam dziś, że koniecznie zginiecie; jako narody, które Pan wytraca przed wami, tak zaginiecie”. Tego rodzaju miejsca spotykają się wielokrotnie w Zakonie, a mówią one wyraźnie, że Bóg nie wybrał Żydów bezwzględnie ani też na wieczne czasy. Jeżeli więc Prorocy przepowiadali im nowe a wieczne przymierze poznania, miłości i łaski Boga, to łatwo się przekonać, że obiecane było to tylko ludziom moralnym. Przecież powiedziane jest wyraźnie w przytoczonym dopiero co rozdziale Ezechiela, że Bóg oddzielił buntowników i odszczepieńców, a w So 3, 12 i 13 czytamy, że Bóg wyjmie pysznych i pozostawi tylko lud ubogi. A ponieważ to wybranie dotyczy cnoty prawdziwej, to nie można myśleć, aby było obiecane jedynie moralnym Żydom z wyłączeniem wszystkich innych ludzi, lecz trzeba przyjąć, że prawdziwi prorocy pogańscy – wykazaliśmy, że wszystkie narody posiadały ich – to samo obiecywali wiernym swojego narodu i w ten sam sposób ich pocieszali. A zatem owo przymierze wieczne poznania i umiłowania Boga jest powszechne, jak najoczywiściej widać również z So 3, 10 i 11. Przeto nie można dopuścić żadnej różnicy w tym względzie pomiędzy Żydami a poganami, toteż nie było im właściwe żadne inne szczególne wybranie, aniżeli to, które powyżej wykazaliśmy.
Okoliczność, że Prorocy, mówiąc o wybraniu, które dotyczy wyłącznie cnoty prawdziwej, wtrącali wiele o ofiarach i innych obrzędach, o odbudowaniu świątyni i Jerozolimy, objaśnia się tym, że według zwyczaju i natury proroctwa chcieli objaśniać rzeczy duchowe pod postacią takich obrazów, a zarazem zapowiadali Żydom, których prorokami wszak byli, odbudowanie państwa i świątyni, oczekiwane za czasu Cyrusa.
Wobec tego Żydzi dzisiaj nie mają zgoła nic takiego, w czym mogliby sobie przypisać wyższość nad wszystkimi innymi narodami. Co się zaś tyczy tego, że utrzymali się przez tyle lat pomimo rozproszenia i braku państwa własnego, to nie ma się co dziwić, skoro tak oddzielali się od innych narodów, że zwrócili przeciw sobie nienawiść wszystkich, a odosobnienie to polegało nie tylko na obrzędach zewnętrznych, przeciwnych obrzędom innych narodów, lecz także na znamiennym obrzezaniu, które zachowują skrupulatnie. Że nienawiść narodów jest tym, co ich zachowuje, tego uczy doświadczenie. Otóż gdy kiedyś król hiszpański przymusił Żydów do tego, aby albo przyjęli religię państwową, albo poszli na wygnanie, to bardzo wielu Żydów przyjęło religię katolicką. A ponieważ ci, którzy przyjęli tę religię, korzystali z wszystkich praw rdzennych Hiszpanów i uznani byli za godnych wszelkich zaszczytów, przeto pomieszali się rychło z Hiszpanami tak dalece, że w krótkim czasie nie pozostało po nich ani śladu, ani wspomnienia. Całkiem coś przeciwnego zdarzyło się z tymi, których król portugalski zmusił do przyjęcia religii swego państwa, bo pozostali oni, aczkolwiek religijnie nawróceni, oddzieleni od wszystkich innych, a nic dziwnego, ponieważ uznani byli za niegodnych do zajmowania stanowisk zaszczytnych.
Zdaniem moim znak obrzezania jest w tej sprawie tak bardzo doniosły, że jestem przekonany, iż on jeden może zachować ten naród na wieki. A nawet bezwzględnie w to wierzę, że Żydzi, jeśli tylko nie zniewieścieją pod wpływem zasad swej religii, kiedyś, przy sprzyjających warunkach – rzeczy ludzkie są wszak zmienne – znów zbudują swoje państwo i Bóg ich na nowo wybierze. Świetny tego przykład mamy na Chińczykach, którzy również skrupulatnie zachowują pewien znak na głowie, którym odróżniają się od innych, a w ten sposób zachowali się przez tyle tysiącleci, tak że starożytnością swoją dalece przewyższają wszystkie narody. I oni nie zawsze utrzymywali swe państwo, jednakże, utraciwszy je, odzyskali z powrotem, a niewątpliwie odzyskają je znowu, gdy Tatarzy z powodu nadmiaru bogactw oraz opuszczenia się zniedołężnieją.
Ostatecznie, jeżeli ktoś chce bronić zdania, że Żydzi z takiego czy innego powodu byli wybrani przez Boga na wieki, to nie będę mu się sprzeciwiać, jeśli tylko uzna, że to wybranie, czy będzie ono czasowe, czy wieczne, o ile jest czymś właściwym Żydom, dotyczy jedynie państwowości i dostatku materialnego (tym tylko bowiem jeden naród może się różnić od drugiego), co zaś do poznania i cnoty prawdziwej, to tym żaden naród nie może się wyróżniać wśród innych, a więc pod tym względem żaden naród nie jest przed innymi wybrany.
Uniwersalistyczna, ogólnoludzka treść tej książki, spowodowała – jak wiemy – ciężkie prześladowania Borucha Spinozy ze strony rabinów, ale też sprawiła, że pozostanie on na zawsze w panteonie największych geniuszy filozofii światowej.
Co prawda, myśl Spinozy była nie tylko ceniona, ale też z różnych pozycji i za różne wątki krytykowana.
Etyka moja – pisał np. Arthur Schopenhauer – pokrywa się na wskroś z etyką chrześcijańską, i to z jej tendencją najwyższą, a w nie mniejszym stopniu z etyką braminizmu i buddyzmu. Spinoza natomiast nie pozbył się Żyda: „długo czuć w dzbanie zapach pierwszego likworu” (Horacy). Żydowska całkiem, a ponadto w połączeniu z panteizmem absurdalna i obrzydliwa jest jego pogarda wobec zwierząt, o których jako o zwykłych rzeczach na nasz użytek pisze jako o pozbawionych praw” (Świat jako wola i przedstawienie, t. 2).
To jest jednak rzeczą zrozumiałą, iż nikt z ludzi nie tworzy dzieł doskonałych czy przynajmniej takich, którym się nie da nic zarzucić. Zawsze znajdzie się w nich coś, z czym chce się podjąć polemikę – i na tym też polega ich hermeneutyczna i dialogiczna wartość.
B. Spinoza jako jeden z pierwszych zauważył doniosłość metod matematycznych dla nauk społecznych i napisał swą Etykę, metodą geometryczną wyłożoną, we wstępie do której powiedział: „Będę rozważał tutaj czyny i poglądy ludzkie tak samo. jak gdyby chodziło o linie, płaszczyzny albo ciała”. Metoda ta, która w konkretnym zastosowaniu Spinozy może u współczesnego czytelnika niekiedy wywołać uśmiech, w zasadzie, w swym sednie, jako pomysł, jest jednak i dziś nader aktualna.
Do czasu obecnego Etyka B. Spinozy, wydana została setki razy w kilkudziesięciu językach. Czyż stracą kiedykolwiek aktualność takie np. sentencje?
– „Wszystko, co wzniosłe, jest równie trudne jak rzadkie”.
– „Ostatecznym celem człowieka powodującego się rozumem jest pojmowanie w sposób prawdziwy siebie samego i wszystkich rzeczy”.
– „Człowiek wolny o niczym nie myśli mniej niż o śmierci, a mądrość jego jest rozmyślaniem nie o śmierci, lecz o życiu”.
Słynni historycy Anna i Jan Romein określili ducha Spinozy parafrazą ewangeliczną: „Błogosławieni, którzy rozumieją, albowiem oni odnajdą pokój”. W swym dziele Twórcy kultury holenderskiej pisali: „Spinoza personifikuje w naszych oczach marzenie młodości, które osiągnęło już swą dojrzałość... na które później obojętnie patrzymy z góry, z pobłażliwym uśmiechem, mimo iż w głębi serca dobrze wiemy, że ono właśnie jest najcenniejszą spuścizną...
Z  kolei  Lew  Szestow  zaznaczał:  „Spinoza  poznał,  co  to  jest  niedostatek  i  choroba,  był  prześladowany,  i  zmarł  młodo  -  lecz  nie  pozostawiło  to  widocznych  śladów  w  jego  filozofii.  Podobnie  jak  Sokrates,  nie  zamartwiał  się  tym,  co  przyniosło  mu  przeznaczenie,  bynajmniej  nie  beztroskę  i  radość,  lecz  życie  pełne  problemów  i  smutku.  Jego  cnota  była  mu  wystarczającym  pocieszeniem”…  Mądrość,  tak  jak  cnota,  chroni  przed  rozpaczą,  ponieważ  wie,    wszystko  na  tym  świecie  jest  dane  człowiekowi  w  formie  pożyczki,  a  nie  własności,  a  zatem  w  każdej  chwili  może  być  odebrane.  Także  samo  życie  jest  nie  darem,  lecz  pożyczką,  którą  zresztą  Bóg  w  końcu  bezwzględnie  ściąga  i  zabiera,  najczęściej  wbrew  naszej  woli.  Tylko  niektórzy  decydują  się  na  dobrowolne  oddanie  tego  długu,  o  zaciągnięcie  którego  nawiasem  mówiąc,  w  ogóle  nie  zabiegali.
Od 1921 roku istnieje międzynarodowe Societas Spinoziana (z siedzibą w Hadze), które uprawia studia i pracę edytorską nad spuścizną pisarską wielkiego filozofa, ongiś wyklętego i prześladowanego zawzięcie przez swych rodaków aż do przedwczesnej śmierci.
 ***
         Litewski syjonista Grigorij Wassermann w świetnie napisanej książce Lekcii po iudaizmu (Wilno 1990, s. 127-129) pisze: „Żydzi są narodem niesłychanie rozmiłowanym w przechwalaniu się. Uważają sami siebie za sól ziemi i uwielbiają zaginać palce wymieniając imiona wielkich Żydów: uczonych, adwokatów, lekarzy, muzyków, działaczy państwowych i społecznych, szachistów, a nawet słynnych krętaczy i hochsztaplerów. Prawie w każdej rozmowie o Żydach i żydostwie rozbrzmiewają imiona: Einstein, Freud, Karol Marks, niekiedy Heine i Börne, Disraeli.
Wszyscy mówią o niewątpliwej, szczególnej żydowskiej ruchliwości: sami Żydzi – z entuzjazmem, antysemici – z oburzeniem, liberałowie – oględnie. Lecz pytanie o korzeniach tego zjawiska prawie wszyscy starannie omijają... I jako skutek do powszechnego mitu o Żydach jako złych duchach świata dochodzi nowa cecha specyficzna: oto Żydzi ciągle wszędzie się pchają, lecz dlaczego to czynią i czego chcą – niejasne. Mistyka!
Jedni uważają to za ich odrażającą cechę rasową: tacy oni są i nie ma na to rady – trzeba ich zniszczyć... Wśród innych przyczyn wymieniany jest specyficzny żydowski system wartości: unikalny status nauki i uczoności w społeczeństwie żydowskim... Dopóki każdy rodzic żydowski posyła swe dzieci do szkół, wszystko będzie w porządku. Słońce będzie świeciło, Ziemia się obracała, a Żydzi błyszczeć ku radości papachen i mamachen.
A przecież jest to samookłamywanie się. Oczywiście, nie jest obojętne, że żydowskie dzieci czegoś się uczą i co studiują, i nad czym dywagują żydowscy uczeni. Ale we wszystkich czasach w centrum życia naszego narodu znajdowały się Tora i Talmud! Właśnie one żywiły duszę i mózg każdego Żyda, ostrzyły go i szlifowały. Naukę wysoko ceniono, lecz była to nauka Tory. Uczony zięć uchodził za bardzo korzystny wybór, lecz ten młody człowiek był kimś czyniącym postępy w studiowaniu Talmudu. Oświata rzeczywiście była powszechna, lecz to dotyczyło przede wszystkim Pisma Świętego. Pięcioksiąg Mojżeszowy znali wszyscy, Miszna była znana większości Żydów, a odsetek znawców Talmudu daleko przekraczał odsetek uczonych we współczesnym świecie zachodnim.
Tora i Talmud w dawnych czasach nie stanowiły „przedmiotów kultury”, nie były czymś zewnętrznym w stosunku do życia tego narodu, gminy, każdego Żyda. One nie były książkami leżącymi na zakurzonych półkach, lecz najbardziej jaskrawymi realiami, jakie tylko mogą być w życiu. One ukształtowały życie, duszę i los naszego narodu. Praojcowie, protoplaści pokoleń, Mosze Rabejnu, król Dawid byli prawdziwymi, żywymi ludźmi, współczesnymi. Ich los był dla Żydów równie ważny, jak los ich dzieci i wnuków, ich łzy były łzami wspólnymi, ich radości stawały się świętami ludowymi. Dysputy talmudystów III-V wieków były nieoddzielną częścią życia Żydów Persji i Francji, Polski i Rosji, Włoch i Tunisu. Angażowały ich bardziej niż najnowsze wydarzenia polityczne, niż debaty parlamentarne w jakimś najbardziej nawet aktualnym temacie.
Studiowanie Tory nie jest tym samym, czym studiowanie arytmetyki, metalurgii czy anatomii. Tora skierowuje umysł człowieka na istotę zjawisk, uczy dostrzegać jedność we wszystkich zachodzących w świecie zdarzeniach. Komentarze mędrców żydowskich dają świetne wzorce zarówno logiki klasycznej, jak i nieklasycznej. Złożoność i elegancja więzi skojarzeniowych różnych miejsc Pisma podbija swym pięknem i doskonałością, przyucza umysł do nieoczekiwanych rozwiązań, do niezwykłej zmienności planów, do różnorodnej i racjonalnej giętkości myśli.
Tora stanowi źródło najgłębszego duchowego doświadczenia. Nie przypadkiem się powiada, że rozmyślanie nad psalmami dają duszy człowieka więcej niż studiowanie historii starożytnej.
Zupełnie unikatowym zjawiskiem jest Talmud. Doskonałość, wytrawność wywodów talmudystów stała się przysłowiową. Ich niezwykłe dysputy, splatające w całość na drodze dziwacznych skojarzeń nawet na pozór najbardziej od siebie odległe kwestie, stanowiły wspaniałą szkołę, w której kształcono i kształtowano serca i umysły tysięcy Żydów...
Tora i Talmud złożyły się na najgłębszą istotę owej atmosfery, w której wzrastali i żyli Żydzi w ciągu całych swych dziejów. Ukształtowały one zarówno styl myślenia, jak i odczuwania Żyda, cały jego pogląd na świat. Ten sposób spostrzegania świata był przekazywany z pokolenia na pokolenie, od nauczyciela do ucznia.
Gdy w czasach nowożytnych zostały zniesione mury getta, a przed Żydami otworzyły się drogi ku wielu sferom działalności intelektualnej społeczeństwa zachodniego, ich przewaga w wyćwiczeniu umysłu, w tradycji niezawisłości intelektualnej, wielowiekowa skłonność do myślenia skojarzeniowego – wszystko to wytworzyło sytuację, gdy Żydzi powszechnie i wszędzie okazali się na pierwszym miejscu. Twórczo, z niczym się nie licząc wykorzystywali swój potencjał aktywności mózgowej i otrzymywali niesłychane procenty. Sukcesy Żydów w świeckich naukach, w działalności społecznej i politycznej, w ekonomice, krótko mówiąc, we wszystkich sferach życia nowego społeczeństwa stanowiły wynik działalności dziesiątków poprzednich pokoleń.
Nie sposób nie przyznać częściowo racji temu obszernemu i błyskotliwemu wywodowi syjonisty G. Wassermanna. Przodująca rola narodu żydowskiego w dobie obecnej jest wynikiem ogromnego potencjału energetycznego i intelektualnego tych ludzi, ich samoorganizacji i umiejętności współdziałania w skali globalnej. Tora i Talmud mówią bowiem im: jesteście narodem „wybranym”, umiłowanym przez Boga, jedynym w swoim rodzaju i najlepszym. A to dodaje mocy i dynamizmu, nawet gdy nie jest prawdą. Energia złudzenia bywa ogromna i potrafi mobilizować do czynów niezwykłych i imponujących, co się właśnie widzi na przykładzie Żydów. Ale trzeba też przyznać, że złudzenia narodowej manii wielkości mogą być potencjalnie bardzo niebezpieczne, jak niebezpieczna i złudna jest każda pycha, prowadząca do samouwielbienia, megalomańskiego zaślepienia, niesprawiedliwości i nienawiści. Jeśli bowiem księga mądrości żydowskiej Szulchan aruch powiada, że nie-Żydzi są kimś niższym od bydła; że każdy goj to zwierzę; że własność goja jest jakby niczyja i każdy Żyd ma prawo ją zabrać; że powinno się spluwać i przeklinać na widok każdej nieżydowskiej świątyni; że religijnym obowiązkiem Żydów jest profanacja i niszczenie obcych świętości; że w stosunku do gojów nie obowiązuje litość – to nie sposób mówić w ogóle ani o mądrości, ani o kulturze tego narodu, lecz wyłącznie o jego szowinistycznym zacietrzewieniu, o ciężkim   schorzeniu jego duszy zbiorowej.
Byłaby to postawa tyleż krótkowzroczna, co niemądra i niebezpieczna. Kto bowiem wszystkimi gardzi, przez wszystkich będzie wzgardzony, a kto wszystkich nienawidzi, przez wszystkich będzie znienawidzony. Rozumieli to i rozumieją liczni naprawdę inteligentni reprezentanci tego wielkiego narodu, że wspomnimy tu tylko imiona wspaniałych i szlachetnych ludzi: Romana Brandstettera, Roberta Fischera, Dory Kacnelson, Jehudi Menuhina, Ariela Toaffa, Izraela Shamira czy Normana Finkelsteina, którzy otwarcie sprzeciwili się  megalomańskim zabobonom   talmudystów. Wiadomo też, że tylko niektóre żydowskie ugrupowania   i  poszczególne osoby biorą owe „nakazy mądrości” za dobrą monetę; ogromna większość narodu żydowskiego to ludzie trzeźwo i racjonalnie myślący, zupełnie obcy rasistowskiej,  wulgarnej treści niektórych nakazów Szulchan aruch. Lecz trzeba też przyznać, że szowinistyczne ugrupowania żydowskich miliarderów i milionerów, posiadających gigantyczne kapitały, są mistrzami bezwzględnego wyzysku, posiadają władzę ekonomiczną i propagandową nad dużą częścią kuli ziemskiej, a globalizacja w ich wykonaniu i w ich interesie może okazać się wielką tragedią dla całej ludzkości, w  tym dla   Pax  Judaica.
Wracając do wypowiedzi G. Wassermanna wypada zresztą podważyć jego tezę o tym, że wszyscy Żydzi są niesłychanie wyrobieni pod względem intelektualnym i strasznie mądrzy. To nieprawda. Ludzie rzeczywiście mądrzy stanowią mniejszość w każdym narodzie, także w żydowskim. Mnóstwo jest Żydów głupich, prymitywnych, bezmyślnych, nieodpowiedzialnych, a jeszcze więcej zdemoralizowanych, podłych i zepsutych, kompletnie pozbawionych duchowości – jak w każdym innym narodzie. Żyd Cesare Lombroso wskazywał, że liczba psychopatów, wariatów, różnego rodzaju fanatyków i oszołomów, samobójców, wykolejeńców (w tym pederastów) wśród Żydów jest procentowo  sześciokrotnie wyższa niż przeciętnie wśród nieżydowskiej ludności Europy.
 Natomiast tym, -  naszym  zdaniem  -  co istotnie różni Żydów od innych narodów, w szczególności od Polaków,  Ukraińców czy Białorusinów, to fakt, że prawie każdy Żyd, niezależnie od własnego potencjału intelektualnego i edukacyjnego, wynosi z domu wielkie uszanowanie dla uczoności, oczytania, kultury umysłowej, dla ludzi rozumnych i wykształconych. W Polsce dureń gardzi mądrym, w Izraelu – szanuje go.  W  Izraelu  opowiada  się  kawały  (polish  jokes)  o  „głupich  Żydach  polskich”,  a  o  Polsce,  jako  o  kraju,  w  którym  jakoby  „nawet  Żydzi    durniami”.  Mimo  niezgody  na  takie  uproszczenie wypada  przyznać,  że  ten naród stanowi świetne środowisko socjalne i psychologiczne dla każdego uzdolnionego dziecka, podczas gdy w Polsce im dziecko zdolniejsze, tym bardziej jest znienawidzone, szykanowane, prześladowane  (za  to  niedołęgów  i  umysłowo  upośledzonych  otacza  się  niemal  religijną  czcią!), a wyraz „profesor” jest w tym, jak w innych   społecznościach słowiańskich, słowem niemal niecenzuralnym, obelgą, jednym z najbardziej złośliwych przezwisk. W tym względzie wyższość Żydów jest ewidentna i niemożliwa do przeoczenia, gdyż umożliwia pełny rozwój i wykorzystanie dla dobra narodu każdego talentu.
Przekonanie o własnej wyższości nad innymi każe wielu Żydom trzymać sztamę ze sobą, nawzajem się wspomagać i awansować, niezależnie od poziomu intelektualnego, co daje jednak nieraz opłakane skutki. Tam bowiem, gdzie dobór kadry kierowniczej odbywa się wyłącznie według kryterium narodowościowego, kadra ta drastycznie obniża swój lot i skuteczność, co poglądowo widać na przykładzie krajów mających żydowską elitę polityczną: są one często rządzone źle, niesprawnie i nieskutecznie. Widocznie powinno się w tej materii stosować kryteria nie etniczne i nie  rasowe, lecz merytoryczne, co właśnie świadczyłoby o prawdziwej mądrości.
 ***
          Zdarza się jednak, że nawet osoba o wybitnym potencjale intelektualnym pod innymi względami jest nic nie warta. Weźmy przykład uczonego, którego imię jest powszechnie znane cywilizowanej ludzkości, a któremu poświęcono setki panegirycznych książek i pomniejszych publikacji o charakterze biograficznym czy wręcz hagiograficznym. Wśród tej powodzi literatury wyłaniają się ostatnio teksty, których treść zaskakuje i budzi sprzeciw, choć może, właśnie ten „odbrązowiony” wizerunek jest bliższy prawdy. Naukowcy, podobnie jak artyści, często bywają charakterami wewnętrznie sprzecznymi, bardzo trudnymi we współżyciu rodzinnym, towarzyskim i zawodowym. Zarówno styl ich myślenia, jak i sposób bycia, są z reguły paradoksalne, niepraktyczne, zaskakujące i niestereotypowe. Charakterystycznym przykładem tego typu osobowości był m.in. Albert Einstein (1879-1955), laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki (1921), współtwórca teorii względności i teorii pola.
A. Einstein bardzo trafnie ongiś zauważył: „Najbardziej niepojętą w świecie rzeczą jest fakt, że świat daje się pojąć”... Choć przecież tak do końca nie możemy być tego pewni, świat jawi się bowiem nam w postaci tym zrozumialszej, im jesteśmy głupsi. Nie przypadkiem w Kazaniu na Górze miał Jezus z Nazaretu powiedzieć, iż „błogosławieni są ubodzy w duchu”, żadna wątpliwość bowiem czy rozterka, ani żadne poczucie odpowiedzialności nie zakłóca ich błogiej pewności siebie i swej mądrości.
Bogaci w duchu natomiast przebywają w stanie ciągłego niepokoju i mają daleko do „królestwa niebieskiego” z jego niezmąconą szczęśliwością. Einsteina zapytano pewnego razu, w jaki sposób pojawiają się odkrycia, które przeobrażają świat. Słynny fizyk odpowiedział: „Bardzo prosto. Wszyscy wiedzą, że czegoś zrobić nie można. Ale przypadkowo znajduje się jakiś nieuk, który tego nie wie. I on właśnie robi odkrycie.” Czyż to nie paradoks, że uczeni mężowie przez lata drepczą w kółko wydeptanymi ścieżkami, a przychodzi „nieuk” i robi epokowe odkrycie?... Ale tylko „nieuk” jest bardzo dobrze do tego rodzaju misji przygotowany; często bezradny wobec banalnych trudności dnia powszedniego, ale zdolny do wywrócenia obrazu świata do góry dnem. Byle tylko miał punkt oparcia. Jak wiadomo, „uczony to człowiek, który wie o rzeczach nieznanych innym i nie ma pojęcia o tym, co znają wszyscy” (Albert Einstein).
Przyszli wybitni naukowcy i artyści często dopiero w dojrzałym wieku pokazują „lwi pazur” swego geniuszu. W dzieciństwie A. Einstein   robił wrażenie kretyna, pierwsze słówko powiedział dopiero mając 2,5 roku, natomiast mniej więcej normalnie mówić zaczął dopiero w wieku siedmiu lat. Usposobienie miał gwałtowne, gdy rodzice nie wykonywali natychmiast każdego jego życzenia, wpadał w szał, robił się żółty na twarzy i zaczynał miotać w ludzi wszystkim, co trafiało akurat do ręki. W ten sposób rzucił nawet krzesłem w nauczycielkę muzyki. (I pomyśleć, że ten raptus po latach miał wcale rozsądnie zauważyć: „Jedynym rozsądnym sposobem wychowywania jest oddziaływanie własnym dobrym przykładem, a jeśli nie można inaczej – odstraszającym przykładem”...).
W gimnazjum Albert siedział na ostatniej ławce, zachowywał się krańcowo wyniośle i bezczelnie, był nielubiany zarówno przez kolegów, jak i przez nauczycieli. Czynił zawrotne postępy w zakresie fizyki, ale w innych dyscyplinach był typowym słabeuszem. Niebawem zresztą gimnazjum wbrew woli ojca porzucił, wstąpił do technikum technicznego i bez reszty poświęcił się fizyce teoretycznej, która go po prostu fascynowała.
Brak wrodzonych uzdolnień w pewnych dziedzinach powoduje, że jednostki o niezmiernie wysokiej inteligencji, żyjące przy tym w optymalnych warunkach bytowych i socjalnych, nie potrafią opanować niektórych obszarów wiedzy czy umiejętności, do których nie mają wrodzonych uzdolnień. Tak Albert Einstein do końca życia nie potrafił przyzwoicie nauczyć się języka angielskiego, mimo iż wiele lat żył w środowisku anglojęzycznym. Używał tylko języka niemieckiego w pracy naukowej... Widocznie także w sferze nauki, wiedzy, jak i sztuki o rozwoju osobowości decydują w pierwszym rzędzie wrodzone zdolności, specyficzne struktury mózgu, które dopiero mogą się rozwinąć w sprzyjających warunkach mikro- i makrospołecznych.
A. Einstein  był  „płodny”  nie  tylko  pod  względem  publikacji  naukowych;  miał  siedmioro  dzieci,  z  nich  czworo  z  nieprawego  łoża,  w  tym  jedno  ze  swą  kuzynką,  a  jedno  -  z  jej  córką.  Żadne  z  jego  potomstwa  nie  było  pod  jakimkolwiek  względem  wybitne.
Pierwszą żoną  Einsteina była Serbka Milewa Maricz, pochodząca z Wojewodiny, nieco od niego starsza. Jeszcze przed zawarciem małżeństwa młodzi ludzie spłodzili córeczkę Liserl czyli Elizę. Rodzice Alberta, jako świadomi Żydzi, słyszeć nie chcieli o małżeństwie syna z gojką, toteż dopiero po śmierci jego ojca związek sformalizowano w jednej z prawosławnych cerkwi szwajcarskiego Berna. Koszmar rodzinny zaczął się od razu. Albert był w młodości osobnikiem raczej niepraktycznym, tak iż musiała go utrzymywać z zarobków korepetytorskich żona. W początkach naukowej kariery Einsteina pewien dziennikarz zapytał jego żonę, co myśli o swoim mężu, która zaraz ironicznie odparła: „Mój mąż to geniusz, umie robić wszystko, z wyjątkiem pieniędzy”. I rzeczywiście. Umiał robić m.in. dzieci, która to umiejętność, jak wiadomo, jest powszechna, ale nie potrafił zarówno zarobić na ich utrzymanie, jak i je kochać.
Jak dowodzą niektórzy jego biografowie, Einstein był kompletnie pozbawiony uczuć rodzicielskich i od początku nalegał, by małą córeczkę oddać do domu dziecka. W ciągu roku zalana łzami matka sprzeciwiała się tym naciskom, w końcu musiała ulec, a po kilku dalszych miesiącach pierwsza córka Alberta Einsteina zmarła z wycieńczenia w cudzej rodzinie, która wzięła ją na wychowanie. Milewa Maricz nigdy sobie nie wybaczyła tego grzechu, ale nadal nie tylko pozostawała z Albertem, lecz nadal współpracowała z nim w tworzeniu koncepcji naukowej, którą nazwano później teorią względności. Była bowiem wybitnie uzdolnionym matematykiem, tak iż historycy nauki nieraz twierdzą, że to w większym stopniu ona niż jej mąż była autorem tej hipotezy. Po kilku latach Milewa urodziła dwóch kolejnych synów Einsteina, Edwarda i Hansa Alberta. Żaden z nich nie doznał ojcowskiej miłości i opieki. Edward w wieku 20 lat zapadł na schizofrenię i zmarł nie  leczony (ze względu na brak pieniędzy na leki, gdyż bajecznie bogaty ojciec nie dał ani grosza na kurację syna). Hans Albert, inżynier, przez całe życie ze względu na to, jak też na inne „urocze” cechy ojca   z całego serca go nienawidził.
Po opublikowaniu w 1905 roku teorii względności Einstein ani słówkiem nie napomknął, że jej współautorką była Milewa Maricz, tylko sobie przywłaszczył ogromną sławę i takież pieniądze. Wstrząśnięta tym moralnym okrucieństwem kobieta zaczęła się szybko starzeć i podupadać na zdrowiu, tym bardziej, że mąż zawsze skąpił grosza na utrzymanie rodziny, wydając więcej na prostytutki niż na własne dzieci.
W 1912 roku A. Einstein porzucił żonę i synów, przeniósł się do Berlina, gdzie nawiązał dwuznaczne kontakty ze swą rozwiedzioną kuzynką Elizą, rozwódką, mającą na utrzymaniu dwie córki. W 1914 obejmuje katedrę oraz dyrektorstwo Instytutu Fizyki w składzie Uniwersytetu Cesarza Wilhelma w Berlinie, ma znakomite warunki materialne. Żonę jednak, która przyjechała do niego do stolicy Prus, zaczynającą chorować na serce, wystawił za drzwi. Rozwód sformalizowano w 1919 roku i wówczas też Einstein zawarł formalne małżeństwo ze swą kuzynką Elizą, którą zresztą już niebawem zaczął zdradzać z jej młodszą córką Margo, a także bić i poniewierać, jak pierwszą żonę. Pan profesor wybudował pod Berlinem nad jeziorem wystawną willę „Kaput”. Tutaj był odwiedzany jako kochanek przez piękności niemieckie i żydowskie, przy czym druga żona odgrywała rolę zwykłej służącej, a mąż zdradzał ją po prostu ostentacyjnie. Willa Einsteina miała jak najgorszą sławę w Niemczech, ale krezus ignorował wszystko i wszystkich, w tym głodujących w Szwajcarii synów. Był jednak zapalonym działaczem syjonistycznym, łożącym pokaźne sumy na ten ruch i utrzymującym stosunki z wieloma jego przywódcami.
W kwietniu 1921 roku A. Einstein otrzymał depeszę z Nowego Jorku od rabina Herberta Goldsteina: „Czy Pan wierzy w Boga? Stop. Odpowiedź opłacona: 50 słów”. Oszczędny twórca teorii względności odpowiedział dwudziestoma dziewięcioma: „Ich glaube an Spinozas Gott, der sich in der gesetzlichen Harmonie des Seienden offenbart, nicht an einen Gott, der sich mit dem Schicksal und den Handlungen der Menschen abgibt”.  
 W 1933 roku hitlerowcy wygnali go do USA. W 1936 zmarła w Princeton zaszczuta przez niego Eliza, a z jej córką „geniusz” zjawiał się nawet na oficjalnych przyjęciach, tak iż nieraz brano ich za parę małżeńską. Ale też na jej oczach Einstein nawiązał romans z sekretarką Helen Ducas, kochał się z wieloma innymi  „lekkimi” kobietami; był multimilionerem, mógł sobie na wszystko bezkarnie pozwalać. W tym czasie w szwajcarskim przytułku dla bezdomnych umierała jego pierwsza żona Milewa, a w lecznicy psychiatrycznej dogasał powoli syn Edward.
Nawiasem mówiąc, Albert Einstein po opublikowaniu teorii względności, opracowanej wspólnie z M. Maricz, nie dokonał w dziedzinie fizyki żadnego znaczącego odkrycia i choć nadal bardzo wiele czasu poświęcał pracy naukowej, wysiłki jego w tym względzie były bezowocne, jeśli nie liczyć, że był współtwórcą broni masowej zagłady. Ta okoliczność daje do myślenia o wewnętrznej więzi między sferą intelektu a dziedziną etyki… Paul Valery spytał kiedyś starzejącego się Alberta Einsteina, czy posługuje się notesem, aby utrwalić swoje myśli. „Nie potrzebuję tego – odparł Einstein. – Wie pan, myśli to rzadka rzecz.” Istotnie, w tym przypadku tak właśnie już było. Od wielkości do śmieszności bywa bardzo blisko, mniej niż jeden krok. Widocznie jest prawdą, że w ogóle ludzi – ani osób, ani narodów – jednoznacznych, a tym bardziej świętych, nie bywa. Każdy natomiast człowiek i każdy naród jest zjawiskiem jedynym w swym rodzaju, niepowtarzalnym, a przy tym rozdzieranym przez wewnętrzne sprzeczności i przeciwieństwa moralne, charakterologiczne, intelektualne. W sposób szczególny dotyczy to ludzi uprzywilejowanych (dotkniętych?) przez los darem jakiegoś talentu   czy   geniuszu.
 ***
        Szczególny przypadek żydowskiego antysemityzmu stanowi współudział wielu Żydów w teoretycznym przygotowaniu i praktycznej realizacji niemieckiego planu holocaustu. Oddajmy głos w tej materii publikacjom prasowym. Profesor Dariusz Ratajczak opublikował ongiś kilka tekstów, w których przytoczył ciekawe fakty, dotyczące kontaktów między niemieckimi nazistami a syjonistami.
Hitler już u początków swojej kariery politycznej zastanawiał się nad kwestią emigracji Żydów z Niemiec. Być może zainspirował go swymi przemyśleniami węgierski Żyd Artur Trebitsch-Lincoln (Mojżesz Pinkeles) prawiący o jedności celów hitlerowców i syjonistów (Trebitsch wyłożył zresztą pieniądze na organ partyjny NSDAP „Völkischer Beobachter”).
Pomijając antyżydowskie bojkoty, wybijanie szyb w sklepach, wybiórcze fizyczne maltretowanie niewinnych ludzi (co nie było raczej po myśli bonzów rodzącej się III Rzeszy, a wychodziło z kręgów narodowo-socjalistyczno-komunistycznych „Sturmabteilung” – SA; mniej znanym jest fakt, że w 1933 r. szeregi SA masowo zasilali młodzieńcy ze Związku Bojowego Czerwonego Frontu – całe oddziały, przy rozwiniętych sztandarach, przechodziły pod kontrolę hitlerowskich szturmowców!). Prawną „zachętą” do emigracji stały się rasistowskie ustawy norymberskie, wzorowane na segregacyjnych ustawach obowiązujących na południu Stanów Zjednoczonych.
Z drugiej strony oliwy do ognia dolewali amerykańscy Żydzi, postulując gospodarczy bojkot Niemiec, organizując wiece protestacyjne, na przykład 27 marca 1933 r. w Nowym Jorku (40 tys. ludzi zgromadzonych w Madison Square Garden), Chicago, Bostonie, Cleveland, inspirując wreszcie zamachy na drugo- i trzeciorzędne figury hitlerowskiego reżimu (zamordowanie przywódcy NSDAP w Szwajcarii – Wilhelma Gustloffa, śmiertelne ranienie sekretarza Ambasady Niemiec w Paryżu, Ernesta von Ratha, którego zresztą trudno byłoby podejrzewać o zoologiczną nienawiść do Żydów).
Godzi się przy okazji wspomnieć, że ta ryzykowna polityka spotykała się z protestem ze strony większości niemieckich Żydów, hołdujących tradycyjnemu przywiązaniu (żeby nie powiedzieć: miłości) do kraju, uważanego za jedyną Ojczyznę. Przyznajmy, że byto to trudne i tragiczne uczucie bez wzajemności (w znakomitych wspomnieniach autorstwa Ludwika Hirszfelda pod tytułem: „Historia jednego życia”, wybitny uczony opisuje przyjazd grupy niemieckich Żydów do warszawskiego getta bodajże w 1941 r. Zszokowała go opinia jakiejś staruszki z Berlina, która pomimo strasznych przejść nadal twierdziła, że do Warszawy przybyła przez pomyłkę i że „nasz führer to wszystko wyjaśni”.).
Stosunki niemiecko-żydowskie w latach 30. ubiegłego wieku (a nawet później, w pierwszej fazie II wojny światowej) mają też inne oblicze, wyznaczone wspólnotą celów hitlerowców i syjonistów. Przecież jedni i drudzy zgadzali się na uznanie Żydów za odrębny naród mający aspiracje państwowe.
Najcelniej wyraził to rabin i wybitny teolog Leon Beck (nie był zresztą syjonistą, wojnę przeżył w obozie w Terezinie, przed I wojną światową mieszkał w moim rodzimym Opolu), który stwierdził, że Hitlerowi i syjonistom chodziło o to samo: dysasymilację (wyodrębnienie) Żydów. Natomiast to, czy wyjadą do Palestyny – jak chcieli syjoniści – czy w inne miejsce (hitlerowcy snuli do pewnego momentu różne koncepcje), byto sprawą drugorzędną.
Jest rzeczą dowiedzioną, chociaż nie nagłaśnianą, że syjonizm do roku 1938 miał się w III Rzeszy jak najlepiej. Ukazywały się syjonistyczne książki (w tym sponsorowane przez NSDAP „Państwo żydowskie” Teodora Hertzla) i czasopisma. W 1936 r. w sercu Niemiec, Berlinie, odbył się Kongres Syjonistyczny.
„Schutzstaffeln” (SS) z wielką gorliwością udzielały szerokiego wsparcia dla proemigracyjnych działań syjonistów. Przyszli oprawcy wizytowali Palestynę (Leopold von Mildenstein spotkał się w kibucu „Dagania” z przyszłym prezydentem Izraela Dawidem Ben-Gurionem; innym rozmówcą Niemców byt przyszły premier tego państwa – Levi Schkolnik – alias Eszkol). Hitlerowcy czarterowali i opłacali statki z żydowskimi emigrantami płynącymi do Ziemi Obiecanej – co nie podobało się oczywiście Anglikom – wchodzili w kontakty z miarodajnymi politykami żydowskimi i syjonistycznymi instytucjami na Bliskim Wschodzie. Taka np. SD – służba bezpieczeństwa SS – współpracowała z „Haganą”, podziemną organizacją żydowską w Palestynie, dostarczając jej między innymi broń. Nie muszę dodawać, że w Palestynie gościł osławiony Adolf Eichmann. Rewizytowała go w Berlinie w 1939 r. Gołda Meir – głośna i jedna z najgorszych premierów w dziejach Izraela.
Władze niemieckie udzieliły też wsparcia syjonistycznym obozom szkoleniowym i kibucom organizowanym na terenie III Rzeszy. Było ich kilkadziesiąt, działały jeszcze w 1942 r. Gestapo służyło pomocą żydowskim emigrantom, a dzięki tak zwanemu układowi o transferze przekazano z Niemiec do Palestyny około 70 milionów dolarów, co miało znaczenie dla ekonomicznej stabilizacji żywiołu żydowskiego na tym obszarze. Przykłady tego typu kolaboracji można mnożyć. Czasowo ostatnim była chyba pisemna propozycja ze strony terrorystycznej, antyarabskiej i antybrytyjskiej „Lehi” („grupa Sterna”, „gang Sterna”) ze stycznia 1941 r., w której proponowano rządowi III Rzeszy ścisły sojusz polityczno-ideowy.
W tym ciekawym dokumencie czytamy m.in.:
„Pośredni udział Izraelskiego Ruchu Wolności w dziele Nowego Porządku w Europie (...), połączony z pozytywnym i radykalnym rozwiązaniem problemu żydowskiego w Europie na bazie wzmiankowanych (...) narodowych aspiracji Żydów, znakomicie wzmocniłoby moralną podstawę Nowego Porządku w oczach całej ludzkości. Współpraca Izraelskiego Ruchu Wolności byłaby także zgodna z ostatnią mową Kanclerza Rzeszy Niemieckiej, w której Hitler zaakcentował, że wykorzysta każdą kombinację i każdy sojusz, ażeby izolować i pokonać Anglię”. (Por. „Tylko Polska”, nr 14, 2007).
 ***
            Podczas II wojny światowej setki tysięcy Żydów współpracowały z Hitlerem. Wiesław Wielopolski na początku 2008 roku pisał na łamach tygodnika „Tylko Polska”: „Wiosną 1942 roku, kiedy Niemcy przystąpili do masowej eksterminacji Żydów, Geheime  Staats- Polizei Generalnej Guberni, czyli znane i znienawidzone we wszystkich krajach okupowanych zbrodnicze gestapo, zorganizowało swoją żydowską przybudówkę  „Żagiew”, bo tak nazwano żydowskie gestapo, była organizacją składającą się wyłącznie z Żydów, renegatów, zwyrodnialców i zbrodniarzy, tropiących wytrwale nie tylko swoich współplemieńców ukrywających się po aryjskiej stronie, ale denuncjujących także Polaków, którzy Żydów ukrywali. Członkowie „Żagwi” zaopatrzeni przez gestapo w odpowiednie dokumenty, ułatwiające im swobodne poruszanie się, byli również uzbrojeni i cieszyli się specjalnymi przywilejami. Znane są niektóre nazwiska żydowskich zbrodniarzy, szczególnie gorliwie wysługujących się swoim mocodawcom. W Krakowie grupą konfidentów kierował Żyd, niejaki Blodek. Działała tam również grupa Żydów z obozu w Płaszowie. Zwolnieni przez gestapo, mieli zadanie tropienia zarówno swoich ukrywających się rodaków, jak również Polaków, żołnierzy Polski Podziemnej i członków polskich organizacji niepodległościowych.
Przywódcami tej grupy byli Żydzi Diamand i Forsters. a należeli do niej tacy żydowscy gestapowcy jak: Julek Appel, Natan Weissman, Stefa Brandstaetter, Szymche Spra, małżeństwo Chilewiczów i wielu innych. Żydzi ci mieszkali niemeldowani w przydzielonych im przez Niemców mieszkaniach, często po uprzednio mieszkających tam lokatorach, zamordowanych lub oczekujących na śmierć w gettach lub obozach zagłady w Treblince, Oświęcimiu czy Sobiborze. W Warszawie działali dość skutecznie tacy żydowscy nikczemnicy jak Wolman i Fejwuszek, którzy wytropili i oddali w ręce gestapo znanego przed wojną polskiemu wymiarowi sprawiedliwości, działacza komunistycznego, Hersza Berlińskiego, jak również grupę kilkudziesięciu Żydów i Polaków, którzy udzielali żydowskim uciekinierom pomocy.
W Łodzi działał niejaki Dawid Gertler, żydowski rezydent gestapowskiej siatki konfidentów. Miał do dyspozycji piętnastu żydowskich agentów, z czego przeszło połowa była funkcjonariuszami Żydowskiej Służby Porządkowej. W warszawskim gestapo uważano go za eksperta w sprawach fałszywych dokumentów, którymi posługiwali się ukrywający się Żydzi.
Wykorzystywanie wyrodnych jednostek społeczności żydowskiej przez gestapo miało także miejsce w ramach tworzonych przez okupanta żydowskich organizacji.
Tysiąc takich wyrodków kolaborowało z Niemcami w ramach tzw. rad żydowskich (Judenratów) i żydowskiej policji. A także w utworzonej przez Niemców Żydowskiej Pomocy Miejscowej (Jüdische Unterstützungsstelle), organizacji, która była zasłoną dymną dla hitlerowskiej propagandy. Przy jej pomocy wprowadzono w błąd opinię publiczną państw zachodnich i neutralnych. Przekazywano na Zachód, że Żydzi w Polsce są pod dobrą opieką Niemców, o czym miało świadczyć istnienie żydowskiej organizacji pomocy.
Specyficznym przypadkiem nikczemnej kolaboracji Żydów z Niemcami jest casus Staszauera. Józef Staszauer był dosyć znaną postacią okupacyjnej Warszawy. Ten polski Żyd był agentem Sonderkommando IV AS, którym kierował SS-Hauptsturmführer Alfred Spielker. Żydowski gestapowiec Staszauer miał zadanie długofalowego rozpracowania Armii Krajowej. Występował również pod nazwiskiem Dolder i jako właściciel ekskluzywnego baru przy ulicy Mazowieckiej nr 2 w Warszawie oddał swój lokal na zakonspirowany magazyn sprzętu łączności AK. Jako zaprzysiężony członek akowskiej konspiracji znał wielu żołnierzy Armii Krajowej, punkty kontaktowe oraz magazyny broni i sprzętu wojskowego.
Wykorzystywał to wielokrotnie, wydając w ręce gestapo wielu członków konspiracji. Mając jednak na celu rozpoznanie przede wszystkim struktur Armii Krajowej – tak, aby doprowadzić do uderzenia w nią bezpośrednio przed przewidywanym wybuchem powstania, Staszauer grając na dwa fronty udzielał nieraz znacznej pomocy żołnierzom konspiracji. Po zdemaskowaniu został wyrokiem Sądu Specjalnego przy Komendzie Głównej AK skazany na karę śmierci i zlikwidowany. Wydział Bezpieczeństwa i Kontrwywiadu Komendy Głównej Armii Krajowej pod kierownictwem kpt. Bernarda Zakrzewskiego PS. „Oskar” dysponował obszerną i solidnie udokumentowaną kartoteką zawierającą dane agentów i informatorów gestapo, w tym dużej grupy Żydów. Byli to przeważnie wszyscy ci, którzy wywodzili swój nikczemny rodowód z gestapowskiej „Żagwi”.
W 1949 roku zastępca kpt. Zakrzewskiego, porucznik Stefan Ryś, udał się do ówczesnego dyrektora Departamentu Śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. W dobrej wierze przekazał mu całą posiadaną kartotekę. Został natychmiast aresztowany i osadzony na sześć lat w więzieniu. Kartotekę na polecenie Różańskiego skrupulatnie przejrzano i wyłączono z niej wszystkich gestapowskich agentów narodowości żydowskiej. Dowody współpracy Żydów z gestapo zostały zniszczone.
Jak dotąd żaden z żydowskich publicystów nie napisał ani słowa o swoich współplemieńcach wysługujących się mordercom spod znaku swastyki. Nikt się nawet nie zająknął o nikczemnikach żydowskiego gestapo.
Niewiele też pisze się i mówi o żydowskiej policji porządkowej Ordnungsdienst, przy pomocy której, Niemcy dokonywali brutalnej eksterminacji Żydów mieszkających w gettach. Kiedy 22 lipca 1942 roku, warszawskie getto otoczyły gęste posterunki niemieckie, aby pod pozorem deportacji mieszkańców, dokonać likwidacji, każdy z dwóch tysięcy żydowskich policjantów musiał dostarczyć na Umschlagplatz pięć osób dziennie. [Setki, jeśli nie tysiące, żydowskich gestapowców, „jako znakomitych fachowców”, zaangażowano do pracy w komunistycznym SB i UB – przyp. J.C.].
Niezaprzeczalnym jest fakt, że ćwierć miliona mieszkańców warszawskiego getta zostało złapanych i dostarczonych na miejsce przez policję żydowską.
Według wiarygodnych źródeł, w ciągu dwóch i pół miesiąca lata 1942 roku wysłano z Warszawy do komór gazowych Treblinki od trzystu dziesięciu do trzystu dwudziestu dwóch tysięcy osób, nie licząc tych ofiar, które zginęły w czasie przeprowadzania akcji deportacyjnej. To zakrawa na jakieś szaleństwo, ale takie są fakty. Żydzi dokonywali Holokaustu na Żydach, bo tych, którzy zdradzili swój naród i współwyznawców przez służbę w Ordnungsdienst i gestapo, były dziesiątki tysięcy, a ich udział w tym zbrodniczym procederze znaczący.
Nikt i nic nie zmaże piętna hańby, zdrady i nikczemności z Żydów wysługujących się siepaczom obu nieludzkich systemów totalitarnych. Tych spod znaku Hackenkreuza i tych spod znaku sierpa i młota. Są jednakowo warci, ci z żydowskiego gestapo i ci z żydowskiego UB, którzy w latach 1944-56 katowali i mordowali w lochach bezpieki polskich żołnierzy niepodległościowego podziemia, a także jako zajadli stalinowcy wprowadzali i umacniali w Polsce komunizm.
Dzisiaj ich potomkowie, nieliczna garstka żydowskich szantażystów, oszustów i łgarzy, słowem, pospolitych kanalii, wyciąga ręce po odszkodowania za mienie pomordowanych przez Niemców Żydów. Kłamcy i fałszerze historii chcąc uczynić Polaków współwinnymi, rozdmuchują w tym celu do niebotycznych rozmiarów propagandowy antypolski paszkwil, książkę „Strach” autorstwa J. T. Grossa. (...)
Zdumiewa przy tym fakt, że Niemcy, którzy wymordowali kilka milionów Żydów, nie są przez niego nazywani antysemitami. Do niedawna też niemiecki obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau. wskutek antypolskiej propagandy rozpowszechnianej przez pogrobowców żydowskich gestapowców i ubeków, nazywany był polskim obozem zagłady. Dopiero w czerwcu ubiegłego roku Komitet Światowego Dziedzictwa UNESCO, podjął decyzję o zmianie nazwy obiektów byłego KL Auschwitz-Birkenau na Niemiecki Nazistowski Obóz Koncentracyjny i Zagłady 1940-1945, kończąc tym samym te wredne antypolskie insynuacje. Zdumienie budzi też coraz powszechniejszy w Polsce serwilizm wobec Żydów.
Wytresowani do poprawności cmokierzy pieją hymny pochwalne Grossowi, a żydolubstwo przybiera postać wręcz umysłowej obsesji. Żydłaczenie się jest tak dzisiaj w modzie i w dobrym guście, że niewiele brakuje, aby wszelkiej maści żydlacy sami siebie ubili rytualnie na macę, łącznie z panem Woźniakowskim, prezesem katolickiego wydawnictwa ZNAK, który zdecydował o drukowaniu paszkwilu „Strach”. Rzecz nie do pomyślenia, aby w katolickim wydawnictwie powielano antychrześcijańskie i oszczerczo antypolskie treści. Panie prezesie, to tylko antypatriotyczny motłoch podstawia sobie nogi. Nam potrzebna jest konsolidacja narodowa, a nie podłość, zakłamanie i modny bełkot snobistycznej blagi.
 ***
Wybitny pisarz litewski  Vytautas  Petkevičius, którego utwory tłumaczono i wydawano w kilkudziesięciu krajach, opublikował w 2006 roku książkę  (następnie wielokrotnie wznawianą)  pt.  Durniškes  (z polska to brzmiałoby  Głupowo  albo  Durniszki”), w której kilkakrotnie wskazywał na częściowo żydowskie pochodzenie pupilka „Gazety Wyborczej”,  Tygodnika Powszechnego” i innych pism uchodzących w oczach wielu za prożydowskie czy wręcz  „żydowskie”,   polityka V. Landsbergisa    oraz na okoliczność, iż ojciec  tego  tatusia narodu litewskiego  podczas okupacji hitlerowskiej był ministrem tutejszego rządu profaszystowskiego i utworzył getta w Wilnie i Kownie, przyczyniając się w ten sposób do następnej prawie stuprocentowej likwidacji fizycznej Żydów litewskich przez  szaulisów. Według Petkevičiusa  miałby to być jeden z drastycznych przykładów żydowskiego antysemityzmu. Zabawne, że właśnie najbardziej prożydowskie pisma w Polsce  (jedynym bodaj kraju, w którym nawet Żydzi bywają durniami) z pianą na ustach kreowały tego kombinatora i  -  jak twierdzą liczni litewscy autorzy  -  wysokiej rangi agenta KGB  ZSRR, na  „demokratę”  i  „obrońcę praw człowieka”.  Na marginesie w związku z tym warto przypomnieć, iż piarowską metodę (PR  -  Public Relations)  narzucania głupim  masom określonych wyobrażeń o tych czy innych osobach,  wynalazł  rosyjski Żyd o nazwisku Koszmarow, który wyemigrował do USA i w 1930 roku po raz pierwszy  zastosował ją w celu manipulacji tłumem czytelników gazet. Trzeba po prostu, aby jakiś kieszonkowy, płatny  pismak  (np. związany z tym czy innym „gestapo”)  wymyślił i opublikował w trzeciorzędnym brukowcu jakąś koszmarną rewelację, dotyczącą osoby, którą należy zdyskredytować. W tym celu można nawet założyć specjalne pisemko  (np. „Gazeta Wileńska  czy  głos znad jakiejś rzeki), z którego następnie sfabrykowane oszczercze bzdury będą  przedrukowywane przez pisma bardziej  „poważne”, a nawet „opiniotwórcze”.  W ten sposób powielone kłamstwo stanie się w oczach pozbawionej rozumu opinii publicznej  „prawdą”, a odnośna uczciwa i niesprzedajna osoba raz na zawsze  „załatwiona”. Może składać skargi do sądów, pisać protesty i sprostowania  -  nic to nie pomoże:  w zbiorowej wyobraźni ludzkiego stada na długo lub na zawsze pozostanie taką, jaką ją wymalowało pierwotne oszczerstwo, a ślad po pomyjach prasowych pozostanie na jej opinii aż do śmierci. Zresztą i późniejsi historycy będą przecież korzystać z  mętnych  „źródeł”  prasowych  jako z rzekomych świadectw prawdy, czyli z kłamstw zamieszczonych w odnośnych publikatorach. W ten sposób kreuje się zresztą nie tylko  „czarne charaktery”, ale i  „bohaterów”,   „bojowników o wolność”,  „autorytety moralne”,  „proroków”,  „mędrców”, a nawet  „świętych”. A kto kreuje?  -  Ten, w czyjej kieszeni są środki masowego ogłupiania  czyli tzw. media, jak również służące klasie posiadaczy  „służby”.
 ***
         W związku z tematem żydowskiego antysemityzmu warto przypomnieć    fragmenty książki rabina Shonfelda  pt. „Ofiary holocaustu oskarżają”: Nie przedstawiamy tych unikalnych materiałów w celu szerzenia nienawiści, tytko w celach poznawczych. Kto poszerza swą wiedzę, powiększa również swój ból, ale też bez wzrastającego bólu nikł nie poszerzyłby swej wiedzy.
W archiwach ery holokaustu Agencji Żydowskiej można odnaleźć następujące słowa: „Zostaliśmy poinformowani, że w pewnych społecznościach żydowskich w Polsce, wszyscy należący do kongregacji Żydzi zostali zwołani w jedno miejsce. Święta Arka została otwarta i przywódcy żydowscy zostali przeklęci.”
Czy słowa te były oznaką oburzenia ludzi skazanych na śmierć?
Nic podobnego. Nawet, jeżeli ci nieszczęśliwcy nie mogli przewidzieć czekającej ich tragedii, ich intuicja podpowiadała więcej niż mogły zarejestrować zmysły. Hitler posiadał dwóch szatańskich współpracowników, bez pomocy których nie mógłby osiągnąć swego celu. Były nimi: aktywna i pasywna współpraca chrześcijańskich narodów (włączając w to zarówno narody przez niego podbite jak i narody z nim sprzymierzone) i współpraca żydowskich przywódców, zarówno w okupowanych jak i w wolnych krajach. Oni to zdradzili zaufanie i stali bezczynnie, kiedy lała się krew.
W tym czasie, gdy rabin Michael Dov Weissmandel opublikował swoją książkę „Z głębin”, ja napisałem jej recenzję w „Digleinu”, gdzie w podsumowaniu proponowałem trzy wnioski wypływające z książki:
1. Wieczna nienawiść do wiecznego narodu
2. Maska katolickiego Kościoła
3. Żydowscy kryminaliści holokaustu
Trwał proces Eichmanna, wahałem się wówczas wytaczać oskarżenia przeciwko potomkom Abrahama. Dlatego, kiedy doszedłem do punktu trzeciego – przerwałem pracę. Od tego czasu upłynęło wiele wody, w której rozrzucono prochy Eichmanna i nie możemy dłużej ignorować prac rabina Weissmandela oraz jego testamentu, spisanego krwią...

Wilki w owczych skórach
Podczas procesu Eichmanna, prokurator powiedział, że proces ten nie jest okazją, by oskarżać Żydów, którzy współpracowali z nazistami, co stanowi osobny temat. Nigdy nie było procesu żydowskich kolaborantów w audytorium Beit Haam w Jerozolimie. Gdyby takowy się odbył, nie byłby mniej demaskujący i mniej mrożący krew w żyłach niż proces Eichmanna. Kto wie, może nawet byłby straszliwszy?
Proces Eichmanna miał dwa cele. Pierwszym była próba szukania sprawiedliwości wobec bestialskich instynktów drzemiących w człowieku. Drugim, pokazanie nam, jak ohydne są inne narody. Proces przeciwko naszym współbraciom, gdyby się odbył, byłby tylko edukacyjny. Sekularyzm musiałby zasiąść na ławie oskarżonych i zostać skazany, jako śmiertelny wróg naszego narodu.
Byli Żydzi, którzy nie potrafili wytrzymać bata oraz kopniaków i przeistaczali się w informatorów. Doprowadzali swych braci na szubienicę, albo oddawali w ręce kapo w obozach koncentracyjnych, lub w ręce Rad Żydowskich. W ten sposób zabezpieczali swoje życie. Nie zasiadamy na san sadowej. Dlatego, dzięki Bogu, nie musimy oceniać ich postępowania według prawa. Nie każda generacja Żydów jest w stanie poświęcić siebie, jak Żydzi w starożytnym Egipcie.
Tutaj jednak mamy paradoks. Jest nim państwo nazywające siebie „Izrael”. Państwo to posiada w swoich księgach prawa, domagające się sprawiedliwości wobec nazistów i ich współpracowników, ale prawa te nie domagają się kary dla tych winowajców, którzy stali u steru władzy żydowskiej podczas holokaustu. Po prostu nie ma takich praw. Więcej. Ci z nich, którzy umarli, są opiewani, a ci, którzy żyją, zajmują znaczące pozycje i dalej nazywają się reprezentantami żydowskiego narodu.
Kiedy gniewnie domagamy się, aby rząd w Bonn usunął nazistę Hansa Gloebke i jego kohorty, powinniśmy się domagać również, aby z publicznej sceny zdjęto podobne figury. Bonn nie odważyło się wystać Gloebke, by przemawiał podczas ceremonii pamięci w obozie Bergen-Belsen. „Nasz Yitzchak Greenbaum”, kilkanaście dni temu (1961 rok), przemawiał w Stowarzyszeniu Ofiar Holokaustu na górze Syjon, bez żadnych głośniejszych protestów.
Doktor Nachum Goldmann, prezydent syjonistycznych organizacji i prezydent Światowego Kongresu Żydowskiego, w tym roku publicznie, podczas forum upamiętniającym powstanie w getcie warszawskim, powiedział: „Wszyscy jesteśmy winni. Nie tylko w sensie braku sprzeciwu, ale także w sensie braku woli do zaakceptowania koniecznych w tamtym czasie działań.”
Powrócimy jeszcze do tego przemówienia, ale wcześniej zadajmy kilka pytań. Dlaczego czekał z tą spowiedzią przez 20 lat? Dlaczego nie przedstawił wniosków na temat winy, do której się przyznał? Dlaczego wystarczy mu generalne przyznanie się, które, według niego, jest wystarczające, by zamknąć rozdział, a które pozwala mu zachować swoją silną polityczną pozycję?
Kto przyniósł nam tych żydowskich kryminalistów? Jak ziemia karmiła ich w naszej winnicy? Posłuchajmy słów słynnego pisarza i krytyka Y. Efroikena. Napisał: „Skąd przybyły tysiące Żydów (żydowscy policjanci, kapo), służące Niemcom w gettach i obozach koncentracyjnych? Z jakich kręgów rekrutowała się ta armia? Wszyscy ocaleli z holokaustu, twierdzą, że pochodzili oni z podziemnego światka przestępczego i z „Maskilim”grupy społecznej, która potępiała innych za ich „nieoświecone” urodzenie i tradycyjny ubiór. Czyż ci Maskilimowie nie posiadali identycznych uczuć pogardy i nienawiści wobec swoich panów i oficerów nazistowskich?
Zapytajcie tych, którzy uszli z życiem z gett i obozów.
Powiedzą wam, że bicie, jakiego doznawali od żydowskiej „złotej młodzieży” było pełne nienawiści. Swoje zadanie młodzi Żydzi spełniali gorliwie i z okrucieństwem, jakiego nawet nie oczekiwali od nich niemieccy dowódcy. Nikt nie może zrozumieć, dlaczego zrzeczenie się judaizmu idzie w parze ze zrzeczeniem się humanizmu... Każdy musi wiedzieć, (co zostało zweryfikowane przez komunistów, buddystów i syjonistów), że prawdziwe żydostwo – Żydzi ubrani w tradycyjne szaty rabinów i chasydów – nigdy nie należeli do policji, która zarządzała gettem i nigdy nie służyli jako kapo i oficerowie. Nawet nie-Żydzi sympatyzujący z naszymi ludźmi, którzy opisywali przykłady jednostkowego bohaterstwa w obozach, mogli te przykłady znaleźć tylko wśród Żydów kierujących się naukami Tory. Żydów, którzy nigdy nie brali udziału w biciu, którzy prędzej umarliby z głodu niż postąpili niegodnie i którzy dzielili się ostatnimi okruchami chleba z głodnymi i chorymi”.
K. Tzetnik, słynny kronikarz świadectw holokaustu, który zemdlał i poważnie rozchorował się po złożeniu zeznań w procesie Eichmanna, przytacza potwierdzające dowody. W swojej książce na temat Oświęcimia, „Call Him Feifel”, opisuje postać Eliezera Greenbauma, syna Yitzchaka Greenbauma, który dzięki temu, że był informatorem i wykazywał się okrucieństwem – które zadziwiało nawet Niemców - został awansowany do stopnia blokowego.
Tzetnik pisał na temat Eliezera: „Nienawidził religijnych Żydów. Odnosił się do nich z odrazą. Jego oczy natychmiast pałały iskrami, gdy tylko jakiś religijny Żyd, a bardziej nawet, gdy rabin wpadł w jego łapy. Kiedy zamordował Żyda o nazwisku Heller, wezwał dwóch następnych z tego baraku. Zapytał: Który jest rabinem? Ten, który był rabinem miał twarz przykrytą szmatą, która kiedyś była częścią rękawa jego płaszcza. Fruchtenbaum (Greenbaum) mierzył przybyszów wzrokiem. Widać było, że go drażnili. Zastanawiał się, jak to możliwe, że tacy ciągle istnieją. Odwrócił się do Rebbe Shilovera i w tonie antysemickim zza zaciśniętych zębów wysyczał: rabińcu. Jego mózg pracował nad wymyśleniem najlepszej śmierci dla obydwóch stojących przed nim Żydów.”
K. Tzetnik ukazuje fantazje jednego z więźniów Oświęcimia:
„Jego ojciec, przywódca Syjonistów, będzie na pewno pierwszym, który przyjedzie do Oświęcimia, rzuci się na ziemię i rzuci pierwszy kamień w ciało swego syna na szubienicy. Nieszczęsny Fruchtenbaum (Greenbaum) będzie winił siebie i swoje ręce trzymające pałkę, którą dzierżył jego syn. Nie starczy mu słów na żal i skruchę. Niewątpliwie do końca swoich dni będzie chodził ubrany w strój żałobny z popiołem na głowie. Popiołem tych spalonych Żydów, których zamordował jego syn. Czyż syn nie jest przedłużeniem ciała ojca, jak owoc jest przedłużeniem drzewa? Pewna liczba Żydów ciągle żyłaby, gdyby ojciec sympatyka nazistów był drobnym sklepikarzem, szewcem, albo nauczycielem szkolnym. Kto wie, ilu Żydów uszłoby z życiem, gdyby przywódca syjonistów – Fruchtenbaum – był bezdzietny?”
Dokładnie wiemy, co byto dalej: Yitzchak Greenbaum żyje pośród nas otoczony sławą i celebrowany jako przywódca syjonistów. Jego syn – morderca, uciekł do Izraela, gdzie został zabity. Nie przez arabską kulę, ale przez żydowskiego mściciela. Ale mimo wszystko, jego imię jest zapisane w księdze opiewającej ofiary wojny syjonistycznej w 1948 roku, „Pergamin ognia”.
Ojciec wiedział, że nienawiść do Tory syn wyniósł z domu i obserwacji Żydów. To z jego własnych ust słyszał słowa „śmierć ortodoksji”. Syn wprowadził tylko w życie zamierzenia ojca.
Żydowska organizacja komunistów rosyjskich oraz kapo w gettach i obozach, żyli tą maniakalną nienawiścią do tradycji żydowskiej i tych, którzy ją przenosili. Jest możliwe, że podświadomie obwiniali ortodoksyjne żydostwo za opór przeciwko kompletnej asymilacji, za przedłużanie i umiędzynaradawianie żydowskiego problemu. Obwinianie tradycji żydowskiej jawiło się im jako logiczne wyjaśnienie obecności szatana, który ich przepełniał. Jako, że nie wierzyli w podstawowe prawo mitzvos, kary za grzechy i ostatecznego rozliczenia przed Bogiem, mogli sobie pozwolić na takie grzechy.
Romkovsky, sprawujący przez dziesięciolecia funkcję przywódcy syjonistów w Łodzi, pod skrzydłami nazistów ukoronował się na „króla getta” (wydawał nawet znaczki pocztowe ze swoją podobizną). Traktował swoich poddanych z okrucieństwem maniakalnego tyrana. Nazistowskie dekrety podpierał swoimi. Bez cienia współczucia i precyzyjnie organizował transporty śmierci. Mianował siebie na jedynego uprawnionego do dawania małżeństw młodym parom. Alfred Nussing, starszy przywódca syjonistyczny i przyjaciel Herzla, plamił swój podeszły wiek donosząc i szpiegując w warszawskim getcie. Za to został osądzony i skazany na śmierć przez podziemie.
Te imiona są tylko przykładami i otwierają listę długą i rozciągającą się na wiele miast i wsi w Polsce, na Litwie, Węgrzech i w Rumunii...
Książka „Z głębin” podaje tylko część prawdy. Rabin Weissmandel nie mógł przeprowadzać śledztwa na temat każdego znanego mu wydarzenia, ponieważ opisy sytuacji dotarły do niego dopiero po wojnie.
Krew za państwo
Przywódcy syjonistyczni nie przestali manipulować życiem podczas holokaustu. W ich rękach znajdowała się kontrola finansów i przepływu informacji. Prezentowali siebie przed światem jako reprezentantów narodu żydowskiego. Jako tacy są odpowiedzialni za brak działania w celu ratowania Żydów. Nastąpiło to w trzech głównych kategoriach: komunikacji, pomocy materialnej i zapobieżeniu zagładzie. Gdyby te błędy nastąpiły z niewiedzy, albo pomyłek, moglibyśmy wybaczyć im brak cech przywódczych. Ale prawda, gorzka prawda jest taka, że to wszystko było przeprowadzane według ustalonych doktryn i założeń politycznych. Pierwszym i podstawowym celem było ustanowienie „państwa”. Masy żydowskie były tylko wygodnym środkiem do jego osiągnięcia. Gdziekolwiek następował konflikt pomiędzy celem i środkami, pomiędzy potrzebą mas, a nawet przetrwaniem mas a państwem, to ostatnie zawsze brało górę. W roku 1905, w Rosji nastąpiły demonstracje i masakry. Były one witane z radością przez żydowskich socjalistów, którzy razem ze swoimi rosyjskimi odpowiednikami przekonywali siebie, że żydowska krew jest dobrym smarem dla kół rewolucji. Liderzy syjonistyczni widzieli przelewaną w holokauście żydowską krew, jako smar dla kół napędowych nowego państwa żydowskiego. Jak generał poświęcający tysiące żołnierzy dla zdobycia fortecy, tak przywódcy syjonistyczni maczali swe ręce we krwi dla budowy „Izraela” i poświęcali żydowskie dzieci dla ufortyfikowania jego murów.
Warto pochwalić Eliezera Livnehta za jego odwagę, gdy w swoim artykule „Thoughts on the Holocaust” („Przemyślenia na temat Holokaustu”) (Yediot Achronot, 25 Nisan) napisał: „Nasza orientacja syjonistyczna edukuje nas byśmy widzieli budowę ziemi izraelskiej jako główny cel, a naród żydowski jako budowniczych. Z każdą tragedią nawiedzającą żydowską społeczność, widzieliśmy państwo jako jedyne możliwe rozwiązanie. Kontynuowaliśmy ten tryb myślenia nawet podczas holokaustu, ratując tylko tych, którzy mogli być przemieszczeni do Izraela. Ograniczenie emigracji służyło jako faktor polityczny w naszej bitwie o ziemię obiecaną i otwierało drzwi do ustanowienia państwa. Nasze programy służyły temu celowi i dlatego byliśmy przygotowani na narażanie i poświęcanie życia. Wszystko, co nie mieściło się w granicach tych programów, włączając w to ratunek europejskich Żydów, było drugorzędne. Jeżeli nie może istnieć naród bez państwa, tym bardziej nie może istnieć państwo bez narodu – jak wyjaśniał rabin Weeissmandel. A gdzie znajdowało się najwięcej żyjących Żydów jak nie w Europie?”
Popatrzmy na historyczne dowody dla tej tezy. Podczas kongresu syjonistów, który miał miejsce w 1937 roku w Londynie, dr Weizmann wyłożył założenia polityki: „Nadzieje sześciu milionów europejskich Żydów skupiają się na emigracji. Zapytano mnie, czy mogę przywieźć sześć milionów Żydów do Palestyny. Odpowiedziałem: NIE! Z odmętów tej tragedii chcę ocalić dwa miliony młodych ludzi... Starsi muszą odejść. Swoje przeznaczenie przyjmą ze spokojem, albo nie. Są oni tylko popiołem. Ekonomicznym i moralnym popiołem w okrutnym świecie... Tylko młoda gałąź ocaleje... Muszą to zaakceptować.”
W styczniu 1940 roku, statek pełen żydowskich uchodźców stanął na rzece Dunaj. Kapitan statku domagał się pieniędzy, aby kontynuować podróż do Izraela. Henry Montor, zastępca szefa „Komisji Odwoławczej Zjednoczonego Żydostwa”, odpowiedział: „Wielu pasażerów to starsi ludzie i kobiety... nie mogący znieść trudów tej podróży... W Palestynie potrzebni są młodzi mężczyźni i kobiety, którzy rozumieją ich obowiązek wobec narodowego domu... Nie istnieje bardziej śmiercionośna amunicja... niż gdyby Palestyna miała być zalana starszymi ludźmi, lub ludźmi niepożądanymi.”
W tym miejscu w książce znajduje się fotografia przedstawiająca starszych Żydów podczas selekcji do gazu, w jednym z obozów koncentracyjnych podpis pod fotografią brzmi:
„Starsi muszą odejść... Muszą przyjąć swoje przeznaczenie... Muszą je zaakceptować”. Weizmann.
Arcybiskup Warszawy nawiązał kontakt poprzez architekta Shtultzmana, członka Judenratu, z trzema rabinami w getcie warszawskim. Byli to rabini: Menachem Zemba, Shimshon Stockhamer i David Shapiro. Arcybiskup sugerował, że powinni się ratować przed zagładą getta i oferował im schronienie w swoim pałacu. Rozważyli sprawę bardzo uważnie i zdecydowali, że nie mogą ratować siebie z tonącego okrętu. Podobnie odmówił rabin Y. Pinner, duchowy przywódca Żydów w Łodzi, gdy otrzymał propozycję od biskupa w tym mieście.
Spotkanie pomiędzy trzema rabinami w getcie warszawskim relacjonuje „Zhid”, w amerykańskiej gazecie „Forward” z 1 marca 1947 roku: „Nie wiadomo, ile trwała cisza. Może minutę, może godziny.
Rabin David, najmłodszy z nich trzech, złamał w końcu ciszę słowami: „Jestem młodszy od was. Moje słowa do niczego was nie zobowiązują. Dobrze wiemy, że nie możemy pomóc w żaden sposób naszym ludziom. Ale sam fakt, że będziemy z nimi do końca, że ich nie opuścimy, da im otuchę. Jedyną możliwą otuchę. Nie mam na tyle siły, by ich opuścić. Jakże mielibyśmy się chować przed Bogiem? (...)”.
Po słowach najmłodszego rabina znowu zapadła cisza. Potem zbiorowy płacz. Nikt nie wypowiedział już więcej ani słowa. Tylko lament płynący z głębi trzech serc. Gdy opuszczali pomieszczenie, rabin Menachem powiedział: „Nie będziemy o tym więcej rozmawiali (...)”.
Pozostawienie diaspory swemu losowi – tradycja syjonistów.
Kiedy Rommel podchodził do wrót Aleksandrii, w odległości 200 mil od Eretz Yisroel i kiedy przywódcy żydowskiej agencji szykowali sobie samolot do ucieczki (nie przejmując się, że ktoś ich kiedyś może zapytać, dlaczego nie walczyli przeciw Niemcom? Dlaczego się nie buntowali?), wtedy pozostający w Polsce Żydzi ogłosili głodówkę w ich intencji. To oni, zranieni i krwawiący, stojący w kolejkach do komór gazowych – łączyli się w modłach za swoich syjonistycznych braci teraz otwartych na niebezpieczeństwo od dawna im znane.
Polscy Żydzi, w oczach których zabrakło już łez, z wargami zdrętwiałymi od modłów za swoje rodziny, otwierali niebiosa krzykiem, lamentem i nawoływaniem. Ale kto wie, czy to właśnie nie te modły, tych skazanych na zagładę, spowodowały, że Rommel został pobity, a osiedla w Eretz Yisroel ocalone.
Jak odpłaciliśmy się im? Jak objawiła się miłość do Eretz Yisroel i poczucie obowiązku przywódców „yishuv” oraz przywódców syjonistycznych? Być może nie jest to najlepsze miejsce, by wspominać misję Branda zmierzającą do uratowania Żydów węgierskich poprzez wymianę „towary za krew”. Misja ta została odrzucona przez Agencję Żydowską z obawy, że ograniczy dopływ pieniędzy na cele syjonistyczne. Typowo, jak w takich przypadkach, liderzy syjonistyczni zrobili wszystko, by odciąć Branda od żydowskiej opinii publicznej.
Gdy Brand przyjechał do Konstantynopola (Istambułu), reprezentanci Agencji Żydowskiej przekonali go, by pojechał do Eretz Yisroel, aby tam spotkać się z nimi. Brand (lojalny członek Mapai) zeznał na procesie Kastnera, że reprezentant Agudas Yisroel z komitetu ochrony w Turcji, rabin Yakov Griffel, miał podejrzenia, że przywódcy Agencji Żydowskiej będą chcieli udaremnić jego wysiłki. Griffel ostrzegł Branda, by nie jechał do Izraela, bo Brytyjczycy go aresztują. Brand nie wziął sobie do serca tych ostrzeżeń i w swoim zeznaniu stwierdził: „Dla mnie reprezentanci ruchu osiedleńczego byli autorytetem, a nie reprezentanci Agudas Yisroel.”
Komitet Agencji Żydowskiej wysłuchał raportu Branda na temat zagłady Żydów i nie dał mu wiary. Vanya Pomerantz, członek Komitetu zapytał: „Joel, czy naprawdę naziści mordują, jak to opisałeś?”
Do Istambułu przyjechał Ehud Avriel, by towarzyszyć Brandowi w podróży do Izraela. Przywództwo zataiło informacje, aby przeciwdziałać wysiłkom zmierzającym do ocalenia Żydów. Zatajanie holokaustu było konieczne, ponieważ zapobiegało ratunkowi Żydów. Liderzy dobrze o tym wiedzieli. Wiedzieli, że jeżeli ludzie dowiedzą się o fakcie i rozmiarach holokaustu, wywoła to burzę, która zmusi ich albo do podjęcia działań, albo do rezygnacji z przywódczych stanowisk. Dlatego w swoich archiwach ukryli znane im informacje, napływające do nich w tajemnicy. Później bronili się, twierdząc, że mieli wątpliwości co do prawdziwości nadchodzących informacji. Ta powojenna obrona także szła wspólnym frontem liderów „yishuv” i liderów diaspory.
Kiedy Brand zapytał Chaima Barlasa, czy może być zatrzymany przez Anglików i czy może nie powrócić, Barlas odpowiedział gniewnie: „Nie zawstydzaj nas”. Gdy pociąg wjechał na stację w Aleppo, Avriel oddalił się w pośpiechu. Brand został aresztowany przez brytyjskich żołnierzy, którzy czekali na niego na stacji. Został umieszczony w więzieniu w Kairze. Agencja Żydowska nie uczyniła żadnego kroku, by go zwolniono. W swojej książce „The Satan and the Soul” (Szatan i Dusza) napisał: „Agencja Żydowska zadecydowała, że nie mogę powrócić na Węgry.”
W tym samym czasie, oczekiwano go w Budapeszcie. Eichmann dał mu bowiem trzy tygodnie, by zapobiec eksterminacji Żydów. Gdy się nie pojawił po tym czasie, natychmiast wznowiono deportacje do Oświęcimia w ilości 13 tys. Żydów dziennie. W maju 1944 roku, Brand przyjechał do Konstantynopola. 24 lipca Brytyjczycy zadecydowali, że uwolnią go i pozwolą powrócić na Węgry przez Izrael. Wtedy stało się coś, co zadziwiło nawet brytyjskie władze w Kairze.
Eichmann poinformował Kastnera: „Jeżeli Brand nie wróci w trzy dni, wznowię deportacje do Oświęcimia” („The Satan and the Soul”). Zaraz po zwolnieniu przez władze brytyjskie, Brand poprosił o spotkanie z dr. Weizmannem. Otrzymał list następującej treści:
„Rehovoth
29 Grudnia 1944
Do pana Joela Branda w Tel Avivie.
Drogi panie Brand,
Proszę o wybaczenie, że nie odpowiedziałem natychmiast na pański list. Być może wie pan z gazet, dużo podróżowałem i nie miałem nawet chwili czasu od przyjazdu tutaj. Przeczytałem zarówno pański list, jak i memorandum i będę szczęśliwy, gdy się spotkamy w następnym tygodniu, około 10 stycznia.
Pani Itin, moja sekretarka, skontaktuje się z panem w celu ustalenia daty i godziny spotkania.
Powodzenia. Pozostaję z szacunkiem: Ch. Weizmann.”
Przypadkiem oryginał listu został wykradziony z domu Branda przez izraelski secret service. Dlatego nie mógł być zaprezentowany podczas procesu Kastnera. Na szczęście, zanim tak się stało, adwokat Tamir sporządził fotokopię i dokument ten został zachowany jako dowód wstydu.
Prezydent Agencji Żydowskiej nie miał ani chwili wolnego czasu, by spotkać się z reprezentantem Żydów węgierskich i przedyskutować plan ich ocalenia. Pozostał nieuświadomiony... W tym czasie przyszedł koniec dla węgierskich Żydów.
W książce „Chaim Weizmann, budowniczy Syjonu”, opublikowanej przez Uniwersytet Hebrajski i edytowanej przez sekretarza Weizmanna, osobę, która nie powinna pisać nic złego na swego szefa, czytamy: „Ktoś włączył radio. Był 22 czerwca 1941 roku. Z radia usłyszeliśmy wiadomości. Niemcy rozpoczęły atak na Rosję. Już przełamali obronę graniczną. Patrzyłem na Weizmanna. Jego oczy ściemniały. Powiedział: „To już drugi raz”. Wspomniał, że kiedy rozpoczęła się I wojna światowa, dwa lata po śmierci jego ojca, jego matka ciągle przebywała w Pińsku i uciekła przed niemiecką inwazją.
I teraz Niemcy idą znowu. Jaki będzie los tych wszystkich ludzi? Widziałem w jego oczach odbicie tej tragedii, która już się rozegrała. W pokoju panowała cisza. „Tak – powiedział – na naszych ludzi tam, na miliony z nich czeka straszne, potworne przeznaczenie”. Ale już po chwili, jego oczy pojaśniały, plecy wyprostowały: „Na końcu – i to jest najważniejsze – ta wojna przyniesie błogosławieństwo Anglii” – dodał.”
Ten człowiek, który uważał zniszczenie swoich braci za mniej ważne niż zwycięstwo Anglii – został pierwszym prezydentem państwa Izrael. Joel Brand pisze w swej książce o spotkaniu z Ehudem Avrielem, zastępcą dyrektora ministerstwa spraw zagranicznych państwa Izrael. W Telavivskiej kawiarni Avriel powiedział: „Joe! Nie rób tego. Wymaż ze swego serca to, co było i czego już nie ma. Bo inaczej nie dostaniesz w Izraelu nawet pracy ulicznego sprzątacza.”
W liście wysłanym przez rabina Weissmandela do Światowego Kongresu Żydowskiego, nawołującym tę organizację do podjęcia działań, jest dołączona nota. Jest to zeznanie naocznych świadków z Bełżca, jak naziści wyrywali złote zęby z ciał Żydów i jak gotowali ich, by wyciągnąć tłuszcz na mydło. W swojej książce „Min Hamaitzar”, rabin Weissmandel odnotowuje: „Pomimo tego, kiedy Tartakover (zastępca dyrektora Światowego Kongresu Żydowskiego), przetłumaczył dla członków kongresu list na angielski, kilka miesięcy po otrzymaniu, opuścił części na temat złotych zębów i mydła. Oczywiście nie wierzyli w to, lub nie chcieli uwierzyć.”
Dlaczego nie wierzyli? Opowiada o tym rabin Weissmandel.
Przez przypadek w jego ręce trafił list od przedstawicieli Agencji Żydowskiej w Konstantynopolu, skierowany do Moshe Dachsa, reprezentanta Żydowskiej Partii Robotniczej (Histadrut) i do Gizi Fleischmana, reprezentanta Federacji Syjonistów w Presburgu (Bratysława).
„W liście z Konstantynopola napisano, że otrzymali pismo od jakiegoś „fanatyka”, sugerujące, jak można uratować wszystkich Żydów przed deportacjami. Nie wierzyli temu „fanatykowi”, dlatego zapytują swojego przyjaciela Moshe Dachsa, czy ta sprawa jest poważna. Wtedy dopiero dadzą wiarę.”
Rabin Weissmandel tak komentuje dalej tę sprawę: „Trudno to sobie wyobrazić. Nie mogłem w to uwierzyć. Nawet dla mnie, głęboko wierzącego studenta Nitry... i jego zięcia; dla mnie, który od początku ostrzegał, że zniszczenie nadziei będzie straszliwym ciosem. Od momentu, kiedy wszystko znalazło się w rękach nieodpowiedzialnych sekularystów, którzy przez Maharshe określani są najbardziej aroganckimi z naszego rodu...
Nie wiedziałem i nie chciałem uwierzyć, że zatrzymają listy rabinów napisane na ziemiach, na których płynęły rzeki krwi. Nie pokażą ich rabinom z wolnych państw, do których były adresowane.
Nie wierzyłem i nie mogę uwierzyć, że dojdą do punktu, w którym ich przywiązanie do Tory weźmie górę nad miłością do Żydów. Nie wierzyłem, że ich opiewanie Tory będzie miało większe znaczenie niż miłosierdzie, ani że to, co zostało napisane przez rabinów i przez nich podpisane, stanie się powodem sabotowania wszelkich wysiłków ratowania dziesiątek tysięcy Żydów od pewnej śmierci” (10 lipca 1942).
Dopiero w listopadzie 1942 roku przywódcy Światowego Kongresu Żydowskiego i szef amerykańskich syjonistów, dr Stephen Wise (którego przynoszące wstyd działania będą dalej opisane), udali się do Waszyngtonu, aby dowiedzieć się, ile prawdy jest w plotkach na temat wyniszczania Żydów europejskich. Dopiero, kiedy doktorowi Wisowi pokazano mydło zrobione z tłuszczu żydowskich ofiar, postanowił zorganizować protesty.
Znalazła się jedna osoba, która uwierzyła. Był nią lider gminy sekularnej (Neolog) Budapesztu, który przyjechał do Presburga na polecenie Komitetu Ratowania Żydów. Jednak i on podchodził do sprawy bardzo spokojnie, a także uspokajał innych. Rabin Weissmandel tak pisał na ten temat: „To było w tamtych dniach, kiedy pojawiły się pierwsze plotki na temat komór gazowych i morderstw popełnianych za pomocą gazu. Powiedziałem mu o tym (liderowi z Budapesztu) w sposób emocjonalny. Emocje płynęły z głębi mojego serca. Ten gentleman odpowiedział, że także słyszał plotki na ten temat, ale jako ekspert chemiczny stwierdził, że Niemcy używają gazu znanego jako „słodka śmierć” podobnego do opium. Kiedy to usłyszeliśmy, nie mieliśmy mu nic więcej do powiedzenia. On także przestał z nami rozmawiać.”
Ludzie posiadający wiedzę na ten temat przedstawili Berelowi Katznelson, na czym polegało „sumienie Histadrut”. Jak to sumienie miało się do zbrodni, którą było otaczanie ciszą zagadnienia holokaustu i opuszczenie mordowanej diaspory? Jeden z wielkich liderów Mapai, Eliezer Livneh, w swoim artykule w „Yediot Acharonot”, (25 Nissan tego roku) tak pisze: „Moje słowa nie krytykują innych. Przeznaczenie czekające europejskich wygnańców nie wyglądało bardzo źle. Jednak we mnie zrodziły się wątpliwości, czy taka ocena jest prawidłowa. To mnie różni od Berela Katznelsona. Ale zaakceptowałem jego opinię i opinię tego, co w tamtym czasie było moją partią. Opinię jedności partyjnej. Nie z powodu niechęci do wyrażenia innego punktu widzenia na temat decyzji partii, ale dlatego, że w partii były trzy generacje syjonistów, włączając w to syjonistów z mojej rodziny. Dlatego zaakceptowałem ich decyzję.”
W artykule z „Digleinu” przytoczono słowa Livneha. Wyjaśniają one apatię w stosunku do zagłady diaspory, jako część esencji syjonizmu, który buduje nowy naród i nowy kraj ojczysty. Prawdopodobnie nawet pomiędzy liderami „Digleinu” znajdują się tacy, których wewnętrzny spokój burzą słowa z artykułu... Są tacy, którzy na samo wspomnienie tych zapomnianych słów drżą. Oni pozwolą mi odpowiedzieć na ich wątpliwości ostatnimi słowami z artykułu Livneha: „Już od początku ta syjonistyczna tradycja miała w sobie coś zepsutego. Zapłaciliśmy za to potworną cenę. Wielu opuściło (zmieniło wiarę) ze względu na tę niesprawiedliwość i okropności. To próby zapomnienia prawdy o naszej nie tak odległej przeszłości...”
Ten, który odmawia innym jedzenia jest przeklęty przez naród.
Kiedy w kwaterze Hitlera powzięto decyzję, by zniszczyć i wykorzenić europejskie Żydostwo? Dowody przedstawione w książce rabina Weissmandela „Z Głębin”, dają odpowiedź na to pytanie. Wisliceny, reprezentant Eichmanna na Słowacji, człowiek, z którym rabin Weissmandel wynegocjował zatrzymanie wydalania słowackich Żydów, przekazał na ten temat informacje. Otóż, niemiecki ambasador w Stanach Zjednoczonych wysłał dokładne, minuta po minucie, sprawozdanie z konferencji syjonistycznych liderów i Światowego Kongresu Żydowskiego, która odbyła się w Nowym Jorku. Właśnie na tej konferencji, Stephen Wise, w imieniu wszystkich Żydów świata wypowiedział wojnę Niemcom. Kiedy Hitler przeczytał ten raport – wściekł się. Rzucił się na dywan i zaczął go gryźć krzycząc: „Teraz ja ich wszystkich zniszczę! Wszystkich bez wyjątku!” Zaraz po tym, zebrał wszystkich liderów partii nazistowskiej na konferencji w Wannsee. Tam Niemcy opracowali w detalach plan „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”.
*         *         *

Profesor Marek Jan Chodakiewicz w następujący sposób streszcza na łamach tygodnika „Tylko Polska” (nr 11, 2008) swe zdanie o książce Rigga i o tym temacie:
Chyba dekadę przed wydaniem książki na korytarzach uniwersytetów Ligi Bluszczowej (lvy League) słyszeliśmy o badaniach Rigga. Nasza uczelnia, Columbia University, miała umowę z Yale. Każdy, kto chciał, od nas mógł jeździć tam; i odwrotnie. Jeden z gości wspomniał, że powstaje tam słabo udokumentowane magisterium o żydowskich żołnierzach Hitlera. Inspiracją tej pracy był film Agnieszki Holland „Europa, Europa”. Autor oparł się rzekomo jedynie na kilku wspomnieniach. Nic szczególnego. Ale mimo oporu swych profesorów Rigg zdecydował pisać na ten temat doktorat. Uparł się. Został sam.
W 1994/1995 byłem w Cambridge University w Anglii. Poszedłem posłuchać wykładu profesora Jonathana Steinberga. Specjalizuje się on we włoskim aspekcie eksterminacji Żydów podczas II wojny. Jako jeden z niewielu docenia rolę Papieża i Kościoła w akcji ratowania ludności żydowskiej. Wspomniał wtedy dwie interesujące rzeczy. Po pierwsze, w Australii brał udział w procesie Ukraińca z SS-Wachmannschaften oskarżonego o mordowanie Żydów w Winnicy. Ale ten wywinął się prokuraturze twierdząc, że go wtedy w mieście nie było. Pokazał też autentyczne dokumenty. Sędzia zwolnił oskarżonego, podatnik australijski zapłacił ponad 1 mln dolarów kosztów tego procesu. Australijski wymiar sprawiedliwości nie zrozumiał, że daty były wedle kalendarza prawosławnego. SS-man jak najbardziej był obecny w rzeczonym czasie w Winnicy podczas mordów. Po drugie profesor Steinberg wspomniał krótko, że opiekuje się studentem, który pisze o żydowskich żołnierzach Wehrmachtu. Zrozumiałem, że chodzi o chrześcijan z żydowskimi przodkami, którymi zajmował się Rigg. W tym czasie już sam co nieco poszperałem, aby zorientować się, że Hitler w rozmaity sposób traktował różne osoby o żydowskich korzeniach. Zestawiłem też informacje z rozmaitych źródeł na ten temat. Wyśmienity sowietolog, profesor Robert Conquest opowiadał mi kiedyś, że na Krymie nie mordowano Karaimów, bowiem nazistowscy eksperci rasowi uznali, że są to Tatarzy wyznania quasi-mojżeszowego, a nie „prawdziwi” Żydzi. W tym wypadku religia miała Niemców nie obchodzić. Zgodnie z tą logiką w 1944 r. z Karaimów pragmatycznie utworzono przynajmniej jeden batalion w ramach Waffen-SS. Himmler wydał nawet specjalne pozwolenie, aby karaimscy SS-mani mogli odprawiać judaistyczne modły. (Z innego źródła dowiedziałem się, że niemieccy Cyganie służyli w jednym z najbardziej krwawych oddziałów SS). Przypomniałem też sobie, że o „rasowym” dylemacie Narodowych Socjalistów pisał Erich Maria Remarque. Według niego, parafrazując, zabicie niemieckiego pół-Żyda byłoby zabiciem pół-Niemca. Rozmawiałem na ten temat też z koleżanką ze studiów, Patricią von Papen. Opowiedziała mi o tym, że w Berlinie odbyła się demonstracja „aryjskich” rodzin „nie-Arian” i pod jej wpływem Gestapo zawiesiło deportacje części Niemców pochodzenia żydowskiego do obozów śmierci. Patricia później była konsultantką pracy Rigga. Inna koleżanka z uczelni, Cäecilie Rohwedder, wspominała, że jej babcia, która była pochodzenia żydowskiego, przeżyła wojnę wcale nie ukrywając się. Zgadłem, że chroniła ją prominentna pozycja jej rodziny.
No i jak zwykle mamy też własne historie rodzinne. Podczas jednej z wizyt u moich powinowatych w Niemczech zwróciłem uwagę na zdjęcie przystojnego oficera Luftwaffe: Leutnant Friedrich Heinrich Justinus Falcon Cajus Graf Praschma Freiherr von Bilkau zginął na polu bitwy 28 lipca 1944 r. pod Demsi na Łotwie. Jego babka po stronie matki była ochrzczoną angielską Żydówką. Teoretycznie, według standardów Hitlera, Friedrich kwalifikował się do gazu. W praktyce o pochodzeniu jego matki nikt niepożądany nie wiedział; jej dokumenty były niedostępne nazistowskim tropicielom czystości rasowej w III Rzeszy. Znajdowały się bowiem w Anglii i w Chinach. Ale – jak mi powiedziała moja niemiecka rodzina – osoby żydowskiego pochodzenia mogły otrzymać specjalne zaświadczenie od Hitlera, uznające ich tzw. „aryjskość”. Na przykład, w taki sposób uniknęła obozu śmierci Melitta Gräfin Schenk von Stauffenberg. Wiedziałem więc, że sprawy te są dużo bardziej skomplikowane niż powszechnie się wydawało. Nie miałem jednak zielonego pojęcia ani o rozmiarach, ani innych szczegółach tego zjawiska. Na szczęście Bryan Mark Rigg w dużym stopniu uporządkował cały ten galimatias.
Zabrał się do tego bardzo metodycznie. Na początku rozważył kwestię „kto jest Żydem”. Potem przedstawił problem asymilacji w Niemczech i Austrii, ze szczególnym naciskiem na służbę wojskową, jako odzwierciedlenie najwyższego stadium asymilacji. W końcu Rigg opisał ewolucję polityki Hitlera w stosunku do tzw. „mieszańców” (Mischlinge), bogato ilustrując swoją opowieść historiami poszczególnych osób. Jego dzieło czyta się momentami trudno. Autor w logiczny i zimny sposób tłumaczy pseudonaukowe zasady „higieny rasowej” oraz inne narodowo-socjalistyczne meandry pseudo-intelektualne, urągające nie tylko nauce, ale przede wszystkim naszej moralności zbudowanej na chrześcijaństwie. Rigg zdecydował się stosować nazistowską nomenklaturę: „Aryjczyk”, „35-procentowy Żyd” czy „75-procentowy Żyd”. Oprócz tego historyk ten pewnie czuje się w biurokratycznym gąszczu III Rzeszy, konfundując czasami czytelnika. Na przykład używa terminologii dotyczącej rozmaitych typów zaświadczeń o „aryjskości”, której znaczenie tłumaczy dopiero pod koniec swego dzieła. W końcu Rigg opowiada o straszliwie podłych wyborach moralnych, wymuszonych przez system. Niesmaku takich informacji nie niwelują opowieści o bohaterstwie czy szlachetności poszczególnych osób. Zastanawiając się „kto jest Żydem?”, Rigg odrzuca dwa „ekstremalne poglądy”. Po pierwsze, historyk nie zgadza się z założeniem, że „osoba z jakimikolwiek przodkami żydowskimi jest Żydem”. Po drugie, autor zaprzecza opinii głównie ultra-religijnych wyznawców judaizmu, że „żadna osoba pochodzenia żydowskiego, która służyła w Wehrmachcie w ogóle nie mogła być Żydem”.
Mimo że ortodoksyjni rabini oraz władze Izraela uznają za Żyda tylko osoby zrodzone z żydowskiej matki, badacz przychyla się do szerszej interpretacji. Według niego rozwiązanie tej kwestii do dużego stopnia powinno opierać się na samookreśleniu. Czyli Rigg preferuje liberalne prawo wyboru. Jednocześnie jednak przyznaje istnienie takich, którzy według prawa Halacha są Żydami, ale świadomie odrzucają swoje korzenie i zaprzeczają im z rozmaitych powodów (od samonienawiści do asymilacji). Większość tzw. „mieszańców” (Mischlinge) odrzucało identyfikację z Żydostwem. Uważali się za Niemców. Wielu popierało narodowy socjalizm. Wielu miało podobne uprzedzenia jak „aryjska” reszta ich rodaków. Bardzo często antysemityzmu Hitlera i NSDAP nie odnosili do siebie, ale do tzw. „Wschodnich Żydów” (Ostjuden). W 1935 r. jeden z przywódców skrajnie prawicowej organizacji Narodowych Żydów Niemieckich zapewnił Hitlera, że „on i jego towarzysze walczyli, aby nie wpuścić Ostjuden do Niemiec”. Kontynuował: „Te hordy wpół-azjatyckich Żydów” to „niebezpieczni goście”. Dlatego trzeba ich „bezwzględnie wyrzucić” z Niemiec. A co na to Hitler? „Według doktryny nazistowskiej, podobnie jak w Halacha, żydowskość jest dziedziczna.” W III Rzeszy Żydów obwołano „rasą”. Co więcej, wielu „czysto aryjskich” chrześcijan, którzy przeszli na judaizm uznano za Żydów w sensie „rasowym” (Geltungsjuden). „Pół oraz ćwierć-Żydów”, którzy mieli „pełnych Żydów” za małżonków traktowano jako „pełnych Żydów”. Sprawy takie regulował najpierw paragraf aryjski (Arierparagraph), a potem ustawy norymberskie i rozmaite dekrety państwowe i rozkazy Hitlera. Dlatego Rigg stwierdził, że: „W dyskusji na temat tej historii musimy stosować nazistowskie definicje o żydowskości bowiem w końcu liczyło się tylko to, w co wierzyli naziści. Większość osób wymienianych w niniejszej pracy nie określiłaby siebie jako Żydów czy częściowo Żydów. Ale tak definiowały ich teorie rasowe i polityka Hitlera. Tak więc omawiając tutaj kwestię żydowskości czynimy to wedle rasistowskiego prawa narodowo-socjalistycznego, a nie według definicji Halachy”.” Któż zresztą widział kiedy „końską krowę” czy „psiego kota”?... W każdym   razie Żyd zawsze pozostaje Żydem, a czy jest to Żyd „polski”, „rosyjski” czy „niemiecki” – jest sprawą  trzeciorzędną.
*         *         *

W lipcu-sierpniu 2006 roku na łamach tygodników „Nasza Polska” (Warszawa) i „Głos Polski” (Toronto) ukazał się polemiczny artykuł Zbigniewa K. Rogowskiego pt. Inicjatorzy holokaustu, typowy tekst defensywny, z którego można było się dowiedzieć interesujących informacji. Autor pisał: „Jan Tomasz Gross, polakożerca o symptomach obłędu, buduje za oceanem swoją pozycję naukowca na oszczerczych oskarżeniach Polaków o rzekome zbrodnie dokonane w Jedwabnem i w tragicznych godzinach pogromu kieleckiego, ewidentnej prowokacji enkawudowsko-ubeckiej. Po książce „Sąsiedzi” wydał właśnie nie mniej antypolską pozycję „Strach. Antysemityzm polski po Auschwitz”.
Żydzi ginęli masowo na skutek realizacji zbrodniczej ideologii Hitlera, która zakładała totalną zagładę niemieckich, a w następstwie podboju Europy Żydów europejskich. Siłę sprawczą holokaustu, choć brzmi to jak surrealizm do entej potęgi, stanowili... rdzenni Żydzi! Niemieccy Żydzi jako narzędzie biologicznego unicestwienia współplemieńców na skalę masową! Byli to Żydzi w cywilnych ubraniach, urzędnicy agend Hitlera na szczeblu administracyjnym oraz Żydzi w mundurach najwyższych oficerów Wehrmachtu, a nawet w mundurach formacji SS ze złowieszczym emblematem trupiej czaszki. By ułatwić p. Grossowi (który ma żydowskie korzenie po ojcu, matka była Polką, walczyła nawet w AK) zadanie w doborze materiału dokumentalnego do proponowanej przeze mnie książki, przypomnę o niepodważalnych faktach, które doprowadziły do apokaliptycznego unicestwienia jego współplemieńców.
Oto rdzenny Żyd stał się prawdziwym rekinem hitlerowskiej ideologii i jednym z głównych patronów, ba, animatorów ostatecznego rozwiązania (Endlosung), czyli masowej eksterminacji braci w Mojżeszu! To Reinhard Heydrich, generał SS, od 1939 r. szef Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (podlegały mu wszystkie obozy koncentracyjne, w których zdecydowaną większość stanowili Żydzi).
On to przewodniczył w styczniu 1942 r. zbrodniczej w założeniu konferencji poświęconej Endlosung, na której zdecydowano (i ustalono wytyczne) o biologicznej zagładzie Żydów... Owe zalecenia wynikające ze strategii ostatecznego rozwiązania znalazły tragiczne odbicie także w późniejszym niemieckim sprawstwie spalenia Żydów w jedwabieńskiej stodole. I w innych niezliczonych aktach ludobójstwa.
Przypominając o decydującej o losie Żydów podberlińskiej konferencji, wybitny historyk, profesor uniwersytetu monachijskiego Friedrich Glum, pisze na kartach swej książki Narodowy socjalizm (1962): Przewodniczącym konferencji w Wannsee był Reinhard Heydrich, syn rdzennego Żyda... (s. 413). Owo przypomnienie dedykuję p. Grossowi, gdyby zechciał się zabrać za pisanie sugerowanej książki.
Wzbogacę potrzebna wiedzę p. Grossa także przypomnieniem, iż ober-egzekutorem misji biologicznego wyniszczenia Żydów był... brat w Mojżeszu generała SS Heydricha niejaki Adolf Eichman, także rdzenny Żyd, który zniemczył swoje nazwisko, dodając do rodowego nazwiska Eichman – jedno „n”. To Eichman wysyłał współplemieńców masowo do komór gazowych. Ironią losu było to, że ofiary holokaustu uśmiercano cyklonem B, którego wynalazcą był rdzenny Żyd Fritz Faber, niegdysiejszy laureat Nagrody Nobla w dziedzinie chemii. W wyniku aktywności Eichmana do obozów zagłady trafiło blisko 12 milionów ludzi!
Po wojnie były liczne próby zniesławiania Polaków (co trwa do dzisiaj) jako rzekomych współsprawców holokaustu. Piramidalnym przykładem takiego usiłowania jest książka Styrona Wybór Zofii, według której powstał film w reżyserii Pakuli. Oto ojciec tytułowej bohaterki, granej przez Meryl Streep, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, humanista, miał być pierwszym człowiekiem, który wpadł na pomysł masowej eksterminacji Żydów! Polak, wykładowca szacownej uczelni, miałby być pomysłodawcą takiej apokalipsy i to na kilka dobrych lat przed tym, jak na taki sam pomysł wpadła elita SS i SD.
Czy po premierze filmu Wybór Zofii zareagowały na tę fabularną brednię polskie placówki dyplomatyczne lub sam MSZ (gdzie był Bartoszewski)? Bynajmniej. Natomiast uczynił to mieszkający w Wiedniu – a mógł to być krok jedynie symboliczny – syn znakomitego pedagoga i rektora UJ, dr Wojciech Lehr-Spławiński. Ta i podobne kampanie oszczerstw mogły się okazać zapładniające na chory z nienawiści do Polski i Polaków umysł p. Grossa.
Panie Gross, przypomnę Panu o Liście 77, która obejmowała najwyższych rangą oficerów-Żydów, gotowych przelać krew dla Hitlera! Był wśród nich gen. Helmut Wilberg, twórca koncepcji blitzkriegu – wojny błyskawicznej (wdrożonej w napaści na Polskę!). To dzięki blitzkriegowi hordy Wehrmachtu i formacji SS oraz gestapo mogły wkrótce uczestniczyć w morderczym polowaniu na Polaków, w tym także na polskich Żydów. Jedwabne było jednym z milowych kamieni aktów ludobójstwa na mieszkańcach polskiej ziemi.
Na Liście 77 znajdowało się m.in. 2 generałów, 8 generałów pułkowników, 5 generałów majorów i 23 pułkowników. Większość z nich otrzymała od führera najwyższe odznaczenia – Żelazny Krzyż I klasy. Tak, panie Gross! Ci żydowscy pretorianie Hitlera, współuczestniczący w zbrodni ostatecznego rozwiązania, należeli do tego wcale niemałego odłamu żydowskiej społeczności w Niemczech, która w latach, krzepnięcia władzy Hitlera oceniała go pozytywnie. Wyrazem tego był m.in. głos znanego żydowskiego działacza Zvi Cohena, który stwierdził: – Gdyby Hitler nie byt antysemitą, nie opieralibyśmy się jego ideologii. Hitler uratował Niemcy.
O zaangażowaniu niemieckich Żydów, także tych, a może przede wszystkim tych w mundurach, w zbrodniczą apokalipsę Hitlera, napisał przed kilku laty, bardzo obszernie dokumentując temat zdjęciami, brytyjski dziennik „Daily Telegraph”. Niezależnie od personaliów Listy 77, brytyjska gazeta przypomniała o żydowskich korzeniach feldmarszałka Erharda Milcha, skazanego w procesie norymberskim na 10 lat więzienia za współsprawstwo zbrodni niemieckich.
Hitler i Göring doskonale wiedzieli o żydowskim pochodzeniu feldmarszałka Milcha, lecz by to zatuszować, ustalili dlań odpowiedni życiorys. Otóż dokonali mistyfikacji, że prawdziwym ojcem Milcha miał być wuj jego matki, katoliczki, dowodząc tym samym (na własny użytek), iż był dzieckiem nieślubnym, bo zrodzonym nie z ojca Żyda, lecz z ojca goja, jakim był jego wuj. Göring wszak kiedyś powiedział: Ja decyduję, kto jest Żydem... Przypomnijmy, że feldmarszałek Milch był zastępcą Göringa, wodza Luftwaffe, więc współodpowiedzialnym za bombardowanie obiektów cywilnych, w tym szpitali w podbijanych krajach. Od bomb ginęli także jego bracia w wierze...
Młody amerykański badacz historii Niemiec Bryan Rigg, pracujący na Cambridge University, w artykule we wspomnianym „Daily Telegraph”, któremu dał tytuł „Żydzi, którzy nosili się jako naziści”, dodał do wspomnianej Listy 77 nazwiska jeszcze ponad 60 oficerów-Żydów, którzy służyli wiernie führerowi w Wehrmachcie, Luftwaffe i w marynarce wojennej. Stanowili tym samym zaplecze dla dokonujących zbrodni i ich siłę napędową na podbitych społeczeństwach formacji SS i SA oraz gestapo (a także zbrodniarzy w mundurach Wehrmachtu), co umożliwiło okupantowi wprowadzenie ludobójczego procederu również w obozach koncentracyjnych w Auschwitz, Treblince, na Majdanku, którego ofiarami byli Polacy i Żydzi. Niejako więc firmowali również niemiecką zbrodnię w Jedwabnem i w innych regionach Polski, gdzie podobnie mordowano ludzi przez spalanie w stodole, co stało się jakby znakiem firmowym niemieckiego okupanta. Jak przypomina Mr. Rigg, niektórzy z nich byli pół-Żydami lub tzw. mischlingami, czyli mieszańcami (według niemieckiej ówczesnej nomenklatury mischling to jedna czwarta Żyda), jednakże z uwagi na talenty zaakceptowanymi przez reżim nazistowski.
Przytoczone wyżej fakty to tylko część zbrodniczych grzechów niemieckich Żydów na służbie u führera. W okupowanej Polsce ich współplemieńcy w mundurach żydowskiej policji kolaborowali z Niemcami, okazując okrucieństwo wobec własnych ludzi. Kronikarz warszawskiego getta Emanuel Ringelbaum pisał: Okrucieństwo policji żydowskiej bardzo często bywało wyższego rzędu niż Niemców, Ukraińców, Łotyszy. Wstrząsający opis poczynań policji żydowskiej w getcie zawarł we wspomnieniach Barach Goldstein, w okresie przedwojennym organizator bojówek żydowskiego Bundu. Pisał: Z poczuciem bólu wspominam żydowską policję, tę hańbę pół miliona Żydów w warszawskim getcie (...) Żydowska policja, kierowana przez ludzi z SS i żandarmów spadała na getto, jak banda dzikich zwierząt (stali się mimowolnymi wykonawcami nakazów Endlosung, wypracowanych przez rdzennego Żyda Heydricha! – przyp. Rog.). Każdego dnia, by uratować własną skórę, każdy policjant żydowski przyprowadzał 7 osób, aby je poświęcić na ołtarzu dyskryminacji. Przyprowadzał ze sobą kogokolwiek mógł schwytać – przyjaciół, krewnych, nawet członków najbliższej rodziny. Byli policjanci, którzy ofiarowywali swych własnych wiekowych rodziców z usprawiedliwieniem, że ci i tak szybko umrą.
W tych tragicznych latach, w odróżnieniu od hańbiących praktyk żydowskich policjantów, Polacy ratowali z getta przede wszystkim dzieci. Prawdziwą heroiną okazała się Irena Sendler, pielęgniarka-aryjka, która uratowała zza muru 2500 dzieci, przemycając je w trumnach i w workach na kartofle. Wszystkie te maluchy znalazły bezpieczny azyl w aryjskich domach.
Inną taką bohaterką była mieszkająca w Kalifornii Irena Odyka. Wiele mi opowiadano o jej dokonaniu. Odyka pod samym nosem gestapo ukrywała i uratowała kilkudziesięciu Żydów. I znalazł się sprawiedliwy rabin, który w wywiadzie radiowym mówił o bohaterskiej Polce. To rabin Harold Schulweis (chętnie udostępnię panu, panie Gross, jego adres), który powiedział: – W okresie rosnącej polaryzacji, ksenofobicznego nacjonalizmu na świecie, przemocy i egoizmu powstaje absolutna konieczność, by nasze dzieci poznały prawdziwych moralnych bohaterów z krwi i kości, takich jak pani Odyka. Czy uczniowie szkół, także młodzi Żydzi i młodzi parafianie spotkali się kiedykolwiek z tą dzielną kobietą? Niechże dzieci okresu po holokauście zetkną się z dowodami na to, że Boża iskra rozświetliła ciemność hitlerowskiej nocy.
W tych tragicznych latach żydowskiej martyrologii, gdy Polacy ratowali Żydów w miastach i wsiach (za co tylko w okupowanej Polsce groziła kara śmierci) Ameryka, w której dziś zapuścił korzenie p. Gross, nie chciała przyjąć transportu Żydów, płynącego z Europy. Zaraz po wojnie zilustrował to film fabularny francuskiego reżysera Louisa Daquina „Pierwszy po Bogu”, opisujący desperacką sytuację kapitana statku, który zatopił go u wybrzeża Ameryki, aby zmusić władze tego kraju do ratowania i przejęcia Żydów, także polskich, których na szlaku z Europy żaden kraj nie chciał przyjąć. W Europie groziła im zagłada – może nawet w obozie w Auschwitz albo los palonych w stodole na podobieństwo niemieckiej zbrodni w Jedwabnem.
Kuzynka prezydenta Roosevelta Laura T. Delano zasłynęła w owym czasie dyskryminującym komentarzem odnośnie ewentualnego przyjęcia dzieci żydowskich, oświadczając: – Dwadzieścia tysięcy umorusanych maluchów w szybkim tempie wyrośnie na dwadzieścia tysięcy paskudnych Żydów... W tym samym mniej więcej czasie wspomniana Irena Sendler ratowała z warszawskiego getta umorusane, z racji organicznej biedy żydowskie pacholęta (co pan na to, panie Gross?)
Po wojnie Żydzi, często również ci bardziej znani, nie potrafili wyrazić wdzięczności dla Polaków, którzy ratowali ich współplemieńców. Co gorsza, oczerniali nas, nie szczędzili paszkwilanckich opowieści i komentarzy. Wystarczy wspomnieć choćby polskiego Żyda, którego uratował od gułagu gen. Anders, przyjmując do II Korpusu tworzonego z ZSRR. To Menahem Begin, przyszły premier Izraela – w wojsku gen. Andersa kapral, który w Palestynie zdezerterował z polskich szeregów, by włączyć się z podobnymi mu dezerterami w akcje terrorystyczne przeciwko Brytyjczykom. Po wojnie w wywiadzie dla holenderskiej tv powiedział: – Nigdy nie odwiedzę kraju mego urodzenia, Polski. Wśród Polaków nie było zdrajców, walczyli przeciwko Niemcom. Lecz jeśli chodzi o Żydów, kolaborowali z Niemcami. Spośród 30 milionów Polaków może stu pomagało Żydom. Te dziesiątki tysięcy katolickich księży w Polsce nie uratowały żadnego żydowskiego życia (sic!). Wszystkie obozy zagłady znajdowały się na polskiej ziemi.
Autor bestsellerowego „Malowanego ptaka” Jerzy Kosiński, ukrywany na polskiej wsi, zawarł na kartach tej książki antypolskie oszczerstwa. Przybytkiem szczególnie oszczerczego antypolonizmu jest Simon Wiesenthal Center w Los Angeles, noszący właśnie imię tego polskiego Żyda, który przed wojną jadł polski chleb, mógł swobodnie uprawiać religijne i kulturowe praktyki. Przez pewien czas związał się nawet z polskim harcerstwem. Centrum grupuje ludzi o antypolskim nastawieniu, tu odbywają się pokazy filmów o antypolskiej wymowie, na jego stronach internetowych do niedawna znajdowało się blisko 60 antypolskich haseł. Przed budynkiem widywałem Żydów rozdających ulotki o zniesławiających nas treściach.
W Simon Wiesenthal Center odbył się premierowy pokaz antypolskiego filmu „Z piekła do piekła”, którego fabułą jest pogrom Żydów w Kielcach dokonany rzekomo przez polską tłuszczę. Producentem hańbiącego nas obrazu był Artur Brauner, mieszkający w Berlinie polski Żyd, uratowany w czasie wojny przez ukrywających go polskich wieśniaków.
Wiesenthal doskonale wiedział o antypolskiej postawie Centrum jego imienia w Los Angeles, zapewne ją inspirował. Niewdzięczny również i za to, że w czasie wojny młodzi akowcy uratowali jego żonę Cylę, przechowując ją wśród swoich, Wiesenthal, by ratować życie, miał być agentem gestapo. O tę współpracę oskarżył go ni mniej, ni więcej tylko kanclerz Austrii Bruno Kreisky, sam wyznania mojżeszowego. Fakt godny refleksji. Również i nad tym, że w owym czasie, gdy niemieccy Żydzi walczyli w szeregach armii, która podbiła Polskę i która utorowała drogę do ludobójstwa Polaków, Żydów, Cyganów, to w owym czasie polscy chrześcijanie spieszyli z pomocą zagrożonym żydowskim współobywatelom. I tak polskie organizacje podziemne dostarczały tysiącom Żydów fałszywych dokumentów, schronienia, opieki lekarskiej, żywności. Polscy lekarze, ryzykując życie leczyli Żydów i ukrywali ich na specjalnych oddziałach szpitalnych. Polscy księża dostarczali fałszywych aktów chrztu, które były pomocne przy instalowaniu Żydów w bezpiecznych miejscach. Tak, panie Gross, to chlubne dla nas fakty, które pan przemilcza, woląc nas szkalować i oczerniać, pomawiać o współudział w holokauście. Bo to się dobrze sprzedaje! Szacuje się, że Polacy uratowali od zagłady od 150 tysięcy do 250 tysięcy Żydów, w tym w samej Warszawie ok. 28 tysięcy (tak, panie Gross!).
Naukowe wyczyny książkowe p. Grossa (vide Jedwabne i najnowsza książka, w której zarzuca nam zbrodnie popełniane na Żydach również po wojnie, mordowanie z nienawiści – ze wskazaniem na rzekomo polskimi rękami dokonany pogrom w Kielcach) są wypadkową wszechobecnej wśród żydowskiej społeczności, szczególnie za oceanem, antypolskiej fobii.
Wystarczy zajrzeć choćby na karty książki (w Ameryce to bestseller!) Alana Dershowitza pt. “In Search of Jewish Identity for the Next Century”. Według tego autora, instytucjonalny antysemityzm, obok Niemców, Kościoła katolickiego, Harvard University, krzepią również Polacy. W jego poprzedniej książce „Hucpa” (1991), którą ktoś dla mnie wypożyczył w bibliotece Simon Wiesenthal Center mogłem przeczytać, że to właśnie Polska stanowi szczególnie groźną, wściekłą kombinację antysemityzmu, zarówno religijnego, jak i rasowego, który tam wcześnie zapuścił korzenie. Dershowitz jako przykład uzmysławiający jego oszczerczą teorię przytacza karygodne rozpasanie wymienionych z nazwiska dzikich antysemitów w szatach duchownych – księdza prymasa Glempa i ks. Jankowskiego (sic!)...
Aby uzmysłowić, jak głęboko sięgają korzenie polskiego antysemityzmu, Dershowitz w innym miejscu książki posługuje się cytowaniem historycznej rozmowy z prezydentem USA Woodrowem Wilsonem czołowego polskiego antysemity... Ignacego Paderewskiego. Oto treść rzekomej pogawędki: Paderewski, premier Polski po l wojnie światowej dyskutował nad przyszłością swego kraju z prezydentem Wilsonem. „Jeśli nasze żądania nie zostaną wysłuchane przy stole konferencyjnym” – stwierdził Paderewski – „przewiduję poważne problemy w moim kraju. Nasi obywatele będą tym tak poirytowani, że wielu z nich wyjdzie na ulice i będzie masakrowało Żydów”. Na to dictum Wilson zapytał: „A co się stanie, jeśli wasze żądania zostaną spełnione?”. Paderewski: „Wówczas moi rodacy będą tak szczęśliwi, że kiedy się zupełnie upiją, wyjdą na ulice i będą masakrować Żydów” (s. 78-79).
Oczywiście próżno by szukać tego nikczemnego, obraźliwego cytatu, potwierdzającego prawdziwość takiej rozmowy. Bo Paderewski nigdy by czegoś podobnego nie powiedział. To było naruszenie jego godności i oszczercze ośmieszenie i poniżenie Polaków.
Pan Gross może obficie czerpać inspirację także z antypolskich filmów dokumentalnych, jak „Shoach”, „Shtetl” czy fabularnych, jak „Lista Schindlera” albo wspomniany obraz „Z piekła do piekła”. Książka Grossa, wykwit ślepej nienawiści do polskości, tchnące wściekłym antypolonizmem, są kolejnym przykładem jego oszołomstwa odnoszonego do Polski i do Polaków. Czy to casus z pogranicza psychiatrii? Nawiązując do „Sąsiadów”, jeden z warszawskich publicystów napisał: Niewykluczone, że Jana Tomasza Grossa należy położyć na kozetce. Cóż, niechże tam poleży, ale w międzyczasie najnowsza jego książka pogłębia wielce niekorzystny wizerunek Polski na świecie tak uporczywie lansowany przez żydowskie lobby. Roszczenia pójdą w górę!
Na wstępie artykułu proponuję p. Grossowi, by wykazał straceńczą odwagę i wziął na warsztat historię wkładu Żydów jako inspiratorów i sprawców tragedii holokaustu tych współplemieńców w hitlerowskich mundurach, którzy wierni führerowi, realizując posłusznie nakazy ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej, doprowadzili do tragedii Żydów w Auschwitz i innych obozach zagłady. Którzy pośrednio sprawili, że nawet niewielkie terytorialnie Jedwabne było miejscem niemieckiej zbrodni ludobójstwa. A na zatrważająco wielką skalę – niemieckie obozy koncentracyjne rozsiane w podbitej Europie. Pod piórem Jana Tomasza Grossa mogłaby powstać książkowa epopeja ze stemplem żydowskiej hańby domowej.
*         *         *

Z kolei Leopold Witkowski pisał: „1 lipca 1914 roku Niemcy przystąpiły do I wojny światowej wypowiadając ją Rosji i Francji. Żydzi uważali, że zwycięstwo Niemców przyniesie wielkie korzyści, zlikwiduje antyżydowskie nastroje w Niemczech i zakończy zły los biednych Żydów w Rosji. Żydostwo polskie i całej Europy udzieliło im poparcia. W Rotterdamie 80 rabinów podpisało odezwę, która głosiła: Niemcy nie są wrogiem Żydów, lecz ich jedynym wiernym przyjacielem i protektorem.
Tylko w Niemczech, Austrii i Turcji Żydzi się cieszą pełnią praw. Niemcy są prawdziwą twierdzą judaizmu, jeśli one będą rozbite i zrujnowane pod względem ekonomicznym, w takim razie żydostwo międzynarodowe utraci to, co zdobyło w ciągu stulecia. Korzystny interes można robić tylko tam, gdzie ludność jest zamożna. Żydzi przewidzieli, że Niemcy wojnę wygrają, jako zwycięzcy obiecują Żydom stworzyć samodzielne państwo żydowskie z obszarem przewyższającym obszar Francji. Rząd niemiecki zobowiązał się stworzyć niezależne państwo żydowskie i gwarantuje mu swój protektorat wojskowy. Zobowiązanie podpisał przyjaciel cesarza Wilhelma, Żyd Ballin, kierownik niemieckich linii transoceanicznych. Co się stało, chyba wszyscy wiemy. Żydzi nieomal wszędzie w tym czasie łączyli się z wrogami Polski. W zajętym przez bolszewików Wilnie, Żydzi byli warstwą rządzącą, gdy wojsko polskie w kwietniu 1919 r. wyzwoliło Wilno, Żydzi zbrojnie wystąpił przeciwko Polakom, strzelając z okien i dachów, rzucając stamtąd granaty. W Pińsku oddział składający się z samych Żydów zaatakował polski patrol wojskowy. W Zamościu oddział składający się tylko z Żydów opanował miasto, które wkrótce zostało odbite przez Polaków. We Lwowie powstała milicja żydowska, dowodzona przez Żyda, kpt. Eislera. Ta milicja opowiedziała się po stronie ukraińskiej i walczyła z obrońcami Lwowa. Ukraińcy odwdzięczyli się im ludobójstwem w 1942 i 1943 r. W czasie Powstania Wielkopolskiego Żydzi w Poznaniu wspierali bojówki niemieckie – wśród zabitych byli Żydzi, którzy oskarżali Polaków o mord. Jak wiadomo, Żydzi amerykańscy: Jakub Schiff (on finansował przewrót bolszewicki w Rosji), Cohen, Frankfurter, Szapir i Mary Sinkowicz zastrzegli się 28 maja 1919 r. telegraficznie wobec prezydenta USA Wilsona, by nie oddał Śląska Polsce bez plebiscytu. Wilson posłuchał, Żydzi też poruszyli cały świat, by nie dopuścić do połączenia Wileńszczyzny z Polską. Po I wojnie światowej wydana została praca o plebiscycie Górnego Śląska. – R. Yegel stwierdza, że plebiscyt zamiast przyznania w całości obszaru Śląska Polsce – Niemcy zawdzięczają rabinom żydowskim, którzy za pośrednictwem lóż masońskich wpłynęli decydująco na prezydenta USA i premiera Wielkiej Brytanii w sprawie plebiscytu. Ingerencja żydowska w sprawy polskie nie miała końca. Jedną z bardzo znamiennych było zmuszenie premiera Polski, W. Grabskiego na Konferencji Alianckiej w Belgii do podpisania wielu upokarzających warunków, a jednym z nich było przyjęcie linii Curzona, jako przyszłej granicy polskiej na wschodzie. Lwów znajdował się po stronie polskiej. Bolszewicy nigdy go nie zdobyli – w 1920 roku.
Brytyjczycy 11 maja wysłali do Moskwy telegram w sprawie linii Curzona, w którym nie przedstawiają ustalonej linii zgodnej z przebiegiem frontu, ale podają, że Lwów znajduje się po stronie sowieckiej. O czym nie było mowy w dokumencie podpisanym przez Grabskiego. Byt to tak zwany „błąd”, którego Brytyjczycy nigdy nie sprostowali, a który oddał Sowietom Galicję Wschodnią, która nigdy nie należała do państwa rosyjskiego. W dokumentach archiwalnych znaleziono memorandum po śmierci Lioyda Georgea – jego doradcy sir Lewisa Narniera Bernsteina, galicyjskiego Żyda. Była to więc dywersyjna propozycja, która odzwierciedla „błąd” – między Galicją Wschodnią i Galicją Zachodnią ta sfałszowana linia Curzona stała się podstawą polskiej granicy narzuconej przez Stalina, nieco zmodyfikowana po 1944 r. Dzięki jeszcze jednemu Żydowi angielskiemu, Polska pozbyła się jednego z największych miast RP Semper Fidelis, grodu Lwa, miasta Lwowa i ziemi lwowskiej. „Wasze miasta i ulice, nasze interesy, kamienice”. Dlaczego tak? Bo 10%, jaki stanowili Żydzi w Polsce, posiadało aż 50% polskiego majątku. Czy tak jest dzisiaj? Prawdopodobnie nic się nie zmieniło, tylko Żydzi na rozkaz Jakuba Bermana, sekretarza stanu Rady Ministrów i członka Biura Politycznego PPR, członka Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, zmienili swoje żydowskie nazwiska na polskie, aby w ten sposób zatajać swoje żydowskie pochodzenie i w ten sposób oszukiwać Polaków. Kiedy J. Berman odszedł w zaświaty, nie pozostała pustka. –Pozostał syn jego, Marek Borowski i inni. Na podstawie układu niemiecko-sowieckiego z dnia 28 września 1939 r. ziemie polskie zostały podzielone między najeźdźców – Niemcy zajęli 188,7 tys. km kw. (48,4%) z 22,140,00 ludności, ZSRR 201 tys. km kw. (51,6%) z 13,199,000 ludności. W czasie od lipca 1941 r. do lutego 1944 r. całość ziem polskich była okupowana przez Niemców. Od lutego 1944 r. do marca 1945 r. ziemie II RP stopniowo przechodziły pod okupację sowiecką.
W 1939 r. mieszkało w Polsce 3,5 miliona Żydów, czyli 85% całego europejskiego żydostwa. Z tego 2,8 milionów uległo zagładzie. 2 miliony w obozach natychmiastowej zagłady i obozach koncentracyjnych, 500 tys. w gettach i obozach pracy, pozostali to ofiary grup operacyjnych, „Einsatztruppen”. Do ZSRR wywieziono 450 tys. Żydów.
Po wojnie w innych krajach znalazło się 110 tys. Żydów, w Polsce 225 tys. – 240 tys. Należy przyjąć, że wywózkom poddano większą część ludności żydowskiej, zamieszkującą ziemie polskie. Od 22 lipca 1942 do 13 września 1942 r. Niemcy wywieźli do obozu zagłady w Treblince 310 tys. Żydów. W 1943 r. do Treblinki wywieziono następnych 60 tys. Żydów, razem jak twierdzą inni historycy w Treblince zagazowano 800 tys. Żydów. Wiadomości, które czytelnik znajdzie w ciekawym artykule pochodzą od osoby chyba najbardziej zorientowanej i posiadającej największą wiedzę o stosunkach i życiu Żydów w Polsce. Magister płk. Tadeusz Bednarczyk „Bednarz”, był to jedyny Polak, który przebywał codziennie w getcie warszawskim aż do 18 kwietnia 1943 r. Ostatni raz był tam nocą z 30 kwietnia na 1 maja 1943 r. dostarczając amunicję walczącym powstańcom w getcie. W styczniu 1940 r. zostaje w Komendzie Głównej Organizacji Wojskowej, powołanej we wrześniu 1939 r. przez gen. Sikorskiego, kierownikiem Wydziału do Spraw Mniejszości Narodowej i Pomocy Żydom. Jest to więc najbardziej kompetentna osoba, jeżeli chodzi o sprawy żydowskie w tych tragicznych dla Polski czasach.
Oto co pisze mgr T. Bednarczyk w uzupełnieniu do książki „Życie codzienne warszawskiego getta” – „Żydzi polscy dzisiaj”. We wrześniu 1939 r. Niemcy zakazali Żydom wstępu do kawiarni, restauracji. Cofnięto też koncesję dorożkarzom, których w Warszawie było bardzo dużo. Naiwni, złośliwi Żydzi, którzy z reguły nienawidzili Polaków, twierdzili, że mury getta będą bronić ich przed polskim antysemityzmem. W dystrykcie warszawskim powołano w 1940 r. getta terenowe: w Jadowie, Radzyminie, Mińsku Mazowieckim. Węgrowie, Legionowie, Wołominie, Pruszkowie, Garwolinie, Parysowie, Sierpcu, Żelechowie. Jak z tego wynika, Warszawa była otoczona wieńcem ludności żydowskiej, żyjącej z miasta Warszawy, której ilość przekroczyła liczbę 400 tys. osób. Po paru miesiącach większość tych gett została zlikwidowana, a ich mieszkańców pochłonęło 6 gett. 150 tys. osób przesiedlono do miasta Warszawy w początkach 1941 r.
W sklepach w tym czasie skasowano policyjnie takie towary luksusowe jak sardynki, ciastka, czekoladę, koniaki (na ulicach umierali głodni ludzie). Getto Warszawskie w latach 1940-1941 żywności przydziałowej co miesiąc kupowało za 1,8 miliona złotych. Żywności szmuglowanej kupowało za ponad 40 milionów złotych. Ale na to getto musiało zarobić swoją wytwórczością. W maju 1941 r. Niemcy wydali zezwolenie na otwarcie bożnic, a w czasie od maja do lipca 1941 r. teatrów, bibliotek, księgami. Rozwiązane w lipcu 1940 r. stowarzyszenia społeczne i dobroczynne, w czerwcu 1941 r. przeorganizowały się w Żydowskie Towarzystwo Opieki Społecznej Ż.T.O.S. i rozpoczęło działalność.
Wielką ciekawostką było to, że 22 kwietnia 1942 r. przywieziono do getta dziesięciu Cyganów wraz z ich królem Kwiekiem! Zaskakującą rzeczą jest to, że Niemcy sprawdzali paszporty Żydom na rzekomy wyjazd do Argentyny i Urugwaju – był olbrzymi tłok w hotelu „Terminus” na ulicy Chmielnej 28, to samo było w hotelu Polskim. Liczono po 300.000 zł od głowy lub w walutach obcych. Ci zginęli w Oświęcimiu, Brzezince, natomiast emigranci do Palestyny znaleźli się w Bergen Belsen i tych ocaliło wojsko amerykańskie.
Żydzi w tym czasie wślizgnęli się w AK, by szpiegować dla Niemców. Tu autor dodaje, że Just Regina była właścicielką kabaretu. To ułatwiało jej szpiegostwo wśród pijanych klientów – była ona też kochanką mjr. Karniaka z Gestapo. Langier był natomiast współpracownikiem szefa propagandy dystryktu i zbierał materiały propagandowe do gazet żydowskich. Nauss pracował w ważnej placówce szpiegowskiej u biznesmana G. Bindera – zastrzelono go w 1943 r. Był bardzo szkodliwy. Pelcówna i Bikowna były agentkami Gestapo! Niemieckie działania eksterminacyjne przeciw Żydom zaczęto dopiero bardzo szeroko stosować od połowy roku 1942 – dla nich to rozbudowano specjalnie podobóz oświęcimski – Brzezinkę, obok innych obozów. Pamiętajmy, że Oświęcim był głównie obozem dla Polaków od roku 1940. Dla Żydów Brzezinka. Zbrodniczym było postępowanie Żydów współpracujących z Niemcami, szczególnie policji porządkowej gett i Gestapo żydowskiego liczących w sumie 40.000 ludzi. Do Gestapo żydowskiego Niemcy rekrutowali młodych, pozbawionych jakichkolwiek skrupułów Żydów. Byli oni skoszarowani poza gettem, dostawali znaczne przydziały żywności – mogli swobodnie poruszać się. Ich zadaniem było wyszukiwanie ukrywających się Żydów. Część tych gestapowców zginęła z wyroków sądów „Podziemia”.
Największy hurtowy morderca Żydów w Europie Adolf Eichmann, stuprocentowy Żyd, urodził się w Austrii w Solingen 19 marca 1906 roku. Jego ojciec był dyrektorem fabryki elektrotechnicznych wyrobów. W 1931 r. wstąpił do austriackiej partii nazistowskiej. W roku 1933 uciekł do Niemiec i zapisał się do faszystowskiej partii Niemiec. Jego nr SS – 45.326, AW NSDAP No. 899.895. Sierżantem został w roku 1934. W 1939 r. zostaje porucznikiem (Untesturmführer) SS i referentem SD w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy. Był to referat żydowski. Brał udział w wysiedleniu Żydów i ich emigracji, którą Eichmann przypisywał sobie, aż 500.000 Żydów z Niemiec i Austrii do Palestyny. Pozostały ogół Żydów stał się niewolnikami SS. Darmowymi pracownikami wynajmowanymi za opłatą przez duże firmy przemysłowe. Nad tymi sprawami czuwał Eichmann i działał w charakterze pełnomocnika dla spraw żydowskich, jako kierownik referatu żydowskiego IV-B4 w RSHA! Styl szykanowania i maltretowania Żydów radykalnie uległ zmianie po wypowiedzeniu Niemcom wojny przez USA i po napaści Niemców na ZSRR. Zaczęło się mordowanie Żydów na terenach zajętych.
Hitler uznał, że to właśnie Żydzi w USA wypowiedzieli mu wojnę, a Żydzi w ZSRR byli winni tej wojny. Trzeba ich zniszczyć doszczętnie. Dnia 20 styczna 1942 roku zwołano konferencję w Berlinie – Am grossen Wannessee 56, na której zapadła decyzja Endloesung, czyli unicestwienia wszystkich Żydów – to właśnie zainicjowało mordy Żydów w całej Europie. To właśnie po tej konferencji przewodniczący jej Heydrich, szef SD, wydał Eichmannowi rozkaz wprowadzenia w życie „Endloesung Judenfrage”. W latach 1940-1942 Eichmann rozwijał plany szykan, a następnie mordów Żydów w całej Europie. Głównym jego agentem w Teresinie był syjonista Murmelstein – uczestnik hitlerowskich zbrodni w Wiedniu, Francji, w Polsce i Generalnym Gubernatorstwie.
Najbardziej zbrodniczy „Judenrat” był we Lwowie. Kierowany przez Żydów oraz zbrodniarza syjonistę Kempfa, starszego obozu janowskiego. Oni to grabili i mordowali swoich braci. 750 policjantów żydowskich wysyłało biedotę od razu na śmierć; spokojnie żyli tylko rabini i zamożni Żydzi. Rabini rozgrzeszali te zbrodnie i nawoływali do współpracy z Niemcami.
Dnia 4 marca 1942 roku Eichmann rozkazał, aby wszyscy Żydzi w Europie nosili opaski z gwiazdą Dawida – Generalne Gubernatorstwo opaski z gwiazdą Dawida noszono od grudnia 1939 r. Rozkaz do wprowadzenia Endloesung wydał Heydrichowi marszałek Goering – chodziło głównie o Żydów na terenach zabranych ZSRR, czyli wschodnich ziem II RP. Na terenie GG w pierwszej kolejce wszczęto ewakuację Żydów do obozów zagłady, w celu zagazowania, nad którego urządzeniami czuwał mistrz Eichmann. On też wykonywał wszystkie zarządzenia od Heydricha. Główne miejsce mordu Żydów wybrał sam Himmler (pół-Żyd). To Oświęcim. On też wydawał instrukcje wykonawcze komendantowi tego obozu, Hoessowi. Eichmann czuwał nad zachowaniem tajemnicy oraz udoskonaleniem metod tego mordu. Niemcy przeszli od mało wydajnego gazu spalinowego do cyklonu „B”, wynalezionego przez Żyda. Oświęcim-Auschwitz Brzezinka i inne obozy zagłady zbierały olbrzymie łupy: w pieniądzach, kosztownościach, złotych zębach zrabowanych Żydom, którzy stanowili 75% obozu liczącego 1 milion osób, Polaków, Cyganów i innych. Eichmann twierdził zawsze, że nikogo nie zabił, że dzieciom idącym do komór garowych kazał dawać czekoladki, aby się nie lękały.
Awansowany zaledwie do podpułkownika SS Eichmann chciał uratować podobno 800 tys. węgierskich Żydów, ale Zachód odmówił ich przyjęcia. Miała to być transakcja: 10 tys. samochodów ciężarowych plus kilka ton kawy, herbaty, mydła i delikatesów za tych ludzi. Żeby to uwiarygodnić wypuścili do Szwajcarii 1,2 tys. Żydów wraz z agentem Keslorem, późniejszym posłem do Knessetu, niestety zastrzelonym jako kolaborant. Bogaci i wpływowi Żydzi w USA nie chcieli pomóc swoim rodakom, mimo kilkakrotnych apeli gen. Sikorskiego. Nie udzielali żadnej pomocy biednym braciom, bo chcieli, by ci biedacy ze Wschodniej Europy wyginęli, by więcej nie żebrali o pomoc i tym ich nie kompromitowali. Zachód wydał ich na śmierć w końcu roku 1942. Kiedy już wyginęło 80% motłochu, bogaci Żydzi Ameryki zaczęli słać pomoc dolarową. Po skończonej wojnie, Żydzi zarzucali (i robią to do dzisiaj), że Polacy im absolutnie nie pomagali, a przecież o tej pomocy można pisać tomy książek.
Jak twierdzi mgr płk T. Bednarczyk, nie tylko Eichmann bardzo gorliwie wysługiwał się Hitlerowi – setki tysięcy Żydów służyło ochoczo w wojsku niemieckim, grube tysiące ich gryzie ziemię całej Europy. Padli w obronie Hitlera. A oto Żydzi-hitlerowcy lub pół-Żydzi: Goering, Hoess, Jordan, gen. Bach-Zelewski, marszałek lotnictwa Milch, Himmler, Ribbentrop, Lex, Rosenberg, Strasser, Frank, Globocnik, Gauss, Kube, Canaris, Eichmann – działali antysemicko, by zatrzeć swoje żydowskie pochodzenie. Od Hitlera otrzymywali Żydzi status aryjczyka na czas wojny, do zweryfikowania po wojnie – według zasług. To właśnie ci Żydzi zabijali dla Hitlera.
Ale cicho jest na temat kolaboracji, ludobójstwa, wrednej propagandy, zajętej tylko opluwaniem Polaków, którzy uratowali ponad 400 tys. Żydów – płacąc za to okropną cenę – 200 tys. Polaków rozstrzelanych za ten chrześcijański dar pomocy. Żydzi w armii niemieckiej byli na różnych szczeblach dowodzenia i różny był ich udział w ludobójstwie – tak na przykład marszałek Milch, dowódca floty powietrznej, już był masowym ludobójcą. Ci Żydzi nie byli pociągnięci do jakiejkolwiek odpowiedzialności za udział w zbrodniach. Marszalek Milch był zastępcą Goeringa, był sądzony w Norymberdze. Wśród Żydów, wysługujących się Hitlerowi i III Rzeszy było 2 marszałków, 10 generałów, setka pułkowników oraz tysiące oficerów niższych szarż. Inwazja sowiecka na wschodnie ziemie II RP spotkała się z entuzjastycznym poparciem społeczności żydowskiej, zamieszkującej licznie te ziemie. Żydzi w sposób jednoznaczny i zdecydowany wystąpili przeciwko państwu i narodowi polskiemu, potępili polski patriotyzm, zerwali wszystkie więzy z polskością i ogłosili się obywatelami nowej, sowieckiej ojczyzny. Żydzi tam jeszcze przed wkroczeniem bolszewików na wschodnie ziemie RP, tworzyli już Czerwoną Milicję i wspólnie z Czerwoną Armią zbrojnie występowali przeciwko instytucjom państwowym II RP i mniejszym oddziałom polskiego wojska, wywoływali bunty, mordowali żołnierzy polskich i urzędników, a nawet posunęli się tak daleko, że, jak tylko była możliwość, to w imieniu Sowietów przejmowali władzę.
Żydzi na Kresach Wschodnich II RP stali się warstwą bardzo uprzywilejowaną wśród innych narodowości – była to jednak pewna tolerancja ZSRR. Nadużywanie przez Żydów władzy im danej, bezkarność za zbrodnie popełnione na Polakach, po pewnym czasie skończyły się. Po kilku miesiącach bolszewicy przystąpili do wywózki Żydów na wschód ZSRR z dwóch przyczyn: pierwsza była to zemsta za masowe zgłaszanie się Żydów do powrotu na ziemie zagarnięte przez Niemców, bowiem wiele tysięcy ich stamtąd uciekło – drugie: jako przeciwdziałanie spekulacji, z którą Sowieci u siebie prowadzili bezwzględną walkę. Przywileje zachowano w odniesieniu do żydowskich elit przygotowujących grunt pod utworzenie satelickiego państwa jako pomoc w rozprawieniu się z Polakami.
Po ustanowieniu przez Sowietów okupacji na Wschodnich Ziemiach II RP, Żydzi stanowili podstawę administracji obsadzając 75 do 95% jej stanowisk, oraz bardzo poważny procent niższych warstw aparatu terroru. W pełni oni włączyli się w proces niszczenia polskości i budowania stalinowskiego imperium zła. Rabowali polskie mienie, organizowali obławy i łapanki na ukrywających się polskich oficerów i żołnierzy, sporządzali listy Polaków przeznaczonych do aresztowania oraz rejestry przygotowanych do masowych wywózek na Sybir. W sowietyzacji Kresów Wschodnich II RP w latach 1939-41 wybitnie ponurą rolę odegrały 3 żydowskie skupiska inteligencji: we Lwowie, w Białymstoku i Mińsku. Oto zadania jakie spełniały: 1. przeprowadzały na większą skalę depolonizację kultury; 2. przygotowywały modele przyszłej sowieckiej republiki satelickiej na ziemiach polskich wraz z zawiązkiem przyszłej elity władzy; 3. na ziemiach podbitych wypracowały podstawowe wzorce realizacji stalinowskiej wizji „Homo Soveticus” – „Nowego człowieka”. Wiadomym jest, że jedyną cudzoziemską jednostką wojskową, która wkroczyła w mundurach niemieckich do Polski i wraz z Niemcami dokonała agresji na Polskę był Legion Ukraiński pod wodzą Romana Suszki. Jego to legionerzy rabowali ludność żydowską, zwłaszcza na terenie Sambora.
Dnia 22 czerwca 1941 r. Niemcy w swoim pochodzie na wschód przekroczyli granicę sowiecką i zapoczątkowali swój holocaust, który dzielili z Ukraińcami. Od chwili wkroczenia hitlerowców do okupowanej przez bolszewików Małopolski Wschodniej i na Wołyń, Żydzi polscy stali się tymi, których i Niemcy i Ukraińcy zaczęli prześladować i represjonować, tak jak nigdy przedtem w tysiącletniej ich historii.
Okupant niemiecki ukraińskim faszystom powierzył realizowanie na Podolu i Wołyniu w stosunku do Żydów Ustawy Norymberskiej z 15 września 1935 r. To oznaczało wyjęcie Żydów spod wszelkiej ochrony prawnej. Był to początek akcji zbiorowego mordowania Żydów na terenach zdobytych przez Niemców w wojnie z ZSRR. W akcji tej uczestniczyły obydwie frakcje OUN, melnikowcy i banderowcy. Im to Niemcy powierzyli najbrudniejszą robotę, bowiem do nich Niemcy mieli tylko zaufanie, na co wskazywała ich antysemicka tradycja ukraińska.
Do Równego Niemcy wkroczyli w pierwszym dniu wojny 22 czerwca 1941 r. Natychmiast zarządzili oznakowanie Żydów i zakaz chodzenia chodnikami, wyłącznie jezdnią. Musieli przypiąć żółte łaty i kłaniać się Niemcom i Ukraińcom z administracji i policjantom. Zginęło dużo Żydów, strzelano do nich na ulicy. Strzelali Niemcy, policjanci ukraińscy, organizacje paramilitarne ukraińskie. Przewodził im Taras Bulba Borowiec.
6 listopada 1941 roku w Równem nastąpiła masakra Żydów. Brała w niej udział policja z batalionów ukraińskich nacjonalistów „Nachtigall” i „Roland”, „Dun” – czyli drużyny ukraińskich nacjonalistów. Dali oni początek UPA. W Sosenkach pod Równem czekały już wykopane przez jeńców sowieckich podłużne olbrzymie rowy, doły. Stał tam zmotoryzowany oddział SS i sotnia ukraińskich policjantów w niemieckich mundurach (członkowie Kurenia Konowalca RP – E.P.), kilka wozów pancernych na gąsienicach oraz kilka lekkich czołgów.
Zebranym Żydom kazano się rozbierać do naga, tym co nie robili tego zbyt szybko, zdzierano odzież. Robili to ukraińscy policjanci, przy tym bili i kopali swoje ofiary. Nadzy ludzie bici nahajami i kolbami karabinów szli wzdłuż podwójnego szpaleru. Męczarnie kończyły się nad dołem serią lub strzałem w plecy ukraińskich policjantów. Był to bardzo powolny proces egzekucji. Niemcy postanowili ten proces przyspieszyć. Ukraińska policja zaczęła spędzać Żydów w mniejsze grupy i zmuszać Żydów krzykami i biciem do kładzenia się jeden przy drugim. Nawet w dwóch warstwach już w dole. Kiedy Żydzi się już ułożyli – wzdłuż rowu-dołu szli Niemcy i ukraińscy schutzmani i siekli gęsto seriami z broni maszynowej. Małe dzieci Ukraińcy spychali butami do dołów, a następnie rzucali granaty. Gdy dół był już pełny, ugniatano 2-metrową warstwę trupów i półżywych Żydów wozami gąsienicowymi!
Egzekucja rozpoczęła się o 2.00 i trwała do rana następnego dnia. Cały teren był oświetlony za pomocą polowej elektrowni. Wtedy właśnie w Równem na Wołyniu w kilkanaście godzin wymordowano około 18.320 Żydów. Współmordercami byli ukraińscy policjanci oraz cywile z ukraińskiej administracji na służbie niemieckiej. Masakra ta miała miejsce przed stworzeniem getta rówieńskiego, które powstało w pierwszej połowie roku 1942. W Równem były 3 miejsca masowych egzekucji: Sosenki, Basowy Kąt i ulica Biała.
Dnia 15 lipca 1942 r. na ulicy Białej odbył się końcowy akt eksterminacji 5000 Żydów, których wywieziono do lasów Aleksandryjskich, gdzie ukraińscy schutzmani ich wymordowali. We Lwowie „Nachtigall” oraz policja ukraińska zamordowała wg prof. A. Nordena w dniach od 1 do 6 lipca 1941 r., 3000 Żydów i Polaków. W lipcu 1941 r. w Stanisławowie rozstrzelano 250 Żydów i Polaków, w sierpniu 1941 r., 2855 Żydów i Polaków padło ofiarą mordu w tym mieście, a dwa tygodnie po tym 8000 wymordowano w Mariupolu. Tam wymordowano wszystkich Żydów. A mieszkania ich zajęło wojsko. Miłość ukraińskich nacjonalistów do Hitlera Ukraińcy wyrażali hasłem: „Serce dziewczynie – dusza Hitlerowi”.
31 lipca 1941 r. w Złoczowie bardzo obficie lala się krew żydowska. W dołach głębokich na 5 m, szerokości 20 m leżało 80 Żydów. Jęki i krzyki dzieci i kobiet, wybuchy rzucanych granatów. Za rowami czekało na egzekucję wiele setek ludzi. Granaty do rowu rzucali banderowcy, aby dać dowód swej godności do bycia sojusznikiem Niemiec. Po wkroczeniu do Brzeżan Niemców w grudniu 1941, Niemcy zażądali od Judenratu wyznaczenia 1500 Żydów na wysiedlenie do Podhajec. – Judenrat wyznaczył samych biednych Żydów, których wsadzano na furmanki i zawieziono na skraj lasu przed Litiatynem i tam ich rozstrzelano. Takie egzekucje odbywały się często. Niemcy stworzyli Judenrat nie po to, aby Żydom pomagać i zabezpieczać, ale po to, by Żydów zniszczyć. Ażeby Żydów zniszczyć, do tego trzeba mieć Żydów, tak twierdził Hitler. Było to więc najlepsze narzędzie do niszczenia Żydów.
W Lubomlu, małym miasteczku na Wołyniu, ukraińscy policjanci ze względu na żydowski opór i śmierć „naganiacza” wymordowali całą ludność Kostopola w październiku 1942 r. Historyczny Ostróg nad Horyniem to dawna siedziba i olbrzymi zamek książąt Ostrogskich, w połowie był zamieszkały przez Żydów. W końcu sierpnia 1941 r. do miasta przybyła policja ukraińska wraz z żołnierzami niemieckimi i obstawiła wszystkie wyloty z miasta. W operacji brało udział 150 żołnierzy niemieckich i 300 ukraińskich. Policjanci wyciągali Żydów z domów bez względu na wiek i płeć. Pędzono ich gromadami do środka miasta, a stamtąd w kierunku targowicy na Nowym Mieście. Spędzono około 8000 Żydów. Łapano Polaków i Ukraińców do kopania dołów śmierci, wystraszony tłum naganiacze pchali za rzekę Wilię – tu jeden Niemiec odczytał w imieniu Rzeszy zarzuty i potępienia stawiane światowemu żydostwu. To samo zrobił ukraiński policjant po ukraińsku i stwierdził, że Żydzi zgromadzeni na placu są skazani na śmierć.
Żydom kazano zdjąć marynarki i spodnie i kazano je oddawać. Grupami po 30-40 osób, Żydzi stawali nad dołami zawodząc okropnie. Mężczyźni, kobiety, starcy, dzieci, matki z niemowlakami. Na dany znak serie kul z broni maszynowej kładły rząd stojących nad dołem skazańców. Większość leciała na dno dołu, resztę ukraińscy policjanci spychali i układali trupy warstwami. Ukraińscy policjanci dobijali konających. W tym dole pogrzebano 800 trupów. Resztę getta wymordowano w ciągu roku, to jest do końca 1942 r. Ukraińcy za złapanego Żyda wówczas dostawali kilogram soli.
Współpraca Ukraińców z Niemcami w mordowaniu była bardzo efektywna, tak też było w czasie mordu 300 Żydów w Łucku 30 czerwca 1941 r. 2 lipca 1941 r. znaleziono 10 wehrmachciarzy zamordowanych. W rewanżu pluton policji ukraińskiej i pluton SS zastrzelił 1160 Żydów. 732 Żydów i 225 Żydówek, łącznie 951 osób 4 sierpnia 1941 r. rozstrzelano w Ostrogu. 3 lipca 1941 r. Ukraińcy największy pogrom Żydów przeprowadzili w Krzemieńcu w pierwszych godzinach po wycofaniu, a raczej po ucieczce bolszewików. Podobny pogrom miał miejsce we Lwowie. W Łucku na Wołyniu wymordowano 42 tys. Żydów – trwało tam w tym czasie powstanie zbrojne w wielu gettach. Żydzi w obronie honoru i godności chwycili za broń – bowiem nie chcieli być pędzeni na rzeź niemiecko-ukraińską jak bydło.
W Beresteczku Żydzi broniąc się śpiewali „Jeszcze Polska nie zginęła”. Żeby ich wymordować Niemcy sprowadzili 50 gestapowców z ciężką bronią maszynową i miotaczami ognia. Gubernator okupowanej Polski 15 października 1941 r. wydał rozporządzenie, które głosiło: „Żydzi bez upoważnienia opuszczając wyznaczone im dzielnice podlegają karze śmierci – tej samej karze podlegają osoby, które takim Żydom świadomie dają kryjówkę”.
W Małopolsce Żydów mordowano prawie rok dłużej niż na Wołyniu. Czarna ukraińska policja trwała do końca okupacji niemieckiej. W Bełżcu był obóz zagłady Żydów, obok Sobiboru był to jeden z największych „młynów” śmierci. Możliwość mordowania 15000 osób dziennie. Do dyspozycji miał 6 komór gazowych. W Bełżcu poza Żydami zginęło ponad 1000 Polaków ze Lwowa i okolic, przeważnie za udzielanie pomocy Żydom. Na czele obozu w Sobiborze stanął Stangl – załogę stanowiło 30 Niemców i 150 nacjonalistów ukraińskich. Na czele obozu w Bełżcu stał SS Haupsturmfuhrer Gustaw Wisch – załogę stanowiło 30 Niemców i 100 nacjonalistów ukraińskich.
Zorganizowany pogrom Żydów we Lwowie rozpoczął się we wtorek, 2 lipca 1941 r. i trwał do 4 lipca 1941 r., kiedy to sięgnął punktu kulminacyjnego. Dnia 1 lipca 1941 r. ludność żydowska Lwowa liczyła 16.000 osób – po niemiecko-ukraińskiej masakrze, wyzwolenia w lipcu 1944 r. doczekało 800 Żydów.
W armii niemieckiej, jak wiemy, działały już przed tym legiony ukraińskie. Żołnierze ukraińscy zajęli Lwów 30 czerwca 1941 r. Był to krwawy poniedziałek. Ukraińcy wyciągali Żydów z domów i gromadzili ich na placu Teatru Wielkiego. Znalazło się tam 3000 mężczyzn i kobiet. Kazali im sprzątać plac bez narzędzi, na około stali Ukraińcy i bili Żydów, ustawiali ich następnie po pięciu w jednym rzędzie i pędzili na Zamarstynów – Ukraińcy stali po obu stronach ulicy z kijami i żelaznymi drągami – Żydzi musieli przejść przez szpalery, a Ukraińcy bili morderczo – większa część tych nieszczęśliwców została zabita na miejscu, ciężko ranni konali bez pomocy.
Po wkroczeniu Niemców do Lwowa, które nastąpiło zaraz po Ukraińcach, zaczęli wywozić Żydów w nieznane. Niemcy dali natychmiast Ukraińcom wolną rękę, aby się rozprawili z Żydami – gromadząc ich w kilku oznaczonych miejscach miasta. Batalion „Nachtigall” defilował koło ratusza, gdzie wisiała niemiecka flaga i żółto-niebieska, ukraińska. Zapędzono około 500 Żydów na ulicę Łąckiego. Prawie wszyscy zostali zamordowani przez Ukraińców.
2 i 3 lipca 1941 r. Ukraińcy urządzili masakrę na podwórzach więziennych Brigidek. Do bicia Żydów tu Ukraińcy używali żelaznych prętów i sztab. Pod uderzeniami pękały czaszki, a mury więzienne były zbryzgane żydowską krwią i resztkami mózgów. Wśród kilkuset zamordowanych znalazł się redaktor „Chwili”, dr Heschels – brat Mariana Hemara. Na ulicach: Słonecznej, Jakuba Hermana, Rappaporta, Wolnej – zamieszkałych przez Żydów – Ukraińcy wdzierali się do domów – bito, gwałcono i rabowano mienie.
Jesienią 1942 r. nastąpiła likwidacja getta w Tuczynie. Ukraińska policja i niemieccy żandarmi otoczyli kordonem getto. W dużych grupach policjanci wyprowadzali Żydów do wsi Rzezyce nad rzeką Horyń. Kazano kopać doły, rozbierać się i klęczącym nad tymi dołami strzelano w tył głowy – doły wypełniano po brzegi ciałami, zalewano wapnem i zasypywano cienką warstwą ziemi. Żydzi z Wołynia nie byli wywożeni do obozów zagłady.
Ukraińcy byli bardzo wrogo nastawieni do Żydów i współpracowali z okupantem – sami dokonywali dzieła zagłady bez kłopotów. Akcja zabijania Żydów w początkach okupacji przez Ukraińców utwierdziła ich w przekonaniu, że Ukraińcy dokonają likwidacji Żydów bez jakichkolwiek problemów.
Po dokonaniu zbrodni na Żydach policja ukraińska dołączyła do UPA i spokojnie dalej szukała ukrywających się Żydów. Najwięcej obozów zagłady Żydów było w Polsce na pograniczu obszaru etnicznego polsko-ukraińskiego. W Polsce nie było ani jednego miejsca mordowania Żydów, gdzie nie było policji ukraińskiej, nie było też jednego getta, gdzie mordowano Żydów bez udziału policji pomocniczej ukraińskiej lub zbrojnych kolaboranckich formacji, złożonych z melnykowców i banderowców. Główną rolę więc w eksterminacji Żydów odegrała kolaborująca z hitlerowcami ukraińska policja pomocnicza – jako formacja współdziałająca i wspierająca poczynania, uczestniczyła w przesiedleniu do getta Żydów oraz przy likwidacji ich we wrześniu 1942 r. Ciekawym, a raczej zupełnie niezrozumiałym jest, dlaczego Szymon Wiesenthal – „szlachetny Żyd”, którego archiwa wiedeńskie zawierają kilka tysięcy nazwisk ludobójców spod znaku OUN - UPA, SS Galizien, policji ukraińskiej i innych formacji ukraińskich kolaborantów, nie udostępnił ich dla badaczy i historyków!
Na listy i prośby archiwum nie odpowiada. Trzy województwa Małopolski Wschodniej zostały włączone do GG (Generalnego Gubernatorstwa): Lwowskie, Tarnopolskie i Stanisławowskie. Były to ziemie odwiecznie lechickie. Wielkorządcą Dystryktu był gen. Otto Wacher, podlegający Generalnemu Gubernatorowi Hansowi Frankowi, który rezydował w Krakowie na Wawelu. Wołyń należał do komisariatu Rzeszy „Ukraina”, którym władał bezwzględnie satrapa Erich Koch, a stolicę miał w mieście Równe.
Oto procedury, jakie następowały jedna po drugiej w ujarzmieniu kompletnym Żydów. A oto jak wychodziły kolejne zarządzenia władz okupacyjnych. Najpierw zarządzono przymus pracy bezpłatnej wszystkich Żydów. Gdzie by ona była potrzebna. Następnym zarządzeniem był nakaz noszenia na prawym ramieniu białej opaski o szerokości 10 cm z niebieską gwiazdą Dawida, obowiązujący wszystkich Żydów od 12 roku życia. Następnym krokiem była konfiskata majątków ruchomych i nieruchomych, które uważa się jako przynależne do gospodarstwa rolnego, jak: pola, ogrody, konie, krowy, nawet grabie. Rozdawano je wśród ludzi – Ukraińców i Volksdeutschów. Następnym, kolejnym zarządzeniem było to, że na wszystkich domach żydowskich muszą wisieć na widocznym miejscu wielkie gwiazdy Dawida dla szybkiej orientacji, że mieszkają tu „trędowaci zbrodniarze”. Te wszystkie zarządzenia musiały być wykonane pod groźbą śmierci, a nadzór nad tym miał Judenrat, policja ukraińska i Niemcy. Oprócz tego policja ukraińska robiła rewizję prawie co dzień w domach żydowskich, zabierali nowe rzeczy bijąc przy tym okrutnie za uprawianie spekulacji. Co działo się we Lwowie? W jednym z największych ośrodków likwidacji Żydów Judenrat stał się organizacją, przy pomocy której hitlerowcy i ich ukraińscy pomocnicy, prowadzili olbrzymi rabunek Żydów. W Judenrat pracowało 3000 urzędników. Na czele stał Józef Parnas, a zastępcą jego był Adolf Rotfeld, głównym wydziałem Judenratu był Ordnungsamt, czyli służba porządkowa. Do niej należało 750 żydowskich policjantów. Odziani byli w mundury polskiej policji, tylko na czapkach zamiast orłów mieli sześcioramienne gwiazdy i żółte otoki. Stopnie to: aspirant – podoficer i komisarz, we Lwowie byty 4 komisariaty żółtej policji, bo tak ich nazywano. Oprócz nich działała służba bezpieczeństwa, składająca się z 260 oficerów zaufania. Oni to pilnowali, aby nie pojawiły się jakieś przejawy organizacji, które mogły doprowadzić do ruchu oporu Żydów. Judenrat, służba porządkowa i pomocnicza, policja ukraińska brali aktywny udział w likwidacji przeznaczonych na śmierć Żydów. O przygotowywanych nowych akcjach Gestapo powiadamiało Judenrat. Kierownictwo Judenratu, przydzielało zadanie żydowskiej policji, która doprowadzała więźniów z getta na miejsce rozstrzelania. W masowej akcji mordu Żydów we Lwowie w 1943 r., brała udział policja ukraińska i żydowska. Niemcy zażądali od Judenratu 20.000 Żydów na egzekucję. Judenrat dał adresy biedaków Żydów, policja porządkowa przywlokła swoje ofiary na miejsce, gdzie ich zamordowano. W końcu marca 1942 r. rozstrzelano 2254 Żydów. Szef policji niemieckiej nie był z tego zadowolony, bo byli to Żydzi, którzy pracowali w przedsiębiorstwach obsługujących Niemców. W Tarnopolu akcję mordów Żydów powtarzano trzy razy. Policjanci ukraińscy uśmiercili kilka tysięcy Żydów, ponad 10000 zostało ich jeszcze w Getcie.
Na początku września 1943 r. Niemcy i ukraińska policja wypędzała Żydów na ulice, a stąd kierowano ich do Bełżca, albo na cmentarz, gdzie ich mordowali. Dzieci i kobiety z małymi dziećmi, Ukraińcy mordowali na miejscu – ostateczna likwidacja tarnopolskiego getta nastąpiła dwa tygodnie później. Setki Żydów zostało wysłanych do Bełżca. Żydzi też zajęli się oczyszczeniem getta – po kilku dniach i oni zostali zlikwidowani. Tarnopol żydowski przestał istnieć za przyczyną Niemców i ukraińskiej policji.
A oto współdziałalność policji ukraińskiej w mordzie Żydów w wielkim mieście Stanisławowie, gdzie 128 tys. Żydów zostało zamordowanych przez okupantów z hitlerowskimi katami na czele: Krugerem, Brandtem, Schottem i Tauscherem. W likwidacji stanisławowskiego getta brała udział oczywiście OUN-owska miejska policja ukraińska na czele z Banachem. 12 października 1942 r. tylko w jednym dniu w getcie zamordowano 12 tys. Żydów. Zagłada getta we Lwowie rozpoczęła się 3 czerwca 1943 r. i trwała miesiąc. W tym ludobójstwie najważniejsze miejsce zajęły oddziały ukraińskiej policji, ściągniętej z całego dystryktu. Niemcy przy olbrzymich siłach przystąpili do tej zbrodni. Ocalałych Żydów ze Lwowa konwojowano do miejscowości Piaski. Ze 160 tys. Żydów lwowskich jak już wspomniałem w lipcu 1944 r., pozostało przy życiu tylko 800 szczęśliwców. Policja ukraińska dokonywała czystki etnicznej Lwowa, a jednocześnie dokonywano ukrainizacji tego miasta, które nigdy nie było ukraińskim. Najdłużej Żydzi przebywali „pod opieką” niemiecko-ukraińską w obozie Janowskim, gdzie gospodarowała policja kolaborancka Melnyka. Obóz Janowski był łagrem dla Żydów we Lwowie na ulicy Janowskiej – tam gromadzono szlachetniejszych członków Judenratu zdrowych, silnych mężczyzn, których wybierano z różnych miast podczas mordów. Osławionym katem tego obozu był Katzman – naczelnik dystryktu „Gestapo”. Obóz Janowski był to obóz śmierci i obóz pracy przymusowej, łagier straceńców. Droga z tego obozu była tylko jedna, w zaświaty. Żydowskie kolumny konwojowane przez czarną ukraińską policję, wlokły się codziennie przez miasto. Ogoleni na zero, w pasiakach, stukając drewniakami o bruk, sunęły cienie ludzkie. Śpiewali hymn straceńców.
Policja ukraińska ochraniała tu w obozie janowskim tak zwaną „brygadę śmierci”, powołaną rozkazem H. Himmlera 6 czerwca 1943 r. Celem jej było zacieranie śladów zbrodni hitlerowskich popełnionych na obywatelach II RP na obszarze Małopolski Wschodniej, a szczególnie we Lwowie. Była to wielka tajemnica, w której uczestniczyły ukraińskie nacjonalistyczne frakcje banderowców i melnykowców.
Brygada śmierci mieszkała w baraku z dziurawym dachem, bez okien. Obóz janowski znajdował się na ulicy Janowskiej, a po drugiej stronie miasta, ulicą Łyczakowską, na rogatkach tych ulic leżą piaskownie tej samej nazwy. Na te piaskownie wywożono ludzi do pracy skąd już nigdy nie wracali. Na tych właśnie piaskowniach było zakopanych powyżej pół miliona ludzi. Na rozkaz Himmlera niszczono ślady morderstw – okrutnego ludobójstwa.
Litwa i Ukraina formalnie znajdowały się pod okupacją niemiecką, a faktycznie uwzględniając warunki jakie tam panowały były one sojusznikami Niemiec. Własnych rządów nie miały, tego Niemcy nie chcieli. Były tam liczne formacje wojskowe, wspomagające Niemców. Żołnierze ich byli ochotnikami i przysięgę składali na wierność Hitlerowi. Walczyli na frontach, pełnili służbę wartowniczą w obozach, brali udział w tłumieniu powstań, obsługiwali obozy zagłady, dopuszczali się masowych zbrodni na Żydach, Polakach, Białorusinach i Rosjanach. Ani Litwini, ani Ukraińcy żadnego ruchu oporu przeciwko Niemcom nigdy nie stworzyli. Ani Litwini ani Ukraińcy Żydom żadnej pomocy nie udzielali. Ich formacje wojskowe policyjne i paramilitarne wymordowały: Litwini: 1.360.000 Żydów; Ukraińcy: 700.000 Żydów. Obie te nacje Litwini i Ukraińcy wymordowali około 1 miliona Polaków. Więcej jak pewnym jest, że eksterminacja Polaków i polskich Żydów była dobrze zaplanowana.
A oto lista prawdziwych winowajców zagłady Żydów: 1. Hitlerowskie Niemcy; 2. Litwini; 3. Szowiniści ukraińscy; 4. Władze Amerykańskiego i Światowego Kongresu Żydów; 5. Funkcjonariusze żydowskiego Gestapo i żydowskiej policji porządkowej z gett; 6. Pozostałe społeczności okupowanej Europy – bez Polaków, bo Polska była jedynym krajem w świecie, gdzie za pomoc Żydowi groziła kara śmierci. Dzięki Polakom uratowało się około 400.000 Żydów. Jaka była cena, którą musieli zapłacić Polacy? Ogromna. Około 200.000 Polaków tę pomoc przepłaciło życiem. Za każdych dwóch uratowanych Żydów ginął jeden Polak.
Na ludobójstwie Żydów banderowcy doskonalili metody, nabierali wprawy i wymyślali coraz to nowe, coraz to inne sposoby mordowania w nieludzki sposób.
Jak twierdzi mgr płk T. Bednarczyk antysemityzm jest funkcją antypolonizmu. A jak Żydzi go organizowali, wskazuje referat Jakuba Bermana: sekretarza Rady Ministrów i członka Biura Politycznego PPR, członka Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, sekretarza Poalej-Syjonlewicy, wygłoszony w kwietniu 1946 roku na posiedzeniu egzekutywy Komitetu Żydowskiego, (według stenogramu): „Żydzi mają okazję do ujęcia w swoje ręce życia państwowego w Polsce i roztoczenia nad nim swojej kontroli (...). Nie pchać się na stanowiska reprezentacyjne. W ministerstwach i urzędach tworzyć tzw. drugi garnitur. Przyjmować nowe nazwiska. Zatajać swoje żydowskie pochodzenie. Wytwarzać i szerzyć wśród społeczeństwa polskiego opinie i utwierdzać go w przekonaniu, że rządzą wysunięci na czoło Polacy, a Żydzi nie mają w państwie żadnej roli. Celem urobienia opinii i światopoglądu narodu polskiego w pożądanym dla nas kierunku, w rękach naszych muszą się znaleźć w pierwszym rzędzie: propaganda z jej największymi działami: prasą, filmem i radiem! W wojsku obsadzić stanowiska polityczne, społeczne, gospodarcze, wywiad! Mocno utwierdzić się w gospodarce narodowej, w ministerstwach na plan pierwszy obsadzić ich Żydami. Wysuwać należy: Ministerstwo Spraw Zagranicznych, skarbu, przemysłu, handlu zagranicznego, sprawiedliwości. Z instytucji centralnych centrale przemysłowe banki państwowe, centrale handlowe, spółdzielczość. W ramach inicjatywy prywatnej w okresie przejściowym, utrzymać silną pozycję w dziedzinie handlu. W partii zastosować podobną metodę – siedzieć za plecami Polaków, lecz wszystkim kierować. Osiedlenie się Żydów powinno być przeprowadzone z pewnym planem i korzyścią dla społeczeństwa żydowskiego. Moim zdaniem należy osiadać w większych skupiskach, jak: Warszawa, Kraków, w centrum życia gospodarczego i handlowego: Katowice, Wrocław, Szczecin, Gdańsk, Gdynia, Łódź i Bielsko. Należy również tworzyć typowe ośrodki żydowskie przemysłowe i rolnicze, głównie na Ziemiach Odzyskanych, nie poprzestając na Wałbrzychu i Rychbachu (Dzierżoniów). W tych ośrodkach możemy przygotowywać przyszłe kadry nasze w zawodach, z którymi byliśmy słabo obeznani. Uznać antysemityzm za zdradę główną i tępić go na każdym kroku. Jeśli stwierdzi się, że jakiś Polak jest antysemitą, natychmiast go zlikwidować przy pomocy władz bezpieczeństwa lub bojówek PPR jako faszystę, nie wyjaśniając organom wykonawczym sedna sprawy. Żydzi muszą pracować dla swego zwycięstwa. Pracując jednocześnie nad zwycięstwem i ugruntowaniem komunizmu w świecie. Bo tylko wtedy i przy takim ustroju naród żydowski osiągnie najwyższą pomyślność i zabezpieczy sobie najsilniejszą pozycję. Są małe widoki by doszło do wojny. Jeżeli Ameryka zacznie się szybko socjalizować, to tą drogą mniejszych lub większych wstrząsów wewnętrznych i tam musi zapanować komunizm. Wtedy reakcja żydowska, która dziś trzyma z reakcją międzynarodową, zdradzi ją i uzna, że rację mieli Żydzi stojący po drugiej stronie barykady. Podobny przypadek współdziałania Żydów całego świata uznających dwie różne koncepcje ustrojowe: komunizm i kapitalizm – zaistniał w ostatniej wojnie. Dwa największe mocarstwa światowe kontrolowane przez Żydów i będące pod ich wielkim wpływem podały sobie ręce. Trud Żydów pracujących wokół Roosevelta doprowadził do tego, że USA wspólnie z ZSRR wystąpiły do walki przeciw Europie Środkowej, gdzie była kolebka nowej idei opartej na nienawiści do Żydów. Zrobili to Żydzi gdyż wiedzieli, że w przypadku zwycięstwa Osi, a głównie Niemiec, które doskonale przejrzały plany polityki żydowskiej, niebezpieczeństwo rasizmu stanie się w USA faktem dokonanym i Żydzi znikną z powierzchni świata. Dlatego też Żydzi sowieccy dla tego celu poświęcili krew narodu rosyjskiego, a Żydzi amerykańscy zaangażowali swój kapitał. Należy się liczyć z dalszym napływem Żydów do Polski, ponieważ na terenie Rosji jest jeszcze dużo Żydów. Przed wkroczeniem Niemców w poszczególnych miastach ZSRR było kilka skupisk Żydów polskich: Charków 36.200, Kijów 17.800, Moskwa 53.000, Leningrad 61.000. W zachodnich republikach: 184.730. Żydzi skupieni w tych ośrodkach to przeważnie inteligencja żydowska i dawne kupiectwo żydowskie. Element ten jest obecnie szkolony w ZSRR. Są to kadry budowniczych nowej Polski demokratycznej. Zgodnie z założeniem polityki sowieckiej wobec Polski tzn. projektem Politbiura, fachowcy ci obsadzać będą najważniejsze dziedziny życia w Polsce, a ogół Żydów będzie rozlokowany w głównych centrach kraju. Stara polityka żydowska zawiodła. Obecnie przyjęliśmy nową, zespalając cele narodu żydowskiego z polityką ZSRR. Podstawową zasadą tej polityki jest stworzenie aparatu rządzącego, złożonego z przedstawicieli ludności żydowskiej w Polsce. Każdy Żyd musi mieć świadomość, że ZSRR jest wielkim przyjacielem i protektorem narodu żydowskiego, że jakkolwiek liczba Żydów w stosunku do stanu przedwojennego uległa olbrzymiemu spadkowi, to jednak dzisiejsi Żydzi wykazują większą solidarność. Każdy Żyd musi mieć wpojone to przekonanie, że obok niego działają wszyscy inni, owiani tym samym duchem prowadzących do wspólnego celu. Kwestia żydowska jakiś czas będzie jeszcze zajmowała umysły Polaków, lecz ulegnie to zmianie na naszą korzyść, gdy zdołamy wychować choć dwa pokolenia polskie. Według danych Wojewódzkiego Komitetu Żydowskiego na terenie Śląska Górnego i Dolnego jest obecnie ponad 40.000 Żydów. Około 15.000 Żydów ma być zatrudnionych w osadnictwie – powiat Rychbach i Nysa są przydzielone do tych celów. Akcja osadnicza finansowana jest z żydowskich funduszów zagranicznych i państwowych. Żydzi celowo tworzą nową choć chwilowo nieznaczną koncentrację elementu żydowskiego, kładąc podwalinę pod zawód rolnika i robotników przemysłowych. Jest to budowanie przyszłego podłoża szerszych celów politycznych”.
Co nam pozostało dziś? Uczmy się na prawach wzajemności od państwa Izraela – gdzie żaden goj nie ma jakiejkolwiek pracy w administracji państwowej, co chroni ich od manipulacji, dywersji i szpiegostwa. Inaczej jest w dzisiejszej Polsce, gdzie syn Bermana o nazwisku Marek Borowski jest wicemarszałkiem Sejmu. Na zakończenie należy stwierdzić, że dzięki głupocie Polaków zwanej „tolerancją” znalazło się w wieku XV-XVIII na ziemiach polskich 75% całej diaspory żydowskiej. W ten sposób głupi Polacy uratowali w Europie substancję biologiczną narodu żydowskiego. Za co dzisiaj jesteśmy opluwani, a Żydzi usiłują nami teraz pomiatać i rządzić, ukazując triumfalizm żydowski, szerząc antypolonizm, są to prorocze słowa mgr płk T. Bednarczyka.
*         *         *

Profesor Jerzy Robert Nowak, jeden z czołowych specjalistów od spraw żydowskich w Polsce, wszystkie swe publikacje w tym temacie opiera  na... źródłach żydowskich. W ten sposób opisywał m.in. współpracę polskich Żydów z Niemcami w dziele realizacji planu „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”: „Nader bezwzględny jest osąd Judenratu i żydowskiej policji, zawarty w dzienniku byłego dyrektora szkoły hebrajskiej w Warszawie Chaima A. Kaplana. W swym dzienniku Kaplan nazwał wprost Judenraty „hańbą społeczności warszawskiej”. Wielokrotnie piętnował zbrodniczą działalność żydowskiej policji, pisząc m.in.: „Żydowska policja, której okrucieństwo jest nie mniejsze od nazistów, dostarczała do punktu przenosin na ulicy Stawki więcej osób niż było w normie, do której zobowiązała się Rada Żydowska (...). Naziści są zadowoleni, że eksterminacja Żydów jest realizowana z całą niezbędną efektywnością. Czyn ten jest dokonywany przez żydowskich siepaczy (Jewish slaughterers) (...). To żydowska policja jest najokrutniejszą wobec skazanych (...). Naziści są usatysfakcjonowani robotą żydowskiej policji, tej plagi żydowskiego organizmu (...). Wczoraj, trzeciego sierpnia, oni wyrżnęli ulice Zamenhofa i Pawią (...). SS-owscy mordercy stali na straży, podczas gdy żydowska policja pracowała na dziedzińcach. To była rzeź w odpowiednim stylu – oni nie mieli litości nawet dla dzieci i niemowląt. Wszystkich z nich, bez wyjątku, zabrano do wrót śmierci” (Por. „Scroll of Agony. The Warsaw Diary of Chaim A. Kaplan”, New York 1973). Na s. 231 swej książki Kapłan cytuje jakże gorzki ówczesny dowcip żydowski. Miał on formę krótkiej modlitwy: „Pozwól nam wpaść w ręce agentów gojów, tylko nie pozwól nam wpaść w ręce żydowskiego agenta”.
Nader podobne w wymowie były zapiski Aleksandra Bibersteina, dyrektora żydowskiego szpitala zakaźnego w krakowskim getcie. W swoich wspomnieniach o żydowskiej służbie OD (Ordnungsdienst) Biberstein pisał: „Przez cały czas okupacji Ordnungsdienst był narzędziem w ręku gestapo, na jego polecenie odemani [tj. członkowie Ordnungsdienst] wykonywali bez zastrzeżeń najpodlejsze czynności, prześcigając często bezwzględnością Niemców” (A. Biberstein: „Zagłada Żydów w Krakowie”, Kraków 1985, s. 165).
Warto przypomnieć również zapiski Henryka Makowera na temat działań Ordnungsdienst – żydowskiej Służby Porządkowej (SP): „Opowiadano mi o różnych scenach w trakcie blokad domów. Niektórzy z oficerów żydowskiej Służby Porządkowej zachowywali się skandalicznie, nie uznając nawet dobrych zaświadczeń. W rezultacie na Umschlag szli ludzie, którzy byli zupełnie pewni, że zaświadczenie ich chroni, i nie wiedząc, co ich czeka, sami się oddawali w ręce swych współrodaków. W innych wypadkach zwalniano ludzi za łapówki, łapownictwo się szerzyło (...). Blokady wyzwoliły całą masę łajdactwa i draństwa. Opornych bito pałkami, nie gorzej od Niemców. Do tego dołączyło się rabowanie opuszczonych mieszkań pod jakimś pretekstem, np. żeby nie zostawiać rzeczy Niemcom. Wielu „porządnych” wyższych funkcjonariuszy SP dorobiło się na różnych tego rodzaju praktykach dużych majątków. Było to zjawisko tak masowe, że nawet tzw. przyzwoici ludzie się chwalili – „ja się na tej akcji dorobiłem” – lub – „mój mąż nie nadaje się do dzisiejszych czasów, nic nie zarobił na akcji”.” (Por. H. Makower: „Pamiętnik z getta warszawskiego październik 1940 – styczeń 1943”, Wrocław 1987, s. 62). Szkoda, że Gross pominął to jakże ważne świadectwo profesora mikrobiologii Makowera w swoich, zajmujących tak wiele stron, dywagacjach o rabowaniu Żydów przez Polaków, „zbrodniczej moralności” polskich grabieżców itp. Warto dodać, że sporą część uratowanych Żydów stanowili akurat żydowscy policjanci, a więc możliwie najgorszy, najpodlejszy element pośród ówczesnych Żydów; ci właśnie ludzie, którzy dorabiali się na rabowaniu swych rodaków w ich momentach najwyższego zagrożenia. Pisał o tym słynny matematyk żydowskiego pochodzenia Stefan Chaskielewicz we wstrząsających pamiętnikach pt. „Ukrywałem się w Warszawie. Styczeń 1943 – styczeń 1945” (Kraków 1988): „Wśród Żydów, którym pomogło przeżyć posiadanie znaczniejszych funduszy, byli i dawni funkcjonariusze policji żydowskiej, a nawet sławnej ekspozytury gestapo w getcie. Ci ludzie bowiem obłowili się podczas akcji wysiedleńczej. Trudno tu podać jakiekolwiek ścisłe dane liczbowe. Mogę jedynie powtórzyć stwierdzenie dwóch byłych policjantów, którzy po wojnie, w mojej obecności, mówili, że uratowało się co najmniej 200 ich kolegów”.
Głupawym rasistowskim wyczynom Grossa, który za wszelką cenę chce wybielić „anielskich” Żydów i dokopać „diabelskim” Polakom, warto przeciwstawić mądre słowa słynnego izraelskiego intelektualisty profesora Israela Shahaka, publikowane na łamach „The New York Review of the Book” 29 stycznia 1987 roku. Przeciwstawiając się tendencjom do skrajnego idealizowania wojennych postaw Żydów kosztem Polaków, Shahak pisał: „Oczywiście, że byli polscy policjanci, którzy przeprowadzali łapanki Żydów, i oczywiście byli Polacy, którzy szantażowali Żydów (...). Byli jednak także (...) żydowscy szantażyści, wielu znanych nawet z imion, mieszkających poza gettem, którzy nie byli ani lepsi, ani gorsi niż polscy. Byli także żydowscy policjanci w getcie. Do obowiązków każdego z nich w pierwszych tygodniach eksterminacji latem 1942 roku należało dostarczenie odpowiedniej ilości Żydów przeznaczonych na śmierć. Dzisiaj, po latach, uważam, że polscy i żydowscy wspólnicy zbrodniarzy są sobie równi w ogromie zła i najwyższa odraza, z jaką się ich wspomina, nie zależy od narodowości. Moja jednak pamięć, pamięć wszystkich ocalonych Żydów, kiedy uczciwie rozmawiają 'w swoim gronie', nie pozwala zapominać, że w owym czasie my, Żydzi, nienawidziliśmy żydowskich policjantów i żydowskich szpiegów bardziej niż kogokolwiek innego”.
Cytowane tu relacje jedenastu autorów żydowskich stanowią faktycznie tylko czubek góry lodowej. Można by cytować jeszcze wielokrotnie dłużej zapiski pokazujące stopień skrajnego zezwierzęcenia wielu członków Judenratów i policjantów żydowskich kolaborujących z nazistami, których niegodną „działalność” tak skrupulatnie przemilczał Gross. A może jednym z najlepszych sposobów polemiki z antypolskimi kalumniami Grossa byłoby przygotowanie w Polsce parusetstronicowego wyboru relacji autorów żydowskich (Ringelbluma, Goldsteina, Kaplana i in.) o zbrodniczych działaniach Judenratów i policji żydowskiej w różnych regionach okupowanej Polski. Wybór taki można by było wydać w różnych językach, co pomogłoby w sprowokowaniu prawdziwie zapładniającej debaty na temat tego, jak ludzie różnych nacji zachowywali się w czasach niezwykle trudnych wyborów narzucanych przez totalitarnych zbrodniarzy.
W wyborze można by również umieścić uczciwe żydowskie relacje na temat historii działań Żydów-agentów gestapo. Historyk Marek J. Chodakiewicz wspomina w swej książce, że w 1944 r. działała w Warszawie czterdziestoosobowa brygada gestapo składająca się z Żydów pod kierownictwem Leona Skosowskiego („Lolek”) i innych (M. J. Chodakiewicz: „Żydzi i Polacy 1918-1955”, Warszawa 2000). W innym miejscu Chodakiewicz pisze, że w Krakowie działał główny żydowski agent gestapo Diamant, „któremu podlegało około 60 konfidentów”. Według Chodakiewicza: „Świadkowie żydowscy opisują działalność żydowskich agentów, konfidentów, denuncjatorów w Działoszycach, Zduńskiej Woli, Brańsku, Sosnowcu, Lidzie, Wilnie, Krakowie, Lwowie, Warszawie i w innych miejscowościach. Emanuel Ringelblum oszacował, że w samym getcie warszawskim pracowało około 400 konfidentów gestapo. Ich ofiarą padali głównie inni Żydzi. W rezultacie Żydzi bali się Żydów. Na początku chodziło o zdradzanie Niemcom miejsc ukrycia pieniędzy, kosztowności i towarów. Potem zaczynał się szantaż ukrywających się po stronie aryjskiej rodaków. Po zupełnym ogołoceniu rodaków z gotówki zwykle następowała ich denuncjacja na policję. Żydowscy agenci infiltrowali też żydowskie grupy leśne i oddziały partyzanckie”.
Ze stwierdzenia tych gorszących faktów w sposób naturalny wyłania się pytanie: Skoro tak liczni Żydzi byli współorganizatorami i współwykonawcami tego, co sami    nazywają „holocaustem” („całkowitym zniszczeniem”), to jak się ważą zarzucać reprezentantom innych (prócz Niemców) narodów współwinę za tę zbrodnię? Musieliby raczej uderzyć się we własną pierś - taka właśnie była myśl przewodnia tekstów profesora R. J. Nowaka.
*         *         *

Istotne, że także poszczególni wybitni intelektualiści żydowskiego pochodzenia (np. Chomsky, Shahak czy Finkelstein) bywają bardzo krytycznie nastawieni w stosunku do polityki realizowanej przez wiodące koła burżuazji syjonistycznej. I tak np. Henry Makov  2006 roku pisał w internecie:
Lord Acton powiedział: „Prawda wychodzi na jaw kiedy wpływowi ludzie nie są zainteresowani w utrzymywaniu jej w tajemnicy”. Po ataku na WTC 11 września 2001 r. coraz popularniejsze staje się „konspiracyjne” postrzeganie historii.
W 1891 roku Cecil Rhodes założył tajne stowarzyszenie zwane „Okrągłym Stołem”, którego celem była hegemonia udziałowców Bank of England oraz ich sprzymierzeńców. Tacy pretensjonalni arystokraci jak Rotshildowie uznali, że muszą kontrolować świat, by zapewnić monopol tworzenia pieniądza oraz kontrolę zasobów światowych. Obecnie tacy sami ludzie – kontrolują Bank Rezerw Federalnych USA oraz inne centralne banki.
Wspólne dla nich było również przywiązanie do masonerii, której ukrytym celem jest przede wszystkim zniszczenie chrześcijaństwa, zaprzedanie się złu oraz odbudowanie świątyni w Jerozolimie. Większość ludzi to dla nich bezużyteczni konsumenci. Dlatego więc zainicjowali eugenikę, aby zmniejszyć populację ludzką oraz wyeliminować ludzi fizycznie oraz psychicznie upośledzonych. Uważam, że idea ewentualnego pozbycia się Żydów nie-syjonistów narodziła się w tym angielskim ruchu.
Pierwszy Kongres Syjonistyczny miał miejsce w Bazylei w 1897 roku. W roku 1904 założyciel ruchu syjonistycznego Theodore Herzl zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach w wieku 44 lat. Ruch ten został przejęty przez „Okrągły Stół”. Celem tego ruchu byto wykorzystanie syjonizmu, podobnie jak komunizmu, w planach światowej hegemonii. W tym samym tygodniu 1917 roku miały miejsce: wybuch rewolucji październikowej oraz ogłoszenie Deklaracji Balfoura, która obiecywała oddanie Palestyny Żydom.
Grupa Okrągłego Stołu planowała trzy wojny światowe, które miały zdegradować, zdemoralizować i zniszczyć ludzkość, doprowadzając ją do stanu bezsilności.
To co obecnie obserwujemy, to początek trzeciej wojny światowej, konfliktu pomiędzy syjonistami a muzułmanami.
Celem syjonizmu jest skolonizowanie Bliskiego Wschodu, obalenie Islamu oraz objęcie kontroli nad polami naftowymi. Dla osiągnięcia tego celu Izrael otrzymuje czeki in blanco.
Izrael ma niewiele wspólnego z Żydami. Syjonizm, komunizm, feminizm są wytworami tej samej satanistycznej kabały. Te wszystkie schizmy mają wspólny cel: neofeudalną globalną dyktaturę.
Dyrektor FBI J. Edgar Hoover mówił o tym w następujący sposób: „Człowiek jest w stanie szoku, kiedy uświadomi sobie z jak potwornym, trudnym do uwierzenia, spiskiem ma do czynienia”.
Jak nieświadomi nadzorcy, obywatele Izraela, zachowują się w sposób, jakby popełniali „przymusowe samobójstwo”.
Amerykanie również pasują do tej roli. Przykładem był 11 września 2001.
Kabała wspiera również takich – sztucznie wytworzonych – terrorystów jak Osama bin Laden, który wykonał więcej niż 260 rozmów telefonicznych do Anglii w latach 1996-1998. A celem jest sprowokowanie „wojny cywilizacji” jako pretekstu do zniszczenia zarówno krajów muzułmańskich jak i zachodnich, aby stworzyć globalne państwo policyjne.
To co nazywam „przymusowym samobójstwem” jest w rzeczywistości satanistycznym „zerwaniem”. Ciągłe odwoływanie się syjonistów i innych liderów do „krwawej ofiary” nawiązuje do praktyki poświęcania ludzi. Kiedy zgładza się ludzi, wyzwala się energia.
Niedawno zastępca sekretarza stanu USA Richard Armitage powiedział, że Hezbollah musi spłacić Stanom Zjednoczonym „krwawy dług”.
Rządzący nami planują wojny jako ofiarę dla Lucyfera. Rzeź i pandemonium podniecają ich dopóki mogą poświęcać innych.
Przez tysiąclecia Żydzi zawdzięczali swoje ocalenie przywiązaniu do Tory. W zeszłym stuleciu porzucili ten duchowy, ruchomy dom, zastępując go materialnym, czyli Izraelem. Niestety, dali się oszukać. Żydzi stają się nieświadomymi nadzorcami w globalnej plantacji. Nieświadomymi instrumentami są również Żydzi amerykańscy, odgrywający tak dużą rolę w mediach, szkolnictwie, rządzie i finansach. To na nich spada oskarżenie za czyny dokonywane przez rzeczywistych przestępców jakimi są udziałowcy głównych światowych banków centralnych.
Ludzkość została zdradzona przez swoich przywódców. O przywódcach żydowskich następująco napisał izraelski dziennikarz Barry Chamish: „Najbogatsi sami się wybierają na najwyższe stanowiska. Tak więc, najbardziej chciwi i pozbawieni skrupułów prowadzą całą grę. Sprzedają swoje dusze i swoich ludzi za władzę i uznanie”.
Istnieje kilkaset tysięcy ortodoksyjnych Żydów, jak rabbi Shonfeld, którzy zawsze rozumieli co to jest syjonizm. Zawsze odrzucali istnienie państwa Izrael i pozostawali wierni Torze.
Tak więc, w konkluzji musimy stwierdzić, że światem rządzi satanistyczny kult. Ci ludzie nienawidzą Boga, ludzkości i chcą ją zniszczyć. Wierzą że koniec uzasadnia stosowanie okrutnych środków.
Jesteśmy jak dzieci Maatrixa, oszukane, przestraszone, niedojrzałe i przeznaczone na ofiarę. Bez wizji danej nam przez Boga jesteśmy jak owce prowadzone na rzeź.” (www.savethemales.com)
Jak widzimy, sprawa jest nader skomplikowana i tego złożonego zjawiska nie da się raz na zawsze jakoś zaszufladkować czy arbitralnie rozstrzygnąć, stosując odgórny terror propagandowy.  
                                                  ***
Powinno  się  odróżniać  autentyczny  i  bardzo  zjadliwy  częstokroć  antysemityzm  poszczególnych  Żydów  od  intelektualistycznego  krytycyzmu  i  moralnej  niezależności  w  stosunku  do   tradycji  niektórych  wybitnych  żydowskich  myślicieli  i  twórców  o  usposobieniu  humanistycznym  i  uniwersalistycznym.  Tak  znakomity  poeta,  dramaturg  i  publicysta  Antoni  Słonimski  w  zbiorze  esejów  pt.  „Moje  walki  nad  bzdurą”   (Wydawnictwo  „Rój”,  Warszawa  1932)  notował:  „Co  pewien  czas  zwracają  się  do  mnie  żydowscy  dziennikarze  z  prośbą  o  wywiad.  Po  premierze  „Murzyna  Warszawskiego”  zgłosił  się  pewien  bardzo  energiczny  młodzieniec  i  spytał  mnie  w  sposób  uniemożliwiający  wykręty,  czemu  w  mojej  komedii  przedstawiłem  tylko  ujemne  typy  żydostwa  i  pominąłem  szlachetny  typ  ideowego  syjonisty.  Młody  człowiek  patrzał  na  mnie  z  surową  i  nieprzejednaną  przenikliwością.  Starałem  się  wytłumaczyć,  że  nie  pisałem  satyry  na  syjonizm,  że  to  nic  straconego,  że  może  jeszcze  o  tym  napiszę,  że  nie  mogłem  pomieścić  w  jednym  utworze  scenicznym  satyry  na  wszystkie  rodzaje  załgania. 
Młody  dziennikarz  żydowski  wyszedł  ode  mnie  utwierdzony  i  przekonany  na  zawsze  o  moim  antysemityzmie.  Niedawno,   gdy  napisałem  parę  ostrych  słów  o  religijnych  wygłupiaczach  z  (żydowskiego)    „Naszego  Przeglądu”,  zjawił  się  inny  młodzieniec,  tym  razem  bardzo  delikatny  i  dystyngowany  gentelman,  w  niezmiernie  wyszukanych  wyrazach  dał  mi  poznać  swe  niepomierne  zdziwienie  i  subtelny  żal.  „Bardzo  słusznie,  że  pan  opisał  tych  religijnych  geszefciarzy  z  „Naszego  Przeglądu”,  ale  nie  mogę  ukryć  niezadowolenia,  że  pan  nie  dał  wyrazu  swemu  entuzjazmowi  dla  wybitnej  prasy  socjalistycznej,  w  której  mam  honor  pracować”.  Oto  były  mniej  więcej  jego  słowa.  Gdy  napisałem  kiedyś  bardzo  pochlebnie  o  „Dybuku”,  zjawił  się  czarny  i  kędzierzawy  młodzieniec  z  oczami  i  ustami  pełnymi  zdziwienia,  czemu  nie  pochwaliłem  sztuki  Pereca,  na  której  mnie  widziano.  Wczoraj  był  u  mnie  bardzo  sympatyczny  młody  dziennikarz  i  wyraził  żal,  że  nie  piszę  w  „Wiadomościach  Literackich”  o  literaturze  żydowskiej.  Trudny  to  bardzo  naród  do  zaspokojenia.  Może  to  lepiej,  że  nie  piszę  o  literaturze  żydowskiej,  a  może  gorzej.  Nie  wiem.  Wiem  tylko  jedno,  że  nie  znam  literatury  żydowskiej.  Boleję  nad  tym,  ale  nie  bardzo.  Muszę  uprzedzić,  aby  nie  było  dalszych   nieporozumień,  że  nie  zamierzam  uczyć  się  języka   żydowskiego  ani  arabskiego…  Raczej  już  wybrałbym  język  hiszpański,  i  to  bynajmniej  nie  dlatego,  że  Hiszpanie  wprowadzili  inkwizycję,  ale  ze  względu  na  piękno  tego  języka  i  literaturę   hiszpańską.  Muszę  również  uprzedzić,  że  nie  jestem  wszystkimi  instancjami  sądowymi  w  jednej  osobie,  i  że  pisząc  od  czasu  do  czasu  również  i  o  Żydach,  nie  feruję  wyroków  sądowych.  Nie  jestem  ekspertem  od  spraw  żydowskich  i  wiem  o  literaturze  żydowskiej  akurat  tyle,  co  każdy  literat  europejski,  co  znaczy  bardzo  niewiele.  Równie  mało  wiem  o  literaturze  bułgarskiej  i  tureckiej,  i  nie  wątpię,  że     tam  bardzo  zdolni  pisarze,  których   świat,  może  słusznie,  a  może  niesłusznie,  nie  docenia.  Nie  poczuwam  się  do  obowiązku,  aby  z  racji  swego  pochodzenia  uczyć  się  niepotrzebnego  mi  języka  i   czytać  w  oryginale  żydowskie  utwory  pana  Apenszlaka  czy  nawet  Asza. 
  Pretensje  narodowców  żydowskich  bardzo    źle  skierowane.  Powinni  się  raczej  zwrócić  tam,  gdzie  znajdą  życzliwy  posłuch.  (…)
Co  do   mnie,  to  proszę  szanownych  Żydów  nie  liczyć  na  mnie.  W  stosunku  do  jednostek  nie  mam  uprzedzeń  rasowych.  Jeśli  chodzi  o  tłum,  przyznaję,  że  wolę  Anglików.  Na  widok  chałata  nie  popadam  w  tkliwość  i  sentymentalizm.  Proszę  się  nie  spodziewać,  że  będę  mówił  ciepłym  głosem,  że  Einstein  jest  przecież  Żydem,  a  Curie – Skłodowska  tylko  Polką.  Proszę  się  nie  spodziewać,  że  będę  z  łagodnym  grymasem  mówił  o  Apenszlaku,  a  z  pianą  na  ustach  o  Grzymale  ,  że  będę  pałał  większą  żądzą  poznania  Opatoszu  niż  „Ulissesa”  Joyce’a,  którego  również  nie  znam.  Głos  mój  nie  zadrży,  gdy  będę  mówił  o  prześladowaniach  Żydów.  Nie  nadymam  policzków  mówiąc  o  tym,  że  „Kapitał”  i  „Stary  Testament”  napisali  Żydzi,  bo  nie  modlę  się  z  tych  książek.  I  proszę  mówiąc  ze  mną  nie  mrużyć  porozumiewawczo  oczu,  bo  nie  ma  między  nami  żadnego  porozumienia.
I  jeszcze  raz  dla  świętego  spokoju.  Nie  mam  uprzedzeń  ani  narodowościowych,  ani  klasowych.  Równie  nie  znoszę  kołtunów  i  durniów  wśród  Żydów  jak  i  wśród  Polaków  czy  Francuzów,  zarówno  wśród  fabrykantów  jak  i  wśród  proletariuszów.    poza tym  ludzie  głupi,  którym  współczuję,  i    głupi,  którzy  mnie  drażnią”.  Słowa  wolnego  ducha,  geniusza!
Jako  wybitny  umysł  uniwersalistyczny  i  humanistyczny,  „samotny  w  tłumie”  durniów  najrozmaitszej  maści  -  był  Antoni  Słonimski  przez  całe  życie  (podobnie  jak   jego  znakomici  rodacy  Jan  Brzechwa  czy  Leopold  Staff)  nienawistnie  zwalczany  zarówno  przez  szowinistów  i  półgłówków  żydowskich  jak  i  polskich.  Lecz  jakiż  to  piękny  los  -  być  samotnym  pośród  stada  nikczemników!    Nie  ma  rzeczy  smutniejszej  od  głupoty”,  powiadał  Słonimski.    I  dlatego  świat  jest  taki  smutny,  jeśli  nie  powiedzieć  -  posępny.
                                                              ***  






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz