Rozdział VII.
Antysemityzm W POLSCE
W Polsce zawsze dawało się zaobserwować ambiwalentny stosunek do Żydów:
sympatię przeplataną antypatią. Najwybitniejszymi postaciami kultury polskiej,
które gruntownie i obszernie wypowiadały się w kwestii żydowskiej byli
wielkiego formatu intelektualiści Roman Dmowski (1864-1939), Feliks Koneczny
(1862-1949), Florian Znaniecki (1882-1958). Ich diagnozy w tej materii były
jednoznaczne. Wielki naród zawsze staje
w drodze innemu wielkiemu narodowi. Szereg krytycznych uwag o Żydach znajdzie
się też w utworach St. Staszica, A. Mickiewicza, H. Sienkiewicza, Z.
Krasińskiego, B. Prusa, S. Żeromskiego, W. Reymonta, Józefa Mackiewicza, M. Dąbrowskiej, M.
Zdziechowskiego, S. Cata-Mackiewicza, w listach malarza Jana Matejki itd. Ale jednocześnie w literaturze polskiej
aż się roi od nurtów, trendów, koncepcji i wypowiedzi filosemickich. Warto więc
pokrótce przyjrzeć się stosunkom polsko-żydowskim. Tym
bardziej, że według tygodnika
„Tylko Polska”
(redaktor naczelny Leszek Bubel, najbardziej kompetentny znawca
problematyki żydowskiej i najodważniejszy bojownik o równouprawnienie Polaków w
Państwie Polskim XX – XXI wieku) Żydzi są w kraju
nad Wisłą rasą
panującą (zauważmy na
marginesie, ze to nie powinno
nikogo dziwić, bo
jak ktoś nie
potrafi rządzić sam
sobą, musi być
rządzony przez innych),
a
Magda Hartman ( Tylko Polska
10.09.2008, s. 4) szacuje
ich liczbę tutaj
na około 3 do 6
milionów. Nie mogło to minąć bez
konsekwencji, obecnie Polacy – mimo iż uważają się za część cywilizacji
łacińskiej – w stereotypach swych codziennych zachowań i już niemal wrodzonych
odruchach należą do cywilizacji żydowskiej, ubóstwiają pieniądz, są kompletnie
zdemoralizowani i bez wszelkich skrupułów czczą Złotego Cielca, czyli wartości
materialne, a jednoczesnie – tak jak ongiś Hebreowie – udają, że wierzą w Boga,
ostentacyjnie i pokazowo „chodzą do świątyni”.
Jest to zresztą zjawisko o szerszym zasięgu. W XIX
wieku nikt nie mógł przewidzieć, że w XX
papieże Paweł VI i Jan Paweł II ogłoszą Izraelitów, których przodkowie
dwukrotnie skazali Chrystusa na śmierć, za „starszych braci w wierze”, że
kościół powszechny przekształci się w sektę judeopogańską, czyli w tzw.
„judeochrześcijaństwo” lub inaczej w „żydokatolicyzm”, w którym cała niemal
struktura władzy zbudowana zostanie z reprezentantów jednego narodu, co stanęło
w rażącej sprzeczności z przesłaniem „Ewangelii”,
iż „nie ma ani Żyda, ani Greka” i co się szczególnie uwidoczniło za kadencji
świętego Jana Pawła II, gdy – jak twierdził na łamach katolickiego periodyku
„Nasz Dziennik” ksiądz Czesław Bartnik – podstawowym warunkiem, by zostać
biskupem, stało się żydowskie
pochodzenie kandydata. Tak wilkom powierzono ochronę owiec. Tenże polski papież
– mniejsza o to, czy z własnej woli, czy idąc za „radą” swego żydomasońskiego
„sekretarza”, Stanisława Dziwisza, wolnomularza 33 stopnia wtajemniczenia, czy
na mocy postanowienia sanhedrynu - każdy swą wizytę w dowolnym kraju
rozpoczynał od spotkania z tzw. „lokalną społecznością żydowską” – rzecz
krańcowo arogancka i niedyplomatyczna, haniebna i jednoznacznie satanistyczna!
Na skutek procesu zatracania autentycznych nauk Jezusa Chrystusa i zastępowania
ich ideologią talmudycznego szowinizmu i rasistowskiego globalizmu nastąpił w
kościele powszechnym głęboki kryzys moralny: świątynie świecą pustką lub są
sprzedawane i przekształcane w ośrodki amoralnej rozrywki, brak nowych powołań
kapłańskich; w najbardziej niby „katolickich” krajach Europy, jakimi są Polska
i Włochy, rozpanoszyła się potworna nieuczciwość, obłuda, zakłamanie,
złodziejstwo, a na najbardziej „katolickim” kontynencie, jakim jest Ameryka
Łacińska, co roku popełnia się na sto
tysięcy ludności 400 razy więcej morderstw niż przeciętnie na świecie; tutaj
też dokonuje się rocznie do 50 000 000 aborcji.
W książce „Żydzi
polscy. Dzieje i kultura” (Warszawa 1982) autorstwa M. Fuksa, Z. Hoffmana,
M. Horna i J. Tomaszewskiego czytamy: „Pierwszymi
Żydami, którzy w okresie tworzenia się państwowości polskiej zjawili się w
kraju nad Wisłą i Odrą, byli kupcy zwani w źródłach Radanitami... Zwiększony
napływ Żydów wywołany był jednak głównie ich prześladowaniami w Europie
Zachodniej... Pierwsza wzmianka źródłowa dotyczy przybycia do Polski w 1097 lub
1098 roku Żydów wygnanych z Pragi czeskiej”. Nie chodziło jednak tylko o
wygnańców, lecz przede wszystkim o handlarzy żywym towarem, którzy
wyniszczali rdzenną ludność
krajów, w których
się zjawiali, a
których nieraz musiano
wypraszać jak najdalej.
Przybysze żydowscy z Czech, a także z Niemiec,
osiadali w różnych dzielnicach Polski. Zwarte osadnictwo żydowskie powstało tu
wszelako dopiero w XIII wieku.
W roku 1264 książę Bolesław Pobożny nadał Żydom
pierwszy przywilej, zwany kaliskim, na mocy którego zostali przybysze nieopatrznie
wyjęci spod krajowego sądownictwa miejskiego i kasztelańskiego, a poddani tylko
sądowi książęcemu, jak miejscowa arystokracja. W praktyce pozwalało to unikać
kary nawet za znaczne przestępstwa i ciężkie
zbrodnie, ułatwiało przekupstwo.
Przywilej zagwarantował Żydom także swobodę handlu i – co było niedopuszczalne
- lichwiarstwa, zapewniał im bezpieczeństwo życia, ochronę mienia, swobodę praktyk religijnych, wolną
rękę faktycznie we
wszystkich swoich poczynaniach.
Przywilej m.in. stwierdzał: „Nie wolno Żydów oskarżać o używanie krwi
chrześcijańskiej”, inne punkty utwierdzały nie tylko równouprawnienie, ale
i uprzywilejowaną pozycję tej rasy
w Polsce, co stanowiło wyraz
patologicznej głupoty politycznej.
Nawiązując do tego aktu prawnego profesor Jan Obst
(Litwa i Ruś, nr 3, 1912) pisał: „Niejednokrotnie oskarżano nas o brak
tolerancji wobec innowierców i fanatyzm religijny (...) Jeżeli byliśmy
„nietolerancyjni” w sprawach wyznaniowych, a raczej surowi... to tylko wobec
nas samych, tj. zachowywaliśmy święcie wiarę naszą, po przodkach odziedziczoną,
widząc w niej najpewniejszą rękojmię nie tylko zbawienia dusznego, ale też bytu
narodowego, broniąc jej dzielnie przeciwko wszelkim naleciałościom, nowinkom
obcym nam duchowo, nie odpowiadającym naszemu charakterowi narodowemu,
obyczajom, tradycjom”.
[Podobne do kaliskiego przywileje w XIII wieku
wydawali wielokrotnie także inni książęta polscy, łatwo
sprzedający swe sumienie
i nie mający
głowy do rozumnego rządzenia
państwem. Wypadałoby tej
głupoty się wstydzić,
lecz elity polskie
wciąż się tym
szczycą, o całe
niebo bowiem ustępują
pod względem wyrobienia
umysłowego odnośnym elitom
żydowskim, nie mówiąc
o niemieckich czy
rosyjskich, posiadających znakomitą
umiejętność myslenia w
kategoriach państwa i
narodu. Dotychczas jeśli ktoś
z Polaków powie
choćby jedno krytyczne
słowo o jakimkolwiek
Żydzie (niechby to
był najgorszy łajdak),
zostaje natychmiast osaczony
przez wściekle ujadającą
sforę polskich kanalii,
obwiniających rodaka o
„antysemityzm”. Dlatego na
Litwie jest od
lat popularna następująca
figura retoryczna: jeśli
Żyd stanie rakiem i wypnie sedes, Polacy
biegną do niego
na wyścigi, a gdy dobiegną,
pobija się
o prawo pierwszeństwa
pocałowania Żyda w
tyłek].
Kler katolicki jednak, w celu ograniczenia wpływu „ruchliwych”
i pozbawionych skrupułów przybyszów, przyjął na synodzie wrocławskim w 1267
roku uchwałę, przewidującą tworzenie dla Żydów oddzielnych, izolowanych od chrześcijan
dzielnic oraz noszenie specjalnych oznak. Żydom w teorii
zabroniono sprawowania urzędów, zajmowania stanowisk, na których
podlegaliby im chrześcijanie. Uchwała ta nigdy jednak nie weszła w życie wobec
wpływów, jakie Żydzi, dzięki sile finansowej, mieli na polski
kler i władze świeckie, które
solidarnie razem z
Żydami wyzyskiwały i gnębiły
własny naród.
Już Statut
Wiślicki Kazimierza III z 1347 roku przewidywał istotne gwarancje prawne
dla Żydów, co więcej, znalazły się w nim sformułowania, mające na celu
bronienie ludności chrześcijańskiej przed ekspansywnymi i obrotnymi
współobywatelami, co pośrednio świadczy o tychże sile, wpływach i znaczeniu.
Skoro trzeba było przed nimi bronić się, musieli być potężni, wpływowi i
niebezpieczni. Punkt 82 Statutu
Wiślickiego ograniczał lichwę żydowską do pewnej wysokości (10 pienięż na
niedzielu) oraz okres ściągania lichwy do 2 lat, bowiem – jak głosi tekst
pisany cyrylicą – „Żydowie,
niepryjacielowie wiery christianskoje są” i dlatego „lichwa żydowskaja nie imiejet nigdy nasyszczenija” (Akty otnosiaszczjesia k istorii Zapadnij
Rossii, t. I, s. 13, S. Petersburg 1846).
W latach 1364 i 1367 król Kazimierz Wielki wydał
przywileje, regulujące życie Żydów w całej Polsce. Na Litwie zaś podobne
przywileje nadał książę Witold Wielki. Regulowały one życie trzech gmin żydowskich:
trockiej, brzesko-litewskiej i grodzieńskiej. Potwierdzone w roku 1453 przez
Kazimierza Jagiellończyka ustawy Kazimierza Wielkiego aż do rozbiorów
Rzeczypospolitej zapewniały Żydom wyjątkowo korzystne warunki życiowe, lepsze
niż krajowcom.
22 grudnia 1388 roku książę litewski Witold
podpisał przywilej Żydom w Wielkim Księstwie, który
czynił z przybyszów kastę jeszcze bardziej uprzywilejowaną niż szlachta, gdyż
chronioną nawet przed lokalnymi sądami, co szlachcie nie przysługiwało. A zanim
jakaś sprawa trafiła do sądu książęcego, już Żydzi przekupili urzędników, a ci
ferowali wyroki uniewinniające przestępców.
Surowym karom podlegali
chrześcijanie, którzy np.
poważyli się wejść
do domu żydowskiego
bez pozwolenia gospodarza,
rzucić kamieniem w
synagogę , lub ci,
którzy przeszkadzali Żydom
uprawiać lichwę . (
Por. Wialikaje Kniastwa
Litouskaje, t. 2,
s. 786). Faktycznie
Żydzi mieli szersze
uprawnienia niż rdzenna
ludność. Trudno o większą
lekkomyślność i brak dalekowzroczności władców aryjskich, gdyż obca etnokracja
nigdy nie wychodzi na dobre ludności autochtonicznej.
Dzięki ogromnemu bogactwu,
nagromadzonemu na drodze handlu i lichwiarstwa, wkrótce zmonopolizowali Żydzi w
swym ręku całe gałęzie gospodarki, wykupując na własność posiadłości ziemskie,
kopalnie, zamki, gorzelnie, młyny; dzierżawili nawet mennicę królewską. Bogacze
żydowscy niemiłosiernie wyzyskiwali miejscową ludność, tak, że w ciągu XIV-XV
wieku miały miejsce liczne protesty mieszczan i chłopów – a także i biedoty
żydowskiej - przeciw narzuconym stosunkom. Formy protestu były różne, od deputacji
do króla poczynając, a na pogromach kończąc.
Wielka szlachta, magnateria, chociaż żywiła do
przybyszów organiczny wstręt, miała z nimi raczej dobre stosunki: wspólnie z
nimi grabiła i rozpijała kmiotków i miejskich robotników. W końcu XV stulecia
zniecierpliwiony Aleksander Jagiellończyk, wzorując się na władcach
hiszpańskich, wygnał Żydów z Litwy do Polski, lecz w 1503 roku pozwolono im
znów osiedlić się w Wielkim Księstwie Litewskim. [Antoni Zawadzki w
książce „Polska przedrozbiorowa a Żydzi”
twierdzi, że za swój rzekomy antysemityzm zostali przez żydowskich
lekarzy przybocznych otruci zarówno Aleksander Jagiellończyk, jak też dwaj inni królowie: Kazimierz Wielki, Jan
Olbracht i Stefan Batory].
W XVI i XVII wieku zapewniono afroazjatyckim
przybyszom korzystne warunki życia,
ściągali toteż do Rzeczypospolitej już nie tylko, jak tradycyjnie, z Niemiec,
Czech, Węgier, Rusi, ale i z Hiszpanii, Portugalii, Włoch, Turcji. Co prawda, niektórym
miastom udało się wystarać u króla o „Privilegia
de non tolerandis Judaeis” (Warszawa 1525, Sambor 1542, Wilno 1551,
Bydgoszcz 1556, Pilzno 1577, Drohobycz 1578), zabraniającą osiedlania się w
nich Żydom. Zakazy te nie były jednak konsekwentnie przestrzegane, gdyż
Polacy nie mieli
zmysłu ładu i
prawa, a masowy alkoholizm powodował straszliwą głupotę ludności, którą
po mistrzowsku wykorzystywali talmudyści. Niekiedy nawet drogą korupcji uzyskiwali cofnięcie tych zarządzeń, a często
dobijali się do króla o „privilegia de
non tolerandis christianis”, i
jeśli takowe otrzymywali, nikt z chrześcijan nie mógł osiedlić się na terenie
dzielnicy lub gminy żydowskiej.
Często pełnili Żydzi funkcje poborców podatkowych
na służbie u króla i wielkich posiadaczy ziemskich, którzy tak stawiali wilków,
by paśli baranów. Pozwalało to na szybkie bogacenie się i w konsekwencji na
awans społeczny. Tak, np. Michał Ezofowicz, mieszkaniec Litwy, otrzymał w 1525
roku szlachectwo i herb Leliwa. Jego brat, Abraham Ezofowicz, który ochrzcił
się, otrzymał także szlachectwo, a ponadto stanowisko starosty mińskiego i
podskarbiego litewskiego. Dziejopis królewski pisał w 1521 roku: „W tym czasie Żydzi w coraz większej są
cenie; nie ma prawie myta albo podatku jakiegoś, którego by nie byli
przełożonymi, albo przynajmniej się o nie nie ubiegali. Chrześcijanie
powszechnie Żydom podlegają; nie znajdziesz nikogo spośród możnych i
przedniejszych panów Rzeczypospolitej, który by Żyda nie przełożył nad swym
majątkiem, nie dawał władzy Żydom nad chrześcijanami”...
Osiadłszy w Polsce i Litwie – jak pisze N. Sprogis
– i otrzymawszy od królów polskich nadzwyczajne przywileje, Żydzi „nie chcą nikogo więcej znać prócz swych
dobroczyńców i tych, przez kogo można się zbliżyć do ich łask, i dbają
wyłącznie o umocnienie i poszerzenie swej sytuacji narodowej, o swe osobiste i
społeczne interesy; powszechne zaś dobro państwa i interesy otoczenia to dla
nich – zadanie konieczności lub kalkulacji”...
Nadużywanie zaś tych stanowisk było tak jawne i
jaskrawe, że sam sejm żydowski w 1581 roku, obradując w Lublinie, zabronił
Żydom dzierżawienia żup, mennic, ceł, myt w niektórych dzielnicach kraju, motywując
to okolicznością, że niektórzy wyznawcy Mojżesza „podniecani żądzą zysku i wzbogacenia się, mogą sprowadzić na ogół –
broń Boże – wielkie niebezpieczeństwo”...
Nie były to obawy próżne, o czym świadczyło
doświadczenie żydowskie na innych terenach, np. w Hiszpanii i Rusi
Kijowskiej... Co prawda, miejscowi mieszkańcy usiłowali jakoś się bronić przed
niewspółmiernymi wpływami „narodu wybranego”. III Statut Litewski z 1588 roku
zalecał: „Ustawujemy i od tego czasu mieć
chcemy, aby żyd y tatarzyn i każdy bisurmanin na dostojeństwo, ani na który
urząd od nas Hospodara, ani od panów rad naszych naznaczon nie był i chrześcian
w niewoli nie miał”.
Statut wzbraniał Żydom i Tatarom nabywania
chrześcijan w poddaństwo, wzbraniał im ożenku z chrześcijankami, utrzymywania
chrześcijanek jako karmicielek dzieci; zabraniał nawracania na judaizm i islam.
Ale arendarze i poborcy żydowscy kontynuowali nadal
swą działalność na Rusi Czerwonej, Czarnej i Białej, na Podolu, Wołyniu,
Ukrainie oraz na Litwie. „W dobrach
arendowanych przez Żydów, podobnie jak w majątkach zarządzanych przez szlachtę,
dochodziło niejednokrotnie na tle feudalnej eksploatacji poddanych chłopów do
lokalnych buntów, które na Ukrainie przerodziły się w powstania
kozacko-chłopskie. Współdziałanie na Ukrainie żydowskich dzierżawców z
magnatami w ich kolonialnej polityce sprawiło, że powstania te przechodziły
często pod hasłem rozprawy z Lachami i Żydami”...
***
Manichejskie dzieje „narodu wybranego”
jak w soczewce odbijają się też na przykładzie losów tej jego części, która
osiadła na ziemiach polskich. Wbrew ustalonym stereotypom myślenia nie były to
dzieje ani sielankowe, ani idylliczne, choć często usiłuje się je idealizować –
a to zarówno z polskiej, jak i z żydowskiej strony. Życie
jest walką, a
nie sielanką.
Z reguły historycy żydowscy bardzo dodatnio
oceniają sytuację swych rodaków w dawnej Polsce. Tak np. profesor Izaak Lewin z
nowojorskiego Yeshiwa University (pochodzący zresztą z Polski) pisał w jednym
ze swych tekstów: „Statut Kaliski (1264)
jest wielkim dokumentem praw człowieka. A podkreślić trzeba, że był tylko
pierwszym dokumentem potwierdzającym ludzkie prawa polskich Żydów... Trudno tu
cytować wszystkie dekrety Zygmunta Augusta, Stefana Batorego, Zygmunta III,
Jana Sobieskiego i innych, którzy otoczyli Żydów troskliwą opieką i nie tylko
umożliwili im ich byt materialny, ale zagwarantowali im prawa religijne i
spokojne wykonywanie przepisów religii... Jedną z najpiękniejszych kart w
historii żydowskiej zapisała sobie Polska przez udzielenie Żydom samorządu...
Nie ulega kwestii, że XVI i XVII w. – to okres hegemonii duchowej żydostwa
polskiego w żydostwie światowym”.
Oczywiście, należy się cieszyć, że kultura żydowska
kwitła w dawnej Polsce, choć inaczej można byłoby ocenić zbyt szeroką autonomię
samorządu żydowskiego w Rzeczypospolitej, która powodowała nieraz
bezkarność przestępców żydowskiego pochodzenia lub nawet działania na szkodę
państwa i ludności rdzennej. Trudno jednak w tej
kwestii o jednoznaczne interpretacje.
Heinrich
Graetz w dziewiątym tomie Historii Żydów
pisze: „Polska, która w wieku szesnastym
(...) stała się za panowania synów Kazimierza IV wielkim mocarstwem, była (...)
schroniskiem dla wszystkich banitów, prześladowanych i szczutych. Kanoniczne,
prześladowcze chrześcijaństwo nie zapuściło tam jeszcze mocnych korzeni i
samoubóstwiający się absolutyzm monarchiczny, podsycany przez dworaków i
księży, nie mógł utorować sobie drogi wobec poczucia niezależności polskich
panów i szlachty. (...) Ograniczenia kanoniczne, tj. traktowanie Żydów jako
wyrzutków, nie bardzo było tutaj przestrzegane; podżegawcze mowy Kapistrana
przebrzmiały bez echa. Tym bardziej nie znalazł odgłosu nieludzki do nich stosunek
Lutra... Gdy Żydzi z Czech wypędzeni udali się do Polski, spotkało ich tu
życzliwe przyjęcie... Szlachta broniła ich w swych dobrach przeciw wrogim
zakusom, o ile nie było to ze szkodą jej własnych interesów. Jeżeli ochrzczeni
Żydzi pragnęli się otrząsnąć z pozorów religii chrześcijańskiej i powrócić na
łono wiary ojczystej, mogli się udać do Polski i żyć tu w zgodzie ze swoim
sumieniem.
O liczbie żydów w Polsce nie posiadamy
pewnych danych, lecz miało tu mieszkać 20.000 mężczyzn i kobiet”.
Z
pewnością było ich wielokrotnie więcej, a los ich tu naprawdę był inny niż w
krajach sąsiednich. Tenże profesor Graetz notuje: „Kiedy Zygmunt I August wkrótce po swym wstąpieniu na tron rokował z
wielkim księciem, czyli carem rosyjskim Iwanem IV Groźnym, o przedłużenie
pokoju, zastrzegał sobie, aby Żydom litewskim wolno było, jak przedtem,
prowadzić w Rosji interesy handlowe. Iwan wręcz odrzucił ten warunek: nie
chciał widzieć Żydów w swoim kraju. „Nie chcemy tych ludzi, którzy przynieśli
nam jad dla ciała i duszy; sprzedawali u nas zabójcze zioła i bluźnili naszemu
Panu i Zbawicielowi. Więc nie chcę słyszeć o nich!”... (Heinrich Graetz, Historia Żydów, Warszawa 1929, t. 8).
Jak uznaje historyk żydowsko-niemiecki S. Spinner „królowie polscy i szlachta już w XVI wieku
nie tylko zabezpieczyli Żydom opiekę przeciwko prześladowaniom, lecz także
wolność i prawa ludzkie”.
Jest rzeczą znaną, że podstawowym zajęciem
wyznawców judaizmu w wiekach średnich była lichwa i na specyficznych zasadach
zorganizowany handel, co doprowadzało do powtarzających się ekscesów skierowanych
pierwotnie przeciwko żydowskim bogaczom, lecz nieuchronnie rozszerzających się
i na całość diaspory.
W ten sposób ludność żydowska wypędzona została z
Hiszpanii (1492) oraz Portugalii (1496-1497). Wygnano Żydów także z większości
państw niemieckich i z Czech. Historyk żydowski Majer Bałaban pisze: „Wszyscy ci wygnańcy mają przed sobą jeden
cel, a jest nim Polska; każde zniszczenie większej gminy na zachodzie odbija
się silnym echem w Poznaniu, Krakowie, Lublinie i Lwowie, ba, nawet w dalekim
Wilnie”. W ciągu XVI stulecia Żydzi stają się istotnym składnikiem ludności
miast Polski i Litwy. Są też, podobnie jak rdzenni mieszkańcy kraju, wyraźnie
zróżnicowani pod względem majątkowym, kulturalnym, oświatowym. Znane są imiona
patrycjuszy żydowskiego pochodzenia, takich jak np. Saul Wahl, dzierżawca żup
solnych, milioner; czy wspomniani powyżej Michał Ezofowicz, generalny poborca
podatkowy na Litwie lub brat jego Jan Abraham, podskarbi litewski.
Lwią część przybyszów stanowiła jednak biedota,
grzęznąca w nieuctwie, ciemnocie, fanatyzmie religijnym, chaosie moralnym, skrajnej
nędzy. Trudności związane ze zmianą miejsca pobytu, z niełatwym zakorzenieniem
się w nie wrogim, ale mimo to obcym rasowo i wyznaniowo, środowisku,
sprawiły, że znaczna większość tej społeczności była upośledzona. Spośród
wydziedziczonej żydowskiej ludności miast polskich i litewskich rekrutowała się
większa część tzw. marginesu społecznego, żebraków, złodziei, prostytutek,
sutenerów itp. Między bajki należy włożyć obiegowe mniemanie, że „Polska była
rajem dla Żydów”. Tak, ona była rajem dla żydowskich wyzyskiwaczy, dla
lichwiarzy, wielkich spekulantów, urzędników, w ręce których na skutek
zręcznych zabiegów finansowych, niebawem po osiedleniu się przeszła znaczna
część majątku nieruchomego należącego przedtem do miejscowej ludności. Lecz dla
biedoty żydowskiej nie była Rzeczpospolita rajem, była raczej piekłem, podobnie
jak była przekleństwem dla gnębionego polskiego, litewskiego czy rusińskiego
chłopa pańszczyźnianego. Przy tym prosta ludność żydowska gnębiona była w
dwójnasób, zarówno przez „własną” starszyznę, jak i przez państwo, w którym
osiedliła się. I pod tym względem los jej podobny był do losu miejscowej
biedoty, wyzyskiwanej przez „rodzimych” panów, rozpijanej przez żydowskich
karczmarzy, dławionej przez pobory i podatki „swego” króla.
Inna jednak rzecz – i tego negować się nie powinno
– że w Polsce i Litwie nikt nigdy nie zabraniał Żydom wyznawania ich
religii, nikt nie organizował rasistowskich nagonek i kampanii antysemickich. A te
nieliczne ekscesy, w których ucierpieli przedstawiciele ludności żydowskiej,
miały podłoże albo czysto ekonomiczne, albo wynikały z ogólnego klimatu
moralno-politycznego i były ogniwem powszechnego procesu historycznego. Na
Litwie od dawien dawna istniała, podobnie jak w Polsce, wysoka kultura
polityczna, wyrażająca się m.in. w tolerancji wyznaniowej. Od schyłku XIII
wieku współistniały tu trzy kulty: pogaństwo (któremu hołdowali Litwini), prawosławie
(wyznawali je Rusini) i katolicyzm (reprezentowany głównie przez Niemców i
Polaków). Władcy Wielkiego Księstwa jeszcze przed chrztem Litwy sprowadzali
księży i wznosili kościoły dla wyznawców Rzymu, aby w ten sposób zatrzymać w
litewskich miastach zdolnych i pracowitych rzemieślników, nadciągających tu
przez zachodnią miedzę...
Przez cały czas pobytu w Polsce i Litwie mieli
Żydzi ustawowo przez władców zagwarantowany samorząd, przy tym w formie niespotykanej
w żadnym innym kraju. Gminy żydowskie miały charakter autonomiczny i zarządzane
były przez tzw. kahały, czyli rady, w skład których wchodzili najbardziej
szanowani we wspólnocie ludzie. Kahał regulował wiele spraw. Organizacja
pogrzebów, nadzór nad cmentarzami, łaźniami, wielu zabiegami gospodarczymi, nad
szkolnictwem, szpitalami, nad właściwym zawieraniem małżeństw – wszystko to,
obok innych spraw, znajdowało się w gestii samorządu lokalnego.
W latach 1518-1522 Zygmunt August powołał cztery
ziemstwa żydowskie, które miały wybierać na specjalnych sejmikach (zjazdach)
starszyznę ziemską oraz poborców podatkowych. W 1530 roku ustanowiono rozjemczy
autonomiczny sąd żydowski o zasięgu praktycznie ogólnokrajowym. W roku 1579
powołał Stefan Batory do życia centralną reprezentację Żydów Polski i Litwy.
Tak powstało żydowskie „państwo w państwie”, w którym faktyczna władza
znajdowała się w ręku tzw. Sejmu Czterech Ziemstw (oficjalne ukonstytuowanie
się w 1581). Zbierał się on co roku i wyłaniał spośród siebie „rząd”, w skład
którego wchodzili: rabin generalny, pisarz generalny oraz skarbnicy generalni.
Do 1623 roku sejmy te były wspólne dla mieszkańców Litwy i Korony. Później
działał osobny Trybunał Skarbowy dla Litwy; najczęściej sejmy Żydów litewskich
odbywały się w Brześciu nad Bugiem; polskich – w Lublinie. Instytucje te
przetrwały do roku 1764.
Sejmy te reprezentowały ogół starozakonnych,
prowadziły w ich imieniu pertraktacje z władzami, troszczyły się o sprawy bytu
i kultury, wychowania młodzieży, ochrony żydowskiej rodziny, którym to zagadnieniom
poświęcano szczególnie wiele uwagi. Przez pewien czas istniał obowiązek służby
wojskowej dla Żydów, lecz później zamieniono go okupem pieniężnym.
Wybitny historyk żydowski Leon Poliakov, autor
fundamentalnej Historii antysemityzmu
pisał, że od XVI wieku w Polsce „po raz
pierwszy od początków diaspory Żydzi europejscy ukształtowali się rzeczywiście
w naród(...). Słusznie uważano, że los Żydów polskich był uprzywilejowany do
tego stopnia, że zgodnie z jedną z gier alfabetycznych, będącą w zwyczaju
Żydów, Polonia powinna być odczytywana jako „Po-lan-ia” („Bóg tu mieszka” lub
„Ziemia Boga”, „Ziemia Obiecana”)”. (Leon Poliakov, Histoire de l’antisemitisme, t. 1).
Z tej ekwilibrystyki językowej wyrosła na
początku XX wieku złowieszcza koncepcja utworzenia z południowo-wschodniej
części Polski (Lublin, Rzeszów, Przemyśl, Lwów, Brześć nad Bugiem) tzw.
Judeopolonii, czyli państwa żydowskiego pod protektoratem Niemiec. Mało
brakowało, aby ta antypolska koncepcja została w czasie I wojny światowej
zrealizowana. Tak niekiedy dobre słowo (prawnicze) powraca złym wołem
(politycznym). Wszelako profesor Leon Poliakov ma rację, gdy w tymże pierwszym
tomie Historii antysemityzmu pisze: „Żydzi w Polsce wykonywali wszystkie zawody,
monopolizując nawet niektóre z nich, będąc zorganizowani jako państwo w
państwie. Ta organizacja nabiera w XVI wieku form definitywnych i od tej epoki
Polska staje się dla przyszłych wieków głównym ośrodkiem judaizmu na świecie.
(...) Żydzi posiadają ziemię, zajmują się handlem, studiują medycynę i astronomię.
Posiadają olbrzymie bogactwa (...), krótko mówiąc, dysponują wszelkimi prawami
obywatelskimi (...). Nie jest możliwe żadne porównanie między sytuacją Żydów w
Polsce a ich mniej szczęśliwymi współwyznawcami w innych krajach europejskich”...
Oczywiście, zacny profesor nieco przesadza, gdy
twierdzi, że: „Na gościnnych ziemiach
Polski i Litwy Żydzi żyli z chrześcijanami w doskonałej harmonii”. – Po
prostu dlatego, iż „doskonała harmonia”, niestety w świecie ludzi, na ziemi nie
istnieje. I to nie istnieje zasadniczo – istnieć nie może.
Nie wolno, oczywiście, idealizować pod tym
względem Rzeczypospolitej, bo i tu dochodziło do zatargów między gminami
żydowskimi a ludnością chrześcijańską.
Stefan Batory, król polski i wielki książę
litewski, w 1576 roku wydał przywilej zabraniający posądzania Żydów o rytualne
mordy na dzieciach chrześcijan; prawo to potwierdzało dwa poprzednie przywileje
Zygmunta Augusta i było z kolei samo potwierdzane przez coraz to nowych
monarchów polskich. Stanowi to jaskrawy kontrast w stosunku np. do praw
niemieckich czy moskiewskich, wychodzących z założenia, iż „rżnięcie” dzieci
chrześcijańskich przez Żydów jest nie tylko możliwe, ale i stanowi jedną z
najczęstszych manifestacji „żydowskiej mściwości i nienawiści”, którą trzeba
przykładnie karać. Polskim ustawodawcom i władcom do głowy nie przychodziło
posądzać ludzi o tak okropne czyny. Polsko-litewskie prawo wprost zabraniało: „aby żaden Żyd był obwinion o mordowanie
dzieciej chrześcijańskich” (Akty
izdawajemyje Wilenskoju Archeograficzeskoju Komissijeju, t. V, s. 213-218,
220-222, Wilno).
Protegowali Żydów nie tylko królowie polscy,
ale i arystokracja, magnateria, dając im możliwość rozwijania własnego życia
religijnego, samorządu itp. Oto np. jak brzmiał jeden z dawnych dokumentów, podpisany
przez przedstawiciela możnego rodu Sanguszków: „Symion Samuel Lubartowicz
Sanguszko z Kowla, Woiewoda Witebski, Suraski starosta, oznaymuie, yż żądali
mię Juda Jakubowicz, żyd arędarz witebski, y wszyscy żydowie tamoszni, abym im
pozwolił bożnice zbudować w mieście tymi Jego Krulewskiey mości Witebskim, na
placu ich własnym kupczym, lub to w zamku, lub też w mieście samym, zaczem ia
weyrzawszy w słuszność, yż po wszystkich miastach Jego Krulewskiey Mości, wolno
im mieć bożnicy swe, kturym woiewodowie ani starostowie nie zabraniają mieć, y
owszem przywilia Jego Krulewskiey Mości są onym na to dane, także też listy
antecessorów moich są onym na to maiuczy, przed tym bożnice tam miewali, tedy y
ia, im tego nie zabraniaiąc, pozwalam tę bożnicę zbudować na tem placu, według
woli y przemożenia ich, w czem przeszkody y zabronienia żadnego ni od kogo mieć
nie maią, ale ten dom z placem od powinności wszelakiey uwalniam, na co dla
lepszey wiadomości daię im ten móy list.
Pisan w Białom
Kowlu smolenskom dnia siedemnastego Nowembra anno tysiąc szesc set dwudziestego
siudmego...”
Jan III Sobieski w styczniu 1682 roku wydał
przywilej Żydom wileńskim, faktycznie wyjmujący ich spod wszelkiej kontroli ze
strony władz miejskich. W lutym zaś tegoż roku specjalnym restryktem zabronił
im na 12 tygodni wzajemnego się zwalczania. Rozzuchwaleni bowiem zupełną swą
bezkarnością Żydzi nie tylko ostentacyjnie ignorowali chrześcijan, ale też
czuli się tak bezpieczni, iż użerali się między sobą w sposób zakłócający
spokój całego Wielkiego Księstwa. W sądach Wilna, Mińska i Brześcia ciągle
rozpatrywano sprawy o nieprawdopodobnych wręcz grabieżach i gwałtach,
popełnianych przez Żydów na sobie nawzajem. Samowola zaś w sprawach codziennych
była zjawiskiem nagminnym. W roku 1759 magistrat Mohylewa odnotowywał, że „niewierny
Żyd Judka Abramowicz, nie uważaiąc na wydane nie raz sobie od magistratu
areszta, samowolnie, przeciwko praw... budynki pozakładał.” A ponieważ w ten sposób
utrudniał handel współwyznawcom, ich staraniem w tych budowlach nieraz „nieszczęśliwy wynikał ogień”, co
wymusiło na magistracie decyzję o zniesieniu nielegalnie wzniesionych domów.
19 lipca 1786 roku król Stanisław August
Poniatowski wydał list żelazny Żydom wileńskim, chroniący ich przed uciskiem i
prześladowaniem ze strony... członków kahału wileńskiego, którzy – jak głosi
list – „przez swóy wewnętrzny rząd y przez moc despotyczną od dawnego czasu
z uciskiem niepraktykowanym gminu y pospólstwa dopełniają, a przez tychże
obywatelów, z przyczyny przemocy mocnieyjszych nad słabszymi cierpliwie do tego
czasu znoszą, gdy nakoniec pomieniony kahał takowy gmin y całe pospólstwo żydów
przyprowadziwszy do ostatniey ruiny, jeszcze coraz bardziej wymyślnemi uciskami
onych agrawuje, składkami narzucanemi uciska, nakazaniem różnych arbitralnych
podatków nęka y tym srogim obchodzeniem się nie tylko z sobą szukać
sprawiedliwości nie dopuszcza, ale też idąc jednostaynym postępowaniem swojey zuchwałości jednych zrujnowaniem
z majątku, drugich
więzieniem, innych karami, wszystkich gminnych y całe pospólstwo
prześladuje y dręczy...”
Zmusiło to króla wziąć Żydów wileńskich pod
swą osobistą opiekę: „od starszych tegoż kahału obwarować y onych protekcyą
naszą zasłonić raczyli..”. (Akty izdawajemyje..., t. XXIX, s.
472-474).
Nieraz ucierpieli od wyznawców Mojżesza i
chrześcijanie. W listopadzie 1705 roku Trybunał W.Ks.L. rozpatrzył skargę kupca
rosyjskiego Ilji Tufanowa z Toropca,na wileńskich Żydów, którzy rozgrabili w
Jurborku obóz i magazyny z jego towarami.
Jeszcze w kwietniu 1680 roku np. „protestował się przewielebny jegomość
xiądz Piotr Kurcyłowicz, protopopa episkopii pińskiey, y wszystka w Bogu
przewielebna Kapituła pińska na Meylę Litmanowicza y żonę jego Hienę Mowszankę
Litmanowiczową,... y na Leybę Buchowicza y na innych żydów do kahału pińskiego
należących, o to, iż przepomniawszy Bojaźni Bożej, srogości prawa pospolitego,
śmieli y ważyli się roku 1680, miesiąca Marca 2 dnia... aby co z tey cerkwi
fortelnym sposobem unieść.”
I unieśli, wykorzystując „do roboty”
niejakiego Opanasa Sazonowicza, dzwonnika tejże cerkwi, za co ów trafił pod
miecz katowski w przeciwieństwie do swych „szefów”, którzy, jak zawsze, zostali
uniewinnieni. (Akty izdawajemyje...,
t. XXIX, s. 70-71).
Latem 1680 roku łupem grupy Żydów, na
których czele stali niejaki Abram Nieftalewicz i karczmarz ze wsi Kiemiele Hele
Lewkowicz padł bogato wyposażony kościół w Muśnikach. Wśród skradzionych rzeczy
akta sądowe wymieniają drogocenne ornaty, kilimy, złote łańcuchy, pierścienie,
ofiarowane jako wota itd. W związku z wielką wartością zrabowanych wyrobów
sprawa nabrała szerokiego rozgłosu. Lecz złodzieje, gdy śledztwo coraz bliżej
im do skóry się dobierało, spalili większość skarbów, by ukryć ślady zbrodni. (Akty izdawajemyje..., t. XXIX, s. 80-98).
W roku 1692 do sądu miejskiego w Mohylewie
wpłynęła skarga Mikołaja Andrzeja Paca, „hrabi
na xięstwie Kniażyckim y Jeznie, kowieńskiego, wileńskiego starosty”, który
wystąpił w imieniu poddanych swych z sioła Prysna, chłopów Hawryły Łapy i żony
jego Maryny Iwaszkówny „przeciwko niewiernych żydów, w mieście iego kr. mosci
mieszkających, y rabina obudwuch szkół żydowskich w Mohilowie, starey y
nowowystawioney, y starszych żydów, w consilio z rabinem wchodzących, y ich
przełożonych, mianowicie Marka Maiorowicza, Jakuba Ductora, Jekiela y Mowsze
Zuszmanowiczów, Michela Moszke Borowicza, Sachima Izakowicza, Illę
Zlotniczyna... szkolników y chazanów y innych żydów do rady szkolney, o zgubę
chrześcijańską staraiących się, wchodzących. O to y takowym sposobem, iż
niewierni żydzi, będąc z dawna nieprzyjacielami krzyża Świętego, pod czas
święta swego uroczystego, nazwanego Peysacha, nad ludźmi y małemi dziećmi
chrześcianami okrutnie pastwiąc się, mordować y krew przelewać, gubić y o
śmierć przyprawiać zwykli, o czym po różnych nacjach y miastach iest iawnie y
documentaliter processami y documentami okazuie się, y gardłem karani
zostawali. Jednak nie przestaiąc w swey zawziętości y złośliwej radzie,
wzgardzaiąc Prawem Pospolitym y nic na onę nie dbaiąc, toż czynią. Co się y
teraz przez obżałowanych kunszta, fortele y zakryte iakoby sposoby, spólney
rady y namowy obżałowanych przez chazana ich szkolnego, Leybę Uryaszowicza,
żyda, pokazało, gdy poddany protestuiącego, pomieniony żałuiący y ukrzywdzony,
z żoną, dziećmi swoimi do miasta Mohilowa na czas dla niedostatku swego, na
pożywienie wyszedł y tam przemieszkiwał, u którego pomieniony żyd Leyba
Uryaszowicz, chazan, córki, na imię Maryny, na służbę uprosił, która na
usługach niedziel dwie bywszy, w roku teraźniejszym 1692 msca Marca 27 dnia, bez
dania przyczyny, fortelem y sposobem, iako wysz opisano, żydowskim, za radą
starszych żydów y rabina, srodze a niemiłosierdnie przez pomienionego Leybę,
chazana, bita y okrutnie mordowana, kolanami y rękoma nalegszy na piersi, mocno
dławiona y ciśniona była. Aż krwie, nosem y gębą ciekącej, dobył y chustę
krwawe, iakoby chroniąc swóy uczynek, zachował, a drugie chusty dawszy, precz
wypędzać poczoł, iakoby się zbrodnia po niey pokazała, która, nie mogąc do
rodziców doyść, aż nazaiutrz przez onych odyskana została y takowe morderstwo
przed onymi y różnymi ludźmi opowiedziała y kapłanowi duchownemu na spowiedzi
wyznała y iż od Leyby chazana y od iego morderstwa z tego świata zeyść muszę,
iakoż trzeciego dnia zmarła y nie wytrwała, y na urzędzie w zamku iego kr. mści
mohilowskim, także przed urzędem mieyskim mohilowskim prezentowana, y na
pogrzebie różnym ludziom, który byli na ciele znaki, okazywano i oświadczono
się. Po którey śmierci y pogrzebie, wysz obżałowani żydzi, mało na tym maiąc,
chcąc takową swą złość pozbyć y utaić a wolnymi być, zażywszy sposobu y
strasząc żałuiącego, a poddanego protestanta, aby od sprawy odbiegł, udawszy
urzędowi zamkowemu nic nie winnego człowieka, niesłusznie y nienależnie do
turmy więzienia wsadzili y nie dopuszczaiąc na poręki na wzgardę wiary
chrześcijańskiey y święta Chwalebnego Zmartwychwstania Chrystusa Pana, w onym
trzymaią, przez święta Wielkanocne, chłodem y głodem morzyli y urągali się. O
którą takową boską y ludzką krzywdę chcąc prawem czynić y tego wszystkiego
dochodzić, dał te swoie opowiadanie y protestatią z wolną y inną poprawą do act
mieyskich mohilowskich zapisać, która iest przyjęta y zapisana”. (Istoriko-juridiczeskije matieriały izwleczennyje iz aktowych knig
gubernij Witebskoj i Mogilewskoj, t. X, s. 448-450, Witebsk).
[Warto zaznaczyć, że na potworne zarzuty o
mordy rytualne ostatnio naukowcy żydowscy – powołując się na fakty – dowodzą,
że to księża katoliccy popełniali liczne mordy rytualne na żydowskich dzieciach
– J. C.].
***
W końcu XVII – początku XVIII stulecia
zuchwałość Żydów polsko-litewskich sięgnęła – można powiedzieć – szczytów,
podobnie zresztą jak rozbestwienie szlachty. (Żydostwo bogate często wzorowało
się na szlachcie polskiej, jeśli chodzi o rozrabianie i swawolę). Dochodziło
nawet do zaboru kościołów i do przerabiania ich na synagogi! 9 lipca 1700 roku
przed trybunałem W.Ks. Litewskiego zaskarżono pewną gminę starozakonną o to, „iż
niewierni żydzi trzymając za prawem arendowym majętność Kożangrodek, w
województwie nowogrodzkim leżącą, a mając za onym postąpioną sobie, jakoby z
wyłączeniem kaplicy, gdzie się chwała Boska podług obrzędów kościelnych
odprawowała, w zamku Kożangrodzkim mieszkanie, do tego będąc z niewiernymi
żydami, jako w radzie, tak y w uczynku conpryncypałami, a czyniąc na contempt
samego pana Boga wszechmogącego, będących za jedno w tey kaplicy obrazów,
powyrzucawszy one z pomienionego mieysca, bożnicę żydowską przy różnych
bluźnierstwach założyli y gdzie nayświętsza odprawowała się ofiara, żydowskie,
jako u onych zwyczay niesie, na ołtarzu y na ścianach przykazania powyrzynali,
prawo Boga wszechmogącego przez swóy żydowski zły y zapamiętały umysł
zgwałcili, Panny Przenayświętszey obraz, przed którym się chwała Boża
odprawowała, czyniąc z onego pośmiewisko, jako to oculatis testibus deducetur,
z pomienioney kaplicy wyrzucili. Owo zgoła z mieysca poświęconego, któremu jako
naywiększa obserwantia należeć miała, contemnując ofiary samego pana Boga
wszechmogącego, sprośne y Bogu obrzydłe ofiary postanowiwszy, uczynili nad
prawo arendowne... exorbitantiae czynili”... (Akty izdawajemyje...,
t. XXIX, s. 262).
Czterech Żydów skazano za te działania niby
to „na gardło żywo spaleniem”, ale i
tak im włos z głowy nie spadł, bo nawet na rozprawę sądową się nie stawili, gdy
ich (po raz drugi w ciągu paru lat!) osądzono na śmierć.
10 września 1711 roku w Chełmie sporządzono
akt o konfiskacie u dwóch Żydów, Mośki Kramarza i Chaima Rasztabiega, rzeczy
skradzionych przez nich podczas włamania do kościoła w Krosniczynie. (Akty izdawajemyje..., t. XXVII, s.
44-45).
We wrześniu 1712 roku przed Głównym
Trybunałem W.Ks. Litewskiego w Wilnie sądzono grupę Żydów z Brześcia na czele z
Howszykiem Mejerowiczem i Srolem Chajmdynesem. którzy zamordowali kapłana
prawosławnego: „Obżałowani żydzi , na postpozycją mieysca świętego, na
cmentarzu cerkwie świętego Michała, wypadszy z zasadzki z wielkim gminem
pospólstwa swojego żydowskiego, z kiymi, kołami, z bardyszami pomienionego oyca
Błażeja Filipowicza zbili, zekrwawili y za nieżywego na tym mieyscu porzucili,
od którego zbicia w dwie niedziele ten wyż pomieniony kapłan panu Bogu ducha
oddać musiał”. Przy
okazji zbito na kwaśne jabłko także innego kapłana, Nestora Wołkowicza. Winowajcy
na sąd – swoim zwyczajem – się nie stawili, ale sędziowie orzekli: „cały
gmin synagogi kahału brzeskiego za popełniony kryminał, za zabicie kapłana na banicją doczesną, na
paeny kryminalne, na infamią, na gardło ćwiartowaniem przez mistrza y na
łamanie wskazujemy”. Wyrok, oczywiście, wykonany nie został, ale
sam precedens jest nader wymowny jako ilustracja do sytuacji prawno-moralnej w
kraju jeszcze na 60-80 lat przed rozbiorami. (Akty izdawajemyje..., t. XXIX, s. 372-375). To już była „agencja
towarzyska”, a nie państwo.
Żydzi potrafili też nader energicznie bronić
się przed najmniejszą próbą uwłaczania ich godności czy interesom. 16 grudnia
1682 r. dwaj mieszkańcy Wilna Łazarz Dawidowicz i Marek Moyżeszowicz, w imieniu
całego kahału miejskiego, zaskarżyli przed sądem niejakiego pana Pacukiewicza o
to, „iż w roku 1682 Decembra 16 dnia, przepomniawszy srogość prawa
pospolitego, a wziowszy umysł zły przed się, czyniąc tak częstokrotnie
pochwałki y pogróżki na synagogę y kahał szkoły Wileńskiey, zrujnować y do
śmierci wszystkich przyprowadzić (...) stojąc w rynku przed domem swoim z
ludźmi gromadą wielką, uczyniwszy pochwałkę w oczy żałującym tymi słowami
mówiąc: „panowie bracia, wiedzcie o tym, że póki my się nie odważymy, żeby nie
oglądając się y nie uważając na żadne ich prawa y przywileja jego królewskiej
mości, onym nadane, to nie będzie z nimi końca. Przeto trzeba nam o nich myśleć
różnymi sposobami, aby ich stąd wyniszczyć, jednych kazać potopić z kamieńmi, a
drugich pozabijać; niechże oni na nas swym prawem dochodzą”. A niektóre stojąc
w tey gromadzie tak odpowiedzieli: „Tak nam trzeba y uczynić!”... Którę to
solenną manifestacyą swoją do xiąg grodzkich Wileńskich dali zapisać.” – Przy tym natychmiast po „incydencie”.
(Akty izdawajemyje..., t. XXIX, s.
134-135).
***
Talenta handlowo-finansowe Żydów
doprowadzały często do zupełnej dominacji tego żywiołu w sferze materialnej i
do dyskryminacji ludności chrześcijańskiej. W roku 1669 magistrat m. Pińska
zaskarżył w sądzie, pisząc: „A napierwo trzecią część w arędzie mieyskiey,
do którey nigdy przed tym nie należeli, sobie niesłusznie przywłaszczyli, a po
tym na większą zgubę mieyską, zubożenie y rozpędzenie chrześcian, mieszczan
pińskich, potajemnie, bez żadnej wiadomości króla na puszczenie w kapszczyznę
arędy gorzalczaney w Samborze consens otrzymawszy, spichlerz szynkowania
gorzałek z dawnych lat od nayjjaśniejszych królów ichmościów miastu Pińskiemu
uprzywilejowany, zniszczyli, w niwecz obrócili, od którego przed tym za lat ośmnaście
kwoty należytey nie zapłacili... A zatym, podniosszy się w górę, nabudowawszy
do kilkudziesiąt winnic w mieście Pińsku, wbiwszy się w możność, opanowawszy
niemało gruntów y placów mieyskich, nabudowawszy na nich bez wiadomości
magistratowey domów, kramów, bud, w rynku po ulicach y koło swey żydowskiey
bożnicy, gdzie się im mieysce upodobało, gorzałkę paląc, miody sycąc, piwa
warząc, one w domach y po ulicach szynkując, żadnego datku od domów, kramów y
bud należącego, tudzież stolcowego... (...) pełnić y oddawać nie chcą y nie
oddają, ale mając w domach swych pokątne miary, jako to wiadra miodowe,
trzecinniki. tudzież wagi wszelakie, wielki uszczerbek ubogim chrześcianom
czynią... (...) A siebie przez szynki ustawiczne gorzałek y drugich napojów do
wielkiego bogactwa przywiedli, że aż mieszczanie ... y samych siebie nie mogąc
czym sustentować, jedni domy swe porzuciwszy, a drudzy za marne imże, żydom,
pieniądze zbywszy, precz rozwlec się musieli. A obżałowani (oskarżeni) coraz
daley rozpościerając się y ostatek mieszczan ubogich widząc upadłemi y przez
ich podstępne chytrości zniszczonemi, znieważają, uciskają y słowy wierze
chrześciańskiey nieprzystoynemi szkalują y urągają. A co większa, nie tylko w
dni pospolite, ale y we dnie święte bez przestanku w kilkadziesiąt winnicach na
kilkaset kotłów y bań gorzałkę pędząc y oną po różnych miastach y miasteczkach
rozwożąc y sprzedając, zboża wozami u ludzi wieyskich y innych tak w rynku,
jako y po ulicach y drogach przeymując, nie puszczając w rynku prowadzić, ogółem
zawracając ubogim zaś chrześcianom, którzy jedni czwiartkę, drudzy półczwiartki
według ubóstwa dla pożywienia siebie samych chcą kupić, nie przypuszczają,
owszem odpychają, y kupować nie dopuszczają (...), a tak wielką nadzwyczayną
drogość żyta uczynili...” (Akty izdawajemyje..., t. XXIX, s. 16-17).
Zbrodniarz, o ile był żydowskiego
pochodzenia, nie mógł być sądzony przez sąd polski zanim nie został oficjalnie
wydalony ze społeczności żydowskiej przez swych ziomków. A tak stawało się
dopiero wówczas, gdy działał lub świadczył przeciwko członkom własnej wspólnoty.
Świadectwa te zresztą w ogóle nie mogły być brane pod uwagę. Jeden z
uniwersałów króla Jana III Sobieskiego (1686) głosił: „a gdyby iuż taki
wyłączony przeciwko żydom miał świadczyć, takiego świadectwa nie ważne być
maią, y z takiego każdego występnego nigdzie żydzi turbowani y penowani być nie
maią, wiecznemi czasy waruiemy”.
(Akty izdawajemyje..., t.
V, s. 212).
Nigdzie bodaj na świecie, w tym też w
państwie żydowskim, nie istniały przepisy stawiające Żydów prawie zupełnie
ponad prawem państwowym, jak to miało miejsce w Polsce. Te absurdalne, głupie
przywileje budziły niechęć reszty ludności do Żydów, stanowiły poważne źródło żywiołowego
antysemityzmu.
W instrukcji sejmiku szlacheckiego województwa
wileńskiego z 24 sierpnia 1735 roku w punkcie „8” czytamy: „Żydzi też
wielkiego xięstwa Litewskiego ponieważ, per machinationes y przez wynaydzione
różnemi praetextami y protekcyami sposoby, nie tylko znaczne od ludzi
kupieckich do siebie przeciągnęli handle y zarobki z których abundanter profitują,
ale też in hoc turbido statu, implikowawszy się no rożnych partyi y
znalazszy dla siebie media lucrandi, stan etiam rycerski uciemiężyli, a siebie
zbogacili. Za czym ażeby do pogłównego większego, przynaymniey in duplo. niż constytucya
roku 1717 naznaczyła, byli przynagleni, sub proscriptione de regno, które
pogłowie takoż na zapłatą woysku caedere powinno.” (Akty izdawajemyje...,
t. XIII, s. 181).
Z przytoczonych dokumentów wynika, że z
jednej strony, cieszyli się Żydzi w Rzeczypospolitej wielką swobodą i prawami,
ale z drugiej, życie ich tu było – jak to ludzkie życie – dość trudne, bardzo
dalekie od „rajskiego”, że musieli stawiać czoła wielu przeciwnościom losu,
walczyć o miejsce pod słońcem. Z tym jednak, że naprawdę nie spotkało ich tu
nigdy ludobójstwo, masowe prześladowania czy urzędowy antysemityzm.
Niemiecki uczony Siegfried Passarge jest
autorem teorii o cyklicznej naturze każdego kontaktu Żydów z gojami. Wszelki
taki cykl ma pięć etapów: 1) osiedlenie się Izraelitów w danym kraju; 2)
utwierdzenie się i umocnienie ich tam, korzystając z tolerancji i przywilejów;
3) rozkwit dzięki zręczności, wpływom i bogactwu; 4) protest i bronienie się
miejscowej ludności, zrazu powstrzymywane przez rządy i kościoły; 5) wybuch
rozruchów antyżydowskich, rzeź lub wygnanie Judejczyków. Następnie cykl zaczyna
się od nowa w innym kraju. Schemat ten, jak się wydaje, nader trafny, ma jednak
pewien wyjątek, mianowicie: los Żydów w Polsce, gdzie cały cykl przed
stuleciami i na zawsze zatrzymał się na etapie trzecim.
***
Mimo „anarchii”, tak
często Polsce zupełnie słusznie
zarzucanej, była jednak Rzeczpospolita do pewnego momentu krajem
praworządnym i zbudowanym na swego rodzaju idealizmie moralno-politycznym, o
czym świadczą zdarzenia, opisane w źródłach archiwalnych. W trakcie wojny
moskiewsko-polskiej, na przykład, w roku 1663, zdarzył się w miejscowości
Porzecze koło Pińska przypadek utopienia przez miejscowych mieszkańców
(zrozpaczonych i zdesperowanych okrucieństwami oddziałów carskich) jednego z
jeńców wojennych, który wpadł do rąk polskich. Sprawa w zasadzie pospolita,
ludność miejscowa podczas wojny często dopuszcza się samosądów na
unieszkodliwionych najeźdźcach i z reguły nie jest za to karana. W Rzeczypospolitej
było inaczej. Oto interesujący fragment z ksiąg sądu pińskiego z 12 marca 1663
roku: „Naprzód Marcin Naliwaykowicz powiedział, żeśmy byli na straży nocney
w izbie, gdzie był moskal za strażą naszą, gdzie przyszedł pan Kałaur, urzędnik
nasz, z woytem Chwesiem Zdankowiczem do izby w nocy. Wzięli moskala, mówiąc mu:
idź z nami do młynarza, napijesz się tabaki y gorzałki y pojednamy się z sobą.
Kazał go nam prowadzić, gdzie przywiodszy ku młynu, wrzucili go do spustu,
bijąc go kijami. Moskal palu się trzymał już zbity, potym go oderwawszy od pali
do wody pod lód wrzucili. Skąd wypłynął, pod lodem będąc, uciekał ku dworowi. Tamże go wóyt Chwaśko z nami dogonił, a pan
Kałaur zboku przypadszy, wzięli moskala y do wody juz ledwo żyjącego, bijąc
wrzucili y utopili związanego. A switkę jego białą, albo siermięgę, co z siebie
zrzucił wypłynąwszy z wody, kazał mi pan Kałaur do domu swego odnieść y jam
odniósł. U wóyta się prosił moskal y kilka rubli denieh obiecował (...)” – Wyrok: „Stróża tego bić”. Drugi
stróż nocny Wasil Mieszkuc powie w te słowa, że „nam pan Kałaur moskala kazał utopić” – Wyrok: „Y także bić”.(...)
„Młynarzowa siostra,
dziewka, wyniosła łyk wiązek; moskal miał ręce związane y nogi, która dziewka
rękę moskalowi do nogi prawey przywiązała, a młynarz z wóytem trzymali, a potem
bijąc w łeb kijami do wody pod koło wrzucili”. –- Wyrok: „Nos urznąć”.
„Pastuch dworny
Welendij Borysowicz, zgadzając się z drugimi słowo w słowo powiedział y to
przyznawa, że y ja nieboszczyka moskala tonącego nasieką w łeb bił za
rozkazaniem pana urzędnika naszego” – Wyrok: „Temu
nos urżnąć”... (...)
Wójt – powiedział
Chwaśko Zdankowicz – „kazał żebyśmy
utopili moskala. Za rozkazaniem pana
Kałaura, wziąwszy go ze dworu w Porzeczu, odwiedliśmy go do młyna, wrzucili pod
spust, gdzie się moskal ratował y trochę Kałaura za sobą do wody nie wciągnął.
I prosił moskal Kałaura, żeby się z ludźmi po rusku popraszczał (pożegnał), zaraz
go do wody wrzucono...” – Wyrok: „Woyta na gardło szubienicą”. Zdankowicza również skazano na
bicie postronkami i powieszenie. (Akty izdawajemyje
Wilenskoju Archeograficzeskoju Komissijeju, t. XXXIV, s. 258-260, Wilno).
Tak wiec za zabicie jednego ze zbirów
carskich, którzy tak się dawali we znaki ludności Pińszczyzny podczas niedawnej
okupacji moskiewskiej, kiedy to z rąk najeźdźcy wyginęła ponad połowa
mieszkańców tych ziem, a nie pozostało żadnej wsi nie spalonej, skazano na
śmierć aż dwie osoby. Bo prawo musi być prawem dla wszystkich. Przy tym skargę do
sądu wystosowała pani Eufimia Krystyna Kuncewiczowa, której mąż Mikołaj
wywodził się z rodziny, mającej dawne porachunki z Rosjanami...
Historyk Grzegorz Leopold Seidler stwierdza,
że „polska mysl polityczna cieszyła się uznaniem Europy, a społeczne koncepcje
polskich arian budziły podziw i szacunek przez długie dziesiątki lat u najwybitniejszych
umysłów.” Kwintesencję „złotej wolności” staropolskiej
w dziedzinie politycznej dość precyzyjnie wyraził Jan Zamoyski, znany przywódca
XVI-wieczny: „Nikt u nas żadnego
rządu nie uznaje, jeśli mu się sam dobrowolnie nie poddał... Sami tak jesteśmy
wolni, że ani król, ani urzędnik żadnej nad nami mocy nie mają, tylko tę,
jakąśmy im sami nad sobą wedle ustaw publicznych nadali”...
Wolność polityczna
miała w dziedzinie kultury skutki, które zmusiły Erazma z Rotterdamu napisać o
Polsce: „Składam powinszowanie narodowi, który
chociaż niegdyś uważany za barbarzyński, teraz tak pięknie rozwija się w
dziedzinie nauki, praw, obyczajów, religii i we wszystkim, co przeciwne jest
wszelkiemu nieokrzesaniu, że współzawodniczyć może z najbardziej kulturalnymi
narodami świata...”
***
Nie znaczy to, powtórzmy jeszcze raz, że w Rzeczypospolitej żyło
się idyllicznie i sielankowo. Źródła historyczne
podają wiadomości o wspólnych wystąpieniach biedoty chrześcijańskiej i żydowskiej
przeciwko wspólnym ciemiężycielom, niezależnie od wyznania. Zdarzały się też
wspólne wystąpienia Żydów i mieszczan przeciw szlachcie. W roku 1589 w miejscowości
Kamionka Strumiłowa mieszczanie polscy przyjęli Żydów „do prawa swego, do wolności wszystkich”, zobowiązując się „te Żydy bronić jako właśnie sąsiadów naszych
od przenagabywania i od gwałtów, tak szlachty jako i żołnierza, i nie
dopuszczać im krzywdy czynić”. A jednak M. Fuks pisze: „Udzielanie kredytu na lichwiarski procent
prowadziło do zubożenia zarówno żydowskich, jak i chrześcijańskich dłużników.
Część z nich wtrącano do więzień, a ich rodziny pozostawały bez środków do
życia. Ten przejaw lichwiarskiej działalności Żydów wzmagał niechęć do ludności
żydowskiej, podtrzymywaną przez odrębności natury religijnej i obyczajowej”.
Ale chodziło tu nie o żadne resentymenty etniczne,
lecz tylko i wyłącznie o wartości materialne, o czym jednoznacznie świadczą
zachowane przekazy archiwalne. Tak, np. pod koniec XVI wieku w Mohylewie
pociągnięto do odpowiedzialności karnej mieszczanina Lukjana Ciołka za to, że
„w domu swym gorzałkę palił”, wbrew dekretowi królewskiemu. Nie był jednak
odosobniony, samogoniarstwo kwitło wówczas i od spraw tych aż się roi w
księgach sądowych. Ciekawe, że monopol na wyrób i sprzedaż wódki po miastach
Białej Rusi uzyskali Żydzi (Afrasz Rachmulewicz, Moszka Julewicz itp.); oni też
nieustannie donosili do urzędów na tych, kto „produkował” wódkę, chociażby
tylko na „użytek wewnętrzny”. A to budziło niezadowolenie „aryjskich” samogoniarzy,
którzy, i owszem, rywalizowali z Żydami, lecz ich nie niszczyli i nie
prześladowali. Byłoby to niezgodne z polską tradycją, ale np., gdy w lutym 1563
roku wojska Iwana Groźnego zdobyły na Litwie Połock, jednym z pierwszych
zabiegów przywracających w oczach zwycięzców „ruskość” temu miastu było
utopienie w Dźwinie wszystkich co do jednego Żydów, w tym mieście
zamieszkałych, a było ich kilkanaście tysięcy.
***
Żydofilstwo Polaków nabrało tak
drastycznych form, że rdzenna szlachta lechicka masowo przyjmowała judaizm porzucając
chrześcijaństwo. Do dziś Polaków, jak zaznaczyliśmy powyżej, koroniarzy na Litwie się zwie „pachołkami
żydowskimi”.
10 lipca 1539 roku Zygmunt I wydał
urzędowy list (Akty otnosiaszczijesia k
istorii Zapadnoj Rossii, t. 2), w którym zawiadamiał panów szlachtę W. Ks.
Litewskiego, że wysyła na ziemie Księstwa specjalnych posłów Siłę Antonowicza i
Jana Korcjusa w celu poszukiwania i chwytania szlachciców polskich, którzy
przeszli na judaizm i wyjechali na Litwę. Posłowie mieli tych „odstupników”
„imaci i hamowaci”. Gdyby zaś ktoś z Żydów takich obrzezanych szlachciców
chował, miał być wzięty do aresztu i karany „gardłem”, a majątek jego
skonfiskowany na rzecz skarbu. Samych zaś „rzezańców” miano „reedukować”, z
wyjątkiem tych, którzy udowodniliby, że są żydowskiego pochodzenia i po prostu
powracają na łono wyznania rodzimego – tych nie miała spotkać żadna kara.
Dokument ten świadczy, że przejścia na judaizm były widocznie liczne (w
przeciwnym razie nie byłoby potrzeby robić tyle hałasu o błahą sprawę), jak i o
tym, że ówczesna szlachta polska (szczególnie krakowska) była dość niewybredna
pod względem etycznym.
Na skutek nawróceń na judaizm i
spowodowanych tym małżeństw mieszanych uległy żydowskiej asymilacji („zżydzeniu”)
poszczególne gałęzie tak znanych polskich rodzin szlacheckich, jak hrabiowie
Zamojscy (spokrewnieni m.in. z Kronenbergami), książęta Woronieccy (z
Epsteinami), Godowscy, Grudzińscy, Jabłońscy, Jakubowscy, Wielowiejscy,
Malewscy, Małachowscy, Mazowieccy, Bieleccy, Radziwiłłowie, Niewiarowscy,
Stommowie, Wilczyńscy, Kłopotowscy, Potoccy, Warszawscy, Nowakowscy, Karpowie,
Sawiccy, Niezabitowscy, Turowiczowie i cały szereg dalszych, dobrze znanych
później na arenie publicznej.
Większość
nazwisk Żydów polskich
stanowiły patronimiki kończące
się na „-wicz”:
Chaimowicz, Jakubowicz, Lewkowicz, Juszkiewicz, Rafałowicz, Ickowicz,
Józefowicz, Aleksandrowicz, Jankielewicz, Majerowicz. Drugą
co do liczebności
grupę stanowiły tak
zwane przezwiska wyrażające
zatrudnienie: Arendarz, Bakałarz,
Furman, Czapnik, Paskudnik,
Kantor, Krawiec, Kuśnierz, Piekarczyk,
Szewczyk, Rabin, Rzeźnik, Bednarczyk, Szkolnik, Złotnik, Żeleźniak
itd. Na trzecią
składały się nazwiska
odmiejscowe: Krakowski, Warszawski, Osiecki, Żmigrodzki, Wileński,
Łapczycki, Grodzieński etc.
(Por. Spis Żydów Województwa
Krakowskiego z roku
1765, Kraków 1898).
Łatwo rozpoznać żydowskość
także takich „arcypolskich” nazwisk,
jak Czarnogórski, Złotopolski,
Srebrakowski, Nowomiejski, Kardynalski,
Doktorski, Diamentowski,
Biskupski i in.
Ludwik Korwin (Szlachta neoficka, Kraków 1939, t. 2) do rodzin żydowskich zalicza
takie jak: Bartoszewicz (nobilitowani w 1765), Bergin (1764), Bielski (1764),
Blanc (Blank, 1790), Bloch (1883), br. Boessner (1785), br. Brunicki (Brenn,
1815), Buchenthal-Dobrowolski (1764), Ciechanowski (1837, herbu Skarbień,
dziedzice dóbr Grodziec, spokrewnili się w XIX-XX wieku z Garbińskimi,
Dzieduszyckimi, Makowieckimi, Raczyńskimi, Wysockimi, Brzezińskimi, Zawackimi),
Dąbrowski (1773, ziemstwo orszańskie nadało herb „Dąbrowski”), Dessau,
Dobrowolski (1773, Orsza), Dobrowolski (1764), Dobrowolski (1760, herbu
Nowina), Dobrowolski (1764, herbu Odyniec), Dobrowolski (1764, herbu Pocisk),
Dobrowolski (1790, herbu Nieczuja), Dobrzyński (1764, herbu Kondor), baron
Dulfus, Dziakowski (1765, herbu Trąby), Enoch (1852), Epsztein (1869),
Felsztyński (1775, herbu Nałęcz), Fischel-Powidzki (1507, Korab), Flatan,
Frejczerowski, Frejberg, Frenkel, Górski-Gurski (1764, herbu Łaska), Grabowski
(1790, herbu Dołęga), Halpern, Hejmer, Jakubowski (1765, herbu Kopacz),
Jakubowski (1836), Jakubowski (1790, herbu Topór), baron Jakubowski (1764,
herbu Oksza), Jankowski (1764), Jarmund (1764, herbu Kierdeja), Jasiński (1823,
herbu Złotowąż), Jeleński (1764, herbu Korczak), Józefowicz Hlebicki (1499,
herbu Leliwa), Konderski (1764), Koźliński (1765, herbu Brodzic), Krasnowojski
(1765, herbu Wdzięczność), Kriegshaber, baron Kronenberg, Krysiński (1793,
herbu Leliwa), Krzyżanowski (1764), Krzyżanowski (1786, herbu Dąb vel
Jasna-Góra), Krzyżanowski (ok. 1721, herbu Krucyni), Kwieciński (1764, herbu
Gryf), Laski (1837, herbu Frenkel), hr. Lesser, br. Lesser, Lipiński (1764,
herbu Strzała vel Liniewski odm.), Lipski (1764, herbu Kościesza-Kuszaba),
Lityński (1764), Łabęcki (1818, herbu Łabędziogrot), Łużyński-Abramowicz (1764,
herbu Lubicz), Majewski (1764), Malina (1764), Mańkowski (1764), Michaelis
(1845, herbu Hening), Michałowski (1764, herbu Orłowski), Mięstachowski (ok.
1750), Milewski (1800, herbu Milewski vel Milkuszyc vel Czółno),
Milkuschitz-Miltowski, Narębski (1764. herbu Dołęga), Niedzielski (1764, herbu
Szeliga), Niemira (herbu Mięszaniec, potomkowie Estery i króla Kazimierza
Wielkiego), Niewiarowski (1764), Nizielski (1764, herbu Szeliga), Nowakowski
(1764, herbu Strocyusz vel Krocyusz vel Trzy Księżyce odm.; istnieje też polska
rodzina o tym nazwisku i herbie), Nowakowski (1764, herbu Złota Rzeka), Nowicki
(1764), Oranowski (1764), Orłowski (1764), Osiecimski (1764), hrabia Osiecimski
– Hutten Czapski, Oświecimski (1764, herbu Lubicz), Oszejko (1499, herbu
Merowy), Pawłowicz (1764, herbu Rogala), Pawłowski (1764), Pełka, Piotrowski
(1790, herbu Tęczyc), Porębski vel Porembski (1765, herbu Kornicz),
Poziomkowski (1764), Poznański (1764, herbu Boża Wola odm.), Przewłocki (1764,
herbu Przestrzał odm.), hrabia Renard, Rosenthal (1890), Sacher-Masoch (1729),
Schabicki (1765, herbu Jastrzębiec odm.), br. Simolin, Stuliński (1765, herbu
Wdzięczność), Świątecki (1764, herbu Nowina Nowa), Świątkowski (1764, herbu
Nowina Nowa), Szpaczkiewicz (1764), Techlowicz (1765, herbu Jastrzębiec odm.),
Trojanowski (1765, herbu Łaska), Turnau (1857), Tykiel (1842, herbu Cholewiec),
Urbanowski (1765, herbu Prus II), Wolański (1765, herbu Nałęcz), Wolf (1820,
herbu Postęp), Wolski (1765, herbu Niedźwiedź Biały), Wołowski (pierwotnie
Schor, 1791, herbu Czerwony), Wołowski (1839, herbu Bawoł), Wołowski (1823, herbu
Na Kaskach), Zawojski (1765, herbu Jostrzębiec), Zbitniewski (1764, herbu Niedźwiedź
Czarny).
Faktem
jest, że wielu
Polaków przechodziło na
judaizm, gdy miało
dość nie tylko
polskiej nędzy materialnej,
ale i polskiej
niegodziwości, głupoty i podłości. Tylko niekiedy udawało się odstępstwa szlachty przykładnie ukarać. Tak
np. hrabia Walenty Potocki przebywając w Paryżu poprosił pewnego Żyda, aby go
uczył Talmudu. Ten zgodził się, gdy uzyskał przyrzeczenie, że jeśli Potocki
przekona się o błędzie chrześcijaństwa, nawróci się na judaizm. Tak się też
stało i hrabia dokonał konwersji w Amsterdamie, potem zaś udał się do Wilna.
Tam doniesiono nań i został spalony w 1746 roku. Na cmentarzu żydowskim w
Wilnie znajdował się grób, na który jeszcze przed II wojną światową przybywali
pielgrzymi całego Yesroela, aby złożyć hołd sławnemu ger cedek (sprawiedliwemu prozelicie) z
Wilna.
Tysiące przypadków narodowej apostazji pozostały jednak nawet
niezauważone. Siłą rzeczy powstała w ten sposób szlachta polsko-żydowska
(tzw. Żydopolakami) wywierała znaczny wpływ na bieg spraw w Rzeczypospolitej i
powodowała, że życie Żydów w Polsce naprawdę nie było uciążliwe, a
stawało się coraz
lepsze. Jak to wyraził znany pisarz: „Tylko w Polsce Żyd miał prawo pełnego uduchowienia, co ja zawsze
podkreślam, tylko tam stworzyli Żydzi swoją całkowitą kulturę żydowską,
jednocześnie utrzymując kontakt z „właścicielami domu”. Tylko w Polsce Żydzi
znaleźli takie idealne warunki rozwoju
psychicznego i filozoficznego... Goszczący nas naród polski pozwalał nam
wysławiać się naszym słownictwem. Żaden inny naród nie pozwoliłby na to tak
dużej mniejszości narodowej i religijnej... W Polsce Żydzi stworzyli żydowski
język, kulturę chasydzką, swój mesjanizm i filozofię, które poprzez Bund w
jakimś stopniu mają swój wkład do państwa Izrael... W Polsce stosunek do Żydów
nie miał charakteru rasistowskiego... Istniały ekscesy antyżydowskie, postawy
antyżydowskie, podkultura antyżydowska, (podobnie jak wśród Żydów istniała
podkultura antypolska). Ale to wyrastało z symbiozy, z pokrewieństwa dusz, z
sąsiedztwa kościoła i synagogi...” (Z wypowiedzi pisarza Jerzego
Kosińskiego, polskiego Żyda z pochodzenia, dla gazety „Polityka”, 30 maja 1987 r.).
Władysław IV, król polski, 23 kwietnia 1633 roku
podpisał przywilej, uwalniający Żydów od wszelkich płatności i podatków.
Postanawiał monarcha – rzecz pod względem
głupoty niesłychana nigdy i nigdzie, ani przedtem, ani
potem, prócz Rzeczypospolitej! – że Żydzi „handlować
y targować mogą y będą, żadne podatki (aby z nich) brane y wyciągane nie były”...
(Akty izdawajemyje Wilenskoju
Archeograficzeskoju Komissijeju, t. 29). A przecież z Polaków, Litwinów,
Białorusinów, Ukraińców, Tatarów, Ormian i innych obywateli podatki ściągano.
Tylko Żydów postawiono nad prawem powszechnym, co nieuchronnie musiało budzić
do nich nienawiść ze strony reszty ludności; Żydów zaś ta
sytuacja rozzuchwalała do ostatnich granic. Akty prawne jednak wciąż na nowo uprzywilejowujące Żydów
ukazywały się nieomal co roku. Tak np. do ksiąg akt ziemskich województwa
witebskiego z lat 1634-1636 wniesiono następujący dokument królewski: „Władysław czwarty z Bożey łaski krul polski,
wielkie xiąże Litewskie, Ruskie, Pruskie, Żmudzkie, Jnflantskie a Szwedsky,
Gotsky, Wandalsky dziedziczny krul, obrany Wielki Car Moskiewsky. Oznaymuiemy
tym listem naszym, komu to wiedzieć należy, a żesmy ieneralnym listem przywileiem
naszym wszystkie prawa, przywileia, wolności poddanym naszym żydom we wszystkim
wielkim xięstwie Litewskim, w miastach, miasteczkach mieszkaiącym od
antecessorów naszych y od swieżo umarłego swiętey pamięci krola Jego mci pana
oyca naszego im na wszelakie kupiectwa handle różnemi towarami, na krame
otworzyste, łokciem mierzyć, funtem ważyć, bożnicy y placy na schowanie ciał
ich zmarłych mieć nadane, konfirmowali, iednak za wniesieniem prośby od Samuela
y Lazarza Moyżeszowiczów, żydów wileńskich, sług naszych, imieniem żydów
Witebskich y osobliwą za nimi panów rad y urzędników naszych przyczyną, abyśmy
ich przy takim prawie y wolnosciach, które oni, od lat kilkodziesiąt mieszkaiąc,
maią, spokoynie zachowali. Jakoż czyniąc to na przyczynę panów rady y
urzędników naszych, pomienionych żydów witebskich przy takich prawach,
wolnościach wysz wspomnionych y w ieneralnym liście naszym y w przywileiach im
służących dostatecznie wyrażonych, cale y spokoynie zachowuiemy, pozwalaiąc im
do tego w tem mieście Witebskim domy y placy, z wolną ich dispozitią,
kupować y z onych tam, gdzie należeć będzie, powinność zwyczayną pełnić, samych
osób ich prawo y władzy wielmożnym woiewodom w czynieniu sprawiedliwości wcale
zostawiwszy, co wszystko stwierdzaiąc żydom witebskim, bierzemy ich pod obronę
y protekcyą naszą królewską y aby przy tym wszystkiem spokoynie zachowani byli,
bezprawia y gwałtów ni od kogo nie ponosili, czego grodzki nasz y mieyski
witebski urząd postrzegać dla łaski naszey y powinności swey maią y będą
powinni, na co dla lepszey wiary ręką się naszą podpisawszy, pieczęć wielkiego
xięstwa Litewskiego przycisnąć rozkazaliśmy. Dan w Krakowie dnia dziewiątego
miesiąca Marca roku pańskiego tysiąc sześć set trzydziestego”...
Nic dziwnego, że zuchwalstwo Żydów i pewność siebie
rosły niepomiernie, aż w poczuciu
zupełnej bezkarności zaczęli
bezpardonowo zwalczać się
także we własnym
gronie. 8 grudnia 1646 roku Władysław IV podpisał przywilej, w którym
musiał bronić Karaimów trockich przed Żydami wileńskimi. W dokumencie tym
znamiennym (nazywającym także Karaimów „żydami”) czytamy: „Przełożono jest nam imieniem żydów-karaimów w mieście naszym Trockim
mieszkających, iż niektórzy żydzi-rabinowi czasy nie dawnemi w mieście naszym
Trockim mieszkania sobie nająwszy, w onych rezydując, wolności żydom karaimskim
od świętey pamięci przodków naszych y nas samych nadanych nullo jure zażywają,
szynki napojów wszelakich chowają y handle rozmaite ku uymie praw im nadanych y
pożytków żydom karaimskim należących odprawują; w czym iż wielką szkodę żydzi
Troccy karaimowie zdawna wolnościami w tym mieście obwarowane od żydów rabinów
(które nigdy przedtem żadnego incolato w mieście Trockim nie mieli) ponoszą”.
Nakazuje król burmistrzowi Trok: „Chcemi mieć po uprzeymości waszey, abyś
uprzeymość wasza żydom-rabinom żadnego mieszkania w mieście Trockim mieć, domów
naymować, onych kupować, ani pod żadnym pretextem nabywać y żadney przeszkody w
handlach żydom-karaimom czynić nie dopuszczał, ale we wszytkim onych przy
prawach y wolnościach im nadanych zachował, uczynisz to uprzeymość wasza z
powinności swey y dla łaski naszey. Dan w Warszawie dnia 3 Decembra 1646 r...
Vladislaus Rex” (Akty izdawajemyje Wilenskoju
Archeograficzeskoju Komissijeju, t. 29).
Rok 1648, gdy wybuchło powstanie Bohdana
Chmielnickiego, pogrążył kraj w kryzysie gospodarczym. Wojny z Ukrainą, Rosją,
Szwecją, Turcją i Tatarami, które trwały w ciągu następnych 60 lat prawie
nieprzerwanie, spowodowały upadek miast i rolnictwa, ogromne straty demograficzne
i terytorialne. Na terenach, zajętych przez przeciwników Rzeczypospolitej,
gminy żydowskie przestały istnieć. Oblicza się, że tylko Kozacy zlikwidowali do
125 tysięcy Żydów. W tej sytuacji Żydzi szukali schronienia na ziemiach Polski
centralnej oraz ponownie w Zachodniej Europie.
Podczas wojen kozackich Ukraińcy niekiedy
oszczędzali Żydów, którzy przechodzili na prawosławie i składali przysięgę na
wierność carowi rosyjskiemu. Król Jan Kazimierz mówi o tym w swym uniwersale z 2
maja 1650 roku: „Pod czas tey woyny
kozackiey zabranych wiele osób tak mężczyzn, jako też y białych głów, dzieci
żydowskich u niektórych (...) Y z nich niektórzy częścią różnym udręczeniem, a
częścią też drudzy z bojaźni zdrowia swego ratując na wiarę ruską przymuszeni
byli y do tego czasu wypuszczeni nie są”...
Rozkazuje król władzom miejscowym, aby Żydów „wolnych do ich domów, dostatków y handlów
wypuścili y żeby wszyscy, kto im tylko co wziął, pozwracali, przestrzegli;
handlów zwyczajnych y pożywienia onym nie bronili y nie przeszkadzali, ale y
owszem przy wolnościach onym zdawna z praw ich y zwyczajów służących cale zachowali”...
(Akty izdawajemyje Wilenskoju
Archeograficzeskoju Komissijeju, t. 29).
Podczas więc, gdy innych kolaborantów wywieszano na
wierzbach przydrożnych, kolaboranci żydowscy wrócili rychło do dawnych przywilejów
nie ponosząc żadnego uszczerbku za współpracę z kozakami i Rosjanami w
niszczeniu Polski i Litwy. Poniektórzy Żydzi pozostali na mocy tajnych decyzji
kahałów w prawosławiu i z czasem zajęli w nim pozycje przywódcze. Powoli też
przestawali czuć do Polski nawet odrobinę szacunku, bo jednak ludzie pozostają
ludźmi i szanują tylko tego, kogo się choć trochę boją czy przynajmniej
obawiają. Państwo Polskie tego uczucia wzbudzić nie było w stanie, gdyż każdy
urzędnik i każdy król łatwo dawał się przybyszom przekupić – nawet za
niewygórowaną sumę. Tanio więc cenili sobie Żydzi władzę polską – i bardzo
słusznie, gdyż władza ta sama siebie nie ceniła i nie szanowała w ogóle. A
próby jej emancypacji spod obcego dyktanda miały z reguły charakter żałosny
i budzący politowanie, gdyż żadne prawo ustanowione nie było w tym
moralnie zabagnionym kraju przestrzegane.
28 marca 1653 roku król polski a wielki książę
litewski Jan Kazimierz wystosował z Grodna do swych poddanych list, zakazujący
Żydom wynajmować na służbę chrześcijan. W dokumencie tym czytamy: „Z tych miar, gdy nas różne od wielu dochodzą
wiadomości, iż w mieście naszym stołecznym Wilnie (które, iako metropolis państwa
Wo. Xtwa Litgo we wszystkim powinne innym miastom)... żydzi miasta tego, mało
na tym maiąc, że z różnych mieysc y miast wielką moc żydów obcych sensivi
[cicho, stale, kryjomo – J. C.] do siebie
przyjmować, tak sami, iako y przychodniowie, u nich będący, w handlach,
kupiectwach, szynkach, rzemiosłach, przeciwko przywileiom, miastu y cechu
nadanym, przeciwko decretów królów ichmciów, przodków naszych, y naszym
wykraczaią, a chrześciianom w nich wielką praepeditią [przeszkodę – J. C.] czyniąc, pożywienie im odeymuią. Ale, co
większa, mogąc, a nie chcąc, sami sobie usługować, chrześciian czeladź utrisque
sexus [płci obojga – J. C.], in
opprobrium sanurinis christiani, [w zamiarze nadwerężenia zdrowia ducha i
ciała chrześcijan – J. C.] do siebie w
niemałey liczbie naprzyimowawszy, w tak nieprzystoynym a Bogu y ludziom
nieprzystoynym pożyciu one chowaiąc, że z pomienioney czeladzi
chrześciiańskiey, u nich na służbie będącey, większa ich część, przepomniawszy
Boga, a zbawienie dusz swoich zaniedbawszy, bez spowiedzi, sacramentów
świętych, słuchania słowa Bożego, obserwowania postów, szanowania świąt, a co
detestabilius est [wstrętne jest – J. C.], in atheismum [w bezbożność – J. C.] prawie delapsi [strącają – J. C.], in profunda [w otchłań – J. C.] o
Bogu y artykułach wiary, do zbawienia dusz należących, ignorantia
[niewiedzy – J. C.], iednym słowem, sine
divinis [bez ducha boskiego – J. C.] żywot
swój prowadzą. A z takowej z niemi conversatiey [rozmowy – J. C.] y obcowania, nierządne pożycie y insze
ciężkie, maiestat Boski obrażaiące obrzydliwości passim [wszędzie – J. C.] zawiązuią się, czym iż nie tylko się
maiestat Boski uraża, ale y serce chrześciańskie żałosne być musi, słusznie za
sobą y naszą ma pociągać indignatią [niezadowolenie – J. C.]. Za czym my, iako supremus [zwierzchnik –
J. C.] w państwie naszym divinarum
humanarumque legum custos [boskich i ludzkich praw stróż – J. C.], nie chcąc takowey obrazy bożey a
obrzydliwości ludzkiey w państwie naszym... cierpieć... stosując się w tym do
prawa koronnego constitutiey roku 1565 o nie chowaniu przez żydy czeladzi
chrześciiańskiey sexus utrisque [płci obojga – J. C.] uchwaloney, także y do statutowey [konstytucji – J. C.] wielkiego xięstwa litewskiego o nie chowaniu
przez nich mamek chrześciiańskich, pomienione prawo koronne na żydy wszystkie
wielkiego xięstwa litewskiego extenduiemy [rozciągamy – J. C.] y one do nich applikuiemy [przyłączamy –
J. C.]...
Żydom wilenskim,
wszystkim ogółem y każdemu z nich z osobna, żadnego nie wyimuiąc, także y w
inszych miastach y miasteczkach, iurisdictiey [prawodawstwu – J. C.] naszey podległych,... mieszkaiących rozkazuiemy, aby od publikowania
tego listu naszego do niedziel sześciu czeladź chrześciiańską, na służbie u
siebie będącą, utrisque sexus [płci obojga – J. C.], odprawili; a po wyiściu niedziel sześciu, aby na potym wiecznemi czasy
chrześcian, tak mezskiey, iako y białey płci, na służbie u siebie pod żadnym
praetextem [pozorem – J. C.] nie
chowali, zabraniamy y hoc nostro perpetuo et irrevocabili edicto [i na mocy
naszego wiecznego a nieodwołalnego wyroku – J. C.] zakazuiemy, czego żydzi starsi aby postrzegli y młodszym tego bronili”...
List przewidywał karę 10 tysięcy talarów za
jednokrotne złamanie tego prawa, powtórzenie tejże kary za powtórne
niestosowanie się do ukazu książęcego i wreszcie wygnanie z miasta za złamanie
zarządzenia po raz trzeci: „y za miasto
się wynieść tam, gdzie im mieysce naznaczymy, powinni będą”...
Akt powyższy był odpowiedzią na liczne skargi
obywateli, którzy zarzucali wyznawcom judaizmu szerzenie antychrześcijańskiego
ateizmu i demoralizacji wśród ludności nieżydowskiej, zakładanie domów
publicznych etc.
Oczywiście, z egzekucją tego prawa, jak i
wszystkich innych, w dawnej Rzeczypospolitej było krucho... Prawo było twarde,
ale naród miękki...
Nierzadko dochodziło do sytuacji, gdy Żydzi tak
dawali się we znaki chrześcijanom, iż ci musieli szukać ratunku u samego króla,
czy namiestników monarszych w województwach. Szli też Żydzi na współpracę
z zaborcami, za nic mając gościnność polską i własny obowiązek lojalności,
o czym mówi jeden z dokumentów z okresu wyniszczającej wojny polsko-rosyjskiej
lat 1654-1667.
„Żałowali y
obciążliwie opowiadali majętności Dołhinowskiey mieszczanie na żyda Abrama
Jakubowicza y na syna jego Moyżesza Abramowicza o tym, iż w roku 1660, m-ca
Marca 29 dnia, będąc za nieprzyjacielem moskalem, ten żyd z synem swoim,
przybywszy do miasta Dołhinowa, a zniosszy się z nieprzyjacielem moskalem,
w Wilnie będącym, starszym nad wszystkim powiatem oszmiańskim, Danielem
Myszeckim (...), ich ubogich ludzi od tego nieprzyjaciela moskala utrapionych a
zniszczonych do ostatka niszczyć, pustoszyć poczęli. Jakoż w tymże roku,
miesiąca kwietnia z moskalami wymyśliwszy więzienie tyrańskie niezwyczayne, porobiwszy
kunice żelazne (...) wymęczyli gotowizną kop tysiąc. Po którym wymęczeniu z tąż
moskwą poodbijawszy kramy z różnemi towarami będące, na półtora tysiąca złotych
w napojach gorzałczanych y różnych towarach wziął; futrem bobrów czternaście,
na włóczebne temuż moskalowi za jayca, syry kop sto, za miód y pienkę złotych
trzysta.
A nie ustawając w
tyraństwie swoim, ciż żydzi Pawła Mozolia, mieszczanina dołhinowskiego,
okowawszy do więzienia zamku wileńskiego temuż tyranowi moskiewskiemu odwieźli,
który (...) na hak na szubienicę go skazał. O które tyraństwo tego żyda Abrama
Jakubowicza y syna jego dali te opowiadanie swoje do xiąg grodzkich mińskich
zapisać”... (Akty izdawajemyje Wilenskoju
Archeograficzeskoju Komissijeju, t. 34).
Lecz na zaniesieniu tej skargi sprawa bynajmniej
się nie skończyła. Gdy Żydzi się dowiedzieli o niej, ogarnięci zostali żądzą
zemsty. A więc – donosi kolejny dokument, tym razem z lipca 1660 roku: „o czym wziowszy wiadomość ciż żydzi od tegoż
moskala w Wilnie będącego, nabrawszy moskwy po różnych miasteczkach y niedobitków
spod Lachowicz uchodzących, nie przestając w przedsięwzięciu swym, w złym,
zapamiętałym umyśle swoim (...) napadszy z nieprzyjacielem moskwą konno y
pieszo w nocy (czerwiec) na to miasto Dołhinowskie, okrzyk, hałas, strzelanie
uczynili, w którym napadnieniu mieszczan trzech zabito, y gdyby nie było
zgromadzenia różnych obcych ludzi, miasto by Dołhinów wysiekli y ogniem
wypalili, których nieprzyjaciół moskwę obronną ręką zaledwo z miasta wyparli”...
Komisja, mianowana przez magistrat miński, stwierdziła
na ofiarach: „w głowie ran trzy ciętych,
ręka prawa ucięta, ... ranę z tyłu w szyi ciętą, na głowie w samym ciemieniu
rana aż do mózgu” itp. „Które to
zabicie tych mieszczan na ten czas niemała gromada ludzi będących w rynku
dołhinowskim mienili być stałe za naprowadzeniem od żydów dołhinowskich Abrama
Jakubowicza y Moyżesza Abramowicza czaty moskiewskiey”...
Władze polskie absolutnie nie przyjmowały do
wiadomości tego rodzaju postępowania Żydów. W czerwcu 1664 roku król Jan
Kazimierz zezwala Żydom polsko-litewskim na spłacanie długów wekslami zamiast
gotówki, ponieważ oni na skutek okupacji moskiewskiej „do takiego ubóstwa y upadku przyszli, że creditorom swoim długów przez
się zaciągniętych nie mogą realiter wypłacić”. Chociaż ludność katolicka
ucierpiała nie mniej, takiego przywileju nie otrzymała.
To więc było już nie równouprawnienie, lecz
uprzywilejowywanie Żydów kosztem Polaków i Litwinów, co powodowało sprzeciw
tych ostatnich. Przeciwko np. uszlachcaniu za pieniądze Żydów i powierzaniu im
m.in. stanowisk sądowniczych protestował jeszcze Wacław Potocki (1625-1696),
pisząc:
„Nie zaraz z
kramu w krzesło, bo to z wielkim wstydem
Starszemu
szlachcicowi przed owym stać Żydem”.
W Rzeczypospolitej nie brakło więc nastrojów
antyżydowskich. Żydzi często stawali się przedmiotem drwin, ataków i
przyczepek, jak to m.in. opisał tenże Wacław Potocki w jednej ze swych fraszek:
„Student z
okna na Żyda idącego woła;
Ten pojźży, ów mu
jajem oko wybił z czoła.
A Żyd: „Słuchaj,
ty hultaj, i ty – rzecze – zdrajca!
Czemu to bez potrzeby
psujesz sobie jajca?”
Żydzi
czuli się w Rzeczypospolitej jako gospodarze, nie tylko nie pozwalali sobie
dmuchać w zupę, ale nieraz spluwali do talerza swych chrześcijańskich
współobywateli. Tak w roku 1631 ihumen klasztoru św. Spasa Gerwazy Hościłowski
skarżył się w sądzie m. Mohylewa, że jeden z jego mnichów został w biały dzień
zbity przez Żydów „rydlami i drągami”. Chodziło o to, że mnich ten o imieniu
Hiob próbował wyzwolić jakiegoś chłopa, którego „Isak i Lejb” wespół z innymi Żydami mohylewskimi bili na ulicy. „Ojciec Hiob prosił Żydów, żeby jego nie
szarpali, obiecując za niego sprawiedliwość uczynić każdemu, lecz żydowie tym
barziej i mużyka i swiaszczennika kułakami bili s krykom: „Bij, zabij tego pogańca!
My cię zabijemy i zapłacimy!”... Skargę zapisano do ksiąg grodzkich. I na
tym sprawa się skończyła.
W
1648 roku ukazał się druk Achacego Kmity pt. Kruk w złotey klatce, albo żydy w swiebodney wolności Korony Polskiey,
w którym autor przepowiadał krajowi wkrótce spełniony los: „Przyjidzie czas, kiedy żydzi nie posiadłszy
urzędów, rządzić będą urzędnikami; nie panując, będą panami. Kraj będzie miał
podskarbiego, a oni skarb; a jak panu sprawią szubę sobolową, to im pozwoli
zabrać wszystkim chłopom kożuchy”.
Albo
znowuż w innym dokumencie archiwalnym czytamy: „Anno 1699, dnia 19 Marca. Będąc we dworze Jałowskim, uskarżał się
oyciec Laurenty Maliszewski z Kosny od Kleszczel niedaleko, iż cerkiew
wykradziono... Takowy iest regestr rzeczy, które znaleźliśmy u żydów Wysockich,
których złapaliśmy dwóch: lichtarzów trzy, dwa cynowe, a trzeci mosiężny;
korporał y świec dwie wielkich; galonu śrebrnego y złotego łokci trzydzieści
kilka; ornat szkarłatny z kwiatami złotemi, popruty na cztery sztuki; łyżeczka
śrebrna złocista, co kommunią rozdaią; welumów trzy szkarłatnych; ieden we
złote kwiaty, drugi tercenelowy ze złotem w prążki, trzeci pomarańczowy, szyty
ze złotem y śrebrem; korporałów dwa; zasłonka adamaszkowa; sutana sztametowa,
wierzchnia fiałkowa; czapka czarna garłowa. Tych złodzieiów żydów Gierszona
Szlomowicza, syna arendarza Wysockiego, drugiego Abrama Ziemielowicza, przy
nich kluczów pięć wytrychowych, piłka y szwayka”... Są to fragmenty wpisu w
księgach grodzkich brzeskich z 11 lutego 1699 roku (Por. Akty izdawajemyje Wilenskoju Archeograficzeskoju Komissijeju, t.
5).
Dominacja
i nadużycia Żydów były tak silne, że np. szlachta brzeska na swym sejmiku 21
maja 1701 roku podjęła uchwałę, w której domagała się od króla ratunku przez
rozpanoszonym w Litwie Izraelem. Nalegała: „aby
Niemcy lub Żydzi kluczów ekonomicznych żadnych dzierżawcami nie byli, ani się w
żadne ekonomiczne nie intrygowali rządy, krom obywatelów w.x. Lit. waruiąc per
legem y to, aby żydom w długach szlachcie winnych od iego królewskiey mości
ochrona przez wydawanie listów żelaznych nie służyła, które aby abhinc wydawane
nie były y od innych pp. aby żadne nie szły protectiae; a osobliwie kahał
Brzeski, ponieważ nie wypłaca summ winnych kredytorom, aby według opisów ich do
executii decreta nieodwłocznie przywiedzione były” (Akty izdawajemyje Wilenskoju Archeograficzeskoju Komissiejeju, t.
4).
Z
innych dokumentów wynika, że nieraz poborca podatków Żyd ściągał z ludności
znaczne sumy, z których nic nie trafiało do skarbu państwa, a pogłówne
żydowskie przez długie lata nie było wnoszone w ogóle. Tu była prawdziwa „złota
wolność” żydowska. Kosztem ludności aryjskiej.
***
Wystarczyło
Żydom zwrócić się z jakąś prośbą do króla polskiego, a ów natychmiast brał ich
w obronę, nawet wówczas, gdy uchylali się od płacenia podatków dla Rzeczypospolitej
i nie słuchali postanowień magistratu, jak to np. miało miejsce w 1633, kiedy
to Władysław IV pisał z Krakowa do władz Mohylewa: „Chcemy tedy mieć y serio rozkazuiemy, abyście na dawne prawa, wolności,
żydom tamecznym od najaśnieyszych antecessorów naszych nadane y od nas samych
confirmowane, nie następowali”... (Istoriko-juridiczeskije
materiały izwleczionnyje iz aktowych knig Mogilewskoj i Witebskoj Gubernij,
t. 26). Faktycznie w Rzeczypospolitej Żydzi rozwijali swą aktywność we
wszystkich dziedzinach poza kontrolą państwa, które odważało się interweniować,
z reguły łagodnie i powściągliwie, dopiero w przypadkach drastycznego
naruszenia prawa.
Konflikty
między ludnością żydowską a słowiańską w Rzeczypospolitej miały często podłoże
ekonomiczne, jak np. owa historia z października 1708 roku, kiedy to Mowsza
Leybowicz Horelik, pisarz mieyski mohylewski, nie mogąc odebrać należnego podatku
od braci Radiona i Stefana Chomiczów urządził istny najazd wespół z Żydami
strażnikami i pomocnikami na zagrodę owych braci. Zabrano im lub zniszczono
całe mienie, zbito obydwu na czarno, zakuto w łańcuchy i wrzucono do więzienia.
Ci zaś, gdy wypuszczono ich zza krat, w tymże dniu dopadli w domu jednego z
napastników, niejakiego Uryasza Hurka, zabili go, a trup wrzucili do Dniepra.
Przy okazji ciężko okaleczyli też żonę jego Freydę. Przeszli się też bracia
Chomiczowie po innych domach żydowskich, siejąc postrach i rozbryzgując krew.
Konflikt rozszerzył się, odnotowano wiele bójek między chrześcijanami a wyznawcami
religii mojżeszowej.
Sąd
wraz z licznymi dochodzeniami trwał ponad rok czasu. Przy okazji wydobyto na
jaw fakty niesamowite, że mianowicie Mowsza Leybowicz obleczony wielką władzą a
pełnomocnictwami jako poborca podatkowy wielu ludzi nie tylko wtrącił do
więzienia, ale też ich tam okrutnie męczył, tylko głodem umorzył na śmierć
kilku młodych ludzi, w tym dwie matki z małymi dziećmi i trzech młodzieńców,
synów biedoty miejskiej, nie mającej z czego dać grosza na potrzeby państwowe.
Innych pozabijali strażnicy, a ofiar tych było niemało.
Proces
skończył się dopiero w listopadzie 1710 roku. Żydzi, jako osoby urzędowe (i
bogate), nie byli nawet sądzeni za nadużycia. Natomiast braci Chomiczów i
innych uczestników rozruchów antyżydowskich skazano na ćwiartowanie i
szubienicę. Jednego z braci księża jezuici dosłownie spod szubienicy z tłumem
wiernych „odebrali y do klasztoru
zaprowadzili”. Tylko to uratowało mu życie. W sumie spraw sądowych między
Żydami a chrześcijanami procentowo nie było wiele, ale ze względu na wchodzący
w grę czynnik religijny nabierały one zawsze dużego rozgłosu, jątrzyły i na
długo zatruwały stosunki społeczne.
Drastycznym
przejawem obniżenia poziomu klas rządzących Rzeczpospolitą był przepis o
zrównaniu praw Żydów z prawami szlachty litewsko-polskiej, co spowodowało
wyniesienie nad ogromną większość rdzennej ludności państwa pierwiastka
zupełnie obcego duchowo i antropologicznie tej ludności, kierującego się
swoistymi imperatywami etycznymi i prawnymi, mającego wyraziście rzeźbiony,
swoisty i niepowtarzalny profil mentalny, ukształtowany w głębokiej
starożytności przez swoisty krajobraz geograficzny i geopolityczny.
Akt
ten natychmiast postawił szerokie rzesze rolników, rzemieślników, kupców,
mieszczan polskich w pozycji przegranej w stosunku do licznego a potężnego
elementu żydowskiego, który już po upływie kilkudziesięciu lat zdominował także
rozpitą, małoduszną i głupią szlachtę, stając się czynnikiem decydującym w
dużej mierze o losach narodu polskiego. A nigdy nie dzieje się dobrze, gdy
jeden etnos decyduje o losie innego. Prawo nie pozwalało na uszlachcenie
chłopa, a Żyd za niewielką sumę łatwo zostawał szlachcicem. Dlatego chłopi
nieraz przyjmowali judaizm, aby po paru latach – już jako rzekomi Żydzi –
sięgnąć po herb rodowy.
9 kwietnia 1703 roku do ksiąg grodzkich brzeskich
wpisano co następuje: „Przed nami,
urzędem magdeburskim Brzeskim, imieniem wielmożnego pana Jana Jałowieckiego –
łowczego Wołyńskiego, iegomość pan Antoni Sitarski – szyper wysz rzeczonego
pana łowczego Wołyńskiego... protestował się na niewiernych żydów, całą
synagogę Brzeską y wszystkie pospólstwo żydów Brzeskich, także y na niewiernych
żydów Teraspolskich... w spólney radzie y namowie z żydami Brzeskiemi, iey
pospólstwem będących osób o to, iż obżałowani żydzi kahału Brzeskiego z
Teraspolskimi żydami, ieden uczyniwszy condyktament ku szkodzie y wielkiey
ruinie pana Jana Jałowieckiego, w roku teraźnieyszym 1703, wziąwszy u imć pana
Gabryela Horna – oberszterleytnanta, comendę maiącego nad ludem szwedzkim,
niemało żołnierzów, za kontentacyą szpichlerz na Teraspolu będący nad rzeką
Bugiem, nocną dobą, za dnia trzeciego na dzień czwarty miesiąca Marca,
obżałowani żydzi Brzescy y Teraspolscy z żołnierzami szwedzkiemi napadłszy
odbili usypaną pszenicę y żyto ze szkutów... Chciwy naród żydowski pracy
ludzkiey, obces rzuciwszy się z worami, z wozami, tak żyto, iako y pszenicę
pozabierali. Nie dosyć y na tym maiąc, maku sypań dwie, cyny letko rachuiąc na
trzy tysiące złotych polskich, przędziwa na trzy tysiące motków, leguminę
wszystką, zabrali y funditus zrabowali, nawet statki do szkuty przynależące
pozabierali. A po takowym popełnionym excesie, z żołnierzami szwedzkiemi cyną
obżałowani żydzi, tak Brzescy, iako y Teraspolscy, dzielili się y onych
contentowali, na dalszą ieszcze zgubę y ruinę szkutę z subordynacyi tychże
żydów. Szwedzi byli wzięli y most z innemi szkutami na Bugu robili, wniwecz
szkutę popsowali y ledwo żałuiący mógł recypować, bo Szwedzi z subordynacyi żydów
mieli w Bugu zatopić...” (Akty
izdawajemyje Wilenskoju Archeograficzeskoju Komissijeju, t. 6).
Jako cechę charakterystyczną żydowskiej
obyczajowości w Rzeczypospolitej można wymienić fakt, iż Żydzi tu zamieszkali z
reguły nie zwracali chrześcijanom zaciągniętych długów, a „biznes” takowy żadnych
przykrych konsekwencji dla nich nie pociągał, o czym świadczą tysiące zapisów
do ksiąg grodzkich i ziemskich różnych miast i powiatów. [Później, już w XXI
wieku, takie zachowanie Litwini nazwali „lenkiszkas biznis” czyli „biznes
polski”; Polacy bowiem przejęli z biegiem czasu mnóstwo żydowskich stereotypów
zachowań, jak też żydowskich genów, obydwa bowiem te narody nigdy się nie
wyróżniali surowością i czystością obyczajów, tak iż Anna Piotrowska w nr 331
(styczeń 2014) czasopisma „Focus”,
powołując się na badania genetyczne, stwierdziła, że ponad 40% Polaków ma
domieszkę krwi żydowskiej; trudno tedy oczekiwać, żeby laponoidalno – semiccy „miszlinge”
(inaczej „marzerim”) wyróżniali się wysoką moralnością czy poziomem umysłowym].
Gdy zaś jeden z sędziów w Orszy na początku
XVIII wieku wydał wyrok na Żyda Abrama Jakubowicza i jego żonę Kreynę, że będą
trzymani na łańcuchu przez niejakiego pana Stanisława Radowickiego, łowczego
wołkowyskiego, póki nie zwrócą mu długu 300 złotych, do egzekucji wyroku
sądowego nie doszło, a sędzia miał niemało przykrości, że się ważył tak
„niesprawiedliwy” werdykt wydać...
3 września 1712 roku władze duchowne i świeckie
miasta Wilna zatwierdziły szereg postulatów, mających na celu uporządkowanie
stosunków miejskich. Z tego nader interesującego dokumentu można wysnuć
pouczające wnioski o ówczesnych stosunkach społecznych. Tak więc punkt pierwszy
uchwał brzmiał: „Primo. Szynków we dni
święte tak chrześcianie, iako y żydzi, aby odmykać nie ważyli się po kazaniu,
pod winą kop ośmiu Litewskich y dalszym karaniem... Nono. Żydzi złotnicy, ażeby
żadney złotnickiey roboty nie robili, złotnikami nie byli, srebra nie zlewali,
ponieważ żadnego prawa nie maią... dlatego, że wielkie szalbierstwa znayduią
się y złodzieystwa ukrywaią się między żydami.
Decimo. Ciż żydzi
krawcy, kusznierze, ażeby dla chrześcian robót nie robili; a który żyd zechce
krawiecką y kusznierską robotę robić, maią się do cechów przykładać...
Undecimo. Ciż
żydzi y tatarowie, aby czeladź chrześciańską, tak męskiey iako y białey płci, na
usługach swoich u siebie nie chowali, iako tylko iednego piwowara y furmana,
kiedy w ogrodę maią iechać y to za consensem zwierzchności urzędu grodzkiego...
A u którego by się żyda abo tatarzyna nalazł chrześcianin y chrześcianka na
służbie, ma być takowy służący karany wprzódy więzieniem sześciu niedziel,
potym plagami; żyd zaś y tatarzyn winy zapłacić sto grzywien...
Duodecimo. Żydzi
przekupnicy, od chrześcian dla siebie na zarobek nie powinni pierwiey kupować
do godziny dziewiątey, aż każdy gospodarz sobie kupi victualia, ani też
zabiegaiąc na przedmieście w pole kupować nie ważyli się,... ale każdego
przyieżdżaiącego cum victualibus nie przeymuiąc w polu y na przedmieściach na
rynek iechać popuszczali...
Decimo quarto. Ciż
żydzi nie maią zakupować towarów żadnych y żywności, przed chrześciany,
poprzedzaiąc y rano zabiegaiąc,...
Vigesimo octavo.
Gnoy pod kamienicą będzie każdy gospodarz y ludzie na swoich ulicach y
kamienicach będące, aby kazali wywozić za miasto y ulice przed sobą
chędzożyć...
Trigesimo. Gnoiów
do pustek y placów w mieście będących, aby nie wozili y miasto nie zagnoili,
wyrzucaiąc na ulice, przez co fetores augentur... Który zaś do pustek wywozić
miał, abo kazał, gdyby takowego poszlakowano y onemu dowiedziono, tedy ma
zapłacić winy kop dziesięć, a ten gnóy z pustek y z ulic będzie powinien
wywozić za miasto”... (Akty izdawajemyje Wilenskoju
Archeograficzeskoju Komissijeju, t. 9).
* * *
W lutym 1716 roku odbył się proces o okradzenie
witebskiego katedralnego kościoła ojców Bazylianów przez Żyda Marka
Zusmanowicza i dwóch jego wspólników, którzy „wlazszy na ołtarz, siekierą od obrazu Nayświętszey Panny szatę y blachy
odzierał, a drugi przyimował y pomagał, oddzierał y do woru płóciennego kładli;
od tego ołtarza odszedszy, chodzili koło drugich ołtarzów żydzi y co chcieli –
brali. Item widziałem – przyznawał się pod torturami ich wspólnik, goj,
stojący na warcie – że żydzi iakąś
materyą, kwiatki w sobie maiącą od obrazu, po lewey ręce będącego, urznąwszy,
do tegoż wora włożyli”, itd. ... (Istoriko-juridiczeskije
materiały..., t. 23).
Szerokiego rozmachu nabrało w tym czasie w
Rzeczypospolitej zjawisko pozornego przechodzenia
z judaizmu na katolicyzm. W 1741 roku, np. w Witebsku – jak donosi dziennik
seminarium jezuickiego – „Judaci baptisati
4: Ignatius Nowicki, Basilius Majewski, Joannes Majewski, filius Basilii,
Antonius Oswiecimski; et schismate restitutus ecclesiae Basilius Kulikowski”.
Podobne zapisy zdarzały się bardzo często,
praktycznie co miesiąc. O co tu więc chodziło, przecież Żydzi czuli się w
Rzeczypospolitej bezpieczniej niż Litwini i Polacy, o Rusinach nie wspominając?
Odpowiedzi udziela jeden z tekstów archiwalnych.
Konfederacja generalna warszawska z 1764 roku w
przyjętej przez siebie uchwale stwierdzała: „Gdy się w całej Polszcze zagęścił rodzaj neofitów, którzy z
przyrodzonej biegłości i chciwości do prerogatyw szlacheckich, do possessyi,
urzędów i dóbr ziemskich, z krzywdą rodowitej szlachty cisnąć się odważają, a prawa
koronne żadnej takowym ludziom nie wyznaczyły kondycyi, szczególnie punkt jeden
w Statucie Litewskim w rozdziale 12, artykule 7, paragrafie ostatnim obojętnie
napisany, za szlachtę neofitów deklarował poczytać, późniejsze zaś prawa o
nobilitacyach postanowione, nie inną drogą, tylko za konsensem Stanów Rzeczypospolitej
na sejmach rekommendowanym i zasłużonym osobom do klejnotu szlachectwa
polskiego przychodzić wyznaczyły.
Przeto zabiegając,
aby ten rodzaj neofitów rodowitego szlachty polskiej plemienia z czasem nie
zaćmił, mieć chcemy i postanawiamy, aby takowi neofici, lub od nich
descendentes, którzyby się do miejskiej kondycyi udać chcieli i byli
sposobnemi, tych wszystkich wolności, jako i szlachetni mieszczanie, używali, a
którzyby około roli pracować chcieli, aby czynsz z tejże roli i gruntu
przyzwoity panom gruntu tego własnym płacili; a jeżeliby się który z neofitów,
lub od nich pochodzący, na urzędzie jakowym, przez niewiadomość kondycyi i
urodzenia, sobie konferowanym znajdował, lub dobra jakowe dziedzictwem nabyte,
czyli sposobem zastawnym posiadał, tedy zapozwany ad competens forum ma
podlegać teraźniejszemu postanowieniu, dobra zaś od czasu niniejszej ustawy do
lat dwóch szlachcie rodowitym sprzedać, a z dóbr zastawnych summy podnieść, i z
tychże dóbr ustąpić starał się...” (Volumina
Legum, t. 7, Spb. 1860).
Było już jednak późno na jakąkolwiek poprawę,
rozwijający się przez trzy stulecia proces rozkładu państwa dobiegał końca.
Nastąpiły rozbiory kraju, a po nich pojawiły się „nowe szczegóły” w stosunku Żydów
do Polaków, które wyrastały z dawnych obyczajów i tradycji.
15 stycznia 1795 roku kahał wileński w imieniu
wszystkich Żydów W. Ks. Litewskiego zwrócił się do generała kniazia Nikołaja
Repnina ze skargą na rzekomy ucisk ze strony Polaków, którzy rzekomo „nadzwyczaj się sierdzą” na nich.
Twierdzono, że Żydzi mieli bardzo „od
rewolucyi polskiej ucierpieć” i będą nadal czynić wszystko, by się podobać
„Matce Jej Cesarskiej Mości”
Katarzynie II. List, podpisany przez Mowszę Oszerowicza, Mowszę Wolfowicza,
Szmujłę Ajzikowicza i Szmojłę Jankiełowicza, zaopatrzono w rezolucję, że Żydzi
mogą pozostawać przy dawnych polskich przywilejach, a więc produkować i
sprzedawać wódkę, mieć autonomiczny sąd, samorząd itd. (Akty izdawajemyje Wilenskoju Archeograficzeskoju Komissijeju, t.
29).
Historyk hiszpański, Amador de Los Rios, pisał o
tych przesiedleńcach, że „nie mając
żadnego przywiązania do ziemi, na której żyli,... oddychali jedynie żądzą
zaspokojenia swej chciwości.” A przecież w Rzeczypospolitej wieku
XVI-XVIII, według wielu historyków, mieli ci prześladowani gdzie indziej ludzie
swój „raj ziemski”. Nie przypadkowo intelektualista żydowski dr Caro wyznał (co
prawda, nie bez przesady): „Żydzi
przyjęli podział Polski jako swą klęskę narodową...”
Gwoli sprawiedliwości i dla uniknięcia
jednostronnej przesady musimy przytoczyć tu równoważącą, obiektywną wypowiedź
na ten temat, bezstronnego i sumiennego badacza Władysława Smoleńskiego: „Stan Żydów w w. XVIII nie budził zazdrości,
ale nie była z nimi szczęśliwa i Polska. Rozpoili oni i zubożyli do reszty
ludność kmiecą, uszczuplali ją przez werbownictwo i zatruwanie trunkami,
nawieźli do kraju fałszywej monety,... zgubnie oddziaływali na główne dźwignie
krajowego bogactwa, rolnictwo i handel... Nie chcieli się zbliżyć do reszty
ludności krajowej i zrobić ofiary ze starych nawyknień swoich i nikczemnych przesądów...
Domagali się praw obywatelstwa, nabywania domów i gruntów po miastach; lecz
chcieli mieć przy tym własną autonomię, oddzielne sądy, a więc i dawny ustrój
kahałów”.
* * *
Wcale interesującym tematem jest zagadnienie
dotyczące tego, w jaki sposób stosunki między Polakami a Żydami odzwierciedlały
się w tzw. „mądrości ludowej” obojga narodów. Wybitny uczony żydowski
Aleksander Hertz pisał: „W każdej twórczości ludowej znajdujemy oceny
i obrazy ludzi, należących do różnej od naszej zbiorowości
etniczno-kulturalnej. Są to owoce historycznych doświadczeń, wyniki naszych
styczności z obcymi. Charakter tych styczności jest uwarunkowany przez szereg
różnorodnych okoliczności. Z obcymi stykamy się jako z wrogami, niekiedy jako z
sojusznikami, stykamy się z nimi
na płaszczyźnie stosunków handlowych, na płaszczyźnie zależności od nich czy
też ich od nas. Takich płaszczyzn styczności bywa ogromna ilość. Najczęściej są
to styczności czysto zewnętrzne, raczej dorywcze czy przypadkowe. Dominującym w
nich akordem jest niezgodność zachowania się obcych z tym wzorem, który uważamy
za własny i dlatego jedynie właściwy. Stąd obcy i ich obyczaje nas rażą,
przeważnie – śmieszą. Nie aprobujemy tego, co obcy robią, jak wyglądają, czemu
służą. Najczęściej wyraża się to w kpiącym stosunku do obcego. Śmieszność
cudzoziemca, śmieszność innowiercy, śmieszność w ogóle „obcego” – to zasadniczy motyw przysłów, powiedzeń, gadek
itp. folkloru wszystkich narodów świata.
Z
reguły uderzają nas i śmieszą te elementy zachowania się obcego, które
najbardziej odbiegają od przyjętego przez nas wzoru. Chodzi tu najczęściej o
rzeczy bardzo zewnętrzne, ale w doświadczeniu naszym bardzo ważne, gdyż
wypełniające sobą treści naszego życia codziennego. Na całym świecie budzi
dezaprobatę kuchnia obcego. W krajach anglosaskich aż dotąd Francuzi to frogs albo frog-eaters – wyraz dezaprobaty Anglosasów dla francuskiego
obyczaju jedzenia żab. W tym wypadku drobny szczegół kulinarnych obyczajów
Francuzów tak narzuca się uwadze narodów anglosaskich, że służy dla obdarzenia
przydomkiem wszystkich Francuzów. Jest to jednak w poczuciu ludzkim szczegół
bardzo ważny, który tyczy się tak istotnej rzeczy jak obyczaje dietetyczne. W
Polsce Włoch był „makaroniarzem”, Żyd z reguły cuchnął czosnkiem i delikatne nosy
wyczuwały zapach czosnku w wypadku Żydów, którzy go nigdy nie jedli. Warto na
marginesie zaznaczyć, że wśród zasymilowanych Żydów w Polsce czosnek był w
wielkiej pogardzie. Był przypomnieniem przeszłości. Ta znakomita i niezmiernie
pożyteczna roślina, którą od starożytności rozkoszują się wszystkie narody
południowe, w Polsce miała bardzo podejrzany zapach.
Folklor,
dezaprobując pewien szczegół obyczaju czy zachowania się ludzi obcych, czyni z
niego zasadniczą cechę, charakteryzującą całą zbiorowość ludzką. Metoda pars pro toto powszechnie występuje
przy tworzeniu się obrazów jednej grupy ludzkiej w świadomości członków grupy
drugiej. Są to znów te stereotypowe schematy, które mają tak kolosalne
znaczenie dla stosunków międzyludzkich. Dalszym krokiem w tym kierunku jest
przypisywanie obcym wszystkiego, co złe i brzydkie. Syfilis był chorobą
francuską (w Turcji był „chrześcijańską”, w Moskwie „polską”), brzydkie insekty są „prusakami” (w niektórych krajach „francuzami”), kleks atramentowy był w Polsce „żydem”
itd. itd.
Pomijając stosunkowo nieliczne wyjątki, folklor
nigdy i nigdzie nie odnosi się życzliwie do obcych. Nie zawsze ma to charakter jawnej
wrogości. Częściej wyraża się w kpinie. Obok śmieszności, jaką w nas budzi
niezgodność zachowania się obcego z naszymi normami postępowania, działają
dążenia kompensacyjne. Wyśmiewając obcego, utwierdzamy w sobie poczucie
własnego znaczenia, stwierdzamy swoją wyższość nad obcym. Jest to szczególnie
ważne w tych wypadkach, gdy obiektywnie czujemy się przez obcego zdystansowani
czy zagrożeni. Niewątpliwie doświadczenia Polaków z Niemcami były wyjątkowo
nieszczęśliwe. Stąd też obraz Niemca w folklorze polskim – jak to znakomicie
wykazał Lück – jest specjalnie negatywny, obfitujący w cechy diaboliczne. Ale
równocześnie jest też i ośmieszający. Niemiec jest głupi, sam w końcu wpada w
sidła, które zastawił na innych.
Rozpatrując
setki przysłów o tematyce żydowskiej należy stwierdzić, że dominującą w nich
nutą jest śmieszność Żyda. Jest on postacią zabawną. „Kiwa się jak nad Talmudem”; „Taka
uroda, jak u Żyda broda”; „Co kto lubi, co kto woli: świnia śmiecie, Żyd
cebulę”; „Boi się wody jak Żyd” itd. itd. Wykpiwane są tu żydowskie obyczaje,
przepisy dietetyczne, zajęcia, obrzędy religijne itp. Występuje tu śmieszny „żydek”,
zresztą postać, z którą spotykamy się w innych formach polskiej twórczości
ludowej, by wymienić choćby szopkę. Tchórzliwość Żyda, jego nieprawdomówność,
jego „zuchwalstwo” – to dalsze motywy ośmieszające w polskich
przysłowiach ludowych.
Istnieje
jednak duża grupa przysłów, w których dezaprobata Żyda niekoniecznie ma
charakter ośmieszający. W przysłowiach tych Żyd najczęściej występuje w
powiązaniu z innymi ludźmi – bynajmniej nie z Żydami. W tych wypadkach przysłowie
potępia pewną cechę, która jest bardziej ogólna. Cecha ta przysługuje Żydom,
ale równocześnie przysługuje i nie-Żydom. „Szczerość Litwina, stałość kobiety, poczciwość Żyda
– na nic się przyda”; „Niemiec, Żyd, diabeł trzeci – jednej maci dzieci”; „Polski
most, niemiecki post, cygańskie mienie, żydowskie sumienie, chłopski żart –
diabła wart”; „Kochanki słowo, żydowska przysięga – pewność
nietęga”; „Żyd i szlachcic dybią na chłopa zniszczenie” itp.
Ogromna
ilość styczności chłopa polskiego z Żydem była na gruncie funkcji
gospodarczych, wykonywanych przez Żydów. Od Żyda się kupowało i Żydowi się
sprzedawało. Żyd był źródłem kredytu. Przysłów, które odnoszą się do funkcji
gospodarczych Żydów, jest duża ilość. Najbardziej z nich znane to „Kiedy bieda to do Żyda” (dziś w Polsce podobno się mówi: „Choć jest bieda nie ma Żyda”).
Były jednak i przysłowia inne: „Twardy
jak Żyd do interesu”; „Każdy Żyd swój towar chwali”; „Żyd
choć biedny, to nie głupi: przedaj tanio, wszystko kupi”; „Sprawiedliwy
jak żydowska waga” itd.
Żyd nie jest tu oceniany życzliwie i nie jest tylko ośmieszany. Już to, że
handlował, budziło dezaprobatę. W Polsce człowiek, zajmujący się handlem, nie
był wysoko ceniony. Nie oznaczało to, by chłop polski – a jeszcze bardziej
szlachcic – nie miał żyłki do handlowania. Jarmark był w życiu wsi bardzo
ważnym wydarzeniem i to nie tylko ze względu na swe zadania społeczne i
rozrywkowe. Chłop występował na jarmarku i jako sprzedawca. Szlachcic
pasjonował się transakcjami handlowymi. Handlował zbożem, drzewem, końmi. Nie
cofał się przed ryzykownymi spekulacjami i nie zawsze na nich źle wychodził.
Wszystkie opisy życia szlacheckiego aż nadto wyraźnie o tym mówią. Ale i dla
chłopa i dla szlachcica handel był rzeczą uboczną, pochodną, wypływającą z
zasadniczej działalności gospodarczej, jaką było rolnictwo. Szlachcic „bawił się w handel”, ale widział w tym tylko jeden z aspektów
gospodarki rolnej. Handel per se, handel
jako autonomiczna czynność gospodarcza był uważany za coś „podłego”, godnego pogardy. Od szlachcica z czasem
przeniosło się to i na inteligenta, to też stało się częścią etosu chłopa
polskiego.
Ale
Żyd nie był rolnikiem. Cały szereg przysłów polskich mocno mu to wypomina. Żyd
był jedynie i wyłącznie kupcem czy „handlującym”. Handel w Polsce był oddany Żydom i stał się
wyrazem przynależności do kasty. Zarazem handel ten był wysoce prymitywny,
posługujący się metodami, które tylko w ramach zacofanej gospodarki mogły się
rozwinąć. Przysłowie rosyjskie „nie
oszukasz, nie sprzedasz” (nie obmaniesz, nie prodasz) doskonale
charakteryzowało te metody. Przysłowie to zresztą było produktem czysto
rosyjskim i nic z Żydami nie miało wspólnego. Żyd-kupiec trzymał się oczywiście
reguł, w danych warunkach jedynie możliwych. Był też przedmiotem dezaprobaty i
dlatego, że oddawał się czynności gospodarczej, która była w pogardzie, i
dlatego, że trzymał się tu reguł, które uważane były za niewłaściwe. Inna
rzecz, że reguły te były w powszechnym użyciu i wśród nie-Żydów.
Nie
będzie przesadą powiedzieć, że lud polski przypisywał Żydowi cechy nie różne od
tych, jakie lud krajów gospodarczo uwstecznionych przypisuje wszelkim zawodowym
sprzedawcom, bez względu na ich wyznanie czy pochodzenie. ,,Szachraj”, „krętacz” „pijawka” – epitety takie są w powszechnym użyciu w krajach
kolonialnych w odniesieniu do miejscowych kupców, wśród których trudno jest
spotkać Żydów. Kupcy Chińczycy w Indonezji i w Federacji Malajskiej są
przedmiotem powszechnej niechęci i pod ich adresem są wysuwane niezliczone
zarzuty, często zresztą nie pozbawione uzasadnienia. W tradycji amerykańskiej
zachowała się pamięć nieuczciwych kupców z okresu kolonialnego i wczesnokapitalistycznego.
To, co o kupcach i knajpiarzach
mówiło się na Dzikim Zachodzie, ostrością osądów przewyższało wszelkie zarzuty,
jakie w Polsce stawiano Żydom. Wśród tych kupców i knajpiarzy amerykańskich
ilość Żydów była znikoma, jeżeli w ogóle można ich było tam spotkać.
Jednakże
we wszystkich systemach gospodarczo prymitywnych obraz kupca nie jest malowany
wyłącznie ciemnymi barwami. Są tu i barwy
jasne. Można powiedzieć, że obraz ten ma wyraźnie ambiwalentne zabarwienie
emocjonalne. Przy całej niechęci, jaka w Indonezji i w krajach Federacji
Malajskiej istnieje w stosunku do kupca Chińczyka, rola jego w życiu zbiorowym
jest poważna i często autorytatywna. W jeszcze większym stopniu dałoby się to
powiedzieć o kupcu i knajpiarzu w tradycji amerykańskiej. W całej pełni dawało się to odnieść do obrazu
Żyda w Polsce.”
* * *
Jak już wskazaliśmy
powyżej, nie do końca jest prawdą powtarzane
do znudzenia twierdzenie, że Polska była rzekomo zawsze bardzo życzliwie
usposobiona wobec Żydów, którzy przecież niejednokrotnie stali na pozycjach
wrogich temu krajowi i zawierali sojusze z jego nieprzyjaciółmi. W obliczu
faktów przesadna tolerancja byłaby wyrazem klinicznej głupoty, a nie kultury
społecznej. Przed wrogiem trzeba się bronić, a nie kochać go; chyba że się jest
społeczeństwem zdemoralizowanym, słabym, małodusznym, nierozumnym i
tchórzliwym.
Król
Polski Kazimierz Wielki ostrzegał w 1343 roku ludność chrześcijańską przed
Żydami, mówiąc: „Żydzi są prawdziwymi
nieprzyjaciółmi naszej wiary chrześcijańskiej... Cel żydowskiej przewrotności
do tego zmierza, aby dobra i majętność chrześcijan zawsze uszczuplać i wydrzeć”.
Ale przecież tenże król obdarzył Żydów ogromnymi przywilejami, a ci wywierali
na niego duży i nieustający wpływ przez Esterę, jedną z kochanek monarchy.
Nawiasem mówiąc, to Estera zadbała o to, by wszystkie co do jednej aryjskie
kobiety króla pochodziły z rodzin genetycznie upośledzonych i nie były w stanie
rodzić potomstwa. Tak też się stało.
Inny
król polski Władysław Jagiełło w Statucie Krakowskim z 1420 roku mówił: „Przewrotna perfidia żydowska zawsze była i
jest przeciwna i wroga dla chrześcijan, i nie tylko co do wiary i do ciała, ale
także najsilniej zmierza do rozdrapywania posiadłości i przywłaszczania
majętności”. W 1423 roku tenże monarcha nakazał: „Aby Żydzi pieniędzy chrześcijanom nie pożyczali na kartę i prowizję pod
przepadkiem”.
W
1527 roku Zygmunt I na prośbę mieszczan warszawskich wypędził Żydów z Warszawy,
co zostało – formalnie, ale nie faktycznie – utrzymane w mocy aż do rozbiorów
Polski. Wystarczało jednak, że Żyd formalnie ogłosił się za katolika i Polaka,
a ten ostatni zaraz sadzał go sobie na kark. W 1572 roku Zygmunt II August
skazał Żydów na karę 100 000 zł za fałszowanie monety bitej, m.in. z
kradzionych sreber kościelnych. W innych krajach, m.in. Anglii, za tę zbrodnię
lano Żydom roztopiony ołów do gardeł. Nie tylko osoby świeckie, ale i duchowne
w Europie usiłowały zwalczać to, co w ich oczach uchodziło za jedną z plag
egipskich.
W
1567 roku papież Pius V głosił w bulli: „Niegodziwość
tego narodu uzbrojona najgorszymi wszelkiego rodzaju sposobami do tego doszła,
iż zagraża wspólnemu naszemu dobru... Albowiem jeśli dopuścimy tak liczne
rodzaje lichwy, przez którą Żydzi wszędzie niszczyli majątki biednych
chrześcijan, uważamy, że dostatecznie jasna jest rzecz, iż oni przechowują
złodziei, bandytów i są ich wspólnikami. Starają się przez nich rzeczy
pochwycone i skradzione, nie tylko świeckie, ale i do służby Bożej służące, aby
nie były rozeznane – na jakiś czas ukryć albo przenieść na inne miejsce, albo w
ogóle przerobić.
Bardzo wielu Żydów pod pozorem załatwiania
różnych rzeczy, chodząc do domów uczciwych kobiet, sprowadza liczne do domów
nierządu... Wreszcie poznaliśmy dostatecznie i zbadali, jak nienawistnie odnosi
się ten przewrotny rodzaj do imienia Jezus, jak jest nieprzyjaznym dla
wszystkich, którzy nie zaliczają się do tego imienia, jakimi wreszcie podstępami
czyhają na ich życie.”
Papież Benedykt XIV, słysząc od biskupów
polskich coraz to częstsze skargi na Żydów, napisał w roku 1751: „Papież ubolewa srodze, że taki wzrost Żydów
w królestwie ze szkodą chrześcijańskiej ludności, że handle i szynki Żydzi trzymają,
że do publicznych intrat i prowentów są dopuszczeni, a dzierżawy karczem, wsi,
folwarków trzymając, dla chłopów tak są srogimi, że ich do ciężkich robót
zmuszają i ciężarami podwody ich w daleką podróż naładowawszy i ich samych, i
dobytek obciążają, a nadto i kary na nich stanowią i częstokroć plagami nad
ciałem ich się pastwią. I stąd pochodzi, że owi ludzie chrześcijańscy rozumieją
być panem i dziedzicem swoim Żyda, od którego skinienia, woli i rozkazu owi
poddani mienią się być dependującymi.
Prócz
tego, jak wspomniano, wsie, folwarki i grunta z poddanymi chrześcijańskimi
arendują, przez co wielkie bezprawia i szkody dzieją się katolikom, zwłaszcza
gdy Żydzi w dworach niektórych panów rządy domu i dyspozycje prowadzą, tudzież
komisarskie urzędy sprawują... Nadto gdy z handlów, szynków, kupiectwa i
różnych zysków nazbierają pieniędzy, tedy je chrześcijanom pożyczają z zadaniem
lichwy, przez co dobro i fortunki chrześcijańskie wycieńczają i wyniszczają.”
Także duchowni polscy nieraz
przeciwstawiali się „szatańskiemu”, jak uważali, żydostwu. Oto Synod Episkopatu
Polski w Piotrkowie w 1542 roku w memoriale do Zygmunta Starego zwraca się z
następującą prośbą: „Aby pomnąć na
wielkie szkody i straty, jakie dzieją się Kościołowi i chrześcijańskiej
ludności w całym państwie polskim z powodu przyjmowania na jego terytorium tak
wielkiej liczby przewrotnych i bezbożnych Żydów, wypędzonych z sąsiednich i
innych krajów, zamknął całkowicie dostęp i napływ Żydów do Polski, zmniejszył i
ograniczył ich liczbę w całym państwie.” Synod warszawski w 1561 roku
prosił Zygmunta Augusta: „Aby Żydów nie
naznaczano na urzędy publiczne, kierownicze i do poboru cła, jak to się dzieje
w wielu miejscowościach Polski.”
Synod chełmski w 1604 roku pisał w tymże
duchu: „Obrzydliwa przewrotność Żydów
zarówno w diecezji chełmskiej jak i całej Rzeczpospolitej doszła już do tego
zuchwalstwa i bezczelności, że Żydzi górują nad chrześcijanami nie tylko
wszelkiego rodzaju handlem, ale nadto panują nad ludem chrześcijańskim, nad
nimi się coraz bardziej srożą i znęcają, zajmując podstępnie w posiadanie czy
to w dzierżawę majątki i dobra ziemskie. Wobec takiej przewrotności żydowskiej
wszyscy wierni katolicy, pomni na odpowiedzialność przed Bogiem na sądzie,
powinni zerwać wszelkie stosunki z Żydami, nie popierając ich wcale i ze
wszystkich sił powściągać ich niegodziwość.”
Synod poznański w 1642 roku zaznaczał: „Nie można już dalej tolerować wzmagającego
się z dniem każdym zuchwalstwa Żydów, którzy nie tylko przez zajmowanie się
handlem i rzemiosłem pozbawiają chrześcijan środków do życia, ale nadto okazują
się najbardziej nienawistnymi wrogami religii chrześcijańskiej, gdyż z pogardy
dla praw kościelnych poniżają niedziele i święta katolickie, wykonując w te dni
zakazane prace i handel.”
Synod płocki w 1643 roku uważał, iż „słuszną jest rzeczą i zgodną ze świętymi
kanonami, ażeby chrześcijanie całkowicie zerwali z Żydami.”
Synod wileński w 1685 roku natomiast
stwierdzał: „Żydzi z pogardy i nienawiści
do religii chrześcijańskiej szerzą wszędzie zepsucie, bezbożność i zgorszenie
wśród chrześcijan...
Niewiasty
chrześcijańskie, będące karmicielkami dzieci żydowskich, uwodzone są przez
Żydów za umówioną cenę pieniężną do strasznych zbrodni, do pijaństwa i
rozpusty, i o zgrozo... do wydawania im własnych dzieci, zabijanych następnie
okrutnie przez Żydów dla celów rytualnych, jak to już niejednokrotnie w
poprzednich czasach zdarzało się, o czem poucza historia.”
Wtórował tym słowom synod poznański w 1720
roku: „Przewrotny naród żydowski prastarą
nienawiścią do Zbawiciela Naszego i zawsze najwięcej wrogo usposobiony do
chrześcijaństwa, im bardziej krępowany jest prawem kanonicznym i prawem
cywilnym, tym więcej rości sobie urojenia, że mu wszystko wolno, opierając się
na protekcjach pogardza wszystkich i nie pozostawia niczego nienaruszonym.
Niesprawiedliwa
lichwa nie tylko doprowadza ludność do zubożenia, lecz okrada chytrze skarb
państwa na cłach wszelkiego rodzaju, miesza się do sprzedaży kosztowności, do
handlu mięsem i artykułami spożywczymi, napojami alkoholowymi, do arend i
dzierżawienia browarów, gorzelni, gospód i zajazdów, karczem, a nawet niekiedy
i do posiadłości ziemskichUtrudniają katolikom sposób do życia i przywłaszczają
sobie nad nimi władzę... Żydzi, ten wróg największy, cieszą się wielką protekcją
możnych.”
Synod przemyski w 1723 roku także
ostrzegał: „Żydzi, ten gad jadowity, ci
wygnańcy palestyńscy, którzy już zalali całą Ruś i rozrastają się na krzywdzie
i wyzysku chrześcijan, pełni pychy, nienawiści i chytrości, stawiają sobie za
główny cel swej przewrotnej działalności: podstęp, zbrodnie i wszelkiego
rodzaju występki, bluźnierstwa, zniewagi i wyszydzanie Tajemnic Wiary naszej
świętej.
Jakże
nad wyraz bolesną jest rzeczą, iż wielu spośród polskich magnatów i szlachty
popiera Żydów dając im łatwiejszy do siebie dostęp aniżeli katolikom, łudząc
się nadzieją przyszłych zysków i pożyczek pieniężnych od Żydów, a nie bacząc na
to, że pieniądze w tak nieuczciwy sposób nabyte prędko utracą i ściągną na
siebie i na swoje potomstwo karę Bożą i utratę błogosławieństwa Bożego.”
Synod płocki w 1733 konstatował: „Przewrotne żydostwo, ten naród nienawistny
Bogu, szerzyciel i roznosiciel wszelkiego zepsucia i rozkładu moralnego,
herezji, zalewa z niebywałą szybkością całą Polskę...
Wzrastają
na siłach i korzenie swoje coraz głębiej zapuszczają z uszczerbkiem wielkim i
szkodą dla chrześcijaństwa i katolików, wśród których żyją, panoszą się i
rozpościerają.”
Synod chełmiński w 1745 roku ostrzegał: „Naród żydowski, przewrotny i nienawistny
Bogu, jest zepsutego umysłu i zatwardziałego serca, a całem jego dążeniem jest,
by majątki i wszelkie dobra chrześcijan rujnować, niszczyć, uszczuplać i
niweczyć.”
Synod kijowski w 1762 roku wywodził: „Należy ubolewać nad bezczelnością i
zuchwalstwem Żydów, którzy korzystając z protekcji możnych panów liczących na
zyski, szerzą się po całej Polsce, dopuszczają się bezkarnie różnych występków,
oszustwa, zdrad, krzywd i wszelkiego rodzaju nienawiści i naigrawania się z
chrześcijan, lichwy, zabobonów, czarów, świętokradztwa, bluźnierstw przeciwko
Panu Bogu i wierze chrześcijańskiej, naruszenia świąt katolickich i praw tak
kościelnych jak i państwowych.”
Wreszcie synod lwowski w 1762 roku był
pewien, że „naród żydowski pod protekcją
możnych rozszerza się i wszelkich wysiłków używa, zmierzając do ruiny i
zniszczenia chrześcijan.”
* * *
Także intelektualiści
polscy byli oburzeni stosunkiem Izraelitów do narodu, który ich gościnnie
przyjął do swego domu. Sebastian Klonowicz (1551-1602) – sędzia w Lublinie ds.
żydowskich, mówił: „Żyd lichwą ciąży
wielkim miastom, dziwnemi siły dobija się podług zysku. Przedaje wszystko,
handluje wodą, handluje powietrzem, handluje pokojem, frymarczy przedajnym
prawem. A wszędzie, gdzie się handlem wciśnie, przymili się panującym, aby
zarzucić sieci zwykłego sobie obłowu... Otóż to Abrahama podobno jedyne
potomstwo, naśladujące święte i sprawiedliwe obyczaje przodków.”
W 1656 roku Stefan Czarniecki rozkazał
wyciąć Żydów w Sandomierzu za to, że masowo sprzyjali i współpracowali z
najeźdźcami – Szwedami, w czasie Potopu.
W 1713 roku ks. Stefan Żuchowski w swojej
pracy pt. Proces kryminalny o niewinne
dziecię okrutnie przez Żydów zamordowane pisał: „Ledwie nie z całej Europy rugowani, do nas jako do raju przyszli... Ale
czas, by te jaszczurki i Polakom z zanadrza wyrzucić.”
W 1758 roku o. Gaudenty Pikulski pisał: „Jeśli według zdania cudzoziemca Polska jest
piekłem wieśniaków, to Żydzi ze stroju i funkcji swojej jak czarni diabli w tym
piekle na arendach i karczmach dopiekają ubogich wieśniaków.”
Wybitny uczony, filozof i działacz
polityczny Stanisław Staszic w 1818 roku pisał: „Do przyczyn wielkich nieszczęść narodu polskiego należą bezsprzecznie
Żydzi. Niebaczni przodkowie nasi nie zważali na postęp cywilizacji Europy ani
użytkowali z doświadczeń innych narodów.
Kiedy
ludy europejskie, wychodząc z feudalizmu, ustalały u siebie dziedzictwo tronów,
oni wtedy dziedzictwo korony od niepamiętnych czasów w Polsce ustanowione
wstrząsnęli i osłabili, nie przestając tego istotnego punktu jedności
społeczeństwa dalej osłabiać i burzyć.
Kiedy
w Europie gotowe wojska stawały się jedyną obroną trwałości państwa, w Polsce
wojsko z ówczesnych największe, najbitniejsze i laurami zwycięstw okryte,
zwinięto pod Augustem II. Kiedy Żydów, jak zarazę niszczącą postęp cywilizacji
narodów, wypędzono z Hiszpanii, z Francji, z Niemiec i z innych krajów Europy,
a pod karą śmierci jako wyjętych spod wszelkiego prawa nie wpuszczono do
Moskwy, wtedy Polacy otworzyli wszystkie im granice, dali przytułek i większą
swobodę niż rodowitym mieszczanom i rolnikom.
Dwa
pierwsze błędy przywiodły nasz naród do upadku i do podziału. W tym
nieszczęściu jeszcze byśmy przez oświecenie, przez cywilizację mogli wznieść
się i ratować, lecz błąd trzeci – Żydzi byli zarazą wewnątrz, zarazą ciągle
polityczne ciało osłabiającą i nędzniejącą.
To
ciało podzielone, chociażby po podziale znowu zjednoczone zostało, przecież z
tą wewnętrzną skazą nigdy nie może nabrać właściwych sobie sił ani czerstwości,
musi na zawsze być tylko słabym i wynędzniałym.
Żydzi
rozsypani po całej Polsce, wszędzie ze swym duchem wyłączności, z naszym ludem
pomieszani, tylko zapluwają cały naród, zapluwają cały kraj, a zmieniając go w
kraj żydowski, wystawiają w Europie na pośmiewisko i wzgardę. (...)”
Osobnym „zwierciadłem” odbijającym oblicze
Żyda była późniejsza beletrystyka polska, o której pod tym względem A. Hertz
pisał co następuje: „Istnieje jedna dziedzina, w
której badania nad obrazem Żyda w polskiej świadomości zbiorowej mogą być
szczególnie płodne i stosunkowo nietrudne. Dziedziną tą jest literatura piękna.
Niewątpliwie obraz Żyda, jaki w niej występuje, niekoniecznie oznacza, by był on
powszechny dla wszystkich członków społeczności polskiej. W Polsce zasięg
oddziaływania literatury pięknej był zawsze ograniczony. Trafiała ona do
określonych środowisk społecznych. Z drugiej jednak strony literatura starała
się odtworzyć wszelkie środowiska, starała się ująć i te, do których trafić nie
mogła. Jej wartość poznawcza dla naszego zadania jest kolosalna. Jak w
literaturze polskiej przedstawiał się Żyd, jak obraz jego przełamywał się w
świetle ocen i opisów pisarzy polskich?
Temat
to ogromny. Można by mu poświęcić całą książkę. Książkę taką napisał kiedyś
Jeske-Choiński, ale wartość jej jest żadna. Jest książka Ireny Butkiewiczówny o
powieściach i nowelach żydowskich Elizy Orzeszkowej (Lublin, 1937), ale
ogranicza się ona do wąskiego tematu. Słowem, wszystko tu jest do zrobienia. W
pracy niniejszej możemy znów ograniczyć się tylko do postawienia samego
zagadnienia i do wysunięcia pewnych momentów, które mogą być ważne dla dalszych
badań.
Zacznijmy od najbardziej ogólnych stwierdzeń.
Przede wszystkim Żyd występuje w polskiej literaturze pięknej stosunkowo
często. Literatura po prostu nie mogła pominąć faktu jego obecności w Polsce.
Po drugie – stosunek do niego jest najczęściej życzliwy, niekiedy – bardzo
ciepły i serdeczny. Literatura polska pod tym względem wyraźnie odbiega i od
polskiej twórczości ludowej i od polskiej publicystyki politycznej.
Ale
odbiega ona i od twórczości literackiej innych krajów, w których Żydzi tworzyli
znaczne skupiska ludzkie. Weźmy jako przykład literaturę rosyjską. Istnienie
Żyda było dość rzadko zauważane przez pisarzy rosyjskich i stosunek do niego –
gdy był zauważany – był chłodny, nawet – nieżyczliwy. Postać Żyda była zupełnie
pominięta przez Puszkina, który zresztą życie swe spędził w tej części
cesarstwa rosyjskiego, w której Żydzi w owych czasach byli rzadkością. Ale
Gogol, którego twórczość w tak wielkim stopniu obracała się wokół tematyki
ukraińskiej, o Żydach mówi bardzo nieżyczliwie. Nie występują Żydzi u
Turgieniewa. Marginesowo występują u Dostojewskiego, np. w „Braciach Karamazow”, i są
potraktowani niechętnie i pogardliwie. Dostojewski-publicysta był wyraźnym
antysemitą. Nie ma Żydów w twórczości Tołstoja, choć Tołstoj-publicysta głośno
i stanowczo potępiał antysemityzm i pogromy żydowskie. U Czechowa bohaterką
jednego z opowiadań jest Żydówka. Nie jest to postać przyjemna. Wyrachowana i
wyrafinowana uwodzicielka, deprawuje naiwnego oficerka, by mu nie zapłacić
długu. To samo robi z jego niby bardziej doświadczonym kuzynem. Jednakże w
dramacie Iwanow, Czechow potraktował
postać Żydówki z wyraźną sympatią. Sylwetki żydowskie pojawiają się u
niektórych mniejszych pisarzy rosyjskich przed i porewolucyjnych, ale są to
tylko sylwetki, traktowane zdawkowo i ubocznie. Jedynie tylko niektórzy pisarze
rosyjscy pochodzenia żydowskiego – Juszkiewicz, Ilja Erenburg – zajmują się
tematyką żydowską. Z nich jednak tylko Juszkiewicza można uważać za narratora
życia żydowskiego w Rosji i jego spraw.
Zupełnie
inaczej w Polsce. Wystarczy zapoznać się z piękną antologią Jana Winczakiewicza
„Izrael w poezji polskiej”, by
być uderzonym i obfitością wypowiedzi poetów polskich o Żydach, i często
ciepłem ich stosunku. Wielka poezja polska dała postać Jankiela, którego uważać
należy za jedną z centralnych postaci „Pana
Tadeusza”. Roli Jankiela w „Panu
Tadeuszu” nie da się pomniejszyć żadną interpretacją. Mickiewicz
przeznaczył tej postaci rolę zasadniczą i to bez wątpienia było wyrazem
poglądów poety na rolę Żydów w Polsce. Zauważmy przy tej sposobności, że w „Weselu” Wyspiański wyznaczył Racheli
rolę rozpętania całego misterium. Ona to przecież wprowadza element wizji
poetyckiej, który prowadzi do wyzwolenia tego, „co się komu w duszy śni”.
Poezja
polska spoglądała na Żyda z różnych stron. W pięknym wierszu Syrokomli o
księgarzu ulicznym trafnie dostrzegała jedną z najważniejszych funkcji
kulturotwórczych żydostwa polskiego – funkcję rozpowszechniania wielkich
wartości kultury polskiej. Opłakiwała smutki żydowskie pieśniami Kasprowicza
czy Gomulickiego, mówiła o patriotyzmie Żydów, o ich związaniu z krajem.
Pesymistyczny
i Żydom nieżyczliwy kierunek myśli politycznej nie znajdował odgłosu w poezji
polskiej. W jednym tylko wypadku i u jednego poety spotkać się można z
niechętnym ustosunkowaniem się do Żydów i z odgłosami ówczesnej publicystyki
antysemickiej. Chodzi tu o „Nie-Boską
komedię”. Zauważmy jednak, że Krasiński wprowadza tu „przechrztów” – a więc Żydów, którzy zerwali z przeszłością,
którzy starają się wejść w środowisko nieżydowskie. Krasiński w niechęci do
nich nie tyle idzie śladami swego ojca, ile jest wyrazicielem nastrojów i
uprzedzeń, jakie w owym czasie panowały we Francji wobec homines novi ze świata żydowskiego, i
równocześnie w pewnych kołach polskich wobec frankistów. Ci, o których
Krasiński mówi, to ex-Żydzi. W owej epoce Żyd wyznaniowy jeszcze nie występował
na widowni politycznej. Arystokratę Krasińskiego wystarczająco niepokoili homines novi pochodzenia żydowskiego, jak zresztą niepokoili go wszelcy homines novi.
W
każdym jednak razie stanowisko Krasińskiego było wyjątkowe. W poezji polskiej
do Żydów życzliwie odnoszą się nawet i tacy poeci, którzy – jak np. Kasprowicz –
w życiu codziennym nie darzyli ich względami.
Stwierdźmy
dalej rzecz niewątpliwą: w poezji polskiej – pomijając nieliczne wyjątki – Żyd
występuje jako część krajobrazu polskiego – krajobrazu fizycznego i duchowego.
Poeci widzą go od strony jego uczestnictwa w życiu polskim, w oderwaniu od środowiska
żydowskiego. Co wiemy o Jankielu nie na tle polsko-litewskiego Soplicowa?
Bardzo niedużo. Właściwie tyle tylko, że wykonywał zawody „żydowskie” i że był w sąsiednim mieście podrabinkiem. Jankiel
jest tu widziany wyłącznie od strony polskiej, powiedzmy – soplicowskiej. Był
ofiarnym i gorącym polskim patriotą. Wykonywał z ramienia „patriotów” tajemnicze misje polityczne i przez Moskali
posądzany był o szpiegostwo. Był rozjemcą w sporach między zwolennikami Soplicy
i zwolennikami Horeszków i obie strony szanowały go i liczyły się z jego
zdaniem. Był zaufanym powiernikiem księdza Robaka. Spełniał określone zadania
kulturalne: był źródłem nowin z szerokiego świata, dzięki niemu pieśni z
różnych okolic Polski przenikały na Litwę. Mickiewicz bezspornie w osobie
Jankiela uchwycił szereg zasadniczych obiektywnych funkcji, jakie były udziałem
Żydów polskich. Ale Mickiewicz zupełnie pominął świat żydowski Jankiela, tak
samo zresztą jak pominął świat chłopski. Bo też – jak to mówi podtytuł – „Pan Tadeusz” w intencji poety miał być „historią szlachecką” i z natury rzeczy świat nieszlachecki mógł tu być
widziany tylko od strony szlacheckiej i ze względu na jego udział w
rzeczywistości szlachecko-soplicowskiej. Chłop w „Panu Tadeuszu” jest w porównaniu z Jankielem postacią znacznie
bardziej dalekoplanową.
To
oderwanie Żyda od środowiska żydowskiego dominuje w prawie całej poezji
polskiej. Żyd jest widziany od strony polskiej i oceniany od strony polskiej.
Najważniejszym motywem jest jego polski patriotyzm, zdolność wykazywania się
najwyższymi cnotami polskimi. Jeżeli zaś motyw ofiarnego patriotyzmu nie jest
bezpośrednio wprowadzany, to są podnoszone jakieś zasługi dla polskości, jak w
wierszu Syrokomli o księgarzu, czy w pięknym poemaciku Zofii Bohdanowiczowej „Szałdy-Bałdyrowski” o wędrownym
kramarzu żydowskim, pokornym i bezpretensjonalnym łączniku między zapadłą wsią
litewską a wielkim światem, usymbolizowanym w firmie Puls z Warszawy. I tu
poetka znakomicie uchwyciła jedną z funkcji kulturotwórczych Żyda, ale i tu
wprowadziła go w zupełnym oderwaniu od środowiska żydowskiego.
Pomijając
wiersze, powstałe w czasie ostatniej wojny, lub do niej się odnoszące, w
dawniejszej poezji polskiej nieraz występował motyw opłakiwania czy opisywania
niedoli żydowskiej. W wierszu Wacława Szymanowskiego „O Żydzie Boruchu” Żyd stale jest ofiarą, niezależnie od tego,
czy będzie za Sasem czy za Lasem. Tak samo zresztą jak chłopek. Tu niedola Żyda
jest raczej fragmentem niedoli wszystkich warstw niższych, padających ofiarami
swawoli szlacheckiej. Ale i tu Żyd jest widziany jako część ogólnego krajobrazu
polskiego, nie zaś jako uczestnik własnej zbiorowości społeczno-kulturalnej.
W
wielkim dramacie polskim, „Sędziowie” wprowadzają
świat żydowski widziany niezależnie od świata nieżydowskiego. Ale żydowskość „Sędziów” jest raczej przypadkowa.
Wyobraźnię Wyspiańskiego poruszyło wydarzenie autentyczne, związane z żydowską
karczmą. Sama jednak problematyka dramatu jest ogólnoludzka, bardziej antyczna
niż specyficznie żydowska.
Były
jednak w poezji polskiej próby wydobycia swoistej atmosfery żydowskiej,
zwłaszcza mistyczno-religijnej, próby, których owocami było kilka przepięknych
wierszy Gomulickiego, Kasprowicza i Lieberta. Żyd był tu pokazywany jako Żyd,
był pokazywany w świetle swych własnych odczuć, wierzeń, dążeń. Były to jednak
zjawiska wyjątkowe. Takich utworów w poezji polskiej było stosunkowo mało.
Rzecz
znamienna, że poezja polska czasów późniejszych zupełnie pominęła – podobnie
jak i polska proza literacka – te przemiany, jakie odbywały się w życiu
żydowskim. Nie były one po prostu zauważane. Nie były nawet zauważane przez
poetów polskich pochodzenia żydowskiego, którzy – jak Tuwim, Słonimski,
Wittlin, Hemar –- do twórczości swej wprowadzali motywy i tematy żydowskie. Ich
sposób patrzenia na Żydów i na sprawy żydowskie nie różnił się zasadniczo od
tego, jak na to spoglądali inni poeci polscy. Niewątpliwie w poetach
pochodzenia żydowskiego były żywe momenty osobiste. Była nuta goryczy z powodu
antysemityzmu, odmawiającego im prawa do miana poetów polskich. Ale zasadnicze
ujęcie było zgodne z ogólnym wzorem, panującym w poezji polskiej. Słonimskiego „lichwiarz zmarnowany”, który dał się porwać czarowi literatury polskiej,
nie odchyla się od linii zasadniczej, jaką zapoczątkowali poprzedni poeci.
Tuwim w „Kwiatach polskich” daje
skrawek środowiska żydowskiego w opisie podłódzkiego letniska. Jest to rzadka w
poezji polskiej próba sięgnięcia do świata Żydów polskich. Przy całym
autentyzmie w przedstawieniu tego świata czy światka jest tu „Soplicowo”, odbicie Polski wśród asymilującego się
mieszczaństwa żydowskiego. I tu nie znajdujemy odbicia tych prądów i dążeń,
jakie w tym okresie zaczynały żyć w społeczności żydowskiej w Polsce. Jak ogół
Polaków – a Tuwim był Polakiem i wielkim polskim poetą – autor o rzeczach tych
wiedział bardzo mało, słabo się nimi interesował, widział je bardziej od strony śmiesznej niż
poważnej.
Jeżeli poeci polscy pochodzenia żydowskiego
tragicznie przeżywali konflikt polsko-żydowski w sobie samych, to było to
pochodną ogólnej atmosfery, jaka w Polsce w tym okresie panowała. U poetów doby
dawniejszej – u Langego, Arnsteinowej, Jana Mieczysławskiego itd. – konflikt
ten albo wcale nie występował, albo był bardzo słaby. Poeci ci byli „przyjęci” przez świat polski i mogli zająć w nim jakieś
miejsce. Konflikt taki mógł wystąpić znacznie później, gdy poetom pochodzenia
żydowskiego zaczęto odmawiać miejsca w literaturze polskiej. Stąd płynął i nurt
goryczy i nawet gorzkiego sarkazmu, nawet cynizmu, w stosunku do siebie, do
własnej pozycji i do otaczającego świata. Inspirowało to twórczość zarówno
piękną jak i bolesną, ale nie dawało pola dla wprowadzenia obrazu Żyda i jego
rzeczywistości do literatury. Wprowadzało jedynie pewne aspekty sprawy
żydowskiej w Polsce i to w odniesieniu do tych, którzy Żydami być przestali.
Pominiemy
tu tych poetów, którzy, pisząc po polsku, utożsamiali się z żydostwem. Ci
oczywiście sięgali do szerokiej tematyki żydowskiej, ale byli grupą specjalną,
ogółowi polskiemu mało znaną.
Jednakże nie poezja ale proza literacka ma
zasadnicze znaczenie dla ustalenia obrazu jednej zbiorowości ludzkiej w
świadomości zbiorowości drugiej. Powieść i nowela zawsze mogą służyć jako
kapitalny materiał socjologiczny. Sama forma, sama tematyka stwarzają tu
możliwości, które nieskończenie przewyższają możliwości poezji. I dlatego to
najciekawszym dla nas zagadnieniem będzie obraz Żyda w polskiej prozie
literackiej.
I tu
stwierdzimy to samo, cośmy stwierdzili mówiąc o polskiej poezji. W polskiej
prozie literackiej Żyd występuje często i przeważnie jest traktowany życzliwie.
Mamy więc w literaturze polskiej niemało powieści i
opowiadań „żydowskich”, opartych na tematyce żydowskiej, opisujących
życie żydowskie czy też pewne jego fragmenty i aspekty. Początek daje tu Niemcewicza „Lejbe i Sióra”, owa sentymentalna
korespondencja pary szlachetnych kochanków, dążących do wiedzy i cnoty. Punktem
szczytowym są tu powieści i opowiadania Orzeszkowej z „Meirem Ezofowiczem” na czele. Cały szereg powieści „żydowskich” wyszedł spod pióra mniejszych pisarzy, żeby
wymienić Gawalewicza, Gruszewskiego czy gawędziarza Klemensa Junoszę. Z tych powieści
mniejszych pisarzy „Mechesi” Gawalewicza mają szczególne znaczenie
dokumentalne. Wypadnie nam o tej powieści jeszcze pomówić osobno. „Żydowskie” nowele i opowiadania Konopnickiej,
Szymanowskiego, Świętochowskiego – by pominąć innych - zdobyły sobie wielką
popularność. „Mendel Gdański” stał się bez mała symbolem.
Można
tu jeszcze dodać takie utwory dramatyczne jak Zapolskiej „Małka Szwarcenkopf” – nie najlepszy na pewno z
utworów Zapolskiej, ale jako materiał socjologiczny bardzo interesujący.
Jako
postacie dalszoplanowe Żydzi są zjawiskiem powszechnym w polskiej prozie
literackiej. Nie brak ich u Kraszewskiego i u Korzeniowskiego. Odgrywają
poważną rolę u Prusa, występują u Żeromskiego. Nie pomija ich Maria Dąbrowska,
której „Żydówka-bądźzdrówka”
ma duży wpływ na losy bohaterów powieści. Przesuwają się Żydzi u Reymonta i u
Przybyszewskiego, Z wybitnych pisarzy polskich bodaj jedynie Sienkiewicz i
Berent pozostawili Żydów na stronie.
Jak
wyglądał obraz Żyda w powieściach „żydowskich”, w jakiej mierze odtwarzał on rzeczywistość?
Możemy tu od razu zakwestionować wartość poznawczą powieści Niemcewicza.
Szlachetna ta powieść, piękny dowód wzniosłych uczuć i przekonań autora, w bardzo
słabym stopniu odpowiadała
rzeczywistości żydowskiej w Polsce. Niewątpliwie można w niej się doszukać odgłosów
ruchu, jaki pod nazwą „Haskalah” zaczynał w owym czasie docierać i do Żydów
polskich. Niewiele jednak przemawia za tym, by Niemcewicz o tym ruchu coś
wiedział i – jeżeli wiedział – zdawał sobie sprawę z jego sensu. „Lejbe i Sióra
to spóźniony produkt Wieku Oświeconego, z jego racjonalistyczną koncepcją, że
przez oświatę można rozwiązać wszystkie zagadnienia życia zbiorowego.
Niemcewicz koncepcję tę zastosował i do Żydów, niewiele dbając o rzeczywiste
oblicze życia żydowskiego. Stąd też zapewne bohaterowie jego prezentują się tak
papierowo, schematycznie i nieprzekonywająco.
Byłoby
jednak błędem, gdybyśmy mieli zlekceważyć znaczenie powieści Niemcewicza.
Zapoczątkowała ona w literaturze polskiej typ młodego Żyda, dążącego do
oświaty, poświęcającego swe życie sprawie uobywatelnienia swych współwyznawców
i tą drogą służenia całej Polsce. Poprzednikiem Meira Ezofowicza był nie kto
inny, jak Niemcewiczowski Lejbe. A odgłosy powieści Niemcewicza można usłyszeć
nawet w „Mechesach” Gawalewicza. I tu szlachetny bohater – żyjący zresztą w
absolutnie innych warunkach – ma w sobie coś z tradycji Lejbe i Meira.
O
wiele pełniejszy obraz życia żydowskiego dała w swych powieściach Eliza
Orzeszkowa. Życie żydowskie interesowało ją. Prawda, że pole jej doświadczeń
było ograniczone. Z jednej strony sprowadzało się do obserwacji lokalnych gett
litewskich, z drugiej pozostawało w związku z przyjaciółmi pisarki takimi jak
Leopold Méyet, Nussbaumowie, Lewenthalowie, Eigerowie i inni. W tych swych
żydowskich przyjaciołach mogła Orzeszkowa widzieć spełnienie obietnicy danej
przez Meira Ezofowicza. Ludzie ci wyszli ze świata żydowskiego. Dziadowie ich,
a nawet ojcowie byli religijnymi Żydami. Przyjaciele Orzeszkowej reprezentowali
najwyższy poziom kulturalny, byli dobrymi Polakami, służyli ofiarnie sprawie
polskiej, byli ludźmi szlachetnymi. Orzeszkowa mogła być pewna ich przyjaźni i
z całym sercem do nich się odnosiła.
Pogląd
tych ludzi na sprawę żydowską w Polsce nie odbiegał od poglądów samej
Orzeszkowej. Do przeszłości swych dziadów nie odnosili się oni z pogardą.
Znajdowali w niej cenne wartości. Ale jednocześnie odrzucali ją jako coś
przebrzmiałego, tamującego postęp. Byli wychodźcami z kasty i wrócić do niej
już nie mogli. Odrzucali ją dla siebie i chcieli służyć pomocą innym wychodźcom
z kasty.
„Meir Ezofowicz” nie może być uważany za próbę wiernego odtworzenia
rzeczywistości małomiasteczkowego getta litewskiego czy polskiego. Wątpliwe
jest nawet, by intencją Orzeszkowej było napisanie powieści „realistycznej”. Sama sytuacja rodziny Ezofowiczów jest czymś
wyjątkowym. Ileż to rodzin żydowskich w Polsce mogło się powołać na takie
tradycje historyczne? Motyw karaimski w powieści wygląda, historycznie rzecz
biorąc, bardzo nieprzekonywająco. Z powieści żydowskich Orzeszkowej już raczej „Eli Makower” – rzecz zresztą słaba –
bardziej zasługuje na nazwę „realizmu” niż „Meir
Ezofowicz”. Nawiasem można by dodać, że równie mało realistyczne jest
przedstawienie np. Bohatyrowiczów.
Ale
pewne elementy realizmu są i w „Meirze”
zachowane. Orzeszkowa umiała uchwycić początki walki o laicyzację życia
żydowskiego w Polsce. Umiała ogarnąć sens nowych dążeń, budzących się wśród
młodszych generacji. Powiedziała wiele trafnego na temat stałego konfliktu
między władzą kahalną a rabinatem. Pod tym względem dała w literaturze polskiej
stosunkowo najbardziej pełny i do rzeczywistości zbliżony obraz życia
żydowskiego w Polsce.
Z drugiej
jednak strony obraz ten na długie lata stał się wzorem ujmowania Żyda
polskiego. A przecież już za czasów Orzeszkowej w świecie żydowskim następować
zaczynały zasadnicze odchylenia od tego obrazu. Były one najwyraźniejsze w
dużych miastach Kongresówki, ale dawały się zauważyć i w małomiasteczkowych
gettach litewskich. W rzeczywistości jeszcze za życia pisarki, w końcu wieku
XIX i na początku XX, z getta Meira Ezofowicza już niewiele zostało. Sprawy te
nie mogły były ujść uwadze Orzeszkowej. Widziała je, boleśnie odczuwała postępy
rusyfikacji wśród Żydów litewskich, nie rozumiejąc, że rusyfikacja była w
danych warunkach jedynie możliwą formą przeciwstawiania się kaście i
wychodzenia z niej. Pociechą była dla niej polonizacja Żydów w Polsce
właściwej, choć nie mogła przewidzieć, że polonizacja ta była tylko fazą
przygotowawczą dla rozwinięcia się wśród Żydów szerszych dążeń
narodowo-emancypacyjnych.
Pod
koniec wieku XIX wzrosła liczba powieści i dłuższych opowiadań na tematy
żydowskie. Z autorów właściwie tylko jeden Klemens Junosza usiłował odtworzyć
obraz życia mas żydowskich w Polsce. Ale opowiadania Junoszy są utrzymane w
tonie i charakterze facecji szlacheckiej. Widzi Żydów od strony komicznej, przy
czym obraz ich w jego ujęciu odpowiada tradycyjnym wzorom przeszłości. Żydzi z
jednej strony są „pijawkami”, ale równocześnie są koniecznością życiową dla
szlachcica-ziemianina, który bez nich obyć się nie może. Stosunek Junoszy do
Żydów nie jest życzliwy, ale i nie wrogi. Jest raczej zabawowy. Uderza Junoszę
śmieszność Żyda, która wynika z rozbieżności pomiędzy szlacheckim wzorem życia
a wzorem żydowskim.
O
wiele ważniejszą od gawęd Junoszy i od wyraźnie antysemickich powieści
Gruszeckiego była duża powieść Gawalewicza „Mechesi”. Stara się ona dać obraz życia pewnego środowiska
żydowskiego – bogatej plutokracji, porzucającej kastę i usiłującej upodobnić
się do szlachty i arystokracji. Powieść Gawalewicza – powieści o zbliżonej
tematyce na przełomie wieków XIX i XX ukazało się w Polsce więcej – jest
odbiciem przemiany, jaka rzeczywiście następowała w całym życiu polskim i w
szczególności w pewnych środowiskach żydowskich.
Gawalewicz
trafnie uchwycił rolę Żydów w kształtowaniu się nowej, miejskiej plutokracji i
burżuazji w Polsce. Akcję powieści słusznie umieścił w Warszawie, która stawała
się najważniejszym polskim ośrodkiem przemysłowo-handlowo-bankierskim. Sam
mocno związany z Warszawą, miał sposobność bezpośredniego obserwowania życia
plutokracji warszawskiej dla zrozumienia procesu asymilowania się plutokracji
żydowskiej końca wieku XIX.
Nie
uszedł uwadze Gawalewicza fakt, że wzorem, do którego przyjęcia zmierzała
bogata burżuazja żydowska, był styl życia arystokracji polskiej. Nie najlepsze
elementy tego wzoru są tu przyjmowane. Przeciwnie – właśnie najgorsze.
Bezsensowny zbytek, zastaw się a postaw się, snobizm, fumy i panoszenie się –
wszystko to jest gorliwie małpowane przez plutokrację żydowską. Ideałem jest
skoligacenie się przez małżeństwo z podupadłą rodziną arystokratyczną czy
pseudoarystokratyczną. Głównym wątkiem powieści są właśnie dzieje takiego
małżeństwa.
Powieści
Gawalewicza w żadnym wypadku nie można uważać za antysemicką. Jeżeli autor gani
plutokrację żydowską, to niemniej ostro gani arystokrację czy pseudoarystokrację
polską. Co więcej – właśnie w środowisku
żydowskim znajduje typy głęboko pozytywne, do których – jak do głównego
bohatera – odnosi się ciepło i życzliwie. Te postacie pozytywne to właśnie ci,
którzy przeciwstawiają się popędowi otoczenia, szukają własnych dróg, chcą
tworzyć jakieś rzeczywiste wartości. Są tu jakieś odgłosy Meira Ezofowicza,
przerzuconego na zupełnie inny teren.
Nie
ulega wątpliwości, że i w powieściach Orzeszkowej i w powieści Gawalewicza były
próby pokazania czytelnikowi autentycznych fragmentów rzeczywistości żydowskiej.
Były to jednak tylko fragmenty. U Orzeszkowej jest to fragment stylizowany,
przystosowany do ideologicznych założeń wielkiej pisarki. U Gawalewicza jest to
fragment, który właściwie jest już poza obrębem rzeczywistości żydowskiej.
Świat tu opisany nawet wyznaniowo wyraża się w dążeniu do odcięcia się od
niego, do zatarcia – gdyby to było możliwe – wszelkich śladów przeszłości. Jest
to świat uciekinierów z kasty, nie tylko uchodźców. Od tej strony widziana,
powieść Gawalewicza jest kapitalnym dokumentem, ale w żadnym wypadku nie może
służyć za ilustrację życia żydostwa polskiego.
Powieść
„żydowska” – zarówno Orzeszkowej, jak Gawalewicza – podobnie
jak poezja polska, patrzy na Żydów od strony ich udziału w polskości, pod
czysto polskim kątem widzenia. Bez wątpienia Żyd w tej powieści jest czymś
więcej niż cząstką krajobrazu polskiego. Ale nie jest zbiorowością żywą, mającą
własne problematy, usiłującą jakoś je rozwiązywać. Samo istnienie takich
problematów znajdowało w polskich powieściach „żydowskich” bardzo słabe odbicie. Rzecz
charakterystyczna, że nawet te momenty życia żydowskiego, które miały głębokie
aspekty ogólnoludzkie, były przez pisarzy sprowadzane na płaszczyznę polskiego
patriotyzmu czy dość naiwnego utylitaryzmu społecznego. Tak np. wygląda u Gawalewicza sprawa małżeństwa
mieszanego i konfliktów z nim związanych. Były to sprawy, z którymi autor nie
umiał sobie dać rady. Nie był zresztą człowiekiem wielkiego talentu i nie umiał
wyjść poza prowincjonalizm ówczesnej Warszawy.
Ale
Żydzi i motywy żydowskie występowały w całej masie polskich powieści i
opowiadań, których tematyka i założenia nic z Żydami wspólnego nie miały. Ta –
ilościowo największa i jakościowo najważniejsza – część polskiej prozy
literackiej zasługuje na baczną uwagę.
Jak to
już zaznaczaliśmy, postać Żyda występuje często w polskiej prozie literackiej.
Jest to zrozumiałe. Żyd – taki czy inny — stale występował w różnych sytuacjach
życia polskiego i siłą rzeczy obecność jego nie mogła być pominięta przez
powieść, nowelę czy opowiadanie.
Nie
mógł on być pominięty w powieści „ziemiańskiej” czy też w ogóle w jakiejś mierze związanej z
życiem świata szlacheckiego. Nie mógł też być pominięty w utworach, których
tematyka była oparta na życiu wsi chłopskiej. We wszystkich rodzajach prozy
literackiej tego typu Żyd występuje przede wszystkim jako karczmarz, arendarz,
sklepikarz, wędrujący kramarz czy rzemieślnik, niekiedy – jak w „Placówce” Prusa – jako wielki kupiec
i nawet szwagier dziedzica. Najczęściej jednak – jak to ma miejsce w tej samej „Placówce” – postać Żyda jest
sprowadzona do jego tradycyjnych funkcji na wsi.
Żyd
jest tu pokazany w zgodzie z tradycyjnym wzorem Żyda na wsi polskiej. Nawet
jako postać dalekoplanowa odgrywa on poważną rolę w życiu zarówno dworu jak i
chaty. A nawet i plebanii. Karczma jest ośrodkiem ważnych wydarzeń życia
wiejskiego. Była nim ona i w rzeczywistości. Ambiwalentny charakter stosunku do Żyda jest bardzo często
uwidoczniany przez polskich autorów. Żyd jest równocześnie pogardzany i uważany
za osobę, z której zdaniem bardzo należy się liczyć. Nie przestając być „parchem”, jest on niemniej jednym z autorytetów życia
gromadzkiego, a nawet i – dworskiego. Bardzo często pisarze mocno podkreślają
dodatnie strony charakteru Żyda, jak to ma miejsce u Prusa, jak to ma miejsce
szczególnie u Marii Dąbrowskiej z jej ciepłym stosunkiem do paru epizodycznych
postaci Żydów wiejskich i kalinieckich, występujących w „Nocach i dniach”. Nie ukrywane są też
zresztą i ujemne strony charakteru Żyda wiejskiego. Karczmarz w „Placówce” nie jest postacią piękną.
Ale postaci niepięknych w opowieści Prusa jest znacznie więcej.
Nie
jest naszym zadaniem szczegółowe omówienie tych wszystkich wypadków, w których
Żyd występuje w polskiej prozie literackiej, zajmującej się wsią i jej życiem.
Jedno jednak daje się wyraźnie uogólnić: wszędzie tu Żyd jest widziany
wyłącznie od strony polskiej – obojętne, szlacheckiej czy chłopskiej, i
wszędzie jest on tu fragmentem czy uzupełnieniem obrazu spraw społeczności
polskiej. Można by powiedzieć, że z reguły jest on dodatkiem do opisywanych
ludzi, spraw i sytuacji. Jest to dodatek konieczny, nie dający się pominąć, ale
całkowicie podporządkowany zbiorowości polskiej. Życie Żyda wiejskiego w
obrębie jego własnej zbiorowości nie jest pokazywane. Jest on stale widziany na
tle życia polskiego, ale nic nie wiemy o jego własnych sprawach, oczekiwaniach
czy dążeniach. Zjawia się on na scenie wydarzeń, bierze w nich udział, wpływa
na nie, jest na ich tle pokazany, ale nic nie wiemy o jego bezpośrednim środowisku,
o sprawach tego środowiska.
W
niemniejszym stopniu da się to samo powiedzieć i o tych utworach polskiej prozy
literackiej, których tematyka była oparta na życiu miejskim. W powieściach i
opowiadaniach okresu wcześniejszego Żyd miejski jest faktycznie dawnym Żydem
wiejskim, przeniesionym na teren miast i miasteczek. Spełnia on analogiczne
funkcje gospodarcze, z tym jednak, że często rozmiary i zasięg jego
działalności są znacznie większe od działalności Żyda wiejskiego. Pod koniec
wieku XIX na widowni zjawi się wielki bankier żydowski, który, choć społecznie
i kulturalnie zerwie z tradycjami wiejskiego lichwiarza-karczmarza, gospodarczo
będzie jego przedłużeniem. Zmienią się tu formy, treści pozostaną zbliżone,
choć skala działalności spotęguje się kolosalnie.
Ale
równocześnie od końca wieku XIX powieść polska zacznie rejestrować nowy typ
Żyda. Uwadze piszących nie mógł ujść fakt coraz liczniejszego udziału uchodźców
z kasty w szeregach inteligencji polskiej. A że środowisko
inteligencko-miejskie zaczynało dostarczać literaturze coraz to więcej tematów,
przeto i Żyd-inteligent musiał zająć poważne miejsce w ogólnym obrazie Żyda
polskiego.
Bardzo
często jest nim lekarz. Tak jest np. w „Lalce”
Prusa i w „Ludziach bezdomnych”
Żeromskiego. O ile jednak u Żeromskiego jest to postać raczej
epizodyczna, o tyle u Prusa dr Szuman jest osobą ważną, odgrywającą wcale
niepodrzędną rolę. Społecznie rzecz biorąc, obaj ci lekarze mają wiele
wspólnego. Obaj pozostawili żydostwo poza sobą, obaj wchodzą – czy wejść się starają
– do środowiska polskiego. I obu nie idzie to łatwo. Natrafiają na trudności i
sprzeciwy, wlecze się za nimi ich przeszłość, są ciągle w cieniu kasty. U Prusa
prowadzi to do sceptycznej i racjonalistycznej postawy bohatera, czyni z niego
dziwaka i samotnika. U Żeromskiego – do postawy cynicznej. Zresztą lekarz-Żyd
Żeromskiego jest swego rodzaju odpowiednikiem lekarza-wychodźcy z warstwy
niższej. Jego losy i losy Judyma mają podobne uwarunkowanie społeczne. To też
jakby Judym, z tą jednak
różnicą, że jest pozbawiony idealizmu Judyma, że jest zgorzkniały i cynicznie
patrzący na świat i ludzi. Ale w Szumanie jest coś z Judymowego idealizmu, jak
jest i coś z romantyzmu Wokulskiego. Przepojone to tylko goryczą,
zracjonalizowane, świadome rozmiarów szaleństw człowieka.
U
Marii Dąbrowskiej występuje nowa postać Żyda. Jest nim student, socjalista,
działacz polityczny. Prawda, że i przed Dąbrowską postacie takie były
pokazywane przez polskich pisarzy, by wymienić „Zaszumi las” Zapolskiej. Były to jednak postacie czysto
epizodyczne, narysowane szkicowo. U Dąbrowskiej mamy również postać epizodyczną,
ale pełną plastyki i wyrazu. Co więcej, postać ta nie wyłania się z próżni, ma
jakieś własne tło społeczne, jest pokazana nie wyłącznie od strony polskiej,
ale i od strony własnego tragizmu. Dąbrowska w życiu swym nieraz spotykała się
z prototypami swego bohatera, niejeden z nich należał do jej przyjaciół. I to
daje się wyraźnie odczuć w jej powieści.
Dąbrowska
w granicach swych założeń artystycznych dała to, co dać zamierzała. Wprowadziła
do swej powieści Żydów, dała im pewne podmalowanie społeczne, ale pisanie o
Żydach nie było jej założeniem literackim. To samo da się oczywiście powiedzieć
o Prusie czy o Żeromskim. Wprowadzając Żydów do swych utworów, pokazywali ich jako
gotowe produkty określonych procesów społecznych i kulturalnych, pokazywali ich
na tle świata polskiego i kazali ich widzieć od strony polskiej. Była w tym
pewna jednostronność, za którą pisarzy winić nie można. Była to jednostronność
nieunikniona, wynikająca
z samych założeń danych utworów.
W
każdym razie we wszystkich tych utworach Żyd jest cząstką ogólnego krajobrazu
polskiego, jest czymś dodatkowym czy uzupełniającym. Rzadkie są próby pokazania
go i od strony środowiska żydowskiego – dawnego, jeżeli je porzucił,
istniejącego, jeżeli wciąż do niego należał. I jedynie u Dąbrowskiej i u Prusa
są próby spojrzenia na Żyda i od tej strony. W „Lalce” jest bardzo interesująca rozmowa starego Szlangbauma z
Wokulskim na temat rozrywek i gier towarzyskich u Żydów. Wokulskiego uderzył
intelektualny charakter tych gier i rozrywek. Ten drobny fragment powieści to
próba pokazania Żyda od strony „wewnętrznej”, od strony jego własnego życia rodzinnego czy
towarzyskiego. Jest to jednak bardzo drobny fragment.
Co
na podstawie polskiej prozy literackiej da się niezbicie ustalić – to to, że
Żydzi w Polsce byli, że stanowili liczną zbiorowość, że wykonywali określone
czynności gospodarcze, dla społeczeństwa nieraz szkodliwe, ale nieraz i
pożyteczne, że byli wśród nich ludzie dobrzy, choć nie brakło i bardzo złych,
że wielu było takich, którzy zasługiwali na największą życzliwość, że spora
część Żydów dążyła do utożsamienia się z Polakami i że niejeden z nich był
rzeczywiście dobrym Polakiem. Czy jednak polska proza literacka może nam być
pomocna dla otrzymania pełniejszego obrazu społeczności żydowskiej w Polsce
jako takiej, obrazu jej spraw i dążeń, przemian, jakie w niej zachodziły? Jest
to wysoce wątpliwe. W rzeczywistości polska proza literacka o społeczności
żydowskiej w Polsce nie mówiła więcej niż mówiła o wszelkich innych
społecznościach narodowych, których przedstawicielami się sporadycznie
zajmowała. Występowali w niej Rosjanie, ale i oni – nawet u Żeromskiego – byli traktowani w oderwaniu od swego środowiska narodowego.
I
tak samo Niemcy czy Francuzi, by nie wspominać Ukraińców, Białorusinów czy
Litwinów. Wszyscy oni występują jako elementy krajobrazu polskiego, w
powiązaniu ze sprawami polskimi, są widziani od strony polskiej. Jeżeli w „Wojnie i pokoju” w jakiś sposób
przełamuje się rzeczywistość Francji napoleońskiej, to nie da się tego samego
powiedzieć o „Popiołach”.
W
powieści polskiej nie znalazły odgłosu – choćby pośredniego – te wielkie prądy
emancypacyjne, jakie w masach żydowskich zaczynały się rozwijać od początku
wieku XX. Jeżeli coś z tego było dostrzeżone, to było zrozumiane zupełnie
fałszywie, nieraz – fantastycznie. Jako przykład może posłużyć bardzo słaba
powieść Gruszeckiego „Litwackie mrowie”.
Nie ulega wątpliwości, że pisarze polscy o Żydach jako o Żydach
wiedzieli bardzo mało i mało się tym interesowali. Co w Żydach ich
interesowało, to było żydostwo w odniesieniu do spraw i dążeń polskich, było
żydostwo na tle życia polskiego.
Było
w tym poważne zwężenie. Ostatecznie nawet sprawy wewnętrznożydowskie nie mogły
być dla Polski obojętne. Przeciwnie, były one ważne, miały wpływ na rozwój
całego życia polskiego. Tak samo jak sprawy i dążenia Ukraińców, Białorusinów
czy Litwinów, dla których literatura polska również wykazywała obojętność i
niezrozumienie. Pod tym względem literatura ta była odbiciem stosunku całego
społeczeństwa do rzeczywistości tych niepolskich grup narodowych, z których
losami były związane dzieje narodu polskiego. O sprawach tych w Polsce
wiedziano bardzo mało i więcej wiedzieć nie chciano. To zaś, co uważano za
wiedzę, bardzo mało miało wspólnego z prawdą.
Trzeba
stwierdzić, że stosunkowo lepsze odbicie znalazła rzeczywistość polska w
żydowskiej prozie literackiej. Jako przykład możemy tu podać dwie powieści
żydowskie – Józefa Opatoszu „W lasach
polskich” oraz „Warszawę” Szaloma
Asza. Nie brak tam nieporozumień, nie brak błędnego ujmowania pewnych zjawisk i
procesów życia polskiego. W całości jednak jest tam bez porównania więcej
solidnej wiedzy o polskich sprawach i więcej ich zrozumienia, niż w tym, jak
polska literatura ujmowała sprawy żydowskie.
Dopiero
bardzo późno, w okresie międzywojennym dają się zauważyć jakieś próby zbliżenia
się do rzeczywistości żydowskiej w Polsce. „Wiadomości Literackie” zapoczątkowały reportaże o Żydach polskich.
Najważniejsze z nich wyszły
spod pióra Wandy Melcer.
Momentem
decydującym była tu egzotyka tematu. Dostrzeżone zostało istnienie „czarnego lądu” w Polsce. Reportaże Wandy Melcer i im pokrewne
stanowiły pendant dla
literatury egzotyczno-podróżniczej, tak od wieków popularnej we wszystkich
krajach cywilizacji zachodniej. W Polsce, bez opuszczenia jej granic, można
było podróżować po świecie egzotyki i tajemnicy. Do tego był to świat ludzi, o
których wciąż się mówiło.
Niewątpliwie
w reportażach tych – choć siłą rzeczy pisanych na gorąco i ujmowanych po
dziennikarsku – nie brakło trafnych obserwacji. Było jednak z nimi tak, jak z
opisami krajów kolonialnych, ogłaszanymi przez różnych podróżników europejskich
i amerykańskich. Opowiadały one o rzeczach „egzotycznych”, przemawiających do wyobraźni autorów i
interesujących czytelników. Ale – aż do czasów dzisiejszych – najczęściej
pomijały rzeczy najważniejsze: ogromne przemiany społeczne i kulturalne, jakie
zachodzić zaczynały w krajach kolonialnych. Czytając wiele z tych opisów,
pisanych stosunkowo niedawno, nie można zrozumieć, skąd wzięła się ta kolosalna
rewolucja, jaką dziś jest objęty świat afrykańskiej, azjatyckiej i
południowoamerykańskiej „egzotyki”. Założenia tej rewolucji, jej początki,
okoliczności ją warunkujące były nie dostrzegane, choć już wtedy musiały
istnieć. Uwaga piszących była wyłącznie zwrócona na „egzotykę”.
To
samo da się powiedzieć i o polskiej literaturze reportażowej z „czarnego lądu”. Pominęła ona rzeczy najważniejsze, choć w owym czasie
były one bardzo wyraźne i na każdym kroku zdawały się narzucać uwadze
obserwatorów.
Wypadnie
nam więc jasno powiedzieć: obraz Żyda, jaki występował w literaturze polskiej,
był wybitnie stereotypowy, fragmentaryczny, nieadekwatny. Z reguły powstawał on
w oderwaniu od całokształtu spraw, życia i dążeń społeczności żydowskiej w
Polsce, jako fragment spraw czysto polskich i w odniesieniu do nich.
Zachodziła
jednak uderzająca rozbieżność pomiędzy literaturą a dziennikarską publicystyką.
Rozbieżność ta – w pewnych okresach słaba – była szczególnie uderzająca od
początku wieku XX. Publicystyka była coraz bardziej nastrojona antyżydowsko,
czego ukoronowaniem była fala przedwojennego antysemityzmu. Ta wrogość
publicystyki wobec Żydów miała w literaturze stosunkowo słabe odbicie. W poezji
polskiej antysemityzm był niedostrzegalny. W prozie literackiej występował on u
bardzo podrzędnych autorów w rodzaju Gruszeckiego. Niektórzy pisarze jako
publicyści ulegali nastrojom antysemickim, tak było z Niemojewskim i z Nowaczyńskim.
U tych dwóch ostatnich były to raczej wybryki temperamentu, u Nowaczyńskiego z
wyraźnym odcieniem przekory. W wielkiej polskiej prozie literackiej stosunek do
Żydów nie był wrogi, nieraz – życzliwy, niekiedy – jak u Orzeszkowej i
Dąbrowskiej – serdeczny.
Autentyczna
jednak rzeczywistość żydowska w Polsce nie znajdowała dla siebie odbicia ani w
publicystyce ani w literaturze. Aż do końca istnienia na ziemiach polskich
Żydzi stanowili tu terra incognita. Obiektywnie rzecz biorąc, mogła ona być łatwo
zbadana. Tu i ówdzie była ona badana przez ludzi nauki: nie-Żydów wśród nich
było stosunkowo mało. Ale i oni się trafiali. W całości jednak w społeczeństwie
polskim wiedza o świecie żydowskim była zdumiewająco nikła, fragmentaryczna,
najczęściej zniekształcona. Niewielką pociechą było to, że nie lepiej wyglądała
wiedza o świecie innych grup niepolskich, znajdujących się w obrębie państwa
polskiego.”
Tyle A. Hertz w książce Żydzi w
kulturze polskiej (Paryż 1961). Szereg twierdzeń tego tekstu mija się z prawdą,
ale trzeba pamiętać, że jest to właśnie żydowski punkt widzenia i jako taki
powinien być odbierany.
W polskiej publicystyce o charakterze narodowym – jak trafnie zauważa
A. Hertz – Semici nie mieli wysokich notowań.
„Obraz
Żyda jest tu malowany ciemnymi farbami. Żyd jest istotą antyspołeczną i
antypolską. Jest on elementem w Polsce „obcym”, z
Polską nie związanym i dla Polski szkodliwym. Przez długi czas te cechy Żyda
były przez publicystów polskich łączone z jego życiem religijnym i z jego
etosem. Talmud i żydowskie „przesądy
religijne” są
przyczyną zła. Czy dadzą się usunąć? Kierunek pesymistyczny w to nie wierzył. I
wobec tego Żyd musi być od Polaka odseparowany, sfera szkodliwej działalności
żydowskiej powinna być ograniczana przez prawo i obyczaj. Z czasem w miarę
postępów laicyzacji w świecie żydowskim, negatywna ocena Żyda przestawała być
łączona z jego poglądami religijnymi. Żyd był zły organicznie, per se, z samej natury rzeczy.
Niemojewski uważał, że zły Żyd nie był produktem Talmudu. To właśnie Talmud był
produktem złego Żyda. Dla nacjonalisty Dmowskiego zachodziła fundamentalna
przeciwstawność polskich i żydowskich dążeń narodowych. Zresztą Dmowski pod
koniec swego życia wyraźnie przechylił się na stronę filozofii rasizmu. W
każdym razie Żyd był organicznie obcy i organicznie wrogi czy szkodliwy.
Rzecz
znamienna, że – szczególnie w okresie wczesnym – pewne elementy pesymistyczne
dawały się zauważyć i wśród tych publicystów, których należy uważać za
przedstawicieli kierunku optymistycznego. I oni uważali, że Żydzi są „obcy”, a
w każdym razie „różni”, i oni przypisywali Żydom wiele cech dla Polski
szkodliwych. Co więcej, podobnie jak Staszic, cechy te wywodzili z Talmudu i
żydowskiego etosu. W roku 1830 ukazała się w Warszawie niewielka rozprawka
Stanisława Hoge pod tytułem „Tu chazy
czyli rozmowa o Żydach”. W formie dialogu między
Polakiem-chrześcijaninem a Żydem-neofitą przedstawiona tu została idea, że
kwestia szkodliwości Żydów w Polsce – autor nie wątpił, że Żydzi są szkodliwi –
ulegnie rozwiązaniu sama przez się, kiedy Żydzi bądź staną się chrześcijanami,
bądź też odrzucą Talmud i zreformują swe wierzenia. Słowem, autor wierzył w
pozytywne rozwiązanie poważnego zagadnienia, sprowadzając je do odrębności
żydowskiego etosu. W ujęciu Hogego szkodliwość Żydów jest kategorią
historyczną, wynikiem rozwoju wypadków dziejowych. Możliwa jest tu jednak
zmiana i gdy ona nastąpi, Żydzi będą mogli stać się pożytecznymi obywatelami.
I
Czacki i Łukasiński byli zgodni w tym, że obraz Żyda nie jest malowany jasnymi
barwami. Ale nie widzieli w nim samych tylko barw ciemnych i – co ważniejsze –
byli przekonani, że cechy ujemne Żydów mają charakter nie organiczny lecz
historyczny, że – słowem – dadzą się usunąć. To samo głosiła Orzeszkowa i cała
publicystyka pozytywistyczna.
Wyjątkowe
raczej stanowisko zajął Surowiecki. Przyznając, że Żydzi mają cechy społecznie
ujemne, uważał je jednak za produkt całego historycznego rozwoju Polski. Żydzi
w Polsce stali się takimi, jakimi stała się cała Polska. Ich upadek moralny był
pochodną tego, co spotkało wszystkie inne elementy polskiej społeczności
narodowej. Co więcej, właśnie na korzyść Żydom należy zapisać, że zachowali
pewne walory, które uległy zatraceniu w innych środowiskach. Polemizując z
teorią, która w Żydach doszukiwała się przyczyny upadku miast polskich,
Surowiecki w dziele „O upadku miast i
przemysłu w Polsce” („Dzieła”. Wydanie Turowskiego, Kraków, 1861, str.
139) pisał: „...w takim położeniu, w jakim się przez półtora przeszło wieków
znajdowały miasta i ich przemysły, bez przyłożenia się wielkiej innej
przyczyny, musiały koniecznie nikczemnieć i upadać; i bez Żydów zatem ten sam
los nie byłby ich minął”. I
dodaje zaraz (str. 140): „Wyjąwszy
kilka miast znaczniejszych, gdzie panowie czasami rozrzucali swoje dochody,
wszędzie prawie samym Żydom winna Polska ocalenie handlu i rękodzieł”.
Trzeba
stwierdzić, że w Polsce było to stanowisko odosobnione. Nawet poważni historycy
przypisywali Żydom przyczynę upadku miast polskich. Publicystyka antysemicka
uważała to za aksjomat. Wawrzyniec Surowiecki miał odwagę wykazania, że to, co
było uważane za przyczynę, w rzeczywistości było skutkiem znacznie szerszego i
ogólniejszego procesu. Ale Surowiecki był w Polsce zupełnie zapomniany i
dopiero teraz zaczyna być przypominany.
Poglądy
Surowieckiego nie mogły zresztą przeniknąć do popularnej publicystyki. Były
zbyt racjonalne, były próbą bardziej trzeźwej analizy procesów historycznych
Polski. Publicystyka natomiast posługuje się hasłami i motywacje jej są natury
wybitnie emocjonalnej. Na tym też polegała przewaga kierunku pesymistycznego.
Znacznie lepiej, niż współzawodniczący z nim drugi kierunek, umiał on stworzyć
obraz Żyda – jednolity, przemawiający do wyobraźni mas, odpowiadający tym
stanom emocjonalnym, jakie w nich panowały. Żyd był tu zły, szkodliwy, obcy i
wrogi. Publicystyka tego kierunku mitologizowała Żyda i w tym – szczególnie w
okresach wielkich panik – mogła liczyć na oddźwięk w szerszych masach
społecznych. Kierunek optymistyczny – by nawet pominąć trzeźwy racjonalizm
Surowieckiego – wymagał refleksji, bardziej gruntownej znajomości i analizy
faktów. I stąd głosy takich polityków okresu międzywojennego, którzy – jak
Dunin-Borkowski, Hołówko czy Wasilewski – starali się racjonalnie podejść do
obrazu Żyda i całej sprawy żydowskiej, pozostały bez echa.”
* * *
Obecna publicystyka polska bywa również
zarówno filosemicka, jak i antysemicka,
najrzadziej - obiektywna
i bezstronna. Niektórzy naukowcy polscy wskazują na mało
chlubne postępowanie oligarchii żydowskiej na arenie międzynarodowej w
XVII-XVIII w. Doktor Dariusz Ratajczak 4 stycznia 2007 roku zamieścił na łamach
tygodnika narodowego „Tylko Polska” (nr 41(322), artykuł Żydzi a handel niewolnikami, w którym m.in. czytamy: „Ponad 50 lat temu Jacob Marcus, być może
najznamienitszy historyk żydowski połowy XX w., stwierdził w „Encyclopaedia Britannica”: „W
wiekach ciemności (dla autora to średniowiecze – DR) handel zachodniej Europy
pozostawał głównie w ich (Żydów – DR) rękach, szczególnie handel
niewolnikami...” Wspierał
tym samym nieco wcześniejszą uwagę S.Grayzela poczynioną w książce „Historia Żyda: od Wygnania Babilońskiego do końca
II Wojny Światowej”
(Filadelfia 1948): „Żydzi
byli najważniejszymi handlarzami niewolników...”
Zauważali
to dużo wcześniej chrześcijańscy pisarze starożytni i średniowieczni. Nie mogło
być inaczej. Żydowscy handlarze, posiłkując się biciem i – nazwijmy rzecz
eufemistycznie – molestowaniem seksualnym, dostarczali z Europy na Bliski
Wschód tysiące urodziwych jasnowłosych kobiet i dzieci. Była to rynkowa
odpowiedź na preferencje śniadych, kruczoczarnych i przede wszystkim bogatych
klientów z Azji oraz północnej Afryki. Możemy tylko domyślać się, co czuli
wyrwani z ognisk domowych młodzi ludzie, jakie dramaty rozgrywały się na
niewolniczych szlakach. Możemy również współczuć, chociaż uczucie to zwykle
rezerwujemy dla ofiar znanych z autopsji lub opowiadań żywych świadków
historii. Naturalna wybiórczość oraz skończoność ludzkiej pamięci zawsze
wpędzają mnie w przygnębienie. Podobnież – okrutna anonimowość zbiorowego
cierpienia ludzi żyjących w dawno minionych epokach. Jestem jednak realistą:
dzisiaj oni – pojutrze my.
Przytoczone
wyżej fakty nie mogą budzić większego poruszenia. Basen Morza Śródziemnego był
przecież naturalnym rejonem działania żydowskich handlarzy „żywym towarem”. Natomiast współczesne pokolenia wychowane na
filmach „made
in Hollywood”, w
których handlarzami czarnych nieszczęśników z Afryki są niezmiennie anglosaskie
typy spod ciemnej gwiazdy (exemplum: „Amistad” Stevena Spielberga), za niespodziankę przyjmą twierdzenie, iż Żydzi – niezbyt
przecież liczni w angielskich (brytyjskich) koloniach w Ameryce Północnej –
dominowali również wśród handlarzy na amerykańskich trasach niewolniczych.
Oddajmy w tym miejscu głos żydowskiemu historykowi Marcowi Raphaelowi („Żydzi i judaizm w Stanach Zjednoczonych: historia dokumentalna”, t. 14, Nowy Jork 1983): „Żydowscy kupcy odgrywali
wiodącą rolę w handlu niewolnikami. Rzeczywiście we
wszystkich amerykańskich koloniach, czy to francuskich (Martynika), brytyjskich
lub holenderskich, żydowscy kupcy często dominowali. Twierdzenie to odnosi się
także do kontynentu północnoamerykańskiego, gdzie w XVIII w. Żydzi
uczestniczyli w <trójkątnym handlu> polegającym na tym, że niewolników
przywożono z Afryki do Indii Zachodnich, tam wymieniano na melasę, którą
następnie zabierano do Nowej Anglii, gdzie następowała wymiana na rum, który z
kolei wywożono na sprzedaż do Afryki. Od 1750 r. do wczesnych lat 70. XVIII w., żydowski handel na kontynencie
zdominowali Isaac Da Costa z Charlestonu, David Franks z Filadelfii i Aaron Lopez z Newport”.
W
Ameryce Północnej głównym punktem handlu niewolnikami był Newport (Rhode
Island). Miasto to stanowiło „osiowe” centrum „Trójkątnego biznesu”. Stąd wywożono rum i melasę do Afryki, by powrócić
z „żywym towarem” do Indii Zachodnich oraz kolonii na stałym lądzie.
Zapewne nie jest dziełem przypadku, że
Newport szczycił się najstarszą synagogą na kontynencie oraz największą
i najlepiej prosperującą społecznością żydowską w amerykańskich koloniach
Wielkiej Brytanii. Zarabiano ogromne pieniądze kosztem zdrowia i życia „hebanowego ładunku”. Wspomniany mieszkaniec Newport Aaron Lopez,
potomek portugalskich marranów, był w II połowie XVIII w. jednym z najpotężniejszych
handlarzy niewolników w obu Amerykach. Jego licząca dziesiątki statków flota
bez przerwy krążyła po wodach Atlantyku. Warunki, jakie zapewniano przewożonym
pod pokładami niewolnikom, wołały o pomstę do nieba. Z zachowanego sprawozdania
z dwóch podróży statku „Cleopatra”
(własność Lopeza) wynika, iż wojaży nie przeżyło 250 Murzynów. A mówimy tylko o
jednym statku i zaledwie dwóch jego „kursach”. Jeżeli nie nazwiemy tego ludobójstwem, to co to słowo właściwie oznacza?!
Żydzi zdominowali handel niewolnikami nie tylko w
amerykańskich koloniach, ale i w całym Nowym Świecie. W fundamentalnej pracy
autorstwa S. B. Liebmana „Żydostwo Nowego Świata, 1492-1825:
Requiem dla zapomnianych” (Nowy Jork 1982)
czytamy: „Przypływali statkami z
Afrykańczykami, których sprzedawano w niewolę. Handel niewolnikami był
królewskim monopolem, a Żydów często mianowano królewskimi agentami ich
sprzedaży... W całym regionie Karaibów flota handlowa była głównie
żydowskim przedsięwzięciem. Statki były ich własnością, obsadzały je żydowskie załogi, żeglowały pod rozkazami
żydowskich kapitanów”. Inny żydowski
badacz przeszłości, Arnold Aharon Wiznitzer („Żydzi w kolonialnej Brazylii”, 1960), dodaje nie bez
pewnej dumy: „Kompania
Zachodnioindyjska, która zmonopolizowała import niewolników z Afryki, sprzedawała
ich na publicznych aukcjach, za gotówkę. Tak się składało, że gotówkę
przeważnie posiadali Żydzi. Kupcy, którzy pojawiali się na aukcjach byli prawie
zawsze Żydami. Z powodu braku konkurencji mogli oni nabywać niewolników po
niskich cenach (a potem odstępować plantatorom na kredyt ściągany przy
następnych zbiorach w cukrze – DR)... Jeżeli zdarzało się, że data danej aukcji
pokrywała się z żydowskim świętem – odraczano ją. Tak było w piątek, 21
października 1644 r.”.
Żydzi byli także posiadaczami niewolników w Ameryce
Północnej. Wspomniany Jacob Marcus napisał w innej książce („Żydowstwo Stanów Zjednoczonych. 1776-1985” ,
Detroit 1989): „Przez cały wiek XVIII, aż
do początków XIX w., Żydzi na Północy mieli własnych czarnych służących (niewolników
– DR); na Południu kilka plantacji żydowskich opierało się na pracy
niewolniczej. W 1820 r. ponad 75% żydowskich rodzin z Charlestonu, Richmond i
Savannah posiadało niewolników zatrudnionych w charakterze służby domowej;
ponad 40% żydowskich właścicieli gospodarstw domowych w całych Stanach
Zjednoczonych posiadało 1 lub więcej niewolników... Bardzo mało Żydów w USA
protestowało z pobudek moralnych przeciwko niewolnictwu”. Dodam do tego wywodu tylko tyle, że mniej niż 10% pozostałych białych
Amerykanów było w tym czasie posiadaczami niewolnej siły roboczej.
Solidne publikacje przedstawione powyżej były przede
wszystkim adresowane do żydowskiego czytelnika zainteresowanego historią
własnego narodu. Jednak w momencie, gdy tematem zajęli się mniej lub bardziej „medialni” nie-Żydzi, rozpoczął się
trwający do dnia dzisiejszego – proces umniejszania, wręcz minimalizowania roli
Żydów w haniebnym procederze handlu niewolnikami. Wyrazem tego trendu były
liczne publiczne wypowiedzi żydowskich naukowców, wzmiankowany film „Amistad” oraz poświęcone mu
artykuły na łamach „Time’a” czy „Newsweek’a”. Natomiast słynna „Liga Antydefamacyjna” (ADL) zastosowała jedyną znaną jej taktykę wobec adwersarzy: oskarżenie
o propagowanie antysemityzmu.”
* * *
W XIX wieku, niestety, też nie zawsze bywało
dobrze. Wydana anonimowo w 1818 roku książeczka Żyd, nie Żyd? Odpowiedź na głos ludu izraelskiego zawiera m.in.
następujące sformułowania: „Naród
żydowski istotnie rachubny, od dawna wykalkulował moc retorycznych argumentów i
odkrył, że złotopłynna wymowa jest naywięcey przekonywającą; zatym ile razy
temu narodowi grozi jaki niemiły wypadek, nie wdaje się on w głośne dysputy,
ale cichaczem i bez narażenia sobie nikogo, przekonywa złotopłynną swoją wymową
tych, których wziętości lub kredytowi naywięcey zawierza; tym sposobem bez
wielkiey wrzawy nayprzód spóźnić, a potem i rozpruć umie on to wszystko, co mu
jest przeciwnem (...). Żydzi nie krajowymi, lecz własnymi rządzą się prawami, a
raczey zabobonami, i choć we Włoszech, Niemczech, Polszcze zamieszkali, nie są
Włochami, Niemcami, Polakami, ale jedynie żydami, to jest niebezpiecznymi
gościami, co nienawidzą gospodarzy, którzy ich do własnego przyjęli domu”...
Był to jeden z pierwszych głosów, przepowiadający nie najlepszą przyszłość
stosunkom żydowsko-polskim w nadchodzących dziesięcioleciach.
Im mniej kultury moralnej posiada naród, tym
częściej i jadowiciej wyśmiewa swych sąsiadów. Nie ominął, niestety ten kielich
i Polaków, ani zresztą żadnego narodu, wśród którego Żydzi kiedykolwiek żyli.
Miano nieszczęsnym „gościom” za złe nawet to, co sobie samym poczytywano za
wielką zasługę: zachowanie ducha narodowego i niechęć do asymilacji. Póki Żyd
się nie asymilował, miano mu to za złe, gdy się zaś asymilował, zarzucano, że
jest przewrotny i chce wejść do środowiska polskiego, by nim manipulować i
wyzyskiwać. Jan Dobraczyński, znany pisarz katolicki, notował: „Wiek XIX przyniósł emancypację ludności
żydowskiej, która dzięki polskiej tolerancji znalazła w Polsce schronienie i
możność życia w swój własny sposób. Ogromne skupisko żydowskie w znikomym tylko
stopniu uległo asymilacji. Wolało żyć w zamkniętych enklawach
religijno-narodowościowych. Gdy się czyta książki Singera (laureata Nagrody Nobla
z literatury, polskiego Żyda zamieszkałego w USA), ma się uczucie, że jeszcze
na początku XX wieku część żyjących we własnych skupiskach Żydów nawet nie
dostrzegała, iż poza tymi skupiskami rozciąga się kraj, który tworzy swoją
historię, który posiada własne ideały.”
I cóż w tym złego? Choć rzeczywiście, spotykano wśród
Żydów niekiedy jednostki żywiące niepohamowaną, nie dającą się racjonalnie uzasadnić
wrogość w stosunku do swego polskiego otoczenia. Podczas rozbiorów aż ze skóry
wyłazili, wysługując się caratowi i Prusakom w tępieniu polskiej kultury,
języka i ducha narodowego. Prawie wszyscy warszawscy cenzorzy, duża część
policyjnych donosicieli i prowokatorów, nauczycieli – rusyfikatorów i
germanizatorów wywodziła się z tego środowiska.
Otto von Bismarck w rozmowie z posłem rosyjskim A.
Tatiszczewem miał powiedzieć: „Po co pan
Bóg stworzył Żydów polskich, jak nie po to, abyśmy z nich mieli służbę
szpiegowską?...” – W środowisku polskim, oczywiście. Używała tego narzędzia
i Rosja. Jak mawiał tenże „żelazny kanclerz”: „Bezmyślność charakteru polskiego (...) czyniła zawsze z Polski Eldorado
dla Żydów”...
Od połowy XIX wieku w polskich publikacjach
narodowych nieraz ze zgrozą pisano o tym, że Żydzi dążąc do panowania nad
światem uknuli spisek mafijny, zakładają wydawnictwa prasowe mające na celu
sączenie duchowego jadu w naiwne umysły rdzennej ludności. Nawoływano do
„odżydzania” życia kulturalnego, systemu zarządzania, prasy i nauki. Ta
kampania doprowadziła, obok innych czynników, w zaborze rosyjskim do
antyżydowskich ekscesów. Z ostrą krytyką tych wybryków wystąpili ówcześni
luminarze kultury polskiej A. Świętochowski, B. Prus, E. Orzeszkowa, inni
znani intelektualiści.
Dzięki wysiłkom obydwu stron, polskiej i
żydowskiej, prowokacyjne wysiłki ochranki carskiej, aczkolwiek z trudem, lecz w
znacznym stopniu zostały udaremnione. Odłamy oświecone obu społeczności znały
się na historii, na faktach więc budowały i filozofię stosunków wzajemnych.
Popularny Tygodnik dla Izraelitów
Polskich – Jutrzenka pisał w 1861 roku: „Naród Polski dozwoliwszy znękanym wędrowcom [tj. Żydom wypędzanym z
Niemiec i innych krajów] wytchnąć u siebie i nabierać sił i zaufania, poruczył
im handel i przemysł krajowy, udzielił opieki, słowem, nadał prawo obywatela
polskiego”.
Równouprawnienie Żydów w Polsce uważała Jutrzenka za „jedną z najpiękniejszych zdobyczy cywilizacji stulecia naszego” i
wyrażała przekonanie, iż „żadne w świecie
zabiegi już nie rozerwą węzła tej jedności między dwoma plemionami”. Takie
słowa były przysłowiowym piaskiem sypniętym w tryby maszynerii państwowości
carskiej, działającej według zasady „dziel i panuj”. Nie dziw, że Jutrzenka została zamknięta przez
zaborców, a jej redaktor Daniel Neufeld podzielił los wielu polskich patriotów
zesłany w głąb Rosji jako kierownik „żydowskiej gazety rewolucyjnej”...
Miano jednak w tym okresie do czynienia także z
postępowaniem innego rodzaju. I to z obydwu stron. Arcybiskup Warszawy, Zygmunt
Szczęsny Feliński odmówił rozgrzeszenia dziewczętom chrześcijańskim służącym w
domach żydowskich. Motywacja tego posunięcia była następująca: Gdy dziewczyny,
ściągające do miasta z pobliskich wsi, służyły w domach chrześcijańskich, była
przynajmniej nadzieja, że mogą żyć życiem religijnym, chodzić do kościoła itd.
Gdy zaś dziewczyna służyła w domu obcoreligijnym lub bezreligijnym, tradycyjnie
wrogim katolicyzmowi, wywierany był na nie wpływ „demoralizujący”. Widocznie logicznym
posunięciem w tej sytuacji ze strony kościoła byłoby otoczenie „żydowskich
służących” szczególną opieką, arcybiskup Feliński postanowił jednak inaczej –
odgrodził je od kościoła. Próbował w ten sposób nakłonić chrześcijańskie
dziewczyny do służby w domach katolickich i spowodować, by w żydowskich domach
służącymi były tylko Żydówki.
W wielu kręgach Warszawy ten krok arcybiskupa
potraktowany został jako przejaw antysemityzmu, chociaż na dobrą sprawę czymś
takim widocznie nie był. Wywołał on jednak rozdrażnienie rewolucjonistów, wspomaganych
przecież finansowo i organizacyjnie przez oligarchów.
Wobec tego arcybiskup jeszcze ostrzej zaatakował
obóz rewolucyjny, o którym sądził, że jest inspirowany i kierowany przez
„żydowską masonerię”, dążącą – jego zdaniem – do rozpętania wzajemnej rzezi
między Polakami a Rosjanami, jako chrześcijanami. W Pamiętnikach notował Feliński: „Wiarołomstwo,
zdrada, skrytobójstwo i inne zbrodnie uzyskały w ostatnim powstaniu prawo
obywatelstwa w obozie tych patriotów, co czerpiąc swe natchnienie w masońskich
doktrynach, cnotę chrześcijańską zabobonem lub obłudą nazywali. A jednak to
samo stronnictwo, co religię za przestarzały przesąd upatrywało, nie wahało się
użyć jej za narzędzie do poruszenia ludu, który w prostej i gorącej wierze
tylko za sztandarem krzyża postępować był gotów...” Te słowa pasterza
kościoła katolickiego są prawdziwe w wąskim zakresie, lecz dalece nie
wyczerpują całej prawdy. Inną jej stronę ukazał w słynnym wierszu Cyprian Kamil
Norwid:
Poważny narodzie!
cześć tobie w tych, którzy
Mongolsko-czerkieskiej
nie zlękli się burzy –
I Boga Mojżeszów
bronili wraz z nami
Spojrzeniem
rycerskim, nagimi piersiami.
W tych słowach poety jest więcej prawdy niż we
wszystkich dywagacjach antysemitów. Rozumiała to ogromna większość Polaków w
XIX wieku, kiedy to – jak trafnie ujął profesor Stefan Kieniewicz (Polityka, 15 grudnia 1984 r.): „W oświeconych i postępowych kołach
antysemityzm nie należał do dobrego tonu” – świadczył bowiem po prostu o
nieprzyzwoitości.
* * *
Późniejsi żydowscy historycy kultury mieli
Polakom za złe, że w XIX wieku powstał i był głoszony przez wielu wybitnych
twórców mesjanizm polski, ogłaszający Naród Polski – a nie żydowski! – za
zbiorowego Mesjasza ludzkości. W interesujący sposób o polskiej odmianie
mesjanizmu pisał profesor uniwersytetu w Kownie Władimir Szyłkarski w książce Solowjews Philosophie der All-Einheit
(Kaunas 1932):
„Den Versuch die
Grundideen des polnischen Messianismus für die deutsche Leserwelt darzustellen,
finden wir in dem vor einigen Jahren (1928) erschienenen fünften Bande des
Ueberwegschen Grundrisses der Geschichte der Philosophie. Der Name des
Herausgebers Prof. Dr. K. Oesterreich, der ein bedeutender Gelehrter und
Philosoph ist, sollte dafür bürgen, dass die Darstellung durchaus auf der Höhe
der Wissenschaft stehen würde. Leider musste der Herausgeber die Bearbeitung
der polnischen Philosophie fremden Händen anvertrauen. Die von den Professoren
L. Puciata (katholische Philosophie), J. Lande (Rechtsphilosophie) und T.
Czeżowski (Einzeldisziplinen) bearbeiteten Teile sind gut und zuverlässig.
Dagegen der von Prof. W. Lutosławski bearbeitete Teil, der gerade der
Darstellung des polnischen Messianismus gewidmet ist, rechtfertigt keineswegs
das Vertrauen, das Oesterreich auf seinen Verfasser gesetzt hat. Da der
Ueberwegsche Grundriss sich der weitesten Verbreitung erfreut, und da
andererseits die polnische messianistische Weltanschauung der Ideenwelt Solowijews
nah verwandt ist, so erlaube ich mir auf ihre Darstellung durch Lutosławski näher
einzugehen.
Für Lutosławski bildet die Achse, um die sich
nach seiner Meinung die ganze Gedankenwelt des polnischen Messiansmus dreht,
die völlig unstatthafte, ja frevelhafte Uebertragung des Bildes des für fremde
Sünden gekreuzigten Heilands auf die tragischen Geschicke Polens. Was ihn im
schönen und mächtigen ldeenbau des Messianismus begeistert und blendet, ist
gerade die völlig misslungene Kuppel, unter der diese seltsame Historiosophie
untergebracht worden ist. Baut man diese Kuppel ab, lehnt man aufs
Entschiedenste jeden Vergleich der polnischen Geschichte mit Leben, Tod und
Auferstehung Christi ab, so bleibt noch immer eine in sich abgeschlossene und höchst
bedeutende Weltanschauung übrig, die sich als die Philosophie des von Gott
abgefallenen und durch Leiden, Opfer und Tat sich zum Urguell seines Lebens
emporhebenden Geistes bezeichnen lässt. Dieser christliche Etnwicklungs –
Spiritualismus, in dem die grössten polnischen Geister die reifsten Früchte
ihrer religiösen Begeisterung und ihrer philosophischen Arbeit niedergelegt
haben, weist eine auffallende Aehnlichkeit mit den Lehren und der gesamten
Weltauffassung des grössten Theologen der christlichen Kirche – Origenes – auf,
obgleich eine direkte Beeinflussung seitens dieses Geistesriesen nicht
nachzuweisen ist. Und wie bei dem genialen Begründer der christlichen
Glaubenswissenschaft, so werden auch in dem weiten Rahmen der polnischen
Religionsiphilosophie sämtliche grosse Problemie, die seit Jahrtausenden das
menschliche Denken beschäftigen, untergebracht und in lebendigem Zusammenhang
miteinander entwickelt, Die Aufgabe der Darstellung, auch wenn sie sich nur auf
die Grundgedanken beschränkt, ist vor allem die Grundlinien dieses mächtigen
Gedankengebäudes ans Licht zu bringen, ihren Zusammenschluss und die sich überall
kundgebende Einheit zu verfolgen. Man soll sich dabei hüten das Augenmerk
ausschliesslich auf irgendeinen einzelnen entlegenen Punkt zu richten und von
diesem Punkt aus, der vielleicht eine gewisse Entstellung des Gesamtplanes
bedeutet, zu versuchen, den Charakter und die Bedeutung des Ganzen zu
bestimmen.
Dieser Gefahr ist Lutoslawski leider nicht entronnen, und so gewinnt
seine Darstellung des Messianismus ein Gepräge phantastischer Willkür, die nur
einzelne, aus dem lebendigen Zusammenhang herausgerissenen Züge verwertet und
so das Gesamtbild bis zur Unkenntlichkeit entstellt.
Unter dem Namen des polnischen Messianismus werden nur einige
Absonderlichkeiten vorgeführt, die aus der systematischen Weltanschauung
entfernt werden könnten, ohne dass dieser Gedankenbau auch nur den geringsten Schaden
erleiden müsste. Von der ernsten und strengen Arbeit, die von den
messianistischen Philosophen geleistet und in klaren und deutlichen Begriffen
niedergelegt worden ist, findet sich in der Darstellung von L. nicht die
geringste Spur. Nicht das Wesen der polnischen Philosophie des Geistes und der
Tat lernt hier der deutsche Leser kennen, sondern nur einige von ihren Extravaganzen.
Die polnische Nation, so fasst L. den vermeintlichen Grundgedanken des
Messianismus zusammen, sei „eine natürliche Gruppe von gleichgesinnten
Geistern, die eine gemeinsame Mission haben
und deswegen eine Nation bilden. Dazu bedarf es aber einer gewissen Vorbereitung
im Einzelbewusstsein, die von Wronski Autocreation genannt wird und auf der
persönlichen Entdeckung der absoluten Unvergänglichkeit und Unzerstörbarkeit
des Einzelgeistes beruht”. Diese Zeilen enthalten die ganze Darstellung der
messianistischen Ontologie. Ohne auf die schwierigen Fragen, die hier
auftauchen, irgendwie einzugehen, wird sofort ein Sprung zu den aufeinander
folgenden Reinkarnationen der Einzelgeister gemacht, und die gesamte Darstellung
bekommt dadurch einen Mittelpunkt, um den sich alles dreht. Diesen Mittelpunkt
bildet die Lehre von den sich stetig entwickelnden Geistern, die sich
ununterbrochen neue Leiber schaffen, mannigfache Vereinigungen mit einander
eingehen und schliesslich eine Reihe von Völkern bilden, unter denen der
polnischen Nation die wichtigste und heiligste Rolle zukommt, denn sie soll “sich
als Messias der Völker bewähren, und der nationale polnische Messianismus soli
allmählich alle Völker auf Erden in echte Nationen nach einem Plan Gottes
umwandeln”. Die Reinkarnationslehre, deren hohen philosophischen und religiösen
Wert ich sonst durchaus nicht leugnen möchte, wird dann mit Zügen ausgestattet,
die wir in theosophischen Flugschriften anzutreffen gewöhnt sind: es ist ein
den Frauen Besant und Blavatzki vorwandter Geist, der hier weht. So erfahren
wir, dass die Lebensform, die der Einzelseele eigentümlich ist, „nur in sehr
beschränkter Weise durch die Erblichkeit der von ihr jedesmai gewählten oder
angenommenen (!) Eltern modifiziert werden kann”. So wird uns die Versicherung
gegeben, dass jedem Einzelgeiste „die Reminiscenz aller vergangenen
Inkarnationen am Schluss seiner irdischen Laufbahn bevorsteht”. (Ib.) Es wird
uns weiter in Aussicht gestellt, dass, nachdem die vollkommensten wandernden Geister
sich zu der echtesten Christus – Nation zusammengeschlossen und so die Führerschaft
in der gesamten Völkerfamilie übernommen, der Sitz des Papstes aus Rom nach
Polen übertragen, und den Petersthron ein “slavischer Papst” besteigen wird.
Lutosławski rühmt sich, er sei bestrebt, “die messianistische
Weltanschauung synthetisch zu begründen und in Beziehung zur allgemeinen
Entwicklung der europäischen Philosophie zu setzen”. Welcher Art seine
„synthetische Begründung” der polnischen Nationalphilosophie ist, haben wir
schon gesehen. Auch ihre historische Beziehungen zur allgemeinen Entwikklung
des menschlichen Gedankens werden nicht klargelegt: im Gegenteil die
offenbarsten Tatsachen werden hier entweder geleugnet oder verdunkelt und
entstellt...
Dies gilt vor allem von der engen, bis in die Einzelheiten gehenden Abhängigkeit
der polnischen spiritualistischen Philosophie von den grossen Systemen der
deutschen idealistischen Spekulation. In seinen polnischen Schriften sucht L.
diese Abgängigkeit ganz in Abrede zu stellen. In der vorliegenden deutschen
Arbeit wird sie zugegeben, in einer Weise aber, die ihrer Tragweite und
Bedeutung durchaus nicht angemessen erscheint. “Die meisten Messianisten –
lesen wir – standen ursprünglich unter dem Einfluss von Kant, Hegel oder
Schelling”. Wie weit dieser Einfluss sich erstreckte, welche Bestandteile der
messianistischen Weltanschauung ihre Ausbildung und vielleicht sogar Entstehung
dem Nachbarvolke verdanken, das einer der allergrössten polnischen Schriftsteller
Mochnacki “das strahlende Vaterland des
Geistes und des Gedankens” genannt – diese Frage wird von L. nicht
einmal berührt, und so werden die wichtigsten Bande, welche die polnische
Weltanschauung mit den unsterblichen Leistungen des deutschen philosophischen
Genius verbinden, leichtfertitg zerrissen.
In der Zeit, in der die polnische Nationalphilosophie entstand, wurde die
allgemeine Entwicklung der europäischen Philosophie durch die deutsche
idealistische Richtung bestimmt und geleitet: lässt man die Beziehung des
polnischen nationalen Gedankens zur deutschen Spekulation im Dunkeln, so
verliert man die einzige Möglichkeit die Aufgabe zu lösen, die Lutosławski als eine der wichtigsten für seine Arbeit
bezeichnet, denn der Weg zu den Höhen des menschlichen Gedankens führte ja
damals nach Deutschland.
Diesen Weg sind sammtliche Vertreter des Messianismus gegangen, denen wir
die Grundlagen und den Gesamtplan des wunderbaren Gedankenbaues verdanken. In
der hohen Schule der deutschen Begriffswissenschaft sind sie für ihre Aufgabe
herangereift: der mächtige Hauch des deutschen philosophischen Genius weckte
die spekulativen Kräfte, die in der polnischen Seele schlummerten; auf den Höhen,
die der deutsche Gedanke erstiegen, sind dem polnischen Geiste die Flügel gewachsen,
die ihn zu selbständigem Fluge befähigten. Diese Tatsache haben die meisten polnischen
Denker freudig und dankbar anerkannt, nur der vom Nationalhass geblendete
Epigone des Messianismus, obgleich er selbst zu Füssen eines der grössten
deutschen Philosophen Gustav Teichmüllers ais Jünger gesessen, will diese
Tatsache nicht gelten lassen. Macht etwa Lutoslawski die deutsche Philosophie für
die unleugbar verwerfliche Teilnahme Preussens an der Teilung Polens
verantwortlich?
Betrachtet man allerdings als Hauptinhalt des Messianismus die Lehre vom
polnischen “Christusvolke”, zu dem sich nach einer endlosen Reihe von
Inkarnationen die vollkommensten Geister zusammengeschlossen haben, um der
gesamten Menschheit den Weg in das Gottesreich zu ebnen, so hört freilich die
Abhängigkeit von den Errungenschaften des deutschen Geistes auf, es hört aber
dann auch die Philosophie, als strenge Begriffswissenschaft auf, an ihre Stelle
treten willkürliche Phantastereien, die sich um genaue Fassung der Begriffe,
ihren Einklang untereinander und um die Uebereinstimmung mit der Wirklichkeit
nicht zu kümmern brauchen.
Dass eine so willkürliche und einseitige Darstellung, die an die Stelle
des wahren Bildes ein Zerrbild setzt, die wirklichen Werte der polnischen
Nationalphilosophie dem deutschen Leser näher zu bringen imstande wäre, muss
ich für ausgeschlossen halten, vielmehr ist sie geeignet, das polnische Volk
und seine geistigen Führer in den Ruf unverzeihlichen Grössenwahns zu bringen.”
Oczywiście, zamiar polskiej elity intelektualnej odebrania Żydom tytułu
„narodu wybranego” na rzecz Polaków spowodował ogromne wzburzenie elit
żydowskich, których odpowiedzią była m.in. likwidacja polskiej klasy
intelektualnej w okresie socjalizmu oraz „odbrązowienie” i wdeptanie w błoto
całej polskiej tradycji duchowej i patriotycznej w XX wieku.
* * *
Stosunki polsko-żydowskie w XX wieku stały się
jeszcze bardziej skomplikowane, przeplotły się w nich najrozmaitsze interesy
polityczne, ekonomiczne, religijne, moralne, socjalne, intelektualne, militarne
i in. Na ziemiach polskich doszło, niestety, na początku stulecia do krwawych
antyżydowskich ekscesów motłochu miejskiego, szczególnie na ziemiach zaboru
rosyjskiego.
14 czerwca 1906 roku Telegraficzna Agencja
Petersburska nadała depeszę: „Grodno.
Dziś o godz. 1-ej w Białymstoku podczas procesji prawosławnej i katolickiej
rzucono z domów żydowskich bombę, rozległy się strzały. Zabito trzy kobiety,
dwoje dzieci, kilka osób rannych, rozszarpany ksiądz, duchownemu prawosławnemu
oderwała bomba nogę. Tłum z okrzykiem pomsty: „bić żydów!” rzucił się do
pogromów”... Nieco później nadano kolejną depeszę: „Rozruchy przybrały tak duże rozmiary z powodu, że w mieście znajdowały
się niewystarczające do stłumienia siły wojskowe, tylko półtora batalionu
piechoty.”
Taż sama agencja po dwóch dniach, 16 czerwca 1906
nadała kolejny komunikat: „Pomieszczony
dotychczas w ajencjach telegraficznych telegram o wypadkach w Białymstoku jest
zupełnie kłamliwy. Nikt z duchownych katolickich ani prawosławnych nie
ucierpiał. Dzieci nie potratowano”...
I później: „Załogę
Białegostoku stanowią: 16 dywizja piechoty..., nadto trzy szwadrony
charkowskiego pułku dragonów.”
Te komunikaty, ukazujące się w Warszawie,
patriotyczne pismo polskie Świat
zaopatrzyło w komentarz: „To są
historyczne dokumenta tragedyi białostockiej; mówią one same przez się o
przyczynach, przebiegu i skutkach strasznych dni, mówią silnie, dobitnie i
jasno złowrogim kontrastem, wykazując prawdę jak na dłoni, budzą grozę ohydnego
czynu i ogólne potępienie jego sprawców. Idźmy śladami zbrodni.”
Specjalny wysłannik pisma Kazimierz Laskowski
przywozi z Białegostoku i zamieszcza w „Świecie” dziesięć wstrząsających zdjęć
ukazujących skutki straszliwej zbrodni. Pisze też reportaż o niej.
W centrum Białegostoku: „Tuman pierza unosi się spod kopyt końskich – mała dziecięca koszulka
przylega do koła i podrzucona obrotem zatacza kilka kręgów...
– A dziecko?
Widziałem je
później w trupiarni. Nagie, uduszone garścią mordercy”...
„Groza! Żeleźniak
czy Gonta? Czasy Czingischana, czy wiek XX?
Straszny obraz
zniszczenia!
Sklepy od
bogatych, jubilerskich składów, do małego kramiku piekarza rozbite, zniszczone.
Gruzy i rumowie! Okna, drzwi, bramy, ściany, żelazne żaluzye magazynów w
drzazgach, szczątkach... Pod oknami w rynsztokach i środkiem ulicy: strzaskane
zwierciadła, lampy, porąbane meble, odzież, kawałki chleba ze śladami krwi i
błota... Straszne!
Prywatne parterowe
mieszkania całym szeregiem złupione... Nawet apteka, nawet jakiś niewielki sklepik
z książkami”...
Straty obliczono na z górą 2 000 000 rubli.
„Neronowski
obraz!
Niema zabitych
doraźno kulą, lub białą bronią, śmierć nie przychodziła prędko. Rzezano nożami,
kłuto, rozbijano czaszki żelazem, kamienowano!
Kilkadziesiąt
trupów – podobno cząstka tylko!...
Więc żywi szaleją
z bólu! Szaleją naprawdę!...
Oto matka... pani
Lepides... Zamordowano w jej oczach dwóch synów i córkę – ostatnią ocaloną
z pogromu tuli w objęciach...
A dziewczę piękne
z oczyma utkwionymi w przestrzeń, woła: „Mama! Mama!” i śmieje się w bólu i
wstrząsa kurczowo i do ucieczki zrywa naprzemian...
Dola – zostawiła
matce jedno dziecko – obłąkane...
Jakaś ty
bezlitosna dolo! I nad drugą ofiarą nie miałaś opamiętania – i tej zostawiłaś
życie w mękach. Naderwany język, pocięte usta, wybite zęby... Twarz w strzępach
krwawej miazgi. Z trudnością rozpoznajesz kobietę...
Dzień biały...
Ulicą rynkową biegnie dziesięcioletnia dziewczynka. Półnaga... tylko fartuszek
na biodrach. Skacze, tańczy... podnosi z chodnika różne przedmioty... gryzie,
usiłuje jeść...
Obłąkane dziecko.
Zabito jej rodziców i całe rodzeństwo.”
„Miejscowi
mieszkańcy opowiadają... Gdy tłum pogromców zbliżał się do jednej kamienicy,
gospodarzem której był Polak, a mieszkańcami przeważnie Żydzi, ci rzucili się
do niego z prośbą, by wystawił obrazy święte „może miną”. Poskutkowało. Ale
jakiś jegomość w kitlu krzyczy z odgróżką do wychylającego się z okna
gospodarza: „Sledujet na was sdiełat’ protokoł za eti ikony! Obmanszczyk!”
Kucharka, służąca
u Żyda, prawosławna, mówi: Za cztery dni do procesji rozpowszechniano już
pogłoskę że „jewrei budut strielat’ w procesiju”. W dzień wybuchu, nie
biorąc udziału w nabożeństwie, na huk pierwszych wystrzałów woła: „Batiuszku
ubili!” Dlaczego tak wołała, nie potrafi wyjaśnić...
W podmiejskiej
polskiej zagrodzie znajdują wymordowaną rodzinę gospodarza i siedem ukrywanych
przezeń żydów...
Jak się stało, że
60 tyś. żydowskich mieszkańców Białegostoku dało się sterroryzować grupie
kilkuset bandytów? – Tylko dlatego, że pogrom odbywał się pod ochroną wojska
rosyjskiego. Nie wypuszczało ono z miasta żydów, którzy próbowali ucieczki.
Sami żołnierze strzelali do okien kamienic żydowskich, gdy Żydzi próbowali się
bronić...”
Nawet komisja rządowa, która tu pilnie przybyła (na
czele z profesorem Szczepkinem, burmistrzem Odessy, a więc dobrze ze sprawami pogromowymi
obeznanym), stwierdziła oficjalnie, że „władze
miejscowe nie są wolne od poważnych zarzutów”.
Mówiąc wprost, to właśnie władze pogrom
przygotowały, rozpętawszy przedtem antysemicką kampanię propagandową z pomocą
redaktora Wasiljewa, a później, gdy uznały, że sytuacja „dojrzała”, przebrani
policjanci poprowadzili grupy prawosławnych fanatyków z podmiejskich wsi
rosyjskich i białoruskich do „natarcia”...
Za granicą rosyjskie ambasady, konsulaty, „turyści”
i dziennikarze z rzewnym ubolewaniem mówili o „polskim pogromie”,
oburzając się na „polski antysemityzm”.
Akcji, podobnych do białostockiej, władze carskie
przeprowadziły w Siewiero-Zapadnym Kraju setki. O wszystkich z nich
„prawdę” dostarczano do zachodnich środków masowego przekazu. A „mądrzy” i „chytrzy”
Żydzi za każdym razem stawali się łatwym łupem pogromów zarówno fizycznych, jak
i propagandowych; zaczynali kochać „dobrą Rosję” i nienawidzić „złych Polaków”.
Prasa żydowska, której rosyjskie konsulaty hojnie
płaciły za zamieszczanie spreparowanych w Petersburgu dezinformacji, mimowolnie
stała się wspólniczką zbrodni...
* * *
Autorzy polscy, podobnie jak niemieccy, często są przekonani, że to
właśnie Żydzi najczęściej wszczynają wszelkie burdy i zamęty, aby w ten psosób
osłabiać narody aryjskie. W nr 36 z 2006 roku torontońskiego „Głosu Polskiego” pod rubryką „Kronika katolicka” znajdujemy artykuł
pt. Objawione słowo... wielka wojna,
w którym były przytoczone na początku słowa Ewangelii
według świętego Mateusza: „Biada wam,
uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo podobni jesteście do grobów
pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości
trupich i wszelkiego plugastwa.
Tak i wy z zewnątrz wydajecie
się ludziom sprawiedliwi, lecz wewnątrz pełni jesteście obłudy i nieprawości.
Biada wam, uczeni w Piśmie i
faryzeusze, obłudnicy! Bo budujecie groby prorokom i zdobicie grobowce
sprawiedliwych, i mówicie: „Gdybyśmy żyli za czasów naszych przodków, nie
byliśmy ich wspólnikami w zabójstwie proroków”.
Przez
to sami przyznajecie, że jesteście potomkami tych, którzy mordowali proroków!
Dopełnicie i wy miary waszych
przodków!”
Następnie zaś w rozdziale pt. Żydzi
i rewolucje autor notował: „Jest
czymś najbardziej tragicznym, że naród, który był wybrany po to, aby służył
Bogu w pełnieniu Jego planu, stał się w pewien sposób wspólnikiem szatana.
Chrystus, uświadamiając im ich grzech (ponieważ postanowili Go zabić),
stwierdził z całą jasnością: „wy macie diabła za ojca” (J 8, 44). Było to
surowe stwierdzenie, ale prawdziwe, ponieważ Żydzi, usiłując zabić Chrystusa,
„pełnili zamiary szatana”. Nienawiść do Chrystusa, wzniecona przez szatana u
przywódców narodu żydowskiego, natychmiast zwróciła się przeciw Kościołowi, jak
to widać od początku w prześladowaniu św. Szczepana i potem we wszystkich
dalszych prześladowaniach. Były one zawsze inspirowane przez Żydów i przez nich
zaciekle przeprowadzane. Nie bez powodu Księga Apokalipsy mówi o „Synagodze
szatana” (Ap 2, 9).
Siedemdziesiąt lat temu w
Warszawie ukazała się książka zawierająca cenne materiały na temat
systematycznego dążenia Żydów do opanowania świata metodami podstępnymi i
wywrotowymi (autor powrócił przed wojną do Warszawy, ale został wkrótce
zamordowany przez „nieznanych sprawców”). Ksiądz Trzeciak przytacza m.in. treść
ulotki, napisanej w języku hebrajskim, którą znaleziono u wziętego do niewoli
niejakiego Zundera, komendanta 11. pułku strzelców bolszewickich, w czasie
potyczki na granicy estońskiej, w nocy 9 grudnia 1919 roku. Ulotka zawierała
odezwę skierowaną do „Prezesów sekcji Międzynarodowej Ligi Izraelskiej”. Oto
treść: „Synowie Izraela! Godzina naszego zwycięstwa jest już bliska. Jesteśmy u
progu panowania nad światem, to, o czym nie mogliśmy myśleć, jak tylko w
marzeniu, staje się obecnie rzeczywistością. Niedawno słabi i bezsilni, teraz
podnosimy dumnie głowę, co zawdzięczać należy bezładowi światowemu. Przez
zręczną propagandę poddaliśmy krytyce i wyszydzeniu powagę i wykonanie religii,
która jest nam obca, złupiliśmy te świątynie, które są nam obce, zachwialiśmy w
ludach i państwach ich kulturę i ich tradycję, znajdując w tych narodach więcej
ludzi, jak nam było potrzeba do naszej pracy. Zrobiliśmy wszystko, co
potrzebne, by podbić naród rosyjski pod potęgę żydowską i wymusiliśmy w końcu,
by upadł na kolana przed nami – Rosja śmiertelnie zraniona jest teraz na naszej
łasce. Strach przeklęty przed niebezpieczeństwem nie powinien nam pozwolić ani
na współczucie, ani na litość. Nareszcie dane nam jest patrzeć na łzy narodu
rosyjskiego. Zabierając mu jego dobra i jego złoto, uczyniliśmy z tego narodu
podłych niewolników” itd.
Podobny los miało ponoć światowe żydostwo szykować także innym narodom
Europy.
O wydarzeniach z końca I wojny światowej i
polskich powstań antyniemieckich, gdy w bólach i krwi kształtowały się zalążki
młodego państwa polskiego, Antoni Chołoniewski napisze: „Gdy jeńców polskich prowadzono ulicami Poznania, żydostwo rzucało się
na nich z zapałem, policzkowało, plwało, darło na nich odzienie. Wybitny
żydowski członek rady miejskiej wołał: „Nie wolno nam spocząć, póki nie wygnamy
ostatniego Polaka z miasta.” Nastąpiło to w kilka tygodni po uroczystej
polskiej deklaracji na ratuszu poznańskim, zapewniając braciom izraelskim
korzystanie z pełnych praw obywatelskich. To pełzanie u stóp zwycięskiego
prusactwa było czymś tak odrażającym, że nawet Niemiec, pułkownik von Brandt, w
pamiętnikach swych mówił: „trzeba było być świadkiem tych scen, aby móc dobrze
osądzić głęboką moralną nikczemność Żydów”.
Gdy
tylko Warszawę zajęli Niemcy, zwaliły się do niej tabuny „ekspertów” od spraw
„Żydów wschodnich” – oczywiście Żydów. Przewodzili nimi Max Cohen i Moritz
Pinkeles. Każdy z nich ogłaszał, że Żydzi wschodni przez swoją naturalną
grawitację ku kulturze niemieckiej, czego dowodem żargon jidysz, stanowią
wymarzoną awangardę tej kultury i na tej opoce powinna oprzeć się niemiecka
ekspansja. Od sierpnia, kiedy pruskie armaty zmieniły Kalisz w kupę gruzów,
niemiecki pobyt w Polsce stał się pasmem gwałtów, rabunków, mordów na cywilnej
ludności.
Burzono
i z ziemią równano fabryki. Z dymem puszczano kościoły, dwory, pałace. Spalono
tysiące kwitnących pól. Kradziono. Niemieccy oficerowie, jak pospolici
złodzieje, kobietom polskim zdzierali złote pierścionki. Szerzono mord i
pożogę.
Wieszano,
rozstrzeliwano. Dziesiątki tysięcy Polaków szły do straszliwych obozów
koncentracyjnych, gdzie wśród nieopisanych cierpień nie zabrakło wybitnych
polityków i pisarzy.
Z
rąk niemieckich nie ucierpiała nic tylko jedna kategoria mieszkańców Polski:
Żydzi.
To
byli „swoi”, którzy z radością wybiegali naprzeciw zwycięzcy i tysiącem cennych
usług umieli czynić się potrzebnymi. (...)”
„Paryska
konferencja zasługuje na uwagę z wielu powodów. Niezwykłe i bardzo zaskakujące
było czysto polityczne wystąpienie Żydów, niby reprezentujących tam religijną
społeczność rozrzuconą po całym świecie. Ci Żydzi zachowywali się tak, jak
gdyby byli przedstawicielami wielkiej i zwycięskiej potęgi sojuszniczej,
drugiej co do znaczenia po Wielkiej Brytanii.
A
przecież ta religijna społeczność nie posiadała własnej państwowości ani rządu,
ani siły zbrojnej, aby brać udział w Konferencji pokojowej.
Wpływowi
Żydzi natychmiast otoczyli najważniejszych przedstawicieli mocarstw
sprzymierzonych, wymuszając na nich całkowite podporządkowanie się interesom
żydowskim.
Społeczność
żydowska pojawiła się nagle, ale dopiero po zakończeniu I wojny światowej, i
była dobrze zorganizowaną siłą polityczną, która otwarcie prowadziła
niszczycielską grę przeciwko okropnie zniszczonej Polsce – skalę zniszczeń
oszacowano na 73 miliardy franków francuskich.
Żydzi
bezczelnie wykorzystywali swoją przewagę nad osłabionymi gospodarczo Polakami,
którzy odzyskali Polskę po 120 latach zaborów, dokonanych na zlecenie
międzynarodowej mafii przez Prusy, Austrię i Rosję. Podczas Konferencji
pokojowej w Paryżu Żydzi przepchnęli pomysł utworzenia „Ligi Narodów”, która
miała być rozwinięta w rząd światowy.
Francuski
przedstawiciel Jules Dalahaye powiedział 3 października 1920 roku: „Liga
Narodów została zaprzedana ukrytym siłom, poddana eksploatacji przez 50
żydowskich właścicieli Europy”.
Żydzi
zupełnie pogrążyli się w polityce i odgrywali rolę „diabelskiego adwokata”,
wspierali pokonane Niemcy, które rozpoczęły I wojnę światową oraz popierali
barbarzyński reżym bolszewicki, założony w Rosji przez Żydów.
Jednocześnie
dążyli wszelkimi sposobami do zniszczenia Polski.” Tyle Antoni
Chołoniewski.
* * *
Wszędzie
prawie, gdziekolwiek mogli, byli liczni Żydzi polonofobami. W Wilnie
gazeta żydowska „Lecte Najes” z
czerwca 1918 roku pisała w imieniu wszystkich Żydów Wileńszczyzny: „Przyłączenie do państwa polskiego odrzucamy
jednomyślnie, mając w Wilnie 75 tys. Żydów, czyli liczbę żadną miarą nie
mniejszą niż Polacy. (...)
Gdyby
była mowa o zmianie granic, to moglibyśmy się zgodzić na każde rozwiązanie,
byle nie polskie.
Gdyby
wystąpiła tendencja oddania Wilna Polsce, wówczas musielibyśmy zmobilizować
całe żydostwo do obrony naszej Jerozolimy litewskiej.”
Co szlachetniejsi Żydzi, jak np. Józef
Unszlicht, wstydzili się niemoralnego stosunku swych rodaków do narodu
polskiego i expressis verbis ten stosunek potępiali. Pisząc o znanych
wydarzeniach z okresu rewolucji bolszewickiej wyżej wymieniony działacz
socjalistyczny wyznawał: „Bólem i wstydem
przejmuje nas, Polaków pochodzenia żydowskiego, sama świadomość tego
pochodzenia wobec niesłychanej w dziejach ludzkości zdrady przez żydostwo tak
gościnnej dla niego ojczyzny w wyjątkowo krytycznej chwili jej dziejów.
Twierdzę
kategorycznie, że żydostwo, nie zadawalając się zwyczajnym szkalowaniem sprawy
polskiej, wprost organizowało w okresie rewolucji pogromy Polaków w Królestwie.”
Do śmiertelnych grzechów żydostwa Ludwik
Korwin zalicza m.in. i wytworzenie doktryny i praktyki komunizmu. Według niego
(Szlachta mojżeszowa, Kraków 1938, t.
1), wśród tzw. „płatnych”, czyli zawodowych komunistów (rewolucjonistów) w
okresie 1918/1938 Żydzi stanowili w Polsce 98%, Polacy 2% czyli dokładnie takie
same proporcje jak wśród „handlarzy żywym towarem” czy wśród „oszustów i
kombinatorów” (97% do 3%).
W Księdze Wyjścia Jahwe, bóg
Hebrajczyków, nakazuje Mojżeszowi: „Nie
zostawisz przy życiu czarowników”. Ponieważ zaś według Talmudu wszyscy kapłani chrześcijan są „czarownikami” właśnie,
bolszewicy w Rosji, dokonując rewolucji 1917-1919 r. wymordowali w pierwszej
kolejności księży katolickich, prawosławnych i protestanckich. To samo czyniono
na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej, które w 1920 roku chwilowo okazały się pod
jarzmem Armii Czerwonej oraz w całej Polsce Wschodniej okupowanej przez ZSRR w
1939 roku. W końcu reprezentantom „narodu wybranego” udała się rzecz
niebagatelna: postawili się na czele kościoła katolickiego m.in. w Polsce,
krzewiąc tu dywersyjną doktrynę o tzw. „judeochrześcijaństwie”. Przystali też
kościół zwalczać, ponieważ go opanowali i uczynili z katolickiego
„żydokatolicki”.
O ile w ubiegłych wiekach polski kościół katolicki brał na siebie rolę
„obrońcy narodu” przed wyzyskiem żydowskim, to po roku 1950 został całkowicie
zdominowany przez Żydów i tendencje żydofilskie, tak iż arcybiskup Muszyński,
wywodzący się z „narodu wybranego” nazwał w 2006 roku największe w Polsce
wyznanie już nie „judeochrześcijaństwem”, lecz po prostu „żydokatolicyzmem”. I
chyba niewiele się mylił, zważywszy na okoliczność, że ten kościół bez porównania
więcej uwagi poświęca nie antypolonizmowi, lecz „walce z antysemityzmem” (z
którym, nawiasem mówiąc, dzielni Żydzi sami sobie w skali globalnej wcale
skutecznie radzą), a w świątyniach Polski śpiewa się, iż „nie ma Boga poza Izraelem!”, księża
zaś wmawiają zagubionym
wiernym satanistyczny idiotyzm
w postaci twierdzenia,
iż „Bóg stał
się sługą obrzezanych!”…
* * *
Wzajemne obciążenie stosunków
żydowsko-polskich było tak drastyczne, że św. Maksymilian Maria Kolbe w 1926
roku na łamach „Rycerza Niepokalanej”
pisał: „Przyszedł w ubogiej stajence,
zamieszkał w ubogim domku, przez 30 lat posłusznym w pokorze, uczył, jak żyć,
miłościwie przygarniał pokutujących grzeszników, gromił obłudnych faryzeuszów,
a wreszcie zawisł na drzewie Krzyża spełniając proroctwa. Człowiek odkupiony.
Chrystus
Pan zmartwychwstaje, zakłada swój Kościół w opoce – Piotrze i obiecuje, że
bramy piekielne nie przemogą go.
Część
narodu żydowskiego uznała w Nim Mesjasza, inni, a zwłaszcza pyszni faryzeusze,
nie chcieli Go uznać, prześladowali Jego wyznawców i potworzyli mnóstwo
przepisów nakazujących Żydom prześladowanie chrześcijan. Przepisy te połączone
z opowiadaniami poprzednich rabinów zebrał w r. 80 po Chrystusie rabbi Johanan
ben Sakai, a ostatecznie wykończył około 200 r. rabbi Jehuda Hannasi, i tak
powstała Miszna. Późniejsi rabini znowu wiele dodali do Miszny, tak, że około
r. 500 rabbi Achai ben Huna mógł już z tych dodatków sklecić osobną księgę,
tzw. Gemarę. Miszna i Gemara tworzą razem Talmud.
W
Talmudzie nazywają owi rabini chrześcijan bałwochwalcami, gorszymi od Turków,
mężobójcami, rozpustnikami nieczystymi, gnojem, zwierzętami w ludzkiej postaci,
gorszymi od zwierząt, synami diabła itd. Księży nazywają „kamarim”, tj.
wróżbiarzami, [dokładniej: czarownikami – przyp. J.C.] i „gałachim”, tj. z ogoloną głową, szczególnie zaś nie cierpią dusz
Bogu poświęconych w klasztorze.
Kościół
zowią zamiast „Bejs tefila”, tj. dom modlitwy „bejs tifla”, tj. dom głupstw,
paskudztwa.
Obrazki,
medaliki, różańce itd. zowią „ełyłym”, co znaczy „bałwany”. Niedziele i święta
przezywają w Talmudzie „jom ejd”, tj. „dniami zatracenia”. Uczą też, że Żydowi
wolno oszukać, okraść chrześcijanina, bo „wszystkie majętności gojów są jako
pustynia, kto je pierwszy zajmie, ten jest ich panem”.
Tak
więc księgę zawierającą 12 grubych tomów i dyszącą nienawiścią ku Chrystusowi
Panu i chrześcijanom wtłacza się w głowy, że to księga święta, ważniejsza od
Pisma Św., tak że nawet sam Pan Bóg uczy się Talmudu i radzi się uczonych w
Talmudzie rabinów.
Nic
więc dziwnego, że ani przeciętny Żyd, ani rabin nie ma zazwyczaj pojęcia o
religii Chrystusowej, karmiony jedynie nienawiścią ku swemu Odkupicielowi,
zakopany w sprawach doczesnych, goniący za złotem i władzą, nie przypuszcza
nawet, ile pokoju i szczęścia daje jeszcze na tej ziemi wierna, gorliwa i
wspaniałomyślna miłość Ukrzyżowanego, jak ona przewyższa wszystkie „szczęścia”
zmysłowe czy umysłowe, które daje nędzny świat.”
W okresie II wojny światowej dowódca Armii
Krajowej generał Stefan Rowecki poczuł się zmuszony do napisania słów: „Różne świadectwa dowodzą, że niemal wszędzie
Armia Czerwona spotykała się z radosnym przyjęciem Żydów. Gdy Żydów z Kowla (na
Wołyniu) poinformowano, że Armia Czerwona zbliża się do miasta, oni świętowali
całą noc. Gdy Armia Czerwona faktycznie weszła do Kowla, Żydzi przywitali ją z
nie dającym się opisać entuzjazmem.
Gershon
Adiv tak wspominał w wiele lat później: „Trudno jest opisać emocję, jaka
ogarnęła mnie, gdy zobaczyłem na ulicy naprzeciw naszych wrót – rosyjski czołg z
uśmiechniętymi młodymi ludźmi, mającymi jaskrawe gwiazdy czerwone na swych
piersiach. Jak tylko maszyny stanęły, ludzie stłoczyli się tłumnie wokół nich.
Ktoś kszyknął: »Niech żyje rząd sowiecki!« i wszyscy wiwatowali. Trudno było
znaleźć jednego goja w tym tłumie.
W
Baranowiczach: Ludzie całowali zakurzone buty żołnierzy. Dzieci pobiegły do
parku, narwały jesiennych kwiatów i zasypały nimi żołnierzy... Czerwone flagi
znaleziono dosłownie w mgnieniu oka i całe miasto zostało zakryte czerwienią.
Miasto
Kobryń również zostało zalane czerwonymi flagami, które przygotowali miejscowi
komuniści przez oddarcie białego pasa z dwukolorowej flagi polskiej. Wiwatujący
tłum rozrzucał ulotki piętnujące faszystowski reżym Polski i gloryfikujący
Armię Czerwoną.
Ujawniło
się, że ogół żydowski we wszystkich miejscowościach, a już w szczególności na
Wołyniu, Polesiu i Podlasiu (...) po wkroczeniu bolszewików rzucił się z całą
furią na urzędy polskie, urządzał masowe samosądy nad funkcjonariuszami Państwa
Polskiego, działaczami polskimi, masowo wyłapując ich jako antysemitów i
oddając na łup przybranych w czerwone kokardy mętów społecznych”.
Generał Nikodem Sulik (1941) także
zauważał: „Żydzi są dla NKWD nieocenionym
wprost biczem przeciw ludności polskiej”.
Natomiast generał Władysław Sikorski w
1942 roku wypowiedział słowa, które kosztowały go życie: „Dlaczego (...) dotąd oficjalne koła żydowskie nie potępiły jawnej
zdrady i innych zbrodni, jakich się wobec Polaków i polskich obywateli
dopuszczali przez cały czas okupacji sowieckiej?”
W 1987 roku wybitny historyk Norman Davies
pisał o okresie okupacji sowieckiej w Polsce: „Wśród kolaborantów, którzy przybyli, aby pomagać sowieckim siłom
bezpieczeństwa w wywózce wielkiej liczby niewinnych mężczyzn, kobiet i dzieci
na odległe zesłanie i przypuszczalnie śmierć, była nieproporcjonalnie wielka
liczba Żydów. (...) Wśród kolaborantów i donosicieli jak i personelu sowieckiej
policji bezpieczeństwa w owym czasie był szokująco wysoki procent Żydów.”
Także profesor Ivo Cyprian Pogonowski konstatuje:
„Setki publikowanych relacji, w tym
relacji żydowskich, potwierdza to, że Żydzi byli zamieszani w wyłapywanie
polskich żołnierzy i oficerów (np. w Razyszczycach i w Kowlu), aresztowania i
egzekucje Polaków (np. we Lwowie i Czortkowie) i w nadzorowaniu deportacji
Polaków w bydlęcych wagonach do gułagu (np. z Gwoźdźca). Do czasu, gdy Niemcy
zaatakowały swego pierwotnego sowieckiego sojusznika w połowie 1941 roku, ponad
milion Polaków zostało zesłanych daleko na przypuszczalną śmierć z miast takich
jak Brańsk.”
Byłoby w tej sytuacji najłatwiejsze
powiedzieć, że wszystkie te wypowiedzi są tylko przejawem „tradycyjnego
polskiego antysemityzmu”. To jednak sprawy nie załatwia, gdyż na taką diagnozę
można zaraz odpowiedzieć pytaniem: czym były działania Żydów odzwierciedlone w
słowach Polaków? Wyrazem „tradycyjnej żydowskiej polonofobii”? Wiemy, że i to
nic nie załatwia. Przed naukowcami (historykami, psychologami, socjologami,
filozofami, politologami) obu narodów stoi więc nadal doniosłe zadanie wszechstronnego
zbadania i obiektywnego naświetlenia dramatycznych powikłań w dziejach naszych
stosunków wzajemnych oraz wytyczenie dróg do pojednania.
* * *
W kulturze polskiej wiele znajduje się twórców żydowskiego pochodzenia,
że wspomnimy takie nazwiska, jak Henryk Wieniawski, Julian Tuwim, Stanisław
Lem, Bolesław Leśmian, Jan Brzechwa, Wisława Szymborska, Antoni Słonimski.
Pewnego razu Witold Gombrowicz, będący w stanie upojenia alkoholowego,
miał o Żydach powiedzieć: „A swoją drogą
naród to niepośledni, Chrystus, Marks, Einstein – trzech Żydów, a jakże
niebagatelny wpływ na losy świata”. W swym zaś Dzienniku z lat 1953-1956 ten polski pisarz pisał, zwracając się do
Żydów, co następuje: „Żyd zbyt uporczywie domagający się, aby go traktowano
„jak człowieka”, to jest jakby niczym nie różnił się od innych, wydaje mi się
Żydem nie dość świadomym swojego żydostwa. Żądając tej równości, oni mają rację
to słuszne, to zrozumiałe – ale to nie na miarę ich rzeczywistości. Zbyt
proste, zbyt łatwe...
Nie podoba mi się w Żydach, gdy nie są na
wysokości swego powołania. Ileż razy zdumiewało mnie, gdym w rozmowach, i to z
rozumnymi Żydami, natrafiał na taką małostkowość w ocenie własnego losu. Dlaczego
świat nie lubi Żydów? Ależ dlatego, że są zdolniejsi, mają pieniądze, stwarzają
konkurencję. Dlaczego świat nie chce uznać, że Żyd to taki sam człowiek, jak
inni? Ależ to kwestia propagandy, przesądów rasowych, braku oświecenia...
Gdy słyszę z ust tych ludzi, że naród
żydowski jest jak inne, odczuwam to mniej więcej jak gdybym słyszał Michała
Anioła twierdzącego, że niczym od nikogo się nie różni, Szopena domagającego
się „normalnego” życia, Beethovena zapewniającego, że i on ma prawo do
równości. Niestety! Ci, którym dano prawo do wyższości, nie mają prawa do
równości.
Nie ma narodu bardziej oczywiście genialnego –
i mówię to nie tylko dlatego, że oni zawarli w sobie najważniejsze inspiracje
świata, że co chwila wybuchają jakimś wiekopomnym nazwiskiem, że wycisnęli
pieczęć swoją na dziejach. Geniusz żydowski jest oczywisty w samej swojej
strukturze, to jest w tym, że podobnie jak genialność indywidualna, jest
najściślej połączony z chorobą, upadkiem, poniżeniem. Genialny, dlatego że
chory. Wyższy, gdyż poniżony. Twórczy, bo anormalny. Ten naród, jak Michał
Anioł, Szopen i Beethoven jest dekadencją, która przetwarza się w twórczość i
postęp. Ten naród nie ma łatwego dostępu do życia, jest w niezgodzie z życiem –
dlatego staje się kulturą. Nienawiść, pogarda, lęk, niechęć, jakie wzbudza w
innych narodach ten naród, są z tego samego gatunku co uczucia, które wywoływał
w wieśniakach niemieckich chory, głuchy, brudny, histeryczny, gestykulujący
Beethoven podczas swoich przechadzek. Droga krzyżowa Żydostwa jest z natury
swojej ta sama, co droga Szopena: Historia tego narodu jest tajną prowokacją,
podobnie jak biografie wszystkich wielkich ludzi – prowokacją losu, ściąganiem
na siebie wszystkich klęsk, jakie mogą przyczynić się do spełnienia misji...
narodu wybranego. Jakie moce życia wywołały ten fakt straszliwy, nie wiadomo –
ci, którzy są nim, którzy go stanowią, niech ani na chwilę się nie łudzą, że z tych
przepaści zdołają wydostać się na gładką równinę.
I ciekawe, że życie choćby najpospolitszego,
najzdrowszego Żyda, jest jednak zawsze, w pewnej mierze, życiem człowieka
wybitnego: choć zdrowy, zwykły, niczym nieróżniący się od innych, jest jednak
odmienny i traktowany inaczej, musi być odosobniony, jest – choćby nie chciał – na marginesie. Więc
można powiedzieć,że nawet przeciętny Żyd skazany jest na wielkość dlatego
jedynie, że jest Żydem. Nie tylko na wielkość. Jest skazany na samobójczą i
rozpaczliwą walkę z własną formą, gdyż nie lubi siebie (jak Michał Anioł).
Więc tej grozy nie załatwicie, wyobrażając
sobie że jesteście „zwykli” i karmiąc się idylliczną zupką humanitaryzmu. Oby
jednak walka z wami stała się mniej podła. Co do mnie błask od was bijący
nieraz mnie oświecił i wiełe mam wam do zawdzięczenia.” Trudno, już nie
o większe, lecz równe temu, wazeliniarstwo i lizusostwo, niż w przypadku tej
rozpijaczonej cioty. Ale Polacy są przecież mistrzami, jeśli chodzi o chutliwą
służalczość i lokajstwo jako cechy usposobienia, o
gotowość „całowanie rączek”
i wylizywania byle
komu najbardziej intymnych
miejsc…
* * *
M. Fuks, Z. Hoffman, M. Horn, J. Tomaszewski pisali w cytowanej już książce Żydzi polscy. Dzieje i kultura: „Polscy są wszyscy niemal najwięksi klasycy literatury żydowskiej. Któż bowiem uwiecznił i przekazał potomności przeszłość i klimat żydowskich miasteczek w Polsce, jak nie: Icchak Lejb Perec, Szalom Asz, Szalom Alejchem i dziesiątki innych pisarzy, aż po laureata nagrody literackiej Nobla – Izaaka Bashevisa Singera, rodem z Radzymina pod Warszawą”. Później doszedł do tego Kosiński i in. W zasadzie, jeśli chodzi o sferę literatury i, szerzej, kultury, Żydzi i Polacy łatwo znajdowali wspólny język, choć nie szczędzili sobie nawzajem nieraz pieprznych zarzutów i przytyków.
W Polsce okresu 1918-1939 Żydzi stanowili silną formację etniczną, dość mocno skonsolidowaną i skutecznie realizującą własny interes narodowy, rozumiany w określony sposób. W sumie stosunki wzajemne pod wieloma względami były poprawne i dobre. II wojna światowa stała się straszną tragedią dla obu narodów, Żydów polskich zginęło 2,5 miliona, Polaków – 4,5 miliona. Oba narody jako „niepełnowartościowe” były skazane: Żydzi na zupełne zniszczenie, Polacy na dwukrotną redukcję do 13 milionów osób. O stosunkach Polaków z Żydami najsprawiedliwiej bodaj napisał w jednym z opublikowanych w Izraelu artykułów (1954) dr Adolf Berman, były przewodniczący Centralnego Komitetu Żydów w Polsce. A więc po powrocie do Ziemi Obiecanej ten zacny człowiek pisał: „Przy opisie martyrologii Żydów w Polsce podkreśla się nieraz cierpienia, jakich ukrywający się Żydzi doznali od polskich szantażystów i donosicieli, «granatowych» policjantów, faszystowskich chuliganów i innych mętów społecznych. Mniej się natomiast pisze o tym, że tysiące Polaków narażało swe życie, udzielając pomocy Żydom. Pianę i brud na powierzchni spienionej rzeki widać łatwiej niż głęboki, podziemny czysty nurt. Ale nurt ten istniał i działał.
Ogromną rolę w tej akcji ratowania Żydów odegrała «Ogólnopolska Rada Pomocy Żydom» («Rada Żegoty»), która jednoczyła w akcji pomocy wszystkie niemal, działające w konspiracji, główne ugrupowania polskie, od lewicowych socjalistów do katolików. Dużą rolę odegrała pomoc komunistów polskich, działaczy Polskiej Partii Robotniczej. Znaczna część komórek pomocy, organizowanych przez żydowskie organizacje podziemne, przez Żydowski Komitet Narodowy i przez Bund, to były komórki polskie. Na czele ich stali Polacy, którzy nieśli bezinteresownie ratunek: uczeni, pisarze i artyści, pracownicy polskiej opieki społecznej, robotnicy, nieraz chłopi. Byli to ludzie o różnych przekonaniach politycznych: komuniści i socjaliści, demokraci, katolicy, działacze chłopscy. Często to byli ludzie nie związani z żadnym ruchem politycznym czy ideowym, prości, dobrzy ludzie z ludu, którzy cierpieli, widząc mękę ludzką i spieszyli z pomocą ze szczerego, dobrego serca. Zdarzało się nawet, że czynną pomoc dla znajomych Żydów nieśli... antysemici. Było to zjawisko dość rzadkie, ale faktem jest, że koszmar hitlerowski i gehenna milionów Żydów wstrząsnęła sumieniem wielu Polaków, nastrojonych do wojny antysemicko i zmieniła ich stosunek do Żydów.
Przyjdzie jeszcze czas na wielką «Złotą Księgę» Polaków, którzy w tych strasznych «czasach pogardy» podali bratnią dłoń Żydom, ratowali ich od śmierci i stali się dla żydowskiego ruchu podziemnego podnoszącym na duchu symbolem humanitaryzmu i braterstwa ludów”.
Słowa powyższe dyktowane były własnymi doświadczeniami autora i jego żony; byli łącznikami między gettem a „Żegotą”, w ramach „Żegoty” działali.
A jednak w okresie po 1945 roku doszło do ponownych manipulacji polskimi Żydami ze strony Moskwy. Stalin, okupując Polskę, zrobił stawkę na mniejszość żydowską i dążył do wykorzystania jej w swych imperialnych celach; toteż obsadził przywiezionymi z Rosji żydowskimi komunistami prawie wszystkie ważniejsze urzędy i kazał im robić wszystko, by ten kraj niszczyć i demoralizować pod akompaniament żydowskich pisarzy i poetów, gloryfikujących nowy wspaniały świat, jak to czyniła m.in. Wisława Szymborska w dziesiątkach swych wierszy, m.in. pod tytułem „Lenin”:
„Że w bój poprowadził krzywdzonych,
Że trwałość zwycięstwu [Żydów?] nadał,
Dla nadchodzących epok
Stawiając mocny fundament –
Grób, w którym leżał ten
Nowego człowieczeństwa Adam,
Wieńczony będzie kwiatami
Z nieznanych dziś jeszcze planet”.
Występowanie pewnych postaw w pewnych populacjach pozwala na racjonalne uogólnienia. Istnienie np. pewnych „lobby” polityczno-gospodarczych w sensie grup wspólnego interesu mocno popierających swoich i eliminujących obcych ze stanowisk cechowało w istotny sposób społeczność żydowską w wielu krajach i w wielu okresach historii. Jeśli działo się to np. w nauce czy kulturze z nieuchronnością prowadziło do degradacji tych gałęzi, ponieważ stosowane kryterium doboru sprzyjało nie napływowi ludzi najzdolniejszych a różnych, lecz odwrotnie, tylko legitymujących się pewnym rodowodem, co jest niedostateczne do tego, by coś osiągnąć.
Po latach więc nauka i kultura polska zostały gruntownie zdegradowane, a moskiewscy agenci żydowskiego pochodzenia przenieśli propagandową akcję niszczycielską także na arenę międzynarodową, a uczynili to bardzo skutecznie ku zadowoleniu swych mocodawców...
Wielu żydowskich twórców sztuki (film, beletrystyka), takich np. jak reżyserowie C. Lanzmann czy S. Spielberg, do dziś rozpowszechnia w świecie, szczególnie w USA, mit o wybujałym antysemityzmie Polaków; nie mówiąc już o zupełnie chorobliwej pod tym względem prasie. A jednocześnie przemilcza się prawdziwy antysemityzm np. niemiecki czy francuski. To przecież Niemcy zainicjowali i zrealizowali likwidację kilku milionów Żydów europejskich, wznosząc obozy zagłady na tych terenach okupowanego kontynentu, na których istniały największe skupiska ludności żydowskiej (w ten sposób odpadała uciążliwa konieczność transportowania na duże odległości dużych mas przeznaczonej do zagłady ludności). Litwini, Łotysze, Estończycy nie tylko własnymi siłami w okresie 1941-1943 zlikwidowali 95% swych Żydów, ale też pomagali ich mordować na terenie Polski, Białorusi, Rosji. Jeśli chodzi o Francję, to jeszcze jesienią 1940 roku kolaborancki rząd Vichy wprowadził surowe antyżydowskie przepisy, na których mocy przystąpiono do konfiskaty majątku obywateli żydowskiego pochodzenia. Od maja 1942 roku Żydzi powyżej szóstego roku życia musieli nosić „gwiazdę Dawida”. W lutym 1941 roku pierwszych 40 tysięcy Żydów we Francji osadzono w obozach koncentracyjnych, dalej – więcej. Z 75 721 Żydów przekazanych przez władze francuskie Niemcom ocalało niespełna 2 500 osób. Ochotnicza zaś dywizja francuska SS „Charlemagne”, licząca ponad 20 tysięcy żołnierzy i oficerów wsławiła się upartymi walkami na froncie wschodnim w 1945 roku przeciwko oddziałom polskim i radzieckim.
O tych faktach światowa prasa żydowska po prostu milczy, podobnie jak o tym, że w czasie II wojny światowej Niemcy zamordowali 6 milionów obywateli polskich, z których 2,5 miliona było narodowości żydowskiej. Te proporcje są przemilczane na równi z okolicznością, że kilkadziesiąt tysięcy Polaków zostało przez okupanta rozstrzelanych za ukrywanie i niesienie pomocy prześladowanym Żydom. Taka postawa wielu dziennikarzy żydowskich daje świadectwo wszystkiemu – prócz ich uczciwości i prawości.
* * *
W ostatnich latach naukowcy i publicyści polscy coraz odważniej podejmują otwartą polemikę z antypolskimi tendencjami w mediach żydowskich, przedstawiając nieraz interesujące i mało znane fakty historyczne.
W publikatorach polskich o kierunku narodowym często spotyka się tematykę żydowską. Aby wyrobić sobie wyobrażenie o stylu i jakości tych publikacji, przypomnijmy kilka charakterystycznych tekstów tego rodzaju. W książce Cywilizacja żydowska profesor Feliks Koneczny pisał o frankistach, jak następuje:
„Religia bez Talmudu, a z Kabałą (oznaczona liczba rzymska II na tabeli na końcu rozdziału IX) znana była dawniej w Hiszpanii, lecz na północy stanowiła nowość. Było to najście sefardim na prowincje aszkenazim, najście dokonane nie z Hiszpanii, lecz z drugiej ich siedziby, z Turcji. Natrafiali na grunt przysposobiony wprowadzaniem modlitewnika rytuału sefardim wielkiego kabaiisty Izaaka Lurie. Nigdy natomiast nie nawiązała się łączność z karaimami starej daty, osiadłymi w Haliczu i w Trokach; nigdzie w źródłach najmniejszego śladu, żeby sabatejczycy wiedzieli choćby o istnieniu tamtych. Propaganda przeciw Talmudowi znajdowała zapewne ułatwienia w tym także, że od początku XVIII wieku wznowiła się w Polsce kwestia „mordu rytualnego”, oparta jakoby na Talmudzie.
Sprawa ta, poruszona w wiekach średnich, ulegała już zapomnieniu, gdy wtem nagle wznowił ją Żyd. Tym razem nie „goje” bynajmniej wystąpili z tym straszliwym zarzutem, lecz rabin żydowski. W roku 1710 rabin z Brześcia Litewskiego, Serafinowicz, wychrzciwszy się w Żółkwi, przyznawał się publicznie, jako sam popełnił na Litwie dwa mordy rytualne. W 59 lat potem ks. Gaudenty Pikulski w broszurze „Złość żydowska” podaje do wiadomości, jako ów Serafinowicz, opisał wszystkie złości i bluźnierstwa, które Żydzi czynią przez cały rok według porządku świąt swoich, z takim dowodem, że i rozdział Talmudu i słowa hebrajskie wspomina. „Wydane już były te sekreta talmudystów od tegoż samego Serafinowicza do druku, ale Żydzi wykupiwszy spalili. Jam tylko manuskryptu jego dostał od tych, którzy go znali i z nim mówili i opuszczając hebrajskie słowa, tylko po polsku wyrażę, co w sobie zamykają”. Broszura powołuje się na traktaty Talmudu „Zychwe Lew” i „Sanhedron”.
Ks. Pikulski podaje „opisanie bezbożnej ceremonii na rzeź chrześcijańskich dzieci wyznaczonej”. Idąc za Serafinowiczem, wyjaśnia, „na co i dlaczego krwi chrześcijańskiej Żydzi potrzebują”. Gdybyż jednak nie za dużą odległość czasu (1710–1769!) Serafinowicz dawno już nie żył, a ks. Pikulski nie ma wprost pojęcia o krytycznym dochodzeniu do prawdy. Zanim atoli wyszła ta broszura, o 16 lat wcześniej, w roku 1753, zaszedł „inny niezwykły wypadek”: W Żytomierzu uwięziono 25 Żydów pod zarzutem, że „w sam Wielki Piątek, złapawszy dziecię półczwarta roku mające, imieniem Stefan Studzieński, syna Adama i Ewy Studzieńskich, w Wielką Sobotę, po sabacie zgromadzeni, okrutnie zamordowali, z każdej żyły i junktury krew wypuszczając przez kłucie. Po uczynionej pilnie inkwizycji, zbrodnię prawnie dowiedziono i wydano wyrok, na podstawie którego z jedenastu Żydów żywcem pasy darto, a potem ćwiartowano, trzynastu, chrzest święty przyjąwszy, ścięci byli, jeden zaś, mniej winny, dla świadectwa innym talmudystom przy życiu zachowany został, chrzest święty przyjąwszy”.
Po całej Polsce rozrzucano ryciny i obrazy, przedstawiające ten mord i można się z nimi spotkać dotychczas nierzadko. W połowie XVIII wieku była tedy polska przejęta, przesiąknięta grozą mordów rytualnych, a skutkiem tego wzgardą i nienawiścią do Talmudu.
Do Lwowa zjechał sam wielki baalszem Eliezer i stawił się na dysputę, stając po stronie talmudystów. Powziął on jak najgorsze o Franku mniemanie, a rzekomy mesjasz pozostał chasydom na zawsze kłamcą i posłem ciemności. Sprowadzono 30 rabinów; przywódcą ich byt Chaim Rappaport, starszy rabin lwowski. Po stronie sekciarzy stanął, jako najwybitniejszy, były rabin z Nadwórny, Jehuda ben Nosen Krysa. Znów był rabin, stwierdzający mord rytualny! Stawił się też (na tłumacza) Moliwda. Dysputy trwały (z przerwami) od 17 lipca do 10 września 1759 roku w lwowskiej katedrze łacińskiej. Na jedenastej z rzędu, dnia 6 sierpnia przystąpiono do kwestii „o używaniu krwi”. Na prośby rabinów odraczano to posiedzenie kilkakrotnie, aż do 10 września. Frank trzymał się z daleka, podobnież jak od kamienieckiej dysputy... Przybył do Lwowa dopiero 25 VIII, a więc w 19 dni po pierwotnym terminie dysputy o mord rytualny. Przypuszczał, że wszystko już zakończone.
Wjechał uroczyście, bogato i strojnie wraz z tłumem zwolenników, ale w katedrze się nie pokazywał. Do charakterystyki Franka jest to „przyczynek” decydujący. Szczególny zaiste powziął pomysł, żeby Żydzi Żydom mieli publicznie zarzucać mord rytualny! Tłumaczyć to można tą tylko okolicznością, że gdyby nie to, nie byłoby się tak dalece zwracało uwagi na Franka i frankistów. Skorzystał z tego, że uwaga polskiego ogółu zajęta była właśnie tą kwestią i wpłynął w nurt, który musiał zapewnić mu rozgłos. Chciał być na widoku i użył do tego środka, jaki się nawinął. Kabotyństwo niebywałych zaiste rozmiarów! Ale w chwili stanowczej stchórzył przed własnym dziełem, krył się i występował na nowo dopiero, gdy wszystko już się odbyło i dokonało korzystnie dla niego.
Dnia 10 września 1759 roku, „po zagajeniu” obrad przez ks. Mikulskiego, zabrał głos imieniem frankistów, tłumacz Moliwda-Kossakowski, przemawiając najpierw po polsku: „zadanie krwi chrześcijańskiej od pospólstwa talmudystów nie tylko w Królestwie Polskim, ale i w cudzych krajach jest jawne – wiele bowiem historii minąwszy w cudzych państwach, tu się w Polsce i Litwie zdarzyło, że talmudystowie niewinną krew chrześcijańską okrutnie wylali i za ten bezbożny uczynek przekonani, w różne czasy dekretami na śmierć osądzani – zawsze jednak statecznie zapierając się, chcieli się przed światem oczyścić, że to na nich niewinnie chrześcijanie wkładają, powiadają”. „My jednak Boga wszystkowidzącego wziąwszy na świadectwo, nie ze złości, albo zemsty na onych, ale z miłości Wiary świętej, którą przyjmujemy, tę złość onych talmudystów wydajemy światu całemu do wiadomości, bośmy i sami w młodości naszej u onych tego uczyli”.
„Następnie począł Moliwda-Kossakowski przytaczać z Talmudu dowody na poparcie swych twierdzeń. W szczególności powoływał się na księgę Talmudu zwaną „Aurech Chaim Megine Erec”, gdzie jest mowa o „winie czerwonym, pamiątce krwi”. Twierdził, że zawarte w księdze tej słowa „jain udym” (wino czerwone) mogą być kabalistycznie czytane jako „jain edym” co oznacza „krew chrześcijanina”. Oba te słowa różnią się w pisowni tylko kropkami czyli akcentami u spodu pierwszej litery, zwanymi „sygiel” i „kumec”. Gdy zaś w tekście słowa te podane są bez żadnego akcentu, zatem można je czytać i interpretować dowolnie – inaczej dla pospólstwa, inaczej dla rabinów. Powoływał się dalej na księgę „Ramban” (będącą dziełem rabina Mozesa ben Maimon), w której dziesięć liter na stronie 40 ma mieć kabalistyczne znaczenie: „Krwi potrzebują wszyscy w ten sposób, jak robili nad tym człowiekiem mądrzy w Jeruzalem”.
Poza tym przytaczali frankiści cały szereg rozmaitych urywków z Talmudu, a w zakończeniu żądali, by Żydzi przedłożyli Urzędowi Konsystorskiemu cytowane księgi talmudyczne w oryginale. „Oskarżenie to, rzucone publicznie, a w tak niezwykłym miejscu i z tak niezwykłej strony, wywarło olbrzymie wrażenie na zebranych (...).
Ogólnie uznawano, że nie zawierała ona „dobrego sensu, ani należytej odpowiedzi” – toteż z naprężeniem oczekiwano wyroku władzy duchownej. Po skończeniu dysputy, powstał ks. Mikulski i ogłosił zebranym, że co do pierwszych sześciu punktów uznaje się talmudystów pokonanych przez frankistów. Natomiast co do punktu ostatniego „krwi chrześcijańskiej”, sąd konsystorski, za poradą nuncjusza, ks. Serra, zastrzegł sobie wydanie decyzji na później. Była to decyzja słuszna i bardzo wskazana, ze względu na silne roznamiętnienie ludności. Wyrok, przyznający słuszność frankistom, mógł pociągnąć dla ludności żydowskiej nieobliczalne konsekwencje. „Mimo zapowiedzi jednak, sąd konsystorski w sprawie mordu rytualnego w ogóle się nie wypowiedział”. Odroczono orzeczenia w tej sprawie i odraczano je dalej, aż rzecz cała rozpłynęła się w niepamięci ludzkiej. Publikacje bardzo wybitnych członków dysputy lwowskiej dowodzą, że orzeczenie wypadłoby przeciw talmudystom. Władza duchowna byłaby we Lwowie w roku 1759 przyjęła za rzecz pewną, że istnieje mord rytualny. W takim razie wszyscy talmudyści i chasydzi są winni corocznie popełnianego skrytobójstwa na ujmę chrześcijaństwa, jako religii. Cóż z nimi począć? Czy można tolerować w państwie takich bluźnierców i morderców?
Nowy wypadek w Wojsławicach w lubelskiem w 1760 roku uznano za udowodniony, a skazanym zadawano śmierć sposobami barbarzyńskimi. Posypał się znów szereg broszur. Do Rzymu jeździł powtórnie Jakub Lelek, a Klemens XIII zawiadomił nowego nuncjusza, Viscontiego, a przez jego pośrednictwo episkopat polski (...). Wyższe władze kościelne tego dowodu nie przyjęły, bo od początku podejrzewały Franka o nieszczerość i o nieczystość intencji. Nam chodzi tu o jedną stronę całej sprawy: Żyd, który wystąpił przeciw Żydom z zarzutem mordu rytualnego i do tego publicznie, w formie urzędowej, a nigdy potem zarzutu tego nie cofnął – palił mosty pomiędzy sobą a żydostwem. Nie przestawał być Żydem, uznawał wybraństwo, lecz stawał się niewątpliwie wrogiem. Czy od takiego zrywania mostów miała się zaczynać budowa jakiejś Judeopolonii? Podejrzewa się Franka, że zamierzał „wykroić sobie” kawał Polski. W tym jest trochę prawdy (...).”
* * *
Roman Dmowski w artykule „Czym są Żydzi?” wywodził: „Nie można sobie zdać sprawy z położenia Żydów w świecie i z ich widoków na przyszłość bez zrozumienia, czym są oni sami. W tym zaś względzie panuje niesłychany chaos pojęć, pochodzący przede wszystkim z braku wiedzy.
Przeciętny człowiek chrześcijańskiego świata, zwłaszcza w jego odłamie protestanckim, wie dużo o dawniejszej przeszłości Żydów. Wie ze Starego Testamentu, który protestanci mniej, coprawda, gorliwie dziś, niż dawniej czytają, na którym jednak urabiają swe o Żydach pojęcia i który w ogromnej mierze wykształcił ich własny stosunek do życia. Katolicy go naogół nie czytają, ale pośrednio zdobywają z niego sporo wiadomości przy nauce religji. Są to wszakże wyłącznie wiadomości, które Żydzi sami o sobie pozostawili.
Obok religijnego znaczenia, które mają dla chrześcijańskiego świata poszczególne miejsca Starego Testamentu, ma on duże znaczenie naukowe jako źródło wiedzy o dziejach żydowskich przed narodzeniem Chrystusa.
Aż do końca osiemnastego wieku Stary Testament był jedynem właściwie źródłem do tych dziejów. Dopiero rozwój egiptologji, asyrjologji, a w dalszym ciągu badań nad całą dawniejszą historją Przedniej Azji, wreszcie jej prehistorją, dał możność porównywania tego wielkiego dokumentu żydowskiego z dokumentami innych ludów współczesnych, z któremi Żydzi mieli bezpośrednie, czy pośrednie stosunki. To pozwoliło ustalić daty, skontrolować fakty, określić ich znaczenie, ich proporcję do tego, co się obok działo, odróżnić w dziejach synów Izraela to, co było żydowskiem, od tego, co pochodziło z zewnątrz.
Ludziom, którzy się zapoznali z wynikami tych badań XIX wieku, dawna przeszłość Żydów ukazała się w pełniejszem świetle, stała się bardziej zrozumiałą, co im pozwala lepiej rozumieć żydostwo późniejsze.
Niepodobna tu, nawet w krótkiem streszczeniu, wykładać tej historji. Trzeba wszakże zwrócić uwagę na pewne jej momenty, bez których poznania nie może być mowy o odpowiedzi na pytanie: czem są Żydzi?
Świat, w którym Żydzi wystąpili na widownię dziejową, był światem dwóch wielkich, najstarszych ze znanych nam cywilizacyj, egipskiej i mezopotamskiej, którą w rozmaitych jej okresach nazywamy sumerską, asyryjską, babilońską czy chaldejską. Te dwie cywilizacje pozostawały z sobą w stosunkach, aczkolwiek warunki geograficzne tym stosunkom nie sprzyjały. Oddzielała je pustynia Syryjska, po której koczowały plemiona semickie. Jedyną komunikacją poza pustynią – bo tylko parę dni droga prowadziła przez pustynię Synai – był tzw. urodzajny półksiężyc, ciągnący się po wąskim pasie urodzajnej i zaludnionej ziemi wzdłuż wschodniego brzegu Morza Śródziemnego, a dalej wzdłuż północnego brzegu pustyni Syryjskiej, do Eufratu.
Z początku lud Izraela był, jak mówi jego tradycja, jednem z plemion koczujących na pustyni Syryjskiej. Później znaleźli się w Egipcie.
Jak wynika z zestawienia dokumentów żydowskich z egipskiemi, przybyli oni tam za panowania Hyksosów. Tern imieniem Grecy nazwali koczowniczych najeźdźców z Azji, którzy podbili Egipt i kilkaset lat w nim panowali. Przyswoili oni sobie formy egipskie, ich monarchowie nazywali się faraonami, ale Egipcjanie ich nienawidzili: swych obcych władców obdarzali pogardliwem mianem „królów pastuchów”. Panowanie Hyksosów było stale zagrożone.
Dla wzmocnienia swej pozycji i zabezpieczenia się przed Egipcjanami sprowadzali oni z Azji rozmaite szczepy i osiedlali je w pobliżu Delty. Między innemi przybyli wówczas Żydzi.
Gdy Egipt południowy zorganizował nareszcie skuteczną walkę przeciw najeźdźcom i wypędził ich z całego kraju, położenie osadników z Azji stało się nad wyraz ciężkiem. Egipcjanie zaczęli ich traktować jako niewolników i używać do najcięższych robót. Na ową dobę przypada ucieczka Żydów z Egiptu pod wodzą Mojżesza, a potem długie błądzenie po pustyni Synai, podczas którego, jak nas uczy księga Exodus, wielki ich wódz na rozkaz Jehowy daje im potężną organizację religijną. Trzeba zauważyć, że Żydzi przed wyjściem nie byli pozbawieni związków ze społeczeństwem egipskiem. Sam Mojżesz był żonaty z córką egipskiego kapłana, a teść jego odwiedził go po ucieczce, na pustyni.
Chanaan, ziemia obiecana, do której Żydzi po swej wędrówce na pustyni przybyli, była „ziemią mlekiem i miodem płynącą”, ziemią urodzajną. Nietylko wszakże to stanowiło jej wartość, ale także i to przedewszystkiem, że leżała na „urodzajnym półksiężycu”, na jedynej dobrej drodze z cywilizowanego Egiptu do cywilizowanej doliny Tygrysu i Eufratu, że miała znakomite warunki dla rozwoju pośrednictwa handlowego.
Chanaan, który wówczas jeszcze nie nazywał się Palestyną – tę nazwę otrzymał on od Filistynów (Pelusztji, w dokumentach egipskich), którzy tam się osiedlili dopiero w XIII w przed nar. Chr. – był zaludniony przez cały szereg drobnych, żyjących w walce pomiędzy sobą ludów, semickich i niesemickich, co pozwoliło równie drobnemu ludowi Izraela stopniowo je ujarzmiać. Opanowywali Żydzi ich urodzajną ziemię, ale nie widać ze Starego Testamentu, żeby się zamieniali w pracowników na roli. Znana historja rolnicza Booza i Rut świadczy, iż Żyd był właścicielem ziemi, ale pracownicą na niej była Moabitka.
Zato, w miarę jak umacniali się w Chanaanie, korzystali coraz więcej z jego znakomitej pozycji handlowej, rośli w bogactwo i podnosiła się ich oświata. Wielkie bogactwo króla Salomona całe wyrosło z handlu. Ciekawą jest rzeczą, że podstawą tego bogactwa stał się handel końmi.
Niewiele więcej, jak dwa tysiąclecia przed nar. Chr., koń był jeszcze nieznany ówczesnemu światu cywilizowanemu. Egipcjanie po raz pierwszy z nim się spotkali w swych wojnach z Hetytami, którzy walczyli na wozach bojowych. Przejęli go szybko od przeciwnika i, co więcej, po pewnym czasie wychowali znakomitą rasę końską. Egipskie konie na tysiąc lat przed nar. Chr. były poszukiwane w całej Azji Przedniej i stały się przedmiotem ożywionego handlu. Wyzyskując to, że siedzi na jedynej drodze, po której te konie przepędzano z Egiptu do Azji, Salomon mądry umiał zmonopolizować handel niemi w swoich rękach i stać się wielkim bogaczem.
Mój Boże, dzisiejszy Szloma, handlarz koni w Pacanowie, ani przypuszcza, jakiego miał znakomitego poprzednika!
Tak tedy z Ziemi Obiecanej Żydzi skorzystali głównie w ten sposób, że stali się pośrednikami na wielką skalę i na tej drodze doszli do bogactwa.
Czy byli nimi przed przyjściem do niej? Niezawodnie. Tylko w skromniejszej mierze.
Pustynia Syryjska odgrywała niemałą rolę w stosunkach handlowych między doliną Eufratu a brzegami morza Śródziemnego i Egiptem. Od najdawniejszych czasów przebywały ją karawany, prowadzone przez miejscowych koczowników, do których należeli przecie Żydzi w swych początkach. Podczas pobytu w Egipcie ich osiedlenie na wschodnich kresach Delty także sprzyjało szukaniu zysków w pośrednictwie.
W każdym razie widzimy, że już w czasach, kiedy żyli w skupieniu i posiadali własne państewko, nie są znani z poważniejszej wytwórczości w jakiejkolwiek dziedzinie, a natomiast wybitnie specjalizują się w pośrednictwie.”
Wiele sformułowań tego tekstu R. Dmowskiego mija się z prawdą, gdyż nie był on tęgim historykiem, a raczej tylko publicystą.
* * *
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz