piątek, 8 marca 2019

dr Jan Ciechanowicz - Antysemityzm cz 5


                    Rozdział VII.

         Antysemityzm  W  POLSCE



W Polsce zawsze dawało się zaobserwować ambiwalentny stosunek do Żydów: sympatię przeplataną antypatią. Najwybitniejszymi postaciami kultury polskiej, które gruntownie i obszernie wypowiadały się w kwestii żydowskiej byli wielkiego formatu intelektualiści Roman Dmowski (1864-1939), Feliks Koneczny (1862-1949), Florian Znaniecki (1882-1958). Ich diagnozy w tej materii były jednoznaczne.  Wielki naród zawsze staje w drodze innemu wielkiemu narodowi. Szereg krytycznych uwag o Żydach znajdzie się też w utworach St. Staszica, A. Mickiewicza, H. Sienkiewicza, Z. Krasińskiego, B. Prusa, S. Żeromskiego, W. Reymonta, Józefa  Mackiewicza, M. Dąbrowskiej, M. Zdziechowskiego, S. Cata-Mackiewicza, w listach malarza Jana Matejki  itd. Ale jednocześnie w literaturze polskiej aż się roi od nurtów, trendów, koncepcji i wypowiedzi filosemickich. Warto więc pokrótce przyjrzeć się stosunkom polsko-żydowskim.  Tym  bardziej,  że według  tygodnika  „Tylko  Polska”  (redaktor naczelny  Leszek  Bubel, najbardziej kompetentny znawca problematyki żydowskiej i najodważniejszy bojownik o równouprawnienie Polaków w Państwie Polskim XX – XXI wieku)  Żydzi      w  kraju  nad  Wisłą  rasą  panującą   (zauważmy na marginesie, ze to  nie  powinno  nikogo  dziwić,  bo  jak  ktoś  nie  potrafi  rządzić  sam  sobą,  musi  być  rządzony  przez   innych),   a  Magda  Hartman  ( Tylko  Polska  10.09.2008,  s. 4)  szacuje  ich  liczbę  tutaj  na  około  3  do  6  milionów.  Nie mogło to minąć bez konsekwencji, obecnie Polacy – mimo iż uważają się za część cywilizacji łacińskiej – w stereotypach swych codziennych zachowań i już niemal wrodzonych odruchach należą do cywilizacji żydowskiej, ubóstwiają pieniądz, są kompletnie zdemoralizowani i bez wszelkich skrupułów czczą Złotego Cielca, czyli wartości materialne, a jednoczesnie – tak jak ongiś Hebreowie – udają, że wierzą w Boga, ostentacyjnie i pokazowo „chodzą do świątyni”.
Jest to zresztą zjawisko o szerszym zasięgu. W XIX wieku nikt  nie mógł przewidzieć, że w XX papieże Paweł VI i Jan Paweł II ogłoszą Izraelitów, których przodkowie dwukrotnie skazali Chrystusa na śmierć, za „starszych braci w wierze”, że kościół powszechny przekształci się w sektę judeopogańską, czyli w tzw. „judeochrześcijaństwo” lub inaczej w „żydokatolicyzm”, w którym cała niemal struktura władzy zbudowana zostanie z reprezentantów jednego narodu, co stanęło w rażącej sprzeczności z przesłaniem „Ewangelii”, iż „nie ma ani Żyda, ani Greka” i co się szczególnie uwidoczniło za kadencji świętego Jana Pawła II, gdy – jak twierdził na łamach katolickiego periodyku „Nasz Dziennik” ksiądz Czesław Bartnik – podstawowym warunkiem, by zostać biskupem, stało się żydowskie pochodzenie kandydata. Tak wilkom powierzono ochronę owiec. Tenże polski papież – mniejsza o to, czy z własnej woli, czy idąc za „radą” swego żydomasońskiego „sekretarza”, Stanisława Dziwisza, wolnomularza 33 stopnia wtajemniczenia, czy na mocy postanowienia sanhedrynu - każdy swą wizytę w dowolnym kraju rozpoczynał od spotkania z tzw. „lokalną społecznością żydowską” – rzecz krańcowo arogancka i niedyplomatyczna, haniebna i jednoznacznie satanistyczna! Na skutek procesu zatracania autentycznych nauk Jezusa Chrystusa i zastępowania ich ideologią talmudycznego szowinizmu i rasistowskiego globalizmu nastąpił w kościele powszechnym głęboki kryzys moralny: świątynie świecą pustką lub są sprzedawane i przekształcane w ośrodki amoralnej rozrywki, brak nowych powołań kapłańskich; w najbardziej niby „katolickich” krajach Europy, jakimi są Polska i Włochy, rozpanoszyła się potworna nieuczciwość, obłuda, zakłamanie, złodziejstwo, a na najbardziej „katolickim” kontynencie, jakim jest Ameryka Łacińska, co roku popełnia się  na sto tysięcy ludności 400 razy więcej morderstw niż przeciętnie na świecie; tutaj też dokonuje się rocznie do 50 000 000 aborcji.
W książce „Żydzi polscy. Dzieje i kultura” (Warszawa 1982) autorstwa M. Fuksa, Z. Hoffmana, M. Horna i J. Tomaszewskiego czytamy: „Pierwszymi Żydami, którzy w okresie tworzenia się państwowości polskiej zjawili się w kraju nad Wisłą i Odrą, byli kupcy zwani w źródłach Radanitami... Zwiększony napływ Żydów wywołany był jednak głównie ich prześladowaniami w Europie Zachodniej... Pierwsza wzmianka źródłowa dotyczy przybycia do Polski w 1097 lub 1098 roku Żydów wygnanych z Pragi czeskiej”. Nie chodziło jednak tylko o wygnańców, lecz przede wszystkim o handlarzy żywym towarem,  którzy  wyniszczali  rdzenną  ludność  krajów,  w  których  się  zjawiali,  a  których  nieraz  musiano  wypraszać  jak  najdalej. 
Przybysze żydowscy z Czech, a także z Niemiec, osiadali w różnych dzielnicach Polski. Zwarte osadnictwo żydowskie powstało tu wszelako dopiero w XIII wieku.
W roku 1264 książę Bolesław Pobożny nadał Żydom pierwszy przywilej, zwany kaliskim, na mocy którego zostali przybysze nieopatrznie wyjęci spod krajowego sądownictwa miejskiego i kasztelańskiego, a poddani tylko sądowi książęcemu, jak miejscowa arystokracja. W praktyce pozwalało to   unikać kary nawet za znaczne przestępstwa i ciężkie  zbrodnie,  ułatwiało przekupstwo. Przywilej zagwarantował Żydom także swobodę handlu i – co było niedopuszczalne - lichwiarstwa, zapewniał im bezpieczeństwo życia, ochronę mienia,   swobodę praktyk religijnych,  wolną  rękę  faktycznie  we  wszystkich  swoich  poczynaniach.   Przywilej m.in. stwierdzał: „Nie wolno Żydów oskarżać o używanie krwi chrześcijańskiej”, inne punkty utwierdzały nie tylko równouprawnienie, ale i uprzywilejowaną pozycję    tej rasy   w Polsce, co stanowiło wyraz patologicznej głupoty politycznej.
Nawiązując do tego aktu prawnego profesor Jan Obst (Litwa i Ruś, nr 3, 1912) pisał: „Niejednokrotnie oskarżano nas o brak tolerancji wobec innowierców i fanatyzm religijny (...) Jeżeli byliśmy „nietolerancyjni” w sprawach wyznaniowych, a raczej surowi... to tylko wobec nas samych, tj. zachowywaliśmy święcie wiarę naszą, po przodkach odziedziczoną, widząc w niej najpewniejszą rękojmię nie tylko zbawienia dusznego, ale też bytu narodowego, broniąc jej dzielnie przeciwko wszelkim naleciałościom, nowinkom obcym nam duchowo, nie odpowiadającym naszemu charakterowi narodowemu, obyczajom, tradycjom”.
[Podobne do kaliskiego przywileje w XIII wieku wydawali wielokrotnie także inni książęta polscy,  łatwo  sprzedający  swe  sumienie  i  nie  mający  głowy  do  rozumnego  rządzenia  państwem.  Wypadałoby  tej  głupoty  się  wstydzić,  lecz  elity  polskie  wciąż  się  tym  szczycą,  o  całe  niebo  bowiem  ustępują  pod  względem  wyrobienia  umysłowego  odnośnym  elitom  żydowskim,  nie  mówiąc  o  niemieckich  czy  rosyjskich,  posiadających  znakomitą  umiejętność  myslenia  w  kategoriach  państwa  i  narodu.  Dotychczas  jeśli ktoś  z  Polaków  powie  choćby  jedno  krytyczne  słowo  o  jakimkolwiek  Żydzie  (niechby  to  był  najgorszy  łajdak),   zostaje  natychmiast  osaczony  przez  wściekle  ujadającą   sforę  polskich  kanalii,  obwiniających  rodaka  o  „antysemityzm”.  Dlatego  na  Litwie  jest  od  lat  popularna  następująca  figura  retoryczna:  jeśli  Żyd  stanie  rakiem i wypnie sedes,   Polacy  biegną  do  niego  na  wyścigi,  a   gdy dobiegną,    pobija  się  o  prawo  pierwszeństwa  pocałowania  Żyda  w  tyłek]. 
Kler katolicki jednak, w celu ograniczenia wpływu „ruchliwych” i pozbawionych skrupułów przybyszów, przyjął na synodzie wrocławskim w 1267 roku uchwałę, przewidującą tworzenie dla Żydów oddzielnych, izolowanych od chrześcijan dzielnic oraz noszenie specjalnych oznak. Żydom w  teorii  zabroniono sprawowania urzędów, zajmowania stanowisk, na których podlegaliby im chrześcijanie. Uchwała ta nigdy jednak nie weszła w życie wobec wpływów, jakie Żydzi, dzięki sile finansowej, mieli na  polski  kler  i  władze świeckie,  które  solidarnie  razem  z  Żydami  wyzyskiwały i  gnębiły  własny  naród.    
Już Statut Wiślicki Kazimierza III z 1347 roku przewidywał istotne gwarancje prawne dla Żydów, co więcej, znalazły się w nim sformułowania, mające na celu bronienie ludności chrześcijańskiej przed ekspansywnymi i obrotnymi współobywatelami, co pośrednio świadczy o tychże sile, wpływach i znaczeniu. Skoro trzeba było przed nimi bronić się, musieli być potężni, wpływowi i niebezpieczni. Punkt 82 Statutu Wiślickiego ograniczał lichwę żydowską do pewnej wysokości (10 pienięż na niedzielu) oraz okres ściągania lichwy do 2 lat, bowiem – jak głosi tekst pisany cyrylicą – „Żydowie, niepryjacielowie wiery christianskoje są” i dlatego „lichwa żydowskaja nie imiejet nigdy nasyszczenija” (Akty otnosiaszczjesia k istorii Zapadnij Rossii, t. I, s. 13, S. Petersburg 1846).
W latach 1364 i 1367 król Kazimierz Wielki wydał przywileje, regulujące życie Żydów w całej Polsce. Na Litwie zaś podobne przywileje nadał książę Witold Wielki. Regulowały one życie trzech gmin żydowskich: trockiej, brzesko-litewskiej i grodzieńskiej. Potwierdzone w roku 1453 przez Kazimierza Jagiellończyka ustawy Kazimierza Wielkiego aż do rozbiorów Rzeczypospolitej zapewniały Żydom wyjątkowo korzystne warunki życiowe, lepsze niż krajowcom.
22 grudnia 1388 roku książę litewski Witold podpisał przywilej Żydom w Wielkim Księstwie,    który czynił z przybyszów kastę jeszcze bardziej uprzywilejowaną niż szlachta, gdyż chronioną nawet przed lokalnymi sądami, co szlachcie nie przysługiwało. A zanim jakaś sprawa trafiła do sądu książęcego, już Żydzi przekupili urzędników, a ci ferowali wyroki uniewinniające przestępców.  Surowym  karom  podlegali  chrześcijanie,  którzy  np.  poważyli  się  wejść  do  domu  żydowskiego  bez  pozwolenia  gospodarza,  rzucić  kamieniem  w  synagogę ,  lub  ci,  którzy  przeszkadzali  Żydom  uprawiać  lichwę .   (  Por. Wialikaje  Kniastwa  Litouskaje,  t.  2,  s.  786).  Faktycznie  Żydzi  mieli  szersze  uprawnienia  niż  rdzenna  ludność.    Trudno o większą lekkomyślność i brak dalekowzroczności władców aryjskich, gdyż obca etnokracja nigdy nie wychodzi na dobre ludności autochtonicznej.
        Dzięki ogromnemu bogactwu, nagromadzonemu na drodze handlu i lichwiarstwa, wkrótce zmonopolizowali Żydzi w swym ręku całe gałęzie gospodarki, wykupując na własność posiadłości ziemskie, kopalnie, zamki, gorzelnie, młyny; dzierżawili nawet mennicę królewską. Bogacze żydowscy niemiłosiernie wyzyskiwali miejscową ludność, tak, że w ciągu XIV-XV wieku miały miejsce liczne protesty   mieszczan i chłopów – a także i biedoty żydowskiej - przeciw narzuconym stosunkom. Formy protestu były różne, od deputacji do króla poczynając, a na pogromach kończąc.
Wielka szlachta, magnateria, chociaż żywiła do przybyszów organiczny wstręt, miała z nimi raczej dobre stosunki: wspólnie z nimi grabiła i rozpijała kmiotków i miejskich robotników. W końcu XV stulecia zniecierpliwiony Aleksander Jagiellończyk, wzorując się na władcach hiszpańskich, wygnał Żydów z Litwy do Polski, lecz w 1503 roku pozwolono im znów osiedlić się w Wielkim Księstwie Litewskim. [Antoni Zawadzki w książce  Polska przedrozbiorowa a Żydzi  twierdzi, że za swój rzekomy antysemityzm zostali przez żydowskich lekarzy przybocznych otruci zarówno Aleksander Jagiellończyk, jak też  dwaj inni królowie: Kazimierz Wielki, Jan Olbracht i Stefan Batory].
W XVI i XVII wieku zapewniono afroazjatyckim przybyszom  korzystne warunki życia, ściągali toteż do Rzeczypospolitej już nie tylko, jak tradycyjnie, z Niemiec, Czech, Węgier, Rusi, ale i z Hiszpanii, Portugalii, Włoch, Turcji. Co prawda, niektórym miastom udało się wystarać u króla o „Privilegia de non tolerandis Judaeis” (Warszawa 1525, Sambor 1542, Wilno 1551, Bydgoszcz 1556, Pilzno 1577, Drohobycz 1578), zabraniającą osiedlania się w nich Żydom. Zakazy te nie były jednak konsekwentnie przestrzegane,  gdyż  Polacy  nie  mieli  zmysłu  ładu  i  prawa, a masowy alkoholizm powodował straszliwą głupotę ludności, którą po mistrzowsku wykorzystywali talmudyści.    Niekiedy  nawet drogą korupcji  uzyskiwali cofnięcie tych zarządzeń, a często dobijali się do króla o „privilegia de non tolerandis christianis”, i jeśli takowe otrzymywali, nikt z chrześcijan nie mógł osiedlić się na terenie dzielnicy lub gminy żydowskiej.
Często pełnili Żydzi funkcje poborców podatkowych na służbie u króla i wielkich posiadaczy ziemskich, którzy tak stawiali wilków, by paśli baranów. Pozwalało to na szybkie bogacenie się i w konsekwencji na awans społeczny. Tak, np. Michał Ezofowicz, mieszkaniec Litwy, otrzymał w 1525 roku szlachectwo i herb Leliwa. Jego brat, Abraham Ezofowicz, który ochrzcił się, otrzymał także szlachectwo, a ponadto stanowisko starosty mińskiego i podskarbiego litewskiego. Dziejopis królewski pisał w 1521 roku: „W tym czasie Żydzi w coraz większej są cenie; nie ma prawie myta albo podatku jakiegoś, którego by nie byli przełożonymi, albo przynajmniej się o nie nie ubiegali. Chrześcijanie powszechnie Żydom podlegają; nie znajdziesz nikogo spośród możnych i przedniejszych panów Rzeczypospolitej, który by Żyda nie przełożył nad swym majątkiem, nie dawał władzy Żydom nad chrześcijanami”...
Osiadłszy w Polsce i Litwie – jak pisze N. Sprogis – i otrzymawszy od królów polskich nadzwyczajne przywileje, Żydzi „nie chcą nikogo więcej znać prócz swych dobroczyńców i tych, przez kogo można się zbliżyć do ich łask, i dbają wyłącznie o umocnienie i poszerzenie swej sytuacji narodowej, o swe osobiste i społeczne interesy; powszechne zaś dobro państwa i interesy otoczenia to dla nich – zadanie konieczności lub kalkulacji”...
Nadużywanie zaś tych stanowisk było tak jawne i jaskrawe, że sam sejm żydowski w 1581 roku, obradując w Lublinie, zabronił Żydom dzierżawienia żup, mennic, ceł, myt w niektórych dzielnicach kraju, motywując to okolicznością, że niektórzy wyznawcy Mojżesza „podniecani żądzą zysku i wzbogacenia się, mogą sprowadzić na ogół – broń Boże – wielkie niebezpieczeństwo”...
Nie były to obawy próżne, o czym świadczyło doświadczenie żydowskie na innych terenach, np. w Hiszpanii i Rusi Kijowskiej... Co prawda, miejscowi mieszkańcy usiłowali jakoś się bronić przed niewspółmiernymi wpływami „narodu wybranego”. III Statut Litewski z 1588 roku zalecał: „Ustawujemy i od tego czasu mieć chcemy, aby żyd y tatarzyn i każdy bisurmanin na dostojeństwo, ani na który urząd od nas Hospodara, ani od panów rad naszych naznaczon nie był i chrześcian w niewoli nie miał”.
Statut wzbraniał Żydom i Tatarom nabywania chrześcijan w poddaństwo, wzbraniał im ożenku z chrześcijankami, utrzymywania chrześcijanek jako karmicielek dzieci; zabraniał nawracania na judaizm i islam.
Ale arendarze i poborcy żydowscy kontynuowali nadal swą działalność na Rusi Czerwonej, Czarnej i Białej, na Podolu, Wołyniu, Ukrainie oraz na Litwie. „W dobrach arendowanych przez Żydów, podobnie jak w majątkach zarządzanych przez szlachtę, dochodziło niejednokrotnie na tle feudalnej eksploatacji poddanych chłopów do lokalnych buntów, które na Ukrainie przerodziły się w powstania kozacko-chłopskie. Współdziałanie na Ukrainie żydowskich dzierżawców z magnatami w ich kolonialnej polityce sprawiło, że powstania te przechodziły często pod hasłem rozprawy z Lachami i Żydami”...
***
           Manichejskie dzieje „narodu wybranego” jak w soczewce odbijają się też na przykładzie losów tej jego części, która osiadła na ziemiach polskich. Wbrew ustalonym stereotypom myślenia nie były to dzieje ani sielankowe, ani idylliczne, choć często usiłuje się je idealizować – a to zarówno z polskiej, jak i z żydowskiej strony.  Życie  jest  walką,  a  nie  sielanką.
Z reguły historycy żydowscy bardzo dodatnio oceniają sytuację swych rodaków w dawnej Polsce. Tak np. profesor Izaak Lewin z nowojorskiego Yeshiwa University (pochodzący zresztą z Polski) pisał w jednym ze swych tekstów: „Statut Kaliski (1264) jest wielkim dokumentem praw człowieka. A podkreślić trzeba, że był tylko pierwszym dokumentem potwierdzającym ludzkie prawa polskich Żydów... Trudno tu cytować wszystkie dekrety Zygmunta Augusta, Stefana Batorego, Zygmunta III, Jana Sobieskiego i innych, którzy otoczyli Żydów troskliwą opieką i nie tylko umożliwili im ich byt materialny, ale zagwarantowali im prawa religijne i spokojne wykonywanie przepisów religii... Jedną z najpiękniejszych kart w historii żydowskiej zapisała sobie Polska przez udzielenie Żydom samorządu... Nie ulega kwestii, że XVI i XVII w. – to okres hegemonii duchowej żydostwa polskiego w żydostwie światowym”.
Oczywiście, należy się cieszyć, że kultura żydowska kwitła w dawnej Polsce, choć inaczej można byłoby ocenić zbyt szeroką autonomię samorządu żydowskiego w   Rzeczypospolitej, która powodowała nieraz bezkarność przestępców żydowskiego pochodzenia lub nawet działania na szkodę państwa   i ludności rdzennej. Trudno jednak w tej kwestii o jednoznaczne interpretacje.
Heinrich Graetz w dziewiątym tomie Historii Żydów pisze: „Polska, która w wieku szesnastym (...) stała się za panowania synów Kazimierza IV wielkim mocarstwem, była (...) schroniskiem dla wszystkich banitów, prześladowanych i szczutych. Kanoniczne, prześladowcze chrześcijaństwo nie zapuściło tam jeszcze mocnych korzeni i samoubóstwiający się absolutyzm monarchiczny, podsycany przez dworaków i księży, nie mógł utorować sobie drogi wobec poczucia niezależności polskich panów i szlachty. (...) Ograniczenia kanoniczne, tj. traktowanie Żydów jako wyrzutków, nie bardzo było tutaj przestrzegane; podżegawcze mowy Kapistrana przebrzmiały bez echa. Tym bardziej nie znalazł odgłosu nieludzki do nich stosunek Lutra... Gdy Żydzi z Czech wypędzeni udali się do Polski, spotkało ich tu życzliwe przyjęcie... Szlachta broniła ich w swych dobrach przeciw wrogim zakusom, o ile nie było to ze szkodą jej własnych interesów. Jeżeli ochrzczeni Żydzi pragnęli się otrząsnąć z pozorów religii chrześcijańskiej i powrócić na łono wiary ojczystej, mogli się udać do Polski i żyć tu w zgodzie ze swoim sumieniem.
O liczbie żydów w Polsce nie posiadamy pewnych danych, lecz miało tu mieszkać 20.000 mężczyzn i kobiet”.
Z pewnością było ich wielokrotnie więcej, a los ich tu naprawdę był inny niż w krajach sąsiednich. Tenże profesor Graetz notuje: „Kiedy Zygmunt I August wkrótce po swym wstąpieniu na tron rokował z wielkim księciem, czyli carem rosyjskim Iwanem IV Groźnym, o przedłużenie pokoju, zastrzegał sobie, aby Żydom litewskim wolno było, jak przedtem, prowadzić w Rosji interesy handlowe. Iwan wręcz odrzucił ten warunek: nie chciał widzieć Żydów w swoim kraju. „Nie chcemy tych ludzi, którzy przynieśli nam jad dla ciała i duszy; sprzedawali u nas zabójcze zioła i bluźnili naszemu Panu i Zbawicielowi. Więc nie chcę słyszeć o nich!”... (Heinrich Graetz, Historia Żydów, Warszawa 1929, t. 8).
Jak uznaje historyk żydowsko-niemiecki S. Spinner „królowie polscy i szlachta już w XVI wieku nie tylko zabezpieczyli Żydom opiekę przeciwko prześladowaniom, lecz także wolność i prawa ludzkie”.
Jest rzeczą znaną, że podstawowym zajęciem wyznawców judaizmu w wiekach średnich była lichwa i na specyficznych zasadach zorganizowany handel, co doprowadzało do powtarzających się ekscesów skierowanych pierwotnie przeciwko żydowskim bogaczom, lecz nieuchronnie rozszerzających się i na całość diaspory.
W ten sposób ludność żydowska wypędzona została z Hiszpanii (1492) oraz Portugalii (1496-1497). Wygnano Żydów także z większości państw niemieckich i z Czech. Historyk żydowski Majer Bałaban pisze: „Wszyscy ci wygnańcy mają przed sobą jeden cel, a jest nim Polska; każde zniszczenie większej gminy na zachodzie odbija się silnym echem w Poznaniu, Krakowie, Lublinie i Lwowie, ba, nawet w dalekim Wilnie”. W ciągu XVI stulecia Żydzi stają się istotnym składnikiem ludności miast Polski i Litwy. Są też, podobnie jak rdzenni mieszkańcy kraju, wyraźnie zróżnicowani pod względem majątkowym, kulturalnym, oświatowym. Znane są imiona patrycjuszy żydowskiego pochodzenia, takich jak np. Saul Wahl, dzierżawca żup solnych, milioner; czy wspomniani powyżej Michał Ezofowicz, generalny poborca podatkowy na Litwie lub brat jego Jan Abraham, podskarbi litewski.
Lwią część przybyszów stanowiła jednak biedota, grzęznąca w nieuctwie, ciemnocie, fanatyzmie religijnym, chaosie moralnym, skrajnej nędzy. Trudności związane ze zmianą miejsca pobytu, z niełatwym zakorzenieniem się w nie wrogim, ale mimo to obcym rasowo i wyznaniowo, środowisku, sprawiły, że znaczna większość tej społeczności była upośledzona. Spośród wydziedziczonej żydowskiej ludności miast polskich i litewskich rekrutowała się większa część tzw. marginesu społecznego, żebraków, złodziei, prostytutek, sutenerów itp. Między bajki należy włożyć obiegowe mniemanie, że „Polska była rajem dla Żydów”. Tak, ona była rajem dla żydowskich wyzyskiwaczy, dla lichwiarzy, wielkich spekulantów, urzędników, w ręce których na skutek zręcznych zabiegów finansowych, niebawem po osiedleniu się przeszła znaczna część majątku nieruchomego należącego przedtem do miejscowej ludności. Lecz dla biedoty żydowskiej nie była Rzeczpospolita rajem, była raczej piekłem, podobnie jak była przekleństwem dla gnębionego polskiego, litewskiego czy rusińskiego chłopa pańszczyźnianego. Przy tym prosta ludność żydowska gnębiona była w dwójnasób, zarówno przez „własną” starszyznę, jak i przez państwo, w którym osiedliła się. I pod tym względem los jej podobny był do losu miejscowej biedoty, wyzyskiwanej przez „rodzimych” panów, rozpijanej przez żydowskich karczmarzy, dławionej przez pobory i podatki „swego” króla.
Inna jednak rzecz – i tego negować się nie powinno – że w Polsce i Litwie nikt nigdy nie zabraniał Żydom wyznawania ich religii, nikt nie organizował rasistowskich  nagonek i kampanii antysemickich. A te nieliczne ekscesy, w których ucierpieli przedstawiciele ludności żydowskiej, miały podłoże albo czysto ekonomiczne, albo wynikały z ogólnego klimatu moralno-politycznego i były ogniwem powszechnego procesu historycznego. Na Litwie od dawien dawna istniała, podobnie jak w Polsce, wysoka kultura polityczna, wyrażająca się m.in. w tolerancji wyznaniowej. Od schyłku XIII wieku współistniały tu trzy kulty: pogaństwo (któremu hołdowali Litwini), prawosławie (wyznawali je Rusini) i katolicyzm (reprezentowany głównie przez Niemców i Polaków). Władcy Wielkiego Księstwa jeszcze przed chrztem Litwy sprowadzali księży i wznosili kościoły dla wyznawców Rzymu, aby w ten sposób zatrzymać w litewskich miastach zdolnych i pracowitych rzemieślników, nadciągających tu przez zachodnią miedzę...
Przez cały czas pobytu w Polsce i Litwie mieli Żydzi ustawowo przez władców zagwarantowany samorząd, przy tym w formie niespotykanej w żadnym innym kraju. Gminy żydowskie miały charakter autonomiczny i zarządzane były przez tzw. kahały, czyli rady, w skład których wchodzili najbardziej szanowani we wspólnocie ludzie. Kahał regulował wiele spraw. Organizacja pogrzebów, nadzór nad cmentarzami, łaźniami, wielu zabiegami gospodarczymi, nad szkolnictwem, szpitalami, nad właściwym zawieraniem małżeństw – wszystko to, obok innych spraw, znajdowało się w gestii samorządu lokalnego.
W latach 1518-1522 Zygmunt August powołał cztery ziemstwa żydowskie, które miały wybierać na specjalnych sejmikach (zjazdach) starszyznę ziemską oraz poborców podatkowych. W 1530 roku ustanowiono rozjemczy autonomiczny sąd żydowski o zasięgu praktycznie ogólnokrajowym. W roku 1579 powołał Stefan Batory do życia centralną reprezentację Żydów Polski i Litwy. Tak powstało żydowskie „państwo w państwie”, w którym faktyczna władza znajdowała się w ręku tzw. Sejmu Czterech Ziemstw (oficjalne ukonstytuowanie się w 1581). Zbierał się on co roku i wyłaniał spośród siebie „rząd”, w skład którego wchodzili: rabin generalny, pisarz generalny oraz skarbnicy generalni. Do 1623 roku sejmy te były wspólne dla mieszkańców Litwy i Korony. Później działał osobny Trybunał Skarbowy dla Litwy; najczęściej sejmy Żydów litewskich odbywały się w Brześciu nad Bugiem; polskich – w Lublinie. Instytucje te przetrwały do roku 1764.
Sejmy te reprezentowały ogół starozakonnych, prowadziły w ich imieniu pertraktacje z władzami, troszczyły się o sprawy bytu i kultury, wychowania młodzieży, ochrony żydowskiej rodziny, którym to zagadnieniom poświęcano szczególnie wiele uwagi. Przez pewien czas istniał obowiązek służby wojskowej dla Żydów, lecz później zamieniono go okupem pieniężnym.
Wybitny historyk żydowski Leon Poliakov, autor fundamentalnej Historii antysemityzmu pisał, że od XVI wieku w Polsce „po raz pierwszy od początków diaspory Żydzi europejscy ukształtowali się rzeczywiście w naród(...). Słusznie uważano, że los Żydów polskich był uprzywilejowany do tego stopnia, że zgodnie z jedną z gier alfabetycznych, będącą w zwyczaju Żydów, Polonia powinna być odczytywana jako „Po-lan-ia” („Bóg tu mieszka” lub „Ziemia Boga”, „Ziemia Obiecana”)”. (Leon Poliakov, Histoire de l’antisemitisme, t. 1).
   Z tej ekwilibrystyki językowej wyrosła na początku XX wieku złowieszcza koncepcja utworzenia z południowo-wschodniej części Polski (Lublin, Rzeszów, Przemyśl, Lwów, Brześć nad Bugiem) tzw. Judeopolonii, czyli państwa żydowskiego pod protektoratem Niemiec. Mało brakowało, aby ta antypolska koncepcja została w czasie I wojny światowej zrealizowana. Tak niekiedy dobre słowo (prawnicze) powraca złym wołem (politycznym). Wszelako profesor Leon Poliakov ma rację, gdy w tymże pierwszym tomie Historii antysemityzmu pisze: „Żydzi w Polsce wykonywali wszystkie zawody, monopolizując nawet niektóre z nich, będąc zorganizowani jako państwo w państwie. Ta organizacja nabiera w XVI wieku form definitywnych i od tej epoki Polska staje się dla przyszłych wieków głównym ośrodkiem judaizmu na świecie. (...) Żydzi posiadają ziemię, zajmują się handlem, studiują medycynę i astronomię. Posiadają olbrzymie bogactwa (...), krótko mówiąc, dysponują wszelkimi prawami obywatelskimi (...). Nie jest możliwe żadne porównanie między sytuacją Żydów w Polsce a ich mniej szczęśliwymi współwyznawcami w innych krajach europejskich”...
Oczywiście, zacny profesor nieco przesadza, gdy twierdzi, że: „Na gościnnych ziemiach Polski i Litwy Żydzi żyli z chrześcijanami w doskonałej harmonii”. – Po prostu dlatego, iż „doskonała harmonia”, niestety w świecie ludzi, na ziemi nie istnieje. I to nie istnieje zasadniczo – istnieć nie może.
Nie wolno, oczywiście, idealizować pod tym względem Rzeczypospolitej, bo i tu dochodziło do zatargów między gminami żydowskimi a ludnością chrześcijańską.
Stefan Batory, król polski i wielki książę litewski, w 1576 roku wydał przywilej zabraniający posądzania Żydów o rytualne mordy na dzieciach chrześcijan; prawo to potwierdzało dwa poprzednie przywileje Zygmunta Augusta i było z kolei samo potwierdzane przez coraz to nowych monarchów polskich. Stanowi to jaskrawy kontrast w stosunku np. do praw niemieckich czy moskiewskich, wychodzących z założenia, iż „rżnięcie” dzieci chrześcijańskich przez Żydów jest nie tylko możliwe, ale i stanowi jedną z najczęstszych manifestacji „żydowskiej mściwości i nienawiści”, którą trzeba przykładnie karać. Polskim ustawodawcom i władcom do głowy nie przychodziło posądzać ludzi o tak okropne czyny. Polsko-litewskie prawo wprost zabraniało: „aby żaden Żyd był obwinion o mordowanie dzieciej chrześcijańskich” (Akty izdawajemyje Wilenskoju Archeograficzeskoju Komissijeju, t. V, s. 213-218, 220-222, Wilno).
Protegowali Żydów nie tylko królowie polscy, ale i arystokracja, magnateria, dając im możliwość rozwijania własnego życia religijnego, samorządu itp. Oto np. jak brzmiał jeden z dawnych dokumentów, podpisany przez przedstawiciela możnego rodu Sanguszków: „Symion Samuel Lubartowicz Sanguszko z Kowla, Woiewoda Witebski, Suraski starosta, oznaymuie, yż żądali mię Juda Jakubowicz, żyd arędarz witebski, y wszyscy żydowie tamoszni, abym im pozwolił bożnice zbudować w mieście tymi Jego Krulewskiey mości Witebskim, na placu ich własnym kupczym, lub to w zamku, lub też w mieście samym, zaczem ia weyrzawszy w słuszność, yż po wszystkich miastach Jego Krulewskiey Mości, wolno im mieć bożnicy swe, kturym woiewodowie ani starostowie nie zabraniają mieć, y owszem przywilia Jego Krulewskiey Mości są onym na to dane, także też listy antecessorów moich są onym na to maiuczy, przed tym bożnice tam miewali, tedy y ia, im tego nie zabraniaiąc, pozwalam tę bożnicę zbudować na tem placu, według woli y przemożenia ich, w czem przeszkody y zabronienia żadnego ni od kogo mieć nie maią, ale ten dom z placem od powinności wszelakiey uwalniam, na co dla lepszey wiadomości daię im ten móy list.
Pisan w Białom Kowlu smolenskom dnia siedemnastego Nowembra anno tysiąc szesc set dwudziestego siudmego...”
Jan III Sobieski w styczniu 1682 roku wydał przywilej Żydom wileńskim, faktycznie wyjmujący ich spod wszelkiej kontroli ze strony władz miejskich. W lutym zaś tegoż roku specjalnym restryktem zabronił im na 12 tygodni wzajemnego się zwalczania. Rozzuchwaleni bowiem zupełną swą bezkarnością Żydzi nie tylko ostentacyjnie ignorowali chrześcijan, ale też czuli się tak bezpieczni, iż użerali się między sobą w sposób zakłócający spokój całego Wielkiego Księstwa. W sądach Wilna, Mińska i Brześcia ciągle rozpatrywano sprawy o nieprawdopodobnych wręcz grabieżach i gwałtach, popełnianych przez Żydów na sobie nawzajem. Samowola zaś w sprawach codziennych była zjawiskiem nagminnym. W roku 1759 magistrat Mohylewa odnotowywał, że „niewierny Żyd Judka Abramowicz, nie uważaiąc na wydane nie raz sobie od magistratu areszta, samowolnie, przeciwko praw... budynki pozakładał. A ponieważ w ten sposób utrudniał handel współwyznawcom, ich staraniem w tych budowlach nieraz „nieszczęśliwy wynikał ogień”, co wymusiło na magistracie decyzję o zniesieniu nielegalnie wzniesionych domów.
19 lipca 1786 roku król Stanisław August Poniatowski wydał list żelazny Żydom wileńskim, chroniący ich przed uciskiem i prześladowaniem ze strony... członków kahału wileńskiego, którzy – jak głosi list – „przez swóy wewnętrzny rząd y przez moc despotyczną od dawnego czasu z uciskiem niepraktykowanym gminu y pospólstwa dopełniają, a przez tychże obywatelów, z przyczyny przemocy mocnieyjszych nad słabszymi cierpliwie do tego czasu znoszą, gdy nakoniec pomieniony kahał takowy gmin y całe pospólstwo żydów przyprowadziwszy do ostatniey ruiny, jeszcze coraz bardziej wymyślnemi uciskami onych agrawuje, składkami narzucanemi uciska, nakazaniem różnych arbitralnych podatków nęka y tym srogim obchodzeniem się nie tylko z sobą szukać sprawiedliwości nie dopuszcza, ale też idąc jednostaynym postępowaniem swojey zuchwałości jednych zrujnowaniem z majątku, drugich więzieniem, innych karami, wszystkich gminnych y całe pospólstwo prześladuje y dręczy...
Zmusiło to króla wziąć Żydów wileńskich pod swą osobistą opiekę: „od starszych tegoż kahału obwarować y onych protekcyą naszą zasłonić raczyli... (Akty izdawajemyje..., t. XXIX, s. 472-474).
Nieraz ucierpieli od wyznawców Mojżesza i chrześcijanie. W listopadzie 1705 roku Trybunał W.Ks.L. rozpatrzył skargę kupca rosyjskiego Ilji Tufanowa z Toropca,na wileńskich Żydów, którzy rozgrabili w Jurborku obóz i magazyny z jego towarami.
Jeszcze w kwietniu 1680 roku np. „protestował się przewielebny jegomość xiądz Piotr Kurcyłowicz, protopopa episkopii pińskiey, y wszystka w Bogu przewielebna Kapituła pińska na Meylę Litmanowicza y żonę jego Hienę Mowszankę Litmanowiczową,... y na Leybę Buchowicza y na innych żydów do kahału pińskiego należących, o to, iż przepomniawszy Bojaźni Bożej, srogości prawa pospolitego, śmieli y ważyli się roku 1680, miesiąca Marca 2 dnia... aby co z tey cerkwi fortelnym sposobem unieść.
I unieśli, wykorzystując „do roboty” niejakiego Opanasa Sazonowicza, dzwonnika tejże cerkwi, za co ów trafił pod miecz katowski w przeciwieństwie do swych „szefów”, którzy, jak zawsze, zostali uniewinnieni. (Akty izdawajemyje..., t. XXIX, s. 70-71).
Latem 1680 roku łupem grupy Żydów, na których czele stali niejaki Abram Nieftalewicz i karczmarz ze wsi Kiemiele Hele Lewkowicz padł bogato wyposażony kościół w Muśnikach. Wśród skradzionych rzeczy akta sądowe wymieniają drogocenne ornaty, kilimy, złote łańcuchy, pierścienie, ofiarowane jako wota itd. W związku z wielką wartością zrabowanych wyrobów sprawa nabrała szerokiego rozgłosu. Lecz złodzieje, gdy śledztwo coraz bliżej im do skóry się dobierało, spalili większość skarbów, by ukryć ślady zbrodni. (Akty izdawajemyje..., t. XXIX, s. 80-98).
W roku 1692 do sądu miejskiego w Mohylewie wpłynęła skarga Mikołaja Andrzeja Paca, „hrabi na xięstwie Kniażyckim y Jeznie, kowieńskiego, wileńskiego starosty”, który wystąpił w imieniu poddanych swych z sioła Prysna, chłopów Hawryły Łapy i żony jego Maryny Iwaszkówny „przeciwko niewiernych żydów, w mieście iego kr. mosci mieszkających, y rabina obudwuch szkół żydowskich w Mohilowie, starey y nowowystawioney, y starszych żydów, w consilio z rabinem wchodzących, y ich przełożonych, mianowicie Marka Maiorowicza, Jakuba Ductora, Jekiela y Mowsze Zuszmanowiczów, Michela Moszke Borowicza, Sachima Izakowicza, Illę Zlotniczyna... szkolników y chazanów y innych żydów do rady szkolney, o zgubę chrześcijańską staraiących się, wchodzących. O to y takowym sposobem, iż niewierni żydzi, będąc z dawna nieprzyjacielami krzyża Świętego, pod czas święta swego uroczystego, nazwanego Peysacha, nad ludźmi y małemi dziećmi chrześcianami okrutnie pastwiąc się, mordować y krew przelewać, gubić y o śmierć przyprawiać zwykli, o czym po różnych nacjach y miastach iest iawnie y documentaliter processami y documentami okazuie się, y gardłem karani zostawali. Jednak nie przestaiąc w swey zawziętości y złośliwej radzie, wzgardzaiąc Prawem Pospolitym y nic na onę nie dbaiąc, toż czynią. Co się y teraz przez obżałowanych kunszta, fortele y zakryte iakoby sposoby, spólney rady y namowy obżałowanych przez chazana ich szkolnego, Leybę Uryaszowicza, żyda, pokazało, gdy poddany protestuiącego, pomieniony żałuiący y ukrzywdzony, z żoną, dziećmi swoimi do miasta Mohilowa na czas dla niedostatku swego, na pożywienie wyszedł y tam przemieszkiwał, u którego pomieniony żyd Leyba Uryaszowicz, chazan, córki, na imię Maryny, na służbę uprosił, która na usługach niedziel dwie bywszy, w roku teraźniejszym 1692 msca Marca 27 dnia, bez dania przyczyny, fortelem y sposobem, iako wysz opisano, żydowskim, za radą starszych żydów y rabina, srodze a niemiłosierdnie przez pomienionego Leybę, chazana, bita y okrutnie mordowana, kolanami y rękoma nalegszy na piersi, mocno dławiona y ciśniona była. Aż krwie, nosem y gębą ciekącej, dobył y chustę krwawe, iakoby chroniąc swóy uczynek, zachował, a drugie chusty dawszy, precz wypędzać poczoł, iakoby się zbrodnia po niey pokazała, która, nie mogąc do rodziców doyść, aż nazaiutrz przez onych odyskana została y takowe morderstwo przed onymi y różnymi ludźmi opowiedziała y kapłanowi duchownemu na spowiedzi wyznała y iż od Leyby chazana y od iego morderstwa z tego świata zeyść muszę, iakoż trzeciego dnia zmarła y nie wytrwała, y na urzędzie w zamku iego kr. mści mohilowskim, także przed urzędem mieyskim mohilowskim prezentowana, y na pogrzebie różnym ludziom, który byli na ciele znaki, okazywano i oświadczono się. Po którey śmierci y pogrzebie, wysz obżałowani żydzi, mało na tym maiąc, chcąc takową swą złość pozbyć y utaić a wolnymi być, zażywszy sposobu y strasząc żałuiącego, a poddanego protestanta, aby od sprawy odbiegł, udawszy urzędowi zamkowemu nic nie winnego człowieka, niesłusznie y nienależnie do turmy więzienia wsadzili y nie dopuszczaiąc na poręki na wzgardę wiary chrześcijańskiey y święta Chwalebnego Zmartwychwstania Chrystusa Pana, w onym trzymaią, przez święta Wielkanocne, chłodem y głodem morzyli y urągali się. O którą takową boską y ludzką krzywdę chcąc prawem czynić y tego wszystkiego dochodzić, dał te swoie opowiadanie y protestatią z wolną y inną poprawą do act mieyskich mohilowskich zapisać, która iest przyjęta y zapisana. (Istoriko-juridiczeskije matieriały izwleczennyje iz aktowych knig gubernij Witebskoj i Mogilewskoj, t. X, s. 448-450, Witebsk).
[Warto zaznaczyć, że na potworne zarzuty o mordy rytualne ostatnio naukowcy żydowscy – powołując się na fakty – dowodzą, że to księża katoliccy popełniali liczne mordy rytualne na żydowskich dzieciach – J. C.].
                                                    ***
W końcu XVII – początku XVIII stulecia zuchwałość Żydów polsko-litewskich sięgnęła – można powiedzieć – szczytów, podobnie zresztą jak rozbestwienie szlachty. (Żydostwo bogate często wzorowało się na szlachcie polskiej, jeśli chodzi o rozrabianie i swawolę). Dochodziło nawet do zaboru kościołów i do przerabiania ich na synagogi! 9 lipca 1700 roku przed trybunałem W.Ks. Litewskiego zaskarżono pewną gminę starozakonną o to, „iż niewierni żydzi trzymając za prawem arendowym majętność Kożangrodek, w województwie nowogrodzkim leżącą, a mając za onym postąpioną sobie, jakoby z wyłączeniem kaplicy, gdzie się chwała Boska podług obrzędów kościelnych odprawowała, w zamku Kożangrodzkim mieszkanie, do tego będąc z niewiernymi żydami, jako w radzie, tak y w uczynku conpryncypałami, a czyniąc na contempt samego pana Boga wszechmogącego, będących za jedno w tey kaplicy obrazów, powyrzucawszy one z pomienionego mieysca, bożnicę żydowską przy różnych bluźnierstwach założyli y gdzie nayświętsza odprawowała się ofiara, żydowskie, jako u onych zwyczay niesie, na ołtarzu y na ścianach przykazania powyrzynali, prawo Boga wszechmogącego przez swóy żydowski zły y zapamiętały umysł zgwałcili, Panny Przenayświętszey obraz, przed którym się chwała Boża odprawowała, czyniąc z onego pośmiewisko, jako to oculatis testibus deducetur, z pomienioney kaplicy wyrzucili. Owo zgoła z mieysca poświęconego, któremu jako naywiększa obserwantia należeć miała, contemnując ofiary samego pana Boga wszechmogącego, sprośne y Bogu obrzydłe ofiary postanowiwszy, uczynili nad prawo arendowne... exorbitantiae czynili... (Akty izdawajemyje..., t. XXIX, s. 262).
Czterech Żydów skazano za te działania niby to „na gardło żywo spaleniem”, ale i tak im włos z głowy nie spadł, bo nawet na rozprawę sądową się nie stawili, gdy ich (po raz drugi w ciągu paru lat!) osądzono na śmierć.
10 września 1711 roku w Chełmie sporządzono akt o konfiskacie u dwóch Żydów, Mośki Kramarza i Chaima Rasztabiega, rzeczy skradzionych przez nich podczas włamania do kościoła w Krosniczynie. (Akty izdawajemyje..., t. XXVII, s. 44-45).
We wrześniu 1712 roku przed Głównym Trybunałem W.Ks. Litewskiego w Wilnie sądzono grupę Żydów z Brześcia na czele z Howszykiem Mejerowiczem i Srolem Chajmdynesem. którzy zamordowali kapłana prawosławnego: „Obżałowani żydzi , na postpozycją mieysca świętego, na cmentarzu cerkwie świętego Michała, wypadszy z zasadzki z wielkim gminem pospólstwa swojego żydowskiego, z kiymi, kołami, z bardyszami pomienionego oyca Błażeja Filipowicza zbili, zekrwawili y za nieżywego na tym mieyscu porzucili, od którego zbicia w dwie niedziele ten wyż pomieniony kapłan panu Bogu ducha oddać musiał. Przy okazji zbito na kwaśne jabłko także innego kapłana, Nestora Wołkowicza. Winowajcy na sąd – swoim zwyczajem – się nie stawili, ale sędziowie orzekli: „cały gmin synagogi kahału brzeskiego za popełniony kryminał, za zabicie kapłana na banicją doczesną, na paeny kryminalne, na infamią, na gardło ćwiartowaniem przez mistrza y na łamanie wskazujemy. Wyrok, oczywiście, wykonany nie został, ale sam precedens jest nader wymowny jako ilustracja do sytuacji prawno-moralnej w kraju jeszcze na 60-80 lat przed rozbiorami. (Akty izdawajemyje..., t. XXIX, s. 372-375). To już była „agencja towarzyska”, a nie państwo.
Żydzi potrafili też nader energicznie bronić się przed najmniejszą próbą uwłaczania ich godności czy interesom. 16 grudnia 1682 r. dwaj mieszkańcy Wilna Łazarz Dawidowicz i Marek Moyżeszowicz, w imieniu całego kahału miejskiego, zaskarżyli przed sądem niejakiego pana Pacukiewicza o to, „iż w roku 1682 Decembra 16 dnia, przepomniawszy srogość prawa pospolitego, a wziowszy umysł zły przed się, czyniąc tak częstokrotnie pochwałki y pogróżki na synagogę y kahał szkoły Wileńskiey, zrujnować y do śmierci wszystkich przyprowadzić (...) stojąc w rynku przed domem swoim z ludźmi gromadą wielką, uczyniwszy pochwałkę w oczy żałującym tymi słowami mówiąc: „panowie bracia, wiedzcie o tym, że póki my się nie odważymy, żeby nie oglądając się y nie uważając na żadne ich prawa y przywileja jego królewskiej mości, onym nadane, to nie będzie z nimi końca. Przeto trzeba nam o nich myśleć różnymi sposobami, aby ich stąd wyniszczyć, jednych kazać potopić z kamieńmi, a drugich pozabijać; niechże oni na nas swym prawem dochodzą”. A niektóre stojąc w tey gromadzie tak odpowiedzieli: „Tak nam trzeba y uczynić!”... Którę to solenną manifestacyą swoją do xiąg grodzkich Wileńskich dali zapisać. Przy tym natychmiast po „incydencie”. (Akty izdawajemyje..., t. XXIX, s. 134-135).
                                                         ***
Talenta handlowo-finansowe Żydów doprowadzały często do zupełnej dominacji tego żywiołu w sferze materialnej i do dyskryminacji ludności chrześcijańskiej. W roku 1669 magistrat m. Pińska zaskarżył w sądzie, pisząc: „A napierwo trzecią część w arędzie mieyskiey, do którey nigdy przed tym nie należeli, sobie niesłusznie przywłaszczyli, a po tym na większą zgubę mieyską, zubożenie y rozpędzenie chrześcian, mieszczan pińskich, potajemnie, bez żadnej wiadomości króla na puszczenie w kapszczyznę arędy gorzalczaney w Samborze consens otrzymawszy, spichlerz szynkowania gorzałek z dawnych lat od nayjjaśniejszych królów ichmościów miastu Pińskiemu uprzywilejowany, zniszczyli, w niwecz obrócili, od którego przed tym za lat ośmnaście kwoty należytey nie zapłacili... A zatym, podniosszy się w górę, nabudowawszy do kilkudziesiąt winnic w mieście Pińsku, wbiwszy się w możność, opanowawszy niemało gruntów y placów mieyskich, nabudowawszy na nich bez wiadomości magistratowey domów, kramów, bud, w rynku po ulicach y koło swey żydowskiey bożnicy, gdzie się im mieysce upodobało, gorzałkę paląc, miody sycąc, piwa warząc, one w domach y po ulicach szynkując, żadnego datku od domów, kramów y bud należącego, tudzież stolcowego... (...) pełnić y oddawać nie chcą y nie oddają, ale mając w domach swych pokątne miary, jako to wiadra miodowe, trzecinniki. tudzież wagi wszelakie, wielki uszczerbek ubogim chrześcianom czynią... (...) A siebie przez szynki ustawiczne gorzałek y drugich napojów do wielkiego bogactwa przywiedli, że aż mieszczanie ... y samych siebie nie mogąc czym sustentować, jedni domy swe porzuciwszy, a drudzy za marne imże, żydom, pieniądze zbywszy, precz rozwlec się musieli. A obżałowani (oskarżeni) coraz daley rozpościerając się y ostatek mieszczan ubogich widząc upadłemi y przez ich podstępne chytrości zniszczonemi, znieważają, uciskają y słowy wierze chrześciańskiey nieprzystoynemi szkalują y urągają. A co większa, nie tylko w dni pospolite, ale y we dnie święte bez przestanku w kilkadziesiąt winnicach na kilkaset kotłów y bań gorzałkę pędząc y oną po różnych miastach y miasteczkach rozwożąc y sprzedając, zboża wozami u ludzi wieyskich y innych tak w rynku, jako y po ulicach y drogach przeymując, nie puszczając w rynku prowadzić, ogółem zawracając ubogim zaś chrześcianom, którzy jedni czwiartkę, drudzy półczwiartki według ubóstwa dla pożywienia siebie samych chcą kupić, nie przypuszczają, owszem odpychają, y kupować nie dopuszczają (...), a tak wielką nadzwyczayną drogość żyta uczynili... (Akty izdawajemyje..., t. XXIX, s. 16-17).
Zbrodniarz, o ile był żydowskiego pochodzenia, nie mógł być sądzony przez sąd polski zanim nie został oficjalnie wydalony ze społeczności żydowskiej przez swych ziomków. A tak stawało się dopiero wówczas, gdy działał  lub  świadczył przeciwko członkom własnej wspólnoty. Świadectwa te zresztą w ogóle nie mogły być brane pod uwagę. Jeden z uniwersałów króla Jana III Sobieskiego (1686) głosił: „a gdyby iuż taki wyłączony przeciwko żydom miał świadczyć, takiego świadectwa nie ważne być maią, y z takiego każdego występnego nigdzie żydzi turbowani y penowani być nie maią, wiecznemi czasy waruiemy. (Akty izdawajemyje..., t. V, s. 212).
Nigdzie bodaj na świecie, w tym też w państwie żydowskim, nie istniały przepisy stawiające Żydów prawie zupełnie ponad prawem państwowym, jak to miało miejsce w Polsce. Te absurdalne, głupie przywileje budziły niechęć reszty ludności do Żydów, stanowiły poważne źródło żywiołowego antysemityzmu.
W instrukcji sejmiku szlacheckiego województwa wileńskiego z 24 sierpnia 1735 roku w punkcie „8” czytamy: „Żydzi też wielkiego xięstwa Litewskiego ponieważ, per machinationes y przez wynaydzione różnemi praetextami y protekcyami sposoby, nie tylko znaczne od ludzi kupieckich do siebie przeciągnęli handle y zarobki z których abundanter profitują, ale też in hoc turbido statu, implikowawszy się no rożnych partyi y znalazszy dla siebie media lucrandi, stan etiam rycerski uciemiężyli, a siebie zbogacili. Za czym ażeby do pogłównego większego, przynaymniey in duplo. niż constytucya roku 1717 naznaczyła, byli przynagleni, sub proscriptione de regno, które pogłowie takoż na zapłatą woysku caedere powinno. (Akty izdawajemyje..., t. XIII, s. 181).
Z przytoczonych dokumentów wynika, że z jednej strony, cieszyli się Żydzi w Rzeczypospolitej wielką swobodą i prawami, ale z drugiej, życie ich tu było – jak to ludzkie życie – dość trudne, bardzo dalekie od „rajskiego”, że musieli stawiać czoła wielu przeciwnościom losu, walczyć o miejsce pod słońcem. Z tym jednak, że naprawdę nie spotkało ich tu nigdy ludobójstwo, masowe prześladowania czy urzędowy antysemityzm.
Niemiecki uczony Siegfried Passarge jest autorem teorii o cyklicznej naturze każdego kontaktu Żydów z gojami. Wszelki taki cykl ma pięć etapów: 1) osiedlenie się Izraelitów w danym kraju; 2) utwierdzenie się i umocnienie ich tam, korzystając z tolerancji i przywilejów; 3) rozkwit dzięki zręczności, wpływom i bogactwu; 4) protest i bronienie się miejscowej ludności, zrazu powstrzymywane przez rządy i kościoły; 5) wybuch rozruchów antyżydowskich, rzeź lub wygnanie Judejczyków. Następnie cykl zaczyna się od nowa w innym kraju. Schemat ten, jak się wydaje, nader trafny, ma jednak pewien wyjątek, mianowicie: los Żydów w Polsce, gdzie cały cykl przed stuleciami i na zawsze zatrzymał się na etapie trzecim.
***
           Mimo „anarchii”, tak często Polsce   zupełnie  słusznie  zarzucanej, była jednak Rzeczpospolita do pewnego momentu krajem praworządnym i zbudowanym na swego rodzaju idealizmie moralno-politycznym, o czym świadczą zdarzenia, opisane w źródłach archiwalnych. W trakcie wojny moskiewsko-polskiej, na przykład, w roku 1663, zdarzył się w miejscowości Porzecze koło Pińska przypadek utopienia przez miejscowych mieszkańców (zrozpaczonych i zdesperowanych okrucieństwami oddziałów carskich) jednego z jeńców wojennych, który wpadł do rąk polskich. Sprawa w zasadzie pospolita, ludność miejscowa podczas wojny często dopuszcza się samosądów na unieszkodliwionych najeźdźcach i z reguły nie jest za to karana. W Rzeczypospolitej było inaczej. Oto interesujący fragment z ksiąg sądu pińskiego z 12 marca 1663 roku: „Naprzód Marcin Naliwaykowicz powiedział, żeśmy byli na straży nocney w izbie, gdzie był moskal za strażą naszą, gdzie przyszedł pan Kałaur, urzędnik nasz, z woytem Chwesiem Zdankowiczem do izby w nocy. Wzięli moskala, mówiąc mu: idź z nami do młynarza, napijesz się tabaki y gorzałki y pojednamy się z sobą. Kazał go nam prowadzić, gdzie przywiodszy ku młynu, wrzucili go do spustu, bijąc go kijami. Moskal palu się trzymał już zbity, potym go oderwawszy od pali do wody pod lód wrzucili. Skąd wypłynął, pod lodem będąc, uciekał ku dworowi. Tamże go wóyt Chwaśko z nami dogonił, a pan Kałaur zboku przypadszy, wzięli moskala y do wody juz ledwo żyjącego, bijąc wrzucili y utopili związanego. A switkę jego białą, albo siermięgę, co z siebie zrzucił wypłynąwszy z wody, kazał mi pan Kałaur do domu swego odnieść y jam odniósł. U wóyta się prosił moskal y kilka rubli denieh obiecował (...) Wyrok: „Stróża tego bić”. Drugi stróż nocny Wasil Mieszkuc powie w te słowa, że „nam pan Kałaur moskala kazał utopić Wyrok: „Y także bić”.(...)
„Młynarzowa siostra, dziewka, wyniosła łyk wiązek; moskal miał ręce związane y nogi, która dziewka rękę moskalowi do nogi prawey przywiązała, a młynarz z wóytem trzymali, a potem bijąc w łeb kijami do wody pod koło wrzucili. –- Wyrok: „Nos urznąć”.
„Pastuch dworny Welendij Borysowicz, zgadzając się z drugimi słowo w słowo powiedział y to przyznawa, że y ja nieboszczyka moskala tonącego nasieką w łeb bił za rozkazaniem pana urzędnika naszegoWyrok: „Temu nos urżnąć”... (...)
Wójt – powiedział Chwaśko Zdankowicz – „kazał żebyśmy utopili moskala. Za rozkazaniem pana Kałaura, wziąwszy go ze dworu w Porzeczu, odwiedliśmy go do młyna, wrzucili pod spust, gdzie się moskal ratował y trochę Kałaura za sobą do wody nie wciągnął. I prosił moskal Kałaura, żeby się z ludźmi po rusku popraszczał (pożegnał), zaraz go do wody wrzucono...” – Wyrok:Woyta na gardło szubienicą”. Zdankowicza również skazano na bicie postronkami i powieszenie. (Akty izdawajemyje Wilenskoju Archeograficzeskoju Komissijeju, t. XXXIV, s. 258-260, Wilno).
Tak wiec za zabicie jednego ze zbirów carskich, którzy tak się dawali we znaki ludności Pińszczyzny podczas niedawnej okupacji moskiewskiej, kiedy to z rąk najeźdźcy wyginęła ponad połowa mieszkańców tych ziem, a nie pozostało żadnej wsi nie spalonej, skazano na śmierć aż dwie osoby. Bo prawo musi być prawem dla wszystkich. Przy tym skargę do sądu wystosowała pani Eufimia Krystyna Kuncewiczowa, której mąż Mikołaj wywodził się z rodziny, mającej dawne porachunki z Rosjanami...
Historyk Grzegorz Leopold Seidler stwierdza, że „polska mysl polityczna cieszyła się uznaniem Europy, a społeczne koncepcje polskich arian budziły podziw i szacunek przez długie dziesiątki lat u najwybitniejszych umysłów.  Kwintesencję „złotej wolności” staropolskiej w dziedzinie politycznej dość precyzyjnie wyraził Jan Zamoyski, znany przywódca XVI-wieczny: „Nikt u nas żadnego rządu nie uznaje, jeśli mu się sam dobrowolnie nie poddał... Sami tak jesteśmy wolni, że ani król, ani urzędnik żadnej nad nami mocy nie mają, tylko tę, jakąśmy im sami nad sobą wedle ustaw publicznych nadali”...
Wolność polityczna miała w dziedzinie kultury skutki, które zmusiły Erazma z Rotterdamu napisać o Polsce: „Składam powinszowanie narodowi, który chociaż niegdyś uważany za barbarzyński, teraz tak pięknie rozwija się w dziedzinie nauki, praw, obyczajów, religii i we wszystkim, co przeciwne jest wszelkiemu nieokrzesaniu, że współzawodniczyć może z najbardziej kulturalnymi narodami świata...
***

Nie znaczy to, powtórzmy jeszcze raz, że w Rzeczypospolitej  żyło  się   idyllicznie i sielankowo. Źródła historyczne podają wiadomości o wspólnych wystąpieniach biedoty chrześcijańskiej i żydowskiej przeciwko wspólnym ciemiężycielom, niezależnie od wyznania. Zdarzały się też wspólne wystąpienia Żydów i mieszczan przeciw szlachcie. W roku 1589 w miejscowości Kamionka Strumiłowa mieszczanie polscy przyjęli Żydów „do prawa swego, do wolności wszystkich”, zobowiązując się „te Żydy bronić jako właśnie sąsiadów naszych od przenagabywania i od gwałtów, tak szlachty jako i żołnierza, i nie dopuszczać im krzywdy czynić”. A jednak M. Fuks pisze: „Udzielanie kredytu na lichwiarski procent prowadziło do zubożenia zarówno żydowskich, jak i chrześcijańskich dłużników. Część z nich wtrącano do więzień, a ich rodziny pozostawały bez środków do życia. Ten przejaw lichwiarskiej działalności Żydów wzmagał niechęć do ludności żydowskiej, podtrzymywaną przez odrębności natury religijnej i obyczajowej”.
Ale chodziło tu nie o żadne resentymenty etniczne, lecz tylko i wyłącznie o wartości materialne, o czym jednoznacznie świadczą zachowane przekazy archiwalne. Tak, np. pod koniec XVI wieku w Mohylewie pociągnięto do odpowiedzialności karnej mieszczanina Lukjana Ciołka za to, że „w domu swym gorzałkę palił”, wbrew dekretowi królewskiemu. Nie był jednak odosobniony, samogoniarstwo kwitło wówczas i od spraw tych aż się roi w księgach sądowych. Ciekawe, że monopol na wyrób i sprzedaż wódki po miastach Białej Rusi uzyskali Żydzi (Afrasz Rachmulewicz, Moszka Julewicz itp.); oni też nieustannie donosili do urzędów na tych, kto „produkował” wódkę, chociażby tylko na „użytek wewnętrzny”. A to budziło niezadowolenie „aryjskich” samogoniarzy, którzy, i owszem, rywalizowali z Żydami, lecz ich nie niszczyli i nie prześladowali. Byłoby to niezgodne z polską tradycją, ale np., gdy w lutym 1563 roku wojska Iwana Groźnego zdobyły na Litwie Połock, jednym z pierwszych zabiegów przywracających w oczach zwycięzców „ruskość” temu miastu było utopienie w Dźwinie wszystkich co do jednego Żydów, w tym mieście zamieszkałych, a było ich kilkanaście tysięcy.
***
Żydofilstwo Polaków nabrało tak drastycznych form, że rdzenna szlachta lechicka   masowo przyjmowała judaizm porzucając chrześcijaństwo. Do dziś Polaków, jak zaznaczyliśmy powyżej,  koroniarzy na Litwie się zwie „pachołkami żydowskimi”.
10 lipca 1539 roku Zygmunt I wydał urzędowy list (Akty otnosiaszczijesia k istorii Zapadnoj Rossii, t. 2), w którym zawiadamiał panów szlachtę W. Ks. Litewskiego, że wysyła na ziemie Księstwa specjalnych posłów Siłę Antonowicza i Jana Korcjusa w celu poszukiwania i chwytania szlachciców polskich, którzy przeszli na judaizm i wyjechali na Litwę. Posłowie mieli tych „odstupników” „imaci i hamowaci”. Gdyby zaś ktoś z Żydów takich obrzezanych szlachciców chował, miał być wzięty do aresztu i karany „gardłem”, a majątek jego skonfiskowany na rzecz skarbu. Samych zaś „rzezańców” miano „reedukować”, z wyjątkiem tych, którzy udowodniliby, że są żydowskiego pochodzenia i po prostu powracają na łono wyznania rodzimego – tych nie miała spotkać żadna kara. Dokument ten świadczy, że przejścia na judaizm były widocznie liczne (w przeciwnym razie nie byłoby potrzeby robić tyle hałasu o błahą sprawę), jak i o tym, że ówczesna szlachta polska (szczególnie krakowska) była dość niewybredna pod względem etycznym.
Na skutek nawróceń na judaizm i spowodowanych tym małżeństw mieszanych uległy żydowskiej asymilacji („zżydzeniu”) poszczególne gałęzie tak znanych polskich rodzin szlacheckich, jak hrabiowie Zamojscy (spokrewnieni m.in. z Kronenbergami), książęta Woronieccy (z Epsteinami), Godowscy, Grudzińscy, Jabłońscy, Jakubowscy, Wielowiejscy, Malewscy, Małachowscy, Mazowieccy, Bieleccy, Radziwiłłowie, Niewiarowscy, Stommowie, Wilczyńscy, Kłopotowscy, Potoccy, Warszawscy, Nowakowscy, Karpowie, Sawiccy, Niezabitowscy, Turowiczowie i cały szereg dalszych, dobrze znanych później na arenie publicznej.
Większość  nazwisk  Żydów  polskich  stanowiły  patronimiki  kończące  się  na  „-wicz”:  Chaimowicz, Jakubowicz, Lewkowicz, Juszkiewicz, Rafałowicz, Ickowicz, Józefowicz, Aleksandrowicz, Jankielewicz, Majerowicz.  Drugą  co  do  liczebności  grupę  stanowiły  tak  zwane  przezwiska  wyrażające  zatrudnienie:  Arendarz,  Bakałarz,  Furman, Czapnik,  Paskudnik, Kantor, Krawiec, Kuśnierz, Piekarczyk,  Szewczyk, Rabin, Rzeźnik, Bednarczyk, Szkolnik, Złotnik,  Żeleźniak  itd.  Na  trzecią  składały  się  nazwiska  odmiejscowe:  Krakowski,  Warszawski, Osiecki, Żmigrodzki, Wileński, Łapczycki,  Grodzieński    etc.  (Por.  Spis  Żydów  Województwa  Krakowskiego  z  roku  1765,  Kraków  1898).  Łatwo  rozpoznać  żydowskość  także  takich  „arcypolskich”  nazwisk,  jak  Czarnogórski,  Złotopolski,  Srebrakowski,  Nowomiejski,  Kardynalski,  Doktorski,  Diamentowski, Biskupski  i in. 
Ludwik Korwin (Szlachta neoficka, Kraków 1939, t. 2) do rodzin żydowskich zalicza takie jak: Bartoszewicz (nobilitowani w 1765), Bergin (1764), Bielski (1764), Blanc (Blank, 1790), Bloch (1883), br. Boessner (1785), br. Brunicki (Brenn, 1815), Buchenthal-Dobrowolski (1764), Ciechanowski (1837, herbu Skarbień, dziedzice dóbr Grodziec, spokrewnili się w XIX-XX wieku z Garbińskimi, Dzieduszyckimi, Makowieckimi, Raczyńskimi, Wysockimi, Brzezińskimi, Zawackimi), Dąbrowski (1773, ziemstwo orszańskie nadało herb „Dąbrowski”), Dessau, Dobrowolski (1773, Orsza), Dobrowolski (1764), Dobrowolski (1760, herbu Nowina), Dobrowolski (1764, herbu Odyniec), Dobrowolski (1764, herbu Pocisk), Dobrowolski (1790, herbu Nieczuja), Dobrzyński (1764, herbu Kondor), baron Dulfus, Dziakowski (1765, herbu Trąby), Enoch (1852), Epsztein (1869), Felsztyński (1775, herbu Nałęcz), Fischel-Powidzki (1507, Korab), Flatan, Frejczerowski, Frejberg, Frenkel, Górski-Gurski (1764, herbu Łaska), Grabowski (1790, herbu Dołęga), Halpern, Hejmer, Jakubowski (1765, herbu Kopacz), Jakubowski (1836), Jakubowski (1790, herbu Topór), baron Jakubowski (1764, herbu Oksza), Jankowski (1764), Jarmund (1764, herbu Kierdeja), Jasiński (1823, herbu Złotowąż), Jeleński (1764, herbu Korczak), Józefowicz Hlebicki (1499, herbu Leliwa), Konderski (1764), Koźliński (1765, herbu Brodzic), Krasnowojski (1765, herbu Wdzięczność), Kriegshaber, baron Kronenberg, Krysiński (1793, herbu Leliwa), Krzyżanowski (1764), Krzyżanowski (1786, herbu Dąb vel Jasna-Góra), Krzyżanowski (ok. 1721, herbu Krucyni), Kwieciński (1764, herbu Gryf), Laski (1837, herbu Frenkel), hr. Lesser, br. Lesser, Lipiński (1764, herbu Strzała vel Liniewski odm.), Lipski (1764, herbu Kościesza-Kuszaba), Lityński (1764), Łabęcki (1818, herbu Łabędziogrot), Łużyński-Abramowicz (1764, herbu Lubicz), Majewski (1764), Malina (1764), Mańkowski (1764), Michaelis (1845, herbu Hening), Michałowski (1764, herbu Orłowski), Mięstachowski (ok. 1750), Milewski (1800, herbu Milewski vel Milkuszyc vel Czółno), Milkuschitz-Miltowski, Narębski (1764. herbu Dołęga), Niedzielski (1764, herbu Szeliga), Niemira (herbu Mięszaniec, potomkowie Estery i króla Kazimierza Wielkiego), Niewiarowski (1764), Nizielski (1764, herbu Szeliga), Nowakowski (1764, herbu Strocyusz vel Krocyusz vel Trzy Księżyce odm.; istnieje też polska rodzina o tym nazwisku i herbie), Nowakowski (1764, herbu Złota Rzeka), Nowicki (1764), Oranowski (1764), Orłowski (1764), Osiecimski (1764), hrabia Osiecimski – Hutten Czapski, Oświecimski (1764, herbu Lubicz), Oszejko (1499, herbu Merowy), Pawłowicz (1764, herbu Rogala), Pawłowski (1764), Pełka, Piotrowski (1790, herbu Tęczyc), Porębski vel Porembski (1765, herbu Kornicz), Poziomkowski (1764), Poznański (1764, herbu Boża Wola odm.), Przewłocki (1764, herbu Przestrzał odm.), hrabia Renard, Rosenthal (1890), Sacher-Masoch (1729), Schabicki (1765, herbu Jastrzębiec odm.), br. Simolin, Stuliński (1765, herbu Wdzięczność), Świątecki (1764, herbu Nowina Nowa), Świątkowski (1764, herbu Nowina Nowa), Szpaczkiewicz (1764), Techlowicz (1765, herbu Jastrzębiec odm.), Trojanowski (1765, herbu Łaska), Turnau (1857), Tykiel (1842, herbu Cholewiec), Urbanowski (1765, herbu Prus II), Wolański (1765, herbu Nałęcz), Wolf (1820, herbu Postęp), Wolski (1765, herbu Niedźwiedź Biały), Wołowski (pierwotnie Schor, 1791, herbu Czerwony), Wołowski (1839, herbu Bawoł), Wołowski (1823, herbu Na Kaskach), Zawojski (1765, herbu Jostrzębiec), Zbitniewski (1764, herbu Niedźwiedź Czarny).
Faktem  jest,  że  wielu  Polaków  przechodziło  na  judaizm,  gdy  miało  dość  nie  tylko  polskiej  nędzy  materialnej,  ale  i  polskiej  niegodziwości, głupoty  i  podłości. Tylko niekiedy udawało się odstępstwa szlachty przykładnie ukarać. Tak np. hrabia Walenty Potocki przebywając w Paryżu poprosił pewnego Żyda, aby go uczył Talmudu. Ten zgodził się, gdy uzyskał przyrzeczenie, że jeśli Potocki przekona się o błędzie chrześcijaństwa, nawróci się na judaizm. Tak się też stało i hrabia dokonał konwersji w Amsterdamie, potem zaś udał się do Wilna. Tam doniesiono nań i został spalony w 1746 roku. Na cmentarzu żydowskim w Wilnie znajdował się grób, na który jeszcze przed II wojną światową przybywali pielgrzymi   całego  Yesroela, aby złożyć hołd sławnemu ger cedek (sprawiedliwemu prozelicie) z Wilna.
Tysiące przypadków narodowej apostazji pozostały jednak   nawet  niezauważone. Siłą rzeczy powstała w ten sposób szlachta polsko-żydowska (tzw. Żydopolakami) wywierała znaczny wpływ na bieg spraw w Rzeczypospolitej i powodowała, że życie Żydów w Polsce naprawdę nie było uciążliwe,  a  stawało  się  coraz  lepsze. Jak to wyraził znany pisarz: „Tylko w Polsce Żyd miał prawo pełnego uduchowienia, co ja zawsze podkreślam, tylko tam stworzyli Żydzi swoją całkowitą kulturę żydowską, jednocześnie utrzymując kontakt z „właścicielami domu”. Tylko w Polsce Żydzi znaleźli takie  idealne warunki rozwoju psychicznego i filozoficznego... Goszczący nas naród polski pozwalał nam wysławiać się naszym słownictwem. Żaden inny naród nie pozwoliłby na to tak dużej mniejszości narodowej i religijnej... W Polsce Żydzi stworzyli żydowski język, kulturę chasydzką, swój mesjanizm i filozofię, które poprzez Bund w jakimś stopniu mają swój wkład do państwa Izrael... W Polsce stosunek do Żydów nie miał charakteru rasistowskiego... Istniały ekscesy antyżydowskie, postawy antyżydowskie, podkultura antyżydowska, (podobnie jak wśród Żydów istniała podkultura antypolska). Ale to wyrastało z symbiozy, z pokrewieństwa dusz, z sąsiedztwa kościoła i synagogi...” (Z wypowiedzi  pisarza   Jerzego Kosińskiego, polskiego Żyda z pochodzenia, dla gazety „Polityka”, 30 maja 1987 r.).
Władysław IV, król polski, 23 kwietnia 1633 roku podpisał przywilej, uwalniający Żydów od wszelkich płatności i podatków. Postanawiał monarcha – rzecz  pod  względem  głupoty   niesłychana nigdy i nigdzie, ani przedtem, ani potem, prócz Rzeczypospolitej! – że Żydzi „handlować y targować mogą y będą, żadne podatki (aby z nich) brane y wyciągane nie były”... (Akty izdawajemyje Wilenskoju Archeograficzeskoju Komissijeju, t. 29). A przecież z Polaków, Litwinów, Białorusinów, Ukraińców, Tatarów, Ormian i innych obywateli podatki ściągano. Tylko Żydów postawiono nad prawem powszechnym, co nieuchronnie musiało budzić do nich nienawiść ze strony reszty ludności;   Żydów  zaś  ta sytuacja rozzuchwalała do ostatnich granic.  Akty prawne jednak  wciąż na nowo uprzywilejowujące Żydów ukazywały się nieomal co roku. Tak np. do ksiąg akt ziemskich województwa witebskiego z lat 1634-1636 wniesiono następujący dokument królewski: „Władysław czwarty z Bożey łaski krul polski, wielkie xiąże Litewskie, Ruskie, Pruskie, Żmudzkie, Jnflantskie a Szwedsky, Gotsky, Wandalsky dziedziczny krul, obrany Wielki Car Moskiewsky. Oznaymuiemy tym listem naszym, komu to wiedzieć należy, a żesmy ieneralnym listem przywileiem naszym wszystkie prawa, przywileia, wolności poddanym naszym żydom we wszystkim wielkim xięstwie Litewskim, w miastach, miasteczkach mieszkaiącym od antecessorów naszych y od swieżo umarłego swiętey pamięci krola Jego mci pana oyca naszego im na wszelakie kupiectwa handle różnemi towarami, na krame otworzyste, łokciem mierzyć, funtem ważyć, bożnicy y placy na schowanie ciał ich zmarłych mieć nadane, konfirmowali, iednak za wniesieniem prośby od Samuela y Lazarza Moyżeszowiczów, żydów wileńskich, sług naszych, imieniem żydów Witebskich y osobliwą za nimi panów rad y urzędników naszych przyczyną, abyśmy ich przy takim prawie y wolnosciach, które oni, od lat kilkodziesiąt mieszkaiąc, maią, spokoynie zachowali. Jakoż czyniąc to na przyczynę panów rady y urzędników naszych, pomienionych żydów witebskich przy takich prawach, wolnościach wysz wspomnionych y w ieneralnym liście naszym y w przywileiach im służących dostatecznie wyrażonych, cale y spokoynie zachowuiemy, pozwalaiąc im do tego w tem mieście Witebskim domy y placy, z wolną ich dispozitią, kupować y z onych tam, gdzie należeć będzie, powinność zwyczayną pełnić, samych osób ich prawo y władzy wielmożnym woiewodom w czynieniu sprawiedliwości wcale zostawiwszy, co wszystko stwierdzaiąc żydom witebskim, bierzemy ich pod obronę y protekcyą naszą królewską y aby przy tym wszystkiem spokoynie zachowani byli, bezprawia y gwałtów ni od kogo nie ponosili, czego grodzki nasz y mieyski witebski urząd postrzegać dla łaski naszey y powinności swey maią y będą powinni, na co dla lepszey wiary ręką się naszą podpisawszy, pieczęć wielkiego xięstwa Litewskiego przycisnąć rozkazaliśmy. Dan w Krakowie dnia dziewiątego miesiąca Marca roku pańskiego tysiąc sześć set trzydziestego”...
Nic dziwnego, że zuchwalstwo Żydów i pewność siebie rosły niepomiernie, aż  w  poczuciu  zupełnej  bezkarności  zaczęli  bezpardonowo  zwalczać  się  także  we  własnym  gronie.  8 grudnia 1646 roku   Władysław IV podpisał przywilej, w którym musiał bronić Karaimów trockich przed Żydami wileńskimi. W dokumencie tym znamiennym (nazywającym także Karaimów „żydami”) czytamy: „Przełożono jest nam imieniem żydów-karaimów w mieście naszym Trockim mieszkających, iż niektórzy żydzi-rabinowi czasy nie dawnemi w mieście naszym Trockim mieszkania sobie nająwszy, w onych rezydując, wolności żydom karaimskim od świętey pamięci przodków naszych y nas samych nadanych nullo jure zażywają, szynki napojów wszelakich chowają y handle rozmaite ku uymie praw im nadanych y pożytków żydom karaimskim należących odprawują; w czym iż wielką szkodę żydzi Troccy karaimowie zdawna wolnościami w tym mieście obwarowane od żydów rabinów (które nigdy przedtem żadnego incolato w mieście Trockim nie mieli) ponoszą”.
Nakazuje król burmistrzowi Trok: „Chcemi mieć po uprzeymości waszey, abyś uprzeymość wasza żydom-rabinom żadnego mieszkania w mieście Trockim mieć, domów naymować, onych kupować, ani pod żadnym pretextem nabywać y żadney przeszkody w handlach żydom-karaimom czynić nie dopuszczał, ale we wszytkim onych przy prawach y wolnościach im nadanych zachował, uczynisz to uprzeymość wasza z powinności swey y dla łaski naszey. Dan w Warszawie dnia 3 Decembra 1646 r... Vladislaus Rex” (Akty izdawajemyje Wilenskoju Archeograficzeskoju Komissijeju, t. 29).
Rok 1648, gdy wybuchło powstanie Bohdana Chmielnickiego, pogrążył kraj w kryzysie gospodarczym. Wojny z Ukrainą, Rosją, Szwecją, Turcją i Tatarami, które trwały w ciągu następnych 60 lat prawie nieprzerwanie, spowodowały upadek miast i rolnictwa, ogromne straty demograficzne i terytorialne. Na terenach, zajętych przez przeciwników Rzeczypospolitej, gminy żydowskie przestały istnieć. Oblicza się, że tylko Kozacy zlikwidowali do 125 tysięcy Żydów. W tej sytuacji Żydzi szukali schronienia na ziemiach Polski centralnej oraz ponownie w Zachodniej Europie.
Podczas wojen kozackich Ukraińcy niekiedy oszczędzali Żydów, którzy przechodzili na prawosławie i składali przysięgę na wierność carowi rosyjskiemu. Król Jan Kazimierz mówi o tym w swym uniwersale z 2 maja 1650 roku: „Pod czas tey woyny kozackiey zabranych wiele osób tak mężczyzn, jako też y białych głów, dzieci żydowskich u niektórych (...) Y z nich niektórzy częścią różnym udręczeniem, a częścią też drudzy z bojaźni zdrowia swego ratując na wiarę ruską przymuszeni byli y do tego czasu wypuszczeni nie są”...
Rozkazuje król władzom miejscowym, aby Żydów „wolnych do ich domów, dostatków y handlów wypuścili y żeby wszyscy, kto im tylko co wziął, pozwracali, przestrzegli; handlów zwyczajnych y pożywienia onym nie bronili y nie przeszkadzali, ale y owszem przy wolnościach onym zdawna z praw ich y zwyczajów służących cale zachowali”... (Akty izdawajemyje Wilenskoju Archeograficzeskoju Komissijeju, t. 29).
Podczas więc, gdy innych kolaborantów wywieszano na wierzbach przydrożnych, kolaboranci żydowscy wrócili rychło do dawnych przywilejów nie ponosząc żadnego uszczerbku za współpracę z kozakami i Rosjanami w niszczeniu Polski i Litwy. Poniektórzy Żydzi pozostali na mocy tajnych decyzji kahałów w prawosławiu i z czasem zajęli w nim pozycje przywódcze. Powoli też przestawali czuć do Polski nawet odrobinę szacunku, bo jednak ludzie pozostają ludźmi i szanują tylko tego, kogo się choć trochę boją czy przynajmniej obawiają. Państwo Polskie tego uczucia wzbudzić nie było w stanie, gdyż każdy urzędnik i każdy król łatwo dawał się przybyszom przekupić – nawet za niewygórowaną sumę. Tanio więc cenili sobie Żydzi władzę polską – i bardzo słusznie, gdyż władza ta sama siebie nie ceniła i nie szanowała w ogóle. A próby jej emancypacji spod obcego dyktanda miały z reguły charakter żałosny i budzący politowanie, gdyż żadne prawo ustanowione nie było w tym moralnie zabagnionym kraju przestrzegane.
28 marca 1653 roku król polski a wielki książę litewski Jan Kazimierz wystosował z Grodna do swych poddanych list, zakazujący Żydom wynajmować na służbę chrześcijan. W dokumencie tym czytamy: „Z tych miar, gdy nas różne od wielu dochodzą wiadomości, iż w mieście naszym stołecznym Wilnie (które, iako metropolis państwa Wo. Xtwa Litgo we wszystkim powinne innym miastom)... żydzi miasta tego, mało na tym maiąc, że z różnych mieysc y miast wielką moc żydów obcych sensivi [cicho, stale, kryjomo – J. C.] do siebie przyjmować, tak sami, iako y przychodniowie, u nich będący, w handlach, kupiectwach, szynkach, rzemiosłach, przeciwko przywileiom, miastu y cechu nadanym, przeciwko decretów królów ichmciów, przodków naszych, y naszym wykraczaią, a chrześciianom w nich wielką praepeditią [przeszkodę – J. C.] czyniąc, pożywienie im odeymuią. Ale, co większa, mogąc, a nie chcąc, sami sobie usługować, chrześciian czeladź utrisque sexus [płci obojga – J. C.], in opprobrium sanurinis christiani, [w zamiarze nadwerężenia zdrowia ducha i ciała chrześcijan – J. C.] do siebie w niemałey liczbie naprzyimowawszy, w tak nieprzystoynym a Bogu y ludziom nieprzystoynym pożyciu one chowaiąc, że z pomienioney czeladzi chrześciiańskiey, u nich na służbie będącey, większa ich część, przepomniawszy Boga, a zbawienie dusz swoich zaniedbawszy, bez spowiedzi, sacramentów świętych, słuchania słowa Bożego, obserwowania postów, szanowania świąt, a co detestabilius est [wstrętne jest – J. C.], in atheismum [w bezbożność – J. C.] prawie delapsi [strącają – J. C.], in profunda [w otchłań – J. C.] o Bogu y artykułach wiary, do zbawienia dusz należących, ignorantia [niewiedzy – J. C.], iednym słowem, sine divinis [bez ducha boskiego – J. C.] żywot swój prowadzą. A z takowej z niemi conversatiey [rozmowy – J. C.] y obcowania, nierządne pożycie y insze ciężkie, maiestat Boski obrażaiące obrzydliwości passim [wszędzie – J. C.] zawiązuią się, czym iż nie tylko się maiestat Boski uraża, ale y serce chrześciańskie żałosne być musi, słusznie za sobą y naszą ma pociągać indignatią [niezadowolenie – J. C.]. Za czym my, iako supremus [zwierzchnik – J. C.] w państwie naszym divinarum humanarumque legum custos [boskich i ludzkich praw stróż – J. C.], nie chcąc takowey obrazy bożey a obrzydliwości ludzkiey w państwie naszym... cierpieć... stosując się w tym do prawa koronnego constitutiey roku 1565 o nie chowaniu przez żydy czeladzi chrześciiańskiey sexus utrisque [płci obojga – J. C.] uchwaloney, także y do statutowey [konstytucji – J. C.] wielkiego xięstwa litewskiego o nie chowaniu przez nich mamek chrześciiańskich, pomienione prawo koronne na żydy wszystkie wielkiego xięstwa litewskiego extenduiemy [rozciągamy – J. C.] y one do nich applikuiemy [przyłączamy – J. C.]...
Żydom wilenskim, wszystkim ogółem y każdemu z nich z osobna, żadnego nie wyimuiąc, także y w inszych miastach y miasteczkach, iurisdictiey [prawodawstwu – J. C.] naszey podległych,... mieszkaiących rozkazuiemy, aby od publikowania tego listu naszego do niedziel sześciu czeladź chrześciiańską, na służbie u siebie będącą, utrisque sexus [płci obojga – J. C.], odprawili; a po wyiściu niedziel sześciu, aby na potym wiecznemi czasy chrześcian, tak mezskiey, iako y białey płci, na służbie u siebie pod żadnym praetextem [pozorem – J. C.] nie chowali, zabraniamy y hoc nostro perpetuo et irrevocabili edicto [i na mocy naszego wiecznego a nieodwołalnego wyroku – J. C.] zakazuiemy, czego żydzi starsi aby postrzegli y młodszym tego bronili”...
List przewidywał karę 10 tysięcy talarów za jednokrotne złamanie tego prawa, powtórzenie tejże kary za powtórne niestosowanie się do ukazu książęcego i wreszcie wygnanie z miasta za złamanie zarządzenia po raz trzeci: „y za miasto się wynieść tam, gdzie im mieysce naznaczymy, powinni będą”...
Akt powyższy był odpowiedzią na liczne skargi obywateli, którzy zarzucali wyznawcom judaizmu szerzenie antychrześcijańskiego ateizmu i demoralizacji wśród ludności nieżydowskiej, zakładanie domów publicznych etc.
Oczywiście, z egzekucją tego prawa, jak i wszystkich innych, w dawnej Rzeczypospolitej było krucho... Prawo było twarde, ale naród miękki...
Nierzadko dochodziło do sytuacji, gdy Żydzi tak dawali się we znaki chrześcijanom, iż ci musieli szukać ratunku u samego króla, czy namiestników monarszych w województwach. Szli też Żydzi na współpracę z zaborcami, za nic mając gościnność polską i własny obowiązek lojalności, o czym mówi jeden z dokumentów z okresu wyniszczającej wojny polsko-rosyjskiej lat 1654-1667.
Żałowali y obciążliwie opowiadali majętności Dołhinowskiey mieszczanie na żyda Abrama Jakubowicza y na syna jego Moyżesza Abramowicza o tym, iż w roku 1660, m-ca Marca 29 dnia, będąc za nieprzyjacielem moskalem, ten żyd z synem swoim, przybywszy do miasta Dołhinowa, a zniosszy się z nieprzyjacielem moskalem, w Wilnie będącym, starszym nad wszystkim powiatem oszmiańskim, Danielem Myszeckim (...), ich ubogich ludzi od tego nieprzyjaciela moskala utrapionych a zniszczonych do ostatka niszczyć, pustoszyć poczęli. Jakoż w tymże roku, miesiąca kwietnia z moskalami wymyśliwszy więzienie tyrańskie niezwyczayne, porobiwszy kunice żelazne (...) wymęczyli gotowizną kop tysiąc. Po którym wymęczeniu z tąż moskwą poodbijawszy kramy z różnemi towarami będące, na półtora tysiąca złotych w napojach gorzałczanych y różnych towarach wziął; futrem bobrów czternaście, na włóczebne temuż moskalowi za jayca, syry kop sto, za miód y pienkę złotych trzysta.
A nie ustawając w tyraństwie swoim, ciż żydzi Pawła Mozolia, mieszczanina dołhinowskiego, okowawszy do więzienia zamku wileńskiego temuż tyranowi moskiewskiemu odwieźli, który (...) na hak na szubienicę go skazał. O które tyraństwo tego żyda Abrama Jakubowicza y syna jego dali te opowiadanie swoje do xiąg grodzkich mińskich zapisać”... (Akty izdawajemyje Wilenskoju Archeograficzeskoju Komissijeju, t. 34).
Lecz na zaniesieniu tej skargi sprawa bynajmniej się nie skończyła. Gdy Żydzi się dowiedzieli o niej, ogarnięci zostali żądzą zemsty. A więc – donosi kolejny dokument, tym razem z lipca 1660 roku: „o czym wziowszy wiadomość ciż żydzi od tegoż moskala w Wilnie będącego, nabrawszy moskwy po różnych miasteczkach y niedobitków spod Lachowicz uchodzących, nie przestając w przedsięwzięciu swym, w złym, zapamiętałym umyśle swoim (...) napadszy z nieprzyjacielem moskwą konno y pieszo w nocy (czerwiec) na to miasto Dołhinowskie, okrzyk, hałas, strzelanie uczynili, w którym napadnieniu mieszczan trzech zabito, y gdyby nie było zgromadzenia różnych obcych ludzi, miasto by Dołhinów wysiekli y ogniem wypalili, których nieprzyjaciół moskwę obronną ręką zaledwo z miasta wyparli”...
Komisja, mianowana przez magistrat miński, stwierdziła na ofiarach: „w głowie ran trzy ciętych, ręka prawa ucięta, ... ranę z tyłu w szyi ciętą, na głowie w samym ciemieniu rana aż do mózgu” itp. „Które to zabicie tych mieszczan na ten czas niemała gromada ludzi będących w rynku dołhinowskim mienili być stałe za naprowadzeniem od żydów dołhinowskich Abrama Jakubowicza y Moyżesza Abramowicza czaty moskiewskiey”...
Władze polskie absolutnie nie przyjmowały do wiadomości tego rodzaju postępowania Żydów. W czerwcu 1664 roku król Jan Kazimierz zezwala Żydom polsko-litewskim na spłacanie długów wekslami zamiast gotówki, ponieważ oni na skutek okupacji moskiewskiej „do takiego ubóstwa y upadku przyszli, że creditorom swoim długów przez się zaciągniętych nie mogą realiter wypłacić”. Chociaż ludność katolicka ucierpiała nie mniej, takiego przywileju nie otrzymała.
To więc było już nie równouprawnienie, lecz uprzywilejowywanie Żydów kosztem Polaków i Litwinów, co powodowało sprzeciw tych ostatnich. Przeciwko np. uszlachcaniu za pieniądze Żydów i powierzaniu im m.in. stanowisk sądowniczych protestował jeszcze Wacław Potocki (1625-1696), pisząc:
Nie zaraz z kramu w krzesło, bo to z wielkim wstydem
Starszemu szlachcicowi przed owym stać Żydem”.
W Rzeczypospolitej nie brakło więc nastrojów antyżydowskich. Żydzi często stawali się przedmiotem drwin, ataków i przyczepek, jak to m.in. opisał tenże Wacław Potocki w jednej ze swych fraszek:
Student z okna na Żyda idącego woła;
Ten pojźży, ów mu jajem oko wybił z czoła.
A Żyd: „Słuchaj, ty hultaj, i ty – rzecze – zdrajca!
Czemu to bez potrzeby psujesz sobie jajca?

Żydzi czuli się w Rzeczypospolitej jako gospodarze, nie tylko nie pozwalali sobie dmuchać w zupę, ale nieraz spluwali do talerza swych chrześcijańskich współobywateli. Tak w roku 1631 ihumen klasztoru św. Spasa Gerwazy Hościłowski skarżył się w sądzie m. Mohylewa, że jeden z jego mnichów został w biały dzień zbity przez Żydów „rydlami i drągami”. Chodziło o to, że mnich ten o imieniu Hiob próbował wyzwolić jakiegoś chłopa, którego „Isak i Lejb” wespół z innymi Żydami mohylewskimi bili na ulicy. „Ojciec Hiob prosił Żydów, żeby jego nie szarpali, obiecując za niego sprawiedliwość uczynić każdemu, lecz żydowie tym barziej i mużyka i swiaszczennika kułakami bili s krykom: „Bij, zabij tego pogańca! My cię zabijemy i zapłacimy!”... Skargę zapisano do ksiąg grodzkich. I na tym sprawa się skończyła.
W 1648 roku ukazał się druk Achacego Kmity pt. Kruk w złotey klatce, albo żydy w swiebodney wolności Korony Polskiey, w którym autor przepowiadał krajowi wkrótce spełniony los: „Przyjidzie czas, kiedy żydzi nie posiadłszy urzędów, rządzić będą urzędnikami; nie panując, będą panami. Kraj będzie miał podskarbiego, a oni skarb; a jak panu sprawią szubę sobolową, to im pozwoli zabrać wszystkim chłopom kożuchy”.
Albo znowuż w innym dokumencie archiwalnym czytamy: „Anno 1699, dnia 19 Marca. Będąc we dworze Jałowskim, uskarżał się oyciec Laurenty Maliszewski z Kosny od Kleszczel niedaleko, iż cerkiew wykradziono... Takowy iest regestr rzeczy, które znaleźliśmy u żydów Wysockich, których złapaliśmy dwóch: lichtarzów trzy, dwa cynowe, a trzeci mosiężny; korporał y świec dwie wielkich; galonu śrebrnego y złotego łokci trzydzieści kilka; ornat szkarłatny z kwiatami złotemi, popruty na cztery sztuki; łyżeczka śrebrna złocista, co kommunią rozdaią; welumów trzy szkarłatnych; ieden we złote kwiaty, drugi tercenelowy ze złotem w prążki, trzeci pomarańczowy, szyty ze złotem y śrebrem; korporałów dwa; zasłonka adamaszkowa; sutana sztametowa, wierzchnia fiałkowa; czapka czarna garłowa. Tych złodzieiów żydów Gierszona Szlomowicza, syna arendarza Wysockiego, drugiego Abrama Ziemielowicza, przy nich kluczów pięć wytrychowych, piłka y szwayka”... Są to fragmenty wpisu w księgach grodzkich brzeskich z 11 lutego 1699 roku (Por. Akty izdawajemyje Wilenskoju Archeograficzeskoju Komissijeju, t. 5).
Dominacja i nadużycia Żydów były tak silne, że np. szlachta brzeska na swym sejmiku 21 maja 1701 roku podjęła uchwałę, w której domagała się od króla ratunku przez rozpanoszonym w Litwie Izraelem. Nalegała: „aby Niemcy lub Żydzi kluczów ekonomicznych żadnych dzierżawcami nie byli, ani się w żadne ekonomiczne nie intrygowali rządy, krom obywatelów w.x. Lit. waruiąc per legem y to, aby żydom w długach szlachcie winnych od iego królewskiey mości ochrona przez wydawanie listów żelaznych nie służyła, które aby abhinc wydawane nie były y od innych pp. aby żadne nie szły protectiae; a osobliwie kahał Brzeski, ponieważ nie wypłaca summ winnych kredytorom, aby według opisów ich do executii decreta nieodwłocznie przywiedzione były” (Akty izdawajemyje Wilenskoju Archeograficzeskoju Komissiejeju, t. 4).
Z innych dokumentów wynika, że nieraz poborca podatków Żyd ściągał z ludności znaczne sumy, z których nic nie trafiało do skarbu państwa, a pogłówne żydowskie przez długie lata nie było wnoszone w ogóle. Tu była prawdziwa „złota wolność” żydowska. Kosztem ludności aryjskiej.
***

Wystarczyło Żydom zwrócić się z jakąś prośbą do króla polskiego, a ów natychmiast brał ich w obronę, nawet wówczas, gdy uchylali się od płacenia podatków dla Rzeczypospolitej i nie słuchali postanowień magistratu, jak to np. miało miejsce w 1633, kiedy to Władysław IV pisał z Krakowa do władz Mohylewa: „Chcemy tedy mieć y serio rozkazuiemy, abyście na dawne prawa, wolności, żydom tamecznym od najaśnieyszych antecessorów naszych nadane y od nas samych confirmowane, nie następowali”... (Istoriko-juridiczeskije materiały izwleczionnyje iz aktowych knig Mogilewskoj i Witebskoj Gubernij, t. 26). Faktycznie w Rzeczypospolitej Żydzi rozwijali swą aktywność we wszystkich dziedzinach poza kontrolą państwa, które odważało się interweniować, z reguły łagodnie i powściągliwie, dopiero w przypadkach drastycznego naruszenia prawa.
Konflikty między ludnością żydowską a słowiańską w Rzeczypospolitej miały często podłoże ekonomiczne, jak np. owa historia z października 1708 roku, kiedy to Mowsza Leybowicz Horelik, pisarz mieyski mohylewski, nie mogąc odebrać należnego podatku od braci Radiona i Stefana Chomiczów urządził istny najazd wespół z Żydami strażnikami i pomocnikami na zagrodę owych braci. Zabrano im lub zniszczono całe mienie, zbito obydwu na czarno, zakuto w łańcuchy i wrzucono do więzienia. Ci zaś, gdy wypuszczono ich zza krat, w tymże dniu dopadli w domu jednego z napastników, niejakiego Uryasza Hurka, zabili go, a trup wrzucili do Dniepra. Przy okazji ciężko okaleczyli też żonę jego Freydę. Przeszli się też bracia Chomiczowie po innych domach żydowskich, siejąc postrach i rozbryzgując krew. Konflikt rozszerzył się, odnotowano wiele bójek między chrześcijanami a wyznawcami religii mojżeszowej.
Sąd wraz z licznymi dochodzeniami trwał ponad rok czasu. Przy okazji wydobyto na jaw fakty niesamowite, że mianowicie Mowsza Leybowicz obleczony wielką władzą a pełnomocnictwami jako poborca podatkowy wielu ludzi nie tylko wtrącił do więzienia, ale też ich tam okrutnie męczył, tylko głodem umorzył na śmierć kilku młodych ludzi, w tym dwie matki z małymi dziećmi i trzech młodzieńców, synów biedoty miejskiej, nie mającej z czego dać grosza na potrzeby państwowe. Innych pozabijali strażnicy, a ofiar tych było niemało.
Proces skończył się dopiero w listopadzie 1710 roku. Żydzi, jako osoby urzędowe (i bogate), nie byli nawet sądzeni za nadużycia. Natomiast braci Chomiczów i innych uczestników rozruchów antyżydowskich skazano na ćwiartowanie i szubienicę. Jednego z braci księża jezuici dosłownie spod szubienicy z tłumem wiernych „odebrali y do klasztoru zaprowadzili”. Tylko to uratowało mu życie. W sumie spraw sądowych między Żydami a chrześcijanami procentowo nie było wiele, ale ze względu na wchodzący w grę czynnik religijny nabierały one zawsze dużego rozgłosu, jątrzyły i na długo zatruwały stosunki społeczne.
Drastycznym przejawem obniżenia poziomu klas rządzących Rzeczpospolitą był przepis o zrównaniu praw Żydów z prawami szlachty litewsko-polskiej, co spowodowało wyniesienie nad ogromną większość rdzennej ludności państwa pierwiastka zupełnie obcego duchowo i antropologicznie tej ludności, kierującego się swoistymi imperatywami etycznymi i prawnymi, mającego wyraziście rzeźbiony, swoisty i niepowtarzalny profil mentalny, ukształtowany w głębokiej starożytności przez swoisty krajobraz geograficzny i geopolityczny.
Akt ten natychmiast postawił szerokie rzesze rolników, rzemieślników, kupców, mieszczan polskich w pozycji przegranej w stosunku do licznego a potężnego elementu żydowskiego, który już po upływie kilkudziesięciu lat zdominował także rozpitą, małoduszną i głupią szlachtę, stając się czynnikiem decydującym w dużej mierze o losach narodu polskiego. A nigdy nie dzieje się dobrze, gdy jeden etnos decyduje o losie innego. Prawo nie pozwalało na uszlachcenie chłopa, a Żyd za niewielką sumę łatwo zostawał szlachcicem. Dlatego chłopi nieraz przyjmowali judaizm, aby po paru latach – już jako rzekomi Żydzi – sięgnąć po herb rodowy.
9 kwietnia 1703 roku do ksiąg grodzkich brzeskich wpisano co następuje: „Przed nami, urzędem magdeburskim Brzeskim, imieniem wielmożnego pana Jana Jałowieckiego – łowczego Wołyńskiego, iegomość pan Antoni Sitarski – szyper wysz rzeczonego pana łowczego Wołyńskiego... protestował się na niewiernych żydów, całą synagogę Brzeską y wszystkie pospólstwo żydów Brzeskich, także y na niewiernych żydów Teraspolskich... w spólney radzie y namowie z żydami Brzeskiemi, iey pospólstwem będących osób o to, iż obżałowani żydzi kahału Brzeskiego z Teraspolskimi żydami, ieden uczyniwszy condyktament ku szkodzie y wielkiey ruinie pana Jana Jałowieckiego, w roku teraźnieyszym 1703, wziąwszy u imć pana Gabryela Horna – oberszterleytnanta, comendę maiącego nad ludem szwedzkim, niemało żołnierzów, za kontentacyą szpichlerz na Teraspolu będący nad rzeką Bugiem, nocną dobą, za dnia trzeciego na dzień czwarty miesiąca Marca, obżałowani żydzi Brzescy y Teraspolscy z żołnierzami szwedzkiemi napadłszy odbili usypaną pszenicę y żyto ze szkutów... Chciwy naród żydowski pracy ludzkiey, obces rzuciwszy się z worami, z wozami, tak żyto, iako y pszenicę pozabierali. Nie dosyć y na tym maiąc, maku sypań dwie, cyny letko rachuiąc na trzy tysiące złotych polskich, przędziwa na trzy tysiące motków, leguminę wszystką, zabrali y funditus zrabowali, nawet statki do szkuty przynależące pozabierali. A po takowym popełnionym excesie, z żołnierzami szwedzkiemi cyną obżałowani żydzi, tak Brzescy, iako y Teraspolscy, dzielili się y onych contentowali, na dalszą ieszcze zgubę y ruinę szkutę z subordynacyi tychże żydów. Szwedzi byli wzięli y most z innemi szkutami na Bugu robili, wniwecz szkutę popsowali y ledwo żałuiący mógł recypować, bo Szwedzi z subordynacyi żydów mieli w Bugu zatopić...” (Akty izdawajemyje Wilenskoju Archeograficzeskoju Komissijeju, t. 6).
Jako cechę charakterystyczną żydowskiej obyczajowości w Rzeczypospolitej można wymienić fakt, iż Żydzi tu zamieszkali z reguły nie zwracali chrześcijanom zaciągniętych długów, a „biznes” takowy żadnych przykrych konsekwencji dla nich nie pociągał, o czym świadczą tysiące zapisów do ksiąg grodzkich i ziemskich różnych miast i powiatów. [Później, już w XXI wieku, takie zachowanie Litwini nazwali „lenkiszkas biznis” czyli „biznes polski”; Polacy bowiem przejęli z biegiem czasu mnóstwo żydowskich stereotypów zachowań, jak też żydowskich genów, obydwa bowiem te narody nigdy się nie wyróżniali surowością i czystością obyczajów, tak iż Anna Piotrowska w nr 331 (styczeń 2014) czasopisma „Focus”, powołując się na badania genetyczne, stwierdziła, że ponad 40% Polaków ma domieszkę krwi żydowskiej; trudno tedy oczekiwać, żeby laponoidalno – semiccy „miszlinge” (inaczej „marzerim”) wyróżniali się wysoką moralnością czy poziomem umysłowym].  Gdy zaś jeden z sędziów w Orszy na początku XVIII wieku wydał wyrok na Żyda Abrama Jakubowicza i jego żonę Kreynę, że będą trzymani na łańcuchu przez niejakiego pana Stanisława Radowickiego, łowczego wołkowyskiego, póki nie zwrócą mu długu 300 złotych, do egzekucji wyroku sądowego nie doszło, a sędzia miał niemało przykrości, że się ważył tak „niesprawiedliwy” werdykt wydać...
3 września 1712 roku władze duchowne i świeckie miasta Wilna zatwierdziły szereg postulatów, mających na celu uporządkowanie stosunków miejskich. Z tego nader interesującego dokumentu można wysnuć pouczające wnioski o ówczesnych stosunkach społecznych. Tak więc punkt pierwszy uchwał brzmiał: „Primo. Szynków we dni święte tak chrześcianie, iako y żydzi, aby odmykać nie ważyli się po kazaniu, pod winą kop ośmiu Litewskich y dalszym karaniem... Nono. Żydzi złotnicy, ażeby żadney złotnickiey roboty nie robili, złotnikami nie byli, srebra nie zlewali, ponieważ żadnego prawa nie maią... dlatego, że wielkie szalbierstwa znayduią się y złodzieystwa ukrywaią się między żydami.
Decimo. Ciż żydzi krawcy, kusznierze, ażeby dla chrześcian robót nie robili; a który żyd zechce krawiecką y kusznierską robotę robić, maią się do cechów przykładać...
Undecimo. Ciż żydzi y tatarowie, aby czeladź chrześciańską, tak męskiey iako y białey płci, na usługach swoich u siebie nie chowali, iako tylko iednego piwowara y furmana, kiedy w ogrodę maią iechać y to za consensem zwierzchności urzędu grodzkiego... A u którego by się żyda abo tatarzyna nalazł chrześcianin y chrześcianka na służbie, ma być takowy służący karany wprzódy więzieniem sześciu niedziel, potym plagami; żyd zaś y tatarzyn winy zapłacić sto grzywien...
Duodecimo. Żydzi przekupnicy, od chrześcian dla siebie na zarobek nie powinni pierwiey kupować do godziny dziewiątey, aż każdy gospodarz sobie kupi victualia, ani też zabiegaiąc na przedmieście w pole kupować nie ważyli się,... ale każdego przyieżdżaiącego cum victualibus nie przeymuiąc w polu y na przedmieściach na rynek iechać popuszczali...
Decimo quarto. Ciż żydzi nie maią zakupować towarów żadnych y żywności, przed chrześciany, poprzedzaiąc y rano zabiegaiąc,...
Vigesimo octavo. Gnoy pod kamienicą będzie każdy gospodarz y ludzie na swoich ulicach y kamienicach będące, aby kazali wywozić za miasto y ulice przed sobą chędzożyć...
Trigesimo. Gnoiów do pustek y placów w mieście będących, aby nie wozili y miasto nie zagnoili, wyrzucaiąc na ulice, przez co fetores augentur... Który zaś do pustek wywozić miał, abo kazał, gdyby takowego poszlakowano y onemu dowiedziono, tedy ma zapłacić winy kop dziesięć, a ten gnóy z pustek y z ulic będzie powinien wywozić za miasto”... (Akty izdawajemyje Wilenskoju Archeograficzeskoju Komissijeju, t. 9).
*         *         *

W lutym 1716 roku odbył się proces o okradzenie witebskiego katedralnego kościoła ojców Bazylianów przez Żyda Marka Zusmanowicza i dwóch jego wspólników, którzy „wlazszy na ołtarz, siekierą od obrazu Nayświętszey Panny szatę y blachy odzierał, a drugi przyimował y pomagał, oddzierał y do woru płóciennego kładli; od tego ołtarza odszedszy, chodzili koło drugich ołtarzów żydzi y co chcieli – brali. Item widziałem – przyznawał się pod torturami ich wspólnik, goj, stojący na warcie – że żydzi iakąś materyą, kwiatki w sobie maiącą od obrazu, po lewey ręce będącego, urznąwszy, do tegoż wora włożyli”, itd. ... (Istoriko-juridiczeskije materiały..., t. 23).
Szerokiego rozmachu nabrało w tym czasie w Rzeczypospolitej zjawisko  pozornego przechodzenia z judaizmu na katolicyzm. W 1741 roku, np. w Witebsku – jak donosi dziennik seminarium jezuickiego – „Judaci baptisati 4: Ignatius Nowicki, Basilius Majewski, Joannes Majewski, filius Basilii, Antonius Oswiecimski; et schismate restitutus ecclesiae Basilius Kulikowski”.
Podobne zapisy zdarzały się bardzo często, praktycznie co miesiąc. O co tu więc chodziło, przecież Żydzi czuli się w Rzeczypospolitej bezpieczniej niż Litwini i Polacy, o Rusinach nie wspominając? Odpowiedzi udziela jeden z tekstów archiwalnych.
Konfederacja generalna warszawska z 1764 roku w przyjętej przez siebie uchwale stwierdzała: „Gdy się w całej Polszcze zagęścił rodzaj neofitów, którzy z przyrodzonej biegłości i chciwości do prerogatyw szlacheckich, do possessyi, urzędów i dóbr ziemskich, z krzywdą rodowitej szlachty cisnąć się odważają, a prawa koronne żadnej takowym ludziom nie wyznaczyły kondycyi, szczególnie punkt jeden w Statucie Litewskim w rozdziale 12, artykule 7, paragrafie ostatnim obojętnie napisany, za szlachtę neofitów deklarował poczytać, późniejsze zaś prawa o nobilitacyach postanowione, nie inną drogą, tylko za konsensem Stanów Rzeczypospolitej na sejmach rekommendowanym i zasłużonym osobom do klejnotu szlachectwa polskiego przychodzić wyznaczyły.
Przeto zabiegając, aby ten rodzaj neofitów rodowitego szlachty polskiej plemienia z czasem nie zaćmił, mieć chcemy i postanawiamy, aby takowi neofici, lub od nich descendentes, którzyby się do miejskiej kondycyi udać chcieli i byli sposobnemi, tych wszystkich wolności, jako i szlachetni mieszczanie, używali, a którzyby około roli pracować chcieli, aby czynsz z tejże roli i gruntu przyzwoity panom gruntu tego własnym płacili; a jeżeliby się który z neofitów, lub od nich pochodzący, na urzędzie jakowym, przez niewiadomość kondycyi i urodzenia, sobie konferowanym znajdował, lub dobra jakowe dziedzictwem nabyte, czyli sposobem zastawnym posiadał, tedy zapozwany ad competens forum ma podlegać teraźniejszemu postanowieniu, dobra zaś od czasu niniejszej ustawy do lat dwóch szlachcie rodowitym sprzedać, a z dóbr zastawnych summy podnieść, i z tychże dóbr ustąpić starał się...” (Volumina Legum, t. 7, Spb. 1860).
Było już jednak późno na jakąkolwiek poprawę, rozwijający się przez trzy stulecia proces rozkładu państwa dobiegał końca. Nastąpiły rozbiory kraju, a po nich pojawiły się „nowe szczegóły” w stosunku Żydów do Polaków, które wyrastały z dawnych obyczajów i tradycji.
15 stycznia 1795 roku kahał wileński w imieniu wszystkich Żydów W. Ks. Litewskiego zwrócił się do generała kniazia Nikołaja Repnina ze skargą na rzekomy ucisk ze strony Polaków, którzy rzekomo „nadzwyczaj się sierdzą” na nich. Twierdzono, że Żydzi mieli bardzo „od rewolucyi polskiej ucierpieć” i będą nadal czynić wszystko, by się podobać „Matce Jej Cesarskiej Mości” Katarzynie II. List, podpisany przez Mowszę Oszerowicza, Mowszę Wolfowicza, Szmujłę Ajzikowicza i Szmojłę Jankiełowicza, zaopatrzono w rezolucję, że Żydzi mogą pozostawać przy dawnych polskich przywilejach, a więc produkować i sprzedawać wódkę, mieć autonomiczny sąd, samorząd itd. (Akty izdawajemyje Wilenskoju Archeograficzeskoju Komissijeju, t. 29).
Historyk hiszpański, Amador de Los Rios, pisał o tych przesiedleńcach, że „nie mając żadnego przywiązania do ziemi, na której żyli,... oddychali jedynie żądzą zaspokojenia swej chciwości.” A przecież w Rzeczypospolitej wieku XVI-XVIII, według wielu historyków, mieli ci prześladowani gdzie indziej ludzie swój „raj ziemski”. Nie przypadkowo intelektualista żydowski dr Caro wyznał (co prawda, nie bez przesady): „Żydzi przyjęli podział Polski jako swą klęskę narodową...
Gwoli sprawiedliwości i dla uniknięcia jednostronnej przesady musimy przytoczyć tu równoważącą, obiektywną wypowiedź na ten temat, bezstronnego i sumiennego badacza Władysława Smoleńskiego: „Stan Żydów w w. XVIII nie budził zazdrości, ale nie była z nimi szczęśliwa i Polska. Rozpoili oni i zubożyli do reszty ludność kmiecą, uszczuplali ją przez werbownictwo i zatruwanie trunkami, nawieźli do kraju fałszywej monety,... zgubnie oddziaływali na główne dźwignie krajowego bogactwa, rolnictwo i handel... Nie chcieli się zbliżyć do reszty ludności krajowej i zrobić ofiary ze starych nawyknień swoich i nikczemnych przesądów... Domagali się praw obywatelstwa, nabywania domów i gruntów po miastach; lecz chcieli mieć przy tym własną autonomię, oddzielne sądy, a więc i dawny ustrój kahałów”.
*         *         *
           Wcale interesującym tematem jest zagadnienie dotyczące tego, w jaki sposób stosunki między Polakami a Żydami odzwierciedlały się w tzw. „mądrości ludowej” obojga narodów. Wybitny uczony żydowski Aleksander Hertz pisał:  W każdej twórczości ludowej znajdujemy oceny i obrazy ludzi, należących do różnej od naszej zbiorowości etniczno-kulturalnej. Są to owoce historycznych doświadczeń, wyniki naszych styczności z obcymi. Charakter tych styczności jest uwarunkowany przez szereg różnorodnych okoliczności. Z obcymi stykamy się jako z wrogami, niekiedy jako z sojusznikami, stykamy się z nimi na płaszczyźnie stosunków handlowych, na płaszczyźnie zależności od nich czy też ich od nas. Takich płaszczyzn styczności bywa ogromna ilość. Najczęściej są to styczności czysto zewnętrzne, raczej dorywcze czy przypadkowe. Dominującym w nich akordem jest niezgodność zachowania się obcych z tym wzorem, który uważamy za własny i dlatego jedynie właściwy. Stąd obcy i ich obyczaje nas rażą, przeważnie – śmieszą. Nie aprobujemy tego, co obcy robią, jak wyglądają, czemu służą. Najczęściej wyraża się to w kpiącym stosunku do obcego. Śmieszność cudzoziemca, śmieszność innowiercy, śmieszność w ogóle obcego – to zasadniczy motyw przysłów, powiedzeń, gadek itp. folkloru wszystkich narodów świata.
Z reguły uderzają nas i śmieszą te elementy zachowania się obcego, które najbardziej odbiegają od przyjętego przez nas wzoru. Chodzi tu najczęściej o rzeczy bardzo zewnętrzne, ale w doświadczeniu naszym bardzo ważne, gdyż wypełniające sobą treści naszego życia codziennego. Na całym świecie budzi dezaprobatę kuchnia obcego. W krajach anglosaskich aż dotąd Francuzi to frogs albo frog-eaters – wyraz dezaprobaty Anglosasów dla francuskiego obyczaju jedzenia żab. W tym wypadku drobny szczegół kulinarnych obyczajów Francuzów tak narzuca się uwadze narodów anglosaskich, że służy dla obdarzenia przydomkiem wszystkich Francuzów. Jest to jednak w poczuciu ludzkim szczegół bardzo ważny, który tyczy się tak istotnej rzeczy jak obyczaje dietetyczne. W Polsce Włoch był makaroniarzem, Żyd z reguły cuchnął czosnkiem i delikatne nosy wyczuwały zapach czosnku w wypadku Żydów, którzy go nigdy nie jedli. Warto na marginesie zaznaczyć, że wśród zasymilowanych Żydów w Polsce czosnek był w wielkiej pogardzie. Był przypomnieniem przeszłości. Ta znakomita i niezmiernie pożyteczna roślina, którą od starożytności rozkoszują się wszystkie narody południowe, w Polsce miała bardzo podejrzany zapach.
Folklor, dezaprobując pewien szczegół obyczaju czy zachowania się ludzi obcych, czyni z niego zasadniczą cechę, charakteryzującą całą zbiorowość ludzką. Metoda pars pro toto powszechnie występuje przy tworzeniu się obrazów jednej grupy ludzkiej w świadomości członków grupy drugiej. Są to znów te stereotypowe schematy, które mają tak kolosalne znaczenie dla stosunków międzyludzkich. Dalszym krokiem w tym kierunku jest przypisywanie obcym wszystkiego, co złe i brzydkie. Syfilis był chorobą francuską (w Turcji był chrześcijańską, w Moskwie polską), brzydkie insekty są prusakami (w niektórych krajach francuzami), kleks atramentowy był w Polsce żydem itd. itd.
Pomijając stosunkowo nieliczne wyjątki, folklor nigdy i nigdzie nie odnosi się życzliwie do obcych. Nie zawsze ma to charakter jawnej wrogości. Częściej wyraża się w kpinie. Obok śmieszności, jaką w nas budzi niezgodność zachowania się obcego z naszymi normami postępowania, działają dążenia kompensacyjne. Wyśmiewając obcego, utwierdzamy w sobie poczucie własnego znaczenia, stwierdzamy swoją wyższość nad obcym. Jest to szczególnie ważne w tych wypadkach, gdy obiektywnie czujemy się przez obcego zdystansowani czy zagrożeni. Niewątpliwie doświadczenia Polaków z Niemcami były wyjątkowo nieszczęśliwe. Stąd też obraz Niemca w folklorze polskim – jak to znakomicie wykazał Lück – jest specjalnie negatywny, obfitujący w cechy diaboliczne. Ale równocześnie jest też i ośmieszający. Niemiec jest głupi, sam w końcu wpada w sidła, które zastawił na innych.
Rozpatrując setki przysłów o tematyce żydowskiej należy stwierdzić, że dominującą w nich nutą jest śmieszność Żyda. Jest on postacią zabawną. Kiwa się jak nad Talmudem; Taka uroda, jak u Żyda broda; Co kto lubi, co kto woli: świnia śmiecie, Żyd cebulę; Boi się wody jak Żyd itd. itd. Wykpiwane są tu żydowskie obyczaje, przepisy dietetyczne, zajęcia, obrzędy religijne itp. Występuje tu śmieszny żydek, zresztą postać, z którą spotykamy się w innych formach polskiej twórczości ludowej, by wymienić choćby szopkę. Tchórzliwość Żyda, jego nieprawdomówność, jego zuchwalstwo – to dalsze motywy ośmieszające w polskich przysłowiach ludowych.
Istnieje jednak duża grupa przysłów, w których dezaprobata Żyda niekoniecznie ma charakter ośmieszający. W przysłowiach tych Żyd najczęściej występuje w powiązaniu z innymi ludźmi – bynajmniej nie z Żydami. W tych wypadkach przysłowie potępia pewną cechę, która jest bardziej ogólna. Cecha ta przysługuje Żydom, ale równocześnie przysługuje i nie-Żydom. Szczerość Litwina, stałość kobiety, poczciwość Żyda – na nic się przyda; Niemiec, Żyd, diabeł trzeci – jednej maci dzieci; Polski most, niemiecki post, cygańskie mienie, żydowskie sumienie, chłopski żart – diabła wart; Kochanki słowo, żydowska przysięga – pewność nietęga; Żyd i szlachcic dybią na chłopa zniszczenie itp.
Ogromna ilość styczności chłopa polskiego z Żydem była na gruncie funkcji gospodarczych, wykonywanych przez Żydów. Od Żyda się kupowało i Żydowi się sprzedawało. Żyd był źródłem kredytu. Przysłów, które odnoszą się do funkcji gospodarczych Żydów, jest duża ilość. Najbardziej z nich znane to Kiedy bieda to do Żyda (dziś w Polsce podobno się mówi: Choć jest bieda nie ma Żyda). Były jednak i przysłowia inne: Twardy jak Żyd do interesu; Każdy Żyd swój towar chwali; Żyd choć biedny, to nie głupi: przedaj tanio, wszystko kupi; Sprawiedliwy jak żydowska waga itd. Żyd nie jest tu oceniany życzliwie i nie jest tylko ośmieszany. Już to, że handlował, budziło dezaprobatę. W Polsce człowiek, zajmujący się handlem, nie był wysoko ceniony. Nie oznaczało to, by chłop polski – a jeszcze bardziej szlachcic – nie miał żyłki do handlowania. Jarmark był w życiu wsi bardzo ważnym wydarzeniem i to nie tylko ze względu na swe zadania społeczne i rozrywkowe. Chłop występował na jarmarku i jako sprzedawca. Szlachcic pasjonował się transakcjami handlowymi. Handlował zbożem, drzewem, końmi. Nie cofał się przed ryzykownymi spekulacjami i nie zawsze na nich źle wychodził. Wszystkie opisy życia szlacheckiego aż nadto wyraźnie o tym mówią. Ale i dla chłopa i dla szlachcica handel był rzeczą uboczną, pochodną, wypływającą z zasadniczej działalności gospodarczej, jaką było rolnictwo. Szlachcic bawił się w handel, ale widział w tym tylko jeden z aspektów gospodarki rolnej. Handel per se, handel jako autonomiczna czynność gospodarcza był uważany za coś podłego, godnego pogardy. Od szlachcica z czasem przeniosło się to i na inteligenta, to też stało się częścią etosu chłopa polskiego.
Ale Żyd nie był rolnikiem. Cały szereg przysłów polskich mocno mu to wypomina. Żyd był jedynie i wyłącznie kupcem czy handlującym. Handel w Polsce był oddany Żydom i stał się wyrazem przynależności do kasty. Zarazem handel ten był wysoce prymitywny, posługujący się metodami, które tylko w ramach zacofanej gospodarki mogły się rozwinąć. Przysłowie rosyjskie nie oszukasz, nie sprzedasz (nie obmaniesz, nie prodasz) doskonale charakteryzowało te metody. Przysłowie to zresztą było produktem czysto rosyjskim i nic z Żydami nie miało wspólnego. Żyd-kupiec trzymał się oczywiście reguł, w danych warunkach jedynie możliwych. Był też przedmiotem dezaprobaty i dlatego, że oddawał się czynności gospodarczej, która była w pogardzie, i dlatego, że trzymał się tu reguł, które uważane były za niewłaściwe. Inna rzecz, że reguły te były w powszechnym użyciu i wśród nie-Żydów.
Nie będzie przesadą powiedzieć, że lud polski przypisywał Żydowi cechy nie różne od tych, jakie lud krajów gospodarczo uwstecznionych przypisuje wszelkim zawodowym sprzedawcom, bez względu na ich wyznanie czy pochodzenie. ,,Szachraj, krętacz pijawka – epitety takie są w powszechnym użyciu w krajach kolonialnych w odniesieniu do miejscowych kupców, wśród których trudno jest spotkać Żydów. Kupcy Chińczycy w Indonezji i w Federacji Malajskiej są przedmiotem powszechnej niechęci i pod ich adresem są wysuwane niezliczone zarzuty, często zresztą nie pozbawione uzasadnienia. W tradycji amerykańskiej zachowała się pamięć nieuczciwych kupców z okresu kolonialnego i wczesnokapitalistycznego. To, co o kupcach i knajpiarzach mówiło się na Dzikim Zachodzie, ostrością osądów przewyższało wszelkie zarzuty, jakie w Polsce stawiano Żydom. Wśród tych kupców i knajpiarzy amerykańskich ilość Żydów była znikoma, jeżeli w ogóle można ich było tam spotkać.
Jednakże we wszystkich systemach gospodarczo prymitywnych obraz kupca nie jest malowany wyłącznie ciemnymi barwami. Są tu i barwy jasne. Można powiedzieć, że obraz ten ma wyraźnie ambiwalentne zabarwienie emocjonalne. Przy całej niechęci, jaka w Indonezji i w krajach Federacji Malajskiej istnieje w stosunku do kupca Chińczyka, rola jego w życiu zbiorowym jest poważna i często autorytatywna. W jeszcze większym stopniu dałoby się to powiedzieć o kupcu i knajpiarzu w tradycji amerykańskiej. W całej pełni dawało się to odnieść do obrazu Żyda w Polsce.
*         *         *
         Jak już wskazaliśmy powyżej, nie do końca jest prawdą powtarzane do znudzenia twierdzenie, że Polska była rzekomo zawsze bardzo życzliwie usposobiona wobec Żydów, którzy przecież niejednokrotnie stali na pozycjach wrogich temu krajowi i zawierali sojusze z jego nieprzyjaciółmi. W obliczu faktów przesadna tolerancja byłaby wyrazem klinicznej głupoty, a nie kultury społecznej. Przed wrogiem trzeba się bronić, a nie kochać go; chyba że się jest społeczeństwem zdemoralizowanym, słabym, małodusznym, nierozumnym i tchórzliwym.
Król Polski Kazimierz Wielki ostrzegał w 1343 roku ludność chrześcijańską przed Żydami, mówiąc: „Żydzi są prawdziwymi nieprzyjaciółmi naszej wiary chrześcijańskiej... Cel żydowskiej przewrotności do tego zmierza, aby dobra i majętność chrześcijan zawsze uszczuplać i wydrzeć”. Ale przecież tenże król obdarzył Żydów ogromnymi przywilejami, a ci wywierali na niego duży i nieustający wpływ przez Esterę, jedną z kochanek monarchy. Nawiasem mówiąc, to Estera zadbała o to, by wszystkie co do jednej aryjskie kobiety króla pochodziły z rodzin genetycznie upośledzonych i nie były w stanie rodzić potomstwa. Tak też się stało.
Inny król polski Władysław Jagiełło w Statucie Krakowskim z 1420 roku mówił: „Przewrotna perfidia żydowska zawsze była i jest przeciwna i wroga dla chrześcijan, i nie tylko co do wiary i do ciała, ale także najsilniej zmierza do rozdrapywania posiadłości i przywłaszczania majętności”. W 1423 roku tenże monarcha nakazał: „Aby Żydzi pieniędzy chrześcijanom nie pożyczali na kartę i prowizję pod przepadkiem”.
W 1527 roku Zygmunt I na prośbę mieszczan warszawskich wypędził Żydów z Warszawy, co zostało – formalnie, ale nie faktycznie – utrzymane w mocy aż do rozbiorów Polski. Wystarczało jednak, że Żyd formalnie ogłosił się za katolika i Polaka, a ten ostatni zaraz sadzał go sobie na kark. W 1572 roku Zygmunt II August skazał Żydów na karę 100 000 zł za fałszowanie monety bitej, m.in. z kradzionych sreber kościelnych. W innych krajach, m.in. Anglii, za tę zbrodnię lano Żydom roztopiony ołów do gardeł. Nie tylko osoby świeckie, ale i duchowne w Europie usiłowały zwalczać to, co w ich oczach uchodziło za jedną z plag egipskich.
W 1567 roku papież Pius V głosił w bulli: „Niegodziwość tego narodu uzbrojona najgorszymi wszelkiego rodzaju sposobami do tego doszła, iż zagraża wspólnemu naszemu dobru... Albowiem jeśli dopuścimy tak liczne rodzaje lichwy, przez którą Żydzi wszędzie niszczyli majątki biednych chrześcijan, uważamy, że dostatecznie jasna jest rzecz, iż oni przechowują złodziei, bandytów i są ich wspólnikami. Starają się przez nich rzeczy pochwycone i skradzione, nie tylko świeckie, ale i do służby Bożej służące, aby nie były rozeznane – na jakiś czas ukryć albo przenieść na inne miejsce, albo w ogóle przerobić.
Bardzo wielu Żydów pod pozorem załatwiania różnych rzeczy, chodząc do domów uczciwych kobiet, sprowadza liczne do domów nierządu... Wreszcie poznaliśmy dostatecznie i zbadali, jak nienawistnie odnosi się ten przewrotny rodzaj do imienia Jezus, jak jest nieprzyjaznym dla wszystkich, którzy nie zaliczają się do tego imienia, jakimi wreszcie podstępami czyhają na ich życie.
Papież Benedykt XIV, słysząc od biskupów polskich coraz to częstsze skargi na Żydów, napisał w roku 1751: „Papież ubolewa srodze, że taki wzrost Żydów w królestwie ze szkodą chrześcijańskiej ludności, że handle i szynki Żydzi trzymają, że do publicznych intrat i prowentów są dopuszczeni, a dzierżawy karczem, wsi, folwarków trzymając, dla chłopów tak są srogimi, że ich do ciężkich robót zmuszają i ciężarami podwody ich w daleką podróż naładowawszy i ich samych, i dobytek obciążają, a nadto i kary na nich stanowią i częstokroć plagami nad ciałem ich się pastwią. I stąd pochodzi, że owi ludzie chrześcijańscy rozumieją być panem i dziedzicem swoim Żyda, od którego skinienia, woli i rozkazu owi poddani mienią się być dependującymi.
Prócz tego, jak wspomniano, wsie, folwarki i grunta z poddanymi chrześcijańskimi arendują, przez co wielkie bezprawia i szkody dzieją się katolikom, zwłaszcza gdy Żydzi w dworach niektórych panów rządy domu i dyspozycje prowadzą, tudzież komisarskie urzędy sprawują... Nadto gdy z handlów, szynków, kupiectwa i różnych zysków nazbierają pieniędzy, tedy je chrześcijanom pożyczają z zadaniem lichwy, przez co dobro i fortunki chrześcijańskie wycieńczają i wyniszczają.
Także duchowni polscy nieraz przeciwstawiali się „szatańskiemu”, jak uważali, żydostwu. Oto Synod Episkopatu Polski w Piotrkowie w 1542 roku w memoriale do Zygmunta Starego zwraca się z następującą prośbą: „Aby pomnąć na wielkie szkody i straty, jakie dzieją się Kościołowi i chrześcijańskiej ludności w całym państwie polskim z powodu przyjmowania na jego terytorium tak wielkiej liczby przewrotnych i bezbożnych Żydów, wypędzonych z sąsiednich i innych krajów, zamknął całkowicie dostęp i napływ Żydów do Polski, zmniejszył i ograniczył ich liczbę w całym państwie.” Synod warszawski w 1561 roku prosił Zygmunta Augusta: „Aby Żydów nie naznaczano na urzędy publiczne, kierownicze i do poboru cła, jak to się dzieje w wielu miejscowościach Polski.
Synod chełmski w 1604 roku pisał w tymże duchu: „Obrzydliwa przewrotność Żydów zarówno w diecezji chełmskiej jak i całej Rzeczpospolitej doszła już do tego zuchwalstwa i bezczelności, że Żydzi górują nad chrześcijanami nie tylko wszelkiego rodzaju handlem, ale nadto panują nad ludem chrześcijańskim, nad nimi się coraz bardziej srożą i znęcają, zajmując podstępnie w posiadanie czy to w dzierżawę majątki i dobra ziemskie. Wobec takiej przewrotności żydowskiej wszyscy wierni katolicy, pomni na odpowiedzialność przed Bogiem na sądzie, powinni zerwać wszelkie stosunki z Żydami, nie popierając ich wcale i ze wszystkich sił powściągać ich niegodziwość.
Synod poznański w 1642 roku zaznaczał: „Nie można już dalej tolerować wzmagającego się z dniem każdym zuchwalstwa Żydów, którzy nie tylko przez zajmowanie się handlem i rzemiosłem pozbawiają chrześcijan środków do życia, ale nadto okazują się najbardziej nienawistnymi wrogami religii chrześcijańskiej, gdyż z pogardy dla praw kościelnych poniżają niedziele i święta katolickie, wykonując w te dni zakazane prace i handel.
Synod płocki w 1643 roku uważał, iż „słuszną jest rzeczą i zgodną ze świętymi kanonami, ażeby chrześcijanie całkowicie zerwali z Żydami.
Synod wileński w 1685 roku natomiast stwierdzał: „Żydzi z pogardy i nienawiści do religii chrześcijańskiej szerzą wszędzie zepsucie, bezbożność i zgorszenie wśród chrześcijan...
Niewiasty chrześcijańskie, będące karmicielkami dzieci żydowskich, uwodzone są przez Żydów za umówioną cenę pieniężną do strasznych zbrodni, do pijaństwa i rozpusty, i o zgrozo... do wydawania im własnych dzieci, zabijanych następnie okrutnie przez Żydów dla celów rytualnych, jak to już niejednokrotnie w poprzednich czasach zdarzało się, o czem poucza historia.
Wtórował tym słowom synod poznański w 1720 roku: „Przewrotny naród żydowski prastarą nienawiścią do Zbawiciela Naszego i zawsze najwięcej wrogo usposobiony do chrześcijaństwa, im bardziej krępowany jest prawem kanonicznym i prawem cywilnym, tym więcej rości sobie urojenia, że mu wszystko wolno, opierając się na protekcjach pogardza wszystkich i nie pozostawia niczego nienaruszonym.
Niesprawiedliwa lichwa nie tylko doprowadza ludność do zubożenia, lecz okrada chytrze skarb państwa na cłach wszelkiego rodzaju, miesza się do sprzedaży kosztowności, do handlu mięsem i artykułami spożywczymi, napojami alkoholowymi, do arend i dzierżawienia browarów, gorzelni, gospód i zajazdów, karczem, a nawet niekiedy i do posiadłości ziemskichUtrudniają katolikom sposób do życia i przywłaszczają sobie nad nimi władzę... Żydzi, ten wróg największy, cieszą się wielką protekcją możnych.
Synod przemyski w 1723 roku także ostrzegał: „Żydzi, ten gad jadowity, ci wygnańcy palestyńscy, którzy już zalali całą Ruś i rozrastają się na krzywdzie i wyzysku chrześcijan, pełni pychy, nienawiści i chytrości, stawiają sobie za główny cel swej przewrotnej działalności: podstęp, zbrodnie i wszelkiego rodzaju występki, bluźnierstwa, zniewagi i wyszydzanie Tajemnic Wiary naszej świętej.
Jakże nad wyraz bolesną jest rzeczą, iż wielu spośród polskich magnatów i szlachty popiera Żydów dając im łatwiejszy do siebie dostęp aniżeli katolikom, łudząc się nadzieją przyszłych zysków i pożyczek pieniężnych od Żydów, a nie bacząc na to, że pieniądze w tak nieuczciwy sposób nabyte prędko utracą i ściągną na siebie i na swoje potomstwo karę Bożą i utratę błogosławieństwa Bożego.”
Synod płocki w 1733 konstatował: „Przewrotne żydostwo, ten naród nienawistny Bogu, szerzyciel i roznosiciel wszelkiego zepsucia i rozkładu moralnego, herezji, zalewa z niebywałą szybkością całą Polskę...
Wzrastają na siłach i korzenie swoje coraz głębiej zapuszczają z uszczerbkiem wielkim i szkodą dla chrześcijaństwa i katolików, wśród których żyją, panoszą się i rozpościerają.
Synod chełmiński w 1745 roku ostrzegał: „Naród żydowski, przewrotny i nienawistny Bogu, jest zepsutego umysłu i zatwardziałego serca, a całem jego dążeniem jest, by majątki i wszelkie dobra chrześcijan rujnować, niszczyć, uszczuplać i niweczyć.
Synod kijowski w 1762 roku wywodził: „Należy ubolewać nad bezczelnością i zuchwalstwem Żydów, którzy korzystając z protekcji możnych panów liczących na zyski, szerzą się po całej Polsce, dopuszczają się bezkarnie różnych występków, oszustwa, zdrad, krzywd i wszelkiego rodzaju nienawiści i naigrawania się z chrześcijan, lichwy, zabobonów, czarów, świętokradztwa, bluźnierstw przeciwko Panu Bogu i wierze chrześcijańskiej, naruszenia świąt katolickich i praw tak kościelnych jak i państwowych.
Wreszcie synod lwowski w 1762 roku był pewien, że „naród żydowski pod protekcją możnych rozszerza się i wszelkich wysiłków używa, zmierzając do ruiny i zniszczenia chrześcijan.
*         *         *
           Także intelektualiści polscy byli oburzeni stosunkiem Izraelitów do narodu, który ich gościnnie przyjął do swego domu. Sebastian Klonowicz (1551-1602) – sędzia w Lublinie ds. żydowskich, mówił: „Żyd lichwą ciąży wielkim miastom, dziwnemi siły dobija się podług zysku. Przedaje wszystko, handluje wodą, handluje powietrzem, handluje pokojem, frymarczy przedajnym prawem. A wszędzie, gdzie się handlem wciśnie, przymili się panującym, aby zarzucić sieci zwykłego sobie obłowu... Otóż to Abrahama podobno jedyne potomstwo, naśladujące święte i sprawiedliwe obyczaje przodków.
W 1656 roku Stefan Czarniecki rozkazał wyciąć Żydów w Sandomierzu za to, że masowo sprzyjali i współpracowali z najeźdźcami – Szwedami, w czasie Potopu.
W 1713 roku ks. Stefan Żuchowski w swojej pracy pt. Proces kryminalny o niewinne dziecię okrutnie przez Żydów zamordowane pisał: „Ledwie nie z całej Europy rugowani, do nas jako do raju przyszli... Ale czas, by te jaszczurki i Polakom z zanadrza wyrzucić.”
W 1758 roku o. Gaudenty Pikulski pisał: „Jeśli według zdania cudzoziemca Polska jest piekłem wieśniaków, to Żydzi ze stroju i funkcji swojej jak czarni diabli w tym piekle na arendach i karczmach dopiekają ubogich wieśniaków.”
Wybitny uczony, filozof i działacz polityczny Stanisław Staszic w 1818 roku pisał: „Do przyczyn wielkich nieszczęść narodu polskiego należą bezsprzecznie Żydzi. Niebaczni przodkowie nasi nie zważali na postęp cywilizacji Europy ani użytkowali z doświadczeń innych narodów.
Kiedy ludy europejskie, wychodząc z feudalizmu, ustalały u siebie dziedzictwo tronów, oni wtedy dziedzictwo korony od niepamiętnych czasów w Polsce ustanowione wstrząsnęli i osłabili, nie przestając tego istotnego punktu jedności społeczeństwa dalej osłabiać i burzyć.
Kiedy w Europie gotowe wojska stawały się jedyną obroną trwałości państwa, w Polsce wojsko z ówczesnych największe, najbitniejsze i laurami zwycięstw okryte, zwinięto pod Augustem II. Kiedy Żydów, jak zarazę niszczącą postęp cywilizacji narodów, wypędzono z Hiszpanii, z Francji, z Niemiec i z innych krajów Europy, a pod karą śmierci jako wyjętych spod wszelkiego prawa nie wpuszczono do Moskwy, wtedy Polacy otworzyli wszystkie im granice, dali przytułek i większą swobodę niż rodowitym mieszczanom i rolnikom.
Dwa pierwsze błędy przywiodły nasz naród do upadku i do podziału. W tym nieszczęściu jeszcze byśmy przez oświecenie, przez cywilizację mogli wznieść się i ratować, lecz błąd trzeci – Żydzi byli zarazą wewnątrz, zarazą ciągle polityczne ciało osłabiającą i nędzniejącą.
To ciało podzielone, chociażby po podziale znowu zjednoczone zostało, przecież z tą wewnętrzną skazą nigdy nie może nabrać właściwych sobie sił ani czerstwości, musi na zawsze być tylko słabym i wynędzniałym.
Żydzi rozsypani po całej Polsce, wszędzie ze swym duchem wyłączności, z naszym ludem pomieszani, tylko zapluwają cały naród, zapluwają cały kraj, a zmieniając go w kraj żydowski, wystawiają w Europie na pośmiewisko i wzgardę. (...)”
Osobnym „zwierciadłem” odbijającym oblicze Żyda była późniejsza beletrystyka polska, o której pod tym względem A. Hertz pisał co następuje: Istnieje jedna dziedzina, w której badania nad obrazem Żyda w polskiej świadomości zbiorowej mogą być szczególnie płodne i stosunkowo nietrudne. Dziedziną tą jest literatura piękna. Niewątpliwie obraz Żyda, jaki w niej występuje, niekoniecznie oznacza, by był on powszechny dla wszystkich członków społeczności polskiej. W Polsce zasięg oddziaływania literatury pięknej był zawsze ograniczony. Trafiała ona do określonych środowisk społecznych. Z drugiej jednak strony literatura starała się odtworzyć wszelkie środowiska, starała się ująć i te, do których trafić nie mogła. Jej wartość poznawcza dla naszego zadania jest kolosalna. Jak w literaturze polskiej przedstawiał się Żyd, jak obraz jego przełamywał się w świetle ocen i opisów pisarzy polskich?
Temat to ogromny. Można by mu poświęcić całą książkę. Książkę taką napisał kiedyś Jeske-Choiński, ale wartość jej jest żadna. Jest książka Ireny Butkiewiczówny o powieściach i nowelach żydowskich Elizy Orzeszkowej (Lublin, 1937), ale ogranicza się ona do wąskiego tematu. Słowem, wszystko tu jest do zrobienia. W pracy niniejszej możemy znów ograniczyć się tylko do postawienia samego zagadnienia i do wysunięcia pewnych momentów, które mogą być ważne dla dalszych badań.
Zacznijmy od najbardziej ogólnych stwierdzeń. Przede wszystkim Żyd występuje w polskiej literaturze pięknej stosunkowo często. Literatura po prostu nie mogła pominąć faktu jego obecności w Polsce. Po drugie – stosunek do niego jest najczęściej życzliwy, niekiedy – bardzo ciepły i serdeczny. Literatura polska pod tym względem wyraźnie odbiega i od polskiej twórczości ludowej i od polskiej publicystyki politycznej.
Ale odbiega ona i od twórczości literackiej innych krajów, w których Żydzi tworzyli znaczne skupiska ludzkie. Weźmy jako przykład literaturę rosyjską. Istnienie Żyda było dość rzadko zauważane przez pisarzy rosyjskich i stosunek do niego – gdy był zauważany – był chłodny, nawet – nieżyczliwy. Postać Żyda była zupełnie pominięta przez Puszkina, który zresztą życie swe spędził w tej części cesarstwa rosyjskiego, w której Żydzi w owych czasach byli rzadkością. Ale Gogol, którego twórczość w tak wielkim stopniu obracała się wokół tematyki ukraińskiej, o Żydach mówi bardzo nieżyczliwie. Nie występują Żydzi u Turgieniewa. Marginesowo występują u Dostojewskiego, np. w „Braciach Karamazow”, i są potraktowani niechętnie i pogardliwie. Dostojewski-publicysta był wyraźnym antysemitą. Nie ma Żydów w twórczości Tołstoja, choć Tołstoj-publicysta głośno i stanowczo potępiał antysemityzm i pogromy żydowskie. U Czechowa bohaterką jednego z opowiadań jest Żydówka. Nie jest to postać przyjemna. Wyrachowana i wyrafinowana uwodzicielka, deprawuje naiwnego oficerka, by mu nie zapłacić długu. To samo robi z jego niby bardziej doświadczonym kuzynem. Jednakże w dramacie Iwanow, Czechow potraktował postać Żydówki z wyraźną sympatią. Sylwetki żydowskie pojawiają się u niektórych mniejszych pisarzy rosyjskich przed i porewolucyjnych, ale są to tylko sylwetki, traktowane zdawkowo i ubocznie. Jedynie tylko niektórzy pisarze rosyjscy pochodzenia żydowskiego – Juszkiewicz, Ilja Erenburg – zajmują się tematyką żydowską. Z nich jednak tylko Juszkiewicza można uważać za narratora życia żydowskiego w Rosji i jego spraw.
Zupełnie inaczej w Polsce. Wystarczy zapoznać się z piękną antologią Jana Winczakiewicza „Izrael w poezji polskiej”, by być uderzonym i obfitością wypowiedzi poetów polskich o Żydach, i często ciepłem ich stosunku. Wielka poezja polska dała postać Jankiela, którego uważać należy za jedną z centralnych postaci „Pana Tadeusza”. Roli Jankiela w „Panu Tadeuszu” nie da się pomniejszyć żadną interpretacją. Mickiewicz przeznaczył tej postaci rolę zasadniczą i to bez wątpienia było wyrazem poglądów poety na rolę Żydów w Polsce. Zauważmy przy tej sposobności, że w „Weselu” Wyspiański wyznaczył Racheli rolę rozpętania całego misterium. Ona to przecież wprowadza element wizji poetyckiej, który prowadzi do wyzwolenia tego, co się komu w duszy śni.
Poezja polska spoglądała na Żyda z różnych stron. W pięknym wierszu Syrokomli o księgarzu ulicznym trafnie dostrzegała jedną z najważniejszych funkcji kulturotwórczych żydostwa polskiego – funkcję rozpowszechniania wielkich wartości kultury polskiej. Opłakiwała smutki żydowskie pieśniami Kasprowicza czy Gomulickiego, mówiła o patriotyzmie Żydów, o ich związaniu z krajem.
Pesymistyczny i Żydom nieżyczliwy kierunek myśli politycznej nie znajdował odgłosu w poezji polskiej. W jednym tylko wypadku i u jednego poety spotkać się można z niechętnym ustosunkowaniem się do Żydów i z odgłosami ówczesnej publicystyki antysemickiej. Chodzi tu o „Nie-Boską komedię”. Zauważmy jednak, że Krasiński wprowadza tu przechrztów – a więc Żydów, którzy zerwali z przeszłością, którzy starają się wejść w środowisko nieżydowskie. Krasiński w niechęci do nich nie tyle idzie śladami swego ojca, ile jest wyrazicielem nastrojów i uprzedzeń, jakie w owym czasie panowały we Francji wobec homines novi ze świata żydowskiego, i równocześnie w pewnych kołach polskich wobec frankistów. Ci, o których Krasiński mówi, to ex-Żydzi. W owej epoce Żyd wyznaniowy jeszcze nie występował na widowni politycznej. Arystokratę Krasińskiego wystarczająco niepokoili homines novi pochodzenia żydowskiego, jak zresztą niepokoili go wszelcy homines novi.
W każdym jednak razie stanowisko Krasińskiego było wyjątkowe. W poezji polskiej do Żydów życzliwie odnoszą się nawet i tacy poeci, którzy – jak np. Kasprowicz – w życiu codziennym nie darzyli ich względami.
Stwierdźmy dalej rzecz niewątpliwą: w poezji polskiej – pomijając nieliczne wyjątki – Żyd występuje jako część krajobrazu polskiego – krajobrazu fizycznego i duchowego. Poeci widzą go od strony jego uczestnictwa w życiu polskim, w oderwaniu od środowiska żydowskiego. Co wiemy o Jankielu nie na tle polsko-litewskiego Soplicowa? Bardzo niedużo. Właściwie tyle tylko, że wykonywał zawody żydowskie i że był w sąsiednim mieście podrabinkiem. Jankiel jest tu widziany wyłącznie od strony polskiej, powiedzmy – soplicowskiej. Był ofiarnym i gorącym polskim patriotą. Wykonywał z ramienia patriotów tajemnicze misje polityczne i przez Moskali posądzany był o szpiegostwo. Był rozjemcą w sporach między zwolennikami Soplicy i zwolennikami Horeszków i obie strony szanowały go i liczyły się z jego zdaniem. Był zaufanym powiernikiem księdza Robaka. Spełniał określone zadania kulturalne: był źródłem nowin z szerokiego świata, dzięki niemu pieśni z różnych okolic Polski przenikały na Litwę. Mickiewicz bezspornie w osobie Jankiela uchwycił szereg zasadniczych obiektywnych funkcji, jakie były udziałem Żydów polskich. Ale Mickiewicz zupełnie pominął świat żydowski Jankiela, tak samo zresztą jak pominął świat chłopski. Bo też – jak to mówi podtytuł – „Pan Tadeusz” w intencji poety miał być historią szlachecką i z natury rzeczy świat nieszlachecki mógł tu być widziany tylko od strony szlacheckiej i ze względu na jego udział w rzeczywistości szlachecko-soplicowskiej. Chłop w „Panu Tadeuszu” jest w porównaniu z Jankielem postacią znacznie bardziej dalekoplanową.
To oderwanie Żyda od środowiska żydowskiego dominuje w prawie całej poezji polskiej. Żyd jest widziany od strony polskiej i oceniany od strony polskiej. Najważniejszym motywem jest jego polski patriotyzm, zdolność wykazywania się najwyższymi cnotami polskimi. Jeżeli zaś motyw ofiarnego patriotyzmu nie jest bezpośrednio wprowadzany, to są podnoszone jakieś zasługi dla polskości, jak w wierszu Syrokomli o księgarzu, czy w pięknym poemaciku Zofii Bohdanowiczowej „Szałdy-Bałdyrowski” o wędrownym kramarzu żydowskim, pokornym i bezpretensjonalnym łączniku między zapadłą wsią litewską a wielkim światem, usymbolizowanym w firmie Puls z Warszawy. I tu poetka znakomicie uchwyciła jedną z funkcji kulturotwórczych Żyda, ale i tu wprowadziła go w zupełnym oderwaniu od środowiska żydowskiego.
Pomijając wiersze, powstałe w czasie ostatniej wojny, lub do niej się odnoszące, w dawniejszej poezji polskiej nieraz występował motyw opłakiwania czy opisywania niedoli żydowskiej. W wierszu Wacława Szymanowskiego „O Żydzie Boruchu” Żyd stale jest ofiarą, niezależnie od tego, czy będzie za Sasem czy za Lasem. Tak samo zresztą jak chłopek. Tu niedola Żyda jest raczej fragmentem niedoli wszystkich warstw niższych, padających ofiarami swawoli szlacheckiej. Ale i tu Żyd jest widziany jako część ogólnego krajobrazu polskiego, nie zaś jako uczestnik własnej zbiorowości społeczno-kulturalnej.
W wielkim dramacie polskim, „Sędziowie” wprowadzają świat żydowski widziany niezależnie od świata nieżydowskiego. Ale żydowskość „Sędziów” jest raczej przypadkowa. Wyobraźnię Wyspiańskiego poruszyło wydarzenie autentyczne, związane z żydowską karczmą. Sama jednak problematyka dramatu jest ogólnoludzka, bardziej antyczna niż specyficznie żydowska.
Były jednak w poezji polskiej próby wydobycia swoistej atmosfery żydowskiej, zwłaszcza mistyczno-religijnej, próby, których owocami było kilka przepięknych wierszy Gomulickiego, Kasprowicza i Lieberta. Żyd był tu pokazywany jako Żyd, był pokazywany w świetle swych własnych odczuć, wierzeń, dążeń. Były to jednak zjawiska wyjątkowe. Takich utworów w poezji polskiej było stosunkowo mało.
Rzecz znamienna, że poezja polska czasów późniejszych zupełnie pominęła – podobnie jak i polska proza literacka – te przemiany, jakie odbywały się w życiu żydowskim. Nie były one po prostu zauważane. Nie były nawet zauważane przez poetów polskich pochodzenia żydowskiego, którzy – jak Tuwim, Słonimski, Wittlin, Hemar –- do twórczości swej wprowadzali motywy i tematy żydowskie. Ich sposób patrzenia na Żydów i na sprawy żydowskie nie różnił się zasadniczo od tego, jak na to spoglądali inni poeci polscy. Niewątpliwie w poetach pochodzenia żydowskiego były żywe momenty osobiste. Była nuta goryczy z powodu antysemityzmu, odmawiającego im prawa do miana poetów polskich. Ale zasadnicze ujęcie było zgodne z ogólnym wzorem, panującym w poezji polskiej. Słonimskiego lichwiarz zmarnowany, który dał się porwać czarowi literatury polskiej, nie odchyla się od linii zasadniczej, jaką zapoczątkowali poprzedni poeci. Tuwim w „Kwiatach polskich” daje skrawek środowiska żydowskiego w opisie podłódzkiego letniska. Jest to rzadka w poezji polskiej próba sięgnięcia do świata Żydów polskich. Przy całym autentyzmie w przedstawieniu tego świata czy światka jest tu Soplicowo, odbicie Polski wśród asymilującego się mieszczaństwa żydowskiego. I tu nie znajdujemy odbicia tych prądów i dążeń, jakie w tym okresie zaczynały żyć w społeczności żydowskiej w Polsce. Jak ogół Polaków – a Tuwim był Polakiem i wielkim polskim poetą – autor o rzeczach tych wiedział bardzo mało, słabo się nimi interesował, widział je bardziej od strony śmiesznej niż poważnej.
Jeżeli poeci polscy pochodzenia żydowskiego tragicznie przeżywali konflikt polsko-żydowski w sobie samych, to było to pochodną ogólnej atmosfery, jaka w Polsce w tym okresie panowała. U poetów doby dawniejszej – u Langego, Arnsteinowej, Jana Mieczysławskiego itd. – konflikt ten albo wcale nie występował, albo był bardzo słaby. Poeci ci byli przyjęci przez świat polski i mogli zająć w nim jakieś miejsce. Konflikt taki mógł wystąpić znacznie później, gdy poetom pochodzenia żydowskiego zaczęto odmawiać miejsca w literaturze polskiej. Stąd płynął i nurt goryczy i nawet gorzkiego sarkazmu, nawet cynizmu, w stosunku do siebie, do własnej pozycji i do otaczającego świata. Inspirowało to twórczość zarówno piękną jak i bolesną, ale nie dawało pola dla wprowadzenia obrazu Żyda i jego rzeczywistości do literatury. Wprowadzało jedynie pewne aspekty sprawy żydowskiej w Polsce i to w odniesieniu do tych, którzy Żydami być przestali.
Pominiemy tu tych poetów, którzy, pisząc po polsku, utożsamiali się z żydostwem. Ci oczywiście sięgali do szerokiej tematyki żydowskiej, ale byli grupą specjalną, ogółowi polskiemu mało znaną.

Jednakże nie poezja ale proza literacka ma zasadnicze znaczenie dla ustalenia obrazu jednej zbiorowości ludzkiej w świadomości zbiorowości drugiej. Powieść i nowela zawsze mogą służyć jako kapitalny materiał socjologiczny. Sama forma, sama tematyka stwarzają tu możliwości, które nieskończenie przewyższają możliwości poezji. I dlatego to najciekawszym dla nas zagadnieniem będzie obraz Żyda w polskiej prozie literackiej.
I tu stwierdzimy to samo, cośmy stwierdzili mówiąc o polskiej poezji. W polskiej prozie literackiej Żyd występuje często i przeważnie jest traktowany życzliwie.
Mamy więc w literaturze polskiej niemało powieści i opowiadań żydowskich, opartych na tematyce żydowskiej, opisujących życie żydowskie czy też pewne jego fragmenty i aspekty. Początek daje tu Niemcewicza „Lejbe i Sióra”, owa sentymentalna korespondencja pary szlachetnych kochanków, dążących do wiedzy i cnoty. Punktem szczytowym są tu powieści i opowiadania Orzeszkowej z „Meirem Ezofowiczem” na czele. Cały szereg powieści żydowskichwyszedł spod pióra mniejszych pisarzy, żeby wymienić Gawalewicza, Gruszewskiego czy gawędziarza Klemensa Junoszę. Z tych powieści mniejszych pisarzy „Mechesi” Gawalewicza mają szczególne znaczenie dokumentalne. Wypadnie nam o tej powieści jeszcze pomówić osobno. „Żydowskie” nowele i opowiadania Konopnickiej, Szymanowskiego, Świętochowskiego – by pominąć innych - zdobyły sobie wielką popularność. „Mendel Gdański” stał się bez mała symbolem.
Można tu jeszcze dodać takie utwory dramatyczne jak Zapolskiej „Małka Szwarcenkopf” – nie najlepszy na pewno z utworów Zapolskiej, ale jako materiał socjologiczny bardzo interesujący.
Jako postacie dalszoplanowe Żydzi są zjawiskiem powszechnym w polskiej prozie literackiej. Nie brak ich u Kraszewskiego i u Korzeniowskiego. Odgrywają poważną rolę u Prusa, występują u Żeromskiego. Nie pomija ich Maria Dąbrowska, której Żydówka-bądźzdrówka” ma duży wpływ na losy bohaterów powieści. Przesuwają się Żydzi u Reymonta i u Przybyszewskiego, Z wybitnych pisarzy polskich bodaj jedynie Sienkiewicz i Berent pozostawili Żydów na stronie.
Jak wyglądał obraz Żyda w powieściach żydowskich, w jakiej mierze odtwarzał on rzeczywistość? Możemy tu od razu zakwestionować wartość poznawczą powieści Niemcewicza. Szlachetna ta powieść, piękny dowód wzniosłych uczuć i przekonań autora, w bardzo słabym stopniu odpowiadała rzeczywistości żydowskiej w Polsce. Niewątpliwie można w niej się doszukać odgłosów ruchu, jaki pod nazwą „Haskalah” zaczynał w owym czasie docierać i do Żydów polskich. Niewiele jednak przemawia za tym, by Niemcewicz o tym ruchu coś wiedział i – jeżeli wiedział – zdawał sobie sprawę z jego sensu. „Lejbe i Sióra to spóźniony produkt Wieku Oświeconego, z jego racjonalistyczną koncepcją, że przez oświatę można rozwiązać wszystkie zagadnienia życia zbiorowego. Niemcewicz koncepcję tę zastosował i do Żydów, niewiele dbając o rzeczywiste oblicze życia żydowskiego. Stąd też zapewne bohaterowie jego prezentują się tak papierowo, schematycznie i nieprzekonywająco.
Byłoby jednak błędem, gdybyśmy mieli zlekceważyć znaczenie powieści Niemcewicza. Zapoczątkowała ona w literaturze polskiej typ młodego Żyda, dążącego do oświaty, poświęcającego swe życie sprawie uobywatelnienia swych współwyznawców i tą drogą służenia całej Polsce. Poprzednikiem Meira Ezofowicza był nie kto inny, jak Niemcewiczowski Lejbe. A odgłosy powieści Niemcewicza można usłyszeć nawet w „Mechesach” Gawalewicza. I tu szlachetny bohater – żyjący zresztą w absolutnie innych warunkach – ma w sobie coś z tradycji Lejbe i Meira.
O wiele pełniejszy obraz życia żydowskiego dała w swych powieściach Eliza Orzeszkowa. Życie żydowskie interesowało ją. Prawda, że pole jej doświadczeń było ograniczone. Z jednej strony sprowadzało się do obserwacji lokalnych gett litewskich, z drugiej pozostawało w związku z przyjaciółmi pisarki takimi jak Leopold Méyet, Nussbaumowie, Lewenthalowie, Eigerowie i inni. W tych swych żydowskich przyjaciołach mogła Orzeszkowa widzieć spełnienie obietnicy danej przez Meira Ezofowicza. Ludzie ci wyszli ze świata żydowskiego. Dziadowie ich, a nawet ojcowie byli religijnymi Żydami. Przyjaciele Orzeszkowej reprezentowali najwyższy poziom kulturalny, byli dobrymi Polakami, służyli ofiarnie sprawie polskiej, byli ludźmi szlachetnymi. Orzeszkowa mogła być pewna ich przyjaźni i z całym sercem do nich się odnosiła.
Pogląd tych ludzi na sprawę żydowską w Polsce nie odbiegał od poglądów samej Orzeszkowej. Do przeszłości swych dziadów nie odnosili się oni z pogardą. Znajdowali w niej cenne wartości. Ale jednocześnie odrzucali ją jako coś przebrzmiałego, tamującego postęp. Byli wychodźcami z kasty i wrócić do niej już nie mogli. Odrzucali ją dla siebie i chcieli służyć pomocą innym wychodźcom z kasty.
„Meir Ezofowicz” nie może być uważany za próbę wiernego odtworzenia rzeczywistości małomiasteczkowego getta litewskiego czy polskiego. Wątpliwe jest nawet, by intencją Orzeszkowej było napisanie powieści realistycznej. Sama sytuacja rodziny Ezofowiczów jest czymś wyjątkowym. Ileż to rodzin żydowskich w Polsce mogło się powołać na takie tradycje historyczne? Motyw karaimski w powieści wygląda, historycznie rzecz biorąc, bardzo nieprzekonywająco. Z powieści żydowskich Orzeszkowej już raczej „Eli Makower” – rzecz zresztą słaba – bardziej zasługuje na nazwę realizmu niż „Meir Ezofowicz”. Nawiasem można by dodać, że równie mało realistyczne jest przedstawienie np. Bohatyrowiczów.
Ale pewne elementy realizmu są i w „Meirze” zachowane. Orzeszkowa umiała uchwycić początki walki o laicyzację życia żydowskiego w Polsce. Umiała ogarnąć sens nowych dążeń, budzących się wśród młodszych generacji. Powiedziała wiele trafnego na temat stałego konfliktu między władzą kahalną a rabinatem. Pod tym względem dała w literaturze polskiej stosunkowo najbardziej pełny i do rzeczywistości zbliżony obraz życia żydowskiego w Polsce.
Z drugiej jednak strony obraz ten na długie lata stał się wzorem ujmowania Żyda polskiego. A przecież już za czasów Orzeszkowej w świecie żydowskim następować zaczynały zasadnicze odchylenia od tego obrazu. Były one najwyraźniejsze w dużych miastach Kongresówki, ale dawały się zauważyć i w małomiasteczkowych gettach litewskich. W rzeczywistości jeszcze za życia pisarki, w końcu wieku XIX i na początku XX, z getta Meira Ezofowicza już niewiele zostało. Sprawy te nie mogły były ujść uwadze Orzeszkowej. Widziała je, boleśnie odczuwała postępy rusyfikacji wśród Żydów litewskich, nie rozumiejąc, że rusyfikacja była w danych warunkach jedynie możliwą formą przeciwstawiania się kaście i wychodzenia z niej. Pociechą była dla niej polonizacja Żydów w Polsce właściwej, choć nie mogła przewidzieć, że polonizacja ta była tylko fazą przygotowawczą dla rozwinięcia się wśród Żydów szerszych dążeń narodowo-emancypacyjnych.
Pod koniec wieku XIX wzrosła liczba powieści i dłuższych opowiadań na tematy żydowskie. Z autorów właściwie tylko jeden Klemens Junosza usiłował odtworzyć obraz życia mas żydowskich w Polsce. Ale opowiadania Junoszy są utrzymane w tonie i charakterze facecji szlacheckiej. Widzi Żydów od strony komicznej, przy czym obraz ich w jego ujęciu odpowiada tradycyjnym wzorom przeszłości. Żydzi z jednej strony są pijawkami, ale równocześnie są koniecznością życiową dla szlachcica-ziemianina, który bez nich obyć się nie może. Stosunek Junoszy do Żydów nie jest życzliwy, ale i nie wrogi. Jest raczej zabawowy. Uderza Junoszę śmieszność Żyda, która wynika z rozbieżności pomiędzy szlacheckim wzorem życia a wzorem żydowskim.
O wiele ważniejszą od gawęd Junoszy i od wyraźnie antysemickich powieści Gruszeckiego była duża powieść Gawalewicza „Mechesi”. Stara się ona dać obraz życia pewnego środowiska żydowskiego – bogatej plutokracji, porzucającej kastę i usiłującej upodobnić się do szlachty i arystokracji. Powieść Gawalewicza – powieści o zbliżonej tematyce na przełomie wieków XIX i XX ukazało się w Polsce więcej – jest odbiciem przemiany, jaka rzeczywiście następowała w całym życiu polskim i w szczególności w pewnych środowiskach żydowskich.
Gawalewicz trafnie uchwycił rolę Żydów w kształtowaniu się nowej, miejskiej plutokracji i burżuazji w Polsce. Akcję powieści słusznie umieścił w Warszawie, która stawała się najważniejszym polskim ośrodkiem przemysłowo-handlowo-bankierskim. Sam mocno związany z Warszawą, miał sposobność bezpośredniego obserwowania życia plutokracji warszawskiej dla zrozumienia procesu asymilowania się plutokracji żydowskiej końca wieku XIX.
Nie uszedł uwadze Gawalewicza fakt, że wzorem, do którego przyjęcia zmierzała bogata burżuazja żydowska, był styl życia arystokracji polskiej. Nie najlepsze elementy tego wzoru są tu przyjmowane. Przeciwnie – właśnie najgorsze. Bezsensowny zbytek, zastaw się a postaw się, snobizm, fumy i panoszenie się – wszystko to jest gorliwie małpowane przez plutokrację żydowską. Ideałem jest skoligacenie się przez małżeństwo z podupadłą rodziną arystokratyczną czy pseudoarystokratyczną. Głównym wątkiem powieści są właśnie dzieje takiego małżeństwa.
Powieści Gawalewicza w żadnym wypadku nie można uważać za antysemicką. Jeżeli autor gani plutokrację żydowską, to niemniej ostro gani arystokrację czy pseudoarystokrację polską. Co więcej – właśnie w środowisku żydowskim znajduje typy głęboko pozytywne, do których – jak do głównego bohatera – odnosi się ciepło i życzliwie. Te postacie pozytywne to właśnie ci, którzy przeciwstawiają się popędowi otoczenia, szukają własnych dróg, chcą tworzyć jakieś rzeczywiste wartości. Są tu jakieś odgłosy Meira Ezofowicza, przerzuconego na zupełnie inny teren.
Nie ulega wątpliwości, że i w powieściach Orzeszkowej i w powieści Gawalewicza były próby pokazania czytelnikowi autentycznych fragmentów rzeczywistości żydowskiej. Były to jednak tylko fragmenty. U Orzeszkowej jest to fragment stylizowany, przystosowany do ideologicznych założeń wielkiej pisarki. U Gawalewicza jest to fragment, który właściwie jest już poza obrębem rzeczywistości żydowskiej. Świat tu opisany nawet wyznaniowo wyraża się w dążeniu do odcięcia się od niego, do zatarcia – gdyby to było możliwe – wszelkich śladów przeszłości. Jest to świat uciekinierów z kasty, nie tylko uchodźców. Od tej strony widziana, powieść Gawalewicza jest kapitalnym dokumentem, ale w żadnym wypadku nie może służyć za ilustrację życia żydostwa polskiego.
Powieść żydowska – zarówno Orzeszkowej, jak Gawalewicza – podobnie jak poezja polska, patrzy na Żydów od strony ich udziału w polskości, pod czysto polskim kątem widzenia. Bez wątpienia Żyd w tej powieści jest czymś więcej niż cząstką krajobrazu polskiego. Ale nie jest zbiorowością żywą, mającą własne problematy, usiłującą jakoś je rozwiązywać. Samo istnienie takich problematów znajdowało w polskich powieściach żydowskich” bardzo słabe odbicie. Rzecz charakterystyczna, że nawet te momenty życia żydowskiego, które miały głębokie aspekty ogólnoludzkie, były przez pisarzy sprowadzane na płaszczyznę polskiego patriotyzmu czy dość naiwnego utylitaryzmu społecznego. Tak np. wygląda u Gawalewicza sprawa małżeństwa mieszanego i konfliktów z nim związanych. Były to sprawy, z którymi autor nie umiał sobie dać rady. Nie był zresztą człowiekiem wielkiego talentu i nie umiał wyjść poza prowincjonalizm ówczesnej Warszawy.

Ale Żydzi i motywy żydowskie występowały w całej masie polskich powieści i opowiadań, których tematyka i założenia nic z Żydami wspólnego nie miały. Ta – ilościowo największa i jakościowo najważniejsza – część polskiej prozy literackiej zasługuje na baczną uwagę.
Jak to już zaznaczaliśmy, postać Żyda występuje często w polskiej prozie literackiej. Jest to zrozumiałe. Żyd – taki czy inny — stale występował w różnych sytuacjach życia polskiego i siłą rzeczy obecność jego nie mogła być pominięta przez powieść, nowelę czy opowiadanie.
Nie mógł on być pominięty w powieści „ziemiańskiej czy też w ogóle w jakiejś mierze związanej z życiem świata szlacheckiego. Nie mógł też być pominięty w utworach, których tematyka była oparta na życiu wsi chłopskiej. We wszystkich rodzajach prozy literackiej tego typu Żyd występuje przede wszystkim jako karczmarz, arendarz, sklepikarz, wędrujący kramarz czy rzemieślnik, niekiedy – jak w „Placówce” Prusa – jako wielki kupiec i nawet szwagier dziedzica. Najczęściej jednak – jak to ma miejsce w tej samej „Placówce” – postać Żyda jest sprowadzona do jego tradycyjnych funkcji na wsi.
Żyd jest tu pokazany w zgodzie z tradycyjnym wzorem Żyda na wsi polskiej. Nawet jako postać dalekoplanowa odgrywa on poważną rolę w życiu zarówno dworu jak i chaty. A nawet i plebanii. Karczma jest ośrodkiem ważnych wydarzeń życia wiejskiego. Była nim ona i w rzeczywistości. Ambiwalentny charakter stosunku do Żyda jest bardzo często uwidoczniany przez polskich autorów. Żyd jest równocześnie pogardzany i uważany za osobę, z której zdaniem bardzo należy się liczyć. Nie przestając być parchem, jest on niemniej jednym z autorytetów życia gromadzkiego, a nawet i – dworskiego. Bardzo często pisarze mocno podkreślają dodatnie strony charakteru Żyda, jak to ma miejsce u Prusa, jak to ma miejsce szczególnie u Marii Dąbrowskiej z jej ciepłym stosunkiem do paru epizodycznych postaci Żydów wiejskich i kalinieckich, występujących w „Nocach i dniach”. Nie ukrywane są też zresztą i ujemne strony charakteru Żyda wiejskiego. Karczmarz w „Placówce” nie jest postacią piękną. Ale postaci niepięknych w opowieści Prusa jest znacznie więcej.
Nie jest naszym zadaniem szczegółowe omówienie tych wszystkich wypadków, w których Żyd występuje w polskiej prozie literackiej, zajmującej się wsią i jej życiem. Jedno jednak daje się wyraźnie uogólnić: wszędzie tu Żyd jest widziany wyłącznie od strony polskiej – obojętne, szlacheckiej czy chłopskiej, i wszędzie jest on tu fragmentem czy uzupełnieniem obrazu spraw społeczności polskiej. Można by powiedzieć, że z reguły jest on dodatkiem do opisywanych ludzi, spraw i sytuacji. Jest to dodatek konieczny, nie dający się pominąć, ale całkowicie podporządkowany zbiorowości polskiej. Życie Żyda wiejskiego w obrębie jego własnej zbiorowości nie jest pokazywane. Jest on stale widziany na tle życia polskiego, ale nic nie wiemy o jego własnych sprawach, oczekiwaniach czy dążeniach. Zjawia się on na scenie wydarzeń, bierze w nich udział, wpływa na nie, jest na ich tle pokazany, ale nic nie wiemy o jego bezpośrednim środowisku, o sprawach tego środowiska.
W niemniejszym stopniu da się to samo powiedzieć i o tych utworach polskiej prozy literackiej, których tematyka była oparta na życiu miejskim. W powieściach i opowiadaniach okresu wcześniejszego Żyd miejski jest faktycznie dawnym Żydem wiejskim, przeniesionym na teren miast i miasteczek. Spełnia on analogiczne funkcje gospodarcze, z tym jednak, że często rozmiary i zasięg jego działalności są znacznie większe od działalności Żyda wiejskiego. Pod koniec wieku XIX na widowni zjawi się wielki bankier żydowski, który, choć społecznie i kulturalnie zerwie z tradycjami wiejskiego lichwiarza-karczmarza, gospodarczo będzie jego przedłużeniem. Zmienią się tu formy, treści pozostaną zbliżone, choć skala działalności spotęguje się kolosalnie.
Ale równocześnie od końca wieku XIX powieść polska zacznie rejestrować nowy typ Żyda. Uwadze piszących nie mógł ujść fakt coraz liczniejszego udziału uchodźców z kasty w szeregach inteligencji polskiej. A że środowisko inteligencko-miejskie zaczynało dostarczać literaturze coraz to więcej tematów, przeto i Żyd-inteligent musiał zająć poważne miejsce w ogólnym obrazie Żyda polskiego.
Bardzo często jest nim lekarz. Tak jest np. w „Lalce” Prusa i w „Ludziach bezdomnych” Żeromskiego. O ile jednak u Żeromskiego jest to postać raczej epizodyczna, o tyle u Prusa dr Szuman jest osobą ważną, odgrywającą wcale niepodrzędną rolę. Społecznie rzecz biorąc, obaj ci lekarze mają wiele wspólnego. Obaj pozostawili żydostwo poza sobą, obaj wchodzą – czy wejść się starają – do środowiska polskiego. I obu nie idzie to łatwo. Natrafiają na trudności i sprzeciwy, wlecze się za nimi ich przeszłość, są ciągle w cieniu kasty. U Prusa prowadzi to do sceptycznej i racjonalistycznej postawy bohatera, czyni z niego dziwaka i samotnika. U Żeromskiego – do postawy cynicznej. Zresztą lekarz-Żyd Żeromskiego jest swego rodzaju odpowiednikiem lekarza-wychodźcy z warstwy niższej. Jego losy i losy Judyma mają podobne uwarunkowanie społeczne. To też jakby Judym, z tą jednak różnicą, że jest pozbawiony idealizmu Judyma, że jest zgorzkniały i cynicznie patrzący na świat i ludzi. Ale w Szumanie jest coś z Judymowego idealizmu, jak jest i coś z romantyzmu Wokulskiego. Przepojone to tylko goryczą, zracjonalizowane, świadome rozmiarów szaleństw człowieka.
U Marii Dąbrowskiej występuje nowa postać Żyda. Jest nim student, socjalista, działacz polityczny. Prawda, że i przed Dąbrowską postacie takie były pokazywane przez polskich pisarzy, by wymienić „Zaszumi las” Zapolskiej. Były to jednak postacie czysto epizodyczne, narysowane szkicowo. U Dąbrowskiej mamy również postać epizodyczną, ale pełną plastyki i wyrazu. Co więcej, postać ta nie wyłania się z próżni, ma jakieś własne tło społeczne, jest pokazana nie wyłącznie od strony polskiej, ale i od strony własnego tragizmu. Dąbrowska w życiu swym nieraz spotykała się z prototypami swego bohatera, niejeden z nich należał do jej przyjaciół. I to daje się wyraźnie odczuć w jej powieści.
Dąbrowska w granicach swych założeń artystycznych dała to, co dać zamierzała. Wprowadziła do swej powieści Żydów, dała im pewne podmalowanie społeczne, ale pisanie o Żydach nie było jej założeniem literackim. To samo da się oczywiście powiedzieć o Prusie czy o Żeromskim. Wprowadzając Żydów do swych utworów, pokazywali ich jako gotowe produkty określonych procesów społecznych i kulturalnych, pokazywali ich na tle świata polskiego i kazali ich widzieć od strony polskiej. Była w tym pewna jednostronność, za którą pisarzy winić nie można. Była to jednostronność nieunikniona, wynikająca z samych założeń danych utworów.
W każdym razie we wszystkich tych utworach Żyd jest cząstką ogólnego krajobrazu polskiego, jest czymś dodatkowym czy uzupełniającym. Rzadkie są próby pokazania go i od strony środowiska żydowskiego – dawnego, jeżeli je porzucił, istniejącego, jeżeli wciąż do niego należał. I jedynie u Dąbrowskiej i u Prusa są próby spojrzenia na Żyda i od tej strony. W „Lalce” jest bardzo interesująca rozmowa starego Szlangbauma z Wokulskim na temat rozrywek i gier towarzyskich u Żydów. Wokulskiego uderzył intelektualny charakter tych gier i rozrywek. Ten drobny fragment powieści to próba pokazania Żyda od strony wewnętrznej, od strony jego własnego życia rodzinnego czy towarzyskiego. Jest to jednak bardzo drobny fragment.
Co na podstawie polskiej prozy literackiej da się niezbicie ustalić – to to, że Żydzi w Polsce byli, że stanowili liczną zbiorowość, że wykonywali określone czynności gospodarcze, dla społeczeństwa nieraz szkodliwe, ale nieraz i pożyteczne, że byli wśród nich ludzie dobrzy, choć nie brakło i bardzo złych, że wielu było takich, którzy zasługiwali na największą życzliwość, że spora część Żydów dążyła do utożsamienia się z Polakami i że niejeden z nich był rzeczywiście dobrym Polakiem. Czy jednak polska proza literacka może nam być pomocna dla otrzymania pełniejszego obrazu społeczności żydowskiej w Polsce jako takiej, obrazu jej spraw i dążeń, przemian, jakie w niej zachodziły? Jest to wysoce wątpliwe. W rzeczywistości polska proza literacka o społeczności żydowskiej w Polsce nie mówiła więcej niż mówiła o wszelkich innych społecznościach narodowych, których przedstawicielami się sporadycznie zajmowała. Występowali w niej Rosjanie, ale i oni – nawet u Żeromskiego – byli traktowani w oderwaniu od swego środowiska narodowego.
I tak samo Niemcy czy Francuzi, by nie wspominać Ukraińców, Białorusinów czy Litwinów. Wszyscy oni występują jako elementy krajobrazu polskiego, w powiązaniu ze sprawami polskimi, są widziani od strony polskiej. Jeżeli w „Wojnie i pokoju” w jakiś sposób przełamuje się rzeczywistość Francji napoleońskiej, to nie da się tego samego powiedzieć o „Popiołach”.
W powieści polskiej nie znalazły odgłosu – choćby pośredniego – te wielkie prądy emancypacyjne, jakie w masach żydowskich zaczynały się rozwijać od początku wieku XX. Jeżeli coś z tego było dostrzeżone, to było zrozumiane zupełnie fałszywie, nieraz – fantastycznie. Jako przykład może posłużyć bardzo słaba powieść Gruszeckiego „Litwackie mrowie”. Nie ulega wątpliwości, że pisarze polscy o Żydach jako o Żydach wiedzieli bardzo mało i mało się tym interesowali. Co w Żydach ich interesowało, to było żydostwo w odniesieniu do spraw i dążeń polskich, było żydostwo na tle życia polskiego.
Było w tym poważne zwężenie. Ostatecznie nawet sprawy wewnętrznożydowskie nie mogły być dla Polski obojętne. Przeciwnie, były one ważne, miały wpływ na rozwój całego życia polskiego. Tak samo jak sprawy i dążenia Ukraińców, Białorusinów czy Litwinów, dla których literatura polska również wykazywała obojętność i niezrozumienie. Pod tym względem literatura ta była odbiciem stosunku całego społeczeństwa do rzeczywistości tych niepolskich grup narodowych, z których losami były związane dzieje narodu polskiego. O sprawach tych w Polsce wiedziano bardzo mało i więcej wiedzieć nie chciano. To zaś, co uważano za wiedzę, bardzo mało miało wspólnego z prawdą.
Trzeba stwierdzić, że stosunkowo lepsze odbicie znalazła rzeczywistość polska w żydowskiej prozie literackiej. Jako przykład możemy tu podać dwie powieści żydowskie – Józefa Opatoszu „W lasach polskich” oraz „Warszawę” Szaloma Asza. Nie brak tam nieporozumień, nie brak błędnego ujmowania pewnych zjawisk i procesów życia polskiego. W całości jednak jest tam bez porównania więcej solidnej wiedzy o polskich sprawach i więcej ich zrozumienia, niż w tym, jak polska literatura ujmowała sprawy żydowskie.
Dopiero bardzo późno, w okresie międzywojennym dają się zauważyć jakieś próby zbliżenia się do rzeczywistości żydowskiej w Polsce. „Wiadomości Literackie zapoczątkowały reportaże o Żydach polskich. Najważniejsze z nich wyszły spod pióra Wandy Melcer.
Momentem decydującym była tu egzotyka tematu. Dostrzeżone zostało istnienie czarnego lądu w Polsce. Reportaże Wandy Melcer i im pokrewne stanowiły pendant dla literatury egzotyczno-podróżniczej, tak od wieków popularnej we wszystkich krajach cywilizacji zachodniej. W Polsce, bez opuszczenia jej granic, można było podróżować po świecie egzotyki i tajemnicy. Do tego był to świat ludzi, o których wciąż się mówiło.
Niewątpliwie w reportażach tych – choć siłą rzeczy pisanych na gorąco i ujmowanych po dziennikarsku – nie brakło trafnych obserwacji. Było jednak z nimi tak, jak z opisami krajów kolonialnych, ogłaszanymi przez różnych podróżników europejskich i amerykańskich. Opowiadały one o rzeczach egzotycznych, przemawiających do wyobraźni autorów i interesujących czytelników. Ale – aż do czasów dzisiejszych – najczęściej pomijały rzeczy najważniejsze: ogromne przemiany społeczne i kulturalne, jakie zachodzić zaczynały w krajach kolonialnych. Czytając wiele z tych opisów, pisanych stosunkowo niedawno, nie można zrozumieć, skąd wzięła się ta kolosalna rewolucja, jaką dziś jest objęty świat afrykańskiej, azjatyckiej i południowoamerykańskiej egzotyki. Założenia tej rewolucji, jej początki, okoliczności ją warunkujące były nie dostrzegane, choć już wtedy musiały istnieć. Uwaga piszących była wyłącznie zwrócona na egzotykę.
To samo da się powiedzieć i o polskiej literaturze reportażowej z czarnego lądu. Pominęła ona rzeczy najważniejsze, choć w owym czasie były one bardzo wyraźne i na każdym kroku zdawały się narzucać uwadze obserwatorów.
Wypadnie nam więc jasno powiedzieć: obraz Żyda, jaki występował w literaturze polskiej, był wybitnie stereotypowy, fragmentaryczny, nieadekwatny. Z reguły powstawał on w oderwaniu od całokształtu spraw, życia i dążeń społeczności żydowskiej w Polsce, jako fragment spraw czysto polskich i w odniesieniu do nich.
Zachodziła jednak uderzająca rozbieżność pomiędzy literaturą a dziennikarską publicystyką. Rozbieżność ta – w pewnych okresach słaba – była szczególnie uderzająca od początku wieku XX. Publicystyka była coraz bardziej nastrojona antyżydowsko, czego ukoronowaniem była fala przedwojennego antysemityzmu. Ta wrogość publicystyki wobec Żydów miała w literaturze stosunkowo słabe odbicie. W poezji polskiej antysemityzm był niedostrzegalny. W prozie literackiej występował on u bardzo podrzędnych autorów w rodzaju Gruszeckiego. Niektórzy pisarze jako publicyści ulegali nastrojom antysemickim, tak było z Niemojewskim i z Nowaczyńskim. U tych dwóch ostatnich były to raczej wybryki temperamentu, u Nowaczyńskiego z wyraźnym odcieniem przekory. W wielkiej polskiej prozie literackiej stosunek do Żydów nie był wrogi, nieraz – życzliwy, niekiedy – jak u Orzeszkowej i Dąbrowskiej – serdeczny.
Autentyczna jednak rzeczywistość żydowska w Polsce nie znajdowała dla siebie odbicia ani w publicystyce ani w literaturze. Aż do końca istnienia na ziemiach polskich Żydzi stanowili tu terra incognita. Obiektywnie rzecz biorąc, mogła ona być łatwo zbadana. Tu i ówdzie była ona badana przez ludzi nauki: nie-Żydów wśród nich było stosunkowo mało. Ale i oni się trafiali. W całości jednak w społeczeństwie polskim wiedza o świecie żydowskim była zdumiewająco nikła, fragmentaryczna, najczęściej zniekształcona. Niewielką pociechą było to, że nie lepiej wyglądała wiedza o świecie innych grup niepolskich, znajdujących się w obrębie państwa polskiego.
Tyle A. Hertz w książce Żydzi w kulturze polskiej (Paryż 1961). Szereg twierdzeń tego tekstu mija się z prawdą, ale trzeba pamiętać, że jest to właśnie żydowski punkt widzenia i jako taki powinien być odbierany.
W polskiej publicystyce o charakterze narodowym – jak trafnie zauważa A. Hertz – Semici nie mieli wysokich notowań.
Obraz Żyda jest tu malowany ciemnymi farbami. Żyd jest istotą antyspołeczną i antypolską. Jest on elementem w Polsce obcym, z Polską nie związanym i dla Polski szkodliwym. Przez długi czas te cechy Żyda były przez publicystów polskich łączone z jego życiem religijnym i z jego etosem. Talmud i żydowskie przesądy religijne są przyczyną zła. Czy dadzą się usunąć? Kierunek pesymistyczny w to nie wierzył. I wobec tego Żyd musi być od Polaka odseparowany, sfera szkodliwej działalności żydowskiej powinna być ograniczana przez prawo i obyczaj. Z czasem w miarę postępów laicyzacji w świecie żydowskim, negatywna ocena Żyda przestawała być łączona z jego poglądami religijnymi. Żyd był zły organicznie, per se, z samej natury rzeczy. Niemojewski uważał, że zły Żyd nie był produktem Talmudu. To właśnie Talmud był produktem złego Żyda. Dla nacjonalisty Dmowskiego zachodziła fundamentalna przeciwstawność polskich i żydowskich dążeń narodowych. Zresztą Dmowski pod koniec swego życia wyraźnie przechylił się na stronę filozofii rasizmu. W każdym razie Żyd był organicznie obcy i organicznie wrogi czy szkodliwy.
Rzecz znamienna, że – szczególnie w okresie wczesnym – pewne elementy pesymistyczne dawały się zauważyć i wśród tych publicystów, których należy uważać za przedstawicieli kierunku optymistycznego. I oni uważali, że Żydzi są obcy, a w każdym razie różni, i oni przypisywali Żydom wiele cech dla Polski szkodliwych. Co więcej, podobnie jak Staszic, cechy te wywodzili z Talmudu i żydowskiego etosu. W roku 1830 ukazała się w Warszawie niewielka rozprawka Stanisława Hoge pod tytułem „Tu chazy czyli rozmowa o Żydach”. W formie dialogu między Polakiem-chrześcijaninem a Żydem-neofitą przedstawiona tu została idea, że kwestia szkodliwości Żydów w Polsce – autor nie wątpił, że Żydzi są szkodliwi – ulegnie rozwiązaniu sama przez się, kiedy Żydzi bądź staną się chrześcijanami, bądź też odrzucą Talmud i zreformują swe wierzenia. Słowem, autor wierzył w pozytywne rozwiązanie poważnego zagadnienia, sprowadzając je do odrębności żydowskiego etosu. W ujęciu Hogego szkodliwość Żydów jest kategorią historyczną, wynikiem rozwoju wypadków dziejowych. Możliwa jest tu jednak zmiana i gdy ona nastąpi, Żydzi będą mogli stać się pożytecznymi obywatelami.
I Czacki i Łukasiński byli zgodni w tym, że obraz Żyda nie jest malowany jasnymi barwami. Ale nie widzieli w nim samych tylko barw ciemnych i – co ważniejsze – byli przekonani, że cechy ujemne Żydów mają charakter nie organiczny lecz historyczny, że – słowem – dadzą się usunąć. To samo głosiła Orzeszkowa i cała publicystyka pozytywistyczna.
Wyjątkowe raczej stanowisko zajął Surowiecki. Przyznając, że Żydzi mają cechy społecznie ujemne, uważał je jednak za produkt całego historycznego rozwoju Polski. Żydzi w Polsce stali się takimi, jakimi stała się cała Polska. Ich upadek moralny był pochodną tego, co spotkało wszystkie inne elementy polskiej społeczności narodowej. Co więcej, właśnie na korzyść Żydom należy zapisać, że zachowali pewne walory, które uległy zatraceniu w innych środowiskach. Polemizując z teorią, która w Żydach doszukiwała się przyczyny upadku miast polskich, Surowiecki w dziele „O upadku miast i przemysłu w Polsce” („Dzieła”. Wydanie Turowskiego, Kraków, 1861, str. 139) pisał: „...w takim położeniu, w jakim się przez półtora przeszło wieków znajdowały miasta i ich przemysły, bez przyłożenia się wielkiej innej przyczyny, musiały koniecznie nikczemnieć i upadać; i bez Żydów zatem ten sam los nie byłby ich minął. I dodaje zaraz (str. 140): Wyjąwszy kilka miast znaczniejszych, gdzie panowie czasami rozrzucali swoje dochody, wszędzie prawie samym Żydom winna Polska ocalenie handlu i rękodzieł.
Trzeba stwierdzić, że w Polsce było to stanowisko odosobnione. Nawet poważni historycy przypisywali Żydom przyczynę upadku miast polskich. Publicystyka antysemicka uważała to za aksjomat. Wawrzyniec Surowiecki miał odwagę wykazania, że to, co było uważane za przyczynę, w rzeczywistości było skutkiem znacznie szerszego i ogólniejszego procesu. Ale Surowiecki był w Polsce zupełnie zapomniany i dopiero teraz zaczyna być przypominany.
Poglądy Surowieckiego nie mogły zresztą przeniknąć do popularnej publicystyki. Były zbyt racjonalne, były próbą bardziej trzeźwej analizy procesów historycznych Polski. Publicystyka natomiast posługuje się hasłami i motywacje jej są natury wybitnie emocjonalnej. Na tym też polegała przewaga kierunku pesymistycznego. Znacznie lepiej, niż współzawodniczący z nim drugi kierunek, umiał on stworzyć obraz Żyda – jednolity, przemawiający do wyobraźni mas, odpowiadający tym stanom emocjonalnym, jakie w nich panowały. Żyd był tu zły, szkodliwy, obcy i wrogi. Publicystyka tego kierunku mitologizowała Żyda i w tym – szczególnie w okresach wielkich panik – mogła liczyć na oddźwięk w szerszych masach społecznych. Kierunek optymistyczny – by nawet pominąć trzeźwy racjonalizm Surowieckiego – wymagał refleksji, bardziej gruntownej znajomości i analizy faktów. I stąd głosy takich polityków okresu międzywojennego, którzy – jak Dunin-Borkowski, Hołówko czy Wasilewski – starali się racjonalnie podejść do obrazu Żyda i całej sprawy żydowskiej, pozostały bez echa.
*         *         *

Obecna publicystyka polska bywa  również  zarówno filosemicka, jak i antysemicka,  najrzadziej  -  obiektywna  i  bezstronna.  Niektórzy naukowcy polscy wskazują na mało chlubne postępowanie oligarchii żydowskiej na arenie międzynarodowej w XVII-XVIII w. Doktor Dariusz Ratajczak 4 stycznia 2007 roku zamieścił na łamach tygodnika narodowego „Tylko Polska” (nr 41(322), artykuł Żydzi a handel niewolnikami, w którym m.in. czytamy: „Ponad 50 lat temu Jacob Marcus, być może najznamienitszy historyk żydowski połowy XX w., stwierdził w Encyclopaedia Britannica: W wiekach ciemności (dla autora to średniowiecze – DR) handel zachodniej Europy pozostawał głównie w ich (Żydów – DR) rękach, szczególnie handel niewolnikami... Wspierał tym samym nieco wcześniejszą uwagę S.Grayzela poczynioną w książce Historia Żyda: od Wygnania Babilońskiego do końca II Wojny Światowej (Filadelfia 1948): Żydzi byli najważniejszymi handlarzami niewolników...
Zauważali to dużo wcześniej chrześcijańscy pisarze starożytni i średniowieczni. Nie mogło być inaczej. Żydowscy handlarze, posiłkując się biciem i – nazwijmy rzecz eufemistycznie – molestowaniem seksualnym, dostarczali z Europy na Bliski Wschód tysiące urodziwych jasnowłosych kobiet i dzieci. Była to rynkowa odpowiedź na preferencje śniadych, kruczoczarnych i przede wszystkim bogatych klientów z Azji oraz północnej Afryki. Możemy tylko domyślać się, co czuli wyrwani z ognisk domowych młodzi ludzie, jakie dramaty rozgrywały się na niewolniczych szlakach. Możemy również współczuć, chociaż uczucie to zwykle rezerwujemy dla ofiar znanych z autopsji lub opowiadań żywych świadków historii. Naturalna wybiórczość oraz skończoność ludzkiej pamięci zawsze wpędzają mnie w przygnębienie. Podobnież – okrutna anonimowość zbiorowego cierpienia ludzi żyjących w dawno minionych epokach. Jestem jednak realistą: dzisiaj oni – pojutrze my.
Przytoczone wyżej fakty nie mogą budzić większego poruszenia. Basen Morza Śródziemnego był przecież naturalnym rejonem działania żydowskich handlarzy żywym towarem. Natomiast współczesne pokolenia wychowane na filmach made in Hollywood, w których handlarzami czarnych nieszczęśników z Afryki są niezmiennie anglosaskie typy spod ciemnej gwiazdy (exemplum: Amistad Stevena Spielberga), za niespodziankę przyjmą twierdzenie, iż Żydzi – niezbyt przecież liczni w angielskich (brytyjskich) koloniach w Ameryce Północnej – dominowali również wśród handlarzy na amerykańskich trasach niewolniczych. Oddajmy w tym miejscu głos żydowskiemu historykowi Marcowi Raphaelowi (Żydzi i judaizm w Stanach Zjednoczonych: historia dokumentalna, t. 14, Nowy Jork 1983): Żydowscy kupcy odgrywali wiodącą rolę w handlu niewolnikami. Rzeczywiście we wszystkich amerykańskich koloniach, czy to francuskich (Martynika), brytyjskich lub holenderskich, żydowscy kupcy często dominowali. Twierdzenie to odnosi się także do kontynentu północnoamerykańskiego, gdzie w XVIII w. Żydzi uczestniczyli w <trójkątnym handlu> polegającym na tym, że niewolników przywożono z Afryki do Indii Zachodnich, tam wymieniano na melasę, którą następnie zabierano do Nowej Anglii, gdzie następowała wymiana na rum, który z kolei wywożono na sprzedaż do Afryki. Od 1750 r. do wczesnych lat 70. XVIII w., żydowski handel na kontynencie zdominowali Isaac Da Costa z Charlestonu, David Franks z Filadelfii i Aaron Lopez z Newport.
W Ameryce Północnej głównym punktem handlu niewolnikami był Newport (Rhode Island). Miasto to stanowiło osiowe centrum Trójkątnego biznesu. Stąd wywożono rum i melasę do Afryki, by powrócić z żywym towarem do Indii Zachodnich oraz kolonii na stałym lądzie. Zapewne nie jest dziełem przypadku, że Newport szczycił się najstarszą synagogą na kontynencie oraz największą i najlepiej prosperującą społecznością żydowską w amerykańskich koloniach Wielkiej Brytanii. Zarabiano ogromne pieniądze kosztem zdrowia i życia hebanowego ładunku. Wspomniany mieszkaniec Newport Aaron Lopez, potomek portugalskich marranów, był w II połowie XVIII w. jednym z najpotężniejszych handlarzy niewolników w obu Amerykach. Jego licząca dziesiątki statków flota bez przerwy krążyła po wodach Atlantyku. Warunki, jakie zapewniano przewożonym pod pokładami niewolnikom, wołały o pomstę do nieba. Z zachowanego sprawozdania z dwóch podróży statku Cleopatra” (własność Lopeza) wynika, iż wojaży nie przeżyło 250 Murzynów. A mówimy tylko o jednym statku i zaledwie dwóch jego kursach. Jeżeli nie nazwiemy tego ludobójstwem, to co to słowo właściwie oznacza?!
Żydzi zdominowali handel niewolnikami nie tylko w amerykańskich koloniach, ale i w całym Nowym Świecie. W fundamentalnej pracy autorstwa S. B. Liebmana „Żydostwo Nowego Świata, 1492-1825: Requiem dla zapomnianych (Nowy Jork 1982) czytamy: Przypływali statkami z Afrykańczykami, których sprzedawano w niewolę. Handel niewolnikami był królewskim monopolem, a Żydów często mianowano królewskimi agentami ich sprzedaży... W całym regionie Karaibów flota handlowa była głównie żydowskim przedsięwzięciem. Statki były ich własnością, obsadzały je żydowskie załogi, żeglowały pod rozkazami żydowskich kapitanów. Inny żydowski badacz przeszłości, Arnold Aharon Wiznitzer (Żydzi w kolonialnej Brazylii, 1960), dodaje nie bez pewnej dumy: Kompania Zachodnioindyjska, która zmonopolizowała import niewolników z Afryki, sprzedawała ich na publicznych aukcjach, za gotówkę. Tak się składało, że gotówkę przeważnie posiadali Żydzi. Kupcy, którzy pojawiali się na aukcjach byli prawie zawsze Żydami. Z powodu braku konkurencji mogli oni nabywać niewolników po niskich cenach (a potem odstępować plantatorom na kredyt ściągany przy następnych zbiorach w cukrze – DR)... Jeżeli zdarzało się, że data danej aukcji pokrywała się z żydowskim świętem – odraczano ją. Tak było w piątek, 21 października 1644 r..
Żydzi byli także posiadaczami niewolników w Ameryce Północnej. Wspomniany Jacob Marcus napisał w innej książce (Żydowstwo Stanów Zjednoczonych. 1776-1985, Detroit 1989): Przez cały wiek XVIII, aż do początków XIX w., Żydzi na Północy mieli własnych czarnych służących (niewolników – DR); na Południu kilka plantacji żydowskich opierało się na pracy niewolniczej. W 1820 r. ponad 75% żydowskich rodzin z Charlestonu, Richmond i Savannah posiadało niewolników zatrudnionych w charakterze służby domowej; ponad 40% żydowskich właścicieli gospodarstw domowych w całych Stanach Zjednoczonych posiadało 1 lub więcej niewolników... Bardzo mało Żydów w USA protestowało z pobudek moralnych przeciwko niewolnictwu. Dodam do tego wywodu tylko tyle, że mniej niż 10% pozostałych białych Amerykanów było w tym czasie posiadaczami niewolnej siły roboczej.
Solidne publikacje przedstawione powyżej były przede wszystkim adresowane do żydowskiego czytelnika zainteresowanego historią własnego narodu. Jednak w momencie, gdy tematem zajęli się mniej lub bardziej medialni nie-Żydzi, rozpoczął się trwający do dnia dzisiejszego – proces umniejszania, wręcz minimalizowania roli Żydów w haniebnym procederze handlu niewolnikami. Wyrazem tego trendu były liczne publiczne wypowiedzi żydowskich naukowców, wzmiankowany film Amistad oraz poświęcone mu artykuły na łamach Time’a czy Newsweek’a. Natomiast słynna Liga Antydefamacyjna (ADL) zastosowała jedyną znaną jej taktykę wobec adwersarzy: oskarżenie o propagowanie antysemityzmu.
*         *         *

W XIX wieku, niestety, też nie zawsze bywało dobrze. Wydana anonimowo w 1818 roku książeczka Żyd, nie Żyd? Odpowiedź na głos ludu izraelskiego zawiera m.in. następujące sformułowania: „Naród żydowski istotnie rachubny, od dawna wykalkulował moc retorycznych argumentów i odkrył, że złotopłynna wymowa jest naywięcey przekonywającą; zatym ile razy temu narodowi grozi jaki niemiły wypadek, nie wdaje się on w głośne dysputy, ale cichaczem i bez narażenia sobie nikogo, przekonywa złotopłynną swoją wymową tych, których wziętości lub kredytowi naywięcey zawierza; tym sposobem bez wielkiey wrzawy nayprzód spóźnić, a potem i rozpruć umie on to wszystko, co mu jest przeciwnem (...). Żydzi nie krajowymi, lecz własnymi rządzą się prawami, a raczey zabobonami, i choć we Włoszech, Niemczech, Polszcze zamieszkali, nie są Włochami, Niemcami, Polakami, ale jedynie żydami, to jest niebezpiecznymi gościami, co nienawidzą gospodarzy, którzy ich do własnego przyjęli domu”... Był to jeden z pierwszych głosów, przepowiadający nie najlepszą przyszłość stosunkom żydowsko-polskim w nadchodzących dziesięcioleciach.
Im mniej kultury moralnej posiada naród, tym częściej i jadowiciej wyśmiewa swych sąsiadów. Nie ominął, niestety ten kielich i Polaków, ani zresztą żadnego narodu, wśród którego Żydzi kiedykolwiek żyli. Miano nieszczęsnym „gościom” za złe nawet to, co sobie samym poczytywano za wielką zasługę: zachowanie ducha narodowego i niechęć do asymilacji. Póki Żyd się nie asymilował, miano mu to za złe, gdy się zaś asymilował, zarzucano, że jest przewrotny i chce wejść do środowiska polskiego, by nim manipulować i wyzyskiwać. Jan Dobraczyński, znany pisarz katolicki, notował: „Wiek XIX przyniósł emancypację ludności żydowskiej, która dzięki polskiej tolerancji znalazła w Polsce schronienie i możność życia w swój własny sposób. Ogromne skupisko żydowskie w znikomym tylko stopniu uległo asymilacji. Wolało żyć w zamkniętych enklawach religijno-narodowościowych. Gdy się czyta książki Singera (laureata Nagrody Nobla z literatury, polskiego Żyda zamieszkałego w USA), ma się uczucie, że jeszcze na początku XX wieku część żyjących we własnych skupiskach Żydów nawet nie dostrzegała, iż poza tymi skupiskami rozciąga się kraj, który tworzy swoją historię, który posiada własne ideały.
I cóż w tym złego? Choć rzeczywiście, spotykano wśród Żydów niekiedy jednostki żywiące niepohamowaną, nie dającą się racjonalnie uzasadnić wrogość w stosunku do swego polskiego otoczenia. Podczas rozbiorów aż ze skóry wyłazili, wysługując się caratowi i Prusakom w tępieniu polskiej kultury, języka i ducha narodowego. Prawie wszyscy warszawscy cenzorzy, duża część policyjnych donosicieli i prowokatorów, nauczycieli – rusyfikatorów i germanizatorów wywodziła się z tego środowiska.
Otto von Bismarck w rozmowie z posłem rosyjskim A. Tatiszczewem miał powiedzieć: „Po co pan Bóg stworzył Żydów polskich, jak nie po to, abyśmy z nich mieli służbę szpiegowską?...” – W środowisku polskim, oczywiście. Używała tego narzędzia i Rosja. Jak mawiał tenże „żelazny kanclerz”: „Bezmyślność charakteru polskiego (...) czyniła zawsze z Polski Eldorado dla Żydów”...
Od połowy XIX wieku w polskich publikacjach narodowych nieraz ze zgrozą pisano o tym, że Żydzi dążąc do panowania nad światem uknuli spisek mafijny, zakładają wydawnictwa prasowe mające na celu sączenie duchowego jadu w naiwne umysły rdzennej ludności. Nawoływano do „odżydzania” życia kulturalnego, systemu zarządzania, prasy i nauki. Ta kampania doprowadziła, obok innych czynników, w zaborze rosyjskim do antyżydowskich ekscesów. Z ostrą krytyką tych wybryków wystąpili ówcześni luminarze kultury polskiej A. Świętochowski, B. Prus, E. Orzeszkowa, inni znani intelektualiści.
Dzięki wysiłkom obydwu stron, polskiej i żydowskiej, prowokacyjne wysiłki ochranki carskiej, aczkolwiek z trudem, lecz w znacznym stopniu zostały udaremnione. Odłamy oświecone obu społeczności znały się na historii, na faktach więc budowały i filozofię stosunków wzajemnych. Popularny Tygodnik dla Izraelitów Polskich – Jutrzenka pisał w 1861 roku: „Naród Polski dozwoliwszy znękanym wędrowcom [tj. Żydom wypędzanym z Niemiec i innych krajów] wytchnąć u siebie i nabierać sił i zaufania, poruczył im handel i przemysł krajowy, udzielił opieki, słowem, nadał prawo obywatela polskiego”.
Równouprawnienie Żydów w Polsce uważała Jutrzenka za „jedną z najpiękniejszych zdobyczy cywilizacji stulecia naszego” i wyrażała przekonanie, iż „żadne w świecie zabiegi już nie rozerwą węzła tej jedności między dwoma plemionami”. Takie słowa były przysłowiowym piaskiem sypniętym w tryby maszynerii państwowości carskiej, działającej według zasady „dziel i panuj”. Nie dziw, że Jutrzenka została zamknięta przez zaborców, a jej redaktor Daniel Neufeld podzielił los wielu polskich patriotów zesłany w głąb Rosji jako kierownik „żydowskiej gazety rewolucyjnej”...
Miano jednak w tym okresie do czynienia także z postępowaniem innego rodzaju. I to z obydwu stron. Arcybiskup Warszawy, Zygmunt Szczęsny Feliński odmówił rozgrzeszenia dziewczętom chrześcijańskim służącym w domach żydowskich. Motywacja tego posunięcia była następująca: Gdy dziewczyny, ściągające do miasta z pobliskich wsi, służyły w domach chrześcijańskich, była przynajmniej nadzieja, że mogą żyć życiem religijnym, chodzić do kościoła itd. Gdy zaś dziewczyna służyła w domu obcoreligijnym lub bezreligijnym, tradycyjnie wrogim katolicyzmowi, wywierany był na nie wpływ „demoralizujący”. Widocznie logicznym posunięciem w tej sytuacji ze strony kościoła byłoby otoczenie „żydowskich służących” szczególną opieką, arcybiskup Feliński postanowił jednak inaczej – odgrodził je od kościoła. Próbował w ten sposób nakłonić chrześcijańskie dziewczyny do służby w domach katolickich i spowodować, by w żydowskich domach służącymi były tylko Żydówki.
W wielu kręgach Warszawy ten krok arcybiskupa potraktowany został jako przejaw antysemityzmu, chociaż na dobrą sprawę czymś takim widocznie nie był. Wywołał on jednak rozdrażnienie rewolucjonistów, wspomaganych przecież finansowo i organizacyjnie przez oligarchów.
Wobec tego arcybiskup jeszcze ostrzej zaatakował obóz rewolucyjny, o którym sądził, że jest inspirowany i kierowany przez „żydowską masonerię”, dążącą – jego zdaniem – do rozpętania wzajemnej rzezi między Polakami a Rosjanami, jako chrześcijanami. W Pamiętnikach notował Feliński: „Wiarołomstwo, zdrada, skrytobójstwo i inne zbrodnie uzyskały w ostatnim powstaniu prawo obywatelstwa w obozie tych patriotów, co czerpiąc swe natchnienie w masońskich doktrynach, cnotę chrześcijańską zabobonem lub obłudą nazywali. A jednak to samo stronnictwo, co religię za przestarzały przesąd upatrywało, nie wahało się użyć jej za narzędzie do poruszenia ludu, który w prostej i gorącej wierze tylko za sztandarem krzyża postępować był gotów...” Te słowa pasterza kościoła katolickiego są prawdziwe w wąskim zakresie, lecz dalece nie wyczerpują całej prawdy. Inną jej stronę ukazał w słynnym wierszu Cyprian Kamil Norwid:

Poważny narodzie! cześć tobie w tych, którzy
Mongolsko-czerkieskiej nie zlękli się burzy –
I Boga Mojżeszów bronili wraz z nami
Spojrzeniem rycerskim, nagimi piersiami.

W tych słowach poety jest więcej prawdy niż we wszystkich dywagacjach antysemitów. Rozumiała to ogromna większość Polaków w XIX wieku, kiedy to – jak trafnie ujął profesor Stefan Kieniewicz (Polityka, 15 grudnia 1984 r.): „W oświeconych i postępowych kołach antysemityzm nie należał do dobrego tonu” – świadczył bowiem po prostu o nieprzyzwoitości.
*         *         *

Późniejsi żydowscy historycy kultury mieli Polakom za złe, że w XIX wieku powstał i był głoszony przez wielu wybitnych twórców mesjanizm polski, ogłaszający Naród Polski – a nie żydowski! – za zbiorowego Mesjasza ludzkości. W interesujący sposób o polskiej odmianie mesjanizmu pisał profesor uniwersytetu w Kownie Władimir Szyłkarski w książce Solowjews Philosophie der All-Einheit (Kaunas 1932):
Den Versuch die Grundideen des polnischen Messianismus für die deutsche Leserwelt darzustellen, finden wir in dem vor einigen Jahren (1928) erschienenen fünften Bande des Ueberwegschen Grundrisses der Geschichte der Philosophie. Der Name des Herausgebers Prof. Dr. K. Oesterreich, der ein bedeutender Gelehrter und Philosoph ist, sollte dafür bürgen, dass die Darstellung durchaus auf der Höhe der Wissenschaft stehen würde. Leider musste der Herausgeber die Bearbeitung der polnischen Philosophie fremden Händen anvertrauen. Die von den Professoren L. Puciata (katholische Philosophie), J. Lande (Rechtsphilosophie) und T. Czeżowski (Einzeldisziplinen) bearbeiteten Teile sind gut und zuverlässig. Dagegen der von Prof. W. Lutosławski bearbeitete Teil, der gerade der Darstellung des polnischen Messianismus gewidmet ist, rechtfertigt keineswegs das Vertrauen, das Oesterreich auf seinen Verfasser gesetzt hat. Da der Ueberwegsche Grundriss sich der weitesten Verbreitung erfreut, und da andererseits die polnische messianistische Weltanschauung der Ideenwelt Solowijews nah verwandt ist, so erlaube ich mir auf ihre Darstellung durch Lutosławski näher einzugehen.
Für Lutosławski bildet die Achse, um die sich nach seiner Meinung die ganze Gedankenwelt des polnischen Messiansmus dreht, die völlig unstatthafte, ja frevelhafte Uebertragung des Bildes des für fremde Sünden gekreuzigten Heilands auf die tragischen Geschicke Polens. Was ihn im schönen und mächtigen ldeenbau des Messianismus begeistert und blendet, ist gerade die völlig misslungene Kuppel, unter der diese seltsame Historiosophie untergebracht worden ist. Baut man diese Kuppel ab, lehnt man aufs Entschiedenste jeden Vergleich der polnischen Geschichte mit Leben, Tod und Auferstehung Christi ab, so bleibt noch immer eine in sich abgeschlossene und höchst bedeutende Weltanschauung übrig, die sich als die Philosophie des von Gott abgefallenen und durch Leiden, Opfer und Tat sich zum Urguell seines Lebens emporhebenden Geistes bezeichnen lässt. Dieser christliche Etnwicklungs – Spiritualismus, in dem die grössten polnischen Geister die reifsten Früchte ihrer religiösen Begeisterung und ihrer philosophischen Arbeit niedergelegt haben, weist eine auffallende Aehnlichkeit mit den Lehren und der gesamten Weltauffassung des grössten Theologen der christlichen Kirche – Origenes – auf, obgleich eine direkte Beeinflussung seitens dieses Geistesriesen nicht nachzuweisen ist. Und wie bei dem genialen Begründer der christlichen Glaubenswissenschaft, so werden auch in dem weiten Rahmen der polnischen Religionsiphilosophie sämtliche grosse Problemie, die seit Jahrtausenden das menschliche Denken beschäftigen, untergebracht und in lebendigem Zusammenhang miteinander entwickelt, Die Aufgabe der Darstellung, auch wenn sie sich nur auf die Grundgedanken beschränkt, ist vor allem die Grundlinien dieses mächtigen Gedankengebäudes ans Licht zu bringen, ihren Zusammenschluss und die sich überall kundgebende Einheit zu verfolgen. Man soll sich dabei hüten das Augenmerk ausschliesslich auf irgendeinen einzelnen entlegenen Punkt zu richten und von diesem Punkt aus, der vielleicht eine gewisse Entstellung des Gesamtplanes bedeutet, zu versuchen, den Charakter und die Bedeutung des Ganzen zu bestimmen.
Dieser Gefahr ist Lutoslawski leider nicht entronnen, und so gewinnt seine Darstellung des Messianismus ein Gepräge phantastischer Willkür, die nur einzelne, aus dem lebendigen Zusammenhang herausgerissenen Züge verwertet und so das Gesamtbild bis zur Unkenntlichkeit entstellt.
Unter dem Namen des polnischen Messianismus werden nur einige Absonderlichkeiten vorgeführt, die aus der systematischen Weltanschauung entfernt werden könnten, ohne dass dieser Gedankenbau auch nur den geringsten Schaden erleiden müsste. Von der ernsten und strengen Arbeit, die von den messianistischen Philosophen geleistet und in klaren und deutlichen Begriffen niedergelegt worden ist, findet sich in der Darstellung von L. nicht die geringste Spur. Nicht das Wesen der polnischen Philosophie des Geistes und der Tat lernt hier der deutsche Leser kennen, sondern nur einige von ihren Extravaganzen. Die polnische Nation, so fasst L. den vermeintlichen Grundgedanken des Messianismus zusammen, sei „eine natürliche Gruppe von gleichgesinnten Geistern, die eine gemeinsame Mission haben und deswegen eine Nation bilden. Dazu bedarf es aber einer gewissen Vorbereitung im Einzelbewusstsein, die von Wronski Autocreation genannt wird und auf der persönlichen Entdeckung der absoluten Unvergänglichkeit und Unzerstörbarkeit des Einzelgeistes beruht”. Diese Zeilen enthalten die ganze Darstellung der messianistischen Ontologie. Ohne auf die schwierigen Fragen, die hier auftauchen, irgendwie einzugehen, wird sofort ein Sprung zu den aufeinander folgenden Reinkarnationen der Einzelgeister gemacht, und die gesamte Darstellung bekommt dadurch einen Mittelpunkt, um den sich alles dreht. Diesen Mittelpunkt bildet die Lehre von den sich stetig entwickelnden Geistern, die sich ununterbrochen neue Leiber schaffen, mannigfache Vereinigungen mit einander eingehen und schliesslich eine Reihe von Völkern bilden, unter denen der polnischen Nation die wichtigste und heiligste Rolle zukommt, denn sie soll “sich als Messias der Völker bewähren, und der nationale polnische Messianismus soli allmählich alle Völker auf Erden in echte Nationen nach einem Plan Gottes umwandeln”. Die Reinkarnationslehre, deren hohen philosophischen und religiösen Wert ich sonst durchaus nicht leugnen möchte, wird dann mit Zügen ausgestattet, die wir in theosophischen Flugschriften anzutreffen gewöhnt sind: es ist ein den Frauen Besant und Blavatzki vorwandter Geist, der hier weht. So erfahren wir, dass die Lebensform, die der Einzelseele eigentümlich ist, „nur in sehr beschränkter Weise durch die Erblichkeit der von ihr jedesmai gewählten oder angenommenen (!) Eltern modifiziert werden kann”. So wird uns die Versicherung gegeben, dass jedem Einzelgeiste „die Reminiscenz aller vergangenen Inkarnationen am Schluss seiner irdischen Laufbahn bevorsteht”. (Ib.) Es wird uns weiter in Aussicht gestellt, dass, nachdem die vollkommensten wandernden Geister sich zu der echtesten Christus – Nation zusammengeschlossen und so die Führerschaft in der gesamten Völkerfamilie übernommen, der Sitz des Papstes aus Rom nach Polen übertragen, und den Petersthron ein “slavischer Papst” besteigen wird.
Lutosławski rühmt sich, er sei bestrebt, “die messianistische Weltanschauung synthetisch zu begründen und in Beziehung zur allgemeinen Entwicklung der europäischen Philosophie zu setzen”. Welcher Art seine „synthetische Begründung” der polnischen Nationalphilosophie ist, haben wir schon gesehen. Auch ihre historische Beziehungen zur allgemeinen Entwikklung des menschlichen Gedankens werden nicht klargelegt: im Gegenteil die offenbarsten Tatsachen werden hier entweder geleugnet oder verdunkelt und entstellt...
Dies gilt vor allem von der engen, bis in die Einzelheiten gehenden Abhängigkeit der polnischen spiritualistischen Philosophie von den grossen Systemen der deutschen idealistischen Spekulation. In seinen polnischen Schriften sucht L. diese Abgängigkeit ganz in Abrede zu stellen. In der vorliegenden deutschen Arbeit wird sie zugegeben, in einer Weise aber, die ihrer Tragweite und Bedeutung durchaus nicht angemessen erscheint. “Die meisten Messianisten – lesen wir – standen ursprünglich unter dem Einfluss von Kant, Hegel oder Schelling”. Wie weit dieser Einfluss sich erstreckte, welche Bestandteile der messianistischen Weltanschauung ihre Ausbildung und vielleicht sogar Entstehung dem Nachbarvolke verdanken, das einer der allergrössten polnischen Schriftsteller Mochnacki “das strahlende Vaterland des Geistes und des Gedankens” genannt – diese Frage wird von L. nicht einmal berührt, und so werden die wichtigsten Bande, welche die polnische Weltanschauung mit den unsterblichen Leistungen des deutschen philosophischen Genius verbinden, leichtfertitg zerrissen. In der Zeit, in der die polnische Nationalphilosophie entstand, wurde die allgemeine Entwicklung der europäischen Philosophie durch die deutsche idealistische Richtung bestimmt und geleitet: lässt man die Beziehung des polnischen nationalen Gedankens zur deutschen Spekulation im Dunkeln, so verliert man die einzige Möglichkeit die Aufgabe zu lösen, die Lutosławski  als eine der wichtigsten für seine Arbeit bezeichnet, denn der Weg zu den Höhen des menschlichen Gedankens führte ja damals nach Deutschland.
Diesen Weg sind sammtliche Vertreter des Messianismus gegangen, denen wir die Grundlagen und den Gesamtplan des wunderbaren Gedankenbaues verdanken. In der hohen Schule der deutschen Begriffswissenschaft sind sie für ihre Aufgabe herangereift: der mächtige Hauch des deutschen philosophischen Genius weckte die spekulativen Kräfte, die in der polnischen Seele schlummerten; auf den Höhen, die der deutsche Gedanke erstiegen, sind dem polnischen Geiste die Flügel gewachsen, die ihn zu selbständigem Fluge befähigten. Diese Tatsache haben die meisten polnischen Denker freudig und dankbar anerkannt, nur der vom Nationalhass geblendete Epigone des Messianismus, obgleich er selbst zu Füssen eines der grössten deutschen Philosophen Gustav Teichmüllers ais Jünger gesessen, will diese Tatsache nicht gelten lassen. Macht etwa Lutoslawski die deutsche Philosophie für die unleugbar verwerfliche Teilnahme Preussens an der Teilung Polens verantwortlich?
Betrachtet man allerdings als Hauptinhalt des Messianismus die Lehre vom polnischen “Christusvolke”, zu dem sich nach einer endlosen Reihe von Inkarnationen die vollkommensten Geister zusammengeschlossen haben, um der gesamten Menschheit den Weg in das Gottesreich zu ebnen, so hört freilich die Abhängigkeit von den Errungenschaften des deutschen Geistes auf, es hört aber dann auch die Philosophie, als strenge Begriffswissenschaft auf, an ihre Stelle treten willkürliche Phantastereien, die sich um genaue Fassung der Begriffe, ihren Einklang untereinander und um die Uebereinstimmung mit der Wirklichkeit nicht zu kümmern brauchen.
Dass eine so willkürliche und einseitige Darstellung, die an die Stelle des wahren Bildes ein Zerrbild setzt, die wirklichen Werte der polnischen Nationalphilosophie dem deutschen Leser näher zu bringen imstande wäre, muss ich für ausgeschlossen halten, vielmehr ist sie geeignet, das polnische Volk und seine geistigen Führer in den Ruf unverzeihlichen Grössenwahns zu bringen.
Oczywiście, zamiar polskiej elity intelektualnej odebrania Żydom tytułu „narodu wybranego” na rzecz Polaków spowodował ogromne wzburzenie elit żydowskich, których odpowiedzią była m.in. likwidacja polskiej klasy intelektualnej w okresie socjalizmu oraz „odbrązowienie” i wdeptanie w błoto całej polskiej tradycji duchowej i patriotycznej w XX wieku.
*         *         *

Stosunki polsko-żydowskie w XX wieku stały się jeszcze bardziej skomplikowane, przeplotły się w nich najrozmaitsze interesy polityczne, ekonomiczne, religijne, moralne, socjalne, intelektualne, militarne i in. Na ziemiach polskich doszło, niestety, na początku stulecia do krwawych antyżydowskich ekscesów motłochu miejskiego, szczególnie na ziemiach zaboru rosyjskiego.
14 czerwca 1906 roku Telegraficzna Agencja Petersburska nadała depeszę: „Grodno. Dziś o godz. 1-ej w Białymstoku podczas procesji prawosławnej i katolickiej rzucono z domów żydowskich bombę, rozległy się strzały. Zabito trzy kobiety, dwoje dzieci, kilka osób rannych, rozszarpany ksiądz, duchownemu prawosławnemu oderwała bomba nogę. Tłum z okrzykiem pomsty: „bić żydów!” rzucił się do pogromów”... Nieco później nadano kolejną depeszę: „Rozruchy przybrały tak duże rozmiary z powodu, że w mieście znajdowały się niewystarczające do stłumienia siły wojskowe, tylko półtora batalionu piechoty.
Taż sama agencja po dwóch dniach, 16 czerwca 1906 nadała kolejny komunikat: „Pomieszczony dotychczas w ajencjach telegraficznych telegram o wypadkach w Białymstoku jest zupełnie kłamliwy. Nikt z duchownych katolickich ani prawosławnych nie ucierpiał. Dzieci nie potratowano”...
I później: „Załogę Białegostoku stanowią: 16 dywizja piechoty..., nadto trzy szwadrony charkowskiego pułku dragonów.
Te komunikaty, ukazujące się w Warszawie, patriotyczne pismo polskie Świat zaopatrzyło w komentarz: „To są historyczne dokumenta tragedyi białostockiej; mówią one same przez się o przyczynach, przebiegu i skutkach strasznych dni, mówią silnie, dobitnie i jasno złowrogim kontrastem, wykazując prawdę jak na dłoni, budzą grozę ohydnego czynu i ogólne potępienie jego sprawców. Idźmy śladami zbrodni.
Specjalny wysłannik pisma Kazimierz Laskowski przywozi z Białegostoku i zamieszcza w „Świecie” dziesięć wstrząsających zdjęć ukazujących skutki straszliwej zbrodni. Pisze też reportaż o niej.
W centrum Białegostoku: „Tuman pierza unosi się spod kopyt końskich – mała dziecięca koszulka przylega do koła i podrzucona obrotem zatacza kilka kręgów...
– A dziecko?
Widziałem je później w trupiarni. Nagie, uduszone garścią mordercy”...
„Groza! Żeleźniak czy Gonta? Czasy Czingischana, czy wiek XX?
Straszny obraz zniszczenia!
Sklepy od bogatych, jubilerskich składów, do małego kramiku piekarza rozbite, zniszczone. Gruzy i rumowie! Okna, drzwi, bramy, ściany, żelazne żaluzye magazynów w drzazgach, szczątkach... Pod oknami w rynsztokach i środkiem ulicy: strzaskane zwierciadła, lampy, porąbane meble, odzież, kawałki chleba ze śladami krwi i błota... Straszne!
Prywatne parterowe mieszkania całym szeregiem złupione... Nawet apteka, nawet jakiś niewielki sklepik z książkami”...
Straty obliczono na z górą 2 000 000 rubli.
Neronowski obraz!
Niema zabitych doraźno kulą, lub białą bronią, śmierć nie przychodziła prędko. Rzezano nożami, kłuto, rozbijano czaszki żelazem, kamienowano!
Kilkadziesiąt trupów – podobno cząstka tylko!...
Więc żywi szaleją z bólu! Szaleją naprawdę!...
Oto matka... pani Lepides... Zamordowano w jej oczach dwóch synów i córkę – ostatnią ocaloną z pogromu tuli w objęciach...
A dziewczę piękne z oczyma utkwionymi w przestrzeń, woła: „Mama! Mama!” i śmieje się w bólu i wstrząsa kurczowo i do ucieczki zrywa naprzemian...
Dola – zostawiła matce jedno dziecko – obłąkane...
Jakaś ty bezlitosna dolo! I nad drugą ofiarą nie miałaś opamiętania – i tej zostawiłaś życie w mękach. Naderwany język, pocięte usta, wybite zęby... Twarz w strzępach krwawej miazgi. Z trudnością rozpoznajesz kobietę...
Dzień biały... Ulicą rynkową biegnie dziesięcioletnia dziewczynka. Półnaga... tylko fartuszek na biodrach. Skacze, tańczy... podnosi z chodnika różne przedmioty... gryzie, usiłuje jeść...
Obłąkane dziecko. Zabito jej rodziców i całe rodzeństwo.
Miejscowi mieszkańcy opowiadają... Gdy tłum pogromców zbliżał się do jednej kamienicy, gospodarzem której był Polak, a mieszkańcami przeważnie Żydzi, ci rzucili się do niego z prośbą, by wystawił obrazy święte „może miną”. Poskutkowało. Ale jakiś jegomość w kitlu krzyczy z odgróżką do wychylającego się z okna gospodarza: „Sledujet na was sdiełat’ protokoł za eti ikony! Obmanszczyk!
Kucharka, służąca u Żyda, prawosławna, mówi: Za cztery dni do procesji rozpowszechniano już pogłoskę że „jewrei budut strielat’ w procesiju”. W dzień wybuchu, nie biorąc udziału w nabożeństwie, na huk pierwszych wystrzałów woła: „Batiuszku ubili!” Dlaczego tak wołała, nie potrafi wyjaśnić...
W podmiejskiej polskiej zagrodzie znajdują wymordowaną rodzinę gospodarza i siedem ukrywanych przezeń żydów...
Jak się stało, że 60 tyś. żydowskich mieszkańców Białegostoku dało się sterroryzować grupie kilkuset bandytów? – Tylko dlatego, że pogrom odbywał się pod ochroną wojska rosyjskiego. Nie wypuszczało ono z miasta żydów, którzy próbowali ucieczki. Sami żołnierze strzelali do okien kamienic żydowskich, gdy Żydzi próbowali się bronić...
Nawet komisja rządowa, która tu pilnie przybyła (na czele z profesorem Szczepkinem, burmistrzem Odessy, a więc dobrze ze sprawami pogromowymi obeznanym), stwierdziła oficjalnie, że „władze miejscowe nie są wolne od poważnych zarzutów”.
Mówiąc wprost, to właśnie władze pogrom przygotowały, rozpętawszy przedtem antysemicką kampanię propagandową z pomocą redaktora Wasiljewa, a później, gdy uznały, że sytuacja „dojrzała”, przebrani policjanci poprowadzili grupy prawosławnych fanatyków z podmiejskich wsi rosyjskich i białoruskich do „natarcia”...
Za granicą rosyjskie ambasady, konsulaty, „turyści” i dziennikarze z rzewnym ubolewaniem mówili o „polskim pogromie”, oburzając się na „polski antysemityzm”.
Akcji, podobnych do białostockiej, władze carskie przeprowadziły w Siewiero-Zapadnym Kraju setki. O wszystkich z nich „prawdę” dostarczano do zachodnich środków masowego przekazu. A „mądrzy” i „chytrzy” Żydzi za każdym razem stawali się łatwym łupem pogromów zarówno fizycznych, jak i propagandowych; zaczynali kochać „dobrą Rosję” i nienawidzić „złych Polaków”.
Prasa żydowska, której rosyjskie konsulaty hojnie płaciły za zamieszczanie spreparowanych w Petersburgu dezinformacji, mimowolnie stała się wspólniczką zbrodni...
*         *         *

Autorzy polscy, podobnie jak niemieccy, często są przekonani, że to właśnie Żydzi najczęściej wszczynają wszelkie burdy i zamęty, aby w ten psosób osłabiać narody aryjskie. W nr 36 z 2006 roku torontońskiego „Głosu Polskiego” pod rubryką „Kronika katolicka” znajdujemy artykuł pt. Objawione słowo... wielka wojna, w którym były przytoczone na początku słowa Ewangelii według świętego Mateusza: „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo podobni jesteście do grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa.
Tak i wy z zewnątrz wydajecie się ludziom sprawiedliwi, lecz wewnątrz pełni jesteście obłudy i nieprawości.
Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo budujecie groby prorokom i zdobicie grobowce sprawiedliwych, i mówicie: „Gdybyśmy żyli za czasów naszych przodków, nie byliśmy ich wspólnikami w zabójstwie proroków”.
Przez to sami przyznajecie, że jesteście potomkami tych, którzy mordowali proroków!
Dopełnicie i wy miary waszych przodków!
Następnie zaś w rozdziale pt. Żydzi i rewolucje autor notował: „Jest czymś najbardziej tragicznym, że naród, który był wybrany po to, aby służył Bogu w pełnieniu Jego planu, stał się w pewien sposób wspólnikiem szatana. Chrystus, uświadamiając im ich grzech (ponieważ postanowili Go zabić), stwierdził z całą jasnością: „wy macie diabła za ojca” (J 8, 44). Było to surowe stwierdzenie, ale prawdziwe, ponieważ Żydzi, usiłując zabić Chrystusa, „pełnili zamiary szatana”. Nienawiść do Chrystusa, wzniecona przez szatana u przywódców narodu żydowskiego, natychmiast zwróciła się przeciw Kościołowi, jak to widać od początku w prześladowaniu św. Szczepana i potem we wszystkich dalszych prześladowaniach. Były one zawsze inspirowane przez Żydów i przez nich zaciekle przeprowadzane. Nie bez powodu Księga Apokalipsy mówi o „Synagodze szatana” (Ap 2, 9).
Siedemdziesiąt lat temu w Warszawie ukazała się książka zawierająca cenne materiały na temat systematycznego dążenia Żydów do opanowania świata metodami podstępnymi i wywrotowymi (autor powrócił przed wojną do Warszawy, ale został wkrótce zamordowany przez „nieznanych sprawców”). Ksiądz Trzeciak przytacza m.in. treść ulotki, napisanej w języku hebrajskim, którą znaleziono u wziętego do niewoli niejakiego Zundera, komendanta 11. pułku strzelców bolszewickich, w czasie potyczki na granicy estońskiej, w nocy 9 grudnia 1919 roku. Ulotka zawierała odezwę skierowaną do „Prezesów sekcji Międzynarodowej Ligi Izraelskiej”. Oto treść: „Synowie Izraela! Godzina naszego zwycięstwa jest już bliska. Jesteśmy u progu panowania nad światem, to, o czym nie mogliśmy myśleć, jak tylko w marzeniu, staje się obecnie rzeczywistością. Niedawno słabi i bezsilni, teraz podnosimy dumnie głowę, co zawdzięczać należy bezładowi światowemu. Przez zręczną propagandę poddaliśmy krytyce i wyszydzeniu powagę i wykonanie religii, która jest nam obca, złupiliśmy te świątynie, które są nam obce, zachwialiśmy w ludach i państwach ich kulturę i ich tradycję, znajdując w tych narodach więcej ludzi, jak nam było potrzeba do naszej pracy. Zrobiliśmy wszystko, co potrzebne, by podbić naród rosyjski pod potęgę żydowską i wymusiliśmy w końcu, by upadł na kolana przed nami – Rosja śmiertelnie zraniona jest teraz na naszej łasce. Strach przeklęty przed niebezpieczeństwem nie powinien nam pozwolić ani na współczucie, ani na litość. Nareszcie dane nam jest patrzeć na łzy narodu rosyjskiego. Zabierając mu jego dobra i jego złoto, uczyniliśmy z tego narodu podłych niewolników” itd.
Podobny los miało ponoć światowe żydostwo szykować także innym narodom Europy.
O wydarzeniach z końca I wojny światowej i polskich powstań antyniemieckich, gdy w bólach i krwi kształtowały się zalążki młodego państwa polskiego, Antoni Chołoniewski napisze: „Gdy jeńców polskich prowadzono ulicami Poznania, żydostwo rzucało się na nich z zapałem, policzkowało, plwało, darło na nich odzienie. Wybitny żydowski członek rady miejskiej wołał: „Nie wolno nam spocząć, póki nie wygnamy ostatniego Polaka z miasta.” Nastąpiło to w kilka tygodni po uroczystej polskiej deklaracji na ratuszu poznańskim, zapewniając braciom izraelskim korzystanie z pełnych praw obywatelskich. To pełzanie u stóp zwycięskiego prusactwa było czymś tak odrażającym, że nawet Niemiec, pułkownik von Brandt, w pamiętnikach swych mówił: „trzeba było być świadkiem tych scen, aby móc dobrze osądzić głęboką moralną nikczemność Żydów”.
Gdy tylko Warszawę zajęli Niemcy, zwaliły się do niej tabuny „ekspertów” od spraw „Żydów wschodnich” – oczywiście Żydów. Przewodzili nimi Max Cohen i Moritz Pinkeles. Każdy z nich ogłaszał, że Żydzi wschodni przez swoją naturalną grawitację ku kulturze niemieckiej, czego dowodem żargon jidysz, stanowią wymarzoną awangardę tej kultury i na tej opoce powinna oprzeć się niemiecka ekspansja. Od sierpnia, kiedy pruskie armaty zmieniły Kalisz w kupę gruzów, niemiecki pobyt w Polsce stał się pasmem gwałtów, rabunków, mordów na cywilnej ludności.
Burzono i z ziemią równano fabryki. Z dymem puszczano kościoły, dwory, pałace. Spalono tysiące kwitnących pól. Kradziono. Niemieccy oficerowie, jak pospolici złodzieje, kobietom polskim zdzierali złote pierścionki. Szerzono mord i pożogę.
Wieszano, rozstrzeliwano. Dziesiątki tysięcy Polaków szły do straszliwych obozów koncentracyjnych, gdzie wśród nieopisanych cierpień nie zabrakło wybitnych polityków i pisarzy.
Z rąk niemieckich nie ucierpiała nic tylko jedna kategoria mieszkańców Polski: Żydzi.
To byli „swoi”, którzy z radością wybiegali naprzeciw zwycięzcy i tysiącem cennych usług umieli czynić się potrzebnymi. (...)”
Paryska konferencja zasługuje na uwagę z wielu powodów. Niezwykłe i bardzo zaskakujące było czysto polityczne wystąpienie Żydów, niby reprezentujących tam religijną społeczność rozrzuconą po całym świecie. Ci Żydzi zachowywali się tak, jak gdyby byli przedstawicielami wielkiej i zwycięskiej potęgi sojuszniczej, drugiej co do znaczenia po Wielkiej Brytanii.
A przecież ta religijna społeczność nie posiadała własnej państwowości ani rządu, ani siły zbrojnej, aby brać udział w Konferencji pokojowej.
Wpływowi Żydzi natychmiast otoczyli najważniejszych przedstawicieli mocarstw sprzymierzonych, wymuszając na nich całkowite podporządkowanie się interesom żydowskim.
Społeczność żydowska pojawiła się nagle, ale dopiero po zakończeniu I wojny światowej, i była dobrze zorganizowaną siłą polityczną, która otwarcie prowadziła niszczycielską grę przeciwko okropnie zniszczonej Polsce – skalę zniszczeń oszacowano na 73 miliardy franków francuskich.
Żydzi bezczelnie wykorzystywali swoją przewagę nad osłabionymi gospodarczo Polakami, którzy odzyskali Polskę po 120 latach zaborów, dokonanych na zlecenie międzynarodowej mafii przez Prusy, Austrię i Rosję. Podczas Konferencji pokojowej w Paryżu Żydzi przepchnęli pomysł utworzenia „Ligi Narodów”, która miała być rozwinięta w rząd światowy.
Francuski przedstawiciel Jules Dalahaye powiedział 3 października 1920 roku: „Liga Narodów została zaprzedana ukrytym siłom, poddana eksploatacji przez 50 żydowskich właścicieli Europy”.
Żydzi zupełnie pogrążyli się w polityce i odgrywali rolę „diabelskiego adwokata”, wspierali pokonane Niemcy, które rozpoczęły I wojnę światową oraz popierali barbarzyński reżym bolszewicki, założony w Rosji przez Żydów.
Jednocześnie dążyli wszelkimi sposobami do zniszczenia Polski.” Tyle Antoni Chołoniewski.
*         *         *

Wszędzie  prawie, gdziekolwiek mogli, byli liczni Żydzi polonofobami. W Wilnie gazeta żydowska „Lecte Najes” z czerwca 1918 roku pisała w imieniu wszystkich Żydów Wileńszczyzny: „Przyłączenie do państwa polskiego odrzucamy jednomyślnie, mając w Wilnie 75 tys. Żydów, czyli liczbę żadną miarą nie mniejszą niż Polacy. (...)
Gdyby była mowa o zmianie granic, to moglibyśmy się zgodzić na każde rozwiązanie, byle nie polskie.
Gdyby wystąpiła tendencja oddania Wilna Polsce, wówczas musielibyśmy zmobilizować całe żydostwo do obrony naszej Jerozolimy litewskiej.
Co szlachetniejsi Żydzi, jak np. Józef Unszlicht, wstydzili się niemoralnego stosunku swych rodaków do narodu polskiego i expressis verbis ten stosunek potępiali. Pisząc o znanych wydarzeniach z okresu rewolucji bolszewickiej wyżej wymieniony działacz socjalistyczny wyznawał: „Bólem i wstydem przejmuje nas, Polaków pochodzenia żydowskiego, sama świadomość tego pochodzenia wobec niesłychanej w dziejach ludzkości zdrady przez żydostwo tak gościnnej dla niego ojczyzny w wyjątkowo krytycznej chwili jej dziejów.
Twierdzę kategorycznie, że żydostwo, nie zadawalając się zwyczajnym szkalowaniem sprawy polskiej, wprost organizowało w okresie rewolucji pogromy Polaków w Królestwie.
Do śmiertelnych grzechów żydostwa Ludwik Korwin zalicza m.in. i wytworzenie doktryny i praktyki komunizmu. Według niego (Szlachta mojżeszowa, Kraków 1938, t. 1), wśród tzw. „płatnych”, czyli zawodowych komunistów (rewolucjonistów) w okresie 1918/1938 Żydzi stanowili w Polsce 98%, Polacy 2% czyli dokładnie takie same proporcje jak wśród „handlarzy żywym towarem” czy wśród „oszustów i kombinatorów” (97% do 3%).
W Księdze Wyjścia Jahwe, bóg Hebrajczyków, nakazuje Mojżeszowi: „Nie zostawisz przy życiu czarowników”. Ponieważ zaś według Talmudu wszyscy kapłani chrześcijan są „czarownikami” właśnie, bolszewicy w Rosji, dokonując rewolucji 1917-1919 r. wymordowali w pierwszej kolejności księży katolickich, prawosławnych i protestanckich. To samo czyniono na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej, które w 1920 roku chwilowo okazały się pod jarzmem Armii Czerwonej oraz w całej Polsce Wschodniej okupowanej przez ZSRR w 1939 roku. W końcu reprezentantom „narodu wybranego” udała się rzecz niebagatelna: postawili się na czele kościoła katolickiego m.in. w Polsce, krzewiąc tu dywersyjną doktrynę o tzw. „judeochrześcijaństwie”. Przystali też kościół zwalczać, ponieważ go opanowali i uczynili z katolickiego „żydokatolicki”.
O ile w ubiegłych wiekach polski kościół katolicki brał na siebie rolę „obrońcy narodu” przed wyzyskiem żydowskim, to po roku 1950 został całkowicie zdominowany przez Żydów i tendencje żydofilskie, tak iż arcybiskup Muszyński, wywodzący się z „narodu wybranego” nazwał w 2006 roku największe w Polsce wyznanie już nie „judeochrześcijaństwem”, lecz po prostu „żydokatolicyzmem”. I chyba niewiele się mylił, zważywszy na okoliczność, że ten kościół bez porównania więcej uwagi poświęca nie antypolonizmowi, lecz „walce z antysemityzmem” (z którym, nawiasem mówiąc, dzielni Żydzi sami sobie w skali globalnej wcale skutecznie radzą), a w świątyniach Polski śpiewa się, iż „nie ma Boga poza Izraelem!”,  księża  zaś  wmawiają  zagubionym  wiernym  satanistyczny  idiotyzm  w  postaci  twierdzenia,     „Bóg  stał  się  sługą  obrzezanych!”… 
*         *         *

Wzajemne obciążenie stosunków żydowsko-polskich było tak drastyczne, że św. Maksymilian Maria Kolbe w 1926 roku na łamach „Rycerza Niepokalanej” pisał: „Przyszedł w ubogiej stajence, zamieszkał w ubogim domku, przez 30 lat posłusznym w pokorze, uczył, jak żyć, miłościwie przygarniał pokutujących grzeszników, gromił obłudnych faryzeuszów, a wreszcie zawisł na drzewie Krzyża spełniając proroctwa. Człowiek odkupiony.
Chrystus Pan zmartwychwstaje, zakłada swój Kościół w opoce – Piotrze i obiecuje, że bramy piekielne nie przemogą go.
Część narodu żydowskiego uznała w Nim Mesjasza, inni, a zwłaszcza pyszni faryzeusze, nie chcieli Go uznać, prześladowali Jego wyznawców i potworzyli mnóstwo przepisów nakazujących Żydom prześladowanie chrześcijan. Przepisy te połączone z opowiadaniami poprzednich rabinów zebrał w r. 80 po Chrystusie rabbi Johanan ben Sakai, a ostatecznie wykończył około 200 r. rabbi Jehuda Hannasi, i tak powstała Miszna. Późniejsi rabini znowu wiele dodali do Miszny, tak, że około r. 500 rabbi Achai ben Huna mógł już z tych dodatków sklecić osobną księgę, tzw. Gemarę. Miszna i Gemara tworzą razem Talmud.
W Talmudzie nazywają owi rabini chrześcijan bałwochwalcami, gorszymi od Turków, mężobójcami, rozpustnikami nieczystymi, gnojem, zwierzętami w ludzkiej postaci, gorszymi od zwierząt, synami diabła itd. Księży nazywają „kamarim”, tj. wróżbiarzami, [dokładniej: czarownikami – przyp. J.C.] i „gałachim”, tj. z ogoloną głową, szczególnie zaś nie cierpią dusz Bogu poświęconych w klasztorze.
Kościół zowią zamiast „Bejs tefila”, tj. dom modlitwy „bejs tifla”, tj. dom głupstw, paskudztwa.
Obrazki, medaliki, różańce itd. zowią „ełyłym”, co znaczy „bałwany”. Niedziele i święta przezywają w Talmudzie „jom ejd”, tj. „dniami zatracenia”. Uczą też, że Żydowi wolno oszukać, okraść chrześcijanina, bo „wszystkie majętności gojów są jako pustynia, kto je pierwszy zajmie, ten jest ich panem”.
Tak więc księgę zawierającą 12 grubych tomów i dyszącą nienawiścią ku Chrystusowi Panu i chrześcijanom wtłacza się w głowy, że to księga święta, ważniejsza od Pisma Św., tak że nawet sam Pan Bóg uczy się Talmudu i radzi się uczonych w Talmudzie rabinów.
Nic więc dziwnego, że ani przeciętny Żyd, ani rabin nie ma zazwyczaj pojęcia o religii Chrystusowej, karmiony jedynie nienawiścią ku swemu Odkupicielowi, zakopany w sprawach doczesnych, goniący za złotem i władzą, nie przypuszcza nawet, ile pokoju i szczęścia daje jeszcze na tej ziemi wierna, gorliwa i wspaniałomyślna miłość Ukrzyżowanego, jak ona przewyższa wszystkie „szczęścia” zmysłowe czy umysłowe, które daje nędzny świat.
W okresie II wojny światowej dowódca Armii Krajowej generał Stefan Rowecki poczuł się zmuszony do napisania słów: „Różne świadectwa dowodzą, że niemal wszędzie Armia Czerwona spotykała się z radosnym przyjęciem Żydów. Gdy Żydów z Kowla (na Wołyniu) poinformowano, że Armia Czerwona zbliża się do miasta, oni świętowali całą noc. Gdy Armia Czerwona faktycznie weszła do Kowla, Żydzi przywitali ją z nie dającym się opisać entuzjazmem.
Gershon Adiv tak wspominał w wiele lat później: „Trudno jest opisać emocję, jaka ogarnęła mnie, gdy zobaczyłem na ulicy naprzeciw naszych wrót – rosyjski czołg z uśmiechniętymi młodymi ludźmi, mającymi jaskrawe gwiazdy czerwone na swych piersiach. Jak tylko maszyny stanęły, ludzie stłoczyli się tłumnie wokół nich. Ktoś kszyknął: »Niech żyje rząd sowiecki!« i wszyscy wiwatowali. Trudno było znaleźć jednego goja w tym tłumie.
W Baranowiczach: Ludzie całowali zakurzone buty żołnierzy. Dzieci pobiegły do parku, narwały jesiennych kwiatów i zasypały nimi żołnierzy... Czerwone flagi znaleziono dosłownie w mgnieniu oka i całe miasto zostało zakryte czerwienią.
Miasto Kobryń również zostało zalane czerwonymi flagami, które przygotowali miejscowi komuniści przez oddarcie białego pasa z dwukolorowej flagi polskiej. Wiwatujący tłum rozrzucał ulotki piętnujące faszystowski reżym Polski i gloryfikujący Armię Czerwoną.
Ujawniło się, że ogół żydowski we wszystkich miejscowościach, a już w szczególności na Wołyniu, Polesiu i Podlasiu (...) po wkroczeniu bolszewików rzucił się z całą furią na urzędy polskie, urządzał masowe samosądy nad funkcjonariuszami Państwa Polskiego, działaczami polskimi, masowo wyłapując ich jako antysemitów i oddając na łup przybranych w czerwone kokardy mętów społecznych”.
Generał Nikodem Sulik (1941) także zauważał: „Żydzi są dla NKWD nieocenionym wprost biczem przeciw ludności polskiej”.
Natomiast generał Władysław Sikorski w 1942 roku wypowiedział słowa, które kosztowały go życie: „Dlaczego (...) dotąd oficjalne koła żydowskie nie potępiły jawnej zdrady i innych zbrodni, jakich się wobec Polaków i polskich obywateli dopuszczali przez cały czas okupacji sowieckiej?
W 1987 roku wybitny historyk Norman Davies pisał o okresie okupacji sowieckiej w Polsce: „Wśród kolaborantów, którzy przybyli, aby pomagać sowieckim siłom bezpieczeństwa w wywózce wielkiej liczby niewinnych mężczyzn, kobiet i dzieci na odległe zesłanie i przypuszczalnie śmierć, była nieproporcjonalnie wielka liczba Żydów. (...) Wśród kolaborantów i donosicieli jak i personelu sowieckiej policji bezpieczeństwa w owym czasie był szokująco wysoki procent Żydów.
Także profesor Ivo Cyprian Pogonowski konstatuje: „Setki publikowanych relacji, w tym relacji żydowskich, potwierdza to, że Żydzi byli zamieszani w wyłapywanie polskich żołnierzy i oficerów (np. w Razyszczycach i w Kowlu), aresztowania i egzekucje Polaków (np. we Lwowie i Czortkowie) i w nadzorowaniu deportacji Polaków w bydlęcych wagonach do gułagu (np. z Gwoźdźca). Do czasu, gdy Niemcy zaatakowały swego pierwotnego sowieckiego sojusznika w połowie 1941 roku, ponad milion Polaków zostało zesłanych daleko na przypuszczalną śmierć z miast takich jak Brańsk.
Byłoby w tej sytuacji najłatwiejsze powiedzieć, że wszystkie te wypowiedzi są tylko przejawem „tradycyjnego polskiego antysemityzmu”. To jednak sprawy nie załatwia, gdyż na taką diagnozę można zaraz odpowiedzieć pytaniem: czym były działania Żydów odzwierciedlone w słowach Polaków? Wyrazem „tradycyjnej żydowskiej polonofobii”? Wiemy, że i to nic nie załatwia. Przed naukowcami (historykami, psychologami, socjologami, filozofami, politologami) obu narodów stoi więc nadal doniosłe zadanie wszechstronnego zbadania i obiektywnego naświetlenia dramatycznych powikłań w dziejach naszych stosunków wzajemnych oraz wytyczenie dróg do pojednania.
*         *         *

W kulturze polskiej wiele znajduje się twórców żydowskiego pochodzenia, że wspomnimy takie nazwiska, jak Henryk Wieniawski, Julian Tuwim, Stanisław Lem, Bolesław Leśmian, Jan Brzechwa, Wisława Szymborska, Antoni  Słonimski.
Pewnego razu Witold Gombrowicz, będący w stanie upojenia alkoholowego, miał o Żydach powiedzieć: „A swoją drogą naród to niepośledni, Chrystus, Marks, Einstein – trzech Żydów, a jakże niebagatelny wpływ na losy świata”. W swym zaś Dzienniku z lat 1953-1956 ten polski pisarz pisał, zwracając się do Żydów, co następuje: „Żyd zbyt uporczywie domagający się, aby go traktowano „jak człowieka”, to jest jakby niczym nie różnił się od innych, wydaje mi się Żydem nie dość świadomym swojego żydostwa. Żądając tej równości, oni mają rację to słuszne, to zrozumiałe – ale to nie na miarę ich rzeczywistości. Zbyt proste, zbyt łatwe...
Nie podoba mi się w Żydach, gdy nie są na wysokości swego powołania. Ileż razy zdumiewało mnie, gdym w rozmowach, i to z rozumnymi Żydami, natrafiał na taką małostkowość w ocenie własnego losu. Dlaczego świat nie lubi Żydów? Ależ dlatego, że są zdolniejsi, mają pieniądze, stwarzają konkurencję. Dlaczego świat nie chce uznać, że Żyd to taki sam człowiek, jak inni? Ależ to kwestia propagandy, przesądów rasowych, braku oświecenia...
Gdy słyszę z ust tych ludzi, że naród żydowski jest jak inne, odczuwam to mniej więcej jak gdybym słyszał Michała Anioła twierdzącego, że niczym od nikogo się nie różni, Szopena domagającego się „normalnego” życia, Beethovena zapewniającego, że i on ma prawo do równości. Niestety! Ci, którym dano prawo do wyższości, nie mają prawa do równości.
Nie ma narodu bardziej oczywiście genialnego – i mówię to nie tylko dlatego, że oni zawarli w sobie najważniejsze inspiracje świata, że co chwila wybuchają jakimś wiekopomnym nazwiskiem, że wycisnęli pieczęć swoją na dziejach. Geniusz żydowski jest oczywisty w samej swojej strukturze, to jest w tym, że podobnie jak genialność indywidualna, jest najściślej połączony z chorobą, upadkiem, poniżeniem. Genialny, dlatego że chory. Wyższy, gdyż poniżony. Twórczy, bo anormalny. Ten naród, jak Michał Anioł, Szopen i Beethoven jest dekadencją, która przetwarza się w twórczość i postęp. Ten naród nie ma łatwego dostępu do życia, jest w niezgodzie z życiem – dlatego staje się kulturą. Nienawiść, pogarda, lęk, niechęć, jakie wzbudza w innych narodach ten naród, są z tego samego gatunku co uczucia, które wywoływał w wieśniakach niemieckich chory, głuchy, brudny, histeryczny, gestykulujący Beethoven podczas swoich przechadzek. Droga krzyżowa Żydostwa jest z natury swojej ta sama, co droga Szopena: Historia tego narodu jest tajną prowokacją, podobnie jak biografie wszystkich wielkich ludzi – prowokacją losu, ściąganiem na siebie wszystkich klęsk, jakie mogą przyczynić się do spełnienia misji... narodu wybranego. Jakie moce życia wywołały ten fakt straszliwy, nie wiadomo – ci, którzy są nim, którzy go stanowią, niech ani na chwilę się nie łudzą, że z tych przepaści zdołają wydostać się na gładką równinę.
I ciekawe, że życie choćby najpospolitszego, najzdrowszego Żyda, jest jednak zawsze, w pewnej mierze, życiem człowieka wybitnego: choć zdrowy, zwykły, niczym nieróżniący się od innych, jest jednak odmienny i traktowany inaczej, musi być odosobniony, jest – choćby nie chciał – na marginesie. Więc można powiedzieć,że nawet przeciętny Żyd skazany jest na wielkość dlatego jedynie, że jest Żydem. Nie tylko na wielkość. Jest skazany na samobójczą i rozpaczliwą walkę z własną formą, gdyż nie lubi siebie (jak Michał Anioł).
Więc tej grozy nie załatwicie, wyobrażając sobie że jesteście „zwykli” i karmiąc się idylliczną zupką humanitaryzmu. Oby jednak walka z wami stała się mniej podła. Co do mnie błask od was bijący nieraz mnie oświecił i wiełe mam wam do zawdzięczenia.” Trudno, już nie o większe, lecz równe temu, wazeliniarstwo i lizusostwo, niż w przypadku tej rozpijaczonej cioty. Ale Polacy są przecież mistrzami, jeśli chodzi o   chutliwą   służalczość i lokajstwo jako cechy usposobienia,  o  gotowość   „całowanie  rączek”  i  wylizywania  byle  komu  najbardziej  intymnych  miejsc…
*         *         *
M. Fuks, Z. Hoffman, M. Horn, J. Tomaszewski pisali w cytowanej już książce Żydzi polscy. Dzieje i kultura: „Polscy są wszyscy niemal najwięksi klasycy literatury żydowskiej. Któż bowiem uwiecznił i przekazał potomności przeszłość i klimat żydowskich miasteczek w Polsce, jak nie: Icchak Lejb Perec, Szalom Asz, Szalom Alejchem i dziesiątki innych pisarzy, aż po laureata nagrody literackiej Nobla – Izaaka Bashevisa Singera, rodem z Radzymina pod Warszawą”.  Później  doszedł  do  tego  Kosiński  i  in. W zasadzie, jeśli chodzi o sferę literatury i, szerzej, kultury, Żydzi i Polacy łatwo znajdowali wspólny język, choć nie szczędzili sobie nawzajem nieraz pieprznych zarzutów i przytyków.
W Polsce okresu 1918-1939 Żydzi stanowili silną formację etniczną, dość mocno skonsolidowaną i skutecznie realizującą własny interes narodowy, rozumiany w określony sposób. W sumie stosunki wzajemne pod wieloma względami były poprawne i dobre. II wojna światowa stała się straszną tragedią dla obu narodów, Żydów polskich zginęło 2,5 miliona, Polaków – 4,5 miliona. Oba narody jako „niepełnowartościowe” były skazane: Żydzi na zupełne zniszczenie, Polacy na dwukrotną redukcję do 13 milionów osób. O stosunkach Polaków z Żydami najsprawiedliwiej bodaj napisał w jednym z opublikowanych w Izraelu artykułów (1954) dr Adolf Berman, były przewodniczący Centralnego Komitetu Żydów w Polsce. A więc po powrocie do Ziemi Obiecanej ten zacny człowiek pisał: „Przy opisie martyrologii Żydów w Polsce podkreśla się nieraz cierpienia, jakich ukrywający się Żydzi doznali od polskich szantażystów i donosicieli, «granatowych» policjantów, faszystowskich chuliganów i innych mętów społecznych. Mniej się natomiast pisze o tym, że tysiące Polaków narażało swe życie, udzielając pomocy Żydom. Pianę i brud na powierzchni spienionej rzeki widać łatwiej niż głęboki, podziemny czysty nurt. Ale nurt ten istniał i działał.
Ogromną rolę w tej akcji ratowania Żydów odegrała «Ogólnopolska Rada Pomocy Żydom» («Rada Żegoty»), która jednoczyła w akcji pomocy wszystkie niemal, działające w konspiracji, główne ugrupowania polskie, od lewicowych socjalistów do katolików. Dużą rolę odegrała pomoc komunistów polskich, działaczy Polskiej Partii Robotniczej. Znaczna część komórek pomocy, organizowanych przez żydowskie organizacje podziemne, przez Żydowski Komitet Narodowy i przez Bund, to były komórki polskie. Na czele ich stali Polacy, którzy nieśli bezinteresownie ratunek: uczeni, pisarze i artyści, pracownicy polskiej opieki społecznej, robotnicy, nieraz chłopi. Byli to ludzie o różnych przekonaniach politycznych: komuniści i socjaliści, demokraci, katolicy, działacze chłopscy. Często to byli ludzie nie związani z żadnym ruchem politycznym czy ideowym, prości, dobrzy ludzie z ludu, którzy cierpieli, widząc mękę ludzką i spieszyli z pomocą ze szczerego, dobrego serca. Zdarzało się nawet, że czynną pomoc dla znajomych Żydów nieśli... antysemici. Było to zjawisko dość rzadkie, ale faktem jest, że koszmar hitlerowski i gehenna milionów Żydów wstrząsnęła sumieniem wielu Polaków, nastrojonych do wojny antysemicko i zmieniła ich stosunek do Żydów.
Przyjdzie jeszcze czas na wielką «Złotą Księgę» Polaków, którzy w tych strasznych «czasach pogardy» podali bratnią dłoń Żydom, ratowali ich od śmierci i stali się dla żydowskiego ruchu podziemnego podnoszącym na duchu symbolem humanitaryzmu i braterstwa ludów”.
Słowa powyższe dyktowane były własnymi doświadczeniami autora i jego żony; byli łącznikami między gettem a „Żegotą”, w ramach „Żegoty” działali.
A jednak w okresie po 1945 roku doszło do ponownych manipulacji polskimi Żydami ze strony Moskwy. Stalin, okupując Polskę, zrobił stawkę na mniejszość żydowską i dążył do wykorzystania jej w swych imperialnych celach; toteż obsadził przywiezionymi z Rosji żydowskimi komunistami prawie wszystkie ważniejsze urzędy i kazał im robić wszystko, by ten kraj niszczyć i demoralizować  pod  akompaniament  żydowskich  pisarzy  i  poetów,  gloryfikujących  nowy  wspaniały  świat,  jak  to  czyniła  m.in.  Wisława  Szymborska  w  dziesiątkach  swych  wierszy,  m.in.  pod  tytułem    „Lenin”:
„Że  w  bój  poprowadził  krzywdzonych,
Że  trwałość  zwycięstwu  [Żydów?]  nadał,
Dla  nadchodzących  epok
Stawiając  mocny  fundament –
Grób,  w  którym  leżał  ten
Nowego  człowieczeństwa  Adam,
Wieńczony  będzie  kwiatami
Z  nieznanych  dziś  jeszcze  planet”.
Występowanie pewnych postaw w pewnych populacjach pozwala na racjonalne uogólnienia. Istnienie np. pewnych „lobby” polityczno-gospodarczych w sensie grup wspólnego interesu mocno popierających swoich i eliminujących obcych ze stanowisk cechowało w istotny sposób społeczność żydowską w wielu krajach i w wielu okresach historii. Jeśli działo się to np. w nauce czy kulturze z nieuchronnością prowadziło do degradacji tych gałęzi, ponieważ stosowane kryterium doboru sprzyjało nie napływowi ludzi najzdolniejszych a różnych, lecz odwrotnie, tylko legitymujących się pewnym rodowodem, co jest niedostateczne do tego, by coś osiągnąć.
Po latach więc nauka i kultura polska zostały gruntownie zdegradowane, a moskiewscy agenci żydowskiego pochodzenia przenieśli propagandową akcję niszczycielską także na arenę międzynarodową, a uczynili to bardzo skutecznie ku zadowoleniu swych mocodawców...
Wielu żydowskich twórców sztuki (film, beletrystyka), takich np. jak reżyserowie C. Lanzmann czy S. Spielberg, do dziś rozpowszechnia w świecie, szczególnie w USA, mit o wybujałym antysemityzmie Polaków; nie mówiąc już o zupełnie chorobliwej pod tym względem prasie. A jednocześnie przemilcza się prawdziwy antysemityzm np. niemiecki czy francuski. To przecież Niemcy zainicjowali i zrealizowali likwidację kilku milionów Żydów europejskich, wznosząc obozy zagłady na tych terenach okupowanego kontynentu, na których istniały największe skupiska ludności żydowskiej (w ten sposób odpadała uciążliwa konieczność transportowania na duże odległości dużych mas przeznaczonej do zagłady ludności). Litwini, Łotysze, Estończycy nie tylko własnymi siłami w okresie 1941-1943 zlikwidowali 95% swych Żydów, ale też pomagali ich mordować na terenie Polski, Białorusi, Rosji. Jeśli chodzi o Francję, to jeszcze jesienią 1940 roku kolaborancki rząd Vichy wprowadził surowe antyżydowskie przepisy, na których mocy przystąpiono do konfiskaty majątku obywateli żydowskiego pochodzenia. Od maja 1942 roku Żydzi powyżej szóstego roku życia musieli nosić „gwiazdę Dawida”. W lutym 1941 roku pierwszych 40 tysięcy Żydów we Francji osadzono w obozach koncentracyjnych, dalej – więcej. Z 75 721 Żydów przekazanych przez władze francuskie Niemcom ocalało niespełna 2 500 osób. Ochotnicza zaś dywizja francuska SS „Charlemagne”, licząca ponad 20 tysięcy żołnierzy i oficerów wsławiła się upartymi walkami na froncie wschodnim w 1945 roku przeciwko oddziałom polskim i radzieckim.
O tych faktach światowa prasa żydowska po prostu milczy, podobnie jak o tym, że w czasie II wojny światowej Niemcy zamordowali 6 milionów obywateli polskich, z których 2,5 miliona było narodowości żydowskiej. Te proporcje są przemilczane na równi z okolicznością, że kilkadziesiąt tysięcy Polaków zostało przez okupanta rozstrzelanych za ukrywanie i niesienie pomocy prześladowanym Żydom. Taka postawa wielu dziennikarzy żydowskich daje świadectwo wszystkiemu – prócz ich uczciwości i prawości.
*         *         *

W ostatnich latach naukowcy i publicyści polscy coraz odważniej podejmują otwartą polemikę z antypolskimi tendencjami w mediach żydowskich, przedstawiając nieraz interesujące i mało znane fakty historyczne.
W publikatorach polskich o kierunku narodowym często spotyka się tematykę żydowską. Aby wyrobić sobie wyobrażenie o stylu i jakości tych publikacji, przypomnijmy kilka charakterystycznych tekstów tego rodzaju. W książce Cywilizacja żydowska profesor Feliks Koneczny pisał o frankistach, jak następuje:
Religia bez Talmudu, a z Kabałą (oznaczona liczba rzymska II na tabeli na końcu rozdziału IX) znana była dawniej w Hiszpanii, lecz na północy stanowiła nowość. Było to najście sefardim na prowincje aszkenazim, najście dokonane nie z Hiszpanii, lecz z drugiej ich siedziby, z Turcji. Natrafiali na grunt przysposobiony wprowadzaniem modlitewnika rytuału sefardim wielkiego kabaiisty Izaaka Lurie. Nigdy natomiast nie nawiązała się łączność z karaimami starej daty, osiadłymi w Haliczu i w Trokach; nigdzie w źródłach najmniejszego śladu, żeby sabatejczycy wiedzieli choćby o istnieniu tamtych. Propaganda przeciw Talmudowi znajdowała zapewne ułatwienia w tym także, że od początku XVIII wieku wznowiła się w Polsce kwestia mordu rytualnego, oparta jakoby na Talmudzie.
Sprawa ta, poruszona w wiekach średnich, ulegała już zapomnieniu, gdy wtem nagle wznowił ją Żyd. Tym razem nie goje” bynajmniej wystąpili z tym straszliwym zarzutem, lecz rabin żydowski. W roku 1710 rabin z Brześcia Litewskiego, Serafinowicz, wychrzciwszy się w Żółkwi, przyznawał się publicznie, jako sam popełnił na Litwie dwa mordy rytualne. W 59 lat potem ks. Gaudenty Pikulski w broszurze „Złość żydowska podaje do wiadomości, jako ów Serafinowicz, opisał wszystkie złości i bluźnierstwa, które Żydzi czynią przez cały rok według porządku świąt swoich, z takim dowodem, że i rozdział Talmudu i słowa hebrajskie wspomina. Wydane już były te sekreta talmudystów od tegoż samego Serafinowicza do druku, ale Żydzi wykupiwszy spalili. Jam tylko manuskryptu jego dostał od tych, którzy go znali i z nim mówili i opuszczając hebrajskie słowa, tylko po polsku wyrażę, co w sobie zamykają. Broszura powołuje się na traktaty Talmudu Zychwe Lew i Sanhedron.
Ks. Pikulski podaje opisanie bezbożnej ceremonii na rzeź chrześcijańskich dzieci wyznaczonej. Idąc za Serafinowiczem, wyjaśnia, na co i dlaczego krwi chrześcijańskiej Żydzi potrzebują. Gdybyż jednak nie za dużą odległość czasu (1710–1769!) Serafinowicz dawno już nie żył, a ks. Pikulski nie ma wprost pojęcia o krytycznym dochodzeniu do prawdy. Zanim atoli wyszła ta broszura, o 16 lat wcześniej, w roku 1753, zaszedł inny niezwykły wypadek: W Żytomierzu uwięziono 25 Żydów pod zarzutem, że w sam Wielki Piątek, złapawszy dziecię półczwarta roku mające, imieniem Stefan Studzieński, syna Adama i Ewy Studzieńskich, w Wielką Sobotę, po sabacie zgromadzeni, okrutnie zamordowali, z każdej żyły i junktury krew wypuszczając przez kłucie. Po uczynionej pilnie inkwizycji, zbrodnię prawnie dowiedziono i wydano wyrok, na podstawie którego z jedenastu Żydów żywcem pasy darto, a potem ćwiartowano, trzynastu, chrzest święty przyjąwszy, ścięci byli, jeden zaś, mniej winny, dla świadectwa innym talmudystom przy życiu zachowany został, chrzest święty przyjąwszy.
Po całej Polsce rozrzucano ryciny i obrazy, przedstawiające ten mord i można się z nimi spotkać dotychczas nierzadko. W połowie XVIII wieku była tedy polska przejęta, przesiąknięta grozą mordów rytualnych, a skutkiem tego wzgardą i nienawiścią do Talmudu.
Do Lwowa zjechał sam wielki baalszem Eliezer i stawił się na dysputę, stając po stronie talmudystów. Powziął on jak najgorsze o Franku mniemanie, a rzekomy mesjasz pozostał chasydom na zawsze kłamcą i posłem ciemności. Sprowadzono 30 rabinów; przywódcą ich byt Chaim Rappaport, starszy rabin lwowski. Po stronie sekciarzy stanął, jako najwybitniejszy, były rabin z Nadwórny, Jehuda ben Nosen Krysa. Znów był rabin, stwierdzający mord rytualny! Stawił się też (na tłumacza) Moliwda. Dysputy trwały (z przerwami) od 17 lipca do 10 września 1759 roku w lwowskiej katedrze łacińskiej. Na jedenastej z rzędu, dnia 6 sierpnia przystąpiono do kwestii o używaniu krwi. Na prośby rabinów odraczano to posiedzenie kilkakrotnie, aż do 10 września. Frank trzymał się z daleka, podobnież jak od kamienieckiej dysputy... Przybył do Lwowa dopiero 25 VIII, a więc w 19 dni po pierwotnym terminie dysputy o mord rytualny. Przypuszczał, że wszystko już zakończone.
Wjechał uroczyście, bogato i strojnie wraz z tłumem zwolenników, ale w katedrze się nie pokazywał. Do charakterystyki Franka jest to przyczynek decydujący. Szczególny zaiste powziął pomysł, żeby Żydzi Żydom mieli publicznie zarzucać mord rytualny! Tłumaczyć to można tą tylko okolicznością, że gdyby nie to, nie byłoby się tak dalece zwracało uwagi na Franka i frankistów. Skorzystał z tego, że uwaga polskiego ogółu zajęta była właśnie tą kwestią i wpłynął w nurt, który musiał zapewnić mu rozgłos. Chciał być na widoku i użył do tego środka, jaki się nawinął. Kabotyństwo niebywałych zaiste rozmiarów! Ale w chwili stanowczej stchórzył przed własnym dziełem, krył się i występował na nowo dopiero, gdy wszystko już się odbyło i dokonało korzystnie dla niego.
Dnia 10 września 1759 roku, po zagajeniu” obrad przez ks. Mikulskiego, zabrał głos imieniem frankistów, tłumacz Moliwda-Kossakowski, przemawiając najpierw po polsku: zadanie krwi chrześcijańskiej od pospólstwa talmudystów nie tylko w Królestwie Polskim, ale i w cudzych krajach jest jawne – wiele bowiem historii minąwszy w cudzych państwach, tu się w Polsce i Litwie zdarzyło, że talmudystowie niewinną krew chrześcijańską okrutnie wylali i za ten bezbożny uczynek przekonani, w różne czasy dekretami na śmierć osądzani – zawsze jednak statecznie zapierając się, chcieli się przed światem oczyścić, że to na nich niewinnie chrześcijanie wkładają, powiadająMy jednak Boga wszystkowidzącego wziąwszy na świadectwo, nie ze złości, albo zemsty na onych, ale z miłości Wiary świętej, którą przyjmujemy, tę złość onych talmudystów wydajemy światu całemu do wiadomości, bośmy i sami w młodości naszej u onych tego uczyli.
Następnie począł Moliwda-Kossakowski przytaczać z Talmudu dowody na poparcie swych twierdzeń. W szczególności powoływał się na księgę Talmudu zwaną Aurech Chaim Megine Erec, gdzie jest mowa o winie czerwonym, pamiątce krwi. Twierdził, że zawarte w księdze tej słowa jain udym (wino czerwone) mogą być kabalistycznie czytane jako jain edym co oznacza krew chrześcijanina. Oba te słowa różnią się w pisowni tylko kropkami czyli akcentami u spodu pierwszej litery, zwanymi sygiel i kumec”. Gdy zaś w tekście słowa te podane są bez żadnego akcentu, zatem można je czytać i interpretować dowolnie – inaczej dla pospólstwa, inaczej dla rabinów. Powoływał się dalej na księgę Ramban (będącą dziełem rabina Mozesa ben Maimon), w której dziesięć liter na stronie 40 ma mieć kabalistyczne znaczenie: Krwi potrzebują wszyscy w ten sposób, jak robili nad tym człowiekiem mądrzy w Jeruzalem.
Poza tym przytaczali frankiści cały szereg rozmaitych urywków z Talmudu, a w zakończeniu żądali, by Żydzi przedłożyli Urzędowi Konsystorskiemu cytowane księgi talmudyczne w oryginale. Oskarżenie to, rzucone publicznie, a w tak niezwykłym miejscu i z tak niezwykłej strony, wywarło olbrzymie wrażenie na zebranych (...).
Ogólnie uznawano, że nie zawierała ona dobrego sensu, ani należytej odpowiedzi – toteż z naprężeniem oczekiwano wyroku władzy duchownej. Po skończeniu dysputy, powstał ks. Mikulski i ogłosił zebranym, że co do pierwszych sześciu punktów uznaje się talmudystów pokonanych przez frankistów. Natomiast co do punktu ostatniego krwi chrześcijańskiej, sąd konsystorski, za poradą nuncjusza, ks. Serra, zastrzegł sobie wydanie decyzji na później. Była to decyzja słuszna i bardzo wskazana, ze względu na silne roznamiętnienie ludności. Wyrok, przyznający słuszność frankistom, mógł pociągnąć dla ludności żydowskiej nieobliczalne konsekwencje. Mimo zapowiedzi jednak, sąd konsystorski w sprawie mordu rytualnego w ogóle się nie wypowiedział. Odroczono orzeczenia w tej sprawie i odraczano je dalej, aż rzecz cała rozpłynęła się w niepamięci ludzkiej. Publikacje bardzo wybitnych członków dysputy lwowskiej dowodzą, że orzeczenie wypadłoby przeciw talmudystom. Władza duchowna byłaby we Lwowie w roku 1759 przyjęła za rzecz pewną, że istnieje mord rytualny. W takim razie wszyscy talmudyści i chasydzi są winni corocznie popełnianego skrytobójstwa na ujmę chrześcijaństwa, jako religii. Cóż z nimi począć? Czy można tolerować w państwie takich bluźnierców i morderców?
Nowy wypadek w Wojsławicach w lubelskiem w 1760 roku uznano za udowodniony, a skazanym zadawano śmierć sposobami barbarzyńskimi. Posypał się znów szereg broszur. Do Rzymu jeździł powtórnie Jakub Lelek, a Klemens XIII zawiadomił nowego nuncjusza, Viscontiego, a przez jego pośrednictwo episkopat polski (...). Wyższe władze kościelne tego dowodu nie przyjęły, bo od początku podejrzewały Franka o nieszczerość i o nieczystość intencji. Nam chodzi tu o jedną stronę całej sprawy: Żyd, który wystąpił przeciw Żydom z zarzutem mordu rytualnego i do tego publicznie, w formie urzędowej, a nigdy potem zarzutu tego nie cofnął – palił mosty pomiędzy sobą a żydostwem. Nie przestawał być Żydem, uznawał wybraństwo, lecz stawał się niewątpliwie wrogiem. Czy od takiego zrywania mostów miała się zaczynać budowa jakiejś Judeopolonii? Podejrzewa się Franka, że zamierzał wykroić sobie kawał Polski. W tym jest trochę prawdy (...).”
*         *         *

Roman Dmowski w artykule „Czym są Żydzi?” wywodził: Nie można sobie zdać sprawy z położenia Żydów w świecie i z ich widoków na przyszłość bez zrozumienia, czym są oni sami. W tym zaś względzie panuje niesłychany chaos pojęć, pochodzący przede wszystkim z braku wiedzy.
Przeciętny człowiek chrześcijańskiego świata, zwłaszcza w jego odłamie protestanckim, wie dużo o dawniejszej przeszłości Żydów. Wie ze Starego Testamentu, który protestanci mniej, coprawda, gorliwie dziś, niż dawniej czytają, na którym jednak urabiają swe o Żydach pojęcia i który w ogromnej mierze wykształcił ich własny stosunek do życia. Katolicy go naogół nie czytają, ale pośrednio zdobywają z niego sporo wiadomości przy nauce religji. Są to wszakże wyłącznie wiadomości, które Żydzi sami o sobie pozostawili.
Obok religijnego znaczenia, które mają dla chrześcijańskiego świata poszczególne miejsca Starego Testamentu, ma on duże znaczenie naukowe jako źródło wiedzy o dziejach żydowskich przed narodzeniem Chrystusa.
Aż do końca osiemnastego wieku Stary Testament był jedynem właściwie źródłem do tych dziejów. Dopiero rozwój egiptologji, asyrjologji, a w dalszym ciągu badań nad całą dawniejszą historją Przedniej Azji, wreszcie jej prehistorją, dał możność porównywania tego wielkiego dokumentu żydowskiego z dokumentami innych ludów współczesnych, z któremi Żydzi mieli bezpośrednie, czy pośrednie stosunki. To pozwoliło ustalić daty, skontrolować fakty, określić ich znaczenie, ich proporcję do tego, co się obok działo, odróżnić w dziejach synów Izraela to, co było żydowskiem, od tego, co pochodziło z zewnątrz.
Ludziom, którzy się zapoznali z wynikami tych badań XIX wieku, dawna przeszłość Żydów ukazała się w pełniejszem świetle, stała się bardziej zrozumiałą, co im pozwala lepiej rozumieć żydostwo późniejsze.
Niepodobna tu, nawet w krótkiem streszczeniu, wykładać tej historji. Trzeba wszakże zwrócić uwagę na pewne jej momenty, bez których poznania nie może być mowy o odpowiedzi na pytanie: czem są Żydzi?
Świat, w którym Żydzi wystąpili na widownię dziejową, był światem dwóch wielkich, najstarszych ze znanych nam cywilizacyj, egipskiej i mezopotamskiej, którą w rozmaitych jej okresach nazywamy sumerską, asyryjską, babilońską czy chaldejską. Te dwie cywilizacje pozostawały z sobą w stosunkach, aczkolwiek warunki geograficzne tym stosunkom nie sprzyjały. Oddzielała je pustynia Syryjska, po której koczowały plemiona semickie. Jedyną komunikacją poza pustynią – bo tylko parę dni droga prowadziła przez pustynię Synai – był tzw. urodzajny półksiężyc, ciągnący się po wąskim pasie urodzajnej i zaludnionej ziemi wzdłuż wschodniego brzegu Morza Śródziemnego, a dalej wzdłuż północnego brzegu pustyni Syryjskiej, do Eufratu.
Z początku lud Izraela był, jak mówi jego tradycja, jednem z plemion koczujących na pustyni Syryjskiej. Później znaleźli się w Egipcie.
Jak wynika z zestawienia dokumentów żydowskich z egipskiemi, przybyli oni tam za panowania Hyksosów. Tern imieniem Grecy nazwali koczowniczych najeźdźców z Azji, którzy podbili Egipt i kilkaset lat w nim panowali. Przyswoili oni sobie formy egipskie, ich monarchowie nazywali się faraonami, ale Egipcjanie ich nienawidzili: swych obcych władców obdarzali pogardliwem mianem królów pastuchów. Panowanie Hyksosów było stale zagrożone.
Dla wzmocnienia swej pozycji i zabezpieczenia się przed Egipcjanami sprowadzali oni z Azji rozmaite szczepy i osiedlali je w pobliżu Delty. Między innemi przybyli wówczas Żydzi.
Gdy Egipt południowy zorganizował nareszcie skuteczną walkę przeciw najeźdźcom i wypędził ich z całego kraju, położenie osadników z Azji stało się nad wyraz ciężkiem. Egipcjanie zaczęli ich traktować jako niewolników i używać do najcięższych robót. Na ową dobę przypada ucieczka Żydów z Egiptu pod wodzą Mojżesza, a potem długie błądzenie po pustyni Synai, podczas którego, jak nas uczy księga Exodus, wielki ich wódz na rozkaz Jehowy daje im potężną organizację religijną. Trzeba zauważyć, że Żydzi przed wyjściem nie byli pozbawieni związków ze społeczeństwem egipskiem. Sam Mojżesz był żonaty z córką egipskiego kapłana, a teść jego odwiedził go po ucieczce, na pustyni.
Chanaan, ziemia obiecana, do której Żydzi po swej wędrówce na pustyni przybyli, była ziemią mlekiem i miodem płynącą, ziemią urodzajną. Nietylko wszakże to stanowiło jej wartość, ale także i to przedewszystkiem, że leżała na urodzajnym półksiężycu, na jedynej dobrej drodze z cywilizowanego Egiptu do cywilizowanej doliny Tygrysu i Eufratu, że miała znakomite warunki dla rozwoju pośrednictwa handlowego.
Chanaan, który wówczas jeszcze nie nazywał się Palestyną – tę nazwę otrzymał on od Filistynów (Pelusztji, w dokumentach egipskich), którzy tam się osiedlili dopiero w XIII w przed nar. Chr. – był zaludniony przez cały szereg drobnych, żyjących w walce pomiędzy sobą ludów, semickich i niesemickich, co pozwoliło równie drobnemu ludowi Izraela stopniowo je ujarzmiać. Opanowywali Żydzi ich urodzajną ziemię, ale nie widać ze Starego Testamentu, żeby się zamieniali w pracowników na roli. Znana historja rolnicza Booza i Rut świadczy, iż Żyd był właścicielem ziemi, ale pracownicą na niej była Moabitka.
Zato, w miarę jak umacniali się w Chanaanie, korzystali coraz więcej z jego znakomitej pozycji handlowej, rośli w bogactwo i podnosiła się ich oświata. Wielkie bogactwo króla Salomona całe wyrosło z handlu. Ciekawą jest rzeczą, że podstawą tego bogactwa stał się handel końmi.
Niewiele więcej, jak dwa tysiąclecia przed nar. Chr., koń był jeszcze nieznany ówczesnemu światu cywilizowanemu. Egipcjanie po raz pierwszy z nim się spotkali w swych wojnach z Hetytami, którzy walczyli na wozach bojowych. Przejęli go szybko od przeciwnika i, co więcej, po pewnym czasie wychowali znakomitą rasę końską. Egipskie konie na tysiąc lat przed nar. Chr. były poszukiwane w całej Azji Przedniej i stały się przedmiotem ożywionego handlu. Wyzyskując to, że siedzi na jedynej drodze, po której te konie przepędzano z Egiptu do Azji, Salomon mądry umiał zmonopolizować handel niemi w swoich rękach i stać się wielkim bogaczem.
Mój Boże, dzisiejszy Szloma, handlarz koni w Pacanowie, ani przypuszcza, jakiego miał znakomitego poprzednika!
Tak tedy z Ziemi Obiecanej Żydzi skorzystali głównie w ten sposób, że stali się pośrednikami na wielką skalę i na tej drodze doszli do bogactwa.
Czy byli nimi przed przyjściem do niej? Niezawodnie. Tylko w skromniejszej mierze.
Pustynia Syryjska odgrywała niemałą rolę w stosunkach handlowych między doliną Eufratu a brzegami morza Śródziemnego i Egiptem. Od najdawniejszych czasów przebywały ją karawany, prowadzone przez miejscowych koczowników, do których należeli przecie Żydzi w swych początkach. Podczas pobytu w Egipcie ich osiedlenie na wschodnich kresach Delty także sprzyjało szukaniu zysków w pośrednictwie.
W każdym razie widzimy, że już w czasach, kiedy żyli w skupieniu i posiadali własne państewko, nie są znani z poważniejszej wytwórczości w jakiejkolwiek dziedzinie, a natomiast wybitnie specjalizują się w pośrednictwie.
Wiele sformułowań tego tekstu R. Dmowskiego mija się z prawdą, gdyż nie był on tęgim historykiem, a raczej tylko publicystą.

*         *         *

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz